Abp Viganò: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi?
Bezkarność obecnych przestępstw i grzechów może być sama w sobie karą, która jest nawet potężniejsza i surowsza niż ta, którą mógłby nam zesłać Odwieczny Ojciec.
Czy współczesny człowiek nie zasługuje na kary nawet gorsze od potopu, z powodu niegodziwości, która motywuje każde jego działanie przeciwko jego bliźnim, przeciwko Stworzeniu; a kontemplując widoczny triumf mysterium iniquitatis, widząc, jak powszechne i głęboko zakorzenione jest zło w naszym zepsutym i odszczepieńczym świecie, pytamy sami siebie: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi. Niemal trudno nam uwierzyć w obietnicę Pana: Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem (Rdz 8,21) – podkreśla abp Carlo Maria Viganò w homilii na Niedzielę Sześćdziesiątnicy. Poniżej prezentujemy jej pełną treść.
***
Homilia arcybiskupa Carlo Marii Viganòna Niedzielę Sześćdziesiątnicy
Pan zaś, widząc, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi… (Rdz 6,5)
W Niedzielę Sześćdziesiątnicy zbliżamy się do czasu pokuty i postu w przygotowaniu na Wielkanoc. Już w ciągu tygodnia Alleluja ucichło w liturgii zastąpione we Mszy poprzez Tractus. A w tę niedzielę, która jest quasi-pokutna, Kościół – wraz z czytaniami z Wezwania – towarzyszy nam w rozważaniu grzechu, który doprowadza Boga do zniszczenia buntowniczej rasy ludzkiej Potopem, oszczędzając jedynie rodzinę Noego.
Pismo Święte mówi o niegodziwości ludzi: usposobienie ich jest wciąż złe. Trudno uwierzyć w to, że ludzkość mogłaby popełnić w przeszłości zło, które widzimy dzisiaj: w żadnej starożytnej kulturze otchłań zła nie była tak głęboka, jak ta, w którą – jak widzimy – zapada się współczesny świat. Masakry, przemoc, wojny, perwersje, kradzieże, rabunki, rzezie, profanacje, świętokradztwa popełniane nie tylko przez osoby indywidualne, ale narzucane prawem przez głowy państw, wysławiane przez media, zachęcane przez nauczycieli i sędziów, tolerowane, a nawet aprobowane przez kapłanów.
Pytamy samych siebie, czy współczesny człowiek nie zasługuje na kary nawet gorsze od potopu, z powodu niegodziwości, która motywuje każde jego działanie przeciwko jego bliźnim, przeciwko Stworzeniu; a kontemplując widoczny triumf mysterium iniquitatis, widząc, jak powszechne i głęboko zakorzenione jest zło w naszym zepsutym i odszczepieńczym świecie, pytamy sami siebie: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi. Niemal trudno nam uwierzyć w obietnicę Pana: Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem (Rdz 8,21).
To, co wprawia nas w dezorientację, to nie tyle milczenie, w którym zostajemy pozostawieni samym sobie i na pastwę naszych zgryzot, co fakt, że bezkarność obecnych przestępstw i grzechów może być sama w sobie karą, która jest nawet potężniejsza i surowsza niż ta, którą mógłby nam zesłać Odwieczny Ojciec.
Spoganizowana nowoczesność, pogrążona w barbarzyństwie, przygotowuje swoimi własnym rękami plagę, która jest bardziej katastrofalna niż starożytny Potop, jest dużo większą destrukcją rasy ludzkiej, w którą wierzy, a która może zmieść z powierzchni ziemi nie niegodziwych, ale dobrych: tych, którzy pozostają wierni Panu i Jego świętemu prawu. A podczas gdy gromadzą się chmury burzowe – ciemne i groźne – które ich zatopią, nasi współcześni szydzą z tych, którzy przygotowują swoją własną duchową Arkę, dążąc do ocalenia siebie i swych ukochanych bliskich; w rzeczy samej robią wszystko, by powstrzymać ich przed jej ukończeniem.
Pismo Święte i Ojcowie uczą nas, że Arka jest typem Kościoła świętego, dzięki któremu wybrani mogą ocalić siebie przed wspólną katastrofą ludzkości.
Hæc est arca – śpiewamy w Prefacji na poświęcenie Kościoła – quæ nos a mundi ereptos diluvio, in portum salutis inducit. „To jest arka, która ocalona z potopu świata, wiedzie nas do portu zbawienia”.
Ale czy możemy odnaleźć Arkę Zbawienia? Jak możemy odróżnić ją od jej podróbek, które muszą zatonąć pod ciężarem tych, którzy na niej zasiadają? Od jej imitacji, wykorzystywanych do ocalenia niegodziwców, gdy sternik zapobiega, by nie weszli na nią dobrzy, a nawet odpycha swoje własne dzieci, określając je nielegalnymi imigrantami, niegodnymi ocalenia przed wodami potopu?
Ta przygnębiająca myśl nie jest bezzasadna, kiedy weźmiemy pod uwagę, kto dziś zasiada na tronie św. Piotra. Wydaje się, że Arka Kościoła chce przyjmować każdego, z wyjątkiem tych, którzy tak naprawdę mają prawdo do zbawienia. W istocie wydaje się, że jest ona bezużyteczna, gdyż nie będzie żadnego potopu, przed którym należałoby uciekać. Albo gorzej: potężny potop wywołany nie gniewem Bożym, ale falą ludzkich nieprawości uważa się w rzeczywistości za moment odrodzenia, możliwość zredukowania światowej populacji zgodnie z urojonymi planami Wielkiego Resetu.
Tak jak na Titaniku, na którym załoga i pasażerowi tańczyli, upojeni i beztroscy, gdy statek z pełną prędkością pędził na górę lodową przed nim, mającą zatopić go – arogancki pomnik pychy tych, którzy wierzyli, że byli zwolnieni z Bożej sprawiedliwości. Człowiek, który powinien wzywać nas do wchodzenia na pokład tej Prawdziwej Arki, także wstąpił na pokład tego potwornego transatlantyckiego liniowca i widzimy go wraz z niegodziwcami, wznoszącym toast na cześć możnych ziemi, nieprzyjaciół Boga.
Ale jeśli z jednej strony te ludzkie okoliczności mogą wywołać u nas rozpacz i wywołać lęk o samo nasze przetrwanie, to z drugiej strony potrafimy rozpoznać Prawdziwą Arkę Zbawienia, gdyż widzimy ją gotową na górze Kalwarii, gdzie została zbudowana i na mistycznej Kalwarii ołtarza, gdzie czeka na nas każdego dnia.
Niewiele znaczy to, że wskazują nam inną arkę – nawet ludzie, w których pokładamy naszą ufność i którzy nie powinni nas oszukiwać – lub że są i tacy, którzy uważają ją za bezużyteczną i z tego powodu śmieją się z nas lub traktują nas tak, jakbyśmy byli szaleńcami. Niewiele znaczy to, że są tacy, którzy kwestionują zbliżający się potop, nawet jeśli sami są jego bluźnierczym architektem w swym głupim mniemaniu, że są nawet zdolni kontrolować zjawiska atmosferyczne swą geoinżynierią.
Wiemy, że Prawdziwą Arką, Jedyną Arką, jest Kościół święty. A dzięki słowom naszego Pana, Bożego Sternika, który mocno trzyma ster, wierzmy, że Arka ta przepłynie przez potop nieuszkodzona, a w końcu odnajdzie suchą ziemię, na której spocznie.
Z tego powodu jesteśmy zdecydowani nie pozwolić na to, by nas oszukiwano, łudząc nas, że możemy zbawić się na zewnątrz tej Arki albo budując własną dla siebie.
Św. Paweł w swoim liście na dzisiejszą Mszę wylicza wszystkie próby, wobec których będziemy musieli stanąć siejąc Słowo Boże, idąc za przykładem przypowieści o Siewcy, która dana jest nam w Ewangelii. Lecz mi powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9). W uznaniu naszej słabości, w świadomości naszej niemocy i naszej nicości moc Boża staje się dostrzegalna w jeszcze większy sposób, im większa nasza pokora i wiara w Niego. Sufficit tibi gratia mea: Wystarczy ci mojej łaski. Ponieważ to poprzez Łaskę stajemy się godnymi, by znaleźć schronienie na Arce i poprzez Łaskę możemy tam pozostać w czas Potopu, i poprzez Łaskę dotrzemy do portu Nieba.
Nie traćmy zatem łaski Bożej. Wejdźmy na mistyczną górę, na której czeka na nas Arka; Arka, w której także znajdujemy pożywienie dla naszych dusz: Chleb Aniołów.
Non Serviam. Historia Rewolucji. Od Heroda do Davos – Abp. Carlo Maria Viganò
=====================
„Siły, które zarządzają gospodarką i finansami, wybierają teraz, korumpują i wyznaczają klasę polityczną, która w ten sposób staje się komitetem zarządzającym światem”.
DESIDERATUS CUNCTIS GENTIBUS Wcielenie Słowa Bożego inauguruje panowanie Chrystusa nad Kościołem i narodami
Discite justitiam moniti, et non temnere divos. Vendit hic auro patriam, dominumque potentem imposuit, fixit leges pretio atque refixit; hic thalamum invasit natæ vetitosque hymenæos; omnes immane nefas ausoque potiti.
»Uczcie się cnót, karceni, i szanujcie bogi!« Ten ojczyznę tyranom, nad wszystko zysk ceniąc, Za złoto sprzedał, prawa złe pisał za pieniądz — Ów łoże własnej córki zbezcześcił niegodnie: [Chociażbym sto języków, sto ust miała jedna I żelazny głos, jeszcze występków bezedna Nie mogłabym wysłowić, ni wszystkich kar za nie». Na wszystko śmiali, ciężkie popełnili zbrodnie.]
Eneida VI 620-624 (tłum. X Tadeusz Karyłowski)
I Wstęp
Doktryna o Królewskiej Godności Chrystusa dokonuje rozróżnienia pomiędzy Kościołem katolickim a „Kościołem soborowym”. Jest ona punktem podziału pomiędzy katolicką ortodoksją a neomodernistyczną heterodoksją, ponieważ zwolennicy laicyzmu i liberalnego sekularyzmu nie mogą pogodzić się z tym, że panowanie naszego Pana rozciąga się na sferę świecką, tym samym pozbawiając ją możliwości podlegania samowoli możnych lub woli zmanipulowanego tłumu.
Jednak sama idea, że władza ma swój fundament w transcendentnej zasadzie, nie narodziła się wraz z Chrześcijaństwem, ale jest częścią naszego grecko-rzymskiego dziedzictwa. To samo greckie słowo ἱεραρχία (hierarchia) wskazuje z jednej strony na „administrowanie rzeczami świętymi”, z drugiej zaś odnosi się do „świętej władzy” autorytetu, gdzie zobowiązania z nią związane w istotny sposób stanowią λειτουργία (liturgia-działanie), czyli urząd publiczny, nad którym państwo sprawuje pieczę.
Negacja tej zasady jest przesłanką myśli heretyckiej i ideologii masońskiej. Laickość państwa stanowiła główny postulat Rewolucji Francuskiej,[1] dla której protestantyzm dostarczył teologicznych podstaw, które następnie zmieniły się w błąd filozoficzny wraz z pojawieniem się liberalizmu i ateistycznego materializmu.
Wizja całkowicie spójnej i harmonijnej całości, która rozpościera się nad upływem czasu i przekracza granice przestrzeni, prowadząc ludzkość do pełni Chrystusowego Objawienia, była cechą Cywilizacji, której usunięcia i unieważnienia pragnie się w imię anty-utopii, która jest nieludzka, ponieważ jest wewnętrznie bezbożna, gdyż wywodzi się z niewygasłej nienawiści przeciwnika, pozbawionego na zawsze najwyższego Dobra z powodu swojej pychy i buntu przeciwko Woli Bożej.
Nie dziwi więc, że współcześni ludzie nie rozumieją przyczyn obecnego kryzysu. Pozwolili się pozbawić dziedzictwa mądrości i pamięci, zgromadzonego w ciągu dziejów dzięki pedagogicznej interwencji Opatrzności, która wypisała w sercu każdego człowieka odwieczne zasady, jakimi powinien kierować się we wszystkich aspektach swego życia. Ta wspaniała παιδεία( paideia- wychowanie) pozwoliła ludom oddalonym od Boga i pogrążonym w ciemnościach pogaństwa, aby w sposób naturalny mogły się przygotować do wybuchu wymiaru nadprzyrodzonego w Historii, czyli do przyjścia Chrystusa, w którym wszystko zostaje podsumowane i ukazane się jako część boskiego κόσμος (kosmosu-porządku).
Kiedy cesarz August nakazał wydanie Eneidy – którą Wergiliusz w swoim testamencie kazał zniszczyć, uznając ją za niekompletną – w całym Imperium rozpoczynał się właśnie Pax Romana; pokój przyznany światu na powitanie Wcielenia Syna Bożego i wyrwanie ludzkości z niewoli szatana. Echa tego uroczystego i świętego pokoju rozbrzmiewają do dziś w pełnych rozmachu słowach Martyrologium Rzymskiego, które usłyszymy w poranek Wigilii Bożego Narodzenia:
Ab urbe Roma condita anno septingentesimo quinquagesimo secundo, anno imperii Octaviani Augusti quadragesimo secundo, toto orbe in pace composito… Jesus Christus æternus Deus æternique patris Filius, mundum volens adventu suo piissimo consecrare, de Spiritu Sancto conceptus, …in Bethlehem Judæ nascitur ex Maria Virgine factus homo.
W siedemset pięćdziesiątym drugim roku od założenia miasta Rzymu, w czterdziestym drugim roku panowania cesarza Oktawiana Augusta, gdy cały świat był w pokoju, . Jezus Chrystus, Bóg Przedwieczny i Syn Ojca Przedwiecznego, pragnąc poświęcić świat przez swoją najmiłościwszą obecność, został poczęty przez Ducha Świętego . . i narodził się z Maryi Dziewicy w Betlejem Judzkim, stając się człowiekiem.
Zaledwie czterdzieści lat przed Narodzinami Zbawiciela, Wergiliusz miał okazję poznać synów Heroda, którzy przybyli na studia do Rzymu. To od nich poznał mesjańskie proroctwa Starego Testamentu i zapowiedź rychłych narodzin Chłopięcia, którą opiewał w swojej Czwartej Eklodze:
„Oto już nadszedł kres, głoszony proroctwem Sybilli – Wielki szereg stuleci popłynie teraz od nowa, Wraca na ziemię Dziewica, wraca królestwo Saturna I pokolenie nowe z bezkresnych zstępuje przestworzy. Pollionie! Za twoich rządów, konsulu, ta radość zabłyśnie Zaświta szczęście stulecia, popłyną Wielkie Miesiące. Za twoich rządów zmazane będą ohydne zbrodnie. Które nas plamią i ziemia wyzwoli się z trwogi odwiecznej.” Dante zaś pokazuje Stacjusza, wspominającego w Purgatorio (XXII, 70-72):
Kiedyś powiadał: »Na nowo się rodzi Świat; sprawiedliwość wraca z nowym świtem Ludzkości; z nieba nowe plemię schodzi« .
W tym niespokojnym oczekiwaniu na nadejście Chrystusa, August ratuje poemat Wergiliusza przed zniszczeniem, widząc w nim ową tęsknotę za światem, w którym,po stuleciu wojen domowych, panuje pokój. Widział w Eneaszu wzór tych, którzy uważają się za pobożnych, o ile szanują wolę boską i wynikające z niej obowiązki wobec Ojczyzny [Patria] i rodziny. Są przypadkowo wtrąceni przez Opatrzność w wydarzenia historyczne, uczestnicząc w Woli Bożej ustanowionej w wieczności.
Łatwo możemy zrozumieć, dlaczego dusza człowieka prawego i uczciwego, nawet pozbawionego Wiary, mogła czuć się poruszona szlachetnym przeznaczeniem, o którym milczą fałszywi i kłamliwi bogowie, milczy Sybilla i wyrocznia Arakulesa. Widzimy wówczas w tym przeznaczeniu, fas po łacinie, odniesienie do czasownika fari, który oznacza „mówić” i odnosi się do Słowa Bożego, do odwiecznego Słowa wypowiadanego przez Ojca. Chrześcijanin zachwyca się tą wielką ojcowską dobrocią, tą opatrznościową ręką, która towarzyszy ludzkości błądzącej w ciemnościach ku Światłu Chrystusa, Odkupiciela rodzaju ludzkiego.
Jest coś niewysłowionego w tej wizji historii i interwencji Boga w nią, coś, co dotyka dusze i pobudza je do Dobra, budząc nadzieję na heroiczne czyny, na ideały, za które można walczyć i oddać życie.
To właśnie w tym doskonałym połączeniu doczesności i wieczności, natury i Łaski, świat mógł przyjąć i rozpoznać obiecanego Mesjasza, Księcia Pokoju, Rex pacificus, który jest Zwycięzcą śmierci i grzechu, Desideratus cunctis gentibus (upragnionego przez wszystkie narody). Od Wieczernika po katakumby, od wspólnot pierwszych chrześcijan po rzymskie bazyliki, które zostały nawrócone na kult prawdziwego Boga, wznosi się modlitwa, której Pan nauczył Apostołów: adveniat regnum tuum, fiat voluntas tua sicut in cœlo et in terra.
W ten sposób pogańskie Imperium stało się kolebką chrześcijaństwa, a dzięki prawu oraz wpływowi na życie polityczne i społeczne, umożliwiło rozprzestrzenianie się Ewangelii i nawracanie dusz do Chrystusa. Z pewnością były to zarówno dusze proste, jak i dusze ludzi wykształconych, rzymskich arystokratów, urzędników cesarskich, dyplomatów i intelektualistów, którzy potrafili, niczym Eneasz, dostrzec swoją rolę w planach Opatrzności; w kształtowaniu cnót obywatelskich, tęsknocie za sprawiedliwością i pokojem, które bez Odkupienia pozostałyby niekompletne i jałowe.
II. „Opatrznościowa” rola państwa
W tej „średniowiecznej” i chrześcijańskiej wizji wydarzeń, ekonomia Zbawienia uznaje, że jednostki mają przywilej bycia częścią tego wielkiego planu Bożej Opatrzności. Dopuszcza actuosa participatio (aktywne uczestnictwo) – proszę mi wybaczyć, że zapożyczam wyrażenie drogie postępowcom – człowieka w Bożej interwencji w Historię, w której wolność każdej jednostki stawia ją przed wyborem moralnym, decydującym o jej wiecznym przeznaczeniem. Jest to wybór między Dobrem a Złem, między podporządkowaniem się woli Boga – fiat voluntas tua – a podążaniem za własną wolą w nieposłuszeństwie wobec Niego – non serviam.
Właśnie przez to przylgnięcie jednostek do działania Opatrzności rozumiemy, w jaki sposób społeczeństwo doczesne, które składa się z tych jednostek, wypełnia swoją rolę w planie Bożym, pozwalając, by działania jego członków były skuteczniej kierowane przez autorytet władców ku bonum commune (dobru wspólnemu), które łączy ich w dążeniu do tego samego celu.
Państwo, jako wspólnota doskonała – to znaczy taka, która posiada w sobie wszystkie środki niezbędne do realizacji quid unum perficiendum (ostatecnego celu) – posiada zatem własne zadania, działania skierowane przede wszystkim ku dobru obywateli; ochronę ich słusznych praw, ochronę Ojczyzny przed wrogami zewnętrznymi i wewnętrznymi, utrzymanie porządku społecznego. Jest rzeczą oczywistą, że czerpiąc z doświadczeń tych, którzy nas poprzedzili – idąc za wybitnie chrześcijańską wizją Giambattisty Vico – ludy cywilizowane potrafiły pojąć znaczenie badania historii, pozwalające na prawdziwy postęp i uznające słuszność myśli arystotelesowsko-tomistycznej właśnie dlatego, że rozwijała się ona na podstawie znajomości rzeczywistości, a nie na tworzeniu abstrakcyjnych teorii filozoficznych.
Taką wizję dobrego rządu, symbolicznie przedstawiają freski Ambrogio Lorenzettiego w Palazzo Pubblico w Sienie. Potwierdzają one głęboką religijność społeczeństwa średniowiecznego. Religijnośc ta była rozumiana i przyjmowana przez tych, którzy, sprawowali funkcje publiczne, jako wyraz podporządkowania się Boskiemu Porządkowi – κόσμος (kosmosowi), który Stwórca odcisnął na społeczeństwie.
O tej historycznej roli Imperium Rzymskiego możemy przeczytać w Eneidzie (VI, 850-853):
„Ty władnąć nad ludami pomnij, Rzymianinie! To twe sztuki: Nieść pokój, jak twa wola samać nakaże, szczędzić kornych, a wyniosłych łamać!”
To właśnie ta świadomość opatrznościowej misji, uczyniła Rzym wielkim; a zdrada tego zadania z powodu zepsucia moralności spowodowała jego upadek.
III. Zasada laickości i sekularyzacja władzy
Nie mogło stać się inaczej, skoro koncepcja „laickości państwa” była zupełnie nie do pomyślenia w jakiejkolwiek epoce poprzedzającej protestancką pseudo-reformacją, zarówno dla władców, jak i ich poddanych. Stworzenie teoretycznych podstaw ateizmu, jakie miało miejsce w późnym renesansie, pozwoliło na sformułowanie myśli filozoficznej, która zdejmowała z jednostki obowiązek uznania i oddawania publicznej czci Bogu; a począwszy od oświecenia, zasady masońskie rozpowszechniły się dzięki wymuszonej sekularyzacji społeczeństwa obywatelskiego w następstwie rewolucji francuskiej, obalenia monarchii istniejących z „Bożej łaski” i zaciekłych prześladowań Kościoła katolickiego.
Współczesny świat, z dumą powołuje się na własną laickość, podczas gdy w świecie grecko-rzymskim bunt przeciwko bogom uważany był nie tylko za znamię bezbożności, ale znak buntu przeciwko państwu, którego władza była usankcjonowana i potwierdzona „z góry”. Discite justitiam moniti, et non temnere divos – Ucz się sprawiedliwości i uważaj, abyś nie gardził bogami – napomina Flegias, który został wrzucony do Tartaru i skazany na wykrzykiwanie tej przestrogi bez wytchnienia.
Kultura klasyczna, którą odziedziczyliśmy jako naturalną przesłankę dla rozprzestrzeniania się Chrześcijaństwa, a którą średniowiecze uznało i doceniło, opiera się więc na obowiązku szacunku wobec bogów, pokazując, że brak religio jest przyczyną ruiny Narodu, zdrady Ojczyzny, aż po ustanowienie tyranii, ustanawiania lub znoszenia praw ze względu na interes ekonomiczny, aż po łamanie najświętszych zasad życia społecznego.
Na dowód tego, jak bardzo uzasadnione były te obawy, zastanówmy się nad ruiną naszego współczesnego społeczeństwa, zdolnego do legalizacji bezprecedensowych okrucieństw, takich jak; zabijanie niewinnych w łonie matki, deprawowanie dzieci poprzez teorię gender oraz ich seksualizację i wykorzystywanie w piekielnych rytuałach lobby pedofilskiego, którego haniebni członkowie zajmują najwyższe stanowiska i których jak dotąd, nikt nie ośmielił się potępić.
Współczesnym światem rządzi sekta sług diabła, oddanych złu i śmierci. Ci, którzy milczą, zamykając oczy na takie potworności, są winni i współwinni tych straszliwych zbrodni, które wołają o pomstę do Nieba.
IV. Świętość władzy
Aż do rewolucji francuskiej, władcy sprawowali władzę w imieniu Boga, jednocześnie ich poddani, traktowali swoje prawa za chronione przed nadużyciami władzy, ponieważ całe społeczeństwo było hierarchicznie uporządkowane pod najwyższą władzą jednego Pana, który był uznawany za Rex tremendæ majestatis (Króla tronu straszliwego) właśnie dlatego, że jest sędzią nawet królów i książąt, papieży i biskupów. Korony, tiary i mitry górują w obrazach Piekła, malowanych w naszych kościołach.
Ta świętość, nie jest pojęciem dodanym władzy po fakcie, która pierwotnie zrodziła się jako neutralna. Przeciwnie, każda władza zawsze znajdowała swoje źródło w odniesieniu do boskości, zarówno w Izraelu, jak i u narodów pogańskich, które następnie w świecie zachodnim uzyskały pełnię nadprzyrodzonej inwestytury wraz z pojawieniem się chrześcijaństwa i uznaniem go za religię państwową przez cesarza Teodozjusza. Tak więc cesarz Wschodu był Cezarem na dworze, który w Bizancjum mówił po łacinie; Car Rusi i Car Bułgarów byli w równym stopniu Cezarami, a wreszcie istniało Święte Cesarstwo Rzymskie, którego ostatni suweren, Błogosławiony Karol von Habsburg, został obalony przez masonerię w konsekwencji pierwszej wojny światowej.
