Zełenski odda Amerykanom wszystkie zasoby mineralne Ukrainy warte biliony dolarów?

Zełenski odda Amerykanom wszystkie zasoby mineralne Ukrainy warte biliony dolarów? Porażające ustalenia

Tomasz Kolanek https://pch24.pl/zelenski-odda-amerykanom-wszystkie-zasoby-mineralne-ukrainy-warte-biliony-dolarow-porazajace-ustalenia

„Warte biliony dolarów zasoby mineralne Ukrainy, w tym tytanu, grafitu i litu, mogą być kartą przetargową podczas rozmów prezydenta Wołodymyra Zełenskiego z Donaldem Trumpem, jeśli ten wygra wtorkowe wybory i zostanie po raz drugi prezydentem USA”, zauważa w niedzielę dziennik „New York Times”.

Gazeta przypomniała, że Zełenski „nie ma złudzeń co do tragicznych konsekwencji utraty amerykańskiej pomocy wojskowej”, do czego może dojść po zwycięstwie kandydata Republikanów.

„NYT” zwrócił uwagę, że w związku z tym ryzykiem „Kijów wyraźnie szuka sposobów, aby odwołać się do dobrze znanego, transakcyjnego podejścia Trumpa do polityki zagranicznej”. Stąd zapewnienia Zełenskiego, że pomoc w obronie Ukrainy leży w interesie gospodarczym Ameryki, ponieważ Ukraina „jest bogata w zasoby naturalne, w tym metale krytyczne warte biliony dolarów amerykańskich”.

„New York Times” przywołuje dane z 2022 r. kanadyjskiej firmy konsultingowej SecDev, która oszacowała całkowitą wartość wszystkich zasobów mineralnych Ukrainy na 26 bln USD, wliczając w to węgiel, gaz i ropę naftową. Ponadto na terytorium Ukrainy znajdują się zasoby strategiczne – w tym ok. 7 proc. światowych rezerw tytanu, 20 proc. rezerw grafitu i 500 tys. ton litu, niezbędnego do produkcji akumulatorów do samochodów elektrycznych.

„Według ukraińskich urzędników, brytyjskiego wywiadu i niezależnych śledczych Rosja już rabuje część tych zasobów na okupowanych terytoriach”, podkreśla nowojorska gazeta. Cytuje też niedawną wypowiedź Zełenskiego, który oznajmił, że te cenne zasoby „wzmocnią albo Rosję i jej sojuszników, albo Ukrainę i świat demokratyczny”.

Źródło: PAP / Oprac. TG

Świadek Gazy: „Więźniowie i strażnicy są w tym samym więzieniu”.

Świadek Gazy: Wygra ten, kto jest cierpliwy

Przez Agnieszka Piwar 2024-11-02 piwar.info/swiadek-gazy

Wojna izraelsko-palestyńska potrwa jeszcze długo. Na naszych oczach wyrośnie bardzo radykalne pokolenie Palestyńczyków, żądnych zemsty za potężną krzywdę swojego narodu. Izraelczycy sami zacisnęli sobie pętlę na szyi. Takie wnioski nasuwają się po rozmowie z człowiekiem, który widział konflikt od środka.

Więźniowie i strażnicy są w tym samym więzieniu”. Tymi słowami zobrazował mi sytuację dr Tarek Abo Saeid, Palestyńczyk z polskim obywatelstwem, który spędził w Strefie Gazy kilka miesięcy.

Mój rozmówca znalazł się w centrum konfliktu przypadkiem. 1 października 2023 roku pojechał do Gazy, by odwiedzić matkę. Kilka dni później Hamas zaatakował Izrael. Była to reakcja na izraelską okupację, która trwa od 1948 roku. W odpowiedzi na działania palestyńskiego ruchu oporu, syjoniści rozpoczęli ludobójstwo na palestyńskich cywilach, które trwa do dzisiaj, bo świat na to pozwala.

TOTALNE BEZPRAWIE

Tarek Abo Saeid z wykształcenia jest doktorem prawa. Przez wiele lat wykładał na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Porzucił jednak to zajęcie w ramach swoistego protestu. Nie chciał już opowiadać studentom o prawie międzynarodowym czy prawach człowieka, bo na przykładzie Gazy okazało się, że takie prawo nie istnieje.

Palestyńczyk prowadzi teraz firmę zarejestrowaną w Żywcu. Rekrutuje spawaczy, głównie z katolickich Filipin. Filipińczycy są pracowici i sumienni. Stocznie w Gdańsku czy Szczecinie potrzebują takich fachowców, dlatego firma jakoś się kręci.

Pan Tarek przyjął mnie na rozmowę w swoim biurze. Zdawało się, że ani na moment nie może przestać myśleć o krewnych, którzy utknęli we współczesnym getcie jakim jest odcięta od świata Strefa Gazy. „Nienawidzę mojego telefonu. Jak dzwoni boję się odebrać, z obawy co mogę usłyszeć” – powiedział roztrzęsiony.

Złe wieści to dla niego codzienność. Pod izraelskimi bombami zginęło już wielu jego bliskich. Pokazał mi najnowsze nagrania z pogrzebu rodziny. Jedni krewni opłakiwali drugich. Na ziemi leżały białe worki wypełnione ciałami zabitych.

Mimo iż Saeid posiada polski paszport, to jednak rząd III RP nie chciał pomóc w wydobyciu swojego obywatela z Gazy. Wygląda na to, że Izrael sobie tego nie życzył. Palestyńczyk utkwił więc tam na wiele miesięcy. Udało mu się wreszcie wydostać dzięki dawnym kontaktom zagranicznym.

Po powrocie do Polski nie zaznał spokoju. Każdego dnia martwi o bezpieczeństwo krewnych z Palestyny, którym nie ma jak zapewnić bezpieczeństwa. Obok zagrożeń wynikających z bombardowań, dochodzi kryzys humanitarny. Palestyńczykom z Gazy brakuje podstawowych środków do życia, w tym jedzenia i leków.

Izrael czerpie swoją siłę przede wszystkim od Amerykanów, którzy są głównym i największym dostawcą broni. Na kolejnych pozycjach niechlubnej listy znajdują się Niemcy i Anglicy. Co ciekawe, Saeid powiedział, że imigranci, którzy przybyli do Niemiec nie dostaną niemieckiego obywatelstwa jeśli nie złożą deklaracji, iż uznają państwo Izrael.

Na pytanie czy na Zachodzie ktokolwiek ujmuje się za Palestyńczykami, mój rozmówca wskazał na takie kraje jak Hiszpania, Irlandia czy Norwegia, które przynajmniej przyjmują uchodźców z Palestyny.

Tarek Abo Saeid szczególnie ubolewa nad brakiem solidarności w świecie arabskim. Palestyńczycy czują się osamotnieni, bo nie mają realnego wsparcia ze strony krajów arabskich. Rządy większości z nich patrzą jedynie na własne interesy i korzyści, a co się z tym wiąże, nie chcą narażać się Izraelowi i Stanom Zjednoczonym.

Zdaniem mojego rozmówcy utworzenie państwa Palestyny nie będzie możliwe bez zaangażowania Egiptu, a także Syrii. Wiąże się to z położeniem geograficznym i historią. – W przeszłości zawsze mieliśmy wsparcie tych narodów – powiedział Saeid, nawiązując do wcześniejszych dziejów. Jednak obecnie tego wsparcia nie widać.

Przy okazji polsko-palestyński prawnik podzielił się ze mną nowiną. Kiedy do niego przyszłam, właśnie przeczytał, że Izrael przygotował projekt ustawy uznającej UNRWA jako organizację terrorystyczną.

Dzień po naszej rozmowie, izraelski parlament zakazał działalności Agencji Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie. W ten sposób syjoniści zablokowali na okupowanym przez siebie terenie agencję ONZ.

WIZJA PRZYSZŁOŚCI

Znaczna część rozmowy koncentrowała się na ataku z 7 października 2023 roku i jego konsekwencjach. Mój rozmówca nie szczędził gorzkich słów pod adresem Hamasu. Ma za złe organizacji, że nie skonsultowała akcji z palestyńskim społeczeństwem. Atak na Izrael nastąpił z zaskoczenia. Społeczność Gazy nie była przygotowana na to, co nastąpiło później.

Syjoniści w odwecie najpierw zaatakowali posterunki policji w Gazie, niezwiązane z bojownikami Hamasu. Chodziło o to, by likwidując chroniących porządku policjantów, wywołać jeszcze większy chaos. Izraelczycy zlikwidowali też wielu dziennikarzy telewizji Al Jazeera, by zablokować przepływ informacji.

Saeid przyznał jednak, że Hamas wykazał się w walce. Zaatakowanie Izraela było mocnym uderzeniem. To był konkret, zważywszy na bardzo ograniczone środki i możliwości w porównaniu do potężnych zasobów przeciwnika. Zdaniem Palestyńczyka o sile Hamasu zadecydowała determinacja.

Porównał nawet tę stosunkowo niewielką organizację do potężnej armii Egiptu. Najsilniejsza armia w Afryce w chwili próby nie potrafiła zadać skutecznego ciosu Izraelowi. Tymczasem Hamas tego dokonał, bo potrafi dobrze walczyć.

Palestyńczyk wypowiedział się też o Huti. Jemeńscy bojownicy już wielokrotnie zadali cios Izraelowi, tym samym stając po stronie narodu palestyńskiego. Jego zdaniem, o sile Jemeńczyków, umęczonych wieloletnią wojną, również decyduje determinacja.

Czy zabicie przez Izrael przywódcy Hamasu, architekta ataku z 7 października, osłabi organizację? Zdaniem mojego rozmówcy będzie teraz tysiąc takich jak Jahja Sinwar, gdyż dla wielu zdesperowanych Palestyńczyków stał się on wzorem do naśladowania.

Jednak Saeid nie utożsamia się z Hamasem. Muzułmański Ruch Oporu to organizacja religijna, odwołująca się do islamu. On zaś chciałby państwa świeckiego. – Przecież wśród Palestyńczyków są także chrześcijanie – argumentował.

Jego wymarzony system to technokracja, czyli koncepcja ustroju społecznego, w którym władzę sprawowaliby technicy, eksperci, organizatorzy i kierownicy produkcji.

Mój rozmówca utożsamia się z Organizacją Wyzwolenia Palestyny. Z tą różnicą, że OWP oficjalnie opowiada się za rozwiązaniem dwupaństwowym. Tymczasem Saeid nie widzi takiej możliwości. Jego zdaniem w Palestyńczykach jest za dużo bólu i krzywdy, dlatego będą walczyć ze znienawidzonym wrogiem aż do całkowitego pokonania Izraela.

Zwrócił przy tym uwagę na bardzo istotną kwestię. „Bombardując szkoły w Strefie Gazy, pozbawiono palestyńskie dzieci i młodzież możliwości nauki. Przecież szkoła uczy wartości, także miłości, dlatego pozostała im już tylko zemsta” – skwitował.

Czy to jest w ogóle możliwe, by wygrać z tak mocno uzbrojonym przeciwnikiem? Tarek Abo Saeid uważa, że tak, bo „kto jest cierpliwy, ten wygrywa”. Palestyńczycy – w przeciwieństwie do Izraelczyków – są bardzo cierpliwi i nauczyli się żyć w niezwykle trudnych warunkach. Tymczasem największe trudności dopiero czekają na Izraelczyków, przyzwyczajonych do wygód i dobrobytu.

Palestyńczyk zwrócił ponadto uwagę, że żołnierzy izraelskiej armii cechuje satysfakcja, a wręcz rozkosz z zadawania cierpienia jego rodakom. Jednak ich entuzjazm właśnie zaczął gasnąć, gdyż w ostatnim czasie doświadczyli licznych porażek, których zadał im Hezbollah.

Po stronie izraelskiej w ostatnich dniach zginęło wielu żołnierzy, w tym wojskowych przywódców. „Izraelczycy nie mają bezpieczeństwa, jeśli my Palestyńczycy nie mamy bezpieczeństwa” – podsumował Saeid.

Agnieszka Piwar

Ukraińcy masowo unikają poboru do wojska

Ukraińcy masowo unikają poboru do wojska

magnapolonia

Od początku konfliktu na Ukrainie, do wojska wcielono w tym kraju 1,5 miliona obywateli. “Planuje się powołanie do wojska kolejnych 160 tys. osób”wskazał sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego Ukrainy Ołeksandr Łytwynenko. Nowa fala mobilizacji trafiła tym razem na zdecydowany opór społeczeństwa.

Ukraińcy masowo unikają poboru do wojska. Jak stwierdził Łytwynenko, dodatkowe 160 tys. żołnierzy nie doprowadzi do uzupełnienia skrwawionych jednostek do poziomu 100%, lecz 85%.  Jego zdaniem to wystarczy do “trwałego zabezpieczenia zdolności obronnych Ukrainy”.

Pomimo wysiłków ukraińskich władz, armia mierzy się z problemem dotyczącym unikania mobilizacji przez mężczyzn w wieku poborowym. Na początku października Ukraińskie Państwowe Biuro Śledcze poinformowało, że skonfiskowało równowartość prawie pięciu milionów euro w gotówce. Pieniądze te zarobiła urzędniczka WKU, podejrzewana o udzielanie pomocy w ucieczkach przed mobilizacją.

Służby podały, że w mieszkaniu szefowej wojskowej komisji lekarskiej przy WKU obwodu chmielnickiego, odpowiedzialnej za ocenę przydatności mężczyzn do służby wojskowej oraz w jej biurze znaleziono dużą ilość gotówki w różnych walutach, a także biżuterię i inne cenne przedmioty. Kobieta trafiła do aresztu wraz ze swoim synem, który jest dyrektorem regionalnego oddziału państwowego funduszu emerytalnego.

Z kolei Służba Bezpieczeństwa Ukrainy przekazała, że rozbiła 13-osobową grupę przestępczą w Charkowie na północnym wschodzie Ukrainy, która pomogła ponad 400 mężczyznom uniknąć mobilizacji na podstawie fałszywych dokumentów, potwierdzających niepełnosprawność. Do grupy tej należał szef miejskiej komisji lekarskiej i kilku jego podwładnych, którzy oferowali swoje usługi za “2-5 tys. dolarów” od osoby.

Opór wobec mobilizacji nasila się. W różnych miejscach kraju mają miejsce ataki na urzędników i żołnierzy, wysyłanych w teren, w celu porywania mężczyzn z ulic i sklepów. Płoną ich domy oraz samochody. Na domiar złego, w Kijowie, co kilka dni organizowane są pikiety antywojenne z udziałem kobiet. Władze centralne nie mają pomysłu, jak je spacyfikować.

NASZ KOMENTARZ [ magnapolonia ]: W kontekście mobilizacji kolejnych 160 tys. żołnierzy, którzy mają doprowadzić ukraiński jednostki zaledwie do stanu 85% etatów, warto przypomnieć, że niedawno Wołodymyr Zełenski stwierdził, iż od lutego 2022 roku w walkach zginęło jedynie ok. 20 tys. żołnierzy. Te liczby komentują się same.

Pijani Ukraińcy – dezerterzy z tamecznej wojny – staranowali stragany w Białce Tatrzańskiej

Pijany Ukrainiec staranował stragany w Białce Tatrzańskiej

pijany-ukrainiec-staranowal

21 października br. doszło do groźnego zdarzenia drogowego, nieopodal kościoła w Białce Tatrzańskiej. Rozpędzony samochód, który znacznie przekraczał dozwoloną w tym miejscu prędkość, wypadł z drogi i wjechał w stojące nieopodal drewniane stragany. Kierowca i pasażer uciekli z samochodu zabierając ze sobą tablice rejestracyjne. Jak się szybko okazało, byli to tzw. “uchodźcy wojenni” z Ukrainy. Wypadek spowodowali będąc w typowym dla siebie stanie, tj. po pijaku.

Pijany Ukrainiec staranował stragany w Białce Tatrzańskiej. Tuż po godzinie 23-szej w poniedziałek policjanci z Komisariatu Policji w Bukowinie Tatrzańskiej zostali wezwani do wypadku w centrum Białki Tatrzańskiej. Jak wynikało ze zgłoszenia, rozpędzony samochód osobowy wypadł z drogi uderzając z impetem w przydrożne stragany. Siła uderzenia była tak duża, że drewniane budynki rozpadły się na drobne kawałki.

Na miejscu policjanci zastali pusty samochód ze zdemontowanymi tablicami rejestracyjnymi, co miało utrudnić namierzenie sprawcy. Policjanci szybko jednak ustalili, do kogo należy samochód oraz kto mógł się nim poruszać w chwili zdarzenia. Po kilkudziesięciu minutach ustalono, że chodziło o dwóch tzw. “uchodźców wojennych” z Ukrainy, w wieku poborowym.

– W miejscu zamieszkania policjanci zatrzymali dwóch 18-latków z Ukrainy. Badanie alkomatem wykazało, że obaj są nietrzeźwi. Pierwszy z nich miał w organizmie blisko 0.6 promila, a drugi blisko 0.9 promila alkoholu – powiedział asp. szt. Roman Wieczorek z Komendy powiatowej Policji w Zakopanem. – Nastolatkowie trafili do policyjnego aresztu do wytrzeźwienia i wyjaśnienia sprawy. Śledczy z wnętrza samochodu zabezpieczyli ślady i dowody, które wykorzystane zostaną w identyfikacji kierowcy. Pojazd został odholowany na strzeżony parking – dodał.

Za jazdę po spożyciu alkoholu, Ukraińcom grozi kara nawet do 3 lat więzienia.

=================

MD: A potem – tj. też po zapłaceniu kar – deportacja na Ukrainę !

Zelenski pokazuje fiuta, czyli bombę…

Zelenski pokazuje fiuta, czyli bombę…

Data: 19 ottobre 2024 Author: Uczta Baltazara 1 Commento

Zachód spłodził potwora. Stworzył go z mułu, jakim był mierny komik telewizyjny; uzbroił go i popchnął do podjęcia wszelkich działań, aby wciągnąć Rosję w wojnę w obronie bombardowanych i zagrożonych masakrą populacji rosyjskojęzycznych. Dziś ma przed sobą nikczemnego kurdupla – który w poprzednim życiu zasłynął z pokazywania swojego fiutausiłującego wepchnąć Europę w holokaust nuklearny.

Nie ma wątpliwości, że najnowszy rozpaczliwy pomysł mówiący o możliwości użycia bomby atomowej przez reżim w Kijowie nie jest jego autorstwa, ale pochodzi od tej części oligarchii, która przeczuwa, że zasoby rolne i kopalne, w które już zainwestowała lub które zamierza kupić za grosze, zostaną jej odebrane. Owi zbrodniarze mają nadzieję, że uda im się przestraszyć Rosję lub zmusić idiotów kierujących NATO do uderzenia wyprzedzającego.

Oczywiście blefują, ale w tym przypadku można mówić o zamknięciu cyklu. To nie pierwszy raz, kiedy ten głupkowaty, mały despota ucieka się do szantażu nuklearnego: zrobił to już wcześniej, tj. podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa – 19 lutego 2022 roku – przy aplauzie zachodniego establishmentu politycznego, co było jednym z powodów rosyjskiej interwencji wojskowej zaledwie pięć dni później. A teraz, gdy wojna jest przegrana, a urojony plan zwycięstwa Zełenskiego nie wywołał entuzjastycznych reakcji sponsorów – którzy popchnęli go do walki do ostatniego Ukraińca – oto powraca pogróżka nuklearna.

Szczerze mówiąc, nie jestem w stanie ocenić, czy Ukraina jest w stanie spełnić te groźby, ponieważ choć prawdą jest, że w czasach sowieckich była ona ważnym miejscem rozwoju i produkcji broni jądrowej, to minęło już ponad trzydzieści lat i znaczna część tej wiedzy uległa rozproszeniu. Oczywiście nadal działają elektrownie jądrowe, a więc można znaleźć materiał rozszczepialny do wzbogacenia lub pluton do oczyszczenia, ale jest wysoce prawdopodobne, że produkcja ładunku jądrowego „w ciągu kilku tygodni” lub też w ciągu kilku miesięcy – jak powiedział duce z Kijowa – nie mogłaby się odbyć bez zdecydowanej pomocy ze strony NATO. Z drugiej strony, co może zrobić Zelensky jak nie podwyższyć poprzeczkę groźby, by zmusić swoich lalkarzy do bezpośredniego przystąpienia do wojny?

