Bergoglio’s Bistro: Kolacja i napoje w bazylice Santa Maria Maggiore [Happy Hour]. Nowe zdjęcia.

[Cena – to po włosku -kolacja. md]

Bergoglio’s Bistro: Kolacja i napoje w bazylice Santa Maria Maggiore

Franciszek sprzedaje jedzenie i napoje w bazylice Santa Maria Maggiore i oferuje organizację przyjęć w 2024 roku.

Cennik “prywatnych wizyt” został wysłany do przewodników turystycznych i biur podróży. Gloria.tv uzyskała tę listę.

Specjalną ofertą jest wizyta przed lub po godzinach otwarcia Bazyliki, aby doświadczyć wschodu i zachodu słońca. Grupy do 30 osób płacą 1000 euro, a do 120 osób 1750 euro. Zakrystia i krypta są otwarte za dodatkowe 150 euro.

Śniadanie kosztuje 25 euro, happy hour i 1 drink 25 euro, a kolacja 70 euro.

Wszystko serwowane jest “w wyjątkowych i specjalnych miejscach wewnątrz bazyliki, takich jak wewnętrzne tarasy lub Sala Papieska” [a wkrótce także przed tabernakulum ??].

Druga lista zawiera wszystkie nowe ceny i specjalne stawki za wizyty w ciągu dnia.

Chrystus powiedział o świątyni jerozolimskiej, która stała się halą targową: “Mój dom będzie nazwany domem modlitwy, ale wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców” (J 2).

==============================

MD: Pan Jezus podobnych handlarzy w przedsionku świątyni potraktował powrozem, i stoły im poprzewracał.

Panie Jezu, czas na to i teraz!!

=================================

Korzenie Dnia Judaizmu, “Nostra Aetate” i wyłączenia Żydów z misji ewangelizacyjnej. Wolnomularstwo było tą ścieżką, którą dotarł do papieża Jules Isaac

Korzenie Dnia Judaizmu, “Nostra Aetate” i wyłączenia Żydów z misji ewangelizacyjnej

Autor: wawel , 6 stycznia 2024

WSTĘP

“Pod hasłem “SZALOM. Pokój – Dar Boga” 17 stycznia w Kościele w Polsce będzie obchodzony 27. Dzień Judaizmu”. Zanim zorientujemy się CO to jest i SKĄD się wzięło trzeba powiedzieć, że obchodzenie Dnia Judaizmu przez katolików (i to pod hasłem “Pokój – Dar Boga”)  w czasie, gdy liczba ofiar ludobójstwa izraelskiego na Palestyńczykach przekracza już 20 000 zakrawa na krwawą drwinę z ofiar. Może czas zmienić R.I.P. na R.I.S (rest in SHALOM)?

Netanjahu już czterokrotnie na konferencjach prasowych wymachiwał Biblią hebrajską cytując z niej fragmenty mające uzasadniać ludobójstwo. Prawie nikogo to nie bulwersuje, prawie nikt tego nie komentuje… Aż tak zgłupieliśmy, zobojętnieliśmy, wyprano nam mózgi (niepotrzebne skreślić)…

Taki to “dialog” z judaizmem wmusili nam, że boimy się nawet szepnąć słowa prawdy.

Nawracać ludobójców nie możemy, bo zabroniła nam tego “Nostra Aetate”. Ba, nawet obawiamy się wyrazić ludzką, chrześcijańską opinię o tych zbrodniach, by nie zostać zdzielonymi przez łeb pałką antysemityzmu. Takiego stopnia schizofrenii skrzyżowanej z syndromem sztokholmskim sięgnęła relacja Chrześcijan do Żydów. A zaczęło się od “Nostra Aetate” i obchodzenia Dnia Judaizmu pod znakiem “dialogu”. A jeszcze wcześniej był wielki wysiłek murarski Francuzów i Niemców…

DIALOG Z JUDAIZMEM

„Wyobraź sobie, że nie ma Niebios

To proste, gdy spróbujesz

Nie ma Piekła pod nami

Nad nami tylko niebo

Wyobraź sobie wszystkich ludzi

Żyjących z dnia na dzień

Aha-ah”

[John Lennon – Imagine]

—————–

Dzień Judaizmu w Kościele Katolickim – to tajemnicze i kuriozalne zjawisko od samych początków, które zrodziło się w pewnym filosemickim kręgu niemieckich luteran a szczególnie w głowie Holgera Banse, członka międzyreligijnej grupy Teshuva (Skrucha). Ewangelicki pastor Banse fascynował się od młodości dziejami syjonizmu, wolnomularstwa judaizmu reformowanego, sytuacją państwa Izrael i takimi organizacjami, jak przykładowo Światowa Unia dla Judaizmu Postępowego.

Frankmasońska (najprawdopodobniej) misja Holgera Banse spełnić się miała w Nostra aetate, ogłoszonej 28 października 1965 r. Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich

Jak wiadomo, Kościół na Vaticanum II w kontrowersyjnym dokumencie Nostra Aetate zbliżył się do zanegowania pewnych najważniejszych elementów swej doktryny. Stało się to poprzez wyłączenie Żydów z misji ewangelizacyjnej i uznanie, że… jest im ona niepotrzebna z powodu nieodwołalnego wybraństwa bożego (emerytowany profesor St. Mary’s College w Notre Dame, Indiana – E. Michael Jones nazywa to odstępstwo herezją). Stworzyło to precedens: w istocie rzeczy ustanowiło religię judaistyczną równorzędną względem chrześcijaństwa, czego bez wypaczenia przesłania ewangelii i spuścizny pawłowej nie da się zrobić.

hb

Jak widać, Holger Banse był to bardzo postępowy i nowoczesny sługa boży. Stworzony w sam raz na inicjatora erodującej katolicyzm, powstałej w niemieckim protestantyzmie,  „ideowej wkładki” pod nazwą Dzień Judaizmu. Oczywiście kwestią najważniejszą nie jest tu ów „dzień” jako taki, lecz to, iż stał się on otwarciem bramy do wielu późniejszych zjawisk i wydarzeń. Jak wiadomo: nawet najdłuższa droga zaczyna się od jednego, pierwszego kroku…

Kuriozalna jest informacja o Dniu Judaizmu w polskiej Wiki: „Dzień Judaizmu – święto w polskim Kościele katolickim”.

Otóż, drodzy parafianie – nie jest to żadne święto. Gdyby tak każdy arcybiskup mógł z podszeptu swoich niemieckich i włoskich kolegów (lobbowanych przez ortodoksyjnych rabinów) wymyślać wg kaprysu nowe święta – ładny byśmy mieli męt i zamęt w Kościele. Na szczęście jednak tak nie jest. Jest to pewna nieokreślona i „niesformalizowana forma” propagandy jednego z lobby, bardzo silnego.

W Niemczech nazywają ten „dzień”: dzień refleksji. Jest to wymuszona refleksja narzucana odgórnie, nie zakorzeniona ani w roku liturgicznym, ani w Piśmie Św. i nie mająca prawa być nazywaną „świętem w kościele katolickim”.

Tylko polski Kościół ma ów dzień, owo “święto”! We Włoszech, Austrii i Holandii niektórzy rabini i biskupi w niektórych ośrodkach organizują tego dnia jakieś wspólne imprezy religijno-kultowo-kulturowe.

Takiego zadęcia i czasowego rozciągnięcia dnia do… 7-10 dni jak w Polsce – nie ma nigdzie… A i te 10 dni, to tylko fragment całego ciągu świąt, które za pomocą dziesiątek powstałych później fundacji pokryły przeróżnymi „inicjatywami” wszystkie miesiące roku w wielu polskich miastach.

Ta inwazja, to w dużej mierze „wkład” abpa Gądeckiego.

Ale cofnijmy się do początków. Nazwa „grupy inicjatywnej”: Teshuva” („Skrucha”) daje naiwnym (a tych nigdy nie brak) nadzieję, że może chodzi tu o wzajemne wyznanie win. Jednak zapoznanie się z tłem i tekstami propagandowymi („programowymi”) stawia sprawy we właściwym świetle. To chrześcijaństwo ma… „skruszeć”. Aby je lepiej… zjeść.

W pewnym uproszczeniu, na rzecz tego eseju, można powiedzieć, iż uchwytny początek filozofii dialogu Chrystusa z Judaszem, ups, chrześcijaństwa z judaizmem ma swoje korzenie w dziedzictwie II Międzynarodówki i jej żydowskiego, ostro antyklerykalnego ( i antychrześcijańskiego, ściślej: antykatolickiego, gdyż na rzecz luteranizmu były robione różne ustępstwa ideowe, vide: Jean Jaures) kierownictwa.

Pierwszym jawnym bojownikiem o wkład rabinacki do tradycji Kościoła był francuski Żyd,  Jules Isaak, z wykształcenia historyk. Zwany bywał czasem „profesorem” ;), z tego powodu, iż… nauczał historii w liceum w Lyonie (praktyka hiper-nominacji, albo nominacji życzeniowej, znana z naszego życia medialnego i paranaukowego). Autor dwóch książek, w obu udowodniono mu mnóstwo manipulacji („Jezus i Izrael”, „Nauka pogardy: chrześcijańskie korzenie antysemityzmu”). Manipulacje nie manipulacje – zapotrzebowanie na takie „dzieła” było w kręgach judaizmu progresywnego i wśród diaspory, jak zawsze – ogromne.

jiv

Ilustracja 1. Jules Isaac

Gdy tylko skończyła się wojna nasz „profesor” (w wielu punktach podobny do naszego „profesora”, „historyka” W.Bartoszewskiego) – owładnięty przez zamysł wciągnięcia chrześcijan w „wymianę ideową” przystąpił do dzieła. Postawił sobie za cel pouczenie Kościoła i Synagogi (oczywiście, synagoga miała być tu pouczana tylko deklaratywnie, gdyż jak wszyscy wiedzą ten byt duchowy jest doskonały, wyjęty spod korekt wszelakich).

Hasło owego gwałtu na doktrynie zwanego dla niepoznaki „dialogiem” brzmiało tak: Synagoga musi uznać „the reality of Christ” („and the glory of the Church”, co, oczywiście było słownym odpowiednikiem zwykłego wciągnięcia do gry w 3 kubki, przez podstawionego kusiciela) a Kościół musi uznać  „the glory of the Synagogue,”. Przekładając to na ludzki język (język cywilizacji łacińskiej a nie na bełkot tzw. filozofii dialogu) otrzymujemy coś w tym rodzaju: Chrystus był fajnym człowiekiem („reality”), ale musicie zatwierdzić i ogłosić, że istnieje tylko jedna, prawdziwa wiara, którą na zawsze (nieodwracalnie) posiada Synagoga, a gdy to uznacie, to powiemy, że jesteście fajni, młodsi bracia („the glory of the Church”).

„Profesora” nie zadowalały półśrodki, uznanie lokalne jego herezji. Mierzył aż po sam szczyt. Potrzebne było przybicie swego świstka papieru z 18 punktami żądań (sfabrykował bowiem taką listę… postulatów) wobec… doktryny chrześcijańskiej do jakichś drzwi, najlepiej papieskich. Oczywiście, żaden wielki przywódca duchowy chrześcijaństwa takich herezji by nie potraktował poważnie. Mówiąc „wielki” mam na myśli np. papieża Leona XIII, pamiętanego z niezapomnianych, genialnych słów zawartych w encyklice Humanum genus (20 kwietnia 1884): „Jeśli nie kochacie prawdy, to choćbyście twierdzili, że ją kochacie i stwarzalibyście takie pozory, wiedzcie, że w danym momencie zabraknie wam odrazy wobec tego, co jest fałszywe, i po tym da się rozpoznać, że w rzeczy samej prawdy nie kochacie”.

Bez zagłębiania się w niuanse kombinatoryki „nepotyzmu mesjanistycznego i lobbystycznego” realizowanej przez „profesora” Julka w latach powojennych powiedzieć możemy, iż drążył tunele i drążył, aż się dokopał do audiencji u papieża Jan XXIII. Ale zanim to się stało, 18 żądań wobec chrześcijaństwa skondensowalo się w 10 punktów (ach, ta rozwlekłość Lutra, potrzebował aż 95 tez…). Dzieła „ekstrakcji” dokonała zwołana tuż po wojnie najprawdopodobniej przez niemieckich rabinów Rada Chrześcijan i Żydów na drugim posiedzeniu, w swojej siedzibie, którą był dom, w którym – notabene niegdyś mieszkał twórca nieortodoksyjnego syjonizmu (nie po drodze mu było z Theodorem Herzlem) – Martin Buber.

„Profesor” Jules Isaac przechował troskliwie przez 13 lat owe 10 żądań. W roku 1960 były  socjalistyczny prezydent Francji, Vincent Auriol „załatwił” Isaacowi dłuższą, „merytoryczną” audiencję u papieża Jana XXIII (Jules Isaak, emisariusz rabinów znany już był na dworze papieskim. W 1949 udało mu się dopchać do Piusa XII z żądaniami ocenzurowania liturgii chrześcijańskiej). Oficjalna historiografia zastanawia się nad przyczynami zaangażowania się b.prezydenta Francji w 1960 r. w tę dziwną misję judaistyczną (dokładniej: judaizującą).

vincentauriol_cropped

Ilustracja 2. Vincent Auriol

Sprawa, po bliższym przyjrzeniu się, nie wydaje się jednak zbyt złożona. Vincent Auriol złączony był jeszcze z lat 30 więzami dość ścisłej przyjaźni z  Leonem Blumem, socjalistą, pierwszym żydowskim premierem Francji,  w rządzie którego był ministrem. Licznie rozgałęziona alzacka, żydowska rodzina Blumów miała dwie pasje: wolnomularstwo i komunizm 2).

lb

Ilustracja 3. Leon Blum na wiecu socjalistycznym

Wolnomularstwo było tą ścieżką, którą dotarł do papieża Jules Isaac dzięki prezydentowi Vincentowi Auriol (miłośnikowi Izraela, vide: rocznicowa wizyta w Izraelu, w 1958 r.). Kto był pośrednikiem ze strony bractwa kielni i cyrkla? Ten sam chyba, kto późniejszym egzekutorem postulatów magistra historii z Lyonu, czyli kardynał Augustyn Bea, niemiecki jezuita mający jeszcze sprzed wojny przyjaźnie z kręgu najstarszej loży żydowskiej B’nai B’rith. W każdym razie, gdy papież wyraził wstępne zainteresowanie „pomysłami” magistra Isaaca z Lyonu – kardynał Bea był tym, któremu zlecono „dalsze prace”.

Potem już było z górki. Przed Vaticanum II zapoczątkował „dialog” Światowy Kongres Żydów 1) ustami swego prezydenta, Nahuma Goldmanna, próbując wmusić swojego „obserwatora” na sobór, Chaima Wardiego z Ministerstwa Religii Izraela. Tak podały izraelskie gazety. Goldmann zaprzeczył mówiąc, że nie zrobiłby tego, bo przecież wiedział, że gośćmi i obserwatorami soboru mogli być wyłącznie chrześcijanie i to mający specjalne zaproszenie watykańskiego Sekretariatu Stanu.

W sposób oczywisty było to testowanie nieprzyjaciela i jego zmiękczanie. Kula śniegowa herezji toczyła się, czasem zatrzymując się, czasem przyspieszając. Na końcu pierwszego etapu jej drogi był czwarty punkt Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich (Nostra aetate) – dotyczący stosunku chrześcijaństwa do Żydów i judaizmu. W opinii wielu katolików było to wdarcie się zgorszenia w obręb Tradycji.

Był rok 1965, dwa lata po śmierci żydowskiego nauczyciela gimnazjalnego jego misja dobiegła końca, dzięki dawnym, niemieckim rodom rabinackim, „ekumenicznym” luteranom, braciom kielni i cyrkla oraz powojennej międzynarodówce socjalistycznej. I tak oto nawa Kościoła zaczęła nabierać wody. Jak Costa Concordia.

===================

Przypisy:

1) WJC (World Jewish Congress) to ta sama organizacja, która w już bardziej zaawansowanej fazie „dialogu żydowsko-chrześcijańskiego”przez swojego sekretarza, Izraela Singera, zagroziła Polsce, że jeśli nie zastosuje się do żądań Kongresu i nie przekaże co najmniej 60 miliardów dolarów za mienie pozostawione przez Żydów zabitych w czasie wojny przez Niemców, to „będzie upokarzana na arenie międzynarodowej”. No cóż, jeżeli ktoś myślał, że bilet na to coroczne świętowanie przy dźwiękach klezmerskich kapel będzie tani, albo, że wstęp będzie wolny – grubo się mylił.

A byli tacy, co ostrzegali, i to nawet podczas Vaticanum II (88 głosów przeciw Nostra Aetate) – mówiąc, że to nie chodzi o żaden dialog, lecz o zwykły monolog, za wysłuchanie którego trzeba będzie w dodatku słono zapłacić – gotówką i erozją depozytu wiary.

2)  Inna odnoga rodu alzackiego rodu Blumów wydała takie bezcenne perełki, jak wieloletni europarlamentarzysta, żydowski intelektualista, socjalista i wolnomularz Vincent Peillon, minister edukacji Francji 2012-2014, (uczeń wolnomyśliciela Ferdynanda Buissona), owładnięty, jak niektórzy piszą „antykatolickim delirium” i autor projektu nowej, świeckiej religii dla Francji: „ w celu dokończenia rewolucji socjalizm francuski powinien dążyć do ustanowienia nowej religii w miejsce katolicyzmu (…). Rola nowej religii powinna przypaść socjalizmowi, który ma uosabiać rewolucję religijną, będącą jednocześnie rewolucją moralną i materialistyczną. Laickość powinna być właściwą religią francuskiej Republiki demokratycznej i socjalnej”.

vp

Ilustracja 4. Vincent Peillon

Roberto de Mattei: Takiego oporu wobec papieża nie było jeszcze nigdy w historii Kościoła

Roberto de Mattei: Takiego oporu wobec papieża nie było jeszcze nigdy w historii Kościoła

https://pch24.pl/roberto-de-mattei-takiego-oporu-wobec-papieza-nie-bylo-jeszcze-nigdy-w-historii-kosciola/

(il. A. Bednarski)

Protest wobec Fiducia supplicans jest czymś zupełnie nowym w historii Kościoła. Jeszcze nigdy tylu biskupów nie sprzeciwiło się dokumentowi papieża, uważając go za sprzeczny z Tradycją. Mówił o tym w wywiadzie włoski profesor historii, Roberto de Mattei.

Roberto de Mattei udzielił wywiadu włoskiej dziennikarce Martinie Pastorelli. Tekst ukazał się w skróconej formie na łamach dziennika „La Verità”. Wywiad w pełnej długości opublikował niemiecki portal konserwatywny „Katholisches.info”. Za tym źródłem cytujemy poniższe słowa.

Protest wobec deklaracji Fiducia supplicans jest czymś zupełnie nowym w historii Kościoła. Rebelia niektórych środkowoeuropejskich biskupów przeciwko encyklice Humanae vitae Pawła VI z 1968 roku, w której potępiona została antykoncepcja, miała mniejszy wymiar i była skierowana przeciwko papieżowi, który potwierdził nauczanie Kościoła. W obecnym przypadku jest odwrotnie, bo to papież jest oskarżany wprost albo pośrednio przez potężną liczbę biskupów i episkopatów z całego świata o odejście od ortodoksji wiary katolickiej. Jeżeli ktoś myślał do tej pory, że opór względem papieża Franciszka to jakiś «spisek» wśród amerykańskich biskupów, zobaczy teraz dzięki faktom, że jest inaczej – powiedział profesor Roberto de Mattei.

Historyk dodał, że najostrzejszy i najszerszy sprzeciw wobec Fiducia supplicans wyszedł z peryferii Kościoła, przede wszystkim z Afryki, które to peryferia papież Franciszek przedstawia często jako nosiciela autentycznych wartości ludzkich i religijnych. Filozofię dokumentu aprobują za to biskupi z najbardziej zeświecczonych krajów, jak Belgia, Niemcy i Szwajcaria.

Po raz pierwszy ujawnił się szeroki front antybergogliański, do którego należą również kardynałowie mianowani przez samego papieża Franciszka, jak arcybiskup Kinszasy Fridoin Ambongo, przewodniczący wspólnoty episkopatów Afryki, czy też arcybiskup Daniel Fernando Sturla z Montevideo. Obaj będą wybierać papieża na kolejnym konklawe – wskazał. Jak wyjaśnił historyk, milcząca większość zostanie postawiona przed koniecznością wyboru człowieka, który jest wierny nauce Kościoła albo człowieka, który jest wierny wobec «nowego paradygmatu».

Uczony podkreślił też nieuporządkowany sposób, w jaki została przygotowana deklaracja Fiducia supplicans. Choć nadano jej bardzo wysoką rangę deklaracji doktrynalnej, nie została bynajmniej dobrze przedyskutowana w Kurii Rzymskiej.

To nie jest pierwszy raz, kiedy pominięte zostały komisje teologów oraz kardynałowie, którzy powinni sprawdzić najważniejsze dokumenty. To część autokratycznego stylu rządów papieża Franciszka. W historii Kościoła nie brakowało papieży-autokratów, jednak decyzje podejmowano zawsze z szacunkiem dla nauczania i tradycji Kościoła. Nie jestem dziś zaniepokojony nadużyciami autorytetu przez papieża-«dyktatora», jak niektórzy go nazywają, ale przez błędy, dwuznaczności oraz zaniedbania, które ten papież promuje lub aprobuje, z wielką szkodą dla Kościoła powszechnego – dodał historyk.

Źródło: Katholisches.info Pach

Co J.R.R. Tolkien powiedziałby o dzisiejszym [posoborowym] Kościele?

2 września 2023 pch24/co-tolkien-powiedzialby-o-dzisiejszym-kosciele

Co J.R.R. Tolkien powiedziałby o dzisiejszym Kościele?

„Dość dobrze, wiem, że dla Ciebie, tak samo jak dla mnie, Kościół, który niegdyś był schronieniem, teraz często staje się pułapką. Nie ma dokąd pójść!” – pisał autor „Władcy Pierścieni” do swojego syna. Ciężko nie odnieść wrażenia, że uczucie towarzyszące brytyjskiemu mistrzowi pod koniec życia, podziela również wielu dzisiejszych katolików.

Jak powszechnie wiadomo, głęboka wiara J.R.R. Tolkiena znalazła odzwierciedlenie w stworzonych przez niego arcydziełach literatury fantastycznej. Liczne odniesienia do Christianitas z czasem stają się jednak coraz trudniejsze do odczytania. Niczym odpryski dawnej potęgi Numenorejczyków, pozostałości Starego Świata, tak drogie brytyjskiemu mistrzowi, dzisiaj przypominają bardziej starożytne ruiny zarośnięte gąszczem chaotycznego głównego nurtu. Współczesny Kościół dobrowolnie odwraca wzrok od tego nadzwyczajnego bogactwa. Podobnie jak mieszkańcy Gondoru, którzy stracili zdolność odczytania wielowiekowej mądrości i w konsekwencji zapomnieli o swoim wspaniałym dziedzictwie.

Jak wielu rówieśników, John Ronald Reuel Tolkien został wychowany w przedsoborowym, „tradycyjnym” katolicyzmie; przepełnionym wiarą w Pismo, Tradycję i Magisterium. Szczególną rolę w duchowości Brytyjczyka odgrywała pobożność eucharystyczna. Dzisiaj, w dobie dramatycznego upadku wiary w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, postawa Tolkiena może jawić się wielu jako dziwactwo, a nawet – posługując się językiem jezuity Wacława Oszajcy – myślenie magiczne.

Wesprzyj nas już teraz!

25 zł

50 zł

100 zł

Z adoracji Najświętszego Sakramentu i przyjmowania Komunii Św., pisarz uczynił główny punkt dnia, „jedyną rzecz jaką trzeba kochać na ziemi”. Niczym hobbici pokrzepiani „chlebem elfów” – Tolkien w przemienionym opłatku znajdował „romantyzm, chwałę, honor, wierność, prawdziwą ścieżkę wszystkich swoich miłości na świecie”, a nawet „coś więcej” – rzeczywistość, która w czasach „Ewangelii sukcesu” i „chrześcijaństwa bez Krzyża” stanowi niemal bluźnierstwo. Śmierć.

