Arcybiskup Carlo Maria Viganò: “Hierarchowie Bergoglio” są “sługami szatana”

Arcybiskup Carlo Maria Viganò: “Hierarchowie Bergoglio” są “sługami szatana”

30 grudnia 2023

Arcybiskup Carlo Maria Viganò: Błogosławieństwo dla “par” homoseksualnych pokazuje, że “hierarchowie Bergoglio” są “sługami szatana i jego najbardziej gorliwymi sojusznikami”.

Rozważania arcybiskupa Viganò dotyczące Deklaracji „Fiducia supplicans”

ŹRÓDŁO: https://www.lifesitenews.com/ / tłumaczenie: https://rzymski-katolik.blogspot.com

Kiedy diabeł próbuje przekonać nas do grzechu, podkreśla rzekome dobro złego działania, które chce, abyśmy zrobili, jednocześnie przesłaniając aspekty, które z konieczności są sprzeczne z przykazaniami Boga. Nie mówi do nas: Grzeszysz i obrażasz Pana, który umarł za ciebie na krzyżu, ponieważ wie, że normalny człowiek nie chce zła samego w sobie, ale że zwykle czyni zło pod pozorem dobra.

Ta strategia zwodzenia niezmiennie się powtarza. Aby nakłonić matkę do aborcji, szatan nie prosi jej, by była zadowolona z zabicia dziecka, które nosi, ale by pomyślała o konsekwencjach ciąży, o tym, że straci pracę lub że jest zbyt młoda i niedoświadczona, by wychowywać i kształcić dziecko; i wydaje się, że matka, czyniąc z siebie morderczynię poprzez dzieciobójstwo, wykazuje poczucie odpowiedzialności, chcąc oszczędzić niewinnemu stworzeniu życia bez miłości. Aby przekonać mężczyznę do cudzołóstwa, kuszący duch pokazuje mu rzekome zalety znalezienia ujścia w romansie pozamałżeńskim, a wszystko to z korzyścią dla pokoju w rodzinie. Aby nakłonić księdza do zaakceptowania heretyckich odchyleń swoich przełożonych, kładzie nacisk na posłuszeństwo wobec autorytetu i zachowanie komunii kościelnej.

Oszustwa te w oczywisty sposób służą odciąganiu dusz od Boga, wymazywaniu w nich łaski, plamieniu ich grzechem, zaciemnianiu ich sumienia w taki sposób, że następny upadek będzie tym bardziej przypadkowy, im poważniejszy. W pewnym sensie działanie diabła wyraża się jako “okno Overtona”, czyniąc przestępstwo przeciwko Bogu mniej strasznym, sprawiając, że wierzymy, że kara, która nas czeka, jest mniej straszna, a konsekwencje naszej winy bardziej akceptowalne.

Pan jest dobry: przebacza wszystkim, szepcze do nas, starając się trzymać nas z dala od myśli o męce Chrystusa, od faktu, że każdy cios bicza, każdy policzek, każdy cierń wbity w Jego głowę, każdy gwóźdź wbity w Jego ciało jest owocem naszych grzechów. A jeśli ulegniesz pokusie, to nie twoja wina, tylko twoja słabość. A gdy dusza pogrąży się, grzech po grzechu, w nałogu zła i występku, pozwala się ciągnąć coraz niżej i niżej, aż diabelska prośba ukaże się w całej swej grozie: Buntować się przeciwko Bogu, odrzucać Go, bluźnić Mu, nienawidzić Go, ponieważ pozbawił cię prawa do szczęścia za pomocą opresyjnych nakazów.

To, po bliższym przyjrzeniu się, jest powtarzającym się elementem pokusy, od czasu grzechu Adama: ukazywanie zła pod fałszywymi pozorami dobra, a dobra jako irytującej przeszkody w spełnieniu buntowniczej woli.

Kościół, który jest naszą Matką, dobrze wie, jak niebezpieczne dla chrześcijańskiej duszy jest ignorowanie tej piekielnej strategii. Spowiednicy, kierownicy duchowi i kaznodzieje uważali za konieczne wyjaśnienie wiernym, jak działa diabeł, aby mogli zrozumieć swoim intelektem oszustwo złego, aby móc przeciwstawić się mu swoją wolą, wspomaganą w tym przez wytrwałość w modlitwie i częste korzystanie z sakramentów. Z drugiej strony, jak możemy sobie wyobrazić matkę, która zachęca swoje dziecko, by nie postępowało w miłości Bożej, i która zapewnia je, że Pan udzieli mu zbawienia bezwarunkowo? Jaka matka byłaby świadkiem ruiny swojego dziecka, nie próbując go ostrzec, a nawet ukarać, aby zrozumiało powagę swoich czynów i nie krzywdziło siebie na wieczność?

Deliryczna deklaracja Fiducia Supplicans opublikowana niedawno przez parodię dawnego Świętego Oficjum przemianowaną na Dykasterię, definitywnie przebija zasłonę hipokryzji i oszustwa hierarchii Bergoglio, ukazując tych fałszywych pasterzy takimi, jakimi są naprawdę: sługami szatana i jego najgorliwszymi sprzymierzeńcami, począwszy od uzurpatora, który zasiada – obrzydliwość spustoszenia – na Tronie Piotrowym. Sam incipit dokumentu brzmi, jak wszystkie te wydane przez Bergoglio, szyderczo i zwodniczo: ponieważ ufność w Boże przebaczenie bez pokuty nazywana jest domniemaniem zbawienia bez zasługi i jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu.

Fałszywa duszpasterska troska Bergoglio i jego dworzan w odniesieniu do cudzołożników, konkubinatów i sodomitów powinna zostać potępiona przede wszystkim przez domniemanych beneficjentów watykańskiego dokumentu, którzy są pierwszymi ofiarami siarczystego soborowego i synodalnego faryzeizmu. To ich nieśmiertelne dusze są składane w ofierze bożkowi, ponieważ w dniu Sądu Ostatecznego odkryją, że zostali oszukani i zdradzeni przez tych, którzy na ziemi dzierżą autorytet Chrystusa. Wina, o którą Pan oskarży tych nieszczęsnych ludzi, będzie dotyczyła nie tylko popełnionych grzechów, ale przede wszystkim tego, że chcieli uwierzyć w diaboliczne kłamstwo, w oszustwo fałszywych pasterzy – począwszy od Bergoglio i Tucho – które sumienie pokazało im jako takie. Kłamstwo, w które chce wierzyć wielu członków hierarchii, którzy mają nadzieję, że prędzej czy później będą mogli otrzymać to samo błogosławieństwo wraz ze swoimi wspólnikami w występkach, ratyfikując ten świętokradczy i grzeszny styl życia, który już praktykują za ostentacyjną zgodą Bergoglio.

Fakt, że deklaracja Tucho Fernándeza zatwierdzona przez Bergoglio powtarza, że błogosławieństwo nieregularnej pary nie powinno wydawać się formą obrzędu ślubnego, a małżeństwo jest tylko między mężczyzną i kobietą, jest częścią strategii oszustwa. Nie chodzi tu bowiem o to, czy małżeństwo może być zawarte przez dwóch mężczyzn lub dwie kobiety, ale o to, czy osoby żyjące w stanie ciężkiego grzechu mogą zasłużyć, jako para nieregularna, na błogosławieństwo udzielone przez diakona lub kapłana, z jedynym zastrzeżeniem, że nie powinno ono sprawiać wrażenia celebracji liturgicznej.

Uwaga watykańskiego Sanhedrynu jest całkowicie skierowana na zapewnienie chrześcijańskiego ludu, że nie mają zamiaru formalizować nowych form małżeństwa, podczas gdy stan grzechu śmiertelnego i poważnego skandalu tych, którzy otrzymaliby takie błogosławieństwo, oraz niebezpieczeństwo wiecznego potępienia, które ciąży na tych biednych duszach, są całkowicie pomijane. Nie wspominając już o wpływie społecznym, jaki ta deklaracja będzie miała na tych, którzy nie są katolikami, a którzy dzięki niej uznają, że mają prawo do znacznie gorszych ekscesów. Można się zastanawiać, czy w tym wyścigu do legitymizacji sodomii – uzyskanej bez posuwania się do celebrowania małżeństw między sodomitami – istnieje konflikt interesów u tych, którzy proponują to tak natarczywie: to tak, jakby rządzący chronili się tarczą prawną przed odpowiedzialnością przed nałożeniem na populację eksperymentalnego serum genowego, którego negatywnych skutków nie są nieświadomi.

Nie ma co do tego wątpliwości: jest to brutalne przebudzenie dla tak zwanych konserwatystów, którzy czują się jawnie wyśmiewani przez prefekta Tucho, który martwi się, że błogosławieństwo pary nie powinno wyglądać jak małżeństwo, ale nie ma nic do powiedzenia na temat wewnętrznej grzeszności publicznego konkubinatu i sodomii. Ważne jest to, że umiarkowani – obrońcy Soboru Watykańskiego II – mogą uważać się za zadowolonych z tej jezuickiej apostille (w tym przypadku, że te spontaniczne i nierytualne błogosławieństwa nie są małżeństwem), która ma uratować doktrynę o papiestwie, jednocześnie popychając dusze do potępienia samych siebie.

Dla księży, którzy nie zgodzą się błogosławić tych nieszczęsnych ludzi, przygotowywane są dwie drogi: pierwsza, to wydalenie z parafii lub diecezji ad nutum Pontificis po drugie, pogodzić się z przehandlowaniem swojego prawa do sprzeciwu w zamian za uznanie prawa innych współbraci do zatwierdzenia; coś, co już zaobserwowano na polu liturgicznym w przypadku Summorum Pontificum. Krótko mówiąc, działalność Bergoglio jest ujściem wiary, w którym można znaleźć wszystko, od obrzędów Wielkiego Tygodnia sprzed 1955 r. po “Eucharystie” LGBT, o ile nic nie jest kwestionowane w związku z jego “pontyfikatem”.

Do tego dochodzi skandal dla katolików, którzy w obliczu okropności sekty “Świętej Marty” są kuszeni do przyjęcia schizmy lub porzucenia Kościoła. I znowu: z jaką goryczą i poczuciem rozczarowania będą patrzeć na Rzym ci ludzie, którzy świadomi swojej sytuacji obiektywnej nieprawidłowości, starali się i nadal starają się ze wszystkich sił i z łaską Bożą nie grzeszyć i żyć w zgodzie z przykazaniami? Jak mogą się czuć ci ludzie, którzy proszą o ojcowski głos zachęcający ich do kontynuowania drogi świętości, a nie o ideologiczne uznanie ich wad, o których wiedzą, że są niezgodne z naturalną moralnością?

Zadajmy sobie pytanie: co Bergoglio chce osiągnąć? Nic dobrego, nic prawdziwego, nic świętego. On nie chce, by dusze zostały zbawione; nie głosi Ewangelii w sposób stosowny, natarczywy, by wezwać dusze do Chrystusa; nie pokazuje im ubiczowanego i zakrwawionego Zbawiciela, by pobudzić ich do zmiany życia. Nie. Bergoglio chce ich potępienia, jako piekielnego hołdu dla szatana i bezczelnego wyzwania rzuconego Bogu.

Istnieje jednak bardziej bezpośredni i prosty cel do osiągnięcia: sprowokowanie katolików do odwrócenia się od jego kościoła i pozostawienie mu wolności, by przekształcił go w konkubinę Nowego Porządku Świata. Kobiety-księża, błogosławieństwa gejów, skandale seksualne i finansowe, biznes imigracyjny, kampanie przymusowych szczepień, ideologia gender, neomaltuzjański ekologizm, despotyczne zarządzanie władzą to narzędzia, za pomocą których można skandalizować wiernych, obrzydzać tych, którzy nie wierzą, dyskredytować Kościół i papiestwo. Cokolwiek się stanie, Bergoglio już osiągnął swój cel, którym jest zapewnienie sobie zgody heretyków i cudzołożników, którzy uznają go za papieża, usuwając wszelkie krytyczne głosy.

Gdyby ten dokument, wraz z innymi mniej lub bardziej oficjalnymi wypowiedziami, naprawdę miał na celu dobro cudzołożników, konkubinatów i sodomitów, powinien był wskazać im heroizm chrześcijańskiego świadectwa, przypomnieć im o poświęceniu, jakiego nasz Pan wymaga od każdego z nas, i nauczyć ich pokładać ufność w łasce Bożej, aby przezwyciężyć próby i żyć zgodnie z Jego Wolą. Wręcz przeciwnie, zachęca ich, błogosławi ich jako nieregularnych, tak jakby nimi nie byli; ale jednocześnie pozbawia ich małżeństwa i w ten sposób przyznaje, że są nieregularni. Bergoglio nie prosi ich o zmianę życia, ale zezwala na groteskową farsę, w której dwóch mężczyzn lub dwie kobiety będą mogli stawić się przed sługą Bożym, aby otrzymać błogosławieństwo, wraz ze swoimi krewnymi i przyjaciółmi, a następnie uczcić ten grzeszny związek bankietem z krojeniem tortu i prezentami. Ale to nie jest ślub, bądźmy szczerzy…

Zastanawiam się, co powstrzyma to błogosławieństwo przed udzieleniem go nie parze, ale kilku osobom, w imię poliamorii; lub nieletnim, w imię wolności seksualnej, którą globalistyczna elita wprowadza za pośrednictwem ONZ i innych wywrotowych organizacji międzynarodowych. Czy wystarczy zaznaczyć, że Kościół nie aprobuje związków poligamicznych i pedofilii, aby pozwolić na błogosławienie poligamistów i pedofilów? A dlaczego nie rozszerzyć tej sztuczki na tych, którzy praktykują bestialstwo? Zawsze byłoby to w imię gościnności, integracji i inkluzywności.

Arcybiskup Carlo Maria Viganò

20 grudnia 2023 r.
Feria IV Quattuor Temporum Adventus

Arcybiskup Viganò mówi o Pizzagate, Epsteinie, szantażu, Covid-19 i Ukrainie

Aspicite nobis illusiones – abp Carlo Maria Viganò

AlterCabrio 19 grudnia 2023 ekspedyt-abp-carlo-maria-vigano

A jeśli głowy państw i urzędnicy rządowi świata zachodniego nie mają odwagi szepnąć nawet słowa protestu przeciwko masakrom ludności cywilnej w Strefie Gazy, uzasadnione jest założenie, iż jest to postawa mająca związek z obciążającymi ich aktami i filmami, które znajdują się w posiadaniu izraelskiego wywiadu.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Arcybiskup Viganò mówi o Pizzagate, Epsteinie, szantażu, Covid-19 i Ukrainie

W niedawnym filmie arcybiskup Viganò przedstawia przytłaczającą prawdę:

  • Wskazuje na medialnego „współpracownika” Hillary Clinton i Johna Podesty, który pracował nad tuszowaniem Pizzagate
    _
  • Mówi, że Epstein i Ghislaine Maxwell prowadzili operacje szantażu w imieniu Mossadu
    _
  • Mówi, że przywódcy świata zachodniego nie mówią o masakrach w Gazie, ponieważ izraelski wywiad szantażuje ich
    _
  • Covid jako fałszywy stan nadzwyczajny według WEF i ONZ
    _
  • Kryzys ukraiński to farsa

Poniżej krótki fragment niedawnego przemówienia arcybiskupa Carlo Marii Viganò, który był nuncjuszem apostolskim w Stanach Zjednoczonych w latach 2011–2016.

Transkrypcja

Kilka tygodni temu ważny współpracownik Hillary Clinton i Johna Podesty został aresztowany za pedofilię i pornografię dziecięcą. Mam na myśli Slade’a Sohmera, człowieka powiązanego ze światem Broadwayu i kina, który odegrał rolę w próbie obalenia niesławnej „afery Pizzagate”, czyli siatki obrzydliwego współudziału i straszliwych zbrodni wobec nieletnich, która kręci się wokół międzynarodowego Deep State.

Dowiedzieliśmy się, że Jeffrey Epstein i najprawdopodobniej Ghislaine Maxwell byli członkami izraelskiego Mossadu. To pozwala nam zrozumieć, że słynne wyjazdy wielu znanych osobistości na wyspę Epsteina służyły ich szantażowaniu poprzez zbieranie dowodów ich winy za ohydne zbrodnie rytualne wobec nieletnich.

A jeśli głowy państw i urzędnicy rządowi świata zachodniego nie mają odwagi szepnąć nawet słowa protestu przeciwko masakrom ludności cywilnej w Strefie Gazy, uzasadnione jest założenie, iż jest to postawa mająca związek z obciążającymi ich aktami i filmami, które znajdują się w posiadaniu izraelskiego wywiadu.

To samo musiało się stać z przygotowaniami do fałszywego kryzysu związanego z pandemią. Zostało to niewolniczo [slavishly] powielone we wszystkich państwach będących członkami Światowego Forum Ekonomicznego i Organizacji Narodów Zjednoczonych, a także w przypadku farsy kryzysu ukraińskiego.

Jeśli jednak ten szantaż ze strony możnych tego świata stanowi element jednoczący wywrotowy projekt globalizmu, nie można oprzeć się wrażeniu, że nieodzowna rola Kościoła Katolickiego została w jakiś sposób wymuszona nie tylko przez nominację Bergoglio, jako wroga Kościoła, umieszczonego na samym szczycie, ale przez skandale seksualne i finansowe, które wyszły na jaw jedynie częściowo z powodu wielu prałatów, którzy są agentami głębokiego Kościoła [Deep Church].

Jak możemy przypuszczać, że osoba taka jak Theodore McCarrick, który odwiedzał Biały Dom bez konieczności zapowiedzi i który w dalszym ciągu reprezentował interesy dyplomatyczne Watykanu w Chinach, nawet po oskarżeniu go o bycie seryjnym przestępcą seksualnym, nie cieszyła się poparciem tych wpływowych jednostek, które dzieliły z nim najohydniejsze występki i najohydniejsze zbrodnie?

Czy mamy myśleć, że partnerstwo między głębokim państwem [Deep State] a głębokim Kościołem [Deep Church] ograniczało się jedynie do współudziału w spekulacjach finansowych, podczas gdy pedofil taki jak Slade Sohmer współpracował z Clintonami i Barackiem Obamą, z których wszyscy byli zamieszani w Pizzagate? Albo że liczne loty Billa Gatesa na wyspę Epsteina, a także te z licznymi aktorami, przywódcami, bankierami i VIP-ami nie mają nic wspólnego ze współudziałem w siatce lawendowej mafii?

Z e-maili, które wyciekły w sprawie WikiLeaks, wiemy, że John Podesta działał w imieniu Hillary Clinton i Obamy – oraz ogólnie elity globalistycznej – aby promować „kolorową rewolucję” w Kościele, która miała pozbawić Benedykta XVI papiestwa, wybrać ultrapostępowego papieża i zasadniczo zmodyfikować Magisterium Katolickie, zmuszając je do przyjęcia wymagań Agendy 2030: a zatem równość płci, wprowadzenia ideologii gender i doktryny LGBTQ+, demokratyzacji w zarządzaniu Kościołem, współpracy w neomaltuzjańskim projekcie Wielkiego Resetu, współpracy w sprawie imigracji i kultury unieważniania [cancel culture].

Wydaje mi się oczywiste, że ten wywrotowy projekt znalazł doskonałą realizację w mianowaniu Bergoglio – i celowo używam słowa „mianowanie” – i że znajduje to potwierdzenie w jego konsekwentnym schemacie aktów zarządzania i nauczania magisterskiego, zarówno w sferze publicznych, jak i prywatnych działań, które w ciągu tej najbardziej niepomyślnej dekady faktycznie spełniło życzenia – dezyderaty – a raczej nakazy (mandata), rozkazy elity, punkt po punkcie i w tak precyzyjny sposób, aby pozostały jednoznaczne.

_______________

Archbishop Viganò Talks Pizzagate, Epstein, Blackmail, COVID and Ukraine, Alexandra Bruce, Dec 19, 2023

−∗−

Pełna wersja wystąpienia [możliwość włączenia napisów pl]:

IS THE POPE CATHOLIC? : Intervention at the online Conference organized by prof Edmund Mazza [50min]

https://youtube.com/watch?v=gBx-jtQXhLo%3Fsi%3DCx8LFCKvTxri3r73

Tekst przemówienia dostępny jest na stronie exsurgedomine.it [ang.]

−∗−

Archbishop Vigano: Francis Intended from the Beginning to Destroy the Catholic Church.

Archbishop Vigano: Papież Franciszek od początku zamierzał zniszczyć Kościół katolicki.[po ang.]

by Joe Hoft https://joehoft.com/breaking-archbishop-vigano-canceled-by-catholic-traditionalists-for-saying-pope-francis-intended-from-the-beginning-to-destroy-the-catholic-church/

Archbishop Vigano Canceled by Catholic Traditionalists for Saying Pope Francis Intended from the Beginning to Destroy the Catholic Church.

Reposted at Vitium Consensus.

This address was prepared in order to be given at the Catholic Identity Conference. However, at the last minute, it was “cancelled” from the roster.

It is unfortunate that, in the current climate of fear within the Church, the free exchange of ideas and viewpoints is no longer tolerated. Let us pray for the unity of the Church, that unity which can only be grounded in the Truth, who is Jesus Christ.

================================

A fructibus eorum cognoscetis eos.

Numquid colligunt de spinis uvas aut de tribulis ficus?
Sic omnis arbor bona fructus bonos facit; mala autem arbor fructus malos facit.
Non potest arbor bona fructus malos facere, neque arbor mala fructus bonos facere.
Omnis arbor quæ non facit fructum bonum exciditur et in ignem mittitur.
Igitur ex fructibus eorum cognoscetis eos.

By their fruits you will know them.
Does anyone pick grapes from thornbushes, or figs from thistles?
Just so, every good tree bears good fruit; and a rotten tree bears bad fruit.
A good tree cannot bear bad fruit, nor can a rotten tree bear good fruit.
Every tree that does not produce good fruit will be cut down and thrown into the fire.
Therefore by their fruits you will know them.

Mt 7:16-20

Allow me to greet and thank the organizers of the Catholic Identity Conference and all who are taking part. In a moment of great confusion it is important to clarify what is happening, even by comparing different positions. That’s why I am grateful to my friend Michael Matt for giving me the opportunity to share some thoughts with you. 

In this speech I will not try to give answers, but to pose a question that can no longer be postponed, so that we Bishops, the clergy, and the faithful can look clearly at the very serious apostasy present as a completely unprecedented fact, one that cannot be resolved, in my opinion, by resorting to our usual categories of judgment and action. 

THE EVIDENCE OF THE “BERGOGLIO PROBLEM”

The proliferation of declarations and behaviors completely foreign to what is expected of a Pope – and indeed in contrast with the Faith and Morality of which the Papacy is the guardian – has led many of the faithful and an increasingly large number of Bishops to take note of something that until some time ago seemed unheard of: the Throne of Peter is occupied by a person who abuses his power, using it for the opposite purpose to that for which Our Lord instituted it. 

Some say that Jorge Mario Bergoglio is manifestly heretical in doctrinal questions, others that he is tyrannical in matters of government, still others consider his election invalid because of the multiple anomalies of the resignation of Benedict XVI and the election of the one who took his place. These opinions – more or less supported by evidence or the result of speculations that cannot always be shared – nevertheless confirm a reality that is now incontestable. And it is this reality, in my opinion, that constitutes a common starting point in trying to remedy the disconcerting, scandalous presence of a Pope who presents himself with ostentatious arrogance as inimicus Ecclesiæ, and who acts and speaks as such. An enemy who, precisely because he occupies the Throne of Peter and abuses papal authority, is capable of inflicting a terrible and disastrous blow, such as no external enemy in the entire history of the Church has ever been able to cause. The worst persecutors of Christians, the fiercest adherents of the Masonic Lodges, and the most unrestrained heresiarchs have never before succeeded, in such a short time and with such effectiveness, in devastating the Lord’s vineyard, scandalizing the faithful, disgusting the Ministers, discrediting its authority and authoritativeness before the world, and demolishing the Magisterium, Faith, Morals, Liturgy, and discipline. 

Inimicus Ecclesiæ, not only with respect to the members of the Mystical Body – which he despises, ridicules (he never ceases to launch poisonous epithets against it), persecutes, and strikes; but also with respect to the Head of the Mystical Body, Jesus Christ: whose authority is exercised by Bergoglio no longer in a vicarious way, which would therefore be in necessary and dutiful consistency with the Depositum Fidei, but rather in a self-referential and thus tyrannical way. The authority of the Roman Pontiff is in fact derived from the Supreme Authority of Christ, in which it participates, always within the boundaries and scope of the goals which the Divine Founder has established once and for all, and which no human power can change. 

The evidence of Bergoglio’s alienity to the office he holds is certainly a painful and very serious fact; but becoming aware of this reality is the indispensable premise for remedying an unsustainable and disastrous situation.

AGERE SEQUITUR ESSE

In these ten years of his “pontificate” we have seen Bergoglio do everything that would never be expected of a Pope, and vice-versa everything that a heresiarch or an apostate would do. There have been occasions when these actions have appeared manifestly provocative, as if by his utterances or certain acts of government he deliberately wanted to arouse the indignation of the ecclesial body and urge priests and faithful to react by giving them the pretext to declare them schismatic. But this typical strategy of the worst Jesuitism is now uncovered, because the whole operation has been conducted with too much arrogance and in areas on which not even moderate Catholics are willing to compromise. 

The sexual scandals of the clergy, and in particular the response of the Holy See to the scourge of moral corruption of Cardinals and Bishops, have shown a shameful disparity of treatment between those who belong to Bergoglio’s so-called “magic circle” and those he considers adversaries. The recent case of Marko Rupnik is evidence of one who exercises power like a despot, legibus solutus, who considers himself free to act without being accountable for any of his actions. It often happens that the consequences of the decisions taken personally by the Argentine are then passed on to his subordinates, who find themselves accused and discredited for choices which are not theirs. I think of the case of the London building in which officials of the Secretariat of State were involved, while the contract of sale bears the august chirograph. I think of the shameful handling of the Rupnik case, which in addition to having rehabilitated a criminal responsible for horrendous crimes, in contempt of the numerous victims, has also discredited the former Prefect of the Congregation for the Doctrine of the Faith, Cardinal Ladaria. I am thinking of the McCarrick case, which with the farce of a secret administrative procedure was hastily liquidated without any compensation to the victims, and declared res judicata unappealable. And the list goes on and on. It remains evident that the unfortunates who willingly or unwillingly collaborate with Bergoglio find themselves thrown overboard as soon as the press discovers the Vatican scandals. Many are noticing this cynical utilitarian behavior, which in fact brings them to decline appointments and promotions precisely so as not to find themselves in the uncomfortable role of scapegoat. 

BREAKING DOWN THE WALL OF SILENCE

The silence of the Episcopate in the face of the Bergoglian nonsense confirms that the self-referential authoritarianism of the Jesuit Bergoglio has found servile obedience in almost all the Bishops, terrified by the idea of being made the object of the retaliation of the vengeful and despotic satrap of Santa Marta. Some diocesan bishops are beginning to no longer tolerate his devastating action, which undermines the authority and authoritativeness of the whole Church. Bishop Joseph Strickland, for example, has commendably reiterated immutable doctrinal truths that the Synod on Synodality in the coming months is preparing to demolish. And Cardinal Gerard Ludwig Müller has rightly recalled that the Lord did not give power to the Pope to “bully” good bishops. 

Something therefore is beginning to change: alignments are taking shape, and we see on the one hand Bergoglio’s “synodal church” – which he emblematically calls “our church” – and on the other hand what remains of the Catholic Church, towards which he does not fail to reiterate his absolute extraneousness. 

THE SANATIO IN RADICE OF THE IRREGULARITIES AT THE 2013 CONCLAVE

Bishop Athanasius Schneider maintains that any irregularities that may have occurred in the 2013 Conclave have in any case been healed in radice by the fact that Jorge Mario Bergoglio has been recognized as Pope by the Cardinal Electors, by the Episcopate, and by the majority of the faithful. Practically speaking. The argument is that, regardless of the events that may have led to the election of a pope – with or without external meddling in it – the Church, practically speaking, places a time limit beyond which it is not possible to challenge an election if the person elected is accepted by the Christian people. But this thesis is called into question by historical precedent. 

In 1378, after the election of Pope Urban VI, the majority of Cardinals, Prelates and the people recognized Clement VII as pope, even though he was in reality an antipope. Thirteen out of sixteen cardinals questioned the validity of the election of Pope Urban due to the threat of violence from the Roman people against the Sacred College, and even Urban’s few supporters immediately retracted their election, convoking a new Conclave at Fondi which elected the antipope Clement VII. Even Saint Vincent Ferrer was convinced that Clement was the real pope, while Saint Catherine of Siena sided with Urban. If universal consensus were an indefectibly valid argument for a pope’s legitimacy, Clement would have had the right to be considered the true pope, rather than Urban. Antipope Clement was defeated by Urban VI’s army in the battle of Marino in 1379 and transferred his See to Avignon, leading to the Western Schism, which lasted thirty-nine years. Thus we see that the universal acceptance argument does not withstand the test of history. 

BISHOP SCHNEIDER’S VIA TUTIOR

Bishop Athanasius Schneider reminds us that the via tutior, or surer way, consists in not obeying a heretical Pope, without necessarily having to consider him ipso facto fallen from his office as separated from the Church and therefore no longer capable of being at its head, as St. Robert Bellarmine believes. But even this solution – which at least recognizes that Bergoglio is a heretic – does not seem decisive to me, since the obedience that the faithful can deny him is only marginal compared to all the acts of government and magisterium that he has carried out and continues to perform without his subjects being able to do anything about them. Of course, one can organize the clandestine celebration of the Catholic Mass, but what can a priest or a layman do when a subversive group of Bishops maneuvered by Bergoglio is preparing to introduce unacceptable doctrinal changes through the Synod on Synodality? And what can they do when in their parishes a deaconess blesses the “wedding” of two sodomites? 

Certainly disobeying the illegitimate orders of a heretical or apostate Superior is a duty sub gravi, since obedience to God comes before obedience to men, and because the virtue of Obedience is hierarchically subordinated to the theological virtue of Faith. But the resulting damage to the ecclesial body is not prevented by an action of simple resistance: the root of the question must be resolved. 

THE DEFECT OF CONSENT IN THE ASSUMPTION OF THE PAPACY

Thus, taking notice of the fact that Bergoglio is a heretic – and Amoris Lætitia or his declaration of the intrinsic immorality of capital punishment would be enough to prove it – we must ask ourselves if the 2013 election was in some way invalidated by a lack of consent; that is, if the one elected wanted to become Pope of the Catholic Church or rather head of what he calls “our synodal church” – which has nothing to do with the Church of Christ precisely because it stands as something other than it. In my opinion, this lack of consent can also be seen in Bergoglio’s behavior, which is ostentatiously and consistently anti-Catholic and heterogeneous with respect to the very essence of the Papacy. There is no action of this man that does not blatantly have the air of rupture with respect to the practice and the Magisterium of the Church, and to this are added the positions taken that are anything but inclusive towards the faithful who do not intend to accept arbitrary innovations, or worse, full-blown heresies. 

The fundamental question hinges on understanding the subversive plan of the deep church, which, using the methods denounced at the time by St. Pius X with regard to the Modernists, has organized itself to carry out a coup d’état within the Church and bring the prophet of the Antichrist to the Throne of Peter. The mens rea in infiltrating the Hierarchy and ascending its ranks is evident, just as it is evident that the plans of the ultra-progressive faction could not stop in the fact of Benedict XVI, whom they considered too conservative, and whom they hated above all because he dared to promulgate the Motu Proprio Summorum Pontificum. And so Benedict XVI was pressured to resign, and immediately there was ready the unknown Archbishop of Buenos Aires. On October 11, 2013, in a conference at Villanova University (here), then-Cardinal McCarrick, Bergoglio’s longtime friend, revealed that Bergoglio’s election was strongly desired by a “very influential Italian gentleman,” an emissary of the deep state to the deep church: those who work in the Curia know well who is called “the gentleman” par excellence and what his links are with the power on both sides of the Tiber [the Vatican and the Italian Government], and they also know his embarrassing penchants that explain his close connections to the Vatican homosexual lobby. It is also significant that McCarrick said he was convinced that Bergoglio would “change the Papacy within four years,” confirming the malicious intention to tamper with the divine and unreformable institution of the Church. 

Seeing Bergoglio participate in an event sponsored by the Clinton Foundation, after other no less scandalous endorsements from the globalist elite, confirms his role as bankruptcy liquidator of the Church, with the purpose of substituting the constitution of that Religion of Humanity that will serve as the handmaid of the synarchy of the New World Order. Ecumenism, ecology, vaccinism, immigrationism, LGBTQ+ and gender ideology, and other instances of the globalist religion are appropriated by Bergoglio, not only through an action of ostentatious and proud support for the proponents of the 2030 Agenda, but also by means of the systematic demolition of everything that opposes it in the Magisterium, and the ruthless persecution of those who express even prudent perplexities.

So: Bergoglio is a heretic and blatantly hostile to the Church of Christ. To carry out the task assigned to him by the deep church, he concealed his most extreme positions, so as to find a sufficient number of votes in the Conclave. To ensure total obedience, those who hatched the plan made sure that he was widely blackmailable, as always happens. And once elected, Bergoglio was able to show himself for what he is and begin the demolition of the Church and the Papacy. 

But is it possible for a pope destroy the papacy that he himself embodies and represents? Is it possible for a pope devastate the Church that the Lord has entrusted to him to defend? And again: if a cardinal’s participation in the Conclave is intended to be malicious, if it intends a subversive act against the Church, if the aim is to commit a crime, then even if the procedures and norms of the election are apparently respected, there is undoubtedly a mens rea. And this criminal intention emerges from the cunning by which the cardinals who were accomplices to the plot collaborated in deceiving the cardinals who voted in good faith. I wonder, then: are we not in the presence of a defect of consent that affects the validity of the election? Without saying that the very co-presence of a renouncing pope and a reigning pope is already in itself an element that leads us to believe that they had a false concept of the essence of the papacy, considered to be a role that can be shared with others. Let us not forget that the distinction between munus and ministerium is arbitrary and that there cannot be a Pope who dedicates himself to the “ministry of prayer” and another one who governs. Christ is one; the Church is one; and there is only one Successor of Peter: a body with two heads is a monstrum that is repugnant to nature even before the divine constitution of the Church. 

POSSIBLE OBJECTIONS

Some may object: But even if Bergoglio acted with malice, he still accepted what the Cardinals offered him: his election as Bishop of Rome and therefore as Roman Pontiff. And so he assumed office and must be considered to be the Pope. I believe instead that his acceptance of the papacy is invalidated, because he considers the papacy something other than what it is, like a spouse who gets married in church but excludes the specific purposes of marriage from his intention, thus making the marriage null and void precisely due to his lack of consent.

Not only that: what conspirator who acts maliciously in order to ascend to an office would be so naive as to explain to those who must elect him that he intends to become Pope in order to carry out the orders of the enemies of God and the Church? Good morning. I am Jorge Mario Bergoglio and I intend to destroy the Church by getting elected Pope. Will you vote for me? 

The mens rea lies precisely in the use of deception, dissimulation, lies, the delegitimization of annoying opponents, and the elimination of dangerous ones. And the proof that Bergoglio intended to carry out the criminal plan of the globalist elite is right before our eyes: all the desired goals of the emails of John Podesta, Hillary Clinton’s right-hand man, have been or are being carried out, from the adoption of gender equality as a premise for the female priesthood to LGBTQ+ inclusion, from the acceptance of gender theory to the participation in the Agenda 2030 on climate change, from the condemnation of “proselytism” to the exaltation of immigration as a method of ethnic replacement. And at the same time, there is the removal and condemnation of the other Church, the “pre-conciliar” one, composed of rigid intolerant people, starting with Our Lord, as Antonio Spadaro blasphemously wrote. And with the cancel culture applied to Faith and Morals, there is also the elimination of the Mass that intrinsically belongs to that Church, which Bergoglio considers to be in conflict with the “new ecclesiology,” to the point of prohibiting it as incompatible with the “synodal church.” 

So here I am, throwing the proverbial stone into the pond. I would like us to take seriously, very seriously, the possibility that Bergoglio intended to obtain the election by means fraud, and that he intended to abuse the authority of the Roman Pontiff in order to do the exact opposite of what Jesus Christ gave a mandate to Saint Peter and his Successors to do: confirm the faithful in the Catholic Faith, feeding and governing the Flock of the Lord, preaching the Gospel to the nations. All the acts of Bergoglio’s governance and magisterium – since his first appearance on the Vatican Loggia, when he introduced himself with his disturbing “Buonasera” – has unraveled in a direction diametrically opposed to the Petrine mandate: he has adulterated and continues to adulterate the Depositum Fidei, he has created confusion and misled the faithful, he has dispersed the flock, he has declared that he considers the evangelization of peoples to be “a solemn nonsense,” and he systematically abuses the power of the Holy Keys to loose what cannot be loosed and to bind what cannot be bound. 

This situation is humanly irremediable, because the forces at play are immense and because the corruption of Authority cannot be healed by those who are subject to it. We must take note that the metastasis of this “pontificate” originates from the conciliar cancer, from that Vatican II which created the ideological, doctrinal, and disciplinary bases that inevitably had to lead to this point. But how many of my confreres, who also recognize the gravity of the current crisis, have the ability to recognize this causal link between the conciliar revolution and its extreme consequences with Bergoglio? 

====================================

CONCLUSION

If this passio Ecclesiæ is a prelude to the end times, it is our duty to prepare ourselves spiritually for moments of great tribulation and of true and proper persecution. But it will be precisely by retracing the Via Dolorosa of the Cross that the ecclesial body will be able to purify itself from the filth that disfigures it and merit the supernatural help that Providence reserves for the Church in times of trial: where sin abounds, grace abounds all the more. 

Finally, allow me to remind you that the Exsurge Domine Association I founded aims to give spiritual and material help to priests and religious brothers and sisters who are persecuted by the Bergoglian church because of their fidelity to Tradition.

