Pange, lingua, gloriosi corporis mysterium

Pange, lingua, gloriosi corporis mysterium.

Autorem tekstu jest św. Tomasz z Akwinu.

Tekst łaciński[4] Mioduszewski, 1838[5] Polska liturgia rzymskokatolicka[6]
Pange, lingua, gloriosi
corporis mysterium,
sanguinisque pretiosi,
quem in mundi pretium
fructus ventris generosi
rex effudit gentium.

Nobis datus, nobis natus
ex intacta Virgine,
et in mundo conversatus,
sparso verbi semine,
sui moras incolatus
miro clausit ordine.

In supremae nocte coenae
recumbens cum fratribus,
observata lege plene
cibis in legalibus,
cibum turbae duodenae
se dat suis manibus.

Verbum caro panem verum
verbo carnem efficit,
fitque sanguis Christi merum;
et si sensus deficit,
ad firmandum cor sincerum
sola fides sufficit.

Tantum ergo sacramentum
veneremur cernui,
et antiquum documentum
novo cedat ritui,
præstet fides supplementum
sensuum defectui.

Genitori Genitoque,
laus et iubilatio,
salus, honor, virtus quoque
sit et benedictio.
Procedenti ab utroque
compar sit laudatio.
Sław języku chwalebnego
Ciała i krwie świętości,
Które na okup całego
Świata z wielkiej miłości,
Wydał owoc Panieńskiego
płodu, Król wielmożności.

Nam jest dany, nam się zrodził
Z czystych Panny wnętrzności,
I po świecie siejąc chodził
Ziarno Boskiej mądrości;
Gdy mu czas zejścia przychodził
Cud czyni swej miłości.

Ostatni raz, gdy za stołem
Siedząc z Apostołami,
Wieczerzając z niemi społem,
Zakon wprzód z obrządkami
Wypełniwszy, wszystkim kołem
Dał się swemi rękami.

Słowo co się Ciałem stało,
Słowem swem chleb prawdziwy
Przemienia w swe własne ciało,
Wino w krwi napój żywy;
Lubby się zmysłom nie zdało,
Wierz, a bądź niewątpliwy.

Przed tak wielkim Sakramentem
Upadajmy na twarzy;
Niech ustąpią z Testamentem
Nowym sprawom już starzy;
Wiara będzie suplementem
Co się zmysłom nie zdarzy.

Ojciec z Synem niech to sprawi,
By mu dzięka zabrzmiała;
Niech Duch Święty błogosławi
By się jego moc stała;
Niech nas nasza wiara stawi
Gdzie jest wieczna cześć, chwała.
Sław języku tajemnicę
Ciała i najdroższej Krwi,
którą jako Łask Krynicę
wylał w czasie ziemskich dni,
Ten, co Matkę miał Dziewicę,
Król narodów godzien czci.

Z Panny czystej narodzony,
posłan zbawić ludzki ród,
gdy po świecie na wsze strony
ziarno słowa rzucił w lud,
wtedy cudem niezgłębionym
zamknął Swej pielgrzymki trud.

W noc ostatnią, przy Wieczerzy,
z tymi, których braćmi zwał,
pełniąc wszystko jak należy,
czego przepis prawny chciał,
sam Dwunastu się powierzył,
i za pokarm z Rąk Swych dał.

Słowem, więc Wcielone Słowo
chleb zamienia w Ciało Swe,
wino Krwią jest Chrystusową,
darmo wzrok to widzieć chce.
Tylko wiara Bożą mową
pewność o tym w serca śle.

Przed tak wielkim Sakramentem
upadajmy wszyscy wraz,
niech przed Nowym Testamentem
starych praw ustąpi czas.
Co dla zmysłów niepojęte,
niech dopełni wiara w nas.

Bogu Ojcu i Synowi
hołd po wszystkie nieśmy dni.
Niech podaje wiek wiekowi
hymn triumfu, dzięki, czci,
a równemu Im Duchowi
niechaj wieczna chwała brzmi.

24 godziny na dobę – aż do końca świata. W Czechowicach-Dziedzicach otwarto kaplicę Wieczystej Adoracji. Może w twojej parafii też zorganizujesz?!

24 godziny na dobę – aż do końca świata. W Czechowicach-Dziedzicach otwarto kaplicę Wieczystej Adoracji

https://pch24.pl/24-godziny-na-dobe-az-do-konca-swiata-w-czechowicach-dziedzicach-otwarto-kaplice-wieczystej-adoracji

(fot. pixabay.com / davideucaristia)

8 grudnia 2025 r. w Czechowicach-Dziedzicach zainaugurowano pierwszą w diecezji bielsko-żywieckiej ogólnodostępną kaplicę Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu. Jak powiedział w kazaniu bp Roman Pindel, adoracja będzie tam trwać nieprzerwanie „być może aż do końca świata”.

Nowo powstała kaplica znajduje się przy parafii Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych. Jej otwarcie poprzedziły dwa spotkania przygotowawcze – najpierw robocze z koordynatorami dzieła adoracji, a następnie z osobami, które zadeklarowały stałe godziny modlitwy. Na patrona kaplicy wybrano błogosławionego Carla Acutisa – młodego Włocha, który zyskał miano „Bożego influencera”.

Mszę św. inaugurującą Wieczystą Adorację odprawił ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej, bp Roman Pindel. W homilii hierarcha podkreślił wyjątkowość chwili zarówno dla parafii, jak i całego dekanatu. – Choć jedna osoba trwać będzie przed Jezusem w każdym dniu tygodnia, niezależnie od pogody, wydarzeń w świecie, kataklizmu czy wojny – mówił. Dodał, że nie sposób określić, jak długo potrwa ta forma modlitwy. – Być może aż do końca świata – zauważył, podkreślając jednocześnie, że w chwili ostatecznego przyjścia Chrystusa adoracja eucharystyczna ustanie, bo zbawieni „oglądać będą Boga twarzą w twarz”.

Biskup przypomniał, że na terenie diecezji bielsko-żywieckiej istnieje miejsce, gdzie adoracja trwa nieprzerwanie od ponad 115 lat – w kaplicy sióstr klarysek od Wieczystej Adoracji w Kętach. Adoracja rozpoczęła się tam 6 lutego 1910 r. z inicjatywy bp. Anatola Nowaka, a w 1999 r. kaplica została podniesiona przez bp. Tadeusza Rakoczego do rangi lokalnego sanktuarium. – Siostry trwały na modlitwie nawet w czasie wojen i przechodzenia frontu – zaznaczył.

Bp Pindel dodał, że w organizacji stałej adoracji czechowicka parafia korzystała z doświadczenia fundacji Adoremus te Christe. Podkreślił także, że otwarcie kaplicy właśnie w uroczystość Niepokalanego Poczęcia wpisuje to dzieło w tajemnicę początków odkupienia.

Wskazał, że każdy, kto wchodzi do kaplicy, powinien zacząć modlitwę od uświadomienia sobie własnej godności dziecka Bożego i łaski zaproszenia na spotkanie z Jezusem obecnym w Eucharystii. Zasugerował, by adorujący prosili Pana, aby to On mówił do ich serca przez słowo Boże. – Zobaczmy, co Jezus mówi do nas przez ten właśnie tekst. Co obiecuje? Do czego zaprasza? Ku czemu pociąga? – powiedział.

Biskup przypomniał, że wierni będą przychodzić do kaplicy ze sprawami własnymi i swoich rodzin, ale nie powinni zapominać o modlitwie za wspólnotę parafialną, kapłanów, miasto, o powołania kapłańskie i zakonne, za chorych, zniewolonych oraz za Kościół i ojczyznę. – Przede wszystkim jednak trwajmy przed Panem: czujni, otwarci na Jego natchnienia, wsłuchani w Jego głos, nasycający się Jego miłością i dziękujący, że wybrał nas do swojej przyjaźni i obdarzył zaufaniem – podkreślił.

Po Mszy św. Najświętszy Sakrament został przeniesiony w uroczystej procesji – z krzyżem, asystą liturgiczną, kapłanami i biskupem – do nowej kaplicy. Wcześniej zebrani odmówili Litanię do Najświętszego Sakramentu i wspólnie zaśpiewali hymn „Sław, języku, tajemnicę”, który w XIII wieku ułożył św. Tomasz z Akwinu. [Powinno się śpiewać: Pange, lingua, gloriosi corporis mysterium md]

Po wystawieniu Najświętszego Sakramentu biskup jako pierwszy zatrzymał się na adoracji.

Uroczystość miała przełomowy charakter dla parafii, dekanatu i całej diecezji. Nowo otwarta Kaplica Wieczystej Adoracji – pierwsza całodobowa kaplica dostępna dla wszystkich wiernych – ma być miejscem duchowej jedności, modlitwy i nieustannej obecności Chrystusa, które odtąd pozostaje otwarte „dniem i nocą” dla każdego, kto pragnie stanąć przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie.

Źródło: KAI

„Protestancka” teologia odkupienia kard. Fernandeza. Komisja mariologów miażdży „Mater Populi Fidelis”

„Protestancka” teologia odkupienia kard. Fernandeza? Komisja mariologów miażdży „Mater Populi Fidelis”

https://pch24.pl/protestancka-teologia-odkupienia-kard-fernandeza-komisja-mariologow-miazdzy-mater-populi-fidelis

(Nheyob, CC BY-SA 4.0 , via Wikimedia Commons)

Międzynarodowe Stowarzyszenie Maryjne opublikowało odpowiedź na notę Dykasterii Nauki Wiary, która krytycznie oceniła nazywanie Najświętszej Maryi Panny „Współodkupicielką”. W analizie watykańskiego dokumentu eksperci w mocnych słowach skomentowali twierdzenia zawarte w Mater Populi Fidelis. Ich zdaniem kard. Fernandez pominął w nim kluczowe fakty, w krzywym świetle ukazując wagę, jaką do tego tytułu przywiązuje Kościół. 

Analiza ukazała się w poniedziałek 8 grudnia w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Komisja teologiczna Stowarzyszenia, odpowiedzialna za jego publikację, liczy w swoim składzie kardynałów, biskupów, księży i uczonych.

W skład gremium wchodzą m.in. kard. Baselios Cleemis Thottunkal, stojący na czele Kościoła Syromalankarskiego (położonego w Indiach katolickiego Kościoła obrządku wschodniego w jedności z papieżem), kard. Sandoval-Iñiguez (jeden z sygnatariuszy dubiów, skierowanych do papieża Franciszka podczas Synodu o synodalności), a także biskupi abp Ramon Cabrera Argüelles z filipińskiej archidiecezji Lipa, Arcybiskup Feliks Alaba Adeosen Job – pasterz diecezji Ibadan w Nigerii, Abp Sebastian Francis Shaw, OFM, biskup pakistańskiej diecezji Lahuar, bp Oliver Dashe Doeme z Maiduguri w Nigerii oraz biskupi John Keenan ze szkockiej diecezji Paisley, holenderski biskup-emeryt Joseph Maria Punt, bp Jose Rico Paves z Hiszpanii, bp David Ricken z diecezji Green Bay w USA oraz bp William Waltersheid z diecezji Pittsburgha.

Głos Komisji trzeba zatem traktować poważnie. A w odniesieniu do wydanej 4 listopada przez Dykasterię Nauki Wiary noty „Mater Populi Fidelis” jest on zdecydowanie krytyczny. Według analizy ekspertów Międzynarodowego Stowarzyszenia Maryjnego dokument kard. Fernandeza, zawiera „poważne wątki teologiczne, które wymagają gruntowanego wyjaśnienia i zmiany”. Jak zaznaczyli teologowie, zdają oni sobie sprawę, że zaakceptowana przez papieża nota ma charakter nauczania zwyczajnego Kościoła. Jednak nie jest ona orzeczeniem o najwyższym stopniu autorytetu, który oznaczałoby nieomylność samą z siebie, dodali. Zamiast tego dokument, w zakresie w jakim nie jest powtórzeniem nauczania nieomylnego, pozostaje otwarty na dyskusję wśród wiernych odpowiednio do niej przygotowanych.

„Magisterium jako takie, a szczególnie Dykasteria Nauki Wiary uznaje prawo teologów do przedstawiania trudności władzy magisterialnej w odniesieniu do argumentów i nauczania pewnych dokumentów dla celu ich lepszego rozumienia i wyrażenia wiary katolickiej. Co więcej, kanon 212 ustęp 3 Kodeksu Prawa Kanonicznego uznaje, prawo i zobowiązanie wszystkich wiernych katolików do przedstawiania ich opinii pasterzom Kościoła: Wierni, świadomi własnej odpowiedzialności, obowiązani są z chrześcijańskim posłuszeństwem wypełniać to, co święci pasterze, jako reprezentanci Chrystusa, wyjaśniają jako nauczyciele wiary lub postanawiają jako kierujący Kościołem. Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i znaczenia, przysługuje im prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swojego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła, oraz – zachowując nienaruszalność wiary i obyczajów, szacunek dla pasterzy, biorąc pod uwagę wspólny pożytek i godność osoby – podawania go do wiadomości innym wiernym”, przypomnieli autorzy analizy.

Na tej podstawie Komisja zdecydowała się przedstawić szereg zastrzeżeń wobec treści zawartych w nocie Dykasterii Nauki Wiary. Eksperci przypomnieli, że nota stwierdza, iż użycie tytułu „Współodkupicielki” wobec Najświętszej Panny jest „zawsze niewłaściwe”. Występuje jednak poważna rozbieżność w tłumaczeniach. Wersje włoska, angielska i niemiecka uznają takie tytułowanie Matki Bożej za „zawsze niewłaściwe”, podczas gdy portugalska, włoska i hiszpańska za „zawsze niefortunne”. „Opisanie tytułu jako niewłaściwego sugeruje, że jest nieodpowiedni lub nie do zaakceptowania. Opisanie go jako niefortunnego sugeruje za to, że jest nierozważnie go używać”. Jak dodali autorzy, wyjaśnienia wymaga również użyte w Nocie sformułowanie „zawsze”. Jeśli bowiem potraktujemy je tak, jak nakazywałaby logika, w takim wypadku źle czynili papieże, święci i mistycy, kiedy posługiwali się tym tytułem.

Członkowie Komisji wskazali, że argument, jaki Dykasteria wysunęła przeciwko tytułowi „Współodkupicielki”, wydaje się mało przekonywający. Chodzi o stwierdzenie, że gdy jakieś wyrażenie „wymaga licznych i nieustannych objaśnień, by nie zostało błędnie zrozumiane, nie służy wierze Ludu Bożego i staje się niestosowne [tu duża rozbieżność między wersją polską, a angielską – bo po angielsku użyto pojęcia unhelpful, dosł. Niepomocny – red.]”.  

Podobne sformułowanie wydaje się o tyle problematyczne, że wiele stosowanych w kulcie bożym wyrażeń takich wyjaśnień wymaga. Jak przypomnieli autorzy, debata dotycząca dokładnego rozumienia pojęć obejmowała m.in. określenie Maryi jako Matki Bożej. Mało tego, stałego tłumaczenia wymaga przekraczająca pojęcie Tajemnica Trójcy Świętej, przeistoczenie eucharystycznych postaci w Ciało i Krew Pańską, czy dogmat o Niepokalanym Poczęciu.

Jak zadeklarowali przedstawiciele komisji, są oni zgoła innego zdania niż Dykasteria Nauki Wiary, jeśli chodzi o stosowanie terminu „Współodkupicielka” i sądzą, że po jego odpowiednim wyjaśnieniu z łatwością można zauważyć trafność tego tytułu. Co więcej, jak przypomnieli, papieże w bardzo ważnych tekstach magisterium używali bardzo bliskoznacznego ze „Współodkupicielką” łacińskiego terminu „Reparatrix”. Słowo to spotykamy m.in w bulli bł. Piusa IX ustanawiającej Dogmat o Niepokalanym Poczęciu, pojawia się ono w encyklikach Piusa X, Piusa XI i Leona XIII.

Dykasteria w swojej nocie pominęła jeszcze inny kluczowy fakt. W treści wspomniano, że niektórzy papieże, tacy jak Pius X, Pius XI i Jan Paweł II sięgali po tytuł „Współodkupicielki”. Tymczasem, jak wskazali autorzy, zapomniano kluczowej wiadomości o tym, że Leon XIII zdecydował o dopuszczeniu używania tego tytułu w modlitwach.

Na podstawie ważnych opracowań i przywołanych faktów autorzy podkreślili, że nota, choć zaznacza użycie tego tytułu przez papieży, zupełnie niedoszacowuje powagi i częstości, z jaką pojawiał się on u Ojców Świętych.

Co więcej, według analizy dokument Dykasterii nietrafnie stwierdza, że Sobór Watykański II wycofał się z użycia tytułu „Współodkupicielki” z powodów „dogmatycznych, pastoralnych i ekumenicznych”. Jak zaznaczyła komisja, w aktach soborowych czytamy, że „niektóre tytuły i wyrażenia używane przez papieży zostały pominięte, które, choć same w sobie najzupełniej poprawne, mogą być trudne do zrozumienia dla braci odłączonych. Do tych określeń zaliczono m.in. tytuł „Współodkupicielki”. Jednym słowem – przedstawienie stosunku Soboru do tego określenia w nocie Dykasterii było – delikatnie rzecz biorąc – nie do końca właściwe.