„Śmierć, która, dzięki boskiemu paradoksowi, kończy życie i żąda oddania wszystkiego; a jednak dzięki jej smakowi (lub przedsmakowi) można otrzymać to, czego poszukuje się w ziemskich relacjach (miłość, wierność, radość); można nadać im charakter tej rzeczywistości, wiecznej trwałości, której każdy człowiek pragnie z głębi duszy” – pisał w liście do syna Michaela.

Jako syn konwertytki z anglikanizmu, która wierność Chrystusowi przypłaciła rodzinnym ostracyzmem i przedwczesną śmiercią, Tolkienowi ciężko było pogodzić się z ekumenicznym aggiornamento. Jego dzieciństwo upłynęło jeszcze pod znakiem prześladowań religijnych, gdzie – jak wspomina – katolicy cierpieli od przeszkód, których „nie stawia się nawet przed żydami”. Rozumiał chęć budowania pojednania pomiędzy „kościołami chrześcijańskimi”, choć jednocześnie nie mógł się pozbyć uczucia niesprawiedliwości, kiedy anglikanie „poklepywali go po plechach” jako „przedstawiciela Kościoła, który uznał błędy swych posunięć, porzucił arogancję, wyniosłość i separatyzm”.

„Nie spotkałem jeszcze protestanta, który w jakikolwiek sposób okazałby, że uświadamia sobie powody naszej postawy, dawnej czy też współczesnej: od tortur i wywłaszczeń, aż po Robinsona i tak dalej” – ubolewał.

Tolkien nie bał się również codziennie świadczyć o Chrystusie, zaprzeczając w ten sposób dyktaturze milczenia i relatywizmu. Zdaniem bliskich, w domu, podczas rozmów ze znajomymi, a nawet w trakcie zajęć na uczelni – pobożny katolik nigdy nie stronił od tematu wiary. Do końca życia próbował nawrócić przyjaciela C.S. Lewisa, anglikanina, twórcę popularnego cyklu „Opowieści z Narnii”. W czasach, gdy głoszenie Chrystusa Zmartwychwstałego ustępuje budowaniu „różnorodności” i „braterstwa ludzkiego”, postawa oksfordzkiego profesora zapewne uznana zostałaby za przejaw błędnego „prozelityzmu”, niezgodnego z duchem dialogu i towarzyszenia.

Protestancka fascynacja wczesnym kościołem chrześcijańskim (z czasem przeniesiona na grunt katolicki za sprawą nurtów charyzmatycznych), w jego opinii prowadziła do „chorobliwej fascynacji ignorancją”. Tolkien przekonywał, że Kościół potrzebował czasu, by rozwinąć się ze stadium maleńkiego ziarna do rozłożystego drzewa. Chrystus nigdy nie chciał wspólnoty statycznej, zamkniętej w dzieciństwie, ale Kościoła żywego; wkraczającego w czas, ponieważ Chrystus uświęcił historię, a Jego sakramenty kontynuują Wcielenie przez wieki. Zdaniem pisarza, uwięzienie Kościoła w jednej epoce, jak próbują to czynić protestanci (charyzmatycy?), oznaczało Jego uwstecznienie i odarcie z łaski sakramentów.

Analogicznie, miłość do Kościoła znajdowała u niego wyraz w nadzwyczajnym przywiązaniu do liturgii, uwiecznionym w sakralnych rytuałach Valarów, Elfów czy Numenorejczyków. Tolkien nie rozumiał posoborowej reformy, szczególnie boleśnie odczuwając rezygnację z łaciny. Znana jest anegdota z jego udziałem, kiedy usiadłszy w ławce, oprócz zmiany języka, zaczął zauważać również inne zmiany, m.in. zmniejszenie liczby pokłonów. Jego rozczarowanie było tak wielkie, że wstał i niezgrabnie udał się do nawy, gdzie wykonał trzy bardzo niskie ukłony, a następnie tupiąc, ostentacyjnie opuścił kościół.

Niektórym dzisiejszym katolikom nie spodobałby się zapewne kolejny, niezwykle istotny element tolkienowskiej duchowości. Przedstawiciele tzw. kościoła otwartego, tak chętnie oskarżający pobożnych kapłanów o „maksymalizm maryjny”, dla brytyjskiego pisarza musieliby zapewne stworzyć zupełnie nową kategorię. Tolkien żywił głębokie nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny. Straciwszy własną matkę, czuł szczególną bliskość z Maryją. Często mówił o niej w rozmowach z przyjaciółmi, a Maryja pojawia się w listach Tolkiena czy w niektórych pismach tzw. legendarium. Cechy maryjne widać szczególnie u czołowych bohaterów Śródziemia, by wspomnieć jedynie Elbereth (Vardę), Galadrielę czy Aragorna.  

Maryja dała mu poczucie „piękna w majestacie i prostocie”. Z perspektywy Tolkiena, Bóg ofiarował światu obraz i życie Maryi m.in. by „uszlachetnić naszą grubiańską męską naturę i emocje, a także ocieplić i zabarwić naszą twardą, gorzką religię”. Fakt, że służyła jako ludzkie tabernakulum dla Drugiego Przymierza, Chrystusa, oznaczał dla niego, że musiała być nieskazitelnie i niesamowicie piękna. Bluźnierstwem zapewne jawiłyby mu się dzisiejsze sprotestantyzowane niedorzeczności o „zwykłej dziewczynie” z Nazaretu.

Jak przekonuje dr Bradley J. Birzer, w swojej postawie Tolkien odzwierciedlał decyzje niektórych z najwcześniejszych soborów. Ogłosiły one dogmaty o Maryi nie po to, by wywyższyć Maryję, ale by wywyższyć Chrystusa. Bez zrozumienia Wcielenia, argumentował Tolkien, nigdy nie można w pełni zrozumieć, że Słowo Wcielone było zarówno w pełni Bogiem, jak i w pełni człowiekiem.

Brytyjski pisarz szczególnie dotkliwie odczuł skutki Soboru Watykańskiego II. Vaticanum Secudnum uznawał jako ostateczny element upadku Starego Świata, zapoczątkowanego Wielką Wojną i marginalizacją monarchii. Głęboką reformę Kościoła określał jako „poważną, szczególnie dla tych, którzy przywykli znajdować w nim pociechę i pax w czasach ziemskich kłopotów, a nie kolejną arenę zmagań i zmian”.

„Dość dobrze, wiem, że dla Ciebie, tak samo jak dla mnie, Kościół, który niegdyś był schronieniem, teraz często staje się pułapką. Nie ma dokąd pójść!” – pisał w dramatycznym tonie do swojego syna Michaela. Mimo całego wewnętrznego cierpienia, Tolkien podchodził do posoborowych reform w pokorze i zaufaniu.

„Myślę, że pozostało modlić się za Kościół, za Chrystusowego wikariusza i za nas samych, a tymczasem praktykować cnotę lojalności, która dopiero staje się cnotą, kiedy człowiek znajduje się pod presją, by ją porzucić” – pisał Tolkien, jednocześnie przyznając, że dopóki Kościół stawia w centrum Najświętszy Sakrament, wypełnia misję nadaną św. Piotrowi, zawartą w słowach „Paś baranki moje!”.

Dopóki zachowywać będzie prymat Piotrowy i podtrzymywać Chleb Życia, Kościół będzie Kościołem Prawdziwym, tj. „umierającą, lecz żywą, przekupną, lecz świętą, samoreformującą się i powtórnie powstającą świątynią Ducha”. Nawet w formie – jak przewidywał – kustosza wyższej cywilizacji umysłowej, zepchniętego do katakumb.

Piotr Relich

Źródła: J.R.R. Tolkien „Listy”, Warszawa 2010, Bradley J. Birzer “Tolkien and the Roman Catholic Church”

 Pomódlmy się w intencji ks. Guidetti – heroicznie stanął w obronie Kościoła i Prawdy.

2 stycznia 2024

Włoski ksiądz ekskomunikowany. Podważał papiestwo Franciszka

pch24.pl/wloski-ksiadz-ekskomunikowany-podwazal-papiestwo-franciszka

Kary kościelne to dziś narzędzie, o którego istnieniu władza duchowna zdaje się nie pamiętać.  Skompletowany dla obrony wiary przed błędem i Kościoła przed szkodliwą aktywnością arsenał rdzewieje, a fałszywi prorocy działają nieskrępowanie… Tymczasem o ekskomunice przypomnieli sobie włoscy hierarchowie. Obłożono nią duchownego winnego podważania władzy papieskiej.

Ekskomuniką został obłożony ksiądz Ramon Guidetti, proboszcz parafii w miejscowości Guasticce w prowincji Livorno, który 31 grudnia, w pierwszą rocznicę śmierci emerytowanego papieża Benedykta XVI, powiedział w kazaniu, że Franciszek „nie jest papieżem”, ale „uzurpatorem”. Nałożenie kary ogłoszono w kolejnym dniu.

Kanclerz diecezji informując o tym wydarzeniu w dokumencie, podkreślił, że kapłan „publicznie dopuścił się aktu o charakterze schizmatyckim, odrzucając podporządkowanie się papieżowi i komunię z innymi członkami Kościoła”. W dekrecie zaznaczono, że ksiądz podlega ekskomunice latae sententiae, czyli następującej automatycznie po czynie. Został też usunięty z urzędu proboszcza.

Jednocześnie napomniano wiernych i kapłanów, by nie uczestniczyli w celebracjach odprawianych przez ukaranego księdza oraz w innych praktykach, bo sprowadziliby przez to na siebie ekskomunikę.

„Franciszek nie wywiązuje się należycie z papieskich obowiązków. Wręcz przeciwnie, wykorzystuje papiestwo do szerzenia zamętu w wierze – słowem i czynem. A nawet na kartach niektórych kościelnych dokumentów. Franciszek stara się pełnić funkcję kapelana agendy ONZ i wykorzystuje do tego struktury Stolicy Apostolskiej. Jakby chciał zapewnić duchową aprobatę lewicowym elitom polityczno-ideologicznym współczesnego świata”, podkreślał w rozmowie z magazynem Polonia Christiana bp. Athanasius Schneider.

Nawet takie postępowanie nie usprawiedliwia jednak samowolnego orzekania o utracie papiestwa przez Ojca Świętego. By w ogóle powstała wątpliwość  co do dalszego sprawowania urzędu konieczne byłoby uzasadnione przekonanie o popadnięciu Franciszka w herezję formalną.

(PAP), PCh24.pl Oprac. FA

===========================

„Fiducia supplicans” jako klucz do nadchodzącego konklawe

Roberto de Mattei: „Fiducia supplicans” jako klucz do nadchodzącego konklawe

pch24/fiducia-supplicans-jako-klucz-do-konklawe

(fot. youtube/rome reports)

Reakcje na Fiducia supplicans mogą pomóc nam w zrozumieniu przyszłego konklawe. Większość Kościoła nie wie, co zrobić w obliczu kolejnych ruchów papieża Franciszka, zarazem jednak rosnąca liczba biskupów otwarcie protestuje przeciwko najnowszym rozstrzygnięciom. Pisze o tym prof. Roberto de Mattei.

Ogłoszenie deklaracji Fiducia supplicans przez Dykasterię Nauki Wiary w dniu 18 grudnia 2023 oraz reakcje na ten dokument mogą stanowić klucz do następnego konklawe.

Autor deklaracji, Victor Manuel Fernández, jest ścisłym współpracownikiem papieża i jego ghostwirterem. Został mianowany prefektem nowej Dykasterii Nauki Wiary 1 lipca 2023 roku, a następnie kreowany kardynałem 30 sierpnia. Dokument został podpisany przez papieża Franciszka ex audientia, w sposób, który nie pozostawia miejsca na dyskusję. Normalnie dokument powinien być wyrazem zwykłego Magisterium Kościoła, ale tak nie jest, a to dlatego, że odchodząc od nauki Kościoła traci jakikolwiek charakter «magisterialny».

Fiducia supplicans jest jednakże prawdziwym «manifestem Bergogliańskim», a to ze względu na specyficzną charakterystykę, tak jak było to w przypadku modernizmu: deklaruje wierność wobec Magisterium Kościoła, a jednocześnie obala je za sprawą pozbawionej skrupułów akrobatyki intelektualnej.

Fiducia supplicans zaprzecza w szczególności, że relacja homoseksualna może zostać kiedykolwiek zrównana z małżeństwem, ale zatwierdzając możliwość błogosławienia tej relacji, potwierdza ją, przecząc temu punktowi Magisterium, który potępiał zawsze grzech przeciwko naturze. [Dokument] potwierdza, w tonie zapewnienia, że błogosławieństwa są pozaliturgiczne, jednak skoro można błogosławić (bene dicere) tylko to, co jest dobre samo w sobie, przyznaje on tym samym, że relacje homoseksualnie są wewnętrznie dobre. Zaprzecza błogosławieniu związków homoseksualnych jako takich, ale skoro błogosławi się nie pojedynczą osobę, ale tak zwaną «parę», której nie prosi się o zakończenie jej nielegalnego związku, to tym samym błogosławi więź, która grzesznie jednoczy dwóch «partnerów».

Nie można być w związku z tym zaskoczonym, że kardynał Gerhard L. Müller, emerytowany prefekt Kongregacji Nauki Wiary, określił takie błogosławieństwa mianem aktów świętokradczych i bluźnierczych.

Stanowisko kardynała Müllera było mocne i wyraziste, ale nie jest jedynym, jakie ogłoszono w ostatnich tygodniach. Nowością, która daje nam klucz interpretacyjny do nadchodzącego konklawe, jest obszar działania biskupów i kardynałów, którzy nigdy wcześniej nie wyrażali zakłopotania papieżem Franciszkiem ani go nie krytykowali. Aż do teraz najbardziej znaczącymi reakcjami wobec kierunku pontyfikatu Bergoglia były Supplica filiale [Synowska prośba] podpisana w 2015 roku przez setki tysięcy sygnatariuszy na całym świecie, Correctio filialis [Napomnienie braterskie] zaprezentowane w 2017 roku przez grupę katolickich teologów i intelektualistów oraz dubia zgłoszone przez szereg wybitnych kardynałów, w tym kardynałów Raymonda Burke’a oraz Waltera Brandmüllera w latach 2016 i 2023.

Tym razem jest inaczej. Głosy sprzeciwu pojawiają się jeden po drugim. Wychodzą od biskupów Ghany, Zambii, Malawi, Togo, Beninu, Kamerunu, Kenii, Nigerii, Konga, Rwandy, Angoli, São Tomé – praktycznie od wszystkich biskupów afrykańskich, podczas gdy panafrykańska Konferencja Biskupów wystosował apel do wspólnego działania, podpisany przez kardynała Fridolina Ambongo, metropolitę arcybiskupa Kinszasy, który otrzymał purpurę kardynalską od papieża Franciszka 5 października 2019 roku.

Do tych głosów krytycznych przyłączyły się te ze strony biskupów Polski, biskupów obu obrządków – łacińskiego i greckokatolickiego – Ukrainy, archidiecezji Astany w Kazachstanie oraz głosy wielu pojedynczych diecezji na całym świecie, takich jak Montevideo. Kardynał Daniel Fernando Sturla, arcybiskup Montevideo, który został kreowany kardynałem przez papieża Franciszka 14 lutego 2015 roku, podobnie jak kardynał Ambongo, jest jednym z elektorów na nadchodzącym konklawe.

Można powiedzieć, że jest to mniejszość i tak jest w istocie. Z drugiej strony tym węższą mniejszością są biskupi, którzy wyraźnie poparli deklarację Dykasterii Nauki Wiary. Warto zauważyć, że najostrzejszy krytycyzm Fiducia supplicans wyszedł dokładnie z tych «peryferii», które papież Franciszek tak często przywołuje jako nosicieli autentycznych wartości religijnych i ludzkich. Filozofia dokumentu została za to zaaprobowana przez niektóre konferencje biskupów, takie jak Belgia, Niemcy czy Szwajcaria, które reprezentują bardziej światowe episkopaty, silniej zdystansowane od problemów egzystencjalnych «peryferii».

Szeroka większość biskupów i kardynałów nie zajęła żadnego stanowiska, a jeżeli to zrobiła, to interpretując Fiducia supplicans po linii ciągłości, a nie zerwania, w zgodzie z Katechizmem Kościoła katolickiego i z poprzednim Responsum Kongregacji Nauki Wiary z 15 marca 2021 roku dotyczącym możliwości błogosławienia par homoseksualnych. Pozycja, którą zajęli ci kardynałowie i biskupi, jest zarówno doktrynalnie jak i duszpastersko niemożliwa. Przyczyną, dla której tak postąpili, jest najpewniej strach przed otwartym konfliktem z papieżem Franciszkiem i siłą mediów, która go wspiera.

A jednak to pogrążone w rozterce centrum nie jest «Bergogliańskie» i w swoim ukierunkowaniu konstytuuje «trzecią partię» pomiędzy dwiema mniejszościami, które zmierzą się na nadchodzącym konklawe: z jednej strony biegun wierny nauczaniu Kościoła, z drugiej biegun wierny «nowemu paradygmatowi». Starcie rozegra się w sytuacji «sede vacante», kiedy papież Franciszek opuści już scenę, media będą milczeć a każdy głosujący stanie przed Bogiem sam ze swoim sumieniem. To wystarczy by zasugerować, że kolejne konklawe będzie pełne napięć, nie będzie krótkie i prawdopodobnie będą towarzyszyć mu zwroty akcji.

Roberto de Mattei

Źródło: rorate-caeli.blogspot.com Pach

Odpowiedź na deklarację doktrynalną zezwalającą na błogosławieństwa dla par tej samej płci. [Dyskusja: Franciszek nie działa, jako NIEOMYLNY]

BKP: Odpowiedź na deklarację doktrynalną zezwalającą na błogosławieństwa dla par tej samej płci 

wideo: https://vkpatriarhat.org/pl/?p=21097  https://immacolato.wistia.com/medias/djckzn0v15

https://bcp-video.org/pl/deklaracje-doktrynalna/  https://youtu.be/KgX9v3IKHnM

https://rumble.com/v42jb6j-deklaracj-doktrynaln.html  cos.tv/videos/play/49450230898790400

Bóg pozwolił, aby heretycka działalność Bergoglio objawiła się niezwykle wyraźnie w doktrynalnej deklaracji „Fiducia Supplicans”, która kościelnie legalizuje tzw. błogosławieństwo par sodomickich.

Jakie jest stanowisko Pisma Świętego w sprawie sodomii? Zarówno Stary, jak i Nowy Testament ostrzegają wszystkie pokolenia przed tym grzechem wołającym o pomstę do nieba, ostrzegając przed karą. Za ten grzech Bóg zesłał na mieszkańców Sodomy nie Boże błogosławieństwo, lecz karę Bożą, czyli ogień z nieba. Potem nastąpił dla zatwardziałych sodomitów i ogień wieczny. 

Tym dokumentem doktrynalnym Bergoglio oficjalnie głosi sodomicką antyewangelię, za którą zgodnie z Galatów 1:8-9 spada anatema, a na zatwardziałych grzeszników ogień wieczny (Judy 7).

Jakiej metody manipulacji używa Bergoglio w dokumencie? Przemyślnie dzieli błogosławieństwa na tzw. liturgiczne i inne. Następnie cytuje nauczanie Kościoła: „Dlatego Kościół nie ma władzy udzielania błogosławieństw liturgicznych związkom nieregularnym lub parom tej samej płci”. W ten sposób uspokaja prawowiernych katolików, jakoby dokument szanował naukę Kościoła. Ale od razu dodaje: „Musimy unikać ryzyka umniejszania znaczenia błogosławieństwa…(12).” Poprzez tę manipulację zatwierdził błogosławieństwo par sodomickich i legalizację grzechu sodomii.

Błogosławieństwo Kościoła dla sodomitów jest publicznym skandalem zarówno dla chrześcijan, jak i niechrześcijan. Stwierdzenie, że to tzw. „błogosławieństwo” nie może przypominać zawarcia małżeństwa, jest alibi. Jaki jest sens dawania błogosławieństw ludziom, którzy nie chcą zejść z drogi grzechu i nie chcą nawet nazwać grzech grzechem? Otrzymują błogosławieństwo na drogę do piekła. Co więcej, jest to także poważny grzech przeciwko drugiemu przykazaniu Bożemu.

Jeśli chodzi o deklarację doktrynalną Bergoglio, to ktokolwiek uznaje Jorge Bergoglio za prawowitego papieża, znajduje się w absurdalnej sytuacji. Musi zaakceptować ten dokument doktrynalny jako wiążący. Za nieposłuszeństwo papieżowi jest karą „anatema – niech będzie przeklęty” – tak stwierdza dokument „Pastor aeternus”, ogłaszający dogmat o nieomylności papieża z 18 lipca 1870 roku.

To powoduje ostre starcie. Albo to przekleństwo spada na Bergoglio za sodomiczną antyewangelię, albo na Słowo Boże, które zabrania sodomii, czyli de facto na Boga. Tutaj ujawnił się oficjalny bunt Bergoglio przeciwko Bogu. Ktokolwiek słucha Bergoglio i podporządkowuje się mu, uczestniczy w jego publicznym przeklinaniu Boga, chronionym przez władzę kościelną. Ta absurdalna sytuacja powstała w wyniku zajmowania urzędu papieskiego przez arcyheretyka. Wina spada na biskupów, którzy pozostają mu podporządkowani i nie chcą się od niego oddzielać.

Drodzy biskupi i księża, doktrynalna deklaracja pseudopapieża Jorge Bergoglio jest oficjalnym dokumentem zaprzeczającym istocie doktryny katolickiej. Dokument ten jest dowodem na to, że został wydany przez jawnego heretyka, czyli nieważnego papieża. Żaden biskup ani ksiądz nie może teraz pozostać bierny. Musi podjąć radykalny krok i oddzielić się od arcyheretyka i jego przestępczego systemu samozniszczenia Kościoła.

Dlatego wy, księża, w geście separacji przestańcie wspominać w Liturgii imię arcyheretyka. Wy, biskupi, dokonajcie tego radykalnego kroku zbawienia w te Święta Bożego Narodzenia. Oddzielcie się od odstępczego Watykanu i wyjaśnijcie powód waszego oddzielenia w swoim świątecznym liście pasterskim. W ten sposób wy i wasze wierzący wyjdziecie z duchowego przekleństwa i duchowej ciemności, w której trzyma was arcyheretyk Jorge Bergoglio. Wtedy te Święta Bożego Narodzenia będą naprawdę historyczne, zarówno w waszym życiu, jak i w życiu waszej diecezji. Nie czekajcie i podejmijcie ten decydujący krok ratowniczy!

+ Eliasz

Patriarcha Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu

+ Metodiusz OSBMr            + Tymoteusz OSBMr

biskupi-sekretarze

19. 12. 2023

Zapisz się do naszego newsletter  lb.benchmarkemail.com//listbuilder/signupnew?5hjt8JVutE5bZ8guod7%252Fpf5pwVnAjsSIi5iGuoPZdjDtO5iNRn8gS049TyW7spdJ

==================================

Dyskusja, mój [md] dialog z dobrym, katolickim teologiem (T):

[md, czescy, T]

Ci czescy biskupi tak piszą.. 

Ktokolwiek uznaje Jorge Bergoglio za prawowitego papieża, znajduje się w absurdalnej sytuacji. Musi zaakceptować ten dokument doktrynalny jako wiążący. Za nieposłuszeństwo papieżowi jest karą „anatema – niech będzie przeklęty” – tak stwierdza dokument „Pastor aeternus”, ogłaszający dogmat o nieomylności papieża z 18 lipca 1870 roku.

md:

To chyba błąd, bo dotyczy tylko , gdy Papież wygłasza ex cathedra ??

Prawda?

Ostatni dokument NIEOMYLNY papieży, to dogmat z 1950 roku o  wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny…

Odp.T:

Istotnie, po Vaticanum II żaden papież nie ogłaszał niczego jako dokumentu formalnie i faktycznie nieomylnego, chociaż lud wierny wierzył i wierzy, że wszystkie oficjalne dokumenty papieskie są nieomylne.

Jeśli dokument nosi jego podpis, to należy uznać za oficjalne nauczanie = ex cathedra i dokument rzeczywiście jest wiążący, ale… są wątpliwości i jest ich kilka:
1. Najpierw należałoby ustalić czy J. Bergoglio jest papieżem?