Aborcja jest aktem kultu szatana. To ludzka ofiara składana demonom ! Arcybiskup Carlo Maria Viganò

Aborcja jest aktem kultu szatana. To ludzka ofiara składana demonom !
ABORCJA, “SAKRAMENT” SZATANA. Arcybiskup Carlo Maria Viganò

Żródło: https://www.lifesitenews.com/opinion/archbishop-vigano-banning-abortion-is-essential-to-stopping-the-new-world-order-subservient-to-satan/(LifeSiteNews) – Tekst kazania wygłoszonego przez arcybiskupa Carlo Marię Viganò 11 września 2023 roku.
Można pójść do więzienia z powodu aborcji: więzienie jest karą nakładaną w niektórych krajach na tych, którzy zatrzymują się w cichej modlitwie przed kliniką, w której zabijane są dzieci. Ale nie pójdziesz do więzienia, jeśli zabijesz niewinne stworzenie.

Możesz być dyskryminowany z powodu aborcji: dyskryminacja to społeczne piętno nałożone na tych, którzy troszczą się o życie dziecka zabitego w łonie matki, które jest uważane za “zlepek komórek” aż do chwili przed jego narodzinami, a dla niektórych morderców w naszych rządach jest nadal uważane za takie nawet po urodzeniu.

Nie nazywają tego aborcją: nazywają to “zdrowiem reprodukcyjnym”, “przerwaną ciążą”. Jest to obowiązek narzucony przez polityczną poprawność z jej orwellowską nowomową. A ci, którzy ukrywają tę straszną zbrodnię przeciwko niewinnemu życiu za aseptycznym wyrazem twarzy, opowiadają się również za okaleczaniem ludzi – także dzieci przed okresem dojrzewania – aby wyglądały jak to, czym nie są, za pomocą amputacji i destrukcyjnych zabiegów: nazywają to “zmianą płci”.

Ci, którzy popierają aborcję i okaleczanie dzieci, popierają również zabijanie chorych, starszych, obłąkanych, niepełnosprawnych i każdego, w każdym wieku, w którym państwo lub jednostka uznają ich za niegodnych życia: nie nazywa się tego zalegalizowanym morderstwem, ale raczej “eutanazją”, “towarzyszeniem w ich ostatniej podróży”. Podczas farsy psychopandemicznej, jeden z krajów Europy Północnej zaprosił również osoby starsze, aby nie obciążały służby zdrowia, wysyłając im do domu zestaw, który pomoże im “zejść z drogi”, nie przeszkadzając nikomu i zapewniając, że rząd zapłaci za ich pogrzeb. 

Śmierć. Tylko śmierć. Śmierć przed narodzinami. Śmierć za życia. Śmierć przed śmiercią naturalną. Co ważne, ci, którzy opowiadają się za śmiercią niewinnych – dzieci, chorych, osób starszych – są przeciwni karze śmierci !

Osoba może zostać uznana za niegodną życia, ponieważ jest biedna, stara, niechciana przez tych, którzy ją poczęli; ale jeśli ludzie są masakrowani lub popełniane są straszliwe zbrodnie, stosowanie kary śmierci wobec takich przestępców jest uważane za barbarzyństwo. 

Co ciekawe, w tym frenetycznym podżeganiu do samobójstw i morderstw, w tym narzucaniu śmierci życiu, wyjątkiem jest starcza kasta globalistycznej elity, tych potężnych starych miliarderów, którzy zabarykadowani w swoich fortecach strzeżonych przez uzbrojonych strażników, nie rezygnują z życia i uciekają się do wszystkiego – nawet najbardziej odrażających środków – aby wyglądać młodo, aby ich ciała nie uległy rozkładowi, aby zapewnić “wieczne życie” w chmurze transhumanizmu. „Elita” chciałaby również rządzić życiem, starością i chorobami. 

Powinniśmy zacząć rozumieć, że teoretycy tej ogromnej masakry, która trwa od dziesięcioleci i pogrąża nas z powrotem w barbarzyństwie najgorszego pogaństwa, nie uważają się za część eksterminacji. Żadne z nich nie zostało poddane aborcji; żadne z nich nie zostało pozostawione na śmierć bez leczenia; żadne z nich nie zostało zmuszone do śmierci nakazem sądowym.

To my, to ty i twoje dzieci, twoi rodzice, twoi dziadkowie muszą umrzeć i to ty musisz czuć się winny, ponieważ żyjesz, ponieważ istniejesz i „produkujesz” dwutlenek węgla. 

W średniowieczu freski w niektórych kościołach, klasztorach i budynkach publicznych proponowały temat Triumfu Śmierci jako odniesienie do Rzeczy Ostatecznych. Śmierć jest pewnikiem ludzkiej kondycji, która musi pobudzać nas do dobrego życia, dobrej śmierci i zasługiwania na wieczną błogość, wiedząc, że po śmierci czeka nas nieuchronny Sąd, na mocy którego zostaniemy na zawsze przeznaczeni do Nieba lub Piekła, w zależności od tego, jak żyliśmy. Powodem tej nienawiści do życia innych przez elity nie jest wynik utylitarnej mentalności; “kultura wyrzucania” wywołana przez “kogoś” nie jest spowodowana triumfem Śmierci, która została pokonana na zawsze przez Pana Życia.

Jest to raczej spowodowane szatańskim delirium chęci zajęcia miejsca Boga, po tym jak się Go zaparł i zdradził. Wyznał to otwarcie jeden z ideologów myśli globalistycznej, Yuval Noah Harari: Żyd, homoseksualista, “żonaty” z mężczyzną, weganin, teoretyk trans-ludzkiej i lucyferiańskiej religii, która wymazuje Boga z ludzkiego horyzontu i pozwala tyranom Nowego Porządku Świata zająć Jego miejsce w decydowaniu o tym, co jest słuszne, a co nie, kto musi żyć, a kto umrzeć, kto może podróżować, a kto nie, ile każdy z nas może wydać, ile dwutlenku węgla można wyprodukować, czy i ile dzieci można mieć i od kogo trzeba je kupić, po zabiciu własnych przez wyssanie ich mózgów lub rozerwanie ich na kawałki przed opuszczeniem łona matki.

Decydują również, że dziecko może zostać abortowane na chwilę przed porodem, ponieważ znaleźli sposób na zarabianie pieniędzy poprzez sprzedaż jego organów i tkanek laboratoriom lub firmom farmaceutycznym: jest to jeden z najlepiej prosperujących rynków dla klinik aborcyjnych, oprócz publicznych i prywatnych dotacji umożliwiających im dalsze zabijanie dzieci.

Nasze narody, niegdyś chrześcijańskie, obecnie odeszły od wiary, dzięki której ojcowie zbudowali cywilizację chrześcijańską na ruinach pogaństwa i bałwochwalstwa. Tylko dzięki wierze w Chrystusa ludzie przestali zabijać swoje dzieci poprzez aborcję, tak jak kiedyś składali je w ofierze na swoich ołtarzach, aby przebłagać demony. Tylko dzięki naszej świętej religii matki mają za wzór Najświętszą Dziewicę, Matkę Boga i naszą Matkę: Mater misericordiæ, Mater divinæ gratiæ, Mater purissima, castissima, inviolata, intemerata, amabilis, admirabilis.

Dziś samo imię “matka” wyzwala nienawiść Węża do tego stopnia, że chce wymazać je z ust naszych dzieci: ponieważ w tym słowie zawarta jest ta niewysłowiona i boska więź, która umożliwiła Wcielenie Syna Bożego w łonie Niepokalanej Dziewicy, ten pokorny, posłuszny i hojny Fiat, który usankcjonował koniec panowania grzechu i śmierci.

Ale ta apostazja, przedstawiana jako postęp cywilizacji i demokracji; celebrowana w imię ludzkiej godności i wolności religijnej; wywyższana przez skorumpowaną hierarchię podporządkowaną elitom, nie jest neutralnością wobec Boga i moralności: w rzeczywistości jest szatańskim buntem przeciwko Bogu, “Non serviam” (“Nie będę służyć”) wykrzykiwanym z parlamentów i sal sądowych, z sal akademickich, ze stron gazet i z sal operacyjnych. 

Aborcja jest aktem kultu szatana. To ludzka ofiara składana demonom, co z dumą potwierdzają sami adepci “kościoła szatana”, którzy w amerykańskich stanach, gdzie aborcja jest zakazana, domagają się możliwości wykorzystywania abortowanych płodów w swoich piekielnych rytuałach.

Z drugiej strony, w imię sekularyzmu, krzyże i figury Matki Bożej i świętych zostają zburzone, a na ich miejscu zaczęły pojawiać się makabryczne wizerunki Bafometa. 

Aborcja jest potworną zbrodnią, ponieważ oprócz pozbawienia dziecka życia ziemskiego, pozbawia je również wizji błogosławieństwa, skazując je na otchłań, ponieważ jest pozbawione łaski chrztu.

Aborcja jest straszliwą zbrodnią, ponieważ ma na celu wyrwanie Bogu dusz, które On chciał, aby istniały, które stworzył i umiłował, i za które ofiarował swoje życie na krzyżu.

Aborcja jest straszliwą zbrodnią, ponieważ sprawia, że matka wierzy, że wolno jej zabić stworzenie, którego powinna bronić najbardziej ze wszystkich, nawet za cenę własnego życia; i przez tę zbrodnię matka staje się zabójczynią, a jeśli nie żałuje, skazuje się na wieczne potępienie, bardzo często żyjąc również w swoim codziennym życiu z najbardziej potwornymi wyrzutami sumienia.

Aborcja jest potworną zbrodnią, ponieważ atakuje niewinnego właśnie z powodu jego niewinności, przypominając rytualne morderstwa dzieci popełniane przez sekty wczoraj i dziś. Dobrze wiemy, że globalistyczna kabała jest związana pactum sceleris (konspiracyjnym związkiem przestępczym) z pedofilią i innymi przerażającymi zbrodniami, a członkowie władzy, finansów, rozrywki i informacji są związani tym paktem. 

Świat ocieka niewinną krwią, która została przelana przez elitę wywrotowców oddanych Szatanowi i zdeklarowanych wrogów Chrystusa. Kiedy słyszę, jak niektórzy prałaci legitymizują prawa – takie jak ustawa 194 we Włoszech – które zezwalają na aborcję „pod pewnymi warunkami”, zastanawiam się, jak mogą uważać się za katolików. Żadne ludzkie prawo nie może podeptać Boskiego i naturalnego Prawa, które nakazuje: Nie zabijaj. Żaden naród nie może mieć nadziei na dobrobyt i harmonię, dopóki pozwala na tę codzienną masakrę, której towarzyszy milczenie polityków, którzy nazywają siebie “katolikami”, ale którzy zaprzeczają Ewangelii, zatwierdzając niegodziwe prawa. Zakaz aborcji musi być pierwszą inicjatywą każdego władcy, który chce przeciwstawić się podporządkowanemu szatanowi Nowemu Porządkowi Świata. Walka o to musi być imperatywnym zobowiązaniem każdego katolika godnego chrztu. 

Nasz Pan powiedział o sobie: Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Motto księcia tego świata mogłoby brzmieć: Ja jestem Otchłanią, Kłamstwem i Śmiercią.

Odrzućmy aborcję, a w ten sposób odbierzemy Przeciwnikowi główne narzędzie jego pozornego, piekielnego triumfu.

Odrzućmy aborcję, a będziemy mieli miliony dusz, które mogą kochać i być kochane, dokonywać wielkich rzeczy, stawać się świętymi, walczyć razem z nami i zasługiwać na Niebo. 

+ Carlo Maria Viganò, arcybiskup

Abp-Vigano-msza-lacinska-i-novus-ordo-to-walka-miedzy-Chrystusem-a-szatanem

Carlo Maria Viganò, arcybiskup 

21 stycznia 2023 abp-Vigano-msza-lacinska-i-novus-ordo-to-walka-miedzy-Chrystusem-a-szatanem

 Tym wkładem chciałbym wskazać możliwe wyjście z obecnego kryzysu.

Nie byłbym „zaskoczony”, gdyby ci „nadużywający władzy apostolskiej” wkrótce „całkowicie zakazali” Mszy łacińskiej.

( LifeSiteNews ) — Poniżej znajduje się esej arcybiskupa Carlo Marii Viganò o debacie na temat  Traditionis Custodes. 

„JEDYNA nić, przez którą  RADA ZAWIESZA SIĘ” 

Odpowiedź dla Reida, Cavadiniego, Healy’ego i Weinandy’ego.

Et brachia ex eo stabunt,  

et polluent sanctuarium fortitudinis,  

et auferent juge sacrificium:  

et dabunt abominationem in desolationem. 

I broń stanie po jego stronie, 

i zbezczeszczą świątynię mocy, 

i usuną ustawiczną ofiarę: 

i postawią tam obrzydliwość na spustoszenie. 

Dan 11:31

Z zainteresowaniem śledziłem toczącą się debatę na temat Traditionis Custodes i komentarz ks. Reida ( tutaj), w którym obala on Cavadiniego, Healy’ego i Weinandy’ego , nie znajdując jednak rozwiązania zidentyfikowanych problemów. Tym wkładem chciałbym wskazać możliwe wyjście z obecnego kryzysu.

Sobór Watykański II, nie będąc Soborem dogmatycznym, nie miał zamiaru definiować żadnej prawdy doktrynalnej, ograniczając się do potwierdzenia pośrednio – i często w formie dwuznacznej – doktryn wcześniej zdefiniowanych jasno i jednoznacznie przez nieomylny autorytet Magisterium.  Niepotrzebnie i na siłę uważano go za „sobór”, „superdogmat” nowego „soborowego kościoła”, aż do zdefiniowania Kościoła w odniesieniu do tego wydarzenia. W tekstach soborowych nie ma wyraźnej wzmianki o tym, co później zrobiono w sferze liturgicznej, przedstawiając to jako wypełnienie Konstytucji Sacrosanctum Concilium. Z drugiej strony istnieje wiele krytycznych kwestii związanych z tak zwaną „reformą”, która stanowi zdradę woli Ojców Soborowych i przedsoborowego dziedzictwa liturgicznego. 

Powinniśmy raczej zadać sobie pytanie, jaką wartość nadać aktowi, który nie jest tym, czym chce się wydawać: to znaczy, czy możemy moralnie uznać za „Sobór” akt, który poza jego oficjalnymi przesłankami – to znaczy w planach przygotowawczych sformułowanych obszernie i szczegółowo przez Święte Oficjum – okazał się wywrotowy w swoich niewymownych intencjach i złośliwy w środkach stosowanych przez tych, którzy, jak się okazało, zamierzali go użyć w celu całkowicie przeciwnym do tego, co ustanowił Kościół rady ekumeniczne ds. Ta przesłanka jest niezbędna, aby móc obiektywnie ocenić także inne wydarzenia i akty zarządzania Kościołem, które z niej wywodzą się lub do niej się odnoszą.  

Pozwól mi wyjaśnić. Wiemy, że prawo jest promulgowane na podstawie mens , to znaczy bardzo precyzyjnego celu, którego nie można oddzielić od całego systemu prawnego, w którym się rodzi. Takie przynajmniej są podstawy tego Prawa, które mądrość Kościoła przejęła od Cesarstwa Rzymskiego. Ustawodawca ogłasza ustawę w jakimś celu i formułuje ją w taki sposób, aby miała zastosowanie tylko do tego konkretnego zamiaru; będzie więc unikał wszelkich elementów, które mogłyby uczynić ustawę niejednoznaczną w odniesieniu do jej adresata, jej celu lub skutku. Celem zwołania Soboru Powszechnego jest uroczyste zwołanie Biskupów Kościoła, pod władzą Biskupa Rzymu, w celu określenia poszczególnych aspektów doktryny, moralności, liturgii lub dyscypliny kościelnej. Ale to, co określa każdy Sobór, musi w każdym przypadku mieścić się w zakresie Tradycji i nie może w żaden sposób sprzeciwiać się niezmiennemu Magisterium, ponieważ gdyby tak było, byłoby to sprzeczne z celem, który legitymizuje władzę w Kościele. To samo dotyczy papieża, który ma pełną, bezpośrednią i bezpośrednią władzę jedynie nad całym Kościołem w ramach swojego mandatu: umacniać swoich braci i siostry w wierze, paść baranki i owce stada, które Pan mu powierzył. 

W historii Kościoła, aż do Soboru Watykańskiego II, nigdy nie zdarzyło się, aby sobór mógł de facto odwołać poprzednie sobory, ani aby sobór „duszpasterski” – ἅπαξ Soboru Watykańskiego II – nie mógł mieć większego autorytetu niż dwadzieścia soborów dogmatycznych . Stało się to jednak w milczeniu większości episkopatu i za aprobatą pięciu rzymskich papieży, od Jana XXIII do Benedykta XVI. W ciągu tych pięćdziesięciu lat permanentnej rewolucji żaden papież nigdy nie zakwestionował „magisterium” Soboru Watykańskiego II, ani nie odważył się potępić jego heretyckich tez ani wyjaśnić dwuznacznych jego tez. Wręcz przeciwnie, wszyscy papieże od czasów Pawła VI uczynili Sobór Watykański II i jego realizację programowym punktem kulminacyjnym swoich pontyfikatów, podporządkowując i wiążąc swój apostolski autorytet soborowemudyktaty . Wyróżnili się wyraźnym dystansem od swoich poprzedników i wyraźnym samoodniesieniem od Roncallego do Bergoglio: ich „magisterium” zaczyna się od Soboru Watykańskiego II i tam się kończy, a następcy ogłaszają swoich bezpośrednich poprzedników świętymi tylko dlatego, że zwołali Sobór Watykański , zawarła lub zastosowała Radę. Język teologiczny dostosował się również do dwuznaczności tekstów soborowych, posuwając się tak daleko, że przyjął jako zdefiniowane doktryny rzeczy, które przed Soborem uważano za heretyckie: możemy pomyśleć o sekularyzmie państwa, który jest dziś uważany za oczywisty i godny pochwały; ireniczny ekumenizm z Asyżu i Astany; czy też parlamentaryzm komisji, Synodu Biskupów i „ścieżki synodalnej” Kościoła niemieckiego.  

Wszystko to wynika z postulatu, który prawie wszyscy przyjmują za pewnik: aby II Sobór Watykański mógł domagać się autorytetu soboru powszechnego, przed którym wierni powinni zawiesić wszelkie osądy i pokornie pochylić głowy przed wolą Chrystusa, nieomylnie wyrażoną przez Świętych Pasterzy, nawet jeśli w formie „duszpasterskiej” , a nie dogmatycznej. Ale tak nie jest, ponieważ święci pasterze mogą zostać oszukani przez kolosalny spisek, którego celem jest wywrotowe wykorzystanie soboru. 

To, co wydarzyło się na poziomie światowym podczas II Soboru Watykańskiego, miało miejsce lokalnie podczas Synodu w Pistoi w 1786 r., gdzie władza biskupa Scipione de’ Ricci – którą mógł zgodnie z prawem wykonywać poprzez zwołanie synodu diecezjalnego – została uznana za nieważną przez Piusa VI za to, że użył go in oszustwo legis , to znaczy wbrew ratio , które przewodniczy i kieruje każdym prawem Kościoła: ponieważ władza w Kościele należy do Naszego Pana, który jest jego Głową, który udziela go w zastępczej formie Piotrowi i tylko jego prawowici następcyw ramach Świętej Tradycji. Dlatego nie jest bezczelną hipotezą przypuszczać, że zgromadzenie heretyków mogło zorganizować prawdziwy zamach stanu w organie kościelnym, aby narzucić rewolucję, którą podobnymi metodami zorganizowała masoneria w 1789 r. Francji, i które modernista kardynał Suenens chwalił jako zrealizowane na soborze. Nie stoi to również w sprzeczności z pewnością boskiej pomocy Chrystusa dla Jego Kościoła: non praevalebunt nie obiecuje nam braku konfliktów, prześladowań, odstępstw; zapewnia nas o tym w zaciekłej bitwie bram piekielnychprzeciwko Oblubienicy Baranka, nie uda im się zniszczyć Kościoła Chrystusowego. Kościół nie zostanie pokonany tak długo, jak pozostanie taki, jak nakazał mu jego Wieczny Papież. Co więcej, szczególna asystencja Ducha Świętego w kwestii nieomylności papieża nie wchodzi w rachubę, gdy papież nie ma zamiaru jej użyć, jak w przypadku zatwierdzenia aktów soboru duszpasterskiego. Z teoretycznego punktu widzenia możliwe jest zatem wywrotowe i złośliwe wykorzystanie soboru; także dlatego, że pseudochristi i pseudoprophetæ , o których mówi Pismo Święte (Mk 13:22), mogli zwieść nawet samych wybranych, w tym większość Ojców Soboru, a wraz z nimi rzesze duchownych i wiernych.   

Jeśli zatem Sobór Watykański II był, jak widać, narzędziem, którego autorytet i autorytatywność zostały oszukańczo wykorzystane do narzucenia heterodoksyjnych doktryn i sprotestantyzowanych obrzędów, możemy mieć nadzieję, że wcześniej czy później powrót na tron ​​świętego i ortodoksyjnego papieża uleczy to sytuacji, uznając ją za bezprawną, nieważną i nieważną, jak Conciliabolo z Pistoi. A jeśli zreformowana liturgia wyraża te doktrynalne błędy i to eklezjologiczne podejście, które Sobór Watykański II zawierał in nuce , błędy, których autorzy zamierzali ujawnić w swoim niszczycielskim zakresie dopiero po ich ogłoszeniu, nie ma żadnego „duszpasterskiego” powodu – jak chciałby utrzymywać Dom Alcuin Reid – może kiedykolwiek usprawiedliwić utrzymywanie tego fałszywego, dwuznacznego favens hæresimobrzędu, tak całkowicie katastrofalnego w skutkach dla świętego ludu Bożego. Novus Ordodlatego nie zasługuje na żadną poprawkę, żadną „reformę reformy”, a jedynie zniesienie i zniesienie, w wyniku jej nieodwracalnej heterogeniczności w odniesieniu do liturgii katolickiej, do rytu rzymskiego, którego zuchwale twierdziłby, że jest jedynym wyrazem i niezmiennej doktryny Kościoła. „Kłamstwo musi zostać obalone, jak nalega św. Paweł, ale ci, którzy są uwikłani w jego pułapki, muszą zostać zbawieni, a nie zgubieni”, pisze Dom Alcuin, ale nie ze szkodą dla objawionej Prawdy i czci należnej Trójcy Przenajświętszej w najwyższym akcie kultu; ponieważ przywiązując nadmierną wagę do duszpasterstwa, w końcu stawiamy człowieka w centrum świętego działania, podczas gdy on powinien raczej umieścić tam Boga i paść przed Nim na twarz w adorującej ciszy. 

I nawet jeśli może to wzbudzić zdumienie zwolenników hermeneutyki ciągłości wymyślonej przez Benedykta XVI, to uważam, że Bergoglio ma choć raz zupełną rację, uznając Mszę Trydencką za nie do zniesienia zagrożenie dla Soboru Watykańskiego II, ponieważ ta Msza jest tak katolicka, że wyrzekają się wszelkich prób pokojowego współistnienia dwóch form tego samego rytu rzymskiego. Rzeczywiście, absurdem jest wyobrażanie sobie zwykłej formy montinowskiej i nadzwyczajnej formy trydenckiej dla obrządku, który jako taki musi reprezentować jedyny głos Kościoła rzymskiego – una voce dicentes– z bardzo ograniczonym wyjątkiem czcigodnych obrzędów starożytności, takich jak ryt ambrozjański, ryt lyoński, ryt mozarabski oraz minimalne odmiany rytu dominikańskiego i podobnych obrzędów. Powtarzam: autor Traditionis Custodes doskonale wie, że Novus Ordojest kultowym wyrazem innej religii – „Kościoła soborowego” – w odniesieniu do religii Kościoła katolickiego, którego Msza św. Piusa V jest doskonałym modlitewnym tłumaczeniem. W Bergoglio nie ma chęci rozstrzygnięcia sporu między linią Tradycji a linią Soboru Watykańskiego II. Wręcz przeciwnie, idea sprowokowania zerwania jest funkcjonalna w celu wykluczenia tradycyjnych katolików, czy to duchownych, czy świeckich, z „soborowego kościoła”, który zastąpił Kościół katolicki i który z trudem (i niechętnie) zachowuje swoją nazwę. Schizma, której pragnęła Święta Marta, nie jest schizmą heretyckiej drogi synodalnej niemieckich diecezji, ale schizmą tradycyjnych katolików rozdrażnionych prowokacjami bergogliańskimi, skandalami jej dworu, jej nieumiarkowanymi i dzielącymi deklaracjami( tutaj i tutaj ). Aby to osiągnąć, Bergoglio nie zawaha się pociągnąć do skrajnych konsekwencji zasad ustanowionych przez Sobór Watykański II, których bezwarunkowo przestrzega: uznać Novus Ordo za jedyną formę posoborowego rytu rzymskiego i konsekwentnie znosić wszelkie celebracja w starożytnym rycie rzymskim jako całkowicie obca dogmatycznej strukturze Soboru.

I jest bardzo prawdziwe, poza wszelkim możliwym obaleniem, że nie ma możliwości pojednania między dwiema heterogenicznymi, wręcz przeciwstawnymi wizjami eklezjologicznymi. Albo jeden przeżyje, a drugi zginie, albo jeden zginie, a drugi przeżyje. Chimera współistnienia Vetus i Novus Ordojest niemożliwe, sztuczne i oszukańcze: ponieważ to, co celebrans robi doskonale we Mszy Apostolskiej, prowadzi go w sposób naturalny i nieomylny do czynienia tego, czego chce Kościół; podczas gdy na to, co przewodniczący zgromadzenia robi we Mszy Reformowanej, prawie zawsze wpływają zmiany dozwolone przez sam ryt, nawet jeśli w nim Najświętsza Ofiara jest ważnie realizowana. I właśnie na tym polega soborowa matryca nowej Mszy: jej płynność, zdolność dostosowania się do potrzeb najbardziej odmiennych „zgromadzeń”, które mają być celebrowane zarówno przez kapłana, który wierzy w przeistoczenie, jak i manifestuje to poprzez przepisanych przyklęknięć i przez tego, kto wierzy tylko w przeistoczenie i udziela wiernym Komunii na ich ręce. 

Nie zdziwiłbym się zatem, gdyby w najbliższej przyszłości ci, którzy nadużywają władzy apostolskiej w celu zburzenia Kościoła Świętego i sprowokowania masowego exodusu „przedsoborowych” katolików, nie zawahali się nie tylko ograniczyć celebrację starożytnej Mszy, ale także całkowicie jej zakazać, ponieważ w tym zakazie streszcza się sekciarska nienawiść do Prawdy, Dobra i Piękna, która ożywiała spisek modernistów od pierwszej sesji ich idola, II Soboru Watykańskiego. Nie zapominajmy, że zgodnie z tym fanatycznym i tyrańskim podejściem, Msza trydencka została przypadkowo zniesiona wraz z ogłoszeniem Missale RomanumPawła VI i że ci, którzy nadal ją celebrują, byli dosłownie prześladowani, odrzucani, skazani na śmierć ze złamanymi sercami i pogrzebani w pogrzebach w nowym rycie, jakby przypieczętowali żałosne zwycięstwo nad przeszłością, która ma zostać ostatecznie zapomniana. I w tamtych czasach nikogo nie interesowały motywacje duszpasterskie, by odstąpić od surowości prawa kanonicznego, tak jak dzisiaj nikogo nie interesują motywacje duszpasterskie, które mogły skłonić wielu biskupów do udzielenia tej celebracji w dawnym rycie, do której duchowni i wierni pokaż konkretny załącznik. 

Pojednawcza próba Benedykta XVI, godna pochwały ze względu na tymczasowe skutki liberalizacji Usus Antiquior , była skazana na niepowodzenie właśnie dlatego, że wynikała z iluzji możliwości zastosowania syntezy Summorum Pontificum do trydenckiej tezy – oraz antytezy Bugniniego: że filozofia wizja, na którą wpłynęła myśl heglowska, nie mogła się powieść ze względu na samą naturę Kościoła (i Mszy), który albo jest katolicki, albo nie. I które nie mogą być jednocześnie mocno zakotwiczone w Tradycji i wstrząsane falami zsekularyzowanej mentalności.  

Z tego powodu jestem bardzo zaniepokojony, gdy czytam, że Msza Apostolska jest uważana przez Dom Reida za „wyraz tej prawowitej wielości, która jest częścią Kościoła Chrystusowego”, ponieważ wielość głosów jest prawnie wyrażona w ogólnej symfonicznej jedność, a nie jednoczesna obecność harmonii i zgrzytu. Zachodzi tu nieporozumienie, które należy jak najszybciej wyjaśnić i które według wszelkiego prawdopodobieństwa zostanie wyleczone nie tyle przez nieśmiały i opanowany sprzeciw tych, którzy proszą o tolerancję dla siebie, dając taką samą tolerancję tym, którzy są diametralnie przeciwni. zasad, ale raczej przez nietolerancyjne i dokuczliwe działanie tych, którzy wierzą, że mogą narzucić własną wolę wbrew woli Chrystusa Głowy Kościoła, 

A jednak, przy bliższym przyjrzeniu się, to, co dzieje się dzisiaj i co wydarzy się w najbliższej przyszłości, nie jest niczym innym jak logiczną konsekwencją przesłanek ustalonych w przeszłości, kolejnym krokiem w długiej serii mniej lub bardziej powolnych kroków, z których każdy o których wielu milczyło i zostało szantażowanych, aby je zaakceptować. Ponieważ ci, którzy zwyczajowo odprawiają Mszę trydencką, ale nadal odprawiają Novus Ordo od czasu do czasu – i nie mówię tu o księżach poddanych szantażowi, ale o tych, którzy mogli sami o sobie decydować lub mieli swobodę wyboru – ustąpili już w swoich zasadach, godząc się na to, by móc celebrować jednakowo jednego i drugiego, jakby oba były równoważne, tak jakby – dokładnie – jeden był formą nadzwyczajną, a drugi formą zwyczajną tego samego rytu. I czyż nie to, co zaszło, podobnymi metodami, w sferze obywatelskiej, z nałożeniem ograniczeń i łamaniem praw podstawowych, milcząco akceptowane przez większość społeczeństwa, terroryzowanego groźbą pandemii? Również w tych okolicznościach, z różnych motywacji, ale z podobnymi celami, obywatele byli szantażowani: „Albo się zaszczep, albo nie możesz pracować, podróżować, chodzić do restauracji”. I ile, chociaż wiedząc, że było to nadużycie władzy, posłuchali? Czy uważasz, że systemy manipulacji konsensusem są bardzo różne, gdy ci, którzy je przyjmują, pochodzą z tych samych wrogich szeregów i są prowadzeni przez tego samego Węża? Czy sądzisz, że plan Wielkiego Resetu opracowany przez Światowe Forum Ekonomiczne Klausa Schwaba ma inne cele niż te wyznaczone przez sektę Bergoglian? Szantaż nie będzie dotyczył zdrowia, ale raczej doktrynalny: ktoś zostanie poproszony o zaakceptowanie tylko Soboru Watykańskiego II i Soboru Watykańskiego kiedy ci, którzy je adoptują, pochodzą z tych samych szeregów wroga i są prowadzeni przez tego samego Węża? Czy sądzisz, że plan Wielkiego Resetu opracowany przez Światowe Forum Ekonomiczne Klausa Schwaba ma inne cele niż te wyznaczone przez sektę Bergoglian? Szantaż nie będzie dotyczył zdrowia, ale raczej doktrynalny: ktoś zostanie poproszony o zaakceptowanie tylko Soboru Watykańskiego II i Soboru Watykańskiego kiedy ci, którzy je adoptują, pochodzą z tych samych szeregów wroga i są prowadzeni przez tego samego Węża? Czy sądzisz, że plan Wielkiego Resetu opracowany przez Światowe Forum Ekonomiczne Klausa Schwaba ma inne cele niż te wyznaczone przez sektę Bergoglian? Szantaż nie będzie dotyczył zdrowia, ale raczej doktrynalny: ktoś zostanie poproszony o zaakceptowanie tylko Soboru Watykańskiego II i Soboru Watykańskiego Novus Ordo Missae , aby móc mieć prawa w Kościele soborowym; tradycjonaliści zostaną napiętnowani jako fanatycy, tak jak ci, których nazywa się „nie-szczepionkami”. 

Gdyby Rzym zakazał odprawiania starożytnej Mszy we wszystkich kościołach świata, ci, którzy wierzyli, że mogą służyć dwóm panom – Kościołowi Chrystusowemu i kościołowi soborowemu – odkryją, że zostali oszukani, tak jak stało się to z Ojcowie soborowi przed nimi. W tym momencie będą musieli dokonać wyboru, którego łudzili się, wierząc, że mogą uniknąć: wyboru, który zmusi ich albo do nieposłuszeństwa bezprawnemu rozkazowi, aby być posłusznymi Panu, albo do pochylenia głowy przed wolą Pana. tyrana, zaniedbując swoje obowiązki sług Bożych. Niech w swoim rachunku sumienia zastanowią się nad tym, jak wielu unika wspierania nielicznych, 

Tutaj nie chodzi o „przebieranie” Mszy montinowskiej tak, jak Mszę starożytną, o próbę użycia szat liturgicznych i chorału gregoriańskiego, aby ukryć faryzejską hipokryzję, która ją zrodziła; nie chodzi o wycięcie Prex eucharistica II ani celebrację ad orientem : bitwa musi toczyć się o różnicę ontologiczną między teocentryczną wizją Mszy trydenckiej a antropocentryczną wizją jej soborowej podróbki.  

To nic innego jak walka Chrystusa z szatanem. Bitwa o Mszę, która jest sercem naszej Wiary, tron, na który zstępuje Boski Eucharystyczny Król, Kalwarię, na której odnawia się ofiarowanie Niepokalanego Baranka w bezkrwawej postaci. To nie wieczerza, nie koncert, nie pokaz dziwactw ani ambona dla herezjarchów, ani podium do organizowania wieców. 

Jest to walka, która zostanie duchowo wzmocniona w ukryciu księży wiernych Chrystusowi, uznanych za ekskomunikowanych i schizmatyków, podczas gdy wewnątrz kościołów, wraz ze zreformowanym obrządkiem, zatriumfuje niewierność, błąd i hipokryzja. A także nieobecność: nieobecność Boga, nieobecność świętych kapłanów, nieobecność dobrych i wiernych dusz. Brak – jak powiedziałem w moim kazaniu na Katedrze św. Piotra w Rzymie (tutaj) – jedności między Katedrą ( cathedra ) i Ołtarz, między świętą władzą pasterzy a ich prawdziwym powodem, dla którego na wzór Chrystusa byli gotowi jako pierwsi wejść na Golgotę, aby poświęcić się za trzodę. Kto odrzuca tę mistyczną wizję własnego Kapłaństwa, w końcu sprawuje swoją władzę bez zatwierdzenia, które pochodzi tylko z Ołtarza, Ofiary i Krzyża: od samego Chrystusa, który króluje z tego Krzyża zarówno duchowymi, jak i doczesnymi władcami jako Król i Najwyższy. Kapłan. 

Jeśli tego właśnie chce Bergoglio, aby umocnić swoją przytłaczającą władzę pośród wrzaskliwej ciszy Świętego Kolegium i episkopatu, niech wie, że spotka się ze stanowczym i zdecydowanym sprzeciwem wielu dobrych dusz, które są gotowe walczyć z miłości do Pana i o zbawienie własnej duszy, którzy w chwili tak strasznej dla losów Kościoła i świata są zdecydowani nie ustępować tym, którzy chcą odwołać odwieczną Ofiarę, jakby dla ułatwienia powstania Antychrysta do przywództwa Nowego Porządku Świata. Wkrótce zrozumiemy znaczenie straszliwych słów Ewangelii (Mt 24,15), w których Pan mówi o ohydzie spustoszenia w świątyni: odrażający horror widoku zakazanego skarbu Mszy, ogołoconych z naszych ołtarzy, zamkniętych kościołów i wymuszonych potajemnych ceremonii liturgicznych . To jest obrzydliwość spustoszenia: koniec Mszy apostolskiej.

Kiedy 21 stycznia 304 13-letnia Agnieszka została doprowadzona do męczeństwa, wielu spośród wiernych i księży odstąpiło od wiary pod prześladowaniami Dioklecjana. Czy powinniśmy obawiać się ostracyzmu sekty soborowej, kiedy dziewczyna dała nam przed katem taki przykład wierności i męstwa? Jej heroiczną wierność wychwalali św. Ambroży i św. Damazy. Zadbajmy o to, abyśmy, choćby nie godni, byli w stanie zasłużyć na przyszłą pochwałę Kościoła, przygotowując się do tych prób, w których świadczymy, że należymy do Chrystusa. 

+ Carlo Maria Viganò, arcybiskup 

21 stycznia 2023 r  Sanctæ Agnetis Virginis et Martyris

Abp-vigano-msza-lacinska-i-novus-ordo-to-walka-miedzy-chrystusem-a-szatanem

Carlo Maria Viganò, arcybiskup 

21 stycznia 2023 abp-vigano-msza-lacinska-i-novus-ordo-to-walka-miedzy-chrystusem-a-szatanem

 Tym wkładem chciałbym wskazać możliwe wyjście z obecnego kryzysu.

Nie byłbym „zaskoczony”, gdyby ci „nadużywający władzy apostolskiej” wkrótce „całkowicie zakazali” Mszy łacińskiej.

( LifeSiteNews ) — Poniżej znajduje się esej arcybiskupa Carlo Marii Viganò o debacie na temat  Traditionis Custodes. 

„JEDYNA nić, przez którą  RADA ZAWIESZA SIĘ” 

Odpowiedź dla Reida, Cavadiniego, Healy’ego i Weinandy’ego.

Et brachia ex eo stabunt,  

et polluent sanctuarium fortitudinis,  

et auferent juge sacrificium:  

et dabunt abominationem in desolationem. 

