Komunizm powraca! Ideologia weganizmu i ekologizmu to atak na polską tożsamość narodową

Prof. Nalaskowski: Komunizm powraca! Ideologia weganizmu i ekologizmu to atak na polską tożsamość narodową

komunizm-powraca-ideologia-weganizmu

„Pod naszym bokiem śmiało wykluwa się nowy rodzaj komunizmu, widzimy go, ale nie dostrzegamy. I nie ma większego znaczenia, czy komunizm wejdzie drzwiami z napisem marksizm, czy może drzwiami z napisem ekologizm/weganizm”, pisze na łamach tygodnika „SIECI” prof. Aleksander Nalaskowski.

W ocenie naukowca propagowanie idei weganizmu jest postulowaniem znaczących i nieodwracalnych zmian w kulturze i cywilizacji, które w sposób istotny mogą wpływać na naszą tożsamość.

„Ważnym elementem kultury, kultury łacińskiej, jest bowiem zbiorowe biesiadowanie, wspólne ucztowanie. Świąteczne tradycje są związane z określonymi potrawami i smakami. Przed Wielkanocą święcimy pokarmy, w wielu rodzinach przetrwała tradycja modlitwy przed jedzeniem czy chociażby uczynienia znaku krzyża. Poszczególne święta mają swoje niepowtarzalne smaki. Trudno sobie wyobrazić Wigilię przy gotowanych pokrzywach albo Wielkanoc ze smażonym perzem. Wprowadzanie weganizmu do naszej diety jest próbą anihilacji bardzo ważnych tradycji oplatających naszą tożsamość narodową, a w węższym wymiarze – rodzinną”.

Prof. Nalaskowski zwraca uwagę, że w całym sporze nie chodzi o to, że ktoś koniecznie chce i musi zjeść kotleta schabowego czy jajka na miękko.

„To trywializacja problemu! Idzie o coś ważniejszego, co nazwalibyśmy kuchnią lokalną, a więc rodzajem kotwicy tożsamości. Wyróżniamy wszak kuchnię chińską, śródziemnomorską, kuchnię Lewantu czy kuchnię polską. Stosowane w każdej kuchni produkty są związane z klimatem i sposobem ich pozyskiwania, a to z kolei wynika z narodowych tradycji i możliwości generowanych przez dany obszar. Nie da się zatem masowo zmienić diety bez naruszania najszerzej pojętej narodowej tradycji”, wyjaśnia.

Drugim niebezpieczeństwem wynikającym z myślenia wegańskiego jest ingerowanie w społeczny podział pracy.

„Z produkcji żywności żyją miliony ludzi, są wśród nich także hodowcy. Zakaz spożywania mięsa i wyrobów odzwierzęcych spowodowałby nieprawdopodobne spustoszenie na rynku pracy, począwszy od hodowców bydła, przez hodowców drobiu, aż po bartników. Weganie bowiem również zabraniają jedzenia miodu. Taka ingerencja w naszą dietę spowodowałaby, na zasadzie klocków domina, spustoszenie w innych dziedzinach, takich jak produkcja pasz, produkcja maszyn i narzędzi rolniczych, a także cały przemysł przetwórczy, handel specjalistyczny, edukację zawodową, handel międzynarodowy, transport. Dla ogromnej części gospodarek europejskich i światowych byłby to cios śmiertelny”, przekonuje.

„Efektem komunizmu ekologicznego będzie niedostatek. Tak samo jak w komunizmie marksistowskim, w jednym i drugim przypadku zostanie ograniczona konsumpcja białka zwierzęcego i nabiału. W przypadku komunizmu marksistowskiego owa zmniejszona konsumpcja była efektem niskiej podaży wynikającej z systemowej niegospodarności i tzw. socjalistycznego sposobu produkcji. W przypadku komunizmu ekologicznego będzie to ograniczenie podaży w skutek zarządzeń ideologicznych”, podsumowuje prof. Aleksander Nalaskowski.

====================

mail: Przede wszystkim jest to atak na byt każdego.
Już od bardzo dawna wiadomo, że dieta bezmięsna jest niebezpieczna dla 
zdrowia.

Stanisław Michalkiewicz: Bronię Pana Jezusa przed papieżem. Czy kardynałowie, którzy na Głowę Kościoła katolickiego wybrali komunistę też są komunistami?

Stanisław Michalkiewicz: Bronię Pana Jezusa przed papieżem

Czy kardynałowie, którzy na Głowę Kościoła katolickiego wybrali komunistę też są komunistami, wprowadzonymi do Kościoła w ramach infiltracji, czy tylko “pożytecznymi idiotami”?

