Bóg pozwolił, aby heretycka działalność Bergoglio objawiła się niezwykle wyraźnie w doktrynalnej deklaracji „Fiducia Supplicans”, która kościelnie legalizuje tzw. błogosławieństwo par sodomickich.
Jakie jest stanowisko Pisma Świętego w sprawie sodomii? Zarówno Stary, jak i Nowy Testament ostrzegają wszystkie pokolenia przed tym grzechem wołającym o pomstę do nieba, ostrzegając przed karą. Za ten grzech Bóg zesłał na mieszkańców Sodomy nie Boże błogosławieństwo, lecz karę Bożą, czyli ogień z nieba. Potem nastąpił dla zatwardziałych sodomitów i ogień wieczny.
Tym dokumentem doktrynalnym Bergoglio oficjalnie głosi sodomicką antyewangelię, za którą zgodnie z Galatów 1:8-9 spada anatema, a na zatwardziałych grzeszników ogień wieczny (Judy 7).
Jakiej metody manipulacji używa Bergoglio w dokumencie? Przemyślnie dzieli błogosławieństwa na tzw. liturgiczne i inne. Następnie cytuje nauczanie Kościoła: „Dlatego Kościół nie ma władzy udzielania błogosławieństw liturgicznych związkom nieregularnym lub parom tej samej płci”. W ten sposób uspokaja prawowiernych katolików, jakoby dokument szanował naukę Kościoła. Ale od razu dodaje: „Musimy unikać ryzyka umniejszania znaczenia błogosławieństwa…(12).” Poprzez tę manipulację zatwierdził błogosławieństwo par sodomickich i legalizację grzechu sodomii.
Błogosławieństwo Kościoła dla sodomitów jest publicznym skandalem zarówno dla chrześcijan, jak i niechrześcijan. Stwierdzenie, że to tzw. „błogosławieństwo” nie może przypominać zawarcia małżeństwa, jest alibi. Jaki jest sens dawania błogosławieństw ludziom, którzy nie chcą zejść z drogi grzechu i nie chcą nawet nazwać grzech grzechem? Otrzymują błogosławieństwo na drogę do piekła. Co więcej, jest to także poważny grzech przeciwko drugiemu przykazaniu Bożemu.
Jeśli chodzi o deklarację doktrynalną Bergoglio, to ktokolwiek uznaje Jorge Bergoglio za prawowitego papieża, znajduje się w absurdalnej sytuacji. Musi zaakceptować ten dokument doktrynalny jako wiążący. Za nieposłuszeństwo papieżowi jest karą „anatema – niech będzie przeklęty” – tak stwierdza dokument „Pastor aeternus”, ogłaszający dogmat o nieomylności papieża z 18 lipca 1870 roku.
To powoduje ostre starcie. Albo to przekleństwo spada na Bergoglio za sodomiczną antyewangelię, albo na Słowo Boże, które zabrania sodomii, czyli de facto na Boga. Tutaj ujawnił się oficjalny bunt Bergoglio przeciwko Bogu. Ktokolwiek słucha Bergoglio i podporządkowuje się mu, uczestniczy w jego publicznym przeklinaniu Boga, chronionym przez władzę kościelną. Ta absurdalna sytuacja powstała w wyniku zajmowania urzędu papieskiego przez arcyheretyka. Wina spada na biskupów, którzy pozostają mu podporządkowani i nie chcą się od niego oddzielać.
Drodzy biskupi i księża, doktrynalna deklaracja pseudopapieża Jorge Bergoglio jest oficjalnym dokumentem zaprzeczającym istocie doktryny katolickiej. Dokument ten jest dowodem na to, że został wydany przez jawnego heretyka, czyli nieważnego papieża. Żaden biskup ani ksiądz nie może teraz pozostać bierny. Musi podjąć radykalny krok i oddzielić się od arcyheretyka i jego przestępczego systemu samozniszczenia Kościoła.
Dlatego wy, księża, w geście separacji przestańcie wspominać w Liturgii imię arcyheretyka. Wy, biskupi, dokonajcie tego radykalnego kroku zbawienia w te Święta Bożego Narodzenia. Oddzielcie się od odstępczego Watykanu i wyjaśnijcie powód waszego oddzielenia w swoim świątecznym liście pasterskim. W ten sposób wy i wasze wierzący wyjdziecie z duchowego przekleństwa i duchowej ciemności, w której trzyma was arcyheretyk Jorge Bergoglio. Wtedy te Święta Bożego Narodzenia będą naprawdę historyczne, zarówno w waszym życiu, jak i w życiu waszej diecezji. Nie czekajcie i podejmijcie ten decydujący krok ratowniczy!
Dyskusja, mój [md] dialog z dobrym, katolickim teologiem (T):
[md, czescy, T]
Ci czescy biskupi tak piszą..
Ktokolwiek uznaje Jorge Bergoglio za prawowitego papieża, znajduje się w absurdalnej sytuacji. Musi zaakceptować ten dokument doktrynalny jako wiążący. Za nieposłuszeństwo papieżowi jest karą „anatema – niech będzie przeklęty” – tak stwierdza dokument „Pastor aeternus”, ogłaszający dogmat o nieomylności papieża z 18 lipca 1870 roku.
md:
To chyba błąd, bo dotyczy tylko , gdy Papież wygłasza ex cathedra??
Prawda?
Ostatni dokument NIEOMYLNY papieży, to dogmat z 1950 roku o wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny…
Odp.T:
Istotnie, po Vaticanum II żaden papież nie ogłaszał niczego jako dokumentu formalnie i faktycznie nieomylnego, chociaż lud wierny wierzył i wierzy, że wszystkie oficjalne dokumenty papieskie są nieomylne.
Jeśli dokument nosi jego podpis, to należy uznać za oficjalne nauczanie = ex cathedra i dokument rzeczywiście jest wiążący, ale… są wątpliwości i jest ich kilka: 1. Najpierw należałoby ustalić czy J. Bergoglio jest papieżem?
Uważam, że nie jest, bo jeśli nawet był wybrany legalnie i ważnie (a są co do tego poważne wątpliwości), to popadłszy w apostazję (Pachamama i inne “wybryki” – oddawanie czci w sensie latria demonom) nie jest już katolikiem, ani nawet nawet chrześcijaninem. A papieżem może być tylko katolik. Kto uważa inaczej i wyczynia jakieś ekwilibrystyczne sztuczki, żeby Jorge Bergoglio usprawiedliwić, czy wytłumaczyć to zwodziciel.
2. Ten dokument dotyczący moralności jest tak sformułowany, że można go uznać za niewiążący definitywnie, jest w nim na wstępie odniesienie do autorytetu Pana Jezusa, ale brakuje tam odniesienia do autorytetu św. Piotra, którego jakoby jest następcą.
3. Jorge Bergoglio nie podpisuje się pod dokumentem jako papież, a samym tylko imieniem – Francesco, nie ma ani PP, ani nawet Eppus. 4. Wiara jest 0-1, białe-czarne – nie ma w niej miejsca na szarości. “Wasza mowa niech będzie: Tak – tak, nie – nie. A co jest ponadto, pochodzi od złego” (Mt 5, 37).
A w dokumencie nie ma tego – tam są szarości, nie ma: tak-tak, nie-nie… więc – ewidentnie pochodzi od Złego…
Chociaż jakiś cwany prawnik kościelny będzie uważał inaczej.
MD:
Jeśli Franciszek podpisuje jakiś dokument, to wyraża swój pogląd [jeśli miewa swoje poglądy], tak, jak ja wyrażam swoje poglądy w liście który podpisuję.
Nie ma u Franciszka NIEOMYLNOŚCI, nie musimy tych pogańskich, ale oczywiście niejednoznacznych bredni uznawać za PRAWDĘ.
T:
Dokument udaje tylko orzeczenie ex cathedra, ale jest pokrętny i bałamutny, więc cech nieomylności nie posiada, niemniej kto uznaje tego mężczyznę za papieża, powinien go we wszystkim słuchać, a nie wybierać sobie z jego nauczania tego “co mi pasuje” i odrzucanie tego “co mi nie pasuje”. Nie można być trochę w ciąży.
Błogosławieństwa dla par homoseksualnych w Kościele wywołały gigantyczną burzę. Decyzję Stolicy Apostolskiej odrzuciła duża grupa Episkopatów, zwłaszcza w Afryce. Krytyczni są również biskupi w Polsce. Konsekwencje tego ostrego sporu mogą być dla jedności Kościoła katastrofalne. Co ciekawe, dokładnie to samo dzieje się u anglikanów. Tzw. „Kościół Anglii” wprowadził błogosławienie par LGBT… dwa dni przed kardynałem Fernándezem. Wywołało to rozłam i oddzielenie się anglikanów z Afryki. Akcja wygląda na skoordynowaną próbę „wypchnięcia” chrześcijan szanujących prawo Boże i utworzenia jakiejś dekadenckiej „zachodniej” wersji chrześcijaństwa, opartej o akceptację grzechu sodomii.
Anglikanie i Watykan wspólnie promują błogosławienie homozwiązków
W lutym 2023 roku Synod Generalny tzw. „Kościoła Anglii” podjął decyzję o wprowadzeniu błogosławieństw homoseksualnych. 17 grudnia decyzja o błogosławieniu związków homoseksualnych weszła u nich w życie. W oświadczeniu, które towarzyszyło implementacji tych błogosławieństw, zaznaczono, że fakt ich wprowadzenia w niczym nie zmienia wyjątkowości małżeństwa i nie chodzi tutaj o pełną akceptację związków jednopłciowych, ale o uznanie wszystkiego, co w takich trwałych i stabilnych związkach „dobre”.
Dwa dni później, 19 grudnia, Dykasteria Nauki Wiary kard. Victora Manuela Fernándeza, za aprobatą papieża Franciszka, wydała deklarację doktrynalną Fiducia supplicans. Jej treść jest bardzo podobna do decyzji anglikanów: podkreśla się wagę małżeństwa i proponuje aprobowanie tego, co „dobre” w związkach jednopłciowych; ale zarazem wprowadza „duszpasterskie” błogosławienie par homoseksualnych. Są też oczywiście pewne różnice: anglikanie będą błogosławić pary jednopłciowe także w kościołach, w Kościele katolickim ma to być bardziej ograniczone. Zasadniczo jednak dokumenty są do siebie bardzo podobne; zostały zresztą ogłoszone niemal w tym samym czasie, co wskazuje na to, że cała operacja była wcześniej uzgodniona. Biorąc pod uwagę zbieżności treściowe i czasowe oraz mając na uwadze fakt bliskich kontaktów Kurii Rzymskiej Franciszka z anglikanami z tzw. „Kościoła Anglii” przypadek jest tutaj skrajnie nieprawdopodobny.
Rodzi się oczywiste pytanie: czy obie strony uzgodniły zarówno treść swoich decyzji, jak i konsekwencje, które mogą one przynieść? Stawką jest bowiem głęboki podział wśród chrześcijan, w tym podział w samym Kościele katolickim.
Gdy anglikanie z tzw. „Kościoła Anglii” podjęli w lutym decyzję o planie wprowadzenia błogosławieństw homoseksualnych, zaprotestowali przeciwko temu wierzący z Afryki oraz innych regionów globalnego Południa. Po kilku tygodniach wewnętrznych debat podjęto trudną decyzję. Reprezentująca „ortodoksyjnych” anglikanów grupa Global South Fellowship of Anglican Churches (GSFA) ogłosiła, że odcina się od tzw. „Kościoła Anglii”. Trudno mówić w tym przypadku o schizmie, bo struktura anglikańskiej wspólnoty jest luźna, jednak GSFA wyraźnie oceniła decyzję Anglików za sprzeczną z Pismem Świętym i wolą Bożą, stąd podjęła decyzję o „wyraźnym odróżnieniu się od tych członków Wspólnoty [anglikańskiej], którzy odeszli od wiary historycznej”. De facto doszło zatem do podziału.
Czy w Kościele katolickim sytuacja wywołana Fiducia supplicans będzie podobna? W pewnym sensie niewątpliwie tak, bo deklaracja zaledwie w ciągu kilku dni od ogłoszenia wywołała szereg bardzo ostrych, jednoznacznych reakcji. Część Kościoła katolickiego po prostu ją odrzuca, uznawszy, że zawiera treści pośrednio albo bezpośrednio sprzeczne z objawioną wiarą. Symbolem oporu jest reakcja biskupów Astany w Kazachstanie. Arcybiskup Tomasz Peta i biskup Atanazy Schneider ocenili, że na skutek Fiducia supplicans Kościół katolicki „staje się – jeśli nie w teorii, to w praktyce – propagandystą globalistycznej i bezbożnej agendy gender” i surowo zakazali udzielania takich błogosławieństw oraz ich przyjmowania. Wkrótce podobną co do konkluzji deklarację wydali biskupi Malawi – kraju w Afryce zamieszkanego przez kilka milionów katolików. Stwierdzili, że w ich kraju Fiducia supplicans nie będzie obowiązywać.
Później deklaracje, które odrzucają zgodę na błogosławienie par homoseksualnych, a więc de facto stanowią odrzucenie dokumentu z Watykanu, wydało jeszcze więcej episkopatów. Trudno je wszystkie zliczyć, bo opór cały czas narasta i pojawiają się nowe dokumenty. Oprócz Kazachstanu i Malawi negatywnie wypowiedzieli się jeszcze biskupi Zambii, Kenii, Nigerii, Kamerunu, Ghany, Rwandy, Ukrainy – oraz Polski.
Reakcja Konferencji Episkopatu Polski
21 grudnia rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. Leszek Gęsiak SJ wydał „Oświadczenie” w sprawie deklaracji Fiducia supplicans. Jak wyjaśnił, sporządził je „po konsultacji z członkami Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski”.
[–– dalej o mętnym i chwiejnym stanowisku “góry” w Polsce. Nudne. Wstyd mi było to czytać. MD]
Sprzeciw Afryki?
Co będzie dalej? Wygląda na to, że Kościół katolicki wchodzi w najtrudniejszy okres od początku pontyfikatu papieża Franciszka. Wkrótce przeciwko Fiducia supplicans może opowiedzieć się duża część Kościoła – a jeżeli patrzeć na to liczbowo, być może nawet jego większość. Reakcję na błogosławienie związków homoseksualnych zapowiedziało Sympozjum Konferencji Episkopatów Afryki i Madagaskaru. Szef tej organizacji, kard. Fridolin Ambongo, ogłosił plan przygotowania ogólnoafrykańskiej deklaracji, która wyjaśni zamieszanie. Pytanie, czy nie jest to operacja obliczona na „skanalizowanie” oporu Afryki. Kardynał Ambongo jest nominatem Franciszka, zasiada w elitarnej Radzie Kardynałów, która doradza papieżowi. Jest nieprawdopodobne, by działał bez porozumienia z kard. Fernándezem. Jest możliwe, że ideę opracowania wspólnej afrykańskiej deklaracji przedstawił po konsultacji z Kurią Rzymską w obliczu decyzji poszczególnych episkopatów Afryki. Chodziłoby zatem o to, żeby wydać teraz nowy dokument dla całej Afryki, który wprawdzie nie wprowadzi błogosławieństwa par LGBT, ale przedstawi sprawę tak, by „rozładować” napięcie.
Oczywiście taka operacja nie musi się udać, bo sprzeciw w dużej części Afryki jest naprawdę ostry. Papież Franciszek i kard. Victor Manuel Fernández musieli wiedzieć, że Fiducia supplicans wywoła niesamowitą falę sprzeciwu i krytyki, zwłaszcza w Afryce. Papież Franciszek był na Czarnym Lądzie wcześniej w tym roku. Przed podróżą wypowiadał się na rzecz dekryminalizacji homoseksualizmu – afrykańscy biskupi oraz politycy z góry zapowiedzieli, że jeżeli papież przyjeżdża do Afryki z promocją LGBT, to może sobie darować. Franciszek zna zatem nastroje; widział ponadto, co stało się we wspólnocie anglikańskiej. Pomimo tego papież, który ex definitionie powinien być strażnikiem jedności, zdecydował się na wydanie tego dokumentu.
Póki co Dykasteria Nauki Wiary próbuje nakłonić katolików na świecie do przyjęcia Fiducia supplicans argumentem “autorytetu papieskiego”. Kard. Victor Manuel Fernández opublikował 22 grudnia zdjęcie odręcznego podpisu papieża Franciszka z poparciem dla treści dokumentu. Problem w tym, że ci, którzy odrzucają deklarację o błogosławieniu homoseksualistów, nie mają wątpliwości co do poparcia Franciszka dla tego tekstu: sprawa jest dla każdego oczywista, bo już na początku października papież poparł błogosławienie par jednopłciowych w odpowiedzi na dubia pięciu kardynałów. A zatem granie argumentem autorytetu niewiele zmieni.
Katolicyzm czy „zachodnie chrześcijaństwo”?
Jak skończy się ta gigantyczna burza? Wygląda na to, że skoordynowana akcja Kościoła katolickiego i tzw. „Kościoła Anglii” może doprowadzić do efektu w postaci faktycznego (bo niekoniecznie formalnego) „nowego podziału” chrześcijaństwa. Liberalni katolicy i anglikanie na Zachodzie będą błogosławić związki homoseksualne, a tradycyjni katolicy i anglikanie w krajach globalnego Południa nie, uważając tych z Zachodu za odstępców. Sytuacja jest jednak bezprecedensowa, bo jeszcze nigdy w historii Kościoła nie doszło do tak jednoznacznego odrzucania przez dużą liczbę biskupów decyzji Stolicy Apostolskiej. Pewną analogią jest Humanaevitae z 1968 roku; jednak w tamtym czasie zdecydowanie mniejsza liczba Episkopatów zareagowała na dokument papieski krytycznie, z czego część zresztą gorąco polecała stosowanie papieskich zaleceń, sugerując jedynie, że być może dopuszczalna jest też inna droga. W przypadku Fiduciasupplicans mamy do czynienia z jednoznacznym odrzuceniem dokumentu albo po prostu gruntownym zlekceważeniem jego treści.
Pytanie, gdzie w tym wszystkim znajdzie się Polska: kraj w strukturach Unii Europejskiej, z dużą grupą katolików sercem oddanych Rewolucji – ale zarazem z wieloma biskupami i przeważającymi masami wiernych, którzy odrzucają błogosławieństwo par homoseksualnych jako oczywistą niegodziwość. Wiele, sądzę, zależy od naszej zdecydowanej reakcji. Jeżeli będziemy bronić prawa Bożego i będziemy niezmiennie mówić promocji sodomii stanowcze „nie”, ocalimy katolicką wiarę. A o to przecież w ostateczności nam chodzi.