I broń stanie po jego stronie, 

i zbezczeszczą świątynię mocy, 

i usuną ustawiczną ofiarę: 

i postawią tam obrzydliwość na spustoszenie. 

Dan 11:31

Z zainteresowaniem śledziłem toczącą się debatę na temat Traditionis Custodes i komentarz ks. Reida ( tutaj), w którym obala on Cavadiniego, Healy’ego i Weinandy’ego , nie znajdując jednak rozwiązania zidentyfikowanych problemów. Tym wkładem chciałbym wskazać możliwe wyjście z obecnego kryzysu.

Sobór Watykański II, nie będąc Soborem dogmatycznym, nie miał zamiaru definiować żadnej prawdy doktrynalnej, ograniczając się do potwierdzenia pośrednio – i często w formie dwuznacznej – doktryn wcześniej zdefiniowanych jasno i jednoznacznie przez nieomylny autorytet Magisterium.  Niepotrzebnie i na siłę uważano go za „sobór”, „superdogmat” nowego „soborowego kościoła”, aż do zdefiniowania Kościoła w odniesieniu do tego wydarzenia. W tekstach soborowych nie ma wyraźnej wzmianki o tym, co później zrobiono w sferze liturgicznej, przedstawiając to jako wypełnienie Konstytucji Sacrosanctum Concilium. Z drugiej strony istnieje wiele krytycznych kwestii związanych z tak zwaną „reformą”, która stanowi zdradę woli Ojców Soborowych i przedsoborowego dziedzictwa liturgicznego. 

Powinniśmy raczej zadać sobie pytanie, jaką wartość nadać aktowi, który nie jest tym, czym chce się wydawać: to znaczy, czy możemy moralnie uznać za „Sobór” akt, który poza jego oficjalnymi przesłankami – to znaczy w planach przygotowawczych sformułowanych obszernie i szczegółowo przez Święte Oficjum – okazał się wywrotowy w swoich niewymownych intencjach i złośliwy w środkach stosowanych przez tych, którzy, jak się okazało, zamierzali go użyć w celu całkowicie przeciwnym do tego, co ustanowił Kościół rady ekumeniczne ds. Ta przesłanka jest niezbędna, aby móc obiektywnie ocenić także inne wydarzenia i akty zarządzania Kościołem, które z niej wywodzą się lub do niej się odnoszą.  

Pozwól mi wyjaśnić. Wiemy, że prawo jest promulgowane na podstawie mens , to znaczy bardzo precyzyjnego celu, którego nie można oddzielić od całego systemu prawnego, w którym się rodzi. Takie przynajmniej są podstawy tego Prawa, które mądrość Kościoła przejęła od Cesarstwa Rzymskiego. Ustawodawca ogłasza ustawę w jakimś celu i formułuje ją w taki sposób, aby miała zastosowanie tylko do tego konkretnego zamiaru; będzie więc unikał wszelkich elementów, które mogłyby uczynić ustawę niejednoznaczną w odniesieniu do jej adresata, jej celu lub skutku. Celem zwołania Soboru Powszechnego jest uroczyste zwołanie Biskupów Kościoła, pod władzą Biskupa Rzymu, w celu określenia poszczególnych aspektów doktryny, moralności, liturgii lub dyscypliny kościelnej. Ale to, co określa każdy Sobór, musi w każdym przypadku mieścić się w zakresie Tradycji i nie może w żaden sposób sprzeciwiać się niezmiennemu Magisterium, ponieważ gdyby tak było, byłoby to sprzeczne z celem, który legitymizuje władzę w Kościele. To samo dotyczy papieża, który ma pełną, bezpośrednią i bezpośrednią władzę jedynie nad całym Kościołem w ramach swojego mandatu: umacniać swoich braci i siostry w wierze, paść baranki i owce stada, które Pan mu powierzył. 

W historii Kościoła, aż do Soboru Watykańskiego II, nigdy nie zdarzyło się, aby sobór mógł de facto odwołać poprzednie sobory, ani aby sobór „duszpasterski” – ἅπαξ Soboru Watykańskiego II – nie mógł mieć większego autorytetu niż dwadzieścia soborów dogmatycznych . Stało się to jednak w milczeniu większości episkopatu i za aprobatą pięciu rzymskich papieży, od Jana XXIII do Benedykta XVI. W ciągu tych pięćdziesięciu lat permanentnej rewolucji żaden papież nigdy nie zakwestionował „magisterium” Soboru Watykańskiego II, ani nie odważył się potępić jego heretyckich tez ani wyjaśnić dwuznacznych jego tez. Wręcz przeciwnie, wszyscy papieże od czasów Pawła VI uczynili Sobór Watykański II i jego realizację programowym punktem kulminacyjnym swoich pontyfikatów, podporządkowując i wiążąc swój apostolski autorytet soborowemudyktaty . Wyróżnili się wyraźnym dystansem od swoich poprzedników i wyraźnym samoodniesieniem od Roncallego do Bergoglio: ich „magisterium” zaczyna się od Soboru Watykańskiego II i tam się kończy, a następcy ogłaszają swoich bezpośrednich poprzedników świętymi tylko dlatego, że zwołali Sobór Watykański , zawarła lub zastosowała Radę. Język teologiczny dostosował się również do dwuznaczności tekstów soborowych, posuwając się tak daleko, że przyjął jako zdefiniowane doktryny rzeczy, które przed Soborem uważano za heretyckie: możemy pomyśleć o sekularyzmie państwa, który jest dziś uważany za oczywisty i godny pochwały; ireniczny ekumenizm z Asyżu i Astany; czy też parlamentaryzm komisji, Synodu Biskupów i „ścieżki synodalnej” Kościoła niemieckiego.  

Wszystko to wynika z postulatu, który prawie wszyscy przyjmują za pewnik: aby II Sobór Watykański mógł domagać się autorytetu soboru powszechnego, przed którym wierni powinni zawiesić wszelkie osądy i pokornie pochylić głowy przed wolą Chrystusa, nieomylnie wyrażoną przez Świętych Pasterzy, nawet jeśli w formie „duszpasterskiej” , a nie dogmatycznej. Ale tak nie jest, ponieważ święci pasterze mogą zostać oszukani przez kolosalny spisek, którego celem jest wywrotowe wykorzystanie soboru. 

To, co wydarzyło się na poziomie światowym podczas II Soboru Watykańskiego, miało miejsce lokalnie podczas Synodu w Pistoi w 1786 r., gdzie władza biskupa Scipione de’ Ricci – którą mógł zgodnie z prawem wykonywać poprzez zwołanie synodu diecezjalnego – została uznana za nieważną przez Piusa VI za to, że użył go in oszustwo legis , to znaczy wbrew ratio , które przewodniczy i kieruje każdym prawem Kościoła: ponieważ władza w Kościele należy do Naszego Pana, który jest jego Głową, który udziela go w zastępczej formie Piotrowi i tylko jego prawowici następcyw ramach Świętej Tradycji. Dlatego nie jest bezczelną hipotezą przypuszczać, że zgromadzenie heretyków mogło zorganizować prawdziwy zamach stanu w organie kościelnym, aby narzucić rewolucję, którą podobnymi metodami zorganizowała masoneria w 1789 r. Francji, i które modernista kardynał Suenens chwalił jako zrealizowane na soborze. Nie stoi to również w sprzeczności z pewnością boskiej pomocy Chrystusa dla Jego Kościoła: non praevalebunt nie obiecuje nam braku konfliktów, prześladowań, odstępstw; zapewnia nas o tym w zaciekłej bitwie bram piekielnychprzeciwko Oblubienicy Baranka, nie uda im się zniszczyć Kościoła Chrystusowego. Kościół nie zostanie pokonany tak długo, jak pozostanie taki, jak nakazał mu jego Wieczny Papież. Co więcej, szczególna asystencja Ducha Świętego w kwestii nieomylności papieża nie wchodzi w rachubę, gdy papież nie ma zamiaru jej użyć, jak w przypadku zatwierdzenia aktów soboru duszpasterskiego. Z teoretycznego punktu widzenia możliwe jest zatem wywrotowe i złośliwe wykorzystanie soboru; także dlatego, że pseudochristi i pseudoprophetæ , o których mówi Pismo Święte (Mk 13:22), mogli zwieść nawet samych wybranych, w tym większość Ojców Soboru, a wraz z nimi rzesze duchownych i wiernych.   

Jeśli zatem Sobór Watykański II był, jak widać, narzędziem, którego autorytet i autorytatywność zostały oszukańczo wykorzystane do narzucenia heterodoksyjnych doktryn i sprotestantyzowanych obrzędów, możemy mieć nadzieję, że wcześniej czy później powrót na tron ​​świętego i ortodoksyjnego papieża uleczy to sytuacji, uznając ją za bezprawną, nieważną i nieważną, jak Conciliabolo z Pistoi. A jeśli zreformowana liturgia wyraża te doktrynalne błędy i to eklezjologiczne podejście, które Sobór Watykański II zawierał in nuce , błędy, których autorzy zamierzali ujawnić w swoim niszczycielskim zakresie dopiero po ich ogłoszeniu, nie ma żadnego „duszpasterskiego” powodu – jak chciałby utrzymywać Dom Alcuin Reid – może kiedykolwiek usprawiedliwić utrzymywanie tego fałszywego, dwuznacznego favens hæresimobrzędu, tak całkowicie katastrofalnego w skutkach dla świętego ludu Bożego. Novus Ordodlatego nie zasługuje na żadną poprawkę, żadną „reformę reformy”, a jedynie zniesienie i zniesienie, w wyniku jej nieodwracalnej heterogeniczności w odniesieniu do liturgii katolickiej, do rytu rzymskiego, którego zuchwale twierdziłby, że jest jedynym wyrazem i niezmiennej doktryny Kościoła. „Kłamstwo musi zostać obalone, jak nalega św. Paweł, ale ci, którzy są uwikłani w jego pułapki, muszą zostać zbawieni, a nie zgubieni”, pisze Dom Alcuin, ale nie ze szkodą dla objawionej Prawdy i czci należnej Trójcy Przenajświętszej w najwyższym akcie kultu; ponieważ przywiązując nadmierną wagę do duszpasterstwa, w końcu stawiamy człowieka w centrum świętego działania, podczas gdy on powinien raczej umieścić tam Boga i paść przed Nim na twarz w adorującej ciszy. 

I nawet jeśli może to wzbudzić zdumienie zwolenników hermeneutyki ciągłości wymyślonej przez Benedykta XVI, to uważam, że Bergoglio ma choć raz zupełną rację, uznając Mszę Trydencką za nie do zniesienia zagrożenie dla Soboru Watykańskiego II, ponieważ ta Msza jest tak katolicka, że wyrzekają się wszelkich prób pokojowego współistnienia dwóch form tego samego rytu rzymskiego. Rzeczywiście, absurdem jest wyobrażanie sobie zwykłej formy montinowskiej i nadzwyczajnej formy trydenckiej dla obrządku, który jako taki musi reprezentować jedyny głos Kościoła rzymskiego – una voce dicentes– z bardzo ograniczonym wyjątkiem czcigodnych obrzędów starożytności, takich jak ryt ambrozjański, ryt lyoński, ryt mozarabski oraz minimalne odmiany rytu dominikańskiego i podobnych obrzędów. Powtarzam: autor Traditionis Custodes doskonale wie, że Novus Ordojest kultowym wyrazem innej religii – „Kościoła soborowego” – w odniesieniu do religii Kościoła katolickiego, którego Msza św. Piusa V jest doskonałym modlitewnym tłumaczeniem. W Bergoglio nie ma chęci rozstrzygnięcia sporu między linią Tradycji a linią Soboru Watykańskiego II. Wręcz przeciwnie, idea sprowokowania zerwania jest funkcjonalna w celu wykluczenia tradycyjnych katolików, czy to duchownych, czy świeckich, z „soborowego kościoła”, który zastąpił Kościół katolicki i który z trudem (i niechętnie) zachowuje swoją nazwę. Schizma, której pragnęła Święta Marta, nie jest schizmą heretyckiej drogi synodalnej niemieckich diecezji, ale schizmą tradycyjnych katolików rozdrażnionych prowokacjami bergogliańskimi, skandalami jej dworu, jej nieumiarkowanymi i dzielącymi deklaracjami( tutaj i tutaj ). Aby to osiągnąć, Bergoglio nie zawaha się pociągnąć do skrajnych konsekwencji zasad ustanowionych przez Sobór Watykański II, których bezwarunkowo przestrzega: uznać Novus Ordo za jedyną formę posoborowego rytu rzymskiego i konsekwentnie znosić wszelkie celebracja w starożytnym rycie rzymskim jako całkowicie obca dogmatycznej strukturze Soboru.

I jest bardzo prawdziwe, poza wszelkim możliwym obaleniem, że nie ma możliwości pojednania między dwiema heterogenicznymi, wręcz przeciwstawnymi wizjami eklezjologicznymi. Albo jeden przeżyje, a drugi zginie, albo jeden zginie, a drugi przeżyje. Chimera współistnienia Vetus i Novus Ordojest niemożliwe, sztuczne i oszukańcze: ponieważ to, co celebrans robi doskonale we Mszy Apostolskiej, prowadzi go w sposób naturalny i nieomylny do czynienia tego, czego chce Kościół; podczas gdy na to, co przewodniczący zgromadzenia robi we Mszy Reformowanej, prawie zawsze wpływają zmiany dozwolone przez sam ryt, nawet jeśli w nim Najświętsza Ofiara jest ważnie realizowana. I właśnie na tym polega soborowa matryca nowej Mszy: jej płynność, zdolność dostosowania się do potrzeb najbardziej odmiennych „zgromadzeń”, które mają być celebrowane zarówno przez kapłana, który wierzy w przeistoczenie, jak i manifestuje to poprzez przepisanych przyklęknięć i przez tego, kto wierzy tylko w przeistoczenie i udziela wiernym Komunii na ich ręce. 

Nie zdziwiłbym się zatem, gdyby w najbliższej przyszłości ci, którzy nadużywają władzy apostolskiej w celu zburzenia Kościoła Świętego i sprowokowania masowego exodusu „przedsoborowych” katolików, nie zawahali się nie tylko ograniczyć celebrację starożytnej Mszy, ale także całkowicie jej zakazać, ponieważ w tym zakazie streszcza się sekciarska nienawiść do Prawdy, Dobra i Piękna, która ożywiała spisek modernistów od pierwszej sesji ich idola, II Soboru Watykańskiego. Nie zapominajmy, że zgodnie z tym fanatycznym i tyrańskim podejściem, Msza trydencka została przypadkowo zniesiona wraz z ogłoszeniem Missale RomanumPawła VI i że ci, którzy nadal ją celebrują, byli dosłownie prześladowani, odrzucani, skazani na śmierć ze złamanymi sercami i pogrzebani w pogrzebach w nowym rycie, jakby przypieczętowali żałosne zwycięstwo nad przeszłością, która ma zostać ostatecznie zapomniana. I w tamtych czasach nikogo nie interesowały motywacje duszpasterskie, by odstąpić od surowości prawa kanonicznego, tak jak dzisiaj nikogo nie interesują motywacje duszpasterskie, które mogły skłonić wielu biskupów do udzielenia tej celebracji w dawnym rycie, do której duchowni i wierni pokaż konkretny załącznik. 

Pojednawcza próba Benedykta XVI, godna pochwały ze względu na tymczasowe skutki liberalizacji Usus Antiquior , była skazana na niepowodzenie właśnie dlatego, że wynikała z iluzji możliwości zastosowania syntezy Summorum Pontificum do trydenckiej tezy – oraz antytezy Bugniniego: że filozofia wizja, na którą wpłynęła myśl heglowska, nie mogła się powieść ze względu na samą naturę Kościoła (i Mszy), który albo jest katolicki, albo nie. I które nie mogą być jednocześnie mocno zakotwiczone w Tradycji i wstrząsane falami zsekularyzowanej mentalności.  

Z tego powodu jestem bardzo zaniepokojony, gdy czytam, że Msza Apostolska jest uważana przez Dom Reida za „wyraz tej prawowitej wielości, która jest częścią Kościoła Chrystusowego”, ponieważ wielość głosów jest prawnie wyrażona w ogólnej symfonicznej jedność, a nie jednoczesna obecność harmonii i zgrzytu. Zachodzi tu nieporozumienie, które należy jak najszybciej wyjaśnić i które według wszelkiego prawdopodobieństwa zostanie wyleczone nie tyle przez nieśmiały i opanowany sprzeciw tych, którzy proszą o tolerancję dla siebie, dając taką samą tolerancję tym, którzy są diametralnie przeciwni. zasad, ale raczej przez nietolerancyjne i dokuczliwe działanie tych, którzy wierzą, że mogą narzucić własną wolę wbrew woli Chrystusa Głowy Kościoła, 

A jednak, przy bliższym przyjrzeniu się, to, co dzieje się dzisiaj i co wydarzy się w najbliższej przyszłości, nie jest niczym innym jak logiczną konsekwencją przesłanek ustalonych w przeszłości, kolejnym krokiem w długiej serii mniej lub bardziej powolnych kroków, z których każdy o których wielu milczyło i zostało szantażowanych, aby je zaakceptować. Ponieważ ci, którzy zwyczajowo odprawiają Mszę trydencką, ale nadal odprawiają Novus Ordo od czasu do czasu – i nie mówię tu o księżach poddanych szantażowi, ale o tych, którzy mogli sami o sobie decydować lub mieli swobodę wyboru – ustąpili już w swoich zasadach, godząc się na to, by móc celebrować jednakowo jednego i drugiego, jakby oba były równoważne, tak jakby – dokładnie – jeden był formą nadzwyczajną, a drugi formą zwyczajną tego samego rytu. I czyż nie to, co zaszło, podobnymi metodami, w sferze obywatelskiej, z nałożeniem ograniczeń i łamaniem praw podstawowych, milcząco akceptowane przez większość społeczeństwa, terroryzowanego groźbą pandemii? Również w tych okolicznościach, z różnych motywacji, ale z podobnymi celami, obywatele byli szantażowani: „Albo się zaszczep, albo nie możesz pracować, podróżować, chodzić do restauracji”. I ile, chociaż wiedząc, że było to nadużycie władzy, posłuchali? Czy uważasz, że systemy manipulacji konsensusem są bardzo różne, gdy ci, którzy je przyjmują, pochodzą z tych samych wrogich szeregów i są prowadzeni przez tego samego Węża? Czy sądzisz, że plan Wielkiego Resetu opracowany przez Światowe Forum Ekonomiczne Klausa Schwaba ma inne cele niż te wyznaczone przez sektę Bergoglian? Szantaż nie będzie dotyczył zdrowia, ale raczej doktrynalny: ktoś zostanie poproszony o zaakceptowanie tylko Soboru Watykańskiego II i Soboru Watykańskiego kiedy ci, którzy je adoptują, pochodzą z tych samych szeregów wroga i są prowadzeni przez tego samego Węża? Czy sądzisz, że plan Wielkiego Resetu opracowany przez Światowe Forum Ekonomiczne Klausa Schwaba ma inne cele niż te wyznaczone przez sektę Bergoglian? Szantaż nie będzie dotyczył zdrowia, ale raczej doktrynalny: ktoś zostanie poproszony o zaakceptowanie tylko Soboru Watykańskiego II i Soboru Watykańskiego kiedy ci, którzy je adoptują, pochodzą z tych samych szeregów wroga i są prowadzeni przez tego samego Węża? Czy sądzisz, że plan Wielkiego Resetu opracowany przez Światowe Forum Ekonomiczne Klausa Schwaba ma inne cele niż te wyznaczone przez sektę Bergoglian? Szantaż nie będzie dotyczył zdrowia, ale raczej doktrynalny: ktoś zostanie poproszony o zaakceptowanie tylko Soboru Watykańskiego II i Soboru Watykańskiego Novus Ordo Missae , aby móc mieć prawa w Kościele soborowym; tradycjonaliści zostaną napiętnowani jako fanatycy, tak jak ci, których nazywa się „nie-szczepionkami”. 

Gdyby Rzym zakazał odprawiania starożytnej Mszy we wszystkich kościołach świata, ci, którzy wierzyli, że mogą służyć dwóm panom – Kościołowi Chrystusowemu i kościołowi soborowemu – odkryją, że zostali oszukani, tak jak stało się to z Ojcowie soborowi przed nimi. W tym momencie będą musieli dokonać wyboru, którego łudzili się, wierząc, że mogą uniknąć: wyboru, który zmusi ich albo do nieposłuszeństwa bezprawnemu rozkazowi, aby być posłusznymi Panu, albo do pochylenia głowy przed wolą Pana. tyrana, zaniedbując swoje obowiązki sług Bożych. Niech w swoim rachunku sumienia zastanowią się nad tym, jak wielu unika wspierania nielicznych, 

Tutaj nie chodzi o „przebieranie” Mszy montinowskiej tak, jak Mszę starożytną, o próbę użycia szat liturgicznych i chorału gregoriańskiego, aby ukryć faryzejską hipokryzję, która ją zrodziła; nie chodzi o wycięcie Prex eucharistica II ani celebrację ad orientem : bitwa musi toczyć się o różnicę ontologiczną między teocentryczną wizją Mszy trydenckiej a antropocentryczną wizją jej soborowej podróbki.  

To nic innego jak walka Chrystusa z szatanem. Bitwa o Mszę, która jest sercem naszej Wiary, tron, na który zstępuje Boski Eucharystyczny Król, Kalwarię, na której odnawia się ofiarowanie Niepokalanego Baranka w bezkrwawej postaci. To nie wieczerza, nie koncert, nie pokaz dziwactw ani ambona dla herezjarchów, ani podium do organizowania wieców. 

Jest to walka, która zostanie duchowo wzmocniona w ukryciu księży wiernych Chrystusowi, uznanych za ekskomunikowanych i schizmatyków, podczas gdy wewnątrz kościołów, wraz ze zreformowanym obrządkiem, zatriumfuje niewierność, błąd i hipokryzja. A także nieobecność: nieobecność Boga, nieobecność świętych kapłanów, nieobecność dobrych i wiernych dusz. Brak – jak powiedziałem w moim kazaniu na Katedrze św. Piotra w Rzymie (tutaj) – jedności między Katedrą ( cathedra ) i Ołtarz, między świętą władzą pasterzy a ich prawdziwym powodem, dla którego na wzór Chrystusa byli gotowi jako pierwsi wejść na Golgotę, aby poświęcić się za trzodę. Kto odrzuca tę mistyczną wizję własnego Kapłaństwa, w końcu sprawuje swoją władzę bez zatwierdzenia, które pochodzi tylko z Ołtarza, Ofiary i Krzyża: od samego Chrystusa, który króluje z tego Krzyża zarówno duchowymi, jak i doczesnymi władcami jako Król i Najwyższy. Kapłan. 

Jeśli tego właśnie chce Bergoglio, aby umocnić swoją przytłaczającą władzę pośród wrzaskliwej ciszy Świętego Kolegium i episkopatu, niech wie, że spotka się ze stanowczym i zdecydowanym sprzeciwem wielu dobrych dusz, które są gotowe walczyć z miłości do Pana i o zbawienie własnej duszy, którzy w chwili tak strasznej dla losów Kościoła i świata są zdecydowani nie ustępować tym, którzy chcą odwołać odwieczną Ofiarę, jakby dla ułatwienia powstania Antychrysta do przywództwa Nowego Porządku Świata. Wkrótce zrozumiemy znaczenie straszliwych słów Ewangelii (Mt 24,15), w których Pan mówi o ohydzie spustoszenia w świątyni: odrażający horror widoku zakazanego skarbu Mszy, ogołoconych z naszych ołtarzy, zamkniętych kościołów i wymuszonych potajemnych ceremonii liturgicznych . To jest obrzydliwość spustoszenia: koniec Mszy apostolskiej.

Kiedy 21 stycznia 304 13-letnia Agnieszka została doprowadzona do męczeństwa, wielu spośród wiernych i księży odstąpiło od wiary pod prześladowaniami Dioklecjana. Czy powinniśmy obawiać się ostracyzmu sekty soborowej, kiedy dziewczyna dała nam przed katem taki przykład wierności i męstwa? Jej heroiczną wierność wychwalali św. Ambroży i św. Damazy. Zadbajmy o to, abyśmy, choćby nie godni, byli w stanie zasłużyć na przyszłą pochwałę Kościoła, przygotowując się do tych prób, w których świadczymy, że należymy do Chrystusa. 

+ Carlo Maria Viganò, arcybiskup 

21 stycznia 2023 r  Sanctæ Agnetis Virginis et Martyris

Abp Viganò: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi?

Abp Viganò: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi?

Bezkarność obecnych przestępstw i grzechów może być sama w sobie karą, która jest nawet potężniejsza i surowsza niż ta, którą mógłby nam zesłać Odwieczny Ojciec.

https://pch24.pl/abp-vigano-jak-dlugo-bozy-majestat-moze-tolerowac-ohyde-ludzi/

Czy współczesny człowiek nie zasługuje na kary nawet gorsze od potopu, z powodu niegodziwości, która motywuje każde jego działanie przeciwko jego bliźnim, przeciwko Stworzeniu; a kontemplując widoczny triumf mysterium iniquitatis, widząc, jak powszechne i głęboko zakorzenione jest zło w naszym zepsutym i odszczepieńczym świecie, pytamy sami siebie: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi. Niemal trudno nam uwierzyć w obietnicę Pana: Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem (Rdz 8,21) – podkreśla abp Carlo Maria Viganò w homilii na Niedzielę Sześćdziesiątnicy. Poniżej prezentujemy jej pełną treść.

***

Homilia  arcybiskupa Carlo Marii Viganò na Niedzielę Sześćdziesiątnicy 

Pan zaś, widząc, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi… (Rdz 6,5)

W Niedzielę Sześćdziesiątnicy zbliżamy się do czasu pokuty i postu w przygotowaniu na Wielkanoc. Już w ciągu tygodnia Alleluja ucichło w liturgii zastąpione we Mszy poprzez Tractus. A w tę niedzielę, która jest quasi-pokutna, Kościół – wraz z czytaniami z Wezwania – towarzyszy nam w rozważaniu grzechu, który doprowadza Boga do zniszczenia buntowniczej rasy ludzkiej Potopem, oszczędzając jedynie rodzinę Noego.

Pismo Święte mówi o niegodziwości ludzi: usposobienie ich jest wciąż złe. Trudno uwierzyć w to, że ludzkość mogłaby popełnić w przeszłości zło, które widzimy dzisiaj: w żadnej starożytnej kulturze otchłań zła nie była tak głęboka, jak ta, w którą – jak widzimy – zapada się współczesny świat. Masakry, przemoc, wojny, perwersje, kradzieże, rabunki, rzezie, profanacje, świętokradztwa popełniane nie tylko przez osoby indywidualne, ale narzucane prawem przez głowy państw, wysławiane przez media, zachęcane przez nauczycieli i sędziów, tolerowane, a nawet aprobowane przez kapłanów.

Pytamy samych siebie, czy współczesny człowiek nie zasługuje na kary nawet gorsze od potopu, z powodu niegodziwości, która motywuje każde jego działanie przeciwko jego bliźnim, przeciwko Stworzeniu; a kontemplując widoczny triumf mysterium iniquitatis, widząc, jak powszechne i głęboko zakorzenione jest zło w naszym zepsutym i odszczepieńczym świecie, pytamy sami siebie: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi. Niemal trudno nam uwierzyć w obietnicę Pana: Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem (Rdz 8,21).

To, co wprawia nas w dezorientację, to nie tyle milczenie, w którym zostajemy pozostawieni samym sobie i na pastwę naszych zgryzot, co fakt, że bezkarność obecnych przestępstw i grzechów może być sama w sobie karą, która jest nawet potężniejsza i surowsza niż ta, którą mógłby nam zesłać Odwieczny Ojciec.

Spoganizowana nowoczesność, pogrążona w barbarzyństwie, przygotowuje swoimi własnym rękami plagę, która jest bardziej katastrofalna niż starożytny Potop, jest dużo większą destrukcją rasy ludzkiej, w którą wierzy, a która może zmieść z powierzchni ziemi nie niegodziwych, ale dobrych: tych, którzy pozostają wierni Panu i Jego świętemu prawu. A podczas gdy gromadzą się chmury burzowe – ciemne i groźne – które ich zatopią, nasi współcześni szydzą z tych, którzy przygotowują swoją własną duchową Arkę, dążąc do ocalenia siebie i swych ukochanych bliskich; w rzeczy samej robią wszystko, by powstrzymać ich przed jej ukończeniem.

Pismo Święte i Ojcowie uczą nas, że Arka jest typem Kościoła świętego, dzięki któremu wybrani mogą ocalić siebie przed wspólną katastrofą ludzkości.

Hæc est arca – śpiewamy w Prefacji na poświęcenie Kościoła – quæ nos a mundi ereptos diluvio, in portum salutis inducit. „To jest arka, która ocalona z potopu świata, wiedzie nas do portu zbawienia”.

Ale czy możemy odnaleźć Arkę Zbawienia? Jak możemy odróżnić ją od jej podróbek, które muszą zatonąć pod ciężarem tych, którzy na niej zasiadają? Od jej imitacji, wykorzystywanych do ocalenia niegodziwców, gdy sternik zapobiega, by nie weszli na nią dobrzy, a nawet odpycha swoje własne dzieci, określając je nielegalnymi imigrantami, niegodnymi ocalenia przed wodami potopu?

Ta przygnębiająca myśl nie jest bezzasadna, kiedy weźmiemy pod uwagę, kto dziś zasiada na tronie św. Piotra. Wydaje się, że Arka Kościoła chce przyjmować każdego, z wyjątkiem tych, którzy tak naprawdę mają prawdo do zbawienia. W istocie wydaje się, że jest ona bezużyteczna, gdyż nie będzie żadnego potopu, przed którym należałoby uciekać. Albo gorzej: potężny potop wywołany nie gniewem Bożym, ale falą ludzkich nieprawości uważa się w rzeczywistości za moment odrodzenia, możliwość zredukowania światowej populacji zgodnie z urojonymi planami Wielkiego Resetu.

Tak jak na Titaniku, na którym załoga i pasażerowi tańczyli, upojeni i beztroscy, gdy statek z pełną prędkością pędził na górę lodową przed nim, mającą zatopić go – arogancki pomnik pychy tych, którzy wierzyli, że byli zwolnieni z Bożej sprawiedliwości. Człowiek, który powinien wzywać nas do wchodzenia na pokład tej Prawdziwej Arki, także wstąpił na pokład tego potwornego transatlantyckiego liniowca i widzimy go wraz z niegodziwcami, wznoszącym toast na cześć możnych ziemi, nieprzyjaciół Boga.

Ale jeśli z jednej strony te ludzkie okoliczności mogą wywołać u nas rozpacz i wywołać lęk o samo nasze przetrwanie, to z drugiej strony potrafimy rozpoznać Prawdziwą Arkę Zbawienia, gdyż widzimy ją gotową na górze Kalwarii, gdzie została zbudowana i na mistycznej Kalwarii ołtarza, gdzie czeka na nas każdego dnia.

Niewiele znaczy to, że wskazują nam inną arkę – nawet ludzie, w których pokładamy naszą ufność i którzy nie powinni nas oszukiwać – lub że są i tacy, którzy uważają ją za bezużyteczną i z tego powodu śmieją się z nas lub traktują nas tak, jakbyśmy byli szaleńcami. Niewiele znaczy to, że są tacy, którzy kwestionują zbliżający się potop, nawet jeśli sami są jego bluźnierczym architektem w swym głupim mniemaniu, że są nawet zdolni kontrolować zjawiska atmosferyczne swą geoinżynierią.

Wiemy, że Prawdziwą Arką, Jedyną Arką, jest Kościół święty. A dzięki słowom naszego Pana, Bożego Sternika, który mocno trzyma ster, wierzmy, że Arka ta przepłynie przez potop nieuszkodzona, a w końcu odnajdzie suchą ziemię, na której spocznie.

Z tego powodu jesteśmy zdecydowani nie pozwolić na to, by nas oszukiwano, łudząc nas, że możemy zbawić się na zewnątrz tej Arki albo budując własną dla siebie.

Św. Paweł w swoim liście na dzisiejszą Mszę wylicza wszystkie próby, wobec których będziemy musieli stanąć siejąc Słowo Boże, idąc za przykładem przypowieści o Siewcy, która dana jest nam w Ewangelii. Lecz mi powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9). W uznaniu naszej słabości, w świadomości naszej niemocy i naszej nicości moc Boża staje się dostrzegalna w jeszcze większy sposób, im większa nasza pokora i wiara w Niego. Sufficit tibi gratia mea: Wystarczy ci mojej łaski. Ponieważ to poprzez Łaskę stajemy się godnymi, by znaleźć schronienie na Arce i poprzez Łaskę możemy tam pozostać w czas Potopu, i poprzez Łaskę dotrzemy do portu Nieba.

Nie traćmy zatem łaski Bożej. Wejdźmy na mistyczną górę, na której czeka na nas Arka; Arka, w której także znajdujemy pożywienie dla naszych dusz: Chleb Aniołów.

I oby tak było.

12 lutego 2023

Dominica in Sexagesima

Arcybiskup Carlo Maria Viganò

Źródło: LifeSiteNews.com Tłum. Jan J. Franczak

Non Serviam. Historia Rewolucji. Od Heroda do Davos – Abp. Carlo Maria Viganò.

Non Serviam. Historia Rewolucji. Od Heroda do Davos – Abp. Carlo Maria Viganò

=====================

Siły, które zarządzają gospodarką i finansami, wybierają teraz, korumpują i wyznaczają klasę polityczną, która w ten sposób staje się komitetem zarządzającym światem”.

============================

DESIDERATUS CUNCTIS GENTIBUS
Wcielenie Słowa Bożego
inauguruje panowanie Chrystusa nad Kościołem i narodami

Discite justitiam moniti, et non temnere divos.
Vendit hic auro patriam, dominumque potentem
imposuit, fixit leges pretio atque refixit;
hic thalamum invasit natæ vetitosque hymenæos;
omnes immane nefas ausoque potiti.

»Uczcie się cnót, karceni, i szanujcie bogi!«
Ten ojczyznę tyranom, nad wszystko zysk ceniąc,
Za złoto sprzedał, prawa złe pisał za pieniądz —
Ów łoże własnej córki zbezcześcił niegodnie:
[Chociażbym sto języków, sto ust miała jedna
I żelazny głos, jeszcze występków bezedna
Nie mogłabym wysłowić, ni wszystkich kar za nie».
Na wszystko śmiali, ciężkie popełnili zbrodnie.]

Eneida VI 620-624 (tłum. X Tadeusz Karyłowski)

I Wstęp

Doktryna o Królewskiej Godności Chrystusa dokonuje rozróżnienia pomiędzy Kościołem katolickim a „Kościołem soborowym”. Jest ona punktem podziału pomiędzy katolicką ortodoksją a neomodernistyczną heterodoksją, ponieważ zwolennicy laicyzmu i liberalnego sekularyzmu nie mogą pogodzić się z tym, że panowanie naszego Pana rozciąga się na sferę świecką, tym samym pozbawiając ją możliwości podlegania samowoli możnych lub woli zmanipulowanego tłumu.

Jednak sama idea, że władza ma swój fundament w transcendentnej zasadzie, nie narodziła się wraz z Chrześcijaństwem, ale jest częścią naszego grecko-rzymskiego dziedzictwa. To samo greckie słowo ἱεραρχία (hierarchia) wskazuje z jednej strony na „administrowanie rzeczami świętymi”, z drugiej zaś odnosi się do „świętej władzy” autorytetu, gdzie zobowiązania z nią związane w istotny sposób stanowią λειτουργία (liturgia-działanie), czyli urząd publiczny, nad którym państwo sprawuje pieczę.

Negacja tej zasady jest przesłanką myśli heretyckiej i ideologii masońskiej. Laickość państwa stanowiła główny postulat Rewolucji Francuskiej,[1] dla której protestantyzm dostarczył teologicznych podstaw, które następnie zmieniły się w błąd filozoficzny wraz z pojawieniem się liberalizmu i ateistycznego materializmu.

Wizja całkowicie spójnej i harmonijnej całości, która rozpościera się nad upływem czasu i przekracza granice przestrzeni, prowadząc ludzkość do pełni Chrystusowego Objawienia, była cechą Cywilizacji, której usunięcia i unieważnienia pragnie się w imię anty-utopii, która jest nieludzka, ponieważ jest wewnętrznie bezbożna, gdyż wywodzi się z niewygasłej nienawiści przeciwnika, pozbawionego na zawsze najwyższego Dobra z powodu swojej pychy i buntu przeciwko Woli Bożej.

Nie dziwi więc, że współcześni ludzie nie rozumieją przyczyn obecnego kryzysu. Pozwolili się pozbawić dziedzictwa mądrości i pamięci, zgromadzonego w ciągu dziejów dzięki pedagogicznej interwencji Opatrzności, która wypisała w sercu każdego człowieka odwieczne zasady, jakimi powinien kierować się we wszystkich aspektach swego życia. Ta wspaniała παιδεία( paideia- wychowanie) pozwoliła ludom oddalonym od Boga i pogrążonym w ciemnościach pogaństwa, aby w sposób naturalny mogły się przygotować do wybuchu wymiaru nadprzyrodzonego w Historii, czyli do przyjścia Chrystusa, w którym wszystko zostaje podsumowane i ukazane się jako część boskiego κόσμος (kosmosu-porządku).

Kiedy cesarz August nakazał wydanie Eneidy – którą Wergiliusz w swoim testamencie kazał zniszczyć, uznając ją za niekompletną – w całym Imperium rozpoczynał się właśnie Pax Romana; pokój przyznany światu na powitanie Wcielenia Syna Bożego i wyrwanie ludzkości z niewoli szatana. Echa tego uroczystego i świętego pokoju rozbrzmiewają do dziś w pełnych rozmachu słowach Martyrologium Rzymskiego, które usłyszymy w poranek Wigilii Bożego Narodzenia:

Ab urbe Roma condita anno septingentesimo quinquagesimo secundo, anno imperii Octaviani Augusti quadragesimo secundo, toto orbe in pace composito… Jesus Christus æternus Deus æternique patris Filius, mundum volens adventu suo piissimo consecrare, de Spiritu Sancto conceptus, …in Bethlehem Judæ nascitur ex Maria Virgine factus homo.

