Święty Maksymilian: Tajemnica siły i potęgi katolików.


Tajemnica siły i potęgi katolików
„Rycerz Niepokalanej” 4 [1925] 225-227

Nieraz słyszymy skargę: „Chcę się poprawić, chcę być lepszy, ale nie mogę”. W historii czytamy o wielkich wodzach i zwycięzcach, którzy jednak nie potrafili ujarzmić swoich złych skłonności. Taki na przykład głośny Aleksander Wielki umiera przedwcześnie z powodu – rozwiązłego życia.

Rozglądając się naokół widzimy zastraszający wprost zanik moralności, zwłaszcza wśród młodzieży, a nawet powstają związki – iście piekielne – mające w programie zbrodnię i rozwiązłość – członkowie to owego związku popełnili głośne w Wilnie morderstwo profesora przy egzaminach.

Kina, teatry, literatura, sztuka kierowane w wielkiej części niewidzialną ręką masonerii, zamiast szerzyć oświatę, gorączkowo pracują w myśl uchwały masonów: „My Kościoła katolickiego nie zwyciężymy rozumowaniem, ale zepsuciem obyczajów”.

Jak się temu oprzeć?

Zdawać by się mogło, że takie przyznanie własnej niemocy jak „nie mogę się poprawić” w podobnych okolicznościach, to objaw pokory. – Tymczasem gnieździ się w nim ukryta pycha.

A to w jaki sposób?

Otóż ci ludzie w wielu rzeczach przyznają, że mogą to lub owo uczynić, tylko tej lub innej wady ujarzmić w takich lub innych okolicznościach nie są w stanie.

To wszystko dowodzi tylko, że liczą oni jedynie na własne siły i uważają, że do tej granicy własnymi siłami to lub owo potrafią.

Tymczasem jest to nie prawdą, a kłamstwem, bo własnymi siłami, sami z siebie, bez pomocy Bożej my nic i to zupełnie nic nie mamy i możemy, to od Pana Boga mamy i to w każdej chwili życia od Niego otrzymujemy, bo trwanie w istnieniu to nic innego, jak ciągłe otrzymywanie tego istnienia.

Sami więc z siebie nic nie potrafimy chyba tylko zło, które jest brakiem dobra, porządku, siły

Jeżeli uznamy tę prawdę i spojrzymy na Boga, od którego otrzymujemy w każdej chwili wszystko, co mamy, natychmiast widzimy, że On, Bóg, i więcej dać może i pragnie jako najlepszy Ojciec dać nam wszystko, co nam jest potrzebne.

Gdy jednak dusza sobie przypisuje to, co jest darem Bożym, czyż Pan Bóg może ją obsypać łaskami? Przecież wtedy utwierdzałby ją w fałszywym i aroganckim mniemaniu. Więc z miłosierdzia swojego nie daje tej obfitości darów i… dozwala nawet upadek, by dusza poznała wreszcie czym jest sama z siebie, by na sobie nie polegała, ale z całą ufnością jedynie Jemu się oddała. Stąd też upadki były dla świętych – szczeblami do doskonałości.

Biada jednak duszy, która nawet tego ostatecznego lekarstwa nie przyjmie, ale w pysze pozostając mówi: „nie mogę się poprawić”, bo Pan Bóg też jest sprawiedliwy i z każdej udzielonej łaski zażąda ścisłego rachunku. Cóż więc czynić należy?
Oddać się zupełnie z ufnością bez granic w ręce Miłosierdzia Bożego, którego uosobieniem z Woli Bożej jest Niepokalana.

Nic sobie nie ufać, bać się siebie, a bezgranicznie zaufać Jej i w każdej okazji do złego do Niej jak dziecko do matki się zwracać, a nigdy się nie upadnie. Twierdzą święci, że kto do Matki Bożej modli się w pokusie, na pewno nie zgrzeszy, a kto przez całe życie do Niej z ufnością się zwraca, na pewno się zbawi.

„Rycerz Niepokalanej” 4 [1925] 225-227

The Enemy Within: Tyler Robinson – Charlie Kirk’s Assassin – is Trantifa!

The Enemy Within: Tyler Robinson – Charlie Kirk’s Assassin – is Trantifa!

Charlie Kirk’s Assassin, Domestic Terrorism and Left Wing Violece

ROBERT W MALONE MD, MS SEP 13∙PREVIEW

The opinions expressed below are my own, and do not represent those of the US Government, the Centers for Disease Control and Prevention, or the Advisory Committee on Immunization Practices.

The day after the assassination of Christian youth leader Charlie Kirk, I made the case that it was necessary to wait for confirmation and additional information concerning the shooter and his motives. The recovered rifle and inscribed bullet casings seemed all too convenient, seemingly directing anger and blame towards certain left-wing subcultures. The needed information and confirmation are now available. This was not a lone wolf, this was a representative of a violent left wing subculture, a branch of the Antifa movement known as Trantifa or Transtifa.

If the Turning Point USA organization represents youth reaching for the light and a healthy, positive future, Trantifa is its dark counterpoint. Both compete and are engaged in recruiting and influencing the belief structures of American youth. Corporate media and their leftist echo chamber are guilty of actively and repeatedly portraying Turning Point USA as “far right” and falsely linking this Christian organization to either Fascism or the Neo-Nazi movement. But this is psychological projection and a perversion of both truth and the historic record. Historically, Fascism has always come from the left.

I am confident that certain Democrat party Senators and their aides, as well as their left-leaning Corporate media allies, will be tempted to misconstrue my words. To be explicitly clear, I am now calling on the US Federal Government and its legal investigative, enforcement, and homeland security capabilities to respond in full force to a domestic terrorist threat. I am not calling for, and specifically condemn vigilante violence. This has to be done rigorously, methodically, properly, professionally, and legally.

Based on available information, it is reasonable to infer that a member of the violent leftist organization self-identifying as “Antifa” would consider the founding leader of Turning Point, Charlie Kirk, as a high-value target. Cutting-edge social media researchers and image data mining specialists are rapidly accumulating confirmatory data, but for those who can read the meaning, the inscribed bullet casings tell the story.

Quoting Utah Governor Cox:

The three unfired castings were etched with the following:

“Hey Fascist! Catch! with an up arrow, right arrow, and three down arrow symbols”

“Oh beta chow bela chow bela chow chow chow”

“If you read this, you are gay lamo”

The spent casing carried the following inscription:

“Notices. Bulges. OWO. What’s this?” 

What do the Inscriptions Mean?…

Gdzie Rzym gdzie Krym ? O tupecie owsikoidalnych.

Gdzie Rzym gdzie Krym ? O tupecie owiskoidalnych.

Izabela BRODACKA

Na dużej, szczytowej ścianie budynku na konstancińskim osiedlu Grapa namalowano mural, który w założeniu miał prezentować czy reklamować miasto Konstancin-Jeziornę. Autorem tego „dzieła” jest architekt Tytus Brzozowski, twórca innych murali, które przedstawiają, jak na architekta przystało, różne budynki, budowle i formy architektoniczne. Murale Brzozowskiego powstały, między innymi, w kilku miejscach w Warszawie. Podobny do nich jest też mural konstanciński. Są na nim budynki, które autorowi wydały się typowe, symboliczne, po prostu najważniejsze dla historii i współczesności Konstancina-Jeziorny. Jest na nim pałac w Oborach, odrestaurowana Stara Papiernia ( tak naprawdę Stara Szmaciarnia bo Stara Papiernia była w Mirkowie, parę kilometrów dalej), kilka willi konstancińskich i skolimowskich oraz Tężnia Solankowa. Układ graficzny tego muralu ma formę starego dębu, symbolu Konstancina. Na dole jest Wisła i kilka maleńkich postaci ludzkich, archaicznych i rachitycznych. Nie ma na nim żadnego konstancińskiego kościoła.

To dziwne i paradoksalne, ponieważ mural znajduje się w bliskiej odległości od Ronda Jana Pawła II, a na terenie gminy jest pięć kościołów. Najstarszy 300 letni, barokowy kościół. jest w Słomczynie. Skolimowski, neogotycki kościół, uroczo posadowiony wśród starych sosen jest wykorzystywany w filmach i serialach przy nagrywaniu ceremonii ślubnych. Kościół konstanciński, zaprojektowany przez Józefa Piusa Dziekońskiego ma piękną ceglaną fakturę murów. Kościół w Mirkowie jest nierozerwalnie związany z fabryką papieru. W niej właśnie wyprodukowano papier, na którym napisano tekst Konstytucji 3 Maja. Ten fakt zapewnia mu znaczące miejsce w historii. W Klarysewie jest mały, bardzo ładny kościół o architekturze modernistycznej. Wszystkie one są ważnymi ośrodkami kultu religijnego i mają istotne znaczenie dla tradycji i historii Konstancina-Jeziorny. 

Pięć kościołów i żaden nie znalazł uznania w oczach i umyśle twórcy konstancińskiego muralu? Dlaczego!? Odpowiedź na to ważne pytanie znajdziemy w życiorysie i na stronach mediów społecznościowych Tytusa Brzozowskiego. Pan Tytus zachęcał w nich do głosowania na “kandydata wykształconego, inteligenta, który zna języki obce” i krytykował „innego kandydata, który ma złą przeszłość”.

Pan Brzozowski jest poza tym wielbicielem Owsiaka i systematycznie wspiera jego orkiestrę ofiarowując swoje obrazki na licytację. Zatem w Konstancinie realizowana jest doktryna Nitrasa, czyli trwa opiłowywanie katolików. Tym razem opiłowywanie katolików ma formę nowoczesnego, konstancińskiego muralu pomijającego bardzo ważną część historii, kultury, tradycji i teraźniejszości miasta, w którym w zdecydowanej większości mieszkają katolicy.

Autor muralu z pewnością będzie argumentował, że „Hа вкус и цвет товарищей нет” co się tłumaczy „de gustibus non disputandum est”. Ostatecznie jesteśmy dziedzicami cywilizacji łacińskiej. Inaczej mówiąc, że jest to jego wizja autorska i jego wolny wybór obiektów.

Ale tak nie jest. Murale sporządza się na ogół na czyjeś zamówienie i tak było tym razem. To władze Konstancina-Jeziorny zamówiły tę pracę u pana Tytusa i zapłaciły za nią nie z własnych pieniędzy lecz z pieniędzy podatnika. To one ustalały formę i treść tego “dzieła”. One je ostatecznie zaakceptowały. Ergo – to nie jest wolny wybór autora. Gdyby pan Tytus namalował swój mural, a później, podobnie jak malarze obrazów, szukał dla niego nabywcy na wolnym rynku, byłoby to zupełnie co innego. W sytuacji z jaką mamy do czynienia, zarówno autor, jak i inwestor dokonali określonych wyborów. Wyborów fałszujących prawdę o konstancińskiej rzeczywistości, naszej kulturze, tradycji, historii, naszej tożsamości i miejskim krajobrazie.