Uważam, że nie jest, bo jeśli nawet był wybrany legalnie i ważnie (a są co do tego poważne wątpliwości), to popadłszy w apostazję (Pachamama i inne “wybryki” – oddawanie czci w sensie latria demonom) nie jest już katolikiem, ani nawet nawet chrześcijaninem. A papieżem może być tylko katolik. Kto uważa inaczej i wyczynia jakieś ekwilibrystyczne sztuczki, żeby Jorge Bergoglio usprawiedliwić, czy wytłumaczyć to zwodziciel.

2. Ten dokument dotyczący moralności jest tak sformułowany, że można go uznać za niewiążący definitywnie, jest w nim na wstępie odniesienie do autorytetu Pana Jezusa, ale brakuje tam odniesienia do autorytetu św. Piotra, którego jakoby jest następcą.

3. Jorge Bergoglio nie podpisuje się pod dokumentem jako papież, a samym tylko imieniem – Francesco, nie ma ani PP, ani nawet Eppus.
4. Wiara jest 0-1, białe-czarne – nie ma w niej miejsca na szarości. Wasza mowa niech będzie: Tak – tak, nie – nie. A co jest ponadto, pochodzi od złego” (Mt 5, 37).

A w dokumencie nie ma tego – tam są szarości, nie ma: tak-tak, nie-nie… więc – ewidentnie pochodzi od Złego…

Chociaż jakiś cwany prawnik kościelny będzie uważał inaczej.

MD:

Jeśli Franciszek podpisuje jakiś dokument, to wyraża swój pogląd [jeśli miewa swoje poglądy], tak, jak ja wyrażam swoje poglądy w liście który podpisuję.

Nie ma u Franciszka NIEOMYLNOŚCI, nie musimy tych pogańskich, ale oczywiście niejednoznacznych bredni uznawać za PRAWDĘ.

T:

Dokument udaje tylko orzeczenie ex cathedra, ale jest pokrętny i bałamutny, więc cech nieomylności nie posiada, niemniej kto uznaje tego mężczyznę za papieża, powinien go we wszystkim słuchać, a nie wybierać sobie z jego nauczania tego “co mi pasuje” i odrzucanie tego “co mi nie pasuje”. Nie można być trochę w ciąży.

Kard. Gerhard Müller: Błogosławienie związków homoseksualnych to bluźnierstwo

Kard. Gerhard Müller: Błogosławienie związków homoseksualnych to bluźnierstwo

pch24/kard-gerhard-muller-blogoslawienie-zwiazkow-homoseksualnych-to-bluznierstwo

Błogosławienie związku homoseksualnego jest bluźnierstwem i świętokradztwem. Dokument Fiducia supplicans jest wewnętrznie sprzeczny i wprowadza nowy rodzaj błogosławieństwa tylko po to, by uzasadnić błogosławienie czegoś, co jest grzeszne. Katolicy nie mogą się na to zgodzić. Pisze o tym JE kardynał Gerhard Ludwig Müller.

Artykuł byłego prefekta Kongregacji Nauki Wiary został pierwotnie opublikowany na łamach portalu InfoVaticana.com. Portal PCh24.pl publikuje całość we własnym tłumaczeniu, za zgodą Autora.

***

Jedyne błogosławieństwo Matki Kościoła to Prawda, która nas wyzwoli.

Uwagi o Deklaracji Fiducia supplicans

Czy Fiducia supplicans to dokument zobowiązujący dla katolików?

Dykasteria Nauki Wiary publikując Deklarację Fiducia supplicans [dalej jako: FS] o duszpasterskim znaczeniu błogosławieństw poczyniła stwierdzenie, które nie ma precedensu w nauczaniu Kościoła katolickiego. Dokument stwierdza de facto, że kapłan może pobłogosławić (nie liturgicznie, ale prywatnie) parę, która żyje w pozamałżeńskim związku seksualnym, także w związku homoseksualnym. Wobec tego oświadczenia biskupi, księża i świeccy podnieśli wiele pytań. Zasługują one na jasną i jednoznaczną odpowiedź.

Czy to stwierdzenie nie przeczy w oczywisty sposób nauczaniu katolickiemu? Czy wierni są zobowiązani do przyjęcia tego nowego nauczania? Czy księża powinni wykonywać te nowe, dopiero co wynalezione błogosławieństwa? Czy biskup diecezjalny może ich zakazać, jeżeli miałyby mieć miejsce w jego diecezji? Żeby odpowiedzieć na te pytania, przyjrzymy się dokładnie temu, czego naucza dokument i na jakiej opiera się on argumentacji.

Brak podstaw dla konkluzji dokumentu

Dokument nie został ani przedyskutowany, ani zatwierdzony przez Zgromadzenie Generalne Kardynałów i Biskupów Dykasterii Nauki Wiary. Tekst przyznaje, że hipoteza (albo nauczanie?), którą proponuje, jest nowa i bazuje zasadniczo na duszpasterskim Magisterium papieża Franciszka. Zgodnie z wiarą katolicką, papież i biskupi mogą kłaść pewne określone akcenty pastoralne i kreatywnie odnosić prawdę Objawienia do nowych wyzwań każdej epoki, na przykład w obszarze społecznej doktryny albo w bioetyce, respektując zarazem fundamentalne zasady chrześcijańskiej antropologii. Takie innowacje nie mogą wykraczać poza to, co zostało im objawione raz na zawsze przez apostołów jako słowo Boże (Dei verbum 8). Tymczasem nie ma żadnych tekstów biblijnych ani tekstów Ojców i Doktorów Kościoła czy wcześniejszych dokumentów Magisterium, które wspierałyby konkluzje FS.

Co więcej, to, co widzimy, nie jest rozwojem doktrynalnym, ale skokiem. Można mówić o rozwoju doktrynalnym tylko wówczas, jeżeli nowe wyjaśnienie jest zawarte – przynajmniej implicite – w Objawieniu, a przede wszystkim jeżeli nie zaprzecza definicjom dogmatycznym. Rozwój doktrynalny, który wchodzi na głębszy poziom znaczenia doktryny, musi dokonywać się stopniowo, poprzez długi okres dojrzewania. Ostatnia nauczycielska wypowiedź na omawiany temat została ogłoszona przez Kongregację Nauki Wiary w Responsum opublikowanym w marcu 2021 roku, niespełna trzy lata temu. Kategorycznie odrzuciła możliwość błogosławienia takich związków. Dotyczy to zarówno publicznego, jak i prywatnego błogosławienia osób żyjących w grzesznych warunkach.

Jak FS usprawiedliwia zaproponowanie nowej doktryny bez zaprzeczenia wcześniejszemu dokumentowi z 2021 roku? Po pierwsze, FS przyznaje, że zarówno Responsum Kongregacji z 2021 roku jak i tradycyjne, ważne i obowiązujące nauczanie na temat błogosławieństw nie pozwala na błogosławienie w sytuacjach, które są sprzeczne z Bożym prawem, jak jest to w przypadku związków o charakterze seksualnym poza małżeństwem. Jest to jasne w przypadku sakramentów, ale także innych błogosławieństw, które FS nazywa „liturgicznymi”. Takie „liturgiczne” błogosławieństwa przynależą do tego, co Kościół nazwał „sakramentaliami”, jak zaświadcza o tym Rituale Romanum. W tych dwóch typach błogosławieństw musi istnieć zgoda pomiędzy błogosławieństwem a nauczaniem Kościoła (FS 9 – 11).

Stworzenie ad hoc nowych błogosławieństw

Po to, by zaakceptować błogosławieństwo w sytuacji, która jest sprzeczna z Ewangelią, Dykasteria Nauki Wiary proponuje oryginalne rozwiązanie: poszerzenie pojęcia błogosławieństwa (FS 7; FS 12). Usprawiedliwia się to w następujący sposób: „Trzeba w jasny sposób uniknąć ryzyka zredukowania znaczenia błogosławieństw do wyłącznie takiego punktu widzenia [scil. do „liturgicznych” błogosławieństw sakramentów i sakramentaliów], bo sprawiłoby to, że oczekiwalibyśmy wypełnienia tych samych warunków moralnych dla prostego błogosławieństwa, których wymaga się w przypadku przyjęcia sakramentu” (FS 12). Potrzebny jest zatem nowy koncept błogosławieństwa, który wykracza poza błogosławieństwa sakramentalne, żeby w ten sposób towarzyszyć duszpastersko drodze ludzi żyjących w grzechu.

W rzeczywistości takie rozszerzenie poza sakramenty występuje już w innych błogosławieństwach zatwierdzonych przez Rituale Romanum. Kościół nie wymaga tych samych warunków moralnych dla błogosławieństw jak dla przyjęcia sakramentów. Dzieje się tak, na przykład, w przypadku penitenta, który nie chce porzucić grzesznej sytuacji, ale pokornie prosi o osobiste błogosławieństwo, tak żeby Pan dał mu światło i siłę potrzebne do zrozumienia i pójścia za nauczaniem Ewangelii. Taki przypadek nie wymaga nowego rodzaju „duszpasterskiego” błogosławieństwa.

Dlaczego w takim razie konieczne jest rozszerzenie znaczenia „błogosławieństwa”, jeżeli błogosławieństwo w rozumieniu Rytuału Rzymskiego wychodzi już poza błogosławieństwo udzielane jako sakrament? Przyczyną jest fakt, że błogosławieństwa rozważane przez Rytuał Rzymski są możliwe tylko wobec „rzeczy, miejsc czy okoliczności, które nie są sprzeczne z prawem albo duchem Ewangelii” (FS 10, cytując Rytuał Rzymski). Dykasteria Nauki Wiary chce przezwyciężyć właśnie ten punkt, bo chce błogosławić pary w sytuacjach takich, jak relacje homoseksualne, które przeczą prawu i duchowi Ewangelii. Jest prawdą, że Kościół może dodać „nowe sakramentalia” do już istniejących (Sacrosanctum concilium 79), ale nie może zmienić ich znaczenia w taki sposób, żeby trywializować grzech, zwłaszcza w trudnych ideologicznie sytuacjach kulturowych, co może wprowadzać wiernych w błąd. Tymczasem to właśnie taka zmiana znaczenia dokonuje się w FS, który to dokument tworzy nową kategorię błogosławieństw wychodzących poza te związane czy to z sakramentem, czy to z błogosławieństwem tak, jak Kościół je rozumiał. FS mówi, że są to pozaliturgiczne błogosławieństwa, które przynależą do pobożności ludowej. Istniałyby zatem trzy rodzaje błogosławieństw:

A) Modlitwy połączone z sakramentami, gdzie wymaga się, żeby osoba była w stanie właściwym dla przyjęcia sakramentu albo gdzie prosi się, żeby osoba otrzymała siłę potrzebną do odwrócenia się od grzechu.

B) Błogosławieństwa, które zostały zawarte w Rytuale Rzymskim i tak, jak zawsze rozumiała je doktryna katolicka; można ich udzielać osobom, nawet jeżeli żyją w grzechu, ale nie „rzeczom, miejscom czy okolicznościom… które przeczą prawu lub duchowi Ewangelii” (FS 10, cytując Rytuał Rzymski). Dlatego można byłoby pobłogosławić kobietę, która miała aborcję, ale nie klinikę aborcyjną.

C) Nowe błogosławieństwa zaproponowane przez FS byłyby błogosławieństwami duszpasterskimi, pozaliturgicznymi i nierytualnymi. Stąd nie miałyby już ograniczeń „rytualnych” czy też związanych z błogosławieństwami „w typie B”. Mogłyby być udzielane nie tylko osobom żyjącym w grzechu, jak w „rytualnych” błogosławieństwach, ale również rzeczom, miejscom czy okolicznościom, które są sprzeczne z Ewangelią.

Takie błogosławieństwa „w typie C” są nowością. Nie mają charakteru liturgicznego, a raczej charakter związany „z pobożnością ludową”; w związku z tym nie narażałyby doktryny ewangelicznej i nie musiałyby być spójne ani z normami moralnymi, ani z doktryną Kościoła. Co można powiedzieć o tej nowej kategorii błogosławieństw?

Nauczanie Franciszka mówi coś innego niż Fiducia supplicans

Pierwsza obserwacja jest następująca: nie ma żadnej podstawy dla takiego nowego użycia ani w tekstach biblijnych cytowanych przez FS, ani we wcześniejszych dokumentach Magisterium. Również teksty papieża Franciszka nie tworzą podstawy dla takiego nowego rodzaju błogosławieństw. Zgodnie z Rytuałem Rzymskim, błogosławieństwa („w typie B”) mogą być udzielane przez księdza komuś, kto żyje w grzechu. Taki rodzaj „błogosławieństw może być stosowany do kogoś, kto przebywa w więzieniu albo do grupy przechodzącej jakąś terapię”, jak mówi Franciszek (cytowany w FS 27). Innowacyjne „duszpasterskie” błogosławieństwo („w typie C”), przeciwnie – idzie ponad to, co mówi Franciszek, bo można byłoby udzielić takiego błogosławieństwa rzeczywistości, która jest sprzeczna z Bożym prawem, takiej jak związek pozamałżeński. Tak naprawdę, zgodnie z kryteriami rządzącymi tym rodzajem błogosławieństw, można byłoby pobłogosławić nawet klinikę aborcyjną albo grupę mafijną.

Arbitralna władza nad znaczeniem słów

To prowadzi do drugiej obserwacji: wymyślanie nowych terminów, które są sprzeczne z tradycyjnym używaniem języka, jest ryzykowne. Taka procedura może doprowadzić do arbitralnego wykonywania władzy. W naszym przypadku jest faktem, że błogosławieństwo ma swoją własną obiektywną rzeczywistość i nie może zostać zredefiniowane wedle woli tak, żeby pasować do subiektywnej intencji sprzecznej z naturą błogosławieństwa. Przychodzą tu na myśl słynne słowa Humpty Dumpty’ego z „Alicji w Krainie Czarów”: „Kiedy używam jakiegoś słowa, to znaczy ono to, co chcę, żeby znaczyło, nic więcej ani nic mniej”. Alicja odpowiada: „Pytanie, czy możesz sprawić, żeby słowa znaczyły różne rzeczy?”. Humpty Dumpty stwierdza: „Pytanie, kto ma tu władzę; to wszystko”.

Prawdziwy cel stworzenia nowych błogosławieństw

Trzecia obserwacja odnosi się do samej koncepcji „błogosławieństw pozaliturgicznych”, które nie mają intencji czegokolwiek sankcjonować (FS 34), czyli do błogosławieństwa „duszpasterskiego” („w typie C”). W jaki sposób różnią się one od błogosławieństwa rozważanego przez Rytuał Rzymski („w typie B”)? Różnica nie polega na spontanicznej naturze tego błogosławieństwa, co jest już możliwe w błogosławieństwach „w typie B”, bo nie muszą one być regulowane ani zatwierdzane w Rytuale Rzymskim. Różnica nie dotyczy również pobożności ludowej, bo błogosławieństwa zgodne z Rytuałem Rzymskim są już dziś adaptowane do pobożności ludowej, co wiąże się z błogosławieniem przedmiotów, miejsc i ludzi. Wydaje się, że innowacyjne błogosławieństwo „duszpasterskie” zostało stworzone ad hoc żeby błogosławić sytuacje sprzeczne z prawem i duchem Ewangelii.

To nie jest żadne błogosławieństwo

To prowadzi nas do czwartej obserwacji związanej z celem takiego „duszpasterskiego” błogosławieństwa, które różni się od „rytualnego” błogosławieństwa z Rytuału Rzymskiego. Błogosławieństwo „duszpasterskie” może dotyczyć sytuacji, które są sprzeczne z Ewangelią. Trzeba zwrócić uwagę, że błogosławi się tutaj nie tylko grzeszne osoby, ale poprzez fakt błogosławienia pary, błogosławiony jest sam grzeszny związek. A jednak Bóg nie może udzielić swojej łaski związkowi, który jest w bezpośredniej opozycji wobec Niego i nie może być na Niego nakierowany. Akt seksualny poza małżeństwem nie może bardziej przybliżyć ludzi do Boga i stąd nie może być otwarty na Boże błogosławieństwo. Stąd jeżeli takie błogosławieństwo zostałoby udzielone, jedynym efektem byłoby wprowadzenie w błąd osób, które je otrzymały lub które były przy tym obecne. Takie osoby myślałyby, że Bóg błogosławi to, czego On błogosławić nie może. „Duszpasterskie” błogosławieństwo nie byłoby zatem ani duszpasterskim, ani błogosławieństwem. Jest prawdą, że kardynał Fernández w późniejszym komentarzu dla Infovaticana powiedział, że nie jest tu błogosławiony związek, ale para. Oznacza to jednak pozbawianie słów ich znaczenia, bo tym, co definiuje parę, jest właśnie to, że chodzi tutaj o związek.

Trudność z pobłogosławieniem związku albo pary jest szczególnie ewidentna w przypadku homoseksualizmu. W Biblii błogosławieństwo jest związane z porządkiem ustanowionym przez Boga; [porządkiem] który z woli Bożej jest dobry. Ten porządek bazuje na płciowej różnicy pomiędzy mężczyzną a kobietą, powołanych do bycia jednym ciałem. Błogosławienie rzeczywistości, która jest sprzeczna ze stworzeniem, nie tylko jest niemożliwe; jest bluźnierstwem. Znowu, to nie jest kwestia pobłogosławienia osób, które „żyją w związku niemożliwym w żaden sposób do porównania z małżeństwem” (FS 30), ale pobłogosławienia samego związku, który nie może być porównany z małżeństwem. To właśnie do tego celu został stworzony nowy rodzaj błogosławieństw (FS 7, 12).

W tekście pojawia się kilka argumentów, które próbują uzasadnić takie błogosławieństwa. Po pierwsze, możliwość zaistnienia okoliczności, które zmniejszają odpowiedzialność grzesznika. A jednak takie okoliczności odnoszą się do osoby, a nie do samego związku. Mówi się też, że prośba o błogosławieństwo umożliwia dobro w postaci rozpoznania przez te osoby ich aktualnej sytuacji, tak jakby poproszenie o błogosławieństwo stanowiło już otwarcie się na Boga i na nawrócenie. Może to być prawda w odniesieniu do osób, które proszą o błogosławieństwo dla siebie samych, ale nie w przypadku tych, którzy proszą o pobłogosławienie jako para. Ci drudzy prosząc o błogosławieństwo chcą pośrednio albo bezpośrednio usprawiedliwić swój związek w oczach Boga, nie przyznając, że to właśnie ten związek oddziela ich od Boga. Wreszcie twierdzi się, że w związku istnieją elementy pozytywne i że to one mogą zostać pobłogosławione. Jednak te elementy pozytywne (jak na przykład pomaganie sobie w chorobie) są drugorzędne względem samego związku – jego definitywną charakterystyką jest wspólnota aktów seksualnych. Takie elementy nie zmieniają natury związku, o którym mowa, który w żadnym wypadku nie może być nakierowany na Boga, jak stwierdziło to już Responsum Kongregacji Nauki Wiary z 2021 roku. Nawet w klinice aborcyjnej są pozytywne elementy, począwszy od anestezjologów uśmierzających ból fizyczny aż po lekarzy, którzy pragną chronić życie kobiety przechodzącej aborcję.

Kapłan zawsze działa w imieniu Chrystusa i Kościoła

Piąta obserwacja dotyczy wewnętrznej niespójności tych innowacyjnych błogosławieństw „duszpasterskich”. Czy jest możliwe udzielenie pozaliturgicznego błogosławieństwa, czyli błogosławieństwa, które oficjalnie nie reprezentowałby nauki Chrystusa ani Kościoła? Kluczem do odpowiedzi na to pytanie nie jest to, czy takie ryty są oficjalnie zaaprobowane, czy też raczej udzielane spontanicznie. Kwestia dotyczy czego innego: czy osoba, która udziela błogosławieństwa, jest księdzem, a zatem reprezentantem Chrystusa i Kościoła. FS stwierdza, że nie jest problemem, by ksiądz przyłączył się do modlitwy tych, którzy znajdują się w sytuacji sprzecznej z Ewangelią (FS 30). Jednak w takim błogosławieństwie ksiądz robi coś więcej niż po prostu przyłącza się do ich modlitwy – on raczej przywołuje udzielenie darów Bożych właśnie ich związkowi. Kiedy ksiądz działa jako ksiądz, czyni to w imieniu Chrystusa i Kościoła. Twierdzenie, że człowiek może oddzielić znaczenie tego błogosławieństwa od nauczania Kościoła jest postulowaniem dualizmu pomiędzy tym, czego Kościół naucza, a tym, co robi. Jednak, jak uczy II Sobór Watykański, Objawienie zostało nam dane w czynach i słowach, które są nierozdzielne (Dei Verbum 2), a przepowiadanie Kościoła nie może oddzielić czynów od słów. To właśnie zwykli ludzie, naprzeciw którym chce wyjść omawiany dokument, dzięki promowaniu pobożności ludowej są najbardziej podatni na oszukanie przez symboliczne czyny, które przeczą doktrynie, jako że będą intuicyjnie pojmować doktrynalną treść czynu.

Czy katolik może zaakceptować Fiducia supplicans?

Czy w świetle tego, co powiedziano, wierny katolik może przyjąć nauczanie FS? Biorąc pod uwagę jedność czynów i słów w wierze chrześcijańskiej, można zgodzić się, że błogosławienie takich związków jest dobre – nawet w sposób duszpasterski – tylko wtedy, jeżeli ktoś wierzy, że takie związki nie są obiektywnie sprzeczne z prawem Bożym. W związku z tym tak długo, jak długo papież Franciszek podtrzymuje nauczanie, zgodnie z którym związki homoseksualne są zawsze sprzeczne z prawem Bożym, pośrednio potwierdza on, że takich błogosławieństw nie wolno udzielać. Dlatego nauczanie FS jest wewnętrznie sprzeczne i wymaga dalszego wyjaśnienia. Kościół nie może czynić jednego, a nauczać czegoś innego, bo jak napisał św. Ignacy z Antiochii, Chrystus był Nauczycielem, „który przemówił i stało się”. Dlatego nikt nie może oddzielić Jego Ciała od Jego Słowa.

Czy ksiądz może pobłogosławić związek homoseksualny, a biskup na to przystać?

Inną kwestią jest, czy ksiądz może zgodzić się na to, by pobłogosławić takie związki, spośród których niektóre współistnieją z legalnym małżeństwem albo w których zmiana partnerów nie jest niczym nadzwyczajnym. Zgodnie z FS, mógłby tak zrobić za pomocą pozaliturgicznego, nieoficjalnego błogosławieństwa „duszpasterskiego”. Oznaczałoby to, że ksiądz udzieliłby takiego błogosławieństwa nie działając w imieniu Chrystusa i Kościoła. Oznaczałoby to, że nie działałby jako ksiądz. W istocie nie udzielałby takiego błogosławieństwa jako kapłan Chrystusa, ale jako ktoś, kto odrzucił Chrystusa. Kapłan, który błogosławi takie związki, przedstawia je jako drogę do Stwórcy. Popełnia zatem świętokradczy i bluźnierczy akt przeciwko planowi Stworzyciela i przeciwko Chrystusowi, który umarł za nas po to, by wypełnił się plan Stwórcy. To samo dotyczy biskupa diecezjalnego. Jako pasterz swojego Kościoła lokalnego, jest zobowiązany zapobiec takim bluźnierczym aktom, w przeciwnym razie stałby się ich wspólnikiem i zaprzeczyłby mandatowi danemu mu przez Chrystusa, aby utwierdzać swoich braci we wierze.

Księża powinni głosić miłość Bożą i dobroć wobec wszystkich ludzi, pomagając modlitwą oraz radą grzesznikom i tym, którzy są słabi, a mają trudności w nawróceniu. To zupełnie co innego niż udzielanie im wymyślonych i mylących znaków oraz słów, według których Bóg wcale tak bardzo nie przejmuje się grzechem. To ukrywanie prawdy, że grzech myśli, mowy i uczynku oddziela nas od Boga.