Dla ukraińskiego oszusta i jego skorumpowanego reżimu – zabawa dobiega końca: kraj został zniszczony a liczba zabitych żołnierzy prawdopodobnie przekroczyła milion (tak, czy inaczej, jest to nie mniej niż 600 tysięcy osób) – wyłącznie w wyniku wojny proxy, której chciała kierowana przez USA oś NATO, w ramach swojej obłąkanej próby pokonania w jakiś sposób Rosji. Zełenski i jego klika zaakceptowali masakrę i wzbogacili się na wojennych szwindlach.

Konflikt, o którym mowa nigdy nie powinien był się wydarzyć. Pod koniec roku 2021, Rosja zaoferowała kompleksowy zestaw propozycji, które miały rozwiać jej długoterminowe obawy o bezpieczeństwo związane z ekspansją NATO i nieustannym wspieraniem na Ukrainie neonazistowskiego frontu (czyli u granic Rosji), którego głównym celem był pogrom ludności rosyjskojęzycznej. Rozsądna próba dyplomacji ze strony Moskwy została odrzucona w przekonaniu, że strategiczna porażka militarna przeciwko Rosji może zostać osiągnięta.

Na obecnym etapie, w obliczu przegranej wojny, USA i ich wspólnicy z NATO nie mają innego wyjścia, jak tylko uznać porażkę swoich kryminalnych machinacji, akceptując uzasadnione żądania bezpieczeństwa Rosji na jej warunkach. Problem polega na tym, że zachodnie elity polityczne są tak głęboko pogrążone w arogancji i ideologiczno-rasowej wrogości wobec Rosji, że trudno sobie wyobrazić, żeby były w stanie opamiętać się i rozpocząć prawdziwe negocjacje pokojowe.

Właśnie dlatego obskurna klika w Kijowie czuje się uprawniona do wypróbowania każdej drogi prowadzącej do zaangażowania USA i Europy w bezpośredni konflikt.

INFO: https://ilsimplicissimus2.com/2024/10/19/zelensky-mostra-il-bigolo-ovvero-la-bomba/

Kto by sobie zawracał głowę, kiedy wszystko jest gites tenteges?

Kto by sobie zawracał głowę, kiedy wszystko jest gites tenteges?

20.10.2024 Stanisław Michalkiewicz Kto-by-sobie-zawracal-glowe-kiedy-wszystko-jest-gites-tenteges

Myszy harcują, gdy kota nie czują. Kiedy w bezcennym Izraelu dzień w dzień odbywały się demonstracje, żeby ktoś wreszcie wpakował premiera Beniamina Netanjahu do kryminału, ten wykombinował sobie, że zamiast kopsać się z demonstrantami, lepiej będzie wykonać manewr ucieczki do przodu, to znaczy – ucieczki w wojnę. Oczywiście w tym celu trzeba było stworzyć wrażenie, że bezcenny Izrael został napadnięty – między innymi gwoli dostarczenia alibi amerykańskim hipokrytom.

Amerykanie bowiem, nawet jak robią świństwa, czy dopuszczają się zbrodni, starają się – podobnie jak Sowieciarze – sprokurować sobie coś w rodzaju pozoru moralnego uzasadnienia. Dzięki niemu mogą nieustannie pławić się w poczuciu pierwotnej niewinności. Opisał ten mechanizm Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie „Caryca i zwierciadło”:

„Wot Gitler, kakoj to durak. On się przechwalał zbrodnią swoją. A mudriec, to by sdiełał tak: Nu czto, że gdzieś koncłagry stoją? Nu czto, że dymią krematoria? Taż w nich przetapia się historia! Niewoli topią się okowy! Powstaje sprawiedliwszy świat! Rodzi się typ człowieka nowy!”.

Toteż Beniamin Netanjahu nakazał Mosadowi oślepnąć i ogłuchnąć, a może nawet – któż takie rzeczy może wiedzieć? – rozpocząć ostrzał bezcennego Izraela rakietami domowej roboty, wyrabianymi – czy aby nie przez palestyńskich konfidentów Mosadu?

Dzięki temu cały świat mógł zobaczyć, że bezcenny Izrael został „zaskoczony” zdradzieckim atakiem niczym Amerykanie w 1941 roku w Pearl Harbor. W tej sytuacji już nie było mowy o pakowaniu Beniamina Netanjahu do kryminału. Przeciwnie. Amerykański prezydent Józio Biden przygalopował w podskokach do Tel Awivu, żeby złożyć izraelskiemu premierowi hołd lenny i uroczyście potwierdzić jego prawo do „samoobrony”. Dzięki temu nic już nie stało na przeszkodzie, by bezcenny Izrael rozpoczął w Strefie Gazy operację ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej, to znaczy – wybicia tych, których będzie można wybić i zmuszenia do ucieczki tych, którym uda się pozostać przy życiu.

Miłujący wolność i pokój świat przyjął te cele do aprobującej wiadomości, dopraszając się tylko łaski, by bezcenny Izrael starał się zachować pozory humanitaryzmu, to znaczy – żeby bomby i pociski miały prawidłowe kalibry. Bezcenny Izrael chętnie na to przystał, bo cóż to dla niego za problem, kiedy przecież kontroluje zarówno „prasę międzynarodową”, która zawsze napisze, jak trzeba, jak i niezależne media amerykańskie? Toteż zarówno prezydent Józio Biden, jak i jego żydowscy i inni kolaboranci z Departamentu Stanu i innych instytucji, doznali moralnego uspokojenia i tylko od czasu do czasu życzliwie napominali, by ostateczne rozwiązanie kwestii palestyńskiej przebiegało gites tenteges.

Bezcenny Izrael upewniał wrażliwców, że wszystko jest gites tenteges i wszyscy byli zadowoleni – oczywiście z wyjątkiem Palestyńczyków – ale kto by sobie zawracał głowę jakimiś głupstwami, kiedy wszystko jest gites tenteges?

A tymczasem na amerykańskiej scenie politycznej nastąpiły przetasowania. Prezydent Józio Biden, który sprawiał wrażenie, że uparł się przewodzić Ameryce i światu do upadłego, nieoczekiwanie zrezygnował z kandydowania na prezydenta na rzecz pani Kamali Harris, która sprawia wrażenie, jakby była amerykańskim odpowiednikiem naszej posągowej pani Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Ona również kandydowała na tubylczego prezydenta i pamiętamy, jak to stała przed mikrofonami, a zaraz za nią – Wielce Czcigodny poseł Pupka, który scenicznym szeptem podpowiadał jej, co ma mówić, a ona głośno to powtarzała. Podobno pani Kamala też tak robi, tyle tylko, że dyskretniej, bo przy pomocy specjalnych kolczyków-słuchawek, w związku z czym żadnych suflerów koło niej nie widać i amerykańscy twardziele myślą, że naprawdę jest taka wyszczekana i że nie ma rady – trzeba na nią głosować.

Ponieważ zamachy na Donalda Trumpa zarówno te sądowe, jak i te karabinowe, się nie udały,
w związku z czym kampania przed listopadowymi wyborami wychodzi na ostatnią prostą, bezcenny Izrael musiał dojść do wniosku, że „jeśli nie teraz – to kiedy i jeśli nie my – to kto?” – i w ramach ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej otworzył drugi front – tym razem uderzając na Liban pod pretekstem zrobienia porządku z tamtejszym Hezbollahem. Bo w Gazie robi porządek z Hamasem, a w Libanie – z Hezbollahem. Na początek ubił przywódcę znienawidzonego Hezbollahu, jegomościa o egzotycznym nazwisku Nasrallah, a ledwo tylko świat oswoił się z tą wiadomością – „siły obronne” bezcennego Izraela „wkroczyły” do Libanu, by wyzwolić go od znienawidzonego Hezbollahu.

Bo Żydowie nauczyli się od Sowieciarzy, że nie mają żadnej „armii”, tylko „siły obronne”. A co mogą w razie czego zrobić „siły obronne”? Żadnej wojny rozpętać przecież nie mogą, to byłaby sprzeczność sama w sobie. Mogą tedy najwyżej „wkroczyć”, ale nie tak zwyczajnie, tylko gwoli wyzwolenia tamtejszego zagniewanego ludu od ciemięzców, w tym przypadku – od znienawidzonego Hezbollahu. Toteż wyzwalają, jak tylko mogą, a Libańczykowie, którzy od tego wyzwalania dostają kołowacizny, uciekają na oślep przed siebie, co sprawia wrażenie chaosu. Jednak amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin, będący ostatnią instancją moralną na świecie, rodzajem Sądu Ostatecznego, ustalił, że wszystko „gra i koliduje”, bo bezcenny Izrael ma prawo uwolnić się od presji ze strony znienawidzonego Hezbollahu. Nie tylko zresztą ustalił, ale żeby tym ustaleniom nadać odpowiedni ciężar gatunkowy, zapowiedział wysłanie w rejon Bliskiego Wschodu dodatkowych amerykańskich żołnierzyków, no i dwóch lotniskowców: „Prezydenta Trumana” i „Abrahama Lincolna”.

Te lotniskowce to przede wszystkim po to, by zniechęcić znienawidzony Iran do wtrącania się w wewnętrzne sprawy bezcennego Izraela, bo w przeciwnym razie będzie z nim brzydka sprawa.

Tymczasem strachliwy szef europejskiej dyplomacji Józef Borell alarmuje, że jesteśmy „na skraju wojny totalnej”. Jakiej tam znowu „wojny”? Po pierwsze to nie jest żadna „wojna”, tylko „operacja pokojowa”, taka sama jak ta, za którą prezydent Obama dostał w swoim czasie pokojową Nagrodę Nobla, a po drugie – wcale nie jest „totalna”, bo – podobnie jak operacja w Strefie Gazy” – jest całkowicie zgodna z konwencjami; to znaczy – bomby i pociski mają prawidłowe kalibry, więc jeśli nawet ten czy ów Palestyńczyk czy Libańczyk w swoim mniemaniu dozna krzywdy, to sam sobie winien. Kto mu kazał być Palestyńczykiem, czy innym głupim gojem, który powinien słuchać starszych i mądrzejszych? I tego się powinniśmy trzymać w naszych ocenach moralnych, bo inaczej zejdziemy na manowce.

Czy ukraiński prezydent Zełeński narąbał się gorzałą, czy też coś mocnego palił, albo zażywał?

Stanisław Michalkiewicz: Zełeński szantażuje zelenski-szantazuje

   Czy ukraiński prezydent Zełeński narąbał się gorzałą, czy też coś mocnego palił, albo zażywał? Takie wrażenie można by odnieść po opublikowaniu jego kolejnej “koncepcji” (nawiasem mówiąc, “koncepcje” odnośnie ostatecznego zwycięstwa, mnożą mu się ostatnio w głowie niczym Kukuńkowi) zakończenia wojny na Ukrainie. Przybrała ona postać  ultimatum, które jednak nie zostało postawione zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi, tylko… zachodnim sojusznikom Ukrainy.

Jeśli mianowicie Zachód nie przyjmie Ukrainy do NATO, nie zgodzi się na atakowanie celów w głębi Rosji, nie da kolejnych bajońskich sum  oraz broni i amunicji na kontynuowanie wojny aż do ostatecznego zwycięstwa, a po ostatecznym zwycięstwie nie zgodzi się na zastąpienie  wojsk amerykańskich w Europie rezunami ukraińskimi,  to Ukraina zbuduje sobie broń jądrową i wtedy zobaczymy.

Ten “projekt”, jeśli w ogóle można go tak nazwać, przypomina trochę bredzenie Adolfa Hitlera, który nawet gdy ruskie sołdaty były już w odległości kilometra od Kancelarii Rzeszy w Berlinie, jeszcze przesuwał na mapie nieistniejące dywizje i kazał rozstrzeliwać “defetystów” w rodzaju Fegeleina.

Rzecz w tym, że zimny ruski czekista Putin systematycznie spycha ukraińskie wojska do defensywy nie tylko na terenie obwodów przyłączonych do Rosji, ale również – w obwodzie kurskim, gdzie wiąże walką ukraińskie pierwszorzutowe wojska, nie pozwalając na ich przegrupowanie na teren Ukrainy, gdyż wobec rosyjskiej przewagi każda taka próba mogłaby przekształcić się w paniczną ucieczkę i katastrofę. Co za idiota doradził Ukraińcom tę wyprawę na Kursk i jak im to uzasadnił – tego nieprędko się dowiemy.

Mam tylko nadzieję, że nie był to pan generał Skrzypczak, ani pan generał Polko, którzy jeszcze latem nie mogli się tego uderzenia nachwalić, ani przez chwilę nie dopuszczając do siebie myśli, że trudno przypisać mu jakiś rozsądny, perspektywiczny cel militarny, ani nie przypuszczając, że może ono stać się dla wojska ukraińskiego pułapką – co właśnie obserwujemy. Mniejsza jednak o naszych strategosów, którzy na szczęście niczym już nie dowodzą i mam nadzieję, że tak już zostanie – bo ważniejsza jest ocena ostatniego wyskoku prezydenta Zełeńskiego.

   Na pierwszy rzut oka wygląda to na jakieś wariactwo. Wykluczyć tego oczywiście z góry nie można, bo – jak mówi poeta – “paraliż postępowy najzacniejsze trafia głowy” – ale zanim przyjmiemy, że to wariactwo, wypada nam sprawdzić inne możliwości. Warto zwrócić uwagę, że tę “koncepcję” prezydent Zełeński najpierw przedstawił nie żadnym Ukraińcom, tylko trójce Amerykanów: prezydentowi Józiowi Bidenowi, jego faworycie Kamali Harris i Donaldowi Trumpowi.

Najwyraźniej chciał najpierw uzyskać ich opinię, zanim  ujawni cokolwiek Ukraińcom z Wierchownego Sowieta, a za jego pośrednictwem  – tamtejszej opinii publicznej. Jest ona oczywiście zakneblowana i sterroryzowana przez ukraińską soldateskę – ale kto wie, czy w jakimś momencie nie będzie mogła dojść do głosu? A w jakim momencie?

Ano w takim, kiedy Zachód, a zwłaszcza europejscy członkowie NATO, mający już dosyć drenowania swoich gospodarek i szlamowania swoich obywateli dla potrzeb amerykańskiej operacji “osłabiania Rosji”, który jeszcze daje Ukrainie forsę, ale już tylko pochodzącą z odsetek od zamrożonych tam rosyjskich aktywów, skończy Ukrainę futrować.

Wtedy prędzej, czy później ktoś postawi pytanie, kto z ukraińskich polityków odpowiada za tę wojnę, której można było uniknąć, a która prawdopodobnie doprowadzi do trwałej utraty przez Ukrainę co najmniej 20 procent terytorium państwowego, a doprowadziła już do ogromnych strat w ludziach oraz dewastacji sporych połaci kraju, a zwłaszcza – infrastruktury krytycznej. Najlepszym kandydatem na winowajcę jest oczywiście prezydent Zełeński, który z pewnością zdaje sobie z tego sprawę i pragnie się jakoś asekurować.

Dlatego uważam, że przedstawiając swoje “folies bergere” trójce amerykańskich ważniaków, chciał uzyskać ich aprobatę dla tej asekuracyjnej operacji. i najwyraźniej ją uzyskał, podobnie jak obywatel Tusk Donald uzyskał ze strony Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen aprobatę dla swoich planów “”zawieszenia azylu” i innych pokrzykiwań przeciw migrantom.

Ponieważ, zwłaszcza po ostatniej nagonce na prezydenta Dudę, w której, obok obywatela Tuska Donalda, wzięła udział również resortowa “Stokrotka”, a nawet autorytety pacanowskie, m.in. w osobie pana prof. Zolla, prawdopodobieństwo podpisania przez prezydenta stosownych ustaw – a ustawy muszą być – jest bliskie zera, no to zarówno Reichsfuhrerin, jak i my, doskonale wiemy, że to nie na serio, a tylko gwoli przelicytowania byłego Naczelnika Państwa w kampanii prezydenckiej.

Nie wiadomo nawet, czy ustawa o zawieszeniu azylu w ogóle by przeszła, jako że obydwie lewice się przeciw temu zbuntowały. Mają one co prawda tylko 26 mandatów, ale bez tego może nie być większości, zwłaszcza gdyby Konfederacja też zagłosowała przeciwko.

W podobnej, a nawet gorszej sytuacji jest prezydent Zełeński. Jeśli przynajmniej niektóre państwa NATO sprzeciwią się nawet zaproszeniu Ukrainy do Sojuszu – czego wykluczyć się nie da co najmniej w przypadku trójki państw członkowskich – to żadnej, wymaganej przez traktat waszyngtoński, jednomyślności nie będzie.

Pozostali członkowie, Ameryki nie wyłączając- zirytowani do żywego bezczelnym ukraiński ultimatum, wstrzymają finansowanie i dozbrajanie Ukrainy, to będzie  dobrze, jak skończy się tylko na “zamrożeniu konfliktu” – o którym jeszcze w pierwszym roku wojny mówiła amerykańska ambasadoressa przy NATO, jako o najbardziej prawdopodobnej ,możliwości. Czy wtedy Kijów spełni groźbę, że samodzielnie zaopatrzy się w broń atomową? Wydaje się to wątpliwe, nawet w postaci udostępnienia części swego arsenału nuklearnego przez Izrael – a jeśli komuś się wydaje, że zimny ruski czekista czekałby cierpliwie, aż to się stanie, to raczej się myli.

   Po co w takim razie prezydent Zełeński wystąpił ze swoją “koncepcją”? Myślę, że jedynym celem było przekonanie nie tyle do niej, co uświadomienie powagi sytuacji członkom ukraińskiego Wierchownego Sowieta, którzy też muszą odczuwać ciarki na myśl o dniu sądu.

To się nawet mogło mu udać, ale za cenę uświadomienia Zachodowi trafności opinii Jeremiego Wiśniowieckiego, który w XVII wieku, podczas wojen z chmielnicczyzną twierdził, że klemencję można okazać tylko zwyciężonym, którzy wtedy mogą być nawet z tego powodu wdzięczni – chociaż w przypadku Ukraińców trudno na  to liczyć – natomiast by w żadnym wypadku nie uginać się przed szantażem.

Czy będzie wojna? Czy Kukuła stanie – z bronią w ręku??

Czy będzie wojna?

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)    13 października 2024

Co robi profos? Drzemka poobiednia spadła na świetnej armii środowisko” – pisał w natchnieniu jednoroczny ochotnik Marek, jeden z bohaterów „Przygód dobrego wojaka Szwejka”.

I kiedy wydawało się, że nic nie jest w stanie zakłócić poobiedniej drzemki, jaka spadła na środowisko naszej niezwyciężonej armii, nagle z nirwany wyrwały ją słowa pana generała Wiesława Kukuły, szefa Sztabu Generalnego. Przemawiając na inauguracji roku akademickiego w Akademii Wojskowej we Wrocławiu, pan generał Kukuła powiedział m. in., że obecne pokolenie Polaków stanie z bronią w ręku w obronie Polski. Mamy zatem dwie możliwości; albo pan generał wie już coś, czego my jeszcze nie wiemy, albo nic nie wie, a tylko tak mu się powiedziało. I jedna i druga możliwość wydaje się prawdopodobna, z tym oczywiście, że nikt nie stanąłby w obronie Polski, ponieważ Nasi Sojusznicy Polskę to dobrze jak by wykorzystali, żeby – wkręcając ją w maszynkę do mięsa – nadal „osłabiać Rosję”, kiedy zabraknie już ostatniego Ukraińca.