Błogosławienie związku homoseksualnego jest bluźnierstwem i świętokradztwem. Dokument Fiducia supplicans jest wewnętrznie sprzeczny i wprowadza nowy rodzaj błogosławieństwa tylko po to, by uzasadnić błogosławienie czegoś, co jest grzeszne. Katolicy nie mogą się na to zgodzić. Pisze o tym JE kardynał Gerhard Ludwig Müller.
Artykuł byłego prefekta Kongregacji Nauki Wiary został pierwotnie opublikowany na łamach portalu InfoVaticana.com. Portal PCh24.pl publikuje całość we własnym tłumaczeniu, za zgodą Autora.
***
Jedyne błogosławieństwo Matki Kościoła to Prawda, która nas wyzwoli.
Uwagi o Deklaracji Fiducia supplicans
Czy Fiducia supplicans to dokument zobowiązujący dla katolików?
Dykasteria Nauki Wiary publikując Deklarację Fiducia supplicans [dalej jako: FS] o duszpasterskim znaczeniu błogosławieństw poczyniła stwierdzenie, które nie ma precedensu w nauczaniu Kościoła katolickiego. Dokument stwierdza de facto, że kapłan może pobłogosławić (nie liturgicznie, ale prywatnie) parę, która żyje w pozamałżeńskim związku seksualnym, także w związku homoseksualnym. Wobec tego oświadczenia biskupi, księża i świeccy podnieśli wiele pytań. Zasługują one na jasną i jednoznaczną odpowiedź.
Czy to stwierdzenie nie przeczy w oczywisty sposób nauczaniu katolickiemu? Czy wierni są zobowiązani do przyjęcia tego nowego nauczania? Czy księża powinni wykonywać te nowe, dopiero co wynalezione błogosławieństwa? Czy biskup diecezjalny może ich zakazać, jeżeli miałyby mieć miejsce w jego diecezji? Żeby odpowiedzieć na te pytania, przyjrzymy się dokładnie temu, czego naucza dokument i na jakiej opiera się on argumentacji.
Brak podstaw dla konkluzji dokumentu
Dokument nie został ani przedyskutowany, ani zatwierdzony przez Zgromadzenie Generalne Kardynałów i Biskupów Dykasterii Nauki Wiary. Tekst przyznaje, że hipoteza (albo nauczanie?), którą proponuje, jest nowa i bazuje zasadniczo na duszpasterskim Magisterium papieża Franciszka. Zgodnie z wiarą katolicką, papież i biskupi mogą kłaść pewne określone akcenty pastoralne i kreatywnie odnosić prawdę Objawienia do nowych wyzwań każdej epoki, na przykład w obszarze społecznej doktryny albo w bioetyce, respektując zarazem fundamentalne zasady chrześcijańskiej antropologii. Takie innowacje nie mogą wykraczać poza to, co zostało im objawione raz na zawsze przez apostołów jako słowo Boże (Dei verbum 8). Tymczasem nie ma żadnych tekstów biblijnych ani tekstów Ojców i Doktorów Kościoła czy wcześniejszych dokumentów Magisterium, które wspierałyby konkluzje FS.
Co więcej, to, co widzimy, nie jest rozwojem doktrynalnym, ale skokiem. Można mówić o rozwoju doktrynalnym tylko wówczas, jeżeli nowe wyjaśnienie jest zawarte – przynajmniej implicite – w Objawieniu, a przede wszystkim jeżeli nie zaprzecza definicjom dogmatycznym. Rozwój doktrynalny, który wchodzi na głębszy poziom znaczenia doktryny, musi dokonywać się stopniowo, poprzez długi okres dojrzewania. Ostatnia nauczycielska wypowiedź na omawiany temat została ogłoszona przez Kongregację Nauki Wiary w Responsum opublikowanym w marcu 2021 roku, niespełna trzy lata temu. Kategorycznie odrzuciła możliwość błogosławienia takich związków. Dotyczy to zarówno publicznego, jak i prywatnego błogosławienia osób żyjących w grzesznych warunkach.
Jak FS usprawiedliwia zaproponowanie nowej doktryny bez zaprzeczenia wcześniejszemu dokumentowi z 2021 roku? Po pierwsze, FS przyznaje, że zarówno Responsum Kongregacji z 2021 roku jak i tradycyjne, ważne i obowiązujące nauczanie na temat błogosławieństw nie pozwala na błogosławienie w sytuacjach, które są sprzeczne z Bożym prawem, jak jest to w przypadku związków o charakterze seksualnym poza małżeństwem. Jest to jasne w przypadku sakramentów, ale także innych błogosławieństw, które FS nazywa „liturgicznymi”. Takie „liturgiczne” błogosławieństwa przynależą do tego, co Kościół nazwał „sakramentaliami”, jak zaświadcza o tym Rituale Romanum. W tych dwóch typach błogosławieństw musi istnieć zgoda pomiędzy błogosławieństwem a nauczaniem Kościoła (FS 9 – 11).
Stworzenie ad hoc nowych błogosławieństw
Po to, by zaakceptować błogosławieństwo w sytuacji, która jest sprzeczna z Ewangelią, Dykasteria Nauki Wiary proponuje oryginalne rozwiązanie: poszerzenie pojęcia błogosławieństwa (FS 7; FS 12). Usprawiedliwia się to w następujący sposób: „Trzeba w jasny sposób uniknąć ryzyka zredukowania znaczenia błogosławieństw do wyłącznie takiego punktu widzenia [scil. do „liturgicznych” błogosławieństw sakramentów i sakramentaliów], bo sprawiłoby to, że oczekiwalibyśmy wypełnienia tych samych warunków moralnych dla prostego błogosławieństwa, których wymaga się w przypadku przyjęcia sakramentu” (FS 12). Potrzebny jest zatem nowy koncept błogosławieństwa, który wykracza poza błogosławieństwa sakramentalne, żeby w ten sposób towarzyszyć duszpastersko drodze ludzi żyjących w grzechu.
W rzeczywistości takie rozszerzenie poza sakramenty występuje już w innych błogosławieństwach zatwierdzonych przez Rituale Romanum. Kościół nie wymaga tych samych warunków moralnych dla błogosławieństw jak dla przyjęcia sakramentów. Dzieje się tak, na przykład, w przypadku penitenta, który nie chce porzucić grzesznej sytuacji, ale pokornie prosi o osobiste błogosławieństwo, tak żeby Pan dał mu światło i siłę potrzebne do zrozumienia i pójścia za nauczaniem Ewangelii. Taki przypadek nie wymaga nowego rodzaju „duszpasterskiego” błogosławieństwa.
Dlaczego w takim razie konieczne jest rozszerzenie znaczenia „błogosławieństwa”, jeżeli błogosławieństwo w rozumieniu Rytuału Rzymskiego wychodzi już poza błogosławieństwo udzielane jako sakrament? Przyczyną jest fakt, że błogosławieństwa rozważane przez Rytuał Rzymski są możliwe tylko wobec „rzeczy, miejsc czy okoliczności, które nie są sprzeczne z prawem albo duchem Ewangelii” (FS 10, cytując Rytuał Rzymski). Dykasteria Nauki Wiary chce przezwyciężyć właśnie ten punkt, bo chce błogosławić pary w sytuacjach takich, jak relacje homoseksualne, które przeczą prawu i duchowi Ewangelii. Jest prawdą, że Kościół może dodać „nowe sakramentalia” do już istniejących (Sacrosanctum concilium 79), ale nie może zmienić ich znaczenia w taki sposób, żeby trywializować grzech, zwłaszcza w trudnych ideologicznie sytuacjach kulturowych, co może wprowadzać wiernych w błąd. Tymczasem to właśnie taka zmiana znaczenia dokonuje się w FS, który to dokument tworzy nową kategorię błogosławieństw wychodzących poza te związane czy to z sakramentem, czy to z błogosławieństwem tak, jak Kościół je rozumiał. FS mówi, że są to pozaliturgiczne błogosławieństwa, które przynależą do pobożności ludowej. Istniałyby zatem trzy rodzaje błogosławieństw:
A) Modlitwy połączone z sakramentami, gdzie wymaga się, żeby osoba była w stanie właściwym dla przyjęcia sakramentu albo gdzie prosi się, żeby osoba otrzymała siłę potrzebną do odwrócenia się od grzechu.
B) Błogosławieństwa, które zostały zawarte w Rytuale Rzymskim i tak, jak zawsze rozumiała je doktryna katolicka; można ich udzielać osobom, nawet jeżeli żyją w grzechu, ale nie „rzeczom, miejscom czy okolicznościom… które przeczą prawu lub duchowi Ewangelii” (FS 10, cytując Rytuał Rzymski). Dlatego można byłoby pobłogosławić kobietę, która miała aborcję, ale nie klinikę aborcyjną.
C) Nowe błogosławieństwa zaproponowane przez FS byłyby błogosławieństwami duszpasterskimi, pozaliturgicznymi i nierytualnymi. Stąd nie miałyby już ograniczeń „rytualnych” czy też związanych z błogosławieństwami „w typie B”. Mogłyby być udzielane nie tylko osobom żyjącym w grzechu, jak w „rytualnych” błogosławieństwach, ale również rzeczom, miejscom czy okolicznościom, które są sprzeczne z Ewangelią.
Takie błogosławieństwa „w typie C” są nowością. Nie mają charakteru liturgicznego, a raczej charakter związany „z pobożnością ludową”; w związku z tym nie narażałyby doktryny ewangelicznej i nie musiałyby być spójne ani z normami moralnymi, ani z doktryną Kościoła. Co można powiedzieć o tej nowej kategorii błogosławieństw?
Nauczanie Franciszka mówi coś innego niż Fiducia supplicans
Pierwsza obserwacja jest następująca: nie ma żadnej podstawy dla takiego nowego użycia ani w tekstach biblijnych cytowanych przez FS, ani we wcześniejszych dokumentach Magisterium. Również teksty papieża Franciszka nie tworzą podstawy dla takiego nowego rodzaju błogosławieństw. Zgodnie z Rytuałem Rzymskim, błogosławieństwa („w typie B”) mogą być udzielane przez księdza komuś, kto żyje w grzechu. Taki rodzaj „błogosławieństw może być stosowany do kogoś, kto przebywa w więzieniu albo do grupy przechodzącej jakąś terapię”, jak mówi Franciszek (cytowany w FS 27). Innowacyjne „duszpasterskie” błogosławieństwo („w typie C”), przeciwnie – idzie ponad to, co mówi Franciszek, bo można byłoby udzielić takiego błogosławieństwa rzeczywistości, która jest sprzeczna z Bożym prawem, takiej jak związek pozamałżeński. Tak naprawdę, zgodnie z kryteriami rządzącymi tym rodzajem błogosławieństw, można byłoby pobłogosławić nawet klinikę aborcyjną albo grupę mafijną.
Arbitralna władza nad znaczeniem słów
To prowadzi do drugiej obserwacji: wymyślanie nowych terminów, które są sprzeczne z tradycyjnym używaniem języka, jest ryzykowne. Taka procedura może doprowadzić do arbitralnego wykonywania władzy. W naszym przypadku jest faktem, że błogosławieństwo ma swoją własną obiektywną rzeczywistość i nie może zostać zredefiniowane wedle woli tak, żeby pasować do subiektywnej intencji sprzecznej z naturą błogosławieństwa. Przychodzą tu na myśl słynne słowa Humpty Dumpty’ego z „Alicji w Krainie Czarów”: „Kiedy używam jakiegoś słowa, to znaczy ono to, co chcę, żeby znaczyło, nic więcej ani nic mniej”. Alicja odpowiada: „Pytanie, czy możesz sprawić, żeby słowa znaczyły różne rzeczy?”. Humpty Dumpty stwierdza: „Pytanie, kto ma tu władzę; to wszystko”.
Prawdziwy cel stworzenia nowych błogosławieństw
Trzecia obserwacja odnosi się do samej koncepcji „błogosławieństw pozaliturgicznych”, które nie mają intencji czegokolwiek sankcjonować (FS 34), czyli do błogosławieństwa „duszpasterskiego” („w typie C”). W jaki sposób różnią się one od błogosławieństwa rozważanego przez Rytuał Rzymski („w typie B”)? Różnica nie polega na spontanicznej naturze tego błogosławieństwa, co jest już możliwe w błogosławieństwach „w typie B”, bo nie muszą one być regulowane ani zatwierdzane w Rytuale Rzymskim. Różnica nie dotyczy również pobożności ludowej, bo błogosławieństwa zgodne z Rytuałem Rzymskim są już dziś adaptowane do pobożności ludowej, co wiąże się z błogosławieniem przedmiotów, miejsc i ludzi. Wydaje się, że innowacyjne błogosławieństwo „duszpasterskie” zostało stworzone ad hoc żeby błogosławić sytuacje sprzeczne z prawem i duchem Ewangelii.
To nie jest żadne błogosławieństwo
To prowadzi nas do czwartej obserwacji związanej z celem takiego „duszpasterskiego” błogosławieństwa, które różni się od „rytualnego” błogosławieństwa z Rytuału Rzymskiego. Błogosławieństwo „duszpasterskie” może dotyczyć sytuacji, które są sprzeczne z Ewangelią. Trzeba zwrócić uwagę, że błogosławi się tutaj nie tylko grzeszne osoby, ale poprzez fakt błogosławienia pary, błogosławiony jest sam grzeszny związek. A jednak Bóg nie może udzielić swojej łaski związkowi, który jest w bezpośredniej opozycji wobec Niego i nie może być na Niego nakierowany. Akt seksualny poza małżeństwem nie może bardziej przybliżyć ludzi do Boga i stąd nie może być otwarty na Boże błogosławieństwo. Stąd jeżeli takie błogosławieństwo zostałoby udzielone, jedynym efektem byłoby wprowadzenie w błąd osób, które je otrzymały lub które były przy tym obecne. Takie osoby myślałyby, że Bóg błogosławi to, czego On błogosławić nie może. „Duszpasterskie” błogosławieństwo nie byłoby zatem ani duszpasterskim, ani błogosławieństwem. Jest prawdą, że kardynał Fernández w późniejszym komentarzu dla Infovaticana powiedział, że nie jest tu błogosławiony związek, ale para. Oznacza to jednak pozbawianie słów ich znaczenia, bo tym, co definiuje parę, jest właśnie to, że chodzi tutaj o związek.
Trudność z pobłogosławieniem związku albo pary jest szczególnie ewidentna w przypadku homoseksualizmu. W Biblii błogosławieństwo jest związane z porządkiem ustanowionym przez Boga; [porządkiem] który z woli Bożej jest dobry. Ten porządek bazuje na płciowej różnicy pomiędzy mężczyzną a kobietą, powołanych do bycia jednym ciałem. Błogosławienie rzeczywistości, która jest sprzeczna ze stworzeniem, nie tylko jest niemożliwe; jest bluźnierstwem. Znowu, to nie jest kwestia pobłogosławienia osób, które „żyją w związku niemożliwym w żaden sposób do porównania z małżeństwem” (FS 30), ale pobłogosławienia samego związku, który nie może być porównany z małżeństwem. To właśnie do tego celu został stworzony nowy rodzaj błogosławieństw (FS 7, 12).
W tekście pojawia się kilka argumentów, które próbują uzasadnić takie błogosławieństwa. Po pierwsze, możliwość zaistnienia okoliczności, które zmniejszają odpowiedzialność grzesznika. A jednak takie okoliczności odnoszą się do osoby, a nie do samego związku. Mówi się też, że prośba o błogosławieństwo umożliwia dobro w postaci rozpoznania przez te osoby ich aktualnej sytuacji, tak jakby poproszenie o błogosławieństwo stanowiło już otwarcie się na Boga i na nawrócenie. Może to być prawda w odniesieniu do osób, które proszą o błogosławieństwo dla siebie samych, ale nie w przypadku tych, którzy proszą o pobłogosławienie jako para. Ci drudzy prosząc o błogosławieństwo chcą pośrednio albo bezpośrednio usprawiedliwić swój związek w oczach Boga, nie przyznając, że to właśnie ten związek oddziela ich od Boga. Wreszcie twierdzi się, że w związku istnieją elementy pozytywne i że to one mogą zostać pobłogosławione. Jednak te elementy pozytywne (jak na przykład pomaganie sobie w chorobie) są drugorzędne względem samego związku – jego definitywną charakterystyką jest wspólnota aktów seksualnych. Takie elementy nie zmieniają natury związku, o którym mowa, który w żadnym wypadku nie może być nakierowany na Boga, jak stwierdziło to już Responsum Kongregacji Nauki Wiary z 2021 roku. Nawet w klinice aborcyjnej są pozytywne elementy, począwszy od anestezjologów uśmierzających ból fizyczny aż po lekarzy, którzy pragną chronić życie kobiety przechodzącej aborcję.
Kapłan zawsze działa w imieniu Chrystusa i Kościoła
Piąta obserwacja dotyczy wewnętrznej niespójności tych innowacyjnych błogosławieństw „duszpasterskich”. Czy jest możliwe udzielenie pozaliturgicznego błogosławieństwa, czyli błogosławieństwa, które oficjalnie nie reprezentowałby nauki Chrystusa ani Kościoła? Kluczem do odpowiedzi na to pytanie nie jest to, czy takie ryty są oficjalnie zaaprobowane, czy też raczej udzielane spontanicznie. Kwestia dotyczy czego innego: czy osoba, która udziela błogosławieństwa, jest księdzem, a zatem reprezentantem Chrystusa i Kościoła. FS stwierdza, że nie jest problemem, by ksiądz przyłączył się do modlitwy tych, którzy znajdują się w sytuacji sprzecznej z Ewangelią (FS 30). Jednak w takim błogosławieństwie ksiądz robi coś więcej niż po prostu przyłącza się do ich modlitwy – on raczej przywołuje udzielenie darów Bożych właśnie ich związkowi. Kiedy ksiądz działa jako ksiądz, czyni to w imieniu Chrystusa i Kościoła. Twierdzenie, że człowiek może oddzielić znaczenie tego błogosławieństwa od nauczania Kościoła jest postulowaniem dualizmu pomiędzy tym, czego Kościół naucza, a tym, co robi. Jednak, jak uczy II Sobór Watykański, Objawienie zostało nam dane w czynach i słowach, które są nierozdzielne (Dei Verbum 2), a przepowiadanie Kościoła nie może oddzielić czynów od słów. To właśnie zwykli ludzie, naprzeciw którym chce wyjść omawiany dokument, dzięki promowaniu pobożności ludowej są najbardziej podatni na oszukanie przez symboliczne czyny, które przeczą doktrynie, jako że będą intuicyjnie pojmować doktrynalną treść czynu.