W siedemset pięćdziesiątym drugim roku od założenia miasta Rzymu, w czterdziestym drugim roku panowania cesarza Oktawiana Augusta, gdy cały świat był w pokoju, . Jezus Chrystus, Bóg Przedwieczny i Syn Ojca Przedwiecznego, pragnąc poświęcić świat przez swoją najmiłościwszą obecność, został poczęty przez Ducha Świętego . . i narodził się z Maryi Dziewicy w Betlejem Judzkim, stając się człowiekiem.

Zaledwie czterdzieści lat przed Narodzinami Zbawiciela, Wergiliusz miał okazję poznać synów Heroda, którzy przybyli na studia do Rzymu. To od nich poznał mesjańskie proroctwa Starego Testamentu i zapowiedź rychłych narodzin Chłopięcia, którą opiewał w swojej Czwartej Eklodze:

„Oto już nadszedł kres, głoszony proroctwem Sybilli –
Wielki szereg stuleci popłynie teraz od nowa,
Wraca na ziemię Dziewica, wraca królestwo Saturna
I pokolenie nowe z bezkresnych zstępuje przestworzy.
Pollionie! Za twoich rządów, konsulu, ta radość zabłyśnie
Zaświta szczęście stulecia, popłyną Wielkie Miesiące.
Za twoich rządów zmazane będą ohydne zbrodnie.
Które nas plamią i ziemia wyzwoli się z trwogi odwiecznej.”
Dante zaś pokazuje Stacjusza, wspominającego w Purgatorio (XXII, 70-72):

Kiedyś powiadał: »Na nowo się rodzi Świat; sprawiedliwość wraca z nowym świtem Ludzkości; z nieba nowe plemię schodzi« .

W tym niespokojnym oczekiwaniu na nadejście Chrystusa, August ratuje poemat Wergiliusza przed zniszczeniem, widząc w nim ową tęsknotę za światem, w którym,po stuleciu wojen domowych, panuje pokój. Widział w Eneaszu wzór tych, którzy uważają się za pobożnych, o ile szanują wolę boską i wynikające z niej obowiązki wobec Ojczyzny [Patria] i rodziny. Są przypadkowo wtrąceni przez Opatrzność w wydarzenia historyczne, uczestnicząc w Woli Bożej ustanowionej w wieczności.

Łatwo możemy zrozumieć, dlaczego dusza człowieka prawego i uczciwego, nawet pozbawionego Wiary, mogła czuć się poruszona szlachetnym przeznaczeniem, o którym milczą fałszywi i kłamliwi bogowie, milczy Sybilla i wyrocznia Arakulesa. Widzimy wówczas w tym przeznaczeniu, fas po łacinie, odniesienie do czasownika fari, który oznacza „mówić” i odnosi się do Słowa Bożego, do odwiecznego Słowa wypowiadanego przez Ojca. Chrześcijanin zachwyca się tą wielką ojcowską dobrocią, tą opatrznościową ręką, która towarzyszy ludzkości błądzącej w ciemnościach ku Światłu Chrystusa, Odkupiciela rodzaju ludzkiego.

Jest coś niewysłowionego w tej wizji historii i interwencji Boga w nią, coś, co dotyka dusze i pobudza je do Dobra, budząc nadzieję na heroiczne czyny, na ideały, za które można walczyć i oddać życie.

To właśnie w tym doskonałym połączeniu doczesności i wieczności, natury i Łaski, świat mógł przyjąć i rozpoznać obiecanego Mesjasza, Księcia Pokoju, Rex pacificus, który jest Zwycięzcą śmierci i grzechu, Desideratus cunctis gentibus (upragnionego przez wszystkie narody). Od Wieczernika po katakumby, od wspólnot pierwszych chrześcijan po rzymskie bazyliki, które zostały nawrócone na kult prawdziwego Boga, wznosi się modlitwa, której Pan nauczył Apostołów: adveniat regnum tuum, fiat voluntas tua sicut in cœlo et in terra.

W ten sposób pogańskie Imperium stało się kolebką chrześcijaństwa, a dzięki prawu oraz wpływowi na życie polityczne i społeczne, umożliwiło rozprzestrzenianie się Ewangelii i nawracanie dusz do Chrystusa. Z pewnością były to zarówno dusze proste, jak i dusze ludzi wykształconych, rzymskich arystokratów, urzędników cesarskich, dyplomatów i intelektualistów, którzy potrafili, niczym Eneasz, dostrzec swoją rolę w planach Opatrzności; w kształtowaniu cnót obywatelskich, tęsknocie za sprawiedliwością i pokojem, które bez Odkupienia pozostałyby niekompletne i jałowe.

 II. „Opatrznościowa” rola państwa

W tej „średniowiecznej” i chrześcijańskiej wizji wydarzeń, ekonomia Zbawienia uznaje, że jednostki mają przywilej bycia częścią tego wielkiego planu Bożej Opatrzności. Dopuszcza actuosa participatio (aktywne uczestnictwo) – proszę mi wybaczyć, że zapożyczam wyrażenie drogie postępowcom – człowieka w Bożej interwencji w Historię, w której wolność każdej jednostki stawia ją przed wyborem moralnym, decydującym o jej wiecznym przeznaczeniem. Jest to wybór między Dobrem a Złem, między podporządkowaniem się woli Boga – fiat voluntas tua – a podążaniem za własną wolą w nieposłuszeństwie wobec Niego – non serviam.

Właśnie przez to przylgnięcie jednostek do działania Opatrzności rozumiemy, w jaki sposób społeczeństwo doczesne, które składa się z tych jednostek, wypełnia swoją rolę w planie Bożym, pozwalając, by działania jego członków były skuteczniej kierowane przez autorytet władców ku bonum commune (dobru wspólnemu), które łączy ich w dążeniu do tego samego celu.

Państwo, jako wspólnota doskonała – to znaczy taka, która posiada w sobie wszystkie środki niezbędne do realizacji quid unum perficiendum (ostatecnego celu) – posiada zatem własne zadania, działania skierowane przede wszystkim ku dobru obywateli; ochronę ich słusznych praw, ochronę Ojczyzny przed wrogami zewnętrznymi i wewnętrznymi, utrzymanie porządku społecznego. Jest rzeczą oczywistą, że czerpiąc z doświadczeń tych, którzy nas poprzedzili – idąc za wybitnie chrześcijańską wizją Giambattisty Vico – ludy cywilizowane potrafiły pojąć znaczenie badania historii, pozwalające na prawdziwy postęp i uznające słuszność myśli arystotelesowsko-tomistycznej właśnie dlatego, że rozwijała się ona na podstawie znajomości rzeczywistości, a nie na tworzeniu abstrakcyjnych teorii filozoficznych.

Taką wizję dobrego rządu, symbolicznie przedstawiają freski Ambrogio Lorenzettiego w Palazzo Pubblico w Sienie. Potwierdzają one głęboką religijność społeczeństwa średniowiecznego. Religijnośc ta była rozumiana i przyjmowana przez tych, którzy, sprawowali funkcje publiczne, jako wyraz podporządkowania się Boskiemu Porządkowi – κόσμος (kosmosowi), który Stwórca odcisnął na społeczeństwie.

O tej historycznej roli Imperium Rzymskiego możemy przeczytać w Eneidzie (VI, 850-853):

„Ty władnąć nad ludami pomnij, Rzymianinie! To twe sztuki: Nieść pokój, jak twa wola samać nakaże, szczędzić kornych, a wyniosłych łamać!”

To właśnie ta świadomość opatrznościowej misji, uczyniła Rzym wielkim; a zdrada tego zadania z powodu zepsucia moralności spowodowała jego upadek.

III. Zasada laickości i sekularyzacja władzy

Nie mogło stać się inaczej, skoro koncepcja „laickości państwa” była zupełnie nie do pomyślenia w jakiejkolwiek epoce poprzedzającej protestancką pseudo-reformacją, zarówno dla władców, jak i ich poddanych. Stworzenie teoretycznych podstaw ateizmu, jakie miało miejsce w późnym renesansie, pozwoliło na sformułowanie myśli filozoficznej, która zdejmowała z jednostki obowiązek uznania i oddawania publicznej czci Bogu; a począwszy od oświecenia, zasady masońskie rozpowszechniły się dzięki wymuszonej sekularyzacji społeczeństwa obywatelskiego w następstwie rewolucji francuskiej, obalenia monarchii istniejących z „Bożej łaski” i zaciekłych prześladowań Kościoła katolickiego.

Współczesny świat, z dumą powołuje się na własną laickość, podczas gdy w świecie grecko-rzymskim bunt przeciwko bogom uważany był nie tylko za znamię bezbożności, ale znak buntu przeciwko państwu, którego władza była usankcjonowana i potwierdzona „z góry”. Discite justitiam moniti, et non temnere divos – Ucz się sprawiedliwości i uważaj, abyś nie gardził bogami – napomina Flegias, który został wrzucony do Tartaru i skazany na wykrzykiwanie tej przestrogi bez wytchnienia.

Kultura klasyczna, którą odziedziczyliśmy jako naturalną przesłankę dla rozprzestrzeniania się Chrześcijaństwa, a którą średniowiecze uznało i doceniło, opiera się więc na obowiązku szacunku wobec bogów, pokazując, że brak religio jest przyczyną ruiny Narodu, zdrady Ojczyzny, aż po ustanowienie tyranii, ustanawiania lub znoszenia praw ze względu na interes ekonomiczny, aż po łamanie najświętszych zasad życia społecznego.

Na dowód tego, jak bardzo uzasadnione były te obawy, zastanówmy się nad ruiną naszego współczesnego społeczeństwa, zdolnego do legalizacji bezprecedensowych okrucieństw, takich jak; zabijanie niewinnych w łonie matki, deprawowanie dzieci poprzez teorię gender oraz ich seksualizację i wykorzystywanie w piekielnych rytuałach lobby pedofilskiego, którego haniebni członkowie zajmują najwyższe stanowiska i których jak dotąd, nikt nie ośmielił się potępić.

Współczesnym światem rządzi sekta sług diabła, oddanych złu i śmierci. Ci, którzy milczą, zamykając oczy na takie potworności, są winni i współwinni tych straszliwych zbrodni, które wołają o pomstę do Nieba.

 IV. Świętość władzy

Aż do rewolucji francuskiej, władcy sprawowali władzę w imieniu Boga, jednocześnie ich poddani, traktowali swoje prawa za chronione przed nadużyciami władzy, ponieważ całe społeczeństwo było hierarchicznie uporządkowane pod najwyższą władzą jednego Pana, który był uznawany za Rex tremendæ majestatis (Króla tronu straszliwego) właśnie dlatego, że jest sędzią nawet królów i książąt, papieży i biskupów. Korony, tiary i mitry górują w obrazach Piekła, malowanych w naszych kościołach.

Ta świętość, nie jest pojęciem dodanym władzy po fakcie, która pierwotnie zrodziła się jako neutralna. Przeciwnie, każda władza zawsze znajdowała swoje źródło w odniesieniu do boskości, zarówno w Izraelu, jak i u narodów pogańskich, które następnie w świecie zachodnim uzyskały pełnię nadprzyrodzonej inwestytury wraz z pojawieniem się chrześcijaństwa i uznaniem go za religię państwową przez cesarza Teodozjusza. Tak więc cesarz Wschodu był Cezarem na dworze, który w Bizancjum mówił po łacinie; Car Rusi i Car Bułgarów byli w równym stopniu Cezarami, a wreszcie istniało Święte Cesarstwo Rzymskie, którego ostatni suweren, Błogosławiony Karol von Habsburg, został obalony przez masonerię w konsekwencji pierwszej wojny światowej.

Edukacja przyszłych władców, szlachty i duchowieństwa była traktowana z najwyższą powagą i nie ograniczała się tylko do strony intelektualnej i praktycznej, ale zawierała formację moralną i duchową, która zapewniała solidne zasady, nawyk dyscypliny, umiejętność opanowania namiętności i praktykowanie cnót rządzenia. Cały system społeczny uświadamiał tym, którzy sprawowali władzę, ich odpowiedzialność przed Chrystusem Królem, jedynym Panem duszy i ciała oraz to, że ich władza na ziemi ma formę ściśle zastępczą. Z tego powodu, jak to się stało np. w przypadku Fryderyka II Szwabskiego, wyższość duchowego Autorytetu Kościoła nad doczesnym Autorytetem Suwerenów pozwoliła Papieżowi zwolnić poddanych tego Królaz więzów posłuszeństwa, ponieważ nadużył swojej władzy.

 V. Sekularyzacja rozszerzona na każdą Władzę

W ślad za sekularyzacją władzy świeckiej, poszła sekularyzacja władzy religijnej, która wraz z Soborem Watykańskim II została znacząco odarta – i to nie tylko zewnętrznie – z sakralności na rzecz bluźnierczej (i rewolucyjnej) wizji, w której władza kościelna pochodzi z dołu, na mocy Chrztu, i jest delegowana przez „lud kapłański” na jego przedstawicieli, którym powierza się różne zadania „przewodniczenia”, podobnie jak w sektach kalwińskich.

Paradoks ten jest jeszcze bardziej widoczny, gdyż wprowadza do Kościoła – wypaczając w ten sposób jego naturę – „dynamikę tolerancji” pochodzącą ze społeczeństwa świeckiego, które nie uznaje praw prawdziwej religii. Kościół legitymizuje takie działanie, przyjmując je jako własne prawo. W konsekwencji, bardzo poważne odchylenia propagowane dziś przez Synod o synodalności, a realizowane w trybie demokratycznym i parlamentarnym, są niczym innym, jak wprowadzeniem w życie zasad ustanowionych przez Sobór, dla którego laickość – czyli zerwanie związku między władzą ziemską a jej nadprzyrodzonym pochodzeniem , powinna rozciągać się na każdą społeczność ludzką, wykluczając jednocześnie wszelkie pokusy „teokratyczne” jako przestarzałe i niestosowne.

W konsekwencji, nie uchował się już żaden autorytet, który byłby poza zasięgiem tego procesu; od ojca rodziny do nauczyciela, od sędziego do urzędnika państwowego. Obowiązek posłuszeństwa tych, którzy podlegali władzy i tych, którzy ją sprawowali, aby zarządzali z mądrością i roztropnością, przypominał o boskim ojcostwie Boga. Jako taki, obowiązek ten musiał zostać zdelegitymizowany, ponieważ bunt został skierowany przede wszystkim przeciwko autorytetowi Boga Ojca. Rewolucja „sześćdziesiątego ósmego” była tylko odnogą tej rewolucji, w której wszystko, co liberalizmowi udało się zachować dla celów praktycznych lub wygody, aby zagwarantować sobie minimum porządku społecznego, zostało ostatecznie zburzone, prowadząc państwa zachodnie do anarchii.

 VI. Wywrotowe działanie tajnych stowarzyszeń

Haniebna sekta, świadoma siły sojuszu między Tronem a Ołtarzem, spiskowała w cieniu, aby korumpować władców i przyciągnąć szlachtę w swoje szeregi, począwszy już od dynastii Kapetyngów. Już w księstwach niemieckich wraz z herezją protestancką, a następnie w Anglii Henryka VIII wraz ze schizmą anglikańską, pojawiły aktywne, gnostyckie konwentykle „wtajemniczonych”, które sprzeciwiały się papiestwu i lojalnym wobec niego prawowitym władcom.

Jest jednak pewne i udokumentowane, że to rewolucja stanowiła podstawowe narzędzie, za pomocą którego tajne stowarzyszenia uderzyły w państwa katolickie, aby wyrwać je z Wiary i zniewolić dla swoich własnych celów ideologicznych i ekonomicznych, a gdziekolwiek działała masoneria, zawsze tam uciekała się do tych samych narzędzi i tej samej propagandy, celem sekularyzacji instytucji publicznych, anulowania religii państwowej, zniesienia przywilejów kościelnych i nauczania katolickiego, legalizacji rozwodów, dekryminalizacji cudzołóstwa, a także rozpowszechnienia pornografii i innych form niemoralności. Zadaniem podstawowym było zniszczenie świata chrześcijańskiego w każdym aspekcie codziennego życia i zastąpienia go bezbożnym, bezreligijnym społeczeństwem, zajmującycm się zaspokajaniem najbardziej prymitywnych przyjemności, szydzącym z cnoty, uczciwości i prawości. Oto „osiągnięcia” ideologii liberalnej, która najbardziej odrażający antyklerykalizm nazywa „postępem” i „wolnością”.

Niezliczone potępienia tajnych sekt przez Magisterium były obszernie uzasadniane zagrożeniem dla pokoju między narodami i wiecznym zbawieniem dusz. Dopóki Kościół miał sojusznika we władzy świeckiej, działanie masonerii postępowało powoli i było zmuszone do ukrywania swoich zbrodniczych zamiarów.

Dopiero zepsucie władzy kościelnej, spowodowane cierpliwą infiltracją i zrealizowane pod koniec XIX wieku dzięki modernizmowi, sprawiło, że masoneria mogła liczyć na współudział zbuntowanych cudzołożników w sutannach, sprowadzonych na manowce intelektu i woli, których w ten sposób łatwo było zniewolić i zaszantażować. Ich pięcie się w górę w szeregach Kościoła, powstrzymane przez chwilę przez dalekowzroczną czujność Św. Piusa X, zostało po cichu ponowione w ostatnich latach pontyfikatu zniedołężniałego Piusa XII, a nabrało rozpędu za czasów Jana XXIII, który sam prawdopodobnie był członkiem kościelnej Loży. Jest to kolejny przykład tego, jak zepsucie jednostek odgrywa zasadniczą rolę w rozpadzie instytucji, do której należą.

VII. Rewolucja polityczna, społeczna i gospodarcza

Rewolucja rozpoczęta we Francji w 1789 roku miała pewne stałe metody działania. Najpierw korupcja arystokracji i duchowieństwa; potem działanie tajnych stowarzyszeń, które wszystko infiltrowały; następnie propaganda medialna skierowana przeciwko monarchii i Kościołowi, a jednocześnie organizowanie i finansowanie ulicznych zamieszek i protestów w celu podburzania ludu, który był zubożały i obciążony podatkami z powodu spekulacji międzynarodowej finansjery i niewystarczającej reakcji państwa na przekształcenia europejskiego systemu gospodarczego.

Również w tym przypadku, główną siłą sprawczą, która pozwoliła, by wywrotowa teoria masonerii przełożyła się na prawdziwą rewolucję, stanowiła klasa, która była najbardziej zainteresowana zawłaszczeniem majątku szlachty i Kościoła, nie tylko po to, by wyprzedać bezcenne nieruchomości, wyposażenie i dzieła sztuki, ale także po to, by radykalnie przekształcić tradycyjną tkankę społeczno-gospodarczą, poczynając od eksploatacji wielkich majątków ziemskich, które do tej pory uprawiane były zgodnie z naturalnym rytmem przyrody i z wykorzystaniem archaicznej techniki.

W konsekwencji, po Rewolucji Francuskiej mieliśmy Pierwszą Rewolucję Przemysłową, która wraz z wynalezieniem maszyny parowej i mechanizacją produkcji wymusiła masowe migracje robotników i chłopów ze wsi do metropolii, aby przekształcić ich w tanią siłę roboczą, po uprzednim pozbawieniu ich środków do życia i doprowadzeniu do nędzy za pomocą nowych podatków i ceł.

Cały XIX wiek jest potwierdzeniem, że ideologiczna matryca Rewolucji opiera się na doktrynalnej herezji nierozerwalnie związanej z wyzyskiem ekonomicznym i dominacją finansową.

Druga rewolucja przemysłowa miała miejsce w okresie od Kongresu Paryskiego (1856) do Kongresu Berlińskiego (1878) i dotyczyła przede wszystkim Europy, Stanów Zjednoczonych i Japonii w zakresie narzucania nowych zdobyczy technologicznych, takich jak elektryczność i produkcja masowa.

Trzecia rewolucja przemysłowa rozpoczęła się w latach 50. i objęła Chiny i Indie, a dotyczyła głównie innowacji technologicznych, informatycznych i telematycznych (audio, grafika, video, dane), a następnie rozszerzyła się na nową gospodarkę, zieloną gospodarkę i kontrolę informacji. Miało to stworzyć kulturowy klimat neopozytywistycznej wiary w możliwości nauki i techniki w służbie materialnego dobrobytu ludzkości. Akcja manipulowania masami poprzez np. filmy science fiction, dawała szerokie pole do popisu tym, którzy propagowali nowy model społeczeństwa.

Wreszcie, w roku 2011, rozpoczęła się Czwarta Rewolucja Przemysłowa, która polega na coraz większym przenikaniu się świata fizycznego, cyfrowego i biologicznego. Jest ona połączeniem postępu w dziedzinie sztucznej inteligencji (AI), robotyki, Internetu Rzeczy (IoT), druku 3D, inżynierii genetycznej, komputerów kwantowych i innych technologii. Teoretykiem tego anty-utopijnego procesu jest owiany złą sławą, Klaus Schwab; założyciel i dyrektor wykonawczy Światowego Forum Ekonomicznego.

 VIII. Sekularyzacja władzy jako przesłanka totalitaryzmu

Sztuczne rozdzielanie harmonii i hierarchicznego uzupełniania się władzy duchownej i świeckiej było nieszczęsnym zabiegiem, który stwarzał przesłanki, często stosowane, do tyranii albo anarchii. Powód jest aż nazbyt oczywisty: Chrystus jest Królem zarówno Kościoła, jak i narodów i państw, ponieważ wszelka władza pochodzi od Boga (Rz 13,1). Zaprzeczanie temu, że rządzący mają obowiązek podporządkować się panowaniu Chrystusa, jest bardzo poważnym błędem, ponieważ przy braku prawa moralnego, państwo może narzucać swoją wolę niezależnie od woli Boga, a więc obalać Boski κόσμος (kosmos)- Civitas Dei, zastępując je samowolą i piekielnym χάος (chaosem) civitas diaboli.

Obecnie, państwa zachodnie są zakładnikami potentatów, którzy za swoje decyzje nie odpowiadają ani przed Bogiem, ani przed ludźmi, ponieważ nie mają upoważnienia ani z góry, ani z dołu. Przygotowany i przeprowadzony przez wywrotowe lobby Światowego Forum Ekonomicznego, zamach stanu, skutecznie pozbawił rządy ich niezależności za pomocą zewnętrznych nacisków i ograbił państwa z ich suwerenności.

Jednak ten proces rozkładu został zdemaskowany z powodu arogancji, z jaką satrapia Nowego Porządku Świata ujawniła swoje plany, wierząc, że są już bliscy ostatecznego zwycięstwa. Arogancja tych ludzi poszła tak daleko, że nawet intelektualiści, których z pewnością nie można posądzić o konserwatyzm, zaczynają dostrzegać niedopuszczalną ingerencję Klausa Schwaba i jego sługusów w funkcjonowanie państw. Kilka dni temu prof. Franco Cardini oświadczył: „Siły, które zarządzają gospodarką i finansami, wybierają teraz, korumpują i wyznaczają klasę polityczną, która w ten sposób staje się komitetem zarządzającym światem”.

Dobrze wiemy, że za tym „komitetem” kryją się cele związane ze ślepym zyskiem, ze szkodą dla gospodarek państw, ale także niepokojące projekty szczegółowej kontroli populacji, przymusowej depopulacji i rozprzestrzeniania przewlekłych chorób w celu całkowitej prywatyzacji usług publicznych. Mentalność, która przyświeca temu Wielkiemu Resetowi jest tą samą, która ożywiała burżuazję i lichwiarzy minionych wieków, zaiteresowanych eksploatacją wielkich majątków, których szlachta i duchowieństwo nie uważały za źródło zysku.

Czuję do niego nienawiść już za to
Że chrześcijanin, ale jeszcze bardziej
Za to, że w swojej prostackiej głupocie
Daje pożyczki gratis i w Wenecji
Obniża przez to stopę procentową

(W. Szekspir, Kupiec Wenecki. Tłum. Stanisław Barańczak)

Dla tych ludzi, człowieczeństwo jest irytującą przeszkodą, którą trzeba zracjonalizować i zinstrumentalizować w dążeniu do realizacji ich zbrodniczych celów, a moralność chrześcijańska jest obrzydliwą przeszkodą w ustanowieniu rządu, który będzie w rękach finansjery. Jeśli tak się dzisiaj dzieje, to przyczyną jest brak transcendentnego odniesienia moralnego, które położyłoby kres ich majaczeniom, oraz władzy, która wymykałyby się temu nikczemnemu zniewoleniu. Widzimy teraz, że obecna sytuacja jest w istocie kryzysem władzy, a zrozumienie globalnego zamachu stanu przeprowadzanego przez lichwiarską elitę, wykracza poza możliwości zrozumienia przez zwykłych ludzi.

IX. Narodzenie Chrystusa

Wcielenie Drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej w dziewiczym łonie Najświętszej Maryi Panny, stanowiło przełom w Wieczności, wkroczenie w czas i przestrzeń. W osobie naszego Pana, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka, władza Boga została dodana do władzy potomka królewskiego plemienia Dawida, a odkupienie rodzaju ludzkiego przez Ofiarę Krzyża przywróciło w ekonomii Łaski, Boski porządek, naruszony przez grzech pierworodny zainspirowany przez Węża.

Dzieciątko – Król, leżące w żłobie, ukazuje się pasterzom i Magom, którzy Je Adorują, jest owinięte w pieluszki, jak to było przywilejem władców: et hoc vobis signum (Łk 2, 12) A ten wam znak: znajdziecie niemówiątko uwinione w pieluszki i położone we żłobie.. Porusza gwiazdy i jest czczony przez Aniołów, ale wybiera szopkę jako swój tron, ubogą chatę betlejemską jako swój ziemski pałac, tak jak na Golgocie – a także w wizji Apokalipsy – to Krzyż jest tronem chwały. Nasz Pan odbiera hołd mędrców ze Wschodu, uznając swoje tytuły Króla, Kapłana i Proroka; ale zaraz musi uciekać przed tym, który widzi w Nim zagrożenie dla swojej władzy.

Głupi i okrutny jest Herod, który nie rozumie, że Królestwo Jego nie z tego świata. Głupi i okrutni są dzisiejsi mocarze, którzy w masakrze milionów niewinnych – masakrze dokonanej na ich ciałach i duszach – chcą utrwalić swoją tyranię śmierci i którzy niewoląc całe narody, po raz kolejny odnawiają swój bunt przeciwko Królowi królów i Panu panów, który odkupił te dusze swoją Krwią.

Ale to właśnie w pokornym potwierdzeniu swego panowania, Dzieciątko z Betlejem objawia Boskość Syna Bożego w hipostatycznej unii Człowiek-Bóg. Boskość, która łączy wszechmoc Pantokratora z kruchością niemowlęcia, potężny Sąd Najwyższego Sędziego z płaczem noworodka, niezmienną wieczność Słowa Bożego z milczeniem niemowlęcia, blask chwały Boskiego Majestatu z nędzą stajenki w zimną, palestyńską noc.

W tej pozornej sprzeczności, która w cudowny sposób łączy Boskość z człowieczeństwem, moc ze słabością, bogactwo z ubóstwem, znajdujemy również lekcję, którą my wszyscy, a zwłaszcza ci, którzy są ustanowieni we władzy, musimy wyciągnąć dla naszego życia duchowego i dla naszego przetrwania.

Zarówno suweren, książę, papież, biskup, sędzia, nauczyciel, lekarz i ojciec, mają władzę, która czerpie ze sfery Wieczności, z Boskiego Królowania Syna Bożego, ponieważ wykonując swoją władzę działają w imieniu Tego, który ją legitymizuje, dopóki pozostaje ona wierna temu, do czego została ustanowiona. Kto was słucha, Mnie słucha. A kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał (Łk 10,16). Z tego powodu, posłuszeństwo władzy świeckiej i kościelnej oznacza posłuszeństwo Bogu, w porządku hierarchicznym, który On zadekretował. Z tego powodu równie konieczne jest nieposłuszeństwo wobec tych, którzy nadużywają swojej władzy, właśnie po to, aby zachować ten porządek, którego centrum jest Bóg, a nie ziemska władza, która jest tylko Jego zastępcą.

Innymi słowy, oddajemy należny hołd i posłuszeństwo tym, którym się one należą o tyle, o ile oni sami są posłuszni Bogu. Dziś jednak hołd i posłuszeństwo oddawane są tym, którzy nie odczuwają potrzeby należnego im podporządkowania się Chrystusowi Królowi i Najwyższemu Kapłanowi, ale raczej są Jego wrogami. Mało tego, ich rzekoma suwerenność wynikająca z mandatu nadanego przez naród w wyniku mrzonki demokracji, okazała się kolosalnym oszustwem wobec właśnie tego narodu, który nie ma się już do kogo odwołać, by chronić swoje prawa. Z drugiej strony, jakich „praw” mogliby się domagać ci, którzy przez lata uzurpowali sobie Prawa Boskie? Nie dziwmy się więc, że władza zamienia się w tyranię, kiedy sami akceptujemy przekonanie, że nie ma ona już żadnego związku z transcendencją, która jest jedyną gwarancją sprawiedliwości dla ubogich, wygnańców, wdów sierot?

X. Instaurare omnia in Christo (Wszystko odnowić w Chrystusie)

Pozorny triumf nikczemników – od kryminalistów ze Światowego Forum Ekonomicznego po heretyków z „drogi synodalnej” – konfrontuje nas z twardą rzeczywistością Zła, które jest skazane na ostateczną klęskę, ale też dopuszczonego przez Opatrzność jako narzędzie kary dla krnąbrnej ludzkości. Trzeba zrozumieć, że epidemie, nędza wywołana zaplanowanymi kryzysami, bezwzględne wojny wywołane interesami ekonomicznymi, zepsucie obyczajów, masakra niewinnych uznana za „prawo człowieka”, rozpad rodziny, ruina autorytetów, rozpad cywilizacji, barbaryzacja kultury i sztuki, unicestwienie każdego impulsu ku cnocie i Dobru – to wszystko są tylko konsekwencje zdrady dokonywanej stopniowo, ale zawsze w tym samym kierunku. Są one tylko wstępem do najgorszego, co ma dopiero nadejść czyli pogardy dla Boga, niegodziwego wyzwania non serviam wobec Boskiego Majestatu, które rośnie bezwzględnie i wściekle, proporcjonalnie do wzrostu satanistycznego domniemania o możliwości wygrania bitwy z Panem Bogiem.

Odnowienie wszystkiego w Chrystusie (Ef 1:10), oznacza odbudowanie porządku naruszonego przez grzech, zarówno w porządku naturalnym, jak i nadprzyrodzonym, zarówno w sferze prywatnej, jak i publicznej, przywracając królewską koronę Królowi królów, Któremu w delirycznej ὕβρις (pysze) odebrała ją rewolucja; a jeszcze wcześniej przywracając potrójną koronę Papieżowi, odebraną przez ideologię SW II i apostazję obecnego „pontyfikatu”.

Papieże i królowie, hierarchowie i przywódcy państw, wierni Kościoła i obywatele państw – wszyscy muszą, poruszeni Łaską powrócić w palingenezie [proces ciągłego odradzania się świata lub istot żywych] do Chrystusa, do Chrystusa Króla i Najwyższego Kapłana, do jedynej Pomsty pogwałconych praw Jego ludu, do jedynego Obrońcy słabych i uciśnionych, do jedynego Pogromcy śmierci i grzechu. W tej powrotnej drodze do Chrystusa, będzie nas prowadzić pokora, abyśmy umieli cofnąć się z łatwej drogi do zguby, którą podjęliśmy, porzucając drogę na Kalwarię, wytyczoną nam przez Pana. Jest to droga, którą On przeszedł jako pierwszy i na której towarzyszy nam poprzez łaskę sakramentów, droga, która prowadzi do Krzyża, jako jedynej przesłanki chwały zmartwychwstania.

Kto wierzy, że idąc dalej obecną drogą można coś zmienić; że można ograniczyć ideologię śmierci i grzechu Nowego Porządku Świata; że można zapobiec szerzeniu przez niegodziwców okropności pedofilii, perwersji, unieważnienia płci, zabijania dzieci, słabych i starszych, ten się łudzi. Jeśli świat stał się piekłem dzięki Rewolucji, to powrót może nastąpić tylko dzięki kontr-rewolucji. Jeśli Hierarchia stała się zbiorem heretyków, ludzi skorumpowanych i cudzołożników, dzięki SW II i reformowanej liturgii, to aby stać się obrazem niebiańskiej Jerozolimy, musi powrócić do tego, co robili Apostołowie, Ojcowie i Doktorzy, Święci, Papieże i Biskupi w czasach przed Soborem. Podążanie drogą zguby prowadzi do zguby. Różnica polega jedynie na szybkości tego wyścigu ku przepaści.

Im szybciej każdy z nas będzie w stanie wzmocnić swoją przynależność do Chrystusa, tym szybciej całe społeczeństwo zacznie wracać do swojego Pana. Ta bezwarunkowa przynależność do Boga, który wcielił się, aby nas odkupić, musi rozpocząć się od pokornej Adoracji Dzieciątka-Króla, u stóp żłóbka, razem z pasterzami i Magami.

Oby nadeszła dla nas wszystkich ta błogosławiona chwila, w której – dotknięci Łaską i poruszeni zbawienną wizją piekła na ziemi, które się szykuje – rozpoznamy Króla. Rozpoznając Go, możemy stoczyć pod Jego świętymi insygniami wraz z potężną Pogromczynią Szatana – Niepokalaną – apokaliptyczną walkę z Nieprzyjacielem ludzkości. To Niewiasta, Dziewica, Matka – zmiażdży głowę odwiecznego Węża, a wraz z nią głowy jego przeklętych wyznawców.

Oby tak się stało.

+ Carlo Maria Viganó, Arcybiskup

17 grudnia, 2022

Sabbato Quattuor Temporum Adventus
Sobota Suchych Dni Adwentu

 Tłum. Sławomir Soja

 1. Pierwszy artykuł francuskiej konstytucji mówi wyraźnie, że republika będzie „niepodzielna, laicka, demokratyczna i społeczna”.

Źródło: The Remnant (December 16, 2022) – „NON SERVIAM: A History of Revolutions from Herod to Davos”

 – – – – * – – – –

Szanowni Czytelnicy,

Przesyłam ostatni tekst Arcybiskupa Viganó, opublikowany na stronach Lifesitenews oraz The Remnant zaledwie 2 dni temu. Jest to tekst trudny, szczególnie w tłumaczeniu, jak większość tekstów Ekscelencji. No ale są to kwestie techniczne, mało interesujące czytelnika.

Bardzo mnie zaskoczyło, że bardzo szybko pojawiły sie tłumaczenia. W zasadzie jedno tłumaczenie, bo drugie, to w zasadzie komentarz opublikowany na stronie PCH24, podpisany przez anonima Wma, a który z tekstem Arcybiskupa ma tyle wspólnego, że komentuje kilka dygresji, a zupełnie pomija sedno tego tekstu. Napisałem pomija, ale powinienem napisać i napiszę, że komentator łże jak bura suka, ponieważ przemilczenie to również łgarstwo. Wiem, że są wśród nas tacy, którzy przypisują PCH 24 jakieś pożyteczne intencje, są też ludzie, którzy hojnie wspierają „dzieła” PCH24.

Zastanówmy się nad prawdomównością i dziennikarską rzetelnością tych ludzi, porównując notatkę zamieszczoną na stronie PCH24 z tekstem Księdza Arcybiskupa.

Z Panem Bogiem

Sławomir Soja

Lex credendi – i wyrażająca go lex orandi – nie może być podatne na zafałszowania podyktowane najnowszymi modami. + Carlo Maria Viganó

Lex credendi – i wyrażająca go lex orandi – nie może być podatne na zafałszowania podyktowane najnowszymi modami. + Carlo Maria Viganó, Arcybiskup

https://remnantnewspaper.com/web/index.php/articles/item/6252-vigano-s-open-letter-to-the-bishop-of-novara-for-suspending-the-traditional-mass

Najczcigodniejszy Ekscelencjo,

Wasza niedawna decyzja o zawieszeniu celebracji Liturgii trydenckiej w kościele w Vocogno i w kaplicy San Biagio w Dolinie Ossola (Piemont, Włochy) wywołała wielkie rozgoryczenie u tysięcy wiernych i u kapłanów przywiązanych do Rytu Tradycyjnego. Po latach stosowania Motu Proprio Summorum Pontificum, chłód z jakim wykonaliście zalecenie Traditionis Custodes wzbudził głębokie oburzenie, pomimo tego, że Kodeks Prawa Kanonicznego daje Ordynariuszom możliwość odstąpienia od tego.

Rozumiem, że Wasza rola jako biskupa i Następcy Apostołów jest wystawiona na próbę pod  presją oczywistego autorytaryzmu stosowanego przez Rzym. Rozumiem również, że mając do wyboru posłuszeństwo wobec dyktatu Rzymu i ochronę świętych praw wiernych, najbardziej ludzkim wyborem jest ten, który w innych czasach doprowadził Don Abbondio do współudziału w bezprawiu Don Rodrigo i Innominato.

