Owulacja, polucja i pchły

Owulacja, polucja i pchły

Stanisław Michalkiewicz „Magna Polonia” 11 września 2025 michalkiewicz

Za głębokiej komuny, w warszawskiej „Kulturze” pisywał felietonista używający pseudonimu „Hamilton”. Za tym pseudonimem ukrywał się Jan Zbigniew Słojewski, który czasami sobie różne rzeczy zmyślał. Na przykład opisywał, jak to na polu bitwy pod Verdun (w której rzekomo brał udział), podziwia słynną „La Trancheee de Baionettes”: z równo przystrzyżonej trawy wystają błyszczące ostrza francuskich bagnetów na karabinach należących do żołnierzy przysypanych ziemią wskutek nagłej nawały ogniowej niemieckiej artylerii. Myślałem, że ta transzeja bagnetów tak wygląda, dopóki nie pojechałem na pole bitwy pod Verdun i nie zobaczyłem, jak jest naprawdę. A naprawdę nie ma tam żadnej trawy, zwłaszcza „równo przystrzyżonej”. Zamiast tego, pod betonowym klocem w kształcie litery „L” widać zbryloną ziemię, z której rzeczywiście wystają zardzewiałe ostrza francuskich bagnetów – ale chaotycznie, nie w żadnych „równych szeregach”.

Otóż tenże Hamilton któregoś razu pisał, że ma ciotkę, która cierpi na osobliwe natręctwo: nie może pogłaskać kota, bo jak tylko weźmie go na kolana, to zaraz musi szukać mu pcheł. To akurat mogła być prawda, bo oglądając w rządowej telewizji rozmowę pani Doroty Wysockiej-Schnepf z panem doktorem Andrzejem Olechowskim, doszedłem do wniosku, ze pani redaktor musi chyba cierpieć na natręctwo podobne do tego u ciotki Hamiltona – z tą różnicą, że nie dotyczy ono ani kota, ani pcheł, tylko pana prezydenta Karola Nawrockiego.

Przez cały czas trwania rozmowy, pani Dorota nie tylko sama usiłowała znaleźć u pana prezydenta Nawrockiego jakieś ośmieszające go wpadki, ale najwyraźniej oczekiwała, że jej rozmówca do tych poszukiwań się przyłączy. Tymczasem pan dr Olechowski nie tylko nie chciał się przyłączyć i nawet wobec natarczywości pani Doroty sprawiał wrażenie lekko zniecierpliwionego, ale czy to z prawdomówności, czy może z przekory, wypowiedział na temat wizyty pana prezydenta Karola Nawrockiego w Białym Domu kilka pochlebnych opinii – co pani Dorocie sprawiło widoczny zawód Słowem – jak mawiał Franciszek Fiszer – cały pogrzeb na nic.

Podobna sytuacja wystąpiła w programie obywatelki Gozdyry Agnieszki w telewizji „Polsat”, która to stara się słynąć z obiektywizmu. Niekiedy nawet to się udaje – ale nie w przypadku obywatelki Gozdyry Agnieszki, która chyba za blisko dopuszcza do siebie propagandowego diabełka. Najwyraźniej ten diabełek z powodzeniem kusi obywatelkę Gozdyrę Agnieszkę, żeby – po pierwsze – nie rozmawiała z osobami, które wezwała przed swoje oblicze, tylko – żeby je przesłuchiwała. Pokusy diabełka sięgają zresztą dalej – bo kiedy na pytania obywatelki Gozdyry Agnieszki delikwenci udzielają odpowiedzi nieprawidłowych, obywatelka Gozdyra sztorcuje ich dotąd, dopóki się nie przyznają, chyba, że czas audycji telewizyjnej, która z niewiadomych powodów nazwana jest pretensjonalnie „debatą” – dobiegnie wcześniej końca.

Najgorsze są nieproszone rady, ale mimo to, w czynie społecznym, wielokrotnie doradzałem delikwentom, że skoro już uważają, iż muszą stawiać się u obywatelki Gozdyry Agnieszki na jej wezwania, żeby – gdy zada im ona pytanie – zwracali się do niej scenicznym szeptem z propozycją, żeby im na ucho powiedziała, jak brzmi poprawna odpowiedź – a oni ją potem głośno powtórzą do kamery. Myślę, że taki przebieg „debaty” byłby jeszcze bardziej interesujący, niż zwyczajne sztorcowanie, a poza tym zarówno obywatelka Gozdyra, jak i wezwani przed jej oblicze delikwenci, mogliby uniknąć kłopotliwych sytuacji.

Podobną propozycję złożyłem w swoim czasie pani Elizie Michalik, która obsztorcowała mnie z powodu nieprawidłowych odpowiedzi na pytania dotyczące aborcji, a jeszcze wcześniej, gdy zadzwonił do mnie asystent naszej resortowej „Stokrotki”, czyli pani red. Moniki Olejnik, z propozycją wzięcia udziału w programie, odpowiedziałem, że chętnie przyjdę – ale muszę dostać wezwanie na piśmie, z numerem sprawy i zaznaczeniem, czy będę przesłuchiwany w charakterze świadka, czy podejrzanego. „Porządek musi być!” – zakończyłem uzasadnianie swoich warunków – i na tym się moje kontakty z panią redaktor zakończyły. Najwyraźniej wolała uniknąć ostentacji i nadal udawać, że uprawia dziennikarstwo, a nie czynności śledcze.

Wracając do „debaty” pod nadzorem obywatelki Gozdyry Agnieszki, to wzięła ona w obroty Wielce Czcigodnego Andrzeja Kosztowniaka z PiS, któremu towarzyszyła pulchna Katarzyna Lubnauer, piastująca w vaginecie obywatela Tuska Donalda fuchę wiceministra – bodajże od „edukacji”. Obywatelka Gozdyra Agnieszka, realizując cel przesłuchania w postaci przyznania się delikwenta, zadała mu pytanie, czy wie, co to jest owulacja. Okazało się, że Wielce Czcigodny Andrzej Kosztowniak nie wiedział. Co gorsza – nie wiedział też, co to jest polucja! W ten oto sposób obywatelka Gozdyra Agnieszka sprytnie udowodniła w obliczu pulchnej Lubnauer Katarzyny, że te wszystkie krytyki forsowanego przez MEN przedmiotu w postaci „edukacji zdrowotnej” nie są warte funta kłaków.

Takie zoperowanie Wielce Czcigodnego Andrzeja Kosztowniaka przynosi oczywiście obywatelce Gozdyrze Agnieszce zaszczyt – ale nie da się ukryć, że mogła ona bardziej wziąć sobie do serca interesy telewidzów. Nic bowiem tak nie przekonuje, jak dobry przykład – więc gdyby tak obywatelka Gozdyra Agnieszka przed kamerami podkasała spódnicę, zdjęła dessous i pokazała, na czym polega owulacja, to były z tego większy pożytek, niż z pogrążenia Wielce Czcigodnego Andrzeja Kosztowniaka. A gdyby obywatelka Gozdyra Agnieszka dodatkowo poświęciła się i dla Polski i dla telewidzów i na oczach całego kraju w ramach owulacji zniosła jajeczko, to być może taki widok wywołałby u Wielce Czcigodnego Andrzeja Kosztowniaka polucję i w rezultacie na oczach telewidzów doszłoby do powstania nowego życia. „My nowe życie tworzymy przez jedną noc” – w pieśniach masowych przechwalali się w czasach stalinowskich członkowie ZMP – a tu postęp byłby jeszcze większy, niż wtedy. Właściwie tak powinno być, na dowód, że świat idzie z postępem, co z pewnością udelektowałoby pulchną panią Katarzynę Lubnauer. Co prawda Wielce Czcigodny Andrzej Kosztowniak przyznał się, że nie wie, co to jest polucja – ale taka wiedza wcale nie jest potrzebna do jej wywołania. Molierowski pan Jourdain też nie wiedział, że mówi prozą, a przecież mówił, aż miło!

Ta sytuacja pokazuje, jak wielkie możliwości otwierają się przed telewizją, jeśli jej funkcjonariusze porzucą przestarzałe, bezpieczniackie schematy, tylko zaczną stawiać na kreatywność. Nie ukrywam, że z obywatelką Gozdyrą Agnieszką wiążę wielkie nadzieje.

Stanisław Michalkiewicz

Kanada. Tragiczna prawda o polityce covidowej. I tam liczby mrożą krew.

Tragiczna prawda o polityce covidowej. Opublikowano raport. Liczby mrożą krew w żyłach

11.09.2025 https://nczas.info/2025/09/11/tragiczna-prawda-o-polityce-covidowej-opublikowano-raport-liczby-mroza-krew-w-zylach/

Koronawirus. Maska. Epidemia. Pandemia. Covid
Kobieta w masce. Zdjęcie ilustracyjne. / Foto: Pixabay

Nowy raport, opublikowany przez jedną z czołowych kanadyjskich organizacji zajmujących się wolnościami konstytucyjnymi, pokazuje tragiczne skutki polityki covidowej prowadzonej w imię „walki z koronawirusem”. Dokument wskazuje na wzrost liczby niewyjaśnionych zgonów oraz potencjalnie zawyżone statystyki dotyczące śmiertelności z powodu COVID-19.

Raport zatytułowany „Kanada po covidzie: Wzrost liczby niewyjaśnionych zgonów” („Post-COVID Canada: The Rise of Unexplained Deaths”) został opublikowany 3 września. Autorzy dokumentu, opierając się na oficjalnych danych Statistics Canada (rządowy urząd statystyczny, odpowiednik polskiego GUS), sugerują, że tysiące Kanadyjczyków mogło umrzeć nie bezpośrednio z powodu wirusa, ale w wyniku wprowadzonych restrykcji i nakazów szczepień.

Kluczowe ustalenia raportu covidowego

Dokument przedstawia trzy główne wnioski. Po pierwsze, zauważono znaczny wzrost tzw. „nieoczekiwanych” lub „nadmiarowych” zgonów w 2022 roku, czyli w okresie, gdy większość obywateli była już zaszczepiona co najmniej jedną dawką preparatu mRNA. W 2020 roku odnotowano 14 950 takich zgonów, w 2021 – 13 510, a w 2022 roku liczba ta wzrosła do 31 370.

„Kanadyjczycy umierali w alarmującym tempie w latach 2020–2024. Chociaż urzędnicy i politycy twierdzą, że przyczyną był COVID-19, dane pokazują, że statystyki zgonów z powodu COVID-19 były zawyżone, a tysiące Kanadyjczyków zmarło z powodu lockdownów, nakazów szczepień i ich skutków ubocznych” – czytamy w raporcie.

Po drugie, autorzy wskazują, że liczba zgonów wzrosła po wprowadzeniu szczepionek. Do końca 2021 roku ponad 80% Kanadyjczyków było „w pełni zaszczepionych”, jednak w 2022 roku liczba zgonów przypisanych COVID-19 osiągnęła rekordowy poziom 19 906, co stanowi 22% wzrost w porównaniu z rokiem 2020.