Czy katolik może zaakceptować Fiducia supplicans?
Czy w świetle tego, co powiedziano, wierny katolik może przyjąć nauczanie FS? Biorąc pod uwagę jedność czynów i słów w wierze chrześcijańskiej, można zgodzić się, że błogosławienie takich związków jest dobre – nawet w sposób duszpasterski – tylko wtedy, jeżeli ktoś wierzy, że takie związki nie są obiektywnie sprzeczne z prawem Bożym. W związku z tym tak długo, jak długo papież Franciszek podtrzymuje nauczanie, zgodnie z którym związki homoseksualne są zawsze sprzeczne z prawem Bożym, pośrednio potwierdza on, że takich błogosławieństw nie wolno udzielać. Dlatego nauczanie FS jest wewnętrznie sprzeczne i wymaga dalszego wyjaśnienia. Kościół nie może czynić jednego, a nauczać czegoś innego, bo jak napisał św. Ignacy z Antiochii, Chrystus był Nauczycielem, „który przemówił i stało się”. Dlatego nikt nie może oddzielić Jego Ciała od Jego Słowa.
Czy ksiądz może pobłogosławić związek homoseksualny, a biskup na to przystać?
Inną kwestią jest, czy ksiądz może zgodzić się na to, by pobłogosławić takie związki, spośród których niektóre współistnieją z legalnym małżeństwem albo w których zmiana partnerów nie jest niczym nadzwyczajnym. Zgodnie z FS, mógłby tak zrobić za pomocą pozaliturgicznego, nieoficjalnego błogosławieństwa „duszpasterskiego”. Oznaczałoby to, że ksiądz udzieliłby takiego błogosławieństwa nie działając w imieniu Chrystusa i Kościoła. Oznaczałoby to, że nie działałby jako ksiądz. W istocie nie udzielałby takiego błogosławieństwa jako kapłan Chrystusa, ale jako ktoś, kto odrzucił Chrystusa. Kapłan, który błogosławi takie związki, przedstawia je jako drogę do Stwórcy. Popełnia zatem świętokradczy i bluźnierczy akt przeciwko planowi Stworzyciela i przeciwko Chrystusowi, który umarł za nas po to, by wypełnił się plan Stwórcy. To samo dotyczy biskupa diecezjalnego. Jako pasterz swojego Kościoła lokalnego, jest zobowiązany zapobiec takim bluźnierczym aktom, w przeciwnym razie stałby się ich wspólnikiem i zaprzeczyłby mandatowi danemu mu przez Chrystusa, aby utwierdzać swoich braci we wierze.
Księża powinni głosić miłość Bożą i dobroć wobec wszystkich ludzi, pomagając modlitwą oraz radą grzesznikom i tym, którzy są słabi, a mają trudności w nawróceniu. To zupełnie co innego niż udzielanie im wymyślonych i mylących znaków oraz słów, według których Bóg wcale tak bardzo nie przejmuje się grzechem. To ukrywanie prawdy, że grzech myśli, mowy i uczynku oddziela nas od Boga.
Nie ma błogosławieństwa dla grzechu
Nie ma błogosławieństwa – nie tylko publicznego, ale również prywatnego – dla grzeszników żyjących w warunkach obiektywnie sprzecznych ze świętą wolą Boga. Nie jest dowodem na zdrową hermeneutykę, że odważni obrońcy chrześcijańskiej doktryny są piętnowani jako rygoryści, bardziej zainteresowani legalistycznym wypełnianiem ich norm moralnych niż zbawieniem konkretnych osób. Jezus mówi do zwykłych ludzi: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”. Apostoł wyjaśnia to w następujący sposób: „[…] przykazania Jego nie są ciężkie. Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwycięża świat; tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara. A kto zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym?” (1 J 5, 3 – 5). W czasie, w którym fałszywa antropologia podważa Bożą instytucję małżeństwa pomiędzy mężczyzną a kobietą, z rodziną i dziećmi, Kościół powinien pamiętać o słowach swojego Pana i swojej Głowy: „Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!” (Mt 7, 13 – 14).
Konferencja Episkopatu Malawi wydała we wtorek dyrektywę zakazującą błogosławienia związków osób tej samej płci. Dokument jest odpowiedzią na zamieszanie związane z udzieleniem zgody Watykanu na błogosławieństwa par żyjących w związkach cudzołożnych i związków osób homoseksualnych.
Oficjalna deklaracja biskupów afrykańskiego Malawi stwierdza, że „aby uniknąć zamieszania wśród wiernych, zarządzamy, że ze względów duszpasterskich błogosławieństwa jakiegokolwiek rodzaju i dla związków tej samej płci nie są dozwolone w Malawi”.
„Chociaż rozumiemy uzasadniony interes i obawy, jakie wywołała ta Deklaracja, pragniemy zapewnić wszystkich katolików i wszystkich zainteresowanych nauczaniem katolickim, że nauczanie Jedynego Świętego Kościoła Katolickiego i Apostolskiego na temat małżeństwa pozostaje tym, o którym mowa w paragrafie 4: wyłącznym trwały i nierozerwalny związek mężczyzny i kobiety, w sposób naturalny otwarty na poczęcie dzieci” – konkludowali biskupi Malawi.
Malawi to państwo we wschodniej Afryce, bez dostępu do morza. Graniczy z Tanzanią, Mozambikiem i Zambią. Wśród niemal 20 mln mieszkańców, 17 proc. stanowią wierni Kościoła katolickiego.
Fiducia supplicans, nowy dokument Dykasterii Nauki Wiary, wydany przez prefekta kard. Victora Manuela Fernándeza w porozumieniu z Franciszkiem oficjalnie zezwala na udzielanie błogosławieństw parom homoseksualnym i rozwodnikom w ponownych związkach. „Na nakreślonym tu horyzoncie jawi się możliwość błogosławienia par w sytuacjach nieregularnych oraz par tej samej płci” – wprost zaznaczono w dokumencie.
Dokument zakłada przewrotną interpretację błogosławieństwa, tak by stwierdzić, że można błogosławić również tę rzeczywistość, która obiektywnie nie odpowiada woli Bożej. Błogosławieństwo miałoby należeć się od teraz „każdemu” i „nikt nie jest z niego wykluczony”, nawet pomimo „grzesznej sytuacji”. Co więcej, w tekście czytamy, że nikt „nie powinien ograniczać ani zakazywać bliskości Kościoła wobec osób w każdej sytuacji, w której mogliby szukać pomocy Boga poprzez proste błogosławieństwo”. Innymi słowy, dokument wprowadza zakaz zakazywania błogosławieństw dla kogokolwiek, niezależnie jak grzeszny jest styl życia danej osoby.
Jeszcze w 2021 r. Dykasteria Nauki Wiary wyraźnie stwierdziła, że Kościół nie posiada „władzy udzielania błogosławieństwa związkom osób tej samej płci”. W odpowiedzi na obserwowane w niemieckim Kościele tendencje, dykasteria wyjaśniła, że „nie jest dozwolone udzielanie błogosławieństwa związkom lub partnerstwom, nawet stabilnym, które obejmują aktywność seksualną poza małżeństwem (tj. poza nierozerwalnym związkiem mężczyzny i kobiety otwartym na przekazywanie życia), jak ma to miejsce w przypadku związków między osobami tej samej płci”.
(fot. Bp Witalij Krywicki podczas wywiadu. prtscr/youtube/ Art.43)
Najnowszy dokument Watykanu, pozwalający na „błogosławienie związków jednopłciowych”, niesie ze sobą wielkie niebezpieczeństwo, ostrzegają biskupi ukraińskich diecezji. W wydanym oświadczeniu ordynariusz diecezji Charkowsko- Zaporoskiej wraz z biskupem pomocniczym wskazali, że praktyka, na która zgadza się Stolica Apostolska jest początkiem afirmacji grzesznych związków. Podobnego zdania jest bp. Witalij Krywicki, pasterz diecezji Kijowsko- Żytomierskiej.
Deklaracja „Fiducia Supplicans” „zawiera niepokojące sformułowania, które wyraźnie wprowadzają praktykę błogosławienia nie pojedynczych osób żyjących w grzechu, ale błogosławienia pary osób tej samej płci (par. 31)”, zwrócili uwagę bp. Jan Sobiło i Bp Pavlo Honcharuk w podpisanym przez nich komunikacie.
„W ten sposób udzielenie błogosławieństwa parze osób tej samej płci jest początkiem akceptacji tej formy związku. Widzimy wielkie niebezpieczeństwo we wprowadzeniu takiego sformułowania jako początku kroków, które stopniowo pozwolą na dalszą legalizację. Nie może być sformułowania błogosławieństwo pary tej samej płci, gdyż pojęcia te wzajemnie się wykluczają”, przestrzegli hierarchowie diecezji Charkowsko- Zaporoskiej.
Błąd w treści watykańskiego dokumentu dostrzegł również Bp. Witalij Krywicki, zastępca przewodniczącego Konferencji Episkopatu Ukrainy, sprawujący władzę nad diecezją Kijowsko- Żytomierską.
W wywiadzie udzielonym portalowi credo.pro, hierarcha przypomniał bez ogródek, że żadne błogosławieństwo nie może objąć homoseksualnego związku – ten jest bowiem sprzeczny z prawem naturalnym i Wolą Bożą.
Duchowny zwrócił również uwagę na niebezpieczną zmianę w rozumieniu celu i znaczenia błogosławieństwa, zawartą w dokumencie. – Rytuał Rzymski zauważa, że zgodnie ze starożytną tradycją, celem formuły błogosławieństwa jest przede wszystkim oddanie chwały Bogu za Jego dary oraz prośba o Jego przychylność i pokonanie mocy złego na świecie – przypominał bp. Krywicki.
– (…) Patrząc z tej perspektywy, wszystko jest jasne: nie ma mowy o błogosławieństwie, jeśli chodzi o pary żyjące w związku niesakramentalnym, a tym bardziej, jeśli chodzi o pary tej samej płci – mówił w rozmowie z ukraińsko-języcznym medium biskup. – Kościół nie ma uprawnień do błogosławienia związków osób tej samej płci. To wszystko.
Podczas wywiadu ordynariusz diecezji Kijowsko- Żytomierskiej poinformował również, że stanowisko to jest wspólne dla całego episkopatu na Ukrainie. – Nie możemy błogosławić osoby wiedząc, że nie chce ona wyjść ze stanu grzechu, że nie robi nic, aby to zrobić i że jest to droga, którą wybrała – oświadczył.
– Ukraińscy biskupi są jednomyślni w swojej opinii, więc nie musimy wydawać oddzielnych dokumentów dotyczących naszych diecezji [jak ma to miejsce na przykład w Stanach Zjednoczonych]. Nie szukamy nowych form błogosławienia ludzi, którzy żyją w stanie grzechu ciężkiego – deklarował jednoznacznie hierarcha.
Cytat Overbecka: „Wiele osób pytało mnie: czy nadal jesteście katolikami i częścią Kościoła katolickiego? A ja odpowiedziałem: Tak, oczywiście, jesteśmy katolikami i jesteśmy tu, żeby pozostać nimi”.
Overbeck może śmiało twierdzić, że uczestniki niemieckiej drogi synodalnej są katolicy. Dlaczego? Ponieważ kierownictwo Kościoła katolickiego okupuje Jorge Bergoglio, który według Ga 1:8-9 publicznie wykluczył się z Kościoła Chrystusowego za propagowanie sodomii i publiczne poświęcenie się szatanowi w Kanadzie. Takim katolikiem jak Bergoglio, jest i Overbeck i wszyscy, którzy są im posłuszni. Ale tacy pseudo-katolicy trafiają do piekła.
Gdyby niemiecką pseudo-ewangelię głosili misjonarze w Meksyku, Aztekowie nadal składaliby publiczne ofiary z ludzi, a kanibale w Afryce ze swoich szamanów nadal czerpaliby zyski, przekonująco twierdząc: jesteśmy katolikami i jesteśmy tu, aby pozostać nimi.
Cytat z mediów: „W obronie niemieckiejdrogi synodalnej Overbeck stwierdził, że proces ten jest odpowiedzią na wyjątkowy «post-sekularny» kontekst niemieckiej kultury, w którym «ludzie nie mają już pojęcia» o transcendencji, Kościele czy Jezusie Chrystusie”.
Jaki jest sens istnienia takiego postsekularnego Kościoła, który w pełni podporządkował się postsekularnemu kontekstowi niemieckiej kultury? Taki pseudo-kościół nie ma pojęcia o ewangelii Chrystusowej i nie prowadzi ludzi do zbawienia. Można go postawić na poziomie stowarzyszenia hodowców gołębi czy stowarzyszenia przyjaciół piwa i sodomii. Owocem tego kościoła jest, jak przyznał Overbeck, że w Esseni w ciągu 13 lat wyświęcił zaledwie 15 księży, podczas gdy 300 zmarło, a teraz ma całkowicie puste seminarium. W ciągu jednego roku z Kościoła katolickiego w Niemczech wyszło pół miliona katolików. Ten program grabarzów kościelnych ma za pośrednictwem Synodu stać się wiążącym dla całego świata katolickiego.
Cytat z mediów: „Jednak zdaniem Overbecka sytuacja w Niemczech jest nadzwyczajna izmienia całe ramy pytań, które realizujemy”.
Overbeck twierdzi, że sytuacja w Niemczech jest nadzwyczajna irzekomo ma być powodem do zmiany całego układu pytań. Oznacza to, że zmienia w swej istocie całą naukę katolicką. Overbeck sam prezentował nam owoce. Jego diecezja w Essen ma już puste seminarium i jest w pełni otwarta droga do islamizacji. Ale ona szybko radzi sobie z problemem małżeństw homoseksualnych – tacy pseudomężowie wkrótce wiszą na pętli na dźwigu jako przestroga dla wszystkich.
Cytat z mediów: „Overbeck skomentował, że kiedy nauczanie katolickie stoi w sprzeczności ze «znakami czasu», to pod przywództwem Kościoła «nikogo nie przekonamy»”.
Ewangelia Chrystusa jest zawsze w konflikcie z duchem tego świata. Zdaniem Overbecka to znak czasów, że w dekadenckim społeczeństwie sodomia nie jest już grzechem, ale przywilejem. Aby nie było sprzeczności, musi to być przywilej także w Kościele. Jeśli nie, rzekomo nikogo nie przekonamy. Przy takim nastawieniu Overbeck zostałby nazwany przez apostoła Pawła fałszywym pracownikiem, sługą szatana, udającym sługę sprawiedliwości (2 Kor 11:13-15).
Cytat z mediów: „Overbeck powiedział dalej, że chociaż Kościół musi utrzymywać Chrystusa w centrum uwagi, jednak musi odłożyć na bok swoje «zwyczaje i tradycję», aby sprostać współczesnym potrzebom”.
To tak, jakby ktoś twierdził, że choć w centrum uwagi musi znajdować się ochrona życia, to jednak ze względu na zmiany klimatyczne należy odłożyć na bok tradycję wdychania CO2 oraz zwyczaj jedzenia i picia. Ale końcem takiego zaspokojenia współczesnych potrzeb jest śmierć. Taka jest wizja Overbecka w odniesieniu do Kościoła. W ten sposób Overbeck ujawnił, że jego Chrystus jest w rzeczywistości antychrystem, którego trzyma w centrum uwagi.
Cytat z mediów: „Overbeck już przed Synodem otwarcie powiedział, że Synod musi zaakceptować propozycje przedstawione przez Niemiecką Drogę synodalną od roli kobiet do kwestii seksualności i kwestii ludzi, którzy się kochają”.
Te propozycje dotyczące tzw. roli kobiet, kwestii seksualności i tzw. sodomitów, którzy tzw. się kochają, są propozycjami masowej samozagłady całego Kościoła i wzywają ogień z nieba na całą ludzkość za bunt przeciwko Bogu i za nadużycie najwyższej władzy kościelnej do duchowego samobójstwa Kościoła.
Cytat z mediów: „Overbeck wyraził nadzieję, że «być może zabierze coś z Synodu o synodalności z powrotem do Niemiec»”.
To najwyraźniej oznacza, że Synod w Rzymie wyciągnie tak samobójcze wnioski, że nawet odstępczy katolicy w Niemczech będą mogli się z niego pouczyć i jeszcze szybciej rzucić się w przepaść. W żadnym wypadku ci odstępcy nie mogą być normą dla prawdziwej odnowy Kościoła! Overbeck ujawnił charakter i ducha Synodu Watykańskiego za zamkniętymi drzwiami. Przez cały miesiąc prali mózgi uczestnikom, aby zmienić ich sposób myślenia i zalegalizować sodomię. Wiadomo, że podobne metody stosują destrukcyjne sekty.
Z wypowiedzi Overbecka dla mediów wynika, że taki pseudokatolicki kościół, który dostosowuje się do postsekularnego kontekstu niemieckiej kultury, nie jest kościołem Chrystusa, ale synagogą szatana. On oczywiście nie głosi pokuty i ewangelii zbawienia, ale głosi sodomicką i klimatyczną antyewangelię oraz intronizuje w Watykanie demona Pachamamę.
Kiedy święty pustelnik Agathon został niesprawiedliwie oczerniony za wielkie grzechy, on pokornie padł na kolana i powiedział: „Widzę na sobie wszelkie niegodziwości. Módlcie się, bracia, aby Pan Jezus mi przebaczył”. Następnie dodał: „Ale ja nie jestem heretykiem. Heretyk oddzielił się od Boga i taki zginie”.Zarówno synodalna droga sekty Bergoglio, jak i droga niemieckich heretyków, którzy oddzielili się od Boga, kończy się piekłem.
Co konkretnie w czasie głębokiego kryzysu powinni robić katolicy? Mamy przykład milionów męczenników i świętych, którzy pozostali wierni Chrystusowi i nie zgięli kolan przed Baalem świata. Skąd wzięli siłę? W modlitwie. Dlatego każdego dnia wyznaczamy stały czas na modlitwę. Niech rodzina modli się wspólnie codziennie od 20:00 do 21:00. Niech na początku w modlitwie pokutnej uświadomi sobie rzeczywistość grzechu i rzeczywistość odkupieńczej śmierci Chrystusa na krzyżu. Zostaliśmy zanurzeni w śmierć Chrystusa na chrzcie świętym i otrzymaliśmy nowe życie (Rz 6:3). Musimy go rozwijać poprzez modlitwę wiary i przestrzeganie przykazań Bożych. Nie jest to możliwe bez pokuty. Jezus powiedział: „Głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom począwszy od Jerozolimy” i dodał: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony”.
