Zgwałcił dziewczynę. Policja zatrzymała sprawcę, ale sąd nie zgodził się na areszt, nawet tymczasowy. Ukrainiec rozpłynął się w powietrzu.

Sluzby_w_akcji

Służby w akcji

@Sluzby_w_akcji❗️Policja poszukuje 18-letniego Ukraińca Sai Roman, który na początku marca w Płocku zgwałcił młodą dziewczynę. Policja zatrzymała sprawcę, ale sąd nie zgodził się na areszt tymczasowy. Ukrainiec rozpłynął się w powietrzu, dopiero teraz sąd zgodził się na areszt, a policja opublikowała jego wizerunek. Każdy, kto posiada informacje o miejscu przebywania młodego mężczyzny proszony jest o kontakt z Komendą Wojewódzką Policji zs. w Radomiu, nr tel. 47 701-24-44 lub 112. Ostatnio podobny przypadek miał miejsce w Jarocińskim, tam również dwóch cudzoziemców zza wschodniej granicy wspólnie i w porozumieniu pobili i zgw# łcili młodą kobietę w lesie. Prokuratura postawiła zarzut tylko jednemu z nich i zastosowała jedynie dozór policyjny. Zdjęcie: Policja Płock / poszukiwany

Zdjęcie

224,4 tys. wyświetleń . 393 odpowiedzi

Schabowy czy świerszczowy? Boże Narodzenie czy Chanuka?

Schabowy czy świerszczowy? Chanuka czy Boże Narodzenie?

Nowy spot Grzegorz Brauna: „Tu jest Polska i niech tak zostanie” [VIDEO]

3.05.2025 nczas/schabowy-czy-swierszczowy-chanuka-czy-boze-narodzenie

grzegorz braun giewont
Grzegorz Braun / fot. X / Grzegorz Braun

[Obudził się Rycerz spod Giewontu? md]

Lider Konfederacji Korony Polskiej (KKP) i kandydat na prezydenta Grzegorz Braun opublikował nowy spot promujący jego kandydaturę w wyborach na prezydenta III RP.

Pojawiają się w nim podstawy jego programu. Konfrontuje ze sobą także hasła jak np. „schabowy czy świerszczowy” albo „Chanuka czy Boże Narodzenie”.

– Szczęść Boże. Nazywam się Braun. Grzegorz Michał Braun – mówi na początku Grzegorz Braun.

Tu jest Polska. Nie Bruksela, nie Ukropol ani Ukropolin. Nie gubernia niemiecka czy republika sowiecka. Nie amerykańska kolonia. Polska. Przede wszystkim dla Polaków – mówi dalej w nowym spocie lider KKP.

Nikt nie będzie nam dyktował, jak rządzić i gospodarować na ojczystej ziemi. Co mamy jeść, jak mamy się ubierać, czym jeździć, jak budować i czym się ogrzewać – stwierdza kandydat na prezydenta.

– Jesteśmy u siebie, na swoim – podkreśla.

Bezpieczeństwo przede wszystkim. Nie pośle wojska na nie nasze wojny – zapewnia Grzegorz Braun.

Powstrzymam inwazję imigrantów. Odrzucę żydowskie roszczenia – podkreśla.

– Nie dopuszczę do zniszczenia polskiej gospodarki w imię fałszywych doktryn klimatycznych. Uwolnię pracę i przedsiębiorczość od ucisku i wyzysku. Upomnę się o prawo do ojczyzny dla tych, co na obczyźnie – mówi Grzegorz Braun.

Unormuję stosunki wewnętrzne i zewnętrzne. Koniec wojny polsko-polskiej. Wracamy do wolności i normalności. Wracamy do węgla – przekonuje kandydat KKP na prezydenta.

– Schabowy czy świerszczowy? Chanuka czy Boże Narodzenie? Wielki Post czy Ramadan? Nie, tu jest Polska. I niech tak zostanie – kontynuuje.

– Na tysiąclecie podniesienia korony polskiej odzyskajmy niepodległość. Dla siebie, dla naszych dzieci i wnuków – kończy Grzegorz Braun.

Co już jest i co nadchodzi? Wiadomość do wszystkich dobrych Polaków

Co już jest i co nadchodzi?

Wiadomość do wszystkich dobrych Polaków

Bartosz Kopczyński pch/co-juz-jest-i-co-nadchodzi-wiadomosc-do-wszystkich-dobrych-polakow  

[To już było u mnie, ale PCH opublikowała dziś – cenne i warto powtarzać do bólu ]

(Oprac. Pch24.pl)

Wiadomość niniejsza adresowana jest do wszystkich dobrych Polaków, którzy nie godzą się z upodleniem i likwidacją państwa i narodu polskiego. Niszczona jest gospodarka, przemysł, polskie firmy duże i małe. Majątek narodowy, który jeszcze pozostał jest dewastowany lub oddawany w obce ręce. Wojsko Polskie wciąż poniżane, rozbrojone dla Ukraińców. Finanse publiczne zadłużane bez żadnego opamiętania. Służba zdrowia w coraz gorszym stanie. Po kraju szwendają się agresywni obcy, wpuszczeni celowo, zasilający przestępczość i korzystający z przywilejów kosztem Polaków. Rząd planuje sprowadzić tu kolejne chmary obcych i rozpieszczać ich na nasz koszt. Granice otwarte są na przestrzał i wjeżdża sobie do Polski, kto chce. Rząd dyskryminuje Polaków, cudzoziemcy dostają przywileje i mają więcej praw, niż rodowici obywatele. Edukacja jest niszczona, usuwana jest wiedza, a wprowadzana nauka prostytucji i masturbacji. Rząd chce oddać całą niepodległość do Berlina i Brukseli. Wolność słowa ma zostać zlikwidowana, a rząd chce wsadzać Polaków do więzień za głoszenie poglądów, jak za Stalina. Ma wejść do nas Zielony Ład, czyli grabież własności prywatnej poprzez koszty życia, podatki i opłaty. Unia chce zabronić używania normalnych samochodów, normalnego ogrzewania, normalnych domów. Wszystko ma być tak drogie, aby normalnego Polaka, który nie jest złodziejem i nie służy w unijnej mafii nie było na nic stać. Polskie rolnictwo ma zostać zlikwidowane dzięki posunięciom Unii. Trwają przygotowania, aby wysłać Polaków do walki z Rosją, aby bronili  Ukrainy, a Ukraińcy mają znaleźć się w Polsce.  

Dlaczego tak jest?

Ponieważ znajdujemy się pod okupacją UE. Jej cel polega na likwidacji niepodległych państw i wolnych narodów. W tym celu prowadzone są unijne polityki i sprowadzani nachodźcy z innych kontynentów. UE ma stać się państwem socjalistycznym z despotyczną władzą, a ludność ma zostać najpierw pozbawiona mienia a potem wymieniona na nową, sztuczną europejską rasę negroidalną.

Wesprzyj nas już teraz!

25 zł

50 zł

100 zł

Dlaczego nie wyzwalamy się z tego?

Powody są dwa:  politycy i naród. Większość polityków III RP to zaprzańcy, ludzie zdegenerowani, zdeprawowani i niekompetentni. Zostali kupieni już dawno albo są na nich mocne kwity, opiewające na rzeczy plugawe, których się dopuścili. Będą robić to, do czego zostali wynajęci przez swoich sponsorów, a nie to, co jest dobre dla Polski i Polaków. Po stronie narodu jest brak świadomości, bo główne media należą do obcych. Wielu również Polaków uległo antykulturze i kierują się tylko własną korzyścią i egoizmem.

Co będzie dalej?

Porządek europejski rozpadnie się nieuchronnie. To następuje, ale zanim się stanie, despotia rękami swoich sług w Polsce będzie nas szarpać. Upadek UE będzie się wiązał z zaburzeniami i kryzysem. Po tym będzie dla nas dobrze, ale musimy być gotowi, aby nie przespać okazji.

Poprawa sytuacji w Polsce

Są dwa warunki poprawy sytuacji w Polsce. Po pierwsze, państwo polskie musi być niepodległe, to znaczy, że nie może podlegać UE. Po drugie, naród musi być suwerenny, to znaczy, że nie może być własnością rządu, który robi to, co chce.

Kiedy się poprawi?

Do tej poprawy także potrzeba spełnienia dwóch warunków. Po pierwsze, politycy muszą działać dla dobra Polski i Polaków naprawdę, a nie na niby. Każdy polityk, który nie działa dla niepodległości państwa i suwerenności narodu, jest sługą okupanta. Wiarygodność polityka sprawdzić łatwo. Kto nie ma honoru, ten nie jest i nie będzie wiarygodny, lecz już jest lub będzie zdrajcą, przekupionym przez okupantów. Po drugie, Polacy muszą mieć świadomość narodową i wiedzę, co się dzieje naprawdę, a nie co głoszą kłamliwe media. Muszą też szczerze pragnąć, aby w niepodległej Polsce rządzili Polacy.

Co robić?

Każdy, kto działa dla dobra Polaków – dorosłych i dzieci, obojętnie, czego dotyczy jego działalność, w każdej pracy z ludźmi powinien przekazywać tę wiedzę, przy okazji swojej działalności głównej. Niech każdy dobry Polak sam kieruje się honorem, uczy tego swoje dzieci i wymaga tego od polityków. Gdyby więcej Polaków kierowało się honorem, nie dopuściliby do takiego upodlenia i upadku. Wiedza o tym, co dzieje się naprawdę i honor – to jedyna droga do naprawy Polski. Bez tego wszelkie działania z ludźmi będą nieskuteczne.

Jak rozmawiać?

Wielu Polaków nie chce rozmawiać, bo nie chcą wiedzieć. Nie każdy nada się do dobrych działań. Należy stosować sita.

