W Pradze w dniach 5-12 lutego 2023 r. ma odbyć się Zgromadzenie Kontynentalne Synodu o synodalności, w którym mają uczestniczyć przewodniczący konferencji episkopatów Europy. W przyszłym miesiącu ma się odbyć podobny satanizujący sabat w Ameryce Południowej, Afryce i Australii. To jest wbijanie gwoździ w trumnę Kościoła katolickiego i jednocześnie kopanie mu grobu. W rzeczywistości jest to przygotowanie do kościelnej legalizacji sodomii i wszelkich perwersji związanych z nieczystymi demonami pod pojęciem LGBTQ.
Bizantyjski Katolicki Patriarchat (BKP) – głos wołającego na pustyni – w tych dniach wezwał do odwołania Praskiego sabatu i oddzielenia czeskich biskupów od nieważnego papieża Bergoglia. Dla wyjaśnienia obecnego katastrofalnego stanu Kościoła posłuży również spojrzenie na historię. Przyjrzyjmy się najpierw okresowi wczesnego chrześcijaństwa.
==============================
Już w I wieku rozpętał krwawe prześladowania chrześcijan cesarz Neron. Skończyło się dopiero w 313 r. Jednak od razu pojawiła się herezja arianizmu, kwestionująca podstawę chrześcijaństwa – boskość Chrystusa. Ta herezja jest niemal identyczna ze współczesną historyczno-krytyczną teologią – metodą. Ona fałszywie dzieli Jezusa Chrystusa jedynego prawdziwego Boga na Chrystusa historycznego i Chrystusa wiary, a także kwestionuje Jego boskość.
Arianizm nie spowodował zewnętrznej schizmy – oddzielenia – ale jego wyznawcy, heretyccy biskupi i patriarchowie, nawet z pomocą niektórych cesarzy, próbowali tą herezją zatruć całe chrześcijaństwo. Podobnie dzisiaj czyni heretycki modernizm. Papież Jan XXIII wykorzystał do promowania tego heretyckiego ducha II Sobór Watykański. Teraz ten duch herezji osiąga kulminację przez nieważnego papieża Franciszka i prowadzi do samozniszczenia Chrystusowego Kościoła.
Arianizm stworzył przestrzeń dla herezji monofizytyzmu, który również kwestionował, podobnie jak arianizm i współczesny neomodernizm, boskość Chrystusa. Modernizm ze swoją historyczno-krytyczną metodą przygotował Franciszkowi Bergoglio drogę do zniesienia Bożych przykazań i zalegalizowania LGBTQ, a także do transformacji Kościoła. Celem jest przekształcenie Kościoła katolickiego w antykościół New Age. Ten ma w programie,na wzór gestu Franciszka w Kanadzie, czcić już nie Boga, ale demony.
W VI wieku Egipt przyjął herezję monofizytyzmu i odłączył się od katolickiej prawowierności. Podobnie monofizytyzm przyjęła Syria, Etiopia i Armenia. W 1054 roku nastąpiła schizma wschodnia. Kościół katolicki podzielił się na zachodni katolicki i wschodni prawosławny. W XVI wieku nastąpiła zachodnia schizma, czyli podział na katolików i protestantów. Jaki był korzeń tego podziału?
Przed soborem w Pizie, który odbył się w 1409 r., istniało podwójne papiestwo. Był to Grzegorz XII (1406-1415), rezydujący w Rzymie, oraz Benedykt XIII (1394-1423), rezydujący w Awinionie. Sobór zdetronizował obu papieży jako znanych schizmatyków, heretyków i krzywoprzysięzców i wybrał Aleksandra V. Jednak żaden z papieży nie zrezygnował, tworząc w ten sposób potrójne papiestwo.
W 1410 roku Aleksander zmarł, a jego następcą został Jan XXIII. On w 1414 zwołał Sobór powszechny w Konstancji. 6 kwietnia ogłoszono heretycki dekret „Haec sancta synodus”, stawiający Sobór ponad papieżem. Cytuję: „Każdy musi się podporządkować Soborowi i być mu posłuszny, niezależnie od jego godności, w tym papieskiej”. 29 maja ten sobór zdetronizował papieża Jana XXIII, który został później uwięziony i po czterech latach więzienia zmarł. Następnie, zamiast trzech papieży, w listopadzie 1417 roku wybrano czwartego – Marcina V.
W 1415 r. na podstawie fałszywych zeznań Sobór dopuścił się sądowego przestępstwa. Skazał kaznodzieję pokuty mistrza Jana Husa na śmierć przez spalenie jako heretyka.
Sto lat po zakończeniu soboru wystąpił Marcin Luther (rok 1521). Sobór odrzucił wymaganą i konieczną reformę, a czeskiego kaznodzieję pokuty spalił. Tak więc zamiast reformy nastąpiła reformacja. Jeden z historyków pisze:
„Kościół w tamtym czasie nie był w stanie sam się zreformować i w końcu utorował drogę reformacji w Niemczech. Spowodowało to najgłębszy podział, znany w historii chrześcijaństwa”.
Możemy powiedzieć, że II Watykański Sobór przygotował grunt nie tylko pod dalszą reformację, ale bezpośrednio pod samobójczą transformację w satanistyczny antykościół New Age.
Coś takiego nie miało w historii Kościoła miejsca.
Gdyby zamiast spalenia czeskiego kaznodziei pokuty, dążącego do reformy kapłańskiego życia, nastąpiła reforma kapłaństwa, nie musiałby być przez Luthra zniesiony sakrament kapłaństwa i świętej liturgii. Nie musiało dojść do tragicznego podziału zachodniego chrześcijaństwa. Prawdziwym powodem było to, że prałaci nie chcieli słyszeć proroczego głosu wzywającego do prawdziwej pokuty i prawdziwej reformy, czyli odrodzenia Kościoła.
Musiała nadejść reformacja Luthra i odłączenie się od Kościoła katolickiego, aby Kościół katolicki w końcu ocknął się tym wstrząśnięciem i dał miejsce do duchowego odrodzenia, o które apelował czeski kaznodzieja pokuty Jan Hus. Zaczęły powstawać odrodzeniowe ruchy, kongregacje, zakony, które po raz kolejny wlewały krew w żyły Mistycznego Ciała Chrystusa.
Jeśli porównamy niemoralne życie wyższego duchowieństwa w XV i XVI wieku ze współczesną sektą bergogliańską, jest w tym wiele wspólnego. Bergoglio jednak swoją hiperaktywną promocją niemoralności i konkretnymi krokami w celu likwidacji praw Bożych oraz legalizacji grzechu i perwersji LGBTQ prześcignął wszystkich. Nawet poświęcił się diabłu pod przewodnictwem szamana w Kanadzie.
Historia Kościoła świadczy o nieustannej walce toczącej się nie tylko w Kościele, ale także w duszy każdego członka Mistycznego Ciała Chrystusa. Jest to walka ze źródłem zła, jakim jest pierworodny grzech. Jego otoczką jest ludzkie ego. Ono nie akceptuje obiektywnej prawdy i sprzeciwia się Bożym przykazaniom. Dlatego musimy szukać prawdy, walczyć o nią i uczyć się prawdziwego samokrytycyzmu. Tego nauczymy się pod krzyżem Chrystusa. Tam jest światło, prawda i zbawienie. Tutaj zaczyna się prawdziwa reforma, która czeka nas w XXI wieku. W końcu chodzi o wieczne zbawienie lub potępienie każdego z nas! Konieczne jest oddzielić się od samobójczej drogi synodalnej i od jej twórcy, arcyheretyka Franciszka Bergoglia, który nie jest papieżem!
Bizantyjski Katolicki Patriarchat (BKP) – głos wołającego na pustyni
3. 02. 2023
Historia Kościoła i samobójczy synod Bergoglia na temat synodalności
BKP: Odpowiedź pseudopapieżowi na jego promowanie LGBTQ w światowych mediach
Część 3.
Jak to jest z Bożą miłością do osób LGBTQ
Cytat z agencji prasowej AP „(Franciszek) powiedział, że Bóg miłuje wszystkie swoje dzieci takimi, jakie są”.
Komentarz: Franciszek Bergoglio stwarza fałszywe wrażenie, że wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi i że Bóg miłuje nawet zło i grzech, które popełniają. Ale prawda jest taka, że Bóg nienawidzi grzechu i sprawiedliwie go karze, czy to na ziemi, czy w wieczności. Z drugiej strony miłuje skruszonego grzesznika i przebacza mu grzechy przez przelaną krew Swego Syna Jezusa Chrystusa.
„Boże miłujesz wszystko, co stworzyłeś” (por. Mdr 11:24). „A Bóg widział, że wszystkobyło dobre” (Rdz 1).
Zło nie pochodzi od Boga, ale od ducha kłamstwa i śmierci – diabła. Bóg stworzył wszystko z miłości, nawet aniołów. On dał im wolność, ale nie było Jego wolą, aby wielu z nich jej nadużywało. W ten sposób dobrzy aniołowie na ich wieczną szkodę stali się złymi duchami.
Tu stajemy przed najbardziej dramatycznym pytaniem, które zasadniczo dotyczy każdego człowieka. Ty też możesz nadużywać swojej wolnej woli i uparcie trwać na ścieżce kłamstwa i zła. Kiedy umrzesz w tym stanie, zostaniesz na zawsze oddzielony od Boga, źródła miłości i wiecznego szczęścia. Tak, ty też możesz skończyć w piekle jak pełni pychy aniołowie, mimo że Bóg cię miłuje. Jeśli nie chcesz oddzielić się od kłamstwa i zła i zejść z ścieżki buntu przeciwko Bogu i niemoralności LGBTQ, to tak naprawdę nie miłujesz siebie.
Bergoglio, fałszywy prorok, swoją sodomiczną, kowidową, ekologiczną i innymi antyewangeliami ciągnie masy do piekła. Ale obowiązkiem każdego prawowiernego papieża jest ostrzeganie ludzi przed wiecznym potępieniem.
Pierwsi ludzie zostali zwiedzeni przez ducha kłamstwa i śmierci do grzechu. Odrzucili przykazania Boże, Bogu już nie wierzyli i uwierzyli w kłamstwo, które diabeł przedstawił im jako ich dobro. W ten sposób weszło w ludzką naturę duchowe nasienie diabła, grzech pierworodny. Dlatego, żeby ocalić naszą nieśmiertelną duszę od korzenia zła, jakie jest w nas, musimy nazwać to zło po imieniu i przeciwstawić się mu. Wyraża to żądanie Chrystusa: „Zaprzyj się samego siebie”. Prawdziwe samopoznanie i samokrytyka jest częścią zbawczej pokuty, czyli zbawienia duszy.
Jezus na krzyżu przelał za nas Swoją krew na odpuszczenie grzechów. Ale Swego Syna otrzymuje tylko ten, kto pozwoli Synowi Bożemu, Zbawicielowi, aby Jego krew oczyściła duszę z grzechów. Warunkiem jest, aby penitent wyznał swój grzech i oddał go z wiarą pod krzyż Chrystusa. Boża miłość objawiła się w tym, że Bóg nie tylko nas stworzył i dał nam istnienie, ale za nasze grzechy dał na śmierć Swego jedynego Syna. Syn Boży na krzyżu zapłacił swoją śmiercią, abyśmy mieli życie wieczne. To życie jest w miłości i jedności z Bogiem i Bożymi aniołami oraz ze wszystkimi świętymi i sprawiedliwymi.
Bergoglio celowo swoim twierdzeniem tworzy fałszywe wrażenie. W rezultacie z tego wynika, że Bóg już nie wzywa do pokuty, ale chce, aby człowiek został zniewolony grzechem, aby ostatecznie w grzechu umarł i wraz z grzechem, oddzielającym go od Boga, został na wieki potępiony. To, co przedstawia Bergoglio, nie jest Boża miłość. Jest to nienawiść węża, który zwodzi dusze, aby zniszczyć je w nieskruszoności. Bergoglio legalizuje szeroką ścieżkę grzechu, zaślepia oczy i przytępia sumienie. On dobrze wie, gdzie kończy się jego tzw. Droga synodalna z legalizacją LGBTQ.
Pseudopapież odwodzi dusze od Chrystusowej wąskiej drogi zbawienia, połączonej z Bożymi przykazaniami. Celowo ukrywa podstawową prawdę, że każdy człowiek w godzinie swojej śmierci stanie przed sądem Bożym i zda sprawę ze swojego życia. Wtedy będzie albo wiecznie zbawiony, albo wiecznie potępiony.
Bergoglio używał terminu „dzieci Boże”. Kto jest dzieckiem Bożym? Ten, który przyjął Jezusa Chrystusa (J 1:12). Ten, kto ma Jego Ducha, ponieważ „kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy” (Rz 8:9). Jezus powiedział: „Ten Mnie miłuje, kto przestrzega Moich przykazań” (J 14:23-24) Tym, którzy odrzucają przykazania Boże, Jezus mówi: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7:23) „…w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!” (Mt 25:41).
Bergoglio oszukuje zatwardziałych grzeszników, aby utrzymać ich na ścieżce anty-pokuty, i dlatego twierdzi, że Bóg miłuje wszystkie Boże dzieci takimi, jakimi są. W ten podstępny i diaboliczny sposób eliminuje podstawowy warunek naszego zbawienia, jakim jest pokuta. Ale Jezus jasno i wyraźnie ostrzega: „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy zginiecie” (Łk 13:3).
Bizantyjski Katolicki Patriarchat (BKP) – głos wołającego na pustyni
27.01.2023
Odpowiedź pseudopapieżowi na jego promowanie LGBTQ w światowych mediach. Część 3.
Abp Viganò: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi?
Bezkarność obecnych przestępstw i grzechów może być sama w sobie karą, która jest nawet potężniejsza i surowsza niż ta, którą mógłby nam zesłać Odwieczny Ojciec.
Czy współczesny człowiek nie zasługuje na kary nawet gorsze od potopu, z powodu niegodziwości, która motywuje każde jego działanie przeciwko jego bliźnim, przeciwko Stworzeniu; a kontemplując widoczny triumf mysterium iniquitatis, widząc, jak powszechne i głęboko zakorzenione jest zło w naszym zepsutym i odszczepieńczym świecie, pytamy sami siebie: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi. Niemal trudno nam uwierzyć w obietnicę Pana: Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem (Rdz 8,21) – podkreśla abp Carlo Maria Viganò w homilii na Niedzielę Sześćdziesiątnicy. Poniżej prezentujemy jej pełną treść.
***
Homilia arcybiskupa Carlo Marii Viganòna Niedzielę Sześćdziesiątnicy
Pan zaś, widząc, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi… (Rdz 6,5)
W Niedzielę Sześćdziesiątnicy zbliżamy się do czasu pokuty i postu w przygotowaniu na Wielkanoc. Już w ciągu tygodnia Alleluja ucichło w liturgii zastąpione we Mszy poprzez Tractus. A w tę niedzielę, która jest quasi-pokutna, Kościół – wraz z czytaniami z Wezwania – towarzyszy nam w rozważaniu grzechu, który doprowadza Boga do zniszczenia buntowniczej rasy ludzkiej Potopem, oszczędzając jedynie rodzinę Noego.
Pismo Święte mówi o niegodziwości ludzi: usposobienie ich jest wciąż złe. Trudno uwierzyć w to, że ludzkość mogłaby popełnić w przeszłości zło, które widzimy dzisiaj: w żadnej starożytnej kulturze otchłań zła nie była tak głęboka, jak ta, w którą – jak widzimy – zapada się współczesny świat. Masakry, przemoc, wojny, perwersje, kradzieże, rabunki, rzezie, profanacje, świętokradztwa popełniane nie tylko przez osoby indywidualne, ale narzucane prawem przez głowy państw, wysławiane przez media, zachęcane przez nauczycieli i sędziów, tolerowane, a nawet aprobowane przez kapłanów.
Pytamy samych siebie, czy współczesny człowiek nie zasługuje na kary nawet gorsze od potopu, z powodu niegodziwości, która motywuje każde jego działanie przeciwko jego bliźnim, przeciwko Stworzeniu; a kontemplując widoczny triumf mysterium iniquitatis, widząc, jak powszechne i głęboko zakorzenione jest zło w naszym zepsutym i odszczepieńczym świecie, pytamy sami siebie: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi. Niemal trudno nam uwierzyć w obietnicę Pana: Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem (Rdz 8,21).
To, co wprawia nas w dezorientację, to nie tyle milczenie, w którym zostajemy pozostawieni samym sobie i na pastwę naszych zgryzot, co fakt, że bezkarność obecnych przestępstw i grzechów może być sama w sobie karą, która jest nawet potężniejsza i surowsza niż ta, którą mógłby nam zesłać Odwieczny Ojciec.
Spoganizowana nowoczesność, pogrążona w barbarzyństwie, przygotowuje swoimi własnym rękami plagę, która jest bardziej katastrofalna niż starożytny Potop, jest dużo większą destrukcją rasy ludzkiej, w którą wierzy, a która może zmieść z powierzchni ziemi nie niegodziwych, ale dobrych: tych, którzy pozostają wierni Panu i Jego świętemu prawu. A podczas gdy gromadzą się chmury burzowe – ciemne i groźne – które ich zatopią, nasi współcześni szydzą z tych, którzy przygotowują swoją własną duchową Arkę, dążąc do ocalenia siebie i swych ukochanych bliskich; w rzeczy samej robią wszystko, by powstrzymać ich przed jej ukończeniem.
Pismo Święte i Ojcowie uczą nas, że Arka jest typem Kościoła świętego, dzięki któremu wybrani mogą ocalić siebie przed wspólną katastrofą ludzkości.
Hæc est arca – śpiewamy w Prefacji na poświęcenie Kościoła – quæ nos a mundi ereptos diluvio, in portum salutis inducit. „To jest arka, która ocalona z potopu świata, wiedzie nas do portu zbawienia”.
Ale czy możemy odnaleźć Arkę Zbawienia? Jak możemy odróżnić ją od jej podróbek, które muszą zatonąć pod ciężarem tych, którzy na niej zasiadają? Od jej imitacji, wykorzystywanych do ocalenia niegodziwców, gdy sternik zapobiega, by nie weszli na nią dobrzy, a nawet odpycha swoje własne dzieci, określając je nielegalnymi imigrantami, niegodnymi ocalenia przed wodami potopu?
Ta przygnębiająca myśl nie jest bezzasadna, kiedy weźmiemy pod uwagę, kto dziś zasiada na tronie św. Piotra. Wydaje się, że Arka Kościoła chce przyjmować każdego, z wyjątkiem tych, którzy tak naprawdę mają prawdo do zbawienia. W istocie wydaje się, że jest ona bezużyteczna, gdyż nie będzie żadnego potopu, przed którym należałoby uciekać. Albo gorzej: potężny potop wywołany nie gniewem Bożym, ale falą ludzkich nieprawości uważa się w rzeczywistości za moment odrodzenia, możliwość zredukowania światowej populacji zgodnie z urojonymi planami Wielkiego Resetu.
Tak jak na Titaniku, na którym załoga i pasażerowi tańczyli, upojeni i beztroscy, gdy statek z pełną prędkością pędził na górę lodową przed nim, mającą zatopić go – arogancki pomnik pychy tych, którzy wierzyli, że byli zwolnieni z Bożej sprawiedliwości. Człowiek, który powinien wzywać nas do wchodzenia na pokład tej Prawdziwej Arki, także wstąpił na pokład tego potwornego transatlantyckiego liniowca i widzimy go wraz z niegodziwcami, wznoszącym toast na cześć możnych ziemi, nieprzyjaciół Boga.
Ale jeśli z jednej strony te ludzkie okoliczności mogą wywołać u nas rozpacz i wywołać lęk o samo nasze przetrwanie, to z drugiej strony potrafimy rozpoznać Prawdziwą Arkę Zbawienia, gdyż widzimy ją gotową na górze Kalwarii, gdzie została zbudowana i na mistycznej Kalwarii ołtarza, gdzie czeka na nas każdego dnia.
Niewiele znaczy to, że wskazują nam inną arkę – nawet ludzie, w których pokładamy naszą ufność i którzy nie powinni nas oszukiwać – lub że są i tacy, którzy uważają ją za bezużyteczną i z tego powodu śmieją się z nas lub traktują nas tak, jakbyśmy byli szaleńcami. Niewiele znaczy to, że są tacy, którzy kwestionują zbliżający się potop, nawet jeśli sami są jego bluźnierczym architektem w swym głupim mniemaniu, że są nawet zdolni kontrolować zjawiska atmosferyczne swą geoinżynierią.
Wiemy, że Prawdziwą Arką, Jedyną Arką, jest Kościół święty. A dzięki słowom naszego Pana, Bożego Sternika, który mocno trzyma ster, wierzmy, że Arka ta przepłynie przez potop nieuszkodzona, a w końcu odnajdzie suchą ziemię, na której spocznie.
Z tego powodu jesteśmy zdecydowani nie pozwolić na to, by nas oszukiwano, łudząc nas, że możemy zbawić się na zewnątrz tej Arki albo budując własną dla siebie.
Św. Paweł w swoim liście na dzisiejszą Mszę wylicza wszystkie próby, wobec których będziemy musieli stanąć siejąc Słowo Boże, idąc za przykładem przypowieści o Siewcy, która dana jest nam w Ewangelii. Lecz mi powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9). W uznaniu naszej słabości, w świadomości naszej niemocy i naszej nicości moc Boża staje się dostrzegalna w jeszcze większy sposób, im większa nasza pokora i wiara w Niego. Sufficit tibi gratia mea: Wystarczy ci mojej łaski. Ponieważ to poprzez Łaskę stajemy się godnymi, by znaleźć schronienie na Arce i poprzez Łaskę możemy tam pozostać w czas Potopu, i poprzez Łaskę dotrzemy do portu Nieba.
Nie traćmy zatem łaski Bożej. Wejdźmy na mistyczną górę, na której czeka na nas Arka; Arka, w której także znajdujemy pożywienie dla naszych dusz: Chleb Aniołów.
Co czynić mamy, kiedyśmy w walce duchowej ranę odnieśli.
Ks. Wawrzyniec Scupoli. (8)
Utarczka duchowa inaczej Walka duchowa, czyli nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości chrześcijańskiej.
Utarczka duchowa czyli nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości chrześcijańskiej. Przez Księdza Scupoli, Teatyna. Przełożył z francuskiego X. S. U. W. C. (Ks. Stanisław Ulanecki), Warszawa 1858.
ROZDZIAŁ XXV. Szermierz Jezusa winien być wolnym od wszelkiego w sercu niepokoju
Synu! jeśliś utracił spokój w sercu, staraj się go odzyskać co prędzej, i wszystko, cokolwiek wydarzyć się może w tym życiu, nie powinno cię mieszać ani pozbawiać spokoju. Winniśmy co prawda, zachować boleść i żal za nasze winy, ale ten powinien być daleki od wszelkiej burzy, od wszelkiego rozpaczliwego niepokoju, jakeśmy to już na wielu wskazali miejscach. Potrzeba także, abyśmy litowali się nad grzesznikami, zwłaszcza wewnętrznie, abyśmy jęczeli nad ich zgubą; potrzeba, abyśmy współubolewali nad bratem, lecz to współubolewanie ma być rzewne, dalekie od gwałtowności, pomieszania, ma być skutkiem prawdziwej, w Bogu i dla Boga miłości.
Co się zaś tyczy nieprzeliczonych nędz i przeciwności na jakie wystawieni jesteśmy na ziemi, jak np. choroby, klęski, śmierć, utrata przyjaciół, lub krewnych, powietrze, wojna, pogorzele i rozliczne inne przykre przygody i utrapienia, których się ludzie tak lękają, tak trwożą jako przeciwnych naturze, która cierpień unika, my przy pomocy łaski Boga, nie tylko winniśmy chętnie przyjmować z ręki Stwórcy, ale nawet z weselem dziękować za nie, Jego Ojcowskiej Opatrzności, Bóg albowiem zsyła takowe strapienia, albo jako sprawiedliwą karę na grzeszników dla ich nawrócenia, albo jako sposobność do zasługi dla sprawiedliwych. Prawdziwie upodobania godny widok przedstawiamy wówczas Bogu, kiedy w ciężkich dolegliwościach, naszą wolę zgadzamy z wolą Boga; kiedy umysł bez szemrania wszelkie krzyże w spokoju i cierpliwości znosi. Pamiętaj wreszcie synu, że wszelki niepokój nie podoba się Panu i jakiejkolwiek byłby natury, zawsze jest niedobry, zawsze z zepsutego wypływa źródła, z miłości własnej. Zawczasu przeto rozważ wszelkie zło, jakie by cię spotkać mogło, przygotuj się nań i znoś w cierpliwości. Zauważ dobrze, że wszelkie zło doczesne, choćby się najstraszniejsze wydawało, złem przecież rzeczywistym nazwać się i być nie może, ponieważ nie może nas pozbawić dóbr prawdziwych, jakimi jest Bóg, niebo: ponieważ Bóg zsyła i dopuszcza je, już dla przyczyn dopiero wymienionych, już dla innych przed nami wprawdzie zakrytych, ale które zawsze są najsprawiedliwsze.
Jeśli nawykniesz synu mój, utrzymać swój umysł zawsze swobodny, we wszystkich przygodach tego życia, wiele stąd odniesiesz korzyści, przeciwnie, niepokojąc się ciągle, i ćwiczenia twe duchowe niedobrze odbędziesz i żadnego z nich nie odniesiesz pożytku. Co więcej, dopóki w tym niepokoju zostawać będziesz, staniesz się igraszką wroga, nie poznasz wcale bezpiecznej, do cnoty wiodącej drogi. Wróg bowiem zbawienia, szatan, natęża wszystkie siły, aby usunął spokój z serca, wie on bowiem, że Bóg w spokoju przebywa i w spokoju wielkich dokonywa rzeczy. Dlatego używa wszelkiej chytrości, aby nam go wydarł i aby nas ułudził, wciska się nieznacznie, poddaje zamiary na pozór dobre ale w gruncie złośliwe, po rozmaitych poznać je możesz znamionach, a zwłaszcza po tym, że mieszają spokój wewnętrzny.
Dla zaradzenia tak niebezpiecznemu złu, kiedy nieprzyjaciel wysilać się będzie na wzniecenie w tobie jakiegoś wzruszenia, jakiegoś nowego pragnienia, nie otwieraj mu serca swego, usuń wprzód wszelkie uczucie pochodzące z miłości własnej; przedstaw Panu to twoje pragnienie, błagaj usilnie aby ci dał poznać, czy ono od Niego, czy też z poduszczenia złego pochodzi ducha. Nie zaniedbaj także poradzić się w tym względzie tego komu powierzyłeś kierunek sumienia swego. Kiedy nawet pewnym jesteś, że pragnienie pozostałe w twej duszy z natchnienia ducha Bożego pochodzi, jeszcze nie powinieneś brać sobie za obowiązek dokonać takowe, dopóki wprzód nie poskromisz zbytniego zapału doprowadzenia go do skutku. Sprawa bowiem dobra, wykonana z takim poskromieniem siebie, daleko jest przyjemniejszą Bogu, aniżeli z zbytecznym pośpiechem, z gwałtownym uczyniona zapałem; niekiedy samo dzieło nie tyle podoba się Panu, co umartwienie podobne. Tym sposobem, odrzucając wszystkie niegodne zachcenia, a do dobrych nawet zamysłów, biorąc się dopiero po poskromieniu wszelkich zapędów wrodzonych, możesz zachować prawdziwy, dokładny spokój w sercu.
Dla powyższej jeszcze przyczyny, nie powinieneś synu, zważać na zgryzoty wewnętrzne w sumieniu, które, jak zdaje się, pochodzą od Boga, bo wyrzucają nam prawdziwe upadki nasze; w samej jednak rzeczy są sprawą złego ducha; poznać to możemy po następujących znamionach: Jeżeli zgryzoty sumienia wzniecają w nas upokorzenie, jeśli czynią gorliwszymi w wypełnianiu spraw dobrych, jeśli nie zmniejszają ufności jaką pokładać winniśmy w miłosierdziu Boskim, przyjmujmy je wtenczas z podzięką jako łaskę nieba, jako pochodzące od Boga; lecz, jeżeli nas mieszają i trwożą, odbierają odwagę, jeśli nas czynią leniwymi, lękliwymi, oziębłymi w wykonaniu naszych powinności, wtenczas poczytać je mamy jako poduszczenia szatana, wykonywać zwykłe swe sprawy, a na to zamieszanie wewnętrzne żadnej nie zwracać uwagi.
Nadto, często się zdarza, że nasze niepokoje wnętrzne pochodzą z rozlicznych dolegliwości doczesnego życia; w takim razie, aby się pozbyć rodzącego stąd niespokoju, na dwie rzeczy mamy zwracać uwagę: naprzód, winniśmy się zastanowić jaki te dolegliwości mogłyby w nas uczynić uszczerbek, co by mogły w nas zniszczyć, czy miłość doskonałości, czy miłość nas samych, która głównym wrogiem jest naszym; jeśli miłość nas samych, nie mamy powodu do narzekania, owszem z wdzięcznością, z weselem przyjmować one należy, jako łaski zesłane nam od Pana, jako środki do pokonania wroga; lecz choćby nas odciągały od doskonałości i czyniły niemiłą cnotę, to i wtenczas zrażać się nie mamy, ani tracić spokoju serca, jak to wkrótce wyjaśnimy. Drugą rzeczą, jaką w dolegliwościach uczynić winieneś, jest, abyś wzniósł umysł ku Bogu i przyjął bez długiego rozbioru to, co z Jego Ojcowskiej pochodzi ręki, przekonany, że same krzyże jakie na nas zesłać Mu się podoba, mogą się stać jedynie źródłem dobrodziejstw, których nie poznajemy i dlatego korzystać z nich zaniedbujemy.
ROZDZIAŁ XXVI. Co czynić mamy, kiedyśmy w walce duchowej ranę odnieśli, to jest usterki jaki popełnili
Kiedy w walce duchowej rannym zostałeś, to jest: kiedy spostrzeżesz, żeś popełnił jaki błąd, czy to skutkiem jedynie ułomności, czy to nawet z zastanowieniem się i złością, nie trap się bardzo, nie zachodź w zwątpienie i niespokój, owszem zwracaj się synu, zaraz do Boga, odzywaj doń z pokorą i ufnością: Teraz o Boże mój! poznaję, czym jestem. Czegoż się bowiem po stworzeniu tak jak ja nędznym i zaślepionym spodziewać można, jedno zdrożności i upadków.
Zastanów się nad twą nędzą i upadkiem nieco, abyś w głębi duszy uczuł wstyd prawdziwy i żal serdeczny za swój upadek. Potem nie mieszaj się w duchu, ale skieruj całą twą nienawiść ku skłonności która panuje w tobie, a zwłaszcza tej, która grzech spowodowała. Powiedz: Panie! ja bym tysiąc razy większe i częstsze popełniał zbrodnie, gdyby mnie Twoja nieskończona nie otaczała i nie powstrzymywała dobroć. Złóż potem synu, tysiąckrotne dzięki temu Ojcu miłosierdzia, zacznij Go tym więcej miłować, widząc jak On mimo obrazy jakąś Mu wyrządził, wyciąga ku tobie zbawczą rękę, abyś w podobną znowu nie popadł nieprawość.
Na koniec, pełen ufności zawołaj z serca do Pana: Boże, wskaż mi wielkość Twoją, niech ja grzesznik nędzny poznam w uniżeniu objem Twego Boskiego miłosierdzia; nie dopuść Panie, abym choć na chwilkę miał się oddalić od Ciebie, wzmocnij mnie Twą łaską, abym Cię już więcej nie obraził nigdy.
Potem nie badaj już, czy Bóg odpuścił ci winę lub nie, bo to byłoby nowym, daremnym dla ciebie, pomieszaniem sumienia, byłoby stratą czasu, okazem pychy i ułudą szatana, który pod tak umaskowanymi pozorami dręczyć nas zamierza. Zdaj się zupełnie na miłosierdzie Boże i w zaspokojeniu prowadź dalej swe duchowe ćwiczenia, jakbyś nigdy nie upadł. Chociażbyś nawet po wielekroć w ciągu dnia jednego obraził Boga, nie trać przecie nadziei. Użyj po raz drugi, trzeci, a nawet dziesiąty tegoż samego sposobu, to jest: wzbudzaj coraz większą pogardę siebie, nienawiść grzechu i coraz baczniejszym na przyszłość bądź w czuwaniu nad sobą. Rodzaj takiej walki wielce się nie podoba szatanowi, ale bardzo przyjemny jest Bogu; wróg ponosi tu zawsze zawstydzenie, widząc się poskromionym, pohańbionym przez tegoż, którego w innych okazjach tak łatwo zwyciężył. Dokłada przeto szatan wszelkich starań i chytrości, abyśmy zaniechali podobnego sposobu, i częstokroć jego sztuka mu się udaje, a to wtenczas kiedy mało przykładamy baczności w czuwaniu nad tajnikami serca naszego.
Zresztą, im więcej synu, napotkałbyś trudności, tym więcej używaj mocy do pokonania siebie i nie raz jeden, ale często powtarzaj to święte ćwiczenie pogardy, poniżenia siebie i nienawiści upadku, chociażbyś tylko do jednego poczuwał się grzechu. Jeśli zaś grzech, w który nieszczęściem upadłeś, sprawia ci synu trwogę i odejmuje odwagę działania, staraj się przede wszystkim odzyskać spokój wnętrzny w duszy i ufność w Bogu. Wznieś serce w niebo i zauważ, że niespokój w duszy, nie tak z powodu nieszczęsnego upadku, nie tak z obrazy Boga, ale raczej z obawy na karę, jakąśmy zasłużyli, pochodzi, którą przecież gotowi być winniśmy w każdej przyjąć chwili.
Sposób zaś odzyskania tak pożądanego koniecznego spokoju duszy, jest następujący: przestań synu, myśleć o popełnionym grzechu, zastanów się raczej nad nieskończoną dobrocią Boga, który zawsze jest gotów przebaczać najpotworniejsze bezprawia, najsromotniejszym zbrodniarzom; który, owszem wszelkich używa sposobów, aby zwrócił grzeszników do ich powinności, aby się najściślej z nimi zespolił, aby ich uświęcił w doczesnym życiu i ubłogosławił w wieczności. Kiedy te, lub tym podobne uwagi uspokoją umysł twój, wtenczas już możesz się zastanowić i nad grzechem, i użyć naprzeciw niemu oręża powyżej ci wskazanego.
Na koniec, zbliżając się do Sakramentu Pokuty, do którego często przystępować ci radzę, staw sobie przed oczy wszystkie twe winy, wyznaj je szczerze ojcu duchownemu, wznów w sobie żal z powodu ich popełnienia i mocno postanów nigdy już więcej w nie nie upadać.
ROZDZIAŁ XXVII. Jak szatan zwykł kusić i mamić tych, co zamierzają być cnotliwymi, a którzy jeszcze są pogrążeni w występku
Wiedz synu, że jedyną jest myślą szatana, czyhać na zgubę dusz naszych, i że na nas naciera w sposób rozliczny. Abym ci odkrył jego zasadzki i zdrady, przedstawię wprzód rozmaitego rodzaju i stanu osoby i ich usposobienia.
Są jedni, co w ciągłej niewoli grzechu zostają, i nie myślą wcale tak ohydnych skruszyć więzów.
Są inni, którzy by radzi oswobodzić się z więzów i niewoli grzechu, ale żadnego do tego nie czynią kroku.
Są i tacy, którzy mniemają, że na dobrej są drodze, chociaż najbardziej od niej są oddaleni.
Są wreszcie osoby, które na wysoki już szczebel cnoty wstąpiły i nagle sromotniej, niż kiedykolwiek w grzech upadły.
O tych wszystkich usposobieniach, mówić będziemy w następnych rozdziałach.
ROZDZIAŁ XXVIII. Jak szatan pociągnąwszy w grzech kogo, pragnie w grzechu go utrzymać i dopełnić jego zguby
Kiedy udało się już szatanowi pociągnąć duszę do grzechu, wszystkich wtenczas używa podstępów, sposobów, aby naprzód zaślepił grzesznika, aby usunął z wyobraźni jego wszystko to, co by mu dało poznać stan jego nieszczęśliwy w jakim się znajduje; nie tylko, że w nim przytłumia wszystkie dobre od Boga pochodzące myśli i natchnienia, a w miejsce ich poddaje inne pełne złośliwości, ale jeszcze usiłuje go wplątać w okazje niebezpieczne, rozciąga swe sidła, aby go uwikłał w tenże sam lub inny jeszcze obrzydliwszy grzech; stąd pochodzi, że grzesznik coraz bardziej na umyśle zaćmiony, z bezprawia w coraz nowe bezprawie wpada i coraz więcej w złem się utwierdza, a tak niby z stromej stacza się góry z ciemności w ciemność, z przepaści w przepaść, oddalając się coraz bardziej od drogi zbawienia, chyba że Bóg przez osobliwszą łaskę, cudem powstrzyma go i podźwignie.
Na tak widoczną zgubę, zagrażające zło, jedyny jest środek, aby bez żadnej odwłoki poszedł grzesznik za natchnieniem Boga, co go z ciemności wiedzie do światła, z występku do cnoty, wołając do Boga: wspieraj mnie Panie, na ratunek mój pospiesz, nie dozwól abym dłużej w cieniach śmierci i grzechu zostawał. Niech grzesznik często z głębi duszy powtarza te lub podobne wyrazy, niech się natychmiast, jeśli można, uda do ojca duchownego, niech się pyta co ma czynić, jakiej użyć broni przeciw wrogowi który go naciska. A jeśli doń zaraz udać się nie może, niech się uciecze do stóp Jezusa ukrzyżowanego, a padłszy na twarz niech wzywa ratunku. Może się także udawać do Nieba Królowej, matki miłosierdzia Maryi: od tej bowiem skwapliwości i pilności w nawróceniu, zawisło zwycięstwo, jak to w następnych zobaczymy rozdziałach.
ROZDZIAŁ XXIX. O ułudzie tych, co niby radzi, a przecież całkowicie nie poprawują się
Wiele jest osób co poznają zły stan swego sumienia i chcieliby z jarzma grzechowej wynijść niewoli, ale dają się łudzić nieprzyjacielowi duszy, który w nich wmówić usiłuje, iż wiele jeszcze mają do tego czasu i tak najbezpieczniej odkładają nadal swe nawrócenie. Przedstawia im, iż przede wszystkim potrzeba ukończyć tę lub ową sprawę, uspokoić się z niektórymi zawiłymi interesami, że bez tego niepodobna się całkowicie oddać życiu duchowemu, ani swobodnie spełniać swe obowiązki. Wyraźna to zasadzka szatańska, w którą wiele już osób ułowić się dało, i w którą co dzień nowe wpadają ofiary; wszyscy jednak sobie samym i swemu najgrubszemu lenistwu, przypisać winni to nieszczęście, bo w sprawie gdzie idzie o własne zbawienie i cześć Boga, tak długo się ociągali.