Nieścisłe historycznie autorom analizy wydaje się również stwierdzenie, jakoby papieże nie wyjaśniali sensu tytułu „Współodkupicielki”. Jak przypomnieli autorzy analizy, choćby Jan Paweł II w pogłębiony sposób tłumaczył, jak należy go pojmować.

Eksperci przywołali również wspomnianą w Mater Populi Fidelis krytykę tytułu „Współodkupicielki” przez papieża Franciszka. Jak zaznaczyli, komentarze byłego papieża miały charakter spontanicznych wypowiedzi i nie odnosiły się do właściwie rozumianego znaczenia tego tytułu.

Według mocnej oceny autorów, stanowisko Dykasterii zamiast doceniać rolę Matki Bożej w Dziele Odkupienia, w sposób charakterystyczny dla refleksji protestanckiej, ukazuje cierpienia Odkupieńcze Chrystusa jako wyłączone od współudziału ludzi, który posiadałby rzeczywistą Odkupieńczą wartość.   

Przedstawiciele Komisji  zaznaczyli również, że dokument dystansuje się też od tytułu „Pośredniczki Wszelkich Łask”, jednak inaczej, niż w wypadku „Współodkupicielki” nie krytykuje jego użycia w sposób jednoznaczny i mocny. 

Podobnie, jak w poprzednim wypadku zdaniem ekspertów Dykasteria nie przedstawiła rzetelnie powagi i częstości, z jaką papieże sięgali po ten termin. Przykładów jego użycia jest całe mnóstwo od Benedykta XIV aż do… papieża Franciszka. Dykasteria „nie wzięła pod uwagę spójnego nauczania papieskiego na temat powszechnego pośrednictwa łaski” Maryi, uważają autorzy analizy. Dość zaznaczyć, że papież Benedykt XV zatwierdził Święto Pośredniczki Wszelkich Łask, by zrozumieć, że poparcie Ojców świętych dla tego tytułu było wyraźne i jednoznaczne.

Jak dodali eksperci, wyrażona w dokumencie Dykasterii nauka, według której Maryja sama otrzymała łaskę uprzednią wobec jej zasług, w żaden sposób nie sprzeciwia się określeniu jej „Pośredniczką Wszelkich Łask”. Dotyczy ono bowiem roli Maryi jako „prawdziwej wtórnej przyczyny łask, jakich grzeszna ludzkość doznaje od Chrystusa”. Termin oznacza pośrednictwo Maryi w łaskach, jakie Chrystus sprowadza na grzeszną ludzkość, a nie w odniesieniu do łaski, jaką sama została obdarzona.  

Wobec powyższego Międzynarodowe Stowarzyszenie Maryjne zaapelowało o „wydanie przez Stolicę Świętą w przyszłości magisterialnego orzeczenia, aprobującego długotrwałe nauczanie doktrynalne i prawo wiernych do powrotu czczenia Maryi jako Pośredniczki Wszelkich Łask w celebracjach kościelnych”.

Całość analizy Stowarzyszenia zawiera wiele trafnych uwag, jednoznacznie wskazujących, że Mater Populi Fidelis to dokument mało rzetelny i bardzo poważnie wybrakowany. Inaczej niż Dykasteria, w tytułach Matki Bożej Komisja widzi nie ryzyko, a okazję do wyłożenia autentycznej i trafnej katolickiej doktryny.

Źródło: internationalmarian.com, ncregister.com

FA

Grzegorz Braun cytuje w Sądzie wykładnię żydowskiego rasizmu Schneersona

Grzegorz Braun cytuje w Sądzie

wykładnię żydowskiego rasizmu Schneersona

9 grudnia 2025

Wysoki Sądzie, to już zapowiedziałem i teraz chętnie odniosę się do wszystkich postawionych mi zarzutów, ale myślę, że ponieważ mój obrońca zwrócił na to uwagę, to będzie nie od rzeczy w tym momencie podyktować do protokołu kilka zdań z obfitego dorobku i twórczości Schneersona. Cytuję owego Schneersona, którego portret był wyeksponowany w Sejmie Rzeczpospolitej Polskiej 12 grudnia 2023 roku /podczas “palenia Chanuki”- przypis red./.

Oto co należy powiedzieć na temat ciała:

Ciało osoby żydowskiej jest całkowicie innej jakości niż ciało przedstawicieli wszystkich narodów świata. Ciało żydowskie wygląda tak, jak gdyby było z substancji podobne do ciał nieżydów, ale znaczenie jest takie, że ciała jedynie wydają się być podobne pod względem materialnej substancji, zewnętrznego wyglądu i powierzchownej jakości.

Różnica wewnętrznej jakości jest jednak tak wielka, że ciała te należy uważać za całkowicie odmienne gatunki.

Jeszcze większa różnica istnieje w odniesieniu do duszy

Istnieją dwa przeciwstawne rodzaje duszy. Dusza nieżydowska pochodzi z trzech sfer satanicznych, podczas gdy dusza żydowska wywodzi się ze świętości, ze sfery boskiej.

Ogólna różnica między Żydami a nieżydami

Żyd nie został stworzony jako środek do jakiegoś innego celu. On sam jest celem, ponieważ substancja wszystkich boskich emanacji została stworzona jedynie po to, aby służyć Żydom.

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. To oczywiście cytat z Księgi Rodzaju. To oznacza, że niebo i ziemia zostały stworzone ze względu na Żydów, którzy nazywani są początkiem.

Oznacza to, że wszystko, cały postęp, wszystkie odkrycia, stworzenie, włącznie z niebem i ziemią są marnością w porównaniu z Żydami. Istotni są Żydzi, ponieważ oni nie istnieją dla żadnego innego celu. Oni sami są boskim celem.

Cała rzeczywistość nieżyda jest jedynie marnością

Rzeczywistość nieżyda, Szanowni Państwo, jest marnością. Jest napisane, obcy będą stać i paść wasze stado. To z Księgi Izajasza.

Całe stworzenie nieżyda zaistniało tylko ze względu na Żydów.

====================================

Wysoki sądzie, oto krótki w pigułce wykład rasizmu. Wykład rasizmu, którego niewątpliwie Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej nie tylko nie pochwala, nie propaguje, ale też i nie dozwala. (…)

Więc to była najpierw fałszywa teologia. A ponieważ fałszywa teologia rodzi fałszywą antropologię, zobaczmy jej przykład, przechodząc od abstrakcji do konkretu. Ten sam Schneerson, zwany rebe i ubóstwiony dosłownie przez swoich wyznawców, w roku 1994, mówi:

—————————

główną broń walki skierujemy bezpośrednio na Słowian, poza renegatami ożenionymi z Żydami poprzez wspólne interesy:

Prawda, wszyscy ożenieni z nami zostaną w końcu usunięci z naszej wspólnoty, kiedy już wykorzystamy ich dla naszych celów.

Słowianie, wśród nich na przykład Rosjanie, są najbardziej nieugiętymi narodami na świecie. Słowianie są nieugięci w wyniku swoich zdolności psychologicznych i intelektualnych utworzonych przez wiele pokoleń przodków. Niemożliwe jest zmienić ich gen. Słowianina można zniszczyć, ale nigdy nie podbić. To dlatego ten lud podlega likwidacji, a najpierw ostrej redukcji liczebności.

————————————

Otóż tu mamy z teologii fałszywej fałszywą antropologię

A teraz jaką mamy praktykę?

Praktykę w Wysokim Sądzie oglądamy w szczególnie jaskrawych, tragicznych przejawach, w sprawozdaniach z Gazy, gdzie właśnie od 2023 roku trwa akcja żydowskiego ludobójstwa Palestyńczyków, których pobratymcy, współplemieńcy, naśladowcy rebe Schneersona publicznie definiują jako nieludzi, jako podludzi.

Rabini, ministrowie, generałowie państwa położonego w Palestynie mówią o Palestyńczykach, że to nieludzie. Zresztą ludobójstwo, którego eskalacja nastąpiła w Gazie w ostatnich latach, to jest tylko i aż szczególnie intensywne stosowanie w praktyce tej rasistowskiej ideologii, która wcześniej już szereg razy była nam prezentowana w publicznych wypowiedziach osób publicznych z państwa żydowskiego i z diaspory żydowskiej.

Przypominam sobie słowo innego rabina, które przebiło się do mediów w szerszym zakresie. „Goje są jak zwierzęta, aby służyć Żydom”. I otóż stwierdzam, że to zdanie, że goje są jak zwierzęta, aby służyć Żydom, nie jest ekscesem, nie jest żadną anomalią, nie jest jakimś wyjątkiem od reguły, jest właśnie normą w świecie, w którym czczeni są osobnicy tak potworni i wynaturzeni duchowo i intelektualnie jak Schneerson.

I dokładnie tak jak to powiedziałem, podnosząc się do tych spraw w prokuraturze, wyeksponowanie portretu Schneersona w Sejmie miało dla mnie dokładnie taki sam walor, jaki miałaby ekspozycja portretów Hitlera i Stalina.

Nie działałem na bazie jakiegokolwiek resentymentu, który usiłuje mi się tutaj eks post przypisać. (…) Żadnych słów do pani, do agresorki nie wypowiedziałem. Ale właśnie, żadnego resentymentu działanie polskiego państwowca, polskiego posła, które ma na celu przywrócenie powagi Sejmu i w ogóle polskiego życia publicznego, działanie wynikające ze sprzeciwu wobec propagandy rasizmu, rasizmu pojmowanego jako dzielenie ludzi na ludzi i podludzi.

To właśnie Schneerson jest jednym z wyrazicieli tej antyludzkiej, na pewno antypolskiej ideologii.

Sejm Rzeczpospolitej Polskiej jest to miejsce, w którym przynajmniej nominalnie stanowimy prawo i było dla mnie i pozostaje rzeczą szczególnie domagającą się potępienia i natychmiastowego przeciwdziałania propagowanie sprzecznych z Konstytucją, sprzecznych ze standardem naszej cywilizacji, rasistowskich zasad.

______________________________________________________

Cytowany fragment jest transkrypcją z filmu wRealu24

Rządowe fake news. MEM-y

—————————–

————————————

————————

—————————————–

——————————-

————————————————

——————————

Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

Warszawa utonie w długach? Trzaskowski planuje kolejne miliardy pożyczek


Warszawa tonie w długach?

Trzaskowski planuje kolejne miliardy,

ale… na kredyt

fronda/Warszawa-tonie-w-dlugach-Trzaskowski-planuje-kolejne-miliardy-ale-na-kredyt


Rada Warszawy szykuje się do podjęcia jednej z najważniejszych decyzji finansowych ostatnich lat – zgody na zadłużenie miasta na łączną kwotę ponad 2 miliardów złotych. Prezydent Rafał Trzaskowski tłumaczy to koniecznością dostosowania infrastruktury do wzrostu liczby mieszkańców po inwazji Rosji na Ukrainę. Krytycy widzą w tym jednak oznakę nieodpowiedzialnej polityki finansowej i przerzucania kosztów obecnych decyzji na barki przyszłych pokoleń.

Na najbliższej sesji radni Warszawy podejmą decyzję w sprawie dwóch długoterminowych zobowiązań finansowych:

  • 1,05 mld zł z Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI)
  • 1 mld zł z Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK)

Władze stolicy chcą przeznaczyć środki z EBI głównie na inwestycje infrastrukturalne – modernizację dróg, rozwój transportu publicznego, budowę obiektów użyteczności publicznej i zieleń miejską. Wszystko to w ramach dostosowania Warszawy do zwiększonej liczby ludności, wynikającej z napływu uchodźców wojennych z Ukrainy.

Z kolei kredyt z BGK ma służyć pokryciu deficytu budżetowego w 2026 roku oraz spłacie wcześniejszych zobowiązań w wysokości 400 mln zł. Całkowita spłata tej pożyczki zaplanowana jest na rok 2045.

W dokumentach przygotowanych przez ratusz pojawiają się sformułowania o „korzystnej ofercie banków” i „realizacji celów Wieloletniego Planu Finansowego”. Jednak dla wielu mieszkańców staje się jasne, że Warszawa coraz częściej sięga po kredyt jako sposób na łatanie dziur budżetowych, zamiast szukać głębszych reform systemowych czy oszczędności.

Zadłużenie stolicy już teraz przekracza 8 miliardów złotych – a kolejne zobowiązania tylko powiększą to obciążenie. Eksperci ostrzegają, że rolowanie długów może doprowadzić do sytuacji, w której znacząca część budżetu miasta będzie przeznaczana nie na inwestycje czy usługi publiczne, lecz na obsługę zadłużenia.

Prezydent Trzaskowski tłumaczy się, że decyzje kredytowe są odpowiedzią na wyjątkową sytuację geopolityczną, a Warszawa przyjęła dziesiątki tysięcy uchodźców z Ukrainy. Potrzeby lokalowe, edukacyjne, transportowe i zdrowotne miały wymusić na mieście rozbudowę wielu obszarów infrastruktury. Nie wskazuje jednak jakich.

Wielu jednak wskazuje, że Trzaskowski wykorzystuje sytuację międzynarodową jako pretekst do dalszego zadłużania miasta, które od lat ma problemy z utrzymaniem równowagi finansowej. Zarzuca mu się również brak przejrzystości w prezentowaniu długoterminowych skutków finansowych tych decyzji.

Jak czytamy, zarówno kredyt z EBI, jak i pożyczka z BGK mają długi okres spłaty – odpowiednio do 2052 i 2045 roku. Oznacza to, że obecni radni i prezydent nie będą już ponosić odpowiedzialności za konsekwencje finansowe podejmowanych dziś decyzji.

Dla warszawiaków oznacza to natomiast rosnące ryzyko podnoszenia opłat lokalnych w przyszłości – podatków od nieruchomości, cen biletów komunikacji miejskiej czy opłat za usługi komunalne. Dług publiczny, choć w teorii nieodczuwalny bezpośrednio, może stać się realnym ciężarem dla budżetów domowych mieszkańców.

Prezydent – król. Zbudujmy wreszcie własny, polski ustrój

Prezydent król. Zbudujmy wreszcie własny, polski ustrój

Paweł Chmielewski https://pch24.pl/prezydent-krol-zbudujmy-wreszcie-wlasny-polski-ustroj/

Czy prezydent może być królem? Nie, bo jest prezydentem. Może jednak króla naśladować – a przy wszystkich ograniczeniach i niedoskonałościach taka monarchiczna prezydentura to coś, na co Polacy mogliby i chyba już powinni się zdecydować.

Rok 2025 powinien był być rokiem monarchicznym – czasem głębokiego i poważnego wspominania polskiej monarchii, ciągłej refleksji nad jej kształtem i specyfiką, nieustannego zastanawiania się nad naszym szczególnym porządkiem (samo)rządzenia. 1000 lat koronacji Bolesława Chrobrego to przecież niebyle jaka data – można zaryzykować tezę, że tak pięknie okrągła rocznica polskiej korony nie musi się wydarzyć, bo czy Rzeczpospolita będzie istniała dalej w 3025 roku, Bóg raczy wiedzieć.

Niestety, tak się prawie w ogóle nie stało (dlaczego piszę: „prawie”, o tym zaraz”). Trudno podać jakąś inną tak wielką rocznicę, którą byśmy przespali w podobny sposób. Owszem, zgoda: 100-lecia Niepodległości czy Bitwy Warszawskiej [chodzi o Cud nad Wisłą md] też nie były świętowane tak, jak na to zasłużyły. Bądź co bądź, kaliber jest jednak inny – koronacja Chrobrego to moment, który niejako cywilizacyjnie wyznacza nasze polskie bytowanie.

Dlaczego tak się stało? Pierwsza i zasadnicza przyczyna jest taka, jak zawsze: bo mało kogo to obchodzi. Nasza kultura polityczna zbudowana po 1989 roku nie wykształciła żadnego sposobu celebrowania wielkich rocznic państwowych. Myślimy o Polsce niemal wyłącznie w kategoriach bieżącej walki partyjnej, względnie mając na myśli konfrontację prawno-aspiracyjną z Unią Europejską albo konfrontację (pół)militarną z Rosją czy Białorusią.

Nie zastanawiamy się głębiej nad ustrojem – ani nad jego mechaniką, ani nad jego podstawami; nie zgłębiamy szerzej zasadniczych celów istnienia Polski. Jeżeli coś się w ogóle reflektuje, to tylko dramatyczne cierpienie – te momenty, w których występujemy jako ofiara; te potrafimy przeżywać. Tych, w których triumfujemy – orężnie, kulturowo, duchowo – już nie.