To jest jasne jak słońce i proste, jak budowa cepa. Pisałem bowiem, że amerykańscy twardziele w końcu skapowali, że prowadzenie wojen per procura, to znaczy – za pośrednictwem frajerów – jest znacznie tańsze, niż wojowanie bezpośrednie. Oto na „operację pokojową” i „misję stabilizacyjną” w Iraku i Afganistanie USA wydawały ok. 300 mln dolarów dziennie, podczas kiedy amerykańskie wydatki na wojnę na Ukrainie wynoszą średnio ok. 55 mln dolarów dziennie, a poza tym amerykańscy żołnierze nie giną, a pociski nie urywają im rąk ani nóg, więc czegóż chcieć więcej?

Dlatego Nasi Sojusznicy chętnie wkręciliby Polskę w maszynkę do mięsa, zwłaszcza w taki sposób, żeby nie rodziło to żadnych zobowiązań ani dla Ameryki, ani dla NATO. Ale możliwe jest również i to, że pan generał Kukuła zwyczajnie „dodał dramatyzmu” swemu przemówieniu, żeby wyrwać kadetów z nirwany. „Kadeci siedzą, dłubią w nosie, ziewają, z dzikiej nudy puchną, czują się prawie, jak w areszcie i myślą sobie: kiedyż wreszcie przestanie bździć to stare próchno?” – jak przedstawiał atmosferę w Saint-Cyr podczas wykładu księżnej de Guise o androgynie w nieśmiertelnym poemacie Bania w Paryżu” Janusz Szpotański. Czy udało mu się w ten sposób wyrwać wrocławskich kadetów z nirwany – tego nie wiemy – natomiast okazało się, że deklaracja pana generała Kukuły poderwała na równe nogi korpus oficerski, a zwłaszcza – generalicję. I trudno się dziwić, bo kogóż by nie zaniepokoiła perspektywa stanięcia z bronią w ręku w dodatku – w obronie Polski? Wiadomo, że generałowie są w pierwszym szeregu bojowników walki o pokój, bo taka batalia gwarantuje spokojne doczekanie emerytury, kiedy to rozpoczyna się prawdziwe życie. Toteż w przestrzeni publicznej aż się zaroiło od zaniepokojonych komentarzy. Pan Leszek Miller wyraził nawet pogląd, że pan generał Kukuła powinien niezwłocznie się zdymisjonować, a wtóruje mu Wielce Czcigodny poseł Michał Kobosko, co to – zanim został impresariem Szymona Hołowni – uczestniczył we wpływowym waszyngtońskim think-tanku, Radzie Atlantyckiej. Zasiadają tam ważni generałowie z Pentagonu, wysocy rangą bezpieczniacy z CIA i FBI, Goldmany-Sachsy z Wall Street – a między nimi – pan Kobosko. Komentując wypowiedź pana generała Kukuły zauważył, że „nie płacimy mu za to, by straszył społeczeństwo”. No dobrze – za straszenie nie – a w takim razie – za co mu płacimy? Czy przypadkiem nie za to, jak wszystkim innym generałom – żeby utrzymywali społeczeństwo w przekonaniu, że jest bezpiecznie – że „nikt nam nie zrobi nic, bo z nami jest marszałek Śmigły Rydz”? To by należało wyjaśnić zwłaszcza teraz, kiedy nasza niezwyciężona armia z bronią u nogi przygląda się, jak bodnarowcy na polecenie Berlina, demolują Lachom państwo.

Jednym z przykładów tej demolki jest zatwardziałość pana Dariusza Korneluka, w którym pan Adam Bodnar upodobał sobie, jako w Prokuratorze Krajowym. Tymczasem Izba Karna Sądu Najwyższego w składzie trzech sędziów, których Judenrat „Gazety Wyborczej” nazywa „neosędziami” orzekła, że Prokuratorem Krajowym jest cały czas pan Dariusz Barski. Słowem – Dariusz przeciwko Dariuszowi – bo pan Bodnar, podobnie jak bodnarowcy, „nie uznaje” coraz to nowych instytucji naszego tubylczego bantustanu, a zgodnie z socjalistycznym podziałem pracy, rewolucyjnej teorii dostarcza mu „babunia walczącej demokracji”, czyli pani prof. Ewa Łętowska. W tej sytuacji pan Marcin Romanowski, któremu Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy cofnęło immunitet, by rzucić go na pożarcie rozdokazywanym politycznie niezawisłym sądom, zachował się powściągliwie i 7 października nie stawił się na przesłuchanie w prokuraturze pod pretekstem służbowego wyjazdu na Węgry. Czy z uwagi na wrogość vaginetu Donalda Tuska wobec Wiktora Orbana, pan Romanowski może czuć się na Węgrzech względnie bezpiecznie – to się okaże, podobnie jak w przypadku pana Janusza Palikota. Jak wiadomo, biłgorajski filozof, został zatrzymany przez CBA i postawiony przed obliczem prokuratora, który już sam nie wiedział, ile zarzutów mu postawić. Ale jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy – powiada przysłowie – toteż pan prokurator w gorliwości swojej podobno ujawnił tajemnicę adwokacką – co nieubłaganym palcem wytknął mu właśnie wynajęty przez biłgorajskiego filozofa pan mecenas Jacek Dubois. Widać wyraźnie, że zarówno obrońcy pana Romanowskiego, jak i obrońcy biłgorajskiego filozofa, najpoważniejsze argumenty, w postaci wątpliwości, czy prokuratorzy oraz niezawiśli sędziowie aby na pewno są legalni, rezerwują sobie na później. W tej sytuacji prawdopodobieństwo, że zarówno prokuratorzy bodnarowscy, jak i prokuratorzy antybodnarowscy, wezmą się za łby, podobnie jak niezawiśli sędziowie, którzy w dodatku zaczną okładać się łańcuchami. Czym się ta curiomachia zakończy, to znaczy – która prokuratorska wataha i która wataha sędziowska zostanie na placu boju? Jeśli będą to bodnarowcy, to pan Romanowski nie będzie miał innego wyjścia, jak poprosić o azyl na Węgrzech – bo w Norwegii nic by pewnie nie wskórał. Co innego biłgorajski filozof. Ten miałby szansę właśnie w Norwegii, gdzie mógłby dołączyć do innego płomiennego szermierza praworządności w naszym bantustanie, czyli pana Rafała Gawła. W odróżnieniu od pana Romanowskiego skazany był on tylko za zwyczajne oszustwo i dostał azyl, a w tej sytuacji kto wie – może i biłgorajski filozof znalazłby tam przytulisko?

Tymczasem bezcenny Izrael „broni się” już na siedmiu frontach, co pokazuje, że Beniamin Netanjahu chyba naprawdę chce zrealizować obietnicę Stwórcy Wszechświata, który pewnemu mezopotamskiemu koczownikowi miał obiecać dla jego potomstwa władzę nad obszarem „od wielkiej rzeki egipskiej do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat”. Gdyby mu się to, przy mocy USA udało, to oczywiście o żadnym kryminale już nie byłoby mowy. Przeciwnie – jakiś cadyk, za odpowiednim wynagrodzeniem, mógłby obwołać go mesjaszem i w ten sposób świat wreszcie zyskałby prawowitego władcę.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Gigantyczna fala dezercji z ukraińskiej armii

Gigantyczna fala dezercji z ukraińskiej armii

gigantyczna-fala-dezercji-z-ukrainskiej-armii

Na Ukrainie gwałtownie rośnie liczba dezercji. Prokuratura Generalna tego kraju, od początku roku wszczęła aż 51 tysięcy postępowań karnych dotyczących ucieczek z jednostek. To dwa razy więcej niż w całym ubiegłym roku. Wygląda na to, że żołnierze mają już dość wojny. Sprawę opisał “The Times”.

Gigantyczna fala dezercji z ukraińskiej armii. Według ekspertów wojskowych, gwałtowny wzrost przypadków samowolnych oddaleń się z oddziałów, związany jest z brakiem zapowiadanej demobilizacji. To jednak nie jedyna przyczyna. Żołnierze są zmęczeni wojną, źli na władze oraz przygnębieni narastającą, rosyjską przewagą i brakiem własnych sukcesów na froncie.

Ukraińcy, którzy zdecydowali się na służbę wojskową w pierwszych dniach rosyjskiej inwazji są wyczerpani fizycznie i psychicznie. To powoduje, że ucieczka z pola walki staje się bardzo atrakcyjną opcją. Problem dezercji, zdaniem ekspertów z “The Times” powiązany jest też z kwestią demobilizacji i wewnętrznych przepisów w ukraińskiej armii. W kwietniu br. władze negocjowały nowe przepisy dotyczące rekrutów i zwiększenia potencjału osobowego Sił Zbrojnych Ukrainy. Wówczas, po interwencji nowego Naczelnego Dowódcy Ołeksandra Syrskiego, zdecydowano się usunąć zapis ograniczający służbę wojskową do trzech lat.

“Działania demobilizacyjne doprowadzą do spadku zdolności bojowych jednostek, zakłócenia działań ofensywnych i defensywnych oraz zakłócenia rotacji jednostek” – napisano wówczas w komunikacie dowództwa. Wprawdzie zastosowane rozwiązanie przedłużyło “resurs” doborowych jednostek, jednak wielu żołnierzy doszło do przekonania, że mają służyć aż do swojej śmierci lub końca wojny. To nie jest zbyt komfortowa sytuacja, zwłaszcza, że mają oni świadomość istnienia tysięcy dekowników, którzy za łapówki uciekli do Polski i innych krajów zachodniej Europy, gdzie balują i rozbijają się drogimi samochodami.

Co ciekawe, sytuacji nie poprawia przymusowa mobilizacja rekrutów. Sekretarz Komitetu Rady Najwyższej ds. Bezpieczeństwa Narodowego, Obrony i Wywiadu Roman Kostenko, zwrócił uwagę, że nowi rekruci są w zdecydowanej większości zmuszani do służby. Nie przedstawiają zatem zakładanej wartości bojowej.

– Mamy problemy z mobilizacją. Ostatnio się to jeszcze pogorszyło. Mam pytanie: jak możemy ustalić jasne warunki służby, jeśli nie mamy nikogo, kto mógłby nas  zastąpić? Chodzi tu przede wszystkim o mobilizację i motywację ludzi – stwierdził.

“The Times” opisał przypadek jednego z dezerterów, który wydaje się symptomatyczny dla całych sił zbrojnych Ukrainy. Oto po wielu miesiącach spędzonych w wioskach wokół Bachmutu, niejaki Serhij Hnezdilow otrzymał tygodniowy urlop w celu udania się na badania lekarskie. Opuszczając swój oddział rozpoznawczy w 56. Brygadzie, przebył 120 kilometrów do miasta Pawłograd. Zamiast jednak iść do szpitala, skierował się na dworzec kolejowy i stamtąd udał się do Kijowa. Na ten drugi etap podróży nie miał już pozwolenia. Kiedy więc wysiadł na peronie w Kijowie, był dezerterem.

Za czyn, którego się dopuścił, grozi mu kara więzienia. Jak sam jednak twierdzi, w więzieniu otrzyma posiłki o stałych porach. Co więcej – przeżyje.

“Geriatric peace theory.” Is Russia’s Declining Birth Rate a Global Warning Sign?

Is Russia’s Declining Birth Rate a Global Warning Sign?

by Edwin Benson October 10, 2024 Russias-declining-birth-rate-a-global-warning-sign

Is Russia’s Declining Birth Rate a Global Warning Sign?
Is Russia’s Declining Birth Rate a Global Warning Sign?

Russia is weak and growing weaker every day. This evaluation is not directly related to the usual measures of national strength—wealth, military resources or occupied land—nor is it merely wishful thinking. Academics have a name for Russia’s core issue: demographics.

Recipe for Disaster

Demographics is the study of population and its change over time. Populations rise and fall for many reasons. Some classic explanations include religious beliefs, morality, health issues, economic opportunities, immigration and political conditions. However, two significant aspects are relatively new—effective contraception and legal abortion.

All of the classic and the more recent factors apply to the demographic disaster in Russia. The Russian Orthodox Church subordinates religious doctrine to political expediency. Russia’s public health is a disaster, as seen in the fact that male life expectancy declined to 57.4 years in 1994. (It is 67.5 today, far below that in the U.S—79.25.) The economy has been a shambles ever since the Bolshevik Revolution. During the decades of Communist rule, anyone who could arrange an exit visa left. Even today, the country is enough of a land of opportunity to attract mass immigration to make up for the low birth rate.

Moreover, the U.S.S.R. pioneered so-called “sexual liberation.” One of the first things that Lenin and Stalin did was to force women to work outside their homes. To smooth this revolutionary change, they promoted divorce and abortion. In the century since, these conditions have become universally accepted. Today, they are never even discussed.

Certainly, all other industrialized nations—the U.S. included—suffer under some of the same circumstances. However, only in Russia have all these conditions been so prevalent over such a long period.

Too Old to Fight?

Russia’s situation is desperate. Until it invaded Ukraine, some argued that Russia’s demographic issues undercut its capacity to fight a modern war. That idea has a name: “geriatric peace theory.” Despite its odd-sounding title, no one should dismiss it casually. The premise is that a nation with a rapidly aging population cannot mount a successful war.

Robert Farley, a visiting professor at the U.S. Army War College, explains, “Geriatric Peace Theory depends less on the actual availability of young men than on the socioeconomic structures that emerge in “old” societies, in particular the need for young workers to support the social safety net and health care systems that aging citizens require. This leaves fewer young people available to fill the needs of military organizations.”

However, Jennifer Sciubba, Ph.D., author of 8 Billion and Counting: How Sex, Death, and Migration Shape Our World, notes that old age does not always guarantee the peace. In a 2022 paper she prepared for the Population Reference Bureau, she spelled out her reservations.

“The safest argument, the one that leaves us best prepared for the future, is that population aging and depopulation are not an automatic recipe for peace. What Russia, China, Japan, and many other aging countries have shown is that when the threat level or motivation is sufficiently high, even states at the end of the demographic transition will marshal the resources to fight.”

Two Weak Opponents

How did these factors play out in real life? When Russia first invaded Ukraine in February 2022, most analysts predicted a swift Russian victory. When that did not happen, most credited a combination of Russian incompetence and unexpected Ukrainian resistance. However, no one should disregard demographic factors.

Indeed, Ukraine shares many of its adversary’s maladies. As a part of the former U.S.S.R., most of Russia’s Communist-created social, legal, and economic ills affected Ukraine as well. So, two fundamentally weak countries are fighting against each other. Both can carry on because they have strong allies.

Lots of ink has been spilled recording Vladimir Putin’s reactions to Russia’s low birth rate, which one of his spokesmen labeled “catastrophic.” Even though the Russian leader turned on his propaganda machine to promote larger families and backed up those efforts with economic incentives, the dire situation has not improved. According to the Russian government’s statistical agency, Rosstat, “From January to June of 2024, 599,600 children were born in Russia—16,000 less than the same period in 2023.”

A World Wide Issue

However, these conditions are not limited to formerly Soviet-dominated countries. Nor are they confined to Eastern Europe and Asia. Russia’s fertility rate, 1.41, is identical with Austria’s. Germany’s 1.46 isn’t much higher. Spain (1.16), Italy (1.24), Poland (1.29) and Greece (1.32) lag behind the Russians. Only France (1.79), Romania (1.71) and Turkey (1.63) exceed Russia to any significant extent. The U.S. rate is virtually identical to that of the French.1 Canada’s 1.33 barely surpasses Greece’s birth rate.

None of these nations meets the standard for natural population replacement, which the World Economic Forum places at 2.1.

Russia is tasting the bitter fruits of generations of anti-family policies. While the nations of North America and Western Europe are better off, the long-term forecast is still grim.

The cure is easy to understand but requires Solomon’s wisdom to implement. The population shrinks because people have lost the motivation and morality to have children. Only a moral and religious regeneration can renew what the last three or four generations squandered.

Skończony tchórz Władysław Kosiniak-Kamysz

Skończony tchórz Władysław Kosiniak-Kamysz

Agnieszka Piwar 2024-10-11 piwar/skonczony-tchorz-kosiniak-kamysz

Na czele resortu obrony powinien stać człowiek wykazujący się szczególną odwagą. Niestety Władysław Kosiniak-Kamysz – zwany ironicznie „tygryskiem” – po raz kolejny udowodnił, że nie nadaje się na stanowisko ministra obrony narodowej, gdyż jest tchórzem, za którego wstydzą się zapewne żołnierze Wojska Polskiego

Na początek definicja. Według Słownika Języka Polskiego PWN odwaga to «śmiała, świadoma postawa wobec niebezpieczeństwa».

Niebezpieczeństwa doświadczyli właśnie polscy żołnierze stacjonujący w Libanie, których ostrzelała zbrodnicza armia Izraela. Tymczasem nasz „Tygrysek” na platformie X (dawniej Twitter) skomentował sprawę następująco:

«Dziś w Libanie doszło do ataków na miejscowość Naqoura, w której stacjonuje dowództwo misji ONZ. W wyniku ataków nie ucierpiał żaden z polskich żołnierzy stacjonujących w Libanie. W bazie stacjonowania PKW UNIFIL oraz na posterunkach, na których pełnią służbę nasi żołnierze, nie odnotowano niepokojących incydentów.»

Z lawiną komentarzy ruszyli użytkownicy X, którzy wytknęli szefowi MON pominięcie kluczowej informacji: kto zaatakował.

Adam Czarnecki: «Panie Premierze! Podpowiadam, że za atakami stoi, uwaga, uwaga, proszę się przygotować, Izrael. Oznaczę @IsraelinPoland oraz @YacovLivne, co by Pan nie musiał :)»

Katarzyna Maria: «To Izrael zaatakował nasze wojska! Miej odwagę to powiedzieć zanim Polska zostanie sprzedana tak, jak Ukraina!»

Rafał Mosiołek: «Czemu nie napisałeś, że ataku dokonał Izrael?»

Zachariasz: «Władek nie bój się trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Ataku dokonało zbrodnicze i terrorystyczne państwo Izrael, które to od roku popełnia ludobójstwo, mordując kobiety i dzieci w strefie Gazy i Libanie.»

Żona Gajowego: «Żydzi atakują wojska ONZ a ty łachu piszesz o incydencie? Łajzo…»

FIOLA: «Samo z siebie doszło? Co doszło? Ataki same się zaatakowały? Kto zaatakował? Co to za dezinformacja?»

Generał prof dr Jacek Śmigowski: «Jprdl Putina chcecie wgnieść w ziemię a brakuje odwagi by napisać, że zaatakował Izrael.»

Serwis X dość szybko zareagował, podłączając pod wpisem ministra adnotację: Czytelnicy dodali informacje kontekstowe, które mogą być przydatne dla innych. Ataku dokonały wojska izraelskie.

Jako że komentujący wyżywali się na profilu samego „tygryska”, nie brakowało też humorystyczno-uszczypliwych uwag.

Marcin Stein: «Jak się kosiniak boi to niech kamysz powie że to Żymianie.»

xBond: «Ma Pan zaszczyt piastować tak wysokie stanowisko w RP, a musi Pana poprawiać serwis X.»

Paweł Machitko: «Atak UFO najwyraźniej.»

ZMOK.PL: «Panie kamysz. Ale kto zaatakował? Podpowiem, że na: ż Śmiało. Wróg zdemaskowany i określony, to wróg o połowę mniej groźny.»

Ewelina S.W.: «Czy tam ukrywał się Hamas? Czy były korytarze pod budynkami misji?»

GeorgeWaw: «Czy nasi żołnierze ukrywają w podziemiach hezbollah? Lepiej to wcześniej wyjaśnić żydom zanim ktoś z naszych zginie.»

Zygrfyd Czaban: «“Marsjanie w Libanie”. Pan sobie z nas jaja robisz.»

Właściciel profilu Kogut Tomasz przygotował nawet sondę:

Kto zaatakował? 1) Gargamel z Klakierem; 2) Sithowie; 3) Książę Ightorn i ogry; 4) Harkonnenowie.

Byłoby to wszystko całkiem śmieszne, gdyby nie było tragiczne. Postawa szefa resortu obrony do złudzenia przypomina zachowanie prezydenta Andrzeja Dudy, Zwierzchnika Sił Zbrojnych, kiedy pół roku temu armia izraelska z premedytacją zaatakowała konwój z pomocą humanitarną.