4.12.2022 https://prawy.pl/123139-stanislaw-michalkiewicz-bronie-pana-jezusa-przed-papiezem/

Papież Franciszek przyzwyczaił nas wprawdzie do swoich zaskakujących deklaracji, co ma swoje dobre strony, ponieważ media rozpisują się na temat takich sensacji, dzięki czemu Ojciec Święty może śmiało stanąć w szranki z celebrytami, co to starają się “pokazać jak najwięcej”, ale ma też plusy ujemne, bo w rezultacie coraz więcej ludzi, z katolikami na czele, przestaje przywiązywać wagę do tego, co papież mówi, co z kolei nie sprzyja powadze Stolicy Apostolskiej.

Ostatnia jednak deklaracja przebija wszystkie inne, pokazując przy okazji, że kryzys przywództwa w Kościele katolickim osiągnął poziom dramatyczny. Chodzi mi oczywiście o deklarację papieża Franciszka, że jest “komunistą”, podobnie jak Pan Jezus, z tym, że On tylko “w sensie socjologicznym”.

To coś zupełnie nowego, bo dotychczas żaden komunista  nie został jednak wybrany na papieża. Ta okoliczność skłania do postawienia pytania, kim w takim razie są kardynałowie, którzy na Głowę Kościoła katolickiego wybrali komunistę? Czy oni też są komunistami, wprowadzonymi do Kościoła w ramach infiltracji, czy tylko – jak takie osoby nazywał przywódca sowieckich komunistów Włodzimierz Lenin – “pożytecznymi idiotami? Idioci, niechby i “pożyteczni”, tworzący kierownicze gremium Kościoła?

Co tu ukrywać; mocna rzecz, chociaż po zastanowieniu nie powinniśmy być zaskoczeni. Przecież w ramach przygotowań do II Soboru Watykańskiego zostało zawarte porozumienie w Metz, że w zamian za uczestnictwo w Soborze oficerów KGB, poprzebieranych za dostojników Cerkwi Prawosławnej, Sobór  powstrzyma się przed potępieniem komunizmu. Czy to nie był przypadkiem ten grzech pierworodny w postaci “aggiornamento”, w zamian za co Jan XXIII został jeszcze za życia kanonizowany przez Moskwę, która wprawdzie, ustami Aleksieja Adżubeja potwierdziła niemożność kompromisu komunizmu z jakimikolwiek innymi ideologiami, ale wprost nie znajdowała dla niego słów pochwały za zaangażowanie w “walce o pokój”?

Bardzo możliwe, że na skutek konsumpcji owoców tego zatrutego drzewa w postaci II Soboru Watykańskiego, a zwłaszcza – “ducha Soboru”, Kościół katolicki nie tylko cierpi na niestrawność, ale doświadcza torsji i konwulsji. A przecież jeszcze papież Pius XII w 1947 roku wydał dekret zabraniający katolikom popierania ideologii komunistycznej, oraz pod groźbą ekskomuniki zabraniający im uczestniczenia w partiach komunistycznych lub nawet ich wspierania. Była to kontynuacja potępienia komunizmu w encyklice papoieża Piusa XI “Divini Redemptoris” z 19 marca 1937 roku, stwierdzającej, że komunizm jest “zły w samej swej istocie”, w związku z czym nie można z nim współpracować “na żadnym polu”.

No dobrze – ale dlaczego właściwie komunizm jest zły “w samej swej istocie”?  Żeby się o tym przekonać, sięgnijmy do Dekalogu, a konkretnie – do przykazania 10. Zabrania ono już nawet nie kradzieży cudzej własności – bo tego zabrania przykazanie 7 – ale nawet pożądania cudzej własności. I słusznie, bo jeśli ktoś nie może tego pożądania opanować, to prędzej czy później złamie również przykazanie 7, a prawdopodobnie i 5, gdy właściciel będzie próbował swojej własności bronić. Tymczasem najtwardszym jądrem ideologii komunistycznej jest właśnie ekscytowanie w ludziach owego pożądania, którego rezultatem są rewolucje komunistyczne, których nieodłącznym elementem jest rabunek i mord. Tymczasem papież Franciszek, z miedzianym czołem, jak gdyby nigdy nic, nie tylko oświadcza, że sam jest komunistą, ale jeszcze przypisuje komunizm – co prawda tylko “w sensie socjologicznym”, cokolwiek by to miało znaczyć – samemu Panu Jezusowi, drugiej Osobie Trójcy Świętej. Jakże to możliwe w sytuacji, gdy Pan Bóg, jeszcze w głębokiej starożytności, najwyraźniej musiał przewidzieć pojawienie się komunizmu i w Dekalogu przestrzegł ludzkość przed pełną pychy pokusą takiego poprawiania świata?

