Kanclerz Niemiec – zaświadczenie o ubóstwie

Kanclerz Niemiec – zaświadczenie o ubóstwie

Autorzy: Uwe Froschauer i Georg Ohrweh

https://apolut.net/der-deutsche-bundeskanzler-ein-armutszeugnis-von-uwe-froschauer-und-georg-ohrweh

W XVIII i XIX wieku zaświadczenie o ubóstwie było oficjalnym dokumentem wydawanym przez gminę lub urząd, potwierdzającym, że dana osoba jest bez środków do życia, a zatem nie jest w stanie uiszczać określonych opłat lub podatków.

Dziś „zaświadczenie o ubóstwie” jest używane w znaczeniu przenośnym i zasadniczo oznacza oznakę niepowodzenia lub niemożności. Oskarżam kanclerza Friedricha Merza o to i o „ubóstwo”. Biedny oznacza ubogi w duchu. I potwierdzam tę cechę u kanclerza Niemiec. Sam Friedrich Merz dostarcza dowodów na poparcie mojego oskarżenia poprzez swoje niekiedy nieprzemyślane wypowiedzi i ciągłe kłamstwa. Prawdopodobnie przejdzie do historii Niemiec jako kłamliwy kanclerz.

Jego kłamstwa

Podczas debaty generalnej w lipcu 2025 roku, przewodnicząca klubu parlamentarnego AfD, Alice Weidel, nazwała kanclerza Friedricha Merza „kłamliwym kanclerzem”. Friedrich Merz odpowiedział w tej debacie, odrzucając oskarżenie jako oszczerstwo. To nie oszczerstwo, panie Merz, to fakt!

Kłamstwo o hamulcu zadłużenia

Bezpośrednio przed wyborami lider CDU oświadczył, że „reforma hamulca zadłużenia w dającej się przewidzieć przyszłości nie wchodzi w grę”. Program wyborczy koalicji CDU/CSU głosił: „Trzymamy się hamulca zadłużenia zapisanego w Ustawie Zasadniczej. Dzisiejszy dług to jutrzejsza podwyżka podatków”. Reforma z pewnością nie była zatem planowana.

Kanclerz podczas kampanii wyborczej powiedział, że „możemy rozmawiać o wszystkim”, ale „na pewno nie stanie się to na początku”. Mówiąc „to”, Merz miał na myśli złagodzenie hamulca zadłużenia.

5 marca 2025 roku – kilka dni po wyborach – CDU/CSU i SPD ogłosiły porozumienie w toczących się wówczas rozmowach wstępnych: hamulec zadłużenia zapisany w Ustawie Zasadniczej miał zostać zreformowany, aby uwzględnić wyższe wydatki na obronę, które później nastąpiły na astronomiczną skalę. Anton Hofreiter (Zieloni) powiedział w programie „Markus Lanz” w ZDF:

Pan Merz doszedł do władzy kłamstwem”.

Ten podżegacz wojenny po raz pierwszy wygłosił trafne oświadczenie. Katharina Dröge, również z Zielonych, ostro skrytykowała działania Merza w programie „Brennpunkt” w ARD:

To dowód na pewną bezwzględność i bezczelność, że Merz tydzień po wyborach staje i robi dokładnie coś przeciwnego niż to, co mówił wyborcom przed wyborami”.

Nie da się tego ująć bardziej zwięźle. I właśnie taki jest Friedrich Merz: bezwzględny. Aby zdobyć władzę i spełnić marzenie o zostaniu kanclerzem, agent BlackRock wykorzystał wszelkie możliwe środki. Czy sprzedał Pan kiedyś swoją babcię, Panie Merz?

W moich oczach jest Pan „kanclerzem lobbystycznym”, o czym świadczy Pana członkostwo w zarządzie stowarzyszenia lobbystów Europe United, praca jako Przewodniczący Rady Nadzorczej BlackRock AssetManagement DeutschlandAG oraz bliskie relacje z firmą BASF, gdzie był Pan członkiem Rady Administracyjnej. Nawet będąc prawnikiem w dużej kancelarii prawnej MayerBrown, reprezentował Pan BASF, a także inne duże korporacje.

Państwa obecne, przyspieszone cięcia socjalne na rzecz gospodarki wojennej i jej spekulantów, takich jak Rheinmetall, w którym BlackRock posiada znaczny udział – obecnie około 6,89%, co odpowiada około 3 160 278 akcjom i szacunkowej wartości około 5,8 miliarda euro – ujawniają Pańską prawdziwą naturę. Najwyraźniej nie potraktował pan poważnie swojej przysięgi, by zapobiec krzywdzie narodu niemieckiego.

Z jednej strony pan i pańscy współpracownicy ograbiacie naród niemiecki, a z drugiej narażacie go na zwiększone ryzyko wojny, wysuwając całkowicie bezpodstawne twierdzenie, że Rosja zagraża Europie, Niemcom lub któremukolwiek państwu NATO. I dlaczego? Ponieważ jako kanclerz służy pan elitom, wspierając spekulantów wojennych kosztem narodu!

4 marca 2025 roku Merz usprawiedliwiał się – jak przystało na Carnival – w następujący sposób:

W obliczu zagrożeń dla naszej wolności i pokoju na naszym kontynencie, nasza obrona musi teraz również kierować się zasadą: bez względu na wszystko”.

Proszę, panie Merz, przestań pan kłamać! Stany Zjednoczone w ocenie zagrożenia, zarówno w 2024 roku za Joe Bidena, jak i w 2025 roku za Donalda Trumpa, stwierdziły, że Rosja nie ma ani zamiaru, ani możliwości, by zagrozić NATO. Wstyd mi, panie Merz, za pańskie świadomie fałszywe oświadczenia!

Kłamstwo podatkowe

Przed wyborami CDU/CSU wskazywało na ulgi podatkowe jako kluczowy element. Program wyborczy CDU/CSU ogłosił zamiar obniżenia podatków dochodowych dla osób o niskich i średnich dochodach. Umowa koalicyjna między CDU/CSU a SPD stwierdzała również: „Obniżymy podatki dochodowe dla osób o niskich i średnich dochodach w połowie kadencji”. W swoim oświadczeniu rządowym Merz obiecał obniżenie podatku od energii elektrycznej. Chciał, aby w przyszłości polityka energetyczna była „zgodna z przystępnością cenową”.

Dochody z opłat za emisję CO2 „nie będą gromadzone w budżecie państwa”, lecz „będą zwracane konkretnie gospodarce i obywatelom”. W ten sposób, „w pierwszym kroku”, podatek od energii elektrycznej zostanie obniżony. Tak, dochody rzeczywiście zostaną zwrócone przemysłowi zbrojeniowemu. Rheinmetall i BlackRock mogą się cieszyć!

Wkrótce potem Friedrich Merz publicznie oświadczył, że planowana obniżka podatku dochodowego „nie jest ustalona”. W wywiadzie dla „Bild am Sonntag” powiedział: „Chcemy obniżyć podatek dochodowy… jeśli budżet na to pozwoli”.

A budżet tego nie robi z powodu absurdalnie nadmiernych wydatków na zbrojenia. Jak dotąd nie podjęto praktycznie żadnych konkretnych, namacalnych działań – na przykład dla osób zarabiających najniższą krajową z rodzinami – mimo że ulgi podatkowe były jasną obietnicą wyborczą. Realizacja innych obietnic podatkowych i opłat – takich jak obniżenie podatku od energii elektrycznej dla wszystkich – została odroczona i pozostaje niejasna.

Ile razy jeszcze złamie pan obietnicę , panie kanclerzu? Pozostaje nam tylko czekać i zobaczyć.

Niespełnione obietnice dotyczące migracji

Moim zdaniem, pańska obietnica wyborcza dotycząca zaostrzenia polityki migracyjnej jeszcze się nie ziściła. Moim zdaniem, oszukał pan również wyborców w tej kwestii. Gdzie jest pańska obiecana jasna linia?

Panie Merz, a co z pięciopunktowym planem dotyczącym migracji, który CDU przedstawiła pod pańskim przewodnictwem, a który między innymi zakładał stałe kontrole na niemieckich granicach i surowsze odprawy?

Moim zdaniem, czasami miewa pan chwile jasności, a czasami wręcz szczerości. Słusznie! W połowie października 2025 roku, panie Merz, mówił pan publicznie – moim zdaniem słusznie – o widocznych problemach w krajobrazie miejskim, takich jak zaniedbania, narkotyki, podejrzane zachowania itd. w miastach o wysokim odsetku migrantów. Czasami interpretowano to jako rasizm. Jednak pańskich wypowiedzi nie można było całkowicie zignorować, niezależnie od tego, co ideologicznie zaślepione siły czerwone i zielone twierdzą inaczej.

Zwłaszcza ideologicznie zaślepieni Zieloni nie mają pojęcia, co dzieje się w „prawdziwym życiu”. Siedzą w swojej wieży z kości słoniowej, ignorancko wpatrując się w dal i wygłaszając głupie stwierdzenia bez związku z rzeczywistością. Panie Merz, powinien pan położyć kres temu przesadzonemu szumowi informacyjnemu i nonsensom na temat płci, tak jak Donald Trump już to robi w USA.

Oświadczenia zamiast faktów opartych na dowodach

5 października 2025 roku Friedrich Merz złożył u Caren Miosga oświadczenie w sprawie niedawnych „incydentów dronów”:

Oprócz lotniska w Monachium, w ostatnich dniach ucierpiało również Frankfurt i Kopenhaga. Podejrzewamy, że za większością tych lotów dronów stoi Rosja. To zagrożenie pochodzi od tych, którzy chcą nas przetestować”.

Tenor tego oświadczenia: Nic nie wiemy, ale to na pewno był Putin! Może niemieccy i europejscy podżegacze wojenni również chcą „przetestować” i zwiększyć gotowość do wojny ludności Europy?

W momencie wywiadu, panie Merz, było już wiadomo, że osoba we Frankfurcie była „pilotem dronów-amatorem”, a duńskie władze nie były nawet pewne, czy obserwacje miały cokolwiek wspólnego z dronami. Gra, w którą pan gra, jest przejrzysta dla ludzi o jasnym umyśle, panie Merz.

Ludzie nie chcą wojny ani wydawać idiotycznych pięciu procent swojego produktu krajowego brutto na cele wojskowe. Dlatego podżegacze wojenni tacy jak pan robią wszystko, co możliwe – za pomocą manipulacyjnych narzędzi, takich jak sianie paniki, powtarzanie bezsensownych twierdzeń, takich jak te rzekomo rosyjskie drony, coraz częstsze używanie terminologii wojskowej, demonizowanie Putina i tak dalej – aby zwiększyć gotowość bojową i legitymizować bezsensowne projekty zbrojeniowe, na których elity zarabiają krocie kosztem podatników. Fakt, że infrastruktura społeczna, którą odpowiedzialni politycy zbudowali dekady przed dzisiejszymi politycznymi porażkami, rozpada się, nie interesuje tych podżegaczy wojennych.

Schemat jest taki sam jak w dyktaturze koronawirusa, gdzie, wywołując strach świadomie i celowo fałszywymi twierdzeniami, przemysł farmaceutyczny zdołał napełnić swoje kasy kosztem zdrowia i dobrobytu ludności. Liczne, niekiedy śmiertelne, skutki uboczne szczepień, wynikające z nich szkody psychiczne i fizyczne, zwłaszcza wśród dzieci, oraz zniszczenie niezliczonych źródeł utrzymania, nie przejęły się protagonistami reżimu koronawirusa, którzy dziś odmawiają wzięcia odpowiedzialności. Tchórzliwa banda!

Friedrich Merz kontynuował w programie u Caren Miosga:

„Rosnąca liczba incydentów z dronami stanowi poważne zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa”.

Dlaczego, panie Merz, wznieca pan histerię dronową w Niemczech, nie mając żadnych dowodów?

Dlaczego ty i twoi bezduszni kumple, tacy jak Keir Starmer, Emmanuel Macron i arcykapłanka ciemności, Ursula von der Leyen, nieustannie wbijacie Europejczykom do głowy, że – z powodu wyczarowanego wroga, który nawet nie chce atakować – absolutnie konieczne jest budowanie potęgi militarnej?

Ponieważ większość społeczeństwa nie chce budować potęgi militarnej, uważacie ludzi za głupców. Niestety, wciąż odnosicie sukcesy ze zbyt wieloma ludźmi. Jak się czujecie, stale zwiększając ryzyko wojny? Silni czy wredni? Jeśli czujecie się wredni, to przynajmniej macie w sobie odrobinę człowieczeństwa. Co się w tobie dzieje, gdy krytykujecie i wyrażacie zawoalowane groźby wobec krajów takich jak Słowacja i Węgry, które w porównaniu z tobą i twoimi podżegającymi do wojny wspólnikami z Wielkiej Brytanii, Francji, Polski i Komisji Europejskiej, poważnie traktują budowanie pokoju. Twoje stwierdzenie: „Nie unikniemy konfliktu z Węgrami i Słowacją, jeśli będziemy kontynuować tę drogę”, pokazuje, że nie zależy Ci na pokoju, prawdopodobnie dlatego, że BlackRock zarobiłby mniej, a Ty i Twoi krajowi i zagraniczni, wojowniczy współpracownicy zostalibyście z ruinami całkowicie błędnej polityki wobec Ukrainy. Wojna była dla Ukrainy nie do wygrania od samego początku. Nie o to zresztą chodziło, ale o uświadomienie sobie:

„Wojna to najlepszy kupiec. Zmienia żelazo w złoto”. (Friedrich von Schiller)

Ty i Tobie podobni świadomie spaliliście 50 miliardów euro, finansowanych z podatków, które Niemcy przeznaczyły na wojnę na Ukrainie!

Kanclerz Niemiec nie jest jedyną osobą wygłaszającą bezpodstawne twierdzenia o Rosji. To samo robią zagorzałe polityczne marionetki, takie jak Roderich Kiesewetter i Marie-Agnes Strack-Zimmermann, którzy nie zmądrzeli i szkodzą reputacji Niemiec jako narodowi poetów i myślicieli. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, która nie jest uczciwa, nie została wybrana i jest obarczona zarzutami korupcji, oświadczyła 1 października 2025 r.:

„Rosja próbuje nas wystawić na próbę. Ale Rosja próbuje również siać podziały i strach w naszych społeczeństwach”.

Zastąp „Rosję” „większością europejskich rządów”, pani von der Leyen, a pani stwierdzenie będzie w stu procentach prawdziwe.

Proszę odejść, pani von der Leyen. Pani miejsce nie byłoby na czele Komisji Europejskiej, ale w areszcie państwowym. Gdyby w krajach europejskich istniał funkcjonujący podział władzy i praworządność, to już by się stało.

Rosja zareagowała spokojnie, jak zwykle – w przeciwnym razie dawno temu mielibyśmy trzecią wojnę światową. Władimir Putin uśmiechnął się, odpowiadając na pytanie zadane na konferencji Klubu Dyskusyjnego Wałdaj 2 października 2025 r.: „Dlaczego wysyłacie tyle dronów do Danii?” i zażartował:

„Nie zrobię tego więcej – do Francji, Danii, Kopenhagi, Lizbony – gdziekolwiek dotrą”.

Poważniejszym tonem kontynuował:

„Ale poważnie, nie mamy nawet dronów, które mogłyby dolecieć do Lizbony. (…) Mamy je, mają duży zasięg, ale nie ma celów, a to jest najważniejsze”.

Dziękuję, panie Putin, za pańską rozwagę, a także za poczucie humoru. Władimir Putin wciąż szuka sposobów, aby uniknąć konieczności użycia broni jądrowej przeciwko Zachodowi, który dysponuje lepszą bronią konwencjonalną. Mam nadzieję, że tak pozostanie. Jeśli Putin – przyparty do muru – nie będzie miał już wyboru, będziemy musieli podziękować zachodnim, europejskim podżegaczom wojennym, jeśli Europa legnie w gruzach.

11 marca 2020 r. „Rheinische Post” napisał: Merkel uważa koronawirusa za priorytet. 5 października 2025 r. „Bild” napisał: Kanclerz uważa drony za priorytet. Ciekawe porównanie, prawda? Aby utrwalać kłamstwa, takie jak oszustwo związane z koronawirusem czy kłamstwo o zagrożeniu ze strony Rosji, szef szerzenia kłamstw musi interweniować. To nadaje większą wiarygodność oszukiwaniu społeczeństwa – choć nie jestem pewien, czy Friedrich Merz jest mecenasem.

Mój szanowny kolega Georg Ohrweh wyraził swoją opinię o tym dżentelmenie, który za wszelką cenę pragnął zostać kanclerzem i niestety mu się to udało, w następujących słowach:

Nie-Mój-Kanclerz“

Po prostu nie może tego zrobić i nigdy nie będzie mógł.

Czy Friedrich Merz, z jego przeszłością w BlackRock, powinien w ogóle móc kandydować na kanclerza? Innymi słowy: czy ktoś, kilka osób, grupa, miała interes w stopniowym wspieraniu go przez lata w pożądanym, ukierunkowanym kierunku, w którym w odpowiednim momencie zająłby stanowisko bardzo przydatne dla tej grupy interesów?

Czy Friedrich Merz był właściwym kandydatem, ponieważ jego ego zawsze marzyło o zostaniu kanclerzem?

Jak duży wpływ na jego decyzje polityczne, które można łatwo powiązać z lobbingiem na rzecz inwestorów BlackRock, miałby pozorny konflikt interesów?

Czy jako zagorzały demokrata, który popiera wolny i demokratyczny porządek konstytucyjny, można uznać Merza za kanclerza Niemiec?

Jeszcze gorsze niż błędne decyzje z perspektywy ludzi, ale właściwe decyzje z perspektywy potencjalnych postaci w cieniu, są jego zaniedbania:

Porażka aby zapobiec postępującemu upadkowi niemieckiej gospodarki

Nowy dług wystarczający dla kilku przyszłych pokoleń, z kłamliwą etykietą „fundusze specjalne”

Nieistotność wysiłków na rzecz pokoju w Strefie Gazy

Kontraproduktywne podejście do wspierania wysiłków USA na rzecz pokoju w wojnie na Ukrainie

Maksymalny dystans od dążenia do jak najlepszego dobrobytu narodu niemieckiego

Ciągłe ignorowanie zasady: „Tylko pokój powinien pochodzić z Niemiec” na rzecz jego znanych, mrożących krew w żyłach, pompatycznych oświadczeń

Wyimaginowany scenariusz wojenny, nieistniejące zagrożenie ze strony Rosji, nie jest rozwiązaniem, które pozwoliłoby ukryć i naprawić szkody wyrządzone nie tylko przez niego, ale także przez kaskadę błędnych decyzji Niemiec, których pan Merz nie cofa, a wręcz zaostrza swoimi bezpodstawnymi oświadczeniami.

Jako kanclerz musi wziąć na siebie odpowiedzialność, także za tych ministrów, którzy jako agenci destrukcyjnej ideologii przyczyniają się do upadku Niemiec, sytuacji propagandowo wspieranej przez opinię publiczną nadawanie.

Można by zapytać, czy to oznaki zdrady, mające na celu wciągnięcie Niemiec w szpony inwestorów BlackRock, którzy chcą przekształcić je w państwo totalitarne. BlackRock, Światowe Forum Ekonomiczne (WEF), Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), Agenda 2030 itd. to dwie różne strony tej samej monety. Widzimy tu połączonych ze sobą szaleńców, którzy marzą o dominacji nad światem i redukcji populacji, tak złych, że normalny umysł nie jest w stanie nawet wyobrazić sobie, jak demoniczni, jak diaboliczni mogą być ludzie i ich nieludzkie plany.

Wspierani przez ośmiornice danych, które chcą wykorzystać technologię absolutnego śledzenia, aby zamienić wolnych ludzi w cyfrowych niewolników, aby można było ich kontrolować dokładnie tam, gdzie mogą osiągnąć jak największe korzyści dla interesów nielicznych.

Czy ich mokrym snem jest stworzenie cyfrowo kontrolowanego stada owiec?

Merz otrzymuje wsparcie od prawdopodobnie najgroźniejszego tyrana, komisarza UE, który coraz bardziej przypomina Królową Borgów ze Star Treka.

Wyraźnie widać, że ciemne siły działają obecnie. które są zdolne przerazić całe narody, począwszy od pandemii koronawirusa jako próby generalnej.

Coraz ważniejsze staje się dołączanie do godnych zaufania sieci, które nie uczestniczą w tej nieludzkiej tyranii ani jej nie uznają, i, gdziekolwiek to możliwe, angażowanie się w obywatelskie nieposłuszeństwo.

Obywatelskie nieposłuszeństwo stało się obywatelskim obowiązkiem! Powinno to stawać się coraz bardziej widoczne.

Życie w wolności powinno być najwyższym dobrem dla każdego, a każdy, kto chce je znieść, musi stawić opór – a obecnie jest na to aż nadto oznak.

Niebezpieczeństwo popadnięcia w warunki postdemokratyczne poprzez program prania mózgu „Nasza Demokracja” nie jest wydumane, lecz stanowi realne zagrożenie dla liberalnych osiągnięć, o które nasi przodkowie walczyli w Europie, często dając daninę krwi.

Istnieje również niebezpieczeństwo, że ścieżka obrana przez zdezorientowane, oszukane umysły, decydujące obecnie o losie Niemiec i Europy, może doprowadzić do warunków przypominających wojnę domową, w miarę jak ludzie będą coraz bardziej osaczeni. Zwiastuny tego zjawiska można już zaobserwować w wielu krajach europejskich. Pozostaje mieć nadzieję, że wojsko i policja staną po stronie społeczeństwa, aby chronić je przed nadmierną władzą państwa, zamiast pozwolić, by wykorzystywano je do ochrony państwa przed ludźmi.

Co więcej, nic nie wskazuje na to, że obecni decydenci, ewidentnie opętani przez zło, dobrowolnie zejdą z drogi demonicznej ciemności.

Sytuacja może się pogorszyć jeszcze bardziej niż jest. Złe moce i siły atakują obecnie z całą mocą.

Tym ważniejsze jest, aby ci, którzy zachowali zdrowy rozsądek, nie zbaczali z drogi prawdy i sprawiedliwości, podążali naprzód niezłomnie i z determinacją, nadal traktowali ludzi przyzwoicie i uprzejmie, aby jasna strona była stale karmiona dobrą energią, bo jedno jest pewne, dopóki trwają udręki – i to jest moje najgłębsze przekonanie:

Ostatecznie dobro zwycięży w stu procentach!

Pan Merz, który najwyraźniej zrezygnował z podnoszenia dobrobytu narodu niemieckiego i zapobiegania jego krzywdzie, jest mile widziany w przyszłości, aby nadal oprowadzać wycieczki po tamie Möhne. Owszem, potrafi przemawiać elokwentnie i z akcentem, ale w żadnym wypadku nie powinien nadal ponosić odpowiedzialności politycznej za kraj, ponieważ rażąco brakuje mu podstawowych kompetencji i poczucia odpowiedzialności za naród niemiecki. Im szybciej zniknie ze sceny politycznej, tym lepiej dla Niemiec”.

Wniosek

Podczas wydarzenia zorganizowanego przez Niemiecki Związek Małych i Średnich Przedsiębiorstw (MŚP i Unia Gospodarcza) 27 września 2025 r. w Kolonii, kanclerz Friedrich Merz zwrócił się do tych, którzy jego zdaniem wyrażali zbyt wiele „narzekania” lub „lamentu”:

Przestańmy być tak marudni i użalać się nad sobą w tym kraju”, a ponadto stwierdził, że „nie należy wszystkiego nadmiernie krytykować od wewnątrz!”.

Merz starał się promować bardziej pozytywną ocenę sytuacji, mówiąc: „Szklanka nie jest do połowy pusta; Szklanka jest do połowy pełna”. Zauważył, że Niemcy są często postrzegane z zewnątrz z większym optymizmem niż przez własnych obywateli i wezwał do większej pewności siebie i inicjatywy.