Wśród ofiar tamtego ataku był polski wolontariusz Damian Soból. Tymczasem prezydent Polski komentując wydarzenie na X, również nie miał odwagi napisać, że agresji dokonała armia Izraela. Bestialski atak określił jedynie jako „tragedię”. Skandaliczny wpis Andrzeja Dudy wyglądał następująco.

«Z głębokim bólem przyjąłem informację o śmierci w Strefie Gazy wolontariuszy z organizacji World Central Kitchen, w tym polskiego obywatela. Jestem myślami z ich najbliższymi. Ci odważni ludzie swoją służbą i poświęceniem dla bliźnich zmieniali świat na lepsze. Tragedia ta nigdy nie powinna się wydarzyć i musi zostać wyjaśniona.»

Kiedy ci tchórze wysługujący się syjonistom zostaną wreszcie rozliczeni? Polacy – w tym żołnierze Wojska Polskiego – chyba nie mają już najmniejszych wątpliwości, że rządząca nami klika nie realizuje interesów narodu polskiego. Jeśli naród stanowczo na to nie zareaguje, to nie zasługuje na własne państwo. Komentarze na X – nawet te najbardziej celne – to za mało.

Agnieszka Piwar

Nigdy nie pozwól, aby rząd mówił ci, kim są twoi wrogowie

Nigdy nie pozwól, aby rząd mówił ci, kim są twoi wrogowie

caitlinjohnstone.com.au/2024/10/06/never-let-your-government-tell-you-who-your-enemies-are

Dr Ignacy Nowopolski Oct 09, 2024 Caitlin Johnstone

https://www.youtube-nocookie.com/embed/WMN6BLuc4ro?rel=0&autoplay=0&showinfo=0&enablejsapi=0

Nasi prawdziwi wrogowie są w Waszyngtonie, Londynie i Tel Awiwie. W Berlinie, Paryżu i Canberze. W tajnych biurach rządowych w stanie Wirginia oraz w imperialnych obiektach propagandowych w Nowym Jorku i Hollywood.

Caitlin Johnstone

To nie wina mieszkańców Bliskiego Wschodu, że żyją na złożach ropy w pobliżu głównych szlaków handlowych w regionie łączącym trzy kontynenty. I tylko o to chodzi. Nie o walkę z „terroryzmem”. Nie o szerzenie wolności i demokracji. Nawet nie o ochronę Izraela. Ostatecznie chodzi o kontrolowanie tego, co dzieje się w regionie ważnym geostrategicznie i bogatym w zasoby.

Ludzie mieszkający w tej części świata nigdy nic ci nie zrobili. Nie stanowią dla ciebie zagrożenia. Mówią ci tylko, żebyś ich nienawidził, ponieważ najpotężniejsi ludzie na świecie muszą rządzić Azją Zachodnią, aby rządzić planetą, a żeby to zrobić, muszą użyć ogromnych ilości przemocy. To wszystko.

Nasi władcy wykorzystują wszelkiego rodzaju narracje z całego świata i całego spektrum politycznego, aby usprawiedliwić swoje działania. Wykorzystują syjonizm, fundamentalizm chrześcijański, fundamentalizm islamski, fundamentalizm hinduski, liberalizm, konserwatyzm, nacjonalizm lub zabawną politykę tożsamości, aby uzyskać poparcie dla swoich programów tam, gdzie jest to konieczne. Karmią cię wszystkimi zwrotami, które musisz usłyszeć, aby cię przekonać, że nieposłuszne narody Bliskiego Wschodu zasłuzyły na rzucane na nie bomby i rakiety.

Nasi władcy wykorzystują swoich propagandystów w głównych mediach informacyjnych i gawędziarzy w Dolinie Krzemowej, aby manipulować publicznym postrzeganiem tych morderczych programów poprzez półprawdy, kłamstwa poprzez pominięcia, zniekształcenia, wprowadzające w błąd nagłówki, odwrócenie roli ofiary i sprawcy. Rozpoczęcie chronologii wydarzeń od wygodnego czasu, dogodnego punkty i bezkrytyczne powtarzanie niepotwierdzonych twierdzeń z niewiarygodnych źródeł. Ci manipulatorzy są tak samo ważni dla funkcjonowania imperialnej machiny wojennej, jak ludzie, którzy zrzucają bomby.

Jaki przymilny, niewolniczy pochlebca by się z tym zgodził? Jaki kochający władzę prostak pozwoliłby na masowe morderstwa i znęcanie się nad ludźmi, którzy nie stanowią dla niego zagrożenia tylko dlatego, że przełożeni kazali mu tak się czuć? Cóż za żałosny, głęboko pozbawiony godności sposób istnienia.

Ciężko pracują, aby uzyskać naszą zgodę na te okrucieństwa, ponieważ tak bardzo jej potrzebują. Więc nie dawaj im tego. Przecież nasi władcy zawsze zdają sobie sprawę z tego, że jest nas znacznie więcej niż ich i łatwo moglibyśmy się odwrócić i usunąć ich wszystkich, gdybyśmy poszli po rozum do głowy. . Trzymajcie się swojej oceny, nie dajcie się nabrać na ich manipulacje i pomóżcie obudzić wszystkich ludzi do świadomości, że morderczy psychopaci, którzy chcą zdominować świat, nieustannie popychają nas do uległości, rezygnacji i bezsilności.

Naszych prawdziwych wrogów nie ma w Iranie.

Naszych prawdziwych wrogów nie ma w Libanie.

Naszych prawdziwych wrogów nie ma w Gazie ani na Zachodnim Brzegu.

Nasi prawdziwi wrogowie nie są w Jemenie, Syrii czy Iraku.

Nasi prawdziwi wrogowie są w Waszyngtonie, Londynie i Tel Awiwie. W Berlinie, Paryżu i Canberze. W tajnych biurach rządowych w Wirginii i w imperialnych instytucjach propagandowych w Nowym Jorku i Hollywood.

Naszymi prawdziwymi wrogami nie są Arabowie i Irańczycy, ale menedżerowie imperium, którzy rujnują nasz świat, niszczą naszą biosferę, uzurpują sobie nasze bogactwa i zasoby, grożą nam bronią nuklearną i sprawiają, że jesteśmy biedni, chorzy i zajęci, a także poddajemy się praniu mózgów by nie zrozumieć, co się dzieje i nie walczyć z tym.

Nie daj się zwieść, wierząc, że jest inaczej. Walczmy z ich manipulacjami i przeciwstawiajmy się ich nadużyciom. My, rozsądni ludzie, możemy wygrać tę bitwę, ale nawet jeśli tego nie zrobimy, możemy przynajmniej zapobiec temu, aby pozbawili nas godności i sprawić, że nie będziemy oklaskiwać ich deprawacji.

Odwet Iranu i co dalej?

Odwet Iranu i co dalej?

Przez Agnieszka Piwar 2024-10-02 piwar.info/odwet-iranu-i-co-dalej

Operacja ta jest zgodna z prawem irańskim i międzynarodowym – oświadczył Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, tuż po odpaleniu rakiet w kierunku Izraela. Atak z 1 października w wykonaniu państwa ajatollahów, to odwet na syjonistach za zamordowanie przywódcy Hamasu Ismaila Hanijana, przywódcy Hezbollahu Hasana Nasrallaha i generała irańskiej Gwardii Rewolucyjnej Abbasa Nilforuszana.

Celem irańskiego ataku były ważne instalacje wojskowe w Izraelu. Iran zapowiedział, że jeśli syjonistyczny reżim odpowie na ten atak, to kolejne ataki Irańczyków będą bardziej niszczycielskie. USA grzmią o „skandalicznym akcie agresji”, a Izrael zapowiedział już odwet.

Świat wstrzymał oddech w oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji. Rozprzestrzenienie konfliktu i wybuch III wojny światowej wydają się być nieuniknione. A co z nami?

Dekadę temu Ambasada Islamskiej Republiki Iranu zaprosiła mnie na Tydzień Kina Irańskiego w Warszawie. Z zaprezentowanych filmów szczególnie poruszył mnie „Śnieg na gorącym blaszanym dachu” (2011), który wyreżyserował Mohammad Hadi Karimi. Z konkretnego powodu właśnie teraz sobie o tym przypomniałam. Twórcy filmowego dzieła „przemycili” w nim bowiem kluczowe przesłanie.

Głównym bohaterem jest wielbiony w Iranie poeta. Persowie kochają poezję, a tego poetę umiłowali najbardziej ze wszystkich. Film zaczyna się od jego śmierci. Przy ciele znaleziono kartkę z tajemniczym wierszem, nigdy wcześniej niepublikowanym. W następnych scenach pojawiają się retrospekcje z życia słynnego poety.

Wiersz był o miłości, ale jak to, przecież on nigdy o tym nie pisał. Najbliżsi poety – krewni, przyjaciele – próbują więc dociec prawdy, komu poświęcił swoje ostatnie dzieło. Próby odkrycia tajemnicy prowadzą do licznych napięć między nimi. Po kolei okazuje się, że żaden z nich nie był adresatem.

W jednej z retrospekcji irański poeta rozmawia z przyjacielem, tajemniczo dając mu do zrozumienia, że ma w planie napisać wiersz o czymś tak wielkim i pięknym, czego nigdy wcześniej nie opisał.

W innej scenie, ten sam przyjaciel opowiada pozostałym, że poeta mówił mu o miłości tylko raz w życiu. Kiedy przyjaciel (i zarazem opiekun) podwoził go do szpitala na zabieg dializy, poeta dostrzegł przy lusterku auta obrazek z wizerunkiem chrześcijańskiego mnicha, po czym powiedział, że w jego oczach jest miłość.

Być może byłam jedyną osobą na sali kinowej, która w tej bardzo dyskretnej i krótkiej scenie dostrzegła chrześcijański manifest. Być może zinterpretowałam to zupełnie inaczej, niż było w zamyśle twórców filmu. A być może po prostu zaważyła tutaj moja nieskrywana sympatia do Persów, stąd taki odbiór ich filmowego dzieła.

Kiedy dziesięć lat później sięgnęłam po książkę „Tajemna wojna. Judeo-masoński plan podboju świata”, zrozumiałam wreszcie w jaką broń wyposażyli się wrogowie. Autor Emanuel Małyński wykazał, że kluczowym motorem napędowym ich działania jest bezinteresowna nienawiść, będąca przeciwieństwem bezinteresownej Miłości, której przykład dał Jezus Chrystus.

Właśnie nienawiścią kierują się wyznawcy syjonistycznego tworu państwowego, którzy bezprawnie okupują ziemię Palestyńczyków, mordując ich na potęgę. Trzeba być świadomym, że to samo towarzystwo od lat wyrabia sobie polskie paszporty, bo przyjdzie taki moment, że będą chcieli stamtąd uciec, a tutaj wrócić.

Zaskoczeni? Przypominam zatem, że założyciel Izraela Dawid Ben Gurion urodził się w Płońsku, a ojciec Binjamina Netanjahu urodził się w Warszawie. Mamy czego się obawiać, wszak syjonizm oparty na „Talmudzie”, to iście szatański system, który daje wyraźne wytyczne: żyd może zabić goja bezkarnie.

Czy wyznawcy islamu poradzą sobie z Izraelem trawiącym Bliski Wschód, zanim syjoniści do nas wrócą? W przeciwieństwie do wielu Polaków, nie żywię żadnej niechęci do muzułmanów. Nie jestem jednak przekonana czy pokonają syjonistyczne zło. Choć przyznaję, iż oczekiwałam, że Iran zacznie wypełniać swoje obietnice w kwestii rozprawienia się ze zbrodniczym Izraelem.

Towarzyszy mi jednak takie przeczucie, że najskuteczniejszą bronią przeciwko szalejącemu złu tego świata, jest przesłanie jakie niesie chrześcijaństwo. Ale w żadnym wypadku nie należy dać się rozegrać jak frajerzy. Przecież Jezus Chrystus rozprawiał się z faryzeuszami [i bankierami md] robiąc konkretną zadymę w Świątyni Jerozolimskiej.

Ktoś może zapytać – jak zacząć posługiwać się tą bronią, skoro brakuje nam dzisiaj duchowych przywódców znających instrukcję obsługi? Przyznam wprost, że wciąż szukam odpowiedzi na to pytanie…

Agnieszka Piwar

Jak miałaby wyglądać III wojna światowa? – Właśnie się zaczęła…

Jak miałaby wyglądać III wojna światowa? Właśnie się zaczyna…

Autor: AlterCabrio , 2 października 2024

Konflikty regionalne mogą się rozprzestrzeniać i trwać przez dekadę lub dłużej. Wszystko to będzie składać się na wojnę światową, ale wojną światową może nigdy nie zostać oficjalnie ogłoszone. Być może gdzieś dojdzie do ograniczonego wydarzenia nuklearnego, może fałszywa flaga lub jakiś ograniczony atak. Ale wojna nuklearna nie jest konieczna, aby stworzyć rodzaj chaosu, którego szukają globaliści.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Jak naprawdę miałaby wyglądać III wojna światowa? Właśnie się zaczyna…

Jednym z najczęstszych założeń, na jakie się natykam w sferze przetrwania [survival], jest idea, że ​​kolejna wojna światowa automatycznie pociągnie za sobą globalny konflikt nuklearny i wynik w stylu Mad Maxa. Innymi słowy, wiele osób zakłada, że ​​nie jesteśmy w stanie wojny światowej, dopóki nie zaczną latać bomby atomowe, a ocaleni nie zostaną sami, walcząc w pancerzach z puszek po napojach nad napromieniowaną pustynią. To niebezpieczne nieporozumienie z wielu powodów.

Ludzie nie zauważają faktu, że JUŻ jesteśmy w środku III wojny światowej. Nie zdają sobie z tego sprawy, ponieważ oparli całą koncepcję wojny światowej na fantazji rodem z Hollywood.

Istnieje wiele sposobów prowadzenia wojen. W naszej obecnej sytuacji III wojna światowa jest prowadzona przez państwa proxy [zastępcze] takie jak Ukraina i Izrael (a może Tajwan w niedalekiej przyszłości). Wojna jest również prowadzona na globalnej scenie gospodarczej przy użyciu sankcji, inflacji i dumpingu dolara amerykańskiego jako światowej rezerwy. Oczywiście, sytuacje te mogą łatwo przerodzić się w coś większego i podejrzewam, że właśnie to się stanie. Jednak planetarna wojna nuklearna jest najmniej prawdopodobnym scenariuszem.

Społeczności survivalowców i preppersów mają tendencję do nadmiernego skupiania się na kwestiach najbardziej apokaliptycznych. Dużo mówimy o uderzeniach IEM i katastrofach sieci energetycznych. Mówimy o rozbłyskach słonecznych, krachach gospodarczych z dnia na dzień i nuklearnym holokauście. Myślę, że osoby zajmujące się przetrwaniem robią to, ponieważ działa to jak ćwiczenie umysłowe – sposób na lepsze wyjaśnienie, jakie są najlepsze rozwiązania w zakresie gotowości w większości przypadków, w tym również w przypadkach najgorszych.

Ale jak powtarzam od wielu lat, załamanie jest procesem, a nie wydarzeniem.

Te rzeczy dzieją się zrazu powoli, a potem rusza wszystko naraz. Gdybyś cofnął się w czasie o dziesięć lat i ostrzegł ludzi, że w 2024r. USA znajdą się w środku kryzysu stagflacyjnego ze średnim wzrostem cen wszystkich artykułów pierwszej potrzeby o 30%-50%, prawdopodobnie zbyliby cię jako katastrofistę. Cóż, wiecie co, to właśnie robiła garstka alternatywnych ekonomistów (w tym ja) ponad dekadę temu i byliśmy deprecjonowani raz po raz. A teraz: witamy w naszym świecie.

Powodem, dla którego ludzie nie chcieli nam uwierzyć, było to, że niebezpieczeństwo nie było od razu oczywiste. Zagrożenie ekonomiczne nie uderzyło ich jeszcze w portfel. Wyglądało na to, że rynki akcji miały się dobrze. Rynek pracy nadal funkcjonował w miarę normalnie. Kryzys gospodarczy mogli postrzegać jedynie przez pryzmat całkowitego załamania. Myśl, że będzie się to działo stopniowo, nigdy nie przyszła im do głowy.

Nawet dziś są ludzie, którzy twierdzą, że wszystko jest w porządku. Giełda jest „w porządku”. Rynek pracy jest „zdrowy”. Jeśli sugerujesz, że nie wszystko jest w porządku, jesteś „panikarzem”. To strasznie niebezpieczne posiadać hollywoodzkie wyobrażenie o upadku. Być może nigdy nie osiągniemy 100-procentowej implozji systemu, ale nawet 50-procentowe załamanie jest nadal walką o przetrwanie.

Ta sama dynamika dotyczy III wojny światowej. Nie możemy ignorować niebezpieczeństw, które są tuż przed nami, tylko dlatego, że międzykontynentalne balistyczne pociski nuklearne nie krzyżują się na niebie.

Rozważmy przez chwilę przypadek pola bitwy zastępczej [proxy].

W sierpniu 2023r. opublikowałem artykuł zatytułowany «It’s A Trap! The Wave Of Repercussions As The Middle East Fights “The Last War”» [„To pułapka! Fala reperkusji, gdy Bliski Wschód toczy „ostatnią wojnę”].

Stwierdziłem w nim:

„Izrael zamierza rozwalić Gazę w pył, nie ma co do tego wątpliwości. Inwazja lądowa spotka się z dużo większym oporem, niż Izraelczycy zdają się spodziewać, ale Izrael kontroluje przestrzeń powietrzną, a Gaza jest stałym celem o ograniczonym terytorium. Problemem dla nich nie są Palestyńczycy, ale liczne fronty wojenne, które się otworzą, jeśli zrobią to, co przypuszczam, że zamierzają zrobić (usiłowanie sanityzacji).

Liban, Iran i Syria natychmiast się zaangażują, a Izrael nie będzie w stanie walczyć ze wszystkimi – do diaska, Izraelczycy dostali w kość w 2006r. jedynie od samego Libanu. To doprowadzi do nieuniknionych żądań interwencji USA/UE.”

Ostrzegałem także przed potencjalnymi motywami eskalacji na Bliskim Wschodzie:

„Czas trwania konfliktu w Izraelu jest niezwykle korzystny dla globalistów i to może wyjaśniać dziwaczną porażkę wywiadu Izraela [7 października]. Podobnie jak przywódcy USA i Wielkiej Brytanii mieli wcześniej wiedzę o potencjalnym japońskim ataku na Pearl Harbor w 1941r., ale nikogo nie ostrzegali, ponieważ CHCIELI zmusić Amerykanów do walki w II wojnie światowej, tak samo palestyńska inwazja służy podobnemu celowi.”

W moim artykule ‘Iran vs Israel: What Happens Next Now That Shots Have Been Fired?’ [„Iran kontra Izrael: co będzie dalej, skoro padły strzały?”], opublikowanym w kwietniu, przewidziałem:

„Wojna lądowa między Iranem a Izraelem jest nieunikniona, jeśli ta wymiana ciosów będzie trwała, a większość działań będzie toczyć się (przynajmniej na początku) w Libanie i być może w Syrii. Iran ma pakt o wzajemnej obronie z obydwoma krajami, a Liban jest generalnie pełnomocnikiem irańskiej polityki obronnej.

Iran uruchomi wojska lub siły zastępcze [proxy] we wszystkich tych regionach, nie wspominając o Hutich w Jemenie atakujących statki na Morzu Czerwonym. Są pytania dotyczące tego, jak Irak zareaguje na tę sytuację, ale nie ma tam zbyt wielu ciepłych uczuć między obecnym rządem a Izraelem lub USA”.