W Watykanie zakończył się Synod LGBTQ. Każdy bergogliański biskup lub ksiądz może teraz de facto błogosławić związki homoseksualne, nawet jeśli nie mają jeszcze oficjalnego dokumentu z Watykanu. Z drugiej strony, jeśli jakiś prawowierny biskup chciałby uniemożliwić księdzu błogosławienie sodomitów, musi się spodziewać, że ksiądz złoży skargę na biskupa do Franciszka, że odbędzie się tzw. wizytacja watykańska i nastąpią zmiany personalne. Krótko mówiąc – biskup zostanie wyrzucony ze swojego urzędu.
W Synodzie uczestniczył także były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kardynał Müller. Jako jedyny z uczestników nie bał się publicznie ujawnić kulisów synodu i nazwać zbrodnie przeciw wierze i moralności po imieniu. W rozmowie z „National Catholic Register“ z 27 października 2023 roku powiedział: „Wszystko zmierza w stronę akceptacji przez wiernych homoseksualizmu i wyświęcania kobiet. Jeśli przeanalizuje się teksty Synodu, wszystko poświęcone tym dwóm tematom”.
Cytat z mediów: „Nauczanie o homoseksualizmie zinterpretowane przez papieża na Synodzie ma wszelkie znamiona herezji”.
Możemy dodać, że cała tzw. droga synodalna jest w pełni heretycka, czyli prowadzi do wewnętrznego zatrucia Kościoła. Według Gal 1:8-9 ona ściąga anatemę na wszystkich, którzy akceptują tę drogę zdrady Chrystusa i Jego Ewangelii. Pseudo-papież i propagatorzy tego duchowego samobójstwa podlegają karze latae sententiae – ekskomunice z Kościoła.
Kardynał Müller powiedział: „W rzeczywistości nie był to katolicki Synod Biskupów…”
Wyjaśnia dalej, że była to tzw. parlamentarna metoda podejmowania decyzji. Paradoks polega na tym, że na przykład kobietom, w tym wielu lesbijkom lub aktywistkom pro-LGBTQ, udało się na tym tzw. Synodzie Biskupów przegłosować biskupów. To jest absurd! Coś podobnego wydarzyło się podczas covidu. Najwięksi analfabeci medycyny, jak Jorge Bergoglio, sugestywnie i mocarnie decydowali o obowiązkowych śmiertelnie niebezpiecznych szczepieniach.
Kardynał ujemnie wypowiedział się także przeciwko manipulacji na synodzie, dotyczącej „otwartości i tradycji, która nie jest statyczna, ale dynamiczna”. Stwierdził: „To już nie jest Kościół katolicki”.
Dlaczego? Ponieważ Kościół katolicki opiera się na dogmatach, prawdach wiary, które pochodzą z Ewangelii Chrystusowej i zapewniają zbawienie duszy. Są statyczne, nie można ich zmienić. Jednak Bergoglio i heretycy, którzy mają tego samego ducha co on, przyjęli tak zwane dynamiczne podejście do depozytu wiary. Oznacza to, że stopniowo znoszone są wszelkie dogmaty i tym samym praktycznie Kościół katolicki przestaje być katolicki, nie prowadzi już dusz do zbawienia. Staje się organizacją świecką o powłoce religijnej, która nadużywa zewnętrznej struktury Kościoła przeciwko Chrystusowi i oddaje ją na służbę antychrysta.
Kardynał stwierdził: „Synod nie mówił o Jezusie Chrystusie, o Objawieniu Bożym, o roli osób ludzkich, stworzonych na obraz i podobieństwo Boże, ani o Bogu, który jest celem naszej ludzkiej egzystencji”.
W ten sposób zasadnicze kwestie naszego bycia i niebycia w odniesieniu do naszego zbawienia zostały na Synodzie całkowicie zbojkotowane, choć dziś zbawienie dusz jest zagrożone bardziej niż kiedykolwiek.
Kardynał powiedział: „Niektórzy na synodzie zmieniali definicję grzechu. Nie wierzy w grzech pierworodny ani grzech jako czyn. Nie zaprzeczają temu w teorii, ale w praktyce”.
Z tego wszystkiego jasno wynika, że Synodowi nie chodziło o ustalenie programu odnowy, ale o kontynuację procesu samobójczego.
Przywódcy Synodu używali psychologicznych metod destrukcyjnych sekt, aby zmienić zdanie, stosując manipulację i ośmieszenie. Kardynał zatrzymał się także nad faktem, że każdy mówca, który ośmielił się nie zgodzić z narzuconym ideologicznie i politycznie trendem dotyczącym społeczności LGBTQ, był napiętnowany jako „wróg Ducha Świętego”.
Dlatego kardynał podkreślił: „Nie można nadużywać Ducha Świętego przez heretyków w celu promowania w Jego imieniu aktów homoseksualnych lub błogosławieństw dla osób tej samej płci”.
Możemy tylko dodać, że na Synodzie popełniono najcięższy grzech: grzech przeciw Duchowi Świętemu, który nie będzie odpuszczony ani tu, ani w wieczności, jak ostrzega Jezus. Jasne jest, że nieczystego ducha LGBTQ, który rządził synodem, nie można utożsamiać z Duchem Świętym!
Herezje sprzeczne z istotą Pisma Świętego zostały narzucone uczestnikom synodu jako prawdziwa interpretacja Pisma Świętego. Wiemy, że autorem Pisma Świętego jest Duch Święty, który objawił nam prawdy Boże poprzez świętych pisarzy. Są wśród nich ewangeliści i apostoł Paweł. Na synodzie dopuścili się jednak fałszywej manipulacji, jak stwierdził kardynał Müller: „Nie mogą zaprzeczyć, że św. Paweł stanowczo sprzeciwia się homoseksualizmowi i grzechowi sodomii. Twierdzą jednak, że dzisiaj mamy nową wiedzę, objawioną przez Ducha Świętego, dlatego odtąd akty homoseksualne lub błogosławieństwo aktów homoseksualnych są rzeczą dobrą. Oczywiście, jest to nadużywanie Ducha Świętego w celu wprowadzenia doktryn otwarcie sprzecznych z Pismem Świętym.” I kardynał dodał: „Nie można łączyć nauk Chrystusa i antychrysta. Ta homoseksualna ideologia LGBT jest ideologią otwarcie antychrześcijańską. To duch antychrysta przemawia poprzez agendę LGBTQ. Jest to całkowicie przeciwko Bogu”.
Kardynał Müller podkreślił, że za ideologią LGBTQ stoi duch antychrysta. Przytoczył także przypadek manipulacji emocjonalnej, gdy przypomniał, jak na synodzie jeden z mówców-filosodomitów, promujący ideologię LGBT, mówił o swym biseksualnym krewnym. Rzekomo popełnił samobójstwo. Rzecznik doszedł do manipulacyjnego wniosku, że w związku z tym Kościół rzekomo musi być otwarty nie tylko na osoby LGBTQ, ale także na ich ideologię. Z tej antylogiki wynika absurdalne żądanie: Kościół musi zmienić swoje nauczanie i w ten sposób zacząć kierować dusze nie do nieba, a do piekła, w przeciwnym razie wszystkie osoby LGBTQ popełnią samobójstwo. Jakimi bzdurami zajmował się ten Synod?!
Kardynał tak to skomentował: „Kwestii i problemów teologicznych nie można rozwiązywać emocjami”.
Paradoksalnym tematem Synodu Biskupów była także tzw. miłość między parami homoseksualnymi. Kardynał dodaje: „Nie mogą otwarcie powiedzieć: «Chcemy zaprzeczyć Słowu Bożemu», ale wprowadzają nową hermeneutykę, za pomocą której chcą pogodzić Słowo Boże z tymi antykatolickimi ideologiami”. Kardynał podkreślił: „Ich sztuczka polega na tym, że mieszają duszpasterstwo tych osób z ideologią antychrześcijańską”.
Kardynał Müller wyjaśnia sprawę: „My, Kościół, jako jedyni szanujemy godność każdego: grzeszników, osób, mających problemy w każdej dziedzinie. Ale rozwiązaniem tych problemów jest droga, którą pokazał nam Jezus Chrystus”.
Synod był kolejnym dowodem na to, dokąd zmierza Kościół, w którym władzę najwyższą uzurpował sobie tzw. papież Franciszek.
Kardynał Müller podsumował: „Ogólnie rzecz biorąc, papież Franciszek symbolizuje kierunek Kościoła zgodny z globalistyczną, pro-LGBTQ Agendą 2030”.
Dziś wszyscy wiedzą, że globalistyczna pro-LGBTQ Agenda 2030 to plan duchowego, moralnego i fizycznego ludobójstwa nie tylko chrześcijan, ale także ludzkości.
Drogi prawowierny Biskupie, byłeś obecny na Synodzie Październikowym w Watykanie. Zetknąłeś się z metodą destrukcyjnych sekt, mających na celu zmianę sposobu myślenia w kierunku przyjęcia sodomickiej antyewangelii. Duch Sodomy i inne nieczyste demony działają znacznie poniżej progu naszego intelektu. Osoba pewna siebie, która nie akceptuje samokrytyki ani uzasadnionej krytyki ze strony innych, łatwo ulega duchowej infekcji.
Jeśli po powrocie z tego synodu LGBTQ naiwnie myślisz, że jesteś nietknięty, to już jest znak, że jesteś duchowo ślepy i nie dostrzegasz duchowych rzeczywistości. W tej duchowej ciemności, słuchając, otworzyleś się na ducha nieczystego, ducha kłamstwa, który jest powiązany z całym programem LGBTQ. Zdradziłeś Ducha Świętego, Ducha prawdy. Może wymyślisz wymówkę: „Nie byłem sam na synodzie, oprócz bergoglianów byli tam także prawowierni biskupi. Chcieliśmy dobrze, był tam nawet kardynał Müller…”. Jeśli odwołujesz się do kardynała Müllera, nazwij i ty po imieniu program samobójczy, przedstawiony przez synod, tak jak to zrobił on.
Przez miesiąc byłeś pod zgubnym wpływem. Teraz idź na miesiąc w samotność, aby przez pokutę Duch Święty mógł cię ponownie oczyścić. Poświęć co najmniej cztery godziny dziennie na modlitwę wewnętrzną. Oprócz tego czytaj Słowo Boże lub prawowierny katechizm, a także żywoty męczenników i innych świętych.
Przekleństwo rzucone przez Synod Judaszów objawia się w Kościele całkowitą duchową ślepotą i niemożnością rozróżnienia, co jest od Boga, a co od diabła.
Kardynał Müller opublikował, że wszystko na Synodzie skupiało się tylko na dwóch tematach, a mianowicie na tym, aby wierni przyjęli błogosławieństwo związków sodomickich i wyświęcanie kobiet. Kardynał stwierdził także, że poprzez agendę LGBTQ przemawia duch antychrysta. Odnosząc się do pseudopapieża ostrzegł, że Franciszek symbolizuje kierunek Kościoła zgodny z globalistyczną pro-LGBTQ Agendą 2030. Na co jeszcze chcecie czekać, prawowierni biskupi? Program pseudopapieża Bergoglia i jego zbrodniczego synodu to publiczna zdrada Chrystusa, prowokacyjne samobójstwo Kościoła i zaprogramowana droga do wiecznej zagłady.
Drodzy następcy apostołów, ratujcie swoją duszę i swoją diecezję i odłączcie się od bergogliańskiego Babilonu, póki jest to jeszcze możliwe. Niedługo nie będzie to już możliwe. Jeśli będziecie się wahać, stracicie szansę na zbawienie. Stańcie w obronie Jezusa Chrystusa przeciwko antychrystowi! Czeka Was za to korona wiecznej chwały.
Organizatorzy Konferencji „Tożsamość Katolicka”,pokutujcie!
Szczerzy prawowierni katolicy byli zszokowani, gdy kierownictwo Konferencji „Tożsamość Katolicka”, w Pittsburghu usunęło z listy mówców byłego nuncjusza w Stanach Zjednoczonych Carla Mario Vigano. Nie rozumieją, jaki był tego powód. Niektórzy zadają pytanie: „Czy organizatorom konferencji wydaje się, że ten apostoł Chrystusa niewiele walczy z obecnymi herezjami, które ogarnęły Watykan i prowadzą Kościół do całkowitej utraty tożsamości katolickiej? Czy podejmuje niewielkie ryzyko, odważnie przeciwstawiając się elitom świeckim i kościelnym, aby bronić Chrystusa i przykazań Bożych?” Wielu tradycyjnych katolików ubolewało z rozczarowaniem: „To doświadczenie skreślenia z listy byłego nuncjusza w USA napawa nas obawą, że przywódcy konferencji usunęliby z listy nawet arcybiskupa Lefebvre’a czy apostoła Pawła, którzy nie bali się znieść hańby Chrystusa” (por. Hbr 13,13) Najbardziej bolesne jest to, że konferencja nie pozwoliła na usłyszenie proroczego przemówienia Vigana, mimo że miało być wygłoszone tuż przed kulminacją październikowego Synodu w Watykanie. Synod, według słów kardynała Müllera, skupiał się na dwóch rzeczach podstawowych, a mianowicie na błogosławieństwie małżeństw homoseksualnych i wyświęcaniu kobiet.
Odrzucając wystąpienie Vigana, konferencja zagłuszyła jasne słowo, wskazujące na wyjście z kryzysu. A wszystko to tylko dlatego, że kierownictwo konferencji nie chce sprawiać problemów w imię Chrystusa i prawdziwej tożsamości katolickiej, a tylko pięknie o tym mówi. Nie przeszkadza im fałszywa, niekonfrontacyjna postawa, którą publicznie demonstruje biskup pomocniczy Schneider. Już w 2019 roku napisał traktat pod tytułem „W kwestii papieża-heretyka” i nigdy nie żałował swoich błędnych stanowisk. Opiera się na absurdalnym założeniu, że heretycki papież w żadnym wypadku nie może zostać usunięty ze stanowiska. Jednak ta opinia Schneidera jest sprzeczna z Pismem Świętym (Ga 1:8-9), z bullą dogmatyczną Pawła IV i z licznymi autorytatywnymi twierdzeniami wielu świętych.
Biskup Schneider napisał: „Papież otrzymuje swoją władzę bezpośrednio od Boga, a nie od Kościoła, dlatego Kościół nie może go usunąć z żadnego powodu”.
Odpowiadamy: Pseudopapież-heretyk otrzymuje anatemę Bożą – ekskomunikę z Kościoła – bezpośrednio od Boga. Dlatego Kościół, posłuszny Bogu, musi go usunąć i nie może już uważać go za papieża. W tej nadzwyczajnej sytuacji musi przyjąć nowego, prawowiernego papieża, który będzie bronił Kościoła tak, jak robi to C. M. Viganò, nawet ryzykując własne życie.
Cytat ze Schneidera:„Dążenia do usunięcia heretyckiego papieża …odzwierciedla niechęć do niesienia wczesnego krzyża heretyckiego papieża”.
Odpowiedź: Połączenie Schneidera „heretycki papież” jest nonsensowne. Albo jest to papież, który broni wiary i moralności, albo jest to heretyk, a zatem nie jest papieżem i nikt nie ma mu być posłuszny. Wynika to z Pisma Świętego oraz z bulli dogmatycznej „Cum Ex Apostolatus Officio” i znajduje potwierdzenie w autorytecie wielu świętych nauczycieli Kościoła.
Cytat ze Schneidera: „Sytuację papieża-heretyka …ostatecznie trzeba przeczekać i znosić”. Odpowiedź: Bulla dogmatyczna Pawła IV nigdzie nie stwierdza, że fałszywego papieża-heretyka trzeba przeczekać i znosić. Przeciwnie, stanowi: „Biskup… lub kardynał… Kościoła rzymskiego, choćby był… papieżem Rzymu – jeżeli przed nominacją do stopnia kardynała lub przed wyborem na stanowisko papieża odszedł od wiary katolickiej i popadł w herezję, więc został mianowany lub wybrany nieważnie i bezskutecznie, nawet jeśli został jednomyślnie wybrany przez wszystkich kardynałów”.
Paweł IV na końcu bulli dogmatycznej stwierdza: „Nikt zatem nie może naruszać tego dokumentu naszej aprobaty … ani zuchwale się przeciwko niemu wypowiadać się. Jeśli ktoś będzie próbował to zrobić, niech wie, że ściągnie na siebie gniew Boga Wszechmogącego i świętych apostołów Piotra i Pawła” (15 lutego 1559).
Pseudopapież Franciszek intronizował demona Pachamamę w Watykanie, prowokacyjnie poświęcił się szatanowi w Kanadzie, a teraz w procesie synodalnym promuje błogosławienie związków sodomickich i wyświęcanie kobiet. Jeżeli kierownictwo Konferencji Tożsamości Katolickiej uznaje go za ważnego papieża, aby podtrzymać wizerunek, że nie należy do żadnych schizmatyków, ściąga w ten sposób na siebie anatemę, która spadła na Jorge Bergoglio. Mamy nadzieję, że kierownictwo konferencji rozumie, że po październikowym Synodzie każdy ksiądz, który chce pobłogosławić związek sodomitów, ma ku temu otwarte drzwi. Biskup, który będzie chciał go ukarać, otrzyma wizytację watykańską i po niej zostanie pozbawiony urzędu biskupiego.
Nadszedł czas, kiedy Jezus szuka szczerych dusz, które staną w Jego obronie i będą gotowe poświęcić za Niego swoje życie jako męczennicy. Do tego nie dodadzą siły ani ceremonializm, ani samo stwierdzenie prawdy. Piłat również stwierdził prawdę, ale ostatecznie umył ręce i ją zdradził.
Skreślając z listy prelegentów C. M. Vigana i gloryfikując Schneidera, kierownictwo konferencji udowodniło, że utraciło swoją katolicką tożsamość. Zastanówmy się zatem, jaki jest cel tych konferencji. Czy w danej sytuacji nie rozsądniej jest je w przyszłości anulować?
Do zdarzenia doszło w niedzielę podczas mszy w katedrze w Turynie, którą odprawiał miejscowy arcybiskup. Nabożeństwo zostało przerwane przez aktywistów ekologicznych należących doExtinction Rebellion. Dwie aktywistki weszły na ambonę, aby wygłosić swoje przesłanie na temat zmian klimatycznych.