„Z zewnątrz” – ludzie są zaskoczeni Niemcami, panie Merz, a nawet się z tego śmieją – i słusznie. Ludzie w innych krajach zastanawiają się, jak niegdyś kwitnący kraj zdołał nieustannie, krok po kroku, zmierzać ku przepaści. Angela Merkel podjęła pierwsze doniosłe kroki ku upadkowi swoją niekontrolowaną polityką powitalną, a następnie rząd „świateł sygnalizacyjnych” (nazwa pochodzi od kolorów partii tworzących tą koalicję, dokładnie takich samych jak w sygnalizacji ulicznej -przyp. tłum) zahipnotyzowanych płcią i „obudzoną” świadomością. Wielka koalicja wydaje się nieudolnie kontynuować tę politykę. Jak pan może, panie Merz, odwoływać się do konstruktywnego nastawienia społeczeństwa, skoro coraz bardziej pozbawia je pan fundamentów ekonomicznych poprzez wysokie podatki i zmniejszanie wydatków socjalnych na rzecz pańskiej przeklętej gospodarki wojennej?

Wskaźnik zagrożenia ubóstwem – definiowany jako dochód poniżej 60% mediany dochodów – wzrósł do około 15,5% populacji w 2024 roku, według „Paritätischer” Związek Obywatelski (Paritätische Gesamtverband), obejmujący około 13 milionów osób. Pańskie cięcia w świadczeniach socjalnych, uzgodnione z CSU i SPD, panie Merz, jeszcze bardziej podniosą te liczby. Używając metafory „szklanka jest do połowy pełna”, chce pan zwalczać tendencję obywateli i przedsiębiorców w Niemczech – a także osób z pańskiego elektoratu – do dostrzegania wielu negatywnych aspektów rozwoju Niemiec i wyrażania braku optymizmu. Problem w tym, że pańska polityka sprawi, że szklanka będzie się nadal opróżniać. Nie można wciąż napełniać kieszeni bogaczy, jednocześnie wysysając z nich pieniądze. W pewnym momencie szklanka się przepełni!

Nie udało się jeszcze osiągnąć obiecanej zmiany polityki, a nastroje w kraju też się nie zmieniły. Jak to możliwe, skoro kanclerz łamie dane słowo tak jak pan! Z drugiej strony, pański rząd przynajmniej w pierwszych trzech miesiącach swojej kadencji prezentował się w pozytywnym świetle. Według Federalnego Biura Prasowego, między objęciem urzędu 6 maja a początkiem sierpnia kanclerz Merz i jego… Ministrowie wydali już 172 608 euro z pieniędzy podatników na zatrudnienie fotografów. Pan, panie Merz, zajmuje dopiero siódme miejsce w rankingu próżności z kwotą 10 196 euro. Pierwsze miejsce zajął Pański zastępca i minister finansów Lars Klingbeil (SPD) z kwotą 33 721,80 euro za kserokopię swojego portretu, a na drugim miejscu znalazło się pięciu ministrów Unii, a mianowicie: minister spraw wewnętrznych Alexander Dobrindt (CSU) z kwotą 19 043,43 euro, minister spraw zagranicznych Johann Wadephul (CDU) z kwotą 18 887,74 euro, minister zdrowia Nina Warken (CDU) z kwotą 18 535,69 euro, minister stanu ds. mediów Wolfram Weimer (CDU) z kwotą 16 859,16 euro i minister gospodarki Katherina Reiche (CDU) z kwotą 12 471,33 euro.

Jeśli treść polityczna tych panów nie jest zbyt imponująca, to przynajmniej należy dbać o jej pozory. Zjawisko to obserwowałem wielokrotnie. W mojej pracy jako wykładowca w akademii trenerzy w eleganckich garniturach i panie w drogich garniturach to zazwyczaj słabsi instruktorzy. To więcej pozorów niż merytorycznych treści. Z mojego doświadczenia wynika, że ​​ktoś, kto ma mało talentu, ma tendencję do ukrywania braku treści pod pozorami. Doskonałym przykładem połączenia niekompetencji i próżności były dwie zielone, skrajnie niekompetentne „Amplery”: minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock, która wydała ogromne sumy na swoją wizażystkę, oraz minister gospodarki Robert Habeck, który utrzymywał „fotografa nadwornego”, podczas gdy ludzie musieli zaciskać pasa rok po roku.

Federalne Biuro Prasowe pojednawczo zauważyło, że drogie, obecne zlecenia fotograficzne służą „zapewnieniu konstytucyjnie wymaganej pracy public relations nad działalnością rządu federalnego przez poszczególne departamenty w różnych oficjalnych celach”. O jakiej pracy rządu federalnego mówią? O drastycznych cięciach socjalnych w celu pobudzenia gospodarki wojennej?

Uwe Froschauer i Georg Ohrweh

Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.

Artykuł ukazał się 24 października 2025 roku na stronie : https://apolut.net/der-deutsche-bundeskanzler-ein-armutszeugnis-von-uwe-froschauer-und-georg-ohrweh

Źródła i Przypisy:

Fragment Georga Orweha został napisany przy użyciu klienta Pareto i po raz pierwszy ukazał się na pareto.space 18 października 2025 roku.

Moje dwie książki, „Niespokojni” i „W gardle upadku”, zostały opublikowane pod koniec marca i na początku kwietnia 2025 roku.

Nowa partia o nazwie Koalicja Obywatelska. Jest to zupełnie nowa siła, grupująca ludzi, którzy nie zdążyli się zużyć.

z fb

Powstała nowa partia o nazwie Koalicja Obywatelska. Jest to zupełnie nowa siła, grupująca ludzi, którzy nie zdążyli się zużyć, 
nieskompromitowanych, z otwartymi głowami pełnymi pomysłów.

Dominują ludzie młodzi, zdolni i wykształceni.

Na czele partii stanął Donald Tusk, pełen wigoru młody działacz rodem z Sopotu, ale już ceniony historyk, nie tylko w Tenkraju ale przede wszystkim u naszego zachodniego sąsiada. Ma on również znakomite kontakty w Moskwie.

Donald Tusk ogłosił, że jako szef partii będzie się posługiwać tytułem Umiłowany Przywódca, co sala złożona z uczestników Kongresu Założycielskiego nowej partii przyjęła aplauzem i długo niemilknącymi burzliwymi oklaskami.

Uczestnicy spontanicznie złożyli dary u stóp Umiłowanego Przywódcy:
-Katarzyna Kotula ofiarowała wszystkie swoje doktoraty i połowę (większą, jak zapewniła) swoich dyplomów magistra
– Izabela Leszczyna złożyła w darze czarodziejską różdżkę
– Klaudia Jachira słoik z kłębiącymi się w nim sympatycznymi zwierzątkami złowionymi we własnych lokach
– Ryszard Petru ofiarował zniżkowy  bilet na Maderę oraz portret 6 Króli własnego autorstwa
– Arkadiusz Myrcha z kolei ofiarował portret 3 Króli,  gdzie trzeci król o imieniu Belzebub ma rysy jego teścia
– żona Myrchy, czyli Kinga Gajewska, przyniosła worek ziemniaków, zabytkową tabliczkę czekolady sprzed 40 lat ( dar tym cenniejszy, że to rodzinna pamiątka) i łopatę
– Włodzimierz Cimoszewicz ofiarował kopię aktu urodzenia swojego ojca uzyskaną w Obkomie w Symbirsku
– Marta Wcisło przyniosła swój warkocz
– Agnieszka Holland złożyła w darze pół litra łez wylanych przez członków jej rodziny w dniu śmierci Towarzysza Stalina i sto gram (tak zwaną „małpkę”), łez wylanych po śmierci Towarzysza „Tomasza” (Bolesław Bierut)
– Generał Pytel ofiarował swoją  czapkę rosyjskiego matrosa z krążownika „Aurora”
– Jakub Wojewódzki złożył w darze na kolanach Wielkiego Przywódcy psie gówno, w które lubi wtykać polskie flagi
– Adam Mazguła ofiarował jednego sowieckiego walonka jako symbol wszystkich bolszewickich trepów
– Tomasz Grodzki złożył pękatą kopertę (każdy kto pamięta, że Grodzki lubi brać, a nie dawać koperty, doceni ten gest)
– Monika Olejnik z TVN („Stokrotka”) ofiarowała swą młodość
-Anna Grodzka złożyła w darze kilka swoich kobiecych bibelotów (a także ulubione stringi)
– Franek Sterczewski przyniósł wegańską pizzę
-Katarzyna Augustynek („Babcia Kasia” ) dała w darze swoją osobistą kulturę i kobiecy wdzięk
– Bronisław Komorowski ofiarował odziedziczony po przodkach obraz „Gęsiarka”
-Anna Komorowska (de domo Dziadzia) sprezentowała ekspres do kawy i sokowirówkę
– Tomasz Lis ofiarował swoją książkę „Mogłem, ale nie chciałem zostać Prezydentem”, na stronie tytułowej której podpisało się w  komplecie wszystkich  43 subskrybentów jego kanału na You Tube
– Roman Giertych przyniósł 46 milionów złotych, czyli połowę sumy, której nie ukradł z Polnordu oraz gałązkę oliwną zerwaną z ogrodu swojej włoskiej wilii, kupionej za pozostałą część sumy, której nie ukradł z Polnordu
– Urszula von der Leyen ofiarowała nagranie pierwszych słów, które wypowiedziała  jako roczne dziecko. Nie trzeba dodawać, że te słowa to : Für Deutschland 
– Kanclerz Merz wręczył Umiłowanemu Przywódcy Nadwiślańskich Irokezów (copyright by Otto von Bismarck) order Ulryka von Jungingen i płaszcz Wielkiego Mistrza (do wyprania, zacerowania i uprasowania) 
– Dorota Wysocka – Schnepf ofiarowała klocki, z których ubeckie dzieci mogą zbudować makietę łagru, w którym zostaną zamknięci faszyści  Stanowski i Mazurek oraz inni wrogowie Arcykapłanki Propagandy i jej męża
-Krystyna Janda przyniosła mrożony chleb i wiadro tego, co spada jej cały czas na głowę
– Witold Zembaczyński ofiarował bilet na basen, naleśniki z marmoladą i radość której uległ, gdy Rafał Trzaskowski (syn płatnej donosicielki SB TW „Justyna”) został prezydentem
– Rafał Trzaskowski  przyniósł w darze pierwszy donos napisany przez swoją matkę (TW SB „Justyna”) oraz płytę z nagranym skandowaniem na cześć Pierwszej Damy ( „Gosia, Gosia, Gosia”)
-Michał Scerba i Dariusz Joński przynieśli afisz swojego ulubionego filmu „17 mgnień wiosny”, którego tytuł zawiera wynik zsumowania ich IQ
-Władimir Putin przysłał miliard dolarów Gazpromu (do umorzenia)
– Barbaria Nowacka złożyła dar najmniejszy objętościowo ze wszystkich, ale  cenny tym bardziej, bo ofiarowany ze szczerego serca : dała całą swą mądrość, wiedzę i inteligencję
– Marcin Józefaciuk ofiarował swoje dzieło pt: „Trójpodział władz, a problemy osób LGBT+”.
– Mateusz Kijowski, przyniósł osiem ruskich gwiazdek
-Daria Brzezicka ofiarowała swój dziewiczy donos, napisany jeszcze wtedy, gdy była nie w Komsomole,, ani w pionierach, a w Oktriabrionkach 
-Tylko Janusz Palikot i Magdalena Środa przyszli z pustymi rękoma ; on zamierzał ofiarować Tuskowi honor, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, że  go nie posiada, a nawet gdyby go miał, to obdarowany i tak nie wiedziałby co to jest. Środa chciała ofiarować Mądrość ale po przeszukaniu wszystkich zakamarków mózgu i wszystkich kieszeni, nie znalazła nawet najmniejszej jej ilości.


Nie sposób wymienić wszystkich ofiarodawców. Wystarczy wspomnieć, że nie tylko indywidualne osoby składały te dary ale też redakcje, oddziały szpitalne, stowarzyszenia kombatanckie i inne organizacje Ludu pracującego miast i WSI (Wojskowych Służb Wewnętrznych).
Wróżymy Koalicji Obywatelskiej wielką przyszłość na polskiej scenie politycznej. Od dawna czekaliśmy na nową jakość wśród partii i organizacji społecznych i politycznych. Nie ulega wątpliwości, że nasze nadzieje właśnie się ziszczają.


Für Deutschland !

O pokój trzeba się bić

O pokój trzeba się bić

Marek Wójcik 26. października 2025 o-pokoj-trzeba-sie-bic

Zdecydowanie łatwiej można doprowadzić do wojny, niż utrzymać pokój. Szczególnie wtedy, gdy finansowo potężne siły są za wojną. Tytuł tego artykułu może wydać się niektórym paradoksem. Skoro chcesz pokoju – to nie bij się. Jednak bitwa o zachowanie pokoju nie polega na dozbrajaniu jednej ze stron konfliktu.

To jest bitwa o nasze umysły. Jeśli jesteś przekonany wbrew oczywistym faktom, że musimy bronić się przed agresją Kremla, to stałeś się właśnie kolejnym podżegaczem do wojny, której nie musimy wcale doczekać.

Ostatnie pytanie inspektora Columbo:
Skoro Rosja chce nas zaatakować, dlaczego czeka z tym, aż będziemy gotowi do wojny?

Wojna na Ukrainie jest wojną pomiędzy Rosją i USA prowadzona w angielskim stylu: na koszt Ukraińców. Nie ukraińskich oligarchów. Jest ich ponad 17 tysięcy i w tym roku ilość ich wzrosła o 6,6 tysiąca. Źródło. Ofiarami są pozostali, którzy nie potrafili lub nie mieli okazji dorwać się do pieniędzy płynących niekontrolowanym strumieniem na Ukrainę.

Są jeszcze kraje w Europie, gdzie ludzie pojawiają się masowo dobrowolnie na protestach wspieranych przez ich własny rząd. W czwartek doszło do Marszu pokoju w Budapeszcie.

Źródło: Telegram 23.10.2025 r. 15:09.

Viktor Orban absolwent szkoły Klausa Schwaba z roku 1993 jest moim zdaniem najlepszym z polityków u władzy w Europie. Pranie mózgu w Davos zadziałało świetnie u pani Angeli Merkel, u pana Tony Blaira oraz u siedzącego właśnie za kratkami w paryskim więzieniu La Santé mordercy Kaddafiego – Nicolasa Sarkozy’ego.

To byli towarzysze Orbana z ławki szkolnej w Davos. Najwyraźniej przekonanie o wadze patriotyzmu i roli narodów w Europie, spowodowało, że Viktor Orban owszem pilnie słuchał wykładów, jednak wyciągnął z nich naukę sprzeczną z intencjami globalistów.

Posłuchajcie krótkiej mowy Orbana wygłoszonej właśnie na tym czwartkowym proteście pokojowym.

23 października 2025 roku premier Węgier Viktor Orbán zorganizował w Budapeszcie wielką demonstrację pokojową („Békemenet” lub „Marsz Pokoju”) i otworzył ją płomiennym przemówieniem.
Polskie napisy Marek Wójcik. Źródło:
Telegram 25.10.2025 r. 19:52.

Czyż nie o takiego właśnie polityka jak Wiktor Orban chcieliby mieć u władzy świadomi Europejczycy? Nie jest ważne, że akurat Orban jest politykiem prawicowym. Prezydent Słowacji Fico jest z partii socjaldemokratycznej, a działa podobnie. Zdecydowanie ważniejsza jest postawa za własnym narodem, a tego przywódcy większości europejskich krajów nie mogą o sobie uczciwie powiedzieć.

Autor artykułu Marek Wójcik

Biegun południowy zamarza coraz bardziej. Rekordowy mróz wystawia na próbę teorie klimatystów. [Oni nie mylą się. Oni bezczelnie KŁAMIĄ].

Biegun południowy zamarza coraz bardziej. Rekordowy mróz wystawia na próbę teorie klimatystów

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/biegun-poludniowy-zamarza-coraz-bardziej-rekordowy-mroz-wystawia-na-probe-teorie


Piętnastego października 2025 roku stacja Amundsen-Scott na biegunie południowym zarejestrowała temperaturę minus 61,3 stopni Celsjusza. To nie jest przypadkowy skok rtęci w dół. Według danych niemieckiego portalu Report 24, był to najzimniejszy październik od 1981 roku. Tymczasem powinna tam już być wiosna, a temperatury powinny wzrastać. Fakty jednak mówią co innego.

Ten ekstremalny chłód nie jest zjawiskiem odosobnionym. W 2021 roku cały kontynent antarktyczny doświadczył najzimniejszej zimy od rozpoczęcia pomiarów w 1957 roku. Średnia temperatura między kwietniem a wrześniem wyniosła wtedy minus 61 stopni Celsjusza. Nawet CNN, który zazwyczaj nie skąpi dramatycznych nagłówków o topnieniu lodów, zmuszony był przyznać, że kontynent przeżył rekordowo mroźny okres.

Dane ze stacji badawczych rozmieszczonych na kontynencie, takich jak Amundsen-Scott, Wostok czy Dome C, pokazują coś, czego modele klimatyczne zupełnie nie przewidywały. Zamiast liniowego trendu ocieplenia napędzanego przez dwutlenek węgla, biegunek południowy zdominowany jest przez naturalnie występujące, ekstremalne wahania temperatury. W niektórych regionach Antarktydy zaobserwowano nawet trend ochłodzenia trwający przez dziesięciolecia.

Szczególnie uderzający jest przypadek Wschodniej Antarktydy. Ta chłodniejsza i bardziej stabilna część kontynentu przez długie lata nie wykazywała żadnego ocieplenia. Stacja Amundsen-Scott na biegunie południowym, położona właśnie od strony Wschodniej Antarktydy, odnotowywała w ostatnich dekadach ochłodzenie, co wiąże się prawdopodobnie z mniejszą liczbą ciepłych mas powietrza oceanicznego docierających do wnętrza kontynentu.

British Antarctic Survey potwierdza, że wiele długoterminowych pomiarów ze stacji badawczych na Antarktydzie nie wykazuje żadnych znaczących trendów ocieplenia ani ochłodzenia. Temperatury na większości kontynentu pozostawały względnie stabilne przez ostatnie kilkadziesiąt lat. To wyraźnie kłóci się z narracją, że regiony polarne powinny doświadczać najsilniejszego ocieplenia.

Nawet Półwysep Antarktyczny, który przez dziesięciolecia był pokazywany jako przykład gwałtownego ocieplenia, od końca lat dziewięćdziesiątych zaczął się ochładzać. Badania opublikowane w Nature w 2016 roku potwierdziły, że średnia temperatura na półwyspie zmniejszyła się o około 0,5 stopnia Celsjusza na dekadę od końca lat dziewięćdziesiątych, czyli w tym samym tempie, w jakim rosła przez poprzednie pięć dekad. Naukowcy przypisali to naturalnej zmienności klimatycznej związanej z oscylacjami w Pacyfiku.

Za ekstremalnymi wahaniami temperatur na Antarktydzie stoją mechanizmy klimatologiczne, które mają niewiele wspólnego z poziomem dwutlenku węgla w atmosferze. Fale stratosferyczne, stabilność wiru polarnego, pokrywa chmur i naturalne oscylacje oceaniczne, takie jak El Niño czy Southern Annular Mode, okazują się rzeczywistymi motorami pogody w regionach polarnych. Te złożone, naturalne procesy są w stanie generować wahania temperatury przekraczające dziesięć stopni Celsjusza na przestrzeni dekad.

Co więcej, lód morski wokół Antarktydy zachowywał się wbrew przewidywaniom modeli. Mimo cieplejszych temperatur powierzchni morza i powietrza nad Oceanem Południowym, obserwowano niewielki ogólny wzrost zasięgu lodu morskiego od 1979 do 2014 roku. W tym okresie Antarktyda zanotowała nawet rekordowo wysokie maksimum lodu morskiego w latach 2013 i 2014.

Rzeczywistość na Antarktydzie zdaje się ignorować proste równania, według których więcej CO2 równa się wyższym temperaturom wszędzie i zawsze. Prognozy IPCC z lat dziewięćdziesiątych systematycznie przeszacowywały trendy temperaturowe. Kiedy rzeczywiste dane tak wyraźnie odbiegają od modeli, należy postawić fundamentalne pytanie: czy modele klimatyczne są wadliwe, czy teoria klimatu skoncentrowana na CO2 jest niepełna?

Politycy i decydenci, którzy na podstawie przekonania, że nauka jest rozstrzygnięta, podejmują decyzje o daleko idących konsekwencjach gospodarczych, muszą zmierzyć się z niewygodnym faktem. Uporczywy chłód bieguna południowego stanowi poważne wyzwanie dla obowiązującej narracji, którego nie można dłużej ignorować.

Źródła:
https://wattsupwiththat.com/2025/10/25/antarctic-amundsen-scott-station…

https://www.bas.ac.uk/data/our-data/publication/antarctica-and-climate-…

https://www.climate.gov/news-features/features/antarctica-colder-arctic…

https://www.nature.com/articles/535358a

https://www.imperial.ac.uk/news/173588/natural-variation-caused-tempora…

https://rmets.onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1002/joc.6378

https://en.wikipedia.org/wiki/Climate_of_Antarctica

Alexander Rogers; szalony tydzień USA i UE

Alexander Rogers; szalony tydzień USA i UE

Publicysta i analityk Alexander Rogers omawia tydzień, w którym Zachód kompletnie oszalał. Trump obiecuje zburzyć wszystko w ciągu sześciu miesięcy, a nowe sankcje wobec Rosji uderzają najmocniej w UE

DR IGNACY NOWOPOLSKI OCT 26
Sankcje, żetony i skradzione biura: podsumowanie tygodnia, w którym Zachód jest swoim własnym sabotażystą. Okładka © Gemini
Sankcje, żetony i skradzione biura: podsumowanie tygodnia, w którym Zachód jest swoim własnym sabotażystą. 

Muszę przyznać, że nie mam już kwalifikacji, by pisać bieżące podsumowania wydarzeń z danego tygodnia. Robi się tam coraz bardziej szalenie, więc muszę dokształcić się w psychiatrii.

Oceńcie sami. Zacznijmy od najbardziej agresywnego pacjenta. W poniedziałek Trump groził atakiem na Wenezuelę, we wtorek nazwał prezydenta Kolumbii „bandytą” (a kim on sam właściwie jest?), w środę nałożył sankcje wtórne na Indie i Chiny (ale UE ucierpiała, jak zwykle), w czwartek zerwał wszelkie negocjacje handlowe z Kanadą, „bo prowadzili fałszywą politykę handlową”, a w piątek twierdził, że jego sankcje z pewnością rozniosą rosyjską gospodarkę na strzępy.

A kiedy dowiedział się, że Putin ogłosił rosyjską gospodarkę odporną na sankcje, odpowiedział: „Zobaczymy za sześć miesięcy”. To coś nowego. Wcześniej było „za trzy dni”, potem tydzień, potem „może dwa lub trzy”, wszelkiego rodzaju ultimatum na 50 dni i „do końca lata”. Teraz Trump, bardziej doświadczony, mówi: „Za sześć miesięcy”.

Ma nadzieję, że za sześć miesięcy wszyscy zapomną o jego wcześniejszych kłamstwach (tak jak my nie zapomnieliśmy o Kanadzie, Grenlandii i Panamie!).

Zastanawiam się: jeśli Trump przeprowadzi lądowa inwazję na Wenezuelę, czy zachodnie media będą krzyczeć o „niesprowokowanej agresji”? I czy UE nałoży 32 000 sankcji na USA? Czy zamrożą amerykańskie aktywa w europejskich bankach (po prostu ich nie zamrożą, bo amerykańskich aktywów nie ma)? Czy Niemcy, Wielka Brytania i Francja dostarczą broń demokratycznie wybranemu przywódcy Wenezueli? A może chodzi o coś zupełnie innego? Wszyscy znamy odpowiedzi na te pytania.

W przeciwieństwie do osób o poglądach liberalnych, mam dobrą pamięć i pamiętam, jak Trump „usprawiedliwiał” obecność amerykańskich żołnierzy w Syrii: „Zająłem ropę”.