Przypomnijmy tedy, jak Pan Jezus reagował na nierówności społeczne swojej epoki i co zalecał, jako metodę dążenia do doskonałości. “Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”, a bogatemu młodzieńcowi radził, by – jeśli chce osiągnąć doskonałość – sprzedał wszystko, co ma i rozdał ubogim. Czy jednak na tej podstawie można powiedzieć, że Pan Jezus był przeciwnikiem własności prywatnej – bo przecież dążenie do jej likwidacji jest fundamentem komunizmu?  Absolutnie nie, bo przecież rada udzielona  bogatemu młodzieńcowi nie nadaje się do zastosowania powszechnego z tego prostego powodu, że gdyby wszyscy chcieli posprzedawać swoją własność, a uzyskane w ten sposób środki porozdawać ubogim, to kto by tę własność kupował i za nią płacił? Co więcej, z przypowieści ewangelicznych, a zwłaszcza z tej o robotnikach w winnicy, można wyciągnąć wniosek, że w sprawach ekonomicznych, również w dziedzinie – jak to się mówi w żargonie eklezjastycznym –  stosunków między pracą a kapitałem – Pan Jezus jest  zdecydowanym zwolennikiem zasady “volenti non fit iniuria”, czyli chcącemu nie dzieje się krzywda. Cóż mówi właściciel winnicy szemrającemu robotnikowi, co to myślał, że dostanie więcej, niż się umówił? “Przyjacielu, czyż nie umówiłeś się ze mną na denara?”  A zasada volenti non fit iniuria jest przecież fundamentem gospodarki rynkowej i wolnościowego modelu państwa, które komunizm pragnie zniszczyć, jako “przeszłości ślad”, zmiatany przez dłoń “wyklętego ludu ziemi”, czyli motłochu podjudzonego przez jego “awangardę”, czyli partię komunistyczną. Żeby nie zagłębiać się niepotrzebnie w szczegóły, warto wskazać na fundamentalną różnicę między podejściem Pana Jezusa do łagodzenia nierówności społecznych, a podejściem komunistycznym.

Pan Jezus mówi: “daj!” podczas, gdy komuniści mówią: “bierz!” Ale żeby “dawać”, to najpierw trzeba mieć. Wynika stąd, że Panu Jezusowi w żadnym razie nie można przypisać pragnienia likwidacji własności prywatnej, od czego przecież zaczyna się wszelki komunizm. Zatem, w żadnym sposobie, nawet “w sensie socjologicznym”, jak asekurancko zaznacza papież Franciszek, żadnego “komunizmu” przypisać Mu nie można.

Ciekawe czy papież Franciszek jest tak mało spostrzegawczy, że nie jest w stanie zauważyć tych różnic, których dostrzeżenie nie przekracza przecież możliwości umysłu ludzkiego, czy też je dostrzega, ale udaje, że jest inaczej, pour epater les bourgeois, co najwyraźniej musi mu sprawiać jakąś perwersyjną przyjemność?

Stanisław Michalkiewicz

Katolicy i komunizm. Tego się nie da połączyć.

Krystian Kratiuk: Katolicy i komunizm. Tego się nie da połączyć.

#franciszek #komunizm #Kosciół #papież

W związku z szokującą wypowiedzią papieża Franciszka, który w wywiadzie dla jezuickiego magazynu „America” powiedział: „kiedy patrzę na Ewangelię tylko z socjologicznego punktu widzenia, tak, jestem komunistą i był nim też Jezus”, publikujemy fragment książki Krystiana Kratiuka „Jak Kościół Katolicki stworzył Polskę i Polaków”, przypominający, że katolików i komunistów różni… wszystko.

Polacy, budujący przez ostatnie dziesięciolecia swą bezpaństwową tożsamość na wierze katolickiej, nie mogli pogodzić się z tym, co oferowała im ideologia komunistyczna. A oferowała – już od 1917 roku – biedę i śmierć, niosąc przy tym grabież i rzeź. Na terenach nazywanych dziś Kresami Wschodnimi trwała już wtedy bowiem masakra polskich dworów, która nie omijała również katolickich kościołów. Po raz kolejny w dziejach zatem to, co najbardziej polskie – dwór i Kościół – musiało zjednoczyć się w walce przeciwko wspólnemu wrogowi.

