Putin był gotowy zakończyć wojnę, wszystko było ustalone. “Die Welt” ujawnia “sensacyjny” dokument.

Putin był gotowy zakończyć wojnę, wszystko było ustalone. Niemiecka gazeta ujawnia sensacyjny dokument


[Wziąłem w cudzysłów “sensacyjny”, bo to było wiadome od początku. M. Dakowski]

==============================

dziennik.pl/putin-byl-gotowy-zakonczyc-wojne-wszystko-bylo-ustalone

Porozumienie o pokoju mogło zostać zawarte kilka tygodni po rozpoczęciu wojny w Ukrainie. – To była najlepsza umowa, jaką mogliśmy zawrzeć – mówi teraz w rozmowie z “Die Welt” członek ukraińskiej delegacji, który brał udział w negocjacjach.

Ujawniony przez “Die Welt” projekt traktatu pokojowego, zawiera na 17 stronach zapisy warunków zawarcia pokoju. Jedynym z nich było to, że Ukraina nie wstąpi do NATO. Kolejne mówiły o tym, że Ukraina ma nie produkować ani nie kupować” broni nuklearnej, nie wpuszczać obcej broni i żołnierzy do kraju.

Według dziennika tylko kilka kwestii pozostało nierozstrzygniętych, miały one zostać omówione osobiście na szczycie przez prezydenta Rosji Władimira Putina i prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, ale do szczytu nie doszło.

W odpowiedzi Rosja obiecała, że ​​zakończy wojnę w Ukrainie i zgodziła się, aby Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja, Chiny i sama Rosja zapewniły Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa. Nie zgodziła się jednak wycofać z Krymu i części Donbasu.

“To była najlepsza umowa, jaką mogliśmy zawrzeć”

Czy Ukraina żałuje, że nie doszło do porozumienia?

To była najlepsza umowa, jaką mogliśmy zawrzeć – mówi teraz w rozmowie z “Die Welt” członek ukraińskiej delegacji, który chce zachować anonimowość.

Teraz Ukraina ponosi straty. “Patrząc wstecz, możemy powiedzieć, że Ukraina miała wtedy silniejszą pozycję negocjacyjną niż obecnie.

Gdyby wojna zakończyła się około dwa miesiące po jej rozpoczęciu, uratowałoby to życie niezliczonych istnień ludzkich” – pisze “Die Welt”.

Fatalne wpływy kosmiczne lub niemieckie

Fatalne wpływy kosmiczne lub niemieckie

  27 kwietnia 2024 Stanisław Michalkiewicz oj, fatalne…

Rosyjski historyk Lew Gumilow twierdził, że przyczyną „pasjonarności”, jakiej od czasu do czasu ulegają rozmaite narody, są wpływy kosmiczne. Że zjawiska kosmiczne mają wpływ na ludzi, to wydaje się oczywiste. Nie mam na myśli astrologii, bo to szamaństwo – ale weźmy np. takie kobiety, których niektóre funkcje życiowe najwyraźniej pozostają pod wpływem Księżyca. A przecież byłoby dziwne, gdyby wpływy kosmiczne manifestowały się tylko w ten sposób. Możliwe, że właśnie one są też przyczyną „pasjonarnosci”, o której mówił Lew Gumilow, tylko ani nie zdajemy sobie z tego sprawy, ani też nie wyobrażamy sobie sposobu, w jaki zjawiska kosmiczne na „pasjonarność” wpływają.

Na przykład „wiatr słoneczny”, czyli strumień korpuskularnego promieniowania, który dzień i noc bombarduje Ziemię z różnym zresztą nasileniem? Jest on hamowany przez magnetyczną osłonę naszej planety, bo w przeciwnym razie promieniowanie to zabiłoby życie na Ziemi, ale przecież część wiatru słonecznego do Ziemi dociera i z pewnością wywołuje rozmaite następstwa z „pasjonarnością” włącznie. Na przykład – czy wiatr słoneczny nie był przypadkiem przyczyną, dla której Niemcy w latach 30-tych i 40-tych tak zafascynowali się Adolfem Hitlerem? Historycy dopatrują się co prawda innych przyczyn, jak np. traktat wersalski – ale czy traktat wersalski mógłby wywołać aż takie skutki i to nie tylko w Niemczech, ale i w Rosji, gdzie z kolei miliony ludzi zafascynowały się gromadką Żydów, z Włodzimierzem Eljaszewiczem Ulianowem, znanym jako „Lenin”, którego matka pochodziła od jakiegoś żydowskiego handełesa ze Starokonstantynowa na Wołyniu, czy Lejbuszem Bronsteinem, znanym jako „Lew Trocki”? Przecież traktat wersalski dotyczył całej Europy, ale zwariowali tylko Niemcy i Rosjanie, a poza tym ci ostatni popadli w obłęd zanim jeszcze doszło do konferencji wersalskiej, więc przyczyny mogą być całkiem inne.

W dodatku wszystko wskazuje na to, że jakiekolwiek by te przyczyny nie były, to – przynajmniej w stosunku do Niemców – wcale nie ustały. Przeciwnie – po pewnym okresie braku aktywności, zaktywizowały się na nowo. Objawiło się to w postaci niewątpliwego obłędu podczas tak zwanego kryzysu migracyjnego, kiedy to z inicjatywy Naszej Złotej Pani, która musiała paść ofiarą tej przypadłości jako pierwsza, bo nie tylko kazała witać miglanców chlebem, solą i kwiatami, ale w dodatku chciała ten swój obłęd narzucić innym europejskim narodom. Jak zauważył Izaak Newton, każda akcja wywołuje reakcję skierowaną w stronę przeciwną, więc w następstwie obłędu, jakiemu uległa Nasza Złota Pani, w Niemczech pojawiła się reakcja w postaci Alternatywy dla Niemiec, którą Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen uznała – obok Konfederacji – za ugrupowanie szkodliwe z punktu widzenia budowy IV Rzeszy.

Ale incydent z miglancami był – jak się okazało – zaledwie wstępem do objawienia się innych form obłędu, zgodnie zresztą ze spostrzeżeniem Rosjan, którzy twierdzą, że każdy durak po swojemu s uma schodit [Каждый дурак по-своему с ума сходит] , co się wykłada, że każdy wariat wariuje na swój sposób. O ile jedni Niemcy zaczęli popadać w wariactwa polityczne, na przykład w postaci klimatyzmu, to z kolei inni powariowali na tle seksualnym. Klimatyzm polega na dopuszczeniu sobie przez wariata do głowy, że klimat zmienia się z powodów antropogenicznych, to znaczy – spowodowanych działalnością ludzi, w związku z tym ludzie powinni im zapobiegać. No i próbują – co właśnie doprowadziło do potężnej powodzi w Dubaju, gdzie jacyś wariaci postanowili „zasiewać chmury”, to znaczy – gwoli sprowadzenia deszczu traktować je jakimiś chemikaliami – co doprowadziło do katastrofy. Teraz oczywiście wszyscy zaprzeczają, jakoby zasiewanie chmur miało miejsce, ale właśnie to utwierdza nas w przekonaniu, że jednak wariaci musieli dojść do głosu.

Znowu okazało się, że „wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie”, zwłaszcza gdy zarazi obłędem jakiegoś dygnitarza. Z kolei przewielebne duchowieństwo Kościoła katolickiego w Niemczech najwyraźniej popadło w obłęd na tle seksualnym. Objawy występują już od dłuższego czasu, ale ostatnio doszło do incydentu, który powinien spowodować interwencję infirmerów. Oto w katedrze św. Piotra w Trewirze, tamtejszy biskup Stefan Akcerman, w towarzystwie pastorów protestanckich odprawił – jeśli można tak nazwać tę liturgię – nabożeństwo promujące rozmaite seksualne dewiacje, jako rzekomo są miłe Stwórcy Wszechświata.

Celebransi na razie wstrzymali się od spółkowania na ołtarzu czy na jego stopniach, ale sytuacja jest rozwojowa, więc pewnie doczekamy się wszystkiego, zwłaszcza gdy obłęd będzie narastał, a wśród przewielebnego duchowieństwa, w charakterze biskupek czy diakonis pojawią się damy. Zresztą rewolucyjna teoria do tej rewolucyjnej praktyki została przygotowana już zawczasu przez Wiktora Emanuela kardynała Fernandeza, który zajął się mistyką płciową, to znaczy – sposobami doświadczania obecności Stwórcy Wszechświata przy pomocy orgazmu. Słowem – będzie się działo – a jestem pewien, że gwoli doświadczenia takich mistycznych odlotów, w kościołach zaroi się również od osób niewierzących, więc przynajmniej ten cel duszpasterski zostanie osiągnięty.

Wspominam o tym, bo po podmiance, jaką za pozwoleniem Naszego Najważniejszego Sojusznika, 15 października ub. roku na pozycji lidera sceny politycznej przeprowadzili u nas Niemcy, pojawiły się symptomy zakażenia obłędem. Oczywiście na pierwszy ogień poszły najbardziej podatne na wariactwo, najsłabsze głowy, którym akurat postawiony na fasadzie nowego vaginetu Donald Tusk powierzył fuchy ministerialne. Nie mówię już o redukowaniu edukacji do absolutnego minimum, to znaczy – by absolwenci potrafili narysować swoje imię i nazwisko, potrafili liczyć do 500 i orientowali się w znakach drogowych – jak to postulował Reichsfuhrer Henryk Himmler w Generalplan Ost, ani wprowadzania do polskich szkół apologetycznych opowieści o Stefanie Banderze – ale o obłędzie na tle problemów vaginalnych. Oto feministra od równości w vaginecie Donalda Tuska, Wielce Czcigodna Katarzyna Kotula najwyraźniej nie zamierza poprzestać ani na pigułce „dzień po” dla 15-latek, ani nawet na aborcji, bo właśnie wystąpiła z kolejną inicjatywą, by gwoli zabezpieczenia kobiet przed niepożądaną ciążą, można je było na koszt państwa sterylizować.

Myślę, że na tym ten rewolucyjny rozpęd się nie skończy, bo sterylizacja może być tylko wstępem do całkowitego patroszenia kobiet, które w ten sposób uwolniłyby się od menstruacyjnych i wszelkich innych, np. menopauzalnych przypadłości, a poza tym, po wypatroszeniu, zmiana płci nie przedstawiałaby specjalnych trudności. W tej sytuacji wyjaśnienia wymagałoby tylko jedno; czy mianowicie feministry z vaginetu Donalda Tuska, a także i on sam nie wystawiał się aby zbyt długo na działanie wiatru słonecznego, bo jeśli ta przyczyna nie wchodziłaby w grę, to musielibyśmy uznać, że źródłem zarazy znowu stały się Niemcy.

Watykański heretyk o ludziach myślących: “to głupcy”

Watykański heretyk o ludziach myślących: to głupcy

Autor: CzarnaLimuzyna , 26 kwietnia 2024 ekspedyt

Satanistyczne ideologie trans humanizmu mają na celu przekształcenie ludzi w udoskonalonych obywateli piekła już na etapie życia na ziemi. Osoby, które wyrażają swój sceptycyzm lub negują konieczność budowania “nowego porządku” w oparciu o powyższe, są na ogół ludźmi myślącymi. Sam fakt myślenia, aktywności rzadko spotykanej, nie gwarantuje poznania prawdy, ale może znacząco ten proces ułatwić.

Wojna przeciwko Bogu

Niezależnie od śmieszności samego wyrażenia wojna trwa naprawdę, a nowością w tej batalii przeciwko ludziom i Bogu są dodatkowo uruchomione tryby maszynerii – ideologii gender i klimatyzmu. Każda forma sceptycyzmu lub negacji tychże (sprzeciwu wobec teorii i praktyki) wywołuje atak – propagandowy odwet wraz z towarzyszącymi wybuchami nienawiści. Właśnie pod presją owej nienawiści powstał niechlubny projekt o „mowie nienawiści”, tworzony przez ludzi nienawidzących prawdy.

Podobny, bardziej stonowany, rodzaj reakcji ujawniają ostatnio rezydenci Watykanu od Franciszka w dół. Pisząc w dół muszę zaznaczyć, że dno nie jest dokładnie oznaczone. Być może należałoby napisać od Franciszka w górę. Trudno bowiem orzec gdzie dokładnie rezyduje prof. Diabelski w stosunku do położenia ziemskich akolitów i osób, które “nie wiedzą co czynią”, a do takich być może należy również Franciszek.

“W rozmowie z CBS News papież został zapytany o swój osąd tzw. negacjonistów klimatycznych, czyli osób, które nie zgadzają się z rzekomym faktem zmian klimatu, zwłaszcza w aspekcie ich antropogenicznego pochodzenia”

To są ludzie, którzy są głupi; są głupi nawet kiedy pokaże im się badania. Oni w to nie wierzą. Dlaczego? Bo nie rozumieją sytuacji albo mają w tym interes. Ale zmiana klimatu istnieje – powiedział papież Franciszek /PCh24/

Fakt dominującej obecności na świecie ludzi o kondycji głupców i barbarzyńców jest bezsporny, lecz nie chodzi w tym momencie o negację zmian klimatycznych, które następują cyklicznie i zazwyczaj bez udziału człowieka, ale o negację czerwono-brunatnego ładu nazywanego zielonym, który jest używany przez globalistów jako narzędzie “zrównoważonego rozboju”.

Projekt „STOP 447” wrócił do Sejmu. Bąkiewicz: Musimy zatrzymać barbarzyńskie żądania

26 kwietnia 2024 stop-447-bakiewicz-musimy-zatrzymac-to-barbarzynstwo

Projekt „STOP 447” wrócił do Sejmu. Bąkiewicz: musimy zatrzymać barbarzyńskie żądania wypłat odszkodowań organizacjom żydowskim

(fot. screen YouTube / Sejm RP)

Nie sądziłem, że po czterech latach będę znów mógł tutaj referować ustawę pod którą podpisało się ponad 200 tysięcy Polaków. Nie sądziłem również, że będę stał w tym miejscu, gdy jesteśmy w przededniu likwidacji państwa polskiego – powiedział w piątek w Sejmie RP Robert Bąkiewicz – sprawozdawca obywatelskiego projektu ustawy o ochronie własności w Rzeczypospolitej Polskiej przed roszczeniami dotyczącymi mienia bezdziedzicznego, popularnie nazywanego „STOP 447”.

Bąkiewicz na wstępie przypomniał, że w ostatnich dniach rząd złożony z przedstawicieli koalicji 13 grudnia zapowiedział, że przyjmie zmiany traktatowe UE. – Zmiany traktatowe to likwidacja państwa polskiego, likwidacja polskiej niepodległości. W kontekście referowanego przeze mnie projektu ustawy te wydarzenia po prostu muszą w polskich patriotach budzić gniew i sprzeciw – podkreślił, po czym przeszedł do meritum sprawy.

Zebraliśmy ponad 200 tys. podpisów pod obywatelską inicjatywą ustawodawczą „STOP 447”. Inicjatywą, która wychodziła w sprzeciwie wobec nielegalnych, bandyckich żądań organizacji żydowskich, które chcą mieć prawo do tzw. mienia bezdziedzicznego – zaznaczył na wstępie, po czym wyjaśnił, dlaczego żydowskie roszczenia są bezprawne.

Przede wszystkim, co należy podkreślić, mówimy o mieniu bezdziedzicznym, które zgodnie z polskim, ale i cywilizowanym prawem przechodzi na rzecz skarbu państwa. Dlatego prawo ustanowione w USA, czyli tzw. ustawa 447 jest w naszych oczach bezprawiem i jedynie próbą wyłudzenia pieniędzy, bo żydowskie grupy przestępcze roszczące sobie prawo do tych spadków nie mają żadnego do nich tytułu. To hucpa i próba kradzieży polskich pieniędzy – tłumaczył.

Sprawozdawca zwrócił uwagę, że Żydzi nie byli jedynymi ofiarami II Wojny Światowej w Polsce. Mało tego: wielu z nich reprezentowało postawę Juliana Tuwima zapisaną w wierszu:
„Bo chociaż jestem Żyd, jestem przecież Polak.
Polak, bo się w Polsce urodziłem, wzrosłem, wychowałem, nauczyłem.
Polak, bo mi tak w domu rodzicielskim powiedziano”.

Za kogo więc mamy płacić? Za swoich własnych obywateli? Za ludzi, którzy tak często byli po prostu Polakami? Czy nie wybrzmiewa w tym wszystkim jakiś totalny absurd? – pytał Bąkiewicz.

Czas przestać dopasowywać się do roli winnych, gdzie kłamliwie narzucają nam obce państwa i międzynarodowe organizacje role tych winnych. Dlatego jedynymi odszkodowaniami, jakie mogą dotyczyć Polski i Polaków jest dług, który muszą nam spłacić Niemcy – potomkowie zbrodniarzy, bandytów i złodziei, którzy na polskim nieszczęściu zbudowali sobie gospodarczą hossę. Sprawą honoru jest, aby tym wszystkim ludziom, którzy ginęli wykończeni, zagłodzeni, zagazowani zapewnić godną pamięć i nie pozwolić wmówić nam, że jesteśmy winni – mówił dalej sprawozdawca.

Musimy dzisiaj zagłosować za tym, żeby nikt nie miał prawa mówić nam, że Żydzi nie byli obywatelami Polski, że jesteśmy takimi samymi sprawcami jak Niemcy, że jesteśmy cokolwiek komukolwiek winni. Pamiętajmy, kto stał za wywołaniem wojny: Niemcy i Rosja Sowiecka – dwa wielkie totalitaryzmy, a nie polski patriotyzm – stwierdził Bąkiewicz.

Na koniec Bąkiewicz przedstawił bilans polskich strat wojennych w czasie II Wojny Światowej, po czym zapytał: „I my mamy dziś komuś płacić?”. – Nam to dzisiaj mogą zapłacić jedynie Niemcy, którzy niczym paser przetrzymują majątek zgromadzony przez pokolenia Polaków i bogacąc się na tym, co odebrali nam ich ojcowie. Płacić mają nam dziś Niemcy, którzy zachowując się jak łajdacy uczą nas praworządności i demokracji. Niemcy, którzy dziś budując nową rzeszę zwaną dla zmylenia przeciwnika Unią Europejską wpędzają nas w nowe ideologiczne zbrodnie, byle tylko okraść naszą ojczyznę i nasz naród. Bo czymże jest dzisiaj transformacja energetyczna, zielony ład zmuszające nas do biedy i upadku polskiej gospodarki? Czymże jest projekt multi-kulturalizmu i zapowiedź zsyłania nam siłą setek tysięcy imigrantów zarobkowych z innych kręgów cywilizacyjnych? Czymże jest projekt super-państwa, który ma odebrać kompetencje w obszarach przynależnych tylko niepodległym i suwerennym państwom? – wyliczał.

Tak jak wtedy, tak teraz znów musimy zadbać sami o swoją przyszłość. Dlatego nie tylko ze względów materialnych powinniśmy zatrzymać barbarzyńskie żądania wypłat nienależnych odszkodowań, ale przede wszystkim powinniśmy zadbać o prawdę historyczną, gdzie tzw. polityka historyczna staje się potężnym orężem w walce mocarstw. (…) Nie zgodzimy się na żadne działania, które mają zredukować potencjał Polski. (…) Wypłaty odszkodowań za bezprawne żądania spowodowałyby, że Polska nie mogłaby zbudować odpowiedniej siły wojskowej zdolnej do odstraszenia zagrożeń. (…) Przyjęcie tej ustawy to nie tylko żywotnych interesów państwa polskiego, ale i obrona polskiej suwerenności i polskiego honoru – podsumował Robert Bąkiewicz.