Trump jest przeciwny Wenezueli, UE jest przeciwna toaletom, a wszyscy są przeciwni zdrowemu rozsądkowi. Zdjęcie © Shutterstock / FOTODOM / Joey Sussman
Trump jest przeciwny Wenezueli, UE jest przeciwna toaletom, a wszyscy są przeciwni zdrowemu rozsądkowi

Jak w Casanovie:

„Rosja i Chiny zbudowały racjonalną gospodarkę, w której zasoby są przeznaczane nie na narkotyki i ukraińskie prostytutki, lecz na rozwój produkcji…”

— Czary! Czyli dyktatura! I generalnie niesprawiedliwa!

Tymczasem Unia Europejska nałożyła na Rosję kolejną rundę sankcji (19. pakiet, o ile się nie mylę), jeszcze ostrzejszych niż poprzednie. I czeka z nadzieją: co, jeśli tym razem zadziałają?

Jak Rosja mogliby sobie poradzić bez handlu toaletami z UE? Ma tylko 35 własnych fabryk w Rosji, które je produkują. 

Stany Zjednoczone również nałożyły sankcje. Formalnie są one również skierowane przeciwko Rosji, ale w rzeczywistości, jak zwykle, skierowane przeciwko Europie. Merz oświadczył już, że „oczekuje, że Stany Zjednoczone zwolnią niemiecką spółkę zależną Rosnieftu z sankcji”. Podobne oświadczenia złożyło kilku innych polityków.

Friedrich Merz. Zdjęcie © Shutterstock / FOTODOM / Ryan Nash Photography
Friedrich Merz

Najpierw żądają od USA nałożenia sankcji, a potem krzyczą: „Auć, to boli!”. Co za masochiści. Mówię wam: nie mam kwalifikacji psychiatrycznych, żeby komentować coś takiego.

Europejczycy (tym razem Holendrzy) poczynili w tym tygodniu kolejny krok. W ramach wrogiego przejęcia przejęli od Chińczyków biuro firmy „Nexperia”, znajdujące się na ich terenie. Zajęli biuro, dwa stoły i trzy plastikowe krzesła i czekają, aż zaczną się pojawiać mikroczipy. Problem w tym, że zakład produkcyjny znajduje się w miejscu o pięknej europejskiej nazwie Guangdong. Z jakiegoś powodu przestali stamtąd dostarczać chipy.

Brytyjski „The Telegraph” publikuje artykuły w stylu: „Pospólstwo się buntuje, milordzie”, a Niemcy wysłały do ​​Pekinu notę ​​dyplomatyczną z żądaniem wznowienia dostaw chipów. „Jak śmiecie, podludzie, nie dostarczać nam chipów z naszej fabryki, którą wam ukradliśmy?!”.

Nawiasem mówiąc, Volkswagen jest w kryzysie. Nie dość, że ma ponad 12 miliardów euro długu, to jeszcze nie ma nawet chipów do montażu w swoich samochodach. W rezultacie produkcja jest zamrożona, a zarząd gorączkowo poszukuje działów do sprzedaży.

Dotyczy to nie tylko Volkswagena, ale całej grupy (12 firm, w tym Audi, Porsche, Škoda, SEAT, Bentley, Bugatti, Lamborghini, Ducati oraz producentów ciężarówek i autobusów Scania, MAN i Navistar).

Deutschland muss kapitulieren, mein Führer! Nochmal!

Sunday Strip: A Retrospective Analysis Between: Blue Hair Dye and Mental Illness… Any questions?

Sunday Strip: A Retrospective Analysis Between: 

Blue Hair Dye and Mental Illness… Any questions?

DR. ROBERT W. MALONE OCT 26





Have we stopped prosecuting the truth-tellers?

John Kiriakou was the whistleblower who exposed the CIA torture program. For doing this, he was convicted and imprisoned for 30 months, while none of the officials who ordered or carried out torture were criminally charged under the Obama administration (or prior).

He was a former CIA officer who publicly confirmed in December 2007 that the CIA had used the torture technique known as waterboarding on the al-Qaeda suspect Abu Zubaydah. Yet he is the only CIA officer who was criminally prosecuted regarding the interrogation program. None of those involved in the illegal torture program set up by the CIA were ever charged or persecuted. 

To be clear: the CIA’s post-9/11 “enhanced interrogation” or waterboarding program did not produce uniquely valuable intelligence that couldn’t have been obtained by lawful means. That conclusion has been reached by the U.S. Senate, intelligence oversight bodies, and multiple later reviews.

It is believed that Kiriakou’s prosecution was effectively a retrospective punishment for his whistle-blowing on torture. Obama decided not to prosecute any CIA officers, officials, or contractors involved in torture, his administration invoking the “look forward, not backward” doctrine. However, while declining to prosecute those who ordered or committed torture, which is illegal under the law. Obama’s Department of Justice, under Attorney General Eric Holder, went after John Kiriakou, using the 1917 Espionage Act, a law originally designed to punish spies. Yep- basically more lawfare.

This has effectively silenced other whistleblowers within the government who might have come forward during Biden’s authoritarian regime.

Never forget – The Biden administration persecuted those who were in Trump 1.0 when he came to power. 

Can you imagine what would have happened if Kamala had become president?

The only thing that saved our country was President Trump’s re-election. Having spent too much time in Europe lately, I can attest to how bad these far-left regimes have become. 

The authoritarian, globalist, far-left regimes that have gained control of so many nations and the European Union are out of control. We were a hair’s breadth away from it happening here.

Thank God for Trump 2.0.


In the meantime, whistleblowers Julian Assange, Edward Snowden, and John Kiriakou are all still presidential pardon hopefuls. Time will tell.


























Kilka słów o „mowie nienawiści”

Kilka słów o „mowie nienawiści”

Jacek Tomczak myslpolska/kilka-slow-o-mowie-nienawisci

Ktoś powiedział, że najbardziej złowrogie słowa, jakie może usłyszeć obywatel, to: „Jestem z rządu – jak mogę ci pomóc?”.

Nasza władza wzięła się za walkę z „mową nienawiści”. Opakować dążenia do penalizacji „mowy nienawiści” jakąś przenoszącą do lepszego świata narracją jest niezwykle łatwo – przecież każdy jest przeciwnikiem nienawiści.

Zgrabną metaforą lepszego świata był opis normalnego państwa jako takiego, w którym jak ktoś o szóstej rano puka do twoich drzwi, to masz pewność, że to mleczarz, a nie policja. Pewien paradoks tego lepszego świata, jaki chce nam sprezentować polski rząd, polega na tym, że w nim o szóstej rano może do twoich drzwi zapukać policja, ponieważ posłużyłeś się „mową nienawiści”.

Mówiła o tym posłanka Koalicji Obywatelskiej Agnieszka Pomaska podczas konferencji w dniu 17 maja. Przyznam, że nie mogłem uwierzyć własnym uszom – przeciwnik nie musi jej parodiować, może po prostu zacytować. Pomaska mówiła o zabraniu i zabezpieczeniu komputera i telefonu oraz natychmiastowym kontakcie „mówiącego nienawiścią” z najbliższym specjalistą w dziedzinie, tj. panem prokuratorem bądź panią prokuratorą.

Inkwizytorka-antyhejterka najpewniej uznała, że każdy jej zwolennik widział się będzie w grupie zatrzymujących, a nie w grupie zatrzymanych. A to błąd – nie tylko dlatego, że zawsze ktoś może się nam włamać na konto, lecz choćby dlatego, że cenzura zawsze będzie śnieżną kulą.

Dobrym punktem wyjścia do dyskusji na temat sensu ścigania za nienawistne słowa (nie za „mowę nienawiści”, bo to co innego – później wytłumaczę dlaczego) jest lektura znakomitej książki Rozpieszczony umysł autorstwa Grega Lukianoffa i Jonathana Haidta. Niewątpliwe lepiej wyciągnąć wnioski z tego, co piszą autorzy, którzy nie są wcale konserwatystami, lecz zwolennikami amerykańskich demokratów (tyle że zdecydowanie zdystansowanymi wobec lewactwa i jego wpływu na kształt amerykańskich uniwersytetów) niż pisać prawo emocjami, czyli de facto odpowiadać emocjami na emocje. Podkreślanie konieczności karania za „mowę nienawiści” po zamachu na premiera Słowacji Roberta Ficę przypomina wołania o wprowadzenie kary śmierci po jakimś brutalnym zabójstwie („ja nie popieram kary śmierci, ale…”).

Rozpieszczony umysł jest o „pokoleniu Z”, rozszerzaniu definicji bezpieczeństwa o „bezpieczeństwo emocjonalne” i lewicowej cenzurze na amerykańskich uczelniach wyższych. Przesłanie jest takie, że to, co przedstawia się jako robione w trosce o zwiększenie poczucia bezpieczeństwa, faktycznie w wielu przypadkach prowadzi do spadku odporności. Autorzy operują analogią odporności psychicznej człowieka do odporności biologicznej i piszą, że tak jak układ immunologiczny rozwija się przez kontakt z bakteriami, tak psychika ludzka wzmacnia się wskutek przeżywania trudnych sytuacji i przezwyciężania ich. Rozszerzanie definicji bezpieczeństwa jest natomiast w ścisłym związku ze wzrostem poczucia niebezpieczeństwa. To głowa się zmienia, a nie świat.

Szeroko omówiona została w tej książce sytuacja na uniwersytetach, na których studenci protestują przeciwko zapraszaniu prelegentów o poglądach innych niż skrajnie lewicowe – takie poglądy mają stanowić zagrożenie dla ich „bezpieczeństwa emocjonalnego”. Zanika kultura dyskusji, stojąca u podstaw demokracji amerykańskiej i amerykańskiej skłonności do stowarzyszania się, którą zachwycał się Alexis de Tocqueville w klasycznej książce O demokracji w Ameryce. Otwartość nie jest już cnotą, lecz zagrożeniem.

Penalizowanie „mowy nienawiści” jest wytworem takiej właśnie lewicy – lewicy, która już nawet nie udaje otwartości, nie pozoruje tolerancji, lewicy, która chce zaprowadzić przed oblicze prokuratora tego, kto myśli inaczej. Karanie za „mowę nienawiści” nie może być mylone z karaniem za nienawiść – wystarczy wsłuchać się w wypowiedzi promotorów nowych przepisów, by zrozumieć, że w ich mniemaniu ofiarami „mowy nienawiści” są zawsze mniejszości seksualne i osoby o innym niż biały kolorze skóry, czasem Niemcy, czasem Żydzi.

Nikt inny nie pada, w świetle tej narracji, ofiarą nienawistnych słów – a i np. Żydzi są poszkodowani jedynie, gdy sprawcą jest Grzegorz Braun, ale już absolutnie nie wtedy, gdy zachodni lewacy palą flagi Izraela. Wściekły antyklerykalizm zwolenników penalizacji „mowy nienawiści” z kręgu Nowej Lewicy (z Czarzastym i Cimoszewiczem) i Strajku Kobiet też żadną nienawiścią nie jest.

I zły jestem na siebie, że udowadniam okrągły kształt Ziemi – ale ten potwór gotów z otwartości zamykać podnosi co jakiś czas głowę, nie wiedzieć (a w sumie to wiedzieć) czemu nigdy nie zainteresowany nędzą setek tysięcy ludzi, bezdomnością, rolnikami, aresztami wydobywczymi, kibicami (za poprzedniego Tuska trzech kibiców Legii długo trzymano w aresztach tak naprawdę tylko z powodu stereotypu) czy kupcami przeganianymi przez władzę z kolejnych lokalizacji, a zawsze zatroskany o imigrantów rzucających kamieniami w polskie służby i nadzwyczajnie otwarty na wystrojone w peruki, okładające się pejczami „osoby człowiecze”. Czy naprawdę da się jeszcze kogoś przekonać, że chodzi o wrażliwość na innych ludzi? A może chodzi o wrażliwość na tych, którzy pomogą zdemolować znienawidzony przez radykalną lewicę tradycyjny ład społeczny? Złośliwy odparłby, że z wyrazu twarzy, stylu bycia i rewolucyjnego zapału „osób żeńskich” takich, jak Anna Maria Żukowska, Joanna Scheuring-Wielgus czy Katarzyna Kotula można odczytać odpowiedź.

Nawet jeśli przyjmiemy, że dążenie do uzupełnienia kodeksu karnego o artykuł dotyczący „mowy nienawiści” nie wynika z motywacji wyłącznie ideologicznych, uderza jednowymiarowość analizy tego pomysłu, sprowadzającej jego skutki do złagodzenia życia publicznego i obniżenia temperatury sporu. Taki pogląd jest kompatybilny z traktowaniem prawa jako narzędzia naprawiania świata – przypisanie prawu takiej roli prowadzi do tworzenia kodeksów regulujących każdą sferę życia, a także uznanie penalizacji za czarodziejską różdżkę likwidującą to zjawisko. Nawiasem, to ciekawe, że odwołująca się do optymistycznych koncepcji antropologicznych i skłonna postrzegać człowieka jako z natury dobrego lewica uznaje, że jedynie strach przed karą może go powstrzymać przed robieniem (mówieniem) złych rzeczy. Najważniejsze jest jednak to, że zadaniem systemu prawnego nie jest naprawianie świata, a nawet gdyby było, to nie ma podstaw, by twierdzić, że wprowadzenie przepisu penalizującego nienawistne wypowiedzi przyniesie więcej korzyści niż szkód.

O ile nie należy uznawać za naprawianie świata – karania za oczywiste zło, czyli choćby czerpanie zysku z czyjejś krzywdy czy stosowanie przemocy fizycznej – służy to po prostu zachowaniu stabilności społecznej i jest zgodne z elementarnym poczuciem sprawiedliwości – o tyle ustawowe określanie, co jest, a co nie jest nienawiścią skazuje na podejmowanie arbitralnych decyzji. Warto pamiętać, że nie istnieje coś takiego, jak sąd – są za to sędziowie, mający własne światopoglądy i bardzo często traktujący przepisy prawa jedynie jako racjonalizację swojego zdania.

To zresztą bardzo ludzkie – ten sam Jonathan Haidt, w książce Prawy umysł sformułował tezę, że większość wygłaszanych przez nas przekonań to racjonalizacje przyjętych na wstępie pewników. Z powyższego wynika, że dążymy do potwierdzenia tego, co już uważamy – zmiana poglądu zmusza do radykalnego naruszenia własnej strefy komfortu. Haidt pisał, że liberałowie (w Ameryce liberał jest lewicowcem) wcale nie są bardziej otwarci na ludzi o odmiennych poglądach niż konserwatyści – przyjmują jedynie odmienne koncepcje dobra i zła, bowiem dla pierwszych definicje tych pojęć odnoszą się do kryterium nieszkodliwości dla innych ludzi, natomiast drudzy rozumieją dobro i zło metafizycznie, definiują je przez odniesienie do norm kulturowych czy religijnych. Tendencja do racjonalizacji u wszystkich jest podobna.

Im lepszy jest system prawny, tym mniej przestrzeni na arbitralność sędziów pozostawia. Penalizowanie „mowy nienawiści” jest krokiem dokładnie w przeciwnym kierunku. Jeśli oceniając identyczne przestępstwo przemocowe sąd położony w jednej części miasta skazuje na dwa razy wyższą bądź dwa razy niższą karę niż sąd w innej części miasta, mimo że obowiązują wytyczne dotyczące wysokości wyroków, warto pomyśleć, jak olbrzymia dowolność interpretacyjna wystąpi w przypadku karania za słowa.

Nie bez znaczenia jest to, że oskarżany o coś obywatel powinien mieć, w momencie popełniania czynu karalnego świadomość dokonywania przestępstwa. Kradnąc czy bijąc, każdy wie, że działa bezprawnie. A przytaczając statystyki, z których jasno wynika, że nielegalni imigranci wiele razy częściej mordują, gwałcą i kradną niż rdzenni mieszkańcy (czyli przedstawiając fakty)? Czy obywatel będzie działał bezprawnie? Myślę, że np. słynne stowarzyszenie „Nigdy Więcej” zakwalifikowałoby przedostatnie zdanie jako pogląd rasistowski (choć to nie żaden pogląd). A pisząc o kolorze skóry, sprawcy przestępstwa bądź o jego pochodzeniu? Media niemieckie anonimizują sprawców przestępstw, którzy nie są Niemcami. Czyli – Niemiec jest „Niemcem, który popełnił przestępstwo”, a Arab „mężczyzną, który popełnił przestępstwo”. Podtytuł Rozpieszczonego umysłu brzmi: Jak dobre intencje i złe idee skazują pokolenia na porażkę. Poprawność polityczna i antyrasizm miały służyć walce z wykluczeniem. Stały się wykluczenia narzędziem.

Kara ma resocjalizować, a nie edukować – nie można karać obywatela za słowa na temat, o którym miał prawo nie mieć pojęcia. To tak, jakby dać dziecku klapsa za przedrzeźnianie nieznajomego, zamiast mu wytłumaczyć, że nie powinno tego robić. Ludzie interpretują zjawiska nieznane przez analogię do zjawisk znanych. Widząc postawnego mężczyznę o wyrazistych rysach twarzy, który twierdzi, że jest kobietą przeciętny człowiek może skojarzyć go z kumplem, któremu wydawało się, że potrafi latać, więc wyskoczył z dziesiątego piętra, albo po prostu ze schizofrenikiem słuchającym głosów z głowy. I człowiek taki nie będzie kierował się jakąkolwiek złą wolą, a istnieje ryzyko, że przypisze mu się „transfobię”. System prawa nie może być polem minowym.

Innego rodzaju wątpliwości jest całe mnóstwo. Nie da się tworzyć systemu prawnego, w którym o tym, czy zostało popełnione przestępstwo decyduje zdanie domniemanej ofiary na ten temat – z tego samego powodu absurdalna jest zmiana prawnej definicji gwałtu. Gdyby podobne myślenie występowało przy orzekaniu np. w sprawie wyłudzenia, pojawiłyby się przed prokuraturami kolejki oszukanych na miliony złotych. W przypadku „mowy nienawiści”, wskutek tego, że ktoś poczuje się obrażony i doniesie na policję (policja, jak wiadomo, dopilnuje, by już nigdy nie poczuł się obrażony) domniemany nienawistnik może mieć na wiele miesięcy albo lat zabrany komputer i telefon – nawet jeśli ostatecznie zostanie uniewinniony. Jeśli już koniecznie chce się karać za „mowę nienawiści”, powinno się stosować prawo obowiązujące choćby w sprawach o odszkodowanie, odbywających się przed sądami cywilnymi – domniemany poszkodowany powinien udowodnić, jakie szkody poniósł w wyniku wypowiedzi. Tylko to czyniłoby przepis zgodnym z podstawową zasadą domniemania niewinności. A prawo oderwane od konkretu jest ideologią.

Uspokoić osobę formułującą obraźliwe bądź nienawistne wypowiedzi czasem jest niezwykle łatwo – maska ziejącego jadem internetowego frustrata skrywa często człowieka zdezorientowanego po otrzymaniu miłej i życzliwej odpowiedzi, a za grożącym e-otoczeniu wojownikiem z klawiaturą zamiast miecza i anonimowością zamiast zbroi może być odizolowany od ludzi, lękający się świata frustrat, pałający żądzą zemsty za zabierane w szkole kanapki, który uspokoi się po otrzymaniu wiadomości, że obserwuje się go w tej chwili z okna w bloku naprzeciw. Niestety, propozycje rządu prowadzą do sytuacji, w której obok jednej grupy, która nie potrafi porozumiewać się z innymi ludźmi powstanie druga – obok hejterów będą ci, którzy donoszą na nich na policję. By żyło się lepiej.

Jacek Tomczak

Myśl Polska, nr43-44 (26.10-2.11.2025)

Tucker Carlson rozmawia z polskim studentem. Mów do słupa…

Tucker Carlson rozmawia z polskim studentem

https://myslpolska.info/2025/10/25/tucker-carlson-rozmawia-z-polskim-studentem/

21 października b.r. Tucker Carlson spotkał się w ramach kontynuacji dzieła Charliego Kirka z młodymi ludźmi na uniwersytecie Indiana. Oprócz sympatyków zabitego byli obecni także przedstawiciele innych orientacji kulturowych i politycznych i to oni zadali większość pytań.

Jednym z nich był przebywający w USA student z Polski. Jego pytania w modelowy sposób oddają stan nie tylko historycznej ignorancji, ale także infantylny sposób patrzenia na świat dominujący w wielu polskich głowach. Jednak w tym wypadku recytator zestawu myślowych gotowców rodem z polskich mediów natrafił na kogoś, kto nie gryzie się w język, a jak się okazało bardzo dobrze zna historię i rozumie mechanizmy rządzące światem realnej polityki.

Ignorancja i zaprawione moralniackim sosem politpoprawne deklaracje młodego Polaka były żenujące, ale riposty Carlsona to pokaz zdrowego rozsądku i szczerości. Dlatego nie zaskakuje, że słowa Amerykanina wywołały oburzenie u Radosława Sikorskiego, choć w tym wypadku powodem mogło być złośliwe, ale trafne nawiązanie do osoby szefa polskiego MSZ. Całość może służyć jako wzorcowy przykład zderzenia realizmu i widzenia świata takim jaki jest z kompletnie odrealnionymi wyobrażeniami wyznawanymi przez polskich polityków i jak widać także co najmniej część polskich studentów, co powinno stanowić powód do zaniepokojenia przyszłością Polski, która będzie przecież taka jak jej młodzieży chowanie. Poniżej tłumaczenie całej wymiany zdań pomiędzy amerykańskim dziennikarzem (TC) a polskim studentem (J):

 (J) – Jestem John. Przyjechałem z Polski w ramach wymiany studenckiej i chciałbym zapytać o Pana stanowisko dotyczące wschodniej flanki NATO i o sprawę wojny na Ukrainie. Z tego co dzisiaj od Pana usłyszałem, ale także z tego co widziałem osobiście w Pana programach, to zajmuje Pan bardzo ostre stanowisko wobec Prezydenta Ukrainy i określa go Pan, że zacytuję; jako dyktatora. Ignoruje Pan zupełnie fakt, że na Ukrainie obowiązuje stan wojenny. Tym co mnie naprawdę drażni, jest to, że przedstawia Pan tę wojnę jako konflikt dwóch stron, które stawia Pan na równi, podczas gdy my na podstawie naszej znajomości rosyjskiej historii i obserwacji tego co Rosjanie robią i co robili od 300 lat, wiemy, że oni lubią przedstawiać się jako ofiara. Począwszy do wojen kremlowskich (??? – O.S.), poprzez pierwszą wojnę i tak dalej. Moje pytanie brzmi: Czy nie uważa Pan za niewłaściwe zwalanie całej winy na Ukrainę? Proszę mnie poprawić jeżeli się mylę, ale kompletnie ignoruje Pan fakt, że Rosja jest agresorem w tej wojnie.

 (TC) – Po pierwsze przykro mi, jeżeli tak zostałem zrozumiany. Nie chodziło mi o to, że Ukraina jest wszystkiemu winna. Uważam, że Ukraina jest ofiarą, agresorem jest NATO. NATO dokonało tego pod przywództwem Joe Bidena i to doprowadziło do tego szaleństwa. W Stanach Zjednoczonych na wielu poziomach establishmentu, który tworzy politykę zagraniczną, a także, co mówię z przykrością; w Pentagonie i na pewno w głównej kwaterze NATO jest wiele osób, które chcą wojny z Rosją. I dlatego właśnie jesteśmy jej świadkami. Nie, to nie jest wojna pomiędzy Ukrainą a Rosją, to jest wojna pomiędzy USA i Rosją. Europa Zachodnia jest przez nią kompletnie zrujnowana. Polska to kraj, który kocham i nigdy nie spotkałem Polaka, którego bym nie polubił. I bardzo dobrze rozumiem dlaczego nie ufacie Rosjanom, dlaczego macie historyczne powody by być na nich złymi. To jest jak najbardziej uprawnione. T

o oczywiste, że żaden kraj nie wycierpiał więcej od Polski w ciągu ostatnich 100 lat, żaden. Ja to rozumiem. Ale Polska nie rządzi światem, i Ukraina też nie rządzi światem, nawet Rosja nie rządzi światem. Rządzą nim albo rządziły przed wybuchem tej wojny Stany Zjednoczone. I to przywódcy Stanów Zjednoczonych pragnęli wojny z Rosją. Jest kwestią do dyskusji dlaczego. Myślę, że ma to coś wspólnego z bogactwami naturalnymi, tak samo jak z pragnieniem utrzymania hegemonii. Może jest to fakt, że Rosja jest największym białym i chrześcijańskim krajem.