Wiara katolicka i komunizm pozostają bowiem ze sobą krańcowo sprzeczne. Od samego początku, a więc już od narodzin zbójeckiej teorii komunistycznej, potępiali ją papieże i wielcy myśliciele katoliccy – jako sprzeczną ze Słowem Bożym i prawami natury. Błędy komunizmu ostro krytykował już Pius IX, pisząc o nim jako o „ohydnej i samemu prawu naturalnemu przeciwnej nauce, która, gdyby została przyjęta, stałaby się całkowitą ruiną wszystkich praw, instytucji i własności, a nawet samego społeczeństwa[1]”. Nie mniej wylewny w słowach był papież Leon XIII, określając komunizm mianem „śmiertelnej zarazy, przenikającej do najgłębszych komórek społeczeństwa i narażającej je na pewną zgubę”[2]. Papież Pius XI zaś całą swą encyklikę Divini Redemptoris poświęcił gruntownej, wielopłaszczyznowej krytyce „bezbożnego komunizmu”.

Również komuniści za swojego pierwszego i najważniejszego wroga uważają Kościół katolicki. Niewzruszona Prawda przechowywana w Chrystusowej Owczarni nie jest bowiem w stanie przyblednąć przy żadnej z nowych pseudoprawd produkowanych przez wrogów Pana Boga. Nic więc dziwnego, że komuniści w każdym kraju, w którym przejmowali władzę, za jeden z pierwszych celów stawiali sobie zniszczenie Kościoła lub przynajmniej jego skrajną marginalizację.

Komunistów i katolików dzieli absolutnie wszystko.

Komuniści są skrajnymi materialistami – uznają, że istnieje wyłącznie to, co mogą zobaczyć. Skoro więc nie widzieli Boga, oznacza to (w myśl ich nieszczęsnych poglądów), że On nie istnieje. A katolicy wierzą w Boga i Bogu.

Komuniści wyznają fałszywy ideał wolności, który ma się realizować w rozumianych po ziemsku „sprawiedliwości, równości i braterstwie w pracy”. A katolicy wierzą, że wolność to przede wszystkim możliwość odróżnienia dobra od zła i dokonania tego wyboru bez niczyjego przymusu.

Komuniści nienawidzą własności prywatnej, uznając ją za przyczynę najgorszych cierpień ludzkości i próbując zniszczyć – najczęściej poprzez rabunek. A katolika obowiązuje Dekalog, mówiący „nie kradnij” oraz „nie pożądaj żadnej rzeczy, która należy do bliźniego Twego”.

Komuniści twierdzą, że człowiek jest tylko trybikiem w wielkiej machinie społecznego postępu, przez co odbierają jednostce jakąkolwiek godność i przyrodzone prawa. A katolicy wiedzą, że każdy człowiek jest indywidualnością rozliczającą się ze swojego życia przed Bogiem, który ofiarował mu niezbywalną godność.

Komuniści – jako materialiści wyrzekający się duchowości – utrzymują, że małżeństwo to wyłącznie instytucja świecka, w którą społeczeństwo może się dowolnie wtrącać. A według katolików małżeństwo to sakrament, związek zespolony więzami prawno-moralnymi, niezależnymi od woli jakichkolwiek zewnętrznych jednostek lub społeczności.

Różnic tych jest oczywiście znacznie więcej – można by je wymieniać w nieskończoność. Czy jednak wydaje nam się, że ludzie o tak różnych zapatrywaniach jak komuniści i katolicy mogą pokojowo egzystować w jednym miejscu? Jeśli przypomnimy sobie w dodatku, że katolik może zabić wyłącznie w obronie niewinnego życia, a komunista może zabić każdego, kto tylko wyda mu się „wrogiem klasowym”, z pewnością stwierdzimy, że taka koegzystencja jest absolutnie niemożliwa. Jak pisał wspomniany już Pius XI: „komunizm jest zły w samej swej istocie i w żadnej dziedzinie nie może z nim współpracować ten, kto pragnie ocalić cywilizację chrześcijańską”[3].

Katolicy i komuniści posiadają swoje instytucje – skrajnie odmienne. Katolicy zostali obdarzeni przez Jezusa Chrystusa łaską członkostwa w Jego Mistycznym Ciele – a więc w świętym, powszechnym i apostolskim Kościele. Komuniści zaś wymyślili sobie własną świecką świątynię, jaką była partia komunistyczna, która miała prawo do pseudonieomylnego nauczania i której należało zawsze zachowywać wierność oraz oddawać hołd. Kościół nie mógł dawniej, nie może dziś oraz do skończenia świata, zaakceptować komunizmu. Partia komunistyczna, nigdy nie mogła zaś akceptować Kościoła. Nie ma tu bowiem pól do kompromisu – obie te organizacje skazane są na walkę.