Edukacja przyszłych władców, szlachty i duchowieństwa była traktowana z najwyższą powagą i nie ograniczała się tylko do strony intelektualnej i praktycznej, ale zawierała formację moralną i duchową, która zapewniała solidne zasady, nawyk dyscypliny, umiejętność opanowania namiętności i praktykowanie cnót rządzenia. Cały system społeczny uświadamiał tym, którzy sprawowali władzę, ich odpowiedzialność przed Chrystusem Królem, jedynym Panem duszy i ciała oraz to, że ich władza na ziemi ma formę ściśle zastępczą. Z tego powodu, jak to się stało np. w przypadku Fryderyka II Szwabskiego, wyższość duchowego Autorytetu Kościoła nad doczesnym Autorytetem Suwerenów pozwoliła Papieżowi zwolnić poddanych tego Królaz więzów posłuszeństwa, ponieważ nadużył swojej władzy.
V. Sekularyzacja rozszerzona na każdą Władzę
W ślad za sekularyzacją władzy świeckiej, poszła sekularyzacja władzy religijnej, która wraz z Soborem Watykańskim II została znacząco odarta – i to nie tylko zewnętrznie – z sakralności na rzecz bluźnierczej (i rewolucyjnej) wizji, w której władza kościelna pochodzi z dołu, na mocy Chrztu, i jest delegowana przez „lud kapłański” na jego przedstawicieli, którym powierza się różne zadania „przewodniczenia”, podobnie jak w sektach kalwińskich.
Paradoks ten jest jeszcze bardziej widoczny, gdyż wprowadza do Kościoła – wypaczając w ten sposób jego naturę – „dynamikę tolerancji” pochodzącą ze społeczeństwa świeckiego, które nie uznaje praw prawdziwej religii. Kościół legitymizuje takie działanie, przyjmując je jako własne prawo. W konsekwencji, bardzo poważne odchylenia propagowane dziś przez Synod o synodalności, a realizowane w trybie demokratycznym i parlamentarnym, są niczym innym, jak wprowadzeniem w życie zasad ustanowionych przez Sobór, dla którego laickość – czyli zerwanie związku między władzą ziemską a jej nadprzyrodzonym pochodzeniem , powinna rozciągać się na każdą społeczność ludzką, wykluczając jednocześnie wszelkie pokusy „teokratyczne” jako przestarzałe i niestosowne.
W konsekwencji, nie uchował się już żaden autorytet, który byłby poza zasięgiem tego procesu; od ojca rodziny do nauczyciela, od sędziego do urzędnika państwowego. Obowiązek posłuszeństwa tych, którzy podlegali władzy i tych, którzy ją sprawowali, aby zarządzali z mądrością i roztropnością, przypominał o boskim ojcostwie Boga. Jako taki, obowiązek ten musiał zostać zdelegitymizowany, ponieważ bunt został skierowany przede wszystkim przeciwko autorytetowi Boga Ojca. Rewolucja „sześćdziesiątego ósmego” była tylko odnogą tej rewolucji, w której wszystko, co liberalizmowi udało się zachować dla celów praktycznych lub wygody, aby zagwarantować sobie minimum porządku społecznego, zostało ostatecznie zburzone, prowadząc państwa zachodnie do anarchii.
VI. Wywrotowe działanie tajnych stowarzyszeń
Haniebna sekta, świadoma siły sojuszu między Tronem a Ołtarzem, spiskowała w cieniu, aby korumpować władców i przyciągnąć szlachtę w swoje szeregi, począwszy już od dynastii Kapetyngów. Już w księstwach niemieckich wraz z herezją protestancką, a następnie w Anglii Henryka VIII wraz ze schizmą anglikańską, pojawiły aktywne, gnostyckie konwentykle „wtajemniczonych”, które sprzeciwiały się papiestwu i lojalnym wobec niego prawowitym władcom.
Jest jednak pewne i udokumentowane, że to rewolucja stanowiła podstawowe narzędzie, za pomocą którego tajne stowarzyszenia uderzyły w państwa katolickie, aby wyrwać je z Wiary i zniewolić dla swoich własnych celów ideologicznych i ekonomicznych, a gdziekolwiek działała masoneria, zawsze tam uciekała się do tych samych narzędzi i tej samej propagandy, celem sekularyzacji instytucji publicznych, anulowania religii państwowej, zniesienia przywilejów kościelnych i nauczania katolickiego, legalizacji rozwodów, dekryminalizacji cudzołóstwa, a także rozpowszechnienia pornografii i innych form niemoralności. Zadaniem podstawowym było zniszczenie świata chrześcijańskiego w każdym aspekcie codziennego życia i zastąpienia go bezbożnym, bezreligijnym społeczeństwem, zajmującycm się zaspokajaniem najbardziej prymitywnych przyjemności, szydzącym z cnoty, uczciwości i prawości. Oto „osiągnięcia” ideologii liberalnej, która najbardziej odrażający antyklerykalizm nazywa „postępem” i „wolnością”.
Niezliczone potępienia tajnych sekt przez Magisterium były obszernie uzasadniane zagrożeniem dla pokoju między narodami i wiecznym zbawieniem dusz. Dopóki Kościół miał sojusznika we władzy świeckiej, działanie masonerii postępowało powoli i było zmuszone do ukrywania swoich zbrodniczych zamiarów.
Dopiero zepsucie władzy kościelnej, spowodowane cierpliwą infiltracją i zrealizowane pod koniec XIX wieku dzięki modernizmowi, sprawiło, że masoneria mogła liczyć na współudział zbuntowanych cudzołożników w sutannach, sprowadzonych na manowce intelektu i woli, których w ten sposób łatwo było zniewolić i zaszantażować. Ich pięcie się w górę w szeregach Kościoła, powstrzymane przez chwilę przez dalekowzroczną czujność Św. Piusa X, zostało po cichu ponowione w ostatnich latach pontyfikatu zniedołężniałego Piusa XII, a nabrało rozpędu za czasów Jana XXIII, który sam prawdopodobnie był członkiem kościelnej Loży. Jest to kolejny przykład tego, jak zepsucie jednostek odgrywa zasadniczą rolę w rozpadzie instytucji, do której należą.
VII. Rewolucja polityczna, społeczna i gospodarcza
Rewolucja rozpoczęta we Francji w 1789 roku miała pewne stałe metody działania. Najpierw korupcja arystokracji i duchowieństwa; potem działanie tajnych stowarzyszeń, które wszystko infiltrowały; następnie propaganda medialna skierowana przeciwko monarchii i Kościołowi, a jednocześnie organizowanie i finansowanie ulicznych zamieszek i protestów w celu podburzania ludu, który był zubożały i obciążony podatkami z powodu spekulacji międzynarodowej finansjery i niewystarczającej reakcji państwa na przekształcenia europejskiego systemu gospodarczego.
Również w tym przypadku, główną siłą sprawczą, która pozwoliła, by wywrotowa teoria masonerii przełożyła się na prawdziwą rewolucję, stanowiła klasa, która była najbardziej zainteresowana zawłaszczeniem majątku szlachty i Kościoła, nie tylko po to, by wyprzedać bezcenne nieruchomości, wyposażenie i dzieła sztuki, ale także po to, by radykalnie przekształcić tradycyjną tkankę społeczno-gospodarczą, poczynając od eksploatacji wielkich majątków ziemskich, które do tej pory uprawiane były zgodnie z naturalnym rytmem przyrody i z wykorzystaniem archaicznej techniki.
W konsekwencji, po Rewolucji Francuskiej mieliśmy Pierwszą Rewolucję Przemysłową, która wraz z wynalezieniem maszyny parowej i mechanizacją produkcji wymusiła masowe migracje robotników i chłopów ze wsi do metropolii, aby przekształcić ich w tanią siłę roboczą, po uprzednim pozbawieniu ich środków do życia i doprowadzeniu do nędzy za pomocą nowych podatków i ceł.
Cały XIX wiek jest potwierdzeniem, że ideologiczna matryca Rewolucji opiera się na doktrynalnej herezji nierozerwalnie związanej z wyzyskiem ekonomicznym i dominacją finansową.
Druga rewolucja przemysłowa miała miejsce w okresie od Kongresu Paryskiego (1856) do Kongresu Berlińskiego (1878) i dotyczyła przede wszystkim Europy, Stanów Zjednoczonych i Japonii w zakresie narzucania nowych zdobyczy technologicznych, takich jak elektryczność i produkcja masowa.
Trzecia rewolucja przemysłowa rozpoczęła się w latach 50. i objęła Chiny i Indie, a dotyczyła głównie innowacji technologicznych, informatycznych i telematycznych (audio, grafika, video, dane), a następnie rozszerzyła się na nową gospodarkę, zieloną gospodarkę i kontrolę informacji. Miało to stworzyć kulturowy klimat neopozytywistycznej wiary w możliwości nauki i techniki w służbie materialnego dobrobytu ludzkości. Akcja manipulowania masami poprzez np. filmy science fiction, dawała szerokie pole do popisu tym, którzy propagowali nowy model społeczeństwa.
Wreszcie, w roku 2011, rozpoczęła się Czwarta Rewolucja Przemysłowa, która polega na coraz większym przenikaniu się świata fizycznego, cyfrowego i biologicznego. Jest ona połączeniem postępu w dziedzinie sztucznej inteligencji (AI), robotyki, Internetu Rzeczy (IoT), druku 3D, inżynierii genetycznej, komputerów kwantowych i innych technologii. Teoretykiem tego anty-utopijnego procesu jest owiany złą sławą, Klaus Schwab; założyciel i dyrektor wykonawczy Światowego Forum Ekonomicznego.
VIII. Sekularyzacja władzy jako przesłanka totalitaryzmu
Sztuczne rozdzielanie harmonii i hierarchicznego uzupełniania się władzy duchownej i świeckiej było nieszczęsnym zabiegiem, który stwarzał przesłanki, często stosowane, do tyranii albo anarchii. Powód jest aż nazbyt oczywisty: Chrystus jest Królem zarówno Kościoła, jak i narodów i państw, ponieważ wszelka władza pochodzi od Boga (Rz 13,1). Zaprzeczanie temu, że rządzący mają obowiązek podporządkować się panowaniu Chrystusa, jest bardzo poważnym błędem, ponieważ przy braku prawa moralnego, państwo może narzucać swoją wolę niezależnie od woli Boga, a więc obalać Boski κόσμος (kosmos)- Civitas Dei, zastępując je samowolą i piekielnym χάος (chaosem) civitas diaboli.
Obecnie, państwa zachodnie są zakładnikami potentatów, którzy za swoje decyzje nie odpowiadają ani przed Bogiem, ani przed ludźmi, ponieważ nie mają upoważnienia ani z góry, ani z dołu. Przygotowany i przeprowadzony przez wywrotowe lobby Światowego Forum Ekonomicznego, zamach stanu, skutecznie pozbawił rządy ich niezależności za pomocą zewnętrznych nacisków i ograbił państwa z ich suwerenności.
Jednak ten proces rozkładu został zdemaskowany z powodu arogancji, z jaką satrapia Nowego Porządku Świata ujawniła swoje plany, wierząc, że są już bliscy ostatecznego zwycięstwa. Arogancja tych ludzi poszła tak daleko, że nawet intelektualiści, których z pewnością nie można posądzić o konserwatyzm, zaczynają dostrzegać niedopuszczalną ingerencję Klausa Schwaba i jego sługusów w funkcjonowanie państw. Kilka dni temu prof. Franco Cardini oświadczył: „Siły, które zarządzają gospodarką i finansami, wybierają teraz, korumpują i wyznaczają klasę polityczną, która w ten sposób staje się komitetem zarządzającym światem”.
Dobrze wiemy, że za tym „komitetem” kryją się cele związane ze ślepym zyskiem, ze szkodą dla gospodarek państw, ale także niepokojące projekty szczegółowej kontroli populacji, przymusowej depopulacji i rozprzestrzeniania przewlekłych chorób w celu całkowitej prywatyzacji usług publicznych. Mentalność, która przyświeca temu Wielkiemu Resetowi jest tą samą, która ożywiała burżuazję i lichwiarzy minionych wieków, zaiteresowanych eksploatacją wielkich majątków, których szlachta i duchowieństwo nie uważały za źródło zysku.
Czuję do niego nienawiść już za to Że chrześcijanin, ale jeszcze bardziej Za to, że w swojej prostackiej głupocie Daje pożyczki gratis i w Wenecji Obniża przez to stopę procentową
(W. Szekspir, Kupiec Wenecki. Tłum. Stanisław Barańczak)
Dla tych ludzi, człowieczeństwo jest irytującą przeszkodą, którą trzeba zracjonalizować i zinstrumentalizować w dążeniu do realizacji ich zbrodniczych celów, a moralność chrześcijańska jest obrzydliwą przeszkodą w ustanowieniu rządu, który będzie w rękach finansjery. Jeśli tak się dzisiaj dzieje, to przyczyną jest brak transcendentnego odniesienia moralnego, które położyłoby kres ich majaczeniom, oraz władzy, która wymykałyby się temu nikczemnemu zniewoleniu. Widzimy teraz, że obecna sytuacja jest w istocie kryzysem władzy, a zrozumienie globalnego zamachu stanu przeprowadzanego przez lichwiarską elitę, wykracza poza możliwości zrozumienia przez zwykłych ludzi.
IX. Narodzenie Chrystusa
Wcielenie Drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej w dziewiczym łonie Najświętszej Maryi Panny, stanowiło przełom w Wieczności, wkroczenie w czas i przestrzeń. W osobie naszego Pana, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka, władza Boga została dodana do władzy potomka królewskiego plemienia Dawida, a odkupienie rodzaju ludzkiego przez Ofiarę Krzyża przywróciło w ekonomii Łaski, Boski porządek, naruszony przez grzech pierworodny zainspirowany przez Węża.
Dzieciątko – Król, leżące w żłobie, ukazuje się pasterzom i Magom, którzy Je Adorują, jest owinięte w pieluszki, jak to było przywilejem władców: et hoc vobis signum (Łk 2, 12) A ten wam znak: znajdziecie niemówiątko uwinione w pieluszki i położone we żłobie.. Porusza gwiazdy i jest czczony przez Aniołów, ale wybiera szopkę jako swój tron, ubogą chatę betlejemską jako swój ziemski pałac, tak jak na Golgocie – a także w wizji Apokalipsy – to Krzyż jest tronem chwały. Nasz Pan odbiera hołd mędrców ze Wschodu, uznając swoje tytuły Króla, Kapłana i Proroka; ale zaraz musi uciekać przed tym, który widzi w Nim zagrożenie dla swojej władzy.
Głupi i okrutny jest Herod, który nie rozumie, że Królestwo Jego nie z tego świata. Głupi i okrutni są dzisiejsi mocarze, którzy w masakrze milionów niewinnych – masakrze dokonanej na ich ciałach i duszach – chcą utrwalić swoją tyranię śmierci i którzy niewoląc całe narody, po raz kolejny odnawiają swój bunt przeciwko Królowi królów i Panu panów, który odkupił te dusze swoją Krwią.
Ale to właśnie w pokornym potwierdzeniu swego panowania, Dzieciątko z Betlejem objawia Boskość Syna Bożego w hipostatycznej unii Człowiek-Bóg. Boskość, która łączy wszechmoc Pantokratora z kruchością niemowlęcia, potężny Sąd Najwyższego Sędziego z płaczem noworodka, niezmienną wieczność Słowa Bożego z milczeniem niemowlęcia, blask chwały Boskiego Majestatu z nędzą stajenki w zimną, palestyńską noc.
W tej pozornej sprzeczności, która w cudowny sposób łączy Boskość z człowieczeństwem, moc ze słabością, bogactwo z ubóstwem, znajdujemy również lekcję, którą my wszyscy, a zwłaszcza ci, którzy są ustanowieni we władzy, musimy wyciągnąć dla naszego życia duchowego i dla naszego przetrwania.
Zarówno suweren, książę, papież, biskup, sędzia, nauczyciel, lekarz i ojciec, mają władzę, która czerpie ze sfery Wieczności, z Boskiego Królowania Syna Bożego, ponieważ wykonując swoją władzę działają w imieniu Tego, który ją legitymizuje, dopóki pozostaje ona wierna temu, do czego została ustanowiona. Kto was słucha, Mnie słucha. A kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał (Łk 10,16). Z tego powodu, posłuszeństwo władzy świeckiej i kościelnej oznacza posłuszeństwo Bogu, w porządku hierarchicznym, który On zadekretował. Z tego powodu równie konieczne jest nieposłuszeństwo wobec tych, którzy nadużywają swojej władzy, właśnie po to, aby zachować ten porządek, którego centrum jest Bóg, a nie ziemska władza, która jest tylko Jego zastępcą.
Innymi słowy, oddajemy należny hołd i posłuszeństwo tym, którym się one należą o tyle, o ile oni sami są posłuszni Bogu. Dziś jednak hołd i posłuszeństwo oddawane są tym, którzy nie odczuwają potrzeby należnego im podporządkowania się Chrystusowi Królowi i Najwyższemu Kapłanowi, ale raczej są Jego wrogami. Mało tego, ich rzekoma suwerenność wynikająca z mandatu nadanego przez naród w wyniku mrzonki demokracji, okazała się kolosalnym oszustwem wobec właśnie tego narodu, który nie ma się już do kogo odwołać, by chronić swoje prawa. Z drugiej strony, jakich „praw” mogliby się domagać ci, którzy przez lata uzurpowali sobie Prawa Boskie? Nie dziwmy się więc, że władza zamienia się w tyranię, kiedy sami akceptujemy przekonanie, że nie ma ona już żadnego związku z transcendencją, która jest jedyną gwarancją sprawiedliwości dla ubogich, wygnańców, wdów sierot?
X. Instaurare omnia in Christo (Wszystko odnowić w Chrystusie)
Pozorny triumf nikczemników – od kryminalistów ze Światowego Forum Ekonomicznego po heretyków z „drogi synodalnej” – konfrontuje nas z twardą rzeczywistością Zła, które jest skazane na ostateczną klęskę, ale też dopuszczonego przez Opatrzność jako narzędzie kary dla krnąbrnej ludzkości. Trzeba zrozumieć, że epidemie, nędza wywołana zaplanowanymi kryzysami, bezwzględne wojny wywołane interesami ekonomicznymi, zepsucie obyczajów, masakra niewinnych uznana za „prawo człowieka”, rozpad rodziny, ruina autorytetów, rozpad cywilizacji, barbaryzacja kultury i sztuki, unicestwienie każdego impulsu ku cnocie i Dobru – to wszystko są tylko konsekwencje zdrady dokonywanej stopniowo, ale zawsze w tym samym kierunku. Są one tylko wstępem do najgorszego, co ma dopiero nadejść czyli pogardy dla Boga, niegodziwego wyzwania non serviam wobec Boskiego Majestatu, które rośnie bezwzględnie i wściekle, proporcjonalnie do wzrostu satanistycznego domniemania o możliwości wygrania bitwy z Panem Bogiem.
Odnowienie wszystkiego w Chrystusie (Ef 1:10), oznacza odbudowanie porządku naruszonego przez grzech, zarówno w porządku naturalnym, jak i nadprzyrodzonym, zarówno w sferze prywatnej, jak i publicznej, przywracając królewską koronę Królowi królów, Któremu w delirycznej ὕβρις (pysze) odebrała ją rewolucja; a jeszcze wcześniej przywracając potrójną koronę Papieżowi, odebraną przez ideologię SW II i apostazję obecnego „pontyfikatu”.
Papieże i królowie, hierarchowie i przywódcy państw, wierni Kościoła i obywatele państw – wszyscy muszą, poruszeni Łaską powrócić w palingenezie [proces ciągłego odradzania się świata lub istot żywych] do Chrystusa, do Chrystusa Króla i Najwyższego Kapłana, do jedynej Pomsty pogwałconych praw Jego ludu, do jedynego Obrońcy słabych i uciśnionych, do jedynego Pogromcy śmierci i grzechu. W tej powrotnej drodze do Chrystusa, będzie nas prowadzić pokora, abyśmy umieli cofnąć się z łatwej drogi do zguby, którą podjęliśmy, porzucając drogę na Kalwarię, wytyczoną nam przez Pana. Jest to droga, którą On przeszedł jako pierwszy i na której towarzyszy nam poprzez łaskę sakramentów, droga, która prowadzi do Krzyża, jako jedynej przesłanki chwały zmartwychwstania.
Kto wierzy, że idąc dalej obecną drogą można coś zmienić; że można ograniczyć ideologię śmierci i grzechu Nowego Porządku Świata; że można zapobiec szerzeniu przez niegodziwców okropności pedofilii, perwersji, unieważnienia płci, zabijania dzieci, słabych i starszych, ten się łudzi. Jeśli świat stał się piekłem dzięki Rewolucji, to powrót może nastąpić tylko dzięki kontr-rewolucji. Jeśli Hierarchia stała się zbiorem heretyków, ludzi skorumpowanych i cudzołożników, dzięki SW II i reformowanej liturgii, to aby stać się obrazem niebiańskiej Jerozolimy, musi powrócić do tego, co robili Apostołowie, Ojcowie i Doktorzy, Święci, Papieże i Biskupi w czasach przed Soborem. Podążanie drogą zguby prowadzi do zguby. Różnica polega jedynie na szybkości tego wyścigu ku przepaści.
Im szybciej każdy z nas będzie w stanie wzmocnić swoją przynależność do Chrystusa, tym szybciej całe społeczeństwo zacznie wracać do swojego Pana. Ta bezwarunkowa przynależność do Boga, który wcielił się, aby nas odkupić, musi rozpocząć się od pokornej Adoracji Dzieciątka-Króla, u stóp żłóbka, razem z pasterzami i Magami.
Oby nadeszła dla nas wszystkich ta błogosławiona chwila, w której – dotknięci Łaską i poruszeni zbawienną wizją piekła na ziemi, które się szykuje – rozpoznamy Króla. Rozpoznając Go, możemy stoczyć pod Jego świętymi insygniami wraz z potężną Pogromczynią Szatana – Niepokalaną – apokaliptyczną walkę z Nieprzyjacielem ludzkości. To Niewiasta, Dziewica, Matka – zmiażdży głowę odwiecznego Węża, a wraz z nią głowy jego przeklętych wyznawców.
Oby tak się stało.
+ Carlo Maria Viganó, Arcybiskup
17 grudnia, 2022
Sabbato Quattuor Temporum Adventus Sobota Suchych Dni Adwentu
Tłum. Sławomir Soja
1. Pierwszy artykuł francuskiej konstytucji mówi wyraźnie, że republika będzie „niepodzielna, laicka, demokratyczna i społeczna”.
Przesyłam ostatni tekst Arcybiskupa Viganó, opublikowany na stronach Lifesitenews oraz The Remnant zaledwie 2 dni temu. Jest to tekst trudny, szczególnie w tłumaczeniu, jak większość tekstów Ekscelencji. No ale są to kwestie techniczne, mało interesujące czytelnika.
Bardzo mnie zaskoczyło, że bardzo szybko pojawiły sie tłumaczenia. W zasadzie jedno tłumaczenie, bo drugie, to w zasadzie komentarz opublikowany na stronie PCH24, podpisany przez anonima Wma, a który z tekstem Arcybiskupa ma tyle wspólnego, że komentuje kilka dygresji, a zupełnie pomija sedno tego tekstu. Napisałem pomija, ale powinienem napisać i napiszę, że komentator łże jak bura suka, ponieważ przemilczenie to również łgarstwo. Wiem, że są wśród nas tacy, którzy przypisują PCH 24 jakieś pożyteczne intencje, są też ludzie, którzy hojnie wspierają „dzieła” PCH24.
Zastanówmy się nad prawdomównością i dziennikarską rzetelnością tych ludzi, porównując notatkę zamieszczoną na stronie PCH24 z tekstem Księdza Arcybiskupa.
Wasza niedawna decyzja o zawieszeniu celebracji Liturgii trydenckiej w kościele w Vocogno i w kaplicy San Biagio w Dolinie Ossola (Piemont, Włochy) wywołała wielkie rozgoryczenie u tysięcy wiernych i u kapłanów przywiązanych do Rytu Tradycyjnego. Po latach stosowania Motu Proprio Summorum Pontificum, chłód z jakim wykonaliście zalecenie Traditionis Custodes wzbudził głębokie oburzenie, pomimo tego, że Kodeks Prawa Kanonicznego daje Ordynariuszom możliwość odstąpienia od tego.
