Uczmy się od Pakistańczyków, jak walczyć z kryzysem energetycznym.

Uczmy się od Pakistańczyków, jak walczyć z kryzysem energetycznym.

Taszczą gaz na własnych plecach.

https://nczas.com/2023/01/23/odpowiedz-na-kryzys-energetyczny-taszcza-gaz-na-wlasnych-plecach-video/

W dystrykcie Karak, położonym w północno-zachodniej części Pakistanu, można zobaczyć w tym miesiącu młodych mężczyzn poruszających się z wielkimi białymi balonami na plecach. Nie jest to pakistański karnawał, ale transport w balonach na użytek domowy… metanu.

Kryzys energetyczny sprowokował do wymyślania chałupniczych metod przeciwdziałania. Pakistańczycy nielegalnie podbierają metan z gazociągów i transportują go w wielkich plastikowych workach na własnych plecach. Później służy na wioskach do gotowania i ogrzewania.

W regionie są spore zasoby ropy i gazu w regionie, ale większość większość mieszkańców nie ma dostępu do gazociągów. Według pakistańskiego dziennikarza Ghulama Abbasa Shaha, tak zwana metoda zasilania „gazem workowym”, to wysokie ryzyko wybuchu. Tragarze są prawdziwymi „chodzącymi bombami”.

Pakistan od lat polega na imporcie głównie katarskiego skroplonego gazu ziemnego (LNG). Teraz ma problemy z zaopatrzeniem się w metan, bo przeznaczone dla niego transporty LNG zostały „podkupione” głównie przez kraje Unii Europejskiej po wybuchu wojny na Ukrainie.

Pakistan i Bangladesz mają problemy. Brak infrastruktury nie pozwala łatwo zmienić kierunku dostaw, np. z Rosji. Dla przykładu październiku żaden dostawca nie zgłosił się do ogłoszonego przez Islamabad przetargu na dostawy LNG do Pakistanu na lata 2023-2029.

Do 2030 roku roczny koszt importu LNG do Pakistanu może przekroczyć 32 miliardy dolarów. Dla porównania, kraj ten w 2021 zapłacił za dostawy gazu 2,6 miliarda dolarów. Nastąpił już gwałtowny wzrost cen. Krajowe zapotrzebowanie na gaz wynosi tu ok. 2,5 mld m3/dobę, podczas gdy podaż sięga obecnie 1,7 mld m3/dobę.

Z tego powodu władze Pakistanu pozwoliły głównym dostawcom podnieść ceny o około 75%. Dla najuboższych to katastrofa. Wygląda na to, że alternatywa w postaci „gazu w workach” będzie się rozwijała…

Źródło: Korii

Rosyjski gaz ucieka do Chin.

Rosyjski gaz ucieka do Chin – Andrzej Szczęśniak https://www.bibula.com/?p=136985

Wysadzenie rurociągu Nord Stream przypieczętowało radykalną zmianę kierunków dostaw rosyjskiego gazu. Zachód powiedział NIE tak dobitnie, że trudno sobie wyobrazić mocniejszą odmowę. I to niezależnie czy europejscy odbiorcy tego chcieli czy nie. Roma locuta causa finita.

Rosja przygotowywała się do takiego obrotu rzeczy już od wielu lat. Na początku tego wieku była całkowicie nakierowana i związana z eksportem gazu na zachód, do Europy. W dzisiejszym slangu nazywa się to „uzależnieniem”. Realnie jednak to Rosja była koszmarnie uzależniona od Europy, a nie odwrotnie, jak trąbiono wszem i wobec. Aż 88% eksportu rosyjskiej ropy naftowej szło do Unii, a gazu – 70%. W drugą stronę zaś – import rosyjskiej ropy naftowej to 33% importu EU, zaś gazu – 34%.

Tak było w 2013 r. i od tego czasu Rosja zrobiła dużo dla uwolnienia się od tej zależności. Ale nie wszystko, więc okres przejściowy będzie trudny, długi i bolesny. Tak potężna infrastruktura gazowa czy naftowa, jaka łączy Rosję i Europę, nie powstaje za pstryknięciem palców. Łączono te dwa światy przez pół wieku, odkąd Rosja pociągnęła pierwsze rurociągi gazowe, a potem naftowe na zachód. W 1968 r. gaz radziecki dotarł do Baumgarten w Austrii, a w 1973 r. – do Niemiec Zachodnich.

Rosjanie, patrząc, jak USA siłą wręcz odwracają europejski import, przygotowywali się do scenariusza zerwania więzi energetycznych, nawet tych najbardziej wrażliwych, czyli gazowych. Od lat budowano dwa nowe kierunki eksportu: LNG i Azja, a dokładnie – Chiny. Ta ostatnia ścieżka jest najbardziej spektakularna, gdyż w grę wchodzi globalna geopolityka – budowanie sojuszu przeciwko światowemu Hegemonowi. Rosja znalazła w niej gracza, który chętnie kupi cały gaz, którego nie chce Europa.