Niech nikt nie mówi: Jutro, jutro; ale raczej dziś, zaraz; pytam się bowiem dlaczegóż jutro? Wiemże ja, czy doczekam jutra? Lecz chociażbym najpewniej wiedział, byłażby to skuteczna wola odniesienia zwycięstwa, zadawać sobie coraz nowe blizny?
Dla uniknienia tej i w poprzednim rozdziale wyrażonej ułudy, niewzruszoną jest zasadą, abyśmy bez ociągania się byli posłusznymi natchnieniom nieba. Kiedy zaś mówię bez ociągania się, nie rozumiej tu wcale synu, samych jedynie pragnień, albo słabych bezowocnych postanowień, jakimi mnóstwo osób z powodu wielu przyczyn łudzi się i gubi. Najpierwsza zaś tego przyczyna jest, że postanowienia swe nie uzasadniają na nieufności sobie i ufności w Bogu, skąd pochodzi, że dusza ukrywa w sobie tajemną pychę i tak się zaślepia, że pozór za stałą bierze cnotę. Lekarstwo na to zło i światło do jego rozpoznania sama dobroć Boska nam nastręcza, kiedy dopuszcza upadku, abyśmy własnymi upadkami oświeceni i pouczeni, nic na własnych nie polegali siłach, ale całą ufność w łasce Boga złożyli, abyśmy utajoną w nas pychę poznali i na potem pokorniejszymi byli. A tak synu, postanowienia twoje dobre, bezskutecznymi zostaną, jeśli nie będą mocnymi i statecznymi, nie mogą zaś być mocne i stateczne, jeśli nie będą oparte na nieufności w sobie i na całkowitym zaufaniu Bogu.
Druga przyczyna, dla której postanowienia nasze bez skutku pełzną jest, że kiedy nasze dobre przedsięwzięcia czynimy, wystawiamy sobie jedynie piękność, szczytność cnoty, która najsłabszą nawet pociąga wolę, nie zwracamy zaś wcale uwagi na trudy i prace jakie ponieść potrzeba przy nabyciu cnoty; co sprawia, że dusza leniwa za najmniejszą trudnością zniechęca się i od swego dobrego odstępuje przedsięwzięcia. Dlatego synu, nawyknij zastanawiać się nie tak nad cnotą samą, ale raczej nad trudnościami, przeszkodami jakie napotkać możesz na drodze do cnoty, myśl o nich często i przygotuj się do ich przełamania, za każdym z nimi się spotkaniem. Wiedz wreszcie, że im więcej mieć będziesz odwagi, już do zwyciężenia samego siebie, już do pokonania nieprzyjaciół, tym bardziej zmniejszać się będą wszelkie trudności i staną się łatwiejszymi do przebycia.
Trzecia przyczyna jest, że nasze postanowienia nie tyle mają na celu cnotę i wolę Boga, ale raczej nasze własne dobro. To się zwykle wydarza, kiedy w pociechach wewnętrznych, a zwłaszcza w przeciwnościach i utrapieniach postanowienia i śluby czynimy; nie znajdując bowiem na nasze utrapienia ratunku i uleczenia tu na ziemi od ludzi, stanowimy wtenczas, że się całkowicie poświęcimy Bogu, że jedynie uczuciami cnoty zajmować się będziemy. Synu! abyś w podobnych zdarzeniach nie chybił, nie zbłądził, bądź bacznym i łaski nie nadużywaj Pana; bądź zawsze pokornym i oględnym w samychże dobrych postanowieniach; nie unoś się zbytnim przedwczesnym zapałem, który cię powieźć może do czynienia lekkomyślnych ślubów, jakich byś wykonać nie mógł. Owszem, kiedy jesteś w utrapieniu, postanów głównie z ochotą znosić ten krzyż utrapienia, na krzyżu całą swą zasadzaj chwałę, aż do wyrzeczenia się wszelkiej ulgi nie tylko ze strony ludzi, ale nawet niekiedy ze strony nieba samego, jeśli się tak Bogu podoba. O to głównie błagaj, tego jedynie pragnij, aby cię ręka Najwyższego w dolegliwościach wspierała, podtrzymywała, abyś z pomocą Jego łaski, mógł znieść cierpliwie wszelkie przykrości jakie Bogu, jako Ojcu, podoba się zesłać na ciebie.
ROZDZIAŁ XXX. O ułudzie tych, którzy mniemają że już wysoko postąpili w drodze doskonałości, chociaż od niej są dalekimi
Chociaż nieprzyjaciel raz i drugi pokonanym zostanie, nie zaniedba on jeszcze po raz trzeci wystąpić do walki. Starać się on będzie, abyśmy zapomnieli błędów i skłonności jakieśmy już rzeczywiście stłumili, i umysłowi naszemu przedstawi różne urojone wysokiej doskonałości marzenia i stopnie do jakich wie, że my nigdy nie dojdziemy. To sprawi, że my co chwila nowe i ciężkie odbierać będziem rany, i ani pomyślimy o ich uleczeniu; same pragnienia i ułudne postanowienia, już się nam wydadzą rzeczywistością i skutkiem ukrytej pychy, przywiodą do mniemania, żeśmy do wysokiej już doszli świątobliwości życia. Nie będziemy mogli znieść najmniejszej przykrości, najmniejszej krzywdy, a przecież w wyobraźni naszej nie przestaniemy zabawiać się wzniosłymi o sobie myślami i tworzyć wielkie zamiary heroicznych poświęceń, cierpieć najstraszliwsze męczarnie, a nawet same ognie czyśćcowe dla miłości Boga.
Przyczyna takiej ułudy stąd pochodzi, że niższa część duszy nie lęka się bardzo utrapień w odległości i niepewnie spodziewanych, a my w zarozumiałości porównywać się poważamy z tymi, którzy największe dolegliwości rzeczywiście z wielką znosili lub znoszą cierpliwością. Jeśli chcesz synu, wywikłać się z tych sideł i ułudy, bądź gotowym do walki i pokonywaj rzeczywiście otaczających cię wrogów, którzy tuż obok ciebie i w tobie się znajdują, jakimi są: miłość własna, zarozumiałość itp. Tym sposobem dopiero, to jest: w mężnej walce, rozpoznasz, czy twe postanowienia są stateczne lub chwiejące się, prawdziwe czy udane, i będziesz szedł prostą doskonałości drogą, jaką nam święci już utorowali.
Co się zaś tyczy nieprzyjaciół, którzy cię zwykle nie zaczepiają, nie czyń sobie synu, przykrości i trudu, abyś miał ich wzajem zaczepiać i wypowiadać walkę, chyba żebyś przewidział, że w pewnym czasie lub przy zdarzonej okoliczności mogą powstać przeciw tobie: w takim bowiem razie przeciw wszelkim ich pociskom, zawczasu zabezpieczyć się winieneś mocnym postanowieniem ich zwalczenia. Jednak jakkolwiek mocne wydawać się tobie mogą twe postanowienia, nie poczytuj ich za same zwycięstwa. Chociażbyś był przez długi czas wprawny w ćwiczenia cnoty, i w niej uczynił znakomite postępy, zawsze przecież bądź pokornym, lękaj się własnej słabości i nędzy, nic nie licz na siebie, ale połóż całą ufność i nadzieję w Bogu samym: błagaj często Pana, aby cię umacniał w utarczce, zachował od wszelkiego niebezpieczeństwa, potłumił w twym sercu wszelkie uczucia zarozumiałości i zaufania w swoich siłach. A tak postępując, możesz mieć nadzieję dostąpienia wysokiej doskonałości, chociażbyś skądinąd wiele miał trudności i pracy, w poprawie uchybień, jakie częstokroć Bóg dopuszcza, już dla naszej pokory, już zachowania w nas tej odrobiny zasług, jakieśmy mogli zebrać przez nasze dobre czyny.
ROZDZIAŁ XXXI. O podstępach, jakie nieprzyjaciel duszy zwykł czynić dla sprowadzenia nas z drogi cnoty
Czwarty podstęp i zasadzka, jaką wróg nam zastawia, jest, iż gdy nas widzi, że prostą doskonałości idziemy ścieżką, poddaje od czasu do czasu, wiele dobrych zamiarów, przedsięwzięć, a to w tym celu, aby nas odwiódł od zwykłych nam właściwych ćwiczeń cnoty i pociągnął nieznacznie do błędu. Jeżeli np. słaba osoba znosi cierpliwie chorobę, wróg zbawienia obawiając się aby nie nabyła nawyknienia cierpliwości, przedstawia jej wiele świętych heroicznych czynów, jakie by w zdrowiu działać mogła, wmawia w nią, że gdyby była zdrową, chwaliłaby wiele Boga, byłaby bardziej sobie i bliźniemu pożyteczną. A kiedy mu się udało wzbudzić próżne pragnienie odzyskania zdrowia, tak je podtrzymuje, iż owa osoba smuci się i trapi, że nie może pozyskać czego pragnie, i im więcej owe pragnienia zapalają się, tym więcej wzmaga się niepokój w duszy. Posuwa się szatan dalej jeszcze; sprawia iż owa osoba poczyna się niepokoić w swej słabości, nie uważa już onej za dopuszczenie Boskie, ale raczej, jako przeszkodę do dobrych czynów, które takim źle zrozumianym zapałem wykonywać pragnie, pod pozorem niby większego stąd wypływającego dobra. Gdy już tego dokazał zwolna, znowu usuwa z jej umysłu wszelkie wspomnienie dobrych czynów, jakimi nabiła sobie głowę, i zostawia tylko pragnienie, aby mogła co prędzej być oswobodzona z swych cierpień, a kiedy słabość nieco dłużej niż ona mniemała, przeciągnie się, staje się zaraz strapioną, niecierpliwą i tak nieznacznie z cnoty którą wykonywała, wpada w występek tejże cnocie przeciwny.
Środek do zabezpieczenia się przeciw temu oszukaniu, jest następujący: Jeżeli będziesz w jakiej słabości lub innym ucisku, pohamuj się i nie pragnij nigdy wykonywać tego co nie możesz; sama bowiem ta niemożność nabawi cię niespokoju i niezadowolenia. Pomyśl w upokorzeniu i z poddaniem się woli Boga, że nim cię Bóg wyprowadzi z stanu niemożności w jakim obecnie zostajesz: wszystkie twe dobre pragnienia, które masz teraz, pozostaną zapewne bez skutku, albowiem nie będziesz miał i odwagi i ducha do ich wykonania, a chociażbyś i miał, wiedz o tym, że może Pan skutkiem niedocieczonej swojej woli, albo też skutkiem twych grzechów, nie chce abyś ty dokonał owo zamierzone dzieło, że daleko bardziej podobać się Mu będzie, kiedy zobaczy że się poddajesz Jego woli, że się upokorzasz pod Jego potężną prawicą.
Bądź synu, w takimże samym usposobieniu, jeśli ci się wydarzy, czy to z zlecenia ojca duchownego, czy też z innego jakiego powodu przerwać swoje zwykłe nabożeństwo i ćwiczenia duchowe, a nawet jeślibyś na pewny czas nie otrzymał pozwolenia przystąpienia do stołu Pańskiego, nie wpadaj w pomieszanie i gniewliwy smutek, owszem, wyrzeknij się w duszy woli własnej, a zastosuj we wszystkim do woli Boga, mówiąc w uniżeniu: Gdyby Bóg w głębi mej duszy nie postrzegał zdrożności i niewdzięczności, nie byłbym teraz pozbawionym najświętszej komunii. Niechże święte imię Jego uwielbione będzie, że tym sposobem daje poznać mą niegodziwość. Wierzę mocno, że w każdym utrapieniu, jakie zsyłasz na mnie Panie, pragniesz abym je znosił w cierpliwości i w zamiarze podobania się Tobie, abym ofiarował Ci moje serce zawsze poddane woli Twojej, gotowe na przyjęcie Ciebie, abyś wszedłszy do niego, napełnił je ducha pociechą, obronił je przeciw potęgom piekła, które własność Twoją chcą pochwycić. Czyń ze mną Stworzycielu i Zbawco mój to, co jest dobrem w oczach Twoich. Twoja święta wola niech teraz i przez wszystkie wieki będzie wsparciem i żywotem moim. O jedno tylko proszę Cię wdzięczna i słodka miłości moja, aby ma dusza uwolniona od tego wszystkiego, co się Tobie nie podobać może, ozdobiona w potrzebne cnoty, była gotową nie tylko na Twoje przybycie, ale do wykonania tego wszystkiego, co się Tobie rozkazać podoba.
Wiernie wykonaj synu, wszystko co ci tu przedstawiam, a bądź pewnym, że jeżeli uczujesz bodziec, pragnienie wiodące do przedsięwzięcia dobrego jakiego dzieła, które przewyższy twe siły, czy to pragnienie będzie wrodzonym, czy z poduszczenia złego ducha dla zniechęcenia cię w cnocie podsunione, czy wreszcie sam Bóg ono podda, dla doświadczenia twego posłuszeństwa, bądź pewnym powtarzam, że zawsze nastręczy ci sposobność do uczynienia choć drobnego postępu na drodze zbawienia, do służenia Bogu w sposób Jemu najprzyjemniejszy; na czym właśnie prawdziwa doskonałość, pobożność zawisła.
Nadto, kiedy dla uleczenia twej choroby, lub też dla uwolnienia się z przykrej dolegliwości lub ucisku, użyjesz środków z siebie niewinnych, godziwych, jakich zwykli nawet święci używać ludzie, chroń się natężonego wysilenia, ani pragnij, żeby koniecznie stało się wszystko wedle twego uwidzenia, winieneś być na wszystko gotowym, i mieć na celu jedynie wolę Boga: bo jakże odgadniesz, czy tymi, czy też innymi daleko stosowniejszymi środkami postanowiła Opatrzność Boga, wybawić cię od tych utrapień? W przeciwnym zaś razie, jeśli koniecznie będziesz dopinał swego, będzie to twoim nieszczęściem, jeśli bowiem nie uda się, czego z taką żądzą gwałtowną zapragnąłeś, trudno wtenczas będzie powstrzymać się tobie od niecierpliwości, a choćbyś mógł się powstrzymać, twoja cierpliwość połączona z wielą niedoskonałościami, nie tak miłą w obliczu Boga się wyda, i zasługa twoja się zmniejszy.
Jeszcze jedną chcę odkryć synu, ułudę, mianowicie, jak miłość własna, w wielu zdarzeniach przed nami ukrywa ciężkie i widome usterki. Chory np., który zbyt narzeka na swoją słabość, chce pokryć swą niecierpliwość, pozorową jakąś osłoną, nie nazywa on swych uniesień gniewliwych, prawdziwą niecierpliwością, ale tylko słusznym niezadowoleniem, bo widzi, że jego słabość jest karą za grzechy, że jego słabość utrudza bardzo tych, którzy się krzątają około niego. Podobnież człowiek dumny, co nie mógł otrzymać jakiegoś urzędu, godności, albo którego z niej złożono, swojego smutku nie przypisuje swej próżności i pysze ducha, ale oskarża i zwala to na inne przyczyny i osoby, które bardzo mało, albo nic do tego się nie przyczyniły. Gniew i niespokój takowy, wyraźnie pochodzi z tajemnej wewnętrznej odrazy, jaką on uczuwa, że się coś wbrew jego woli stało. Ktokolwiek zatem pragnie się uchronić tych ułud i niespokoi, winien się przysposobić i być gotowym, jakeśmy to już wyżej powiedzieli, na znoszenie cierpliwe wszelkich dolegliwości, wszelkich krzyżów i przeciwności, jakie wydarzyć się mogą na tej ziemi i z jakichkolwiek bądź źródeł przypaść by nań mogły.
Umysł nasz chronić się winien niepotrzebnej ciekawości. Ks. Wawrzyniec Scupoli (4)
Utarczka duchowa inaczej Walka duchowa, czyli nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości chrześcijańskiej (4)
Utarczka duchowa czyli nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości chrześcijańskiej. Przez Księdza Scupoli, Teatyna. Przełożył z francuskiego X. S. U. W. C. (Ks. Stanisław Ulanecki), Warszawa 1858.
ROZDZIAŁ IX. Umysł nasz chronić się winien niepotrzebnej ciekawości
Druga wada, z której koniecznie umysł nasz otrząsnąć winniśmy, jest zbytnie zaciekanie się w rzeczach; jeśli bowiem zaprzątniesz synu umysł myślami próżnymi, błahymi, a nawet zdrożnymi, staniesz się niezdolnym do zamiłowania tego, co służy do poskromienia twych chuci nieporządnych, co do prawdziwej doskonałości poprowadzić cię może. Bądź przeto jakby umarłym, całkowicie umarłym dla rzeczy ziemskich, ani tykaj się ich, jeśli nie są koniecznie ci potrzebne, chociażby nawet zabronione nie były. Trzymaj na wodzy władzę rozumu, nie dozwalaj jej daremnie rozpraszać się po wielu przedmiotach, uczyń tę władzę zupełnie obojętną na wszelką wiedzę świata. Nie nadstawiaj ciekawego ucha na nowostki i rozgłos wieści które krążą, unikaj tych osób których całym zajęciem, rozmową, są interesy świata; wszystkie zmiany wśród ziemi zdarzające się, poczytaj za widma, za marzenia senne. Trzymaj się nawet w szrankach oględności, w rzeczach odnoszących się do nieba: nie zapuszczaj się za wysoko w myślach twoich; poprzestań na tym, aby Jezus ukrzyżowany był ciągle obecnym oczom wyobraźni twojej, wystarczy tobie, kiedy poznasz Jego życie i śmierć i czego On po tobie domaga się. Pomiń resztę, a staniesz się miłym Panu, bo ci prawdziwymi są uczniami Jego, którzy tego tylko pragną, o to jedynie proszą, aby przy pomocy Pana wiernie Mu służyli, spełniali Jego świętą wolę. Wszystko, co jest więcej nad to, wszelkie pragnienia, badania, są miłością własną, pychą ducha, sidłem szatana.
Jeśli synu pójdziesz za wskazanym prawidłem, udaremnisz wszelkie sztuki, zasadzki starego węża. On bowiem widząc, jak z zapałem chwytasz ćwiczenia życia duchowego, jak z silną wolą i wytrwaniem pragniesz je wykonywać, nie przestanie nacierać na ciebie od strony rozumu, aby przez rozum zawładnął wolę i stał się panem władz obudwóch. Zawiść szatana i chęć nas ułudzenia, sprawi, iż w samych modlitwach będzie nam poddawał myśli wielkie, uczucia wzniosłe, zwłaszcza jeśli dostrzeże, że umysł nasz jest badawczy, zaciekawiający się, skłonny do pychy, do marzeń, do uwidzeń. Jego jest dążnością, abyśmy się zabawiali próżnymi rozumowaniami i w nich upodobali sobie; abyśmy w błędnym uciszeniu ducha, mniemając, że już posiadamy Boga, zaniechali zupełnie oczyszczać swe serce, nie wchodzili w poznawanie samych siebie, i prawdziwie się nie umartwiali; jego jest zamiarem, abyśmy owionieni pychą, poczytali swój rozum za bożyszcze, abyśmy nawykli we wszystkich rzeczach iść za własnym zdaniem i nie radzili się nikogo, abyśmy wreszcie wyobrażali sobie, że możemy się obejść bez rady, bez kierunku żadnego.
Zło o którym tu mówimy, jest nader niebezpieczne i prawie nie do uleczenia, łatwiej jest bowiem zleczyć pychę woli, niż rozumu. Rozum dostrzegłszy pychę woli, może ją łatwo potłumić przez dobrowolne poddanie się rozkazom tych, którym ulegać winniśmy; jeśli zaś człowiek uprzedzi się w rozumie, jeśli z uporem obstawać będzie, że jego uczucia i zdania są lepsze niż przełożonych, któż go natenczas wyprowadzi z błędu? jakże pozna swą ułudę? jakże się podda w karby posłuszeństwa i pokierowania przez drugich, kiedy się uważa więcej niż wszyscy oświeconym, rozumnym? Jeżeli rozum co jest okiem duszy, co sam tylko zleczyć może wszelką nadętość serca; jeżeli rozum powtarzam, jest słaby, zamroczony, zarażony pychą, któż na jego chorobę wynajdzie zaradcze lekarstwo? Jeżeli samo światło zamieni w ciemność, a prawidło w nieład, czegoż się po reszcie spodziewać można?
Usiłuj przeto synu pozbyć się zła tak niebezpiecznego, nie dopuść, aby ono w samym rdzeniu twoją zarazić miało duszę. Nawyknij poddawać sądy swoje pod sądy drugich, nie zapuszczaj się bardzo w subtelnostki rzeczy duchowych, zamiłuj prostotę i głupstwo w oczach świata, tak zalecone przez wielkiego Apostoła, a przewyższysz nawet Salomona w mądrości.
ROZDZIAŁ X. O urządzeniu woli, o celu do jakiego wszystkie nasze wewnętrzne i zewnętrzne sprawy kierować mamy
Sprostowawszy wady rozumu, należy usunąć koniecznie i te, co oblegają wolę, abyśmy wyrzekłszy się własnych skłonności i zachceń, stosowali się całkowicie do woli Boga.
Uważ dobrze synu, że nie dosyć jest, abyś chciał i wykonywał to, co jest Bogu przyjemnym, lecz potrzeba jeszcze abyś chciał i działał poruszony łaską Boga i w zamiarze jedynie podobania się Bogu. Tu właśnie rozwija się walka przeciw naturze, która tak chciwie pragnie przyjemności, która we wszystkich rzeczach, a niekiedy bardziej jeszcze w duchowych, niż innych, szuka własnego zadowolenia i więcej jeszcze w nich sobie podoba, bo tu żadnego zła nie dostrzega. To jest powodem, że gdy idzie o przedsięwzięcie jakiego dobrego dzieła, rzucamy się doń bez namysłu, nie w tym celu abyśmy byli posłusznymi Bogu, ale, że to nam sprawia przyjemnostkę, głaszcze serce, schlebia, że i my też niekiedy wykonywamy rzeczy, które Bóg nam zaleca.
Ułuda takowa tym jest subtelniejszą, im przedmiot naszych pragnień i działań jest lepszym w samym sobie. Któżby mógł sądzić, że miłość własna tak w sobie ohydna, tu się wcisnęła, że ona nas pobudza do chęci zjednoczenia się z Bogiem, że gdy pragniemy posiadać Boga, więcej nam idzie o nasz własny interes, aniżeli o chwałę Boga i spełnienie Jego woli, co przecież powinno być jedyną działań pobudką, tym co kochają Boga, szukają Go i usiłują zachowywać przykazy Jego. Abyś uniknął tak niebezpiecznej rozbicia skały, a nawykł chcieć i działać jedynie za wodzą ducha Bożego, w najczystszej intencji uwielbienia Tego, który pragnie nie tylko być początkiem, ale i kresem wszelkich spraw twoich, wypada ci zachować następujące ostrożności:
Kiedy przedstawi się tobie jakie dzieło dobre do wykonania, nie dozwól sercu rozpływać się w upodobaniu i pragnieniu onego; dopóki wprzód nie wzniesiesz swej myśli i ducha ku Bogu, abyś poznał, czy On chce przez ciebie dokonać owo dzieło; abyś dobrze zbadał, czy dlatego jedynie i wyłącznie chcesz się wziąć do dzieła że ono jest przyjemnym Bogu? Tym sposobem wola twoja uprzedzona i oparta zupełnie na woli Boga, w tym tylko podobać sobie będzie, co się Bogu podoba, i z tej pobudki działać będzie, aby woli Boskiej zadość się stało, aby chwała Boga pomnożoną była. Tak samo postępować wypada w rzeczach, które, jak się zdaje, nie są z wolą Boską zgodne; nim je odrzucisz, winieneś wprzód wznieść ducha do Boga, dla poznania Jego woli i nabycia niejakiej pewności, że odrzuciwszy tę sprawę, będzie to upodobaniem Boga.
Uważ jednak dobrze, że nie tak łatwo jest rozpoznać wybiegi naszej zepsutej natury, która pod rozmaitymi pozorami siebie głównie szuka, a w nas wmawia, że my we wszystkich sprawach mamy jedynie na celu działać to, co się podoba Bogu. Stąd pochodzi, że kiedy co przedsiębierzemy lub zaniechywamy wyłącznie w zamiarze zadowolenia nas samych, zdaje nam się, że my działamy z pragnienia podobania się Bogu, lub przeciwnie, powstrzymujemy się od dzieła z obawy, aby takowe Panu nieprzyjemnym nie było. Na takie zło, najistotniejszym, zaradczym środkiem jest czystość serca, jaką wchodzący w szranki walki duchowej, koniecznie sobie za cel zakładać winni, zewłócząc z siebie starego człowieka, a przyoblekając nowego.
W zastosowaniu zaś tego Boskiego środka do czynu, przed rozpoczynaniem spraw twoich, usuwaj synu wszelkie przyrodzone i ludzkie pobudki, wszystko jedynie przez wzgląd na wolę Boga miej w upodobaniu, lub nienawiści. Jeśli zaś we wszystkim co czynisz, a zwłaszcza w nagłych i prędkich wzruszeniach serca, i innych szybko mijających czynach zewnętrznych, nie wzbudzasz, nie uczuwasz w sobie jednocześnie tej prawdziwej i czystej intencji, niechże przynajmniej ona uprzednio wzbudzona trwa wszędzie, niechże w głębi duszy twej zawsze tkwi to rzetelne pragnienie podobania się jedynie zawsze Bogu. Jednakże w sprawach co tak prędko się nie kończą, nie wystarcza abyś ogółową wzbudził w sobie intencję dopiero wskazaną, owszem, odnawiaj ją często, utrzymuj czystą i zawsze płomienną: inaczej, wkrótce staniesz znowu w niebezpieczeństwie poddania się miłości własnej, która zawsze przenosząc stworzenie nad Stwórcę, mamić nas zwykła, tak, iż prawie niespostrzeżenie zmieniamy i pobudkę i przedmiot działania.
Człowiek np. cnotliwy, lecz mało na siebie baczny, rozpoczyna zwykle swą sprawę w zamiarze podobania się Bogu, w następstwie jednak, zapomina się zwolna i nie myśląc nawet przechodzi do próżnej chwały, tak dalece, że już nie zwraca uwagi na wolę Boga, co było wprzód jego działań pobudką, ale całkowicie zajmuje się upodobaniem w własnej pracy, i marzy tylko o korzyści, o sławie jaką z niej odnieść może.
Jeżeli zaś sprawa najlepiej powieść się mogła, a Bóg dopuści jakiej zawady w dalszym jej prowadzeniu, bądź przez zesłanie słabości, bądź przeszkodę stawioną przez innych ludzi, lub wypadek, i my oburzamy się, szemrzemy już na tę, już na ową osobę, już wreszcie przeciw Bogu samemu; jest to widocznym dowodem, iż nasza intencja prawą nie była, że pochodziła z złej pobudki i zasady: ktokolwiek bowiem zawsze działa przy łasce i w zamiarze podobania się Bogu, wszystko mu równo to lub owo zajęcie, i jeśli pragnie spełnienia jakiej rzeczy, zamierza ją osiągnąć tylko tym sposobem i w tym czasie, jaki się Bogu podoba; jakikolwiek obrót wezmą zamiary jego, zawsze jest spokojny, zawsze zadowolony, bo jego jedynym zamiarem jest spełnienie woli Boga.
Skupiajmy się przeto w duchu i sprawy nasze odnośmy do celu tak wzniosłego i zacnego; jeśli zaś niekiedy w wewnętrznym naszym usposobieniu będziemy wykonywać nasze sprawy w celu uchronienia się mąk piekła, lub zyskania nieba, możemy jeszcze za cel ostatni postanowić sobie posłuszeństwo woli Boga, który chce, abyśmy osiągnęli niebo, ustrzegli się piekła. Jakże wielka jest moc pobudki i intencji dopiero wymienionej! Najdrobniejsza sprawa i z siebie najlichsza i wzgardliwa, uczyniona wyłącznie dla Boga, więcej ma wartości, aniżeli wiele innych, chociażby daleko lepszych, wznioślejszych, w innej wykonywanych intencji. Szczupła jałmużna podana ubogiemu, przez wzgląd na uwielbienie Majestatu Boskiego, bez porównania jest przyjemniejszą, aniżeli opuszczenie wielkiej majętności, w innym przedsiębrane celu, choćby nawet i w celu pozyskania nieba, chociaż i ta ostatnia pobudka jest chwalebną i godną spraw naszych. Z początku ta święta praktyka czynienia wszystkich spraw w zamiarze jedynie podobania się Bogu, wyda się tobie synu ćwiczeniem nieco trudnym, za czasem jednak stanie się bardzo łatwą, a nawet przyjemną jeśli nawykniesz szukać Boga z całego serca, jeśli kierować nieustannie będziesz wszystkie pragnienia swoje ku Niemu, jako istotnemu i najwyższemu dobru, który w samym sobie jest godzien aby wszelkie ku Niemu biegło stworzenie, szukało Go, szanowało, miłowało nad wszystkie rzeczy. Im więcej zastanawiać się będziesz jak potężnym, jak kochania godnym jest Bóg, tym wzniesienia serca twego ku Panu będą częstsze i rzewniejsze; i tak z największą łatwością nabędziesz wkrótce świętego nawyknienia odnoszenia wszelkich spraw naszych na chwałę Boga.
Abyś wreszcie mógł zawsze działać z tak wzniosłej, tak pięknej pobudki, módl się często do Pana naszego Jezusa Chrystusa, aby ci udzielił łaski posiadania takowej intencji, rozważaj wreszcie nieskończone dobra, które dla nas Bóg uczynił, które czyni w każdej chwili z najczystszej i bez interesowanej ku nam miłości, z najczystszej bezinteresownej pobudki.
ROZDZIAŁ XI. Uwagi zachęcające nas do pełnienia woli Boga
Abyś łatwiej synu zdał się na wolę Boga, i czynił wszystko dla chwały Jego, uważ dobrze, że Bóg nas pierwszy umiłował i uzacnił, i to w rozliczny sposób. On nas wywiódł z nicości i na obraz swój utworzył, a wszystkie inne stworzenia poddał naszej usłudze. On zamierzywszy dać nam Zbawcę, zesłał nie Anioła, ale Syna swego jednorodzonego, który odkupił świat nie ceną srebra i złota, które są rzeczami zepsuciu uległymi, ale ceną krwi swojej (I Piotr. I, 18.), ale śmiercią swoją, tak ohydną, tak bolesną. On wreszcie w każdej chwili broni nas przed zaciętością wrogów, walczy za nas, daje łaskę, i aby nas ocenił, umocnił, zawsze jest gotów dać nam Ciało Syna swojego u Stołu Pańskiego.
To są okazy niemylne względności, łaskawości, jakie Bóg ma ku nam. Któż pojmie jak daleko posuwa się Jego miłość ku stworzeniom tak nędznym, tak nikczemnym jak my jesteśmy; znowu, jak wielką powinna być nasza wdzięczność ku Dobroczyńcy najszczodrobliwszemu? Jeśli panowie ziemi, odebrawszy hołdy od osób których urodzenie lub majętność niżej od nich stawia, sądzą się obowiązanymi do oddania im okazu swego szacunku i wdzięczności, jaką cześć, jakie hołdy nieść winniśmy robaczki ziemi wszechwładnemu, potężnemu władcy wszechświata, co nam tyle dał okazów swej względności, łaskawości, miłosierdzia?
Nade wszystko, pamiętaj synu, że Majestat Boga jako nieskończony, jest godzien, abyś Mu służył z pobudek najczystszej miłości i w zamiarze jedynie Mu podobania się.
Trwożliwości nie mamy uważać za cnotę. Ks. Wawrzyniec Scupoli (3)
Utarczka duchowa inaczej Walka duchowa, czyli nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości chrześcijańskiej (3)
Utarczka duchowa czyli nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości chrześcijańskiej. Przez Księdza Scupoli, Teatyna. Przełożył z francuskiego X. S. U. W. C. (Ks. Stanisław Ulanecki), Warszawa 1858.
ROZDZIAŁ V. Trwożliwości nie mamy uważać za cnotę
Bardzo upowszechnioną jest ułudą, że trwożliwość, pomieszanie, niepokój jaki uczuwamy po grzechu, przypisujemy cnocie. Ten wewnętrzny, następstwem grzechu będący niepokój, chociaż może połączony jest nieco z żalem, pochodzi on głównie z pychy, z zarozumiałości ukrytej, zbytnim zaufaniem siłom własnym spowodowanej. Kiedy zatem człowiek co się sądził być ugruntowanym w cnocie, co pogardzał dumnie pokusami, własnym doświadczeniem pozna, że jest słabym, że jest grzesznikiem jak drudzy, zdumiewa się nad swym upadkiem, jakby nad rzeczą nadzwyczajną, i widząc, jak cała jego mniemana cnoty budowa skruszoną została, wpada w niespokój, w rozpacz.
Nie przydarza się to wcale duszom prawdziwie pokornym, wolnym od zarozumiałości, które całkowicie wspierają się na Panu: jeśli upadną, nie zdumiewa ich to wcale, ani wiedzie do rozpaczy; bo światło prawdy im wskazuje, że upadek jest skutkiem wrodzonym ich niestałości, ich nędzy.
ROZDZIAŁ VI. Niektóre uwagi służące do pozbycia się ufności w sobie, a zaufania całkowitego Bogu
Cała moc nasza służąca do zwalczenia nieprzyjaciela duszy, zasadza się na poznaniu nędzy własnej, na ufności w Panu; udzielamy tu przeto niektóre jeszcze uwagi: jak nabyć tych cnót możemy.
Przede wszystkim synu, winieneś wrazić sobie w umysł głęboko, że ani przymioty i talenty wrodzone i nabyte, choćbyś miał największe, ani łaski otrzymane, ani najobszerniejsza wiedza i rozumienie Pism, ani wszelkie poświęcenia się czynione dla Boga przez lat wiele, wszystko to nie może nas jeszcze uczynić zdolnymi do spełnienia woli Boskiej, do zadosyć uczynienia naszym powinnościom, jeżeli prawica Najwyższego nie raczy nas wzmacniać w każdej okazji, która się przedstawia w każdym dziele co mamy do wykonania, w każdej pokusie do zwalczenia, w każdym wyjściu z niebezpieczeństwa, w każdym zniesieniu cierpliwym krzyża, jaki Opatrzność na nas zsyła. Co dzień przeto, co chwila przypominać sobie powinieneś synu tę prawdę i nią zabezpieczać się przeciw zarozumiałości i poleganiu na siłach własnych. Abyś zaś zupełną miał ufność w Bogu, winieneś być mocno przekonanym, że z Bogiem łatwo możesz zwyciężyć wszelkiego rodzaju wrogów, bądź w małej, bądź w wielkiej liczbie na ciebie nacierających, bądź potężnych i wprawnych do walki, bądź słabych i niezręcznych. Takich trzymając się zasad, chociażby dusza obciążoną była grzechami, choćby daremne czyniła wysiły do powstania z występków i ćwiczenia się w cnotach, choćby nawet z każdym dniem coraz więcej czuła popędu do złego, zamiast postępowania w doskonałości; zrażać się tym nie powinieneś, ani tracić odwagi i ufności w Panu, ani opuszczać swych ćwiczeń duchownych, przeciwnie, jeszcze bardziej nabierać męstwa, i coraz nowe przedsiębierz usiłowania do zwalczenia wroga. Albowiem w utarczce tego rodzaju zawsze zwycięsko wyjdziesz, jeżeli będziesz tyle odważnym, iż nie złożysz oręża, jeżeli nie przestaniesz ufać w Bogu. Bóg nigdy nie opuszcza bez pomocy tych, co w Jego walczą sprawie, chociaż niekiedy w starciu z wrogiem odbierają lekkie blizny. Walcz przeto aż do końca, bo na tym zawisła wygrana. Wreszcie, kto walczy aby pozostał wiernym Bogu, kto na Nim całkowicie polega, wnet na same blizny, prędkie i skuteczne otrzymuje lekarstwo, i wtenczas kiedy najmniej się spodziewa, widzi wroga powalonego u stóp swoich.
ROZDZIAŁ VII. O dobrym użyciu władz duszy i ciała, a przede wszystkim władz rozumu i woli
Gdybyśmy w duchowej walce nie mieli innej broni, prócz nieufności sobie i ufności w Bogu, nie moglibyśmy jeszcze pokonać naszych namiętności i w wielkie często wpadalibyśmy usterki. Dlatego powinieneś synu jeszcze trzeciego chwycić się oręża, dobrego użycia władz duszy i ciała; i to właśnie, jakeśmy wspomnieli, stanowi trzeci środek dojścia do doskonałości.
Zacznijmy od dobrego pokierowania użycia naszego rozumu i woli. Rozum nasz winien być wolnym od dwóch wielkich wad, z których tak mu trudno się otrząsnąć: pierwsza jest niewiadomość przeszkadzająca nam poznać prawdę, i co jest jej przedmiotem. Potrzeba przeto, abyśmy starali się rozproszyć zamraczające nas ciemności i pouczyli się koniecznie jasno poznawać, co mamy czynić dla oczyszczenia duszy z chuci nieporządnych, dla przyozdobienia jej cnotami. To zaś dokonać możemy dwojakim sposobem.
Najpierwszy i najgłówniejszy z nich, jest modlitwa błagalna do Ducha Przenajświętszego, aby ci udzielił światła swojego, którego On nigdy nie odmawia tym, którzy Boga z całego szukają serca, którzy miłują przykazania Boskie i usiłują takowe zachować, i którzy w każdym zdarzeniu, sąd swój poddają pod wolę przełożonych.
Drugi środek zależy na tym, abyś się starał pilnie i w szczerocie serca zbadać przedstawiające się tobie przedmioty, czy są dobre lub złe, i abyś o nich sądził nie powierzchownie i podług zmysłów, lub opinii świata, ale wedle światła, jakie do serca Duch Przenajświętszy tobie podaje. Tym sposobem poznasz łatwo i jasno, że, co świat tak chciwie miłuje, za czym z takim zapałem się ugania, jest zwodnictwem i mamidłem, że dostojeństwa i rozkosze na kształt sennych marzeń mijają, i smutkiem, żałością napełniają duszę; że bezwinna hańba i sromota są przedmiotem chwały, a cierpienia źródłem radości, że nie masz nic wznioślejszego, bardziej wspaniałego, zbliżającego nas do Boga, jak darowanie uraz, przebaczanie wrogom, czynienie im dobrze; że lepiej jest gardzić światem niż panować światu; że jest bezpieczniej przez miłość na Boga ulegać ostatniemu z ludzi, jak rozkazywać książętom i władcom; że pokorne poznanie samego siebie, jest większą nad wszystkie nauki; że na koniec, na większą ten zasługuje pochwałę, kto umartwił i pokonał swe żądze w drobnych rzeczach, aniżeli ten, co zdobył miasta, co zwyciężył wielkie armie, co działa cuda, co nawet umarłych wskrzesza.
