U 91% osób zaszczepionych szczepionką Moderna stwierdzono mierzalne uszkodzenia naczyń krwionośnych

U 91% osób zaszczepionych szczepionką Moderna stwierdzono mierzalne uszkodzenia naczyń krwionośnych

Źródło: Nicolas Hulscher new-study-91-of-moderna-mrna-shot

DR IGNACY NOWOPOLSKI OCT 24

NOWE BADANIE: U 91% pacjentów, którym podano szczepionkę mRNA firmy Moderna, wystąpiły działania niepożądane ze strony układu sercowo-naczyniowego, w tym mierzalna dysfunkcja tętnic.

Analiza widma fali tętna wykazała znaczną dysfunkcję układu sercowo-naczyniowego po szczepieniu, co jest zgodne ze zwiększoną sztywnością tętnic i upośledzeniem funkcji naczyń.

przez Nicolasa Hulschera, MPH

Nowe, recenzowane badanie przeprowadzone na Uniwersytecie Medycznym w Tajpej wykazało, że u 91% pacjentów, którym podano szczepionkę Moderna mRNA-1273, wystąpiły niepożądane zdarzenia sercowo-naczyniowe w okresie obserwacji — w ciągu tygodnia od otrzymania szczepionki Moderna mRNA-1273.

Wykorzystując zaawansowaną analizę widmową fali tętna, naukowcy wykryli statystycznie istotne zmiany amplitudy i fazy tętna tętniczego po szczepieniu — wzorce zgodne z dysfunkcją tętnic i zwiększoną sztywnością naczyń.

Były to obiektywne, mierzalne zmiany w funkcjonowaniu tętnic – takie same zmiany, jakie obserwuje się przy nadciśnieniu, zmniejszonej elastyczności naczyń i wczesnym stresie śródbłonka.

METODY

W badaniu mierzono radialną falę tętna — niewielką falę ciśnienia, którą bicie serca wysyła przez tętnice — u 203 dorosłych osób przed i po podaniu szczepionki Moderna.

Naukowcy wykorzystali model komputerowy do rozbicia każdego impulsu na częstotliwości harmoniczne, podobnie jak dzieli się falę dźwiękową na nuty muzyczne.

Przeanalizowali:

  • Amplituda (Cn) : O ile rozszerzają się tętnice przy każdym uderzeniu
  • Faza (Pn) : Stopień synchronizacji fali tętna podczas jej przemieszczania się przez układ naczyniowy
  • Zmienność (CVn) : Jak stabilna jest regulacja układu sercowo-naczyniowego organizmu

Są to czułe markery zdrowia naczyń krwionośnych, wykorzystywane do wczesnego wykrywania chorób serca.

GŁÓWNE WNIOSKI

  • U 185 z 203 uczestników (91%) wystąpiły niepożądane zdarzenia sercowe, naczyniowe lub sercowo-naczyniowe o mieszanym charakterze po szczepieniu preparatem Moderna mRNA-1273.
  • U uczestników, którzy zgłaszali działania niepożądane ze strony serca lub naczyń, po szczepieniu zaobserwowano statystycznie istotne zmiany wskaźników widmowych fali tętna (Cn i Pn).
  • Zmiany te są zgodne ze zwiększoną sztywnością naczyń i zmniejszoną elastycznością tętnic, co sugeruje zmianę dynamiki przepływu krwi po szczepieniu preparatem Moderna mRNA-1273.
  • Przed szczepieniem nie zaobserwowano istotnych różnic między grupami, co potwierdza, że ​​zmiany nastąpiły po szczepieniu preparatem Moderna.
  • Pomiary wykonane 7 ± 3 dni po wstrzyknięciu wykazały, że zmiany utrzymywały się co najmniej przez tydzień.
  • Standardowe badania kliniczne (EKG, morfologia krwi, prześwietlenie klatki piersiowej) u wielu uczestników nie wykazały żadnych nieprawidłowości, co sugeruje, że były to subkliniczne, mierzalne zmiany naczyniowe.

Autorzy doszli do wniosku, że szczepionka mRNA firmy Moderna „powoduje lokalną niezgodność właściwości elastycznych naczyń”, prawdopodobnie z powodu stanu zapalnego i aktywacji układu odpornościowego w ścianie naczynia.

Badanie jako prawdopodobne mechanizmy wskazuje w szczególności na stan zapalny śródbłonka wywołany białkiem kolczastym, aktywację płytek krwi i mimikrę autoimmunologiczną
.

  • Subkliniczne uszkodzenie serca
    : Nawet u „zdrowych” biorców bez widocznych skutków ubocznych wystąpiła mierzalna dysfunkcja układu sercowo-naczyniowego.
    Sugeruje to, że standardowe badania krwi i EKG mogą nie wykryć wczesnych lub subtelnych zmian naczyniowych, które można wykryć za pomocą analizy widmowej tętna.
  • Ryzyko skumulowane
    Wielokrotna ekspozycja na zastrzyki powodujące kolce może z czasem nasilić te zmiany naczyniowe.
  • Narzędzie wczesnego wykrywania
    Autorzy zauważają, że tę nieinwazyjną technikę można dostosować do monitorowania stresu naczyniowego w czasie rzeczywistym po szczepieniu mRNA.

Autorzy podsumowali:

Subkliniczne zmiany naczyniowe wywołane przez szczepionkę mRNA-1273 firmy Moderna zostały skutecznie wykryte przy użyciu nieinwazyjnej analizy rozkładu impulsów w czasie rzeczywistym.

Nawet jeśli po zastrzyku czujesz się dobrze, stan twoich tętnic może być inny.

Przyznano medale za deprawację dzieci

Szanowny Panie! 
Minister Edukacji odznaczyła medalami osoby odpowiedzialne za wdrożenie do polskich szkół „edukacji zdrowotnej” według pro-pedofilskich, niemieckich standardów. Jak pokazują statystyki, ok. 40% uczniów szkół podstawowych uczęszcza na te zajęcia. 
W tym samym czasie zniszczono kolejny nasz billboard, który ujawniał Polakom założenia tych standardów, a nasi wolontariusze po raz kolejny stanęli przed sądami za organizację akcji społecznych i zostali skazani. 
To wszystko pokazuje jak bardzo ważna dla deprawatorów jest systemowa demoralizacja dzieci. Potrzeba wytężonej, długofalowej pracy, aby powstrzymać ich plany i uratować uczniów.Medale za deprawację [foto]Decyzją Minister Edukacji Barbary Nowackiej, za „szczególne zasługi dla rozwoju oświaty i wychowania”, Medalem Komisji Edukacji Narodowej odznaczona została grupa osób odpowiedzialnych m.in. za wdrożenie do szkół od 1 września nowego przedmiotu „edukacja zdrowotna”, w ramach którego ukrywa się „edukacja seksualna” według stworzonych w Niemczech Standardów Edukacji Seksualnej w Europie.

Wśród odznaczonych medalem znalazła się Antonina Kopyt – „edukatorka seksualna”, która jako pierwsza zaproponowała, aby wprowadzić do polskich szkół „edukację seksualną” pod nazwą „edukacji zdrowotnej”. Kopyt publicznie domagała się również tego, aby był to przedmiot przymusowy dla wszystkich uczniów.
Publicznie sugerowała też, że państwo powinno ograniczać prawo rodziców do wychowania własnych dzieci i zmuszać uczniów do udziału w „edukacji seksualnej” tak jak w Niemczech, gdzie rodzice trafiają do więzienia za odmowę uczestnictwa swoich dzieci w lekcjach deprawacji.
Warto przypomnieć też, że Antonina Kopyt współpracuje z organizacją „edukatorów seksualnych”, która publikuje swoim odbiorcom sponsorowane teksty reklamowe opłacane przez sex-shopy oferujące m.in. akcesoria do sadomasochizmu i seksu z elementami przemocy.
Na tym właśnie polega tzw. „edukacja seksualna” w praktyce – na rozbudzaniu seksualnym dzieci i młodzieży oraz oswajaniu z patologiami i rozwiązłym stylem życia. 

Udekorowanie twórców „edukacji zdrowotnej” medalami pokazuje, jak ważna jest dla deprawatorów systemowe niszczenie niewinności i sumień dzieci poprzez system państwowej edukacji. Rozmaici „edukatorzy seksualni”, aktywiści LGBT, politycy, urzędnicy oraz „eksperci” nieustannie apelują o to, aby „edukację zdrowotną” uczynić przedmiotem obowiązkowym w Polsce. Naciskają na to również Unia Europejska, liczne ponadnarodowe instytucje oraz obce ambasady. 

Dlatego walka wciąż trwa i nie możemy zaprzestać naszych działań. Według statystyk ok. 40% uczniów szkół podstawowych chodzi na lekcje „edukacji zdrowotnej”. To właśnie one jako pierwsze, w młodym wieku, zetkną się z treściami, które destabilizują ich psychikę i dewastują sumienia. Trzeba je ocalić poprzez kształtowanie świadomości ich rodziców oraz mobilizację dorosłych do działania.

Wiele osób myśli, że gdy po kolejnych wyborach parlamentarnych zmieni się władza, to „edukacja zdrowotna” zostanie usunięta ze szkół i cały problem po prostu zniknie. Nic bardziej mylnego.

Od kilkunastu lat deprawatorzy seksualni wchodzą do szkół w całej Polsce, korzystając z przychylności lokalnych polityków, samorządów oraz braku świadomości wielu rodziców i nauczycieli. Organizują lekcje deprawacji ukrywające się pod nazwą zajęć o „tolerancji” lub „dojrzewaniu”. Środowiska te intensywnie prowadzą również swoją działalność w internecie. Za pomocą sieci deprawacja dosięga wielu milionów młodych Polaków, dzieci i młodzieży, które godzinami wpatrują się w ekrany swoich smartfonów i stykają się z demoralizującymi treściami, przygotowanymi specjalnie dla nich.  

Dla przykładu, organizacja „edukatorów seksualnych”, z którą współpracuje Antonina Kopyt, udekorowana medalem przez MEN, podstawia swoim odbiorcom artykuły opracowane na bazie niemieckich standardów i sponsorowane przez sex-shopy, takie jak:

„Masturbacja jest wspaniałą sprawą! Masturbacja pozwala nam na to, by oswoić swoje ciało, poznać je, często przeżywać przyjemność seksualną po raz pierwszy w życiu (…) Czy masturbacja jest zdrowa? Tak! Masturbacja jest zdrową ekspresją seksualną i zdrową częścią ludzkiej seksualności (…) Jeśli przesadzisz z bodźcami serwowanymi łechtaczce czy penisowi w czasie masturbacji, to wystarczy dać tym narządom trochę odpocząć, by wróciły „do siebie”.” 

Tego typu treści algorytmy i wyszukiwarki podpowiadają nastolatkom szukającym w internecie odpowiedzi na rozmaite pytania związane z seksualnością i płciowością. Trzeba powstrzymać deprawację!

Konieczne są działania na kilku płaszczyznach, aby:

1) usunąć tzw. „edukację seksualną” ze szkół pod jakąkolwiek nazwą, formą i postacią,

2) wprowadzić w Polsce skuteczną, realną i dającą się egzekwować prawną ochronę dzieci przed deprawacją seksualną (np. poprzez uchwalenie obywatelskiego projektu ustawy Stop pedofilii, który zyskał poparcie setek tysięcy Polaków, ale został zamrożony w Sejmie poprzedniej kadencji i uległ przedawnieniu),

3) przebudzić świadomość rodziców i zmobilizować ich do działania. Kluczowe są następujące obszary:

– ochrona dzieci przed nieograniczonym dostępem do smartfonów z internetem,
– aktywne interesowanie się rodziców tym, co dzieje się w szkołach ich dzieci,
– tworzenie właściwego środowiska wychowawczego wokół swojej rodziny (przyjaźnie z innymi rodzinami chcącymi żyć podobnie, organizowanie wspólnych aktywności, edukacji, sportu, rekreacji itp.)
– przejęcie przez rodziców osobistej odpowiedzialności za wychowanie własnych dzieci.

Nasza Fundacja każdego dnia organizuje w całej Polsce akcje informacyjne, kampanie ostrzegawcze oraz publiczne różańce, których celem jest budowa świadomości, modlitwa i mobilizacja do działania. Deprawatorzy wiedzą, że nasze akcje są skuteczne, więc usiłują nas zastraszyć. Kilka dni temu po raz kolejny zniszczono jeden z billboardów, który ujawniał Polakom założenia tzw. „edukacji seksualnej”.

 Trwają także prześladowania sądowe naszych wolontariuszy.Zniszczono kolejny billboard [foto]Proszę zobaczyć co działo się tylko w dniach 13-17 października:

13 października, Wrocław – zostałem skazany na 300 zł grzywny w związku z organizacją akcji informacyjnych na terenie miasta,

14 października, Rzeszów – nasza wolontariuszka Marta skazana na 500 zł grzywny za organizację ulicznej akcji informacyjnej,

14 października, Sopot – wolontariusz Wojciech przesłuchiwany przez Straż Miejską w związku z akcjami na terenie miasta,

14 października, Poznań – wolontariusz Adam skazany na 500 zł grzywny za organizację ulicznej akcji informacyjnej,

15 października, Warszawa – wolontariusz Jan skazany na 500 zł grzywny za organizację ulicznej akcji informacyjnej,

17 października, Zielona Góra – kolejna rozprawa wolontariusza Adama w związku z ostrzeganiem mieszkańców miasta przed deprawacją dzieci.

Takie prześladowania to codzienność naszej Fundacji. Nie poddajemy się jednak i walczymy dalej. Nasze akcje są skuteczne i zmieniają świadomość Polaków. Chcemy organizować kolejne, do czego potrzebujemy stałej i regularnej pomocy naszych darczyńców. Tylko w październiku wydatki na ochronę prawną naszych wolontariuszy sięgnęły ponad 10 000 zł. Do organizacji działań w następnych miastach konieczne są kolejne środki finansowe. W najbliższym czasie potrzeba ok. 18 000 zł.
Dlatego proszę Pana o przekazanie 50 zł, 100 zł, 200 zł, lub dowolnej innej kwoty, jaka jest w obecnej sytuacji dla Pana możliwa, aby umożliwić nam dalsze działania, walkę przed sądami, organizację kolejnych akcji i mobilizację Polaków do walki o dzieci.
Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW

Z wyrazami szacunku, 
Mariusz Dzierżawski | Fundacja Pro-Prawo do Życia
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
stronazycia.pl

Déjà vu czyli back to future. Albo inaczej; agonalne konwulsje unijnego globalizmu.

Déjà vu czyli back to future

Albo inaczej; agonalne konwulsje unijnego globalizmu.

DR IGNACY NOWOPOLSKI OCT 24

Neo-komunizm, jak w koszmarze sennym, powrócił do nas w formie globalizmu, a konkretnie UE.

Ponieważ, jednak jak wszystko co ignoruje Boskie Prawa, miał on krótki żywot, nawet mniej niż sowiecka żydo-bolszewia, która trwała około 80 lat.

Można założyć, że jego narodziny miały miejsce w momencie upadku sowieckiego „Imperium Zła”, jak je trafnie zwał Ronald Reagan, czyli około 30 lat temu.

Ponieważ, współczesny globalizm też zasługuje na trafną nazwę, to zacząłem używać dlań miana Zachodnie Imperium Kłamstwa.

Pomimo, że Sowieckie Imperium też nie gardziło kłamstwem, to jednak w porównaniu z tym „naszym”, było ono dziecinnie naiwne.

Obecnie:

Prawda to kłamstwo

Kłamstwo to prawda

Pokój to wojna

Wojna to pokój

Totalitaryzm to wolność

Wolność to „dezinformacja”

Itd., itd., itd…………

Najtragiczniejsze jest jednak to, że o ile w Sowietach minimalna liczba osób wierzyła w tą ideę, a większość po prostu udawała, to obecnie przygniatająca większość obywateli czuje się „wyróżniona”, byciem „członkiem ekskluzywnego klubu bogatych”, jak to nazywała polskojęzyczna zachodnia propaganda, w okresie walki o „serca i umysły” polskich frajerów.

Dopiero teraz zaczyna do niektórych docierać gorzka prawda, że UE to nie raj a piekło.

Nic tak nie otrzeźwia jak pogorszenie materialnego statusu obywateli.

Ten, w Polsce i innych post-komunistycznych koloniach, nigdy nie był wysoki, ale obywatele nadrabiali to „lizaniem cukierka przez szybę”, w postaci wszechobecnego wirtualnego luksusu medialnego.

Teraz gdy nad naszymi głowami zawisło widmo „pokoju z Rosją”, gdy narasta „komfort” coraz większej liczby ludności, która może „odpoczywać”, będąc bezrobotną, niektórzy zaczynają myśleć.

A myślenie ma przyszłość – nawet w globalizmie.