Trzecim niepokojącym wnioskiem jest sugestia, że nawet 10 000 zgonów wśród seniorów w latach 2020–2021 mogło zostać „błędnie zaklasyfikowanych jako zgony z powodu COVID”. JCCF zauważa, że w tym okresie odnotowano spadek liczby zgonów z powodu innych chorób, takich jak schorzenia układu oddechowego, demencja czy choroba Parkinsona.

„Dane są jasne: zgony, które w innym przypadku przypisano by tym chorobom, zostały przypisane COVID” – czytamy w raporcie.

„Ten raport pokazuje, że Kanadyjczycy zostali poważnie wprowadzeni w błąd w sprawie COVID oraz bezpieczeństwa i skuteczności rządowych lockdownów i nakazów szczepień. Rządy nie tylko nie zdołały ochronić życia, ale także przyczyniły się do tysięcy zgonów, których można było uniknąć, swoimi politykami naruszającymi wolność” – podsumował Benjamin Klassen, koordynator ds. badań i edukacji w Justice Centre for Constitutional Freedoms (Centrum Sprawiedliwości dla Wolności Konstytucyjnych) oraz główny autor raportu.

Źródło: lifesitenews.com / jccf.ca

Schnepfy różne. MEM-y V.

Powiem Ci że ten humor czarny jak noc listopadowa

——————————–

————————————-

——————————

————————

———————

—————————-

———————————-

————————

To są oczywiście pałace polityków

——————————-

liczył... 1700…

————————

[toż to jedynie wymiana argumentów !]

——————————–

Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

To, co trafia do sklepów, byłoby trudno wziąć do ust, gdyby nie stosowane na masową skalę barwniki, aromaty, wzmacniacze smaku, konserwanty

Czy to jeszcze żywność? Konsumencie, płać i choruj! (cz. 2)

Roman Motoła

pch24.pl/czy-to-jeszcze-zywnosc-konsumencie-plac-i-choruj

Powszechne w przemyśle spożywczym zastępowanie białka hydrokoloidami – w tym również szkodliwymi: karagenem i modyfikowaną soją – ma skutek nie tylko w postaci drastycznego spadku wartości odżywczej. To, co trafia do naszych sklepów, byłoby trudno w ogóle wziąć do ust, gdyby nie stosowane przez fabryki na masową skalę barwniki, aromaty, wzmacniacze smaku, konserwanty – wyjaśniała profesor Grażyna Cichosz podczas kwietniowego posiedzenia sejmowej Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Życia i Zdrowia Polaków. 

Naukowiec zajmuje się od pół wieku technologią żywności a od ponad dwóch dekad – jej bezpieczeństwem. Wyjaśniała parlamentarzystom i gościom posiedzenia, jak wygląda w Polsce troska o zdrowie i życie konsumentów w wydaniu powołanych do tego urzędów, a także producentów wysoko przetworzonych wyrobów.

Wesprzyj nas już teraz!

25 zł

50 zł

100 zł

Jak relacjonowała, około 20 procent białka obecnego w przemysłowym jedzeniu jest niepełnowartościowe: – To albo genetycznie modyfikowana soja, albo tak zwany MOM, czyli mięso oddzielone mechanicznie, albo jedno z drugim wymieszane, co się nawinie – wskazywała.

Dostępne w ofercie handlowej mięso kulinarne – to, które kupujemy na wagę, również zawiera hydrokoloidy, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tego traktował jako żywność przetworzoną, bo wygląda na naturalną, ale nie jest naturalna. Hydrokoloidy, barwniki, fosforany, błonnik – de facto jest to „dwuwodzian mięsa”. Dokładnie na kilogram mięsa serwuje się około 200 gramów tych wynalazków i 800 gramów wody – wyliczała.

Receptury fabrykowania takiej „paszy dla ludzi” są oczywiście utajnione. Profesor zdobywała przez lata składy produktów od studentów, którzy w ramach seminariów praktykowali w laboratoriach największych koncernów przetwórczych mięsa w Polsce.

– Czy my, pani profesor, nie jesteśmy przypadkiem na tropie genezy „choroby szalonych wyborców”, którzy na skutek niedostatków pełnowartościowego białka głosują za taką polityką, która to umożliwia? „Choroba szalonych wyborców”… – wtrącił się w tym miejscu do wykładu półżartem współorganizator posiedzenia, poseł Grzegorz Braun.

– Panie pośle, podzielam w pełni pańską opinię. W mojej książce są dowody na to, że jest to świadome działanie. Bo jeżeli w 2001 roku zespół naukowców z Wielkiej Brytanii stwierdza, że jodan jest szkodliwy, a kilka lat później wprowadza się do obiegu sól z jodanem, i jeszcze dodaje się żelazocyjanek, to jest świadome i celowe działanie. Jednak przebicie szklanego sufitu braku świadomości młodych ludzi jest praktycznie niewykonalne, bo „jeżeli ma certyfikat, to jest bezpieczne” – padła odpowiedź udzielona z perspektywy kilkudziesięcioletniej praktyki.

Dodatek soi radykalnie obniża wartość odżywczą jedzenia. Po pierwsze, dostarcza niepełnowartościowe białka. Po drugie: powoduje, że fundujemy organizmowi czynniki „antyżywieniowe”, hamujące wydzielanie enzymów trawiennych – przede wszystkim w trzustce.

Proszę zapamiętać: przyczyną raka trzustki wcale nie jest nadmiar słodyczy i alkoholu, tylko dityrozyna, która występuje w żywności przetworzonej. Białka sojowe są niestrawne, nawiasem mówiąc, po to są stosowane – ostrzegała profesor Cichosz.

Jak zauważyła, jeszcze 30 lat temu nie diagnozowało się praktycznie tak „popularnej” dzisiaj choroby Leśniowskiego-Crohna. Podobnie – wrzodziejącego zapalenia jelit, które dzisiaj występuje nawet u przedszkolaków. Immunoreaktywne globuliny: beta-konglicynina i beta-glicynina nie są trawione i nie są wchłaniane w jelicie cienkim. Białka te uszkadzają kosmki jelitowe. Oprócz nich w genetycznie zmodyfikowanej soli znajdziemy toksynę Bt i pozostałości stosowanego powszechnie w rolnictwie środka chwastobójczego Roundup.

W konsekwencji u konsumentów dochodzi do przewlekłych stanów zapalnych jelita i do jego rozszczelnienia. Zaburzony zostaje mikrobiom. Rozszczelnienie jelita powoduje wnikanie toksyn, antygenów białkowych do całego organizmu. – To, że mamy ponad 410 tysięcy dzieci z problemami psychicznymi, nie jest przypadkiem. Mało tego, w soi genetycznie modyfikowanej zawartość fitoestrogenów jest pięcio-, siedmiokrotnie większa niż w soli tradycyjnej – mówiła współautorka skonfiskowanego przez prokuraturę 15-tomowego opracowania pt. „Rolnictwo ekologiczne”.

Fitoestrogeny sojowe blokując receptory estrogenowe, już w życiu płodowym zaburzają współpracę komórek nerwowych i gruczołów wydzielniczych w regulowaniu kluczowych funkcji organizmu.

Zaburzają też rozwój narządów płciowych i zachowania seksualne, stanowiąc zagrożenie dla rozrodczości ludzi i zwierząt.

Gdyby wyeliminować z naszej diety genetycznie modyfikowaną soję i sól z dodatkiem jodanu oraz żelazocyjanku, w ciągu dwóch, trzech lat zachorowalność na nowotwory tarczycy, piersi, przewodu pokarmowego zmaleje co najmniej dwu- jeśli nie trzykrotnie – wskazywała profesor.

Soja GMO stosowana jest w przemysłowej żywności od około dwudziestu lat, gdzie tylko się da. Profesor Cichosz z myślą o studentach w 2019 roku usiłowała sporządzić listę dopuszczonych na rynek produktów z jej dodatkiem. Gdy doszła do liczby 360 artykułów, zrezygnowała z dalszych poszukiwań.

Jednym z najnowszych „wynalazków” branży spożywczej stosowanym w celu ponadnormatywnego pomnażania zysków, jest transglutaminaza. Enzym ten powoduje łączenie się białek pomiędzy sobą. Moczenie mięsa w roztworze wodnym z jego dodatkiem powoduje wzrost masy o 20 procent, kosztem trwałości i wartości odżywczej.

Transglutaminaza wykorzystywana jest do przetwarzania produktów ubocznych przemysłu spożywczego, z których powstają smaczne wędliny drobiowe, paluszki rybne, nuggetsy czy wyroby garmażeryjne. – Nie byłoby problemu, bo produkty odpadowe przemysłu mięsnego są jadalne. Problemem jest to, że wiązania, które powstają pod wpływem transglutaminazy, nie są trawione w przewodzie pokarmowym, który jeszcze nie nauczył się ich rozpoznawać. Czyli znajduje się tam białko, które jest oporne dla procesu trawienia, nierozpoznawalne przez układ odpornościowy. Jeżeli trafia do jelita grubego, znajdująca się tam mikroflora robi tam rewolucję – mówiła profesor.

Wysokowydajne technologie w hodowli zwierzęcej, w przetwórstwie mięsa to nic innego jak maksymalizacja zysków kosztem wartości odżywczej produktów – pół biedy, ale również kosztem naszego zdrowia. I tu się zaczyna problem – podkreśliła uczona.

Smażenie na olejach: prosta droga do raka

Jednym z powszechnych „kuchennych” zagrożeń dla naszego zdrowia jest zwyczaj smażenia na olejach roślinnych – ze względu na łatwość, z jaką podlegają one utlenianiu. – To jest prawie samobójstwo – oceniła dosadnie prof. Cichosz.

Oleje utleniają się w postępie geometrycznym. Kwas linolowy omega-6 utlenia się 10 razy szybciej niż kwas oleinowy z jednym wiązaniem nienasyconym – obecny w oleju rzepakowym i w oliwie z oliwek. A linolenowy omega-3 z trzema wiązaniami utlenia się aż 100 razy szybciej.

Proces ten dokonuje się już na etapie tłoczenia, a profesor tłumaczyła, na czym polega jego szkodliwość. Utlenione kwasy tłuszczowe działają jak wolne rodniki. Są bardzo reaktywne i powodują utlenianie białek, zwłaszcza aminokwasów siarkowych – tych najcenniejszych dla naszych szarych komórek.

Nadtlenki lipidowe rozkładają witaminy zarówno te rozpuszczalne w tłuszczu, jak i witaminy z grupy B. W konsekwencji naturalne witaminy obecne w żywności o działaniu przeciwutleniającym nie mogą być aktywne ani w produktach spożywczych, ani w naszym organizmie. Stąd smażone na olejach frytki, chipsy stanowią prostą drogę do nowotworów i zaburzeń psychicznych. Zawierają akroleinę i akrylamid, które blokują wytwarzanie energii w mitochondriach. Zaburzenia w funkcjonowaniu mitochondriów jest pierwszym krokiem i wspólnym mianownikiem wszystkich chorób nowotworowych oraz wszystkich chorób związanych z neurodegeneracją.