Źródło: Sejm RP TG

Piękno zdeptane, kult brzydoty

Piękno zdeptane, kult brzydoty

Izabela Brodacka

Otrzymałam bardzo ciekawą książkę pana Janusza Szewczaka pod tytułem: „ Piękno zdeptane, kult brzydoty” wydaną w 2023 roku przez wydawnictwo „Biały Kruk”. Niedawno odbyła się promocja tej książki. Książka jest bogato ilustrowana i solidnie udokumentowana. Przedmiotem rozważań autora jest dominujący we wszystkich dziedzinach współczesnego życia kult brzydoty. Udało mu się ująć i pokazać na licznych ilustracjach to co niepokoi wielu ludzi, odrzuca ich od galerii malarstwa i sztuk teatralnych, czasami śmieszy lecz częściej budzi przerażenie. Jest tym nie sama brzydota, lecz jej kult. Pozwolę sobie do rozważań autora dorzucić własne obserwacje.

Współpracownik pani Magdy Gessler powiedział mi kiedyś, że prywatnie jest to osoba ciepła, kulturalna, życzliwa ludziom. Jej agresywny sposób zachowywania się w programie „Kuchenne rewolucje”- rzucanie talerzami, poniżanie obsługi i właścicieli wizytowanych restauracji i gospód, wyszukiwanie brudów w szafkach, jest wymuszane przez reżysera programu. Nie oglądam oczywiście podobnych głupot ale czasem czekając na film trafiałam na reklamę programu „Królowa przetrwania”. Występujące w reklamie, zaangażowane do tego programu dziewczyny wyglądały koszmarnie. Skrzeczały i wrzeszczały z wytrzeszczonymi oczami skacząc w kucki rozkraczone jak jakieś upiorne ropuchy. Zapewne na co dzień są to miłe i ładne dziewczyny a takie zachowanie wymuszał na nich format czyli formuła programu. Nigdy również nie zapomnę odcinka programu, który obejrzałam wiele lat temu. Dla niewielkiej nagrody – było to o ile pamiętam 1000 albo 1500 złotych- uczestnik programu musiał wykonać każde wymyślone przez prowadzącego zadanie. W odcinku, który obejrzałam ładna blondynka zgodziła się jeść zupę pomidorową jak pies z miski stojącej na chodniku. Gdy wstała z kolan ze łzami w oczach, z posklejanymi i ociekającymi zupą włosami, rozbawiony prowadzący pogratulował jej odwagi.

Znajomi pracujący w telewizji mówili mi, że taką formułę licznych podobnych programów wymusza przeświadczenie, że podnoszą one oglądalność, bo ludzie lubią oglądać cudze poniżenie. Coś w tym musi być, bo jak inaczej wytłumaczyć popularne obecnie umieszczanie przez nastolatków w sieci filmików ośmieszających i poniżających ich kolegów. Rozwój techniki komputerowej ułatwił praktycznie bezkarne prześladowanie bliźnich.

Psycholog, twórca analizy transakcyjnej, Eric Berne w wydanej w 1964 roku książce pod tytułem: „Games People Play: The Psychology of Human Relationships” , a w Polsce pod tytułem: „W co grają ludzie. Psychologia stosunków międzyludzkich” stwierdza, że istnieją ludzie, którzy czują się wtedy lepiej gdy inni czują się gorzej. Ludzie ci podejmują różne gry, w których wypłatą jest ich satysfakcja odczuwana gdy udało im się popsuć komuś humor, postawić go w niezręcznej sytuacji, upokorzyć. Generalnie -gdy ten ktoś poczuł się gorzej. Coraz częściej myślę, że ludzie właściwie dzielą się na dwie grupy- tych którzy czują się gorzej gdy ktoś inny czuje się gorzej i tych którzy czują się wówczas lepiej.

Dla zrozumienia o czym mówi Berne przytoczę jedną z opisywanych przez niego gier. Otóż gość wyciera sobie buty naszą firanką. Jeżeli zwrócimy mu ostro uwagę naruszamy głęboko w nas wdrukowaną zasadę przyznającą gościowi wyjątkowe prawa, więc czujemy się źle. Jeżeli będziemy udawać, że nie zauważyliśmy wybryku gościa, albo zwrócimy mu uwagę zbyt miękko gość posuwa się dalej w swoich prowokacjach doprowadzając do otwartego konfliktu, w którym zawsze jesteśmy przegrani. Jeżeli potraktujemy gościa tak jak na to zasłużył okazujemy się być małostkowi i nieuprzejmi. Jeżeli nie potrafimy go zdyscyplinować – przegraliśmy rytuał dominacji.

Rytuały dominacji dzielimy ze światem zwierzęcym. Osoby nie znające zwierząt nie rozumieją dlaczego obcy duży pies kładzie im głowę na kolanach i warczy gdy próbują się wyzwolić od tych rzekomych czułości. Pies w ten sposób je dominuje. Podobnie gdy koń kładzie ci głowę na ramieniu nie musi to – choć może – być zwykłym przejawem sympatii. Niedzielni jeźdźcy są zdumieni gdy koń trzymając głowę na ich ramieniu nie pozwala im wyjść z boksu a potem przyciska ich do ściany. Wbrew wszelkim poprawnościowym bredniom trzeba konia ostro skarcić, najlepiej trzepnąć, gdyż eskalacja rytuału dominacji może się stać dla jeźdźca niebezpieczna.

Jak pisze Łysiak w swojej książce „ Stulecie kłamców” kiedyś przed rozkoszowaniem się brzydotą chroniły ludzi bariery społeczne. Przy czym wbrew pozorom brzydota nie jest bynajmniej związana z biedą. Góralskie chaty jakie można jeszcze obejrzeć w wysoko położonej osadzie Studzionki w Ochotnicy Górnej są piękniejsze niż uważna powszechnie i mylnie za architekturę góralską chałupa o wielospadowym dachu wzorowana na witkiewiczowskiej „Willi pod Jedlami”. Uboga góralska chałupa przypominała łemkowską chyżę. Połowę budynku zajmowali kiedyś ludzie, drugą bydło, a strych mógł służyć za stodołę. Takie budynki można było obejrzeć jeszcze w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku w rodzinnej wsi Juliana Przybosia Gwoźnicy. Taka chałupa stała jeszcze do niedawna w przysiółku Kołodzieje w Ochotnicy Dolnej choć służyła wyłącznie jako szopa.

We wsi zapanowały imitacje „Willi pod Jedlami” budowane według typowych projektów. Wyasfaltowano wszystkie kamieniste drogi prowadzące do wysoko położonych osad. Nie ma w tym nic dziwnego ani złego. Ludzie chcą korzystać ze zdobyczy cywilizacji, chcą dojeżdżać do swego domu samochodem a nie drabiniastym wozem i pięknoduchowskie załamywanie rąk nad utratą dawnego wyglądu wsi jest po prostu śmieszne. Jeżeli komuś marzy się kurna chata niech sobie taką chatę kupi i spędza w niej wakacje.

Panu Szewczakowi nie chodzi wcale o powrót do skansenu kulturowego. Jest świadom tego i pisze o tym, że kanony piękna zmieniają się. Niepokoi go kult brzydoty, to rozkoszowanie się, wręcz nasładzanie się (rusycyzm celowy i na miejscu) brzydotą, które jest – jego i moim zdaniem – wskaźnikiem stanu umysłu i ducha współczesnego człowieka.

Friday Funnies: Become Ungovernable. In the face of tyranny. MEMy. Nas też dotyczą…

Friday Funnies: Become Ungovernable

in the face of tyranny

ROBERT W MALONE MD, MS APR 26
 
READ IN APP
 


Based on the votes this week, it appears that it isn’t just Democrats trampling on the flag…









p” for our horse breeding business.


The above is easy to say, not so easy to live by.

But we must all try to resist what is happening in our nation.


The cyberstalking and cyberbullying in this culture is sickening, and they are working to help the government to control us all. By demeaning others, cyberstalking, cyberbullying, and harassing, we have lost focus on the real enemy. 

Online hate has become a very successful business model.

Tyranny is winning worldwide. And frankly, I am really getting tired of the constant on-line personal attacks, lies, defamation and hate.













This little illustrated video relates to much of the cyberstalking and bullying that is going on. I hope you enjoy it as much as I did.

Orban: W tym roku możemy zakończyć hegemonię “postępowego liberalizmu” w Europie i przywrócić suwerenność narodom.

Victor Orban: w tym roku możemy zakończyć liberalną hegemonię w Europie i przywrócić suwerenność pch24.pl/victor-orban

(fot. EPA/SZILARD KOSZTICSAK HUNGARY OUT / PAP)

W tym roku możemy zamknąć niechlubną erę cywilizacji zachodniej, zbudowaną na hegemonii postępowego liberalizmu, ustanawiając w jej miejsce suwerenny porządek świata – mówił premier Viktor Orbán w dniu otwarcia węgierskiej edycji CPAC (Konferencja Konserwatywnej Akcji Politycznej). Zaznaczył też, że w czasie, gdy „postępowo-liberalny ocean pochłonął Europę”, to Węgry „cudownie ostały się jako wyspa konserwatyzmu”.

Orbán wskazał, że liberalny porządek odniósł porażkę, ponieważ sprowadził na świat wojny, chaos, niepokoje, upadek gospodarek i zamieszanie. Zwolennicy liberalizmu doszli do momentu, gdy ich rolą nie jest reprezentowanie narodu, ale wdrażanie własnych ideologii. Dokonali przy tym podziału świata na rzekome „demokracje” i „autokracje”, twierdząc, że ich rolą jest prowadzenie krucjaty przeciwko samozwańczo osądzanym autokracjom.

Ten porządek świata wyprodukował przywódców, którzy nie nadają się do tego zadania, popełniają błędy za błędami i ostatecznie pędzą ku własnej zgubie – kontynuował, charakteryzując przywódców liberalnych jako zwolenników kontroli ideologicznej, do której każdy musi się dostosować, ponieważ – według ich narracji – pokój na świecie nastanie, gdy wszyscy się podporządkują. Kiedy ich słucham, wydaje mi się, że ci niezdarni przywódcy wiedzą mniej o pokoju na świecie niż uczestniczki konkursu piękności – ironizował premier Węgier.

Jak podkreślił, nadszedł moment, by zastąpić ten porządek innym – suwerennym porządkiem, w którym interes narodowy determinuje działania poszczególnych państw. W tym porządku za słuszne przyjmuje się to, co stanowią reprezentujący naród politycy, a nie to, co dyktują organizacje pozarządowe, korporacje, media oraz „podejrzani eksperci i głupkowaci akademicy”.

Victor Orbán zaznaczył przy tym, że oznacza to zakończenie projektu, jakim jest „społeczeństwo otwarte” George’a Sorosa. W zamian za to należy postawić na poważne państwa, które faktycznie chronią swoich obywateli.

Podkreślił, że zwolennicy liberalnego zamordyzmu siedzą obecnie w Unii Europejskiej i Waszyngtonie. Odnosząc się do wyborów do europarlamentu, zachęcił do walki o to, by przeważyła koncepcja suwerenności. – Podejmujemy się w tym roku ich stamtąd wypędzić. Niech wreszcie nadejdzie era zwolenników suwerenności, powróćmy na pokojową i bezpieczną ścieżkę, która uczyniła Zachód wielkim! Uczyńcie Amerykę znów wielką, uczyńcie Europę znów wielką, śmiało, Donaldzie Trumpie, śmiało, europejscy zwolennicy suwerenności! – apelował.

Orbán przekonywał, że świat stoi obecnie przed szansą wyparcia postępowo-liberalnej hegemonii. Wróg jest wprawdzie silny i pozbawiony moralnych skrupułów, ale wyczuwa zmiany nastrojów w kierunku konserwatywnym i boi się, że zostanie wyparty.

Mają władzę i nie zawahają się użyć dostępnych im środków. Tak jak to zrobili to w przeszłości komuniści, teraz postępowcy podejmują pięć kroków, aby przekształcić instytucje państwowe w narzędzia ucisku – mówił, wskazując na owe pięć kroków, którym są kolejno: przedefiniowanie tego, co normalne w celu odwrócenia znaczeń; szerzenie owej „odwróconej normalności” przy pomocy aparatu państwa; zidentyfikowanie osób o „niebezpiecznych poglądach”; szczucie mediów i aktywistów politycznych na osoby stanowiące rzekome zagrożenie; a na końcu okrzepnięcie tego porządku we wszystkich instytucjach publicznych.

Źródło: hungarianconservative.com FO

„Nasi synowie wkrótce będą walczyć i umierać w piekle Ukrainy za multimiliarderów w Ameryce”. Wypowiedź Holendra do Parlamentu Europejskiego.

„Nasi synowie wkrótce będą walczyć i umierać w piekle Ukrainy za multimiliarderów w Ameryce”

Wypowiedź z Parlamentu Europejskiego video i tłumaczenie

DR IGNACY NOWOPOLSKI APR 26

Izrael zbombardował ambasadę Iranu w Syrii. Następnie Iran zbombardował dwa odległe lotniska wojskowe w Izraelu. Nagle cała UE jest przeciwko Iranowi, ponieważ łamie on tam wszystkie prawa człowieka. Nonsens – stwierdził poseł do Parlamentu Europejskiego Marcel de Graaff w Parlamencie Europejskim.

„Iran najwyraźniej musi zostać ukarany za wspieranie Rosji. I dlatego mówię wszystkim obywatelom UE: to właśnie robią wasi przywódcy w UE” – powiedział de Graaff.

Chwalą naszą wolność, ale zmuszają ludzi do szczepień. Chwalą naszą demokrację, ale cenzurują i demonizują opozycję. Chwalą nasz dobrobyt, ale zabierają nam pieniądze i zastępują je cyfrowymi punktami lojalnościowymi – wymienia poseł.

„Ogłaszają pokój, ale nasi synowie wkrótce będą musieli walczyć na Ukrainie i umrzeć za multimilionerów w Ameryce, ponieważ kończą im się żołnierze po pół milionie zabitych i niepełnosprawnych”.

Ale cóż, UE nie dyskryminuje. W piekle Ukrainy mogły zginąć także dzieci imigrantów.

Minister obrony Rosji Szojgu powiedział we wtorek, że od lutego 2022 roku zginęło prawie 500 000 ukraińskich żołnierzy.

De Graaff wezwał społeczeństwo do głosowania przeciwko UE w nadchodzących wyborach.

Seria wściekłych ataków na Ordo Iuris! Kłamstwa powieliły zaraz OKO․press, Wprost i Wysokie Obcasy.

Ordo Iuris
Szanowny Panie,w ostatnich tygodniach mamy do czynienia ze wzbierającą falą ataków na Ordo Iuris. Już w styczniu Ordo Iuris zamieszczono na „czarnej liście” ministra Sienkiewicza, obok CARITAS czy TV Republika. Następnie, nie mogąc pozbawiać nas finansowania, które pochodzi wyłącznie od naszych Przyjaciół i Darczyńców, przystąpiono do kampanii oszczerstw i pomówień.
Portal Onet udostępnił swoje łamy Klementynie Suchanow, która powtórzyła teorie spiskowe Tomasza Piątka o rzekomych rosyjskich powiązaniach Instytutu. Kłamstwa powieliły zaraz OKO․press, Wprost i Wysokie Obcasy. Przez media społecznościowe przetoczyła się lawina wulgarnego hejtu. Rzesza anonimowych trolli internetowych powielała wyssane z palca zarzuty i wulgarne, personalne ataki, wzywając do delegalizacji Ordo Iuris i wtrącenia naszych ekspertów do więzień…Radykałowie zawsze bali się siły naszych merytorycznych argumentów oraz skuteczności naszych interwencji. Dlatego – nie będąc w stanie podjąć rękawicy w uczciwej debacie z ekspertami Ordo Iuris – od lat starają się za wszelką cenę zniszczyć wiarygodność Instytutu w oczach naszych Przyjaciół i Darczyńców. W kolejnych oszczerczych artykułach próbują doszukiwać się źródeł naszego finansowania na całym świecie, tworząc kolejne (wzajemnie ze sobą sprzeczne) teorie spiskowe… Ale tak naprawdę doskonale wiedzą o tym, że naszą największą siłą jest nasza całkowita niezależność finansowa, którą możemy się cieszyć dzięki tysiącom polski rodzin.

I właśnie to jest przyczyną ich wściekłości!
Bo gdy rząd Donalda Tuska rozpoczął walkę z organizacjami społecznymi, broniącymi życia, rodziny i wolności – wiele z nich utraciło płynność finansową. Ale nas nie udało się zatrzymać, bo niezależność finansowa od polityki zawsze była fundamentem działalności naszego Instytutu.Zdając sobie z tego sprawę, radykałowie postanowili znowu zaatakować Ordo Iuris!Jednego z youtuberów oburzyła szeroko wypromowana akcja „Zadzwoń do posła”, w ramach której wielu naszych sympatyków dzwoniło lub wysyłało e-maile do polskich parlamentarzystów, by obudzić ich sumienia i przekonać do odrzucenia czterech aborcyjnych projektów ustaw. Youtuber postanowił zemścić się na nas i wezwał widzów do masowego dzwonienia na numery telefonów podane na stronie internetowej Instytutu Ordo Iuris.Oprócz tego youtuber zagroził, że wykorzysta posiadane przez siebie rzekomo adresy e-mail naszych sympatyków, by przesłać im oszczercze materiały na temat Ordo Iuris.
Próba nieuprawnionego wykorzystania danych adresowych to przestępstwo, ale to nie zraża naszych wrogów… 
]
Jeśli w najbliższych dniach dotrze do Pana podejrzany e-mail, proszę o kontakt, abyśmy mogli podjąć stosowne kroki prawne.