O ironio! Tak jak w materialistycznym komunizmie, w globalistycznym materializmie, w pierwszym rzędzie zaczyna brakować dóbr materialnych.

Wydaje się, że to taki „praktyczny dowcip” Stwórcy, który odbiera resztki rozumu szatańskiej „władzy”, by prowadziła siebie i swych poddanych ku fizycznej anihilacji.

Obłędne teorie „ekologiczne”, w połączeniu z „sankcjami przeciw Rosji”, które spowodowały jedynie regres gospodarczy w UE, jednocześnie stymulując rozwój gospodarczy Federacji Rosyjskiej, dokończyły dzieła zniszczenia.

Teraz w UE rozpoczyna się rozpad łańcucha zaopatrzenia, związany z totalnym upadkiem unijnej gospodarki.

Ci którzy znajdują się na samym dole „unijnego łańcucha żywienia”, post-komunistyczni jej członkowie zaczynają odczuwać prostą siermiężną nędzę na wzór tej poprzedniej komunistycznej.

Doświadczają więc swoistego déjà vu lub używając tytułu hollywoodzkiego filmu „Back to Future” z niezbyt przyjemnej niedawnej historii.

Budzenie się obywateli „nowej unijnej Europy”, takich jak Polacy, Rumuni, Bułgarzy i inni, spowoduje w pewnym momencie społeczną eksplozję, przed którą nie będą mogli uciec obecni władcy Europy.

Ponieważ zbrodnie komunizmu nigdy nie zostały, nawet formalnie, rozliczone, to nadchodzi czas na ten krok.

Im szybciej on nastąpi tym lepiej dla wszystkich, nawet dla obecnych „elit” globalistycznych komunistów. Po prostu szybciej znajdą się u siebie w domu, czyli królestwie szatana!

Sacré-Cœur (Najświętsze Serce): Film, którego Francja nie oczekiwała, a który zesłało Niebo

Sacré-Cœur (Najświętsze Serce): Film, którego Francja nie oczekiwała, a który zesłało Niebo

https://polskakatolicka.org/pl/artykuly/sacr-cur-najswietsze-serce-film-ktorego-francja-nie-oczekiwala-a-ktory-zeslalo-niebo

Sacré-Cœur (Najświętsze Serce): film, którego Francja nie oczekiwała, a który zesłało Niebo

Atilio Faoro | 24/10/2025

Są filmy, które oglądamy i zapominamy. Są też takie, które pozostawiają ślad w historii, budzą świadomość i rozpalają wiarę. Sacré-Cœur należy do tej drugiej kategorii.  Od momentu premiery we Francji porusza widzów — wywołuje łzy, skłania do refleksji, a przede wszystkim pobudza do modlitwy. 

Wyreżyserowany przez Stevena J. Gunnella film stał się fenomenem duchowym i kulturowym, którego nikt nie przewidział. Ani krytycy, ani producenci, ani media. Jednak sale kinowe zapełniają się, serca otwierają, a świadectwa napływają. Widzowie wchodzą z ciekawości, a wychodzą poruszeni. Najświętsze Serce Jezusa puka do drzwi kin, a cały naród zaczyna się budzić.

Duchowy szok w ciemnych salach kinowych

Wszystko zaczęło się od skromnego projektu. Bez gwiazd, bez dużego budżetu, tylko z wiarą małżeństwa: Stevena i Sabriny Gunnell. Chcieli pokazać miłość Boga w prosty, bezpośredni sposób, dostępny dla wszystkich, nawet dla tych, którzy nie wierzą.  Rezultat przerósł wszelkie oczekiwania — powstało dzieło głębokie, poruszające i uniwersalne. 

Le Figaro napisał o „fenomenie, który wymyka się racjonalności” (1). La Croix postrzega ten film jako „popularny, szczery i bezpośredni film o wierze, który przemawia do inteligencji serca” (8). Diecezja Sion nazwała go „filmem, który wywołuje zaskoczenie” (6). We Francji, gdzie imię Jezusa znika z przestrzeni publicznej, Sacré-Cœur rozjaśnia ekrany kin. Tam, gdzie wielu już się tego nie spodziewało, objawia się Chrystus.

Cenzura, która zmieniła wszystko

To właśnie to wywołało oburzenie. W październiku RATP i SNCF zakazały wyświetlania filmu w paryskim metrze i na dworcach kolejowych. Pretekstem była obecność słowa „serce” i wizerunku Chrystusa, która mogłaby urazić wrażliwość niektórych osób.

Ironią losu było to, że cenzura wywołała odwrotny skutek.

Wiadomość ta obiegła media społecznościowe. Media chrześcijańskie, takie jak Tribune Chrétienne, potępiły ten akt jako „nieuzasadniony i dyskryminujący” (2). Opinia publiczna zmobilizowała się. W całej Francji widzowie chcieli obejrzeć film, który próbowano ukryć.

Breizh-Info podsumowało ten paradoks: „Ignorowany przez dominującą paryską kastę medialną, film cieszy się ogromnym uznaniem publiczności” (3). Według Communication Catholique Savoie, zakaz ten „umożliwił rozpowszechnienie przesłania Chrystusa tam, gdzie być może nigdy nie zostałoby ono usłyszane” (9).

Kamienie zaczęły wołać. A jeśli apostołowie milczą, mówią ekrany.

Przesłanie filmu: Miłość, która leczy

To, co przekazuje Sacré-Cœur, nie jest ideą. Jest to obecność. Obecność Boga, który kocha tak bardzo, że pozwala się przebić. Serca, które cierpi, a mimo to nie przestaje kochać. Miłości, która wszystko naprawia. Bohater filmu, złamany przez życie, uosabia nasz współczesny świat: zraniony, dumny, zmęczony wszystkim. Jego spotkanie z Sercem Jezusa nie jest fikcyjnym cudem, ale żywą przypowieścią. Pokazuje, że każdy człowiek, nawet zagubiony, może odrodzić się, jeśli pozwoli się kochać.

Ten film przemawia do każdego. Do przytłoczonych rodziców. Do młodych ludzi bez punktów odniesienia. Do tych, którzy wątpią. Mówi po prostu: „Kocham cię. Wróć do Mnie”. Program L’Église d’aujourd’hui (Kościół dzisiaj) w RMC (4) trafnie podsumował: „Ten film to nie tylko historia o miłości, to spotkanie z żywym Chrystusem”. Steven Gunnell wyznał w RCF (5): „Jego panowanie nie ma końca. Serce Jezusa wciąż bije dla naszego chorego świata”. Jak pisze Aleteia, Sacré-Cœur to „najpiękniejsza historia o miłości przeniesiona na ekran” (10). To mówi wszystko. Miłość, która naprawia, pociesza i ratuje.

Sukces popularności i mały cud

Liczby mówią same za siebie: film Sacré-Cœur wypełnia sale kinowe, nawet te, w których zazwyczaj nie pokazuje się filmów religijnych. Diecezja Sion nazywa go „filmem-wydarzeniem, który zaskakuje” (6). Całe parafie organizują seanse. Szkoły katolickie zabierają na nie swoich uczniów.  Wszędzie pojawiają się świadectwa i opinie widzów. 

Na stronie Saje Distribution można przeczytać: „Ten film poruszył serca i dusze. Widzieliśmy ludzi płaczących w salach kinowych” (7).

W serwisie Reinformation.tv Jeanne Smits zwróciła uwagę na wyjątkowe zjawisko: „Film Sacré-Cœur przekroczył liczbę 50 000 widzów w pierwszym tygodniu wyświetlania. To mały cud sam w sobie, biorąc pod uwagę, że dzieło to nie ma innego celu niż oddanie największej chwały Bogu poprzez ukazanie Jego nieskończonej miłości do ludzi”. (11) Zauważa również: „Chociaż liczba widzów wydaje się niewielka, nie należy zapominać, że odbyło się tylko 480 seansów, co daje średnio prawie 90 widzów na seans”. (11) A co najważniejsze: „Sukces filmu utrzymuje się przez kolejne tygodnie, co świadczy o przekazywaniu informacji z ust do ust, podsycanym wiarą i wdzięcznością”. (11)

Ta wytrwałość publiczności, w kulturze często wrogo nastawionej do chrześcijaństwa, jest sama w sobie przesłaniem: pragnienie Boga nie zniknęło. Czekało tylko, aby zostać przebudzone.

Nikt się tego nie spodziewał. Ale Bóg wiedział. Bo kiedy wszystko wydaje się stracone, On wybiera najprostsze drogi, aby dotrzeć do dusz.

Nic nie może być zbudowane bez Niego

Żyjemy w zranionym świecie. Rodziny się rozpadają, młodzież gubi się, społeczeństwo upada moralnie. Mówi się o kryzysie gospodarczym, kryzysie społecznym, ale w gruncie rzeczy jest to kryzys miłości. Film jasno pokazuje, że bez Chrystusa nic nie ma sensu.

Sacré-Cœur przypomina z mocą, że bez Niego nie można nic zbudować. Ani życia, ani domu, ani narodu. Nie jest to pobożna formuła: to prawda historyczna. Kiedy Francja zawarła przymierze z Sercem Jezusa, była wielka. Kiedy Go odrzuciła, zagubiła się.

Ten film nie jest manifestem politycznym. Jest modlitwą. Błaganiem. Wezwaniem, aby Chrystus powrócił i zapanował w domach i sercach. Rodziny zaangażowane w kampanię Najświętszego Serca słyszą to wezwanie. Wiedzą, że walka filmu jest ich walką: „Niech On panuje w waszych domach. Niech każdy dom stanie się małym Paray-le-Monial”.
                                                                  

Serce, które triumfuje nad ciszą

Bóg przemawia poprzez ten film. W czasach, gdy tak wielu wierzących nie ma odwagi świadczyć o swojej wierze, On posługuje się ekranem, aby głosić swoje imię. Kamienie wołają. A łzy widzów stają się modlitwą. To nie przypadek. 
To znak, że Serce Jezusa powraca do kultury francuskiej wielkim powrotem, powrotem do ludu.

Świadectwa są poruszające: „Byłem ateistą. Po wyjściu z kina płakałem i poszedłem do spowiedzi”. „Po dwudziestu latach wybaczyłem mojemu ojcu”. „Dzięki temu filmowi na nowo odkryłem wiarę”.

Wśród tysięcy wiadomości otrzymanych po premierze filmu, ta od Maliki, muzułmanki, poruszyła Stevena Gunnella, który napisał na YouTube, Wywiad na temat zalet filmu Sacré-Cœur: „Jestem muzułmanką, mam na imię Malika. Nie mogę już znieść ataków na chrześcijan. Przyjechałam do Francji, ponieważ kocham waszą kulturę. Nie znam Chrystusa, ale już Go kocham. Pójdę obejrzeć wasz film z moimi dziećmi, aby was wesprzeć”. (12)

To wyznanie miłości, płynące z serca dalekiego od Chrystusa, ale już oświeconego Jego światłem, świadczy o sile przesłania filmu: Najświętsze Serce przyciąga do siebie nawet tych, którzy jeszcze Go nie znają. W ten sposób ogień Najświętszego Serca rozprzestrzenia się: przekracza granice, kultury, religie. Nawet ci, którzy Go nie znają, czują, że to On, i tylko On, przynosi pokój i pojednuje dusze.

Kino staje się katechezą. Ciemna sala kinowa zamienia się w kaplicę. I Francja, przez chwilę, przypomina sobie swojego prawdziwego Króla.

Ogień miłości do Francji

Sacré-Cœur to nie jest zwykły film. To łaska. Znak z Nieba. Dowód, że nasz Pan Jezus Chrystus nie opuszcza Francji, nawet gdy ona o Nim zapomina. Chciano zakazać plakatu. Obudzono naród.

W salach kinowych, w rodzinach, w sercach, Serce Jezusa znów zaczyna bić. I tym razem nic nie będzie w stanie Go zatrzymać. Jeanne Smits pięknie podsumowuje: „Świat umiera, nie wiedząc, że jest kochany. A jednak poprzez ten film to sam Chrystus przychodzi, aby powiedzieć Francji: «Nadal cię kocham»”. (11)

Bo Jego panowanie nie ma końca i nic, nigdy, nie będzie w stanie ugasić tego ognia.

Zobacz trailer filmu:

Zdjęcie: SAJE Distribution –

https://www.sajedistribution.com/film/sacre-coeur.html


Uwagi:

  1. Le Figaro, „Zjawisko wymykające się racjonalności”, 12 października 2025 r.
  2. Tribune Chrétienne, „Ekskluzywne świadectwo reżysera po odmowie rozpowszechniania plakatów”, październik 2025 r.
  3. Breizh-Info, „Ignoré par la caste médiatico-parisienne dominante, le film est plébiscité par le public” (Film ignorowany przez dominującą paryską kastę medialną, ale cieszący się popularnością wśród publiczności), 9 października 2025 r.
  4. RMC, audycja L’Église d’aujourd’hui (Kościół dzisiaj), 4 października 2025 r.
  5. RCF, wywiad ze Stevenem i Sabriną Gunnell, październik 2025 r.
  6. Diecezja Sion, „Film, który zaskakuje”, 2025 r.
  7. Saje Distribution, oficjalna strona na Facebooku, 2025 r.
  8. La Croix, „Sacré-Cœur, film o wierze popularny w kinach”, 1 października 2025 r.
  9. Communication Catholique Savoie, „Premiera filmu Sacré-Cœur”, październik 2025 r.
  10. Aleteia, „Sacré-Cœur, najpiękniejsza historia o miłości przeniesiona na ekran”, 30 września 2025 r.
  11. Reinformation.tv, „Sacré-Cœur nadal w kinach: entuzjazm widzów nie słabnie”, październik 2025 r.
  12. „Sacré Cœur”: film zakazany w reklamach, który zachwyca tłumy! – Steven Gunnell – YouTube.

Prevost o migrantach z Afryki: „Ratowanie rozbitków to nie ideologia, ale Ewangelia”

Prevost o migrantach z Afryki:

„Ratowanie rozbitków to nie ideologia, ale Ewangelia”

Data: 23 ottobre 2025Author: Uczta Baltazara babylonianempire/prevost-o-migrantach-z-afryki-ratowanie-rozbitkow-to-nie-ideologia-ale-ewangelia

PRZEMÓWIENIE OJCA ŚWIĘTEGO LEONA XIV DO UCZESTNIKÓW ŚWIATOWEGO SPOTKANIA RUCHÓW LUDOWYCH

Aula Pawła VI

Czwartek, 23 października 2025 r.

(…) Najważniejsze jest dla mnie, aby wasza służba była ożywiona miłością. Znam podobne rzeczywistości i doświadczenia w innych krajach, prawdziwe przestrzenie wspólnotowe pełne wiary, nadziei, a przede wszystkim miłości, która pozostaje największą z cnót (por. 1 Kor 13,13). Kiedy bowiem tworzymy spółdzielnie i grupy robocze, aby nakarmić głodnych, zapewnić schronienie bezdomnym, ratować rozbitków, opiekować się dziećmi, tworzyć miejsca pracy, zapewnić dostęp do ziemi i budować domy, musimy pamiętać, że nie tworzymy ideologii, ale naprawdę żyjemy Ewangelią.

(…) Na koniec chciałbym poruszyć kwestię bezpieczeństwa. Państwa mają prawo i obowiązek chronić swoje granice, ale powinno to być zrównoważone moralnym obowiązkiem zapewnienia schronienia. W przypadku nadużyć wobec bezbronnych migrantów nie mamy do czynienia z legalnym egzekwowaniem suwerenności narodowej, ale raczej z poważnymi przestępstwami popełnianymi lub tolerowanymi przez państwo. Podejmowane są coraz bardziej nieludzkie środki – wręcz celebrowane politycznie – aby traktować owych „niepożądanych” jak śmieci, a nie jak ludzi. Chrześcijaństwo natomiast odwołuje się do Boga miłości, który czyni nas wszystkich braćmi i siostrami i wymaga od nas, abyśmy żyli jak bracia i siostry. (…)

Całość papieskiego wystąpienia pod adresem: https://www.vatican.va/content/leo-xiv/it/speeches/2025/october/documents/20251023-movimenti-popolari.html https://www.vaticannews.va/it/papa/news/2025-10/papa-leone-xiv-movimenti-popolari-incontro-roma-vaticano.html

===========================

mail:

Pomijając już nawet ten aspekt, że nie jest to ratowanie rozbitków
którym ot, przytrafiło się nieszczęście na pełnym morzu — tylko
wyławianie z wody łazików i pasożytów, którzy pchają się do Europy „na
socjal” — otóż nawet, jeśli nie wspomnieć o tym, to zawsze można
„uratować”, nakarmić, napoić, po czym… odesłać [ciupasem!! md] „do domu”.
Leon XIV nie powinien być niezadowolony
— 
Z.B.