Nie ma błogosławieństwa dla grzechu

Nie ma błogosławieństwa – nie tylko publicznego, ale również prywatnego – dla grzeszników żyjących w warunkach obiektywnie sprzecznych ze świętą wolą Boga. Nie jest dowodem na zdrową hermeneutykę, że odważni obrońcy chrześcijańskiej doktryny są piętnowani jako rygoryści, bardziej zainteresowani legalistycznym wypełnianiem ich norm moralnych niż zbawieniem konkretnych osób. Jezus mówi do zwykłych ludzi: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”. Apostoł wyjaśnia to w następujący sposób: „[…] przykazania Jego nie są ciężkie. Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwycięża świat; tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara. A kto zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym?” (1 J 5, 3 – 5). W czasie, w którym fałszywa antropologia podważa Bożą instytucję małżeństwa pomiędzy mężczyzną a kobietą, z rodziną i dziećmi, Kościół powinien pamiętać o słowach swojego Pana i swojej Głowy: „Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!” (Mt 7, 13 – 14).

Kard. Gerhard Ludwig Müller

Tłum. Pach

(śródtytuły pochodzą od Redakcji)

Bóg nie błogosławi związkom homoseksualnym! Stanowczo ostrzegają biskupi ukraińskich diecezji.

Bóg nie błogosławi związkom homoseksualnym! Stanowczo ostrzegają biskupi ukraińskich diecezji.

Biskupi Kijowa i Charkowa z odważnym wyrazem sprzeciwu

Żadne błogosławieństwo nie może objąć homoseksualnego związku – ten jest bowiem sprzeczny z prawem naturalnym i Wolą Bożą.

pch24/bog-nie-blogoslawi-zwiazkom-homo

(fot. Bp Witalij Krywicki podczas wywiadu. prtscr/youtube/ Art.43)

Najnowszy dokument Watykanu, pozwalający na „błogosławienie związków jednopłciowych”, niesie ze sobą wielkie niebezpieczeństwo, ostrzegają biskupi ukraińskich diecezji. W wydanym oświadczeniu ordynariusz diecezji Charkowsko- Zaporoskiej wraz z biskupem pomocniczym wskazali, że praktyka, na która zgadza się Stolica Apostolska jest początkiem afirmacji grzesznych związków. Podobnego zdania jest bp. Witalij Krywicki, pasterz diecezji Kijowsko- Żytomierskiej.

Deklaracja „Fiducia Supplicans” „zawiera niepokojące sformułowania, które wyraźnie wprowadzają praktykę błogosławienia nie pojedynczych osób żyjących w grzechu, ale błogosławienia pary osób tej samej płci (par. 31)”, zwrócili uwagę bp. Jan Sobiło i Bp Pavlo Honcharuk w podpisanym przez nich komunikacie.

W ten sposób udzielenie błogosławieństwa parze osób tej samej płci jest początkiem akceptacji tej formy związku. Widzimy wielkie niebezpieczeństwo we wprowadzeniu takiego sformułowania jako początku kroków, które stopniowo pozwolą na dalszą legalizację. Nie może być sformułowania błogosławieństwo pary tej samej płci, gdyż pojęcia te wzajemnie się wykluczają”, przestrzegli hierarchowie diecezji Charkowsko- Zaporoskiej.

Błąd w treści watykańskiego dokumentu dostrzegł również Bp. Witalij Krywicki, zastępca przewodniczącego Konferencji Episkopatu Ukrainy, sprawujący władzę nad diecezją Kijowsko- Żytomierską.

W wywiadzie udzielonym portalowi credo.pro, hierarcha przypomniał bez ogródek, że żadne błogosławieństwo nie może objąć homoseksualnego związku – ten jest bowiem sprzeczny z prawem naturalnym i Wolą Bożą.

Duchowny zwrócił również uwagę na niebezpieczną zmianę w rozumieniu celu i znaczenia błogosławieństwa, zawartą w dokumencie. – Rytuał Rzymski zauważa, że zgodnie ze starożytną tradycją, celem formuły błogosławieństwa jest przede wszystkim oddanie chwały Bogu za Jego dary oraz prośba o Jego przychylność i pokonanie mocy złego na świecie – przypominał bp. Krywicki.

– (…) Patrząc z tej perspektywy, wszystko jest jasne: nie ma mowy o błogosławieństwie, jeśli chodzi o pary żyjące w związku niesakramentalnym, a tym bardziej, jeśli chodzi o pary tej samej płci – mówił w rozmowie z ukraińsko-języcznym medium biskup. – Kościół nie ma uprawnień do błogosławienia związków osób tej samej płci. To wszystko.

Podczas wywiadu ordynariusz diecezji Kijowsko- Żytomierskiej poinformował również, że stanowisko to jest wspólne dla całego episkopatu na Ukrainie. – Nie możemy błogosławić osoby wiedząc, że nie chce ona wyjść ze stanu grzechu, że nie robi nic, aby to zrobić i że jest to droga, którą wybrałaoświadczył.

– Ukraińscy biskupi są jednomyślni w swojej opinii, więc nie musimy wydawać oddzielnych dokumentów dotyczących naszych diecezji [jak ma to miejsce na przykład w Stanach Zjednoczonych]. Nie szukamy nowych form błogosławienia ludzi, którzy żyją w stanie grzechu ciężkiego – deklarował jednoznacznie hierarcha.

Źródła: credo.pro, catholic-kharkiv.org FA

Nielegalni muzułmańscy imigranci “przejmują” kościół w Lyonie. Meczet obok – tylko do celów religijnych.

Nielegalni muzułmańscy imigranci “przejmują” kościół w Lyonie

gloria.tv/Lyon

Około pięćdziesięciu młodych muzułmańskich imigrantów spędza noce od 8 grudnia w bardzo dużym i centralnym kościele Saint-Sacrement w Lyonie we Francji.

Zostali oni przeniesieni z pobliskich namiotów, w których mieszka około 140 nielegalnych imigrantów. 5 minut drogi od kościoła znajduje się meczet.

Za zgodą archidiecezji, parafia pozwala im pozostać. Proboszcz parafii, Renaud de Kermadec, odmówił poproszenia policji o interwencję do czasu znalezienia “rozwiązania”. Twierdzi, że niedzielne Eucharystie odbywają się “w dobrych warunkach”.

Arcybiskup Lyonu, bp Olivier de Germay, wezwał polityków do znalezienia “trwałego” rozwiązania dla klientów Kermadec’a. [ci poganie-Francuzi nie piszą o księdzu – ksiądz]..

Andreio

Jak zwykle islamska demonstracja siły. Powinni ich wyrzucić na zbity pysk tak jak Jezus wygnał wszystkich kupczących w świętyni.Ale oni wiedzą,że nikt tego z powodu poprawności politycznej nie zrobi a po drugie katolicy na Zachodzie a także już w Polsce nie mają szacunku do świętości i wyjątkowej roli kościoła jako przybytku Bożego.

==================

Mail:

Oczywiście w meczecie nie mogliby spać, sikać, śpiewać, jeść – bo TO byłoby świętokradztwem..

Nauczanie o homoseksualizmie zinterpretowane przez papieża na Synodzie ma wszelkie znamiona herezji

BKP: Demaskowanie tajnych celów Synodu Watykańskiego 

wideo: https://vkpatriarhat.org/pl/?p=20987  https://marie-pense-a-nous.wistia.com/medias/qzaghiz1vt

https://bcp-video.org/pl/demaskowanie/  https://rumble.com/v3xk6b7-demaskowanie.html

cos.tv/videos/play/48834204156335104  ugetube.com/watch/cd3WUtPAlYiHRQi

W Watykanie zakończył się Synod LGBTQ. Każdy bergogliański biskup lub ksiądz może teraz de facto błogosławić związki homoseksualne, nawet jeśli nie mają jeszcze oficjalnego dokumentu z Watykanu. Z drugiej strony, jeśli jakiś prawowierny biskup chciałby uniemożliwić księdzu błogosławienie sodomitów, musi się spodziewać, że ksiądz złoży skargę na biskupa do Franciszka, że odbędzie się tzw. wizytacja watykańska i nastąpią zmiany personalne. Krótko mówiąc – biskup zostanie wyrzucony ze swojego urzędu.

W Synodzie uczestniczył także były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kardynał Müller. Jako jedyny z uczestników nie bał się publicznie ujawnić kulisów synodu i nazwać zbrodnie przeciw wierze i moralności po imieniu. W rozmowie z „National Catholic Register“ z 27 października 2023 roku powiedział: „Wszystko zmierza w stronę akceptacji przez wiernych homoseksualizmu i wyświęcania kobiet. Jeśli przeanalizuje się teksty Synodu, wszystko poświęcone tym dwóm tematom”.

Cytat z mediów: „Nauczanie o homoseksualizmie zinterpretowane przez papieża na Synodzie ma wszelkie znamiona herezji”.

Możemy dodać, że cała tzw. droga synodalna jest w pełni heretycka, czyli prowadzi do wewnętrznego zatrucia Kościoła. Według Gal 1:8-9 ona ściąga anatemę na wszystkich, którzy akceptują tę drogę zdrady Chrystusa i Jego Ewangelii. Pseudo-papież i propagatorzy tego duchowego samobójstwa podlegają karze latae sententiae – ekskomunice z Kościoła.

Kardynał Müller powiedział: „W rzeczywistości nie był to katolicki Synod Biskupów…”

Wyjaśnia dalej, że była to tzw. parlamentarna metoda podejmowania decyzji. Paradoks polega na tym, że na przykład kobietom, w tym wielu lesbijkom lub aktywistkom pro-LGBTQ, udało się na tym tzw. Synodzie Biskupów przegłosować biskupów. To jest absurd! Coś podobnego wydarzyło się podczas covidu. Najwięksi analfabeci medycyny, jak Jorge Bergoglio, sugestywnie i mocarnie decydowali o obowiązkowych śmiertelnie niebezpiecznych szczepieniach.

Kardynał ujemnie wypowiedział się także przeciwko manipulacji na synodzie, dotyczącej „otwartości i tradycji, która nie jest statyczna, ale dynamiczna”. Stwierdził: „To już nie jest Kościół katolicki”.

Dlaczego? Ponieważ Kościół katolicki opiera się na dogmatach, prawdach wiary, które pochodzą z Ewangelii Chrystusowej i zapewniają zbawienie duszy. Są statyczne, nie można ich zmienić. Jednak Bergoglio i heretycy, którzy mają tego samego ducha co on, przyjęli tak zwane dynamiczne podejście do depozytu wiary. Oznacza to, że stopniowo znoszone są wszelkie dogmaty i tym samym praktycznie Kościół katolicki przestaje być katolicki, nie prowadzi już dusz do zbawienia. Staje się organizacją świecką o powłoce religijnej, która nadużywa zewnętrznej struktury Kościoła przeciwko Chrystusowi i oddaje ją na służbę antychrysta.

Kardynał stwierdził: „Synod nie mówił o Jezusie Chrystusie, o Objawieniu Bożym, o roli osób ludzkich, stworzonych na obraz i podobieństwo Boże, ani o Bogu, który jest celem naszej ludzkiej egzystencji”.

W ten sposób zasadnicze kwestie naszego bycia i niebycia w odniesieniu do naszego zbawienia zostały na Synodzie całkowicie zbojkotowane, choć dziś zbawienie dusz jest zagrożone bardziej niż kiedykolwiek.

Kardynał powiedział: „Niektórzy na synodzie zmieniali definicję grzechu. Nie wierzy w grzech pierworodny ani grzech jako czyn. Nie zaprzeczają temu w teorii, ale w praktyce”.

Z tego wszystkiego jasno wynika, że Synodowi nie chodziło o ustalenie programu odnowy, ale o kontynuację procesu samobójczego.

Przywódcy Synodu używali psychologicznych metod destrukcyjnych sekt, aby zmienić zdanie, stosując manipulację i ośmieszenie. Kardynał zatrzymał się także nad faktem, że każdy mówca, który ośmielił się nie zgodzić z narzuconym ideologicznie i politycznie trendem dotyczącym społeczności LGBTQ, był napiętnowany jako „wróg Ducha Świętego”.

Dlatego kardynał podkreślił: „Nie można nadużywać Ducha Świętego przez heretyków w celu promowania w Jego imieniu aktów homoseksualnych lub błogosławieństw dla osób tej samej płci”.

Możemy tylko dodać, że na Synodzie popełniono najcięższy grzech: grzech przeciw Duchowi Świętemu, który nie będzie odpuszczony ani tu, ani w wieczności, jak ostrzega Jezus. Jasne jest, że nieczystego ducha LGBTQ, który rządził synodem, nie można utożsamiać z Duchem Świętym!

Herezje sprzeczne z istotą Pisma Świętego zostały narzucone uczestnikom synodu jako prawdziwa interpretacja Pisma Świętego. Wiemy, że autorem Pisma Świętego jest Duch Święty, który objawił nam prawdy Boże poprzez świętych pisarzy. Są wśród nich ewangeliści i apostoł Paweł. Na synodzie dopuścili się jednak fałszywej manipulacji, jak stwierdził kardynał Müller: „Nie mogą zaprzeczyć, że św. Paweł stanowczo sprzeciwia się homoseksualizmowi i grzechowi sodomii. Twierdzą jednak, że dzisiaj mamy nową wiedzę, objawioną przez Ducha Świętego, dlatego odtąd akty homoseksualne lub błogosławieństwo aktów homoseksualnych są rzeczą dobrą. Oczywiście, jest to nadużywanie Ducha Świętego w celu wprowadzenia doktryn otwarcie sprzecznych z Pismem Świętym.” I kardynał dodał: „Nie można łączyć nauk Chrystusa i antychrysta. Ta homoseksualna ideologia LGBT jest ideologią otwarcie antychrześcijańską. To duch antychrysta przemawia poprzez agendę LGBTQ. Jest to całkowicie przeciwko Bogu”.

Kardynał Müller podkreślił, że za ideologią LGBTQ stoi duch antychrysta. Przytoczył także przypadek manipulacji emocjonalnej, gdy przypomniał, jak na synodzie jeden z mówców-filosodomitów, promujący ideologię LGBT, mówił o swym biseksualnym krewnym. Rzekomo popełnił samobójstwo. Rzecznik doszedł do manipulacyjnego wniosku, że w związku z tym Kościół rzekomo musi być otwarty nie tylko na osoby LGBTQ, ale także na ich ideologię. Z tej antylogiki wynika absurdalne żądanie: Kościół musi zmienić swoje nauczanie i w ten sposób zacząć kierować dusze nie do nieba, a do piekła, w przeciwnym razie wszystkie osoby LGBTQ popełnią samobójstwo. Jakimi bzdurami zajmował się ten Synod?!

Kardynał tak to skomentował: „Kwestii i problemów teologicznych nie można rozwiązywać emocjami”.

Paradoksalnym tematem Synodu Biskupów była także tzw. miłość między parami homoseksualnymi. Kardynał dodaje: „Nie mogą otwarcie powiedzieć: «Chcemy zaprzeczyć Słowu Bożemu», ale wprowadzają nową hermeneutykę, za pomocą której chcą pogodzić Słowo Boże z tymi antykatolickimi ideologiami”. Kardynał podkreślił: „Ich sztuczka polega na tym, że mieszają duszpasterstwo tych osób z ideologią antychrześcijańską”.

Kardynał Müller wyjaśnia sprawę: „My, Kościół, jako jedyni szanujemy godność każdego: grzeszników, osób, mających problemy w każdej dziedzinie. Ale rozwiązaniem tych problemów jest droga, którą pokazał nam Jezus Chrystus”.

Synod był kolejnym dowodem na to, dokąd zmierza Kościół, w którym władzę najwyższą uzurpował sobie tzw. papież Franciszek.

Kardynał Müller podsumował: „Ogólnie rzecz biorąc, papież Franciszek symbolizuje kierunek Kościoła zgodny z globalistyczną, pro-LGBTQ Agendą 2030”.

Dziś wszyscy wiedzą, że globalistyczna pro-LGBTQ Agenda 2030 to plan duchowego, moralnego i fizycznego ludobójstwa nie tylko chrześcijan, ale także ludzkości.

Drogi prawowierny Biskupie, byłeś obecny na Synodzie Październikowym w Watykanie. Zetknąłeś się z metodą destrukcyjnych sekt, mających na celu zmianę sposobu myślenia w kierunku przyjęcia sodomickiej antyewangelii. Duch Sodomy i inne nieczyste demony działają znacznie poniżej progu naszego intelektu. Osoba pewna siebie, która nie akceptuje samokrytyki ani uzasadnionej krytyki ze strony innych, łatwo ulega duchowej infekcji.

Jeśli po powrocie z tego synodu LGBTQ naiwnie myślisz, że jesteś nietknięty, to już jest znak, że jesteś duchowo ślepy i nie dostrzegasz duchowych rzeczywistości. W tej duchowej ciemności, słuchając, otworzyleś się na ducha nieczystego, ducha kłamstwa, który jest powiązany z całym programem LGBTQ. Zdradziłeś Ducha Świętego, Ducha prawdy. Może wymyślisz wymówkę: „Nie byłem sam na synodzie, oprócz bergoglianów byli tam także prawowierni biskupi. Chcieliśmy dobrze, był tam nawet kardynał Müller…”. Jeśli odwołujesz się do kardynała Müllera, nazwij i ty po imieniu program samobójczy, przedstawiony przez synod, tak jak to zrobił on.

Przez miesiąc byłeś pod zgubnym wpływem. Teraz idź na miesiąc w samotność, aby przez pokutę Duch Święty mógł cię ponownie oczyścić. Poświęć co najmniej cztery godziny dziennie na modlitwę wewnętrzną. Oprócz tego czytaj Słowo Boże lub prawowierny katechizm, a także żywoty męczenników i innych świętych.

Przekleństwo rzucone przez Synod Judaszów objawia się w Kościele całkowitą duchową ślepotą i niemożnością rozróżnienia, co jest od Boga, a co od diabła.

Kardynał Müller opublikował, że wszystko na Synodzie skupiało się tylko na dwóch tematach, a mianowicie na tym, aby wierni przyjęli błogosławieństwo związków sodomickich i wyświęcanie kobiet. Kardynał stwierdził także, że poprzez agendę LGBTQ przemawia duch antychrysta. Odnosząc się do pseudopapieża ostrzegł, że Franciszek symbolizuje kierunek Kościoła zgodny z globalistyczną pro-LGBTQ Agendą 2030. Na co jeszcze chcecie czekać, prawowierni biskupi? Program pseudopapieża Bergoglia i jego zbrodniczego synodu to publiczna zdrada Chrystusa, prowokacyjne samobójstwo Kościoła i zaprogramowana droga do wiecznej zagłady.

Drodzy następcy apostołów, ratujcie swoją duszę i swoją diecezję i odłączcie się od bergogliańskiego Babilonu, póki jest to jeszcze możliwe. Niedługo nie będzie to już możliwe. Jeśli będziecie się wahać, stracicie szansę na zbawienie. Stańcie w obronie Jezusa Chrystusa przeciwko antychrystowi! Czeka Was za to korona wiecznej chwały.

+ Eliasz

Patriarcha Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu

+ Metodiusz OSBMr                           + Tymoteusz OSBMr

biskupi-sekretarze

10.11.2023

————————————————————

Organizatorzy Konferencji „Tożsamość Katolicka”, pokutujcie!

Szczerzy prawowierni katolicy byli zszokowani, gdy kierownictwo Konferencji „Tożsamość Katolicka”, w Pittsburghu usunęło z listy mówców byłego nuncjusza w Stanach Zjednoczonych Carla Mario Vigano. Nie rozumieją, jaki był tego powód. Niektórzy zadają pytanie: „Czy organizatorom konferencji wydaje się, że ten apostoł Chrystusa niewiele walczy z obecnymi herezjami, które ogarnęły Watykan i prowadzą Kościół do całkowitej utraty tożsamości katolickiej? Czy podejmuje niewielkie ryzyko, odważnie przeciwstawiając się elitom świeckim i kościelnym, aby bronić Chrystusa i przykazań Bożych?” Wielu tradycyjnych katolików ubolewało z rozczarowaniem: „To doświadczenie skreślenia z listy byłego nuncjusza w USA napawa nas obawą, że przywódcy konferencji usunęliby z listy nawet arcybiskupa Lefebvre’a czy apostoła Pawła, którzy nie bali się znieść hańby Chrystusa” (por. Hbr 13,13) Najbardziej bolesne jest to, że konferencja nie pozwoliła na usłyszenie proroczego przemówienia Vigana, mimo że miało być wygłoszone tuż przed kulminacją październikowego Synodu w Watykanie. Synod, według słów kardynała Müllera, skupiał się na dwóch rzeczach podstawowych, a mianowicie na błogosławieństwie małżeństw homoseksualnych i wyświęcaniu kobiet.

Odrzucając wystąpienie Vigana, konferencja zagłuszyła jasne słowo, wskazujące na wyjście z kryzysu. A wszystko to tylko dlatego, że kierownictwo konferencji nie chce sprawiać problemów w imię Chrystusa i prawdziwej tożsamości katolickiej, a tylko pięknie o tym mówi. Nie przeszkadza im fałszywa, niekonfrontacyjna postawa, którą publicznie demonstruje biskup pomocniczy Schneider. Już w 2019 roku napisał traktat pod tytułem „W kwestii papieża-heretyka” i nigdy nie żałował swoich błędnych stanowisk. Opiera się na absurdalnym założeniu, że heretycki papież w żadnym wypadku nie może zostać usunięty ze stanowiska. Jednak ta opinia Schneidera jest sprzeczna z Pismem Świętym (Ga 1:8-9), z bullą dogmatyczną Pawła IV i z licznymi autorytatywnymi twierdzeniami wielu świętych.

Biskup Schneider napisał: „Papież otrzymuje swoją władzę bezpośrednio od Boga, a nie od Kościoła, dlatego Kościół nie może go usunąć z żadnego powodu”.

Odpowiadamy: Pseudopapież-heretyk otrzymuje anatemę Bożą – ekskomunikę z Kościoła – bezpośrednio od Boga. Dlatego Kościół, posłuszny Bogu, musi go usunąć i nie może już uważać go za papieża. W tej nadzwyczajnej sytuacji musi przyjąć nowego, prawowiernego papieża, który będzie bronił Kościoła tak, jak robi to C. M. Viganò, nawet ryzykując własne życie.

Cytat ze Schneidera: „Dążenia do usunięcia heretyckiego papieża …odzwierciedla niechęć do niesienia wczesnego krzyża heretyckiego papieża”.

Odpowiedź: Połączenie Schneidera „heretycki papież” jest nonsensowne. Albo jest to papież, który broni wiary i moralności, albo jest to heretyk, a zatem nie jest papieżem i nikt nie ma mu być posłuszny. Wynika to z Pisma Świętego oraz z bulli dogmatycznej „Cum Ex Apostolatus Officio” i znajduje potwierdzenie w autorytecie wielu świętych nauczycieli Kościoła.

Cytat ze Schneidera: „Sytuację papieża-heretyka …ostatecznie trzeba przeczekać i znosić”. Odpowiedź: Bulla dogmatyczna Pawła IV nigdzie nie stwierdza, że fałszywego papieża-heretyka trzeba przeczekać i znosić. Przeciwnie, stanowi: „Biskup… lub kardynał… Kościoła rzymskiego, choćby był… papieżem Rzymu – jeżeli przed nominacją do stopnia kardynała lub przed wyborem na stanowisko papieża odszedł od wiary katolickiej i popadł w herezję, więc został mianowany lub wybrany nieważnie i bezskutecznie, nawet jeśli został jednomyślnie wybrany przez wszystkich kardynałów”.

Paweł IV na końcu bulli dogmatycznej stwierdza: Nikt zatem nie może naruszać tego dokumentu naszej aprobaty … ani zuchwale się przeciwko niemu wypowiadać się. Jeśli ktoś będzie próbował to zrobić, niech wie, że ściągnie na siebie gniew Boga Wszechmogącego i świętych apostołów Piotra i Pawła” (15 lutego 1559).

Pseudopapież Franciszek intronizował demona Pachamamę w Watykanie, prowokacyjnie poświęcił się szatanowi w Kanadzie, a teraz w procesie synodalnym promuje błogosławienie związków sodomickich i wyświęcanie kobiet. Jeżeli kierownictwo Konferencji Tożsamości Katolickiej uznaje go za ważnego papieża, aby podtrzymać wizerunek, że nie należy do żadnych schizmatyków, ściąga w ten sposób na siebie anatemę, która spadła na Jorge Bergoglio. Mamy nadzieję, że kierownictwo konferencji rozumie, że po październikowym Synodzie każdy ksiądz, który chce pobłogosławić związek sodomitów, ma ku temu otwarte drzwi. Biskup, który będzie chciał go ukarać, otrzyma wizytację watykańską i po niej zostanie pozbawiony urzędu biskupiego.

