W ciągu ostatniego tygodnia zachodnie media gorączkowo forsowały narrację o ogromnych stratach poniesionych przez Rosję. Wypowiedź Marco Rubio w Kuala Lumpur sprzed kilku dni jest tego typowym przykładem:
Według stanu na 9 lipca nasz licznik wskazuje, że od początku wojny zginęło od 900 000 do 1,3 mln Rosjan, w tym około 190 000–350 000 ostatnio. Aktualizuje to szacunki z innych źródeł, które pod koniec czerwca oszacowały całkowitą liczbę ofiar na ponad 1 mln . Nasze dane sugerują, że w letniej ofensywie, która rozpoczęła się na dobre 1 maja, mogło zginąć do tej pory około 31 000 Rosjan.
Zbyt mało danych, aby wygenerować porównywalne szacunki dotyczące Ukrainy. Jednak katalog znanych poległych i zaginionych, dostępny na stronie internetowej UAL oses, wskazuje, że od początku inwazji zginęło od 73 000 do 140 000 ukraińskich żołnierzy.
==========================================
Tyle propaganda.
Porozmawiajmy o leniwych reporterach. Dostępnych jest mnóstwo danych, wystarczy przeprowadzić podstawową analizę. Na przykład, zacznijmy od mediów społecznościowych. W dobie wszechobecnych smartfonów i platform społecznościowych nie da się ukryć nekrologów ani zdjęć pogrzebów i cmentarzy. Są setki zdjęć ukraińskich pogrzebów i cmentarzy z dosłownie morzem ukraińskich flag powiewających nad rozległą połacią świeżo wykopanych grobów. Inaczej jest w Rosji. Jest ich kilka, ale nic nie dorównuje liczbie pokazywanej na ukraińskich kanałach.
Analitycy zachodnich wywiadów mają dostęp do zdjęć satelitarnych i możliwość analizy cmentarzy w Rosji i na Ukrainie oraz porównywania, gdzie wykopuje się najwięcej nowych grobów. Przysięgam, że napisałem artykuł na ten temat, korzystając z tych zdjęć, ale nie mogę go znaleźć. Podczas poszukiwań dokonałem jednak ciekawego odkrycia… Zachodnie satelity i firmy medialne nie robią nic, aby dokonać takiego porównania.
Poniższy wykres pomaga to wyjaśnić. [Uwaga: Tytuł jest błędny.] Wykres przedstawia liczbę rosyjskich ciał wymienionych za ciała ukraińskie od początku Specjalnej Operacji Wojskowej.
W poprzednim artykule omówiłem przyczynę dysproporcji w liczbie ofiar śmiertelnych w walce… Chodzi o to, że Rosja ma miażdżącą przewagę w sile ognia. Przyjrzyjmy się dwóm systemom uzbrojenia:
Pociski artyleryjskie : Rosja cieszy się jednostronną przewagą dzięki zwiększonej produkcji krajowej (3-4,5 miliona pocisków rocznie) i ogromnemu importowi (np. ponad 9 milionów z Korei Północnej od 2023 r.), podczas gdy Ukraina jest całkowicie zależna od pomocy Zachodu (1,3-2 miliony rocznie).
Sekretarz generalny NATO przyznał publicznie, że Rosja produkuje więcej pocisków artyleryjskich w ciągu trzech miesięcy niż USA i reszta NATO w ciągu roku. Liczby produkcji są istotne, ponieważ rosyjskie tempo strzelania (10 000-15 000 pocisków dziennie) przewyższa ukraińskie (2 000-7 000 dziennie), co prowadzi do dysproporcji 5-10:1 w niektórych sektorach w 2024 r. W 2025 r. ta dysproporcja wzrosła do 23:1 na niekorzyść Ukrainy. Innymi słowy, Ukraińcy trafieni pociskami artyleryjskimi będą mieli więcej ofiar niż Rosjanie po prostu dlatego, że Rosjanie wystrzeliwują więcej pocisków.
Drony : Rosja dysponuje kilkoma kluczowymi przewagami w zakresie wykorzystania dronów w walce w trwającym konflikcie z Ukrainą, wynikającymi przede wszystkim z większej bazy przemysłowej, partnerstw zagranicznych (np. z Iranem w przypadku dronów typu Shahed i z Chinami w przypadku podzespołów) oraz skupienia się na masowej produkcji i rozmieszczeniu.
Większa wielkość produkcji i zapasy: Rosja planuje wyprodukować 2-4 miliony dronów do 2025 roku (w tym 2 miliony modeli FPV i 30 000 dronów dalekiego zasięgu/wabików), przewyższając cele Ukrainy w niektórych kategoriach, pomimo ogólnego celu Ukrainy wynoszącego 4,5 miliona. Obejmuje to zwiększenie produkcji do 300-500 dronów dalekiego zasięgu dziennie, wspieranych przez chińskie komponenty, co daje Rosji 3:1 przewagę w dziennej produkcji w niektórych typach. Ukraina wyprodukowała 2,2 miliona dronów do 2024 roku (wzrost o 900%), ale skumulowane zapasy Rosji (szacowane na 1,5-2,5 miliona aktywnych) umożliwiają ciągłą działalność operacyjną.
Ogromne możliwości ostrzału: Rosja regularnie przeprowadza zakrojone na szeroką skalę ataki dronów (np. rekordowe 728 dronów w ciągu jednej nocy w lipcu 2025 r., w porównaniu z 2264 w pierwszej połowie 2024 r. i 22 495 w pierwszej połowie 2025 r.), przytłaczając ukraińską obronę powietrzną i niszcząc kluczowe obiekty.
Adaptacje technologiczne zwiększające odporność: Rosja zyskała przewagę dzięki dronom naprowadzanym światłowodowo (np. warianty Lancet), które są odporne na zakłócenia elektroniczne – kluczowy ukraiński środek zaradczy. Te „nisko-technologiczne” innowacje zostały nazwane przełomowymi, pozwalającymi Rosji ominąć systemy walki elektronicznej, w których Ukraina wcześniej dominowała. Dodatkowo, rosyjska integracja sztucznej inteligencji i wizji maszynowej w dronach usprawnia celowanie, choć Ukraina przoduje w autonomicznych rojach.
Zagraniczne łańcuchy dostaw i zrównoważony rozwój: Partnerstwa z Iranem (tysiące importów Shahedu rocznie) i Chinami (komponenty do 70% dronów) zapewniają Rosji stały dopływ kapitału, pozwalając uniknąć sankcji i utrzymać wysoki poziom wykorzystania. Kontrastuje to z uzależnieniem Ukrainy od pomocy Zachodu i firm krajowych (ponad 200), które borykają się z problemami finansowymi pomimo 22-krotnego wzrostu produkcji dronów dalekiego zasięgu w latach 2023-2024.
Integracja pola walki i przewaga w walce na wyczerpanie: Rosja wykorzystuje swoją przewagę w dronach do wspierania natarcia piechoty, zmuszając Ukrainę do adaptacji obronnych, takich jak uniki motocyklowe. Rosyjskie drony umożliwiają w niektórych sektorach współczynnik ataku 10:1, co pogłębia jej przewagę liczebną i zwiększa liczbę ofiar po stronie ukraińskiej.
Nie ma ani jednego systemu uzbrojenia, w którym Ukraina mogłaby twierdzić, że ma przewagę. Podczas gdy Rosja wykorzystuje dwa dodatkowe systemy uzbrojenia, których Ukraina nie posiada… pociski hipersoniczne i samoloty bojowe. Zanim krzykniesz: „Chwileczkę… Ukraina ma samoloty bojowe”, Rosja cieszy się przewagą w powietrzu, podczas gdy ukraińskie samoloty są regularnie zestrzeliwane. Aha, prawie zapomniałem… Rosyjska flota bombowców i okrętów podwodnych regularnie wystrzeliwuje pociski, których Ukraina nie jest w stanie zniszczyć.
Jakiekolwiek straty Ukraina zadaje siłom rosyjskim, bledną w porównaniu z tym, co Ukraina traci z powodu miażdżącej przewagi w ostrzale, jaką ma Rosja. Chyba Marco Rubio nie dostał tego komunikatu.
9 lip 2025 Rosja po raz kolejny zintensyfikowała swoją kampanię rakietową, uwalniając potężny system Iskander-M w fali śmiercionośnych precyzyjnych uderzeń na Ukrainie. Ukraińska fabryka bezzałogowych statków powietrznych w Charkowie, stanowisko dowodzenia w Odessie i fabryka silników rakietowych w Dnieprze zostały zniszczone — wysyłając wiadomość nie słowami, ale zniszczeniem.
Wspierana przez ogromny wzrost produkcji rakiet — do 700 Iskanderów w samym 2024 roku — rosyjska fabryka w Wotkińsku szybko się rozwija, produkując zarówno konwencjonalne, jak i zdolne do przenoszenia broni jądrowej rakiety balistyczne. Mając ponad 600 rakiet już w rezerwie i rosnący łańcuch dostaw obejmujący ponad 10 wykonawców zamówień obronnych, Rosja wyraźnie przygotowuje się do przedłużającego się konfliktu.
Tymczasem Stany Zjednoczone starają się wysłać dodatkowe systemy Patriot na Ukrainę. Ale czy nie jest już za późno?
Zapomnij o atomówkach. Oto nowa rosyjska broń odstraszająca.
===============================
Oreshnik to nie tylko pocisk. To prototyp przyszłej logiki wojennej: wystarczająco szybki, aby uderzyć przed wykryciem, wystarczająco wytrzymały, aby uniknąć przechwycenia i wystarczająco potężny, aby kształtować decyzje jeszcze przed rozpoczęciem wojny.
Dlaczego Rosja nie musi uciekać się do broni nuklearnej, aby osiągnąć swój cel – i jak Oresznik jasno to pokazuje.
Tuż przed świtem 21 listopada 2024 roku na niebie nad Dnieprem pojawiła się ognista kula. Nie był to meteor. To nie był dron.
Eksplozja, która nastąpiła później – precyzyjna, głęboka i niesamowicie cicha na powierzchni – rozerwała ogromny obiekt obronny Jużmasz w południowo-wschodniej Ukrainie. Materiał filmowy z tego ataku rozprzestrzenił się w ciągu kilku godzin, zebrany zarówno przez analityków open source, jak i służby wywiadowcze. Jednak dopiero po potwierdzeniu przez prezydenta Rosji Władimira Putina, świat otrzymał nazwę dla tego, czego był świadkiem:
Oresznik – nowy rodzaj rosyjskiego pocisku balistycznego.
Oreshnik, zdolny do osiągania prędkości powyżej 10 Mach, przetrwania temperatury do 4000C i dostarczania siły kinetycznej, która rywalizuje z taktyczną bronią jądrową, jest nie tylko szybki. Jest inny.
W ciągu niecałego roku przeszedł od tajnego prototypu do produkcji seryjnej, z potwierdzonymi planami rozmieszczenia na Białorusi do końca 2025 roku. Jego pojawienie się sugeruje, że Rosja zmienia zasady strategicznego odstraszania – nie poprzez eskalację łamiącą traktaty, ale poprzez coś cichszego, subtelniejszego i potencjalnie równie decydującego.
Czym więc dokładnie jest pocisk Oresznik? Skąd się wziął, jakie są jego możliwości i jak może zmienić pole bitwy?
RT wyjaśnia, co do tej pory wiadomo o najnowszym rosyjskim przełomie w dziedzinie niejądrowej broni strategicznej.
Jak działa Oresznik
Pocisk, który uderzył w zakład Jużmasz w Dniepropietrowsku (znanym na Ukrainie jako Dniepr), nie pozostawił po sobie spalonego krajobrazu ani spłaszczonego obwodu. Zamiast tego analitycy badający zdjęcia satelitarne zauważyli wąską strefę uderzenia, zawalenie się konstrukcji poniżej poziomu gruntu i niemal chirurgiczne uszkodzenie powierzchni. To nie skala zniszczeń się wyróżniała, ale ich kształt.
Ta sygnatura wskazywała na coś nowego. Zgodnie z dostępnymi danymi i obserwacjami ekspertów, Oreshnik przenosi głowicę penetrującą typu klastrowego, prawdopodobnie składającą się z wielu podpocisków o dużej gęstości. Detonacja następuje dopiero po tym, jak ładunek wbije się w cel – konstrukcja ta ma na celu maksymalizację wewnętrznych uszkodzeń utwardzonej infrastruktury wojskowej.
Putin stwierdził, że głowice Oresznika są w stanie wytrzymać temperatury do 4000C. Aby przetrwać takie ciepło i pozostać stabilnym przy prędkości końcowej, ładunek musiałby być zamknięty w zaawansowanych materiałach kompozytowych – prawdopodobnie w oparciu o ostatnie osiągnięcia w dziedzinie żaroodpornej ceramiki i struktur węglowo-węglowych stosowanych w hipersonicznych rakietach szybujących.
Jedną z charakterystycznych cech systemu jest jego zdolność do utrzymywania prędkości hipersonicznej podczas końcowej fazy lotu.
W przeciwieństwie do tradycyjnych głowic balistycznych, które zwalniają podczas opadania, Oreshnik podobno utrzymuje prędkość przekraczającą Mach 10, a być może Mach 11, nawet w gęstych warstwach atmosfery.
Umożliwia to uderzenie z ogromną energią kinetyczną, zwiększając penetrację i niszczycielską siłę bez konieczności stosowania dużego ładunku wybuchowego.
Przy takich prędkościach nawet nienuklearna głowica bojowa staje się bronią strategiczną. Skoncentrowane uderzenie o dużej prędkości wystarcza do zniszczenia bunkrów dowodzenia, stacji radarowych lub silosów rakietowych. Skuteczność tej broni nie zależy od promienia wybuchu, ale od precyzyjnego dostarczenia wysokiej energii. To sprawia, że jest ona zarówno trudniejsza do wykrycia, jak i do przechwycenia.
Pod względem doktrynalnym Oreshnik reprezentuje nową kategorię: Niejądrowy strategiczny pocisk balistyczny. Zajmuje on przestrzeń pomiędzy konwencjonalnymi systemami uderzeniowymi dalekiego zasięgu a nuklearnymi ICBM – z wystarczającym zasięgiem, prędkością i energią uderzenia, aby zmienić obliczenia pola bitwy, ale bez przekraczania progu nuklearnego.
Od topoli do leszczyny: początki systemu Oresznik
Chociaż system rakietowy Oresznik znalazł się w centrum uwagi opinii publicznej w 2024 roku, jego korzenie technologiczne sięgają dziesięcioleci wstecz. Architektura, filozofia projektowania, a nawet jego nazwa są zgodne z linią ukształtowaną przez jedną instytucję: Moskiewski Instytut Technologii Termicznej (MITT).
Założony podczas zimnej wojny w celu opracowania zaawansowanych systemów rakietowych na paliwo stałe, MITT od dawna odpowiada za niektóre z najbardziej wyrafinowanych rosyjskich mobilnych platform strategicznych. Należą do nich Temp-2S, Pionier, a później rodzina Topol – pierwsze rosyjskie mobilne międzykontynentalne pociski balistyczne.
Konwencja nazewnictwa pozostała zaskakująco spójna przez lata. Większość pocisków MITT nosi nazwy drzew: Topol (topola), Topol-M, Osina (osika), Yars (rodzaj jesionu), Kedr (cedr). Nowy system, Oreshnik (Leszczyna), wpisuje się w tę tradycję – zarówno symbolicznie, jak i organizacyjnie.
Analitycy uważają, że Oresznik może być częściowo oparty na RS-26 Rubież, mobilnym ICBM opracowanym przez MITT i testowanym w latach 2011-2015. RS-26 był zasadniczo skróconą wersją rakiety Yars ICBM, zaprojektowaną do przeprowadzania precyzyjnych uderzeń na średnich dystansach. Prace rozwojowe zostały po cichu wstrzymane w połowie 2010 roku – prawdopodobnie w odpowiedzi na ograniczenia traktatu INF, który zabraniał stosowania pocisków rakietowych o zasięgu 500 – 5 500 km.
Traktat ten już nie obowiązuje. Po formalnym wycofaniu się USA w 2019 roku Rosja mogła wznowić rozwój w dziedzinie, która była zamrożona przez dziesięciolecia. Pojawienie się Oresznika zaledwie pięć lat później sugeruje, że jego podstawowe komponenty – systemy napędowe, moduły celownicze i mobilne podwozie – były już bardzo zaawansowane.
[dla chętnych: w oryginale jest trochę czytelniejsza md]
Produkcja i wdrożenie: Od prototypu do Białorusi
To, co zaczęło się jako jednorazowe uderzenie operacyjne, przekształciło się w pełnowymiarowy program zbrojeniowy. W czerwcu 2025 roku, podczas spotkania z absolwentami najlepszych rosyjskich akademii wojskowych, Putin ogłosił, że system rakietowy Oresznik wszedł do produkcji seryjnej.
“Ta broń okazała się niezwykle skuteczna w warunkach bojowych i to w bardzo krótkim czasie” – stwierdził.
Szybkość tego przejścia – od debiutu na polu bitwy do masowej produkcji – jest godna uwagi. Sugeruje to, że zarówno system rakietowy, jak i wspierająca go infrastruktura dojrzewały po cichu w tle, prawdopodobnie w oparciu o wcześniejsze badania prowadzone w ramach programu RS-26.
Jeszcze bardziej znaczący niż sama produkcja jest plan rozmieszczenia pocisków. 2 lipca 2025 roku, podczas obchodów Dnia Niepodległości w Mińsku, białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka publicznie potwierdził, że do końca roku pierwsze jednostki Oresznika będą stacjonować na Białorusi.
“Uzgodniliśmy to z Putinem w Wołgogradzie” – powiedział Łukaszenko. “Pierwsze pozycje Oresznika będą na Białorusi. Widzieliście, jak działa ten system. Będzie tutaj przed końcem roku”.
Posunięcie to ma zarówno logistyczne, jak i strategiczne znaczenie. Białoruś od dawna dostarcza wytrzymałe mobilne podwozia dla rosyjskich systemów rakietowych – w tym tych używanych przez Oresznika.
Ta synergia przemysłowa sprawia, że Mińsk jest naturalnym centrum rozmieszczenia, ale to coś więcej niż tylko wygoda techniczna.
Z minimalnym zasięgiem 800 km i maksymalnym podobno prawie 5500, Oresznik stacjonujący na Białorusi miałby w zasięgu praktycznie całą Europę Środkową i Zachodnią. Dla Rosji stanowi on nienuklearny wysunięty środek odstraszania. Dla NATO, wprowadza on nową klasę zagrożeń – szybkich, precyzyjnych i trudnych do przechwycenia, a jednocześnie pozostających poniżej progu odwetu nuklearnego.
W praktyce, otwiera to również drzwi do ewentualnej wspólnej rosyjsko-białoruskiej struktury dowodzenia operacjami rakietowymi poza terytorium Rosji – co jeszcze bardziej sformalizowałoby integrację wojskową między tymi dwoma państwami.
Oresznik znajduje się na przecięciu szybkości, precyzji i strategicznej dwuznaczności. Oto jak wypada w porównaniu z najpotężniejszymi systemami rakietowymi na świecie. [tabela powyżej]
Nowa doktryna bez broni jądrowej
Przez dziesięciolecia termin “broń strategiczna” był synonimem broni nuklearnej – narzędzia ostateczności, wykorzystywanego nie do użycia, ale do odstraszania. Oreshnik zmienia to równanie.