Obóz dla dzieci zamienił się w tęczowy koszmar

Obóz dla dzieci zamienił się w tęczowy koszmar

23.10.2025 https://www.tysol.pl/a148345-oboz-dla-dzieci-zamienil-sie-w-teczowy-koszmar

Baskijski obóz dla dzieci, który obiecywał naukę języka, zamienił się w piekło. Dzieci były zmuszane do kąpania się nago z dorosłymi i do wykonywania poniżających rytuałów na opiekunach. Główny organizatorem obozu okazał się natomiast aktywista gender, który już wcześniej zapowiadał, że stara się aktywnie „transować” dzieci.

Smutna dziewczynka. Ilustracja poglądowa Obóz dla dzieci zamienił się w tęczowy koszmar

Obóz dla dzieci

Kolejny lewicowy skandal w Hiszpanii. Ponad 500 dzieci w wieku od 6 do 17 lat spędziło wakacje na obozie, który obiecywał naukę baskijskiego i poznawanie lokalnej kultury. Zamiast tego, według relacji rodziców i samych uczestników, obóz miał stać się miejscem, gdzie dorośli opiekunowie naruszali granice prywatności i bezpieczeństwa najmłodszych. Opiekunowie – trans aktywiści i feminiści – mieli zmuszać dzieci do wspólnych, mieszanych płciowo pryszniców na nago z dorosłymi.

A wszystko to działo się, mimo że obóz był już pod lupą policji ze względu na wcześniejsze podejrzenia o nadużycia seksualne wobec nieletnich.

Obóz, zorganizowany przez stowarzyszenie Euskal Udalekuak, sieć letnich kolonii dla dzieci i młodzieży, trwał od 8 sierpnia do 23 sierpnia 2025 roku. Uczestniczyło w nim około 80 dzieci. W teorii celem wydarzenia miało być promowanie baskijskiej tożsamości, ale w praktyce, jak twierdzą świadkowie, skupiono się na „edukacji transfeministycznej” – czyli na ideach kwestionujących tradycyjne pojęcie płci i ról społecznych. Kierownikiem obozu był 23-letni aktywista Aner Peritz Manterola, „niebinarny” poeta i performer. Peritz od lat 13 uczęszczał na podobne imprezy i publicznie pisał o potrzebie „queerowania” dzieci, czyli wpajania im lewicowej, anarchistycznej perspektywy na świat.

Przymusowe prysznice koedukacyjne

Co działo się w obozie? Relacje dzieci szokują. Chłopców i dziewczynki (w wieku gimnazjalnym) miano zmuszać do wspólnych kąpieli razem, nago, obok rozebranych dorosłych. Takie nagie prysznice koedukacyjne miało „pomóc pokonać wstyd przed ciałem i uczyć pozytywnego podejścia do seksu” – relacjonowała 13-letnia uczestniczka obozu. Gdy dzieci zaprotestowały i same ustaliły harmonogram pryszniców według płci, opiekunowie początkowo zgodzili się, ale potem wrócili do starego porządku. Dzieci musiały się dostosować. Inaczej grożono im prysznicem w lodowatej wodzie.

Absurdalne zachowanie opiekunów opierało się też o inne elementy ideologii gender, np. o wmawianie dzieciom dysforii, czyli nienawiści do własnego ciała. Lustra w łazienkach miano więc zamalować, by dzieci „nie musiały patrzeć na siebie i wstydzić się ciała”. Takie zabiegi od dawna promowane są też przez trans aktywistów, którzy uważają, iż niechęć do siebie jest punktem wyjściowym w tzn. „tranzycji”, czyli przy „zmianie płci”.

„Smacznego”

Dzieci miały też być poddawane przez opiekunów poddawane seksualizacji. Na jednym z zamalowanych luster, narysowano nagą kobietę z rozłożonymi nogami i napisem „On egin!” (co po baskijsku oznacza „smacznego!”).

To jednak nie koniec pomysłów organizatorów. Dzieci opowiadają o upadlających „grach”, w których musiały ssać palec u nogi opiekuna, by dostać przekąskę. Inne ofiary miały musieć zdejmować spodnie i pokazywać swoje pośladki całej grupie. Jeden z opiekunów chodziL po obozie z genitaliami na wierzchu, owiniętymi jedynie w folię plastikową podczas przedstawienia baskijskich mitów.

Mieszkańcy Bernedo twierdzą, że widzieli opiekunów topless na ulicach, kąpiących się nago w basenie i palących marihuanę przy dzieciach.

Skargi rodziców

Rodzice ofiar skarżą się też na izolację swojego potomstwa. Telefony komórkowe miały zostać skonfiskowane, rozmowy z rodzinami miały być nagrywane, a pomoc medyczną ograniczana. Jedna dziewczynka z problemami ciśnieniowymi miała nie dostać potrzebnych leków i nie otrzymać pomocy szpitalnej, mimo zawrotów głowy.

– To nie był obóz, to była indoktrynacja

– mówiła później w hiszpańskich mediach jedna z matek. Co gorsza: podczas obozu zgłoszono przypadek napaści seksualnej: chłopiec zaatakował dziewczynkę, a opiekunowie zmusili ich potem do wspólnego prysznica, zamiast interweniować.

Podejrzenia, że na takich obozach dzieje się coś złego, istniały już wcześniej. Policja w Zarautz (prowincja Gipuzkoa) bada rzeczony obóz już od grudnia 2024 roku. Wtedy to pojawiły się pierwsze donosy o przypadkach nadużyć seksualnych wobec dzieci z domów dziecka, które brały udział w edycjach obozu z lat 2021-2024. Mimo to, w 2025 roku obóz ruszył bez przeszkód.

Do października 2025 roku śledztwo baskijskiej policji (Ertzaintza) objęło już 12 zarzutów, w tym naruszenia intymności i godności nieletnich. Stowarzyszenie działało też bez oficjalnej rejestracji, co potwierdził rząd Basków.

Trans aktywista

Aner Peritz, centralna postać afery, nie kryje swoich poglądów. W eseju z lutego 2025 roku w gazecie Berria, zatytułowanym „Dzieci i esencjalizm płciowy”, mężczyzna pisał:

„Nazywajcie to indoktrynacją. Chcemy prowadzić transową indoktrynację […] Chcemy 'zgejować’ wasze dzieci, żebyście ich nie heteroseksualizowali, jak zrobiliście to z nami”.

Stowarzyszenie Euskal Udalekuak zaprzecza jednak nadużyciom i przymusowi nagich kąpieli w towarzystwie dorosłych, twierdząc, że „[wspólne] prysznice to szansa na normalizację ciał i walkę ze stygmatami”. W oświadczeniu stowarzyszenia czytamy natomiast: „Nie zmuszamy nikogo do nagości, oferujemy alternatywy. Pracujemy nad deseksualizacją ciała, by chronić przed przemocą”.

Wielu rodziców, których synowie i córki byli na obozie, jest jednak przekonanych, że ich dzieci zostały skrzywdzone.  

Czy to jeszcze żywność? Konsumencie, płać i choruj! (cz. 3)

Czy to jeszcze żywność? Konsumencie, płać i choruj! (cz. 3)

https://pch24.pl/czy-to-jeszcze-zywnosc-konsumencie-plac-i-choruj-cz-3

Obok opisanego w poprzedniej części artykułu słodzika – aspartamu, substancją powszechnie stosowaną przez producentów „paszy dla ludzi” jest także glutaminian sodu (E621). Obydwie te trucizny mają podobne właściwości: przełamują w naszych organizmach barierę krew – mózg. Torują drogę do mózgu arcy-szkodliwym metalom ciężkim, takim jak rtęć, kadm, ołów i arsen.

Każdego roku na całym świecie do „żywności” dodawane jest… 1,5 miliona ton glutaminianu sodu.

Glutaminian to wzmacniacz smaku i zapachu. Trafia do wyrobów garmażeryjnych, konserw, sosów, soków warzywnych, keczupów, koncentratów obiadowych w proszku, mieszanek przypraw, wędlin, parówek, fast-foodów

– Stosuje się wszędzie, gdzie to możliwe: Ponieważ jest neurotransmiterem, powoduje uzależnienie i zwiększa ryzyko wszystkich, bez wyjątku, chorób neurologicznych: ADHD, stwardnienia rozsianego, stwardnienia zanikowego bocznego, choroby Parkinsona wyliczała profesor Grażyna Cichosz podczas kwietniowego posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Życia i Zdrowia Polaków.

Z detalami wyjaśniała słuchaczom, jak wygląda w naszym państwie „troska” o zdrowie i życie konsumentów w wydaniu powołanych do tego urzędów, a także producentów wysoko przetworzonych wyrobów.

W obecności aspartamu i glutaminianu sodu w naszych tkankach nerwowych kumuluje się glin, którego obecność w dużych ilościach stwierdzana jest u cierpiących na Alzheimera – chorobę diagnozowaną o wiele częściej dzisiaj niż jeszcze 3 dekady temu.

Jak podkreślała prof. Cichosz, zagrożenie wynikające z wszechobecności obydwu dodatków do żywności jest główną – chociaż oczywiście nie jedyną – przyczyną chorób psychicznych, neurologicznych i neurodegeneracyjnych.

Podobnie na układ nerwowy działają syntetyczne barwniki, zwłaszcza te koloru niebieskiego, stosowanego często w lodach i napojach. Badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii wykazały, że dzieci spożywające kolorowane sztucznie produkty zachowywały się w sposób odstający od normy, miały problemy z koncentracją uwagi, zapamiętywaniem, były nadpobudliwe, wręcz hiperaktywne.

Kilkanaście lat temu ponad czterdzieścioro dzieci z Miechowa trafiło do szpitala z ciężkim zatruciem, wykazując objawy behawioralne. Powodem było użycie przez producenta słodyczy tartrazyny (E102), czyli syntetycznego barwnika.

Sprawa stałą się głośna i zakład przestał istnieć, ale tartrazyna w Polsce jest stosowana na każdym kroku: w makaronach, płatkach kukurydzianych, chipsach, napojach, deserach, galaretkach, musztardach, gumie do żucia… Przemysł farmaceutyczny koloruje nią syropy, otoczki pastylek, kapsułek, żele i balsamy.

Szwecja, Norwegia, Szwajcaria wycofały z obiegu tartrazynę już przed dekadą.

Dzieci i młodzież bez szans na zdrowie

Jak ostrzegała uczona, toksyczne dla naszego mózgu jest połączenie barwników i benzoesanów, czyli najpowszechniej dziś stosowanych konserwantów. Hamują one przyjmowanie przez nasze organizmy witamin z grupy B. To z kolei powoduje zwiększenie ryzyka chorób neurologicznych, neurodegeneracyjnych.

Działania neurotoksyczne, w tym rakotwórcze wykazują przemysłowe izomery trans, fundowane nam w pakiecie z margaryną i z produktami, w których jest ona stosowana. Chodzi o wszystkie słodycze, zwłaszcza zawierające krem – na przykład batony bądź czekolady nadziewane.

Podobny wpływ wywierają na nas wtórne produkty utleniania nienasyconych kwasów tłuszczowych, z których bodaj najbardziej popularnymi w naszej kuchni są oleje roślinne. Również białka utlenione, zglikowane wskutek długotrwałego przechowywania, soja genetycznie modyfikowana, transglutaminaza, powodująca powstawanie wiązań niestrawnych dla człowieka.

Obecnie w naszym kraju prawo dopuszcza stosowanie 10 tysięcy dodatków spożywczych. 3 tysiące zostały już wycofane z użycia.

Pośród żywności konsumowanej przez przeciętnego Brytyjczyka połowę stanowią produkty wysoko przetworzone. To i tak o wiele mniej niż w przypadku dzieci i młodzieży w całej Europie – aż 80 procent. – Nie ma szansy, żeby były zdrowe – podsumowała uczona.

W ciągu 10 lat brytyjskie instytuty monitorowały stan zdrowia prawie 200 tysięcy przedstawicieli przedziału wiekowego 40 – 69 lat. Wykazano bezsprzeczny związek między zachorowalnością na nowotwory, a spożywaniem ultraprzetworzonej, pełnej dodatków żywności. Ryzyko raka piersi wzrasta przez to o 16%, raka płuc o 25%, raka jajnika o 30%, raka mózgu aż o 52%.

Amerykańskie Centrum Kontroli i Prewencji Chorób odnotowało w ciągu 20 lat pięciokrotny wzrost zachorowalności na raka jelita grubego u w grupie 10 – 14 lat, trzy i półkrotny u młodzieży 15 – 19-letniej oraz dwukrotny u 20 – 24-latków. Z powodu jakości przemysłowego jedzenia rak jelita przestał być już uważany za chorobę wyłącznie osób starszych.

Polskie statystyki Krajowego Rejestru Nowotworów mówią o 181 tysiącach nowych zachorowań oraz 96 tysiącach zgonów z powodu raka w 2023 roku. Największa dynamika wzrostu dotyczy młodych ludzi. Grupa wiekowa 24 – 40 wykazuje najwyższe wskaźniki zapadalności.

W Polsce około 40% młodzieży 19 – 24 lata stanowią weganie. I teraz warto się zastanowić, czy zachorowalność właśnie w tej grupie to przypadek. Nie, nie przypadek. Jeżeli nie mamy odpowiedniej ilości pełnowartościowego białka z aminokwasami siarkowymi na czele, to przewód pokarmowy, a konkretnie śluzówka przewodu pokarmowego, nie może się regenerować. A przy przewlekłych stanach zapalnych dochodzi do rozszczelnienia i dramatycznej sytuacji ze zdrowiem. Dotyczy to wszystkich grup wiekowych, ale najczęściej stwierdza się wśród wegetarian i wegan – mówiła profesor.

– Te same przyczyny przekładają się na ryzyko chorób neurologicznych. Poprzez rozszczelnione jelito do krwiobiegu trafiają niestrawione białka, antygeny białkowe, antygeny wytwarzane przez mikroflorę. To wszystko zatruwa mózg. Zdrowie zaczyna się w jelitach. 80%, formalnie rzecz biorąc, 70% odporności generujemy w jelitach. 20% odporności zależy od genów, a 10% od opieki medycznej – wskazywała.

Mleko i mięso na celowniku Big Pharmy

W opinii naukowca zajmującego się od pół wieku technologią żywności a od ponad dwóch dekad – jej bezpieczeństwem, gwałtowny wzrost zachorowalności na choroby psychiczne w ciągu ostatnich 20 lat jest konsekwencją zachodniej diety. Charakterystyczne dla niej są niedobory pełnowartościowego białka, witamin, związków mineralnych. To powód osłabionych zdolności detoksykacyjnych organizmu. – Te zdolności są jeszcze świadomie i celowo obniżane. Nie wiem, czy państwo wiedzą, że zalecane spożycie jodu w Polsce jest pięciokrotnie mniejsze niż w USA i dziesięciokrotnie mniejsze niż w Japonii. Niedobór jodu oznacza nowotwory piersi, tarczycy, żołądka. Dzieci przychodzą na świat z wadami wrodzonymi. Jeżeli kobieta w ciąży nie ma odpowiedniej ilości jodu, to dochodzi do wad wrodzonych. To jest świadome i celowe i to jest argument, którego się nie da podważyć – podkreślała prof. Grażyna Cichosz.

Ze statystyk Centrum Medycznego Enelmed wynika, że w 2022 roku liczba wizyt u psychiatry i psychologa wzrosła o 30%, a rok później o 50%. Rezultaty prowadzonych co cztery lata badań kompetencji osób dorosłych z krajów OECD z 2023 roku wykazały, że zdrowie psychiczne i zdolności rozumowania wśród Polaków tąpnęły o 30% w ciągu 12 lat, czyli pomiędzy 2012 a 2023 rokiem. – Mówiąc wprost, zgłupieliśmy o 30 procent – powiedziała uczona.

11 procent nastolatków, czyli ponad 410 tysięcy dzieci i młodzieży ma problemy natury psychicznej. W 2015 roku odnotowano w tej grupie 19 samobójstw, a w 2023 już 146, a tendencja tego zjawiska jest rosnąca.

Globaliści – nazwisk nie będę wymieniać – autorzy tak zwanego wielkiego resetu w 2005 roku w Davos postanowili, że mięso, mleko mają z naszej diety zniknąć definitywnie. WHO ma już zapisane, że do 2050 roku będziemy jeść o połowę mniej tych produktów. Dlaczego? Krowy rzekomo wytwarzają metan. Ale eksperci unijni nie wzięli pod uwagę faktu, że krowy, które jedzą trawkę, siano czy sianokiszonki, wytwarzają tego metanu myślę, że 5, a może i 7 razy mniej. Weterynarze, profesorowie weterynarii twierdzą, że co najmniej 5 razy mniej – wskazywała.