  1. Sito jednej minuty. Poproś rozmówcę, aby poświęcił Ci minutę, w której z uwagą wysłucha, co mu powiesz. Jeśli odmówi, zostaw go. Jeśli posłucha, powiedz, że dzieją się złe rzeczy, które dotkną osobiście również jego samego i jego dzieci, można jednak coś z tym zrobić, a to wymaga, aby on dowiedział się więcej. Następnie spytaj, czy poświęci Ci 10 minut swojego czasu. Jeśli po tym, co usłyszał, nie będzie chciał słuchać dalej, zostaw go (jeśli to ona, zastosuj odpowiednio).
  2. Sito 10 minut. Powiedz rozmówcy to, co jest w niniejszej wiadomości. Jeśli Ci przerwie i nie będzie chciał słuchać lub ucieknie, zostaw go. Jeśli wysłuchał do końca, zaproponuj kolejne spotkanie długości godziny. Powie, że musi pomyśleć. Daj mu czas i swój kontakt, a jeśli po tygodniu się nie zgłosi, zagadnij go. Jeśli będzie lawirować, to znaczy, że nie chce znać prawdy. Nie możesz naciskać, delikatnie zapewnij, że jeśli będzie chciał porozmawiać, powiesz mu, co robić. Jeśli sam się nie zgłosi, spróbuj za jakiś czas. Jeśli będzie unikał kontaktu, zostaw go (jeśli to ona, zastosuj odpowiednio).
  3. Sito godziny. Jeśli zechce się spotkać, spokojnie i rzeczowo opowiedz mu, czym się zajmujesz i dlaczego. Uświadom go, że stan, w jakim znajduje się Polska jest zagrożeniem dla niego, jego rodziny, majątku, wolności i bezpieczeństwa. Można jednak z tego wyjść, ale to wymaga działań dobrych Polaków. Jeśli wyrazi zainteresowanie i zaoferuje swój udział, dopiero na tym etapie możesz liczyć na jakąś możliwości współpracy. Nawet, jeśli nie podejmie współpracy, to Twoim sukcesem jest to, że Cię wysłuchał i poznał prawdę. To przyniesie skutek w przyszłości.

Dużą pomocą w rozmowach z ludźmi będą następujące materiały:

Unijne zabójstwo Europy

W TOWARZYSTWIE. RAPORTY

A przede wszystkim kompleksowe i dogłębne opracowanie naszych problemów i dróg wyjścia, szykowane do druku pod tytułem Poradnik narodu, około połowy roku 2025.

Bartosz Kopczyński

Towarzystwo Wiedzy Społecznej

https://pch24.pl/bartosz-kopczynski-unijne-zabojstwo-europy

Ukrainiec pobił pielęgniarkę, postawiono mu zarzuty [skandal!] i uwaga: wypuszczono do domu…

Bob Gedron – Logicznie @Bob_Gedron

Ukrainiec był leczony za nasze pieniądze, na paszport ukraiński wszystko im się należy za darmo. Nadużywał alkoholu i narkotyków, miał atak padaczki. Po tym jak pobił pielęgniarkę postawiono mu zarzuty i uwaga: wypuszczono do domu…

“Szlachta ukraińska” odpowiada z wolnej stopy. [To oburzające ! Taka tam wojna – a Polaczki ośmielają się stawiać zarzuty!! MD]

Zdjęcie

·

4 987 wyświetleń

Pralnia brudnych pieniędzy nad Wisłą? Ukraińcy na potęgę wykupują nieruchomości w największych miastach

Pralnia brudnych pieniędzy nad Wisłą?

Ukraińcy na potęgę wykupują nieruchomości w największych miastach

https://pch24.pl/pralnia-brudnych-pieniedzy-nad-wisla-ukraincy-na-potege-wykupuja-nieruchomosci-w-najwiekszych-miastach


Za gotówkę, w najdroższych miastach – najchętniej w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu. Rynek przejmują ukraińskie agencje – alarmuje „Rzeczpospolita”.

Rośnie sprzedaż mieszkań kupowanych w Polsce przez cudzoziemców. W ubiegłym roku dokonano rekordowej liczby transakcji – 17 330. Rok wcześniej – ponad 14 tys. Najchętniej lokale mieszkalne cudzoziemcy nabywali w dużych miastach, takich jak: Warszawa, Kraków i Wrocław. 

Inwestycje dokonywane przez obcokrajowców mogą stanowić nawet 10 proc. wszystkich transakcji. Wśród kupujących zdecydowanie dominują Ukraińcy.

Ukraińcy kupują najczęściej mieszkania na osiedlach, pod wynajem, chcąc zarabiać na tutejszym rynku. Cudzoziemscy inwestorzy najczęściej kupują mieszkania za gotówkę, bez kredytu. Zachętą dla zakupu mieszkań okazał się również program kredyt 2 proc. Skorzystało z niego 3044 cudzoziemców (4,7 proc. łącznej liczby udzielonych kredytów).

Eksperci zaznaczają, że duża liczba cudzoziemców w Polsce (ponad 2 miliony samych Ukraińców) tworzy coraz bardziej znaczący rynek wynajmu i nieruchomości. Pojawiły się nowe agencje pośrednictwa, kierujące swoją ofertę do klientów z Europy Wschodniej. Polska branża narzeka na problemy związane z nieuczciwymi praktykami nowych podmiotów, takimi jak kopiowanie oferty biur nieruchomości bez wiedzy i zgody. 

Szczególne podejrzenia wzbudza sposób dokonywania transakcji, czyli głównie za pomocą gotówki. W ten sposób można „wyprać” pieniądze pochodzące z nielegalnego procederu. W tym miesiącu zatrzymano w Polsce byłą dyrektor medycznej rady orzeczniczej w Chmielnickim, która wystawiała fałszywe zwolnienia ze służby wojskowej.

Na procederze dorobiła się ogromnego majątku, mowa o 30 nieruchomościach, m.in. we Lwowie i Kijowie, dziewięciu luksusowych samochodach i kompleksie hotelowo-restauracyjnym. Poza granicami Ukrainy rodzina posiada nieruchomości w Austrii, Hiszpanii i Turcji.

Źródło: rp.pl

Miliony w gotówce, luksusowe samochody, liczne nieruchomości. Tak ukraińska urzędniczka dorobiła się na fałszywych zwolnieniach

https://pch24.pl/miliony-w-gotowce-luksusowe-samochody-liczne-nieruchomosci-tak-ukrainska-urzedniczka-dorobila-sie-na-falszywych-zwolnieniach

Ukraińską opinię publiczną zbulwersowała afera z udziałem Tetiany K., szefowej medycznej rady orzeczniczej z Chmielnickiego. Kobieta dorobiła się ogromnego majątku wystawiając fałszywe zwolnienia lekarskie dla dezerterów. Na ślad oszustki wpadły polskie służby.

„Polskie organy ścigania wszczęły postępowanie po zawiadomieniu Generalnego Inspektora Informacji Finansowej, który wykrył potężne transfery pieniędzy z Ukrainy do państwowych i prywatnych banków w Polsce” – informuje RMF FM. Mowa o przelewach w wysokości nawet 590 tys. dolarów w oddziałach banków z Krakowa, Wrocławia i Szczecina.

Pieniądze należały do Tetiany K., byłej szefowej komisji orzeczniczej, która wystawiła zaświadczenia o niepełnosprawności mężczyzn w wieku poborowym. Takie papiery uzyskała przykładowo cała prokuratura obwodu chmielnickiego. W wyniku afery do dymisji podał się prokurator generalny Ukrainy.

W proceder zaangażowana była rodzina urzędniczki – mąż i syn. Obaj pełnili również ważne funkcje w lokalnej administracji. To właśnie mężczyźni wywozili gotówkę za granicę.

Dzięki masowym oszustwom rodzina Tetiany K. dorobiła się ogromnego majątku. Mowa o 30 nieruchomościach, m.in. we Lwowie i Kijowie, dziewięciu luksusowych samochodach i kompleksie hotelowo-restauracyjnym. Poza granicami Ukrainy rodzina posiada nieruchomości w Austrii, Hiszpanii i Turcji.

Źródło: rmf24.pl

Grzegorz Braun dokonał „debanderyzacji” urzędu miejskiego w Białej Podlaskiej

Policja chciała Polaka zablokować, ale Grzegorz Braun dokonał „debanderyzacji urzędu miejskiego w Białej Podlaskiej” [VIDEO]

30.04.2025 nczas/grzegorz-braun-dokonal-debanderyzacji-urzedu-miejskiego-w-bialej-podlaskiej

grzegorz braun biala podlaska debanderyzacja
Debanderyzacja Białej Podlaskiej przez Grzegorza Brauna / fot. X / Marek Skalski

„Grzegorz Braun dokonał debanderyzacji urzędu miejskiego w Białej Podlaskiej” – poinformował na X publicysta „Najwyższego Czasu!” Marek Skalski, który był na wiecu lidera KKP. Udostępnił nagrania z wydarzenia. Osoby w policyjnych mundurach stanęły w obronie ukraińskiej flagi i uniemożliwiły „przeprowadzenie interwencji poselskiej naruszając nietykalność cielesną polskiego posła.”

Podczas spotkania kandydata na prezydenta Grzegorza Brauna w Białej Podlaskiej doszło do niecodziennego zdarzenia. jeden z mieszkańców pożalił się Braunowi, że na miejskim ratuszu powiewa ukraińska flaga. W sprawach obrony polskiej godności i racji stanu Grzegorz Braun reaguje natychmiast i tak też stało się tym razem.

Biała Podlaska: – Czy Pan pomoże nam zdjąć flagę ukraińską z ratusza? – @GrzegorzBraun_⁩ Gdzie tu jest jakaś drabina?” – napisał w opisie nagrania Marek Skalski.