Pierwsze przygotowania trwały 10 lat, od podpisania umowy o strategicznej współpracy w 2004 r. przez porozumienie o 68 mld gazu z 2010, by w maju 2014 r. uroczyście (w obecności Władymira Putina i Xi Jinpinga) podpisano kontrakt stulecia o dostawach 38 mld m3 rocznie. Wtedy też zaczęto budować rurociąg Siła Syberii, który połączył dwa całkowicie nowe złoża gazowe wschodniej Syberii: Czajandinskoje, a później Kowyktę z granicą chińską. I 1 grudnia 2018 r. popłynął pierwszy w historii gaz rurociągiem z Rosji do Chin.

Teraz ta współpraca szybko się rozwija. Eksport gazu rośnie szybko, choć daleko jej do docelowej wielkości i w dalszym ciągu jest o rząd wartości mniejszy niż do Europy. Jednak już teraz jest negocjowane zwiększenie pierwszego kontraktu do 44 miliardów m3.

Ważnym krokiem w rozwoju było podpisanie umowy w czasie Zimowej Olimpiady 2022 w Pekinie, także w obecności prezydentów Putina i Xi (i tuż przed wojną ukraińską). Przewiduje ona dostawy nowych 10 miliardów m3 gazu (tyle ile wcześniej wynosił rosyjski eksport do Polski) ze złoża Sachalin 3 do wschodnich prowincji Chin. Gaz ma popłynąć przez Chabarowsk i Władywostok – to właśnie projekt Siła Syberii 3. Numeracja projektów jak widać zaburzona, ale dalekowschodni gaz to znacznie bliższe odległości między złożem a odbiorcą, mniejsze wolumeny, istnieją już rurociągi i działa baza surowcowa, więc projekt może się szybko zrealizować.

Teraz włącza się kolejny projekt – Siła Syberii 2. Wcześniej zwany „Ałtaj”, gdyż w pierwotnej wersji miał iść przez wysokie góry Ałtaj, gdzie jest krótki odcinek granicy chińsko-rosyjskiej. Jednak konieczne do pokonania wysokości wywoływały problemy techniczne. Pomysł zarzucono, ale możliwość przekierowania gazu ze złóż zachodniej Syberii z eksportu do Europy na Azję jest zbyt kusząca. Oznacza bowiem, że Rosjanie nie będą skazani na zachodni kierunek eksportu, ale dostawy będzie można przełączać między tymi dwoma potężnym konsumentami błękitnego paliwa.

Druga nitka ma iść przez Mongolię. Gazprom już przeprowadził studium wykonalności projektu. Wynik pozytywny, porozumienia z Mongolią zawarte, wspólna spółka zawiązana, trasa sprawdzona. Wszystko wskazuje, że Siła Syberii 2, idąca całkowicie nowym szlakiem, będzie mogła wyeksportować 50 miliardów m3 gazu rocznie. 30% więcej niż pierwsza, wschodnio-syberyjska, a nieco mniej niż zniszczone wybuchami rurociągi Nord Stream 1 czy 2.

Jedno tylko jest konieczne – kontrakt z Chinami, a w nim – cena. Poprzednio trwało 10 lat, mija 8 lat od rozpoczęcia zachodniego projektu… Zobaczymy.

Andrzej Szczęśniak

Za: Myśl Polska, nr 45-46 (6-13.11.2022)


Vucic: wszyscy politycy wiedzą, kto uszkodził Nord Stream, ale udajemy idiotów i milczymy

Według prezydenta Serbii, Aleksandara Vucicia, każdy polityk na świecie wie, kto przeprowadził „sabotaż na Bałtyku” przeciwko gazociągom sieci Nord Stream, ale wszyscy „udają idiotów i milczą”, by nie zaszkodzić swoim krajom.

W czwartek prezydent Serbii, Aleksandar Vucić, skomentował sprawę eksplozji, które poważnie uszkodziły gazociągi Nord Stream 1 i 2, praktycznie wyłączając je z użytku. Jego zdaniem, każdy polityk na świecie wie, kto przeprowadził „sabotaż na Bałtyku”, ale wszyscy wolą obłudnie milczeć.

– Nie ma na świecie polityka, który by nie wiedział, kto przeprowadził sabotaż na Bałtyku, ale wszyscy udajemy idiotów i milczymy, żeby nie szkodzić interesom swoich krajów. Ale cóż zrobić, hipokryzja jest wszędzie – powiedział Vucić, cytowany przez agencję Tass.

[…]

Całość: Kresy.pl (4 listopada 2022)

Atak gazowy: Eliminują z rynku małych i średnich przedsiębiorców. Obniżają jakość produktów.

Atak gazowy: Eliminują z rynku małych i średnich przedsiębiorców. Obniża jakość produktów.

Trader21 o tym, co czeka polskich przedsiębiorców.

https://nczas.com/2022/10/08/trader21-o-tym-co-czeka-polskich-przedsiebiorcow-eliminujemy-z-rynku-malych-i-srednich-video/

W rozmowie z namzalezy.pl Trader21 wyjaśniał, co będzie się działo z polskimi firmami. Wskazał również, że może to być korzystny czas dla marketów, które będą eliminowały konkurencję.

