Kardynał Grzegorz Ryś spotkał się w niedzielę, w Pałacu Arcybiskupim w Krakowie, z naczelnym rabinem Polski Michaelem Schudrichem. [Powinno brzmieć: gminy żydowskiej w Polsce…]
To jedno z pierwszych spotkań, jakie odbył kardynał Ryś jako nowy metropolita krakowski.
O wizycie poinformował PAP rabin Schudrich. Również krakowska kuria potwierdziła, że doszło do takiego spotkania.
Według informacji rabina, duchowni rozmawiali o zadaniach, jakie mają do spełnienia w świecie „ludzie wiary”, a także o konieczności utrzymania i wzmocnienia dialogu między religiami. Spotkanie w okresie Chanuki i niedługo przed świętami Bożego Narodzenia było także okazją do wymiany życzeń.
Po spotkaniu rabin Schudrich odniósł się do zwyczaju zapalania świec chanukowych, przywołując słowa rabina Irvinga Greenberga: „odpowiedzią na ciemność nie jest przeklinanie jej, lecz zapalenie świecy. Tego nas uczą nasze wiary”.
To jedno z pierwszych spotkań, jakie odbył kardynał Ryś jako nowy metropolita krakowski. Jego uroczysty ingres odbył się w sobotę w katedrze wawelskiej. Tego samego dnia po południu arcybiskup wziął udział w świątecznym spotkaniu Stowarzyszenia „Siemacha”, a w niedzielę uczestniczył w wigilii dla bezdomnych i potrzebujących.
====================================
mail:
Szanowny Panie Profesorze,
To tytuł artykułu na Pańskiej stronie..
Kardynał Ryś spotkał się z naczelnym rabinem Polski Michaelem Schudrichem. „Odpowiedź na ciemność”
Błagam nie piszcie, że to jest naczelny rabin Polski!!!
To jest naczelny rabin, ale gminy żydowskiej w Polsce, to jest ogromna różnica!
Klaun w cyrku i Agnieszka Dziemianowicz-Bąk / fot. ilustracyjne / fot. pixabay / PAP/Paweł Supernak (kolaż)
Od 24 grudnia 2025 roku, czyli od jutrzejsze Wigilii Bożego Narodzenia, zaczynają obowiązywać nowe przepisy dotyczące treści ogłoszeń o pracę. W praktyce oznacza to koniec prostych i zrozumiałych sformułowań w rodzaju „zatrudnię murarza”, „sekretarkę” czy „opiekunkę do dzieci”. Zastąpić je mają konstrukcje „neutralne płciowo”, bo – jak uznał ustawodawca – praca płci nie ma (co, jak pokazuje prakryka, jest bzdurą).
Wielu pracodawców określa te przepisy wprost jako durne i oderwane od rzeczywistości. Zamiast rozwiązywać realne problemy rynku pracy, wprowadza ono iluzję postępu, skupiając się na językowej kosmetyce.
Jak teraz pisać ogłoszenia o pracę?
Zgodnie z nowymi zasadami tradycyjne nazwy zawodów mogą zostać uznane za wykluczające. Zamiast nich mają pojawić się konstrukcje takie jak:
„zatrudnię osobę do murowania”,
„zatrudnię osobę murarską”.
Tak tłumaczyła to osoba ministerska Agnieszka Dziemianowicz-Bąk:
Od jutra w życie wchodzą kretyńskie przepisy w wyniku których już nie dasz ogłoszenia o pracę dla sekretarki, mechanika, stolarza czy opiekunki dla dzieci, tylko trzeba będzie pisać "neutralnie płciowo". To nie tylko głupie, ale też pokazuje, że ta władza uzurpuje sobie prawo do… pic.twitter.com/lrC1ssywG0
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej uspokaja, że ustawodawca nie narzucił jednego wzorca. Dopuszczalne mają być m.in. formy bezosobowe („specjalista ds. kadr”), zapisy podwójne („sekretarz/sekretarka”), skróty typu „k/m” czy inne neutralne konstrukcje językowe. W praktyce oznacza to jednak, że każdy pracodawca musi sam zgadywać, czy jego ogłoszenie nie zostanie uznane za naruszenie prawa.
Policja myśli na tropie. Orwell się w grobie przewraca
Nowe regulacje nie są wyłącznie symbolicznym gestem. Za nieprawidłowe ogłoszenie grożą realne sankcje: do 30 tys. zł grzywny lub mandat do 5 tys. zł nałożony przez Państwową Inspekcję Pracy. Dla małych firm to nie drobnostka, lecz poważne ryzyko finansowe.
To wygląda jak rzeczywistość wprost wyrwana z orwellowskiej antyutopii.
Praca „bez płci”, ale tylko na papierze
Największe kontrowersje budzi brak konsekwencji ustawodawcy. Z jednej strony prawo twierdzi, że praca nie ma płci, z drugiej nadal obowiązują normy dźwigania rozdzielone według płci:
mężczyźni: 30 kg przy pracy stałej, 50 kg przy dorywczej,
kobiety: 12 kg przy pracy stałej, 20 kg przy dorywczej.
Biologia więc istnieje, mięśnie istnieją, różnice fizyczne istnieją – ale tylko tam, gdzie chodzi o obowiązki i ryzyko zdrowotne. Gdy mowa o języku i ogłoszeniach, nagle udaje się, że rzeczywistość jest inna. Dla wielu to klasyczny przykład ideologicznej księgowości, która nie ma wiele wspólnego z realnym życiem.
Iluzja równości, nowomowa i pokazówka lewicowych etatystów
Nowe przepisy mają rzekomo walczyć z dyskryminacją, ale w oczach wielu przedsiębiorców są kolejnym przykładem regulacji, które zamiast poprawy sytuacji pracowników i pracodawców przynoszą językowe wygibasy, groźbę kar i poczucie, że państwo coraz głębiej ingeruje w codzienną komunikację.
To nie jest realna równość ani sprawiedliwość. To raczej durne prawo, które tworzy iluzję nowoczesności i postępu, nie rozwiązując żadnego rzeczywistego problemu rynku pracy.
Przypominamy wypowiedź Martiny Šimkovičovej, szefowej resortu kultury na Słowacji, która swego czasu wywołała gwałtowną reakcję opinii publicznej i natychmiast stała się jednym z najczęściej komentowanych tematów w słowackich mediach. Minister, odnosząc się do aktywistów środowisk LGBT, stwierdziła, że osoby zmagające się – jej zdaniem – z zaburzeniami psychicznymi powinny szukać pomocy medycznej, a nie próbować narzucać społeczeństwu własnej wizji norm społecznych.
Wystąpienie Šimkovičovej padło w kontekście szerszej dyskusji o kierunku polityki kulturalnej i światopoglądowej na Słowacji. Minister kultury, znana z mocnych poglądów, od początku swojej kadencji podkreśla, że państwo nie powinno promować ideologii sprzecznych z tradycyjnym rozumieniem rodziny i norm społecznych.
– Jeśli macie zaburzenia psychiczne, powinniście się leczyć, a nie narzucać ludziom, że jesteście swego rodzaju normą i wszystko ma być tak, jak wy tego chcecie – powiedziała słowacka minister.
Blisko ¼ Polaków popiera już PolExit, zaś w najbardziej aktywnej zawodowo i potencjalnie politycznie grupie wiekowej 30-49 ten odsetek rośnie do blisko 38% ankietowanych. Tylko patrzeć, jak coraz bardziej trzeźwe spojrzenie naszych rodaków na Unię Europejską sprowokuje podobne lamenty tzw. elit jak niedostateczna miłość okazywana przez Polaków Ukrainie czy wzrost poparcia dla ruchu Grzegorza Brauna.
Cóż, widać nieodmiennie nie dorastamy do naszych światłych przywódców i pewnie dlatego chcą nas sobie wymienić na imigrantów, nie tylko zresztą tych znad Dniepru.
Mit Zachodu
Tymczasem, by zrozumieć stosunek Polaków do Unii Europejskiej, należy cofnąć się do wczesnych lat 1990-tych, gdy cała transformacja ustrojowa dokonywała się pod hasłem „powrotu do Europy”. Potężny aparat propagandowy umiejętnie wykorzystywał polskie kompleksy, przekonanie, że Zachód zdradził Polskę w Jałcie, godząc się na dominację sowiecką oraz że Polsce należy się jakaś rekompensata za nieuczestniczenie w planie Marshalla (o którym nigdy w Polsce nie myślano jako o programie uzależnienia gospodarczego Europy Zachodniej od USA). Polacy lat 1990-tych naprawdę myśleli, że coś im się od Zachodu należy i że spłatą tego długu jest przede wszystkim otwarcie granic.
Po 2004 roku i wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej ponad 3,5 miliona Polaków wyjechało na stałe do pracy na Zachodzie, co skutecznie na wiele lat rozładowało problem bezrobocia. Politycy mogli dzięki temu udawać, że polska gospodarka się rozwija, a pieniądze przysyłane przez imigrantów pozwalały pokrywać dziury w domowych budżetach. Powracający z emigracji przywozili pieniądze, które naiwnie starali się zainwestować, licząc, że coś się jednak w Polsce zmieniło.
Jednak minęło ponad 20 lat. Choć przy każdej polskiej drodze stoją dziś tablice „sfinansowana ze środków Unii Europejskiej”, to jednak w nawierzchniach już pojawiają się pierwsze ubytki. Na utrzymanie aquaparków, zbudowanych z pieniędzy, które Polacy najpierw wysłali do Brukseli, a potem dostali je stamtąd z powrotem pomniejszone o koszta unijnej biurokracji – po prostu nie wystarcza środków. Polska unijność dostaje zadyszki pod kątem inwestycji, a jej koszty stają się coraz bardziej oczywiste, na czele przede wszystkim z tymi związanymi z rynkiem energii, transformacją w stronę wyłącznie źródeł odnawialnych i radykalnej redukcji konsumpcji.
Koniec kompleksów
20 lat temu Polacy zachłysnęli się Europą na gruncie wieloletnich kompleksów. Obecne pokolenie im lepiej Europę zna, tym mniej kompleksów okazuje, doskonale rozumiejąc jak negatywne skutki mają zarówno unijna polityka imigracyjna, jak i klimatyczna. Pozornie piękna i wytęskniona UE pokazuje swoje prawdziwe oblicze, okazując się być starą dziwką, z której opadł puder i coraz więcej Polaków to widzi. Fakt, że większość elit politycznych III RP ignoruje tę zmianę oznacza tylko, że trzęsienie ziemi na polskiej scenie politycznej jest bliżej niż się wydaje.
Tym bardziej, że atrakcyjność UE spada na wielu polach. Emigracja zarobkowa w Niemczech czy Holandii wciąż może wydawać się atrakcyjna, jednak Polacy osiadli na Zachodzie coraz częściej analizują swoją sytuację, na jednej szali kładąc lepsze zarobki i warunki mieszkaniowe – a na drugiej kwestie bezpieczeństwa, otoczenia, w którym dorastają ich dzieci, a także ideologicznej opresyjności państwa wyrażanej poprzez szkolnictwo. Ci polscy imigranci, którzy decydują się wracać, poza względami rodzinnymi i sentymentalnymi w wielu przypadkach powołują się właśnie na swoje obawy ekonomiczne: „Europa się kończy!” – słyszy się często, bo też wyhamowanie dynamiki rozwoju i wzrost kosztów życia są już powszechnie odczuwalne nawet w przypadku czołowych gospodarek UE.