I mleko, i mięso jest szkodliwe dla biznesu farmaceutycznego – wyjaśniła goszcząca w parlamencie uczona. – Dlaczego? W tych produktach występuje wszystko, co służy naszym szarym komórkom. W tych produktach występuje wszystko, co wspomaga nasz układ odpornościowy – dodała.

Przyjęto założenie, że mięso czerwone ma zniknąć i pranie mózgów trwa. Znalazłam 17 publikacji, w których wykazuje się metodą analizy statystycznej, że czerwone mięso jest rakotwórcze. Pierwsza taka praca powstała oczywiście w USA. W 2011 roku „wykazano”, że jeżeli ktoś regularnie, codziennie spożywa 100 gramów wołowiny, to ryzyko raka rośnie o 17%. Jeżeli zaś spożywa codziennie, regularnie 50 gramów wołowiny przetworzonej, to ryzyko raka rośnie o 18%. (…) W 27 badaniach zrealizowanych w Europie tego newsa o rakotwórczych właściwościach wołowiny nie potwierdzono. Dlaczego? Wówczas w Europie nie stosowano hormonów w produkcji zwierzęcej – mówiła prof. Cichosz.

Jak zauważyła gość zespołu parlamentarnego, przepisy dotyczące żywności zostały już z wyprzedzeniem przygotowane pod podpisanie przez Unię Europejską umowy z krajami Mercosur. Ustalono urzędowo trwałość mięsa aż na 23 dni. Transport żywności z Ameryki Południowej do Europy trwa 11 do 14 dni. Jest zatem czasowa rezerwa na dystrybucję towaru po sieciach handlowych oraz na sprzedaż nafaszerowanego toksynami towaru.

Uczona namawia zatem do kupowania mięsa na placach targowych, bezpośrednio od producentów.

W hodowli zwierząt na terenie Stanów Zjednoczonych, a także w krajach Mercosur stosuje się hormony wzrostu i estradiol [żeński hormon płciowy], którego rakotwórcze właściwości są znane od co najmniej 40 lat. Te substancje powodują, że w mięsie wzrasta poziom insulinozależnego czynnika wzrostu. Proporcjonalnie do niego idzie też w górę ryzyko nowotworów prostaty i piersi – odpowiednio 14- i 7-krotnie. Wynika to z badań przeprowadzonych na zamówienie organizacji konsumenckich w USA.

Jednak lobby Big Pharmy usiłuje przekonać ogół, że szkodliwe jest każde mięso. Podaje się, na przykład, że wywołuje ono chorobę niedokrwienną serca, a za bezpośrednią przyczynę uznano w rzeczywistości bezcenne dla naszych organizmów aminokwasy siarkowe i żelazo hemowe (czyli łatwo przyswajalne, pochodzenia zwierzęcego). – Ja nie mam cienia wątpliwości co do tego, że to były badania na zamówienie. W jednym przypadku autorzy w stopce pod informacją, że deklarują brak konfliktu interesów, podali, że badania finansowane były przez brytyjski koncern farmaceutyczny. Z 17 tych prac [przekonujących o rzekomej szkodliwości każdego, także nieszprycowanego mięsa] autorami czternastu byli profesorowie farmacji. I tego już nie trzeba komentować. I teraz uwaga, dlaczego aminokwasy siarkowe są dyskredytowane? Bo są najważniejsze dla naszych szarych komórek. Jeżeli nie mamy w diecie aminokwasów siarkowych, to nie możemy wytwarzać glutationu. A glutation jest pierwszym najważniejszym antyoksydantem dla mózgu, dla układu odpornościowego – wyjaśniła profesor Grażyna Cichosz.

Cdn.

Roman Motoła

Czy to jeszcze żywność? Konsumencie, płać i choruj! (cz. 2)

Czy to jeszcze żywność? Konsumencie, płać i choruj! (cz. 2)

Roman Motoła https://pch24.pl/czy-to-jeszcze-zywnosc-konsumencie-plac-i-choruj-cz-2/

Powszechne w przemyśle spożywczym zastępowanie białka hydrokoloidami – w tym również szkodliwymi: karagenem i modyfikowaną soją – ma skutek nie tylko w postaci drastycznego spadku wartości odżywczej. To, co trafia do naszych sklepów, byłoby trudno w ogóle wziąć do ust, gdyby nie stosowane przez fabryki na masową skalę barwniki, aromaty, wzmacniacze smaku, konserwanty – wyjaśniała profesor Grażyna Cichosz podczas kwietniowego posiedzenia sejmowej Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Życia i Zdrowia Polaków. 

Naukowiec zajmuje się od pół wieku technologią żywności a od ponad dwóch dekad – jej bezpieczeństwem. Wyjaśniała parlamentarzystom i gościom posiedzenia, jak wygląda w Polsce troska o zdrowie i życie konsumentów w wydaniu powołanych do tego urzędów, a także producentów wysoko przetworzonych wyrobów.

Jak relacjonowała, około 20 procent białka obecnego w przemysłowym jedzeniu jest niepełnowartościowe: – To albo genetycznie modyfikowana soja, albo tak zwany MOM, czyli mięso oddzielone mechanicznie, albo jedno z drugim wymieszane, co się nawinie – wskazywała.

Dostępne w ofercie handlowej mięso kulinarne – to, które kupujemy na wagę, również zawiera hydrokoloidy, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tego traktował jako żywność przetworzoną, bo wygląda na naturalną, ale nie jest naturalna. Hydrokoloidy, barwniki, fosforany, błonnik – de facto jest to „dwuwodzian mięsa”. Dokładnie na kilogram mięsa serwuje się około 200 gramów tych wynalazków i 800 gramów wody – wyliczała.

Receptury fabrykowania takiej „paszy dla ludzi” są oczywiście utajnione. Profesor zdobywała przez lata składy produktów od studentów, którzy w ramach seminariów praktykowali w laboratoriach największych koncernów przetwórczych mięsa w Polsce.

– Czy my, pani profesor, nie jesteśmy przypadkiem na tropie genezy „choroby szalonych wyborców”, którzy na skutek niedostatków pełnowartościowego białka głosują za taką polityką, która to umożliwia? „Choroba szalonych wyborców”… – wtrącił się w tym miejscu do wykładu półżartem współorganizator posiedzenia, poseł Grzegorz Braun.

– Panie pośle, podzielam w pełni pańską opinię. W mojej książce są dowody na to, że jest to świadome działanie. Bo jeżeli w 2001 roku zespół naukowców z Wielkiej Brytanii stwierdza, że jodan jest szkodliwy, a kilka lat później wprowadza się do obiegu sól z jodanem, i jeszcze dodaje się żelazocyjanek, to jest świadome i celowe działanie. Jednak przebicie szklanego sufitu braku świadomości młodych ludzi jest praktycznie niewykonalne, bo „jeżeli ma certyfikat, to jest bezpieczne” – padła odpowiedź udzielona z perspektywy kilkudziesięcioletniej praktyki.

Dodatek soi radykalnie obniża wartość odżywczą jedzenia. Po pierwsze, dostarcza niepełnowartościowe białka. Po drugie: powoduje, że fundujemy organizmowi czynniki „antyżywieniowe”, hamujące wydzielanie enzymów trawiennych – przede wszystkim w trzustce.

Proszę zapamiętać: przyczyną raka trzustki wcale nie jest nadmiar słodyczy i alkoholu, tylko dityrozyna, która występuje w żywności przetworzonej. Białka sojowe są niestrawne, nawiasem mówiąc, po to są stosowane – ostrzegała profesor Cichosz.

Jak zauważyła, jeszcze 30 lat temu nie diagnozowało się praktycznie tak „popularnej” dzisiaj choroby Leśniowskiego-Crohna. Podobnie – wrzodziejącego zapalenia jelit, które dzisiaj występuje nawet u przedszkolaków. Immunoreaktywne globuliny: beta-konglicynina i beta-glicynina nie są trawione i nie są wchłaniane w jelicie cienkim. Białka te uszkadzają kosmki jelitowe. Oprócz nich w genetycznie zmodyfikowanej soli znajdziemy toksynę Bt i pozostałości stosowanego powszechnie w rolnictwie środka chwastobójczego Roundup.

W konsekwencji u konsumentów dochodzi do przewlekłych stanów zapalnych jelita i do jego rozszczelnienia. Zaburzony zostaje mikrobiom. Rozszczelnienie jelita powoduje wnikanie toksyn, antygenów białkowych do całego organizmu. – To, że mamy ponad 410 tysięcy dzieci z problemami psychicznymi, nie jest przypadkiem. Mało tego, w soi genetycznie modyfikowanej zawartość fitoestrogenów jest pięcio-, siedmiokrotnie większa niż w soli tradycyjnej – mówiła współautorka skonfiskowanego przez prokuraturę 15-tomowego opracowania pt. „Rolnictwo ekologiczne”.

Fitoestrogeny sojowe blokując receptory estrogenowe, już w życiu płodowym zaburzają współpracę komórek nerwowych i gruczołów wydzielniczych w regulowaniu kluczowych funkcji organizmu.

Zaburzają też rozwój narządów płciowych i zachowania seksualne, stanowiąc zagrożenie dla rozrodczości ludzi i zwierząt.

Gdyby wyeliminować z naszej diety genetycznie modyfikowaną soję i sól z dodatkiem jodanu oraz żelazocyjanku, w ciągu dwóch, trzech lat zachorowalność na nowotwory tarczycy, piersi, przewodu pokarmowego zmaleje co najmniej dwu- jeśli nie trzykrotnie – wskazywała profesor.

Soja GMO stosowana jest w przemysłowej żywności od około dwudziestu lat, gdzie tylko się da. Profesor Cichosz z myślą o studentach w 2019 roku usiłowała sporządzić listę dopuszczonych na rynek produktów z jej dodatkiem. Gdy doszła do liczby 360 artykułów, zrezygnowała z dalszych poszukiwań.

Jednym z najnowszych „wynalazków” branży spożywczej stosowanym w celu ponadnormatywnego pomnażania zysków, jest transglutaminaza. Enzym ten powoduje łączenie się białek pomiędzy sobą. Moczenie mięsa w roztworze wodnym z jego dodatkiem powoduje wzrost masy o 20 procent, kosztem trwałości i wartości odżywczej.

Transglutaminaza wykorzystywana jest do przetwarzania produktów ubocznych przemysłu spożywczego, z których powstają smaczne wędliny drobiowe, paluszki rybne, nuggetsy czy wyroby garmażeryjne. – Nie byłoby problemu, bo produkty odpadowe przemysłu mięsnego są jadalne. Problemem jest to, że wiązania, które powstają pod wpływem transglutaminazy, nie są trawione w przewodzie pokarmowym, który jeszcze nie nauczył się ich rozpoznawać. Czyli znajduje się tam białko, które jest oporne dla procesu trawienia, nierozpoznawalne przez układ odpornościowy. Jeżeli trafia do jelita grubego, znajdująca się tam mikroflora robi tam rewolucję – mówiła profesor.

Wysokowydajne technologie w hodowli zwierzęcej, w przetwórstwie mięsa to nic innego jak maksymalizacja zysków kosztem wartości odżywczej produktów – pół biedy, ale również kosztem naszego zdrowia. I tu się zaczyna problem – podkreśliła uczona.

Smażenie na olejach: prosta droga do raka

Jednym z powszechnych „kuchennych” zagrożeń dla naszego zdrowia jest zwyczaj smażenia na olejach roślinnych – ze względu na łatwość, z jaką podlegają one utlenianiu. – To jest prawie samobójstwo oceniła dosadnie prof. Cichosz.

Oleje utleniają się w postępie geometrycznym. Kwas linolowy omega-6 utlenia się 10 razy szybciej niż kwas oleinowy z jednym wiązaniem nienasyconym – obecny w oleju rzepakowym i w oliwie z oliwek. A linolenowy omega-3 z trzema wiązaniami utlenia się aż 100 razy szybciej.

Proces ten dokonuje się już na etapie tłoczenia, a profesor tłumaczyła, na czym polega jego szkodliwość. Utlenione kwasy tłuszczowe działają jak wolne rodniki. Są bardzo reaktywne i powodują utlenianie białek, zwłaszcza aminokwasów siarkowych – tych najcenniejszych dla naszych szarych komórek.

Nadtlenki lipidowe rozkładają witaminy zarówno te rozpuszczalne w tłuszczu, jak i witaminy z grupy B. W konsekwencji naturalne witaminy obecne w żywności o działaniu przeciwutleniającym nie mogą być aktywne ani w produktach spożywczych, ani w naszym organizmie. Stąd smażone na olejach frytki, chipsy stanowią prostą drogę do nowotworów i zaburzeń psychicznych. Zawierają akroleinę i akrylamid, które blokują wytwarzanie energii w mitochondriach. Zaburzenia w funkcjonowaniu mitochondriów jest pierwszym krokiem i wspólnym mianownikiem wszystkich chorób nowotworowych oraz wszystkich chorób związanych z neurodegeneracją.

Siarczany, aspartam i inni zabójcy

Największą fikcję i hipokryzję stanowi zapalone obecnie zielone światło dla stosowania dodatków funkcjonalnych do żywności – uważa gość sejmowego posiedzenia. Aktualnie dopuszczonych na rynek przetwórczy pozostaje aż około 10 tysięcy takich „przypraw”. Formalnie rzecz biorąc, każda z nich, bez wyjątku, jest przebadana. Po eksperymentach przeprowadzonych na szczurach ustalono „bezpieczną” dawkę dopuszczalną dla ludzi. Jednak, jak podkreśla prof. Cichosz, nie wzięto pod uwagę kumulacji dodatków z różnych produktów żywnościowych, a także możliwych interakcji z lekarstwami.

Nie uwzględniona została też w ogóle biodostępność (przedostawanie się do układu krążenia) związków mineralnych, pierwiastków śladowych czy witamin. Na przykład: wszystkie napoje alkoholowe są „wzbogacane” siarczynami, co powoduje z miejsca zablokowanie obecnych w nich witamin z grupy B.

Piwo jest doskonałym źródłem witamin z grupy B, ale one nie są wchłaniane w obecności siarczynów, więc piwo trzeba robić sobie w domu, podobnie jak i wino. W przystosowaniu i zatwierdzaniu dodatków w ogóle nie uwzględnia się wartości odżywczej, biologicznej produktu. Co więcej, tematem tabu pozostaje wpływ dodatków na zdrowie dzieci i młodzieży, na zdrowie diabetyków, seniorów, alergików, na zdrowie chorób z nieswoistymi stanami zapalnymi jelita, na przykład z chorobą Leśniowskiego-Crohna, czy też w przypadku rekonwalescentów po chemio- oraz radioterapii, a nawet antybiotykoterapii – wskazywała uczona.

Większość stosowanych przemysłowo dodatków jest szkodliwa dla dzieci czy dla osób przyjmujących leki. Szczególne zagrożenie stanowią te substancje, które przenikają barierę krew – mózg. Chodzi o aspartam, glutaminian i syntetyczne barwniki spożywcze. Pierwsza z wymienionych tutaj substancji została, przykładowo już w 2015 roku wycofana we Francji ze względu na udowodnione jej rakotwórcze właściwości.

Naukowcy węgierscy wykazali, że aspartam aż trzykrotnie zwiększa ryzyko chłoniaka i białaczki. Te badania zostały totalnie zakwestionowane na branżowych konferencjach przez ludzi „z tytułami”. Powtórzono je więc we Włoszech, uzyskując… identyczne wyniki.

U nas, niestety aspartam znajduje się w 6 tysiącach różnych produktów. Nie znajdą państwo w aptece leków dla dziecka – syropu, tabletek od bólu gardła czy innych – bez aspartamu. Pretekstem była cukrzyca: żeby do lekarstwa nie dawać cukru, bo przybywa diabetyków, serwuje się aspartam. Przerobiłam to na własnej skórze. W siedmiu aptekach nie znalazłam leków bez aspartamu, więc moje wnuki musiały się zadowolić syropem z cebuli. Wyzdrowiały – mówiła profesor.

Aspartam wykazuje działanie neurotoksyczne. Powoduje zmiany ultrastrukturalne w nerwach, uszkodzenia osłonki mielinowej. Zwiększa to ryzyko neuropatii, co się przekłada na zwiększone ryzyko chorób nerki wątroby, czyli osłabione zdolności detoksykacyjne organizmu. Uwalniane z aspartamu wszystkie bez wyjątku metabolity są tak samo toksyczne jak on.

Szczególną szkodliwość dla układu nerwowego wykazuje metanol. Z jednego litra napoju sugar-free (czyli z aspartamem) uwalnia się go 60 miligramów. Zdrowa, dorosła osoba bez uszczerbku na zdrowiu jest w stanie zmetabolizować zaledwie 7 mg tej substancji. Zgodnie z obecnym prawem żywnościowym producenci nie muszą jednak podawać w opisach produktów, że zawierają one aspartam.