ROZDZIAŁ VIII. Co nam przeszkadza a co pomaga do zdrowego sądu o rzeczach
Największą zawadą w zdrowym sądzeniu o rzeczach, jest to, że zaledwie się przedstawiają naszemu umysłowi, już uczuwamy ku nim upodobanie lub wstręt, co tak zamracza nasz rozum, że przedmioty zupełnie nam się wydają inne, niż są w istocie. Jeśli zatem synu chcesz się zabezpieczyć przeciw tej ułudzie, czuwaj nad sercem własnym, aby żadnym nieporządnym ku przedmiotom nie powodowało się uczuciem.
Jeśli się przedstawi tobie jaki przedmiot, rozważ go w umyśle, zbadaj bez skwapliwości, wprzód nim się twa wola nachyli do przyjęcia go, gdy jest przyjemnym, lub odrzucenia, gdy jest przeciwnym; umysł bowiem twój nie będąc jeszcze zawładnionym żadnym uczuciem, bez trudności rozróżni prawdę od kłamu, rozróżni złe okryte osłoną dobra zwodniczego, od dobra wydającego się na pozór złem prawdziwym; lecz skoro wola uprzedzi się ku przedmiotowi, upodoba go sobie, lub znienawidzi, umysł wtenczas staje się niezdolnym do osądzenia go takim, jakim jest w istocie, albowiem ukryte wewnątrz uczucie sprawi, że fałszywe o przedmiocie uczynisz sobie wyobrażenie i kiedy umysł po raz drugi, wcale innym, niż jest rzeczywiście, przedstawi go woli, wówczas wola już uprzedzona i wzruszona namiętnością, podwoi swe zapragnienie, lub nienawiść ku przedmiotowi, nie zachowa już ani miary, ani się zatrzyma w granicach słuszności.
W takim nieładzie i omamieniu umysł zamracza się coraz bardziej, przedstawia woli przedmiot coraz bardziej upodobania lub nienawiści godnym, tak dalece, że im mniej zachowamy prawidło dopiero wskazane, a tak potrzebne, tym więcej dwie te szlachetne władze duszy, rozum i wola, wzajem zwodzić się będą i wpadać z błędu w błąd, z ciemności do ciemności, z przepaści do nowej przepaści. Szczęśliwi ci, co nie przywiązują się do żadnego stworzenia, którzy nie miłując nic na ziemi, starają się wprzód dobrze ocenić przedmioty, które im się być wydają upodobania godne, i o nich sądzą wedle rozumu i szczególniej wedle światła nadprzyrodzonego, którego im Duch Święty bądź wprost, bądź za pośrednictwem osób, których kierunkowi się powierzyli, udziela.
Uważ dobrze synu, że prawidło o którym mówimy, bardziej jest potrzebne w rzeczach zewnętrznych które same w sobie są dobre, aniżeli w tych, które są mniej chwalebne, albowiem w pierwszych prędzej możemy być oszukanymi, bo co do nich, najczęściej z całą skwapliwością bez dostatecznego bierzemy się zastanowienia, same przeto sprawy dobre, nie chciej synu na ślepo przedsiębrać, bo jedna pominięta okoliczność czasu lub miejsca, może zepsuć wszystko, i samo wykonanie rzeczy niewłaściwym sposobem, albo z zaniedbaniem porządku posłuszeństwa, może się przyczynić do wielu błędów i zgorszeń; jak to widzimy w przykładach wielu osób, które zgubiły się przy wykonaniu najchwalebniejszych dzieł i ćwiczeń najświętszych.
[Zakładam, że to opracowanie, w piśmie lewicowo – lewackim, jednak oddaje w miarę wiernie słowa Franciszka. Będą poważniejsze analizy. M. Dakowski]
==========================
„Homoseksualizm nie jest przestępstwem” – powiedział papież Franciszek w wywiadzie dla agencji Associated Press. Za „grzech” uznał to, że są biskupi, którzy popierają przepisy penalizujące homoseksualizm i dyskryminujące osoby o takiej orientacji.
Ci biskupi muszą przejść proces nawrócenia – ocenił papież. Dodał, że potrzebna jest czułość, jaką Bóg ma dla każdego z nas. Określił jako „niesprawiedliwe” przepisy, które penalizują homoseksualizm i zaapelował do biskupów, by przyjmowali osoby LGBTQ w Kościele.
Apel do krytyków
W opublikowanej pierwszej części wywiadu Franciszek powiedział też, że prosi swoich krytyków o to, by powiedzieli mu prosto w twarz [hi, hi.. żeby zginęli jak kard. Pell?? MD] , jeśli czegoś nie akceptują.
Podkreślił odnosząc się do śmierci emerytowanego papieża Benedykta XVI: „Straciłem ojca”; „był dla mnie bezpieczeństwem”, „straciłem dobrego towarzysza”. Franciszek zapewnił, że jest w dobrym stanie zdrowia. [?? Czyżby?? Ten wywiad temu przeczy! MD]
A ja tobie powiadam, iżeś ty jest opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie zwyciężą go. Mt 16,18 ———————
Słowa Pana Jezusa pocieszają nas, że Kościół nigdy nie zostanie pokonany, ale ostrzegają nas również, że bramy piekielne będą próbowały pokonać Kościół, a czasami mogą nawet wydawać się być bliskie sukcesu.
Korneliusz Lapide rozwinął te słowa naszego Pana w swoim komentarzu do Ewangelii Św. Mateusza:
„Swoim słowem, Chrystus najpierw zachęca Swój Kościół, aby nie słabł, gdy widzi, że jest atakowany przez całą moc szatana i złych ludzi. W drugiej kolejności; brzmi jakby trąbą, aby Kościół zawsze czuwał odziany w zbroję, przeciwko wrogom, którzy Go z taką nienawiścią atakują.”
Kiedy widzimy, że Kościół jest atakowany przez szatana, nie powinniśmy rozpaczać, nasz Pan powiedział nam, że tak się stanie, więc naszą odpowiedzią powinno być zaufanie Bogu i walka jak prawdziwi Chrześcijanie.
Szatan zawsze prowadził tę wojnę, nie tylko przeciwko Kościołowi, ale przeciwko całej ludzkości. Dziś widzimy, że atakuje z większą intensywnością niż ktokolwiek i robi to zupełnie otwarcie. Chociaż wszyscy moglibyśmy wskazać różne sposoby, w jakie te ataki stały się bardziej widoczne w ostatnich latach, poniższe okropności wskazują na stopień, w jakim szatan zdobył ogromną władzę nad społeczeństwem świeckim:
– Propagowanie aborcji nie tylko jako godnej pożałowania ostateczności, ale jako podstawowego prawa, które należy pielęgnować
– Ataki na dzieci, zwłaszcza w postaci rozpowszechnionej pedofilii
– Żarliwe propagowanie transgenderyzmu i płynnej tożsamości płciowej jako prawdy niepodlegającej dyskusji, którą wszyscy musimy zaakceptować, jeśli chcemy uczestniczyć w życiu społecznym
– Naleganie, abyśmy wszyscy zaakceptowali najbardziej niedorzeczne i niegodziwe kłamstwa naszych rządów, mediów i tak zwanych „pedagogów”
– Rosnąca tyrania medyczna, która wywyższa wewnętrznie sprzeczną „naukę” ponad zdrowy rozsądek i rzeczywistość widzialną
– Oczywiste spełnienie się proroczego ostrzeżenia Siostry Łucji dla kardynała Carlo Caffarra, że „decydująca bitwa pomiędzy Królestwem Chrystusa a szatanem będzie dotyczyć małżeństwa i rodziny”.
– Wzrost jawnego „satanizmu”, z klubami szatana w szkołach, a nawet satanistycznymi przesłaniami w rozrywce kierowanej do dzieci’ ============================== Mamy więc te, i inne, wyraźne oznaki rosnącego wpływu szatana w społeczeństwie. Możemy nie wiedzieć, dlaczego tak się dzieje, ale nie możemy kwestionować faktu, że tak jest.
Ponieważ szatan ma coraz większy wpływ na społeczeństwo świeckie, możemy również się spodziewać, że będzie w stanie prowadzić wzmożoną wojnę z Kościołem. I rzeczywiście, mamy wiele oznak tego wzmożonego ataku na Kościół katolicki, między innymi takie jak:
– Oddawanie przez Franciszka czci Pachamamie
– Poparcie Watykanu dla różnych antykatolickich inicjatyw Wielkiego Resetu, w tym „szczepionek”
– Jawnie heretycki i niemoralny Synod o Synodalności
– Coraz bardziej bezpośrednie i nikczemne ataki Franciszka na tradycyjny katolicyzm, w miarę jak faworyzuje on różne religie niekatolickie
W świetle tych i innych bluźnierczych wydarzeń, widzimy, że bramy piekieł wydają się być bliskie zwycięstwa nad Kościołem. Jak powiedział kardynał Gerhard Müller o Synodzie na temat synodalności w przełomowym wywiadzie z Raymondem Arroyo, „Jeśli im się uda, będzie to koniec Kościoła katolickiego”.[Powinno raczej być: „Jeśli BY im się udaŁO, byłby to koniec Kościoła. md]
Musimy jednak stwierdzić, że w przeciwieństwie do zgorszenia obecnego w religiach niekatolickich, wszystkie te bluźniercze zjawiska są obce naturze Kościoła. Szatan i jego zwolennicy wykorzystali wszystkie przejawy „ducha” SW II, aby zaatakować Kościół katolicki w podobny sposób, w jaki wojownik może próbować otruć swojego wroga. Nie możemy winić Kościoła za to zło, tak jak nie winilibyśmy ofiary otrucia za truciznę, którą podał mu jego wróg.
Jednak dla niektórych bezkrytycznych obserwatorów, te narastające skandale wychodzące z Rzymu sugerują, że Kościół katolicki nie może być prawdziwym Kościołem ustanowionym przez naszego Pana. Taki wniosek całkowicie ignorowałby lub źle rozumiałby słowa naszego Pana o bramach piekielnych, a są one przecież dalekie od sugestii, że Kościół nie pochodzi od Boga. Te lepiące się do Kościoła ataki bram piekielnych stawiają w centrum uwagi Instytucję, której szatan nienawidzi najbardziej. Wręcz przeciwnie, jeśli czytamy uważnie słowa Św. Hieronima, musimy dojść do wniosku, że brak prześladowań ze strony szatana, zwłaszcza dzisiaj, byłby rozstrzygającym dowodem na to, że Kościół nie pochodzi od Boga:
„Wiemy, że Kościół będzie nękany prześladowaniami aż do końca świata, ale nie będzie zniszczony: będzie wystawiany na próby, ale nie będzie pokonany, bo taka jest obietnica Wszechmocnego Boga, którego słowo jest prawem natury”.
Mamy więc do czynienia z paradoksem.
Ponieważ bramy piekielne tak zawzięcie atakują Kościół, możemy być pewni, że Kościół jest jedynym miejscem, w którym powinniśmy teraz być. Gdyby nie obietnica Pana Jezusa, że bramy piekielne nie przemogą Kościoła, moglibyśmy pomyśleć, że lepiej byłoby znaleźć się gdzie indziej. Ale obietnica naszego Pana odnosi się tylko do Kościoła katolickiego, który jest jedynym Kościołem, jaki On ustanowił, Kościół jest jedyną „bezpieczną przystanią”. Jak to podkreślił Michael Matt w swoim ostatnim filmie w Remnant TV, gdybyśmy porzucili Wiarę Katolicką, stracilibyśmy ochronę obiecaną przez Pana Jezusa.
Wszystko to powinno uspokajać katolików, którzy postanowili pozostać w Kościele, ale musimy rozważyć dwa inne aspekty, aby określić „gdzie powinniśmy stać”, gdy bramy piekielne próbują zwyciężyć Kościół. Czy musimy koniecznie być Tradycyjnymi katolikami; i czy ataki szatana na Kościół nakładają na nas jakieś specjalne zobowiązania.
Po pierwsze, musimy stwierdzić, że szatan nie „atakuje” tzw. „kościoła soborowego” (który Franciszek, dla swojej wygody, nazwał „kościołem synodalnym”). Szatan raczej wykorzystuje „kościół synodalny” i jego perwersje do prowadzenia wojny z Kościołem katolickim. W tej walce, infiltratorzy atakują jedynie niezmienną Wiarę Katolicką i Tradycyjnych Katolików. W związku z tym, tzw. katolików synodalnych powinno zaniepokoić to, że chociaż szatan ma większą niż kiedykolwiek władzę nad światem i nienawidzi Kościoła katolickiego bardziej niż czegokolwiek innego, ich pasterze przyklaskują tej nowej wiośnie, w której tolerowane są wszystkie wyznania, poza Tradycyjnym Katolicyzmem!
Czy to się komuś podoba, czy nie, „katolicy synodalni” stoją za Franciszkiem, Cupichem i ks. Jamesem Martinem, gdy ci fałszywi pasterze atakują tradycyjnych katolików za to, że wierzą i praktykują to, w co wierzyli i praktykowali wszyscy święci. To właśnie z tego powodu, szatan swiadczy „kościołowi synodalnemu”, usługi bram piekielnych.
Co więcej, Pan Jezus kazał nam sądzić po owocach i możemy z łatwością zauważyć, że owoce tradycyjnego katolicyzmu są wyjątkowo zdrowe i prawdziwie katolickie, podczas gdy owoce „kościoła synodalnego” są zadziwiająco zgniłe i antykatolickie. Żaden rozsądny obserwator nie może pomyśleć, że „kościół synodalny” jest spadkobiercą obietnicy naszego Pana, że bramy piekielne Go nie przemogą. O wiele bardziej logicznym wnioskiem jest postrzeganie „kościoła synodalnego” jako istotnej części bram piekielnych. Musimy zatem być „Tradycyjnymi Katolikami”, jeśli chcemy pozostać katolikami.
Ta oczywistość nasuwa pytanie, jak powinniśmy się zachowywać? Czy ta sytuacja nakłada na nas jakieś szczególne zobowiązania. Oczywiście musimy bronić tradycyjnego katolicyzmu i sprzeciwiać się „kościołowi synodalnemu” i całemu jego nadęciu. Chociaż wszyscy możemy odegrać w tym rolę zgodną z naszymi obowiązkami stanu, biskupi z pewnością mają tutaj największą odpowiedzialność.
Czy dobrym pasterzom wypada szukać wygodnych i bezpiecznych kryjówek, gdy wilki pożerają stado? Czy nie powinno być raczej tak, że pasterze mają obowiązek zrobić wszystko, co w ich mocy, aby odeprzeć wilki? Pasterze nie mogą się wymigać od tego obowiązku, ubolewając nad tym, że wilkami są inni biskupi, w tym jeden ubrany na biało. Nasz Pan powiedział nam, abyśmy strzegli się wilków w owczej skórze. Gdyby zamiast tego miał na myśli cierpliwe znoszenie wilków w owczej skórze, to oczywiście mógłby znaleźć słowa, aby tę myśl wyrazić.
W tej kwestii powinniśmy rozważyć poważne szkody spowodowane cierpliwym tolerowaniem wilków, które pożerają stado. Leon XIII jasno stwierdził, że milcząc, stajemy się wspólnikami wrogów:
„To są nasi wrogowie, a ich planem jest (i nawet tego nie ukrywają, ale mówią to otwarcie) unicestwienie, jeśli to możliwe, prawdziwej religii, prawdziwej religii katolickiej. Aby odnieść sukces, nie cofną się przed niczym; wiedzą dobrze, że zastraszenie dobrych dusz ułatwi ten cel. . . . Zaniechanie lub milczenie w obliczu tego jazgotu przeciwko prawdzie jest albo czystą słabością, albo zwątpieniem w wierze. W obu przypadkach, jest to pohańbienie Boga. Zarówno Zbawienie własnej duszy jak i innych dusz byłoby w takiej sytuacji poważnie zagrożone, ponieważ byłaby to praca na rzecz wrogów Wiary, gdyż nic tak nie zachęca złoczyńców do zuchwałości jak słabość dobrych ludzi. . . Dodajmy: Chrześcijanie rodzą się po to, by walczyć”. (z Liberalism & Catholicism O. A Roussel’a, s. 131).
Mamy więc obowiązek bronić prawdy, co oznacza, że musimy jej bronić w całości, do tego stopnia ile to możliwe.
Bez wątpienia, każdy z nas powinien współpracować z Łaską Bożą najlepiej jak potrafi. Gdybyśmy bronili twierdzy atakowanej przez wroga, który chce torturować i zabijać niewinne dusze w niej przebywające, oczywiście zrobilibyśmy wszystko, co w naszej mocy, aby pokonać wroga. Wiemy, że w tej duchowej wojnie jesteśmy silni, proporcjonalnie do siły naszej determinacji w wypełnianiu woli Bożej jako święci.
Jak czytamy u Św. Pawła na początku Adwentu, musimy się oblec w zbroję światłości:
„A to wiedząc czas, iż jest godzina, abyśmy już ze snu powstali. Albowiem teraz bliższe jest nasze zbawienie, niż kiedyśmy uwierzyli. Noc przeminęła, a dzień się przybliżył. Odrzućmyż tedy uczynki ciemności, a obleczmy się w zbroję światłości. Jako we dnie uczciwie chodźmy: nie w biesiadach i pijaństwach, nie w łożach i niewstydliwościach, nie w zwadzie i w zazdrości,ale się obleczcie w Pana Jezusa Chrystusa, a starania o ciele nie czyńcie w pożądliwościach.” Rz 13, 11-14
Jeśli chcemy mężnie bronić się przed bramami piekielnymi, musimy postępować tak, jakbyśmy naprawdę wierzyli w to, czego nauczał Pan Jezus i Jego święci. Oznacza to, że powinniśmy starać się prowadzić święte życie.
Gdzie zatem jesteśmy, gdy bramy piekielne wydają się tak bliskie zwycięstwa nad Kościołem? Jeśli jesteśmy zdeterminowanymi tradycyjnymi katolikami, powinniśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by bronić Mistycznego Ciała Chrystusa, a szatan będzie nas wtedy nienawidził. Jeśli tak właśnie robimy, możemy mieć absolutną pewność, że Bóg nigdy nas nie opuści i że będziemy wśród tych, których użyje do obrony swojego Kościoła przed tymi przerażającymi atakami bram piekielnych.
Niech Najświętsza Maryja Panna pomaga nam zawsze walczyć jak prawdziwi Chrześcijanie! Niepokalane Serce Maryi, módl się za nami!
„Papież Franciszek” jest naszą „nagrodą” za tolerowanie błędów Soboru Watykańskiego II.
Robert Morrison
https://remnantnewspaper.com/web/index.php/articles/item/6248-pope-francis-is-our-reward-for-tolerating-the-errors-of-vatican-iiKończy się rok liturgiczny i rozpoczyna się kolejny Adwent, a Franciszek nadal okupuje papiestwo. Nie możemy w tej sytuacji uciec od wniosku, że kryzys Kościoła w ciągu ostatniego roku jeszcze bardziej się pogłębił. Wszyscy, z wyjątkiem najbardziej upartych obłudników, uznają, że Rzym nie tylko utracił Wiarę, ale stał się również najpotężniejszym głosem przeciwko prawdziwej Wierze. Odnosimy wrażenie, że słyszymy teraz niezakłócony głos szatana wypowiadany ustami fałszywych pasterzy.W miarę jak pogłębia się kryzys, z coraz większym przerażeniem patrzymy na abdykację Benedykta XVI. Jak mógł on opuścić Kościół w sytuacji, gdy wilki były gotowe do ataku? Ile dusz zostało straconych z powodu tej decyzji? Czy kiedykolwiek usłyszelibyśmy o Wielkim Resecie, gdyby Benedykt XVI był bardziej stanowczy?Chociaż możemy zasadnie zadawać te pytania, wiemy, że ten kryzys nie zaczął się od Franciszka. A jeśli przestudiujemy dwa aspekty przemówienia Benedykta XVI z 14 lutego 2013 r. do duchowieństwa rzymskiego przed „opuszczeniem posługi Piotrowej”, możemy lepiej zrozumieć, dlaczego Franciszek jest właściwą „nagrodą” za naszą tolerancję dla błędów, które kwitły w Kościele po Soborze Watykańskim II. Pierwszym aspektem przemówienia Benedykta XVI, który należy rozważyć, jest stwierdzenie, z którym wielu tradycyjnych katolików generalnie się zgadza:”Wiemy, że ten Sobór mediów był dostępny dla wszystkich. Dlatego był bardziej przekonujący, bardziej skuteczny, a tym samym, spowodował wiele katastrof, wiele problemów, wiele cierpienia: seminaria zamknięte, klasztory zamknięte, zbanalizowana liturgia …”Choć możemy się spierać, do jakiego stopnia media odegrały tutaj rolę, z pewnością ma on rację, przypisując Soborowi ” wiele nieszczęść”. Wypowiedzi takie jak te Benedykta XVI (nawet w ciągu dekad poprzedzających jego wybór na papieża) przekonały wielu tradycyjnych katolików, że był on ortodoksyjny, pomimo licznych dowodów na to, że było inaczej.Jednak, podobnie jak wiele innych tekstów przez niego napisanych w trakcie jego kariery, pożegnalne przemówienie Benedykta XVI do duchowieństwa w Rzymie również ilustruje modernistyczną skłonność do stawiania obok siebie prawdy i błędu. Jak zobaczymy w każdym z poniższych fragmentów jego przemówienia, Benedykt XVI był zręcznym propagatorem kilku antykatolickich błędów, a które uważamy za odrażające, gdy wygłasza je Franciszek:Dążenie do uaktualnienia Kościoła do otaczającego świata. „Wyruszyliśmy więc na Sobór nie tylko z radością, ale i z entuzjazmem. Było w nas niesamowite poczucie oczekiwania. Mieliśmy nadzieję, że wszystko zostanie odnowione, że rzeczywiście nastąpi nowa Pięćdziesiątnica, nowa era Kościoła, ponieważ Kościół w tym czasie był jeszcze dość silny – frekwencja na niedzielnej Mszy Św. była nadal dobra, powołania do kapłaństwa i życia zakonnego były już nieco słabsze, ale wciąż wystarczające. Istniało jednak poczucie, że Kościół nie idzie do przodu, że podupada, że wydaje się raczej przeszłością, a nie zwiastunem przyszłości.W tym czasie mieliśmy nadzieję, że ta relacja zostanie odnowiona, że się zmieni; że Kościół może ponownie stać się siłą dla jutra i siłą dla dnia dzisiejszego. Wiedzieliśmy, że relacje między Kościołem a swiatem, od samego początku, były nieco nadwyrężone, począwszy od błędu Kościoła w sprawie Galileo Galilei. Chcieliśmy naprawić ten początkowy błąd i odkryć na nowo związek między Kościołem a najlepszymi siłami świata, aby otworzyć ludzkość na przyszłość, spowodować prawdziwy postęp.” (Benedykt XVI, 14 lutego 2013 r.)
To poczucie ciągłej odnowy Kościoła, aby nadążyć za współczesnym światem, spowodowało prawie wszystkie katastrofalne zmiany od czasu Soboru Watykańskiego II. Myśl Benedykta XVI, że Kościół musi „iść do przodu” i zjednoczyć się ze światem, jest tym samym duchem, który prowadzi Franciszka do potępienia „zacofanych” tradycyjnych katolików, gdy promuje on Wielki Reset.Pochwały dla „łotrów soborowych”. „Pamiętam spotkania z kardynałami i tak dalej. To trwało przez cały Sobór: spotkania na małą skalę z przedstawicielami innych krajów. W ten sposób poznałem wielkie postacie, takie jak Ojciec de Lubac, Daniélou, Congar, i tak dalej.” (Benedykt XVI, 14 lutego 2013 r.)Te „wielkie postacie” odegrały zasadniczą rolę we wspieraniu najbardziej antykatolickich nowinek Soboru.
Co znamienne, to właśnie Congar dostarczył Franciszkowi inspiracji dla Synodu o Synodalności, co ten ogłosił w przemówieniu otwierającym, 9 października 2021 r:”Błogosławionej pamięci Ojciec Congar, powiedział kiedyś: 'Nie ma potrzeby tworzenia kolejnego Kościoła, ale tworzenie innego Kościoła'”. Benedykt XVI i wychwalane przez niego „wielkie postacie” wiedziały, jak przeprowadzić reformę w ramach pozornej ortodoksji, co pozwoliło im wyrządzić więcej szkód niż gdyby byli jawnymi heretykami. Dzięki ich wysiłkom w tym zakresie, Franciszek i jego Synod mogą teraz deptać Wiarę, nie udając już nawet, że są katolikami.Rozwój koncepcji „Ludu Bożego”. „W poszukiwaniu pełnej wizji teologicznej eklezjologii, w latach czterdziestych, w latach pięćdziesiątych, pojawiła się pewna krytyka dotycząca koncepcji Ciała Chrystusa. Uważano, że słowo „mistyczny” jest zbyt duchowe, zbyt ekskluzywne; wtedy zaczęło się pojawiać pojęcie „Lud Boży”. Sobór słusznie przyjął ten element, który przez Ojców (soborowych) był uważany za wyraz ciągłości między Starym i Nowym Testamentem. . . .Jednak dopiero po Soborze, ten element – który można odnaleźć także, choć w sposób ukryty, w samym Soborze, ujawnił swoją pełnie. Mianowicie: łącznikiem między Ludem Bożym a Ciałem Chrystusa jest właśnie komunia z Chrystusem we wspólnocie eucharystycznej…. Powiedziałbym, że filologicznie nie jest to jeszcze w pełni rozwinięte w Soborze, jednak to właśnie w wyniku Soboru pojęcie komunii coraz bardziej zaczęło wyrażać istotę Kościoła, komunii w jej różnych wymiarach: komunii z Bogiem trynitarnym – który sam jest komunią między Ojcem, Synem i Duchem Świętym – komunii sakramentalnej oraz konkretnej komunii w episkopacie i w życiu Kościoła.” (Benedykt XVI, 14 lutego 2013 r.)Jakkolwiek uczenie i imponująco brzmią te słowa, nie są one katolickie, dlatego też możemy mieć trudności z uchwyceniem ich znaczenia, jeśli będziemy próbowali interpretować je w świetle wiary. Na szczęście, O. Dominique Bourmaud wyjaśnił znaczenie i wagę tych idei w swojej książce Sto lat modernizmu (opublikowanej kilka lat przed pożegnalnym przemówieniem Benedykta XVI):”Tam, gdzie kiedyś Magisterium mówiło o naturze Kościoła, Congar nawiązał raczej do jego tajemnicy; tam, gdzie Pius XII uświęcił pojęcie członka Mistycznego Ciała Chrystusa, Congar wprowadził cudownie niejasne pojęcie „komunii Ludu Bożego”. Dlaczego? Ponieważ członkiem jakiegoś ciała się jest albo nie, natomiast można być mniej lub bardziej w komunii(z takim ciałem).
„Nowinkarze wykorzystali koncepcję „Ludu Bożego”, by objąć nią niekatolików, a jednocześnie wykluczyć tych, którzy trzymają się tego, czego Kościół zawsze nauczał. Widzimy to jeszcze wyraźniej w przypadku ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego omówionych poniżej.Fałszywy ekumenizm. „Wreszcie ekumenizm. Nie chcę wchodzić teraz w te problemy, ale było oczywiste – zwłaszcza po „pasjach”, jakich doznali chrześcijanie w czasach nazistowskich – że chrześcijanie mogą znaleźć jedność, a przynajmniej dążyć do jedności. Jednak było też jasne, że tylko Bóg może obdarzyć jednością. I my nadal podążamy tą drogą”. (Benedykt XVI, 14 lutego 2013 r.)Jedyną podstawą jedności między religiami chrześcijańskimi jest przyjęcie przez niekatolików prawd Kościoła katolickiego. Ci, którzy odstępują od tego punktu, nie zachęcają niekatolików do nawrócenia, przekonują katolików, że Kościół nie jest niezbędny dla zbawienia.
Każdy katolik, który akceptuje fałszywy ekumenizm głoszony przez Jana XXIII i jego następców, stoi na krawędzi apostazji.Dialog międzyreligijny. „Kiedy zaczęliśmy pracować nad islamem, powiedziano nam, że istnieją także inne religie świata: cała Azja! Pomyślmy o buddyzmie, hinduizmie…. I tak, zamiast deklaracji, jak to było początkowo pomyślane, dotyczącej tylko Ludu Bożego w Starym Testamencie, powstał tekst o dialogu międzyreligijnym, antycypujący to, co zaledwie 30 lat później zostanie ukazane w całej swojej intensywności i znaczeniu.” (Benedykt XVI, 14 lutego 2013 r.)
Nie można w dostateczny sposób wyrazić tego, jak niegodziwy i niedorzeczny jest ten dialog międzyreligijny. Nasz Pan Jezus Chrystus ustanowił Święty Kościół Katolicki dla czci Boga i zbawienia dusz. Szatan używa tych fałszywych religii, aby trzymać dusze z dala od Boga, a każda ich pochwała jest obraźliwa dla Boga i niebezpieczna nie tylko dla tych, którzy tkwią w fałszywych religiach, ale także dla katolików. Kiedy papież honoruje islam, buddyzm i hinduizm „dialogiem międzyreligijnym”, czy jest jakaś logiczna podstawa do stwierdzenia, że jest „zbyt dalekim krokiem”, aby papież uhonorował Pachamamę, tak jak to zrobił Franciszek?
Jeśli uczciwie rozważymy te wypowiedzi Benedykta XVI, musimy przyznać, że są one sprzeczne z tym, czego Kościół zawsze nauczał. Co więcej, zawierają one „teologiczne” podstawy wielu antykatolickich nadużyć, które widzimy u Franciszka. A jednak większość wiernych katolików była zadowolona z Benedykta XVI, ponieważ jego modernistyczna metoda teologiczna pozwoliła mu dodać wystarczająco dużo ortodoksyjnie brzmiących wypowiedzi, aby zrównoważyć te, które były wyraźnie heterodoksyjne.
Rodzi się w związku z tym pytanie. Ile błędów w Kościele, to zbyt wiele błędów? W encyklice Satis Cognitum z 1896 roku Leon XIII dał prostą podstawę do zrozumienia, że nawet niewielki błąd jest niezgodny z nauką katolicką:”Praktyka Kościoła zawsze była taka sama, jak to wynika z jednomyślnego nauczania Ojców, którzy mieli zwyczaj uważać za pozostającego poza katolicką wspólnotą i obcego Kościołowi, każdego, kto w najmniejszym stopniu ustąpiłby z jakiegokolwiek punktu doktryny przedstawionego przez Jego autorytatywne Magisterium”.Wynika to w sposób naturalny z zasady, że rolą Kościoła jest wierne przekazywanie prawd, które powierzył Mu Jezus Chrystus. O to właśnie modlimy się w Akcie Wiary:Panie Boże, niezachwianą wiarą wierzę i wyznaję wszystko razem i z osobna, co Święty Kościół Katolicki przedkłada do wierzenia, ponieważ Ty, Boże, to wszystko objawiłeś, Ty, który jesteś odwieczną prawdą i mądrością, która ani wprowadzić w błąd nie może, ani też sama zbłądzić. W tej wierze postanawiam żyć i umrzeć. Amen. Wierzę w Ciebie, Boże żywy, w Trójcy jedyny, prawdziwy. Wierzę coś objawił, Boże, Twe słowo mylić nie może.Wierzymy zatem w to, czego naucza Kościół, ponieważ Bóg to objawił. Jak to określił Leon XIII, gdyby Kościół nauczał dziś czegoś, co przeczy temu, czego zawsze nauczał, to albo Kościół byłby fałszywy, albo Bóg byłby oszustem: „Często więc, opierając się na autorytecie tej nauki, oświadcza się, że to lub tamto jest zawarte w depozycie Objawienia Bożego, i musi to być przez każdego uwierzone jako prawda. Gdyby w jakikolwiek sposób mogło być fałszywe, wynikałaby z tego ewidentna sprzeczność; bo wtedy sam Bóg byłby autorem błędu w człowieku.”Żaden rozsądny katolik nie może wątpić w mądrość Leona XIII w tej kwestii. A jednak ci, którzy akceptują nowości SW II promowane przez Benedykta XVI, skutecznie stawiają obok siebie prawdę i błąd w sposób, który czyni z Boga zwodziciela. Gdy to robimy, cała religia staje się absurdalna.Podczas gdy Benedykt XVI maskował absurdy SW II aurą autorytetu doktrynalnego, Franciszek obnażył religię SW II taką, jaką ona jest naprawdę. Bezwstydnie przyjmując i paradując z antykatolickim absurdem soborowej religii, Franciszek wyrządził ogromne szkody; ale otworzył też wielu duszom oczy na rzeczywistość, którą The Remnant i inni opisywali od dziesięcioleci. Franciszek nie zasługuje za to na żadne wyróżnienie – ale jest on odpowiednią „nagrodą” za nasze zbiorowe tolerowanie błędów SW II promowanych przez Benedykta XVI i jego poprzedników.Bóg dopuszcza ten narastający kryzys z jakiegoś powodu. Niewątpliwie jest to dla nas wezwanie, abyśmy zwrócili się do Niego jako święci. Ale ten kryzys wymaga również, abyśmy oddali Mu cześć odmawiając przyjęcia antykatolickich błędów, bez względu na to, kto je popiera. Dopóki tego nie zrobimy, zasługujemy na tyle toksycznego absurdu, ile szatan i globaliści każą Franciszkowi z siebie wypluć. Matko Boża, Pogromczyni wszystkich herezji, Módl się za nami!
Jan Paweł II w 1983 roku potwierdził zmiany w kodeksie, a tym samym przyjął do Kościoła masonów. Zwłaszcza we Włoszech jest ich dużo. Zniesienie ekskomuniki kościelnej było przestępstwem nie tylko przeciwko Kościołowi, ale także przeciwko samym masonom. Jan Paweł II w ten sposób zablokował im drogę do prawdziwej pokuty, czyli wiecznego zbawienia. Wielu masonów żyje w złudzeniu, że mogą teraz uważać się za katolików, mimo to, że swoje dusze podczas wstępnej masonskiej inicjacji zaprzedali diabłu. W rezultacie należy im również odmówić pochówku katolickiego. Dziś masoni już kontrolują Watykan głównie przez swojego powiernika, pseudopapieża Francisa Bergoglio.
Jeśli któryś z masonów chce ratować swoją duszę i nie chce iść do piekła, czyli do wiecznego cierpienia, które nigdy się nie kończy, musi prawdziwie pokutować, a zatem musi wiedzieć, że decyzja Jana Pawła II jest nieważna. W godzinie śmierci i przed sądem Bożym nie pomoże mu odwoływanie się na ten fałszywy dokument.
Masońska organizacja wymaga od swoich członków poszczególnych stopni inicjacji. W pewnym stopniu musi już wyraźnie wyrzec się Chrystusa i poświęcić się diabłu. Dlatego wszystkich masonów nadal dotyczy kara ekskomuniki latae sententiae. Jednocześnie sprowadzili na siebie Bożą anatemę, czyli wykluczenie z Mistycznego Ciała Chrystusa. Boża anatema (Ga 1:8-9) spada za głoszenie lub przyjmowanie innej ewangelii niż tą, którą głosił Chrystus i posłał głosić apostołów.
Antyewangelia masonów zaprzecza zbawczej wierze w jej istocie, a jednocześnie zaprzecza podstawom zasad moralnych i przykazań Bożych. Nie jest możliwe zjednoczenie drogi, prowadzącej do wiecznej zagłady, z drogą Chrystusowej Ewangelii, która prowadzi do życia wiecznego. To absolutny nonsens. Ta organizacja czci i służy innemu bogu, a w rzeczywistości diabłu.
Każdy z jej członków, jeśli nie będę w porę pokutować i umrze w zatwardziałości, będzie wiecznie potępiony. To stwierdzenie opiera się na samej istocie Ewangelii. Z tego słowa w godzinie śmierci będzie sądzony każdy ochrzczony i nieochrzczony mason. Jezus do każdego z nich teraz wypowiada swoje wiecznie ważne słowo: „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy zginiecie” (Łk 13,3).
Przez to, że Jan Paweł II zdjął ekskomunikę na masonów, popełnił rażącą zbrodnię przeciwko istocie Ewangelii. Powszechnie wiadomo, że każdy mason przy wstąpieniu do tej organizacji pozwoli położyć na szyję miecz. Symbolizuje to, że za wierność antyboskiej nauce i programowi jest gotów stracić sumienie, zaprzeczyć zdrowym zasadom rozumu, a nawet poświęcić swoje życie. Jeśli nie dotrzyma obietnicy, wie, że ta organizacja zajmie się jego moralną lub fizyczną likwidacją.
Przyłożenie miecza do szyi – to gest związany z przysięgą. Podczas niej każdy mason sam siebie przeklina za możliwą zdradę przysięgi. Jest to gest antychrztu, czyli publiczne wyrzeczenie się jedynego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Można to porównać do antychrztu cesarza Juliana Apostaty (IV wiek), który kazał wylać na siebie krew byka. Droga powrotna nie jest łatwa, nawet jeśli dana osoba w momencie składania przysięgi nie była w pełni świadoma konsekwencji. Jeśli chodzi o pokutę, nie wystarczy tylko słowem wyrzec się ducha i programu tej organizacji, ale należy wykonać odpowiedni anty-gest, w obecności przynajmniej dwóch świadków.
Były mason, który pokutuje, musi liczyć się z tym, że diabeł i jego słudzy będą również usiłować o jego fizyczną śmierć. Musi to potraktować poważnie jako część prawdziwej pokuty, która zapewni mu wieczne zbawienie, czyli życie wieczne i zbawienie od wiecznych mąk w piekle.
Nie mówimy tutaj o wyższych inicjacjach, kiedy mason de facto staje się medium demonów i diabła i nie jest już w stanie, być może z pewnymi wyjątkami, czynić pokutę. Taka osoba jest już żyjącym kandydatem piekła, której celem jest zaciągnąć do niego jak największą liczbę dusz.
Czyli fakt, że Jan Paweł II odwołał ekskomunikę kościelną na masonów poprzez tzw. poprawkę w nowym kodeksie, jest ze strony tego papieża wielką zdradą. W dniu jego tak zwanej beatyfikacji, 1 maja 2011 r., na niego była pośmiertnie ogłoszona Boża anatema za jego zbrodnie przeciwko Ewangelii Chrystusa, a zwłaszcza za jego odstępcze gesty w Asyżu w 1986 r.
A co do masonów: błagamy, zejdźcie z tej drogi, prowadzącej do wiecznej zagłady! Niech każdy z was osobiście uświadomi sobie, że ma nieśmiertelną duszę. My nie chcemy, żeby twoja dusza skończyła w piekle.
by José Antonio Ureta September 19, 2022 https://www.tfp.org/the-pope-needs-reform-not-the-papacy/?PKG=TFPE22282
The Pope Needs Reform, Not the Papacy
As the title of Henri Sire’s book The Dictator Pope has it, we can say that Pope Francis behaves like a true despot.