Ale w XX wieku, ciemnej epoce triumfu marksizmu, Kościół zaczął wyraźnie tracić rząd dusz. A władzę – nie tylko nad niejedną duszą, ale co gorsza nad wieloma państwami – zaczęli przejmować komuniści. Rewolucja bolszewicka stała się jedną z najbardziej barbarzyńskich kart w nowożytnej historii świata. Ksiądz był więc dla komunisty wrogiem numer jeden. Reprezentował bowiem wszystko, z czym ten walczył – wiarę, tradycję, rodzinę, własność i wolność. Księży należało więc pozbawiać dostępu do ludzi, do ołtarza czy też po prostu pozbawić… życia. To kapłani i biskupi, szafarze umożliwiających zbawienie świętych sakramentów, byli w myśl komunistycznego kłamstwa „wrogami ludu”.

W 1920 roku, kiedy Armia Czerwona ruszyła na Zachód, ludzie Kościoła nie mogli nie nawoływać, działać i walczyć w obronie Polski, która wraz z odzyskaniem niepodległości po raz kolejny w dziejach stała się przedmurzem chrześcijaństwa. Tym razem stanowiła przedmurze wobec czerwonej zarazy.

Kościół mobilizował Polaków do wspólnej walki i zakończenia sporów politycznych, ostrzegając, że za nadchodzącym wrogiem stoi siła ogromnego zła, dosłownie, że „prawdziwie duch antychrysta jest jego natchnieniem, pobudką dla jego podbojów i jego zdobyczy[4]”. Zachęcali, by „dać ojczyźnie, co z woli Bożej dać jej przynależy” i prosili by okazać Polsce miłość „nie słowem samym, ale czynem”. Udało się – wspólnymi siłami państwa i Kościoła do broni stanęło ponad 25 tys. ochotników. Hierarchowie zdecydowali też, że – zgodnie z prośbą Piłsudskiego – do boju z bronią w ręku ruszy wtedy 5 procent spośród wszystkich ówczesnych polskich kapłanów.

Polscy biskupi nie pozostawali przy tym bierni na niwie dyplomatycznej. Już na początku lipca 1920 roku, pisząc do swych europejskich braci w biskupstwie, próbowali przestrzec ich przed nadchodzącym zagrożeniem i prosić o pomoc dla Polski i Polaków. Polski Episkopat wystosował także list do papieża Benedykta XV, w którym misję odrodzonej Polski określono jako „obrońcę świata chrześcijańskiego”. Papież odpisał, wskazując, że los wojny polsko-bolszewickiej przesądzi o losie Europy. „Nie tylko więc miłość dla Polski, ale miłość dla Europy całej każe nam pragnąć połączenia się z nami wszystkich wiernych w błaganiu Najwyższego, aby za orędownictwem Najświętszej Dziewicy Opiekunki Polski zechciał oszczędzić Narodowi Polskiemu tej ostatecznej klęski, oraz by raczył odwrócić tę nową plagę od wycieńczonej przez upływ krwi Europy”[5] – pisał i zlecił permanentne modlitwy za Polskę odbywające się przez cały okres wojny w jednym z rzymskich kościołów.

Polscy hierarchowie wspierali jednak polskich żołnierzy i przywódców nie tylko słowem i zabiegami dyplomatycznymi, lecz także konkretnymi akcjami modlitewnymi – i to bardzo spektakularnymi. 27 lipca w Częstochowie dokonali podwójnego aktu poświęcenia narodu i kraju Najświętszemu Sercu Jezusa oraz ponownie obrali Matkę Bożą Królową Polski. Od 7 sierpnia trwała Wielka Nowenna Pokutna, podczas której tysiące pielgrzymów leżało krzyżem pod Jasną Górą. Cała Polska trwała w modlitwie za swoich obrońców! A w samej Warszawie 8 sierpnia na ulice stolicy wyszło 100 tys. warszawiaków w procesji z relikwiami bł. Andrzeja Boboli oraz bł. Andrzeja z Gielniowa! Tamtejszy metropolita, arcybiskup Kakowski, zakazał ucieczki któremukolwiek spośród księży jego diecezji. Podkreślał, że „tylko najemnik, a nie pasterz, opuszcza owce swoje w chwili niebezpieczeństwa” i groził suspensą każdemu potencjalnemu uciekinierowi. Z Warszawy nie wyjechał też nuncjusz apostolski. Achille Ratti, późniejszy papież Pius XI, modlił się wraz z Polakami.

