Bicz Boży, czy diabelski ?

Bicz Boży, czy diabelski ?

5 stycznia 2024 Stanisław Michalkiewicz Bicz-Bozy-czy-diabelski

Ogłoszenie przez Stolicę Apostolską dokumentu w sprawie “błogosławienia” związków sodomczyków i gomorytek, wzbudziło – najdelikatniej mówiąc – wiele wątpliwości przede wszystkim wśród zwyczajnych parafian, dla których krętactwa teologów wydają się niezrozumiałe.

Zresztą nie chodzi tu tylko o krętactwa teologiczne. Podobnie zwykli parafianie, czy w ogóle – obywatele – nie bardzo potrafią zrozumieć inne krętactwa. Mamy nawet znakomite literackie świadectwo konsekwencji takiego braku zrozumienia. Na zakończenie nieśmiertelnego poematu Janusza Szpotańskiego “Caryca i zwierciadło” czytamy:

“Bo nie zrozumie prosty lud

nigdy potężnej duszy władcy.

Dlatego musi świszczeć knut

i muszą dręczyć go oprawcy.

Gdy car prorocze ma widzenia,

zawsze je spłyci cham i łyk.

Dlatego muszą być więzienia,

zsyłka i łagier, kat i stryk.”

————————-

W przypadku wspomnianego dokumentu Stolicy Apostolskiej, noszacego pretensjonalną nazwę “Fiducia supplicans” – co się wykłada, jako “błagająca ufność”, “prosty lud”, nie wgłębiając się w to arcydzieło krętactwa, rozumie jedno – że oto Centrala Kościoła Katolickiego, pozwala na “błogosławienie” sodomczyków i gomorytek -i że to dopiero początek – bo jak już się parafianie do takich szamańskich gestów przyzwyczają, to tylko patrzeć, jak sodomickie i gomoryckie umowy o wzajemne świadczenie sobie usług seksualnych, zostaną zrównane z małżeństwami, bo jużci – jak można kogokolwiek wykluczać, albo – co gorsza – “stygmatyzować”, skoro przecież Pan Bóg kocha wszystkich, jak leci, bez względu na to, jak tam sobie dokazują?

I to właśnie ich niepokoi, a nawet – jak to ma miejsce w przypadku katolików-Murzynów w Afryce – nawet “wścieka” – co niedawno ujawnił jeden z afrykańskich biskupów. Przy okazji ujawniło się, że przewielebni ojczykowie Dominikanie, przynajmniej we Wrocławiu, “błogosławią” już sodomczyków i gomorytki co najmniej 20 lat – i dziury w Niebie, jak dotychczas nie zaobserwowano.

Ale wiadomo, że z Panem Bogiem łatwiej, niż z ludźmi, chociaż może się to tylko tak wydawać ze względu na pewną opieszałość reakcji Nieba. Zwracał na to uwagę jeszcze w XVIII wieku biskupowi wileńskiemu Massalskiemu, jurgieltnikowi i łajdakowi, wileński bazylianin, ojciec Atanazy Nowochacki: “Dzisiaj – powiadał – duchowieństwo sprzedaje dary Ducha Świętego za pieniądze, ale skończy się to tak, że ani darów Ducha Świętego, ani pieniędzy mieć nie będzie, bo Pan Bóg swoje, a diabeł swoje odbierze.” Ciekawe tedy, czy zakon przewielebnych Ojców Dominikanów zdoła się utrzymać z ofiar sodomczyków i gomorytek, czy też, dla wyrównania niedoborów, trzeba będzie zacząć wynajmować klasztorne cele na godziny, a kto wie – może nawet pędzić bimber?

Coś może być na rzeczy, skoro szef nowego vaginetu Donald Tusk zapowiada rewolucję w mechanizmie finansowania Kościoła. Ale nie to wydaje się najpoważniejszym zagrożeniem, tylko coś innego, co zresztą też płynie z vaginetu premiera Donalda Tuska. Nie jest to jego osobisty pomysł, tylko – jak się wydaje – osobisty pomysł feministry od równości (małych naciągamy, dużych obcinamy, grubych uciskamy, a chudych nadymamy), Wielce Czcigodnej Katarzyny Kotuli. Forsuje ona ustawę o rejestrowaniu par sodomczyków i gomorytek w urzędach stanu cywilnego, a nawet zapowiada, że zarejstruje własną parę, jako pierwsza.