At the end of August (2022), he finally organized a consistory of cardinals but, in practice, muzzled them by dividing them into language groups. He only allowed a rapporteur from each group to speak at the plenary session but only to summarize the group’s discussion.
Then, in early September, he imposed a new constitution on the Order of Malta, bypassing internal debates on amendments to its governing statutes. Simultaneously, he removed the Order’s authorities and appointed interim leadership until a new one is elected under his constitution.
From a strictly juridical perspective, he perhaps had the authority to do both things. The cardinals are his advisers, so he can listen to them or not. As for the Order of Malta, despite being sovereign in the temporal order, it is essentially a religious order, so the pope has the power to intervene in its canonical structuring.
However, the Catholic Church is not a government department coldly ruled by decrees. Instead, she is a living reality whose administrative laws serve as a skeleton supporting immemorial customs that vivify and smoothen their application. Furthermore, neither the cardinals nor the Order of Malta’s religious and laity are the pope’s slaves but brothers and sons.
Ignoring the ancient customs governing the relationships between the pope and cardinals and between him and religious orders (or Catholic movements, for the Order of Malta is a mixed entity) is equivalent to governing the Church with that dirigisme with which Enlightenment despots ended organic medieval monarchy.
Paradoxically, this papal despotism is used to equalize and democratize the Church. In a March 2015 interview with a Mexican television, Pope Francis stated, “I think this [the Curia] is the last court that remains in Europe. The others have been democratized.”1
By appointing cardinals “from the periphery,” Pope Francis is effectively demolishing the College of Cardinals, an eminently elite institution whose members have held the protocol rank of “princes of the Church” since Boniface VIII (1294—1303). By intervening in the Order of Malta, Pope Francis seeks to end an aristocratic institution inherited from the Crusades—two aberrations, in his mind, for which the Church must do penance.
Pope Francis wants “a Church with an Amazonian face”2—desacralized, vulgar, and pauperized after the Amazon natives’ “good living.” The latter will be granted their own rite in the Church, incorporating ancestral pagan superstitions. At the same time, the Catholic faithful who love the traditional Latin rite are persecuted for their alleged backwardness (indietrismo).
Pope Francis feels entitled to change Church teaching on adultery, conditions to receive Communion, the death penalty, and just war while eyeing changes on artificial contraception and homosexual relations. His dictatorial behavior has shocked the sensus fidei of millions of Catholics and legitimately drawn reaction and resistance from dozens of prelates and hundreds of intellectuals and lay leaders worldwide. For my part, I wrote an article on the motu proprio Traditionis custodes stating that “The Faithful Are Fully Entitled to Defend Themselves Against Liturgical Aggression—Even When It Comes From the Pope.”3
However, some intellectuals who have publicly resisted Pope Francis’s doctrinal deviations and abuses of authority have raised the possibility of recasting the papacy per se. They attribute the current pope’s tyranny and the passivity of the overwhelming majority of the hierarchy to an inflated role of the papacy throughout the twentieth century. In their view, this so-called hyperpapalism results from a permanent imbalance that the proclamation of the dogmas of papal supremacy and infallibility by the First Vatican Council unwillingly introduced into the life of the Church.4
Some argue that the exaggeration of papal authority started in the Middle Ages with the affirmation of papal power in the pontificate of Saint Gregory VII (1073—1085). For them, the relationship style between the pope and the local churches should return to how things were in the first millennium, before the Eastern schism (1054).
Although these authors do accept the First Vatican Council’s dogmas of papal supremacy and infallibility, they say it is necessary to correct abuses in their exercise and, consequently, how the faithful view the papacy. Thus, they reexamine complaints of supposedly excessive meddling by the popes in the election of bishops and the direction of local churches as if the grousing were legitimate. In so doing, they recycle false beliefs first expressed by Orthodox schismatics and later by supporters of Gallicanism.
Paradoxically, this erroneous proceeding by some writers in the traditionalist camp to reevaluate the exercise of the papacy coincides with earlier proposals by leading progressives. Suffice it to mention the well-known 1996 lecture at Campion Hall, Oxford, by Most Rev. John R. Quinn, the controversial archbishop emeritus of San Francisco, titled “The Claims of the Primacy and the Costly Call to Unity.”5
True, the motivations of both currents are very different. By proposing to change the way the pope exercises the papacy, progressives strive to realize the Second Vatican Council’s ecumenical dream of uniting all churches and Christian denominations without any of them converting to Catholicism proper. The proposal of these traditionalists aims to protect the Faith and the Church’s traditional rites from the conciliar novelties that Pope Francis enforces manu militari.
Nevertheless, both evaluations of the papacy’s performance are similar, as are the practical proposals for rectification. Both currents take the first millennium as their model and guide. They call for a diminished Curia role, a devolutionist return of authority to local bishops, changes in how the latter are chosen, a more decentralized Church, and a greater application of the principle of subsidiarity. Both progressives and neo-Gallican traditionalists manifest the same antipathy for the papacy as the Church’s “full and perfect monarchy.”6
Progressivism is sheer Revolution within the Church. Therefore, it is not surprising that its leaders—moved by their “liberty, equality, fraternity” ideals—seek to reduce the pope’s attributes as much as possible or have him use them to transform the Church into an egalitarian democracy. What is strange, however, is to see traditionalist writers spreading opinions contrary to counter-revolutionary principles, advocating a recasting of the papacy into something akin to what progressives suggest. Unwittingly perhaps, they fall into the defect denounced by Joseph de Maistre—an author they dislike for being at the origin of nineteenth-century ultramontanism. He wisely warned that the Counter-Revolution should not be a “contrary revolution” but rather “the opposite of the Revolution.”7
There is no denying the merit of these traditionalist writers in denouncing Pope Francis’s errors and abuses. However, they make the same mistake as promoters of the German Synodal Way, who blame the Church’s traditional structure and doctrine for clerical sexual abuses when they should blame sinful clerics. The solution to clergy sexual abuse, they claim, lies in suppressing priestly celibacy and the hierarchical differences between clergy and laity. Likewise, neo-Gallican traditionalists advocating a reinterpretation of the papacy sustain that Pope Francis’s many abuses and the passivity of bishops and faithful toward them result from a hypertrophied papal authority and ‘ultramontanism,’ unwittingly encouraged by the dogmas of papal supremacy and infallibility.
As is well known, clerical sexual abuse is not due to priestly celibacy or the Church’s hierarchical structure but to dissolute morals among the clergy. That is particularly true of those allowed to enroll in seminaries and unwisely ordained priests by complacent bishops despite their homosexual orientation.
Likewise, Pope Francis’s doctrinal deviations and abuses of authority do not result from the hypertrophy of papal authority but his modernist convictions and the dictatorial character denounced by Henri Sire in his mentioned book. The passivity of bishops and faithful who disagree with the pope but dare not resist him does not stem from any diminished role in Church life. Indeed, at least doctrinally, their role was increased by the Second Vatican Council’s dogmatic constitution Lumen gentium, which introduced two novelties: episcopal collegiality and the notion of the Church as the People of God. Rather, in most cases, such passivity stems from careerism, cowardice, fear of going against the grain, and a lack of supernatural spirit.
There is no need to change Church discipline on priestly celibacy or her teaching on the clergy’s superiority over the laity to solve the sexual abuse crisis. Similarly, to address today’s papal tyranny, there is no need to redefine the papacy or its ordinary ways of exercising the Petrine ministry. What is needed is a profound conversion of the pope, bishops, and faithful. That conversion will help the pope act truly as the Vicar of Christ, not His almighty replacement. For their part, a converted people, filled with faith and fidelity to Tradition, will know how to distinguish between the voice of a true shepherd and one that leads the flock over a cliff.
If a hypertrophied papal authority resulted from excessive veneration of the papacy by the faithful, the ultramontanes and their successors would have been the staunchest defenders of pontifical errors and abuses after the First Vatican Council. After all, they were the advocates of defining papal prerogatives as dogmas of the Faith. However, what happened was precisely the opposite, as I have demonstrated previously.8 From the time of Leo XIII to the Second Vatican Council, followers of the ultramontane current rose against the pope’s errors and abuses of the papacy. It was liberal Catholics—whose party had deemed those dogmatic definitions “inopportune”—who sought to impose those errors and abuses on all Catholics. With Cardinal Charles Lavigerie, such liberal Catholics claimed, “The only rule of salvation and life in the Church is to be with the pope, with the living pope. Whoever he may be.”
Plinio Corrêa de Oliveira, the twentieth century’s leading counter-revolutionary among the laity, gave a shining example of ultramontane fidelity. In a harrowing and humiliating moment, the Brazilian Catholic leader expressed his veneration for the papacy in touching terms. In 1968, the TFPs of Brazil, Argentina, Chile and Uruguay collected 2,038,112 signatures in the streets of those countries’ prominent cities on a petition asking Pope Paul VI to take action against communist infiltration in the Church. The several thousand sheets containing the signatures (some stained with blood as communist activists attacked young TFP volunteers) were delivered to the Vatican Secretary of State. However, the Holy See failed even to acknowledge receipt. In contrast, a few weeks later, a delegation of progressive priests took a challenging document to the Vatican, and Paul VI quickly promised to study their demands. The Brazilian TFP founder used his weekly column in Folha de S. Paulo to call out the pope’s unworthy behavior. He imagined correspondence from Jeroboam Cândido Guerreiro—an imaginary Protestant reader:
“Don’t you realize, Dr. Plinio, that Vatican doors and the pope’s heart are open to all currents and opinions except to ideological tenets and voices blowing from your end of the spectrum?
Frankly, I am astonished at how easily, in your articles, you pretend to see none of this and manifest yourself as a fervent and intransigent Catholic as if today’s pope were not Montini but Sarto (“Saint” Pius X), the cruel hammer of heretics from the beginning of the century.
I am not writing this to mortify you, Dr. Plinio, but the truth must be said: Open your eyes. The modernized papacy and the New Church reject you and your confreres more than anyone else in the world…
Yet, despite having the door shut in your face, you present yourself in public as a papist, as fanatical as when you were a young member of the Marian Sodalities hollering the hymn: “Long live the pope, may God protect him, the Shepherd of Holy Church!”…
Have the courage to explain to the public your contradictory position.”
In his article, Plinio Corrêa de Oliveira answers this fictitious letter with a hymn of love for the papacy:
“It is not with the enthusiasm of my early youth that I stand before the Holy See today. It is with even greater, much greater enthusiasm. The more I live, think, and gain experience, the more I understand and love the pope and the papacy. That would be true even if I found myself in the circumstances Mr. Jeroboam Guerreiro depicts.
I still recall the catechism lessons explaining the papacy: its divine institution, powers, and mission. My young heart (I was then about nine years old) was filled with admiration, rapture, and enthusiasm. I had found the ideal to which I would dedicate my entire life. From then until now, my love for this ideal has only grown. And I pray to Our Lady that she increase it in me until my dying breath. May the last act of my intellect be an act of faith in the papacy. I want my final act of love to be an act of love for the papacy. I would die in the peace of the elect, well united to Mary, my Mother, and through her to Jesus, my God, King, and excellent Redeemer.
My love of the papacy, Mr. Guerreiro, is not abstract. It includes a special love for the pope’s sacrosanct person yesterday, today, and tomorrow. It is a love of veneration and obedience.
I insist: It is a love of obedience. I want to give every teaching of this pope, and those of his predecessors and successors, the full measure of adherence that Church doctrine prescribes to me, holding as infallible what She says is infallible, and as fallible what She teaches is fallible. I want to obey the orders of this or any pope to the full extent the Church commands me to. That is, by never placing my will or the might of any earthly power above them, and by refusing obedience to a pope’s order only when it involves sin. In that extreme case, as the Apostle Paul and all Catholic moral theologians teach, one must obey the will of God instead.
That is what my catechism classes taught. That is what I read in the treatises I studied. That is how I think, feel, and am with all my heart.”9
Plinio Corrêa de Oliveira’s love of the papacy showed his tremendous esteem for pontifical ceremony. At a meeting with younger members of the Brazilian TFP in January 1976, they projected the film Vatican City Under Pius XII. It showed Pope Pacelli wearing the tiara and carried in the sedia gestatoria surrounded by flabelli and the papal guard. After the screening, Dr. Plinio improvised this explanation of pontifical pomp:
“All these scenes are deduced directly from what theology teaches us about the papacy and from the Church’s wise teachings on how to organize life.
The papacy is the highest institution on Earth. It is higher than any temporal power because what concerns the spirit is worth more than what concerns matter. What concerns the supernatural is worth more than what concerns the natural. And the pope has universal power over all peoples everywhere, whereas all other sovereignties in the world are limited. There is no king or president of the world, but the pope is the shepherd of the whole world and has jurisdiction over souls throughout the globe. He is the representative of the supreme supernatural power—God’s power on Earth—and it behooves him to exercise to the highest degree the transcendent powers proper to the Catholic Church of teaching, guiding, and sanctifying. He is the highest hierarch of the whole Church and thus must also be surrounded by the most extraordinary manifestations of respect that can be paid to a man.
It follows from all this that life around the pope must be organized to correspond to three ideas: respect, love, and strength. Respect: the pope must be venerated. Love: the pope being the representative of Christ on Earth, all of humanity’s love for Our Lord Jesus Christ must apply immediately to the pope, His representative on Earth. Strength: the pope is a shepherd, and no shepherd can be weak because he must defend the sheep and thus use force against wolves; the power of governing the sheep is part and parcel of the power to fight wolves.
So you see around the pontiff religious pomp and, at the same time, paternal and visible force, represented by the three pontifical guards that defend the Vatican palaces: the Swiss Guard, the Palatine Guard, and the Noble Guard (composed of members of the Roman patriciate who took turns, serving for free in the Guard). They guaranteed the pontiff’s integrity and the safety of the Vatican’s colossal art treasures, in addition to controlling the enormous flow of people there. But its primary significance is that, as the case may be, the pope has the right and duty to use force to defend the faith. And in these guards, whose uniforms are so distant from the Crusades, there’s a reminiscence of the Crusades.
The Church wisely organized things so everyone who went to see the pope could carry their devotion and love to the highest degree and their respect and fear in the face of strength. A visit to St. Peter’s Basilica and the Vatican Palace was a spiritual exercise from which the faithful left with their souls more united to the pope than before.
Pay attention to people’s faces when they talk to the pope, but especially when he moves on. It’s almost the face of someone who has just received Holy Communion. Someone receives just a short word from the pontiff, but what a word! He will forever keep the timbre of the pope’s voice, his smile, the temperature of his hand, how he shook it or did not, and the imponderables surrounding the pope. The person keeps all that for a lifetime and even unto death.
I experienced it myself. I took several objects to be blessed by Pius XII, including some candles of those sold on Via della Conciliazione. They were beautifully worked, with reliefs, figures, etc. He blessed them. As I returned to the hotel, I thought: “When I die, I want to hold the candle blessed by the Vicar of Christ. In this way, I will remain united to the See of Rome until I am unconscious, hanging between life and death, and my intellect no longer articulates any thought. My hand will cling to this candle that represents what I love most on Earth: the pope, with whom everything on Earth is worthy of love, without whom nothing is worthy of love but only contempt, marked by original sin and under the devil’s dominion.”10
A superficial or biased person would deduce from these exclamations of love for the papacy that Plinio Corrêa de Oliveira was a victim of ‘papolatry,’ someone incapable of objectively analyzing the pope’s teachings and gestures, let alone resisting their enforcement. That person would be deeply mistaken because Dr. Plinio’s admiration for the papacy was an acute expression of love for the Holy Church and, in short, Our Lord. Therefore, if the reigning pope taught or did anything contrary to the Church’s perennial teaching and action, that very love of God led him to oppose it with the quickest and strongest reactions.
As early as 1965, five years before writing the imaginary reply above to Jeroboam Guerreiro, Plinio Corrêa de Oliveira closely followed the studies of Arnaldo Xavier da Silveira on the theological hypothesis of a heretical pope. He participated in a three-day symposium to discuss the matter along with Bishops Geraldo de Proença Sigaud and Antônio de Castro Mayer.
Since October 1969, nine months before the Folha article, he had followed Xavier da Silveira’s studies on the Novus Ordo Missae of Paul VI and participated in two symposia in the presence of Bishop Mayer. They resulted in the book concluding that the New Mass was unacceptable in conscience for a well-educated Catholic.
Six months before his Folha’s Jeroboam article praising the papacy, Plinio Corrêa de Oliveira had written another in the same daily, titled “The Right to Know.”11 In it, he informed the Brazilian public of a letter to Paul VI by Cardinals Ottaviani and Bacci, authors of A Brief Critical Study of the New Order of Mass, and a letter addressed to Fr. Annibale Bugnini from the Saint Anthony Maria Claret Association of Priests and Religious (with a membership of 6,000 priests). The Association’s letter concluded: “We Catholic priests cannot celebrate a Mass which Mr. Thurian, of [the] Taizé [community], declared he could celebrate without ceasing to be a Protestant. Obedience can never impose heresy (on us).”
Just as significantly, almost two years before his enthusiastic comments on the Vatican City Under Pius XII film, Plinio Corrêa de Oliveira wrote “The Vatican Policy of Détente with Communist Governments—Should the TFPs Stand Down? Or Should They Resist?”12 The document denounced the wrongheaded policy, which is continued today by Pope Francis in his criminal agreement with Red China subjecting the Underground Church in China to the whims of Xi Jing Pin. Addressed to Paul VI, the TFPs’ Declaration of Resistance was published as a paid ad in 37 Brazilian newspapers and 14 more in other countries. It stated: “Our soul is yours; our life is yours. Order us to do whatever you wish. Only do not order us to do nothing in the face of the assailing Red wolf. To this, our conscience is opposed.”
Plinio Corrêa de Oliveira recalled this paragraph in the first of a two-article series in December 1983 and January 1984. They were titled “Luther, Absolutely Not!”13 and “Luther Thinks He Is Divine.”14 Both reacted to John Paul II’s benevolent letter to Cardinal Johannes Willebrands, in charge of the Vatican’s ecumenism, on the 500th anniversary of Luther’s birth and dated October 31, the anniversary of his revolt. His reaction to John Paul II’s participation in a festive act of love and admiration for the heresiarch in a Protestant temple in Rome was even stronger: “Dizzying, frightening, groaned my Catholic heart at this. However, my faith and veneration for the papacy redoubled.”15
In January 1977, writing an update to his work Revolution and Counter-Revolution, Dr. Plinio made a highly critical assessment of the Second Vatican Council with the same clarity and courage:
“Using ‘aggiornate’ tactics (about which the least that can be said is that they are contestable in theory and proving ruinous in practice), the Second Vatican Council tried to scare away, let us say, bees, wasps, and birds of prey. But its silence about Communism left full liberty to the wolves. The work of this Council cannot be inscribed as effectively pastoral either in history or in the Book of Life.
It is painful to say this. But, in this sense, the evidence singles out the Second Vatican Council as one of the greatest calamities, if not the greatest, in the history of the Church.”16
I could give many more examples of resistance, but that would exceed the limits of this essay. Those given suffice to show that Plinio Corrêa de Oliveira, inflexible ultramontane defender of the Vicar of Christ’s attributes on Earth, decisively resisted the Second Vatican Council, Paul VI, John Paul II, and their erroneous teachings and actions—perhaps even before the birth of some of these traditionalist writers calling for a reinterpretation of the papacy. He did this energetically because his legitimate resistance sprang from his deep veneration for the papacy.
Someone may wonder: How can we extricate ourselves from this stalemate if it is unacceptable to recast the papacy or change how it is exercised even in the face of Pope Francis’s abuses?
In my 2018 book, Pope Francis’s “Paradigm Shift”: Continuity or Rupture in the Mission of the Church? I mentioned Plinio Corrêa de Oliveira’s 1976 suggested conclusion to the Chilean TFP’s book, The Church of Silence in Chile. It is to recognize the authority that Pope Francis and diocesan bishops have but interrupt routine daily coexistence with the demolishing prelates just as a wife and children can interrupt cohabitation under the same roof with an abusive husband and father without breaking the marital and filial bonds.17
Finally, I believe that what I wrote four years ago is even more valid today. I thus repeat it at the end of this essay:
“In the present confusion, which threatens to worsen very soon, one thing is sure: Catholics faithful to their baptism will never break the sacred bond of love, veneration, and obedience that unites them to the Successor of Peter and the successors of the Apostles. This is true even when these may eventually oppress them in their attempt to demolish the Church. If in the abuse of their power and seeking to coerce the faithful into accepting their deviations those prelates condemn them for their fidelity to the Gospel and for legitimately resisting abusive authority, it is those shepherds, not the faithful, who will be responsible for the rupture and its consequences before God, the rights of the Church, and history. Saint Athanasius is a case in point. Although he was a victim of the abuse of power, he remains a star in the Church’s firmament forever.”18
When Divine Providence decides to put an end to the apocalyptic crisis the Holy Church is going through, and a holy pope comes to govern her, as prophesied by numerous saints and privileged souls, the stains now disfiguring the papacy will shine with the same supernatural splendor as the wounds of the Passion shone on our Divine Redeemer’s resurrected Body. At that hallowed hour, the holy hands of the Successor of Peter will bless particularly those who behaved like the good sons of Noah19 in today’s days of upheaval with unfaithful popes. Holding fast to the sensus fidei, they increased their veneration for the papacy, without falling into the trap of pretending to reform by human hands that which divine hands established: “Thou art Peter; and upon this rock I will build My Church” (Matt. 16:18).
Yes, indeed! The pope needs reform, not the papacy.
Boża pozycja jest dziś wprost przeciwna pozycji wielu kościelnych prałatów. Niemiecki biskup Dieser publicznie oświadczył: „Homoseksualizm nie jest grzechem. Homoseksualizm nie jest żadnym Bożym niedopatrzeniem, ale jest pożądany Bogiem w takim samym stopniu jak samo stworzenie: «On (Bóg) widział, że to jest dobre», jak czytamy w historii stworzenia”. Ta Dieserowa interpretacja Biblii jest rażącym kłamstwem! Homoseksualizm jest grzechem i dlatego nie jest w żaden sposób Bogiem pożądany. Bóg go nie stworzył, nazywa to obrzydliwością i ukarał za to Sodomę i Gomorę.
Bóg za pośrednictwem apostoła Piotra ostrzega: „Także miasta Sodomę i Gomorę skazał na zagładę, obróciwszy w popiół, dając przykład kary tym, którzy będą żyli bezbożnie” (2P 2:6). Podobne Boże ostrzeżenie dla ludzkości było przekazano i przez apostoła Judasza: „ jak Sodoma i Gomora, i okoliczne miasta – w podobny sposób jak one oddawszy się rozpuście i pożądaniu innego ciała, są wystawione za przykład, ponosząc karę wiecznego ognia” (Judy 7). Tak więc Bóg za grzech sodomii karze nie tylko doczasnym, ale przede wszystkim wiecznym ogniem! Dlatego przed tym ciężkim grzechem pilnie ostrzega.
Biskup Dieser i tacy jak on kościelni kłamcy chronią się heretycką adhortacją Amoris laetitia. Mają tego samego ducha odstępstwa, którego dzisiaj w Kościele promuje pseudopapież Franciszek Bergoglio. On się ale odwołuje na to, że tylko realizuje II Watykański Sobór i jego aggiornamento z duchem tego świata.
Słowo Boże wskazuje na korzenie homoseksualizmu, którymi są niewiara w Boga i bałwochwalstwo (zob. Rz 1:18n).
Biskup Dieser również promuje transseksualizm. Powiedział mediom: „Kiedy płeć przy urodzeniu dziecka nie jest jasna, należy to również odnotować w metryce chrztu. Chcę ludziom pomóc, aby mogli w ciągu swojego życia decydować, kim chcą być”.
Dieser w tej zbrodniczej manipulacji może się w pełni odwołać na pseudopapieża Franciszka, który całuje stopy transseksualisty i czyni z tego precedens dla całego Kościoła. Bergoglio do procesu synodalności wprowadził tzw. słuchanie. Ale chodzi właśnie o słuchanie transseksualistów, homoseksualistów i osób LGBTQ.
Zamiast tego aby Bergoglio wezwał ich do pokuty dla zbawienia ich dusz, wprowadził legalizację i uprzywilejowanie tej grzesznej anomalii. Ten sam cel chce osiągnąć poprzez swój synodalny proces. Tym samym stanowczo sprzeciwił się Bożemu prawu i Bożym przykazaniom.
Biskup Dieser nie jest jedynym biskupem Kościoła katolickiego, który za przykładem Bergoglia promuje zbrodnie przeciwko ludzkości na bezbronnych dzieciach, promując przeoperowanie płci. W ten sposób dzieci stają się psychicznymi i fizycznymi kalekami. Te ofiary współczesnej kościelnej demagogii przechodzą nieodwracalną zmianą i nie mogą już być tym, czym je Bóg stworzył, tj. mężczyzną lub kobietą.
Oprócz niemieckich biskupów Konferencja Episkopatu Australii również mocno promuje transseksualizm w kościelnych szkołach. Stwierdzili: „Płeć osoby może w czasie i w różnych kulturach się zmieniać. Dlatego surowe kulturowe stereotypy dwóch płci – męskiej i żeńskiej – są zatem żałosne i niepożądane”. To szokujące stwierdzenie jest jawnym kłamstwem. Jest to sprzeczne z rozumem i sumieniem, a także z naturalną moralnością oraz Bożymi przykazaniami i prawami.
Co więcej, okaleczeni w ten sposób ludzie stają się nośnikami nieczystych demonów. Każdy, kto tych biedaków w katolickich szkołach nie uprzywilejowuje, zostaje wyrzucony. Precedensem jest Irlandia. 5 września 2022 r. nauczyciel Burke został w szkole aresztowany. Policja zabrała go prosto do sądu, który skazał go na karę więzienia. Powodem tego było to, że nie nazwał chłopca, który rzekomo przechodzi proces przemiany w dziewczynę, dziewczyną, ani nawet nie użył określenia „ono”. Jest uwięziony na nieokreślony czas, dopóki nie zmieni swojego stanowiska.
Pytamy się: Czy karą za nierespektowanie transseksualizmu jest dożywotnie więzienie? Ani kościelni prałaci, ani Franciszek nie staną w obronie tego bohatera wiary. Czemu? Ponieważ sami ten proces samozniszczenia Kościoła i ludzkości stopniowo promują.
Pytacie się, jakie jest Boże nastawienie do księży i biskupów, w tym apostaty Franciszka, którzy propagują sodomię i transseksualizm? Każdy biskup i każdy kapłan, który te bardzo poważne grzechy przeciwko ludzkiej naturze promuje, się tym samym wykluczył z Mistycznego Ciała Chrystusa – Kościoła. Na nim jest Boża klątwa (Gal 1:8-9). Każdy wierzący, który chce być zbawiony, musi się od takiego kościelnego apostaty i zdrajcy Chrystusa radykalnie oddzielić. Jeśli tego nie zrobi, ma współ udział w buncie przeciwko Bogu. Jeśli w tym stanie umrze, zostanie na zawsze potępiony. Dlatego Bóg tak pilnie wzywa do pokuty i karze anatemą i przekleństwem kościelnych Judaszów, którzy dziś okupują najwyższe stanowiska.
Jak podkreślił Michael Matt w ostatnim wydaniu Remnant Underground, niektórzy z najbardziej przekonujących myślicieli w świecie świeckim (przede wszystkim Tucker Carlson – [Tucker Carlson prowadzi najbardziej popularny w amerykańskiej telewizji, codzienny program stacji FoxNews – przyp. Red.) zaczęli opisywać dzisiejszy narastający kryzys światowy w kategoriach walki duchowej. Takie uświadomienia, same w sobie niekoniecznie prowadzą dusze do prawdy, ale stwarzają katolikom możliwość pomocy większej liczbie ludzi w dostrzeżeniu, że jedyną drogą wyjścia z tego kryzysu jest przyjęcie niezmiennej wiary katolickiej.
Wszelkie takie wysiłki mające na celu doprowadzenie dusz do Kościoła katolickiego muszą przezwyciężyć fakt, że większość ludzi postrzega katolicyzm jako religię reprezentowaną przez papieża Franciszka, która prawdopodobnie przyczynia się bardziej do Wielkiego Resetu i zepsucia moralności niż jakakolwiek inna religia w dzisiejszym świecie. Bóg z pewnością może czynić cuda z nawróceniami, jeśli tak zdecyduje, ale ogólnie rzecz biorąc, żadna rozsądna osoba nie uzna, że Kościół rzekomo prowadzony przez Bergoglio jest strażnikiem prawdziwej religii, jeśli nie uzyska jakiegoś rozsądnego wyjaśnienia.
Na szczęście istnieje takie wyjaśnienie i jest nie tylko przekonujące samo w sobie, ale także pomaga nam zrozumieć, jak i dlaczego świat osiągnął ten rozpaczliwy stan, który widzimy. Możemy krótko przedstawić to wyjaśnienie w następujący sposób:
Po rewolucji francuskiej liczni papieże ostrzegali przed poważnymi niebezpieczeństwami związanymi z przyjęciem do Kościoła katolickiego idei liberalnych i masońskich. Pius X ogłosił w 1910 r. przysięgę anty-modernistyczną, którą mieli złożyć wszyscy duchowni, a która zawierała antidotum na wiele zła, które od tamtej pory nęka Kościół:
„Szczerze przyjmuję naukę wiary przekazaną nam od Apostołów przez prawowiernych Ojców, w tym samym zawsze rozumieniu i pojęciu. Przeto całkowicie odrzucam jako herezję zmyśloną teorię ewolucji dogmatów, które z jednego znaczenia przechodziłyby w drugie, różne od tego, jakiego Kościół trzymał się poprzednio.”
Pomimo tych ostrzeżeń kilku papieży, Sobór Watykański II (1962-1965) pozwolił ludziom, którzy wcześniej byli podejrzewani o herezję z powodu swoich liberalnych poglądów, odegrać istotną rolę w redagowaniu dokumentów soborowych. Innowatorzy wykorzystali następnie dwuznaczności, które celowo umieścili w dokumentach soborowych, w swoich ciągłych próbach fundamentalnego przekształcenia Kościoła.
Chociaż najbardziej widoczne zmiany w Kościele od czasu SW II pochodzą z zastąpienia Mszy trydenckiej Mszą Novus Ordo, to jednak inne kluczowe innowacje SW II odegrały znaczącą rolę zarówno w szkodzeniu Kościołowi katolickiemu, jak i w rozwoju Nowego Porządku Świata: fałszywy ekumenizm i powszechne zbawienie, przekonują dusze, że nie potrzebują już wiary katolickiej; skupienie się na humanizmie i godności człowieka wyniosło prawa i pragnienia ludzi ponad przykazania Boże; a mieszanie prawdy i błędu sparaliżowało intelekt i wolę tak wielu katolickich pasterzy, tak że nie mogą oni wypowiadać się przeciwko złu w Kościele i świecie.
Gdyby Kościół był jedynie ludzką instytucją, nie obawialibyśmy się, że te odstępstwa od prawdziwej wiary spowodują poważne konsekwencje. Ale jako instytucja ustanowiona przez Jezusa w celu rozpowszechniania Jego niezmiennej prawdy i łask, które zdobył na krzyżu, Kościół jest jedynym podmiotem, który może powstrzymać dominację szatana nad światem.
Dlatego dywersanci wiedzieli, że podkopywanie Kościoła było (i pozostaje) niezbędnym krokiem do ustanowienia Nowego Porządku Świata.
Tak zwani tradycyjni katolicy, którzy trzymali się tego, czego Kościół zawsze nauczał, stanowili grupę kontrolną podczas eksperymentów z wiarą po Soborze Watykańskim II. Tradycyjny katolicyzm rozkwitał, podczas gdy inne części Kościoła cierpiały proporcjonalnie do stopnia, w jakim przyjmowały nowości. Podobnie jak marionetki Wielkiego Resetu (Schwab, Fauci, Biden, Trudeau, itd.), którzy podwajają swoje kłamliwe zabiegi, kiedy stają w obliczu ich złych owoców, dywersanci wewnątrz Kościoła spędzili ostatnie sześćdziesiąt lat przynosząc Kościołowi jedną katastrofę po drugiej, zawsze prześladując tych, którzy próbują temu zapobiegać.
Chociaż wiedzieliśmy, że żyjemy w najgorszym okresie w historii Kościoła, wielu z nas nie zdawało sobie sprawy z pełnej skali problemu. Zasłona niepewności opadła, gdy Bergoglio bluźnierczo powitał demonicznego bożka Pachamamę w Watykanie w październiku 2019 roku.
Krótko potem pandemia Covid rozprzestrzeniła się na całym świecie, inicjując Wielki Reset. Ponieważ Bergoglio współpracował z architektami Wielkiego Resetu, aby szerzyć antykatolickie idee, stało się boleśnie jasne, że taki był cel od początku: dywersanci w Kościele katolickim (prowadzeni przez szatana) potrzebowali podkopać Kościół, aby zniewolić świat.
Krótko mówiąc, infiltracja Kościoła wyjaśnia, dlaczego świat osiągnął ten kulminacyjny moment w ponadczasowej walce duchowej. Fakt, że tradycyjni katolicy przetrwali pomimo prześladowań, wskazuje drogę naszej jedynej nadziei w tym momencie. Musimy powrócić do prawdziwej katolickiej wiary.
Mamy więc stosunkowo proste wyjaśnienie stanu Kościoła i świata w 2022 roku. Teraz rozpoznajemy to wszystko wyraźniej, ale jak widać z listu arcybiskupa Marcela Lefebvre’a do ośmiu kardynałów przed międzyreligijnym spotkaniem Jana Pawła II w Asyżu, kluczowe elementy były jasne już w 1986 roku:
„W obliczu wydarzeń mających miejsce w Kościele, których sprawcą jest Jan Paweł II, i w obliczu tych wydarzeń, które zamierza przeprowadzić w październiku w Taize i Asyżu, nie mogę powstrzymać się od zwrócenia się do Was i błagania Was w imieniu licznych kapłanów i wiernych, o uratowanie honoru Kościoła, jeszcze nigdy nie upokorzonego do tego stopnia w ciągu jego historii. Przemówienia i działania Jana Pawła II w Togo, Maroku i Indiach powodują, że w naszym sercu wzbiera słuszne oburzenie. Co na to święci Starego i Nowego Testamentu?
Co zrobiłaby Święta Inkwizycja, gdyby nadal istniała? . . . Następuje niezmierzone zgorszenie dusz katolickich. Kościół jest wstrząsany do samych fundamentów. Jeśli znika wiara w Kościół, jedyną arkę zbawienia, to znika sam Kościół. . . . To nie do pomyślenia, że w Kościele nie podniósł się żaden zdecydowany głos, by potępić te publiczne grzechy? Gdzie są Machabeusze? . . Eminencje, dla czci jedynego prawdziwego Boga i Pana naszego Jezusa Chrystusa, złóżcie publiczny protest, przyjdźcie z pomocą ciągle wiernym biskupom, kapłanom i katolikom.”
Jak wiemy, Jan Paweł II, na drodze do stania się świętym Janem Pawłem II (Wielkim) odbył swoje bluźniercze spotkanie modlitewne w Asyżu. Podczas swojego długiego pontyfikatu nadzorował niewyobrażalne niszczenie Wiary Katolickiej, ekskomunikował arcybiskupa Lefebvre, i utorował drogę do okupacji papiestwa przez Bergoglio, mianując jednych z najgorszych złoczyńców w historii Kościoła na najwyższe stanowiska.
Chociaż każdy biskup może mieć uzasadniony powód, by milczeć w niektórych sprawach, nieobliczalne szkody spowodowane przez skumulowane milczenie katolickich przywódców świadczą o głupocie takiego milczenia w obliczu narastających skandali. Jak widać z poniższej, niepełnej listy zła, milczenie dobrych katolików może być nawet gorsze niż niegodziwość jawnych wrogów Kościoła:
– Obraza Boska. Nie biorąc pod uwagę nawet praktycznych konsekwencji dopuszczenia do rozprzestrzeniania się błędów w Kościele, wiemy, że obraża to Boga, gdy rzekomi przywódcy Jego Kościoła nauczają fałszu. Jak powiedział Pan Jezus w Kazaniu na Górze, musimy strzec się fałszywych proroków: „Strzeżcie się pilnie fałszywych proroków, którzy do was przychodzą w odzieniu owczym, a wewnątrz są wilcy drapieżni. Z owoców ich poznacie je. Izali zbierają z ciernia jagody winne abo z ostu figi?” (Mt 7:15-16). Nie powiedziałby nam tych rzeczy, gdyby chciał, abyśmy poszli za fałszywymi pasterzami i wybrali złe owoce zamiast dobrych. Dlatego pasterze muszą ostrzegać swoje stada!
– Zasłanianie prawdy. Przez całą historię Kościoła, papieże i biskupi chronili wiarę, potępiając błędy, które zagrażały zdrowej nauce katolickiej. Potrzeba odważnego obalania błędów wzrasta proporcjonalnie do ich powszechności i potencjalnych szkód – a od Soboru Watykańskiego II najbardziej podstępne błędy rozprzestrzeniły się w Kościele. Ci, którzy sprawują pieczę nad duszami, mają przynajmniej obowiązek chronić swoje stada poprzez miłosierne i jednoznaczne wyjaśnianie, dlaczego błędy atakujące wiarę są złe i dlaczego należy się im przeciwstawić.
– Oddanie pola bitwy szatanowi. Skoro już wiemy, że znajdujemy się w duchowej walce, wiemy też, że szatan wykorzysta nasze słabości, aby osiągnąć swoje cele. Szatan rozkoszuje się, gdy dobrzy katolicy odmawiają potępienia jego intryg, ponieważ w ten sposób oddaje istotne obszary pola walki swoim pachołkom. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy jest jasne, że gdy Kościół katolicki zwalczał wcześniej te same błędy w całej swojej historii , obecnie odmawia zwalczania błędów płynących z Rzymu. Sugeruje to, że błędy te nie są już wystarczająco złe, by je zwalczać, podczas gdy w rzeczywistości są one bardziej szkodliwe niż kiedykolwiek wcześniej.
– Zaniedbywanie duchowych dzieł miłosierdzia. Bóg dopuszcza pewne zło i powiedział nam, że w odpowiedzi na nie powinniśmy spełniać duchowe i cielesne dzieła miłosierdzia. Możemy łatwo zauważyć, że posoborowa wrogość wobec katolicyzmu wymaga od nas (a w szczególności od pasterzy) upominania grzeszników, pouczania nieświadomych i doradzania wątpiącym. Czyniąc to, oddajemy cześć Bogu, pomagamy naszym bliźnim i zdobywamy zasługi dla nieba. Kiedy zaniedbujemy te uczynki miłosierdzia, zazwyczaj wzmacniamy zło, zamiast je zwalczać powodowani miłością do Boga.