Wobec tej fali kłamstw i ataków kluczowe znaczenie ma jednak systematyczne i rzetelne demaskowanie manipulacji na temat Ordo Iuris – tak, by każdy mógł samodzielnie przekonać się o tym, że nie mają one żadnych podstaw w faktach. Najpierw odpowiadamy na szczególnie bezczelne próby powiązania nas z rosyjskimi wpływami, międzynarodowymi sektami, kalifornijskimi winiarzami i niemiecką arystokracją (tak, Tomasz Piątek doszukiwał się naszego finansowania w każdej z tych grup!).Już niedługo każdy będzie mógł przeczytać na stronie Ordo Iuris systematyczne odpowiedzi na każdą bzdurę wypisywaną na nasz temat. Z radością podkreślimy przy tym, że od lat publikujemy wszystkie sprawozdania finansowe i merytoryczne, a nasze newslettery transparentnie pokazują całą naszą działalność. Wobec naszych Przyjaciół i Darczyńców nie mamy żadnych tajemnic.
Na naszej stronie internetowej opublikowaliśmy też analityczny tekst publicystyczny redaktora Dominika Zdorta, który w przeszłości publikował w Rzeczpospolitej, Newsweeku czy Tygodniku TVP. Artykuł ujawnia mechanizmy manipulacji, służące przyklejaniu łatek rosyjskich powiązań wszystkim prawicowym i konserwatywnym instytucjom, politykom, dziennikarzom i ekspertom. Ofiarą takich manipulacji pada nie tylko Instytut Ordo Iuris, ale wiele innych osób i organizacji, które nie boją się sprzeciwić potężnym lobbystom ideologii gender, aborcji i globalistom, atakującym suwerenność państw narodowych.Autorom kłamstw na temat Ordo Iuris odpowiadamy także na drodze sądowej. Obecnie przed polskimi sądami toczą się między innymi procesy, które wytoczyliśmy liderkom proaborcyjnych protestów – Marcie Lempart i Klementynie Suchanow, które powtarzały kłamstwa o związkach Ordo Iuris z Rosją  oraz  urzędującemu Ministrowi Spraw Zagranicznych Radosławowi Sikorskiemu, który zarzucił nam, że jesteśmy „fundamentalistyczną sektą”, która wspiera gminy ustanawiające „strefy wolne od LGBT”. Proces wytoczyliśmy także brukselskiemu aktywiście Neilowi Datta, który kłamstwa o Ordo Iuris rozpowszechniał na forum Parlamentu Europejskiego.Wszystkie te działania – zarówno procesowe, jak i analityczne – zabierają nam czas, który wolelibyśmy przeznaczyć na pomoc polskim rodzinom i konkretną pracę w obronie życia, rodziny, wolności i suwerenności naszej Ojczyzny. Nie możemy jednak pozostawać bierni wobec ataków na wiarygodność Instytutu. Kłamstwa na nasz temat doprowadziły w przeszłości do kilku prób blokowania działalności Ordo Iuris na forum unijnym, gdzie coraz częściej zapadają decyzje kluczowe dla przyszłości naszego Narodu i naszych dzieci. Ponadto uderzają one w wiarygodność i renomę naszego Instytutu w oczach wielu osób, które mogłyby wspierać naszą działalność – całkowicie uzależnioną od wspólnoty Darczyńców i Przyjaciół Instytutu Ordo Iuris.
Świadomi bezprecedensowego zagrożenia, nie możemy ulec. Musimy odeprzeć zalew kłamstw i manipulacji uderzających w nasze dobre imię, aby móc nadal stanowić tamę, która broni polskich rodzin przed antycywilizacyjnymi projektami ideologów lewicy.Zazwyczaj proszę Pana o wsparcie naszych działań na rzecz ofiar bezprawia, czy w obronie wolności, życia i suwerenności. Dzisiaj ośmielam się jednak prosić o wsparcie finansowe, które przeznaczymy na walkę o dobre imię naszego wspólnego działa, którym jest Ordo Iuris. Bardzo dziękuję za każdy gest wsparcia!
Ordo Iuris na czarnej liście rządu TuskaSygnał do ostatnich ataków na Instytut Ordo Iuris dał… rząd.Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bartłomiej Sienkiewicz umieścił Ordo Iuris na swojej czarnej liście organizacji chrześcijańskich, konserwatywnych oraz patriotycznych, z którymi instytucjom państwowym nie wolno współpracować. Obok nas znalazły się na niej tak zasłużone instytucje jak Caritas Polska, Centrum Ochrony Praw Chrześcijan, Diakonia Ruchu Światło-Życie, Fundacja św. Benedykta, Ruch Odnowy w Duchu Świętym, Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich, Towarzystwo Salezjańskie czy Tygodnik DoRzeczy.
Wszystkie te organizacje obecna władza uznała za niegodne wsparcia czy jakiejkolwiek współpracy ze stroną rządową.
Jednak umieszczenie na tej liście Instytutu Ordo Iuris miało także inny cel i efekt – była to sugestia, że Ordo Iuris otrzymywało w ostatnich latach jakiekolwiek pieniądze z budżetu państwa. W efekcie, padliśmy ofiarą ataków, podważających naszą niezależność finansową.Aby nie pozostawiać żadnych wątpliwości czy niedomówień, opublikowaliśmy oświadczenie, w którym stanowczo zaprzeczyliśmy wszelkim doniesieniom o rzekomym finansowym publicznym Ordo Iuris oraz podkreśliliśmy, że tworzenie takich „czarnych list” przypomina „praktyki stosowane przez najgorsze totalitarne reżimy, które swoje rządy rozpoczynały od eliminacji ludzi i organizacji ocenianych jako zagrożenie”.
Gdy w Wielkim Tygodniu prokuratura i służby państwowe podjęły czynności w związku z rzekomymi nieprawidłowościami mającymi zachodzić w Funduszu Sprawiedliwości – aktywista LGBT – Bart Staszewski we wpisie opublikowanym w serwisie X twierdził, że służby przeszukują… biuro Ordo Iuris. W ten sposób nie tylko wbrew faktom zarzucił nam łamanie prawa, ale również sięganie po środki publiczne.
Natychmiast wezwaliśmy aktywistę do usunięcia oszczerczego wpisu i opublikowania przeprosin. Staszewski na nasze żądanie usunął wpis, ale do tej pory nie opublikował przeprosin. Dlatego wkrótce aktywista LGBT będzie musiał wytłumaczyć się ze swojego wpisu przed sądem.
Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk
Skąd się wzięły kłamstwa o Ordo Iuris?Większość oszczerstw i fake newsów godzących w dobre imię naszego Instytutu jest powielaniem fałszywych tez przedstawionych w publikacjach Tomasza Piątka i Klementyny Suchanow. Artykuły Piątka, w których bezpodstawnie oskarżał Ordo Iuris o powiązania z Władimirem Putinem, zostały usunięte ze strony internetowej „Gazety Wyborczej”. Ich miejsce zajęły oświadczenia informujące o tym, że publikacje usunięto, ponieważ w opinii Instytutu Ordo Iuris naruszały jego dobra osobiste.Z kolei w przypadku liderki proaborcyjnych „czarnych marszów” Klementyny Suchanow, kłamliwe ataki na Ordo Iuris stały się już dawno głównym tematem całej jej działalności społecznej, publicystycznej i pisarskiej. Suchanow wiele uwagi poświęciła Ordo Iuris w swojej książce pt. „To jest wojna: kobiety, fundamentaliści i nowe średniowiecze”. Wśród wielu niestworzonych historii na nasz temat, aktywistka oskarżyła nas o to, że chcemy „obalić prawa człowieka”. Każdy, kto odwiedzi naszą stronę internetową, może z łatwością znaleźć informacje wskazujące na to, że jest zupełnie odwrotnie. Ordo Iuris od samego początku bezkompromisowo broni prawdziwych praw człowieka, zwracając uwagę, że ich fundamentem jest prawo do życia. Nic więc dziwnego w tym, że Suchanow w książce nie przedstawia żadnych argumentów na poparcie swojej oszczerczej tezy.Jeszcze bardziej absurdalnie wypadają zarzuty o rzekome powiązania Ordo Iuris z organizacjami odpowiedzialnymi za… nieudaną próbę zamachu na św. Jana Pawła II, które aktywistka przeplata z oskarżeniami o bycie sektą, zmierzającą do budowy państwa religijnego w naszym kraju. W swojej chęci zdyskredytowania naszego Instytutu Suchanow posuwa się nawet do sugerowania swoim czytelnikom, że Ordo Iuris popiera stosowanie przemocy, terroru i tortur.Odpowiedzieliśmy radykalnej aktywistce pozwem. Żądamy od niej usunięcia kłamliwych treści z przestrzeni publicznej, złożenia pisemnych przeprosin oraz zapłaty stosownego zadośćuczynienia. Niestety sąd wyznaczył terminy dwóch najbliższych rozpraw dopiero na rok 2025.Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przyciskNaszą jedyną winą jest… skutecznośćDowodów na poparcie swoich oszczerczych wobec Ordo Iuris wypowiedzi nie potrafił też przytoczyć Radosław Sikorski, którego pozwaliśmy za twierdzenie, że wspieramy gminy ustanawiające „strefy wolne od LGBT”. Obecny Minister Spraw Zagranicznych oskarżył nas o bycie „fundamentalistyczną sektą”. Zeznając w sprawie, polityk przyznał, że w naszym kraju nie istnieją żadne strefy, na tereny których nie mogłyby wchodzić osoby o skłonnościach homoseksualnych. Co więcej, podkreślił, że sprawa stref została rozdmuchana przez aktywistów LGBT, którzy „zrobili z tego happening (…), żeby wygrać spór”.Pytany przez sąd o nasz rzekomy „fundamentalizm” Sikorski odpowiedział, że „Ordo Iuris jest ewidentnie inspirowane fundamentalizmem chrześcijańskim i uważa, że ta teza nie wymaga żadnego uzasadnienia”. Jego zdaniem, na naszą niekorzyść mają przemawiać nasze sukcesy. Polityk zarzucił nam, że jesteśmy „bardzo wpływowym lobby politycznym, które według swoich kategorii osiągnęło spore sukcesy”, czego przykładem jest „wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie drastycznego zaostrzenia okoliczności, w których może dojść do przerwania ciąży”. Pomimo tego, że minister Sikorski nie przedstawił dowodów na poparcie swoich tez, sąd pierwszej instancji oddalił nasze powództwo. Sąd uchylił się przy tym od rozstrzygania o tym, czy polityk mówił prawdę czy kłamał, uznając jego słowa za „prywatną opinię”. Złożyliśmy w tej sprawie apelację.Sukces odnieśliśmy za to w sprawie przeciwko innemu radykalnemu politykowi – Pawłowi Rabiejowi, który oskarżył nas na Twitterze o bycie „sektą”, która „działa na granicy prawa” i stanowi „zagrożenie” dla Polaków. Sąd pierwszej instancji nakazał byłemu wiceprezydentowi Warszawy przeproszenie Ordo Iuris i zapłacenie zadośćuczynienia. Paweł Rabiej, który przez trzy lata nie odbierał pozwu (musiał doręczyć mu go komornik) i nie stawiał się na wezwanie sądu, po otrzymaniu wyroku zaocznego złożył od niego sprzeciw, co spowodowało, że proces musiał ruszyć na nowo.Toczymy także dwa postępowania przeciwko liderce czarnych marszów, Marcie Lempart, która w wywiadzie dla Onetu nazwała Ordo Iuris „sadystami”, którym „zawdzięczamy projekt zamykania kobiet w więzieniach za poronienia”. Druga sprawa dotyczy wpisu aktywistki w mediach społecznościowych, w którym Lempart napisała, że Ordo Iuris to „opłacani przez Kreml fundamentaliści”.

Brukselski aktywista staje przed polskim sądem

Niestety rozpowszechniane przez radykałów kłamstwa na temat Ordo Iuris przekroczyły granice naszej Ojczyzny i dotarły na forum Unii Europejskiej. Znany z ataków na Polskę radykalny “aktywista” Neil Datta powtórzył oszczerstwa polskich radykałów w Parlamencie Europejskim podczas publicznego wysłuchania Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) oraz Komisji Praw Kobiet i Równouprawnienia (FEMM). W swoim wystąpieniu Datta przedstawił szereg kłamstw i manipulacji na temat Ordo Iuris. Zarzucił nam posiadanie agendy, w której znajduje się między innymi „legalizacja przemocy domowej” i tworzenie „stref wolnych od LGBT”.Aby wzmocnić swój przekaz, przygotował prezentację ze slajdami, które bezpośrednio obrazowały zarzuty wobec Instytutu. Wystąpienie Datty było transmitowane na żywo na stronach Parlamentu Europejskiego i tłumaczone na wszystkie języki urzędowe UE. Oszczerstwa pod naszym adresem aktywista wcześniej opublikował w dwóch artykułach w internecie.
Odpowiadając na kłamstwa Datty, złożyliśmy przeciwko niemu pozew do polskiego sądu, żądając publikacji pisemnych przeprosin na stronach, gdzie aktywista rozpowszechniał swoje fake newsy, na stronie internetowej jego organizacji oraz na portalach Facebook i X. Domagamy się także zadośćuczynienia za naruszenie naszego dobrego imienia i renomy w wysokości 100 000 zł.
Niedawno odbyła się rozprawa, podczas której osobiście odpowiadałem na szereg pytań i odkłamałem mnóstwo mitów na temat Instytutu Ordo Iuris. Szczegółowo ustosunkowałem się do zarzutów Neila Datty, informując sąd o tym, że Ordo Iuris nigdy nie zgłaszało ani nie popierało postulatu legalizacji przemocy domowej, a krytyka Konwencji Stambulskiej, upatrującej źródeł przemocy domowej w tradycyjnym modelu rodziny, nie ma nic wspólnego ze wsparciem przemocy. Miałem też okazję, by… opowiedzieć o początkach Instytutu i o różnych działaniach analitycznych i procesowych, które podejmujemy.Sam Neil Datta, który osobiście pojawił się w warszawskim sądzie, nie potrafił ani w pismach procesowych, ani w czasie swojego przesłuchania wykazać, dlaczego postawił takie zarzuty. Jego pełnomocnik w mowie końcowej twierdziła, że miał on do tego prawo, bo Instytut Ordo Iuris próbuje kolonizować prawa człowieka, a tak naprawdę to chce je odbierać. Wyrok ma zostać ogłoszony w połowie maja.
Razem zrealizujmy misję Ordo Iuris
Wypracowany przez lata pozytywny wizerunek Instytutu Ordo Iuris to nieoceniony kapitał, dzięki któremu prawnicy Instytutu wraz z naszymi Darczyńcami i Przyjaciółmi mogą skutecznie realizować misję Ordo Iuris polegającą na obronie życia, małżeństwa, rodziny, wiary i wolności przed rewolucyjnymi zakusami genderowych ideologów.
Aby uderzyć w wiarygodność naszego wspólnego dzieła, radykałowie rozpowszechniają fake newsy na nasz temat. Konieczność walki z nimi to konkretne koszty, który możemy ponosić tylko i wyłącznie dzięki ludziom takim jak Pan.Doceniając wartość każdej przekazanej Ordo Iuris złotówki, bronimy dobrego imienia Instytutu jedynie wówczas, gdy autorem oszczerstw jest osoba lub instytucja, której społeczne znaczenie dodaje wiarygodności wylewanym na nas kalumniom. Jednak nawet te starannie wyselekcjonowane sprawy generują znaczące koszty. Wszczęcie każdego takiego postępowania wymaga zabezpieczenia co najmniej 8 000 zł.Wygrywając każdą taką sprawę, możemy odzyskać część poniesionych w związku z nią kosztów. W ten sposób nie tylko dowiedziemy prawdy i ukarzemy radykałów, licząc że to zniechęci potencjalnych naśladowców pragnących zaistnieć oczerniając nasz Instytut, ale także obronimy wiarygodność, co wprost przekłada się na skuteczność i skalę naszych działań.
Dlatego bardzo proszę Pana o wsparcie Instytutu kwotą 80 zł, 130 zł, 200 zł lub dowolną inną, dzięki czemu prawnicy Ordo Iuris będą mogli odeprzeć oszczercze ataki na nasz Instytut i wciąż skutecznie realizować naszą wspólną misję obrony cywilizacji łacińskiej.

Z wyrazami szacunkuAdw. Jerzy Kwaśniewski - Prezes Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo IurisP.S. Jeśli kampania pomówień i fake newsów pod naszym adresem odniesie sukces, społeczne zaufanie do Ordo Iuris zostanie podważone, w rezultacie czego nie będziemy mogli bronić naturalnego ładu prawnego tak skutecznie jak dotychczas.
Dlatego z całą stanowczością podejmujemy się obrony dobrego imienia Instytutu przed sądami. Liczę, że z Pana pomocą pokonamy oszczerców, uderzających w misję Ordo Iuris. Dlatego jeszcze raz bardzo Pana proszę o wsparcie tych działań.P.P.S. Chciałbym także zaprosić Pana na Mszę św. w intencji Darczyńców Instytutu Ordo Iuris, która zostanie odprawiona w środę 1 maja o godz. 17:00 w kościele pw. Wszystkich Świętych przy pl. Grzybowskim 3/5 w Warszawie.Działalność Instytutu Ordo Iuris możliwa jest szczególnie dzięki hojności Darczyńców, którzy rozumieją, że nasze zaangażowanie wymaga regularnego wsparcia.Ustaw stałe zlecenie i dołącz do naszej misji.
Dołączam do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris

O odpadach radioaktywnych z ew. reaktorów w Polsce. To tykająca bomba jądrowa, której zapalnik został starannie schowany.

Gdzie są “bezpieczne mogilniki”?

O odpadach radioaktywnych w Polsce. Decyzje łobuzów i dyletantów. A pewnie też łapowników. To tykająca bomba jądrowa, której zapalnik został przed nami starannie schowany.

Mirosław Dakowski. 22. XII. 2022.

Od kilku dziesięcioleci w Polsce nie tyle decyzje w sprawach energetyki jądrowej, co propaganda na ten temat, zlecana jest niefachowcom. Decyzje istotne podejmowane są chyba daleko i przekazywane „do wykonania”.

Przez jakiś czas w drugim dziesięcioleciu XXI wieku próbą wykonywania formalnie zajmowali się geodeci z zawodu – Aleksander Grad z małżonką. Cytuję z tamtych czasów, już po kompromitacji: „Aleksander Grad złożył dymisję z funkcji prezesa spółki PGE EJ 1, Grad zostanie członkiem Rady Nadzorczej Tauron Polska Energia”. Potem, bezkarnie, bez śledztwa o wyjaśnienie, co zbudowano za użyte nasze 200 [ponad] milionów złotych – przeszli do biznesów prywatnych. Pozatem: Żona niejakiego GRADA [byłego ministra] ma zgarniać kokosy przez 30 lat!

Powtórzę, bo to charakterystyczne dla tematu: W tym czasie na propagandę pro-jądrową wydano i zwinięto ponad 200 000 000 zł, bez żadnych decyzji pozytywnych, merytorycznych.

W tym mniej więcej czasie również pewna pańcia, mówię o pani Trojanowskiej, która nie miała żadnych publikacji z energetyki jądrowej, była „szefową od spraw energetyki jądrowej”, a pieniądze i ułatwienia wystąpień w telewizjach i na konferencjach na propagowanie otrzymywał podszywający się pod profesurę propagandzista [od lat 60-tych zeszłego wieku !! ] Andrzej Strupczewski, który niestrudzenie kłamał – i dalej kłamie. Pisaliśmy o tym wielokrotnie. Skąd się wzięła Hanna Trojanowska? Przed dziesięcioleciem pisałem : Polowanie na profesurę profesora – a poszukiwanie prawdy .

Również w poprzednich dziesięcioleciach za biznes kupowania energetyki jądrowej wziął się niejaki Jacek M, zbieżność nazwisk z kanclerzem Niemiec jest zapewne przypadkowa, więc ją pominę. Otóż ten człowiek wziął ogromne prowizje, komuś obiecując, że przez swoje możliwości w rządzie przepchnie zakup przez Polskę jakiś reaktorów energetycznych. Gdy zaś się okazało się, że we władzach państwa jest skompromitowany jako agent [nieistotne już jakich mocarstw], żalił się swoim [i naszym] znajomym, skąd weźmie pieniądze na oddanie tej prowizji, które już przepuścił [przy wódeczce mówił kumplom, że to 5% od wartości kontraktu…]. No, ale życzliwi opiekunowie z zagranicy uczynili go, pewnie w nagrodę, prezesem jakiegoś banku, chyba się nazywał Solidarność- Rothschild ?

Obecnie w Polsce również jest dużo propagandy, pojawiają się artykuły żurnalistów, którzy najróżniejsze bajeczki podają do wierzenia jako „niewątpliwą prawdę”. Któryś z nich, nie pamiętam czy to był pan Wątróbka, czy Wiech, mówił o tym, że nie powinniśmy się obawiać o pozostające po pracy reaktorów odpady radioaktywne, bo tym zajmą się Panowie z zagranicy.

Ostatnio, w grudniu 2022 roku ujawniono, że narzucany przez bankruta jądrowego z Ameryki, Westinghouse kontrakt na budowę paru elektrowni jądrowych, nie zawiera jednak klauzuli zwrotu i ewentualnie utylizacji wypalonego paliwa przez Amerykanów.

Jednym z kłamstw szerzonych przez propagandystów jest to, że mówią: przecież można w zakładach utylizacji wypalonego paliwa odzyskać znajdujące się w paliwie pierwiastki rozszczepialne jak uran i wszystkie izotopy plutonu, „co rozwiązuje kwestię”.

Jest w tym totalna nieznajomość rzeczy i jednocześnie próba bezczelnego kłamstwa. Mianowicie, po pierwsze w zakładach tego typu jak la Hague we Francji odzyskiwano rzeczywiście pierwiastki rozszczepialne, ale były z tym związane ogromne koszty, oraz wiele spowodowanych przez radioaktywność, śmierci pracowników. To również generuje ogromne koszty. Zakład miał być zamknięty z tych powodów. Podobny zakład istniał też w Japonii, ale również okazał się tak niebezpiecznym, jak i niezwykle drogim w użytkowaniu.

Natomiast najważniejsze w tym jest to że to były zakłady tylko do wydzielenia, odzyskania części pierwiastków rozszczepialnych, właśnie jak uran i pluton.

[The non-recyclable part of the radioactive waste is eventually sent back to the user nation.]