Nadszedł czas, kiedy Jezus szuka szczerych dusz, które staną w Jego obronie i będą gotowe poświęcić za Niego swoje życie jako męczennicy. Do tego nie dodadzą siły ani ceremonializm, ani samo stwierdzenie prawdy. Piłat również stwierdził prawdę, ale ostatecznie umył ręce i ją zdradził.

Skreślając z listy prelegentów C. M. Vigana i gloryfikując Schneidera, kierownictwo konferencji udowodniło, że utraciło swoją katolicką tożsamość. Zastanówmy się zatem, jaki jest cel tych konferencji. Czy w danej sytuacji nie rozsądniej jest je w przyszłości anulować?

+ Eliasz

Patriarcha Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu

+ Metodiusz OSBMr                + Tymoteusz OSBMr

biskupi-sekretarze

10. 11. 2023

Zapisz się do naszego newsletter  lb.benchmarkemail.com//listbuilder/signupnew?5hjt8JVutE5bZ8guod7%252Fpf5pwVnAjsSIi5iGuoPZdjDtO5iNRn8gS049TyW7spdJ

Sobór Watykański II kontra św. Mikołaj

Jerzy Wolak: Sobór Watykański II kontra św. Mikołaj

pch24.pl-sobor-watykanski-ii-kontra-sw-mikolaj

(Fot. Leonardo Corona (1561–1605),

Proces rugowania świętego Mikołaja z katolickiej kultury zapoczątkował… Sobór Watykański II. W nieposkromionym pragnieniu jednania Kościoła ze światem zakwestionował odwieczną pamięć Kościoła – jeden z filarów jego Tradycji – na rzecz świeckiej metodologii badania dziejów (notabene gwałtownie się marksizującej). I oto nagle okazało się, że wielu świętych, czczonych od stuleci przez Chrystusową Owczarnię, istniało wyłącznie w pobożnej legendzie. Fakt, iż nie przeszkadzało im to wypraszać mnóstwa łask u Boga dla licznej rzeszy ich czcicieli, bynajmniej nie powstrzymał watykańskiej komisji studyjnej przed wycięciem ich z Calendarium Romanum albo przynajmniej poważnym ograniczeniem ich kultu.

To ostatnie właśnie spotkało świętego Mikołaja – liturgiczna degradacja do wspomnienia dowolnego. Był to prawdziwy cios w plecy – od wieków bowiem Mikołaj z Miry toczył zacięte zmagania z protestanckimi pastorami usilnie dążącymi do odarcia ze świętości sympatycznej i jakże pożytecznej dla światowej kultury postaci superbohatera rozdającego prezenty. A cieszył się on megapopularnością i powszechną miłością w całym świecie chrześcijańskim, nie tylko katolickim i prawosławnym (tu zwłaszcza), lecz nawet luterańskim. Dlatego liturgiczna korekta (skoro wspomnienie jest dowolne, to można nie wspominać…) wydatnie pomogła jego wrogom.

I tak pamięć o prawdziwym świętymi Mikołaju zaczęła w Kościele gasnąć, a że natura próżni nie znosi, przeto wkrótce jego imię niepostrzeżenie przywłaszczył sobie coca-colowy Dziadek Mróz.

A dzieci ucieszone prezentami, zamiast dowiedzieć się, że przynosi je katolicki biskup, heros chrześcijańskiej wiary, bezkompromisowy tępiciel pogańskiego zabobonu, a przy tym człowiek anielskiej dobroci, nasiąkają bredniami o przerośniętym krasnoludku, Laponii, elfach, saniach i czerwononosym Rudolfie.

W tym stanie mijają dekady, a hierarchia Kościoła dziwi się, skąd taki spadek liczby powołań, dlaczego tak mało ministrantów…

Jerzy Wolak

Kolejny horror: Osoby “transpłciowe” na obiedzie u Franciszka. “Przybliża nas do Kościoła”.

Osoby “transpłciowe” na obiedzie u Franciszka. “Przybliża nas do Kościoła”

TVN24 | tvn24.pl/osoby-transplciowe-na-obiedzie-u-franciszka

ReutersŚwiatowy Dzień Ubogich w Watykanie

Grupa osób transpłciowych została zaproszona przez papieża Franciszka na obiad zorganizowany w Watykanie z okazji Światowego Dnia Ubogich. – Fakt, że papież Franciszek przybliża nas do Kościoła, jest piękną rzeczą. Potrzebujemy trochę miłości – mówiła 46-letnia Carla Segovia.

W niedzielę w Watykanie z okazji Światowego Dnia Ubogich zorganizowano obiad dla około 1,2 tys. osób w trudnej sytuacji życiowej. Wśród zaproszonych była grupa osób transpłciowych, między innymi 55-letnia Claudia Victoria Salas i 46-letnia Carla Segovia pochodzące z Argentyny, obecnie mieszkające w miejscowości Torvaianica pod Rzymem.

Światowy Dzień Ubogich w Watykanie

Jak opisuje agencja Reutera, Carla Segovia była zaskoczona faktem, że posadzono ją naprzeciwko papieża przy głównym stole. – To fantastyczna okazja dla wszystkich nas, osób transpłciowych – powiedziała, wchodząc na audytorium. – My, transpłciowe osoby, czujemy się tutaj we Włoszech nieco bardziej ludzko. Fakt, że papież Franciszek przybliża nas do Kościoła, jest piękną rzeczą. Potrzebujemy trochę miłości – mówiła zaś kilka dni przed wydarzeniem.

Wśród gości znalazł się też Andrea Conocchia, proboszcz parafii Najświętszej Niepokalanej Dziewicy w Torvaianicy. Podczas pandemii Covid-19 pomagał on okolicznej społeczności osób transpłciowych zaopatrywać się w żywność i inne potrzebne artykuły, ponieważ w czasie lockdownu straciły źródła dochodu. Zachęcał poznane osoby, by zwróciły się do Franciszka o pomoc, i szybko ją od niego otrzymały. Rok później zorganizowano dla nich też m.in. szczepienia na koronawirusa. – Ojciec Andrea zawsze nam pomagał. Otworzył dla nas drzwi, przynosił nam jedzenie (…). Dla nas jest święty. Jesteśmy mu bardzo wdzięczne, za jego pośrednictwem papież Franciszek przesyłał nam wiele rzeczy – mówiła Claudia Victoria Salas o proboszczu Conocchim.

ZOBACZ TEŻ: Papież sugeruje otwarcie się na kwestię błogosławieństwa dla par osób tej samej płci. Wskazał warunki

Osoby transpłciowe mogą być rodzicami chrzestnymi

W zeszłym tygodniu Watykańska Dykasteria Nauki Wiary oświadczyła, że osoby transpłciowe mogą otrzymać chrzest, być rodzicami chrzestnymi i świadkami na ślubie. Decyzję z zadowoleniem przyjęły środowiska działające na rzecz praw społeczności LGBT.

Carla Segovia przyznaje, że dla transpłciowych kobiet, takich jak ona sama, bycie rodzicem chrzestnym jest rzeczą najbliższą posiadaniu dziecka. Podkreśla, że dzięki nowym wytycznym czuje się bardziej komfortowo i być może pewnego dnia w pełni wróci do wiary, w której została ochrzczona, a od której odeszła, gdy ujawniła, że jest osobą transpłciową. – Ta wytyczna od papieża Franciszka przybliża mnie do odnalezienia absolutnego spokoju – twierdzi.

Z kolei Claudia Victoria Salas przekazał[a], że ona jest już matką chrzestną. – Bycie rodzicem chrzestnym to wielka odpowiedzialność (…), to nie zabawa. Trzeba wybrać odpowiednie osoby, które będą odpowiedzialne i zdolne do tego, by wysłać dzieci do szkoły, zapewnić im jedzenie i ubrania, gdy rodziców nie będzie w pobliżu – podkreśliła.

Posoborowe seminarium oczami kapłana Tradycji

Posoborowe seminarium oczami kapłana Tradycji

piusx.org.pl/zawsze_wierni

Pośród grzechów Soboru można wymienić dwa najbardziej brzemienne w skutki: pierwszym jest rezygnacja z jednoznacznego określenia prawdy i potępienia błędów; drugim – przyjęcie dwuznacznych pojęć, które dopuszczają różne interpretacje. To, co dotyczy II Soboru Watykańskiego, z powodzeniem można odnieść do przebiegu formacji seminaryjnej.

Jest ona bowiem zmieszaniem sprzecznych i dwuznacznych elementów. Z pewnością w dyscyplinie życia seminarium tarnowskie posiadało rys tradycyjny. Zachowało takie praktyki, jak: silentium sacrum, południowy rachunek sumienia, lektura duchowa, lectio divina, rozmyślanie czy też noszenie sutanny (którą można jednak było zamieniać na „strój krótki”, a w czasie wyjazdów poza seminarium na strój świecki), brak telefonów oraz ograniczony dostęp do Internetu. U początku drugiej dekady XXI w. Wyższe Seminarium Duchowne w Tarnowie miało jeszcze dwustu kleryków, co w połączeniu z ową tradycyjną dyscypliną dawało złudzenie bycia bastionem ortodoksji. Niemniej nie brakowało elementów modernistycznych. Dlatego życie seminaryjne było życiem pełnym sprzeczności.

Z jednej strony nieraz słyszeliśmy podkreślanie znaczenia noszenia stroju duchownego, z drugiej pielgrzymki do Ziemi Świętej albo staże misyjne zakładały brak sutanny (jeden seminarzysta był na przykład wyśmiany przez rocznik, gdy na wycieczkę pojechał w sutannie). Wprawdzie słyszeliśmy nieraz od ojców duchownych, aby nie szukać pociech duchowych; niemniej rekolekcje charyzmatyczne w seminarium były rozpoczęte od proszenia o dary duchowe, a Matkę Najświętszą przedstawiono na samym początku jako pierwszą charyzmatyczkę. Ponadto szkole nowej ewangelizacji powierzono prowadzenie rekolekcji na samym początku formacji seminaryjnej, a ludzie świeccy głosili tam sporą część nauk.

Z pewnością podczas egzegezy Pisma św. było wiele miejsca dla metody historyczno-krytycznej, na stronach skryptu z chrystologii najczęściej cytowany był Walter kard. Kasper, a homilię stanowczo ujmowano jako integralną część Mszy. Pomoce naukowe odsyłały najczęściej do Soboru jako zjawiska epokowego i pozytywnego. Niemniej nie chciałbym stwarzać wrażenia, jakoby permanentnie bombardowano nas herezjami. Nie byłoby to uczciwe. Po prostu nieraz pozwalano dojść do głosu prawdzie, ale przyznawano również prawo głosu błędowi. Łączenie sprzecznych elementów sprawia, iż człowiek nie dochodzi do niezłomnej wiary i mocnych przekonań. Taka dziwna mieszanina usypia ludzi dobrych, uspokaja ludzi złych oraz nie ma mocy zatrzymać serca seminarzysty i kapłana na całe lata, do końca życia przy Najświętszym Sakramencie i wierze katolickiej. Wprawdzie teoretycznie prawdę honorowano, ale praktycznie i duszpastersko odmawiano jej znaczenia – albo na odwrót.

Nie tyle przykre jest to, o czym mówiono, ale raczej to, co omijano i przemilczano.

Różne sprzeczności teologiczne i duszpasterskie dochodziły do głosu mocniej, kiedy seminarzyści mieli do czynienia z życiem parafialnym albo z inicjatywami duszpasterskimi na poziomie diecezjalnym. Podam jeden przykład. W początkach życia seminaryjnego mieliśmy podawane nauki o rozmyślaniu, modlitwie i pobożności eucharystycznej. Podczas jednego z kilku dni wolnych pewien ksiądz zabrał mnie na forum charyzmatyczne do miasta. Jako że nie byłem w żadnych grupach parafialnych, nie byłem nawet ministrantem, to niezbyt wyraźnie uświadamiałem sobie, czym może być takie forum charyzmatyczne. Moją uwagę zwróciło zmienianie modlitw mszalnych przez o. Remigiusza Recława. Po Mszy, różnych modlitwach i innych ogłoszeniach zorientowałem się dopiero, iż w jakimś bocznym pomieszczeniu trwa wystawienie Najświętszego Sakramentu. Zespół Mocni w Duchu zaczął wzywać ludzi na halę główną, gdzie miały być szczególne modlitwy i udzielane charyzmatyczne dary. Po chwili zorientowałem się, że jestem jedyną osobą przy wystawionym Najświętszym Sakramencie. Rzecz jasna, nawet przy moim ówczesnym stanie świadomości, zreflektowałem się, iż jest to wszystko niepoważne i chore. Jakiego ducha otrzymają ci, którzy opuszczają Najświętszy Sakrament? Niemniej ludzie, którzy całe forum organizowali, działali pod patronatem diecezji; wraz z upływem czasu o. Recław stawał się coraz sławniejszy i nawet zdarzyło się, że prowadził Pieszą Pielgrzymkę Tarnowską na Jasną Górę.

Z drugiej strony księża profesorowie, którzy nieraz wykładali nam całkiem tradycyjne nauki duchowe, też działali za zgodą biskupa diecezji, tak jak o. Recław. Każdy ma wolną ręką i ciągnie w swoją stronę. Stąd wielu kapłanów obojętnieje na prawdę (nieraz koledzy twierdzili, iż seminarium to idealistyczne mrzonki).

To tak jakby pasterze i przewodnicy ludu powiedzieli: „Róbcie coś na dole, bo na górze źle się dzieje”. I każdy ksiądz, niekiedy z dużą ilością dobrej woli i energii, próbuje działać, ale nie ma przekazanych całościowo katolickich zasad; dlatego walczy z rewolucją przy pomocy narzędzi rewolucji, co jest zarówno groteskowe, jak i nieskuteczne. Czasem zdarzało się, że księża profesorowie mocno skrytykowali stan Kościoła na Zachodzie. Nigdy jednak nie schodzili do korzeni opisywanych problemów. Księża w prywatnych rozmowach potrafią wypowiedzieć wiele realistycznych stwierdzeń co do kondycji Kościoła, ale zawsze chcą, żeby ich opinie pozostały czymś prywatnym, mało znanym i niezobowiązującym.

Szczególnie negatywnie na wizji kapłaństwa odcisnęła się działalność tzw. nowej ewangelizacji, która nawet posiada swój wydział w kurii. Śledząc, wpierw jako seminarzysta, potem jako kapłan, różne przemówienia na temat wprowadzanych kursów, szkół parafialnego animatora i programów młodzieżowych, spostrzegłem, iż prawie zawsze zaczynają się od niekatolickiej definicji wiary jako ‘żywego doświadczenia spotkania z Jezusem’ albo ‘żywej więzi’. Łatwo zauważyć modernistyczny rodowód tej definicji. W Pascendi Dominici gregis św. Pius X wskazywał, iż moderniści definiują religię jako ‘podświadome uczucie wynikające z pragnienia czegoś Boskiego’. Ponadto Objawienie rozumieją jako samouświadomienie sobie idei religijnej. Jeśli przyjmiemy te dwa punkty modernizmu, to istotnie wiara jest bliżej nieokreślonym doświadczeniem, relacją. Wiara, która byłaby przyjmowaniem rozumem tego, co Pan Bóg objawił, a Kościół do wierzenia podaje, byłaby zdaniem nowych ewangelizatorów zbyt zawężająca i upraszczająca.

Jeśli wiarę zdefiniujemy na modernistyczny sposób, to i zadaniem kapłana staje się kreowanie nowych doświadczeń religijnych, do czego przydają się różne techniki, warsztaty uwielbieniowe i inne tego typu dziwne wynalazki. Całość jest triumfem duszpasterskiego naturalizmu. Istnieją kapłani, którzy nie zgadzają się z nowoewangelizacyjnym kierunkiem. Bywa, że w zgorzknieniu popadają w duszpasterski minimalizm.

Najsmutniejszą sprawą było niemal całkowite przemilczenie Mszy tradycyjnej. Jeden z profesorów liturgiki był umiarkowanie przychylny katolickiej Tradycji; drugi uważał tę kwestię za anachronizm. Niemniej obaj ograniczyli się do kilku zdawkowych wzmianek – doprawdy nikt z treści wykładów nie mógł dojść do nieodzowności czy ważności Mszy tradycyjnej. Nie postawiono nam tej kwestii wyraźnie przed oczyma.

Młodzieńcy, z którymi wstępowałem do seminarium, nie mieli intencji niszczenia Kościoła od środka. Mieli raczej intencję służenia Panu Jezusowi i Kościołowi jako kapłani. Co się potem dzieje, że jasne ideały giną w dziesiątkach kapłańskich dusz? Otóż najpewniej błąd jest systemowy. Przyczyna nie tkwi w tym, że temu albo tamtemu rektorowi czy profesorowi brakuje dobrej woli. W ogóle nie mam intencji, aby komukolwiek odmawiać dobrej woli. Po prostu wypada stwierdzić, iż truciznę modernizmu rozlano po Kościele przy okazji Soboru w różnych dawkach. Póki w Kościele panuje zakaz mówienia o tej diagnozie – nie może być lepiej, i to w jakimkolwiek znaczeniu ważnym dla zbawienia nieśmiertelnych dusz.

Ks. Adam Cieśla – ur. 6 września 1992 r. w Brzesku, w latach 2011–2017 odbył formację seminaryjną w Wyższym Seminarium Duchownym w Tarnowie, święcenia kapłańskie przyjął 27 maja 2017 r., dołączył do apostolatu Bractwa 16 lipca 2022 r., obecnie pełni posługę kapłańską w kaplicy FSSPX w Olsztynie.

Ciało Mistyczne Chrystusa zapada się w ciemną mogiłę na czas, czasy, i połowę czasu.

Ciało Mistyczne Chrystusa (Kościół) zapada się w ciemną mogiłę na czas, czasy, i połowę czasu.

LIST OD OJCA AUGUSTYNA PELANOWSKIEGO

z dnia 26.10.23, otrzymany za pośrednictwem Wydawnictwa Paganini.

Laudetur Iesus Christus

Dziękuję za modlitwę, za pamięć, za słowa wspierające ducha. Żyję jeszcze mimo prawie pięciu lat ukrywania się w lasach, w miejscu odosobnionym. Nie było ani jednego dnia bym żałował tego, co uczyniłem, gdyż Bóg mi pokazał już w 2015 roku ten przewrotny zamach na Święty Kościół. Dziś mam coraz liczniejsze dowody potwierdzające tamte natchnienia sprzed lat.

Od chwili, gdy uzurpator zaczął okupować Tron świętego Piotra, z roku na rok, powiększa się strefa destrukcji. Nie tylko puste seminaria, pustoszejące kościoły, puste krzesła na katechezach, ale i pustosłowie na ambonach są tego najlepszymi dowodami. Wreszcie ów synod synodalności (absurdalny pleonazm), czyli

epilog dekonstrukcji przy akompaniamencie akceptacji cudzołóstwa, bałwochwalstwa, homoseksualizmu i ekumenizmu rozumianego jako synkretyczny kogel-mogel.

Niebawem, za kilka miesięcy, najwyżej za rok, nikt z nas, kto kocha Kościół katolicki, ten Kościół, który dawał nadzieję w sakramentach na życie wieczne nie będzie mógł już odnaleźć się w murach większości świątyń. Ciało Chrystusa leżało w ciemnym grobie prawie trzy dni i Ciało Mistyczne Chrystusa (Kościół) zapada się w ciemną mogiłę na czas, czasy, i połowę czasu.

Nadszedł mrok, który jednak zakończy się zmartwychwstaniem, na podobieństwo tamtego poranka, gdy Maria Magdalena nie mogła rozpoznać Jezusa myśląc, że to ogrodnik. Tak, my również nowego, zmartwychwstałego kształtu Kościoła nie będziemy mogli rozpoznać, gdyż będzie skromny, mały, cichy, ukryty w ogrodach prowincji, jakże odmienny od naszych wspomnień i wyobrażeń. Zapowiadana przez proroków Pusillus Grex czyli maleńka trzódka i jedynie głos Chrystusa wydobywający się z tych sekretnych miejsc będzie głosem prawdy i miłości, głosem mówiącym do nas po imieniu, dzięki czemu odróżnimy go od imitacji.

Trzeba przetrwać nie dając się przerazić stanem zdrowia, ubóstwem materialnym, paniką spowodowaną wojnami, głodem, drożyzną, zarazami, które istnieją tylko w wiadomościach medialnych albo i tymi, które rzeczywiście zaczną dziesiątkować społeczeństwo. Przetrwać mimo naturalnych katastrof i plag i pyłu wulkanicznego.

Najbliższe miesiące będą rozstrzygające dla wielu z nas – ludzie podzielą się nawet w rodzinach na tych, którzy będą posłuszni ze strachu medialnej propagandzie i na tych, którzy posłuchają czystego sumienia, na tych, którzy pobiegną w ślepym posłuszeństwie ku nieposłusznym Bogu hierarchom i na tych, którzy będą posłuszni Bogu bez względu na cenę. Na tych, którzy uwielbią Ciało Chrystusa klęcząc niczym Kananejka w czasie Komunii i na tych, którzy będą deptać Je w spadających z dłoni partykułach (por. Ap. 11,1-2).

Żyjemy obecnie w globalnym zmanipulowaniu dysonansem poznawczym: patrząc na mężczyznę widzimy kogoś w niewieścich ubraniach, a można coraz częściej spotkać dziewczęta, które po tranzycji pozbawione są nawet piersi; w sklepach mamy mięso, które jest syntetykiem, mąka nie jest mąką lecz sproszkowanymi robakami; wiadomości z frontów wojennych są przefiltrowane i tworzą wirtualny obraz i już nie wiemy, kto jest agresorem a kto ofiarą; ojczyzna staje się mieszanką różnych nacji i zaczynamy się czuć obco we własnym kraju; w kościołach modlimy się nie o zbawienie ale o ekologiczne cele a pod hasłem „powszechnego braterstwa” w rzeczywistości ukrywa się powszechna alienacja.

Ostatecznie człowiek w białej szacie nie jest papieżem, choć wszyscy widzą w nim mężczyznę ubranego w papieską sutannę. Namnożyło się symulakrów o których pojęcia nie miał nawet Baudrillard.

Od czasów Plutarcha nie tylko filozofowie zastanawiali się nad paradoksem statku Tezeusza. Statek Tezeusza, mitycznego założyciela Aten, liczył 300 lat i w porcie zostały wymienione wszystkie jego elementy na nowe – powstało paradoksalne pytanie: „Czy jeśli wymienimy wszystkie elementy jakiegoś złożonego obiektu na nowe, a więc cały obiekt zostanie zastąpiony ostatecznie innym, to czy pozostaje on tym samym obiektem?”. Czy identyczna kopia jakiegoś obrazu jest tym samym obrazem? Czy inny egzemplarz tej samej książki jest tą samą książką?

A co, jeśli tytuł książki pozostał niezmienny i okładka, i liczba stron, ale treść została podmieniona? Czy ktoś, kto nosi protezę nogi, ręki – jest jeszcze tym samym człowiekiem? Oczywiście – ktoś odpowie, a jeśli – hipotetycznie – podmieni mu się mózg na elektroniczny ekwiwalent, i wszystkie części organizmu to będzie to ten sam człowiek? A jeśli zaingeruje się w kod genetyczny i się go zmieni?

A co, jeśli Kościół katolicki zachowuje jeszcze nazwę ale poglądy i styl życia hierarchów, obyczaje kapłanów, nauczanie moralne, dogmatyczne paradygmaty zostaną podmienione i będą w sprzeczności z oryginalnym nauczaniem Chrystusa – to czy Kościół Katolicki będzie jeszcze naprawdę Chrystusowym? (Mt 5,18)

Wedle legendy przekazanej przez Plutarcha, statek, którym grecki heros Tezeusz powrócił do Aten, został przez mieszkańców miasta zachowany dla potomności. Gdy stare deski w okręcie butwiały, Ateńczycy wymieniali je na nowe. W końcu w statku Tezeusza nie pozostała ani jedna oryginalna część. Po wymianie wszystkich elementów statek nie przypominał już autentyku. Ten nowy nie posiadał ani jednego z oryginalnych detali tworzących pierwotną strukturę.