Jednak ze względu na pewien rodzaj spięcia, które stało się możliwe za sprawą dobrze obserwowalnego dryfu neo-kościoła katolickiego, jedyne, co zrobiły, to przeczytały fragmenty encykliki Laudato si’ oraz jej kontynuacji, czyli niedawnej adhortacji apostolskiej Laudate Deum. Aktywistki starały się “zwrócić uwagę wiernych na słowa papieża dotyczące kryzysu klimatycznego”. Grupa ekologiczna przerwała ceremonię kościelną po to, by odczytać słowa samego przywódcy Kościoła. Paradoks, który mógl wydarzyć się wyłącznie podczas obecnego pontyfikatu, którego szaleństwo z każdym dniem staje się coraz to bardziej niewyobrażalne.
“Mam wielki szacunek dla tych, którzy mobilizują się w obronie Stworzenia i przyjmują apele papieża Franciszka, doceniam zaangażowanie w tym sensie działaczy Extinction Rebellion, ale było mi przykro, że zdecydowali się zabrać głos w katedrze bez uprzedniej rozmowy ze mną i zapytania, czy mogą interweniować” – powiedział arcybiskup Roberto Repole. “Odpowiedziałbym, że podczas mszy często modlimy się o pokój i ochronę Stworzenia, ale celebracja Eucharystii nie jest odpowiednim momentem na publiczne przemówienia: początkowo pozwoliłem aktywistom mówić, a następnie poprosiłem ich, aby skończyli, ponieważ msza jest chwilą modlitwy i jako taka musi być szanowana, także i przede wszystkim przez tych, którzy deklarują, że chcą pracować z szacunkiem dla wszystkich”.
Reakcja arcybiskupa miasta Całunu była całkiem «gustowna»:
Zakłopotanie prałata było wyraźnie widoczne. Mimo to, następca apostołów zaczyna od pochwały tych, którzy przeszkodzili mu w odprawieniu rytuału. Jak widać na filmie, rozpoznaje słowa papieża Franciszka. A zatem, nie ma się czym denerwować…
Przyzwyczajanie do zamętu. Nawet „Tygodnik Powszechny” skarży się na chaos w papieskich wypowiedziach
„Czasem trudno nie odnieść wrażenia, że Franciszek mija się z prawą rozmyślnie: sądząc, że tak łatwiej wybrnąć z rozmowy na kłopotliwy temat”. W tych słowach klasyczną już dla wypowiedzi Franciszka dwuznaczność komentuje Edward Augustyn na łamach… „postępowego” Tygodnika Powszechnego. „Katolicka” Lewica dotychczas nie szczędziła pochwał pod adresem obecnego pontyfikatu. Tymczasem już nawet kręgi dostrzegające we Franciszku postać, która na dobre zdławi ortodoksję w Kościele, zwracają uwagę na ogromny chaos, jaki wywołują komunikaty następcy Św. Piotra…
„Franciszek przyzwyczaił nas, że nie należy traktować serio wszystkiego, co mówi. (…) Znany jest z nieprecyzyjnych i dwuznacznych wypowiedzi. Nieraz musiał je prostować (…)”, czytamy w najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego”.
Autor, formułując tę ocenę, przypomniał m.in. potężną kontrowersję, do jakiej doprowadziły słowa Ojca Świętego dotyczące wojny na Ukrainie. Niechętny doktrynie wojny sprawiedliwiej Franciszek nawoływał zawsze obie strony konfliktu do poszukiwania kompromisu i rezygnacji z działań wojskowych– ściągając na siebie podejrzenie, że nie dostrzega zasadności obrony własnego państwa przez Ukraińców.
Niestety, podobne zamieszanie Franciszek wywołuje co i rusz w sprawach wiary i moralności – których znaczenie o niebo przewyższa geopolityczne rozgrywki. Jak przypomina Edward Augustyn, po wznieceniu znacznych kontrowersji Ojciec Święty zmuszony był np. „zapewniać (…), że mówiąc o potrzebie legalizacji związków homoseksualnych miał na myśli argentyńskie prawo państwowe. Że słowa być katolikiem nie oznacza rozmnażać się jak króliki odnosiły się do odpowiedzialnego rodzicielstwa”.
Podobnie było m.in., gdy podczas jednego z wywiadów Franciszka zapytano o to, czy homoseksualiści i rozwodnicy w ponownych związkach mogą przystępować do Komunii Świętej. „Kim jestem, by ich oceniać”, pytał w 2013 roku urzędujący papież. Według watykańskich zapewnień zdanie to nie miało jednak charakteru usprawiedliwienia grzesznych relacji między osobami tej samej płci. Jednocześnie Franciszek przyznał watykański urząd znanemu z promocji agendy LGBT jezuicie Jamesowi Martinowi i regularnie chwalony jest przez „duszpasterstwa”, domagające się odrzucenia katolickiego nauczania o ludzkiej seksualności. Zamętu dopełnia m.in. brak wprowadzenia w Kościele jednoznacznej interpretacji własnego dokumentu papieża – adhortacji „Amoris Laetitia”.
Autor artykułu przywołał kilka wypadków, w których słowa papieża Franciszka prowadziły do medialnego wrzenia – po czym okazywało się, że niewiele świadczy o ich prawdziwości. „Podczas konferencji samolotowej w drodze powrotnej z Abu Zabi papież przywołał historię teczki Ratzingera z materiałami na temat pewnej organizacji zakonnej, w której panowało zepsucie seksualne i ekonomiczne”- wspomina Edward Augustyn. Jak relacjonował Franciszek, dowody te Jan Paweł II miał ukryć w archiwum, blokując wyjaśnienie skandalu.
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że w tak poważnej sprawie Ojciec Święty „pomieszał” dwie osobne afery: „Maciela Degollada, założyciela Legionistów Chrystusa, seksualnego przestępcy oraz kard. Hansa Groëra, arcybiskupa Wiednia, wykorzystującego seksualnie młodych księży. Bo to właśnie dokumenty oskarżające tego drugiego Ratzinger oddał do archiwum ze słowami wygrała druga partia, co opisał kard. Christoph Schönborn, naoczny świadek sytuacji”, wyjaśnia Augustyn.
„Franciszek lubi cytować pouczające historie, zaczynające się od słów nie wiem, czy to prawda, ale, lub jak mi powiedziała pewna osoba. Korzysta z niezweryfikowanych źródeł, powołuje się na nieprawdziwe informacje”, dodaje autor artykułu.
Objawem tej tendencji Ojca Świętego jest chociażby wkładanie w usta znanych osób sformułowań, które nie pojawiają się w żadnych materiałach źródłowych. Franciszek przypisał chociażby lubianemu przez niego muzykowi, Gustavowi Mahlerowi zdanie „wierność tradycji to podtrzymywanie ognia przy życiu, a nie oddawanie czci popiołom”. Potwierdzenia, że Mahler rzeczywiście kiedyś tak rzekł, nie sposób znaleźć, komentuje Edward Augustyn, powołując się na znanego watykanistę – Sandro Magistera.
Franciszek w podobny sposób zaskoczył słuchaczy, gdy relacjonując poglądy Św. Bazylego o Duchu Świętym przypisał mu zdanie, że Trzecia Osoba Boska jest „czystą harmonią”. To w najlepszym wypadku „parafraza długiego wywodu kapadockiego Ojca Kościoła”, zauważa współpracownik Tygodnika Powszechnego.
Zdaniem Augustyna trudno uznać, że to po prostu częste pomyłki trapią Chrystusowego wikariusza. „Czasem trudno nie odnieść wrażenia, że Franciszek mija się z prawdą rozmyślnie: sądząc, że tak łatwiej wybrnąć z rozmowy na kłopotliwy temat”. Autor artykułu przywołuje m.in. sposób, w jaki Ojciec Święty tłumaczył słowa o „wielkiej matce Rosji”, które skierował do młodzieży w Petersburgu. Franciszek wyjaśniał, że w szkole uczył się o wybitności Katarzyny II i Piotra I – tymczasem jak zwraca uwagę Joaquin Morales Sola, argentyński dziennikarz, w czasach szkolnych papieża informacje o historii caratu były w podręcznikach niemal nieobecne.
Największe podejrzenia zdaniem Augustyna budzi jednak zachowanie Ojca Świętego w odniesieniu do nadużyć Marko Rupnika, słoweńskiego duchownego i cenionego wykonawcy mozaik. Rupnik miał dopuścić się przemocy seksualnej względem sióstr zakonnych. W styczniu b.r Franciszek udzielił wywiadu dotyczącego jego postępowaniu względem winnego. Jak deklarował, o czynach Rupnika nie wiedział i „nie miał z tą sprawą nic wspólnego”… Tymczasem już w 2019 r. do Kongregacja Nauki Wiary przekazano informacje o udzieleniu przez jezuickiego duchownego rozgrzeszenia wspólnika grzechu seksualnego. To jedno z najcięższych wykroczeń przeciwko prawu kanonicznemu. Mimo to w 2020 roku nikt inny jak Rupnik głosił rekolekcje wielkopostne dla papieża i Kurii Rzymskiej…
„Chodzi nie tylko o nieprzemyślane słowa, albo brak precyzji. Franciszkowe podejście do faktów dobrze ilustruje włoski aforyzm Se non e vero, e molto ben trovato (może to nieprawda, ale za to bardzo ladnie opowiedziana”, uważa współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. „Franciszek, który tyle razy potępiał fake newsy sam przykłada rękę do ich szerzenia”, kwituje.
Despite efforts to adjust to the theological rollercoaster of the Francis papacy, the American clergy finds itself the frequent target of his offensive remarks. A new study on priests and seminarians in America gives some insight into the reasons behind the attacks.
The liberal Pope Francis has called upon Catholics to embrace controversial positions on moral, ecological and political issues often identified with the left. American Catholics have voiced concerns about many of these progressive positions.
Pope Francis has responded by calling these American Catholics backward and ideological. He has criticized them for not following the synodal way of the avant-garde sectors that supposedly represent the Church’s future. He seems impatient with a clergy that is unwilling to embrace progressive ideas.
A Matter of Waiting
People might naturally suspect that the problem lies with older priests and faithful attached to traditional ways. The solution would seem to be a matter of waiting for these traditional-minded to die out to make room for the young progressive ranks to advance to leadership.
However, the real reason for the disconnect is the contrary. The 18-page November report, issued by The Catholic University of America in Washington, D.C., finds that the younger, not the older, American priests are drifting away from the progressive ideal.
Who Is Dying Out?
Younger American priests are embracing the past in ever-larger numbers. The older progressive attitudes are headed to extinction. Indeed, new U.S. Catholic priests identifying as theologically “progressive” have fallen so low that they are disappearing from the radar screen. Tradition and orthodoxy are the future of the Catholic Church in America.
“Simply put, the portion of new priests who see themselves as politically ‘liberal’ or theologically ‘progressive’ has been steadily declining since the Second Vatican Council and has now all but vanished,” the report said.
The figures are impressive. The results reflect one of the most extensive surveys of Catholic clergy in over 50 years. It counted on the responses of 131 bishops and 3,500 priests and extensive interviews with over one hundred priests.
A Steady Decline
The American clergy was not always conservative, as shown by the generational differences in attitudes. Priests who identified as “somewhat progressive” or “very progressive” fell from almost 70% among those ordained in 1965—1969 to less than 5% among those ordained in 2020 or later. Moreover, no priest ordained after 2020 described themselves as “very progressive.”
The study’s authors are careful to note that the labels are based on the self-perceptions of those surveyed. They do not represent any specific issues. However, the survey does indicate the general direction of the clergy and the Church in America.
No More Middle Ground
One important conclusion is the emptying of the theological left and middle among the American clergy.
Some 85% of the youngest respondents describe themselves as “conservative/orthodox” or “very conservative/orthodox” theologically. This number clashed with those of the past.
“Theologically ‘progressive’ and ‘very progressive’ priests once made up 68% of new ordinands,” the report states. “Today, that number has dwindled almost to zero.”
This conclusion means the decline is a set course, not a seminary formation trend. The overwhelming character of these views indicates that there are no mechanisms in place to change course. Any such effort would take years to reverse.
Reverence for the Papacy
Thus, the survey reveals the future of the Church in America is heading toward a more orthodox and conservative position. Progressivism is dying.
However, the disagreement of the clergy with the progressive issues favored by Pope Francis does not seem to affect the veneration these priests have for his office. Catholics in America are not in revolt against Pope Francis.
The poll showed that “despite younger age and ordination cohorts trending more conservative/orthodox both politically and theologically, the overwhelming majority of these youngest priests do value accountability to Pope Francis.”
This overwhelming respect for the Pope’s office reveals a balanced position of resistance that does not destroy love for the Church hierarchy.
Why America Is Targeted
However, the American clergy’s adherence to orthodoxy helps explain Pope Francis’s attitude toward them.
Everything about the American reaction contradicts the progressive narrative about how these Catholics should be acting.
All the myths are smashed. Progressive ideas that should be attractive fail to appeal to America, which has long been promoted as a progressive nation. Youth, which should be the most progressive age group, is now proving to be the most theologically orthodox. According to the progressive narrative, Americans should not yearn for tradition but for ecological and synodal “conversion.”
All these things explain why Catholics in America are a target. It is not because some small, vocal conservative groups have created controversy. The trend toward tradition has gone mainstream. The strong progressivist position of Pope Francis has no future in America.
Adhortacja Laudate Deum Franciszka “to strzał w kolano dla Kościoła”
Franco Prodi, brat byłego Premiera Włoch, Romano Prodi, i czołowy włoski fizyk atmosferyczny, jest zażenowany katastrofizmem klimatycznym, jaki zaserwował nam Franciszek w swojej adhortacji Laudate Deum (LaNuovaBQ.it, 16 listopada).
• Brakuje naukowego konsensusu co do katastrofizmu klimatycznego.
• Za katastrofizmem klimatycznym stoi Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu ONZ (IPCC).
• Zdaniem IPCC za globalne ocieplenie w 97% procentach odpowiada człowiek, co Prodi nazywa “niemożliwym do udowodnienia szaleństwem”.
• Nauka mówi o “wariacjach w składzie atmosfery”, a nie “zmianach klimatu”.
• Takie wariacje mogą mieć naturalne podłoże (interakcja atmosfery z oceanami, interakcja atmosfery z biosferą, wulkanami, zmiany na Słońcu), lub pochodzić od człowieka (gazy cieplarniane, aerozole, wycinanie lasów).
• Umiejscowienie w tym wszystkim udziału ludzkiej działalności jest niemożliwe ze względu na brak istotnych danych fizycznych.
• Obecne badania nad klimatem robi się pod kątem preferencji politycznych, zapominając o nauce. • Naukowcy tańczą, jak zagra im IPCC, w obawie przed utratą funduszy i posad.
• Bankowość globalna przejmuje kontrolę nad rzeczywistą ekonomią i związku z tym musi inwestować z zyskiem potężne kapitały. Zamierzają tego dokonać, narzucając wszystkim “zieloną gospodarkę”, która nie będzie miała realnego wpływu na emisje, ale za to zniszczy najprawdziwszą gospodarkę.
• Adhortacja Laudate Deum pióra Franciszka to “strzał w kolano dla Kościoła”, ponieważ jest ona tylko ślepym powtarzaniem fałszywych teorii IPCC.
• Wspomniane tezy to “największe zwiedzenie, jakie kiedykolwiek zostało przeprowadzone na ludzkości” i “przez to Kościół nie wypadnie najlepiej”.
W tym roku po raz pierwszy na Światowej Konferencji Klimatycznej ONZ pojawi się również międzyreligijny Pawilon Wiary. Na terenie obrad konferencji COP28 w Dubaju pawilon oficjalnie otworzą 3 grudnia papież Franciszek i wielki imam Uniwersytetu Al-Azhar w Kairze, Ahmed el-Tayeb.
Według autorów inicjatywy, Pawilon, utworzony przez Program Narodów Zjednoczonych ds. Środowiska (UNEP) i Muzułmańską Radę Starszych (Muslim Council of Elders) we współpracy z kilkoma organizacjami religijnymi, ma na celu podniesienie rangi zaangażowania organizacji religijnych w konferencję klimatyczną, a także promowanie współpracy między przedstawicielami religii a globalnymi decydentami.
Czołowi przedstawiciele religii na całym świecie dostrzegają obecnie wyzwania związane ze zmianami klimatycznymi, powiedział Mohamed Abdel Salam, sekretarz generalny Muzułmańskiej Rady Starszych, w niedawnym wywiadzie dla amerykańskiego magazynu jezuitów „America”.
Odniósł się między innymi do międzywyznaniowego szczytu, który odbył się w Abu Zabi na początku listopada. Wtedy to około 30 zwierzchników religijnych opublikowało wspólny apel z myślą o COP28, wzywając m.in. do przyspieszenia transformacji energetycznej i do ochrony Ziemi oraz promowania modeli życia w harmonii z naturą.
Podczas Światowej Konferencji w sprawie Zmian Klimatu, która odbędzie się w dniach od 30 listopada do 12 grudnia w Dubaju, w Pawilonie Wiary oferowany będzie specjalny program. W jego przygotowanie zaangażowanych jest 70 pozarządowych organizacji religijnych, które działają w dialogu międzywyznaniowym na temat zmian klimatu, poinformował sekretarz generalny Muzułmańskiej Rady Starszych. Każdego dnia zaplanowano do sześciu wydarzeń mających na celu omówienie znaczenia dialogu międzykulturowego i międzyreligijnego w kontekście zmian klimatu.
Oczekuje się, że wezmą w nich udział przedstawiciele religii i eksperci z islamu, chrześcijaństwa, sikhizmu, judaizmu, hinduizmu, buddyzmu, zoroastryzmu, bahaizmu i religii tubylczych.
„Społeczności i organizacje wyznaniowe odgrywają kluczową rolę w walce ze zmianami klimatycznymi na świecie”, tłumaczył przewodniczący COP28 Ahmed al-Jaber w okresie poprzedzającym obecną konferencję klimatyczną w Dubaju. „Chcemy zapewnić, że COP28 wzmocni wezwanie światowych przywódców religijnych do wielu społeczności na całym świecie, aby zintensyfikowały i podjęły działania w sprawie zmian klimatu”, powiedział przewodniczący Światowej Konferencji Klimatycznej ONZ.
Pragnę zwrócić uwagę Ojca Świętego na skrajnie niedopuszczalne i niekatolickie tezy Synodale Weg.