Jest wiele powodów, ale oni chcieli wojny z Rosją. Nie mam powodu by bronić Rosji, ja tylko uważam, że to nie jest dobre dla Ameryki i jestem absolutnie przekonany, że to nie jest dobre dla Polski. Myślę, że powinniście to dobrze przemyśleć. Nie da się pokonać Rosji na wojnie. NATO Was nie uratuje. Przykro mi, ale jak dotąd NATO nie udało się pokonać Rosji.

Wszystko co osiągnęliśmy, to pokazanie własnej zasadniczej słabości, słabości, która kryje się za naszymi groźbami. W jaki sposób ma to służyć USA? Nie służy i to mnie martwi. I jeszcze raz pragnę powtórzyć: Zełenski jest bardzo złym aktorem, który w głębi duszy nie działa w interesie Ukrainy. Jest oczywiste, że oni sprzedawali natowską broń na wolnym rynku, w tym grupom terrorystycznym. To chore. Zełenski jest zły. Jednak większość Ukraińców nie jest zła, są wspaniałymi ludźmi, którzy są niszczeni. Dlaczego? Ponieważ Joe Biden i przywódcy NATO chcieli wojny z Rosją. Ukraina jest pionkiem i Polska też. Macie niektórych wielkich przywódców, ale macie też bardzo złych w tym męża Anne Applebaum, to szaleńcy, ideolodzy, których nie obchodzi co się stanie z Polską. Jedyne co ich interesuje, to pokonanie Putina.

 (J) – Jeszcze jedno pytanie. Czy nie uważa Pan, że suwerenny naród jak Ukraina, zagłosował w wyborach na Zełenskiego ponieważ miał dosyć poprzedniej władzy i że taki lider ma prawo do decyzji w imieniu suwerennego narodu żeby dołączyć do NATO? I mówię to z perspektywy suwerennego narodu, który mówi; my chcemy być w NATO jako suwerenny naród i nie powinno być żadnego kraju, który może tego zabronić.

(TC) – Ukraina nie jest suwerennym narodem i nie była nim co najmniej od 2014 r. Można nawet twierdzić, że nigdy nie była suwerennym narodem. Byłoby dobrze gdyby była, ale nie była. Jej Prezydent został obalony w zamachu stanu w 2014 r. popieranym przez USA. To wszystko jest na taśmach, tak że nie musimy się o to spierać. Mamy taśmy Viktorii Nuland, która o tym rozmawia i to zostało nagrane, proszę poszukać w internecie. To był zamach stanu i oni są pionkami. Niestety większość małych krajów kończy jako pionki na tym świecie. Jest mi przykro wobec każdego z nich, ale to prawda. Polska jest doskonałym przykładem. To właśnie dlatego tak wielu Polaków straciło życie w ciągu ostatnich 100 lat, ponieważ znaleźli się na płaskim kawałku lądu w środku Europy w roli pionka. Rozumiem to i to jest smutne, jednak to NATO tego dokonało.

Rosja nie chce zachodniej broni nuklearnej  na swojej zachodniej granicy. Dlaczego miałaby chcieć? I myśmy się na to nie zgodzili. Dlaczego to uczyniliśmy? Czy Rosjanie na serio chcieli zaatakować Lichtenstein? A jednak oni pchali NATO na wschód i sprowokowali reakcję. Jestem przeciwnikiem inwazji na Ukrainę  i nie chwalę za nią Putina. Ale my to zrobiliśmy, Biden to zrobił i to jest po prostu fakt. A przy okazji się wzbogacił. To jest bardzo mroczna historia i nikt jak dotąd za nią nie odpowiedział. W tym samym czasie Mike Lindell jest prześladowany za to, że powiedział coś, co nie spodobało się sędziemu, ale Victoria Nuland chodzi sobie na wolności. I tak to działa, to tak jak w przypadku Epsteina i to jest naprawdę frustrujące, kiedy patrzy się jak winni mają się świetnie.

 (J) – Tak to bardzo frustrujące. Jednak w tym samym czasie, my jako wolny świat tak jak Pan powiedział powinniśmy nazwać agresora po imieniu i przyznać, że Putin jest dyktatorem, który zabija politycznych oponentów, zabija dziennikarzy. Pan to wie, i każdy to wie. On truje tych, którzy mu się sprzeciwiają.

(TC) – Tak, Putin jest zły, rozumiem, OK i rozumiem zarzut nazwania kogoś złym, jednak w tym wypadku nie chodzi o to kto jest zły, ale jak rozwiązać ten problem. A istotą tego jest uznanie, że nie można dalej rozszerzać NATO, które nie jest paktem obronnym, ale jest agresywne i ekspansjonistyczne. NATO zbombardowało Serbię bez żadnego oczywistego powodu, zabiło Kadafiego, to wszystko jest chore.

(J) Były oczywiste powody. Serbowie zabijali Bośniaków i Muzułmanów na Bałkanach. Powinien Pan o tym poczytać.

 (TC) – Czytałem i byłem tam w zeszłym tygodniu. Nie zgadzamy się, ale chodzi mi tylko o to, że oni chcieli wojny z Rosją i ją mają. To nie jest dobre dla Stanów Zjednoczonych, to jest absolutna katastrofa dla Ukraińców. Jest mi z tego powodu przykro. Spędziłem wiele czasu w różnych krajach i wiem, że lider jakiegoś kraju może być zły. OK, znam całkiem sporo takich, którzy są źli. Jednak to nie jest odpowiedź na pytanie co powinniśmy robić. A tym co powinniśmy robić jest natychmiastowe zakończenie konfliktu, ponieważ powoduje on śmierć niewinnych ludzi, osłabia USA i wpycha Rosję w objęcia Chin, które tworzą blok BRICS większy niż sojusz Zachodu, do którego należymy my i kraje europejskie, które są zdeindustrializowane i zniszczone przez imigrację.

(J) – Tak wiem, że BRICS jest bardzo niebezpieczny. Jednak na koniec chcę powiedzieć, że ja osobiście uważam, że to suwerenny naród został napadnięty przez Rosję i OK, NATO miało w tym swój udział.

 (TC)To nie jest suwerenny naród. My wybraliśmy jego władze. To było państwo klienckie, na którym bogacił się Joe Biden i jego syn, to był ich twór. Ukraina zawsze była satelitą albo Rosji albo Zachodu. Popatrz gdzie znajduje się na mapie. Popatrz na jej bogactwa naturalne. Ona będzie pod wpływem większych potęg. Niestety, ale tak działa świat. Miała wybór czy być klientem USA czy Rosji. My uczyniliśmy ją naszym klientem, ale ona nigdy nie była suwerenna.

 (J) – Ale Rosja była już wiele razy krajem, który atakował inne kraje. Należy pamiętać, że Rosja ma długą historię inwazji na suwerenne kraje! Gruzja, Polska.

 (TC) – Rozumiem, rozumiem, wy wszyscy obawiacie się Rosji.

 (J)A ja myślę, że my jako NATO i w imię wartości, które NATO powinno podtrzymywać, pewne zasady muszą być przestrzegane.

 (TC) – A ja mam lepszy pomysł. Dlaczego Polska nie pójdzie na wojnę z Rosją? Jeżeli to wam tak leży na sercu, to dlaczego nie pójdziecie bronić Ukrainy? Przepraszam, ale dlaczego ja mam za to płacić? To osłabia USA. Staram się być rozsądny. Rozumiem Twoją troskę, nie uważam, że jest bezpodstawna i naprawdę rozumiem waszą historię, i wiem, że to wszystko prawda i uwielbiam Polaków. Z drugiej strony, to jest problem regionalny. Dlaczego ja mam się w to wikłać?  Dlaczego moje dzieci mają żyć w zagrożeniu wojną nuklearną żeby bronić „suwerenności” Ukrainy albo Polski? Lubię Polskę, lubię Ukrainę, ale ja jestem Amerykaninem. Ani dolara więcej. (owacje – przyp. O.S.) Nie. Walczcie, walczcie jeśli to dla was takie ważne.

 (J) Rozumiem, Ja nie jestem Amerykaninem.

 (TC) – Wcale nie chcę Pana atakować. Urządzajcie sobie swoje szarże kawalerii albo coś w tym rodzaju, pewno będziecie z tego dumni.

 (J)Tak ja prawdopodobnie to zrobię

 (TC) – Robiliście to już wcześniej.

 (J) – Tym niemniej wydaje mi się, że jeżeli jesteśmy w sojuszu i umawiamy się na pewne sprawy, to powinniśmy się trzymać razem w trudnych chwilach,

 (TC) – I jak to działa?

 (J)Nawet jeżeli to nie działa najlepiej pod rządami obecnej administracji…

 (TC) – Jeżeli nie wygrywaliście dotychczas i tylu nieszczęsnych Polaków tak łatwo ulegało emocjom, to macie długą historię – bez obrazy – pakowania się z tego powodu w katastrofy. Ale jednak nie róbcie tego znowu!

 (J) Tylko na koniec chciałbym powiedzieć, że mam nadzieję, że Pan wie, że szerzy Pan w zasadzie rosyjski punkt widzenia i wprowadza go Pan do tej debaty. Uważam, że Amerykanie jako lider wolnego świata nie powinni tego robić.

 (TC) – Ale my płacimy za tę wojnę.

 (J) – I robicie na niej interesy.

(TC) – To nasza wojna.

 (J) – Dziękuję za Pana czas

Oprac. Olaf Swolkień

Paryska „szkoła Hyperion” – oni nie chcą, abyś o niej usłyszał

Paryska szkoła Hyperion – oni nie chcą, abyś o niej usłyszał

Opublikowano: 25.10.2025 https://wolnemedia.net/paryska-szkola-hyperion-oni-nie-chca-abys-o-niej-uslyszal

Największym zagrożeniem dla układu politycznego nie są wcale radykałowie, głośni krzykacze, ci, którzy są wszędzie i dużo się o nich mówi, ponieważ robią wokół siebie spore zamieszanie. Największymi wrogami są ci, którzy ciężko pracują i w sposób umiarkowany przekonują do swoich racji coraz większe rzesze społeczeństwa. Kiedy więc tacy się pojawiają, trzeba ich skompromitować. Trzeba stworzyć równolegle do nich ludzi, kierujących się dokładnie takimi samymi ideami, lecz którzy będą stosować przemoc i terror, zbijając poparcie wrogów układu, poprzez kompromitację siły umiarkowanej.

Czy mamy jakiś dowód na piśmie, że to co powyżej jest napisane, jest prawdą? Że tajne służby albo inne niejawne struktury władzy faktycznie kreują radykałów, aby kompromitować ludzi umiarkowanych? Otóż mamy. Nie lubię wygłaszać niczym nie popartych teorii spiskowych, dlatego do każdej swojej kontrowersyjnej powierzchownie tezy, staram się dokooptować wiarygodne źródło.

To wiarygodne źródło pojawiło się pewnego dnia w Rzymie w 1981 roku. Córka masona i agenta CIA Licio Gellego, w okresie II wojny światowej członka czarnych koszul Mussoliniego i oficera łącznikowego niemieckiej dywizji SS „Hermann Göring”, podczas aresztowania wpadła z dokumentami armii Stanów Zjednoczonych. Spośród tych dokumentów istotny w tematyce tego artykułu jest zwłaszcza jeden, zatytułowany „Operacje stabilizacyjne, wywiad – dziedziny specjalne”. Cóż za zbieg okoliczności, że do aresztowania córki tegoż agenta CIA, z dokumentami o destabilizacji Włoch, doszło w Rzymie akurat 4 lipca 1981 roku, dokładnie w 205. rocznicę powstania Stanów Zjednoczonych. Chyba ktoś kto to zorganizował musiał być bardzo nieprzyjazny wobec hegemona. I chciał pokazać, że Włochy nie będą niczyją kolonią.

O czym jednak mówi nam ten dokument?

Ten ściśle tajny dokument, opublikowany przez generała Westmorelanda, dowódcę sił USA podczas wojny w Wietnamie, mówi nam o potrzebie kompromitowania sił nieprzychylnych Stanom Zjednoczonym za pomocą operacji fałszywej flagi.

Nie będziemy cytować oczywiście treści całego dokumentu. Spójrzmy jedynie na rzecz najważniejszą. Na sekcję pt. „Agenci w operacjach specjalnych”:

„Wywiad armii amerykańskiej musi dysponować środkami umożliwiającymi przeprowadzenie operacji specjalnych, które przekonają rządy krajów przyjmujących i opinię publiczną o realnym zagrożeniu ze strony rebeliantów i konieczności podjęcia działań przeciwnych. W tym celu wywiad armii amerykańskiej powinien dążyć do przeniknięcia do szeregów rebeliantów za pomocą agentów wykonujących specjalne zadania, których zadaniem będzie utworzenie specjalnych grup działania wśród bardziej radykalnych elementów rebelii. W przypadku wystąpienia sytuacji opisanej powyżej grupy te, działające pod kontrolą wywiadu armii amerykańskiej, powinny zostać wykorzystane do podjęcia działań zbrojnych lub pokojowych, w zależności od charakteru sprawy […] W przypadkach, gdy infiltracja takich agentów do kierownictwa rebeliantów nie została skutecznie przeprowadzona, osiągnięcie powyższych celów może ułatwić wykorzystanie organizacji skrajnie lewicowych.”

Wiem, że to co powyżej napisano jest dosyć skomplikowane. Przełóżmy więc to na język bardziej zrozumiały.

We Włoszech, bo o tym kraju mowa, działały grupy komunistyczne. Niektóre były wspierane przez blok wschodni i trudniły się działalnością wywrotową, z pogranicza terroryzmu. Partia komunistyczna jednak działała w sposób umiarkowany i była nielubiana przez komunistycznych terrorystów. Nie wszyscy jednak sobie zdawali sprawę z podziałów pośród czerwonych. Aby więc skompromitować wrogów amerykańskiej dominacji nad Włochami i szerzej Europą Zachodnią, wywiad wojskowy USA powinien wprowadzać do najbardziej radykalnych grup komunistycznych swoich agentów, aby ci nakierowywali te grupy na działania wywrotowe, w tym terrorystyczne, jeżeli czerwoni będą działać w sposób zbyt pokojowy i zdobywać tym samym poparcie społeczeństwa.

Krótko mówiąc wywiad USA miał przekonywać komunistów do szerzenia terroru i destabilizacji w Europie. Aby poparcie dla partii komunistycznych, działających w sposób umiarkowany, spadało. Klasyczna operacja fałszywej flagi, na których oparta była strategia napięcia we Włoszech. O tej strategii sobie trochę powiedzmy, pomimo iż wspominałem o niej już w kilku swoich artykułach.

W 1964 roku planowano we Włoszech przeprowadzić wojskowy zamach stanu, z pomocą amerykańskiego i włoskiego wywiadu, aby zastraszyć lewicę, tak socjalistów jak i komunistów. Plan ten nazwano „Piano Solo”. Rok później podczas konferencji w Rzymie, sponsorowanej przez włoski tajne służby, zdecydowano się podjąć radykalną walkę z lewicą, w tym przy pomocy terroru i fałszywej flagi. Ludzie zebrani na konferencji twierdzili, że posiadają na takie działania mandat, czyli zgodę, NATO.

Strategia napięcia na dobre rozkręciła się jednak dopiero w 1969 roku kiedy włoscy neofaszyści zaatakowali Narodowy Bank Rolny na Piazza Fontana w Mediolanie. Kolejne niemal dwie dekady naznaczyły się politycznym terrorem we Włoszech, który określono latami ołowiu, od liczby wystrzelonych ołowianych kul.

Dziwnym trafem w roku kolejnym powstały tzw. Czerwone Brygady. Komuniści w Italii w tamtym okresie ostatnim czego potrzebowali, był komunistyczny terroryzm. Kto więc i po co stworzył Czerwone Brygady, komunistyczną organizację terrorystyczną, która partię komunistyczną uznawała za zdrajców i ugodowców? Rzućmy okiem na nazwiska i powiązania.

Założyciel Brygad Alberto Franceschini, zmarły w tym roku, urodził się tuż po wojnie w rodzinie sympatyków komunizmu. Wszystko wydaje się więc połowicznie w porządku. Kultywował idee najbliższych. Jego dziadek był jednym z założycieli Włoskiej Partii Komunistycznej. Niezupełnie jednak wszystko było w porządku.

Dokładnie w roku pierwszego poważnego aktu strategii napięcia Franceschini opuścił Włoską Partię Komunistyczną, którą uznał za rewizjonistów, zdrajców, ludzi umiarkowanych, antyrewolucjonistów. Sam wkroczył na drogę rewolucji. Należał jednak do umiarkowanej frakcji Czerwonych Brygad. Dopóki dowodził organizacją, nie działała ona w sposób radykalny. Kiedy jednak został aresztowany a kontrolę nad nią przejął Mario Moretti, Brygady wkroczyły na drogę radykalnego terroru.

Moretti, agent CIA oraz prawdopodobny konfident służb włoskich, podkręcał kompromitowanie partii komunistycznej działającym równolegle do niej komunistycznym terroryzmem. Warto jednak dokonać innego podziału Brygad, niż ten na frakcję umiarkowaną oraz radykalną (ta druga była rzecz jasna kontrolowana do pewnego stopnia przez zachodnie służby specjalne).

Gianadelio Maletti, były szef włoskiego kontrwywiadu, w rozmowie z pewnym dziennikarzem w 1975 roku przyznał mu rację kiedy ten dokonał owego innego podziału Brygad. Podział ten wyglądał następująco:

Grupa pierwsza: młodzi fanatycy.

Grupa druga: agenci bloku wschodniego.

Grupa trzecia: agenci-infiltratorzy włoskiego MSW i zachodnich służb tajnych.

Po tym jak Maletti zgłosił analizę z tym podziałem szefowi MSW Italii, natychmiast wyrzucono go z pracy.

W Brygadach dokonał się więc wspomniany przeze mnie przewrót. Opcja umiarkowana została aresztowana a w jej miejsce na stanowiska dowódcze wkroczyli owi agenci-infiltratorzy zachodnich służb, późniejsi mordercy szefa rządu Aldo Moro (Moretti był tym, który dokonał na włoskim premierze egzekucji).

Co jednak wspólnego ma historia Czerwonych Brygad z tajemniczą szkołą Hyperion, o której wspomniałem w tytule? Otóż według raportu włoskiej policji owa paryska szkoła językowa, w istocie miejsce styku zachodnich i wschodnich służb specjalnych, była ważnym biurem CIA na starym kontynencie. Czym ona jednak była ściślej rzecz ujmując? Bo przecież nie była szkoła językową, jak głosi oficjalna wersja. I do czego ona służyła?

Infiltracja Czerwonych Brygad przez zachodnie wywiady, w tym CIA i Mossad, rozpoczęła się w 1973 roku. Amerykanie byli zainteresowani kompromitowaniem komunizmu i włoskiej partii komunistycznej, Izraelczyków interesowała destabilizacją Włoch, aby Amerykanie utrzymali zainteresowanie basenem Morza Śródziemnego, nad którym Izrael leży. Aby nie przekierowali swojej uwagi na inne rejony świata.

Żeby nie posiłkować się tezami autorów niesprawdzonych albo tych, którzy nie obracali się w kręgach zachodnich służb, sporą część swojego tekstu o szkole Hyperion oprę właśnie na ludziach amerykańskich służb. Ale nie tylko rzecz jasna.

Strategia napięcia, jak wynika z przytoczonych przeze mnie faktów historycznych, polegała także więc na zachęcaniu lewicy komunistycznej do atakowania neofaszystów a nie tylko neofaszystów do atakowania lewicy, jak chcieli by to widzieć niektórzy. Brygady były tego idealnym przykładem. Swojego pierwszego aktu terroru połączonego z zabójstwem dokonali w 1974 roku, już po infiltracji przez zachodnie wywiady, na Włoskim Ruchu Socjalnym – pierwszej partii politycznej obecnej premier Italii Giorgii Meloni.

Zinfiltrowane przez CIA i Mossad Brygady zaatakowały więc jedyną proizraelską partię nacjonalistyczną w Europie oraz partię finansowaną przez CIA. Tak, amerykański wywiad finansował włoskich neofaszystów. Wydaje się absurdalne? Nic bardziej mylnego.

Włoski Ruch Socjalny był nie tylko antykomunistyczny, co oczywiste wobec tego, że tworzyli go ludzie Mussoliniego, w tym niemieccy kolaboranci. Była tam także frakcja antyamerykańska oraz antynatowska. Co szkodziło więc napuścić na nich komunistów, żeby dwaj wrogowie USA, NATO oraz być może nawet Izraela nawzajem się ze sobą wyniszczali? Wszak na tym polegała zaprojektowana w 1965 roku w Rzymie strategia napięcia.

Do ataku na biuro Włoskiego Ruchu Socjalnego, pierwszego aktu terroru Brygad z morderstwem w tle, doszło 17 czerwca 1974 roku. Fabrizio Pelli i Roberto Ognibene, komunistyczni terroryści z Brigate Rosse, zabili podczas ataku, którego celem była podobno tylko kradzież, dwóch sympatyków MSI. Rok później zginęła pierwsza członkini Brygad, co zaostrzyło ich działania. Czerwoni terroryści stali się jednak znani z atakowania tych celów, i ich zabijania, które akurat były niewygodne także dla włoskiego establishmentu.

Cóż za zbieg okoliczności. Komunistyczni terroryści atakują tych prawicowców i konserwatystów, których reszta establishmentu konserwatywnego może chcieć się pozbyć. Zwieńczeniem tych działań będzie oczywiście morderstwo Aldo Moro, człowieka, który był politykiem partii chrześcijańsko-demokratycznej a który chciał podzielić się władzą z komunistami.

Zanim do tego dojdzie, w 1976 roku w Paryżu zostanie założona szkoła językowa Hyperion. Jej rzymski oddział zostanie założony tuż przed morderstwem Moro a zlikwidowany zostanie tuż po jego morderstwie. Założycielami szkoły Hyperion będą agenci CIA, współpracownicy włoskich służb oraz tamtejsi „burżuje”, jak stwierdziłaby komunistyczna propaganda. Lewicowa szkoła Hyperion słynęła z przyjmowania funduszy od bogatych Włochów oraz luksusu i przepychu wewnątrz niej. Co nie pasowało do proletariackiego ruchu komunistyczno-terrorystycznego.

Według raportu włoskiej policji z 6 marca 1979 roku szkoła Hyperion w Paryżu była podejrzewana o bycie centrum koordynacyjnym terroryzmu tak we Włoszech jak i w innych częściach Europy.

Jej założycielami byli: Corrado Simioni, Vanni Mulinaris oraz Duccio Berio. Cała trójka należała do Metropolitalnego Kolektywu Politycznego z Mediolanu, który był prekursorem organizacji Czerwone Brygady. Dwaj ostatni tuż po opuszczeniu kolektywu przez Curcio, założyciela Brygad, założyli własną organizację terrorystyczną, nazwaną Superclan. Zarówno Brygady jak i Superclan, z którego kierownictwa powstała szkoła Hyperion, wywodzili się dokładnie z tej samej organizacji.