Natomiast pozostaje cała masa fragmentów rozszczepienia [ponad 90% rozpadów w zużytym paliwie], która z powodu swojej radioaktywności będzie wydzielała ciepło, a również jeszcze groźniejsze promieniowania alfa i gamma, trwające niektóre przez dziesiątki lat, inne przez dziesiątki tysięcy lat [jak pluton-239, czas połowicznego rozpadu to 24 tysiące lat].

Otóż nigdzie na świecie nie ma składowisk, w których wysoko promieniotwórcze izotopy mogłoby być bezpiecznie składowane przez najbliższe 10 lat czy 50 000 lat !! Przeczytałem teraz, szukając materiałów do tego artykułu, informacje w jakiejś prasie pseudo-naukowej w Polsce, że – jakżeż – w Stanach Zjednoczonych jest Waste Isolation Pilot Plant, we wnętrzu skał granitowych miejsce składowania „odpadów radioaktywnych bezpieczne, do którego przywożą w beczkach odpady radioaktywne, są tam starannnie sprawdzane i składowane” – właśnie we wnętrzu masywu granitowego. Byłem poruszony.

Dopiero na koniec tego pochwalnego artykułów zauważyłem, że dotyczy to bardzo nisko aktywnych czyli nisko skażonych elementów jak jakieś rękawiczki, szpitalne tampony, fartuchy osób, które mogły otrzeć się o promieniotwórcze izotopy i podobne elementy. Są to elementy nie wymagające chłodzenia czyli bardzo nisko aktywne. Pozostałości po paliwie jądrowym są miliony a może nawet miliardy razy bardziej aktywne i one wymagają stałego chłodzenia przez najbliższe tysiące lat.

=================================

A sowieci wiedzieli lepiej, oni niczego się nie boją:

Potworną katastrofą składowiska odpadów radioaktywnych, ukrywaną nawet przed rosyjskimi fizykami jądrowymi, był wybuch [termiczny, nie jądrowy !!], w Kisztym w kombinacie Majak [na Uralu]. 29 września 1957 r. wybuchły zbiorniki z radioaktywnymi odpadami. Siła wybuchu odpowiadała 70-100 tonom trotylu. Chmura radioaktywna objęła Czelabińsk, obwód swierdłowski i tiumeński. Promieniowanie osiadło na powierzchnia 20 tys km2, 5000 ludzi dostało dawkę powyżej 100 rentgenów. [To dane sowieckie, znacznie zaniżone].

[Parę lat później był tam następny “chemiczny” wybuch – równie groźny, równie utajniony]

=========================

Koncern Westinghouse, który stara się nam w Polsce wepchnąć swoje reaktory, których nikt na świecie praktycznie nie kupuje, ma jednak orędowniczkę w postaci takiej pani Żorżety, która po zwinięciu majątku trzech kolejnych mężów stała się na starość damą i dyplomatką. Parę lat temu była ambasadorem Stanów Zjednoczonych w Polsce, i z wielką nieudolnością i bezczelnością narzucała premierowi, rządowi między innymi konieczność zakupienia od jej kolegów z Westinghouse reaktorów jądrowych.

Okazuje się że gadania takiej pańci – w dziedzinie nauk ścisłych i logiki – totalnej idiotki, zostały przez władze w Polsce poważnie wzięte pod uwagę! Ostatnio podobno już został parafowany czy nawet podpisany kontrakt. Jednak, jak dowiedzieliśmy się z przerażeniem, nie ma tam klauzul o odbiorze wypalonego paliwa przez kontrahenta amerykańskiego.

Wskazuje to, że po stronie polskiej tą sprawą zajmują się tylko dyletanci, socjologowie, politycy i podobne nieuctwo. Głosy i wskazania uczonych są ignorowane.

Powtarzam więc z uporem;

Na świecie w roku 2022 nie ma [jeszcze??] ani jednego składowiska na elementy wysokoaktywne, czyli na wypalone paliwo z reaktorów, które by zapewniało bezpieczeństwo na lat kilkadziesiąt, nie mówiąc już o bezpieczeństwie i zapewnieniu energii do chłodzenia tych elementów na przestrzeni lat kilkuset. Czy warto wspominać, podkreślać, przypominać, że konieczne byłoby zapewnienie takiego bezpieczeństwa co najmniej na parę tysięcy lat? Dziś znalazłem następujące zdanie: „Finlandia jest pierwszym i jedynym krajem na świecie, który rozpoczął budowę stałego składowiska odpadów radioaktywnych na swoim terenie”. https://biznesalert.pl/finlandia-biznes-magazynowanie-odpadow-radioaktywnych/

Czy więc Polska skazana jest na naśladowanie tylu nieszczęsnych krajów, które nie wiedzą, co zrobić z piekielnie promieniującym wypalonym paliwem? Przecież w Fukushima jednym z najtrudniejszych problemów po katastrofie z 11 marca 2011 było i dalej jest – stopienie się [meltdown] zużytych prętów paliwowych MOX, składowanych „tymczasowo” na piętrze budynku reaktora nr 4.

Co chcecie zrobić, idioci, z gorącym kartoflem, tfu, gorącym tak termicznie, jak i jądrowo, rdzeniem?? Rdzeniami !!??!!

Jakoś to będzie” ???

================

Przed 11 laty pisałem: Gdzie, jak i za ile będzie składowane paliwo?

            O tym, gdzie, jak i za ile będzie składowane wypalone paliwo, ile realnie kosztować będzie zabezpieczenie na wieczne czasy zużytego reaktora, zwolennicy koncepcji jądrowej nie wspominają. Nieznany mi jest sposób uwzględniania kosztów śmierci dziesiątków tysięcy górników rud uranowych i pracowników zakładów wzbogacania uranu i oczyszczania plutonu. A koszty chorób? W analizie takiej muszą pozatem być jawnie uwzględniane tak koszty inwestycyjne, eksploatacyjne, jak i realne koszty paliwa.

Tylko takie ‘uogólnione koszty’ można i należy porównywać z kosztami produkcji energii z różnych źródeł kopalnych, z energii odnawialnych, czy też z kosztami zwiększenia potencjału energetycznego poprzez poszanowanie energii.

==================

Dotąd nie wyciągnięto żądnych wniosków… Potwierdzam 26 kwietnia 2024, w 38-mą rocznicę wybuchu jądrowego w Czarnobylu, którego tragiczne skutki ciągle obciążają Białorusinów i Ukraińców.

Niedoszłe energetyczne El Dorado

Wokół kosztów Energetyki Jądrowej

Mirosław Dakowski, maj 2011

Wieloznaczność pojęcia KOSZTY

Gdy kupujemy jaja czy jabłka na targu, wybieramy: towar powinien wyglądać jak świeży, kobiecie sprzedającej powinno dobrze patrzeć z oczu, najlepiej – powinna nam być znana choć od miesięcy. Wtedy wybieramy towar tańszy i płacimy od razu. Uczenie nazywa się to OVN (OVer Night).

Ja mam zwyczaj dodawać przekornie: Kupiłem taniej i lepszy produkt. Często jest to prawdą. Tak naturalne reguły stosują się jednak tylko do prostych zakupów.

            Gdy młodzi (lub względnie młodzi) chcą kupić dom – w obecnych czasach zwykle muszą rozejrzeć się za kredytem. Czyli – kupić najpierw pieniądze, za przyszłe zobowiązania. Tu już powyższe kryteria są trudne do spełnienia. Sprzedawca pieniędzy to zwykle anonimowy BANK, warunki, jakie stawia, są zwykle dla normalnego człowieka mało zrozumiałe, część z nich (najważniejsza!) jest ukryta w postaci t.zw. fine print (drobny druczkiem). Raty, zmienne stopy, stopy wymiany, czy jakieś spekulacje na giełdzie określają ostateczny koszt zakupu naszego domu. Jest on zwykle znacznie, często wielokrotnie wyższy, niż przy zakupie za gotówkę. A kupujemy od rekino-podobnego, anonimowego banku, lub „od państwa”, cokolwiek by to ostatecznie znaczyło.

„Nietrafione inwestycje”

            Gdy w swojej bezgranicznej bezczelności „tamci” (zwani eufemistycznie „finansistami”) się przeliczą, to padają nie tylko wielkie sieci przedsiębiorstw pożyczkowych  (np. Fannie Mae and Freddie Mac), lecz i miliony kredytobiorców, czyli ludzi:

Wynagrodzenie rabusia: 400 mln dol. : „…Podczas zeznań przed komisją Kongresu, jeden z większych złodziei – szef upadłego banku inwestycyjnego Lehman Brothers, Richard Fuld Jr, przyznał, że otrzymał z firmy w ramach wynagrodzenia za pracę 400 mln dol. I pieniądze te może zachować dla siebie, mimo że doprowadził do bankructwa bank, a do ruiny miliony ludzi!…”

Padają też setki banków realizując przy tym zyski prezesów i rad nadzorczych. A mózgi tego rabunku np. Alan Greenspan (ponoć z Bełżca) i później Ben Shalom Bernanke – inkasują swoje potwornej wysokości prowizje i „przepraszają za nieudane inwestycje”. Miliony ludzi tracą dorobek życia.

Pojęcie „ceny” czegokolwiek traci w tej sytuacji sens.

Dochodzimy do transakcji zawieranych między konsorcjami banków, a np. rządami państw. Są jeszcze bardziej niejasne i zagmatwane. Przypomnę w charakterze ilustracji, że na początku lat 90-tych dług po PRL-u, po epoce Gierka, który jednak kazano nam spłacać, wynosił 23 miliardy dolarów. Niedługo narósł do 42 miliardów ówczesnych dolarów. O absurdach, których my, zwykli płatnicy, nie rozumieliśmy i nie rozumiemy, świadczą m.inn. następujące fakty: Papiery dłużne po-PRL-owskie chodziły na światowych rynkach wtórnych w cenie 11-16 % ich wartości nominalnej (por. FOZZ). Komuś się ten handel opłacił. Potem wielomiliardowe pakiety długów „skonsolidowano” (używano były też inne słowa-wytrychy), obniżono dwukrotnie (czyli do połowy!!), a banki i państwa, które „Gierkowi” pożyczały i tak miały ogromne zyski.

            Podobnie jest teraz z „bankructwem” Islandii, Hiszpanii czy Grecji w UE.

            Dla przykładu z dziedziny EJ: w USA dla ożywienia zamówień na elektrownie jądrowe rząd dawał gwarancje kredytowe (przejmował więc ryzyko – ale na barki obywateli). Pozwolił również, by urzędy regulujące ceny zgodziły się na nakładanie zwiększonych opłat na konsumentów. Powstał paradoks: „tańsza energetyka jądrowa –wyższe ceny energii elektrycznej”.

Olkiluoto i Flamanville

[Poniższe, zaznaczone italikiem analizy i rozumowania wzięte są z pracy: Steve Thomas Ekonomika energetyki jądrowej, odnośnik na dole artykułu *)  ]

Te dwie elektrownie są szczególnie istotne, ponieważ stanowią jedyne obiekty generacji III+, które pozwoliły na zebranie już pewnych do­świadczeń – chociaż jest to doświadczenie jedy­nie w zakresie budowy, a nie eksploatacji.

Olkiluoto

Fińskie zamówienie na Olkiluoto 3 przemysł jądrowy postrzegał jako szczególnie ważne, po­nieważ zdawało się przeczyć znanej prawdzie, że liberalizacji rynków nie da się pogodzić z za­mówieniami na siłownie atomowe. Złożone 3 grudnia 2003 roku zlecenie na budowę reaktora Olkiluoto 3 było pierwszym zamówieniem w Eu­ropie Zachodniej i Ameryce Północnej od czasu realizacji obiektu Civaux 2 we Francji (1993) oraz pierwszym zamówieniem na reaktor generacji III/III+ pochodzącym spoza regionu Pacyfiku. Od 1992 roku fiński sektor jądrowy starał się uzyskać zgodę parlamentu na piątą instalację w kraju. Pro­jekt uzyskał ostatecznie akceptację w 2002 roku i bardzo ożywił całą branżę, a zwłaszcza koncern Areva NP. Przedstawiciele sektora zakładali, że obiekt ten będzie po ukończeniu instalacją poka­zową i źródłem referencji dla potencjalnych przy­szłych nabywców reaktorów EPR.

Finlandia jest częścią nordyckiego rynku energetycznego, obejmującego także Norwegię, Szwecję i Danię. Region ten uważa się powszech­nie za najbardziej konkurencyjny rynek energii na świecie. Finlandia cieszy się także dobrą opi­nią jako kraj eksploatujący już na swoim teryto­rium cztery reaktory, więc pojawiły się wielkie na­dzieje znalezienia odpowiedzi na liczne pytania związane z “renesansem energetyki jądrowej”. Jeżeli jednak przyjrzymy się tej transakcji bliżej, okaże się, że zawiera ona kilka elementów, które dowodzą, że nie została zawarta na warunkach reprezentatywnych dla pozostałych rynków.

Podana w 2004 roku cena kontraktowa Olkiluoto 3 wynosiła 3 mld EUR za elektrownię o mocy 1 600 MW. Następnie w publikacjach pojawiały się kwo­ty 3,2 mld oraz 3,3 mld EUR, Fiński organ dozoru jądrowego STIJK zatwierdził plany bezpieczeństwa obiektu w marcu 2005 roku, a w sierpniu 2005 roz­poczęto pierwsze istotne prace budowlane. W cza­sie gdy podpisywano kontrakt, jego cena stanowiła równowartość ok. 3,6-4 mld USD (w zależności od przyjętej wartości kontraktu), albo w przeliczeniu ok. 2250-2475 USD/kW (przy kursie 1 EUR= 1,2 USD). Koszt ten obejmował finansowanie projektu oraz dwa rdzenie reaktora; bez uwzględnienia odsetek kapitałowych i uwarunkowanych inflacją wzrostów cen (mówi się również o cenie “Overnight”) koszty za kilowatogodzinę byłyby zatem trochę niższe, chociaż koszty finansowe – o czym poniżej – przy bardzo ni­skim oprocentowaniu kredytu (2,6%) były niskie.

Chociaż opublikowane koszty znacznie prze­wyższały docelową wartość dla branży, podawaną jeszcze kilka lat wcześniej (1 000 USD/kW), krytycy i tak postrzegali je jako próbę przyciągnięcia klien­tów atrakcyjną ceną. Areva NP próbowała namówić EDF oraz przedsiębiorstwa niemieckie od końca lat 90. XX wieku do złożenia zamówienia na EPR i istniały obawy, że w przypadku nieotrzymania w miarę szybko żadnego zlecenia zacznie tracić kluczowych pracowników, a sama konstrukcja stanie się przestarzała. Areva NP potrzebowała także swoistego “okna wystawowego” dla technolo­gii EPR, a Olkiluoto 3 mogłoby posłużyć jako źródło referencji przy kolejnych zamówieniach. Dodat­kową zachętą było to, że na życzenie klienta Areva zaoferowała projekt “pod klucz”, z gwarancją stałej ceny końcowej, a także wzięła na siebie odpowie­dzialność za zarządzanie budową oraz za obiekty towarzyszące, czyli znacznie większy zakres prac niż tylko dostarczenie “części jądrowej” obiektu. Były to zadania, w których realizacji Areva nie miała wprawy. W przypadku 58 reaktorów PWR dostar­czonych przez poprzednika Arevy NP (Framatome) do Francji oraz na rynki zagraniczne (m.in. do Chin i RPA) tymi pracami i usługami zajmował się EDF.

Jak wynika z innych źródeł, projekt Olkilu­oto borykał się z poważnymi trudnościami od rozpoczęcia budowy [por. Nabici w REAKTOR (Finowie) ]. W marcu 2009 roku przy­znano, że ma on co najmniej trzy lata opóźnienia i przekroczył planowane koszty o 1,7 mld EUR. W sierpniu 2009 roku Areva NP ujawniła, że sza­cunkowe koszty osiągnęły poziom 5,3 mld EUR, co przy kursie wymiany 1 EUR=l,35 USD ozna­czałoby w przeliczeniu 4 500 USD/kW.

Kontrakt stał się także przedmiotem zażartego sporu mię­dzy Arevą NP i fińskim klientem, Teollisuuden Voitna Oy. Areva NP domaga się odszkodowania w wysokości ok. 1 mld EUR za rzekome błędy TVO, które z kolei – w kontr-pozwie z 29 stycznia 2009 roku – żąda od Arevy 2,4 mld EUR za opóź­nienia w realizacji projektu.

Nie wydaje się prawdopodobne, żeby udało się rozwiązać wszystkie problemy, które doprowadzi­ły do opóźnień i przekroczenia budżetu. Ostatecz­ny koszt projektu będzie znacznie wyższy niż pla­nowano. Rezultatem pozwu i kontr-pozwu Arevy i TVO będzie ustalenie – w ramach arbitrażu – jaka część nadwyżki kosztów przypadnie na daną fir­mę. Niezależnie od tego jest jednak jasne, że oba­wy inwestora co do kosztów i perspektyw ukończe­nia obiektu są w dalszym ciągu uzasadnione.

Flamanville

EDF zamówił ostatecznie reaktor EPR w stycz­niu 2007 roku. Ustalono, że nowy obiekt zostanie umieszczony w wykorzystywanej już przez EDF lokalizacji – Flamanville. Moc reaktora zwiększo­no do 1 630 MW, a prace rozpoczęto w grudniu 2007 roku. W maju 2006 EDF ocenił koszt pro­jektu na 3,3 mld EUR. Według ówczesnego kur­su (1 EUR=1,28 USD) stanowiło to równowartość 2590 USD/kW. Koszt ten nie obejmował jednak pierwszego załadunku paliwa, więc łączne koszty OVN były trochę wyższe. Kalkulacja nie obejmo­wała także kosztów finansowych.

EDF nie zdecydował się na projekt “pod klucz” obejmujący obiekty towarzyszące i postanowił sam zarządzać podwykonawcami – np. w zakresie dostawy turbogeneratora. Nie wiadomo, w jakim stopniu wpłynęły na tę decyzję złe doświadczenia z Olkiluoto, a w jakim potrzeba podtrzymywania własnego potencjału i umiejętności.

W maju 2008 roku francuski urząd dozoru jądrowego zarządził tymczasowe wstrzymanie prac z powodu problemów z jakością wylewa­nej betonowej płyty fundamentowej obudo­wy bezpieczeństwa. W związku z tym Areva skorygowała swoje prognozy i stwierdziła, że obiekt zostanie ukończony w 2013 roku (czyli z rocznym opóźnieniem). Jednak w listopa­dzie 2008 roku EDF oświadczył, że opóźnienie jest do nadrobienia, a budowa zostanie ukoń­czona w pierwotnym terminie (2012). EDF przyznał także, że prognozowany koszt budowy Flamanville wzrósł z 3,3 do 4 mld EUR. Suma ta stanowiła wtedy w przeliczeniu (po kursie l EUR= 1,33 USD) równowartość 3 265 USD/kW, czyli zdecydowanie więcej niż w przypadku ceny kontraktowej na Olkiluoto (wg. pewnej wersji oficjalnych danych), ale znacznie poniżej poziomu cen w Stanach Zjednoczo­nych oraz rzeczywistych kosztów fińskiego obiektu. Ponadto związki zawodowe pracow­ników zatrudnionych w projekcie twierdziły, że budowa Flamanville ma co najmniej dwuletnie opóźnienie. Przedstawiciel Arevy sugerował, że koszt instalacji EPR wyniesie przynajmniej 4,5 mld EUR, chociaż nie wspomniał, czy cho­dzi o koszty OVN.

Stany Zjednoczone

Dużo najnowszych prognoz kosztorysowych przed­siębiorstw nadeszło ze Stanów Zjednoczonych. Szacun­ki te mogą okazać się bardziej wiarygodne niż szacunki z innych krajów, ponieważ przedsiębiorstwa w USA muszą przedłożyć wiarygodne wyliczenia, aby uzyskać gwarancje kredytowe. Powinny także udokumentować  koszty (które będą ponosić) stanowym urzędom regu­lacji. Do szacunków amerykańskich można już także dodać dane z trzech rozstrzygniętych przetargów oraz doświadczenia z Olkiluoto i Flamanville.