Rozumiem, że Wasza rola jako biskupa i Następcy Apostołów jest wystawiona na próbę pod presją oczywistego autorytaryzmu stosowanego przez Rzym. Rozumiem również, że mając do wyboru posłuszeństwo wobec dyktatu Rzymu i ochronę świętych praw wiernych, najbardziej ludzkim wyborem jest ten, który w innych czasach doprowadził Don Abbondio do współudziału w bezprawiu Don Rodrigo i Innominato.
Ta Msza nie może się odbyć, bo tego chcą możni tego świata. “Kościół miłosierdzia” stosuje swoją władzę za pomocą przymusu, który zawodzi, gdy powinien być użyty do uzdrowienia sytuacji o wiele poważniejszych czyli odchyleń teologicznych, aberracji moralnych, świętokradztw i nierządu w liturgii. Obrazu hierarchii doskonale dopełnia to stare porzekadło; silni wobec słabych, słabi wobec silnych. Jest to dokładne przeciwieństwo tego, co przyrzekaliście robić jako biskup. Wielokrotne apele o parezję (https://pl.wikipedia.org/wiki/Parezja) i synodalność są codziennie dezawuowane przez autorytarne decyzje, motywowane klerykalizmem, tak często potępianym w słowach. Jakąż to okropną zbrodnię popełnili wierni z Vocogno i San Biagio, aby zasłużyć na pozbawienie ich tradycyjnej Mszy, która została uznana przez Benedykta XVI za “nigdy nie zniesioną”, ale dziś jest anulowana jako przyczyna podziałów, ponieważ jest sprzeczna z eklezjologią SW II? Gdzie podziała się słynna hermeneutyka ciągłości? Gdzie jest troska o lud Boży i wsłuchiwanie się, o których tak wielu biskupów mówi na synodzie o synodalności? W Credo Nicejsko-Konstantynopolitańskim wyznajemy, że Kościół jest jeden, święty, katolicki i apostolski. Jest jeden nie tylko terytorialnie, ale także na przestrzeni czasu i wydarzeń. Wierny katolik jest w komunii nie tylko z Kościołem swoich czasów, ale koniecznie musi być w komunii z Kościołem wszystkich czasów: z Kościołem katakumb, Konstantyna, Świętego Bernarda, Świętego Piusa V i Błogosławionego Piusa IX.
Lex credendi – i wyrażająca go lex orandi – nie może być podatne na zafałszowania podyktowane najnowszymi modami lub okolicznościami. Jeśli jednak lex orandi zrodzone w modernistycznym umyśle Annibale Bugniniego jest uznawane za jedyny liturgiczny wyraz “Kościoła soborowego”, oznacza to, że wyrażana przez nie doktryna jest inna –jest przeciwna – nauce naszego Pana przekazanej Apostołom, przekazywanej przez wieki i wiernie strzeżonej przez Kościół katolicki.
Jeśli to zerwanie z Tradycją jest uznane i przyznane przez samego projektodawcę Traditionis Custodes, to stawia to “kościół soborowy” poza Tradycją katolicką, eliminując tym samym wszelką prawowitą władzę do promulgowania praw sprzecznych z celami, dla których Pan tę władzę ustanowił. Nie wiem, czy Wasza Ekscelencja podziela tę wizję i czy uważa Świętą Mszę trydencką za nie do pogodzenia i obcą dla “kościoła synodalnego”. Wydaje mi się, że Wasza decyzja, poza tym, że jest wyrazem władzy biskupiej, która została oderwana od obowiązku strzeżenia depositum fidei, pokazuje niepokojące oddalenie od Ciała Kościelnego, jest ofiarą zmienności i idiosynkrazji Hierarchii, która realizuje swój własny program ideologiczny bez najmniejszej nawet troski o konsekwencje, jakie może on wywołać. W rezultacie otrzymujemy bardzo niepochlebny obraz Pasterzy, w których rerum novarum cupiditas [chciwość nowości] bezkarnie depcze niezmienne Magisterium Kościoła, słuszne prawa kapłanów i duchowe potrzeby wiernych; którzy, jak Wiecie, nie proszą swego biskupa o nic innego, jak tylko o pozwolenie na swobodne korzystanie z obrządku, który od wieków jest modlitewnym głosem Kościoła i którego sześćdziesiąt lat porażek i aberracji nie może uczynić nielegalnym tylko dlatego, że wydobywa na jaw oszustwa i fałszerstwa. Zastanawiam się, jaką naukę wyciągną wierni diecezji Novara – a także miliony tradycyjnych wiernych na całym świecie – z tego autorytarnego użycia władzy przeciwko celom, z których czerpie ona swoją legitymizację. Niezależnie od tego, czy podporządkują się rozkazowi, który uznają za niesprawiedliwy, czy też sprzeciwią się mu w imię posłuszeństwa Bogu, a nie ludziom, autorytet pasterzy będzie całkowicie zdyskredytowany, ponieważ to, czego wczoraj Kościół nauczał i co zalecał, dziś jest pogardzane i zakazane przez osoby sprawujące funkcje kierownicze w Kościele, a to, co wcześniej było uważane za sprzeczne z nauczaniem Chrystusa, teraz jest wskazywane jako wzór do naśladowania. Jaki zarzut można by postawić księżom i wiernym przywiązanym do usus antiquior, którzy – prawie wszyscy bez przekonania i jedynie z konformizmu – pogodziliby się z narzuceniem Novus Ordo? To, że pragną adoracji Boga? Poprawności i stosowności w celebracji? Niezrównanego bogactwa tradycyjnych tekstów liturgicznych w porównaniu z celową pustką obrządku zreformowanego? Tęsknoty za tym, by zobaczyć chwałę dworu niebieskiego antycypowaną tu na ziemi? Pobożnej kontemplacji Męki Chrystusa w miejsce hałaśliwej braterskiej agape, w której Pan jest tylko alibi dla celebrowania samych siebie? Co jest tak nieznośnego, tak godnego pożałowania w chęci modlenia się świętymi słowami przekazywanymi nam przez dwa tysiące lat Wiary? Wierni i kapłani z Vocogno, podobnie jak wszyscy katolicy rozproszeni po diecezjach na całym świecie, znajdą sposób na ucieczkę od tych dyktatów, podobnie jak to miało miejsce w czasach herezji ariańskiej, w czasie Pseudo-Reformacji czy w czasie schizmy anglikańskiej. Ich cierpienie z powodu pozbawienia niezbywalnego prawa jest testem wierności, który czyni ich miłymi Bogu, podobnie jak to, co robili duchowni w czasach Terroru we Francji. Nie wierzcie jednak, że przekonacie ich do nowego obrządku, albo że nagniecie ich determinację pozostania wiernymi religii ojców. Co najwyżej będziecie mogli przeszkodzić im w korzystaniu z pociechy, jaką daje codzienna Msza Święta, lub z asystowania przy funkcjach liturgicznych w niedziele i święta, ale to wszystko nie będzie sprzyjać ani harmonii wśród wiernych, ani ich szacunkowi dla władzy kościelnej. Czas pokaże, że mają rację, jak to zawsze miało miejsce w wydarzeniach, które przeciwstawiały katolicką ortodoksję wyznawaną przez prostych ludzi, heretyckim odchyleniom narzuconym przez błądzącą lub zniewoloną władzę. Sąd Boży również udowodni ich rację i będziesz musiał zdać przed nimi relację z własnej pracy jako biskup. Nie będzie Cię sądził Sanhedryn bergogliański, ani Komisja Duszpasterska, ani fałszywi przyjaciele, którzy wspierają Cię w tej już przegranej walce o utrzymanie w ryzach skompromitowanej narracji soborowej. Uważam zatem, że zbawienna refleksja nad Rzeczami Ostatecznymi i Waszym wiecznym przeznaczeniem jest jak najbardziej wskazana, także biorąc pod uwagę Wasz wiek i nieuchronność spotkania ze Sędzią Sprawiedliwym. Jeśli wierzycie, że działaliście i działacie zgodnie z wolą Bożą, nie macie się czego obawiać: możecie nadal uważać wiernych i kapłanów z Val d’Ossola za buntowników, możecie zakazać odprawiania tradycyjnych Mszy i zademonstrować całą swoją bezwarunkową uległość wobec obecnie panującej władzy.
Pamiętajcie jednak, że możni tego świata przemijają, a ci, którzy ich popierają i podążają za nimi, skazani są na zapomnienie lub bezwzględne potępienie. Z nadzieją, że świadomość czasu, jaki pozostał Ci do zasłużenia na wieczną chwałę, pobudzi Cię do cofnięcia się i dokonania aktu prawdziwego Miłosierdzia wobec wiernych powierzonych Twojej opiece, zapewniam Waszą Ekscelencję, że będę o Was pamiętał w Świętej Ofierze Mszy Świętej (oczywiście Św. Piusa V), błagając Parakleta, aby oświecił swoim darem Rady Twoją Najczcigodniejszą Ekscelencję, której pozostaję,
Najbardziej oddany w Chrystusie + Carlo Maria Viganó, Arcybiskup
tłum. Sławomir Soja PS. Ten list otwarty skierowany jest również do braci biskupów i biskupa ordynariusza Brambilli oraz do wszystkich biskupów, którzy znajdują się pod presją Kurii Rzymskiej, aby systematycznie niweczyć dobroczynne skutki Motu Proprio Summorum Pontificum.
‘This rupture, this violent tear, was consummated on the spiritual level at the moment in which the authority of the prelates was secularized, just like what happened in the civil sphere.’
Archbishop Carlo Maria Viganò
Editor’s note: Below is an exchange of letters between a cloistered nun and Archbishop Carlo Maria Viganò. The first part of the piece is the nun’s letter to His Excellency, the second part is His Excellency’s reply.
I am writing to you on the occasion of the coming Feast of Christ the King, and I permit myself to share with you a certain fundamental question:
Is there still any meaning in celebrating and invoking the grace that this liturgical feast so longed for when it was instituted?
If the King of kings and Lord of lords (cf. 1 Tim 6:15; Apoc. 19:16) were to return today in His glory, would He still recognize His Spouse, the Church?
By asking these questions, I will seem irreverent and lacking faith in the promise, “the gates of hell shall not prevail” (Mt 16:19), that resonates as a hope to cling to for those few survivors of the wind of mortal apostasy that has invaded the Church. Well, the provocative tone of these questions summarizes the feeling of confusion of the few remaining faithful, faithful in searching for some reference to the Magisterium, a valid Sacrament, and coherence of life among the shepherds. I turn to you as to a “Voice in the desert” that so many times has illuminated so many lost and disheartened souls.
I wanted to share with you this little story that happened to me:
A few days ago, a lady who brought some donations to the convent said to me: ‘You know, I don’t follow these things very much, but it seems to me that the direction the Church has taken lately is not so good…!’ From the way she spoke, the tone of her voice, I perceived that she was embarrassed for expressing herself in this way to someone whom she believed represented that ‘Church’ that she had just questioned. I could make a great speech to her: my answer was a simple appeal about the need to intensify our personal prayer, leaving the lady in her ignorance and allowing me to ‘identify’ with that ‘church’ that I do not really feel I represent… The sensation was one of great impotence, in the impossibility of being able to give exhaustive and truthful answers. A few minutes earlier I had read the exhortation of Pope Pius XI when, one hundred years ago in his Encyclical Ubi Arcano Dei he had exhorted Catholics about their duty to hasten the return of the social kingship of Christ. A sort of ‘moral duty,’ of a personal and collective commitment.
Is this commitment still valid? And how should we put it into practice if the “Church” is no longer the “Church”?
The letter Ubi Arcano Dei was the beginning of the institution of the Feast of the Kingship of Christ, which took place in 1925 precisely in order to avoid the mess that we have experienced in the recent years. In that encyclical, the Kingship of Christ was understood as the remedy to secularism and to all of those errors that – at a distance of one hundred years – have been generously welcomed by many prelates, bishops, cardinals, and even he who presents himself as the representative of Christ and who under this insignia has promoted the ruinous acceleration of the flock “deceptively” entrusted to him.
Francis is considered to be the pope, albeit an apostate, but is he the pope? Was he ever the pope?
When Pilate asked Jesus what truth was, despite having Truth Himself right in front of him, the gaze of Christ, the Judge of the world, penetrated the mediocrity of the weak man who stood before him. Pilate trembled for a moment, but the glamor of his personal pride prevailed. Christ the King returns today in the same form and looks the bishops and cardinals in the eye, those who do not recognize the Crown of Thorns that He has worn in their place, assuming the price of their betrayal, their pride, and their unworthy blindness.
I recall having read in the Diary of Saint Faustina Kowalska – the saint of Mercy – that one day Jesus appeared to her completely scourged, covered in blood and crowned with thorns: he looked her in the eyes and said to her “The bride must resemble Her Bridegroom.” The saint understood what was meant by that call to “nuptiality,” to sharing everything. Probably this is the form of recognition of the Kingship of Christ that our historical moment is demanding personally of every true Catholic.
Yes, it seems to me that this is the vocation of the “true Church” in our time: of that little flock which, meeting the gaze of Christ the King mistreated and disfigured by blasphemy and perversion, still has the courage to give a response of love, fidelity, and consistency of conscience that is unable to deny Him, because otherwise it would deny Christ the King just as did Pilate, Herod, and all the leaders of the people.
I do not hide from you that with these lines I wanted to ask for one of your essays, which are full of Christian hope for the little remnant that is bewildered because it is without a Shepherd, without the representative of Christ who ought to guard and defend the Church entrusted to him.
I have asked you some questions that many are asking with such sorrow in their hearts, and I am certain that the Holy Spirit will give you the answers that will rekindle expectation for the return of the triumph of the Kingdom of Christ in society, in every heart, and over the entire face of the earth!
“Pacificus vocabitur, et thronus eius erit firmissimus in perpetuum!”
– A cloistered nun
======================
Archbishop Viganò’s reply
Reverend and dearest Sister,
I read the letter you sent me with keen interest and edification. Permit me to respond to as well as I can.
Your first question is as direct as it is disarming: “If the King of Kings and Lord of Lords were to return today in His glory, would he still recognize His Bride, the Church?” Of course He would recognize Her!
But not in the sect that eclipses the See of Peter, rather in the many good souls, especially in the priests, men and women religious, and in many simple faithful souls, who, even if they do not have horns of light on their brow as Moses did (Ex 34:29), are still recognizable as living members of the Church of Christ.
He would not find Her at Saint Peter’s, where worship has been offered to an unclean idol; nor at Santa Marta, where the artificial poverty and inflated humility of the Tenant are a monument to his immense ego; nor at the Synod on Synodality, where the fiction of democracy serves to complete the dismantling of the divine edifice of the Catholic Church and to impose scandalous ways of life; not in the dioceses and parishes in which the conciliar ideology has replaced the Catholic Faith and cancelled Tradition. The Lord, as Head of the Church, recognizes the pulsating and living members of His Mystical Body and those who are dead and rotting, having been snatched from Christ by heresy, lust, and pride, and who are now subject to Satan. So yes: the King of kings would recognize the pusillus grex, even if he had to look for it gathered around an altar in an attic, a cellar, or the middle of the woods.
You mention that the promise of the Non prævalebunt may resound “as a hope to cling to,” and that “the provocative tone of these questions summarizes the feeling of confusion of the few remaining faithful, faithful in searching for some reference to the Magisterium, a valid Sacrament, and coherence of life among the shepherds.”
Our Lord’s promise to St. Peter is provocative, in a certain sense, because it starts from two assumptions: the first is that the gates of hell will not prevail, which tells us nothing about the level of persecution that the Church will have to endure. The second, a logical consequence of the first, is that the Church will be persecuted but not defeated. For both, we are asked to make an act of Faith in the word of the Savior and in His omnipotence, along with an act of humble realism, acknowledging our weakness and the fact that we deserve the worst punishments, both among the “modernists” and also among the “traditionalists.”
You ask me how to put into practice the appeal of Pius XI for the restoration of the social Kingship of Christ, “if the ‘Church’ is no longer the ‘Church.’” Certainly, the visible church, to which the world gives the name of Catholic Church and of which it considers Bergoglio as Pope, is no longer Church, at least with regard to those cardinals, bishops, and priests who convincedly profess another doctrine and declare themselves to be adherents of the “conciliar church” in antithesis to the “preconciliar church.” But are you and I, and the many priests, religious and faithful, part of that church or of the Church of Christ? To what extent can we superimpose the Bergoglian church and the Catholic Church, accepting that they are superimposable in some aspect? The problem is that the conciliar revolution has torn the bond of identity between the Church of Christ and the Catholic hierarchy.
Before Vatican II it was unthinkable that a pope could have openly contradicted his predecessors in doctrinal or moral questions, because the hierarchy was very clear about its role and its moral responsibility in administering the power of the Holy Keys and the authority of the Vicar of Christ and the shepherds. The Council, beginning right with the anomalous definition it gave of itself and with the rupture with the past present in the elimination of the canons and anathemas, showed how it is possible, for anyone who does not have moral sense, to hold a sacred role in the Church even though unworthy in the three aspects that you have duly enumerated: “Magisterium, valid Sacrament, and coherence of the life of the Shepherds.” These shepherds, deviants in doctrine, morality, and liturgy, do not feel bound to the fact that they are vicars of Christ, and of thus being able to govern the Church only if their authority is exercised coherently with the purposes that legitimize it. This is why they abuse their own power, usurp an authority whose divine origin they deny, and humiliate the sacred institution which in some way guarantees the authority of those Shepherds.
This rupture, this violent tear, was consummated on the spiritual level at the moment in which the authority of the prelates was secularized, just like what happened in the civil sphere. Wherever authority ceases to be sacred, sanctioned from above, exercised in the place of He who combines in himself the spiritual authority of Supreme Pontiff and the temporal authority of King and Lord, it is there corrupted into tyranny, sold with corruption, and commits suicide in anarchy. You write: “Christ the King returns today in the same form and looks the bishops and cardinals in the eye, those who do not recognize the Crown of Thorns that He has worn in their place, assuming the price of their betrayal, their pride, and their unworthy blindness.”
In those same features, dear sister, we must recognize the Holy Church. And as we were scandalized in seeing her Head humiliated and mocked, scourged and bleeding, wearing the robe, holding a reed, and crowned with thorns, so we are scandalized now in seeing in an analogous way the entire Church Militant laying prostrate, wounded, covered with spit, insulted, and mocked. But if the Head wanted to embrace the Sacrifice by humiliating Himself even unto death, death on a Cross, for what reason would we presume to merit a better end, since we are His members, if we really wish to reign with Him? On which throne is the Lamb seated, if not on the royal throne of the Cross? Regnavit a ligno Deus: this was the triumph of Christ; this will be the triumph of the Church, His Mystical Body. You rightly comment: “The Bride must resemble Her Bridegroom.” And you continue: “Yes, it seems to me that this is the vocation of the ‘true Church’ in our time: of that little flock which, meeting the gaze of Christ the King mistreated and disfigured by blasphemy and perversion, still has the courage to give a response of love, fidelity, and consistency of conscience that is unable to deny Him, because otherwise it would deny Christ the King just as did Pilate, Herod, and all the leaders of the people.”
Your letter, dearest sister, is for all of us an opportunity to reflect on the mystery of the passio Ecclesiæ that is so near to what is happening in these terrible times. And I conclude by recalling the “provocation” of the Non prævalebunt: just as the Savior knew the shadow of the tomb, so we must know it will happen to the Church, and perhaps it is already happening. But He will not allow his Holy One to know corruption (Ps 16), and He will make Her rise just as He Himself rose from the dead. In this sense, the words “The Bride must resemble the Bridegroom” acquire their full significance, showing us how only by following the Divine Bridegroom up the steep slope to Golgotha will we be able to merit to follow Him in glory to the right hand of the Father.
I exhort you to draw spiritual profit from these thoughts, as I impart to you and your dear fellow sisters my fullest and fatherly blessing.
Iuxta crucem tecum stare Et me tibi sociare in planctu desidero.
(Niechaj pod nim razem stoję, dziele Twoje krwawe znoje. Twą boleścią zmywam grzech)
W tym uroczystym dniu, w którym Kościół obchodzi święto Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny Bolesnej, w mojej medytacji rozważę siedem Boleści, które w świętej ikonografii są symbolizowane przez siedem mieczy przebijających Niepokalane Serce Matki Najświętszej. Chciałbym je kontemplować w odniesieniu do wydarzeń mających miejsce w Kościele, którego Matka Boża jest Matką i Królową. I nie tylko to: Ona jest wzorem dla Kościoła, a wszystko, co mówimy o Matce Bożej, można w jakiś sposób odnieść także do Oblubienicy Baranka. Dotyczy to nie tylko triumfów i chwały Obojga, ale także ich smutków i udziału w odkupieńczej męce Chrystusa.
I. Matka Boża wysłuchuje proroctwa Symeona w świątyni
„I błogosławił im Symeon, i rzekł do Maryjej, matki jego: Oto ten położon jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą, i duszę twą własną przeniknie miecz, aby myśli z wiela serc były objawione.„( Łk 2, 34,35)
Są to słowa Symeona do Dziewicy, w których zawarta jest odkupieńcza męka Boskiego Zbawiciela i Współodkupienie Jego Najświętszej Matki. Ale słowa te odnoszą się także do Kościoła, który jest tu dla ruiny i zmartwychwstania wielu, a także znakiem sprzeciwu. Również Kościół uczestniczy w Mistycznym Ciele w tym „czego nie dostawa utrapieniam Chrystusowym” (Kol 1,24), w nowym Izraelu, lumen ad revelationem gentium (swiatło na oświecenie pogan), mieście postawionym na wzgórzu, nowej Jerozolimie.
Dlatego i my, synowie Kościoła, czujemy, że nasze dusze są przeszyte bólem, widząc Oblubienicę Baranka, tę, która ma być Domina gentium (Pani narodów), wstępującą na Kalwarię, odrzuconą jak Słowo Przedwieczne przez tych, którzy chodzą w ciemnościach „Na świecie był, a świat jest uczynion przezeń, a świat go nie poznał, Przyszedł do własności, a swoiż go nię przyjęli.” (J 1, 10,11).
A jeśli Matce Bożej oszczędzono znieważenia, z którego Nasz Pan nie chciał się wycofać, to Kościołowi jednak nie oszczędzono biczowania i poniżenia przez nowy Sanhedryn, podobnie jak Jego Głowie.
Quis est homo, qui non fleret, Matrem Christi si videret in tanto supplicio?
(I któż widząc tak cierpiącą łza nie zaćmi się gorąca, nie drgnie, taki czując nóż)
II. Ucieczka do Egiptu
W obliczu prześladowań Heroda, Dziewica i Święty Józef uciekają do Egiptu, aby uratować Dzieciątko Jezus. Porzucają wszystko, zostawiają swój dom i pracę, swoich krewnych i przyjaciół, wszystko aby chronić Pana i ukryć Go przed morderczą furią Heroda. Wyobraźmy sobie smutek Matki Najświętszej na widok zagrożenia życia Jej Syna. Wyobraźmy sobie troskę Świętego Józefa, wygnanego w obcą ziemię, pośród pogan, samego z Żoną i Dzieciątkiem Jezus.