Siarczany, aspartam i inni zabójcy

Największą fikcję i hipokryzję stanowi zapalone obecnie zielone światło dla stosowania dodatków funkcjonalnych do żywności – uważa gość sejmowego posiedzenia. Aktualnie dopuszczonych na rynek przetwórczy pozostaje aż około 10 tysięcy takich „przypraw”. Formalnie rzecz biorąc, każda z nich, bez wyjątku, jest przebadana. Po eksperymentach przeprowadzonych na szczurach ustalono „bezpieczną” dawkę dopuszczalną dla ludzi. Jednak, jak podkreśla prof. Cichosz, nie wzięto pod uwagę kumulacji dodatków z różnych produktów żywnościowych, a także możliwych interakcji z lekarstwami.

Nie uwzględniona została też w ogóle biodostępność (przedostawanie się do układu krążenia) związków mineralnych, pierwiastków śladowych czy witamin. Na przykład: wszystkie napoje alkoholowe są „wzbogacane” siarczynami, co powoduje z miejsca zablokowanie obecnych w nich witamin z grupy B.

Piwo jest doskonałym źródłem witamin z grupy B, ale one nie są wchłaniane w obecności siarczynów, więc piwo trzeba robić sobie w domu, podobnie jak i wino. W przystosowaniu i zatwierdzaniu dodatków w ogóle nie uwzględnia się wartości odżywczej, biologicznej produktu. Co więcej, tematem tabu pozostaje wpływ dodatków na zdrowie dzieci i młodzieży, na zdrowie diabetyków, seniorów, alergików, na zdrowie chorób z nieswoistymi stanami zapalnymi jelita, na przykład z chorobą Leśniowskiego-Crohna, czy też w przypadku rekonwalescentów po chemio- oraz radioterapii, a nawet antybiotykoterapii – wskazywała uczona.

Większość stosowanych przemysłowo dodatków jest szkodliwa dla dzieci czy dla osób przyjmujących leki. Szczególne zagrożenie stanowią te substancje, które przenikają barierę krew – mózg. Chodzi o aspartam, glutaminian i syntetyczne barwniki spożywcze. Pierwsza z wymienionych tutaj substancji została, przykładowo już w 2015 roku wycofana we Francji ze względu na udowodnione jej rakotwórcze właściwości.

Naukowcy węgierscy wykazali, że aspartam aż trzykrotnie zwiększa ryzyko chłoniaka i białaczki. Te badania zostały totalnie zakwestionowane na branżowych konferencjach przez ludzi „z tytułami”. Powtórzono je więc we Włoszech, uzyskując… identyczne wyniki.

U nas, niestety aspartam znajduje się w 6 tysiącach różnych produktów. Nie znajdą państwo w aptece leków dla dziecka – syropu, tabletek od bólu gardła czy innych – bez aspartamu. Pretekstem była cukrzyca: żeby do lekarstwa nie dawać cukru, bo przybywa diabetyków, serwuje się aspartam. Przerobiłam to na własnej skórze. W siedmiu aptekach nie znalazłam leków bez aspartamu, więc moje wnuki musiały się zadowolić syropem z cebuli. Wyzdrowiały – mówiła profesor.

Aspartam wykazuje działanie neurotoksyczne. Powoduje zmiany ultrastrukturalne w nerwach, uszkodzenia osłonki mielinowej. Zwiększa to ryzyko neuropatii, co się przekłada na zwiększone ryzyko chorób nerki wątroby, czyli osłabione zdolności detoksykacyjne organizmu. Uwalniane z aspartamu wszystkie bez wyjątku metabolity są tak samo toksyczne jak on.

Szczególną szkodliwość dla układu nerwowego wykazuje metanol. Z jednego litra napoju sugar-free (czyli z aspartamem) uwalnia się go 60 miligramów. Zdrowa, dorosła osoba bez uszczerbku na zdrowiu jest w stanie zmetabolizować zaledwie 7 mg tej substancji. Zgodnie z obecnym prawem żywnościowym producenci nie muszą jednak podawać w opisach produktów, że zawierają one aspartam.

Sądzę, że wszechobecna głupawka, która dotyczy, jak sądzę, 50 procent społeczeństwa – albo więcej – bierze się przede wszystkim z dodatków żywnościowych przełamujących barierę krew – mózg – podkreśliła ćwierć-żartem profesor Grażyna Cichosz.

Roman Motoła

https://pch24.pl/czy-to-jeszcze-zywnosc-konsumencie-plac-i-choruj/embed/#?secret=kUCd5edrTl#?secret=HgDIxLRRXg

Czy to jeszcze żywność? Konsumencie, płać i choruj!

Czy to jeszcze żywność? Konsumencie, płać i choruj!

Roman Motoła https://pch24.pl/czy-to-jeszcze-zywnosc-konsumencie-plac-i-choruj/

Profesor doktor habilitowany inżynier Grażyna Cichosz w dziedzinie technologii żywności ma 52 lata doświadczenia, bezpieczeństwem żywności zajmuje się od 23 lat. – Czyli jest trochę wiedzy – powiedziała półżartem podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Życia i Zdrowia Polaków. Słowa, które padły tuż potem, zabrzmiały już jednak wyłącznie poważnie. – Informuję wszystkich z pełną odpowiedzialnością, że bezpieczeństwo zdrowotne żywności zapisane w prawie żywnościowym czy w zaleceniach żywieniowych, jest totalną iluzją.

W opinii ekspert, zarówno teoretycznie mająca obowiązywać w rolnictwie zasada przezorności (głosi ona: jeżeli coś może być szkodliwe, to nie jest wdrażane), jak i reguła ostrożności rzekomo obligująca producentów żywności, nie są przestrzegane. – To są puste zapisy, nic nieznaczące – podkreśliła profesor.

Dekady doświadczeń, w tym również dostęp do danych, których branża spożywcza strzeże jak oka w głowie, doprowadziły prof. Cichosz do przekonania, że „wolna amerykanka” w tak drażliwej i istotnej sferze jak dopuszczanie produktów żywnościowych na rynek, jest efektem działania z premedytacją oraz celowych zaniechań.

„Skracamy etykiety”

O podejściu „decydentów” do kwestii zdrowego jedzenia świadczy to, jak Unia Europejska pracowała nad sposobami znakowania produktów według wartości odżywczej. Trwało to 3 lata, jednak pierwsza wersja systemu w ogóle nie uwzględniała… białka, które przecież tej wartości jest najważniejszym wyznacznikiem. Nie brała pod uwagę aminokwasów egzogennych, czyli substancji, bez których nasze organizmy nie mogą się obejść, lecz same ich nie produkują.

Interweniowało polskie Ministerstwo Zdrowia. W efekcie na opakowaniach mają być umieszczane zapisy o zawartości białka, lecz – jak wskazuje prof. Cichosz – w praktyce to niewiele znacząca informacja. Brakuje bowiem wymogu podawania, czy chodzi o pełnowartościowe białko zwierzęce, czy też niepełnowartościowe, a przy tym ciężkostrawne białko roślinne; czy zjemy umieszczane w wielu produktach utlenione, glikowane, nitrozowane aminokwasy; czy znajdują się tam niestrawne, wręcz toksyczne białka sojowe – wszechobecne w produktach oferowanych przez sklepy w Polsce…

Na opakowaniach nie znajdziemy informacji, czy jesteśmy narażeni na rakotwórcze syntetyczne antyoksydanty stosowane w żywności dla zapobiegania utleniania tłuszczów roślinnych.

Powód tych programowych niedopowiedzeń jest znamienny. Znana z programów telewizyjnych o zdrowym żywieniu pani redaktor prowadziła kiedyś w duecie z pewną profesor dietetyk akcję pod hasłem „skracamy etykiety”. Lobbyści wykorzystali wówczas medialną koniunkturę dla „wynegocjowania” nowego prawa, zgodnie z którym składniki obecne w produktach w ilości poniżej 2 procent… nie muszą być wymieniane na opakowaniach.

Z obowiązkowych oznaczeń zniknęło więc wiele dodatków, na które ostrożni konsumenci nauczyli się już reagować „alergicznie” – czyli słynnych „E”. Wiąże się z tym sugerowanie (nie wprost), że owe „przyprawy” pochodzą z naturalnych źródeł. Jednak sposoby ich ekstrahowania otoczone są tajemnicą.

Technologie dla zysku, nie dla zdrowia

Jak podkreślała w Sejmie profesor Cichosz, generalnie rzecz biorąc, realna jakość żywności jest uzależniona od jej stabilności oksydacyjnej, czyli zawartości białka, które działa anty-utleniająco. Najkorzystniejsze dla naszych organizmów pod tym względem są aminokwasy siarkowe.

Wartość tego, co jemy, zależy też od obecności witamin, zwłaszcza rozpuszczalnych w tłuszczach. – Tymczasem w naszej żywności, dzięki wdrożeniu wysokowydajnych technologii w produkcji zwierzęcej, żywienie tradycyjne zielonką pastwiskową, sianem, sianokiszonkami, zastąpiono paszą przemysłową na bazie kukurydzy, soi i pszenicy. Dzięki tym technologiom zawartość naturalnych antyoksydantów w mięsie i w mleku zmalała 3 – 4-krotnie. Natomiast zawartość tych najcenniejszych, działających prozdrowotnie – między innymi antynowotworowo – składników takich jak sprzężony kwas linolowy CLA, zmalała kilkunastokrotnie.

Na super-zbilansowanej diecie monitorowanej komputerowo krowy żyją 4 lata, a na trawce dożywają 20 lat – wyliczała prof. Cichosz.

– Z powodu wysokowydajnych technologii w produkcji zwierzęcej potencjał prozdrowotny mięsa i mleka został całkowicie zaprzepaszczony – alarmowała dietetyk.

Aby żywność zachowała swoją wartość, musi zawierać antyoksydanty, gdyż to poprzez utlenianie – podobnie jak poprzez łączenie białek z cukrami – giną walory odżywcze.

Z kolei podatność pokarmów na utlenianie zależy od tych składników, które z paszy przechodzą do mleka, przechodzą do mięsa. Korzystnie działają: witamina C, E, A, beta-karoten, enzymy antyoksydacyjne, skoniugowany kwas linolowy, fosfolipidy.

Z kolei na oksydację podatne są nienasycone kwasy tłuszczowe. Utleniają one kolejno wszystkie obecne w żywności składniki, przede wszystkim aminokwasy siarkowe.

Aminokwasy siarkowe decydują o homeostazie, o równowadze pro- i antyoksydacyjnej w naszym organizmie. Muszą jednak być niezdenaturowane, nieutlenione. Podobnie działa elchistydyna, zawierający elchistydynę dipeptyd karnozyna, a także cynk, selen… Te składniki są obecne w zasadzie tylko w żywności pochodzenia zwierzęcego – tłumaczyła prof. Cichosz.