Druga przyczyna to odległość – chronologiczna i ideowa. Bolesław Chrobry i Piastowie w ogóle nie poruszają – uważa się, że to jest zamknięta karta naszych dziejów. Miło jest o tym poczytać, dobrze powspominać, można obejrzeć w jakimś filmie – ale nic ponadto, to nie rozgrzewa ani nie rozpala. Nasza historyczna wyobraźnia niejako ugrzęzła w II wojnie światowej, a jeżeli to się przekracza, to tylko do powstań albo czasów, kiedyśmy „bili ruskich za Sarmacji”, ale też nie na poważnie. Weszliśmy w demokrację tak mocno, że zapomnieliśmy, co było wcześniej – i chyba nie mamy ochoty o tym pamiętać. Trauma? Może, nie wnikam w przyczyny; grunt, że o tym nie pamiętamy i pamiętać nie chcemy, że to nas po prostu mało obchodzi.

Wreszcie trzecia przyczyna przespania wielkiej rocznicy to obecność tej konkretnej ekipy u władzy – Donald Tusk et consortes to nie są ludzie, którzy byliby ideowo zdolni do tego, by z 1000-lecia polskiej Korony robić coś wielkiego. Nie miejmy jednak złudzeń – gdyby rządziło PiS, nie byłoby wcale dużo lepiej, co pokazały już dwie wspomniane wcześniej rocznice, a dlaczego tak jest: patrz punkt wcześniejszy, czyli brak politycznego modus operandi względem wielkich kart historii naszej własnej wspólnoty.

W efekcie 1000-lecie Koronacji Chrobrego po prostu zignorowaliśmy. Piszę: „zignorowaliśmy”, ale przecież to wielki kwantyfikator, a takie prawdziwe są dość rzadko. Tu i ówdzie pojawiały się różne inicjatywy, nawet jeżeli z racji na swoją izolację czy po prostu zbyt małą liczbę nie były w stanie skumulować się w jedną masę, która wpłynęłaby faktycznie i skutecznie na świadomość polityczną Polaków. Choćby Stowarzyszenie ks. Skargi zorganizowało kongres monarchiczny; na portalu PCh24 nie zabrakło też wielu publikacji na temat władzy królewskiej – zarówno w wymiarze historycznym i politycznym, jak i duchowym. Podobnych inicjatyw było oczywiście więcej – marsze, spotkania, prelekcje, konferencje – choć wszystkiego, owszem, za mało.

Tu chciałbym polecić Państwa uwadze jeszcze jedną – książkową i dzięki temu, mam nadzieję, dość trwałą. Wydawnictwo Dębogóra przygotowało pracę pt. „Obecność Korony. Raport o wielkiej tradycji państwowej”. To zbiór tekstów dużej grupy autorów, którzy od lat piszą o polskich sprawach, z tej czy innej perspektywy. J co do zasady takich zbiorów nie lubię – zbyt często znakomite teksty towarzyszą w nich zupełnie przypadkowym; rzadko tylko wyłania się jakaś szersza i spójna myśl. W tym przypadku jest jednak inaczej – bo duża różnorodność pokazuje właśnie to, czym jest polska tradycja monarchiczna, to znaczy niesamowitą złożoność tematu. Ot, ks. dr Maciej Zachara pokazuje rzecz zupełnie nieoczekiwaną, czyli liturgię koronacji Bolesława Chrobrego – perełka, która unaocznia nam sprawy kompletnie zapomniane, a przecież wielkie i święte. Paweł Lisicki szuka związków europejskiego królowania średniowiecznego ze Starym Testamentem i tradycją Dawida, pokazując duchowy sens monarchii. Jacek Bartyzel pochyla się nad polskim kolorytem monarchizmu i naszą własną pamięcią o nim… Tekstów jest o wiele więcej, nie chcę ani ich wszystkich wymieniać, ani ich streszczać; Czytelnik sam wybierze to, co znajdzie wśród nich najwartościowszym – czy będą to refleksje Pawła Milcarka, Tomasza Rowińskiego, Filipa Memchesa czy Aleksandra Halla albo Krzysztofa Koehlera.

Pójdę tylko za jedną z myśli, które znalazłem w tym tomie, a która mi się akurat bardzo udała – bo pokazuje bardzo ważny, piękny i pożyteczny aspekt monarchii; rzecz, która powinna być obecna w każdym ustroju, a która jednak nam w III Rzeczpospolitej całkowicie ginie…

Otóż Marek Jurek pisze o różnych walorach ładu monarchicznego. Wśród nich wymienia „właściwe rozumienie polityki, która, wbrew potocznym pojęciom, nie jest w swej istocie «walką o władzę», bo przecież dom wewnętrznie skłócony się nie ostoi (Mt 12, 25)”. „Właściwym sensem polityki, również godnej walki politycznej, jest udział we władzy suwerennej. […] Istnienie suwerennej władzy, reprezentowanej przez utrwalone instytucje, warunkuje możliwość polityki. Bez tego pozostaje wojna domowa, choćby zimna. Polityka więc, która nie ma świadomości względności walk partyjnych, która (choćby w imię przekonań) absolutyzuje ich znaczenie – będzie zawsze destrukcyjna dla państwa, będzie hamować jego postęp”, wskazuje.

Historia powszechna, choć przecież także polska, podaje nam liczne przykłady dramatycznej walki o władzę – brutalnej gry o tron, która wstrząsa całym państwem i niejednokrotnie staje się dla niego śmiertelnym zagrożeniem. Bywało, że to nie najazdy zewnętrzne, ale właśnie zawierucha zmagających się pretendentów stanowiła dla tego czy innego bytu państwowego największe w dziejach ryzyko. Z drugiej strony okresy, w których jeden panuje mocno i niepodzielnie, są dla trwałości państw błogosławieństwem. To proste: najgorsza jest wojna domowa, bo tak jak pisze Marek Jurek powołując się na mądrościową maksymę Ewangelii, dom wewnętrznie skłócony się nie ostoi. W monarchii ten stan rzeczy jest doskonale widoczny, bo różnica pomiędzy pokojem wewnętrznym a wojną domową jest bardzo wyraźna.

A w demokracji – zwłaszcza w naszej, polskiej demokracji? Czy mamy świadomość istnienia suwerennej władzy, reprezentowanej przez utrwalone instytucje? Albo jeszcze inaczej: czy takie instytucje w ogóle istnieją? Ma się wrażenie, że ich istnienie jest przynajmniej wątpliwe: w III Rzeczpospolitej nawet Trybunał Konstytucyjny staje się przedmiotem walk politycznych, jakby „zdobyczą” w nieustannie trwającej wojnie domowej.

Nasza polska demokracja, inaczej niż w monarchicznym ideale opisanym przez Marka Jurka, jest właśnie „walką o władzę” – nie jest walką o „udział we władzy”, ale walką o samą władzę. To gigantyczny, może nawet największy problem naszej polityki. Oczywiście, to trzeba przyznać, nie tylko polskiej – podobne rzeczy dzieją się przecież również w innych krajach demokratycznych, choć nie zawsze i nie we wszystkich. W Republice Federalnej Niemiec, na przykład, toczy się jak dotąd rzeczywiście walka o udział we władzy, a nie o samą władzę. Politycy mają świadomość, że państwo jest większe niż ich partie – może dlatego, że RFN posiada bardzo silny kręgosłup instytucjonalny, którego nikt nie podważa ani nie narusza. W każdym razie, praktyka pokazuje, że można prowadzić demokratyczną grę w sposób bardziej właściwy – tak, by zachować obecność tego, co tak pięknie uobecnia król, czyli stabilności i majestatu państwowego. To się w RFN właśnie dziś kończy, ale to drugorzędne – pokazuję tylko samą możliwość.

Warto zastanowić się, co można poprawić w naszym kraju, by silniej uobecnić „monarchiczny” aspekt trwałości i majestatu. Każdy poda rozwiązania, które dyktuje mu jego własny ogląd spraw politycznych – takich rozwiązań mogą być dziesiątki. Ja polecam Państwa uwadze jedno rozwiązanie, to, które – wydaje mi się – ma tę jeszcze zaletę, że stanowi swego rodzaju imitatio regni, czyli imitację królestwa. To mocna i długotrwała prezydentura – nie taka, jaką dziś mamy w Polsce, czyli bardzo osłabiona przez silną, „kanclerską” pozycję premiera i dwuznaczne zapisy konstytucyjne. Zarazem jednak i nie taka, jak w USA, gdzie przez bardzo krótką kadencję i niejasne reguły kampanii wyborczych „monarchiczna” władza prezydenta jest nader chybotliwa w perspektywie długiego trwania. Polski model prezydentury, gdybyśmy mogli na nowo przemyśleć, mógłby naprawdę wiele zaczerpnąć z naszej tradycji monarchicznej – stać się, mutatis mutandis, nowoczesną formułą monarchii elekcyjnej. Czy to ideał? Nie. Czy to realne? Być może – a to już wiele.

Realne kompetencje, które dają wyraźną przewagę nad rządem; długa kadencja, która uniezależnia od partyjnej polityki – to dwa predykaty władzy prezydenckiej, która mogłaby pomóc Polsce wydobyć się z opisanej wcześniej patologii walki o władzę zamiast o udział we władzy.

Takich myśli, które mogą współkształtować nasze „dziś” i „jutro” w życiu politycznym, znajdą Państwo we wspomnianym tomiku znacznie więcej. Warto tam zajrzeć – niech choć tyle zostanie nam z 1000-lecia Korony Chrobrego.

Paweł Chmielewski

Radykalna zmiana kursu: Dokument strategii bezpieczeństwa narodowego prezydenta Trumpa

Zmiana kursu w USA

paulcraigroberts/a-change-in-course-president-trumps-2025-national-security-strategy

8 grudnia 2025

Zmiana kursu: Dokument strategii bezpieczeństwa narodowego prezydenta Trumpa 

Autor analizy: Paul Craig Roberts

Jeśli dokument prezydenta Trumpa dotyczący strategii bezpieczeństwa narodowego na rok 2025 ma jakiekolwiek znaczenie, a mam nadzieję, że ma, Unia Naukowców Atomistyki może cofnąć wskazówkę zegara zagłady o kilka godzin.

Jeśli strategia prezydenta Trumpa przetrwa opór grup interesu i ideologicznej lewicy Partii Demokratycznej, a jego następcy będą ją kontynuować, prezydent Trump rzeczywiście zmienił bieg Ameryki i świata.

Dokument popiera wiele punktów, które poruszałem od dziesięcioleci. Do niektórych z nich przejdę za chwilę, ale najpierw najważniejsze jest porzucenie w dokumencie doktryny Wolfowitza o amerykańskiej hegemonii.

Zamiast tej doktryny sprzyjającej wojnie, strategią Trumpa jest podejście do świata oparte na konkurencyjności gospodarczej. Najważniejsze jest zawarte w dokumencie wezwanie do przywrócenia strategicznej stabilności między Rosją a Stanami Zjednoczonymi i Europą. Brak strategicznej stabilności między Zachodem a Rosją to droga do wojny nuklearnej. Zatem podejście Trumpa do bezpieczeństwa narodowego odnosi się do najbardziej fundamentalnej kwestii naszych czasów.

W dokumencie stwierdzono, że amerykańskie elity błędnie i destrukcyjnie postawiły na globalizm i tak zwany „wolny handel”, który wyjałowił klasę średnią i bazę przemysłową, od której zależy amerykańska potęga gospodarcza i militarna, i przyznano, że to polityka offshoringu amerykańskich miejsc pracy w przemyśle zbudowała chińską gospodarkę.

\Dokument krytykuje amerykańskie elity polityczne za powiązanie amerykańskiej polityki z siecią międzynarodowych instytucji, z których wiele kieruje się antyamerykanizmem i trans-nacjonalizmem, który wyraźnie dąży do rozpuszczenia suwerenności poszczególnych państw w Wieży Babel. Aby zapewnić sobie sukces, Ameryka musi być bezkompromisowa w stosunku do przeszłości i teraźniejszości kraju. Musimy odzyskać naszą pewność siebie, nadszarpniętą przez elity intelektualne. Musimy odwrócić się od wysiłków liberałów, by zniszczyć naszą wiarę w siebie poprzez głoszenie poczucia winy i spójności narodowej z otwartymi granicami.

Dokument uznaje znaczenie zdrowia duchowego i kulturowego oraz ludzi dumnych ze swoich osiągnięć i bohaterów. Wysiłek liberalnej lewicy, by stworzyć kulturę samokrytyki i poczucia winy, jeśli się powiedzie, doprowadzi do porażki kraju. Dokument odrzuca liberalno-lewicową politykę DEI. Bez systemu opartego na zasługach Stany Zjednoczone nie będą w stanie konkurować na świecie i zostaną pominięte przez innych.

Dokument wyraża zaniepokojenie poczuciem własnej wartości i tożsamości Zachodu w Europie, których słabość, w połączeniu z niskim wskaźnikiem urodzeń i masową imigracją, grozi Europie cywilizacyjnym wymazaniem . Jeśli obecne tendencje się utrzymają, Europa za 20 lat lub krócej będzie nie do poznania.

Dokument nie jest idealny. Unika on przypisywania Waszyngtonowi jakiejkolwiek odpowiedzialności za konflikt na Ukrainie. Nie łączy też offshoringu amerykańskiej produkcji z deficytem handlowym USA. Niemniej jednak jest to o wiele lepsza strategia niż cokolwiek, czego spodziewałem się po Waszyngtonie. Jeśli polityka bezpieczeństwa narodowego Trumpa wpłynie na jego podejście do negocjacji z Putinem, wkrótce powinniśmy znaleźć rozsądne rozwiązanie.

paulcraigroberts/a-change-in-course-president-trumps-2025-national-security-strategy

podała: Rebeliantka

Fatima i proste wyjaśnienie kryzysu w Kościele katolickim

Fatima i proste wyjaśnienie kryzysu w Kościele katolickim

Fatima and the Simple Explanation of the Crisis in the Catholic Church, Robert Morrison, December 5, 2025 

podał: AlterCabrio, 8 grudnia 2025

To bardzo proste: stoimy w obliczu duchowej dezorientacji przepowiedzianej przez Matkę Bożą Fatimską, ponieważ „Sobór Watykański II zburzył krok po kroku rusztowanie zbudowane przez naszego Pana, a to, co pozostało, zostało zburzone podczas kolejnych pontyfikatów”. Odrzucając ostrzeżenia papieży sprzed Soboru, Jan XXIII i architekci Soboru doprowadzili do „samobójstwa zmiany wiary” przepowiedzianego przez Piusa XII.

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

Fatima i proste wyjaśnienie kryzysu w Kościele katolickim

Kilka lat przed swoim wyborem na papieża kardynał Eugenio Pacelli (przyszły Pius XII) wypowiedział poważne ostrzeżenie, opierając się na swojej interpretacji orędzi Matki Bożej Fatimskiej:

Niepokoją mnie orędzia Najświętszej Maryi Panny do Łucji z Fatimy. Ta nieustępliwość Maryi wobec niebezpieczeństw zagrażających Kościołowi jest boskim ostrzeżeniem przed samobójstwem, jakie niesie ze sobą zmiana Wiary w Jej liturgii, Jej teologii i Jej duszy. […] Słyszę wokół siebie innowatorów, którzy pragną zburzyć Świętą Kaplicę, zniszczyć powszechny płomień Kościoła, odrzucić Jego ozdoby i wzbudzić w Nim skruchę za Jego historyczną przeszłość. Nadejdzie dzień, kiedy cywilizowany świat zaprze się swojego Boga, kiedy Kościół zwątpi tak, jak zwątpił Piotr. Będzie kuszony, by uwierzyć, że człowiek stał się Bogiem. W naszych kościołach chrześcijanie będą na próżno szukać czerwonej lampy, gdzie czeka na nich Bóg. Jak Maria Magdalena płacząca przed pustym grobem, będą pytać: „Dokąd Go zabrali?”

Kardynał Pacelli najwyraźniej znał orędzia Matki Bożej Fatimskiej i uważał je za wiarygodne. Gdybyśmy mogli cofnąć się w czasie i omówić z nim, jak mogłoby wyglądać „samobójstwo zmiany wiary”, wydaje się całkiem prawdopodobne, że opisałby coś bardzo podobnego do tego, co widzimy dzisiaj. Choć obecny kryzys jest niepokojący, pocieszeniem jest fakt, że Pius XII i inni rozumieli, że nadejdzie dzień, „kiedy Kościół zwątpi tak, jak zwątpił Piotr”, ale nie rozpaczali. Przez Najświętszą Maryję Pannę Bóg nas ostrzegł, abyśmy byli wzmocnieni na te czasy.

Dziesięciolecia później, już jako papież, Pius XII opublikował w 1950 roku encyklikę ostrzegającą przed błędami zagrażającymi podważaniu fundamentów doktryny katolickiej, Humani Generis. Humani Generis była ostatnią z długiej serii stanowczych papieskich encyklik ostrzegających przed błędami, które stały się tak powszechne od czasów Soboru Watykańskiego II:

Do tej listy moglibyśmy dodać jeszcze inne encykliki, ale te już wystarczą, aby potępić w zasadzie wszystkie błędy nękające współczesny Kościół katolicki.