Ta druga jednak zajmowała się napadami rabunkowymi a nie przemocą czysto polityczną. Uważali oni, że ludność Włoch nie jest jeszcze gotowa do komunistycznej rewolucji i należy infiltrować (wprowadzać agenturę) do wszystkich organizacji skrajnej lewicy, w nadziei, że kiedyś przyjdzie czas na rewolucję. I faktycznie Superclan chciał infiltrować, między innymi same Brygady. Franceschini się jednak temu przeciwstawiał. Po czym oczywiście został aresztowany a kontrolę nad Brygadami przejęła agentura służb tajnych. Tuż po aresztowaniu Franceschini ostrzegł towarzyszy komunistów, aby uważali na Superclan. „Bądźcie bardzo ostrożni wobec wszystkich towarzyszy pochodzących z grupy Corrado [Simioniego]” – informował kolegów.

Franceschini, „prawdziwy” komunista w łonie Brygad, miał oczywiście rację co do Superclanu i jego organizacji bratniej – szkoły Hyperion. Ów Simioni był socjalistą i gorliwym antykomunistą. Pracował w przeszłości dla rządu Stanów Zjednoczonych, co już rodziło sugestie o jego związki z wywiadem czy służbami niższego szczebla. Pracował wszak dla Amerykańskiej Służby Informacyjnej (USIS). Ale jakby tego było mało, jego inne miejsce pracy rodzi jeszcze większe podejrzenia o związki z CIA. Gdyż pracował w Monachium dla finansowego przez wywiad USA a następnie przez amerykański Kongres, Radia Wolna Europa. To już wybitnie nie pasuje do gorliwego komunisty, który uważa, że rewolucja jest dobra lecz naród jeszcze nie jest na nią gotowy. Lewicowa gazeta Lotta Continua opublikowała pod koniec lat 1960. listę agentów CIA działających w Italii. Na niej, a jakże, znalazł się „komunista” i założyciel szkoły Hyperion, gniazda czerwonego terroryzmu w Europie zimnej wojny, Corrado Simioni.

I teraz, co najciekawsze, ów hipotetyczny agent CIA chciał przekonać żonę założyciela Brygad Renato Curcio, Marę Cagol, do wysadzenia w powietrze konsulatu Stanów Zjednoczonych w Atenach. Ostatecznie do akcji wysłano innych terrorystów (Cagol za namową Curcio się nie zgodziła), którzy 2 września 1970 roku zginęli, gdy bomba wybuchła przedwcześnie.

Agent CIA wysadzający w powietrze amerykański konsulat? Brzmi absurdalnie? Bynajmniej. Na tym przecież polegała strategia napięcia. Komunizm należało kompromitować terroryzmem, jak zalecał dokument odnaleziony u córki Licio Gellego, wielkiego mistrza loży masońskiej Propaganda Due i najważniejszego chyba agenta CIA zimnowojennych Włoch.

Już więc czytelnicy rozumieją na czym polegała infiltracja Czerwonych Brygad przez amerykański wywiad? Teraz powiedzmy nieco o izraelskim wywiadzie. Ale może zanim przejdziemy do żydostwa, powiedzmy coś więcej o szkole Hyperion, której przecież dotyczy ten artykuł.

Szkoła ta mieściła się przy paryskiej ulicy Quai de la Tournelle w niezwykle prestiżowej części stolicy Francji. Niedaleko znajdowała się katedra Notre Dame. Jej głównym celem było po prostu goszczenie komunistycznych terrorystów z Czerwonych Brygad oraz dostarczaniem im broni i amunicji po tym jak jej pierwotne przywództwo zostało aresztowane przez włoskie służby. Dostarczała więc ona uzbrojenie Brygadom na czele których stała już agentura służb, która odpowiadała w 1978 roku za zamordowanie Aldo Moro. Broń dla Brygad pochodziła na przykład od Organizacji Wyzwolenia Palestyny, która utrzymywała pewne relacje z amerykańską CIA. Dopiero w 1975 roku Amerykanie zobowiązali się do zerwania relacji z OWP w ramach umowy z Izraelem. Szkoła Hyperion połączona była związkami nie tylko z OWP lecz także Irlandzką Armią Republikańską oraz baskijską ETA.

Za zakup broni dla Brygad poprzez szkołę Hyperion odpowiedzialny był, a jakże, Mario Moretti – agent CIA oraz hipotetyczny konfident włoskiej policji. Moretti zanim dołączył do Brygad był członkiem Superclanu, organizacji założonej przez założycieli szkoły Hyperion, która miała infiltrować organizacje skrajnie lewicowe i czekać na odpowiedni moment na rewolucję. W 1980 roku szef finansowanej przez amerykański wywiad włoskiej partii socjalistycznej Bettino Craxi zasugerować miał, że Brygady nie były na samej górze machiny terroru. Lecz były odgórnie sterowane a na czele tej machiny stał nie kto inny jak Corrado Simioni, według Lotty Continuy agent Centralnej Agencji Wywiadu USA.

To więc szkoła Hyperion, którą założył Simioni, miała kontrolować Czerwone Brygady a nie Czerwone Brygady miały być na czele machiny terroru. To szkoła Hyperion była centrum dowodzenia komunistycznym terrorem, który, zgodnie z strategią napięcia, miał kompromitować Włoską Partię Komunistyczną, aby ta nie przejęła władzy we Włoszech w sposób demokratyczny.

W 1976 roku zrobiło się jednak gorąco – komuniści otrzymali 34,4% poparcia natomiast wspierani przez USA chadecy 38,7%. Czerwone Włochy się zbliżały. Wybory odbyły się 20 czerwca 1976 roku. Szkołę Hyperion założono według niektórych informacji w 1976 roku, według innych w 1977 roku. Ten drugi rok był rokiem największej ilości aktów przemocy dekady lat 1970. we Włoszech. Wszak trzeba było przecież kompromitować komunistów jeszcze mocniej niż zwykle.

Czy jednak szkoła Hyperion była wyłącznie wytworem i narzędziem zachodnich wywiadów? Cóż, w świecie tajnych służb nigdy nic nie wiadomo. Zasugerowałem jednak, że była ona pewnym miejscem styku pomiędzy CIA a KGB. Czy więc możemy przyjąć, że Związek Radziecki miał interes w tym, aby zbić poparcie dla partii komunistycznej po to, aby zachować porozumienia z Jałty jako obowiązujące?

Cóż, jest to popularna teoria. Sowieci nie chcieli komunistów we włoskim rządzie bo oznaczałoby to, że agenci kapitalistów mogliby od tej pory wchodzić do rządów komunistycznych za żelazną kurtyną. Moskwa z pewnością tego nie chciała.

Dosyć mocnym i wiarygodnym źródłem tego typu rozważań jest włoski komunista Giovanni Pellegrino, który w swojej książce pt. „Wojna domowa” sugeruje właśnie, że szkoła Hyperion była miejscem spotkań agentów Wschodu i Zachodu, którzy razem dogadywali się w sprawie utrzymania Jałty.

Wynikałoby z tego, że morderstwo Aldo Moro, dokonane przez Czerwone Brygady, w których działali zarówno agenci Moskwy jak i Waszyngtonu oraz Rzymu, było w interesie obu stron zimnowojennej barykady. Czy tak było naprawdę? Cóż, na to dowodów nie znalazłem bo znaleźć nie mogłem.

Kto jednak był kim w szkole Hyperion?

Oprócz wspominanego Corrado Simioniego, założyciela szkoły i agenta CIA, mieliśmy wśród jej twórców także Duccio Berio, konfidenta włoskiego wywiadu wojskowego, oraz samego Mario Morettiego, agenta CIA. Aż nad wyraz rzuca się w oczy mimo wszystko przewaga zachodu nad wschodem w paryskiej „szkole językowej”.

Po przeanalizowaniu składu osobowego elity Hyperionu przejdźmy elastycznie do najważniejszego punktu tego artykułu a więc zabójstwa prawicowego premiera Aldo Moro, który chciał zakończyć wspomnianą już przeze mnie włoską wojnę domową i stworzyć rząd jedności narodowej, którego na pewno nie chcieli Amerykanie a być może także i Sowieci. Na to drugie jednak 100% pewności nie mamy. A przynajmniej nie znalazłem na to 100% dowodu.

Wróćmy jednak do postaci Franceschiniego, założyciela Czerwonych Brygad.

Franceschini, kiedy został aresztowany przez włoskie służby, natychmiast stwierdził, że został wydany przez członków Brygad, którzy byli agentami CIA. Wymienił oczywiście Mario Morettiego oraz Giovanniego Senzani. Przed komisją parlamentarną stwierdził z kolei, że Brygady nie były zdolne do przeprowadzenia tak dobrze zorganizowanej akcji jak porwanie i morderstwo Moro.

Z jego zeznań wynika, że porywacze byli wysoce wykwalifikowanymi profesjonalistami, Moro przetrzymywany był w apartamentowcu włoskiego wywiadu wojskowego a kule, które go zabiły, były identyczne do tych z tajnych magazynów operacji „Gladio”, operacji powstrzymywania komunizmu, wprowadzonej we Włoszech po radzieckiej inwazji na Węgry z 1956 roku.

Przejdźmy jednak do oddziału szkoły Hyperion w Rzymie. Gdyż jest on również niezwykle istotny w rozwikłaniu zagadek operacji fałszywej flagi w ramach strategii napięcia wprowadzonej w Italii pod koniec lat 1960.

Założycielem rzymskiego oddziały Hyperionu także był nie byle kto. A przynajmniej jedną z osób, która pomagała zakładać szkołę, był nie byle kto. Belgijski ksiądz Felix Morlion, bo o nim mowa, w okresie drugiej wojny światowej założył katolicką agencję wywiadu Pro Deo, we współpracy z szefem amerykańskiego wywiadu OSS Williamem Donovanem. Kiedy Niemcy opanowali Europę zachodnią, Morlion został „wyeksportowany” ze stolicy Portugalii Lizbony za ocean, do Nowego Jorku. Po wojnie powrócił do Rzymu gdzie blisko związał się z papieżem, pracując także jako agent amerykański.

Rok po wymyśleniu strategii napięcia założył Międzynarodowy Uniwersytet Studiów Społecznych, który miał kształtować politykę antykomunistyczną we Włoszech a do którego próbował werbować m.in. samego Mario Morettiego, który, co warto dodać, był silnie związany z kościołem katolickim, konserwatyzmem oraz „siłami reakcyjnymi”, jak stwierdziłaby komunistyczna propaganda. Moretti nijak nie pasował do obrazu komunistycznego terrorysty. W trakcie pobytu na studiach wspierała go wpływowa rodzina wywodząca się z arystokracji.

Morlion, oprócz związków z CIA, miał także związki z wywiadem wojskowym Republiki Włoskiej.

Włoski oddział Hyperionu został założony przy wsparciu Morliona tuż przed porwaniem Moro a zamknięto go jesienią tego samego roku, kilka miesięcy po jego zamordowaniu.

Cała operacja z Hyperionem, podkręceniem przemocy, porwaniem i zabójstwem Moro, przyniosła wymierne skutki. W czerwcu 1979 roku, w wyborach we Włoszech, komuniści otrzymali już tylko 31% głosów, podczas gdy chadecy tyle samo, co w 1976 roku a więc 38%. Komuniści stracili niemal 3 miliony wyborców. A że akty przemocy szły w tysiące, a ofiary i ranni w setki? Kogo to obchodzi. Wszak cel uświęca środki.

Izraelczycy podobno mieli zacząć infiltrować Czerwone Brygady dopiero w 1974 roku. Alberto Franceschini, założyciel Brygad twierdzi jednak, że Mossad infiltrował Brygady już od samego początku ich istnienia.

Giuseppe De Gori w lipcu 1998 roku przedstawił jeszcze inną wersję. Ten prawnik włoskiej partii chrześcijańsko-demokratycznej stwierdzić miał, że Izrael nie infiltrował bezpośrednio Czerwonych Brygad lecz po prostu je kontrolował. Od zawsze.

De Gori stwierdził ponadto, że decyzja o zamordowaniu Aldo Moro była wynikiem pośredniej interwencji Izraela. Warto w tym miejscu przypomnieć, że Moro sprzeciwił się w 1973 roku stworzeniu przy udziale terytorium Włoch mostu powietrznego dla reżimu syjonistycznego w trakcie jego wojny z krajami arabskimi, znanej jako wojna Jom Kippur.

W 2002 roku De Gori zakomunikował pisarzowi Philipowi Willanowi, autorowi książki „Władcy marionetek”, opisującej lata ołowiu we Włoszech, że Mossad sprawił, iż egzekucja Moro stała się faktem dokonanym. Izraelskie tajne służby miały sfałszować w połowie kwietnia 1978 r. list Czerwonych Brygad do władz włoskich, w którym twierdzono, że włoski polityk już nie żyje. „Po tym… Moro nie mógł już być uratowany” – zwracał uwagę De Gori.

Giovanni Galloni, wiceprzewodniczący Wysokiej Rady Sądownictwa Włoch zakomunikował, że zabójcy szefa włoskiego rządu zostali wynajęci przez Tel Awiw albo/oraz przez Waszyngton. Galloni dodał, co współgra z tezami Franceschiniego o profesjonalizmie porywaczy, iż nie wszyscy zaangażowani w operację przeciwko Moro z marca 1978 roku byli członkami Brygad.

Były włoski sędzia Luigi Carli w czerwcu 2017 roku zeznając przed włoską komisją parlamentarną stwierdził, że Czerwone Brygady były współfinansowane przez izraelskie służby specjalne. Zgodnie z tezami Erica Salerno, włoskiego dziennikarza, który przez 30 lat jako korespondent współpracował z najważniejszymi włoskimi politykami, Moro zawarł porozumienie z palestyńskimi organizacjami wyzwoleńczymi, którym pozwolono na podróżowanie po Włoszech w zamian za to, że nie będą prowadzić na terytorium Italii działalności terrorystycznej. Układ ten zawarto najprawdopodobniej w 1973 roku, w tym samym w którym Moro odmówił Waszyngtonowi wzięcia udziału w moście powietrznym, zaopatrującym Izrael w wojnie Jom Kippur. Przez ponad 10 lat dzięki porozumienie Moro z Arabami Włochy, w przeciwieństwie do innych krajów południa Europy, były wolne od arabskiego terroryzmu.

Pewnie zadajecie sobie państwo pytanie, wszak ktoś kto czyta moje teksty regularnie wie, że zwykle dopasowane są one do wydarzeń bieżących, dlaczego w ogóle 25 października 2025 roku opowiadam historię z Włoch sprzed 50 lat? Wszystko ma rzecz jasna swój głęboki sens.

Do jego napisania zainspirowały mnie wydarzenia z Rumunii i Węgier z ostatnich dni. Ale także inne znane i głośne akty sabotażu, rzekome, urojone lub też te prawdziwe, podpalenia, wybuchy, upadki dronów i inne tego typu zjawiska, które powoli w Polsce stają się codziennością.

Jak zapewne państwo zauważyliście Polska jest krajem frontowym NATO. Dokładnie tak samo jak Włochy lat 1970. Jakby tego było mało w Polsce od dokładnie dwóch lat rządzi lewica i liberałowie, w czasie kiedy zachód skręcił dokładnie w odwrotną stronę. Jakby tego było jeszcze mało, Rosja w przeciwieństwie do zimnej wojny, kiedy trzymała wojsko w Europie w ryzach (poza pacyfikacjami powstań, które nie miały wydatnego wsparcia zachodu) ruszyła z wojskiem na zachód, w już zachodnią strefę wpływów, nawet jeżeli nie bezpośrednio w NATO. Tak, Ukraina nikogo na zachodzie nie obchodzi. Samo rozpędzenie machiny wojennej Moskwy jednak jest nie tyle istotnym zagrożeniem – wszak NATO bije Rosję na głowę w potencjale ekonomicznym – co wojna na wschodzie jest częścią większej układanki. Spokojnie ją nazwać możemy wojną zastępczą USA-Chiny. USA wspierają wraz z sojusznikami Ukrainę, Rosję wspierają jej sojusznicy.

Jest to więc większy konflikt wschodu z zachodem. W czasie takiego konfliktu oraz w czasie dominacji w głównych ośrodkach zachodu nurtu teoretycznie konserwatywnego, Polska lewicowo-liberalna jest czymś w rodzaju aberracji na mapie Europy.

Rosji można przypisać dowolny akt terroru i sabotażu. Papier wszystko przyjmie, jak mówią. Kiedy jednak jednego dnia zaczynają płonąć węgierskie i rumuńskie rafinerie naftowe, przetwarzające rosyjskie surowce, następuje pewien moment otrzeźwienia. Tak, wiem, że już we wrześniu 2022 roku co bardziej rozsądni wiedzieli, że Nord Stream nie wysadzili Rosjanie jak głosili nasi rodzimi paranoicy. Lecz że była to skoordynowana akcja służb zachodnich (w której Ukraińcy byli tylko narzędziem do użycia i kozłem ofiarnym kiedy już zaczną się pytania i dochodzenia). Jednak rok 2022 był rokiem specyficznej paranoi, gdzie wszystko, nawet własny ból głowy, można byłoby przypisać Rosji.

Dzisiaj, w 2025 roku, kurz jednak opadł. Dzisiaj już słychać co chwila o ukraińskich sabotażystach i terrorystach. Nie ma już kurtyny milczenia nad prozachodnim terroryzmem i sabotażem aczkolwiek wciąż Ukraińcy dokonujący sabotażu to oczywiście niemal wyłącznie agenci rosyjscy. To jednak także wkrótce się zmieni.

Pożary jednego dnia w dwóch rafineriach przetwarzających rosyjską ropę naftową oraz ich konsekwencje a więc poparcie przez Słowację pakietu sankcji na Rosję oraz wycofywanie się Indii z kupowania rosyjskich surowców wskazują nam, że nijak już tych podpaleń nie możemy przypisać Rosji. Tego już nie da się obronić.

Wojna ukraińsko-rosyjska dobitnie nam ukazała jak machina propagandowa zachodu potrafi wykorzystywać niemal każdy najmniejszy podejrzany akt głośny medialnie jako rzekomą winę Moskwy. Nikt oczywiście nie neguje, że Rosja może trochę bałaganu robić na starym kontynencie. Pomyślcie jednak sobie państwo co robiły zachodnie wywiady w latach 1970. kiedy istniało zagrożenie, że partia komunistyczna we Włoszech dostanie 3 czy 4 ministerstwa. Jaką przemoc rozpalono aby tylko skompromitować komunistów i odebrać im 2,8 mln głosów. Do czego więc dzisiaj zdolne są zachodnie wywiady, aby tylko cała Europa, nie tylko Ukraina, poczuła jak smakuje rzekomy rosyjski terror i sabotaż, dokładnie tak jak 50 lat temu smakował komunistyczny terror, rzekomo zrodzony w Moskwie, którego rzeczywiste źródło znajdowało się zupełnie gdzieś indziej, i aby przekonać Europejczyków do dalszego wspierania Kijowa?

Wróćmy jednak do Polski. Płonące rafinerie w Rumunii i na Węgrzech są oczywistym przykładem terroryzmu, terroryzmu, który nie wyszedł z Rosji. Terroryzmu, który miał zastraszyć cały świat, aby ten zaprzestał kupowania rosyjskich surowców. Zajmijmy się naszym polskim podwórkiem.

Przyznacie państwo, że rok 2025 był wyjątkowy jeżeli chodzi o destabilizację naszego kraju spadającymi dronami, pożarami, dziwnymi wypadkami. Nie mam zamiaru nic sugerować. Bo przecież nie mam do tego odpowiedniej wiedzy. Zastanówcie się jednak państwo, moi drodzy czytelnicy, jeżeli lewica w 1978 roku nie mogła dostać we Włoszech, kraju frontowym NATO, podczas odprężenia Wschód-Zachód, nawet jednego ministerstwa, i z tego powodu najprawdopodobniej zginął premier Aldo Moro, prawicowiec a nie żaden komunista czy socjalista, to jeżeli w 2025 roku w kraju frontowym NATO rządzi lewica, do czego wówczas zdolne są zachodnie wywiady aby wprowadzić nad Wisłą odpowiednie, satysfakcjonujące ich porządki?

Ktoś zaraz zwróci uwagę: no ale przecież polska lewica i liberałowie są prozachodni. Abstrahując od tego, że włoska partia komunistyczna to byli eurokomuniści, którzy krytykowali Moskwę, nie można pomijać faktu ogólnego zwrotu zachodu w prawo, w czasie kiedy w najważniejszym kraju frontowym NATO zostały pozostałości po klimacie bidenowskim, sprzyjającym międzynarodowej lewicy i liberałom. Poza tym sekretarz wojny Stanów Zjednoczonych już kilka lat temu postulował o wojnę z międzynarodową lewicą. Wszystko to każe nam podejrzewać, że destabilizacja Polski nie musi być tylko i wyłącznie w interesie wschodu. Wszak za rządów PiSu mieliśmy dwa duże incydenty, z których jeden zatajono na całe miesiące. Za obecnych rządów ile? Cóż, można pogubić się w rachubach.

Autorstwo: Terminator 2019
Źródło: WolneMedia.net

Źródłografia

1. Livingstone D., „Black Terror, White Soldiers”, 2013.

2. Willan P., „Puppetmasters”, Lincoln, 2002.

3. Williams P., „Operation Gladio”, Nowy Jork, 2015.

4. Wilson E., „The Dual State”, Burlington, 2012.

5. https://www.globalresearch.ca/operation-gladio-cia-network-of-stay-behind-secret-armies

6. https://thegrayzone.com/2025/10/04/mossad-contact-italian-pm-killers

7. https://www.presstv.ir/Detail/2025/10/05/756298/Israel-Mossad-murder-Italy-Aldo-Moro

8. https://english.almayadeen.net/news/politics/mossad-s-secret-role-in-aldo-moro-s-1978-murder-exposed

9. https://en.wikipedia.org/wiki/Alberto_Franceschini

10. https://en.wikipedia.org/wiki/Piano_Solo

11. https://en.wikipedia.org/wiki/1979_Italian_general_election

12. https://en.wikipedia.org/wiki/Giovanni_Pellegrino

13. https://it.wikipedia.org/wiki/Hyperion_(Parigi)

14. https://en.wikipedia.org/wiki/1976_Italian_general_election

15. https://en.wikipedia.org/wiki/Red_Brigades

16. https://biznesalert.pl/pozar-europejskich-rafinerii-wspolpracujacych-z-rosja-straci-serbia

Listopad – niebezpieczna pora

Listopad – niebezpieczna pora

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)    26 października 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5917

Nieubłaganie zbliża się listopad, kiedy to pan marszałek Sejmu Hołownia Szymon obiecał był panu wicemarszałkowi Włodzimierzowi Czarzastemu, że ustąpi mu z urzędu, żeby i pan Włodzimierz mógł się nacieszyć pozycją drugiej osoby w państwie – zaraz po panu prezydencie, który uchodzi za osobę pierwszą. Nie jest to do końca prawda, bo na przykład za prezydentury pana Andrzeja Dudy, przynajmniej do lipca 2017 roku, kiedy to pan prezydent Duda zawetował przeforsowane przez PiS ustawy sądowe, pierwszą osobą w państwie był Naczelnik Państwa Kaczyński Jarosław, a pan prezydent Duda – dopiero drugą.

Podobnie i teraz. Zwierzchnikiem pana Włodzimierza jest przecież obywatel Tusk Donald, podobnie jak wynalazcą pana prezydenta Karola Nawrockiego jest Naczelnik Państwa – przynajmniej dopóty, dopóki pan prezydent nie zbuduje sobie własnego politycznego gan… to znaczy – pardon; jakiego tam znowu „gangu”! Pan prezydent nie będzie budował sobie żadnego „gangu”, tylko zwyczajne polityczne zaplecze. Pan prezydent Duda takiego politycznego zaplecza nie zdołał sobie zbudować i dlatego, po utracie różnych iluzji, jak na przykład posada w MKOl, albo w „Kanale Zero” – ostatecznie wylądował na łaskawym chlebie, to znaczy – w radzie nadzorczej firmy pana Dawida Rożka, która najpierw sprzedawała rozmaite gry komputerowe, a teraz zajmuje się enigmatycznymi „innowacjami technologicznymi w sektorze finansów”. Nawet nie śmiem się domyślać, co to konkretnie oznacza, bo wystarcza mi informacja, że pan Rożek sponsoruje podobno również „Kanał Zero” – a skoro tak, to nic dziwnego, że i pan Andrzej Duda najpierw szukał tam przytuliska.