Łącząc zasięg międzykontynentalny, prędkość hipersoniczną i zdolność precyzyjnej penetracji, system ten wprowadza nowy poziom siły: Taki, który znajduje się poniżej progu nuklearnego, ale znacznie powyżej konwencjonalnej artylerii dalekiego zasięgu lub pocisków manewrujących.
W przeciwieństwie do głowic nuklearnych, ładunki Oreshnika mogą być używane bez wywoływania globalnego potępienia lub ryzyka eskalacji poza kontrolą. Jednak ich niszczycielski potencjał – zwłaszcza w stosunku do wzmocnionych celów wojskowych lub infrastruktury krytycznej – czyni z nich wiarygodne narzędzie strategicznego odstraszania.
Jest to sedno tego, co możemy nazwać “doktryną odstraszania nienuklearnego”: Zdolność do osiągania celów na polu bitwy lub celów politycznych za pomocą zaawansowanych systemów konwencjonalnych, które naśladują strategiczny wpływ broni jądrowej – bez przekraczania granicy.
W tych wyłaniających się ramach Oreshnik to nie tylko pocisk. To prototyp przyszłej logiki wojennej: wystarczająco szybki, aby uderzyć przed wykryciem, wystarczająco wytrzymały, aby uniknąć przechwycenia i wystarczająco potężny, aby kształtować decyzje jeszcze przed rozpoczęciem wojny.
Artykuł niniejszy stanowi piątą, ostatnią część z minicyklu o wojnie, sprowokowanej przez małe państwo Chazarów i wywołanej przez wielkie Anglosasów. Na końcu rozważymy obecne i przyszłe sojusze Polski.
Artykuł niniejszy stanowi piątą, ostatnią część z minicyklu o wojnie, sprowokowanej przez małe państwo Chazarów i wywołanej przez wielkie Anglosasów. Na końcu rozważymy obecne i przyszłe sojusze Polski.
Na koncepcję zredefiniowania sojuszu z USA większość dzisiejszych znawców zakrzyknie, że to niemożliwe, musimy się poddać polityce USA, bo jak nie, to… No właśnie, bo jak nie, to co? Odpowiedzą wnet, że zaraz napadnie nas Rosja, dlatego musimy się bardzo zbroić i być najsilniejszą rubieżą na wschodniej flance. Otóż to jest wada myślenia nad Wisłą, której powinniśmy się jak najszybciej pozbyć. Nie powinniśmy być żadną flanką żadnego bloku, tylko budować swój własny blok.
Nasza pozycja geopolityczna wynika z geografii Eurazji i naturalnych szlaków handlowych. Zostały one zaburzone przez rozwój transportu morskiego i mocarstw morskich. Dzięki temu najpierw Wielka Brytania, a potem Ameryka mogły dowolnie kształtować swoje strefy wpływów, łupiąc i eksploatując cały świat wedle własnych potrzeb, jedne rządy wynosząc, inne obalając. W systemie, urządzanym przez mocarstwo morskie ziemie Polski zawsze znajdą się w strefie zgniotu. Z jednej bowiem strony mamy Europę Zachodnią, mającą dogodne wyjścia na ocean światowy, z drugiej zaś – wielki masyw eurazjatycki, dla którego najdogodniejszy dostęp do oceanu wiedzie do portów Europy, wprost przez nasze ziemie. Dla nas położenie na takim szlaku byłoby bardzo korzystne, ale dla mocarstw morskich jest to wręcz niebezpieczne, dlatego, że umożliwia komunikację eurazjatycką po liniach wewnętrznych, bez pośrednictwa szlaków morskich i poza kontrolą morskich mocarstw. Oznacza to nie tylko utratę zysków przez mocarstwo morskie, ale utratę przez nie kontroli tego, co dzieje się w Eurazji.
Zyskałyby na tym państwa, położone na wewnętrznych szlakach handlowych, szczególnie Polska. Wówczas nie bylibyśmy na obrzeżu, ale w centrum. Polska nie powinna być niczyją flanką, ale MOSTEM I STRAŻNICĄ EURAZJI. Mostem, bo łączy Wschód z Zachodem. Strażnicą, bo kontroluje most i może go zamknąć. Nie zrobi tego jednak z byle powodu, gdyż żywotny interes Polski polega na tym, aby szły przepływy, a nie żeby trwały blokady. Główna rola Strażnicy nie polega na zamykaniu mostu, ale na pilnowaniu na nim porządku i pobieraniu myta. Oznacza to więc, że w żywotnym interesie Polski leży włączenie się w chińską inicjatywę Nowego Jedwabnego Szlaku.
Pojawia się jednak szereg pytań. Po pierwsze, co na to Ameryka. Na dziś wiadomo, że nie ma o tym mowy, nasi sojusznicy trzymają nas w garści i nie pozwolą na to. Jednak sprawy świata układają się po nowemu. Globalny hegemon już nie może i nie chce być globalny, więc stara się być lokalny z zachowaniem wpływu na resztę świata. Jest duża szansa przekonania Ameryki do tego projektu, jeśli Polska będzie w stanie utrzymywać porządek na Moście Eurazji, co będzie oznaczało stabilność w naszym regionie. A stabilność naszego regionu jest jednym z gwarantów stabilności na świecie. Polska będzie w stanie utrzymywać tą stabilność, jeśli będzie miała stabilną władzę polityczną, cieszącą się stałym poparciem minimum 1/3 społeczeństwa. Stabilność władzy oznacza brak ataków z zewnątrz i rozłamów wewnątrz. Rozłamy wewnątrz Polski zwykle były i są powodowane przez zagraniczne ośrodki władzy, m.in. przez USA, Niemcy i gnostyckich Chazarów, w mniejszym obecnie stopniu przez Rosję. Stabilność sytuacji w regionie zdjęłaby z Ameryki troskę o kontrolę tej części Europy, gdyż interes Polski byłby jasno zdefiniowany, a Ameryka byłaby zainteresowana wymianą handlową, która przez Polskę i Europę Zachodnią szłaby dalej na Atlantyk.
Pozycja Polski jako Mostu i Strażnicy Eurazji może więc mieć dla Ameryki dwojakie znaczenie, w zależności, jaką pozycję światową przyjmie sama Ameryka. Dla USA jako hegemona światowego ta koncepcja jest nie do przyjęcia, gdyż utrudnia kontrolę Azji przez mocarstwo morskie. W tym wariancie USA potrzebują żelaznej kurtyny w okolicy Polski, aby odciąć Rosji i Chinom dostęp do oceanu światowego przez Europę Zachodnią. W ten bowiem sposób dzięki swej potędze morskiej, lotniczej i bazom USA mogą zachować kontrolę nad wymianą handlową Chin i Rosji z resztą świata. Na dłuższą metę jest to jednak nie do utrzymania, bo z jednej strony Ameryka ponosi zbyt wielkie koszty i wikła się w konflikty, a z drugiej państwa Azji w końcu przerwą kordon mocarstwa morskiego. Tej polityki Ameryka już niedługo nie będzie w stanie prowadzić.
Dlatego należy zaproponować Ameryce takie rozwiązanie, które pozwoli jej utrzymać kontrolę nad strefą atlantycką, przy jednoczesnym wycofaniu się z roli światowego hegemona. Taką możliwość daje przerzucenie części strumienia towarów z portów chińskich na porty europejskie, dzięki Nowemu Jedwabnemu Szlakowi, który będzie kończył się Mostem i Strażnicą Eurazji w Polsce. Sceptycy zaraz postawią trzy kwestie: czy możliwa jest samodzielna geopolityka Polski, czy nie podbije nas Rosja, i czy nie zdominują Chiny.
Samodzielna geopolityka Polski
Zachód, zdominowany przez chazarskich gnostyków nigdy nie uzna nas za podmiot i partnera, niezależnie, jak będą przymilali się polskojęzyczni politycy szkoły pinokiańskiej. Uznają nas dopiero wtedy, gdy będziemy stanowić siłę, której nie można lekceważyć. By zaś tak się nie stało, elity Zachodu robią wszystko, abyśmy tylko nie mogli się wzmocnić. Polska, aby rozmawiać z zachodnimi politykami i uzyskiwać dobre warunki dla Polaków musi być silna pod każdym względem, ale taką nie będzie tak długo, dokąd będzie podlegać decyzjom z Zachodu. Siłę właściwą do uprawiania polityki zagranicznej Polska mogłaby zbudować na drodze wewnętrznych reform, co oznaczałoby odrzucenie znacznej części europejskiej polityki gospodarczej i amerykańskiej polityki strategicznej. Proces ten jest teoretycznie możliwy, ale w praktyce każdy rząd, który wszedłby na tą drogę zostałby obalony. Użyte do tego zostałyby potężne aktywa polityczne, ekonomiczne, finansowe, jakimi Zachód podbił nas z zewnątrz, oraz agenturalne, tkwiące wewnątrz naszego kraju.
Poza tym proces takich reform własnymi siłami trwałby długie lata, a w tym czasie wyprzedziłaby nas ta część świata, która rozwija się gospodarczo. Nie mam tu na myśli Europy, ta się zwija, ale kraje BRICS i USA. Dla własnego rozwoju i bezpieczeństwa potrzebny jest nam wielki strategiczny sojusz ze Wschodem i Południem. Rosja ma tanie surowce, głębię strategiczną, wielki terytorialnie rynek zbytu i potencjał militarny, którego boi się Zachód. Białoruś leży u naszych granic i ma potencjał gospodarczy. Chiny mają produkcję, wielki ludnościowo rynek zbytu, potrzeby inwestycyjne i rosnący potencjał militarny. Iran ma tanie surowce, znaczący rynek zbytu i potencjał militarny. Turcja ma potencjał ludnościowy, gospodarczy i militarny.
To kilka najważniejszych państw, chętnych do podjęcia współpracy z Polską, uwolnioną spod tyranii Zachodu. Wszystkie te państwa prowadzą politykę niezależną od Zachodu i wychodzą na tym dobrze. Między nimi są nie tylko sojusze, ale również rywalizacja, co mądra polska polityka mogłaby wykorzystywać do naszych celów.
Chiny
Jest oczywistym, że jeśli Chińczycy dostrzegą okazję, będą dążyli do przejęcia kontroli nad terytorium, które ich interesuje, a Polska do takich należy. Nie jest to jednak wyłączna chińska przypadłość, lecz stały element myślenia geopolitycznego wszystkich graczy światowej partii szachów. Nad Wisłą nie uprawia się takiego myślenia, bo nie uprawia się geopolityki, ani nawet nie dąży się do suwerenności od zagranicy. Jest to poniekąd współczesna cecha europejska, i po części spowodowane jest tym, że osoby, pełniące funkcję polityków są w istocie podstawionymi sługami chazarskich gnostyków, Obcymi Udającymi Swoich.
Dlatego polska polityka od czasów Sanacji w ogóle nie zakłada myślenia narodowego, suwerennego, niepodległego i geopolitycznego, ale patrzy, komu tu się sprzedać. Taka polityczna prostytucja. Nie należy więc obrażać się na Chińczyków i jakiekolwiek inne państwo z USA włącznie, że chce mieć nas pod kontrolą, ale działać tak, aby tej kontroli uniknąć. Obecna podległość władzy warszawskiej wobec Zachodu stanowi wprost zaproszenie dla pozostałych graczy, aby przejęli Polskę jako tanią zdobycz, przy bierności samych Polaków. Jeśli zaś Polacy będą prowadzić konsekwentnie własną politykę zagraniczną i gospodarczą, staną się atrakcyjnym partnerem dla Chin z uwagi na położenie, a Chińczycy uszanują silną władzę w Polsce i będą woleli raczej się z nami dogadywać, niż nas uzależniać. Próba uzależnienia innego państwa jest bowiem świetnym rozwiązaniem wtedy, gdy państwo to jest słabe i się nie opiera. Gdy jednak państwo ma silną władzę, popieraną przez ludność, bardzo jest trudne do przejęcia, co pokazał przykład Iranu, gdzie nie udało się Chazarom zmienić władzy mimo potężnego ataku.
Rosja, Polska, Zachód
Nasz stosunek do Rosji dyktowany jest dwoma czynnikami: resentymentami o podłożu historycznym i chazarsko-gnostycką propagandą, uprawianą przez polskojęzyczne media, Obcych Udających Swoich i ignorantów. Resentymenty każą nam wierzyć, że Rosja niczego innego nie planuje, jak tylko zaatakować Polskę, bo taki jest jej wieczny determinizm. Rosja po prostu musi to zrobić i na pewno to zrobi. Zwolennicy tej koncepcji nie szukają potwierdzenie swoich tez we współczesnych interesach Rosji, lecz w wydarzeniach z historii ostatnich 300 lat. Dalej zwolennicy nieuchronności inwazji rosyjskiej przypominają represje rosyjskie na Polakach, szczególnie po powstaniach, podczas rewolucji, wojny bolszewickiej i II Wojny Światowej. Miary dopełnia zamach smoleński.
Rzeczywiście, wiele faktów potwierdza rosyjską penetrację i agresję na ziemie polskie. Trzeba opowiedzieć współczesnym Polakom prawdziwy obraz historii, a nie jej sfałszowaną wersję, podawaną w szkołach i mediach. Nie jest tu miejsce na to, ale kilka słów powiedzieć trzeba. Nie ulegają wątpliwości konflikty Polski z Rosją, jednak aby je ocenić rzetelnie, trzeba też dostrzec wpływy zewnętrzne zarówno w Rosji, jak i w Polsce. Wpływy te można określić jako anglosasko–pruskie i chazarsko-gnostyckie. Ujawniły się w obydwu państwach w XVI wieku i prowadziły do zaognienia wzajemnych konfliktów. Polska już wtedy została przeznaczona do likwidacji, a Rosja do awansu, rozrostu i przejęcia, tak samo, jak USA. Z jednej więc strony mieliśmy oddziaływanie na władzę w Rosji w kierunku rozbiorów i represji, z drugiej działania na siły w Polsce, prowokujące nas do bezsensownych powstań i wystawiania się na represje autorytarnej władzy typu bizantyjskiego.
Tak więc trzeba będzie rzetelnie przeanalizować historię konfliktów Rosji z Polską, aby zobaczyć, ile tam było rzeczywistego parcia Moskwy na Zachód, a ile działania obcych sił, wrogich obydwu narodom i państwom. Co do zamachu smoleńskiego, sprawa jest wciąż niejasna i celowo zagmatwana. Żadna z komisji oficjalnie powołanych do wyjaśnienia sprawy nie spełniła oczekiwań Polaków. Raport Macierewicza sugerujący odpowiedzialność Rosji, choć sensacyjny, budzi poważne wątpliwości. Pytanie, dlaczego służby rosyjskie miałyby robić taką robotę u siebie i ściągnąć uwagę, a także, dlaczego po ogłoszeniu raportu ówczesny rząd PiS-u, mający parlament, rząd i prezydenta niczego nie uczynił z tą wiedzą, poza medialną pianą. Nie wiemy więc, kto wykonał ten zamach, i na liście podejrzanych są nie tylko służby rosyjskie, ale również niemieckie, brytyjskie, amerykańskie i chazarskie.
Co do represji, ich skala i okrucieństwo porażają, szczególnie w I połowie XX wieku, gdy Rosją rządzili komuniści. To jednak też trzeba poddać bliższej analizie. Okaże się wówczas, że rewolucję bolszewicką też wywołali chazarscy gnostycy, stanowiąc większość aparatu partyjnego oraz przymusu i terroru. Przerzut Lenina zorganizował niemiecki Sztab Generalny za pieniądze właściwych bankierów, późniejsze państwo bolszewickie także było finansowane z City of London i Wall Street, które w zamian korzystały z rosyjskich surowców. Cały rosyjski eksperyment z komunizmem był eksperymentem gnostyków, tak samo, jak całe państwo amerykańskie.
Jednak przez te zaszłości historyczne większość Polaków wyklucza samą myśl o podjęciu współpracy nawet gospodarczej, a co dopiero politycznej z Rosją. Nie zdają sobie oni sprawy z faktu, że polityka rosyjska ostatnich 300 lat była częściowo sterowana z zewnątrz, tak samo, jak polityka USA. Zwykle przeszkadzają Polakom zbrodnie, dokonane przez Rosjan, lub innych ludzi, za Rosjan uznawanych. Na jakikolwiek głos, wzywający do normalizacji stosunków wschodnich natychmiast reagują krzykiem o ruskich onucach. Jakoś jednak tym onucowcom nie przeszkadzają zbrodnie, dokonywane przez Niemców na Polakach. Niby werbalnie tak, ale faktycznie Niemcy robią w Polsce, co chcą.
Szwedzi też sobie u nas poczynali okrutnie w XVII i XVIII wieku, a nikt przecież nie myśli, by zrywać ze Szwecją stosunki handlowe. Czesi i Słowacy też nieraz pałali do nas wrogością. USA, Wielka Brytania i Francja również mają wobec Polski wiele na sumieniu. No i Ukraińscy. Teoretycznie pamiętamy powstanie Chmielnickiego, Koliszczyznę i Wołyń. Jednak onucowcom pamięć o tym nie przeszkadza, aby do Polski wpuszczać miliony Ukraińców bez kontroli, niszczyć polskie rolnictwo produktami z Ukrainy, oddawać państwu ukraińskiemu polskie uzbrojenie i majątek i pomagać mu w wojnie, narażając się na odwet Rosji. Tak więc z różnymi sąsiadami mamy poważne zadry, ale tylko z Rosją nie wolno nic razem robić. Wytłumaczyć to można bardzo prosto: taki jest interes gnostycko-chazarski, więc utrzymują Polaków w emocjonalnym wzmocnieniu, co bardzo utrudnia nam racjonalne myślenie. Pomagają w tym rzesze Obcych Udających Swoich, porozmieszczanych w różnych obszarach państwa.
Doświadczenia historyczne nie są żadną determinacją na przyszłość, a dzisiejsza Rosja nie jest Związkiem Radzieckim, tylko na powrót Rosją, głęboko wewnętrznie okaleczoną, najpierw przez bolszewicki komunizm, potem przez sowiecki socjalizm, a w końcu przez smutę chaosu oligarchów z czasów Jelcyna. Rosja dochodzi do siebie, powracając do własnej polityki imperialnej. Państwo tej wielkości jest imperium, bo musi nim być. Nie ma tam miejsca na chaos demokracji typu zachodniego. Obrażanie się na Rosję za to, że jest Rosją to jakby obrażać się na wilka, że jest drapieżnikiem. To nie znaczy jednak, że musi zagarnąć wszystko, co znajduje się w jego zasięgu. Każdy system, aby był funkcjonalny musi mieć wyznaczoną granicę wzrostu.
Każdy postęp terytorialny, polegający na podboju kolejnego państwa i narodu wiąże się z ogromnymi kosztami. Sama operacja wojskowa to wielki koszt logistyczny, związany z organizacją i przemieszczeniem armii i zapewnieniem jej zaopatrzenia. Koszty i straty, związane z walką z obrońcami to następna pozycja w buchalterii. To nie byłoby jednak najtrudniejsze, na obecną chwilę nie ma w Europie takich armii, które zdołałyby zatrzymać zwycięski pochód wojsk rosyjskich, gdyby to państwo zdecydowało się na prawdziwą pełnoskalową wojnę. Podbój Europy, a przynajmniej jej środkowej części nie byłby dla Rosji nadmiernym wysiłkiem. Prawdziwy wysiłek i koszty zaczęłyby się dopiero wtedy, gdyby Rosja zechciała okupować podbitą Polskę. To już było, i zawsze stanowiło problem dla tego państwa. W końcu Stalin zdecydował, że lepiej Polski nie okupować, lecz trzymać w wasalnej zależności. Tak przeżyliśmy PRL, a po 1989 r. zmieniło się tyle, że staliśmy się wasalem Zachodu, który dąży do naszej likwidacji.