– Wygaszenie ślepoty duchowej i intelektualnej. Jeśli mamy „oceniać drzewo po jego owocach”, jak powiedział nam nasz Pan, musimy być w stanie rozróżnić dobre i złe owoce. Ale kiedy ci, którzy mają za zadanie wychowywać owczarnię, nie potrafią zidentyfikować złych owoców i ostrzec przed nimi, w końcu i my tracimy naszą zdolność do właściwego osądzania drzewa po jego owocach. Wynikająca z tego duchowa i intelektualna ślepota rozprzestrzenia się od biskupów, poprzez księży, do świeckich, a w końcu do wszystkich tych niekatolików, którzy w przeciwnym razie mogliby skorzystać z jasnego przewodnictwa tych, którym Bóg przekazał prawdziwą katolicką wiarę.
– Dzielenie wiernych katolików. Pasterze, kierując się w swoim mniemaniu dobrymi intencjami, odmawiają potępienia złych owoców SW II i często przenoszą swoje oburzenie z właściwego celu (błędów) na tych, którzy te błędy potępiają (takich jak abp Lefebvre). Możemy i powinniśmy panować nad zakresem i sposobem naszej pracy w walce z błędami przez dyktat roztropności i miłości, ale milczenie wobec opisanego powyżej zła nie jest ani roztropne, ani miłosierne. Odmowa właściwej oceny zgubnej rzeczywistości zagrażającej duszom, nie może stanowić podstawy prawdziwej jedności katolickiej wśród wiernych katolików.
– Uniemożliwianie niezbędnego procesu powrotu do Boga. Bóg pozwolił nam wyraźnie dostrzec, że błędy promowane przez nowinkarzy na SW II spowodowały poważne szkody w Kościele i świecie. Wydaje się, że pozwala On, by sprawy uległy jeszcze większemu pogorszeniu, ponieważ wielu katolików pozwoliło tym błędom rozprzestrzeniać się bez zdecydowanego sprzeciwu. Modlimy się do Boga o interwencję, aby nas zbawił, i On z pewnością może to zrobić, nawet jeśli uparcie odmawiamy obrony religii, którą nam dał. Jednak wierni katolicy na ogół rozumieją, że nie możemy skutecznie prosić o Boże miłosierdzie, gdy uparcie odmawiamy wypełniania Jego woli.
Przeciw temu złu milczenia możemy użyć list bł. Piusa IX z grudnia 1876 r. do redaktorów katolickiej gazety z Rodez, którzy stanęli w obronie Syllabusa:
„Z pewnością znajdzie się wielu, którzy zarzucą wam nierozważność i to, że wasza praca jest przedwczesna. Ponieważ jednak prawda nie podoba się wielu i jest przyczyną rozdrażnienia tych, którzy uparcie pozostają w błędzie, nie może być nigdy oceniana jako nierozważna lub przedwczesna. Wręcz przeciwnie, im większe i bardziej powszechne jest zło, które ma być zwalczane, tym bardziej będzie to działanie na czasie i roztropne.
W przeciwnym razie musielibyśmy stwierdzić, że sama ewangelia była głoszona w sposób najbardziej nierozważny i przedwczesny, ponieważ czyniono to w czasie, gdy religia, prawa i moralność wszystkich narodów były jej bezpośrednio przeciwne. Ta walka rzeczywiście spowoduje, że będziecie obwiniani i spotka was pogarda i nienawistne oskarżenia, ale Ten, który przyniósł światu prawdę, przepowiedział swoim uczniom, że będą znienawidzeni ze względu na Jego Imię.” (z książki „Liberalizm i katolicyzm” o. A. Roussela)
================
Z tego punktu widzenia, pasterze powinni odczuwać wstyd, jeśli nie są obiektem ataków i szyderstw ze strony niegodziwców próbujących zniszczyć Kościół.
Jednym z powodów, dla których wielu z nas szanuje ludzi takich jak Tucker Carlson – który jest obwiniany i wyszydzany przez niegodziwców próbujących zniszczyć świat – jest to, że nie było zbyt wielu obrońców prawdy, gdy byliśmy świadkami postępującego zła w świecie świeckim. Jesteśmy wdzięczni, gdy podnosi on głos rozsądku i potępia szaleństwo Bidena, Fauci, Pelosi i architektów Wielkiego Resetu.
Ale chociaż przenikliwe spostrzeżenia Tuckera Carlsona mogą pomóc duszom w poszukiwaniu rozwiązania, same w sobie nie wskazują one prawdziwego lekarstwa na zło, przed którym stoi dzisiejszy świat. W tym celu potrzebujemy tradycyjnych katolików, którzy będą bez wahania mówić prawdę. Nasz Pan, Jezus Chrystus, ustanowił swój Kościół, aby chronił i rozdzielał łaskę i prawdę, których potrzebujemy, a dziś tylko stosunkowo niewielka resztka tradycyjnych katolików wciąż zdaje sobie z tego sprawę. Jest rzeczą niewybaczalną, by ci, którzy powinni mówić, milczeli, gdy szatan i jego sługi próbują zniewolić świat.
W swojej książce z 1974 roku „Atanazy i Kościół naszych czasów”, biskup Rudolf Graber zacytował list św. Atanazego „rozesłany do wszystkich biskupów w roku 340”. W liście tym Św. Atanazy porównał niegodziwość popełnioną na żonie lewity w Starym Testamencie (Sdz 19) ze niegodziwością popełnioną na Kościele przez herezję ariańską:
„To, co wycierpieliśmy, jest straszne i całkiem nie do zniesienia; nie da się tego dostatecznie opisać. . . . Nieszczęście Lewity jest małe w porównaniu z tym, czego dopuszczono się przeciwko Kościołowi dzisiaj. Nie słyszano na świecie o niczym gorszym, nikt nie doznał większej krzywdy. Wtedy była to tylko jedna kobieta, której wyrządzono niesprawiedliwość, jeden Lewita, który stał się ofiarą przemocy.
Dziś jednak cały Kościół cierpi niesprawiedliwość, kapłaństwo zostało bezczelnie nadużyte i – co gorsza – bogobojni prześladowani są przez bezbożnych. . . . Każdy z was powinien ofiarować swoją pomoc tak, jakby sam był ofiarą [niesprawiedliwości]. W przeciwnym razie porządek i wiara Kościoła mogą wkrótce legnąć w gruzach. Obie bowiem są zagrożone, jeśli Bóg nie naprawi zbrodni za waszym pośrednictwem i nie wynagrodzi krzywdy wyrządzonej Kościołowi.”
Co powiedziałby nam Św. Atanazy dzisiaj, gdy Kościół przeżywa o wiele gorszy kryzys niż w jego czasach? Co by pomyślał o katolikach, którzy próbują zachować pokój z tymi, którzy dążą do zniszczenia Kościoła i zniewolenia świata?
Niechaj Najświętsza Maryja Panna, pogromczyni wszystkich herezji, wstawia się za nami, abyśmy mieli miłość, roztropność i męstwo do obrony i szerzenia Bożej prawdy, gdy coraz więcej dusz szuka odpowiedzi. Niepokalane Serce Maryi, módl się za nami!
Intronizacja Archanioła Lucyfera w Capella Paolina
na Watykanie 29 czerwca 1963
=====================
Anno Domini 2022….
Przypominam FAKT, który miał miejsce przed 59 laty. Jest prawie pewne, że kolejni Papieże – jak dotąd – nie unicestwili tego bluźnierczego aktu, a potrzebną do tego MOC BOŻĄ EGZORCYZMU – mają.
Stąd zapewne ciągle taka słabość Obrońców.
Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. A 29-go – świętych Piotra i Pawła.Zmasowany atak satanistów w te dni jest atakiem rytualistycznym.
Święty Michale Archaniele, broń nas w walce. Sancte Michael Archangele, defende nos in prǽlio.
MD]
—————————
[ Dostępna jest w ANTYKU najważniejsza książka Malachi Martina o Papieżach i obecnym Katolicyzmie. Oto wyjątek.
Dom smagany wiatrem. Malachi Martin Powieść watykańska Dedykowane papieżowi Piusowi V na cześć Maryi Królowej Różańca Świętego
———————————————————————————————–
1963, Capella Paolina, Watykan
– Wierzę, że Książę tego świata zostanie tej nocy intronizowany do Starożytnej Cytadeli i z tego miejsca stworzy Nową Wspólnotę.
I przyszła odpowiedź, robiąca przerażające wrażenie nawet w tym upiornym otoczeniu:
– A imię jej będzie Powszechny Kościół Człowieka.
Intronizacja upadłego Archanioła Lucyfera dokonała się w Cytadeli Kościoła katolickiego 29 czerwca 1963 roku. Był to „właściwy czas” dla spełnienia się historycznej przepowiedni. Główni aktorzy tej ceremonii doskonale wiedzieli, że tradycja satanistyczna już dawno przepowiedziała, że Czas Księcia nadejdzie wówczas, gdy papież przybierze imię Apostoła Pawła. Warunek ten – Znak, że nadszedł właściwy czas – został spełniony dokładnie osiem dni temu przez wybór najnowszego następcy św. Piotra.
W tym krótkim czasie, jaki upłynął od elekcji papieża, nie dało się ukończyć skomplikowanych przygotowań; Najwyższy Trybunał zdecydował jednak, że trudno o lepszy czas na Intronizację Księcia niż ten uroczysty dzień bliźniaczych książąt Cytadeli, świętych Piotra i Pawła. I nie było stosowniejszego miejsca niż Kaplica św. Pawła w Watykanie, usytuowana tak blisko Pałacu Apostolskiego.
Skomplikowane przygotowania podyktowane były głównie naturą mającego się odbyć Wydarzenia Ceremonialnego. Ochrona budynków watykańskich, pośród których leżał klejnot w postaci Kaplicy św. Pawła, była tak staranna, że z pewnością nie uda się ukryć uroczystego ceremoniału. Jeśli przedsięwzięcie miało zostać uwieńczone sukcesem – jeśli Wejście Księcia miało się dokonać we Właściwym Czasie – każdy element celebracji ofiary kalwaryjskiej musi zostać postawiony na głowie w przebiegu tej drugiej, przeciwstawnej celebracji. Sacrum musi zostać sprofanowane. Bluźnierstwo adorowane. Bezkrwawa reprezentacja ofiary Bezimiennego Słabego musi być zastąpiona przez najwyższą i krwawą deprawację godności Bezimiennego. Wina musi stać się niewinnością. Cierpienie musi dawać radość. Łaska, skrucha, przebaczenie muszą być utopione w orgii przeciwieństw. A wszystko to musi być wykonane bezbłędnie. Sekwencja wydarzeń, znaczenie słów, waga czynności – wszystko to musi być opatrzone perfekcyjnie wykonanym świętokradztwem, ostatecznym rytuałem zdrady.
Cała ta delikatna operacja została złożona w doświadczone ręce zaufanego STRAŻNIKAKsięcia w Rzymie. Mistrz skomplikowanego ceremoniału Kościoła rzymskiego, dostojnik o granitowej twarzy i cierpkim języku, był jeszcze większym mistrzem książęcego ceremoniału ciemności i ognia. Wiedział, że bezpośrednim celem każdego ceremoniału jest oddanie czci „obeldze rozpaczy”. Lecz obecnie istniał jeszcze dalszy cel polegający na przeciwstawieniu się Bezimiennemu Słabemu w jego bastionie, opanowania Cytadeli Słabego we właściwym czasie, zapewnienie wejścia Księcia do Cytadeli jako nieodpartej siły, wyparcie Strażnika Cytadeli, przejęcie pełnej władzy nad kluczami wręczonymi strażnikowi przez Słabego.
STRAŻNIK próbował zmierzyć się z problemem bezpieczeństwa. Takie niewinne elementy, jak pentagram, czarne świecie i odpowiednie draperie ujdą jako rzymski ceremoniał. Lecz pozostałe rubryki – Misa z Piszczelami i Rytuał Din na przykład, zwierzęta ofiarne i sama Ofiara – tego byłoby już za wiele. Musi się więc odbyć dwie równoczesne celebracje. Koncelebracja mogłaby być dokonana z równym skutkiem przez braci w Autoryzowanej Kaplicy Celującej.
Gdyby wszyscy uczestnicy w obu miejscach „wzięli na cel” każdy element wydarzenia w Kaplicy Rzymskiej, wówczas wydarzenie w całej swej pełni dokonałoby się w sposób szczególny w obszarze docelowym. Byłoby to tylko sprawą jedności serc, tożsamości intencji i perfekcyjnej synchronizacji słów i czynności pomiędzy kaplicą celującą a kaplicą docelową. Żywa wole i myślące umysły uczestników skoncentrowałyby się na Przybytku Księcia, odległość przestałaby mieć znaczenie.
Dla człowieka tak doświadczonego jak STRAŻNIK wybór kaplicy celującej nie nastręczał najmniejszych trudności. Wystarczyło zadzwonić do Stanów Zjednoczonych. W ciągu tych wszystkich lat wyznawcy Księcia w Rzymie osiągnęli doskonałą jedność serc i i taką samą jedność intencji z przyjacielem STRAŻNIKA Leonem, biskupem Kaplicy w Południowej Karolinie.
Imię Leon nie było prawdziwym imieniem tego człowieka, lecz raczej opisem jego wyglądu. Srebrna grzywa na wielkiej głowie każdemu, kto na niego patrzył, kojarzyła się z rozwianą grzywą lwa. Od kiedy jego ekscelencja, gdzieś w latach czterdziestych, ustanowił tę kaplicę, okazał się niezrównanym mistrzem operacji – dzięki liczbie i znaczeniu Uczestników, jakich potrafił przyciągnąć, dzięki częstej i szybkiej współpracy z tymi, którzy uznawali jego przekonania i ostateczne cele. Obecnie jego kaplica cieszyła się powszechnym szacunkiem inicjatów jako kaplica matka Stanów Zjednoczonych.
Wiadomość, że jego Kaplica została autoryzowana jako Kaplica Celująca w tak wielkim wydarzeniu, jakim miała być Intronizacja Księcia w samym sercu rzymskiej Cytadeli, przyjęta została przez Leona z najwyższą satysfakcją. A co do spraw praktycznych, to jego ogromna wiedza i doświadczenie w przeprowadzaniu ceremoniału oszczędzi im obu wiele czasu. Nie było na przykład potrzeby przypominania mu o wadze zasady sprzeczności, na której opiera się cała struktura kultu Archanioła. Nie mogło też być najmniejszych wątpliwości co do jego pragnienia włączenia się w ostateczną strategię tej bitwy, której celem był koniec Kościoła rzymskokatolickiego jako instytucji papieskiej, jaką była od chwili założenia jej przez Bezimiennego Słabego.
STRAŻNIK nie musiał mu nawet wyjaśniać, że ostatecznym celem operacji nie była w sensie dosłownym likwidacja rzymskiej organizacji katolickiej. Leon doskonale rozumiał, że byłoby to posunięcie znamionujące brak inteligencji i najzupełniej nieekonomiczne. O wiele lepiej było zamienić tę organizację w coś naprawdę użytecznego, zhomogenizowanie jej i przystosowanie do wielkiego światowego porządku ludzkości. Postawienie przed nią uniwersalnych humanistycznych – i tylko humanistycznych – celów.
Dwaj identycznie myślący eksperci – STRAŻNIK i amerykański Biskup – ograniczyli więc konieczne ustalenia dotyczące bliźniaczych wydarzeń ceremonialnych do listy nazwisk i inwentarza rubryk.
Lista STRAŻNIKA – uczestników w kaplicy rzymskiej – zawierała imiona ludzi najwyższego kalibru, wysokich rangą dostojników kościelnych i liczących się prawników. Byli to oddani słudzy Księcia w Cytadeli. Niektórzy zostali wybrani, dokooptowani, przeszkoleni i wypromowani w ciągu dziesięcioleci w ramach falangi rzymskiej, pozostali reprezentowali nowe pokolenie gotowe rozwijać program Księcia przez kolejne dziesięciolecia. Wszyscy doskonale rozumieli potrzebę pozostania w ukryciu. Reguła mówiła bowiem jasno: „Gwarancją naszego jutra jest przekonanie ludzi dzisiejszych, że my nie istniejemy”.
Grafik Leona obejmujący mężczyzn i kobiety, którzy zdobyli sobie znaczącą pozycję w biznesie, rządzie i życiu społecznym, był imponujący, ku pełnemu zadowoleniu STRAŻNIKA. A Ofiara – dziecko – jak powiedział jego ekscelencja, będzie prawdziwym majstersztykiem złamania niewinności.
Lista rubryk potrzebnych do wykonania równoległej ceremonii sprowadzała się głównie do elementów, które będą zrealizowane w Rzymie. Co się zaś tyczyło Kaplicy Celującej Leona, to musi ona mieć kilka naczyń zawierających Ziemię, Powietrze, Ogień i Wodę. Załatwione. Musi mieć Misę z Piszczelami. Załatwione. Czerwone i czarne Filary. Załatwione. Tarczę. Załatwione. IW ten sposób przeszli do końca listę niezbędnych rekwizytów. Załatwione. Załatwione.
Sposób synchronizacji ceremonii w obu kaplicach nie był Leonowi obcy. Jak zwykle zostaną przygotowane wydruki, przez niewierzących nazywane mszałami, do użytku uczestników ceremonii w obu kaplicach. Jak zwykle będą to teksty w nieskazitelnej łacinie. Po obu stronach Gońcy Ceremonialni będą pilnować połączenia telefonicznego, tak by uczestnicy mogli wykonywać swoje części w doskonałej harmonii z braćmi współ-celebrującymi.
W trakcie trwania wydarzenia serce każdego uczestnika musi być doskonale wypełnione nienawiścią zamiast miłości. Zadośćuczynienie bólu i konsumacja muszą się wypełnić w sposób doskonały w kaplicy celującej pod przewodnictwem Leona. Autoryzacja, instrukcje i dowody – końcowe i kulminacyjne momenty właściwe na tę okazję – będzie miał honor osobiście zaaranżować w Watykanie STRAŻNIK.
A jeśli każdy wypełni dokładnie to, czego wymaga reguła, Książę nareszcie skonsumuje prastary odwet nad Słabym, Bezlitosnym Wrogiem, który przez wieki paradował w przebraniu Najwyższego Miłosiernego, który widział wszystko nawet w najciemniejszych mrokach.
[Poniższy „Leon” to biskup- satanista – pedofil John Russel, skazany w sądach USA, archiwum jego siatki satanistycznej wpadł w ręce prokuratury, zmarł 1993 md]
Leon mógł sobie wyobrazić resztę. W wydarzeniu Intronizacji w sposób niewidoczny i bezkolizyjny dokona się doskonałe nałożenie ceremonii, w wyniku którego Książę stanie się oficjalnie utajonym członkiem Kościoła w rzymskiej Cytadeli. Intronizowany w ciemności, Książę będzie mógł pogłębiać tę ciemność, jak nigdy dotąd. Będzie to dotyczyło w jednakim stopniu przyjaciół i wrogów. Wola pogrąży się w tak głębokiej ciemności, że omroczy nawet oficjalny cel istnienia Cytadeli: wieczną adorację Bezimiennego. W samą porę – i nareszcie – Kozioł wyprze Baranka i wejdzie w posiadanie Cytadeli. Książę zawładnie Domem – Domem pisanym dużą literą – który do niego nie należy.
– Pamiętaj o tym, przyjacielu – biskup Leon drżał z niecierpliwości. – Dokona się niedokonane. Będzie to przypieczętowanie mojej kariery. Wydarzenie przypieczętowujące los dwudziestego wieku.
Leon nie bardzo się pomylił.
Była noc. Strażnik wraz kilkoma akolitami pracował w ciszy nad przygotowaniem wszystkiego w Kaplicy Docelowej – św. Pawła w Watykanie. Na wprost ołtarza ustawiono półkolem klęczniki. W pięciu świecznikach stojących na ołtarzu pyszniły się eleganckie czarne ogarki. Na tabernakulum umieszczono srebrny pentagram i przykryto go krwawoczerwoną zasłoną. Po lewej stronie ołtarza umieszczony był tron – symbol Księcia Panującego. Ściany pokryte ślicznymi freskami wyobrażającymi sceny z życia Chrystusa i Apostołów zostały zasłonięte czarnymi draperiami bramowanymi złotem w kształcie figur symbolizujących historię Księcia.
Kiedy zbliżyła się wyznaczona godzina, oddani słudzy Księcia poczęli wypełniać Cytadelę. Byli to członkowie Rzymskiej Falangi. Pośród nich znajdowało się kilku najwybitniejszych członków kolegium kardynalskiego, hierarchii i biurokracji Kościoła rzymskokatolickiego. Byli też pośród nich świeccy reprezentanci Falangi, równie znakomici, jak członkowie Hierarchii.
Weźmy choćby tego Prusaka, który właśnie ukazał się w drzwiach. Pokazowy egzemplarz nowego narybku prawniczego. Nie miał nawet czterdziestu lat, gdy zaczął odgrywać znaczącą rolę w pewnych krytycznych wydarzeniach transnarodowych. Nawet światła czarnych świec odbijały się w jego okularach w stalowej oprawie i łysinie, jakby go chciały wyróżnić. Wybrany jako Delegat Międzynarodowy i Nadzwyczajny Pełnomocnik na ten Akt Intronizacji, Prusak zaniósł na Ołtarz skórzany mieszek zawierający list Autoryzacyjny i Instrukcję, a następnie zajął miejsce na jednym z klęczników.
Jakieś pół godziny przed północą wszystkie klęczniki były już zajęte przez aktualne pokłosie tradycji Księcia, która została zasiana, zaszczepiona i była kultywowana w starożytnej Cytadeli w ciągu ostatnich osiemdziesięciu lat. Jakkolwiek na razie ograniczona liczebnie, grupa ta pozostawała w ochronnym mroku jako ciało obce i duch pozaziemski w swym Gospodarzu i zarazem Ofierze. Przenikali do urzędów i działań podejmowanych przez rzymską Cytadelę, rozsiewając swoje symptomy w krwiobiegu Kościoła Powszechnego niby podskórna infekcja. Symptomy te to cynizm i indyferentyzm, przestępstwa i partactwo na wysokich posadach, lekceważenie prawdziwej doktryny, odrzucenie osądu moralnego, utrata czujności w sprawach świętych, zamazywanie podstawowych zasad tradycji oraz wyrazów i gestów, które ją przywołują.
Tacy to ludzie zgromadzili się w Watykanie na uroczystość Intronizacji. I taka była ich tradycja, którą utwierdzali w kwaterze głównej światowej administracji – w rzymskiej Cytadeli. Trzymając w ręku kartki z wydrukowanym Ceremoniałem, z oczami utkwionymi w ołtarz i tron, skupiając umysł i wolę, czekali w ciszy, aż wybije północ, wprowadzając ich w uroczystość świętych Piotra i Pawła, tego najważniejszego świętego dnia Rzymu.
Kaplica Celująca – przestronny hol na parterze szkółki parafialnej – została urządzona ściśle zgodnie z regułą. Biskup Leon wszystkiego doglądał osobiście. W tej chwili wybrani specjalnie na tę okazję Akolici spokojnie poprawiali ostatnie szczegóły, podczas gdy on sprawdzał wszystko po kolei.
A więc najpierw Ołtarz umieszczony w północnej części kaplicy. Na ołtarzu okazały krucyfiks, szczytem zwrócony na północ. O włos dalej Pentagram osłonięty czerwoną zasłoną, umieszczony pomiędzy dwiema czarnymi świecami. U góry czerwona wieczna lampka żarząca się Rytualnym Płomieniem. Po wschodniej stronie Ołtarza – klatka; a w klatce sześciotygodniowe szczenię, pod wpływem środków uspokajających czekające cierpliwie na ten krótki moment, gdy będzie użyteczne dla Księcia. Za ołtarzem – hebanowe świecie czekające, by rytualny płomień dotknął ich knotów.
Szybkie spojrzenie na ścianę południową. Na małym kredensie – kadzielnica oraz puszka zawierająca kawałki węgla drzewnego i kadzidło. Przed kredensem ustawiono czerwone i czarne Kolumny, z których zwisa Tarcza Węża i Dzwon Nieskończoności. Rzut oka w kierunku wschodnim: pojemniki z Ziemią, Powietrzem, Ogniem i Wodą otaczające drugą klatkę. W klatce – gołąb, nieświadomy swego losu jako parodii nie tylko Bezimiennego Słabego, lecz całej Trójcy Świętej. Pod ścianą zachodnią pulpit i Księga w gotowości. Półkole klęczników obrócone na północ, w kierunku ołtarza. Po obu stronach rzędu klęczników emblematy Wejścia: Misa z Piszczelami po stronie zachodniej, najbliżej drzwi; po stronie wschodniej – wschodzący Księżyc i pięcioramienna gwiazda, skierowana ku górze rogami Kozła. Na każdym klęczniku kopia mszału dla każdego z uczestników.
Wreszcie Leon kieruje wzrok na wejście do kaplicy. Specjalne ornaty intronizacyjne, identyczne z tymi, jakie on i jego Akolici mają już na sobie, wiszą na stojaku tuż za drzwiami wejściowymi. Sprawdził godzinę na dużym zegarze ściennym w chwili nadejścia pierwszych uczestników. Zadowolony z przygotowań, skierował się do obszernej przylegającej szatni służącej za zakrystię. Arcykapłan i ojciec Medico zapewne zdążyli już przygotować Ofiarę. Jeszcze tylko niecałe pół godziny i jego Goniec Ceremonialny zainauguruje połączenie telefoniczne z Kaplicą Docelową w Watykanie. Wtedy nadejdzie godzina.
Określone wymogi co do fizycznego przygotowania obu kaplic dotyczyły także przygotowania uczestników. Ci w Kaplicy św. Pawła – sami mężczyźni – mieli na sobie szaty i paliusze, stosownie do kościelnej rangi, lub nienagannie skrojone czarne garnitury w przypadku osób świeckich. Skoncentrowani na jednym celu, z oczami utkwionymi w ołtarz i pusty Tron, wydawali się pobożnymi duchownymi rzymskimi lub świeckimi uczestnikami nabożeństwa, za których byli powszechnie uważani.
Rangą dorównując Rzymskiej Falandze, uczestnicy amerykańscy w kaplicy celującej stanowili jednak ostry kontrast do swoich kolegów w Watykanie. Tutaj zjawiali się mężczyźni i kobiety. Nie zasiadali oni w klęcznikach w eleganckich ubraniach, lecz zaraz po wejściu rozbierali się do naga, a następnie zakładali pojedynczą szatę bez szwów, przepisaną na okazję intronizacji; szata była krwistoczerwona na znak ofiary, długa do kolan, bez rękawów, z wycięciem pod szyją w kształcie litery V, otwarta z przodu. Rozbieranie i ubieranie odbywało się w milczeniu, bez pośpiechu i podniecenia. Całkowita koncentracja, rytualny spokój.
Po przebraniu się uczestnicy przechodzili obok Misy z Piszczelami i zanurzali w niej rękę, wyciągali garstkę Kości i zajmowali miejsca na klęcznikach ustawionych w półkolu na wprost ołtarza. Misa stopniowo opróżniała się, uczestnicy wypełniali klęczniki, ciszę wypełnił rytualny hałas. Nieustannie potrząsając kośćmi, każdy z Uczestników zaczął mówić – do siebie, do innych, do Księcia, po prostu w pustą przestrzeń. Na początku nie były to głosy ochrypłe, lecz rozbrzmiewające chaotycznie w rytualnej kadencji.
Wciąż przybywali nowi uczestnicy. Brali kości, wypełniali pozostałe klęczniki. Bezładna kadencja poczęła przybierać na sile w delikatnym, kakofonicznym sussurro. Wzbierająca fala niezrozumiałych modłów i błagań, potrząsania kośćmi przerodziła się w rodzaj kontrolowanej ekstazy. Dźwięki stawały się gniewne, nabrzmiałe przemocą. Stawały się kontrolowanym koncertem chaosu. Rozdzierającym duszę wyciem nienawiści i buntu. Ześrodkowanym preludium mającej nastąpić Intronizacji Księcia tego świata do Cytadeli Słabego.
W powiewającej wdzięcznie krwistoczerwonej szacie Leon wstąpił do zakrystii. W pierwszej chwili wydawało mu się, że wszystko jest w idealnym porządku. Jego koncelebrans, łysy arcykapłan w okularach, zapalił pojedynczą świecę w przygotowaniu do procesji. Napełnił ogromny złoty kielich czerwonym winem i przykrył go srebrną pateną. Na patenie ułożył ogromny biały opłatek przaśnego chleba.
Trzeci mężczyzna, ojciec Medico, siedział na ławce. Ubrany tak samo jak pozostali dwaj, trzymał na kolanach dziecko. Własną córkę Agnieszkę. Leon z zadowoleniem odnotował, że Agnieszka była spokojna i pogodzona z czekającą ją przemianą. Rzeczywiście, tym razem wydawała się gotowa. Ubrano ją w luźną białą szatę do kostek. I podobnie jak jej pieskowi zaaplikowano jej środki uspokajające mające działać do czasu, gdy zacznie się jej rola w misterium.
– Agnisiu – szepnął Medico do ucha dziecka. – Za chwilę nadejdzie pora, by pójść z tatusiem.
– To nie mój tatuś…
Mimo zażytych leków udało jej się podnieść oczy na ojca. Jej głosik był słaby, lecz słyszalny.
– Bozia jest moim tatusiem…
– BLUŹNIERSTWO!
Słowa Agnieszki błyskawicznie zgasiły zadowolenie Leona, jego oczy ciskały błyskawice.
– Bluźnierstwo! – wyrzucił z siebie ponownie to słowo niczym pocisk.
Jego usta zamieniły się w wylot armaty, zasypując Medica gradem wyrzutów. Ten człowiek, chociaż lekarz, był po prostu partaczem! Dziecko trzeba było odpowiednio przygotować! Było na to dość czasu!
Słysząc wyrzuty biskupa Leona, Medico zrobił się szary na twarzy. Lecz na jego córce gniew biskupa nie zrobił żadnego wrażenia. Próbowała skierować spojrzenie swych niezwykłych oczu na kipiącego gniewem Leona; z trudem pokonując omdlenie, powtórzyła swój sprzeciw:
– Bozia jest moim tatusiem…!
Drżąc z podniecenia, ojciec Medico ujął główkę córki, próbując odwrócić jej twarz ku sobie.
– Kochanie – perswadował. – Ja jestem twoim tatusiem. Zawsze byłem twoim tatusiem. I twoją mamusią, od kiedy odeszła.
– Nie moim tatusiem… Pozwoliłeś zabrać Flinnie… Nie róbcie krzywdy Flinniemu… To… tylko mały szczeniak… Bozia stworzyła małe pieski…
– Posłuchaj mnie, Agnisiu. Ja jestem twoim tatusiem. Już czas…
– Nie moim tatusiem… Bozia jest moim tatusiem… Bozia jest moją mamusią… Tatusiowie nie robią rzeczy, które nie podobają się Bozi… Nie moim…
Świadom, że kaplica w Watykanie czeka na uruchomienie ceremonialnego połączenia, Leon gwałtownym skinieniem głowy dał znak arcykapłanowi. Jak tyle razy w przeszłości, jedynym wyjściem była procedura awaryjna. A jeśli Ofiara – zgodnie z regułą – ma być świadoma podczas pierwszej rytualnej konsumacji, musieli to zrobić teraz.
Spełniając kapłańską powinność, Arcykapłan usiadł obok ojca Medico i przeniósł omdlałe od narkotyków ciało Agnieszki na własne kolana.
– Agnisiu, posłuchaj. Ja też jestem twoim tatusiem. Pamiętasz, jak bardzo się kochaliśmy? Pamiętasz?
Lecz Agnieszka walczyła uparcie.
– Nie mój tatuś… tatusiowie nie robią mi złych rzeczy… nie krzywdźcie mnie… nie krzywdźcie Pana Jezusa…”
W późniejszych latach pamięć Agnieszki o tej nocy – bo jednak ją pamiętała – nie zachowa dotykania jej ciała, całej pornograficznej otoczki. Pamięć o tej nocy, kiedy już ją sobie przypomni, zleje się z pamięcią całego dzieciństwa. Z pamięcią nieustannego ataku zła. Z pamięcią – nigdy nie zawodzącym ją poczuciem – zalanej światłem głębi tabernakulum w jej dziecinnej duszy, gdzie światłość przemieniała jej męczarnie w odwagę, dzięki której mogła walczyć.
W jakiś sposób wiedziała, choć jeszcze tego nie rozumiała, że to wewnętrzne tabernakulum było miejscem, w którym naprawdę żyła. To centrum jej istoty było nietykalnym azylem zamieszkującej w niej siły, miłości i ufności; miejscem, gdzie cierpiąca Ofiara – prawdziwy cel ataków złego na Agnieszkę – na zawsze uświęciła jej cierpienie Swym własnym cierpieniem.
To właśnie z wnętrza tego azylu Agnieszka słyszała każde słowo wypowiadane w zakrystii w Noc Intronizacji. To z głębi tego azylu widziała przebijające ją twarde oczy biskupa Leona i nieruchomy wzrok arcykapłana. Znała cenę oporu. Czuła, że zabrano jej ciało z kolan ojca. Widziała światło odbijające się w okularach arcykapłana. Widziała, jak ojciec przysuwa się do niej. Widziała igłę w jego dłoni. Poczuła ukłucie. Znów poczuła działanie leku. Czuła, że ktoś ją podnosi. Lecz nadal walczyła. Walczyła, by widzieć. Walczyła z bluźnierstwem; ze skutkami gwałtu; ze śpiewami; z horrorem, który miał dopiero nadejść.
Sparaliżowana lekiem, nie mogła się nawet poruszyć; wezwała na pomoc całą swoją wolę jako jedyną broń i ponownie wyszeptała słowa oporu i udręki:
– Nie mój tatuś… Nie czyńcie krzywdy Panu Jezusowi… Nie czyńcie mi krzywdy…
Wreszcie nadeszła godzina. Początek właściwego czasu wejścia Księcia do Cytadeli. Na dźwięk dzwonu nieskończoności wszyscy uczestnicy w kaplicy Leona wstali jak jeden mąż. Trzymając w rękach kartki mszalne, przy niemilknącym, przerażającym akompaniamencie klekocących kości, zaintonowali na całe gardło procesjonał, triumfalną profanację hymnu świętego Pawła Apostoła:
– Maran Atha! Przybądź, Panie! Przybądź, Książę. Przybądź! O przybądź!…
Wprawni akolici – mężczyźni i kobiety – poprowadzili procesję z zakrystii do ołtarza. Z tyłu za nimi, przygnębiony, lecz godnie wyglądający nawet w swym krwistoczerwonym stroju, postępował ojciec Medico niosący na rękach ofiarę, którą ułożył na ołtarzu obok krucyfiksu. W migotliwym cieniu zasłoniętego pentagramu jej włosy prawie dotykały klatki z małym pieskiem. Teraz – stosownie do swej godności, z oczami błyszczącymi za okularami – arcykapłan wziął do ręki jedyną czarną świecę i zajął miejsce po lewej stronie ołtarza. Na końcu szedł biskup Leon, niosący kielich i hostię; przyłączył się do śpiewu zebranych, intonujących hymn na Wejście.
– Niech się tak stanie! – wionęły ponad ołtarzem końcowe słowa hymnu w kaplicy celującej.
„Niech się tak stanie!” Starożytna pieśń musnęła bezwładne ciało Agnieszki, spowijając mgłą jej duszę głębiej niż leki, potęgując uczucie chłodu, który, jak wiedziała z doświadczenia, miał ją całkowicie ogarnąć.
– Niech się tak stanie! Amen! Amen! – wionęły starożytne słowa ponad ołtarzem Kaplicy św. Pawła. Łącząc w jedno swe serca i wolę z sercami i wolą celujących uczestników w Ameryce, Falanga Rzymska zaintonowała wybrany, zmieniony fragment z mszału rzymskiego, zaczynający się od Hymnu do Dziewicy Zgwałconej, a kończący się Inwokacją Korony Cierniowej.
W Kaplicy Celującej biskup Leon zdjął z szyi mieszek ofiarny i ułożył go ze czcią pomiędzy szczytem krucyfiksu a podstawą pentagramu. Następnie przy akompaniamencie podjętego na nowo chóralnego mruczando i klekotania kości, akolici umieścili trzy kawałki kadziła na rozżarzonych węglach w kadzielnicy. Prawie natychmiast niebieski dym rozszedł się po holu, a ostra woń kadzidła spowiła ofiarę, celebransów i uczestników.
W omdlałej duszy Agnieszki dym, zapach kadzidła, działanie leków oraz chłód i rytualny hałas – wszystko zmieszało się w jedną ohydną kadencję.
Choć nikt nie dał sygnału, doskonale wyszkolony Posłaniec Ceremonialny poinformował swego watykańskiego odpowiednika, że inwokacje właśnie się zaczynają. Nagła cisza spowiła amerykańską kaplicę. Biskup Leon uroczyście uniósł krucyfiks leżący obok ciała Agnieszki, oparł go szczytem w dół o ołtarz i zwracając się twarzą do zgromadzenia, podniósł lewą rękę do odwróconego znaku błogosławieństwa: grzbiet dłoni zwrócony ku zgromadzeniu, kciuk i dwa palce środkowe przyciśnięte do wewnętrznej strony dłoni, mały i wskazujący palec uniesione jako symbol rogów Kozła.
– Módlmy się!
W atmosferze mroku i ognia główny celebrans w każdej z kaplic zaintonował serię inwokacji do Księcia. Uczestnicy w każdej z kaplic odpowiadali na wezwania celebransów. Następnie – ale tylko w amerykańskiej Kaplicy Celującej – każdemu responsowi towarzyszyło odpowiednie działanie – rytualne wykonanie ducha i znaczenia słów. Nad osiągnięciem kadencji doskonałej słów i woli między obiema kaplicami czuwali Gońcy Ceremonialni. Od tej właśnie kadencji doskonałej zależało odpowiednie uformowanie intencji ludzi, w które miał być przybrany dramat intronizacji Księcia.
– Wierzę w jedną Moc – wyrzekł z przekonaniem biskup Leon.
– A imię jej Kosmos – zaintonowali uczestnicy w obu kaplicach, odwracając odpowiedź mszału rzymskiego. Towarzyszyło jej odpowiednie działanie w kaplicy celującej. Dwaj akolici okadzili ołtarz, dwaj inni ustawili na ołtarzu pojemniki z Ziemią, Powietrzem, Ogniem i Wodą, skłonili się przed biskupem i powrócili na swoje miejsca.
– I w Jednorodzonego Syna Kosmicznego Brzasku – zaintonował Leon.
– A imię jego Lucyfer – brzmiał drugi respons.
Akolici Leona zapalili świece i okadzili Pentagram.
Trzecia inwokacja:
– Wierzę w Tajemniczego.