Niemal równie częstym założeniem migracji powrotnej jest jednak chęć życia wśród swoich, a dokładniej nie życia wokół obcych, coraz bardziej obcych cywilizacyjnie i kulturowo. Tę grupę powracających uderza coraz szybsze upodabnianie się polskiego otoczenia do tego, od którego uciekli z Zachodu. Wracający nie są więc bynajmniej ambasadorami europejskości w jej obecnym kształcie, a przeciwnie – wielu powraca, mając ugruntowane poglądy jakich błędów zachodniej UE Polska żadną miarą nie powinna powtarzać. Oczywiście, wiele w powracających Polakach naiwności i nadmiernej wiary, że „w Polsce się poprawiło” tylko dlatego, że chodniki są nieco równiejsze niż kiedy wyjeżdżali i ponoć nawet panie w skarbówce się uśmiechają. Nie, w III RP nie jest aż tak bardzo lepiej, jak im się wydaje, ale też wracają w dużej mierze ludzie oczyszczeni z kompleksów towarzyszących „wejściu Polski do Europy” 21 lat temu. Ludziom, którzy z bliska przyjrzeli się współczesnej europejskości i znają również jej czarne strony, dużo łatwiej przychodzi wstanie z kolan.
Ukraina wchodzi – Polska wychodzi
Nie chodzi jednak tylko o doświadczenie z Zachodu. Co najmniej równie istotne dla budowania polskiej siły na rzecz PolExitu jest bowiem kwestia ukraińska. Jeszcze przed formalnym przyjęciem Ukrainy do UE to właśnie do Kijowa płyną fundusze pochodzące z dotychczasowych krajów członkowskich, w tym z Polski. Cokolwiek z Ukrainy zostanie po wojnie – ma zostać wcielone do Unii, co oznacza jeszcze większe nakłady i wydatki na programy dostosowawcze i infrastrukturalne. To Ukraina stanie się głównym odbiorcą środków ponoszonych na Wspólną Politykę Rolną.
Słowem nawet ci, którzy wierzą, że UE coś nam daje, będą musieli dostrzec, że to my staliśmy się dawcą, wysyłając do Kijowa jeszcze więcej pieniędzy niż obecnie, tylko robiąc to w większym stopniu przez Brukselę, jako karny członek Unii Europejskiej. Właśnie zegar odmierzający czas do ukraińskiej akcesji jest najważniejszym argumentem za PolExitem. Polska musi opuścić Unię zanim resztka Ukrainy to niej przystąpi. To jest takie proste.
EFTA, czyli Polska jak Norwegia i Szwajcaria?
A co dalej? Jeśli udałoby się przełożyć narastający polski krytycyzm wobec UE na decyzję polityczną, konieczne stałoby się zastosowanie mechanizmu redukcji dysonansu poznawczego. Wystarczyłoby wszak na początek, gdyby III RP znalazła się poza strefą ścisłej centralizacji Unii, organizowaną przez Niemcy i Francję. Już to wywołałoby histerię elit, wyrażaną sloganami sprzeciwów wobec „Europy drugiej prędkości” i „członkostwa drugiej kategorii”. Tymczasem wymknięcie się pułapce eurokratycznego superpaństwa niemiecko-francuskiego byłoby dobrym początkiem, po którym dalsze trwanie w UE miałoby tym mniej sensu, gdy np. mogłoby zostać zastąpione luźniejszą acz też zinstytucjonalizowaną kooperacją np. w ramach Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu, EFTA.
Lekcja BREXITu
Poluzowanie związków z UE musiałoby więc być na tyle zdecydowane, by uniknąć problemów, których doświadczyło Zjednoczone Królestwo. Wbrew bowiem temu, co triumfalnie ogłaszają pro-eurokratyczne media, to nie BREXIT okazał się pomyłką, ale fakt, że rozwód z Unią był pozorny, gospodarka brytyjska nadal jest krępowana tymi samymi regulacjami, co euro-sojusz, zaś jedyną praktyczną konsekwencją w zakresie polityki migracyjnej stało się zastąpienie polskich hydraulików afrykańskimi księgowymi przyjeżdżającymi na zmywak. –EXIT, by zadziałać – musi być pełny i prawdziwy, taką lekcję daje nam UK i o tyle mądrzejsze może i powinno być nasze wyjście z Unii. Wyjście, do którego przekonuje się coraz więcej Polaków i które może stać jednym z głównych haseł prawdziwej politycznej debaty, obok postulatów de-ukrainizacji Polski i trzymania się jak najdalej od wojny Zachód-Rosja. Politycy myślący po polsku muszą przestać bać się PolExitu, jako czegoś niewyobrażalnego, poza polską percepcją polityczną i dlatego niemożliwego.
Przeciwnie. PolExit to dziś postulat polskiego realizmu i wymóg polskiego interesu narodowego.
W polskich mediach, szczególnie niektórych opozycyjnych, rozgrywa się ostatnio spektakl rozdzierania szat, którego przyczyną jest nieuczestniczenie jakiejś polskiej delegacji w spotkaniach, które mają na celu opracowanie warunków zawarcia pokoju, czy chociażby trwałego zawieszenia broni na Ukrainie. Obserwator nie znający dobrze tematu mógłby odnieść błędne wrażenie, że ten pokój, skoro o nim dyskutuje się w Waszyngtonie, Londynie, Paryżu, czy ostatnio Berlinie, ma być zawarty miedzy Ukrainą a jakimiś państwami Zachodu.
Tymczasem, jak wiadomo, chodzi o zakończenie stanu militarnej konfrontacji między Rosją a Ukrainą. Dlaczego zatem komentatorzy podniecają się tym co mówi się na spotkaniach w zachodnich stolicach, skoro oczywistym jest, że wypracowane tam stanowisko może nie mieć znaczenia jeśli Rosja nie przyjmie go za podstawę do dalszych ustaleń. Rozumując odrobinę bardziej wnikliwie, można by też stwierdzić, i byłoby to całkiem bliskie prawdy, że chodzi o wypracowanie warunków i wspólnego stanowiska do ustanowienia pokoju między Ukrainą i będącymi z nią w sojuszu państwami Zachodu, z jednej strony, a Rosją z drugiej strony. Takie podejście, jakkolwiek uprawnione, przyznawałoby jednak poniekąd rację stanowisku Rosji, która od dawna twierdzi, że wojnę toczy nie z samą tylko Ukrainą, ale z całym systemem 45 państw, głównie zachodnich, które są formalnie określane przez Rosję jako „państwa nieprzyjazne”, a których spis jest cały czas aktualizowany przez rosyjskie MSZ. Rozpatrując rzecz w takim kontekście, dopiero staje się zrozumiałym fakt, że Ukraina i najważniejsze, oraz najbardziej zaangażowane, spośród owych „państw nieprzyjaznych” Rosji spotykają się razem by ustalić warunki pokoju z Rosją. Mając tak zdefiniowaną i ustaloną scenę wydarzeń, niektórzy w Polsce bardzo są zawiedzeni tym, że Polska nie jest w gronie tych najbardziej zaangażowanych w konfrontację z Rosją, które to państwa, co jest oczywiste, będą też ponosić największą odpowiedzialność za realizację procesu pokojowego, ale też mogą być wtrącone w dalszą wojnę w przypadku gdy rzecz cała nie zakończy się ustanowieniem tegoż pokoju.
W tym sensie wydawać się może, że dystansowanie się od uczestnictwa w ustalaniu warunków, może być bardziej bezpieczne, gdyż wtedy nie może się zdarzyć, że będziemy zmuszenie do ponoszenia bezpośrednich kosztów, gdy coś pójdzie nie tak, a na dodatek możemy być obarczeni za to winą, jak to stało się w przypadku pani Merkel, której niedawna wypowiedź została odebrana jako próba obciążenia Polski i krajów bałtyckich za obecną wojnę, a to z racji nie zgadzania się ich na pewne ustępstwa względem Rosji. W związku z powyższymi uwarunkowaniami należy z dużą ostrożnością podchodzić do polskiego uczestnictwa w procesie pokojowym, gdyż może się to finalnie wiązać dla nas z kosztami tak wielkimi, że będą one nie do zaakceptowania.
Ta cześć opozycji, chodzi głównie o PiS, która czyni dla obecnego rządu zarzut z tego, że nie uczestniczył on w wypracowywaniu warunków przyszłego pokoju, zdaje się tego nie rozumieć, a tymczasem takie właśnie ostrożne podejście Tuska to tego tematu może być jedną z głównych przyczyn ostatniego wzrostu sondażowych notowań dla KO, i jednoczesnego, choć niewielkiego, spadku dla PiS. Takie rozumienie przyczyn tych zmian wzmacnia jeszcze zwiększanie się notowań ugrupowania Grzegorza Brauna, które od popierania Ukrainy kompletnie się dystansuje. W polityce nie jest tak, że wpływ można wywierać za darmo, że to nic nie kosztuje. Przypomnieć tu wypada, że główną przyczyną wojny o niepodległość 13 kolonii brytyjskich w Ameryce była chęć rządu brytyjskiego by narzucić tym koloniom większe podatki. Reprezentacja kolonistów wystąpiła wtedy z hasłem: „żadnego opodatkowania bez reprezentacji” (No Taxation Without Representation), które oznaczało, że koloniści nie akceptowali podatków nakładanych przez brytyjski parlament, w którym nie mieli swoich przedstawicieli. Chociaż Brytyjczycy argumentowali, że koloniści mieli „wirtualną reprezentację”, Amerykanie domagali się realnego udziału w rządzie i decyzjach dotyczących podatków, co ostatecznie doprowadziło do Deklaracji Niepodległości z 4 lipca 1776 roku.
Podobnie, oczywiście z uwzględnieniem różnic i proporcji, można by opisać obecne stanowisko Polski względem sytuacji na Ukrainie. Skoro nie bierzemy bezpośredniego udziału w ustalaniu zasad pokoju, to możemy czuć się zwolnieni z ponoszenia głównych konsekwencji zabezpieczania i gwarantowania tego kontraktu, które mogą być dla nas nie tylko niebezpieczne, ale też trudne do udźwignięcia. Niektórzy widzą tylko jeden aspekt obecnego stanu biernego uczestniczenia Polski w procesie pokojowym, które oceniają jako umniejszające dla znaczenia naszego kraju.
Zadają się oni jednocześnie nie rozumieć, że nie ma współdecydowania bez realnego zaangażowania i ponoszenia kosztów zobowiązań, które finalnie mogą skutkować, w tym przypadku, wysłaniem naszych żołnierzy na Ukrainę.
Rządząca w coraz większej liczbie krajów lewica wzięła się za zwalczanie najważniejszych katolickich świąt.