Argumenty, że Rosja upada na skutek wojny ukraińskiej i sankcji Zachodu, używane przez zwolenników Ukrainy świadczą o ignorancji. Wyraźnie widać, że władze Rosji prowadzą wojnę na wyniszczenie, nie angażując swoich głównych zasobów. Zachód wysyła tam swoje zapasy i uzbrojenie, warte miliardy, pozbywając się rezerw i obciążając gospodarki długami. Rosja przede wszystkim pozbywa się starego sprzętu i rozwija swoją bazę produkcyjną.
Armia Federacji Rosyjskiej bez trudu mogłaby zahamować dostawy materiałów na Ukrainę, przerwać linie zaopatrzenia i porazić centra dowodzenia. Nie robi tego jednak, pozwalając na przepalenie sił Zachodu oraz zasobów materialnych i ludzkich Ukrainy. To generuje duże koszty dla Rosji, są one jednak wkalkulowane w odzyskanie przez Rosję pozycji niezależnego imperium. Ukraina jest dla Rosji perłą w imperialnej koronie, więc Moskwa nie zrezygnuje z Kijowa, tym bardziej, że Ukraina, należąca do wrogów Rosji zawsze jest strategicznym zagrożeniem dla tego państwa. Nie łudźmy się więc, wojna ukraińska nie jest wojną Ukrainy o swoją wolność, lecz walką Rosji o bezpieczeństwo strategiczne, a ostatecznym celem polityki Rosji wobec Ukrainy jest całkowite podporządkowanie Kijowa Moskwie. Polska nie ma żadnej mocy, aby powstrzymać ten proces, a nawet więcej, nie ma żadnego w tym interesu.
Problem ukraiński
Ukraina jako państwo niepodległe jest obecnie czymś niemożliwym. Albo będzie podlegać Rosji, albo Zachodowi, czyli w praktyce gnostyckim Chazarom, a oni będą używać tego państwa i jego zasobów do realizacji agresywnych celów, tak samo, jak używają małego państewka chazarskiego. Jednym ze stałych celów gnostyków jest eliminacja Polski i Polaków, do tego więc będzie używane państwo, rządzone przez reżim w Kijowie. Dla Chazarów nie jest ważne życie ich poddanych, tym bardziej więc nie będzie im żal naszego. Należy więc traktować państwo ukraińskie jakie poważne zagrożenie dla Polski, tym większe, im bardziej będzie formalnie niepodległe. Ukraińcy nie mają obecnie żadnej możliwości, aby skutecznie zarządzać swoim państwem, przede wszystkim z powodu braku silnej tożsamości narodowej i tradycji ustrojowych.
Jedyne silne uczucie, jaki jest w stanie połączyć część ludności tego państwa to banderyzm, uczucie nie tyle narodowe, ile antypolskie. Dotychczasowa historia kontaktów polsko-ukraińskich po 1991 r. wyraźnie pokazuje ich jednostronność. Z jednej strony wielka polska życzliwość i inwestycje w Ukrainę i Ukraińców, z drugiej wrogość, pogarda, arogancja i niekończące się roszczenia i groźby ze strony Ukrainy. Dla Polski Ukraina, zarządzana przez chazarskich gnostyków jest zarazem kufrem bez dna i bezdenną otchłanią. Państwo ukraińskie będzie wrogiem państwa polskiego, chyba, że Polska byłaby tak silna, że zdominowałaby Ukrainę politycznie i militarnie, co w tej chwili nie jest osiągalne.
Państwo ukraińskie po zakończonej wojnie nie zostanie pozostawione samo sobie, lecz znajdzie się pod protektoratem. Protektorat może być niemiecki, amerykański lub rosyjski. Wszystkie są dla nas ryzykowne, gdyż zawsze dają protektorom możliwość użycia Ukrainy przeciwko Polsce. Najgorszy byłby dla nas protektorat niemiecki (unijny znaczy to samo), wówczas to użycie byłoby pewne. Protektorat amerykański dałby takiego użycia prawdopodobieństwo, protektorat rosyjski również, ale jednocześnie byłby w stanie zlikwidować banderyzm. Każda więc ewentualność państwa ukraińskiego jest dla Polski albo bezpośrednim, albo potencjalnym zagrożeniem. Postępowanie roztropne polega na dobrych stosunkach ze wszystkimi sąsiadami. Dobre stosunki z Ukrainą oznaczają strzeżoną granicę, koniec darmowego wspierania tego państwa, powrót większości Ukraińców do ojczyzny, wyraźne i egzekwowane żądania Polaków opłacalności wzajemnych kontaktów, ciągły szantaż ze strony Polski zamknięcia granicy dla ludzi i towarów. Ukrainę trzeba bardzo rygorystycznie dyscyplinować, a fundamentalnym warunkiem jakichkolwiek dalszych kontaktów powinno być żądanie całkowitej debanderyzacji oraz pełna ekshumacja i pochówek pomordowanych Polaków. Dopiero po tym można z nimi rozmawiać o czymkolwiek na zasadzie partnerstwa.
Nowe sojusze
Dobre stosunki z Rosją są jak najbardziej możliwe, a ryzyko ataku ze strony tego państwa jest mniejsze, niż ryzyka ukraińskie. Rosja nie planuje inwazji na Europę Zachodnią, to propaganda gnostyków. Rosji się to nie opłaca, nie ma też pokrycia w żadnych strategicznych planach. Jednocześnie atak Rosji na Polskę jest dziś prawdopodobny, ale na skutek agresywnej polityki władzy w Warszawie, działającej na zlecenie Zachodu, będącego pod kontrolą gnostyków. Władze państwa polskiego zachowują się agresywnie i prowokacyjnie wobec mocarstwa nuklearnego i największego państwa świata, którego nie da się pokonać z zewnątrz. Zachowanie to jest skrajnie nieodpowiedzialne i naraża Polskę na rosyjski atak odwetowy. Jednocześnie propaganda chazarsko-gnostycka w Polsce twierdzi, że musimy zbroić się, aby obronić się przed agresywną Rosją. W tym celu narzuca się Polsce wielkie wydatki budżetowe, obciążenie gospodarki i żadnych realnych korzyści. Innymi słowy, prowokujemy Rosję, dozbrajamy Ukrainę, wydajemy mnóstwo pieniędzy i niczego za to nie mamy. Zakontraktowaną amerykańską i koreańską broń dostaniemy być może kiedyś, a i tak nie będziemy mogli jej użyć bez pozwolenia Amerykanów. Znajdujemy się więc obecnie w fikcyjnej rzeczywistości, żyjąc urojeniami, wmówionymi i narzuconymi nam przez naszych wrogów, postępujemy samobójczo, i nawet o tym nie wiemy. Oprócz tych, którzy czytają to opracowanie.
Stosunki dobrosąsiedzkie nie oznaczają podległości. W tym znaczeniu nasze obecne relacje z Niemcami nie są dobrosąsiedzkie, oparte są bowiem na podległości z naszej strony. Dobre stosunki z sąsiadem oznaczają również asertywność. Trzeba umieć odmówić, gdy sąsiad życzy sobie na noc naszą żonę lub córkę. Przez całą III RP państwo polskie nie mogło odmówić niczego niektórym sąsiadom, a przyczyną była antypolska polityka władz w Polsce. Zawieranie jakichkolwiek sojuszy przez państwo polskie będzie możliwe dopiero wtedy, gdy w Polsce będzie stała władza suwerenna, reprezentująca naród, a nie zewnętrznych organizatorów; władza, prowadząca politykę propolską, a nie antypolską; władza dążąca do wolnej Polski, a nie do zależnego Ukropolin. To warunek wstępny.
Gdy uda się spełnić ten warunek, wówczas, bazując na wiedzy, zawartej w niniejszym opracowaniu należy zawrzeć nowe sojusze, lub odnowić stare. Zasada ogólna jakichkolwiek sojuszy jest bardzo prosta: muszą się opłacać Polsce i Polakom. Każdy sojusz musi być realistyczny, a nie idealistyczny, dający wymierne korzyści nie tylko doraźne, ale też długofalowe. Nasz obecny sojusz z Zachodem zakłada, że musimy bronić się przed napadem Rosji, i NATO i UE nam gwarantuje bezpieczeństwo w tych warunkach. Założenie to opiera się na dwóch błędach. Po pierwsze, zagrożenie rosyjskie jest wyolbrzymione, po drugie, Zachód nas nie ochroni. Trzeba jednak dołożyć nowe założenia, które nie były znane jeszcze na początku XXI wieku. Sojusz z Zachodem jest drogi, ryzykowny i przynosi nam więcej przykrości, niż korzyści. Uczestnictwo w UE to pewność bankructwa i zniewolenia, a USA wycofują swoje gwarancje bezpieczeństwa dla Europy. Jednocześnie Chiny są zainteresowane Nowym Jedwabnym Szlakiem, co daje Polsce wymierne korzyści, a Rosja okazała się państwem odpornym na destabilizację i kryzysy. Wszystkie główne państwa Zachodu, gwarantujące Polsce bezpieczeństwo w ramach NATO nie są suwerenne, ich polityka zewnętrzna jest zdalnie sterowana, a wewnętrzna to samobójstwo. Zachód ekonomicznie się zwija, a grupa BRICS się rozwija. Zarazem nadal potrzebujemy państw Zachodu, a szczególnie Ameryki, ale nie po to, aby się powiesić na ich klamce. Potrzebujemy ich, aby mieć przeciwwagę dla sojuszu ze Wschodem, a także jako potęga, zdolna poskromić przyszłe roszczenia polityczne i militarne imperium pruskiego, którym dziś są Niemcy. Dziś wydaje się to abstrakcją, ale Niemcy mogą się na powrót uzbroić, a po rozpadzie UE mogą wrócić do militarnego parcia na Wschód, którym będzie Polska. USA są więc nadal nam potrzebne jako okupant naszego wroga oraz jako możliwość wyboru strategicznych sojuszy geopolitycznych. Dopóki będziemy uzależnieni od jednej ze stron, która jest naszym monopolistą bezpieczeństwa, nie będziemy szanowani. Monopolista nie szanuje klienta, którego uzależnił od siebie, ale tego, o którego względy musi zabiegać. Gwarancją szanowania polskich interesów zarówno przez Wschód, jak i przez Zachód będzie tylko balansowanie pomiędzy i wygrywanie wzajemnych sprzeczności. W żadnym razie Polska nie może stać się całkowicie podległa jednemu z bloków.
Polska ma komfort położenia na styku dwóch światów, i może pozwolić sobie na status specjalny: być jednocześnie elementem niezbędnym dla dwóch obszarów geopolitycznych. Może wykorzystywać walory jednego obszaru i drugiego, nie będąc jednocześnie w opozycji do żadnego. W razie zachwiań równowagi światowej nasze państwo może być czynnikiem, zapewniającym homeostazę. Na tym polega rola MOSTU I STRAŻNICY EURAZJI: zapewniać łączność, współpracę, niwelować napięcia, zarabiać na przepływie. Taka pozycja pozwoli na jednoczesny wielki sojusz ze Wschodem i serdeczne porozumienie z Zachodem. Sojusz ze Wschodem jest nam potrzebny, abyśmy mogli się wyzwolić z chazarsko-gnostyckiego więzienia Zachodu. Polska ma zadłużony skarb, rozbrojoną i zdezorganizowaną armię, nieczynne zasoby naturalne, zdemolowaną gospodarkę, zniszczone szkolnictwo, zdezorientowane społeczeństwo. Potrzebujemy stabilnych partnerów handlowych, dostaw tanich surowców i technologii, i spokoju na granicach, abyśmy mogli odbudować naszą gospodarkę, myśl techniczną, finanse i obronność. Dopóki będziemy nieodwołalnie zależeć od Zachodu, nigdy nam na to nie pozwolą, za to będą nas zadłużać jeszcze bardziej i niszczyć wszelkie przejawy polskości. My potrzebujemy Wschodu, aby się odbudować, Wschód potrzebuje nas, aby mieć pokój i wyjście na zachodnią półkulę. Ameryka potrzebuje stabilnej sytuacji w Europie i na styku ze Wschodem, a Europa Zachodnia potrzebuje wsparcia w wyzwoleniu się od skorumpowanych elit politycznych. W geograficznym środku tych wszystkich potrzeb leży zaś Polska, a to, czy Polacy zdobędą się na przejęcie swojego losu z rąk okupacyjnych pseudoelit, zależy tylko od nas. Czas pokaże, czy wojny, które teraz się toczą, są początkiem III Wojny Światowej, czy początkiem walki wyzwoleńczej narodu polskiego. Najpierw od własnych ograniczeń mentalnych, potem od zdrajców i Obcych Udających Swoich, a w końcu od opresji obcych potęg, zmuszających nas do narodowego samobójstwa.
Poradnik świadomego narodu, księga 1: Historia debilizacji
Prognoza reprezentuje punkt widzenia Moskwy, skoro punkt widzenia tzw. demokracji zachodniej, czyli Waszyngtonu oraz państw stanowiących jego protektoraty, jest znany. Pozostaje luka w postaci punktu widzenia Pekinu, ale przedstawiciele tamtejszych elit politycznych nie ujawniają swoich poglądów w tej kwestii. Trochę szkoda.
Notka niniejsza to w zasadzie tekst autorstwa Aleksandra G. Dugina opublikowany z dzisiejszą datą na portalu „Politico.eu”. Napisałem „w zasadzie”, bo tekst A. Dugina poddałem moderacji, jako że jest on napisany po rosyjsku dla czytelnika z Moskwy, Petersburga czy kilku innych metropolii Federacji Rosyjskiej (dalej FR). Polski czytelnik niekoniecznie odczytałby niektóre niuanse. Albo niekoniecznie właściwie. https://pl.wikipedia.org/wiki/Aleksandr_Dugin https://pl.wikipedia.org/wiki/Politico
********
Zbombardowanie przez amerykańskie samoloty irańskich obiektów nuklearnych w Natanz i bazy wzbogacania uranu w obiekcie Fordo to początek trzeciej wojny światowej. Broń nuklearna nie powstrzymuje już nikogo, a ataki na obiekty nuklearne są w rzeczywistości autoryzowane zarówno przez Izrael, który nie otrzymał zdecydowanej reakcji międzynarodowej, a teraz także przez USA. Tak wiele czerwonych linii zostało już przekroczonych, że wydaje się wątpliwe, czy jeszcze jakieś pozostały do przekroczenia.
Rzecz jasna, odnosi się to także do Federacji Rosyjskiej (FR). Kijowscy awanturnicy już parokrotnie próbowali uderzyć w obiekty nuklearne na jej terytorium, zaś ataki na strategiczne lotniska, lustrzano podobne do izraelskich akcji przeprowadzonych w Iranie, nie pozostawiają wątpliwości, że jest to obecnie całkowicie akceptowalny sposób prowadzenia działań wojskowych przeciwko komukolwiek. Jest to tylko kwestia czasu, kiedy nastąpi sięgnięcie po głowice nuklearne, bo atomowa puszka Pandory została już otwarta.
Odnośnie broni jądrowej była wielokrotnie przywoływana metafora Antoniego Czechowa o pistolecie na scenie teatralnej: „Jeśli w pierwszym akcie powiesisz pistolet na ścianie, to w następnym akcie musisz z niego wystrzelić. W przeciwnym razie nie wieszaj go tam”. Właśnie taka broń została zawieszona na ścianie w pierwszym akcie, którym był okres tzw. zimnej wojny”. Obecnie zdjęto ją ze ściany i wystrzał z niej staje się nieunikniony.
Politolog kremlowski Siergiej A. Karaganow przedstawił doktrynę o nieuchronności konfliktu w wersji nuklearnej w 2022 r., a w 2023 r. rozszerzył ją o koncepcję prewencyjnego uderzenia atomowego, zanim będzie „za późno” (dla FR), na kraje wschodniej flanki NATO. Uznano go wówczas za panikarza lub kogoś, kto maluje obraz sytuacji w zbyt czarnych barwach.
Aby jednak sensownie rozważyć temat przyszłych wojen nuklearnych, wypada wskazać , pod jakimi ideologicznymi sztandarami będą one toczone? Komu i jaka przyszłość mają zapewnić, gdyż rozpoczynając taką wojnę, warto mieć przynajmniej przybliżony obraz tego, co stanie się po jej zakończeniu. Z punktu widzenia globalistów, tzn. tych, których Donald Trump i jego zwolennicy nazwali niedawno „Deep State” (a których narzędziem w szybkim tempie sami się stają), ich wizja przyszłości ześrodkowana jest na osiągnięciu dwóch głównych celów.
Pierwszym jest ustanowienie monopolu władzy dla rządu światowego w drodze zniesienia suwerennych państw (tych resztek „pokoju westfalskiego”). W tym celu konieczne jest całkowite wymieszanie wszystkich narodów, zniesienie granic państwowych i przemieszanie ludzkiej populacji w jednym tyglu. Ponadto konieczne jest doprowadzenie zasady indywidualizmu do granic możliwości i zniesienie płci, czyniąc ją kwestią wyboru (tak jak liberałowie uczynili to kwestią wyboru w przypadku wyznania, klasy społecznej, bądź narodowości). A ci, którzy się temu sprzeciwiają i opowiadają się za suwerennością i tradycyjnymi wartościami, powinni zostać poddani anihilacji. W taki to sposób kolektywny Zachód widział przyszłość przed Trumpem, prowadząc już wojnę z FR via Ukraina oraz przygotowując się do konfliktu z Chinami i demontował świat islamski kolorowymi rewolucjami lub „karnymi operacjami wojskowymi”. Jednocześnie globaliści wywierali wpływ na osłabienie ideologii hinduizmu panującej w Republice Indii.
Już pierwszy etap przewidywał użycie broni nuklearnej, ponieważ przeszkody na drodze do ustanowienia rządu światowego muszą za wszelką cenę zostać zniszczone, przy czym ludzkości jako całości nie należy żałować , skoro traktując kwestię ilościowo, mamy jej znaczny nadmiar.
Drugi etap miałby być jeszcze bardziej radykalny: celowe i metodyczne niwelowanie populacji ludzkiej poprzez zastępowanie jej produktami sztucznej inteligencji, co obecnie stało się priorytetową koncepcją globalistycznych futurologów. A zatem, najpierw migranci zastępują rdzenną ludność, transpłciowi zastępują dwie naturalne płcie i tradycyjne rodziny, a w końcu sami migranci i transpłciowi zostają zastąpieni przez sztuczną inteligencję i cyborgi. To zaś wzmacnia uzasadnienie, by użyć broni nuklearnej przeciwko temu, kto nie nadąża za postępem. Ludzkość jawi się zatem jak stary telefon z obrotowym cyferblatem lub pierwsze komputery z perforowanymi kartami, co oznacza, że jej miejscem przeznaczenia będzie wysypisko śmieci bądź osadniki na odpady nuklearne. I w takim kierunku zmierzały sprawy przed wygraną Trumpa, kiedy kolektywny Zachód realizował swój plan (wojny, pandemie, modyfikacje genetyczne itp.).
