Motywy ukrywania Trzeciej Tajemnicy z Fatimy

Ostatnia bitwa Szatana (7)

Orędzie Fatimskie, rozumiane w tradycyjnym katolickim sensie, nie da się pogodzić z podejmowanymi od II Soboru Watykańskiego decyzjami, które zmieniają całą orientację Kościoła.

[Dzielę ten wielki materiał na dwie części . Poniżej- pierwsza. MD]

https://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=7810&Itemid=46

The Devil’s Final Battleo. Paul Kramer i Stowarzyszenie Misjonarzy (2002)
http://www.devilsfinalbattle.com/content2.htm
Tłumaczenie Ola Gordon

Ojciec Joaquin Alonso, posiadacz doktoratów z teologii i filozofii Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, profesor teologii w Rzymie, Madrycie i Lizbonie, był oficjalnym archiwistą Fatimy przez 16 lat, wyznaczony przez biskupa Fatimy do przygotowania krytycznego i definitywnego studium na temat zdarzeń, jakie miały tam miejsce.
Jest on prawdopodobnie najwybitniejszym ekspertem ds Fatimy w naszych czasach.
A jednak to nie on, lecz o. Eduard Dhanis, współautor “Holenderskiego Katechizmu”, który zrobił karierę na podważaniu objawień, był jedynym “ekspertem” wymienionym przez kard. Ratzingera w dokumencie z 26 czerwca 2006 zatytułowanym “Przesłanie z Fatimy”. 

O. Alonso wielokrotnie rozmawiał z s. Łucją, ostatnim żyjącym z trojga dzieci fatimskich. Twierdzi on, iż według s. Łucji “Nawrócenie Rosji nie ograniczy się do odrzucenia sowieckiego marksistowskiego ateizmu i powrotu narodu rosyjskiego do chrześcijaństwa prawosławnego, lecz oznaczać będzie po prostu całkowitą konwersję Rosji na wiarę jedynego prawdziwego Kościoła Chrystusowego – Kościoła Katolickiego.”

ROZDZIAŁ  5  – POJAWIENIE SIĘ MOTYWU

Jak napisaliśmy we Wprowadzeniu, zbrodnia przeciwko Kościołowi i światu, którą zamierzamy wykazać w tej książce, obejmuje “systematyczne próby, od roku 1960, ukrywania, przekręcania i negowania autentyczności tego przekazu – Orędzia Fatimskiego – nawet jeśli jego alarmujące proroctwa spełniają się na naszych oczach”.

Ale dlaczego osoby na najwyższych stanowiskach władzy w Kościele popełniają taką zbrodnię? Jak zauważył Arystoteles, żeby zrozumieć działanie, należy przyjrzeć się motywowi. I to zrobimy w tym rozdziale.

Oczywiście wykazanie motywu jest zawsze trudną sprawą, bo nie można czytać w cudzych myślach, a tym bardziej osądzać stan duszy innego człowieka. W podjęciu decyzji, co do motywu, jak czyni każde jury w procesie cywilnym, można oprzeć swoją decyzję na zewnętrznych działaniach oskarżonego, w świetle występujących okoliczności. Kiedy jury uzna, że człowiek zamordował żonę z powodu na przykład chęci uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia, opiera swój osąd na rozsądnych wnioskach wyciągniętych z kontekstu tego czynu. Rzadko zabójca  otwarcie przyzna się: “zabiłem ją dla ubezpieczenia”. Zamiast tego motyw można wywnioskować z takich rzeczy,  jak niedawny zakup przez męża dużej polisy ubezpieczeniowej dla żony. Nikt nie może oskarżyć jury o “pochopny osąd”, jeśli wnioskuje z okoliczności, że mąż w naszej hipotetycznej sprawie miał zamiar zabić żonę dla pieniędzy.

W przypadku Fatimy motywy można również wywnioskować z okoliczności; to nie jest ”pochopny osąd”, jeśli dochodzimy do pewnych konkluzji w oparciu o to, co sami oskarżeni powiedzieli i co uczynili. Co więcej, jak wykażemy, mamy do czynienia z ekwiwalentem przyznania się do motywów zbrodni [tłumienia przesłania z Fatimy] – oskarżeni nie kryli się z tym, co aprobują i jakie mają zamiary w tej sprawie.

Nowa i rujnująca orientacja Kościoła

Jak zarzuciliśmy we Wprowadzeniu, motyw w tej sprawie powstaje ze zdania sobie przez oskarżonych sprawy, iż Orędzie Fatimskie, rozumiane w tradycyjnym katolickim sensie, nie da się pogodzić z podejmowanymi przez nich od II Soboru Watykańskiego decyzjami, które zmieniają całą orientację Kościoła Katolickiego.

Oznacza to, że Orędzie stanowi przeszkodę  w ich wysiłkach czynienia dokładnie tego, co przewidział papież Pius XII w momencie ponad naturalnej jasności: przekształcenia Kościoła na instytucję zorientowaną w kierunku świata.

Szalejące obecnie wśród duchowieństwa katolickiego skandale są tylko jednym z symptomów zabójczych wysiłków “unowocześniania” Kościoła Katolickiego. Inaczej – można powiedzieć, że obecna sytuacja Kościoła Katolickiego jest wynikiem bezprecedensowego ataku na Kościół przez liberalizm.

Przypominamy ponownie te prorocze słowa kard. Pacelli (przyszłego papieża Piusa XII) wypowiedziane w świetle Orędzia Fatimskiego:

Niepokoją mnie przekazy Matki Bożej do Łucji z Fatimy. Ta uporczywość Maryi, z którą ostrzega nas przed niebezpieczeństwami zagrażającymi Kościołowi jest bożym ostrzeżeniem przed samobójstwem zmian w jego wierze, liturgii, teologii i duszy. . . Wokół mnie słyszę innowatorów chcących rozebrać Świętą Kaplicę, zniszczyć uniwersalny płomień Kościoła, odrzucić jego ornamenty i uczynić go winnym za jego przeszłość historyczną.

Nadejdzie dzień, kiedy cywilizowany świat wyprze się swojego Boga, kiedy Kościół zwątpi tak, jak zwątpił Piotr. Kościół będzie kuszony by uwierzyć, że człowiek stał się Bogiem. W naszych kościołach  chrześcijanie na próżno będą szukać czerwonego światełka gdzie oczekuje na nich Bóg. Tak jak Maria Magdalena, płacząc przed pustym grobem, będą pytać “Dokąd Go zabrali?”  

We Wprowadzeniu napisaliśmy także, że ta wielka zmiana orientacji w Kościele – w “jego liturgii, teologii, duszy”, jak ujął to przyszły papież Pius XII – była od dawna oczekiwanym celem zorganizowanych sił, od wieków spiskujących przeciwko Kościołowi; tych samych sił, które działały w Portugalii w roku 1917, lecz odepchniętych przez poświęcenie tego narodu Niepokalanemu Sercu Maryi w 1931 roku. Odparcie tych sił na całym świecie było powodem, iż z samego Nieba zesłano do Fatimy Matkę Bożą w raz z lekiem – zaleceniem poświęcenia Rosji. Siły te wkrótce stały się główną bronią szatana w długiej wojnie z Kościołem. Naprawdę, rezultat wojny Szatana z Kościołem zależy od bitwy o wypełnienie Orędzia Fatimskiego.

Nasze przedstawienie dowodów świadczących, jakie były motywy tłumienia Orędzia z Fatimy– a mianowicie chęć nadania Kościołowi nowej orientacji z wykluczeniem Orędzia – wymaga przedstawienia pewnego tła historycznego. Zainteresuje ono nie tylko katolików, ale także niekatolików, którzy chcą zrozumieć, co wydarzyło się w Kościele Katolickim od II Soboru Watykańskiego.

Cel zorganizowanej masonerii: neutralizacja i “instrumentalizacja” Kościoła Katolickiego

Jak widzieliśmy na przykładzie Portugalii w roku 1917, siły masonerii (i jej komunistycznych towarzyszy podróży) spiskowały, by uniemożliwić spełnienie Orędzia Fatimskiego w Portugalii. Orędzie nazywano oszustwem albo dziecinnym urojeniem; wizjonerów prześladowano, a nawet grożono im śmiercią. Taka była nienawiść owych sił wobec Kościoła Katolickiego i Matki Bożej.

Siły te nic się nie zmieniły w naszych czasach. Nie potrzeba wchodzić w bagna teorii spiskowych, by sprawdzić, że przed rokiem 1960 papieże wydali więcej potępień i ostrzeżeń o spiskach masońskich i komunistycznych przeciwko Kościołowi, niż na każdy inny temat w historii Kościoła.

W tym miejscu nie można nie rozważyć niesławnej Permanent Instruction of the Alta Vendita [Stała instrukcja Alta Vendita], masońskiego dokumentu zawierającego cały plan infiltracji i korupcji Kościoła Katolickiego w XX wieku [1].

Podczas gdy od II Soboru stały się modne kpiny z istnienia takiego spisku, to trzeba zauważyć, że tajne dokumenty Alta Vendita (włoskie tajne stowarzyszenie), łącznie ze “Stałą instrukcją”, wpadły w ręce papieża Grzegorza XVI. “Stałą instrukcję” na prośbę błogosławionego papieża Piusa IX opublikował kard. Cretineau-Joly w pracy The Roman Church and Revolution [Kościół Katolicki i rewolucja ] [2]. Listem aprobującym z 5 lutego 1861 (zaadresowanym do autora) papież Pius IX gwarantował autentyczność “Stałej instrukcji” i innych masońskich dokumentów, ale nie pozwolił nikomu ujawnić prawdziwych nazwisk członków Alta Vendita występujących w tym dokumencie.

Papież Leon XIII także poprosił o ich publikację. Obaj papieże niewątpliwie działali w celu zapobieżenia takiej tragedii. Ci wielcy papieże wiedzieli, że takie nieszczęście nie było niemożliwe. (Papież Pius XII także o tym wiedział, co możemy zobaczyć w jego proroczych wypowiedziach, kiedy był jeszcze watykańskim sekretarzem stanu.)

Pełny tekst Stałej instrukcji jest także w książce bpa George’a E Dillona Grand Orient Freemasonry Unmasked  [Zdemaskowanie masonerii wielkiego wschodu] [3]. Kiedy papieżowi Leonowi XIII sprezentowano egzemplarz książki Dillona, był tak zachwycony, że nakazał na własny koszt wykonanie i publikację jej włoskiej wersji [4].

Alta Venditabyła najwyższą lożą karbonariuszy, włoskiego tajnego stowarzyszenia o związkach z masonerią, która, razem z masonerią, została potępiona przez Kościół Katolicki [5]. Szanowany włoski historyk, o. E Cahill, SJ, który na pewno nie jest “maniakiem spiskowym”, twierdzi w swoim dziele Freemasonry and the Anti-Christian Movement [Masoneria i ruch antychrześcijański], że Alta Vendita “miała rzekomo być w tym czasie ośrodkiem rządzącym europejskiej masonerii” [6]. Karbonariusze byli najbardziej aktywni we Włoszech i we Francji.

W książce Athanasius and the Church of Our Time [Atanazy i współczesny Kościół] (1974), bp Rudolph Graber, kolejny obiektywny autorytet piszący po II Soborze, zacytował prominentnego masona, który oświadczył, że celem (masonerii) już nie jest zniszczenie Kościoła, lecz wykorzystanie go poprzez infiltrację [7].

Inaczej mówiąc, skoro masoneria nie może całkowicie wymazać Kościoła Chrystusowego, to planuje nie tylko wykorzenić wpływ katolicyzmu na społeczeństwo, ale wykorzystać strukturę Kościoła, jako narzędzie “odnowienia”, “postępu” i “oświecenia” – tzn. jako środka do realizacji własnych zasad i celów.

Omawiając masońską wizję społeczeństwa i świata, bp Graber wprowadza pojęcie synarchii:

Mamy tu do czynienia ze zsumowaną liczbą różnych tajnych sił we wszystkich ‘zakonach’ i szkołach, które połączyły się razem, by ustanowić niewidzialny rząd światowy. W sensie politycznym celem synarchii jest integracja wszystkich sił finansowych i społecznych, która ma wspierać i promować rząd światowy, oczywiście pod przywództwem socjalistycznym. Katolicyzm, jak wszystkie religie, w rezultacie zostałby wchłonięty w uniwersalny synkretyzm. Bardziej niż stłumiony, zostanie zintegrowany w procesie, który już jest ukierunkowywany zasadą wspólnoty między duchownymi (różnych religii)”.

Strategia rozwinięta w “Stałej instrukcji” do osiągnięcia tego celu jest zaskakująca w swojej zuchwałości i sprycie. Od początku dokument opowiada o procesie, którego realizacja będzie trwała dekady. Ci, którzy sporządzili ten dokument wiedzieli, że nie doczekają się jego realizacji. Rozpoczęli pracę, która będzie prowadzona przez kolejne pokolenia wtajemniczonych. “Stała instrukcja” mówi: W naszych szeregach żołnierz umiera, a bitwa toczy się dalej“.

Instrukcja” wzywała do upowszechniania liberalnych idei i aksjomatów w społeczeństwie w instytucjach Kościoła Katolickiego, żeby świeccy, seminarzyści, księża i biskupi, z biegiem czasu, stopniowo byli przesiąknięci postępowymi zasadami. Z czasem, ta nowa mentalność stanie się tak rozpowszechniona, że księża będą wyświęcani, biskupi konsekrowani i kardynałowie nominowani – ale tacy, których myślenie było zgodne z nowoczesną myślą zakorzenioną w “Principles of 1789” [Zasady z 1789] (czyli zasadami masońskimi, które zainspirowały rewolucję francuską) – a mianowicie pluralizm, równość wszystkich religii, oddzielenie Kościoła od państwa, nieokiełznana wolność wypowiedzi itp.

W końcu spośród tych szeregów zostanie wybrany papież, który wprowadzi Kościół na ścieżkę “oświecenia i odnowy”.

Należy tu podkreślić, że ich celem nie było umieszczenie masona na tronie Piotra. Ich celem było zdobycie wpływu na otoczenie i doprowadzenie do wyboru takiego papieża i powstanie takiej hierarchii, którzy przekonani będą do idei katolicyzmu liberalnego – lecz cały czas uważających się za wiernych katolików.

Wówczas zliberalizowani przywódcy katoliccy nie będą się już sprzeciwiać nowoczesnym ideom rewolucji (co było powszechną praktyką papieży od 1789 do 1958, jednogłośnie potępiających zasady liberalne), lecz będą  owe idea włączać, “chrzcić” je dla Kościoła. Rezultatem tego będzie katolicki kler i świeccy, maszerujący pod sztandarem “oświecenia’, ale cały czas myślący, że maszerują pod sztandarem kluczy apostolskich.

Nie ulega wątpliwości, że mając na myśli “Stałą instrukcję“, papież Leon XIII w Humanum Genus wzywał przywódców katolickich do “zdarcia maski z masonerii i pokazania wszystkim jaka jest naprawdę” [8]. Publikacja dokumentów Alta Vendita była sposobem “zdzierania maski”.

Żeby nie było żadnych oskarżeń, że źle scharakteryzowaliśmy “Stała instrukcję“, poniżej obszerny z niej cytat. To nie jest cała “Instrukcja“, ale fragment najbardziej istotny dla naszego dowodu. W dokumencie czytamy:

Papież, kimkolwiek by nie był, nigdy nie stanie się członkiem tajnych stowarzyszeń, bo to właśnie ich zadaniem jest zrobienie pierwszego kroku w kierunku Kościoła, aby zawładnąć nim i papieżem.

Zadanie, którego się podejmujemy, to praca nie na dzień, miesiąc czy rok; to może trwać kilka lat, może nawet całe stulecie; ale w naszych szeregach żołnierz umiera, a bitwa toczy się dalej.

Nie jest naszym zamiarem pozyskiwanie papieży dla naszej sprawy, uczynienie z nich wyznawców naszych zasad, czy propagatorów naszych idei. To byłoby absurdalnym marzeniem – i gdyby nawet stało się tak w jakimś stopniu, jeśli by np. kardynałowie lub prałaci, przykładowo, z własnej woli lub niespodziewanie, posiedli część naszych sekretów, nie może być to zachętą dla pragnienia wyniesienia ich na Stolicę Piotrową. Takie wyniesienie by nas zrujnowało. Sama ambicja doprowadziłaby ich do apostazji, a wymagania władzy zmusiłyby ich do poświęcenia nas. To, o co musimy zabiegać, czego powinniśmy szukać i czego oczekiwać, tak jak Żydzi oczekują Mesjasza, to papieża odpowiedniego do naszych potrzeb…

Będziemy mogli wtedy o wiele pewniej maszerować do ataku na Kościół, niż dzierżąc jedynie broszury naszych francuskich braci, czy nawet posiadając złoto Anglii. Chcecie wiedzieć dlaczego? Chodzi o to, że aby roztrzaskać skałę, na której Bóg zbudował swój Kościół, nie potrzebujemy ani octu Hanibala, ani prochu, ani nawet naszych wojsk. Wystarczy, aby tylko któryś z następców Piotra zamoczył w spisku choćby swój mały palec; a ten mały palec będzie dla naszej krucjaty tak dobry, jak wszyscy ci Urbanowie II i wszyscy ci święci Bernardowie chrześcijaństwa.

Nie mamy żadnych wątpliwości, że dojdziemy kiedyś do tego wzniosłego celu naszych wysiłków. Ale kiedy? Ale jak? Te niewiadome pozostają wciąż niewyjawione. Tym niemniej, tak jak nic nie powinno nas odwieść od nakreślonego planu, a wręcz przeciwnie, wszystko powinno dążyć do jego spełnienia, tak jak gdyby już jutro sukces miał ukoronować dzieło dopiero co naszkicowane – pragniemy, poprzez tę instrukcję, która pozostanie tajemnicą dla większości nowicjuszy, dać urzędnikom w służbie naszej najwyższej sektyVente pewne rady, które powinni wpajać wszystkim braciom, w formie instrukcji lub też memorandum…

I tak, aby zapewnić sobie papieża wymaganej miary, należy wpierw ukształtować dla niego, dla tego papieża, generację, wartą królestwa, o którym marzymy.  Zostawmy na boku starców i ludzi dojrzałych; idźmy do młodych  i, jeśli to możliwe, nawet do dzieci… Stworzycie sobie  niskim kosztem [dobrą] reputację jako dobrzy katolicy i prawdziwi patrioci.

Reputacja ta z kolei sprawi, że doktryny nasze dotrą zarówno do młodych kleryków, jak i głęboko do klasztorów. Po kilku latach, siłą rzeczy, ci młodzi księża przejmą wszystkie funkcje [w hierarchi]; będą rządzić, administrować, sądzić, zorganizują najwyższe zgromadzenie, zostaną powołani, aby wybrać papieża, który będzie rządzić. A papież ten, jak wielu mu współczesnych, będzie z konieczności mniej lub bardziej nasiąknięty włoskimi i humanitarnymi zasadami, które właśnie zamierzamy puścić w obieg. To jest maleńkie ziarenko gorczycy, które powierzamy ziemi; ale słońce sprawiedliwości rozwinie z niego najpotężniejszą władzę, aż pewnego dnia zobaczycie, jak wielkie żniwo to małe ziarenko da.

Na drodze, którą przygotowujemy naszym braciom, piętrzą się wielkie przeszkody do zdobycia, trudności nie jednego rodzaju, z którymi musimy się borykać. Ale oni je pokonają, dzięki swojemu doświadczeniu i wnikliwości; cel nasz jest bowiem tak wspaniały, że trzeba postawić wszystkie żagle na wiatr, aby go osiągnąć.

Jeśli chcecie zrewolucjonizować Włochy, szukajcie papieża, którego portret właśnie naszkicowaliśmy. Jeśli chcecie ustanowić rządy wybranych na tronie nierządnicy Babilonu, pozwólcie, aby księża maszerowali pod waszym sztandarem, zawsze wierząc, że maszerują pod sztandarem apostolskich kluczy. Jeśli pragniecie, aby zniknęły ostatnie ślady tyranów i ciemiężycieli, zastawcie swoje pułapki, jak Simon Barjone; zastawcie je raczej w zakrystiach, seminariach i zakonach, niż na dnie morza: a jeżeli nie będziecie się spieszyć, obiecuję wam połów bardziej cudowny, niż Jego. Rybak łowiący ryby stanie się rybakiem ludzi; zgromadzicie swych przyjaciół wokół Tronu Apostolskiego. Będziecie głosić rewolucję tiary i kapy, maszerującą z krzyżem i sztandarem, rewolucję, którą trzeba będzie tylko lekko wzniecić, aby wywołała pożar na wszystkich czterech krańcach świata [9].

[źródło http://www.piusx.org.pl/kryzys/oni-Jego-zdetronizowali/21]

Powstanie katolicyzmu liberalnego

Jak wykazaliśmy, celem masonerii nie było zniszczenie Kościoła, co masoni wiedzieli, że było niemożliwe, ale zneutralizowanie i zinstrumentalizowanie Kościoła – czyli z ludzkiego elementu Kościoła zrobienie narzędzia do realizacji masońskich celów, poprzez skłonienie członków Kościoła do przyjęcia idei liberalnych.

Zliberalizowana hierarchia chętnie będzie pracować nad ustanowieniem masońskiego ideału nowego porządku świata (novus ordo seclorum) – fałszywego wszech-religijnego “braterstwa”, w którym Kościół porzuci swoje twierdzenie bycia jedyną arką zbawienia i skończy sprzeciwiać się siłom światowym. Pierwszy etap tego procesu pokazano w XIX wieku, kiedy społeczeństwo stało się bardziej przesycone liberalnymi zasadami rewolucji francuskiej. Nawet w połowie lat 1800 ten program już wywoływał wielki uszczerbek dla wiary katolickiej i katolickiego państwa. Rzekomo “milsze i delikatniejsze” pojęcia pluralizmu, religijnego indyferentyzmu, demokracji, która uważa, że wszelka władza pochodzi od ludu, fałszywe pojęcia wolności, zgromadzeń międzywyznaniowych, oddzielenia Kościoła od państwa i inne nowości pochłaniały umysły po-oświeceniowej Europy, skażające zarówno mężów stanu jak i duchownych.

[Dzielę ten wielki materiał na dwie części . Powyżej- pierwsza. md]

“Stała Instrukcja” Alta Vendita

https://docer.pl/doc/esv0xv0

[W 1846 roku papież Pius IX zezwolił na publikację dokumentów Alta Vendita. Powstała w 1819 roku.MD]

Poniżej publikujemy ją nie w całości, ale te fragmenty, które są najbardziej istotne dla naszej dyskusji.

W dokumencie czytamy:

Naszym ostatecznym celem jest cel Woltera i Rewolucji Francuskiej – ostateczne zniszczenie Katolicyzmu, a nawet idei chrześcijańskiej. Papież, kimkolwiek by nie był, nigdy nie zostanie członkiem tajnych stowarzyszeń; bo to właśnie ich zadaniem jest zrobienie pierwszego kroku w kierunku Kościoła, aby zawładnąć nim i papieżem. Zadanie, którego się podejmujemy, to praca nie na dzień, miesiąc czy rok; może trwać kilka lat, może nawet całe stulecie; ale w naszych szeregach żołnierz ginie a bitwa toczy się dalej.

Naszym zamiarem nie jest pozyskanie papieży dla naszej sprawy, uczynienie z nich wyznawców naszych zasad, propagatorów naszych idei. To byłoby absurdalne marzenie; i gdyby nawet tak się stało w jakimś stopniu, gdyby np. kardynałowie lub prałaci, z własnej woli lub niespodziewanie, poznali część naszych sekretów, nie może to być zachętą do pragnienia wyniesienia ich na Stolicę Piotrową.

To by nas zrujnowało. Sama ambicja doprowadziłaby ich do apostazji; żądza władzy zmusiłaby ich do poświęcenia nas. Tym o co musimy zabiegać, czego powinniśmy szukać i oczekiwać, tak jak żydzi oczekują na Mesjasza, to papież odpowiadający naszym potrzebom… Wtedy będziemy mogli o wiele pewniej maszerować do ataku na Kościół, niż jedynie z broszurami naszych francuskich braci, czy nawet z angielskim złotem.

Chcecie poznać powód? Chodzi o to, że po to by roztrzaskać skałę, na której Bóg zbudował swój Kościół, nie potrzebujemy ani octu Hannibala, ani prochu, ani nawet broni.

Żeby tylko któryś z następców Piotra zamoczył w spisku choćby mały palec; i ten mały palec będzie dla naszej krucjaty tak dobry, jak wszyscy Urbanowie II i wszyscy święci Bernardowie Chrześcijaństwa. Nie mamy żadnych wątpliwości, że dojdziemy do tego wzniosłego końca naszych wysiłków.

Ale kiedy? I jak? To co nieznane nadal jest nieujawnione. Tym niemniej, nic nie powinno nas odwieść od nakreślonego planu, a wręcz przeciwnie, wszystko powinno do niego dążyć, tak jak gdyby już jutro sukces miał ukoronować dopiero co naszkicowane dzieło, to pragniemy, poprzez tę instrukcję, która pozostanie tajna dla większości nowicjuszy, udzielić osobom kierującym naszą najwyższą Ventą [Lożą] pewnych rad, które powinni wpajać wszystkim braciom, w formie instrukcji albo memorandum… A zatem, aby zapewnić sobie papieża o odpowiednich cechach, należy najpierw ukształtować temu papieżowi pokolenie warte rządów o jakich marzymy.

Zostawcie na boku starców i ludzi dojrzałych; idźcie do młodych, a jeśli możliwe, nawet do dzieci… Wypracujecie sobie, niskim kosztem, reputację dobrych katolików i nieskazitelnych patriotów. Ta reputacja włoży nasze doktryny zarówno do młodego duchowieństwa, jak i głęboko do klasztorów.

Po kilku latach, siłą rzeczy, ci młodzi księża przejmą wszystkie funkcje; będą rządzić, utworzą papieską radę, zostaną wezwani do wyboru papieża, który będzie rządził. A ten papież, jak większość mu współczesnych, będzie musiał być mniej lub bardziej przesiąknięty zasadami włoskimi [rewolucyjnymi] i humanistycznymi, które właśnie zamierzamy puścić w obieg.

I to jest to maleńkie ziarenko gorczycy powierzone ziemi; ale słońce sprawiedliwości rozwinie z niego najwyższą władzę, aż pewnego dnia zobaczycie, jak wielkie żniwo przyniesie to małe ziarenko.

Na drodze jaką przygotowujemy naszym braciom, piętrzą się wielkie przeszkody do pokonania, więcej niż jednego rodzaju trudności do opanowania. Ale oni je pokonają dzięki swojemu doświadczeniu i wnikliwości; bo nasz cel jest tak wspaniały, że trzeba podnieść wszystkie żagle, aby go zrealizować.

Macie zrewolucjonizować Włochy, poszukać papieża, którego portret właśnie naszkicowaliśmy. Macie ustanowić panowanie wybranych na tronie nierządnicy Babilonu; niech kler maszeruje pod waszym sztandarem, cały czas wierząc, że maszeruje pod sztandarem kluczy apostolskich. Chcecie by zniknęły ostatnie ślady tyranów i ciemiężycieli; zarzućcie swoje sieci, jak Szymon Syn Jony; zarzućcie je raczej w zakrystiach, seminariach i zakonach, a nie na dnie morza: a jeżeli nie będziecie się spieszyć, obiecujemy wam połów bardziej cudowny, niż jego.

Rybak łowiący ryby stanie się rybakiem ludzi; zgromadzicie swych przyjaciół wokół Tronu Apostolskiego.