W encyklice Humani Generis Pius XII wyjaśnił, dlaczego potępienia zawarte w tych encyklikach pozostają obowiązujące:

„Nie należy też sądzić, że to, co jest wykładane w encyklikach, samo w sobie nie wymaga zgody, ponieważ pisząc takie listy, papieże nie sprawują najwyższej władzy swojego Urzędu Nauczycielskiego. Te bowiem zagadnienia są nauczane w ramach zwyczajnego Urzędu Nauczycielskiego, o którym słusznie powiedziano: „Kto was słucha, Mnie słucha”; i generalnie to, co jest wykładane i wpajane w encyklikach już z innych powodów, należy do doktryny katolickiej. Jeśli jednak Najwyżsi Pasterze w swoich oficjalnych dokumentach celowo wydają osąd w kwestii do tej pory spornej, to oczywiste jest, że sprawa ta, zgodnie z zamysłem i wolą Papieży, nie może być już dłużej uznawana za kwestię otwartą do dyskusji między teologami”.

Jak widać, Pius XII oparł swoje rozumowanie na słowach Naszego Pana:

„Kto was słucha, Mnie słucha; a kto wami gardzi, Mną gardzi; a kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łk 10,16)

Z tego naturalnie wynika, że ​​każdy, kto odrzuciłby papieskie ostrzeżenia zawarte w wymienionych encyklikach, odrzuciłby Boga. Gdybyśmy cofnęli się w czasie i zapytali Piusa XII, co by się stało, gdyby jego następcy próbowali pogodzić Kościół katolicki z błędami, które on i jego poprzednicy potępili, z pewnością odpowiedziałby nam, że równałoby się to „samobójstwu zmiany wiary”. Właśnie to obserwujemy od Soboru Watykańskiego II.

Ze słów kilku świadków wiemy, że Trzecia Tajemnica Fatimska odnosi się do odstępstwa, które odpowiada temu, co Pius XII określił jako samobójstwo polegające na zmianie wiary:

  • „W Trzeciej Tajemnicy przepowiedziano między innymi, że wielka apostazja w Kościele zacznie się od góry” (kardynał Luigi Ciappi, cytowany w książce Christophera Ferrary The Secret Still Hidden, s. 43)
  • „[Trzecia Tajemnica] nie ma nic wspólnego z Gorbaczowem. Najświętsza Maryja Panna ostrzegała nas przed apostazją w Kościele”. (Kardynał Silvio Oddi, „The Secret Still Hidden”, s. 42)
  • „Jeśli »w Portugalii dogmat wiary będzie zawsze zachowany«, (…) można z tego jasno wywnioskować, że w innych częściach Kościoła dogmaty te staną się niejasne, a nawet całkowicie zaginą. Jest zatem całkiem możliwe, że w tym okresie przejściowym, o którym mowa (po 1960 roku, a przed triumfem Niepokalanego Serca Maryi), tekst zawiera konkretne odniesienia do kryzysu wiary Kościoła i zaniedbań samych pasterzy (…)” (O. Joaquin Alonso, The Secret Still Hidden, s. 35).

Jak już wspomniano w poprzednim artykule, siostra Łucja (najstarsza z fatimskich wizjonerek) stwierdziła, że ​​Najświętsza Maryja Panna chciała, aby Trzecia Tajemnica została ujawniona w 1960 roku, ponieważ jej znaczenie stałoby się wtedy jaśniejsze:

„Siostra Łucja dostarczyła kolejną wczesną wskazówkę co do treści Tajemnicy, gdy nalegała, aby biskup Fatimy obiecał, że zapieczętowana koperta, w której przesłała mu Tajemnicę, „z pewnością zostanie otwarta i przeczytana światu albo po jej śmierci, albo w 1960 roku, cokolwiek nastąpi wcześniej”. Na kopercie, którą siostra Łucja określiła jako „list”, napisała odpowiednio: „Z wyraźnego rozkazu Matki Bożej kopertę tę może otworzyć dopiero w 1960 roku kardynał patriarcha Lizbony lub biskup Leirii”. Siostra Łucja wyjaśniła później znaczenie tej daty kardynałowi Ottavianiemu podczas przesłuchania w 1955 roku. Jak Ottaviani ujawnił w wyżej wymienionym przemówieniu publicznym: „Orędzie nie miało być otwarte przed 1960 rokiem. Zapytałem siostrę Łucję: „Dlaczego ta data?”. Odpowiedziała: „Ponieważ wtedy będzie jaśniejsze (mais claro)”. W odpowiedzi na to samo pytanie kanonika Barthasa w 1946r. Łucja po prostu odpowiedziała: „Ponieważ Matka Boska tak chce” (str. 24).

Już w 1960 roku Jan XXIII ogłosił swoje plany dotyczące Soboru Watykańskiego II i zainicjował skupienie Soboru na ekumenizmie. Oczywistym wnioskiem jest, że Trzecia Tajemnica dotyczyła zmian w Kościele, które miały nastąpić podczas Soboru Watykańskiego II.

Fakt, że ten oczywisty wniosek jest kwestionowany przez członków hierarchii, nie dziwi, biorąc pod uwagę kryzys w Kościele i niemal pewność, że Trzecia Tajemnica dotyczy apostazji na najwyższych szczeblach Kościoła. Innymi słowy, dlaczego mielibyśmy oczekiwać, że osoby nadzorujące wielką apostazję ujawnią w pełni tajemnicę Najświętszej Maryi Panny, która w istocie potępia ich czyny?

Na dobre czy na złe, tak naprawdę nie musimy znać treści Trzeciej Tajemnicy, aby potwierdzić, że doszło do wielkiej apostazji, którą Pius XII uznałby za samobójstwo zmiany Wiary. Widzimy to na własne oczy. Jako zwięzły przykład tego możemy rozważyć przypadek Henriego de Lubaca. Chociaż Pius XII nie potępił konkretnych osób w Humani Generis, to jednak potępił idee, których bronił de Lubac. Ks. Dominique Bourmaud wyjaśnił to w artykule z 2012 roku o de Lubacu, Yvesie Congarze i Karlu Rahnerze:

„Pius XII nie poświęcał wiele czasu nowej teologii i jej awangardowym nauczycielom. Stanowili oni dla niego tylną straż starej fali modernistycznej, tak stanowczo potępionej przez św. Piusa X w encyklice Pascendi z 1907 roku. Papież ponownie powtórzył potępienie nowych – starych – trendów w encyklice Humani Generis: „Inni [de Lubac] niszczą bezinteresowność porządku nadprzyrodzonego, ponieważ Bóg, jak twierdzą, nie może stworzyć istot intelektualnych bez uporządkowania ich i powołania do wizji uszczęśliwiającej… Niektórzy [de Lubac, Congar] konieczność przynależności do prawdziwego Kościoła dla osiągnięcia zbawienia wiecznego sprowadzają do poziomu bezsensownej formuły. Inni wreszcie umniejszają racjonalny charakter wiarygodności wiary chrześcijańskiej”.

Zatem, podobnie jak Rahner i Congar, de Lubac był podejrzewany o herezję za czasów Piusa XII. Nie powstrzymało to Jana XXIII przed powołaniem wszystkich trzech jako ekspertów na Sobór. Aby zrozumieć wagę pracy de Lubaca na Soborze, wystarczy przytoczyć słowa z ostatniego przemówienia Benedykta XVI do duchowieństwa Rzymu:

„I tak było przez cały Sobór: kameralne spotkania z rówieśnikami z innych krajów. W ten sposób poznałem wielkie postacie, takie jak ojciec de Lubac, Daniélou, Congar i tak dalej”.

Tak więc de Lubac (podobnie jak Congar) był podejrzewany o herezję za czasów Piusa XII, ale sześć dekad później Benedykt XVI chwalił go jako „wielką postać” na soborze.

W swoim dziele Sto lat modernizmu o. Bourmaud opisał rolę de Lubaca w rozwoju koncepcji „żywej tradycji”:

„«Żywa Tradycja» de Lubaca, którą odnalazł u Blondela, jest nawiązaniem do „prawa życia” Loisy’ego, zgodnie z którym Kościół ulega deformacji i przekształceniu, stając się swoim najdoskonalszym zaprzeczeniem. Intelektualni spadkobiercy de Lubaca, Ratzinger i Jan Paweł II, gorliwie podzielali jego teorię. Gdy modernizm ostatecznie zatriumfował na placu Świętego Piotra, żywa Tradycja stała się jednością z Kościołem soborowym, bez koniecznego związku z jakimkolwiek przekazem Objawienia z przeszłości. Żywa Tradycja dziś określa jako fałszywą prawdę wczorajszą, a prawdą dzisiejszą to, co wówczas było fałszem. Żywa Tradycja jest niezwykle wygodna, pozwalając teologom dowolnie odrzucać dwadzieścia wieków stałego i spójnego Magisterium i określać nieomylne potępienie wolności religijnej, a także antymodernistyczne decyzje z początku tego stulecia, zwłaszcza decyzje Komisji Biblijnej, jako „postanowienia tymczasowe”. Uzasadnia to ekskomunikę nielicznych biskupów, którzy rzeczywiście pozostają wierni Tradycji. Neomoderniści mogą słusznie być dumni z tego genialnego posunięcia, które pozwala upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: chroni modernizm i zadaje śmiertelny cios Tradycji apostolskiej, w imię żywej Tradycji!”

Koncepcja „żywej tradycji” de Lubaca to broń czystej sofistyki, z powodzeniem wykorzystywana przez złoczyńców i naiwniaków od sześciu dekad, by okradać dusze z wiary katolickiej i zastępować ją błędami potępionymi przez papieży sprzed Soboru Watykańskiego II. Ci, którzy mają oczy otwarte, rozpoznają to natychmiast. Tymczasem ci, którzy są ślepi lub złośliwi, wyją, że tradycyjni katolicy są heretykami i schizmatykami, ponieważ odmawiają przyjęcia błędów, które Pius XII uznał za zagrażające podważeniu fundamentów doktryny katolickiej.

Na koniec przyjrzyjmy się opisowi Soboru autorstwa de Lubaca:

„Dramat Soboru Watykańskiego II polega na tym, że zamiast być prowadzonym przez świętych, jak Sobór Trydencki, został on zmonopolizowany przez intelektualistów. Przede wszystkim przez niektórych teologów, których teologia zaczynała się od założenia, że ​​wiara powinna być unowocześniana zgodnie z wymogami świata i wyzwalana z domniemanej niższości wobec cywilizacji współczesnej. Miejscem teologii przestała być wspólnota chrześcijańska; to znaczy, Kościół stał się interpretacją jednostek. W tym sensie okres posoborowy oznaczał zwycięstwo protestantyzmu w katolicyzmie” (cyt. za: Antoni Socci, Czwarta Tajemnica Fatimska, s. 202-203).

De Lubac uważał, że Sobór Watykański II przyniósł „zwycięstwo protestantyzmu w katolicyzmie”. Jest to tym bardziej widoczne w przypadku Synodu o synodalności. Najwyraźniej ci, którzy twierdzili, że Trzecia Tajemnica dotyczyła apostazji na najwyższych szczeblach Kościoła, mieli rację.

Wracając do Stu lat modernizmu o. Bourmauda, ​​oto jak podsumował on kryzys:

„Jednakże była to wiosna, która zalała Kościół zimową mgłą. Paweł VI mówił o niepewności, sceptycyzmie i dymie szatana wkraczającym do Kościoła. Jan Paweł II od czasu do czasu wyłamywał się ze swojego zwyczajowego optymizmu i ustępował wobec oznak kryzysu w Kościele. Kardynał Ratzinger, alter ego Jana Pawła II, opisał szczegółowo otwarte rany każdego z czterech kontynentów chrześcijańskich. Melania z La Salette i siostra Łucja z Fatimy, dwie widzące, zjednoczyły się w przewidywaniu duchowej dezorientacji, utraty dogmatu wiary, zaćmienia Kościoła i nikczemnej roli tych, którzy zostali powołani na pasterzy stada. Sam w sobie taki kryzys nie jest niczym nowym. Nowość polega na tym, że pojawił się tak nagle i z bezprecedensową intensywnością. Nowością jest to, że pogrzeb całej tradycji katolickiej odbył się z oficjalną pompą i ceremonią, z kadzidłem i pontyfikalną Mszą Świętą. Przebrany za apoteozę, Sobór Watykański II zburzył kawałek po kawałku rusztowanie zbudowane przez naszego Pana, a to, co pozostało, miało zostać zburzone podczas kolejnych pontyfikatów”.

To bardzo proste: stoimy w obliczu duchowej dezorientacji przepowiedzianej przez Matkę Bożą Fatimską, ponieważ „Sobór Watykański II zburzył krok po kroku rusztowanie zbudowane przez naszego Pana, a to, co pozostało, zostało zburzone podczas kolejnych pontyfikatów”. Odrzucając ostrzeżenia papieży sprzed Soboru, Jan XXIII i architekci Soboru doprowadzili do „samobójstwa zmiany wiary” przepowiedzianego przez Piusa XII.

Poważni katolicy naturalnie zastanawiają się, co możemy zrobić, aby zaradzić tej sytuacji. Musimy oczywiście odrzucić nowinki potępione przez Piusa XII i jego poprzedników, bez względu na to, jak głośno i często innowatorzy wmawiają nam, że „żywa tradycja” de Lubaca oznacza, że ​​błąd stał się prawdą, a prawda błędem.

Ponadto z pewnością musimy znacznie mocniej przywiązać się do tradycyjnej Mszy łacińskiej i wszystkiego, czego Kościół nauczał przed Soborem. Poza tym jednak najważniejszą częścią „rozwiązania”, jakie możemy zastosować, jest uczynienie tego, o co prosiła nas Matka Boża Fatimska: zaprzestanie obrażania Boga grzechem, pobożne odmawianie Różańca i staranie się o świętość. Jeśli to uczynimy, być może Bóg wkrótce obdarzy papieża łaską niezbędną do właściwego poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi.

Niepokalane Serce Maryi, módl się za nami!

________________

Fatima and the Simple Explanation of the Crisis in the Catholic Church, Robert Morrison, December 5, 2025 

„Proces” Brauna. Dziś było wesoło, pobożnie i gromko

Piotr Heszen @PiotrHeszen

Następna część procesu 12 stycznia o godz. 9. Dziś było wesoło, pobożnie i gromko (odśpiewaliśmy chyba z 25 minut muzyki), a potem to już jedyny w Polsce Uniwersytet Żydoznawczy, gdzie @GrzegorzBraun_ był wykładowcą, a Wysoki Sąd lektorem. I to wszystko za darmo, tego nigdzie nie dają!

Zdjęcie

[poniżej powtórka, bo jest w niej filmik, ważny md]

Zdjęcie

7 077 wyświetleń

Mirosław Dakowski

How the American TFP Was Able to Make Reparation in Vienna

How the American TFP Was Able to Make Reparation in Vienna

by Jon Paul Fabrizio December 8, 2025 tfp.org/how-the-american-tfp-was-able-to-make-reparation-in-vienna

Nothing devastates Catholic hearts quite like insults to Our Lord and His Mother. Today’s Rosary Rally of Reparation in Vienna is all the proof you need.

The Künstlerhaus, one of Austria’s most prestigious art venues, shamelessly put together an exhibit titled “You Shall Make for Yourself an Image.” This new exhibit showcases some of the most blasphemous artwork from around the world.

Affronts include images of a frog attached to a crucifix, a bearded man and an LGBT activist dressed as the Blessed Mother, priestly vestments stained with excrement and pornographic depictions of the Holy Family.

Righteous Anger Turns into Action

Catholics all over the world, especially those in Austria, are rightfully outraged. The Künstlerhaus clearly offended God and countless Catholics, who were inspired to react.

The Austrian Society for the Defense of Tradition, Family and Property (TFP) took the initiative to prepare an online petition of protest.

As news of the exhibit spread beyond Austria, TFPs from around the world joined the effort. The American TFP collected a total of 23,448 signatures through three separate petition drives. These petitions requested that Tanja Prušnik, the President of Künstlerhaus Association, remove the exhibit immediately.

On the museum, one of the blasphemies depicting a bearded man dressed as Our Lady can be seen. Inside of the museum, dozens of other blasphemies were also featured.

A delegation of American TFP members traveled from the United States to deliver these signatures in person. An appointment to deliver the petitions was arranged for December 9. However, just a few days before, the appointment was suddenly cancelled by a museum spokesperson. It appears that the Künstlerhaus does not value the pleas of so many Catholics.

Taking to the Streets of Vienna

However, the TFPs took their protest beyond the petition. As the TFP activists often affirm, public blasphemy demands public reparation. Thus, dozens of people gathered in front of the Künstlerhaus for a Rosary Rally of Reparation.

The timing and location of this rally were carefully planned. To reach as many people as possible, it began at 6 p.m. Foot traffic was abundant, since the evening is a peak time for visitors at the nearby Christmas market.

The most symbolic aspect was the date: December 8, which is the Feast of the Immaculate Conception. Many of the exhibit’s blasphemies specifically target the virtue and purity of the Blessed Mother. This was the best day to make a solemn act of reparation.

Attendees came from around the world. Some of the countries represented include the United States, Czechia, Germany, Poland, Brazil, India, South Korea, Cameroon, Tunisia and, of course, Austria.

Everyone was equipped with rosaries, the most important weapon in the war against blasphemy. The rosary was led by members of TFP Student Action Europe and was recited in German, the local language.