Tabela : Koszty budowy elektrowni jądrowych w USA

ObiektTechnologia Szacunkowy koszt (w mld USD) Szacunkowy koszt w USD/kW
Bellefonte 3, 4AP 10005/6-10/4*2 500-4 600
Lee l, 2AP 100011*4900
Vogtle 3/ 4AP 10009,94190
Summer 2/ 3AP 1000H/54900
Levy l/ 2AP 1000145900
Turkey Point 6, 7AP 100015-183100-4500
South Texas 3, 4ABWR176500
Grand GulfESBWR10+6 600+
River BendESBWR10+6600+
Bell BendEPR13-158 100-10 000
FermiESBWR106600+

*) te szacunki to „koszty OVN”, czyli over night, czyli tak, jakbyśmy wyjęli portmonetkę i zapłacili. Pozostałe zawierają koszty odsetek

————

W tabeli zestawiono najnowsze szacunki kosz­tów budowy elektrowni jądrowych w USA. Z tabeli tej wynika kilka spostrzeżeń. Pierwsze jest takie, że większość szacunków – zwłaszcza tych najlepiej do­pracowanych – dotyczy konstrukcji AP 1000. Razem z ABWR są to jedyne dwie konstrukcje, które mają za sobą procedurę dopuszczeniową NRC (chociaż obie są teraz ponownie oceniane) – i łatwiej jest oszacować koszty budowy, ponieważ konstrukcja jest zbliżona do ostatecznej. Trudno jednak wyciągnąć jednoznaczne wnioski na podstawie tej tabeli – poza takim, że obecne szacunki okazują się co najmniej cztery razy wyższe niż koszty podawane przez branżę jądrową (1000 USD/ kW) jeszcze pod koniec lat 90. ubiegłego wieku oraz że pod koniec 2009 roku koszty nie przestawały rosnąć. Podstawa podanych kosztów jest zróżnicowana: nie­które obejmują finansowanie, a inne koszty przesyłu, bezpośrednie porównania nie są więc wiarygodne.

Podsumowanie

Jest oczywiste, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat koszty budowy nowych elektrowni jądrowych wzrosły kilkukrotnie – prawdopodobnie ponad pięciokrotnie – i nie widać żadnych oznak spowol­nienia tempa tego wzrostu. Doświadczenia z przeszło­ści dowodzą, że wszędzie tam, gdzie ustalono rze­czywiste koszty budowy, okazywały się one znacznie wyższe niż ich szacunki. Natomiast większą trudność sprawia określenie, czy bieżące szacunki są faktycznie znacząco wyższe od kosztów rzeczywistych, a jak tak, to dlaczego szacowane koszty wzrosły aż w takim stopniu.

Najnowsza brytyjska elektrownia jądrowa, Sizewell B, która nie przeżywała istotnych trudności podczas budowy, kosztowała ok. 3 mld. GBP, co pokrywało się z ówczesnymi szacunkami i odpowiadało także kosztom elektrowni amerykańskich, ukończonych w latach 90. Być może konstruktorzy zakładali, że nowe elektrownie – pozbawione “bagażu”, którego zastosowanie stało się konieczne w reaktorach, aby sprostać wymogom bezpieczeństwa po awariach w Three Mile Island i w Czarnobylu – będą mogły spełnić te wymogi dzięki znacznie prostszym kon­strukcjom (tańszym i sku­teczniejszym). Możliwe, że takie postrzeganie proble­mu okazało się iluzją, a kon­strukcje nie stały się wcale mniej skomplikowane. Wydaje się, że konieczność zapewnienia ochrony przed skutkami uderzenia sa­molotu również okazała się bardziej uciążliwa, niż przewidywała branża jądrowa.

Koszt l 000 USD/kW także nie był prawdopo­dobnie wynikiem procesu “oddolnego” (przyjmu­jącego za podstawę opracowania projektowe ), lecz “odgórnego” (czyli rozważań, że takiego właśnie kosztu potrzeba, żeby zapewnić energetyce jądro­wej konkurencyjność). Krótko mówiąc, cena l 000 USD/kW była narzuconym z góry celem, pozba­wionym podstaw technicznych.

Realistyczna ocena kosztów dla ewentualnej EJ w Polsce

            Obecnie reaktory mają moce rzędu 1 600 MW. Do szacunkowych porównań kosztów przyjmę koszt w przeliczeniu na 1 kW mocy elektrycznej z EJ.

W materiałach propagandowych lobbystów EJ jeszcze niedawno pisało się (i „udowadniało” na naukawych, propagandowych  konferencjach), że koszt 1 kW do się ograniczyć do 1 tys. $. Gdy jednak przystąpiono do trochę poważniejszych rozmów, mówiono o 1.2 tys. $/kW.

            Przed Fukushima propagandyści w Polsce przekonywali „rząd” że elektrownia z czterech reaktorów po 1600 MW może kosztować 32 miliardy złotych, tj. ok. 10 mld $. Dałoby to koszt znormalizowany do 1 kW: ok. 1600 $/kW.

            Z tej „najnowszej” generacji reaktorów (zaprojektowanych  jednak przed dwoma dziesięcioleciami) zwanej zachęcająco  „3+”  w Europie budowane są jedynie dwa reaktory: Flamanville we Francji (zamówienie z 2007 roku) i  Olkiluoto w Finlandii. W maju 2006 EDF (Electricité do France) ocenił koszt uruchomienia projektu na 3.3 mld. EUR. Stanowiło to wtedy równowartość 2 600 USD/kW. Jednak jak zwykle przy budowie EJ, koszt wzrósł . W 2008 EDF szacowało go na ok. 4 mld. EUR, co wynosiło równowartość 3265 USD/kW (odnośniki i przeliczniki w dobrej, powyżej cytowanej źródłowej pracy „Ekonomika energetyki jądrowej . Aktualizacja” Steve Thomasa).

Koszty EJ w USA podane są w powyższej Tabeli. Są one bardziej wiarygodne, niż podawane w innych częściach świata, bo w USA przedsiębiorstwa muszą przedstawiać wiarygodne wyliczenia, aby uzyskać gwarancje kredytowe.

Rozrzuty kosztów są ogromne: od jednego do dziesięciu.

Nie uwzględniają kosztów składowania wypalonego paliwa z prostej przyczyny: NIGDZIE na świecie nie ma składowisk ostatecznych. Są więc one niewyobrażalnie drogie. Jedyny wyjątek, to składowisko w Finlandii, ale jest ono małe i jego bezawaryjne użytkowanie przez najbliższe 100 tysięcy lat budzi duże, coraz większe wątpliwości.

Co można odpowiedzieć na argument, że ”może inwestycja jest droga, ale .. prąd potem będzie tani..”. Jak widać z powyższych analiz, koszty kredytów, ryzyka, składowisk przyszłościowych, przeróbki paliwa i usuwania starych, silnie radioaktywnych elektrowni nie są jawnie uwzględniane w ocenach kosztów. Więc przerzucane są w ceny „prądu”, czyli na użytkowników. Obecnych i przyszłych. Nie widać żadnych przesłanek, by przy tak ustanowionych wkładach kapitałowych ceny energii elektrycznej dla użytkownika były niewielkie.

Konkluzje proste

Koszty EJ przez ostatnie pół wieku systematycznie i znacznie rosną.

Nie ma w EJ „efektu skali”, czyli zmniejszania kosztów jednostek ze wzrostem urządzeń.

Koszty najdroższej dotąd odmiany energetyki odnawialnej – słonecznej fotowoltaiki (PV) obniżają się tak szybko, że nawet one stały się już  porównywalne z kosztami EJ.

Nowe zabezpieczenia i uwarunkowania EJ po FUKUSHIMA  koleiny raz podniosą koszty EJ o 30-40 %.

CODA

Największe przedsiębiorstwa energetyczne w Polsce mają zdolności kredytowe ok. 16-17 miliardów zł (ok. 5 mld $) (wg. prof. Władysława Mielczarskiego, np. Zielone Wiadomości, kwiecień 2011 Program energetyki jądrowej to ślepa uliczka dla polskiej gospodarki ).

Budowa elektrowni jądrowych, wspomnianych przez związanych z rządem propagatorów EJ, ma objąć cztery elektrownie po cztery reaktory po 1 600 MW każdy. Razem (docelowo??) 16 reaktorów.  Czyli 25 GW mocy podstawowej, nie nadającej się do regulacji. Byłaby to więc katastrofa energetyki od strony podażowej.

Prof. Mielczarski, za informacjami płynącymi z ministerstwa gospodarki, ocenia koszt pierwszej elektrowni na 40 mld złotych, t.j. na poniżej 1 600 $/kW. Jak wykazaliśmy powyżej, jest to koszt co najmniej dwukrotnie niedoszacowany.

Nawet taki kosztorys w sposób oczywisty jest nierealizowalny z pieniędzy i kredytów dostępnych dla polskich firm energetycznych, polskiej gospodarki.

Zobaczmy jednak, jedynie jako ćwiczenie wyobraźni i umysłu, dalsze konsekwencje finansowania „najtańszej energetyki” dla Polski.

Jeśli za realną miarę kosztów weźmiemy stan finansowy reaktorów EPR (tych „na trzy plus”…) w Europie w budowie, to koszty te mieszczą się w widełkach między 3.3 k$/kW a 4.5 k$/kW. [Pamiętajmy, że w USA dochodzą jednak do 10 k$/kW ].

Przeliczmy to, dla uzmysłowienia sobie skali i wagi sprawy, na jedną elektrownię oraz na projektowane cztery.

Jedna: co najmniej      6.4 GW * 3.3 k$/kW = 21 Mld $ = 60 Mld zł

A góra widełek:           6.4 GW * 4.5 k$/kW =  29 Mld $ = 90 Mld zł

Pomnóżmy to przez cztery, bo jak wspominał nasz UKOCHANY PRZYWÓDCA, w planach ma 4 elektrownie:

Jest to między 240 miliardów złotych  a 360 miliardów złotych 

Jeśli uwzględnimy spodziewane podwyżki „po FUKUSHIMA” rzędu 40%, to zapłacić mamy:

Od 336 miliardów złotych, a góra widełek  to 500 miliardów złotych.

Są to liczby niewyobrażalne nie tylko dla laika (mgr. historii, socjologii itp.) ale i dla inżynierów, fizyków , matematyków. Przy tak astronomicznych sumach niezbędne są gwarancje rządowe, co ewidentnie sprawi, że owe koszty poniesiemy my, nasze wnuki i prawnuki.

Czy mają może Państwo w portmonetce taką sumę, by zapłacić na warunkach OVN, czyli jak tej „babie z jajami” z początku artykułu?

Profesor Mielczarski i inni rozsądni energetycy wnioskują z takich i podobnych zestawień liczb, że Polska sobie EJ nie sprawi. Jest Pan optymistą, Profesorze. Miałby Pan rację, gdyby o losie gospodarki decydowali Polacy.

Dlatego na początku artykułu umieściłem rozdział „Nietrafione inwestycje”, jakby czego innego dotyczący.

Otóż komiwojażerowie EJ z USA i Francji mogą użyć „argumentu nie do odrzucenia”: [dodaję w 2021: Była taka, Żorżeta.. ]

My u was będziemy budować elektrownie jądrowe. Jeśli zbudujemy, będziemy mogli eksportować energię elektryczną na przykład  do Niemiec, Francji czy Danii. Z zyskiem dla nas. A czy zbudujemy czy nie, inwestować będziemy (t.j. znajdziemy banki kredytujące) np. w zamian za przekazanie nam własności złóż gazu łupkowego oraz złóż węgla kamiennego. Nie potraficie przecież tego gazu wydobyć. Kopalnie zostały co prawda zniszczone w ostatnich 20-tu latach, więc dla was nie są wiele warte. A my już sobie z nimi jakoś poradzimy.

A jeśli technologia „na trzy plus” okaże się równie zawodna, jak dotychczasowe technologie EJ na przestrzeni pół wieku? A, to już wasz, tubylców, problem. Od Niemiec jest wystarczająco daleko, a i wiatry są tu zwykle zachodnie. To samo dotyczy składowisk wypalonego paliwa i starych, promieniujących reaktorów. Może spróbujecie upchać gdzieś za Uralem?

No, dawajcie sobie, dzielni Polacy, radę! Jeśli potrafiliście szarżować z lancami na czołgi, to i teraz dacie se radę!

No, NAPRZÓD do Postępu i Zwycięstwa!

Vive la Pologne!!

*) Steve Thomas, Ekonomika energetyki jądrowej, marzec 2010,

Polecam też inne publikacje Fundacji im. Heinricha Bőlla:

– Gerd Rosenkranz, „Mity energetyki jądrowej: Jak oszukuje nas lobby energetyczne”, oraz

– Antony Froggatt i Mycle Schneider, „Systemy na rzecz zmian: Energia jądrowa kontra efektywność energetyczna i źródła odnawialne”.
Prace te analizują głównie osiągnięcia Europy zachodniej ,w szczególności Niemiec. Przypominam analizę sprzed 10 lat. Jest ciągle aktualna. Oczywiście – koszty w tym czasie wzrosły, a bezpieczeństwo ZMALAŁO. 4 grudzień 2021

Dodam jeszcze uwagę z 2013 roku, ciągle aktualną:

=====================geodetów spod Kłaja Gradów…

Oi ! Ostatni reaktor energetyczny w Japonii wyłączony. W ciągu ćwierćwiecza ilość reaktorów jądrowych energetycznych zmalała z ok. 440-tu do poniżej 400-tu. Koszt jednostkowy (za 1 MWe) wzrósł w tym czasie dwa do trzech razy, gdy w innych działach energetyki koszty szybko malały.

U nas – żywimy z EJ geodetę wioskowego Grada i jego rodzinę (też są to „eksperci”), a sprawdzeni, starzy oficerowie, jeszcze GRU i Informacji Wojskowej też testują swą wieczną niezbędność. I okupują prezesury, rabują profesury, dyrektury czy inne synekury.  Co, Haniu, trzymamy się? [Taka była, zdaje się, Trojanowska?? Osiadła na swoim, jak rodzinka geodetów spod Kłaja, Gradów.]

M. Dakowski

Wypadek w elektrowni jądrowej koło Sztokholmu – ostrzeżenie dla krajów Bałtyku. FORSMARK – 22 MINUTY PRZERAŻENIA.

Wypadek w elektrowni jądrowej koło Sztokholmu – ostrzeżenie dla krajów Bałtyku.

FORSMARK 22 MINUTY PRZERAŻENIA

dakowski.pl/archiwum

[Przypominam naszym milusińskim rządowym psychologom i innym „ekspertom” od EJ. 2023. MD]

[Gerd Rosenkranz, „Mity energetyki jądrowej: Jak oszukuje nas lobby energetyczne”, , str. 9, wyd. Fundacja im. Heinricha Bőlla ]

Jest 25 lipca 2006 roku, godzina 1319, gdy elektrycy pracujący poza elektrownią jądrową Forsmark w Szwecji doprowadzają do zwarcia w stacji rozdzielczej. Takie rzeczy się zdarzają ­wszędzie tam, gdzie obracają się wielkie turbiny i gdzie trzeba odprowadzić gigantyczne ilości energii wyprodukowanej w blokach elektrowni. Zwykłe takie zakłócenie w sąsiedniej sieci nie powoduje w żadnej elektrowni jądrowej poważ­nych kłopotów. Systemy zabezpieczeń są przy­gotowane na podobne sytuacje. Reaktor jest wtedy odłączany od uszkodzonej sieci, zanim jeszcze zewnętrzne zwarcie dotrze do urządzeń elektrycznych reaktora. W najgorszym przypad­ku następuje automatyczne wyłączenie reaktora, a – jako że promieniowane fragmentów rozszczepiania w jego wnętrzu trwa jeszcze przez wiele dni i miesięcy – systemy chłodzenia awaryjnego stopniowo powinny obniżać temperaturę re­aktora aż do osiągnięcia bezpiecznego stanu.

Ale w tamten wtorek w Forsmark nic nie działa normalnie. Ponieważ odłączenie od sieci następuje zbyt wolno i właściwie drobne zakłóce­nie wywołuje całą kaskadę dalszych komplikacji, posłuszeństwa odmawia duża część zabezpie­czeń elektrycznych w bloku I reaktora wodnego wrzącego (BWR). Nie działają dwa z czterech dieslow­skich agregatów, które miały w przypadku awa­rii zasilać urządzenia sterowania reaktorem oraz pompy chłodzenia awaryjnego. Przez nieznoś­nie długie 22 minuty najbardziej krytycznej fazy awarii ekrany w nastawni są ciemne, czujniki nie przesyłają żadnych sygnałów dotyczących reakcji łańcuchowej w reaktorze, nie działa nawet część głośników, przez które ogłasza się alarm i za­rządza ewakuację. Nie docierają najważniejsze informacje – o położeniu prętów sterujących do regulacji szybkości reakcji w rdzeniu czy o po­ziomie chłodziwa w zbiorniku reaktora. Dopiero gdy jednemu z techników udaje się ręcznie uru­chomić oba agregaty Diesla i przywrócić zasilanie systemów pomiarowych i zabezpieczających, ten “lot po omacku” wreszcie się kończy.

 Szwedzka instytucja nadzorująca instalacje atomowe (SKI) ustaliła dość szybko, że bezpośred­nim czynnikiem, który wywołał sekwencję zdarzeń w reaktorze wodnym wrzącym, było uszkodzenie dwóch falowników, wskutek czego nie włączyły się planowo dwa z czterech silników w siłowniach awaryjnych.

Dokładnego przebiegu procesów podczas decydującej fazy awarii dużej części sy­stemu zabezpieczeń nie udało się zrekonstruować. Pozostały zagadką.

Co najdziwniejsze, eksperci nie potrafili wyjaśnić, dlaczego z czterech iden­tycznych pod względem konstrukcji falowników, odpowiedzialnych za prawidłowy rozruch agre­gatów awaryjnych, połowa zadziałała tak, a druga połowa inaczej. Pewne było na koniec jedno: gdy­by wszystkie zadziałały tak samo, istniałoby duże prawdopodobieństwo utraty kontroli nad reakto­rem. Wtedy bowiem zawiodłyby wszystkie cztery ciągi systemu zabezpieczeń reaktora, co – jak przy­znał szwedzki nadzór – “doprowadziłoby do wyłą­czenia zasilania prądem przemiennym wszystkich siłowni awaryjnych i tym samym do zdarzenia, którego zaistnienie nie było zakładane w procedu­rach bezpieczeństwa” (Gesellschaft filr Anlagen­und Reaktorsicherheit, 2006). Taka awaria nie zo­stała przewidziana w żadnej instrukcji, nie istniały więc żadne procedury – a prawdopodobnie także możliwości – jej opanowania.

Sytuacja, która miała miejsce w południe owego letniego dnia w 2006 roku na szwedzkim wybrzeżu Bałtyku, była przerażająco podobna do dwóch wydarzeń, które od kilkudziesięciu lat kła­dą się ponurym cieniem na historii cywilnego wy­korzystania energii jądrowej – katastrof reaktorów w Harrisburgu w USA (w marcu 1979 roku) oraz Czarnobylu na Ukrainie (w kwietniu 1986 roku).

[pisane przed Fukushima – md]

Trudne do pojęcia błędy w zakresie plano­wania, niewłaściwy montaż ważnych części, niewybaczalna partanina podczas konserwacji urządzeń oraz naiwna wiara w zaawansowaną, bardzo czułą technikę – to wszystko już było. Nie tylko w Harrisburgu i Czarnobylu: podobne błędy popełniano również w zakładzie przerobu paliwa jądrowego w brytyjskim Sellafield [to była miejscowość Windscale, ale po strasznej katastrofie jądrowej w 1957 roku zmieniono nawet nazwę miejscowości MD], w japońskim reaktorze powielającym Monju czy zakładzie przerobu zużytego paliwa w Tokaimura, niemie­ckich elektrowniach jądrowych Brunsbüttel czy Krümmel nad Łabą.