„Jestem osobistym wrogiem Pana Boga”. W. I. Lenin
Gdy tylko zaczął się Adwent, a polscy katolicy zaczęli duchowo i rodzinnie przygotowywać się do Bożego Narodzenia, pod Abotakiem rozegrały się dantejskie sceny. Protestujący przeciwko działalności placówki aborcyjnej działacze pro-life padli obiektem serii ataków ze strony aporterów. Najpierw z placówki wyszła kobieta związana z „Aborcyjnym Dream Teamem” (tak nazwały się trzy działaczki oferujące kobietom możliwość „przerwania ciąży” nawet wbrew prawu), oblała protestujących kwasem o nieznanym składzie.
„Podczas pikiety antyaborcyjnej na ul. Wiejskiej w środę 3.12.2025 r. do proliferów podeszła kobieta z wiaderkiem i wylała bliżej niezidentyfikowaną, lepką ciecz na wolontariuszy – relacjonuje Kaja Godek – szefowa fundacji Życie i Rodzina. – Została zatrzymana przez Policję, ale… bardzo szybko ją zwolniono. Chłopak kobiety oblewającej wolontariuszy wiaderkiem pobił pikietujące dziewczyny – na atak wybrał moment, kiedy były one same, bez chłopaków w pobliżu. Jedną z uczestniczek pikiety popchnął, a drugą uderzył w twarz i rozbił jej wargę. Inny mężczyzna wparował w zgromadzenie, przewrócił stolik i rozwalał sprzęt”. Do dziś nikt nie poniósł za to odpowiedzialności.
Dla porównania: pod koniec listopada warszawska policja zatrzymała 18-letniego harcerza, którego oskarżono o rozlanie przed Sejmem (wejście do Abotaku znajduje się naprzeciwko Sejmu) nieznanego pochodzenia substancji (pisaliśmy o tym w poprzednim wydaniu „NCz!”). Młody człowiek tłumaczył, że na ulicy Wiejskiej znalazł się przypadkowo, bo czekał na ojca. Zatrzymano więc również jego ojca. Obu przewieziono na komendę przy ulicy Wilczej, gdzie usłyszeli zarzuty. Miało to miejsce w początkach Adwentu, a więc w czasie szczególnym, kiedy katolicy przygotowują się do obchodów Bożego Narodzenia. Trudno odczytać to inaczej niż jako sygnał, w którą stronę zmierza polityka rządu Donalda Tuska.
Dyskryminacja katolików
Kilka dni temu znana brytyjska sieć z wyposażeniem wnętrz – Screwfix – została oskarżona o zakazanie pracownikom wystawiania dekoracji świątecznych w miejscach widocznych dla klientów. Pracownicy sieci zostali poinformowani, że świecidełka i bombki muszą być umieszczone w pomieszczeniach zaplecza, takich jak pokoje socjalne, gdzie klienci nie mogą ich zobaczyć. Dyrektywa z centrali firmy wywołała niezadowolenie pracowników, zwłaszcza tych dumnych ze swojej chrześcijańskiej tożsamości. Jeden z nich w rozmowie z dziennikarzami „The Sun” przyznał, że „To była decyzja podjęta przez centralę”. Pytana przez redakcję „The Sun” rzeczniczka Screwfix stwierdziła, że firma świętuje okres świąteczny.
„Nasi pracownicy noszą świąteczne swetry, a nasi klienci mogą kupić świąteczne swetry i skarpety Screwfix” – tłumaczyła. Zapewniła również, że „podobnie jak w poprzednich latach, nasze zespoły mogą dekorować swoje pomieszczenia dla pracowników”. Okazało się więc, że sprzedawca detaliczny zezwala na świąteczne uroczystości za kulisami, jednocześnie utrzymując swoje powierzchnie handlowe wolne od świątecznych dekoracji, co wydaje się być polityką stosowaną od pewnego czasu w odniesieniu do pomieszczeń dla pracowników.
Polityka sieci Screwfix jest podobna do działania podjętego przez giganta bankowego HSBC, który zabronił pracownikom mającym kontakt z klientami noszenia świątecznej odzieży z dzianiny w te święta Bożego Narodzenia. Bank wydał wytyczne po pojawieniu się obaw, że pracownicy noszący sezonowe stroje mogą nie spełniać standardów profesjonalnych, szczególnie podczas delikatnych rozmów, takich jak omawianie trudności finansowych lub załatwianie spraw związanych z żałobą.
Zakazane święto
W tym roku na wyspie Borkum zakazano również obchodzenia święta Klaasohm. To nieco mniej znana tradycja bożonarodzeniowa, która była kultywowana w Niemczech, w rejonie bliskim granicy z Holandią, od prawie 200 lat. Święto Klaasohm na wyspie Borkum, położonej w pobliżu niemieckiej granicy z Holandią na wybrzeżu Morza Północnego, sięga lat 30. XIX wieku. Odbywało się ono 5 grudnia, w wigilię święta św. Mikołaja, znanego również jako święto św. Mikołaja, ku czci patrona, który jest inspiracją dla Świętego Mikołaja. Święto św. Mikołaja obchodzone jest w wielu zachodnich krajach chrześcijańskich na różne sposoby. W Niemczech dzieci wystawiają na noc buty, które są wypełniane słodyczami „przez św. Mikołaja”, jeśli dziecko było grzeczne w ciągu ostatniego roku, lub zostaje w nich patyk, jeśli dziecko zostało uznane za niegrzeczne. Jednak na wyspie Borkum, położonej około 250 mil od wybrzeża East Anglia, istnieje również zupełnie inna tradycja, w którą zaangażowani są dorośli w noc poprzedzającą bardziej uroczyste święto. Teraz odejdzie to do historii. W czym przeszkadzały lewicowym władzom dzieci obchodzące tradycję Świętego Mikołaja – nie wiadomo.
Mowa nienawiści
Również w okresie Adwentu katolicy z Kanady dostali wątpliwy prezent od lewicowego rządu. Gabinet Marka Carney’a postanowił zaproponować projekt ustawy, który rozszerza ochronę przed „mową nienawiści”, m.in. penalizując cytowanie fragmentów Biblii na temat homoseksualizmu. Projekt ustawy C-9 znalazł się w kanadyjskiej Izbie Gmin dokładnie 4 grudnia, czyli w dzień Świętej Barbary – to dodatkowy policzek wymierzony chrześcijanom. Jak donosi LifeSiteNews, osoba z kręgów rządowych ujawniła, że liberalny rząd planuje usunięcie wyjątków religijnych z kanadyjskich przepisów dotyczących mowy nienawiści.
Obawy związane z projektem ustawy C-9 spowodowały, że Kanadyjska Konferencja Biskupów Katolickich (CCCB) potępiła proponowane ograniczenia dotyczące cytowania tekstów religijnych. W liście z 4 grudnia skierowanym do Carney’a CCCB zdecydowanie sprzeciwiła się proponowanym poprawkom do projektu ustawy C-9. „Proponowane zniesienie obrony opartej na »dobrej wierze« w odniesieniu do tekstów religijnych budzi poważne obawy” – czytamy w liście podpisanym przez biskupa Pierre’a Goudreaulta, przewodniczącego CCCB. – „To wąsko sformułowane wyłączenie przez wiele lat służyło jako niezbędna gwarancja, że Kanadyjczycy nie będą ścigani karnie za szczere, oparte na poszukiwaniu prawdy wyrażanie przekonań, pozbawione złych intencji i zakorzenione w długoletnich tradycjach religijnych”.
Inni konserwatywni posłowie wyrazili obawy dotyczące projektu ustawy C-9. Konserwatywna posłanka Leslyn Lewis ostro skrytykowała plan rządu Carney’ego dotyczący kryminalizacji niektórych fragmentów Biblii jako atak na „chrześcijan”, ostrzegając, że stanowi to „niebezpieczny precedens” dla kanadyjskiego społeczeństwa.
Kanadyjski konserwatywny poseł Jamil Jivani, zwolennik ochrony życia, stwierdził, że liberalny rząd premiera Marka Carney’a atakuje chrześcijan, proponując ustawę, która penalizowałaby cytowanie fragmentów Biblii. Jivani stanął na czele nieformalnego ruchu Kanadyjczyków buntujących się przeciwko wprowadzeniu nowego prawa. „Partia Liberalna i Mark Carney angażują się w imperializm kulturowy, atakując chrześcijan, muzułmanów i Żydów” – napisał Jivani w poście opublikowanym w zeszłym tygodniu, zawierającym link do filmu, na którym wypowiada się przeciwko projektowi ustawy C-9 w Izbie Gmin 4 grudnia.
Jivani jasno stwierdził, że rząd „nie powinien wkraczać do kościołów, meczetów i synagog w celu propagowania wartości liberalnych ani wykorzystywać systemu wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych do narzucania wartości liberalnych w prywatnym życiu religijnym obywateli Kanady”. Stwierdził, że jest to „dokładnie to, co zrobiłby kolonizator”, dodając: „Dokładnie to zrobiłby imperialista kulturowy”. Jivani zauważył, że patrząc na „język kolonizatorów i imperialistów kulturowych”, Kanadyjczycy muszą zdać sobie sprawę, że kiedy liberałowie „atakują pisma święte, kiedy atakują Biblię, kiedy atakują nasze religie i kiedy próbują uzasadnić wprowadzenie systemu wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych do naszych miejsc kultu, próbują odebrać nam to, co czyni nas ludźmi wszechstronnymi”.
„Dla nich jesteśmy po prostu czynnikiem ekonomicznym. Nie powinniśmy mieć żadnej kultury. Uważają, że nasze życie nie powinno mieć żadnego znaczenia” – dodał.
Projekt ustawy C-9, tzw. ustawa o zwalczaniu nienawiści, jak donosi serwis LifeSiteNews, spotkał się z ostrą krytyką ekspertów konstytucyjnych, którzy twierdzą, że umożliwia ona policji i rządowi ściganie osób, które ich zdaniem naruszyły „uczucia” innych w „nienawistny” sposób. Pozostaje mieć nadzieję, że projekt C-9 nie zostanie zaimplementowany w Polsce.
MD: Malthus zmarł w 1834, ale jego fantazje, poprzez satanistów oraz masonów, zalewają świat obecnie. To tak, jakbyśmy teraz „odkrywali”, że hipoteza flogistonu .. może nie jest pewna…
===========================================
Urugwajski publicysta i działacz katolicki przywołał dane ukazujące fałsz mitu o „przeludnieniu planety”. Jak zaznaczył, autor wizji zagrożenia zbyt dużą populacją, Thomas Malthus, zakładał, że wzrost populacji oznacza zmniejszenie dostępności zasobów.
Tymczasem wraz ze skokiem liczby ludności globu w ostatnich stuleciach drastycznie spadł odsetek ubóstwa na świecie. Wizja przeludnienia jest wprost odwrotna do rzeczywistości.
Na łamach portalu infocatolica.com Daniel Iglesias Grezes zestawił przekonania Thomasa Malthusa, autora tezy o zagrożeniu zbyt dużym rozwojem populacji, z realnym biegiem historii. Jak przypomniał urugwajski aktywista katolicki, według prawa Malthusa „populacja normalnie rośnie geometrycznie a zasoby arytmetycznie”. „Na podstawie tego uproszczonego modelu matematycznego Malthus zakładał, że kryzys demograficzny jest nieunikniony w każdej populacji, której wzrost nie jest w jakiś sposób kontrolowany. Według Malthusa populacje trwają w kręgu wzrostu i upadku, ponieważ z powodu ich zbyt dużego wzrostu muszą one przewyższać zapotrzebowaniem ilość posiadanych dóbr, co prowadzi do okrucieństw i biedy, a ostatecznie do wymuszonej redukcji populacji przez głód, wojny lub epidemię”.