The participants sang the Creed, the Salve Regina and a traditional Austrian hymn. Additionally, many of them approached the statue of Our Lady of Fatima and paid homage to the Queen of Heaven.

The German sign translates to “Please honk your horns against blasphemy!”

The beauty of the rally contrasted sharply with a grotesque image of the blasphemy advertised on the museum’s façade. One man emerged from the museum and began beating on a trash can, hoping to disrupt the prayers.

His antics only lasted a few seconds before security removed him. Another man screamed at us from across the street in such a violent way that not even the Austrians could understand him.

However, most people were shocked by the blasphemy and wanted to do everything they could to oppose it. One woman said she found out about the protest from an email from the American TFP and drove two hours from Czechia to attend. Several others approached the Americans and thanked them for flying across the Atlantic to participate.

After spending an hour in front of the Künstlerhaus making reparation for the blasphemies inside, the rally concluded. The conversation afterwards was very lively, with many people discussing possible next steps to close this exhibit for good.

Why This Protest Matters for Americans

Witnessing Catholics from around the world unite against this blasphemy was truly beautiful. These members of the universal Church recognize that blasphemy is not confined by borders. Each and every blasphemy represents a profound offense to God, who is omnipresent.

These international Rosary Rallies of Reparation tell God that no matter where He is attacked, faithful Catholics will always be there to protest and make reparation.

Thanks to the generous support and donations of many God-fearing Americans, the American delegation was pleased to represent the nation in the public square.

Please continue to pray in reparation for this exhibit, which is scheduled to run until February 8, 2026.

Polska płaci Emerytury i Renty Sowieckim Ukraińcom z KGB , SBU I GRU , Milicji

Polska płaci Emerytury i Renty Sowieckim Ukraińcom z KGB , SBU I GRU , Milicji

goralo-baca123

https://www.salon24.pl/u/maximilianschonbucher/1477194,polska-placi-emerytury-i-renty-sowieckim-ukraincom-z-kgb-sbu-i-gru-milicji


Pracowali w Sowiecko-Komunistycznym ZSSR w aparacie przemocy jak KGB czy byli oficerami , żołnierzami Armii Czerwonej okupującej Polskę… Mordowali , więzili, katowali Polaków od 1945-1992 w ramach Związkowej Komunistycznej Republiki Ukraińskiej…

Od 2018 do 2024 Polska wypłaciła ukraińskim ” rolnikom ” rent rolniczych na sumę 11 milionów 754 tysięcy złotych i emerytur  rolniczych na sumę 10 milionów 250 tysięcy złotych…

To nie wszystko…

Lawinowo rośnie liczba Ukraińców, którzy pobierają polskie emerytury pracownicze… wśród których jest wielu mieszkających lub 1 raz w m-cu  przyjeżdżających odebrać pensję wspomnianych Sowiecko-Ukraińskich bandytów z Ukraińskiej Milicji, KGB , Czerwonej Armii Sowieckich służb  wojskowych  GRU…

Polska staje się dla nich senioralnym eldorado!

Z najnowszych danych wynika, że rok do roku jest ich więcej o kilka tysięcy. W grudniu 2024 r. ponad 20 tys. cudzoziemców, w zdecydowanej większości Ukraińców, otrzymało emerytury i renty z ZUS, na łączną sumę ok. 27,6 mln zł (jest to pula miesięczna !!!!!). W analogicznym okresie 2023 r. świadczenia te wypłacano 15,3 tys. osób (21,5 mln zł), a w 2022 r. – 12,2 tys. osób (16,5 mln zł).

Wychodzi na to, że co roku ZUS wydaje z tego tytułu co najmniej o 5 mln zł więcej. Najliczniejszą nację podlegającą u nas ubezpieczeniom społecznym stanowią Ukraińcy 787,5 tys., a także Białorusini 134,9 tys. i Gruzini 25,7 tys. (dane na koniec 2024 r.).

Eksperci prognozują, że zjawisko będzie narastać, a za 10–20 lat Polska stanie się senioralnym eldorado dla naszych sąsiadów zza wschodniej granicy. Jeśli np. Ukrainiec w wieku senioralnym zamieszka w Polsce, to  ZUS ma obowiązek wypłacać mu różnicę między emeryturą pobieraną z Ukrainy a minimalną polską. Takie ,,wyrównania” to niebagatelne kwoty. Minimalna emerytura ukraińska wynosi obecnie od 2725 do 3370 hrywien (od ok. 260 do 320 zł). Oznacza to dopłatę rzędu ponad 1,5 tys. zł miesięcznie. 

Tak my Polacy utrzymujemy komunistycznych , ukraińskich oprawców z których zapewne wielu mordowało naszych braci na Wołyniu , Podolu i Małopolsce.

The Data That Doesn’t Exist. Autism.

ccross-posted a post from How to End the Autism Epidemic
Dr. Robert W. Malone Dec 8 · Malone News
„J.B. is arguably the world’s most thoughtful, sophisticated, knowledgeable, and indefatigable activist for children’s health.” – RFK, Jr.

J.B. Handley is the proud father of a child with Autism. He spent his career in the private equity industry and received his undergraduate degree with honors from Stanford University. His first book, How to End the Autism Epidemic, was published in September 2018. The book has sold more than 75,000 copies, was an NPD Bookscan and Publisher’s Weekly Bestseller, broke the Top 40 on Amazon, and has more than 1,000 Five-star reviews. Mr. Handley and his nonspeaking son are also the authors of Underestimated: An Autism Miracle and co-produced the film SPELLERS, available now on YouTube.

The Data That Doesn’t Exist

ACIP voted to un-recommend the Hep B birth dose, but here’s the problem: they still can’t weigh the other side of the ledger

J.B. HANDLEY DEC 8

ATLANTA, Georgia—Yesterday, something happened that has never happened in the history of American public health: ACIP voted 8-3 to un-recommend the universal birth dose of hepatitis B for babies born to mothers who test negative for the virus. After 34 years of jabbing every American newborn within hours of taking their first breath—regardless of whether their mother had hepatitis B—the committee finally acknowledged what 25 European countries figured out decades ago: it doesn’t make sense.

But watching this vote unfold, I couldn’t help but notice the absurdity of the debate itself. Committee members who opposed the change kept saying variations of the same thing: “We’ve heard ‘do no harm’ as a moral imperative. We are doing harm by changing this wording.” Another said “no rational science has been presented” to support the change.

How to End the Autism Epidemic is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.

Upgrade to paid

And therein lies the fundamental problem with ACIP—and with the entire vaccine regulatory apparatus in America. They literally cannot weigh risk versus benefit because they only have data on one side of the scale.


The Missing Side of the Ledger

When ACIP debates adding or removing a vaccine from the schedule, they can produce endless data on disease incidence. They can show you charts demonstrating how hepatitis B cases in infants dropped from thousands to single digits after 1991. They can model projected infections if vaccination rates decline. They have this data at their fingertips because tracking infectious disease is something our public health apparatus actually does.

But ask them to produce equivalent data on vaccine injury, and you’ll get silence. Not “the data shows injuries are rare.” Not “here’s our comprehensive tracking of adverse events.” Just… nothing. A void where information should be.

This is not an accident. This is by design.

The safety trials for Engerix-B and Recombivax HB—the two hepatitis B vaccines given to American newborns—monitored adverse events for four to five days after injection. That’s it. If your baby developed seizures on day six, or regressed into autism over the following months, or developed autoimmune disease in the following year—none of that would appear in the pre-licensure safety data.

And the post-market surveillance? VAERS is a voluntary reporting system that the CDC itself acknowledges captures only a tiny fraction of adverse events. A Harvard-funded study found it captures perhaps 1% of actual vaccine injuries. Vaccine court has paid out over $5 billion in claims while simultaneously being structured to make filing nearly impossible for average families.

So when Dr. Cody Meissner voted against removing the Hep B birth dose and said he saw “clear evidence of the benefits” but “not the harms,” he was accidentally revealing the entire rotten structure. Of course he doesn’t see the harms. Nobody is systematically looking for them.


The Invisibility of Vaccine Injury

Here’s what most people don’t understand about vaccine injury: it’s nothing like a gunshot wound.

If you shoot someone, the cause is obvious. There’s a bullet, a wound, blood, a clear mechanism of action visible to any observer. Even a medical examiner who’s never seen the victim before can determine cause of death.

Vaccine injury doesn’t work that way. When aluminum nanoparticles from a vaccine cross the blood-brain barrier via macrophages, when they lodge in brain tissue and trigger chronic neuroinflammation, when a child slowly regresses over weeks or months—there’s no bullet. There’s no smoking gun. There’s just a before and an after, and a desperate parent trying to explain to doctors that something changed.

This invisibility is the vaccine program’s greatest protection. Because the injury mechanism is complex and delayed, because it doesn’t leave an obvious wound, because it requires actually looking to find—and because no one in authority is looking—the injuries simply don’t exist in the official record.

I watched my own son Jamie regress after his vaccines. A healthy, developing toddler who lost his words, stopped making eye contact, and retreated into a world we couldn’t reach. My wife and I know what happened. Thousands of other parents know the same thing happened to their children. But because this type of injury doesn’t show up on a simple blood test, because there’s no autopsy finding that says “vaccine-induced encephalopathy,” ACIP members can sit in a room and say with straight faces that they don’t see evidence of harm.

They’re not lying. They literally can’t see it. Because no one is measuring it.


The Chicken Pox Conundrum

Here’s an example that illustrates the insanity of our current approach.

The varicella (chicken pox) vaccine was added to the schedule in 1995. It definitely reduces chicken pox cases. The data is clear on that front. Mission accomplished, right?

But what about the other side of the ledger?

Emerging research suggests that wild chicken pox infection provides some protective effect against brain cancers—particularly glioma, the most common type of primary brain tumor. Multiple studies have found that people who had chicken pox as children have significantly lower rates of brain cancer later in life. The hypothesis is that the immune response to wild varicella provides lasting immunological benefits that extend far beyond preventing itchy spots.

Meanwhile, the vaccine itself has been associated with increased rates of autoimmune conditions. Studies have linked varicella vaccination to higher rates of herpes zoster (shingles) outbreaks in younger age groups, to autoimmune disorders, to various adverse events that weren’t captured in the original short-term safety trials.

So what’s the true risk-benefit of the chicken pox vaccine? Does preventing a week of itchy discomfort in childhood justify potentially increased rates of brain cancer and autoimmune disease later in life?

ACIP can’t answer this question. They literally don’t have the data. They can show you chicken pox cases going down. They cannot show you a comprehensive analysis of long-term neurological and immunological outcomes in vaccinated versus unvaccinated populations, because that study has never been done.

And so they keep recommending the vaccine based on the only data they have—the disease prevention data—while remaining willfully blind to consequences they’ve never bothered to measure.


The ACIP Paradox

Yesterday’s vote was historic, but it also revealed the fundamental paradox of vaccine regulation in America.

The committee members who voted to remove the universal Hep B birth dose recommendation did so largely based on comparative evidence from Europe, parental concerns, and the basic logic that vaccinating a 12-hour-old baby for a sexually transmitted disease their mother doesn’t have makes no medical sense. They were right to do so.

But the committee members who voted against the change weren’t wrong either, from their perspective. They looked at the only data they have—disease prevention data—and concluded that removing the recommendation could lead to more hepatitis B cases. And within their limited framework, they’re correct.

The problem is the framework itself.

True risk-benefit analysis requires data on both risks AND benefits. ACIP has comprehensive data on benefits (disease prevention) and virtually no data on risks (vaccine injury). So every decision they make is fundamentally flawed from the start.

When Dr. Joseph Hibbeln complained that “no rational science has been presented” to support changing the recommendations, he was inadvertently indicting the entire system. Of course no comprehensive vaccine injury data was presented—such data doesn’t exist because no one has been willing to collect it.

This is like asking someone to make an informed financial decision while only showing them potential profits and hiding all possible losses. Of course the decision will be skewed. Of course you’ll end up with a bloated portfolio of high-risk investments that look great on paper.


The Real Reform

If RFK Jr. and the new HHS leadership want to actually fix the vaccine program, they need to understand that removing individual vaccines or making them “optional” is just rearranging deck chairs on the Titanic.

The real reform is creating the data infrastructure that should have existed from the beginning.

We need a comprehensive, long-term, vaccinated-versus-unvaccinated health outcomes study. Not a five-day safety trial. A multi-decade tracking of neurological, immunological, and developmental outcomes across populations with varying vaccination status. Florida just eliminated all vaccine mandates—that state alone could provide the data we need within ten years if someone had the courage to actually collect it.

We need a vaccine injury surveillance system that actually captures adverse events. Not a voluntary reporting system that misses 99% of injuries. An active surveillance system with trained clinicians looking for the kinds of delayed, complex injuries that vaccines actually cause.

We need accountability for manufacturers. The 1986 National Childhood Vaccine Injury Act removed all liability from vaccine makers—and predictably, the vaccine schedule exploded afterward while safety research stagnated. Why would any company invest in safety when they can’t be sued for injuries?

Without this data, every ACIP meeting will be the same performance we watched this week: members confidently citing disease prevention data while admitting they can’t see evidence of harm—not because harm doesn’t exist, but because no one is looking for it.


What Comes Next

Yesterday’s vote was a crack in the wall. For the first time, an American regulatory body acknowledged that perhaps vaccinating every newborn within hours of birth for a disease primarily transmitted through sex and IV drug use doesn’t make sense when the mother has already tested negative.

But the forces of institutional inertia are already mobilizing. The American Academy of Pediatrics is “disappointed.” The American Medical Association is calling for the CDC to reject the recommendation. The pharmaceutical industry—which collects over $225 million annually from Hep B birth doses alone—will fight to restore the universal recommendation.

They will cite the same data they always cite: disease prevention data. Cases prevented. Infections avoided. Lives saved—theoretically.

They will not cite vaccine injury data, because that data doesn’t exist in any comprehensive form. They will not present long-term health outcomes in vaccinated versus unvaccinated children, because those studies have been actively avoided for decades. They will not acknowledge the thousands of families who have watched their children regress after vaccination, because those injuries aren’t captured in any official database.

And this is why ACIP will always be hamstrung. Until we build the data infrastructure to actually measure vaccine injury—to put real numbers on the other side of the ledger—every vaccine decision will be based on incomplete information. Every “risk-benefit analysis” will be a fraud, because we’re only measuring half the equation.

The hepatitis B birth dose vote was a small victory. But the larger battle—for actual science, for complete data, for true informed consent—that battle is just beginning.

And until we win it, ACIP will continue making decisions in the dark, confidently citing evidence of benefits while remaining deliberately blind to the harms they’ve never bothered to measure.


About the author


Screen Shot 2018-04-01 at 2.37.41 AM.jpg

J.B. Handley is the proud father of a child with Autism. He spent his career in the private equity industry and received his undergraduate degree with honors from Stanford University. His first book, How to End the Autism Epidemic, was published in September 2018. The book has sold more than 75,000 copies, was an NPD Bookscan and Publisher’s Weekly Bestseller, broke the Top 40 on Amazon, and has more than 1,000 Five-star reviews. Mr. Handley and his nonspeaking son are also the authors of Underestimated: An Autism Miracle and co-produced the film SPELLERS, available now on YouTube.

Dobrzy ludzie jeszcze przysłali: MEM-y IX.

——————-

————————————–

ustawa łańcuchowa


—————————————-

———————————————

———————-

————————————–

—————————————————-

———————————-

————————————————

————————————————

——————————————-


Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

Kiedy Tusk w panice staje się zbyt szczery i potwierdza „rosyjską propagandę”…

Thomas Röper https://anti-spiegel.ru/2025/wenn-donald-tusk-in-seiner-panik-zu-ehrlich-wird-und-russische-propaganda-bestaetigt/

Putin miał rację.

Kiedy Donald Tusk w panice staje się zbyt szczery i potwierdza „rosyjską propagandę”… 

Plan pokojowy Trumpa i nowa strategia bezpieczeństwa USA wywołują panikę w Europie, jak pokazują posty Donalda Tuska. W panice staje się on zadziwiająco szczery i potwierdza to, co zawsze nazywa się rosyjską propagandą: NATO jest zadeklarowanym wrogiem Rosji.

Anti-Spiegel  7 grudnia 2025

Zachodni politycy i media stanowczo zaprzeczają rosyjskiemu stanowisku, że NATO jest wrogiem Rosji, twierdząc, że rozszerzenie NATO do granic Rosji nie stanowi dla niej żadnego zagrożenia. Zdecydowanie zaprzeczają również, że przystąpienie Ukrainy do NATO, które rozpoczęło się na początku 2022 roku, stanowiło zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Rosji, przed którym Rosja mogłaby się bronić jedynie poprzez interwencję militarną na Ukrainie po tym, jak Zachód odmówił negocjacji z Rosją. Zachodnie media i politycy twierdzą, że to wszystko rosyjska propaganda i że NATO nie jest wrogiem Rosji.

I akurat polski premier Tusk potwierdza, że ​​Rosja miała rację w tej sprawie i że NATO uważa Rosję i zawsze uważało ją za wroga.