Jak przemysłowa hodowla wpływa na mięso

W pochodzącym z przemysłowych hodowli świeżym mięsie wołowym znaleźć można zawartość pochodnych niestrawnych – niebiodostępnych (niewchłanianych bądź prawie niewchłanianych przez organizm), skarbonylowanych – jest 24 razy większa niż w mięsie owczym pozyskanym od zwierząt żywionych tradycyjnie – podała ekspert. To dzisiaj efekt przeważający, bowiem aktualnie zaledwie 9 procent światowej produkcji wołowiny oraz około 30 procent globalnej wytwórczości mięsa, owiec i kóz pochodzi z wypasu prowadzonego głównie na obszarach górskich. Przemysłowa hodowla zwierząt przyczynia się do tego, że mleko, mięso oraz przetwory mięsne są bardziej podatne na utlenianie.

Mięso wołowe zaczyna psuć się po 4-5 dniach. Ponieważ jego utlenianiu nie da się zapobiec, po tym okresie drastycznie spada jego wartość odżywcza. Producenci przemysłowi próbują to obejść, jednak bezskutecznie. Próżniowo pakowana wołowina po 16 dniach podwaja zawartość nieprzyswajalnych pochodnych. Nie pomaga również modyfikowana atmosfera przechowywania w mieszankach tlenu z azotem bądź dwutlenkiem węgla. W tych warunkach stężenie nieprzyswajalnych pochodnych wzrasta do 30 procent już po upływie 5 – 10 dni.

Czy nieuchronna utrata wartości spożywczej w ciągu niespełna tygodnia wpływa na obowiązujące przepisy dotyczące produktów żywnościowych? – Proszę nie pospadać z krzeseł – mówiła do słuchaczy wystąpienia podczas obrad sejmowej komisji profesor Cichosz.

 Otóż według wytycznych Europejskiego Urzędu do Spraw Bezpieczeństwa Żywności z 2017 roku mięso świeże pakowane próżniowo bądź w zmodyfikowanej atmosferze mogło być przechowywane  w temperaturze 3 – 8 stopni przez 10 dni.

W 2020 roku ten maksymalny okres przechowywania zwiększono do 13 dni. W 2023 roku – ze względu na lobbing sieci handlowych wydłużono do niebotycznych rozmiarów. Dla wołowiny wynosi on aż 23 dni, dla jagnięciny – 27 dni, dla mięsa wieprzowego – 18 dni. Pretekstem dla tych kroków było to, że bakteria, z której powstaje jad kiełbasiany, rozwija się w dłuższym czasie.

Dopuszczenie aż tak długich okresów przechowywania mięsa dopuszczono pod warunkiem przejęcia przez producentów a siebie odpowiedzialności za bezpieczeństwo produktu.

Przypomnijmy: już po kilku dniach przechowywania mięso traci korzystne enzymy o działaniu antyoksydacyjnym – zarówno przeciwutleniacze naturalne pochodzące z samego produktu, jak i te, które do mleka bądź mięsa trafiają z pasz.

Zarówno podczas obróbki termicznej tego rodzaju żywności, jak i w trakcie jej przechowywania przez co najmniej kilka dni, możliwy jest rozpad cząsteczki hemu. Uwolnione z niej żelazo intensyfikuje te procesy, gdyż działa prooksydacyjnie.

Z kolei dla zapobieżenia utracie koloru mięso nastrzykiwane jest specjalną solanką, w składzie której znajduje się m.in. soja genetycznie modyfikowana (do 4%), fosforany, cukier, różne związki zapobiegające rozwojowi mikroflory w mięsie i wydłużające trwałość towaru. – Wszystkie te związki działają szkodliwie na nasz mikrobiom. Jeżeli bowiem uśmiercona jest mikroflora w żywności, to czemu nie ma być uśmiercona w naszym przewodzie pokarmowym? – pytała retorycznie prof. Cichosz.

Rodzi się pytanie, czy traktowane w ten sposób mięso zawiera jeszcze po 3 tygodniach przetwarzalne przez nasze organizmy, nieutlenione, nieglikowane aminokwasy? Badania przeprowadzone w Hiszpanii udowodniły, że nie ma już w nim nieutlenionych aminokwasów siarkowych. Te zaś są najważniejsze dla homeostazy pro- i antyoksydacyjnej, głównie dla mózgu. – Więc ta głupawka, którą ja obserwuję na drogach, to jest efekt żywności. To nie są jakieś charakteropatie, to nie są choroby natury psychicznej, tylko to jest zatruty, niedotleniony mózg – oceniła prelegentka.

Wołowina po 23 dniach – a więc dozwolonym okresie przechowywania –  nie zawiera już także żadnych witamin, a „bez witamin z grupy B również nasze komórki nie dają rady” – podkreśliła.

Bez białka ani rusz

Przemysłowi producenci żywności nie trują nas bezinteresownie. Z uwagi na to, że najdroższym składnikiem jedzenia są białka, wynaleźli sposoby zastępowania tychże.

Ponieważ białka są żywnością – i co gorsza, sprzyjają zdrowiu – mówiła z gorzką ironią profesor Cichosz – powszechnie zastępuje się je hydrokoloidami. Są to najczęściej wielocukry roślinne albo białka – na przykład sojowe – które wiążą wodę. Formalnie rzecz biorąc, większość hydrokoloidów jest dla zdrowia obojętna. Tu wyjątkiem jest karagen, który po hydrolizie w przewodzie pokarmowym działa prozapalnie i może generować nowotwory. Wyjątkiem jest również genetycznie modyfikowana soja – wyjaśniała ekspert.

Skutkiem stosowania hydrokoloidów – samych w sobie niespecjalnie szkodliwych – jest jednak znaczny spadek zawartości białka w produktach, które tradycyjnie uznawane są za wysokobiałkowe.

W mięsie, przetworach mięsnych, także rybach zawartość białka może być z tego powodu nawet o połowę mniejsza. Po przeprowadzonych w 2018 roku badaniach diety Polaków okazało się, że z białka pochodziło tylko 13 procent naszej energii. Przy jego niedoborach zaś w pierwszej kolejności są narażone na szwank nasz mózg i układ odpornościowy. – Jednocześnie produkty wysokobiałkowe są coraz trudniej dostępne.

Póki co to są jaja, sery dojrzewające – bo ich się nie da zafałszować, a także kupowane na wagę tradycyjne twarogi – wskazała profesor Cichosz.

Roman Motoła

Drony i dranie. MEM-y I

{oczywiście kłamie Gawkowski]

=====================================

===================================================================

=================================

[pamiętam.. Teraz kłamią bardziej profesjonalnie]

„Profanacja Drzwi Świętych i drwina z Boga”. Bp Schneider o „pielgrzymce LGBTQ+” do Watykanu

„Profanacja Drzwi Świętych i drwina z Boga”. Bp Schneider ostro o „pielgrzymce LGBTQ+” do Watykanu

https://pch24.pl/profanacja-drzwi-swietych-i-drwina-z-boga-bp-schneider-ostro-o-pielgrzymce-lgbtq-do-watykanu

(Fot: PCh24.TV)

– Dopuszczając takie publiczne Msze dla organizacji LGBTQ+ w Rzymie i umożliwiając im przejście przez Drzwi Święte Bazyliki św. Piotra, władze Stolicy Apostolskiej ukazały przed całym światem uderzającą sprzeczność między oficjalnym nauczaniem Kościoła a jego praktyką. W ten sposób najwyżsi przedstawiciele Kościoła faktycznie odrzucili doktrynę, którą są zobowiązani strzec – powiedział bp Athanasius Schneider o tzw. „pielgrzymce LGBTQ+” do Watykanu. Hierarcha nazwał to bluźniercze wydarzenie „ohydą spustoszenia w miejscu świętym”.

W rozmowie z Diane Montagna biskup Athanasius Schneider odniósł się do bluźnierczej „pielgrzymki” osób homoseksualnych do Watykanu, która miała miejsce w dniach 6-7 września 2025 r. Jak powiedział w wywiadzie, jego pierwszą reakcją na to wydarzenie był „niemy krzyk grozy, oburzenia i smutku”. – Wszyscy prawdziwi wierzący w Kościele – zarówno świeccy, jak i duchowni – którzy nadal uznają ważność przykazań Bożych i traktują Boga poważnie, powinni odczuć tę prowokację jako bezczelny policzek – powiedział biskup pomocniczy Astany. Hierarcha nazwał to wydarzenie „ohydą spustoszenia stojącą w miejscu świętym”.

Jak zauważył bp Schneider, Jubileusz Roku Świętego jest szczególną okazją do nawróceniapokuty. Taki też jest sens pielgrzymowania i przechodzenia przez Drzwi Święte: uzyskanie odpustu zupełnego za swoje grzechy. Jednak „pielgrzymka LGBTQ+” nie była aktem skruchy ani pokuty, lecz manifestacją grzesznego stylu życia. Biskup zaznaczył iż była to „profanacja Drzwi Świętych i szyderstwo z Boga”.

Deklarowanym celem organizacji LGBTQ+, które zgromadziły swoich zwolenników i aktywistów na tę jubileuszową pielgrzymkę, było to, aby Kościół uznał i zalegalizował tzw. prawa gejów, w tym akty homoseksualne i inne formy pozamałżeńskiego współżycia seksualnego – powiedział rozmówca Diane Montagny. – Nie było żadnych oznak pokuty i wyrzeczenia się obiektywnie ciężkich grzechów homoseksualnych oraz stylu życia homoseksualnego ze strony organizatorów i uczestników tej pielgrzymki. Przejście przez Drzwi Święte i udział w Jubileuszu bez pokuty, przy jednoczesnym promowaniu ideologii, która otwarcie odrzuca szóste przykazanie Boże, stanowi rodzaj profanacji Drzwi Świętych i szyderstwo z Boga oraz z daru odpustu – wyjaśnił biskup.

Zanim „pielgrzymi” przeszli jednak przez Drzwi Święte, uczestniczyli we Mszy św. w jezuickim kościele Il Gesù w Rzymie, podczas której każdy mógł przyjąć Komunię św. I to było kolejnym skandalem, że ludzie żyjący w jawnych grzesznych związkach byli dopuszczeni do Komunii św.

Jak przypomina bp Schneider, nie wolno przyjmować Chrystusa w stanie grzechu ciężkiego, o czym pisał już św. Paweł (1 Kor 11,29-30) i o czym Kościół nieprzerwanie naucza. Dlatego też zezwolenie władz kościelnych to wydarzenie i na całą „pielgrzymkę” jawnie przeczy nauczaniu Kościoła i wprowadza zamęt w umysłach katolików.

– Dopuszczając takie publiczne Msze dla organizacji LGBTQ+ w Rzymie i umożliwiając im przejście przez Drzwi Święte Bazyliki św. Piotra, władze Stolicy Apostolskiej ukazały przed całym światem uderzającą sprzeczność między oficjalnym nauczaniem Kościoła a jego praktyką. W ten sposób najwyżsi przedstawiciele Kościoła faktycznie odrzucili doktrynę, którą są zobowiązani strzec – zauważył bp Schneider.