I trzecia odpowiedź:
– Którym jest Wąż Jadowity na Drzewie Życia.
Przy akompaniamencie klekocących kości pomocnicy podeszli do czerwonego Filara i odwrócili Tarczę Węża, ukazując odwrotną jej stronę wyobrażającą Drzewo Znajomości Dobra i Zła.
Wtedy Stróż w Rzymie i biskup w Ameryce zgodnie zaintonowali czwartą inwokację:
– Wierzę w Pradawnego Lewiatana.
I unisono poprzez ocean i kontynent popłynęła czwarta odpowiedź:
– A imię jego Nienawiść.
Nastąpiło okadzenie czerwonego filaru z Drzewem Wiadomości Dobrego i Złego.
Piąta inwokacja brzmiała:
– Wierzę w Pradawnego Lisa.
I piąty donośny respons:
– A imię jego Kłamstwo.
Tu okadzono czarną kolumnę jako symbol rozpaczy i wszelkiej obrzydliwości.
W migotliwym świetle ogarków, spowity kłębami niebieskiego dymu, Leon skierował wzrok na klatkę z Flinnim stojącą tuż obok ciała Agnieszki rozciągniętego na ołtarzu. Szczeniak przebudził się z letargu, podniósł się na cztery łapy, podniecony hałasem śpiewów, klekotania kości.
– Wierzę w Pradawnego Kraba – zaintonował Leon szóstą inwokację.
– A imię jego jest Żywy Ból – zagrzmiała szósta odpowiedź, a kości klekotały miarowo.
Teraz oczy wszystkich zwróciły się na akolitę, który podszedł do ołtarza i sięgnął ręką do klatki. Piesek zamachał ogonkiem, spodziewając się pieszczoty. Tymczasem akolita wprawnym ruchem wyszarpnął zwierzę z klatki, drugą ręką dokonując błyskawicznej wiwisekcji, poczynając od usunięcia genitaliów wyjącego szczeniaka. Ekspert w swoim fachu, umiejętnie przedłużał cierpienie psa i frenetyczną radość uczestników rytuału zadawania bólu.
Lecz nie wszystkie odgłosy zagłuszał piekielny hałas przerażającej celebracji. Był jeszcze słabiutki głosik śmiertelnej walki Agnieszki. Bezgłośnego jej krzyku w odpowiedzi na agonię pieska. Dźwięk niesłyszalnych słów. Dźwięk błagania i cierpienia.
– Bozia jest moim tatusiem!… Święta Bozia!… Mój pieseczek!… Nie róbcie krzywdy Flinniemu!… Bozia jest moim tatusiem!…Nie róbcie krzywdy Panu Jezusowi… Święta Bozia…
Czujny na każdy szczegół, biskup Leon rzucił okiem na Ofiarę. Będąc w stanie bliskim nieświadomości, Ofiara wciąż walczyła. Wciąż protestowała. Wciąż jeszcze czuła ból. Wciąż jeszcze się modliła z tym swoim nieustępliwym oporem. Leon był zachwycony. Co za doskonała Ofiara. Jak przyjemna musi być Księciu. Bezlitośnie i bez najmniejszej przerwy Leon i Strażnik przeprowadzili swoje zgromadzenia przez resztę czternastu w sumie inwokacji, a odpowiednie działania towarzyszące każdej odpowiedzi stawały się zgiełkliwym teatrem perwersji. Wreszcie biskup Leon zakończył pierwszą część ceremonii wielką inwokacją:
– Wierzę, że Książę tego świata zostanie tej nocy intronizowany do Starożytnej Cytadeli i z tego miejsca stworzy Nową Wspólnotę.
I przyszła odpowiedź, robiąca przerażające wrażenie nawet w tym upiornym otoczeniu:
– A imię jej będzie Powszechny Kościół Człowieka.
Teraz nadeszła pora, by Leon podniósł z ołtarza Agnieszkę. Pora, by arcykapłan uniósł prawą ręką kielich, a lewą ogromną hostię. Pora, by Leon przewodniczył modlitwie Ofiarowania, po każdym rytualnym pytaniu czekając na odpowiedzi zawarte w mszałach trzymanych przez uczestników.
– Jakie było imię tej ofiary przy pierwszych narodzinach?
– Agnieszka!
– Jakie było imię tej ofiary przy drugim narodzeniu?
– Agnieszka Zuzanna!
– Jakie było imię tej ofiary przy trzecich narodzinach?
– Rahab Jerycho!
Teraz Leon ponownie ułożył Agnieszkę na ołtarzu, a następnie nakłuł wskazujący palec jej lewej ręki, a z małej ranki wypłynęła krew.
Chłód przeszywał jej ciało, miała mdłości, czuła, jak podnoszą ją z ołtarza, lecz już nie była w stanie poruszać oczami. Czuła ostre ukłucie w lewej ręce. Docierały do niej słowa zawierające zagrożenie, którego nie potrafiła wysłowić: „Ofiara… Agnieszka… narodzona po raz trzeci… Rehab Jerycho…”
Leon umoczył wskazujący palec lewej ręki we krwi Agnieszki i unosząc go tak, by mogli to zobaczyć uczestnicy, rozpoczął modlitwę ofiarowania.
– Krew naszej Ofiary została przelana * aby nasza służba Księciu była doskonała. * Aby sprawował najwyższą władzę w Domu Jakuba * W Ziemi Obiecanej Wybrańca.
Teraz przyszła kolej na arcykapłana. Trzymając wysoko kielich i hostię, wygłosił rytualną odpowiedź ofiarowania:
– Zabieram cię ze sobą, przeczysta ofiaro * Zabieram cię do nieświętej północy – Zabieram cię na wzgórze Księcia.
Arcykapłan ułożył hostię na piersiach Agnieszki, trzymając kielich z winem nad jej piersią.
Mając po prawicy i po lewicy arcykapłana i akolitę Medica, biskup Leon spojrzał na Gońca Ceremonialnego. Upewniwszy się, że Stróż o granitowej twarzy i jego rzymska falanga tworzą wraz z nim doskonały tandem, znów zaintonował wraz ze współ-celebransami modlitwę ofiarowania:
– Prosimy cię, Panie, Lucyferze, Książę Ciemności * Który gromadzisz wszystkie nasze ofiary * Wejrzyj łaskawie na naszą ofiarę * Złożoną na popełnienie wielu grzechów.
A potem bezbłędnym unisono, jakiego nabiera się po latach praktyk, biskup i arcykapłan wygłosili najświętsze słowa łacińskiej mszy. Przy podniesieniu hostii:
– HOC EST ENIM CORPUS MEUM.
Przy podniesieniu kielicha:
HIC EST ENIM CALIX SANGUINIS MEI, NOVI ET AETERNI TESTAMENTI, MYSTERIUM FIDEI QUI PRO VOBIS ET PRO MULTIS EFFUNDETUR IN REMISSIONEM PECCATORUM. HAEC QUOTIESCUMQUE FECERITIS IN MEI MEMORIAM FACIETIS.
Zebrani natychmiast odpowiedzieli wznowieniem rytualnego hałasu, kakofonią dźwięków, mieszaniną wyrazów i klekotu kości, i towarzyszących temu lubieżnych gestów wszelkiego rodzaju. Tymczasem biskup spożył odrobinę hostii i upił łyczek wina z kielicha.
Na sygnał Leona – ponownie odwrócone błogosławieństwo znakiem – rytualny hałas przybrał formę nieco bardziej uporządkowanego chaosu, kiedy uczestnicy posłusznie ustawili się w kolejce. Przechodząc obok ołtarza, gdzie otrzymywali komunię – odrobinę hostii, łyczek z kielicha – mieli też okazję podziwiać Agnieszkę. Lecz nie chcąc uronić nic z pierwszego rytualnego gwałtu na ofierze, szybko wracali do swoich klęczników, patrząc w napięciu, jak biskup skupia całą uwagę na dziecku.
Uczuwszy na sobie ciężar ciała biskupa, Agnieszka z całej siły próbowała uwolnić się od niego. Nawet teraz usiłowała wykręcić głowę, jakby szukała pomocy w tym bezlitosnym miejscu. Lecz pomoc nie znikąd nie nadchodziła. Był tylko arcykapłan czekający na swoją kolej w tym niewyobrażalnym świętokradztwie. Czekał także jej ojciec. I był ogień palących się czarnych świec, odbijający się czerwienią w ich oczach. Ogień zapalał się w ich oczach. Wewnątrz tych wszystkich oczu. Ogień, który będzie jeszcze palił długo, gdy pogasną świece. Palił już zawsze…
Cierpienie, które owładnęło Agnieszką tamtej nocy, jej ciałem i duszą, było tak głębokie, że chyba ogarniało cały świat. Lecz ani na chwilę nie było to tylko jej konanie. Tego była przez cały czas pewna. Kiedy słudzy Lucyfera gwałcili ją na zbezczeszczonym, nieświętym ołtarzu, gwałcili równocześnie tego Pana, który był jej tatusiem i mamusią. Tak jak On przemienił jej słabość Swoją odwagą, tak też uświęcił jej profanację swymi niewypowiedzianymi udrękami i jej długotrwałe cierpienie Swoją Męką. To do Niego – tego Pana, który był jej jedynym ojcem i jedyną matką, i jedynym obrońcą – słała bezgłośne krzyki męki, przerażenia i bólu. I to do Niego, tracąc przytomność, modliła się o ratunek.
Leon znów stał obok ołtarza, na jego zlanej potem twarzy malowało się podniecenie, była to najwyższa chwila jego triumfu. Skinienie głowy w kierunku gońca ceremonialnego czuwającego przy telefonie. Chwila oczekiwania. Skinięcie głowy tamtego w odpowiedzi. Rzym był gotów
.
– Mocą przekazaną mi jako równoczesnemu celebransowi ofiary i równoczesnemu wykonawcy intronizacji, przewodniczę wszystkim tu i w Rzymie, wzywając ciebie, Książę Wszelkiego Stworzenia! W imieniu wszystkich zebranych w tej kaplicy i wszystkich braci zgromadzonych w Kaplicy Rzymskiej, wzywam Cię, o Książę, przybądź!
Drugiej modlitwie intronizacyjnej miał przewodniczyć arcykapłan. W tej niezwykłej chwili, gdy spełniało się najwyższe, na co kiedykolwiek czekał, recytowane przez niego łacińskie zdania były wzorem kontrolowanej emocji:
– Przybądź, obejmij w posiadanie Dom Wroga. * Wejdź do miejsca, które było dla Ciebie przygotowane. * Zstąp pomiędzy Swoje wierne Sługi * Którzy przygotowali dla Ciebie łoże, * Którzy wznieśli Twój Ołtarz i pobłogosławili go infamią.
Było godne i sprawiedliwe, by to właśnie biskup Leon zaintonował ostatnią modlitwę wprowadzenia w kaplicy celującej:
– Zgodnie ze świętymi instrukcjami z Wierzchołka Góry, * W imieniu wszystkich Braci * ja Ciebie pragnę uwielbić, Książę Ciemności. * Stułę wszystkiego, co Nieświęte * Wkładam oto w Twoje ręce * Potrójną Koronę Piotra * Zgodnie z nieugiętą wolą Lucyfera * Byś tu rządził. * Aby był Jeden Kościół, * Jeden Kościół od Morza do Morza, * Jedno Wielkie i Potężne Zgromadzenie * Mężczyzn i Kobiety, * zwierząt i roślin. * Aby nasz Kosmos znów * Był jeden, niezwiązany i wolny.
Przy ostatnim słowie, na znak dany przez Leona, wszyscy w jego kaplicy usiedli. Rytuał został przekazany do Kaplicy Docelowej w Rzymie.
W ten sposób Intronizacja Księcia do Cytadeli Słabego prawie już dobiegła końca. Pozostała jeszcze tylko Autoryzacja, Ustawa Instrukcyjna i Dowód. Strażnik podniósł oczy znad ołtarza i skierował ponure wejrzenie na Międzynarodowego Delegata, który przyniósł mieszek zawierający list Autoryzacyjny i Instrukcję. Wszyscy odprowadzali go wzrokiem, gdy wstał i skierował się do ołtarza, wziął do ręki mieszek, wyjął papiery i twardym pruskim akcentem przeczytał Ustawę Autoryzacyjną:
– „Z mandatu Zgromadzenia i Świętych Starszych wyznaczam, autoryzuję i uznaję tę kaplicę, która odtąd będzie się nazywała Kaplicą Wewnętrzną, za zajętą, posiadaną i będącą całkowitą własnością Tego, którego intronizowaliśmy jako Pana i Mistrza naszego ludzkiego losu.
Ktokolwiek środkami tej kaplicy będzie desygnowany i wybrany na ostatniego sukcesora Urzędu Piotrowego, mocą swej urzędowej przysięgi poświęci siebie i wszystkich, którym rozkazuje, aby byli gorliwymi instrumentami i współpracownikami Budowniczych Domu Człowieczego na Ziemi i w całym Kosmosie Człowieka. Przemieni on prastarą Wrogość w Przyjaźń, Tolerancję i Asymilację, i będzie to zastosowane do narodzin, edukacji, pracy, finansów, handlu, przemysłu, nauki, kultury, życia i dawania życia, umierania i udzielania śmierci. Niechaj tedy zostanie uformowana Nowa Era Człowieka„.
– Niech się tak stanie! – zaintonował Stróż odpowiedź rzymskiej falangi.
– Niech się tak stanie! – zaintonował biskup Leon – na znak dany przez gońca ceremonialnego – wyrażając zgodę uczestników.
Następny rytualny nakaz, Ustawa Instrukcyjna, była to w rzeczywistości uroczysta przysięga zdrady, mocą której każdy duchowny obecny na ceremonii w Kaplicy św. Pawła w Watykanie – czy to kardynał, biskup czy prałat – celowo i rozmyślnie sprofanuje sakrament święceń, mocą którego niegdyś otrzymał łaskę i władzę uświęcania innych.
Delegat Międzynarodowy uniósł lewą rękę, czyniąc znak.
– Czy wszyscy tu obecni i każdy z osobna – odczytywał tekst przysięgi – usłyszawszy tę Autoryzację, teraz uroczyście przysięgają przyjąć ją chętnie, jednogłośnie, natychmiast, bez żadnych zastrzeżeń lub wybiegów?
– Przysięgamy!
– Czy wy wszyscy i każdy z osobna przysięgacie uroczyście, że będziecie wykonywać swoje obowiązki z myślą o wypełnieniu celów Powszechnego Kościoła Człowieka?
– Przysięgamy uroczyście.
– Czy wy wszyscy i każdy z osobna jesteście gotowi podpisać to jednogłośne postanowienie własną krwią, oby Lucyfer cię uderzył, jeślibyś się sprzeniewierzył tej Przysiędze Zgody?
– Jesteśmy gotowi.
– Czy wy wszyscy i każdy z osobna zgadzacie się mocą tej Przysięgi przenieść Panowanie i Posiadanie waszych dusz z Prastarego Wroga, Najwyższego Słabego, we Wszechpotężne ręce naszego Pana, Lucyfera?
– Zgadzamy się.
Teraz nadeszła pora na Rytuał Końcowy. Na Dowód.
Umieściwszy oba dokumenty na ołtarzu, delegat wyciągnął rękę do Strażnika. Wówczas rzymianin o granitowej twarzy złotą pincetą nakłuł opuszkę kciuka lewej ręki delegata i złożył krwawą pieczęć przy jego nazwisku na Ustawie Autoryzacyjnej.
Uczestnicy watykańskiej uroczystości szybko poszli w ślady Delegata. A kiedy już każdy członek Rzymskiej Falangi zadośćuczynił ostatniemu rytualnemu wymogowi, w Capella Paolina rozbrzmiała srebrna sygnaturka.
W Kaplicy amerykańskiej trzykrotnie zawtórował jej delikatny, melodyjny głos dzwonu nieskończoności. Ding! Dong! Ding! Wyjątkowo gustowny dźwięk – pomyślał Leon – gdy oba zgromadzenia zaintonowały pieśń na wyjście:
– Bim! Bom! Bam!* Nic nie Przemoże Prastarych Bram! * Upadnie Skała i Krzyż sam * Na zawsze * Bim! Bom! Bam!
Procesja wyjściowa uformowała się odpowiednio do rang. Na początku szli akolici. Potem ojciec Medico z bezwładnym i trupiobladym ciałem Agnieszki w ramionach. Na końcu Arcykapłan i biskup Leon, którzy podjęli śpiew, znikając w zakrystii.
Członkowie Falangi Rzymskiej wyszli na dziedziniec św. Damazego we wczesnych godzinach rannych w święto Piotra i Pawła. Wsiadając do czekających limuzyn niektórzy kardynałowie i biskupi odpowiedzieli na pełne czci saluty gwardzistów, czyniąc machinalny gest błogosławieństwa. \
Dziedziniec opustoszał i tylko mury Kaplicy św. Pawła jak zawsze jaśniały wspaniałymi freskami przedstawiającymi Chrystusa i św. Pawła Apostoła, którego imię przybrał ostatni sukcesor na Stolicy Piotrowej.
Co się stało z katolickim kościołem pod wezwaniem Św. Karola Boromeusza w Cheboygan w stanie Michigan? Według relacji prasowych, w 1912 r. położono kamień węgielny pod budowę kościoła katolickiego p/w Św. Karola Boromeusza. Ponad siedmiuset wiernych zgromadziło się w nawie głównej kościoła i na dużym chórze, aby odprawić pierwszą Mszę w rycie rzymskim. Kolejnych około stu wiernych pozostało na zewnątrz, ponieważ miejsca stojące w przedsionku kościoła również były wypełnione. Przez ponad pięćdziesiąt lat każdego dnia w kościele Św. Karola Boromeusza odprawiano starożytną liturgię rzymskokatolicką.
Kościół pod wezwaniem Św. Karola Boromeusza, Cheboygan, Michigan
„Lepszy” pomysł dla kościoła Św. Karola Boromeusza
Począwszy od połowy lat sześćdziesiątych, ten piękny kościół o powierzchni blisko dziesięciu tysięcy metrów kwadratowych w Cheboygan przeszedł wiele „modyfikacji” a la Novus Ordo. Po pierwsze, marmurowy ołtarz główny o wadze 10 tysięcy kilogramów został dosłownie rozbity na kawałki. To niezwykłe dzieło sztuki kamieniarskiej zostało następnie zastąpione prymitywnym prostokątnym stołem. Modernizacja trwała dalej: zburzono ołtarze boczne, zlikwidowano predellę (https://pl.wikipedia.org/wiki/Predella), wycięto osiem kolumn wspierających nawę, położono tandetną czerwoną wykładzinę, tabernakulum przeniesiono z tradycyjnego miejsca w centrum ołtarza, a także zlikwidowano piękne ławki i balaski.
Te „ulepszenia” kosztowały prawdopodobnie ponad milion dolarów. Na przykład samo usunięcie ośmiu kolumn podpierających budynek wymagało całkowitej przebudowy dachu kościoła i gotyckiego sufitu o wysokości 9 metrów. Przed usunięciem oryginalnych kolumn podtrzymujących ciężar budynku należało zainstalować na poddaszu stalową nadbudowę. To oczywiste, że ten piękny kościół w stylu bazyliki został uznany za zbyt tradycyjny.
Tradycyjny projekt architektoniczny kościoła Św. Karola, uwzględniał dawne katolickie tradycje kultu liturgicznego, takie jak klękanie przy balaskach przy przyjmowaniu Komunii Świętej i skłanianie się w kierunku pięknego ołtarza głównego, który przedstawiał rzeczywistą obecność naszego Pana w tabernakulum. Zaledwie piętnaście lat po wprowadzeniu tych radykalnych i kosztownych zmian, za które zapłacili parafianie, stary kościół katolicki Św. Karola został zamknięty przez diecezję Gaylord w 1988 roku.
Stało się tak pomimo, że w Parafii Św. Karola Boromeusza wciąż było zarejestrowanych 600 rodzin katolickich.
Przez trzy lata budynek był pustostanem obciążającym budżet diecezji. Tymczasowy wynajem zmniejszał ten ciężar, aż w końcu, w 1993 roku, budynek sprzedano kościołowi nazareńskiemu (jedna z niezliczonych sekt protestanckich – dop. tłumacza). Nie chodziło tylko o sam kościół, ale o cały kompleks, który przynależał do kościoła Św. Karola. Obejmował on dwupiętrową szkołę katolicką i dużą plebanię. Wszystkie trzy budynki sprzedano za skromną sumę 120 tys. dolarów. Diecezja nadała temu wydarzeniu szczególny charakter, świętując przekształcenie kościoła katolickiego na protestancki poprzez ceremonię ekumeniczną z towarzyszeniem chóru z jedynego kościoła katolickiego w Cheboygan – kościoła Św. Marii.
Nie trwało długo, gdy czas zaczął zbierać swoje żniwo. W 2003 roku masywny dach kościoła zaczął przeciekać. Niewielki zbór nazarejczyków nie mógł sobie pozwolić na pokrycie kosztów remontu dachu, więc stara perła architektury Cheboygan – kościół Św. Karola – ponownie została wystawiona na sprzedaż. W międzyczasie nazarejczycy sprzedali plebanię deweloperowi, a następnie sprzedali szkołę katolicką siedmioosobowej rodzinie na budowę domu jednorodzinnego. Nowy właściciel kościoła wykorzystał ogromną przestrzeń na piętrze do przechowywania i sprzedaży antyków. Ironia losu polegała na tym, że większość jego eksponatów ulegała stopniowemu zniszczeniu na skutek szkód wyrządzonych przez wodę. Trwało to przez kolejne czternaście lat.
W 2005 roku nazarejczycy zawarli umowę z nowym właścicielem kościoła. Pozwolono im zejść do piwnicy kościoła i wykorzystać refektarz do prowadzenia kuchni dla ubogich. Pozostawiało to wciąż wystarczająco dużo miejsca na ich niedzielne nabożeństwa. Umowa była taka: jeśli zapłacą za wszystkie media, nie będą musieli płacić czynszu.
Gdy lokalny sanepid odkrył, że woda wdziera się do budynku przez podłogę, wystosował oficjalne upomnienie. Jednak dach budynku okazał się nie do uratowania . Ostatecznie budynek kościoła został przeznaczony do rozbiórki zarówno ze względów bezpieczeństwa jak i sanitarnych. Kolejny właściciel desperacko pragnął uniknąć kosztów wyburzenia ceglanego kolosa o powierzchni 10 000 metrów kwadratowych lub wydania ogromnej sumy na wymianę potężnego dachu.
Na sprzedaż: Czy ktoś chce kupić zabytek architektury?
Po 41 latach mieszkania w południowej części stanu, wraz z żoną przeprowadziliśmy się z powrotem do Cheboygan. Mój teść ciężko chorował. Moja żona chciała być wystarczająco blisko, aby mu pomagać. Kilka miesięcy po przeprowadzce przypadkiem przejeżdżałem obok kościoła i zobaczyłem przed kościołem tablicę „Na sprzedaż”. Po trzykrotnym obejrzeniu ruiny, poczułem wezwanie do modlitwy o jego uratowanie.
Wnętrze kościoła było w rozsypce. Z wyjątkiem niektórych okien, cegła na zewnątrz znacznie lepiej zniosła zaniedbania. Dach był katastrofalnym stanie. Po uzyskaniu kredytu hipotecznego, kupiłem kościół w kwietniu 2019 roku. Wiedziałem, że renowacja musi się zacząć od kosztownego nowego dachu. W trakcie wymieniany dachu, opróżniłem z gruzu wnętrze kościoła, które w większości było zalane wodą. Kiedy kościół był już pusty i odkażony, zacząłem wymieniać filary nośne w nawie głównej.
Następnie przywróciłem podłogę kościoła do poziomu, a po wymianie uszkodzonych belek stropowych zainstalowałem stałe filary podporowe. Po odnowieniu podłogi zbudowałem nową predellę w absydzie. Gotycki ołtarz na szczycie to naprawdę wspaniały widok. Mógłbym tak jeszcze długo wymieniać, bo to mniej niż połowa z trzech lat, które spędziłem pracując nad tym starym kościołem. Chodzi o to, że ten niegdyś piękny zabytek architektury został zniszczony ze względu na jego tradycyjną atmosferę i wpływ, jaki wywierał na wiernych. Mimo że na razie nie ma tu Prawdziwej Obecności, po wejściu do tego starego kościoła odnosi się wrażenie, że w środku mieszka Król…
Z perspektywy czasu
Ponad pięćdziesiąt lat zmian w liturgii, architekturze i muzyce kościelnej służy jako materiał do oskarżenia obecnej, „przebudzonej” hierarchii kościelnej za dopuszczenie do tego stanu rzeczy. Złudzenia Nowego Kościoła, wyrażone w „duchu” Soboru Watykańskiego II, są przyczyną obecnych problemów. Biskupi z Gaylord zachęcali do zmian liturgicznych i architektonicznych w jednym z najpiękniejszych swoich kościołów, już od 1965 r., cztery lata przed ogłoszeniem Novus Ordo przez Pawła VI.
Biskupi Diecezji Gaylord działali pod wpływem impulsu, gdy narzucili zamknięcie dwóch kościołów katolickich i szkoły katolickiej. Populacja katolików w tym regionie stanowi zaledwie ułamek tego, co było w momencie wybudowania kościoła p/w Św. Karola w 1912 roku. Obecnie nasza diecezja nie ma seminarzystów, którzy mogliby zostać wyświęceni w najbliższej przyszłości, co jest kolejnym efektem niekompetencji diecezji w wypełnianiu misji ratowania dusz i zachowania wiary.
Nasza nadzieja i ambicja: Parafia Tradycji w regionie Wielkich Cieśnin
Odbudowa trwa… darowizny są kluczem do sukcesu.
Kościół potrzebuje kapłana
Kościół Św. Karola Boromeusza w Cheboygan potrzebuje katolickiego księdza. Kandydaci muszą być biegli w tradycyjnej liturgii łacińskiej, umieć nauczać i głosić teologię tomistyczną oraz być gotowi cierpieć z powodu zaniedbań Kościoła w zachowaniu jego Świętej Tradycji (zwłaszcza od zakończenia Soboru Watykańskiego II w 1965 r.).
Cheboygan leży dwanaście mil na południe od słynnego mostu Mackinac, gdzie dolny i górny półwysep Michigan łączą się w mieście St. Ignace – kolejnym pięknym mieście założonym przez Księdza Marquette. Cheboygan, część regionu Wielkich Cieśnin, było kiedyś w osiemdziesięciu procentach katolickie dzięki heroicznym wysiłkom misyjnym Księdza Marquette w XVII wieku. W końcu stan Michigan oddał hołd temu księdzu, nadając swojemu najbardziej prestiżowemu miastu, nazwę Marquette, na jego cześć.
Kościół katolicki Św. Karola, zbudowany w 1912 r., należy do epoki architektury klasycznej. Jego bazylikowa forma jest żywym świadectwem wieków, które kopiowały ten wzór w celu sprawowania kultu. Kiedy zobaczyłem tę starą, szlachetną budowlę, która niszczała przez dziesięciolecia zaniedbania, stała się ona dla mnie symbolem tego, co spotkało Chrystusa podczas Jego pobytu na ziemi.
Szukamy kapłana o silnym duchu misyjnym, kapłana, który będzie przemierzał tę ziemię, tak jak robił ponad trzy wieki temu Ks. Marquette… kapłana, który będzie celebrował starożytną liturgię łacińską, tak jak to czynił Ks. Marquette w swojej misji niesienia tu Chrystusa.
Jeśli jesteś księdzem, który rozumie, że posłuszeństwo jest podrzędne wobec sprawiedliwości i że nie było i NIE MA sprawiedliwości w ograniczaniu najcenniejszego skarbu liturgicznego Kościoła, starożytnej Mszy łacińskiej, to skontaktuj się z nami, Cheboygan Cię potrzebuje!
William Price, Właściciel, Old St. Charles Church, Cheboygan
Fatalne dane i zmiany w Kościele. Biskup podjął nietypową decyzję.
[Zmieniłem tytuł, bo w Kościele, ale gałęzi Tradycji Katolickiej jest ogromny przyrost ilości kapłanów i wiernych. O dziwacznych działaniach biskupa Andrzeja Czaji pisywali, m. inn. u mnie wierni katolicy z Opola i okolic. Mirosław Dakowski]
Ze względu na brak dostatecznej ilości duchownych, już w tym roku na terenie diecezji opolskiej niektóre parafie będą łączone – ogłosił ks. biskup Andrzej Czaja. Pogłębia się kryzys w Kościele.
Na stronie diecezji opolskiej opublikowano „Odezwę Biskupa Opolskiego w związku z tegorocznymi święceniami kapłańskimi”. Jej autor, biskup Andrzej Czaja, odniósł się do malejącej liczby duchownych.
„W całym dzisiejszym dostatku życia na Śląsku Opolskim dopadła nas jedna straszna bieda – wielki niedostatek powołań kapłańskich i zakonnych! W murach naszego seminarium jest zaledwie 28 kleryków naszej diecezji, 14 z diecezji gliwickiej i 1 kleryk z Togo, w Afryce” – rozpoczął biskup Czaja.
Przybędzie 14 kapłanów, ubędzie 72 kapłanów
„Biorąc pod uwagę fakt, że do święceń dochodzi połowa kleryków, można przyjąć, że nasze prezbiterium do roku 2027 wzbogaci się o 14 kapłanów. Tymczasem, ze względu na ukończenie 75 roku życia, do 2030 roku odejdzie na emeryturę 72 kapłanów. Trzeba się ponadto liczyć z tym, że niektórzy kapłani mogą wcześniej umrzeć, bądź stan zdrowia nie pozwoli im na dalsze posługiwanie. Nie można też wykluczyć, że ktoś odejdzie z szeregów kapłańskich. I pytanie, co robić?” – kontynuuje duchowny.
W dokumencie biskup poinformował wiernych, że z powodu braku wystarczającej liczby duchownych do obsadzenia wszystkich parafii, sześć z nich zostanie połączonych z innymi.
„W takiej sytuacji wierni dwóch parafii będą musieli się dzielić jednym proboszczem. Przyniesie to pewien uszczerbek dla życia i funkcjonowania parafii, m.in. zmniejszenie liczby Mszy św., aby proboszcz mógł podołać obowiązkowi sprawowania liturgii w drugiej parafii” – przyznaje biskup.
„Pojawia się też konieczność większego zaangażowania wiernych świeckich w życie parafialne. Chodzi o wsparcie proboszcza w jego funkcjonowaniu w dwóch parafiach, które pozwoli zminimalizować powstałe niedogodności i następstwa. I tu bardzo liczę na Waszą dojrzałość, że razem, kapłani i wierni, podejmiemy trud zaradzania naszej biedzie. Kapłanów proszę, aby się więcej otwarli na swoich wiernych, bardziej weszli w dialog i w bezpośrednich relacjach formowali i przygotowywali wielu do podejmowania różnych posług we wspólnocie parafialnej. Wiernych proszę zaś o jak najwięcej zaangażowania w budzenie świadomości, że razem jesteśmy Kościołem i że naszą wspólną odpowiedzialnością jest dobre funkcjonowanie i rozwój wspólnoty parafialnej, włączanie w nią dzieci i młodzieży” – napisał biskup Andrzej Czaja.
Tertulian powiedział, że wiara katolicka i moc żydowska są jak dwie szale u wagi. Gdy wiara katolicka unosi się ku górze, siły żydowskie opadają, podobnie dzieje się w odwrotnym przypadku. Gdy katolicyzm słabnie, szala żydowska się unosi. Dzieje się tak, ponieważ już od czasów gdy żydzi ukrzyżowali naszego Pana Jezusa Chrystusa, zawsze byli oni wrogami Kościoła katolickiego. Zawsze traktowali Kościół katolicki jako ich głównego wroga. Rzecz ma się podobnie z komunistami, dla nich też Kościół katolicki jest naczelnym wrogiem. Nowy Porządek Świata również zdaje sobie sprawę, że Kościół jest ich najgroźniejszym przeciwnikiem.
Od czasów Soboru Watykańskiego II, Kościół jest znokautowany, leży na deskach. Jest odliczany niczym pięściarz…6,7,8… Wrogom Kościoła wydaje się, że Kościół już poległ. To nieprawda. Kościół znów stanie na nogach, ponieważ Pan Bóg nie chce unicestwienia Kościoła i Pan Bóg na to nie pozwoli. Wrogowie Kościoła; żydzi, komuniści, masoni i inni nie zdają sobie z tego sprawy. Są zdeterminowani do walki z Nim na śmierć i życie i to właśnie robią.
Pan Bóg zezwala na to poprzez całą wieczność. Trzymając się bokserskiego porównania, które już zastosowaliśmy, jeśli chcemy wyszkolić dobrego pięściarza, musimy mu zapewnić bardzo dobrych partnerów treningowych, nie słabeuszy. Jeśli chcemy wyszkolić ludzi tak aby zasłużyli na Niebo, musimy zapewnić im tutaj na ziemi solidną walkę, a nie jakąś śmieszną i pozorowaną. Takim poważnym i sprawnym partnerem treningowym są właśnie żydzi.
Pan Bóg udzielił im wielu talentów; są mądrzy, zdeterminowani, stanowczy, zmotywowani i walczą z Kościołem od samego początku. Pan Bóg zezwala na to, aby w tej walce kształtować dobrych katolików. Zezwalając na wzrost potęgi żydowskiej, Pan Bóg ukazuje nam, jakich cierpień możemy się spodziewać jeśli utracimy naszą wiarę.
Zatem jedynym sposobem powstrzymania żydowskiej dominacji jest odbudowa wiary katolickiej. SWII podkopał autorytet Kościoła katolickiego i w efekcie pozwoliło to na spuszczenie ze smyczy całej żydowskiej potęgi.
„Krew Jego na nas i na dzieci nasze” Mt 27,25
Ta żydowska deklaracja jest najbardziej przerażająca w całej historii świata.
„Nasz Pan uczynił z Kaina wiecznego wędrowca i uciekiniera i naznaczył go znamieniem, aby ktokolwiek rozpozna to znamię, mógł go zabić. Dlatego żydzi, których nie wolno zabijać, a których ręce są splamione krwią Chrystusa, pozostaną wędrowcami i uciekinierami dopóki ich oblicza nie pokryją się hańbą w imię Jezusa Chrystusa Naszego Pana.” – Papież Innocenty III
„Gdyby ktoś zabił umiłowanego syna człowieczego, a następnie wyciągnął ręce splamione krwią do strapionego ojca, prosząc go o przyjęcie do swojego domu, czyż krew syna, widoczna na ręce mordercy, nie pobudziłaby ojca do słusznego gniewu? Takie są modlitwy żydów, bo kiedy wyciągają ręce w modlitwie, przypominają Bogu Ojcu o swoim grzechu przeciwko Jego Synowi. Przy każdym wyciągnięciu rąk, pokazują, że te są splamione krwią Chrystusa. Ci bowiem, którzy trwają w swym zaślepieniu, dziedziczą winę swych ojców; wołali bowiem: „Krew Jego na nas i na dzieci nasze” Mt 27,25. – Święty Bazyli Wielki
„Biedni żydzi! Przywołaliście straszliwą klątwę na własne głowy, wołając „Krew Jego na nas i dzieci nasze”, i tę klątwę, nieszczęsny narodzie, nosicie do dziś i do końca czasów będziecie nosić karę tej niewinnej krwi. O mój Jezu… Nie będę uparty jak żydzi. Będę Cię kochał na zawsze, na zawsze, na zawsze!” – Święty Alfons Maria Liguori
„Twardego karku i nie obrzezanych serc i uszu! Wy się zawżdy sprzeciwiacie Duchowi świętemu. Jako ojcowie waszy, także i wy. Którego z Proroków nie przeszladowali ojcowie waszy? I zabili tych, którzy opowiadali o przyszciu sprawiedliwego, któregoście wy teraz zdrajcami i mężobójcami byli, którzyście wzięli zakon przez rozrządzenie Anjelskie, a nie strzegliście.” Dz 7, 51-53
„Abowiem wy, bracia, zstaliście się naszladowcami kościołów Bożych, które są w żydowskiej ziemi w Chrystusie Jezusie, iżeście i wy toż cierpieli od spółpokoleników waszych, jako i oni od żydów, którzy i Pana zabili Jezusa, i Proroki, i nas przeszladowali, i Bogu się nie podobają, i wszytkim ludziom się sprzeciwiają, broniąc nam, żebyśmy nie mówili Poganom, iżby byli zbawieni: aby zawsze wypełniali grzechy swe, abowiem na nie przyszedł gniew Boży aż do końca.” Dz 2, 14-16
24 kwietnia, w Niedzielę Przewodnią, w Tallinie został wmurowany kamień węgielny pod budowę nowego kościóła Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X. Kamień węgielny poświęcił ks. Karol Stehlin FSSPX, przełożony Dystryktu Europy Środkowo-Wschodniej. Wydarzenie to ma znaczenie nie tylko duchowe, ale również historyczne, ponieważ przez ostatnie sto lat w Estonii wzniesiono zaledwie kilka katolickich świątyń.
Estonia to kraj położony nad Morzem Bałtyckim, od wschodu graniczący z Federacją Rosyjską, a od południa z Republiką Łotewską. Stolicą kraju jest Tallin (do 1918 r. Rewel). Estonia niemal przez półwiecze była pod okupacją sowiecką i odzyskała niepodległość dopiero po upadku ZSRS. Na powierzchni ponad 45 tys. km² – większej niż Dania czy Szwajcaria – mieszka 1,2 mln obywateli, czyli nieco mniej niż w województwie świętokrzyskim.
Od czasu, gdy w 1215 r. papież Innocenty III poświęcił Matce Bożej Inflanty, to znaczy krainę obejmującą dzisiejszą Łotwę i Estonię, były one nazywane Ziemią Maryjną (Terra Mariana). Mimo to dane sprzed dekady wskazują, że dwie trzecie Estończyków w wieku powyżej piętnastu lat określa siebie jako niewierzących. Prawosławie liczy 177 tysięcy wiernych, głównie wśród ludności rosyjskojęzycznej, a niecałe 150 tys. Estończyków wyznaje luteranizm. Katolicyzm prawie nie istnieje od czasu, kiedy w latach 1625–1774 Estonią rządzili Szwedzi. W kraju rezyduje administrator apostolski, a w siedmiu parafiach zrzeszających sześć tysięcy katolików działa jedenastu księży. Odradzanie się wiary katolickiej w Estonii następuje bardzo powoli.
Obecna kaplica w Tallinie jest już za mała dla wiernych z Estonii
Tym większym powodem do radości jest rosnąca liczba wiernych Tradycji katolickiej, zwłaszcza w Tallinie, gdzie od 2015 r. Bractwo św. Piusa X sprawuje opiekę nad miejscem celebracji. Wówczas wzniesiono dom, mieszczący tymczasową kaplicę. Z czasem coraz pilniejszą potrzebą stało się posiadanie większego budynku, zapewniającego wystarczającą przestrzeń na spotkania, rekolekcje i katechizację. Budowa kościoła rozpoczęła się w zeszłym roku.