UE potrzebuje „wspólnego, jasno określonego wroga”

W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” na początku listopada Tusk powiedział:

„Istnieją oczywiste obawy, że pod presją wydarzeń świat może spontanicznie lub celowo ponownie podzielić się na dwie półkule. Dla Waszyngtonu, Ameryki Południowej, Kanady, Grenlandii – prezydent USA Donald Trump często o tym wspomina – a także potencjalny konflikt z Chinami stają się priorytetami, podczas gdy my musielibyśmy sobie poradzić sami”.

Tusk stwierdził następnie, że jedność europejska wymaga „wspólnego, jasno określonego wroga”, dodając:

„Wiem, że to niepopularne podejście, ale nie zmienię zdania i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby ta nadzwyczajna sytuacja trwała jak najdłużej”.

Podsumowując: Tusk oświadczył całkiem otwarcie, że UE potrzebuje „wspólnego, jasno określonego wroga”, przez którego rozumie Rosję, i że zrobi wszystko, aby „ta wyjątkowa sytuacja”, czyli eskalacja konfrontacji z Rosją, „trwała jak najdłużej”.

Mówiąc wprost, Tusk stwierdził, że UE sama zaostrza konflikt z Rosją, ponieważ potrzebuje wspólnego wroga, aby przetrwać. UE nie jest już projektem pokojowym ani gospodarczym; stała się projektem siłowo-politycznym. Komisja Europejska chce przekształcić UE w de facto państwo federalne, w którym to Komisja sprawuje władzę, a państwa narodowe, pod względem swojej władzy politycznej, są sprowadzone do czegoś na kształt niemieckich krajów związkowych.

Jedynym sposobem, by przekonać do tego obywateli UE, którzy w zdecydowanej większości odrzucają te plany, jest zastraszenie ich wrogiem zewnętrznym, by uwierzyli, że UE potrzebuje większych uprawnień, by odeprzeć rzekome zagrożenie. Ten trik został już wykorzystany podczas pandemii COVID-19, kiedy UE uzyskała kontrolę nad danymi zdrowotnymi wszystkich obywateli UE za pośrednictwem cyfrowych certyfikatów szczepień, skutecznie znosząc ochronę danych. Jest on ponownie wykorzystywany teraz, gdy Komisja Europejska przejmuje kontrolę nad zamówieniami na broń, tworzy własną służbę wywiadowczą, która zastąpi krajowe agencje wywiadowcze, znosi prawo weta państw członkowskich i przejmuje wiodącą rolę w polityce zagranicznej. To przeniesienie władzy do Brukseli i osłabienie państw narodowych są uzasadniane rzekomym „zagrożeniem ze strony Rosji”.

To właśnie Tusk otwarcie stwierdził w wywiadzie na początku listopada, mówiąc o potrzebie posiadania przez UE „wspólnego, jasno określonego wroga” i że zrobi wszystko, aby „ta wyjątkowa sytuacja trwała jak najdłużej”.

Donald kontra Donald

Ostatnie dwa tygodnie były najwyraźniej trudne dla Donalda Tuska, ponieważ inny Donald, a mianowicie Donald Trump, najwyraźniej ma inne plany.

Obecna gehenna Tuska rozpoczęła się od przedstawienia planu pokojowego Trumpa, na który Tusk odpowiedział na X pod koniec listopada w następujący sposób:

„Chciałbym przypomnieć naszym sojusznikom, że NATO powstało po to, by bronić Zachodu przed agresją sowiecką, czyli przed Rosją. Jego fundamentem była solidarność, a nie egoistyczne interesy. Mam nadzieję, że nic się w tej kwestii nie zmieniło”. zrodlo:

Donald Tusk @donaldtusk

I wish to remind our allies that NATO was created to defend the West against the Soviet aggression, that is against Russia. And its foundation was solidarity, not egoistic interests. I hope that nothing has changed.

1,8 mln wyświetleń

——————

Już teraz wyraźnie słychać panikę, która ogarnęła Tuska, ale to był dopiero początek.

Kilka dni później, w piątek, Stany Zjednoczone opublikowały nową strategię bezpieczeństwa narodowego, która jasno stwierdza, że ​​Europa nie jest już priorytetem dla rządu USA i że Europa powinna wkrótce być w stanie się bronić. Rząd USA otwarcie odwraca się więc od NATO. Jako jeden z priorytetów rządu USA formułuje „przywrócenie stabilności w Europie i strategicznej stabilności z Rosją”, co oznacza zakończenie wojny na Ukrainie i dobre stosunki z Rosją.

To jest dokładnie odwrotne od tego, czego pragną Tusk i Europejczycy, dla których egzystencjalnie ważne jest posiadanie „wspólnego, jasno określonego wroga” – Rosji – ponieważ w przeciwnym razie ambitne plany Komisji Europejskiej, mające na celu osłabienie państw narodowych, są zagrożone.

Nawiasem mówiąc, nowa strategia bezpieczeństwa Trumpa ostro krytykuje UE w jej obecnym kształcie i stwierdza, że ​​celem polityki USA jest „pomoc Europie w skorygowaniu jej obecnego kursu”.

To prawdopodobnie jeszcze bardziej wzmogło panikę Tuska, który okazał kolejny przebłysk szczerości, odpowiadając X w następujący sposób:

„Drodzy amerykańscy przyjaciele, Europa jest waszym najbliższym sojusznikiem, a nie waszym problemem. Mamy wspólnych wrogów. Przynajmniej tak było przez ostatnie 80 lat. Musimy się tego trzymać, ponieważ to jedyna rozsądna strategia dla naszego wspólnego bezpieczeństwa. Chyba że coś się zmieni”.

( znów podaję źródło) tusku

Czy coś się zmieniło po 80 latach bez zmian?

Największą obawą Tuska wydaje się być to, że coś mogło się zmienić, ponieważ oba jego posty w stylu X kończą się tym sformułowaniem. Co dokładnie się zmieniło, okaże się w nadchodzących tygodniach i miesiącach, ale jestem pewien, że coś się rzeczywiście zmieniło.

Dla administracji Trumpa NATO ewidentnie nie jest już sojuszem obronnym, a raczej instrumentem, za pomocą którego zamierza wycisnąć z Europejczyków jak najwięcej miliardów na zbrojenia. W Waszyngtonie nie mówi się już o „obronie zbiorowej”; zamiast tego Biały Dom żąda, aby Europejczycy bronili się sami – i oczywiście kupowali w tym celu broń od USA za setki miliardów dolarów.

Odpowiedź na pytanie Tuska o to, czy coś się zmieniło, brzmi: tak, coś z pewnością się zmieniło; pytanie tylko, jak radykalnie i szybko Trump to wdroży.

Prawdy, które Tusk tak otwarcie głosił w ostatnich tygodniach – że UE potrzebuje Rosji jako „wspólnego, jasno określonego wroga” i że NATO zawsze uważało Rosję za wroga – nie są rewolucyjne, o czym wszyscy eksperci już wiedzieli. Zaskakujące jest to, że czołowi europejscy politycy mówią teraz o tym otwarcie, co jest wyraźnym sygnałem paniki szerzącej się w Europie.

Należy pamiętać, że lord Ismay, pierwszy sekretarz generalny NATO, sformułował cel i misję NATO jako trzymanie Związku Radzieckiego z dala od Europy, utrzymywanie USA w Europie i podporządkowanie Niemiec. I Tusk ma rację, ponieważ nic się nie zmieniło przez 80 lat; cele i misja NATO do dziś są takie: walka z Rosją, utrzymanie władzy USA nad Europą i maksymalne osłabienie Niemiec.

Wydaje się, że coś się zmieniło, ponieważ rząd USA nie postrzega już Rosji, lecz Chiny jako swojego głównego przeciwnika i chce pozyskać Rosję dla swojej walki z Chinami. A aby to się stało, konieczna jest poprawa relacji amerykańsko-rosyjskich.

Ponieważ w ostatnich latach Unia Europejska pogrążyła się w politycznym bezsensie i recesji gospodarczej, pozostały jej tylko dwie opcje: zaakceptować tę sytuację lub kontynuować samotną walkę z Rosją.

Rząd USA prawdopodobnie mógłby pogodzić się z każdym z tych scenariuszy.

Klucz do zrozumienia wojny wyznawców globalizmu z Zachodem

Klucz do zrozumienia wojny wyznawców globalizmu z Zachodem

Autor: AlterCabrio, 8 grudnia 2025

Kluczem do zrozumienia tej globalistycznej wojny z Zachodem jest po pierwsze uznanie, że spisek „elit” jest twardym, niepodważalnym faktem. Po drugie, musimy zaakceptować, że wojna została nam wypowiedziana i że jest to wojna totalnego podboju. Nie wolno nam żyć oddzielnie i pokojowo, samo nasze istnienie jest postrzegane jako zagrożenie dla establishmentu. Po trzecie, globaliści postrzegają kulturę zachodnią jako sprzeczną z ich przyszłymi celami. Globalizm nie może zwyciężyć, dopóki istnieją zachodnie ideały.

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

Klucz do zrozumienia wojny wyznawców globalizmu z Zachodem

Wojna kulturowa w świecie zachodnim osiąga obecnie apogeum. Początkowo media twierdziły, że to wszystko „teoria spiskowa” nagłośniona przez „marginalną mniejszość” radykalnej prawicy. Później przyznawały, że konflikt jest realny, ale twierdziły, że konserwatyści to potwory próbujące „zdemontować demokrację”. Dziś wojna kulturowa stała się dominującym tematem naszych czasów, a debata o niej rozbrzmiewa echem w korytarzach Białego Domu.

Lewicowcy mieli nadzieję, że ignorowaniem uda im się to wszystko odrzucić. Mieli nadzieję, że będą mogli swobodnie kontynuować ideologiczne przejęcie władzy. Ponieśli porażkę. Bunt w USA jest efektem dziesięcioleci wysiłków obrońców wolności i w końcu przynosi owoce.

Myślę jednak, że wielu Amerykanów i niektórzy Europejczycy odkrywają, że ruchy takie jak postępowy wokizm (w istocie marksizm kulturowy) to coś więcej niż tylko reakcja na powrót konserwatystów do przestrzeni kulturowej. Walka, która toczy się na naszych oczach, jest jedynie nikłym odbiciem walki toczącej się za kulisami.

Niemal każdy aspekt lewicowego aktywizmu politycznego i społecznego jest finansowany przez niektóre z najbogatszych organizacji i osób na świecie. W rzeczywistości, śmiem twierdzić, bez miliardów dolarów globalnego finansowania zapewnianego przez organizacje pozarządowe, instytucje rządowe i korporacje, lewica polityczna, jaką znamy, nie istniałaby, a świat byłby znacznie spokojniejszy.

Doskonałym przykładem są organizacje anty-ICE. Grupy te mają dostęp do znacznych rezerw gotówki, z których finansują sieci telefoniczne, płacą setkom, a nawet tysiącom protestujących i agitatorów, płacą za reprezentację prawną i kaucje, aby ich aktywiści i agenci mogli wyjść z więzienia, a często uzyskują poufne informacje na temat operacji ICE jeszcze przed ich rozpoczęciem.

Grupy te działają mniej jak lokalne organizacje walczące o prawa obywatelskie, a bardziej jak tajne agencje rządowe. A jeśli sprawdzisz ich historię podatkową, bezbłędnie odkryjesz, że są wspierane przez organizacje pozarządowe, takie jak Fundacja Społeczeństwa Otwartego, Fundacja Forda, Fundacja Rockefellera, globalne korporacje, takie jak Vangaurd i Blackrock, oraz biurokracje rządowe, takie jak USAID (zanim została zamknięta).

Nic w tych ruchach nie jest naturalne, to czysta sztuczna intryga. Może to wyglądać jak chaos, ale za każdym razem, gdy widzisz w wiadomościach lewicowe tłumy próbujące ingerować w aresztowania i deportacje przeprowadzane przez ICE, widzisz doskonale zorganizowaną machinę zasilaną globalistycznymi pieniędzmi, która działa na rzecz podważenia suwerenności USA.

Masowa imigracja mieszkańców Trzeciego Świata jest koordynowana przez globalistów. Protesty przeciwko deportacjom są finansowane przez globalistów. Politycy, którzy promują politykę otwartych granic i umożliwiają inwazję na Zachód, są ściśle związani z prominentnymi globalistami. Wojna z Zachodem to wojna globalistów; radykalni aktywiści to bezmyślni żołnierze i opłacani najemnicy. Nie są źródłem konfliktu, lecz to źródło chronią.

Niestety, zbyt wielu konserwatywnych komentatorów NIE CHCE zaakceptować faktu, że działania lewicy politycznej są skoordynowane z głębszym spiskiem. Nie wiem, dlaczego zaprzeczają istnieniu tej intrygi. Mogę jedynie przypuszczać, że idea spisku odgórnego, mającego na celu doprowadzenie do upadku kultury zachodniej, jest dla nich zbyt przerażająca, by ją rozważać.

Istnieje również problem motywacji. Wielu konserwatystów i patriotów ma mgliste pojęcie, dlaczego globaliści robią to, co robią. Zło istnieje, to nie podlega dyskusji. Ale poza leżącymi u podstaw czynnikami psychicznymi, takimi jak psychopatia i urojenia o boskości, kwestia relatywizmu jest wszechobecna. To obsesja globalistów.

Globalizm ma swoje korzenie w relatywizmie kulturowym, moralnym, prawnym, a nawet biologicznym. Kultura Zachodu jest zasadniczo antytezą relatywizmu i dlatego musi zostać zniszczona, aby globalizm mógł się rozwijać. Wszystko inne to tylko taktyka, strategia niszczenia Zachodu bez brania na siebie winy.

Tylko Zachód kodyfikuje ideę swobód przyrodzonych w swoich ramach prawnych. Tylko Zachód (a konkretnie Stany Zjednoczone) stawia prawa jednostki na równi z polityką rządu lub ponad nią. Tylko Zachód ceni wolność myśli bardziej niż uniformizm. Tylko Zachód (głównie Stany Zjednoczone) głosi konieczność buntu ludu w obliczu kolektywistycznej tyranii.

Problem w tym, że większość świata nie ma pojęcia o tych ideałach. Spędzili życie, aklimatyzując się w kulturach, w których „prawa” są również względne – zależne od kaprysów reżimów socjalistycznych i autorytarnych.

Dlatego też finansowanie importu milionów obcokrajowców, głównie z krajów trzeciego świata, na Zachód, ma dla globalistów sens. To ludzie, których umysły są już zniewolone przez całe życie w stanie poddania się kolektywizmowi i oligarchii. Migranci zgadzają się na ten plan, ponieważ zachęty są nazbyt kuszące. Ich panowie kierują ich na Zachód i mówią:

„Idźcie i rabujcie, bierzcie, co się da! Pozwolimy wam splądrować te bogate miejsca, o ile zrobicie, co mówimy, po tym, jak skarbce zostaną splądrowane, a krew na ulicach wyschnie na słońcu…”

Innymi słowy, globaliści dają uciskanym mieszkańcom Trzeciego Świata zawór parowy, okazję do „wyjścia na wolność” i działania zgodnie z najgorszymi impulsami. To smutna, ale powszechna obserwacja, że ​​większość zniewolonych umysłów NIENAWIDZI istnienia wolnych ludzi, nawet jeśli ci ludzie żyją po drugiej stronie planety.

Dotyczy to nie tylko wrogich migrantów, ale także postępowców, którzy mieszkają tuż obok nas. Spójrzcie, co się wydarzyło podczas pandemii. Spójrzcie, jak się zachowują w konfrontacji z faktami, które przeczą ich poglądom politycznym. Puszczają im nerwy, wychodzą z siebie, popadają w obłęd. Plują, pienią się i szaleją niczym zwierzęta. Lżyli nas i nic nie ucieszyłoby ich bardziej niż widok naszej śmierci. Wszystko dlatego, że nie przyjmujemy ślepo ich doktryny.

Przebudzenie [wokeness], wraz z multikulturalizmem, to globalistyczna konstrukcja zaadaptowana jako nowa religia światowa, a wszystkie jej założenia są zaprojektowane jako atak na wartości zachodnie. Szanujemy merytokrację, więc oni tworzą DEI i równość. Promujemy osobistą odpowiedzialność, więc oni promują narcyzm i samouwielbienie. Czcimy wolny rynek, więc oni umożliwiają ekspansję socjalizmu. Szanujemy nauki biologiczne i biblijne definicje mężczyzny i kobiety, więc oni tworzą ideologię płynności płciowej [gender fluid]. Szanujemy obiektywizm moralny i rzeczywistość dobra i zła, więc oni wyczarowują filozofię relatywizmu moralnego jako przyzwolenie na skrywaną degenerację.

Oczywiście, istnieją inne kultury, które nie podzielają idei „przebudzenia”, ale nie stanowią one realnego zagrożenia dla globalizmu. Nie mają dziedzictwa wolnej myśli, nie interesują się buntem i są w większości rozbrojone, więc nie byłyby w stanie stawić czoła, nawet gdyby chciały.