(Arcybiskup odnosi się tutaj do włoskiej powieści historycznej Narzeczeni- dop. tłumacza. Więcej  https://pl.wikipedia.org/wiki/Narzeczeni ]

Ta Msza nie może się odbyć, bo tego chcą możni tego świata.
“Kościół miłosierdzia” stosuje swoją władzę za pomocą  przymusu, który zawodzi, gdy powinien być użyty do uzdrowienia sytuacji o wiele poważniejszych czyli odchyleń teologicznych, aberracji moralnych, świętokradztw i nierządu w liturgii. Obrazu hierarchii doskonale dopełnia to stare porzekadło; silni wobec słabych, słabi wobec silnych. Jest to dokładne przeciwieństwo tego, co przyrzekaliście robić jako biskup.
Wielokrotne apele o parezję (https://pl.wikipedia.org/wiki/Parezja) i synodalność są codziennie dezawuowane przez autorytarne decyzje, motywowane klerykalizmem,  tak często  potępianym w słowach. Jakąż to okropną zbrodnię popełnili wierni z Vocogno i San Biagio, aby zasłużyć na pozbawienie ich tradycyjnej Mszy, która została uznana przez Benedykta XVI za “nigdy nie zniesioną”, ale dziś jest anulowana jako przyczyna podziałów, ponieważ jest sprzeczna z eklezjologią SW II? Gdzie podziała się słynna hermeneutyka ciągłości? Gdzie jest troska o lud Boży i wsłuchiwanie się, o których tak wielu biskupów mówi na synodzie o synodalności?
W Credo Nicejsko-Konstantynopolitańskim wyznajemy, że Kościół jest jeden, święty, katolicki i apostolski. Jest jeden nie tylko terytorialnie, ale także na przestrzeni czasu i wydarzeń. Wierny katolik jest w komunii nie tylko z Kościołem swoich czasów, ale koniecznie musi być w komunii z Kościołem wszystkich czasów: z Kościołem katakumb, Konstantyna, Świętego Bernarda, Świętego Piusa V i Błogosławionego Piusa IX. 

Lex credendi – i wyrażająca go lex orandi – nie może być podatne na zafałszowania podyktowane najnowszymi modami lub okolicznościami. Jeśli jednak lex orandi zrodzone w modernistycznym umyśle Annibale Bugniniego jest uznawane za jedyny liturgiczny wyraz “Kościoła soborowego”, oznacza to, że wyrażana przez nie doktryna jest inna – jest przeciwna – nauce naszego Pana przekazanej Apostołom, przekazywanej przez wieki i wiernie strzeżonej przez Kościół katolicki.

Jeśli to zerwanie z Tradycją jest uznane i przyznane przez samego projektodawcę Traditionis Custodes, to stawia to “kościół soborowy” poza Tradycją katolicką, eliminując tym samym wszelką prawowitą władzę do promulgowania praw sprzecznych z celami, dla których Pan tę władzę  ustanowił.
Nie wiem, czy Wasza Ekscelencja podziela tę wizję i czy uważa Świętą Mszę trydencką za nie do pogodzenia i obcą dla “kościoła synodalnego”. Wydaje mi się, że Wasza decyzja, poza tym, że jest wyrazem władzy biskupiej, która została oderwana od obowiązku strzeżenia depositum fidei, pokazuje niepokojące oddalenie od Ciała Kościelnego, jest ofiarą zmienności i idiosynkrazji Hierarchii, która realizuje swój własny program ideologiczny bez najmniejszej nawet troski o konsekwencje, jakie może on wywołać.
 W rezultacie otrzymujemy bardzo niepochlebny obraz Pasterzy, w których rerum novarum cupiditas [chciwość nowości] bezkarnie depcze niezmienne Magisterium Kościoła, słuszne prawa kapłanów i duchowe potrzeby wiernych; którzy, jak Wiecie, nie proszą swego biskupa o nic innego, jak tylko o pozwolenie na swobodne korzystanie z obrządku, który od wieków jest modlitewnym głosem Kościoła i którego sześćdziesiąt lat porażek i aberracji nie może uczynić nielegalnym tylko dlatego, że wydobywa na jaw oszustwa i fałszerstwa.
Zastanawiam się, jaką naukę wyciągną wierni diecezji Novara – a także miliony tradycyjnych wiernych na całym świecie – z tego autorytarnego użycia władzy przeciwko celom, z których czerpie ona swoją legitymizację. Niezależnie od tego, czy podporządkują się rozkazowi, który uznają za niesprawiedliwy, czy też sprzeciwią się mu w imię posłuszeństwa Bogu, a nie ludziom, autorytet pasterzy będzie całkowicie zdyskredytowany, ponieważ to, czego wczoraj Kościół nauczał i co zalecał, dziś jest pogardzane i zakazane przez osoby sprawujące funkcje kierownicze w Kościele, a to, co wcześniej było uważane za sprzeczne z nauczaniem Chrystusa, teraz jest wskazywane jako wzór do naśladowania.
Jaki zarzut można by postawić księżom i wiernym przywiązanym do usus antiquior, którzy – prawie wszyscy bez przekonania i jedynie z konformizmu – pogodziliby się z narzuceniem Novus Ordo? To, że pragną adoracji Boga? Poprawności i stosowności w celebracji? Niezrównanego bogactwa tradycyjnych tekstów liturgicznych w porównaniu z celową pustką obrządku zreformowanego? Tęsknoty za tym, by zobaczyć chwałę dworu niebieskiego antycypowaną tu na ziemi? Pobożnej kontemplacji Męki Chrystusa w miejsce hałaśliwej braterskiej agape, w której Pan jest tylko alibi dla celebrowania samych siebie? Co jest tak nieznośnego, tak godnego pożałowania w chęci modlenia się świętymi słowami przekazywanymi nam przez dwa tysiące lat Wiary?
Wierni i kapłani z Vocogno, podobnie jak wszyscy katolicy rozproszeni po diecezjach na całym świecie, znajdą sposób na ucieczkę od tych dyktatów, podobnie jak to miało miejsce w czasach herezji ariańskiej, w czasie Pseudo-Reformacji czy w czasie schizmy anglikańskiej. Ich cierpienie z powodu pozbawienia niezbywalnego prawa jest testem wierności, który czyni ich miłymi Bogu, podobnie jak to, co robili  duchowni w czasach Terroru we Francji. Nie wierzcie jednak, że przekonacie ich do nowego obrządku, albo że nagniecie ich determinację pozostania wiernymi religii ojców. Co najwyżej będziecie mogli przeszkodzić im w korzystaniu z pociechy, jaką daje codzienna Msza Święta, lub z asystowania przy funkcjach liturgicznych w niedziele i święta, ale to wszystko nie będzie sprzyjać ani harmonii wśród wiernych, ani ich szacunkowi dla władzy kościelnej.
Czas pokaże, że mają rację, jak to zawsze miało miejsce w wydarzeniach, które przeciwstawiały katolicką ortodoksję wyznawaną przez prostych ludzi, heretyckim odchyleniom narzuconym przez błądzącą lub zniewoloną władzę. Sąd Boży również udowodni ich rację i będziesz musiał zdać przed nimi relację z własnej pracy jako biskup. Nie będzie Cię sądził Sanhedryn bergogliański, ani Komisja Duszpasterska, ani fałszywi przyjaciele, którzy wspierają Cię w tej już przegranej walce o utrzymanie w ryzach skompromitowanej narracji soborowej.
Uważam zatem, że zbawienna refleksja nad Rzeczami Ostatecznymi i Waszym wiecznym przeznaczeniem jest jak najbardziej wskazana, także biorąc pod uwagę Wasz wiek i nieuchronność spotkania ze Sędzią Sprawiedliwym. Jeśli wierzycie, że działaliście i działacie zgodnie z wolą Bożą, nie macie się czego obawiać: możecie nadal uważać wiernych i kapłanów z Val d’Ossola za buntowników, możecie zakazać odprawiania tradycyjnych Mszy i zademonstrować całą swoją bezwarunkową uległość wobec obecnie panującej władzy.

Pamiętajcie jednak, że możni tego świata przemijają, a ci, którzy ich popierają i podążają za nimi, skazani są na zapomnienie lub bezwzględne potępienie.
Z nadzieją, że świadomość czasu, jaki pozostał Ci do zasłużenia na wieczną chwałę, pobudzi Cię do cofnięcia się i dokonania aktu prawdziwego Miłosierdzia wobec wiernych powierzonych Twojej opiece, zapewniam Waszą Ekscelencję, że będę o Was pamiętał w Świętej Ofierze Mszy Świętej (oczywiście Św. Piusa V), błagając Parakleta, aby oświecił swoim darem Rady Twoją Najczcigodniejszą Ekscelencję, której pozostaję,

Najbardziej oddany w Chrystusie
+ Carlo Maria Viganó, Arcybiskup

tłum. Sławomir Soja
PS. 
Ten list otwarty skierowany jest również do braci biskupów i biskupa ordynariusza Brambilli oraz do wszystkich biskupów, którzy znajdują się pod presją Kurii Rzymskiej, aby systematycznie niweczyć dobroczynne skutki Motu Proprio Summorum Pontificum.

Abp. Viganò: Christ would not recognize His Church in ‘the sect’ that’s eclipsing the See of Peter.

Abp. Viganò: Christ would not recognize His Church in ‘the sect’ that’s eclipsing the See of Peter


https://www.lifesitenews.com/opinion/archbishop-vigano-francis-church-no-longer-church/

‘This rupture, this violent tear, was consummated on the spiritual level at the moment in which the authority of the prelates was secularized, just like what happened in the civil sphere.’

Archbishop Carlo Maria Viganò


Editor’s note: Below is an exchange of letters between a cloistered nun and Archbishop Carlo Maria Viganò. The first part of the piece is the nun’s letter to His Excellency, the second part is His Excellency’s reply. 

(LifeSiteNews)

=========================

— Most Reverend Excellency,

I am writing to you on the occasion of the coming Feast of Christ the King, and I permit myself to share with you a certain fundamental question:

Is there still any meaning in celebrating and invoking the grace that this liturgical feast so longed for when it was instituted?

If the King of kings and Lord of lords (cf. 1 Tim 6:15; Apoc. 19:16) were to return today in His glory, would He still recognize His Spouse, the Church?

By asking these questions, I will seem irreverent and lacking faith in the promise, “the gates of hell shall not prevail” (Mt 16:19), that resonates as a hope to cling to for those few survivors of the wind of mortal apostasy that has invaded the Church. Well, the provocative tone of these questions summarizes the feeling of confusion of the few remaining faithful, faithful in searching for some reference to the Magisterium, a valid Sacrament, and coherence of life among the shepherds. I turn to you as to a “Voice in the desert” that so many times has illuminated so many lost and disheartened souls.

I wanted to share with you this little story that happened to me:

A few days ago, a lady who brought some donations to the convent said to me: ‘You know, I don’t follow these things very much, but it seems to me that the direction the Church has taken lately is not so good…!’ From the way she spoke, the tone of her voice, I perceived that she was embarrassed for expressing herself in this way to someone whom she believed represented that ‘Church’ that she had just questioned. I could make a great speech to her: my answer was a simple appeal about the need to intensify our personal prayer, leaving the lady in her ignorance and allowing me to ‘identify’ with that ‘church’ that I do not really feel I represent… The sensation was one of great impotence, in the impossibility of being able to give exhaustive and truthful answers. A few minutes earlier I had read the exhortation of Pope Pius XI when, one hundred years ago in his Encyclical Ubi Arcano Dei he had exhorted Catholics about their duty to hasten the return of the social kingship of Christ. A sort of ‘moral duty,’ of a personal and collective commitment.

Is this commitment still valid? And how should we put it into practice if the “Church” is no longer the “Church”?

The letter Ubi Arcano Dei was the beginning of the institution of the Feast of the Kingship of Christ, which took place in 1925 precisely in order to avoid the mess that we have experienced in the recent years. In that encyclical, the Kingship of Christ was understood as the remedy to secularism and to all of those errors that – at a distance of one hundred years – have been generously welcomed by many prelates, bishops, cardinals, and even he who presents himself as the representative of Christ and who under this insignia has promoted the ruinous acceleration of the flock “deceptively” entrusted to him.

Francis is considered to be the pope, albeit an apostate, but is he the pope? Was he ever the pope?

When Pilate asked Jesus what truth was, despite having Truth Himself right in front of him, the gaze of Christ, the Judge of the world, penetrated the mediocrity of the weak man who stood before him. Pilate trembled for a moment, but the glamor of his personal pride prevailed. Christ the King returns today in the same form and looks the bishops and cardinals in the eye, those who do not recognize the Crown of Thorns that He has worn in their place, assuming the price of their betrayal, their pride, and their unworthy blindness.

I recall having read in the Diary of Saint Faustina Kowalska – the saint of Mercy – that one day Jesus appeared to her completely scourged, covered in blood and crowned with thorns: he looked her in the eyes and said to her “The bride must resemble Her Bridegroom.” The saint understood what was meant by that call to “nuptiality,” to sharing everything. Probably this is the form of recognition of the Kingship of Christ that our historical moment is demanding personally of every true Catholic.

Yes, it seems to me that this is the vocation of the “true Church” in our time: of that little flock which, meeting the gaze of Christ the King mistreated and disfigured by blasphemy and perversion, still has the courage to give a response of love, fidelity, and consistency of conscience that is unable to deny Him, because otherwise it would deny Christ the King just as did Pilate, Herod, and all the leaders of the people.

I do not hide from you that with these lines I wanted to ask for one of your essays, which are full of Christian hope for the little remnant that is bewildered because it is without a Shepherd, without the representative of Christ who ought to guard and defend the Church entrusted to him.

I have asked you some questions that many are asking with such sorrow in their hearts, and I am certain that the Holy Spirit will give you the answers that will rekindle expectation for the return of the triumph of the Kingdom of Christ in society, in every heart, and over the entire face of the earth!

“Pacificus vocabitur, et thronus eius erit firmissimus in perpetuum!” 

– A cloistered nun

======================

Archbishop Viganò’s reply

Reverend and dearest Sister,

I read the letter you sent me with keen interest and edification. Permit me to respond to as well as I can.

Your first question is as direct as it is disarming: “If the King of Kings and Lord of Lords were to return today in His glory, would he still recognize His Bride, the Church?” Of course He would recognize Her!

But not in the sect that eclipses the See of Peter, rather in the many good souls, especially in the priests, men and women religious, and in many simple faithful souls, who, even if they do not have horns of light on their brow as Moses did (Ex 34:29), are still recognizable as living members of the Church of Christ.

He would not find Her at Saint Peter’s, where worship has been offered to an unclean idol; nor at Santa Marta, where the artificial poverty and inflated humility of the Tenant are a monument to his immense ego; nor at the Synod on Synodality, where the fiction of democracy serves to complete the dismantling of the divine edifice of the Catholic Church and to impose scandalous ways of life; not in the dioceses and parishes in which the conciliar ideology has replaced the Catholic Faith and cancelled Tradition. The Lord, as Head of the Church, recognizes the pulsating and living members of His Mystical Body and those who are dead and rotting, having been snatched from Christ by heresy, lust, and pride, and who are now subject to Satan. So yes: the King of kings would recognize the pusillus grex, even if he had to look for it gathered around an altar in an attic, a cellar, or the middle of the woods.

You mention that the promise of the Non prævalebunt may resound “as a hope to cling to,” and that “the provocative tone of these questions summarizes the feeling of confusion of the few remaining faithful, faithful in searching for some reference to the Magisterium, a valid Sacrament, and coherence of life among the shepherds.”

Our Lord’s promise to St. Peter is provocative, in a certain sense, because it starts from two assumptions: the first is that the gates of hell will not prevail, which tells us nothing about the level of persecution that the Church will have to endure. The second, a logical consequence of the first, is that the Church will be persecuted but not defeated. For both, we are asked to make an act of Faith in the word of the Savior and in His omnipotence, along with an act of humble realism, acknowledging our weakness and the fact that we deserve the worst punishments, both among the “modernists” and also among the “traditionalists.”

You ask me how to put into practice the appeal of Pius XI for the restoration of the social Kingship of Christ, “if the ‘Church’ is no longer the ‘Church.’” Certainly, the visible church, to which the world gives the name of Catholic Church and of which it considers Bergoglio as Pope, is no longer Church, at least with regard to those cardinals, bishops, and priests who convincedly profess another doctrine and declare themselves to be adherents of the “conciliar church” in antithesis to the “preconciliar church.” But are you and I, and the many priests, religious and faithful, part of that church or of the Church of Christ? To what extent can we superimpose the Bergoglian church and the Catholic Church, accepting that they are superimposable in some aspect? The problem is that the conciliar revolution has torn the bond of identity between the Church of Christ and the Catholic hierarchy.

Before Vatican II it was unthinkable that a pope could have openly contradicted his predecessors in doctrinal or moral questions, because the hierarchy was very clear about its role and its moral responsibility in administering the power of the Holy Keys and the authority of the Vicar of Christ and the shepherds. The Council, beginning right with the anomalous definition it gave of itself and with the rupture with the past present in the elimination of the canons and anathemas, showed how it is possible, for anyone who does not have moral sense, to hold a sacred role in the Church even though unworthy in the three aspects that you have duly enumerated: “Magisterium, valid Sacrament, and coherence of the life of the Shepherds.” These shepherds, deviants in doctrine, morality, and liturgy, do not feel bound to the fact that they are vicars of Christ, and of thus being able to govern the Church only if their authority is exercised coherently with the purposes that legitimize it. This is why they abuse their own power, usurp an authority whose divine origin they deny, and humiliate the sacred institution which in some way guarantees the authority of those Shepherds.

This rupture, this violent tear, was consummated on the spiritual level at the moment in which the authority of the prelates was secularized, just like what happened in the civil sphere. Wherever authority ceases to be sacred, sanctioned from above, exercised in the place of He who combines in himself the spiritual authority of Supreme Pontiff and the temporal authority of King and Lord, it is there corrupted into tyranny, sold with corruption, and commits suicide in anarchy. You write: “Christ the King returns today in the same form and looks the bishops and cardinals in the eye, those who do not recognize the Crown of Thorns that He has worn in their place, assuming the price of their betrayal, their pride, and their unworthy blindness.”

In those same features, dear sister, we must recognize the Holy Church. And as we were scandalized in seeing her Head humiliated and mocked, scourged and bleeding, wearing the robe, holding a reed, and crowned with thorns, so we are scandalized now in seeing in an analogous way the entire Church Militant laying prostrate, wounded, covered with spit, insulted, and mocked. But if the Head wanted to embrace the Sacrifice by humiliating Himself even unto death, death on a Cross, for what reason would we presume to merit a better end, since we are His members, if we really wish to reign with Him? On which throne is the Lamb seated, if not on the royal throne of the Cross? Regnavit a ligno Deus: this was the triumph of Christ; this will be the triumph of the Church, His Mystical Body. You rightly comment: “The Bride must resemble Her Bridegroom.” And you continue: “Yes, it seems to me that this is the vocation of the ‘true Church’ in our time: of that little flock which, meeting the gaze of Christ the King mistreated and disfigured by blasphemy and perversion, still has the courage to give a response of love, fidelity, and consistency of conscience that is unable to deny Him, because otherwise it would deny Christ the King just as did Pilate, Herod, and all the leaders of the people.”

Your letter, dearest sister, is for all of us an opportunity to reflect on the mystery of the passio Ecclesiæ that is so near to what is happening in these terrible times. And I conclude by recalling the “provocation” of the Non prævalebunt: just as the Savior knew the shadow of the tomb, so we must know it will happen to the Church, and perhaps it is already happening. But He will not allow his Holy One to know corruption (Ps 16), and He will make Her rise just as He Himself rose from the dead. In this sense, the words “The Bride must resemble the Bridegroom” acquire their full significance, showing us how only by following the Divine Bridegroom up the steep slope to Golgotha will we be able to merit to follow Him in glory to the right hand of the Father.

I exhort you to draw spiritual profit from these thoughts, as I impart to you and your dear fellow sisters my fullest and fatherly blessing.

+ Carlo Maria Viganò, Archbishop

4 November 2022

S.cti Caroli Borromæi, Pont. Conf.

MOCNE !! – Medytacja Arcybiskupa Viganò w Święto Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny

Iuxta crucem tecum stare
Et me tibi sociare
in planctu desidero.

(Niechaj pod nim razem stoję, dziele Twoje krwawe znoje. Twą boleścią zmywam grzech)

W tym uroczystym dniu, w którym Kościół obchodzi święto Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny Bolesnej, w mojej medytacji rozważę siedem Boleści, które w świętej ikonografii są symbolizowane przez siedem mieczy przebijających Niepokalane Serce Matki Najświętszej. Chciałbym je kontemplować w odniesieniu do wydarzeń mających miejsce w Kościele, którego Matka Boża jest Matką i Królową. I nie tylko to: Ona jest wzorem dla  Kościoła, a wszystko, co mówimy o Matce Bożej, można w jakiś sposób odnieść także do Oblubienicy Baranka. Dotyczy to nie tylko triumfów i chwały Obojga, ale także ich smutków i udziału w odkupieńczej męce Chrystusa.

I. Matka Boża wysłuchuje proroctwa Symeona w świątyni

I błogosławił im Symeon, i rzekł do Maryjej, matki jego: Oto ten położon jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą,
i duszę twą własną przeniknie miecz, aby myśli z wiela serc były objawione.„( Łk 2, 34,35)

Są to słowa Symeona do Dziewicy, w których zawarta jest odkupieńcza męka Boskiego Zbawiciela i Współodkupienie Jego Najświętszej Matki. Ale słowa te odnoszą się także do Kościoła, który jest tu dla ruiny i zmartwychwstania wielu, a także znakiem sprzeciwu. Również Kościół uczestniczy w Mistycznym Ciele w tym „czego nie dostawa utrapieniam Chrystusowym” (Kol 1,24), w nowym Izraelu, lumen ad revelationem gentium (swiatło na oświecenie pogan), mieście postawionym na wzgórzu, nowej Jerozolimie.

Dlatego i my, synowie Kościoła, czujemy, że nasze dusze są przeszyte bólem, widząc Oblubienicę Baranka, tę, która ma być Domina gentium (Pani narodów), wstępującą na Kalwarię, odrzuconą jak Słowo Przedwieczne przez tych, którzy chodzą w ciemnościach „Na świecie był, a świat jest uczynion przezeń, a świat go nie poznał, Przyszedł do własności, a swoiż go nię przyjęli.” (J 1, 10,11).

A jeśli Matce Bożej oszczędzono znieważenia, z którego Nasz Pan nie chciał się wycofać, to Kościołowi jednak nie oszczędzono biczowania i poniżenia przez nowy Sanhedryn, podobnie jak Jego Głowie.

Quis est homo, qui non fleret,
Matrem Christi si videret
in tanto supplicio?

(I któż widząc tak cierpiącą łza nie zaćmi się gorąca, nie drgnie, taki czując nóż)

II. Ucieczka do Egiptu

W obliczu prześladowań Heroda, Dziewica i Święty Józef uciekają do Egiptu, aby uratować Dzieciątko Jezus. Porzucają wszystko, zostawiają swój dom i pracę, swoich krewnych i przyjaciół, wszystko aby chronić Pana i ukryć Go przed morderczą furią Heroda. Wyobraźmy sobie smutek Matki Najświętszej na widok zagrożenia życia Jej Syna. Wyobraźmy sobie troskę Świętego Józefa, wygnanego w obcą ziemię, pośród pogan, samego z Żoną i Dzieciątkiem Jezus.

My również, podobnie jak Oni, jesteśmy zmuszeni do wygnania, do ucieczki, do stawienia czoła tysiącom niewiadomych związanych z koniecznością opuszczenia naszych domów i naszych bliskich, aby ocalić Kapłaństwo i Mszę Świętą, środki, dzięki którym Pan uwiecznia swoją Ofiarę. Okazuje się, że musimy nawet uciekać z kościołów, klasztorów i seminariów: ponieważ nowy Herod stara się usunąć znak sprzeciwu, który go oskarża i chce Go zastąpić religią ludzką, ekumeniczną, ekologiczną i panteistyczną; chrześcijaństwem bez Chrystusa, Kapłaństwem bez duszy nadprzyrodzonej, Mszą bez ofiary…

Miecz, który przeszywa Najświętsze Serce Jezusa i Niepokalane Serce Maryi, przebija również nasze serca. Ale tak jak Ucieczka do Egiptu była stosunkowo krótka, taka też będzie i nasza ucieczka; czekamy, aż anioł powtórzy nam słowa, które skierował do św. Józefa: 

A gdy Herod umarł, oto Anjoł Pański ukazał się we śnie Jozefowi w Egipcie,
mówiąc: Wstań a weźmi dziecię i matkę jego, a idź do ziemie Izraelskiej. Abowiem pomarli, którzy dusze dziecięcej szukali.” Mt 2, 19, 20

Tui Nati vulnerati,
tam dignati pro me pati,
pœnas mecum divide

(Rodzonego, męczonego, Syna Twego ofiarnego kaźń owocną ze mną dziel) 

III. Odnalezienie Naszego Pana w Świątyni

Po udaniu się do Jerozolimy, aby świętować Paschę, Dziewica i Święty Józef dołączają do karawany, aby wrócić do domu, ale zdają sobie sprawę, że Jezusa nie ma ani z nimi, ani z ich krewnymi. Szukają Go przez trzy dni, wracają do Jerozolimy i znajdują Go w świątyni, z doktorami Prawa, głoszącego proroctwa mesjańskie Starego Testamentu i objawiającego się im. Jaką mękę musieli odczuwać Maryja i Józef w swoim strachu przed utratą Tego, o którym Archanioł Gabriel powiedział:

Ten będzie wielki, a będzie zwan synem najwyższego i da mu Pan Bóg stolicę Dawida, ojca jego, i będzie królował w domu Jakubowym na wieki
a królestwa jego nie będzie końca.” Łk 1, 32,33

Wielka musiała być ich radość z odnalezienia młodego Jezusa w świątyni, ale w ciągu tych trzech dni udręki bez Syna przy sobie – Tego, który zawsze był subditus illis (był im poddany (Łk 2, 51) – musiały ich ogarnąć najstraszliwsze lęki. W obliczu tych bardzo ludzkich i naturalnych reakcji, powinniśmy zadać sobie pytanie, jaka jest nasza postawa, gdy z powodu naszego grzechu tracimy Jezusa, który oddala się od nas nie po to, by realizować swoje powołanie, ale dlatego, że zabrudziliśmy mieszkanie naszej duszy i wypełniliśmy je plugastwem.

Patrząc na obecną sytuację, w jakiej znajduje się Kościół, moglibyśmy zadać sobie pytanie – słowami „proroctwa”[1] czcigodnego papieża Piusa XII, który powtarza słowa Marii Magdaleny (J 20,13) – „nie wiem, kędy go położono”, gdy wchodzimy do kościoła i na próżno szukamy znaku Rzeczywistej Obecności, czerwonej lampy czuwania płonącej przy Tabernakulum. Zadajemy sobie pytanie: „Gdzie Go umieścili?” także wtedy, gdy uczestnicząc w reformowanych obrzędach liturgicznych, widzimy wywyższonego „przewodniczącego zgromadzenia” w roli świątynnego zeloty, który odczytuje modlitwę wiernych, siostrę zakonną bez welonu, która z ostentacją rozdaje Komunię, ale nie znajdujemy miejsca, nie znajdujemy centrum, nie znajdujemy uwagi skupionej  Bogu Wcielonym, na Królu królów, na Boskiem Odkupicielu obecnym pod osłoną chleba i wina.

Pytamy: „Gdzie Go umieścili?”, gdy wchodząc do kościoła, w którym do wczoraj mieliśmy zagwarantowaną celebrację liturgiczną w starożytnym rycie, znajdujemy zamiast tego stół protestancki, a krzesło celebransa ustawione przed pustym Tabernakulum. „żałośni szukaliśmy cię.” (Łk 2,48).

Gdzie jest Pan? Jest w świątyni. W maleńkim kościółku, w prywatnej kaplicy, na prowizorycznym ołtarzu ustawionym na strychu lub w stodole. Właśnie tam, gdzie nasz Pan lubi przebywać: z tymi, którzy otwierają swoje serca i swój umysł na Jego Słowo, pozwalając Mu nas uzdrowić, pozwalając Mu uzdrowić nas ze ślepoty duszy, która nie pozwala nam Go zobaczyć. „Cóż jest, żeście mię szukali?  Nie wiedzieliście, iż w tych rzeczach, które są Ojca mego, potrzeba, żebym był” (Łk 2,49). Kiedy nie znajdujemy Naszego Pana i oddajemy się  udręce i rozpaczy, musimy cofnąć nasze kroki i szukać Go tam, gdzie On na nas czeka.

Fac, ut ardeat cor meum
in amando Christum Deum,
ut sibi complaceam.

(Spraw, niech płaczę z Tobą razem, krzyża zamknę się obrazem aż po mój ostatni dech.)

IV. Matka Boża spotyka Jezusa niosącego krzyż

V. Matka Boża stoi u stóp krzyża

VI. Matka Boża jest świadkiem ukrzyżowania i śmierci Jezusa

Oto kolejny smutek Dziewicy i Kościoła: widzieć naszego Pana ubiczowanego, ukoronowanego cierniem, niosącego krzyż, znieważanego, policzkowanego i opluwanego. Z jednej strony Człowiek Boleści, z drugiej Mater Dolorosa. Matka, w której świadomość boskości Jej Syna, zazdrośnie strzeżona od czasu Jej Fiat, rozdzierała Jej Serce, gdy patrzała na Króla Żydów zabijanego przez własny naród, podburzony przez arcykapłanów i uczonych w Piśmie, cichych wspólników władzy cesarskiej:

Ten będzie wielki, a będzie zwan synem najwyższego i da mu Pan Bóg stolicę Dawida, ojca jego, i będzie królował w domu Jakubowym na wieki,
a królestwa jego nie będzie końca. (Łk 2, 32.33)

Oto tron Dawida; oto królestwo domu Jakuba: Ojciec, który przyjmuje ofiarę swego Syna, w miłości Ducha Świętego, aby przywrócić porządek naruszony przez grzech Adama i odpokutować nieskończoną winę naszego Protoplasty. Regnavit a ligno Deus (Unosić ciało najświętsze.), śpiewamy w Vexilla Regis (Sztandary Króla się wznoszą). Właśnie z Krzyża króluje Chrystus, ukoronowany cierniem.

Ale jeśli przebłagalny kozioł ofiarny, na którym symbolicznie składano winy i grzechy ludu, stawał się przedmiotem pogardy i został wysyłany na śmierć poza mury Jerozolimy, to jakiż inny los mógł czekać Tego, dla Którego kozioł ofiarny był tylko symbolem, jeśli nie wzięcie na siebie grzechów świata, aby je zmyć we własnej krwi, poza murami Jerozolimy na Kalwarii?

Smutek Matki Bożej, patrzącej na Jej własnego Syna, plugawionego i wiedzionego na  śmierć, przyniósł Jej tytuł Współodkupicielki: „W ten sposób cierpiała i prawie umarła ze swoim cierpiącym i umierającym Synem, w ten sposób, dla zbawienia ludzi wyrzekła się, jako Matka,  praw nad swoim Synem i poświęciła Go, aby zaspokoić boską sprawiedliwość, tak że słusznie można powiedzieć, iż wraz z Chrystusem odkupiła rodzaj ludzki.” (Papież Benedykt XV, Inter Sodalicia).

Również Kościół, poczynając od stóp Krzyża z Dziewicą i świętym Janem, musiał doznawać ogromnych boleści, rozważając mękę swego Pana. Również my, synowie i córki Kościoła w Chrzcie z łaski Bożej, mamy serca przeszyte, widząc, jak Jezus w Najświętszym Sakramencie jest traktowany przez swoich własnych szafarzy, jak jest uważany niemal za uciążliwego gościa, jak usuwają go z widocznych miejsc w imię egocentryzmu actuosa participatio (czynnego uczestnictwa) i fanatyzmu dialogu ekumenicznego.

Nasze serca pękają, gdy słyszymy, jak najwyżsi przedstawiciele Hierarchii zaprzeczają boskości Chrystusa, Jego obecności w Najświętszym Sakramencie, czterem celom Świętej Ofiary i konieczności trwania Kościoła dla wiecznego zbawienia. Ponieważ w tych błędach, w tych herezjach, w tych niemądrych kłamstwach czytamy nie tylko bojaźliwość i nikczemne posłuszeństwo wobec wrogów Chrystusa, ale tę samą bolesną i obłudną postawę Sanhedrynu, gotowego odwołać się do władzy cywilnej, po to, by utrzymać uzurpowaną władzę administracyjną sprzeczną z celem, dla którego Chrystus ją ustanowił. Perwersja władzy kościelnej jest najbardziej potworną i przejmującą rzeczą, jaka może istnieć. To tak jakby syn był świadkiem cudzołóstwa swojej matki lub zdrady swojego ojca.

Cujus animam gementem,
contristatam et dolentem
pertransivit gladius.

(A jej dusza potyrana, rozpłakana, poszarpana mieczem ludzkich win)

VII. Matka Boża przyjmuje w swoje ramiona ciało Jezusa zdjętego z krzyża

Ta, która nosiła w swoim łonie Syna Najwyższego i urodziła Go w nędzy żłóbka, ale w otoczeniu chórów Aniołów, teraz musi przyjąć martwe ciało Zbawiciela w swoje ramiona jako opiekunka Niepokalanej Ofiary. Jakże wielki musiał być Jej głęboki i cichy ból, gdy trzymała dorosłe ciało Syna, którego tyle razy tuliła do swego Serca jako niemowlę, a potem jako małego chłopca! Członki, z których uciekło wszelkie życie, wydają się jeszcze cięższe dla Tej, która zachowała wiarę nawet wtedy, gdy wszyscy Apostołowie uciekli. Mater intemerata – modlimy się w Litanii Loretańskiej – Matko nieskalana – Matko nieustraszona, gotowa na wszystko dla swego Syna; Matko, której piekielny świat Nowego Porządku nienawidzi z niesłabnącą nienawiścią, widząc w Niej niezwyciężoną siłę Miłosierdzia, gotową do poświęcenia się z miłości do Boga i z miłości do bliźniego.

Ten świat, który odstąpił od Boga, stara się unieważnić Mater intemerata, psując obraz macierzyństwa, czyniąc z tej, która powinna chronić życie swego potomka, bezwzględną morderczynię; rujnując Mater purissima (Matkę Najczystszą) grzechem, nieskromnością i nieczystością; czyniąc kobiecość brzydką i poniżając ją, aby odebrać każdej kobiecie wszystko, co przypominałoby Mater amabilis (Matkę Najmilszą).

Dzisiaj Kościół cierpi wraz z Matką Bożą Bolesną, podporządkowując się zsekularyzowanej mentalności, w wywyższaniu zbuntowanej kobiecości, która brzydzi się dziewictwem, szydzi ze świętości małżeńskiej, burzy rodzinę i rości sobie wypaczone prawo do równości płci. Dziś Hierarchia milczy o triumfach Maryi Najświętszej, a zamiast tego czci Matkę Ziemię w nikczemnym, piekielnym bożku Pachamama. Dzieje się tak, ponieważ Dziewica i Kościół są największym wrogiem szatana; ponieważ Dziewica i Kościół są strażnikami małej trzódki, która jest zgromadzona w Wieczerniku z obawy przed Żydami.

Ofiarujemy te nasze cierpienia, łącząc je z cierpieniami Kościoła i Maryi Najświętszej, Matki Bożej Bolesnej, prosząc Majestat Boży, aby udzielił nam przywileju bycia świadkami triumfu Kościoła, Mistycznego Ciała Chrystusa, tak jak po trzech dniach Jego Głowa zmartwychwstała, gdy spali strażnicy. Wtedy ujrzymy, jak Dziewica Bolesna ponownie przywdziewa swoje królewskie szaty, by zaintonować wieczne Magnificat.

Fac me cruce custodiri
morte Christi praemuniri,
confoveri gratia.

„Chrystusowe ukochanie niech w mym sercu ogniem stanie, krzyża dzieje we mnie wtul”

+ Carlo Maria Viganò, Arcybiskup

15 września 2022 r.
Na Święto Siedmiu Boleści NMP

Tłum. Sławomir Soja

Źródło: The Remnant (September 15, 2022) – „VIGANÒ MEDITATION On the Feast of the Seven Dolors of the Blessed Virgin Mary”

Wesprzyj naszą działalność [BIBUŁY md]

Świat nie może zaznać pokoju tak długo, jak długo będzie oddawał swoje bezbronne dzieci na pastwę Molocha. Paglia i Bergoglio.