Będziecie głosić rewolucję w tiarze i kapie, maszerującą z krzyżem i sztandarem, rewolucję, którą trzeba będzie tylko lekko wzniecić, by wywołała pożar we wszystkich czterech krańcach świata”.

——————

Teraz pozostaje nam zbadać jak udany był ten plan. Oświecenie, mój przyjacielu, „rozwiewa wiatr”. Przez cały XIX wiek społeczeństwo coraz bardziej przesiąkało liberalnymi zasadami Oświecenia i Rewolucji Francuskiej, z wielką szkodą dla Wiary katolickiej i katolickiego państw…

Franciszek i zgorszenie „Kościoła różnorodności”. Dopust Boży. Gdzie jest nadzieja?

Franciszek i zgorszenie „Kościoła różnorodności”. Gdzie szukać nadziei?

Paweł Chmielewski pl/franciszek-i-zgorszenie

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Pontyfikatu papieża Franciszka nie da się przeczekać. Zmiany, które wdraża w życie Jorge Mario Bergoglio, ukształtują katolicyzm na wiele dziesięcioleci. Wśród nich najważniejsza dotyczy różnorodności doktrynalnej i moralnej. Jak obwieścił już w 2013 roku papież, „monolityczna doktryna” jest dzisiaj tylko snem. Rzeczywistość ma być i będzie inna. Innymi słowy wszyscy katolicy – poza wspólnotami liturgii tradycyjnej – będą jak anglikanie. Wierzący różnie – w zależności od geografii. Ma to podstawy w nowej eklezjologii. Co powinniśmy robić w tej trudnej sytuacji?

Kryzys istniał już 13 III 2013 roku

Zainicjowane przez Sobór Watykański II rewolucyjne zmiany postępują coraz szybciej. Za pontyfikatu Franciszka przyjęły formę promowania różnorodności doktrynalnej Kościoła. W gruncie rzeczy obejmując tron św. Piotra 13 marca 2013 roku Jorge Mario Bergoglio już zastał sytuację różnorodności. W tamtym momencie Kościół katolicki na świecie rzeczywiście był głęboko podzielony. Katolicy w niektórych krajach dopuszczali do Komunii św. rozwodników, homoseksualistów i protestantów albo udzielali wszystkich sakramentów politykom wspierającym aborcję. W innych krajach tak nie było. Jorge Mario Bergoglio otrzymał więc w spadku po swoich poprzednikach Kościół będący konglomeratem głęboko poróżnionych wspólnot. Podjął decyzję, by ten stan zaakceptować, a nawet wzmocnić, to znaczy: by z tej różnorodności uczynić zasadę funkcjonowania katolicyzmu. Trzeba sobie uświadomić, że to nie była jego idea. Tak naprawdę chodzi tutaj o nową eklezjologię forsowaną przez niemieckojęzycznych progresistów. Chodzi tu zwłaszcza o dwie koncepcje.

Pierwsza dotyczy relacji pomiędzy Kościołem lokalnym a Kościołem powszechnym. Magisterium rzymskie mówi o pierwszeństwie Kościoła powszechnego. Progresywni teologowie – odwrotnie. Na stanowisku o pierwszeństwie Kościoła lokalnego stał na przykład Walter Kasper, prominentny członek grupy z Sankt Gallen, która osadziła Jorge Mario Bergoglia na tronie Piotrowym.

Rewolucyjna eklezjologia Kaspera

W 1992 roku Kongregacja Nauki Wiary pod kierunkiem kard. Józefa Ratzingera ogłosiła list Communionis notio. Stwierdziła w nim, że istnieje historyczne i ontologiczne pierwszeństwo Kościoła powszechnego przed Kościołem lokalnym. Przeciwko temu wystąpił Walter Kasper, wówczas jeszcze tylko biskup diecezjalny Rottenburga-Stuttgartu, ale już niezwykle wpływowy i ceniony w przestrzeni niemieckojęzycznej teolog. Według Kaspera istnieje wprawdzie niepodważalne pierwszeństwo powszechnego Kościoła preegzystującego i eschatologicznego, ale już nie pierwszeństwo powszechnego Kościoła empirycznego, czyli ziemskiego. Relacja między powszechnym Kościołem ziemskim a Kościołami lokalnymi jest zdaniem Kaspera inna, niż uczy Kongregacja, polegająca jakoby na swoistej równości – na jednoczesności występowania, jak pisał Kasper powołujący się na myśl Henri’ego de Lubac.

Ta różnica ma daleko idącego konsekwencje. W ujęciu Kaspera to do Kościołów lokalnych należy rozstrzyganie wielu problemów, w których dotychczas wyrokował Rzym. „Jako biskup dużej diecezji obserwowałem, jak rodzi się i stale narasta rozdźwięk między normami ogłaszanymi w Rzymie dla Kościoła powszechnego, a potrzebami i praktykami naszego Kościoła lokalnego” – ubolewał Kasper na łamach jezuickiego magazynu America w 2001 roku. Ogólne reguły zalecane przez Rzym, skarżył się dalej, są niekiedy wprost szkodliwe wobec wysiłków podejmowanych przez biskupów miejsca. Przykładem miałyby być „kwestie etyczne, dyscyplina sakramentów i praktyka ekumeniczna”. „We wszystkim, co istotne, [Kościół ziemski – red.] musi zabiegać o jedność, dopuszczając jednak we wszystkim innym autonomię i różnorodność” – pisał Kasper po latach w podsumowującej jego rozumienie Kościoła pracy „Kościół katolicki. Istota, rzeczywistość posłannictwo”, w Niemczech wydanej w roku 2011, a w Polsce w 2014.

Nowe „miejsca teologii”

Do tego dochodzi rozwijana przez teologię niemieckojęzyczną nowatorska koncepcja rozszerzonych loci theologici – miejsc teologicznych, to znaczy źródeł, z których czerpiemy wiedzę o Bogu i Jego woli. Tradycyjnie Kościół katolicki uważa za loci theologici Tradycję, Pismo Święte oraz Urząd Nauczycielski Kościoła. W Niemczech promuje się inną koncepcję loci. Za miejsca teologii mają uchodzić oprócz trzech wymienionych także: znaki czasu, zmysł wiary wierzących oraz teologia. W 2022 roku niemiecka Droga Synodalna ogłosiła obszerny tekst przedstawiający założenia reformy kościelnej pt. „Na drodze nawrócenia i odnowy” (niem. „Auf dem Weg der Umkehr und der Erneuerung”). Tam wskazano właśnie na powyższą listę loci theologici, odwołując się od opinio communis niemieckojęzycznej teologii progresywnej, która taką listę proponuje już od długich dziesięcioleci. To myślenie trafiło już na szczyty Kościoła zwłaszcza przy okazji Synodu Amazońskiego. W dokumentach związanych z tamtym synodem przedstawiano kulturę amazońską jako locus theologicus. Jeszcze silniej przejawia się to na Synodzie Amazońskim, gdzie prezentuje się całą „niemiecką” listę loci. W dokumentach synodalnych nieustannie mówi się o opinii wierzących, która miałaby być źródłem naszej wiedzy o Bogu i Jego woli; podobnie jak o różnorodności kulturowej czy współczesnych ustaleniach naukowych i teologicznych.

Różnorodność oficjalnie zatwierdzona?

Biorąc to wszystko pod uwagę mamy przed oczami fundament nowej eklezjologii, która musi prowadzić do głębokiej dywersyfikacji doktrynalnej i moralnej Kościoła katolickiego. Jeżeli Kościół lokalny jest równoważny Kościołowi powszechnemu, to siłą rzeczy musi mieć – jak chciał tego Kasper – większą autonomię. Jeżeli za locus theologicus uzna się opinię tego Kościoła zakorzenioną w partykularnej kulturze, miejscu i czasie – wnioskiem ponownie będzie większa autonomia. Papież Franciszek realizuje tę wizję konsekwentnie począwszy od adhortacji Evangelii gaudium z 2013 roku, gdzie pisał o „śnie monolitycznej doktryny”. Nie ma tu miejsca, by opisywać szczegółowo wszystkie papieskie wypowiedzi utrzymane w tym tonie, co czyniłem już w PCh24 wielokrotnie. Dość wspomnieć, że na zupełnie nowy poziom plan zaprowadzania decentralizacji doktrynalnej i moralnej wszedł w roku 2023 wraz z powołaniem na urząd prefekta Dykasterii Nauki Wiary kard. Victora Manuela Fernándeza, któremu papież w specjalnym liście inaugurującym jego misję wprost nakazał kultywowanie takiej różnorodności. Publikacja Fiducia supplicans 18 grudnia 2023 roku była decyzją opatrzoną na brutalne, siłowe uświadomienie Kościołowi tej nowej rzeczywistości. Pogłębi to posthistoria Synodu o Synodalności. Franciszek powołał 10 komisji synodalnych, które mają za zadanie opracować reformy w takich dziedzinach jak posługa kobiet, kapłaństwo, władza biskupa. Jedna z komisji zajmie się właśnie kwestią uobecnienia idei różnorodności doktrynalnej. To, co stało się w Kościele faktycznie, ma zyskać teraz urzędową afirmację.

Dopust Boży

Czy można mieć nadzieję, że do tego nie dojdzie? Jak najbardziej; ale zarazem należy nastawić się na klęskę tej nadziei w perspektywie najbliższych lat. Bóg dopuszcza przecież, aby trucizna błędu przenikała do Kościoła od 60 lat. Skala zatrucia powiększa się z roku na rok.

W latach 1962 – 1965 zebrani na II Soborze Watykańskim biskupi przyjęli cały pakiet dokumentów zawierających zapisy łatwo dające się odczytywać w skrajnie rewolucyjnym duchu. Pomimo wielkiego oporu środowisk tradycyjnych nikt tego nie zatrzymał: każdy passus tekstów soborowych o potencjale reformistycznym został wykorzystany aż do samego końca. Nawet jeżeli od strony formalnej da się obronić wszystkie albo większość dokumentów Vaticanum II, to dla każdego – czy to liberała, czy to konserwatysty – jest rzeczą jasną, że Kościół katolicki w ostatnich 60 latach przekształcił się gruntownie właśnie na gruncie zmian soborowych. Radykalne zerwanie tradycji liturgicznej; stopniowe zeświecczenie kapłaństwa; demokratyzacja władzy; skandaliczny dialog międzyreligijny; patologiczny ekumenizm… To wszystko jest głęboko zakorzenione w tekstach soborowych. Choć po papieżu rewolucjoniście na tronie św. Piotra zasiadł kardynał z Polski, nie zatrzymał tego impetu zmian; wiele z problemów sam jeszcze pogłębił. W historii nie ma, oczywiście, determinizmu, co pokazał krótki i dramatycznie przerwany pontyfikat Benedykta XVI. Józef Ratzinger podjął kilka prób cofnięcia rewolucji: odrzucał skrajne i niekatolickie formy dialogu ekumenicznego i międzyreligijnego, a nade wszystko próbował przywrócić należne miejsce tradycyjnej liturgii Kościoła. Próby Ratzingera jednak się nie udały. Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że był to ostatni zryw kontrrewolucji: ot, próba restytucji autentycznego katolicyzmu podjęta przez jednostkę otoczoną przez wrogie liberalne środowisko, które pożarło cały jej dorobek, kiedy tylko odeszła. Znamy ten schemat doskonale z historii politycznej. Co zostało po katolickim państwie generała Franco?

Intensyfikacja

W 2016 roku urzędujący papież ogłosił, że osoby, które w zgodzie z nauką katolicką żyją w obiektywnym grzechu ciężkim, mogą przystępować do Komunii świętej (Amoris laetitia). W 2018 roku ten sam papież ogłosił, że osoby, które w zgodzie z nauką katolicką są heretykami, mogą przystępować do Komunii świętej (papieska zgoda na Komunię dla protestantów w Niemczech). W 2019 roku stwierdził, że katolicyzm, islam i inne religie są w oczach Boga tak samo dobre (Abu Zabi). W 2023 roku tenże ogłosił, że osoby żyjące w związku opartym o grzech wołający o pomstę do nieba mogą otrzymywać błogosławieństwo od pasterzy Kościoła. Nie mówimy o jego wypowiedziach na pokładzie samolotu, ale o oficjalnych aktach sprawowania papieskiej władzy nauczania. Jest prawdą, że nie są to akty nieomylne; niemniej jednak są oficjalne. Nigdy w historii Kościoła katolickiego nie było jeszcze takiego przypadku. Honoriusz promował arianizm, za co został potępiony przez sobory. A jednak nie czynił tego na skalę jakkolwiek zbliżoną do tego, co robi Franciszek. Najpoważniejszym aktem promocji herezji było poparcie przez Honoriusza teorii ariańskiej w liście do jednego ze wschodnich patriarchów. To ciężkie przestępstwo, ale jak porównać to z notorycznością, wielopłaszczyznowością i zasięgiem działania Franciszka? Bóg to dopuszcza, tak jak dopuścił do rąbania siekierami ołtarzy po II Soborze Watykańskim w ramach „reformy” liturgicznej, do działań św. Jana Pawła II skutecznie promujących relatywizm religijny i wielu innych rzeczy. Mamy do czynienia z szybkim narastaniem problemów. 

Prosta droga

W tej sytuacji niezbędne będzie, być może, przeprowadzenie w sumie prostej operacji intelektualnej i duchowej. Po pierwsze, należy dokonać wewnętrznego oddzielenia: trwając w Kościele, zachowując zasadnicze posłuszeństwo wobec papieża i biskupów, w sposób zdecydowany odciąć się od wszystkiego, co wiąże się z promocją błędu, zła i niemoralności. Nie można pozwolić, aby bieg wypadków doprowadził nas do rozpaczy. Po drugie, trzeba uświadomić sobie, że to wszystko zostało zapowiedziane przez Pismo Świętego – przez Stary i Nowy Testament. Sam Bóg powiedział, że dojdzie do wielkiego odstępstwa, a miejsce święte zalegnie ohyda spustoszenia. Jego słowo musi się wypełnić. Świadomość, że nic nie dzieje się bez przyzwolenia Boga, tak jak wewnętrzne oddzielenie od zepsucia, powinno uchronić nas od rozpaczy. Wreszcie, po trzecie, należy robić to, co do każdego należy, skupiając się na Jezusie Chrystusie i Jego obietnicach danych tym, którzy w Niego uwierzą. Duch Święty towarzyszy Kościołowi od dwóch tysiącleci. Skarbiec, z którego można czerpać, jest tak przeobfity, że z łatwością można wszystko co nowe zmierzyć jego bogactwem i wartością. Tradycja to bezbłędne kryterium.

Nasz Pan Jezus Chrystus został ukrzyżowany, żeby wypełniło się Pismo i żeby zadość stało się Jego świętej woli. Jeżeli Kościół katolicki znajduje się dziś w tak straszliwym kryzysie, to najwidoczniej tak musi być. Bóg jest panem historii – całej historii, nawet najciemniejszych jej chwil, w których przyszło nam żyć.

Paweł Chmielewski

Światło Loży, czy Światło Chrystusa? Franciszkanin o dialogu Kościoła z masonerią

Światło Loży, czy Światło Chrystusa? Franciszkanin o dialogu Kościoła z masonerią

swiatlo-lozy-czy-swiatlo-chrystusa

Światło Loży nie jest tożsame ze Światłem Chrystusa. Masoneria proponuje swoją własną religię – religię gnozy i relatywizmu. Dlaczego Kościół katolicki podejmuje z nią dialog? Takie pytanie stawia na łamach „La Nuova Bussola Quotidiana” franciszkanin Niepokalanej, o. Paolo Siano, włoski ekspert ds. masonerii. 

Ojciec Siano odwołuje się do słynnego spotkania 16 lutego w Mediolanie pomiędzy przedstawicielami trzech największych włoskich lóż a ludźmi Kościoła. Przypomina, że mediolańskie spotkanie przyniosło dwie zasadnicze konkluzje, przynajmniej na ile można to stwierdzić na podstawie przecieków medialnych. Po pierwsze, kardynał Francesco Coccopalmerio zaproponował ustanowienie „okrągłego stołu” dialogu Kościoła z masonerią. Po drugie, bp Antonio Staglianò wezwał do oddzielania podejścia prawnego od duszpasterskiego, proponując „miłosierną drogę” wobec wolnomularzy.

Duchowny zwrócił następnie uwagę na treść przemówień dwóch mistrzów masońskich, Stefano Bisiego i Luciano Romoliego, które zostały opublikowane w sieci. Stefano Bisi zarzucał Kościołowi wrogość i nieuzasadnioną walkę z masonerią, co, jak przypomniał ojciec Siano, nie ma żadnego uzasadnienia historycznego, bo było raczej dokładnie odwrotnie. Autor wskazał ze szczególnym naciskiem na te partie przemówienia Bisiego, które dotykały samej istoty masonerii: relatywizmu. Bisi wzywał bowiem Kościół, by ten odszedł od pojęcia Prawdy, sugerując, że ci, którzy twierdzą, że wyznają jedyną Prawdę – jak katolicy – po prostu „oszukują samych siebie”. Masoneria ma być bardziej wolnościowa i „nieustannie szukać prawdy, pozostawiając dogmaty innym”. W tych słowach Bisiego dobrze widoczna jest wrogość do dogmatów Kościoła, relatywizm, budowanie kontrastu pomiędzy Słowem Bożym a nauką dogmatyczną Kościoła. Dalej Stefano Bisi sugerował, że mianem „boga” (w tekście pisał „bóg” z małej litery) można określić wszechświat, co odsyła nas do panteizmu w stylu heretyka Giordana Bruno, na którego w innym miejscu wystąpienia Bisi się zresztą powoływał.

Podobne tezy prezentował w swoim przemówieniu Luciano Romoli. Wielki mistrz stwierdzał, że masoneria kultywuje takie idee jak „tolerancja, relatywizm, wiara w postęp badań i wiedzy, równość i wolność”. Przekonywał, że idee „tolerancji i relatywizmu” są szczególnie istotne „w odniesieniu do religii” – zwłaszcza w takim świecie, jak zachodni, który staje się „coraz bardziej wieloetniczny i wieloreligijny”. Romoli mówił też nieco o ezoteryce i gnozie masonerii. Członków masonerii nazywał „adeptami”, wskazując na łączenie przez wolnomularzy „tego, co racjonalne, z tym, co przed-racjonalne”, mówił o „procesie aktywnej transformacji i stopniowej identyfikacji ze świętym jądrem własnej osobowości”, o doświadczaniu sacrum oraz o „zrozumieniu współistotności materii i ducha” czy wreszcie o „współuczestnictwie w powszechnej harmonii”.

Ojciec Siano pyta na koniec, jaki jest zatem cel publicznego i oficjalnego dialogu Kościoła i masonerii. Z perspektywy wolnomularzy, wskazuje, jest to dość oczywiste: masoneria prezentuje się jako szanowany, uznany i zgoła niezbędny partner Kościoła, co daje też szansę na otwarcie drogi do „pojednania”, tak, by katolicy mogli być częścią masonerii. „Jednak masońskie Światło, Światło Wielkiego Architekta Wszechświata… nie jest Światłem Chrystusa i Kościoła katolickiego” – podsumowuje kapłan.

Źródło: lanuovabq.it

Pach

Masoneria, czyli gnostycyzm, lucyferyzm i „nowa” religia powszechna

Roberto de Mattei: Masoneria, czyli gnostycyzm, lucyferyzm i „nowa” religia powszechna pch24.pl/masoneria-czyli-gnostycyzm-lucyferyzm

Masoneria wciąż żyje i aktywnie działa, dążąc do zniszczenia Kościoła katolickiego. Jej istotę stanowi relatywizm, a korzenie sięgają gnostycyzmu i lucyferyzmu. Nie wolno o tym zapominać w dobie, w której hierarchowie Kościoła proponują „okrągły stół” z wolnomularzami. Pisze o tym włoski historyk prof. Roberto de Mattei.

16 lutego 2024 roku w Mediolanie na spotkaniu roboczym zebrali się reprezentanci najważniejszych obediencji masońskich Włoch oraz kilku ważnych katolickich prałatów. Seminarium zostało zorganizowane w Fundacji Ambrosianum przez GRIS (Gruppo di ricerca e informazione socio-religiosa). Zgromadzili się na nim trzej Wielcy Mistrzowie włoskiej masonerii: Stefano Bisi z Wielkiego Wschodu Włoch (GOI), Luciano Romoli z Wielkiej Loży Włoch ALAM (GLDI) oraz Fabio Venzi (zdalnie) z Wielkiej Loży Regularnej Włoch (GLRI). Ze strony katolickiej w spotkaniu uczestniczyli: arcybiskup Milanu Mario Delpini, kardynał Francesco Coccopalmerio, dawniej przewodniczący Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych, teolog franciszkański ojciec Zbigniew Suchecki oraz biskup Antonio Staglianò, przewodniczący Papieskiej Akademii Teologicznej.

Arcybiskup Delpini wygłosił otwierające przemówienie, a kardynał Coccopalmerio – słowo na koniec. Spotkanie odbyło się za zamkniętymi drzwiami, ale ze względu na znaczenie uczestników informacje wyciekły na zewnątrz. Pierwszy wydobył je na światło dzienne Riccardo Cascioli w artykule na łamach „La Nuova Bussola Quotidiana” z 19 lutego.

Dzień później na stronie Wielkiego Wschodu Włoch zaprezentowano obszerne przemówienie Wielkiego Mistrza Bisiego, który od dziesięciu lat kieruje najważniejszą włoską organizacją masońską. – Na przestrzeni 300 lat istnienia żadna inna instytucja nie była tak krytykowana, zwalczana, zakłamywana i zniesławiana i tak demonizowana jak masoneria – powiedział Bisi, krytykując za to Kościół katolicki, który „widział w masonerii potencjalnego konkurenta w dziedzinie duchowości i wyniesienia Człowieka”. [Bisi] nie wspomniał jednak, że to właśnie masoneria krytykowała, zwalczała, zakłamywała i zniesławiała Kościół w ciągu ostatnich trzech stuleci.

Dlaczego loża masońska jest piękna i dlaczego nie podoba się autorytetowi kościelnemu? – pytał Wielki Mistrz. – Bo pod tym samym niebem – które reprezentuje Stworzenie – każdy człowiek jest bratem drugiego, a więź braterska jest niezależna od wiary. Wystarczy wierzyć w Wielkiego Architekta Wszechświata. Gwiaździste niebo jest takie samo dla buddysty, katolika, waldensa, muzułmanina, dla wszystkich, którzy wierzą w najwyższy byt. (…) Nie ma u nas prawdy absolutnej i mentalnych murów; według nas powinny zniknąć – przekonywał.

Bisi miał czelność prosić papieża o spotkanie przy pomniku heretyka i apostaty Giordana Bruno. Wśród prawd, które jego zdaniem należy zburzyć, znajduje się oczywiście wiara katolicka, która przedstawia się jako absolutna i uniwersalna. Pragnienie Bisiego, by „ogłosić zgodność pomiędzy przynależnością do loży masońskiej i do wiary katolickiej” nie jest niczym innym, jak tylko apelem do Kościoła, by dokonał odstępstwa od swojej doktryny i wkroczył do masońskiego Panteonu, gnostyckiego i relatywistycznego. To wrażenie potwierdza fakt, że Wielki Mistrz przywołał nazwiska kardynałów Ravasiego i Martiniego, jako swoistych bóstw opiekuńczych.

Bisi przypomniał, że kardynał Martini „czuł się jak w domu” w środowisku masońskim; pochwalił też słynny artykuł kardynała Ravasiego „Drodzy bracia masoni” ogłoszony w „Il Sole 24 Ore” 14 lutego 2016 roku. Ich awangardową działalność chce najwyraźniej kontynuować kardynał Coccopalmerio, który na spotkaniu w Mediolanie powiedział między innymi: – Pięćdziesiąt lat temu było mniej wiedzy, ale sprawy poszły naprzód i mam nadzieję, że nie jest to ostatnie spotkanie tego rodzaju. Zadaję sobie pytanie, czy nie można byłoby pomyśleć o jakimś okrągłym stole, nawet na poziomie oficjalnym, przy którym można byłoby prowadzić lepszą dyskusję.

Biskup Staglianò skrytykował z kolei dokument, jaki 13 listopada 2023 roku ogłosiła Dykasteria Nauki Wiary, a który podpisał kardynał Victor Manuel Fernández i który otrzymał aprobatę papieża Franciszka ex audientia. Zgodnie z tym dokumentem katolicy nie mogą wstępować do lóż masońskich „ze względu na niezgodność pomiędzy doktryną katolicką a masońską”. Dokument potwierdził akty potępienia, które Kościół publikował wielokrotnie na przestrzeni wieków. O tych tekstach przypomniał na spotkaniu ojciec Zbigniew Suchecki. Trzeba jednak poczekać na opublikowanie wszystkich wystąpień, zanim będzie można sformułować konkretny osąd o przebiegu obrad.

Jest w każdym razie pewne, że według Wielkiej Loży Włoch ALAM (Antichi Muratori Liberi e Accettati), spotkanie „zakończyło się jednogłośnym konsensusem w sprawie możliwości ustanowienia stałego stołu spotkań”.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że sedno masonerii stanowi relatywizm, nawet jeżeli nie wyczerpuje to całości jej istoty. Ponadto masoneria chciałaby stać się „religią powszechną”, depozytariuszem sekretu, który mason będzie sobie stopniowo uświadamiać dzięki rytom, symbolom i tekstom, z jakimi się zapozna; a także dzięki atmosferze, którą oddycha się w lożach, gdzie przebywa.

Trzeba dodać, że nie istnieje coś takiego, jak „zła” i „dobra” masoneria; zła, czyli antyklerykalna; dobra, czyli „religijna” i „duchowa”. Często słyszy się takie głosy wśród ludzi rozróżniających masonerię łacińską (lewicową) i anglo-amerykańską (prawicową). W rzeczywistości we wszystkich lożach po pierwszych stopniach przychodzą systemy Wyższych Stopni masońskich, „Rytów”, które cechuje treść magiczna i kabalistyczna. Nie wszyscy członkowie masonerii są świadomi jej ostatecznych celów. Te poznają jedynie wtajemniczeni w najwyższe stopnie, przysięgając pod groźbą śmierci, że ich nie zdradzą. Jednak za różnymi rytami i obediencjami kryje się dokładnie ten sam światopogląd, który diametralnie przeciwstawia się katolickiemu.

Badania Jean-Claude Lozac’hmeur’a nad okultystycznymi początkami masonerii pokazują, że odziedziczyła ona wiarę i obyczaje gnostycyzmu (Fils de la veuve: essai sur le symbolisme maçonnique, Éditions Sainte Jeanne d’Arc, Chiré 1990). Z kolei ojciec Paolo Siano poświęcił głębokie studia masońskiemu lucyferyzmowi, zwalczając tezę tych, którzy twierdzą, że lucyferyzm jest kultywowany tylko przez „odłamy masońskie”, czyli jakiś margines, ale jest jakoby obcy masonerii regularnej (Studi vari sulla Libera Muratoria, Casa Mariana Editrice, Frigento 2012). Ten sam ojciec Siano pokazał, że masoneria nie znajduje się bynajmniej w stanie upadku, ale wciąż żyje i działa (https://www.fidescatholica.com/1828-2/; https://www.corrispondenzaromana.it/in-merito-alla-mia-recensione-al-libro-la-tiara-e-la-loggiadi-g-masciullo-e-la-replica-dellautore/); o. Siano poświęcił też również ostatnio wiele esejów masonerii na łamach „Corrispondenza Romana”, uprzejmie polemizując z Gaetano Masciullo, autorem [książki] La tiara e la loggia.