Tam, gdzie pracują ludzie, po­pełniane są błędy. Może­my mówić o szczęściu, że nie każda awaria, opisy­wana zawsze jako “niewy­tłumaczalny” splot popeł­nionych błędów, jest tak brzemienna w skutki jak katastrofa z 1986 roku dla Ukrainy i jej sąsiadów. W bloku numer l elektrowni jądrowej Forsmark, ok. 100 km na północ od stolicy kraju Sztok­holmu, skończyło się na 22 minutach strachu i przerażenia osób obsługujących reaktor oraz na istotnych wątpliwościach co do wiarygodności operatora elektrowni, szwedzkiego państwowego koncernu Vattenfall, który od tamtej pory dal już podstawy do kolejnych krytycznych pytań – tym razem dotyczących swoich niemieckich obiektów w Brunsbütteł i Krümmel.

Nazwa Forsmark stała się symbolem przy­puszczalnie najbardziej spektakularnego wy­padku w europejskim reaktorze jądrowym od katastrofy w Czarnobylu.

Fachowcy w kraju i za granicą, którzy próbowali zrekonstruować prze­bieg tamtych zdarzeń, stwierdzili z przerażeniem, że cała sytuacja w Forsmark mogła mieć znacznie gorsze skutki i takich gorszych skutków można się w każdej chwili spodziewać.

Dziś rocznica: Poprawna ocena ofiar Czarnobyla: półtora miliona (jak dotąd)

Poprawna ocena ofiar Czarnobyla: półtora miliona (jak dotąd)

AJ: Ogólna liczba ofiar w ciągu 25 lat od katastrofy na całym świecie przewyższyła milion. Nie wli­czam w to poronień i narodzin martwych dzieci (a to będzie jesz­cze kilkaset tysięcy)

[Z : Zielone Wiadomości, kwiecień/maj 2011, www.zielonewiadomosci.pl   MD]

W tym roku mija 25 rocznica ka­tastrofy czarnobylskiej, tymczasem opinia publiczna jest nadal karmiona mitami o “nieznacz­nych skutkach ekologicznych i zdrowotnych” tej katastrofy, Kłamstwom i przemilczeniom od­powiedzialnych instytucji prze­ciwstawiają się od lat niezależni naukowcy. Z ,,Zielonymi Wiadomościami” rozmawia wybitny ro­syjski biolog i ekolog, profesor ALEKSIEJ W. JABŁOKOW

REDAKCJA “ZW”: Panie pro­fesorze: skąd u Pana – biologa i ekologa – zainteresowanie dzie­dziną energetyki jądrowej?

Prof. ALEKSIEJ JABŁOKOW: Moje zainteresowanie problemami energetyki jądrowej zaczęło się w 1988 roku. Byłem wtedy członkiem pań­stwowej komisji ekspertów do spraw Południowo-ukraińskiej Elek­trowni Atomowej i mogłem szcze­gółowo zapoznać się z budową i działaniem elektrowni jądrowych. Potem, już jako wiceprzewodni­czący Komitetu d.s. Ekologii Rady Najwyższej ZSRR, miałem dostęp do wielu materiałów; zrozumiałem wtedy, że skażenie promieniotwórcze jest jednym z najboleśniejszych problemów Związku Radzieckiego. Jako doradca Prezydenta do spraw. ekologii i ochrony zdrowia miałem możliwość odwiedzić wszystkie ważniejsze zakłady atomowe w Rosji. Na początku lat dziewięćdziesiątych byłem przewodniczącym komisji rządowej, zajmującej się skutkami usuwania odpadów ra­dioaktywnych do rosyjskich mórz, przewodniczyłem również komisji Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej do spraw awa­rii jądrowej w Tomsku-7. Jako przewodniczący państwowej komisji do spraw bezpieczeństwa ekologicznego przy Radzie Bezpieczeństwa Fe­deracji Rosyjskiej zajmowałem się wieloma problemami związanymi z energetyką jądrową, w tym także skutkami katastrofy w Czarnobylu.

W toku tej działalności poznałem wielu zwolenników energii atomo­wej. Często się z nimi spierałem. W końcu napisałem długi arty­kuł w miesięczniku “Nowyj Mir” (“Nowy Świat”), który zatytułowa­łem: Mitologia atomowa. To było chy­ba w 1993 roku. Ten artykuł prze­drukował potem niemiecki “Der Spiegel”. Wówczas Aleksander Jan­szyn, wiceprzewodniczący Rosyj­skiej Akademii Nauk zaproponował mi, żebym dokładniej przedstawił moje podejście do problemu ener­getyki jądrowej. Na początku były to prace komisji Rosyjskiej Akade­mii Nauk, zajmującej się dziedzic­twem Władimira Wiernadskiego, po dwóch latach w Moskwie, w wy­dawnictwie Nauka, została wydana książka Mitologia atomowa (1997).

Centrum Polityki Ekologicznej Ro­sji, którego byłem wtedy preze­sem, wydało jeden z rozdziałów tej książki w rozszerzonej wersji jako Mit o niewielkim znaczeniu skutków katastrofy w Czarnobylu (Moskwa, 2001). Jeszcze wcześniej, na dziesię­ciolecie katastrofy, byłem pomysło­dawcą i redaktorem dwóch tomów Konsekwencje katastrofy w Czarnobylu („Zdrowie środowiska i Zdrowie człowie­ka” Moskwa, 1996). Dwa razy prze­mawiałem w Kongresie USA na te­maty jądrowe. W latach 2002 – 2003 byłem jednym z założycieli Euro­pejskiego Komitetu do spraw Ryzy­ka Radiacyjnego.

RED: Niedawno w Nowym Jor­ku ukazała się książka pańskie­go współautorstwa: Czarnobyl. Skutki katastrofy dla ludzi i śro­dowiska. Jak doszło do napisa­nia tej książki?

AJ: Bezpośrednią przyczyną na­szej książki była wcześniejsza pu­blikacja IAEA i WHO (“Forum Czarnobylskie”, 2005),. w której prawdę o katastrofie wypaczo­no do takiego stopnia, że wraz z profesorem Wasilijem Nesterenko z Mińska, byłym dyrektorem In­stytutu Energetyki Jądrowej, który po katastrofie w Czarnobylu w całości poświęcił się ratowaniu biało­ruskich dzieci, postanowiliśmy ze­brać w jednej publikacji naukowe dowody mówiące o prawdziwych skutkach katastrofy. Podstawą książki była analiza około pięciu tysięcy publikacji, wydawanych przede wszystkim w językach sło­wiańskich, mało lub w ogóle nie­znanych na Zachodzie.

RED: Czy książka Czarnobyl. Skutki katastrofy dla ludzi i śro­dowiska była publikowana w kra­jach najbardziej dotkniętych: na Białorusi, Ukrainie, w Rosji?

AJ: Początkowo książka zosta­ła wydana w Sankt Petersburgu w wydawnictwie Nauka. Jest sze­roko dostępna, można ją ściągnąć z różnych stron internetowych. 26 kwietnia w Kijowie wyjdzie trzecie, poszerzone wydanie.

RED: Jak ocenia Pan skutki zdro­wotne katastrofy w Czarnobylu. Na czym one polegają i jakie to są schorzenia?

AJ: Łatwiej jest mi powiedzieć, ja­kie choroby nie są związane z katastrofą.

W wyniku Czarnobyla znacznie wzrosły zachorowania na choroby układu krążenia, układu nerwowego, pokarmowego i od­dechowego, a także na choroby układu moczowego. Częstsze sta­ły się choroby endokrynologiczne i onkologiczne, zaburzenia układu odpornościowego, i rzecz jasna ­zaburzenia genetyczne. Dynami­ka zachorowań na poszczególne choroby jest różna. Niektóre z tych chorób były szczególnie widoczne w ciągu pierwszych 10 -15 lat, potem liczba zachorowań zmalała; liczba. zachorowań .na inne scho­rzenia wciąż rośnie.

RED: Jakie będą skutki zdrowot­ne napromieniowania dla następ­nych pokoleń? Jak to się odbiło na zdrowiu reprodukcyjnym?

AJ: Na razie możemy mówić tylko o pierwszych, początkowych skut­kach, ponieważ radionuklidy (cez, stront, pluton i ameryk) jeszcze znajdują się w ekosystemach. Ge­netyczne konsekwencje pierwsze­go wybuchu w 1986 roku (wtedy napromieniowane radionuklida­mi z Czarnobyla w Europie było tysiąc razy większe) będą widocz­ne w ciągu kilku pokoleń. Oczywi­ście liczba ofiar będzie zmniejszać się wraz z upływem czasu.

RED: Dane dotyczące liczby ofiar śmiertelnych katastrofy są bardzo rozbieżne w zależności od źródeł. Według dostępnych w Polsce ofi­cjalnych danych zginęło tylko ok. 100 osób. Jaka jest rzeczywista liczba ofiar według pana badań?

AJ: Ogólna liczba ofiar w ciągu 25 lat od katastrofy na całym świecie przewyższyła milion. Nie wli­czam w to poronień i narodzin martwych dzieci (a to będzie jesz­cze kilkaset tysięcy- jak uważa nie­miecki badacz H. Scherb).

RED: Sto osób a milion, to szoku­jąca rozbieżność: 10 tysięcy razy! Na czym polega różnica pomię­dzy metodologią stosowaną przez Pana do oceny skutków zdrowot­nych Czarnobyla, a np. metodo­logią autorów raportu Chernobyl Legacy (WHO, IAEA)? Chcieli­byśmy, aby nasi czytelnicy mogli wyrobić sobie zdanie co do wia­rygodności obu metod.

AJ: Oficjalna metodologia osza­cowania liczby ofiar opiera się na dosyć umownej, indywidualnej dawce promieniowania. (która jest wyliczana na podstawie ogrom­nej liczby założeń, np. ile człowiek mógł wypić skażonego mleka, ile czasu znajdował się poza pomiesz­czeniem itp.). Poza tym współczynniki, które wykorzystuje się do wylicze­nia ryzyka napromieniowania są bardzo niepewne (bazują na mało wiarygodnych danych o skutkach Hiroszimy i Nagasaki).

My wybraliśmy inne podejście ba­dawcze. Porównaliśmy zachorowa­nia i śmiertelność na silnie i słabo skażonych terenach, które według wszystkich innych wskaźników; z wyjątkiem stopnia skażenia pro­mieniowaniem, są do siebie podob­ne. Takie wyliczenia są dostępne dla Rosji, Białorusi, Ukrainy, a tak­że dla Szwecji i Norwegii. Okazało się, że w ciągu pierwszych 15 – 20 lat po katastrofie poziom śmiertel­ności na silnie skażonych terenach jest większy o około 4%. Opierając się na tych wynikach, można oszacować przybliżoną liczbę ofiar.

RED: Jak ocenia Pan skutki zdro­wotne Czarnobyla w Polsce?

AJ: Według różnych wyliczeń do Polski dotarło około 1% szkodli­wych substancji z Czarnobyla (jeśli wziąć pod uwagę cez-137). W niewielkim stopniu był skażony cały kraj, największe skażenie objęło około 3 – 4 tys. kilometrów kwadra­towych. Skażenie to ma charakter plamisty i jakieś plamy obejmujące dziesiątki kilometrów kwadrato­wych mogły być nie wykryte. Jestem pewien, że jeśli przeanalizowaliby­śmy statystyki dotyczące martwych urodzeń, poronień, zespołu Downa, śmiertelności noworodków – ślad po Czarnobylu będzie widoczny również w Polsce. Na niektórych terenach w znacznym stopniu wzro­sła liczba problemów z tarczycą.

A’ propos, nie znalazłem map ska­żenia Polski innymi radionukli­dami, oprócz cezu-137. A takie skażenie, krótko żyjącymi radionu­klidami: jodem-131, tellurem-132, cezem-l34 i innymi było. Według prognoz M. Malko ogólna liczba zachorowań na raka tarczycy w Polsce w wyniku katastrofy wy­niesie więcej niż 3200 przypadków (w tym około 900 śmiertelnych), białaczki – około 170 (w tym 120 śmiertelnych), innych typów raka – ponad 1700 (około 1000 śmiertel­nych). A trzeba wiedzieć, że rak nie jest główną przyczyną zwiększenia się “poczarnobylskiej” śmiertelno­ści. O stopniu skażenia radioaktywnego w Polsce znacząco i obrazowo mówi pewne zdarzenie: w czerw­cu 1987 roku Bangladesz zwrócił Polsce 1600 ton mleka w proszku ze względu na jego niebezpieczną radioaktywność.

RED: Jakie były społeczne skut­ki katastrofy, co obecnie dzieje się z ewakuowana ludnością, czy mają pracę lub inne środki do ży­cia, czy pomoc medyczna jest za­bezpieczona?

AJ: Nie będę mówił o problemach społecznych, jestem biologiem i ekologiem. Przypomnę tylko, że koszty poniesione przez kraje do­tknięte katastrofą w celu minima­lizacji jej skutków są ogromne. Bia­łoruś w niektórych latach traciła do 25% całego budżetu “na Czar­nobyl”, Ukraina – do 5%, Rosja­ do 1%. W sumie, “czarnobylskie” wydatki tylko tych krajów wynio­sły ponad 550 miliardów dolarów w ciągu 25 lat. A przecież Niemcy, Szwecja, Norwegia, Wielka Bryta­nia i inne kraje do dzisiaj jeszcze wydają ogromne sumy.

RED: Co sądzi Pan na temat pro­pozycji autorów raportu Chermo­byl  Legacy, aby odebrać ludziom zasiłki i przeznaczyć je na inwe­stycje we wspieranie. lokalnej przedsiębiorczości i biznesu?

AJ : Uważają oni, że “czarnobyl­skie” choroby są skutkiem radio­fobii i strachu, a nie promieniowania. Jednak poziom radiofobii na skażonych terenach spada, a licz­ba zachorowań rośnie. I jaka może być radiofobia u myszy i żab, u których spotykamy takie same choroby jak u ludzi, żyjących na skażonych terenach?

RED: Co sadzi Pan na temat skut­ków zdrowotnych obecnej kata­strofy w Fukushimie?

AJ: Katastrofa w Fukushimie jeszcze się nie skończyła, cały czas następuje tam wyciek radionuklidów. W gor­szym wypadku skutki tej katastrofy mogą być cięższe niż w Czarnobylu. Wyliczenia prof. Ouisa Busby we­dług stanu sprzed dwóch tygodni informują o możliwości pojawienia się w ciągu następnych 50 lat do 420 tysięcy dodatkowych zachorowań na raka (połowa z nich w pierwszym dziesięcioleciu).

RED: A jak ocenia pan skutki tej katastrofy dla rolnictwa?

AJ: Na kilku tysiącach kilometrów kwadratowych nie można będzie, jak dawniej, zajmować się rolnic­twem – trzeba będzie zmieniać ży­cie milionów ludzi. Będzie znisz­czone lokalne rybołówstwo (do stu kilometrów od Fukushimy).

Czy skażenie morza będzie postę­powało dalej – na razie nie wiado­mo. Jednak może rozszerzyć się i do tysiąca kilometrów (bez wzglę­du na zmniejszenie się koncentracji dalej od źródła, może mieć miejsce bio-koncentracja i bio-akumulacja radionuklidów, w związku z którą w organizmach żywych koncentra­cja radionuklidów może być więk­sza dziesiątki tysięcy razy).

RED: Czy na skażonych terenach istnieje monitoring dzikiej przy­rody? Czy mógłby pan coś na ten temat powiedzieć?  [około Czarnobyla md]

AJ: Zamknięcie tych terenów (trzydziestokilometrowa strefa) przyciąga wiele zwierząt, ponie­waż nie ma tam presji antropoge­nicznej. Jednak badania pokazują w strefie wysoki poziom mutacji; możemy też obserwować inne negatywne skutki silnego napro­mieniowania. Z zewnątrz wszyst­ko wygląda w porządku, jednak w rzeczywistości strefa – to “czar­na dziura”, mieląca pule genowe. Mikro-ewolucyjne skutki katastro­fy jeszcze czekają na wyjaśnienie.

RED: Był Pan kilka dni temu go­ściem kongresu w Berlinie na te­mat 25-lecia katastrofy w Czarno­bylu. Czy może się Pan podzielić z naszymi czytelnikami wraże­niami z tej konferencji?

To była inicjatywa ruchu “Leka­rze przeciw wojnie nuklearnej” (IPPNW), którzy w swoim czasie otrzymali Pokojową Nagrodę No­bla. W Berlinie w zasadzie odbyły się dwie konferencje – jedna oficjal­na, na której wygłoszono rozmaite wykłady, i druga – publiczna, infor­macyjno-emocjonalna. Obie były na swój sposób ważne~ 26 kwiet­nia w Kijowie będą miały miejsce również dwie konferencje. Jedna ­oficjalna i druga – publiczna. Kon­flikt prawdy z półprawdami nadal będzie aktualny. Przypomnę, że już czwarty rok w Genewie, która jest siedzibą Światowej Organiza­cji Zdrowia ma miejsce beztermi­nowy’ protest: codziennie. od rana do wieczora dwoje, troje ludzi z plakatami: “Powiedzcie prawdę o Czarnobylu!”, “Przypomnijcie so­bie przysięgę Hipokratesa!”, “Ko­niec niegodnemu porozumieniu z IAEA z 1959 r.”

RED: W jaką energię radzi Pan zainwestować polskiemu rządo­wi i dlaczego? Czy ma pan rady dla polskiego rządu?

AJ: Nawet część środków, które Polska planuje wydać na budowę pierwszej elektrowni atomowej (3-4 miliardy euro) starczyłaby na przekształcenie nie ekologicznych elektrowni węglowych w bardziej czyste. W Polsce (tak jak w każ­dym kraju świata)niekończą­ce się źródła niskotemperaturowej energii geotermalnej – w dowol­nym miejscu można wywiercić dziurę w ziemi i na głębokości 1-2 kilometrów otrzymać wodę o tem­peraturze około 100 stopni. To zu­pełnie wystarczy dla dzisiejszych sposobów otrzymania energii elektrycznej. W Polsce są ogromne rezerwy gazu łupkowego. Energia atomowa w Polsce sprawi wiele kłopotów – ekologicznych, ekono­micznych i politycznych.

Ciągła zależność od dostaw pa­liwa jądrowego, nierozwiązane nigdzie na świecie ogromne pro­blemy z przechowywaniem od­padów radioaktywnych i, oczywi­ście, nieunikniony wpływ nawet najmniejszych wycieków z elek­trowni atomowej na zdrowie lu­dzi, nie mówiąc już o ryzyku no­wego Czarnobyla czy Fukushimy – ponieważ nie ma bezpiecznych reaktorów atomowych, co by nie mówili na ten temat zwolennicy energii atomowej. Taniość energii jądrowej to jeszcze jedno wielkie kłamstwo jej protagonistów.

RED: Dziękujemy serdecznie!

Mit przystępnej cenowo zielonej energii się skończył

Mit przystępnej cenowo zielonej energii się skończył altershot/mit-przystepnej-cenowo-zielonej-energii-sie-skonczyl

===============================

[Wyjaśniam to, co od trzech dekad próbuję wyjaśnić posłom; bo gdy zostaja ministrami, to głuchną zupełnie;

“Energie odnawialne (jak i każdy prawdziwy postęp) maja sens wtedy, gdy są OPŁACALNE dla chłopa, wójta, małego przedsiębiorcy. Głupotą i ideologią jest wymuszanie czegokolwiek przez rządy, dotacje, media, rotshildy i podobne gówna. Przecież na wszelkich “dotacjach” żeruja głupawe a bezczelne REKINY.

Rząd ma jednak obowiązek budowy wielkich magazynów energii. Technologie są od dawna znane. Opłacalne.