Swego czasu z pewnym znajomym domalowaliśmy krzyże na sylwetkach kościołów umieszczonych na znakach drogowych. Na następny dzień ku naszemu zdumieniu wszystkie krzyże zostały zamalowane. Powtórzyłam tę action directe w okolicach Drohiczyna z innym znajomym. Zagapiliśmy się, podjechał radiowóz i otoczyli nas dzielni chłopcy radarowcy. Byli bardzo mili – zamiast wystawić nam mandat albo wręcz nas aresztować wdali się z nami w ideologiczną dyskusję. Było to po 1989 roku i zachowywano wówczas pozory wolności. Otóż zdaniem chłopaków nie umieszcza się na znakach drogowych krzyża katolickiego bo znaki drogowe są własnością wszystkich i każdy może traktować taki anonimowy kościół jako swój. W okolicach Drohiczyna żyje wielu prawosławnych, więc jak twierdzili chłopcy monopol krzyża rzymsko katolickiego byłby dla nich krzywdzący. Przypomniałam im, że nawet Leszek Kołakowski twierdził, że jeżeli traktuje się wszystkie religie jako równowartościowe oznacza to, że nie mają one w naszych oczach żadnej wartości, że stają się folklorem.

olklor jednak też rządzi się określonymi prawami. Jeżeli ma być prawdziwym folklorem jest ściśle regionalny, nie może być uniwersalny. To tak jakbyś przywiózł dziewczynie znad morza na pamiątkę kierpce, a z doliny Pięciu Stawów w Tatrach bursztynową broszkę.

„ Ale przecież obecnie tak jest” argumentował jeden z policjantów i zapewniał, że widział bursztyny sprzedawane na arabskim suku. Rozstaliśmy się w najlepszej zgodzie. Zamiast mandatu otrzymaliśmy pouczenie, a z oczywistych przyczyn nie upieraliśmy się przy swoich racjach. Chłopcy przyznali, że otrzymali od komendanta niezwykle odpowiedzialne zadanie pilnowania znaków drogowych przed wandalami, którzy je niszczą domalowując na wieżach kościołów katolickie krzyże. Jakoś nie zauważyłam, żeby ktoś z równą determinacją pilnował ścian kamienic czy kolejowych płotów przed wandalami (a może artystami) malującymi na nich graffiti.

Dzisiaj poleciłabym chłopcom wspaniałą książkę Pawła Lisickiego pod tytułem „ Mit starszych braci w wierze” choć wątpię czy zrozumieliby jej przesłanie i zrezygnowaliby z bezmyślnego powielania ideologicznych schematów. Polecam ją wszystkim. Jest bardzo ciekawa, rzetelna, oparta na bogatych źródłach i upewniająca nas, że Rzym to nie Krym.

O Chryste ! Globalistyczny Leon XIV o “wykrzykiwanych argumentach i atawistycznych lękach” wobec migrantów

Globalistyczny Leon XIV o “wykrzykiwanych argumentach i atawistycznych lękach” wobec migrantów

Data: 13 settembre 2025Author: Uczta Baltazara 0 Commenti

Wideoprzesłanie Ojca Świętego w sprawie wpisania Lampeduzy na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO – 12.09.2025

Poniżej publikujemy tekst wideo Ojca Świętego Leona XIV, dotyczącego zaliczenia Lampeduzy do „Gestów gościnności” oraz umieszczenia jej na liście niematerialnego dziedzictwa UNESCO.

Wideo Ojca Świętego:

Drodzy bracia i siostry zgromadzeni na Lampeduzie!

„O’scià!” (“O mój oddechu!”).  Tchnienie, oddech: tak się witacie, pozdrawiając się w waszym dialekcie. I tak pozdrowił was nasz ukochany papież Franciszek w 2013 roku, kiedy przybył do was: była to jego pierwsza podróż. Wiecie, że w języku Biblii oddech jest tym, co tłumaczymy jako „duch”. Tak więc, gdy pozdrawiamy się nawzajem – dziś na odległość, ale mam nadzieję, że wkrótce twarzą w twarz – jako wierzący wzywamy dla siebie nawzajem Ducha Świętego, tchnienie Boga.

Owoce Ducha, drodzy przyjaciele, są wśród was obfite. Przypominacie mi to, co apostoł Paweł napisał do chrześcijan w Tesalonice: „przyjęliście Słowo pośród wielkich prób, z radością Ducha Świętego, aby stać się wzorem dla wszystkich wierzących” (1 Tes 1, 6-7). Położenie geograficzne Lampeduzy i Linozy zawsze czyniło z was bramę do Europy. W ostatnich dziesięcioleciach wymagało to od waszej wspólnoty ogromnego zaangażowania w gościnność, która przeniosła was z serca Morza Śródziemnego do serca Kościoła, „tak bardzo”, jak mówi św. Paweł, „że nie potrzebujemy o tym mówić” (1 Tes 1, 8), ponieważ wasza wiara i wasza miłość są teraz znane wszystkim. Jest to dziedzictwo niematerialne, ale rzeczywiste.

Moje „dziękuję”, które jest „”podziękowaniem” całego Kościoła za wasze świadectwo, rozszerza i odnawia podziękowanie papieża Franciszka. „Dziękuję” stowarzyszeniom, wolontariuszom, burmistrzom i administracjom, które z czasem następowały po sobie; „dziękuję” kapłanom, lekarzom, siłom bezpieczeństwa i wszystkim tym, którzy, często niedostrzegalnie, okazywali i nadal okazują uśmiech i życzliwość ludziom, którzy przeżyli swoją desperacką podróż nadziei.

Jesteście bastionem tego człowieczeństwa, które wykrzykiwane argumenty, atawistyczne lęki i krzywdzące działania starają się podkopać. Nie ma sprawiedliwości bez współczucia, nie ma słuszności bez wysłuchania bólu innych. Tak wiele ofiar – a wśród nich ile matek i ile dzieci! – z głębi Mare nostrum woła nie tylko do nieba, ale i do naszych serc. Wielu braci i sióstr migrantów zostało pochowanych na Lampeduzie i spoczywa w ziemi jak nasiona, z których chce wykiełkować nowy świat. Dzięki Bogu, nie brak tysięcy twarzy i imion ludzi, którzy żyją dziś lepszym życiem i nigdy nie zapomną waszej dobroczynności. Wielu z nich stało się rzecznikami sprawiedliwości i pokoju, ponieważ dobroć jest zaraźliwa.

Siostry i bracia, niech tchnienie Ducha nigdy was nie opuszcza! – To prawda, że wraz z upływem lat może pojawić się zmęczenie. Jak w wyścigu, może zabraknąć tchu. Zmęczenie ma tendencję do kwestionowania tego, co zostało zrobione, a czasem wręcz skłóca nas. Musimy zareagować razem, pozostając zjednoczeni i ponownie otwierając się na Boże tchnienie. Całe dobro, które uczyniliśmy, może wydawać się kroplą w morzu. Tak jednak nie jest, to coś znacznie więcej!

Globalizacja obojętności, którą papież Franciszek potępił właśnie z Lampeduzy, wydaje się dziś zmieniać w globalizację bezsilności. W obliczu niesprawiedliwości i niezawinionego bólu jesteśmy bardziej świadomi, ale grozi nam, że staniemy w miejscu, milczący i smutni, ogarnięci poczuciem, że nic nie można zrobić. Co ja mogę zrobić w obliczu tak wielkiego zła? – Globalizacja bezsilności jest dzieckiem kłamstwa: że historia zawsze przebiegała w ten sposób, że historia jest pisana przez zwycięzców. Wydaje się więc, że nie możemy nic zrobić. Tymczasem nie: dzieje są dewastowane przez tyranów, ale ratują je pokorni, sprawiedliwi, męczennicy, w których jaśnieje dobroć, w których autentyczne człowieczeństwo stawia opór i odnawia się.

Tak jak papież Franciszek przeciwstawił się globalizacji obojętności kulturą spotkania, tak chciałbym, abyśmy dzisiaj wspólnie zaczęli przeciwstawiać się globalizacji bezsilności kulturą pojednania. Pojednanie to szczególny sposób spotkania. Dzisiaj powinniśmy spotkać się, lecząc nasze rany, wybaczając sobie nawzajem zło, które wyrządziliśmy, a także to, czego nie zrobiliśmy, ale czego skutki ponosimy. Tak wiele strachu, tak wiele uprzedzeń, tak wiele murów, także niewidzialnych, istnieje między nami i między naszymi narodami, jako konsekwencje zranionej historii. Zło jest przekazywane z pokolenia na pokolenie, z jednej społeczności na drugą. Ale również dobro jest przekazywane i może być silniejsze! – Aby je praktykować, aby przywrócić je do obiegu, musimy stać się ekspertami w pojednaniu. Musimy naprawić to, co zostało uszkodzone, łagodnie obchodzić się ze wspomnieniami, które krwawią, podchodzić do innych z cierpliwością, identyfikować się z ich historią i bólem, zrozumieć, że mamy te same marzenia, te same nadzieje. Nie ma wrogów: są tylko bracia i siostry. To jest kultura pojednania. Potrzebujemy gestów pojednania i polityki pojednania.

Drodzy bracia i siostry, idźmy razem drogą spotkania i pojednania. W ten sposób wyspy pokoju będą się mnożyć, staną się filarami mostów, aby pokój mógł dotrzeć do wszystkich narodów i wszystkich stworzeń. Z tej perspektywy nadziei i zaangażowania, za wstawiennictwem Maryi Gwiazdy Morza, błogosławię was i pozdrawiam z wielką miłością. O’Shia! – I niech zstąpi na was błogosławieństwo Boga Wszechmogącego, Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

INFO: https://press.vatican.va/content/salastampa/it/bollettino/pubblico/2025/09/12/0637/01125.html

O. Roger-Thomas Calmel OP. Dominikanin w czasach kryzysu.

Zawsze Wierni nr 5/2025 (240) czyli: https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/3394

ks. Dominique Bourmaud FSSPX

Dominikanin w czasach kryzysu

Urodzony w południowej Francji o. Roger-Thomas Calmel OP (1914–1975) był jednym z czołowych francuskich intelektualistów w epoce neomodernistycznej, zwłaszcza po rewolucji soborowej. Pochodził z rolniczej rodziny z Langwedocji i wiele z cnót, którymi jaśniał, wpojonych mu zostało przez ojca, który powtarzał: „Pracuj, módl się, zawsze bardzo kochaj najuboższych i pokornych. Cieszę się ze spokoju, jaki okazujesz w pracy. Tego właśnie potrzebujesz. Wiem to z doświadczenia: [najważniejsze są] spokój, cierpliwość, wytrwałość, stanowczość i całkowite zaufanie do Boga”.