Istnieje niebezpieczeństwo odwrócenia uwagi od masonerii celem śledzenia form nowych teorii spiskowych, które skupiają się na działaniach „elit plutokratycznych” i „kabał” różnego rodzaju, co wiąże się z zapomnieniem o obecności tego, o czym pisał Leon XIII w swoim liście Custodi di quella fede z 8 grudnia 1982 roku, wskazując na „sektę, która po dziewiętnastu stuleciach cywilizacji chrześcijańskiej dąży do obalenia Kościoła katolickiego”. Jeżeli masoneria nie stanowi już zagrożenia, to nawet takie spotkania jak to przeprowadzone w Mediolanie, mają swoją rację.

Źródło: corrispondenzaromana.it

Pach

Najnowszy, desperacki atak Bergoglia na katolicyzm [ostatni?!?], czyli próba fuzji Kościoła z masonerią

Najnowszy, desperacki atak Bergoglia na katolicyzm, czyli próba fuzji Kościoła z masonerią

Data: 21 febbraio 2024 Author: Uczta Baltazara babylonianempire/najnowszy-desperacki-atak-bergoglia-na-katolicyzm

FOTO: Biskup Antonio Stagliano witający Stefano Bisi, wielkiego mistrza loży masońskiej Grand Orient, w siedzibie Fundacji Kulturalnej Ambrosianum w Mediolanie, 16 lutego 2024 r. (zdjęcie: Riccardo Cascioli / La Nuova Bussola Quotidiana)

Niedawne seminarium odbyte w Mediolanie (16 luty 2024), bardzo pożądane przez arcybiskupa Mediolanu, Monsignor Mario Delpiniego, wraz z kardynałem Francesco Coccopalmerio, skoncentrowało się na próbie dialogu z tym, co przez ponad trzy wieki było zaciekłym wrogiem Kościoła katolickiego, a mianowicie masonerią. https://www.grandeoriente.it/chiesa-e-massoneria-il-gran-maestro-bisi-al-seminario-di-milano-partiamo-dalle-cose-che-uniscono/

Nazwisko Coccopalmerio prawdopodobnie nie jest nowością dla czytelników, ponieważ w przeszłości był on kojarzony przez niektóre media katolickie z udziałem w orgii homoseksualnej jaka miała ponoć odbyć się w pałacach Watykanu.

…………………………

https://web.archive.org/web/20180303025534/http://ram.neon24.pl/post/139109,koka-i-homo-czyli-wesole-zycie-watykanskich-sfer

Afera Capozzi
W czerwcu 2017 r.[23] pojawiły się informacje, że w pewnym momencie tego miesiąca[24] bp Luigi Capozzi, prywatny sekretarz kardynała Francesco Coccopalmerio, został aresztowany przez żandarmerię watykańską po nielegalnym zażyciu kokainy na imprezie orgii gejowskiej w jego (Capozziego) mieszkaniu w Watykanie[23][24].23][24] Następnie został hospitalizowany w rzymskiej klinice Piusa XI, aby mógł przejść detoks.[24][23] Następnie odbył krótki okres rekolekcji w pobliskim klasztorze, a następnie spędził czas w szpitalu Gemelli w Rzymie[24][23].[Pomimo faktu, że Capozzi mieszkał w mieszkaniu, mieszkanie było własnością Coccopalmerio.[25] Przed aresztowaniem Coccopalmerio zalecił również mianowanie Capozziego na biskupa.[26] Artykuł z 24 lipca 2019 r. w The Jerusalem Post ujawnił, że po aresztowaniu Capozzi otrzymał nakaz poddania się terapii odwykowej i nie przebywał już w Watykanie, ale raczej w duchowym odosobnieniu gdzieś we Włoszech.[27].

Afera Inzoli
W wydaniu z października 2018 r. niemieckiego czasopisma katolickiego Herder Korrespondenz, Benjamin Leven, niemiecki teolog i redaktor wspomnianego czasopisma poinformował, że według jego własnych źródeł, to kardynał Coccopalmerio zwrócił się do papieża w sprawie krzywdziciela dzieci Don Mauro Inzoli, aby częściowo przywrócić go do stanu kapłańskiego. Leven twierdził również, że Coccopalmerio jest znany w Rzymie z tego, że generalnie sprzeciwia się usuwaniu winnych księży ze stanu kapłańskiego, co jest dla niego równoznaczne z “karą śmierci”[28].

Dialogo z masonerią

16 lutego 2024 r. w siedzibie fundacji kulturalnej Ambrosianeum w Mediolanie wziął udział jako prelegent (wraz z Mario Delpinim i Antonio Staglianò) w konferencji na temat historii stosunków między Kościołem katolickim a masonerią, zorganizowanej przez trzy większe włoskie obediencje masońskie. Coccopalmerio był pierwszym kardynałem, który zaproponował utworzenie stałego stołu dialogu między Kościołem a masonerią[29]. https://en.wikipedia.org/wiki/Francesco_Coccopalmerio https://it.wikipedia.org/wiki/Francesco_Coccopalmerio

Kardynał Coccopalmerio nawołuje do powstania “stałego stołu dialogu” z Wielkim Orientem Włoch:

https://ewtn.co.uk/article-report-cardinal-calls-for-permanent-dialogue-with-freemasons/embed/#?secret=LTPOJmqWiy#?secret=uwnpyuij2X

Gran Logia de Espana popiera propozycję kardynała Coccopalmerio złożoną podczas seminarium w Mediolanie – dotyczącej utworzenia stałego, okrągłego stołu dialogu między Kościołem i masonerią. https://www.grandeoriente.it/massoneria-e-chiesa-la-gran-logia-de-espana-rilancia-la-notizia-della-proposta-lanciata-dal-fronte-cattolico-al-seminario-di-milano-di-un-tavolo-permanente-di-dialogo/

…………………….

Nie powinno to niestety dziwić, ponieważ Kościół jest chory od dawna, a to niedawne seminarium jest tylko najnowszym objawem przerzutów, które dotykają Kościół Chrystusowy od wielu dziesięcioleci.

Kościół katolicki przez wieki był prawdziwym bastionem powstrzymującym lucyferiański projekt, na którym opiera się masoneria.

Od samego początku swojego istnienia i od czasu pojawienia się filozofii oświecenia spłodzonej przez francuskich filozofów, takich jak Voltaire i Rousseau (obaj zwolennicy wolnomularstwa i z zadeklarowanym zamiarem dechrystianizacji Europy), masoneria zawsze wiedziała, że aby umocnić swoją duchową i polityczną tyranię, będzie musiała skorumpować Kościół katolicki.

Wolter żywił tak wielką nienawiść do cywilizacji katolickiej i chrześcijańskiej, że napisał w swoim “Traktacie o tolerancji” takie słowa na ten temat.

“Religia chrześcijańska jest haniebną religią, obrzydliwą ideą, potworem, który musi zostać zniszczony przez sto niewidzialnych rąk … Konieczne jest, aby filozofowie przemierzali szlaki, aby ją zniszczyć, tak jak misjonarze podróżują po ziemi i morzach, aby ją propagować. Muszą odważyć się na wszystko, zaryzykować wszystko, choćby nawet spłonąć, by ją zniszczyć. Zmiażdżyć, zmiażdżyć hańbę!”.

Założyciele i filozofowie tej organizacji są, jak widzimy, przesiąknięci rewolucyjnym i antychrześcijańskim duchem francuskiego 1789 roku i od tego właśnie momentu Europa weszła w stan permanentnego chaosu, gdy rozpoczęło się przewrotne przejście od świata chrześcijańskiego do liberalno-progresywnego.

Liberalizm, poprzez swoją obłudną fasadę “neutralności” wobec wszystkich religii, w rzeczywistości zdołał zakazać chrześcijaństwa i promować inne kulty, zwłaszcza żydowski, któremu liberalny świat jest całkowicie podporządkowany.

Kościół katolicki jest obiektem zaciekłej walki ze strony liberałów i masonów, ponieważ stanowi przeszkodę lub bastion powstrzymujący manifestację Antychrysta.

Kościół został wybrany jako katechon (ten, który powstrzymuje) o którym mówił św. Paweł.

Masoneria ma Kościół katolicki za swojego wroga, ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę, że jedynym prawdziwym Kościołem, który strzeże objawionej prawdy, jest ten i żaden inny.

Z pewnością to nie protestantyzm jest wrogiem masonerii, ponieważ ze swoją fałszywą teologią luterańską, która w rzeczywistości zwalnia człowieka z wszelkiej odpowiedzialności i daje mu licencję na popełnienie każdego grzechu – Pecca fortiter, sed crede fortius – doskonale pasuje do gnostyckiej i relatywistycznej filozofii masonów.

Kardynał Caro y Rodriguez, arcybiskup Santiago de Chile w latach dwudziestych XX wieku, ostro zauważył w swojej pracy “Masoneria zdemaskowana”, że bycie protestantem jest w rzeczywistości byciem pół-masonem, ponieważ w tej fałszywej religii jest bardzo mało chrześcijaństwa.

Katolicyzm jest potężną przeszkodą uniemożliwiającą masonerii manifestację jej lucyferiańskiego społeczeństwa, w którym chrześcijanie, a zwłaszcza katolicy, są najbardziej prześladowani.

Wojna masonerii z Kościołem rozpoczęła się wieki temu

Dlatego masoneria od samego początku swojego istnienia robiła wszystko, co w jej mocy, aby spróbować unicestwić Kościół i zredukować go do niemocy.

W pismach opublikowanych w 1859 roku i zatytułowanych “Istruzioni permanenti dell’Alta Vendita” jasno wyjaśniono, jak masoni byli niezwykle aktywni w swoim planie zniszczenia Kościoła. https://en.wikipedia.org/wiki/Alta_Vendita https://it.wikipedia.org/wiki/War_of_Anti-Christ_with_the_Church_and_Christian_Civilization

Alta Vendita było tajnym stowarzyszeniem, które niektórzy, w tym francuski prałat, Monsignor Henry Delassus, uważają za bezpośredniego spadkobiercę bawarskich Iluminatów założonych przez byłego ucznia jezuitów, Adama Weishaupta.

Alta Vendita składała się z zaledwie 40 członków, wśród których był James Rothschild, znany członek aszkenazyjskiej rodziny bankowej, który uważany był za najwyższą głowę tego co było rodzajem super-masonerii.

W rzeczywistości masoneria nie składa się jedynie z 33 zwykłych stopni bardziej popularnego Rytu Szkockiego, ale ma też jeszcze wyższe tajne stopnie, na których znajdują się prawdziwi przywódcy i mistrzowie tej tajnej sekty, którzy rządzą nią z ukrycia.

Mason znajdujący się na najniższym szczeblu nie wie komu tak naprawdę służy i często jest jedynie pionkiem łatwym do poświęcenia przez tych, którzy naprawdę są absolutnymi władcami tego stowarzyszenia.

Historia masonerii to nic innego jak historia satanistycznego kultu, do którego prawdziwie wtajemniczani są jedynie “wybrańcy”, wybrani przez najwyższe szczeble masonerii.

Wielu byłych masonów, w tym Domenico Margiotta, były Wielki Mistrz 33 stopnia, już w XIX wieku wyjaśniło, że prawdziwą religią masonów jest nic innego jak lucyferianizm.

Również w nowszych czasach inni skruszeni byli masoni, tacy jak Serge Gallardo, ujawnili, że kultem, na którym opiera się ta sekta, jest satanizm.

Aby wolnomularstwo mogło zatriumfować, musi doprowadzić do unicestwienia Kościoła katolickiego, ponieważ żaden kult lucyferiański nie będzie w stanie ugruntować swojej pozycji na świecie, dopóki instytucja założona przez Nazarejczyka będzie żyła.

To wyjaśnia, dlaczego w swoich pismach masoni z Alta Vendita obmyślali plany infiltracji i osadzenia na tronie Piotrowym człowieka, który pewnego dnia będzie w pełni służył ich celom.

To, co widzimy obecnie w postaci “dialogu” między Kościołem a masonerią, nie jest wynikiem pracy, która dopiero się rozpoczęła.

Jest to wynik nieustannej i wytrwałej wojny, jaką wrogowie Chrystusa wypowiedzieli Jego Kościołowi, aby go zinfiltrować i lepiej podporządkować swym celom.

Infiltracja w rzeczywistości rozpoczęła się już w latach, gdy masoni Mazzini i Garibaldi, wspierani przez zawsze nieogarnioną koronę brytyjską, pracowali nad położeniem kresu doczesnemu panowaniu Kościoła i ustanowieniem liberalnego państwa włoskiego, które nie miało nic wspólnego z wielowiekowymi tradycjami chrześcijańskimi i grecko-rzymskimi tego jednego kraju.

Francuski eseista i historyk Claudio Jannet, który żył w tamtych latach i zmarł w 1894 roku, wspomina, jak owa infiltracja była już wówczas w toku:

“Kiedy przegląda się listy lóż w drugiej połowie XVIII wieku, zdumiewa stosunkowo znaczna liczba duchownych i zakonników, którzy do nich należeli.

Leon XIII i św. Pius X, papieże, którzy żyli pod koniec XIX i na początku XX wieku, byli bardzo zaniepokojeni, ponieważ fałszywe ideologie liberalizmu i kantyzmu rozprzestrzeniały się w seminariach, a duchowieństwo zaczynało być skażone duchem nowoczesności.

Apostazja Kościoła, o której mowa, została zapowiedziana właśnie Leonowi XIII, który miał słynną wizję tego, jak Kościół katolicki zostanie zaatakowany przez dym herezji, aż stanie się megafonem swoich wrogów.

Sobór Watykański II z początku lat sześćdziesiątych XX wieku był zatem niczym innym jak naturalnym procesem abjuracji dla Kościoła, który na swoim papieskim tronie ujrzał tych, którzy zamiast strzec objawionej Prawdy, poświęcili się bezlitosnemu szerzeniu apostazji i kłamstw liberalizmu.

Uważa się, że człowiek, który zainaugurował sezon soborowy, Jan XXIII, urodzony jako Angelo Roncalli, był członkiem francuskiego Grand Orient, podobnie jak jego następca, Paweł VI, Giovanni Montini, był, według ojca Luigi Villa, wybrany przez samego Ojca Pio do obrony Kościoła przed agresją masońską, kolejnym wtajemniczonym wolnomularzem.

Sobór jest spełnieniem tego, o czym marzyła Alta Vendita. Kościół wyrzeka się samego siebie. W miejsce Tradycji i Prawdy Pisma Świętego pojawia się ekumenizm, zgodnie z którym każda religia może dotrzeć do Boga.

Konsekwencje tego wyrzeczenia się katolicyzmu można zobaczyć podczas wizyty Jana Pawła II w synagodze żydowskiej w roku 1986, kiedy to nazwał on “starszymi braćmi” wyznawców tej religii, która odrzuciła Chrystusa jako ich Mesjasza.

To, co obserwujemy w ostatnich latach za sprawą Bergoglio, jest niczym innym jak nowym rozdziałem w długiej świeckiej walce, która chce osiągnąć swój ostateczny cel, a mianowicie rozpuszczenie Kościoła w masonerii.

Czy czas apostazji zbliża się ku końcowi?

Owo najnowsze seminarium Kościoła Bergoglia należy rozumieć jako zdeklarowaną próbę wrogów Chrystusa, którzy zasiadają dziś na tronie Piotrowym, jako ostatni desperacki atak masonów na instytucję, której tak bardzo nienawidzą.

Masoneria łudzi się, że może wygrać bitwę, której wygrać się nie da, ponieważ Kościół nie jest instytucją ziemską, lecz boską.

Może być on okupowany przez pederastów i masonów w obecnej epoce, ale zapominają oni, że Opatrzność zawsze sprawuje kontrolę i nikt inny.

Naszym zdaniem, znaczenie tego okresu można znaleźć właśnie w wizji Leona XIII, w której papież widział, jak szatan rzuca wyzwanie Bogu i prosi o czas 100 lat, aby móc wciągnąć Kościół i świat w piekielny chaos, który szaleje zwłaszcza od XX wieku.

Inne proroctwa, w których Matka Boża dała do zrozumienia, że Jej Niepokalane Serce zatriumfuje, takie jak te z Fatimy, Garabandal i Akita, sugerują, że czas pozostający do dyspozycji wrogów Kościoła nie jest zbyt długi i kończy się.

Z każdym swoim publicznym wystąpieniem Bergoglio wydaje się coraz słabszy i coraz bardziej stępiały terapią antyrakową, której zdaje się być poddawany przez ostatnie dwa lata.

Pontyfikat Bergoglio wydaje się być summą tej apostazji, po której, jeśli dobrze interpretujemy proroctwa maryjne, może nastąpić jedynie późniejsza odbudowa i triumf Kościoła wolnego wreszcie od wrogów, którzy go przeniknęli.

Pierwszym, który zdaje się być świadomy, że nie pozostało już wiele czasu, wydaje się być były biskup Buenos Aires, który w ciągu ostatnich sześciu miesięcy zwiększył intensywność swoich ataków na Kościół katolicki poprzez błogosławienie par homoseksualnych, msze wspólne z protestanckimi heretykami, aż po seminarium z masonerią mające na celu fuzję katolicyzmu z tajemną i gnostyczną religią masonów.

Wydaje się jednak, że ataki te przyniosły skutek odwrotny do zamierzonego, ponieważ nawet kardynałowie, którzy wcześniej milczeli przed Franciszkiem, teraz zaczynają podnosić głos przeciwko tego rodzaju herezjom.

Wydaje się, że masoński i jezuicki krąg Domu Świętej Marty chce spróbować wszystkiego, mając świadomość, że czas, który został im dany, właśnie się kończy.

Jeśli podążamy ścieżką wytyczoną przez objawienia Dziewicy, przekonanie to umacnia się.

Apostazja, którą tak długo widzieliśmy na naszych oczach, osiągnęła swoje granice i nie może być dłużej kontynuowana.

Nowy Porządek Świata poniósł już porażkę odnośnie wszystkich swoich celów politycznych, począwszy od Wielkiego Resetu, który miał zainaugurować okres tyranii rządu światowego.

Wraz z końcem globalizacji i powrotem władzy narodów rozpoczęła się faza odwrotna.

Teraz czekamy już tylko na wyzwolenie najważniejszego elementu w tejże wojnie między siłami światła i ciemności.

Jest nim wyzwolenie Kościoła Katolickiego.

INFO: https://www.lacrunadellago.net/lultimo-disperato-assalto-di-bergoglio-alla-chiesa-il-tentativo-di-fusione-con-la-massoneria/

===================

Korzenie Dnia Judaizmu, “Nostra Aetate” i wyłączenia Żydów z misji ewangelizacyjnej. Wolnomularstwo było tą ścieżką, którą dotarł do papieża Jules Isaac

Korzenie Dnia Judaizmu, “Nostra Aetate” i wyłączenia Żydów z misji ewangelizacyjnej

Autor: wawel , 6 stycznia 2024

WSTĘP

“Pod hasłem “SZALOM. Pokój – Dar Boga” 17 stycznia w Kościele w Polsce będzie obchodzony 27. Dzień Judaizmu”. Zanim zorientujemy się CO to jest i SKĄD się wzięło trzeba powiedzieć, że obchodzenie Dnia Judaizmu przez katolików (i to pod hasłem “Pokój – Dar Boga”)  w czasie, gdy liczba ofiar ludobójstwa izraelskiego na Palestyńczykach przekracza już 20 000 zakrawa na krwawą drwinę z ofiar. Może czas zmienić R.I.P. na R.I.S (rest in SHALOM)?

Netanjahu już czterokrotnie na konferencjach prasowych wymachiwał Biblią hebrajską cytując z niej fragmenty mające uzasadniać ludobójstwo. Prawie nikogo to nie bulwersuje, prawie nikt tego nie komentuje… Aż tak zgłupieliśmy, zobojętnieliśmy, wyprano nam mózgi (niepotrzebne skreślić)…

Taki to “dialog” z judaizmem wmusili nam, że boimy się nawet szepnąć słowa prawdy.

Nawracać ludobójców nie możemy, bo zabroniła nam tego “Nostra Aetate”. Ba, nawet obawiamy się wyrazić ludzką, chrześcijańską opinię o tych zbrodniach, by nie zostać zdzielonymi przez łeb pałką antysemityzmu. Takiego stopnia schizofrenii skrzyżowanej z syndromem sztokholmskim sięgnęła relacja Chrześcijan do Żydów. A zaczęło się od “Nostra Aetate” i obchodzenia Dnia Judaizmu pod znakiem “dialogu”. A jeszcze wcześniej był wielki wysiłek murarski Francuzów i Niemców…

DIALOG Z JUDAIZMEM

„Wyobraź sobie, że nie ma Niebios

To proste, gdy spróbujesz

Nie ma Piekła pod nami

Nad nami tylko niebo

Wyobraź sobie wszystkich ludzi

Żyjących z dnia na dzień

Aha-ah”

[John Lennon – Imagine]

—————–

Dzień Judaizmu w Kościele Katolickim – to tajemnicze i kuriozalne zjawisko od samych początków, które zrodziło się w pewnym filosemickim kręgu niemieckich luteran a szczególnie w głowie Holgera Banse, członka międzyreligijnej grupy Teshuva (Skrucha). Ewangelicki pastor Banse fascynował się od młodości dziejami syjonizmu, wolnomularstwa judaizmu reformowanego, sytuacją państwa Izrael i takimi organizacjami, jak przykładowo Światowa Unia dla Judaizmu Postępowego.

Frankmasońska (najprawdopodobniej) misja Holgera Banse spełnić się miała w Nostra aetate, ogłoszonej 28 października 1965 r. Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich

Jak wiadomo, Kościół na Vaticanum II w kontrowersyjnym dokumencie Nostra Aetate zbliżył się do zanegowania pewnych najważniejszych elementów swej doktryny. Stało się to poprzez wyłączenie Żydów z misji ewangelizacyjnej i uznanie, że… jest im ona niepotrzebna z powodu nieodwołalnego wybraństwa bożego (emerytowany profesor St. Mary’s College w Notre Dame, Indiana – E. Michael Jones nazywa to odstępstwo herezją). Stworzyło to precedens: w istocie rzeczy ustanowiło religię judaistyczną równorzędną względem chrześcijaństwa, czego bez wypaczenia przesłania ewangelii i spuścizny pawłowej nie da się zrobić.

hb

Jak widać, Holger Banse był to bardzo postępowy i nowoczesny sługa boży. Stworzony w sam raz na inicjatora erodującej katolicyzm, powstałej w niemieckim protestantyzmie,  „ideowej wkładki” pod nazwą Dzień Judaizmu. Oczywiście kwestią najważniejszą nie jest tu ów „dzień” jako taki, lecz to, iż stał się on otwarciem bramy do wielu późniejszych zjawisk i wydarzeń. Jak wiadomo: nawet najdłuższa droga zaczyna się od jednego, pierwszego kroku…

Kuriozalna jest informacja o Dniu Judaizmu w polskiej Wiki: „Dzień Judaizmu – święto w polskim Kościele katolickim”.

Otóż, drodzy parafianie – nie jest to żadne święto. Gdyby tak każdy arcybiskup mógł z podszeptu swoich niemieckich i włoskich kolegów (lobbowanych przez ortodoksyjnych rabinów) wymyślać wg kaprysu nowe święta – ładny byśmy mieli męt i zamęt w Kościele. Na szczęście jednak tak nie jest. Jest to pewna nieokreślona i „niesformalizowana forma” propagandy jednego z lobby, bardzo silnego.

W Niemczech nazywają ten „dzień”: dzień refleksji. Jest to wymuszona refleksja narzucana odgórnie, nie zakorzeniona ani w roku liturgicznym, ani w Piśmie Św. i nie mająca prawa być nazywaną „świętem w kościele katolickim”.

Tylko polski Kościół ma ów dzień, owo “święto”! We Włoszech, Austrii i Holandii niektórzy rabini i biskupi w niektórych ośrodkach organizują tego dnia jakieś wspólne imprezy religijno-kultowo-kulturowe.

Takiego zadęcia i czasowego rozciągnięcia dnia do… 7-10 dni jak w Polsce – nie ma nigdzie… A i te 10 dni, to tylko fragment całego ciągu świąt, które za pomocą dziesiątek powstałych później fundacji pokryły przeróżnymi „inicjatywami” wszystkie miesiące roku w wielu polskich miastach.

Ta inwazja, to w dużej mierze „wkład” abpa Gądeckiego.

Ale cofnijmy się do początków. Nazwa „grupy inicjatywnej”: Teshuva” („Skrucha”) daje naiwnym (a tych nigdy nie brak) nadzieję, że może chodzi tu o wzajemne wyznanie win. Jednak zapoznanie się z tłem i tekstami propagandowymi („programowymi”) stawia sprawy we właściwym świetle. To chrześcijaństwo ma… „skruszeć”. Aby je lepiej… zjeść.

W pewnym uproszczeniu, na rzecz tego eseju, można powiedzieć, iż uchwytny początek filozofii dialogu Chrystusa z Judaszem, ups, chrześcijaństwa z judaizmem ma swoje korzenie w dziedzictwie II Międzynarodówki i jej żydowskiego, ostro antyklerykalnego ( i antychrześcijańskiego, ściślej: antykatolickiego, gdyż na rzecz luteranizmu były robione różne ustępstwa ideowe, vide: Jean Jaures) kierownictwa.

Pierwszym jawnym bojownikiem o wkład rabinacki do tradycji Kościoła był francuski Żyd,  Jules Isaak, z wykształcenia historyk. Zwany bywał czasem „profesorem” ;), z tego powodu, iż… nauczał historii w liceum w Lyonie (praktyka hiper-nominacji, albo nominacji życzeniowej, znana z naszego życia medialnego i paranaukowego). Autor dwóch książek, w obu udowodniono mu mnóstwo manipulacji („Jezus i Izrael”, „Nauka pogardy: chrześcijańskie korzenie antysemityzmu”). Manipulacje nie manipulacje – zapotrzebowanie na takie „dzieła” było w kręgach judaizmu progresywnego i wśród diaspory, jak zawsze – ogromne.

jiv

Ilustracja 1. Jules Isaac

Gdy tylko skończyła się wojna nasz „profesor” (w wielu punktach podobny do naszego „profesora”, „historyka” W.Bartoszewskiego) – owładnięty przez zamysł wciągnięcia chrześcijan w „wymianę ideową” przystąpił do dzieła. Postawił sobie za cel pouczenie Kościoła i Synagogi (oczywiście, synagoga miała być tu pouczana tylko deklaratywnie, gdyż jak wszyscy wiedzą ten byt duchowy jest doskonały, wyjęty spod korekt wszelakich).

Hasło owego gwałtu na doktrynie zwanego dla niepoznaki „dialogiem” brzmiało tak: Synagoga musi uznać „the reality of Christ” („and the glory of the Church”, co, oczywiście było słownym odpowiednikiem zwykłego wciągnięcia do gry w 3 kubki, przez podstawionego kusiciela) a Kościół musi uznać  „the glory of the Synagogue,”. Przekładając to na ludzki język (język cywilizacji łacińskiej a nie na bełkot tzw. filozofii dialogu) otrzymujemy coś w tym rodzaju: Chrystus był fajnym człowiekiem („reality”), ale musicie zatwierdzić i ogłosić, że istnieje tylko jedna, prawdziwa wiara, którą na zawsze (nieodwracalnie) posiada Synagoga, a gdy to uznacie, to powiemy, że jesteście fajni, młodsi bracia („the glory of the Church”).