Podobnie z Aleksandrem Kwaśniewskim, który najpierw mierzył wysoko – na I Sekretarza ONZ, a przynajmniej – na I Sekretarza NATO – ale ostatecznie wylądował na posadzie odźwiernego, czy może wykidajły u jakiegoś ukraińskiego nababa, gdzie – mówiąc nawiasem – kolegował z synem amerykańskiego prezydenta Józia Bidena Hunterem. Ten cały Hunter podobno nieźle dokazywał, więc zaraz pojawiły się fałszywe pogłoski, że prezydent Józio Biden doprowadził do wojny na Ukrainie, żeby wszystko ukryć pod gruzami. W tych pogłoskach nie ma oczywiście ani słowa prawdy – chociaż prezydent Trump nieustannie powtarza, że gdyby on był prezydentem, to do tej wojny by w ogóle nie doszło, a z drugiej strony pod gruzami rzeczywiście wiele można ukryć – i pewnie dlatego w naszym nieszczęśliwym kraju narasta wojenna atmosfera – jakbyśmy już nie mogli doczekać się wepchnięcia Polski i mocarstw bałtyckich do wojny z Rosją. Nawiasem mówiąc, główna siedziba firmy pana Rożka mieści się akurat na Litwie, więc – jak mówią gitowcy – „wszystko gra i koliduje”.

Wracając do pana marszałka Hołowni, to chyba już utracił on nadzieję na objęcie posady Wysokiego Komisarza ONZ do spraw Uchodźców, bo zaczyna mówić o objęciu posady ambasadora Polski w Stanach Zjednoczonych. Obawiam się jednak, że i te nadzieje mogą mu się rozwiać, bo Książę-Małżonek z zagadkowych przyczyn upodobał sobie w panu Klichu, lekarzu-psychiatrze – jakby nie zdawał sobie sprawy, że taka kandydatura może zostać w Waszyngtonie uznana za jakąś złośliwą aluzję. Może zresztą Książę-Małżonek rzeczywiście nie zdaje sobie z tego sprawy, a upodobał sobie w panu Klichu, jako „strategu” – bo rzeczywiście – był on właścicielem Instytutu Studiów Strategicznych.

Niech ta nazwa jednak nikogo nie zwiedzie – bo ten cały instytut zajmował się takimi oto zagadnieniami strategicznymi, jak np. wpływ kultury żydowskiej na polską – co mogło się bardzo spodobać Małżonce Księcia-Małżonka – naszej Jabłoneczce. Z uwagi na to, że akurat teraz partia pana Hołowni szoruje po dnie, odnotowując w sondażach coś koło jednego procenta poparcia – najbardziej prawdopodobny wydaje się powrót pana marszałka do nowicjatu u przewielebnych Ojców Dominikanów, gdzie już raz, a może nawet dwa razy próbował szczęścia tyle, że nowicjat mu się nie przyjął.

Teraz może być inaczej, bo Kościół, a zwłaszcza Dominikanie i Jezuici tak się przejęli kultem Świętego Spokoju i zagalopowali na drodze nieubłaganego postępu, że wstępować do tych zakonów chyba będą mogli również mężczyźni żonaci – być może nawet z żonami. Jestem pewien, że żadnych teologicznych przeszkód nie będzie – a skoro tak, to co sobie żałować? Chata, wikt i opierunek są przecież gwarantowane.

Nawiasem mówiąc, podobnie jak partia pana Szymona, po dnie szoruje również Polskie Stronnictwo Ludowe. To nie musi być zapowiedź jakiejś katastrofy, bo PSL od czasów komuny dysponuje sprawnym aparatem wyborczym. Chodzi o to, że działacze PSL jeszcze za komuny obsiedli wszystkie możliwe posady w sektorze publicznym w gminach wiejskich i małych miasteczkach. Nie chodzi tu w ogóle o żadne względy ideowe, tylko o walkę o byt. Każdy z nich ma tam dom, często i kawałek ziemi, no a poza tym właśnie Zosia, Franek i Patrycja robią „magisterki” w wyższych szkołach gotowania na gazie i trzeba się zakręcić wedle zapewnienia im startu życiowego.

Dopóki PSL jest w Sejmie, to każda sprawa jest do załatwienia i dlatego PSL zawsze się przeturla przez klauzulę zaporową, dzięki czemu może profitować swoją stuprocentową, a w patriotycznych porywach nawet większą zdolność koalicyjną. Niestety, jak mówi przysłowie – z kim przestajesz, takim się stajesz – więc obecnie PSL wspólnie z Wielce Czcigodną Kotulą Katarzyną i resztą vaginetu, lansuje projekt ustawy o „osobie najbliższej”, czyli – stary projekt o związkach partnerskich – żeby zrównać je z tradycyjnymi małżeństwami pod każdym względem – zwłaszcza alimentacyjnym i spadkowym. Najwyraźniej „partnerom” już nie wystarcza, że się bzykają i pragną zakosztować staroświeckiego prestiżu. Prawdopodobnie nic z tego nie będzie, bo prezydent Nawrocki już zapowiedział, że nie podpisze żadnej ustawy, która zacierałaby granicę między rodzinami, a związkami „partnerskimi” – ale popieranie takich inicjatyw może dla PSL okazać się gwoździem do trumny.

Tymczasem prezydent Donald Trump znowu podobno obsztorcował ukraińskiego komika i nie tylko nie sprzedał mu „Tomahawków”, ale w dodatku zapowiedział, że spotka się z prezydentem Putinem w Budapeszcie. W związku z tym Niemcy aż przestępują z nogi na nogę z niecierpliwości, czy Polska przepuści samolot z Putinem przez swoją przestrzeń powietrzną, czy może jednak zbrodniarza wojennego zestrzeli? Ponieważ niemieckie samoloty oraz niemieccy piloci już strzegą polskiego nieba, to wepchnięcie w ten sposób Polski do wojny z Rosją nie wydaje się aż tak bardzo trudne, zwłaszcza, że tubylcze niezawisłe sądy musiały zostać upomniane, by pamiętały, iż Polska jest sługą narodu ukraińskiego.

Dlatego niezawisły Sąd Okręgowy w Warszawie się zreflektował, odmówił ekstradycji do Niemiec i wypuścił na wolność „Wołodymira Żurawlowa”, chociaż wcześniej umieścił go w areszcie wydobywczym, najpierw na 7, a potem – nawet na 40 dni. Pan „Żurawlow” jest podejrzewany o wysadzenie w powietrze bałtyckich gazociągów, w których Niemcy mieli prawie połowę udziałów, a około 10 procent miała również firma Eon, której dlatego płacimy w Polsce wyższe rachunki za prąd.

Polska o swoich interesach może nie pamiętać, ale Niemcy – ooo – ci raczej nigdy o nich nie zapominają.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Watykan: kard. Raymond Burke odprawił w Bazylice św. Piotra uroczystą Mszę świętą trydencką

Watykan: kard. Raymond Burke odprawił w Bazylice św. Piotra uroczystą Mszę świętą trydencką

https://pch24.pl/watykan-kard-raymond-burke-odprawil-w-bazylice-sw-piotra-uroczysta-msze-swieta-trydencka

(Kardynał Raymond Burke, fot. Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0)

W Rzymie trwa doroczna pielgrzymka środowisk tradycyjnych z całej Europy. Jednym z jej elementów jest uroczysta procesja do Bazyliki św. Piotra, gdzie wierni mogą uczestniczyć w Mszy świętej trydenckiej. W tym roku sprawował ją kard. Raymon Burke.

Pielgrzymka środowisk tradycyjnych do Rzymu ma związek z dokumentem papieża Benedykta XVI – Summorum Pontificum, który potwierdził, że każdy kapłan katolicki ma prawo do sprawowania Mszy świętej w klasycznym rycie rzymskim. Dzięki tej decyzji, na całym świecie prężnie zaczęły rozwijać się środowiska skupione wokół tej formy Mszy świętej oraz wokół tradycyjnego nauczania i modlitwy w języku łacińskim.

Tegoroczna pielgrzymka wiernych trwa od 24 do 26 października. Jej kulminacyjnym punktem była Msza święta sprawowana przy dawnym ołtarzu katedralnym przez kard. Raymonda Burke. Mszę świętą poprzedziła długa procesja, która wyruszała z Bazyliki św. Celso i Giuliano w Rzymie.

To już czternasta edycja pielgrzymki nazywanej „ad Petri Sedem”, aby dać „świadectwo przywiązania, które łączy wielu wiernych na całym świecie z tradycyjną liturgią” – czytamy na stronie internetowej inicjatywy.

Warto odnotować, że pielgrzymka rozpoczęła się wieczorem 24 października od sprawowania tradycyjnych nieszporów w rzymskiej bazylice San Lorenzo in Lucina. Modlitwę prowadził kard. Matteo Zuppi, arcybiskup Bolonii oraz przewodniczący włoskiego Episkopatu.

Msza święta trydencka sprawowana w Bazylice św. Piotra to również powrót do tradycji, przerwanej dwa lata temu. W 2023 i 2024 organizatorzy pielgrzymki nie otrzymali zgody na sprawowanie Liturgii w klasycznym rycie rzymskim. Oficjalnie zgody nie udzieliło Biuro Ceremonii Liturgicznych Bazyliki św. Piotra, choć wielu sugerowało, że to decyzja wynikająca z niechęci papieża Franciszka do środowisk tradycyjnych.

Źródło: Catholic News Agency WMa

Polityczne cichodajki wzywają do walki

Polityczne cichodajki wzywają do walki

Autor: CzarnaLimuzyna, 25 października 2025

“Kuluary negocjacji” grafika satyryczna_AIX

Słowo „cichodajki” nie do końca pasuje. Bardziej, ze względu na ostentację politycznego nierządu, pasowałoby słowo „dupodajki”, ale jest słowem zbyt wulgarnym. Nie jest moim celem obrażanie, dlatego napiszę tak: „słudzy Izraela i słudzy Ukrainy”.

Oznacza to w praktyce służbę polegającą na, mniej lub bardziej formalnym, podporządkowaniu polskiej polityki wrogiej racji stanu. Uważam, że problem dotyczy dwóch głównych formacji, ale z powodu trwającego festiwalu obłudy nazwanego konwencją programową PiS, skupię się na tych ostatnich.

Wolność nie jest dla słabych. Wolność zdobywa się siłą, inaczej zdobyć jej nie można – cytuje Jarosława Marka Rymkiewicza, Patryk Jaki i dodaje

I ja apeluję, więc apeluję – Polska, Polacy muszą odzyskać poczucie swojego sensu, a potem napełnić go (nim) całą Europę, bo inaczej Europa będzie arabska, muzułmańska, a w takiej ani my, ani nasze wnuki, ani nasze dzieci nie chcą żyć. To jest coś o co warto walczyć!

Jak ocenić to, co powiedział Patryk Jaki?

Czy jest to islamofobią, tak jak skłoni byliby oceniać zwolennicy KO, czy może jest przykładem polskiego, a nawet europejskiego patriotyzmu jak oceniają zwolennicy PiS?

Zwracam uwagę, że „odważny” Patryk Jaki, notabene jeden z idoli słomianych patriotów, powiedział tylko to, co jest dozwolone, tylko to, co się mieści w ramach politycznej poprawności w Ukropolin. Tylko to i nic więcej, a przecież dopiero w całości, w całej prawdzie zawarty jest sens.

Nie tylko islam i muzułmanie, ale również judaizm talmudyczny i jego poplecznicy oraz Ukraińcy z ideologią banderyzmu są elementami niespójnymi z naszą cywilizacją czyli z polską racją stanu.

Podobny unik zastosował Jaki podczas spotkania w Agere Contra, podczas którego mówiąc o wrogich nam cywilizacjach, wymienił turańską z Rosją ale bez Ukrainy, bizantyńską z Niemcami, nie wspominając ani razu o żydowskiej.

Podczas niedawnej rozmowy Radiu ZET, na pytanie „Czy Izrael popełnia ludobójstwo, a Netanyahu to zbrodniarz wojenny?”  wiceprezes PiS odpowiedział, że „powinniśmy zachować co najmniej neutralność”, dodając „Raczej ja jestem bardziej po stronie Izraela w tej sprawie”.

Beata Lubecka: Czyli można powiedzieć, że Pan się trochę tak solidaryzuje z Radosławem Sikorskim, no bo on nie chce nazwać tego, co się dzieje w Strefie Gazy w związku z działaniami Izraela ludobójstwem.

Patryk Jaki: Jeżeli tak uważa, no to rzeczywiście tak jest. Znaczy, jeżeli on tak uważa, no to rzeczywiście myślę podobnie.

Żałośnie więc wyglądają pomrukiwania pisowskiej kamaryli o „wolności zdobywanej siłą”, w sytuacji wieloletnich ustępstw (ustawa IPN) i wstawienia w miejsce polskiej racji stanu interesów “Ukropolin”.

Nie ma moralnej różnicy pomiędzy powielaniem różnych rodzajów antypolskiej propagandy. W tym sensie nie ma różnicy pomiędzy rosyjską, ukraińską, unijną, niemiecką i żydowską propagandą.

Co się dzieje?! Dzieci ze zdiagnozowanym spektrum autyzmu jest coraz więcej

Co się dzieje?! Dzieci ze zdiagnozowanym spektrum autyzmu jest coraz więcej

26.10.2025 https://nczas.info/2025/10/26/co-sie-dzieje-dzieci-ze-zdiagnozowanym-spektrum-autyzmu-jest-coraz-wiecej/

Już w 2008 r. Organizacja Narodów Zjednoczonych oficjalnie uznała zaburzenia ze spektrum autyzmu za jeden z najpoważniejszych problemów zdrowotnych świata.

==================================

Dziecko. Dziewczynka.
NCZAS.INFO | Zdjęcie ilustracyjne. / Foto: Pixabay

Dzieci ze zdiagnozowanym spektrum autyzmu jest coraz więcej – oceniła w rozmowie z PAP dr Edyta Bałakier z Uniwersytetu w Białymstoku. Podkreśliła, że nieprawidłowości w rozwoju obserwowane są u coraz młodszych dzieci, a objęcie ich specjalistyczną pomocą jest kluczowe dla dalszego rozwoju.

Wg szacunków różnych ośrodków badawczych z USA diagnozy spektrum autyzmu u dzieci wzrosły w ostatnim ćwierćwieczu o około 400 proc.

Zaburzenie ze spektrum autyzmu (ASD) to zaburzenie neurorozwojowe, charakteryzujące się przede wszystkim trudnościami w komunikacji społecznej oraz zachowaniami, w których zauważalne jest przywiązanie do schematów i czynności rutynowych.

Jak powiedziała dr Edyta Bałakier, adiunktka Wydziału Nauk o Edukacji Uniwersytetu w Białymstoku, związana z Fundacją „A jak…”, która prowadzi w Białymstoku placówkę terapeutyczną dla dzieci z autyzmem, a od 2018 r. badania przesiewowe wśród dzieci uczęszczających do białostockich żłobków miejskich, pierwsze symptomy wskazujące na nieprawidłowości w zakresie mowy i komunikacji oraz relacji społecznych, które mogą świadczyć o występowaniu u dziecka zaburzeń ze spektrum autyzmu, widoczne są nawet na bardzo wczesnym etapie rozwojowym, w tym kilkunasto-miesięcznych.

– Na przestrzeni kilku lat zaobserwowaliśmy pewien wzrost liczby dzieci, u których stwierdziliśmy zaburzenia ze spektrum autyzmu lub nieprawidłowo, odmiennie przebiegający rozwój – stwierdziła ekspertka.

Jej obserwacje potwierdzają dane Ministerstwa Edukacji Narodowej – w roku szkolnym 2024/2025 do przedszkoli i punktów przedszkolnych w całej Polsce uczęszczało blisko 74 tys. dzieci z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego. Trochę ponad połowę tej grupy stanowiły dzieci niesłyszące lub słabosłyszące, niewidome lub słabowidzące albo z niepełnosprawnością intelektualną, ruchową lub sprzężoną. Pozostałe – których było ponad 36 tys. – otrzymały orzeczenie z powodu spektrum autyzmu, w tym zespołu Aspergera. Rok wcześniej przedszkolaków z orzeczeniami było 65 tys., w tym prawie 31 tys. ze zdiagnozowanym spektrum autyzmu. Z kolei w roku szkolnym 2022/2023 dzieci przedszkolnych ze specjalnymi orzeczeniami było niespełna 57 tys., z czego ok. 25 tys. orzeczeń dotyczyło spektrum autyzmu.

Oznacza to, że tylko na poziomie przedszkolnym liczba dzieci ze zdiagnozowanym spektrum autyzmu, z orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego, wzrosła o blisko 50 proc. w skali dwóch lat.

Według naukowców zaburzenia ASD mają swoje źródło w połączeniu czynników środowiskowych – takich jak m.in. zaawansowany wiek rodziców, cukrzyca matki w czasie ciąży, infekcje, zaburzenia hormonalne, niektóre leki i narażenie na zanieczyszczenie powietrza oraz genetyczne. Jednak na obecnym etapie zrozumienie etiologii autyzmu jest niepełne. Nie potrafimy wskazać przyczyn.

Jeżeli w rodzinie jest dziecko w spektrum autyzmu, to szansa, że u jego rodzeństwa taka diagnoza będzie postawiona, niestety wzrasta. Zdarzyło się, że do prowadzonych przez fundację badań przesiewowych trafiło trzecie dziecko z danej rodziny, które – podobnie jak dwójka starszego rodzeństwa – przejawiało objawy spektrum – powiedziała dr Bałakier.

Wyjaśniła, że na wzrost diagnoz stawianych osobom w spektrum autyzmu ma rosnąca świadomość społeczna na temat tego zaburzenia – na niepokojące sygnały coraz szybciej reagują tak rodzice, jak i specjaliści, którzy kierują dzieci na ścieżkę diagnostyczną.

Diagnostyką i wydawaniem orzeczeń, w tym o potrzebie kształcenia specjalnego, zajmują się poradnie psychologiczno-pedagogiczne. Dziecko, które otrzyma orzeczenie – jak powiedziała ekspertka – staje się beneficjentem pomocy. – Orzeczenie toruje drogę do wsparcia. Placówka edukacyjna, do której uczęszcza dziecko, od momentu dostarczenia przez rodzica orzeczenia ma 30 dni, by opracować indywidualny program edukacyjno-terapeutyczny oraz wielospecjalistyczną ocenę poziomu funkcjonowania – te dwa dokumenty są tak naprawdę początkiem pomocy, którą otrzymuje dziecko. Zbiera się zespół na rzecz tego dziecka i od tego momentu dostaje ono wsparcie – tłumaczyła dr Bałakier.

Podkreśliła, że pomoc jest obligatoryjna, a przedszkole nie może odmówić jej udzielenia. – Czasem poradnia sugeruje, że bardziej odpowiednia dla danego dziecka byłaby inna forma edukacji, czyli na przykład placówka terapeutyczna czy specjalna. I wówczas dyrekcja przedszkola może rozmawiać z rodzicami o przeniesieniu dziecka do takiej placówki. Ostateczną decyzję podejmuje jednak rodzic – powiedziała ekspertka.

Przedszkola ogólnodostępne, które w przeciwieństwie do placówek terapeutycznych, specjalnych i integracyjnych nie mają nauczycieli wspomagających, mogą zorganizować ten rodzaj wsparcia dla swoich podopiecznych – o ile takie są zalecenia poradni psychologiczno-pedagogicznej.

Dzieci na wczesnym etapie edukacji, czyli na etapie przedszkolnym, mają prawo do uzyskania opinii o potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju, dzięki czemu są objęte dodatkowymi, bezpłatnymi zajęciami wspomagania rozwoju w wymiarze 4-8 godzin miesięcznie. Do czasu rozpoczęcia nauki w szkole podstawowej mogą, w zależności od potrzeb, korzystać ze specjalistycznego wsparcia psychologów, pedagogów i logopedów.

– Ogólnym celem wczesnego wspomagania są nie tylko postępy dziecka, ale też – a nawet przede wszystkim – nabywanie przez rodziców kompetencji, które pozwalają im na odpowiednie stymulowanie rozwoju dziecka. Gdyby wczesne wspomaganie prowadzone było wyłącznie z dzieckiem, nie dałoby takich efektów, jakie możemy osiągnąć, kiedy „system rodzinny” reaguje adekwatnie, kiedy rodzice potrafią wesprzeć rozwój dziecka w poszczególnych strefach. Zajęcia mogą być więc prowadzone także w domu rodzinnym. Jeśli natomiast odbywają się w przedszkolu lub poradni, rodzic może brać w nich udział – powiedziała Edyta Bałakier.

Zauważyła, że każda terapia powinna być dostosowana do indywidualnych potrzeb i możliwości dziecka. Tylko wtedy przyniesie efekty – choć to także kwesta indywidualna.

– Są dzieci, które otrzymają wsparcie wcześnie i jest go wiele, ale poziom zaburzeń jest tak duży, że efekty nie są spektakularne, nie takie, jakbyśmy sobie wymarzyli. Ale są też takie – szczególnie na bardzo wczesnym etapie rozwoju, u których nieprawidłowości charakterystyczne dla spektrum dopiero zaczynają się pojawiać np. około drugiego roku życia, których rozwój ulega regresowi – w przypadku których możliwe jest, przy wsparciu terapeutycznym, zatrzymanie procesu postępowania zaburzeń – wyjaśniła.

Dodała, że zdarza się, iż postępy są na tyle widoczne, że podczas kolejnych badań dziecko przestaje spełniać kryteria diagnostyczne dla spektrum autyzmu (co nie jest tożsame z jego wyleczeniem). – Pokazuje nam to, że skutecznie dobrana pomoc daje efekty, które w wielu przypadkach pozwalają nam powiedzieć o pewnym sukcesie terapeutycznym – podkreśliła dr Bałakier.

W 2008 r. Organizacja Narodów Zjednoczonych oficjalnie uznała zaburzenia ze spektrum autyzmu za jeden z najpoważniejszych problemów zdrowotnych świata.

Morawiecki i rząd „zastraszany” przez „ekspertów” PLANdemii COVID. A to największy szwindel w historii świata.

Morawiecki i szokujące fakty ws. PLANdemii COVID-19

26.10.2025 Marcin Rola https://nczas.info/2025/10/26/morawiecki-i-szokujace-fakty-ws-plandemii-covid-19/

Mateusz Morawiecki.
Mateusz Morawiecki. / foto: PAP

Tak jak mówiłem wielokrotnie wcześniej, mamy do czynienia z ujawnianiem zbrodni ws. mniemanej pandemii Covid-19. Od dawna pisałem i mówiłem, że będą wychodziły nowe fakty i dowody á propos tej globalnej zbrodni, dezinformacji, manipulacji i kłamstwa.

Nie milkną echa od słynnego raportu (jeszcze PiS-owskiej) Najwyższej Izby Kontroli ws. dwóch lat tzw. pandemii Covid-19. PiS-owski NIK wręcz wgniótł w ziemię lata rządów lewaka i globalisty Mateusza Morawieckiego i jego sztab szalonych naukowców. Pozostaje jednak pytanie, komu naprawdę służyli?

PLANdemia Covid-19 to największy szwindel w historii świata?

NIK w swoim raporcie podsumował ponad dwa lata PLANdmii COVID-19 i stwierdził wprost, że był to gigantyczny szwindel. Przypomnijmy, że w latach 2020–2022 życie straciło oficjalnie ponad 250 tysięcy Polaków przez lockdown i brak dostępu do służby zdrowia.

Statystycznie to, co się wtedy działo, nie różniło się od sezonowej grypy, o czym informowałem wielokrotnie na antenie telewizji wRealu24.