Ma 17 lat i znajduje się w niższym seminarium duchownym. Czyta książkę dotyczącą duchowości i traktuje życie poważnie. „Jeśli Augustyn mógł to osiągnąć, czemu nie miałby tego osiągnąć Calmel? Będzie to trudne, ale czy nie moglibyśmy tego dokonać – wspólnie z Jezusem?”. Słowa te świadczą o wielkiej dojrzałości, pokazującej, że całe życie jednostki zależy od kilku „tak” i „nie” wypowiedzianych w wieku 15 lat.

Krótka biografia

To powoli dojrzewające powołanie, które normalnym biegiem rzeczy powinno doprowadzić go w szeregi duchowieństwa diecezjalnego, obiera nagle nieoczekiwany kierunek. W 1936 r. puka on do drzwi klasztoru dominikańskiego w Tuluzie, a pięć lat później otrzymuje w Tulonie święcenia kapłańskie. To właśnie wówczas spotyka po raz pierwszy dominikanki nauczające z Saint-Pré, które miały odegrać ważną rolę w jego życiu apostolskim. Później, podczas krótkiego pobytu w Hiszpanii (1956–1957), napisze o tej zmianie drogi powołania:

Jestem pewien, że moje nagłe wstąpienie do Zakonu [Kaznodziejskiego] pod koniec lata roku 1936 było owocem męczeństwa jakiegoś nieznanego hiszpańskiego dominikanina, zamęczonego przez „czerwonych” latem 1936.

W tym samym czasie o. Roger-Thomas z przerażeniem obserwował dezercję wybitnych francuskich intelektualistów takich jak Mounier, Bernanos czy Maritain, którzy krytykowali katolickie powstanie przeciwko prokomunistycznemu rządowi hiszpańskiemu. Już wówczas uświadamiał sobie katastrofalny wpływ propagandy modernistycznej, zwłaszcza idei jezuity Pierre’a Teilharda de Chardina, na zgromadzenia zakonne. Był bezpośrednim świadkiem odstępstwa struktur Zakonu Kaznodziejskiego, w tym wydawnictwa Cerf z jego periodykiem „Scholasticate”, którego redaktor naczelny o. Marie-Dominique Chenu wywarł zasadniczy wpływ na poglądy o. Yves’a Congara oraz o. Edwarda Schillebeeckxa. Zaszokowany był zwłaszcza postawą wybitnych tomistów i ubolewał, że choć stali oni wyraźnie po stronie prawdy, byli zbyt nieśmiali, aby otwarcie potępić błąd. Nie byli też w stanie skutecznie przeciwstawiać się propagandzie teilhardiańskiej, ponieważ nie doceniali zwodniczego charakteru współczesnych mitów.

Z powodu nawracających problemów zdrowotnych, przede wszystkim jednak ze względu na swą niechęć do wszelkich nowinek liturgicznych i doktrynalnych, o. Calmel przenoszony był wielokrotnie do różnych klasztorów w południowej Francji: w Tuluzie, Marsylii, Sainte-Baume, Montpellier, Biarritz, Sorèze, Prouilhe i ostatecznie w Brignoles, nieopodal Tulonu.

Tuż po powrocie z Hiszpanii w 1957 r. rozpoczął długotrwałą współpracę z kierowanym przez Jeana Madirana tradycyjnym periodykiem „Itinéraires”, na którego łamach opublikował łącznie 150 artykułów. Madiran wyjaśnia:

Współpracowaliśmy przez 17 lat. Nasz układ był prosty. Poprosiłem go, aby był kapłanem Zakonu Kaznodziejskiego dla naszego magazynu. Odpowiedział, że nie może i nie chce być nikim innym.

Po roku od zawarcia „umowy” Madiran wspominał:

Marcel Clément powtarzał, za Jeanem Oussetem, słowa św. Piusa X: „Nie może być świętości tam, gdzie nie ma zgody z papieżem”. Ojciec Calmel poświęcił wiele energii obaleniu owej tezy. Pewności jego nie był w stanie zachwiać nawet autorytet, na jaki się powoływano. Pius X jest świętym i [o. Calmel] czcił go z całego serca, była to jednak prywatna opinia, która w jego ocenie była błędna. Mamy w historii Kościoła kanonizowanych świętych niezgadzających się z papieżami, którzy sami nie zostali kanonizowani. Ojciec Calmel powoływał się zarówno na teologię, jak i na zdrowy rozsądek. Święty Pius X, w tej samej mowie do kapłanów z 2 grudnia 1912, oświadczył: „Nie wolno ograniczać sfery, w której papież może i musi przeprowadzać swą wolę”. Gdyby oznaczało to, że owa sfera nie posiada żadnych ograniczeń lub też jedynie takie, jakie określone zostaną przez papieża, abstrahując od wszelkich obiektywnych kryteriów, o. Calmel uznawałby to za błąd. Przekonywał jednak daremnie. Błąd nie był oczywisty. Miało to miejsce za pontyfikatu Piusa XII. Dopiero późniejsze wydarzenia przekonać nas miały o jego [o. Calmela] słuszności.

W obliczu istnego potoku heretyckich książek i broszur propagujących myśl o. Teilharda de Chardina o. Calmel używał pióra w obronie Tradycji. Jego artykuły są prawdziwymi klejnotami doktryny. Niektóre z nich trafiły do szerszego odbiorcy – wydane w formie książkowej stały się w tych czasach diabolicznej dezorientacji dla wiernych prawdziwymi latarniami morskimi. Odzwierciedlają one mistyczny realizm duszy żyjącej w rzeczywistości nadprzyrodzonej, a jednak bardzo świadomej potrzeby zdecydowanego oporu wobec szalejących wokół niej sił zniszczenia. Oto lista takich prac, w większości nietłumaczonych na inne języki, przy czym ostatnie tytuły mają charakter bardziej polemiczny: According to the Gospel, If Your Eye is Simple, School and Sanctity, Renewed Christian School, On our Roads of Exile, Theology of History, The Grandeurs of Jesus Christ, Brief Apology for the Church of all Times, The Mysteries of the Kingdom of Grace1 (2 tomy).

Obrońca prawdy w latach 60. XX wieku

Podczas II Soboru Watykańskiego o. Calmel podkreślał, że bardzo nie podoba mu się

elastyczny i nieprecyzyjny [język], który interpretować można na wszelkie sposoby i który każdy wykorzystywać może dla swych własnych celów. (…) Napawa mnie on tym większym lękiem, że używany jest przez władze Kościoła. Sformułowania takie wydają mi się stanowić bezpośrednią zniewagę wobec Tego, który powiedział: „niech mowa wasza będzie: tak, tak; nie, nie”2.

Mętny język wystrzega się wszelkiego rodzaju definicji, definiowanie bowiem oznacza wyznaczanie granic, odróżnianie prawdy od fałszu. Dziś jednak nie ma miejsca na anatemy. Jak gdyby Kościół nie miał już wrogów, jak gdyby świat pogodził się z Chrystusem. „Chce się sprowadzić nas do bezkształtnych kijanek czy też do ektoplazm, bez serca i bez namiętności”.

Po 1965 r. opisywał dokumenty soborowe za pomocą obrazowych metafor:

Ogólnie rzecz biorąc, odnieść można wrażenie, że zostaliśmy przysypani stosem poduszek. Poduszek nie da się obalić. Jeśli chce się zadusić nas ich ciężarem, wyciągamy nóż, wykonujemy kilka cięć i pozwalamy, by pióra rozwiały się na wietrze. W tym wypadku takim nożem są definicje soborów poprzedzających Vaticanum II.

„Jesteśmy świadkami nie reformy Kościoła, ale rewolucji i rozboju”. Rozważania na temat rewolucji [anty]francuskiej pozwoliły mu sformułować dojrzałą ocenę II Soboru Watykańskiego:

Rozmyślając nad rewolucją, doszedłem do wniosku, że posiada ona trzy charakterystyczne cechy: nie jest lekarstwem na nadużycia, ale atakiem na samą naturę rzeczy; nie przynosi szlachetnych i mądrych pragnień ukierunkowanych na odnowę, ale zatruwa je i ukierunkowuje na zniszczenie; nie stanowi dominacji widzialnej władzy ani tyranii, ale prowadzi do zniewolenia przez władzę ukrytą, od której nie można się do nikogo odwołać, ponieważ przypomina ona truciznę szerzącą się w całej tkance społecznej.

Ostateczna konkluzja brzmiała następująco: „Vaticanum II brak jest autorytetu właściwego soborom powszechnym”.

Jego krytyka II Soboru Watykańskiego rozciągała się również na nikczemną reformę liturgiczną końca lat 60.:

Paweł VI rewolucyjnie zainicjował nieustanną reformę, która potęguje dwuznaczności i prowadzi do protestantyzmu. Ten, kto to dostrzega – jak to ma miejsce w przypadku wielu kapłanów – nie może godzić się na współudział [w tym przedsięwzięciu].

Zwracając się do seminarzystów z Ecône podczas rekolekcji wielkopostnych w 1974 r., tłumaczył, że modernizm jest wirusem bardzo zaraźliwym, należy więc unikać wszelkiego z nim kontaktu. Zwracał też uwagę na to, że:

Dawanie świadectwa to absolutna konieczność. Jeśli daję świadectwo katolickiej Mszy, muszę unikać innych Mszy. Byłoby to jak kadzidło ofiarowane bożkom: nie wolno nam ofiarować ani jednego ziarna.

Tym, którzy zarzucali mu, że odrzucanie przez niego nowego rytu Mszy kłóciło się z cnotą posłuszeństwa, przypominał o zasadach chrześcijańskiego posłuszeństwa, które nie zwalniają nikogo z obowiązku poszukiwania prawdy i sprzeciwiania się poleceniom sprzecznym z nakazami Chrystusa. Czas ten zapowiada panowanie Antychrysta, a lud Boży jest zwodzony, oszukiwany i zdradzany przez swych przywódców. Musimy wiedzieć, jak stać się świętymi w czasie, gdy prekursorzy Antychrysta okupują Miasto [święte] i trzymają Kościół w kajdanach.

U konserwatywnych kapłanów, którzy nauczają o obowiązku bezwarunkowego posłuszeństwa, dostrzegał „rodzaj bałwochwalczego kultu osoby papieża”. Jak podkreślał, grzeszyć można również poprzez posłuszeństwo.

Kościół nie jest w żadnym wypadku gigantyczną administracją religijną, w której domagano by się jedynie bezwzględnego podporządkowania. Nie! Kościół jest Mistycznym Ciałem Chrystusa, Jego świętą Oblubienicą. Właśnie ta transcendencja pozwala posłusznym duszom sprzeciwiać się – z szacunkiem, lecz stanowczo – poleceniom hierarchii, jeśli w ewidentny sposób sprzeczne są one z Tradycją. Jak wyjaśnia w prostych słowach o. Calmel: „To Kościół nauczył mnie postępować w taki sposób: nie godzić się nigdy na to, co jest szkodliwe dla wiary”.