„Profesora” nie zadowalały półśrodki, uznanie lokalne jego herezji. Mierzył aż po sam szczyt. Potrzebne było przybicie swego świstka papieru z 18 punktami żądań (sfabrykował bowiem taką listę… postulatów) wobec… doktryny chrześcijańskiej do jakichś drzwi, najlepiej papieskich. Oczywiście, żaden wielki przywódca duchowy chrześcijaństwa takich herezji by nie potraktował poważnie. Mówiąc „wielki” mam na myśli np. papieża Leona XIII, pamiętanego z niezapomnianych, genialnych słów zawartych w encyklice Humanum genus (20 kwietnia 1884): „Jeśli nie kochacie prawdy, to choćbyście twierdzili, że ją kochacie i stwarzalibyście takie pozory, wiedzcie, że w danym momencie zabraknie wam odrazy wobec tego, co jest fałszywe, i po tym da się rozpoznać, że w rzeczy samej prawdy nie kochacie”.

Bez zagłębiania się w niuanse kombinatoryki „nepotyzmu mesjanistycznego i lobbystycznego” realizowanej przez „profesora” Julka w latach powojennych powiedzieć możemy, iż drążył tunele i drążył, aż się dokopał do audiencji u papieża Jan XXIII. Ale zanim to się stało, 18 żądań wobec chrześcijaństwa skondensowalo się w 10 punktów (ach, ta rozwlekłość Lutra, potrzebował aż 95 tez…). Dzieła „ekstrakcji” dokonała zwołana tuż po wojnie najprawdopodobniej przez niemieckich rabinów Rada Chrześcijan i Żydów na drugim posiedzeniu, w swojej siedzibie, którą był dom, w którym – notabene niegdyś mieszkał twórca nieortodoksyjnego syjonizmu (nie po drodze mu było z Theodorem Herzlem) – Martin Buber.

„Profesor” Jules Isaac przechował troskliwie przez 13 lat owe 10 żądań. W roku 1960 były  socjalistyczny prezydent Francji, Vincent Auriol „załatwił” Isaacowi dłuższą, „merytoryczną” audiencję u papieża Jana XXIII (Jules Isaak, emisariusz rabinów znany już był na dworze papieskim. W 1949 udało mu się dopchać do Piusa XII z żądaniami ocenzurowania liturgii chrześcijańskiej). Oficjalna historiografia zastanawia się nad przyczynami zaangażowania się b.prezydenta Francji w 1960 r. w tę dziwną misję judaistyczną (dokładniej: judaizującą).

vincentauriol_cropped

Ilustracja 2. Vincent Auriol

Sprawa, po bliższym przyjrzeniu się, nie wydaje się jednak zbyt złożona. Vincent Auriol złączony był jeszcze z lat 30 więzami dość ścisłej przyjaźni z  Leonem Blumem, socjalistą, pierwszym żydowskim premierem Francji,  w rządzie którego był ministrem. Licznie rozgałęziona alzacka, żydowska rodzina Blumów miała dwie pasje: wolnomularstwo i komunizm 2).

lb

Ilustracja 3. Leon Blum na wiecu socjalistycznym

Wolnomularstwo było tą ścieżką, którą dotarł do papieża Jules Isaac dzięki prezydentowi Vincentowi Auriol (miłośnikowi Izraela, vide: rocznicowa wizyta w Izraelu, w 1958 r.). Kto był pośrednikiem ze strony bractwa kielni i cyrkla? Ten sam chyba, kto późniejszym egzekutorem postulatów magistra historii z Lyonu, czyli kardynał Augustyn Bea, niemiecki jezuita mający jeszcze sprzed wojny przyjaźnie z kręgu najstarszej loży żydowskiej B’nai B’rith. W każdym razie, gdy papież wyraził wstępne zainteresowanie „pomysłami” magistra Isaaca z Lyonu – kardynał Bea był tym, któremu zlecono „dalsze prace”.

Potem już było z górki. Przed Vaticanum II zapoczątkował „dialog” Światowy Kongres Żydów 1) ustami swego prezydenta, Nahuma Goldmanna, próbując wmusić swojego „obserwatora” na sobór, Chaima Wardiego z Ministerstwa Religii Izraela. Tak podały izraelskie gazety. Goldmann zaprzeczył mówiąc, że nie zrobiłby tego, bo przecież wiedział, że gośćmi i obserwatorami soboru mogli być wyłącznie chrześcijanie i to mający specjalne zaproszenie watykańskiego Sekretariatu Stanu.

W sposób oczywisty było to testowanie nieprzyjaciela i jego zmiękczanie. Kula śniegowa herezji toczyła się, czasem zatrzymując się, czasem przyspieszając. Na końcu pierwszego etapu jej drogi był czwarty punkt Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich (Nostra aetate) – dotyczący stosunku chrześcijaństwa do Żydów i judaizmu. W opinii wielu katolików było to wdarcie się zgorszenia w obręb Tradycji.

Był rok 1965, dwa lata po śmierci żydowskiego nauczyciela gimnazjalnego jego misja dobiegła końca, dzięki dawnym, niemieckim rodom rabinackim, „ekumenicznym” luteranom, braciom kielni i cyrkla oraz powojennej międzynarodówce socjalistycznej. I tak oto nawa Kościoła zaczęła nabierać wody. Jak Costa Concordia.

===================

Przypisy:

1) WJC (World Jewish Congress) to ta sama organizacja, która w już bardziej zaawansowanej fazie „dialogu żydowsko-chrześcijańskiego”przez swojego sekretarza, Izraela Singera, zagroziła Polsce, że jeśli nie zastosuje się do żądań Kongresu i nie przekaże co najmniej 60 miliardów dolarów za mienie pozostawione przez Żydów zabitych w czasie wojny przez Niemców, to „będzie upokarzana na arenie międzynarodowej”. No cóż, jeżeli ktoś myślał, że bilet na to coroczne świętowanie przy dźwiękach klezmerskich kapel będzie tani, albo, że wstęp będzie wolny – grubo się mylił.

A byli tacy, co ostrzegali, i to nawet podczas Vaticanum II (88 głosów przeciw Nostra Aetate) – mówiąc, że to nie chodzi o żaden dialog, lecz o zwykły monolog, za wysłuchanie którego trzeba będzie w dodatku słono zapłacić – gotówką i erozją depozytu wiary.

2)  Inna odnoga rodu alzackiego rodu Blumów wydała takie bezcenne perełki, jak wieloletni europarlamentarzysta, żydowski intelektualista, socjalista i wolnomularz Vincent Peillon, minister edukacji Francji 2012-2014, (uczeń wolnomyśliciela Ferdynanda Buissona), owładnięty, jak niektórzy piszą „antykatolickim delirium” i autor projektu nowej, świeckiej religii dla Francji: „ w celu dokończenia rewolucji socjalizm francuski powinien dążyć do ustanowienia nowej religii w miejsce katolicyzmu (…). Rola nowej religii powinna przypaść socjalizmowi, który ma uosabiać rewolucję religijną, będącą jednocześnie rewolucją moralną i materialistyczną. Laickość powinna być właściwą religią francuskiej Republiki demokratycznej i socjalnej”.

vp

Ilustracja 4. Vincent Peillon

Arcybiskup Carlo Maria Viganò: “Hierarchowie Bergoglio” są “sługami szatana”

Arcybiskup Carlo Maria Viganò: “Hierarchowie Bergoglio” są “sługami szatana”

30 grudnia 2023

Arcybiskup Carlo Maria Viganò: Błogosławieństwo dla “par” homoseksualnych pokazuje, że “hierarchowie Bergoglio” są “sługami szatana i jego najbardziej gorliwymi sojusznikami”.

Rozważania arcybiskupa Viganò dotyczące Deklaracji „Fiducia supplicans”

ŹRÓDŁO: https://www.lifesitenews.com/ / tłumaczenie: https://rzymski-katolik.blogspot.com

Kiedy diabeł próbuje przekonać nas do grzechu, podkreśla rzekome dobro złego działania, które chce, abyśmy zrobili, jednocześnie przesłaniając aspekty, które z konieczności są sprzeczne z przykazaniami Boga. Nie mówi do nas: Grzeszysz i obrażasz Pana, który umarł za ciebie na krzyżu, ponieważ wie, że normalny człowiek nie chce zła samego w sobie, ale że zwykle czyni zło pod pozorem dobra.

Ta strategia zwodzenia niezmiennie się powtarza. Aby nakłonić matkę do aborcji, szatan nie prosi jej, by była zadowolona z zabicia dziecka, które nosi, ale by pomyślała o konsekwencjach ciąży, o tym, że straci pracę lub że jest zbyt młoda i niedoświadczona, by wychowywać i kształcić dziecko; i wydaje się, że matka, czyniąc z siebie morderczynię poprzez dzieciobójstwo, wykazuje poczucie odpowiedzialności, chcąc oszczędzić niewinnemu stworzeniu życia bez miłości. Aby przekonać mężczyznę do cudzołóstwa, kuszący duch pokazuje mu rzekome zalety znalezienia ujścia w romansie pozamałżeńskim, a wszystko to z korzyścią dla pokoju w rodzinie. Aby nakłonić księdza do zaakceptowania heretyckich odchyleń swoich przełożonych, kładzie nacisk na posłuszeństwo wobec autorytetu i zachowanie komunii kościelnej.

Oszustwa te w oczywisty sposób służą odciąganiu dusz od Boga, wymazywaniu w nich łaski, plamieniu ich grzechem, zaciemnianiu ich sumienia w taki sposób, że następny upadek będzie tym bardziej przypadkowy, im poważniejszy. W pewnym sensie działanie diabła wyraża się jako “okno Overtona”, czyniąc przestępstwo przeciwko Bogu mniej strasznym, sprawiając, że wierzymy, że kara, która nas czeka, jest mniej straszna, a konsekwencje naszej winy bardziej akceptowalne.

Pan jest dobry: przebacza wszystkim, szepcze do nas, starając się trzymać nas z dala od myśli o męce Chrystusa, od faktu, że każdy cios bicza, każdy policzek, każdy cierń wbity w Jego głowę, każdy gwóźdź wbity w Jego ciało jest owocem naszych grzechów. A jeśli ulegniesz pokusie, to nie twoja wina, tylko twoja słabość. A gdy dusza pogrąży się, grzech po grzechu, w nałogu zła i występku, pozwala się ciągnąć coraz niżej i niżej, aż diabelska prośba ukaże się w całej swej grozie: Buntować się przeciwko Bogu, odrzucać Go, bluźnić Mu, nienawidzić Go, ponieważ pozbawił cię prawa do szczęścia za pomocą opresyjnych nakazów.

To, po bliższym przyjrzeniu się, jest powtarzającym się elementem pokusy, od czasu grzechu Adama: ukazywanie zła pod fałszywymi pozorami dobra, a dobra jako irytującej przeszkody w spełnieniu buntowniczej woli.

Kościół, który jest naszą Matką, dobrze wie, jak niebezpieczne dla chrześcijańskiej duszy jest ignorowanie tej piekielnej strategii. Spowiednicy, kierownicy duchowi i kaznodzieje uważali za konieczne wyjaśnienie wiernym, jak działa diabeł, aby mogli zrozumieć swoim intelektem oszustwo złego, aby móc przeciwstawić się mu swoją wolą, wspomaganą w tym przez wytrwałość w modlitwie i częste korzystanie z sakramentów. Z drugiej strony, jak możemy sobie wyobrazić matkę, która zachęca swoje dziecko, by nie postępowało w miłości Bożej, i która zapewnia je, że Pan udzieli mu zbawienia bezwarunkowo? Jaka matka byłaby świadkiem ruiny swojego dziecka, nie próbując go ostrzec, a nawet ukarać, aby zrozumiało powagę swoich czynów i nie krzywdziło siebie na wieczność?

Deliryczna deklaracja Fiducia Supplicans opublikowana niedawno przez parodię dawnego Świętego Oficjum przemianowaną na Dykasterię, definitywnie przebija zasłonę hipokryzji i oszustwa hierarchii Bergoglio, ukazując tych fałszywych pasterzy takimi, jakimi są naprawdę: sługami szatana i jego najgorliwszymi sprzymierzeńcami, począwszy od uzurpatora, który zasiada – obrzydliwość spustoszenia – na Tronie Piotrowym. Sam incipit dokumentu brzmi, jak wszystkie te wydane przez Bergoglio, szyderczo i zwodniczo: ponieważ ufność w Boże przebaczenie bez pokuty nazywana jest domniemaniem zbawienia bez zasługi i jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu.

Fałszywa duszpasterska troska Bergoglio i jego dworzan w odniesieniu do cudzołożników, konkubinatów i sodomitów powinna zostać potępiona przede wszystkim przez domniemanych beneficjentów watykańskiego dokumentu, którzy są pierwszymi ofiarami siarczystego soborowego i synodalnego faryzeizmu. To ich nieśmiertelne dusze są składane w ofierze bożkowi, ponieważ w dniu Sądu Ostatecznego odkryją, że zostali oszukani i zdradzeni przez tych, którzy na ziemi dzierżą autorytet Chrystusa. Wina, o którą Pan oskarży tych nieszczęsnych ludzi, będzie dotyczyła nie tylko popełnionych grzechów, ale przede wszystkim tego, że chcieli uwierzyć w diaboliczne kłamstwo, w oszustwo fałszywych pasterzy – począwszy od Bergoglio i Tucho – które sumienie pokazało im jako takie. Kłamstwo, w które chce wierzyć wielu członków hierarchii, którzy mają nadzieję, że prędzej czy później będą mogli otrzymać to samo błogosławieństwo wraz ze swoimi wspólnikami w występkach, ratyfikując ten świętokradczy i grzeszny styl życia, który już praktykują za ostentacyjną zgodą Bergoglio.

Fakt, że deklaracja Tucho Fernándeza zatwierdzona przez Bergoglio powtarza, że błogosławieństwo nieregularnej pary nie powinno wydawać się formą obrzędu ślubnego, a małżeństwo jest tylko między mężczyzną i kobietą, jest częścią strategii oszustwa. Nie chodzi tu bowiem o to, czy małżeństwo może być zawarte przez dwóch mężczyzn lub dwie kobiety, ale o to, czy osoby żyjące w stanie ciężkiego grzechu mogą zasłużyć, jako para nieregularna, na błogosławieństwo udzielone przez diakona lub kapłana, z jedynym zastrzeżeniem, że nie powinno ono sprawiać wrażenia celebracji liturgicznej.

Uwaga watykańskiego Sanhedrynu jest całkowicie skierowana na zapewnienie chrześcijańskiego ludu, że nie mają zamiaru formalizować nowych form małżeństwa, podczas gdy stan grzechu śmiertelnego i poważnego skandalu tych, którzy otrzymaliby takie błogosławieństwo, oraz niebezpieczeństwo wiecznego potępienia, które ciąży na tych biednych duszach, są całkowicie pomijane. Nie wspominając już o wpływie społecznym, jaki ta deklaracja będzie miała na tych, którzy nie są katolikami, a którzy dzięki niej uznają, że mają prawo do znacznie gorszych ekscesów. Można się zastanawiać, czy w tym wyścigu do legitymizacji sodomii – uzyskanej bez posuwania się do celebrowania małżeństw między sodomitami – istnieje konflikt interesów u tych, którzy proponują to tak natarczywie: to tak, jakby rządzący chronili się tarczą prawną przed odpowiedzialnością przed nałożeniem na populację eksperymentalnego serum genowego, którego negatywnych skutków nie są nieświadomi.

Nie ma co do tego wątpliwości: jest to brutalne przebudzenie dla tak zwanych konserwatystów, którzy czują się jawnie wyśmiewani przez prefekta Tucho, który martwi się, że błogosławieństwo pary nie powinno wyglądać jak małżeństwo, ale nie ma nic do powiedzenia na temat wewnętrznej grzeszności publicznego konkubinatu i sodomii. Ważne jest to, że umiarkowani – obrońcy Soboru Watykańskiego II – mogą uważać się za zadowolonych z tej jezuickiej apostille (w tym przypadku, że te spontaniczne i nierytualne błogosławieństwa nie są małżeństwem), która ma uratować doktrynę o papiestwie, jednocześnie popychając dusze do potępienia samych siebie.

Dla księży, którzy nie zgodzą się błogosławić tych nieszczęsnych ludzi, przygotowywane są dwie drogi: pierwsza, to wydalenie z parafii lub diecezji ad nutum Pontificis po drugie, pogodzić się z przehandlowaniem swojego prawa do sprzeciwu w zamian za uznanie prawa innych współbraci do zatwierdzenia; coś, co już zaobserwowano na polu liturgicznym w przypadku Summorum Pontificum. Krótko mówiąc, działalność Bergoglio jest ujściem wiary, w którym można znaleźć wszystko, od obrzędów Wielkiego Tygodnia sprzed 1955 r. po “Eucharystie” LGBT, o ile nic nie jest kwestionowane w związku z jego “pontyfikatem”.

Do tego dochodzi skandal dla katolików, którzy w obliczu okropności sekty “Świętej Marty” są kuszeni do przyjęcia schizmy lub porzucenia Kościoła. I znowu: z jaką goryczą i poczuciem rozczarowania będą patrzeć na Rzym ci ludzie, którzy świadomi swojej sytuacji obiektywnej nieprawidłowości, starali się i nadal starają się ze wszystkich sił i z łaską Bożą nie grzeszyć i żyć w zgodzie z przykazaniami? Jak mogą się czuć ci ludzie, którzy proszą o ojcowski głos zachęcający ich do kontynuowania drogi świętości, a nie o ideologiczne uznanie ich wad, o których wiedzą, że są niezgodne z naturalną moralnością?

Zadajmy sobie pytanie: co Bergoglio chce osiągnąć? Nic dobrego, nic prawdziwego, nic świętego. On nie chce, by dusze zostały zbawione; nie głosi Ewangelii w sposób stosowny, natarczywy, by wezwać dusze do Chrystusa; nie pokazuje im ubiczowanego i zakrwawionego Zbawiciela, by pobudzić ich do zmiany życia. Nie. Bergoglio chce ich potępienia, jako piekielnego hołdu dla szatana i bezczelnego wyzwania rzuconego Bogu.

Istnieje jednak bardziej bezpośredni i prosty cel do osiągnięcia: sprowokowanie katolików do odwrócenia się od jego kościoła i pozostawienie mu wolności, by przekształcił go w konkubinę Nowego Porządku Świata. Kobiety-księża, błogosławieństwa gejów, skandale seksualne i finansowe, biznes imigracyjny, kampanie przymusowych szczepień, ideologia gender, neomaltuzjański ekologizm, despotyczne zarządzanie władzą to narzędzia, za pomocą których można skandalizować wiernych, obrzydzać tych, którzy nie wierzą, dyskredytować Kościół i papiestwo. Cokolwiek się stanie, Bergoglio już osiągnął swój cel, którym jest zapewnienie sobie zgody heretyków i cudzołożników, którzy uznają go za papieża, usuwając wszelkie krytyczne głosy.

Gdyby ten dokument, wraz z innymi mniej lub bardziej oficjalnymi wypowiedziami, naprawdę miał na celu dobro cudzołożników, konkubinatów i sodomitów, powinien był wskazać im heroizm chrześcijańskiego świadectwa, przypomnieć im o poświęceniu, jakiego nasz Pan wymaga od każdego z nas, i nauczyć ich pokładać ufność w łasce Bożej, aby przezwyciężyć próby i żyć zgodnie z Jego Wolą. Wręcz przeciwnie, zachęca ich, błogosławi ich jako nieregularnych, tak jakby nimi nie byli; ale jednocześnie pozbawia ich małżeństwa i w ten sposób przyznaje, że są nieregularni. Bergoglio nie prosi ich o zmianę życia, ale zezwala na groteskową farsę, w której dwóch mężczyzn lub dwie kobiety będą mogli stawić się przed sługą Bożym, aby otrzymać błogosławieństwo, wraz ze swoimi krewnymi i przyjaciółmi, a następnie uczcić ten grzeszny związek bankietem z krojeniem tortu i prezentami. Ale to nie jest ślub, bądźmy szczerzy…

Zastanawiam się, co powstrzyma to błogosławieństwo przed udzieleniem go nie parze, ale kilku osobom, w imię poliamorii; lub nieletnim, w imię wolności seksualnej, którą globalistyczna elita wprowadza za pośrednictwem ONZ i innych wywrotowych organizacji międzynarodowych. Czy wystarczy zaznaczyć, że Kościół nie aprobuje związków poligamicznych i pedofilii, aby pozwolić na błogosławienie poligamistów i pedofilów? A dlaczego nie rozszerzyć tej sztuczki na tych, którzy praktykują bestialstwo? Zawsze byłoby to w imię gościnności, integracji i inkluzywności.

Arcybiskup Carlo Maria Viganò

20 grudnia 2023 r.
Feria IV Quattuor Temporum Adventus

O prekursorach Antychrysta w Watykanie. Mówi ks. prof. Stanisław Koczwara.

z „Tajnej … instrukcji przekazanej członkom Wysokiej Wenty”

z „Tajnej … instrukcji przekazanej członkom Wysokiej Wenty”

[Epiphanius, str. 396 md] Z Tajnej … instrukcji Wysokiej Wenty

…Kościół przypomina dziś oblężoną twierdzę – atakowany frontalnie, ale też rozsadzany od środka. Mówi o tym dobitnie pewien tekst programowy z 1819 roku (!), który pomimo upływu czasu nie stracił nic ze swej aktualności. Pochodzi on z „Tajnej stałej instrukcji przekazanej członkom Wysokiej Wenty” (była to, jak pa­miętamy, najwyższa instancja XIX-wiecznego karbonaryzmu). Poniżej przyta­czamy niektóre jego fragmenty:

“Owoż by doczekać się Papieża na miarę naszych aspiracji, trzeba najpierw wy­chować temu Papieżowi pokolenie godne królowania, o jakim marzymy. Zostawcie na boku ludzi starych i w wieku dojrzałym. Wychodźcie bezpośrednio do młodzieży, a jeśli się uda – do dzieci […]. To właśnie młodzież trzeba uwieść i, nieświado­mą, poprowadzić pod sztandarem tajnych Stowarzyszeń. Aby tą pełną niebezpieczeństw drogą iść krokiem niespiesznym, lecz pewnym, dwie rzeczy są bezwzględnie konieczne. Musicie wydawać się łagodni, jak gołębie, a jednocześnie musicie być ostrożni, jak węże […].

Skoro więc zostanie ugruntowany wasz autorytet w kolegiach, gimnazjach, na uniwersytetach oraz w seminariach i skoro zaskarbicie sobie zaufanie profesorów i studentów, postarajcie się, aby zwłaszcza ci, którzy zamierzają wstąpić w szeregi kleru, zabiegali o spotkania z wami […]. Owa renoma […] sprawi, że nasza doktryna trafi do młodych kleryków [i księży], a nawet za bramy zakonów. Po paru latach młode duchowieństwo siłą rzeczy opanuje wszystkie ważne funkcje: rządowe, admi­nistracyjne i sędziowskie; będzie też wchodzić w skład najwyższej rady; aż w końcu przyjdzie mu wybierać tego, który zasiądzie na Stolicy Piotrowej. Nowy Papież, jak ogół ludzi mu współczesnych, będzie przesiąknięty w mniejszym lub większym stopniu ideałami […] humanizmu, które niedługo zaczniemy szerzyć […].

Sprawcie więc, by kler maszerował pod waszym sztandarem w przeświad­czeniu, że kroczy nadal pod godłem Kluczy Apostolskich.”

(Henri Delassus, “Le probleme de J’heure presente”, tom I, str. 588-590)

             ,,[…] To nie ostrego sztyletu powinny lękać się najbardziej zarówno Katoli­cyzm, jak i monarchia. Ale te dwa filary porządku społecznego mogą się zawalić wskutek zepsucia – więc szerzmy je niestrudzenie. Tertulian słusznie zauważył, że z krwi męczenników rodzą się chrześcijanie. Otóż nasze rady zajęły stanowisko, że dość już mamy chrześcijan. Nie mnóżmy przeto męczenników, lecz propagujmy wszelkie występki. Niech niezliczone rzesze chłoną je wszystkimi pięcioma zmy­słami, niech pławią się w nich aż do przesytu […]. Sprzyjajcie tedy zepsuciu serc, a nie będziecie mieli katolików. Odciągajcie księdza od pracy, od ołtarza i od prakty­kowania cnót: niech czym innym zajmie swoje myśli i zacznie inaczej spędzać czas […]. Zepsucie na wielką skalę – oto, cośmy przedsięwzięli. Zepsucie ludu przez kler, a kleru przez nas […].”

(Ibid., str. 611)

,,[…] Przyznajcie wolność sumienia heretykom, żydom, ateistom, lecz bacz­cie, by nie mógł z niej korzystać ani ksiądz, ani katolik […].

             By podkopać jego [tj. księdza] wpływy, odbierzcie mu majątek, który czyni go niezależnym; utrzymujcie go wyłącznie na pensji urzędnika państwowego […]

             Ograniczcie liczbę świąt, zaś na niedziele planujcie szkolenia, uczty, zabawy i

różne zajęcia, które odciągną lud od moralności ewangelicznej […]

Żeby zaś skończyć z bezgranicznym oddaniem księdza, które zjednuje mu sym­patię ludu, starajcie się uwiązać go przy rodzinie. Przy różnych okazjach dawajcie wyraz opiniom przeciwnym celibatowi […]

             (Ibid., str. 626-628)

Jak wiemy, publiczna szkoła laicka stała się powszechnym standardem w ca­łej  Europie. Władze państwowe sprawują dziś ścisłą kontrolę nad linią i treścią nauczania. Religia stała się przedmiotem fakultatywnym albo została zredukowa­na do ,,historii ludzkich wierzeń”. Tak zwane szkoły katolickie, o ile chcą dalej działać, muszą sztywno realizować programy laickie, hołdując ideologii demokra­tycznej, która zyskała rangę absolutnego dogmatu. Nie sposób zaprzeczyć, że du­ża część księży jest dziś demokratami; to zaś rodzi ryzyko, że mogą oni bagatelizować Boskie źródła inspiracji Pisma Świętego, interpretować je przy pomocy laickiego aparatu krytyki historycznej lub – co gorsza – nadawać mu zna­czenia czysto symboliczne; podobnie mogą oni skłaniać się do tego, by dogmaty Kościoła traktować jako zmienne, podlegające ewolucji historycznej (moder­nizm). Te same demokratyczne zasady, podzielane przez wielu Ojców Soboru Watykańskiego II, doprowadziły po stronie katolickiej do polityki “zamilczania” dogmatów, do rewolucji w liturgii oraz do ekumenizmu, który jest niczym innym, jak odstąpieniem od depozytu wiary opartego na Skale Ewangelii, po to, by wspa­niałomyślnie przygarnąć do siebie błąd innych.

Na tak przetrzebionej glebie łatwo pleni się chwast libertyńskiej „moralności” masońskiej. Uważana za wartość absolutną wolność jednostki, wypisana na sztandarach lóż, przerodziła się szybko w swawolę i w występek. Skutki tego ob­serwujemy: zawrotny wzrost przestępczości w Europie, szerząca się niemoral­ność, atak (zaplanowany – o czym mieliśmy okazję się przekonać) na rodzinę poprzez rozwody, wolne związki, środki antykoncepcyjne, promocję aborcji i homoseksualizmu, pornografię i narkotyki. Ale na tym z pewnością nie koniec…

Watykan. Intronizacja  Archanioła Lucyfera w Capella Paolina. To już 60 lat – skutki widać gołym okiem.

Intronizacja  Archanioła Lucyfera w Capella Paolina

na Watykanie 29 czerwca 1963

[Przypominam jak co roku. To już 60 lat – skutki widać gołym okiem. Módlmy się by nastał Papież, który będzie miał siłę, by to ODWRÓCIĆ, egzorcyzmować. MD]

=====================

Anno Domini 2017.

Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa.

A 29-go – świętych Piotra i Pawła. Zmasowany atak satanistów w te dni jest atakiem rytualistycznym.