Przypominam, że za swoje dziennikarskie śledztwa á propos tych kwestii rzucono na nas atak służb w postaci Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która została nasłana na naszą redakcję akurat mniej więcej wtedy, kiedy mocno opisywałem słynną Aferę Respiratorową. Ciekawa koincydencja, prawda? To właśnie wtedy z KPRM wyszły pisma do ABW, by inwigilować, ocenzurować i zniszczyć publicznie Marcina Rolę i Telewizję wRealu24.

Morawiecki wiedział o wszystkim i bezczelnie kłamie?

Ciekawy wpis popełnił dr n. med. Zbigniew Martyka na swoim Facebooku, w którym sugeruje naciski lobby medycznego i farmaceutycznego na ówczesnego premiera z PiS Mateusza Morawieckiego:

„Były premier Mateusz Morawiecki przyznał, że w sprawie Covid-19 był zastraszany przez »ekspertów«.

Podczas niedawnej rozmowy Mateusza Morawieckiego ze Sławomirem Mentzenem padły zaskakujące słowa. Przeczytajcie, Państwo, uważnie ten fragment.

Morawiecki: …w 2020 roku musiałem ratować firmy…
Mentzen: Które wcześniej Pan zamknął.
Morawiecki: Pochwalił Pan zamykanie.
Mentzen: W marcu 2020 roku za to, że szybko działacie. A już w kwietniu okazało się, co to za choroba. Już było wiadomo, że błądzicie.
Morawiecki: Już w kwietniu się okazało, a to ciekawe. Ciekawe, jak Pan by się zachował jako premier, jakby do Pana przychodzili wirusolodzy, epidemiolodzy, specjaliści od chorób zakaźnych i powiedzieliby Panu, że ludzie będą zaraz umierali setkami tysięcy, miliony ludzi. Tak byliśmy straszeni.

Ta wypowiedź stanowi jednoznaczne przyznanie, że decyzje rządu były podejmowane pod wpływem strachu – a nie tylko chłodnej kalkulacji czy analizy danych. Premier używa słowa »straszeni«, co jest wręcz dosadnym określeniem. Oznacza to, że presja ze strony opiniotwórczych »ekspertów« przybrała formę emocjonalnego szantażu, opartego na groźbach masowej śmierci, które – jak pokazała przyszłość – nie miały pokrycia w rzeczywistości.

W pierwszych miesiącach tzw. pandemii dominował głos osób takich jak Neil Ferguson z Imperial College London, który prognozował setki tysięcy zgonów w Wielkiej Brytanii i miliony w USA, jeśli nie zostaną wprowadzone drastyczne środki. Te same prognozy odbijały się echem w całej Europie, w tym w Polsce, powtarzane bezkrytycznie przez wielu medialnych »ekspertów«. Przypisywano im rangę niemalże wyroczni, ignorując fakt, że wcześniejsze prognozy tych samych »ekspertów« – np. dotyczące epidemii świńskiej grypy (o czym wielokrotnie mówiłem) – również były całkowicie nietrafione.

Dziś już powszechnie wiadomo, że prognozy były dramatycznie zawyżone. Liczba zgonów na Covid-19 w Polsce – nawet przy bardzo szerokim sposobie ich klasyfikowania (szeroki sposób oznacza, że jako zgony z powodu Covid-19 klasyfikowane były również zawały, udary itp., jeżeli u pacjenta przy okazji wykryto obecność wirusa SARS-COV-2) – nie przekroczyła 140 tys. Tymczasem liczba nadmiarowych zgonów od początku tzw. pandemii do końca 2022 roku wyniosła według danych GUS około 250 tysięcy, co oznacza, że ogromna ich część była niezwiązana bezpośrednio z Covid-19, lecz z ograniczeniem dostępu do służby zdrowia i ogólnym paraliżem systemu ochrony zdrowia.

Zamknięcie gospodarki, wstrzymanie zabiegów planowych, ograniczenia w profilaktyce zdrowotnej oraz długotrwałe działanie w trybie kryzysowym doprowadziły do tragedii, której skali nie sposób przecenić.

Zgony z powodu zawałów i udarów były spowodowane faktem, iż wielu pacjentów nie doczekało się pomocy na czas. Zgony z powodu nowotworów – tutaj na pierwszy plan wysuwa się brak badań przesiewowych oraz opóźnienia w diagnostyce i leczeniu. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Wszystko to można określić mianem ofiar strategii strachu, do której – jak sam przyznaje premier – został przekonany przez grono wybranych »ekspertów«.

Warto podkreślić, że w 2020 roku w Polsce i wielu innych krajach istniały również głosy naukowców, którzy apelowali o ostrożność w podejmowaniu radykalnych decyzji. Lekarze i naukowcy przestrzegali, że zamykanie systemu ochrony zdrowia dla pacjentów nie covidowych przyniesie tragiczne skutki. Niestety, głosy te były ignorowane, wyśmiewane lub cenzurowane, gdyż nie pasowały do dominującej narracji. W efekcie politycy podejmowali decyzje w oparciu o bardzo wąski zakres opinii.

Decyzje podejmowane pod wpływem strachu (nawet jeśli były szczere) nie zwalniają z odpowiedzialności. Wypowiedź premiera Morawieckiego w rozmowie z Sławomirem Mentzenem nie pozostawia wątpliwości: premier sam przyznał, że był straszony przez specjalistów. Decyzje o lockdownie i zamknięciu służby zdrowia były podejmowane pod wpływem emocji i presji ze strony »ekspertów«, których prognozy okazały się skrajnie nietrafione. Skutki tych decyzji – w tym przede wszystkim dziesiątki tysięcy nadmiarowych zgonów [raczej 230 tysięcy... md] – są faktem, który nie może zostać zignorowany.

Warto tutaj wspomnieć, że w Polsce lekarze, którzy od początku przestrzegali przed tragicznymi skutkami strategii walki z tzw. „pandemią”, do dziś są ścigani dyscyplinarnie przez sądy lekarskie. Pomimo faktu, iż dzisiaj ponad wszelką wątpliwość wiadomo, że to my mieliśmy wtedy rację.

Izby lekarskie nie mają natomiast żadnych zastrzeżeń do »ekspertów«, którzy siali panikę, rysując tragiczny obraz przyszłości – który nigdy nie miał prawa się zrealizować”. (za: Zbigniew Martyka)

Wiedział!

Osobiście uważam, że Mateusz Morawiecki wiedział dokładnie o wszystkim, co robi, jednak brnął w to kłamstwo celowo. Nie ma możliwości, by Premier RP nie wiedział już w kwietniu czy maju 2020 roku, że mamy do czynienia wyłącznie z cyrkiem medialnym. Tym bardziej teraz widzimy to dobitnie po głośnym raporcie w końcu PiS-owskiej Najwyższej Izby Kontroli.

Morawiecki i jego ekipa powinni ponieść wszystkie najsurowsze konsekwencje!

Nie, toż to nie SZYKANY!! Dworzec Centralny zamknięty w czasie Marszu Niepodległości.

Marsz Niepodległości, źr. X

Dworzec Centralny zamknięty w czasie Marszu Niepodległości. PKP odpowiada

25 October 2025 kresy/dworzec-centralny-zamkniety-w-czasie-marszu-niepodleglosci

PKP Polskie Linie Kolejowe wstrzymają ruch na dworcu Warszawa Centralna od 8 do 16 listopada. Decyzja wywołała sprzeciw organizatorów Marszu Niepodległości, jednak PKP i rząd wskazują na konieczność prac w tym terminie.

Od południa w sobotę 8 listopada do niedzieli 16 listopada, do godz. 4.00, dworzec Warszawa Centralna zostanie całkowicie zamknięty. PKP w tym czasie zrealizuje prace modernizacyjne obejmujące budowę trapezu rozjazdowego, czyli czterech dodatkowych rozjazdów, wraz z instalacją nowych urządzeń sterowania ruchem kolejowym. Celem inwestycji jest zwiększenie przepustowości linii średnicowej przed planowaną modernizacją stacji Warszawa Wschodnia.

W okresie prac nawet 400 pociągów zostanie skierowanych na inne stacje: przede wszystkim Warszawę Gdańską, Śródmieście i Główną. Zarządca infrastruktury informuje, że Warszawski Węzeł Kolejowy pozostanie przejezdny, a szczegółowe komunikaty przekazywane są na dworcach i w portalu pasażera.

Decyzja o zamknięciu obiektu spotkała się z reakcją organizatorów Marszu Niepodległości, zaplanowanego na 11 listopada. „Dworzec Warszawa Centralna ma być zamknięty w terminie, kiedy dziesiątki tysięcy Polaków z całego kraju przybywa na Marsz Niepodległości! To nie jest przypadek! To nie jest «remont»! To jest celowe działanie władz, wymierzone prosto w serca patriotów!  Chcą nam utrudnić, przeszkodzić, zmusić do rezygnacji ze wspólnego świętowania Narodowego Święta Niepodległości! Czy pozwolimy, by polityczne gierki zniszczyły nasz najważniejszy dzień? Nie!”

PKP PLK odrzuca te zarzuty. „Nigdy nie ma dobrego momentu do przeprowadzenia tak trudnych i wymagających prac na jednej z najbardziej uczęszczanych linii kolejowych w Polsce — ale są one konieczne” — powiedział Karol Jakubowski, PKP PLK. Jak wyjaśnił, termin wybrano z uwagi na mniejszy ruch pasażerów dojeżdżających do pracy i szkół, a część robót realizowana jest nocą. Spółka zapewnia, że kalendarz przygotowano z wyprzedzeniem i w uzgodnieniu z wykonawcą.

Rzecznik rządu Adam Szłapka określił oskarżenia organizatorów jako element dezinformacji, podkreślając, że rząd nie będzie ulegał presji w sprawie harmonogramu robót. Warszawski ratusz zaznacza, że nie uczestniczył w podejmowaniu decyzji o zamknięciu dworca. „To infrastruktura spółki kolejowej i to ona o wszystkim decyduje” — powiedziała Monika Beuth, Urząd m.st. Warszawy. Jak wskazała, miasto odpowiada za organizację ruchu drogowego w dniu marszu, który ma status wydarzenia cyklicznego.

W zeszłym roku Stowarzyszenie Marsz Niepodległości wskazywało na liczne próby zatrzymania organizacji wydarzenia przez władze. W październiku warszawski ratusz odmówił wydania pozwoleń na zorganizowanie 11 listopada zgromadzeń na trasie od ronda Dmowskiego do Stadionu Narodowego. Jak informowaliśmy, powodem początkowego nieudzielenia pozwolenia miały być wówczas „błędy formalne” w włożonym wniosku. Miasto argumentowało również, że otrzymało „kilka zgłoszeń o organizację Marszu Niepodległości” i nie było wstanie ustalić, które z nich jest prawdziwe.

Na początku września policja siłowo wkroczyła do siedziby Stowarzyszenia Marsz Niepodległości pod pozorem śledztwa w sprawie „wykrzykiwania gróźb karalnych”, które miały rzekomo paść na marszu w 2018 roku.

W lutym natomiast podawaliśmy, że Stowarzyszenie Marsz Niepodległości nie otrzymało zgody na cykliczne organizowanie zgromadzenia, pomimo że odbywa się ono corocznie 11 listopada od 2011 r. na stałej trasie.

Peszek narodowy

Peszek narodowy

pec to

Jerzy Karwelis 25 października, wpis nr 1378

My to jednak pechowi jesteśmy. No bo za co byśmy się nie wzięli, to wychodzi nie tak. Głównie przez pośpieszną chęć wykazania się przed obcymi. Głównie kompleksami. Nikt nas nie prosi, a my coraz to chcemy dać wyraz, z czego zostaje międzynarodowy blamaż i wewnątrzpolska awanturka, z tym, że wstyd przed obcymi jest mniejszy tylko z tego powodu, że nikt na świecie nie zauważa naszych prowincjonalnych starań.

Jest to cały ciąg obciachowych działań i to głównie w obszarach polityki międzynarodowej. W dziedzinie dyplomacji nigdy w III RP nie byliśmy orłami. Po pierwsze – aby grać w międzynarodowe karty, to trzeba wiedzieć jakie się ma karty i mieć je mocne. Dookoła pełno państw, co wyciągają maksa ze swoich blotek, pracują nad podwyższeniem ich wartości, a jak ją już zoptymalizują, to łupią kartami zawzięcie i konsekwentnie.

U nas inaczej – po pierwsze nie widzimy naszego potencjału, a więc o niego nie dbamy. A jak już zaś zauważamy, to łupiemy o stół bez ładu i składu, dajemy sobie zaglądać w karty, czasami zaś, jak w opisywanych poniżej wypadkach wychodzimy przed szereg z jakimś głupim wistem czy licytacją, na co wszyscy dookoła się patrzą, jakbyśmy grali w Piotrusia przy stole brydżowym.

Zbrodniarz z listem żelaznym  

Przypomnieć należy, że się cały rząd zadeklarował się kiedyś i zastawił, że w przypadku wizyty na obchodach rocznicy Auschwitz na terenie Polski nie zaaresztuje się premiera Izraela Netanjahu ściganego listem gończym Międzynarodowego Trybunału Karnego, do czego zobowiązaliśmy się kiedyś traktatowo. Ogłosiliśmy, że nie będziemy przestrzegać tego prawa, zadeklarowaliśmy się zawczasu, po czym premier Izraela… nie zaszczycił nas swoją obecnością. Cnota została stracona, a rubelek nie zarobiony. Ot, peszek.

Był to ciekawy wypadek, który postawił nie tylko Polskę poza obiegiem prawa międzynarodowego, ale w ogóle wykazał jego kompletną nieprzydatność. A to ważny temat, gdyż obecnie jesteśmy świadkami przenoszenia siły nad regulacje. Przypomnieć należy, że były one nie aktem pięknoduchostwa, ale wyrazem woli obrony małych przed wielkimi. A w tym temacie powinniśmy być jak żona cezara – poza podejrzeniami. A tu zadeklarowaliśmy się na zapas, rozpętaliśmy burzę, która od razu przeniosła się w świat. I to akurat we wrażliwym temacie żydowskim – znowu ci Polacy. O nas jak się mówi na świecie to już tylko w kontekście jakiegoś skandalu. I wjechał temat – tak to pies z kulawą nogą nie wspomni o naszych dokonaniach, ale jak coś popsujemy – to sami o tym trąbimy na prawo i lewo.

Netanjahu nie przyleciał, myśmy się opowiedzieliśmy, że jakby przyjechał, to owszem – z powodów nie wiadomo jakich – zawiesiliśmy jurysdykcję MTS, ale ten wziął i nie przyjechał. Zadeklarowaliśmy się na zapas, nie proszeni, rozegraliśmy to na ryneczku wewnętrznego wypominania przewin, ale – jak to bywa – sprawa polskich podszczypywanek urosła do problemu międzynarodowego i to nie w kwestiach zasadniczych tylko wizerunkowego blamażu pt. „znowu ci Polacy…”  

Nurek z Nordstream

Teraz polski sąd nie wydał nordstreamowego Ukraińca. I znowu rozgorzała awanturka. Medialny szturm polskiej narracji bije brawo za tę decyzję, ale większości widowni myli się tak bardzo, że publika uważa, iż to dobrze, bo nie wydaliśmy nurka… Rosjanom, choć to Niemcy żądali jego ekstradycji. Sędzia tłumaczył, że Ukraina miała prawo wysadzić gazociąg, bo to nie był akt terroryzmu – zaatakowany ma prawo się bronić.

Tyle, że z punktu widzenia Niemców był to akt terroryzmu na ich infrastrukturę, gdyż jako żywo (na razie) to nie Berlin napadł na Kijów, a więc za co ten miałby się mścić? I znowu Polska stanęła w sytuacji bez (dobrego) wyjścia, gdyż po takim numerze trudno będzie nam teraz ściągnąć z Niemiec jakiegokolwiek przestępcę.

I to nie tylko to: można się spodziewać retorsji niemieckich (i rosyjskich) w innych obszarach, co wzięliśmy na klatę jako „słudzy Ukrainy”. A co takiego ten nurek robił w Polsce? Czemu po zamachu nie ściągnęły go do siebie ukraińskie służby? A tak ten gorący kartofel sobie pobywał w Polsce na tyle beztrosko, że zdecydował się kupić mieszkanie z czym wpadł. Wiadomo, że na wysadzaniu gazociągów zarabia się krocie, c’nie?

Ale czemu poczuł się tak beztrosko? Kto go zapewnił o jego bezpieczeństwie w Najjaśniejszej? Ukraińcy nie mogli tego zrobić na pusto, a więc Polacy tu grzebali, co najmniej swoją biernością. Gdyby po akcji zwinęli go Ukraińcy do siebie – nie byłoby problemu. A może ten rurociąg to nie było jego jedyne (ostatnie?) zadanie? Pytanie tylko – wobec kogo? Teraz jest on problemem polskim, naruszającym stosunki polsko-niemieckie.

Do tego wyszła straszna podległość, bo mieszkanie nurka na terenie Polski przeszukała… niemiecka policja? A na jakiej to zasadzie? A więc można? A kiedy to polska policja przeszuka na terenie Niemiec mieszkanie jakiegoś przestępcy. Polska o tym wiedziała czy nie? Obie odpowiedzi są kompromitująco złe. To oznacza, że nie tylko radiowozy z nachodźcami mogą rozbija ć się po Polsce, Niemcy w mundurach mogą legitymować czy straszyć bronią Polaków w Polsce. Mogą też, jak widać, dokonywać przeszukań w polskich domach, ciekawe na mocy jakiego aktu czy zezwolenia polskiego sądu?

To, jak niemieckie sądy objechał polski sędzia, to już osobna sprawa. To była druga linia obrony. Pierwsza, że to nie terroryzm, a akt obrony kraju atakowanego, to trzymało się słabo, bo to przecież (jak słyszeliśmy wielokrotnie od p. Merkel) Nord Stream to inwestycja prywatnych firm. To tak jakby polscy partyzanci wysadzili przed 1941 rokiem radziecki pociąg, kiedyś przyjaciół Hitlera, co byłoby aktem terroryzmu, a nie byłoby od kiedy ludzie radzieccy stali się nieprzyjaciółmi Niemców. Jeden akt, a jakież różne interpretacje.

Drugi argument był taki, że nie wydamy Ukraińca, bo tam u Niemca sądy są upolitycznione. To był, moim zdaniem, aport rzucony polskiej publice, że jednak Donald potrafi się w pryncypiach postawić Berlinowi, a więc nie jest on taki zaraz niemiecki. Są bowiem granice niemieckie brawury, nawet dla uśmiechniętej Polski. W dodatku taka konstatacja pokazuje, że w porównaniu z Niemcami to nasze sądownictwo jawi się ostoją praworządności, co zdawało się (do dziś?) kwestionować cały establishment unijny, łącznie z polskimi zaprzańcami, którzy na tym postukacie dostali władzę.

To jak to w końcu jest? Polska jest niepraworządna, czy Niemcy, które na grzechach wobec praworządności zbudowali cała narrację pozbawiającą nas środków unijnych, co pośrednio wpłynęło na wygraną Donalda? I teraz ten Donald, ustami jak najbardziej niezawisłego sędziego, mówi Berlinowi, że Ukraińca nie wyda, bo ten nie będzie miał uczciwego procesu z powodu upolitycznienia sądów? Czyżby Unia szykowała się do sankcji na Berlin z powodu grzechów przeciw praworządności? Jakież to wszystko ciekawe…

Znowu pierwsi do awanturki

Czekała nas kolejna, trzecia próba naszego pecha. Putin miał lecieć do Budapesztu, by spotkać się tam z Trumpem. I co w takim wypadku? Polska miałaby wpuścić w swoją przestrzeń samolot z władcą Kremla? Na nim przecież ciąży taki sam wyrok Międzynarodowego Trybunału Karnego, jak w przypadku premiera Izraela. A tegośmy nie tylko zwolnili z odpowiedzialności, ale zafundowaliśmy mu – nie proszeni – rządowy list żelazny. Co miało być z samolotem Putina? Jak zwykle, jako się rzekło, mamy pecha, gdyż nie mieliśmy tu dobrego wyjścia (oprócz – jak widać – siedzenia cicho i czekania na rozwój wypadków). Jak byśmy się zaparli, a nawet ściągnęli samolot na ziemię i zaaresztowali kremlowskiego piekłoszczyka, to nie tylko zadarlibyśmy z Trumpem, ale byłby to casus belli wobec Rosji. Jak byśmy puścili gościa, to znowu pokazalibyśmy, że nad prawem międzynarodowym stoi realpolitik. Oby nam ktoś tego nie przypomniał, kiedy to przyjdzie się nam odwołać do regulacji społeczności międzynarodowej. Ciekawe jak wtedy zareagują nasi przyjaciele z Berlina?

Ale oczywiście w sprawie, której – okazało się – nie było, bo spotkanie zostało odwołane, zdążyli się wypowiedzieć wyrywni. Pan Sikorski, który leczy chyba swoje kompleksy rozdmuchanym ego musiał się odezwać i to jak zwykle – kulą w płot. Stwierdził on bowiem, że jak niezwisły sędzia nakaże przechwycić Putinowski samolot, to on się dostosuje i przechwyci. A gdzie był rzeczony sędzia, jak wszystkie siły polityczne dawały żelazny glejt premierowi Izraela? Spał na strychu? Czemu wtedy Sikorski nie odwołał się do decyzji niezwisłego sędziego, podczas, gdy w wypadku Putina dał mu pełną cart blanche? Znowu – jakież to ciekawe…

Ale odezwała się nasza generalicja i to jak zwykle w tonie podrzegactwa wojennego. Bo jak inaczej nazwać oświadczenie generała Polko, tego od Gromu, żeby odstrzelić bez gadania taki samolot z Putinem? Generał pewnie nie wie, że zabrania nam tego nawet procedura NATO, która mówi o zestrzeleniu obiektu latającego jedynie z powodu realnego zagrożenia atakiem z jego strony. Czyli trzeba by było pacnąć Putina, by ten się później – jak przeżyje – tłumaczył, że nie leciał nad Polską, by zbombardować nasze Azoty, w drodze do piekłoszczyka Orbana. Generał Polko jest słynny z tego, że zabiera zdecydowane zdanie w sprawach o wymiarach geopolitycznych, choć jest właściwie generałem od skakania po drzewach, nie wpływającym (na szczęście) na polską doktrynę wojenno-obronną.

Te deklaracje Polaków nawet zaniepokoiły…. Zachód. Znowu „znowu ci Polacy”, nieobliczalni harcownicy, chcący się na przypodobać. A my – Zachód wcale tego nie chcemy, Polonusy zadrą z Rosją, a my potem będziemy musieli ich  z tego wyciągać, i to kiedy tu odbywa się subtelne wyszywanie podstołowej dyplomacji – Polacy wyskakują jak Mrożkowski bohater z „Romansu Monizy Calwier”, pokazując na swą gębę z pretensją, że oto ruscy „nam panie za wolność” zęba wybili, a tu Zachód ich wpuszcza na salony. Ławrow już uznał Polskę za kraj uciekający się do  państwowego terroryzmu, co zostało bez komentarza, a więc ze zrozumieniem, przyjęte przez Zachód.

Peszki

Krąży więc nad nami ten peszek i to w różnych postaciach. Nasze wewnętrzne bzdurki nie są nawet przez świat oceniane, gdyż nikt się nie ciekawi wojenką kacyków na jakiejś prowincji. Ciekawić to może tylko służby państw obcych, które nanizują na sznur swych wpływów kolejną kompromitację powagi polskiego państwa.

Ale jak już coś wyjdzie od nas na świat, to zawsze na tym tracimy. A sami się do tego wyrywamy. Może byłoby nam lepiej siedzieć cicho w kąciku. I tak od nas nic nie zależy. Nie siedzimy przy żadnym stole, a więc jesteśmy w menu. Po co więc wpychać się na chama do stołu – nikt tam nas nie chce, a nasze nieudolne próby są tylko powodem kompromitującego zażenowania graczy z krajów poważnych. Przypominamy więc o swoim istnieniu od razu w kompromitującym kontekście, co rozzuchwala pomysły, by tego kłopotliwego kuzynka otoczyć jakąś specjalną opieką, zaś używać tylko do prostego przenoszenia ciężarów i udostępniania swego dobrze położonego mieszkanka do celów innym, ważniejszym lokatorom.

Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Kot Krzyś męczennikiem praworządności

Krzyś męczennikiem praworządności

Stanisław Michalkiewicz  25 października 2025 michalkiewicz

W środowiskach hołdujących nieubłaganemu postępowi od dość dawna panuje przekonanie, że zwierzęta są, jak ludzie. Doszło nawet do tego, że Wielce Czcigodna Katarzyna Maria Piekarska, którą w swoim czasie Leszek Miller wyłuskał z Unii Demokratycznej, oferując jej fuchę wiceministra spraw wewnętrznych w swoim rządzie, przeforsowała w Sejmie ustawę uznającą zwierzęta za „istoty czujące” – a więc nawet z punktu widzenia jurydycznego nie różniące się specjalnie od ludzi, którzy też są przecież „istotami czującymi”. Taki pogląd jednak ma swoje konsekwencje, jak zresztą wszystkie idee. Skoro zwierzęta są jak ludzie, to – a contrario – ludzie są, jak zwierzęta. Ta idea też robi w naszych czasach postępy, a to za sprawą tak zwanego „powrotu do natury”. Promotorzy tej idei uważają stan naturalny za optymalny, a – co za tym idzie – że jedyną szansą na meliorację świata jest właśnie powrót do natury. Jest to kolejna próba melioracji świata, podjęta w naszych czasach.

Wcześniej meliorować świat próbowali bolszewicy, myśląc, że będzie on lepszy, kiedy usunie się z niego niewłaściwe klasy. Na tym właśnie polegały tzw. ”socjalistyczne przemiany” i nawet w pierwotnej wersji konstytucji PRL znajdował się zapis, iż Polska Rzeczpospolita Ludowa „ogranicza, wypiera i likwiduje” niewłaściwe klasy społeczne – również wrzucając ich przedstawicieli do dołów z wapnem. Inną metodę melioracji świata zaproponował i wprowadził wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler, który uważał, iż nie da się świata ulepszyć, dopóki nie usunie się z niego niewłaściwych ras, a zwłaszcza jednej, którą uważał za szczególnie niewłaściwą. Część przedstawicieli tych niewłaściwych ras kazał rozstrzeliwać, a kiedy pojawiły się obawy, iż ta metoda może prowadzić do demoralizacji zatrudnionych przy niej wykonawców – również truć ich gazem w specjalnych pomieszczeniach. Ponieważ nie jest do końca jasne, w jakich miejscach te pomieszczenia się znajdowały, a w jakich ich nie było, pojawiła się kolejna koncepcja melioracji świata, by każdego kto podaje w wątpliwość podaną do wierzenia wersję tej historii, eliminować – również fizycznie – jako „nosiciela nienawiści”. Nienawiść bowiem – według tej najnowszej idei – musi zostać powszechnie i bez zastrzeżeń znienawidzona. Inaczej nie uda się naprawić świata.

Wracając do „powrotu do natury”, to obserwujemy szaloną konkietę tej idei i to we wszystkich środowiskach – również tych, które do niedawna uchodziły za ostoję wstecznictwa – jak np. Kościół katolicki. O ile przedtem, to znaczy – przed II Soborem Watykańskim panowało przekonanie, że nad naturalnymi zachowaniami należy panować – i to właśnie miało odróżniać gatunek ludzki od innych, które kierują się instynktem – to teraz powszechnie zapanował pogląd, że wszystkie instynktowne zachowania są godne podziwu, a jeśli nawet nie – to w każdym razie pod żadnym pozorem nie wolno ich tłumić. Toteż papież Franciszek pozwolił na „błogosławienie” – to znaczy – na wykonywanie bliżej nieokreślonych czynności o charakterze szamańskim – osób ostentacyjnie demonstrujących rozmaite „naturalne” skłonności, zwane szlachetnymi „orientacjami”. W tej sytuacji musiało w końcu dojść do tego, do czego doszło w niezależnej prokuraturze.

Jak bowiem wiadomo, od marca 2017 roku Nasza Złota Pani po spektakularnym fiasku „ciamajdanu”, który miał być kulminacyjnym punktem walki o demokrację w naszym bantustanie, rozkazała zaangażować się w walkę o praworządność, która właśnie na naszych oczach się nasila, niczym walka klasowa w miarę postępów socjalizmu, co zauważył klasyk demokracji Józef Stalin. Tedy w miarę, jak walka o praworządność zaczęła się nasilać, musiała siłą rzeczy objąć coraz to nowe środowiska, które do tej pory praworządnością specjalnie się nie interesowały. Tym bardziej, że na naszych oczach na tym odcinku frontu doszło do wyraźnego zaostrzenia. Oto bowiem z jednej strony obywatel Żurek Waldemar wykombinował sobie projekt ustawy o ostatecznym rozwiązaniu kwestii tak zwanych „neo-sędziów” – a z drugiej strony pan prezydent Karol Nawrocki właśnie wręczył nominacje sędziowskie 59 sędziom i 4 asesorom sądowym – a wszyscy oni zostali rekomendowani przez Krajową Radę Sądownictwa, która zarówno obywatel Żurek Waldemar, jak , i cały vaginet obywatela Tuska Donalda, nie mówiąc już o Juderacie, mającym siedzibę przy ul. Czerskiej w Warszawie – uważa za „nielegalną”.

Ten zbieg okoliczności musiał podekscytować osoby szczególnie zaangażowane w walkę o praworządność, jak np. niezawisły sędzia Igor Tuleya, w swoim czasie zajmujący pierwsze miejsce w orszaku męczenników praworządności, aż został tam zluzowany przez Wielce Czcigodnego Giertycha Romana. Otóż niezawisły sędzia Tuleya w gorzkich słowach skrytykował pana prezydenta Nawrockiego, używając przy tym argumentum ad personam, co wzbudza podejrzenia, że w swoim zacietrzewieniu nie mógł znaleźć argumentów merytorycznych. Ale zostawmy męczenników praworządności socjalistycznej. Niech – jak zaleca poeta – „we własnym kółku, jak w krzywym zwierciadle, sami się dręczą własną niemożnością” – bo stała się rzecz bardzo ważna. Chodzi o to, że walka o praworządność socjalistyczną przekroczyła antropomorficzne bariery, które dotychczas wydawały się nieprzekraczalne i chyba nieodwołalnie wkroczyła na dziewicze dotąd tereny świata zwierzęcego.

Oto w niezależnej, łódzkiej prokuraturze mieszkał sobie kot Krzyś, który nikomu nie wadził. Dramat rozegrał się w momencie, gdy jedna pani prokuratura przyprowadziła do siedziby tej instytucji dużego psa. Kiedy kot Krzyś to zobaczył, najpierw uciekł, a następnie podrapał właścicielkę psa, a nawet miał ją pokąsać co wymagało kuracji antybiotykami. W tej sytuacji Prokurator Regionalny, Dariusz Sowik wydał postanowienie „natychmiastowego” usunięcia kota Krzysia z budynku Prokuratury.

Na przykładzie tego incydentu widzimy – po pierwsze – że promowanie zachowań naturalnych może prowadzić nie tylko do nieporozumień, ale nawet – do tragedii. Wprawdzie jest rozkaz, że wszystkie zwierzęta są sobie równe, w związku z czym powinna panować między nimi harmonia, ale na to nakłada się anachroniczny antagonizm między psami i kotami, wobec którego ludowy wymiar sprawiedliwości okazał się bezradny. Po drugie – chociaż kot Krzyś należy ustawowo do „istot czujących”, to jednak antropotyczny gatunkowy egoizm przeważył nad dobrem wspólnym i Krzyś został w trybie doraźnym eksmitowany, bez wyroku niezawisłego sądu. To niewątpliwe przekroczenie uprawnień powinno spotkać się z reakcją płomiennych szermierzy praworządności, a niezależnie od tego, musimy uznać Krzysia za lidera męczenników praworządności socjalistycznej, któremu pierwszeństwa powinien ustąpić nie tylko niezawisły sędzia Igor Tuleya, ale i Wielce Czcigodny Giertych Roman.

Stanisław Michalkiewicz

„Myśląc Polin” – Konwencja Programowa „Prawa i Sprawiedliwości”. Może „Ukropolin”?

„Myśląc Polin” – Konwencja Programowa „Prawa i Sprawiedliwości”

Autor: CzarnaLimuzyna, 23 października 2025

Już w najbliższy piątek i sobotę w Katowicach. Będziemy rozmawiać o przyszłości, rozwoju, gospodarce, o naszym bezpieczeństwie – zarówno militarnym, zdrowotnym, jak i energetycznym.

Tak opisuje na X nadchodzące wydarzenie Joachim Brudziński.

Brudzińskiego zapamiętałem z roku 2018 jako chama i prostaka, który w pisowsko-żydowskim duecie razem z Jonnym Danielsem, na tej samej platformie, ubliżał Polakom od antysemickich idiotów, ruskich trolli, imbecyli z biało-czerwonymi i bogoojczyźnianymi awatarami.  Za co? Cytując: Za utrwalanie stereotypu Polaków jako wrogów USA, UE, Izraela, demokracji… /link/

O naszym bezpieczeństwie..?

Za czasów PiS bezpieczeństwo militarne nie zwiększyło się, zdrowotne i energetyczne podupadło, nie wspominając o ponad 200 tys. ofiar lockdownu. No, ale o tym wedle wytycznych prezesa K. rozmawiać nie należy, pomijając milczeniem tragiczne i niewygodne fakty, przekierowując uwagę ciemnego ludu na „przyszłość”.

Partia Prawo i Sprawiedliwość jest jedyną partią na scenie politycznej, która jest partią wiarygodną. – mówi Brudziński w partyjnej reklamówce

Słuchając tych bredni przypomina mi się z czasów pierwszej komuny, taki oto obrazek. Na rozkładzie jazdy powieszonym na przystanku autobusowym jakiś zniecierpliwiony i wkurzony obywatel zbił szybkę i napisał długopisem następujące słowa:

Bzdura, s…y!!!

Łukasz Warzecha, który nie lubi PiS, zauważył:

Przejrzałem uważnie agendę konferencji programowej PiS 24-25 października. Jeśli ktoś uważa, że to będzie jakieś nowe otwarcie, to się grubo myli – i pokazuje to sam dobór dyskutantów. Na palcach jednej ręki można policzyć osoby spoza ścisłego pisowskiego rozdania, które zostały zaproszone do rozmów. Tomasz Wróblewski, Radosław Pyffel, Witold Modzelewski czy Artur Bartoszewicz.

90% uczestników to albo politycy PiS, w tym najbardziej zgrani i skompromitowani, albo ludzie po prostu wiszący pod PiS, jak Miłosz Lodowski, Piotr Gursztyn czy Dorota Kania. Tam, gdzie mowa będzie o tematach ryzykownych dla PiS, jak zielony ład, zadbano, aby nie było nikogo, kto mógłby postawić niewygodne pytania – sami swoi są. Tam, gdzie jest istotny spór o strategię – jak w przypadku polityki zagranicznej – nikogo spoza sprawdzonych i zaufanych. W panelu o zdrowiu – covidowy zamordysta Czesław Hoc. Nikogo z grona osób niepodzielających jego poglądów. A są składy paneli, które wyglądają wręcz groteskowo. Np. moderatorem panelu o “polskiej wolności” ma być… Joanna Lichocka. Osoba, która cenzurowała media w czasie covidu. Moderatorem panelu o dezinformacji będzie Stasio Żaryn. Ta konferencja nie jest po to, żeby wynikło z niej coś sensownego, a tym bardziej nowego. To gra pozorów. (…)”.

Prevost pilnie nadrabia martinianowskie „opóźnienie katolickie”… Biegiem ku Sodomie.

Prevost pilnie nadrabia martinianowskie „opóźnienie katolickie”…

Data: 23 ottobre Uczta Baltazara

babylonianempire/prevost-pilnie-nadrabia-martinianowskie-opoznienie-katolickie

Jest to kolejny bolesny i potworny spektakl, na który trzeba patrzeć: nowy papież wychwala ks. Lorenzo Milaniego. Implikacje tej decyzji są przerażające.

…………….

Lorenzo Milani urodził się 27 maja 1923 roku we Florencji jako syn Albano Milani Comparetti i Alice Weiss, Żydówki z Triestu. Jego matka pochodziła z rodziny czeskich Żydów, którzy przenieśli się do Triestu w poszukiwaniu pracy. W roku 1930, z powodu kryzysu gospodarczego, rodzina przeniosła się do Mediolanu. Ponieważ była to rodzina żydowska, postępujące w kolejnych latach nasilenie antysemityzmu i wzrost popularności nazizmu w Niemczech skłoniły rodziców do zawarcia ślubu kościelnego i ochrzczenia swoich dzieci. [7] [8]

Lorenzo Milani uczęszczał bez większych sukcesów do liceum Giovanni Berchet w Mediolanie, które ukończył w maju 1941 roku. Odmówił zapisania się na uniwersytet – czego pragnęli jego rodzice – i wyraził zamiar poświęcenia się malarstwu.[10]

Okoliczności jego nawrócenia pozostawały zawsze dość mętne i niejasne, również ze względu na powściągliwość samego Milaniego w tej kwestii. https://it.wikipedia.org/wiki/Lorenzo_Milani

…………….

11 października, przemawiając do pielgrzymów z toskańskich diecezji, Prevost bardzo przychylnie zacytował kontrowersyjnego księdza-nauczyciela z Barbiany: «Ks. Lorenzo Milani, prorok Kościoła toskańskiego, którego papież Franciszek określił jako „świadka i interpretatora transformacji społecznej i gospodarczej”, miał jako motto „I care”, czyli „to mnie obchodzi”, interesuje mnie, leży mi na sercu».

https://www.vatican.va/content/leo-xiv/en/speeches/2025/october/documents/20251011-pellegrini-toscana.html

Sprawa z ks. Milanim jako «prorokiem» (tym, który na swój sposób wyprzedza czasy) nie jest nowa: Leon, 12 czerwca, podczas spotkania z duchowieństwem diecezji rzymskiej, określił ks. Lorenzo Milaniego jako «proroka pokoju i sprawiedliwości».

https://www.vatican.va/content/leo-xiv/it/speeches/2025/june/documents/20250612-clero-romano.html

Kościół soborowy nie porzuca więc ks. Milaniego. O nie! Podwaja stawkę.

Dla nas to nie tylko jasny znak absolutnej, haniebnej ciągłości z papiestwem Bergoglio. Ogarnia nas myśl o mrocznych siłach – naprawdę mrocznych – które pragną ostatecznie zdobyć Stolicę Piotrową i spustoszyć całą ludzkość.

Ks. Milani, wielka ikona lewicy i «poprawnych» katolików, w ostatnich latach okazał się postacią bardzo dwuznaczną; w swoim liście, opublikowanym przez jego fanów, opowiadał o sodomizacji swoich uczniów-chłopców.

Cytujemy poniżej fragment z listu ks. Milaniego do Giorgio Pecoriniego zawartego w jego książce Don Milani! Chi era Costui? (wydanej przez Baldini & Castoldi w 1996 roku), znajdujący się na stronach 386–391.

«… Jak mogłem wytłumaczyć, że kocham moich parafian bardziej niż Kościół i Papieża? – I że jeśli jakieś niebezpieczeństwo grozi mojej duszy, to na pewno nie to, że kochałem za mało, ale raczej że kochałem za bardzo (to znaczy, że zabierałem ich także do łóżka!). I kto nie będzie prowadził szkoły w ten sposób, nigdy nie zbuduje prawdziwej szkoły i jest rzeczą bezużyteczną, by rozprawiał o szkole wyznaniowej czy niewyznaniowej i bezużyteczne jest, by martwił się o napełnianie swojej szkoły obrazkami świętymi i wzniosłymi mowami, bo ludzie nie wierzą temu, kto nie kocha, i jest bezużyteczne, by próbował oddalać od szkoły profesorów ateistów…

A któż jest w stanie kochać dzieciaki do szaleństwa – nie kończąc przy tym na wsadzeniu im go w dupę – jeśli nie nauczyciel, który wraz z nimi kocha również Boga, boi się piekła i pragnie nieba?».

Nie jest możliwe, aby tenże fragment nie został przeczytany w Watykanie.

Nie po tym, jak po fiasku próby beatyfikacji w 2019 roku ponownie pojawił się w całej swojej okropności. I nie tylko w kręgach tradycjonalistycznych, czy w inteligentnych publikacjach, takich jak Il Covile.

Sprawa wyłoniła się w mainstreamie, w wielkich gazetach i u wielkich wydawców.

5 czerwca 2017, włoska minister edukacji (lewaczka) Valeria Fedeli organizuje w Ministerstwie Edukacji «imprezę poświęconą ks. Milaniemu, w pięćdziesiątą rocznicę jego śmierci (…) „Mieć otwartą i inkluzywną szkołę było celem ks. Milaniego i jest obowiązkiem mojego ministerstwa»».

Co ciekawe, wspomina się tam Watykan: «Szkoła, jak przypomniał nam papież w przesłaniu wysłanym na dzisiejszą imprezę poświęconą ks. Milaniemu, w ramach Targów Wydawniczych, musi być zdolna do dawania odpowiedzi na potrzeby dziewcząt i chłopców» – mówi notatka ministerstwa.

https://www.mim.gov.it/-/don-milani-fedeli-il-5-giugno-al-miur-evento-dedicato-da-papa-francesco-invito-a-memoria-attiva-della-sua-lezione-

20 czerwca 2017, Bergoglio odbywa «pielgrzymkę» (sic! – tak, jak pielgrzymuje się do sanktuariów i innych świętych miejsc) do Barbiany gdzie znajduje się grób Milaniego.

https://www.vatican.va/content/francesco/it/speeches/2017/june/documents/papa-francesco_20170620_don-lorenzo-milani.html

W owych dniach (dziwna zbieżność), wychodzi nakładem wydawnictwa Rizzoli  książka Waltera Sitiego. Określający się jako homoseksualista – liczący się w pewnych znaczących kręgach – Siti – absolwent prestiżowego uniwersytetu w Pizie, profesor uniwersytecki, badacz Montalego, kurator dzieł (homoseksualisty) Pasoliniego, współpracownik gazet De Benedettiego (lewackich) Repubblica i Domani, kilka lat wcześniej otrzymał nagrodę Strega. Jest to głos trudny do zignorowania w kontekście wielkich mediów reżimowych.

Powieść, która dzisiaj z jakiegoś powodu sprzedaje się na Amazonie w wersji papierowej za 100 euro, nosi tytuł «Spalić wszystko». Opowiada historię ks. Leo – fikcyjnego księdza pedofila, i jego walk wewnętrznych. Jest to książka typu fiction, ale zaczyna się dedykacją, która daje dobry wgląd w rzeczywistość: „W zranionym i silnym cieniu ks. Lorenzo Milaniego”.

21 kwietnia na stronie dziennika La Repubblica, pojawia się coś, co można nazwać łatą gorszą niż dziura: najpierw określa się Milaniego jako «niepraktykującego Żyda – „nietrawiącego Chrystusa” (…); potem czytamy: jego nawrócenie nie było z pewnością przejściem z judaizmu na chrześcijaństwo, ale raczej przejściem od oportunistycznego chrztu przyjętego w celu uniknięcia ustaw rasowych (wprowadzonych we Włoszech okresie faszyzmu), do niewygodnego habitu, założonego po to, by dowartościować się. Następnie, dziennik relacjonuje, że Milani: „Od nastolatka był zafascynowany literaturą, poezją i malarstwem. Był artystą bohémien, który we Florencji lat trzydziestych nie ukrywał swojej homoseksualności.”.

(…) W obliczu tej ogromnej masy błota, Leon XIV, podobnie jak w przypadku błogosławienia bloku lodu i wali do przodu, jakby nic się nie stało: Niech żyje ks. Milani – mówi amerykański papież, wyraźnie sterowany przez jakiegoś lalkarza od hierarchii. Agenda neokościoła idzie naprzód. Ale dokąd?

W artykule sprzed już ośmiu lat pisaliśmy: «Okno Overtona, już otwarte na homoeresję, teraz wydaje się otwierać ręką Papieża na pederastię kościelną (…) Tak zwane martinianowskie „opóźnienie katolickie” skończyło się. Świeckie społeczeństwo może potrzebować lat, aby znormalizować pedofilię; Kościół natomiast może to zrobić w bardzo krótkim czasie. Wraz z modernistycznym puczem wszystko stało się jasne: rozpad nasila się wykładniczo, a szatański ferwor przeciwko Kościołowi jest znacznie potężniejszy niż ten skierowany przeciwko społeczeństwu obywatelskiemu. ».

…………………

Martinianowskie „opóźnienie katolickie” zacytowane powyżej odnosi się do stwierdzenia nieżyjącego już włoskiego, heretyckiego kardynała Carlo Maria Martini, który opisywał Kościół Katolicki jako opóźniony w stosunku do świata o 200 lat:

Martini wielokrotnie wyrażał stanowisko, które według wielu komentatorów było otwartością na uznanie związków homoseksualnych. [70][71][72] Stwierdził między innymi:

„Nie ma nic złego w tym, że dwie osoby homoseksualne mają stabilny związek, więc w tym sensie państwo mogłoby je nawet wspierać. Nie podzielam stanowiska tych osób w Kościele, które krytykują związki partnerskie[73][74]”. https://it.wikipedia.org/wiki/Carlo_Maria_Martini

………………..

Ono Overtona otwarte na pedofilię to tylko jeden z elementów planu, który jest już realizowany: potworne społeczeństwo, w którym tabu – w tym kazirodztwo – zostały ostatecznie zniesione przez jego perwersyjnych i polimorficznych niewolników; gdzie śmierć (poprzez eutanazję, aborcję, w pełni zalegalizowane morderstwo tout court) jest wartością pożądaną, a wraz z nią prawdziwym celem, jakim jest ofiara z ludzi.

INFO: https://www.renovatio21.com/ci-risiamo-il-papa-loda-don-milani-torna-lombra-della-pedofilia-sulla-chiesa-e-sul-futuro-del-mondo/

…………………..

Biskup Francesco Savino (wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch ds. południowych Włoch https://it.wikipedia.org/wiki/Francesco_Savino) podbija stawkę: „Osobom LGBT nie powinno się zabraniać kochania się również na poziomie intymnym i seksualnym”. I nalega: „Leone XIV nas zaskoczy. Powiedział mi, żebym poszedł i odprawił Mszę” (Mszę z okazji jubileuszu LGBT).

W niedawnym wywiadzie dla programu Diritto di Cronaca,  biskup postanowił wyjaśnić sprawę, powracając do kwestii Jubileuszu LGBT, w ramach którego odprawił Mszę za zgodą papieża Leona XIV. W długiej serii wypowiedzi, które wprawiają w osłupienie ze względu na zamieszanie, jakie wywołują, postanowił jednak jasno wyrazić swoje stanowisko w co najmniej dwóch kwestiach:

„Im (osobom LGBT) nie należy zabraniać kochania się, również na poziomie intymnym i seksualnym. Po co odmawiać im tego… ja nazywam to ich prawem”;

„Leon zaskoczy nas, ponieważ jest papieżem słuchającym, papieżem głębokiego dialogu. […]. I on powiedział: «Idź, odpraw Mszę, nie martw się, potem się dowiemy, poinformuj mnie o tej sytuacji».

Przypomnijmy, że przed owym „jubileuszem”, Leon XIV przyjął „jezuitę pro-LGBT” ojca Martina, który wyszedł z tego spotkania mocno podekscytowany: „Poruszyło mnie wysłuchanie tego samego przesłania na temat katolików LGBTQ, które było właściwe papieżowi Franciszkowi”.

INFO: https://www.radiospada.org/2025/10/mons-savino-rincara-la-dose-agli-lgbt-non-va-impedito-di-amare-anche-a-livello-intimo-e-sessuale-e-insiste-leone-xiv-ci-stupira-mi-ha-detto-vada-e-celebri-la-messa-al-giubileo-lgbt/