– Gdzie tutaj ten pan, co pytał o flagę? – pytał na filmie Grzegorz Braun.

– To zorganizujcie jakieś pomoce naukowe, jakiś sprzęt, to jak jestem, to chętnie pomogę – dodał Braun.

Na to zareagowała prowadząca spotkanie, najpewniej Karolina Pikuła mówiąc, że „panu Grzegorzowi dwa razy nie trzeba powtarzać”.

W kolejnym materiale widzimy tłum pod urzędem miasta.

„Grzegorz Braun dokonał debanderyzacji urzędu miejskiego w Białej Podlaskiej” – napisał w opisie kolejnego wpisu publicysta „Najwyższego Czasu!” Marek Skalski.

Widać i słychać na nim tłum krzyczący „zdjąć tę flagę”. Chodzi o flagę Ukrainy na urzędzie miasta w Białej Podlaskiej.

„Policja uniemożliwiła przeprowadzenie interwencji poselskiej naruszając nietykalność cielesną polskiego posła do eurokołchozu” – poinformował Skalski udostępniając kolejne nagranie.

Ostatecznie jednak udało się zdjąć obcą flagę za pomocą drabiny i zdecydowanego sympatyka Grzegorz Brauna.

„Nastąpiła spontaniczna repolonizacja siedziby urzędu miejskiego w Białej Podlaskiej. Jak zapewnia ⁦@GrzegorzBraun_⁩ flaga Ukrainy zostanie przekazana z należytym szacunkiem do siedziby najbliższego konsulatu Republiki Ukrainy. GB dziękuje policji za pomoc w akcji” – poinformował Marek Skalski.

Należy zaznaczyć, że nie tylko nie ma powodu, by flaga Ukrainy powiewała nad urzędem miejskim w Polsce. Jest to wręcz ocierający się o łamanie prawa stan oraz symbol uległości wobec obcego państwa.

Na urzędach powinny wisieć wyłącznie flagi polskie oraz ewentualnie flagi czy symbole danego miasta.

Zrozumiałym byłoby jednorazowe, kilkugodzinne ustawienie obcej flagi przy okazji jakiejś wyjątkowej uroczystości, choć jest to już dyskusyjne. Natomiast trzymanie przez urząd miejski na stałe flagi Ukrainy czy jakiegokolwiek innego państwa jest po prostu skandalem, do którego na szczęście Polacy – jak widać – nie przywykli.

======================

Korona Warszawa @KoronaWarszawa

Policja ściga za zdjęcie ukraińskiej flagi. W ‘Kamieniach na szaniec’ Alek zdzierał niemiecką. Ton tego komunikatu brzmi jak echo sprzed 80 lat.

Grzegorz Braun w Radio Wnet. Jasno, szczerze, przekonywająco o Polsce i swoim PROGRAMIE. 35 minut. [trochę poprawione]

=========================================

mail, dzień później:

wczoraj zamieścił Pan https://dakowski.pl/grzegorz-braun-w-radio-wnet-jasno-szczerze-przekonywajaco-o-polsce-i-swoim-programie-dwie-godz/

nie przebrnęłam przez tych gości poprzedzających i tym samym nie wysłuchałam Grzegorza Brauna. [trza było przewinąć, ja też nie przebrnąłem md]

znalazłam właśnie wyłącznie wystąpienie Grzegorz Brauna w rzeczonej audycji, a to tylko 35 minut :

https://rumble.com/v6sru8v-300425-grzegorz-braun-w-radio-wnet.html?e9s=src_v1_upp

pozdrawiam ak

==============================================

Poranek Wnet – 30.04.2025 r. | Grzegorz Braun, Michał Karnowski, Liang | Prowadzi: Jaśmina Nowak

Narodowy Marsz Życia za nami, a przed nami Marsze lokalne!

Centrum Życia i Rodziny
 Szanowni Państwo,
Narodowy Marsz Życia 2025 za nami!

To było naprawdę wielkie wydarzenie: zdecydowany wyraz naszej miłości do Ojczyzny, ale również konkretny głos sprzeciwu wobec zabijania dzieci nienarodzonych!
Bardzo dziękuję Państwu za uczestnictwo w Marszu, a także za pomoc w przygotowaniu pięknych gadżetów! 
Zapraszam Państwa do obejrzenia galerii zdjęć. Narodowy Marsz Życia Narodowy Marsz Życia Narodowy Marsz Życia Narodowy Marsz Życia Narodowy Marsz Życia Narodowy Marsz Życia Narodowy Marsz Życia Narodowy Marsz Życia Szanowni Państwo,
Podobnie jak w ubiegłym roku, Narodowy Marsz Życia rozpoczyna czas lokalnych Marszów dla Życia i Rodziny oraz podobnych wydarzeń w obronie życia i tożsamości rodziny.Na stronie internetowej (link w PS) znajdą Państwo terminy Marszów, które odbędą się w najbliższych tygodniach – zachęcam do sprawdzenia, czy któryś z nich odbywa się w Państwa okolicy.A jeśli nie znajdą Państwo na tej liście swojej miejscowości – zachęcam, aby samodzielnie zorganizować Marsz lub włączyć się w jego organizację!W obecnej sytuacji – gdy polskie dzieci są zabijane pod sercami matek – to bardzo ważne, aby z każdego krańca naszego kraju do Sejmu dobiegł zdecydowany głos sprzeciwu wobec przyzwolenia na tę kaźń!Oczywiście, Centrum Życia i Rodziny, które od lat koordynuje Marsze w całym kraju, nie zostawi Państwa samych z organizacją takiego wydarzenia. Jeśli w Państwa miejscowości był już organizowany Marsz – skontaktujemy Państwa z dotychczasowymi organizatorami, jeśli nie – po prostu pomożemy go zorganizować. Służymy naszym doświadczeniem i czasem, ale także oferujemy pomoc w przygotowaniu materiałów promocyjnych. W poprzednich latach przygotowywaliśmy plakaty, bannery czołowe i gadżety dla dzieci i dorosłych.Będziemy to robić dalej, ale to, czy uda się powiększyć ofertę, tzn. wydrukować więcej plakatów lub dodatkowych gadżetów dla poszczególnych miast, zależy wyłącznie od wsparcia naszych Darczyńców, w tym także i wielu z Państwa.
Dlatego już dziś bardzo proszę o wsparcie organizacji Marszów dla Życia i Rodziny w całej Polsce kwotą 50 zł, 100 zł, 200 zł, 500 zł lub nawet większą!
Wspieram Marsze dla Życia i Rodziny!
Jeszcze raz dziękuję za Państwa obecność i zaangażowanie w uświetnienie tego wielkiego wydarzenia, jakim był Narodowy Marsz Życia 2025.I bardzo zachęcam do zaangażowania się lub wsparcia lokalnego – Waszego – Marszu dla Życia i Rodziny!Serdecznie pozdrawiamMarcin Perłowski - Dyrektor Centrum Życia i Rodziny, Wiceprezes Zarządu 
P.S. Informacje o terminach Marszów dla Życia i Rodziny i podobnych wydarzeń, jak również relacje, znajdą Państwo na stronie marsz.org.
Więcej zdjęć z Narodowego Marszu Życia można zobaczyć w naszych mediach społecznościowych
  WSPIERAM DZIAŁANIA CENTRUM ŻYCIA I RODZINY! 
Dane do przelewu:Centrum Życia i Rodziny
Skrytka pocztowa 99, 00-963 Warszawa 81
Nr konta: 32 1240 4432 1111 0011 0433 7056, Bank Pekao SA
Z dopiskiem: „Darowizna na działalność statutową Centrum Życia i Rodziny” lub „Darowizna na działalność statutową Centrum Życia i Rodziny – SIEDZIBA”
SWIFT: PKOPPLPW
IBAN: PL32 1240 4432 1111 0011 0433 7056
Centrum Życia i Rodziny
Skrytka Pocztowa 99, 00-963 Warszawa
tel. +48 22 629 11 76

Donald Tusk: panowie, policzmy ciosy

Donald Tusk: panowie, policzmy ciosy

Autor: CzarnaLimuzyna , 29 kwietnia 2025

Donald Tusk herbu tombak, weteran demokracji walczącej, gdy obalał rząd Jana Olszewskiego, wypowiedział pamiętne słowa: „Panowie policzmy głosy”. Były to w większości głosy koalicji okrągłostołowej czyli chamo- i żydokomuny z dodatkową końcówką banderoli: komunistycznym agentem „Bolkiem”. Rząd został obalony.

Dziś sytuacja jest o wiele gorsza. Chodzi o ostateczne obalenie idei wolności, o nieodwołalne wdeptanie w ziemię idei polskiej niepodległości czyli o totalne podporządkowanie Polski faszystowskiej Unii (w ramach federacji) w sposób o wiele gorszy (docelowo) niż byliśmy zniewoleni przez Moskwę.

Wówczas nikt nam nie stręczył i nie nawoził Murzynów, Ukraińców i wielu innych nacji, które mają się w Polsce osiedlać korzystając z dorobku wielu polskich pokoleń!

Ciosy, które spadają na Brauna z powodu jego patriotycznych deklaracji, kociokwik podsemitów na wzmiankę o judaizacji i ukrainizacji Polski – dobitnie świadczą o tym komu służy kasta politycznych pasożytów.

Zabawnym jest jednak to, że aby utrzymać propagandową narrację, główny ściek musi udostępniać wypowiedzi Brauna.

Korzystając z okazji, dwa krótkie materiały filmowe:

zdrajcy, zaprzańcy… to przecież są nie Polacy, ale lojalni eurokołchoźnicy, globaliści, klimatyści, pederaści… to oni rządzą dziś miastem stołecznym, Warszawą. I to oni starannie, starannie wycierają z ulic, ścian murów postrzelanych naszego miasta – znaki niemieckich zbrodni.