Hierarcha przypomniał również, że za takie rozmywanie nauki Kościoła duchowni odpowiedzą przed Bogiem. – Kapłani, którzy utwierdzają ich w aktywności homoseksualnej lub stylu życia homoseksualnego, są zbrodniarzami duchowymi, mordercami dusz, i Bóg zażąda od nich surowego rachunku, zgodnie ze swym słowem: „Synu człowieczy, ustanowiłem cię stróżem domu Izraela. Ilekroć usłyszysz słowo z moich ust, ostrzeżesz ich w moim imieniu. Gdy powiem do grzesznika: Grzeszniku, na pewno umrzesz! – a ty nic nie mówisz, by ostrzec grzesznika przed jego drogą, ten grzesznik umrze z powodu swej winy, ale jego krwi będę żądał od ciebie” (Ez 33,7-8) – powiedział biskup pomocniczy Astany.

Jak zaznaczył bp Schneider, mimo iż znacznie większym grzechem był kult pogańskiej bogini Pachamamy w Bazylice św. Piotra, który miał miejsce kilka lat temu, to oba te wydarzenia – tamto i obecne – wymagają zadośćuczynienia i pokuty.

Hierarcha podkreślił, że Ojciec Święty powinien teraz publicznie potępić wydarzenie z 6 września i podkreślić, że Kościół potępia akty homoseksualne i inne formy niemoralności seksualnej; powienien także przyznać, że zezwolenie na wejście „pielgrzymki LGBTQ+” do Bazyliki św. Piotra było błędem i poprosić wiernych o przebaczenie. Wreszcie, konieczne jest publiczne zadośćuczynienie Panu Bogu za tę wyrządzoną zniewagę; mogło by się to odbyć np. poprzez adorację Najświętszego Sakramentu, Litanię do Najświętszego Serca Jezusa i Akt poświęcenia Najświętszemu Sercu.

Źródło: dianemontagna.substack.com AF

Kto buńczucznie eskaluje napięcie, ten staje się wspólnikiem podżegaczy. Grzegorz Braun.

Grzegorz Braun @GrzegorzBraun_

Kto pochopnie ulega ewidentnej prowokacji, sam staje się prowokatorem-podwykonawcą. Kto buńczucznie eskaluje napięcie, ten staje się wspólnikiem podżegaczy. Kto dziś ochoczo bije w tam-tamy wojenne, ten realizuje cudzy scenariusz – w którego zakończeniu Polska już nie występuje.

Nierozliczalny Izrael [i służalcza Polska ]

Nierozliczalny Izrael [i służalcza Polska ]

10 września 2025  Paul Craig Roberts

Unaccountable Israel |

Unaccountable Israel |

Nierozliczalne państwo Izrael wciąż rozpoczyna akty wojny wobec krajów, które nie są z nim w stanie konfliktu. Najnowszym przykładem był izraelski atak na budynek mieszkalny w Katarze. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Kataru oskarżyło Izrael o „terroryzm państwowy”.

Budynek mieszkalny to miejsce, w którym żyją ludzie. Przestępcza akcja Izraela spowodowała śmierć sześciu obywateli Kataru, ale nie doprowadziła do eliminacji przywódców Hamasu, którzy rzekomo byli celem ataku.

Ambasador Izraela w Waszyngtonie, Yechiel Leiter, określił wrogów Izraela mianem „wrogów cywilizacji zachodniej”, chociaż Hamas nie przeprowadził żadnych ataków na tę cywilizację. Leiter zbył krytyków Izraela słowami: „przyzwyczają się, zawsze tak robią”. Aby uspokoić nastroje, sięgnął po kartę amerykańskiego sojuszu: „Izrael nigdy nie miał lepszego przyjaciela w Białym Domu, a Waszyngton i Izrael są zjednoczeni w dążeniu do zniszczenia Hamasu.”

Leiter podsumował: „Jeśli nie dorwaliśmy ich tym razem, dorwiemy następnym.”

Katar dołączył do Iranu, Syrii, Libanu, Jemenu oraz Stanów Zjednoczonych – jeśli wierzyć tym, którzy utrzymują, że Izrael był zamieszany w zamach na prezydenta Johna F. Kennedy’ego – jako państw będących ofiarami samozwańczej agresji Izraela. Mimo to Izrael pozostaje chroniony przez USA, Wielką Brytanię, Unię Europejską, większość tego, co pozostało z arabskiego świata, a nawet przez Putina. Tymczasem Rosja jest demonizowana za to, że broni Rosjan na obszarach rosyjskich Ukrainy przed masakrą dokonywaną przez neonazistów. Dlaczego więc ukraińscy neonaziści – finansowani i wspierani przez Waszyngton i Izrael – uniknęli demonizacji, jaka dotyka Hamas? Hamas walczy o własny kraj – Palestynę, zniszczoną przez Izrael uzbrojony w amerykańskie pieniądze, broń i dyplomatyczne wsparcie.

Obecnie Izrael i syjonistyczni neokonserwatyści, którzy wdarli się do amerykańskiej polityki zagranicznej, wywierają presję na prezydenta Trumpa – „największego przyjaciela Izraela” – aby użył broni jądrowej przeciwko Iranowi, państwu, które nie wyrządziło Stanom Zjednoczonym żadnej krzywdy, a mimo to objęte jest sankcjami i groźbami narzuconymi przez Izrael. „Potężne amerykańskie supermocarstwo” nie jest w stanie nawet kontrolować własnej polityki zagranicznej. Butny, grożący Trump nie odważa się jednak grozić Izraelowi.

Przygotujmy się więc na kolejną wojnę Izraela – militarny atak Waszyngtonu na Iran. Rosja i Chiny, pozostawiając Iran bez ochrony, same sprowadziły taki scenariusz.

Porównajmy jeszcze traktowanie Rosji i Izraela przez Zachód. Polska zwróciła się do NATO o uruchomienie „Artykułu Czwartego” przeciwko Rosji za rzekome naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej. W rzeczywistości nie doszło do żadnego ataku na Polskę. Co więcej, rzekome wtargnięcia dronów pochodziły z Białorusi, a nie z Rosji, a Białoruś ostrzegła Polskę z wyprzedzeniem, że niektóre drony „zgubiły kurs w wyniku działania systemów walki elektronicznej stron konfliktu”. „To pozwoliło stronie polskiej natychmiast zareagować, poderwawszy swoje siły dyżurne” – wyjaśnił generał Paweł Murawiejko, szef sztabu generalnego Białorusi.

A więc Polska chce uruchomienia Artykułu Czwartego przeciwko Rosji z powodu zdarzenia, które faktycznie się nie wydarzyło. T

Tymczasem za „antysemityzm” uchodzi krytyka ludobójstwa dokonanego przez Izrael na Palestynie – zarówno na jej narodzie, jak i na samym państwie – oraz izraelskich ataków wojskowych i zamachów w innych krajach. Wyraźnie widać, że przyszłość wolności nie leży w tak skorumpowanym świecie Zachodu.

Upadek Przemysłu Holokaustowego

Upadek Przemysłu Holokaustowego

Death of the Holocaust Industry

Death of the Holocaust Industry.
Chris Hedges.
The genocide in Gaza has exposed the weaponization of the Holocaust as a vehicle not to prevent genocide, but to…

Ludobójstwo w Gazie obnażyło instrumentalne wykorzystywanie Holokaustu — nie jako narzędzia zapobiegania ludobójstwu, lecz jego utrwalania; nie do badania przeszłości, lecz do manipulowania teraźniejszością.

Chris Hedges 10 września

Prawie wszyscy badacze Holokaustu, którzy uznają każdą krytykę Izraela za zdradę pamięci o Holokauście, odmówili potępienia ludobójstwa w Gazie. Żadna z instytucji zajmujących się badaniem i upamiętnianiem Holokaustu nie wskazała oczywistych historycznych analogii ani nie potępiła masowej rzezi Palestyńczyków.

Badacze Holokaustu, z nielicznymi wyjątkami, ujawnili swoje prawdziwe cele — nie chodzi o badanie ciemnych stron ludzkiej natury, naszego niepokojącego potencjału do popełniania zła, lecz o sakralizację Żydów jako wiecznych ofiar i uwalnianie etnonacjonalistycznego państwa Izrael od odpowiedzialności za zbrodnie kolonializmu osadniczego, apartheidu i ludobójstwa.

Przejęcie Holokaustu, odmowa obrony palestyńskich ofiar tylko dlatego, że są Palestyńczykami, zniszczyły moralny autorytet badań nad Holokaustem i instytucji pamięci. Zostały one obnażone jako narzędzia nie do zapobiegania ludobójstwu, lecz jego utrwalania; nie do badania przeszłości, lecz manipulowania teraźniejszością.

Każda, choćby letnia próba przyznania, że Holokaust nie może być wyłączną własnością Izraela i jego syjonistycznych zwolenników, zostaje natychmiast stłumiona. Muzeum Holokaustu w Los Angeles usunęło wpis na Instagramie głoszący: „NIGDY WIĘCEJ” NIE MOŻE OZNACZAĆ TYLKO NIGDY WIĘCEJ DLA ŻYDÓW — po fali krytyki. W rękach syjonistów „nigdy więcej” oznacza bowiem dokładnie to: nigdy więcej tylko dla Żydów.

Aimé Césaire w Rozważaniach o kolonializmie pisał, że Hitler wydawał się szczególnie okrutny tylko dlatego, iż kierował „upokorzeniem białego człowieka”, stosując wobec Europy „procedury kolonialne, które dotąd były zarezerwowane wyłącznie dla Arabów w Algierii, kulisów w Indiach i Murzynów w Afryce”.

To właśnie zniekształcenie Holokaustu jako zjawiska wyjątkowego niepokoiło Primo Leviego, więźnia Auschwitz w latach 1944–1945 i autora Czy to jest człowiek. Był on ostrym krytykiem państwa apartheidu, jakim stał się Izrael, i jego traktowania Palestyńczyków. Uważał Shoah za „niewyczerpane źródło zła”, które „utrwala się jako nienawiść w ocalałych, przejawiając się na tysiąc sposobów, wbrew woli wszystkich — jako pragnienie zemsty, upadek moralny, zaprzeczenie, znużenie, rezygnacja”.

Potępiał „manicheizm”, tych, którzy „unikają niuansu i złożoności” i „sprowadzają rzekę ludzkich wydarzeń do konfliktów, a konflikty do dualizmu: my i oni”. Ostrzegał, że „sieć relacji międzyludzkich w obozach koncentracyjnych nie była prosta: nie można jej było zredukować do dwóch bloków — ofiar i prześladowców”. Wróg, jak wiedział, „był na zewnątrz, ale także wewnątrz”.

Levi pisał o Mordechaju Chaimie Rumkowskim, żydowskim kolaborancie, który rządził gettem łódzkim. Rumkowski, znany jako „Król Chaim”, przekształcił getto w obóz pracy przymusowej, który wzbogacał nazistów i jego samego. Deportował przeciwników do obozów śmierci, gwałcił i molestował kobiety oraz dziewczęta, domagał się bezwzględnego posłuszeństwa i uosabiał zło swoich oprawców. Dla Leviego był przykładem tego, czym wielu z nas mogłoby się stać w podobnych warunkach.