My również, podobnie jak Oni, jesteśmy zmuszeni do wygnania, do ucieczki, do stawienia czoła tysiącom niewiadomych związanych z koniecznością opuszczenia naszych domów i naszych bliskich, aby ocalić Kapłaństwo i Mszę Świętą, środki, dzięki którym Pan uwiecznia swoją Ofiarę. Okazuje się, że musimy nawet uciekać z kościołów, klasztorów i seminariów: ponieważ nowy Herod stara się usunąć znak sprzeciwu, który go oskarża i chce Go zastąpić religią ludzką, ekumeniczną, ekologiczną i panteistyczną; chrześcijaństwem bez Chrystusa, Kapłaństwem bez duszy nadprzyrodzonej, Mszą bez ofiary…
Miecz, który przeszywa Najświętsze Serce Jezusa i Niepokalane Serce Maryi, przebija również nasze serca. Ale tak jak Ucieczka do Egiptu była stosunkowo krótka, taka też będzie i nasza ucieczka; czekamy, aż anioł powtórzy nam słowa, które skierował do św. Józefa:
„A gdy Herod umarł, oto Anjoł Pański ukazał się we śnie Jozefowi w Egipcie, mówiąc: Wstań a weźmi dziecię i matkę jego, a idź do ziemie Izraelskiej. Abowiem pomarli, którzy dusze dziecięcej szukali.” Mt 2, 19, 20
Tui Nati vulnerati, tam dignati pro me pati, pœnas mecum divide
(Rodzonego, męczonego, Syna Twego ofiarnego kaźń owocną ze mną dziel)
III. Odnalezienie Naszego Pana w Świątyni
Po udaniu się do Jerozolimy, aby świętować Paschę, Dziewica i Święty Józef dołączają do karawany, aby wrócić do domu, ale zdają sobie sprawę, że Jezusa nie ma ani z nimi, ani z ich krewnymi. Szukają Go przez trzy dni, wracają do Jerozolimy i znajdują Go w świątyni, z doktorami Prawa, głoszącego proroctwa mesjańskie Starego Testamentu i objawiającego się im. Jaką mękę musieli odczuwać Maryja i Józef w swoim strachu przed utratą Tego, o którym Archanioł Gabriel powiedział:
„Ten będzie wielki, a będzie zwan synem najwyższego i da mu Pan Bóg stolicę Dawida, ojca jego, i będzie królował w domu Jakubowym na wieki a królestwa jego nie będzie końca.” Łk 1, 32,33
Wielka musiała być ich radość z odnalezienia młodego Jezusa w świątyni, ale w ciągu tych trzech dni udręki bez Syna przy sobie – Tego, który zawsze był subditus illis (był im poddany (Łk 2, 51) – musiały ich ogarnąć najstraszliwsze lęki. W obliczu tych bardzo ludzkich i naturalnych reakcji, powinniśmy zadać sobie pytanie, jaka jest nasza postawa, gdy z powodu naszego grzechu tracimy Jezusa, który oddala się od nas nie po to, by realizować swoje powołanie, ale dlatego, że zabrudziliśmy mieszkanie naszej duszy i wypełniliśmy je plugastwem.
Patrząc na obecną sytuację, w jakiej znajduje się Kościół, moglibyśmy zadać sobie pytanie – słowami „proroctwa”[1] czcigodnego papieża Piusa XII, który powtarza słowa Marii Magdaleny (J 20,13) – „nie wiem, kędy go położono”, gdy wchodzimy do kościoła i na próżno szukamy znaku Rzeczywistej Obecności, czerwonej lampy czuwania płonącej przy Tabernakulum. Zadajemy sobie pytanie: „Gdzie Go umieścili?” także wtedy, gdy uczestnicząc w reformowanych obrzędach liturgicznych, widzimy wywyższonego „przewodniczącego zgromadzenia” w roli świątynnego zeloty, który odczytuje modlitwę wiernych, siostrę zakonną bez welonu, która z ostentacją rozdaje Komunię, ale nie znajdujemy miejsca, nie znajdujemy centrum, nie znajdujemy uwagi skupionej Bogu Wcielonym, na Królu królów, na Boskiem Odkupicielu obecnym pod osłoną chleba i wina.
Pytamy: „Gdzie Go umieścili?”, gdy wchodząc do kościoła, w którym do wczoraj mieliśmy zagwarantowaną celebrację liturgiczną w starożytnym rycie, znajdujemy zamiast tego stół protestancki, a krzesło celebransa ustawione przed pustym Tabernakulum. „żałośni szukaliśmy cię.” (Łk 2,48).
Gdzie jest Pan? Jest w świątyni. W maleńkim kościółku, w prywatnej kaplicy, na prowizorycznym ołtarzu ustawionym na strychu lub w stodole. Właśnie tam, gdzie nasz Pan lubi przebywać: z tymi, którzy otwierają swoje serca i swój umysł na Jego Słowo, pozwalając Mu nas uzdrowić, pozwalając Mu uzdrowić nas ze ślepoty duszy, która nie pozwala nam Go zobaczyć. „Cóż jest, żeście mię szukali? Nie wiedzieliście, iż w tych rzeczach, które są Ojca mego, potrzeba, żebym był” (Łk 2,49). Kiedy nie znajdujemy Naszego Pana i oddajemy się udręce i rozpaczy, musimy cofnąć nasze kroki i szukać Go tam, gdzie On na nas czeka.
Fac, ut ardeat cor meum in amando Christum Deum, ut sibi complaceam.
(Spraw, niech płaczę z Tobą razem, krzyża zamknę się obrazem aż po mój ostatni dech.)
IV. Matka Boża spotyka Jezusa niosącego krzyż
V. Matka Boża stoi u stóp krzyża
VI. Matka Boża jest świadkiem ukrzyżowania i śmierci Jezusa
Oto kolejny smutek Dziewicy i Kościoła: widzieć naszego Pana ubiczowanego, ukoronowanego cierniem, niosącego krzyż, znieważanego, policzkowanego i opluwanego. Z jednej strony Człowiek Boleści, z drugiej Mater Dolorosa. Matka, w której świadomość boskości Jej Syna, zazdrośnie strzeżona od czasu Jej Fiat, rozdzierała Jej Serce, gdy patrzała na Króla Żydów zabijanego przez własny naród, podburzony przez arcykapłanów i uczonych w Piśmie, cichych wspólników władzy cesarskiej:
Ten będzie wielki, a będzie zwan synem najwyższego i da mu Pan Bóg stolicę Dawida, ojca jego, i będzie królował w domu Jakubowym na wieki, a królestwa jego nie będzie końca. (Łk 2, 32.33)
Oto tron Dawida; oto królestwo domu Jakuba: Ojciec, który przyjmuje ofiarę swego Syna, w miłości Ducha Świętego, aby przywrócić porządek naruszony przez grzech Adama i odpokutować nieskończoną winę naszego Protoplasty. Regnavit a ligno Deus (Unosić ciało najświętsze.), śpiewamy w Vexilla Regis (Sztandary Króla się wznoszą). Właśnie z Krzyża króluje Chrystus, ukoronowany cierniem.
Ale jeśli przebłagalny kozioł ofiarny, na którym symbolicznie składano winy i grzechy ludu, stawał się przedmiotem pogardy i został wysyłany na śmierć poza mury Jerozolimy, to jakiż inny los mógł czekać Tego, dla Którego kozioł ofiarny był tylko symbolem, jeśli nie wzięcie na siebie grzechów świata, aby je zmyć we własnej krwi, poza murami Jerozolimy na Kalwarii?
Smutek Matki Bożej, patrzącej na Jej własnego Syna, plugawionego i wiedzionego na śmierć, przyniósł Jej tytuł Współodkupicielki: „W ten sposób cierpiała i prawie umarła ze swoim cierpiącym i umierającym Synem, w ten sposób, dla zbawienia ludzi wyrzekła się, jako Matka, praw nad swoim Synem i poświęciła Go, aby zaspokoić boską sprawiedliwość, tak że słusznie można powiedzieć, iż wraz z Chrystusem odkupiła rodzaj ludzki.” (Papież Benedykt XV, Inter Sodalicia).
Również Kościół, poczynając od stóp Krzyża z Dziewicą i świętym Janem, musiał doznawać ogromnych boleści, rozważając mękę swego Pana. Również my, synowie i córki Kościoła w Chrzcie z łaski Bożej, mamy serca przeszyte, widząc, jak Jezus w Najświętszym Sakramencie jest traktowany przez swoich własnych szafarzy, jak jest uważany niemal za uciążliwego gościa, jak usuwają go z widocznych miejsc w imię egocentryzmu actuosa participatio (czynnego uczestnictwa) i fanatyzmu dialogu ekumenicznego.
Nasze serca pękają, gdy słyszymy, jak najwyżsi przedstawiciele Hierarchii zaprzeczają boskości Chrystusa, Jego obecności w Najświętszym Sakramencie, czterem celom Świętej Ofiary i konieczności trwania Kościoła dla wiecznego zbawienia. Ponieważ w tych błędach, w tych herezjach, w tych niemądrych kłamstwach czytamy nie tylko bojaźliwość i nikczemne posłuszeństwo wobec wrogów Chrystusa, ale tę samą bolesną i obłudną postawę Sanhedrynu, gotowego odwołać się do władzy cywilnej, po to, by utrzymać uzurpowaną władzę administracyjną sprzeczną z celem, dla którego Chrystus ją ustanowił. Perwersja władzy kościelnej jest najbardziej potworną i przejmującą rzeczą, jaka może istnieć. To tak jakby syn był świadkiem cudzołóstwa swojej matki lub zdrady swojego ojca.
Cujus animam gementem, contristatam et dolentem pertransivit gladius.
(A jej dusza potyrana, rozpłakana, poszarpana mieczem ludzkich win)
VII. Matka Boża przyjmuje w swoje ramiona ciało Jezusa zdjętego z krzyża
Ta, która nosiła w swoim łonie Syna Najwyższego i urodziła Go w nędzy żłóbka, ale w otoczeniu chórów Aniołów, teraz musi przyjąć martwe ciało Zbawiciela w swoje ramiona jako opiekunka Niepokalanej Ofiary. Jakże wielki musiał być Jej głęboki i cichy ból, gdy trzymała dorosłe ciało Syna, którego tyle razy tuliła do swego Serca jako niemowlę, a potem jako małego chłopca! Członki, z których uciekło wszelkie życie, wydają się jeszcze cięższe dla Tej, która zachowała wiarę nawet wtedy, gdy wszyscy Apostołowie uciekli. Mater intemerata – modlimy się w Litanii Loretańskiej – Matko nieskalana – Matko nieustraszona, gotowa na wszystko dla swego Syna; Matko, której piekielny świat Nowego Porządku nienawidzi z niesłabnącą nienawiścią, widząc w Niej niezwyciężoną siłę Miłosierdzia, gotową do poświęcenia się z miłości do Boga i z miłości do bliźniego.
Ten świat, który odstąpił od Boga, stara się unieważnić Mater intemerata, psując obraz macierzyństwa, czyniąc z tej, która powinna chronić życie swego potomka, bezwzględną morderczynię; rujnując Mater purissima (Matkę Najczystszą) grzechem, nieskromnością i nieczystością; czyniąc kobiecość brzydką i poniżając ją, aby odebrać każdej kobiecie wszystko, co przypominałoby Mater amabilis (Matkę Najmilszą).
Dzisiaj Kościół cierpi wraz z Matką Bożą Bolesną, podporządkowując się zsekularyzowanej mentalności, w wywyższaniu zbuntowanej kobiecości, która brzydzi się dziewictwem, szydzi ze świętości małżeńskiej, burzy rodzinę i rości sobie wypaczone prawo do równości płci. Dziś Hierarchia milczy o triumfach Maryi Najświętszej, a zamiast tego czci Matkę Ziemię w nikczemnym, piekielnym bożku Pachamama. Dzieje się tak, ponieważ Dziewica i Kościół są największym wrogiem szatana; ponieważ Dziewica i Kościół są strażnikami małej trzódki, która jest zgromadzona w Wieczerniku z obawy przed Żydami.
Ofiarujemy te nasze cierpienia, łącząc je z cierpieniami Kościoła i Maryi Najświętszej, Matki Bożej Bolesnej, prosząc Majestat Boży, aby udzielił nam przywileju bycia świadkami triumfu Kościoła, Mistycznego Ciała Chrystusa, tak jak po trzech dniach Jego Głowa zmartwychwstała, gdy spali strażnicy. Wtedy ujrzymy, jak Dziewica Bolesna ponownie przywdziewa swoje królewskie szaty, by zaintonować wieczne Magnificat.
Fac me cruce custodiri morte Christi praemuniri, confoveri gratia.
„Chrystusowe ukochanie niech w mym sercu ogniem stanie, krzyża dzieje we mnie wtul”
Jednym z głównych historycznych osiągnięć chrześcijaństwa w sferze społecznej było wykorzenienie straszliwej zbrodni aborcji i porzucania noworodków, która w świecie pogańskim była tolerowana, a nawet moralnie akceptowana. Katolicki szacunek dla życia wynika z jego doskonałej zgodności z Prawem Naturalnym, do którego dodaje się świadomość, że każda istota ludzka jest stworzona po to, by wielbić Boga i być posłuszna Jego przykazaniom aby osiągnąć wieczne szczęście w niebie. Zabicie dziecka poprzez aborcję jest więc bardzo ciężkim naruszeniem piątego przykazania Dekalogu, tym bardziej odrażającym, że ofiara jest niewinna, bezbronna i zmasakrowana (bo jest to fizyczna masakra) za zgodą rodziców, którzy przecież powinni chronić dziecko ze wszystkich sił. Społeczeństwo chrześcijańskie wyeliminowało więc powszechną zbrodnię, pokazując, jak nienaruszalną zasadą jest szacunek i ochrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Nowoczesne społeczeństwo – począwszy od Rewolucji Francuskiej – zbuntowało się nie tylko przeciwko prawdom doktrynalnym i moralnym Magisterium, ale po usunięciu Boga ze społeczeństwa, ogłosiło się „świeckim”, a więc antyklerykalnym i antychrześcijańskim. Zerwało transcendentną więź między prawem stanowionym a prawem naturalnym. Gdy przestała istnieć pierwsza zasada, na której opierały się prawa ludów i państw, nic już nie mogło powstrzymać jednostek i społeczeństw od przyjęcia norm sprzecznych z prawem natury, które legitymizowały aborcję i rozwód jako swobodne korzystanie z wolnej woli, bez żadnych konsekwencji karnych czy moralnych. System rządów, który czerpie swoją władzę z przyzwolenia mas, a nie od Boga, do którego przecież należy wszelka władza – omnis potestas a Deo – już choćby z tego powodu powinien być uznany za sprzeczny z bonum commune, ponieważ pozwalając na korzystanie z fałszywej koncepcji wolności i nie uznając panowania Chrystusa nad jednostkami i społeczeństwami, w rzeczywistości stawia się w opozycji do celu, który go uzasadnia. Jak to zawsze bywa, gdy działa się w imieniu zła, nawet zwolennicy aborcji musieli w jakiś sposób uczynić tę straszną zbrodnię „bardziej przystępną”, starając się ją usprawiedliwić za pomocą precedensów, takich jak: przypadek zgwałconej kobiety, przypadek dziewczyny uwiedzionej przez dorosłego mężczyznę i wszystkie teoretyczne przypadki przydatne do przesunięcia tak zwanego „okna Overtona”. Dekady masakr na niewinnych istotach – w samych Włoszech ponad sześć milionów dzieci woła o sprawiedliwość z nieba! – pokazały, że uzasadnienia używane w celu legalizacji aborcji były tylko pretekstami, podczas gdy w rzeczywistości z bólem widzimy, że dzieciobójstwo jest prawie zawsze motywowane cynizmem, egoizmem i ignorancją. Cynizm, wynika z obojętności, z jaką akceptuje się zabicie drugiego człowieka dla własnej korzyści; egoizm, ponieważ ci, którzy dokonują aborcji, decydują, że ich własna wola przeważa nad prawami innej istoty ludzkiej; ignorancja, ponieważ mało która matka wie, jakim mękom poddaje się dziecko, aby wyrwać je z jej łona, i jak bardzo ona sama będzie tym doświadczeniem okaleczona. Cynizm, egoizm i ignorancja składają się na brak zmysłu moralnego, który pogłębia defetystyczna postawa, z jaką katolicka Hierarchia odnosi się do tej potwornej zbrodni, niemal jak gdyby była do tego zmuszana. Jeszcze w czasach Jana Pawła II takie przyzwolenie byłoby nie do pomyślenia, bo choć polski papież pozostawał pod wpływem heterodoksyjnych filozofii, to jednak był nieprzejednanym i mocnym obrońcą prawa naturalnego.
Powinniśmy uznać, że obecna ekipa pod przewodnictwem Jorge Mario Bergoglio wykracza daleko poza pomieszanie herezji w sferze teologicznej i skandale finansowe i seksualne w sferze moralnej, dochodząc do punktu, w którym czyni się najbardziej gorliwym promotorem agendy neomaltuzjańskiej i tak zwanych „zwycięstw” nowoczesnego społeczeństwa, takich jak rozwody, aborcja, eutanazja, antykoncepcja, sodomia i ideologia LGBTQ+, teoria gender i przerywanie rozwoju hormonalnego nieletnich. Ostatnie szaleńcze deklaracje przewodniczącego Papieskiej Akademii Życia, wygłoszone w programie telewizyjnym, słusznie zgorszyły wierzących i niewierzących, którzy powinni móc patrzeć na Kościół jako na szaniec Dobra i latarnię Prawdy. W słowach Paglii wyczuwa się banalizowanie zła, cyniczne pragnienie, by nie być przeszkodą, by nie chcieć być znakiem sprzeciwu w świecie, który powrócił do epoki barbarzyństwa i pogaństwa. Słyszymy w tych słowach służalczą uległość bergogliańskiego Sanhedrynu wobec władzy cywilnej, sztywne posłuszeństwo tych, którzy mają nadzieję – że przypodobując się potężnym – zdobędą dla siebie własne miejsce w formowaniu Nowego Porządku Świata, opartego na zwodniczych zasadach neomaltuzjanizmu, który uważa człowieka za pasożyta, którego należy wytępić. Paglia demaskuje się jako bezwolny biurokrata, który, dokładnie tak samo jak w przypadku narracji psycho-pandemicznej, nawet nie próbuje zrozumieć niespójności tego, co każe mu się powiedzieć i ratyfikować, ograniczając się do bezkrytycznego przyjęcia kursu Bergoglio, ideologii globalistycznej, trans-humanizmu, Wielkiego Resetu, zielonego nowego ładu i Agendy 2030.
Jeśli chodzi o Bergoglio i jego wielobarwną karawanę, wydaje się, że jego rzadkie wypowiedzi przeciwko aborcji są częścią scenariusza, do którego musi się czasem dostosować, aby nie być postrzeganym za tego, kim naprawdę jest. Należy powiedzieć, że jak wszystko, co jest promowane przez współczesne społeczeństwo, tak i promocja aborcji – którą oszukańczo określa się jako „przerwanie ciąży” lub „zdrowie reprodukcyjne” – nie jest wolna od poważnych konfliktów interesów, ponieważ motorem tego nowego rynku są interesy ekonomiczne klinik aborcyjnych, firm farmaceutycznych, laboratoriów badawczych i producentów kosmetyków. Tak więc oprócz wewnętrznego zła, jakim jest zabijanie człowieka, istnieje również pozbawiony skrupułów i dochodowy handel abortowanymi płodami, które są przeznaczone do produkcji leków, szczepionek i kremów. Wiemy, na przykład, od samych producentów tak zwanych szczepionek przeciwko Covid, że w celu wyprodukowania serum genowego nieustannie prowokuje się nowe aborcje, aby „odświeżyć” pierwotne linie komórkowe, które również są produktem aborcji. Dyspozycyjność Kongregacji Nauki Wiary wobec dyktatu BigPharmy i jej emisariuszy w rządach i agencjach farmaceutycznych bezlitośnie ujawnia współodpowiedzialność Hierarchii, nagradzanej funduszami za dostarczenie Pfizerowi i Modernie swojego dostojnego świadectwa poparcia dla eksperymentalnego serum genowego. Obchodzenie I Światowego Dnia Walki z Aborcją jest odważnym wyborem, ponieważ stanowi on antytezę horyzontalnej i utylitarnej wizji życia i przeznaczenia człowieka. Wizji, której rozpowszechnianie nie jest obce najwyższym szczeblom Watykanu. Zawsze obawiają się, że wyjdą na zacofanych, zawsze chcą pokazać, że są modni, nawet do tego stopnia, że popierają transhumanizm, w którym połączenie człowieka z maszyną powinno stanowić, w urojonych umysłach jego twórców, zemstę człowieka na Bogu, stworzenia na Stwórcy, zemstę tego, który jest mordercą od początku. Wasza walka jest ontologicznie skazana na zwycięstwo: kultura śmierci i grzechu jest skazana na klęskę i na wieczny wyrok potępienia ze strony Chrystusa Odkupiciela. Skoro jednak zwycięstwo jest pewne, wasze działanie musi być nie mniej zdecydowane, a wasze zaangażowanie społeczne i polityczne nie mniej odważne. Jako obywatele i członkowie wspólnoty macie prawo i obowiązek uświadomić sobie grozę tej zbrodni, jej niesłychane okrucieństwo, jej cyniczne wykorzystywanie dla interesów ideologicznych i ekonomicznych. Macie prawo i obowiązek przypominać matkom i ojcom, że dziecko nie jest irytującą przeszkodą, ani zlepkiem tkanek, ani producentem dwutlenku węgla. Nie, dziecko jest stworzeniem Bożym, przeznaczonym do tego, by być kochanym, a z kolei kochać i oddawać chwałę swemu Stwórcy. Te bezbronne maleństwa zasługują przynajmniej na szansę, której nie odmówiono ich własnym matkom i ojcom: na przyjście na świat. Nie dajcie się zastraszyć tym, którzy zarzucają wam, że chcecie przeludnić planetę „bezużytecznymi żarłokami” (jak mówią w Davos), że chcecie zmusić kobiety do macierzyństwa, że chcecie narzucić swoje poglądy tym, którzy ich nie podzielają! Nie dajcie się zwieść tym, którzy twierdzą, że prawo do aborcji nie jest obowiązkiem dla tych, którzy jej nie chcą – jest to sofizmat, w którym życie istoty zostaje pozostawione wyborowi jednostki, podczas gdy prawda jest taka, że nikt nie może rościć sobie prawa do decydowania o tym, czy jego własne dziecko żyje czy umiera. Ponieważ to dziecko nie jest ideą, to dziecko nie jest pojęciem, które można albo wziąć pod uwagę, albo zignorować. Nie, ono jest istotą ludzką, która będzie miała imię, która będzie miała życie, bliskich i przyszłość. Będzie osobą, która w Chrzcie Świętym odkryje na nowo przyjaźń z Bogiem i będzie mogła Go kochać i służyć Mu, aby dzielić z Nim Wieczność. Niech Najświętsza Dziewica, której Narodzenie dzisiaj obchodzimy i której kuzynka Elżbieta poczuła, że Chrzciciel podskoczył w jej łonie, gdy odwiedziła ją Maryja, wyprasza z nieba łaski potrzebne do Waszej wojny z aborcją. Aby narody zrozumiały grozę tej zbrodni, a ich władcy zdelegalizowali ją tak szybko, jak to możliwe. Świat nie może zaznać pokoju tak długo, jak długo będzie jednomyślnie oddawał swoje bezbronne dzieci na pastwę Molocha.
Abp Viganò: Ruch „dumy” [zboczeńców] jest satanistyczny i musi być zwyciężony przez zadośćuczynienie i dobroczynność
Poniżej zamieszczamy przesłanie wygłoszone przez abp. Viganò na marszu zadośćuczynienia zorganizowanym przez Stowarzyszenie im. bł. Giovanny Scopelli w Reggio Emilia 2 lipca 2022 r.
Dla tych, którzy uczestniczą w dzisiejszej wieczornej procesji zadośćuczynienia, a zwłaszcza dla uczestników nie tak młodych, wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że w ciągu kilkudziesięciu lat Włochy mogły ulec tak radykalnej przemianie, przekreślając dziedzictwo katolicyzmu, które uczyniło je wielkim i zamożnym wśród narodów.
Jesteśmy świadkami procesu – najwyraźniej nieodwracalnego – apostazji wiary; procesu, który jest przeciwieństwem tego, co opisał św. Leon Wielki, obchodząc uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła, w której wychwalał opatrznościową rolę Alma Urbe, umiłowanego miasta Rzymu: będąc nauczycielem błędu, Rzym stał się uczniem Prawdy, pisał wielki Papież.
Dziś moglibyśmy powiedzieć, z przerażeniem dzieci zdradzonych przez ojca, że Rzym Męczenników i Świętych, będąc nauczycielem Prawdy, stał się uczniem błędu. Ponieważ obecna apostazja, która angażuje władzę cywilną i religijną w bunt przeciwko Bogu Stwórcy i Odkupicielowi, nie zaczęła się od dołu, ale od góry.
Ci, którzy rządzą sprawami publicznymi, a także pasterze Kościoła pokazują, że są posłuszni anty-ewangelii świata, a odmawiając należnego szacunku Chrystusowi Królowi i posłuszeństwa Jego świętej Woli, zginają kolana przed nowymi bożkami poprawności politycznej i palą kadzidła przed symulakrami ludzkości zbrutalizowanej przez wady i grzech. Ci, którzy dziś przewodzą ludowi w sprawach doczesnych i duchowych, nie mają na celu wspólnego dobra obywateli i zbawienia dusz wiernych, ale ich zepsucie, ich potępienie. A masy, porzuciwszy drogę uczciwości, prawości i świętości, porzucają siebie na rzecz oszustwa, zepsucia i piekielnego buntu przeciwko Bogu.