Wspomniana Wielka Nowenna Pokutna, jak łatwo policzyć, zakończyła się… 15 sierpnia, w dniu, który okazał się jednym z największych triumfów armii polskiej w dziejach. Dzień wcześniej śmierć na polach pod Ossowem poniósł ksiądz Ignacy Skorupka, który z dnia na dzień stał się symbolem Bitwy Warszawskiej i symbolem polskości – oto ubrany w stułę kapelan ochotniczego pułku złożonego głównie z młodzieży, dzierżąc w dłoni krzyż prowadzi do boju przeciwko bolszewikom polskich gimnazjalistów i studentów i ginie bohaterską śmiercią w przeddzień zwycięstwa, a więc w wigilię święta Matki Bożej Zielnej. Polska w pigułce, chciałoby się powiedzieć.

Wkrótce po 15 sierpnia legenda księdza Skorupki dotarła do wszystkich zakątków kraju. A wzięci do niewoli Sowieci opowiadali, że widzieli księdza w komży z krzyżem w ręku, a nad nim Matkę Boską. I dlatego się wycofali – jakżeż mogli bowiem strzelać do idącej przeciwko nim Najświętszej Maryi Panny?

Jako Polacy doskonale wiemy, że moment śmierci księdza Skorupki został uwieczniony na licznych malowidłach i w innych dziełach sztuki polskiej. Warto jednak pamiętać także, że śmierć ta wywarła ogromne wrażenie również na nuncjuszu apostolskim urzędującym wówczas kilkadziesiąt kilometrów od miejsca śmierci kapelana. Achille Ratti już po wstąpieniu na tron Świętego Piotra nakazał na freskach w kaplicy polskiej maryjnego sanktuarium w Loreto umieścić wizerunek Ikony Częstochowskiej oraz postać księdza Skorupki, a także dzielnych biskupów polskich zagrzewających wówczas do walki swoich rodaków.

W takich właśnie okolicznościach dokonywało się polskie zwycięstwo, nie bez powodu z miejsca nazwane „Cudem nad Wisłą”. Na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczypospolitej przez kolejne kilkanaście lat trwała jednak bolszewicka zemsta za upokorzenie pod Warszawą – Polaków szykanowano i mordowano. Zawsze jednak mogli liczyć na wsparcie i pomoc katolickich kapłanów. Księża na tych terenach jednak podlegali karze za swoiste podwójne przestępstwo – bycie jednocześnie Polakiem i kapłanem. Setki z nich wywieziono na Sybir, dziesiątki więziono, wielu z zimną krwią zamordowano.

Powyższy tekst stanowi fragment książki Krystiana Kratiuka „Jak Kościół Katolicki stworzył Polskę i Polaków” opublikowanej w 2022 roku nakładem wydawnictwa Fronda.

[1] Pius XII, Encyklika Divini Redemptoris o bezbożnym komunizmie, https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_xi/encykliki/divini_redemptoris_19031937.html, dostęp 20.04.2022 r.

[2] Ibidem

[3] Ibidem

[4] „Wiadomości Archidiecezjalne Warszawskie” 1920, nr 6–8, s. 138–143.

[5] A. Nowak, op. cit. S. 23.

How Christian Socialism Infiltrated into the Church

April 13, 2022 | Julio Loredo  https://www.tfp.org/how-christian-socialism-infiltrated-into-the-church/?pkg=TFP22171

How Christian Socialism Infiltrated into the

How Christian Socialism Infiltrated into the Church

To understand the crisis inside the Church, one must first look at the processes that led to the present situation inside the Church. The roots of this crisis extend much farther back than the times of the Second Vatican Council. It can be seen in the appearance of Christian Socialism in the nineteenth century.

Indeed, the first manifestations of Christian Socialism came directly from the French Revolution and thus predated social Catholicism.

During the French Revolution, there were factions that, taking the motto of “liberty, equality, fraternity” to its ultimate consequences, adopted communist positions. The most prominent representative of this trend was François-Noël Babeuf, called Gracchus (1760—1797). “The French Revolution is nothing but the precursor of another revolution, one that will [be] greater, more solemn, and which will be the last.”

The First Step in a Process

“His idea,” says historian Pierre Gaxotte, “is that the Revolution had failed because it had not been carried out to the end. All the measures it had taken were good. . . But this was just a first step toward the ‘radical reform of property,’ that is, toward ‘the community of goods and works.’  Obviously, full collectivism would have been dictatorial.”