Sądzę, że wszechobecna głupawka, która dotyczy, jak sądzę, 50 procent społeczeństwa – albo więcej – bierze się przede wszystkim z dodatków żywnościowych przełamujących barierę krew – mózg – podkreśliła ćwierć-żartem profesor Grażyna Cichosz.

Roman Motoła

Czy to jeszcze żywność? Konsumencie, płać i choruj!

Czy to jeszcze żywność? Konsumencie, płać i choruj!

Roman Motoła https://pch24.pl/czy-to-jeszcze-zywnosc-konsumencie-plac-i-choruj/

Profesor doktor habilitowany inżynier Grażyna Cichosz w dziedzinie technologii żywności ma 52 lata doświadczenia, bezpieczeństwem żywności zajmuje się od 23 lat.

– Czyli jest trochę wiedzy – powiedziała półżartem podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Życia i Zdrowia Polaków. Słowa, które padły tuż potem, zabrzmiały już jednak wyłącznie poważnie. – Informuję wszystkich z pełną odpowiedzialnością, że bezpieczeństwo zdrowotne żywności zapisane w prawie żywnościowym czy w zaleceniach żywieniowych, jest totalną iluzją.

W opinii ekspert, zarówno teoretycznie mająca obowiązywać w rolnictwie zasada przezorności (głosi ona: jeżeli coś może być szkodliwe, to nie jest wdrażane), jak i reguła ostrożności rzekomo obligująca producentów żywności, nie są przestrzegane. – To są puste zapisy, nic nieznaczące – podkreśliła profesor.

Dekady doświadczeń, w tym również dostęp do danych, których branża spożywcza strzeże jak oka w głowie, doprowadziły prof. Cichosz do przekonania, że „wolna amerykanka” w tak drażliwej i istotnej sferze jak dopuszczanie produktów żywnościowych na rynek, jest efektem działania z premedytacją oraz celowych zaniechań.

„Skracamy etykiety”

O podejściu „decydentów” do kwestii zdrowego jedzenia świadczy to, jak Unia Europejska pracowała nad sposobami znakowania produktów według wartości odżywczej. Trwało to 3 lata, jednak pierwsza wersja systemu w ogóle nie uwzględniała… białka, które przecież tej wartości jest najważniejszym wyznacznikiem. Nie brała pod uwagę aminokwasów egzogennych, czyli substancji, bez których nasze organizmy nie mogą się obejść, lecz same ich nie produkują.

Interweniowało polskie Ministerstwo Zdrowia. W efekcie na opakowaniach mają być umieszczane zapisy o zawartości białka, lecz – jak wskazuje prof. Cichosz – w praktyce to niewiele znacząca informacja. Brakuje bowiem wymogu podawania, czy chodzi o pełnowartościowe białko zwierzęce, czy też niepełnowartościowe, a przy tym ciężkostrawne białko roślinne; czy zjemy umieszczane w wielu produktach utlenione, glikowane, nitrozowane aminokwasy; czy znajdują się tam niestrawne, wręcz toksyczne białka sojowe – wszechobecne w produktach oferowanych przez sklepy w Polsce…

Na opakowaniach nie znajdziemy informacji, czy jesteśmy narażeni na rakotwórcze syntetyczne antyoksydanty stosowane w żywności dla zapobiegania utleniania tłuszczów roślinnych.

Powód tych programowych niedopowiedzeń jest znamienny. Znana z programów telewizyjnych o zdrowym żywieniu pani redaktor prowadziła kiedyś w duecie z pewną profesor dietetyk akcję pod hasłem „skracamy etykiety”. Lobbyści wykorzystali wówczas medialną koniunkturę dla „wynegocjowania” nowego prawa, zgodnie z którym składniki obecne w produktach w ilości poniżej 2 procent… nie muszą być wymieniane na opakowaniach.

Z obowiązkowych oznaczeń zniknęło więc wiele dodatków, na które ostrożni konsumenci nauczyli się już reagować „alergicznie” – czyli słynnych „E”. Wiąże się z tym sugerowanie (nie wprost), że owe „przyprawy” pochodzą z naturalnych źródeł. Jednak sposoby ich ekstrahowania otoczone są tajemnicą.

Technologie dla zysku, nie dla zdrowia

Jak podkreślała w Sejmie profesor Cichosz, generalnie rzecz biorąc, realna jakość żywności jest uzależniona od jej stabilności oksydacyjnej, czyli zawartości białka, które działa anty-utleniająco. Najkorzystniejsze dla naszych organizmów pod tym względem są aminokwasy siarkowe.

Wartość tego, co jemy, zależy też od obecności witamin, zwłaszcza rozpuszczalnych w tłuszczach. – Tymczasem w naszej żywności, dzięki wdrożeniu wysokowydajnych technologii w produkcji zwierzęcej, żywienie tradycyjne zielonką pastwiskową, sianem, sianokiszonkami, zastąpiono paszą przemysłową na bazie kukurydzy, soi i pszenicy. Dzięki tym technologiom zawartość naturalnych antyoksydantów w mięsie i w mleku zmalała 3 – 4-krotnie. Natomiast zawartość tych najcenniejszych, działających prozdrowotnie – między innymi antynowotworowo – składników takich jak sprzężony kwas linolowy CLA, zmalała kilkunastokrotnie.

Na super-zbilansowanej diecie monitorowanej komputerowo krowy żyją 4 lata, a na trawce dożywają 20 lat – wyliczała prof. Cichosz.

– Z powodu wysokowydajnych technologii w produkcji zwierzęcej potencjał prozdrowotny mięsa i mleka został całkowicie zaprzepaszczony – alarmowała dietetyk.

Aby żywność zachowała swoją wartość, musi zawierać antyoksydanty, gdyż to poprzez utlenianie – podobnie jak poprzez łączenie białek z cukrami – giną walory odżywcze.

Z kolei podatność pokarmów na utlenianie zależy od tych składników, które z paszy przechodzą do mleka, przechodzą do mięsa. Korzystnie działają: witamina C, E, A, beta-karoten, enzymy antyoksydacyjne, skoniugowany kwas linolowy, fosfolipidy.

Z kolei na oksydację podatne są nienasycone kwasy tłuszczowe. Utleniają one kolejno wszystkie obecne w żywności składniki, przede wszystkim aminokwasy siarkowe.

Aminokwasy siarkowe decydują o homeostazie, o równowadze pro- i antyoksydacyjnej w naszym organizmie. Muszą jednak być niezdenaturowane, nieutlenione. Podobnie działa elchistydyna, zawierający elchistydynę dipeptyd karnozyna, a także cynk, selen… Te składniki są obecne w zasadzie tylko w żywności pochodzenia zwierzęcego – tłumaczyła prof. Cichosz.

Jak przemysłowa hodowla wpływa na mięso

W pochodzącym z przemysłowych hodowli świeżym mięsie wołowym znaleźć można zawartość pochodnych niestrawnych – niebiodostępnych (niewchłanianych bądź prawie niewchłanianych przez organizm), skarbonylowanych – jest 24 razy większa niż w mięsie owczym pozyskanym od zwierząt żywionych tradycyjnie – podała ekspert. To dzisiaj efekt przeważający, bowiem aktualnie zaledwie 9 procent światowej produkcji wołowiny oraz około 30 procent globalnej wytwórczości mięsa, owiec i kóz pochodzi z wypasu prowadzonego głównie na obszarach górskich. Przemysłowa hodowla zwierząt przyczynia się do tego, że mleko, mięso oraz przetwory mięsne są bardziej podatne na utlenianie.

Mięso wołowe zaczyna psuć się po 4-5 dniach. Ponieważ jego utlenianiu nie da się zapobiec, po tym okresie drastycznie spada jego wartość odżywcza. Producenci przemysłowi próbują to obejść, jednak bezskutecznie. Próżniowo pakowana wołowina po 16 dniach podwaja zawartość nieprzyswajalnych pochodnych. Nie pomaga również modyfikowana atmosfera przechowywania w mieszankach tlenu z azotem bądź dwutlenkiem węgla. W tych warunkach stężenie nieprzyswajalnych pochodnych wzrasta do 30 procent już po upływie 5 – 10 dni.

Czy nieuchronna utrata wartości spożywczej w ciągu niespełna tygodnia wpływa na obowiązujące przepisy dotyczące produktów żywnościowych? – Proszę nie pospadać z krzeseł – mówiła do słuchaczy wystąpienia podczas obrad sejmowej komisji profesor Cichosz.

 Otóż według wytycznych Europejskiego Urzędu do Spraw Bezpieczeństwa Żywności z 2017 roku mięso świeże pakowane próżniowo bądź w zmodyfikowanej atmosferze mogło być przechowywane  w temperaturze 3 – 8 stopni przez 10 dni.

W 2020 roku ten maksymalny okres przechowywania zwiększono do 13 dni. W 2023 roku – ze względu na lobbing sieci handlowych wydłużono do niebotycznych rozmiarów. Dla wołowiny wynosi on aż 23 dni, dla jagnięciny – 27 dni, dla mięsa wieprzowego – 18 dni. Pretekstem dla tych kroków było to, że bakteria, z której powstaje jad kiełbasiany, rozwija się w dłuższym czasie.

Dopuszczenie aż tak długich okresów przechowywania mięsa dopuszczono pod warunkiem przejęcia przez producentów a siebie odpowiedzialności za bezpieczeństwo produktu.

Przypomnijmy: już po kilku dniach przechowywania mięso traci korzystne enzymy o działaniu antyoksydacyjnym – zarówno przeciwutleniacze naturalne pochodzące z samego produktu, jak i te, które do mleka bądź mięsa trafiają z pasz.

Zarówno podczas obróbki termicznej tego rodzaju żywności, jak i w trakcie jej przechowywania przez co najmniej kilka dni, możliwy jest rozpad cząsteczki hemu. Uwolnione z niej żelazo intensyfikuje te procesy, gdyż działa prooksydacyjnie.

Z kolei dla zapobieżenia utracie koloru mięso nastrzykiwane jest specjalną solanką, w składzie której znajduje się m.in. soja genetycznie modyfikowana (do 4%), fosforany, cukier, różne związki zapobiegające rozwojowi mikroflory w mięsie i wydłużające trwałość towaru. – Wszystkie te związki działają szkodliwie na nasz mikrobiom. Jeżeli bowiem uśmiercona jest mikroflora w żywności, to czemu nie ma być uśmiercona w naszym przewodzie pokarmowym? – pytała retorycznie prof. Cichosz.

Rodzi się pytanie, czy traktowane w ten sposób mięso zawiera jeszcze po 3 tygodniach przetwarzalne przez nasze organizmy, nieutlenione, nieglikowane aminokwasy? Badania przeprowadzone w Hiszpanii udowodniły, że nie ma już w nim nieutlenionych aminokwasów siarkowych. Te zaś są najważniejsze dla homeostazy pro- i antyoksydacyjnej, głównie dla mózgu. – Więc ta głupawka, którą ja obserwuję na drogach, to jest efekt żywności. To nie są jakieś charakteropatie, to nie są choroby natury psychicznej, tylko to jest zatruty, niedotleniony mózg – oceniła prelegentka.

Wołowina po 23 dniach – a więc dozwolonym okresie przechowywania –  nie zawiera już także żadnych witamin, a „bez witamin z grupy B również nasze komórki nie dają rady” – podkreśliła.

Bez białka ani rusz

Przemysłowi producenci żywności nie trują nas bezinteresownie. Z uwagi na to, że najdroższym składnikiem jedzenia są białka, wynaleźli sposoby zastępowania tychże.

Ponieważ białka są żywnością – i co gorsza, sprzyjają zdrowiu – mówiła z gorzką ironią profesor Cichosz – powszechnie zastępuje się je hydrokoloidami. Są to najczęściej wielocukry roślinne albo białka – na przykład sojowe – które wiążą wodę. Formalnie rzecz biorąc, większość hydrokoloidów jest dla zdrowia obojętna. Tu wyjątkiem jest karagen, który po hydrolizie w przewodzie pokarmowym działa prozapalnie i może generować nowotwory. Wyjątkiem jest również genetycznie modyfikowana soja – wyjaśniała ekspert.

Skutkiem stosowania hydrokoloidów – samych w sobie niespecjalnie szkodliwych – jest jednak znaczny spadek zawartości białka w produktach, które tradycyjnie uznawane są za wysokobiałkowe.

W mięsie, przetworach mięsnych, także rybach zawartość białka może być z tego powodu nawet o połowę mniejsza. Po przeprowadzonych w 2018 roku badaniach diety Polaków okazało się, że z białka pochodziło tylko 13 procent naszej energii. Przy jego niedoborach zaś w pierwszej kolejności są narażone na szwank nasz mózg i układ odpornościowy. – Jednocześnie produkty wysokobiałkowe są coraz trudniej dostępne.

Póki co to są jaja, sery dojrzewające – bo ich się nie da zafałszować, a także kupowane na wagę tradycyjne twarogi – wskazała profesor Cichosz.

Roman Motoła

Hiszpania: Nadzy opiekunowie i wspólne prysznice z podopiecznymi obu płci. Oto feministyczne i inkluzywne kolonie dla dzieci.

Hiszpania: Nadzy opiekunowie i wspólne prysznice z podopiecznymi. Oto feministyczne i inkluzywne kolonie dla dzieci

https://pch24.pl/hiszpania-nadzy-opiekunowie-i-wspolne-prysznice-z-podopiecznymi-oto-feministyczne-i-inkluzywne-kolonie-dla-dzieci

(Oprac. PCh24.pl)

Od 40 lat stowarzyszenie Sarrea Euskal Udalekuak organizuje skierowane do baskijskiej młodzieży obozy letnie. Ugrupowaniu przyświecają lewicowe przekonania. Jak podają organizatorzy, ich projekt ma na celu wsparcie rozwoju baskijskiej tożsamości u młodych oraz koncentruje się na „feminizmie, języku baskijskim i pracy społecznej”.

Tegoroczny turnus wywołał jednak spory skandal.

W sierpniu b.r młodzi z Kraju Basków, pomiędzy 13 a 15 rokiem życia, którzy zdecydowali się uczestniczyć w kolonii w Bernedo, zaczęli wysyłać do swoich rodziców niepokojące wiadomości. Nastolatkowie informowali, że opiekunowie zarządzili wspólne prysznice dla dziewcząt i chłopców. Powodem miała być troska o… młodzież „transseksualną”. Kto nie utożsamia się ani z płcią męską, ani żeńską mógłby w innym wypadku poczuć się kategoryzowany, twierdzili organizatorzy. Wraz z podopiecznymi prysznice brali również opiekunowie. Według doniesień uczestników obozu, zachęcali oni do pełnego rozbierania się w trakcie mycia… ponoć dla „lepszej higieny”.

To jeden z przykładów nadużyć, do jakich doszło w ośrodku wypoczynkowym w czasie jednego z tegorocznych wyjazdów. Nastolatkowie donosili również o niestosownym wystrój łazienek. Lustra w nich były zamalowane, a na jednym z nich widniała namalowana kobieta w seksualnej pozie z podpisem „smacznego”.  

Część z młodych wypoczywających na kolonii zgłaszała również rodzicom, że opiekunki i opiekunowie przechadzali się po ośrodku nadzy od pasa w górę. Matka jednej z dziewcząt zapewniła zaś, że ma dowody przeciwko jednemu z dorosłych, który miał chodzić po obozie z widocznymi genitaliami.

O niestosownych zachowaniach kolonijnej kadry mówili również mieszkańcy Bernedo. Media lokalne wskazały, że donosili oni o nagich kąpielach opiekunów w basenie oraz paleniu przez nich marihuany w obecności podopiecznych.

Pod koniec września władze Kraju Basków potwierdziły, że fakty te znane są policji, która rozpocznie śledztwo w sprawie nadużyć. Obejmie ono nie tylko doniesienia z ostatniego turnusu, ale również skargi, jakie kierowali rodzice dzieci uczestniczących w koloniach organizowanych przez Sarrea Euskal Udalekuak w dwóch innych miejscowościach w poprzednich latach.

Sami organizatorzy w wydanym w odpowiedzi na skandal oświadczeniu stwierdzili, że doniesienia to „narracja bardzo odległa od rzeczywistości”.

Źródła: maldita.es, libertaddigital.com, elmundo.com FA

Idą po twój piec opalany drewnem. Znowu. Bezczelnie !

Idą po twój piec opalany drewnem. Znowu

Autor: AlterCabrio 23 października 2025

Spalanie własnego paliwa we własnym domu to coś więcej niż tylko „estetyka”, niezależnie od tego, jak bardzo gazety próbują przykleić tę powierzchowną etykietę. Kominek na drewno zapewnia niezależność energetyczną i z tego powodu, jak wszystko inne, co oferuje jakąkolwiek niezależność, jest uważany za zagrożenie.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Idą po twój piec opalany drewnem. Znowu.