Z powodu takich przekonań, jak przypomniał urugwajski publicysta, Malthus był pewien, że aby społeczeństwo mogło utrzymywać się w dostatku, jego liczebność musi podlegać kontroli. Proponował on, by działo się to na dwa sposoby – po pierwsze przez odwlekanie zawierania małżeństwa i praktykę celibatu. Z drugiej strony poprzez politykę zamkniętą m.in. na wsparcie ubogich oraz… celowe kształtowanie szkodliwych nawyków zdrowotnych w klasach niższych dla ograniczenia ich płodności.
Rzecz w tym, jak zauważył Daniel Iglesias Grezes, że przekonania Malthusa nie wytrzymują konfrontacji z danymi. Od czasów epoki przemysłowej świat doświadczył znaczącego wzrostu liczby ludności oraz piorunującego spadku ubóstwa.
Urugwajski publicysta przywołał dane, według których w stanie skrajnego ubóstwa w 1800 roku znajdowało się wedle dzisiejszych standardów nawet 85 procent populacji. Liczebność ludzi na świecie wynosiła wedle szacunków w tym okresie około 50 milionów. Wraz z zawrotnym wzrostem zaludnienia globu w kolejnych stuleciach, do poziomu ponad 8 miliardów w 2025 roku, konsekwentnie spadało i ubóstwo. Dziś w nędzy znajduje się już 10 procent populacji świata.
Według Daniela Iglesiasa Grezesa błąd Malthusa polegał na nieuwzględnieniu zdolności do innowacji człowieka – która zwiększa się wraz ze wzrostem populacji. Im ludzi więcej, tym lepsze wynalazki i sposoby pozwalające lepiej stawić czoła naturze. Z drugiej, jego zdaniem Malthus pomylił się twierdząc, że akumulacja bogactwa skutkuje zawsze większym wskaźnikiem dzietności. Obecna zima demograficzna pozwala stwierdzić jednoznacznie – wzrost bogactwa nie przyczynia się do pro-natalistycznego trendu.
Tymczasem wedle szacunków międzynarodowych organizacji, m.in. OBWE, obecny spadek dzietności oznaczać będzie zagrożenie dla zamożności świata. Wniosek… Malthus nie miał racji, a wzrost populacji nie jest zagrożeniem.
Piszę do Pana na chwilę przed Bożym Narodzeniem, gdy w domach pachnie już świątecznymi potrawami i wszyscy czekamy na przyjście Dzieciątka Jezus.
Mroki nocy mierzą się z nadchodzącą Światłością i właśnie teraz cywilizacja śmierci ściera się w boju z Cywilizacją Życia.
W niedzielę kilkaset osób pikietowało szpital na gdańskiej Zaspie, gdzie morduje się dzieci poprzez aborcję – w tym zastrzykami dosercowymi z roztworu soli potasowej. Tłum gdańszczan domagał się zaprzestania morderczych praktyk w miejscu, gdzie powinno się leczyć i ratować ludzi. Gromkie NIE dla aborcji wybrzmiało z całą mocą.
Naszego protestu oraz słów głośnej modlitwy różańcowej nie zagłuszyła nawet bojówka pomorskiego KOD-u, która zarejestrowała swoją pikietę dosłownie 5 metrów od zgromadzenia prolife. Prezydent Miasta Aleksandra Dulkiewicz świadomie wypuściła KOD naprzeciw naszego Różańca, aby zakrzykiwali nas i prowokowali. Przez megafon od lewicowych aktywistów słyszeliśmy, że nas nienawidzą, mamy się zamknąć w kościele i zostawić lekarzy z Zaspy, którzy „pomagają kobietom”.
No właśnie – lekarze. Czy wie Pan, gdzie w trakcie pikiety był ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego Maciej Socha? Ten znany aborter prowadzi na Instagramie profil „Nagi Ginekolog”, jest gejem i afiszuje się na rozbieranych zdjęciach ze swoim konkubentem, także lekarzem. Od lat publicznie popiera zabijanie dzieci poprzez aborcję, występuje w propagandowych proaborcyjnych filmach i na czarnych marszach. To on odpowiada za pracę położników, w tym praktyki aborcyjne w Gdańsku.
Jednak nie było go w niedzielę na Zaspie. Był w Bydgoszczy, w bazylice św. Wincentego a Paulo, gdzie właśnie zostawał… chrzestnym dla dziecka swoich znajomych.
Proszę posłuchać nagrania:
Czy Pan także łapie się teraz za głowę i nie rozumie, co się dzieje? Przecież za aborcję jest ekskomunika latae sententiae(bez konieczności ogłaszania jej przez władze kościelne). Jak bardzo śmiałym trzeba być, aby dosłownie w tym samym czasie chodzić po mediach i promować aborcję, wykonywać ją i/lub zlecać jej wykonywanie swoim podwładnym, a następnie stawać do chrztu z dzieckiem i deklarować, że będzie się wspierać rodziców w katolickim wychowaniu tego malucha…?
Hipokryzja Sochy aż bije po oczach, każe też stawiać pytania, które procedury kościelne zawiodły, że do podobnej sytuacji mogło dojść w tak zacnej świątyni w Bydgoszczy…?
Szanowny Panie,
Ostatnie dni to obok Gdańska – Ostrzeszów. Miejsce, gdzie miała teraz robić aborcje Gizela Jagielska. W poniedziałkowe popołudnie – pikieta prolife pod tamtejszym szpitalem, a we wtorek rano – radosna wiadomość: placówka wycofała ofertę dla aborterki. Oddział w Ostrzeszowie nie zamieni się zatem w nowe centrum aborcji w Polsce.
Kilkadziesiąt osób modliło się Publicznym Różańcem o zatrzymanie aborcji – aby porodówka w tym niewielkim mieście nie zamieniła się w miejsce kaźni nienarodzonych dzieci. Choć było zimno i ciemno, ludzie mieli gorące serca i silną wiarę. A wiadomość, która przyszła o poranku, utwierdziła ich w tym, że trzeba działać – bo od naszej aktywności zależy tak wiele.
Ora et labora, modlitwą i pracą – ta dewiza towarzyszy nam w obecnych dniach, gdy zbliża się Boże Narodzenie, a diabeł wyje z bezsilności.
Nasza wspólna praca przynosi efekty. Trzeba ją kontynuować. Kolejny Publiczny Różaniec o zatrzymanie aborcji – w Gdańsku pod szpitalem na Zaspie 18 stycznia w samo południe.
PS – Dziękuję Panu za każde wsparcie, jakiego decyduje się Pan nam udzielić. Czas jest trudny, a wsparcie niezbędne, abyśmy mogli działać tak szeroko, jak obecnie wymaga tego sytuacja.
WSPIERAM
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY: IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/
„Zaskakującym głosem zza światów” nazwały światowe media wystąpienie Josepha Goebbelsa na konferencji poświęconej realizacji niemieckiego projektu Mitteleuropa 1915-2025.
Przemówienie Goebbelsa można porównać do czegoś w rodzaju resetu. Po wyrażeniu ubolewania z powodu zagłady europejskich Żydów, nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji. – Oni walczą za nas – powiedział były minister propagandy III Rzeszy, wywołując liczne kontrowersje. Wszyscy oczekiwali, że jako były nazista, Goebbels udzieli wsparcia dawnemu sojusznikowi – walczącej Ukrainie. Tym razem nadzieje okazały się płonne. Poza złośliwą uwagą rzuconą mimochodem w kuluarach „Oni kradną za nas” wsparcie Goebbelsa skupiło się tym razem na walczących o Wielki Izrael, Chazarach, zaskakując niemałą część zgromadzonych.
„ Mówmy prawdę” – zaapelował na koniec Joseph Goebbels. – Nie bądźmy obojętni, w innym przypadku nowy Archipelag Gułag spadnie nam z nieba. Nasz projekt Mitteleuropy jest zagrożony przez putinowską Rosję.
Pojawienie się reinkarnacji jednego z ważnych zwolenników integracji europejskiej nie pierwszy raz zaskoczyło opinię publiczną. Nieobecny na konferencji Donald Tusk poprosił o dopisanie go na listę sygnatariuszy.
O tym, że również hitlerowcy marzyli o zjednoczonej Europie rzadko się dziś wspomina. Zbyt rzadko. Pewne światło na temat przyczyn tak zagadkowego milczenia w tak istotnej przecież kwestii może rzucić sięgnięcie po źródła – co czynić warto zawsze i w każdej sprawie. Nic bowiem nie uczy tak, jak historia, i nic nie działa tak otrzeźwiająco, jak, na przykład, przekonanie się na własne oczy, że język i argumentacja używane przez nazistów zbytnio nie odbiegają od tego, co serwują nam dzisiejsi, za przeproszeniem, „euroentuzjaści”.
Od wojowniczych euroentuzjastów noszących opaski ze swastykami dzisiejsi demoliberalni stręczyciele Unii Europejskiej różnią się bowiem jedynie co do środków, ale nie co do celów, które pozostały niezmienne. Narodowi socjaliści zresztą sami przejęli umiłowanie integracji od swoich poprzedników, dla odmiany odzianych w gustowne szyszaki. Profesor Maciej Giertych przybliża historię niemieckich pomysłów na wspólną Europę w broszurze pt. „Quo vadis Europa?„, z którą warto się zapoznać, aby przekonać się o ciągłości i nieubłaganej konsekwencji niemieckiej polityki w tym względzie aż do czasów współczesnych, pomimo, wydawałoby się, druzgocących klęsk, jakie przytrafiły się po drodze.
By ukazać to uderzające podobieństwo pozwoliłem sobie przełożyć, podkreślając co ciekawsze fragmenty, niezwykle interesujące przemówienie tow. Józefa Goebbelsa do czeskich intelektualistów i twórców kultury, wygłoszone 11 września 1940 roku. Zawarte w nim powtórzenia i kolokwializmy świadczą o tym, że autor szczególnie się do niego nie przygotowywał. Zapewne był świadom swojej siły przekonywania, i że w tym konkretnym wypadku nie leży ona w słowach.
Po 70 latach, bez wielkiego wysiłku możemy wyobrazić sobie, na przykład, kanclerzynę Merkel przemawiającą w podobnym tonie do naszych propagandzistów. Podobnej, odwołującej się do technicznego postępu, argumentacji, wymieszanej z zapewnieniami o poszanowaniu narodowej czci i kuszeniem gospodarczą atrakcyjnością, nie musimy sobie nawet wyobrażać – słyszymy ją na codzień.
Za: Joseph Goebbels, „Die Zeit ohne Beispiel. Reden und Aufsätze aus den Jahren 1939/40/41”. Zentralverlag der NSDAP, Franz Eher Nachfolger, München 1941. (wersja elektroniczna)
Dr Józef Goebbels – Nadchodząca Europa. Przemówienie do czeskich twórców kultury i dziennikarzy 11 września 1940
Cieszę się, że mogę omówić przed Państwem szereg zagadnień, które wedle mojej oceny muszą raz zostać poruszone z całą otwartością dla wyjaśnienia stosunku Rzeszy do Protektoratu. Uważam to za konieczne, mimo trwających nadal działań wojennych. Istnieje bowiem obawa, że po zakończeniu wojny te zagadnienia nie będą mogły być omówione tak konkretnie, jak obecnie.