– Przykładowo masz taką piekarnię, która wyższe ceny gazu przełoży na wyższe ceny swoich produktów, bo nie będzie miała wyboru, bo nie może dopłacać – mówił.

– Można sprzedawać produkty po realnym koszcie wytworzenia, nic na tym nie zarabiać przez dwa, trzy, cztery miesiące. Ale później tracisz motywację. Nie możesz pracować za darmo – zaznaczył.

Wskazał, że część z tych firm „zanotuje spadek przychodów, dlatego że wiele osób zobaczy, że dobrej jakości pieczywo podrożało tyle i tyle, więc pójdę do marketu i kupię to pieczywo taniej, gdzie jest sprzedawane po cenach dumpingowych”.

Po pierwsze, dlatego że duży market może sobie na to pozwolić, bo będzie sprzedawał i będzie tracił na pieczywie, ale przyciągnie ludzi, którzy kupią inne produkty. Po drugie może sobie pozwolić na dumping, bo wie, że dzięki temu wyeliminuje małe piekarnie z rynku. Po trzecie, sprzedaje produkt pieczywopodobny, którego ja bym nigdy nie tknął – wyjaśniał.

Zdaniem Tradera21 „ludzie zostaną zmuszeni do konsumowania żywności gorszej jakościowo, jeżeli nie chcą płacić za tę żywność więcej”.

– Eliminujemy z rynku małych i średnich przedsiębiorców, którzy najwięcej dopłacają do tego budżetu, bo markety – jak wiemy – nie płacą żadnych podatków i to jakoś nie boli fiskusa – zaznaczył.

– Druga rzecz, obniżamy jakość produktów, które są nam dostępne. Po trzecie, docelowo zapłacimy dużo, dużo więcej za to pieczywo w markecie, bo jak tylko wyeliminuje się lokalną konkurencję, która właśnie upada w wyniku wysokich cen prądu czy gazu, to market podniesie dwukrotnie ceny, bo będzie wiedział, że nie ma alternatywy dla ludzi – mówił dalej.

Podkreślał, że w przypadku „dużych firm, produkujących nawozy, produkujących inne rzeczy, których częścią składową jest gaz, część z tych firm przeżyje, część z tych firm się zamknie”.

Wyjaśnił, że jeśli „wiele firm działa na międzynarodowych rynkach – np. produkcja nawozów – to ich nawozy będą zbyt drogie, bo firma chińska, firma amerykańska będzie miała gaz po dużo niższej cenie i nie będzie musiała podnosić ceny produktów, żeby w ogóle wyjść na zero”.

– A firmy polskie, które płacą bardzo dużo obecnie za gaz, będą albo zmuszone zamknąć produkcję albo podnieść ceny. I efekt będzie taki, że finalny konsument będzie mógł wybrać produkt polski – droższy, lub produkt tańszy – tej samej jakości – załóżmy chiński czy amerykański, ale tańszy ze względu na to, że do produkcji użyto tańszego gazu niż mamy go w Europie .

Mamy 110% zmagazynowanego gazu i dlatego Grupa Azoty wstrzymuje produkcję nawozów

Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/mamy-110-zmagazynowanego-gazu-i-dlatego-grupa-azoty-wstrzymuje-produkcje-nawozow/

Staram się ze wszystkim sił i coś mi nie wychodzi, ale to strasznie nie wychodzi. Ponieważ jestem niezwykle skromnym Piotrkiem, zdającym sobie sprawę z własnych słabości, to wychodzę z założenia, że to pan premier Morawiecki i partia rządząca są mądrzy, natomiast obywatele, w tym jeden Piotrek, zdecydowanie odstają od tego poziomu.

W związku z powyższym proszę o wsparcie i wyjaśnienie, w jaki sposób połączyć następujące informacje. Od wielu miesięcy jesteśmy przez premiera Mateusza Morawieckiego i cały pion propagandowy zapewniani, że Polska zgromadziła gazu ponad własne potrzeby. Już na początku było bardzo optymistycznie, bo wypełniliśmy magazyny w dziewięćdziesięciu procentach, ale o ostatnim mieliśmy przekroczyć sto procent. Pojęcia nie mam, jak się to robi, jedynie z czasów dzieciństwa pamiętam takie określenie, jak 110% normy, ale tę kwestię pozostawiam na boku, nie będziemy łapać kilku srok za jeden ogon.

Chciałbym się skupić na innej zagadce i korelacji, mianowicie takiej, że przy magazynach wypełnionych po brzegi polskie zakłady produkujące nawozy ogłosiły ograniczenie produkcji do minimum. Takie komunikaty najpierw wydał Anwil, potem Zakłady Azotowe Kędzierzyn. Powód? Żaden z zakładów należących do Grupy Azoty nie ukrywał o co chodzi i wskazał wyłącznie na jeden powód, którym jest wzrost cen gazu o 41%.