„Wszyscy jesteśmy odbici w Rumkowskim, jego dwuznaczność jest nasza, to nasza druga natura, hybrydy ulepione z gliny i ducha” — pisał Levi w Pogrążonych i ocalonych. „Jego gorączka jest naszą gorączką, gorączką naszej zachodniej cywilizacji, która ‘zstępuje do piekieł z trąbami i bębnami’, a jej nędzne ozdoby są zniekształconym obrazem naszych symboli prestiżu społecznego.”

„Tak jak Rumkowski, my także jesteśmy tak oślepieni władzą i prestiżem, że zapominamy o naszej kruchej naturze” — dodawał. „Chcąc nie chcąc, dochodzimy do układów z władzą, zapominając, że wszyscy jesteśmy w getcie, że getto ma mury, że na zewnątrz panują panowie śmierci i że tuż obok czeka pociąg.”

Te gorzkie lekcje Holokaustu, ostrzegające, że granica między ofiarą a katem jest niezwykle cienka, że wszyscy możemy stać się chętnymi oprawcami, że nie ma nic z natury moralnego w byciu Żydem czy ocalałym z Zagłady — to właśnie starają się wymazać syjoniści. Dlatego Levi był w Izraelu persona non grata.

Studia nad Holokaustem, które rozwinęły się w latach 70. i znalazły swój symbol w deifikacji ocalałego i gorliwego syjonisty Elie Wiesela — krytyk literacki Alfred Kazin nazwał go „Jezusem Holokaustu” — utraciły dziś wszelkie roszczenia do uniwersalnej prawdy. Badacze Holokaustu wykorzystują wzorcowe zło, jak zauważa Norman Finkelstein, „nie jako moralny kompas, lecz jako pałkę ideologiczną”. Mantra „Nie porównujcie” jest, jak pisze Finkelstein, „mantrą szantażystów moralnych”.

Syjoniści odnajdują w Holokauście i w państwie żydowskim poczucie celu i moralnej wyższości. Po wojnie 1967 roku, gdy Izrael zajął Gazę i Zachodni Brzeg, stał się — jak zauważył z aprobatą Nathan Glazer — „religię amerykańskich Żydów”.

Studia nad Holokaustem opierają się na błędnym założeniu, że wyjątkowe cierpienie daje wyjątkowe przywileje. To zawsze było sednem tego, co Finkelstein nazywa „Przemysłem Holokaustu”.

„Cierpienie Żydów ukazywane jest jako niewysłowione, nieprzekazywalne, a jednocześnie stale nagłaśniane” — pisze historyk Charles Maier w Nieopanowanej przeszłości. „Jest ono intensywnie prywatne, nie do rozwodnienia, a zarazem publiczne, tak by społeczeństwo gojów potwierdzało zbrodnie. To osobliwe cierpienie musi być czczone w miejscach publicznych: muzeach, ogrodach pamięci, miejscach deportacji — nie jako żydowskie, lecz obywatelskie. Ale jaka jest rola muzeum w kraju takim jak USA, dalekim od miejsca Zagłady? … Pod jakimi warunkami prywatny smutek może służyć jako publiczna żałoba? A jeśli ludobójstwo jest publiczną żałobą, czy nie musimy uznać także praw innych cierpień? Czy Ormianie i Kambodżanie nie mają prawa do publicznie finansowanych muzeów? A czy potrzebujemy pomników adwentystów dnia siódmego i homoseksualistów prześladowanych przez III Rzeszę?”

Każda zbrodnia Izraela popełniana w imię „prawa do istnienia” znajduje usprawiedliwienie w tej wyjątkowości. Świat staje się czarno-biały, bez końca walka z nazizmem, który przybiera kształt każdego kolejnego celu Izraela. Podważyć ten szał krwi oznacza zostać antysemitą, wspólnikiem kolejnego ludobójstwa Żydów.

To uproszczenie służy nie tylko Izraelowi, lecz także mocarstwom kolonialnym, które same dopuściły się ludobójstw i które chcą je ukryć. Co z wyniszczeniem rdzennych Amerykanów przez osadników europejskich, Ormian przez Turków, ofiar głodu bengalskiego wywołanego przez Brytyjczyków, czy głodu na Ukrainie spowodowanego przez Sowietów? Co z bombami atomowymi zrzuconymi na Hiroszimę i Nagasaki? Czy „Manifest Destiny” różni się czymkolwiek od nazistowskiej koncepcji Lebensraum? To także były holokausty, napędzane tym samym odczłowieczeniem i żądzą krwi.

Sakralizacja nazistowskiego Holokaustu stworzyła dziwaczny układ: uzbrajanie i finansowanie Izraela, blokowanie rezolucji ONZ potępiających jego zbrodnie, demonizowanie Palestyńczyków i ich zwolenników — to dowód odkupienia win i wsparcia dla Żydów. W zamian Izrael rozgrzesza Zachód z obojętności wobec losu Żydów podczas Zagłady, a Niemcy — ze sprawstwa.

Niemcy wykorzystują ten nieświęty sojusz, aby oddzielić nazizm od reszty własnej historii — w tym od ludobójstwa dokonanego przez niemieckich kolonistów na ludach Nama i Herero w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej, dzisiejszej Namibii.

„[T]aka magia” — pisze izraelski historyk i badacz ludobójstw Raz Segal — „legitymizuje rasizm wobec Palestyńczyków dokładnie w momencie, gdy Izrael dokonuje na nich ludobójstwa. Idea wyjątkowości Holokaustu odtwarza, zamiast podważać, nacjonalizm wykluczający i kolonializm osadniczy, które doprowadziły do Holokaustu.”

Segal, dyrektor programu studiów nad Holokaustem i ludobójstwami na Stockton University w New Jersey, opublikował 13 października 2023 r. — sześć dni po wtargnięciu bojowników Hamasu i innych Palestyńczyków do Izraela — artykuł zatytułowany „Podręcznikowy przypadek ludobójstwa”. Było to potępienie wyjątkowo samotne, zwłaszcza że pochodziło od izraelskiego badacza Holokaustu, którego rodzina zginęła w Zagładzie.

Segal dostrzegł w natychmiastowym żądaniu rządu Izraela, by Palestyńczycy ewakuowali północ Gazy, oraz w odczłowieczającym języku izraelskich urzędników — minister obrony mówił, że Izrael „walczy z ludzkimi zwierzętami” — jednoznaczny odór ludobójstwa.

„Cała idea prewencji i ‘nigdy więcej’ polega na tym — jak uczymy naszych studentów — że istnieją czerwone flagi, a gdy je zauważymy, mamy działać, aby powstrzymać proces mogący eskalować do ludobójstwa, nawet jeśli jeszcze nie osiągnął takiego stadium” — powiedział Segal w wywiadzie.

„Studia nad Holokaustem jako dziedzina mogą być martwe — i niekoniecznie jest to złe” — dodał. „Jeśli bowiem od początku były one splecione z ideologią globalnej pamięci o Holokauście, to może dobrze, że przestaną istnieć. Może otworzy to drogę do jeszcze ciekawszych i ważniejszych badań nad Holokaustem jako historią, prawdziwą historią.”

Segal zapłacił za swoją odwagę i szczerość. Oferta objęcia kierownictwa nad Centrum Studiów nad Holokaustem i Ludobójstwami na Uniwersytecie Minnesoty — które nie wydało żadnego potępienia ludobójstwa — została cofnięta.

Prawie dwa lata po rozpoczęciu ludobójstwa Międzynarodowe Stowarzyszenie Badaczy Ludobójstwa w końcu wydało oświadczenie, że działania Izraela spełniają definicję prawną zawartą w Konwencji ONZ w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa.

Jednak zdecydowana większość badaczy Holokaustu pozostaje niema, bez końca potępiając okrucieństwa Hamasu, a ignorując te popełniane przez Izrael. Milczeli, gdy RPA argumentowała przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości, że Izrael dokonuje ludobójstwa. Milczeli, gdy Amnesty International w grudniu 2024 r. opublikowała raport oskarżający Izrael o ludobójstwo.

Ilu palestyńskich studentów aplikuje na studia magisterskie z zakresu badań nad Holokaustem i ludobójstwami na całym świecie? Zwykle żaden. Ilu palestyńskich naukowców identyfikuje się jako badacze w tej dziedzinie? Ich także można policzyć na palcach jednej ręki” — pisze Segal we współautorskim artykule w Journal of Genocide Research.

Ludobójstwo jest wpisane w DNA imperializmu Zachodu. Palestyna ujawniła to w całej ostrości. Jest ono kolejnym etapem tego, co antropolog Arjun Appadurai określa jako „ogromną światową korektę maltuzjańską”, której celem jest przygotowanie świata dla zwycięzców globalizacji, „pozbawionego kłopotliwego hałasu jej przegranych”.

Finansowanie i uzbrajanie Izraela przez Stany Zjednoczone i kraje europejskie, podczas gdy dokonuje on ludobójstwa, doprowadziły do upadku powojennego międzynarodowego porządku prawnego. Nie ma on już żadnej wiarygodności. Zachód nie może dziś nikogo pouczać o demokracji, prawach człowieka czy rzekomych cnotach cywilizacji zachodniej.

„W tym samym czasie, gdy Gaza wywołuje zawrót głowy, poczucie chaosu i pustki, staje się dla niezliczonych bezsilnych ludzi podstawowym warunkiem świadomości politycznej i etycznej XXI wieku — tak jak I wojna światowa była nią dla pokolenia na Zachodzie” — pisze Pankaj Mishra w książce Świat po Gazie.

Możliwość sprzedawania fikcji, że nazistowski Holokaust jest wyjątkowy, a Żydzi szczególnie uprawnieni, dobiegła końca. Ludobójstwo w Gazie zapowiada nowy porządek światowy, w którym Europa i Stany Zjednoczone, wraz ze swoim pełnomocnikiem Izraelem, stają się pariasami. Gaza unaoczniła mroczną prawdę: barbarzyństwo i cywilizacja zachodnia są nierozdzielne

Chiński biskup Placidus Pei umiera w wieku 91 lat po dożywotnych prześladowaniach władz i obojętności Watykanu

[Módl się za nami, święty Biskupie! MD]

Chiński biskup Placidus Pei umiera w wieku 91 lat po dożywotniej kontroli państwa

Biskup Placidus Pei Ronggui, podziemny biskup Luoyang, zmarł w sobotę w Chinach w wieku 91 lat.

Pierwotnie był mnichem trapistą z Hebei, ale święcenia kapłańskie przyjął dopiero w 1981 roku, w wieku 48 lat – długo po rewolucji kulturalnej.

Aby uniknąć wykrycia, często odprawiał swoje podziemne msze o 2 w nocy.

W 1989 roku Pei przeżył brutalny nalot na swój tymczasowy namiot kościelny w Wielkanoc. Nalot był tak brutalny, że spowodował śmierć dwóch osób i zranił ponad 300 osób. Aresztowano trzydzieści dwie osoby. Ojciec Pei uniknął schwytania i kontynuował swoją tajną misję przez wiele miesięcy. Został aresztowany we wrześniu i więziony do marca 1993 roku.