For those radical factions, one had to eliminate not only the king in the State but also the “king” in society—the employer—and the king in the family, that is, paternal authority. The clearly utopian dream of a perfectly egalitarian and free society without classes, property or the monogamous family loomed then on the horizon.

Fascination with this dream brought about the so-called utopian Socialism, represented in France by Claude Henri de Saint-Simon (1760—1825), Charles Fourier (1772—1837), Louis Blanc (1811—1882), Philippe Buchez (1796—1865), and Pierre Proudhon (1809—1865).

The Founder of a Revolutionary Catholicism

Buchez exerted a particularly significant influence on the left-wing of social Catholicism. Founder of the French Carbonari,  Buchez converted to Catholicism in 1830 but did not abandon the socialist ideology. Alec Vidler explains: “He found in Christianity a faith that promised to realize the equality and brotherhood of men, and deliver them from the egoism that sets one against another.”

Buchez then became an apostle of revolutionary Christianity. With words that seem to come from the pen of a present-day liberation theologian, he proclaimed, “Christianity and revolution are the same thing. The Church’s only mistake is not to be revolutionary.”

Buchez’s influence went beyond social Catholicism, penetrating even the liberal Catholic current. Some of his disciples joined the Dominican Order, which had been restored in France by a close friend of his, Fr. Henri Lacordaire (1802—1861). This was the origin of the progressive wing in France’s Dominican community, which played a central role in the development of neo-modernist theology and eventually of liberation theology itself.

“Jesus of Nazareth, the Father of Socialism”

In the wake of the 1848 Revolution, a Christian socialist current arose in France, and many priests joined it. On April 29, 1849, a banquet of socialist priests was held in Paris with more than six hundred guests, including clergy and workers. There were many toasts to “Jesus of Nazareth, the father of Socialism.”

In the closing speech, a priest proclaimed, “Yes, citizens, I say this at the top of my voice, I am a republican socialist priest, one of those who are called red republicans; but also a Catholic priest. . . [Then turning to the working-men, he added:]  We want your emancipation, we will no longer allow the exploitation of man by man.”

Interestingly, only three of the more than thirty priests present wore the cassock, while the remaining were in civilian clothes. Evidently, they wanted to emancipate themselves not only from employers but also from ecclesiastical rules, flaunting a revolutionary spirit even in the field of tendencies.

The Early Growth of Christian Socialism

If utopian Christian Socialism had no great following, at least in its public events, and remained a mere ideal on a distant horizon, that was not the fate of the Socialism born from the left of social Catholicism in the late nineteenth century. In France, they usually indicate as a watershed the Workers’ Conference held in Lyon in 1896; in Italy, it was the appearance in 1891 of the Fasci Democratici (Democratic Squads) inspired by Fr. Romolo Murri (1870—1944). Initially a minority, the socialists grew in importance to the point of controlling large sectors of social Catholicism.

However, the current never became a majority. The popes’ condemnations of Socialism were clear and found an echo among the faithful. On the other hand, the Christian socialists could not count yet on a theology that would give them a doctrinal basis. Forced to choose between fidelity to the Church and socialist commitment, many opted for the latter. Such was the case with Father Murri.

The Voice of Rome Addresses the Social Question

Although Pius IX had already addressed some aspects of the social question, the first great synthesis of Catholic social doctrine came from Leo XIII (1810, 1878—1903). The 1891 encyclical Rerum Novarum is rightly considered the cornerstone of the Church’s social teaching; it was the first to deal comprehensively with problems related to the “social question,” or the social upheaval caused by the Industrial Revolution.

It is interesting to note that Leo XIII started by denouncing the tendential aspects of the social question even before dealing with doctrinal ones. In fact, he blamed the ardent desire for novelty that, for a long time, began to agitate people and would naturally move from the political order to the socioeconomic one. He then condemns Socialism, calling it a false remedy and unacceptable solution.

In Defense of Private Property

While rejecting the abuses of unbridled capitalism, the pope clarifies that the Church approves some foundations of the market economy as derived from the natural order. On private property, he teaches:

There is no need to bring in the State. Man precedes the State and possesses, prior to the formation of any State, the right of providing for the substance of his body. . .

. . . Private ownership is in accordance with the law of nature. . .

The authority of the divine law adds its sanction, forbidding us in severest terms even to covet that which is another’s. . .

. . . Private ownership. . . is the natural right of man.

Christian Virtue is the Only Way to Attain Social Balance

The freedom to make employment contracts and own and manage business enterprises stems from this natural right. Leo XIII goes on to list, along with the rights arising from private property, those deriving from work as something inherent in the person that cannot be limited either by the employer or by the State, including the right to free association, all of it within a hierarchical design, that includes the need for social inequalities.