Skoro pan prezydent Duda taką ustawę by podpisał, to urzędnicy stanu cywilnego nie tylko by sodomczyków I gomorytki rejestrowali, ale nawet nie doświadczali z tego powodu żadnego dysonansu poznawczego. Skoro bowiem nawet Stolica Apostolska dopuszcza ‘błogosławienie” takich związków, to – zgodnie z argumentum a maiori ad minus (komu wolno czynić więcej, temu wolno czynić mniej) zwyczajna rejestracja sodomickiej czy gomorymckiej pary w urzędzie stanu cywilnego nie rodzi chyba żadnych następstw natury teologicznej, podczas gdy “błogosławieństwo” nawet “małe” (bo – jak się okazuje – błogosławieństwo błogosławieństwu nierówne; są “duże” i “małe”, a skoro tak, to muszą być i średnie – tak w każdym razie wynika z “krzywej Gaussa”- chyba jakieś rodzi?. Okazuje się, że konsekwencją “błagającej ufności” jest pojawienie się straszliwej wiedzy, niczym przy studiach genderowych, albo zwyczajnej filozofii (“powstała wnet straszliwa wiedza, że Byt się zgęszcza i rozrzedza” – czytamy w innym nieśmiertelnym poemacie wspomnianego Janusza Szpotańskiego pod tytułem “Bania w Paryżu”).

Żeby tylko nie spowodowała ona jakichś dysonansów poznawczych w Królestwie Niebieskim, jakiegoś przedwczesnego poruszenia tamtejszych Mocy – bo kto wie, jak by się to skończyło? Wprawdzie już Franciszek ks. de La Rochefoucauld w XVII wieku twierdził, że tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego, ale czy możemy w takich sprawach wiedzieć cokolwiek na pewno?

Tedy jak tam będzie tak tam będzie; zawsze jakoś będzie, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było – twierdził dobry wojak Szwejk. Wróćmy zatem do feministry z vaginetu Donalda Tuska, Wielce Czcigodnej Katarzyny Kotuli. Pochwaliła się ona, że namówiła się z sodomczykami i gomorytkami nie tylko w sprawie rejestracji związków sodomczyków i gomorytek w urzędach stanu cywilnego – bo by nie było jeszcze tak brzemienne w konsekwencje – ale również co do nowelizacji kodeksu karnego, do którego planują wpisać penalizację “mowy nienawiści”.

To już wygląda poważnie, bo co to jest “mowa nienawiści”? To rzecz prosta, jak budowa cepa; to każda opinia sprzeczna z aktualną linią partii. W rezultacie takiej nowelizacji kodeksu karnego nikt już nie będzie pewny dnia ani godziny, bo – po pierwsze – linia partii obfituje w meandry, a po drugie – obejmuje tyle zagadnień, taką problematykę, że zmieści się w niej dosłownie wszystko, niczym w ogólnej teorii wszystkiego modnego żydowskiego filozofa Harariego. I tutaj tkwi niebezpieczeństwo, do którego w sposób istotny może przyczynić się wspomniany dokument “Fiducia supplicans”, która – co prawda według ostatniej instrukcji obsługi – uzależnia “błogosławienie” od uprzedniego “rozeznania” – ale chociaż uzależnia, to zasadniczo dopuszcza, a nawet w pewnym sensie pochwala. Jeśli tedy jakiś uparty biskup, czy – dajmy na to – zwyczajny ksiądz – odmówi sodomczykom lub gomorytkom “błogosławieństwa” – czy będzie mógł z tego powodu zostać zaciągnięty przed niezawisły sąd z powodu “mowy nienawiści” i wtrącony do lochu? Gdyby tak było, to by się okazało, że sama Stolica Apostolska ukręciła bicz na Kościół Chrystusowy.

==============

U znajomego był właśnie „po kolędzie” ksiądz, z tych po-soborowych. Narzekał co prawda na Franciszka, ale mówił, że te zalecane „błogosławieństwa” różnych zboczeńców, to przecież nie śluby. … Można tolerować.

Odpowiedź: A to przecież normalni ludzie sobie w Kościele ślubują, te cztery przysięgi składają. Ksiądz ich decyzje jedynie błogosławi, prawda?

„No niby tak…” odrzekł przekonany ksiądz- postępowiec.