Głównym problemem jest to, że bardzo trudno jest dokładnie stwierdzić moment, w którym jedna rzecz staje się inną. Szczegóły mogą zadecydować nie tylko o tożsamości, ale i o losie – Tezeusz wracając do Aten, zapomniał rozwinąć szkarłatne żagle, co było umówionym z Ajgeusem – jego ojcem – znakiem zwycięstwa. Ojciec, widząc czarne żagle, rzucił się ze skały w morze.

Czy Kościół katolicki jest Kościołem katolickim, jeśli zarówno przywódca jak i doktryna – jej „burty” dogmatyczne i „wiosła” moralne, a także szczegóły liturgii, sakramentów, z dziesięciolecia na dziesięciolecia, a w ostatnich kilku latach w sposób zatrważający hurtowo zostają nam podmienione? Czy obraz Boga, który dziś się nam przedstawia jest zgodny z tym, który został ujawniony w szczegółach Objawienia? To są tylko pytania, ale niekiedy zdolność do zadania pytania jest uzyskaniem połowy odpowiedzi.

Aktualni przedstawiciele hierarchii kościelnej, liczni kapłani, teologizujący publicyści, tłoczący się przy internetowej tubie, ukazują coraz częściej obraz Boga ograniczonego do permisywnego miłosierdzia: skurczony Bóg w swej bezsilności przyjmuje wszystkich i wszystko, nie ma za dużo do powiedzenia, gdyż nikt już za bardzo z Jego opiniami się nie liczy. Z tupetem mówi się, że jest jedynie miłością i miłosierdziem, a do gniewu nie ma On prawa, tym bardziej zabrania Mu się wszelkiej kary a zwłaszcza piekła. Odmówiono Mu nawet prawa do sądu.

Skoro Bóg jest … jedynie miłością to: hulaj dusza piekła nie ma. Propagatorzy takiego przesłania uważają, że zapisy biblijne o Jego gniewie to wyraz projekcji antropomorficznej, czyli po prostu przypisywanie Bogu ludzkich emocji. Ale… czy głoszenie Boga, który jest emerytowanym hipisem i rozlewa się z niego tylko bezkrytyczna i ślepa miłość w starczej bezsile, w której błogosławi transwestytów i rozdaje na ślepo Hostie nie zważając na cudzołóstwo lub wyznawanie innej religii – to nie próba domalowania na Jego obrazie wąsów, tak, jak na obrazie

Mony Lisy uczynił to Marcel Duchamp? Drobny szczegół – Mona Liza z wąsami nie jest Moną Lizą Leonarda. Wmawianie Bogu tylko jedynego odniesienia do człowieka zdaje mi się być także rodzajem życzeniowej projekcji, czymś w rodzaju zaaplikowanej na obraz Boga polisy ubezpieczeniowej dla swego losu pośmiertnego, niwelującej konsekwencje przedśmiertnych ekscesów. Czy przykazanie by nie czynić obrazów Boga, dotyczy artystycznych przedstawień czy ludzkich projekcji o Bogu? Czy ten zakaz dotyczy też tego, by z sakramentów nie czynić sobie wyobrażenia sakramentów, albo co gorsza: zmieniać ich formę, a nawet treść pozbawiając realnego Boga kontaktu z człowiekiem?

Kto kogo wymyślił: Bóg człowieka czy człowiek Boga? Kto kogo ma kreować na swoje wyobrażenie i podobieństwo: człowiek Boga czy Bóg człowieka? Czy sposób korzystania z sakramentów powinien być zgodny z ludzkimi życzeniami, czy z pragnieniem Chrystusa? Czy Chrystus, w którego wierzę, jest wytworem moich życzeń i roszczeń, wyobrażeń i projekcji, czy też efektem codziennego studiowania przy źródłach Objawienia i osobistej relacji oraz korzystania z sakramentów?

Czy wreszcie sakramenty które przyjmuję i sprawuję, są przez mnie postrzegane w taki sposób, jakie znaczenie nadał im Chrystus, Apostołowie oraz dwutysięczna Tradycja i praxis Kościoła, czy też postrzegam je tak, jak coraz powszechniej mi się je narzuca w codziennej praktyce w kościołach, która – co tu dużo mówić – jest często smutnym widokiem pośpiechu i obcesowości, a nawet ociera się o profanacje. Nie mówiąc już o ekstremalnych happeningach eucharystycznych jak ten, który miał miejsce na falach Morza Jońskiego, na plaży Alfieri, gdzie o. Mattia Bernasconi, „odprawił” Mszę świętą dla młodzieży z parafii mediolańskiej, rozebrany do kąpielówek, używając jako ołtarza dmuchanego materaca. Czy święcenia kapłańskie mężczyzn, którzy nie nadają się do małżeństwa, bo są homoseksualni są ważne, skoro ważne święcenia kapłańskie może przyjąć jedynie mężczyzna który rezygnuje z małżeństwa w ofierze dla Chrystusa a jest w dyspozycji psychicznej, emocjonalnej, fizycznej i duchowej do zawarcia małżeństwa? Czy sakramenty udzielane przez „księży” z Dąbrowy Górniczej były ważne?

Co mówi Chrystus o sobie, o Ojcu, o sakramentach? Co mówił Kościół przez dwa tysiące lat? Będąc w kościele, biorąc bezpośredni udział w Mszy świętej czegoż doświadczamy? Istnieje zasada formacji duchowej katolika: lex orandi lex credendi – prawo modlitwy jest prawem wiary. To, w jaki sposób jest sprawowana liturgia i co na niej słyszymy, widzimy – kształtuje naszą wiarę. Wobec dużego zamieszania i smutnych ekscesów oraz coraz wyraźniejszego sprotestantyzowania, trzeba nam osobiście przypomnieć sobie kilka prawd zawartych w Objawieniu i Tradycji katolickiej, choćby w skromnym wymiarze, by nie dać się ponieść ślepemu biegowi jaki ogarnął większość. Trzeba posłuchać Boga, a w naszym przypadku, słuchanie jest niemożliwe bez czytania, gdyż tak się zdarzyło, że Bóg na formę swego objawienia wybrał Biblię i Tradycję. Pierwszy dylemat, który mi się nasuwa w związku z szerzącymi się teologicznymi wirami, które porywają coraz większą rzeszę wiernych – to sprawa mojego zbawienia.

Syn Boży, jakieś dwa tysiące lat temu, bez pytania mnie przyjął ukrzyżowanie po ostatniej Passze, na której ustanowił sakrament zjednoczenia z Nim. I co, to już załatwione wszystko? Co byłoby wtedy z moją wolnością? – pytał w Epilogu Hans Urs von Balthasar. To tak, jakbym zanim się dowiedział, że jestem winny, usłyszał najpierw, że już za mnie nie tylko ktoś odsiedział w więzieniu, ale nawet odbyła się już egzekucja w zastępstwie za mnie. On może mnie odkupić, ale ja muszę wyrazić sobą świadomą zgodę, ujawnić pragnienie, przyjąć zaproszenie, z wolnością, bez przymusu wejść w to dzieło i okazać autentyczną skruchę. Nie da się mnie wykupić jak bagaż z przechowalni dworcowej, gdy zgubiło się kwit. Nie jestem przedmiotem, a tak można się czuć, gdy ktoś mi mówi, że już odkupienie się dokonało; jestem zły, bez możliwości poprawy, grzech mnie zniszczył, ale jestem darmo zbawiony, z łaski. A może nawet niektórzy są już predestynowani od urodzenia do nieba bez względu na to, co zrobią a inni będą potępieni, choćby nawet chcieli być zbawieni, bo Bóg i tak już wcześniej wszystko przewidział?

Protestancka wizja zbawienia zawiesza moją wolność. Jeśli ja jestem wolnym człowiekiem i mogę odmówić Bogu propozycji bym dał się pokochać, to On tym bardziej jest wolny do wypowiedzenia mi odmowy. Jeśli ja jestem wolny – to tym bardziej Bóg. Choć to jest przerażające, zagubienie się człowieka w upartej odmowie Bogu jest możliwe, a nawet może stać się nieodwracalną, wieczną zgubą. Odmowa ukazania siebie w całej prawdzie jest równa odmowie udziału w uczcie niebieskiej. Zaniechanie odsłaniania się w spowiedzi, prowadzi do niechęci do Eucharystii – taki proces może trwać latami powodując rogowacenie postawy ducha aż do niezmiennego „nie!”. Odmowa udziału w czyimś ślubie, imieninowych uroczystościach, jubileuszu, może być powodem obrazy zapraszających i jest równoznaczna z lekceważeniem zapraszających i powodem dla którego nas serdecznie zapraszają. Na świecie nie ma nic ważniejszego niż to, co uczynił dla nas Chrystus, tym bardziej, że kosztowało Go to w ludzkim życiu niewymowną mękę. Wszystko po to, byśmy mogli pić Jego Krew jak niemowlę mleko albo być karmionym Jego Ciałem jak dziecko siedzące na kolanach matki, karmione łyżeczką wypełnioną manną. Bez tej Krwi nasze szanse na szczęście wieczne są więcej niż wątpliwe, bez Jego Ciała nie stajemy się ciałem zdolnym do przeciśnięcia się do chwały zmartwychwstania. Mikołaj Kabasilas (+1391), twierdził, że Eucharystii nie ma sposobu przewyższyć niczym, ani nic już nie da się do niej dodać doskonalszego. [ H. Urs von Balthasar, Epilog. Wydawnictwo WAM, Kraków 2010, s. 87-88].

Odmowa udziału w sakramencie Eucharystii jest niewyobrażalną wzgardą dzieła Chrystusa i dowodem obojętności wobec ceny, jaką zapłacił On na krzyżu, dlatego w istocie Msza święta jest pleni titulo Najświętszą Ofiarą.

Nikt z nas nie starał się ani nie mógł skutecznie się starać, ani do dziś nie jest w stanie przywrócić jedności z Bogiem przez jakiekolwiek pojednania, gdyż przepaść jest zbyt wielka. Jedynie Bóg w swoim Synu, który stał się człowiekiem, pojednał ludzi ze sobą i w sobie przez swoją śmierć, która zniweczyła śmierć wszelką. Odmowa udziału w sakramencie, który jedna nas przez Krew Chrystusa z Bogiem, staje się jeszcze większą wzgardą Boga, niż ta, która była grzechem pierworodnym czy jakimkolwiek grzechem. Bóg w Najświętszej Ofierze nie daje nam czegoś od siebie, ale siebie samego, dlatego nie działa ona w sposób korektywny na jakąś sferę życia, ale stwarza jedyną w swoim rodzaju okazję na więź osobową, którą nazywamy komunią, której skutków do końca nie możemy pojąć choć owe skutki dają nam wstęp nie tylko do nieba, ale dają współuczestnictwo w boskiej naturze.

On chce trwać we mnie i czeka na takie samo „chcę” z mojej strony. Jak daje się w komunii, tak chce, bym sam był sui generis komunią dla Niego. Odrobina kwasu przecież zakwasza całe ciasto i odrobina Hostii potrafi mnie i innych uczynić zakwaszonymi boskością i nieodłącznie ukochanymi i kochającymi. Jeśli wszyscy jesteśmy okresowo ludźmi odmowy, to nie uciekajmy przed świadomością winy, lecz zdajmy sobie sprawę, że ucieczka jakiej się dopuścili Adam i Ewa ma tylko jeden cel: powrót.

Każda ucieczka przed Bogiem jest bezcelowa, bezsensowna, absurdalna jak piekło i dlatego tam się kończy. Bóg umożliwia nam powrót w przestrzeni uczty, a nie na rozprawie sądowej, ponieważ sąd przeprowadził na Krzyżu. Czy z tego powodu mamy msze święte zamieniać na cateringowe konsumpcje i usunąć krzyże z kościołów? Wystarczy przypomnieć przypowieść o synu marnotrawnym, by zdać sobie sprawę z konsekwencji hipotetycznej odmowy marnotrawcy, który powróciwszy, odmawia udziału w uczcie i omijając ojca, który wybiegł mu naprzeciw, idzie w stronę drugiego brata stojącego na polu, pozostając w buncie. Nie potrzebujemy zbawienia kiedyś, po śmierci, ale codziennie, bo codziennie jest zaproszenie i codziennie kusi nas spychanie w stronę wężowych śladów. J. C. Larchet, Terapia chorób duchowych. Wydawnictwo BRATCZYK, Hajnówka 2013, s. 282.

Codziennie jest na tyle źle, by codziennie niepowstrzymanie posiłkować się samym Dobrem, a dobry jest tylko Bóg. Nawet przebudzenie rano byłoby gorsze od śmierci, gdyby nie istniało zaproszenie na ucztę z Bogiem, pod sam Krzyż Chrystusa dającą siłę sprzeciwić się narastającej bezsilności, impotencji serca dającej pole nieszczęściom, niedołęstwu grzechu, ociężałości śmierci i złośliwości szatana.

Śmierć Chrystusa jest równocześnie ofiarą paschalną, która wypełnia ostateczne odkupienie ludzi przez Baranka, „który gładzi grzech świata” (J 1, 29) i ofiarą Nowego Przymierza, przywracającą człowiekowi komunię z Bogiem oraz dokonującą pojednania z Nim przez „Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów” (Mt 26, 28; KKK 613).

O ile sakrament pojednania, w którym ukazujemy się w prawdzie naszych grzesznych czynów, niczego nie tając, ani nie zmieniając gładzi nasze winy, o tyle Msza

Święta wzmacnia naszą siłę ducha byśmy byli odporni na sytuacje, które mogłyby nas w przyszłości doprowadzić do grzechu. Najświętsza Ofiara przez miłość Ducha Świętego, którą w nas rozpala, zachowuje nas od przyszłych grzechów śmiertelnych, strzeże, uodparnia, wzbudza odrazę do grzechu, ponieważ im bardziej z rozpalonym sercem uczestniczymy w życiu Chrystusa i pogłębiamy przyjaźń z Nim, tym trudniej jest zerwać więź z Nim właśnie przez grzech śmiertelny – stąd w Vetus Ordo dwukrotnie w kontekście Komunii kapłan modli się nazywając Hostię „lekarstwem”(medele, remedium). Celem Najświętszej Ofiary nie jest jednak odpuszczenie grzechów śmiertelnych – jak to twierdził swego czasu, wbrew zapisom Katechizmu, Thomas Sternberg, szef Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików – jest ono właściwe dla sakramentu pojednania. Msza święta jest natomiast sakramentem tych, którzy pozostają w pełnej komunii z Kościołem (KKK 1395).

Nicola Bux – szanowany profesor sakramentologii – zauważył nie bez smutku jak w ostatnich latach teologiczna myśl katolicka znalazła się w mrocznej mgle: zaciera się powód, dla którego Słowo stało się Ciałem w łonie Maryi Dziewicy i

umarło na krzyżu, aby zbawić ludzi od grzechu, powołując ich do Kościoła, który, jak mówi Katechizm, jest powołany do ewangelizacji i chrztu, aby stworzenia stały się dziećmi Bożymi.

Bowiem, jeśli bezczelnie sięgnięto po stwierdzenie, że nawet ci, którzy nie zostali ochrzczeni są dziećmi Bożymi, oznacza to, że chrzest jest niepotrzebny, a więc także katechumenat i chrześcijańska inicjacja sakramentalna. Zatajając prawdę o grzechu i łasce, konceptualizuje się “płynny” (liquid – liquidation) Kościół… by go ostatecznie zlikwidować.

Dowodem tego jest pewien dokument biskupa Rzymu dotyczący Eucharystii Desiderio desideravi, który zaprasza wszystkich (nie wspominając o konieczności spowiedzi ani słowem) do komunii. Jeśli prawnie lub nieprawnie wybrani przewodnicy Kościoła zmieniają zasady dotyczące wspólnej komunii eucharystycznej, “będzie to sprzeczne z Objawieniem i Magisterium”, co doprowadzi chrześcijan do “bluźnierstwa i świętokradztwa” -ostrzegł włoski teolog. Wzorując się na nauczaniu Kościoła opartym na Piśmie Świętym i Tradycji, prałat Nicola Bux, były konsultant Kongregacji Nauki Wiary, podkreślił, że niekatoliccy chrześcijanie muszą przyjąć chrzest i bierzmowanie w Kościele katolickim oraz żałować za grzechy ciężkie poprzez sakramentalną spowiedź, aby móc przyjąć Jezusa w Eucharystii. Tymczasem zaprasza się wszystkich do komunii, wszystkich, kogo się tylko da bez względu na stan moralny i na wyznanie wiary, tłumacząc to miłością. Ale miłość bez prawdy to miłość nieszczera, a prawdą jest, że każdy człowiek jest grzesznikiem i nie każdy człowiek przyjmuje Chrystusa jako zbawiciela i nie każdy wierzy w Chrystusa jako Syna Bożego i coraz większa liczba wierzących w ogóle nie przyjmuje Jego nauczania w integralnej, spójnej, katolickiej wymowie dokonując wybiórczych, arbitralnych modyfikacji według własnego uznania, nie licząc się ani z sensem Objawienia ani z dwutysięczną Tradycją, czyli interpretacją z gwarancją asystencji Ducha Świętego pieczołowicie zdeponowaną w Kościele.

Prałat Bux już kilka lat temu wyraził swój niepokój w związku z szerzącą się entuzjastycznie narracją zachwalającą “otwartą komunię” proponowaną najpierw przez niemieckiego teologa protestanckiego Jürgena Moltmanna, ale także przez kardynała Martiniego i kardynała Waltera Kaspera. Dla Moltmanna Komunia Święta jest “wieczerzą Pańską, a nie czymś zorganizowanym przez Kościół czy jakąkolwiek denominację”. Uważa on, że Kościół “zawdzięcza swoje życie Panu, a swoją wspólnotę Jego Wieczerzy, a nie odwrotnie” i dlatego jego zaproszenie “wychodzi do wszystkich, do których został posłany, aby ich zaprosić”.

Wszystkich? Co z przypowieścią o zaproszonych na ucztę, z której król wygonił człowieka, który ani słowem się nie odezwał i nie miał stroju weselnego? Co z Judaszem? Co z przypowieścią o pannach głupich i mądrych, co ze słowami Jezusa z Ewangelii Mateusza (Mt 7), gdzie nawet ci, którzy mówili „Panie, Panie” i głosili Ewangelię, egzorcyzmowali i czynili cuda w imię Jezusa, usłyszeli od Jezusa: „nigdy was nie znałem”? Dlatego nie dziwię się jako kapłan katolicki, odpowiedzi Msgr. Buxa na argumenty proponowane dla “otwartej Komunii” i interkomunii ze wszystkimi. Prałat Bux powołuje się na św. Tomasz z Akwinu, a ten już dawno temu odpowiada na to zagadnienie w swojej Summa Theologiae: „…kto przyjmuje ten sakrament, wyraża w ten sposób, że staje się jednym z Chrystusem i zostaje włączony w Jego członki; a dzieje się to dzięki żywej wierze, której nie ma ten, kto jest w grzechu śmiertelnym. I dlatego jest oczywiste, że kto przyjmuje ten sakrament będąc w grzechu śmiertelnym jest winny kłamstwa wobec tego sakramentu, a w konsekwencji świętokradztwa, ponieważ profanuje sakrament: a zatem grzeszy śmiertelnie” (80,4). A grzech śmiertelny jest odrzuceniem Chrystusa. Komunia taka byłaby więc zaprzeczeniem sobie samemu w przypadku osoby, która by ją przyjęła. Jeśli przyjmuję Komunię to oświadczam, że jestem jednym z Chrystusem do tego stopnia, że “spożywam”, czyli absolutnie akceptuję Jego Miłość do mnie, która spływa na mnie dzięki mojej prawdzie wyznanej Jemu. Rzeczywiste oddzielenie

od Chrystusa i Kościoła obiektywnie występuje u tych, którzy nie mają łaski uświęcającej i tych, którzy nie mają wiary katolickiej w to, co czyni “spożywanie” Chrystusa (tj. stan bycia w jedności z Nim – prawdziwie obecnym – i z Kościołem)– nie wierzą w substancjalną obecność, albo nie wierzą w Chrystusa jako Syna Bożego i odrzucają nauczanie katolickie lub je wybiórczo traktują. Mając na uwadze Ewangelię Jana, rozdział 6, a zwłaszcza Pierwszy List Pawła do Koryntian, rozdział 11, rozumie się, że interkomunia, dopuszczenie wszystkich do Komunii i Eucharystii jest sprzeczne z Pismem Świętym, Tradycją i Magisterium Kościoła. Aby przyjąć Komunię, trzeba przejść inicjację chrześcijańską (chrzest i bierzmowanie). Ponadto, jeśli dana osoba popadła w grzech ciężki, musi odbyć drogę pokutną, a zwłaszcza spowiedź sakramentalną. Mamy więc warunki komunii o których ani słowa nie ma w owym Desiderio desideravi.

Ani protestant, ani muzułmanin, ani ateista, ani zielonoświątkowiec nawet gdyby mieli okazjonalny entuzjazm emocjonalny do komunii – nie byliby dysponowani do niej, podobnie katolik, który eliminuje ze swojej praktyki spowiedź, albo nie uznaje pewnych grzechów za grzechy, albo sytuacyjnie traktuje swoją moralność. Inicjacja i droga pokutna rzeczywiście pokazują, że ten, kto chce się komunikować, musi najpierw wejść w komunię wiary Kościoła; lub jeśli oddalił się z powodu ciężkiego grzechu, schizmy lub herezji, musi ponownie wejść przez pokutę. Gdyby Stolica Apostolska w sposób niedorzeczny zmieniła zasadę, to znaczy, gdyby była w stanie doprowadzić do tego bez odbycia inicjacji chrześcijańskiej (chrzest i bierzmowanie) lub bez odbycia spowiedzi sakramentalnej, byłoby to sprzeczne z Objawieniem i Magisterium Jednego Świętego i Apostolskiego Kościoła Katolickiego i skłaniałaby wiernych do popełnienia bluźnierstwa i świętokradztwa. Dlatego wiara, którą protestanci wyznają nie jest katolicka, w

szczególności dlatego, że nie mają sakramentu bierzmowania, nie praktykują spowiedzi, dlatego nie mogąc odbyć drogi inicjacji, ani drogi skruchy i wyznania, nie mogą przyjąć Eucharystii. Protestanci nie mają sakramentu pokuty, nie mogą więc powrócić do komunii eucharystycznej. Wspólna Komunia z luteranami, na przykład, byłaby bezpośrednio sprzeczna z Kanonem II, Soboru Trydenckiego o Najświętszym Sakramencie Eucharystii:

“Jeśli ktoś mówi, że w świętym i najświętszym sakramencie Eucharystii substancja chleba i wina pozostaje w połączeniu z ciałem i krwią Pana naszego Jezusa Chrystusa, i zaprzecza tej cudownej i osobliwej przemianie całej substancji chleba w Ciało, a całej substancji wina w Krew, przy czym pozostają tylko pozory chleba i wina, którą to przemianę Kościół katolicki najtrafniej nazywa transsubstancjacją, niech będzie obłożony anatemą” (czyli klątwą).

Kanon potępia luterańską doktrynę konsubstancjacji, która utrzymuje, że fundamentalna “substancja” Ciała i Krwi Chrystusa jest obecna obok substancji chleba i wina, które pozostają niezmienione, a więc komunia jest tylko symbolem. Oznacza to, że jeśli ktokolwiek zachęcałby luteranina do przyjęcia Komunii Świętej w Kościele katolickim – nawet w wyjątkowych okolicznościach – byłby w błędzie, chyba, że ci sami luteranie odrzuciliby luterańską doktrynę o Eucharystii.

Niestety w ostatnim dokumencie o Eucharystii, biskup Rzymu nie wspomina o realnej, prawdziwej i substancjalnej obecności w Eucharystii Chrystusa, a nadmiernie podkreśla jedynie jej symboliczne aspekty zapraszając wszystkich do uczestnictwa bez podania istotnych warunków. Mamy już za sobą incydenty z rozdawaniem Komunii nie tylko luteranom, muzułmanom, transseksualistom, politykom proaborcyjnym, o których pisano w mediach. Nie wiem, o czym nie napisano ale wiem, co by na to powiedział święty Jan Damasceński (+749):

”Strzeżmy się, byśmy nie przyjmowali uczestnictwa komunii od odstępców ani też ich do tego nie dopuszczali. Mówi bowiem Pan: nie rzucajcie pereł między świnie ani świętości waszych przed psy” (Mt 7,6). Św. Cyryl Jerozolimski, idąc za Apostołem (Gal 1,8), naucza, że wiarę katolicką otrzymaną w chrzcie, my, katolicy powinniśmy przyjąć jako “zapas podróżny” na całe życie, nie przyjmując nigdy nic innego, nawet gdyby ci sami duszpasterze, zmieniając zdanie, nauczali czegoś przeciwnego, niż nauczali poprzednio.