=================================

“Rosja chce terytorium Ukrainy” – Poziom medialnej propagandy przekroczył groteskę i kwalifikuje się na kurację psychiatryczną

Rosja chce terytorium Ukrainy,

lamentują polskojęzyczne media

Poziom medialnej propagandy przekroczył już groteskę i kwalifikuje się na kurację psychiatryczną

DR IGNACY NOWOPOLSKI APR 24

W miarę rozsypywanie się ukrainy w proch, narasta obłęd propagandowy w polskojęzycznych mediach, oraz coraz bardziej absurdalne zachowania globalistycznych polityków.

Według doniesień, „prezydent” III RP Duda przeciwstawia się koncepcji zniesienia sankcji energetycznych wobec Rosji, co tłumacząc na ludzki język: domaga się dalszego kupowania przez III RP nośników energii ze znacznie droższych źródeł!

Dzisiejsze szmatławce medialne z oburzeniem donoszą:

Rosja stawia warunki. Moskwa chce terytorium UkrainyAutor: Tomasz Waleński

– Pokój na Ukrainie jest możliwy po wycofaniu ukraińskich sił zbrojnych z Donbasu i Noworosji (pojęcie stosowane w Rosji do nieuznawanych przez społeczność międzynarodową: Donbaskiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej – przyp. red.) – stwierdził Dmitrij Pieskow.

Wiele informacji podawanych przez rosyjskie media lub przedstawicieli władzy to element propagandy. Takie doniesienia są częścią wojny informacyjnej prowadzonej przez Federację Rosyjską.

Do globalistów rządzących Polską ciągle nie dociera świadomość faktu, że Rosja WYGRAŁA wojnę proxy NATO z Ukrainą.

Według najnowszych oszacowań, dokonywanych przez amerykańskich niezależnych ekspertów, Ukraina straciła już około półtora miliona żołnierzy, ma zrujnowaną infrastrukturę energetyczną, przemysł zbrojeniowy i przetrzebioną populację do poziomu poniżej 20 milionów.

Przyczyną tego dramatycznego spadku jest emigracja zarówno na zachód, jak i na wschód.

Dodatkowo Zachód wyczerpał zapasy broni i amunicji, a także nie ma infrastruktury przemysłowej do nadrobienia powyższych ubytków. Wycofanie się USA z konfliktu, stawia UE przed katastrofalną alternatywą załamania się wszystkiego: gospodarki, praktycznie nieistniejących sił zbrojnych „mocarstw europejskich”, miejscowych populacji z powodu spadku urodzin wynikających z masowych „szczepień covidowych”, oraz masowego najazdu kolorowej dziczy na państwa unijne.

W takiej sytuacji bredzenie obłąkanych globalistów unijnych ( w tym polskich) o wojnie z już przegraną Rosją, kwalifikuje ich do szpitala wariatów. Niestety, dzięki zmasowanej propagandzie medialnej, większość lokalnej populacji nadaje się do tego samego.

Fakt, że UE jest kwintesencją zła, to drobiazg w porównaniu z tym, że jest ona także OBŁĄKANA!

“Straszne zagrożenie dla Polski” i co może z niego wyniknąć

“Straszne zagrożenie dla Polski”

i co może z niego wyniknąć

Denny poziom polskojęzycznej propagandy medialnej

Dr Ignacy Nowopolski Kwi 21, 2025 a-terrible-threat-to-poland

WP informuje o wynikach sondażu opinii publicznej, zleconego przez kogoś, kto dba o to, co Polacy powinni wiedzieć o tym, co „myślą”.

Mianowicie, uważają, że „Rosja jest zagrożeniem dla III Rzeczypospolitej”. Prawdopodobnie za kilka dni następna „publiczny sondaż” dowiod się jasno, że „Polacy są skłonni do prewencyjnego ataku na wojska Federacji Rosyjskiej w Donbasie, a może bezpośrednio na enklawę Kaliningradu!? Nie wiemy tego jeszcze, przynajmniej dopóki nasi dyrektorzy w siedzibie NATO w Brukseli nie opracują tego szczegółu.

Sprawcą powyższego propagandowego paroksyzmu jest „wybitny polski polityk”, a obecnie „minister spraw zagranicznych”, Radosław Sikorski-Applebaum, który niedawno przemawiał w „polskim parlamencie” w tej sprawie.

Zostawmy “ministrego” w spokoju, ponieważ nie jest zbyt przyjemnie bawić się globalistycznym gnojem i spójrzmy na ten problem z perspektywy historycznej.

Od okresu upadku I Rzeczypospolitej do dnia dzisiejszego (z wyjątkiem krótkiego przebłysku II Rzeczypospolitej), Polskę nieprzerwanie jest rządzona przez zdrajców, zdrajców, zdrajców, agentów obcych mocarstw i innych łajdaków wszystkich pochodzenia.

W tym okresie udało im się doprowadzić Pierwszą Rzeczpospolitą (Wspólnotę Polski i Litwy) z wiodącej i najbogatszej potęgi w Europie do podrzędnej kolonii Zachodniego Cesarstwa Kłamstw, zarządzanej przez Unię Europejską, pozbawionej jakiejkolwiek legitymacji demokratycznej.

Niegdyś dumny Naród Lechitów został zredukowany do poziomu białych czarnych, których jedynym problemem jest pytanie o to, kto jest najkorzystniejszą partią, w obecnej sytuacji, aby dostać się do jego tyłka?

Jednocześnie takie “krytyczne” wybory dokonywane są przez społeczeństwo, tylko w zależności od stopnia, kierunku i intensywności kampanii propagandowej, w polskojęzycznych mediach “głównego nurtu”.

Setki lat władzy “współpracowników” zaowocowały hekatombą nieszczęść: aborcyjne powstania, wypełnieniem „obocznych zobowiązań” w stosunku do zawsze zdradzieckich i perfidnych „sojuszników” itd.

Rezultatem tych “rządów” była ruina Polski, degradacja kulturowa i cywilizacyjna, zniszczenie gospodarki, masowe upuszczanie krwi w postaci strat wojennych i masowej emigracji itp.

Trzecia Rzeczpospolita spodziewa się teraz, że zastąpi praktycznie nieistniejące państwo Zełenskiego i jego banderowskich sojuszników w walce z „złą Rosją”, co doprowadziłoby do minimalnego całkowitego zniszczenia tego, co pozostało jeszcze z państwa polskiego, i jak maksymalne unicestwienie nuklearne.

Wszyscy chętni do walki z Rosją o interesy globalistyczne powinni najpierw wybrać się na krótką wycieczkę po dzisiejszej Ukrainie, aby upewnić się, że jest to coś, czego chcą w Polsce w wyniku wojny!

Czy polska królewska korona to jedynie wspomnienie?

[Wyjątek z artykułu: “Żywa pamięć koronacji. Testament Chrobrego ma przed sobą kolejne 1000 lat. pch24.pl/zywa-pamiec-koronacji-testament-chrobrego]

Czy zatem polska królewska to jedynie wspomnienie? Nie według prof. Jacka Bartyzela. Jak podkreślał uczony, idea monarchiczna zasadza się na odniesieniu do porządku nadprzyrodzonego, a zatem – wbrew powszechnej opinii – nie traci na aktualności. I wciąż czeka na powrót do jej realizacji. Zdaniem prezesa Organizacji Monarchistów Polskich obchody millenium koronacji Bolesława mogą stać się „impulsem do rozpalenia jeszcze silniejszym płomieniem żagwi idei królewskiej w Polsce”.

Na drodze do wprowadzenia tej idei w życie widać rzeczywiście mnóstwo przeszkód. Nie oznacza to jednak, że monarchia to na dobre zamknięty rozdział polskich dziejów. Według dr. Jakuba Majewskiego należy powoli budować przywiązanie do ideału władzy królewskiej, dbać o to, by nie został on ośmieszony przez nieodpowiedzialne środowiska, a wreszcie… modlić się.

„Istnieje bowiem tylko jeden sposób budowania poparcia dla takiej przyszłej zmiany: ciągłe, bezustanne i na każdy możliwy sposób głoszenie wyższości monarchii. Prezentowanie dobrych monarchów w mediach, filmach, książkach i grach; nagłaśnianie monarchistycznych postulatów; mówienie o konieczności restauracji monarchii, nigdy jednak, przenigdy nie poddając tego pod głosowanie; ciągłe podnoszenie królewskiego sztandaru, ale tak, by nie dawać wrogom monarchii okazji do obalenia go wynikami tego czy innego referendum. Sztandar ten ma być czysty, niezbrukany przyziemną polityką i partyjniactwem – trzymany w nieustannym pogotowiu dla tego, który znajdzie w sobie siłę dzierżyć go (nie bez powodu tak wiele legend o pierwszych monarchach zawiera jakiś wariant arturiańskiego miecza w kamieniu). Nade wszystko zaś trzeba się modlić o powrót króla”, uważa publicysta.

Modlić się o nastanie jakiegoś szczególnego ustroju? Czy przywrócenie monarchii to rzeczywiście sprawa takiej wagi?

W artykule „Polska powinna być monarchią, bo tak się godzi” Paweł Chmielewski zaznaczał, że monarszy ustrój państwa, choć nie jest konieczny, bardziej odpowiada chrześcijańskiemu społeczeństwu. „Właściwsza dla katolików jest jednak monarchia. Nie chodzi wyłącznie o długoletnie współbytowanie Kościoła katolickiego i monarchii średniowiecznych. Analogiczność pomiędzy porządkiem katolickim a monarchią zachodzi na głębszym poziomie, co wiąże się po pierwsze z monarchiczną strukturą Kościoła, a po drugie z monarchiczną strukturą samego stworzenia”, zaznaczał.

Rozbito gang sutenerów i handlu ludźmi. Działali w największych miastach. To głównie Ukraińcy.