Podstawowa taktyka modernizmu polega na zmuszaniu wiernych do uległości poprzez szantażowanie cnotą i odrzucanie – w imię cnoty – niezbędnych środków uświęcenia3. Modernizm zwodzi swe ofiary, odwołując się do posłuszeństwa, przedstawiając każdą krytykę reform jako przejaw pychy, wykorzystując szacunek należny papieżowi i szermując hasłami jedności i miłości.

Dajcie nam biskupa

W dekadzie bezpośrednio po Soborze podejmowane były liczne inicjatywy, w ramach których zwykli wierni oraz pojedynczy kapłani tworzyli systemy obronne pozwalające opierać się niszczącemu świat katolicki modernistycznemu tsunami. Z biegiem czasu oczywiste stały się jednak ograniczenia i słabości owych odizolowanych od siebie struktur. W miarę jak modernistyczne zło się nasilało, a zdrady mnożyły, dla o. Calmela jasne stało się, że jedynym ratunkiem może być posiadanie [ortodoksyjnego] biskupa.

Arcybiskupa Lefebvre’a poznał w roku 1963 w Bretanii i od 1967 roku prowadził z nim regularną korespondencję. Później pisał do ks. Dulaca o swoim przekonaniu, że jedynie ten prałat, przełożony Zgromadzenia Ducha Świętego, mógłby zjednoczyć rozproszone siły w walce o obronę wiary:

Chętnie napiszę ponownie do abp. Lefebvre’a. Oczywiście zajęcie publicznie stanowiska przeciwko obecnym reformom wiąże się dla niego z poważnym ryzykiem. Wydaje mi się jednak, że nie czyniąc tego, ryzykowałby jeszcze więcej, zwłaszcza spokojem sumienia, którego tak wielu potrzebuje, my zaś pozbawieni bylibyśmy jednoczącego nas czynnika (…). Jak wówczas moglibyśmy wydobyć się z tego chaosu? W dniu, w którym będziemy mogli powiedzieć: „Biskup zajął stanowisko; nasz opór wobec zamętu liturgicznego, dogmatycznego i dyscyplinarnego nie jest jedynie inicjatywą świeckich i kapłanów – mamy też biskupa” – tego dnia wszystko stanie się jasne, zjednoczymy wahających się, a inni biskupi pójdą w jego ślady. Codziennie modlę się do Matki Bożej i św. Dominika, aby abp Lefebvre przemówił głośno i w sposób jednoznaczny. Dostrzegam tylko jego.

Kilka tygodni później był w doskonałym nastroju – przekonany, że Arcybiskup ostatecznie przerwie milczenie. Dzięki swym kontaktom o. Calmel był w stanie docenić nie tylko jego ortodoksję i umiłowanie Tradycji, ale też wielką skromność. W prywatnym liście pisał:

Arcybiskup Lefebvre ze Zgromadzenia Ducha Świętego napisał do mnie uprzejmy list. Należy on do dość rzadkiego gatunku ludzi – strażników wiary, którzy nie postępują lekkomyślnie.

Z radością powitał informację o założeniu przez Arcybiskupa seminarium. „Wszystko jest gotowe. W końcu biskup zabrał głos!”. Czekała go jednak niespodzianka, kiedy abp. Lefebvre, zmuszony do utworzenia seminarium, które miało zostać otwarte we Fryburgu, to właśnie jego poprosił o objęcie funkcji rektora. Rozważywszy to w swym sumieniu, o. Calmel uznał się zmuszonym do odrzucenia tego zaszczytu, relacje pozostały jednak bardzo przyjazne i po konferencji wygłoszonej w Tulonie w 1970 r. był pod wielkim wrażeniem solidności doktrynalnej, nadprzyrodzonego ducha i roztropności oraz spokoju Arcybiskupa. Jak pisał:

Rzadko zdarzało mi się widzieć biskupa mniej nierozważnego i bardziej konkretnego od abp. Lefebvre’a. Potwierdza to moje pierwsze wrażenie z 1963 r., kiedy to spotkaliśmy się w Bretanii. Uświadomiłem sobie wyraźniej, że niesprawiedliwością byłoby proszenie tego biskupa o pisanie książek, a nawet artykułów. Jest on przede wszystkim człowiekiem władzy, człowiekiem Bożym, który w świątobliwy sposób wypełnia misję rządcy Kościoła.

Wierność do śmierci

Przyjaźń między nimi trwała aż do śmierci o. Calmela 3 maja 1975 r., zaledwie rok po tym, jak dał on seminarzystom z Écône dowody swej niezachwianej wierności Tradycji. W tamtym czasie pełnił już od roku, cum permissu superiorum4, funkcję kapelana dominikanek nauczających z Saint-Pré. Siostry owe, pozostając z nim w bliskim kontakcie i korzystając z jego duchowego wsparcia, przeniosły się z domu macierzystego, aby wierne Tradycji mogły pozostać razem, unikając kłopotów pojawiających się w innych domach ich zgromadzenia. W ten sposób założony został klasztor w Brignoles, gdzie ich ukochany Ojciec pełnił funkcję kierownika duchowego. Tam też ów prekursor oporu w niespokojnych czasach został pochowany. O pozostawionej przez niego spuściźnie mówi wymownie memento inspirowane Mszą na wspomnienie św. Dominika:

Przepełniony miłością i mężny syn św. Dominika,
Gorliwy uczeń św. Tomasza z Akwinu,
Pełen odwagi i mądrości swojego Zakonu,
Niestrudzony szerzyciel kultu Niepokalanego Serca Maryi,
Wierny i niezachwiany świadek Mszy św.,
Ojciec i kierownik duchowy wszystkich zwracających się do niego o pomoc,
Novus Athleta Domini – jak śpiewają jego współbracia o św. Dominiku.
Niech swymi żarliwymi modlitwami wstawia się nieustannie przed tronem Najwyższego Króla za osieroconą przez siebie owczarnią.

Za „The Angelus”, lipiec 2017, tłumaczył Tomasz Maszczyk5.

Przypisy

  1. tinyurl.com/Roger-Calmel [dostęp: 15.07.2025].
  2. Listę tych książek prezentujemy po angielsku, gdyż w tym języku artykuł został napisany – przyp. red.
  3. Mt 5, 37.
  4. Oryginał tego artykułu w tym miejscu zawiera termin means of formation, czyli ‘środki formacji’ – przyp. red.
  5. cum permissu superiorum (łac.) ‘za pozwoleniem przełożonego’ przyp. red.

Murzynku Bambo, w Afryce mieszkaj ! MEM-y VI.

==============================================================

——————————

[No, ale przecież narkomanów i sprzedawców narkotyków należny bronić za wszelka cenę !!

=========================================

———————————————-

[NA Ukrainę młody nieuku.. ]

————————————-

==============================

——————————————-

————————————–

Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

Jak nie Katarzyna, to król pruski

Jak nie Katarzyna, to król pruski

Stanisław Michalkiewicz 13 września 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5892

Jak wiadomo, sukces ma wielu ojców, podczas gdy klęska jest sierotą. Mimo starań podejmowanych przez Księcia-Małżonka, który ręcznie instruował pana prezydenta Karola Nawrockiego, żeby podczas spotkania z prezydentem Trumpem nie dłubał w nosie, nie trzymał rąk w kieszeniach, nie garbił się, a na pytania odpowiadał zdaniami pełnymi treści – a zwłaszcza przez funkcjonariuszy Propaganda Abteilung, którzy wprost wyłazili ze skóry, żeby już po spotkaniu wskazać jakiś kompromitujący prezydenta Nawrockiego szczegół – stanęło na tym, że pan prezydent Nawrocki odniósł w Waszyngtonie sukces.

Sukces zaś polegał nie tylko na tym, że prezydent Trump powtórzył, iż „nigdy nie myślał” o redukcji amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce; przeciwnie – „jak będzie trzeba”, to gotów jest tę obecność nawet zwiększyć – ale również na tym, że specjaliści od „mowy ciała”, których namnożyło się u nas bez liku, doszli do wniosku, iż prezydent Trump chyba prezydenta Nawrockiego lubi.

Co prawda dziennikarze w Gabinecie Owalnym pytali przede wszystkim o sprawy związane z tzw. aferą Epsteina – bo amerykańska opinia publiczna chciałaby się dowiedzieć, czy w fałszywych pogłoskach, wiążących prezydenta Trumpa z tą aferą jest jakieś ziarenko prawdy, czy nie ma – ale każdy przecież rozumie, że są na świecie sprawy ważne i sprawy nieważne. Oliwy do ognia dolał poza tym towarzyszący panu prezydentowi Nawrockiemu Wielce Czcigodny Adam Bielan, który otwartym tekstem ujawnił, że obywatel Tusk Donald ma w Białym Domu szlaban. Nawet jeśli Wielce Czcigodny swoim zwyczajem trochę koloryzuje, to trudno się temu dziwić, skoro obywatel Tusk Donald otwartym tekstem demaskował amerykańskiego prezydenta jako agenta Putina. Zdaje się, że Książę-Małżonek też nie jest tutaj bez winy – ale on jest w sytuacji znacznie lepszej od obywatela Tuska Donalda. Chodzi o to, że Małżonka Księcia-Małżonka, nasza Jabłoneczka, z uwagi na swoje pierwszorzędne korzenie, zawsze jest w stanie załatwić Księciu-Małżonku w Ameryce jakąś nagrodę pocieszenia. Toteż zanim jeszcze pan prezydent Nawrocki zdołał opuścić Biały Dom, Książę-Małżonek naspotykał się, z kim tylko mógł – czym nie omieszkał się pochwalić na konferencji prasowej, którą pragnąca uchodzić za obiektywną telewizja Polsat, w całości transmitowała. Najwyraźniej Książę-Małżonek też uznał, że panu prezydentowi Nawrockiemu amerykański debiut się udał, w związku z tym postanowił zaprezentować się w charakterze ojca tego sukcesu.

Było to konieczne również z tego powodu, że wprawdzie obywatel Tusk Donald też udał się w zagraniczną podróż, gwoli wzięcia udziału w spotkaniu tzw. „koalicji chętnych” – ale w sieci pojawiły się zdumiewające obrazy, jak to francuski prezydent Macron osobiście wychodzi witać każdego z przybyłych gości – a na powitanie obywatela Tuska Donalda wysyła jakiegoś urzędnika. Pewnie dlatego w niezależnych mediach głównego nurtu pojawiły się informacje, jakoby obywatel Tusk Donald odbył potem rozmowę w cztery oczy z prezydentem Macronem – ale co się stało, to się nie odstanie.

Powtórzyła się scena z kolejowej pielgrzymki „chętnych” do Kijowa, kiedy to starsi i mądrzejsi nie dopuścili obywatela Tuska Donalda do konfidencji, tylko skierowali go w miejsce odosobnione, podobno nawet – w co nie wierzę – do wagonu bydlęcego. Na domiar złego, prosto z Waszyngtonu, prezydent Nawrocki poleciał do Rzymu, gdzie konferował z szefową tamtejszego rządu, panią Meloni, a następnego dnia został, wraz z Pierwszą Damą, przyjęty przez papieża Leona XIV. Wprawdzie papież Leon XIV dlaczegoś zachowuje się tak, jakby go w ogóle nie było, ale tak czy owak, widać wyraźnie, że pan prezydent Nawrocki zamierza przejąć inicjatywę od vaginetu obywatela Tuska Donalda w zakresie polityki zagranicznej i że całkiem nieźle sobie na tym odcinku frontu radzi.