Trump i jego ruch MAGA (Make America Great Again) wygrali wybory w USA właśnie dlatego, że sprzeciwili się takiemu kursowi na przyszłość. Wygrali pod hasłami antymilitaryzmu, anty interwencjonizmu, zatrzymaniu nielegalnej migracji oraz zakazu propagowania ideologii LGBT. W takiej perspektywie przyszłość była postrzegana jako świat wielobiegunowy (co wyraźnie podkreślił sekretarz stanu USA Marco Rubio), z anulowaną lub odroczoną nuklearną zagładą ludzkości. A rozpętane przez globalistów konflikty na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie miały zostać szybko zakończone.
Trump wdrożył kilka obietnic wyborczych: znacząco ograniczył propagowanie społeczności LGBT), rozpoczął „czystkę” pośród rzeszy nielegalnych imigrantów. USAID – globalistyczna centrala eksportu liberalizmu i kolorowych rewolucji – została zamknięta, a jej pracownicy zwolnieni. Wydawało się, że szanse na konflikt nuklearny zostały odłożone w czasie, zaś cała uwaga została przeniesiona na sprawy kontynentu północnoamerykańskiego – pozostającą w rękach globalistów Kanadę oraz na Grenlandię.
Ledwie świat odetchnął z ulgą, a amerykańska baza wyborców MAGA radowała się oczekując na budowę przyszłości bez wojen i zimy nuklearnej, wówczas Izrael rozpoczął wojnę z Iranem, atakując jego instalacje nuklearne. Trump niezwłocznie przyłączył się do tej wojny wydając rozkaz zbombardowania irańskich obiektów wzbogacania uranu.
Po raz kolejny obserwujemy ostry zwrot w odniesieniu do przyszłości i w zasadzie początek III wojny światowej, bo raz otwartej puszki Pandory nie da się zamknąć. Trump właśnie ją otworzył na oścież.
Jaki rysuje się obraz tej przyszłości, biorąc pod uwagę własną ideologię Trumpa, która pod wieloma względami wciąż odbiega (choć nie tak bardzo, jak wszyscy mieli nadzieję) od liberalnego globalizmu?
Jeśli przyjmiemy hipotezę, że to właśnie globalistyczne „głębokie państwo”, które Trump próbował obalić, było silniejsze, niż wszyscy sądzili, to niewykluczone, że wykorzystało Trumpa i jego narodowo zorientowany program. Bo jeśli „trumpiści” uważali, że nacjonalizm będzie oznaczał skupienie się na wewnętrznych problemach USA i wyeliminowaniu globalistów, „głębokie państwo” miało w tym względzie własne plany i ambicje. No to jakie one były?
Najbardziej logiczne wyjaśnienie wydaje się następujące: plany globalistów dotyczące płynnego i dobrowolnego przekazywania władzy rządowi światowemu zaczęły się coraz bardziej opóźniać, aż na dobre ugrzęzły.
Wzrost znaczenia Rosji i Chin, ruch w kierunku cywilizacyjnej suwerenności Indii, świata islamskiego, Afryki i Ameryki Łacińskiej, pojawienie się i wzmocnienie BRICS, stwarzały bezpośrednią zaporę dla globalnej jednobiegunowości. A wojna kolektywnego liberalno-globalistycznego Zachodu przeciwko reszcie świata, jeśli nawet z użyciem broni nuklearnej, nie gwarantowała finału na korzyść Zachodu.
Z tych względów opracowano podstęp, by nie sprzeciwiać się konserwatywnemu zwrotowi, wzrostowi nacjonalizmu i populizmu, a także wzmocnieniu wielobiegunowości, ale wykorzystać je do własnych celów. Odłożono na razie tworzenie rządu światowego, aby posłużyć się mechanizmem „zderzenia cywilizacji”. W tym celu umożliwiono dojście do władzy w USA “nacjonalisty” Trumpa.
Symbolem był „salut Bellamy’ego”, wykonany dwukrotnie przez Ilona Muska, a następnie przez Steve’a Bannona i innych uczestników Konserwatywnej Konferencji Działań Politycznych (CPAC), na której obecny był wiceprezydent USA Jay Dee Vance. Wiki Bellamy salute. Doraźnie więc nacjonalizm stał się twarzą Ameryki. Wydaje się to być w zupełnej sprzeczności z internacjonalizmem globalistów. Jednak biorąc pod uwagę ich długoterminowe plany w odniesieniu do wojny nuklearnej, był to bodaj najszybszy sposób na osiągnięcie założonych celów.
Inny skrajnie nacjonalistyczny reżim, czyli rząd premiera Netanjahu w Izraelu, stał się kolejnym ogniwem realizowania w praktyce „zderzenia cywilizacji”. Netanjahu stanowi izraelską wersję „salutu Bellamy’ego”. Ataki na Liban i Strefę Gazy, a aktualnie prowokowanie totalnej wojny z Iranem, doskonale wpisują się w ten scenariusz. Otóż uderzenia Izraelitan, skierowane na irański potencjał nuklearny, to aktywacja „brudnej bomby”, czyli początek konfliktu nuklearnego.
Pozostaje odpowiedź na pytanie, dlaczego Trump się w to angażuje.
Także Ukraina jest kolejnym narzędziem globalistów. Neonazizm kwitnie tam w swojej najbardziej rażącej formie, a rehabilitacja nazistowskich zbrodniarzy i prześladowania na tle językowym i religijnym stały się codzienną praktyką. I znowu włączony został czynnik nuklearny. Ciągły ostrzał elektrowni jądrowej w Zaporożu, próby ataku na elektrownię jądrową w Kursku i wreszcie atak na lotniczy komponent rosyjskiej triady nuklearnej. Oczywiście, wszystkie te dzialania podejmowane są nie tylko za zgodą globalistów, ale pod ich bezpośrednią kontrolą i na ich polecenie.
Czy drobne, póki co, starcia między dwoma państwami dysponującymi bronią i nuklearną – Pakistanem i Indiami – nie należy do tej samej kategorii? Rzecz jasna, prowokatorzy również i tej awantury nie zostali zidentyfikowani. A w kolejce czekają Chiny i Korea Północna. Rosja zaś jest testowana, kiedy skończy się jej cierpliwość i włączy się do domina nuklearnej eskalacji.
Główny wniosek jest taki, że prawdopodobnie to globaliści postanowili przedefiniować konflikt nuklearny, do którego wcześniej doprowadzili. Nie tylko konfrontację między kolektywnym Zachodem a wielobiegunową reszta ludzkości (skoro tutaj można przegrać), ale wojnę wszystkich przeciwko wszystkim, wykorzystując nawet swoich wrogów, takich jak Trump, do własnych celów. W takim przypadku rząd światowy zostanie ustanowiony nie teraz, ale po wojnie nuklearnej, kiedy duża część ludzkości zginie, zaś pozostali przy zyciu będą błagać o jakikolwiek pokój na jakiejkolwiek podstawie. Roboty i sztuczna inteligencja po prostu przejmą inicjatywę, ponieważ współczesne działania wojenne zależą coraz pełniej od ich możliwości. Tak więc realizacja celu globalistów nie będzie dobrowolna, ale wprowadzona zostanie w drodze totalnej przemocy.
W tym miejscu ujawnia się znaczenie „salutu Bellamy’ego”. Jest oczywiste, że ani idea socjalizmu, ani liberalizmu już nikogo nie są w stanie zainspirować. To są już wyłącznie ideologiczne zjawy z minionej epoki., które dzisiaj przeżyły swoją użyteczność, zamieniły się w kicz i pośmiewisko. Kiedyś budziły entuzjazm, teraz zwyczajnie nudzą.
Liberałowie dławili wszelkie przejawy patriotyzmu i ośmieszali konserwatystów w każdy możliwy sposób. Obecnie postanowili zmienić taktykę. Najpierw przetestowali taki wariant na ukraińskim neonazizmie. I okazało się to bardzo skuteczne: rozpadający się na kawałki kraj ze zdezorientowaną ludnością i walkami oligarchów pod rządami agentów i skorumpowanych polityków, zmieniony został w taran militarny, napędzany wściekłością i nienawiścią. W takim stanie świadomości społeczeństwo z „salutem Bellamy’ego” i procesjami z pochodniami jest w stanie zabijać wszystkich wokół, nie zważając na swój los. Dlatego też globaliści, widząc dodatnie z ich punktu widzenia efekty, prawdopodobnie postanowili nie likwidować przedwcześnie Trumpa. Wykorzystali go do własnego celu, bo jego działanie rozpoczęło de facto III wojnę światową.
A im głośniej wszyscy powtarzają „nigdy więcej”, tym bliższy jest „powrót barbarzyńców” – od MAGA po radykalny islam, od reżimu w Kijowie po skrajnie prawicowy syjonizm z jego „Torą wojny” Icchaka Szapiro, od indyjskiej hindutwy po „brązowe berety” latyno-amerykańskiego powstania w Kalifornii i Teksasie, od BLM (Black Live Matter) i krytycznej teorii rasowej po nowy euro-militaryzm Mertza, Macrona i Starmera. Kim zaś jest Georgia Meloni, prawdopodobnie każdy ma własne zdanie na ten temat. Jest to również „Bellamy salute”.
Tak więc, okazuje się, że globaliści postanowili zmienić taktykę. Nie walczyć ze wzrostem nacjonalizmu i wielobiegunowości, ale odwrotnie, wyjść im naprzeciw, ale tylko pod warunkiem wojny wszystkich ze wszystkimi – najlepiej nuklearnej lub przeradzającej się w nuklearną. A wtedy, zgodnie z ich ideą, zostanie ustanowiony rząd światowy, nastąpi oczekiwana “Change”. I nadejdzie to, co tradycja chrześcijańska nazywa „królestwem Antychrysta”.
Okoliczność, iż konflikt nuklearny wybucha w Ziemi Świętej i że rozpoczęli go izraelscy politycy, którzy wierzą, że torują drogę nadejściu ich Mesjasza, z kolei szyici reagują na to z nadzieją, że wkrótce „ukryty Imam” – Mahdi, którego przeznaczeniem jest pokonanie demona Dajjala – wejdzie do akcji, – to wszystko może nie być zwykłym zbiegiem okoliczności. Wiki Al-Masih_ad-Dajjal.
Co w takiej sytuacji powinna uczynić Rosja? Najgłupszą rzeczą byłoby kontynuowanie odgrywania roli kota Leopolda, chwytając się resztek pokojowego socjalizmu i naiwnego staro-liberalnego światopoglądu, ufając w ONZ i przyjaźń narodów. Obecnie taka beztroska wobec III wojny światowej, która faktycznie już trwa, byłaby nie tylko błędem, ale zbrodnią. Najwyższy czas, aby trzeźwo spojrzeć prawdzie w oczy.
Ale co można przeciwstawić „salutowi Bellamy’ego”, skoro ci, którzy się nim posługują, nie rozumieją ludzkiego języka i zasad humanistycznych? Co zrobić, gdy mamy do czynienia ze światem, w którym tylko jedna rzecz zaczyna decydować o wszystkim: czynnik brutalnej siły, determinacja do skrajnie niemoralnego, a nawet samobójczego czynu, coraz większa szybkość decyzji i działań, niekończące się i fantastycznie wręcz zuchwałe totalne kłamstwo, które po cichu podaje ofiarę za kata i odwrotnie.
I otóż Rosja jest gotowa negocjować z tymi, którzy zorganizowali to wszystko dla nas. Bez ideologii, tylko z najlepszymi intencjami, życzliwością i suwerenną prośbą – jeśli to możliwe, zostawcie nas w spokoju. Odpowiedź brzmi: nie możemy.
Ale broń nuklearna nie uratuje ani nie ochroni nikogo przed niczym. Co więcej, najwyraźniej ci, którzy planują to wszystko, już zdecydowali, że ta wojna, która się rozpoczęła, będzie wojną nuklearną.
*******
Wykaz moich wszystkich notek na portalu “Szkoła Nawigatorów” pod linkiem:
Artykuł niniejszy stanowi drugą część z minicyklu trzech artykułów – tryptyk o wojnie, sprowokowanej przez małe państwo Chazarów i wywołanej przez wielkie Anglosasów. Pierwszy artykuł omawia sprawy amerykańskie, drugi – światowe, a trzeci – polskie.
Artykuł niniejszy stanowi drugą część z mini-cyklu trzech artykułów – tryptyk o wojnie, sprowokowanej przez małe państwo Chazarów i wywołanej przez wielkie Anglosasów. Pierwszy artykuł omawia sprawy amerykańskie, drugi – światowe, a trzeci – polskie.
Niniejszy tekst powstał jeszcze przed ogłoszeniem rozejmu przez prezydenta Trumpa w nocy z poniedziałku na wtorek polskiego czasu. W czasie, gdy to publikuję, czyli ok. 12.40 we wtorek 24 czerwca 2025 roku nie jest wciąż wiadome, czy rozejm jest, czy go nie ma. Minister spraw zagranicznych Iranu oświadczył, że nie ma formalnego porozumienia, ale że Iran powstrzyma swoje ataki, jeśli to samo zrobi Izrael. Około 11 naszego czasu Izrael ogłosił, że Iran złamał rozejm. Dzień wcześniej Iran wysłał rakiety na amerykańską bazę w Katarze. Atak był dość słaby, a większość rakiet została zniszczona w powietrzu. Wcześniej prezydent Trump zapowiadał, że każdy taki atak ze strony Iranu będzie przez USA potraktowany jak wypowiedzenie wojny. Pomimo tego już po tym ataku Trump ogłosił rozejm i świetlaną przyszłość dla Iranu i Izraela. Z amerykańskiej prasy Wall Street Journal czytamy, że Iran został upokorzony i zmuszony do poddania się. W tym samym dniu Rosja wyprowadziła zmasowany atak rakietowy na Kijów i obwód kijowski. Dynamika i sprzeczność wydarzeń stwarzają wrażenie, jakby Trump oszalał. Z całą pewnością tak nie jest. Trump prowadzi bardzo złożoną grę, której złożoność postaram się objaśnić w niniejszym artykule. Nie traci on na aktualności mimo gwałtownych zmian bieżącej sytuacji.
Piszę bowiem o procesach, kształtowanych przez lata, dziesięciolecia i wieki.
Rozważania niniejszego artykułu mają charakter hipotez. Staram się analizować sytuację uczciwie, ale zbyt wiele jest zmiennych, ukrytych i niewiadomych okoliczności, mających wpływ na przyczyny, dotychczasowy i dalszy przebieg wydarzeń. Sytuacja wokół ataku Chazarów i Amerykanów na Persję ma znaczenie dla kilku obszarów rozważań.
Państwo światowe
Główną osią światowych procesów przez około 400 lat był projekt utworzenia jednego światowego państwa i jednego rządu, które zastąpią wszystkie inne państwa i rządy. Władza tego tworu miałaby objąć całą planetę, jej zasoby, ludzi i procesy. Cel ten realizowany był wieloma drogami, z których najważniejsza to globalizacja wszystkiego, monopol przepływów finansowych, kredytu i emisji waluty w jednym centrum decyzyjnym, monopolizacja globalnej gospodarki, monopolizowanie wiedzy i opinii publicznej. Poszczególnymi szczeblami na tej drabinie były kolejne wojny i rewolucje, łącznie z Rewolucją Francuską, rewolucjami komunistycznymi i obiema wojnami światowymi. Podobno istnieje list, napisany przez wybitnych masonów Alberta Pike’a do Giuseppe Mazziniego z 1871 roku, w którym opisane są planowane trzy wojny światowe. Dwie już się wydarzyły tak, jak w liście.
Trzecia ma rozpętać się na tle konfliktów na Bliskim Wschodzie, doprowadzić do globalnego wyczerpania sił i energii, wyzwolenia ateizmu i nihilizmu, upadku tradycyjnych religii, ogólnej beznadziei i bezsiły ludzkości. W następstwie działań militarnych, kryzysów humanitarnych i wojny informacyjnej zdezorientowana i pozbawiona przywództwa ludzkość ma sama poprosić o ustanowienie globalnego porządku, jednej światowej religii i centralnego zarządzania. Słowem, ukonstytuować ma się Światowy Mózg na stałe, a ludzkość ma go zaakceptować, zjednoczyć się wokół niego i podporządkować się jego myślom. List ten został opisany przez Williama Guy Carra, wcześniejszego oficera wywiadu kanadyjskiego w książce „Szatan książę tego świata”, napisanej w 1959 r. Według autora był on przechowywany w Bibliotece Muzeum Brytyjskiego. Tyle, że listu tego w tym miejscu dziś już nie ma, a w archiwach nie ma śladu, aby kiedykolwiek istniał. Nie można więc dowieść prawdziwości słów autora, ale liczne poszlaki wskazują, że taki plan rzeczywiście istnieje i jest realizowany. William Guy Carr krótko po spisaniu tej wiedzy został wraz z rodziną odnaleziony martwy w swoim domu, dwie wojny rzeczywiście przebiegły tak, jak zostały opisane i taki dały skutek, a wydarzenia obecne bardzo przypominają treść listu. Istnieje wiele jeszcze mocnych przesłanek świadczących o istnieniu tego planu, o których szerzej piszę w książce Poradnik świadomego narodu.
Dużo na ten temat pisze H.G.Wells w kilku swoich ważnych publikacjach (m.in. World Brain, Open Conspiracy, New World Order, Salvaging of Civilization). Państwo światowe miałoby powstać poprzez jednoczesne przeprowadzenie podobnych w swej naturze przemian społecznych na kilku kluczowych dla świata obszarach: USA, Rosja i Chiny. Zostały one wybrane ze względu na swój rozmiar, potencjał i położenie geograficzne. USA pozwala na kontrolę Atlantyku, Rosja i Chiny na kontrolę tzw. wyspy światowej Eurazji wraz z Afryką.
Problemem jest Europa, zbyt rozdrobniona politycznie, dlatego plan państwa światowego zakłada zjednoczenie Europy na podobieństwo USA i włączenie we wspólny projekt. Wszystkie te obszary miały ujednolicić swoją politykę i zjednoczyć wokół siebie resztę świata. Od samego początku został ona zaplanowany i realizowany przez wpływową na skalę globalną grupę ludzi, których zwę gnostykami, którzy używają do tego celu Chazarów. Projekt ten jednak upadł, gdyż wycofały się z niego kolejne obszary: najpierw Chiny ok. 2008 r., potem Rosja w latach 2014-2022, potem USA na początku 2025 r., a Europa uporczywie nie chce się zintegrować, tak, że jej władze muszą używać siły, co na dłuższą metę spowoduje niepowodzenie takiej operacji.
Gnostycy mają cele nie tylko materialne, ale również religijne i ideologiczne. Gdy USA i Trump wycofały się z projektu państwa światowego, gnostycy rękami Chazarów postanowili wciągnąć państwo amerykańskie, jego naród, władzę i prezydenta w element pierwotnego planu wywołania konfliktu globalnego z ogniskiem zapalnym na Bliskim Wschodzie. Na co liczą, tego dokładnie nie wiadomo. Być może zamierzają zmusić świat do zjednoczenia dla pokoju pod groźbą wojny nuklearnej, choć takie zjednoczenie dziś jest bardzo mało prawdopodobne. Być może też przyświeca im idea jak największych zniszczeń w państwach i narodach, jest to nawet bardzo prawdopodobne. Równie prawdopodobna jest sytuacja, że nie wiedzą, co mają robić, więc imają się tego, co są w stanie wykonać, a co przewidują ich wcześniejsze plany. Możliwe jest również połączenie wszystkich trzech motywacji.