Nie dziwi widok obscenicznych manifestacji „Pride” [„Dumy” gejowskiej] na ulicach miast: przestrzeń publiczna, którą aberranci podbili w ostatnich dekadach, została porzucona dużo wcześniej przez katolików, których duchowni uważali procesje ku czci Najświętszego Sakramentu, Najświętszej Dziewicy i świętych patronów za ostentacje „post–trydenckiego triumfalizmu”.
Nie dziwi legalizacja rozwodów, aborcji, eutanazji, związków sodomickich i wszystkiego najgorszego, do czego zdolna jest dewiacyjna i obłąkana ludzkość: jeśli tak się stało, to dlatego, że katolikom powiedziano, że nie mogą narzucić własnej wizji świata i społeczeństwa, i że będą musieli współistnieć, w imię demokracji i wolności, z wrogami Chrystusa. I to było oszustwo, bo tolerancja, której domagali się od chrześcijańskiej większości kraju, nie jest już dozwolona, a wszyscy muszą poddać się dyktaturze myśli wyrównanej, ideologii gender i doktryny LGBTQ.
Czy nie pamiętacie? Małżeństwo nie zostało zakwestionowane, ale poproszono nas o zaakceptowanie związków cywilnych. A kiedy grupy interesów uzyskały przyzwolenie, otwarto drzwi dla małżeństw tej samej płci, adopcji dla par tej samej płci, macierzyństwa zastępczego, aborcji postnatalnej i eutanazji narzuconej w niektórych krajach nawet młodym ludziom i biednym.
Scelesta turba clamitat: Regnare Christum nolumus, śpiewamy w hymnie Te Saeculorum Principem na uroczystość Chrystusa Króla. Majacząe masy krzyczą: Nie chcemy, aby Chrystus królował. Ten piekielny okrzyk, inspirowany przez szatana, jest być może jedyną uczciwą rzeczą, jaką mogą powiedzieć. I jest to prawda: w społecznym Królestwie Chrystusa nie ma miejsca na wady; nie może być przyzwolenia dla grzechu, ani dla tolerancji, ani dla zepsucia młodzieży. Nasi przeciwnicy dobrze wiedzą, że Civitas Dei i civitas diaboli są wrogie sobie, a wszelkie współistnienie jest nie tylko niemożliwe, ale nie do pomyślenia i absurdalne, ponieważ społeczeństwo chrześcijańskie jest antytetyczne i nie do pogodzenia ze społeczeństwem „świeckim”.
Zebraliście się, aby dać publiczne świadectwo wiary, z zamiarem dokonania zadośćuczynienia za świętokradztwa i bluźnierstwa scelesta turba wobec Jezusa Chrystusa i Jego Najświętszej Matki. Ponieważ w obliczu okrutnej i nieprzyzwoitej nienawiści tych zbuntowanych dusz musimy naśladować przykład Pana, oburzonego przez swoich katów w tym samym momencie, w którym poświęcił się na krzyżu dla ich zbawienia. To właśnie sam Chrystus swoim Wcieleniem, Męką i Śmiercią jako pierwszy zadośćuczynił za nieskończone grzechy ludzi wobec wiecznego Ojca. Tylko bowiem Bóg mógł zadośćuczynić za nieposłuszeństwo Bogu i tylko Człowiek mógł to zadośćuczynienie ofiarować w imieniu ludzkości. Również my, żyjący członkowie Mistycznego Ciała Chrystusa, którym jest Kościół święty, możemy i powinniśmy w tym samym duchu, w tym samym posłuszeństwie i w tym samym ufnym oddaniu się Ojcu zadośćuczynić za przewinienia i grzechy naszych bliźnich.
I choć ze smutkiem patrzymy na wielość grzechów wznoszonych jako wzór do naśladowania przez społeczeństwo, które jest przeciwko człowiekowi właśnie dlatego, że jest przeciwko Bogu, obowiązek miłosierdzia wymaga od nas modlitwy za tych, którzy dali się uwieść oszustwu węża, aby się nawrócili i pokutowali. Integracyjny świat, który wam obiecali; rzekoma wolność bycia i robienia tego, co chcecie, bez względu na Prawo Boże; wady, które są celebrowane, a cnoty, które są wyśmiewane i dyskredytowane – to wszystko są kłamstwa, tak jak obietnica: „Będziecie jak bogowie”, którą Szatan złożył naszym pierwszym rodzicom w ziemskim raju, również była kłamstwem.
Zwracam się do tych, którzy biorą udział w tych manifestacjach tzw. „gejowskiej dumy”. Nie: nie będziecie jak bogowie; będziecie jak bestie. Nie będziecie mieli szczęścia; będziecie mieli ból, choroby i śmierć – wieczną śmierć. Nie będziecie mieli pokoju; będziecie mieli niezgodę, kłótnie i wojny. Nie będziecie mieli dobrobytu; będziecie mieli ubóstwo. Nie będziecie wolni, będziecie niewolnikami. I stanie się to w sposób wirtuozowski, ponieważ Kłamca jest mordercą od początku i chce waszej śmierci, wymazując w waszych oczach obraz Boga, kradnąc wam tę błogosławioną wieczność, którą najpierw utracił swoim własnym buntem. Bo pierwszym, który zgrzeszył pychą był Lucyfer, ze swoim Non serviam – nie będę się kłaniał; nie będę się kłaniał Bogu; nie uznam Go za mojego Pana i Stwórcę. Jak możecie mieć nadzieję, że ten, kto nienawidzi Autora życia, może kochać was, którzy jesteście Jego stworzeniami? Jak możecie wierzyć, że ten, który został skazany na wieczne potępienie, może być zdolny do obiecania wam tej wiecznej błogości, której jako pierwszy został na zawsze pozbawiony?
Ta procesja nie może być okazją do konfrontacji, ale raczej do pokazania wielu ludziom zwiedzionym przez Złego, że istnieje lud ożywiony uczuciami wiary i miłości, lud, który z hojnością i z nadprzyrodzonym spojrzeniem ofiarowuje swoje modlitwy, posty i ofiary, aby błagać o przebaczenie grzechów swoich braci. Miłość, oparta na niezmiennej Prawdzie Bożej, jest ogromną bronią przeciwko szatanowi i nieomylnym narzędziem nawrócenia świata i przyprowadzenia wielu dusz z powrotem do Pana. Przyprowadzić je z powrotem do Tego, który przelał swoją krew nawet za nie, z miłości – miłości nieskończonej, nieodwołalnej, miłości, która zdobywa świat, miłości, która przenosi góry, miłości, która nadaje sens naszemu życiu i nie niszczy naszej egzystencji.
Kiedy widzimy obraz Zbawiciela przybitego do krzyża i myślimy o mękach, które cierpiał, aby nas wykupić i odkupić, nie możemy pozostać nieczuli, tak jak nie pozostali nieczuli poganie, bałwochwalcy i grzesznicy minionych wieków. Społeczeństwa skorumpowane umysłowo i wolicjonalnie, oddane najgorszym wadom, zniewolone przez fałszywe religie, zostały pokonane przez tę miłość – wręcz: przez to miłosierdzie – która kazała męczennikom, nawet dzieciom, kobietom i starcom, nie reagować na swoich oprawców, aby nie zawieść Bożej miłości. Ilu nawróciło się, widząc, jak chrześcijanie umierają z godnością, gdy są prześladowani za wiarę! Ilu przyjęło chrzest, widząc przykład chrześcijan i prostą prawdę Ewangelii!
I dlatego realizujmy to zadośćuczynienie. Czyńmy to z duchem nadprzyrodzonym, przekonani, że właśnie w pokornym naśladowaniu Chrystusa w drodze na Kalwarię będziemy mogli doprowadzić do Niego wiele dusz, które dziś są tak daleko. A im bardziej widzimy rozpętanie mocy zła, tym bardziej wytrwajmy w dobru i w pewności zwycięstwa Chrystusa, prawdziwej i jedynej Światłości świata, nad ciemnościami grzechu i śmierci.
Z synowską ufnością prośmy Ducha Świętego, by wlał swoją świętą łaskę w grzeszników, by dotknął ich serc, oświecił ich umysły i zachęcił ich wolę. Aby ci, którzy dotychczas byli nauczycielami błędu i przykładami grzechu, dzięki pomocy i miłosierdziu Boga oraz za wstawiennictwem Jego Najświętszej Matki i naszej Matki, stali się uczniami prawdy i przykładem cnoty. I tak niech się stanie.
Venite, convertimini ad me, dicit Dominus. Venite flentes, fundamus lacrymas ad Deum: quia nos negleximus, et propter nos terra patitur: nos iniquitatem fecimus, et propter nos fundamenta commota sunt. Festinemus anteire ante iram Dei, flentes et dicentes: Qui tollis peccata mundi, miserere nobis.
Transitorium ambrosianum in Dominica Quinquagesimæ
Przyjdźcie i nawróćcie się do Mnie, mówi Pan. Przyjdźcie płaczący, wylewajmy łzy do Boga: ponieważ wykroczyliśmy i z naszego powodu cierpi ziemia; popełniliśmy nieprawość i z naszego powodu zachwiały się jej fundamenty. Spieszmy się, aby zapobiec gniewowi Bożemu, płacząc i mówiąc: Ty, który bierzesz na siebie grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Współczesnemu człowiekowi trudno jest zrozumieć te słowa Mszału Ambrozjańskiego. A jednak są one proste w swym surowym przekazie, gdyż pokazują nam, że gniew Boży z powodu naszych grzechów i zdrad może być uśmierzony jedynie przez żal i pokutę. Myśl ta jest jeszcze wyraźniej wyłożona w rycie rzymskim, w Litanii do Wszystkich Świętych:
Boże, którego obraża występek, a przejednywa pokuta, wejrzyj miłościwie na błagania Twojego ludu i odwróć od nas chłostę Twego gniewu , na którą zasługujemy swoimi grzechami.
Cywilizacja chrześcijańska potrafiła pielęgnować tę zbawienną myśl, która powstrzymuje nas od grzechu nie tylko z obawy przed słuszną karą, jaką on za sobą pociąga, ale także z powodu obrazy wyrządzonej Majestatowi Boga, „nieskończenie dobrego i godnego tego, by go miłować ponad wszystko”, jak uczy nas Akt Skruchy. W ciągu wieków ludzkość nawrócona do Chrystusa umiała rozpoznać w zatrważających wydarzeniach, takich jak; trzęsienia ziemi, głód, zarazy i wojny, karę Bożą. Ludzie dotknięci tymi plagami zawsze umieli czynić pokutę i błagać o Boże Miłosierdzie. A kiedy Pan, Najświętsza Dziewica lub święci interweniowali w sprawy ludzkie za pomocą objawień, oprócz wezwania do przestrzegania prawa Bożego grozili wielkim uciskiem, jeśli ludzie się nie nawrócą.
Również w Fatimie Matka Boża prosiła o poświęcenie Rosji Jej Niepokalanemu Sercu i o Komunię Św. wynagradzającą w pierwsze soboty jako narzędzie uspokojenia gniewu Bożego i umożliwienie życia w pokoju. W przeciwnym razie Rosja „będzie szerzyć swoje błędy na całym świecie, promując wojny i prześladowania Kościoła. Dobrzy będą męczeni, Ojciec Święty będzie miał wiele do wycierpienia, różne narody zostaną zniszczone.”
Czego powinniśmy się spodziewać po zlekceważeniu próśb Matki Bożej i dalszym obrażaniu Pana coraz straszniejszymi grzechami? „Oni nie chcieli spełnić Mojej prośby! Podobnie jak król Francji, nawrócą się i spełnią je, ale będzie za późno. Rosja już rozprzestrzeni swoje błędy po całym świecie, wywołując wojny i prześladowania Kościoła.” Te wojny, które dziś nękają ludzkość, aby ją zniewolić i podporządkować piekielnemu planowi Wielkiego Resetu inspirowanemu przez chiński komunizm, są po raz kolejny wynikiem naszej obojętności, naszego uporu w przekonaniu, że możemy bez konsekwencji deptać Prawo Pana i bluźnić Jego Świętemu Imieniu. Cóż za nędzna zarozumiałość! Ileż tu lucyferycznej pychy!
Zdechrystianizowany świat i zsekularyzowana mentalność, która zainfekowała nawet katolików, nie akceptuje idei Boga obrażanego grzechami ludzi, Który karze ich biczami, aby żałowali i prosili o przebaczenie. Jest to jednak jedna z tych idei, które twórcza ręka Boga wycisnęła na duszy każdego człowieka, wzbudzając poczucie sprawiedliwości, które mają nawet poganie. Ale właśnie dlatego, że jest ono obecne we wszystkich ludziach wszystkich czasów, nasi współcześni są przerażeni ideą Boga, który nagradza dobrych i karze złych. Boga, który objawia się w swoim gniewie, który żąda łez i ofiar od tych, którzy Go obrażają.
Za tą niechęcią do gniewu Pana, obrażanego przez grzechy ludzkości – a jeszcze bardziej przez tych, których uczynił On swoimi dziećmi w sakramencie chrztu – kryje się nieprzejednana nienawiść nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego do odkupieńczej Ofiary Pana naszego Jezusa Chrystusa, do Męki Syna Bożego, do okupu, jaki Jego Krew wysłużyła za każdego z nas, po upadku Adama. Nienawiść, która trawi człowieka od chwili stworzenia, jest szaleńczą próbą udaremnienia dzieła Boga, próbą oszpecenia stworzenia powstałego na Jego obraz i podobieństwo, a jeszcze bardziej próbą powstrzymania Boskiego zadośćuczynienia za sprawą Chrystusa, nowego Adama, i Maryi, nowej Ewy.
Na krzyżu nowy Adam, jako Odkupiciel, przywraca porządek naruszony przez grzech. U stóp krzyża nowa Ewa uczestniczy w tym przywracaniu jako Współ-odkupicielka. Klęska szatana dokonała się w posłuszeństwie Drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej Ojcu, w uniżeniu Syna Bożego, tak jak kuszenie Adama dopełniło się w nieposłuszeństwie woli Pana i w dumnym założeniu, że może on bezkarnie łamać Jego rozkazy.
Świat nie akceptuje bólu i śmierci ani jako sprawiedliwej kary za grzech pierworodny i grzechy bieżące, ani jako narzędzia okupu i odkupienia przez Chrystusa. Jest to niemal paradoks: ten sam, który przez pokusę naszych pierwszych Rodziców wprowadził na świat śmierć, chorobę i ból, nie toleruje tego, że te same rzeczy mogą być narzędziem zadośćuczynienia, gdy są przyjmowane z pokorą, aby naprawić pogwałconą sprawiedliwość. Nie toleruje on, aby broń zniszczenia i śmierci została mu odebrana po to, aby mogła stać się narzędziem odbudowy i życia.
Współczesny człowiek jest na nowo zwodzony przez szatana, tak jak w ogrodzie Eden. Wówczas wąż kazał mu wierzyć, że nieposłuszeństwo wobec nakazu Boga, aby nie zbierać owoców z drzewa poznania dobra i zła, nie będzie miało żadnych konsekwencji; wąż wręcz powiedział mu, że przez takie nieposłuszeństwo Adam stanie się podobny do Boga. Dzisiaj wąż zwodzi człowieka, że te konsekwencje są nieuniknione i że nie może on przyjąć śmierci, choroby i bólu jako sprawiedliwej kary, przekładając je na swoją korzyść przez połączenie ich z męką i śmiercią Jezusa Chrystusa. Przyjmując bowiem wyrok, przestępca uznaje autorytet Sędziego, uznaje nieskończoną wagę swojej winy, naprawia popełnione przestępstwo i przyjmuje zasłużoną karę. Czyniąc to, powraca do łaski Bożej, niwecząc dzieło szatana.
Dlatego też, im bardziej zbliża się koniec czasów, tym bardziej wzmagają się wysiłki Złego, aby zniweczyć nie tylko Prawdę objawioną przez Chrystusa i głoszoną przez wieki przez Kościół święty, ale także aby wyeliminować samą ideę sprawiedliwości, która jest podstawą Odkupienia, ideę konieczności kary za naruszenie prawa, odkupienia winy, ciężaru nieposłuszeństwa stworzenia wobec Stwórcy. Jest rzeczą oczywistą, że im bardziej ludzie będą wierzyć, że nie popełnili żadnego grzechu, tym bardziej będą myśleć, że nie muszą za nic pokutować, że nie mają żadnego długu wdzięczności wobec Boga, który tak umiłował świat, że dał Syna swego Jednorodzonego, posłusznego aż do śmierci na krzyżu.
Jeśli rozejrzymy się wokół nas, zobaczymy, jak to przekreślenie sprawiedliwości, poczucia dobra i zła, idei, że istnieje Bóg, który nagradza dobrych i karze złych, prowadzi do ostatecznego, nieodwracalnego i niemożliwego do odkupienia buntu przeciwko Panu, do położenia fundamentu pod wieczne potępienie dusz. Sędzia, który uniewinnia przestępcę, a karze sprawiedliwego; władca, który popiera grzech i występek, a potępia lub uniemożliwia uczciwe i cnotliwe działania; lekarz, który uważa chorobę za okazję do zysku, a zdrowie za wadę; kapłan, który milczy na temat spraw ostatecznych i uważa za „pogańskie” takie pojęcia, jak pokuta, ofiara i post jako zadośćuczynienie za grzechy – wszyscy oni są wspólnikami, być może nieświadomie, w tym najnowszym oszustwie szatana. Jest to oszustwo, które z jednej strony odmawia Bogu panowania nad stworzeniami i prawa do nagradzania i karania według ich czynów, a z drugiej strony obiecuje dobra i nagrody, które może dać tylko Bóg: „Wszystko to dam ci, jeśli upadniesz na kolana i uwielbisz mnie” (Mt 4, 9), tak ośmielił się powiedzieć do Chrystusa na pustyni, po tym jak wyprowadził Go na szczyt góry.
Obecne wydarzenia, zbrodnie popełniane codziennie przez ludzkość, mnogość grzechów przeciwstawiających się Boskiemu Majestatowi, niesprawiedliwość jednostek i narodów, kłamstwa i oszustwa popełniane bezkarnie, nie mogą być pokonane ludzkimi środkami, nawet gdyby armia chwyciła za broń, aby przywrócić sprawiedliwość i ukarać złych. Ponieważ siły ludzkie, bez łaski Bożej i bez ożywienia nadprzyrodzoną wizją, są jałowe i nieskuteczne.
Istnieje jednak sposób walki z tym oszustwem, w które ludzkość popadła przez ponad trzy stulecia, to znaczy od czasu, gdy miała dość pychy i zarozumiałości, by deifikować człowieka i uzurpować sobie Królewską Koronę od Jezusa Chrystusa. Tą drogą, nieomylną, bo Boską, jest powrót do pokuty, ofiary i postu. Nie próżnej pokuty tych, którzy biegają na bieżniach, nie głupiego poświęcenia tych, którzy się sterylizują, aby nie przeludniać planety, nie pustego postu tych, którzy pozbawiają się mięsa w imię zielonej ideologii. Są to tylko diabelskie oszustwa, którymi uciszamy nasze sumienia.
Prawdziwa pokuta, do której owocnego wypełniania powinien nas zachęcać Wielki Post, to taka, przez którą każdy z nas ofiaruje niedostatki i cierpienia jako zadośćuczynienie za własne grzechy oraz za grzechy popełnione przez bliźnich, przez Narody i przez ludzi Kościoła. Prawdziwe poświęcenie to takie, w którym z wdzięcznością jednoczymy się z Ofiarą naszego Pana, nadając duchowy sens i nadprzyrodzony kres cierpieniu, na które zasługujemy. Prawdziwy post to ten, w którym pozbawiamy się pokarmu nie po to, by schudnąć, ale po to, by przywrócić prymat woli nad namiętnościami, duszy nad ciałem.
Umartwienia, wyrzeczenia i posty, które podejmiemy w czasie Wielkiego Postu, będą miały wartość zadośćuczynienia i pokuty. Zasłużą nam, naszym bliskim, naszym bliźnim, naszej Ojczyźnie, Kościołowi, całemu światu i duszom czyśćcowych na łaski, które jako jedyne mogą powstrzymać gniew Boga Ojca, ponieważ jednocząc się z Ofiarą Jego Syna, przemienimy w nadprzyrodzony skarb to, co szatan wyrządził nam wszystkim, prowadząc nas do grzechu przez nieposłuszeństwo Panu. Ten skarb przywróci naruszony porządek i pogwałconą sprawiedliwość; naprawi błędy, które popełniliśmy w Adamie, a także osobiście. Piekielnemu chaosowi trzeba przeciwstawić boski kosmos; księciu tego świata – Króla królów; pysze – pokorę; buntom – posłuszeństwo. „Do tego bowiem zostaliście powołani, gdyż i Chrystus cierpiał za was, dając wam przykład, abyście wstępowali w Jego ślady. […] On grzechy nasze na ciele swoim poniósł na drzewo krzyża, abyśmy już nie żyjąc dla grzechu, żyli dla sprawiedliwości; Jego ranami zostaliście uzdrowieni” (1 P 2, 21-25).
Kończę tę medytację czytaniem z Mszy Świętej w Środę Popielcową. Jest on zaczerpnięty z Księgi proroka Joela i przypomina nam o roli kapłanów jako pośredników i orędowników w upominaniu ludu Bożego i wzywaniu go do nawrócenia. Jest to rola, o której wielu duchownych zapomniało, a nawet jej odmawia, uważając, że jest ona dziedzictwem Kościoła przestarzałego, Kościoła, który nie nadąża za duchem czasu, Kościoła, który wciąż wierzy, że Pana trzeba „przebłagać” pokutą i postem.
Na Syjonie dmijcie w róg, zarządźcie święty post, ogłoście uroczyste zgromadzenie. Zbierzcie lud, zwołajcie świętą społeczność, zgromadźcie starców, zbierzcie dzieci, i ssących piersi! Niech wyjdzie oblubieniec ze swojej komnaty a oblubienica ze swego pokoju! Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pańscy! Niech mówią: «Przepuść, Panie, ludowi Twojemu i nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami. Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież jest ich Bóg?» (Jl 2:15-19)
Dopóki jeszcze mamy czas, drodzy bracia i siostry, prośmy Boga o miłosierdzie, błagajmy Go o przebaczenie i zadośćuczynienie za popełnione grzechy. Bo nadejdzie dzień, kiedy czas miłosierdzia się skończy, a zacznie się dzień sprawiedliwości. Dies illa, dies iræ: calamitatis et miseriæ; dies magna et amara valde. Dzień ten będzie dniem gniewu: dniem katastrofy i nieszczęścia; dniem wielkim i prawdziwie gorzkim. W tym dniu Pan przyjdzie, aby sądzić świat ogniem: judicare sæculum per ignem.
Aby napomnienia Matki Bożej i mistycznych świętych spodobały się Bogu i prowadziły nas, w tej godzinie ciemności, do prawdziwego nawrócenia, do uznania naszych grzechów, do ich odpuszczenia w sakramencie spowiedzi oraz do zadośćuczynienia za nie postami i pokutami. W ten sposób ramię sprawiedliwości Bożej może zostać powstrzymane przez nielicznych, podczas gdy powinno spaść na wielu. Niech się tak stanie.
+ Carlo Maria Viganò, Arcybiskup
2 marca, w Środę Popielcową Feria IV Cinerum, in capite jejunii
O Apostolskiej Mszy Świętej – Orędzie Arcybiskupa Viganò do kapłanów i biskupów
Dilecta Mea [moja miłość] – O Apostolskiej Mszy Świętej
Serdeczne orędzie abp.Viganò do kapłanów i biskupów
Wy, którzy ośmielacie się zakazywać Apostolskiej Mszy Świętej, czy kiedykolwiek ją odprawialiście? Wy, którzy z wysokości waszych katedr rozprawiacie o „starej Mszy”, czy kiedykolwiek rozważaliście jej modlitwy, jej obrzędy, jej starożytne i święte gesty? W ciągu ostatnich kilku lat, sam zadawałem sobie to pytanie wiele razy. Choć znałem tę Mszę od najmłodszych lat; choć nauczyłem się do niej służyć i odpowiadać celebransowi w czasach gdy nosiłem jeszcze krótkie spodenki, prawie o niej zapomniałem i ją utraciłem. Introibo ad altare Dei.
Klęczałem w zimie na lodowatych stopniach ołtarza, przed wyjściem do szkoły, pociłem się w gorące letnie dni w moich ministranckich szatach, a jednak zapomniałem tę Mszę, choć była to Msza moich święceń kapłańskich 24 marca 1968 roku. Była to epoka, w której można już było dostrzec oznaki rewolucji, która wkrótce potem miała pozbawić Kościół jego najcenniejszego skarbu, narzucając na jego miejsce fałszywy rytuał.