Orędzie Arcybiskupa Viganò na Pierwszy Światowy Dzień Walki z Aborcją

Nie będziecie zabijać owocu łona przez aborcję i nie będziecie powodować śmierci noworodka.  – Didachè Apostolorum, V, 2

Jednym z głównych historycznych osiągnięć chrześcijaństwa w sferze społecznej było wykorzenienie straszliwej zbrodni aborcji i porzucania noworodków, która w świecie pogańskim była tolerowana, a nawet moralnie akceptowana. Katolicki szacunek dla życia wynika z jego doskonałej zgodności z Prawem Naturalnym, do którego dodaje się świadomość, że każda istota ludzka jest stworzona po to, by wielbić Boga i być posłuszna Jego przykazaniom aby osiągnąć wieczne szczęście w niebie.
Zabicie dziecka poprzez aborcję jest więc bardzo ciężkim naruszeniem piątego przykazania Dekalogu, tym bardziej odrażającym, że ofiara jest niewinna, bezbronna i zmasakrowana (bo jest to fizyczna masakra) za zgodą rodziców, którzy przecież powinni chronić dziecko ze wszystkich sił. Społeczeństwo chrześcijańskie wyeliminowało więc powszechną zbrodnię, pokazując, jak nienaruszalną zasadą jest szacunek i ochrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci.
Nowoczesne społeczeństwo – począwszy od Rewolucji Francuskiej – zbuntowało się nie tylko przeciwko prawdom doktrynalnym i moralnym Magisterium, ale po usunięciu Boga ze społeczeństwa,  ogłosiło się „świeckim”, a więc antyklerykalnym i antychrześcijańskim. Zerwało transcendentną więź między prawem stanowionym a prawem naturalnym. Gdy przestała istnieć pierwsza zasada, na której opierały się prawa ludów i państw, nic już nie mogło powstrzymać jednostek i społeczeństw od przyjęcia norm sprzecznych z prawem natury, które legitymizowały aborcję i rozwód jako swobodne korzystanie z wolnej woli, bez żadnych konsekwencji karnych czy moralnych.
System rządów, który czerpie swoją władzę z przyzwolenia mas, a nie od Boga, do którego przecież należy wszelka władza – omnis potestas a Deo – już choćby z tego powodu powinien być uznany za sprzeczny z bonum commune, ponieważ pozwalając na korzystanie z fałszywej koncepcji wolności i nie uznając panowania Chrystusa nad jednostkami i społeczeństwami, w rzeczywistości stawia się w opozycji do celu, który go uzasadnia.
Jak to zawsze bywa, gdy działa się w imieniu zła, nawet zwolennicy aborcji musieli w jakiś sposób uczynić tę straszną zbrodnię „bardziej przystępną”, starając się ją usprawiedliwić za pomocą  precedensów, takich jak: przypadek zgwałconej kobiety, przypadek dziewczyny uwiedzionej przez dorosłego mężczyznę  i wszystkie teoretyczne przypadki przydatne do przesunięcia tak zwanego „okna Overtona”. Dekady masakr na niewinnych istotach – w samych Włoszech ponad sześć milionów dzieci woła o sprawiedliwość z nieba! – pokazały, że uzasadnienia używane w celu legalizacji aborcji były tylko pretekstami, podczas gdy w rzeczywistości z bólem widzimy, że dzieciobójstwo jest prawie zawsze motywowane cynizmem, egoizmem i ignorancją. 
Cynizm, wynika z obojętności, z jaką akceptuje się zabicie drugiego człowieka dla własnej korzyści; egoizm, ponieważ ci, którzy dokonują aborcji, decydują, że ich własna wola przeważa nad prawami innej istoty ludzkiej; ignorancja, ponieważ mało która matka wie, jakim mękom poddaje się dziecko, aby wyrwać je z jej łona, i jak bardzo ona sama będzie tym doświadczeniem okaleczona.
Cynizm, egoizm i ignorancja składają się na brak zmysłu moralnego, który pogłębia defetystyczna postawa, z jaką katolicka Hierarchia odnosi się do tej potwornej zbrodni, niemal jak gdyby była do tego zmuszana.
Jeszcze w czasach Jana Pawła II takie przyzwolenie byłoby nie do pomyślenia, bo choć polski papież pozostawał pod wpływem heterodoksyjnych filozofii, to jednak był nieprzejednanym i mocnym obrońcą prawa naturalnego.

Powinniśmy uznać, że obecna ekipa pod przewodnictwem Jorge Mario Bergoglio wykracza daleko poza pomieszanie herezji w sferze teologicznej i skandale finansowe i seksualne w sferze moralnej, dochodząc do punktu, w którym czyni się najbardziej gorliwym promotorem agendy neomaltuzjańskiej i tak zwanych „zwycięstw” nowoczesnego społeczeństwa, takich jak rozwody, aborcja, eutanazja, antykoncepcja, sodomia i ideologia LGBTQ+, teoria gender i przerywanie rozwoju hormonalnego nieletnich.
Ostatnie szaleńcze deklaracje przewodniczącego Papieskiej Akademii Życia, wygłoszone w programie telewizyjnym, słusznie zgorszyły wierzących i niewierzących, którzy powinni móc patrzeć na Kościół jako na szaniec Dobra i latarnię Prawdy. W słowach Paglii wyczuwa się banalizowanie zła, cyniczne pragnienie, by nie być przeszkodą, by nie chcieć być znakiem sprzeciwu w świecie, który powrócił do epoki barbarzyństwa i pogaństwa. Słyszymy w tych słowach służalczą uległość bergogliańskiego Sanhedrynu wobec władzy cywilnej, sztywne posłuszeństwo tych, którzy mają nadzieję –  że przypodobując się potężnym –  zdobędą dla siebie własne miejsce w formowaniu Nowego Porządku Świata, opartego na zwodniczych zasadach neomaltuzjanizmu, który uważa człowieka za  pasożyta, którego należy wytępić.
Paglia demaskuje się jako bezwolny biurokrata, który, dokładnie tak samo jak w przypadku narracji psycho-pandemicznej, nawet nie próbuje zrozumieć niespójności tego, co każe mu się powiedzieć i ratyfikować, ograniczając się do bezkrytycznego przyjęcia kursu Bergoglio, ideologii globalistycznej, trans-humanizmu, Wielkiego Resetu, zielonego nowego ładu i Agendy 2030.

Jeśli chodzi o Bergoglio i jego wielobarwną karawanę, wydaje się, że jego  rzadkie wypowiedzi przeciwko aborcji są częścią scenariusza, do którego musi się czasem dostosować, aby nie być postrzeganym za tego, kim naprawdę jest.
Należy powiedzieć, że jak wszystko, co jest promowane przez współczesne społeczeństwo, tak i promocja aborcji – którą oszukańczo określa się jako „przerwanie ciąży” lub „zdrowie reprodukcyjne” – nie jest wolna od poważnych konfliktów interesów, ponieważ motorem tego nowego rynku są interesy ekonomiczne klinik aborcyjnych, firm farmaceutycznych, laboratoriów badawczych i producentów kosmetyków.  Tak więc oprócz wewnętrznego zła, jakim jest zabijanie człowieka, istnieje również pozbawiony skrupułów i dochodowy handel abortowanymi płodami, które są przeznaczone do produkcji leków, szczepionek i kremów.
Wiemy, na przykład, od samych producentów tak zwanych szczepionek przeciwko Covid, że w celu wyprodukowania serum genowego nieustannie prowokuje się nowe aborcje, aby „odświeżyć” pierwotne linie komórkowe, które również są produktem aborcji. Dyspozycyjność Kongregacji Nauki Wiary wobec dyktatu BigPharmy i jej emisariuszy w rządach i agencjach farmaceutycznych bezlitośnie ujawnia współodpowiedzialność Hierarchii, nagradzanej  funduszami za dostarczenie Pfizerowi i Modernie swojego dostojnego świadectwa poparcia dla eksperymentalnego serum genowego.
Obchodzenie  I Światowego Dnia  Walki z Aborcją jest odważnym wyborem, ponieważ stanowi on antytezę horyzontalnej i utylitarnej wizji życia i przeznaczenia człowieka. Wizji, której rozpowszechnianie nie jest obce najwyższym szczeblom Watykanu. Zawsze obawiają się, że wyjdą na zacofanych, zawsze chcą pokazać, że są modni, nawet do tego stopnia, że popierają transhumanizm, w którym połączenie człowieka z maszyną powinno stanowić, w urojonych umysłach jego twórców, zemstę człowieka na Bogu, stworzenia na Stwórcy, zemstę tego, który jest mordercą od początku.
Wasza walka jest ontologicznie skazana na zwycięstwo: kultura śmierci i grzechu jest skazana na klęskę i na wieczny wyrok potępienia ze strony Chrystusa Odkupiciela. Skoro jednak zwycięstwo jest pewne, wasze działanie musi być nie mniej zdecydowane, a wasze zaangażowanie społeczne i polityczne nie mniej odważne. Jako obywatele i członkowie wspólnoty macie prawo i obowiązek uświadomić sobie grozę tej zbrodni, jej niesłychane okrucieństwo, jej cyniczne wykorzystywanie dla interesów ideologicznych i ekonomicznych.
Macie prawo i obowiązek przypominać matkom i ojcom, że dziecko nie jest irytującą przeszkodą, ani zlepkiem tkanek, ani producentem dwutlenku węgla. Nie, dziecko jest stworzeniem Bożym, przeznaczonym do tego, by być kochanym, a z kolei kochać i oddawać chwałę swemu Stwórcy. Te bezbronne maleństwa zasługują przynajmniej na szansę, której nie odmówiono ich własnym matkom i ojcom: na przyjście na świat.
Nie dajcie się zastraszyć tym, którzy zarzucają wam, że chcecie przeludnić planetę „bezużytecznymi żarłokami” (jak mówią w Davos), że chcecie zmusić kobiety do macierzyństwa, że chcecie narzucić swoje poglądy tym, którzy ich nie podzielają! Nie dajcie się zwieść tym, którzy twierdzą, że prawo do aborcji nie jest obowiązkiem dla tych, którzy jej nie chcą – jest to sofizmat, w którym życie istoty zostaje pozostawione wyborowi jednostki, podczas gdy prawda jest taka, że nikt nie może rościć sobie prawa do decydowania o tym, czy jego własne dziecko żyje czy umiera. Ponieważ to dziecko nie jest ideą, to dziecko nie jest pojęciem, które można albo wziąć pod uwagę, albo zignorować. Nie, ono jest istotą ludzką, która będzie miała imię, która będzie miała życie,  bliskich i przyszłość. Będzie osobą, która w Chrzcie Świętym odkryje na nowo przyjaźń z Bogiem i będzie mogła Go kochać i służyć Mu, aby dzielić z Nim Wieczność.
Niech Najświętsza Dziewica, której Narodzenie dzisiaj obchodzimy i której kuzynka Elżbieta poczuła, że Chrzciciel podskoczył w jej łonie, gdy odwiedziła ją Maryja, wyprasza z nieba łaski potrzebne do Waszej wojny z aborcją. Aby narody zrozumiały grozę tej zbrodni, a ich władcy zdelegalizowali ją tak szybko, jak to możliwe. Świat nie może zaznać pokoju tak długo, jak długo będzie jednomyślnie oddawał swoje bezbronne dzieci na pastwę Molocha.

Z serca błogosławię

+Carlo Maria Viganò, Arcybiskup

8 września 2022 Narodzenie NMP

Tłum. Sławomir Soja Źródło: The Remnant (September 8, 2022) – „VIGANÒ’S MESSAGE For the First World Day against Abortion”

Abp Viganò: Ruch „dumy” [zboczeńców] jest satanistyczny i musi być zwyciężony

Abp Viganò: Ruch „dumy” [zboczeńców] jest satanistyczny i musi być zwyciężony przez zadośćuczynienie i dobroczynność

Poniżej zamieszczamy przesłanie wygłoszone przez abp. Viganò na marszu zadośćuczynienia zorganizowanym przez Stowarzyszenie im. bł. Giovanny Scopelli w Reggio Emilia 2 lipca 2022 r.

Drodzy wierni: Laudetur Iesus Christus!

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Dla tych, którzy uczestniczą w dzisiejszej wieczornej procesji zadośćuczynienia, a zwłaszcza dla uczestników nie tak młodych, wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że w ciągu kilkudziesięciu lat Włochy mogły ulec tak radykalnej przemianie, przekreślając dziedzictwo katolicyzmu, które uczyniło je wielkim i zamożnym wśród narodów.

Jesteśmy świadkami procesu – najwyraźniej nieodwracalnego – apostazji wiary; procesu, który jest przeciwieństwem tego, co opisał św. Leon Wielki, obchodząc uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła, w której wychwalał opatrznościową rolę Alma Urbe, umiłowanego miasta Rzymu: będąc nauczycielem błędu, Rzym stał się uczniem Prawdy, pisał wielki Papież.

Dziś moglibyśmy powiedzieć, z przerażeniem dzieci zdradzonych przez ojca, że Rzym Męczenników i Świętych, będąc nauczycielem Prawdy, stał się uczniem błędu. Ponieważ obecna apostazja, która angażuje władzę cywilną i religijną w bunt przeciwko Bogu Stwórcy i Odkupicielowi, nie zaczęła się od dołu, ale od góry.

Ci, którzy rządzą sprawami publicznymi, a także pasterze Kościoła pokazują, że są posłuszni anty-ewangelii świata, a odmawiając należnego szacunku Chrystusowi Królowi i posłuszeństwa Jego świętej Woli, zginają kolana przed nowymi bożkami poprawności politycznej i palą kadzidła przed symulakrami ludzkości zbrutalizowanej przez wady i grzech. Ci, którzy dziś przewodzą ludowi w sprawach doczesnych i duchowych, nie mają na celu wspólnego dobra obywateli i zbawienia dusz wiernych, ale ich zepsucie, ich potępienie. A masy, porzuciwszy drogę uczciwości, prawości i świętości, porzucają siebie na rzecz oszustwa, zepsucia i piekielnego buntu przeciwko Bogu.

Nie dziwi widok obscenicznych manifestacji „Pride” [„Dumy” gejowskiej] na ulicach miast: przestrzeń publiczna, którą aberranci podbili w ostatnich dekadach, została porzucona dużo wcześniej przez katolików, których duchowni uważali procesje ku czci Najświętszego Sakramentu, Najświętszej Dziewicy i świętych patronów za ostentacje „posttrydenckiego triumfalizmu”.

Nie dziwi legalizacja rozwodów, aborcji, eutanazji, związków sodomickich i wszystkiego najgorszego, do czego zdolna jest dewiacyjna i obłąkana ludzkość: jeśli tak się stało, to dlatego, że katolikom powiedziano, że nie mogą narzucić własnej wizji świata i społeczeństwa, i że będą musieli współistnieć, w imię demokracji i wolności, z wrogami Chrystusa. I to było oszustwo, bo tolerancja, której domagali się od chrześcijańskiej większości kraju, nie jest już dozwolona, a wszyscy muszą poddać się dyktaturze myśli wyrównanej, ideologii gender i doktryny LGBTQ.

Czy nie pamiętacie? Małżeństwo nie zostało zakwestionowane, ale poproszono nas o zaakceptowanie związków cywilnych. A kiedy grupy interesów uzyskały przyzwolenie, otwarto drzwi dla małżeństw tej samej płci, adopcji dla par tej samej płci, macierzyństwa zastępczego, aborcji postnatalnej i eutanazji narzuconej w niektórych krajach nawet młodym ludziom i biednym.

Scelesta turba clamitat: Regnare Christum nolumus, śpiewamy w hymnie Te Saeculorum Principem na uroczystość Chrystusa Króla. Majacząe masy krzyczą: Nie chcemy, aby Chrystus królował. Ten piekielny okrzyk, inspirowany przez szatana, jest być może jedyną uczciwą rzeczą, jaką mogą powiedzieć. I jest to prawda: w społecznym Królestwie Chrystusa nie ma miejsca na wady; nie może być przyzwolenia dla grzechu, ani dla tolerancji, ani dla zepsucia młodzieży. Nasi przeciwnicy dobrze wiedzą, że Civitas Dei i civitas diaboli są wrogie sobie, a wszelkie współistnienie jest nie tylko niemożliwe, ale nie do pomyślenia i absurdalne, ponieważ społeczeństwo chrześcijańskie jest antytetyczne i nie do pogodzenia ze społeczeństwem „świeckim”.

Zebraliście się, aby dać publiczne świadectwo wiary, z zamiarem dokonania zadośćuczynienia za świętokradztwa i bluźnierstwa scelesta turba wobec Jezusa Chrystusa i Jego Najświętszej Matki. Ponieważ w obliczu okrutnej i nieprzyzwoitej nienawiści tych zbuntowanych dusz musimy naśladować przykład Pana, oburzonego przez swoich katów w tym samym momencie, w którym poświęcił się na krzyżu dla ich zbawienia. To właśnie sam Chrystus swoim Wcieleniem, Męką i Śmiercią jako pierwszy zadośćuczynił za nieskończone grzechy ludzi wobec wiecznego Ojca. Tylko bowiem Bóg mógł zadośćuczynić za nieposłuszeństwo Bogu i tylko Człowiek mógł to zadośćuczynienie ofiarować w imieniu ludzkości. Również my, żyjący członkowie Mistycznego Ciała Chrystusa, którym jest Kościół święty, możemy i powinniśmy w tym samym duchu, w tym samym posłuszeństwie i w tym samym ufnym oddaniu się Ojcu zadośćuczynić za przewinienia i grzechy naszych bliźnich.

I choć ze smutkiem patrzymy na wielość grzechów wznoszonych jako wzór do naśladowania przez społeczeństwo, które jest przeciwko człowiekowi właśnie dlatego, że jest przeciwko Bogu, obowiązek miłosierdzia wymaga od nas modlitwy za tych, którzy dali się uwieść oszustwu węża, aby się nawrócili i pokutowali. Integracyjny świat, który wam obiecali; rzekoma wolność bycia i robienia tego, co chcecie, bez względu na Prawo Boże; wady, które są celebrowane, a cnoty, które są wyśmiewane i dyskredytowane – to wszystko są kłamstwa, tak jak obietnica: „Będziecie jak bogowie”, którą Szatan złożył naszym pierwszym rodzicom w ziemskim raju, również była kłamstwem.

Zwracam się do tych, którzy biorą udział w tych manifestacjach tzw. „gejowskiej dumy”. Nie: nie będziecie jak bogowie; będziecie jak bestie. Nie będziecie mieli szczęścia; będziecie mieli ból, choroby i śmierć – wieczną śmierć. Nie będziecie mieli pokoju; będziecie mieli niezgodę, kłótnie i wojny. Nie będziecie mieli dobrobytu; będziecie mieli ubóstwo. Nie będziecie wolni, będziecie niewolnikami. I stanie się to w sposób wirtuozowski, ponieważ Kłamca jest mordercą od początku i chce waszej śmierci, wymazując w waszych oczach obraz Boga, kradnąc wam tę błogosławioną wieczność, którą najpierw utracił swoim własnym buntem. Bo pierwszym, który zgrzeszył pychą był Lucyfer, ze swoim Non serviam – nie będę się kłaniał; nie będę się kłaniał Bogu; nie uznam Go za mojego Pana i Stwórcę. Jak możecie mieć nadzieję, że ten, kto nienawidzi Autora życia, może kochać was, którzy jesteście Jego stworzeniami? Jak możecie wierzyć, że ten, który został skazany na wieczne potępienie, może być zdolny do obiecania wam tej wiecznej błogości, której jako pierwszy został na zawsze pozbawiony?

Ta procesja nie może być okazją do konfrontacji, ale raczej do pokazania wielu ludziom zwiedzionym przez Złego, że istnieje lud ożywiony uczuciami wiary i miłości, lud, który z hojnością i z nadprzyrodzonym spojrzeniem ofiarowuje swoje modlitwy, posty i ofiary, aby błagać o przebaczenie grzechów swoich braci. Miłość, oparta na niezmiennej Prawdzie Bożej, jest ogromną bronią przeciwko szatanowi i nieomylnym narzędziem nawrócenia świata i przyprowadzenia wielu dusz z powrotem do Pana. Przyprowadzić je z powrotem do Tego, który przelał swoją krew nawet za nie, z miłości – miłości nieskończonej, nieodwołalnej, miłości, która zdobywa świat, miłości, która przenosi góry, miłości, która nadaje sens naszemu życiu i nie niszczy naszej egzystencji.

Kiedy widzimy obraz Zbawiciela przybitego do krzyża i myślimy o mękach, które cierpiał, aby nas wykupić i odkupić, nie możemy pozostać nieczuli, tak jak nie pozostali nieczuli poganie, bałwochwalcy i grzesznicy minionych wieków. Społeczeństwa skorumpowane umysłowo i wolicjonalnie, oddane najgorszym wadom, zniewolone przez fałszywe religie, zostały pokonane przez tę miłość – wręcz: przez to miłosierdzie – która kazała męczennikom, nawet dzieciom, kobietom i starcom, nie reagować na swoich oprawców, aby nie zawieść Bożej miłości. Ilu nawróciło się, widząc, jak chrześcijanie umierają z godnością, gdy są prześladowani za wiarę! Ilu przyjęło chrzest, widząc przykład chrześcijan i prostą prawdę Ewangelii!

I dlatego realizujmy to zadośćuczynienie. Czyńmy to z duchem nadprzyrodzonym, przekonani, że właśnie w pokornym naśladowaniu Chrystusa w drodze na Kalwarię będziemy mogli doprowadzić do Niego wiele dusz, które dziś są tak daleko. A im bardziej widzimy rozpętanie mocy zła, tym bardziej wytrwajmy w dobru i w pewności zwycięstwa Chrystusa, prawdziwej i jedynej Światłości świata, nad ciemnościami grzechu i śmierci.

Z synowską ufnością prośmy Ducha Świętego, by wlał swoją świętą łaskę w grzeszników, by dotknął ich serc, oświecił ich umysły i zachęcił ich wolę. Aby ci, którzy dotychczas byli nauczycielami błędu i przykładami grzechu, dzięki pomocy i miłosierdziu Boga oraz za wstawiennictwem Jego Najświętszej Matki i naszej Matki, stali się uczniami prawdy i przykładem cnoty. I tak niech się stanie.

+ Arcybiskup Carlo Maria Viganò

Oprac. www.bibula.com 2022-07-04
Źródło: Lifesitenews (Jul 4, 2022) – „Abp. Viganò: ‘Pride’ movement is satanic, must be conquered by ‘reparation,’ charity”

Wesprzyj naszą działalność [BIBUŁY md]

…Nadejdzie dzień, kiedy czas miłosierdzia się skończy, a zacznie się dzień sprawiedliwości.

Jutrznia. Wielkopostna medytacja Arcybiskupa Viganò

Venite, convertimini ad me, dicit Dominus.
Venite flentes, fundamus lacrymas ad Deum:
quia nos negleximus, et propter nos terra patitur:
nos iniquitatem fecimus,
et propter nos fundamenta commota sunt.
Festinemus anteire ante iram Dei,
flentes et dicentes:
Qui tollis peccata mundi, miserere nobis.

Transitorium ambrosianum
in Dominica Quinquagesimæ

Przyjdźcie i nawróćcie się do Mnie, mówi Pan. Przyjdźcie płaczący, wylewajmy łzy do Boga: ponieważ wykroczyliśmy i z naszego powodu cierpi ziemia; popełniliśmy nieprawość i z naszego powodu zachwiały się jej fundamenty. Spieszmy się, aby zapobiec gniewowi Bożemu, płacząc i mówiąc: Ty, który bierzesz na siebie grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

Współczesnemu człowiekowi trudno jest zrozumieć te słowa Mszału Ambrozjańskiego. A jednak są one proste w swym surowym przekazie, gdyż pokazują nam, że gniew Boży z powodu naszych grzechów i zdrad może być uśmierzony jedynie przez żal i pokutę. Myśl ta jest jeszcze wyraźniej wyłożona w rycie rzymskim, w Litanii do Wszystkich Świętych:

Boże, którego obraża występek, a przejednywa pokuta, wejrzyj miłościwie na błagania Twojego ludu i odwróć od nas chłostę Twego gniewu , na którą zasługujemy swoimi grzechami.

Cywilizacja chrześcijańska potrafiła pielęgnować tę zbawienną myśl, która powstrzymuje nas od grzechu nie tylko z obawy przed słuszną karą, jaką on za sobą pociąga, ale także z powodu obrazy wyrządzonej Majestatowi Boga, „nieskończenie dobrego i godnego tego, by go miłować ponad wszystko”, jak uczy nas Akt Skruchy. W ciągu wieków ludzkość nawrócona do Chrystusa umiała rozpoznać w zatrważających wydarzeniach, takich jak;  trzęsienia ziemi, głód, zarazy i wojny, karę Bożą. Ludzie dotknięci tymi plagami zawsze umieli czynić pokutę i błagać o Boże Miłosierdzie. A kiedy Pan, Najświętsza Dziewica lub święci interweniowali w sprawy ludzkie za pomocą objawień, oprócz wezwania do przestrzegania prawa Bożego grozili wielkim uciskiem, jeśli ludzie się nie nawrócą.

Również w Fatimie Matka Boża prosiła o poświęcenie Rosji Jej Niepokalanemu Sercu i o Komunię Św. wynagradzającą w pierwsze soboty jako narzędzie uspokojenia gniewu Bożego i umożliwienie życia w  pokoju. W przeciwnym razie Rosja „będzie szerzyć swoje błędy na całym świecie, promując wojny i prześladowania Kościoła. Dobrzy będą męczeni, Ojciec Święty będzie miał wiele do wycierpienia, różne narody zostaną zniszczone.”

Czego powinniśmy się spodziewać po zlekceważeniu próśb Matki Bożej i dalszym obrażaniu Pana coraz straszniejszymi grzechami? „Oni nie chcieli spełnić Mojej prośby! Podobnie jak król Francji, nawrócą się i spełnią je, ale będzie za późno. Rosja już rozprzestrzeni swoje błędy po całym świecie, wywołując wojny i prześladowania Kościoła.” Te wojny, które dziś nękają ludzkość, aby ją zniewolić i podporządkować piekielnemu planowi Wielkiego Resetu inspirowanemu przez chiński komunizm, są po raz kolejny wynikiem naszej obojętności, naszego uporu w przekonaniu, że możemy bez konsekwencji deptać Prawo Pana i bluźnić Jego Świętemu Imieniu. Cóż za nędzna zarozumiałość! Ileż tu lucyferycznej pychy!

Zdechrystianizowany świat i zsekularyzowana mentalność, która zainfekowała nawet katolików, nie akceptuje idei Boga obrażanego grzechami ludzi, Który karze ich biczami, aby żałowali i prosili o przebaczenie.  Jest to jednak jedna z tych idei, które twórcza ręka Boga wycisnęła na duszy każdego człowieka, wzbudzając poczucie sprawiedliwości, które mają nawet poganie. Ale właśnie dlatego, że jest ono obecne we wszystkich ludziach wszystkich czasów, nasi współcześni są przerażeni ideą Boga, który nagradza dobrych i karze złych. Boga, który objawia się w swoim gniewie, który żąda łez i ofiar od tych, którzy Go obrażają.

Za tą niechęcią do gniewu Pana, obrażanego przez grzechy ludzkości – a jeszcze bardziej przez tych, których uczynił On swoimi dziećmi w sakramencie chrztu – kryje się nieprzejednana nienawiść nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego do odkupieńczej Ofiary Pana naszego Jezusa Chrystusa, do Męki Syna Bożego, do okupu, jaki Jego Krew wysłużyła za każdego z nas, po upadku Adama. Nienawiść, która trawi człowieka od chwili stworzenia, jest szaleńczą próbą udaremnienia dzieła Boga, próbą oszpecenia stworzenia powstałego na Jego obraz i podobieństwo, a jeszcze bardziej próbą powstrzymania Boskiego zadośćuczynienia za sprawą Chrystusa, nowego Adama, i Maryi, nowej Ewy.

Na krzyżu nowy Adam, jako Odkupiciel, przywraca porządek naruszony przez grzech. U stóp krzyża nowa Ewa uczestniczy w tym przywracaniu jako Współ-odkupicielka. Klęska szatana dokonała się w posłuszeństwie Drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej Ojcu, w uniżeniu Syna Bożego, tak jak kuszenie Adama dopełniło się w nieposłuszeństwie woli Pana i w dumnym założeniu, że może on bezkarnie łamać Jego rozkazy.

Świat nie akceptuje bólu i śmierci ani jako sprawiedliwej kary za grzech pierworodny  i grzechy bieżące, ani jako narzędzia okupu i odkupienia przez Chrystusa. Jest to niemal paradoks: ten sam, który przez pokusę naszych pierwszych Rodziców wprowadził na świat śmierć, chorobę i ból, nie toleruje tego, że te same rzeczy mogą być narzędziem zadośćuczynienia, gdy są przyjmowane z pokorą, aby naprawić pogwałconą sprawiedliwość. Nie toleruje on, aby broń zniszczenia i śmierci została mu odebrana po to, aby mogła stać się narzędziem odbudowy i życia.

Współczesny człowiek jest na nowo zwodzony przez szatana, tak jak w ogrodzie Eden. Wówczas wąż kazał mu wierzyć, że nieposłuszeństwo wobec nakazu Boga, aby nie zbierać owoców z drzewa poznania dobra i zła, nie będzie miało żadnych konsekwencji;  wąż wręcz powiedział mu, że przez takie nieposłuszeństwo Adam stanie się podobny do Boga. Dzisiaj wąż zwodzi człowieka, że te konsekwencje są nieuniknione i że nie może on przyjąć śmierci, choroby i bólu jako sprawiedliwej kary, przekładając je na swoją korzyść przez połączenie ich z męką i śmiercią Jezusa Chrystusa. Przyjmując bowiem wyrok, przestępca uznaje autorytet Sędziego, uznaje nieskończoną wagę swojej winy, naprawia popełnione przestępstwo i przyjmuje zasłużoną karę. Czyniąc to, powraca do łaski Bożej, niwecząc dzieło szatana.

Dlatego też, im bardziej zbliża się koniec czasów, tym bardziej wzmagają się wysiłki Złego, aby zniweczyć nie tylko Prawdę objawioną przez Chrystusa i głoszoną przez wieki przez Kościół święty, ale także aby wyeliminować samą ideę sprawiedliwości, która jest podstawą Odkupienia, ideę konieczności kary za naruszenie prawa, odkupienia winy, ciężaru nieposłuszeństwa stworzenia wobec Stwórcy.  Jest rzeczą oczywistą, że im bardziej ludzie będą wierzyć, że nie popełnili żadnego grzechu, tym bardziej będą myśleć, że nie muszą za nic pokutować, że nie mają żadnego długu wdzięczności wobec Boga, który tak umiłował świat, że dał Syna swego Jednorodzonego, posłusznego aż do śmierci na krzyżu.

Jeśli rozejrzymy się wokół nas, zobaczymy, jak to przekreślenie sprawiedliwości, poczucia dobra i zła, idei, że istnieje Bóg, który nagradza dobrych i karze złych, prowadzi do ostatecznego, nieodwracalnego i niemożliwego do odkupienia buntu przeciwko Panu, do położenia fundamentu pod wieczne potępienie dusz. Sędzia, który uniewinnia przestępcę, a karze sprawiedliwego; władca, który popiera grzech i występek, a potępia lub uniemożliwia uczciwe i cnotliwe działania; lekarz, który uważa chorobę za okazję do zysku, a zdrowie za wadę; kapłan, który milczy na temat spraw ostatecznych i uważa za „pogańskie” takie pojęcia, jak pokuta, ofiara i post jako zadośćuczynienie za grzechy – wszyscy oni są wspólnikami, być może nieświadomie, w tym najnowszym oszustwie szatana. Jest to oszustwo, które z jednej strony odmawia Bogu panowania nad stworzeniami i prawa do nagradzania i karania według ich czynów, a z drugiej strony obiecuje dobra i nagrody, które może dać tylko Bóg: „Wszystko to dam ci, jeśli upadniesz na kolana i uwielbisz mnie” (Mt 4, 9), tak ośmielił się powiedzieć do Chrystusa na pustyni, po tym jak wyprowadził Go na szczyt góry.

Obecne wydarzenia, zbrodnie popełniane codziennie przez ludzkość, mnogość grzechów przeciwstawiających się Boskiemu Majestatowi, niesprawiedliwość jednostek i narodów, kłamstwa i oszustwa popełniane bezkarnie, nie mogą być pokonane ludzkimi środkami, nawet gdyby armia chwyciła za broń, aby przywrócić sprawiedliwość i ukarać złych. Ponieważ siły ludzkie, bez łaski Bożej i bez ożywienia nadprzyrodzoną wizją, są jałowe i nieskuteczne.

Istnieje jednak sposób walki z tym oszustwem, w które ludzkość popadła przez ponad trzy stulecia, to znaczy od czasu, gdy miała dość pychy i zarozumiałości, by deifikować człowieka i uzurpować sobie Królewską Koronę od Jezusa Chrystusa.  Tą drogą, nieomylną, bo Boską, jest powrót do pokuty, ofiary i postu. Nie próżnej pokuty tych, którzy biegają na bieżniach, nie głupiego poświęcenia tych, którzy się sterylizują, aby nie przeludniać planety, nie pustego postu tych, którzy pozbawiają się mięsa w imię zielonej ideologii.  Są to tylko diabelskie oszustwa, którymi uciszamy nasze sumienia.

Prawdziwa pokuta, do której owocnego wypełniania powinien nas zachęcać Wielki Post, to taka, przez którą każdy z nas ofiaruje niedostatki i cierpienia jako zadośćuczynienie za własne grzechy oraz za grzechy popełnione przez bliźnich, przez Narody i przez ludzi Kościoła. Prawdziwe poświęcenie to takie, w którym z wdzięcznością jednoczymy się z Ofiarą naszego Pana, nadając duchowy sens i nadprzyrodzony kres cierpieniu, na które zasługujemy. Prawdziwy post to ten, w którym pozbawiamy się pokarmu nie po to, by schudnąć, ale po to, by przywrócić prymat woli nad namiętnościami, duszy nad ciałem.

Umartwienia, wyrzeczenia i posty, które podejmiemy w czasie Wielkiego Postu, będą miały wartość zadośćuczynienia i pokuty. Zasłużą nam,  naszym bliskim, naszym bliźnim, naszej Ojczyźnie,  Kościołowi,  całemu światu i duszom czyśćcowych na łaski, które jako jedyne mogą powstrzymać gniew Boga Ojca, ponieważ jednocząc się z Ofiarą Jego Syna, przemienimy w nadprzyrodzony skarb to, co szatan wyrządził nam wszystkim, prowadząc nas do grzechu przez nieposłuszeństwo Panu. Ten skarb przywróci naruszony porządek i pogwałconą sprawiedliwość; naprawi błędy, które popełniliśmy w Adamie, a także osobiście. Piekielnemu chaosowi trzeba przeciwstawić boski kosmos; księciu tego świata – Króla królów; pysze – pokorę; buntom – posłuszeństwo. „Do tego bowiem zostaliście powołani, gdyż i Chrystus cierpiał za was, dając wam przykład, abyście wstępowali w Jego ślady. […] On grzechy nasze na ciele swoim poniósł na drzewo krzyża, abyśmy już nie żyjąc dla grzechu, żyli dla sprawiedliwości; Jego ranami zostaliście uzdrowieni” (1 P 2, 21-25).

Kończę tę medytację czytaniem z Mszy Świętej w Środę Popielcową. Jest on zaczerpnięty z Księgi proroka Joela i przypomina nam o roli kapłanów jako pośredników i orędowników w upominaniu ludu Bożego i wzywaniu go do nawrócenia. Jest to rola, o której wielu duchownych zapomniało, a nawet jej odmawia, uważając, że jest ona dziedzictwem Kościoła przestarzałego, Kościoła, który nie nadąża za duchem czasu, Kościoła, który wciąż wierzy, że Pana trzeba „przebłagać” pokutą i postem.

Na Syjonie dmijcie w róg, zarządźcie święty post, ogłoście uroczyste zgromadzenie. Zbierzcie lud, zwołajcie świętą społeczność, zgromadźcie starców, zbierzcie dzieci, i ssących piersi! Niech wyjdzie oblubieniec ze swojej komnaty a oblubienica ze swego pokoju! Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pańscy! Niech mówią: «Przepuść, Panie, ludowi Twojemu i nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami. Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież jest ich Bóg?» (Jl 2:15-19)

Dopóki jeszcze mamy czas, drodzy bracia i siostry, prośmy Boga o miłosierdzie, błagajmy Go o przebaczenie i zadośćuczynienie za popełnione grzechy. Bo nadejdzie dzień, kiedy czas miłosierdzia się skończy, a zacznie się dzień sprawiedliwości. Dies illa, dies iræ: calamitatis et miseriæ; dies magna et amara valde. Dzień ten będzie dniem gniewu: dniem katastrofy i nieszczęścia; dniem wielkim i prawdziwie gorzkim. W tym dniu Pan przyjdzie, aby sądzić świat ogniem: judicare sæculum per ignem.

Aby napomnienia Matki Bożej i mistycznych świętych spodobały się Bogu i prowadziły nas, w tej godzinie ciemności, do prawdziwego nawrócenia, do uznania naszych grzechów, do ich odpuszczenia w sakramencie spowiedzi oraz do zadośćuczynienia za nie postami i pokutami. W ten sposób ramię sprawiedliwości Bożej może zostać powstrzymane przez nielicznych, podczas gdy powinno spaść na wielu. Niech się tak stanie.

+ Carlo Maria Viganò, Arcybiskup

2 marca, w Środę Popielcową
Feria IV Cinerum, in capite jejunii

Tłum. Sławomir Soja Źródło: The Remnant (March 2, 2022) – „TENEBRAE: A Lenten Meditation Archbishop Viganò „

Gdy demon wije się podstępnie między internetem a telewizorem, quærens quem devoret [szukając kogo by pożreć].

O Apostolskiej Mszy Świętej – Orędzie Arcybiskupa Viganò do kapłanów i biskupów

Dilecta Mea [moja miłość] – O  Apostolskiej Mszy Świętej

Serdeczne orędzie abp.Viganò do kapłanów i biskupów

Wy, którzy ośmielacie się zakazywać Apostolskiej Mszy Świętej, czy kiedykolwiek ją odprawialiście? Wy, którzy z wysokości waszych  katedr rozprawiacie o „starej Mszy”, czy kiedykolwiek rozważaliście jej modlitwy, jej obrzędy, jej starożytne i święte gesty? W ciągu ostatnich kilku lat, sam zadawałem sobie to pytanie wiele razy. Choć znałem tę Mszę od najmłodszych lat; choć nauczyłem się do niej służyć i odpowiadać celebransowi w czasach gdy nosiłem jeszcze krótkie spodenki, prawie o niej zapomniałem i ją utraciłem. Introibo ad altare Dei.

Klęczałem w zimie na lodowatych stopniach ołtarza, przed wyjściem do szkoły, pociłem się w gorące letnie dni w moich ministranckich szatach, a jednak zapomniałem tę Mszę, choć była to Msza moich święceń kapłańskich 24 marca 1968 roku. Była to epoka, w której można już było dostrzec oznaki rewolucji, która wkrótce potem miała pozbawić Kościół jego najcenniejszego skarbu, narzucając na jego miejsce fałszywy rytuał.