Rozbito gang sutenerów. Działali w największych miastach. To głównie Ukraińcy

16.04.2025 https://nczas.info/2025/04/16/rozbito-gang-sutenerow-dzialali-w-najwiekszych-miastach-to-glownie-ukraincy/

Służby rozbiły gang zajmujący się sutenerstwem i handlem ludźmi. Śledczy zatrzymali 18 osób, a wobec 15 z nich właśnie skierowano do sądu akt oskarżenia. Akcję przeprowadzili funkcjonariusze krakowskiego Centralnego Biura Śledczego Policji na polecenie małopolskiego pionu PZ Prokuratury Krajowej.

Grupa przestępcza działała co najmniej od kwietnia 2023 do maja 2025 roku, operując na terenie Krakowa, Warszawy, Wrocławia i Poznania. Jej członkami byli przede wszystkim Ukraińcy, a także Polacy.

– Przestępcy wykorzystywali głównie Ukrainki – często będące w trudnej sytuacji życiowej – werbując je do świadczenia usług seksualnych. Jedną z kobiet najęto podstępem, płacąc pośrednikowi 50 tys. zł. Zyski z jej pracy oszacowano na 120 tys. zł – przekazał rzecznik CBŚP podkom. Krzysztof Wrześniowski.

Według ustaleń, gang mógł zarobić na przestępczej działalności co najmniej milion złotych. Usługi seksualne mogło świadczyć kilkadziesiąt kobiet. Całość funkcjonowała jak dobrze zorganizowany biznes.

W skład grupy wchodziły także osoby werbujące kobiety, fotografowie wykonujący im zdjęcia zamieszczone następnie w anonsach publikowanych na portalach internetowych, telefonistki aranżujące spotkania z klientami oraz kierowcy zapewniający ich transport do miejsca świadczenia usług seksualnych, za które można było zapłacić również blikiem.

– Pierwsze zatrzymania miały miejsce w maju 2024 roku. Wówczas funkcjonariusze CBŚP zatrzymali 12 osób – 10 obywateli Ukrainy i 2 Polaków – zaznaczył Wrześniowski.

Akcję przeprowadzono równolegle w kilku miastach, m.in. w Krakowie, Wrocławiu, Warszawie, Poznaniu i Karpaczu.

– Trzy osoby usłyszały zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą – przekazała prok. Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Krajowej.

Kolejna akcja odbyła się w marcu 2025 roku – tym razem na terenie Wrocławia. Zatrzymano 6 kolejnych osób (5 obywateli Ukrainy i 1 Polaka).

Prokuratura postawiła im zarzuty udziału w grupie przestępczej, handlu ludźmi oraz prania pieniędzy. W czasie przeszukań zabezpieczono m.in. kilkadziesiąt telefonów służących do kontaktu z klientami.

– Dodatkowo jedna z osób oskarżona została o udzielanie kokainy kobietom, które pod „opieką” grupy świadczyły usługi seksualne – dodała prok. Calów-Jaszewska.

Grozi im kara 15 lat więzienia. Sprawa nadal jest “rozwojowa“.

Najsmutniejsza ziemia – polskość na Ukrainie

Najsmutniejsza ziemia – polskość na Ukrainie

https://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/najsmutniejsza-ziemia-polskosc-na-ukrainie#399167

======================================

Poprzednia część:

U krainy krwawy lud

===============================

Druga część dyptyku Janiny Przecławskiej opublikowanego w IV kwartale 1927 r. na łamach krakowskiego  kwartalnika „Przegląd Powszechny, tym razem pod oryginalnym tytułem.

Korekta do krótkiego biogramu Autorki, którą podał w komentarzu do poprzedniej notki jeden z komentatorów (jan-niezbendny):
Janina Przecławska z Różyckich. Była założycielką Towarzystwa Pomocy Dzieciom i Młodzieży Polskiej z Kresów i jego pierwszym prezesem w latach 1919-1921. Urodzona około roku 1869, wzięła ślub w 1889. z Kazimierzem Przecławskim. Przeżyli razem 54 lata. Zmarła 1 maja 1944 r., jej mąż został zamordowany w trzynastym  dniu PW ’44 w schronisku dla paralityków na rogu Żelaznej i Leszna. Była wujenką, a nie matką Maji Berezowskej.

Dygresja:
Kilka dni temu zamieściłem część pierwszą, która miała debiut na salonie kilka dni temu, ale całkiem niespodzianie spowodowała pewien niesmak ze względu na desperackie próby deprecjacji wspomnień Autorki, w  których opisała swoje przeżycia. Polemista uciekł się pod adresem Autorki do określeń w rodzaju „ta pani” oraz  „polska szlachcianka”. To już zupełnie blisko do stygmatyzacji o brzmieniu „ta Polka”. Jestem zdania, że „ten pan” wyraził na tyle jasno swój stosunek do „polskich szlachcianek”, iż wyklucza to z mojej strony chęć dysputy z nim w podobnych tematach. Koniec dygresji.
https://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/u-krainy-krwawy-lud

I krótkie wyjaśnienie.
Obecny tekst zaprezentowałem na swoim blogu w  „SN” z datą 25.06.2017 r., a więc niemal osiem lat temu, w początkowych tygodniach inicjatywy „Szkoła Nawigatorów”, a w moim przypadku była to dopiero trzecia w kolejności notka. (Dla porównania obecna ma numer 369, nie licząc czterech notek tzw. inwentaryzacyjnych). I,zapewne z tego powodu, została praktycznie niezauważona. Ale wówczas był także inny, znacznie mniej drażliwy, tzw. kontekst problematyki zawartej w notce. Na dodatek notce nadałem enigmatyczny tytuł w brzmieniu „Z refleksji okołokresowych”, który później zmieniłem na inny, czyli „Na dalekiej Ukrainie”, zdaje się, że niewiele mniej enigmatyczny. Tamta notka loguje się pod tym pierwszym tytułem. Ze względu iż zawiera treść będącą  kontynuacją problematyki z notki zamieszczonej kilka dni temu, a której przed ośmiu laty nie opublikowałem, zatem obecnie ją przypominam. Pozostawiłem oryginalną ortografię i stylistykę, natomiast dodałem kilka przypisów.

******************

Boście przybyli z najsmutniejszej ziemi,
Gdzie krwawą pieczęć położyły dzieje.

Temi słowy pozdrowił zmarły już poeta Kazimierz Gliński [1] przed laty delegację kresową polską, przybyłą na zjazd do Warszawy. „Najsmutniejsi”, więc z najsmutniejszej ziemi, ta nazwa charakteryzować może doskonale osiadłych tam Polaków. A więc najsmutniejsi, bo odsunięci od życia kraju, od wieków przeznaczeni do wartowania u rubieży ojczyzny, zaprawieni do Walki, nie znający spoczynku, twardzi dla siebie, bez miłosierdzia dla wrogów, czujni na wszelkie napaści – ten typ żołnierza kresowego stawia nam przed oczy Wincenty Pol, malując swego Mohorta [2].
Mohort na kłodzie powalonej siedział,
Tak jak na koniu, a choć sobie drzemał,
Lecz śpiąc, pistolet w prawem ręku trzymał.

W podobieństwie do tego typu mogą służyć słowa zasłyszane już w ostatnich dniach przejść pogromowych 1918 r., a wypowiedziane przez wieśniaczkę rusińską, chcącą wykazać różnicę między panem a chłopem. Mużyk, jak narobytsia, spyt, a pan choczaj spyt idnym okom, a druhym wse taki dumaje  (Chłop, jak napracuje się, śpi, a pan, chociaż jednem okiem śpi, drugim wciąż rozmyśla). Takby się więc zdawało, że dola kresowa szła, pozostawiając i w dalszym rozwoju rysy podstawowe, przekształcając się w miarę zachodzących przemian dziejowych. Przebrzmiały walki, kraj stał się własnością cudzą, ale Polacy na kresach to była zawsze owa warta strażnicza, przechowująca poczucie trwania i obrony na rubieżach Rzeczypospolitej, święcie piastująca miłość tradycji i wiarę, że Polska wymarzona „będzie”. Wiarę tę przekazywały pokolenia pokoleniom, w tych uczuciach rośli młodzi osadnicy na Wołyniu, Podolu, Ukrainie, zwartą siłą zgrupowani przy warsztatach pracy polskiej, wynosząc przekonanie, że duże obszary ziemi w polskiem ręku są Polską, która trwa. Nie mogąc mieć szerszego ujścia dla uczuć narodowych, odsunięci od prac państwowych, oddaleni od Polski; całą duszę skupili w tem jednem pojęciu, iż nie wolno sprzedawać ziemi. Ziemia sprzedana szła w obce ręce i tem samem waliły się środowiska polskie, które zgromadzone przy tych obszarach, stanowiły podstawę polskiego życia na kresach.

Z jakąś wzgardą i potępieniem obrzucano tego, kto lekkomyślnie ziemię swą sprzedawał obcemu, uważając go za zdrajcę i odstępcę! Tak rozumiały swój czyn ówczesny te pokolenia „najsmutniejszych”, którym sądzoną była epoka przymusowej bezczynności dla zachowania miejsc polskich pracowników, fachowców, inteligentów. W tem haśle pozornie skromnem była samoobrona przed wrogiem, była woła’ nieustępliwa, która milcząc protestuje. Dziadowie nasi mogli byli bronić ojczyzny w otwartej walce, orężnej i nie obronili jej; synom i wnukom przypadł inny obowiązek w udziale. Trzeba było walczyć o tę ojczyznę codziennie, w każdej jednostce, w domu, rodzinie, szkole, kościele – słowem, jak za dawnych mohortowskich czasów, „śpiąc pistolet w mocnej dłoni trzymać!”