Mocny list przewodniczącego KEP, arcybiskupa poznańskiego Stanisława Gądeckiego do Papieża Franciszka
Rzym, 9 października 2023 roku
Wasza Świątobliwość,
W dzień rozpoczęcia Synodu otrzymałem mailem dokument zatytułowany „Decyzja Drogi Synodalnej Kościoła Katolickiego w Niemczech”. Punktem wyjścia do analizy sytuacji Kościoła katolickiego w tym kraju jest kryzys nadużyć seksualnych w niemieckim Kościele. Autorzy wydają się tak zawstydzeni sposobem reakcji niemieckich biskupów na doniesienia o nadużyciach seksualnych ze strony duchownych, że postanawiają dokonać rewolucji obyczajowej i prawnej w Kościele powszechnym. Jednak wydaje się, że nie byłaby to rewolucja ewangeliczna, lecz raczej inspirowana ideologiami lewicowo-liberalnymi.
W Instrumentum laboris (B 3.4) postawiono pytanie o stopień autorytetu doktrynalnego jaki można przypisać rozeznaniu dokonywanemu przez pojedynczą konferencję episkopatu oraz przez zgromadzenie kontynentalne. Chodzi o to, czy mogą one być „pojmowane jako podmioty o konkretnych kompetencjach, łącznie z pewnym autentycznym autorytetem doktrynalnym”? Wydaje się, że poszukując odpowiedzi nie można abstrahować od tego, co działo się w związku z ogłoszonym przez Waszą Świątobliwość procesem synodalnym, i co może mieć jawny lub ukryty wpływ na przebieg rzymskich sesji Synodu.
Trzy główne tematy, to zmiana ustroju Kościoła, zmiana nauczania na temat moralności seksualnej oraz udzielanie kobietom święceń diakonatu i prezbiteratu. Pierwsze jest warunkiem sine qua non realizacji kolejnych celów. W punkcie wyjścia przyjmuje się zasadę inkulturacji. Kościół powinien jak najbardziej upodobnić się do świata, który w swojej liberalno-demokratycznej wersji stanowi wzorzec humanizmu.
Kościół rzeczywiście „docenia demokrację”, ale tylko wówczas, gdy ufundowana jest ona na gruncie poprawnej koncepcji osoby. Przypomina także, że „łatwo przemienia się [ona] w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” (CA 46). Pojawia się pytanie, gdzie faktycznie demokracja funkcjonuje w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej, tzn. np. szanując prawo do życia każdego człowieka od momentu poczęcia do naturalnej śmierci?
Ponadto przy wszystkich swoich dobrych cechach, liberalna demokracja nie jest w pewnością jedynym dobrym ustrojem. Wystarczy przypomnieć sobie klasyfikację ustrojów politycznych dokonaną przez Arystotelesa.
Synodale Weg domaga się, aby Kościół przyjął za swój ustrój polityczny dominujący dzisiaj na Zachodzie, wraz ze wszystkimi zasadami działania demokratycznej biurokracji, poczynając od nadzoru świeckich nad duchowieństwem, transparentnością procesów podejmowania decyzji, uczestnictwem świeckich w obsadzaniu stanowisk kościelnych czy kadencyjnością sprawowania urzędów. Władza papieża i biskupów powinna być ograniczona i podlegać nadzorowi świeckich zorganizowanych w równoległą do hierarchicznej strukturę władzy.
Drugim tematem jest błogosławienie różnego typu związków niesakramentalnych, w tym związków osób jednej płci. Można postawić pytanie, po co błogosławieństwo ludziom żyjącym w grzechu? Udzielona odpowiedź jest stosunkowo prosta: ludzie ci sami zgłaszają się po błogosławieństwo, a poza tym – jak twierdzą autorzy dokumentu – ludzie ci nie żyją w grzechu śmiertelnym i nie są pozbawieni łaski. Grzechem natomiast jest nauczanie Kościoła, które jest odbierane nie tylko jako niemiłosierne i dyskryminujące, ale wręcz – zdaniem autorów – czyni Kościół odpowiedzianym za prześladowania i samobójstwa osób transgender. Kościołowi bowiem nie wolno negatywnie oceniać żadnego ludzkiego zachowania, które podejmowane jest w imię miłości. Miłość usprawiedliwia wszystko i czyni wszystko dobrym. Wszystko, co jest wyrazem auto-determinacji z zasady jest dobre i za takie powinno być uznane przez Kościół. Uznanie zaś oznacza tu udzielenie błogosławieństwa. Za sprawą uzyskanego benedictio (a nie przez nawrócenie) ludzie chcą ustawić swoje życie w kierunku Boga, mimo iż ich działanie pozostaje sprzeczne z prawem Bożym.
Tradycyjnie w nauczaniu Kościoła relacje między ludźmi, włączając w to relacje seksualne, podlegają moralnemu wartościowaniu. Św. Augustyna wprawiało w zdumienie, że nie tylko święci i oddani całym sercem Bogu kierują się w życiu miłością, ale czynią tak również zatwardziali grzesznicy. Wystarczy pomyśleć o rabusiach grasujących na drogach, którzy raczej zniosą najcięższe tortury, niż wyjawią imiona swoich towarzyszy. „Nie byliby do tego zdolni, gdy nie było w nich wielkiego uzdolnienia do miłości” (Facere tamen ista sine magno amore non poterunt)[1]. Istnieją jednak dwa rodzaje miłości: „miłość Boża aż do pogardy siebie samego posunięta” i „miłość własna aż do pogardy Boga posunięta”[2].
Miłość zatem nie wszystko usprawiedliwia i nie wszystko czyni dobrym. Zgodnie zaś z podejściem katolickim traktujemy z szacunkiem każdego człowieka, ale nie każdy ludzki wybór.
Autorzy dokumentu oczekują, że Kościół uzna za dobre i prowadzące do uświęcenia, obok małżeństwa sakramentalnego, także „wolne związki”, związki cywilne, związki partnerskie, związki osób jednej płci itp. Społeczna ich akceptacja – ich zdaniem – musi znaleźć wyraz w liturgii Kościoła. Słuchając tego trzeba pamiętać, że, z godnie z dynamiką tego procesu dostrzeganą w świeckim świecie, legalizacja związków partnerskich jest tylko pierwszym krokiem na drodze do „małżeństwa dla wszystkich”. Proponowane vacatio legis tzn. podjęcie decyzji dziś, a wprowadzenie jej w życie „dopiero” w marcu 2026 r. ma na celu osłabienie sprzeciwu ze strony wiernych. Zdaniem Synodale Weg całe nauczanie Kościoła na temat gender powinno być gruntownie zmienione, gdyż nie odpowiada samorozumieniu osób transgender. Zawiera jedynie – jak mówią – kościelne „insynuacje”. Żądanie obejmuje także reinterpretację Biblii, w tym Księgi Rodzaju 1,27.
Autorzy dokumentu wysuwają szereg praktycznych propozycji, poczynając od niezapisywania płci dziecka w metryce chrztu, możliwość zmiany imienia i płci w akcie chrztu, poprzez zapewnienie osobom transgender dostępu do sakramentów, w tym do kapłaństwa i do życia konsekrowanego, po obowiązek używania w Kościele niedyskryminującego języka i treningi dla duchownych, jak służyć osobom transgender. Wszystko w imię tzw. najnowszych osiągnięć nauk społecznych. Istnieje jednak ryzyko, że ustalenia naukowe, na które powołuje się Synodale Weg są błędne, podobnie jak w przypadku innej popularnej niegdyś teorii rasizmu.
Gdyby konferencjom episkopatów bądź też zgromadzeniom kontynentalnym została udzielona kompetencja doktrynalna, powyższe tezy zostałyby uznane za katolickie i – być może – zostałyby narzucone innym konferencjom kontynentalnego zgromadzenia, pomimo ich ewidentnie niekatolickiego charakteru.
Jako przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski z synowskim oddaniem i szacunkiem wobec apostolskiego urzędu Następcy Św. Piotra, a jednocześnie z zatroskaniem i smutkiem wobec decyzji Niemieckiej Drogi Synodalnej, pragnę zwrócić uwagę Ojca Świętego na te skrajnie niedopuszczalne i niekatolickie tezy Synodale Weg, ufając że depozyt apostolski, którego Stróżem i Powiernikiem jest Wasza Świątobliwość pozostanie nienaruszony.
Świadomość siły, która tkwi w prawdzie ożywia moją nadzieję wobec trwającego synodu, by nie był on w żaden sposób zmanipulowany i wykorzystany do autoryzacji niemieckich tez, otwarcie sprzecznych z nauczaniem Kościoła katolickiego.
Matce Kościoła życie i posługę Waszej Świątobliwości powierzam, zapewniając o modlitwie wiernych i pasterzy Kościoła, który jest w Polsce oraz proszę o apostolskie błogosławieństwo.
Z synowskim oddaniem,
+ Stanisław Gądecki
Arcybiskup Metropolita Poznański
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski
Przypisy.
[1] Św. Augustyn, Discorsi III/2 (151-183) sul Nuovo Testamento, Citta’ Nuova Editrice, Roma 1990, 169, 11, 14, s. 794.
[2] Fecerunt itaque civitates duas amores duo, terrenam scilicet amor sui usque ad contemptum Dei, caelestem vero amor Dei usque ad contemptum sui. Denique illa in se ipsa, haec in Domino gloriatur (Św. Augustyn, Państwo Boże, XIV, 28, Wydawnictwo Antyk, Kęty 1988, s. 546).
Grupa osób transpłciowych została zaproszona przez papieża Franciszka na obiad zorganizowany w Watykanie z okazji Światowego Dnia Ubogich. – Fakt, że papież Franciszek przybliża nas do Kościoła, jest piękną rzeczą. Potrzebujemy trochę miłości – mówiła 46-letnia Carla Segovia.
W niedzielę w Watykanie z okazji Światowego Dnia Ubogich zorganizowano obiad dla około 1,2 tys. osób w trudnej sytuacji życiowej. Wśród zaproszonych była grupa osób transpłciowych, między innymi 55-letnia Claudia Victoria Salas i 46-letnia Carla Segovia pochodzące z Argentyny, obecnie mieszkające w miejscowości Torvaianica pod Rzymem.
Światowy Dzień Ubogich w Watykanie
Jak opisuje agencja Reutera, Carla Segovia była zaskoczona faktem, że posadzono ją naprzeciwko papieża przy głównym stole. – To fantastyczna okazja dla wszystkich nas, osób transpłciowych – powiedziała, wchodząc na audytorium. – My, transpłciowe osoby, czujemy się tutaj we Włoszech nieco bardziej ludzko. Fakt, że papież Franciszek przybliża nas do Kościoła, jest piękną rzeczą. Potrzebujemy trochę miłości – mówiła zaś kilka dni przed wydarzeniem.
Wśród gości znalazł się też Andrea Conocchia, proboszcz parafii Najświętszej Niepokalanej Dziewicy w Torvaianicy. Podczas pandemii Covid-19 pomagał on okolicznej społeczności osób transpłciowych zaopatrywać się w żywność i inne potrzebne artykuły, ponieważ w czasie lockdownu straciły źródła dochodu. Zachęcał poznane osoby, by zwróciły się do Franciszka o pomoc, i szybko ją od niego otrzymały. Rok później zorganizowano dla nich też m.in. szczepienia na koronawirusa. – Ojciec Andrea zawsze nam pomagał. Otworzył dla nas drzwi, przynosił nam jedzenie (…). Dla nas jest święty. Jesteśmy mu bardzo wdzięczne, za jego pośrednictwem papież Franciszek przesyłał nam wiele rzeczy – mówiła Claudia Victoria Salas o proboszczu Conocchim.
W zeszłym tygodniu Watykańska Dykasteria Nauki Wiary oświadczyła, że osoby transpłciowe mogą otrzymać chrzest, być rodzicami chrzestnymi i świadkami na ślubie. Decyzję z zadowoleniem przyjęły środowiska działające na rzecz praw społeczności LGBT.
Carla Segovia przyznaje, że dla transpłciowych kobiet, takich jak ona sama, bycie rodzicem chrzestnym jest rzeczą najbliższą posiadaniu dziecka. Podkreśla, że dzięki nowym wytycznym czuje się bardziej komfortowo i być może pewnego dnia w pełni wróci do wiary, w której została ochrzczona, a od której odeszła, gdy ujawniła, że jest osobą transpłciową. – Ta wytyczna od papieża Franciszka przybliża mnie do odnalezienia absolutnego spokoju – twierdzi.
Z kolei Claudia Victoria Salas przekazał[a], że ona jest już matką chrzestną. – Bycie rodzicem chrzestnym to wielka odpowiedzialność (…), to nie zabawa. Trzeba wybrać odpowiednie osoby, które będą odpowiedzialne i zdolne do tego, by wysłać dzieci do szkoły, zapewnić im jedzenie i ubrania, gdy rodziców nie będzie w pobliżu – podkreśliła.
Watykan postrzega Buddę jako wspaniałego uzdrowiciela na tym samym poziomie co Chrystus
“Jako buddyści i chrześcijanie postrzegamy Buddę oraz Jezusa jako wspaniałych uzdrowicieli” – stwierdza się w oświadczeniu opublikowanym na łamach Vatican.va (16 listopada).
Wspomniane oświadczenie stanowi podsumowanie Siódmego Kolokwium Buddyjsko-Chrześcijańskiego, które miało miejsce na Uniwersytecie Mahachulalongkornrajavidyalaya (Bangkok, Tajlandia). Współorganizatorem wydarzenia była Dykasteria ds. Dialogu Międzyreligijnego.
Zgodnie z oświadczeniem – “Jezus i Budda promowali miłość oraz współczucie jako sposób na wykorzenienie ciemności z ludzkich serc i świata”.
Ktoś powinien przypomnieć watykańskim sklerotykom[to sataniści, optymistyczny Kolego.. MD] , że Kościół Katolicki opiera się na odrzuceniu fałszywych bogów, w tym ideologii pokroju buddyzmu, oraz czczeniu Trójcy Świętej, która otwiera przed nami wąskie drzwi do wiecznego zbawienia.
Kościół staje się instytucją, która sama w swoich strukturach wprowadza chaos, a więc nie może być punktem odniesienia, wzorcem stabilności dla chaosu i anarchii w świecie świeckim.
Carl Schmitt w eseju pt. „Rzymski katolicyzm a forma polityczna” pisał, że jeżeli upada wszelka zasada autorytetu w świecie, jeśli upadają monarchie, jeśli upadają tradycyjne elity, to przynajmniej pozostaje ta latarnia na horyzoncie, jaką jest Kościół – jedyna instytucja, która wie na czym polega prawdziwa idea reprezentacji, to znaczy, że reprezentacja jest „z góry”, a nie „z dołu”; że władza zarówno duchowa, jak i polityczna, reprezentuje Boga wobec ludzi, a nie lud etc. Od kiedy mamy jednak anarchistę na Stolicy Piotrowej, bo tak trzeba nazwać tego człowieka, to nie ma nawet pół punktu odniesienia, nie ma się na czym oprzeć, nie ma żadnej ściany, która mogłaby zatrzymać nacierających orków –mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Jacek Bartyzel, autor książki „Demokracja” (PROHIBITA, 2023).
Jestem po lekturze książki Pana profesora pt. „Demokracja”, która ukazała się nakładem wydawnictwa PROHIBITA. Jak to jest, panie profesorze: w Polsce Tusk i jego przystawki szli do wyborów z hasłem „obrony demokracji”. Takie samo hasło mają Macron we Francji, Sánchez w Hiszpanii, Scholz w Niemczech, Biden w USA i wielu innych liderów politycznych na Zachodzie. Czego tak naprawdę chcą oni bronić? Czymże naprawdę jest „demokracja”?
To bardzo ciekawa kwestia. Wszystkie postacie, które Pan wymienił, ich ugrupowania i hasła, jeśli się im przyjrzymy, to w klasycznym rozumieniu demokracji, a przez klasyczną demokrację rozumiem przede wszystkim demokrację ateńską, powinny zostać uznane za antydemokratyczne i pro-oligarchiczne. Taki sam wniosek można wyciągnąć odwołując się do poglądów Jana Jakuba Rousseau – ojca demokracji nowożytnej.
Przykład: dotychczasowa opozycja w Polsce twierdziła, że broni niezawisłości sądów, zwłaszcza Trybunału Konstytucyjnego. Nawet jeśli przyjęlibyśmy za dobrą monetę, że im naprawdę chodzi o praworządność, to przecież taka instytucja jak Trybunał Konstytucyjny nie jest demokratyczna, tylko elitarna, jest z natury arystokratyczna. Członkowie Trybunału Konstytucyjnego są mianowani, a nie wybierani; muszą spełniać określone kryteria, np. muszą być prawnikami etc. To nie jest więc instytucja dla wszystkich, więc z punktu widzenia demokracji, która jest rządem liczby i równością polityczną, takie instytucje zawsze były powoływane do tego, żeby stawiać tamę roszczeniom demokracji, żeby powściągać demokrację, żeby powściągać zakusy suwerennego ludu do wszechwładzy. Nie przypadkiem wódz demokracji w „Nie-Boskiej komedii” Krasińskiego nosi imię Pankracy, a więc „Wszechwładny”.
To pomieszanie wynika oczywiście z tego, że to, co się współcześnie uważa za demokrację w świecie, którego jesteśmy częścią, tak naprawdę jest mieszaniną pewnych idei demokratycznych i idei liberalnych, czyli to jest tzw. demokracja liberalna. W tej mieszaninie występują co i rusz jakieś tarcia pomiędzy pierwiastkiem demokratycznym a pierwiastkiem liberalnym. Trybunał Konstytucyjny to tylko jeden z przykładów tego tarcia.
W dodatku dzisiaj problem jeszcze jest taki, że współczesna ideologia liberalna przeszła na bardzo radykalne pozycje ekstremalnego permisywizmu moralnego. W ideologii liberalnej niemal zawsze był czynnik obrony mniejszości, czy praw mniejszości. Dzisiaj mamy do czynienia z bardzo specyficznymi mniejszościami, przede wszystkim tzw. mniejszościami seksualnymi. W związku z tym obecnie tym, co jest szczególnie eksponowane i w propagandzie, i w polityce ruchów liberalnych jest właśnie forsowanie postulatów, które mają realizować życzenia tych mniejszości.
W swojej książce pt. „Demokracja” kilkukrotnie przywołuje Pan hasło, które jest „świętym Graalem” współczesnych wyznawców „władzy ludu”, a brzmi ono: demokracja to rządy większości z poszanowaniem praw mniejszości. Wiele osób wieszczy schyłek demokracji liberalnej. Ja złośliwie odpowiadam: mamy do czynienia z triumfem demokracji liberalnej, co pokazuje na przykład sprawa reformy emerytalnej we Francji. Popierało ją w porywach 5 proc. obywateli. Politycy ją przeprowadzili pod hasłem m. in. „trzeba szanować prawa i wolę mniejszości”.