Święty Michale Archaniele, broń nas w walce. Sancte Michael Archangele, defende nos in prǽlio.

Przypominam FAKT, który miał miejsce przed 60 laty. Jest prawie pewne, że kolejni Papieże jak dotąd nie unicestwili tego bluźnierczego aktu, a potrzebną do tego MOC BOŻĄ – mają.

Stąd zapewne ciągle taka słabość obrońców. MD]

—————————

[Jest w ANTYKU najważniejsza książka Malachi Martina o Papieżach i obecnym Katolicyzmie.

Oto wyjątek.

Dom smagany wiatrem

Malachi Martin  

Powieść watykańska. Dedykowane papieżowi Piusowi V na cześć Maryi Królowej Różańca Świętego


1963,  Capella Paolina, Watykan

– Wierzę, że Książę tego świata zostanie tej nocy intronizowany do Starożytnej Cytadeli  i z tego miejsca stworzy Nową Wspólnotę.

I przyszła odpowiedź, robiąca przerażające wrażenie nawet w tym upiornym otoczeniu:

– A imię jej będzie Powszechny Kościół Człowieka.

Intronizacja upadłego Archanioła Lucyfera dokonała się w Cytadeli Kościoła katolickiego 29 czerwca 1963 roku. Był to “właściwy czas” dla spełnienia się historycznej przepowiedni. Główni aktorzy tej ceremonii doskonale wiedzieli, że tradycja satanistyczna już dawno przepowiedziała, że Czas Księcia nadejdzie wówczas, gdy papież przybierze imię Apostoła Pawła. Warunek ten – Znak, że nadszedł właściwy czas – został spełniony dokładnie osiem dni temu przez wybór najnowszego następcy św. Piotra.

W tym krótkim czasie, jaki upłynął od elekcji papieża, nie dało się ukończyć skomplikowanych przygotowań; Najwyższy Trybunał zdecydował jednak, że trudno o lepszy czas na Intronizację Księcia niż ten uroczysty dzień bliźniaczych książąt Cytadeli, świętych Piotra i Pawła. I nie było stosowniejszego miejsca niż Kaplica św. Pawła w Watykanie, usytuowana tak blisko Pałacu Apostolskiego.

Skomplikowane przygotowania podyktowane były głównie naturą mającego się odbyć Wydarzenia Ceremonialnego. Ochrona budynków watykańskich, pośród których leżał klejnot w postaci Kaplicy św. Pawła, była tak staranna, że z pewnością nie uda się ukryć uroczystego ceremoniału. Jeśli przedsięwzięcie miało zostać uwieńczone sukcesem – jeśli Wejście Księcia miało się dokonać we Właściwym Czasie – każdy element celebracji ofiary kalwaryjskiej musi zostać postawiony na głowie w przebiegu tej drugiej, przeciwstawnej celebracji. Sacrum musi zostać sprofanowane. Bluźnierstwo adorowane. Bezkrwawa reprezentacja ofiary Bezimiennego Słabego musi być zastąpiona przez najwyższą i krwawą deprawację godności Bezimiennego. Wina musi stać się niewinnością. Cierpienie musi dawać radość. Łaska, skrucha, przebaczenie muszą być utopione w orgii przeciwieństw. A wszystko to musi być wykonane bezbłędnie. Sekwencja wydarzeń, znaczenie słów, waga czynności – wszystko to musi być opatrzone perfekcyjnie wykonanym świętokradztwem, ostatecznym rytuałem zdrady.

Cała ta delikatna operacja została złożona w doświadczone ręce zaufanego STRAŻNIKA Księcia w Rzymie. Mistrz skomplikowanego ceremoniału Kościoła rzymskiego, dostojnik o granitowej twarzy i cierpkim języku, był jeszcze większym mistrzem książęcego ceremoniału ciemności i ognia. Wiedział, że bezpośrednim celem każdego ceremoniału jest oddanie czci “obeldze rozpaczy”. Lecz obecnie istniał jeszcze dalszy cel polegający na przeciwstawieniu się Bezimiennemu Słabemu w jego bastionie, opanowania Cytadeli Słabego we właściwym czasie, zapewnienie wejścia Księcia do Cytadeli jako nieodpartej siły, wyparcie Strażnika Cytadeli, przejęcie pełnej władzy nad kluczami wręczonymi strażnikowi przez Słabego.

STRAŻNIK próbował zmierzyć się z problemem bezpieczeństwa. Takie niewinne elementy, jak pentagram, czarne świecie i odpowiednie draperie ujdą jako rzymski ceremoniał. Lecz pozostałe rubryki – Misa z Piszczelami i Rytuał Din na przykład, zwierzęta ofiarne i sama Ofiara – tego byłoby już za wiele. Musi się więc odbyć dwie równoczesne celebracje. Koncelebracja mogłaby być dokonana z równym skutkiem przez braci w Autoryzowanej Kaplicy Celującej.

Gdyby wszyscy uczestnicy  w obu miejscach “wzięli na cel” każdy element wydarzenia w Kaplicy Rzymskiej, wówczas wydarzenie w całej swej pełni dokonałoby się w sposób szczególny w obszarze docelowym. Byłoby to tylko sprawą jedności serc, tożsamości intencji i perfekcyjnej synchronizacji słów i czynności pomiędzy kaplicą celującą a kaplicą docelową. Żywa wole i myślące umysły uczestników skoncentrowałyby się na Przybytku Księcia, odległość przestałaby mieć znaczenie.

Dla człowieka tak doświadczonego jak STRAŻNIK wybór kaplicy celującej nie nastręczał najmniejszych trudności. Wystarczyło zadzwonić do Stanów Zjednoczonych. W ciągu tych wszystkich lat wyznawcy Księcia w Rzymie osiągnęli doskonałą jedność serc i i taką samą jedność intencji z przyjacielem STRAŻNIKA Leonem, biskupem Kaplicy w Południowej Karolinie.

Imię Leon nie było prawdziwym imieniem tego człowieka, lecz raczej opisem jego wyglądu. Srebrna grzywa na wielkiej głowie każdemu, kto na niego patrzył, kojarzyła się z rozwianą grzywą lwa. Od kiedy jego ekscelencja, gdzieś w latach czterdziestych, ustanowił tę kaplicę, okazał się niezrównanym mistrzem operacji – dzięki liczbie i znaczeniu Uczestników, jakich potrafił przyciągnąć, dzięki częstej i szybkiej współpracy z tymi, którzy uznawali jego przekonania i ostateczne cele. Obecnie jego kaplica cieszyła się powszechnym szacunkiem inicjatów jako kaplica matka Stanów Zjednoczonych.

Wiadomość, że jego Kaplica została autoryzowana jako Kaplica Celująca w tak wielkim wydarzeniu, jakim miała być Intronizacja Księcia w samym sercu rzymskiej Cytadeli, przyjęta została przez Leona z najwyższą satysfakcją. A co do spraw praktycznych, to jego ogromna wiedza i doświadczenie w przeprowadzaniu ceremoniału oszczędzi im obu wiele czasu. Nie było na przykład potrzeby przypominania mu o wadze zasady sprzeczności, na której opiera się cała struktura kultu Archanioła. Nie mogło też być najmniejszych wątpliwości co do jego pragnienia włączenia się w ostateczną strategię tej bitwy, której celem był koniec Kościoła rzymskokatolickiego jako instytucji papieskiej, jaką była od chwili założenia jej przez Bezimiennego Słabego.

STRAŻNIK nie musiał mu nawet wyjaśniać, że ostatecznym celem operacji nie była w sensie dosłownym likwidacja rzymskiej organizacji katolickiej. Leon doskonale rozumiał, że byłoby to posunięcie znamionujące brak inteligencji i najzupełniej nieekonomiczne. O wiele lepiej było zamienić tę organizację w coś naprawdę użytecznego, zhomogenizowanie jej i przystosowanie do wielkiego światowego porządku ludzkości. Postawienie przed nią uniwersalnych humanistycznych – i tylko humanistycznych – celów.

Dwaj identycznie myślący eksperci – STRAŻNIK i amerykański Biskup – ograniczyli więc konieczne ustalenia dotyczące bliźniaczych wydarzeń ceremonialnych do listy nazwisk i inwentarza rubryk.

Lista STRAŻNIKA – uczestników w kaplicy rzymskiej – zawierała imiona ludzi najwyższego kalibru, wysokich rangą dostojników kościelnych i liczących się prawników. Byli to oddani słudzy Księcia w Cytadeli. Niektórzy zostali wybrani, dokooptowani, przeszkoleni i wypromowani w ciągu dziesięcioleci w ramach falangi rzymskiej, pozostali reprezentowali nowe pokolenie gotowe rozwijać program Księcia przez kolejne dziesięciolecia. Wszyscy doskonale rozumieli potrzebę pozostania w ukryciu. Reguła mówiła bowiem jasno: “Gwarancją naszego jutra jest przekonanie ludzi dzisiejszych, że my nie istniejemy”.

Grafik Leona obejmujący mężczyzn i kobiety, którzy zdobyli sobie znaczącą pozycję w biznesie, rządzie i życiu społecznym, był imponujący, ku pełnemu zadowoleniu STRAŻNIKA. A Ofiara – dziecko – jak powiedział jego ekscelencja, będzie prawdziwym majstersztykiem złamania niewinności.

Lista rubryk potrzebnych do wykonania równoległej ceremonii sprowadzała się głównie do elementów, które będą zrealizowane w Rzymie. Co się zaś tyczyło Kaplicy Celującej Leona, to musi ona mieć kilka naczyń zawierających Ziemię, Powietrze, Ogień i Wodę. Załatwione. Musi mieć Misę z Piszczelami. Załatwione. Czerwone i czarne Filary. Załatwione. Tarczę. Załatwione. IW ten sposób przeszli do końca listę niezbędnych rekwizytów. Załatwione. Załatwione.

Sposób synchronizacji ceremonii w obu kaplicach nie był Leonowi obcy. Jak zwykle zostaną przygotowane wydruki, przez niewierzących nazywane mszałami, do użytku uczestników ceremonii w obu kaplicach. Jak zwykle będą to teksty w nieskazitelnej łacinie. Po obu stronach Gońcy Ceremonialni będą pilnować połączenia telefonicznego, tak by uczestnicy mogli wykonywać swoje części w doskonałej harmonii z braćmi współ-celebrującymi.

W trakcie trwania wydarzenia serce każdego uczestnika musi być doskonale wypełnione nienawiścią zamiast miłości. Zadośćuczynienie bólu i konsumacja muszą się wypełnić w sposób doskonały w kaplicy celującej pod przewodnictwem Leona. Autoryzacja, instrukcje i dowody – końcowe i kulminacyjne momenty właściwe na tę okazję – będzie miał honor osobiście zaaranżować w Watykanie STRAŻNIK.

A jeśli każdy wypełni dokładnie to, czego wymaga reguła, Książę nareszcie skonsumuje prastary odwet nad Słabym, Bezlitosnym Wrogiem, który przez wieki paradował w przebraniu Najwyższego Miłosiernego, który widział wszystko nawet w najciemniejszych mrokach.

 Leon mógł sobie wyobrazić resztę. W wydarzeniu Intronizacji w sposób niewidoczny i bezkolizyjny dokona się doskonałe nałożenie ceremonii, w wyniku którego Książę stanie się oficjalnie utajonym członkiem Kościoła w rzymskiej Cytadeli. Intronizowany w ciemności, Książę będzie mógł pogłębiać tę ciemność, jak nigdy dotąd. Będzie to dotyczyło w jednakim stopniu przyjaciół i wrogów. Wola pogrąży się w tak głębokiej ciemności, że omroczy nawet oficjalny cel istnienia Cytadeli: wieczną adorację Bezimiennego. W samą porę – i nareszcie – Kozioł wyprze Baranka i wejdzie w posiadanie Cytadeli. Książę zawładnie Domem – Domem pisanym dużą literą – który do niego nie należy.

– Pamiętaj o tym, przyjacielu – biskup Leon drżał z niecierpliwości. –  Dokona się niedokonane. Będzie to przypieczętowanie mojej kariery. Wydarzenie przypieczętowujące los dwudziestego wieku.

Leon nie bardzo się pomylił.

Była noc. Strażnik wraz kilkoma akolitami pracował w ciszy nad przygotowaniem wszystkiego w Kaplicy Docelowej – św. Pawła w Watykanie. Na wprost ołtarza ustawiono półkolem klęczniki. W pięciu świecznikach stojących na ołtarzu pyszniły się eleganckie czarne ogarki. Na tabernakulum umieszczono srebrny pentagram i przykryto go krwawoczerwoną zasłoną. Po lewej stronie ołtarza umieszczony był tron – symbol Księcia Panującego. Ściany pokryte ślicznymi freskami wyobrażającymi sceny z życia Chrystusa i Apostołów zostały zasłonięte czarnymi draperiami bramowanymi złotem w kształcie figur symbolizujących historię Księcia.

Kiedy zbliżyła się wyznaczona godzina, oddani słudzy Księcia poczęli wypełniać Cytadelę. Byli to członkowie Rzymskiej Falangi. Pośród nich znajdowało się kilku najwybitniejszych członków kolegium kardynalskiego, hierarchii i biurokracji Kościoła rzymskokatolickiego. Byli też pośród nich świeccy reprezentanci Falangi, równie znakomici, jak członkowie Hierarchii.

Weźmy choćby tego Prusaka, który właśnie ukazał się w drzwiach. Pokazowy egzemplarz nowego narybku prawniczego. Nie miał nawet czterdziestu lat, gdy zaczął odgrywać znaczącą rolę w pewnych krytycznych wydarzeniach transnarodowych. Nawet światła czarnych świec odbijały się w jego okularach w stalowej oprawie i łysinie, jakby go chciały wyróżnić. Wybrany jako Delegat Międzynarodowy i Nadzwyczajny Pełnomocnik na ten Akt Intronizacji, Prusak zaniósł na Ołtarz skórzany mieszek zawierający list Autoryzacyjny i Instrukcję, a następnie zajął miejsce na jednym z klęczników.

Jakieś pół godziny przed północą wszystkie klęczniki były już zajęte przez aktualne pokłosie tradycji Księcia, która została zasiana, zaszczepiona i była kultywowana w starożytnej Cytadeli w ciągu ostatnich osiemdziesięciu lat. Jakkolwiek na razie ograniczona liczebnie, grupa ta pozostawała w ochronnym mroku jako ciało obce i duch pozaziemski w swym Gospodarzu i zarazem Ofierze. Przenikali do urzędów i działań podejmowanych przez rzymską Cytadelę, rozsiewając swoje symptomy w krwiobiegu Kościoła Powszechnego niby podskórna infekcja. Symptomy te to cynizm i indyferentyzm, przestępstwa i partactwo na wysokich posadach, lekceważenie prawdziwej doktryny, odrzucenie osądu moralnego, utrata czujności w sprawach świętych, zamazywanie podstawowych zasad tradycji oraz wyrazów i gestów, które ją przywołują.

Tacy to ludzie zgromadzili się w Watykanie na uroczystość Intronizacji. I taka była ich tradycja, którą utwierdzali w kwaterze głównej światowej administracji – w rzymskiej Cytadeli. Trzymając w ręku kartki z wydrukowanym Ceremoniałem, z oczami utkwionymi w ołtarz i tron, skupiając umysł i wolę, czekali w ciszy, aż wybije północ, wprowadzając ich w uroczystość świętych Piotra i Pawła, tego najważniejszego świętego dnia Rzymu.

 Kaplica Celująca – przestronny hol na parterze szkółki parafialnej – została urządzona ściśle zgodnie z regułą. Biskup Leon wszystkiego doglądał osobiście. W tej chwili wybrani specjalnie na tę okazję Akolici spokojnie poprawiali ostatnie szczegóły, podczas gdy on sprawdzał wszystko po kolei.

A więc najpierw Ołtarz umieszczony w północnej części kaplicy. Na ołtarzu okazały krucyfiks, szczytem zwrócony na północ. O włos dalej Pentagram osłonięty czerwoną zasłoną, umieszczony pomiędzy dwiema czarnymi świecami. U góry czerwona wieczna lampka żarząca się Rytualnym Płomieniem. Po wschodniej stronie Ołtarza – klatka; a w klatce sześciotygodniowe szczenię, pod wpływem środków uspokajających czekające cierpliwie na ten krótki moment, gdy będzie użyteczne dla Księcia. Za ołtarzem – hebanowe świecie czekające, by rytualny płomień dotknął ich knotów.

Szybkie spojrzenie na ścianę południową. Na małym kredensie – kadzielnica oraz puszka zawierająca kawałki węgla drzewnego i kadzidło. Przed kredensem ustawiono czerwone i czarne Kolumny, z których zwisa Tarcza Węża i Dzwon Nieskończoności. Rzut oka w kierunku wschodnim: pojemniki z Ziemią, Powietrzem, Ogniem i Wodą otaczające drugą klatkę. W klatce – gołąb, nieświadomy swego losu jako parodii nie tylko Bezimiennego Słabego, lecz całej Trójcy Świętej. Pod ścianą zachodnią pulpit i Księga w gotowości. Półkole klęczników obrócone na północ, w kierunku ołtarza. Po obu stronach rzędu klęczników emblematy Wejścia: Misa z Piszczelami po stronie zachodniej, najbliżej drzwi; po stronie wschodniej – wschodzący Księżyc i pięcioramienna gwiazda, skierowana ku górze rogami Kozła. Na każdym klęczniku kopia mszału dla każdego z uczestników.

Wreszcie Leon kieruje wzrok na wejście do kaplicy. Specjalne ornaty intronizacyjne, identyczne z tymi, jakie on i jego Akolici mają już na sobie, wiszą na stojaku tuż za drzwiami wejściowymi. Sprawdził godzinę na dużym zegarze ściennym w chwili nadejścia pierwszych uczestników. Zadowolony z przygotowań, skierował się do obszernej przylegającej szatni służącej za zakrystię. Arcykapłan i ojciec Medico zapewne zdążyli już przygotować Ofiarę. Jeszcze tylko niecałe pół godziny i jego Goniec Ceremonialny zainauguruje połączenie telefoniczne z Kaplicą Docelową w Watykanie. Wtedy nadejdzie godzina.

Określone wymogi co do fizycznego przygotowania obu kaplic dotyczyły także przygotowania uczestników. Ci w Kaplicy św. Pawła – sami mężczyźni – mieli na sobie szaty i paliusze, stosownie do kościelnej rangi, lub nienagannie skrojone czarne garnitury w przypadku osób świeckich. Skoncentrowani na jednym celu, z oczami utkwionymi w ołtarz i pusty Tron, wydawali się pobożnymi duchownymi rzymskimi lub świeckimi uczestnikami nabożeństwa, za których byli powszechnie uważani.

Rangą dorównując Rzymskiej Falandze, uczestnicy amerykańscy w kaplicy celującej stanowili jednak ostry kontrast do swoich kolegów w Watykanie. Tutaj zjawiali się mężczyźni i kobiety. Nie zasiadali oni w klęcznikach w eleganckich ubraniach, lecz zaraz po wejściu rozbierali się do naga, a następnie zakładali pojedynczą szatę bez szwów, przepisaną na okazję intronizacji; szata była krwistoczerwona na znak ofiary, długa do kolan, bez rękawów, z wycięciem pod szyją w kształcie litery V, otwarta z przodu. Rozbieranie i ubieranie odbywało się w milczeniu, bez pośpiechu i podniecenia. Całkowita koncentracja, rytualny spokój.

Po przebraniu się uczestnicy przechodzili obok Misy z Piszczelami i zanurzali w niej rękę, wyciągali garstkę Kości i zajmowali miejsca na klęcznikach ustawionych w półkolu na wprost ołtarza. Misa stopniowo opróżniała się, uczestnicy wypełniali klęczniki, ciszę wypełnił rytualny hałas. Nieustannie potrząsając kośćmi, każdy z Uczestników zaczął mówić – do siebie, do innych, do Księcia, po prostu w pustą przestrzeń. Na początku nie były to głosy ochrypłe, lecz rozbrzmiewające chaotycznie w rytualnej kadencji.

Wciąż przybywali nowi uczestnicy. Brali kości, wypełniali pozostałe klęczniki. Bezładna kadencja poczęła przybierać na sile w delikatnym, kakofonicznym sussurro. Wzbierająca fala niezrozumiałych modłów i błagań, potrząsania kośćmi przerodziła się w rodzaj kontrolowanej ekstazy. Dźwięki stawały się gniewne, nabrzmiałe przemocą. Stawały się kontrolowanym koncertem chaosu. Rozdzierającym duszę wyciem nienawiści i buntu. Ześrodkowanym preludium mającej nastąpić Intronizacji Księcia tego świata do Cytadeli Słabego.

W powiewającej wdzięcznie krwistoczerwonej szacie Leon wstąpił do zakrystii. W pierwszej chwili wydawało mu się, że wszystko jest w idealnym porządku. Jego koncelebrans, łysy arcykapłan w okularach, zapalił pojedynczą świecę w przygotowaniu do procesji. Napełnił ogromny złoty kielich czerwonym winem i przykrył go srebrną pateną. Na patenie ułożył ogromny biały opłatek przaśnego chleba.

Trzeci mężczyzna, ojciec Medico, siedział na ławce. Ubrany tak samo jak pozostali dwaj, trzymał na kolanach dziecko. Własną córkę Agnieszkę. Leon z zadowoleniem odnotował, że Agnieszka była spokojna i pogodzona z czekającą ją przemianą. Rzeczywiście, tym razem wydawała się gotowa. Ubrano ją w luźną białą szatę do kostek. I podobnie jak jej pieskowi zaaplikowano jej środki uspokajające mające działać do czasu, gdy zacznie się jej rola w misterium.

Agnisiu – szepnął Medico do ucha dziecka. – Za chwilę nadejdzie pora, by pójść z tatusiem.

– To nie mój tatuś…

Mimo zażytych leków udało jej się podnieść oczy na ojca. Jej głosik był słaby, lecz słyszalny.

– Bozia jest moim tatusiem…

– BLUŹNIERSTWO!

Słowa Agnieszki błyskawicznie zgasiły zadowolenie Leona, jego oczy ciskały błyskawice.

– Bluźnierstwo! – wyrzucił z siebie ponownie to słowo niczym pocisk.

Jego usta zamieniły się w wylot armaty, zasypując Medica gradem wyrzutów. Ten człowiek, chociaż lekarz, był po prostu partaczem! Dziecko trzeba było odpowiednio przygotować! Było na to dość czasu!

Słysząc wyrzuty biskupa Leona, Medico zrobił się szary na twarzy. Lecz na jego córce gniew biskupa nie zrobił żadnego wrażenia. Próbowała skierować spojrzenie swych niezwykłych oczu na kipiącego gniewem Leona; z trudem pokonując omdlenie, powtórzyła swój sprzeciw:

– Bozia jest moim tatusiem…!

Drżąc z podniecenia, ojciec Medico ujął główkę córki, próbując odwrócić jej twarz ku sobie.

Kochanie – perswadował. – Ja jestem twoim tatusiem. Zawsze byłem twoim tatusiem. I twoją mamusią, od kiedy odeszła.

– Nie moim tatusiem… Pozwoliłeś zabrać Flinnie… Nie róbcie krzywdy Flinniemu… To… tylko mały szczeniak… Bozia stworzyła małe pieski…

– Posłuchaj mnie, Agnisiu. Ja jestem twoim tatusiem. Już czas…

– Nie moim tatusiem… Bozia jest moim tatusiem… Bozia jest moją mamusią… Tatusiowie nie robią rzeczy, które nie podobają się Bozi… Nie moim…

Świadom, że kaplica w Watykanie czeka na uruchomienie ceremonialnego połączenia, Leon gwałtownym skinieniem głowy dał znak arcykapłanowi. Jak tyle razy w przeszłości, jedynym wyjściem była procedura awaryjna. A jeśli Ofiara – zgodnie z regułą – ma być świadoma podczas pierwszej rytualnej konsumacji, musieli to zrobić teraz.

Spełniając kapłańską powinność, Arcykapłan usiadł obok ojca Medico i przeniósł omdlałe od narkotyków ciało Agnieszki na własne kolana.

– Agnisiu, posłuchaj. Ja też jestem twoim tatusiem. Pamiętasz, jak bardzo się kochaliśmy? Pamiętasz?

  Lecz Agnieszka walczyła uparcie.

– Nie mój tatuś… tatusiowie nie robią mi złych rzeczy… nie krzywdźcie mnie… nie krzywdźcie Pana Jezusa…”

W późniejszych latach pamięć Agnieszki o tej nocy – bo jednak ją pamiętała – nie zachowa dotykania jej ciała, całej pornograficznej otoczki. Pamięć o tej nocy, kiedy już ją sobie przypomni, zleje się z pamięcią całego dzieciństwa. Z pamięcią nieustannego ataku zła. Z pamięcią – nigdy nie zawodzącym ją poczuciem – zalanej światłem głębi tabernakulum w jej dziecinnej duszy, gdzie światłość przemieniała jej męczarnie w odwagę, dzięki której mogła walczyć.

W jakiś sposób wiedziała, choć jeszcze tego nie rozumiała, że to wewnętrzne tabernakulum było miejscem, w którym naprawdę żyła. To centrum jej istoty było nietykalnym azylem zamieszkującej w niej siły, miłości i ufności; miejscem, gdzie cierpiąca Ofiara – prawdziwy cel ataków złego na Agnieszkę – na zawsze uświęciła jej cierpienie Swym własnym cierpieniem.

To właśnie z wnętrza tego azylu Agnieszka słyszała każde słowo wypowiadane w zakrystii w Noc Intronizacji. To z głębi tego azylu widziała przebijające ją twarde oczy biskupa Leona i nieruchomy wzrok arcykapłana. Znała cenę oporu. Czuła, że zabrano jej ciało z kolan ojca. Widziała światło odbijające się w okularach arcykapłana. Widziała, jak ojciec przysuwa się do niej. Widziała igłę w jego dłoni. Poczuła ukłucie. Znów poczuła działanie leku. Czuła, że ktoś ją podnosi. Lecz nadal walczyła. Walczyła, by widzieć. Walczyła z bluźnierstwem; ze skutkami gwałtu; ze śpiewami; z horrorem, który miał dopiero nadejść.

Sparaliżowana lekiem, nie mogła się nawet poruszyć; wezwała na pomoc całą swoją wolę jako jedyną broń i ponownie wyszeptała słowa oporu i udręki:

– Nie mój tatuś… Nie czyńcie krzywdy Panu Jezusowi… Nie czyńcie mi krzywdy…

Wreszcie nadeszła godzina. Początek właściwego czasu wejścia Księcia do Cytadeli. Na dźwięk dzwonu nieskończoności wszyscy uczestnicy w kaplicy Leona wstali jak jeden mąż. Trzymając w rękach kartki mszalne, przy niemilknącym, przerażającym akompaniamencie klekocących kości, zaintonowali na całe gardło procesjonał, triumfalną profanację hymnu świętego Pawła Apostoła:

Maran Atha! Przybądź, Panie! Przybądź, Książę. Przybądź! O przybądź!…

Wprawni akolici – mężczyźni i kobiety – poprowadzili procesję z zakrystii do ołtarza. Z tyłu za nimi, przygnębiony, lecz godnie wyglądający nawet w swym krwistoczerwonym stroju, postępował ojciec Medico niosący na rękach ofiarę, którą ułożył na ołtarzu obok krucyfiksu. W migotliwym cieniu zasłoniętego pentagramu jej włosy prawie dotykały klatki z małym pieskiem. Teraz – stosownie do swej godności, z oczami błyszczącymi za okularami – arcykapłan wziął do ręki jedyną czarną świecę  i zajął miejsce po lewej stronie ołtarza. Na końcu szedł biskup Leon, niosący kielich i hostię; przyłączył się do śpiewu zebranych, intonujących hymn na Wejście.