Cóż, ta Msza, którą reforma soborowa zlikwidowała i zakazała w pierwszych latach mojego kapłaństwa, pozostała jako odległe wspomnienie, jak uśmiech ukochanej osoby, spojrzenie zaginionego krewnego, dźwięki niedzielnych dzwonów, przyjazne głosy bliskich krewnych. Było też coś, co miało związek z nostalgią, młodością, entuzjazmem tej epoki, w której zmiany w Kościele miały dopiero nadejść, a w której wszyscy chcieliśmy wierzyć, że dzięki nowej duchowej energii świat może otrząsnąć się z następstw drugiej wojny światowej i zagrożenia komunizmem. Wydawało nam się, że dobrobytowi ekonomicznemu może w jakiś sposób towarzyszyć moralne i religijne odrodzenie naszego narodu [włoskiego]. Wydawało nam się tak, pomimo rewolucji 1968 roku, agresji terytorialnych, terroryzmu, Czerwonych Brygad czy kryzysu na Bliskim Wschodzie. Tym sposobem, pośród niezliczonych obowiązków kościelnych i dyplomatycznych, wykrystalizowało się w mojej pamięci wspomnienie czegoś, czemu w rzeczywistości nie poświęcałem wiele uwagi, co było „chwilowo” odłożone na bok przez dziesięciolecia. Coś, co cierpliwie czekało, z pobłażliwością, na jaką stać tylko Boga.
Moja decyzja o ujawnieniu skandali wśród amerykańskich hierarchów i samej Kurii Rzymskiej była okazją, która sprawiła, że ponownie zacząłem rozważać, już w innym świetle, nie tylko moją rolę jako Arcybiskupa i Nuncjusza Apostolskiego, ale także istotę mojego kapłaństwa. Moja posługa, najpierw w Watykanie, a potem w Stanach Zjednoczonych, sprawiła, że w pewien sposób stało się ono niepełne, bardziej skierowane na samo bycie księdzem niż na posługę kapłańską.
A to, czego do tej pory nie rozumiałem, stało się dla mnie jasne dzięki nieoczekiwanym okolicznościom, kiedy to moje osobiste bezpieczeństwo wydawało się zagrożone i znalazłem się, wbrew mojej woli, w sytuacji, w której musiałem żyć niemal w ukryciu, z dala od pałaców Kurii. To właśnie wtedy to błogosławione odosobnienie, które dziś uważam za rodzaj powołania zakonnego, doprowadziło mnie do ponownego odkrycia Mszy Świętej trydenckiej. Bardzo dobrze pamiętam dzień, w którym zamiast posoborowego ornatu założyłem tradycyjne szaty liturgiczne z ambrozjańskim cappino i manipularzem. Przypominam sobie strach, jaki odczuwałem wypowiadając ponownie po pięćdziesięciu prawie latach, modlitwy z Mszału. Słowa psalmu Judica me, Deus, Munda cor meum ac labia mea, nie były już słowami ministranta czy młodego seminarzysty, ale słowami celebransa, mnie, który po raz kolejny, a śmiem twierdzić, że po raz pierwszy, celebrował przed Trójcą Przenajświętszą. Bo choć prawdą jest, że kapłan jest osobą, która żyje przede wszystkim dla innych – dla Boga i dla bliźniego – to równie prawdą jest, że jeśli nie ma świadomości własnej tożsamości i nie pielęgnuje własnej świętości, to jego apostolstwo jest jałowe jak cymbał brzmiący.
Wiem dobrze, że te refleksje mogą pozostawić wielu niewzruszonymi, a nawet wzbudzić poczucie politowania u tych, którzy nigdy nie doznali łaski odprawiania Mszy Św. wszechczasów. Ale to samo dzieje się, jak sądzę, z tymi, którzy nigdy się nie zakochali i nie rozumieją entuzjazmu i czystej relacji ukochanego do ukochanej, albo z tymi, którzy nie znają radości zatracenia się w jej oczach. Tępy liturgista rzymski, hierarcha w skrojonym na miarę stroju duchownym i z krzyżem pektoralnym w kieszeni, konsultor Kongregacji Rzymskiej z najnowszym egzemplarzem Concilium lub Civiltà Cattolica w zasięgu wzroku, patrzy na Mszę św. Piusa V oczami entomologa [nauka zajmująca się badaniem owadów], analizując tę perykopę tak, jak przyrodnik obserwuje żyłki liścia lub skrzydła motyla. Rzeczywiście, czasami zastanawiam się, czy nie robią tego z aseptycznością patologa, który skalpelem rozcina żywe ciało. Ale jeśli kapłan o minimalnym poziomie życia wewnętrznego zbliży się do Mszy trydenckiej, niezależnie od tego, czy znał ją wcześniej, czy odkrywa ją po raz pierwszy, będzie głęboko poruszony złożonym majestatem obrzędu, jakby wyszedł poza czas i wszedł w wieczność Boga.
Chciałbym, aby moi bracia w biskupstwie i kapłaństwie zrozumieli, że Msza Św. jest z natury boska, ponieważ postrzega się w niej sacrum w sposób naoczny. Jest się dosłownie przeniesionym do Nieba, do obecności Trójcy Przenajświętszej i na dwór niebieski, z dala od zgiełku świata. Jest to pieśń miłosna, w której powtarzanie znaków czci i świętych słów nie jest w żaden sposób bezużyteczne. Podobnie jak matka nigdy nie przestaje całować swojego syna, a ukochana nigdy nie przestaje mówić mężowi „kocham cię”.
Tam zapomina się o wszystkim, ponieważ wszystko, co się w niej mówi i śpiewa, jest wieczne, wszystkie gesty, które się w niej wykonuje, są odwieczne, są poza historią, ale zanurzone w kontinuum, które łączy Wieczernik, Kalwarię i ołtarz, na którym sprawowana jest Msza. Celebrans nie zwraca się do zgromadzonych, starając się być zrozumiałym, miłym, czy też sprawiać wrażenie nowoczesnego; zwraca się raczej do Boga: a przed Bogiem jest tylko poczucie nieskończonej wdzięczności za przywilej, że może nieść ze sobą modlitwy ludu chrześcijańskiego, radości i smutki tak wielu dusz, grzechy i niedociągnięcia tych, którzy błagają o przebaczenie i miłosierdzie, wdzięczność za otrzymane łaski i modlitwy za naszych drogich zmarłych. Jest się samotnym, a jednocześnie czuje się wewnętrznie zjednoczonym z nieprzebranym zastępem dusz, które to uczucie przekracza czas i przestrzeń.
Kiedy odprawiam Mszę Św. Apostolską, myślę o tym, jak na tym samym ołtarzu, konsekrowanym relikwiami Męczenników, tylu Świętych i tysiące kapłanów, używało tych samych słów, które ja wypowiadam, powtarzało te same gesty, wykonywało te same ukłony, nosiło te same szaty liturgiczne. Ale przede wszystkim, przyjmowało Komunię Świętą z tym samym Ciałem i Krwią naszego Pana, do którego wszyscy zostaliśmy upodobnieni, składając Najświętszą Ofiarę. Kiedy odprawiam Mszę Świętą wszechczasów, w najbardziej wzniosły i pełny sposób uświadamiam sobie prawdziwe znaczenie tego, czego uczy nas doktryna.
Działanie in persona Christi nie jest mechanicznym powtarzaniem jakiejś formuły, ale świadomością, że moje usta wypowiadają te same słowa, które Zbawiciel wypowiedział nad chlebem i winem w Wieczerniku; że wznosząc Hostię i Kielich do Ojca, powtarzam Ofiarę, jakiej Chrystus dokonał z siebie na Krzyżu; że przyjmując Komunię świętą, spożywam tę Ofiarę i karmię się samym Bogiem, a nie uczestniczę w jakimś przyjęciu. Wtedy cały Kościół jest ze mną: Kościół Triumfujący, który jednoczy się z moją modlitwą błagalną, Kościół Cierpiący, który oczekuje na nią, aby skrócić pobyt dusz w czyśćcu, i Kościół Walczący, który umacnia się w codziennej walce duchowej.
Jeśli jednak, jak to wyznajemy zgodnie z naszą wiarą, nasze usta są rzeczywiście ustami Chrystusa, jeśli nasze słowa podczas konsekracji są rzeczywiście słowami Chrystusa, jeśli ręce, którymi dotykamy świętej Hostii i kielicha są rękami Chrystusa, jakiż szacunek powinniśmy mieć dla naszego własnego ciała, zachowując je czystym i nieskażonym? Jaka może być lepsza zachęta do trwania w łasce Bożej? Mundamini, qui fertis vasa Domini. [Bądźcie czyści, którzy nosicie naczynia Pańskie] i ze słowami Mszału: Aufer a nobis, quæsumus, Domine, iniquitates nostras: ut ad sancta sanctorum puris mereamur mentibus introire. [Zgładź nieprawości nasze, prosimy Cię Panie, abyśmy do przybytku najświętszego, z czystym sercem mogli przystąpić.]
Teolog powie mi, że jest to powszechna doktryna, i że Msza właśnie tym jest, niezależnie od obrządku. Nie przeczę temu, racjonalnie rzecz ujmując. Ale podczas gdy celebracja Mszy trydenckiej jest nieustannym przypomnieniem nieprzerwanej ciągłości dzieła Odkupienia usianego Świętymi i Błogosławionymi wszystkich czasów, to wydaje mi się, nie dzieje się tak samo w przypadku obrządku zreformowanego. Gdy patrzę na stół versus populum, widzę tam ołtarz luterański lub stół protestancki.
Gdy czytam słowa ustanowienia Ostatniej Wieczerzy w formie narracji, słyszę modyfikacje z Common Book of PrayerCranmera i nabożeństwa Kalwina. Gdy przeglądam zreformowany kalendarz, zauważam, że ci sami święci, którzy ogłaszali heretykami twórców Pseudoreformy, zostali z niego usunięci. To samo odnosi się do pieśni śpiewanych pod sklepieniem kościoła, które przeraziłyby angielskiego czy niemieckiego katolika: słyszącego hymny autorstwa tych, którzy mordowali ich kapłanów i deptali Najświętszy Sakrament w pogardzie dla „papistowskiego zabobonu”.
Powinniśmy zrozumieć przepaść, jaka istnieje między katolicką Mszą a jej soborowym falsyfikatem. Nie mówiąc już o języku: pierwszymi, którzy znieśli łacinę, byli heretycy, w imię umożliwienia ludowi lepszego zrozumienia obrzędów; ludowi, który oszukiwali, kwestionując objawioną Prawdę i propagując błąd. W Novus Ordo wszystko jest profanacją. Wszystko jest chwilowe, wszystko przypadkowe, wszystko warunkowe, zmienne i ulegające zmianie. Nie ma nic z tego, co wieczne, ponieważ wieczność jest niezmienna, tak jak niezmienna jest wiara. Tak jak Bóg jest niezmienny.
Powinniśmy zrozumieć przepaść, jaka istnieje między katolicką Mszą a jej soborowym falsyfikatem.
Jest jeszcze jeden aspekt tradycyjnej Mszy Świętej, który chciałbym podkreślić, a który łączy nas ze Świętymi i Męczennikami z przeszłości. Od czasów katakumb aż po ostatnie prześladowania, gdziekolwiek kapłan odprawia Najświętszą Ofiarę, nawet na strychu czy w piwnicy, w lesie czy w stodole, a nawet w furgonetce, jest w mistycznej komunii z zastępem heroicznych świadków wiary, a wzrok Trójcy Przenajświętszej spoczywa na tym zaimprowizowanym ołtarzu, wszystkie zastępy anielskie kłaniają się przed nim w adoracji; wszystkie dusze czyśćcowe wpatrują się w niego.
Także przez to, a zwłaszcza przez to, każdy z nas może zrozumieć, jak Tradycja tworzy nierozerwalną więź między wiekami, nie tylko w zazdrosnym strzeżeniu tego skarbu, ale także w stawianiu czoła próbom, które ta więź za sobą pociąga, aż do śmierci. W obliczu tego, arogancja obecnego tyrana, z jego obłąkańczymi dekretami, powinna nas umocnić w wierności Chrystusowi i dać nam odczuć, że jesteśmy integralną częścią Kościoła wszystkich czasów, ponieważ nie możemy zdobyć palmy zwycięstwa, jeśli nie jesteśmy gotowi do bonum certamen [dobrej walki].
W Novus Ordo wszystko jest profanacją
Chciałbym, aby moi współbracia odważyli się dokonać rzeczy nie do pomyślenia. Chciałbym, aby zbliżyli się do Mszy Świętej trydenckiej nie po to, aby nacieszyć się koronką alby czy z haftem ornatu, czy też ze względu na zwykłe racjonalne przekonanie o jej kanonicznej prawomocności lub o tym, że nigdy nie została zniesiona; ale raczej z pełną szacunku bojaźnią. Z tą samą bojaźnią, z jaką Mojżesz zbliżył się do płonącego krzewu: wiedząc, że każdy z nas, odchodząc od ołtarza po Ostatniej Ewangelii, jest w jakiś sposób wewnętrznie przemieniony, ponieważ tam zetknął się ze Świętością. Tylko tam, na tym mistycznym Synaju, możemy zrozumieć istotę naszego Kapłaństwa, które jest oddaniem się przede wszystkim Bogu; ofiarą z siebie samego wraz z Chrystusem Ofiarnikiem, na większą chwałę Bożą i dla zbawienia dusz; ofiarą duchową, która czerpie siłę i energię z Mszy Świętej. Jest wyrzeczeniem się siebie, aby ustąpić miejsca Najwyższemu Kapłanowi; znakiem prawdziwej pokory, polegający na unicestwieniu własnej woli i poddaniu się woli Ojca, za przykładem Pana. Jest gestem autentycznej „komunii” ze świętymi, polegającym na wspólnym wyznawaniu wiary i korzystaniu z tego samego obrzędu.
Chciałbym, aby tego „doświadczenia” doznali nie tylko ci, którzy od dziesięcioleci celebrują Novus Ordo, ale przede wszystkim młodzi kapłani i ci, którzy pełnią swoją posługę na pierwszej linii frontu: Msza Św. Piusa V jest dla dusz niepokornych, dla dusz hojnych i heroicznych, dla serc płonących miłością do Boga i bliźniego.
Wiem dobrze, że dzisiejsze życie kapłanów składa się z tysięcy prób, stresów, poczucia osamotnienia w walce ze światem, z obojętności i ostracyzmu przełożonych, z powolnego zużywania się, które odciąga od skupienia, od życia wewnętrznego i od wzrostu duchowego. I wiem bardzo dobrze, że jest to poczucie bycia oblężonym, znalezienia się w sytuacji żeglarza, który jest sam i musi przeprowadzić statek przez burzę. Nie jest to tylko udziałem tradycjonalistów czy postępowców, ale jest wspólnym losem tych wszystkich, którzy ofiarowali swoje życie Panu i Kościołowi. Każdy z nich mierzy się z własnymi nieszczęściami, z problemami ekonomicznymi, nieporozumieniami z biskupem, krytyką ze strony współbraci, a także wymaganiami wiernych. Bywają też godziny samotności, w których obecność Boga i Dziewicy Maryi wydają się znikać, tak jak w „Nocy ciemnej” Św. Jana od Krzyża. Quare me repulisti? Et quare tristis incedo, dum affligit me inimicus?[czemu mnie odrzucasz i czemu smutny chodzę, gdy nieprzyjaciel mnie nęka].
Gdy demon wije się podstępnie między internetem a telewizorem, quærens quem devoret [szukając kogo by pożreć], wykorzystując nasze zmęczenie odstępstwem. W takich przypadkach, z którymi wszyscy musimy się mierzyć, tak jak nasz Pan w Getsemani, to właśnie w nasze Kapłaństwo chce uderzyć szatan, działając tak przekonująco, jak Salomea przed Herodem, prosząc nas o dar głowy Jana Chrzciciela. Ab homine iniquo, et doloso erue me [wybaw mnie od człowieka fałszywego i podstępnego]. W tej próbie wszyscy jesteśmy tacy sami: ponieważ zwycięstwo, które chce odnieść nieprzyjaciel, nie odnosi się tylko do biednych dusz ochrzczonych, ale także do Chrystusa Kapłana, którego namaszczenie nosimy.
Z tego powodu, dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, Msza Święta trydencka jest jedyną kotwicą ratunku katolickiego kapłaństwa, ponieważ w niej kapłan odradza się każdego dnia w tym uprzywilejowanym czasie intymnego zjednoczenia z Trójcą Przenajświętszą i z niej czerpie niezbędne łaski, aby nie popaść w grzech, aby postępować na drodze świętości i aby na nowo odkryć zdrową równowagę, z którą może stawić czoła swojej posłudze.
Każdy, kto uważa, że wszystko to można zlikwidować jako kwestię czysto ceremonialną lub estetyczną, nie zrozumiał nic z własnego powołania kapłańskiego. Ponieważ Msza Święta „wszechczasów” – i rzeczywiście taka jest, ponieważ odwiecznie była zwalczana przez Wroga – nie jest uległą kochanką, która ofiarowuje się komukolwiek, ale raczej zazdrosną i czystą Oblubienicą, tak zazdrosną jak Pan.
Czy chcesz się podobać Bogu, czy temu, który cię od Niego oddala? Podstawa tego pytania jest zawsze taka sama: wybór pomiędzy łagodnym jarzmem Chrystusa a kajdanami niewoli Jego przeciwnika. Odpowiedź ukaże się wam w sposób jasny i klarowny w chwili, gdy i wy, zachwycając się tym ogromnym skarbem, który był przed wami ukryty, zrozumiecie, co to znaczy sprawować Najświętszą Ofiarę nie jako żałośni „przewodniczący zgromadzenia”, ale raczej jako „słudzy Chrystusa i szafarze tajemnic Bożych” (1 Kor 4, 1).
Weźcie do ręki Mszał, poproście o pomoc znajomego kapłana i wejdźcie na Górę Przemienienia: Emitte lucem tuam et veritatem tuam: ipsa me deduxerunt, et adduxerunt in montem sanctum tuum, et in tabernacula tua. [Ześlij światłość swoją i prawdę swoją, one mnie poprowadzą i przywiodą na świętą górę Twoją, aż do przybytków Twoich]. Jak Piotr, Jakub i Jan, będziecie wołać: Domine, bonum est nos hic esse – „Panie, dobrze, że tu jesteśmy” (Mt 17,4). Albo słowami Psalmisty, które celebrans powtarza na Offertorium: dilexi decorem domus tuæ, et locum habitationis gloriæ tuæ. [Umiłowałem Panie piękność domu Twego, stałe mieszkanie Twojego majestatu.]
Gdy ją odkryjecie, nikt nie będzie w stanie odebrać wam tego, przez co Pan nie nazywa was już sługami, lecz przyjaciółmi (J 15, 15). Nikt nigdy nie będzie w stanie przekonać was do wyrzeczenia się Go, zmuszając was do zadowolenia się Jego fałszywym obrazem, które zrodziły zbuntowane umysły. Eratis enim aliquando tenebræ: nunc enim lux in Domino. Ut filii lucis ambulate. „Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu. Postępujcie więc jak dzieci światłości” (Ef 5, 8). Propter quod dicit: Surge qui dormis, et exsurge a mortuis, et illuminabit te Christus. „Dlatego mówi: Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a Chrystus cię oświeci” (Ef 5, 14).
Od dwóch lat na całym świecie dokonywany jest globalny zamach stanu, planowany od pewnego czasu przez „elitarną” grupę spiskowców zniewolonych działaniami międzynarodowej finansjery. Przewrót ten był możliwy dzięki wykorzystaniu zjawiska nadzwyczajnej pandemii, która opiera się na istnieniu wirusa, którego śmiertelność jest niemal analogiczna do śmiertelności każdego innego sezonowego wirusa grypy, na delegitymizacji i zakazie skutecznych metod leczenia oraz na dystrybucji eksperymentalnego serum genowego, które jest oczywiście nieskuteczne i które również w oczywisty sposób niesie ze sobą niebezpieczeństwo poważnych, a nawet śmiertelnych skutków ubocznych.
Wszyscy wiemy, jak bardzo media głównego nurtu przyczyniły się do wsparcia obłąkańczej narracji o pandemii, jakie interesy wchodzą w grę i jakie są cele tych ludzi. Dla przypomnienia, są to: zmniejszenie światowej populacji, uczynienie tych, którzy przeżyją, chronicznie chorymi oraz narzucenie form kontroli, które naruszają podstawowe prawa i naturalne wolności obywateli. Pomimo tego, dwa lata po rozpoczęciu tej groteskowej farsy, która pochłonęła więcej ofiar niż wojna i zniszczyła tkankę społeczną, gospodarki narodowe i podstawy państwa prawa; nadal nic się nie zmieniło w polityce państw i ich reakcji na tak zwaną pandemię.
W zeszłym roku, kiedy wielu jeszcze nie rozumiało powagi nadchodzącego zagrożenia, byłem jednym z pierwszych, którzy potępili ten zamach stanu i natychmiast zostałem uznany za „zwolennika teorii spiskowych”. Dziś coraz więcej ludzi otwiera oczy i zaczyna rozumieć, że pandemia i „ekologiczny stan wyjątkowy” są częścią zbrodniczego planu uknutego przez Światowe Forum Ekonomiczne, ONZ, WHO oraz całą galaktykę organizacji i fundacji, które ideologicznie są wyraźnie antyludzkie i – trzeba to wyraźnie powiedzieć – antychrześcijańskie.
Jednym z elementów, które jednoznacznie potwierdzają zbrodniczy charakter Wielkiego Resetu, jest doskonała synchronizacja działań różnych państw, świadcząca o istnieniu jednego scenariusza pod jednym kierownictwem. Niepokojące jest to, że brak leczenia, błędne leczenie w celu spowodowania większej liczby zgonów, decyzja o wprowadzeniu lokdałnów i masek, milczenie na temat negatywnych skutków tak zwanych „szczepionek”, które w rzeczywistości są surowicami genowymi, oraz ciągłe i rozmyślne powtarzanie błędów, były możliwe wyłącznie dzięki współudziałowi rządzących oraz instytucji na czele których stoją.
Przywódcy polityczni i religijni, parlamentarzyści, naukowcy i lekarze, dziennikarze i ci, którzy pracują w mediach, dosłownie zdradzili swoich współobywateli, ich prawa, ich Konstytucje i najbardziej podstawowe zasady etyczne.
Oszustwo wyborcze w wyborach prezydenckich w 2020 roku, skierowane przeciwko prezydentowi Trumpowi okazało się instrumentalne dla tej globalnej operacji, ponieważ narzucenie bezprawnych ograniczeń wraz naruszeniem zasad prawa, nie mogłoby się odbyć bez udziału amerykańskiego prezydenta. Partia Demokratyczna, jako część „głębokiego państwa”, wykonuje swoje zadanie wspierając system. Podobnie zachowuje się głęboki kościół, mając w Bergoglio swojego propagandystę. Ostatnie orzeczenia Sądu Najwyższego i autonomiczne działania niektórych amerykańskich stanów – gdzie obowiązek szczepień został uznany za niekonstytucyjny – dają nam nadzieję, że ten zbrodniczy plan może się załamać, a odpowiedzialni za to, zostaną nazwani i osądzeni: zarówno w Ameryce, jak i na całym świecie.
Sytuacja jest teraz jasna. Na całym świecie, w imię wypaczonej koncepcji wolności, stopniowo usunęliśmy Boga ze społeczeństwa i systemu prawnego. Zaprzeczyliśmy istnieniu wiecznej i transcendentnej zasady, obowiązującej wszystkich ludzi wszystkich czasów, do której muszą się dostosować prawa państwowe. Zastąpiliśmy tę absolutną zasadę arbitralnością jednostek, zasadą, że każdy jest swoim własnym prawodawcą. W imię tej obłąkańczej wolności – która jest samowolą i libertynizmem – pozwoliliśmy na łamanie prawa Bożego i prawa natury, legitymizując zabijanie dzieci w łonie matki, nawet do samego momentu narodzin; zabijanie chorych i starszych na oddziałach szpitalnych; niszczenie naturalnej rodziny i małżeństwa; uznaliśmy prawa do wad i grzechu, przedkładając zboczenia jednostek nad dobro społeczeństwa. Krótko mówiąc, obaliliśmy cały porządek moralny, który stanowi nieodzowną podstawę praw i życia społecznego każdego narodu. Już w IV w. przed Chrystusem, Platon pisał o tym w swoim ostatnim dziele „Prawa” i upatrywał przyczyny ateńskiego kryzysu politycznego właśnie w rozerwaniu boskiego porządku – kosmosu – związku między tymi odwiecznymi zasadami a prawami ludzkimi.