Ani joty ani kreski nie zmieniają tym bardziej, że wiara to nie jakiś okręt Tezeusza, ale to bogactwo Łodzi Piotra. Błogosławiąc, modląc się za Was, pamiętając o pamiętających, składam dzięki za Waszą wiarę i wierność dziedzictwu Apostołów i ufam, że Msza Wszechczasów, którą już celebruję w mojej ukrytej pustelni przymnoży Wam darów niebieskich wprost z najczystszych dłoni Najświętszej Panny Maryi.

Ojciec Augustyn”

Biskupi: Ojcze Święty, dlaczego nas prześladujesz i w nas uderzasz? Staramy się czynić to, o co prosili wszyscy święci papieże.

Oświadczenie bp. Schneidera w sprawie odwołania z urzędu bp. Stricklanda

pch24.pl/oswiadczenie-bp-schneidera

W kluczową fazę wchodzi prowadzona przez Watykan swoista czystka wobec biskupów, którzy głoszą niezmienne zasady wiary katolickiej, wbrew głoszonemu ustami wpływowych hierarchów relatywizmowi i wbrew zwodniczym rojeniom o „płynnej doktrynie”. Odwołanie z urzędu biskupa Josepha Stricklanda to czarny dzień dla Kościoła katolickiego. Pisze o tym dobitnie w swoim oświadczeniu biskup Athanasius Schneider z Astany. Portal PCh24.pl publikuje oficjalne polskie tłumaczenie dokumentu.

***

„Zadaniem, które bez wątpienia pociągnie dziś za sobą ciężkie prześladowania, jest uważne strzeżenie tradycji Ojców”.

To właśnie te słowa św. Bazylego (List 243) mogą najlepiej zobrazować usunięcie z urzędu biskupa diecezji Tyler w Teksasie w USA, Jego Ekscelencji Józefa E. Stricklanda. Zdjęcie z urzędu biskupa Józefa E. Stricklanda stanowi czarny dzień dla Kościoła katolickiego naszych czasów. Jesteśmy świadkami rażącej niesprawiedliwości wobec biskupa, który wypełniał swój obowiązek, głosząc i otwarcie broniąc niezmienną katolicką wiarę i moralność oraz promując świętość liturgii, zwłaszcza za sprawą odwiecznego rytu Mszy. Nawet zadeklarowani przeciwnicy tego biskupa-wyznawcy rozumieją, że wniesione przeciwko niemu oskarżenia są tak naprawdę bezpodstawne i nieproporcjonalne; że zostały użyte jako dobry pretekst do uciszenia niewygodnego, profetycznego głosu wewnątrz Kościoła.

Biskupi padają dziś ofiarą tego samego losu, co w czasach kryzysu ariańskiego w IV wieku, kiedy usuwano ich z urzędów i skazywano na wygnanie tylko dlatego, że nieustraszenie głosili katolicką wiarę.

Jednocześnie Stolica Apostolska w żaden sposób nie karze ani nie utrudnia działalności tym biskupom, którzy otwarcie wspierają herezje, nadużycia liturgiczne, ideologię gender i zachęcają swoich księży do błogosławienia par homoseksualnych.

Biskup Strickland przejdzie do historii prawdopodobnie jako „Atanazy Kościoła w Stanach Zjednoczonych”, choć – inaczej niż św. Atanazy – nie jest prześladowany przez władzę świecką, ale przez samego papieża, jakkolwiek byłoby to niewiarygodne. Wydaje się, że w kluczową fazę weszła właśnie – trwająca już od pewnego czasu – swoista czystka biskupów, którzy są wierni wobec niezmiennej katolickiej wiary i dyscypliny apostolskiej.

Niech ofiara, o jaką nasz Pan poprosił biskupa Stricklanda, przyniesie wiele duchowych owoców, zarówno doczesnych jak i wiecznych. Wraz z innymi wiernymi biskupami, którzy są proszeni o rezygnację, którzy są spychani na margines albo będą następni w kolejce, biskup Strickland powinien z pełną szczerością powiedzieć papieżowi Franciszkowi: „Ojcze Święty, dlaczego nas prześladujesz i w nas uderzasz? Staraliśmy się czynić to, o co prosili nas wszyscy święci papieże. Z braterską miłością ofiarujemy to prześladowanie i wygnanie za zbawienie Twojej duszy i dla dobra świętego Kościoła rzymskiego. Zaprawdę, Ojcze Święty, jesteśmy Twoimi najlepszymi przyjaciółmi!”.

+ Athanasius Schneider, biskup pomocniczy w Archidiecezji Najświętszej Maryi Panny w Astanie

================================

mail:

Mam taką prośbę [do red. Pawła Chmielewskiego] :

Prawdzic 15 listopad 2023

Bardzo dziękuję panu Pawłowi Chmielewskiemu za wielki wkład w obronę odwiecznego dziedzictwa Kościoła katolickiego i…
I dlatego proszę o nie używanie tytułu „Ojciec święty” wobec człowieka pełniącego obowiązki Papieża,
a który działa na rzecz rozmycia doktryny i praktyki Kościoła Chrystusowego.
***
Tytułowanie Papież lub Franciszek jest wystarczające, Panie Pawle!

Do wygrania z rewolucją trzeba mieć stosowną strategię/e, taktykę/i i narzędzia (w tym słownictwo)!

Należy rozważyć… Należałoby pojechać do Watykanu w 10.000 (z każdego kraju, rotacyjnie) i stać tak wołając: wypie**alać (albo jakoś grzeczniej), aż ta masońska klika wyniesie się.

Króluj nam Chryste, w Polsce i wszędzie!

Jerzy Kondrat 

Śmiejmy się z głupich choć i przewielebnych! – ks. prof. Stanisław Koczwara

Śmiejmy się z głupich choć i przewielebnych! – ks. prof. Stanisław Koczwara

Autor: AlterCabrio , 9 listopada 2023

Dziś, gdy w Rzymie rozpanoszyła się na dobre grupa wilków w owczej, a raczej pasterskiej skórze, która usiłuje zmienić odwieczne, niezmienne nauczanie Kościoła w kwestiach wiary, moralności i dyscypliny kościelnej, ustąpienie lub pozostawanie obojętnym gdy chodzi o nienaruszoną jedność Świętej Wiary, nie jest wcale dowodem cnoty i pokory, lecz raczej bojaźliwością, słabością ducha i oziębłością w Miłości Bożej. To nie są moje słowa, lecz św. Bernarda z Clairvaux, który w jednym ze swoich traktatów napiętnował u pasterzy Kościoła również to, że zajęli się doczesnością, a zaniedbali głoszenie ludziom swojego pokolenia Jezusa Chrystusa. Pisał:

«Czego się spodziewamy i czym się kierujemy kiedy nawet nie próbujemy głosić Chrystusa tym, którzy Go nie znają? Czyż nie jest nieprawością nakładać Prawdzie pęta? Będziemy czekać, aż wiara spadnie im z nieba?»

−∗−

Śmiejmy się z głupich choć i przewielebnych! – ks. prof. dr hab. Stanisław Koczwara

Kazanie wygłoszone 9 listopada 2023r.

Franciszek zgorszył wiernych. Skandale Synodu o Synodalności

https://www.lifesitenews.com/news/pope-francis-scandalized-the-faithful-from-the-outset-of-the-synod/

30.10.2023

Papież Franciszek “skandalizował wiernych” od samego początku Synodu.

Współzałożyciel i redaktor naczelny LifeSiteNews, John-Henry Westen, poprowadził koalicję znanych katolickich świeckich potępiających skandale ostatniego Synodu na temat synodalności na konferencji prasowej w Rzymie dziś rano (30.10.2023).

RZYM (LifeSiteNews) – Znani katoliccy świeccy odnieśli się do skandali ostatniego Synodu o Synodalności na konferencji prasowej w Rzymie.
Katoliccy świeccy, którzy przemawiali do mediów w Rzymie, to m.in. współzałożyciel i redaktor naczelny LifeSiteNews John-Henry Westen, Michael Matt z gazety The Remnant, ugandyjska posłanka Lucy Akello, Kenijka Alice Muchiri, francuska dziennikarka Jeanne Smits, obrończyni dzieci Liz Yore i brytyjski adwokat (prawnik procesowy) James Bogle. Dostarczyli oni LifeSiteNews i innym mediom oświadczenia, które posłużyły jako przewodnik po ich uwagach.

Odczuwając ulgę, że raport opublikowany przez Watykan 28.10. nie zawierał żadnej jawnej próby obalenia odwiecznej doktryny, John-Henry Westen zauważył, że papież Franciszek “zgorszył wiernych”, sugerując, że biblijny zakaz stosunków homoseksualnych może zostać zniesiony.

“Podczas całego Synodu na temat synodalności papież Franciszek uczynił swoje osobiste nauczanie sprzeczne z wiarą bardziej wyraźnym niż kiedykolwiek wcześniej” – powiedział Westen w komunikacie prasowym.   

“Od samego początku skandalizował wiernych, wybierając na przywódców synodu biskupów, którzy sprzeciwiają się nauczaniu wiary na temat rodziny” – kontynuował.

Jednym z takich prałatów był relator generalny kardynał Jean-Claude Hollerich, który otwarcie oświadczył, że nauczanie Kościoła przeciwko seksowi między osobami tej samej płci jest “fałszywe”. Inni to otwarcie pro-LGBT amerykańscy biskupi.

“…Kiedy biskupi USA wybrali konserwatywnych biskupów na swoich przedstawicieli na synodzie, papież Franciszek dokonał osobistej selekcji wśród biskupów USA, wybierając tych, którzy forsują program homoseksualny” – zauważył Westen.

“Należeli do nich Blase Cupich, Wilton Gregory, Robert McElroy, Joseph Tobin, z których wszystkich mianował kardynałami pomimo – a może właśnie z powodu – odrzucenia przez nich nauczania Kościoła”, kontynuował.

“Aby zademonstrować ponad wszelką wątpliwość swój program synodu, papież Franciszek mianował najbardziej znanego propagatora homoseksualizmu w Kościele katolickim w Ameryce, jezuitę o. Jamesa Martina, jako delegata do głosowania na synodzie”.

Westen zauważył również, że tuż przed oficjalnym rozpoczęciem synodu papież Franciszek zasugerował, że księża mogą sami decydować o udzielaniu “błogosławieństw parom homoseksualnym”.

Podczas synodu papież Franciszek znalazł czas na spotkanie z Whoopi Goldberg; według Vatican News, aktorka wychwalała papieża za jego otwartość na homoseksualizm. Papież Franciszek spotkał się również i pochwalił znaną działaczkę LGBT, siostrę Jeannine Grammick, “która została potępiona za lekceważenie nauczania Kościoła na temat homoseksualizmu przez poprzednich dwóch papieży”, przypomniał Westen. Dodał, że w zeszłym tygodniu papież Franciszek rozmawiał ze współprzewodniczącymi “Globalnej Sieci Tęczowych Katolików” (GNRC), koalicji dysydenckich, pro-LGBT, samozwańczych grup katolickich z całego świata.

Westen zakończył swoją wypowiedź zapewniając słuchaczy, że LifeSiteNews kocha i modli się za błądzącego papieża.

Amerykański tradycjonalista i redaktor gazety Michael Matt również sprzeciwił się pozornej otwartości na homoseksualizm sygnalizowanej przez “Kościół synodalny” w ostatnich tygodniach. Powiedział, że to “dopiero początek” i próba wprowadzenia “nowej rzeczywistości moralnej”.

“Przepraszam więc tych, którzy dziś rano odetchnęli z ulgą na swoich kanałach YouTube, ale nie macie pojęcia, o czym mówicie” – powiedział.

“Plan jest taki, aby wykorzystać proces synodalny do nawrócenia świata katolickiego w ciągu najbliższych 12 miesięcy, aby zaakceptować ogromne zmiany” – kontynuował.

“Dlaczego? Ponieważ przezwyciężenie 2000 lat katolickiej teologii moralnej opartej na Biblii zajmie trochę czasu” – stwierdził Matt: “W kwestii homoseksualizmu Katechizm jest jasny: “… akty homoseksualne są wewnętrznie nieuporządkowane. Są sprzeczne z prawem naturalnym (…) W żadnym wypadku nie mogą być aprobowane” (KKK 2357).  

“W jaki sposób Kościół może udzielić Bożego błogosławieństwa związkom homoseksualnym bez bluźnierczego proszenia Boga o błogosławieństwo dla aktów wewnętrznie nieuporządkowanych i moralnie grzesznych? To niemożliwe”. Chociaż błogosławienie “małżeństw” homoseksualnych nie zostało wspomniane w oświadczeniu synodalnym, Matt oświadczył, że kwestia ta jest “nadal na wokandzie”.

Przypomniał, że w swojej odpowiedzi z 2 października na najnowsze dubia, papież Franciszek zauważył, “że Kościół katolicki, dążąc do ‘duszpasterskiej roztropności’, powinien rozeznać, czy istnieją sposoby udzielania błogosławieństw osobom homoseksualnym, które nie zmieniają nauczania Kościoła na temat małżeństwa”. “Nie ma to jednak nic wspólnego z małżeństwem” – oświadczył Matt.

“Chodzi o błogosławienie osób zaangażowanych w stosunki seksualne poza małżeństwem, ponieważ Kościół nie zezwala na “małżeństwa” osób tej samej płci. Jak więc księża mogą błogosławić tych, których styl życia obejmuje akty pozamałżeńskie, które “w żadnym wypadku nie mogą być zatwierdzone”?” – zapytał. “Jak Kościół może błogosławić związki, które angażują się w ‘akty poważnej deprawacji’ i są ‘wewnętrznie nieuporządkowane’ i ‘sprzeczne z prawem naturalnym’?” 

Zwrócił uwagę, że młodzi ludzie mogliby postrzegać błogosławienie przez Kościół związków homoseksualnych jako “przymykanie oczu na cudzołóstwo w ogóle”.    

“Błogosławienie związków homoseksualnych byłoby co najmniej sygnałem, że Kościół katolicki nie traktuje już poważnie własnego nauczania moralnego na temat konkubinatu, seksu pozamałżeńskiego i cudzołóstwa” – podsumował Matt.  

Dwie afrykańskie delegatki, Lucy Akello, ugandyjska posłanka i Alice Muchiri z kenijskiej Inicjatywy Duchowego Wsparcia Katolickich Parlamentarzystów, przeciwstawiły tradycyjne afrykańskie wartości rodzinne, historycznie wspierane przez Kościół katolicki, neokolonialnej próbie zmuszenia afrykańskich katolików do zaakceptowania homoseksualizmu i jego promocji w ich krajach. 

Lucy Akello powiedziała za pośrednictwem komunikatu prasowego: “Przebyłam dziś całą drogę do Rzymu, aby zostać policzoną i być może stać się misjonarzem świata zachodniego, ponieważ zapomnieliście, że przynieśliście Ewangelię do Afryki, a my tylko bronimy tego, co nam przynieśliście i co współbrzmi z naszymi wartościami i praktykami”.

“To taki odpowiedni moment, aby wyobrazić sobie, że te same instytucje, które przyniosły chrześcijaństwo z całym jego pięknem do Afryki i reszty świata, mogą być wykorzystywane w ten sam sposób do szerzenia fałszywych nauk pod pozorem akceptacji, inkluzywności i innych tego typu terminów” – stwierdziła Alice Muchiri w swoim komunikacie prasowym. “Te same instytucje, które potępiają poligamię wśród Afrykanów, teraz przyzwalają na obrzydliwość”.

Doświadczona dziennikarka Jeanne Smits zwróciła uwagę, że tak zwany “Synod na temat synodalności” wcale nie był synodem. “Z samego faktu, że głos oddano osobom świeckim, nie może on pretendować do posiadania jakiejkolwiek formy autorytetu lub znaczenia” – zauważyła. “Nie odpowiada on ‘synodowi biskupów’. Więc nawet jeśli poprosi o rewolucyjne zarzuty w doktrynie lub moralności, nie będzie to oznaczać dokładnie nic: tylko światową presję na instytucję, która została ustanowiona przez samego Chrystusa jako hierarchiczna komunia”. 

Niemniej jednak zauważa, że proces ten “zaszczepił (…) ideę, że nauki Kościoła mogą się zmieniać i dostosowywać do świata, czyniąc życie chrześcijańskie o wiele łatwiejszym, ponieważ zapomina o rzeczywistości prostej i wąskiej ścieżki”.

Smits podkreślił również ironię faktu, że świeccy “są proszeni o udział w rozwoju doktryny Kościoła”, podczas gdy “ignorancja religijna i błędna katecheza” są obecnie tak widoczne w sondażach.

“Jednym ze słów kluczowych tego synodu (który nie jest synodem) jest ‘duszpasterstwo'” – zauważyła. “Ale jak nasi duszpasterze mogą być ‘duszpasterzami’, skoro (nagle)  jest tak wiele niejasności co do tego, czego nauczał nas i czego chce od nas nasz Pan?”.

Synod nie zaproponował jeszcze “spektakularnych zmian”, ale Smits wierzy, że przyniesie “głęboką rewolucję w postrzeganiu tego, czym jest Kościół i jak funkcjonuje… ‘nowy sposób bycia Kościołem'”.

“Synod przedstawił całemu światu obraz egalitarnej instytucji, w której wszyscy – nawet niekatolicy lub ci, którzy otwarcie sprzeciwiają się moralności nauczanej przez Kościół, ale chcą być “wewnątrz” bez nawrócenia – mają równe prawo do zabrania głosu, wizualnie na tym samym poziomie co nasi kardynałowie, biskupi i księża” – powiedziała.

“Ta rewolucja już się dokonała”.

Smits uważa, że rewolucja ta odrzuca definicję Kościoła jako Mistycznego Ciała Chrystusa, na rzecz pojęcia “Ludu Bożego, nowego Kościoła bardziej zainteresowanego sprawiedliwością społeczną, ekologizmem i “włączeniem” (“inkluzywnością”) niż zbawieniem dusz”. Postrzega to jako “teologię ludu”, “argentyńską odmianę teologii wyzwolenia” promowaną przez papieża Franciszka.

Adwokat Liz Yore, która przez 25 lat prowadziła dochodzenie w sprawie wykorzystywania seksualnego duchownych, oskarżyła papieża Franciszka o prowadzenie “rakiety ochronnej dla drapieżników”.  Odniosła się do pontyfikatu Franciszka wraz z pojawieniem się osławionego kardynała Daneelsa na loggii z nowo wybranym papieżem i sobotnim “obłudnym” dokumentem synodalnym. 

“Synod na temat synodalności, zarówno w Instrumentum laboris, jak i w sobotnim oświadczeniu, nieustannie mówi o słuchaniu i dialogu ze światem. Niemniej jednak papiestwo to wielokrotnie obrażało i ignorowało ofiary nadużyć duchownych” – powiedziała Yore. 

Zacytowała ostatnie oświadczenie synodu: “Kościół musi słuchać ze szczególną uwagą i wrażliwością głosów ofiar nadużyć seksualnych, duchowych, ekonomicznych i instytucjonalnych ze strony duchownych. Autentyczne słuchanie jest podstawowym elementem podróży w kierunku uzdrowienia, skruchy, sprawiedliwości i pojednania” i zapytała: “Czy ten pontyfikat autentycznie słuchał ze szczególną uwagą głosów ofiar nadużyć seksualnych duchownych? Odpowiedź brzmi NIE”.

“Krótka analiza punktów synodalnych dotyczących nadużyć ze strony duchowieństwa uwypukli hipokryzję stosowaną przez ojców synodalnych” – stwierdził Yore. “Jako ci z nas, którzy dostrzegają i odróżniają język od wydajności i którzy rozpoznają przepaść między niejednoznacznymi pojęciami, takimi jak” duch słuchania i dialogu “a rzeczywistością, raport synodalny jest powierzchowny i kłamliwy”. 

W raporcie końcowym czytamy: “Podobnie jak w Liście do Ludu Bożego, zgromadzenie synodalne potwierdza “otwartość na słuchanie i towarzyszenie wszystkim, w tym także tym, którzy doświadczyli nadużyć i krzywd w Kościele”. Stwierdza również, że “zajęcie się warunkami strukturalnymi, które sprzyjały takim nadużyciom, pozostaje przed nami i wymaga konkretnych gestów skruchy”.  

“Szczerze mówiąc,” strukturalnym warunkiem “, który sprzyja ukrywaniu nadużyć, jest sam Franciszek” – oświadczyła Yore w swoim oświadczeniu prasowym.  “Po 50 latach badań, raportów, skandali, to poniżające i obraźliwe, że ojcowie synodalni rozpowszechniają mit o potrzebie dalszego badania problemu nadużyć duchowieństwa”.

“Podczas gdy Franciszek wyraźnie słyszy wołanie Matki Ziemi, jest głuchy na krzyki ofiar nadużyć ze strony duchowieństwa. Podczas gdy rzekomo podnoszące się oceany chwytają go za serce, jego bezduszne odrzucenie molestowanych konsekrowanych zakonnic jest mrożące krew w żyłach”. 

Londyński prawnik James Bogle, historyk i autor, stwierdził, że “jesteśmy świadkami bezpośredniej infiltracji Kościoła przez obcego ducha i to na najwyższych szczeblach. Chociaż Kościół nigdy nie może zostać pokonany, zło może spowodować ogromne zamieszanie wśród wiernych i utratę dusz, i właśnie tego jesteśmy świadkami w naszych czasach”.  

Odniósł się do niedawnego zgromadzenia biskupów, księży i świeckich jako “fatalnie nieudanego synodu” i “bezwartościowego oszustwa”.

“Synod na temat synodalności nie jest wykonaniem autentycznego Magisterium Kościoła ani Magisterium w ogóle” – powiedział Bogle.

“Jest to nieudana próba naśladowania tego sprytnego urządzenia, zapożyczonego od marksistowskich agitatorów politycznych, w którym porządek obrad, spotkania, przemówienia i ostateczny wynik są starannie zarządzane, aby osiągnąć wcześniej ustalony i zmanipulowany wynik” – kontynuował.

Bogle, konwertyta, powiedział, że “tego rodzaju manipulacja” była próbowana w Kościele Anglii, aby wprowadzić świecką kontrolę i “kapłanki”, i chociaż osiągnęła te cele, zawiodła na poziomie duszpasterskim.

“Większość anglikańskich kościołów jest teraz praktycznie pusta” – zauważył.

Uważa on jednak, że rzymska próba nie powiodła się w osiągnięciu swoich celach, a jednocześnie przyniosła takie same (zerowe) skutki duszpasterskie.

“Uczestnicy szybko znudzili się bezcelową i bezsensowną rundą dyskusji” – powiedział.  “Nic nie zostało konkretnie postanowione. To były 4 tygodnie marnowania czasu, ale to nie powstrzyma manipulatorów przed dalszymi próbami narzucenia nam błędu”.

Bogle uważa, że Rzym powinien uczyć się od Canterbury: oszustwo “prowadzi tylko do pustych kościołów”.  Uważa on, że obecny papież prowadzi katolików w jednym z dwóch kierunków: apostazji lub przyjęcia tradycyjnej łacińskiej mszy.

“Im bardziej oszustwo i fałsz są narzucane, tym bardziej wierni albo całkowicie opuszczają Kościół, albo, jeśli odkryją to na czas, zaczynają chodzić na tradycyjną mszę w rycie rzymskim, gdzie usłyszą i przyswoją sobie pełną wiarę katolicką, a nie synodalne oszustwo” – powiedział.  

============================

mail:

“Papież Franciszek spotkał się również i pochwalił znaną działaczkę LGBT, siostrę Jeannine Grammick, “która została potępiona za lekceważenie nauczania Kościoła na temat homoseksualizmu przez poprzednich dwóch papieży”,

======================
Szkoda, że nie mianował jej kardynałą…

Kard. Müller: Papież straciłby swój urząd, gdyby [jawnie] głosił herezje. Nie posiada władzy nad doktryną i Boską konstytucją Kościoła.