Nic dziwnego, że była grupa ludzi, którzy twierdzili, że te rzeczy „nigdy się nie wydarzą”, a rozmowy o wojnie między Iranem a Izraelem były „szerzeniem pesymizmu”. Ci ludzie się mylili (po raz kolejny), a ja miałem rację. Iran i Izrael w zasadzie wypowiedziały sobie wojnę i wymieniają się ostrzałem rakietowym, kiedy to piszę. Wojna lądowa rozpocznie się w Libanie i będzie się stamtąd rozprzestrzeniać.

Podobnie jak na Ukrainie, pojawia się zagrożenie, że wojna między Izraelem a Iranem wciągnie większe potęgi militarne, takie jak USA i Rosja.

Ludzie odrzucają taki rezultat, ponieważ ich współczesne wyobrażenie o wojnie światowej musi się zmienić. Ta wojna światowa nie będzie toczyć się dokładnie tak samo, jak w przeszłości.

Tym razem broń masowego rażenia będzie napędzana finansami i zasobami, a nie nuklearnie. Jeśli Iran podejmie kroki w celu zablokowania Cieśniny Ormuz (co moim zdaniem jest nieuchronne), Amerykanie mogą zostać dotknięci finansowo przez niedobory energii i skoki cen gazu, nawet bez naszych żołnierzy wysłanych do walki.

Jest też kwestia naszych szeroko otwartych granic i ilu potencjalnych terrorystów już przedostało się do USA podczas nielegalnej imigracji za rządów administracji Bidena. Ile ataków (lub ataków pod fałszywą flagą) jest organizowanych w tej chwili?

Konflikty regionalne mogą się rozprzestrzeniać i trwać przez dekadę lub dłużej. Wszystko to będzie składać się na wojnę światową, ale wojną światową może nigdy nie zostać oficjalnie ogłoszone. Być może gdzieś dojdzie do ograniczonego wydarzenia nuklearnego, może fałszywa flaga lub jakiś ograniczony atak. Ale wojna nuklearna nie jest konieczna, aby stworzyć rodzaj chaosu, którego szukają globaliści.

Ludzie muszą również zrozumieć, że osoby sprawujące władzę także mają wiele do stracenia, jeśli wojna przerodzi się w wymianę nuklearną. Gdyby było im tak łatwo wystrzelić głowice, wymordować większość populacji ludzkiej, a następnie ustanowić globalną dynastię, zrobiliby to już dawno temu.

Globalna wojna na taką skalę jest z natury nieprzewidywalna. Elity poświęciły biliony dolarów i większą część ostatniego stulecia na budowę najbardziej złożonej siatki nadzoru i kontroli w historii. Głupotą byłoby obrócić to wszystko w popiół w mgnieniu oka i bardzo wątpię, że taki jest plan. Naraziliby siebie i swoje dziedzictwo na ryzyko wymazania na zawsze.

Czy to oznacza, że ​​będę ignorować potencjalne zdarzenia nuklearne? Nie. Zawsze będę o tym pamiętać i będę mieć przygotowane środki na wszelki wypadek. Pojedyncza bomba atomowa odpalona gdziekolwiek na zachód od twojego domu może spowodować radioaktywny opad, którego rozproszenie zajmie około trzech do czterech tygodni. Mimo to niebezpieczeństwo tych scenariuszy może być przesadzone.

Oto ciekawy fakt do przemyślenia: rząd USA przetestował co najmniej 1050 ładunków wybuchowych na przestrzeni dekad. Około 216 z nich to testy atmosferyczne, które doprowadziły do ​​ogromnego opadu radioaktywnego w całym kraju. Niektórzy ludzie w bliskim sąsiedztwie na skutek tych testów zapadali na choroby przez wiele lat, ale nie doprowadziły one do masowych zgonów w ciągu jednej nocy. Być może z umiarkowanej odległości broń ta nie jest tak niebezpieczna, jak nam się wmawia?

Większy wpływ broni jądrowej wynika nie tylko z uszkodzeń infrastruktury krajowej, ale także z masowych zaburzeń psychologicznych. System gospodarczy natychmiast zanurkowałby nawet po jednym uderzeniu, a mogłoby to mieć miejsce w dowolnej lokalizacji na świecie. Pojedyncza bomba atomowa na Ukrainie wywołałaby wstrząsy na już niestabilnych rynkach. Łańcuch dostaw i zaopatrzenie w żywność mogłyby zostać szybko zakłócone.

Gdyby globaliści chcieli przyspieszyć ogólnoświatowy upadek, nie potrzebowaliby wojny nuklearnej, a tylko jednego dobrze wykorzystanego środka.

Największym niebezpieczeństwem III wojny światowej nie jest wymiana nuklearna, ale niepokojące zmiany, przez które przechodzą społeczeństwa, gdy konflikt wzbudza strach wśród mas. Totalitaryzm jest o wiele łatwiej wprowadzać właśnie w czasie takiej wojny. Wolność słowa jest często tłumiona, a krytyka rządu jest często kryminalizowana. Ludzie, którzy się przeciwko temu buntują, są oskarżani o „współpracę z wrogiem”. Zazwyczaj egzekwowany jest pobór do wojska, a młodzi ludzie są wysyłani za granicę, by umierać z powodu konfliktu, który nie ma sensu.

Gospodarka spada na łeb, a łańcuchy dostaw kurczą się. Rozpoczyna się kontrola cen i racjonowanie. Kwitną czarne rynki, ale ci, którzy w nich uczestniczą, są agresywnie atakowani przez rząd. W przypadku USA zbrojna rewolucja w wielu stanach jest pewna.

Plany społeczeństwa powinny skupiać się bardziej na tych ewentualnościach, a mniej na hollywoodzkich wizjach Apokalipsy.

______________

What Would World War III Really Look Like? It’s Already Starting…, Brandon Smith, October 2, 2024

Artykuł pierwotnie opublikowany w serwisie Prepper All Naturals.

−∗−

Poprzednie artykuły autora: Brandon Smith

Rząd Tuska chciał stworzyć w Polsce ukraiński legion, ale nie znalazł chętnych Ukraińców. Wolą 800+++

Rząd Tuska chciał stworzyć w Polsce ukraiński legion, ale nie znalazł chętnych Ukraińców

2.10.2024 nczas/rzad-tuska-chcial-stworzyc-w-polsce-ukrainski-legion-ale-nie-znalazl-chetnych-ukraincow

08.07.2024 r. Zełenski i Tusk podczas spotkania w Warszawie.
08.07.2024 r. Zełenski i Tusk podczas spotkania w Warszawie. / Foto: PAP

Rząd Donalda Tuska chciał stworzyć ukraiński legion, ale okazało się, że nie ma chętnych. Mieszkający w Polsce Ukraińcy nie chcą jechać na front.

W lipcu premier Donald Tusk i prezydent Wołodymyr Zełenski podpisali dokument o wzajemnej pomocy. Wówczas zapowiedziano stworzenie ukraińskiego legionu w Polsce. Zdaniem polityków Konfederacji takie działanie było złamaniem Konstytucji, a formowanie obcych wojsk na polskim terytorium może być równoznaczne z wejściem w wojnę. Jednak premier Tusk miał to wszystko gdzieś.

– Umówiliśmy się na sformowanie i szkolenie na terenie Polski ukraińskiego legionu; będzie to nowa formacja złożona z ochotników – mówił Zełenski. – Każdy obywatel Ukrainy, który zdecyduje się zaciągnąć do Legionu, będzie mógł podpisać kontrakt z Siłami Zbrojnymi Ukrainy – dodała ukraińska głowa państwa.

Minęło kilka miesięcy i wydaje się, że nic się w tej sprawie nie ruszyło. Na szczęście. Pojawił się już komentarz wicepremiera i szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza w tym temacie.

– Nie odpowiadamy za rekrutację. Liczba osób, która się miała zgłosić ze strony ukraińskiej jest jednak za mała. Te deklaracje na początku były bardzo wysokie – że może być sformowana nawet jedna brygada – to jest kilka tysięcy osób. Tak się jednak nie stało – powiedział szef ludowców w rozmowie z portalem „Wirtualna Polska”.

Jednocześnie Kosiniak-Kamysz przypomniał, że Polska do tej pory wyszkoliła 20 tys. ukraińskich żołnierzy.

Żelazna mycka nie jest w stanie przechwycić większości Irańskich rakiet

[Po paru dniach; podobno większość z tych filmików to Fałszywki, zwane obecnie fejkami. Nie podejmuję się odsączyć. md]

W przededniu 85 rocznicy Generalnego Gubernatorstwa.

W przededniu 85 rocznicy

Stanisława Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    1 października 2024 michalkiewicz

„Nie ma przypadków, są tylko znaki” – powtarzał niezapomnianej pamięci ksiądz Bronisław Bozowski, kaznodzieja kościoła Panien Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Najwyraźniej proroctwa go wspierały, bo właśnie wkrótce taki znak się ukaże w postaci 85 rocznicy wydania 12 października 1939 roku przez niemieckiego kanclerza Adolfa Hitlera dekretu o utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa, obejmującego obszar części okupowanych ziem polskich, które ani nie zostały wcielone do Rzeszy, ani też nie stały się częścią obszaru okupacji sowieckiej.

Jak wiemy, od marca ubiegłego roku, amerykański prezydent Józio Biden, w nagrodę za dobre sprawowanie, pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu. No to jak Niemcy będą urządzali tę Europę? Jako państwo poważne z pewnością spróbują nawiązać do dwóch niemieckich projektów; pierwszego projektu Mitteleuropa z roku 1915 i drugiego – nakreślonego w ogólnych zarysach przez wspomnianego kanclerza Adolfa Hitlera, który na spotkaniu z gauleiterami w roku 1943 te ogólne zarysy przedstawił. Projekt Mitteleuropa, jak pamiętamy, polegał na tym, by na obszarze Europy Środkowej i Wschodniej zainstalować państewka pozornie niepodległe, ale de facto – niemieckie protektoraty o gospodarkach trwale niezdolnych do konkurowania z gospodarką niemiecką, tylko uzupełniających ją i peryferyjnych. Kanclerz Hitler był bardziej konsekwentny, bo uważał – i właśnie to powiedział gauleiterom – że „małe państwa nie mają w Europie racji bytu, bo tylko Niemcy potrafią Europę prawidłowo zorganizować.” Wprawdzie projekt Mitteleuropa się zawalił w roku 1918, ale to nic nie szkodzi, bo – niczym Feniks z popiołów – odrodził się 1 maja 2004 roku, kiedy to Niemcy pomyślnie przeprowadziły Anschluss do Unii Europejskiej Czech, Węgier, Słowacji, Słowenii, Estonii, Litwy i Łotwy oraz Cypru i Malty. Warto przypomnieć, że ten Anschluss w 2003 roku stręczyli Polakom nie tylko przedstawiciele obozu zdrady i zaprzaństwa z Donaldem Tuskiem na czele, ale również płomienny dzierżawca monopolu na patriotyzm Jarosław Kaczyński, nie mówiąc już o stręczycielach drobniejszego płazu, wśród których wielu okazało się dawnymi konfidentami SB. Warto dodać, że to stręczenie odbywało się w dziesięć lat po wejściu w życie traktatu z Maastricht, który zmienił formułę funkcjonowania wspólnot europejskich; odszedł od formuły konfederacji, to znaczy – związku państw – ku formule federacji, czyli państwa związkowego. To właśnie stręczyli nam w roku 2003 stręczyciele, co przypominam na wieczną rzeczy pamiątkę.

W tak zwanym „międzyczasie” to znaczy – 1 grudnia 2009 roku, wszedł w życie traktat lizboński, którego najważniejszym postanowieniem było proklamowanie nowego podmiotu prawa międzynarodowego pod nazwą „Unia Europejska”, jako europejskiego państwa federalnego. W ramach tej nowej struktury, członkowskie bantustany miały stanowić części składowe tej federacji – ale na tamtym etapie lepiej było tego głośno nie mówić, więc tylko traktat lizboński był nakierowany na systematyczne wypłukiwanie suwerenności politycznej z członkowskich bantustanów, między innymi przy pomocy „zasady lojalnej współpracy”, która zobowiązuje członkowskie bantustany do powstrzymania się od wszelkich działań, które „mogłyby zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej.” Wystarczy tedy np. wpisać, że celem Unii Europejskiej jest zaprowadzenie w Europie praworządności – cokolwiek by to miało znaczyć – by niemieckie owczarki, co to obsiadły unijne instytucje, mogły swobodnie sztorcować i dyscyplinować poszczególne bantustany. Po ubiegłorocznym, marcowym pozwoleniu Niemcom na urządzanie Europy po swojemu, Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen wystąpiła z projektem nowelizacji traktatu lizbońskiego. Obejmuje ona 270 punktów, ale najważniejsze wydają się trzy: po pierwsze – likwidacja prawa weta – która oznacza, że członkowski bantustan będzie zmuszony do robienia czegoś, co sam wcześniej uznał za sprzeczne ze swoim interesem.

Po drugie – zmniejszenie prawie o połowę, to znaczy – z 27 do 15 członków Rady Europejskiej, będącej unijnym organem władzy prawodawczej. Oznacza to, że bantustany wykluczone z Rady będą się odtąd dowiadywały z gazet, co tam starsi i mądrzejsi w ich sprawach postanowili – i wreszcie – po trzecie – zarezerwowanie 65 obszarów decyzyjnych do wyłącznej kompetencji Unii Europejskiej. Jak widzimy, przygotowania do ustanowienia IV Rzeszy pod nazwą „Unia Europejska”, są już właściwie na ukończeniu i tylko pozostaje to wszystko przeforsować.

No dobrze – ale co to oznacza dla naszego nieszczęśliwego kraju? 9 miesięcy rządów vaginetu Donalda Tuska pokazuje, że otrzymał on od Naszego Złotego Pana z Berlina zadanie zniwelowania terenu pod zainstalowanie tutaj Generalnego Gubernatorstwa, jako rodzaju niemieckiej kolonii. Przy pomocy pana Adama Bodnara, któremu z pewnością nie zadrży ręka, kiedy będzie „Lachom” demolował państwo, a który właśnie z powodu tej zalety otrzymał od Donalda Tuska fuchę ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, już od roku prowadzi tę demolkę, przeciwko której skołowany naród nawet specjalnie nie protestuje, z uwagi na ogarniający nasz nieszczęśliwy kraj kryzys przywództwa, obejmujący nie tylko środowiska polityczne, ale również – naszą niezwyciężoną armię – no i środowiska pretendujące do sprawowania przywództwa moralnego i duchowego.

W tym właśnie kierunku zmierza reforma sądownictwa, która dla zmylenia opinii publicznej nazywa się „przywracaniem praworządności”. Tak naprawdę chodzi o skompletowanie aparatu sądowniczego, który wykona każde polecenie władz Generalnego Gubernatorstwa. Proklamowanie metody „czynnego żalu”, czyli znanej z czasów stalinowskich samokrytyki, jako środka doboru odpowiednich kadr nie pozostawia co do tego najmniejszych wątpliwości. Ale na tym nie koniec, bo vaginet Donalda Tuska wkłada w ręce tego korpusu sędziów Sądu Ostatecznego narzędzie represji w postaci penalizacji „mowy nienawiści” – zaaprobowane przez pana prezydenta Dudę. Penalizacja „mowy nienawiści” może okazać się w skutkach bardzo podobna do następstw umieszczenia w kodeksie karnym Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Sowieckiej słynnego art. 58, dotyczącego rozmaitych postaci „antysowieckiej agitacji”. Jak wiemy, miliony ludzi przypłaciły ten eksperyment jak nie śmiercią, to latami łagrów, utratą zdrowia i zmarnowaniem życia.

Ale na tym nie koniec podobieństw do Generalnego Gubernatorstwa. Jak wiadomo, jednym z narzędzi utrzymywania ludności GG w ryzach, było donosicielstwo. Uważa się, że co najmniej jedna trzecia aresztowań przez Gestapo, była skutkiem donosu. No a co my dziś mamy? Ustawę z dnia 14 czerwca br. o ochronie sygnalistów, czyli po staremu – donosicieli. Jak widzimy, system represji w GG jest właśnie domykany nie tylko od strony kadrowej, ale od wszystkich innych stron jednocześnie.

Wisienką na torcie jest powrót cenzury, która ma sprawować szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wyposażony w prawo eliminacji „treści terrorystycznych”. A co to są „treści terrorystyczne”? Aaaa, to będzie każdorazowo zależało od społecznego zapotrzebowania i mądrości etapu. Nie potrzebuję dodawać, że od tej decyzji nie będzie odwołania, to znaczy – może nawet i będzie, ale przygotowany kadrowo i wytresowany w „czynnym żalu” sędzia już tam powinność swej służby będzie rozumiał.

W tej sytuacji pozostaje nam tylko zastanowić się nad granicami obszaru Generalnego Gubernatorstwa. Pod tym względem najważniejsze decyzje chyba jeszcze nie zapadły, więc nie wiemy, czy dokończenie procesu zjednoczenia Niemiec – jeśli przyzwolenie prezydenta Józia Bidena obejmuję również tę kwestię – będzie oznaczało powrót do granicy z 1914, czy z 1937 roku. Zresztą może być jeszcze inaczej, a to w następstwie spodziewanego przyjazdu do Warszawy Sekretarza Stanu USA, Antoniego Bliknena, który ma naszym Umiłowanym Przywódcom podać do wiadomości uzgodnienia poczynione wcześniej z prezydentem Zełeńskim w Kijowie. Podobno pan Blinken ma jakiś zbawienny plan, który przedstawić ma prezydentowi Zełeńskiemu, co to ze swej strony pewnie zaprezentuje mu kolejną wersję planu, mającego doprowadzić do ostatecznego zwycięstwa.

Biorąc pod uwagę prawo Murphy’ego, zgodnie z którym, jeśli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie – to może oznaczać, że oprócz amerykańskiej zgody na dokończenie procesu zjednoczenia Niemiec, możemy spodziewać się również obmyślenia dla wkręconych w maszynkę do mięsa Ukraińców jakiejś terytorialnej rekompensaty za terytoria prawdopodobnie bezpowrotnie utracone wskutek „zamrożenia konfliktu” – o którym, ku irytacji prezydenta Zełeńskiego, wspominała amerykańska ambasadoressa przy NATO już w pierwszym roku wojny z Rosją. Czyż nie o tym właśnie mówił na Campusie „Polska Przyszłości” były minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba? Jak pamiętamy, wspomniał on o „terytoriach ukraińskich”, mając na myśli województwo podkarpackie, część województwa małopolskiego do Nowego Sącza, no i część województwa lubelskiego. Oczywiście taką rekompensatę trzeba będzie jakoś nazwać – ale od czego jest pan prezydent Duda, który już przed laty w przemówieniu z okazji 3 maja roztoczył przed nami wizję „unii polsko-ukraińskiej” w ramach „projektu jagiellońskiego”? Jednak czy taki „jagielloński” projekt mógłby być przeprowadzony bez udziału Litwy? Takie pominięcie byłoby nietaktowne, więc kulturalny pan sekretarz stanu Antoni Blinken z pewnością takiej gafy nie strzeli.

Cóż w związku z tym? Ano, zakładając, że granica zjednoczonych Niemiec będzie przebiegała wzdłuż linii z roku 1914, do „unii polsko-ukraińsko-litewskiej” mogą być włączone tereny należące do Wielkiego Księstwa Litewskiego, czyli Suwalszczyzna i Podlasie, z Białą Podlaską włącznie. To nie będzie żaden rozbiór, tylko jagiellońska „unia”, więc kto będzie przeciwko temu wierzgał, to zostanie uznany za ruskiego agenta i zamknięty w którymś z chwilowo nieczynnych obozów – o ile w ogóle ten eksperyment przeżyje.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Arcybiskup JÓZEF TEODOROWICZ: Niechaj wodze spierają się i swarzą. To jest Cud nad Wisłą.

[przypominam, bo ważne TERAZ; 24 wrzesień 2024 md]

Niechaj wodze spierają się i swarzą. To jest Cud nad Wisłą.