Po zwolnieniu był wielokrotnie zatrzymywany i stale inwigilowany przez państwo.

W 2003 roku, za zgodą Stolicy Apostolskiej, biskup Peter Li Hongye wyświęcił go na swojego koadiutora w podziemnej diecezji Luoyang w sąsiedniej prowincji Henan.

Nawet w podeszłym wieku i przy słabym zdrowiu, lokalne władze umieściły ludzi-szpiegów w jego wiosce, aby go monitorowali.

W 2016 r. powiedział agencji Reuters, że “nie może istnieć niezależny Kościół [państwowy], ponieważ jest to sprzeczne z zasadami Kościoła katolickiego”, dodając, że chiński rząd musiałby się zmienić lub “papież nie może się z nimi zgodzić”.

Po jego śmierci źródła w podziemnej społeczności katolickiej rozmawiały z AsiaNews o prałacie: “Powiedział nam kiedyś: ‘W Chinach podążanie właściwą ścieżką poprzez wiarę w Boga i utrzymywanie czystej wiary nieuchronnie prowadzi do prześladowań. Ale nawet jeśli trochę cierpimy, aby dawać świadectwo o Bogu, wszystko to jest nadal błogosławieństwem od Niego”.

Co zastaną na Księżycu kitajcy, japońcy, może Hindusi?

Co zastaną na Księżycu kitajcy, japońcy, może Hindusi?

Mirosław Dakowski

[ dlaczego tylko Hindusi z dużej litery? Bo to nazwa własna, a pozostałe to przezwiska]

Wygląda na to, że obecnie różne państwa starają się wyjść poza Ziemię.

A przed pół wiekiem były tylko dwa: Sowiety i Ameryka. Chyba naprawdę sobie wtedy wrogie. A może to tylko powierzchniowo?

Oba chciały „w Kosmos “, choć w rzeczywistości to była i jest cieniutka warstewka tuż przy powierzchni Ziemi. Bo cóż to – te 300 czy 400 km? Nawet Księżyc to odległość 364 400 do 406 700 km.

Ale już prezydent Kennedy mówił o realnych planach lotów człowieka na Marsa w bliskich latach”.

I nagle – z obu stron – coś zablokowało. Co to było? Byliśmy ciekawi i jesteśmy. Bo to nie tylko ogrom wydatków. Czy kłopoty wewnętrzne państw? Zamurowało i już! Na pewno nie było to jakieś ultimatum kosmitów, bo prawdopodobieństwo powstania życia w sposób ewolucyjny [więc przez przypadkową ewolucję chemikaliów] jest mniejsze niż… [nie da się opisać, napisać tak małych liczb!]. Więc jest to prawdopodobieństwo zerowe. A stworzenie przez Stwórcę innych istot z duszą też chyba zerowe. Ale to kwestia teologiczna, więc tutaj pomijam.

Przeszkodą nie było chyba „nagłe”zdanie sobie sprawy z niebezpieczeństwa promieniowania kosmicznego. Wokół Ziemi krążyły już wtedy załogi miesiącami. I – chyba – nie mieli chorób popromiennych?A loty na Księżyc trwały jedynie ok. tygodnia.

Zablokowano na przeszło pół wieku „podbój kosmosu”.

Powstały więc naturalnie różne wątpliwości, tak poważnych uczonych [ jak i głównie!] amatorów, fantastów, łowców sensacji, pojebów wreszcie. Są najróżniejsze filmy eksponujące fakty przeczące prawdziwości lądowania Amerykanów na Księżycu, szczególnie Apollo 11.

Inni sceptycy podważają nawet możliwość techniczną lotów na księżyc, energetyczną i informatyczną.

Brałem udział, w latach chyba późnych siedemdziesiątych, w międzynarodowej, światowej spontanicznej inicjatywie młodych uczonych „Lunatic Asylum”. Prowadzono badania własności skał księżycowych przywiezionych przez późne misje Apollo. Ja szukałem śladów długożyciowych pierwiastków superciężkich, przewidzianych już wtedy przez teorię [prof. Adam Sobiczewski]. Nie znalazłem.

Ale byli tam również świetni, krytyczni młodzi geologowie, także spece od meteorytyki, o umysłach jak brzytwa. Ci byli pewni, że to nie są skały ziemskie ani z meteorytów, które by przyleciały na przykład z Marsa czy Księżyca.

Są możliwości sprawdzenia, czy gdzieś na Księżycu stoi sobie łazik księżycowy i czeka na kitajca.

Bo pierwszy lądowanie na Księżycu,pierwszy krok Armstronga [wyuczony na pamięć slogan: „To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”] , to mogło być nagrane w studiu Kubricka z Odysei 2001.

Czemu jednak ani w sprawie tych wątpliwości, ani fałszywego lotu Gagarina nie podniesiono międzynarodowego rabanu? Tego nie rozumiem.

A jestem bardzo ciekaw.

Obecnie – cóż, niedługo chyba na przykład chiniarze polecą na Księżyc. Czekamy więc na jakiegoś kitajca lub tp., który wyląduje tam, gdzie według Amerykanów lądowały pierwsze wyprawy, a także tam, gdzie zostały przecież lądowniki, ślady stóp, z późniejszych rovery i tak dalej. Te pojazdy księżycowe zostawiły przecież, jeśli istniały naprawdę, swoje ślady. Ale byłyby jaja, gdyby nic tam nie znaleźli!

Co zrobiliby w takiej sytuacji Amerykanie? Pewnie zwaliliby aferę, blamaż na nieboszczyków. No bo to już przecież ponad pół wieku temu.. Oszuści pomarli.

Поживём – увидим.

Ludzie !!! WOJNA !!! Szable w dłoń !!!

Ludzie !!! WOJNA !!! Szable w dłoń !!!

Autor: piko , 10 września 2025

A teraz poważniej – banda łobuzów z EU na zawołanie globalistów chce uwikłać w konflikt na Ukrainie “koalicję chętnych” do której niestety należy Polska. Co prawda deklarowała, że nie wyśle wojska, ale jak widać prowokatorzy robią wszystko co mogą by jednak zaangażować nas aktywnie.

Nie słucham merdiów jedynie sporadycznie radia Wnet. Od dawna uważam, że powinno zmienić nazwę na Głos Ukrainy lub Radio Bandera. I dziś dostali cieczki z powodów dronów. Jacyś funkcjonariusze pieją jaka to straszna prowokacja Rosji i co to my nie zrobimy.

A należy odpowiedzieć na proste pytanie: Na huk Rosji jest akcja prowokująca “koalicję oszołomów” do zaangażowania się militarnego na Ukrainie?

To właśnie Ukrainie jest potrzebne uwikłanie się państw NATO w konflikt.

Na konferencji wystąpił prezydent Nawrocki. W jego wystąpieniu ani razu nie padło “rosyjski dron” tylko dron. Dobre i to.

W Przewodowie już mieliśmy ruskie rakiety, które okazały się być ukraińskimi. Teraz jest podobnie. Ten zrobił kto skorzystał lub skorzysta.

….. banderowców ukraińskich i polskich w osobach Kowala, Siemoniaka, Mychayła Dworczuka i pozostałych tuskoidów i pisowców sprzeniewierzających się polskiej Racji Stanu.

====================================

mail:

Rosyjskie drony nad Polską. Wojsko odpowiada ogniem

Klauzurowe zakonnice, choroby, D3, koszty leków

Klauzurowe zakonnice, choroby, D3, koszty leków.

Mirosław Dakowski

Doświadczony i odważny lekarz opowiadał mi kiedyś:

Został lekarzem paru zakonów żeńskich. Zastał tam dużo najróżniejszych chorób, gruźlicy, częste zapalenia płuc, raki, ciężkie choroby układu trawiennego i tak dalej. Pracowicie to leczył. Okazało się, że miały ogromny niedobór witaminy D – na poziomie kilku jednostek, a oficjalna norma medyczna to 50 do 70.

Gdy zorientował się, że matka przełożona jest rozsądną, mądrą kobietą, zaproponował jej i im, dodatkowo do swojego leczenia, spore zmiany zwyczajów. Zamiast siedzieć w celach czy tylko klęczeć w kaplicy lub w kościele, w murach, w cieniu, zaproponował:

Obowiązkowa praca w warzywniku, ale nie w habicie i szkaplerzu [szkaplerz to fartuch do pracy dla zakonników, zasłania habit z przodu i z tyłu], lecz w koszulce bez rękawów i w krótkich spodenkach [ po parę godzin dziennie] praca jak zwykle zresztą u zakonnic. Koniecznie zaś, gdy świeci słońce. Przeorysza się zgodziła, doktor wygłosił pogadankę do zakonnic o roli słońca dla zdrowia. Kazał też grać w siatkówkę w tym stroju. Nie wie, czy przyjęły i tę rewolucję.

W zimie dostawały spore dawki D3.

Po paru miesiącach tak powaga jak ilość chorób zmalały kilkakrotnie. Zakonnice na początku niechętne zmianom, później się przekonały i uwierzyły.

Przed paru laty, kwękając poszedłem do lekarza w przychodni. Podniósł głowę z nad krzyżówki, i zapytał co może mi przepisać. Poprosiłem o witaminę D. Zgodził się „no, może 800 “. A w tym czasie już rozsądni lekarze radzili 4000 do 10 000.

Po usłyszeniu historii zakonnic zacząłem tak brać, ale z oporami. Oficjalna medycyna rekomendowała dwa do czterech tys, najwyżej !! .

A u mnie najważniejsza przyczyna oporu: Ceny!!

Dopiero niedawno, po stanowczych naciskach urologa i gastrologa, na ich polecenie zacząłem brać 40 000 dziennie. Ale… To nie tylko oni mnie przekonali.

Znalazłem bowiem w drogerii „dr max” D3 w kapsułkach – słoiczek 60 sztuk za 2,16 zł!! Czyli jedna kapsułka zawierająca 4000 jednostek wypada za 4 gr. Czyli kilkadziesiąt razy taniej niż w aptekach. [Activlab Pharma Witamina D3 Forte 4000 IU 60 kapsułek]

Doktorzy potwierdzili, że to nie oszukańcze pastylki. Więc i moim czytelnikom podaję:

Jak długo to potrwa, nim ci “drodzy farmaceuci” tej inicjatywy nie zniszczą? Radze kupić 10 czy 20 słoiczków. I spokojnie używać. A na słońce wychodzić często, rozebranym „do rosołu”, nie jak ta idiotka z reklamy:

Przed laty opublikowałem artykuł o stosunku cen leków do kosztów. Dla aspiryny było to ponad dwa tysiące razy. Ten kwas produkowano w Polsce, w wagonach do Szwajcarii, tam BAYER robił pastylki i eksportował do Polski – już masz przyczynę.

Wiec różnym cenom D3 się nie dziwcie. Tylko korzystajmy.