I dokładnie w tym momencie pojawiają się moje ograniczenia w zakresie wiedzy, logiki i rozumowania, jakie przyjął nasz wybitny rząd i najjaśniejsza gwiazda tego rządu w osobie Mateusza Morawieckiego. Wydawało mi się, że jeśli czegoś jest pod dostatkiem, to nie ma z tym większych problemów ani w zakresie dostaw, ani w zakresie ceny. Ba! Moja wiedza, być może nieukształtowana i pełna luk, podpowiada mi, że nadmiar zapasów raczej powinien obniżać cenę, niż ją podnosić. Zawsze występują koszty magazynowania, poza tym biznes polega na tym, aby towar schodził z półek, a nie na nich zalegał. Gdy dzieje się tak, że jakiś towar się nie sprzedaje, to sprzedawca zaczyna wywieszać plakaty z promocyjnymi cenami albo do 10 produktów dodaje jeden gratis.

Przyznaję, że nie znam się na rynku nawozów sztucznych, jednak obiło mi się o uszy, że ta gałąź gospodarki jest największym konsumentem gazu. Dlaczego to takie ważne? Znów trzeba przywołać podstawowe mechanizmy rynkowe i jedną z głównych zasad, która głosi: „duży może więcej”. Tak potężny odbiorca gazu jak Grupa Azoty powinien z łatwością nabyć gaz po atrakcyjnej cenie, zwłaszcza w sytuacji, gdy niezbyt roztropny sprzedawca obwieszcza całemu światu, że gazu ma więcej niż potrzebuje. Tymczasem Grupa Azoty twierdzi, że musi kupować niezbędne do produkcji paliwo po cenie wyższej o 41% niż kupowała wcześniej. Pojawia się zatem pytanie, co w tej układance się nie zgadza, kto tutaj robi jakieś problemy na siłę i nie zna podstaw ekonomii. Z pewnością ten zarzut najbardziej dotyczy mnie, ale byłbym wdzięczny gdyby ktoś zdecydowanie bardziej inteligentny ode mnie, najlepiej z rządu, omówił ten „fenomen”. Dla pełnej jasności, o co konkretnie mi chodzi, jeszcze raz podkreślę, że nie rozumiem dlaczego państwowy dostawca gazu, dysponując gigantycznymi zapasami gazu, poprzez windowanie ceny doprowadza na skraj bankructwa spółkę, w której ma 33% udziałów?

Rozumiałbym wszystko, gdyby takie rzeczy robił Donald Tusk i „totalna opozycja”, ale „obóz dobrej zmiany”? Prawdopodobnie jest tutaj ukryta jakaś bardzo głęboka myśl, pewnie chodzi o patriotyzm albo wstawanie z kolan, co oczywiście jest niezbędne do produkcji nawozów sztucznych, ale będę wdzięczny za oficjalne wyjaśnienie i stanowisko.

Ośmielam się o to prosić przede wszystkim dlatego, że pamiętam o węglu, którego miało być pod dostatkiem i w dodatku w bardzo atrakcyjniej cenie. No i pan premier Mateusz Morawiecki dotrzymał słowa, każdy Polak może sobie wejść do Internetu i popatrzeć, a nawet dodać do wirtualnego koszyka. Jestem prawie pewny, że z gazem jest podobnie, niczego nie brakuje i tylko źli ludzie strzępią języki na usługach wiadomych sił, niemniej oczekuję na oficjalny komunikat.

======================

MD:

Pytanie postawione w tytule zadał MatkaKurka chyba nie pomyślawszy, dla fasonu. Przecież magazyny w Polsce mają pojemność wystarczającą na jakieś 20% zapotrzebowania zimowego [grzanie]. A różnica między propagandą swego sukcesu przez Vateuszka a rzeczywistością jest ogromna.

Unplugged, czyli jak zostaniemy i bez gazu, i bez prądu

Konrad Rękas https://konserwatyzm.pl/rekas-unplugged-czyli-jak-zostaniemy-i-bez-gazu-i-bez-pradu/

Kolejne rządy najpierw gigantycznymi kosztami przestawiły polską energetykę na zasilanie gazem ziemnym, obecnie nie ustając w staraniach, by gazu w Polsce zabrakło.

Trzymając się tej samej logiki, III RP karnie realizuje założenia polityki energetycznej Unii Europejskiej, czym uniemożliwia sobie powrót do technologii węglowych, ale jednocześnie nie czyni nic, by zgodnie z zaleceniami Brukseli postarać się o własną infrastrukturę energii ze źródeł odnawialnych (RE), czyli obecnie przede wszystkim wielkich ferm wiatrowych umieszczonych na szelfie morskim. Ponure żarty z oparcia polskiej energetyki na chruście stają się więc rzeczywistością. Rząd zaś jest na najlepszej drodze, by za jednym zamachem gazu do kraju nie sprowadzić, za to kolejny kawałek polskiego potencjału oddać w obce ręce.

Mieliśmy czas się przygotować

Jak wiadomo, jedyną dużą siłą opozycyjną w Polsce – jest Najwyższa Izba Kontroli. I to jej właśnie zawdzięczamy kolejną miażdżącą informację pokontrolną, tym razem dotyczącą właśnie odnawialnej bezmyślności kolejnych rządów III RP.