Te naturalne zasady moralne świata grecko-rzymskiego znalazły swoje spełnienie w chrześcijaństwie, które zbudowało cywilizację zachodnią, nadając im nadprzyrodzony impuls. Chrześcijaństwo jest najsilniejszą obroną przed niesprawiedliwością, najsilniejszą strażą przed uciskiem silnych nad słabymi, gwałtownych nad spokojnymi, złych nad dobrymi, ponieważ moralność chrześcijańska czyni każdego z nas odpowiedzialnym przed Bogiem i bliźnimi za nasze czyny, zarówno jako obywatela, jak i władcy. Syn Boży, którego Narodziny będziemy świętować za kilka dni, stał się Wcielony w czasie i w historii, aby uleczyć starożytną ranę i przywrócić przez Łaskę, porządek naruszony przez nieposłuszeństwo. Jego społeczne Królowanie było zasadą generującą ordo Christianus, które od dwóch wieków jest zaciekle zwalczane przez masonerię: ponieważ rewolucja, którą ona promuje, jest chaosem, jest nieładem, jest piekielnym buntem przeciwko boskiemu porządkowi, aby narzucić tyranię szatana.
Teraz, gdy widzimy, co się dzieje wokół nas, rozumiemy, jak złudne były obietnice postępu i wolności składane przez tych, którzy niszczyli chrześcijańskie społeczeństwo i jak zwodnicza była perspektywa nowej wieży Babel, zbudowanej nie tylko bez oglądania się na Boga, ale nawet w bezpośredniej opozycji wobec Niego. Piekielne wyzwanie nieprzyjaciela jest powtarzane przez wieki w niezmienionej formie, ale jest skazane na nieuchronną porażkę. Za tym liczącym tysiące lat spiskiem, stoi zawsze ten sam przeciwnik , a jedyne, co się zmienia, to konkretne osoby, które z nim współpracują.
Drodzy amerykańscy bracia i siostry! Drodzy Patrioci! Jest to kluczowy moment dla przyszłości Stanów Zjednoczonych Ameryki i całej ludzkości. Zagrożenie pandemią, farsa globalnego ocieplenia i zielonej gospodarki, oraz kryzys gospodarczy celowo wywołany przez Wielki Reset przy współudziale głębokiego państwa, są jedynie konsekwencją znacznie poważniejszego problemu i konieczne jest jego dogłębne zrozumienie, jeśli chcemy go pokonać. Problem ten jest przede wszystkim moralny; w istocie jest on religijny. Musimy postawić Boga z powrotem na pierwszym miejscu nie tylko w naszym życiu osobistym, ale także w życiu naszego społeczeństwa. Musimy przywrócić Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi Koronę, którą wydarła Mu rewolucja, ale żeby to się stało, konieczne jest prawdziwe i głębokie nawrócenie jednostek i społeczeństwa. Jest bowiem absolutnie niemożliwym, aby mieć nadzieję na koniec tej globalnej tyranii, jeśli nadal będziemy usuwać z Królestwa Chrystusa narody, które do Niego należą i muszą należeć. Z tego powodu ruch na rzecz obalenia Roe v. Wade nabiera również bardzo ważnego znaczenia, ponieważ poszanowanie świętości życia nienarodzonych musi być usankcjonowane przez prawo pozytywne, jeśli ma ono być zwierciadłem Prawa wiecznego.
Ożywia was tęsknota za sprawiedliwością, jest to słuszne i dobre pragnienie. „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości”, mówi Pan (Mt 5, 6). Ale ta sprawiedliwość musi opierać się na świadomości, że jest to walka duchowa, w której trzeba stanąć po jednej ze stron bez dwuznaczności i bez kompromisu, trzymając się transcendentnych i wiecznych odniesień, które dostrzegali nawet pogańscy filozofowie, a które znalazły swoje wypełnienie w Objawieniu Syna Bożego, Boskiego Mistrza.
Mój apel o sojuszantyglobalistyczny – który dziś ponawiam – ma właśnie na celu stworzenie ruchu moralnego i duchowego odrodzenia, który zainspiruje działania obywatelskie, społeczne i polityczne tych, którzy nie chcą być niewolnikami Nowego Porządku Świata. Ruchu, który na poziomie narodowym i lokalnym będzie w stanie znaleźć sposób na przeciwstawienie się Wielkiemu Resetowi i który skoordynuje potępienie zamachu stanu, który odbywa się na naszych oczach. Ponieważ mając świadomość, kim jest nasz przeciwnik i jakie są jego cele i zadania, możemy zakłócić tę zbrodniczą akcję, którą zamierza przeprowadzić i zmusić go do odwrotu. W tym celu sprzeciw wobec farsy pandemii i obowiązku szczepień musi być zdecydowany i odważny ze strony każdego z was.
Wasza działalność musi być zatem dziełem prawdy, wydobywającym na światło dzienne kłamstwa i oszustwa Nowego Porządku Świata oraz ich antyludzki i antychrystowy szablon. W tym celu, wszyscy ludzie dobrej woli – każdy na swoim zawodowym i obywatelskim odcinku – muszą koordynować i organizować się, aby razem stawić zdecydowany, ale pokojowy i nie legitymizować tyranii tych, którzy dziś sprawują władzę.
Bądźcie dumni z waszej tożsamości amerykańskich patriotów i z wiary, która pobudza wasze życie. Nie pozwólcie, aby ktokolwiek sprawił, że poczujecie się gorsi tylko dlatego, że kochacie swoją ojczyznę, że jesteście uczciwi w pracy, że chcecie chronić swoją rodzinę i wychowywać swoje dzieci w zdrowych wartościach, że szanujecie osoby starsze, że chronicie życie od poczęcia do jego naturalnego końca. Nie dajcie się zastraszyć ani uwieść tym, którzy propagują bałamutny i wirtualny świat, w którym bezimienna władza narzuca wam pogardę dla Prawa Bożego, przedstawia grzech i wady jako dozwolone i pożądane, gardzi sprawiedliwością i moralnością, niszczy naturalną rodzinę i promuje najgorsze perwersje, planuje śmierć bezbronnych i słabych istot oraz wykorzystuje ludzkość dla własnego zysku lub zachowania władzy.
Bądźcie godnymi spadkobiercami wielkiego Arcybiskupa Fultona Sheena i nie podążajcie za tymi spośród waszych Pasterzy, którzy zdradzili polecenie i upoważnienie otrzymane od Naszego Pana, którzy narzucają wam bezprawne nakazy lub milczą wobec dowodów niesłychanej zbrodni przeciwko Bogu i ludzkości.
Niech to Święte Boże Narodzenie rozświetli wasze umysły i rozpali wasze serca przed Dzieciątkiem-Królem, które leży w żłobie. Tak jak chóry Aniołów i hołd Magów zjednoczyły się z prostą adoracją pasterzy, tak również dzisiaj wasze zaangażowanie w moralne odrodzenie Stanów Zjednoczonych Ameryki – jednego Narodu pod Bogiem – będzie miało błogosławieństwo naszego Pana i zgromadzi wokół was tych, którzy wami rządzą. Amen.
Niech Bóg was błogosławi i niech Bóg błogosławi Stany Zjednoczone Ameryki.
W 25 dniu grudnia, w 13 księżycu, gdy wieki niezliczone biegły swoim torem od stworzenia świata, gdy Bóg, na początku stworzył niebo i ziemię, i ukształtował człowieka na swoje podobieństwo; gdy minęły już stulecia od czasu, gdy Wszechmogący, po wielkim potopie umieścił swój łuk w chmurach, jako znak przymierza i pokoju; w XXI wieku od czasu, gdy Abraham, nasz ojciec w wierze, wyszedł z Ur chaldejskiego w trzynastym wieku od czasu, gdy lud Izraela był wyprowadzony przez Mojżesza z Egiptu; około tysięcznego roku od czasu, gdy Dawid został namaszczony na króla; w sześćdziesiątym piątym tygodniu proroctwa Daniela; w 195 Olimpiadzie; w roku 752 od założenia Rzymu; w 42 roku panowania Cezara Oktawiana Augusta, gdy na całym świecie panował pokój, JEZUS CHRYSTUS, odwieczny Bóg i Syn odwiecznego Ojca, pragnąc poświęcić świat swoją najmiłościwszą obecnością, począł się za sprawą Ducha Świętego, a gdy upłynęło dziewięć miesięcy od Jego poczęcia, narodził się z Maryi Dziewicy w Betlejem judzkim i stał się człowiekiem. Narodzenie Pana naszego Jezusa Chrystusa podług ciała.
Martyrologium Romanum, 25 grudnia
Jak co roku, w cyklu pór roku i historii, Kościół święty świętuje teraz narodziny według ciała Pana naszego Jezusa Chrystusa, odwiecznego Boga i Syna odwiecznego Ojca, poczętego dzięki działaniu Ducha Świętego przez Maryję Dziewicę. Poprzez uroczyste słowa liturgii, Narodziny Odkupiciela narzucają się ludzkości, dzieląc czas na „przed” i „po”. Nic już nie będzie takie samo jak przedtem: od tej chwili Pan wciela się, aby dokonać dzieła Zbawienia i definitywnie wyrywa człowieka, który upadł w Adamie, z niewoli szatana. To, drogie dzieci, jest nasz „Wielki Reset”, dzięki któremu Opatrzność Boża przywróciła porządek naruszony przez starożytnego Węża grzechem pierworodnym naszych Pierwszych Rodziców… Reset, z którego wykluczeni są aniołowie odstępcy i ich przywódca Lucyfer, ale który dał wszystkim ludziom łaskę, aby mogli skorzystać z Ofiary Boga, który stał się człowiekiem, i odzyskać życie wieczne, do którego byli przeznaczeni od stworzenia Adama.
Cóż za wspaniały gest Miłosierdzia wobec stworzeń od początku buntowniczych wobec ich Stwórcy. Co za Boska Miłość, która dała nieposłusznemu człowiekowi okup za jego nieskończoną winę, przyjmując ofiarę swego Boskiego Syna na krzyżu. Jaka Boska Pokora, która odpowiedziała na pychę człowieka posłuszeństwem Drugiej Osoby Trójcy Świętej, wcielonej „propter nos homines et propter nostram salutem” – dla nas ludzi i dla naszego Zbawienia. To jest prawdziwy „Nowy Porządek”, zamierzony przez Boga i przeznaczony do trwania przez wieczność wieków, po tysiącu bitew tej wojny, w której wiecznie Pokonany usiłuje nie dopuścić do tego, aby chwała Boskiego Majestatu stała się udziałem nas, biednych śmiertelnych stworzeń. Jest to triumf Tego, który nie zadowolił się stworzeniem człowieka, obdarzając go swoją doskonałością i swoją przyjaźnią, ale po tym, jak człowiek zdradził Go, oddając się jako niewolnik diabłu, postanowił go odkupić – redemptio to właśnie instytucja prawa rzymskiego, dzięki której niewolnik zostaje wykupiony i staje się ponownie wolny – tym razem za cenę Przenajdroższej Krwi swego Jednorodzonego Syna. Jest to również triumf Matki Bożej, która w Tajemnicy Wcielenia zrodziła Odkupiciela, to Święte Dziecko przeznaczone na cierpienie i śmierć za nas. To Ona w Protoewangelii została obiecana jako zwyciężczyni nad Wężem, w odwiecznej wrogości między Jej rodem a Nieprzyjacielem.
W tym celu zebrano Naród Wybrany, w tym celu zaprowadzono go do Ziemi Obiecanej. W tym celu Duch Święty natchnął proroków, wskazując czas i miejsce narodzin Zbawiciela. W tym celu Aniołowie wyśpiewali swoje Gloria przy grocie, a Magowie podążyli za Gwiazdą, aby adorować Dziecię owinięte w pieluszki jak syna królewskiego. Na to Dziewica wyśpiewała swoje Magnificat, a mały święty Jan Chrzciciel poruszył się w łonie świętej Elżbiety. Na to Symeon wypowiedział Nunc dimittis [„Teraz, o Panie, pozwól odejść”], trzymając w ramionach obiecanego Mesjasza.
Veni, Emmanuel: captivum solve Israël. Przyjdź, Emmanuelu, wyzwól swój zniewolony lud. Wyzwól go także dzisiaj, jak wyzwoliłeś go Swoimi Najświętszymi Narodzinami oraz Swoją Męką i Śmiercią. Uwolnij swój Kościół święty, ujawniając fałszywych pasterzy i najemników, jak ujawniłeś zawiść arcykapłanów i ich milczenie wobec proroctw mesjańskich, które były ukryte przed prostym ludem. Uwolnij narody od złych władców, od korupcji, od niewoli władzy i pieniądza, od niewoli księcia tego świata, od kłamstwa fałszywej wolności, od oszustwa fałszywego postępu, od buntu przeciw Twemu świętemu Prawu. Uwolnij każdego z nas od naszych nieszczęść, od grzechu, od pychy, od domniemania, że można się zbawić bez Ciebie. Uwolnij nas od choroby, która dotyka naszą duszę, od zarazy wad, które zarażają nasze życie, od iluzji, że możemy pokonać śmierć, która jest sprawiedliwą nagrodą za nasz bunt. Bo tylko Ty, Panie, jesteś prawdziwym Wyzwolicielem; tylko w Tobie, który jesteś Prawdą, będziemy wolni, zobaczymy, jak spadają łańcuchy, które wiążą nas ze światem, z ciałem i z diabłem.
Veni, o Oriens. Przyjdź, o Wschodzące Słońce: oddal cienie i rozprosz ciemności nocy. Veni, Clavis Davidica. Przyjdź, Kluczu Dawida, otwórz szeroko naszą niebieską ojczyznę, zabezpiecz drogę do nieba i zamknij drzwi do piekła.
Veni, Adonai. Przyjdź, o potężny Panie, który na Synaju dałeś z góry Prawo swojemu ludowi, w majestacie swojej chwały. Veni, Rex gentium. Przyjdź, Królu ludów, aby królować nad nami, Księciu Pokoju, Aniele Wielkiej Rady. Przyjdź i zstąp w czas i historię, zburz tę piekielną wieżę Babel, którą zbudowaliśmy, rzucając Ci wyzwanie w Twoim Majestacie.
Przyjdź, Panie. Ponieważ w ciągu tych dwóch lat pandemicznego szaleństwa zrozumieliśmy, że piekło nie polega tak bardzo na cierpieniu ciała, ale na desperackiej świadomości, że jesteś daleko, polega na Twoim milczeniu, na tym, że pozwalasz nam zatopić się w głuchej grozie Twojej nieobecności.
I błogosławiona niech będzie Twoja Najświętsza Matka i nasza Matka, którą zostawiłaś u naszego boku w tych strasznych dniach jako naszą Orędowniczkę, ponieważ w obliczu tego piekła na ziemi możemy znaleźć duchowe lekarstwo, które pozwala nam przyjąć Cię do naszych dusz, do naszych rodzin, do naszych narodów, zwracając Ci tę koronę, którą uzurpowaliśmy.
Błogosław, o Dziecię Królu, tych, którzy pozwolą się zwyciężyć Twojej miłości, dla której nie zawahałeś się wcielić i umrzeć za nas. Niech ta Boska Miłość będzie przyjęta z wdzięcznym zdumieniem przez tych, którzy umarli w Adamie, a w Tobie, nowym Adamie, zostali odrodzeni; przez tych, którzy upadłszy z Ewą, w Maryi, nowej Ewie, zmartwychwstaną. Niech tak się stanie.
+ Carlo Maria Viganò, Arcybiskup
Tłum. Sławomir Soja https://www.bibula.com/?p=130014
Viganò twierdzi, że szczepionki zwykle przechodzą lata rygorystycznych testów, a brak takiego procesu w przypadku szczepień na COVID-19 wskazuje, że władze zdrowia publicznego prowadzą „eksperymenty na całej populacji świata”.
Arcybiskup odniósł się do terapii lekami, które okazały się skuteczne w zwalczaniu COVID bez ryzyka związanego ze szczepionkami, zauważając, że takie leki są dyskredytowane przez globalne organizacje zdrowotne i media.
„Trzeba powtórzyć, że istnieją skuteczne terapie, które leczą pacjentów i pozwalają im rozwinąć trwałą naturalną obronę immunologiczną, czego nie zapewniają szczepionki” napisał.
„Co więcej, te zabiegi nie powodują poważnych skutków ubocznych, ponieważ stosowane leki są licencjonowane od dziesięcioleci”.
„Międzynarodowe standardy określają, że eksperymentalny lek nie może być dopuszczony do dystrybucji chyba że nie istnieje skuteczne alternatywne leczenie: dlatego agencje leków w USA i Europie zapobiegły stosowaniu hydroksychlorochiny, iwermektyny, [amantadyny md], osocza hiperodpornościowego i innych terapii o udowodnionej skuteczności” dodał.
Viganò dalej stwierdza, że szczepionki, które okazują się nieskuteczne w zapobieganiu zarażaniu się i przenoszeniu wirusa, oznaczają, że nie można ich nawet nazwać szczepionkami.
„W rzeczywistości „szczepionka” jest definiowana jako preparat medyczny mający na celu wywołanie przez organizm wytwarzania ochronnych przeciwciał, nadających specyficzną odporność na określoną chorobę zakaźną (wirusową, bakteryjną, pierwotniakową). Definicja ta została niedawno zmieniona przez WHO, ponieważ w przeciwnym razie nie byłaby w stanie objąć leków anty-Covid, które nie indukują wytwarzania ochronnych przeciwciał i nie nadają specyficznej odporności na chorobę zakaźną SarsCoV-2”.
W obliczu tworzącej się na naszych oczach globalnej tyranii, 18 listopada 2021 roku arcybiskup Carlo Maria Viganò, były nuncjusz apostolski w Stanach Zjednoczonych, wezwał do zawiązania Sojuszu Antyglobalistycznego.
Abp Viganò mówił m.in.:
„Od dwóch lat jesteśmy świadkami globalnego zamachu stanu, w którym elita finansowa i ideologiczna zdołała przejąć kontrolę nad częścią rządów krajowych, instytucjami publicznymi i prywatnymi, mediami, sądownictwem, politykami i przywódcami religijnymi. Wszyscy oni, bez wyjątku, stali się niewolnikami tych nowych panów, którzy zapewniają władzę, pieniądze i poparcie społeczne swoim wspólnikom. Podstawowe prawa, które jeszcze do wczoraj były prezentowane jako nienaruszalne, zostały podeptane w imię nagłych kryzysów. Dziś jest to zagrożenie sanitarne, jutro ekologiczne, a po nim zagrożenie dla internetu.„
Do apelu abp. Viganò dołączył się znany naukowiec, dr Robert Malone, twórca technologii mRNA będącej platformą dla szczepionek mRNA. Dr Malone, ze znanego niemal jedynie w kręgach naukowych skromnego człowieka, stał się nagle przedmiotem wściekłego ataku, gdy wziął udział w programie internetowym, w którym powiedział kilka słów prawdy o obecnych tzw. „szczepionkach przeciwko Covid-19”, przestrzegając przed ich przyjmowaniem (zob. „Dr Robert Malone o zagrożeniach terapii genowych na C-19„). Od tego momentu kampania nienawiści wobec jego oraz jego rodziny, doprowadziła do cenzury w mediach, w periodykach naukowych, a on sam nie ugiął się, lecz podjął odważną walkę z dezinformacją i o przekazywanie prawdy.
Jest to tym bardziej budujące, że wezwanie abp. Viganò dotyczy tworzenia i udziału antyglobalistycznego sojuszu, który ma mieć podstawy wynikające z wartości chrześcijańskich i powrotu do katolickiej Tradycji, a sam dr Malone nie określa siebie jako człowieka religijnego. Mimo to, widząc taki Sojusz jako jedyną możliwość walki ze złem, dr Malone mówi:
– Przekonałem się, tak jak on [abp Viganò], że mamy do czynienia z celami wykraczającymi poza masowe wyszczepianie oraz „zdrowie publiczne”, i chociaż nie chciałem penetrować tych intelektualnych zagadnień, to jednak nie jest niemożliwe wyciągnięcie takich wniosków z tego co się teraz dzieje na świecie – z [oficjalnych] tłumaczeń, że chodzi o zdrowie publiczne, szczepienia i walkę z wirusami – że mamy do czynienia z erozją naszych praw, i że stoi za tym jakaś większa siła.
– Mam kolegów, którzy obszernie wyjaśniają mówiąc, że chodzi o diabelską siłę. Wśród wielu ludzi wzrasta poczucie zrozumienia, że dzieje się tutaj coś fundamentalnie diabelskiego. Ja sam przekonałem się, że jesteśmy w sytuacji, która w gruncie rzeczy jest wzrostem i ekspansją globalnej tyranii, zharmonizowanego działania, zarządzanego zgodnie w wielu krajach, i okazuje się być zgodna z ekonomicznymi interesami małej grupy funduszy inwestycyjnych reprezentujących większość globalnego zachodniego systemu kapitałowego.
– W mojej opinii, jeśli w świecie zachodnim jest jeszcze pozostałość moralnego autorytetu, to jest to Kościół katolicki, jako główna ostoja autorytetu moralnego. I miałem nadzieję, że Kościół katolicki przyjmie pryncypialną postawę i pokaże, że [to co się dzieje] jest złem, że jest to fundamentalnie przeciwne ludzkości, temu w co wierzyliśmy jako ludzkość. I to jest przyczyna dla której wsparłem Arcybiskupa. Byłem bardzo zadziwiony odwagą Arcybiskupa, że mówi o tych rzeczach tak otwarcie, jak również poczułem się nieco umocniony tym, że jest ktoś reprezentujący inną dziedzinę, obraca się w innych kategoriach, inną tradycję, a jednak dochodzi to tych samych konkluzji co ja.
– Co zatem, w obliczu dysfunkcjonującego rządu i publicznego systemu zdrowia, możemy zrobić? Budować kontakty w ramach lokalnej społeczności. W tym również mieści się tworzenie listy kontaktowej, szczególnie osób starszych mieszkających w lokalnej społeczności. Czy będzie to kościół, czy jakiś ratusz, bez względu na to jakie są twoje polityczne i społeczne struktury, próbuj budować społeczność, twórz listy kontaktowe, listy telefonów, utrzymujcie ze sobą kontakty, a szczególnie utrzymujcie kontakty z ludźmi wysokiego ryzyka [zdrowotnego], starszymi, itp.
– Myślę, że nawiększym aktem kryminalnym jest to, że gdy schorzały stary człowiek zmierza się z wirusem, idzie do szpitala, a tam słyszy: „Nie jesteś wystarczająco chory – idź z powrotem do domu, weź aspirynę i zadzwoń do nas gdy się gorzej poczujesz.” I oni wracają do domu i umierają. Umierają w samotności. A jest to całkowicie bezzasadne, ponieważ wczesne leczenie może im pomóc. Ale to wszystko zaczyna się od zdania sobie sprawy, z tego co ma teraz miejsce, co się dzieje na globalną skalę.
– Myślę, że to jest sposób na to abyśmy wyzwolili się z masowej psychozy, ponieważ, jak mówi Mattias Desmet [belgijski psychoanalityk] możemy przekonać ludzi, że globalny totalitaryzm jest większym zagrożeniem niż wirus.
Warto dopowiedzieć, że jeśli chodzi o wczesne leczenie przypadków określanych jako „covid”, to może być to po prostu odmiana grypy, gdyż do dnia dzisiejszego tego „wirusa” nigdy i nigdzie nie wyizolowano, istnieje on tylko w komputerowym wirtualnym świecie. Zaś późniejsze „komplikacje chorobowe” to w dużej mierzez skutki „leczenia szpitalnego”, z zastosowaniem silnych trucizn (remdesivir) oraz respiratorów, jak również skutki samych „szczepionek”, które doprowadzają do mniejszej odporności organizmu na wszelkie patogeny.
Natomiast na początku „pandemii” w ramach celowego doprowadzenia do psychozy i zwiększenia liczby zmarłych – zmarlych z jakiegokolwiek powodu: pozbawienia opieki zdrowotnej, lockdownów, stresu, pobytu w szpitalu (najniebezpieczniejsze miejsce na świecie!) – zakazano leczenia uznanymi przez świat naukowo-medyczny, skutecznymi lekarstwami, natomiast wprowadzono jako „leki” środki toksyczne, jak na przykład – stosowany również w Polsce – remdesivir (ponawiamy apel: NIGDY nie zgadzajcie się na podawanie tej trucizny!).