To ma swoje dwojakie oblicze. Z jednej strony trzeba przypomnieć, co jest tym, co zasadniczo charakteryzuje zarówno demokrację, jak i liberalizm, i co powoduje antagonizm. Sednem demokracji jest zasada rządów większości i suwerenności ludu. Jak mówił Rousseau: tej suwerenności nie można stawiać żadnych granic, ponieważ byłoby to naruszenie zasady, że lud może wszystko. Ta suwerenność w praktyce przekłada się na suwerenność konkretnego ludu czy narodu. Natomiast liberalizm wychodzi z zupełnie innego podstawowego założenia, mianowicie: dla liberałów istnieje pewna abstrakcyjna jednostka – człowiek, która jest według liberałów wyposażona w pewne naturalne i niezbywalne prawa. Ta autonomiczna jednostka jest kimś zupełnie innym niż lud czy naród w demokracji. To tarcie wynika z tego, że próbuje się wolę suwerenną narodu ograniczyć przez wskazanie domniemanych praw autonomicznej jednostki.
Bardzo dobrym przykładem jest sprawa imigracji: z punktu widzenia interesów danego narodu niekontrolowana imigracja jest ogromnym zagrożeniem dla społeczeństwa, ale dla dogmatycznego liberała to jest kwestia autonomicznej jednostki, której wszystko jedno czy ktoś jest Polakiem, czy Syryjczykiem, który chce się tutaj dostać, czy przynajmniej przetransferować. Ta abstrakcyjna jednostka jest stawiana w centrum na jakimś piedestale.
I teraz na pytanie, które Pan stawia, czy demokracja liberalna triumfuje, czy nie, odpowiedź jest złożona. Z jednej strony ideologia, która stoi u podstaw demoliberalizmu, u podstaw demokracji liberalnej triumfuje na poziomie polityki większości państw, jak i przede wszystkim Unii Europejskiej, która zyskuje coraz większą władzę nad państwami członkowskimi. Można by językiem Marksa powiedzieć, że demokracja liberalna to „ideologia panująca klasy panującej” w Europie. Z drugiej jednak strony widzimy pewien opór. Pojawia się on w postaci ruchów, które władze unijne traktują jako zagrożenie i starają się im zapobiec. Te ruchy wpisują się w koncepcję demokracji nieliberalnej, którą ogłosił jako pierwszy z liczących się polityków premier Węgier Víktor Orbán.
Widzimy, że te ruchy wpisujące się w demokrację nieliberalną czasami dochodzą do władzy, bądź zyskują coraz większe poparcie w takich krajach, jak Niemcy, Francja czy Hiszpania. Przyszłość rysuje się więc ciekawie, bo pojawia się pytanie, która tendencja zwycięży? Czy walec unijny zdoła to powstrzymać, czy może raczej oddolny ruch będący w pewnym sensie powrotem do korzeni demokracji zdoła się umocnić i jednak odwrócić bieg historii?
Która koncepcja ostatecznie zatriumfuje, zdaniem pana profesora?
Najtrudniej jest prorokować… Moim zdaniem w najbliższych latach będziemy świadkami coraz bardziej pogłębiającej się sprzeczności. To właściwie taka trochę wojna pozycyjna: na jednych odcinkach frontu się przegrywa, a na innych wygrywa. W Polsce, jeśli uznamy, że PiS było reprezentantem demokracji nieliberalnej, to ta koncepcja właśnie przegrała, a wygrała frakcja, która jest zgodna z ideologią narzucaną z Brukseli. Z kolei na Węgrzech Orbán trzyma się mocno…
Najbliższe lata będą zapewne tak wyglądały, że w różnych krajach, czyli na różnych odcinkach tego frontu będzie to kształtowało się różnie. Ostatecznie jednak mam nadzieję, że zwycięży normalność, że to szaleństwo, które forsuje zdominowana przez liberalnych radykałów Unia na dwóch odcinkach – zmieniania natury ludzkiej i promowania wszelkich dewiacji oraz nieograniczonej imigracji – w końcu zostanie zatrzymane i pokonane przez siły oporu. Mam nadzieję, że narody europejskie w końcu zbuntują się przeciwko temu szaleństwu. Ale jeśli się nie zbuntują, to będzie to oznaczać, że umarły duchowo, czego niestety też nie możemy wykluczyć.
Miało być tak pięknie, panie profesorze. Francis Fukuyama ogłosił „koniec historii”. Demokracja liberalna zaorała wszystkie inne ustroje – komunizm, monarchię, tyranię etc. Dlaczego w związku z tym jest tak źle?
Nad Fukuyamą nie ma potrzeby się nadal znęcać, ponieważ po latach przyznał się on do pomyłki. Przede wszystkim jednak ogłaszając „koniec historii” nie zauważył on islamu, jako nowego wroga demoliberalizmu.
Jednakowoż to, że mamy nadzieję, iż demoliberalizmu upadnie, nie oznacza, że z miejsca zostaną rozwiązane wszystkie problemy, dlatego że nurt „czysto” demokratyczny też ma swoje wady i niesie różne zagrożenia. Nie chcemy przecież tego, żeby lud posiadał nieograniczoną władzę i robił to, co chce.
Prawdziwie tradycjonalistyczne środowiska są dzisiaj na zupełnym marginesie, więc żeby nastąpiła prawdziwa reakcja o charakterze kontrrewolucyjnym, a nie tylko buntu mas przeciwko panującej oligarchii, to na razie nie widać nic dobrego na horyzoncie.
Czy biorąc to wszystko pod uwagę pan profesor, jako monarchista, nadal wierzy w restaurację monarchii?
To zależy w jakiej perspektywie na to patrzeć. Konserwatyści myśląc w perspektywie dziesiątek czy nawet setek lat wiedzą, że zawsze jest to możliwe. Natomiast w dającej się przewidzieć aktualnej sytuacji nie ma na to żadnej szansy. Przede wszystkim, żeby powróciła tradycyjna, katolicka monarchia musi powrócić i zostać wdrożona maksyma „nie ma króla bez biskupa”. Najpierw więc musimy przezwyciężyć straszny kryzys w Kościele, a niestety on się dramatycznie pogłębia…
No właśnie… Kościół staje się obecnie jedną z najbardziej demoliberalnych instytucji na świecie…
Powiem więcej: Kościół staje się instytucją, która sama w swoich strukturach wprowadza chaos, a więc nie może być punktem odniesienia, wzorcem stabilności dla chaosu i anarchii w świecie świeckim. Carl Schmitt w eseju pt. „Rzymski katolicyzm a forma polityczna” pisał, że jeżeli upada wszelka zasada autorytetu w świecie, jeśli upadają monarchie, jeśli upadają tradycyjne elity, to przynajmniej pozostaje ta latarnia na horyzoncie, jaką jest Kościół – jedyna instytucja, która wie na czym polega prawdziwa idea reprezentacji, to znaczy, że reprezentacja jest „z góry”, a nie „z dołu”; że władza zarówno duchowa, jak i polityczna, reprezentuje Boga wobec ludzi, a nie lud etc.
Od kiedy mamy jednak anarchistę na Stolicy Piotrowej, bo tak trzeba nazwać tego człowieka, to nie ma nawet pół punktu odniesienia, nie ma się na czym oprzeć, nie ma żadnej ściany, która mogłaby zatrzymać nacierających orków.
Sugeruje pan profesor, że za niedługo hierarchia sama będzie się domagała tzw. rozdziału państwa od Kościoła?
Ależ to już dawno się stało. Przecież po II Soborze Watykańskim dyplomacja watykańska zażądała zarówno od frankistowskiej Hiszpanii, jak i od Irlandii czy krajów Ameryki Romańskiej, w których istniały jeszcze państwa katolickie, rewizji konkordatów właśnie w duchu odebrania katolicyzmowi pozycji religii uprzywilejowanej.
U nas w Polsce jest to jeden z kluczowych punktów nowej koalicji rządzącej…
Nawet obowiązujący konkordat nie stoi na gruncie państwa katolickiego. Nie mówi on o rozdziale, bo tego pojęcia tam nie ma. Nie jest to jednak konkordat państwa katolickiego ze Stolicą Apostolską. To jest konkordat państwa indyferentnego religijnie.
Po wyborze przez kardynałów Novus Ordo na głowę soborowego kościoła 13 marca 2013 roku, Jorge Mario Bergoglio zaskoczył ich obwieszczając, że wybrał imię Franciszek. Dlaczego było to zaskoczeniem? Ponieważ żaden papież w historii katolickiego Kościoła nigdy nie przybrał tego imienia, a Bergoglio rzekomo miał być papieżem, następcą św. Piotra.
Moglibyśmy zapytać, dlaczego wybrał imię wielkiego świętego z Asyżu? Bergoglio mówił o ubóstwie i oderwaniu się od materialnych rzeczy tego świata. Pragnął “kościoła dla biednych”. Od tamtej pory wielokrotnie przypominał o tych tematach odwiedzając dzielnice biedy i wypowiadając się przeciwko żądzy zysku. Powołał się również na św. Franciszka w ostatniej encyklice na temat środowiska naturalnego, przytaczając cytaty z dzieła świętego Pochwała stworzeń. Jak zobaczymy, wyrządził on wielką krzywdę pamięci Il Poverello (Biedaczyny) wybiórczo cytując z tej pieśni.
Dotyka to tematu fałszywego przedstawiania obecnie osoby św. Franciszka, zarówno w soborowym kościele jak i w ruchu New Age. Wielu ludzi postrzegając tego świętego jako człowieka żyjącego w zgodzie z naturą twierdzi w związku z tym, że przyjmuje jego światopogląd. Krótko mówiąc, są przekonani, że w pełni popierałby dzisiaj ruchy na rzecz pokoju i większej troski o środowisko naturalne. Jak się przekonamy, jest to pogląd jak najdalszy od prawdy.
Kim był św. Franciszek?
Franciszek Bernardone urodził się w Asyżu, w centralnych Włoszech pod koniec XII wieku. Chociaż na chrzcie otrzymał imię Giovanni (Jan), jego ojciec, zamożny kupiec, zmienił mu imię na Franciszek – czyli “Francuzik” – gdyż Pietro Bernardone często podróżując w interesach do Francji był zauroczony tym krajem. Tak więc młody Franciszek dorastał w komfortowych warunkach i jako młodzieniec marzył o światowej sławie.
Aspiracje skłoniły Franciszka do zaciągnięcia się do wojska, gdyż Asyż był wtedy zaangażowany w konflikt z sąsiednią Perugią. Jednakże jego wojskowe aspiracje skończyły się sromotnie, jako że dostał się do niewoli i spędził rok w więzieniu. Szkodliwe dla zdrowia skutki tego pobytu wymagały długiego okresu rekonwalescencji i właśnie podczas tego okresu jego umysł zaczął zwracać się ku sprawom duchowym. Niemniej jednak, kiedy nadeszło wezwanie do wzięcia udziału w krucjacie, Franciszek ponownie odpowiedział na powołanie do armii i wyruszył do boju, jednak dopiero wtedy, gdy ojciec wyposażył go dostojnie w nowego konia, broń i zbroję.
Lecz Bóg miał wobec młodego człowieka inne plany. Gdy podróżował by dołączyć do wyprawy wojennej, Franciszek doznał wizji pod wpływem której powrócił do Asyżu. Ku niezadowoleniu swego ojca powrócił do domu i zaczął prowadzić pokutne, modlitewne życie, najpierw w jaskini, a następnie w kościele San Damiano poza Asyżem. Właśnie tam Chrystus Pan przemówił do niego pewnego dnia – gdy klęczał na modlitwie przed krucyfiksem – słowami: “Franciszku, idź odbuduj mój Kościół, gdyż popada w ruinę”. Myśląc, że Pan Jezus chciał, żeby odbudował ten konkretny kościół, w którym się modlił, św. Franciszek zaczął zbierać środki na naprawę kościoła. Dopiero później zrozumiał, że nasz Pan odnosił się do Kościoła jako całości.
Ponieważ dalej prowadził żebraczy tryb życia, prosząc o jedzenie i chodząc w podartej odzieży, jego ojciec nie mógł już tego znieść. Pan Bernardone udał się do biskupa i poprosił, żeby zmusił jego syna by zwrócił wszystko, co zabrał z domu, ponieważ zdecydował się go wyrzec. To właśnie wtedy, oddając ubranie swemu ojcu Franciszek zawołał: “Teraz mogę prawdziwie powiedzieć: «Ojcze nasz, któryś jest w niebie»”.
Wkrótce wokół św. Franciszka zebrali się jego uczniowie, dla których napisał regułę opartą na Ewangelii. Ta mała grupka “braci mniejszych” spędzała wiele czasu na modlitwie, chodziła po prośbie, zamieszkiwała w ubogich chatach i wędrowała głosząc kazania o konieczności poprawy życia, najpierw we Włoszech a następnie w całej Europie. Papież Innocenty III zatwierdził regułę i Zakon szybko rozprzestrzenił się po całej Europie, licząc wkrótce wiele tysięcy braci.
Pomimo sławy, która pochodziła z wielkiego powodzenia Zakonu, św. Franciszek wytrwał w pokorze, uważając siebie za największego grzesznika na świecie. Niezłomnie zachował miłość do ubóstwa i prostoty i ten przykład doprowadził do Boga wiele dusz. Często mówi się, że żaden święty nigdy nie naśladował życia Chrystusa tak wiernie jak czynił to Biedaczyna z Asyżu. W końcu, zaledwie dwa lata przed jego śmiercią, nasz Pan nagrodził cnotę św. Franciszka odciskając na jego ciele stygmaty, czyniąc go pierwszą osobą uhonorowaną widzialnymi śladami ran Chrystusa.
Kto chciałby poznać prawdziwego św. Franciszka nie znajdzie żadnego lepszego źródła od Fioretti (Kwiatki świętego Franciszka). Ta książka głęboko uzmysłowi czytelnikowi świętość św. Franciszka i jego pierwszych naśladowców. Odmaluje żywy obraz, jaki naprawdę był Biedaczyna z Asyżu.
Święty pokoju
Św. Franciszek jest również znany z powodu dwóch modlitw, które napisał: Modlitwy o pokój i Pochwały stworzeń. W Modlitwie o pokój poznajemy jego rozumienie błogosławieństwa “Błogosławieni pokój czyniący, albowiem synami Bożymi będą nazwani” (Mt. 5, 9). Znany był z godzenia wrogów oraz głoszenia doniosłości przebaczania. Piękną “Modlitwę o pokój” wszyscy możemy kontemplować i stosować przy rachunku sumienia. Czy staram się być w rękach naszego Pana narzędziem szerzenia pokoju? Ale czym jest prawdziwy pokój?
Prawdziwy pokój ma początek w sercu człowieka. Ten, kto żyje w łasce uświęcającej i trwa w miłości Boga i bliźniego, jest w stanie nieść pokój innym. Niezgoda jest bowiem skutkiem utraty łaski. Matka Boska Fatimska doskonale to wyraziła mówiąc: “Wojna jest karą za grzechy”. Ci, którzy szukaliby pokoju na świecie poprzez głoszenie albo wspieranie błędu nigdy nie znajdą prawdziwego pokoju. Albowiem tylko w Jezusie Chrystusie i poprzez Jego Kościół prawdziwy pokój może nastać na tym niespokojnym świecie. Ale jaki rodzaj pokoju był propagowany przez współczesnych “papieży” kościoła Novus Ordo?
Św. Franciszek byłby przerażony widząc jak jego imię zostało wykorzystane w soborowym kościele do propagowania fałszywego pokoju. W 1986 roku Jan Paweł II zwołał spotkanie przywódców religijnych całego świata, wszystkich wyznań, którzy mieli się zgromadzić w bazylice św. Franciszka w Asyżu by tam modlić się o pokój. Cóż za kpina z pokornego św. Franciszka! Albowiem był on nade wszystko wiernym katolikiem, stanowczo trzymającym się nauczania jedynego prawdziwego Kościoła założonego przez naszego Pana i Zbawiciela. Nowy ekumenizm Vaticanum II, w którym wszystkie fałszywe religie są wychwalane jako środki prowadzące dusze do Boga byłby obrzydliwością dla pobożnego św. Franciszka, który był zawsze całkowicie wierny wobec wiary przekazanej przez Apostołów. Czy to zbieg okoliczności, że niedługo po tym zgromadzeniu Asyż nawiedziło wielkie trzęsienie ziemi, powodując nieodwracalne uszkodzenia bezcennych fresków w bazylice i pozbawiając życia wielu dusz?
Ale nie tylko Jan Paweł II zgromadził na modlitwę o pokój w Asyżu wyznawców buddyzmu, hinduizmu, spirytyzmu, zoroastrianizmu, voodoo, judaizmu, islamu, protestantyzmu, prawosławia i wszelkiej innej formy fałszywej religii, ten pan-religijny zjazd został powtórzony przez Jana Pawła II w 2002 roku i ponownie przez jego następcę Benedykta XVI w 2011 roku.
Innymi słowy, soborowy kościół całkowicie przyjął koncepcję, że wszystkie religie są dobre i chwalebne i że religie stworzone przez człowieka są równe religii ustanowionej przez Boga. Co za ohyda! Cóż za szyderstwo ze św. Franciszka, że dokonało się to w jego imieniu i w świątyni gdzie spoczywają jego relikwie!
Spotkanie ekumeniczne w Asyżu Jana Pawła II było obrzydliwością i kpiną ze św. Franciszka
Czy trzęsienie ziemi, które w 1997 roku poważnie uszkodziło bazylikę św. Franciszka w Asyżu było karą Bożą za ohydę Asyżu?
Święty ekologii?
Krzewienie fałszywej koncepcji pokoju w imię św. Franciszka, to nie jedyne wypaczenie jego spuścizny. Współcześni modernistyczni “papieże” powoływali się również na tego świętego jako patrona ruchu zielonych. W 1979 roku Jan Paweł II ogłosił św. Franciszka “patronem ekologii”. Kolejny jego następca Franciszek ogłosił minionej wiosny encyklikę Laudato Si (24 maja 2015), której tytuł stanowią słowa zawarte w Pochwale stworzeń (nazwanej też Pieśnią słoneczną) napisanej przez św. Franciszka. Właściwie, to znaczna część kantyku jest cytowana w encyklice.