Unijna strategia ograniczenia emisji gazów cieplarnianych jest znana co najmniej od European Union Climate and Energy Package 2008, A Roadmap 2011, Porozumienia Paryskiego z 2015 r. i Clean Energy for All Europeans Package 2016, a jej implementacja do regulacji unijnych odbyła się bez żadnych polskich protestów. Rządy PiS na żadnym etapie nie sprzeciwiały się ani nie starały się zablokować rozwiązań znanych obecnie jak pakiet Fit for 55, zobowiązujący kraje członkowie do redukcji emisji o 55 proc. do 2030 r. Cel ten nie jest żadną miarą do osiągnięcia bez zwiększenia udziału RE w krajowym mixie energetycznym, o czym władze znakomicie wiedziały, na co się godziły i z czym swoim zwyczajem nie uczyniły absolutnie nic, oprócz paru papierowych deklaracji.

Tymczasem niezależnie od tego co wiemy o niskiej energetycznej wydajności RE i od oczywistej absurdalności opierania na nich polityki energetycznej w kraju leżącym na węglu i położonym na naturalnym kierunku transferu gazu ziemnego – dopóki jesteśmy w strukturach zachodnich (nie tylko zresztą unijnych, bo tą samą drogą idzie też np. UK), dopóty nie mamy innego wyjścia niż zwiększać liczbę wiatraków na skalę przemysłową i solarów na lokalną i indywidualną. Koniec, kropka. Albo odcinamy się od Zachodu, albo gramy, świecimy, grzejemy i jeździmy tak jak on. Oto fakty.

Zgadzali się, chociaż nie cieszyli?

Oczywiście, na użytek wewnętrznej polityki w Polsce PiS, a zwłaszcza Solidarna Polska udawały i udają, że są w jakimś sporze z Brukselą. Zamiast zróżnicowanego mixu energetycznego mieliśmy więc pomieszanie konfrontacji z celami KE z propagandą niby-to-etatystyczną i pro-socjalną, w wyniku czego zrezygnowano zarówno z kontynuowania reform rynku energii, jak i ich cofnięcia. Oficjalnie i praktycznie Polska nie odrzuciła paradygmatu neoliberalnego, choć w szczególności polityka obecnego rządu może sprawiać takie wrażenie. W efekcie nie rozwiązano dotąd problemu przestarzałych bloków energetycznych i sieci przesyłowych, z których 47 proc. ma ponad 40 lat. Brak nowych inwestycji każe przewidywać zmierzenie się z problemem brakującej pojemności energetycznej. W przypadku Polski nie sprawdziły się także (bo nie mogły) obietnice i zapewnienia związane z liberalizacją handlu transgranicznego energią. Zamiast pojawienia się rezerw i obniżki kosztów – Polska boryka się z kołowymi przepływami energii między Niemcami a Austrią blokując zarówno udostępnianie zdolności przesyłowych eksportowych, jak i import z Niemiec, w efekcie podwyższając ryzyko blackoutu.

Biurokrata wie lepiej!

W zakresie RE przyjęte rozwiązania prawne, szczególnie odnośnie biomasy oznaczały oparcie tych technologii na importowanych surowcach, a co za tym idzie dalszy drenaż finansowy kraju. Polska zdecydowała się na ograniczenia rozwoju dynamiki lądowej energetyki wiatrowej wprowadzając w 2016 r. restrykcyjne przepisy, przez co zaczęła spadać dynamika inwestycji. Po chwilowym boomie w listopadzie 2021 r. Sejm przyjął równie niekorzystne rozwiązania odnośnie domowych instalacji paneli słonecznych.

Nie wynika to jednak bynajmniej z negatywnego nastawienia rządu wobec samych RE, ale raczej wobec energetyki rozproszonej, czyli możliwie zlokalizowanej, a więc i względnie chociaż mniej zależnej od państwowego bałaganu, korupcji i zamordyzmu. W ramach nowej „Polityki Energetycznej Polski do 2040” przyjętej w lutym 2021 r. założono, że wielkoskalowe inwestycje w sektorze RE mają realizować spółki państwowe, w tym oczywiście ORLEN. Nasza energetyka odnawialna miała być oparta o skomercjalizowane przedsiębiorstwa państwowe, dysponujące ponad 60 proc. zainstalowanych mocy i generujące ponad 2/3 energii elektrycznej. Pomysł sam w sobie nie byłby taki zły (choć powinien być uzupełniony większym udziałem energetyki rozproszonej, bezpieczniejszej w czasach ogólnego kryzysu). Diabeł jednak, jak zwykle w III RP, tkwi w szczegółach, a zwłaszcza w realizacji ogólnikowych deklaracji.