Ksiądz Volker Schultze FSSPX z radością zapowiada, że nowa świątynia będzie nosić wezwanie Niepokalanego Serca Najświętszej Panny Maryi. Jak wyjaśnia, Kościół ten „nade wszystko zapewni naszym wiernym odpowiednie miejsce do oddawania czci Bożej. W niedziele kaplica częstokroć bywa tak pełna, że nawet przed drzwiami wejściowymi panuje tłok. Nowa świątynia pozwoli pomieścić także osoby stojące dziś na zewnątrz, które mogłyby zniechęcić się do Kościoła i jego tradycji nauczanej w małej, przepełnionej sali”.
ROZDZIAŁ 12 – CZY TRZECIA TAJEMNICA SKŁADA SIĘ Z DWU RÓŻNYCH TEKSTÓW?
Pomimo najlepszych wysiłków zamknięcia księgi Fatimy, konferencja prasowa sojuszu Sodano / Ratzinger / Bertone z dnia 26 czerwca 2000 roku nie zakończyła się sukcesem. Zorientowani katolicy na całym świecie po prostu nie uwierzyli w to, by niema i raczej niejasna wizja “biskupa w bieli” mogła stanowić całość tajemnicy, którą Watykan trzymał pod kluczem przez 40 lat.
Najlepszym świadkiem popierającym twierdzenie, że czegoś musiało tam zabraknąć, był, jak na ironię, sam kardynał Ratzinger – w wywiadzie z 1984 roku udzielonym czasopismuJesus, o czym już pisaliśmy. Co stało się z “proroctwem religijnym” odnośnie “niebezpieczeństw wobec wiary i życia chrześcijanina, a zatem (życia) świata”, o którym wtedy mówił kardynał? Co z jego oświadczeniem z 1984 roku, że “rzeczy zawarte w ‘Trzeciej Tajemnicy’ zgadzają się z tym, co napisano w Piśmie Świętym i o czym wielokrotniemówiono w wielu innych objawieniach maryjnych, począwszy od samej Fatimy z jej [już] znaną treścią”?
Nic w wizji “biskupa w bieli” nie powtarza tego, co było mówione w wielu innych objawieniach maryjnych – bo w tej wizji Maryja w ogóle nic nie mówi. A jeśli, jak kard. Ratzinger twierdzi teraz, “biskupem w bieli” był papież Jan Paweł II uciekający od śmierci w roku 1981, to, dlaczego kardynał w roku 1984 po prostu tego nie ujawnił i nie ogłosił, że Trzecia Tajemnica została spełniona?
Wielu najbardziej lojalnych katolików doszło do nieuniknionego wniosku, że musiał istnieć jakiś inny dokument na temat tej wizji. Być może zakłopotanie Watykanu dosięgnęło szczytu 16 maja 2001 roku, prawie rok po konferencji prasowej o “końcu Fatimy”. Tego dnia matka Angelica, zagorzała obrończyni watykańskiego aparatu, wyraziła odczucia milionów katolików w swoim programie telewizyjnym na żywo:
Jeśli chodzi o Tajemnicę, cóż, należę do tych osób, które uważają, że nie powiedziano nam wszystkiego. Powiedziałam wam! To znaczy, że masz prawo do własnych opinii, prawda, Ojcze? Taka jest moja opinia. Bo uważam, że jest przerażająca. I nie uważam, żeby Stolica Apostolska miała powiedzieć coś, co nie ma miejsca, a co może się wydarzyć. A co zrobi, jeśli to się nie wydarzy? Stolica Apostolska nie może sobie pozwolić na wygłaszanie proroctw [1].
Zagadnieniem, z którym musimy się zmierzyć w tym rozdziale – zagadnieniem wysuniętym przez takich katolików, jak matka Angelica – jest, czy Trzecia Tajemnica występuje w całości na pojedynczym dokumencie opublikowanym w czerwcu 2000 roku, czy też składa się z dwóch dokumentów: wizji opublikowanej w 2000 roku, oraz osobnego tekstu zawierającego słowa Matki Bożej, wyjaśniające tę wizję – słowa które prawdopodobnie są dalszym ciągiem wyrażenia “W Portugalii dogmat wiary zostanie zawsze zachowany itd.” z Czwartego Dziennika s. Łucji.
Narasta przekonanie, że faktycznie istnieją dwa dokumenty zawierające Trzecią Tajemnicę. Ale jakie są dowody na poparcie istnienia drugiego dokumentu?
Jak napisaliśmy w Rozdz. 4, istnienie dwóch dokumentów: pierwszy – list napisany na pojedynczej kartce papieru, zapieczętowany w kopercie, drugi – w dzienniku s. Łucji wręczony razem z kopertą, wyraźnie sugerują różni wiarygodni świadkowie, łącznie z s. Łucją. Bardziej szczegółowe omówienie ich zeznań jest w książce o. Michela “Cała prawda o Fatimie“, t. III – “Trzecia Tajemnica“. W latach 1985 i 1986 opublikowano 20.000 egzemplarzy francuskiego wydania tomu III (po ponad 4-letnich badaniach), oraz 50.000 egzemplarzy angielskiego w roku 1990. Wiemy, iż nigdy nie zakwestionowano książki, ani w kwestii jej autentyczności, ani staranności badań. Sam tom III zawiera ponad 1.150 przypisów, cytujących liczne dokumenty, świadków i zeznania. Podobnie jest ze źródłami o. Michela i własnymi zeznaniami, nigdy ich nie zakwestionowano, a zatem samego o. Michela także uważa się za przekonywującego i wiarygodnego świadka [2].
Teraz zajmiemy się sprawą udowodnienia, na podstawie dostępnych dokumentów, których część przedstawiliśmy w poprzednich rozdziałach, że faktycznie mamy do czynienia z dwoma oryginalnymi rękopisami s. Łucji odnoszącymi się do Trzeciej Tajemnicy – i że oba dokumenty dotarły do Watykanu. Przypominamy to, co napisała s. Łucja do bp-a da Silva 9 stycznia 1944 roku:
Napisałam o co mnie prosiłeś; Bóg poddał mnie małej próbie, ale w końcu faktycznie taka była Jego wola: [tekst] jest zapieczętowany w kopercie i ona [zapieczętowana koperta] jest w dziennikach… [3]
Badanie portugalskiego oryginału pokazuje, że s. Łucja chce powiedzieć, iż właściwa Tajemnica jest w kopercie i ta koperta znajduje się w jednym z jej dzienników, który również wręczyła abp-owi Manuelowi Maria Ferreira da Silva (arcybiskup Gurza) dla doręczenia bp-owi da Silva z Fatimy w czerwcu 1944 roku. Jak dalej pisze o. Michel:
Wizjonerka dyskretnie wręczyła bpowi Gurza dziennik, w który włożyła kopertę zawierającą tajemnicę. Tego samego wieczoru, biskup przekazał kopertę do rąk bpa da Silva… [4]
Ale co stało się z dziennikiem? Na pewno zawiera on jakiś tekst związany z Trzecią Tajemnicą. Z jakiego innego powodu s. Łucja powierzyłaby biskupowi Fatimy, oprócz zapieczętowanej koperty, również dziennik?
Poniższa tabela podsumowuje 11 różnych faktów wskazujących na istnienie dwu rękopisów tyczących Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej: jednego w kopercie, zawierającego słowa Matki Bożej, i drugiego w dzienniku, prawdopodobnie zawierający wizję “biskupa w bieli”, ujawnioną 26 czerwca 2000 roku. W kolejnych rozdziałach zbadamy te fakty. Ale musimy od razu podkreślić, że nie można odrzucić możliwości, że tekst w kopercie został zgubiony lub zniszczony, lub że nawet nigdy nie został faktycznie sporządzony.
Trzecia Tajemnica FatimskaTekst nr 1 sugerowany przez różnych świadków(zob. rozdział 4)
Trzecia Tajemnica FatimskaTekst nr 2 opublikowany przez Watykan 26.06.2006
(1)
Tekst zawiera słowa wypowiedziane przez Matkę Boską
Tekst nie zawiera żadnych słów wypowiedzianych przez Matkę Boską
(2)
Tekst przekazany Świętemu Oficjum 16.04.1957.
Tekst przekazany Świętemu Oficjum 04.04.1957.
(3)
Napisany na jednej kartce papieru
Napisany na 4 kartkach papieru
(4)
Mniej więcej 25 linijek tekstu
62 linijki tekstu
(5)
Tekst był gotów 9.01.1944
Tekst był gotów 3.01.1944
(6)
Papież Jan Paweł II przeczytał tekst w roku 1978
Papież Jan Paweł II przeczytał tekst 18.07.1981
(7)
Papież Jan Paweł II poświęcił świat 7.06.1981 po przeczytaniu tekstu w roku 1978, ale przed przeczytaniem 4-stronicowego tekstu, co miało miejsce dopiero 18.07.1981
Ten tekst nie był czytany przez papieża przed poświęceniem świata 7.06.1981
(8)
Napisany w formie listu (zaadresowany i podpisany)
Nie napisany w formie listu, nie zaadresowany ani podpisany, lecz jako wpis z dziennika s. Łucji.
(9)
Trzymany przy łóżku papieża
Przechowywany w budynku Świętego Oficjum
(10)
Pojedyncza kartka papieru ma po obu stronach marginesy 3/4 centymetra
Cztery kartki nie mają marginesów
(11)
Wyjaśnia wizję
Opisuje wizję
Fakt 1: Dowody potwierdzające fakt 1 – tekst zawiera słowa Matki Bożej.
W Rozdz. 4 napisaliśmy o watykańskim ogłoszeniu w dniu 8.02.1960 komunikatu Portugalskiej Agencji Informacyjnej ANI (w Rzymie), który potwierdza, że tekst Trzeciej Tajemnicy (tzn. Tekst Nr 1 w tabeli) zawiera faktyczne słowa Matki Bożej:
Właśnie oświadczono w bardzo wiarygodnych kręgach Watykanu, przedstawicielom UPI, że najprawdopodobniej nigdy nie zostanie otwarty list, w którym s. Łucja spisała słowa, które Matka Boża przekazała, jako tajemnicę trojgu małym pastuszkom w Cova da Iria [5].
Mamy również własne świadectwo s. Łucji, że Trzecia Tajemnica zawiera faktyczne słowa Matki Bożej, a nie tylko niemą wizję. O. Michel pisze:
… w Trzecim Dzienniku, napisanym w okresie lipiec-sierpień 1941 roku, s. Łucja była zadowolona z tego, że wspomniała o istnieniu trzeciej części Tajemnicy, ale jeszcze nic o niej nie powiedziała. Kilka miesięcy później, w Czwartym Dzienniku, napisanym w okresie październik-grudzień 1941, postanowiła powiedzieć więcej. Przepisała niemal słowo w słowo tekst z Trzeciego Dziennika, ale po ostatnich słowach: ” … i pewien okres pokoju będzie dany światu” – dodała nowe zdanie: “Em Portugal se conservara sempre o dogma da fe etc.” [6]
To nowe zdanie w przekładzie brzmi: “W Portugalii doktryna wiary zawsze zostanie zachowana itd.” – bezpośredni cytat słów Matki Bożej Fatimskiej. O. Michel pisze także:
Rzeczywiście w 1943 roku, kiedy bp da Silva poprosił ją o spisanie tekstu [Trzeciej Tajemnicy], a napotykała na nie do pokonania przeszkody w spełnieniu tego nakazu, oświadczyła, że nie było absolutnie konieczne, by to zrobić, ‘ponieważ w pewien sposób [już] to powiedziała’ [7]. Niewątpliwie s. Łucja nawiązywała do 10 słów, które dyskretnie dodała w grudniu 1941 roku do tekstu wielkiej Tajemnicy – ale uczyniła to tak dyskretnie, że prawie nikt ich nie zauważył [8].
Bardzo znamienne jest to, że owe dyskretnie dodane słowa “W Portugalii doktryna wiary zawsze zostanie zachowana itd.” to właśnie słowa, które TMF próbuje pominąć, zamieszczając je w przypisie, jakby nie miały żadnego znaczenia, opierając się na Trzecim Dzienniku tekstu Wielkiej Tajemnicy, który nie zawiera tych dodanych słów.
Powtarzamy pytanie postawione wcześniej: dlaczego kardynałowie Sodano, Ratzinger i Bertone wybrali Trzeci Dziennik, skoro Czwarty podaje bardziej kompletny tekst Orędzia Fatimskiego?
Odpowiedź najwyraźniej jest taka, że wybrali Trzeci Dziennik, aby uniknąć wszelkiej dyskusji na temat bardzo istotnego zdania “W Portugalii dogmat wiary zawsze zostanie zachowany itd.” Dzięki temu wybiegowi mogli zręcznie omijać oczywistą wskazówkę, że Orędzie Fatimskie zawiera dalsze słowa Maryi ujęte w “itd..” i że te brakujące słowa muszą odnosić się do Trzeciej Tajemnicy. Gdyby tak nie było, to Sodano / Ratzinger / Bertone nie wykazywaliby takiej awersji do tego wyrażenia. Po prostu skorzystaliby z Czwartego Dziennika, zawierającego owo wyrażenie, w dyskusji w TMF o dwóch częściach Wielkiej Tajemnicy Fatimskiej. Można tylko wywnioskować, że wyrażenie do którego czuli taką awersję jest faktycznie furtką do Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej, i że nie życzyli oni sobie, by wierni na całym świecie skupiali się na tej furtce, gdyż to wywołałoby zbyt wiele pytań o tym co jest za nią.
Pozostała część Tajemnicy wskazywana przez “itd.” nie została odnotowana w Czwartym Dzienniku, lecz w później napisanym tekście, brakującym tekście Trzeciej Tajemnicy, który tłumaczy wizję “biskupa w bieli”.
W zasadzie autorzy TMF nie wspominają o tym, że zaraz po zdaniu “W Portugalii zawsze zostanie zachowany dogmat wiary itd.” napisane jest w Czwartym Dzienniku: “Nie mówcie tego nikomu. Tak, możecie powiedzieć Franciszkowi”. Teraz, gdyby to odnosiło się tylko do wiary zawsze zachowanej w Portugalii, Matka Boża nie nakazałaby ukrywania tego niebiańskiego komplementu przed portugalskim narodem. Dlatego, “to” wyraźnie odnosi się do dogmatu, który nie zawsze będzie zachowany w innych miejscach – wielu innych miejscach. Taki jest wniosek który autorzy TMF próbowali ukryć, poprzez zdegradowanie kluczowego zdania do przypisu.
Jak pokazaliśmy w Rozdz. 4, te 10 wyrazów – “Em Portugal se conservara sempre o dogma da fe etc.” – wprowadzają nową, niekompletną myśl do Tajemnicy Fatimskiej. Wyrażenie to sugeruje, co wywnioskował by każdy szanowany badacz Fatimy, że po tym jest coś więcej i że “itd.” jest tylko symbolem zastępczym dla trzeciej części Tajemnicy. Ale watykański rękopis Trzeciej Tajemnicy (tekst 2 w wyżej zamieszczonej tabelce) z czerwca 2000 roku, opublikowany w TMF, nie zawiera żadnych słów Matki Bożej, a jedynie opisuje wizję Tajemnicy widzianą przez trójkę fatimskich dzieci. Ten tekst nie wyjaśnia nowego zdania w Czwartym Dzienniku, ani nie podaje słów zawartych w “itd.”
Czy prawdziwe słowa Matki Bożej, wypowiedziane osobiście przez Nią, kończą się na “itd.”? Na pewno nie. Niewątpliwie musi być więcej tekstu po “itd.” Co się z nim stało?
Co można wywnioskować z Faktu 1?
Omawiane szczegóły pokazują, że muszą istnieć dwa dokumenty: jeden zawierający słowa Matki Bożej, drugi zawierający objawienie widziane przez trójkę dzieci, ale w ogóle bez słów, które przypisuje się Matce Bożej.
Fakt 2:Dowody potwierdzające dokumentację faktu 2 – Różne daty jego dostarczenia
O. François mówi nam, kiedy tekst Trzeciej Tajemnicy został przeniesiony do Świętego Oficjum (teraz znanego jako Kongregacja Doktryny Wiary):
Dostarczona do Watykanu 16 kwietnia 1957 roku, papież Pius XII niewątpliwie Tajemnicę włożył do swojego biurka, w małej drewnianej kasetce z napisem Secretum Sancti Officii (Tajne Świętego Oficjum) [9].
Ważne jest by przypomnieć co napisaliśmy wcześniej: papież był szefem Świętego Oficjum zanim Paweł VI zreorganizował Kurię Rzymską w roku 1967. W związku z tym było dosyć właściwe, by papież zatrzymał Trzecią tajemnicę u siebie i by kasetka ją zawierająca oznaczona była “Tajne Świętego Oficjum”. Skoro papież był szefem Świętego Oficjum, kasetka stała się częścią archiwum Świętego Oficjum.
Ale watykański komentarz twierdzi, że oryginalny rękopis s. Łucji Trzeciej Tajemnicy został przeniesiony do Świętego Oficjum 4 kwietnia 1957 roku. Ponadto bp Tarcisio Bertone, sekretarz Kongregacji Doktryny Wiary mówi:
Zaklejona koperta początkowo była pod opieką biskupa Leiria. W celu zapewnienia lepszej ochrony “tajemnicy”, kopertę umieszczono w Tajnym Archiwum Świętego Oficjum 4 kwietnia 1957 roku [10].
Co można wywnioskować z Faktu 2?
Ta różnica w datach potwierdza przypuszczenia, że są dwa dokumenty: jeden zawierający obraz przeniesiony do Tajnego Archiwum Świętego Oficjum 4 kwietnia 1957 roku; drugi zawierający słowa Matki Bożej Fatimskiej przeniesiony do apartamentu papieża, co można uważać za część Świętego Oficjum, 16 kwietnia 1957 roku.
Fakt 3: Dokumenty potwierdzające fakt 3 – Tekst 1 jest na jednej kartce papieru
Jak wykazaliśmy w rozdz. 4, kard. Ottaviani, prefekt Kongregacji Doktryny Wiary w roku 1967, stwierdził, że przeczytał Trzecią Tajemnicę, i że napisana była na pojedynczej kartce papieru. Ten fakt potwierdził 11 lutego 1967 roku na konferencji prasowej podczas spotkania w Papieskiej Akademii Maryjnej w Rzymie:
I wtedy, co ona [Łucja] zrobiła by okazać posłuszeństwo Najświętszej Dziewicy? Napisała na pojedynczej kartce papieru, po portugalsku, to co Matka Boża kazała jej powiedzieć… [11]
Kard. Ottaviani jest świadkiem tego faktu. Na tej samej konferencji prasowej twierdzi:
Ja, który dostałem łaskę i dar przeczytania tekstu Tajemnicy – chociaż również zobowiązany jestem do zachowania tajemnicy, gdyż jestem związany tajemnicą… [12]
Zauważmy: kard. Ottaviani przeczytał Trzecią Tajemnicę. Kard . Ottaviani później powiedział, że napisana była na kartce papieru. Ale tekst objawienia wyprodukowany przez Watykan 26 czerwca 2000 roku jest na kilku kartkach. Gdyby Trzecia Tajemnica zaklejona w kopercie – ta, którą przeczytał kard. Ottaviani – była na wielu kartkach, powiedziałby to.
W formie potwierdzenia, o. Alonso pisze, że i s. Łucja i kard. Ottaviani twierdzą, iż Tajemnicę spisano na pojedynczej kartce papieru:
Łucja mówi, że napisała to na pojedynczej kartce papieru. Kard. Ottaviani, który ją przeczytał, mówi to samo: ‘Ona napisała to na pojedynczej kartce papieru. . .’ [13]
Mamy również świadectwo bpa Venancio, ówczesnego biskupa pomocniczego Leiria-Fatima, że bp da Silva (biskup Leiria-Fatima) w połowie marca 1957 roku nakazał mu przynieść kopie wszystkiego, co napisała s. Łucja – łącznie z oryginałem Trzeciej Tajemnicy – nuncjuszowi apostolskiemu w Lizbonie w celu dostarczenia ich do Rzymu. Zanim zaniósł je do nuncjusza, bp Venancio przyjrzał się kopercie zawierającej Trzecią Tajemnicę, trzymając ją pod światło, i zobaczył, że Tajemnica była “napisana na małejkartce papieru” [14]. O. Michel był naocznym świadkiem tego bardzo prawdopodobnego świadectwa:
Ale dzięki rewelacjom bpa Venancio, ówczesnego biskupa pomocniczego Leiria, głęboko zaangażowanego w te wydarzenia, mamy teraz wiele wiarygodnych faktów, których postaramy się nie zaniedbać. Ja sam poznałem je z ust bpa Venncio 13 lutego 1984 roku w Fatimie. Były biskup Fatimy powtórzył mi niemal słowo w słowo to, co już powiedział wcześniej o. Caillon, który zdał bardzo szczegółową relację o tym na swoich konferencjach [15]./
Poniżej świadectwo bpa Venancio, według o. Michela:
Bp Venancio opowiadał, że kiedy był sam, próbował zobaczyć zawartość koperty z Tajemnicą. W dużej kopercie biskupa zauważył mniejszą, tę od Łucji, a wewnątrz tej koperty zwykłą kartkę papieru z marginesami po obu stronach o szerokości trzech czwartych centymetra. Zadał sobie trud zanotowania wymiarów wszystkiego. A zatem finałowa Tajemnica Fatimska napisana była na małej kartce papieru [16].
Watykański rękopis Trzeciej Tajemnicy z czerwca 2000 roku napisany jest na czterech kartkach papieru. Coś tu poważnie się nie zgadza.
Co można wywnioskować z Faktu 3?
Jeszcze raz, dowody wskazują na istnienie dwóch dokumentów: jednego składającego się z pojedynczej kartki papieru i drugiego składającego się z czterech kartek.
Fakt 4: Dokumenty popierające fakt 4 – Tekst 1 składa się z 25 linijek ręcznie napisanego tekstu
Poza dowodami zacytowanymi dla poparcia Faktu 3 odnośnie Trzeciej Tajemnicy, napisanej tylko na jednej kartce papieru, ojcowie Michel i François są zgodni w tym, że tekst Trzeciej Tajemnicy składa się tylko z 20-30 linijek:
… jesteśmy tak pewni, że 20 czy 30 linijek trzeciej Tajemnicy… [17]
Ostateczna Tajemnica Fatimska, spisana na małej kartce papieru, nie jest zatem bardzo długa. Prawdopodobnie 20 do 25 linijek… [18]
[Bp Venancio oglądał] kopertę [zawierającą Trzecią Tajemnicę] trzymając ją pod światło. Wewnątrz mógł zobaczyć małą kartkę, której wymiary dokładnie zmierzył. Z tego wiemy, że Trzecia tajemnica nie jest bardzo długa, prawdopodobnie 20 do 25 linijek…[19]
Natomiast watykański rękopis Trzeciej Tajemnicy z czerwca 2000 roku składa się z 62 linijek ręcznie napisanego tekstu. Znowu coś tu poważnie się nie zgadza.
Co można wywnioskować z Faktu 4?
Różnica ta wykazuje, że są dwa dokumenty: jeden z 20-30 linijkami tekstu na jednej kartce papieru, i drugi z 62 linijkami ręcznie napisanego tekstu na czterech kartkach papieru.
Fakt 5: Dokumenty popierające Fakt 5 – Tekst 1 nie był gotowy 3 stycznia
Jak wykazaliśmy w rozdz. 4, s. Łucja najpierw próbowała spisać tekst Trzeciej Tajemnicy w październiku 1943 roku. Od połowy października do początku stycznia 1944 roku niewypowiedziany lęk uniemożliwiał Łucji spełnienie formalnego nakazu spisania Trzeciej Tajemnicy.
Napisaliśmy również, że nakaz spisania Trzeciej Tajemnicy doszedł do s. Łucji, kiedy chorowała na zapalenie opłucnej w czerwcu 1943 roku, co spowodowało, że kanonik Galamba i bp da Silva obawiali się, że może umrzeć nie ujawniając finałowej części Wielkiej Tajemnicy Fatimskiej. Później kanonik Galamba przekonał bpa da Silva by zaproponował s. Łucji spisanie Tajemnicy. Jednak s. Łucja nie zrobiła tego z powodu braku formalnego nakazu od biskupa, który w końcu wydano w połowie października 1943 roku.
Nawet wtedy s. Łucja nie była w stanie tego zrobić przez kolejne dwa i pół miesiąca, aż do wtedy, gdy Najświętsza Maryja Dziewica pokazała się jej 2 stycznia 1944 roku, potwierdzając, że wolą Boga było spisanie Tajemnicy. Dopiero wtedy s. Łucja mogła pokonać lęk i strach i spisać Tajemnicę [20]. Ale dopiero 9 stycznia 1944 roku s. Łucja napisała następującą notatkę do bpa da Silva, informującą go o tym, że Tajemnicę w końcu spisała:
Napisałam to, o co mnie poprosiłeś; Bóg poddał mnie małej próbie, ale w końcu taka faktycznie była Jego wola: [tekst] jest zaklejony w kopercie i w dziennikach… [21]
Ale watykański rękopis Trzeciej Tajemnicy został zakończony 3 stycznia 1944 roku, o czym świadczy data na końcu rękopisu dokumentu s. Łucji [22]. Ponadto abp Bertone mówi:
Trzecia część “tajemnicy” napisana została “z nakazu Jego Ekscelencji bpa Leiria i Matki Najświętszej… 3 stycznia 1944 roku [23].
Co można wywnioskować z Faktu 5?
Biorąc pod uwagę, że s. Łucja w końcu spisała Tajemnicę po objawieniu Matki Najświętszej, to dlaczego miała by nie poinformować bpa da Silva, kiedy tylko dokument był gotowy, mając zapewnienie Matki Bożej, że wolą Boga było dostarczenie tego dokumentu? Dlaczego s. Łucja, przywykła do posłuszeństwa, czekała kolejne 6 dni po spełnieniu niebiańskiego nakazu spisania Trzeciej Tajemnicy – od 3 stycznia do 9 stycznia – zanim poinformowała biskupa? Z tego można wywnioskować, że tekst Trzeciej Tajemnicy nie był gotowy do 9 stycznia 1944 roku, albo tuż przed tą datą.
Ta różnica w datach jeszcze bardziej potwierdza istnienie dwóch dokumentów: jednego zawierającego objawienie, zakończonego 3 stycznia 1944; i drugiego zawierającego słowa Matki Bożej, które wyjaśniają to objawienie, zakończonego tuż przed 9 stycznia 1944 roku.
Prawdą jest, że wniosek powyższy opiera się na poszlakach, ale badacze Fatimy muszą opierać się na takich rodzajach dowodów, gdyż fatimski establishment od 1976 roku blokuje publikację prac o. Joaquina Alonso, składających się z ponad 5.000 dokumentów w 24 tomach, rezultatu jego 11 lat badań. Jak powiedzieliśmy, o. Alonso przez 16 lat był oficjalnym archiwistą Fatimy.
Wszystkie inne wnioski w tym artykule, poza, być może, wnioskiem odnoszącym się do Faktu 1, nie opierają się na poszlakach.
Fakt 6: Dokumenty popierające Fakt 6 – Różne daty przeczytania przez papieża Tajemnicy
1 lipca 2000 roku, The Washington Post doniósł, że dygnitarze watykańscy ostatnio podali sprzeczne daty pierwszego przeczytania Trzeciej Tajemnicy przez papieża Jana Pawła II:
13 maja rzecznik WatykanuJoaquin Navarro-Valls powiedział, że papież przeczytał tajemnicę pierwszy raz po objęciu papiestwa w 1978 roku. W poniedziałek, asystent kard. Josepha Ratzingera, prefekta watykańskiej Kongregacji Doktryny Wiary, powiedział, iż papież pierwszy raz widział ją będąc w szpitalu po zamachu [24].
Artykuł w The New York Times z 26.06.2000 roku zacytował asystenta kard. Ratzingera:
“Jan Paweł II po raz pierwszy przeczytał tekst trzeciej tajemnicy fatimskiej po zamachu, powiedział dziennikarzom na konferencji prasowej przedstawiającej ten dokument asystent Ratzingera, Tarcisio Bertone [25].
Według komentarza Watykanu, Jan Paweł II nie czytał Trzeciej Tajemnicy do 18 lipca 1981 roku. Abp Bertone mówi:
Jan Paweł II, ze swojej strony, poprosił o kopertę zawierającą trzecia część ‘tajemnicy’ po próbie zamachu 13 maja 1981 roku. 18 lipca 1981 roku kard. Franji Seper, prefekt Kongregacji dał abpowi Eduardo Martinezowi Somalo, zastępcy z Sekretariatu Stanu: jedną białą kopertę zawierającą oryginalny tekst s. Łucji po portugalsku; drugą pomarańczową z włoskim tłumaczeniem ‘tajemnicy’. 11 sierpnia następnego roku, abp Martinez zwrócił obie koperty do Archiwum Świętego Oficjum [26].
Co można wywnioskować z Faktu 6?
Wszystkie te świadectwa są prawdziwe i mogą być do pogodzenia, jeśli istnieją dwa dokumenty: w 1978 roku papież przeczytał 1-stronicowy dokument oryginalnie zaklejony w kopercie, zawierający słowa Matki Bożej; a następnie 18 lipca 1981 roku Jego Świątobliwość przeczytał 4-stronicowy dokument opisujący wizję “biskupa w bieli”.
Fakt 7: Dokumentacja wspierająca Fakt 7 – Tekst 1 zainspirował papieża do dokonania poświęcenia świata
Tuż po oświadczeniu abpa Bertone cytowanego dla wsparcia Faktu 6, arcybiskup mówi:
Jak powszechnie wiadomo, Jan Paweł II natychmiast pomyślał o poświęceniu świata Niepokalanemu Sercu Maryi i sam ułożył modlitwę, którą nazwał “Aktem Zawierzenia”, jaka miała być wygłoszona w Bazylice Papieskiej Santa Maria Maggiore 7 lipca 1981 roku… [27]
Co można wywnioskować z Faktu 7?
W jaki sposób Trzecia Tajemnica mogła zainspirować Jana Pawła II do poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi 7 czerwca 1981 roku, jeśli, według abpa Bertone, papież nie przeczytał Trzeciej Tajemnicy aż do 18 lipca 1981 – 6 tygodni później?
I znowu, oba oświadczenia mogą być do pogodzenia, jeśli istnieją dwa dokumenty: papież przeczytał 1-stronicowy dokument zawierający słowa Matki Bożej w 1978 roku – i jest to tekst, który zainspirował go do poświęcenia świata 7 czerwca 1981 roku – a później przeczytał 4-stronicowy dokument opisujący wizję 18 lipca 1981. Jak wykazaliśmy w Rozdz. 6, oświadczenia samego papieża Jana Pawła II pokazują, że te akty poświęcenia świata postrzega jako wstępne przygotowania przed czasem, kiedy w końcu poczuje się wolny, by dokonać aktu poświęcenia Rosji.
Fakt 8: Wspierająca dokumentacja Faktu 8 – Tekst 1 jest w formie listu
S. Łucja mówi, że Trzecią Tajemnicę spisała w formie listu. Mamy świadectwo o. Jongena, który 3-4 lutego 1946 przepytywał s. Łucję:
‘Już ogłosiła siostra dwie części Tajemnicy. Kiedy będzie czas na część trzecią?’ ‘Przekazałam już trzecią część w formie listu biskupowi Leiria’ – odpowiedziała…[28]
Jak zeznał kanonik Galamba:
Kiedy biskup odmówił otwarcia listu, Łucja wymusiła na nim obietnicę, że na pewno zostanie otwarty i przeczytany światu albo po jej śmierci, albo w roku 1960, w zależności od tego co wydarzy się wcześniej [29].
W lutym 1960 roku patriarcha Lizbony oświadczył:
Bp da Silva włożył [kopertę zaklejoną przez s. Łucję] do innej koperty, na której poinstruował, iż list miał być otwarty w roku 1960 przez niego, bpa Jose Correia da Silva, jeśli będzie żył, a jeśli nie, przez kardynała patriarchę Lizbony [30].
O. Alonso Mówi:
O roku 1960 jako dacie wskazanej na otwarcie słynnego listu wypowiedzieli się również autorytatywnie inni biskupi. A zatem, kiedy ówczesny tytularny biskup Tiava i biskup pomocniczy Lizbony zapytał Łucję, kiedy należy otworzyć Tajemnicę, zawsze otrzymywał tę samą odpowiedź: w roku 1960 [31].
W 1959 roku bp Venancio, biskup Leiria, oświadczył:
Uważam, że list nie zostanie otwarty przed rokiem 1960. S. Łucja poprosiła by nie otwierano go przed jej śmiercią, albo przed rokiem 1960. Teraz mamy rok 1959 i stan zdrowia s. Łucji jest dobry [32].
W końcu watykańskie ogłoszenie z 8 lutego 1960 roku przez agencję informacyjną ANI także mówi, że tekst Trzeciej Tajemnicy napisany był w formie listu:
…jest bardzo prawdopodobne, żenigdy nie zostanie otwarty list, w którym s. Łucja spisała słowa wypowiedziane przez Matkę Bożą przekazane jako tajemnica… [33]
Tekst objawienia Trzeciej Tajemnicy zidentyfikował jako mający formę listu także komentarz Watykanu. Ale wyraźnie ten tekst nie jest w formie listu, gdyż:
nie jest do nikogo zaadresowany
data jest umieszczona na końcu, mimo że, zgodnie z portugalskim zwyczajem od XVIII wieku, żaden list nie ma daty na końcu, lecz na początku
nie jest podpisany przez s. Łucję, ani nikogo innego
i w związku z tym nie jest listem.
Kopie listów napisane przez s. Łucję zamieszczone są w jej opublikowanych dziennikach. Wszystkie te listy mają adresata, datę i podpis.
A zatem można oczekiwać, że 1-stronicowy dokument udostępniony 9 stycznia 1944 roku jest listem do kogoś zaadresowanym (s. Łucja powiedziała o. Jongenowi w lutym 1946 roku, że wysłała go do biskupa Leiria), oraz że jest przez nią podpisany.
Warto zauważyć, że s. Łucji zaproponowano opcję spisania Trzeciej Tajemnicy albo w formie listu, albo w jej dzienniku, oraz że zdecydowała spisać ją w formie listu. Jak mówi o. Alonso, s. Łucja napisała do bpa da Silva 9 stycznia 1944 roku:
Spisałam to o co mnie prosiłeś; Bóg poddał mnie małej próbie, ale w końcu faktycznie taka była Jego wola: jest to zaklejone w kopercie i jest w dziennikach… [34]
I znowu, jak widać powyżej, o. Michel pisze, że 17 czerwca 1944 roku:
Wizjonerka dyskretnie wręczyła biskupowi Gurza dziennik, w który włożyła kopertę zawierającą Tajemnicę. Tego samego wieczoru, biskup przekazał kopertę do rąk bpa da Silva… [35]
Co można wywnioskować z Faktu 7?
Dowody popierają ten bardzo prawdopodobny wniosek: istnieją dwa dokumenty – tekst Trzeciej Tajemnicy zawierający słowa Matki Bożej w formie 1-stronicowego listu i 4 strony tekstu z dziennika.
Ponadto, jak wykazaliśmy, tekst objawienia ma datę 3 stycznia 1944 roku, podczas gdy list s. Łucji do biskupa Fatimy mówiący “Spisałam to, o co mnie prosiłeś; Bóg poddał mnie małej próbie, ale w końcu faktycznie taka była Jego wola: [tekst] jest zaklejony w kopercie i jest w dziennikach” ma datę 9 stycznia 1944 roku.
Jest całkowicie możliwe, że dzienniki s. Łucji zawierają wiele innych rzeczy odnoszących się do Trzeciej Tajemnicy, które napisała w okresie 3 – 9 stycznia 1944 roku. Mogą to być mniej ważne punkty odnoszące się do Tajemnicy, a prowadzące do ostatecznego ujawnienia najbardziej przerażającej części Tajemnicy z 9 stycznia – a mianowicie wyjaśnienie Tajemnicy słowami Dziewicy. Przypominamy tu świadectwo o. Schweigla, że faktycznie są dwie części Tajemnicy: jedna odnosząca się do papieża, i druga przedstawiająca zakończenie słów ”W Portugalii dogmat wiary zawsze zostanie zachowany itd.”
W związku z tym ważne jest by pamiętać, że s. Łucji dano wybór spisania Trzeciej Tajemnicy w dziennikach albo na kartce papieru. Najwyraźniej skorzystała z obu opcji. I znowu, z jakiego innego powodu miałaby przekazać oba – zaklejoną kopertę, jak również dziennik biskupowi Gurza, by doręczył je biskupowi Fatimy?
Czy więc nie jest całkowicie prawdopodobne, by niezrozumiałe objawienie – “bezpieczniejsza” część Trzeciej Tajemnicy – napisana została w dzienniku, podczas gdy właściwe wyjaśnienie objawienia słowami samej Dziewicy, których znaczenie było straszne, musiało być zaklejone w kopercie, którą s. Łucja włożyła do dziennika? Wydaje się, że nie ma żadnego rozsądnego wyjaśnienia, dlaczego s. Łucja, w reakcji na nakaz biskupa Fatimy spisania Trzeciej Tajemnicy, dostarczyła mu zarówno zaklejoną kopertę i dziennik.
Krótko mówiąc, wizja “biskupa w bieli”, której tekst składa się z 4 kartek papieru, była w dzienniku, a wyjaśnienie – na pojedynczej kartce papieru, co potwierdzili liczni świadkowie – było zaklejone w kopercie; w kopercie na pewno nie był zaklejony 1-stronicowy list. To dlatego dziennik towarzyszył zaklejonej kopercie.
A zatem 4 strony tekstu ujawnione przez Watykan 26 czerwca 2000 roku są, być może, częścią wizyjną Trzeciej Tajemnicy zawartej w dzienniku, a na pewno nie 1-stronicowym listem w zaklejonej kopercie.
Fakt 9: Dokumentacja wspierająca Fakt 9 – Tekst 1 przechowywany w apartamencie papieskim
O. Michel przekazuje świadectwo dziennikarza Roberta Serrou, który nakręcając fotoreportaż w Watykanie 14 maja 1957 roku [36], około miesiąca po dostarczeniu Trzeciej Tajemnicy do Rzymu 6 kwietnia 1957 roku, odkrył, że Tajemnicę przechowywano obok łóżka w apartamencie papieskim. O. Michel pisze:
…teraz wiemy, że cennej koperty wysłanej do Rzymu przez prałata Cento nie umieszczono w archiwach Świętego Oficjum, ale Pius XII chciał trzymać ją w swoim apartamencie.