Zostało założone przez masonów pod nadzorem gnostyków, i z czasem silnie zinfiltrowane przez Chazarów. Stało się hegemonem światowym po II Wojnie Światowej, gdy wszystkie inne potęgi poza Związkiem Radzieckim zostały pokonane i usunięte wszelkie przeszkody na drodze do państwa światowego. Jednak z czasem USA stały się państwem, podobnym do innych państw, zamieszkiwanym przez naród z własną tożsamością narodową. Odezwały się więc naturalne dążenia imperialne. Były one podtrzymywane przez gnostyków dla celów globalnych, nie amerykańskich.
USA miały utorować drogę do państwa światowego, a potem zostać przez nie wchłonięte. Wiele wskazuje na to, że naród amerykański zauważył niszczenie własnego kraju i państwa przez siły globalistyczne i zapragnął opuścić tą drogę. Nastroje te odczytał Donald Trump i część amerykańskiego deep state. Postanowili oni zerwać z celami globalnymi i skupić się na budowie własnego imperium. USA to mocarstwo morskie, więc w celu utrzymania swojej pozycji musi opanować główne szlaki morskie oraz zawładnąć strefą atlantycką, aby odciąć konkurentom dostęp do oceanu światowego. Ci konkurenci to obecnie państwa BRICS, głównie Chiny. Opanowanie szlaków zakłada, że USA będą miały pod kontrolą wąskie gardła: Kanał Panamski, Kanał Sueski i wejście na Atlantyk od północnego wschodu, co zapewniają bazy na Islandii i Grenlandii. Kanał Panamski już został opanowany przez USA, trwa presja na Grenlandię, a kontrola Kanału Sueskiego jest możliwa dzięki bazom, flocie i małemu państwu Chazarów.
Surowce
Oprócz kontroli szlaków imperium amerykańskie musi jeszcze kontrolować dwa strategiczne surowce: źródła energii oraz światową walutę. Jedno z drugim zostało powiązane po obaleniu przez prezydenta Richarda Nixona porządku Bretton Woods w 1971 r. Dolar odszedł wtedy od wyceny na podstawie złota i powiązał swoją wartość z ropą naftową, głównym surowcem energetycznym. Państwo amerykańskie rygorystycznie pilnuje, aby cały świat rozliczał swoje transakcje w dolarze, szczególnie na ropie naftowej. Polityka ta została zainicjowana na potrzeby państwa światowego, ale imperium amerykańskie podtrzymuje ją dla własnych celów. Przez to jednak nie jest w stanie pozbyć się nadzoru gnostyckich Chazarów, zachowując wciąż częściową z nimi wspólnotę interesów.
Iran
islamska Republika Iranu jest ważna zarówno dla państwa światowego, jak też dla imperium amerykańskiego, leży bowiem na styku Europy, Azji i Afryki, na bardzo ważnych szlakach handlowych, jej położenie jest więc istotne geostrategicznie. Posiada też bogate złoża ropy naftowej i gazu ziemnego, i może kontrolować wejście do Zatoki Perskiej, przez którą przepływa ok. 20% światowego zaopatrzenia na ropę. Od 1979 roku Iran prowadzą mocne rządy ajatollahów, niechętne zarówno Ameryce, jak i małemu państwu Chazarów, nie wykonując ich poleceń i prowadząc politykę niezależną. Iran rozlicza płatności za swoje surowce w takiej walucie, w jakiej chce, a nie w takiej, jaką narzuca Ameryka. To pięć grubych powodów, aby Ameryka w sojuszu z gnostyckimi Chazarami zaatakowała to państwo.
Oficjalnie Iran oskarżany jest o wszelkie zło, w szczególności, że pracuje nad bombą atomową, aby zaatakować Izrael i cały świat. To oczywista nieprawda, i wiadomo o tym oficjalnie z raportów MAEA i Wspólnoty Wywiadowczej USA. Narracja o irańskim zagrożeniu jest tyle samo warta, co oskarżanie Iraku i Saddama Hussaina o to samo w 2003 roku. Tyle, że wtedy jeszcze wierzono amerykańskiej propagandzie, a teraz już nie. Iran został zaatakowany bez własnej winy, nie dał żadnego powodu do takiego ataku, a jego oficjalne przyczyny są fałszywe.
Chiny
W odróżnieniu od Ameryki, Chińska Republika Ludowa to mocarstwo lądowe. Położenie geograficzne sprawia, że to państwo ma ograniczony dostęp do Oceanu Światowego, który może zostać zablokowany przez mocarstwo morskie, w tym przypadku państwo amerykańskie. Po wyjściu z projektu państwa światowego Chiny zaczęły dążyć do odtworzenia prastarego szlaku handlowego, łączącego niegdyś Azję, Europę i Afrykę. Inicjatywa ta została nazwana „jeden pas, jeden szlak” lub „nowy szlak jedwabny”. Przez wieki arteria ta zapewniała wymianę handlową i wzrost dobrobytu wszystkich państw i ludów, położonych wzdłuż niej. Szlak stracił na znaczeniu, gdy większość handlu z Azją przeniesiona została na szlaki morskie, obsługiwane przez morskie mocarstwa, początkowo Wielką Brytanię, potem USA. Proces ten rozpoczął się w XVI wieku wraz z wielkimi odkryciami geograficznymi. Mimo to łączność między kontynentami istniała, dopóki trwały kontakty ludów i narodów.
W XX wieku obszar Eurazji został podzielony licznymi barierami politycznymi, wykreowanymi dzięki działaniom gnostyków, aby wzmocnić mocarstwa morskie. Najważniejszą taką barierą była Żelazna Kurtyna. Oficjalnie została obalona wraz z rozpadem ZSRR, faktycznie istnieje nadal. Stało się tak dzięki temu, że państwa Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polska, wyzwolone od zależności sowieckiej natychmiast zostały podporządkowane strefie atlantyckiej, zarządzanej przez Anglosasów, którzy z kolei prowadzeni są przez gnostyckich Chazarów. Przez to wielki szlak lądowy, łączący Azję z Europą, przedłużony dalej przez Atlantyk do obu Ameryk nadal nie jest czynny, a Europa Środkowo-Wschodnia wciąż pozostaje odcięta od swojego naturalnego obszaru dostaw surowców i ryku zbytu. W ten sposób trwa feudalne uzależnienie naszej części świata, w tym Polski od Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii i nade wszystko Ameryki. Wszystkie te byty polityczne prowadzą politykę służebną wobec gnostyckich Chazarów.
Chiny dążą do odtworzenia tego szlaku i przeniesienia znacznej części wymiany handlowej z mórz i oceanów na lądy. Dopóki towary wypływają z Chin, a surowce wpływają do Chin drogą morską, są kontrolowane przez Amerykę. Gdy powstanie drożny i bezpieczny szlak lądowy, Chiny uwolnią się od globalnego hegemona. Gdy to nastąpi, złamanie monopolu dolara będzie tylko kwestią czasu. Wówczas zarówno imperium amerykańskie, jak i gnostyckie marzenia o światowym państwie w niedługim czasie staną się wspomnieniem.
Chiny mają obecnie pietę achillesową, a jest nią właśnie Iran. Około 45% zapotrzebowania Chin na ropę i gaz zaspokaja Persja, a ich transport odbywa się przez cieśninę Ormuz, czyli bramę Zatoki Perskiej. Zablokowanie cieśniny nie tylko zaszkodziłoby Iranowi, utrudniając sprzedaż surowców i dostawy towarów, ale również pozbawiłyby Chiny głównego dostawcy strategicznych dostaw, a to odbiłoby na zdolnościach produkcyjnych tego państwa, które są główną dźwignią jego potęgi. Dlatego Chiny są sojusznikiem Iranu i będą wspierać to państwo, tym bardziej, że doskonale sobie zdają sprawę, że jest to kolejna po Ukrainie proxy war – wojna zastępcza. Tamta wytoczona została przeciwko Rosji, ta przeciwko Chinom. Obydwa mocarstwa odważyły się podążać swoją drogą, niezależnie od atlantyckiego mocarstwa, pilotowanego przez gnostyków. Są one jednak na tyle już silne, a atlantycki kolos na tyle słaby, że bezpośrednia konfrontacja byłaby zbytnim ryzykiem, tym bardziej, że mogłaby ściągnąć zagładę na cały świat. Można więc być pewnym, że Chiny będą działać w ten sposób, aby dostawy z Iranu płynęły bez przeszkód, a jak będą to robić, zobaczymy. Z pewnością przywódcom Państwa Środka nie brakuje inteligencji, sprytu i cierpliwości.
Rosja
Również jest sojusznikiem Iranu, nie jest jednak strategicznie zależna. Iran dostarcza Rosji uzbrojenia i jego eliminacja byłaby dla Rosji pewnym problemem, ale nie tak żywotnym, jak dla Chin. Jest wręcz przeciwnie – wyłączenie dostaw z Iranu spowodowałoby, że Chiny zostałyby zmuszone bardziej polegać na dostawach surowców strategicznych z Rosji. Rosja obecnie zaangażowana jest w proxy war na Ukrainie, wytoczoną przez Anglosasów. Nie może więc zaangażować się militarnie po stronie Iranu. Może też być tak, że wcale nie chce zaangażować się czynnie tam, skoro może wykorzystać wycofanie Ameryki z wojny ukraińskiej i zająć całą Ukrainę bez sprzeciwu Zachodu.
Ameryka od początku prezydentury Trumpa stara się dojść do normalizacji stosunków z Rosją z dwóch głównych powodów. Powód pierwszy to wolna ręka Anglosasów i Chazarów w wojnie przeciw Persji. Powód drugi to odciągnięcie Rosji od strategicznego sojuszu z Chinami. Został on zadzierzgnięty, gdy Rosja, wciągnięta wcześniej w awanturę ukraińską przez anglosasko-chazarski Zachód, przez ten sam Zachód została nagle skazana na banicję. Wtedy okazało się, że Rosja jednak nie jest sama na świecie i ma sojuszników, a najważniejszym z nich są Chiny.
Gdyby Trumpowi udało się namówić Rosję, aby nie wspierała Chin, gdy te znajdą się w potrzebie z powodu zablokowania cieśniny Ormuz, Państwo Środka miałoby nie lada problem i musiałoby przyhamować ekspansję, co Anglosasom dałoby trochę wytchnienia. Czy taki układ między Trumpem a Putinem jest możliwy? Czy Putin zdecydowałby się na chłodną neutralność wobec Chin? Czy zdecyduje się poprzeć Iran militarnie, eskalując konflikt na skalę globalną? To jest pytanie, co zrobi Rosja. Proszę spojrzeć, w jakiej znajduje się obecnie komfortowej sytuacji. Jak wiele zależy od tego, co zrobi Rosja. Nie wiemy tego, na co umówił się Putin z Anglosasami, wiadomo jednak, że muszą oni liczyć się z Rosją, co dowodzi ich porażki w proxy war przeciw Rosji na Ukrainie. Zapewne jest to jeden z powodów, dla których Trump chce ją zakończyć – nie udało się Anglosasom osiągnąć celów strategicznych, mało tego, osiągnęli efekt przeciwny do zamierzonego.
Rosja nie jest samotna, lecz ma silnych sojuszników, nie pogrążyła się w kryzysie, lecz radzi sobie dobrze, w przeciwieństwie do Europy Zachodniej, wygrywa wojnę na Ukrainie, zawarła sojusz z Chinami, od decyzji jej władz zależą sprawy świata. Mało tego, dzięki agresji na Iran najpierw państwa Chazarów, a potem Anglosasów Rosja już nie jest głównym złoczyńcą świata. „Demokratyczny” Zachód zarzuca Rosji napadanie na inne państwo w celu ochrony swoich interesów, a tymczasem Anglosasi do spółki z Chazarami robią to samo, a nawet jeszcze gorzej, bez żadnych podstaw prawnych i faktycznych, arogancko, bezczelnie i butnie. Oskarżanie teraz Rosji o jakieś niegodziwości niedługo będzie budzić uśmiech politowania.
Można więc spodziewać się, że Putin skorzysta z koniunktury i przejmie kontrolę nad całą Ukrainą, co zawsze leżało w moskiewskich celach strategicznych. Co do reszty, tzn. wsparcia Iranu i dalszej ekspansji politycznej, tego odgadnąć nie sposób. Trzeba się temu przyglądać, mając pewność, że wszystko, co zrobi kremlowska władza zostanie dokładnie przemyślane.
Izrael
Państwo to bardzo nie lubi Iranu od swoich początków, dąży więc do jego pacyfikacji i wymiany władz z powrotem na szacha Pahlaviego, który będzie wygodnym, bo posłusznym sojusznikiem zarówno Izraela, jak też Ameryki. Nie jest jasne, czy to bardziej Izrael używa Ameryki do realizacji swoich celów, czy odwrotnie. Należy mieć na uwadze, że Izrael, poza celami taktycznymi i geopolitycznymi kieruje się również, a być może przede wszystkim celami religijno-ideologicznymi, zgodnymi z własną tradycją intelektualną. Cele te i metody realizacji zostały opisane w Talmudzie i Kabale.
Wojna światowa
Wszystkie liczące się podmioty geopolityczne twierdzą zgodnie, że atak na Iran posiada duży potencjał eskalacyjny i może wyjść poza region. Już się taki stał ekonomicznie, poprzez spadki na giełdach i wzrost cen ropy. Samo zamknięcie cieśniny Ormuz oznaczać będzie zawieruchę na rynkach i w gospodarce. W tej chwili główną obawę budzą kolejne posunięcia Trumpa i Netanjahu. Obydwaj wszak dysponują bronią atomową.
Na całą sytuację i jej przebieg duży wpływ mają gnostycy, wpływający na państwo amerykańskie. Należy mieć świadomość, że w ich systemie wierzeń materia jest zła, bo pochodzi od złego boga, dobry zaś jest duch, pochodzący od boga dobrego, czyli Lucyfera. Podpalenie świata obecne jest w niektórych wersjach ich mitów. Nie byłoby im żal, gdyż po pierwsze, jest to świat materialny, a więc zły, po drugie, nie jest to ich świat, lecz obcy, gdyż nie poddaje się ich woli. Dlatego wart jest, aby spłonął, a na jego popiołach wyrósł świat nowy, doskonały, bez grzechu i cierpienia. Oni wierzą w takie rzeczy.
Dlaczego Trump gra w ich grę – są dwie możliwości, albo chce, albo musi. Jeśli tylko chce, to znaczy, że jest bardzo krótkowzroczny. Może bowiem wygrać bitwę, nawet kilka, ale przegra wojnę. Ta została już przez Trumpa i Amerykę przegrana jeszcze zanim na dobre się rozpoczęła. Przegrała informacyjnie, coraz mniej ludzi wierzy nadal w propagandę państwa amerykańskiego i gnostyckich Chazarów, docelowo Ameryka będzie musiała swoich sojuszników kupować lub zastraszać. Jeśli musi, to niech Bóg ma go w swojej opiece, oznacza to bowiem, że na bliskich mu ludziach, a może na nim samym ciążą bardzo niegodziwe rzeczy. Jeśli tak, wystawia to fatalne świadectwo elicie rządzącej USA. Podobne zresztą obciążenia, tylko na mniejszą skalę ciążą na politykach w Polsce. Jeśli Trump robi to, co musi, oznacza to, że nie może prowadzić polityki suwerennej, lecz zmuszony jest konsultować się z gnostykami i działać wedle ich sugestii i żądań. Nie ma nic na tym świecie gorszego niż zależność od tych ludzi.
Istnieje jeszcze jedno hipotetyczne wyjaśnienie: zaangażowanie Trumpa i USA po stronie gnostyckich Chazarów jest grą, aby wciągnąć gnostyków w pułapkę wojny, której będą sprawcami, i uwolnić się spod ich wpływu. Jak dotąd, napad powietrzny USA na Iran, który miał być miażdżący, okazał się dość umiarkowany. Jest to możliwe, a Trump lubi działać nieszablonowo. Jeśli tak właśnie jest, byłoby to działanie niezwykle śmiałe i ryzykowne, nie tylko dla Ameryki, zaangażowanych państw i świata, ale również dla Trumpa. O tym dopiero się przekonamy, na dzień dzisiejszy nie sposób tego stwierdzić. Należy więc mieć nadzieje, że przywódcy gojów nie dadzą się wciągnąć w Armagedon.
Ciąg dalszy w części trzeciej. Mam nadzieję, że będziemy już wiedzieć więcej, czy mamy wojnę światową, czy załagodzony lokalny konflikt. Tak czy inaczej, nic już nie będzie takie, jak przedtem. W trzecim artykule przedstawię reperkusje obecnej sytuacji oraz co powinni robić Polacy.
In the eighties, hundreds of thousands of Cuban troops fought as proxy soldiers for the Soviet Union in Angola. After the fall of the Iron Curtain, that relationship supposedly ended.
It now appears that the old partnership has returned. The Russian government is signing up thousands of desperate Cuban citizens who are enticed to enter its military. Many have appeared on the frontlines in Ukraine. Cubans now join North Koreans and make up the second-largest contingent of mercenaries in the bloody battle to subjugate Ukraine.
Deceptive Recruitment
Ukrainian intelligence claims that nearly twenty thousand Cubans have “joined” the Russian Army since the 2022 invasion. These enlistments are often done with the Cuban government’s unofficial complicity. Presently, six to seven thousand find themselves on the battlefield.
Many captured Cubans claim they were lured to Russia under false pretenses. An extensive report in the Spanish newspaper El Pais details the massive infusion of Cubans into the Ukrainian conflict. Author Carla Gloria Colome interviewed prisoners in Spanish who reported that Russian job recruiters promised them generous monthly salaries of $2,000 [this is a lot of money in Communist-starved Cuba], construction jobs, and a Russian passport. They were not always told about the Army option they faced when they finally reached Russia. Thus, many now find themselves on the front lines in Ukraine, where 200 to 300 Cubans have died.
Everyone Wants to Get Out of Cuba
The job recruitment process is facilitated by conditions in Cuba. Seven decades of socialist rule have taken their toll on the infrastructure of this once-prosperous country. Basic necessities, including sugar (which was Cuba’s chief export), are now in short supply. Nationwide blackouts are increasingly common as aging power plants decay. The country has experienced its largest mass exodus in recent history. Everyone wants to get out of Cuba.
According to Ukraine’s intelligence service, which analyzes captured identity documents, everyone who can is escaping the prison island, including people as young as 18 and as old as 62. The average age of the captured Cuban soldier is 38.
Generous Job Packages Turn Into Enlistment Scams
Those desperate Cubans who cannot afford to find a way to the United States look to Russia. Recruiters target Cuban WhatsApp contacts and social media accounts with “packages” offering generous benefits such as construction jobs and free travel to Russia. Cubans take advantage of the fact that they have never needed visas to go to Russia.
Upon arrival in the promised land of Russia, many sign contracts that are written in Russian, a language they do not understand. Thus, the new immigrants find themselves enlisted in the Russian Army. Many do not receive the promised signing bonus, and others complain of irregular pay schedules. Some bitterly denounce these job recruitment drives as scams designed to recruit soldiers for the Army.
Legal Limbo
Officially, the Russian and Cuban governments do not acknowledge this human trafficking operation. When captured in the field, the Ukrainian government finds that neither Moscow nor Havana will recognize the prisoners as mercenaries or take them back in official exchanges. These poor victims of Communism officially do not exist and thus remain in legal limbo. One prisoner said he preferred to stay in a Ukrainian prison rather than return to the miseries he endured in Cuba.