Na tym tle nie bez pewnej melancholii wypada odnotować, że polityka zagraniczna, wszystko jedno – czy w wydaniu vaginetu, czy w wydaniu pana prezydenta, polega na trzymaniu się jakiejś klamki. Obywatel Tusk Donald, najwyraźniej świadom, że jego możliwości w Ameryce są niewielkie, no a poza tym swoje wyniesienie zawdzięcza Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje, trzyma się klamki niemieckiej, podczas gdy pan prezydent Nawrocki – raczej amerykańskiej – a za sukces uważa zapewnienie, iż wojska amerykańskie w Polsce pozostaną, a „jeśli będzie trzeba”, to będzie ich nawet więcej. Warto w związku z tym przypomnieć, że dwa lata temu nawet Ukraina nie życzyła sobie żadnych obcych wojsk na swoim terytorium.

Teraz, to co innego; teraz prezydentowi Zełeńskiemu zmiękła rura i ratunek dla siebie widzi w „siłach pokojowych”, których wystawieniem mami go właśnie „koalicja chętnych” – tym skwapliwiej, że Rosja z góry oświadcza, że na żadne siły pokojowe z krajów NATO się nie zgodzi. Tymczasem my liczymy na Amerykanów, chociaż przecież wiadomo, że amerykańskie wojsko na pewno nie będzie słuchało rozkazów rządu polskiego, tylko własnego – i jak ten ichni rząd powie: chłopaki, tu się robi niebezpiecznie, więc wracamy do domu – to co my wtedy zrobimy?. Okazuje się, że od XVIII wieku nic się u nas nie zmieniło – jak nie Katarzyna, to król pruski.

Wracając do konferencji Księcia-Małżonka, to postawił on tam retoryczne pytanie, czy ktoś potrafi mu przedstawić chociaż jeden powód, dla którego nominacja pana Bogdana Klicha na ambasadora RP w Waszyngtonie byłaby niewłaściwa. Spieszę tedy z odpowiedzią. Pan Bogdan Klich, jak wiadomo, jest lekarzem-psychiatrą. Wysyłanie na ambasadora do Waszyngtonu akurat lekarza-psychiatrę, może być tam potraktowane, jako jakaś piekielna aluzja, a skoro już zdecydowaliśmy się trzymać amerykańskiej klamki, to trzeba takie rzeczy brać pod uwagę. Wprawdzie pan doktor Bogdan Klich w swoim czasie kierował instytutem studiów strategicznych – ale niech ta nazwa nas nie zwiedzie, bo ten cały instytut zajmował się takimi „strategicznymi” zagadnieniami, jak wpływ kultury żydowskiej na Polską – itp.

A skoro dotarliśmy do spraw żydowskich, to warto odnotować inicjatywę obywatela Żurka Waldemara, którego obywatel Tusk Donald wziął do swego vaginetu na chłopaka od mokrej roboty. Otóż obywatel Żurek pochwalił się, że wystąpił do Parlamentu Europejskiego o cofnięcie immunitetu Grzegorzowi Braunowi. Myślę, że Parlament Europejski do tego wniosku się przychyli, bo właśnie Grzegorz Braun, na forum jakiejś komisji, uczynił temuż Parlamentowi gorzkie wyrzuty, że zajmuje się „zielonymi wałami”, a tymczasem w Strefie Gazy, na oczach całego świata, dokonuje się ludobójstwo. To może jeszcze uszłoby mu płazem, gdyby nie postawił pytania, w jakim stopniu odpowiadają za to władze bezcennego Izraela, a w jakim – Żydowie żyjący w diasporze.

To pytanie nabiera ciężaru gatunkowego w świetle deklaracji Leszka Millera podczas piwa z Mentzenem. Leszek Miller powiedział, że zapytał Beniamina Netanjahu, czy bezcenny Izrael słucha się Żydów z diaspory, czy odwrotnie – Żydowie w diasporze słuchają władz bezcennego Izraela. Beniamin Netanjahu miał mu powiedzieć, że bez względu na to, czego sprawa dotyczy, decyzje podejmowane są w Tel Avivie. Toteż nic dziwnego, że Juderat już nie może doczekać się wtrącenia Grzegorza Brauna do lochu wydobywczego. A ponieważ u nas prędzej czy później, zwłaszcza pod rządami Volksdeutsche Partei, wszystko musi być na modłę niemiecką, to warto zwrócić uwagę na serię zagadkowych zgonów polityków AfD i to przed wyborami. Wprawdzie wszyscy oni mieli umrzeć śmiercią naturalną – ale tak czy owak, lepiej rozumiemy przyczyny nominacji obywatela Żurka Waldemara.

Stanisław Michalkiewicz

Co za straszna era, w której idioci rządzą ślepymi

To nasza gra!

Autor: CzarnaLimuzyna, 13 września 2025

Co za straszna era, w której idioci rządzą ślepymi.

William Szekspir

AIX

Trwa kampania zniesławiająca Polaków, którzy stawiają interes swojej Ojczyzny wyżej niż jakikolwiek inny, a tym bardziej interes wrogów Polski.

Sprawa jest tak ewidentna, że aż prawie identyczna – przypominająca podobne akcje propagandowe z czasów stalinowskich, kiedy głównym wrogiem były USA, a bezalternatywnym przyjacielem sowiecka Rosja w kształcie komunistycznego imperium ZSRR.

Każde słowo wypowiedziane przeciw Związkowi Zdradzieckiemu było piętnowane i karane. Dziś jest podobnie. Ta tragikomiczna powtórka z historii spowodowała, że po raz kolejny niektórzy nasi wrogowie zostali wywindowani na piedestał.

Tusk i Sikorski kłamią

Tusk, Sikorski et consortes nazywając Polaków trollami Putina, mówią nieprawdę. Propaganda lewicowej koalicji uderza w najbardziej patriotyczną, świadomą część społeczeństwa polskiego, która nie uważa ani Rosji Putina ani innych bytów politycznych typu Unia, Ukraina, Niemcy oraz Izraela za przyjaciół Polski. Skład naszych wrogów zasila również, nie od dziś, Potworna Brytania.

Oprócz świadomych szubrawców, w antypolskim chórze znajdują się po prostu zwyczajni głupcy nie potrafiący myśleć logicznie i myśleć, co kluczowe – po polsku.

Fakt, że Rosja walczy z naszym wrogiem czyli banderowską Ukrainą nie czyni Putina naszym przyjacielem ani nawet sojusznikiem i nie daje mu moralnego prawa do polskiego wsparcia i jakiejkolwiek pomocy, w tym prawa do masowego osiedlania się w Polsce, obywatelom Rosji. Podobnie jest z postsowiecką Ukrainą – mroczną częścią ziem zajętych od dawna przez Mordor.

Obce racje stanu. Ahistoryczne brednie

To nasza gra… to nasza wojna!

Obce racje stanu, stręczone nam od wielu lat, o których pisał Herbert, mają wiele sztandarów.

kolory sztandarów zmieniają się jak las na horyzoncie
od delikatnej ptasiej żółci na wiosnę przez zieleń czerwień do zimowej czerni

A dziś ponownie czerwono-zielony, czerwono-czarny oraz unijny wraz z „tęczowym”. Mówiąc najprościej: obce racje stanu – unijna, niemiecka, rosyjska, ukraińska, żydowska, islamska zawsze były, są i pozostaną sprzeczne z racją stanu Polski.  Sytuacja może się zmienić tylko w jednym przypadku, gdy ww. staną się Polakami, nigdy odwrotnie. Polakami w sensie narodowym i cywilizacyjnym.

O autorze: CzarnaLimuzyna

Zalew czy potop. MEM-y V.

—————–

—————————

——————————

——————————-

———————————————–

————————————

———————————

—————————–

Wlk. Brytania; Shabana Mahmood nowa minister MSW

===============================================

Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

Demonstracje przerażonego satanizmu. MEM-y IV.

[To ulewa, nie, to powódź. Czego? Jawnego satanizmu. md]

=====================================

=============================

————————————-

==================================

————————————————

——————————————–

——————————————-

—————————————–

————————————

Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

И страшно и смешно… MEM-y III.

————————————-

——————————–

——————————————–

Podwójne jajca: Bo już wczoraj chyba opublikowałem zdjęcie tej chałupy, po jakiejś wichurze przed rokiem. md

==============================================

=====================================

===================================

——————————————–

wyrazy miłości, pokoju i współczucia

Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

Leon XIV znów “puszcza bąka”: Impreza pół-porno na Placu św. Piotra. Aaale cyce…

Leon XIV znów “puszcza bąka”: Impreza na Placu św. Piotra

12 settembre 2025Author: Uczta Baltazara

babylonianempire./leon-xiv-znow-puszcza-baka-impreza-na-placu-sw-piotra

„Grace For The World”: W sobotę 13 września 2025, w Watykanie odbędzie się bezpłatny mega-koncert

Wszystko jest gotowe do Światowego Spotkania na temat Braterstwa Ludzkiego 2025, które ma miejsce po raz trzeci. Impreza odbędzie się w piątek 12 i sobotę 13 września pod patronatem Bazyliki Świętego Piotra.

W sobotni wieczór, Plac Świętego Piotra stanie się centrum międzynarodowej imprezy zatytułowanej „Łaska dla świata”. Wyjątkowe wydarzenie przekształci Plac Świętego Piotra w światową scenę. O godzinie 20:00 czasu włoskiego Disney+ wyemituje na żywo program, który łączy w sobie uroczystości religijne i międzynarodową kulturę muzyczną.

Na scenie nie zabraknie gwiazd takiego kalibru jak Jennifer Hudson i BamBam, którzy będą dzielić scenę z Pharrellem Williamsem; pojawi się także Andrea Bocelli, John Legend, Karol G, Clipse, Teddy Swims, Jelly Roll i Angélique Kidjo. Widowisko będzie jeszcze bardziej imponujące dzięki powietrznemu pokazowi dronów i świateł przygotowanemu przez Nova Sky Stories, z obrazami inspirowanymi Kaplicą Sykstyńską. https://www.today.it/vision/musica/concerto-vaticano-grace-for-the-world-ospiti.html https://www.turismoroma.it/it/eventi/concerto-grace-world

……………….

Petycja: Odwołać występ Karol G podczas koncertu w Watykanie!

Jako osoba wierząca, zaangażowana w przekazywanie wartości chrześcijańskich, jestem głęboko zaniepokojona udziałem Karol G w koncercie „Grace for the World”, organizowanym przez Watykan 13 września 2025.