Niech się tak stanie! – wionęły ponad ołtarzem końcowe słowa hymnu w kaplicy celującej.

“Niech się tak stanie!” Starożytna pieśń musnęła bezwładne ciało Agnieszki, spowijając mgłą jej duszę głębiej niż leki, potęgując uczucie chłodu, który, jak wiedziała z doświadczenia, miał ją całkowicie ogarnąć.

– Niech się tak stanie! Amen! Amen! – wionęły starożytne słowa ponad ołtarzem Kaplicy św. Pawła. Łącząc w jedno swe serca i wolę z sercami i wolą celujących uczestników w Ameryce, Falanga Rzymska zaintonowała wybrany, zmieniony fragment z mszału rzymskiego, zaczynający się od Hymnu do Dziewicy Zgwałconej, a kończący się Inwokacją Korony Cierniowej.

W Kaplicy Celującej biskup Leon zdjął z szyi mieszek ofiarny i ułożył go ze czcią pomiędzy szczytem krucyfiksu a podstawą pentagramu. Następnie przy akompaniamencie podjętego na nowo chóralnego mruczando i klekotania kości, akolici umieścili trzy kawałki kadziła na rozżarzonych węglach w kadzielnicy. Prawie natychmiast niebieski dym rozszedł się po holu, a ostra woń kadzidła spowiła ofiarę, celebransów i uczestników.

W omdlałej duszy Agnieszki dym, zapach kadzidła, działanie leków oraz chłód i rytualny hałas – wszystko zmieszało się w jedną ohydną kadencję.

Choć nikt nie dał sygnału, doskonale wyszkolony Posłaniec Ceremonialny poinformował swego watykańskiego odpowiednika, że inwokacje właśnie się zaczynają. Nagła cisza spowiła amerykańską kaplicę. Biskup Leon uroczyście uniósł krucyfiks leżący obok ciała Agnieszki, oparł go szczytem w dół o ołtarz i zwracając się twarzą do zgromadzenia, podniósł lewą rękę do odwróconego znaku błogosławieństwa: grzbiet dłoni zwrócony ku zgromadzeniu, kciuk i dwa palce środkowe przyciśnięte do wewnętrznej strony dłoni, mały i wskazujący palec uniesione jako symbol rogów Kozła.

– Módlmy się!

W atmosferze mroku i ognia główny celebrans w każdej z kaplic zaintonował serię inwokacji do Księcia. Uczestnicy w każdej z kaplic odpowiadali na wezwania celebransów. Następnie – ale tylko w amerykańskiej Kaplicy Celującej – każdemu responsowi towarzyszyło odpowiednie działanie – rytualne wykonanie ducha i znaczenia słów. Nad osiągnięciem kadencji doskonałej słów i woli między obiema kaplicami czuwali Gońcy Ceremonialni.  Od tej właśnie kadencji doskonałej zależało odpowiednie uformowanie intencji ludzi, w które miał być przybrany dramat intronizacji Księcia.

Wierzę w jedną Moc – wyrzekł z przekonaniem biskup Leon.

A imię jej Kosmos – zaintonowali uczestnicy w obu kaplicach, odwracając odpowiedź mszału rzymskiego. Towarzyszyło jej odpowiednie działanie w kaplicy celującej. Dwaj akolici okadzili ołtarz, dwaj inni ustawili na ołtarzu pojemniki z Ziemią, Powietrzem, Ogniem i Wodą, skłonili się przed biskupem i powrócili na swoje miejsca.

I w Jednorodzonego Syna Kosmicznego Brzasku – zaintonował Leon.

– A imię jego Lucyfer – brzmiał drugi respons.

Akolici Leona zapalili świece i okadzili Pentagram.

Trzecia inwokacja:

– Wierzę w Tajemniczego.

I trzecia odpowiedź:

– Którym jest Wąż Jadowity na Drzewie Życia.

Przy akompaniamencie klekocących kości pomocnicy podeszli do czerwonego Filara i odwrócili Tarczę Węża, ukazując odwrotną jej stronę wyobrażającą Drzewo Znajomości Dobra i Zła.

Wtedy Stróż w Rzymie i biskup w Ameryce zgodnie zaintonowali czwartą inwokację:

– Wierzę w Pradawnego Lewiatana.

I unisono poprzez ocean i kontynent popłynęła czwarta odpowiedź:

– A imię jego Nienawiść.

Nastąpiło okadzenie czerwonego filaru z Drzewem Wiadomości Dobrego i Złego.

Piąta inwokacja brzmiała:

– Wierzę w Pradawnego Lisa.

I piąty donośny respons:

– A imię jego Kłamstwo.

Tu okadzono czarną kolumnę jako symbol rozpaczy i wszelkiej obrzydliwości.

W migotliwym świetle ogarków, spowity kłębami niebieskiego dymu, Leon skierował wzrok na klatkę z Flinnim stojącą tuż obok ciała Agnieszki rozciągniętego na ołtarzu. Szczeniak przebudził się z letargu, podniósł się na cztery łapy, podniecony hałasem śpiewów, klekotania kości.

– Wierzę w Pradawnego Kraba – zaintonował Leon szóstą inwokację.

– A imię jego jest Żywy Ból – zagrzmiała szósta odpowiedź, a kości klekotały miarowo.

Teraz oczy wszystkich zwróciły się na akolitę, który podszedł do ołtarza i sięgnął ręką do klatki. Piesek zamachał ogonkiem, spodziewając się pieszczoty. Tymczasem akolita wprawnym ruchem wyszarpnął zwierzę z klatki, drugą ręką dokonując błyskawicznej wiwisekcji, poczynając od usunięcia genitaliów wyjącego szczeniaka. Ekspert w swoim fachu, umiejętnie przedłużał cierpienie psa i frenetyczną radość uczestników rytuału zadawania bólu.

Lecz nie wszystkie odgłosy zagłuszał piekielny hałas przerażającej celebracji. Był jeszcze słabiutki głosik śmiertelnej walki Agnieszki. Bezgłośnego jej krzyku w odpowiedzi na agonię pieska. Dźwięk niesłyszalnych słów. Dźwięk błagania i cierpienia.

– Bozia jest moim tatusiem!… Święta Bozia!… Mój pieseczek!… Nie róbcie krzywdy Flinniemu!… Bozia jest moim tatusiem!…Nie róbcie krzywdy Panu Jezusowi… Święta Bozia…

Czujny na każdy szczegół, biskup Leon rzucił okiem na Ofiarę. Będąc w stanie bliskim nieświadomości, Ofiara wciąż walczyła. Wciąż protestowała. Wciąż jeszcze czuła ból. Wciąż jeszcze się modliła z tym swoim nieustępliwym oporem. Leon był zachwycony. Co za doskonała Ofiara. Jak przyjemna musi być Księciu. Bezlitośnie i bez najmniejszej przerwy Leon i Strażnik  przeprowadzili swoje zgromadzenia przez resztę czternastu w sumie inwokacji, a odpowiednie działania towarzyszące każdej odpowiedzi stawały się zgiełkliwym teatrem perwersji. Wreszcie biskup Leon zakończył pierwszą część ceremonii wielką inwokacją:

– Wierzę, że Książę tego świata zostanie tej nocy intronizowany do Starożytnej Cytadeli  i z tego miejsca stworzy Nową Wspólnotę.

I przyszła odpowiedź, robiąca przerażające wrażenie nawet w tym upiornym otoczeniu:

– A imię jej będzie Powszechny Kościół Człowieka.

Teraz nadeszła pora, by Leon podniósł z ołtarza Agnieszkę. Pora, by arcykapłan uniósł prawą ręką kielich, a lewą ogromną hostię. Pora, by Leon przewodniczył modlitwie Ofiarowania, po każdym rytualnym pytaniu czekając na odpowiedzi zawarte w mszałach trzymanych przez uczestników.

– Jakie było imię tej ofiary przy pierwszych narodzinach?

– Agnieszka!

– Jakie było imię tej ofiary przy drugim narodzeniu?

– Agnieszka Zuzanna!

– Jakie było imię tej ofiary przy trzecich narodzinach?

– Rahab Jerycho!

Teraz Leon ponownie ułożył Agnieszkę na ołtarzu, a następnie nakłuł wskazujący palec jej lewej ręki, a z małej ranki wypłynęła krew.

Chłód przeszywał jej ciało, miała mdłości, czuła, jak podnoszą ją z ołtarza, lecz już nie była w stanie poruszać oczami. Czuła ostre ukłucie w lewej ręce. Docierały do niej słowa zawierające zagrożenie, którego nie potrafiła wysłowić: “Ofiara… Agnieszka… narodzona po raz trzeci… Rehab Jerycho…”

Leon umoczył wskazujący palec lewej ręki we krwi Agnieszki i unosząc go tak, by mogli to zobaczyć uczestnicy, rozpoczął modlitwę ofiarowania.

– Krew naszej Ofiary została przelana * aby nasza służba Księciu była doskonała. * Aby sprawował najwyższą władzę w Domu Jakuba * W Ziemi Obiecanej Wybrańca.

Teraz przyszła kolej na arcykapłana. Trzymając wysoko kielich i hostię, wygłosił rytualną odpowiedź ofiarowania:

– Zabieram cię ze sobą, przeczysta ofiaro * Zabieram cię do nieświętej północy – Zabieram cię na wzgórze Księcia.

Arcykapłan ułożył hostię na piersiach Agnieszki, trzymając kielich z winem nad jej piersią.

Mając po prawicy i po lewicy arcykapłana i akolitę Medica, biskup Leon spojrzał na Gońca Ceremonialnego. Upewniwszy się, że Stróż o granitowej twarzy i jego rzymska falanga tworzą wraz z nim doskonały tandem, znów zaintonował wraz ze współ-celebransami modlitwę ofiarowania:

– Prosimy cię, Panie, Lucyferze, Książę Ciemności * Który gromadzisz wszystkie nasze ofiary * Wejrzyj łaskawie na naszą ofiarę * Złożoną na popełnienie wielu grzechów.

A potem bezbłędnym unisono, jakiego nabiera się po latach praktyk, biskup i arcykapłan wygłosili najświętsze słowa łacińskiej mszy. Przy podniesieniu hostii:

– HOC EST ENIM CORPUS MEUM.

Przy podniesieniu kielicha:

HIC EST ENIM CALIX SANGUINIS MEI, NOVI ET AETERNI TESTAMENTI, MYSTERIUM FIDEI QUI PRO VOBIS ET PRO MULTIS EFFUNDETUR IN REMISSIONEM PECCATORUM. HAEC QUOTIESCUMQUE FECERITIS IN MEI MEMORIAM FACIETIS.

Zebrani natychmiast odpowiedzieli wznowieniem rytualnego hałasu, kakofonią dźwięków, mieszaniną wyrazów i klekotu kości, i towarzyszących temu lubieżnych gestów wszelkiego rodzaju. Tymczasem biskup spożył odrobinę hostii i upił łyczek wina z kielicha.

Na sygnał Leona – ponownie odwrócone błogosławieństwo znakiem – rytualny hałas przybrał formę nieco bardziej uporządkowanego chaosu, kiedy uczestnicy posłusznie ustawili się w kolejce. Przechodząc obok ołtarza, gdzie otrzymywali komunię – odrobinę hostii, łyczek z kielicha – mieli też okazję podziwiać Agnieszkę. Lecz nie chcąc uronić nic z pierwszego rytualnego gwałtu na ofierze, szybko wracali do swoich klęczników, patrząc w napięciu, jak biskup skupia całą uwagę na dziecku.

Uczuwszy na sobie ciężar ciała biskupa, Agnieszka z całej siły próbowała uwolnić się od niego. Nawet teraz usiłowała wykręcić głowę, jakby szukała pomocy w tym bezlitosnym miejscu. Lecz pomoc nie znikąd nie nadchodziła. Był tylko arcykapłan czekający na swoją kolej w tym niewyobrażalnym świętokradztwie. Czekał także jej ojciec. I był ogień palących się czarnych świec, odbijający się czerwienią w ich oczach. Ogień zapalał się w ich oczach. Wewnątrz tych wszystkich oczu. Ogień, który będzie jeszcze palił długo, gdy pogasną świece. Palił już zawsze…

Cierpienie, które owładnęło Agnieszką tamtej nocy, jej ciałem i duszą, było tak głębokie, że chyba ogarniało cały świat. Lecz ani na chwilę nie było to tylko jej konanie. Tego była przez cały czas pewna. Kiedy słudzy Lucyfera gwałcili ją na zbezczeszczonym, nieświętym ołtarzu, gwałcili równocześnie tego Pana, który był jej tatusiem i mamusią. Tak jak On przemienił jej słabość Swoją odwagą, tak też uświęcił jej profanację swymi niewypowiedzianymi udrękami i jej długotrwałe cierpienie Swoją Męką. To do Niego – tego Pana, który był jej jedynym ojcem i jedyną matką, i jedynym obrońcą – słała bezgłośne krzyki męki, przerażenia i bólu. I to do Niego, tracąc przytomność, modliła się o ratunek.

Leon znów stał obok ołtarza, na jego zlanej potem twarzy malowało się podniecenie, była to najwyższa chwila jego triumfu. Skinienie głowy w kierunku gońca ceremonialnego czuwającego przy telefonie. Chwila oczekiwania. Skinięcie głowy tamtego w odpowiedzi. Rzym był gotów

.

– Mocą przekazaną mi jako równoczesnemu celebransowi ofiary i równoczesnemu wykonawcy intronizacji, przewodniczę wszystkim tu i w Rzymie, wzywając ciebie, Książę Wszelkiego Stworzenia! W imieniu wszystkich zebranych w tej kaplicy i wszystkich braci zgromadzonych w Kaplicy Rzymskiej, wzywam Cię, o Książę, przybądź!

Drugiej modlitwie intronizacyjnej miał przewodniczyć arcykapłan. W tej niezwykłej chwili, gdy spełniało się najwyższe, na co kiedykolwiek czekał, recytowane przez niego łacińskie zdania były wzorem kontrolowanej emocji:

– Przybądź, obejmij w posiadanie Dom Wroga. * Wejdź do miejsca, które było dla Ciebie przygotowane. * Zstąp pomiędzy Swoje wierne Sługi * Którzy przygotowali dla Ciebie łoże, * Którzy wznieśli Twój Ołtarz i pobłogosławili go infamią.

Było godne i sprawiedliwe, by to właśnie biskup Leon zaintonował ostatnią modlitwę wprowadzenia w kaplicy celującej:

– Zgodnie ze świętymi instrukcjami z Wierzchołka Góry, * W imieniu wszystkich Braci * ja Ciebie pragnę uwielbić, Książę Ciemności. * Stułę wszystkiego, co Nieświęte * Wkładam oto w Twoje ręce * Potrójną Koronę Piotra * Zgodnie z nieugiętą wolą Lucyfera * Byś tu rządził. * Aby był Jeden Kościół, * Jeden Kościół od Morza do Morza, * Jedno Wielkie i Potężne Zgromadzenie * Mężczyzn i Kobiety, * zwierząt i roślin. * Aby nasz Kosmos znów * Był jeden, niezwiązany i wolny.

Przy ostatnim słowie, na znak dany przez Leona, wszyscy w jego kaplicy usiedli. Rytuał został przekazany do Kaplicy Docelowej w Rzymie.

W ten sposób Intronizacja Księcia do Cytadeli Słabego prawie już dobiegła końca. Pozostała jeszcze tylko Autoryzacja, Ustawa Instrukcyjna i Dowód. Strażnik podniósł oczy znad ołtarza i skierował ponure wejrzenie na Międzynarodowego Delegata, który przyniósł mieszek zawierający list Autoryzacyjny i Instrukcję. Wszyscy odprowadzali go wzrokiem, gdy wstał i skierował się do ołtarza, wziął do ręki mieszek, wyjął papiery i twardym pruskim akcentem przeczytał Ustawę Autoryzacyjną:

– “Z mandatu Zgromadzenia i Świętych Starszych wyznaczam, autoryzuję i uznaję tę kaplicę, która odtąd będzie się nazywała Kaplicą Wewnętrzną, za zajętą, posiadaną i będącą całkowitą własnością Tego, którego intronizowaliśmy jako Pana i Mistrza naszego ludzkiego losu.

Ktokolwiek środkami tej kaplicy będzie desygnowany i wybrany na ostatniego sukcesora Urzędu Piotrowego, mocą swej urzędowej przysięgi poświęci siebie i wszystkich, którym rozkazuje, aby byli gorliwymi instrumentami i współpracownikami Budowniczych Domu Człowieczego na Ziemi i w całym Kosmosie Człowieka.Przemieni on prastarą Wrogość w Przyjaźń, Tolerancję i Asymilację, i będzie to zastosowane do narodzin, edukacji, pracy, finansów, handlu, przemysłu, nauki, kultury, życia i dawania życia, umierania i udzielania śmierci. Niechaj tedy zostanie uformowana Nowa Era Człowieka”.

Niech się tak stanie! – zaintonował Stróż odpowiedź rzymskiej falangi.

– Niech się tak stanie! – zaintonował biskup Leon – na znak dany przez gońca ceremonialnego – wyrażając zgodę uczestników.

Następny rytualny nakaz, Ustawa Instrukcyjna, była to w rzeczywistości uroczysta przysięga zdrady, mocą której każdy duchowny obecny na ceremonii w Kaplicy św. Pawła w Watykanie  – czy to kardynał, biskup czy prałat – celowo i rozmyślnie sprofanuje sakrament święceń, mocą którego niegdyś otrzymał łaskę i władzę uświęcania innych.

Delegat Międzynarodowy uniósł lewą rękę, czyniąc znak.

– Czy wszyscy tu obecni i każdy z osobna – odczytywał tekst przysięgi – usłyszawszy tę Autoryzację, teraz uroczyście przysięgają przyjąć ją chętnie, jednogłośnie, natychmiast, bez żadnych zastrzeżeń lub wybiegów?

– Przysięgamy!

– Czy wy wszyscy i każdy z osobna przysięgacie uroczyście, że będziecie wykonywać swoje obowiązki z myślą o wypełnieniu celów Powszechnego Kościoła Człowieka?

– Przysięgamy uroczyście.

– Czy wy wszyscy i każdy z osobna jesteście gotowi podpisać to jednogłośne postanowienie własną krwią, oby Lucyfer cię uderzył, jeślibyś się sprzeniewierzył tej Przysiędze Zgody?

– Jesteśmy gotowi.

– Czy wy wszyscy i każdy z osobna zgadzacie się mocą tej Przysięgi przenieść Panowanie i Posiadanie waszych dusz z Prastarego Wroga, Najwyższego Słabego, we Wszechpotężne ręce naszego Pana, Lucyfera?

– Zgadzamy się.

Teraz nadeszła pora na Rytuał Końcowy. Na Dowód.

Umieściwszy oba dokumenty na ołtarzu, delegat wyciągnął rękę do Strażnika. Wówczas rzymianin o granitowej twarzy złotą pincetą nakłuł opuszkę kciuka lewej ręki delegata i złożył krwawą pieczęć przy jego nazwisku na Ustawie Autoryzacyjnej.

Uczestnicy watykańskiej uroczystości szybko poszli w ślady Delegata. A kiedy już każdy członek Rzymskiej Falangi zadośćuczynił ostatniemu rytualnemu wymogowi, w Capella Paolina rozbrzmiała srebrna sygnaturka.

W Kaplicy amerykańskiej trzykrotnie zawtórował jej delikatny, melodyjny głos dzwonu nieskończoności. Ding! Dong! Ding! Wyjątkowo gustowny dźwięk – pomyślał Leon – gdy oba zgromadzenia zaintonowały pieśń na wyjście:

– Bim! Bom! Bam!* Nic nie Przemoże Prastarych Bram! * Upadnie Skała i Krzyż sam * Na zawsze * Bim! Bom! Bam!

Procesja wyjściowa uformowała się odpowiednio do rang. Na początku szli akolici. Potem ojciec Medico z bezwładnym i trupiobladym ciałem Agnieszki w ramionach. Na końcu Arcykapłan i biskup Leon, którzy podjęli śpiew, znikając w zakrystii.

Członkowie Falangi Rzymskiej wyszli na dziedziniec św. Damazego we wczesnych godzinach rannych w święto Piotra i Pawła. Wsiadając do czekających limuzyn niektórzy kardynałowie i biskupi odpowiedzieli na pełne czci saluty gwardzistów, czyniąc machinalny gest błogosławieństwa. \

Dziedziniec opustoszał i tylko mury Kaplicy św. Pawła jak zawsze jaśniały wspaniałymi freskami przedstawiającymi Chrystusa i św. Pawła Apostoła, którego imię przybrał ostatni sukcesor na Stolicy Piotrowej.

Rekomendowany przez mistrza masońskiego na przyszłego papieża kardynał pro-LGBT – mianowany przez Franciszka na przewodniczącego Episkopatu Włoch

Rekomendowany przez mistrza masońskiego na przyszłego papieża kardynał pro-LGBT – mianowany przez Franciszka na przewodniczącego Episkopatu Włoch

Agnieszka Szaroleta rekomendowany-przez-mistrza-masonskiego-kardynal-mianowany-przez-franciszka 25 Maj, 2022

Franciszek mianował kardynała pro-LGBT na nowego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Włoch. Kardynał Matteo Maria Zuppi otrzymał najwięcej głosów od zgromadzonych biskupów i będzie kierował CEI przez następne pięć lat.

Zuppi jest powszechnie znany z publicznego popierania ideologii LGBT i zmiany nauczania Kościoła na temat homoseksualizmu. Między innymi napisał esej do włoskiego tłumaczenia książki  „księdza” Jamesa Martina, czołowego ideologa LGBT w modernistycznym kościele.

Franciszek, przed Zgromadzeniem Ogólnym, oświadczył, że chce, aby na czele Konferencji Episkopatu Włoch stał „kardynał z autorytetem”.

Zapewne chodzi mu o autorytet w kręgach masońskich, skoro dwa lata wcześniej Wielki Mistrz Masoński rekomendował go na przyszłego papieża.

Gioele Magaldi -Wielki Mistrz Demokratycznego Wielkiego Wschodu – w wywiadzie udzielonym w październiku 2020 roku ujawnił, że Zuppi udzielił mu „ślubu” : 

Znam jednak świat Watykanu i spośród kardynałów najbardziej szanuję Matteo Zuppiego, który zresztą udzielił mi ślubu. Byłby bardzo dobrym papieżem” – powiedział Magaldi.

Zapewne Franciszek wziął sobie do serca te rekomendacje. 

No i być może wezmą je do serca kardynałowie na przyszłym konklawe. A może ono nastąpić szybciej niż się spodziewamy.

Zuppi od dawna jest blisko związany z  pro-muzułmańską Wspólnotą Sant’Egidio.  Pełnił funkcję kościelnego generała wspólnoty angażującej się w organizację spotkań ekumenicznych w Rzymie, na wzór  międzyreligijnego spotkaniu w Asyżu w 1986 r. które odbyło się z udziałem JP II, i na którym między innymi w katolickim kościele kłaniano się posążkowi Buddy. Rekomendacje uzasadnione, w końcu to masońskie braterstwo w całej okazałości. Chrystusem nikt się już nie przejmuje. Jest potrzebny wyłącznie do promowania fałszów i kłamstw globalistów.

Żródło: chiesacattolica.it, lifesitenews.com

Abp Héctor Aguer: Kościół zmierza ku panowaniu Antychrysta. W tle masoneria.

Abp Héctor Aguer: Kościół zmierza ku panowaniu Antychrysta.

Antyliturgiczna obsesja Franciszka to papieska tyrania. W tle jest masoneria.

antyliturgiczna-obsesja-franciszka-to-tyrania-masonerii

Abp Héctor Aguer, arcybiskup La Platy w Argentynie w latach 2000-2018, wskazuje na infiltrację Watykanu przez masonerię. W jego ocenie to między innymi z tego wynika antyliturgiczna rewolucja, którą prowadzi dziś Watykan – podobnie jak próby zadekretowania „poganizacji” liturgii.

Arcybiskup pisał na ten temat na łamach „Rorate Caeli”.

„Rzym powinien zadać sobie pytanie, dlaczego coraz więcej księży i świeckich – przede wszystkim tych drugich – skłania się z czcią ku starożytnemu obrządkowi. Obsesja antyliturgiczna jest ideologią, która w przestrzeni kanonicznej staje się tyranią. Zakaz używania Mszału Jana XXIII nie jest respektowany przez młodych ludzi, którzy pragną kultu odpowiadającego prawdzie wiary: kultu Boga, a nie człowieka. Rzym ze swej strony nadal trzyma się „die anthropologische Wende (zwrot antropologiczny)” Karla Rahnera” – stwierdził hierarcha, odwołując się do Traditionis custodes oraz niedawnego Reskryptu Dykasterii ds. Kultu Bożego.

Według arcybiskupa w ostatniej dekadzie doszło jeszcze do tego pewne jezuickie, aliturgiczne skrzywienie. Wypiera się liturgię, wprowadza się relatywistyczny moralizm.

Hierarcha wskazał, że on sam celebruje Mszę świętą w nowym rycie. Z biegiem lat dostrzegł jednak, że posoborowe zmiany liturgiczne nie miały swojej adekwatności względem Soboru Watykańskiego II. Jak wskazał, wola Ojców Soboru wyrażona w konstytucji o liturgii Sacrosanctum concilium mogłaby zostać wypełniona przy niewielkich zmianach Rytu Rzymskiego; chodziło tak naprawdę o realne „przywrócenie” czystości rytu, nie o dramatyczne zmiany. Paweł VI podjął jednak inne, niezwykle brzemienne w skutki decyzje.

Zdaniem arcybiskupa papież Benedykt XVI z kolei podjął decyzję iście salomonową, ogłaszając motu proprio Summorum pontificum; mógł w ten sposób zaspokoić zarówno środowiska przywiązane do Tradycji, jak i wskazać [zasugerować.. md] błąd tych, którzy odmawiają prawomocności Mszy Pawła VI.

Zmienił ten stan rzeczy papież Franciszek. „Linia otwarta przez motu proprio Franciszka została ostatnio ratyfikowana i pogłębiona przez «Reskrypt», który nakłada na biskupów obowiązek uzyskania papieskiej zgody przed zezwoleniem na użycie Mszy Wszechczasów. Te niebywałe wymogi podważają tak bardzo zachwalaną «synodalność»; autorytet biskupów został ograniczony w zasadniczym obszarze ich munus jako Następców Apostołów” – napisał hierarcha.

„Antyliturgiczna obsesja, o której już wspomniałem, posuwa się do skrajnego bojkotu synodalności. Biskup, aby upoważnić księdza do odprawiania Mszału Jana XXIII – czyli Mszy Wszechczasów – musi prosić o pozwolenie Rzym. Taki jest wydźwięk ostatniego «Reskryptu»: to regularna papieska tyrania, która pozbawia następców Apostołów możliwości wypełniania ich posługi w tak fundamentalnej sprawie” .

Zwrócił następnie uwagę na problem jezuicki – oraz masoński.

„Towarzystwo Jezusowe zawsze było siłą na rzecz ponownego zakorzenienia Kościoła w społeczeństwie, spierając się z masonerią. Dzisiejszy Watykan jest jednak pełen masonów, a papież próbuje ich wykorzystać [?? md] . Dziwi mnie samozadowolenie papieża z dziesięciolecia rządów i fikcyjne przypisywanie sukcesów swoim współpracownikom; pokora była jednak chronicznym problemem Towarzystwa” – zauważył.