Bo odkąd każda pierś musiała być warownią, każdy próg ojczyzną, każda dusza narodem, i tego dobra bronić trzeba było życiem całem. Z pozorem poddania i uległości prawom niewoli, z zatajeniem uczuć i myśli trzeba było stanąć do tej pracy trudnej, nieraz niemożliwej do wykonania, często tak zdradzieckiej, iż niepodobna było odkryć istotnych jej wartości – nieraz stawało się na niebezpiecznej pochyłości, w której jednak trzeba było zwyciężyć. Stokroć milej było może unieść się zapałem, zorganizować pracę szeroką, zgarnąwszy cały naród rozsiany w tem morzu obcem i nie bacząc na przeszkody zakładać ogniska polskiej kultury, tajne szkoły, bibljoteki. Byli tacy odważni tu i ówdzie i praca podziemna szła, rwąc się co chwila…

Byli tacy, co pod grozą zsyłki lub konfiskaty, rezygnując z własnego życia i mienia, nieśli pracę twórczą w miasteczkach i wsiach ukraińskich. Praca ta jednak rwała się wciąż, krępowana obawą, bo ostre oko żandarma rosyjskiego przenikało tendencje i częstokroć nawet wygórowane opłaty i świadczone usługi nic nie pomagały. Wykrycie zaś pracy takiej było już jednocześnie jej zgonem, narażając jej uczestników na daleko idące konsekwencje. Każda taka praca n jaw wydobyta budziła czujność policji i tamowała dalszy rozwój.

Dziś, patrząc bezstronnie na to życie polskie na kresach z perspektywy lat ubiegłych, trudno się dziwić lub oburzać, że bardziej spokojna i mniej zapalna część społeczeństwa dla zachowania swych stanowisk, majątku, swobody i możności wychowania dzieci wstrzymywała się od udziału w tej, pracy podziemnej, że na te młodzieńcze zapały rwących się bezsilnie a uparcie patrzano jak na szaleństwo.

Bezwarunkowo, rola poddanych warunkom ówczesnym, toczących swój byt szary była rękojmią utrzymania egzystencji polskiego żywiołu. Nawet i owe gdzie niegdzie powstające śmielsze prace polskie, dzięki usunięciu się od nich przeważnej liczby Polaków kresowych, mogły w cieniu rozwijać się i rosnąć. Nikomu nie przychodziło na myśl, ż e wśród tych zrezygnowanych i milczących, oddanych rodzinie i majątkowym zabiegom mogły się budzić myśli jakiejś nielegalnej roboty i ta obojętność pozorna jednych niejednokrotnie stanowiła mur ochronny dla powstających tu i ówdzie prac.

Milczano, ale w głębi nie sprzedano nigdy uczuć. Marzenia wykołysane przeszłością bohaterską, wiecznie drogie i święte, w zatajeniu czekały na taką chwilę – ale, że milczeć musiano, tem były najsmutniejsze. Na tle życia odsuniętego od prac państwowych i społecznych paczyły się nieraz charaktery. Przymusowy zastój spowodował wiele bolesnych i niepowrotnych odejść. System szkolny gwałtownie rusyfikował, wprowadzając do domów nawet przymusowo książkę rosyjską jako robotę wakacyjną, zadając olbrzymią ilość dzieł rosyjskich do przeczytania i tym sposobem rugując bezwzględnie polską lekturę. Historja Iłowajskiego [3], fałszywie komentująca historję polską, w umysłach młodych nieciła zamęt i ból, lub też ujemnie kształciła uczucia narodowe. Wpływ ducha rosyjskiego nieraz przenikał i przekształcał tak dalece polskie dusze, iż młodzież szukając ujścia dla burzącej się krwi młodej ginęła dla Polski na zawsze w szrankach rewolucyjnych związków rosyjskich.

Bolesny przykład jawnego terroru daje nam rok 1890, kiedy to 36 polskich uczniów szkoły w Żytomierzu nie dopuszczono do matury za to, że założyli koło samokształcenia się w języku ojczystym i że nie chcieli brać udziału w donosach i szpiegowaniu kolegów, do czego zmuszał ówczesny dyrektor, znany rusyfikator Sidorów [4].

Zamożniejsza inteligencja, ziemianie jeździli rok rocznie do Warszawy, by spojrzeć w dokonywującą się tam pracę polską, nacieszyć się polską mową, ujrzeć polską scenę… lub też do Krakowa, by się tam „najeść, napić ojczyzny”. Mając w oczach żywe obrazy Polski kontuszowej, odurzeni wolnością obchodów manifestacyjnych na wielkiej scenie „Dwadzieścia kroków wszerz i wzdłuż”, wracali do swej Pipidówki , pełni nowych wrażeń, lęków i protestów… A w głębi rosło jakieś ciche zamyślenie, jakaś modlitwa strażnicza ognisk rodzinnych, którą tak piętnuje poeta Wyspiański jako „zaprzysiężenie grobom”. A jednak ona to w kornem skupieniu ratowała Polskę, przez nią w owym czasie pokutnym Polska trwała i przetrwała, bo był to ów bój bezkrwawy, w którym „o duszę walczono duszą”.

Pałace, dwory i dworki to były ogniska kultury polskiej, rozsadniki polskiej myśli. To były przytułki podczas wakacyjnych urlopów dla niejednego uczonego, literata, poety, artysty, zmęczonego życiem miasta. Jakżesz spieszyli w te gościnne progi ziemian kresowych, spędzając tam nieraz długie miesiące, by w ciszy i spokoju w warunkach odpowiednich dla pracy ducha, wzbogacić polską sztukę, wiedzę, kulturę nowem dziełem, nową zdobyczą! A te arcydzieła malarskich mistrzów naszych, skupywane wystawach, zapełniające sale, te olbrzymie księgozbiory, zawierające nieraz bezcenne materjały dla uczonego, historyka, poety, czyż to nie były namacalne dowody pielęgnowania ducha narodowego i tej miłości tradycji przechowującej wiarę w jutro Polski? To były gwarancje trwania i budowania na przyszłość.

Odrzucano narazie pracę podziemną, nielegalną, na chwiejnych podstawach, aby trwać w całości, aby nie obalić tego, co istniało, aby przechować i utrzymać. Ilość ziemi w posiadaniu polskiem na Wołyniu, Podolu i Ukrainie wedle obliczeń dosięgała 3 miljonów hektarów, a to posiadanie rozwijało kulturę rolną, przemysł krajowy, utrwalało na tym zanikłym, zatęchłym ułomku wschodniego barbarzyństwa i dzikości tchnienie ducha i myśli. Uniemożliwione współżycie bliższe z ludnością miejscową i z pewnym odsetkiem polskiego włościaństwa i tak zwanej drobnej szlachty nie zatamowało jednak w zupełności pewnego dobroczynnego wpływu i pomocy, której ośrodkiem pozostawały zawsze dwory.

Wraz z zanikiem polskości na kresach, wraz z hasłem „śmierć panom, śmierć burżujom”, odeszło z ziem tych prawdziwe życie. Jednak przez lat dziesiątki pielęgnowany – ideał trzeźwości, trwania przy majątku jako jedynej ostoi polskiej, zacieśniał dusze i wyjaławiał myśli. Bezwzględne poddanie obcemu rządowi, który był uważany jako swój, ż tego względu, iż cesarz rosyjski tytułował się królem polskim i wielkim księciem litewskim, wywoływał przymusowy zanik dążeń i w wielu wypadkach wykoszlawiał serca. Wychodząc z tego założenia, iż przysięgłszy rządowi nie wolno było przeciw niemu występować, nie wolno było nawet pragnąć niepodległości, kurczono duszę, kaleczono język, zatracano indywidualność polską… Oficjaliści, drobni właściciele, dzierżawcy i pracownicy fabryczni i rolni, ci którym brakowało funduszów na wyjazdy i odwagi na wypowiedzenie swych uczuć, ci najbardziej skazani byli na poddanie się temu losowi.

A przecież, kiedy w latach 1905 i później zaczęły odzywać się głosy wolnościowe, kiedy już wolno było myśleć o narodowej swobodzie, najpierwsze właśnie, najżywiej czujące okazały się te z pozoru zanikłe dla polskości dusze – ci pracownicy, których synowie kuli w gimnazjach rosyjskich, przyjmując obojętnie wszystkie wpływy i poglądy dla karjery i przyszłości, te skromne panienki gimnazjalistki, których jedynem wyjściem były hasła rosyjskiej demagogji, te domy gdzie dla taniości kupowano rosyjskie książki i tworzono bibljoteki z wydawnictw „Niwy” [5], najpierwsze stanęły do apelu. Jakby jednej chwili opadł pokost zewnętrzny przymusowego marazmu i zamanifestował się Polak, patrjota żądny pracy polskiej. Cześć wam ubogie zagrody, szarzy pracownicy, iżeście tak zaraz, w tej chwili osobliwej, usłyszeli ów dzwon spiżowy dzwoniący na powstającą ojczyznę! Każdy wasz ciężko zarobiony grosz dany na wojsko polskie, czy też na szkołę polską stwierdzał ów tak długo hamowany wybuch żywiołowego odczucia i radości, którego już nie było potrzeby ukrywać i który rodził nadzieję, wiarę, iż „nie zginęła”.