Mirosław Dakowski]

=======================

Postęp na całym świecie utknął w martwym punkcie, ponieważ nikt nie chce przyznać się do rzeczywistych kosztów

W ostatnich latach wszechobecna narracja na temat morskiej energetyki wiatrowej głosiła, że koszty spadają, a energia wiatrowa jest tania. Ale jeśli spojrzeć pod powierzchnię, okazuje się, że sprawy nie wyglądają tak różowo. W ostatnich latach producenci turbin tracili pieniądze z nawiązką. Łącznie w ciągu ostatnich pięciu lat czterech największych producentów turbin poza Chinami straciło prawie 7 miliardów dolarów – i ponad 5 miliardów dolarów w samym 2022 roku. W ubiegłym roku dyrektor generalny producenta turbin Vestas powiedział, że firma straciła osiem procent na każdej sprzedanej turbinie.

Niektóre z tych strat wynikają z kwestii gwarancyjnych – oznacza to, że turbiny nie działały zgodnie z oczekiwaniami, co wymagało od producentów rekompensaty dla deweloperów farm wiatrowych i naprawienia problemów. Prywatnie przypisuje się to presji na coraz większe wiatraki, które trudniej jest naprawić. Wtajemniczeni sugerują, że wzrost mocy na turbinę osiągnął szczyt, przynajmniej na razie.

Straty były jednak również spowodowane strukturami cenowymi zaprojektowanymi w celu zdobycia udziału w rynku oraz agresywnymi deweloperami farm wiatrowych, którzy odmówili zapłaty, często zgarniając miliardy dotacji. Rynek zaczął wyglądać, jeśli nie jak schemat Ponziego, to jak domek z kart zbudowany na najbardziej chwiejnych fundamentach. Wszyscy producenci turbin intensywnie renegocjują umowy i nalegają na lepsze warunki, aby powstrzymać straty, w przeciwnym razie po prostu przerzucą się na inne, bardziej dochodowe działania. Wywiera to presję na deweloperów, którzy teraz udają się do rządów, błagając o więcej dotacji i więcej ulg podatkowych, z których wszystkie muszą zostać opłacone przez podatników lub płatników rachunków.

Aby zwalczyć rosnące zagrożenie ze strony chińskich producentów turbin, UE rozważa wszczęcie dochodzenia w sprawie wykorzystywania przez Chiny dotacji do promowania krajowych producentów turbin. UE nałożyła już cła na chińskie tkaniny z włókna szklanego, które są wykorzystywane w łopatkach turbin wiatrowych. Pełniący obowiązki komisarza UE ds. konkurencji Didier Reynders powiedział, że tani import z Chin może zagrozić europejskim przedsiębiorstwom. Decyzja o tym, czy kontynuować dochodzenie, ma zapaść jeszcze w tym miesiącu, pomimo gniewnej reakcji Pekinu na podobne dochodzenie w sprawie pojazdów elektrycznych.

Projekty morskiej energetyki wiatrowej wysychają na całym świecie. Przez cały 2022 r. w UE nie było żadnych inwestycji w morską energetykę wiatrową poza kilkoma małymi pływającymi projektami. Oczekiwano, że kilka projektów osiągnie zamknięcie finansowe w ubiegłym roku, ale ostateczne decyzje inwestycyjne zostały opóźnione z powodu inflacji, interwencji rynkowych i niepewności co do przyszłych przychodów. Ogólnie rzecz biorąc, w 2022 r. w UE odnotowano jedynie 9 gigawatów nowych zamówień na turbiny, co stanowi 47-procentowy spadek w porównaniu z 2021 r.

Deweloperzy wskazują na rosnące koszty łańcucha dostaw, ale chociaż koszty te rzeczywiście wzrosły, to po prostu pogłębiły straty ponoszone przez producentów. Straty te w większości już istniały, zanim wojna na Ukrainie wywołała globalny wzrost cen. Powodem jest to, że sumy dla tego rynku po prostu się nie sumują: rządy uważają, że subsydiują niedojrzałą technologię, która ostatecznie będzie samowystarczalna. Jednak po ćwierćwieczu subsydiowania rynek ten nie jest już niedojrzały. Po prostu nigdy nie będzie ekonomiczny, dopóki ludzie nie zdadzą sobie sprawy, że pomimo kosztów operacyjnych bliskich zeru, farmy wiatrowe muszą zarabiać dużo pieniędzy, aby spłacić swoje bardzo wysokie koszty kapitałowe, co decydenci polityczni niechętnie przyznają, ponieważ oznaczałoby to porzucenie retoryki “tanich odnawialnych źródeł energii” i przyznanie, że energia odnawialna jest w rzeczywistości bardzo droga.

Z pewnością, dopóki coś się nie zmieni, firmy niechętnie będą kontynuować budowę. W ubiegłym miesiącu, w ramach ostatniej rundy brytyjskiego programu dotacji na odnawialne źródła energii, nie wpłynęła żadna oferta od deweloperów morskich farm wiatrowych, a tylko dwa projekty z zeszłorocznej rundy przeszły do etapu budowy. Wiodący deweloper, Vattenfall, wstrzymał w lipcu prace nad farmą wiatrową Norfolk Boreas, powołując się na rosnące koszty. Niedawno ogłoszony przetarg w Niemczech zakończył się zbyt niską subskrypcją – pomimo tego, że docelowy wolumen został zmniejszony o prawie połowę w trakcie procesu, oferty nadal nie pokrywały oferowanej mocy. Nie jest to bynajmniej pierwsza rozczarowująca niemiecka aukcja wiatrowa, a oferenci preferują bardziej przyjazne komercyjnie aukcje w Holandii.

W Stanach Zjednoczonych, pomimo ogromnego wsparcia oferowanego przez ustawę o redukcji inflacji, projekty farm wiatrowych również borykają się z trudnościami. Orsted, światowy lider w dziedzinie morskiej energetyki wiatrowej, poinformował, że może anulować ponad 2 mld USD kosztów związanych z trzema amerykańskimi projektami – Ocean Wind 2 u wybrzeży New Jersey, Revolution Wind u wybrzeży Connecticut i Rhode Island oraz Sunrise Wind u wybrzeży Nowego Jorku – które nie rozpoczęły jeszcze budowy, twierdząc, że może wycofać się ze wszystkich trzech projektów, jeśli nie znajdzie sposobu na uczynienie ich ekonomicznie opłacalnymi.

W sierpniu rząd USA zorganizował aukcję na dzierżawę morskich farm wiatrowych w Zatoce Meksykańskiej, która nie wzbudziła niemal żadnego zainteresowania deweloperów. Jedna firma, RWE, złożyła ofertę na jeden z trzech obszarów dzierżawy i wygrała z powodu braku konkurencji. Na pozostałe dwa obszary dzierżawy nie złożono żadnych ofert. Analitycy twierdzą, że firmy niechętnie składały oferty, ponieważ stany wzdłuż wybrzeża Zatoki Perskiej nie muszą kupować energii elektrycznej z morskich farm wiatrowych. Tymczasem projekty realizowane u wybrzeży Nowego Jorku domagają się średnio 48-procentowego wzrostu cen gwarantowanych, co może zwiększyć ceny energii elektrycznej w tym stanie o 880 mld USD rocznie.

Długoterminowe kontrakty na energię elektryczną produkowaną przez morskie farmy wiatrowe zostały anulowane, a deweloperzy farm wiatrowych zapłacili wysokie kary. Deweloper Avangrid, spółka zależna hiszpańskiego giganta Iberdrola, anulowała swoje kontrakty na produkcję energii z 804-megawatowego projektu Park City i 1,2-gigawatowego projektu Commonwealth Wind. Firma planuje ponownie rozpisać przetargi na te projekty w przyszłych aukcjach, ale na razie zostały one zakończone. Shell, Equinor i Orsted również starały się anulować lub renegocjować podobne umowy, podczas gdy projekt Ocean Winds-Shell, SouthCoast Wind, zgodził się zapłacić 60 mln USD za anulowanie umów z przedsiębiorstwami użyteczności publicznej w Massachusetts.

W Karolinie Północnej, Duke Energy całkowicie zrezygnował z morskiej energetyki wiatrowej w swoim najnowszym długoterminowym planie energetycznym, faworyzując elektrownie jądrowe, słoneczne i wiatrowe na lądzie. Duke zobowiązał się również do zamknięcia istniejących elektrowni dopiero po uruchomieniu nowych, mając nadzieję na złagodzenie niestabilności sieci, która nękała część kraju w ostatnich latach.

Wszystko to sprawia, że ambicje prezydenta Joe Bidena dotyczące budowy 30 gigawatów morskiej energii wiatrowej wzdłuż wybrzeża USA do 2030 r. są zagrożone, a wielu analityków uważa, że cele te po prostu nie zostaną osiągnięte. Cele te wynikają po części z chęci północno-wschodnich stanów do odejścia od paliw kopalnych – na przykład Nowy Jork postawił sobie za cel zasilanie swojej sieci w 70 procentach energią odnawialną do 2030 roku.

Jednak pomimo zachęt oferowanych przez ustawę o redukcji inflacji (IRA), deweloperzy morskich farm wiatrowych twierdzą, że dotacje IRA są niewystarczające, aby projekty mogły się rozwijać w obecnym środowisku i lobbują na rzecz dodatkowych ustępstw. Urząd ds. Badań i Rozwoju Energii Stanu Nowy Jork, który wdraża stanowy mandat dotyczący morskiej energetyki wiatrowej w wysokości 9 gigawatów do 2035 r., ostrzegł, że opóźnienia we wdrażaniu morskiej energetyki wiatrowej mogą zagrozić realizacji stanowych celów w zakresie odnawialnych źródeł energii i zwrócił się do Departamentu Usług Publicznych Stanu Nowy Jork o zatwierdzenie podwyżek cen w kontraktach z Equinor, BP i Orsted.

Myślenie życzeniowe może zajść tylko tak daleko, aż realia rynkowe zaczną boleśnie dawać o sobie znać. Litania problemów stojących przed morską energetyką wiatrową powinna skłonić decydentów do ponownej oceny założeń dotyczących tego rynku. Odnawialne źródła energii bez wątpienia mają do odegrania pewną rolę w transformacji energetycznej, ale dalsze przekonanie, że są one tanie, pomimo wszystkich dowodów na to, że jest inaczej, jest nieodpowiedzialne. Nie wspominając już o złudzeniach.

autor: Kathryn Porter 

źródło: https://www.telegraph.coKathryn Porter .uk/news/2023/10/10/green-energy-plans-wind-solar-power-myth/

Schemat Ponziego czyli piramida finansowa

Schemat Ponziego, to struktura, w której zysk konkretnego uczestnika zależy bezpośrednio od wpłat kolejnych uczestników piramidy.

Piramida w czystej postaci sprowadza się do struktury, w której zysk danej osoby zależy od wpłat osób znajdujących się niżej w tej strukturze. Działalność piramidy polega zatem na obiecywaniu zysków uczestnikom, przede wszystkim za zwerbowanie do udziału w tej strukturze nowych osób, niż świadczeniu rzeczywistych usług inwestycyjnych.
Piramida w czystej postaci sprowadza się do struktury, w której zysk danej osoby zależy od wpłat osób znajdujących się niżej w tej strukturze. Działalność piramidy polega zatem na obiecywaniu zysków uczestnikom, przede wszystkim za zwerbowanie do udziału w tej strukturze nowych osób, niż świadczeniu rzeczywistych usług inwestycyjnych.

Majóweczka, karkóweczka, czyli na narty w klapkach.

Majóweczka, karkóweczka, czyli na narty w klapkach.

Azja, Pogoda, klimat / By Paweł Klimczewski pawelklimczewski/majoweczka-karkoweczka-czyli-na-narty-w-klapkach

Zaledwie tydzień dzieli nas od majówki i już możemy się pokusić o prognozę pogody. W okresach wiosennym i jesiennym dynamika atmosfery jest tak duża, że wróżenie na dłużej niż kilka dni jest ryzykowne. Przez Polskę przechodzi Niż Genueński, czyli nic fajnego. Latem daje powodzie a teraz może dać w górach śnieg, bo zaciąga z północy zimne powietrze. Szwecja, Norwegia i Finlandia ciągle jest przykrywana nowymi opadami białego puchu, co będzie skutkowało nawrotami zimnych dni w Europie jeszcze przez wiele tygodni.

Prognoza na 1 maja 2024

Mamy w tym roku farta, bo majówka zapowiada się ciepła w naszym nieszczęśliwym kraju. Jeśli kogoś kusi, by zaznać Słońca w Hiszpanii ryzykuje powtórkę z Wielkiej Nocy, gdy przez półwysep iberyjski przetoczył się zimny huragan z deszczem. Ostrzegałem tu: „Zanim polecisz na Baleary obejrzyj izobary.” https://pawelklimczewski.pl/2024/03/27/zanim-polecisz-na-baleary-obejrzyj-izobary/

Wiosna 2024 w Hiszpanii

Tradycyjnie sezon kąpielowy rozpoczynamy w Lewancie, do wyboru, Cypr, Turcja, Syria, Izrael, Egipt. Morze tam będzie miało już pond 20 st. C czyli 5 st. C więcej niż w południowej Hiszpanii. Jednocześnie o 2 godziny jazdy z plaży pod palmami możemy w Turcji wyskoczyć na narty w wysokich górach Taurusu. Słońca jest na tyle dużo, że można śmiało jechać na narty w klapkach lub jak kto lubi. 

Wiosenne narty w Turcji

Rosjanie w Turcji szczególnie lubią takie wyzwania, co daje Turkom wiele radości i gotówki. Kąpielówki i klapki kupujemy na miejscu, także śmiało możemy lecieć bez bagażu, fryzjer 20 zł, pucybut 3 zł. Tureckie śniadanie, po którym do kolacji nic do szczęścia już nie trzeba to nieduży wydatek. Smacznego! O tym jak za kilkaset złotych przejechać całą Turcję pisałem tu: https://pawelklimczewski.pl/2023/11/25/owocowy-zawrot-glowy/

Paweł Klimczewski

======================================

Poniżej info jak można mnie wesprzeć w działalności publicystycznej. Linkując teksty w Social mediach, a nie źródła zapewniamy przychody z reklam dla Meta, tj. FB, Instagram, WhatsApp i innych korporacji.

Możesz mnie wesprzeć dowolną kwotą na konto: mBank : 87 1140 2017 0000 4002 1094 2334
Paweł Klimczewski, tytułem: wpłata

Dziękuję ze wsparcie niezależności mediów w Polsce.

Paweł Klimczewski

Wariancja kontra wariactwo.

Wariancja kontra wariactwo.

By Paweł Klimczewski pawelklimczewski/wariancja-kontra-wariactwo

Są oczywiste oczywistości tak oczywiste, że nie zwracamy na nie uwagi w ważnych chwilach. Gdy dawno temu po raz pierwszy usłyszałem o globalnej zagładzie z powodu wpuszczania do atmosfery dymu, uśmiechnąłem się do siebie z uczuciem politowania dla autorów tych rewelacji. Podobne uczucie mam dla bezmyślnych dziennikarzy, którzy na rozkaz szefa powielają mnóstwo głupstw. Całe zawodowe życie zajmowałem się pomiarem, teorią pomiaru, przewidywaniem masowych zachowań społecznych i zazdrościłem ludziom z nauk ścisłych, że mają łatwiznę.

Opisanie liczbami zachowań ludzkich jest trudne, nigdy nie wiemy czego nie wiemy, w fizyce sprawy są banalne, a jednak można na skalę globalną oszukiwać prawie wszystkich. Ważne są dwie sprawy: skala i wariancja. Dziś o skalach i wariatach, o wariancji i wariatach wkrótce.

Od wyboru skali pomiarowej zależy wszystko, co potem mamy myśleć o wynikach. Są skale bezwzględne i one są doskonałe, wręcz boskie. Taką skalą jest liczba jednostek, np. liczba uczniów w klasie. Po policzeniu uczniów możemy mówić, że w klasie A jest dwa razy więcej uczniów niż w klasie B, albo, że jest o 10 więcej itp., itd. Z taką skalą możemy robić wszystko.  Czyli możemy podawać proporcje (ilorazy) i różnice. Nie jest już taką skalą skala ocen, bo, czy jeśli ktoś dostał „tróję” to, czy oznacza, że wie trzy razy więcej niż ten kto dostał „jedynkę”? Nie. Skala ocen szkolnych jest skalą porządkową, ustawia uczniów w kolejce , lepszych przed gorszymi, ale zupełnie nic nie mówi nam o tym, jakie proporcje są między nimi w ich poziomie wiedzy. Są też inne skale, ale to dziś zostawmy.

W pomiarach zjawisk fizycznych musimy operować skalami absolutnymi lub przynajmniej ilorazowymi. Taką skalą jest skala Kelvina, mierzy ona temperaturę materii. Temperatura ciała to średnia ilość energii (kinetycznej) jaką mają poszczególne atomy lub cząsteczki tego ciała. Mówi nam wprost jak szybko drgają lub latają cząstki ciał stałych, cieczy, gazów, czy plazmy.

Lord Kelvin żył na przełomie wieków XIX i XX, 150 lat po genialnym Celsjuszu i miał o wiele łatwiej. Celsjusz był geniuszem, ale nie miał możliwości weryfikacji teorii, że cząstka może mieć zerową energię, czyli przestać się poruszać. Fizycy mówią, że w takiej sytuacji czas przestaje istnieć, lub przynajmniej się zatrzymuje. Gdyby kosmos ostygł do absolutnego zera Kelvinów, wszystko się zatrzyma łącznie z czasem, na szczęście nic takiego nam nie grozi.

Anders Celsius 1701-1744

Celsjusz swą skalę oparł o ludzkie realia, zupełnie arbitralnie oparł ją o wodę. Najzwyklej powiedział arbitralnie, że zero jest, gdy woda zamarza a temperaturę wrzenia wody określił na 100 stopni swej skali i pomiędzy te dwa punkty wpisał 99 kresek, co daje sto stopni. Skala ta jest skalą interwałową, bo mówi tylko, że ciało A mające 37,6 st, C jest cieplejsze o jeden stopień od ciała B o temperaturze 36,6 st, C. Ale, czy oznacza to, że ciało A ma 1/37,6, czyli z ilorazu 2,7%, więcej energii niż ciało B? Inaczej postawmy pytanie: Czy ciało o temp. 200 st. C ma dwa razy więcej, czyli 100% energii niż ciało o temp. 100 st. C? Absolutnie nie. Pomiar temperatury uporządkował Lord Kelvin.

William Thomson lord Kelvin 1824 -1907

Zaczął od tego, że zero jest, gdy cząstki energii nie mają, a na końcu skali jest nieskończoność, po co  się ograniczać. Kwestia stopnia jest zawsze umowna, czyli gęstości z jaką stawiamy kreski od zera do nieskończoności. Jako człowiek niezwykle przewidujący przyjął podziałkę jaką ustalił Celsjusz, na obu skalach 1 stopień to ta sama różnica energii ciał. Fizycy kwantowi ustalili, że zero absolutne Kelvina to −273,15 st. C., czyli zero na skali Celsjusza to +273,15 Kelvinów. 1 kelwin jest jednostką a nie stopniem, podobnie jak kilogram masy, czy amper natężenia prądu elektrycznego. Co z tego wynika? Policzmy: kamień rozgrzany do 200 st. C ma 473,15 Kelwinów, drugi kamień o tej samej masie rozgrzany do 100 st. C ma 373,15 Kelvinów czyli ma o 26,8% energii więcej, a nie 100 % jak sugeruje interwałowa skala Celsjusza.

Zajmijmy  się naszym „pacjentem zero” z temperaturą 37,6 st. C, czy ma on o 2,7% rozgrzane bardziej ciało niż człowiek zdrowy? Nie! Pacjent ma 310,75 Kelvinów, czyli o 0,32% więcej niż człowiek zdrowy.

A teraz zajmijmy się naszymi medialnymi wariatami, który wróżą nam katastrofę przy wzroście temperatury atmosfery o ułamek stopnia. Średnia na ziemi to ok. 15 st. C, czyli 288,15 Kelvinów, wzrost do 288,25 to wzrost energii układu o 0,03% lub jak ktoś woli trzy dziesiąte promila.