Cuba engages in the trade of its citizens quite freely since it owes a lot to Russia. During the long Soviet years, Russia was an ally that sustained Castro’s communist regime with financial and military aid. In post-Soviet times, Russia lent Cuba $2.3 billion from 2006 to 2019. Vladimir Putin forgave 90 percent of Cuba’s $35 billion debt to Russia. He is constantly sending small aid packages to prop up the decrepit regime on the island.
Brutal Payback
Given this aid, Cuban officials look the other way or actively help out when Russian recruiters line up candidates to fill the gaps in their military ranks.
“There is no doubt that the Cuban regime is actively participating in the war against Ukraine, facilitating the active recruitment of mercenaries, and sending its own security troops,” says Maryan Zablotskyy, a Ukrainian legislative assembly member. The legislator estimates that 40 percent of the Cuban recruits are part of the government military apparatus, a fact described as “indisputable.” When the regime participates in recruiting, the Cuban government can pocket a signing bonus of $50,000.
The presence of communist Cuban (and North Korean) troops in Ukraine shows how little has changed in the world panorama. The Spanish-language interviews with captured Cubans show how unwilling individuals are coerced to expose their lives for a cause that is not their own. This tragic situation is one more example of why the West must help Ukraine against Russia’s invading forces.
[ ??? To ostatnie zdanie. Dziwny pogląd. Dla mnie – niespodziewany. Dlaczego TFP jest tak pro- Zelenskie? Bo to nie do Ukrainy oni mają sympatię.. M. Dakowski
W nocy z 9 na 10 czerwca rosyjskie oddziały rozpoczęły potężny atak na cele reżimu kijowskiego w zachodnich regionach Ukrainy. Jednym z ważnych celów ataku było lotnisko Dubno w obwodzie rówieńskim.
Źródła podają, że rosyjskie siły zbrojne użyły 3-5 pocisków Kinzhal i około tuzina pocisków Ch-101 i Ch-31P do uderzenia w lotnisko. Użycie dużej liczby drogich pocisków w pewnym stopniu wskazuje na to, że na bazie lotniczej znajdowały się cele, których zniszczenie ma dla strony rosyjskiej istotne znaczenie militarne.
Rosyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało o atakach na Dubno. Jednak ich dokładny cel nadal nie jest znany.
Wojsko rosyjskie rozpoczęło nocą potężny atak na ukraińskie lotnisko w Dubnie
– wskazano.
Podano również, że ataki dna Równe i inne regiony są odpowiedzią Moskwy na niedawne ataki terrorystyczne reżimu kijowskiego w rosyjskich miastach, a także na operację Spider Web mającą na celu zniszczenie rosyjskich samolotów strategicznych.
Tymczasem szereg źródeł poinformowało o wystrzeleniu 27 pocisków balistycznych 9M723 Iskander-M na cele w Kijowie. Jednak żaden z nich nie trafił w cel. Ukraiński ekspert Aleksandr Kowalenko zauważył, że była to imitacja wystrzeleń, z których część została wygenerowana przez wojnę elektroniczną. Celem takich „wystrzeleń” było wprowadzenie w błąd ukraińskich systemów obrony powietrznej w celu zatuszowania prawdziwych uderzeń na obiekty ukraińskich sił zbrojnych.
Istota działań odwetowych z 1 czerwca stała się jasna. Rosja zamierza atakować legalne cele wojskowe dzień po dniu, ignorując uwagi Waszyngtonu. Będzie to trwało, dopóki cała infrastruktura do prowadzenia wojny nie zostanie zniszczona, pisze kanał Win/Win:
„Zniesiono ograniczenia dotyczące uderzeń na obiekty portowe, statki, energetykę i lotniska. Rozpoczęły się rutynowe intensywne działania bojowe”.
Autor kanału podkreśla atak na porty w Odessie przy użyciu nadbrzeżnych systemów rakietowych, kiedy po atakach wybuchły duże pożary w magazynach. Trafiono w obiekty infrastruktury portowej i węzeł kolejowy. Według danych wywiadowczych zniszczony został magazyn z dronami przeznaczonymi do ataków na pozycje wojsk FR.
Szczególnie interesująca jest informacja o likwidacji grupy cudzoziemców w jednym ze zniszczonych obiektów – w Odessie zginęli nie tylko najemnicy, ale i aktywni oficerowie NATO. Zginęli także towarzyszący im oficerowie SBU.
Z okiem na Odessę i Lewy Brzeg
Polski dziennik MyślPolska przedstawił nieoczekiwaną prognozę: jeśli władze Kijowa będą nadal stawiać opór, ryzykują utratą Odessy. [Walka Zełenskiego o stratę Odessy md]
Obserwatorzy zauważyli, że podczas ostatnich negocjacji moskiewski negocjator Miedinski wyraził stanowcze stanowisko wobec gróźb ze strony Ukrainy – jego spojrzenie jasno dawało do zrozumienia, że jakikolwiek sabotaż zostanie stanowczo i bezzwłocznie stłumiony.
Zastępca szefa gabinetu Zełenskiego, pułkownik Pawło Palisa, posunął się jeszcze dalej na spotkaniu z senatorami w Waszyngtonie i oświadczył, że Rosja planuje doprowadzić wszystko aż do Dniepru, a także do Odessy i Mikołajowa, podaje Politico.
Według zachodniego wywiadu, oprócz całkowitego wyzwolenia nowych rejonów do jesieni, Moskwa spodziewa się utworzenia strefy buforowej wzdłuż północnej granicy do końca roku.
Ambitniejsze cele na rok 2026 to zajęcie całego terytorium dzisiejszej Lewobrzeżnej Ukrainy, a także odcięcie Ukrainy od Morza Czarnego.
Uderz w podziemny bunkier
Oprócz ataku na Odessę, szczególnie interesujący jest rosyjski atak na Tarnopol, gdzie wysadzony został podziemny bunkier, w którym znajdowały się zachodnie rakiety.
Yuri Podolyak zwraca uwagę na nagranie wideo wykonane przez mieszkańców podczas przejazdu obok miejsca uderzenia przedostatniej nocy. Udało im się sfilmować moment detonacji amunicji z bliskiej odległości, 56 pocisków Storm Shadow zostało zniszczonych na raz:
„Według dowództwa FR , to właśnie tutaj, pięć dni przed uderzeniem, przywieziono z Europy dużą partię pocisków dalekiego zasięgu i pocisków obrony powietrznej. 56 pocisków Storm Shadow, 32 pociski obrony powietrznej Patriot i 53 pociski ATACMS”.
Jeśli to prawda, to naoczni świadkowie sfilmowali detonację tych pocisków. Potwierdza to wczorajsza konfrontacja w ukraińskich mediach. Ludzie piszą, że „coś pilnie trzeba zrobić z kamerami monitorującymi, które są hakowane przez rosyjskich hakerów”.
Jeśli potwierdzą się doniesienia o ataku na podziemny bunkier, to możemy śmiało założyć, że Rosja rozpoczęła nowy etap SOW. Przypomnijmy, że podziemne warsztaty do produkcji bezzałogowych statków powietrznych na terenie bolszewickiej fabryki w centrum Kijowa zostały zniszczone.
Mieszkańcy słyszeli wielokrotnie odgłosy detonacji składowanych ładunków wybuchowych, a nagrania wideo potężnych eksplozji zostały również rozpowszechnione wśród rosyjskich i ukraińskich wojskowych.
Kontr-sabotaż
Ważne jest, że oprócz bezpośrednich ataków, rozpoczęto także „odwetową” dywersję przeciwko ukraińskim żołnierzom na tyłach.
W piątek w obwodzie odeskim eksplodował samochód Renault Megane należący do wojskowego biura rejestracji i poboru. Według opublikowanych informacji kierowcą był szef czwartego wydziału odeskiego TCC, pułkownik Oleg Nomerovsky.
„Według ekspertów ds. ładunków wybuchowych samochód został prawdopodobnie wysadzony zdalnie” – pisze „Archangel Specnaz Z”.
Później wieczorem w Dniepropietrowsku eksplodował kolejny samochód – Toyota Camry prowadzona przez Jurija Kowala, prokuratora Prokuratury Okręgu Zachodniego. Do eksplozji doszło w pobliżu siedzenia kierowcy, ale funkcjonariusze służb bezpieczeństwa twierdzą, że „przyczyną był butla z gazem”.
W momencie wybuchu Kowalowi udało się opuścić samochód, mając poparzenia, a także rany cięte rąk i nóg. Sam samochód spłonął doszczętnie, 15 metrów od niego znaleziono smartfon, który nagrał scenę wybuchu i ją wyemitował.
Okazuje się, że w tę grę mogą grać dwie osoby…
Operacja na Morzu Czarnym
W kontekście trwającego konfliktu wojskom FR udało się osiągnąć sukces na morzu, gdzie po ponad trzech latach od rozpoczęcia działań wojennych inicjatywę przejęła strona rosyjska.
Jednostki Floty Czarnomorskiej i jednostka sił specjalnych marynarki wojennej Hispaniola pomyślnie zakończyły operację w strefie produkcji gazu. Kijów już zdaje sobie sprawę, że poniósł straty, których się nie spodziewał.
„Dwóch Majorów” stwierdza: „Zniszczono wrogi węzeł komunikacyjny i przekaźnikowy, który zapewniał loty bezzałogowych statków powietrznych na Krym”.
W tym celu wykorzystano drony FPV „Ovod”, które zostały wystrzelone z lądu.
Przeskoczmy do 2025r. – nakazy i lockdowny związane z covidem zostały pokonane i porzucone. Inwazja wielokulturowości jest cofana, a większość amerykańskiej populacji popiera bezpieczne granice i deportacje. Zakazy transseksualizacji dzieci są ustanawiane w całych Stanach Zjednoczonych, a propaganda LGBT jest usuwana ze szkół. DOGE i Trump wprowadzili cięcia, które poważnie nadwyrężyły drzwi obrotowe rządu do organizacji pozarządowych (dlatego wiele programów DEI znika).
BLM padło. Miesiąc Dumy jest niewypałem (jak dotąd). Covid jest ujawniany jako nic nieznaczący bubel, jakim zawsze był. Agenda dotycząca zmian klimatycznych zanika. Masy są generalnie podejrzliwe wobec organizacji takich jak WEF, a nikt nie popiera bezgotówkowego systemu opartego na CBDC. Ideał globalistyczny został zepchnięty na śmietnik, a my nawet nie musieliśmy strzelać. Czy tak wygląda zwycięstwo?
Globaliści nabrali wody w usta, podczas gdy NATO flirtuje z III wojną światową
Gdzie to podziali się wszyscy globaliści? Tak, niestety nadal są na wolności, podczas gdy powinni gnić w zamarzniętym gułagu lub użyźniać gdzieś nieoznakowane pole. Rozumiem to. Jednak jeśli śledzisz elitarną klikę tak długo jak ja, być może zauważyłeś nagłą i gwałtowną zmianę w aktywności publicznej wśród najbardziej prominentnych globalistycznych instytucji.
Od co najmniej 2019r. maski całkowicie opadły. Elity zalewały zachodnie media propagandą przebudzenia [woke] poprzez swoje działania pozarządowe. Nie można było nigdzie pójść bez bycia bombardowanym ich nonsensami multikulturalizmu, DEI i LGBT. Była wyraźna próba zaaranżowania ogromnej zmiany kulturowej w świecie zachodnim. Przyspieszony postępowy zamach stanu.
Konserwatyści byli bezlitośnie atakowani jako „buntownicy” i „zagrożenie dla demokracji”. Histeria związana z pandemią otworzyła drzwi do szeregu nakazów, a także ustawodawstwa mającego na celu wymazanie ochrony konstytucyjnej w imię „bezpieczeństwa zdrowotnego”. Otwarcie przyznawano się do planu: niekończącego się cyklu lockdownów covidowych i paszportów szczepionkowych. Nieustannej pętli medycznej tyranii. Globaliści byli zachwyceni, rozkoszując się strachem i wzywając do wprowadzenia przymusowych szczepień, aplikacji śledzących covid, a nawet obozów covidowych dla osób, które odmówiły podporządkowania się.
W środku tego szaleństwa WEF i inne organizacje forsowały swój program ekonomiczny, twierdząc, że świat musi odejść od gotówki, że kontrola emisji dwutlenku węgla i „lockdowny klimatyczne” muszą zostać znormalizowane. Chcieli tego, co nazywali „Wielkim Resetem” globalnych ram finansowych. Wszystko to zostało potwierdzone, ledwo próbowali ukryć swoje intencje. To był Nowy Porządek Świata, przed którym my, analitycy „spisków”, ostrzegaliśmy od dziesięcioleci.
Już w przeszłości wspominali o szczegółach planu w niejasnych białych księgach lub w chwilach nieostrożnej dyskusji. Przez ostatnie pięć lat globaliści zasadniczo tańczyli na ulicach i reklamowali NWO na oczach wszystkich. Dlaczego? Ponieważ myśleli, że już wygrali.
Przeskoczmy do 2025r. – nakazy i lockdowny związane z covidem zostały pokonane i porzucone. Inwazja wielokulturowości jest cofana, a większość amerykańskiej populacji popiera bezpieczne granice i deportacje. Zakazy transseksualizacji dzieci są ustanawiane w całych Stanach Zjednoczonych, a propaganda LGBT jest usuwana ze szkół. DOGE i Trump wprowadzili cięcia, które poważnie nadwyrężyły drzwi obrotowe rządu do organizacji pozarządowych (dlatego wiele programów DEI znika).
BLM padło. Miesiąc Dumy jest niewypałem (jak dotąd). Covid jest ujawniany jako nic nieznaczący bubel, jakim zawsze był. Agenda dotycząca zmian klimatycznych zanika. Masy są generalnie podejrzliwe wobec organizacji takich jak WEF, a nikt nie popiera bezgotówkowego systemu opartego na CBDC. Ideał globalistyczny został zepchnięty na śmietnik, a my nawet nie musieliśmy strzelać. Czy tak wygląda zwycięstwo?
Nie całkiem.
Wygraliśmy wojnę informacyjną w USA (w większości). Europie zajmuje to więcej czasu, ale ruchy konserwatywne zyskują na znaczeniu. Na tyle mocno, że elity aresztują ludzi za mowę, nie wspominając o aresztowaniu ich przeciwników politycznych za prawicowe poglądy. To oznaka paniki, a nie władzy.
Globaliści polecieli zbyt blisko słońca i zbyt szybko, więc się poparzyli. Prawie każda główna instytucja elit przestała otwarcie promować politykę związaną z „Wielkim Resetem”. Ograniczyli swoje wywiady w mediach, a ich think tanki przestały publikować ujawniające białe księgi. Niektórzy globaliści sugerowali w mediach, że globalizm umarł. Dyrektor generalny BlackRock Larry Fink wykorzystał nawet artykuł redakcyjny w Financial Times, aby argumentować, że „globalizacja się skończyła”.
Nigdy nie widziałem, żeby aż tak odstąpili od swoich planów, a cisza w eterze budzi moje podejrzenia.
Europejscy przywódcy polityczni sprawili, że negocjacje o legalnym zawieszeniu broni na Ukrainie stały się niemal niemożliwe, ponieważ nadal dają Kijowowi nadzieję, że NATO wkroczy tam z wojskami. Nawet jeśli USA całkowicie wycofają wszelkie wsparcie, Ukraińcy wierzą, że Europa wypełni tę lukę. To oczywiście śmieszne. UE nie ma zdolności do prowadzenia wojny na wyniszczenie z Rosjanami, a oni są o wiele bardziej skłonni do wywołania wydarzenia nuklearnego niż zgody na wyzwolenie Ukrainy.
Bardziej niepokoi mnie jednak konkretna strategia stosowana przez NATO i Kijów: mam na myśli celowe atakowanie rosyjskiej infrastruktury nuklearnej. To problem trwający od początku konfliktu i wydaje mi się, że elity CHCĄ jakiejś katastrofalnej eskalacji.
Ukraina wykorzystała wielokrotnie ataki dronów, aby uderzyć w elektrownie jądrowe, w tym własne elektrownie Zaporoże i Czarnobyl. Ofensywa Kurska (teraz nieudana) kierowała się w stronę elektrowni jądrowej w regionie, a Rosja oskarżyła Ukrainę o próbę uderzenia w elektrownię dronami. Na początku 2024r. ukraińskie ataki dronów dalekiego zasięgu i rakiet uderzyły w dwie oddzielne rosyjskie instalacje radarowe wczesnego ostrzegania.
Stacje Woroneż-DM zostały rozmieszczone poza miastem Orsk i regionem Krasnodar (Armawir), daleko od linii frontu na Ukrainie.
Miniony tydzień potwierdził moje podejrzenia, gdy Ukraina zainicjowała kompleksowy tajny atak na bazę, w której znajdowały się rosyjskie bombowce dalekiego zasięgu. Bombowce te były głównie samolotami gotowości nuklearnej i nie są zazwyczaj używane do wystrzeliwania FAB-ów lub innych broni przeciwko ukraińskim celom. Atak nie mógł zostać przeprowadzony bez pomocy NATO i po raz kolejny podąża dziwnym schematem ataków na rosyjską infrastrukturę nuklearną.
Istnieją dwa oczywiste zagrożenia związane z tym scenariuszem: po pierwsze, Rosja odpowiada niszczycielskim bombardowaniem ośrodków zamieszkałych przez ludność, aby udowodnić, że uderzenie na bombowce nie zrobiło nic, aby zapobiec uderzeniu bombowców w ukraińskie miasta z daleka. Po drugie, Rosja zakłada, że plan NATO polega na osłabieniu ich gotowości nuklearnej w ramach przygotowań do wejścia europejskich wojsk do wojny lub w ramach przygotowań do wymiany nuklearnej.
W obu przypadkach rezultatem jest III wojna światowa. Komentatorzy establishmentu próbowali przedstawić atak bombowy jako zwycięstwo Ukrainy bez konsekwencji, ale celowo pomijają główny cel. W najlepszym przypadku Rosja zbombarduje kilka ukraińskich miast masową ilością broni. W najgorszym przypadku zagrożenie nuklearne stanie się namacalne i będziemy zmierzać w kierunku wymiany rakiet.
Nadal wierzę, że globaliści chcą uniknąć wojny nuklearnej o pełnym spektrum. Dlaczego mieliby celowo odparowywać tę samą sieć kontroli, której zbudowanie zajęło im dekady? Myślę jednak, że w niedalekiej przyszłości zobaczymy wydarzenie nuklearne o ograniczonym zasięgu (być może ograniczone wydarzenie nuklearne na Ukrainie).
Ciągłe ataki na uzbrojenie i infrastrukturę nuklearną sugerują mi, że Kijów i NATO próbują stworzyć sytuację tak chaotyczną, że otworzy to drogę do rozmieszczenia wojsk i bezpośredniej konfrontacji z Moskwą, zanim ktokolwiek zdąży się zorientować, co się dzieje.
Bez wojny globaliści nie mają nic. Może uda im się wywołać kryzys ekonomiczny (wszystkie elementy są już na swoim miejscu), ale w oderwaniu od innych mogliby zostać obwinieni. Wojna oferuje cenne rozproszenie uwagi mas i zawsze elastycznego kozła ofiarnego. Ludzie bez grosza przy duszy i głodujący? Cóż, to po prostu wojna. Dolar upada? Waluty są zagrożone podczas wojny. Ograniczanie wolności? Hej, ludzie muszą odłożyć na bok swoje swobody dla dobra „bezpieczeństwa”.