Następnie nawiązał do prób „poganizacji” liturgii.

„Prześladuje się tradycjonalistów, ale wyraża się zgodę na włączenie do Rytu Rzymskiego «rytów perkusyjnych i tanecznych» oraz przyjęcie obrzędów pogańskich, hinduskich czy buddyjskich, zgodnie z zasadami Nowego Porządku Świata […]. Za dopuszczalne uznaje się wprowadzanie do liturgii obrzędów plemiennych, związanych z kultem przodków. W ten sposób deformacja kultu Bożego graniczy z bałwochwalstwem” – stwierdził.

Następnie odwołał się do dokumentu z Abu Zhabi oraz innych inicjatyw watykańskich, które wskazują na indyferentyzm religijny.

Nie byłoby to możliwe, gdyby Watykan nie był już infiltrowany przez masonerię. Z tej perspektywy można zrozumieć włączenie pogańskich obrzędów do liturgii. Wyjaśnia to również prześladowanie tradycjonalistów, którzy przez swoją postawę utrudniają pełne wprowadzenie Kościoła do Nowego Porządku Świata; w ten sposób Kościół zmierza ku panowaniu Antychrysta. Konsekwencją tego jest zamieszanie wśród wiernych; jest to mysterium iniquitatis realizowane przez diabła” – podkreślił.

 Źródło: rorate-caeli.blogspot.com Pach

==============

======================================

mail:

=====================

Watykan. Wykonawcy PROCESU.

Watykan. Wykonawcy PROCESU.

Dom smagany wiatrem; Malachi Martin, str. 98 i nn. Wyd. ANTYK

Powieść watykańska. O Trzeciej tajemnicy z Fatimy. [fragment dotyczy 1990 roku md]

————————————-

[z Archiwum. Wchodźcie sami, warto! MD]

===========================

Wydarzenia tego poranka poranka, wywołane telefonem z Sainte Baume, po raz kolejny utwierdziły kardynała w przekonaniu o całkowitej nieprzydatności obecnego papieża, jeśli chodzi o wprowadzenie Kościoła w nadchodzący Nowy Porządek Światowy. Kardynał pielęgnował w pamięci postać innego papieża, Dobrego papieża. Kościół potrzebował nowego papieża, który, podobnie jak dobry papież Jan, posiadałby nie tylko dojrzałość duchową, ale i zdolności dyplomatyczne, i nadzwyczajną mądrość tego świata. Mądrość. Oto był klucz do wszystkiego. Nie mając na to najmniejszej ochoty, Maestroianni musiał się jednak zajmować obecnym papieżem. Przynajmniej na razie. 0, doskonale rozumiał myśli tego człowieka, w każdym razie potrafił przewidzieć strategię papieskich działań, a następnie jak nikt inny przeciwdziałać ich skutkom pośród hierarchii.

Rozumiał przede wszystkim, że papież obarczony jest bagażem dawnych rzymskokatolickich wyobrażeń o Chrystusie i jego boskim królowaniu, o Królowej Maryi, o przeznaczeniu człowieka w trójkącie piekło ziemia niebo Papież dostrzegał poza siłami historii rękę Chrystusa jako Króla rodzaju ludzkiego oraz Zbawiciela ludzi od grzechu i mąk piekielnych.

W rzeczy samej kardynał Maestroianni bynajmniej nie uważał się za zdrajcę i odstępcę od Kościoła katolickiego. Był przeświadczony, że wiara, jaką uzyskał w kurczącym się obecnie bastionie starego Kościoła, została obecnie oczyszczona i oświecona, została zhumanizowana. Urealniona w konkretnych warunkach dwudziestego wieku. A ileż to rzeczy, które niegdyś uważał za oczywiste, okazało się jedynie elementami różnych okresów kulturowych, przez które przeszedł Kościół w swojej historii.

Ten bagaż przeszłości nie miał nic wspólnego z bieżącą sytuacją. Nie miał nic wspólnego z Procesem. Kardynał nauczył się rozumieć historię i zbawienie rodzaju ludzkiego w sposób, którego ten słowiański papież nigdy nie pojmie. Rozumiał, że kategorie myślenia, jakimi kierował się obecny i papież, nie powinny mieć najmniejszego wpływu na życie i funkcjonowanie Kościoła.

Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby on, Maestroianni, na konferencji helsińskiej 1975 roku zaczął mówić do prezydentów i ministrów spraw zagranicznych o św. Marii Magdalenie adorującej zmartwychwstałego Chrystusa, jak to właśnie czyni w Sainte Baume papież Polak. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że wsadzono by go w kaftan bezpieczeństwa!

Albowiem prawdziwa rola Kościoła, jak to teraz wiedział, polegała na tym, by być jednym z graczy w warunkach szerszej ewolucji szerszego Procesu – którego słowiański papież najwyraźniej nie ogarniał. Chodziło o szeroki całkowicie naturalny proces, którego punktem początkowym było jasne rozpoznanie faktu, że najważniejszą przyczyną wszystkich nieszczęść rodziny ludzkiej nie było to, co ujmowano w prymitywnym pojęciu grzechu pierworodnego, lecz tylko i wyłącznie bieda, niedostatek i brak edukacji. Proces, który nareszcie uwolni ludzkość od tych kłopotów i wprowadzi harmonię między duchem ludzkim, Bogiem i Kosmosem. Kiedy się ten Proces zakończy i powstanie nowy polityczny porządek ludzkości, Kościół i świat będą stanowić jedno. Bo tylko wówczas Kościół będzie mógł zająć należne mu dumne miejsce w dziedzictwie ludzkości jako czynnik stabilizujący Nowy Porządek Świata. Jako prawdziwe i niezmącone lustro beztroskiej myśli Bożej. Kardynał bardzo żałował, że dobry papież tak szybko przeszedł do tego, 😮 sam dla siebie nazywał “zimnym milczeniem wieczności”.

A jeszcze bardziej Jego Eminencja żałował, że w ostatnim dziesięcioleciu dwudziestego wieku przychodzi mu pracować z zacofanym papieżem, który nie jest w stanie zrozumieć prawdziwej mocy ukrytej za siłami historii. Z drugiej strony, skupiwszy w swoim ręku, jako watykański sekretarz stanu, maksimum władzy, Maestroianni użył całej machiny administracyjnej Kościoła rzymskokatolickiego, by skierować go na tory zbieżne z Procesem. Wszystko, co schodziło z biurka papieża, przechodziło przez gabinet sekretarza stanu. Jego władza dawała się odczuć we wszystkich dykasteriach watykańskich. Jego wola szanowana była przez narodowe i regionalne konferencje episkopatów na całym świecie. Gdyż w rzeczy samej wielu jego kolegów duchownych przeszło tę samą transformację mentalną, co on sam.

Zmiany we Mszy świętej?? Mówią o „celebracjach liturgicznych”. Grillo w akcji. Co planuje Watykan?

Zmiany we Mszy świętej?? Mówią o „celebracjach liturgicznych”. Grillo w akcji.

Co planuje Watykan?

https://pch24.pl/zmiany-we-mszy-swietej-co-planuje-watykan/

#Liturgia #Msza Święta #msza trydencka #papież #synodalność #Watykan

Stolica Apostolska planuje wprowadzenie zmian w katolickiej liturgii. Jakich? Chodzi podobno o to, aby stała się ona bardziej „synodalna” i „inkluzywna”. Ma być „przestrzenią spotkania” i „czerpania energii”. „Celebracje liturgiczne” mają pozwalać na „włączenie” tych, którzy są „wykluczeni” i redukować „protagonizm celebransa”, pozwalając na „prawdziwie aktywne uczestnictwo” wiernych. Co to może oznaczać w praktyce?

Transsubstancjacja… to nie dogmat?

W 2017 roku włoski liturgista, profesor Andrea Grillo z Papieskiego Uniwersytetu San’Anselmo w Rzymie napisał w mediach społecznościowych, że „transsubstancjacja nie jest dogmatem”, jako że „przeczy metafizyce”. Ktoś powie: opinia jednego z wielu liturgistów, w dodatku jakiegoś ewidentnego modernisty albo krypto-protestanta – czy warto się tym zajmować? Warto, jak najbardziej, bo prof. Grillo jest jednym z czołowych ideologów liturgicznych pontyfikatu obecnego papieża. To on na kilka lat przed ogłoszeniem Traditionis custodes zapowiedział, że Franciszek tylko „czeka na śmierć” Benedykta XVI, żeby „odwołać Summorum pontificum”. Grillo na długo zanim światło dzienne ujrzało motu proprio faktycznie spychające Mszę tradycyjną do narożnika, pisał też, jak powinna zostać uregulowana kwestia liturgii i jakie należy wprowadzić restrykcje… Cóż, nie był prorokiem – ale człowiekiem bezpośrednio zaangażowanym w prace na tym obszarze. Kiedy w styczniu 2021 roku papież przyjął wymuszoną wiekiem rezygnację kard. Roberta Saraha z urzędu prefekta Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, droga do uderzenia w liturgię trydencką stanęła otworem. Stery w Kongregacji przejął abp Arthur Roche (od 2022 roku kardynał), człowiek wielkiego elektora Jorge Marii Bergoglia, czyli kardynała Cormaca Murphy-O’Connora. To również jeden ze spadkobierców abp. Annibale Bugniniego, autora posoborowej „reformy” – kard. Roche nosi na palcu jego pierścień biskupi. Niższe funkcje w Kongregacji przejęli natychmiast ludzie związani z Anselmianum, a więc duchowni koledzy Grilla. Dlatego gdy profesor ogłosił w 2017 roku, iż „transsubstancjacja nie jest dogmatem”, część watykanistów – jak bezkompromisowy Marco Tosatti – ostrzegła: to dowód, że na ten temat rozmawia się w najbardziej wpływowych rzymskich kręgach liturgicznych.

Dobrze więc, ale dlaczego przypominać o tym właśnie teraz? Innymi słowy, jaki związek słowa Grilla o transsubstancjacji mogą mieć z rzeczywistymi planami watykańskimi? Cóż: fundamentalny, bo na gruncie trwającego od 2021 roku Synodu o Synodalności Kościół katolicki czekają duże zmiany – i to na wielu polach. Jednym z nich będzie właśnie liturgia, o czym pouczył nas skrzętnie przygotowany przez ekipę synodalnych rewolucjonistów Dokument Kontynentalny z 24 października 2022 roku. Chodzi o tekst, jaki opublikował Sekretariat Synodu na podstawie ankiet spływających z całego świata. Tekst ten stanowi podstawę debat biskupów i świeckich w ramach grup kontynentalnych, które mają w zasadniczy sposób ukierunkować późniejsze obrady dwóch Synodów Biskupów w Rzymie.

Teraz przyjrzymy się krótko zapisom Dokumentu Kontynentalnego na temat liturgii, by w dalszej części wyjaśnić, co może to oznaczać w praktyce i jaki jest związek tego tekstu z „antytranssubstancjalną” narracją profesora Grillo.

Dokument Kontynentalny. Treść

Kwestii liturgicznych dotyczą bezpośrednio punkty 88 – 97 Dokumentu Kontynentalnego. Podobnie jak w całym tekście – ani razu nie pada tam określenie „ofiara”; słowo „Msza” pojawia się tylko raz jeden – odnośnie Mszy świętej w rycie przedsoborowym (pkt. 92). Zamiast tego tekst mówi niemal wyłącznie o „celebracjach liturgicznych”. Jest to samo w sobie określenie dla Kościoła ostatnich dziesięcioleci zwyczajne. Trudno jednak nie zauważyć jego otwartości interpretacyjnej i istotowej podatności na zręczne modelowanie w kierunku założonym przez jakąś grupę ideologiczną.

Pkt 89 Dokumentu Kontynentalnego mówi, że „Eucharystia… jest źródłem i szczytem dynamizmu synodalnego w Kościele”. II Sobór Watykański nauczał, że jest „źródłem i szczytem” całego „życia chrześcijańskiego”. Teraz „życie chrześcijańskie” zostaje zamienione na „dynamizm synodalny”, choć konia z rzędem temu, kto potrafiłby tę frazę racjonalnie i kategorycznie wyjaśnić, nie popadając w mętną paplaninę, która nie ma żadnego właściwego i obiektywnego sensu.

Ten sam pkt 89 głosi, iż „celebracja liturgiczna i modlitwa są przeżywane jako siła jedności i mobilizacji energii ludzkich i duchowych. Dominuje pogląd, że modlitwa sprzyja radości życia i poczuciu wspólnoty, ponieważ jest postrzegana jako punkt odniesienia, miejsce siły i oaza spokoju”. Podobnie brzmi pkt. 97, gdzie na podstawie syntez urugwajskich czytamy:

„Wszystkie otrzymane wypowiedzi mówią o celebracjach jako przestrzeniach, które mogą oferować natchnienie i pomoc w przeżywaniu wiary w życiu osobistym, rodzinnym i zawodowym, w dzielnicy i w samej wspólnocie”.

Punkt 91 mówi z kolei o „synodalnym stylu celebracji liturgicznej”, który będzie pozwalał na „na aktywny udział wszystkich wiernych w przyjęciu wszystkich różnic, docenieniu wszystkich posług i uznaniu wszystkich charyzmatów”. Miałoby to oznaczać szersze dopuszczenie do „aktywności” liturgicznej osób świeckich; Dokument zaleca refleksję „nad liturgią, która jest zbyt skoncentrowana na celebransie” a także nad sposobami „aktywnego uczestnictwa świeckich” czy też nad „dostępem kobiet do ról ministerialnych”. „Celebracja liturgiczna” ma stać się „bardziej żywa”, tak, by uczestniczyła w niej „cała wspólnota liturgiczna”, tj. kapłani, świeccy, młodzież i dzieci.

Tak jak wskazano wcześniej, w punkcie 92 mowa o sytuacjach „konfliktowych” i stwarzających „napięcia”. W tym kontekście Dokument Kontynentalny wskazuje na takie kwestie jak „wspólne sprawowanie Eucharystii” z niekatolikami oraz przede wszystkim na „relację do obrzędów przedsoborowych”. Dokument zwraca uwagę, że „Eucharystia… nie może stać się powodem konfrontacji, ideologii, rozdźwięku czy podziału”.

Zgodnie z pkt. 93 istnieją „wady praktyki celebracji”, które – uwaga – „zaciemniają jej synodalną skuteczność”. Główną wadą ma być „liturgiczny protagonizm kapłana” oraz „bierność uczestników” jak i „dystans przepowiadania od konkretu życia” czy też niska jakość homilii.

Dalej czytamy o „niepokojących sytuacjach”, które wiążą się z „utrudnieniem” lub „uniemożliwieniem” dostępu do Eucharystii. Obok takich kwestii jak brak kapłanów lub „opłaty za dostęp do celebracji” (?) pojawiają się tutaj wątki… rozwodników w nowych związkach oraz poligamistów (pkt 94).

Kolejny punkt (95) przekonuje czytelnika o możliwości „zróżnicowania liturgii na korzyść celebracji Słowa czyli momentów modlitwy, które w centrum stawiają medytację nad tekstami biblijnymi”.

We wcześniejszych punktach, niedotyczących wprost liturgii, można było też przeczytać o „powszechnym wołaniu” o dopuszczenie kobiet do diakonatu oraz o pojawiających się głosach na rzecz kapłaństwa kobiet. Wskazano również na możliwość tworzenia „nowych posług” dla osób świeckich.

Omówienie krytyczne treści Dokumentu Kontynentalnego

Dokument Kontynentalny wskazuje tym samym na ogólny kierunek modyfikacji, jakie miałyby być wprowadzane w liturgii. W kontekście wcześniej prowadzonych w Kościele debat na temat możliwych zmian w tym zakresie można wskazać na następujące postulaty:

– postrzegania „celebracji eucharystycznych” w większym stopniu jako okazji do spotkania lokalnej wspólnoty (najpewniej kosztem charakteru ofiarnego Mszy);

– włączania do tej wspólnoty „celebracyjnej” także tych katolików, którzy żyją w niezgodzie z nauczaniem Kościoła lub zgoła osób, które wcale do Kościoła katolickiego nie należą (wątek ekumeniczny);

– odejścia od skupienia się na Sakramencie Ołtarza, który jest postrzegany przez niektóre grupy jako „wykluczający” (rozwodnicy, poligamiści, niekatolicy; również homoseksualiści, o których mówi Dokument Kontynentalny w innym punkcie – 51);

– zmniejszenia liturgicznej roli kapłana, który miałby być w kolejnych aktach liturgicznych zastępowany przez osoby świeckie, a zwłaszcza przez kobiety mające otrzymać możliwość zostawania co najmniej diakonisami;

– zwiększenia „aktywnego” i „radosnego” wymiaru liturgii kosztem wymiaru kontemplatywnego, dziękczynnego i ofiarnego;

– zaostrzania restrykcji nałożonych na Mszę świętą w rycie przedsoborowym, bo katolicy z nią związani są postrzegani jako „ideolodzy”, którzy „wprowadzają podziały”.

Jak to wszystko mogłoby wyglądać w praktyce? O tym za chwilę, ale najpierw przyjrzymy się „problemowi” Eucharystii.

Co z Eucharystią?

Wróćmy najpierw do twierdzenia profesora Grillo o rzekomej niedogmatyczności transsubstancjacji. Jak wiadomo, transsubstancjację odrzucają protestanci. Wiąże się to w ogóle z ich spojrzeniem na liturgię. Jak wiadomo, dla Marcina Lutra i innych nauczycieli pseudo-reformacji Msza święta jako Najświętsza Ofiara była „największym zgorszeniem”, czy zgoła – przepraszam za słownictwo, ale to język herezjarchów – „obrzydliwością papistowską” czy wręcz „bałwochwalstwem rzymskiego Antychrysta”. Uważali oni, że Msza nie jest Ofiarą, bowiem Jezus Chrystus złożył taką ofiarę raz jeden i na zawsze, stąd nie można jej powtarzać.

Nadto protestanci negowali i negują samą istotę sprawowania Najświętszej Ofiary składanej przez kapłana w osobie Chrystusa, bo negują kapłaństwo urzędowe. Ich zdaniem wszyscy członkowie wspólnoty ochrzczonych mają identyczny status kapłański, więc można mówić tylko o „przewodniku”, „głównym celebransie”, który został oddelegowany przez formalny dekret wspólnoty do szczegółowego udziału w czynnościach liturgicznych, ale mógłby w gruncie rzeczy zostać zastąpiony przez każdego innego uczestnika wspólnoty.

Wreszcie – i tu docieramy do sedna idei Grilla – według protestantów, nie ma transsubstancjacji. Marcin Luter odrzucał prawdę na ten temat, twierdząc, iż jest scholastycznym „absurdem” nauka Kościoła, iż pod postaciami eucharystycznymi obecny jest nasz Zbawiciel w tym sensie, iż postacie te zachowują przypadłości, ale tracą swoją substancję na rzecz substancji Ciała i Krwi Chrystusa. Luter nie wyjaśniał tego zbyt szczegółowo; dziś często pisze się w tym kontekście o konsubstancjacji, czyli o jednoczesnym współistnieniu substancji chleba i Ciała Pańskiego oraz wina i Krwi Pańskiej. Inni protestanci nie uznali nauki Lutra, przyjmując interpretację duchową (Kalwin) lub czysto symboliczną (Zwingli, Bucer, anglikanie). Dzisiaj większość światowych protestantów traktuje Eucharystię wyłącznie symbolicznie, idąc w tym za nauką zwingliańską, zwłaszcza w jej wersji anglikańskiej, spopularyzowanej później przez „kościoły” zielonoświątkowe, zwłaszcza te wyrastające z pnia metodystycznego. Tym samym dla wszystkich tych herezjarchów nauczanie Kościoła katolickiego jest błędne i gorszące, toteż nie chcieliby oni uczestniczyć we Mszy świętej (chyba, że mają to po prostu w głębokim poważaniu, jak na przykład protestanci w Niemczech, którym obojętnie jest, kto i kiedy rozdaje im „opłatki”).

Jesteśmy zatem w sytuacji, w której Msza święta Kościoła katolickiego bardzo silnie przeszkadza protestantom i nie pozwala na „postępy ekumeniczne”. Na tym jednak nie koniec: Msza święta wadzi też rozwodnikom, poligamistom, homoseksualistom i innym, którzy nie mogą przyjmować Komunii świętej, bo nie chcą żyć w zgodzie z nauką Kościoła.

Nowe nabożeństwa?

Stąd wydaje się możliwe i na gruncie pseudo-logiki rewolucyjnej w pełni uzasadnione, by utworzyć nowe synodalne nabożeństwa, które nie będą nikogo wykluczały. Odrzucenie nauki o transsubstancjacji jest mimo wszystko mało prawdopodobne, bo została z całą mocą wyłożona przez Sobór Trydencki, pod groźbą ekskomuniki dla każdego, kto by ją negował (co z Grillem?). Dlatego rozwiązaniem zadowalającym stronę rewolucyjną może być wprowadzenie nowego synodalno-ekumeniczno-inkluzywnego nabożeństwa, które:

– nie zachowa Eucharystii, albo Eucharystia będzie jedynie na marginesie „dla chętnych” już po nabożeństwie;

– nie będzie w niej kapłana, a jedynie przewodnik spotkania, dowolnej płci czy orientacji seksualnej;

– w centrum stać ma czytanie Pisma Świętego oraz nowatorskie obrzędy podkreślające „celebrację wspólnotowości”;

– obrzęd nie będzie wykluczać nikogo tak, aby tworzyć prawdziwie inkluzywną „dynamikę synodalną”.

A może zmiany we Mszy świętej?

W gruncie rzeczy stworzenie takiego nabożeństwa nie byłoby jeszcze najgorszym, co może nas spotkać. Oczywiście, stanowiłoby tragedię i niejednokrotnie prowadziłoby najpewniej do wielkich zgorszeń. Zachowana zostałaby jednak pewna jasność: tu jest katolicka Msza święta, a tu synodalno-inkluzywne spotkania celebracyjne. Pozwalałoby to katolikom na dystansowanie się od wynalazków środowisk rewolucyjnych i w miarę spokojne uczestnictwo we Mszy.

Nie można jednak wykluczyć, że plan jest bardziej „ambitny”, to znaczy obliczony na przekształcenie samej Mszy. Nie wiadomo obecnie nic na temat opracowywania jakichś nowych ksiąg liturgicznych, a zwłaszcza nowego Mszału, który moglibyśmy nazwać, antycypując – Mszałem Rzymsko-Synodalnym. Nie, takich informacji nie ma. Są za to konkretne zmiany. Po pierwsze, wskutek decyzji papieża Franciszka do kilku posług liturgicznych zostały dopuszczone kobiety – jako akolitki i lektorki. Na gruncie Synodu o Synodalności jest możliwe wprowadzenie dodatkowo diakonatu kobiet, a ponadto – zupełnie nowych posług. Sprawią one, że zachowany będzie, by tak rzec, znany nam schemat instytucjonalno-formalny liturgii, ale dokonana zostanie przy tym subwersywna wymiana treści. Będziemy mieć zatem osoby świeckie obojga płci i w różnym w wieku wykonujące rozmaite czynności, które dotąd sprawowali wyłącznie kapłani.

Niewykluczone są jednak również inne modyfikacje, bardziej strukturalne. Od 2020 roku pracuje specjalna komisja liturgiczna, która opracowuje nowy ryt – dla Amazonii. Wydaje się, że ten ryt może być eksperymentem mającym pokazać sposób nowej „inkulturacji” liturgii. Nie chodzi o to, byśmy mieli na Mszy świętej (czy na „celebracjach liturgicznych”) biegać w pióropuszach i oddawać hołd duchom przodków; raczej o to, by zaszczepić liturgii zasadę głębokiego czerpania z lokalnej kultury. W efekcie można byłoby zaakceptować – na przykład – liturgiczne błogosławienie związków jednopłciowych w Belgii, Holandii czy Niemczech (a może kiedyś i w Polsce?), bo to przecież odpowiada „lokalnej kulturze”. I tak dalej.

Czy tak musi być?

Powstaje pytanie: czy te lub inne zmiany w liturgii są nieuchronne? Wydaje się, że o ile możemy zastanawiać się nad skalą i kierunkiem poszczególnych zmian, to nie ulega wątpliwości sam fakt podjęcia dążeń do jakiejś przebudowy liturgii. Jak to się wyrazi, pozostaje otwartym, choć kierunki starałem się wyżej zarysować. W związku z tym istnieje poważne niebezpieczeństwo, że wielki chaos liturgiczny, który pojawił się w Kościele katolickim po 1970 roku, nie był bynajmniej ostatnim aktem bitwy o tradycję modlitwy Kościoła. Czekają nas kolejne, może ostrzejsze jeszcze trudności. Ktoś mógłby na to odpowiedzieć: dobrze, ale to problem tych, którzy chodzą na „posoborową” Mszę; na Vetus Ordo takich kłopotów nie ma. Bezpośrednio, tak – ale chcemy przecież jedności w Kościele. Dlatego to problem wszystkich bez wyjątku katolików – problem, a zarazem zadanie.

Paweł Chmielewski

Zagadka “znikającego” papieża. To Leon II (682-683). Ks. Bugnini w akcji…

Zagadka “znikającego” papieża. To Leon II (682-683). Ks. Bugnini w akcji…

Dr Carol Byrne

https://www.traditioninaction.org/HotTopics/f173_Dialogue_89.htmKiedy kalendarz na rok 1960 został opublikowany przez papieża Jana XXIII, z niewyjaśnionych przyczyn zabrakło w nim jednego z jego świętych poprzedników: Leona II (682-683), którego święto przypadało na dzień 3 lipca. Jaki pretekst mógłby usprawiedliwić usunięcie papieża o nieskazitelnej ortodoksji, którego Liber Pontificalis (Księga Papieska) opisuje jako “człowieka o wielkiej elokwencji, kompetentnego w Piśmie Świętym, biegłego w języku greckim i łacińskim, odznaczającego się śpiewem i psalmodią”? (1)

Tajemnica jest tym większa, gdy weźmiemy pod uwagę, że ten wybitny papież został  usunięty z Kalendarza Ogólnego przez jednego ze swoich następców,  bez żadnego uzasadnienia.

W żaden sposób nie można było w tym przypadku zastosować fabrykowanych przez ks. Bugniniego kryteriów  świąt do postaci Św. Leona II. Tym razem nie było mowy o dublowaniu: Było to jedyna uroczystość Św. Leona II w kalendarzu. Nie można też było go odrzucić z powodu “niehistoryczności”: Panowanie papieża Leona było dobrze udokumentowane, a jego pisma zachowane.Każda próba zniesienia święta z powodu “braku uniwersalnego znaczenia” (kolejny pretekst Bugniniego do użycia topora wojennego) byłaby skazana na niepowodzenie: Zatwierdzenie przez papieża Leona, decyzji VI Soboru Ekumenicznego (680-681) dotyczyło kwestii doktrynalnych, które pozostały wiążące dla wszystkich przyszłych papieży.Sytuacja wymagała oczywiście wykorzystania całej pomysłowości Bugniniego i zastosowania techniki, w której był szczególnie uzdolniony – zręczności ręki, która zwodzi oko.