Pierwsza duża instalacja offshore, Morska Farma Wiatrowa Baltic Power, miała ruszyć wg planu w 2024/25 roku. I zdaniem NIK na pewno nie ruszy, bo sama jej budowa zacznie się, być może, w 2026/27 r. Co też się może nie udać, bo jak dotąd nie udało się nawet wskazać lokalizacji głównego terminala inwestycyjnego, czyli technicznego zaplecza takiej instalacji morskiej. To znaczy wskazano, w Gdyni. Potem w Gdańsku. I Szczecinie-Świnoujściu. Chociaż może w duńskim Rønne? Albo niemieckim Sassnitz-Mukran? Wszystkie zakładane inwestycje grzęzną po polsku: w uzgodnieniach, opiniach i zezwoleniach. Każdym wnioskiem każdorazowo zajmuje aż 11 organów administracji, a prowadzone 23 postępowania wymagają co najmniej 40 uzgodnień między instytucjami od samorządów, przez różnej maści nadzory i ABW. A wszystko to po to, by na polskim wietrze i prądzie i tak położyli łapy obcy.

Złoty interes z Norwegami. Dla Norwegów

Bo gadanie o wielkim powrocie państwowej energetyki – to tylko bajki dla patriotycznych i socjalnych wyborców. W rzeczywistości tworzy się wielkie strojki, by część z nich tym łatwiej sprywatyzować, a do części od razu wpuścić zagranicznych udziałowców. Już dziś „partnerem” ORLEN-u jest kanadyjskie NP BALTIC WIND B.V. / NORTHLAND POWER INC., PGE Polska Grupa Energetyczna S. A. tylnymi drzwiami wpuszcza duńskie ØRSTED WIND POWER A/S, 50 proc. w projekcie firmowanym przez POLENERGIĘ S.A. ma norweskie WIND POWER AS, a większość Norwegom zapewni w ramach MFW Bałtyk II i Bałtyk III także kontrolowanie przez OSLO EQUINOR POLSKA sp. z o.o. Zupełnie samodzielnie występują natomiast RWE RENEWABLES INTERNATIONAL PARTICIPATIONS B.V. z Holandii oraz razem EDP RENEWABLES S.A. (Portugalia) i ENGIE S.A. (Francja). I to by było na tyle jeśli chodzi o polską energetykę w polskich rękach.

Oczywiście też jednak jest w tym wszystkim drugie dno, nie tylko zresztą Bałtyku, ale i… Morza Północnego. W zestawieniu najciekawsza jest bowiem obecność firm norweskich i duńskich. Nie jest tajemnicą w branży, że powodzenie ich przedsięwzięć, skrajne ich ułatwienie przez władze polskie, przy jednoczesnym utrudnianiu życia konkurentom – jest warunkiem w ogóle prowadzenia jakichkolwiek rozmów o wypełnieniu Baltic Pipe.

Jak wiemy, początkowo będzie nim płynąć jedynie 2-3 mld m. sześc. gazu ziemnego ze złóż dzierżawionych przez PGNiG na Szelfie Noreweskim. A od 2024 r. być może także 1,28 mld m. sześć. rocznie z duńskiego złoża Ørsted. Tak, to ta sama nazwa. Te same norweskie i duńskie kapitały zainteresowane przejęciem polskiego rynku offshore. I nie tylko offshore, bo także energetyką wodorową, stanowiącą absolutny rdzeń unijnej strategii odchodzenia od rosyjskiego gazu. I wszystko to oddamy Norwegom, byle nam pozwoli przesyłać gaz, który sami wydobywamy dzierżawiąc od nich odpłatnie pola gazowe i Duńczykom, którym za gaz i tak zapłacimy horrendalne stawki. Dzięki temu pozbędziemy się RE i zapłacimy za gaz, za który już raz zapłaciliśmy i którego część własnym kosztem wydobywamy. Słowem – standardowy złoty interes à la la III RP.

Ale cóż, najważniejsze – że to nie Ruscy!

Cyrk z ruskim gazem, to idealne podsumowanie „patriotyzmu” i „heroizmu” PiS

Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/cyrk-z-ruskim-gazem-to-idealne-podsumowanie-patriotyzmu-i-heroizmu-pis/

Długo nie trwało, wczoraj napisałem, jak będzie, a dziś już jest jak jest. Prawdę i dokładnie mówiąc, to wczoraj już było, gdy minister Moskwa, o ironio losu, oświadczyła, że z tymi rezerwami gazu i dywersyfikacją to tak nie do końca będzie wesoło.

Owszem gazu od Putina nie weźmiemy, ale ten sam gaz kupimy od pośredników, w tym od Niemiec.

Naprawdę można ze śmiechu pozostawić niespodziankę w spodniach, gdyby nie fakt, że to jest bardziej przerażające niż śmieszne. W wyniku genialnych ruchów, między innymi „sankcji” nałożonych na „ruskie onuce”, całe gminy straciły ciągłość dostaw gazu. Póki co jest ich kilkanaście, ale przecież sytuacja nie będzie się poprawiać, tylko się pogorszy.

Obecnie mamy taki stan rzeczy, że cały świat widzi, w jakie kłopoty wpakowała się Polska i jak bardzo potrzebuje nowych źródeł dostaw gazu. Handlujący pietruszką wiedzą, że to idealne warunki to krojenia frajerów. Nasi niemieccy przyjaciele pietruszką też w Polsce handlują, jednak dużo większe interesy robią w strategicznych branżach. Nie chcę niczego przesadzać, jednak życie samo podpowiada, że tanio to my gazu od Niemców nie kupimy i nie będą to jedynie koszty finansowe, pojawią się koszty polityczne.