…Dziś pomóc mogą więcej wasze modlitwy, niżeli nasza sztuka wojenna…

[Wstęp do książki płk. Franciszka Arciszewskiego „CUD NAD WISŁĄ, rozważania żołnierza”, Veritas, Londyn, 1957]

[ Ze zbioru kazań pt. NA PRZEŁOMIE, stronica  251. Nakład Księgarni Świętego Wojciecha. Poznań  – Warszawa – Wilno ‹- Lublin, rok 1923. ]   

[Jesteśmy dumni, że wiek temu mieliśmy TAKICH arcybiskupów i TAKICH żołnierzy. By się TERAZ przydali.. MD]

Wyciąg z kazania ks. arcybiskupa JÓZEFA TEODOROWICZA wypowiedzianego w katedrze warszawskiej w 1920 r., podczas nabożeństwa dziękczynnego za oswobodzenie stolicy i kraju od najazdu bolszewickiego.

===============

Ciężkie były zmagania się Izraela z Amalekitaini; bitwa rozgorzała wielka. Po jednej i drugiej stronie równy zapał ożywiał żołnierzy i wodzów. Nikt nie mógł rozróżnić, nikt rozpatrzyć, na która stronę przechyli się szala zwycięstwa. A wtedy Mojżesz odszedł, ażeby z dala od wrzawy i zgiełku bitwy do Pana się modlić. I wznosił obie dłonie w błagalnej modlitwie i jął zaklinać Boga, ażeby błogosławił orężowi Izraela. W tej samej chwili szyki wroga zachwiały się i cofać poczęły, a Izrael następował na nie. Lecz wysoko wyciągnione w górę ręce Mojżesza w zemdleniu poczęły opadać. Jak gdyby na dany znak, gdy osłabła modlitwa, wróg w lot poprawił trudne swoje położenie i odwrócił się, ścigany, jak gdyby czując słabość w Izraelu. I znowu losy bitwy poczęły być dla ludu wybranego wątpliwe. Jak fala zawrócona w biegu, odbita od twardej skały, tak duch Izraela cofał się i słabnął. A wtedy Mojżesz wznosił znów dłonie ku Panu i, o dziwo, Izrael na nowo poczynał brać górę. Az się spostrzegli i opatrzyli Mojżesza towarzysze, i wzięli jego ręce w swoje dłonie, i trz mali je wyciągnięte ku niebu. i juz szczęście wojenne trwale było przy Izraelu. I trzymali dłonie Mojżeszowe tak długo, aż ostatecznie zatryumƒował lud wybrany i w surmę zwycięstwa uderzył. (Ks. Wyjścia XVII,  8-16) 

Patrzcie, jak w tym wizerunku sprzęgają się i wzajem wspomagają: duch męstwa żołnierza i duch modlitwy. Bitwa ta rozgrywała się niezawodnie podług wszelkich praw znanej ówczesnej strategii. Losy przegranej, czy zwycięstwa ważyć się zdawały tylko podług rachunku ludzkiego, tj. gorszych czy lepszych planów strategicznych, większej czy mniejszej liczby żołnierzy, większej czy mniejszej sprawności wodzów.

I każdy historyk wojenny mógł śmiało uczniom wykładać, gdzie i w której chwili i dlaczego losy bitwy przechyliły się na tę, czy na tamta stronę.  A jednak i plany wojenne, i męstwo żołnierza, i zdolności dowódców nie rozegrały tej walki. Wszystko to, co bitwie stanowi, było narzędziem tylko w ręku niewidzialnego Wodza, który podług miary i wagi układa sam swój plan bitwy.

Nie miesza się On cudownie w zastępy walczących, nie zsyła Aniołów swych z nieba, by hufce mdlejące zasilały, bierze jednak w swe ręce to, co się wymyka z wszelkich i najlepszych obliczeń rycerskich dowódców i czego nie dosięgnie ni zapał, ni bohaterstwo żołnierzy; bierze On w swe ręce to, co się wydaje czystym przypadkiem albo jakimś niedopatrzeniem czy nie-doliczeniem, i wciąga to w swój rachunek, w swój plan, i albo daje przegrana albo też darzy zwycięstwem. 

Ten obraz żywo mi staje przed oczyma, kiedy dziś wespół z wami wspominam przed Bogiem ciężkie dni oblężenia Warszawy. Wasze wielkie wysiłki i ofiary, złożone w obronie stolicy przed straszliwym wrogiem, ale tez i wasze gorące po świątyniach modlitwy, wasze nowenny, wasze spowiedzi i wasze Komunie św., na intencję wybawienia Polski przyjmowane.

Niechaj wodze spierają się i swarzą, niech długo i uczenie rozprawiają, jaki to plan strategiczny do zwycięstwa dopomógł. Będziemy im wierzyli na słowo i słuszność im przyznamy. Ale cokolwiek wypowiedzą, nigdy nas o jednym nie przekonają, by plan, choćby najmędrszy, sam przez się dokonał zwycięstwa.

Jeżeli w każdej bitwie, nawet najlepiej przygotowanej, przy doborze wodzów i żołnierza, przy planach genialnych, jeszcze zwycięstwo -waha się niepewne, jeszcze zależnym jest od gry przypadków, a raczej od woli Bożej, to cóż dopiero mówić tutaj? – Tu, pod Warszawą, taka była pewność przegranej, że wróg telegramami światu oznajmił na dzień naprzód jej zajęcie. Sam zas wódz francuski, który tyle zasług niespożytych położył około obrony naszej stolicy, gdy go nuncjusz zapytał w przededniu bitwy. czy liczy na zwycięstwo – odpowiedział znacząco: „Dziś pomóc mogą więcej wasze modlitwy, niżeli nasza sztuka wojenna“. Istotnie modlitwy pomogły. Nie ujęły zasługi wodzom, ni chwały męstwu żołnierzy; nie ujęły tez wartości ofiarom i wysiłkom całego społeczeństwa; ale modły bitwę rozegrały, modły cud nad Wisłą sprowadziły.

Dlatego cokolwiek mówić czy pisać się będzie o bitwie pod Warszawą, wiara powszechna nazwie ją cudem nad Wisła, i jako cud przejdzie ona do historii.

Zupełnie podobny to cud do cudu pod Częstochową. Dzieje pisać o nim będą i takimiż złotymi upamiętnią, go w sercu narodu głoskami, jak pisały i wspominały obronę Częstochowy. Tu i tam czerń zalała Polskę, tu i tam od zdobycia jednego grodu losy Polski zawisły; tu i tam boje i zwycięstwo uwieńczone zostały cudem Pańskim. W niczym cud pod Częstochową nie obniży wartości męstwa broniących grodu żołnierzy; ni jednego nie uszczknie lauru ze skroni Kordeckiego. Bóg, czyniąc cuda, nie przytłacza i nie niszczy chlubnych wysiłków swojego stworzenia;  owszem, tam, gdzie i największe ofiary przed przemagającą siłą ustąpić musza, cudem je wspiera  zi cudami bohaterstwo wieńczy. Pycha to tylko, bałwochwaląca siebie, zdolna jest tak wysoko się wynieść, iż Bogu samemu urąga, dumnie w przechwałkach wołając: O cudach nam mówicie, cuda nam głosicie?  Zali to nie ramię nasze ocaliło Warszawę? zali to nie  geniusz wodzów ja zbawił? 

Tylko tym, co się mienia bogami na ziemi, wydaje się Bóg i Jego moc i Jego łaska jakąś konkurencją niepożądaną, która z zasług ich odziera. Nie za sługi Pańskie, ale za wcielone bóstwa uważają się ci, którzy ze śmiesznej i zuchwalej nadętości tak mówią.

Veni, vidi, Deus vicit” – Przyszedłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył – powiedział Sobieski pod Wiedniem.  Pytam się was, czy te słowa pokory i wiary umniejszyły w czymkolwiek lub obniżyły bohaterstwo króla i wodza? czy uszczknęły co z wawrzynów, jakie potomność i historia włożyły na skroń jego?

Nic,  zaiste, raczej mu ich przymnożyły: bo przepoiły jego  bohaterstwo wdziękiem niezwykłym, ze tak kornie o sobie trzymał, a nie nadymał się pysznie i nie  wynosił. Rzuciły te słowa na czoło królewskie aureolę, utkaną z promieni wiary, które Jana III pasują na chrześcijańskiego rycerza.

Można więc śmiało powiedzieć, ze te piękne i korne słowa wieńczą i zdobią jego skronie jeszcze wdzięczniej, niż samo męstwo. W słowach jego tkwi prawdziwa filozofia ducha wojen, w których Bóg, rozrządzający losem narodów, przegraną lub zwycięstwem dla swoich posługuje się  celów. Tkwi w nich obraz i symbol takich zwycięstw, które, jak zwycięstwo pod Warszawą, tylko w sposób nadprzyrodzony wyjaśnić i wytłumaczyć można.  Deus vicit! – powtarzamy za naszym zwycięskim królem, kiedy dzisiaj wspominamy o naszych przejściach strasznych i wielkim zmiłowaniu Bożym.  Deus vicit – Bóg zwyciężył! – zawołamy tym wszystkim, którzy by ludzkiej mocy czy zręczności wyłącznie przypisywać chcieli zwycięstwo i wiązać je nie z nadziemska pomocą Bożą, ale tylko z wojennymi planami. 

Cóż tu mówić dużo o planach, skoro przejścia do Warszawy dla wroga, jak się pokazało później, podobne były do nici pajęczej, którą trochę silniejszy napór albo trochę słabsza obrona każdej chwili mogły przerwać? Nie plan strategiczny rozstrzygał o ocaleniu Warszawy, skoro pozostawiał punktu obrony niezabezpieczone. Plan to inny ocalenie przyniósł. Plan ten skreślony był ręką Bożą a tworzył go i wykonywał  Duch Pański. Czego nie zdołał ni zabezpieczyć ni przewidzieć plan ludzki, to zabezpieczył i przewidział plan Boży. Gdy za słaba była obrona na przedmościu warszawskim i wróg już począł zwycięsko napierać, wtedy, jak spod ziemi dobywa Duch Boży serca bohaterskie… Kiedy szeregi wojsk poczynają się łamać, coƒać i pierzchać, wtedy Wódz Niebieski odkomenderowywa poruszeniem wewnętrznym kapelana Skorupkę i ten pierzchających zawraca, a śmiercią męczeńską zwycięstwo zabezpiecza. Bóg  to jeden do warunków, do potrzeb, do chwili odnajdywał i wydobywał serca, poddawał im szczęśliwe  natchnienia, uzbrajał męstwem bohaterskim i przez  nie swoje przeprowadzał plany.

To, co jest najsłabszą stroną w planie strategicznym człowieka, to właśnie stanie się najsilniejszym w planie nadprzyrodzonym, Bożym… Bóg, który bohaterów wzbudził, który ich przewidział i wybrał, na właściwym miejscu- postawił  i w chwili stosownej użył, czyż nie wsławia w nich  imienia swojego? czyż przez nich chwały swej nie rozgłasza?  A jak jedni papierowe plany, Bożej przeciwstawiają mocy, tak znowu inni twierdza, że zwycięstwo pod Warszawa było łatwe, bo wróg był wyczerpany.  Wyczerpany? On przecież gonił, duchem zwycięskim  ożywiony, naszego żołnierza aż pod Warszawę. Taka gonitwa wyczerpywała wojsko nasze, ale nie jego siły.  Poczucie tryumƒu i zwycięstwa jest i w najsłabszej armii zadatkiem potęgi, podobnie jak poczucie przegranej jest i w najpotężniejszej zadatkiem jej słabości i rozgromu. I gdyby naprawdę wróg czuł się słabym, toć właśnie tutaj skupiłby wszystkie swe siły, ażeby ostatecznym uderzeniem zwycięstwo sobie zapewnić.  Czy jednak czuł on naprawdę niemoc swoja? Czyżby rozgłaszał światu swoje zwycięstwo jako dokonane, i narażał tak siebie na ośmieszenie i poniżenie, gdyby zwycięstwa tego nie był sam pewien? A czyżby rozdzielał armie swoje najniepotrzebniej i jedne oddziały wysyłał ku Niemcom, a drugie ku Warszawie, gdyby co do obliczeń swoich nie był upewniony? Zapewne w takim rozdzieleniu sił był olbrzymi błąd strategiczny, który tylko oczywistemu zaślepieniu przypisać można.

Był to błąd podobny do tego jaki popełnił Absalon, ścigając wojsko Dawida. Zamiast uderzyć na oddziały jerozolimskie cała siłą, jak mu radził Ahitophel, poszedł on raczej za złą radą Chuzy i ociągał się, pewien, iż stanie się to, co ma Chuza zapowiadał:  „Przypadniemy nań a okryjemy go, jako zwykła rosa  padać na ziemię, a nie zostawimy z mężów, którzy  z nim są, ani jednego” (Por. II Król. XVII, 12)

Tak samo myślał wróg o grodzie naszym; sądził on, że może swobodnie dzielić wojska, bo i tak stolica Polski, jak dojrzały owoc z drzewa, na pewno mu się dostanie. Bóg dopuścił, że nieprzyjaciel upoił się pycha i pewnością siebie i zaślepił się.

Mówił mi jeden z generałów: ,,Pod Warszawa Bog zdziałał cud”.

Pomijam już wszystko inne, ale podobnie szalony plan, jak rozdzielenie sił wojennych przez bolszewików w pochodzie na Warszawę, tylko jakiemuś szczególniejszemu zaślepieniu przez Boga przypisać się musi.  Myśmy zaś wówczas, patrząc na to, mogli powtarzać za Prorokiem: Wypuścicie z piersi waszych okrzyk wojenny, a mimo to zniszczeni będziecie. Wnijdźcie w narady, a one będą rozerwane i unicestwione. Dawajcie jakie chcecie rozporządzenia, a one się staną bez skutku, albowiem Bóg jest z nami. (por. Iz. VIII,  9-10). Prawdziwie, kiedy się rozejrzymy w całym planie i dziele, wołamy z Prorokiem: „Oto Bóg Zbawiciel  mój… moc moja i chwała moja Pan, bo stał się wybawieniem“ (Iz. XII, 2).

Nie z nas to, o Panie, nagle wystrzelił promień nadziei. Z nas było tylko przygnębienie, z nas mówiło zrozpaczenie, kiedyśmy hordy dzikie pod Warszawa ujrzeli. Z nas szły tylko cienie, które chmura czarnej nocy przysłaniały oczy nasze. Ty to pośród ciemności rozpaliłeś światło, Ty w zwątpieniu wskrzesiłeś nadzieję, Ty w omdlałej naszej duszy rozpaliłeś płomień  życia, miłości i bohaterstwa. Bohaterstwo zatętniło w skroniach naszego polskiego żołnierza, a ono dziełem było rak Twoich. Ty je spuściłeś z niebios na jego rozmodloną przed ołtarzami Twymi duszę. Bo żołnierz w rozsypce, który od tygodni całych miał tylko jedno na myśli – ucieczkę, żołnierz wyczerpany na ciele i na  duchu, żołnierz zwątpiały, który wierzył święcie  w przegrana, a zrozpaczył o zwycięstwie, taki żołnierz  tylko od Ciebie, tylko z serca Twojego mógł zaczerpnąć  nowej wiary, nowej ufności i nowego zapału. Czym on był wówczas sam przez się, 0 tym świadczył ten oddział, który w chwili poczynającej się bitwy, wbrew zakazom, cofnął się z pola, oddając na pastwę wroga losy ostatecznej rozegranej. Oto czym był wówczas żołnierz sam z siebie, lecz w lwa się przemienił, gdyś Ty, o Panie, tchnął weń moc Twoją. «  A kiedyś nas tak przemądrze wspierał i wspomagał, nie spuszczałeś jednocześnie i wroga. z oczu.  – Nas oświecałeś, o Panie, a wroga naszego zaślepiałeś; w nas wskrzeszałeś ufność i wiarę, a jemu zatwardnieć dałeś w wyniosłości i pysze; z nas dobywałeś płomień bohaterstwa i wysiłki najszczytniejsze,  kiedy tymczasem u wroga pewność zwycięstwa wywoływała lekceważenie i nieopatrzność.

Teraz już rozumiemy, teraz już wiemy, teraz już czytamy plany Twoje, o Panie. Dziełami Twymi przemawiasz do nas tak, jak przemawiałeś do Izraela przez Izajasza Proroka, który o Tobie i w Twoim imieniu powiedział: Znam Ja me plany, którem powziął względem was – to plany na pokój, a nie na nieszczęście; aby wam przyszłość tworzyć i dać nadzieję (Jer. XXIX, 1,1).

 -Jak zaś sama obrona Warszawy, tak i moralne jej skutki świadczą o zmiłowaniu Bożym i o dziele Bożym. Bóg przez swój cud pod Warszawa dał nam odpowiedź wymowną na nasze trwożne pytania, które rozpacz ciskała na usta. Patrząc na zwycięskie hordy, następujące na stolicę, pytaliśmy: Dlaczego dopuściłeś to wszystko na nas, Panie? Bóg odpowiada: Jam was  na to nawiedził, ażeby mój lud poznał Imię moje;  dlatego pozna on w ten dzień, iż to Ja jestem, który  mu mówię.: otom tu jest (por. Iz. LII, 6).

Poznaliśmy Imię Pańskie w dzień wskrzeszenia Polski, ale dusze nasze wkrótce odbieżały od Jego świętego imienia, i pilno nam było imię własne wywyższać i wynosić. I Bóg dopuszcza na nas straszne nawiedzenie i ratuje nas z niego cudem swoim, ażebyśmy przez nowe przeżycie poznali, iż to On  prawdziwie jest pośród nas. W odpowiedzi zaś swojej cudzie swoim Bóg nam ukazał przyszłość naszą.

Pod Warszawą zrozumieliśmy: albo ogarnąć się damy hordom i nawale od Wschodu, a wtedy utracimy i byt nasz i duszę naszą, lub tez staniemy przeciw niej, ażeby wybawić siebie, a murem ochronnym stać się dla świata.

Przez cud swój pod Warszawą Bóg powiązał przyszłość naszą z przeszłością. Powiązał i sprzągł myśl swoją względem nas z dnia wczorajszego dniem dzisiejszym i jutrzejszym. I odzywa się do nas Bóg, jak się odzywał do Izraela przez Izajasza Proroka:  Narodzie, oczy twoje patrzą na Mistrza twego, i usłyszą  uszy twoje słowa napominającego: Ta jest droga,  chodźcie po niej, a nie ustępujcie ani na prawo, ani  na lewo (por. Iz. XXX, 20-21).

Cud pod Warszawą był też pochodnią, rozpaloną przez Boga, w której blasku ujrzały narody przeznaczenie Polski. Na co to – pytały – i dla jakich to celów Polska powstała i pośród nas stanęła? Na to odpowiada Bóg przez cud pod Warszawa – by murem ochronnym wam była, tarczą waszą i puklerzem waszym.

Bo ani wiedziały, ani się domyśliwały nawet narody, jak wielkie ma Polska dla nich znaczenie i przeznaczenie.  Oprócz wiernej sojuszniczki Francji, wszystkie inne państwa zostawiły nas w chwili oblężenia pod Warszawą własnemu losowi. Były pośród nich i takie nawet, które utrudniały dowóz broni i amunicji do stolicy. Inne z uśmiechem sceptycznym na ustach wołały, wzruszając ramionami: Już przepadli, już zginęli! Ze szpalt zaś prasy narodów, nawet z nami  sprzymierzonych, dolatywały nas nieraz docinki: Dobrze im tak, zasłużyli na ten los.

Gdyśmy walczyli o byt nasz, ludy i narody patrzyły na nasze zmagania tak, jak się wpatruje widz z galerii w jakieś cyrkowe widowisko.

Nigdy nie uwidocznił się żywiej brak wszelkiej myśli politycznej w Europie, jak w tej pamiętnej chwili.  Bo ci, którzy nam płacili obojętnością lekkomyślną, nie byli zdolni zadrżeć chociażby o swoje własne bezpieczeństwo. Jakżeż to więc chcemy, ażeby ludy te, państwa i narody wniknąć miały, pojąć i zrozumieć naszą misję dziejową -względem nich?