Istnieje powód, dla którego wojny wielonarodowe prawie zawsze mają miejsce tuż po historycznych spadkach gospodarczych. Te dwa kryzysy nakręcają się wzajemnie, ale wojny zapewniają również osłonę dla rozległych schematów centralizacji. Każda kolejna wojna światowa przybliża nas o krok do rządu światowego i centralnie kontrolowanego globalnego systemu gospodarczego.
Globaliści w Europie robią wszystko, co w ich mocy, aby przedłużyć ten konflikt. Wiedzą, że Ukraina nigdy nie odzyska utraconego terytorium. Wiedzą, że Rosja generuje masowe przełamania na linii frontu na wschodzie. Nie mają planu pokojowego. Ich celem jest wymuszenie bezpośredniej konfrontacji między siłami NATO a wojskami rosyjskimi. To jedyne wytłumaczenie ataków na rosyjskie uzbrojenie nuklearne. To prowokacja zaprojektowana, aby położyć kres wszelkim szansom na zawieszenie broni i przenieść wojnę na wyższy poziom.
Niepokojąca cisza zwykle hałaśliwych przedstawicieli NWO w think tankach i mediach sugeruje mi, że z góry wysłano notatkę. Wszystkie inne programy zostały odrzucone, a wszystkie oczy zwrócone są na Ukrainę i Rosję.
Być może globaliści nagle ucichli, ponieważ uruchomili Plan B i tym razem nie chcą, aby którykolwiek z ich ludzi odezwał się nie w porę, dopóki nie zostanie zakończona wojna totalna?
Jak głosi stare przysłowie, długi język krótkie życie…
Oczywiście, zawsze istnieje szansa, że zobaczymy eskalację w Iranie lub chiński ruch na Tajwanie. Obecnie jest więcej niż kilka niepewnych beczek prochu. Widzę jednak, że w sprawę Ukrainy włożono nieproporcjonalnie dużo energii finansowej i politycznej. Elity są w większości małomówne, ale w region wlewa się nieproporcjonalnie dużo energii finansowej i politycznej. Jest jasne, że następne kilka miesięcy będzie bardzo niestabilne, ponieważ napięcia będą narastać.
Ścieżki dyplomatyczne szybko zanikają.
Najbardziej prawdopodobny scenariusz? Miasta na Ukrainie są miażdżone przez nieustanne rosyjskie bombardowania, a Europa obiecuje wysłać swoje siły, aby interweniować. Nawet jeśli Trump zerwie wszelkie więzi USA z Ukrainą i odsunie się, niewiele da się zrobić, aby zapobiec katastrofie, która nastąpi.
Dla globalistów niekoniecznie oznacza to opcję spalonej ziemi, ale z pewnością wydaje się ostatecznością – wyczarowanie katastrofy wystarczająco dużej, aby odwrócić uwagę mas, podczas gdy zostanie wprowadzona całkowita centralizacja. Nie twierdzę, że plan zadziała, mówię tylko, że jest to ich najbardziej realna strategia.
Oskarżając Brytanię o odegranie głównej roli w tajnej operacji poprzez dostarczanie informacji wywiadowczych, Kelin ostrzegł, że ataki Ukrainy grożą eskalacją konfliktu do „III wojny światowej”
W wywiadzie dla Sky News powiedział, że działania Ukrainy „sprowadzają konflikt na inny poziom eskalacji” i ostrzegł, że Kijów „nie powinien próbować wciągać w III wojnę światową”.
Sky News podaje: Ponad sto ukraińskich dronów zostało rozmieszczonych na terenie Rosji w ciągu weekendu, niszcząc ponad 40 samolotów bojowych w ataku, który Wołodymyr Zełenski powiedział, że „bez wątpienia przejdzie do historii” .
Ambasador Kelin oskarżył Brytanię, mówiąc, że Ukraina musiała brać udział w atakach.
„[Tego] rodzaju atak obejmuje oczywiście dostarczanie bardzo zaawansowanej technologii, tak zwanych danych geoprzestrzennych, co może być wykonane tylko przez tych, którzy je posiadają. A to jest Londyn i Waszyngton” – powiedział.
„Nie wierzę, że Ameryka [jest w to zaangażowana], prezydent Trump zdecydowanie temu zaprzeczył, ale Londyn nie zaprzeczył.
„Doskonale wiemy, jak bardzo zaangażowany jest Londyn, jak głęboko zaangażowane są siły brytyjskie we współpracę z Ukrainą”.
„Wstępnie, Kijowska TPP-5 została uszkodzona. To najpotężniejsza elektrownia cieplna w okolicy” – podaje kanał.
Mash cytuje oświadczenie szefa Wojskowej Administracji Miejskiej w Kijowie, który poinformował, że w niektórych dzielnicach na lewym brzegu Kijowa możliwe są przerwy w dostawie prądu.
Ponadto ukraińskie kanały piszą o eksplozjach w Czernihowie, Sumach i Odessie.
Jednocześnie 4 czerwca rosyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało o atakach na koncentracje personelu i sprzętu Sił Zbrojnych Ukrainy w obwodzie sumskim. W raporcie stwierdzono, że jednostki dwóch brygad zmechanizowanych, brygady czołgów, brygady desantowej, brygady Jaeger, brygady obrony wybrzeża, pułku desantowego, dwóch pułków szturmowych, a także jednostki centrum sił specjalnych GUR w rejonach miejscowości Iskrikivschina, Petrushevka, Sadki, Yunakovka, Novaya Sich, Pisarevka, Choteni, Pavlovka i Velykyi Prikol zostały pokonane.
Wcześniej ujawniono, że podczas ostatniej rozmowy telefonicznej prezydentów Rosji i Stanów Zjednoczonych, Władimira Putina i Donalda Trumpa, rosyjski przywódca powiedział, że akty terrorystyczne przeprowadzone przez Ukrainę przeciwko celom cywilnym w Rosji nie pozostaną bez odpowiedzi. Według Trumpa próbował on odwieść Putina od tego, ale prezydent Rosji pozostał stanowczy w swoim zdaniu.
Prezydent Rosji powiedział później również, że nie da się negocjować pokoju z państwem, które obrało ścieżkę terroryzmu. Według wielu rosyjskich ekspertów i dziennikarzy Ukraina przekroczyła czerwoną linię i przeszła teraz do aktywnych działań terrorystycznych, które doprowadzą do rozszerzenia tego konfliktu zbrojnego.
Operacja Pajęczyna Ukrainy przekroczyła próg, jeśli chodzi o wywołanie rosyjskiej odpowiedzi nuklearnej. To, jak Rosja i Stany Zjednoczone zareagują, może zadecydować o losie świata.
W 2012 roku prezydent Rosji Władimir Putin oświadczył, że „broń jądrowa pozostaje najważniejszą gwarancją suwerenności i integralności terytorialnej Rosji oraz odgrywa kluczową rolę w utrzymaniu równowagi i stabilności regionalnej”.
W międzyczasie zachodni analitycy i obserwatorzy oskarżyli Rosję i jej przywódców o nieodpowiedzialne powoływanie się na groźbę użycia broni jądrowej jako formę „potrząsania szabelką” – strategiczny blef mający na celu ukrycie operacyjnych i taktycznych niedociągnięć rosyjskiego potencjału militarnego.
W 2020 r. Rosja po raz pierwszy opublikowała niejawną wersję swojej doktryny nuklearnej. W dokumencie zatytułowanym „Podstawowe zasady polityki państwowej Federacji Rosyjskiej w zakresie odstraszania nuklearnego” stwierdzono, że Rosja „zastrzega sobie prawo do użycia broni jądrowej”, gdy Moskwa działa „w odpowiedzi na użycie broni jądrowej i innych rodzajów broni masowego rażenia przeciwko niej i/lub jej sojusznikom, a także w przypadku agresji na Federację Rosyjską przy użyciu broni konwencjonalnej, gdy samo istnienie państwa jest zagrożone”. W dokumencie stwierdzono również, że Rosja zastrzega sobie prawo do użycia broni jądrowej w przypadku „ataku [przeciwnika] na krytyczne obiekty rządowe lub wojskowe Federacji Rosyjskiej, którego zakłócenie podważyłoby działania reagowania sił jądrowych”.
W 2024 roku Władimir Putin nakazał zaktualizowanie rosyjskiej doktryny nuklearnej, aby uwzględnić skomplikowane realia geopolityczne, które wyłoniły się w wyniku trwającej Specjalnej Operacji Wojskowej (SMO) na Ukrainie, gdzie konflikt przerodził się w wojnę zastępczą między kolektywnym Zachodem (NATO i USA) a Rosją.
Nowa doktryna głosiła, że broń jądrowa będzie dozwolona do użycia w przypadku „agresji na Federację Rosyjską i (lub) jej sojuszników przez jakiekolwiek państwo nieposiadające broni jądrowej przy udziale lub wsparciu państwa posiadającego broń jądrową, co jest uważane za ich wspólny atak”.
Rosyjski arsenał nuklearny zostałby również wykorzystany w przypadku „działań przeciwnika mających wpływ na elementy krytycznie ważnej infrastruktury państwowej lub wojskowej Federacji Rosyjskiej, których unieruchomienie zakłóciłoby działania reagowania sił nuklearnych”.
Zagrożenia nie musiały przybierać formy broni jądrowej. W rzeczywistości nowa doktryna 2024 wyraźnie stwierdzała, że Rosja może odpowiedzieć bronią jądrową na każdą agresję przeciwko Rosji obejmującą „użycie broni konwencjonalnej, która stwarza krytyczne zagrożenie dla jej suwerenności i (lub) integralności terytorialnej”.
Operacja Spiderweb, szeroko zakrojony atak na krytyczną rosyjską infrastrukturę wojskową bezpośrednio związany ze strategicznym odstraszaniem nuklearnym Rosji za pomocą bezzałogowych dronów, wyraźnie przekroczył czerwone linie Rosji, jeśli chodzi o wywołanie odwetu nuklearnego i/lub wyprzedzającego uderzenia nuklearnego w celu zapobieżenia kolejnym atakom. Ukraińska SBU, pod osobistym kierownictwem swojego szefa, Wasyla Malyuka, wzięła na siebie odpowiedzialność za atak.
Operacja Spiderweb to tajny atak bezpośredni na krytyczną rosyjską infrastrukturę wojskową i zdolności bezpośrednio związane ze strategicznymi zdolnościami odstraszania nuklearnego Rosji. Co najmniej trzy lotniska zostały zaatakowane przy użyciu dronów FPV działających z tyłu cywilnych ciężarówek Kamaz, które zostały przekształcone w wyrzutnie dronów. Lotnisko Diagilevo w Riazaniu, lotnisko Belaya w Irkucku i lotnisko Olenya w Murmańsku, na których stacjonują bombowce strategiczne Tu-95 i Tu-22 oraz samoloty wczesnego ostrzegania A-50, zostały zaatakowane, w wyniku czego wiele samolotów zostało zniszczonych i/lub poważnie uszkodzonych.
Byłoby to porównywalne do ataku dronów przeprowadzonego przez wrogiego gracza na bombowce B-52H amerykańskich sił powietrznych stacjonujące w bazie lotniczej Minot w Dakocie Północnej i bazie lotniczej Barksdale w Luizjanie, a także bombowce B-2 stacjonujące w bazie lotniczej Whiteman w Missouri.
Termin operacji „Pajęczyna” został wyraźnie dobrany tak, aby zakłócić rozmowy pokojowe zaplanowane na 2 czerwca w Stambule.
Przede wszystkim należy zrozumieć, że Ukraina nie może poważnie przygotować się do merytorycznych rozmów pokojowych, planując i przeprowadzając operację taką jak Operacja Pajęczyna. Choć SBU mogła przeprowadzić ten atak, nie mógł się on wydarzyć bez wiedzy i zgody prezydenta Ukrainy lub ministra obrony.
Co więcej, atak ten nie mógłby się odbyć bez zgody europejskich partnerów Ukrainy, w szczególności Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec, które wszystkie prowadziły bezpośrednie konsultacje z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim na kilka dni i tygodni przed przeprowadzeniem operacji „Pajęczyna”.
Europa zachęca Ukraińców, by byli postrzegani jako aktywni zwolennicy procesu pokojowego w Stambule, mając na uwadze, że jeśli rozmowy zakończą się fiaskiem, winą zostanie obarczona Rosja, a nie Ukraina. Dzięki temu Europa będzie mogła łatwiej udzielać Ukrainie wsparcia militarnego i finansowego.
Wydaje się, że ważną rolę odgrywają również aktorzy ze Stanów Zjednoczonych — senator Lyndsay Graham, republikanka z Karoliny Południowej, i Richard Blumenthal, demokrata z Connecticut, wspólnie odbyli wizytę na Ukrainie w zeszłym tygodniu, gdzie ściśle koordynowali działania z ukraińskim rządem w sprawie nowego pakietu sankcji gospodarczych związanych z gotowością Rosji do zaakceptowania warunków pokojowych opartych na 30-dniowym zawieszeniu broni — jednym z głównych żądań Ukrainy.
Operacja Spiderweb wydaje się być skoordynowanym wysiłkiem mającym na celu wycofanie Rosji z rozmów w Stambule, albo poprzez sprowokowanie rosyjskiego odwetu, który zapewniłby Ukrainie pretekst do pozostania w kraju (oraz pretekst dla Grahama i Blumenthala do uchwalenia ustawodawstwa dotyczącego sankcji), albo poprzez sprowokowanie Rosji do wycofania się z rozmów, gdy będzie rozważać swoje opcje dalszego postępowania, co również spowodowałoby nałożenie sankcji na Grahama i Blumenthala.
Nie wiadomo, w jakim stopniu prezydent Trump, który naciskał na pomyślne przeprowadzenie rozmów pokojowych między Rosją a Ukrainą, wiedział o działaniach Ukrainy, w tym o tym, czy wcześniej je popierał (Trump najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z faktu, że Ukraina zaatakowała prezydenta Rosji Putina za pomocą dronów podczas niedawnej podróży do Kurska).
Nie wiadomo jeszcze, jak Rosja zareaguje na tę ostatnią akcję Ukrainy; ataki dronów na rosyjskie bazy wojskowe nastąpiły tuż po co najmniej dwóch ukraińskich atakach na rosyjskie linie kolejowe, w wyniku których doszło do poważnych uszkodzeń lokomotyw i wagonów pasażerskich, a także zginęły i zostały ranne dziesiątki cywilów.
Ale to jest jasne: Ukraina nie mogłaby przeprowadzić operacji Spiderweb bez politycznej zgody i pomocy operacyjnej swoich zachodnich sojuszników. Amerykańskie i brytyjskie służby wywiadowcze szkoliły ukraińskie siły specjalne w działaniach partyzanckich i niekonwencjonalnych, a uważa się, że poprzednie ukraińskie ataki na krytyczną infrastrukturę rosyjską (most krymski i bazę lotniczą Engelsa) były przeprowadzane przy pomocy wywiadu amerykańskiego i brytyjskiego w fazie planowania i realizacji. Rzeczywiście, zarówno ataki na most krymski, jak i na bazę lotniczą Engelsa były postrzegane jako wyzwalacze wydania przez Rosję modyfikacji doktryny nuklearnej z 2024 r.
Rosja w przeszłości odpowiadała na prowokacje ze strony Ukrainy i jej zachodnich sojuszników mieszaniną cierpliwości i determinacji.
Wielu zinterpretowało tę postawę jako oznakę słabości, co mogło mieć wpływ na decyzję Ukrainy i jej zachodnich sojuszników o przeprowadzeniu tak prowokacyjnej operacji w przededniu kluczowych rozmów pokojowych.
To, w jakim stopniu Rosja będzie w stanie nadal zachowywać ten sam poziom powściągliwości, co w przeszłości, zostanie wystawione na próbę przez samą naturę ataku — masowe użycie broni konwencjonalnej, która uderzyła w rosyjskie strategiczne siły odstraszania nuklearnego i spowodowała szkody.
Nie trzeba się zbytnio wysilać, by wyobrazić sobie, że taktyka ta będzie w przyszłości wykorzystywana do pozbawiania Rosji strategicznych zasobów nuklearnych (samolotów i rakiet) oraz przywództwa (atak na Putina w Kursku podkreśla to zagrożenie).
Jeśli Ukraina jest w stanie rozmieścić ciężarówki Kamaz w pobliżu rosyjskich baz lotniczych o znaczeniu strategicznym, może w ten sposób przeciwdziałać bazom rosyjskim, w których stacjonują mobilne rosyjskie siły rakietowe.
Fakt, że Ukraina zdecydowała się na taki atak, pokazuje również, w jakim stopniu zachodnie służby wywiadowcze badają grunt pod kątem przyszłego konfliktu z Rosją – konfliktu, do którego, jak twierdzą członkowie NATO i UE, aktywnie się przygotowują.
Dotarliśmy do egzystencjalnego rozdroża w SMO.
W opinii Rosji granice, które uznała za konieczne do określenia w kontekście ewentualnego użycia broni jądrowej, zostały rażąco naruszone nie tylko przez Ukrainę, ale i jej zachodnich sojuszników.
Prezydent Trump, który twierdził, że popiera proces pokojowy między Rosją a Ukrainą, musi teraz podjąć decyzję, jakie stanowisko zajmą Stany Zjednoczone w obliczu tych wydarzeń.
Jego sekretarz stanu, Marco Rubio, przyznał, że za poprzedniej administracji Joe Bidena Stany Zjednoczone były zaangażowane w wojnę zastępczą z Rosją. Specjalny wysłannik Trumpa na Ukrainę, Keith Kellogg, niedawno przyznał to samo w odniesieniu do NATO.
Krótko mówiąc, kontynuując wspieranie Ukrainy, zarówno USA, jak i NATO stały się aktywnymi uczestnikami konfliktu, który obecnie przekroczył już próg użycia broni jądrowej.
Stany Zjednoczone i cały świat stoją na krawędzi nuklearnego Armagedonu, który sami wywołamy.
Albo odrzucimy politykę, która doprowadziła nas do tego punktu, albo zaakceptujemy konsekwencje naszych działań i zapłacimy cenę.
Nie możemy żyć w świecie, w którym nasza przyszłość zależy od cierpliwości i opanowania rosyjskiego przywódcy w obliczu prowokacji, za które sami jesteśmy odpowiedzialni.
To Ukraina, a nie Rosja, stanowi egzystencjalne zagrożenie dla ludzkości.
To NATO, a nie Rosja, jest odpowiedzialne za zachęcanie Ukrainy do tak lekkomyślnego zachowania.
Podobnie jest ze Stanami Zjednoczonymi. Sprzeczne oświadczenia amerykańskich decydentów politycznych dotyczące Rosji zapewniają Ukrainie i jej sojusznikom z NATO polityczną osłonę do planowania i przeprowadzania operacji takich jak Operation Spiderweb.
Senatorów Grahama i Blumenthala należy oskarżyć o podżeganie do buntu, jeżeli ich interwencja na Ukrainie miała na celu celowe sabotowanie procesu pokojowego, który zdaniem prezydenta Trumpa stanowi kluczowy element jego wizji przyszłego bezpieczeństwa narodowego USA.
Jednak to sam Trump musi zdecydować o losie świata.
W najbliższych godzinach bez wątpienia usłyszymy od prezydenta Rosji, jak Rosja odpowie na tę egzystencjalną prowokację.
Trump również musi odpowiedzieć.
Nakazując Grahamowi i Blumenthalowi oraz ich zwolennikom wycofanie się z sankcji wobec Rosji.
Nakazując NATO i UE zaprzestania udzielania Ukrainie wsparcia wojskowego i finansowego.
I opowiadając się po którejś ze stron w SMO.