Cóż, ta Msza, którą reforma soborowa zlikwidowała i zakazała w pierwszych latach mojego kapłaństwa, pozostała jako odległe wspomnienie, jak uśmiech ukochanej osoby, spojrzenie zaginionego krewnego, dźwięki niedzielnych dzwonów, przyjazne głosy bliskich krewnych. Było też coś, co miało związek z nostalgią, młodością, entuzjazmem tej epoki, w której zmiany w Kościele miały dopiero nadejść, a w której wszyscy chcieliśmy wierzyć, że dzięki nowej duchowej energii świat może otrząsnąć się z następstw drugiej wojny światowej i zagrożenia komunizmem. Wydawało nam się, że dobrobytowi ekonomicznemu może w jakiś sposób towarzyszyć moralne i religijne odrodzenie naszego narodu [włoskiego]. Wydawało nam się tak, pomimo rewolucji 1968 roku, agresji terytorialnych, terroryzmu, Czerwonych Brygad czy kryzysu na Bliskim Wschodzie. Tym sposobem, pośród niezliczonych obowiązków kościelnych i dyplomatycznych, wykrystalizowało się w mojej pamięci wspomnienie czegoś, czemu w rzeczywistości nie poświęcałem wiele uwagi, co było „chwilowo” odłożone na bok przez dziesięciolecia. Coś, co cierpliwie czekało, z pobłażliwością, na jaką stać tylko Boga.

Moja decyzja o ujawnieniu skandali wśród amerykańskich hierarchów i samej Kurii Rzymskiej była okazją, która sprawiła, że ponownie zacząłem rozważać, już w innym świetle, nie tylko moją rolę jako Arcybiskupa i Nuncjusza Apostolskiego, ale także istotę mojego kapłaństwa. Moja posługa, najpierw w Watykanie, a potem w Stanach Zjednoczonych, sprawiła, że w pewien sposób stało się ono niepełne,  bardziej skierowane na samo bycie księdzem niż na posługę kapłańską.

A to, czego do tej pory nie rozumiałem, stało się dla mnie jasne dzięki nieoczekiwanym okolicznościom, kiedy to moje osobiste bezpieczeństwo wydawało się zagrożone i znalazłem się, wbrew mojej woli, w sytuacji, w której musiałem żyć niemal w ukryciu, z dala od pałaców Kurii. To właśnie wtedy to błogosławione odosobnienie, które dziś uważam za rodzaj powołania zakonnego, doprowadziło mnie do ponownego odkrycia Mszy Świętej trydenckiej. Bardzo dobrze pamiętam dzień, w którym zamiast posoborowego ornatu założyłem tradycyjne szaty liturgiczne z ambrozjańskim cappino i manipularzem. Przypominam sobie strach, jaki odczuwałem wypowiadając ponownie po pięćdziesięciu prawie latach, modlitwy z Mszału. Słowa psalmu Judica me, Deus, Munda cor meum ac labia mea, nie były już słowami ministranta czy młodego seminarzysty, ale słowami celebransa, mnie, który po raz kolejny, a śmiem twierdzić, że po raz pierwszy, celebrował przed Trójcą Przenajświętszą. Bo choć prawdą jest, że kapłan jest osobą, która żyje przede wszystkim dla innych – dla Boga i dla bliźniego – to równie prawdą jest, że jeśli nie ma świadomości własnej tożsamości i nie pielęgnuje własnej świętości, to jego apostolstwo jest jałowe jak cymbał brzmiący.

Wiem dobrze, że te refleksje mogą pozostawić wielu niewzruszonymi, a nawet wzbudzić poczucie politowania u tych, którzy nigdy nie doznali łaski odprawiania Mszy Św. wszechczasów. Ale to samo dzieje się, jak sądzę, z tymi, którzy nigdy się nie zakochali i nie rozumieją entuzjazmu i czystej relacji ukochanego do ukochanej, albo z tymi, którzy nie znają radości zatracenia się w jej oczach. Tępy liturgista rzymski, hierarcha w skrojonym na miarę stroju duchownym i z krzyżem pektoralnym w kieszeni, konsultor Kongregacji Rzymskiej z najnowszym egzemplarzem Concilium lub Civiltà Cattolica w zasięgu wzroku, patrzy na Mszę św. Piusa V oczami entomologa [nauka zajmująca się badaniem owadów], analizując tę perykopę tak, jak przyrodnik obserwuje żyłki liścia lub skrzydła motyla. Rzeczywiście, czasami zastanawiam się, czy nie robią tego z aseptycznością patologa, który skalpelem rozcina żywe ciało. Ale jeśli kapłan o minimalnym poziomie życia wewnętrznego zbliży się do Mszy trydenckiej, niezależnie od tego, czy znał ją wcześniej, czy odkrywa ją po raz pierwszy, będzie głęboko poruszony złożonym majestatem obrzędu, jakby wyszedł poza czas i wszedł w wieczność Boga.

Chciałbym, aby moi bracia w biskupstwie i kapłaństwie zrozumieli, że Msza Św. jest z natury boska, ponieważ postrzega się w niej sacrum w sposób naoczny. Jest się dosłownie przeniesionym do Nieba, do obecności Trójcy Przenajświętszej i na dwór niebieski, z dala od zgiełku świata. Jest to pieśń miłosna, w której powtarzanie znaków czci i świętych słów nie jest w żaden sposób bezużyteczne. Podobnie  jak matka nigdy nie przestaje całować swojego syna, a ukochana nigdy nie przestaje mówić mężowi „kocham cię”.

Tam zapomina się o wszystkim, ponieważ wszystko, co się w niej mówi i śpiewa, jest wieczne, wszystkie gesty, które się w niej wykonuje, są odwieczne, są poza historią, ale zanurzone w kontinuum, które łączy Wieczernik, Kalwarię i ołtarz, na którym sprawowana jest Msza. Celebrans nie zwraca się do zgromadzonych, starając się być zrozumiałym, miłym, czy też sprawiać wrażenie nowoczesnego; zwraca się raczej do Boga: a przed Bogiem jest tylko poczucie nieskończonej wdzięczności za przywilej, że może nieść ze sobą modlitwy ludu chrześcijańskiego, radości i smutki tak wielu dusz, grzechy i niedociągnięcia tych, którzy błagają o przebaczenie i miłosierdzie, wdzięczność za otrzymane łaski i modlitwy za naszych drogich zmarłych. Jest się samotnym, a jednocześnie czuje się wewnętrznie zjednoczonym z nieprzebranym zastępem dusz, które to uczucie przekracza czas i przestrzeń.

Kiedy odprawiam Mszę Św. Apostolską, myślę o tym, jak na tym samym ołtarzu, konsekrowanym relikwiami Męczenników, tylu Świętych i tysiące kapłanów, używało tych samych słów, które ja wypowiadam, powtarzało te same gesty, wykonywało te same ukłony, nosiło te same szaty liturgiczne. Ale przede wszystkim, przyjmowało Komunię Świętą z tym samym Ciałem i Krwią naszego Pana, do którego wszyscy zostaliśmy upodobnieni, składając Najświętszą Ofiarę. Kiedy odprawiam Mszę Świętą wszechczasów, w najbardziej wzniosły i pełny sposób uświadamiam sobie prawdziwe znaczenie tego, czego uczy nas doktryna. 

Działanie in persona Christi nie jest mechanicznym powtarzaniem jakiejś formuły, ale świadomością, że moje usta wypowiadają te same słowa, które Zbawiciel wypowiedział nad chlebem i winem w Wieczerniku; że wznosząc Hostię i Kielich do Ojca, powtarzam Ofiarę, jakiej Chrystus dokonał z siebie na Krzyżu; że przyjmując Komunię świętą, spożywam tę Ofiarę i karmię się samym Bogiem, a nie uczestniczę w jakimś przyjęciu. Wtedy cały Kościół jest ze mną: Kościół Triumfujący, który  jednoczy się z moją modlitwą błagalną, Kościół Cierpiący, który oczekuje na nią, aby skrócić pobyt dusz w czyśćcu, i Kościół Walczący, który umacnia się w codziennej walce duchowej.

Jeśli jednak, jak to wyznajemy zgodnie z naszą wiarą, nasze usta są rzeczywiście ustami Chrystusa, jeśli nasze słowa podczas konsekracji są rzeczywiście słowami Chrystusa, jeśli ręce, którymi dotykamy świętej Hostii i kielicha są rękami Chrystusa, jakiż szacunek powinniśmy mieć dla naszego własnego ciała, zachowując je czystym i nieskażonym? Jaka może być lepsza zachęta do trwania w łasce Bożej? Mundamini, qui fertis vasa Domini. [Bądźcie czyści, którzy nosicie naczynia Pańskie] i ze słowami Mszału: Aufer a nobis, quæsumus, Domine, iniquitates nostras: ut ad sancta sanctorum puris mereamur mentibus introire. [Zgładź nieprawości nasze, prosimy Cię Panie, abyśmy do przybytku najświętszego, z czystym sercem mogli przystąpić.]

Teolog powie mi, że jest to powszechna doktryna, i że Msza właśnie tym jest, niezależnie od obrządku. Nie przeczę temu, racjonalnie rzecz ujmując. Ale podczas gdy celebracja Mszy trydenckiej jest nieustannym przypomnieniem nieprzerwanej ciągłości dzieła Odkupienia usianego Świętymi i Błogosławionymi wszystkich czasów, to wydaje mi się, nie dzieje się tak samo w przypadku obrządku zreformowanego. Gdy patrzę na stół versus populum, widzę tam ołtarz luterański lub stół protestancki.

Gdy czytam słowa ustanowienia Ostatniej Wieczerzy w formie narracji, słyszę modyfikacje z Common Book of Prayer Cranmera i nabożeństwa Kalwina. Gdy przeglądam zreformowany kalendarz, zauważam, że ci sami święci, którzy ogłaszali heretykami twórców Pseudoreformy, zostali z niego usunięci. To samo odnosi się do pieśni śpiewanych pod sklepieniem kościoła, które przeraziłyby angielskiego czy niemieckiego katolika: słyszącego hymny autorstwa tych, którzy mordowali ich kapłanów i deptali Najświętszy Sakrament w pogardzie dla „papistowskiego zabobonu”.

Powinniśmy zrozumieć przepaść, jaka istnieje między katolicką Mszą a jej soborowym falsyfikatem. Nie mówiąc już o języku: pierwszymi, którzy znieśli łacinę, byli heretycy, w imię umożliwienia ludowi lepszego zrozumienia obrzędów; ludowi, który oszukiwali, kwestionując objawioną Prawdę i propagując błąd. W Novus Ordo wszystko jest profanacją. Wszystko jest chwilowe, wszystko przypadkowe, wszystko warunkowe, zmienne i ulegające zmianie. Nie ma nic z tego, co wieczne, ponieważ wieczność jest niezmienna, tak jak niezmienna jest wiara. Tak jak Bóg jest niezmienny.

Powinniśmy zrozumieć przepaść, jaka istnieje między katolicką Mszą a jej soborowym falsyfikatem.

Jest jeszcze jeden aspekt tradycyjnej Mszy Świętej, który chciałbym podkreślić, a który łączy nas ze Świętymi i Męczennikami z przeszłości. Od czasów katakumb aż po ostatnie prześladowania, gdziekolwiek kapłan odprawia Najświętszą Ofiarę, nawet na strychu czy w piwnicy, w lesie czy w stodole, a nawet w furgonetce, jest w mistycznej komunii z zastępem heroicznych świadków wiary, a wzrok Trójcy Przenajświętszej spoczywa na tym zaimprowizowanym ołtarzu, wszystkie zastępy anielskie kłaniają się przed nim w adoracji; wszystkie dusze czyśćcowe wpatrują się w niego.

Także przez to, a zwłaszcza przez to, każdy z nas może zrozumieć, jak Tradycja tworzy nierozerwalną więź między wiekami, nie tylko w zazdrosnym strzeżeniu tego skarbu, ale także w stawianiu czoła próbom, które ta więź za sobą pociąga, aż do śmierci. W obliczu tego, arogancja obecnego tyrana, z jego obłąkańczymi dekretami, powinna nas umocnić w wierności Chrystusowi i dać nam odczuć, że jesteśmy integralną częścią Kościoła wszystkich czasów, ponieważ nie możemy zdobyć palmy zwycięstwa, jeśli nie jesteśmy gotowi do bonum certamen [dobrej walki]. 

W Novus Ordo wszystko jest profanacją

Chciałbym, aby moi współbracia odważyli się dokonać rzeczy nie do pomyślenia. Chciałbym, aby zbliżyli się do Mszy Świętej trydenckiej nie po to, aby nacieszyć się koronką alby czy z haftem ornatu, czy też ze względu na zwykłe racjonalne przekonanie o jej kanonicznej prawomocności lub o tym, że nigdy nie została zniesiona; ale raczej z pełną szacunku bojaźnią. Z tą samą bojaźnią, z jaką Mojżesz zbliżył się do płonącego krzewu: wiedząc, że każdy z nas, odchodząc od ołtarza po Ostatniej Ewangelii, jest w jakiś sposób wewnętrznie przemieniony, ponieważ tam zetknął się ze Świętością. Tylko tam, na tym mistycznym Synaju, możemy zrozumieć istotę naszego Kapłaństwa, które jest oddaniem się przede wszystkim Bogu; ofiarą z siebie samego wraz z Chrystusem Ofiarnikiem, na większą chwałę Bożą i dla zbawienia dusz; ofiarą duchową, która czerpie siłę i energię z Mszy Świętej. Jest wyrzeczeniem się siebie, aby ustąpić miejsca Najwyższemu Kapłanowi; znakiem prawdziwej pokory, polegający na unicestwieniu własnej woli i poddaniu się woli Ojca, za przykładem Pana. Jest gestem autentycznej „komunii” ze świętymi, polegającym na wspólnym wyznawaniu wiary i korzystaniu z tego samego obrzędu.

Chciałbym, aby tego „doświadczenia” doznali nie tylko ci, którzy od dziesięcioleci celebrują Novus Ordo, ale przede wszystkim młodzi kapłani i ci, którzy pełnią swoją posługę na pierwszej linii frontu: Msza Św. Piusa V jest dla dusz niepokornych, dla dusz hojnych i heroicznych, dla serc płonących miłością do Boga i bliźniego.

Wiem dobrze, że dzisiejsze życie kapłanów składa się z tysięcy prób, stresów, poczucia osamotnienia w walce ze światem, z obojętności i ostracyzmu przełożonych, z powolnego zużywania się, które odciąga od skupienia, od życia wewnętrznego i od wzrostu duchowego. I wiem bardzo dobrze, że jest to poczucie bycia oblężonym, znalezienia się w sytuacji żeglarza, który jest sam i musi przeprowadzić statek przez burzę. Nie jest to tylko udziałem tradycjonalistów czy postępowców, ale jest wspólnym losem tych wszystkich, którzy ofiarowali swoje życie Panu i Kościołowi. Każdy z nich mierzy się z własnymi nieszczęściami, z problemami ekonomicznymi, nieporozumieniami z biskupem, krytyką ze strony współbraci, a także wymaganiami wiernych. Bywają też godziny samotności, w których obecność Boga i Dziewicy Maryi wydają się znikać, tak jak w „Nocy ciemnej” Św. Jana od Krzyża. Quare me repulisti? Et quare tristis incedo, dum affligit me inimicus?[czemu mnie odrzucasz i czemu smutny chodzę, gdy nieprzyjaciel mnie nęka].

Gdy demon wije się podstępnie między internetem a telewizorem, quærens quem devoret [szukając kogo by pożreć], wykorzystując nasze zmęczenie odstępstwem. W takich przypadkach, z którymi wszyscy musimy się mierzyć, tak jak nasz Pan w Getsemani, to właśnie w nasze Kapłaństwo chce uderzyć szatan, działając tak przekonująco, jak Salomea przed Herodem, prosząc nas o dar głowy Jana Chrzciciela. Ab homine iniquo, et doloso erue me [wybaw mnie od człowieka fałszywego i podstępnego]. W tej próbie wszyscy jesteśmy tacy sami: ponieważ zwycięstwo, które chce odnieść nieprzyjaciel, nie odnosi się tylko do biednych dusz ochrzczonych, ale także do Chrystusa Kapłana, którego namaszczenie nosimy.

Z tego powodu, dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, Msza Święta trydencka jest jedyną kotwicą ratunku katolickiego kapłaństwa, ponieważ w niej kapłan odradza się każdego dnia w tym uprzywilejowanym czasie intymnego zjednoczenia z Trójcą Przenajświętszą i z niej czerpie niezbędne łaski, aby nie popaść w grzech, aby postępować na drodze świętości i aby na nowo odkryć zdrową równowagę, z którą może stawić czoła swojej posłudze.

Każdy, kto uważa, że wszystko to można zlikwidować jako kwestię czysto ceremonialną lub estetyczną, nie zrozumiał nic z własnego powołania kapłańskiego. Ponieważ Msza Święta „wszechczasów” – i rzeczywiście taka jest, ponieważ odwiecznie była zwalczana przez Wroga – nie jest uległą kochanką, która ofiarowuje się komukolwiek, ale raczej zazdrosną i czystą Oblubienicą, tak zazdrosną jak Pan. 

Czy chcesz się podobać Bogu, czy temu, który cię od Niego oddala? Podstawa tego pytania jest zawsze taka sama: wybór pomiędzy łagodnym jarzmem Chrystusa a kajdanami niewoli Jego przeciwnika. Odpowiedź ukaże się wam w sposób jasny i klarowny w chwili, gdy i wy, zachwycając się tym ogromnym skarbem, który był przed wami ukryty, zrozumiecie, co to znaczy sprawować Najświętszą Ofiarę nie jako żałośni „przewodniczący zgromadzenia”, ale raczej jako „słudzy Chrystusa i szafarze tajemnic Bożych” (1 Kor 4, 1).

Weźcie do ręki Mszał, poproście o pomoc znajomego kapłana i wejdźcie na Górę Przemienienia: Emitte lucem tuam et veritatem tuam: ipsa me deduxerunt, et adduxerunt in montem sanctum tuum, et in tabernacula tua. [Ześlij światłość swoją i prawdę swoją, one mnie poprowadzą i przywiodą na świętą górę Twoją, aż do przybytków Twoich]. Jak Piotr, Jakub i Jan, będziecie wołać: Domine, bonum est nos hic esse – „Panie, dobrze, że tu jesteśmy” (Mt 17,4). Albo słowami Psalmisty, które celebrans powtarza na Offertorium: dilexi decorem domus tuæ, et locum habitationis gloriæ tuæ. [Umiłowałem Panie piękność domu Twego, stałe mieszkanie Twojego majestatu.]

Gdy ją odkryjecie, nikt nie będzie w stanie odebrać wam tego, przez co Pan nie nazywa was już sługami, lecz przyjaciółmi (J 15, 15). Nikt nigdy nie będzie w stanie przekonać was do wyrzeczenia się Go, zmuszając was do zadowolenia się Jego fałszywym obrazem, które zrodziły zbuntowane umysły. Eratis enim aliquando tenebræ: nunc enim lux in Domino. Ut filii lucis ambulate. „Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu. Postępujcie więc jak dzieci światłości” (Ef 5, 8). Propter quod dicit: Surge qui dormis, et exsurge a mortuis, et illuminabit te Christus. „Dlatego mówi: Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a Chrystus cię oświeci” (Ef 5, 14).

+Carlo Maria Viganó, Arcybiskup

2 stycznia 2022
Najświętszego Imienia Jezus

—————-

Tłum. Sławomir Soja

Źródło: The Remnant  (January 14, 2022) – „THE LATIN MASS: Viganò Remembers What Francis Wants Us to Forget”

Arcybiskup Viganò: Wszyscy wiemy, że od dwóch lat na całym świecie dokonywany jest zamach stanu, planowany przez grupę spiskowców…

Przesłanie

Drodzy Amerykanie, Drodzy Przyjaciele!

Od dwóch lat na całym świecie dokonywany jest globalny zamach stanu, planowany od pewnego czasu przez „elitarną” grupę spiskowców zniewolonych działaniami międzynarodowej finansjery. Przewrót ten był możliwy dzięki wykorzystaniu zjawiska nadzwyczajnej pandemii, która opiera się na istnieniu wirusa, którego śmiertelność jest niemal analogiczna do śmiertelności każdego innego sezonowego wirusa grypy, na delegitymizacji i zakazie skutecznych metod leczenia oraz na dystrybucji eksperymentalnego serum genowego, które jest oczywiście nieskuteczne i które również w oczywisty sposób niesie ze sobą niebezpieczeństwo poważnych, a nawet śmiertelnych skutków ubocznych.

Wszyscy wiemy, jak bardzo media głównego nurtu przyczyniły się do wsparcia obłąkańczej narracji o pandemii, jakie interesy wchodzą w grę i jakie są cele tych ludzi. Dla przypomnienia, są to: zmniejszenie światowej populacji, uczynienie tych, którzy przeżyją, chronicznie chorymi oraz narzucenie form kontroli, które naruszają podstawowe prawa i naturalne wolności obywateli. Pomimo tego, dwa lata po rozpoczęciu tej groteskowej farsy, która pochłonęła więcej ofiar niż wojna i zniszczyła tkankę społeczną, gospodarki narodowe i podstawy państwa prawa; nadal nic się nie zmieniło w polityce państw i ich reakcji na tak zwaną pandemię.

W zeszłym roku, kiedy wielu jeszcze nie rozumiało powagi nadchodzącego zagrożenia, byłem jednym z pierwszych, którzy potępili ten zamach stanu i natychmiast zostałem uznany za „zwolennika teorii spiskowych”. Dziś coraz więcej ludzi otwiera oczy i zaczyna rozumieć, że pandemia i „ekologiczny stan wyjątkowy” są częścią zbrodniczego planu uknutego przez Światowe Forum Ekonomiczne, ONZ, WHO oraz całą galaktykę organizacji i fundacji, które ideologicznie są wyraźnie antyludzkie i – trzeba to wyraźnie powiedzieć – antychrześcijańskie.

Jednym z elementów, które jednoznacznie potwierdzają zbrodniczy charakter Wielkiego Resetu, jest doskonała synchronizacja działań różnych państw, świadcząca o istnieniu jednego scenariusza pod jednym kierownictwem. Niepokojące jest to, że brak leczenia, błędne leczenie w celu spowodowania większej liczby zgonów, decyzja o wprowadzeniu lokdałnów i masek, milczenie na temat negatywnych skutków tak zwanych „szczepionek”, które w rzeczywistości są surowicami genowymi, oraz ciągłe i rozmyślne powtarzanie błędów, były możliwe wyłącznie dzięki współudziałowi rządzących oraz instytucji na czele których stoją.

Przywódcy polityczni i religijni, parlamentarzyści, naukowcy i lekarze, dziennikarze i ci, którzy pracują w mediach, dosłownie zdradzili swoich współobywateli, ich prawa, ich Konstytucje i najbardziej podstawowe zasady etyczne.

Oszustwo wyborcze w wyborach prezydenckich w 2020 roku, skierowane przeciwko prezydentowi Trumpowi okazało się instrumentalne dla tej globalnej operacji, ponieważ narzucenie bezprawnych ograniczeń wraz naruszeniem zasad prawa, nie mogłoby się odbyć bez udziału amerykańskiego prezydenta. Partia Demokratyczna, jako część „głębokiego państwa”, wykonuje swoje zadanie wspierając system. Podobnie zachowuje się głęboki kościół, mając w Bergoglio swojego propagandystę. Ostatnie orzeczenia Sądu Najwyższego i autonomiczne działania niektórych amerykańskich stanów – gdzie obowiązek szczepień został uznany za niekonstytucyjny – dają nam nadzieję, że ten zbrodniczy plan może się załamać, a odpowiedzialni za to, zostaną nazwani i osądzeni: zarówno w Ameryce, jak i na całym świecie.

Sytuacja jest teraz jasna. Na całym świecie, w imię wypaczonej koncepcji wolności, stopniowo usunęliśmy Boga ze społeczeństwa i systemu prawnego. Zaprzeczyliśmy istnieniu wiecznej i transcendentnej zasady, obowiązującej wszystkich ludzi wszystkich czasów, do której muszą się dostosować prawa państwowe. Zastąpiliśmy tę absolutną zasadę arbitralnością jednostek, zasadą, że każdy jest swoim własnym prawodawcą. W imię tej obłąkańczej wolności – która jest samowolą i libertynizmem – pozwoliliśmy na łamanie prawa Bożego i prawa natury, legitymizując zabijanie dzieci w łonie matki, nawet do samego momentu narodzin; zabijanie chorych i starszych na oddziałach szpitalnych; niszczenie naturalnej rodziny i małżeństwa; uznaliśmy prawa do wad i grzechu, przedkładając zboczenia jednostek nad dobro społeczeństwa. Krótko mówiąc, obaliliśmy cały porządek moralny, który stanowi nieodzowną podstawę praw i życia społecznego każdego narodu. Już w IV w. przed Chrystusem, Platon pisał o tym w swoim ostatnim dziele „Prawa” i upatrywał przyczyny ateńskiego kryzysu politycznego właśnie w rozerwaniu boskiego porządku – kosmosu – związku między tymi odwiecznymi zasadami a prawami ludzkimi.

Te naturalne zasady moralne świata grecko-rzymskiego znalazły swoje spełnienie w chrześcijaństwie, które zbudowało cywilizację zachodnią, nadając im nadprzyrodzony impuls. Chrześcijaństwo jest najsilniejszą obroną przed niesprawiedliwością, najsilniejszą strażą przed uciskiem silnych nad słabymi, gwałtownych nad spokojnymi, złych nad dobrymi, ponieważ moralność chrześcijańska czyni każdego z nas odpowiedzialnym przed Bogiem i bliźnimi za nasze czyny, zarówno jako obywatela, jak i władcy. Syn Boży, którego Narodziny będziemy świętować za kilka dni, stał się Wcielony w czasie i w historii, aby uleczyć starożytną ranę i przywrócić przez Łaskę, porządek naruszony przez nieposłuszeństwo. Jego społeczne Królowanie było zasadą generującą ordo Christianus, które od dwóch wieków jest zaciekle zwalczane przez masonerię: ponieważ rewolucja, którą ona promuje, jest chaosem, jest nieładem, jest piekielnym buntem przeciwko boskiemu porządkowi, aby narzucić tyranię szatana.

Teraz, gdy widzimy, co się dzieje wokół nas, rozumiemy, jak złudne były obietnice postępu i wolności składane przez tych, którzy niszczyli chrześcijańskie społeczeństwo i jak zwodnicza była perspektywa nowej wieży Babel, zbudowanej nie tylko bez oglądania się na Boga, ale nawet w bezpośredniej opozycji wobec Niego. Piekielne wyzwanie nieprzyjaciela jest powtarzane przez wieki w niezmienionej formie, ale jest skazane na nieuchronną porażkę. Za tym liczącym tysiące lat spiskiem, stoi zawsze ten sam przeciwnik , a jedyne, co się zmienia, to konkretne osoby, które z nim współpracują. 

Drodzy amerykańscy bracia i siostry! Drodzy Patrioci! Jest to kluczowy moment dla przyszłości Stanów Zjednoczonych Ameryki i całej ludzkości. Zagrożenie pandemią, farsa globalnego ocieplenia i zielonej gospodarki, oraz kryzys gospodarczy celowo wywołany przez Wielki Reset przy współudziale głębokiego państwa, są jedynie konsekwencją znacznie poważniejszego problemu i konieczne jest jego dogłębne zrozumienie, jeśli chcemy go pokonać. Problem ten jest przede wszystkim moralny; w istocie jest on religijny. Musimy postawić Boga z powrotem na pierwszym miejscu nie tylko w naszym życiu osobistym, ale także w życiu naszego społeczeństwa. Musimy przywrócić Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi Koronę, którą  wydarła Mu rewolucja, ale żeby to się stało, konieczne jest prawdziwe i głębokie nawrócenie jednostek i społeczeństwa. Jest bowiem absolutnie niemożliwym, aby mieć nadzieję na koniec tej globalnej tyranii, jeśli nadal będziemy usuwać z Królestwa Chrystusa narody, które do Niego należą i muszą należeć. Z tego powodu ruch na rzecz obalenia Roe v. Wade nabiera również bardzo ważnego znaczenia, ponieważ poszanowanie świętości życia nienarodzonych musi być usankcjonowane przez prawo pozytywne, jeśli ma ono być zwierciadłem Prawa wiecznego.

Ożywia was tęsknota za sprawiedliwością, jest to słuszne i dobre pragnienie. „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości”, mówi Pan (Mt 5, 6). Ale ta sprawiedliwość musi opierać się na świadomości, że jest to walka duchowa, w której trzeba stanąć po jednej ze stron bez dwuznaczności i bez kompromisu, trzymając się transcendentnych i wiecznych odniesień, które dostrzegali nawet pogańscy filozofowie, a które znalazły swoje wypełnienie w Objawieniu Syna Bożego, Boskiego Mistrza. 

Mój apel o sojusz antyglobalistyczny – który dziś ponawiam – ma właśnie na celu stworzenie ruchu moralnego i duchowego odrodzenia, który zainspiruje działania obywatelskie, społeczne i polityczne tych, którzy nie chcą być niewolnikami Nowego Porządku Świata. Ruchu, który na poziomie narodowym i lokalnym będzie w stanie znaleźć sposób na przeciwstawienie się Wielkiemu Resetowi i który skoordynuje potępienie zamachu stanu, który odbywa się na naszych oczach. Ponieważ mając świadomość, kim jest nasz przeciwnik i jakie są jego cele i zadania, możemy zakłócić tę zbrodniczą akcję, którą zamierza przeprowadzić i zmusić go do odwrotu. W tym celu sprzeciw wobec farsy pandemii i obowiązku szczepień musi być zdecydowany i odważny ze strony każdego z was.

Wasza działalność musi być zatem dziełem prawdy, wydobywającym na światło dzienne kłamstwa i oszustwa Nowego Porządku Świata oraz ich antyludzki i antychrystowy szablon. W tym celu, wszyscy ludzie dobrej woli – każdy na swoim zawodowym i obywatelskim odcinku – muszą koordynować i organizować się, aby razem stawić zdecydowany, ale pokojowy i nie legitymizować tyranii tych, którzy dziś sprawują władzę.

Bądźcie dumni z waszej tożsamości amerykańskich patriotów i z wiary, która pobudza wasze życie. Nie pozwólcie, aby ktokolwiek sprawił, że poczujecie się gorsi tylko dlatego, że kochacie swoją ojczyznę, że jesteście uczciwi w pracy, że chcecie chronić swoją rodzinę i wychowywać swoje dzieci w zdrowych wartościach, że szanujecie osoby starsze, że chronicie życie od poczęcia do jego naturalnego końca. Nie dajcie się zastraszyć ani uwieść tym, którzy propagują bałamutny i wirtualny świat, w którym bezimienna władza narzuca wam pogardę dla Prawa Bożego, przedstawia grzech i wady jako dozwolone i pożądane, gardzi sprawiedliwością i moralnością, niszczy naturalną rodzinę i promuje najgorsze perwersje, planuje śmierć bezbronnych i słabych istot oraz wykorzystuje ludzkość dla własnego zysku lub zachowania władzy. 

Bądźcie godnymi spadkobiercami wielkiego Arcybiskupa Fultona Sheena i nie podążajcie za tymi spośród waszych Pasterzy, którzy zdradzili polecenie i upoważnienie otrzymane od Naszego Pana, którzy narzucają wam bezprawne nakazy lub milczą wobec dowodów niesłychanej zbrodni przeciwko Bogu i ludzkości.

Niech to Święte Boże Narodzenie rozświetli wasze umysły i rozpali wasze serca przed Dzieciątkiem-Królem, które leży w żłobie. Tak jak chóry Aniołów i hołd Magów zjednoczyły się z prostą adoracją pasterzy, tak również dzisiaj wasze zaangażowanie w moralne odrodzenie Stanów Zjednoczonych Ameryki – jednego Narodu pod Bogiem – będzie miało błogosławieństwo naszego Pana i zgromadzi wokół was tych, którzy wami rządzą. Amen.

Niech Bóg was błogosławi i niech Bóg błogosławi Stany Zjednoczone Ameryki.

+ Carlo Maria Viganò, Arcybiskup 18 grudnia 2021

Tłum. Sławomir Soja

Źródło: The Remnant (December 23, 2021) – „Archbishop Viganò’s Message to the American People”

Propter nos homines et propter nostram salutem – dla nas ludzi i dla naszego Zbawienia.

Przesłanie Arcybiskupa Viganò na Boże Narodzenie

W 25 dniu grudnia, w 13 księżycu, gdy wieki niezliczone biegły swoim torem od stworzenia świata, gdy Bóg, na początku stworzył niebo i ziemię, i ukształtował człowieka na swoje podobieństwo; gdy minęły już stulecia od czasu, gdy Wszechmogący, po wielkim potopie umieścił swój łuk w chmurach, jako znak przymierza i pokoju; w XXI wieku od czasu, gdy Abraham, nasz ojciec w wierze, wyszedł z Ur chaldejskiego w trzynastym wieku od czasu, gdy lud Izraela był wyprowadzony przez Mojżesza z Egiptu; około tysięcznego roku od czasu, gdy Dawid został namaszczony na króla; w sześćdziesiątym piątym tygodniu proroctwa Daniela; w 195 Olimpiadzie; w roku 752 od założenia Rzymu; w 42 roku panowania Cezara Oktawiana Augusta, gdy na całym świecie panował pokój, JEZUS CHRYSTUS, odwieczny Bóg i Syn odwiecznego Ojca, pragnąc poświęcić świat swoją najmiłościwszą obecnością, począł się za sprawą Ducha Świętego, a gdy upłynęło dziewięć miesięcy od Jego poczęcia, narodził się z Maryi Dziewicy w Betlejem judzkim i stał się człowiekiem. Narodzenie Pana naszego Jezusa Chrystusa podług ciała. 

Martyrologium Romanum, 25 grudnia

Jak co roku, w cyklu pór roku i historii, Kościół święty świętuje teraz narodziny według ciała Pana naszego Jezusa Chrystusa, odwiecznego Boga i Syna odwiecznego Ojca, poczętego dzięki działaniu Ducha Świętego przez Maryję Dziewicę. Poprzez uroczyste słowa liturgii, Narodziny Odkupiciela narzucają się ludzkości, dzieląc czas na „przed” i „po”. Nic już nie będzie takie samo jak przedtem: od tej chwili Pan wciela się, aby dokonać dzieła Zbawienia i definitywnie wyrywa człowieka, który upadł w Adamie, z niewoli szatana. To, drogie dzieci, jest nasz „Wielki Reset”, dzięki któremu Opatrzność Boża przywróciła porządek naruszony przez starożytnego Węża grzechem pierworodnym naszych Pierwszych Rodziców… Reset, z którego wykluczeni są aniołowie odstępcy i ich przywódca Lucyfer, ale który dał wszystkim ludziom łaskę, aby mogli skorzystać z Ofiary Boga, który stał się człowiekiem, i odzyskać życie wieczne, do którego byli przeznaczeni od stworzenia Adama.

Cóż za wspaniały gest Miłosierdzia wobec stworzeń od początku buntowniczych wobec ich Stwórcy. Co za Boska Miłość, która dała nieposłusznemu człowiekowi okup za jego nieskończoną winę, przyjmując ofiarę swego Boskiego Syna na krzyżu. Jaka Boska Pokora, która odpowiedziała na pychę człowieka posłuszeństwem Drugiej Osoby Trójcy Świętej, wcielonej „propter nos homines et propter nostram salutem” – dla nas ludzi i dla naszego Zbawienia. To jest prawdziwy „Nowy Porządek”, zamierzony przez Boga i przeznaczony do trwania przez wieczność wieków, po tysiącu bitew tej wojny, w której wiecznie Pokonany usiłuje nie dopuścić do tego, aby chwała Boskiego Majestatu stała się udziałem nas, biednych śmiertelnych stworzeń. Jest to triumf Tego, który nie zadowolił się stworzeniem człowieka, obdarzając go swoją doskonałością i swoją przyjaźnią, ale po tym, jak człowiek zdradził Go, oddając się jako niewolnik diabłu, postanowił go odkupić – redemptio to właśnie instytucja prawa rzymskiego, dzięki której niewolnik zostaje wykupiony i staje się ponownie wolny – tym razem za cenę Przenajdroższej Krwi swego Jednorodzonego Syna. Jest to również triumf Matki Bożej, która w Tajemnicy Wcielenia zrodziła Odkupiciela, to Święte Dziecko przeznaczone na cierpienie i śmierć za nas. To Ona w Protoewangelii została obiecana jako zwyciężczyni nad Wężem, w odwiecznej wrogości między Jej rodem a Nieprzyjacielem.

W tym celu zebrano Naród Wybrany, w tym celu zaprowadzono go do Ziemi Obiecanej. W tym celu Duch Święty natchnął proroków, wskazując czas i miejsce narodzin Zbawiciela. W tym celu Aniołowie wyśpiewali swoje Gloria przy grocie, a Magowie podążyli za Gwiazdą, aby adorować Dziecię owinięte w pieluszki jak syna królewskiego. Na to Dziewica wyśpiewała swoje Magnificat, a mały święty Jan Chrzciciel poruszył się w łonie świętej Elżbiety. Na to Symeon wypowiedział Nunc dimittis [„Teraz, o Panie, pozwól odejść”], trzymając w ramionach obiecanego Mesjasza.

Veni, Emmanuel: captivum solve Israël. Przyjdź, Emmanuelu, wyzwól swój zniewolony lud. Wyzwól go także dzisiaj, jak wyzwoliłeś go Swoimi Najświętszymi Narodzinami oraz Swoją Męką i Śmiercią. Uwolnij swój Kościół święty, ujawniając fałszywych pasterzy i najemników, jak ujawniłeś zawiść arcykapłanów i ich milczenie wobec proroctw mesjańskich, które były ukryte przed prostym ludem. Uwolnij narody od złych władców, od korupcji, od niewoli władzy i pieniądza, od niewoli księcia tego świata, od kłamstwa fałszywej wolności, od oszustwa fałszywego postępu, od buntu przeciw Twemu świętemu Prawu. Uwolnij każdego z nas od naszych nieszczęść, od grzechu, od pychy, od domniemania, że można się zbawić bez Ciebie. Uwolnij nas od choroby, która dotyka naszą duszę, od zarazy wad, które zarażają nasze życie, od iluzji, że możemy pokonać śmierć, która jest sprawiedliwą nagrodą za nasz bunt. Bo tylko Ty, Panie, jesteś prawdziwym Wyzwolicielem; tylko w Tobie, który jesteś Prawdą, będziemy wolni, zobaczymy, jak spadają łańcuchy, które wiążą nas ze światem, z ciałem i z diabłem.