Dopiero gdy się rozległ po Europie i świecie okrzyk, iż Warszawa jest wolna, dreszcz przeszedł po wszystkich. Dopiero wtedy jęły się pytać narody: A cóż by to z nami się stało, gdyby Warszawa była padła, a dziki huragan przewalił się po niej i biegł, ażeby potem nam nieść zniszczenie?  Dopiero wtedy z piersi narodów dobył się okrzyk:  W zwycięstwie Warszawy jest zwycięstwo nasze, a wolność Polski poręcza i nam wolność.

Cud pod Warszawą był dopełnieniem cudu wskrzeszenia Polski. Powstanie narodu związał Bóg z wytrwałością jego w znoszeniu cierpień niewoli; ale cud nad Wisła wywołały nasze nowe przeniewierstwa.

Wskrzeszenie Polski było nowym tworem Bożym; ochrona zaś jej była dziełem zbawienia. Kiedy Polska stanęła pośród narodów, Bóg jeszcze nie wypisał na jej czole jej przeznaczeń. Ani ona sama nie wiedziała, czy ma powrócić do dawnych tradycji przeszłości, ani świat jej dawnego posłannictwa ku obronie świata od  Wschodu nie pamiętał.

Cudem pod Warszawą Bóg głoskami krwawymi, ale chwalebnymi, posłannictwo Polski na drogach jej nowych zapisał.  W dziele wskrzeszenia Polski Bóg posługuje się narodami, ażeby wespół z Nim, w myśl Jego, współdziałały ku jej powstaniu. Lecz w cudzie nad Wisłą, Bóg chce szczególniej stwierdzić, ze jednak On sam przede wszystkim dzierży naród nasz w ręce i kiedy chce, dopuszcza nań karę, a kiedy zechce, wybawia go.

Bóg łaskę zwycięstwa i cud pod Warszawą dał nam przez ręce Tej, która Polski jest Królowa. Mówił mi kapłan, pracujący w szpitalu wojskowym, iż żołnierze rosyjscy zapewniali go i opisywali, jak pod Warszawa widzieli Najświętsza Pannę, okrywającą swym płaszczem Polski stolicę. I z różnych innych stron szły podobne świadectwa; zupełnie jak pod Częstochową. I właśnie dzień 15 sierpnia dzień poświęcony czci Matki Boskiej, a dzień ostatni wielkiej nowenny narodowej, był dniem pamiętnym zwycięstwa. Na ten dzień wróg zapowiadał był swój tryumf; w tym dniu miał odbyć swój wjazd do stolicy sam naznaczył tę właśnie datę na upokorzenie i na rozgromienie nasze.

I to właśnie w tym dniu stało się coś zgoła nieprzewidzianego, niespodziewanego. Dzień 15 sierpnia, obwołany w biuletynach całego świata – jeszcze przed czasem jako dzień zajęcia Warszawy, obraca się dla pysznego wroga w klęskę, a dla nas w chwałę i zwycięstwo. „Haec dies, quam fecit Dominus, Alleluja.  (Ps. CXVII, 24)

To jest prawdziwy dzień Najświętszej  Panny – dzień Jej zmiłowania i dzień Jej opieki –  dzień cudu nad Polska. Chce Ona w nim przed narodem całym zaświadczyć, że będzie tym Polsce, czym  była w całej przeszłości: Panią jej i Obronicielką. Jak ongi nad murami Częstochowy, tak dziś rozbłysnąć zapragnęła nad Warszawą, ażeby przez ten nowy cud wycisnąć w sercu nowej Polski miłość swoją.  Cud pod Częstochowa prowadził króla i naród do ślubów świętych, złożonych przed ołtarzem Maryi w archikatedrze Lwowskiej i do obwołania Jej Królową Polskiej Korony.

Niechajże cud pod Warszawą zdziała to samo. Niechaj zwiąże naród cały w jedno bractwo wdzięcznych czcicieli Maryi. I niechaj bractwo to podejmie się dopełnienia zaciągnionych, a jeszcze nie wykonanych ślubów.

„Ocaleni z ludobójstwa”. O ukraińskim opętaniu i katolickim przebaczeniu

„Ocaleni z ludobójstwa”. Kilka słów o ukraińskim opętaniu i katolickim przebaczeniu – PCH24.pl

Tomasz Kolanek


https://pch24.pl/ocaleni-z-ludobojstwa-kilka-slow-o-ukrainskim-opetaniu-i-katolickim-przebaczeniu

„Są zbrodnie, których nie można wybaczyć. I ja nie wybaczam” – powiedział wiele lat temu redaktor Paweł Zarzeczny. Słowa te przypomniały mi się, kiedy czytałem książkę „Ocaleni z ludobójstwa. Wspomnienia Polaków z Wołynia”… Jako katolik nie mogę się zgodzić ze słowami Zarzecznego. Niestety, oprócz tego, że jestem katolikiem, jestem również „tylko człowiekiem”…

Niewiele, bardzo niewiele jest książek, których nie byłem w stanie przeczytać do końca… Jedną z nich była „Rzeź Woli. Zbrodnia nierozliczona” autorstwa Piotra Gursztyna, do której podchodziłem wielokrotnie, ale za każdym razem efekt był ten sam – dochodziłem do fragmentu, w którym autor tak naprawdę rozpoczynał opis niemieckich zbrodni na Polakach (przykład, którego nie zapomnę: Niemcy ustawiali w rzędzie polskie dzieci jedno za drugim, a następnie strzelali do pierwszego albo ostatniego, żeby sprawdzić, ile ciał jest w stanie przebić kula z niemieckiego karabinu) i odkładałem książkę na półkę. Po prostu nie byłem w stanie dalej czytać.

Inną „niedokończoną” przeze mnie książką jest „Zagłada Polaków w Związku Sowieckim. Od przewrotu bolszewickiego do operacji polskiej” autorstwa Anny Zechenter. Kiedy dotarłem do fragmentu opisującego, co robiono z ciałami zamordowanych Polaków (wrzucano do dołów i przysypywano obornikiem) „wymiękłem” po raz pierwszy. Kiedy zaś przeczytałem, że niewinnej krwi, jaką wówczas przelano, było tak wiele, iż na rosyjskich morderców wylewano całe wiadra perfum, co i tak niczego nie dawało, bo po chwili znowu było czuć od nich ludzką krew, wówczas „wymiękłem” po raz drugi i już nigdy więcej nie wróciłem do lektury.

W ostatnich dniach sytuacja się powtórzyła, a wszystko za sprawą książki „Ocaleni z ludobójstwa. Wspomnienia Polaków z Wołynia”, która ukazała się nakładem wydawnictwa IPN.

Sięgnąłem po tę publikację w przekonaniu, że tym niezależnie od wszystkiego przeczytam ją od deski do deski nie po to, żeby ekscytować się – jak co niektórzy – ukraińskim bestialstwem, jakie miało miejsce podczas ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, tylko bardziej po to, aby poznać nazwiska zamordowanych Polaków; nazwiska ich oprawców; nazwiska „ostatnich sprawiedliwych”, którzy ryzykując własnym życiem jednak potrafili czasami ukryć Polaków przed swoimi żądnymi krwi rodakami. I w końcu: zrobiłem to z myślą, że wojna na Ukrainie kiedyś przecież się skończy, a wówczas udam się tam, aby zapalić znicz i pomodlić się na polskich cmentarzach i polskich mogiłach, których przybliżoną lokalizacje wskazano w publikacji IPN. Skoro państwo polskie nie jest w stanie tego zrobić, to musimy zrobić to my, szarzy obywatele, ponieważ nam – jak się okazuje – dużo bardziej niż państwu polskiemu zależy na pamięci o ofiarach ukraińskiego ludobójstwa.

O tym jak poważny jest problem mówił na łamach PCh24.pl dr Leon Popek. – Biorę udział w akcjach porządkowania polskich cmentarzy na Ukrainie. Wielokrotnie, kiedy pierwszy raz udawaliśmy się, na któryś cmentarz widzieliśmy na nim pasące się bydło. Kiedy zwracaliśmy uwagę właścicielom tych zwierząt, to oni byli zdziwieni i pytali „Ale o co wam chodzi?”. My tłumaczymy, że to jest cmentarz, że tu leżą nasi rodacy i przodkowie, a oni są zdziwieni – relacjonował. – Jednego razu na cmentarzu w Wiśniowcu Nowym spotkaliśmy młodych Ukraińców grających w piłkę. Powiedzieliśmy im: „Chodźcie, pogramy w piłkę na waszym cmentarzu”. Oni oburzeni, że jak to? Przecież „tam leżą nasi” – dodał.

Dr Popek w całej tej historii jest postacią kluczową. Rozmawiałem z nim o ludobójstwie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, o ukraińskim zwyrodnialstwie oraz (mówiąc najdelikatniej) nieporadności i indolencji państwa polskiego w temacie przeprowadzenia ekshumacji i upamiętnienia ofiar jeszcze na łamach Niepoprawnego Radia PL, z którym przez kilka lat współpracowałem. Powiem szczerze, iż miałem nadzieję, że rozmowy z nim i porażające historie, o których mówił (jak ta powyższa z krowami na polskim cmentarzu) jakoś mnie uodporniły.

Kiedyś w jednym z wywiadów zapytałem go: „Czy Polacy mieszkający na terenach województwa lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego mieli świadomość, że czeka ich zagłada? Czy istniał dla nich jakikolwiek ratunek przed śmiercią z rąk banderowców?”.

Największą tragedią tamtego czasu było to, że stało się to samo, co na Wołyniu – Polacy mieszkający w województwie lwowskim, stanisławowskim i tarnopolskim zostali zostawieni sami sobie. Brutalna, często nieludzka działalność Sowietów i Niemców odebrała im możliwość prowadzenia jakiejkolwiek działalności konspiracyjnej. Nawet, jeśli miała ona miejsce, to była bardzo ograniczona i niewystarczająca. Rząd w Londynie i Polskie Państwo Podziemne w Warszawie jedynie dywagowały, w jaki sposób pomóc Polakom na tych terenach. Myślano o zrzutach broni, planowano wysłanie oddziałów z terenów Zamojszczyzny, które mogłyby im pomóc obronić się przed ukraińskimi nacjonalistami, ale nigdy tego nie zrealizowano. Pomoc była mało nieskuteczna i w zbyt małym zakresie. Po tym jak w krótkim czasie – w ciągu kilku miesięcy –  Wołyń został wypalony to samo stało się na terenach województwa lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego – odpowiedział dr Leon Popek.

Mając to wszystko w pamięci zacząłem czytać i… „wymiękłem” szybciej niż w przypadku „Rzezi Woli”, czy „Zagłady Polaków”.

„Ocaleni z ludobójstwa” to książka, która z jednej strony powinna znajdować się na półce każdego domu w Polsce, ale jednocześnie chyba nikt o zdrowych zmysłach nie będzie w stanie przeczytać jej od początku do końca. Moim zdaniem po prostu nie da się tego zrobić. Mój redakcyjny kolega Marcin Austyn, kiedy wziął i nie tyle przeczytał, co bardzo pobieżnie przejrzał tę książę, rzucając przede wszystkim okiem na zamieszczone w niej czarno-białe fotografie, powiedział, że tytuł nie powinien brzmieć „Ocaleni z ludobójstwa”, tylko „Zapis ukraińskiego opętania tudzież bestialstwa”.

Moim zdaniem Marcin idealnie ujął tę sprawę. Książka IPN to właśnie zapis diabelskiego opętania, bo jak inaczej nazwać, to co działo się na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, gdzie Ukraińcy mordowali Polaków oraz samych Ukraińców – bo znaleźli się tacy – którzy próbowali pomóc, ukryć, ocalić czy ostrzec Polaków, na których czekali banderowcy z widłami, siekierami, szczurami, które zaszywano Polakom w brzuchach etc. Nie oszczędzano nikogo, o czym za chwilę przekonacie się Państwo z zacytowanych przeze mnie relacji Polaków cudem ocalonych z ukraińskiego ludobójstwa.

Wybrałem na chybił trafił trzy relacje. Nie ukrywam, że decydujące znaczenie miała długość tychże relacji. Kartkując książkę starałem się wybrać jak najkrótsze, żeby jak najszybciej je spisać i jak najszybciej odłożyć ten zapis ukraińskiego szaleństwa i obłąkania na półkę. Tak się złożyło, że relacje, które dla Państwa przygotowałem opisują ukraińskie zbrodnie, jakie miały miejsce przed „krwawą niedzielą” 11 lipca 1943 roku, kiedy to na Wołyniu miał miejsce kulminacyjny moment ukraińskiego ludobójstwa. Może to i dobrze… Nie wiem, czy byłbym w stanie spisać relacje z samego 11 lipca…

Tutaj póki co stawiam przecinek i ostrzegam Państwa – zamieszczone poniżej relacje czytacie na własną odpowiedzialność…

***

Relacja s. Karoliny Emilii Rutkowskiej dotycząca stosunków polsko-ukraińskich w powiecie Sarny oraz zbrodni dokonanych w styczniu, lutym i sierpniu 1943 roku we wsiach Siedliszcze Małe i Kamienne, gm. Klesów, złożona prawdopodobnie w 1986 roku.

[…]

Siedliszcze Małe, wioska położona w pow. Sarny, parafia Klesów (20 km od Klesowa), zamieszkana przeważnie przez Ukraińców, jedynie rodziny Łysakowskich i Mioduszewskich pochodziły z Warszawy (właściciele niewielkiego majątku ziemskiego i kamieniołomu), oraz trzech Polaków, którzy zawarli związki małżeńskie z Ukrainkami. Ponadto [mieszkała tu] rodzina Bagińskich pochodzenia miejscowego, przyznająca się do Polaków. Pozostali to Ukraińcy.

Stosunki polsko-ukraińskie układały się pozytywnie, dopóki bandy UPA nie zaczęły grasować. Mieliśmy wielu przyjaciół i ludzi życzliwych wśród Ukraińców, [ale] gdy nacjonaliści rozpoczęli swą działalność, stosunki uległy pogorszeniu, [a] niekiedy przerodziły się w nienawiść. Już w grudniu 1942 roku ginęli Polacy pojedynczo, którzy odważyli się iść na wioski ukraińskie w celu zdobycia żywności przez handel wymienny. Tak zginął znajomy, Stanisław Adamski (lat około 30) we wsi Lipniki, i staruszka, której wbito kołek do gardła.

15 I 1943 roku przez Siedliszcze Małe przeszła ogromna liczba upowców uzbrojonych „po zęby”. Przyszli do nas (mieszkałam z rodziną Łysakowskich od 1939 roku) i doszczętnie nas ograbiono, zabrano wszystko, nawet ściągnęli nam buty z nóg, jednak wszystkich zostawiono przy życiu. Dopiero dnia 31 I 1943 roku o godzinie 22.00 upowcy dokonali bestialskiego mordu w okrutny sposób na rodzinach Łysakowskich i Mioduszewskich. Porąbano ich naszą siekierą, zostawiając ją całą we krwi na trupach. To był chyba pierwszy mord zbiorowy. Początkowo nie wiedzieliśmy, kto był sprawcą, lecz po paru dniach nie było wątpliwości.

Ofiarami morderstwa padli:

1. Łysakowska Maria – lat 45, właścicielka majątku;

2. Łysakowski Wiesław – [lat] 25, syn;

3. Żalińska Irena – [lat] 19, narzeczona Wiesława;

4. Mioduszewski Antoni – [lat] 74, brat Łysakowskiej;

5. Mioduszewska Jadwiga – [lat] 32, córka Antoniego;

6. Morawska Stefania – [lat] 78, szwagierka;

7. Serko Bolesław – lat 11, półsierota, ojca zabili [mu] Niemcy; przyjęła go Łysakowska w celu odciążenia matki wychowującej sześcioro dzieci.

Wiesław Łysakowski współpracował z partyzantką radziecką, z oddziałem kpt. Wiktora Wasyl[i]ewicza Koczetkowa, podlegającego płk. Miedwie[d]jewowi. Po zakończeniu działań wojennych spotkałam się z Koczetkowem w Równem i tak mi zrelacjonował ten tragiczny wieczór, że od godz. 21-22 był u Łysakowskich. Po odejściu radzieckich partyzantów upowcy wdarli się przez dach do domu i dokonali strasznego mordu na całej rodzinie. Ocalałam, gdyż nie byłam w domu – wróciłam od znajomych rano i zastałam dom pełen grozy. Żyli jeszcze Mioduszewski i Łysakowsk, lecz byli nieprzytomni z upływu krwi. Udało się jeszcze ich odwieźć do szpitala w Klesowie. Mioduszewski zmarł w drodze do szpitala, Łysakowska nie odzyskawszy przytomności zmarła w szpitalu. Uroczysty pogrzeb odbył się 3 II 1943 roku w godzinach popołudniowych. Zostali pochowani we wspólnej mogile.

Ponadto jest mi wiadomo, że tej nocy, tj. 3 II 1943 roku, z sąsiedniej wsi Kamienne zginęła polska rodzina nauczycieli – młodzi rodzice i dwoje dzieci, kilkuletnich chłopców. Ocalała tylko kilkumiesięczna dziewczynka, niezauważona w łóżku przez bandytów. Dziecko miało być adoptowane przez ukraińską rodzinę, lecz po wielu trudnościach oddano je ciotce, siostrze matki – s[iostrze] zakonnej ze Zdołbunowa. Niestety nazwiska tej rodziny nie pamiętam.

W sierpniu 1943 roku w tychże Siedliszczach zginęła również rodzina Bolesława Bagińskiego. On został zastrzelony u znajomych, a żona ciężarna z czwórką dzieci została zaprowadzona na miejsce przeznaczone na polski cmentarz i tam ich zasztyletowano. Zwłoki zamordowanych pozostawiono na żer psów i ptaków drapieżnych, gdyż pogrzebanie ofiar groziło śmiercią, obojętnie, kto to był.

Z rodziny B[olesława] Bagińskiego uratowała się dwunasto- czy trzynastoletnia Stefania, nie była obecna w domu podczas napadu. Przy pomocy dobrych ludzi, kolejarzy ukraińskich „przemycono” ją do Polski.

Pozostałe rodziny, jak Michała Dudy, Kazimierza Seńki i Władysława Supińskiego, ocalały, gdyż po śmierci Łysakowskich ojcowie tych rodzin natychmiast opuścili Siedliszcze Małe, przeprowadzając się do Polski.

***

Relacja Eugeniusza Pindycha dotycząca zbrodni dokonanych w kwietniu 1943 roku w kolonii Antonówka, gm. Antonówka, złożona w 1985 roku w Lublinie.

Dot[yczy] terroru nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu w latach 1941-1944

W 1943 roku w kwietniu, około 10 dni przed Wielkanocą, zamordowany został brat mojej matki, wuj Józef Ejsmont, w rejonie Antonówki, koło Sarn na Wołyniu. A oto przebieg wydarzenia według relacji naocznych świadków.

Brat mojej matki, Józef Ejsmont, zamieszkiwał we wsi Stepań, koło Antonówki, od roku 1932 […]. W tej miejscowości mieszkało wiele rodzin polskich i rodzin ukraińskich. Do wojny 1939 roku stosunki między zamieszkałymi były dobre. Od 1943 roku [ze strony ukraińskiej] kilkakrotnie grożono Polakom, że ich wymordują; przyjmowano [to] z niedowierzaniem. Z opowiadań ciotki i jej dzieci (cioteczne siostry i bracia) wiem, że od wczesnej wiosny nie nocowali [oni] w domu. Zbierało się kilka rodzin raz u jednej rodziny polskiej, inny raz w innym domu; mężczyźni pełnili warty.