Jako intelektualiści zapewne jesteście świadomi, że na naszych oczach rozgrywa się największy dramat, jaki znała historia Europy. Jestem mocno przekonany – jakże mogłoby być inaczej! – że ten dramat rozstrzygnie się na naszą korzyść. W chwili, w której potęga Anglii padnie na ziemię, będzie nam dana możliwość zorganizować na nowo Europę, według zasad odpowiadających społecznym, gospodarczym i technicznym możliwościom XX stulecia. Nasza Niemiecka Rzesza przeszła podobny proces przed około stu laty. Była wówczas tak podzielona na wiele większych i mniejszych części, jak dziś Europa. Rozdrobnienie to było znośne tak długo, jak długo rozwój techniki, przede wszystkim środków transportu, uniemożliwiał przemieszczanie się z jednego małego kraju do drugiego w krótkim czasie. Wynalezienie maszyny parowej uniemożliwiło utrzymanie dotychczasowego stanu. Tak, jak wówczas potrzeba było około dwudziestu czterech godzin, aby przemieścić się z jednego małego kraju do drugiego, dziś, po wybudowaniu kolei, wystarczą już tylko, powiedzmy, trzy czy cztery godziny. Podobnie, przed wynalezieniem maszyny parowej należało podróżować około dwudziestu czterech godzin, aby natknąć się na kolejną komorę celną. Następnie wystarczyło najpierw pięć, potem trzy, potem dwie, w końcu pół godziny; stan taki stał się bezsensownym nawet dla fanatyków federalizmu. Również wówczas występowały w Rzeszy siły usiłujące przezwyciężyć ten stan na drodze negocjacji. Siły te zostały obalone poprzez historyczny rozwój, i to sposobem, jaki można stwierdzić częściej. Historia bowiem rządzi się twardszymi prawami, niż te, którym usiłuje się hołdować przy stole rokowań. Być może znacie słowa Bismarcka z tamtych lat, że niemiecka jedność nie zostanie osiągnięta dzięki mowom i uchwałom, ale musi być wreszcie wykuta krwią i żelazem. Słowa te wywołały wówczas wiele kontrowersji, później jednak zyskały historyczne potwierdzenie.
Rzeczywiście, jedność Rzeszy wykuto na polach bitew. Przezwyciężono w ten sposób cały szereg osobliwości, uprzedzeń, ograniczeń i parafialno-politycznych wyobrażeń pojedynczych krajów. Musiały one zostać przezwyciężone, inaczej Rzesza nie byłaby w stanie osiągnąć jedności potrzebnej, by przystąpić do konkurencji z mocarstwami Europy. To, że w ogóle zdołaliśmy dokonać państwowo-politycznego zjednoczenia zawdzięczamy przezwyciężeniu tych barier. Oczywiście wówczas Bawarczyk, Sas, Wirtemberczyk, Badeńczyk czy Schaumburgo-Lippczyk czuł się może nieco wykorzystany, aż w końcu pod wpływem dynamiki tego nowego państwa uprzedzenia stopniowo zeszlifowały się, a spojrzenia ludzi zwróciły ku wielkim celom właśnie postawionym przed Rzeszą.
Oczywiście, Bawarczyk nie przestał być Bawarczykiem, Sas Sasem, a Prusak Prusakiem. Jednakże poprzez te ograniczenia pochodzenia dostrzegli wspólnotę, a z biegiem dziesięcioleci zrozumieli, że dzięki urzeczywistnieniu tej wspólnoty mógł zostać rozwiązany cały szereg problemów natury gospodarczej, finansowej, zewnątrzpolitycznej i militarnej.
Wielkość Rzeszy to skutek tego procesu – procesu, który nam wydaje się niemal oczywistym, podczas gdy współcześni nie zawsze mogli i chcieli go zrozumieć. Byli tak zatrzaśnięci w swoim czasie i uprzedzeniach, że nie mieli siły spojrzeć w przyszłość, aby wyobrazić sobie państwo, które w końcu nadejdzie i które przewidywali i przygotowywali tylko ówcześni wizjonerzy.
Dziś kolej nie jest już nowoczesnym środkiem transportu, została w międzyczasie zastąpiona przez samolot. Przestrzeń, którą pokonywaliśmy koleją w dwanaście godzin, pokonujemy dziś samolotem w godzinę lub półtorej. Technika zbliżyła do siebie nie tylko ludy, ale i narody bardziej niż wcześniej można było sobie wyobrazić. Podczas gdy dawniej potrzebne były dwadzieścia cztery godziny, aby poprzez berlińską prasę przemówić do Pragi, dziś nie potrzebuję do tego nawet sekundy. Przystępując do tego mikrofonu, można być słyszanym w tej samej chwili w Pradze, na Słowacji, w Warszawie, w Brukseli i Hadze. Podczas gdy wcześniej potrzebowałem dwunastu godzin aby dojechać koleją do Pragi, dziś dolecę tam samolotem w godzinę. Oznacza to, że po kolejnym stuleciu technika przysunęła narody jeszcze bliżej do siebie. Z pewnością nie jest przypadkiem, że te techniczne środki powstały właśnie teraz. Nastąpił przecież przyrost ludności w Europie, a mnogość ludzi postawiła europejskie społeczeństwo przed zupełnie nowymi problemami – problemami polityki żywnościowej, gospodarczej, finansowej oraz natury militarnej. Dzięki tym zdobyczom techniki oczywiście również kontynenty znalazły się bliżej siebie. Wśród europejskich narodów coraz bardziej rośnie świadomość, że wiele spraw, jakie musieliśmy między sobą załatwić było tylko sprzeczkami w rodzinie w porównaniu z problemami, jakie muszą dziś rozwiązać kontynenty.
Jestem o tym mocno przekonany: właśnie tak, jak my dziś z pobłażliwym uśmiechem spoglądamy na prowincjonalne spory niemieckich ludów z czterdziestych i pięćdziesiątych lat poprzedniego stulecia, za pięćdziesiąt lat następne pokolenia będą z pewną uciechą patrzeć na spory aktualnie rozgrywające się w europejskiej polityce. W „dramatycznych konfliktach międzynarodowych” kilku małych, europejskich państw, będą widzieć już tylko sprzeczki w rodzinie. Jestem przekonany, że za pięćdziesiąt lat nie będzie się już myśleć tylko kategoriami krajów – wiele z dzisiejszych problemów będzie wówczas zupełnie wyblakłych i niewiele z nich pozostanie, będzie się również myśleć kategoriami kontynentów, i zupełnie inne, zapewne dużo większe problemy będą wypełniać i poruszać myśl europejską.
W żadnym wypadku nie możecie myśleć, że my, kiedy przeprowadzamy pewien proces porządkowania w Europie, robimy to po to, aby odciąć życie pojedynczym narodom. Moim zdaniem pojęcie wolności narodu musi być dostosowane do warunków, przed którymi dziś stoimy, i problemów, po prostu, celowości. Tak, jak w rodzinie jej pojedynczy członek nie może mieć możliwości trwale zakłócać jej wewnętrzny pokój, tak pojedynczy naród nie może mieć możliwości trwale przeciwstawiać się ogólnemu procesowi porządkowania.
Nigdy nie mieliśmy zamiaru przeprowadzać tego procesu porządkowania, czy też reorganizacji Europy, przemocą. Jeśli jako ludzie myślący wielkoniemiecko nie mamy żadnego interesu w naruszaniu gospodarczego, kulturowego czy społecznego charakteru bawarskiego czy saskiego ludu, to tym bardziej nie leży w naszym interesie naruszanie charakteru gospodarczego, kulturowego czy społecznego, ludu, powiedzmy, czeskiego. Jednakże musi zostać stworzona między oboma narodami jasna podstawa porozumienia. Musimy się spotkać albo jako przyjaciele, albo jako wrogowie. I wierzę, że znacie nas już na tyle z naszej przeszłości, aby wiedzieć, że Niemcy mogą być strasznymi wrogami, ale też bardzo dobrymi przyjaciółmi. Możemy wyciągnąć rękę do przyjaciela i naprawdę lojalnie z nim współpracować, możemy jednak też zwalczać wroga aż do zniszczenia.
Narody, które dołączyły lub jeszcze dołączą do tego procesu porządkowania stoją teraz przed pytaniem, czy będą współpracować w procesie włączania z chętnym sercem, że tak powiem: z lojalności, czy też chcą się mu wewnętrznie sprzeciwiać. W kwestii faktów nie zmienią niczego. Możecie być przekonani, że państwa Osi, gdy Anglia zostanie powalona na ziemię, nie zmienią faktycznego stanu nowej organizacji Europy według wielkich politycznych, gospodarczych i społecznych wizji. Jeśli Anglia nie może nic tu zmienić, nie poradzi tu i czeski naród. Jeśli nauczyliście się czegoś z historii ostatniego czasu, wiecie że w dzisiejszym, mocarstwowym porządku nic zmienione być nie może i nie będzie.
Dlatego też, moi panowie – a mówię teraz całkiem realnopolitycznie, bez żadnego odwołania do sentymentów – czy ten stan aprobujecie czy nie, to obojętne, czy go witacie serdecznie czy nie, to nieistotne, w samym stanie nie możecie zmienić nic. Tylko jestem zdania, że kiedy nie można zmienić sytuacji i na pewno trzeba przyjąć jej istniejące wady, było by głupio nie zadbać o jej zalety. Skoro i tak staliście się częścią Rzeszy, nie widzę powodów dla których czeski naród miałby przyjmować postawę wewnętrznej opozycji, a nie raczej skorzystać z plusów Rzeszy.
Z pewnością musicie zrobić cały szereg politycznych ustępstw. Wiem, że to nie może być dla was przyjemne, nikt nie może tego zrozumieć lepiej ode mnie. Wiem, że musicie zrzec się pewnych rzeczy, które w przeszłości ukochaliście i ceniliście, i wiem, że do tak nowego stanu nie da się dostosować z dnia na dzień, że tak powiem, przez noc. Istnieją pewne tarcia, które na miejscu wydają się twardsze i ostrzejsze niż z perspektywy Rzeszy. Ale znowu: jeśli wliczone są pewne wady, z którymi musicie się liczyć, jestem zdania że powinniście także skorzystać z zalet. Chcę to wyjaśnić na przykładzie: w 1933 roku stanęliśmy przed problemem rozwiązania kwestii żydowskiej. O tym, że byliśmy przeciwnikami żydów mówiło się już przed 1933 na całym świecie. Wady antysemityzmu w światowej propagandzie odczuwaliśmy tak czy inaczej, więc mogliśmy spokojnie zapewnić sobie zalety i powyrzucać żydów. Kiedy jako przeciwnicy żydów byliśmy na świecie zwalczani i oczerniani tak czy inaczej – dlaczego mieliśmy znosić tylko wady, a nie również zalety, mianowicie wykluczenie żydów z teatru, filmu, życia publicznego i administracji? Kiedy byliśmy dalej atakowani jako przeciwni żydom, mogliśmy przynajmniej z czystym sumieniem powiedzieć: opłaca się, mamy przecież coś z tego.