Veni, o Oriens. Przyjdź, o Wschodzące Słońce: oddal cienie i rozprosz ciemności nocy. Veni, Clavis Davidica. Przyjdź, Kluczu Dawida, otwórz szeroko naszą niebieską ojczyznę, zabezpiecz drogę do nieba i zamknij drzwi do piekła.

Veni, Adonai. Przyjdź, o potężny Panie, który na Synaju dałeś z góry Prawo swojemu ludowi, w majestacie swojej chwały. Veni, Rex gentium. Przyjdź, Królu ludów, aby królować nad nami, Księciu Pokoju, Aniele Wielkiej Rady. Przyjdź i zstąp w czas i historię, zburz tę piekielną wieżę Babel, którą zbudowaliśmy, rzucając Ci wyzwanie w Twoim Majestacie.

Przyjdź, Panie. Ponieważ w ciągu tych dwóch lat pandemicznego szaleństwa zrozumieliśmy, że piekło nie polega tak bardzo na cierpieniu ciała, ale na desperackiej świadomości, że jesteś daleko, polega na Twoim milczeniu, na tym, że pozwalasz nam zatopić się w głuchej grozie Twojej nieobecności.

I błogosławiona niech będzie Twoja Najświętsza Matka i nasza Matka, którą zostawiłaś u naszego boku w tych strasznych dniach jako naszą Orędowniczkę, ponieważ w obliczu tego piekła na ziemi możemy znaleźć duchowe lekarstwo, które pozwala nam przyjąć Cię do naszych dusz, do naszych rodzin, do naszych narodów, zwracając Ci tę koronę, którą  uzurpowaliśmy.

Błogosław, o Dziecię Królu, tych, którzy pozwolą się zwyciężyć Twojej miłości, dla której nie zawahałeś się wcielić i umrzeć za nas. Niech ta Boska Miłość będzie przyjęta z wdzięcznym zdumieniem przez tych, którzy umarli w Adamie, a w Tobie, nowym Adamie, zostali odrodzeni; przez tych, którzy upadłszy z Ewą, w Maryi, nowej Ewie, zmartwychwstaną. Niech tak się stanie.

+ Carlo Maria Viganò, Arcybiskup

Tłum. Sławomir Soja https://www.bibula.com/?p=130014

Arcybiskup Viganò: Agencje leków w USA i Europie zapobiegły stosowaniu hydroksychlorochiny, iwermektyny, amantadyny

Szokujący list w sprawie programu szczepień.

Viganò twierdzi, że szczepionki zwykle przechodzą lata rygorystycznych testów, a brak takiego procesu w przypadku szczepień na COVID-19 wskazuje, że władze zdrowia publicznego prowadzą „eksperymenty na całej populacji świata”.

Arcybiskup odniósł się do terapii lekami, które okazały się skuteczne w zwalczaniu COVID bez ryzyka związanego ze szczepionkami, zauważając, że takie leki są dyskredytowane przez globalne organizacje zdrowotne i media.

„Trzeba powtórzyć, że istnieją skuteczne terapie, które leczą pacjentów i pozwalają im rozwinąć trwałą naturalną obronę immunologiczną, czego nie zapewniają szczepionki” napisał.

 „Co więcej, te zabiegi nie powodują poważnych skutków ubocznych, ponieważ stosowane leki są licencjonowane od dziesięcioleci”.

„Międzynarodowe standardy określają, że eksperymentalny lek nie może być dopuszczony do dystrybucji chyba że nie istnieje skuteczne alternatywne leczenie: dlatego agencje leków w USA i Europie zapobiegły stosowaniu hydroksychlorochiny, iwermektyny, [amantadyny md], osocza hiperodpornościowego i innych terapii o udowodnionej skuteczności” dodał.

Viganò dalej stwierdza, że ​​szczepionki, które okazują się nieskuteczne w zapobieganiu zarażaniu się i przenoszeniu wirusa, oznaczają, że nie można ich nawet nazwać szczepionkami.

„W rzeczywistości „szczepionka” jest definiowana jako preparat medyczny mający na celu wywołanie przez organizm wytwarzania ochronnych przeciwciał, nadających specyficzną odporność na określoną chorobę zakaźną (wirusową, bakteryjną, pierwotniakową). Definicja ta została niedawno zmieniona przez WHO, ponieważ w przeciwnym razie nie byłaby w stanie objąć leków anty-Covid, które nie indukują wytwarzania ochronnych przeciwciał i nie nadają specyficznej odporności na chorobę zakaźną SarsCoV-2”.

Paul Joseph Watson, summit.news USA 2021-11-04

http://www.prisonplanet.pl/kultura/arcybiskup_vigan,p1711596957

Dr Robert Malone przyłącza się do apelu arcybiskupa Viganò o budowę Sojuszu Antyglobalistycznego

W obliczu tworzącej się na naszych oczach globalnej tyranii, 18 listopada 2021 roku arcybiskup Carlo Maria Viganò, były nuncjusz apostolski w Stanach Zjednoczonych, wezwał do zawiązania Sojuszu Antyglobalistycznego.

Abp Viganò mówił m.in.:

Od dwóch lat jesteśmy świadkami globalnego zamachu stanu, w którym elita finansowa i ideologiczna zdołała przejąć kontrolę nad częścią rządów krajowych, instytucjami publicznymi i prywatnymi, mediami, sądownictwem, politykami i przywódcami religijnymi. Wszyscy oni, bez wyjątku, stali się niewolnikami tych nowych panów, którzy zapewniają władzę, pieniądze i poparcie społeczne swoim wspólnikom. Podstawowe prawa, które jeszcze do wczoraj były prezentowane jako nienaruszalne, zostały podeptane w imię nagłych kryzysów. Dziś jest to zagrożenie sanitarne, jutro ekologiczne, a po nim zagrożenie dla internetu.

[Całość: „Abp Viganò wzywa do sojuszu antyglobalistycznego celem powstrzymania globalnego zniewolenia ludzkości”]

Do apelu abp. Viganò dołączył się znany naukowiec, dr Robert Malone, twórca technologii mRNA będącej platformą dla szczepionek mRNA. Dr Malone, ze znanego niemal jedynie w kręgach naukowych skromnego człowieka, stał się nagle przedmiotem wściekłego ataku, gdy wziął udział w programie internetowym, w którym powiedział kilka słów prawdy o obecnych tzw. „szczepionkach przeciwko Covid-19”, przestrzegając przed ich przyjmowaniem (zob. „Dr Robert Malone o zagrożeniach terapii genowych na C-19„). Od tego momentu kampania nienawiści wobec jego oraz jego rodziny, doprowadziła do cenzury w mediach, w periodykach naukowych, a on sam nie ugiął się, lecz podjął odważną walkę z dezinformacją i o przekazywanie prawdy.

Jest to tym bardziej budujące, że wezwanie abp. Viganò dotyczy tworzenia i udziału antyglobalistycznego sojuszu, który ma mieć podstawy wynikające z wartości chrześcijańskich i powrotu do katolickiej Tradycji, a sam dr Malone nie określa siebie jako człowieka religijnego. Mimo to, widząc taki Sojusz jako jedyną możliwość walki ze złem, dr Malone mówi:

Przekonałem się, tak jak on [abp Viganò], że mamy do czynienia z celami wykraczającymi poza masowe wyszczepianie oraz „zdrowie publiczne”, i chociaż nie chciałem penetrować tych intelektualnych zagadnień, to jednak nie jest niemożliwe wyciągnięcie takich wniosków z tego co się teraz dzieje na świecie – z [oficjalnych] tłumaczeń, że chodzi o zdrowie publiczne, szczepienia i walkę z wirusami – że mamy do czynienia z erozją naszych praw, i że stoi za tym jakaś większa siła.

Przypomnijmy, że abp Viganò wielokrotnie wskazywał, że za projektem i realizacją „pandemii” oraz Wielkiego Resetu stoi Głębokie państwo oraz „pandemiczny Sanhedryn”. [zob. „Rozważania Arcybiskupa Viganò na temat Wielkiego Resetu i Nowego Porządku Świata„]

Dr Malone kontynuuje:

– Mam kolegów, którzy obszernie wyjaśniają mówiąc, że chodzi o diabelską siłę. Wśród wielu ludzi wzrasta poczucie zrozumienia, że dzieje się tutaj coś fundamentalnie diabelskiego. Ja sam przekonałem się, że jesteśmy w sytuacji, która w gruncie rzeczy jest wzrostem i ekspansją globalnej tyranii, zharmonizowanego działania, zarządzanego zgodnie w wielu krajach, i okazuje się być zgodna z ekonomicznymi interesami małej grupy funduszy inwestycyjnych reprezentujących większość globalnego zachodniego systemu kapitałowego.

– W mojej opinii, jeśli w świecie zachodnim jest jeszcze pozostałość moralnego autorytetu, to jest to Kościół katolicki, jako główna ostoja autorytetu moralnego. I miałem nadzieję, że Kościół katolicki przyjmie pryncypialną postawę i pokaże, że [to co się dzieje] jest złem, że jest to fundamentalnie przeciwne ludzkości, temu w co wierzyliśmy jako ludzkość. I to jest przyczyna dla której wsparłem Arcybiskupa. Byłem bardzo zadziwiony odwagą Arcybiskupa, że mówi o tych rzeczach tak otwarcie, jak również poczułem się nieco umocniony tym, że jest ktoś reprezentujący inną dziedzinę, obraca się w innych kategoriach, inną tradycję, a jednak dochodzi to tych samych konkluzji co ja.

– Co zatem, w obliczu dysfunkcjonującego rządu i publicznego systemu zdrowia, możemy zrobić? Budować kontakty w ramach lokalnej społeczności. W tym również mieści się tworzenie listy kontaktowej, szczególnie osób starszych mieszkających w lokalnej społeczności. Czy będzie to kościół, czy jakiś ratusz, bez względu na to jakie są twoje polityczne i społeczne struktury, próbuj budować społeczność, twórz listy kontaktowe, listy telefonów, utrzymujcie ze sobą kontakty, a szczególnie utrzymujcie kontakty z ludźmi wysokiego ryzyka [zdrowotnego], starszymi, itp.

– Myślę, że nawiększym aktem kryminalnym jest to, że gdy schorzały stary człowiek zmierza się z wirusem, idzie do szpitala, a tam słyszy: „Nie jesteś wystarczająco chory – idź z powrotem do domu, weź aspirynę i zadzwoń do nas gdy się gorzej poczujesz.” I oni wracają do domu i umierają. Umierają w samotności. A jest to całkowicie bezzasadne, ponieważ wczesne leczenie może im pomóc. Ale to wszystko zaczyna się od zdania sobie sprawy, z tego co ma teraz miejsce, co się dzieje na globalną skalę.

– Myślę, że to jest sposób na to abyśmy wyzwolili się z masowej psychozy, ponieważ, jak mówi Mattias Desmet [belgijski psychoanalityk] możemy przekonać ludzi, że globalny totalitaryzm jest większym zagrożeniem niż wirus.

Warto dopowiedzieć, że jeśli chodzi o wczesne leczenie przypadków określanych jako „covid”, to może być to po prostu odmiana grypy, gdyż do dnia dzisiejszego tego „wirusa” nigdy i nigdzie nie wyizolowano, istnieje on tylko w komputerowym wirtualnym świecie. Zaś późniejsze „komplikacje chorobowe” to w dużej mierzez skutki „leczenia szpitalnego”, z zastosowaniem silnych trucizn (remdesivir) oraz respiratorów, jak również skutki samych „szczepionek”, które doprowadzają do mniejszej odporności organizmu na wszelkie patogeny.

Natomiast na początku „pandemii” w ramach celowego doprowadzenia do psychozy i zwiększenia liczby zmarłych – zmarlych z jakiegokolwiek powodu: pozbawienia opieki zdrowotnej, lockdownów, stresu, pobytu w szpitalu (najniebezpieczniejsze miejsce na świecie!)  – zakazano leczenia uznanymi przez świat naukowo-medyczny, skutecznymi lekarstwami, natomiast wprowadzono jako „leki” środki toksyczne, jak na przykład – stosowany również w Polsce – remdesivir (ponawiamy apel: NIGDY nie zgadzajcie się na podawanie tej trucizny!).

Tak więc wspomniany przez dr. Malone schemat odmawiania starszym ludziom pomocy i odsyłanie ich do domu jest podwójnym aktem kryminalnym: ludzie ci umierają ALBO w domach, bo są pozbawieni tanich, skutecznych i (do tej pory) ogólniedostępnych leków oraz podstawowej opieki, ALBO umierają w szpitalu, bo w ramach „protokołu leczenia Covid” podaje im się trucizny.

Należy również podkreślić fragment wypowowiedzi dr. Malone, który – w pełni słusznie – zauważa, że „jeśli w świecie zachodnim jest jeszcze pozostałość moralnego autorytetu, to jest to Kościół katolicki, jako główna ostoja autorytetu moralnego. I miałem nadzieję, że Kościół katolicki przyjmie pryncypialną postawę i pokaże, że [to co się dzieje] jest złem, że jest to fundamentalnie przeciwne ludzkości, temu w co wierzyliśmy jako ludzkość.” Jednocześnie nietrudno jest spostrzec, że dr Malone używa czasu przeszłego („miałem nadzieję” – „I was hoping”), bo sam był zdziwiony postawą Watykanu, jednak go poznał wypowiedzi apb Viganò, utwierdził się – bez wgłębiania się w zawiłości obecnego posoborowego Kościoła – że jest jeszcze gdzieś w tym obszarze autorytet moralny Kościoła.

Bowiem na obecnego administratora Watykanu, na całą chmarę hierarchów siedzących cicho, zamykających potulnie kościoły, układających się z władzami, zakładających maski, tworzących segregację, nawołujących do przyjmowania groźnych i powstałych w wyniku wielu aborcji tzw. szczepionek – na cały ten posoborowy kościół już liczyć nie można.

Fragment wywiadu z dr. Robertem Malone:

Oprac. www.bibula.com
2021-12-03
na podstawie: Lifesitenews (December 3, 2021)

W obliczu kryzysu musimy wykorzystać Adwent dla przygotowania się na próby, które nas czekają – Abp Viganò

W obliczu kryzysu musimy wykorzystać Adwent dla przygotowania się na próby, które nas czekają – Abp Viganò

 „Szukaj, mówi, sługi Twego, bo nie zapomniałem Twoich przykazań [Ps 118:176]. Przyjdź więc, Panie Jezu, szukać Twego sługi, szukać Twych zmęczonych owiec; przyjdź, Pasterzu, szukać, jak Józef szukał owiec [Rdz 37,14]. Twoje owce błądziły, gdy Ty się zatrzymywałeś, gdy Ty byłeś w górach. Zostaw dziewięćdziesiąt dziewięć owiec Twoich, a przyjdź szukać tej, która się zabłąkała [Mt 18,12 i nast.] Przyjdźcie bez psów, przyjdźcie bez złoczyńców, przyjdźcie bez najemnika, który nie wie, jak przejść przez drzwi [J 10,1-7]. Przyjdź bez pomocnika, bez posłańca. Od dawna czekam na Twoje przyjście. Wiem bowiem, że przyjdziesz, bo nie zapomniałem Twoich przykazań [Ps 118″176]. Przyjdź nie z rózgą, lecz z miłością i w duchu łagodności [1 Kor 4,21].
Święty Ambroży, Expositio Psalmi CXVIII, 22, 28.[1]

Święty czas Adwentu jest instytucją starożytną, a wzmianki o nim znajdujemy już od około V wieku, jako o momencie Roku Liturgicznego przeznaczonym na przygotowanie uroczystości Narodzenia Pana naszego Jezusa Chrystusa secundum carnem. Istotnie, Adwent wyznacza początek Roku Liturgicznego, pozwalając nam wykorzystać tę okazję, by ze świętymi postanowieniami podążać za głosem Kościoła.

Dyscyplina pokuty i postu w czasie Wielkiego Postu, przygotowująca do Wielkanocy, jest z pewnością pochodzenia apostolskiego, podczas gdy ta w expectatione Domini pochodzi od tej pierwszej i jest przez nią inspirowana, stając się z biegiem wieków mniej sztywna, aż do wstrzemięźliwości tylko w niektóre dni tygodnia. „To prawda, że święty Piotr Damian, w jedenastym wieku, nadal przypuszczał, że post adwentowy trwa czterdzieści dni, i że święty Ludwik, dwa wieki później, nadal przestrzegał go w tej mierze, ale być może ten święty król praktykował go w ten sposób z powodu szczególnej pobożności.”[2] Słabość współczesnych pokoleń skłoniła matczyną mądrość Kościoła do złagodzenia rygorystycznych dyscyplin dawnych czasów, nie przeszkadzając w ich dobrowolnym praktykowaniu, ale być może obecna sytuacja skłania nas do uznania za stosowne – właśnie dlatego, że nie są narzucone –  praktykowania zwyczajów naszych przodków w posłuszeństwie kościelnemu nakazowi.

Liturgia okresu Adwentu zawdzięcza Św. Grzegorzowi Wielkiemu nie tylko teksty oficjum i Mszy, ale także same kompozycje monodii liturgicznej (cantus planus). Starożytna tropa Sanctissimus namque, która wprowadza Introit Ad te levavi z pierwszej niedzieli Adwentu, przypomina o natchnieniu Świętego Papieża przez Ducha Świętego, który ukazał się w postaci gołębicy.[3] Początkowe sześć tygodni, a następnie pięć, skrócono do czterech między końcem IX w. a początkiem X w., co oznacza, że obecny sposób praktykowania ma co najmniej tysiąc lat. Kościół ambrozjański nadal utrzymuje sześć tygodni, w sumie czterdzieści dwa dni, wzorując się na Wielkim Poście.

Wśród pierwszych autorów homilii na temat Adwentu znajduje się Św. Ambroży, Doktor i Ojciec Kościoła. Właśnie modlitwą, którą znajdujemy w Komentarzu do Psalmu 118, chciałbym rozpocząć to rozważanie. Incipit tej modlitwy brzmi: Quaere, inquit, servum tuum. Jak sami widzicie [przyp. 1, poniżej], cały tekst jest poprzetykany cytatami z Pisma Świętego: nie po to, aby popisać się znajomością Biblii, którą Święty Biskup Mediolanu z pewnością posiadał, ale z powodu tego zrozumienia Słowa Bożego, które jest owocem intymnej i żywotnej dla duszy wytrwałości, tak jak powietrze jest niezbędne do oddychania. Ambroży mówił i pisał używając słów świętego Autora nie po to, by plagiatować mądrość Bożą, ale dlatego, że uczynił je tak bardzo własnymi i powtarzał je po kolei niemal bezwiednie.

Kiedy sięgamy do pism Świętych, możemy czuć się, jako ludzie świeccy, w pewien sposób zdezorientowani lub zagubieni; ale jeśli mamy łaskę zjednoczenia się z modlitwą liturgiczną poprzez uczestnictwo we Mszy Świętej i odmawianie Boskiego Oficjum w tradycyjnej formie, zauważamy, że to głos samego Kościoła towarzyszy nam w tej medytacji nad Pismem Świętym, już od Zaproszenia na Jutrznię. Dotyczy to również liturgii adwentowej: Regem venturum Dominum, venite adoremus, śpiew pierwszej modlitwy, intonowanej w środku nocy w oczekiwaniu na wschód prawdziwego, niezwyciężonego Słońca. Po tym uroczystym wezwaniu do adoracji Boskiego Króla następuje początek księgi proroka Izajasza, brzmiący jak surowe upomnienie dla Jego ludu:

Niebiosa, słuchajcie, ziemio, nadstaw uszu,
bo Pan przemawia:
«Wykarmiłem i wychowałem synów,
lecz oni wystąpili przeciw Mnie.

Wół rozpoznaje swego pana
i osioł żłób swego właściciela,
Izrael na niczym się nie zna,
lud mój niczego nie rozumie».

 4 Biada ci, narodzie grzeszny, ludu obciążony nieprawością,
plemię zbójeckie, dzieci wyrodne!
Opuścili Pana, wzgardzili Świętym Izraela,
odwrócili się wstecz.

Gdzie was jeszcze uderzyć,
skoro mnożycie przestępstwa?
Cała głowa chora, całe serce osłabłe;

od stopy nogi do szczytu głowy nie ma w nim części nietkniętej:
rany i sińce i opuchnięte pręgi,
nie opatrzone ani przewiązane,
ni złagodzone oliwą[2].

Objawienie proroka ukazuje oburzenie Pana na niewierność Jego ludu, uporczywie buntującego się przeciwko Jego świętemu Prawu. Jednak dosłownemu, czyli historycznemu[4] sensowi fragmentu Izajasza dotyczącego Żydów towarzyszy sens moralny, czyli dotyczący tego, co my mamy czynić. To do nas zatem zwraca się Majestat Boga: „Bo Pan przemówił” (tamże, 2), aby nas jeszcze raz upomnieć, ukazać nam nasze zdrady, pobudzić do nawrócenia.

Tak więc, gdy prosimy Pana, aby nas wybawił de ore leonis et de profundo lacu, uświadamiamy sobie, jak mało zasługujemy na Boże Miłosierdzie, jak niegodni jesteśmy Jego litości i jak bardzo zasługujemy na Jego kary. Deus, qui culpa offenderis, pœnitentia placaris... Do prostytucji – jak je nazywa Pismo Święte – w które popadli Żydzi, dołączyły się teraz nowe i o wiele gorsze prostytucje, nie ze strony ludu, któremu obiecano Mesjasza, ale ludu, który narodził się z Jego boku, Mistycznego Ciała samego Odkupiciela; a dokładnie z tego rodzaju, który nazywa się katolikami, ale który przez swoją niewierność hańbi Oblubienicę Baranka, jako członkowie zarówno uczącego się, jak i nauczającego Kościoła.

Nowy Izrael okazał się nie mniej buntowniczy niż stary, a nowy rzymski Sanhedryn jest nie mniej winny niż ci, którzy uczynili złotego cielca i ofiarowali go dla adoracji Żydów. Jeśli więc prorok grozi straszliwymi plagami tym, którzy byli nieposłuszni Panu, nie widząc nadchodzącego Mesjasza, to o ileż większe muszą być słowa proroka „czasów ostatecznych” w świetle buntu ludzkości odkupionej krwią tego Boskiego Mesjasza, ludzkości, która mogła zobaczyć wypełnienie się proroctw i Wcielenie Drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej?

W dramatycznym kryzysie, który od sześćdziesięciu lat dotyka Kościół Chrystusowy, a który dziś objawia się w całej swej powadze, pusillus grex [mała trzódka] prosi swego Pana o ratunek dla zbłąkanej ludzkości, gdy zepsucie i apostazja przeniknęły nawet do świętego przybytku i aż do najwyższego Tronu. A jest to pusillus [małe], ponieważ większość tych, którzy zostali odrodzeni w chrzcie i w ten sposób zasłużyli na miano „synów Bożych”, codziennie zaprzecza obietnicom tego chrztu, pod przewodnictwem najemników i fałszywych pasterzy.

Pomyślmy, jak wielu wiernych zostało wychowanych w całkowitej ignorancji podstaw wiary, mimo że uczęszczali na katechezę, jest przesiąkniętych heretyckimi doktrynami filozoficznymi i teologicznymi, przekonanych, że wszystkie religie są równoważne; że człowiek nie jest zraniony grzechem pierworodnym, lecz z natury dobry. Że państwo musi ignorować prawdziwą religię i tolerować błąd; że misją Kościoła nie jest wieczne zbawienie dusz i ich nawrócenie do Chrystusa, lecz ochrona środowiska i bezkrytyczne przyjmowanie imigrantów. Pomyślcie o tych, którzy, choć spełniają swój niedzielny obowiązek, nie wiedzą, że Ciało, Krew, Dusza i Bóstwo naszego Pana są zawarte w Hostii świętej, i myślą, że jest ona tylko symbolem. Pomyślcie o tych, którzy są przekonani, że skrucha wobec samych siebie wystarcza, by przystąpić do Komunii, nie pamiętając o mękach, jakie wiszą nad tymi, którzy niegodnie przyjmują Ciało i Krew Pańską. Pomyślcie o kapłanach, zakonnikach, wszystkich siostrach i mnichach, którzy wierzą, że Sobór przyniósł powiew odnowy w Kościele, lub sprzyjał znajomości Pisma Świętego, lub umożliwił świeckim zrozumienie liturgii, do tej pory ignorowanej przez masy i zazdrośnie strzeżonej przez kastę sztywnych i nietolerancyjnych eklezjastów. Pomyślmy o tych, którzy widzieli w nim niezniszczalną latarnię morską przeciw ciemnościom świata, solidną i nie do zdobycia twierdzę w obliczu napaści „nowoczesnej” mentalności, szerzącej się niemoralności, twierdzę obrony życia od jego poczęcia do naturalnego końca.

Wreszcie, pomyślcie o nieposkromionej satysfakcji wrogów Chrystusa, gdy widzą, jak Jego Kościół pada przed światem, przed ideologiami śmierci, bałwochwalstwem państwa, władzy, pieniędzy, mitami fałszywej nauki; Kościół skłonny zaprzeczyć swemu chwalebnemu dziedzictwu, zafałszować wiarę i moralność, których nauczył go nasz Pan, zepsuć liturgię, by zadowolić heretyków i sekciarzy. Nawet najdziksze fantazje najgorszego masona nie mogły mieć nadziei na spełnienie się okrzyku Voltaire’a: Écrasez l’infame! [Zmiażdżyć ohydę!]

W Adwencie znajdujemy się symbolicznie u bram świątyni, podobnie jak w Środę Popielcową w okresie Wielkiego Postu, i z daleka obserwujemy to, co dzieje się na ołtarzu. Tutaj narodziny Króla Izraela, a tam Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie. Zrozummy jako poszczególni wierni i jako część Kościoła, że musimy dokonać rewizji naszych sumień, zanim zostaniemy dopuszczeni do świętego miejsca. Możemy zbliżyć się do oddania czci Królowi królów, Panu panów tylko wtedy, gdy zrozumiemy, z jednej strony, nieskończone Dobro, które zostało nam ofiarowane w żłóbku, a z drugiej strony, naszą absolutną niegodność, której koniecznie musi towarzyszyć przerażenie naszymi grzechami, ból z powodu nieskończonego obrażenia Boga i pragnienie naprawienia wyrządzonego zła poprzez pokutę i dobre uczynki.

Musimy ponadto zrozumieć, że jako żyjący członkowie Kościoła ponosimy również zbiorową odpowiedzialność za winy innych wiernych i naszych Pasterzy; a jako obywatele ponosimy odpowiedzialność za publiczne winy rządzących. Jeśli bowiem Świętych obcowanie pozwala na wspólnotę z oczyszczającymi się duszami i zasługami błogosławionych dusz w niebie, tym bardziej powinniśmy równoważyć „obcowanie złych”, które sprawia, że skutki ich złych czynów spadają na bliźnich, a zwłaszcza na ludzi, którzy są nieprzyjaciółmi Boga.

„Przyjdźcie do mnie, ci, których dręczy atak groźnych wilków” – woła św. Ambroży. „Przyjdźcie do mnie, ci, którzy zostali wygnani z raju i których rany już dawno przeniknęły trucizny węża, ci, którzy w górach błądzili z dala od Twoich stad”.

Zaczynamy sobie uświadamiać, że jesteśmy oblegani przez wilki drapieżne: przez tych, którzy sieją błąd, przez tych, którzy psują moralność, przez tych, którzy szerzą śmierć i rozpacz, przez tych, którzy chcą nas zabić w duszy, zanim jeszcze zabiją nas w ciele. Zrozumieliśmy, jak płytcy, niemądrzy i dumni byliśmy, pozwalając się zwieść fałszywym obietnicom świata, ciała i diabła. Jak nieprawdziwe były słowa tych, którzy od czasu wygnania naszych Pierwszych Rodziców wciąż powtarzają te same pokusy, wykorzystują nasze słabości, naszą dumę i nasze wady, aby nas upodlić i pociągnąć za sobą do piekła. Zapomnieliśmy, że zostaliśmy wyrzuceni z ziemskiego raju, że nosimy ślady jadowitego żądła węża, że zgrzeszyliśmy porzucając bezpieczne pastwisko prawdziwej Wiary, aby dać się uwieść światu, ciału, diabłu.

Gdybyśmy bowiem żyli świadomi naszego grzechu pierworodnego – który jest także winą zbiorową i dziedziczną – oraz wszelkiego zła, które popełniamy i na które pozwalamy; gdybyśmy rozważali naszą niezdolność do zbawienia się, z wyjątkiem nadprzyrodzonej pomocy, której Bóg udziela nam przez łaskę; gdybyśmy  przekonywali samych siebie, że wiele z naszych czynów jest poważnymi wykroczeniami przeciwko Majestatowi Boga i że zasługujemy na to, by zostać zmieceni z powierzchni ziemi w sposób o wiele gorszy niż to, co spotkało mieszkańców Sodomy i Gomory, wtedy nie potrzebowalibyśmy nawet Dobrego Pasterza, by przyszedł nas szukać, porzucając dziewięćdziesiąt dziewięć owiec bezpiecznie w górach, gdzie „nie mogą ich zaatakować wygłodniałe wilki”.

Święty biskup dodaje: „Przyjdźcie bez psów, przyjdźcie bez złoczyńców, przyjdźcie bez najemnika, który nie wie, jak przejść przez drzwi. Przyjdźcie bez pomocnika, bez posłańca”, ponieważ psy, złoczyńcy i najemnicy przemijają, przeznaczeni są na zgubę, do rozproszenia się pod wpływem tchnienia, które wychodzi z ust Boga, nawet jeśli w tej chwili wydaje się, że świat należy do nich. „Przyjdź więc i szukaj owiec swoich, nie przez sługi, nie przez najemników, ale przez Ciebie osobiście”.

Niewierni słudzy zachęcają nas, byśmy byli „odporni” i „inkluzywni”, byśmy słuchali „krzyku Matki Ziemi”[5], byśmy poddali się szczepieniu surowicą sporządzoną z abortowanych płodów; najemnicy, „cujus non sunt oves propriæ” (…) rozpraszają nas, porzucają, nie odpędzają wściekłych wilków i nie karzą złych, lecz raczej ich zachęcają.

Dlaczego więc Pan powinien przyjść? Dlaczego możemy Go prosić: „Przyjdź osobiście”? Św. Ambroży odpowiada w modlitwie, cytując psalmistę: „Nie zapomniałem bowiem Twoich przykazań” (Ps 118:176). Nasze posłuszeństwo woli Bożej znajduje doskonały odpowiednik – i boski przykład – w posłuszeństwie odwiecznego Syna Ojca z całej wieczności, który zgodził się wcielić, cierpieć i umrzeć dla naszego zbawienia: „Potem rzekłem: Oto przychodzę: w księdze napisano o mnie: abym spełniał wolę Twoją, Boże” (Hbr 10,7). Pan przychodzi w posłuszeństwie Ojcu, a my musimy oczekiwać na Jego przyjście, będąc posłuszni woli Trójcy Świętej, „bo nie zapomniałem przykazań Twoich.”

Powodem, dla którego możemy być pewni, że Pan przyjdzie po nas, wybawiając nas od napaści wilków i podstępnego wpływu złoczyńców i płatnych zabójców, jest to, że nie możemy zapomnieć o tym, co nam nakazał; nie możemy zająć Jego miejsca, decydując, co jest dobre, a co złe; nie wolno nam iść za tłumem w przepaść dla ludzkiego szacunku, z powodu tchórzostwa lub współudziału, ale pozostać jak dziewięćdziesiąt dziewięć owiec na bezpiecznych pastwiskach Kościoła świętego, „bo wilki drapieżne nie mogą ich zaatakować, dopóki są w górach”, bliżej Boga, będąc oderwanymi od rzeczy ziemskich.

Ponadto musimy zachować świętą pokorę, uznając się za grzeszników: „chodźcie i szukajcie jednej owcy, która zbłądziła”, bo „Ty sam jesteś w stanie zawrócić zbłąkaną owcę i nie zasmucisz tych, od których się odłączyła”, to znaczy katolików wszystkich czasów, którzy pozostali wierni, bezpieczni od wilków na wysokich pastwiskach. „I oni też będą się radować z powrotu grzesznika”.

Św. Ambroży kontynuuje swoją modlitwę bardzo głębokim i wymownym wyrażeniem: „Przyjmij mnie w ciele, które upadło w Adamie. Przyjmij mnie nie od Sary, ale od Maryi, abym był nie tylko dziewicą nietkniętą, ale dziewicą odporną, dzięki działaniu łaski, na wszelką zmazę grzechu.” W Świętej Maryi, Sancta Virgo virginum, znajdujemy Pośredniczkę wszystkich łask; w Niej, najczystszym stworzeniu, wcieliło się Odwieczne Słowo Boże, z Niej narodził się dla świata Zbawiciel; przez Nią zostaliśmy przedstawieni Jej Boskiemu Synowi, a dzięki Jego zasługom możemy być przyjęci „w ciele, które upadło w Adamie”, na mocy Łaski, która przywraca nas do przyjaźni z Bogiem. Bardzo to trafna inspiracja do medytacji, gdy przygotowujemy się do świętego Narodzenia Pańskiego.

Ale jest jeszcze jedno bardzo ważne rozważanie, które św. Ambroży pozostawia na koniec swojej oracji: „Prowadźcie mnie przez Krzyż, który daje zbawienie wędrowcom, w którym jedynie jest odpoczynek dla strudzonych, w którym jedynie wszyscy, którzy umarli, będą żyć”. Wszystko obraca się wokół Krzyża Chrystusa, wznosi się on w czasie i wieczności jako znak sprzeciwu, przez który pamiętamy, że jest on narzędziem Odkupienia, zbawienia dla błądzących, odpoczynku dla zmęczonych, życia dla umierających.

XIV-wieczna miniatura Pacino di Buonaguida [6] przedstawia bardzo rzadki i wysoce symboliczny obraz: Pana wspinającego się na krzyż po drabinie – scala virtutum – dla podkreślenia gotowości Jego ofiary i „paradoksu” Jego dwoistej natury. W XVII-wiecznej ikonografii znajdujemy powtarzający się obraz Dzieciątka Jezus śpiącego na krzyżu[7], co stanowi wyraźną aluzję do Bożej miłości i ofiary Chrystusa. Boże Narodzenie i Wielkanoc są ze sobą nierozerwalnie związane; dlatego też, przygotowując się do Narodzin Zbawiciela, musimy zawsze kontemplować centralne miejsce i prawdziwy punkt oparcia, jakim jest Krzyż, na którym spoczywa Dzieciątko Jezus i na który wstępuje, po mistycznej drabinie, Niepokalany Baranek. To właśnie tam musimy dotrzeć, ponieważ tylko na Krzyżu, w pogoni za Panem, odnajdujemy zbawienie: „I rzekł do wszystkich: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9, 23).

Veni, ut facias salutem in terris, in coelo gaudium„: „Przyjdź i dokonaj zbawienia na ziemi, radości w Niebie”. Niech to będzie nasze wezwanie w świętym czasie Adwentu, aby przygotować się duchowo na próby, które nas czekają.

+Carlo Maria Viganó, Arcybiskup

I Niedziela Adwentu

tłum. Sławomir Soja

Przypisy

[1] “Quaere, inquit, servum tuum, quoniam mandata tua non sum oblitus. Veni ergo, Domine Jesu, quaere servum tuum, quaere lassam ovem tuam; veni, pastor, quaere sicut oves Joseph. Erravit ovis tua, dum tu moraris, dum tu versaris in montibus. Dimitte nonaginta novem oves tuas, et veni unam ovem quaerere quae erravit. Veni sine canibus, veni sine malis operariis, veni sine mercenario, qui per januam introire non noverit. Veni sine adjutore, sine nuntio, jam dudum te expecto venturum; scio enim venturum, quoniam mandata tua non sum oblitus. Veni non cum virga, sed cum caritate spirituque mansuetudinis.” – Święty Ambroży, Expositio Psalmi CXVIII, 22, 28.

[2] Dom Prosper Guéranger, L’Anno liturgico, I. Avvento – Natale – Quaresima – Passione, trad. it. P. Graziani, Alba, 1959, s. 21-26.

[3] „Sanctissimus namque Gregorius cum preces effunderet ad Dominum ut musicum donum ei desuper in carminibus dedisset, tunc descendit Spiritus Sanctus super eum, in specie columbæ, et illustravit cor ejus, et sic demum exortus est canere, ita dicendo: Ad te levavi...”. Tropa do Introitu I Niedzieli Adwentu – por. https://gregobase.selapa.net/chant.php?id=4654.

[4] Littera gesta docet, quid credas allegoria, moralis quid agas, quo tendas anagogia (List uczy tego, co się stało, alegoria tego, w co trzeba wierzyć, morał tego, co trzeba czynić, anagogia celu, do którego trzeba dążyć) – Nicola di Lyra, Postilla in Gal., 4, 3.

[5] Por. https://www.vaticannews.va/it/papa/news/2021-10/ebook-papa-francesco-laudato-si.html i https://www.avvenire.it/opinioni/pagine/il-grido-della-terra-e-dei-poveri.

[6] Por. https://scriptoriumdaily.com/ladder-at-the-cross – Obraz szkoły Giotta o identycznym temacie znajduje się w klasztorze Sant’Antonio in Polesine w Ferrarze. Zob. też Anna Eörsi, Haec scala significat ascensum virtutum. Uwagi o ikonografii Chrystusa wnoszącego krzyż na drabinie – https://arthist.elte.hu/Tanarok/EorsiA/Fulltexts/Idegen/l%E9tra_a.htm.

[7] Zob. np. obraz Guido Reni, Gesù Bambino addormentato sulla Croce, olej na płótnie, ok. 1625.

Źródło: Lifesitenews (Nov 29, 2021) – „Abp. Viganò: In this time of crisis we must use Advent to prepare for the trials that lie ahead”