Robi się coraz zimniej, a to oznacza powrót propagandy przeciwnej paleniu drewnem.

Czy wiesz, że piec opalany drewnem może cię zabić? Zanieczyszcza środowisko bardziej niż samochody i powoduje raka, „podobnie jak dym papierosowy” i tak dalej.

Jeremy Vine pyta, czy nadszedł już czas, aby ich zakazać.

To nie jest nowa – z braku lepszego słowa – „informacja”. Pisaliśmy o tym w zeszłe święta Bożego Narodzenia. Latem temat ten został wpleciony w lawinę paniki na temat „jakości powietrza w pomieszczeniach”, by powrócić teraz, gdy dni znów stają się krótsze.

Coś w rodzaju odwróconej hibernacji.

«Modny piec opalany drewnem prawie mnie zabił… powinny zostać zakazane, zanim wyrządzą więcej szkód» …krzyczy Daily Mail.

Podoba mi się słowo „modny” [trendy] — ciągle go używają — jest bezczelnie manipulacyjne, przedstawia skromny piecyk jako pretensjonalny, luksusowy dodatek, a nie jako podstawowe urządzenie do ogrzewania domu przez dosłownie tysiąclecia.

Tak czy inaczej, sednem tej historii jest to, że ta pani – Lizzie – miała poważny atak astmy i „wierzy”, że miał on związek z piecami opalanymi drewnem.

Więc powinny zostać zakazane. Albo coś.

Następnie cytują lekarza:

„Dlatego chcemy, aby rząd rozpoczął kampanię uświadamiającą społeczeństwo na temat wpływu zanieczyszczeń na zdrowie oraz ich źródeł, aby umożliwić społeczeństwu podejmowanie lepszych wyborów i chronić zdrowie płuc, a także zdrowie innych osób, takich jak Lizzie”.

Potem są wykresy. Wszystko jest bardzo przewidywalne.

The Telegraph, bardziej wyrafinowany i mniej histeryczny niż Daily Mail (który, przyznaję, nie mówi wiele), wychodzi z tym…

«Piece opalane drewnem są szkodliwe. Oto dlaczego tego nie zauważyłeś.»

Szczegółowo opisuje, jak to nowe badania wykazały, że piece na drewno są naprawdę szkodliwe dla każdego, kto ich używa, czego wcześniej po prostu nie zauważyliśmy.

A dlaczego tego nie zauważyliśmy?

Ach, ponieważ ludzie, którzy z nich korzystają, są „w większości” zdrowi i zamożni, więc dane zostały zamaskowane przez dane demograficzne.

Teraz możesz pomyśleć, że „badania”, które dowodzą, że „palenie drewna może wywoływać choroby, ale bycie biednym, złe odżywianie się czy palenie są gorsze”, to pewniak w postaci nagrody typu No jasne! w dorocznym konkursie Waste of Time Awards, ale się mylisz. To bardzo poważna sprawa.

Tak czy inaczej, oto ich wersja cytatu „lekarza”:

„Dobrze byłoby zobaczyć zwiększoną świadomość wpływu spalania drewna w piecach, wraz z jaśniejszymi informacjami i wytycznymi ze strony rządu dotyczącymi wpływu na zdrowie, a także zaostrzenie przepisów dotyczących spalania drewna w gospodarstwach domowych”.

Tym razem bez wykresów, co jest miłe. Ale zwróćcie uwagę, podobnie jak w artykule z Daily Mail, na powtarzające się skojarzenia palenia drewnem z klasą wyższą. To luksus, a nie prawo. Takie jest przesłanie. „Ekspert” z „Telegraph” stwierdza nawet: „głównym powodem posiadania pieca na drewno jest jego estetyka”.

To powszechne przekonanie, zawsze przedstawiane bez dowodów.

To coś, co wciąż mnie bawi w prasie – a może szczególnie w prasie brytyjskiej. To identyczne historie, tylko we własnym stylu. To jak filtry obrazów AI, gdzie przesyłasz swoje zdjęcie i pytasz: „Pokaż mi to zdjęcie, jakby namalował je Van Gogh”. Albo Rembrandt. Albo Picasso.

Powiedz mi, że palenie drewna powoduje raka w stylu Guardiana”. Albo Mirror. Albo The Sun.

Estetyka się zmienia, przekaz nie.

I oczywiście nie dotyczy to tylko Wielkiej Brytanii. A kiedy to się zdarza?

Przekształcony Szkocki Parlament już zakazał stosowania pieców opalanych drewnem w nowo wybudowanych domach, a niektóre rady lokalne zakazały montażu pieców opalanych drewnem w swoich budynkach komunalnych.

W Australii ruch antypiecowy wyraźnie nabiera rozpędu latem, ponieważ już w lipcu ABC relacjonowało „cichego zabójcę”, jakim jest dym drzewny, a eksperci wzywali do zakazów.

W Nowej Zelandii zlecone przez rząd badania wskazują, że przyczyną tysięcy zgonów rocznie nie tylko piece opalane drewnem, ale także otwarte kominki, grzejniki gazowe i piece gazowe.

W Kanadzie, w Kolumbii Brytyjskiej, wprowadzono rejestr dla osób chcących spalać paliwo stałe w swoim gospodarstwie domowym.

Wracamy do kwestii „jakości powietrza w pomieszczeniach”, nowego, modnego problemu zdrowia publicznego, o którym pisałem już w lipcu:

Masz się bać „jakości powietrza w pomieszczeniu”
Głównym celem raportu jest jakość powietrza w pomieszczeniach. Nacisk na zakaz używania pieców opalanych drewnem i otwartego ognia oraz ostrzeżenia o niebezpieczeństwach związanych z kuchenkami gazowymi w porównaniu z indukcyjnymi […]

W raportach pojawiają się postulaty wprowadzenia nowych przepisów, które wprowadzą ograniczenia, zakazy itp.

Europejski Sojusz na rzecz Zdrowia Publicznego domaga się „specjalnych, zharmonizowanych unijnych ram dotyczących jakości powietrza w pomieszczeniach”, nazywając „zdrowe powietrze” prawem człowieka:

«Zdrowe powietrze to prawo człowieka, a powietrze w pomieszczeniach nie jest wyjątkiem. Wspólnym globalnym celem powinno być zapewnienie, aby to prawo zostało odpowiednio i pilnie zapisane, zapewniając obywatelom silniejsze narzędzia prawne do ubiegania się o ochronę przed szkodami dla środowiska, w tym przed złym powietrzem w pomieszczeniach.»

Inwestycja w czystość wnętrz to najwyraźniej „niezbędne przygotowanie się na nadchodzące pandemie i kryzysy klimatyczne”.

Organizacja Narodów Zjednoczonych powołała w zeszłym miesiącu zupełnie nową Globalną Komisję ds. Zdrowego Powietrza W Pomieszczeniach. Trwają już prace nad „Globalnymi Ramami Działania”, które zostaną opublikowane w przyszłym roku.

Warto rozważyć zakup inteligentnego monitora powietrza [Smart Air Monitor], radzi New York Times.

Sądzę, że warto zwrócić uwagę na ten Smart Air Monitor. Całkowity zakaz palenia w piecach opalanych drewnem jest trudny do sprzedania – zwłaszcza w USA – dlatego „kompromisowym” rozwiązaniem może być obowiązkowe zastąpienie inteligentnych liczników w domach ogrzewanych elektrycznie licznikami jakości powietrza.

Dane i posłuszeństwo wobec władzy. O to właśnie chodzi.

Tak, przykro mi, że muszę kogoś rozczarować. Tak naprawdę nie chodzi o ataki astmy.

Ludzie, którzy zamknęli cię w domu i zmusili do noszenia maseczki i przyjmowania szczepień, tak naprawdę nie przejmują się tym, czy masz astmę, Lizzie. W ogóle nie przejmują się twoim samopoczuciem.

Przykro mi, że muszę tobie to powiedzieć.

Podobnie, nie chodzi o zmiany klimatu. Ci puszący się idioci, którzy latają prywatnymi odrzutowcami na globalne szczyty z cateringiem, troszczą się o planetę mniej więcej tak samo, jak o ciebie. Albo o Lizzie.

Chodzi o informacje, nawet nie o ważne informacje, czy użyteczne informacje… po prostu o informacje. I oczywiście o kontrolę, jak moglibyśmy o tym zapomnieć?

Informacja i kontrola. System to maszyna zaprojektowana tak, by zdobywać jedno i drugie, na zawsze. Wymaga, żebyśmy mówili mu wszystko i żeby wszyscy byli od niego zależni… we wszystkim.

Osoby hodujące kurczaki, kopiące własne studnie czy żyjące bez prądu, czyli osoby palące drewno, stanowią w rzeczywistości zaledwie niewielki odsetek populacji, ale ich istnienie rodzi nurtujące pytania.

Pytania takie jak: Ile drewna zużywają? Jak ciepło jest u nich w domach? Jak długo?

I co najważniejsze: za kogo, do cholery, ci ludzie się uważają?

Spalanie własnego paliwa we własnym domu to coś więcej niż tylko „estetyka”, niezależnie od tego, jak bardzo gazety próbują przykleić tę powierzchowną etykietę. Kominek na drewno zapewnia niezależność energetyczną i z tego powodu, jak wszystko inne, co oferuje jakąkolwiek niezależność, jest uważany za zagrożenie.

Istnienie kogokolwiek lub czegokolwiek poza systemem, nawet symbolicznie lub szczątkowo, zagraża idei, że system w ogóle jest konieczny. Dlatego należy ich atakować.

To reakcja autoimmunologiczna, odruch. Nie potrafią się powstrzymać.

Muszą wiedzieć wszystko, co robisz, jak to robisz i dlaczego.

I co ważniejsze, potrzebują, żebyś się z tym pogodził, przyjął to z otwartymi ramionami, a nawet im za to podziękował.

Chcą, żebyś wiedział, że to jest bezpieczne, normalne. I że jest to jedyny sposób, w jaki działa świat.

Można się więc spodziewać, że ten komunikat będzie się pojawiał aż do momentu wprowadzenia zakazu, wprowadzenia obowiązku posiadania licencji lub podłączenia inteligentnego licznika do siekiery.

___________________

They’re Coming for Your Wood-Burning Stove. Again, Kit Knightly, Oct 22, 2025

Transparent „Wołyń PamiętaMY” na meczu Legia-Szachtar w Krakowie! Ukraińcy próbowali zablokować jego wniesienie.

Transparent „Wołyń PamiętaMY” na meczu Legia-Szachtar w Krakowie! Ukraińcy próbowali zablokować jego wniesienie.

https://wpolityce.pl/sport/743932-transparent-wolyn-pamietamy-na-meczu-legia-szachtar

Mecz Ligi Konferencji pomiędzy Szachtarem Donieck a Legią Warszawa odbywa się w Krakowie, gdyż ukraińskich zespół nie ma możliwości odbywać meczów w Doniecku.

Kibice „Wojskowych” zaprezentowali na tym spotkaniu transparent: „Wołyń PamiętaMY”, przypominając o ukraińskim ludobójstwie na Polakach. Ukraiński szef ds. bezpieczeństwa Szachtara jednak utrudniał kibicom Legii wniesienie tego transparentu i udało się to zrobić dopiero tuż przed końcem pierwszej połowy meczu.

Portal Weszło, powołując się na grupę kibiców Legii „Nieznani Sprawcy” podał, że ukraiński szef ds. bezpieczeństwa Szachtara nie pozwolił kibicom Legii wnieść na stadion transparentu: „Wołyń PamiętaMY”. Czyżby Ukraińcy aż tak bali się prawdy historycznej? Ostatecznie transparent pojawił się na stadionie tuż przed końcem pierwszej połowy.

Informację o całej sytuacji przekazali Nieznani Sprawcy, grupa kibiców Legii

Ukraińcy mogą być nacjonalistami, a my – u siebie! – nie możemy być patriotami, pamiętając o ofiarach na Wołyniu?!? „Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości” – taka prawda Marszałka Józefa Piłsudskiego — zauważył Roman Kołtoń, dziennikarz sportowy.

Roman Kołtoń @KoltonRoman

Ukraińcy mogą być nacjonalistami, a my – u siebie! – nie możemy być patriotami, pamiętając o ofiarach na Wołyniu?!? „Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości” – taka prawda Marszałka Józefa Piłsudskiego

Paweł Gołaszewski @golaszewski_pl.

Zdjęcie

160,1 tys. wyświetlenia

O nasze dzieci. „Władza” chce je zupełnie przejąć. Wyzwanie dla narodu.

Wyzwanie dla narodu – cywilizacyjna zmiana w edukacji – PCH24.pl

Roman Motoła


https://pch24.pl/marcin-musial-wyzwanie-dla-narodu-cywilizacyjna-zmiana-w-edukacji

Jeżeli nie możemy samodzielnie uczyć i wychowywać swoich dzieci we własnym domu, według własnych standardów, to znaczy, że nasze prawa rodzicielskie de facto nie istnieją i zostały nam odebrane.

W ostatnich miesiącach przez Polskę przetoczyła się burzliwa dyskusja na temat „edukacji zdrowotnej”, obecności lekcji religii w szkołach oraz zapowiedzianej przez rząd Tuska i Nowackiej wielkiej reformy oświaty, której częścią mają być również m.in. zmienione matury, modyfikacja systemu oceniania oraz nowe podstawy programowe.

Spójrzmy na to wszystko przez pryzmat odpowiedzi, jakiej Ministerstwo Edukacji Narodowej udzieliło niedawno na interpelację poselską w sprawie ograniczania rodzicom prawa do wychowania własnych dzieci oraz edukacji domowej. Warto, abyś Drogi Czytelniku poznał treść tego pisma oraz sposób myślenia MEN nawet jeśli nie prowadzisz edukacji domowej, a Twoje dzieci chodzą do szkoły. Bo nie o samą edukację domową tu gruncie rzeczy chodzi, a o Twoje fundamentalne prawa rodzicielskie i przyszłość Twojej rodziny.

Jedna szkoła, jeden program, wspólne „wartości”

Europoseł Grzegorz Braun wystąpił do MEN w sprawie planów ograniczenia edukacji domowej poprzez obcięcie finansowania dla szkół, które wspierają rodziców w homeschoolingu i umożliwiają taką formę nauki. Na początku października resort odpowiedział na interpelację. Na samym początku pisma wskazano na prawne, światopoglądowe i ideowe fundamenty aktualnie obowiązującego systemu oświaty w Polsce. Chodzi w tym momencie o całość funkcjonowania tego systemu. Zdaniem ministerstwa,

„edukacja jest i musi pozostać najistotniejszym zadaniem publicznym”.

Dalej MEN twierdzi, że „ochrona praw dziecka” to zasada ustrojowa Rzeczpospolitej, a pośród tych praw znajduje się prawo do nauki. Dlatego też:

„Sytuacja i interes dziecka jest i musi być bowiem chroniony adekwatnie, systemowo i nadzwyczajnie, zakładając ex ante, że nie wszyscy członkowie społeczności kierują się jednym, uniwersalnym wzorcem ideowym: dobrem wspólnym, interesem i dobrem osób (dzieci, rodziców)”.

Według MEN, istnienie powszechnego, obowiązkowego, centralnego i nadzorowanego przez urzędników systemu oświaty „jest częścią wielkiej zmiany cywilizacyjnej”.

Dalej urzędnicy przypominają, że w Polsce istnieje systemowy przymus edukacji i obowiązek szkolny. Chęć samodzielnego nauczania dzieci w domu przez rodziców jest natomiast wewnątrz tego systemu traktowana jako pewna specyficzna, określona i warunkowa sytuacja. Jak napisano,

„Na obecnym etapie rozwoju gospodarczego państwa i odpowiednio szeroko rozumianej sytuacji osobistej, pracowniczej obywateli (rodziców) możliwość wynikająca z art. 37 ustawy Prawo oświatowe [edukacja domowa] dotyczy nie każdej, ale wybranej, szczególnej ich grupy, mającej możliwości organizacyjne, wiedzę merytoryczną, by prowadzić systematyczny proces uczenia swojego dziecka”.

Dalej resort argumentuje:

„Ustanawiając powszechne wymogi edukacyjne (także podstawy programowe) Państwo gwarantuje i odpowiada za przekazywanie jednolitych treści, w tym także istotnych z punktu widzenia kształtowania tożsamości danej społeczności, wspólnych celów i wartości”.

Dopuszczenie rodziców do tego, aby mogli samodzielnie uczyć własne dzieci w domu, według MEN

„nie jest ustanowieniem równoległej czy konkurencyjnej ścieżki kształcenia”.