Ciekawe jednakże jest to, że “papież” Franciszek pominął ważną część pieśni. Nie tylko opuszczony został zasadniczy fragment, ale powiedziałbym, że ton pieśni został przez to wypaczony. Dla zaznaczenia, że część tekstu została pominięta nie użyto wielokropka i dlatego nieuważny czytelnik będzie skłonny uważać, że czyta całą modlitwę. Nieobecność fragmentu tekstu wywołuje u czytelnika wrażenie, że św. Franciszek zaakceptowałby współczesny liberalny ruch na rzecz “ocalenia planety”, która rzekomo poddawana jest katastrofalnym i nieodwracalnym skutkom globalnego ocieplenia.
Nie miejsce tu jednak, by omawiać przyczyny dzisiejszego propagowania takiej koncepcji – chociaż ciekawe jest, że osoba podająca się za papieża bardziej się przejmuje zmianą klimatu niż ratowaniem dusz. Ale co z pominiętym fragmentem pieśni? Oto on:
“Pochwalony bądź, mój Panie, przez tych, którzy z miłości do Ciebie przebaczają, znosząc chorobę i niepowodzenia.
Błogosławieni, którzy zniosą je w pokoju, bo przez Ciebie, o Najwyższy, zostaną nagrodzeni.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę naszą Śmierć cielesną, przed którą nikt z żyjących ujść nie może: biada umierającym w grzechu śmiertelnym!
Błogosławieni, których zastanie, pełniących Twą najświętszą wolę, śmierć druga nie uczyni im żadnej szkody”.
Czyż to nie interesujące! Właśnie w tym pominiętym fragmencie jest mowa o grzechu, śmierci i sądzie – pojęciach nie do przyjęcia dla kogoś, kto wierzy w powszechne zbawienie! Biada umierającym w grzechu śmiertelnym! Słowa te, zamiast być pomijane, powinny być głoszone ze szczytu dachów! Nawiązanie św. Franciszka do “drugiej śmierci” pochodzi z Apokalipsy św. Jana, gdzie termin “druga śmierć” odnosi się do wiecznego potępienia. Wszyscy umrzemy pierwszą śmiercią, czyli śmiercią cielesną, ale biada tym, którzy umierają drugą śmiercią!
I znów, to istotne opuszczenie jest szkodliwym działaniem uderzającym w pamięć wielkiego świętego z Asyżu, który nie uznałby dzisiejszego ruchu zielonych za coś godnego poparcia z jego strony. Św. Franciszek widział w stworzeniach Stworzyciela, który je stworzył. Kontemplowanie wszystkich dzieł Bożych skłoniło jego umysł do refleksji nad wszechmocą, dobrocią i pięknem Boga. Krótko mówiąc, widok stworzeń Bożych doprowadził go do ukochania dobrego Boga, który je stworzył i udzielił nam na nasze potrzeby.
Nowa religia Vaticanum II
Coraz bardziej, przez ich słowa i czyny zdajemy sobie sprawę, że religia Vaticanum II jest nową religią, która całkowicie zmieniła główny cel jakim było dążenie do świętości przez unikanie grzechu i życie w łasce, na prowadzenie wygodnej, naturalistycznej, skupionej na człowieku egzystencji. Prawdziwa religia uczy, że najważniejszym celem jest dostanie się do nieba; nowa religia uczy, że najważniejszym celem jest ustanowienie nieba na ziemi. Katolicka religia uczy, że ludzie są stworzeni na obraz i podobieństwo Boga; nowa religia uczy, że człowiek jest Bogiem. Katolicka religia uczy, że Bóg stworzył zwierzęta i wszystkie inne stworzenia, aby służyły człowiekowi; nowa religia uczy, że te stworzenia są częścią Boga. Religia prawdziwa uczy, że grzech śmiertelny jest największym złem na świecie; nowa religia uczy, że cierpienie, ubóstwo, bezrobocie, samotność, itp. są największym złem świata. Można zrobić jeszcze inne porównania – dość powiedzieć, że ta nowa religia Vaticanum II nie ma nic wspólnego z religią katolicką. Są one w istocie biegunowymi przeciwieństwami.
Współczesny ruch ochrony środowiska jest w dużej mierze częścią tej nowej religii. Na przykład, kardynał Turkson, który jest przewodniczącym “Papieskiej Rady Iustitia et Pax” wystosował 17 sierpnia apel skierowany do obradującego w Stambule islamskiego sympozjum na temat zmian klimatycznych. Zaapelował by “wyznawcy różnych religii współpracowali przy przezwyciężaniu kryzysu ekologicznego”. Innymi słowy, mówi on, że tradycyjni katolicy muszą wyrwać się z zaabsorbowania przeświadczeniem, że Kościół katolicki jest jedynym, prawdziwym Kościołem, ponieważ globalne ocieplenie to kryzys dużo ważniejszy od wszelkich małostkowych sprzeczek (tzn. “małostkowych” w ich pojęciu). W swym komunikacie, Turkson powiedział, że ze wszystkich “pilnych wyzwań, wymagających naszej modlitwy i działania” stojących przed współczesnym światem, kryzys ekologiczny jest “najpoważniejszy i najtrudniejszy do rozwiązania”. Stwierdził następnie, że “papież” Franciszek rozumie ten fakt i dlatego napisał encyklikę o środowisku naturalnym, w której “zachęca każdego do ekologicznego nawrócenia” i uczynienia tego, co konieczne by rozwiązać te poważne problemy. A dalej powiedział, że “nasze działanie będzie z pewnością bardziej skuteczne, jeśli jako przedstawiciele różnych religii znajdziemy drogę, na której będziemy współpracowali”.
Innymi słowy, hierarchia Novus Ordo połączyła ekumenizm z ruchem ekologów. (http://www.zenit.org/en/articles/cardinal-turkson-calls-on-faiths-to-work-together-to-confront-ecological-crisis).
By lepiej zrozumieć tę apostazję, rozważmy te słowa Bergoglio z przemówienia do Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku, z września ubiegłego roku: “Nade wszystko należy stwierdzić, że istnieje prawdziwe «prawo środowiska»…“. (Pełny tekst: http://w2.vatican.va/content/francesco/pl/speeches/2015/september/documents/papa-francesco_20150925_onu-visita.html).
To stwierdzenie jest niesamowite! Kościół katolicki zawsze nauczał, że prawa mogą posiadać tylko istoty posiadające nieśmiertelną duszę. A zatem ludzie i aniołowie mają prawa otrzymane od Boga. Ale zwierzęta – na przykład – nie mają praw. I środowisko naturalne na pewno nie może mieć praw! Jak zauważył jeden komentator, “Teraz skały mają prawa, ale prawa Boże są zupełnie ignorowane i odrzucane”.
Inny przykład tego jak nowy, soborowy kościół przyjął religię ekologiczną został przedstawiony w sierpniu na stronie Novus Ordo Watch. (http://www.novusordowatch.org/wire/archives/08-2015.html). Artykuł omawia transmitowaną w telewizji mszę Novus Ordo, której końcowym hymnem była O Beautiful Gaia– oda do pogańskiej bogini ziemi.
Miało to miejsce w kanadyjskiej archidiecezji Toronto. O Beautiful Gaia jest autorstwa Carolyn McDade – amerykańskiej progresistki i feministki powiązanej z unitariańskim uniwersalizmem – która chce doprowadzić do “odnowienia ludzkości na odświeżonej Ziemi”.
To niesłychane, że soborowy kościół tak publicznie okazuje, że do swego kultu włącza pogaństwo. Być może moderniści są przekonani, że owieczki zostały już tak ogłupione, iż tego nie zauważą – albo, co gorsza, nie będzie ich to nawet obchodzić! Faktycznie, “wierni” zdążyli się już przyzwyczaić do takich nawiązań w samym obrzędzie Novus Ordo, w którym od 45 lat uczestniczą. Proszę bowiem zauważyć, że w Ofertorium Nowej Mszy, składają Bogu “owoc ziemi i pracy rąk ludzkich” oraz “owoc winnego krzewu i pracy rąk ludzkich”. Jakże to odległe od “hostii nieskalanej” i “kielicha zbawienia”.
Po tym wszystkim widzimy jak dalece sekta Novus Ordo odeszła od nauczania i praktyki katolickiego Kościoła, który rzekomo – jak ciągle twierdzą moderniści – reprezentuje.
Ale zapożyczenie św. Franciszka z Asyżu – jednego z najukochańszych świętych Boga – jako wspierającego w jakiś sposób tę farsę, jest na pewno bluźnierstwem, któremu Bóg nie pozwoli ujść płazem. Albowiem Bóg jest zazdrosny o Swoich świętych. Niechaj nasz ukochany św. Franciszek wstawia się za nami i pomaga nam wytrwać w prawdziwej wierze, którą tak bardzo umiłował i tak doskonale przeżywał.
Ks. Benedict Hughes CMRI
Artykuł z czasopisma “The Reign of Mary”, nr 159, Fall 2015 ( www.cmri.org ) (1)
Papież wysłał kardynała na tajne spotkanie z masonami
Najbliższy współpracownik Franciszka, kard. Pietro Parolin, wziął udział w spotkaniu Grupy Bilderberg. Po raz pierwszy w historii przedstawiciel Watykanu rozmawiał z ludźmi, których wielu nazywa tajnym rządem światowym. O czym mogli dyskutować?
Gdy media podały tę informację, prawa część polskiego Internetu wyraziła swoje największe oburzenie. Portal Fronda pytał: „Dlaczego watykański Sekretarz Stanu bierze udział w tajnym zjeździe globalistów z masońskiej Grupy Bilderberg?” Nie zabrakło złośliwych komentarzy pod adresem Ojca Świętego: „Ciągnie swój do swego”, „Franciszek jest globalistą i masonem”. Temat ten przewinął się też w światowych mediach.
Zdaniem „Catholic News Agency” udział kardynała w grupie nazywanej rządem światowym to świadoma strategia Stolicy Apostolskiej. Purpuratom watykańskim chodzi o to, żeby poprzez dialog z niewielką elitą polityczną zapewnić światu pokój.
Kto rządzi światem?
Grupa Bilderbeg to bardziej luźne stowarzyszenie niż zwarta organizacja. Nie można się do niej zapisać, nawet jeśli jest się biznesmenem z kilkoma milionami dolarów na koncie. Można jedynie czekać na zaproszenie ze strony stałego sekretariatu grupy. Niewielu możnych tego świata może się pochwalić udziałem w spotkaniach rok do roku.
Tajemniczości dodają zapisy w regulaminie: zakaz oficjalnych komunikatów prasowych, spotkania co roku w innym miejscu, zasada, według której uczestnicy nie mogą cytować w mediach wypowiedzi innych uczestników. Policja i służby specjalne kraju, który jest gospodarzem, gwarantują ochronę. Jest to konieczne, bo pod hotelami, w którym obradują goście, często gromadzą się demonstranci z transparentami: „Stop nowemu porządkowi świata!”
Wśród gości – najczęściej jest ich około 130 – nie ma osób przypadkowych. Ministrowie, prezesi wielkich koncernów, premierzy, generałowie, również byli politycy. Dziennikarze nie mają wstępu do sali obrad, choć często są obecni potentaci czołowych mediów. Oczywiście nie po to, żeby wydarzenie relacjonować. Nigdy jednak w spotkaniach organizowanych od 1954 r. nie brał udziału przedstawiciel Watykanu. Tym większe więc zaskoczenie, że Stolicę Apostolską reprezentuje duchowny tej rangi. Porównując funkcję Sekretarza Stanu do funkcji w państwach świeckich, można śmiało powiedzieć, że jest to po prostu premier Stolicy Apostolskiej.
Czy grupa naprawdę ma aż taką władzę? Między bajki można włożyć teorię, że jest to światowy rząd, który wyznacza premierów i ministrów, mianuje prezesów banków, wywołuje wojny i rewolucje. Niewątpliwie jest to towarzystwo potężnych ludzi, mających ogromne wpływy. I tak należy patrzeć na ich zjazdy: jak na ludzi, którzy w dyskrecji, poza fleszami wścibskich dziennikarzy, chcą analizować zmiany zachodzące w świecie, a przy okazji próbować wyznaczać kierunki tychże zmian.
Warto zauważyć kilka polskich wątków Bilderberga. Spotkania zainicjował Polak, Józef Retinger, pisarz i polityk, współpracownik gen. Władysława Sikorskiego. Pierwszy raz prominenci rozmawiali w Holandii, w hotelu Bilderberg (stąd nazwa klubu), a Retinger do końca życia, do 1960 r., był sekretarzem grupy, czyli decydował o organizacji spotkań i wyborze członków.
W spotkaniach uczestniczyło kilku Polaków, między innymi Aleksander Kwaśniewski , Andrzej Olechowski , Jacek Rostowski, Radosław Sikorski, Hanna Suchocka. W tym roku obrady odbywają się w Turynie. Polskę reprezentuje ponownie Radosław Sikorski oraz, po raz pierwszy, Grzegorz Hajdarowicz – właściciel „Rzeczpospolitej”.
Georg Soros na śniadaniu z Janem Pawłem II
Dlaczego kard. Parolin został w ogóle zaproszony? Powodów jest kilka. Przede wszystkim z powodu bliskości, i nie chodzi o niedużą odległość z Watykanu do Turynu – tegorocznego gospodarza, ale o wiele wspólnych punktów pontyfikatu Franciszka i elit politycznych. Wystarczy spojrzeć na niektóre tematy debaty: nierówności społeczne, populizm, post-prawda. Są one bliskie nauczaniu papieża z Argentyny. Andrea Gagliarducci z „Catholic News Agency” uważa, że udział kard. Parolina można traktować jako wyraz kultury spotkania lansowanej przez Franciszka. Papież wielokrotnie wskazywał urzędnikom watykańskim, aby angażowali się w dialog ze światem.
Uczestnicy rozmawiali też o Arabii Saudyjskiej i Iranie oraz o islamie we współczesnym świecie, a jak wiadomo kwestia współistnienia chrześcijaństwa i islamu jest często podejmowana przez Franciszka. Niejednokrotnie zachęcał on zarówno parafie do przyjmowania muzułmańskich uchodźców , jak i polityków europejskich do otwarcia na problemy imigrantów i niezamykania przed nimi granic. Czy czeka nas w związku z tym jakieś nowe otwarcie Kościoła na islam? Franciszek, w przeciwieństwie do zachowawczego Benedykta XVI , już nieraz zaskakiwał odważnymi gestami wobec muzułmanów.
To nie pierwsze tego typu spotkanie kard. Parolina na politycznych salonach. Już w tym roku był jednym z prelegentów Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Wtedy też watykaniści wyrażali swoje zdziwienie, choć tamto spotkanie było jawne, transmitowane przez media. Ale i wtedy trudno było wytłumaczyć obecność prawej ręki papieża – który mówi o „Kościele ubogim dla ubogich” – na konferencji z udziałem najbogatszych ludzi świata. Papież chciał jednak, żeby głos Kościoła był bardziej słyszany przez tych, którzy kształtują politykę gospodarczą i ponoszą odpowiedzialność za podział na biednych i bogatych.
Zobacz: czy Kościół akceptuje naukę Franciszka? Ks. Zieliński tłumaczy różnice
Krytycy obecnego papieża powinni pamiętać, że za pontyfikatu Jana Pawła II również nie brakowało kontrowersyjnych spotkań. Na słynnych konferencjach naukowych w Castel Gandolfo bywali naukowcy, politycy, ekonomiści, dziennikarze. W 1985 r. do letniej rezydencji papieża przyjechał też Georg Soros. Udział w konferencji i spotkanie z papieżem nie zauroczyły jednak węgierskiego finansisty. „Nie jestem pod wrażeniem” – skomentował po śniadaniu z Ojcem Świętym.
Papież, kardynał i prezerwatywy
Kardynał Parolin został mianowany na Sekretarza Stanu przez Franciszka, od niego otrzymał kardynalski kapelusz, przez papieża został też zaproszony do K-9, czyli prestiżowego ciała doradczego składającego się z 9 kardynałów pomagających papieżowi w reformie Kościoła. Karierę zawdzięcza obecnemu Ojcu Świętemu oraz swoim umiejętnościom. Jest absolwentem prawa kanonicznego oraz Papieskiej Akademii Kościelnej, która kształci dyplomatów. Ten ostatni punkt w CV jest dla Franciszka szczególnie cenny, gdyż papież kładzie duży nacisk na dyplomację. Uważa, że więcej można osiągnąć kanałami dyplomatycznymi niż za pomocą encyklik i przemówień.
Sekretarz Stanu jest papieżowi całkowicie oddany, broni wszystkich jego decyzji, często również przedstawia własne postępowe pomysły. „Kobieta może zostać Sekretarzem Stanu, ponieważ funkcja Sekretarza Stanu ewidentnie nie jest związana z pełnieniem sakramentów i kapłaństwem” – wprawił dziennikarzy w osłupienie w 2016 r. Nie zabrakło wówczas oskarżeń, że kardynał się myli, ponieważ w sytuacji, gdy Sekretarz Stanu jedzie do jakiegoś kraju, w imieniu papieża spotyka się z duchowieństwem i sprawuje msze święte.
Bronił też papieskiej adhortacji „Amoris Laetitia”, która otworzyła dyskusję na temat udzielania komunii świętej osobom rozwiedzionym. I tutaj może leżeć kolejny klucz tłumaczący obecność kard. Parolina w Grupie Bilderbeg. Od dawna światowi politycy zaniepokojeni są rosnącym przyrostem naturalnym, który ich zdaniem zagraża stabilności gospodarczej oraz wpływa na pogarszanie się środowiska naturalnego. Może o tym właśnie rozmawiali w zaciszu z kardynałem?
W tym roku mija bowiem 50 lat od wydania przez Pawła VI encykliki „Humanae vitae”. Dokument ten zakazał wszelkich sztucznych regulacji poczęć. Franciszek ma zaś do kwestii etyki seksualnej znacznie luźniejsze podejście niż jego poprzednicy. W 2015 r., wracając z podróży na Sri Lankę i do Filipin, na pokładzie samolotu wyraził się dość niepochlebnie o rodzinach wielodzietnych: „Niektórzy uważają, że – przepraszam za język – aby być dobrymi katolikami, musimy być jak króliki. Nie. Rodzicielstwo odpowiedzialne.”
Z okazji rocznicy ogłoszenia encykliki „Humanae vitae” powołał specjalną komisję, która zajmuje się reinterpretacją encykliki, czyli także dostosowaniem jej do realiów dzisiejszego świata.
Może więc Franciszek kolejny raz zaskoczy wszystkich i wprowadzi zmiany w katolickiej etyce seksualnej? Jeśli tak, to będzie do decyzja, która podzieli Kościół, już nie tylko polski, ale powszechny.