Tę informację o. Caillon otrzymał z ust dziennikarza Roberta Serrou, który sam dostał ją od matki Pasqualiny kiedy ten kręcił fotoreportaż dla Paris-Match w apartamentach Piusa XII. Obecna była matka Pasqualina – kobieta wyróżniająca się zdrowym rozsądkiem, kierująca garstką zakonnic pracujących jako gospodynie papieża, niekiedy była osobą, której papież się zwierzał.
Przed małym drewnianym sejfem na stole z napisem ‘Secretum Sancti Officii’ [Tajemnica Świętego Oficjum], dziennikarz zapytał matkę: ‘Matko, co jest w tym małym sejfie?’ Odpowiedziała: ‘W nim jest Trzecia Tajemnica Fatimska. . .’
Fotografia tego sejfu, opublikowana została 18.10.1958 roku w Paris-Match (Nr. 497, s. 82). Szczegóły świadectwa Serrou zostały później potwierdzone w liście napisanym przez niego do o. Michela 10 stycznia 1985 roku. W liście tym Serrou napisał:
Jest to dokładnie tak jak powiedziała mi matka Pasqualina, pokazując mi mały sejf z napisem ‘Tajemnica Świętego Oficjum’: ‘W nim jest Trzecia Tajemnica Fatimska’ [38].
Ale komentarz watykański mówi, że Trzecią Tajemnicę przechowywano w budynku Świętego Oficjum. Jak mówi abp Bertone:
Początkowo zaklejona koperta znajdowała się pod opieką biskupa Leiria. W celu zapewnienia lepszej ochrony ‘tajemnicy’, kopertę umieszczono w Tajnych Archiwach Świętego Oficjum 4 kwietnia 1957 roku [39].
Ponadto, wykazaliśmy również w Fakcie 6, że papież Jan Paweł II przeczytał tekst Trzeciej Tajemnicy (tzn. 1-stronicowy dokument zawierający słowa matki Bożej) w 1978 roku, a później, 18 lipca 1981 roku przeczytał 4-stronicowy dokument opisujący objawienie. Jak omówiliśmy w Fakcie 6, Święte Oficjum odnotowało, że Jan Paweł II poprosił o Trzecią Tajemnicę w 1981 roku, ale nie ma żadnego zapisu o prośbie papieża w roku 1978, gdyż nie musiał tego robić – znajdowała się bowiem w apartamencie papieskim.
Co można wywnioskować z Faktu 9?
Te świadectwa potwierdzają fakt, że istnieją dwa dokumenty przechowywane w dwóch różnych miejscach i w dwóch różnych archiwach. W 1978 roku Papież Jan Paweł II przeczytał tekst 1-stronicowego listu zawierającego słowa Matki Bożej, przechowywanego w jego apartamencie – dokument, o który nie musiał prosić archiwum Świętego Oficjum. Ale w 1981 roku Jan Paweł II przeczytał 4 strony tekstu zawierającego opis objawienia z dziennika s. Łucji, przechowywanego w budynku Świętego Oficjum. To o ten tekst musiał poprosić Tajne Archiwa Świętego Oficjum.
Fakt 10:Dokumentacja wspierająca Fakt 10 – Tekst 1 ma marginesy ¾ cm po obu stronach
Mamy tu świadectwo bpa Johna Venancio, drugiego biskupa Fatimy, który zbadał tekst pod mocnym światłem i zanotował dokładnie brzegi strony, na której to było napisane.
Bp Venancio opowiadał (o. Michelowi], że kiedy był sam, wziął do ręki wielką kopertę z Tajemnicą i próbował obejrzeć ją i zobaczyć jej zawartość. W dużej kopercie biskupa zauważył mniejszą kopertę, tę od Łucji, i wewnątrz tej koperty była zwykła kartka papieru z marginesami po każdej stronie o szerokości ¾ cm. Zadał sobie trud zanotowania wymiarów wszystkiego. A zatem finałowa Tajemnica Fatimska spisana była na małej kartce papieru [40].
I znowu, na 4 stronach zawierających Trzecią Tajemnicę nie ma marginesów – mała, lecz bardzo istotna rozbieżność, którą można dodać do wszystkich innych rozbieżności.
Co można wywnioskować z Faktu 10?
Ta rozbieżność również pokazuje, że tekst ujawniony przez kardynałów Ratzingera i Bertone 26 czerwca 2000 roku nie jest tekstem Trzeciej Tajemnicy mieszczącej się w kopercie, a zatem nie ujawniono jeszcze całego tekstu Trzeciej Tajemnicy, nawet, jeśli watykańscy dygnitarze twierdzą odwrotnie.
W Czwartym Dzienniku s. Łucji czytamy, że podczas objawienia Matki Bożej 13 czerwca 1917 roku, kiedy s. Łucja poprosiła Ją by trójkę wizjonerów zabrała do nieba, Matka Boża odpowiedziała:
Tak, wkrótce zabiorę Hiacyntę i Franciszka. Ale ty masz tu pozostać dłużej. Jezus chce cię wykorzystać do tego, bym stała się bardziej znana i kochana. Chce On ustanowić światowe nabożeństwo do mojego Niepokalanego Serca. Każdemu, kto przyjmie to nabożeństwo, obiecuję zbawienie… [41]
Następnie s. Łucja daje nam opis objawienia, które trójka wizjonerów miała łaskę ujrzeć natychmiast po słowach Matki Bożej – słowach wyjaśniających znaczenie objawienia:
Kiedy Matka Boża wypowiedziała te słowa, otworzyła dłonie i po raz drugi przesłała nam promienie ogromnego światła. Zobaczyliśmy się w tym świetle, jakby zanurzeni w Bogu. Hiacynta i Franciszek wydawali się być częścią światła unoszącego się w kierunku niebios, a ja tego, które spływało na ziemię [42].
A zatem widzimy, iż kiedy Matka Boża daje dzieciom wizję, także ją wyjaśnia. Faktycznie, nawet w TMF czytamy opis s. Łucji (z jej Trzeciego Dziennika) pokazania piekła trójce małych pastuszków podczas objawienia Matki Bożej 13 lipca 1917 roku:
Matka Boża pokazała nam wielkie morze ognia, które wydawało się być pod ziemią. W ogień wrzucone były demony i dusze w ludzkiej formie, jak przeźroczyste palące się niedopałki, każdy osmolony czy błyszczący brąz, unoszący się w płomieniach, teraz podniesione w powietrze przez płomienie z nich wychodzące, razem z wielkimi chmurami dymu, teraz opadają na każdą stronę jak iskry w ogromnym ogniu, bez ciężaru czy równowagi, pośród wrzasków i jęków bólu i rozpaczy, które nas przeraziły i trzęśliśmy się ze strachu. Demony można było odróżnić po ich przerażającym i obrzydliwym podobieństwie do strasznych a nieznanych zwierząt, wszystkie czarne i przeźroczyste. Ta wizja trwała tylko przez moment. Jak możemy w ogóle odwdzięczyć się naszej niebiańskiej Matce, która już przygotowała nas obietnicą, podczas pierwszego objawienia, że zabierze nas do nieba? W przeciwnym wypadku umarlibyśmy ze strachu i terroru [43].
Po tym tekście s. Łucja podaje słowa Matki Bożej wyjaśniające co oznacza ta wizja, mimo że było dosyć oczywiste, że była to wizja piekła:
Widzieliście piekło, dokąd idą dusze nieszczęsnych grzeszników. Żeby je ratować, Bóg chce ustanowić na całym świecie nabożeństwo do mojego Niepokalanego Serca. Jeśli spełni się to, o czym wam mówię, zostanie uratowanych wiele dusz i zapanuje pokój [44].
A zatem, mimo iż dzieci wiedziały, co zobaczyły, to Matka Boża mówi im: “Widzieliście piekło”. Jeszcze raz widzimy, że kiedy Matka Boża pokazuje dzieciom wizję, również ją wyjaśnia.
W przeciwieństwie do powyższych wizji i odpowiadających im słów Matki Bożej wyjaśniających je, TMF podaje tylko tekst objawienia, które wyraźnie wymaga wyjaśnienia, łącznie z tym:
Po dwóch wyjaśnionych już przeze mnie częściach, na lewo od Matki Bożej i nieco powyżej, zobaczyliśmy anioła z płonącym mieczem w lewej dłoni… Pod obu ramionami krzyża były dwa anioły, każdy miał w dłoni kryształową konewkę, do której zbierały krew męczenników i tnią kropiły dusze podążające do Boga [45].
Ten tekst Trzeciej Tajemnicy nie zawiera żadnych słów Matki Bożej. Dlaczego Matka Boża miałaby wyjaśniać coś tak oczywistego jak wizja piekła, a nie mówić ani słowa o niejasnym fragmencie przedstawionym przez Watykan?
Tu należy zauważyć, że tuż po słowach “W Portugalii zawsze zostanie zachowana doktryna wiary itd. “, Matka Boża powiedziała s. Łucji: “Nie mów o tym nikomu. Tak, możesz o tym powiedzieć Franciszkowi”. “To”, co może być powiedziane Franciszkowi, odnosi się do ostatniej rzeczy wypowiedzianej podczas tego objawienia. Gdyby była to tylko wizja, bez wyjaśnienia, to Franciszkowie nie trzeba by nic mówić, gdyż on to już sam widział. Ale jeśli “to” odnosi się do dodatkowych słów Dziewicy, słów wyjaśnienia tej wizji, to Franciszkowi trzeba o tym powiedzieć, bo jak wiemy, nie mógł słyszeć Matki Bożej podczas objawień fatimskich. Franciszek widział, ale nie słyszał, a zatem potrzebował informacji o tym, co Matka Boża powiedziała o tej wizji.
Nie można wiarygodnie stwierdzić, że “możesz o tym powiedzieć Franciszkowi” odnosi się tylko do słów Matki Bożej podczas drugiej części Tajemnicy. Wyrażenie “Nie mów o tym nikomu. Tak, możesz o tym powiedzieć Franciszkowi” występuje zaraz po “W Portugalii dogmat wiary zawsze zostanie zachowany itd.” [46] A więc wyraźnie “itd.” wskazuje na słowa, które jeszcze nie zostały zapisane, że s. Łucja mogła przekazać je Franciszkowi słownie. Te słowa wyraźnie należą do Trzeciej Tajemnicy, która w końcu została spisana w 1944 roku z nakazu biskupa Fatimy.
Co można wywnioskować z Faktu 11?
Gdzie są słowa Matki Bożej wyjaśniające tę wizję? Gdyby Matka Boża nic nie powiedziała, by wyjaśnić tę wizję, to Jej zachowanie byłoby niespójne z pozostałymi objawieniami. Biorąc pod uwagę to, że nauka władz Kościoła – czyli formalne papieskie lub soborowe orzeczenie – nie nakłada specyficznej interpretacji na tę wizję, i jeśli nie dano by nam żadnej specjalnej łaski zrozumienia jej przez nas samych, to jest więcej powodów by sądzić, że Matka Boża wyjaśni nam znaczenie wizji Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej. I istnieje absolutna potrzeba udzieleni prawdziwego wyjaśnienia przez samą Matkę Bożą.
W rzeczywistości kard. Ratzinger przyznaje w TMF, że jego uwagi stanowią tylko próbę interpretacji objawienia Trzeciej Tajemnicy:
Co za tym idzie, możemy jedynie próbować podania głębszych podstaw dla tej interpretacji, opierając się na kryteriach już wziętych pod uwagę [47].
Kard. Ratzinger potwierdził również, że na tę wizję nie nakłada się specyficznej interpretacji. 1 lipca 2000 roku The Washington Post napisał:
Ratzinger zapytany o komentarz na temat przeczytania przez papieża wizji, powiedział, że nie ma ‘żadnej oficjalnej interpretacji’, oraz że tekst nie jest dogmatem [48].
Czy wydaje się prawdopodobne, żeby Dziewica Fatimska dała trójce dzieci wizję tak niejasną, że nawet szef Kongregacji Doktryny Wiary może tylko “próbować” dokonać jej interpretacji, skoro pozostałe Orędzie Fatimskie jest nie tylko kryształowo jasne, ale w pełni wyjaśnione Jej słowami we wszystkich aspektach wizyjnych – nawet wyraźną wizją piekła?
Co więcej, prawdopodobieństwo tego, że Matka Boża dostarczyła szczegółowe wyjaśnienie wizji Trzeciej Tajemnicy rośnie do poziomu pewności, gdy rozważy się ewidentnie fałszywą “interpretację” pokazaną przez Sodano / Ratzingera / Bertone – jakoby wizja zabicia papieża i wielu innych członków hierarchii przez żołnierzy jest tylko nieudanym zamachem na papieża Jana Pawła II w 1981 roku. Jest też sfałszowana przez kard. Ratzingera – granicząca z bluźnierstwem – “interpretacja” nabożeństwa/poświęcenia do Niepokalanego Serca, która redukuje do “niepokalanego serca” każdego, kto unika grzechu, a triumf Niepokalanego Serca do fiat [niech się tak stanie] Matki Bożej sprzed 2.000 lat.
To są nie tylko kłamstwa, ale do tego niezdarne kłamstwa. Matka Boża na pewno przewidziała te kłamstwa i przekazała kategoryczne wyjaśnienie wizji, by je zwalczać. Matka Boża nigdy nie pozwoliłaby na zwycięstwo takiej kłamliwej interpretacji Jej Orędzia. Tym pilniejsze jest ujawnienie prawdziwej interpretacji, która, jesteśmy moralnie pewni, jest zawarta w Jej brakujących słowach – najprawdopodobniej wskazanych przez “itd.”
Ogólne wnioski na podstawie dowodów
Podsumowując, dowody przytłaczająco popierają hipotezę istnienie dwóch dokumentów.
Jeden dokument składa się z 4 stron papieru (bez marginesów) zawierających 62 linijki tekstu skopiowanego z dziennika s. Łucji (nie napisanego w formie listu), który opisuje objawienie widziane przez trójkę dzieci w Fatimie, ale nie ma w nim żadnych słów Matki Bożej. Ten tekst spisany był przez s. Łucję 3 stycznia 1944 roku, przeniesiony do Świętego Oficjum 4 kwietnia 1957 roku, przeczytany przez papieża Jana Pawła II 18 lipca 1944 roku (ale to go oczywiście nie poruszyło – nie mogło – na tyle, by poświęcił świat Niepokalanemu Sercu Maryi 7 czerwca 1981, sześć tygodni wcześniej), przechowywany w Świętym Oficjum, i ujawniony przez Watykan 26 czerwca 2000 roku.
Drugi dokument to 1-stronicowy list (z ¾ cm marginesami) składający się z około 25 linijek własnych słów Matki Bożej i zaklejony w kopercie. Ten tekst był napisany przez s. Łucję w dniu albo tuż przed 9 stycznia 1944 roku, przeniesiony do Świętego Oficjum 16 kwietnia 1957 roku, przeczytany przez Jana Pawła II w 1978 roku (poruszył go na tyle, żeby poświęcił świat Niepokalanemu Sercu Maryi 7 czerwca 1981), przechowywany w apartamencie papieża przy jego łóżku, do tej pory nieujawniony przez Watykan.
Czy możemy wyrażać te wszystkie wnioski z całkowitą pewnością? Nie, ale możemy je wyrażać z pewnością moralną, iż są prawdziwe, gdyż świadczy o tym cała sterta dowodów wskazujących na to, że brakuje czegoś w tym, co aparat watykański ujawnił 26 czerwca 2000 roku.
Co więcej, w oparciu o świadectwa całej serii wymienionych powyżej szanowanych świadków, można stwierdzić z całkowitą pewnością, że istnieje dokument składający się z jednej kartki papieru, zawierającej około 25 linijek tekstu, odnoszącego się do Trzeciej Tajemnicy, ale nie został on ujawniony.
A zatem pewne jest, że ktoś nas okłamuje. Albo wszyscy świadkowie, którzy wypowiadali się o odnoszeniu się Trzeciej Tajemnicy do apostazji i rozpadu wiary i dyscypliny w Kościele, kłamią – albo kłamią kardynałowie Sodano i Ratzinger i abp Bertone. Albo kłamie s. Łucja, albo kłamią Sodano / Ratzinger / Bertone. Nie może być prawdą i jedno i drugie. Ale skoro możemy mieć moralną pewność tego, że s. Łucja nie jest kłamcą, to z tego wynika, że możemy mieć pewność moralną, że kłamstwa wychodzą od Sodano, Ratzingera i Bertone.
A kto, mimo wszystko, jest bardziej wiarygodnym świadkiem? Na przykład kard. Ratzinger, który w dramatyczny sposób zmienił swoje świadectwo od 1984 roku, czy s. Łucja z Fatimy, która została wybrana przez Boga na świadka Orędzia Fatimskiego, i której świadectwo było niezachwiane? [49].
Ponadto, jeśli świadek taki jak kard. Ratzinger zmienia swoje świadectwo bez zadania sobie trudu wyjaśnienia tej zmiany, to czy nie jest oczywiste, że wprowadza nas w błąd? Nawet, jeśli nie jest tak w tym przypadku, to nadal mamy prawo kwestionowania zmiany jego świadectwa i każdy katolik – a faktycznie cały świat – zasługuje, by mu to wyjaśnić.
Czy istnieją dobre powody by im nie wierzyć i domagać się śledztwa? Na pewno tak. Istnieje prawdopodobna przyczyna, by oskarżyć tych, których wymieniliśmy, nie tylko o oszukańczą interpretację Orędzia Fatimskiego, ale także o oszukańcze jego ukrywanie.
Faktycznie, te bardzo niepokojące rozbieżności należą do głównych powodów, które uniemożliwiły Watykanowi zakopanie Orędzia Fatimskiego. Sceptycyzm nawet lojalistów takich jak matka Angelica, to tylko czubek góry lodowej wątpliwości wśród wiernych, które wzrastają z każdym dniem.
Przypisy
[1] Mother Angelica Live, 16.05.2001.
[2] W pewnych dowodach mamy do czynienia z poszlakami. Są tego dwa powody: (1) ponad 5.000 oryginalnych dokumentów w 24 tomach zebranych przez o. Alonso – wynik 11 lat jego badań, ówczesnego oficjalnego archiwisty Fatimy – od 1976 roku ich publikację uniemożliwiały władze religijne (tzn. biskup Fatimy i prowincjał Claretians w Madrycie, Hiszpania), i (2) stałe nakładanie milczenia na s. Łucję (obowązujące od roku 1960), mimo że teraz nam się mówi, że ona nie ma już nic do ujawnienia.
[3] Cyt. przez o. Alonso, Fatima 50, 13.10.1967, s. 11. Zob. także o. Michel de la Sainte Trinité, “Całaprawda o Fatimie” [The hole Truth About Fatima – WTAF]– t. III: Trzecia Tajemnica (Immaculate Heart Publications, Buffalo, Nowy Jork, USA, 1990) s. 47.
[4 WTAF – t. III, s. 49.
[5] Cyt. przez o. Martins dos Reis, O Milagre do sol e o Segredo de Fatima [Cud słońca i Tajemnica Fatimska] , s. 127-128, o. Joaquin Alonso, La Verdad sobre el Secreto de Fatima (VSF), Centro Mariano, Madryt, Hiszpania, s. 55-56. Zob. też WTAF – t. III, s. 578.
[6] WTAF – t. III, s. 684.
[7] O. Alonso, VSF, s. 64. Zob. WTAF – t. III, s. 684.
[8] WTAF – t. III, s. 684.
[9] O. François de Marie des Anges, Fatima: Tragedy and Triumph (FTT), Immaculate Heart Publications, Buffalo, New York, U.S.A., 1994, p. 45.
[10] Abp Tarcisio Bertone, SDB., “Introduction” [Wstęp] , The Message of Fatima (TMF), 26.06.2000, s. 4.
[11] WTAF – t. III, s. 725.
[12] WTAF – t. III, s. 727.
[13] O. Alonso, VSF, s. 60. Zob. WTAF – t. III, s. 651. Także przypis nr 4 w FTT, s. 289.
[14] FTT, s. 45. Zob. brat Michael of the Holy Trinity, The Secret of Fatima … Revealed (SFR), Immaculate Heart Publications, Buffalo, Nowy Jork, U.S.A., 1986, s. 7.
[15] WTAF – t. III, s. 480. Zob. wykład o. G Freire, O Segredo de Fatima, a terceira parte e sobre Portugal?, s. 50-51.
[16] WTAF – Vol. III, s. 481.
[17] WTAF – t. III, s. 626.
[18] FTT, s. 45.
[19] SFR, s. 7.
[20] WTAF – t. III, s. 38-46.
[21] Cyt przez o. Alonso, Fatima 50, s. 11. Zob. WTAF – t. III, s. 47.
[22] Oryginalny tekst s. Łucji “Third Part of the ‘Secret’” [Trzecia część Tajemnicy], TMF, s. 20.
[23] Abp Tarcisio Bertone, SDB, “Introduction” , TMF, s. 4.
[24] Bill Broadway i Sarah Delancy, “3rd Secret Spurs More Questions; Fatima Interpretation Departs From Vision” [Trzecia Tajemnica wywołuje więcej pytań: Interpretacja Fatimy odchodzi od Objawienia],The Washington Post, 1.07.2000.
[25] The Associated Press, “Vatican: Fatima Is No Doomsday Prophecy” [Watykan: Fatima nie jest proroctwem Dnia Sądu Ostatecznego] , The New York Times, 26.06.2000.
[26] Abp Tarcisio Bertone, SDB, “Introduction”, TMF, s. 5.
[27] Ibid.
[28] Revue Mediatrice et Reine, październik 1946, s. 110-112. Zob. WTAF – t. III, s. 470.
[29] Cyt przez o. Alonso, VSF, s. 46-47. Zob. WTAF – t. III, s. 470.
[30] Novidades, 24.02.1960, cyt.w La Documentation Catholique, 19.06.1960, col. 751. Zob. WTAF – t.III, s. 472.
[31] VSF, s. 46. Zob. WTAF – t. III, s. 475.
[32] VSF, s. 46. Zob. WTAF – t. III, s. 478.
[33] Cyt przez o. Martins dos Reis, O Milagre do sol e o Segredo de Fatima, s. 127-128. O. Alonso, VSF, s. [55-56] Zob. WTAF – t. III, s. 578.
[34] Cyt. Przez o. Alonso, Fatima 50, s. 11. Zob. WTAF – t. III, s. 47.
[35] WTAF – t. III, s. 49.
[36] Ibid., s. 485-486.
[37] Ibid., s. 484-485.
[38] List do o. Michel de la Sainte Trinité z 10.01.1985. Zob. WTAF – t. III, s. 486.
[39] Abp Tarcisio Bertone, SDB, “Introduction”, TMF, s. 4.
[40] WTAF – t. III, s. 481.
[41] Notatka s. Łucji Lucy do jej spowiednika, o. Aparicio, pod koniec 1927 roku.
[42] S. Łucja “Fourth Memoir” [Czwarty Dziennik], 8.12.1941, s. 65. Zob. o. Michel de la Sainte Trinité,WTAF – t. I: Nauka i fakty, Immaculate Heart Publications, Buffalo, Nowy Jork, USA, 1989, s. 159.
[43] Ang. przekład tekstu s. Łucji “Trzeci Dziennik” cyt. w “First and Second Part of the ‘Secret’” [Pierwsza i druga część Tajemnicy], TMF, s. 15-16. Zob. s. Łucja “Czwarty Dziennik”, Fatima in Lucia’s Own Words [Fatima słowami Łucji] (Postulation Centre, Fatima, Portugalia, 1976) s. 162. Zob. s. ŁucjaMemorias e Cartas da Irma Lucia, (Porto, Portugalia, 1973, wyd. o. Antonio Maria Martins) s. 338-341.
[44] S. Łucja cyt. w TMF, s. 16. Zob. s. Łucja “Czwarty Dziennik”, s. 162. Zob. s. Łucja Memorias e Cartas da Irma Lucia, s. 340-341.
[45] Ang. przekład s. Łucji “Trzecia część Tajemnicy”, TMF, s. 21.
[46] O. Fabrice Delestre, Society of St. Pius X, “June 26, 2000: Revelation of the Third Secret of Fatima or a Curtailed Revelation” [26.06.2000: Ujawnienie Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej albo ujawnienie w skrócie],SSPX Asia Newsletter , lipiec-sierpień 2000, s. 24.
[47] Joseph kard. Ratzinger, “Komentarz teologiczny”, TMF, s. 39.
[48] Bill Broadway i Sarah Delancy, The Washington Post.
[49] Świadectwo s. Łucji szczegółowo omówione w Rozdz. 14 tej książki, razem z próbą zmiany tego świadectwa w tajnym wywiadzie z 17.11.2001, którego transkrypcji nigdy nie opublikowano.
Po latach narastającego kryzysu w Kościele katolickim – podkreślanego przez ogromne skandale związane z wykorzystywaniem seksualnym przez duchownych i powszechnym chaosem liturgicznym – wydaje się, że już nie tylko kilku wpływowych kardynałów podejmuje wreszcie kroki, aby zatamować krwawienie.
Oprócz kilku interwencji George’a kardynała Pella, Raymonda kardynała Burke’a i innych, CNA donosi, że 12 kwietnia 2022 roku ponad 70 biskupów z całego świata wystosowało „braterski list otwarty” do biskupów niemieckich, ostrzegając tę Konferencję, a pośrednio cały świat, że „ścieżka synodalna” papieża Franciszka może „doprowadzić do schizmy”:
Wbrew Duchowi Świętemu i Ewangelii, działania ścieżki synodalnej podważają wiarygodność autorytetu Kościoła, w tym papieża Franciszka, antropologii chrześcijańskiej i moralności seksualnej, a także wiarygodność Pisma Świętego.
Jest to następstwo tajemniczej notatki, która w ostatnich tygodniach krążyła wśród Kolegium Kardynalskiego, sugerującej powszechne niezadowolenie z Franciszka w Watykanie. Autor memorandum twierdzi, że pontyfikat papieża Franciszka jest „klęską pod wieloma lub większością względów: po prostu katastrofą”.
Kto stoi za tą notatką? Szanowany dziennikarz watykański, Sandro Magister, wyjaśnia:
Od początku Wielkiego Postu, kardynałowie, którzy będą wybierać przyszłego papieża, przekazują sobie to memorandum. Jego autor, który po grecku nazywa się Demos, czyli „lud”, jest nieznany, ale wykazuje się gruntowną znajomością tematu. Nie można wykluczyć, że sam jest kardynałem.
Wskazując na niemiecki episkopat jako dowód ogólnego problemu w Kościele pod rządami papieża Franciszka, „Demos” ostrzega przed nadchodzącą „herezją synodalną”, która może podważyć nieomylnie zdefiniowane nauczanie Kościoła na temat ludzkiej seksualności.
Jeśli nie nastąpi rzymska korekta takiej herezji, Kościół zostanie zredukowany do luźnej konfederacji Kościołów lokalnych, wyznających różne poglądy, prawdopodobnie bliższej modelowi anglikańskiemu lub protestanckiemu niż prawosławnemu.
Ponieważ „Demos” nie wyklucza papieża Franciszka ze swojej listy poważnych niepokojów, wielu zadaje sobie teraz pytanie: Kim jest Demos, jak poważnie jego notatka jest traktowana w samym Kolegium Kardynalskim i co to oznacza dla następnego konklawe?
Aby dowiedzieć się więcej na temat tej szybko nabierającej rozgłosu historii, zwracamy się do dziennikarki watykańskiej, Diane Montagna, która z kolei skonsultowała się z ks. Mikolajem Buxem w sprawie tego tajemniczego „Memorandum Demosa”.
Czytelnicy The Remnant dobrze znają pracę ks. Buxa, cenionego teologa, który przez lata pełnił funkcję konsultanta kilku dykasterii Stolicy Apostolskiej, w tym Kongregacji Nauki Wiary za czasów Benedykta XVI.
Michael J. Matt
— * —
Wywiad z ks. Mikołajem Buxem
Diane Montagna (DM): Na ile opinie „Demosa” są reprezentatywne dla ludzi z Watykanu?
Ksiądz Mikołaj Bux (MB): Aby tego się dowiedzieć, trzeba by przeprowadzić dochodzenie na różnych szczeblach, od woźnych, przez urzędników, po władze. Memo mogło pochodzić z tego ostatniego poziomu. Niezadowolenie jest powszechne, ale jest oczywiste, że istnieje podziemie, które się nie ujawnia i tylko czeka na koniec pontyfikatu.
Papież powiedział prawosławnemu patriarsze Cyrylowi, że musimy mówić językiem Jezusa, a nie polityki. To prawda! Jednak wydaje mi się, że on sam stosuje język polityki, ponieważ na innym forum powiedział, że nie wie, dlaczego cierpią niewinni: oznacza to, że nie wie, dlaczego Chrystus umarł na krzyżu.
Dla większości ekspertów z Watykanu bilans pontyfikatu Franciszka, od doktryny wiary po moralność, wykazuje deficyt w porównaniu z jego poprzednikami, nie mówiąc już o finansach. Ten pontyfikat przyczynił się do pogłębienia sekularyzacji Zachodu, ponieważ papież podejmował działania na płaszczyźnie społecznej i politycznej oraz wspierał duchowość bez katolickiej tożsamości. Pojawia się więc pytanie: na czym polega posługa Piotrowa?
Jesteśmy świadkami emocjonalnego kultu papieża, który wyolbrzymia go teologicznie, jak to miało miejsce od czasów Piusa IX, a obecnie ma miejsce w mediach. Ludzie średniowiecza odróżniali rolę papieża od osoby, która ją uosabia, tak jak odróżniali Kościół od ludzi Kościoła, to co ludzkie i ziemskie, od tego, co Boskie. Dlatego Dante mógł umieścić papieży w piekle. Tak się składa, że wielu, którzy na początku byli bergoglianami, zdystansowało się od obecnego pontyfikatu i uważa go za chaotycznego i despotycznego.
Umiarkowani też są niespokojni. Niektórzy wyobrażają sobie rozwiązanie, opowiadając się za Kościołem synodalnym, a inni za pontyfikatem przejściowym. Tymczasem jednego dnia interweniuje Marks, a innego Mueller, Hollerich i – na szczęście Pell. Zatrzymajmy się na kardynałach. Ale ani Ladaria, ani Franciszek nie mówią, kto ma rację. Jeśli przejdziemy do biskupów, księży, teologów kościelnych i świeckich, to mamy do czynienia z biczami szkockimi [francuskie wyrażenie oznaczające szybkie przejście między bardzo ciepłą a bardzo zimną wodą]. W Watykanie doskonale zdają sobie sprawę z apostazji katolików w Ameryce Łacińskiej, których ilość spadła do 52% w obliczu 25% wzrostu liczby członków sekt.
13 stycznia The Wall Street Journal zamieścił nagłówek: „Kościół katolicki wybrał ubogich, a ubodzy wybrali zielonoświątkowców”. Jest to ogromny wkład w proces samozniszczenia, o którym mówił Paweł VI. Kościół przekształcił się w agencję zajmującą się rozwiązywaniem problemów społecznych, ekonomicznych, psychologicznych, a nawet środowiskowych, porzucając swoją misję zbawiania dusz. Na synodzie o Amazonii mówiono nie o ponownej ewangelizacji regionu, ale o środowisku naturalnym, nie o wspieraniu osobistego spotkania z Panem, ale o kwestiach politycznych i społecznych. Krótko mówiąc, podczas gdy wierni proszą o więcej religii, biskupi proponują socjalizm.
DM: Jak wysokie jest prawdopodobieństwo, że Memorandum wpłynie na wybór następnego papieża?
MB: Wydaje mi się, że na początku wskazuje ono na istotne cechy posługi Piotrowej, które muszą być punktem odniesienia przy wyborze na każdym konklawe. Papież ma być postrzegany jako duszpasterz i nauczyciel, a nie jako ideolog czy polityk. W ten sposób jego relacja do Kościoła jest relacją członka i sługi, a nie absolutnego monarchy.
Zaskakujące jest to, że moderniści i postępowcy, którzy byli anty-rzymscy aż do czasów Benedykta XVI włącznie, milczą w obliczu obecnej papolatrii, jak to ujął Martini. Papież, jak każdy chrześcijanin, podlega objawionemu prawu Bożemu, a jeszcze wcześniej prawu naturalnemu, a następnie prawu kanonicznemu, które wiąże go w zakresie zasadniczej doktryny i konstytucji Kościoła, który nie jest synodalny, lecz hierarchiczny. Memorandum zdaje się o tym przypominać.
Przy tych ograniczeniach posługa Piotrowa musi służyć budowaniu, a nie niszczeniu (por. 2 Kor 13, 10), co jest ważne przy stanowieniu prawa i wymierzaniu sprawiedliwości. Nie można w nieskończoność stosować motu proprio, modyfikować artykuły Katechizmu i czynić daremnymi odwołania do Sygnatury Apostolskiej. Istnieją prawa nabyte osób trzecich, których papież nie może naruszać; ponieważ jest on najwyższym stróżem prawa, nie może pozwalać na nadużycia, a nawet się ich dopuszczać.
Podobnie jak Piotr Pawłowi, papież musi pozwolić się po bratersku korygować. W przeciwnym razie nie można być mu posłusznym, ponieważ na pierwszym miejscu jest sumienie, które – zgodnie z cytowanym w Katechizmie powiedzeniem Św. Johna Henry’ego Newmana – jest pierwszym „wikariuszem Chrystusa”.
Dostrzegam również wpływ Memorandum w sensie ekumenicznym, ponieważ ujawnia ono nadużycia władzy papieskiej, które moim zdaniem do tej pory sprzyjały nastrojom anty-rzymskim, zwłaszcza na Wschodzie. Wzrost liczby dymisji biskupów za tego pontyfikatu, tak jakby papież był muftim islamskim, jest nadużyciem urzędu i ma podtekst patologiczny. Franciszek posunął się nawet do stwierdzenia: „Chcieli mojej śmierci”. Być może obawia się, że to, co zrobiono, aby wpłynąć na jego wybór, zostanie powtórzone przeciwko niemu. Ale granice władzy papieskiej są również regulowane przez władzę biskupów, która również pochodzi z prawa Bożego. Należy o tym pamiętać i przedyskutować to na zgromadzeniach ogólnych następnego konklawe.
DM: Jakie według Księdza powinny być priorytety następnego konklawe?
MB: Zdaniem autorytatywnych osób świeckich jak i kościelnych, następne konklawe powinno wybrać papieża, który jest świadomy swojego mandatu apostolskiego, swoich zobowiązań i obowiązku zachowania statusu generalis ecclesiae (Kościoła Powszechnego). Powinno wybrać papieża, który będzie krzewił wiarę katolicką, położy kres zmniejszaniu się liczby księży i wiernych na Zachodzie, spowodowanemu sekularyzacją, która przeniknęła do Kościoła. Peguy uważał, że winę za tę dechrystianizację ponoszą duchowni – ponieważ główne wartości, na których opierają się społeczeństwa, nie są religijne, a jeśli są, to muszą być uzasadnione w sposób „świecki” lub racjonalny.
Rezultatem jest politycznie poprawny język, pozbawiony konotacji religijnych, utrata poczucia granic (przykładem jest aborcja, związki osób tej samej płci, gender, eutanazja itp.), utrata sacrum i przekształcenie wiary religijnej w religię „humanitarną”, przekształcenie Ewangelii w moralizatorstwo, a homilii w wiec. Priorytetem konklawe jest więc wybór katolickiego papieża; w przeciwnym razie utrata wiary będzie nie tylko skutkiem, ale i przyczyną sekularyzacji chrześcijaństwa, które w końcu straci znaczenie.
Następne konklawe będzie musiało wyjaśnić, co to znaczy być „duszpasterzem”. Jak dotąd nikt tego nie wie, a w Kościele używa się tego pojęcia jako passe-par-tout dla usprawiedliwienia wszystkiego. Musi ponownie postawić w centrum misję Kościoła, która obecnie jest zdewaluowana, oraz wyjaśnić granice ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego. Nawet moderniści i postępowcy zdają sobie z tego sprawę.
Z sekularyzacją należy walczyć poprzez ewangelizację. Walka z klerykalizmem nie może podważać tożsamości kleru, który jest „zgromadzeniem” odrębnym od wiernych i zakonników. Następny papież musi na pierwszym miejscu postawić umacnianie i wzrost wiary, aby mogły rozkwitać chrześcijańskie rodziny oraz powołania kapłańskie i zakonne. Konieczny jest powrót do magisterium, które nieomylnie orzeka w sprawach moralności rodzinnej, poprzez mianowanie biskupów, którzy akceptują tradycję apostolską. Ukryta obecnie schizma prawdopodobnie ulegnie złagodzeniu, nawet jeśli nasilą się „prześladowania” ze strony sekularystycznych mediów.
Musimy wyzwolić żywe siły Kościoła poprzez pontyfikat, który będzie z niecierpliwością nauczał katolicyzmu, który wypełnia kościoły pobożnymi wiernymi, a przestrzeń publiczną świadkami wiary i życia, udowadniając, że „działa”, ponieważ powoduje nawrócenia. Kościół katolicki musi mieć papieża, który mówi i robi to, co jest katolickie – moralnie, doktrynalnie i liturgicznie. Przypomnijcie sobie okładkę magazynu Time: „Czy papież jest katolikiem?”.
Czy to dziwne, że Kościół katolicki ma prawo do katolickiego papieża? Prawosławni też chcą takiego papieża, w przeciwnym razie tendencje odśrodkowe wśród nich wezmą górę. Katolicki papież jest konieczny, aby rozbitemu światu protestanckiemu przywrócić jedność, a licznym poszukującym świeckim – powrót do wiary, ale także aby upewnić tych Żydów, muzułmanów i wyznawców innych religii, którzy w papieżu widzą autorytet moralny wskazujący, że granica między dobrem a złem nie została zniesiona.
Nowy papież będzie musiał umieć stawić czoła nowemu porządkowi świata, który wyłania się po śmierci starego, z mniejszą rolą Zachodu i zachodniego systemu kapitalistycznego. Będzie musiał różnić się od Franciszka, który miał do niego mieszany i sprzeczny wewnętzrnie stosunek – między ideologią a utopią. Aby położyć kres zamętowi w Kościele, następne konklawe będzie musiało szukać kandydatów, którzy odpowiedzą na Dubia w sprawie Amoris laetitia.
Kandydatów, którzy poprawią Evangelii gaudium, gdzie mówi się, że najgorszym złem społecznym jest nierówność, czyli zła dystrybucja dóbr, a nie grzech; Laudato si, gdzie wychwala się neomaltuzjański ekologizm, który w rzeczywistości jest źródłem wszystkich problemów ostatnich pięćdziesięciu lat; Fratelli tutti, w której ogłasza się koniec kapitalizmu, a następnie podpowiada, jak przetrwać, kamuflując to magicznymi słowami „inkluzja” i „zrównoważony rozwój”. Przede wszystkim jednak encyklika nie mówi o tym, że jeśli nie uznajemy Ojca naszego, który jest w niebie, nie możemy uważać się za braci. Jezus to powiedział.