Aż w końcu czytamy:

należy mieć na uwadze, że wybór edukacji domowej oznacza przejęcie przez rodziców lub opiekunów prawnych głównej odpowiedzialności za proces nauczania dziecka – zarówno w zakresie organizacyjnym jak i merytorycznym”.

Oświata jak Kulturkampf

Przyjrzyjmy się bliżej całej tej powyższej argumentacji i spróbujmy nanieść ją na kontekst historyczny.

W historii naszej cywilizacji aż do XIX wieku odpowiedzialność za wychowanie i edukację dzieci zawsze spoczywała na rodzinie. Edukacja rozumiana jako zadanie publiczne oraz obejmująca jednakowo i pod przymusem wszystkie dzieci, była czymś nie do pomyślenia. Co więcej, taki postulat jest fundamentalnie sprzeczny z podstawami katolickiej etyki społecznej. Ta od zawsze podkreśla, że państwo ma wobec rodzin i jednostek charakter pomocniczy. W związku z tym może wesprzeć rodziny w procesie edukacji dzieci, ale nie może ich w tym wyręczać, ani tym bardziej przejąć odpowiedzialności za edukację i wychowanie. Zwracał na to uwagę m.in. Sługa Boży o. Jacek Woroniecki w swojej pracy „Państwo i szkoła. Rozprawa z etatyzmem kulturalnym”.

Trafnie więc podkreśliło MEN, że aktualnie obowiązujący system oświaty to „wielka zmiana cywilizacyjna”. Co należy wyraźnie podkreślić – chodzi przy tym o odejście od zasad cywilizacji łacińskiej.

Rządowa narracja wyraźnie wskazuje na uzurpację ze stronę władzy państwowej, która rości sobie prawo do przejęcia od rodziców odpowiedzialności za wychowanie i edukację dzieci. Pojawiają się przy tym bardzo pozytywnie brzmiące hasła, takie jak: „dobro wspólne”, „wspólne cele” i „wspólne wartości”. Powstaje przy tym jednak pytanie – ale jakie to są konkretnie te „wspólne wartości”? Kto ustala, co jest dobre, słuszne i godziwe, a co złe?

Ustala to państwo. A dokładnie urzędnik z nadania politycznego, czyli minister edukacji (docelowo mają to ustalać komisarze europejscy, gdyż w myśl forsowanych zmian, to UE ma przejąć kontrolę nad oświatą w krajach członkowskich, a rządy państw byłyby jedynie podwykonawcami wytycznych edukacyjnych płynących z Brukseli i Berlina).

Aktualnie obowiązujący w Polsce (i wielu innych krajach) system oświaty stanowi kontynuację XIX-wiecznego modelu pruskiego Kulturkampfu, który próbowano narzucić społeczeństwu za pomocą scentralizowanego, odgórnego i przymusowego systemu szkolnictwa. Wszystkie dzieci miały spełniać jednakowe standardy i wytyczne, aby być w przyszłości dobrymi Niemcami, protestantami, urzędnikami i żołnierzami. Podobnie jest dzisiaj. Jak zaznaczyło MEN, centralny i obowiązkowy system edukacji istnieje gdyż „nie wszyscy członkowie społeczności kierują się jednym, uniwersalnym wzorcem ideowym” (czyli np. rodzice katolicy, którzy nie chcą, aby ich dzieci były „edukowane zdrowotnie” poprzez oswajanie z masturbacją i rozwiązłością seksualną).

Jak przyznało ministerstwo, niemożliwa jest równoległa lub alternatywna ścieżka kształcenia dziecka niż to, do czego prawnie zmuszeni są uczniowie w ramach ustalonego przez polityków i urzędników systemu edukacji.

Oto dorobek 35 lat „wolnej Polski” pod postacią III RP – nie mogą istnieć szkoły niezależne od rządu, ministerstwa, kuratoriów i aktualnej polityki partyjnej.

Tej cywilizacyjnej odpowiedzi udzieliło ministerstwo kierowane przez Barbarę Nowacką, czyli jeden z resortów rządu Donalda Tuska. Narracja MEN wyraża przy tym ciągłość myślenia o nauczaniu i oświacie od PRL przez wszystkie dotychczasowe rządy po 1989 roku. Były i są one zgodne co do tego, że filarem edukacji ma być państwowe, przymusowe i etatystyczne szkolnictwo. Warto w tym momencie przypomnieć, że poprzedni rząd PiS prześladował placówki wspierające rodziny w edukacji domowej, przeforsował „edukację włączającą” oraz szereg innych działań, które pogłębiły etatyzm i centralizm.

W momencie pisania tych słów (październik 2025 r.) wiele wskazuje na to, że w kolejnych wyborach parlamentarnych dojdzie do zmiany władzy. Patrząc na obietnice wyborcze większości prawicowych i katolickich polityków aktualnej opozycji widać, że chcą oni utrzymania systemu oświaty w obecnej formie (socjalizm, centralizm, etatyzm, przymus, biurokracja, kontrola). Proponowane przez nich zmiany w ogóle nie dotyczą zaś kwestii istotowych i najbardziej fundamentalnych, tylko trzeciorzędnych przypadłości – takich jak treści podręczników lub liczby godzin takich czy innych przedmiotów.

Podsumowując – wbrew pozorom, nie o edukację domową w tym wszystkim chodzi. Jeżeli nie masz, Czytelniku prawa do tego, aby samodzielnie uczyć i wychowywać własne dzieci we własnym domu według własnych standardów, to znaczy, że Twoje prawa rodzicielskie de facto nie istnieją i zostały Ci odebrane.

Zaciskanie pętli wokół edukacji domowej to po prostu część domykania całego systemu nauczania w Polsce zgodnie z wytycznymi płynącymi z Zachodu, gdzie rewolucja oświatowa, społeczna i kulturowa zaszła już o wiele dalej niż u nas. Docelowo edukacja domowa ma być w Polsce zakazana (podobnie jak jest np. w Niemczech), przymus szkolny ma zostać wzmocniony (np. ograniczenie liczby dopuszczalnych nieobecności, o czym od dawna mówi resort Nowackiej), tak zwana edukacja seksualna ma być przedmiotem obowiązkowym i ocenianym, a wszystkie szkoły mają zmienić się w przechowalnie dzieci i młodzieży z daleka od własnych rodzin w celu indoktrynacji i demoralizacji młodego pokolenia Polaków.

Aktualny system nie służy dobru dzieci. Służy wyszarpaniu ich spod wpływu rodziców – przede wszystkim wpływu moralnego i wychowawczego. Ograniczanie edukacji domowej oraz pogłębianie tzw. reform w szkolnictwie ma to zrywanie więzów rodzinnych i międzypokoleniowych jeszcze bardziej nasilić.

Co w tej sytuacji robić?

Konieczna jest walka o niezależność edukacji i swobodę wychowania dzieci. Kluczowe punkty w tej walce to:

– zniesienie przymusu szkolnego, czyli wstępu do totalitarnej indoktrynacji i inwigilacji rodzin,

– likwidacja MEN i kuratoriów oświaty oraz nadzoru urzędników i polityków nad szkołami,

– umożliwienie Polakom swobodnego tworzenia szkół niezależnych od aktualnej władzy politycznej.

Ta walka to długofalowa praca cywilizacyjna, prawna, ustrojowa i społeczna, którą należy prowadzić dwutorowo:

1) Na poziomie rodziców – poprzez budowanie świadomości, przebudzenie sumień i mobilizowanie Polaków do tego, aby przejęli osobistą odpowiedzialność za wychowanie własnych dzieci. Aby aktywnie zaangażowali się w życie szkół (obecnie wielu rodziców nawet w szkołach katolickich tego nie robi). Aby tworzyli własne, liczne szkoły prywatne, odpowiadające katolickim celom wychowawczym i edukacyjnym (i aby były to szkoły prawdziwie katolickie „z ducha”, a nie tylko z szyldu i nazwy). Aby wspierali się w edukacji domowej tam, gdzie to możliwe. Aby budowali środowisko lokalne w swoim miejscu zamieszkania, które sprzyja wychowaniu dzieci (organizacje społeczne, inicjatywy, sport, harcerstwo, budująca rozrywka itp.)

2) Na poziomie politycznym – każdy program polityczny, który umacnia lub cementuje istniejący centralizm oświaty oraz nadzór polityków i urzędników nad szkołami, rodzinami i uczniami, powinien być co do zasady odrzucony przez środowiska katolickie, prawicowe i wolnościowe.

Konieczna jest przy tym wytężona praca mediów i środowisk społecznych, aby Polacy nie dawali się nabrać na kolejne obietnice wyborcze przewidujące naprawę edukacji polegającą na wymianie aktualnego ministra na bardziej „naszego”, pozmienianiu detali w treści podręczników szkolnych czy zwiększeniu godzin lekcyjnych „patriotycznych” przedmiotów. Taka „naprawa” to w swojej istocie nic innego jak pudrowanie trupa i „socjalizm z ludzką twarzą”, który w żaden sposób nie może przyczynić się do realnej zmiany społecznej i odwrócenia „wielkiej zmiany cywilizacyjnej”.

Należy również publicznie rozliczać polityków z tego, na ile gdy sprawują władzę lub urząd przyczynili się do uwolnienia edukacji, zmniejszenia biurokracji i ograniczenia kontroli państwa nad szkołami, rodzinami i uczniami. Rozliczać z tego, jak wiele wolności w zakresie wychowania, edukacji i nauczania politycy przywrócili rodzinom w trakcie swojej kadencji. Jeżeli nie przywrócili – czerwona kartka.

Jak trafnie zauważył niedawno na łamach pisma „Polonia Christiana” dr Jakub Majewski, do pewnej próby postawienia swojego rodzaju Pacta Conventa, pewnych bardzo ogólnych warunków politykom prawicy, doszło w Polsce przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w ramach tzw. deklaracji toruńskiej. Historycznie, jak przypomniał dr Majewski:

„pacta conventa to dokumenty specyficzne dla polskiego ustroju, w którym szlachta decydowała o wyborze króla i w związku z tym mogła od niego oczekiwać spełnienia takich czy innych żądań”.

Stwórzmy więc takie Pacta Conventa w zakresie edukacji. Niech warunkiem poparcia dla danego polityka lub partii będzie obietnica uwolnienia edukacji spod ścisłego nadzoru ministrów, urzędników i biurokratów oraz umożliwienia Polakom tworzenia niezależnych szkół i swobody edukacji domowej.

A po wyborach – rozliczenie z tych obietnic. Szczegóły takiego „paktu” niech staną się przedmiotem debaty społecznej na prawicy. Da to nadzieję na przywrócenie choćby minimum wymagalności od klasy politycznej oraz odzyskania przez Polaków wolności w zakresie edukacji i wychowania własnych dzieci.

Marcin Musiał

Gorszący spektakl w Watykanie. Wikariusz Chrystusa przyjmuje szefa schizmatyków – króla-rozwodnika i jego konkubinę…

Gorszący spektakl w Watykanie. Wikariusz Chrystusa i szef schizmatyków – król-rozwodnik…

https://pch24.pl/chmielewski-gorszacy-spektakl-w-watykanie-wikariusz-chrystusa-i-rozwiedziony-szef-schizmatykow

(PAP/EPA/ANGELO CARCONI)

Ekumenizm przybiera w Kościele katolickim coraz bardziej kuriozalne oblicza. Do Watykanu przybył król Anglii, Karol III – w momencie największego chyba upadku wspólnoty anglikańskiej. 

Schizmy anglikańskiej być może nie byłoby, gdyby nie kwestia rozwodu. Henryk VIII poprosił papieża o dyspensę na małżeństwo pomimo faktu zawarcia małżeństwa już wcześniej. Król takiej zgody oczywiście nie otrzymał i w efekcie wypowiedział Rzymowi posłuszeństwo. Został w efekcie ekskomunikowany – ostatecznie, wszystko zaczęło się właśnie od sprawy rozwodu…

Od tego czasu angielski król, stojący formalnie na czele schizmatyckiej wspólnoty anglikańskiej, nie gościł u Ojca Świętego. Teraz zmieniło się to wraz z wizytą króla Karola III.

Problem w tym, że Karol III wziął ze sobą… Kamilę, swoją „drugą żonę”. W 1996 roku Karol rozwiódł się z Dianą. Diana zmarła w 1997 roku; ale nowa „żona” Karola III też miała wcześniej męża… Można byłoby powiedzieć, że przyjazd akurat tego króla do papieża jest swoistym chichotem historii – gdyby nie fakt, że nie chodzi tu o ślepy los, ale ludzkie decyzje. Tak właśnie wygląda dziś ekumenizm.

A przecież na tym jeszcze nie koniec. Wizyta zwierzchnika tzw. Kościoła Anglii w Rzymie odbywa się krótko po ogłoszeniu, że najważniejszą „duchowną” pozycję w anglikanizmie będzie mieć kobieta, pani Sarah Mullally. Niedawno mianowano ją tzw. „arcybiskupem Canterbury”.

W odpowiedzi na tę decyzję około 80 proc. anglikanów na świecie zerwało z Londynem, uznając, że Anglicy odeszli od biblijnej tradycji. Kościół katolicki nie uznaje sukcesji apostolskiej u anglikanów, co ogłosił papież Leon XIII w 1896 roku; niemniej jednak powierzenie urzędu tzw. arcybiskupa Canterbury właśnie pani Mullally dość jasno pokazuje, że dialog ekumeniczny z anglikanami nie skończy się żadną jednością. Trzeba pamiętać, że Mullally demonstrowała też swoją przychylność wobec legalnej aborcji. Poparła też w roku 2023 zgodę na błogosławienie pseudo-małżeństw homoseksualnych w ramach anglikańskiej liturgii.

Leon XIV spotkał się zatem z dawniej rozwiedzionym królem Anglii w momencie, w którym anglikanie znajdują się nieledwie na samym dnie gdy idzie o ich zerwanie z katolicką tradycją. Sama Sarah Mullally nie towarzyszyła królowi, bo formalnie obejmie urząd w Canterbury dopiero w przyszłym roku. Był za to tzw. arcybiskup Yorku, Stephen Cottrell – zresztą wielki zwolennik osadzenia w Canterbury właśnie pani Mullally.

Z okazji wizyty króla Karola zorganizowano wspólne katolicko-anglikańskie nabożeństwo w Kaplicy Sykstyńskiej. Na jednym tronie siedział biskup Rzymu, papież, Wikariusz Chrystusa, najwyższy zwierzchnik autentycznego Kościoła Chrystusowego. Na drugim – król schizmatyckiej Anglii i przywódca heretyckiego pseudo-kościoła, wraz ze swoją nieprawowitą żoną. Powiedziałoby się: gorszące, i to jak gorszące! Ale czy nas coś jeszcze dziś gorszy?…

Paweł Chmielewski

W Cieszynie Policja rozbiła Publiczny Różaniec o zatrzymanie aborcji i aresztowała baner prolife.

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

W Cieszynie Policja rozbiła Publiczny Różaniec o zatrzymanie aborcji i aresztowała baner prolife. To była przemoc i represje wobec spokojnych, modlących się ludzi.

Cieszyn to szczególne miasto. Przebiega przez nie granica między Polską a Czechami. Środowiska aborcyjne chwalą się, ze właśnie tamtędy przewożą ciężarne kobiety na aborcję w klinikach po drugiej stronie granicy. Niektóre z tych kliniki są specjalnie dedykowane klientkom z naszego kraju – personel mówi po polsku, a reklamy placówek wyświetlają się w Internecie na terenie Polski.

Jednak Policja przymyka oczy na ich morderczą działalność.

Zareagowała natomiast na modlitwę i zdjęcie z aborcji.

Wolno dokonywać, nie wolno pokazywać skutków – to filozofia, jaka przyświeca dziś organom ścigania. Przestępcy, którzy łamią prawo i mordują polskie dzieci – mogą spać spokojnie. A ludzie, którzy wołają do Boga o zakończenie zbrodni i ostrzegają innych, jak wygląda dziecko po aborcji – są traktowani jak niebezpieczni kryminaliści.

Szanowny Panie,

Aborcjoniści z pewnością chcieliby, aby miasta takie jak Cieszyn – punkt tranzytu matek na aborcję za granicą – stały się czymś w rodzaju strefy buforowej. Strefy takie istnieją już w tej chwili w Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Francji, do niedawna były także ostro egzekwowane w niektórych stanach USA.

W strefach tych – w odległości 100-200 metrów od ośrodków aborcyjnych – nie wolno prowadzić żadnych działań prolife – pokazywać zdjęć, modlić się, wywieszać plakatów, w żaden sposób nie wolno zniechęcać do aborcji.

W Szkocji lokalne władze posunęły się nawet do tego, że wysłały specjalne pismo właścicielom nieruchomości położonych w pobliżu klinik. W piśmie tym informowały, że zakaz aktywności w obronie życia dotyczy także posesji prywatnych – dróg wewnętrznych, przydomowych ogródków, balkonów, płotów, a nawet klatek schodowych, strychów, dachów, wnętrz mieszkań i domów.