Zbliżały się święta wielkanocne, brakowało mąki. Wówczas mój wuj, Józef Ejsmont, postanowił zebrać od kilku sąsiadów zboże i pojechać do Antonówki i zemleć zboże we młynie. Właścicielem młyna był ob[ywatel] narodowości ukraińskiej. Kiedy wuj przyjechał do młyna wozem konnym, właściciel młyna podszedł do niego i powiedział mu: „Józefie, uciekaj, bo w Antonówce jest silna banda; byli w młynie, zabrali mąkę i tutaj gdzieś kręcą się”. Wuj miał odpowiedzieć: „Przecież mnie tu wszyscy znają i dlaczego mają mi zrobić krzywdę?”. Młynarz prosił wuja: „Uciekaj prędko, bo jak przyjadą bandery, to spalą mi młyn i ciebie zabiją – bo teraz są takie czasy”. Wówczas [wuj] posłuchał wywodów młynarza i odjechał z młyna. W drodze powrotnej dogonili go banderowcy i stała się tragedia. Przywiązali go do słupa i wydłubali oczy, obcięli język, żywcem przerżnęli piłą, bili, znęcali się. Sąsiedzi powiadomili rodzinę, ciotka i czworo dzieci zbiegło, ukrywając się w lesie, [na] moczarach. Po zamordowaniu wuja banda przybyła do [jego] gospodarstwa, ale dalszych członków rodziny nie było; dobytek zrabowano, budynki spalono.

Ucieczką uratowało się wiele rodzin; [ci], którzy nie zdążyli zbiec zostali zamordowani. Po kilku dniach tułaczki ciotka z dziećmi i przy pomocy uczciwych Ukraińców dotarła do Rafałówki. Niemcy zgromadzili wiele rodzin uciekinierów w obozie, a następnie wywieźli do Niemiec na roboty. […] Wiarygodność podanych faktów stwierdzam własnoręcznym podpisem.

***

Relacja Piotra Mosiejczyka dotycząca zbrodni dokonanych w maju 1943 roku w kolonii Ugły, gm. Stepań, złożona w 1985 roku w Prabutach.

W odpowiedzi na wasz apel o terrorze band UPA na Wołyniu pragnę poinformować, że jestem urodzony we wsi Ugły, gmina Stepań, powiat Kostopol. W roku 1939 służyłem w wojsku – Centralna Szkoła Podoficerów KOP w Osowcu k. Grajewa. Tam zastała mnie wojna.

[…]

Po powrocie do domu w czasie okupacji niemieckiej zaczęły się napady na polskie wsie i osady, zorganizowaliśmy samoobronę. We wrześniu 1942 roku przybył do nas oddział partyzantki radzieckiej pod dowództwem kpt. Iwana Michajłowicza; zajęli gajówkę oddaloną od wsi Ugły [o] 3,5 km, Grafski Kureń. Tam mieli punkt informacyjny, rozpoczęliśmy z nimi współpracę, trwało to do maja 1943 roku. [Potem] partyzanci zmienili swoje miejsce postoju, przeszli na zachód, wtenczas 12 maja 1943 roku o godz. 4 rano bandy UPA napadły na polskie wioski: Ugły, Ubereż, Osty, Folwark, Płoskie.

Polska wieś Ugły liczyła 320 mieszkańców, zamieszkiwali [w niej]: Polacy, Niemcy, [którzy] wyjechali do Niemiec po przyjściu władzy ZSRR na [te] tereny, i pięć rodzin Białorusinów. Wieś otoczono z trzech stron, od strony łąk i lasów pozostały otwarte pola, tam stały karabiny maszynowe. Po bardzo znikomej obronie bandy wdarły się do wsi, tam zaczęły palić i rabować. Zamordowane zostały 72 osoby; zginęły nawet całe rodziny, ja zostałem ciężko ranny, dobę leżałem w lesie, potem [zostałem] odwieziony do szpitala w Sarnach […]. Pomordowanych i spalonych na Ugłach po kilku dniach pochował mój ojciec Mosiejczyk Aleksander wraz z Pawłem Kucnerem i Wincentym Grabką; pochwani [zostali] we wspólnej mogile, na miejscu, gdzie stała kaplica.

[…]

Uciekając przed bandą [podczas napadu na Ugły], ob. Orzechowska wraz z półtorarocznym synkiem chroniła się w piwnicy Białorusina Szczećki; tam była jego rodzina oraz Jan Różewicz. Banderowcy kazali wszystkim wyjść na zewnątrz, Szczećko wskazał na Orzechowską i Różewicza, że to są Polacy; jeden banderowiec wyrwał z rąk matki dziecko, Orzechowska rzuciła się na ratunek dziecku, drugi banderowiec podłożył nogę i popchnął ją; jak upadła, wtenczas przygwoździł ją widłami do ziemi, a dziecko wziął za nóżki o roztrzaskał główkę o pieniek, potem wykończyli widłami matkę. Różewicz patrzył na to, w obawie przed śmiercią oświadczył, że wie, gdzie są karabiny. Banderowiec wziął go za rękę; on zaprowadził [go na miejsce], gdzie zginął jego stryj Konstanty, zamordowany i spalony; miał opaloną kolbę karabinu. Banderowiec wziął karabin, wtenczas Różewicz wyrwał mu rękę, pobiegł pomiędzy furmanki, które stały po rabunki, i zrabowane mienie, dobiegł do lasu i uciekł. Jan Różewicz, sierżant LWP, stracił nogę, jest odznaczony Krzyżem Walecznych […].

Następnie spalonych Kucnerów oglądała bratanica, ranna w rękę, okrwawiona, udała martwą, widziała, jak jej bratanicę, Kazimierę, 4 latka, dwóch banderowców wzięło za ręce i nogi [i] wrzuciło do płonącego domu; tak samo zrobili z trzynastoletnim jej bratem Piotrem, rannym w nogę.

Ranni na Ugłach byli: Piotr Mosiejczyk, Kucner Leokadia, Kucner Czesław, Rottynger Jan, s to ranni, którzy mogli uciec; rannych, których dopadli banderowcy – dobijali. Na Ugłach schroniło się sześć rodzin kolonistów, którzy kupili ziemię koło wsi ukraińskiej Zulnia. Zdążyli uciec wszyscy, mieszkania ich spalono; tutaj po raz drugi wpadli na banderowców. U nas mieszkała rodzina Linków.

[…]

***

Na koniec pozwolę sobie wrócić do słów red. Pawła Zarzecznego, od których rozpocząłem powyższy tekst: „Są zbrodnie, których nie można wybaczyć. I ja nie wybaczam”. W roku 2023 – w 80. rocznicę krwawej niedziel – przeprowadziłem wywiad z ks. prof. Józefem Mareckim, który odkąd tylko pamiętam walczy o prawdę o Wołyniu i upamiętnienie ofiar ukraińskiego ludobójstwa.

Zapytałem go wówczas: „Jak Polak-katolik ma na to wszystko patrzeć? Czy katolik może w ogóle przebaczyć taką zbrodnię jak rzeź na Wołyniu? Jak wybaczyć, skoro ze strony ukraińskiej nie został spełniony ani jeden warunek dobrej spowiedzi?”.

Ks. Marecki odpowiedział mi wówczas:

„Katolik zawsze wybacza! W prawdziwym katolicyzmie jest miłość Boga i bliźniego i wynikające z nich przebaczenie. Nie ma katolicyzmu bez przebaczenia.

My – katolicy obrządku łacińskiego – przebaczamy. Mamy wielu świętych, którzy umierając pod ciosami, pod nożami, pod siekierami przebaczali swoim oprawcom. Ostatnie wielkie przebaczenie, które powinno dać nam do myślenia to Jan Paweł II i Ali Agca.

Przebaczenie to postawa katolicka. Przebaczenie to postawa, która zawsze musi być po naszej, katolickiej stronie.

Wiem, że ciężko to czytać dzieciom czy wnukom ofiar ukraińskich nacjonalistów. Wiem jak niełatwo mówić im takie rzeczy. Wiem również, że w głębi serca oni przebaczyli, bo inaczej nie mogliby brać udziału w Sakramentach Świętych, nie mogliby być katolikami.

Przebaczenie nie jest równoznaczne z żalem. O co Polacy mają żal do Ukraińców? Mamy żal i pretensje o to, że nasi rodacy nie zostali odnalezieni, godnie pochowani i upamiętnieni. O to mamy żal, ból i łzy.

Wielokrotnie spotykałem się z osobami, które są potomkami ofiar ludobójstwa ukraińskiego, które mówiły: Tobie to dobrze, bo ty wiesz, gdzie zapalić znicz; Ty wiesz, w którym grobie leżą twoja mama i tata; Ty wiesz, na który cmentarz masz się udać, a my nie wiemy. Ja ich rozumiem! Rozumiem ich słuszny żal, ale my musimy im w tym żalu pomóc, aby go ukoić i naprawić to zło, które przez lata im wyrządzali różni politycy czy to ukraińscy, czy polscy, ponieważ nie chcieli doprowadzić do ekshumacji i godnego, chrześcijańskiego upamiętnienia ofiar.

To jest jedna strona medalu – strona polska. Jest jednak i druga strona, czyli strona ukraińska. Ja nie mogę wchodzić w duszę ukraińską. Naród ukraiński musi sam się z tym zmierzyć, on sam musi upaść na kolana, uderzyć się w pierś i powiedzieć Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. My nie możemy ich do tego zmuszać, nie możemy ich bić, boksować, aby oni padli na kolana i przeprosili. Jako chrześcijanie my musimy im przebaczyć. Ich żal musi być szczery i prawdziwy, a nie wymuszony. Musimy się modlić o to, żeby Ukraińcy dostąpili łaski przebaczenia. Być może Ukraińcy nie są jeszcze na to gotowi; być może Ukraińcy w ogóle nie zdają sobie sprawy, że żyją w grzechu jako naród. Nie wiem, jak powiedziałem – nie mogę wchodzić w ukraińską duszę. Powtórzę jednak: oni sami muszą dokonać pokuty, oni z własnej winy muszą upaść na kolana i z własnej inicjatywy szczerze uderzyć się w pierś”.

Czy Ukraińcy uderzyli się w pierś? Nie, a nawet można odnieść wrażenie, że z każdym kolejnym dniem są coraz bardziej aroganccy i podli, jeśli chodzi o podejście do sprawy ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Przykładem niech będą tutaj wszystkie haniebne słowa, jakie padły po 14 lipca br., kiedy to w miejscowości Domostawa na Podkarpaciu odsłonięto pomnik ofiar rzezi wołyńskiej. W wydarzeniu tym z jednej strony wzięły udział tysiące Polaków, którzy chcieli w ten sposób oddać hołd Polakom pomordowanym w czasie ukraińskiego ludobójstwa w 1943 roku. Z drugiej jednak strony mogliśmy usłyszeć m. in. od prezesa Związku Ukraińców w Polsce Mirosława Skórki takie oto słowa: „Nie jest to pomnik ofiar, tylko pomnik nienawiści. I dlatego jest przez wielu ludzi interpretowany właśnie tak, jako coś, co ma utrzymywać, podsycać nienawiść, a nie oddać należną cześć, należny szacunek ofiarom tego, co się stało w 1943 roku”.

Kolejnym przykładem niech będzie wstrzymanie przez stronę ukraińską prowadzonych przez Polskę ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej, które miało miejsce już w 2017 roku – 5 lat przed wybuchem wojny na Ukrainie! Rozmawiałem o tej skandalicznej sytuacji 7 lat temu – 13 lipca 2017 roku z mec. Anną Szeląg, ówczesnym zastępcą dyrektora Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN.

– Zgodnie z ukraińskim prawem prace poszukiwawcze na terytorium Ukrainy mogą być prowadzone tylko przez ukraińskich archeologów. Archeolodzy IPN mieli te prace nadzorować i w nich uczestniczyć w charakterze ekspertów. Podkreślę raz jeszcze, żeby być dobrze zrozumianą: na tym etapie planowaliśmy przeprowadzenie prac poszukiwawczych. Poszukiwawczych a nie ekshumacyjnych. Mówię o tym dlatego, że ukraińskie przepisy mówią, iż w momencie przeprowadzania prac archeologicznych, jeśli natrafi się na ludzkie szczątki, to prace są wstrzymywane. Ekshumację można przeprowadzić dopiero po uzyskaniu odpowiedniego pozwolenia od strony ukraińskiej. W dniu, kiedy nasza ekipa wyjeżdżała na Ukrainę doszło do wydarzeń związanych z rozbiórką pomnika w Hruszowicach. Wtedy zostało opublikowane oświadczenie pana Wołodymyra Wjatrowycza o tym, że Ukraina wstrzymuje wszelkie prace, ponieważ są one nielegalne – relacjonowała mec. Szeląg.

– Jak uzasadniono to stanowisko? – zapytałem, po czym usłyszałem: „Podczas rozmowy telefonicznej pomiędzy panem Światosławem Szeremetem a dr Leonem Popkiem – naczelnikiem wydziału kresowego w Biurze Poszukiwań i Identyfikacji IPN, przedstawiciel strony ukraińskiej powiedział, że strona ukraińska nie jest w stanie zapewnić polskiej ekipie bezpieczeństwa na terenie Ukrainy”.

Na kolejne pytanie: „Jak oceniać te tłumaczenia?”, mec. Anna Szeląg odpowiedziała wówczas: „Nie chciałabym wypowiadać się na ich temat. Powiem tylko, że po przedstawieniu ukraińskiego stanowiska przez pana Szeremetę nie mogliśmy ryzykować i narażać naszych ludzi na coś, co ewentualnie mogło się wydarzyć i dlatego odwołaliśmy całą akcję.

To jednak nie wszystko. Nagle okazało się bowiem, że ukraińska firma archeologiczna, z którą mieliśmy podpisać umowę, musi dodatkowo uzyskać pozwolenie na prace na stanowiskach historycznych. Taką informację przekazał nam w rozmowie telefonicznej pan Szeremeta. Biorąc pod uwagę, że wcześniej firma ta wykonywała podobne prace na podstawie zwykłego zezwolenia, można tłumaczyć w jeden sposób: strona ukraińska interpretuje dowolnie swoje własne przepisy w zależności od sytuacji. To, co wczoraj było zgodne z prawem, dzisiaj okazuje się przekroczeniem tego prawa”.

Minęło siedem lat i co? I polscy politycy jedyne, co potrafią to gadać o ekshumacjach. Nie potrafią (nie chcą?) wymusić na Ukrainie nawet pół konkretnej decyzji w tej sprawie…

No i trzeci przykład: wypowiedź niejakiego Dmytra Kułeby na organizowanym przez Rafała Trzaskowskiego spędzie ludzi czujących podniecenie, kiedy słyszą hasło „***** ***”. Ówczesny minister spraw zagranicznych Ukrainy w panelu dyskusyjnym z Trzaskowskim i Radosławem Sikorskim.

Kułeba próbował zrównać wymordowanie 150 tys. Polaków (do dzisiaj nie wiemy, ilu naprawdę zginęło) przez Ukraińców w trwającym od 1939 roku ludobójstwie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej z tzw. akcją „Wisła”, a nawet zrzucić odpowiedzialność za rzeź wołyńską na samych Polaków, którzy – jak można było odczytać między wierszami – sami byli sobie winni.

– Gdybyśmy dzisiaj zaczęli grzebać w historii, to jakość rozmowy byłaby zupełnie inna i moglibyśmy pójść bardzo głęboko w historię i wypominać sobie te złe rzeczy, które Polacy uczynili Ukraińcom i Ukraińcy Polakom – mówił dalej Kułeba, chcąc sprowadzić dyskusję na temat Wołynia do absurdu.

Przykłady można mnożyć i mnożyć.

I tutaj wracamy do słów Zarzecznego i pytania: Czy w związku z tym możemy wybaczyć Ukraińcom? Po ludzku chyba nikt nie jest w stanie tego zrobić. Pamiętajmy jednak o tym, co powiedział wyżej cytowany ks. prof. Józef Marecki: „Katolik zawsze wybacza! W prawdziwym katolicyzmie jest miłość Boga i bliźniego i wynikające z nich przebaczenie. Nie ma katolicyzmu bez przebaczenia”.

Wybaczmy, ale nie zapominajmy. Wybaczmy i pamiętajmy. Wybaczmy i zróbmy wszystko, co w naszej mocy, aby upamiętnić ofiary, walczyć o prawdę, zadośćuczynić rodzinom ofiar ukraińskiego ludobójstwa, które przez ponad 80 lat są traktowane gorzej niż rodziny komunistycznych zbrodniarzy i przede wszystkim nie pozwólmy, aby propaganda głoszona przez Kijów zwyciężyła i zatruwała serca, umysły i dusze współczesnych Ukraińców, o czym mówił dr Leon Popek, którego słowa pozwolę sobie zacytować, jako podsumowanie powyższych rozważań:

„Od kilku lat obserwuję, że sporadycznie, ale jednak na Ukrainie ma miejsce porządkowanie cmentarzy polskich przez Ukraińców. W co najmniej 10 miejscach – o tylu przynajmniej wiem – Ukraińcy zrzeszeni w różnych stowarzyszeniach porządkują nasze cmentarze. Ja wiem, że ich praca polega na tym, że wykoszą trawę, wygrabią śmieci, spalą liści czy połamane gałęzie. Ale to już jest coś.

Nie ma lepszego świadectwa. Jeśli miejscowi Ukraińcy dostrzegają, że to są ważne miejsca dla nas, to zapobiegają dewastacji i opiekują się nimi. Często pomagają w tym miejscowe władze, np. podstawiają jakiś sprzęt do wywózki śmieci. W takim sprzątaniu bierze udział do kilkudziesięciu osób. To są pewne jaskółki, które może nie zapowiadają nadejścia wiosny, ale od czegoś trzeba jednak zacząć.

My również musimy działać. Jeśli możemy to musimy jeździć i porządkować polskie cmentarze. Szkoda, że wciąż jest wiele miejsc, do których nie możemy dotrzeć. Trzeba wielu, wielu lat pracy, aby to zmienić”.

Tomasz D. Kolanek

================

Katarzyna24 wrzesień 2024

Nie ma wybaczenia bez żalu i skruchy. Nigdy nie było ani żalu, ani skruchy , nie mówiąc o naprawie. Moja rodzina też była poraniona przez ” sąsiadów”.

Smutne,że tylko jeden Domostaw miał honor i odwagę.

=================================

mail:

Już nie ból i łzy, ale przerażenie bliskie rozpaczy wywołuje kult 
Bandery i UPA pielęgnowany przez państwo ukraińskie..

Prezydent Erdogan oskarża Żydów: „Ludobójstwo prowadzone przez Izrael na ziemiach palestyńskich…”

Prezydent Erdogan oskarża Żydów: „Ludobójstwo prowadzone przez Izrael na ziemiach palestyńskich…”

23.09.2024 udobojstwo-prowadzone-przez-izrael-na-ziemiach-palestynskich

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan. Foto: PAP/EPA
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan. Foto: PAP/EPA

Ataki na Liban świadczą o tym, że Izrael chce rozprzestrzenić wojnę w regionie – oświadczył prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan, cytowany przez agencję Anatolia.

„Ostatnie ataki na Liban i wypowiedzi ze strony Izraela to wyraźna manifestacja próby rozprzestrzenienia wojny w regionie” – oznajmił Erdogan w Nowym Jorku. Prezydent przybył do USA w sobotę, by wystąpić we wtorek na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ.

Erdogan powiedział, że „ludobójstwo prowadzone przez Izrael na ziemiach palestyńskich, przede wszystkim w Strefie Gazy, również zagraża pokojowi w regionie”.

„Globalne instytucje i organizacje nie podjęły skutecznych kroków, by zakończyć opresję w Strefie Gazy czy zapobiec izraelskiej masakrze” – dodał prezydent Turcji.

W poniedziałek rano izraelskie siły zbrojne ogłosiły, że rozpoczęto ostrzał należących do Hezbollahu celów w Libanie.

Od miesięcy trwa wymiana ognia pomiędzy siłami Izraela a wspieranym przez Iran Hezbollahem, ale w ostatnim czasie stała się bardziej intensywna. W minionym tygodniu co najmniej 39 osób zginęło, a ponad 3 tys. zostało rannych w przypisywanych Izraelowi, skoordynowanych eksplozjach urządzeń elektronicznych w Libanie. W weekend izraelska armia dokonywała nalotów na cele w Libanie, a Hezbollah odpowiadał atakami rakietowymi.

(PAP)