13. dnia każdego miesiąca. Wałbrzych – Msza święta i czuwanie Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę w ramach Nowenny przed uroczystością Matki Bożej Bolesnej, Patronki Wałbrzycha

11.09.25 Wałbrzych – Msza święta i czuwanie Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę w ramach Nowenny przed uroczystością Matki Bożej Bolesnej, Patronki Wałbrzycha

10/09/2025 przez antyk2013

13. dnia każdego miesiąca

Niech będzie pochwalony nasz Zbawiciel Jezus Chrystus i Jego Niepokalana Matka, Współ-Odkupicielka, która przez niewypowiedziane boleści w swym Sercu pokonała oskarżyciela braci naszych, władcę tego świata!

Comiesięczne czuwanie Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę dnia 13. w Wałbrzychu we wrześniu tradycyjnie wpisuje się w ramy Nowenny przed uroczystością Matki Bożej Bolesnej, Patronki Wałbrzycha, modlitewnej sztafety, do której zaproszone są wszystkie parafie należące do 3 wałbrzyskich dekanatów oraz do kanoników Wałbrzyskiej Kapituły Kolegiackiej (https://aniolowstrozow.walbrzych.pl/wp-content/uploads/2025/08/Nowenna-07-15-wrzesnia-2025-2.jpg).

Odbywa się ono w Jej wałbrzyskim sanktuarium w od godz. 15 do 18-tej, ale uczestnicy Krucjaty prowadzą czuwanie już od godz.14, a niezależnie od programu Nowenny, w wałbrzyskiej kolegiacie Św. Aniołów Stróżów będzie tradycyjnie sprawowana comiesięczna Msza św. za Ojczyznę o godz. 18.

Jeśli wszystkie wyznaczone parafie i wspólnoty modlitewne mają swój czas czuwania modląc się raczej osobno (raczej, bo każdy, kto chce, może się do ich modlitwy przyłączyć), to aż się prosi, aby na koniec wszyscy mogli pomodlić się razem i poczuć się wielką wspólnotą. Taką okazją będzie dzień odpustu Matki Bożej Bolesnej, kiedy sztafeta modlitewnego czuwania wraz z cudowną figurą wałbrzyskiej Piety przenosi się do przestronnej kolegiaty. Odmówimy tam różaniec św. (część bolesną) za naszą Ojczyznę, aby była wierna Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, oraz Jasnogórskim Ślubom Narodu, a następnie różaniec do 7 boleści Matki Bożej za nasze miasto, aby było prawdziwie miastem Matki Bożej, otaczanej czcią i miłością wszystkich jego mieszkańców. To wspólnotowe błaganie, które poprzedzi sumę odpustową pod przewodnictwem JE Biskupa Świdnickiego Marka Mendyka, rozpocznie się o godz. 16:55.

Wszystkich gorąco zachęcam do włączenia się w cały ten modlitewny szturm o tryumf Niepokalanego Serca przeszytego mieczem boleści!

Sursum corda!

MP

Ty… – Rządowe Centrum Bezpieczeństwa… – nie strasz, nie strasz, bo… DORSZ w akcji.

Ty – Rządowe Centrum Bezpieczeństwa – nie strasz, nie strasz, bo…

MD

Fałszywa flaga – od „rządu”. „Rosyjskie drony nad Polską”

Zachowaj spokój” – apeluje Rządowe Centrum Bezpieczeństwa.

Dostałem od nich „alert” na mój stareńki telefon. Ale uprzejmie przyjął.

Bo podobno gdzieś spadły drony, może więc i u nas ??

Poszedłem do ogródka – drona nie ma..

Co za czort? Miał być.

Zaszedłem nawet za krzaki bzu, gęste. I tam Putina nie ma…

=======================

Tfu !!

Zamiast po cichu sprawdzić, skąd nagle te pudełka przylatują.

Ale to by wkurwiło lewego prezydenta Ukrainy – Zełenskiego… A tego [—] należy zawsze popieścić, zadowolić.

Do czegoś nas te gnoje rządzące przygotowują, kondycjonują…

==============================

Pół godziny później:

„jest to akt agresji, który stworzył realne zagrożenie dla
bezpieczeństwa naszych obywateli”. Na rozkaz Dowódcy Operacyjnego RSZ
natychmiast uruchomiono procedury obronne.

================================

Przyleciały z Ukrainy. Czy atakujemy Kijów, czy Charków?

======================================

Rosja atakuje Polskę irańskimi dronami, to akt wojny – napisał na platformie X republikański kongresmen Joe Wilson.

Skąd ten skurwiel to wie? Czemu tutejsi takie brednie powielają?

===============================

Między innymi amerykańska stacja Sky News podaje informacje, których źródłem mają być siły zbrojne Ukrainy, o naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony. Jest komunikat Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych.

==========================

Uśśśśś … Aj waj …………..

=============================================

================================

po godzinie:

…Zestrzeliły holenderskie F-35, przebywające z misją NATO na terenie naszego kraju. Polska wciąż nie posiada systemu ochrony przeciwdronowej, a wykorzystywanie myśliwców do neutralizacji takich obiektów może nas wszystkich słono kosztować.

==============================

..w nocy Białoruś wymieniała się danymi z Polską i Litwą, “tym samym
informując je, że do obu krajów zbliżają się nieznane aparaty latające”.

===========================

Odwracają porządek stworzenia; czyli cywilizacja, w której życie ludzi jest mniej warte niż życie gryzoni, gadów i ptaków

Animalizm panuje w każdym zmierzchu cywilizacji.

https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/739797-odwrocony-porzadek-stworzenia

Odwrócony porządek stworzenia, czyli cywilizacja, w której życie ludzi jest mniej warte niż życie gryzoni, gadów i ptaków

Brytyjski lekarz i bioetyk dr Calum Miller zamieścił niedawno na Platformie X (dawny Twitter) następujący wpis: „W Wielkiej Brytanii prawo zabrania nieludzkiego zabijania płodów kręgowych w trzecim trymestrze ciąży. Jedynym gatunkiem kręgowców, który nie jest objęty tym prawem, są płody ludzkie. Traktujemy nienarodzone dzieci dosłownie gorzej niż szczury”.

Callum Miller nie przesadził: w Wielkiej Brytanii obowiązują przepisy, które mówią o ochronie zwierząt kręgowych w stadium płodowym, larwalnym i embrionalnym. Ustawa z roku 1986 roku stanowi wprost, że każdy kręgowiec w zaawansowanym stadium ciąży (ssak, ptak lub gad po przekroczeniu okresu dwóch trzecich ciąży) musi być uznany za „zwierzę chronione”. Jedynym kręgowcem pozbawionym w całym okresie prenatalnym jakiejkolwiek prawnej ochrony ze strony państwa, jest człowiek.

Niedawno, bo w czerwcu tego roku brytyjska Izba Gmin przegłosowała prawo znoszące karalność za aborcję do dziewiątego miesiąca ciąży włącznie.

Opowiedziało się za tym 379 posłów, a tylko 137 było przeciw. Oznacza to, że jeśli zabijesz nienarodzonego szczura w 15. dniu ciąży – grozi ci odpowiedzialność karna, ponieważ jest to przestępstwo. Jeżeli natomiast zabijesz dziecko w dziewiątym miesiącu ciąży, nawet kilka minut przed urodzeniem – jesteś bezkarny. Życie gryzoni w prenatalnej fazie rozwoju jest więc cenniejsze od życia ludzi.

Kult zwierząt, ofiary z ludzi

W 1908 roku Gilbert Keith Chesterton w eseju pt. „Biorąc wszystko pod uwagę” (All Things Considered) pisał:

Wszędzie tam, gdzie pojawia się kult zwierząt, pojawia się też ofiara z ludzi. Za ideą, że powinniśmy traktować zwierzęta jak ludzi, kryje się rzeczywista idea, że należy traktować ludzi jak zwierzęta.

Każdy, kto zna twórczość Chestertona, wie, że angielski pisarz był miłośnikiem zwierząt, jednak zarazem był przeciwnikiem podnoszenia ich do rangi ludzkiej lub nawet boskiej, ponieważ stanowi to „odwrócenie porządku stworzenia”, które zaczyna się od szczytnych haseł, a kończy na dehumanizacji człowieka.

Miłość do zwierząt, nienawiść do ludzi

Podobną intuicję zawarł wybitny pisarz austriacki żydowskiego pochodzenia Joseph Roth w swej powieści „Krypta kapucynów”. Ojciec głównego bohatera, Franciszka Ferdynanda Trotty, wypowiada w niej następujące słowa:

Całe życie wydawało mi się, że ludzie, którzy kochają zwierzęta, poświęcają im tę część miłości, którą powinni ofiarować ludziom; ta opinia wydała mi się szczególnie uzasadniona, gdy przypadkowo dowiedziałem się, że Niemcy w Trzeciej Rzeszy kochają wilczury, owczarki niemieckie.

Powyższe słowa, napisane były w roku 1938, gdy świat nie słyszał jeszcze o roli owczarków niemieckich w niemieckich obozach zagłady. Nadmierna miłość do zwierząt może być formą ucieczki od relacji międzyludzkich. Wielu z nas zna ludzi, którzy traktują psy lepiej niż swoich krewnych. Wystarczy posłuchać, z jaką czułością mówią do swych czworonogów – często w tak czuły sposób nie odzywają się do nikogo ze swej rodziny.

Godność zwierzęcia, nieistotność człowieka

Hiszpański pisarz Juan Manuel de Prada pisze:

Animalizm panuje w każdym zmierzchu cywilizacji. Tak działo się w mrocznym Egipcie faraonów, którzy czcili psy, krokodyle i szakale; tak działo się w upadającym Rzymie, gdy powstali obłąkani cesarze, którzy żądali, aby ich konie były traktowane jak bogowie; tak działo się u gnostyków i manichejczyków. Cywilizacja, w pewnym sensie, sprzeciwia się naturze (lub, ściślej mówiąc, nie ulega jej); barbarzyństwo zawsze poddaje się naturze, zawsze słucha zewu dziczy, w której pragnie znaleźć schronienie przed swoimi lękami, podobnie jak starożytni poganie.

(…) Animalizm projektuje swoje lęki na zwierzęta, nasycając je bólem; w pewnym sensie jest to skrajna wersja figury retorycznej, nazywanej przez Ruskina „błędem patetycznym”, który przypisuje ludzkie emocje, intencje lub cechy zjawiskom naturalnym, tak jakby miały świadomość lub uczucia. Ten „błędny pogląd patetyczny” animalizmu kończy się na tym, że staje się skandalicznie mizantropiczny lub antropofobiczny; ponieważ wierzy, że ból, którego doświadczają zwierzęta, jest zawsze winą ludzi stawiających się na poziomie wyższym niż ten, który im się należy.

Żyjemy w czasach, gdy w ofierze nie składa się zwierząt, lecz ludzi. Poświęca się ich na ołtarzu własnej wygody, spokoju, komfortu, kariery – na ołtarzu bożka, któremu na imię „ego”. Wtedy miłość do zwierząt służy jako alibi, które ma przesłonić likwidację ludzi. Z jednej strony chce się wykorzenić ból (w tym ból zwierząt) z powierzchni ziemi, a z drugiej strony wykorzenia się bliźnich.