Jej przekaz artystyczny – zawierający wyraźne odniesienia do seksualności, zażywania substancji odurzających oraz estetykę promującą świeckie podejście do kobiecej emancypacji i propagującą w swojej fundacji stosowanie środków antykoncepcyjnych przez nastolatki – jest sprzeczny z zasadami czystości, szacunku i duchowości naszej chrześcijańskiej moralności, które staramy się wpajać młodym pokoleniom.

Decyzja ta ma bezpośredni wpływ na wysiłki tysięcy rodzin, które żyjąc w kulturze coraz bardziej oddalonej od wiary, walczą o wychowanie młodzieży według solidnych zasad. Obecność osoby publicznej, której twórczość jest całkowicie sprzeczna z wartościami chrześcijańskimi, może wywołać dezorientację wśród młodych ludzi i osłabić przesłanie duchowe, które Stolica Apostolska stara się przekazać.

Rozumiemy, że celem tego przedsięwzięcia jest zgromadzenie ludzi w atmosferze refleksji, wiary i braterstwa. Dlatego uważamy za niezbędne, aby zaproszeni artyści spójnie reprezentowali wartości Ewangelii. Istnieje wielu utalentowanych muzyków latynoamerykańskich, których kariera artystyczna i przesłanie są ściśle związane z misją Kościoła i mogą pozytywnie inspirować młodzież.

Apelujemy do organizatorów o uwzględnienie tych obaw, które są szeroko podzielane przez społeczność chrześcijańską – o czym świadczą reakcje w mediach społecznościowych – i wybranie osoby, która uszanuje zasady przewodnie koncertu. Wierzymy, że dzięki temu wzmocni się jego główny cel: zjednoczenie, oświecenie i odnowienie wiary uczestników.

Jako katolicy powinniśmy zabrać głos! 

Podpisz tę petycję i udostępnij ją, aby wesprzeć apel o refleksję i odpowiedzialność w wyborach artystycznych dokonywanych z okazji koncertu „Grace for the World” w Watykanie 13 września 2025. 

INFO: https://www.change.org/p/cancelar-participaci%C3%B3n-de-karol-g-en-el-concierto-del-vaticano https://silerenonpossum.com/it/droni-sulla-cupola-tartine-nei-musei-il-vaticano-in-versione-las-vegas/

https://en.wikipedia.org/wiki/Karol_G

Karol G mówi, że teksty „+57” postrzegane jako seksualizujące nieletnich zostały „wyrwane z kontekstu” https://www.latimes.com/entertainment-arts/music/story/2024-11-12/karol-g-apologizes-57-lyrics-sexualizing-minors-controversy

Męka Katji zaczęła się stopniowo. Ofiara zbrodniarzy kowidowych mówi.

https://geimpft-geschaedigt-geleugnet.de/ralf-tillenburg-katja/ich-hab-alles-nachweisen-lassen

Katja była zdrowa, kiedy w 2021 roku otrzymała pierwszą dawkę szczepionki przeciwko COVID-19. Dziś żyje z ponad 30 diagnozami, wymaga intensywnej opieki i każdego dnia walczy o przetrwanie. W rozmowie z lekarzem Ralfem Tillenburgiem i Johannesem Clasenem opisuje swoją dramatyczną historię – z pozytywnymi wynikami badań laboratoryjnych, ale bez refundacji z systemu opieki zdrowotnej. Ponieważ może udowodnić wszystkie swoje diagnozy wynikami, domaga się teraz uznania i pomocy.

Kiedy w kwietniu 2021 roku Katja otrzymała pierwszą dawkę szczepionki przeciwko COVID-19, nie miała pojęcia, że ten moment zmieni całe jej życie.

Dziś, cztery lata później, ciężko chora, pracuje w gabinecie lekarza rodzinnego Ralfa Tillenburga, który specjalizuje się w leczeniu pacjentów po szczepieniach. To, co nam opowiada, jest szokujące; siedzenie przed kamerą i opowiadanie o swoich przeżyciach ewidentnie wymagało ogromnej energii.

Katja mówi, że przed szczepieniami była zdrowa i miała jedynie alergię na nikiel. Ma obecnie ponad 30 diagnoz chorób,, z których wiele jest poważnych i nieodwracalnych.

Męka Katji zaczęła się stopniowo. Po pierwszym szczepieniu poczuła znaczące zmiany. Po drugim szczepieniu w maju 2021 roku stan się pogorszył, a trzecie szczepienie tylko pogorszyło sprawę. Niestety, wszystkie trzy serie szczepionek, które otrzymała Katja, należą do tych uznanych za szczególnie szkodliwe – co udokumentowano w tym przeglądzie. Trzy serie szczepionek Katji zostały również wymienione w analizie podejrzeń reakcji poszczepiennych i powikłań opublikowanej przez Instytut Paula Ehrlicha.

Św. Helena i Cywilizacja godności kobiety. Święto Podwyższenia Krzyża.

“Strong, independent” a Helena i krzyż

Krystian Kratiuk https://pch24.pl/strong-independent-helena-i-krzyz/

Jedną z postaci kładących istotne fundamenty pod budowę potężnej cywilizacji chrześcijańskiej była kobieta. Bardzo różniąca się jednak w spojrzeniu na to co w świecie ważne od tego, co próbuje się zaimplementować w głowach dzisiejszych kobiet.

Wiele dziś mówi się o silnych, niezależnych kobietach (strong, independent woman). O ich mocy (girl power) i niezwykłych dokonaniach na polu osobistym, zawodowym i społecznym. W XXI wieku koryfeuszom nowego feminizmu wydaje się, że po raz pierwszy w dziejach odkryli potęgę kobiety, że wyzwolili ją z jakichś rzekomych kajdan, że formując je w duchu neomarksistowskim tworzą nową, wielką cywilizację strong, independent women.

To, że źródeł i jednocześnie celów tej swoistej neo-kobiecości upatrują w odwołaniu do wspomnianego kolejnego etapu marksistowskiej walki klas, prowadzi do konkretnych konsekwencji – skoro dziś dawną walkę klas uprzywilejowanych z klasami niższymi zastąpiła walka płci, to w sposób oczywisty kobiety muszą zacząć nienawidzić mężczyzn. I ich zniszczyć.

I oto kobiety pracują, robią karierę, zdają się sobie silniejszymi niż nigdy dotąd, gardzą mężczyznami nienadążającymi za tymi zmianami i przestają wchodzić w związki, ewentualnie rozbijają je (własne i cudze), uprawiają seks z kim i kiedy chcą, nie rodzą dzieci. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że cywilizacja którą chcą budować, musi wobec tego skończyć się na następnym pokoleniu, z przyczyn całkowicie biologicznych. A tych akurat, wspierająca wszelkie zmiany na polu moralnym i kulturowym nauka (zmiana orientacji, zmiana płci, zmiana pozycji społecznej kobiety, a więc i mężczyzny, zmiana modelu rodziny) jeszcze przewalczyć nie potrafi.

Prawdziwa siła i niezależność

Znamy z historii świata jednak kobiety, które były żonami i matkami, jednocześnie będąc kobietami niezwykle silnymi, zdeterminowanymi, mocnymi. Których działanie rzeczywiście przyczyniło się do tego, że powstał nowy świat, nowa cywilizacja. Cywilizacja chrześcijańska, uwypuklająca zresztą rolę kobiety jak żadna dotąd w dziejach, wzmacniająca ją wobec cywilizacji pogańskich i wynosząca na niespotykany poziom. Cywilizacja czcząca kobietę, Maryję, jako Królową wszystkich ludzi, Królową dzieci, kobiet i mężczyzn. Również tych najpotężniejszych i najbardziej zmaskulinizowanych władców.

Taką właśnie kobietą – silną, niezależną wobec dotychczasowej historii swego rodu i całej tradycji państwa na czele którego stał jej mąż, a potem syn – była Flawia Julia Helena, małżonka cesarza Konstancjusza i matka cesarza Konstantyna. Znana nam dziś pod jednym już tylko imieniem, Helena. Święta Helena.

To właśnie z nią wiąże się obchodzone 14 września w Kościele święto Podwyższenia Krzyża. Bo to ona Go podwyższyła, to ona, w wieku grubo powyżej siedemdziesięciu lat wyruszyła w pielgrzymkę do Ziemi Świętej, czy też raczej do Ziemi Świętego, do ziemi Zbawiciela, którego ledwie kilka lat wcześniej i za swojego Pana przyjął jej syn i ona sama.

Nawrócenie Konstantyna jest znaną, nierzadko opowiadaną historią. Nie zachował się jednak żaden dokument ani świadectwo bezpośrednio opisujące chrzest czy moment konwersji świętej Heleny. Źródła mówią jedynie, że w ostatnich dekadach życia była gorliwą chrześcijanką. Najczęściej przyjmuje się, że jej nawrócenie nastąpiło po 312 r., czyli po zwycięstwie Konstantyna nad Maksencjuszem, kiedy sam Konstantyn przyjął chrześcijaństwo jako religię sprzyjającą jego panowaniu.

Około 324–325 r. Konstantyn nadał jej tytuł Augusta i powierzył jej misję w Palestynie. Ruszyła tam z cesarskim orszakiem, tytułowana już wtedy przydomkiem Augusta, i z werwą – mimo podeszłego wieku – kierowała poszukiwaniami, z pewnością pozostając pod wrażeniem ziemi, po której ledwie trzy stulecia wcześniej stąpał sam Chrystus. Z namaszczeniem ucałowała tę ziemię, nakazała rozpoczęcie szeroko zakrojonych poszukiwań i budowę kościołów.

Potwierdzenie Ewangelii

Wiara w prawdziwość wydarzeń opisanych przez Ewangelistów obudziła w Helenie wiarę w to, że poszukiwania miejsc związanych z Chrystusem mają sens, a to przyczyniło się do niezwykłych odkryć. Według Tradycji pod okiem Heleny wykopano Krzyż, do którego przybity był Chrystus, i inne krzyże. Jak ustalono, który z nich był narzędziem Męki Pańskiej? Starożytne podania mówią o cudzie dokonanym po dotknięciu chorego drewnem z tego właśnie Krzyża, w którym wciąż tkwił przynajmniej jeden z gwoździ, do którego przez stulecia wspólnego spoczywania po ziemią przykleiły się również ususzone kolce-ciernie. Jakby tego było mało, w tym samym miejscu odnaleziono również Titulus Crucis – ułamek deski z zachowanym fragmentem napisanego w trzech językach swoistego ogłoszenia, że do tego krzyża przybito ciało Jezusa Nazarejczyka, Król Żydów (INRI).

Ekipa świętej Heleny odkryła zatem Golgotę, relikwie Krzyża, ale również nieopodal Grób Pański, nad którym pragnęła wznieść bazylikę. Podróż Augusty nie ograniczała się tylko do Jerozolimy, w Betlejem udało się zlokalizować prawdopodobną grotę Narodzenia, Helena poleciła wybudować tam kościół, a na Górze Oliwnej wskazała miejsce Wniebowstąpienia – tam też stanęła bazylika. Odnaleziono i siedzibę Piłata i schody, po których iść musiał sam Chrystus. Je również przetransportowano do Rzymu.