Przebudzenie [wokeness] zostało celowo stworzone jako broń przeciwko Zachodowi. Broń, która atakuje naszą wiarę w wolność i próbuje wykorzystać ją przeciwko nam. Bo jeśli jednostka ma prawo do wyboru własnej drogi, jak daleko sięga to prawo? Czy jednostki mają prawo i swobodę, by gromadzić się w tłumy i systematycznie niszczyć Zachód? Liberałowie powiedzieliby „tak”, a jeśli ktokolwiek spróbuje ich powstrzymać, ci ludzie okazują się tyranami.

Czy jesteśmy tyranami, jeśli stawiamy opór? Czy jesteśmy faszystami, jeśli bronimy kultury i granic przed wymazaniem? Czy jesteśmy hipokrytami, jeśli ignorujemy suwerenność ludzi, których jedynym celem jest tej suwerenności zniesienie?

Mój kontrargument wobec tej filozofii jest taki, że lewacy i globaliści nie mają prawa manipulować Zachodem. Mają jedynie prawo opuścić Zachód i stworzyć własne systemy gdzie indziej. Skoro tak bardzo nienawidzą Zachodu, dlaczego nie przeniosą się, zamiast pozostawać tutaj lub zapraszać miliony imigrantów, którzy również nie szanują naszego dziedzictwa?

Bo to nie jest obywatelski spór między obywatelami, których łączy wspólna miłość do ojczyzny – to wojna między śmiertelnymi wrogami, których nic nie łączy. Nie chcą żyć pokojowo w innym miejscu, gdzie mogliby eksperymentować z socjalizmem do woli. Chcą podbijać i podporządkowywać. Globalizm musi być globalny. Jeśli pozwoli się istnieć jakimkolwiek konkurującym systemom, będą one dowodem na to, że metoda relatywistyczna jest metodą gorszą.

Kluczem do zrozumienia tej globalistycznej wojny z Zachodem jest po pierwsze uznanie, że spisek „elit” jest twardym, niepodważalnym faktem. Po drugie, musimy zaakceptować, że wojna została nam wypowiedziana i że jest to wojna totalnego podboju. Nie wolno nam żyć oddzielnie i pokojowo, samo nasze istnienie jest postrzegane jako zagrożenie dla establishmentu. Po trzecie, globaliści postrzegają kulturę zachodnią jako sprzeczną z ich przyszłymi celami. Globalizm nie może zwyciężyć, dopóki istnieją zachodnie ideały.

Wreszcie, jak zauważono, większość świata jest przeciwko nam, niezależnie od tego, czy zdaje sobie z tego sprawę, czy nie. Nawet dawni sojusznicy w Europie stają się wrogami. Importuj masy ludzi z Trzeciego Świata do Ameryki, a oni nie staną się Amerykanami – Ameryka stanie się Trzecim Światem. Importuj miliony socjalistów do USA, a USA staną się coraz bardziej socjalistyczne. To bardzo proste do zrozumienia, ale lewicowcy (i niektórzy libertarianie) odmawiają uznania prawdy.

Nie wszystkie kultury są równe. Niektóre są lepsze od innych. To fascynujące, jak liberałowie wciąż udają, że różne narody i kultury nie tworzą plemion, które są sobie przeciwne. Nie jesteśmy tacy sami, a naturalne współistnienie to mit. Współistnienie takich grup jest tworzone poprzez zastraszanie, wymuszenia i siłę. Liberalny, utopijny ideał multikulturalizmu wymaga opresyjnej centralizacji i tyranii.

Globalizm to mechanizm, dzięki któremu osiąga się totalną i wieczną oligarchię. Wykorzystują otwarte granice, masową imigrację, kult przebudzenia [woke cultism], kryzysy gospodarcze, konflikty międzynarodowe, sztucznie wywołane pandemie, wszystko, co przyjdzie ci do głowy i wiele innych, by zniszczyć swoich wrogów. To my jesteśmy ich wrogami. To nie my wybraliśmy tę walkę, tylko oni i będą zmieniać strategie, aż znajdą taką, która zadziała (albo aż zakończymy ten ich mały eksperyment).

_________________

The Key To Understanding The Cult Of Globalism’s War On The West, Brandon Smith, December 6, 2025

===========================================================

Jak złe, przykre, groźne jest to, że nie udało się nagłośnić wielkiego dzieła Feliksa Konecznego w świecie zachodnim. Jędrzej Giertych próbował, ale przegraliśmy.

Koneczny tłumaczy o niebo jaśniej, bliżej sedna. Przecież to co „oni” planują i klecą, to anty-cywilizacja łacińska, a nie coś nowego, naturalnego.

Czy cywilizacja globalistów jest naturalnym rozwojem, czy sztucznym piekielnym planem

TY TEŻ JESTEŚ ANTYSEMITĄ !

TY TEŻ JESTEŚ ANTYSEMITĄ !

Krzysztof Baliński

Rząd zaakceptował międzynarodową definicję antysemityzmu. Definicja jest krótka: „Antysemityzm to określone postrzeganie Żydów, które może się wyrażać, jako nienawiść do nich. Antysemityzm przejawia się zarówno w słowach, jak i czynach skierowanych przeciwko Żydom lub osobom, które nie są Żydami oraz ich własności”.

Do definicji załączono „przykłady przejawów antysemityzmu”, ale problem w tym, że większość z nich nie odnosi się do antysemityzmu, ale do Izraela. Tak więc antysemityzmem jest: Nazwanie Izraela państwem rasistowskim; oskarżanie Żydów o większą lojalność wobec Izraela, niż wobec własnego kraju; zrównywanie polityki Izraela z polityką nazistów; obwinianie Żydów odpowiedzialnością za czyny państwa Izrael. Konkluzja może być tylko jedna – definicja odciąga uwagę od prawdziwego antysemityzmu, a jej prawdziwym celem nie jest obrona Żydów, lecz obrona Izraela przed wszelką krytyką.

Tym tropem tym poszła Fundacja Friedricha Eberta – „antysemityzm przejawia się w poglądach o kontrolowaniu przez lobby żydowskie amerykańskiej polityki zagranicznej”, a także brytyjski „Guardian”, dla którego: „tzw. klasyczny antysemityzm w większości przypadków odszedł do lamusa; jego nowym wcieleniem jest ‘demonizacja’ polityki Izraela; dzisiaj powoływanie się na ‘Protokoły Mędrców Syjonu’, czy mówienie o tym, iż Żydzi chcą panować nas światem zostałoby z pewnością wyśmiane podczas prywatnych spotkań towarzyskich, ale już krytyka polityki Izraela, czy poglądy o kontrolowaniu przez lobby żydowskie amerykańskiej polityki zagranicznej stają się przedmiotem dysput, a nawet politycznych analiz”.

W grudniu 2020 roku Rada UE przyjęła „Strategię w sprawie zwalczania antysemityzmu i wspierania życia żydowskiego”, która mówi: „Antysemityzm może dotyczyć Izraela. Jest to najbardziej powszechna forma antysemityzmu w internecie, z jaką Żydzi spotykają się w dzisiejszej Europie”. Strategia wzięła też na celownik „skrajne ugrupowania głoszące antysyjonizm”. I taki właśnie potworek prawny, worek, do którego można wszystko wrzucić i pałkę, którą można każdego uderzyć, udało się kuchennymi drzwiami wprowadzić do systemów prawnych wielu państw. I to on stał u podstaw uchwały Rady Ministrów ws. Krajowej Strategii przeciwdziałania antysemityzmowi i wspierania życia żydowskiego.

Żydzi nigdy wyraźnie nie mówią, kto jest a kto nie jest antysemitą. Potencjalnie ma nim być każdy. Definicję rozciągają tak szeroko, by można było pod nią podciągać wszelką krytykę Żydów, a nalepkę „antysemita” przyklejać każdemu, kto zagraża ich interesom. Nic też dziwnego, że definicji mamy co niemiara. Antysemityzmem jest prześwietlanie geszeftów obywateli obcego państwa „tylko dlatego, że są Żydami”. „Łączenie reakcji Izraela na nowelizację ustawy o IPN z kwestią majątków pożydowskich jest jaskrawym przykładem antysemickiego fake newsa” – to definicja ambasador Izraela. „Antysemityzmem jest mówienie o skorumpowanych sitwach u władzy i ich rozbijaniu” – tak słowa wygłosił w Muzeum Polin żydowski uczony. Wg „Haaretz” protesty i żądania sprostowań co do „polskich obozów” są dowodem niechęci do rozliczenia się z antysemityzmem, mówienie o polskich ofiarach to antysemicka propaganda, a pomoc, której udzieliła Żydom chociażby rodzina Ulmów „nie była podyktowana altruizmem, ale chciwością polskich antysemitów”.

TVN za antysemickie uznała hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Zdaniem Anne Applebaum, hasło „kupuj polskie” przypomina to przedwojenne antysemickie „nie kupuj u Żyda”, a najbardziej jaskrawym dowodem na antysemityzm jest to, że jakaś rządowa instytucja przestała prenumerować „Gazetę Wyborczą”. Antysemityzmem jest krytykowanie globalizacji – taką definicję wypracowała rabinka Rachel Barenblat, bo „termin globalista często odbierany jest jako synonim Żyda, a związek między globalistami a Żydami jest starym antysemickim wymysłem”. O antysemityzm jest się oskarżany za polemikę z Michnikiem, za użycie wyrazu „Żyd” (ale i też za pominięcie słowa „Żyd”), za krytyczne wyrażanie się o bandytach z UB i za pogląd, że nie w marcu 1968, lecz w latach 40. i 50. ubiegłego wieku była kulminacja terroru i zbrodni. Antysemitą jest też ten, którego dziadek nie był w KPP, a wujek w MBP.

Gdy na podorędziu niczego takiego nie ma, pojawia się dr Bilewicz z naukową tezą „Kto się wypiera, kto neguje swoją odpowiedzialność za wiekowe prześladowania Żydów i za ich prześladowania najnowsze, kto zaprzecza, że jest antysemitą – ten jest antysemitą wtórnym”. Według niego samo pytanie, czy Polacy mają prawo do obrony przed takim oskarżeniem wyczerpuje znamiona antysemityzmu. Jak poznać antysemitę, doradza prof. Jan Hartman: „Antysemici powszechnie uważają się za wolnych od rasowych, religijnych i etnicznych przesądów, i dlatego jednym z kryteriów antysemityzmu jest deklarowanie przez daną osobę, że nie jest antysemitą”. Prof. Jojne dokonał też innego odkrycia: „Antysemityzm przejawia się w postaci skrępowania i zawstydzenia, gdy mówi się o żydostwie”.

„Żydów w Polsce nie ma, a antysemityzm jest” – tak zagajają każdą dyskusję na temat przywar Polaków, a wspomagają ich w tym politycy obu rządzących partii. Gdy Grzegorz Braun skrytykował exposé rządu, Tusk wypomniał mu… antysemityzm. Gdy jeden z posłów zapytał Jarosława Kaczyńskiego, czy ma świadomość, że informacje zdobywane przez system Pegasus znalazły się w Izraelu i tym samym w Moskwie, ten oskarżył pytającego o… antysemityzm. Innymi słowy – rząd PiS przyjął definicję antysemityzmu, a rząd Tuska przyjął uchwałę, co w sposób oczywisty pomaga Żydom w dorżnięciu watahy i zaciśnięciu pętli na szyi wszystkich, którym nie podobają się przywileje dla jednej mniejszości.

Wg Elie Wiesela antysemityzm to „nieracjonalna choroba”, bo „świat zmienił się w ostatnich 2000 lat, a pozostał tylko antysemityzm, ‘jedyna choroba’, na którą nie znaleziono leku”. O „chorobie” mówi też Jarosław Kaczyński. Gdy na polecenie Żydów Sejm uchylił ustawę nowelizującą ustawę o IPN i gdy wywołało to oburzenie zwolenników PiS, pouczał: „Dzisiaj diabeł podpowiada nam pewną bardzo niedobrą receptę, pewną ciężką chorobę duszy, chorobę umysłu – tą chorobą jest antysemityzm. Musimy go odrzucać, zdecydowanie odrzucać. Czyli walkę z „chorobą” nakazywał Polakom wówczas, gdy byli lżeni przez Żydów i gdy powinien był apelować do Żydów o odrzucenie „ciężkiej choroby antypolonizmu”.

Na początek słowa Isaaka Beshevisa Singera:Żyd współczesny nie może żyć bez antysemityzmu. Jeśli antysemityzm gdzieś nie istnieje, on go stworzy”. Żydowski pisarz Bernard Lazare pisał: „Jeśli taka wrogość i awersja w stosunku do żydów miałaby miejsce tylko w jednym czasie, w jednym kraju, łatwo byłoby wyjaśnić przyczyny. Jednak rasa ta była obiektem nienawiści wszystkich narodów, pośród których żyła. Skoro wszyscy wrogowie żydów należeli do zupełnie różnych ras, mieszkali w odległych krajach, kierowali się różnymi pryncypiami, mieli różne zwyczaje […] toteż główna przyczyna antysemityzmu zawsze leżała w samym Izraelu, a nie w tych, którzy przeciwko niemu walczyli”. Nawiasem mówiąc, podobnego zdania był Theodor Herzl: „Antysemityzm jest zrozumiałą reakcją na żydowskie wady. Według mnie antysemici mają do tego pełne prawo”.

Deklarują całkowitą eliminację „antysemityzmu Polaków”. Ale Żydów to nie cieszy. Dlaczego? Bo antysemityzm jest im potrzebny, bo to nie przypadek, że różnymi metodami, ustawicznie i świadomie budzą niechęć do siebie. Po 1989 r. doszło do licznych prowokacji tak prymitywnych, że oczywistym jest, iż chodziło o świadome wywołanie antysemickich nastrojów. Były nimi wypowiedzi Michnika, usunięcie krzyża z Oświęcimia, artystyczne wystawy Andy Rottenberg. Nie przypadkiem też największym generatorem postaw antysemickich jest „Gazeta Wyborcza”. Nic więc dziwnego, że liczba antysemickich incydentów rosła w postępie geometrycznym. I z pełnym przekonaniem można stwierdzić, że wynaleźli swego rodzaju perpetuum mobile: Oskarżają nie-Żydów o antysemityzm i budzą przez to niechęć do Żydów. Wzniecają antysemityzm i walczą z antysemityzmem. Machina napędza się sama, a intratny interes „sze krenci”.

Jest i druga strona medalu – przepraszają za wszystko, za antysemitów, za rasistów, za nazistów, a ci, którzy za tym stoją kalkulują sobie: Przepraszajcie, a my będziemy podrzucać kolejne śmierdzące sprawy – jak nie o rasiście na przystanku we Wrocławiu, to o ciemiężycielu ukraińskiej sprzątaczki. A gdyby i to zawiodło, zawsze „antysemicką” można będzie nazwać procesję Bożego Ciała. Żydom są potrzebne zaklinania, że wyplenią antysemityzm Polaków oraz przeprosiny za antysemityzm Polaków także dlatego, że widzą w tym jeden pożytek – przyznanie, że antysemityzm w Polsce jest poważnym zjawiskiem, że Polacy mają nieczyste sumienie i tylko błagają o najniższy wymiar kary.

Norman Finkelstein pisał: „O polskim antysemityzmie mówi się dla pieniędzy. Polska i jej sławetna inteligencja, która uważa, że każda krytyka Żydów to antysemityzm, robi to dla kasy. Wyleje kubeł pomyj na Polskę i pędzi do USA, aby przeczytać pochwalne recenzje w gazetach i zostać poklepanym po plecach. W Ameryce zajmowanie się Holocaustem przynosi świetne pieniądze, a jeśli dostarczysz dowód, że Polacy to obrzydliwi antysemici, że każda krytyka Żydów to antysemityzm, masz gwarancję nie tylko ogłoszenia cię bohaterem, ale intratną posadę”. Za przykład podał Tomasza Grossa: „Napisał książkę i dostał posadę w Princeton”. Od siebie dodajmy, że tylko pierwszy tydzień sprzedaży książki przyniósł mu milion złotych.

Nawet nie ukrywają, że oskarżenia o antysemityzm łączą ze spełnieniem żądań finansowych. Kiedy Zbigniew Ziobro przygotował ustawę reprywatyzacyjną, która ograniczała roszczenia do holokaustowego mienia, bo zakładała zwrot utraconej własności tylko tym, którzy w momencie nacjonalizacji żyli w Polsce i mieli polskie obywatelstwo, rozsierdziło to izraelskich polityków. Nie odwoływali się przy tym do argumentów prawnych, lecz nazwali ustawę „antysemicką”. Według Netanjahu: „To ustawa zawstydzająca i haniebna, pogardzająca pamięcią o Holokauście”. Inny minister oskarżył: „Polska zatwierdziła dzisiaj niemoralne, antysemickie prawo”.