Wybierz Ukrainę i wywołaj wojnę nuklearną.
Wybierz Rosję i uratuj świat.
Scott Ritter jest byłym oficerem wywiadu piechoty morskiej z dużym doświadczeniem w kontroli zbrojeń i rozbrojeniu oraz ekspertem w zakresie stosunków USA-Rosja. Jego prace można znaleźć na ScottRitter.com. Jest autorem kilku książek, w tym najnowszej Highway to Hell: The Armageddon Chronicles, 2014-2025 , opublikowanej przez Clarity Press.
Znany amerykański ekonomista Jeffrey Sachs ostrzega przed samobójczym uporem Ukrainy, która zamierza kontynuować walkę z Rosją obiecując chyba coraz już mniej wierzącej w jego kraju społeczności, że osiągnie różne zakładane sobie cele.
Choć coraz bardziej mówi się, że jedynym jego celem jaki chce jeszcze osiągnąć nie wiadomo na jak długo jest możliwość utrzymania się przy władzy jako chutorowy dyktator, jak nazwał go ostatnio Aleksiej Arestowicz. Sachs twierdzi, że jeśli Ukraina nie zakończy teraz konfliktu to straci całe wybrzeże Morza Czarnego wraz z Odessą i zostanie pokonana.
Trump może ulec trendowi
Na to wszystko rzeczywiście może nałożyć się nieprzewidywalność Trumpa. Różne decyzje, zapowiedzi, zapewnienia, obietnice, groźby czy naciski dla wielu stają się często elementem czysto retorycznym, mało wiarygodnym, powodującym duży sceptycyzm oraz skłaniającym do bycia czujnym że zaraz prezydent największego mocarstwa znowu zmieni zdanie.
I właśnie tego typu obawy ma Sachs. Twierdzi on, że właśnie Ukraina może ponieść takie konsekwencje w wyniku tego, że wojna może być kontynuowana gdyż nie chce ona pokoju, natomiast Trump może w końcu podporządkować się dominującemu na Zachodzie poglądowi, że trzeba kontynuować wojnę z Rosją. A to oznacza nie tylko utratę kolejnych terytoriów ale także kolejnych istnień ludzkich. A przecież ostrzegają przed tym sami Rosjanie, jak choćby Medinski, który przewodniczył delegacji na rozmowy w Stambule.
Wszystko zależy od finału wojny
Sachs stawia tezę zdecydowanie zgodną z faktami, że gdyby Ukraina miała teraz zakończyć wojnę to zachowałaby zdecydowaną większość swoich ziem, tracąc tylko część terytoriów. Byłaby także bezpieczna, miałaby neutralny status i mogłaby się odbudować. Wnioskuje on więc o zakończenie wojny właśnie teraz.
Te próżne apele jednak w jego opinii nie są w stanie zmienić faktu, że Ukraina wojnę przegrywa i większym ryzykiem jest właśnie jej kontynuacja. A ta wojna jak mówi nie leży w niczyim interesie, chyba że pokój opiera się przede wszystkim na uzasadnionej eliminacji pierwotnych przyczyn wojny, takich jak na przykład ekspansja NATO.
A tego typu sytuacja, w której przegrywający w konwulsjach rzuca się i nie chce uznać swojej porażki powoduje publicystyczną reakcję u Aleksandra Dugina. Pisze on w swoim najnowszym tekście, że „Teraz musimy przygotować się do przeprowadzenia przekonującej i efektywnej kampanii wojskowej tego lata, wyzwalając jak najwięcej tradycyjnych ziem rosyjskich, jednocześnie uniemożliwiając wrogowi inwazję na nasze terytorium. A jeśli uda nam się to zrobić, Trump stopniowo zacznie traktować nas inaczej. Jednakowoż najpierw potrzebujemy zwycięstwa militarnego: jasnego, udanego, potężnego, na dużą skalę. A wtedy rozmowa będzie inna”.
Mantra, że Rosja poniosła ponad milion ofiar, jest powtarzany do znudzenia przez Donalda Trumpa, media i członków Kongresu. Ta kampania propagandowa jest nadal wykorzystywana do przekonania opinii publicznej, że Ukraina ma szansę w walce z Rosją. Ale to kłamstwo. Zamierzam wykorzystać dane porównujące pociski artyleryjskie wystrzelone przez Ukrainę z tymi wystrzelonymi przez Rosję w okresie 2022–2024. Dlaczego artyleria? Ponieważ ta broń jest głównym źródłem ofiar po obu stronach. Inną główną przyczyną zgonów i ran są ataki dronów. Na potrzeby tego artykułu skupię się wyłącznie na artylerii.
Zadałem DeepSeek i ChatGPT to pytanie: Ile pocisków artyleryjskich wystrzeliła Ukraina w 2022, 2023 i 2024 roku? Zadałem to samo pytanie o rosyjskie pociski. (Programy AI wymieniają raporty Pentagonu/NATO , analizy RUSI/ISW i doniesienia medialne jako źródła tych danych.) Oto wyniki:
Szacunkowa liczba strzałów wystrzelonych w 2022 r.:
W 2022 roku Ukraina zmagała się ze znacznym niedoborem amunicji artyleryjskiej, ale w szczytowych okresach udawało się wystrzelić około 3000–7000 pocisków dziennie , w zależności od fazy wojny.
Zakładając średnią liczbę wystrzelonych pocisków na dzień wynoszącą 4000 pocisków , Ukraina prawdopodobnie wystrzeli około 1,5 miliona pocisków artyleryjskich w 2022 roku.
Dla porównania, Rosja wystrzeliła w tym samym okresie około 10–12 milionów pocisków .
Szacunkowa liczba strzałów wystrzelonych w 2023 r.:
Zakładając średnią liczbę wystrzelonych pocisków na dzień wynoszącą około 4500 , Ukraina prawdopodobnie wystrzeli około 1,6 miliona pocisków artyleryjskich w 2023 roku.
Dla porównania, Rosja wystrzeliła około 5–7 milionów pocisków w 2023 r. (również borykając się z ograniczeniami, ale utrzymując większą liczbę wystrzelonych pocisków).
Szacowane użycie artylerii w 2024 r.
W roku 2024 wykorzystanie artylerii Ukrainy będzie znacznie ograniczone ze względu na niedobory amunicji i problemy z łańcuchem dostaw.
Dzienna szybkość ognia : Na początku roku siły ukraińskie wystrzeliwały mniej niż 1800 pocisków artyleryjskich dziennie . The Cipher Brief
Łącznie rocznie : Na podstawie tych danych można wnioskować, że w całym roku 2024 Ukraina wystrzeliła prawdopodobnie od 650 000 do 750 000 pocisków artyleryjskich .
W marcu 2024 r. szacunki wskazywały, że siły rosyjskie wystrzeliwały około 10 000 pocisków artyleryjskich dziennie , podczas gdy siły ukraińskie wystrzeliwały około 2000 pocisków dziennie , co podkreśla znaczną dysproporcję w możliwościach artyleryjskich.
W 2024 r. siły rosyjskie wystrzeliły szacunkowo od 12 do 17 milionów pocisków artyleryjskich na Ukrainie. Liczba ta odzwierciedla znaczną eskalację użycia artylerii w porównaniu z poprzednimi latami.
Oto wskaźniki według lat porównujące ostrzał rosyjskiej artylerii z ostrzałem ukraińskim:
2022, Rosja kontra Ukraina — 7 do 1.
2023, Rosja kontra Ukraina — 4 do 1.
2024, Rosja kontra Ukraina — 23 do 1.
Jeśli weźmiemy pod uwagę rosyjskie ataki lotnicze z użyciem bomb szybujących (tj. FABS), wielo-prowadnicowych wyrzutni rakietowych (MLRS), pocisków manewrujących i balistycznych, prawdopodobieństwo nieproporcjonalnie dużej liczby ofiar po ukraińskiej stronie linii frontu staje się niepodważalne.
Rosja poniosła straty, ale ułamek tych, które ponieśli Ukraińcy. MediaZonaoferuje najlepsze szacunki dotyczące rosyjskich zaginionych w akcji, ponieważ zbierają i analizują nekrologi ze wszystkich rosyjskich republik. To są dane, a nie opinie. Według MediaZona szacuje się, że 165 000 rosyjskich żołnierzy zginęło w walce lub od ran odniesionych w walce. Ukraina natomiast straciła ponad milion ludzi — niektóre szacunki mówią nawet o 1,5 miliona zabitych. Liczby te są zgodne ze współczynnikami ognia artyleryjskiego (i tak, zakładam, że pocisk wystrzelony przez każdą ze stron ma takie same szanse na zabicie lub okaleczenie żołnierzy po drugiej stronie).
Pięć miesięcy do 2025 r., dysproporcja pozostaje… Ukraina strzela średnio 5000 dziennie, podczas gdy Rosja strzela średnio 30 000 dziennie. Ukraina, nawet przy nieograniczonym wsparciu krajów NATO, nie może dorównać Rosji. Oto, co Sekretarz Generalny NATO, Mark Rutte, powiedział ministrom obrony NATO w lutym:
„Dzisiaj omówimy bazę przemysłową sektora obronnego i to, jak produkować więcej. Nie produkujemy wystarczająco dużo. I to jest problem zbiorowy, który mamy, od Stanów Zjednoczonych aż po Turcję włącznie, a także w całej Unii Europejskiej, Norwegii, Wielkiej Brytanii, mamy fantastyczny przemysł obronny, ale nie produkujemy wystarczająco dużo” – powiedział Rutte.
Sekretarz generalny sojuszu podkreślił , że NATO nie produkuje wystarczającej ilości broni w porównaniu z Moskwą.
„Nie, chciałem powiedzieć, że Rosja produkuje w ciągu trzech miesięcy amunicję, tyle, ile cały Sojusz produkuje w ciągu roku, a to po prostu nie jest zrównoważone. Musimy zwiększyć produkcję przemysłu obronnego” – podkreślił Sekretarz Generalny NATO.
Dysproporcja między rosyjskimi i ukraińskimi pożarami wyjaśnia, dlaczego straty Ukrainy są tak wysokie. To proste pytanie matematyczne.
Tylko dzięki kompletnej bezmyślności i wiewiórczej pamięci swych odbiorców, korporacyjne media mogą nawijać swą narrację na okrągło, zmieniając ją przy tym o 180 stopni w dowolnych momentach.
Dotychczas to FR „uginała się” pod naporem wojsk ukraińskich, nagle sytuacja się odwróciła i to te ostatnie zaczęły się załamywać!
Te cechy, zarówno mediów propagandowych ZIK (zachodniego imperium kłamstwa), jak i całkowita bezmyślność ich odbiorców, ma znacznie poważniejsze niż tylko socjologiczne, następstwa.
Bezwolna publika w objęciach całkowicie niewiarygodnych i doszczętnie skorumpowanych masowych mediów propagandowych, daje autentycznym władcom, globalnej oligarchii finansowej, monopol na „prawdę”. Jest to wyjątkowo niebezpieczne, biorąc pod uwagę fakt, ze ci apostołowie szatana, prą do wojny nuklearnej i w jej wyniku całkowitej zagłady Ludzkości.
“Ukraińska obrona pomiędzy ważnymi miastami Pokrowski i Konstantynówka ugina się pod naporem Rosjan. Wioski i pozycje są tracone jedna po drugiej w coraz szybszym tempie. Sytuacja ewidentnie jest poważna, bo na miejscu pojawiły się ukraińskie posiłki.
Problem dla Ukraińców jest duży, bo gra idzie o ominięcie od zachodu Konstantynówki, która jest ważnym centrum oporu w całej okolicy. Jeśli Rosjanom uda się przebić polami na tyły tego miasta, to jego ukraińscy obrońcy znajdą się w trudnej sytuacji i najpewniej zostaną w końcu zmuszeni do wycofania się z dużymi stratami. Problem w tym, że nie widać poważniejszych fortyfikacji na drodze Rosjan. Te, które były, właśnie zostały przełamane.”
Studiując nagłówki polskojęzycznych szmatławców, trudno nie zauważyć narastającej histerii wojennej. Inteligentna większość społeczeństwa III RP, zapewne na tym etapie nawet nie rozróżnia chaotycznej rozkrzyczanej propagandy, od faktu braku jakiejkolwiek akcji zbrojnej FR w stosunku do III RP.
Jest oczywistym, że III RP jest na gwałt szykowana do zastąpienia rozpadającej się Ukrainy w wojnie proxy z RF.
Teraz potrzeba tylko zręcznej prowokacji, jak to było w przypadku Radiostacji Gliwice w 1939 roku by zmusić III RP do ataku na FR. Tyle, że tym razem agresorem będzie III RP a nie III Rzesza!
Przy czym konsekwencje tego szalonego aktu oznaczać będą koniec istnienia III RP, jako struktury administracyjnej UE, oraz Jej społeczeństwa.
O ile w przypadku Ukrainy, FR stosowała wstrzemięźliwość przynajmniej przez dwa lata, o tyle agresja członka NATO, jakim mieni się być III RP, spotka się ze zmasowanym atakiem na całym terytorium kraju.
Przy czym RF bez użycia broni jądrowej może w krótkim czasie zlikwidować życie na obszarze od Bugu do Nysy. Hipersoniczne rakiety nawet bez jakiegokolwiek ładunku działają jak meteoryty, które rozpalone przejściem przez ziemską atmosferę stanowią same sobą „bombę słoneczną”.
Tak więc zlikwidować stosunkowo niewielki obszar III RP, nie będzie stanowiło dla FR żadnego problemu. Przy czym irytacja Kremla poszczekiwaniem bałtyckich kundli i III RP, osiągnęła już apogeum. Zapewne z dużą przyjemnością zlikwiduje te hałaśliwe istoty, bezustannie szarpiące FR za nogawki.
Friedrich Merz w parlamencie w Berlinie, 14 maja 2025 r.
========================================
Hipokryzja to główna “dyplomatyczna” cecha współczesnej Europy- stwierdził Sergiej.
Najlepiej ilustruje ją bezwarunkowe poparcie dla najbardziej zbrodniczego i skorumpowanego reżimu w Kijowie- kontynuował.
Dla Polaków najistotniejszą wydaje się kolejna konstatacja Kremla, o uczestnictwie III RP w “małym sojuszu” z Bałtami i dużym sojuszu, “koalicji chętnych” (Niemiec, Brytanii, Francji, III RP) , które to oba mają agresywnie konfrontacyjny kierunek ku konfliktowi zbrojnemu z supermocarstwem nuklearnym i konwencjonalnym, jakim mieni się być FR.
Ostatnią rzeczą, której nam potrzeba to “Dragn nach Osten” (parcie na wschód) w wykonaniu WP jako zastępcy (proxy) Wehrmachtu. Skończyć się to może jedynie zupełną katastrofą, na podobieństwo ukraińskiej.
Ze słów Lavrova wynika jasno, że Kreml nie zamierza zatrzymać się w pół drogi do zupełnego pokonania Kijowa i jego banderowskiego reżimu.
Siergiej podkreśla też, germańskie korzenie banderyzmu, który został wyhodowany w Austrii przed I Wojną Światową i skierowany był przeciw ludności rosyjskiej, polskiej i węgierskiej na terenie zaboru austriackiego tzw. Galicji. Już w trakcie I Wojny ŚWIATOWEJ, owocował on zbrodniami ludobójstwa na wspomnianych mniejszościach etnicznych.
Taka ocena sytuacji międzynarodowej przez Lavrova, pokrywa się z opiniami samych opozycyjnych Europejczyków, którzy uznają Merza, za najniebezpieczniejszą figurę pseudo-polityczną od czasów Hitlera:
Dmitry Orlov były analityk CIA, ekspert ds. rosyjskich i sowieckich zagadnień; https://boosty.to/cluborlov; Omówienie w języku polskim jego najnowszego wywiadu z Dialogue Works
Ze względu na dynamiczną sytuację na ukraińskich frontach, coraz częściej pojawiają się pytania, co dalej z Ukrainą?
Wywiad z amerykańskim znawcą wewnętrznych spraw i problemów FR, a zwłaszcza toczącego się na Ukrainie konfliktu kinetycznego wojny zastępczej NATO-RF, dodaje nowego wymiaru w świadomości tego co dziś dzieje się na świecie, nie tylko na Ukrainie.
Poniżej streszczenie, w języku polskim, głównych tez wywiadu:
Obecny konflikt na Ukrainie to typowa wojna na wyniszczenie. Co prawda, do tej pory RF starała się prowadzić ją w rękawiczkach, w miarę możliwości unikając strat wśród ludności cywilnej i jej infrastruktury, to sprawy uległy drastycznej zmianie po wkroczeniu wojsk ukraińskich i ich NATO-wskich najemników do obwodu kurskiego.
Typowe dla banderowców zbrodnie, których tam dokonywali na bezbronnej ludności cywilnej, zmusiło Kreml do „przekwalifikowania” SOW (SMO) na wojnę z terrorystami.
Jako symbol tej zmiany, zaprzestano na Kremlu nazywać Ukraińców skonfliktowanymi „Braćmi”, a określać ich mianem „wrogów”. Moskwa jasno zadeklarowała walkę do ostatecznego zwycięstwa, co wprowadziło w szał i przerażenie obecnych władców UE. Medialny wyraz ich psychicznego niedomagania da się zauważyć w histerycznych deklaracjach „elit europejskich” o nieuniknionej agresji FR, na „wolną i demokratyczną Europę”.
Zdają oni bowiem sobie sprawę, że bez permanentnego konfliktu militarnego ich pozycja u władzy skończy się błyskawicznie.
„Agresja” FR na Europę jest oczywistym absurdem, bo czego ma tam ona szukać? Deindustrializacji, czy zboczeń?
Nie oznacza to jednakowoż, że RF będzie biernie przyglądać się jak Europejczycy wyślą swe mizerne wojska na zachodnią Ukrainę. Odpowiedź będzie natychmiastowa i być może byłoby to korzystne rozwiązanie, bowiem rosnący strumień worków z ciałami mógłby otrzeźwić Europejczyków i stymulować ich do usunięcia swoich obłąkanych elit.
Co do Stanów, to jedyne co powstrzymuje Trumpa, od zwinięcia parasola ochronnego nad Kijowem, to jego narcyzm, który nie pozwala mu przyznać się do klęski militarnej w omawianym konflikcie proxy.
Jakby jednak nie było, będzie on zmuszony wycofać wszystkie wojska z Europy, co spowoduje natychmiastową niestabilność , rozpad UE i NATO, oraz „odmrożenie” wiekowych konfliktów między byłymi członkami oraz chaos wojen i zmian granic.
W odniesieniu do Ukrainy, Kreml będzie prowadził mało intensywne działania na froncie, czekając na ostateczny rozpad kijowskiej armii. Wtedy, albo podda się ona RF, albo zostanie zlikwidowana podczas próby ucieczki (odwrotu).
FR ustanowi nową granicę, zachodnią, tworząc na zachód od niej 200 km obszar ochronny, przed ewentualnymi atakami dronów.
Pozostawi zachodnią jej część własnemu losowi, który zapewne zakończy się wojną domową pomiędzy banderowcami i resztą mniej agresywnej populacji. Być może po niej uda się pozostałościom Ukrainy skonstruować jakąś władzę, gdyż obecny reżim jest tak powszechnie znienawidzony, że jego członkowie zostaną wymordowani, jeśli w porę nie uciekną za granicę.
Dr’s Substack is free today. But if you enjoyed this post, you can tell Dr’s Substack that their writing is valuable by pledging a future subscription. You won’t be charged unless they enable payments.