Zabawa w “liturgiczne” krzesła

Plan zakładał, że 3 świętych – Leon II, Ireneusz i Tomasz Apostoł – będą rywalizować o 2 daty w kalendarzu: 28 czerwca i 3 lipca, przy czym tylko jeden święty mógł zajmować któryś z tych dni.Przed rokiem 1960, 28 czerwca był uroczystością Św. Ireneusza (2), a 3 lipca Świętego Leona II. (3) Ale w reformie z 1960 r. Św. Ireneusz został przeniesiony na 3 lipca pod pretekstem, że 28 czerwca (Wigilia św. Piotra i Pawła) powinien pozostać wolny, więc Św. Leon został całkowicie wyparty.Jednak w 1969, bez wyraźnej przyczyny, Ireneuszowi przywrócono 28 czerwca, co pokazuje, że nie było potrzeby, aby to święto w ogóle przenosić, natomiast Leonowi (który był już wtedy taktownie zapomniany przez większość ludzi) nie przywrócono 3 lipca. Zamiast tego, przydzielono ten dzień Tomaszowi Apostołowi, który został przeniesiony ze swojej tradycyjnej daty, 21 grudnia.

W efekcie okazało się, że Leon II został na stałe pozbawiony swojego miejsca w kalendarzu, co było stratą dla Kościoła, w dużej mierze w tamtych czasach niezauważoną. Kto teraz obchodzi święto Św. Leona II, albo nawet wie, że największym osiągnięciem jego pontyfikatu było potwierdzenie pośmiertnej ekskomuniki papieża Honoriusza I za współudział w herezji? (4) Pozostaje pytanie, dlaczego Św. Leon musiał zostać usunięty z Kalendarza?

Kiedy przychodzi nam zbadać tło reform z 1960 r., widzimy, że Św. Leon II był już przegrany w grze o “liturgiczne” krzesła, jeszcze zanim zaczęła grać muzyka.

W obronie papieża Leona II

Ale najpierw kilka słów o Leonie II. Wykluczając Honoriusza z Kościoła przy poparciu Soboru Ekumenicznego, papież Leon II wypełniał po prostu najwyższy obowiązek Urzędu Piotrowego czyli utrzymanie nadprzyrodzonej jedności Wiary w całym Kościele dla dobra dusz. Ponieważ zbawienie dusz jest przyczyną powstania i istnienia Kościoła, żaden papież, który nie podejmuje skutecznych kroków przeciwko tym, którzy szerzą błędy doktrynalne, nie może być uznany za wypełniającego obowiązki swojego urzędu. (5)

Taki był zarzut wobec papieża Honoriusza – zaniedbanie obowiązków. Został on obłożony anatemą przez Szósty Sobór Ekumeniczny i przez papieża Leona II, nie za to, że sam nauczał herezji, ale za bierne przyzwolenie i niewykorzystanie swojej władzy do jej stłumienia. Mówiąc słowami papieża Leona II, “nie uświęcił  Kościoła apostolskiego nauczaniem Tradycji apostolskiej, ale bluźnierczą zdradą pozwolił na splamienie jego czystości.” (6)Werdykt ten potwierdził teolog i Doktor Kościoła, Św. Alfons Liguori. (7)

Różnica między Leonem II a Janem XXIII

Różnica polega z jednej strony na solidnej, tradycyjnej odmowie Leona II tolerowania tych, którzy szerzyli herezję lub pozwalali jej zakorzenić się w Kościele, a z drugiej strony na radykalnie zmienionej teologii rządów papieskich Jana XXIII (miękkie podejście  do błędu). Jan XXIII w przemówieniu otwierającym Sobór oświadczył, że Kościół “woli dziś korzystać z lekarstwa miłosierdzia, niż z oręża surowości” i postępować “wykazując słuszność swego nauczania, a nie wydając potępienia.”

Romano Amerio, znany komentator o SW II, zauważył, że to stanowisko dotyczące błędu doktrynalnego było “zdecydowaną nowością i jest otwarcie głoszone jako nowe podejście  Kościoła.” (8)To podejście było odejściem od autentycznej nauki i praktyki katolickiej. Nowość polegała na przedstawieniu potępienia błędu – i ukarania jego sprawców – jako sprzecznego z miłosierdziem. Ponieważ jednak misją Kościoła jest walka ze złem i ratowanie dusz przez nawrócenie ich do Prawdy, potępienie błędu przez papieża Leona II było samo w sobie uczynkiem miłosierdzia – w istocie jednym z siedmiu Uczynków  Miłosierdzia względem duszy.

Romano Amerio, powtarzając odwieczne nauczanie Kościoła, zaznaczył: “Do utrzymania prawdy potrzebne są dwie rzeczy. Po pierwsze: usunąć błąd ze sfery doktrynalnej, co dokonuje się przez obalenie błędnych argumentów i wykazanie, że nie są one przekonujące. Po drugie: usunąć osobę tkwiącą w błędzie, czyli pozbawić ją urzędu, co dokonuje się aktem władzy kościelnej.” (9)Ta rozbieżność między dwoma papieżami pokazuje, do jakiego stopnia “nowa teologia” SW II jest nie do pogodzenia z tradycyjną obroną doktryny katolickiej, której przykładem był papież Leon II.

Papieże SW II miękko traktują herezje

Papież Paweł VI ubolewał nad masową i otwartą niezgodą Hierarchii na nauczanie Magisterium. Mimo tego, odstępcy wśród biskupów, księży, teologów i profesorów seminariów zostali pozostawieni na swoich miejscach, by dalej publicznie krytykować i podważać nauczanie Kościoła, i prowadzić niezliczone dusze na manowce.

Amerio wyjaśnił, jak papież Paweł VI radził sobie z tymi, którzy odrzucali Magisterium: “Paweł VI wolał wygłaszać przemówienia i ostrzeżenia, które przypominały ludziom o ich obowiązkach bez potępiania ich, uświadamiały im coś bez nakładania na nich obowiązku, dawały wskazówki bez nalegania na ich przestrzeganie.” (10

)Większości katolików umyka dziś, że niechęć papieża do stosowania kar wobec dysydentów jest częściowym powodem, dla którego trwali oni w swoich błędach.Wszystkie dowody wskazują na to, że nowa polityka unikania dyscyplinowania i usuwania dysydenckich duchownych, przyniosła następujące skutki:

– Dała winowajcom jednoznaczny sygnał, że pozostaną bezkarni; – Doprowadziło to do ignorowania autorytetu przez tych, którzy są zobowiązani do posłuszeństwa wobec niego;

– Doprowadziło to do kompromitacji władzy;

– Zapoczątkowało to panowanie liberalizmu w teologii dogmatycznej i moralnej;

– W sprawach dogmatycznych i moralnych zapanowała anarchia.Przed SW II, popieranie herezji przez papieża było uważane za wykroczenie podlegające ekskomunice. (11)

Ale od tego czasu, w niezliczonych przypadkach, papieże nagradzali postępowców, a ignorowali lub nawet potępiali obrońców Wiary katolickiej.

Usunięcie Leona II

Kwestią leżącą u podstaw wyrzucenia papieża Leona z Kalendarza jest zmieniona koncepcja papiestwa. Ten papież z VII wieku nie tylko upominał, ale podejmował zdecydowane działania przeciwko źródłom herezji i jej rozprzestrzenianiu, nie oszczędzając jednego ze swoich poprzedników. Był więc “znakiem sprzeciwu”, bezpośrednim afrontem wobec papieży SW II, którzy pozwolili mrowiu herezji wtargnąć do Kościoła i zamieszkać w nim – a wszystko to w imię ekumenizmu, wolności religijnej i kolegialności.

Wraz ze zniknięciem ze sceny liturgicznej Św. Leona II, mało kto dostrzega dziś związek między widoczną wokół nas zapaścią dogmatyczną i moralną a nieudolnością współczesnych papieży w skutecznym radzeniu sobie z kryzysem.W tej nowej sytuacji trzeba dokonać wyboru. Czy jesteśmy za wiarą katolicką, czy przeciwko niej? Czy jesteśmy za przeciwstawieniem się Honoriuszowi (i jego współczesnym odpowiednikom), czy za pozwoleniem im na utrwalanie błędu i herezji? Czy jesteśmy za obroną Kościoła, czy za ugodą z tymi, którzy chcą go zniszczyć? Nie ma tu żadnej możliwej drogi pośredniej. To właśnie tutaj wisi miecz Św. Michała Archanioła.

c.d.n.

===========================================================

Dr Carol Byrne tłum. Sławomir Soja

1. “Vir eloquentissimus, in divinis Scripturis sufficienter instructus, greca latinaque lingua eruditus, cantelena ac psalmodia praecipuus”. Zob. Louis Duchesne (red.), Le Liber Pontificalis, Paris, 1886-1892, t. 1, s. 3592. 

=================================

2. Tak było dopiero od 1921 roku, kiedy papież Benedykt XV rozszerzył jego święto (wcześniej obchodzone w Lyonie) na Kalendarz Ogólny. Według Martyrologium Rzymskiego,  28 czerwca był tradycyjnie uroczystością Św. Leona II w Rzymie.

3. Jak na ironię, 3 lipca (1982) był dniem śmierci arcybiskupa Bugniniego. W obecnym stanie Kościoła nie jest wykluczone, że pewnego dnia zostanie on “kanonizowany” i że ta data stanie się świętem “świętego Annibale”.

4. Była to herezja monoteletycka, która powstała wśród patriarchów Konstantynopola w VII wieku. Uznawali oni ortodoksyjną naukę o dwóch naturach Chrystusa (boskiej i ludzkiej), ale ich doktryna, że miał On tylko jedną wolę, wspólną dla obu natur, została potępiona jako heretycka przez VI Sobór Ekumeniczny w 681 roku.

5. O tym, jak poważnie Kościół traktował  Urząd Piotrowy, mogą świadczyć słowa poprzednika papieża Leona, papieża Św. Agatona (678-681), który zwrócił się do VI Soboru Ekumenicznego w ten sposób:”Biada mi, jeśli zaniedbam głoszenie prawdy mojego Pana, którą oni [papieże rzymscy] głosili ze szczerością. Biada mi, jeśli prawdę tę zakryję milczeniem… Co powiem na  przyszłym Sądzie samego Chrystusa, jeśli się tutaj zawstydzę (czego niech Bóg broni!) głoszenia  Prawdy Jego słów? Jaki pożytek będę miał dla siebie, jaki dla dusz mi powierzonych, gdy On zażąda ścisłego rozliczenia się z otrzymanego urzędu?”

6. Napisał też do biskupów hiszpańskich, obwiniając Honoriusza o to, że nie ugasił, jak przystało na jego apostolski autorytet papieża, płomieni heretyckiej doktryny na początku, ale podsycał je przez swoje zaniedbania.Warto zauważyć, że jeden z poprzedników Leona II, papież Marcin I (649-655), zginął śmiercią męczeńską z rąk cesarza bizantyjskiego Konstansa II za to, że bronił Kościoła przed herezją monoteletycką, której zwalczania odmówił papież Honoriusz.

7. Św. Alfons stwierdził: “Honoriusz ma wszelkie prawo być oczyszczony z herezji monoteletyckiej, ale mimo to został słusznie potępiony przez Sobór, jako sprzyjający heretykom i za swoje zaniedbania w tłumieniu błędu”. Zob. The History of Heresies, and their Refutation, or the Triumph of the Church, 2 vols., Dublin: James Duffy, 1847, t. 1, s. 199.

8. Romano Amerio, Iota Unum: A Study of Changes in the Catholic Church in the 20th Century, Angelus Press, 1999, s. 80.

9. Tamże, s. 14510. Tamże, s. 14611. Św. Alfons Liguori zgodził się, że papież Honoriusz “został bardzo słusznie potępiony [przez Leona II], gdyż zarówno zwolennicy herezji, jak i jej autorzy są w równym stopniu winni.” (The History of Heresies, and their Refutation, or the Triumph of the Church, s. 194)

Nieważne zniesienie kary dla masonów przez Jana Pawła II – i konsekwencje 

BKP: Nieważne zniesienie kary dla masonów przez Jana Pawła II i konsekwencje 

wideo: http://vkpatriarhat.org/pl/?p=19882  https://emeritus-puspokok.wistia.com/medias/zsemp6nzin

https://rumble.com/v1oriir-mason.html  cos.tv/videos/play/39759252086625280

bitchute.com/video/750B6i7SeVf7/

Jan Paweł II w 1983 roku potwierdził zmiany w kodeksie, a tym samym przyjął do Kościoła masonów. Zwłaszcza we Włoszech jest ich dużo. Zniesienie ekskomuniki kościelnej było przestępstwem nie tylko przeciwko Kościołowi, ale także przeciwko samym masonom. Jan Paweł II w ten sposób zablokował im drogę do prawdziwej pokuty, czyli wiecznego zbawienia. Wielu masonów żyje w złudzeniu, że mogą teraz uważać się za katolików, mimo to, że swoje dusze podczas wstępnej masonskiej inicjacji zaprzedali diabłu. W rezultacie należy im również odmówić pochówku katolickiego. Dziś masoni już kontrolują Watykan głównie przez swojego powiernika, pseudopapieża Francisa Bergoglio.

Jeśli któryś z masonów chce ratować swoją duszę i nie chce iść do piekła, czyli do wiecznego cierpienia, które nigdy się nie kończy, musi prawdziwie pokutować, a zatem musi wiedzieć, że decyzja Jana Pawła II jest nieważna. W godzinie śmierci i przed sądem Bożym nie pomoże mu odwoływanie się na ten fałszywy dokument.

 Masońska organizacja wymaga od swoich członków poszczególnych stopni inicjacji. W pewnym stopniu musi już wyraźnie wyrzec się Chrystusa i poświęcić się diabłu. Dlatego wszystkich masonów nadal dotyczy kara ekskomuniki latae sententiae. Jednocześnie sprowadzili na siebie Bożą anatemę, czyli wykluczenie z Mistycznego Ciała Chrystusa. Boża anatema (Ga 1:8-9) spada za głoszenie lub przyjmowanie innej ewangelii niż tą, którą głosił Chrystus i posłał głosić apostołów.

Antyewangelia masonów zaprzecza zbawczej wierze w jej istocie, a jednocześnie zaprzecza podstawom zasad moralnych i przykazań Bożych. Nie jest możliwe zjednoczenie drogi, prowadzącej do wiecznej zagłady, z drogą Chrystusowej Ewangelii, która prowadzi do życia wiecznego. To absolutny nonsens. Ta organizacja czci i służy innemu bogu, a w rzeczywistości diabłu.

Każdy z jej członków, jeśli nie będę w porę pokutować i umrze w zatwardziałości, będzie wiecznie potępiony. To stwierdzenie opiera się na samej istocie Ewangelii. Z tego słowa w godzinie śmierci będzie sądzony każdy ochrzczony i nieochrzczony mason. Jezus do każdego z nich teraz wypowiada swoje wiecznie ważne słowo: „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy zginiecie” (Łk 13,3).

Przez to, że Jan Paweł II zdjął ekskomunikę na masonów, popełnił rażącą zbrodnię przeciwko istocie Ewangelii. Powszechnie wiadomo, że każdy mason przy wstąpieniu do tej organizacji pozwoli położyć na szyję miecz. Symbolizuje to, że za wierność antyboskiej nauce i programowi jest gotów stracić sumienie, zaprzeczyć zdrowym zasadom rozumu, a nawet poświęcić swoje życie. Jeśli nie dotrzyma obietnicy, wie, że ta organizacja zajmie się jego moralną lub fizyczną likwidacją.

Przyłożenie miecza do szyi – to gest związany z przysięgą. Podczas niej każdy mason sam siebie przeklina za możliwą zdradę przysięgi. Jest to gest antychrztu, czyli publiczne wyrzeczenie się jedynego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Można to porównać do antychrztu cesarza Juliana Apostaty (IV wiek), który kazał wylać na siebie krew byka. Droga powrotna nie jest łatwa, nawet jeśli dana osoba w momencie składania przysięgi nie była w pełni świadoma konsekwencji. Jeśli chodzi o pokutę, nie wystarczy tylko słowem wyrzec się ducha i programu tej organizacji, ale należy wykonać odpowiedni anty-gest, w obecności przynajmniej dwóch świadków.

Były mason, który pokutuje, musi liczyć się z tym, że diabeł i jego słudzy będą również usiłować o jego fizyczną śmierć. Musi to potraktować poważnie jako część prawdziwej pokuty, która zapewni mu wieczne zbawienie, czyli życie wieczne i zbawienie od wiecznych mąk w piekle.

Nie mówimy tutaj o wyższych inicjacjach, kiedy mason de facto staje się medium demonów i diabła i nie jest już w stanie, być może z pewnymi wyjątkami, czynić pokutę. Taka osoba jest już żyjącym kandydatem piekła, której celem jest zaciągnąć do niego jak największą liczbę dusz.

Czyli fakt, że Jan Paweł II odwołał ekskomunikę kościelną na masonów poprzez tzw. poprawkę w nowym kodeksie, jest ze strony tego papieża wielką zdradą. W dniu jego tak zwanej beatyfikacji, 1 maja 2011 r., na niego była pośmiertnie ogłoszona Boża anatema za jego zbrodnie przeciwko Ewangelii Chrystusa, a zwłaszcza za jego odstępcze gesty w Asyżu w 1986 r.

A co do masonów: błagamy, zejdźcie z tej drogi, prowadzącej do wiecznej zagłady! Niech każdy z was osobiście uświadomi sobie, że ma nieśmiertelną duszę. My nie chcemy, żeby twoja dusza skończyła w piekle.

+ Eliasz

Patriarcha Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu

+ Metodiusz OSBMr              + Tymoteusz OSBMr

biskupi-sekretarze

Nieważne zniesienie kary dla masonów przez Jana Pawła II i konsekwencje

vkpatriarhat.org/en/?p=22038  /english/

vkpatriarhat.org/it/?p=9026  /italiano/

vkpatriarhat.org/fr/?p=15439  /français/

vkpatriarhat.org/es/?p=12188  /español/

vkpatriarhat.org/pg/o-levantamento-nulo-e-sem/  /português/

———————————————-

Zapisz się do naszego newsletter  bit.ly/3PJRfYs

Kościół i masoneria. Dlaczego Watykan dialoguje z wolnomularstwem? „Drodzy bracia masoni”.

Kościół i masoneria. Dlaczego Watykan dialoguje z wolnomularstwem? „Drodzy bracia masoni”. Chmielewski w „Na Straży”

https://pch24.pl/kosciol-i-masoneria-dlaczego-watykan-chce-dialogowac-z-wolnomularstwem-chmielewski-w-na-strazy/

Jak wyglądają współczesne relacje Kościoła katolickiego z masonerią? Nie są bynajmniej wrogie; wprost przeciwnie. O szczegółach wydarzeń rozgrywających się za pontyfikatu papieża Franciszka mówił w programie PCh24 TV „Na Straży” red. Paweł Chmielewski.

Paweł Chmielewski wyszedł od pozornie zaskakującego spotkania, do którego doszło 27 września 2022 roku w mieście Terni niedaleko Rzymu. Otwierano wówczas z celebrą nowe wejście do siedziby Wielkiego Wschodu Włoch. W ceremonii uczestniczył ordynariusz miejsca, bp Francesco Soddu. Było to tak naprawdę jedynie jednym z wielu katolicko-masońskich spotkań, które odbywają się w ostatnich latach.

Kościół katolicki w XVIII wieku jednoznacznie potępił masonerię. Jej złowrogie cele względem Kościoła opisał szczególnie precyzyjnie papież Leon XIII w encyklice Humanum genus. W Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1917 roku za przynależność do masonerii przewidywano ekskomunikę. Niestety, ta jasna postawa zaczęła zmieniać się po II Soborze Watykańskim. Papież Paweł VI, mówił red. Chmielewski, ogłosił w encyklice Ecclesiam suam z 1964 roku wejście na drogę dialogu – i dialog ten objął również masonerię. Na gruncie tego dialogu w 1980 roku biskupi z Niemiec wydali dokument, w którym z jednej strony pisali o niezgodności masonerii z katolicyzmem, ale z drugiej zachęcili do współpracy na kilku płaszczyznach.

Za pontyfikatów Jana Pawła II i Benedykta XVI ten dialog z masonerią nie był rozwijany. To zmieniło się za pontyfikatu papieża Franciszka.

Jak podkreślił red. Chmielewski, w 2016 roku ogłoszona została tzw. doktryna Ravasiego. Chodzi o wizję, którą zaprezentował kard. Gianfranco Ravasi, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury w latach 2007 – 2022. Ravasi opublikował artykuł pt. „Drodzy bracia masoni”, w którym zachęcił do współpracy katolicko-masońskiej. Kardynał oparł się w dużej mierze na dokumencie niemieckich biskupów z 1980 roku. Wskazał dodatkowo na trzy szczególne płaszczyzny współpracy: kwestię wolności sumienia, równości praw, teistycznej wiary w Boga. Jak powiedział red. Paweł Chmielewski, widać, że ta doktryna jest bardzo bliska papieżowi Franciszkowi. Choćby w jego encyklice Fratelli tutti z 2021 roku, która nosi przecież tytuł przez wielu interpretowany jako utrzymany w duchu masońskim, obecne są w centrum właśnie te kwestie: wolności sumienia człowieka, równości praw i wiary w Boga, niekoniecznie chrześcijańskiej. Encyklika jest bowiem pisana w kluczu dialogu międzyreligijnego.

Można, oczywiście, na różne sposoby tłumaczyć te zbieżności. Red. Chmielewski przypomniał jednak, iż jest faktem, że w latach 70. Środowiska masońskie bardzo intensywnie operowały na Watykanie, choćby w obszarze bankowości; dobrze znana jest historia zaangażowania loży Propaganda Due w prace Banku Watykańskiego i w Banco Ambrosiano. Przypomniał też, że wiarygodne doniesienia takich księży, jak choćby ks. Charles T. Murr, wskazują na przynależność do masonerii niektórych wysoko postawionych hierarchów w latach 60. i 70.; tu wymienia się zwykle abp. Annibale Bugininiego oraz kard. Sebastiano Baggia.

Zdaniem red. Pawła Chmielewskiego należy mieć nadzieję, że następca papieża Franciszka wróci do jednoznacznie antymasońskiej linii poprzednich papieży, nie kontynuując linii „dialogu” zadekretowanej przez Pawła VI i kontynuowanej przez obecnego Ojca Świętego.

Więcej w programie.

Źródło: PCh24 TV

Pogański papa: Wołanie Matki Ziemi, nawrócenie ekologiczne i modlitwa za COP27. Nowe orędzie Franciszka

Nowe orędzie Franciszka

https://pch24.pl/wolanie-matki-ziemi-nawrocenie-ekologiczne-i-modlitwa-za-cop27-nowe-oredzie-franciszka/

Zachęcając do „wsłuchania się w głos stworzenia” oraz „gorzki krzyk matki Ziemi”, papież Franciszek wzywa do podjęcia wyzwań jakie stwarza „nawrócenie ekologiczne”, zarówno w obszarze indywidualnym jak i wspólnotowym, poprzez wspieranie ONZ-owskich agend skupionych na problemie globalnego ocieplenia.

Na stronie Projektu Caritas Laudato Si opublikowano orędzie Franciszka na obchody Światowego Dnia Modlitw o Ochronę Świata Stworzonego 1 września 2022 r. „Jeśli uczymy się słuchać głosu stworzenia, to zauważamy w nim swoisty dysonans. Z jednej strony jest to słodka pieśń wychwalająca naszego umiłowanego Stwórcę, z drugiej zaś gorzki krzyk, który żali się przez nasze ludzkie złe traktowanie” – zauważa papież.

„Słodka pieśń stworzenia zaprasza nas do praktykowania duchowości ekologicznej(Enc. Laudato si’, 216), wrażliwej na obecność Boga w świecie przyrody. Jest to zachęta do oparcia naszej duchowości na „miłującej świadomości, że nie jesteśmy odłączeni od innych stworzeń, tworząc z innymi istotami wszechświata wspaniałą powszechną komunię” (tamże, 220). Szczególnie w uczniach Chrystusa, takie wspaniałe doświadczenie wzmacnia świadomość, że „wszystko przez Niego się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” ( J 1, 3). W tym Czasie dla Stworzenia podejmijmy na nowo modlitwę w wielkiej katedrze stworzenia, ciesząc się „wzniosłym chórem kosmicznym” [2] niezliczonych stworzeń wyśpiewujących Bogu chwałę” – zachęca.

Jak podkreśla Franciszek, „tej słodkiej pieśni” towarzyszy jednak „gorzkie wołanie”.

„Jako pierwsza woła nasza siostra matka Ziemia. Zdana na łaskę naszych konsumpcyjnych ekscesów, jęczy i błaga nas o zaprzestanie naszych nadużyć i jej niszczenia. Następnie wołają różne stworzenia. Zdane na łaskę despotycznego antropocentryzmu (Laudato si’, 68)” – przekonuje.

W proteście wołają do nieba również najbardziej dotknięci skutkami kryzysu klimatycznego „najubożsi spośród nas”, „bracia i siostry” z rdzennych narodów oraz „zagrożona krótkowzrocznym egoizmem” strajkująca młodzież.

„Słysząc te gorzkie wołania, musimy okazać skruchę i zmienić szkodliwe style życia i mechanizmy” – podkreśla Franciszek, odnosząc ewangeliczne wezwanie do nawrócenia nie tyko do zmiany relacji z Bogiem i drugim człowiekiem, ale również i Stworzeniem. Co więcej, w opinii papieża „stan degradacji naszego wspólnego domu zasługuje na taką samą uwagę jak inne globalne wyzwania, takie jak poważne kryzysy zdrowotne czy konflikty zbrojne”.

Dlatego walka z globalnymi wyzwaniami wymaga nie tylko indywidualnych zmian w życiu osobistym, ale również zaangażowania na poziomie wspólnotowym.

„W tej perspektywie, do zaangażowania się wezwana jest również wspólnota narodów, zwłaszcza podczas spotkań Organizacji Narodów Zjednoczonych, poświęconych zagadnieniom środowiskowym, w duchu jak największej współpracy” – podkreśla, wskazując na zbliżające się szczyty klimatyczne COP27 w Egipcie i poświęcony bioróżnorodności COP15 w Kanadzie.

Jednak „osiągnięcie celu paryskiego, jakim jest ograniczenie wzrostu temperatury do 1,5°C, jest sporym wyzwaniem i wymaga odpowiedzialnej współpracy między wszystkimi narodami”. Papież wymienia konkretnie „przestawienie” wzorców konsumpcji i produkcji, a także stylu życia, w kierunku bardziej szanującym stworzenie i integralny rozwój ludzki wszystkich narodów obecnych i przyszłych, rozwój oparty na odpowiedzialności, roztropności/przezorności, solidarności i trosce o ubogich i o przyszłe pokolenia”.

Przekonując o niezmazywalności „długu ekologicznego” narodów bogatszych gospodarczo, które „w ostatnich dwóch stuleciach najbardziej powodowały zanieczyszczenie”; papież, wraz z wspólnotą międzynarodową wymaga od nich „podjęcia ambitniejszych kroków zarówno podczas COP27, jak i COP15”.

„Pociąga to za sobą, oprócz zdecydowanych działań w obrębie ich granic, dotrzymanie obietnic, dotyczących wsparcia finansowego i technicznego dla krajów uboższych gospodarczo, które już teraz ponoszą większy ciężar kryzysu klimatycznego” – podkreśla.

W tym Czasie dla Stworzenia módlmy się, aby szczyty COP27 i COP15 mogły zjednoczyć rodzinę ludzką (por. tamże, 13) dla zdecydowanego zmierzenia się z podwójnym kryzysem: związanym z klimatem i zmniejszeniem różnorodności biologicznej. Przypominając zachętę św. Pawła, aby radować się z tymi, którzy się radują i płakać z tymi, którzy płaczą (por. Rz 12, 15), płaczmy z gorzkim krzykiem stworzenia, słuchajmy go i odpowiadajmy czynami, abyśmy my i przyszłe pokolenia mogli nadal radować się słodkim śpiewem życia i nadziei stworzeń” – papież konkluduje swoje przesłanie.

Źródło: laudatosi.caritas.pl PR