Kard. Müller: Papież straciłby swój urząd, gdyby głosił herezje. Nie posiada władzy nad doktryną i Boską konstytucją Kościoła.

papiez-stracilby-swoj-urzad-gdyby-glosil-herezje

Kard. Gerhard Müller opublikował w magazynie „First Things” artykuł, w którym – komentując tzw. „Synod o synodalności” – wskazuje, iż papież nie posiada władzy nad doktryną i Boską konstytucją Kościoła, a gdyby próbował nauczać czegokolwiek sprzecznego z Tradycją, to automatycznie utraciłby swój urząd.

Kard. Müller fałszywemu pojęciu „synodalności” przeciwstawił przykład papieża św. Leona Wielkiego, w którego pontyfikacie silne hierarchiczne przywództwo łączyło się z elementem „synodalnym”, to znaczy chętnym korzystaniem z doradztwa braci w biskupstwie.

Występowała jednak zasadnicza różnica. Leon często gromadził biskupów i rzymskich prezbiterów na wspólne konsultacje. Zwoływanie takiego synodu nie miało na celu wydestylowania opinii większości ani ustalenia linii partyjnej. W czasach Leona synod służył ukierunkowaniu wszystkich na normatywną tradycję apostolską, a biskupi byli współodpowiedzialni za to, aby Kościół trwał w prawdzie Chrystusa.

Hierarcha po raz kolejny przestrzegł przed zgromadzeniem zwołanym przez Franciszka, wskazując, że „wiarę można łatwo wykorzystać do celów politycznych lub zamienić w uniwersalną religię braterstwa ludzi, która ignoruje Boga objawionego w Jezusie Chrystusie”.

W miejsce Chrystusa technokraci mogą zaprezentować się jako zbawiciele ludzkości. Jeśli Synod ma kierować się wiarą katolicką, nie może stać się spotkaniem ideologów postchrześcijańskich i ich antykatolickiego programu – dodaje autor.

Były prefekt Kongregacji Doktryny Wiary wyraził przy tym swój optymizm odnośnie morale katolików, którzy jego zdaniem są zdolni przeciwstawić się „reformatorskiej” agendzie Franciszka. Jakakolwiek próba przekształcenia Kościoła założonego przez Boga w światową organizację pozarządową zostanie udaremniona przez miliony katolików. Aż do śmierci będą przeciwstawiać się przekształceniu domu Bożego w targowisko ducha epoki, gdyż wszyscy wierni, namaszczeni przez Świętego, nie mogą błądzić w „sprawach wiary” (Lumen Gentium) – czytamy.

Autor podkreślił przy tym, że „Kościół nie jest demokracją” i choć urzędujący papież przyznał obecnie osobom świeckim „prawo głosu” na Synodzie, to jednak „ani oni, ani biskupi nie mogą «głosować» w sprawach wiary”.

Bądźcie pewni, że nawet gdyby większość delegatów „zdecydowała” w sprawie „błogosławieństwa” (bluźnierczego i sprzecznego z samym Pismem) par homoseksualnych lub wyświęcania kobiet na diakonów czy księży, nawet władza papieża nie wystarczy, aby wprowadzić lub tolerować takie heretyckie nauczanie lub jakiekolwiek inne nauczanie, które jest sprzeczne ze Słowem Bożym zawartym w Piśmie Świętym, Tradycji Apostolskiej i dogmatach Kościoła – zaznaczył kard. Müller

Chrystus polecił Piotrowi, aby utwierdzał swoich braci w wierze w Niego, Syna Bożego, a nie wprowadzał doktryny i praktyki sprzeczne z Objawieniem. Nauczanie sprzeczne z wiarą apostolską automatycznie pozbawiłoby papieża urzędu. Wszyscy musimy się modlić i odważnie pracować, aby oszczędzić Kościołowi takiej próby – dodał.

Źródło: firstthings.com FO

„Świat i Kościół w kryzysie”. Które z zagrożeń jest największe dla cywilizacji?

„Świat i Kościół w kryzysie”. Które z zagrożeń jest największe dla cywilizacji?

swiat-i-kosciol-w-kryzysie

Prezentujemy fragment książki „Świat i Kościół w kryzysie”, opublikowanej nakładem wydawnictwa ESPRIT. Jest to zapis rozmów Krystiana Kratiuka z Grzegorzem Górnym i Pawłem Lisickim – a więc tercetu znanego Państwu doskonale z programu „Ja, katolik. EXTRA”. Książka dostępna jest w sprzedaży od 15 września.  

Promotorzy nowych idei wyrastają bezsprzecznie z promotorów idei starszych, dzisiejsza rewolucja wynika z osiągnięć poprzednich rewolucji. A taka niedokończona jeszcze rewolucja trwająca od ponad pół wieku to oczywiście rewolucja seksualna. Jest to rewolucja wprost wymierzona w katolickie nauczanie, moralność, układy społeczne. Czy to dzisiaj jest dla Kościoła największe zagrożenie zewnętrzne?

PAWEŁ LISICKI: Największe zagrożenie dla Kościoła polega na tym, że Kościół przestaje głosić to, do czego został powołany. A rozwój rewolucji seksualnej jest rzeczywiście jednym z istotnych elementów czy czynników wpływających na zmianę podejścia Kościoła do własnej nauki. I w tym sensie byłoby to duże niebezpieczeństwo, ale równie dużym jest chociażby omawiana przez nas kwestia podejścia do innych religii. Jeśli w jednym punkcie Kościół odpuszcza, to moim zdaniem odpuszcza też w innym – na przykład na pierwszy rzut oka nie ma żadnego związku między zmianą podejścia Kościoła do judaizmu a zmianą podejścia do rewolucji seksualnej, ale w praktyce jeśli Kościół w jednym elemencie swojej doktryny dopuszcza się sprzeczności z tym, co było wcześniej, to łatwo sobie wyobrazić, że w podobny sposób będzie reagował na inne próby nacisku, na zmiany. Mogę się odwołać zresztą do tekstu Tomasza Kulikowskiego, który ukazał się w „Gazecie Wyborczej”, żeby nie było, że tak całkowicie abstrakcyjnie o tym mówię. Teza tekstu brzmiała, że tak jak Kościół po- radził sobie, według autora oczywiście, z antysemityzmem i zmienił swoją naukę, jeśli chodzi o judaizm, tak być może całkowicie zmieni swoje podejście do LGBT.

Wesprzyj nas już teraz!

25 zł

50 zł

100 zł

Rewolucja seksualna jest oczywiście wielką machiną naciskającą na Kościół, by zmienił swe nauczanie. Na czym polega niebezpieczeństwo rewolucji seksualnej w Kościele? W tej dyskusji dotyka mnie przede wszystkim szerzenie się tego, co można by nazwać ideologią genderową czy ideologią LGBT, bo jest to jej najbardziej radykalny przejaw. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że rewolucja seksualna polega też na ogólnym upadku obyczajów, na tym, że dawne prawo moralne przestaje obowiązywać, że ludzie grzeszą częściej niż przedtem albo że grzeszą łatwiej. Sama taka zmiana obyczajów nie byłaby moim zdaniem tak bardzo niebezpieczna, zwłaszcza że już się pojawiała w dziejach Kościoła, gdyby nie dodatek, który się pojawił dzisiaj: mianowicie odrzucenie w ogóle kategorii grzechu. Różnica między współczesnością a na przykład epoką renesansu, o której mówi się, że niezwykle zepsuła moralnie ludzi Kościoła, jest taka, że jeśli papież miał trzy kochanki, a jakiś kardynał miał pięć, to nikt nie nazywał tych przypadków grzechu czymś właściwym, słusznym i czymś, czego należy wymagać od wszystkich innych.

Wręcz przeciwnie, raczej się z tym kryto.

PAWEŁ LISICKI: Otóż to, bo gdy wychodziło to na jaw, to wywoływało skandal. Dziś to samo nie jest już skandalem, a dąży się do tego, żeby to zaakceptować, zaaprobować jako normalny sposób funkcjonowania. Rewolucja seksualna prowadzi do zamiany podstawowej hierarchii wartości: to, co nadprzyrodzone i większe, zostaje zastąpione tym, co ziemskie i do- czesne – dla przyjemności doczesnych czy dla przyjemności cielesnych, czy zmysłowych uznaje się, że to, co powinno być na pierwszym miejscu, czyli troska o ducha, o zbawienie i o wieczność, schodzi na dalszy plan, w ogóle przestaje być czymś istotnym. Liczy się tylko człowiek, jego pragnienia i potrzeby, z których najsilniejszą albo jedną z najsilniejszych jest właśnie potrzeba seksualna. I w związku z tym wszystko ma zostać temu podporządkowane. To jest kolejny przewrót w Kościele w rozumieniu, kim jest osoba ludzka, jakie ma łaski. Już nie liczy się rozum, wola, uczucia, tylko popęd.

Najbardziej skrajną formą tej rewolucji seksualnej jest zatem negacja grzechu. To jakby definicja ideologii gender.

PAWEŁ LISICKI: Tak, bo okazuje się, że nie ma naturalnych i nienaturalnych form współżycia, bo współżycie dwóch mężczyzn, dwóch kobiet albo, nie wiem, pięciu mężczyzn i pięciu kobiet jest równie naturalne jak związek między mężczyzną a kobietą. Czyli to, co wynikało z prawa naturalnego, to, że relacje między mężczyzną a kobietą prowadziły do przekazania życia, co jest istotą prawa naturalnego i istotą ochrony udzielanej przez państwo i przez Kościół temu szczególne- mu związkowi, przestaje mieć znaczenie, ponieważ liczy się wyłącznie przyjemność. Nieważne, czy osób dwojga płci, czy jednej płci, dwóch osób czy szesnastu. Zamysł Boga widać w słowach Księgi Rodzaju: „Bóg uczynił człowieka na swoje podobieństwo, mężczyzną i kobietą ich Bóg uczynił”. Jako jedno z pierwszych przykazań Bóg daje ludziom słowa:

„Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, w ten sposób człowiek zasiedli ziemię”. A więc od samego początku w samej myśli Bożej życie płciowe podporządkowano przekazywaniu życia, i od samego początku człowiek istnieje jako mężczyzna albo jako kobieta. Cała nauka chrześcijańska jest na tym oparta. Jeśli powiemy, że najważniejsze w człowieku jest po prostu zaspokojenie jakkolwiek rozumianych pragnień i pożądań, to oczywiście nauka biblijna stanie się przeszkodą.

Otwieramy wrota do gigantycznej katastrofy ogólnie opisywanej jako ideologia genderowa czy ideologia LGBT, która w formie obecnej, współczesnej prowadzi do negacji czegoś takiego jak natura ludzka, negacji czegoś takiego jak płeć ludzka, negacji czegoś takiego jak wartość życia przekazywanego w naturalny sposób ze związku mężczyzny z kobietą. Jeśli ten tok myślenia wkroczy do doktryny Kościoła, to nie tylko rozbije dotychczasową naukę, chociażby Dekalog, ale zniszczy samą strukturę chrześcijańskiego objawienia.

Na przykład zniszczy prawdę, że Bóg jest ojcem.

PAWEŁ LISICKI: Właśnie, bo w ramach ideologii genderowej ojcostwo, macierzyństwo nie ma żadnej wartości, liczy się tylko zaspokojenie siebie. Nie jest już tak, że ktoś jest ojcem albo matką i ma z tego powodu pewne przywileje, niesie to ze sobą pewną szczególną wartość. Więc tak, Bóg już nie jest ojcem, Najświętsza Maryja Panna nie jest dziewicą, bo to tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Walka ze sobą czy walka ze złymi skłonnościami nie ma żadnego znaczenia. Myślenie, że rodzina jest jakąś wartością, traci jakiekolwiek znaczenie.

Idźmy dalej: jeśli w teologii katolickiej Chrystus jest synem, a Bóg jest ojcem, to odwołujemy się do pewnej struktury myślenia, którego doświadczamy na co dzień. Jeśli w naszym codziennym myśleniu ani synostwo, ani ojcostwo nie ma żadnego znaczenia, to też nie jesteśmy w stanie uznać jakkolwiek rozumianego myślenia teologicznego w tych kategoriach. A kategoria ascezy na przykład? Kategoria pokuty, brania na siebie ciężaru, dążenia do doskonałości, wyrze- kania się czegoś, ponieważ wyrzeczenie się przyjemności zmysłowej w tych kategoriach jest wyłącznie formą promocji jakiegoś zahamowania, jest jakąś formą masochizmu. Bo jeśli istotą człowieka jest spełnianie siebie i doświadcza- nie, to ktoś, kto próbuje sobie nałożyć pewne ograniczenia, w tych kategoriach powinien podlegać leczeniu. Do tego by to prowadziło.

I ostatni element: kapłaństwo. Ideologia gender niszczy także relacje między księdzem a wiernymi. Ustanowione są one bowiem w taki sposób, że kapłan występuje przecież jako reprezentant Boga Ojca w stosunku do wiernych. W konsekwencji genderyzm niszczy nie tylko doktrynę kościelną, nie tylko jakkolwiek rozumiany sens życia płciowego, ale jeszcze pociąga za sobą coraz dalsze niebezpieczeństwo ingerencji państwa, które będzie próbowało wyzwalać członków Kościoła, jeśli tak można powiedzieć, z tej tradycyjnej, przestarzałej zdaniem radykałów idei. Bo jeśli płeć jest płynna, a człowiek ma się zaspokajać, nie patrząc na nic i na nikogo, jedynym kryterium jest przyjemność i rozkosz, to w oczywisty sposób wszystkie nakazy przekazywane przez tradycję rodzinną, przez tradycję kościelną muszą ulec zmianie, ponieważ one nas ograniczają, one nas hamują, one nas tłamszą.

To rzeczywiście rewolucja totalna.

GRZEGORZ GÓRNY: Przypomina mi się film fabularny z 2008 roku o niemieckiej organizacji terrorystycznej RAF zwanej grupą Baader-Meinhof. Jej członkowie uciekli z RFN i odbywali ćwiczenia wojskowe w obozie szkoleniowym dla bojowników palestyńskich gdzieś na pustyni w Jordanii. Ten obóz wyglądał tak, że po jednej stronie zakwaterowani byli partyzanci palestyńscy, a po drugiej stronie niemieccy terroryści. Ci Palestyńczycy chodzili okutani w swoje długie stroje – osobno mężczyźni, osobno kobiety w burkach, a po drugiej stronie Niemcy założyli hippisowską komunę, kobiety łaziły sobie nago po dachach domów, pokazując Arabom swoje gołe ciała. W końcu Palestyńczycy nie wytrzymali, do Niemców przyszedł ich dowódca i zażądał, by się ubrali i jako goście przestrzegali miejscowych zwyczajów. W odpowiedzi Andreas Baader wykrzyknął, że nie ma mowy, dodając: „Dla nas pieprzenie to jest to samo co strzelanie”. I ta fraza stanowi najlepsze motto rewolucji seksualnej. Bo oto akt seksualny, który ze swojej natury powinien być czymś najbardziej intymnym między dwiema osobami, staje się – według tej definicji – aktem politycznym, co więcej aktem destrukcyjnym, niszczycielskim, jak strzelanie.

Za tymi mechanizmami opisanymi przez Pawła Lisickiego stoi więc pewna wola polityczna, program działania i determinacja w jego wcielaniu. Gdybyśmy początków tego zjawiska mieli szukać gdzieś w przeszłości, to można byłoby wskazać na książkę Fryderyka Engelsa z 1884 roku pod tytułem O pochodzeniu własności prywatnej, państwa i rodziny. Autor pisze w niej, że aby doprowadzić do emancypacji, do wyzwolenia człowieka, potrzebne jest zniszczenie opresyjnych, toksycznych struktur społecznych, które trzymają go w niewoli, takich jak własność prywatna, państwo narodowe, tradycyjna moralność, religia chrześcijańska, ale też właśnie małżeństwo i rodzina. Engels wiązał bowiem małżeństwo z wyzyskiem. Pisał wprost, że wyzysk człowieka przez człowieka rozpoczął się z chwilą pierwszego małżeństwa, a potem ta tyrania rozciągnęła się na dzieci.

To jest stały punkt programu rewolucjonistów, który co jakiś czas się powtarza. Przecież w pierwszym okresie panowania bolszewików, w latach 1917–1926, czyli przez pierwsze dziewięć lat istnienia Sowietów, rewolucja seksualna była częścią ówczesnej agendy społecznej ich państwa. Dla nich była to emancypacja spod wpływów „toksycznych struktur”. To się później pojawiło w środowiskach nowej lewicy na Zachodzie między innymi za sprawą neomarksistów w rodzaju Wilhelma Reicha czy Herberta Marcusego. Dziś obserwujemy kolejny etap tej emancypacji, gdy rewolucja seksualna przechodzi w rewolucję antropologiczną, ponieważ po wyzwoleniu się z okowów rodziny, małżeństwa i tradycyjnej moralności teraz mamy się wyzwalać z ograniczeń własnej płciowości, gdy możemy sami sobie wybierać jedną z szerokiego wachlarza różnych płci. Oczywiście jest to sprzeczne zarówno z prawem naturalnym, jak i antropologią biblijną. Zaprzecza temu cała wiedza nauk przyrodniczych. Dalszym etapem tej rewolucji antropologicznej jest natomiast transhumanizm, czyli wyzwolenie się człowieka ze swej gatunkowej istotowości oraz przekształcenie go dzięki inżynierii genetycznej i sztucznej inteligencji w coś w rodzaju hybrydy ludzko-cyfrowej, która osiągnie nieśmiertelność i doczesną szczęśliwość. Prorokiem tej rewolucji jest izraelski celebryta Yuval Noah Harari, którego trafnie nazwał ktoś „Danem Brownem Wielkiego Resetu”. Swoje poglądy przedstawił on w książce „Homo Deus”, w której człowiek zaczyna zajmować miejsce samego Boga jako pan natury oraz istota nieśmiertelna. Prawdę mówiąc, dziwię się, że ktoś może takie bzdury brać na poważnie, tymczasem książki Harariego są bestsellerami wydawanymi w gigantycznych nakładach, a on sam jest hołubiony przez Billa Gatesa, Klausa Schwaba, Marka Zuckerberga, Jacka Dorseya czy innych ideologów globalizmu. Niestety gnostycka pokusa, którą prezentuje, przenika dziś do wnętrza Kościoła. Są bowiem wysoko postawieni duchowni, którzy ulegają temu mirażowi i próbują aplikować program nieustannej emancypacji do nauki Kościoła.

W jaki sposób próbują to realizować? Nie ma przecież żadnych oficjalnych dokumentów Kościoła podważających to, że jesteśmy mężczyznami i kobietami.

GRZEGORZ GÓRNY: Jest to aplikowane dzisiaj dwiema drogami. Pierwsza to miękka droga aplikacji, czyli poprzez kulturę, poprzez rozpowszechnianie pewnych wzorców, które część Kościoła dzisiaj wspiera. Obiektem szczególnego ataku jest tutaj kobiecość. Od początku chrześcijaństwa wzorem osobowym dla kobiet w naszej cywilizacji była Maryja – po pierwsze jako dziewica, po drugie jako matka. Dziś widzimy zmasowany atak na dziewictwo, czyli na czystość i na niewinność, poprzez rewolucję seksualną, a także atak na macierzyństwo poprzez plagę aborcji. To się odbywa w dużej mierze poprzez kulturę. O tym mówił Jan Paweł ii w swej książce Przekroczyć próg nadziei, gdy wspominał, że toczy się dziś bój o duszę świata między siłami ewangelizacji i antyewangelizacji. I te siły anty- ewangelizacji – jak mówił papież – mają swoje środki, swoje programy i olbrzymią determinację do walki. Ta walka toczy się dziś na polu kultury. Dlatego właśnie mówimy o wojnie kulturowej. O przekształceniu kultury w pole walki z Kościołem mówił zresztą jako pierwszy współzałożyciel i główny ideolog Włoskiej Partii Komunistycznej Antonio Gramsci, który rzucił hasło „długiego marszu przez instytucje”, czyli przejmowania przez lewicę kolejnych redakcji, uniwersytetów, teatrów, rozgłośni radiowych, wytwórni filmowych po to, by nasycać kulturę pierwiastkami marksistowskimi i w rezultacie zmieniać światopogląd ludzi.

Przykładem takiego oddziaływania może być słynny manifest gejowski z 1987 roku napisany przez dwóch homoaktywistów: Marshalla Kirka i Erastesa Pilla. Zarysowali oni swoistą mapę drogową, czyli rozpisaną na punkty strategię działania: co trzeba robić, żeby homoseksualizm ze zjawiska marginalizowanego wszedł do mainstreamu i stał się normą społeczną, prawną i kulturową. Kiedy czytamy dziś po latach ten tekst, to widzimy, że wszystkie punkty tego programu zostały dokładnie zrealizowane.

Drugi sposób wcielania w życie wspomnianych postulatów to sięganie po narzędzia prawne, czyli karno-dyscyplinujące. To ogromne zagrożenie dla Kościoła, ponieważ uderza ono w podstawy wolności religijnej. Przykładowo prawo mówiące o zakazie tak zwanej mowy nienawiści czy homofobii może uderzać w nauczanie Kościoła, ponieważ zabrania mówienia publicznie tego, co głosi katolicka nauka moralna. Widać to na przykład we Francji, gdzie nie można mówić już otwarcie o negatywnych skutkach aborcji bez narażania się na sankcje karne ze strony państwa. Są episkopaty na świecie, które całkowicie skapitulowały w tej kwestii. Są też jednak takie, które bronią odważnie nauki Kościoła. W ostatnich latach ukazały się co najmniej trzy listy duszpasterskie episkopatów Ukrainy, Polski i Słowacji, które bardzo precyzyjnie punktowały zagrożenia ideologii gender, zarówno dla życia społecznego, jak i dla życia religijnego. Nie sposób wyobrazić sobie czegoś takiego w którymś z krajów zachodnich. Najlepiej byłoby, gdyby ta refleksja dotarła na szczyty Kościoła i znalazła swój wyraz na przykład w formie oficjalnego dokumentu Magisterium.

Czy to może nastąpić?

PAWEŁ LISICKI: W obecnym układzie trudno się tego spodziewać, bo Kościół nie działa w próżni. Dlaczego akurat episkopaty Polski, Słowacji i Ukrainy potrafiły się na taki dokument zdobyć? Otóż dlatego, że są to episkopaty państw, gdzie ideologia gender jeszcze nie zdominowała państwa. Ale już na przykład Kościół niemiecki albo holenderski, belgijski to zupełnie inne przypadki, dlatego że niestety parlamenty tych państw przyjęły oburzające, całkowicie antychrześcijańskie ustawy, które sprawiają, że nad Kościołem wisi bardzo poważny problem. Trzeba będzie bowiem powiedzieć – czego dzisiejsi hierarchowie nie mają odwagi zrobić – że to, co parlament przegłosował, jest radykalnie złe. A w dodatku stało się prawną podstawą współżycia, normą społeczną, która ma za sobą państwo. Jeżeli nazwiemy to jasno diabelstwem i szataństwem, to grozi nam wejście w bezpośredni konflikt z państwem.

Ale jeśli państwo akceptuje bezbożne i nieludzkie prawa, to jednak wiadomo, jak ma się zachować w tym przypadku Kościół, prawda?

PAWEŁ LISICKI: Ja oczywiście wiem, jak się powinien zachować. Pokazuję jednak, dlaczego takiej encykliki nie ma.

GRZEGORZ GÓRNY: Tutaj można podać przykład pewnego niemieckiego benedyktyna, który niedawno w czasie kazania – i to w takich dość łagodnych słowach – nazwał czyny homoseksualne grzesznymi. Spadła na niego za to fala krytyki w mediach. Odciął się od niego zarówno jego macierzysty zakon, jak i biskup Görlitz Wolfgang Ipolt, który – co ciekawe – uchodzi za konserwatystę w niemieckim episkopacie. Przeprosił on wiernych za homilię zakonnika, który w sumie przedstawił tylko oficjalnie obowiązującą naukę Kościoła. To pokazuje, jak głęboko rewolucja genderowa zapuściła korzenie w Kościele.

Grzegorz Górny, Krystian Kratiuk, Paweł Lisicki; Świat i Kościół w kryzysie, ESPRIT, s. 320