Jeżeli zatrzymany w rozwoju, zachwiany w granicach dawnych duch Polski jednak trwał w pałacach i dworach, gorzej bywało z tą młodszą bracią, z tą, do której dostęp był wzbroniony, do których tylko czasami, ukradkiem dochodziło słowo otuchy i pokrzepienia. Na Podolu, Wołyniu, a nawet Ukrainie nierzadko spotykało się całe osiedla zajęte przez ludność czysto polską — chłopów mazurów całemi rodzinami różnemi czasy sprowadzanych przez ziemian polskich dla prac rolnych. Skupienia takie w większych ilościach ludu polskiego chroniły ich od wynarodowienia; złączeni życiem wspólnem przechowywali właściwości narodowe, obyczaj i język, nie dając się pochłonąć większości ludu ruskiego. Bronił ich kościół, usuwali się z pod obcego wpływu w ścisłem, rodzinnem złączeniu. Szkoła nie obowiązywała, więc dowolnie można było uniknąć nauki rosyjskiej, zato nierzadko spotkać można było ojca lub dziadka, uczącego polskiego pacierza i pokazującego na starym, wytartym elementarzu polskie litery…

Ale najsmutniejsi z najsmutniejszych, najbardziej wydziedziczeni i upośledzeni to byli ci zagonowi, małorolni lub bezrolni, szlachta z dziada pradziada, herbowni Polacy o pięknie brzmiących nazwiskach, gdzieś od Jagiellonów, lub Batorego ród swój wywodzący. Tendencją rządu było, aby spłynęli w jedną masę chłopów ruskich, zmieszali się z ludnością miejscową, co też stawało się powoli, przez ciągłe wspólne obcowanie, przystosowanie do wspólnych potrzeb, przez małżeństwa, przez to współżycie, w którem nie było żadnego powiewu, żadnej myśli wyróżniającej ich. Hasłem też ich było: „nie wyróżniać się”, aby nie drażnić dzikich instynktów. Podobni tym anemicznym, bezramiennym sosnom, wciśniętym w las szeroko rozrośniętych dębów i buków, zanikali.

Małżeństwa mieszane odrywały całe rodziny od Polski, zapisując je do ksiąg prawosławnych. Według prawa rosyjskiego dzieci takich małżeństw musiały być prawosławne. Ze zdumieniem rok rocznie spostrzegano zmniejszanie się elementu polskiego. Mówiono: „Jeszcze pięćdziesiąt, dwadzieścia lat temu cała Janiszówka-Bohatyrka, miejsce rodzinne Bohdana Zaleskiego [6], to były wsie katolickie, polskie, dziś ledwie kilka chat pozostało”. Przystosowywali się, wsiąkając niewidocznie w żywioł miejscowy, zapominali mowy, plącząc jeszcze zniekształcony pacierz polski, zachowując zwyczaj wielkanocnej spowiedzi, której już nawet po polsku odbyć nie potrafili. Stawali się żyjącem odbiciem owego Zabudy z „Pana Balcera” [7], który wszystko zapomniał. „Od swoich my odeszli, a tutaj nas nie chcą”, mówili żałośliwie. Niezatarte różnice pozostawały, drażniąc ruskiego chłopa, wywołując zawiść lub pogardę. Delikatniejsi, mniej zaprawieni do pracy, słabsi fizycznie, nieraz nie umieli, czy też nie chcieli sprostać robocie, szybciej i sprawniej wykonywanej przez chłopa Rusina, narażając się nieraz na jego lekceważenie. Znienawidzoną też bywała taka synowa „szlachcianka”,  „cia z chwostom”, jak ją zwali pogardliwie.

 W tem wszystkiem tkwiła ich tragedja. Coraz częściej od 1905 r. powtarzające się agitacje, burzące lud miejscowy przeciw „panom”, groźnie zwracały się przeciwko nim, tej pozostałej garstce drobnej szlachty, która się coraz bardziej kuliła, aby ujść niepostrzeżenie. „Was najprzód wyrżniemy, boście także „lachy” wołano. Nazwę ich „szlachta” tłumaczyli „szlajusyjsia” – włóczęgi. Takie warunki, takie uczucia, przeradzając się w bolesną trwogę, znieprawiały ten smutny odsetek polskiej ludności, która już tylko pragnęła’ spokojnego życia. Zdarzało się, iż zaniedbywano nawet chodzenia do kościoła. byleby nie zwracać na siebie uwagi. W chatach mówiono nawet między sobą po rusku, a na zapytanie dlaczego przynajmniej u siebie w domu nie starają się przechować język ojczysty, odpowiadali: „Tak my już przywykli! My tu jak mysz pod miotłą siedzimy – zabiliby nas inaczej! Nam straszno!” Czasem, czasem, stara jak świat babcia próbowała odezwać się po polsku, kiedy się ją tak zaszło niespodzianie, potrafiła wydobyć z zamierzchłej pamięci wspomnienia poległych pod Dubienką… Bywało, iż w poufnej pogawędce ośmielał się „Zabuda”, rozwiązywały się usta i oto opowiadał o ojcu – dziadku, którzy zginęli w powstaniach, o lasach, gdzie się kryli przed wrogiem… I wówczas z głębi kufrów wyciągano stare, zbutwiałe papiery, dowody szlachectwa, herbowne ślady zasług dla ojczyzny, nadania królewskie z XVII wieku jeszcze – i cicho z pietyzmem i łzą w oku układano je znowu w tychże miejscach. Tak się czasem udawało odsłonić rąbek tych dusz… Zabuda mówił i pamiętał.

Ale bywało gorzej. Kościół, jedyne miejsce, gdzie mogli słyszeć katolicką „pańską mowę” zbyt wielkiem, nieraz paromilowem oddaleniem utrudniał dostęp. Z konieczności nieraz, niedostatecznie poinformowani, dla chrztu lub pogrzebu udawali się do miejscowego popa, sami niebacznie tym sposobem wpisując się w księgi prawosławne. Złe wspominki targały nimi, nie umieli przebaczać, nie chcieli rozumieć. Jakieś dawne procesy graniczne o kawał gruntu dworskiego, te źle uświadamiane tendencyjne powstania polskie, o których nauczano, iż panowie chcieli powrotu „pańszczyzny” i tak nawet przekształcono pieśń narodową: „pańszczyznę racz nam wrócić, panie!” To stanowiło nieprzyjednanie i zaciśnięcie się coraz większe w status quo. Inteligencja ziemiańska, pragnąca przebić ten mur niechęci, wchodząc do ich chat z miłością ofiarną, nieraz narażona bywała na bolesne przyjęcie. Nieraz zatrzaskiwały się drzwi z groźbą i łajaniem. A kiedyś jasno i dokumentnie tłumaczył jeden ponury szlachcic na wzmiankę o polskiej nauce: że się oni nie dadzą dziś wciągnąć, już oni nie tacy i wiedzą dobrze za co to rząd więził i skazywał na wygnanie, wiedzą czemu to panowie chodzili po lasach… Nie, oni nie dadzą dzieci na żadną polską naukę… to na nic!” Inni z niedowierzaniem kiwali głową: „Niech się uczą po polsku, ale to im nic nie da!”

Najtrudniej było przezwyciężyć tę nieufność – nie szczędzono zapału, aby dopiąć celu. Byli tacy co potrafili pogodzić uczęszczanie na tajną naukę polską i oficjalne chodzenie do szkoły wiejskiej. W 1900 roku zorganizowano w najbardziej zapadłej części Ukrainy, w taraszczańskim powiecie [8], dwie formalne cztero klasowe szkoły polskie, które pod oficjalną nazwą szwalni i stolarni garnęły chłopców i dziewczęta, dzieci polskiej ludności wiejskiej – i dzięki przychylności ówczesnego prystawa [9], dobrze opłacanego, który w tych zakładach chciał widzieć tylko „stolarnię i szwalnię”, przetrwać zdołały lat dziesięć. Szkoły te przez szereg lat budziły ruch polski na wsi i garnąc polskie ziemiaństwo do współpracy, stały się podstawą dla przyszłych pionierów polskości wśród drobnej szlachty polskiej. Dzieci, wracając do chat, swych protestowały ostro przeciw mowie obcej z rodzicami i rodziną; wiadomości wynoszone ze szkoły imponowały rodzicom, którzy z większą ufnością powierzali dzieci opiece instruktorów polskich. Nadchodziły liczne prośby o przyjęcie na naukę tak, że szczupłe ramy zakładów nie były nieraz w stanie sprostać zadaniu, które się rozszerzało, rosło w oczach. Jednocześnie po 1905 roku poczęły się sypać błagania ludności ze wsi sąsiednich o zorganizowanie takiej szkoły u nich, zobowiązania przyjęcia na siebie wszelkich kosztów utrzymywania nauczycieli, ofiarowanie bezpłatnego mieszkania oraz miejsca dla szkoły. Rok 1911 – 1912 wniósł gwałtowne zmiany, rzucono się z zażartością na te zapoczątkowane zbożne prace; dzięki tylko uprzejmości niezwykłej „prystawa” oba zakłady cichutko, jak powstały tak też pokryjomu przestały istnieć.

Te same dzieci, które kilka lat temu kryły się przed opieką polską, które narazie uciekały jak dzikie stworzonka, nie rozumiejąc usiłowań pracy kulturalnej polskiej, po kilku latach starań usilnych zjednane, przeobrażone – oto w tej chwili okrutnej, gdy im zapowiedziano koniec, zamknięcie nauki, powrót do domu, z płaczem rzuciły się na kolana wołając: „Co my im zrobiliśmy, jacy ludzie są niedobrzy, czy oni wiedzą jaką krzywdę nam robią!” Wiele dworów przyjęło częściowo rozpierzchłą gromadkę dzieci, wedle możności dopełniając przerwaną naukę, w ukryciu dalej pod różnemi pozorami kształcąc dzieci i wysyłając je do Warszawy do seminarjów nauczycielskich lub zakładów gospodarczych. Takie próby ryzykowne pod różnemi pozorami powstawały w różnych częściach Wołynia, Podola i Ukrainy, przeważnie po miastach w Kijowie, Żytomierzu, Berdyczowie, Kamieńcu, Winnicy, tworząc tajne koła oświaty, które roznosiły na prowincje swe kosztowne dobroczynne ziarna. Nie chcę tu wymieniać nazwisk tych odważnych założycieli na polu narodowej twórczości, aby nie pominąć tych, którzy pozostali ukryci, nieznani do końca dzięki ostrożności swej mrówczej, podziemnej roboty, która właśnie dlatego dłużej i wydajniej działać mogła. Nazwiska się zamazują, pozostają plony.