In addition to the precepts of justice, social relations must be inspired by charity; and since this field is outside the scope of the law, it follows that only with the practice of Christian virtue can one attain social balance.

In the encyclical Graves de communi, Leo XIII reiterates, “For, it is the opinion of some, and the error is already very common, that the social question is merely an economic one, whereas in point of fact it is, above all, a moral and religious matter, and for that reason must be settled by the principles of morality and according to the dictates of religion.”

The Catholic Left Distort Church Teaching

Unfortunately, sectors of social Catholicism read Pope Leo XIII’s encyclicals in a different light, starting a period of hermeneutic abuse that was clarified only in 1903 by Pope Saint Pius X with the motu proprio Fin dalla prima. Some people even claimed that Rerum Novarum was opposed to the “dark Syllabus Errorum” of Pius IX.  Gabriele De Rosa writes:

Rerum Novarum destroyed many misgivings and resistance among intransigent Catholics, giving confidence to the most reckless generation of social Christians, to the Christian democratic current, which eventually outgrew the old guard. . .

All European Christian democratic currents received a boost from Rerum Novarum [and] felt comforted in their action, tending to prove that a priest, a militant Catholic, was not on the employer’s side.

Fr. Luigi Sturzo recalls how the publication of the encyclical Rerum Novarum aroused “great wonder. . . it seemed almost socialistic, and even the more liberal governments were in fear in their bourgeois soul; many churchmen also feared that new force united to the people.”

Thus, Christian Socialism gained momentum by distorting Catholic teaching. Its growth prepared the ground for the errors later found in liberation theology.

The above article is adapted from the book Liberation Theology: How Marxism Infiltrated the Catholic Church by Julio Loredo de Izcue. The author was born in Peru and has long studied the doctrines of liberation theology. He now lives in Rome, where he is a scholar, international speaker and the president of the Italian Society for the Defense of Tradition, Family and Property (TFP).

Dr Zbigniew Hałat OSTRO: Nazizm, komunizm, kowidianizm.

O kowidianizmie: betonuje ludziom usta

W rozmowie z portalem DoRzeczy.pl dr Zbigniew Hałat, lekarz epidemiolog i były wiceminister zdrowia, odniósł się m.in. do wprowadzanych przez rząd warszawski koronarestrykcji i limitów. Jak podkreślił, po wcześniejszych systemach totalitarnych „teraz przyszedł czas na kowidianizm”.

– Dajmy sobie wreszcie spokój z zezwoleniami na nasze organizowanie się. Np. fakt, że stowarzyszenie niepobierające żadnych korzyści z tytułu pełnienia swojej misji musi posiadać jakieś numery ewidencyjne i składać sprawozdania, to kompletny absurd – wskazał dr Hałat.

Jak podkreślił, ludzie „mają prawo się zrzeszać”. – Mamy prawo spotkać się w kawiarni lub pubie w trzy, pięć czy dziesięć osób i to jest nasza sprawa. Jeżeli ktoś uważa inaczej, to jest klasycznym totalitarystą – mówił.

Po wcześniejszych systemach totalitarnych takich jak nazizm i komunizm teraz przyszedł kowidianizm. Ma on różne oblicza, m.in. knebluje, wręcz betonuje ludziom usta wskazał.

Jak wyjaśnił, w jego przypadku objawiło się to dożywotnią utratą dostępu do Twittera – „tylko za to, że zgodnie z dorobkiem zawodowym lekarza medycyny specjalisty epidemiologa przekazywałem zainteresowanym informacje głównie ze świata medycyny”.

Dr Hałat wyliczał, że to samo dzieje się też w serwisie YouTube.

– Dzisiejsza cenzura jest dokładnym odpowiednikiem stalinowskich metod. Dawniej przed egzekucją krzyczano „niech żyje Polska”, a dzisiaj krzyczymy „niech żyje medycyna” – wskazał.

– Nam, lekarzom, dokłada się do tego egzekucję zawodową, np. wzywa się nas na nieuprawnione przesłuchania przed Izbę Lekarską i za pomocą argumentów wziętych z sufitu odbiera się nam prawo do wykonywania zawodu. W ten sposób odbiera się ludziom lekarzy, którzy mają ratować życie i zdrowie.

Jeżeli ten aspekt jest nieważny, to niech politycy powiedzą o tym wprost. Co tam oni, pies z nimi tańcował – dodał.

https://nczas.com/2021/12/31/dr-halat-ostro-o-kowidianizmie-betonuje-ludziom-usta/ 31 grudnia 2021