Bez względu na późniejsze badania i próby podważania przekazanych przez Tradycję wydarzeń, bez względu na próby dekonstruowania legend i rozmaite wątpliwości, na brak stuprocentowych dowodów i inne utyskiwania zrzędliwych sceptyków, nikt nie jest w stanie zaprzeczyć historycznemu wydarzeniu, jakim była pielgrzymka starszej kobiety w jasnym celu – uczynienia Ziemi Świętego tym czym od tego czasu pozostaje dla wszystkich pokoleń wszystkich chrześcijan w dziejach świata, a więc Ziemią Świętą. To Helena ocaliła tamte miejsca.

I nikt nie jest w stanie zanegować, podważyć, olbrzymiego ożywienia wiary Rzymu, po tym jak matka cesarza wróciła do Wiecznego Miasta ogłaszając co widziała i co ze sobą przywiozła. To umocniło i Rzym i Kościół wchodzący wówczas, dzięki decyzji Konstantyna, w nowy etap swoich dziejów – etap końca prześladowań, etap dynamicznego wzrostu liczby kapłanów i nawróceń, etap tworzenia cywilizacji już nie rzymskiej, nie starożytnej, ale nowej, wielkiej, pięknej cywilizacji chrześcijańskiej. Do tego właśnie przyczyniła się wiara, siła, determinacja i osobista moc matki cesarza.

Cywilizacja godności kobiety

Cywilizacja chrześcijańska mogła rozwijać się i zdobywać kolejne przyczółki dzięki nawróceniu Konstantyna i Heleny, dzięki działalności i decyzjom cesarza i dzięki pielgrzymkowej i architektonicznej determinacji kobiety. Silnej kobiety, kładącej już nie tylko fundamenty i podwaliny, ale i całe konstrukcje pod budowę rzeczywiście nowego i rzeczywiście lepszego świata. Chrześcijaństwo od samego początku zmieniło spojrzenie na małżeństwo i relacje rodzinne. W świecie starożytnym kobieta bywała traktowana jak część majątku, mogła być porzucana lub zmuszana do kolejnych związków – Kościół natomiast wprowadził zasadę dożywotniej monogamii i nierozerwalności małżeństwa. Dzięki temu kobieta zyskała poczucie bezpieczeństwa, ochronę przed poligamią i przed odrzuceniem.  

Nowa religia podniosła także godność i podmiotowość kobiety. Zabrała jej piętno niewolnicy czy narzędzia do kultów seksualnych, a uznała równą wartość moralną i duchową w małżeństwie. Wdowy mogły zachować majątek i niezależność, a Kościół obejmował je specjalną opieką. Chrześcijańska moralność nakładała równe wymagania wierności na mężczyzn i kobiety, co zwiększało szacunek wobec żon i matek. Kult Najświętszej Maryi Panny sprawił natomiast, że macierzyństwo i czystość stały się wzniosłymi ideałami kulturowymi, a nie ciężarem czy powodem do pogardy.

Dzięki temu kobieta mogła odnaleźć swoje miejsce także w życiu społecznym. To właśnie chrześcijaństwo przyciągało wiele kobiet, oferując im niezależność i godność niespotykaną w innych kulturach starożytnych. Rzymianie nazywali je wręcz „religią dla kobiet”, widząc, jak wielką wagę Kościół przykładał do ich pozycji. Wspólnoty zakonne i charytatywne dawały kobietom możliwość aktywnej służby w Kościele, w opiece nad chorymi, wychowaniu dzieci, prowadzeniu przytułków i szkół.

Kościół i cywilizacja chrześcijańska stopniowo kształtowały nową, wyższą pozycję kobiety w rodzinie i społeczeństwie – kto chciałby temu zaprzeczyć w XXI wieku musiałby zostać uznany albo za skrajnego ignoranta, albo za człowieka o wyjątkowo złej woli.

Kobiecość pod krzyżem

Kilka lat po śmierci Heleny, a więc w roku 335, w Jerozolimie konsekrowano Bazylikę Grobu Świętego – w dniu 13 września. Następnego dnia, 14 września, wystawiono wiernym do adoracji relikwie Krzyża Świętego, i to właśnie uznaje się za początek święta obchodzonego w całym Kościele Powszechnym po dziś dzień. A świętą Helenę od kilkunastu stuleci przedstawia się w ikonografii jako kobietę trzymającą w rękach krzyż.

Dzisiejszy świat jednak nie zauważa tego dnia, nie uważa go za cokolwiek istotnego, nie pamięta o Helenie. Czyż może być jednak inaczej, skoro dzisiejszego człowieka krzyż nie tylko nie interesuje, nie tylko nie chciałby on jego podwyższenia, ale uważa go za swego wroga? Za symbol nie miłości, zbawienia i nadziei, ale za symbol rzekomej okrutnej opresji? Dzisiejszy świat nie chce wspominać podwyższenia krzyża, nie chce wspominać rzeczywiście silnej kobiety która go odnalazła, która rzeczywiście może być uznana za jedną z budowniczych wspaniałej cywilizacji. Dzisiejszy świat chciałby raczej ponownego zakopania krzyża. Ukrycia go. Zniszczenia.

I – w konsekwencji – ponownego upodlenia kobiety, znów, tak jak w świecie pogańskim, służącej głównie do pracy (dziś nazywanej karierą) i przygodnego seksu. Oczywiście w imię stania się strong, independent woman.

Można iść za tą ideą, odrzucając krzyż i cywilizację.

Można też wybrać krzyż i cywilizację na nim zbudowaną. Można, trzeba Go wciąż podwyższać. Walka trwa. 

Trójco, źródłem, coś żywota,
Ciebie świat niech sławi cały,
przez Krzyż Święty otwórz wrota
do zwycięstwa i do chwały!

Krystian Kratiuk

Przymus zastrzyków dla dzieci? Najnowsze dane są bezlitosne: To ZBRODNIA

Przymus zastrzyków dla dzieci? Najnowsze dane są bezlitosne

https://pch24.pl/przymus-zastrzykow-dla-dzieci-najnowsze-dane-sa-bezlitosne

Przed komisjami Kongresu Stanów Zjednoczonych odbywają się interesujące przesłuchania ukazujące wpływ wielkiego biznesu na politykę zdrowia. Rezultaty badań mocno kontrastują ze szczepionkową pseudoreligią wyznawaną przez wpływowe postaci „służby zdrowia”, także w Polsce.

Dziennikarze portalu Tarnogorski.Info zagadnęli prezesa Śląskiej Izby Lekarskiej o jego wcześniejszą wypowiedź popierająca przymus szczepienia dzieci. Doktor n. med. Tadeusz Urban to na co dzień ordynator Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala Specjalistycznego nr 2  w Bytomiu.

– Mówi pan, że jest pan chyba zwolennikiem pomysłu, żeby dzieciaki niezaszczepione nie mogły chodzić do przedszkoli publicznych, zgadza się? – upewniał się reporter lokalnego serwisu.

– To już było – padła odpowiedź.

– I chciałby pan, żeby to wróciło?

Oczywiście – odparł prezes. I dalej dopowiada posługując się argumentem dobrze znanym z okresu tak zwanej pandemii Covid-19:

Chciałbym, żeby moje wnuki, jeżeli będą zaszczepione, były bezpieczne, a jeżeli nie będą mogły być szczepione, mogły iść do przedszkola i też były bezpieczne.

Film dokumentujący ten krótki dialog trafił do mediów społecznościowych. Odpowiedział na słowa prezesa między innymi dr nauk medycznych biolog i immunolog Piotr Witczak. Przytoczył wnioski z badań nagłośnionych ostatnio w Stanach Zjednoczonych. Porównują one podatność na rozmaite choroby dzieci szczepionych i tych, których rodzice zachowują sceptycyzm wobec rozmaitych preparatów wstrzykiwanych w Polsce na masową skalę na podstawie „kalendarza” – począwszy już od pierwszej doby po narodzeniu.

Doktor Witczak nawiązał konkretnie do waszyngtońskiej prezentacji wygłoszonej przez senatora Rona Johnsona podczas posiedzenia kongresowej podkomisji na temat wpływów Big Pharmy.

„Podczas przesłuchania Aaron Siri, główny radca prawny organizacji Informed Consent Action Network ujawnił wyniki nieopublikowanego badania przeprowadzonego przez Henry Ford Health System w Michigan. Śledzono kohortę dzieci (n=18 468) od urodzenia przez 10 lat.

– 57% zaszczepionych w porównaniu z 17% niezaszczepionych cierpiało na choroby przewlekłe.

 Ponadto zaszczepione dzieci miały:

– 496% więcej chorób autoimmunologicznych

– 453% więcej zaburzeń neurorozwojowych

– 329% więcej astmy

– 203% więcej chorób atopowych.

Leczenie tych chorób to żyła złota, dlatego poprawa bezpieczeństwa szczepień po prostu się nie opłaca! Okrutne, ale pieniądze i wpływy są ważniejsze od życia i zdrowia dzieci” – podkreślił biolog medyczny i immunolog.

Do wyników badania odniósł się też na X epidemiolog Nicolas Hulscher, dodając:

„U niezaszczepionych dzieci nie stwierdzono ŻADNYCH przypadków dysfunkcji mózgu, ADHD, trudności w uczeniu się, niepełnosprawności intelektualnej ani tików. Najważniejsze badanie dotyczące bezpieczeństwa szczepionek, jakie kiedykolwiek zatajono”.

Oryginalny tytuł badania brzmi: Impact of Childhood Vaccination on Short- and Long-Term Chronic Health Outcomes in Children: A Birth Cohort Study.

Źródła: Twitter (X), Tarnogorski.Info

RoM

We are engaged in a war in which God and humanity stand on one side, and liberalism on the other.

John-Henry Westen <lsn@news.lifesitenews.com>


By now you will have seen that Charlie Kirk, the founder of Turning Point USA and an amazing spokesman for life and family, was shot – murdered – assassinated – on Wednesday, September 10.

The suspect is now in custody.

Kirk was doing one of his regular Q&A sessions on campus at Utah Valley University when he was shot in the neck.

He was taken to hospital and pronounced dead soon after.

Many on the Left have been expressing joy at the murder of a man whose life’s work was to have respectful conversations with those who disagreed with him.

Charlie thought that the best way to avoid violence and civil war was to discuss differences openly. He thought that if people could sit down and listen to each other, solutions could be found.

But many on the Left are not interested in debate or discussion. They don’t want to hear other opinions.

They want to suppress, censor, imprison, and even kill, those who disagree with them.

And this is not new.

For more than two centuries liberal and socialist revolutionaries have imposed their ideologies by shedding rivers of innocent blood.