I znów powstaje pytanie po co było się odzywać? Któryś geniusz z ministerstwa usłyszał od prezesa Kaczyńskiego: „Czy damy radę?” i wbrew podstawowym działowniom matematycznym wykazał się postawą patriotyczną? Z dużym prawdopodobieństwem tak właśnie było i może nawet sam pomazaniec Morawiecki wystąpił w swojej ulubionej roli; „damy radę, nie jesteśmy Tuskiem”. Mleko się rozlało, powrotu do starego nie ma, a grzać się, gotować i produkować nawozy czymś trzeba. Nie bez powodu mądre państwa albo siedziały cicho albo jak Węgry wprost oświadczały, że na takie szaleństwo jak moralne uniesienia i bojkotowanie ruskiego gazu sobie nie pozwolą, bo liczy się bezpieczeństwo państwa i obywateli.

PiS bezpieczeństwem Polski i Polaków od kilku lat wyciera sobie „twarz”. Decyzje podejmowane są wyłącznie według populistycznego klucza. Kiedyś to było dzielenie i rządzenie, dziś jest łączenie. Morawiecki ze swoimi propagandystami powiela strategię Tuska, który najpierw zlecał sondaże, potem patrzył, co Polacy myślą i na końcu puszczał ciepłą wodę w kranie, tudzież walczył z „kibolami”. Technologia Tuska została do tego stopnia poprawiona, że decyzje PiS łączą „prawych” z „silnymi” razem. Tak było, przy pomoże, tak jest przy uchodźcach i konflikcie na Ukrainie. Wystarczyło poszczuć na tych, co spacerują po lesie i czyhają na życie, tych z DPS-ów, żeby dostać 90% poparcia.

Wystarczy krzyknąć, że ruski gaz zabija dzieci w Mariupolu i 95% gotowe jeść surowe ziemniaki. Tak się buduje wielką i dumną Polskę wstającą z kolan. Potem co prawda trzeba się płaszczyć przed wszystkimi, żeby uzyskać używane F16, powstrzymać zamknięcie elektrociepłowni w Turowie, a teraz ugotować barszcz dla ukraińskich uchodźców, ale to się wytnie. Po dwóch latach upadku PiS wystarczy przykładów, tych generalnych i detalicznych, aby pozbyć się złudzeń.

Miliony wyborców PiS dało się nabrać na bogoojczyźnianą retorykę. Przez pierwsze lata jeszcze to jakoś korespondowało z podjętymi działaniami i wiele z nich należy uznać za rozsądne. Potem nastała era poprawionej wersji Tuska występującej pod nazwą Mateusza Morawieckiego. „Aresztowanie autostrad” podmieniono na bardziej finezyjne tarcze, łady, piątki, wypłaszczanie i „putinflację”.

Najeść się nie najemy, ogrzać się nie ogrzejemy, ale za to sobie pośpiewamy „Żeby Polska była Polską”. Były marzenia, były nadzieje i przez jakiś czas był PiS, dla którego nie ma alternatywy. Nie pozostało nic poza złorzeczeniami i beznadzieją, tak dużą, że i alternatywa nie ma najmniejszego znaczenia. Prawda, że zawsze może być gorzej i skoro może to pewnie będzie, ale mnie już to niespecjalnie zajmuje, bo po prostu na nic nie mamy wpływu. W Polsce nie ma jednego polityka, nie wspominając o partii, która była zdolna zrobić dla Polskie coś mądrego i przede wszystkim bezpiecznego.

Minister Moskwa: „Sankcje na rosyjski gaz hamują Austria, Niemcy i Węgry”…

https://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/8409705,moskwa-sankcje-gaz-rosja-austria-niemcy-wegry.html

„Sankcje na rosyjski gaz hamują Austria, Niemcy i Węgry” – powiedziała w środę minister klimatu Anna Moskwa. Dodała, że liczy na wyciągnięcie przez KE konsekwencji wobec państw płacących Rosji za gaz w rublach.

W Europie głównymi hamulcowymi sankcji na rosyjski gaz są te państwa, które mają gaz z Rosji, czyli Austria, Niemcy i oczywiście Węgry – powiedziała w Polsat News szefowa resortu klimatu.

Na pytanie, czy Bruksela ma instrumenty, żeby wymóc na krajach wspólnoty przestrzeganie sankcji wobec Rosji, bo uzależnione od rosyjskich surowców Węgry zadeklarowały płacenie za nie rublami, minister Moskwa wskazała, że w środę szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen „wypowiedziała się dosyć radykalnie, że te państwa będą ponosiły konsekwencje”.

Wypowiedziała się radyklanie (Ursula von der Leyen – PAP), że płacenie w rublach jest każdorazowo łamaniem sankcji – dodała Moskwa.