Wy, moi panowie, rzuciliście okiem na Rzeszę, a ja przywiązywałem wielką wagę do tego, byście odbyli tę podróż zanim się z wami spotkam. Zobaczyliście Rzeszę podczas wojny i na tej podstawie moglibyście sobie wyobrazić, co będzie ona znaczyła podczas pokoju, gdy nasza wielka, narodowo silna Rzesza obok Włoch obejmie praktyczne przewodnictwo nad Europą. Nie można się od tego wykręcić. Nie ma co do tego dwóch zdań. Oznacza to więc dla was, że jesteście już teraz ogniwem wielkiej Rzeszy, która gotuje się, by tylko dać Europie nowy porządek. Ona chce zburzyć bariery, które jeszcze dzielą europejskie narody i zniwelować im drogę do siebie nawzajem. Chce zakończyć stan, który na dłuższą metę w oczywisty sposób nie może zadowolić ludzkości. Przeprowadzamy więc reformatorskie dzieło, co do którego jestem przekonany, że kiedyś zostanie zapisane wielkimi literami w historii Europy. Czy możecie sobie wyobrazić, co Rzesza będzie znaczyć po wojnie?
Wiecie, że gorliwie staramy się obok politycznego wzrostu Rzeszy dokonać także kulturowego i gospodarczego. Wiecie, że chcemy by naród sam uczestniczył w tych działaniach i ich efektach. Podam przykład: podczas gdy dotychczas niemiecki film dostarczaliśmy naszym 86 milionom Niemców, w przyszłości stoi przed nami niepomiernie rozległy obszar docelowy do dyspozycji. To od was zależy, czy weźmiecie w tym udział, czy też przyjmiecie postawę cichej bierności w stosunku do Rzeszy. Zaufajcie nam, że w drugim wypadku będziemy mieli wystarczająco środków i możliwości by, na przykład, pognębić czeski film. Wcale jednak tego nie chcemy. Przeciwnie, chcemy dopuścić go do udziału na naszym wielkim obszarze zbytu. Jeszcze mniej chcemy tłumić wasze życie kulturalne. Przeciwnie, chcemy umożliwić wam bogatszą wymianę. Naturalnie, można to osiągnąć wyłącznie na gruncie lojalności. Musicie zatem wewnętrznie przychylić się do dzisiejszego stanu, nie zostawiając sobie furtek myśląc przy tym: „Wyślizgam się z tego, jak coś pójdzie nie tak”.
Weźcie przykład z historii ruchu narodowosocjalistycznego jako porównanie: wielu członków naszej partii nosi szczególną odznakę ze złotym wieńcem wokół; w ten sposób świadczą: „Stałem przy narodowym socjalizmie, kiedy jeszcze nic nie można było na tym zyskać. Walczyłem dla tego ruchu, kiedy jeszcze nie był u władzy”. W pełni związali się z ruchem już wtedy, kiedy jego zwycięstwo wcale nie było oczywiste. Przyznawać się do oczywistej sprawy nie jest żadną sztuką. Jeśli więc chcecie pokazać swoją lojalność dopiero po wywalczeniu ostatecznego zwycięstwa – panowie, wówczas tylu będzie nas zapewniać o swojej lojalności, że nie będzie nas to już szczególnie interesować.
Jestem zdania, że musicie się zmierzyć z tym problemem. Ja również to zrobiłem. Na przykład w ostatnim czasie przeczytałem cały szereg czeskich książek, obejrzałem cały szereg czeskich filmów, przyjąłem cały szereg raportów dotyczących czeskiej pracy kulturalnej, i ubolewam, że w dużej mierze nie mogę zapoznać niemieckiego narodu z tymi owocami waszego życia kulturalnego. Jednak najpierw musi nastąpić oczyszczenie. Życzyłbym sobie pokazać szereg czeskich filmów niemieckiemu narodowi. Chcecie się zadowolić czeskim narodem jako docelowym obszarem odbioru waszych filmów, czy chcecie raczej widzieć je rozpowszechnianymi w całej Rzeszy? Czy nie napełnia was dumą to, że kiedy przyjeżdżacie do Hamburga, możecie sobie powiedzieć: „To również mój port!”? A kiedy widzicie niemiecką flotę: „Oto flota, która chroni również nasze życie!”, a kiedy śledzicie bohaterskie czyny naszego Wehrmachtu: „Oto siły zbrojne, które chronią również nasz naród, które również nas otoczyły żelaznymi klamrami swojej ochrony!” Uważałbym to za korzystniejsze i bardziej zadowalające niż mówienie: „Tak, rzeczywiście, musimy iść razem!” kryjąc rezerwę w głębi serca.
Dlatego musicie się zdecydować, i musi także czeski naród. Nie mówcie, że czeski naród chce tak, czy inaczej. Myślę, że na polu przewodzenia narodowi mogę sobie rościć pewne doświadczenia. Naród myśli tak, jak uczy go myśleć jego warstwa inteligencji, ma zawsze takie poglądy, jak jego intelektualne przywództwo. Czy wasze intelektualne przywództwo nie powinno teraz z całą powagą przystąpić do czeskiego narodu i wyjaśnić mu, że powinien się zdecydować? Czy nie powinno mu powiedzieć, że ten czeski naród dokonał może jednak najlepszego wyboru? – Widzieliście Rotterdam, dopiero teraz możecie w pełni osądzić wartość historycznej decyzji waszego prezydenta.
Nikt nie może powiedzieć: „Ale można było tego uniknąć!”. My nie działamy według własnego widzimisię. Nasze działanie nie może być innym niż jest, jesteśmy tylko służącymi historycznego losu. Jesteśmy tylko wykonawcami, realizatorami historycznego nakazu. Nie można mówić: „Gdyby nie narodowi socjaliści, byłby spokój w Europie”. Nie, byliby inni, którzy musieliby działać na naszym miejscu. Gdy czas dojrzał, musiał się wypełnić, tak jak jabłko spada z drzewa, gdy dojrzeje. Nie możemy bronić się przed losem; przytłoczyłby nas.
Innymi słowy: stoicie przed wyborem, by waszemu narodowi wyjaśnić obecny stan faktyczny, z szerszym punktem widzenia niż dotychczasowy przedstawić mu historyczne zadania, przed którymi stoi Europa. Myślę, że jeśli przypomnicie sobie tylko przebieg ostatniego roku wojny, dojdziecie w końcu do wniosku: „Może rzeczywiście my, Czesi, wybraliśmy najlepiej. Tak, jak było wcześniej, nie mogło już być dalej. To byłoby możliwe tylko, gdyby Niemcy były stale wdeptywane w ziemię, co jest jednak nie do pomyślenia.„
Macie dziś możliwość przyjąć wszystkie dobrodziejstwa, jakie ma do zaoferowania wielka Rzesza Niemiecka. Macie naszą gwarantowaną ochronę. Nikt was nie atakuje. Mielibyście też możliwość rozpowszechnić w całych Niemczech wasze narodowe osiągnięcia. Mielibyście możliwość wprowadzić waszą muzykę do Rzeszy. Wasze filmy, waszą literaturę, waszą prasę, wasze radio. Wiecie, że niemiecki naród zawsze był otwarty i przystępny. Nie możemy i nie chcemy tego zmieniać. Nie jesteśmy dyktatorami, lecz wykonawcami woli naszego narodu.
Jak powiedziałem, oferujemy wam możliwość współpracy. Zaprosiłem was tu, aby stworzyć podstawę, na której moglibyśmy się porozumieć. Nie wymagamy od was robienia rzeczy przeciwnych honorowi waszego narodu, nie wymagamy od was robienia czegoś, co by was zdeklasowało jako parweniuszy, czy lizusów, czy innych.
W dłuższej perspektywie taki stosunek to żadna przyjemność. Wierzę jednak, że nie wymagamy zbyt wiele w tych dramatycznych godzinach europejskiego konfliktu, który doprowadzi do zupełnie nowych form ludzkiego współżycia, kiedy chcemy się co do tych spraw porozumieć, mieć jasną i prostą sytuację, czy będziemy się teraz ze sobą obchodzić jak wrogowie, czy przyjaciele.
Chcemy wiedzieć, jak widzi nas inteligencja narodu, czy spotykamy się jako wrogowie, czy przyjaciele. Że wiemy, jak zachować się jako wrogowie mogliście zauważyć w ciągu ostatniego roku. Że możemy się zachowywać jak przyjaciele, będziecie mogli zobaczyć, kiedy rozwinie się pozytywna i aktywna lojalność między oboma narodami, niemieckim i czeskim. Wyklarowanie tego uznałem za swoje dzisiejsze zadanie. Wierzę, że na tej podstawie moglibyśmy się porozumieć, i że się porozumiemy. Jestem mocno przekonany, że kiedy położycie ten fundament lojalności, wyświadczycie nam tym samym oczywiście przysługę, która jednak skądinąd będzie wielkim historycznym dziełem na rzecz czeskiego narodu. Nie można kierować się tym, co dziś ludzie powiedzą. Przeciętny człowiek może nie patrzeć daleko. Jest jednak zadaniem inteligencji wznieść się ponad wąski horyzont, mieć ogląd w szerszym kręgu, w wyobraźni przedstawić sobie stan, który kiedyś nastąpi, i przeciwko któremu nie świadczy fakt, że jeszcze go nie ma. Zawsze zadaniem inteligencji narodu jest być pionierami stanu nadchodzącego, a nie ślepymi czcicielami stanu obecnego.
Wzywam was do przemówienia w tym duchu do czeskiego narodu. Gdybyśmy my to zrobili, czeski naród nie uwierzyłby nam, bo nas nie zna, bo nie wie, jacy my, narodowi socjaliści jesteśmy, bo być może podejrzewałby nas o narodowy egoizm, podczas gdy my mamy tylko zamiar stworzenia jasnych stosunków między dwoma narodami, które przecież tak czy inaczej muszą się porozumieć. Wy żyjecie tam, my żyjemy tu. Tylko jakaś gigantyczna katastrofa naturalna, która zniszczyłaby nasz naród, mogłaby przynieść jednostronne rozwiązanie. Ponieważ tego nie można oczekiwać, musimy się jakoś porozumieć. To, czy się lubimy, czy nie, nie wchodzi do dyskusji. To nieistotne. Istotnym jest, że dajemy milionom w Europie wspólną życiową podstawę, a także wspólny życiowy ideał. Na razie ten ideał został naruszony przez Anglię. Anglia chciała trzymać Europę w niepokoju, gdyż widziała w tym najlepsze zabezpieczenie swojej wyspiarskiej egzystencji. To ognisko niepokoju jest właśnie niszczone przez gigantyczne uderzenia naszych sił zbrojnych. Później będziemy mieć możliwość dać Europie pokój, którego pragnie. Jesteście do tego serdecznie zaproszeni.
Gizela Jagielska nie podejmie pracy w Ostrzeszowskim Centrum Zdrowia, mimo że jej zatrudnienie miało pomóc w utrzymaniu zagrożonych likwidacją oddziałów. Rozmowy zostały zakończone po fali sprzeciwu środowisk antyaborcyjnych i politycznej presji.