Sądzą, że aby dostać „certyfikat koszerności” wystarczy być oddanym filosemitą. Tymczasem Żydzi nie potrzebują filosemitów. Potrzebują antysemitów, którzy odpowiednio zastraszani, wypłacą im miliardy. Nie potrzebują też premiera próbującego wkraść się w ich łaski uchwałą, ale ministra finansów, który przyniesie im w zębach tłusty czek. Bo oskarżanie Polaków o antysemityzm to środek nacisku w negocjacjach biznesowych, bo nalepkę „antysemita” przyklejają każdemu, kto zagraża ich finansowym interesom, bo z polowanie na „antysemitów” iz opowiadania o nich po świecie zrobili sobie stałe zajęcie, z którego czerpią ogromne zyski, bo „Przedsiębiorstwo antysemityzm jest nie mniejszym biznesem żydowskim w Polsce niż galerie handlowe i apteki Super-Pharma.

Mają wyrobiony odruch warunkowy (coś w rodzaju „odruchu psa Pawłowa”) – na dźwięk słowa „antysemityzm” rzucają się do przepraszania, zanim ustalą, o co naprawdę chodzi. Podczas Zjazdu Gnieźnieńskiego, prezydent RP połowę swego wystąpienia, mającego w założeniu odnosić się do źródła, z którego wypływa historia Polski, poświęcił… „antysemityzmowi i barbarzyństwu pleniącym się w Polsce”, bo ktoś w rzucił kamieniem w okno synagogi.O incydencie mówił łamiącym się głosem, jak o pogromie Żydów. Niespotykaną rangę nadano też ceremonii, podczas której odsłonięto wstawioną szybę. Tymczasem okazało się, że u sprawcy zdiagnozowano chorobę psychiczną i że kilka miesięcy wcześniej podobnego czynu dopuścił się względem kościoła.

Po emisji reportażu TVN o toaście wznoszonym w lesie za Hitlera, w Sejmie odbyła się debata o neonazizmie w Polsce. Jak nakręcane małpki, z pudełka wyskoczyli prezydent, premier i marszałek Sejmu, prześcigając się w buńczucznych zapowiedziach duszenia własnymi rękami neonazistów. Z incydentu zrobili sprawę wagi państwowej, wydarzenie polityczne roku, ku rozbawieniu pomysłodawców kombinacji. Wzięli udział w przedstawieniu, odegrali rozpisane z góry role, zatańczyli tak, jak im zagrała antypolska orkiestra. Przynętę złapały wszystkie gazety, jakby wszystkie miały wspólną redakcję. Nawet Michnik przecierał oczy ze zdumienia, jak łatwo dali się podpuścić. Powołali rządowy zespół ds. przeciwdziałania faszyzmowi, czyli przekonali świat, że antysemityzm jest tak poważnym problemem, iż rząd zmuszony był powołać specjalną instytucję do jego zwalczania. Skutkowało to debatą w telewizji niemieckiej z tytułami: „Warszawa europejską stolicą nazizmu”, „Polska coraz bardziej brunatna”.

Polaków obrabiają nieustannym mieleniem tematu antysemityzmu i testowaniem, jak daleko mogą się posunąć w terroryzowaniu. Gdy wyczerpało się medialne paliwo z wybiciem szyby, to przyszła pandemia, która „pokazała, jak stare antysemickie uprzedzenia mogą się odrodzić, bo podczas pandemii Żydzi zostali bezpodstawnie obwinieni za stworzenie wirusa i opracowywanie szczepionek w celu osiągnięcia zysku”. W machinację wpisała się „Wyborcza”, która wywiad z żydowską „socjolożką” zatytułowała: „Atak Hamasu był pełen cytatów z polskich pogromów Żydów i Zagłady”. We wrześniu Jewish.pl opublikował list skierowany przez środowiska żydowskie do minister kultury, w którym „z niepokojem odnotowują przejawy fałszowania historii i pamięci Holokaustu, do jakich dochodzi na terenie b. obozu Zagłady w Treblince oraz w jego okolicach”. Przy czym „fałszowanie” ma polegać na oznaczeniu mogił krzyżami. Sekundowała im „ministra” Barbara Nowacka, która odczytała z kartki: „Na terenie okupowanym przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy, które były obozami pracy, a potem stały się obozami masowej zagłady”.

Dalej posypało się, jak z dziurawego wora. Rabin Schudrich, na pytanie Sznepficy Doroty: Czy w Marszu Niepodległości brali udział patrioci czy szowiniści i nacjonaliści?”, bez wahania odpowiada: Oczywiście nacjonaliści. Redaktor naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk, w tekście pod tytułem „Antysemici w Polsce podnoszą głowy” pisze, że Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku obawiając się demonstracji antysemitów odwołało wizytę gości z Izraela, a krakowska Cricoteka bojąc się protestów antysemitów odwołała spotkanie z noblistką, bo ta ośmiela się widzieć Izrael jako ofiarę terrorystów. We Wrześni organizatorzy odwołali wydarzenie koncert, podczas którego w katolickim kościele polskie dzieci miały śpiewać żydowskie pieśni religijne w języku niemieckim, bo „Grzegorz Braun nakręcił antysemicką nagonkę”.

Krótko mówiąc – jeśli myślałeś, że pandemia czy wojna z Hamasem powstrzyma „biznes holokaustu”, to myliłeś się podwójnie. Sekwencja wszystkich „antysemickich incydentów” ewidentnie pokazuje, że świadomie przyjętym celem Żydów nie są jakieś kompromisy i przepraszania, ale maksymalne podgrzewanie konfliktu i maksymalne upokarzanie Polaków. Dlatego argument: Nie dawać Żydom pretekstu do oskarżania nas o „antysemityzm” nie trzyma się kupy. Bo oni zawsze coś wymyślą. To tylko kwestia czasu.

O tym, co jest a co nie jest antysemityzmem i kto jest a kto nie jest antysemitą, nie decyduje rząd polski, tylko izraelski i wskazani przez organizacje żydowskie przedstawiciele piątej kolumny zgrupowani w stowarzyszeniu „Nigdy Więcej”, w redakcji „Gazety Wyborczej” oraz członkowie polskiej odnogi loży B’nei B’rith, czyli funkcjonariusz Ligi Antydefamacyjnej, zbrojnego propagandowego ramienia loży, którzy młotkują „antysemitów” a organizacje roszczeniowe zbierają kasę. To oni wystawiają certyfikaty koszerności, i tym samym modelują kadrowo polską scenę polityczną. I jeszcze jedno – gdyby nie udało im się wyczarować antysemityzmu, musieliby wziąć się za uczciwą robotę, co byłoby dla nich prawdziwą tragedią. Wszak z akcji polowania na „antysemitów” czerpią ogromne zyski. I tu wierszyk Adama Asnyka: Antysemityzm często hodują handlarze, z których każdy dla siebie pewien zysk w nim widzi; kiedy się interesem korzystnym ukaże, ujmą go w swoje ręce niezawodnie Żydzi.

Polakowi trudno nie być „antysemitą”. To zrozumiała reakcja na żydowskie wady, na to, że w postawach Żydów zawsze przeważała nielojalność, a często jawna wrogość wobec państwa polskiego, że chcieli utworzyć Judeopolonię i że przywlekli do Polski komunizm. Dziś mamy do czynienia z najgroźniejszym przejawem tej nielojalności, w którym udział mają Żydzi rodzinnie powiązani z powojennymi siewcami komunizmu – z grabieżą Polski. „Żydów w Polsce nie ma, a antysemityzm jest” – tak zagajają każdą dyskusję. Tymczasem, na co dzień i na każdym kroku doświadczamy ich intensywnej obecności. Gdyby tą miarą mierzyć ich liczbę, to możnaby odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z milionową, ruchliwą, ofensywną, dającą w sposób agresywny, pozbawiony jakiejkolwiek delikatności odczuć swą wrogość i manifestującą swą nienawiść do Polaków, potężną mniejszością.

Co robić? Może przestać zwracać uwagę na słowo „antysemita”, nadużywane, wyświechtane, od dawna pozbawione treści, i powiedzieć: Jeśli chcecie żyć w Polsce, powściągnijcie butę i pazerność! A może w ogóle nie wchodzić z Żydami w dyskusje i przyjąć zasadę: Niech przestaną kłamać, bo jeśli nie, to Polacy zaczną mówić prawdę”? A może czas na wyłonienie własnej elity, która odsunie od żłobu kastę oplatającą swymi mackami całe państwo, która przywróci Polskę Polakom i wypchnie z ośrodków, które wytwarzają polską myśl polityczną obcych agentów?

Krzysztof Baliński

Ruszyła pokazówka z Grzegorzem Braunem w roli głównej.

Ruszyła pokazówka z Grzegorzem Braunem w roli głównej.

„Kręcenie sprawy idzie szybko” [VIDEO]

Grzegorz Braun tuż przed rozpoczęciem procesu. / Foto: https://x.com/GrzegorzBraun_/status/1997969034747470265/photo/1
Grzegorz Braun tuż przed rozpoczęciem procesu. / Foto: https://x.com/GrzegorzBraun_/status/1997969034747470265/photo/1

W Warszawie rozpoczął się sąd nad Grzegorzem Braunem. Europoseł złożył wnioski o wyłączenie sędziego i zmianę oskarżającego prokuratora.

Sprawa – obserwowana przez potężną liczbę dziennikarzy oraz „przedstawicieli mediów”, a także niemałą publiczność, łącznie kilkadziesiąt osób – dotyczy m.in. zgaszenia przez Brauna świeczek w Sejmie w grudniu 2023 r.

– Szczęść Boże wysoki sądzie. Wnoszę o wyłączenie sędziego ze składu sądzącego – rozpoczął zasiadający na ławie oskarżonych Braun, wkrótce po sprawdzeniu obecności.

Braun uzasadniając swe wnioski mówił o – w jego ocenie – stronniczości sędziego Marcina Brzostko, który w październiku odrzucił wniosek o zwrot sprawy prokuraturze i nie dostosował, według oskarżonego, harmonogramu posiedzeń sądu do jego obowiązków w PE.

Europoseł powiedział również, że sędzia Brzostko jest „neosędzią” i został mianowany na pierwsze stanowisko sędziowskie już po 2017 r. – Nie wchodząc w ten spór, ale z ostrożności procesowej nie chcę uczestniczyć w postępowaniu, którego prawomocność może być później kwestionowana – mówił Braun.

Natomiast Tomasz Sommer, redaktor naczelny „Najwyższego Czasu!” i nczas.info, tak ocenił – tuż przed jego rozpoczęciem – poniedziałkowe wydarzenie:

„Grzegorz Braun nie popełnił żadnego przestępstwa ani nawet wykroczenia, tymczasem Donald Tusk rzucił na niego wszystkie siły wymiaru sprawiedliwości. Obserwujemy przechodzenie od autorytaryzmu do totalitaryzmu. Hitler i Stalin też przerobili sądy na narzędzia represji”.

Oskarżyciel się rozsierdził

Prok. Artur Wańdoch określił wniosek o wyłączenie sędziego jako „absurdalny”. Podobnie odniósł się do wniosku o zmianę prokuratora zaznaczając, że śledztwo w sprawie było przeprowadzone „wszechstronne z uwzględnieniem wszystkich przepisów i rozpoznaniem wszystkich wniosków”. – Oddalono wnioski zmierzające do przedłużenia postępowania – powiedział prokurator.

Jeden z pełnomocników oskarżycieli, mec. Krzysztof Stępiński, powiedział zaś przed sądem odnosząc się do argumentu dotyczącego okoliczności powołania sędziego, że „nagle okazało się, że Braun powołuje się na orzecznictwo europejskie, gdyż »ratuj się kto może«, bo zapachniało wyrokiem”. – Jest takie przysłowie: jak bida, to do Żyda – dodał adwokat.

Czym naraził się im Grzegorz Braun

Prokuratura informowała latem, gdy akt oskarżenia wpłynął do sądu rejonowego, że zarzuty dotyczą m.in. wydarzeń w Sejmie z 12 grudnia 2023 r., w tym „zgaszenia przy użyciu gaśnicy zapalonych świec w świeczniku Chanuki”, czym Braun „obraził uczucia religijne wyznawców judaizmu”. Ponadto Braun – jak przekazywała prokuratura – w związku podjętą wtedy przez jedną z uczestniczących w uroczystości kobiet „interwencją na rzecz ochrony porządku publicznego, kierując w stronę pokrzywdzonej strumień gaśnicy z substancją proszkową” naruszył jej nietykalność cielesną oraz „spowodował u niej lekki uszczerbek na zdrowiu”.

Oskarżenie dotyczy także zajść w budynku Narodowego Instytutu Kardiologii w 2022 r., gdy w czasie pandemii Braun wszedł do szpitala z grupą osób – żadna z nich nie miała maseczek – a następnie wtargnął na spotkanie dyrekcji placówki i miał zaatakować jej dyrektora, dr. Łukasza Szumowskiego.

Kolejny wątek odnosi się do zdarzeń w Niemieckim Instytucie Historycznym w 2023 r., gdzie Braun miał uszkodzić mienie, w tym m.in. mikrofon, i zablokował wtedy wykład prof. Jana Grabowskiego o Holokauście. Zarzuty obejmują także sprawę uszkodzenia choinki bożonarodzeniowej w Sądzie Okręgowym w Krakowie w 2023 r. Braun wyniósł ustawioną tam przez sędziów choinkę, po czym wrzucił ją do kosza.

Akt oskarżenia Prokuratura Okręgowa w Warszawie skierowała do sądu rejonowego w lipcu br. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Pragi Południe jest właściwy do rozpoznania tej sprawy, bo pierwsze czyny z aktu oskarżenia, czyli zajścia w Narodowym Instytucie Kardiologii, zostały przez oskarżonego popełnione na terenie, który swoim zasięgiem obejmuje właśnie sąd praski.

Postępowanie karne wobec Brauna w tej sprawie umożliwiło uchylenie mu w maju br. przez Parlament Europejski immunitetu. Równocześnie w PE były lub wciąż są procedowane kolejne wnioski Prokuratora Generalnego o uchylenie europosłowi immunitetu.

„Tusk rozpoczął proces pokazowy Brauna”

Proces jeszcze się na dobre nie rozpoczął, a już budzi ogromne emocje. I jest szeroko komentowany. Tak o tym, co działo sie dotychczas w sądzie, informuje Tomasz Sommer:

Kręcenie sprawy idzie szybko. Sąd wyrzuca z procesu większość świadków” – stwierdził m.in. na X.

===================

dużo filmików – w oryginale. md

Unia E. tonie w kokainie. Zwłaszcza jej szczyty.

Unia tonie w kokainie. Są dane dotyczące Polski

8.12.2025

Kokaina to bardzo silnie działająca substancja narkotyczna. Obrazek ilustracyjny. Źródło: pixabay
Kokaina to bardzo silnie działająca substancja narkotyczna. Obrazek ilustracyjny. Źródło: pixabay

Kraje Unii Europejskiej są miejscem gwałtownego wzrostu handlu kokainą – napisał w niedzielę hiszpański dziennik „El Pais”, opierając się na danych światowych i unijnych agencji antynarkotykowych. Najwięcej konfiskat kokainy odnotowano w ostatnich latach w Belgii i Hiszpanii.

„Nigdy wcześniej na świecie nie produkowano ani nie konsumowano tak dużej ilości kokainy jak obecnie” – zauważyła gazeta, powołując się na dane Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC).

Według nich co najmniej 25 mln osób zażywa ten narkotyk, w tym około 6 mln w Europie – dwa razy więcej niż dwie dekady temu.

Jak informuje cytowana przez „El Pais” unijna agencja antynarkotykowa (EUDA), konfiskata kokainy w UE pobiła rekord po raz siódmy z rzędu, wynosząc 419 ton w 2023 r. Według szacunków agencji, sprzedaż kokainy w Europie generuje ponad 11,6 mld euro.

Rynek europejski dorównuje już pod względem liczby konsumentów, konfiskat oraz czystości kokainy Ameryce Północnej, tradycyjnie największemu rynkowi zbytu narkotyków – podkreśla UNODC.

Jak zauważa „El Pais”, przyczyniły się do tego m.in. zaostrzone kontrole w USA, nasycenie tamtejszego rynku, a także atrakcyjność ekonomiczna Europy, gdzie kilogram kokainy kosztuje nawet kilkadziesiąt tysięcy dolarów.

Najwięcej kokainy w latach 2019-2024 skonfiskowano w Belgii – ponad 500 ton, więcej niż w jakimkolwiek innym kraju europejskim. Prawie 90 proc. narkotyku skonfiskowano w porcie w Antwerpii, największym punkcie przywozu narkotyków do Europy.

Jak podaje Europol, na granicach UE działa ponad 440 organizacji zajmujących się handlem narkotykami. Najpotężniejsze są grupy pochodzące z Albanii, Belgii, Holandii, Włoch i Hiszpanii.

„El Pais” opublikował – na podstawie danych EUDA – mapę Europy, na której zaznaczył odsetek dorosłych osób w wieku 15-64 lat, które zażywały ten narkotyk w poszczególnych krajach. Największy stwierdzono we Francji i Belgii (2,7 proc.), Hiszpanii (2,5), Irlandii (2,3) i Norwegii (2,2).

Najmniej osób zażywało kokainę we wschodnich państwach UE, w tym w Polsce (0,4), oraz w Portugalii (0,2) i Turcji (0,1).