Jak podkreśliła szefowa resortu klimatu, Polska czeka na kolejny krok i konsekwencje, bo pakiet sankcyjny ich nie zakłada. „Liczymy, że te konsekwencje zostaną wyciągnięte wobec państw, i w efekcie państwa wycofają się z płacenia w rublach” – powiedziała.

[I dalej podobny bełkot idioty. A my – nie mamy gazu, a jego resztki drożeją astronomicznie. MD]

===========================

mail:

Teraz widać jak na tym wyszli „nasi” rządowi idioci wychodzący jak zwykle przed szereg…. 

Russia Pipeline Gas Flows to China Have Increased Since the Ukraine War. Power of Siberia.

by Tyler Durden Mar 19, 2022 https://www.zerohedge.com/economics/russia-pipeline-gas-flows-china-have-increased-ukraine-war

Russia has increased gas supply to China via its Power of Siberia pipeline after its invasion of Ukraine began, ENN Energy CFO Liu Jianfeng said on the company’s earnings call.  ENN is one of China’s largest city gas utlities and purchases gas from oil majors including China National Petroleum Corp, which operates the import pipeline on its side of the border.

The Power of Siberia pipeline ships gas from eastern Russia into northern China, and is ramping up over several years to maximum capacity of 38 bcm/year. The Power of Siberia pipeline began pumping supplies in 2019; Russia is also shipping liquefied natural gas (LNG) to China. It exported 16.5 billion cubic metres (bcm) of gas to China in 2021.

The Power of Siberia network is not connected to pipelines that send gas to Europe, which has faced surging gas prices due to tight supplies, one of several points of tension with Moscow. Under plans previously drawn up, Russia aimed to supply China with 38 bcm of gas by pipeline by 2025.

Meanwhile, Gazprom, which has a monopoly on Russian gas exports by pipeline and which operates the Russian side of the pipeline, said Tuesday that exports to China continue to grow under its bilateral long-term agreement with CNPC. Flows had been increasing before the invasion, as well, with Gazprom saying in mid-February it had just set a daily record for exports to China on the pipeline.

One month ago, Russia agreed a 30-year contract to supply gas to China via a new pipeline and will settle the new gas sales in euros, bolstering an energy alliance with Beijing amid Moscow’s strained ties with the West over Ukraine and other issues. Gazprom agreed to supply Chinese state energy major CNPC with 10 billion cubic metres of gas a year, the Russian firm and a Beijing-based industry official said.

First flows through the pipeline, which will connect Russia’s Far East region with northeast China, were due to start in two to three years, the source said in comments that were later followed by an announcement of the deal by Gazprom.  The new deal, which coincided with a visit by Russian President Vladimir Putin to the Beijing Winter Olympics, would add a further 10 bcm, increasing Russian pipeline sales under long-term contracts to China.

Russian gas from its Far East island of Sakhalin will be transported via pipeline across the Japan Sea to northeast China’s Heilongjiang province, reaching up to 10 bcm a year around 2026, said the Beijing source, who asked not to be identified. The deal would be settled in euros, the source added, in line with efforts by the two states to diversify away from U.S. dollars.

Discussions between the two firms began several years ago after the start-up of Power of Siberia, a 4,000-km (2,500-mile)pipeline sending gas to China. Talks accelerated more recently after Beijing set its 2060 carbon neutral goal, the source said.

„China’s coal shortage last year served as another wake-up call that natural gas has its special value, that’s why CNPC decided to top up with the new pipeline deal,” the source said.

The pricing of the new gas deal will be similar to that of Power of Siberia, the source said, adding that both were „fairly satisfied” with that arrangement.

The deal is expected to weigh on China’s LNG import outlook. „Piped gas from Russia can be supplied to northern China at prices that are competitive when compared with LNG,” said Ken Kiat Lee, analyst at consultancy FGE.

Meanwhile, as Russian gas exports to China increase, those headed for Europe have slowed, and in some cases such as the Yamal-Europe pieline, been largely shut for much of 2022.

Nowych domów nie przyłączą do gazu. Gazownikom wyczerpał się… budżet

Polska Spółka Gazownictwa w środę poinformowała, że na razie wstrzymuje zawieranie nowych umów na realizację przyłączy gazowych. Zainteresowanie przyłączeniem do sieci jest tak duże, że pieniądze na ten cel, jakie spółka miała na lata 2022-2023, już się wyczerpały. Co teraz? PSG deklaruje, że „pracuje nad rozwiązaniami”.

„Duże zainteresowanie przyłączeniem do sieci gazowej spowodowało, że środki inwestycyjne spółki na lata 2022-2023 zostały w pełni zarezerwowane na realizację zawartych już umów przyłączeniowych i PSG nie posiada aktualnie źródeł finansowania dla kolejnych inwestycji przyłączeniowych” — przyznaje spółka w komunikacie przesłanym redakcji Money.pl.

[—-] bla… bla…

https://www.money.pl/gospodarka/nowe-domy-na-razie-nie-przylacza-sie-do-gazu-psg-wyczerpal-sie-budzet-6725615078427616a.html