Tak więc wspomniany przez dr. Malone schemat odmawiania starszym ludziom pomocy i odsyłanie ich do domu jest podwójnym aktem kryminalnym: ludzie ci umierają ALBO w domach, bo są pozbawieni tanich, skutecznych i (do tej pory) ogólniedostępnych leków oraz podstawowej opieki, ALBO umierają w szpitalu, bo w ramach „protokołu leczenia Covid” podaje im się trucizny.
Należy również podkreślić fragment wypowowiedzi dr. Malone, który – w pełni słusznie – zauważa, że „jeśli w świecie zachodnim jest jeszcze pozostałość moralnego autorytetu, to jest to Kościół katolicki, jako główna ostoja autorytetu moralnego. I miałem nadzieję, że Kościół katolicki przyjmie pryncypialną postawę i pokaże, że [to co się dzieje] jest złem, że jest to fundamentalnie przeciwne ludzkości, temu w co wierzyliśmy jako ludzkość.” Jednocześnie nietrudno jest spostrzec, że dr Malone używa czasu przeszłego („miałem nadzieję” – „I was hoping”), bo sam był zdziwiony postawą Watykanu, jednak go poznał wypowiedzi apb Viganò, utwierdził się – bez wgłębiania się w zawiłości obecnego posoborowego Kościoła – że jest jeszcze gdzieś w tym obszarze autorytet moralny Kościoła.
Bowiem na obecnego administratora Watykanu, na całą chmarę hierarchów siedzących cicho, zamykających potulnie kościoły, układających się z władzami, zakładających maski, tworzących segregację, nawołujących do przyjmowania groźnych i powstałych w wyniku wielu aborcji tzw. szczepionek – na cały ten posoborowy kościół już liczyć nie można.
W obliczu kryzysu musimy wykorzystać Adwent dla przygotowania się na próby, które nas czekają – Abp Viganò
„Szukaj, mówi, sługi Twego, bo nie zapomniałem Twoich przykazań [Ps 118:176]. Przyjdź więc, Panie Jezu, szukać Twego sługi, szukać Twych zmęczonych owiec; przyjdź, Pasterzu, szukać, jak Józef szukał owiec [Rdz 37,14]. Twoje owce błądziły, gdy Ty się zatrzymywałeś, gdy Ty byłeś w górach. Zostaw dziewięćdziesiąt dziewięć owiec Twoich, a przyjdź szukać tej, która się zabłąkała [Mt 18,12 i nast.] Przyjdźcie bez psów, przyjdźcie bez złoczyńców, przyjdźcie bez najemnika, który nie wie, jak przejść przez drzwi [J 10,1-7]. Przyjdź bez pomocnika, bez posłańca. Od dawna czekam na Twoje przyjście. Wiem bowiem, że przyjdziesz, bo nie zapomniałem Twoich przykazań [Ps 118″176]. Przyjdź nie z rózgą, lecz z miłością i w duchu łagodności [1 Kor 4,21].” Święty Ambroży, Expositio Psalmi CXVIII, 22, 28.[1]
Święty czas Adwentu jest instytucją starożytną, a wzmianki o nim znajdujemy już od około V wieku, jako o momencie Roku Liturgicznego przeznaczonym na przygotowanie uroczystości Narodzenia Pana naszego Jezusa Chrystusa secundum carnem. Istotnie, Adwent wyznacza początek Roku Liturgicznego, pozwalając nam wykorzystać tę okazję, by ze świętymi postanowieniami podążać za głosem Kościoła.
Dyscyplina pokuty i postu w czasie Wielkiego Postu, przygotowująca do Wielkanocy, jest z pewnością pochodzenia apostolskiego, podczas gdy ta w expectatione Domini pochodzi od tej pierwszej i jest przez nią inspirowana, stając się z biegiem wieków mniej sztywna, aż do wstrzemięźliwości tylko w niektóre dni tygodnia. „To prawda, że święty Piotr Damian, w jedenastym wieku, nadal przypuszczał, że post adwentowy trwa czterdzieści dni, i że święty Ludwik, dwa wieki później, nadal przestrzegał go w tej mierze, ale być może ten święty król praktykował go w ten sposób z powodu szczególnej pobożności.”[2] Słabość współczesnych pokoleń skłoniła matczyną mądrość Kościoła do złagodzenia rygorystycznych dyscyplin dawnych czasów, nie przeszkadzając w ich dobrowolnym praktykowaniu, ale być może obecna sytuacja skłania nas do uznania za stosowne – właśnie dlatego, że nie są narzucone – praktykowania zwyczajów naszych przodków w posłuszeństwie kościelnemu nakazowi.
Liturgia okresu Adwentu zawdzięcza Św. Grzegorzowi Wielkiemu nie tylko teksty oficjum i Mszy, ale także same kompozycje monodii liturgicznej (cantus planus). Starożytna tropa Sanctissimus namque, która wprowadza Introit Ad te levavi z pierwszej niedzieli Adwentu, przypomina o natchnieniu Świętego Papieża przez Ducha Świętego, który ukazał się w postaci gołębicy.[3] Początkowe sześć tygodni, a następnie pięć, skrócono do czterech między końcem IX w. a początkiem X w., co oznacza, że obecny sposób praktykowania ma co najmniej tysiąc lat. Kościół ambrozjański nadal utrzymuje sześć tygodni, w sumie czterdzieści dwa dni, wzorując się na Wielkim Poście.
Wśród pierwszych autorów homilii na temat Adwentu znajduje się Św. Ambroży, Doktor i Ojciec Kościoła. Właśnie modlitwą, którą znajdujemy w Komentarzu do Psalmu 118, chciałbym rozpocząć to rozważanie. Incipit tej modlitwy brzmi: Quaere, inquit, servum tuum. Jak sami widzicie [przyp. 1, poniżej], cały tekst jest poprzetykany cytatami z Pisma Świętego: nie po to, aby popisać się znajomością Biblii, którą Święty Biskup Mediolanu z pewnością posiadał, ale z powodu tego zrozumienia Słowa Bożego, które jest owocem intymnej i żywotnej dla duszy wytrwałości, tak jak powietrze jest niezbędne do oddychania. Ambroży mówił i pisał używając słów świętego Autora nie po to, by plagiatować mądrość Bożą, ale dlatego, że uczynił je tak bardzo własnymi i powtarzał je po kolei niemal bezwiednie.
Kiedy sięgamy do pism Świętych, możemy czuć się, jako ludzie świeccy, w pewien sposób zdezorientowani lub zagubieni; ale jeśli mamy łaskę zjednoczenia się z modlitwą liturgiczną poprzez uczestnictwo we Mszy Świętej i odmawianie Boskiego Oficjum w tradycyjnej formie, zauważamy, że to głos samego Kościoła towarzyszy nam w tej medytacji nad Pismem Świętym, już od Zaproszenia na Jutrznię. Dotyczy to również liturgii adwentowej: Regem venturum Dominum, venite adoremus, śpiew pierwszej modlitwy, intonowanej w środku nocy w oczekiwaniu na wschód prawdziwego, niezwyciężonego Słońca. Po tym uroczystym wezwaniu do adoracji Boskiego Króla następuje początek księgi proroka Izajasza, brzmiący jak surowe upomnienie dla Jego ludu:
2 Niebiosa, słuchajcie, ziemio, nadstaw uszu, bo Pan przemawia: «Wykarmiłem i wychowałem synów, lecz oni wystąpili przeciw Mnie.
3 Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela, Izrael na niczym się nie zna, lud mój niczego nie rozumie».
4 Biada ci, narodzie grzeszny, ludu obciążony nieprawością, plemię zbójeckie, dzieci wyrodne! Opuścili Pana, wzgardzili Świętym Izraela, odwrócili się wstecz.
5 Gdzie was jeszcze uderzyć, skoro mnożycie przestępstwa? Cała głowa chora, całe serce osłabłe;
6 od stopy nogi do szczytu głowy nie ma w nim części nietkniętej: rany i sińce i opuchnięte pręgi, nie opatrzone ani przewiązane, ni złagodzone oliwą[2].
Objawienie proroka ukazuje oburzenie Pana na niewierność Jego ludu, uporczywie buntującego się przeciwko Jego świętemu Prawu. Jednak dosłownemu, czyli historycznemu[4] sensowi fragmentu Izajasza dotyczącego Żydów towarzyszy sens moralny, czyli dotyczący tego, co my mamy czynić. To do nas zatem zwraca się Majestat Boga: „Bo Pan przemówił” (tamże, 2), aby nas jeszcze raz upomnieć, ukazać nam nasze zdrady, pobudzić do nawrócenia.
Tak więc, gdy prosimy Pana, aby nas wybawił de ore leonis et de profundo lacu, uświadamiamy sobie, jak mało zasługujemy na Boże Miłosierdzie, jak niegodni jesteśmy Jego litości i jak bardzo zasługujemy na Jego kary. Deus, qui culpa offenderis, pœnitentia placaris... Do prostytucji – jak je nazywa Pismo Święte – w które popadli Żydzi, dołączyły się teraz nowe i o wiele gorsze prostytucje, nie ze strony ludu, któremu obiecano Mesjasza, ale ludu, który narodził się z Jego boku, Mistycznego Ciała samego Odkupiciela; a dokładnie z tego rodzaju, który nazywa się katolikami, ale który przez swoją niewierność hańbi Oblubienicę Baranka, jako członkowie zarówno uczącego się, jak i nauczającego Kościoła.
Nowy Izrael okazał się nie mniej buntowniczy niż stary, a nowy rzymski Sanhedryn jest nie mniej winny niż ci, którzy uczynili złotego cielca i ofiarowali go dla adoracji Żydów. Jeśli więc prorok grozi straszliwymi plagami tym, którzy byli nieposłuszni Panu, nie widząc nadchodzącego Mesjasza, to o ileż większe muszą być słowa proroka „czasów ostatecznych” w świetle buntu ludzkości odkupionej krwią tego Boskiego Mesjasza, ludzkości, która mogła zobaczyć wypełnienie się proroctw i Wcielenie Drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej?
W dramatycznym kryzysie, który od sześćdziesięciu lat dotyka Kościół Chrystusowy, a który dziś objawia się w całej swej powadze, pusillus grex [mała trzódka] prosi swego Pana o ratunek dla zbłąkanej ludzkości, gdy zepsucie i apostazja przeniknęły nawet do świętego przybytku i aż do najwyższego Tronu. A jest to pusillus [małe], ponieważ większość tych, którzy zostali odrodzeni w chrzcie i w ten sposób zasłużyli na miano „synów Bożych”, codziennie zaprzecza obietnicom tego chrztu, pod przewodnictwem najemników i fałszywych pasterzy.
Pomyślmy, jak wielu wiernych zostało wychowanych w całkowitej ignorancji podstaw wiary, mimo że uczęszczali na katechezę, jest przesiąkniętych heretyckimi doktrynami filozoficznymi i teologicznymi, przekonanych, że wszystkie religie są równoważne; że człowiek nie jest zraniony grzechem pierworodnym, lecz z natury dobry. Że państwo musi ignorować prawdziwą religię i tolerować błąd; że misją Kościoła nie jest wieczne zbawienie dusz i ich nawrócenie do Chrystusa, lecz ochrona środowiska i bezkrytyczne przyjmowanie imigrantów. Pomyślcie o tych, którzy, choć spełniają swój niedzielny obowiązek, nie wiedzą, że Ciało, Krew, Dusza i Bóstwo naszego Pana są zawarte w Hostii świętej, i myślą, że jest ona tylko symbolem. Pomyślcie o tych, którzy są przekonani, że skrucha wobec samych siebie wystarcza, by przystąpić do Komunii, nie pamiętając o mękach, jakie wiszą nad tymi, którzy niegodnie przyjmują Ciało i Krew Pańską. Pomyślcie o kapłanach, zakonnikach, wszystkich siostrach i mnichach, którzy wierzą, że Sobór przyniósł powiew odnowy w Kościele, lub sprzyjał znajomości Pisma Świętego, lub umożliwił świeckim zrozumienie liturgii, do tej pory ignorowanej przez masy i zazdrośnie strzeżonej przez kastę sztywnych i nietolerancyjnych eklezjastów. Pomyślmy o tych, którzy widzieli w nim niezniszczalną latarnię morską przeciw ciemnościom świata, solidną i nie do zdobycia twierdzę w obliczu napaści „nowoczesnej” mentalności, szerzącej się niemoralności, twierdzę obrony życia od jego poczęcia do naturalnego końca.
Wreszcie, pomyślcie o nieposkromionej satysfakcji wrogów Chrystusa, gdy widzą, jak Jego Kościół pada przed światem, przed ideologiami śmierci, bałwochwalstwem państwa, władzy, pieniędzy, mitami fałszywej nauki; Kościół skłonny zaprzeczyć swemu chwalebnemu dziedzictwu, zafałszować wiarę i moralność, których nauczył go nasz Pan, zepsuć liturgię, by zadowolić heretyków i sekciarzy. Nawet najdziksze fantazje najgorszego masona nie mogły mieć nadziei na spełnienie się okrzyku Voltaire’a: Écrasez l’infame! [Zmiażdżyć ohydę!]
W Adwencie znajdujemy się symbolicznie u bram świątyni, podobnie jak w Środę Popielcową w okresie Wielkiego Postu, i z daleka obserwujemy to, co dzieje się na ołtarzu. Tutaj narodziny Króla Izraela, a tam Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie. Zrozummy jako poszczególni wierni i jako część Kościoła, że musimy dokonać rewizji naszych sumień, zanim zostaniemy dopuszczeni do świętego miejsca. Możemy zbliżyć się do oddania czci Królowi królów, Panu panów tylko wtedy, gdy zrozumiemy, z jednej strony, nieskończone Dobro, które zostało nam ofiarowane w żłóbku, a z drugiej strony, naszą absolutną niegodność, której koniecznie musi towarzyszyć przerażenie naszymi grzechami, ból z powodu nieskończonego obrażenia Boga i pragnienie naprawienia wyrządzonego zła poprzez pokutę i dobre uczynki.
Musimy ponadto zrozumieć, że jako żyjący członkowie Kościoła ponosimy również zbiorową odpowiedzialność za winy innych wiernych i naszych Pasterzy; a jako obywatele ponosimy odpowiedzialność za publiczne winy rządzących. Jeśli bowiem Świętych obcowanie pozwala na wspólnotę z oczyszczającymi się duszami i zasługami błogosławionych dusz w niebie, tym bardziej powinniśmy równoważyć „obcowanie złych”, które sprawia, że skutki ich złych czynów spadają na bliźnich, a zwłaszcza na ludzi, którzy są nieprzyjaciółmi Boga.
„Przyjdźcie do mnie, ci, których dręczy atak groźnych wilków” – woła św. Ambroży. „Przyjdźcie do mnie, ci, którzy zostali wygnani z raju i których rany już dawno przeniknęły trucizny węża, ci, którzy w górach błądzili z dala od Twoich stad”.
Zaczynamy sobie uświadamiać, że jesteśmy oblegani przez wilki drapieżne: przez tych, którzy sieją błąd, przez tych, którzy psują moralność, przez tych, którzy szerzą śmierć i rozpacz, przez tych, którzy chcą nas zabić w duszy, zanim jeszcze zabiją nas w ciele. Zrozumieliśmy, jak płytcy, niemądrzy i dumni byliśmy, pozwalając się zwieść fałszywym obietnicom świata, ciała i diabła. Jak nieprawdziwe były słowa tych, którzy od czasu wygnania naszych Pierwszych Rodziców wciąż powtarzają te same pokusy, wykorzystują nasze słabości, naszą dumę i nasze wady, aby nas upodlić i pociągnąć za sobą do piekła. Zapomnieliśmy, że zostaliśmy wyrzuceni z ziemskiego raju, że nosimy ślady jadowitego żądła węża, że zgrzeszyliśmy porzucając bezpieczne pastwisko prawdziwej Wiary, aby dać się uwieść światu, ciału, diabłu.
Gdybyśmy bowiem żyli świadomi naszego grzechu pierworodnego – który jest także winą zbiorową i dziedziczną – oraz wszelkiego zła, które popełniamy i na które pozwalamy; gdybyśmy rozważali naszą niezdolność do zbawienia się, z wyjątkiem nadprzyrodzonej pomocy, której Bóg udziela nam przez łaskę; gdybyśmy przekonywali samych siebie, że wiele z naszych czynów jest poważnymi wykroczeniami przeciwko Majestatowi Boga i że zasługujemy na to, by zostać zmieceni z powierzchni ziemi w sposób o wiele gorszy niż to, co spotkało mieszkańców Sodomy i Gomory, wtedy nie potrzebowalibyśmy nawet Dobrego Pasterza, by przyszedł nas szukać, porzucając dziewięćdziesiąt dziewięć owiec bezpiecznie w górach, gdzie „nie mogą ich zaatakować wygłodniałe wilki”.
Święty biskup dodaje: „Przyjdźcie bez psów, przyjdźcie bez złoczyńców, przyjdźcie bez najemnika, który nie wie, jak przejść przez drzwi. Przyjdźcie bez pomocnika, bez posłańca”, ponieważ psy, złoczyńcy i najemnicy przemijają, przeznaczeni są na zgubę, do rozproszenia się pod wpływem tchnienia, które wychodzi z ust Boga, nawet jeśli w tej chwili wydaje się, że świat należy do nich. „Przyjdź więc i szukaj owiec swoich, nie przez sługi, nie przez najemników, ale przez Ciebie osobiście”.
Niewierni słudzy zachęcają nas, byśmy byli „odporni” i „inkluzywni”, byśmy słuchali „krzyku Matki Ziemi”[5], byśmy poddali się szczepieniu surowicą sporządzoną z abortowanych płodów; najemnicy, „cujus non sunt oves propriæ” (…) rozpraszają nas, porzucają, nie odpędzają wściekłych wilków i nie karzą złych, lecz raczej ich zachęcają.
Dlaczego więc Pan powinien przyjść? Dlaczego możemy Go prosić: „Przyjdź osobiście”? Św. Ambroży odpowiada w modlitwie, cytując psalmistę: „Nie zapomniałem bowiem Twoich przykazań” (Ps 118:176). Nasze posłuszeństwo woli Bożej znajduje doskonały odpowiednik – i boski przykład – w posłuszeństwie odwiecznego Syna Ojca z całej wieczności, który zgodził się wcielić, cierpieć i umrzeć dla naszego zbawienia: „Potem rzekłem: Oto przychodzę: w księdze napisano o mnie: abym spełniał wolę Twoją, Boże” (Hbr 10,7). Pan przychodzi w posłuszeństwie Ojcu, a my musimy oczekiwać na Jego przyjście, będąc posłuszni woli Trójcy Świętej, „bo nie zapomniałem przykazań Twoich.”
Powodem, dla którego możemy być pewni, że Pan przyjdzie po nas, wybawiając nas od napaści wilków i podstępnego wpływu złoczyńców i płatnych zabójców, jest to, że nie możemy zapomnieć o tym, co nam nakazał; nie możemy zająć Jego miejsca, decydując, co jest dobre, a co złe; nie wolno nam iść za tłumem w przepaść dla ludzkiego szacunku, z powodu tchórzostwa lub współudziału, ale pozostać jak dziewięćdziesiąt dziewięć owiec na bezpiecznych pastwiskach Kościoła świętego, „bo wilki drapieżne nie mogą ich zaatakować, dopóki są w górach”, bliżej Boga, będąc oderwanymi od rzeczy ziemskich.
Ponadto musimy zachować świętą pokorę, uznając się za grzeszników: „chodźcie i szukajcie jednej owcy, która zbłądziła”, bo „Ty sam jesteś w stanie zawrócić zbłąkaną owcę i nie zasmucisz tych, od których się odłączyła”, to znaczy katolików wszystkich czasów, którzy pozostali wierni, bezpieczni od wilków na wysokich pastwiskach. „I oni też będą się radować z powrotu grzesznika”.
Św. Ambroży kontynuuje swoją modlitwę bardzo głębokim i wymownym wyrażeniem: „Przyjmij mnie w ciele, które upadło w Adamie. Przyjmij mnie nie od Sary, ale od Maryi, abym był nie tylko dziewicą nietkniętą, ale dziewicą odporną, dzięki działaniu łaski, na wszelką zmazę grzechu.” W Świętej Maryi, Sancta Virgo virginum, znajdujemy Pośredniczkę wszystkich łask; w Niej, najczystszym stworzeniu, wcieliło się Odwieczne Słowo Boże, z Niej narodził się dla świata Zbawiciel; przez Nią zostaliśmy przedstawieni Jej Boskiemu Synowi, a dzięki Jego zasługom możemy być przyjęci „w ciele, które upadło w Adamie”, na mocy Łaski, która przywraca nas do przyjaźni z Bogiem. Bardzo to trafna inspiracja do medytacji, gdy przygotowujemy się do świętego Narodzenia Pańskiego.
Ale jest jeszcze jedno bardzo ważne rozważanie, które św. Ambroży pozostawia na koniec swojej oracji: „Prowadźcie mnie przez Krzyż, który daje zbawienie wędrowcom, w którym jedynie jest odpoczynek dla strudzonych, w którym jedynie wszyscy, którzy umarli, będą żyć”. Wszystko obraca się wokół Krzyża Chrystusa, wznosi się on w czasie i wieczności jako znak sprzeciwu, przez który pamiętamy, że jest on narzędziem Odkupienia, zbawienia dla błądzących, odpoczynku dla zmęczonych, życia dla umierających.
XIV-wieczna miniatura Pacino di Buonaguida [6] przedstawia bardzo rzadki i wysoce symboliczny obraz: Pana wspinającego się na krzyż po drabinie – scala virtutum – dla podkreślenia gotowości Jego ofiary i „paradoksu” Jego dwoistej natury. W XVII-wiecznej ikonografii znajdujemy powtarzający się obraz Dzieciątka Jezus śpiącego na krzyżu[7], co stanowi wyraźną aluzję do Bożej miłości i ofiary Chrystusa. Boże Narodzenie i Wielkanoc są ze sobą nierozerwalnie związane; dlatego też, przygotowując się do Narodzin Zbawiciela, musimy zawsze kontemplować centralne miejsce i prawdziwy punkt oparcia, jakim jest Krzyż, na którym spoczywa Dzieciątko Jezus i na który wstępuje, po mistycznej drabinie, Niepokalany Baranek. To właśnie tam musimy dotrzeć, ponieważ tylko na Krzyżu, w pogoni za Panem, odnajdujemy zbawienie: „I rzekł do wszystkich: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9, 23).
„Veni, ut facias salutem in terris, in coelo gaudium„: „Przyjdź i dokonaj zbawienia na ziemi, radości w Niebie”. Niech to będzie nasze wezwanie w świętym czasie Adwentu, aby przygotować się duchowo na próby, które nas czekają.
+Carlo Maria Viganó, Arcybiskup
I Niedziela Adwentu
tłum. Sławomir Soja
Przypisy
[1] “Quaere, inquit, servum tuum, quoniam mandata tua non sum oblitus. Veni ergo, Domine Jesu, quaere servum tuum, quaere lassam ovem tuam; veni, pastor, quaere sicut oves Joseph. Erravit ovis tua, dum tu moraris, dum tu versaris in montibus. Dimitte nonaginta novem oves tuas, et veni unam ovem quaerere quae erravit. Veni sine canibus, veni sine malis operariis, veni sine mercenario, qui per januam introire non noverit. Veni sine adjutore, sine nuntio, jam dudum te expecto venturum; scio enim venturum, quoniam mandata tua non sum oblitus. Veni non cum virga, sed cum caritate spirituque mansuetudinis.” – Święty Ambroży, Expositio Psalmi CXVIII, 22, 28.
[2] Dom Prosper Guéranger, L’Anno liturgico, I. Avvento – Natale – Quaresima – Passione, trad. it. P. Graziani, Alba, 1959, s. 21-26.
[3] „Sanctissimus namque Gregorius cum preces effunderet ad Dominum ut musicum donum ei desuper in carminibus dedisset, tunc descendit Spiritus Sanctus super eum, in specie columbæ, et illustravit cor ejus, et sic demum exortus est canere, ita dicendo: Ad te levavi...”. Tropa do Introitu I Niedzieli Adwentu – por. https://gregobase.selapa.net/chant.php?id=4654.
[4] Littera gesta docet, quid credas allegoria, moralis quid agas, quo tendas anagogia (List uczy tego, co się stało, alegoria tego, w co trzeba wierzyć, morał tego, co trzeba czynić, anagogia celu, do którego trzeba dążyć) – Nicola di Lyra, Postilla in Gal., 4, 3.