We have to understand that we are engaged in a war in which God and humanity stand on one side, and liberalism on the other.

Liberalism is the ideology with which man says to God, “I will not serve. I will not recognise the order that you have created.”

Liberalism says, “man is the measure of all things, man is like unto God”. Yet in abandoning God liberal ideology leads to man being treated as less than a beast.

Those who are celebrating Charlie Kirk’s death today are not seeing him as a human being, but a man who deserved to die because he opposed their rebellion against God.

The response of most people however has been different, whether they agreed with Charlie Kirk’s views or not.

Most people will feel sorrow that a life has been cut short so short. They will grieve for a wife, who saw her husband killed in front of her, and for two children who will grow up without their father.

Like many people, I was deeply distressed by one video in particular. It showed his three-year old daughter running towards him at a recent event, with such love and joy, and then being caught up in his arms.

Now she will never see him again.

That should make us weep, and it should make us angry.

A lifelong loss has been inflicted on the family of Charlie Kirk. But in their loss we see reflected the countless horrors that liberalism has inflicted on our society.

Truly, the number of their victims are too many to count.

Charlie Kirk travelled America telling the truth about abortion. He knew that every abortion kills a human being, made in the image and likeness of God.

More than one billion babies have been murdered by liberal and socialist governments over the last century.

Each of these babies was created by God and known and infinitely loved by him as an individual. But our liberal society cast these precious babies away, as worth less than trash.

We cannot continue to live like this. We must not tolerate any longer the liberal war against that which is most precious and most beautiful.

And abortion is only one of the evils inflicted on our society by liberalism. Children are being corrupted and mutilated, the elderly and disabled are being put down like animals, and those who dare to defend the vulnerable risk being persecuted and imprisoned.

One thing is clear. Liberalism must be defeated once and for all.

But our methods are not their methods.

Their methods are lies, hatred, and violence.

Our methods must be truth, love, and prayer.

And now our courage to proclaim the truth, the fire of our love, and our commitment to prayer, must be stronger than ever before.

We must be absolutely uncompromising in exposed the bloodthirsty liberal agenda which has as its goal the killing and mutilation of innocent human beings.

We must be absolutely uncompromising in our opposition to the global totalitarian structures which are being put in place to suppress true speech and prevent us from living and worshipping according to God’s law.

We must be absolutely uncompromising in telling the truth about ideologies which threaten the peace and stability of the world.

And we must be absolutely uncompromising in our opposition to the false pastors who work to corrupt the Catholic faith and keep souls from knowing and loving Jesus Christ.

The truth is that by obscuring the truth of Christ, these men do the most evil of all.

While we tell the truth without fear or favor, we must also beabsolutely uncompromising in our adherence to the law of charity.

We must love our enemies and pray for their salvation. We must never forget that those who oppose us, no matter what evil they may do, are made in the image and likeness of God, and are called, with us, to one eternal destiny.

We must never fall into the trap of dehumanizing our enemies as they dehumanize us. Christ died to redeem and save all mankind, no matter how deep into sin we may have fallen.

But while Christ said, “love your enemies” he did not say “you have no enemies.”

We have enemies. And they want us dead.

Now is the time to stand and fight, if not for ourselves, then for those – like Charlie Kirk’s daughter – who cannot defend themselves.

Weakness in this fight is a betrayal of the vulnerable.

Weakness means more dead babies.

Weakness means more mutilated children.

Weakness means more young men like Charlie Kirk will pay the ultimate price.

Pope St Pius X is supposed to have said:

“All the strength of Satan’s reign is due to the easygoing weakness of Catholics.”

The time for such weakness is over.

Today LifeSiteNews recommits itself to the truth. We will defend life, we will defend the family, we will defend freedom.

And, through Sign of the Cross Media, we will expose the truth about the war against the Church, no matter the cost.


If you would like to support our mission, you can do donate to LifeSiteNews or Sign of the Cross Media.

Every donation will help protect the weak and build a better world for our children.

But most of all I ask you to join me in prayer for Charlie Kirk and for his wife, children, family and friends. May God give them his peace.

And may God bless you and keep you safe,

John-Henry Westen
CEO and Editor-in-Chief

LifeSiteNews
Sign of the Cross Media


PS: If you prefer, you can mail your donation to our U.S. or Canadian offices, or call (888) 419-6165.

US MAILING ADDRESS
LifeSiteNews.com  
4 Family Life Lane  
Front Royal, VA 22630  

CANADIAN MAILING ADDRESS
LifeSiteNews.com  
157 Catharine St N, Unit 2  
Hamilton, ON L8L 4S4

Rękas: Najwyższy czas zacząć się bać

Rękas: Najwyższy czas zacząć się bać

myslpolska/rekas-najwyzszy-czas-zaczac-sie-bac

Analizując incydent dronowy, powinniśmy przede wszystkim odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: czy w interesie władz w Kijowie jest przystąpienie innych państw do wojny z Rosją? Tak czy nie? 

I od razu wszystko zrobi się czytelniejsze. 

Pokój za wszelką cenę

Faktycznie zresztą jedyną niejasną kwestią pozostaje już tylko wyjaśnienie czego jeszcze trzeba, by przekonać Polaków, że ta wojna musi się skończyć jak najszybciej i za każdą cenę? Zwłaszcza – mówiąc brutalnie – dopóki tę cenę zapłaci przede wszystkim Ukraina. 

Jak dotąd pozorni realiści uzasadniali swoje poparcie dla kontynuowania wojny pokrętną konstrukcją, w typie „im dłużej to trwa, tym lepiej, bo Moskwa jest czymś zajęta, bo Rosjanie [w wersji hard Rosjanie i Ukraińcy] się wykrwawiają, więc subiektywnie nasze bezpieczeństwo rośnie” itp. Tymczasem wydarzenia, takie jak ostatni incydent, potwierdzają tylko, że Polska i Polacy nie są bezpieczni jak długo po sąsiedzku trwa konflikt zbrojny, z wszystkimi jego planowanymi i przypadkowymi konsekwencjami. To dlatego właśnie jak najszybsze zawarcie porozumienia pokojowego jest także w polskim interesie, a upór w odwlekaniu nieuchronnego, czyli ostatecznej klęski Kijowa, tylko zwiększa zagrożenie, także dla Polski. 

Oczywiście też Polska nie ma wpływu na moment i formę zakończenia wojny, choć pozornie paradoksalnie, mogłaby go mieć, ogłaszając pełną neutralność, wycofując się z własnej pomocy dla Kijowa, uniemożliwiając używania polskiego terytorium i infrastruktury dla przekazywania pomocy wojskowej Ukrainie, a także solidarnie z Węgrami blokując na forum UE (a także NATO) wszelkie inicjatywy na rzecz kontynuacji wojny. Domagajmy się realistycznego i szybkiego pokoju, bo następny nalot może nie być fake’owy.

Kto wypuścił drony?

Ważne też, byśmy z obecnego etapu kryzysu wyciągnęli poważniejsze wnioski niż tylko, że jesteśmy silni, zwarci i gotowi wobec agresji w formie gigantycznej armady 19 nieuzbrojonych dronów. Oprócz uświadomienia zagrożenia i unikania dalszej eskalacji konieczne jest zrozumienie kontekstu międzynarodowego. Ukraina nie jest wszak samodzielnym podmiotem międzynarodowym, próby wciągnięcia Polski do wojny nie są więc samowolą Kijowa, ale wyrażają interes wciąż wpływowej części zachodniego establishmentu, odpowiedzialnego za obecny konflikt.

Polska również wykonuje w tym zakresie tylko rozkazy z Zachodu. Rozkazy najwyraźniej coraz bardziej sprzeczne i chaotyczne w związku z pogarszającą się sytuacją militarną i katastrofą polityczno-gospodarczą reżimu Władimira Zełenskiego. Nawet prezydent Andrzej Duda potwierdził przecież niedawno to, czego i tak powszechnie się domyślano – że według inspiratorów tej wojny Polska ma być następna.

A decyzja w tej sprawie dopiero się waży i nie będzie podjęta ani w Kijowie, ani nawet w Warszawie, tylko gdzieś pomiędzy Londynem, Berlinem i Waszyngtonem. Pośpiech, z jakim zwłaszcza Londyn i Berlin rzuciły się deklarować werbalne poparcie jasno wskazuje, że mieliśmy do czynienia z rosyjskimi dronami, zapewne sterowanymi bądź przekierowanymi czy przepuszczonymi przez Ukraińców, ale na bezpośrednie zlecenie zachodnioeuropejskich podżegaczy. Tych samych, którzy też stopniowo oswajają nas z perspektywą nieuchronnej wojny.

Oswajanie z wojną

Drony, podrywanie samolotów, nocne alarmy, przegląd roczników do poboru, pogadanki na temat obronności w zakładach pracy, opowiadanie o dostępie do schronów (30 lat temu zmienionych na bary kebabowe) – to jak déjà vu maseczek: wiadomo, że nie ochronią, ale jaki robią klimat! 

Zwraca przy tym uwaga istotna różnica. Polaków straszy się rosyjską agresją, jednak tak, żebyśmy się za bardzo nie przestraszyli, za to brzęknęli szabelką, zabili w tarabany i poczuli się odpowiednio zmotywowani do „Hu, ha, sam ich tu, z nami im tak łatwo nie pójdzie!”. A może nawet „Hajda na Królewiec!”? Z kolei społeczeństwa zachodnie (np. angielskie) oswaja się z wojną na krzepiąco, w duchu „kochaj swojego sierżanta!” i „czołgi są fajne!”. Wojsko ma stać się fancy i cool, nie są to jednak akcje werbunkowe. To militaryzacja przestrzeni publicznej, jednak bez domagania się ofiar. Kolejne obchody zakończenia wojen światowych nie były tym razem poświęcone typowemu wspominaniu ofiar, angielskich, szkockich, walijskich i irlandzkich chłopców poległych w okopach nad Sommą, zniszczeń czasu Blitza czy marszów śmierci brytyjskich jeńców na Malajach. Wojny w wersji dla mieszkańców Zachodu mają znów być wyobrażalne, akceptowalne, fajne i zawsze zwycięskie. Czyżby dlatego, że ginąć mają na nich ci inni?

A jeśli będziemy walczyć sami?

Co bowiem, jeśli ta wojna, z którą nas tak intensywnie oswajają, nie byłaby zbrojnym konfliktem NATO – Rosja – tylko starciem Polska – Rosja, bez bezpośredniego zaangażowania innych członków paktu (co jest w pełni dopuszczalne i możliwe bez naruszania jego litery)? Jaka byłaby polska strategia obronna w takiej sytuacji?  W jakim stopniu politycznie, militarnie i gospodarczo jesteśmy przygotowani na samotną walkę, tylko obok kijowian i przy rozdzielanym między nas i Ukraińców wsparciu zachodnim?

To jest bardzo dobry moment, by zastanowić się nad odpowiedzią na to pytanie.

Konrad Rękas