Czy wyobraża Pan sobie, że ktoś wysyła Panu pismo z informacją, że we własnym domu nie może Pan modlić się w obronie życia, bo czynność ta może być uznana za zniechęcanie do zamordowania dziecka…???

A jednak strefy buforowe – bez obrońców życia, bez zdjęć z aborcji i bez modlitw za dzieci – to marzenie zwolenników zabijania, także w Polsce. Obecny rząd wyjątkowo sprzyja mordercom, zatem akcja Policji w Cieszynie mogła być po prostu odgórnie zlecona.

Nie ma jednak naszej zgody na cenzurę, nie ma zgody na strefy buforowe, które mają chronić aborcyjne mafie i pomagać im zbierać krwawe żniwo.

Będziemy w Cieszynie kolejny raz – w kolejną III sobotę miesiąca, czyli 15 listopada, punktualnie o 12:00 przy ul. Głębokiej – dokładnie tam, gdzie poprzednio. Ludzie muszą zobaczyć, że zbrodnia jest zbrodnią, tylko w taki sposób można uświadomić im, jak strasznie cierpią dzieci.

Idziemy prosto i trwamy – jak zawsze – na pierwszej linii.

Serdecznie Pana pozdrawiam,

Krzysztof KasprzakKrzysztof Kasprzak
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Wiem, że zdjęcia z aborcji niepokoją aborterów. Oni chcą, żeby ludzie myśleli, że aborcja jest ok. Nie da się mówić „to jest ok” pod zdjęciem martwego dziecka. Dlatego działamy.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

Robert Bąkiewicz odpowiada na atak: Kosy na sztorc!

Robert Bąkiewicz odpowiada na atak: Kosy na sztorc!

23.10.2025 tysol/robert-bakiewicz-odpowiada-na-atak-kosy-na-sztorc

Robert Bąkiewicz zareagował na atak ze strony m.in. premiera Donalda Tuska i jego ministrów Radosława Sikorskiego oraz Marcina Kierwińskiego. „Cała lewacka szczujnia ruszyła z bezpardonowym atakiem” — napisał na platformie X lider Ruchu Obrony Granic.

Robert Bąkiewicz podczas wiecu PiS 11 października 2025 r.  Robert Bąkiewicz odpowiada na atak: Kosy na sztorc!

Robert Bąkiewicz podczas wiecu PiS 11 października 2025 r. / PAP/Radek Pietruszka


Wystąpienie Roberta Bąkiewicza na wiecu PiS 

Sprawa dotyczy wiecu PiS z 11 października, kiedy protestowano przeciwko nielegalnej migracji. Głos zabrał wówczas również zaproszony Robert Bąkiewicz. — Nie bójcie się prokuratur, sądów, ci ludzie zapłacą za to cenę. I ta droga na Grunwald musi być taka, że sprawiedliwość musi zapaść, że te chwasty trzeba z polskiej ziemi powyrywać i napalm na tę ziemię rzucać, żeby nigdy nie odrosły — powiedział.

Rzucił też hasło „kosy na sztorc!”.

Sikorski: „Faszysta używa faszystowskiego języka” 

Radosław Sikorski, autor m.in. słynnego stwierdzenia o „dożynaniu watahy”, komentował wówczas: „Nie dziwi mnie to, że faszysta używa faszystowskiego języka. Dziwi tylko to, że trybunę udostępnia mu główna partia opozycyjna”.

Szef MSWiA Marcin Kierwiński nazwał wystąpienie „nienawistnym” i poinformował o reakcji prokuratury, która z urzędu podjęła czynności.

Natomiast premier Donald Tusk powiązał nawet wypowiedź Bąkiewicza z próbą podpalenia budynku z siedzibą PO.

Bąkiewicz: „Uderz w stół, a nożyce się odezwą”

Robert Bąkiewicz odniósł się do opinii członków rządu.

„Uderz w stół, a nożyce się odezwą” — mówi przysłowie. Gdy powiedziałem, że chwasty trzeba powyrywać z polskiej ziemi i nie dopuścić do ich powrotu („napalm rzucić…”), cała lewacka szczujnia ruszyła z bezpardonowym atakiem. Na czele tej nagonki stanęli naczelni hejterzy — Donald Tusk i, jak zwykle niezbyt trzeźwy, Marcin Kierwiński — a ich bezmyślni wyznawcy zawtórowali wyciem pełnym oburzenia. – napisał na platformie X.

Wytknął przy tym wcześniejsze określenia oburzonego premiera i jego ministrów.

„Oczywiście, co innego, gdy mowę ‚miłości’ wygłaszał Tusk, mówiąc o wieszaniu, albo inny arbiter elegancji, Sikorski, wzywający do ‚wyrzynania watahy’ — nie mówiąc już o ‚humanitarnym’ strząsaniu szarańczy czy ‚medycznym’ pokonaniu sepsy przez Owsika. Ton dyskursu publicznego nadają ‚sześćdziesięciolatkowie’ — zawsze ‚młodzi, wykształceni, z wielkich miast’. To oni przekształcili język debaty w bełkot meneli. Ważne, by z odpowiednim namaszczeniem wyrażać potępienia dla tych, którzy mają być potępieni, i wygłaszać pochwały wobec samych siebie”. 

„Powiedziałem bez owijania w bawełnę”

Robert Bąkiewicz wyjaśniał następnie zdecydowany ton swojej wypowiedzi z 11 października.

„Powiedziałem wprost — bez owijania w bawełnę — że król jest nagi, bo dziś Polska, tak jak w I Rzeczypospolitej, jest rozkładana od środka przez ludzi działających na rzecz obcych interesów. Wtedy jurgieltnicy i konfederaci nie ponieśli konsekwencji, a ich zdrada otworzyła drogę do rozbiorów i upadku państwa. Dziś musi być inaczej. Obecni zaprzańcy — politycy, część elit akademickich, medialnych i samorządowych — osłabiają naród, rozkładają państwo od środka i wyprzedają jego suwerenność”.

— podkreślił i dodał, że „to nie są abstrakcje, ale konkretni ludzie”.

„Niszczą naszą moralną i kulturową spójność, blokują strategiczne inwestycje, bronią zdegenerowanych sędziów, niszczą polski kod kulturowy w edukacji, pozbawiają młodzież dzieł kształtujących tożsamość narodową, odbudowują niemiecką narrację na ziemiach odzyskanych, podkopują fundamenty bezpieczeństwa Polski, promują postawy sprzeczne z naszą tradycją i przykładają rękę do demograficznej katastrofy naszego narodu. Tak jak w epoce saskiej państwo trawiła zdrada i sprzedajność, tak dziś mamy nowych kolaborantów. Tym razem jednak muszą ponieść odpowiedzialność. Historia nie może się powtórzyć”. — zaznaczył lider ROG.

„Każdy naród ma prawo nazywać zło złem”

Bąkiewicz podkreślił, że „każdy naród ma prawo się bronić. Ma prawo nazywać zło złem i dobro dobrem”.

Mamy obowiązek przeciwstawiać się działaniom, które godzą w naszą tożsamość, kulturę, wiarę i suwerenność. Dziś w Polsce zło rozpleniło się niczym chwasty — jeśli nie staniemy do walki, scenariusz z końca XVIII wieku z pewnością się powtórzy. Należy więc w sposób dobitny atakować zdradzieckie postawy i stosowanie mocnych metafor jest jak najbardziej na miejscu”.

„Kosy na sztorc!”

„Nie dajmy się zastraszyć! Działajmy w sposób godziwy, lecz odważny — nie obawiajmy się słów, które jasno opisują rzeczywistość. Miejmy w sobie siłę, męstwo i determinację w działaniu! Kosy na sztorc!” — podsumował Robert Bąkiewicz.

Jak wymiera Ukraina.

Te straszne dane są jeszcze przed wojną… obecnych danych nie mam, ale są one jeszcze zdecydowanie gorsze. Może ktoś znajdzie? Nie „oceny”, lecz dane wiarygodne.

==================

W 2021 r., jeszcze przed obecną fazą inwazji, sytuacja demograficzna Ukrainy była na tyle kryzysowa, że ONZ uznała kraj za jednego ze światowych liderów pod względem tempa spadku liczby ludności. Ukraińska populacja wykazuje tendencję malejącą od 1990 r., która wynika z wieloletniego ujemnego przyrostu naturalnego (śmiertelności znacznie przewyższającej rozrodczość) oraz z ogromnej skali migracji zarobkowej. W 1995 r. współczynnik przyrostu naturalnego (różnica między liczbą urodzeń i liczbą zgonów w stosunku do liczby ludności) wyniósł -5,8%, w 2000 – -7,6%, w 2005 – -7,6%, w 2010 – -4,4%, w 2015 – -4,2%, a w 2019 – -6,6% (dane Państwowej Służby Statystyki Ukrainy[3]). W 2021 r. ubytek ludności sięgnął 442 tys.[4], a w styczniu 2022 r. na 100 zgonów przypadło jedynie 39 narodzeń.

[to wyjątki z artykułu z 2023 roku: https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/komentarze-osw/2023-07-11/ukraina-w-obliczu-katastrofy-demograficznej

USA odrzuciły opłatę klimatyczną za żeglugę i wywierają presję na UE ws. kontrowersyjnej [tj. idiotycznej] dyrektywy

USA odrzuciły opłatę klimatyczną za żeglugę i wywierają presję na UE ws. kontrowersyjnej dyrektywy CSDDD

23.10.2025 https://www.tysol.pl/a148292-usa-odrzucily-oplate-klimatyczna-za-zegluge-i-wywieraja-presje-na-ue-ws-kontrowersyjnej-dyrektywy-csddd

Administracja Trumpa zwiększa presję na Unię Europejską, aby uchyliła lub zreformowała rozporządzenie w sprawie zanieczyszczenia gazami cieplarnianymi przez korporacje – poinformował portal Politico. Wcześniej podobne stanowisko zajął Katar. Powodem jest unijna dyrektywa CSDDD, która narzuca firmom obowiązek wdrażania planów klimatycznych.

Stało się to niecały tydzień po tym, jak Stany Zjednoczone odniosły zaskakujące zwycięstwo nad proponowaną przez ONZ opłatą klimatyczną za żeglugę. Jeden z członków gabinetu Trumpa opisał to w środę jako lobbing „wszystkie ręce na pokład”.

Nie będzie zerowej emisji?

Państwa członkowskie Międzynarodowej Organizacji Morskiej (IMO) zgodziły się w 2023 r., że do około 2050 r. branża żeglugowa osiągnie zerową emisję netto – usuwając z atmosfery tyle gazu cieplarnianego, ile emituje.

Jednym ze środków zaproponowanych w ramach tego projektu był podatek od zanieczyszczenia klimatu przez przemysł. Branża żeglugowa wpłaciłaby podatek do funduszu utworzonego przez IMO, aby zachęcić do redukcji emisji i zebrać fundusze na działania klimatyczne. Kraje członkowskie IMO zatwierdziły podatek na chaotycznym kwietniowym spotkaniu, z którego Stany Zjednoczone zrezygnowały w połowie. Rozmowy październikowe miały na celu jego formalne przyjęcie.

Chociaż podatek poparli liczni członkowie, w tym Unia Europejska, Brazylia i małe państwa wyspiarskie, takie jak Vanuatu, kraje produkujące ropę naftową, w tym Stany Zjednoczone i Arabia Saudyjska, zdecydowanie się mu sprzeciwiły.

Administracja Trumpa przez tygodnie wzywała kraje do odrzucenia głosowania, przekonując, że Stany Zjednoczone „nie będą tolerować żadnych działań zwiększających koszty dla naszych obywateli, dostawców energii, przedsiębiorstw żeglugowych i ich klientów lub turystów”.

W piątek, dzięki naciskom ze strony USA, udało się udaremnić propozycję Międzynarodowej Organizacji Morskiej ONZ dotyczącą nałożenia pierwszego światowego podatku na zanieczyszczenie klimatu pochodzące z żeglugi. Powszechnie oczekiwano, że organ morski przyjmie opłatę za żeglugę na posiedzeniu w Londynie, ale zamiast tego odroczył inicjatywę o co najmniej rok.

Inni petrogiganci, Rosja i Arabia Saudyjska, lobbowali za przerwą, a członkowie UE, Grecja i Cypr, pomogli w tych wysiłkach, wstrzymując się od głosu końcowego.

Skutkiem byłby wzrost cen

Departament Energii USA przyłączył się do rządu Kataru, ostrzegając UE, że ryzykuje wyższymi cenami „krytycznych dostaw energii”, jeśli nie zmieni lub nie usunie dyrektywy w sprawie należytej staranności w zakresie zrównoważonego rozwoju przedsiębiorstw.

Jako sojusznicy i przyjaciele UE szczerze wierzymy, że CSDDD wyrządzi znaczne szkody UE i jej obywatelom, gdyż doprowadzi do wzrostu cen energii i innych towarów oraz będzie miało mrożący wpływ na inwestycje i handel

– oświadczyli departament i Katarczycy w otwartym liście wysłanym w środę do głów państw europejskich i członków UE.

Podczas późniejszej konferencji prasowej rzecznik Komisji Europejskiej Markus Lammert odmówił omówienia negocjacji Parlamentu Europejskiego w sprawie dyrektywy klimatycznej.

USA mówią o sukcesie

Amerykański sekretarz ds. energii Chris Wright i sekretarz ds. rolnictwa Brooke Rollins poinformowali w środę o presji, jaką wywarli, aby zablokować opłatę morską. Wright powiedział, że zadzwonił do 20 krajów, podczas gdy Rollins zajmowała się takimi krajami jak Jamajka, co określiła jako wysiłek „wszystkich rąk na pokładzie”. Wright powiedział, że w wysiłkach uczestniczyli także sekretarz handlu Howard Lutnick i sekretarz stanu Marco Rubio.

Wright dodał, że osobiście napisał wiadomość na Truth Social, którą Trump opublikował w noc poprzedzającą głosowanie, w której prezydent ostrzegł, że „Stany Zjednoczone NIE będą tolerować tego globalnego, zielonego nowego podatku od oszustw w żegludze”.

To zwycięstwo nie tylko Ameryki, to zwycięstwo świata – ocenił Wright.

UE nie zmieni polityki klimatycznej

UE już zapowiedziała, że nie zrezygnuje ze swojej dyrektywy klimatycznej dla przedsiębiorstw, choć może znieść przepis o odpowiedzialności cywilnej, aby uprościć prawo. Jednak rewizja dyrektywy stanowiła wyzwanie dla Europy, ponieważ prawodawcy są podzieleni co do tego, w jakim stopniu wycofać obowiązki przedsiębiorstw w zakresie sprawozdawczości na temat zrównoważonego rozwoju.

Zasada, którą UE wprowadziła w życie w zeszłym roku, ale która nadal musi zostać przyjęta przez państwa członkowskie, wymagałaby od przedsiębiorstw identyfikowania negatywnych skutków swoich działań w Europie i poza nią oraz zajmowania się nimi.

Rządy państw członkowskich UE są w sprawie dyrektywy CSDDD podzielone.

Niedziela: Siedlce – Msza święta i Pokutny Marsz Różańcowy za Ojczyznę

26.10.2025 Siedlce – Msza święta i Pokutny Marsz Różańcowy za Ojczyznę

21/10/2025 antyk2013

Niech Będzie Pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica.
      Zapraszamy 26 października, niedziela, na 108 Pokutny Marsz Różańcowy ulicami Siedlec w intencji naszej kochanej Ojczyzny – Polski. Zaczynamy o godzinie 14:00, pod Pomnikiem Św. Jana Pawła II. Msza Święta w intencji Ojczyzny zostanie odprawiona w katedrze siedleckiej o godzinie 16:00. Uwielbiając Boga w Trójcy Świętej Jedynego, modlimy się razem z Maryją Królową Polski, o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu. Szczegóły na plakacie.

Z Panem Bogiem,

Andrzej Woroszyło

Piątek: Bielsko-Biała – Msza święta i Różańcowy Szturm do Nieba za Ojczyznę

24.10.2025 Bielsko-Biała – Msza święta i Różańcowy Szturm do Nieba za Ojczyznę

23/10/2025 antyk2013

Nasze Różańce święte uratują Polskę!

Zapraszamy do różańcowego szturmu modlitewnego za Kościół, naszą Ojczyznę i nasze rodziny – od godz.15.00 do Parafii Matki Boskiej Królowej Świata (Lasek Cygański).

Tylko modląc się na Różańcu Świętym i poprzez POKUTĘ możemy wybłagać tryumf Niepokalanego Serca Maryi Panny w Kościele, w Polsce, w naszych rodzinach i na całym świecie

Share