Wybuch gwiazdy

Zmiany w bilansie energii na Ziemi na skutek uwarunkowań kosmicznych, takich jak promieniowanie po wybuchach gwiazd mają o rzędy wielkości większą dynamikę i nie mamy na nie żadnego wpływu. W tej sytuacji przypomnijmy, że ilość wody związanej w śniegu na naszej półkuli w tym sezonie ma rekordowe ilości i zanosi się, że nie zdąży stopnieć w trakcie krótkiego, arktycznego lata jak w sezonie ubiegłym, co skutkuje zwiększeniem się lodowo-śniegowej czapy wokół bieguna. Kiedyś skutkiem takiego zlodowacenia wymarły mamuty, kto teraz? „Klimatolodzy” ?

P.s. W kolejny wpisie o tym, że średnia nie wiele mówi nam o zjawisku i bez pomiaru wariancji nie wiemy o świecie prawie nic.

Paweł Klimczewski

Poniżej info jak można mnie wesprzeć w działalności publicystycznej. Obecnie to moje jedyne, skromne źródło dochodów. Linkując teksty w Social mediach, a nie źródła zapewniamy przychody z reklam dla Meta, tj. FB, Instagram, WhatsApp i innych korporacji.

Możesz mnie wesprzeć dowolną kwotą na konto:

mBank : 87 1140 2017 0000 4002 1094 2334

Paweł Klimczewski, tytułem: wpłata

Dziękuję ze wsparcie niezależności mediów w Polsce.

Minister rolnictwa Ukrainy “podał się do dymisji”. Podejrzany o nielegalne wejście w posiadanie ziemi wartej 7 mln dolarów. Ponadto[—-]…

Minister rolnictwa Ukrainy podał się do dymisji. W tle poważne zarzuty 

https://niezalezna.pl/swiat/minister-rolnictwa-ukrainy-podal-sie-do-dymisji-w-tle-powazne-zarzuty/516609


“Oświadczenie (Solskiego o podaniu się do dymisji) zostanie rozpatrzone na jednym z najbliższych posiedzeń plenarnych” – napisał Stefanczuk na Facebooku.

Ministerstwo polityki rolnej i żywności zamieściło na swojej stronie wypowiedź Solskiego: “Jeśli Rada Najwyższa przyjmie moją dymisję, będę wdzięczny za taką decyzję, a jeśli postanowi, że mam pracować dalej – będę pracować“.

Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) 23 kwietnia poinformowało, że Solski jest podejrzany o nielegalne wejście w posiadanie ziemi wartej 291 mln hrywien (około 7 mln dolarów). Ponadto miał on usiłować nielegalnie przejąć ziemię o wartości 190 mln hrywien (około 4 mln dolarów).

Źródło: niezalezna.pl, PAP 

Ukraina: do dymisji podał się minister rolnictwa. Jest podejrzany o korupcję 

https://pch24.pl/ukraina-do-dymisji-podal-sie-minister-rolnictwa-jest-podejrzany-o-korupcje


Ukraiński szef resortu rolnictwa Mykoła Solski podał się do dymisji. Polityk jest podejrzany o udział w aferze korupcyjnej. Sprawą jego odejścia z urzędu zajmie się Rada Najwyższa parlamentu Ukrainy.

Jak poinformował Rusłan Stefanczuk, przewodniczący ukraińskiej Rady Najwyższej, jeden z ministrów podał się do dymisji. Chodzi o Mykołę Solskiego, ministra polityki rolnej i żywności, który jest podejrzanym w aferze korupcyjnej. „Oświadczenie (Solskiego o podaniu się do dymisji – przyp. red.) zostanie rozpatrzone na jednym z najbliższych posiedzeń plenarnych” – napisał Stefanczuk na Facebooku.

Ministerstwo polityki rolnej i żywności zamieściło na swojej stronie wypowiedź Solskiego.  Polityk ma nadzieję na przyjęcie jego dymisji z urzędu. „Jeśli Rada Najwyższa przyjmie moją dymisję, będę wdzięczny za taką decyzję, a jeśli postanowi, że mam pracować dalej – będę pracować” – napisał.

Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) 23 kwietnia poinformowało, że Solski jest podejrzany o nielegalne wejście w posiadanie ziemi wartej 291 mln hrywien (około 7 mln dolarów). Ponadto miał on usiłować nielegalnie przejąć ziemię o wartości 190 mln hrywien (około 4 mln dolarów).

Solski odrzucił te zarzuty. Oznajmił, że wydarzenia wymienione przez NABU miały miejsce w latach 2017-18, gdy był adwokatem i nie pełnił funkcji ministra.

pap logo

Źródło: PAP

Mąż pani Kornhauser „krytykuje” męża pani Applebaum

Mąż pani Kornhauser „krytykuje” męża pani Applebaum

Autor: CzarnaLimuzyna , 25 kwietnia 2024 ekspedyt

O! Progresywna Gazeta.pl pozbawiła mnie imienia i nazwiska, i potraktowała jak dobytek-napisała żona Bosaka odnosząc się do nagłówka: Scheuring-Wielgus ostro do żony Bosaka: To był Pani wybór! Proszę nie robić z siebie matki Polki.

Nikt nie zauważył, że Gazeta, organ wciąż opiniotwórczy dla niemałej rzeszy Olaków wsparł w tym momencie niebagatelny wysiłek umysłowy żony Wielgusa, pani Scheuring, która dokonała niełatwego rozdziału matki od Polki.

Tak było w nagłówku. U mnie w nagłówku jest podobnie, ale w podgłówkach będzie inaczej-wystąpią pod swoimi nazwiskami Duda i Sikorski.

Ten pierwszy w roli prezydenta, i jak donoszą niektóre media, krytykujący drugiego, równie mało chwiejnego w roli ministra ds. spraw leżących poza granicą percepcji i dobrej woli obydwu.

Zaczynając, zadam pytanie zasadnicze, które być może zaskoczy wszystkich lub prawie wszystkich: czy aktualny rząd Tuska jest rządem legalnym? Wiem, że jest to zagadnienie dość kłopotliwe i nie przynoszące dochodów publicystom i komentatorom. Stwierdzenie legalności lub nielegalności tego typu zjawisk ociera się o obrazoburczy okrzyk: król jest nagi! A po co nam taka iluminacja na miarę utraty dochodów z działalności w niszy publicystycznej nazwanej swego czasu przez Ewarysta Fedorowicza komercyjnym brakiem pokory?

Kto ma ambicje się z tym zmierzyć, postara się przeczytać i zrozumieć:

Władza praworządna musi być jednocześnie prawowita

(…) wola, tj. chęć używania środków nakazanych do osiągnięcia celu, żeby miała istotne cechy prawa, musi być normowana przez jakiś rozum. I taki sens ma zdanie, że wola władcy ma moc prawa. W przeciwnym razie wola władcy byłaby raczej nieprawością niż prawem. /Istota prawa według św. Tomasza z Akwinu/

Summa summarum:Ustawy sprzeczne z prawem naturalnym pochodzącym od Boga nie mają racji prawa i nie obowiązują w sumieniu.

Zniżając się jednak do ględy politycznej Dudy i Sikorskiego muszę stwierdzić, że obydwaj panowie podtrzymali wśród gawiedzi przekonanie o zasadniczej różnicy pomiędzy… lub jak kto woli: o dobrodziejstwach dżumy lub o korzyściach płynących z cholery.

Pixabay

Żaden z nich, mówiąc o zagrożeniach dla Polski, nie powiedział o wojnie jaka się toczy przeciw Polsce. Główny front tworzą globalistyczne agendy, a na innej flance korzystając z unijnych okopów są Niemcy w sojuszu z Ukrainą. W jadowitej ponadczasowej gotowości pozostaje żmijowe plemię i nie oszukujmy się, gdy Polska zostanie wciągnięta militarnie do wojny możemy spodziewać się rosyjskiego odwetu.

Cytaty z Sikorskiego

(…) prawo do migracji nie jest prawem człowieka i musi podlegać ograniczeniom, a państwa mają prawo regulować to, kto przybywa na ich terytorium.

Sikorski dodał równocześnie, że „masowa, nieregularna migracja to wyzwanie, które może nie tylko obalać rządy, lecz stanowi zagrożenie dla liberalnej demokracji jako takiej”. Nie jestem pewien co oznacza określenie “jako taka”, ale ta wypowiedź również prosi się o komentarz. To tak jakby powiedzieć, że jedna plaga stanowi zagrożenie dla drugiej plagi toczącej jak pasożyt instytucje upadającej Europy.

(…) Krym to Ukraina. Lwów, Wołyń, dawna Galicja Wschodnia to również Ukraina. Dlatego powtarzam tak, aby usłyszano również na Kremlu: L’wiw ce Ukrajina.

I tak oto minister rządu warszawskiego potwierdza po kilkudziesięciu latach ważność traktatów rozbiorowych w Teheranie i w Jałcie.

Unia Europejska to lewar naszej siły, nasza przyszłość, nasz dom

Zgodnie z prawdą powinno być: Unia Anty-Europejska to gwarancja naszej bezsilności, brak przyszłości i ruina naszego domu.

Podczas naszej prezydencji chcemy również pokazać nierozerwalny związek projektu europejskiego z fundamentalnymi wartościami jak demokracja i rządy prawa. Polska wnosi unikalne doświadczenie – zwycięstwo nad populizmem i pokusami nieliberalnej demokracji.

Potworna brednia. Projekt unijny jest wybitnie antyeuropejski tworzący dynamikę kształtowania nowego totalitaryzmu opartego na ideologii neomarksistowskiej. Demokracja jest tylko i wyłącznie fasadą, a tzw. rządy prawa są w praktyce lewicową nomokracją opartą dodatkowo o klasyczną zasadę faszyzmu: wszystko w Unii, nic poza Unią, nic przeciwko Unii. Były antykomunista, Sikorski tego nie widzi? Były antykomunista, a dziś niczym typowy politruk tworzący fałszywą laurkę dla zachodniej neokomuny. Polska leży pośrodku przynależąc do cywilizacji łacińskiej atakowanej od wieków przez wschodni Mordor, a ostatnio niestety przez Mordor zachodni.

Fragmenty Exposé Sikorskiego pod tym linkiem

A całość na stronie rządowej

Uciekajmy stąd, aby nie zawaliła się na nas ta łaźnia, w której kąpie się wróg prawdy !

Perełki staropolskiej nietolerancji, czyli dlaczego Franciszek nazwał Lutra „doktorem” pch24.pl/perelki-staropolskiej-nietolerancji

Zmiana języka prowadzi do zmiany podejścia, tak że na końcu okazuje się, że nie można już nazwać heretyka heretykiem, zboczeńca zboczeńcem, a złodzieja złodziejem bez narażenia się na sądzenie z paragrafu „mowy nienawiści”. Sięgnijmy do czasów polskiej Kontrreformacji, aby zobaczyć jak nasi ojcowie nie „patyczkowali” się głosicielami błędów przeciwnych prawdzie i moralności…

Czy Polska zawsze była ostoją tolerancji? Posłuchajmy, co Kaznodzieja Narodu, Piotr Skarga, pisał o tym, co dziś nazywamy wolnością religijną: Bójmy się djabelskiej wolności, a tej, którą mamy w rzeczypospolitej na grzechy, bluźnienia i na wolność wiar sobie, jakich kto chce, stanowienia nie rozciągajmy, bo to jest djabelska wolność.

Jak widać, osławiona polska tolerancja bynajmniej nie przez wszystkich traktowana była jako cnota i nie jest to bynajmniej specyfika jakichś domorosłych teologów. Również Tradycja Kościoła, potwierdzona we wspaniałym magisterium papieży przełomu XIX i XX wieku, wyraźnie rozgraniczała prawdę i błąd, nie dopuszczając „rozwadniania” tej pierwszej w imię fałszywie pojętej miłości bliźniego, którą określamy dziś mianem „dialogu”.

Jak nasi ojcowie walczyli z błędem

Nasze postrzeganie stosunku Kościoła do błędów religijnych i filozoficznych jest mocno wypaczone, ponieważ siłą rzeczy przyjmujemy optykę II Soboru Watykańskiego i posoborowych pontyfikatów, które otwierały świat na „wrażliwość” liberalnego świata, gdzie prawda funkcjonuje na równi z błędem. Tymczasem wszystkie Sobory Powszechne były zwoływane w dokładnie odwrotnym celu – aby wyjaśniać i doprecyzowywać naukę Kościoła przeciwko błędom „braci odłączonych”.

Trend apologii prawdziwej wiary połączonej z ostrym, bezkompromisowym potępianiem błędów widać szczególnie silnie u duchownych z okresu Kontrreformacji. Ci wielcy miłośnicy Kościoła, zasłużeni dla krzewienia religii w Polsce, używali języka, który przez współczesną „wrażliwość” niechybnie zostałby uznany za „mowę nienawiści”.

Posłuchajmy jak ks. Stanisław Orzechowski wspominał swoje pobłądzenie w wierzenia protestanckie, którego doświadczył podczas zagranicznych wojaży:

Do ostatniej przyprowadziłem się nędzy, że w ogłodzonej, w wyjedzonej przez szarańczę Saxonji, łaknąłem na sprośną osypkę, którą w bezecnym korycie zabrudzony świniopas Luter dla swojej trzody, krwią niemiecką opasłej, rozczyniał. Kiernosami w tej trzodzie byli: Karlostad, Pomeran, Melachton, Bucer, Zwingli, Ekolampadius, iż już innych zabłoconych wieprzków ominę; my młode jeszcze prosięta chlepaliśmy, co z ich ryjaka kapnęło.

Czy te słowa znanego pisarza religijnego i politycznego świadczą o jego nieuleczalnej mizantropii i umyśle zamkniętym na różnorodność świata? Co do tego pierwszego, można by dyskutować, ale co do drugiego – to właśnie tu zbliżamy się do istoty problemu. Mówimy tu bowiem o heretykach, którzy rozszarpali jedność religijną Europy, wywołując wojny domowe i dopuszczając się licznych zbrodni i bezeceństw.

Zgubny wpływ ich poglądów nie tylko zapoczątkował rewolucyjny rozkład naszej cywilizacji, ale także otworzył przed niezliczonymi duszami szeroką drogę do piekła, odrywając je od Arki Zbawienia, którą jest Kościół Chrystusowy.

Czy wobec takiej wagi zniszczeń i takiego zagrożenia dla dusz możemy powiedzieć, że ks. Orzechowski „przesadził”, tym bardziej, że cytowany fragment stanowi wątek autobiograficzny, czyli autor doświadczył na samym sobie ohydy i opłakanych skutków życia według heretyckich reguł? Rozumiejąc powagę walki o zbawienie, którą toczymy jako członkowie Kościoła Wojującego (a nie „pielgrzymującego”, jak chcą papieże posoborowi), nie będziemy się obrażali o nieco mocniejsze epitety użyte przez działacza Kontrreformacji.

W naszych czasach, gdy z ust papieży wychodzą pochwały pod adresem Marcina Lutra, warto przypomnieć, co mówił o tym arcykacerzu prymas Polski, arcybiskup gnieźnieński Stanisław Karnkowski. We wstępie do Biblii Wujka przyrównał on niesławne wystąpienie Lutra do spadającej gwiazdy opisanej w Apokalipsie św. Jana. 

W roku Pańskim, tego wieku dwudziestym, spadła z nieba na źiemię gwiazda, to iest Marcin Luther niesczęśliwy, stan zakonny z życiem swowolnym a nierządnym, y professyą czystośći z wszeteczeństwem y świętokradztwem odmieniwszy, gdy upornie przy swych błędźiech stał, od Leona Papieża tego imienia dziesiątego, za heretika osądzony, stał się naczyniem szatańskim, przesłańcem Antychristowym, y pomienionych tego wieku sekt y kacerstw głową y patriarchą: iawną a żałosną przeciw kośćiołowi bożemu woynę podniósł – czytamy.

Prymas Karnowski nie miał wątpliwości, że „ojca reformacji” należy nazwać raczej naczyniem szatańskim i uprzedzicielem Antychrysta niż „doktorem Lutrem”, jak raczył się wyrazić Franciszek. Przy okazji, jakże inaczej wyglądał wówczas zakon jezuitów, z którego wywodzi się urzędujący obecnie papież! O tym również wspaniale pisał cytowany autor, wskazując na opatrznościową rolę w zwalczaniu herezji luterańskiej:

Lecz Pan niebieski y w tym niebezpieczeństwie oblubienice swéy nie przepomniał: ale iako niegdy przeciw Ariuszowi Athanazego, przeciw Nestoriuszowi Cyrilla, przeciw Jowinianowi, Wigilancyuszowi i Elwidiuszowi Arcykacerzóm, Hieronima, przeciw Manicheyczykóm y Pelagiuszowi Augustyna: przeciw innym herstóm kacérskim wiary świętéy nieprzyiaciołóm inné sławné obrońce, jakoby na harc y czoło wystawiał: tak tegoż czasu, kiedy Luther na kształt furiiéy piekielnéy z orszakiem niezbożnego towarzystwa, kośćioła powszechnego stateczność wątlić y psować począł, Ignacego Loiolę Societatis Jesu przodka i fundatora jako mężnego kośćioła swego obroncę, wzbudzić raczył: aby on sam siebie y syny swoie przy drugich w kośćiele Bożym wiernych robotnikach, murem domowi Bożemu, przeciw gwałtowi naćierających nieprzyjaćiół, zastawił: aby nauką y pobożnym żywotem ich wiary od heretyków bronił, a między pogany ią sczepił y szerzył, iakoż gdźiekolwiek ta Societas między heretiki mieysce ma, znaczny pożytek za pomocą Bożą czyni.

Polak-ksenofob? Właśnie tak!

Św. Ireneusz, Ojciec Kościoła z II wieku, przekazał podanie o tym, jak Umiłowany Uczeń Pański, św. Jan Ewangelista, uciekał z łaźni miejskiej, gdy zobaczył w niej zatwardziałego heretyka. Miał wówczas wyskoczyć ze słowami: Uciekajmy stąd, aby nie zawaliła się na nas ta łaźnia, w której kąpie się wróg prawdy, Cerynt. W podobnym tonie sam Jan odnosił się do heretyków w swym drugim liście (1, 10-11), gdy przestrzegał: Jeśli ktoś przychodzi do was i tej nauki nie przynosi, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie go, albowiem kto go pozdrawia, staje się współuczestnikiem jego złych czynów.

Dla zwolenników liberalnego zmieszania prawdy z błędem i dla współczesnych kościelnych „dialogistów” cała historia Kościoła jest zapewne historią nietolerancji. Tymczasem tolerancja dla błędu jest objawem niewdzięczności wobec Boga, który już w samej naturze zapisał szereg prawd, a potem w objawieniu chrześcijańskim dał nam pełen zakres wskazówek do rozumienia świata, unikania zła i osiągnięcia szczęścia wiecznego.

Polska uchodziła dotychczas za kraj wybitnie „ksenofobiczny”, ale to niestety zmienia się w zastraszającym tempie. Jesteśmy coraz mniej przywiązani do tradycyjnych pojęć i zasad, a co za tym idzie coraz mniej odporni na podstępnego wirusa liberalizmu, który na Zachodzie doprowadził już do upadku wszelkiej cywilizacji. Oby „cnota nietolerancji”, którą tak barwnie i soczyście wyrażali autorzy przytoczonych wyżej cytatów, nie wygasła w nas całkowicie i raz jeszcze skłoniła nas do dumy z naszej odrębności i naszego modus vivendi, w którym nie ma miejsca na kompromis z błędem – nawet jeżeli Biskup Rzymu nazywa Lutra „doktorem”, a cele więzienne na świecie zapełniają się sprawcami „zbrodni przeciwko ludzkości”, którzy ośmielili się twierdzić, że Bóg stworzył człowieka kobietą i mężczyzną.

Filip Obara