Gizela Jagielska / fot. YT Fundacja Życie i Rodzina
Rozmowy zakończone
Jak ustaliła „Gazeta Wyborcza”, Gizela Jagielska nie zostanie zatrudniona w Ostrzeszowskim Centrum Zdrowia. Negocjacje dotyczące jej pracy zostały przerwane, choć wcześniej rozważano jej przyjście jako sposób na ratowanie oddziałów zagrożonych zamknięciem.
To kolejna placówka, w której lekarka ostatecznie nie znajdzie zatrudnienia. Z końcem 2025 roku Jagielska zakończy pracę w szpitalu w Oleśnicy, gdzie nie przedłużono z nią kontraktu.
Braki kadrowe i zawieszone oddziały
W tym samym czasie Ostrzeszowskie Centrum Zdrowia zmaga się z poważnymi problemami kadrowymi. Z powodu odejścia lekarzy od 1 stycznia czasowo zawieszone mają zostać oddziały ginekologii i położnictwa oraz noworodkowy.
Zatrudnienie lekarki z Dolnego Śląska miało dawać realną szansę na utrzymanie ich działalności.
Presja i protesty
Według nieoficjalnych informacji opisywanych przez „Gazetę Wyborczą”, prezes OCZ spotkała się z Jagielską, aby rozmawiać o jej ewentualnym zatrudnieniu. Doniesienia te wywołały jednak natychmiastową reakcję środowisk antyaborcyjnych.
Przed szpitalem w Ostrzeszowie konferencję zorganizowali działacze Konfederacji. Zapowiedziano również pikiety i publiczne modlitwy. Protestujący skupiali się na działalności Jagielskiej związanej z wykonywaniem legalnych aborcji.
Padały zarzuty, że „utraciła zaufanie potrzebne do wykonywania zawodu lekarza”, a jej zatrudnienie byłoby formą przyzwolenia na aborcję.
Ostatecznie rozmowy miały zostać zerwane. Sama Jagielska potwierdziła „GW”, że szpital w Ostrzeszowie jej nie zatrudni.
Z tego, co wiem, organ założycielski albo jacyś inni politycy nie zgodzili się, abym tam pracowała – powiedziała.
Kolejne zamknięte drzwi
Z ustaleń „Gazety Wyborczej” wynika również, że Jagielska nie znajdzie pracy w innym wrocławskim szpitalu, na Brochowie. Dyrektor placówki zaprzeczył pogłoskom o jej możliwym zatrudnieniu, wskazując, że oddział został już skompletowany.
Ryzyko braku pracy w systemie publicznym
W rozmowach z „GW” prawnicy i przedstawiciele organizacji kobiecych zwracają uwagę, że mimo „wysokich kwalifikacji” Jagielska może nie znaleźć zatrudnienia w publicznej ochronie zdrowia.
Jak podkreślają, w Polsce takich specjalistów jest niewielu, a kolejne decyzje szpitali pokazują, że w tym przypadku kluczowe znaczenie mają czynniki pozamerytoryczne”.
Autor: Justyna Foksowicz
==========================================
mail:
„takich specjalistów jest niewielu” . Dzięki Panu Bogu!!!===========================================
Nie tylko Ostrzeszów nie chce zatrudnić Jagielskiej
Z ustaleń „Gazety Wyborczej” wynika również, że Jagielska nie znajdzie pracy we wrocławskim szpitalu, na Brochowie. Dyrektor placówki dementuje pojawiające się w środowisku medycznym pogłoski o jej możliwym zatrudnieniu, wskazując, że oddział został już skompletowany i nie ma przestrzeni na przyjęcie kolejnych lekarzy.
===========================================
mail:
Będzie „skrobać” – krwawo, ale na czarno??
====================
mail:
Może jakaś ubojnia by przyjęła?
…Ale na pewno komuniści-sataniści chińscy!! Przecież potrzebują speców od rozdzielania ciał żywych więźniów na nadające się do sprzedaży części. Tam może choćby w dziale handlowym – bo ma smykałkę do auto-promocji…
Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga prok. Karolina Staros poinformowała we wtorek, że mężczyzna, który uprowadził i usiłował zabić 9-latka usłyszał zarzuty. Prokurator zawnioskował też o aresztowanie mężczyzny.
Praska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie wzięcia 9-letniego chłopca jako zakładnika, a następnie usiłowania zabójstwa tego chłopca.
W niedzielę 36-letni obywatel Ukrainy uprowadził 9-latka z jego miejsca zamieszkania i uciekł. Policjanci znaleźli ich na Białołęce. Po trwających kilka godzin negocjacjach mężczyzna został zatrzymany.
„Chłopiec, z obrażeniami zagrażającymi jego życiu, został przewieziony do szpitala. Nadal przebywa w szpitalu jednak stan jego zdrowia jest stabilny” – zaznaczyła prok. Staros.
36-letni Pavlo R. usłyszał zarzuty: usiłowania zabójstwa małoletniego w związku z wzięciem go jako zakładnika, przetrzymywania go ze szczególnym udręczeniem i spowodowanie obrażeń zagrażających życiu pokrzywdzonego, uprowadzenie chłopca, kierowanie gróźb karalnych, spowodowanie lekkich obrażeń ciała u innej osoby, zmuszanie innej osoby do określonego zachowania oraz zniszczenie mienia.
Za popełnienie zarzuconych mu czynów grozi dożywocie.
„Podejrzany odmówił złożenia oświadczenia, czy przyznaje się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Odmówił również składania wyjaśnień na obecnym etapie postępowania” – przekazała prok. Staros.
Prokurator skierował do sądu wniosek o trzymiesięczny areszt wobec Pavlo R., argumentując go obawą matactwa, grożącą surową karę, a także uzasadnioną obawą, że podejrzany popełni inne przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu, czym mężczyzna groził.
Kilkaset osób przyszło w niedzielę 21 grudnia pod szpital św. Wojciecha w Gdańsku na Zaspie, aby modlić się i protestować przeciw aborcji. Tylko w ciągu trzech miesięcy w tej placówce abortowano 7 dzieci od 8. do 25. tygodnia życia płodowego. W dwóch przypadkach wstrzyknięto dzieciom do serc roztwór soli, zanim rozpoczęła się rzeczywista procedura „przerwania ciąży”.
Gdańszczanie są przerażeni – w ich mieście dzieje się ten sam horror, co w Oleśnicy.
Naciągane zaświadczenia do aborcji
Aborcja chlorkiem potasu to jedna z najokrutniejszych metod zabijania poczętych dzieci. Wie o tym tłum ludzi, którzy stawili się w niedzielę pod gdańską lecznicą. I wyraźnie dali do zrozumienia, że nie życzą sobie podobnych praktyk w swoim mieście. Wielkie oburzenie budził także fakt, że 5 z 7 wyszczególnionych aborcji odbyło się na podstawie kartki od psychiatry. Masowym załatwianiem takich zaświadczeń zajmują się organizacje feministyczne. Mają swoich podstawionych psychiatrów -zwolenników aborcji, konsultacje często odbywają się online. Po jednorazowej zdalnej rozmowie lekarz-aborcjonista wypisuje dokument z rozpoznaniem, które można streścić jako dyskomfort psychiczny i trudność w odnalezieniu się w nowej sytuacji. Formalnie rozpoznania brzmią „zaburzenia adaptacyjne” i/lub „ostra reakcja na ciężki stres”. Podstawiony psychiatra nie używa swojej wiedzy medycznej, aby leczyć zaburzenia, ale wysyła na aborcję. Dziecko dostaje wyrok śmierci, choć nie jest niczemu winne.
Gdańszczanie są przerażeni
W niedzielę przed wejściem głównym do szpitala św. Wojciecha rozłożyliśmy banery pokazujące, jak wygląda aborcja. Widok ciał zabitych dzieci poruszał serca ludzi. Rozbrzmiała też głośna modlitwa. W Publicznym Różańcu o Zatrzymanie Aborcjiwzywaliśmy Matkę Bożą i świętego Wojciecha – patrona Polski oraz niesławnego szpitala – aby pomogli zatrzymać rzeź na nienarodzonych dzieciach.
„Ja tu mieszkam, w tych blokach – mówiła jedna z uczestniczek pikiety, pokazując pobliskie osiedle. – Rodziłam tutaj trzydzieści lat temu córkę. Wtedy tak dobrze się zajmowali mną i dzieckiem. Jestem zszokowana, że teraz niektóre dzieci zabijają”. Kilka osób składało podobne świadectwa i nie mogło zrozumieć, jak można zamieniać lecznicę w miejsce kaźni niewinnych ludzi.
Kontrmanifestacja KOD-u pod parasolem Aleksandry Dulkiewicz
Co ciekawe, Prezydent Miasta Aleksandra Dulkiewicz pozwoliła skrajnie lewackiej bojówce zarejestrować kontrmanifestację niemal w tym samym miejscu, co pikieta obrońców życia. Oba zgromadzenia dzieliło co najwyżej 5 metrów! Lokalna grupa Komitetu Obrony Demokracji, młodzieżówka Partii Razem i Nowej Lewicy nie była liczna, ale przez cały czas próbowała zagłuszać modlitwy i wystąpienia prolife. Wykrzykiwała także nienawistne hasła pod adresem proliferów. Wysłani przez Dulkiewicz obserwatorzy zgromadzenia nie reagowali na te wybuchy agresji.
Zawiadomienie do Prokuratury
Fundacja Życie i Rodzina złożyła zawiadomienie do Prokuratury odnośnie zabijania dzieci zastrzykami dosercowymi – wskazujemy, że należy postawić zarzuty nie z artykułów o aborcji, ale z tych, które mówią o celowym zabójstwie. Zabijanie dziecka zastrzykiem przed samym zakończeniem ciąży – po to, aby nie urodziło się z aborcji żywe, jest niezgodne nawet z polskim – mocno niedoskonałym – prawem. Wnioskujemy o przeszukanie dokumentacji medycznej dwóch matek, przesłuchanie ich samych oraz świadków i wykonawców morderczych śmiertelnych iniekcji.
Publiczny Różaniec w Gdańsku
Kolejny Publiczny Różaniec o zatrzymanie aborcji – pod szpitalem na Zaspie w Gdańsku 18 stycznia 2026 roku o godz. 12:00. Każdy następny – w następne III-cie niedziele miesiąca.
Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!” • 23 grudnia 2025 michalkiewicz
Jak zwykle w okresie świąt Bożego Narodzenia, nasz nieszczęśliwy kraj od Wigilii, aż do święto Trzech Króli, których Wielce Czcigodny Ryszard Petru naliczył aż sześciu, pogrąża się w nirwanie. W związku z tym również felieton powinien być optymistyczny, zgodnie z rozkazem vaginetu obywatela Tuska Donalda, że „jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej”. Czyż nie świadczy o tym choćby przyjęta przez Knesejm ustawa budżetowa, w której zapisano rekordowy deficyt w kwocie ponad 271 miliardów złotych? A przecież nie jest to ostatnie słowo i jak się sprężymy, to nie tylko „dogonimy”, ale i „przegonimy” – niczym Chruszczow, który buńczucznie zadekretował w swoim czasie, że ZSRR „dogoni i przegoni” Amerykę. Wprawdzie tu i ówdzie, a konkretnie – w Narodowym Funduszu Zdrowia zieje finansowa dziura, ale z tym też sobie poradzimy, zwłaszcza, gdy wrócimy do popularnego w swoim czasie hasła, skierowanego do emerytów i rencistów: „Emeryci – popierajcie Partię czynem, umierajcie przed terminem!” Ponieważ nastała transformacja ustrojowa, w ramach której Partia została przez stare kiejkuty przepoczwarzona w „Lewicę”, wspomniane hasło trzeba będzie przystosować do nowej sytuacji politycznej i zamiast „Partii”, trzeba będzie wstawić doń słowo „vaginet” – a wtedy wszystko, również na odcinku propagandy sukcesu, będzie gites tenteges. Jakże zresztą inaczej, skoro słychać, iż Polska ma zostać zaproszona do ekskluzywnego gremium G-20, w którym wory złota namawiają się, jakby tu zmeliorować świat? Wypada tedy przypomnieć, że nie są to pierwsze przymiarki do zmeliorowania świata. Na przykład bolszewicy uważali, że nie da się poprawić świata, jeśli nie usunie się z niego niewłaściwych klas, podczas gdy wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler uważał inaczej – że nie da się poprawić świata, dopóki nie usunie się z niego niewłaściwych ras, a zwłaszcza jednej. Obecnie G-20 z pewnością zaleci inne metody, na przykład tę, by zamiast eliminować niewłaściwe rasy, a zwłaszcza tę jedną, lepiej będzie spełnić wszystkie jej pragnienia. W związku z tym tylko patrzeć, jak w naszym nieszczęśliwym kraju przyjęte zostanie prawo o zwalczaniu antysemityzmu wśród głupich gojów, natomiast Żydowie zostaną obsypani rozmaitymi przywilejami, dzięki którym będą mogli bez przeszkód przystąpić do egzekwowania od naszego mniej wartościowego narodu tubylczego tak zwanych „roszczeń” majątkowych, dotyczących tzw. „własności bezdziedzicznej”. Dzięki temu Żydowie zamiast znaleźć się w Generalnej Guberni w centrum zainteresowania jako holokaustnicy, znajdą się w GG w centrum zainteresowania, jako Herrenvolk. Czegóż chcieć więcej?
Niczego więcej do szczęścia nam nie potrzeba tym bardziej, że i sytuacja polityczna w Europie rozwija się zgodnie z przewidywaniami Radia Erewań. Oto po zbawiennym, 28-punktowym amerykańskim planie pokojowym dla Ukrainy, w tempie stachanowskim został przez „wielką trójkę”, zwaną inaczej „koalicją chętnych”, skonstruowany alternatywny, 19-punktowy plan pokojowy. Jeszcześmy się nad nim nie nacmokali z zachwytu, a słychać, że prezydent Zełeński ma jeszcze jeden plan, tym razem 20-punktowy, który – tylko patrzeć – jak przedłoży do akceptacji prezydentu Donaldu Trumpu. Fałszywe pogłoski głoszą, że pokój nie powinien zapanować wcześniej, zanim wszyscy ukraińscy oligarchowie nie przytulą oczekiwanych kwot, które w podskokach ma dostarczyć „koalicja chętnych” – jeśli tylko uda się jej zmłotować belgijski rząd, by zajął zamrożone ruskie aktywa i przekazał je Ukrainie – no a tam już oligarchowie będą wiedzieli, co z tym zrobić. W związku z tym inne fałszywe pogłoski utrzymują, że prezydent Zełeński miał zapisywać w kapowniku, ile z dotychczasowych subwencji dla Ukrainy przekazał europejskim sojusznikom, i dlatego oni, w obawie przed pojawieniem się śmierdzących dmuchów, uwijają się jak w ukropie, żeby załatwić dla oligarchów dodatkowe miliardy. Jestem w związku z tym pewien, że tylko patrzeć, jak nastąpi prawdziwy wysyp zbawiennych planów pokojowych, niczym „koncepcji” w głowie Kukuńka, dzięki czemu wszystkie zainteresowane strony będą zadowolone, zgodnie z apelem militarystów, by korzystać z wojny, bo pokój będzie straszny. Oczywiście i ten apel trzeba będzie skorygować, bo odtąd już nie będziemy mieli do czynienia z żadną „wojną”, tylko z „walką o pokój”, po której może nie zostać kamień na kamieniu. Ale nawet w obliczu takiej perspektywy należy się cieszyć, bo czyż są jakieś poświęcenia, których nie można by dokonać dla pokoju?
Zanim jednak to nastąpi, europejska „wielka trójka” zadbała o dobrostan psychiczny naszych Umiłowanych Przywódców i skutecznie izoluje ich od wysiłków umysłowych mających na celu ustanowienie w Europie sprawiedliwego pokoju. Dzięki temu obywatel Tusk Donald może przelewać swoje złote myśli na twitterze, a złakniona światowa opinia publiczna śledzi te wysiłki, bijąc rekordy oglądalności. Czyż trzeba nam lepszego dowodu, że Polska wybija się na mocarstwowość? A jeśli jakimś malkontentom byłoby tego za mało, to przecież mogą popatrzeć na Księcia-Małżonka, który albo zwołuje internetowe narady wojenne z udziałem mocarstw bałtyckich, albo dzwoni do różnych osobistości europejskich, dopytując się, co tam w naszych sprawach postanowiły – a one udzielają mu odpowiedzi, wprawdzie wymijających, ale za to pełnych treści? Po co Księciu-Małżonku, czy obywatelu Tusku, „myślniem zbytniem głowy psować”, kiedy starsi i mądrzejsi już tam tak wszystko urządzą, żeby było dobrze?
No bo przecież będzie dobrze, a może nawet jeszcze dobrzej. Właśnie wysłuchałem opinii utytułowanej pani ekspertki z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, która w programie pani red. Marty Sakowskiej zapewniła wszystkich, że Rosja „musi” wojnę przegrać. Najwyraźniej w PISM już postanowiono, tylko Putin jeszcze o tym nie wie i wojuje jakby-nigdy-nic. Wprawdzie niektórzy analitycy przypuszczają, że pani red. Sakowska aż dotąd nie może się pogodzić z odwołaniem jej z intratnej funkcji korespondenta z Waszyngtonie, toteż daje wyraz swemu zgorzknieniu, zapraszając do studia TV „Polsat” osobistych nieprzyjaciół Donalda Trumpa, którzy prześcigają się w krytyce amerykańskiego prezydenta, podobnie jak to było za pierwszej komuny, kiedy w niezależnych mediach głównego nurtu amerykańskim prezydentom nie szczędzono gorzkich słów krytyki – ale czyż to nie był wyraz chwalebnego pluralizmu? W Związku Radzieckim amerykańskich prezydentów też media mogły krytykować, ile dusza zapragnie, więc jakże nie można było pokazać, że my też nie od macochy? Teraz sytuacja jest trochę inna, bo właśnie prezydent Trump ogłosił nową strategię, z której wynika że USA już nie traktują Rosji jako zagrożenia. Ale my tam wiemy swoje – oczywiście dopóki w Berlinie nie zadecydują inaczej. To też jest powód do optymizmu – bo w przeciwnym razie musielibyśmy sami zachodzić w um – a tak, to niech się Niemcy martwią, dzięki czemu my będziemy mogli spokojnie sobie wypić i zakąsić. Czegóż chcieć więcej?
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
Israel’s genocidal war on Gaza has killed at least 70,669 Palestinians and wounded 171,165 since October 2023.
Displaced Palestinians trek towards Gaza City on January 27, 2025, after Israel’s decision to restore access to the northern part of the enclave. A procession of people moved northwards along Gaza’s coastline throughout the day, their possessions packed in plastic bags and converted flour sacks . [AFP]
Israel’s genocidal war in Gaza has caused catastrophic destruction, disrupting the lives of more than two million Palestinians.
Air strikes have obliterated whole families and left communities displaced and vulnerable.
Long queues for food distribution underscore the dire humanitarian emergency facing the territory.
This has become the deadliest conflict for journalists on record with more than 300 journalists and media workers killed in Gaza since the war began in October 2023, including Al Jazeera correspondent Anas al-Sharif.
Starvation-related deaths are increasing as restrictions and military operations exacerbate a critical food shortage throughout Gaza. According to the Palestinian Ministry of Health in Gaza, at least 475 people, including 165 children, have died from malnutrition.
During Israel’s war, nearly all of Gaza’s hospitals and healthcare facilities have come under attack with at least 125 health facilities damaged, including 34 hospitals.
Hundreds of thousands of people have been forced to seek refuge in temporary shelters and overcrowded camps. Flooding this month has further deteriorated conditions throughout the already devastated region.
This photo gallery from the past year offers just a glimpse of the suffering endured by Gaza’s Palestinian population.
Tents are scattered among the rubble of Israel’s air and ground offensive in Beit Lahiya in the northern Gaza Strip on February 17, 2025. [Mohammad Abu Samra/AP Photo]People come together for a communal iftar meal to break their fast on the second day of Ramadan in Gaza City’s Tal al-Hawa district on March 2, 2025. [Omar Al-Qattaa/AFP]Relatives grieve over the bodies of several Abu Mahdi family members killed in an Israeli air strike during their funeral at the Indonesian Hospital in Beit Lahiya on April 28, 2025. [Jehad Alshrafi/AP Photo]Palestinians struggle to get food at a community kitchen in Jabalia in northern Gaza on May 19, 2025. [Jehad Alshrafi/AP Photo]A Palestinian man holds a child rescued from the rubble of the Shaheen family home after an Israeli strike in the as-Saftawi neighbourhood, west of Jabalia, in the northern Gaza Strip on June 9, 2025. [Bashar Taleb/AFP]Displaced Palestinian Samah Matar sits beside her malnourished son Youssef, who suffers from cerebral palsy, on July 24, 2025, at a school serving as their shelter as Gaza undergoes a hunger crisis. [Mahmoud Issa/Reuters]Palestinians pray over the bodies of journalists, including Al Jazeera correspondents Anas al-Sharif and Mohammed Qreiqeh, who were killed in an Israeli air strike, during their funeral outside Gaza City’s al-Shifa Hospital on August 11, 2025. [Jehad Alshrafi/AP Photo]Palestinians run for cover during an Israeli air strike on a high-rise building in Gaza City on September 5, 2025. [Yousef Al Zanoun/AP Photo]Palestinians move past debris in the aftermath of an Israeli withdrawal from Khan Younis in southern Gaza on October 10, 2025, the day a ceasefire between Israel and Hamas went into effect. [Ramadan Abed/Reuters]Health and civilian workers perform a mass burial for Palestinians at a cemetery in Khan Younis on November 10, 2025. According to Gaza’s Health Ministry, they received the bodies of 15 Palestinian prisoners that day as part of a ceasefire exchange. [Bashar Taleb/AFP]Lamia Abdel Dayem, 30, examines her flooded tent in a camp for displaced Palestinians after heavy rainfall in Deir el-Balah in the central Gaza Strip on December 12, 2025. [Abdel Kareem Hana/AP Photo]