W roku 1917 zawiązała się pierwsza oficjalna organizacja „Rady okręgowej”, a później „Polski Komitet Wykonawczy”, który gromadzić miał rozsianą polskość na kresach pod jedną naczelną władzę, która przedstawić miała potem w Warszawie siły polskie pozostałe na dawnych rubieżach Rzeczypospolitej. Kiedy olbrzymi pochód narodowościowy rozwinął się na ulicach Kijowa, pozdrawiając wolność ludów, ludność polska ze wszystkiemi  organizaciami swemi, szkolnictwem ludowem, bracią rzemieślniczą, pomocą polskim żołnierzom i wygnańcom, Komitetem wykonawczym, polską Macierzą szkolną przesunęła przed oczami zdumionych obywateli miasta. Szli długo, w porządku, sprawnie, z chorągwią, na której Orzeł Biały i Matka Najświętsza świeciły jak pochodnie wieczne, a śpiew za ojczyznę lał się w przestrzeń zgodnym chórem. Patrzano z niedowierzaniem i niechęcią; słychać było z różnych stron głosy nieprzyjazne; „Co to jest, skąd ich tu tyle się nabrało”. Wierzyć nie chciano, że ta ludność polska przetrwała w ciszy i skupieniu hodując naród. Jednak z liczby tych, którzy pracę swą ofiarną z poświęceniem życia całego nieśli, aby przechować Polskę w sobie cisną mi się pod pióro nazwiska dwa, które przemilczeć trudno. Pamiętam niewymowne chwile spędzone w ciasnych pokoikach na najniższem piętrze u tak zwanej powszechnie św. p. „babci” Ułaszyn w Kijowie [10].

Gromadka dzieci obsiadła duże podłużne stoły i sypią się pytania i odpowiedzi jasne, zwięzłe, śmiałe, świadczące o rozbudzonych sercach i dobrze przygotowanych, rozwiniętych umysłach. I ten dzień piękny, kiedy na sali polskiego klubu „Ogniwo”, w tymże Kijowie, w sali zapełnionej po brzegi polskimi obywatelami ukazała się drobna, nieco pochylona postać, Jozafata Andrzejowskiego, powracającego z wygnania, na które był skazany za tę robotę polską tajną, oświatową, za zorganizowanie narodowe całej rzeszy robotników swej fabryki ceramiki – za opiekę nad dziećmi ich, za całe umiejętne, długotrwałe ujęcie tej zbożnej pracy. Powstał tysięczny tłum i długo niemilknące oklaski witały powracającego pracownika, w głębokim hołdzie do stóp jego padając. I oto pod egidą i za przykładem tych ludzi krzewiła się oświata polska, aż zabłysła’ ową gwiazdą cudną 1917 roku, od której blasku śćmiły się oczy wrogów. Lata późniejsze, zupełnie swobodnie rozwijającej się polskości, kreśli Jan Kornecki w książce swej: „Dzieje oświaty na Rusi“, duże wspomnienie mieści się także w broszurce o Sejmie i Polskim Komitecie Wykonawczym z roku 1917 [11].

Znamienne jest, że od 1915 – 16 roku polska praca wybuchła lawą gorącą. Długo wstrzymane a niewygasłe uczucia przemówiły. Polska świtała… I na twarzach tych ludzi skupionych w jednej myśli, w jednej nadziei, w jednej bezprzykładnej pracy nad siły, odbił się naprawdę ogień Boży. Pewność, że „ta, co nie zginęła, powstanie z naszej krwi”, dodawała lotu. Od poddaszy do suteryn, chaty do chaty, cierpliwie, bez odpoczynku spisywano ludność polską wsi, miast i miasteczek – i dzień każdy przynosił swój plon.

Ten przegląd i stwierdzanie polskiej ludności to była podróż po nieznanej krainie nowych odkryć lub rozgoryczeń, codziennie rodziła się Polska lub padała w gruzy. Wielu wracało zapomnianych, wielu nie przyznawało się do polskości, kontentując się nazwą „katolik”, ale Polska rosła z dnia na dzień mocniejsza, pewniejsza, bardziej zwarta w sobie. Bywały sceny rozczulające, wrażenie, iż nareszcie wolno być Polakiem i wolno mówić o tem upajało, podniecało, więc wielu, ośmielonych i już pewnych, radośnie tłoczyło się do zapisów – powracało do katolicyzmu gremjalnie. Wyrwy bolesne i odstępstwa goiły te chwile serdecznych powrotów. W tem była wiara, otucha, przyszłość. Istotnie, zważywszy warunki i okoliczności nieprzyjazne, nie oburzać się należało, że ich tak mało już było, ale dziwić się i radować, że ich tak wielu zostało. I oto z tych serc najsmutniejszych szły nieraz rozrzewniające w swej prostocie hyperbolicznej słowa. Tak mówił Bratkowski [12], jeden z seniorów tej drobnej szlachty, wspominając czas ubiegły: „Było tu nas wielu, staliśmy na moście, nieraz zmuszano nas, aby przejść na tamtą stronę i nawet może trzeba było przejść, ale my staliśmy i stoimy dotąd i tak stać będziemy”.

Rodziły się nowe siły codziennie coraz mocniej rozbrzmiewało Polską. Przyjście wygnańców polskich w 1916 r., tego chłopa polskiego, wywarło ogromne wrażenie na ten lud polski z pod wiejskiej strzechy. Uwierzono nareszcie, że Polak to nietylko „pan”, ale to naród, który stanowi Polskę, że ona była naprawdę i stanie się jeszcze, jeśli o to dbać będziemy. Wołyń, Podole, Ukraina te ziemie przed rozbiorami stanowiące jedno z Polską, po zaborach powszechnie „zabranemi prowincjami” zwane, zakipiały, zabiły jednym tętnem, otworzyły się nagle ukryte głębie pragnień, w których widniała tylko Polska. Nie było dworu, dworku, pałacu, na wsi i w mieście, gdzieby zwarta praca pomocy wygnańcom, opieki moralnej, roboty oświatowej nie trwała szczerą myślą, nie organizowała nowych placówek, pociągających rzesze całe do czynu. Na całym obszarze Wołynia, Podola i Ukrainy zaroiło się od szkół, a szkoła polska i każda organizacja polska była wzorem ładu, sprawności, umiejętności, która imponowała obcym. Rusini ubiegali się o zaszczyt przyjęcia dzieci do polskiej szkoły. Żywioł polski rósł i potężniał; duży wpływ na rozwój języka miała ta napływowa ludność wygnańcza, już nie wstydzono się mówić po polsku, polska mowa z dumą i pewnością rozbrzmiewała we wszystkich chatach. A wielka burza zbliżała się hucząc i grożąc. Nadchodził rok 1917.

Zdawna tlejące iskry w chłopie ruskim, moskiewsko-bolszewicka propaganda wybuchła strasznym płomieniem, w którym spłonąć miała i wiara tego ludu i ci, którzy wiarą tą zawsze żyli. Pracy nie przerywano. Burza już zrywała dachy, podkopywała grunt pod nogami, a złączona w zapamiętałej pracy inteligencja polska nie odrywała oczu od tego co się rozpoczęło tak wspaniale – pracowano wśród wichru i burzy. I ktoby spojrzał na tę garstkę polską wśród wrogich fal obcych, wśród rozpadających się podstaw społecznych, z zaparciem się i oddaniem sił wszystkich budującą i tworzącą wśród rozpętań wściekłych żywiołów, wziąłby ją za garść szaleńców. Istotnie to była praca szaleńców, której co chwila groziła zagłada. Od tych szaraczków, od tych wczoraj jeszcze nieznanych, jeszcze dalekich, dziś już bliskich i swoich szła otucha, pociecha. Mówili: „Trzeba trwać, trzeba siedzieć, aż się dach zapali nad głową”. I trwaliśmy, aż się zapalił dach.  A kiedy się zapalił, kiedy w gruzach legł dobytek wiekowy, prace ostatnie, myśli, które karmiły pokolenia, kiedy runął „dom”; ognisko pogody, dobra idei twórczej, kiedy na głowy ziemian polskich każdego inteligenta naznaczono ceny, a terror jak dym dławiący zatruwał wszystkie oddechy, kiedy wszystko waliło się w krwawych ogniach i jękach męki okrutnej… kto mógł, biegł do Polski,… kto nie mógł…

Gdzie wy dziś? Gdzie wy, coście z błogosławieństwem rodzicielskiem, z piersią wzruszeń pełną stali u progu pierwszej oficjalnej szkoły polskiej, powtarzając nabożnie słowa polskiej narodowej pieśni; wy co zebrani w chatach, łowiliście chciwie opowiadania o Polsce w kajdanach i o tej drugiej już wolnej i niepodległej słuchali, iż ledwie wam serca z radości nie pękły! Czy źywiście, czyście umarli w męczarniach prześladowań, czy też zmożeni walką, torturami, przemocą, chylicie znękaną głowę pod nowe, straszliwsze jeszcze jarzmo? Te polskie dzieci nieszczęsne, skazane na bolszewickie zwyrodnienie, te nauczycielki ofiarne, które nie chciały ich porzucić,, by czuwać cichym wpływem nad duszą przeszłości polskiej. Te rodziny bez środków, te wsie obałamucone, ci zmuszani do pracy, od której z ochydą odwracały się serca, — a ręce i myśli przyjąć musiały, aby żyć. Ci kapłani święci, te dusze misyjne, wpatrzone w ducha ludzkości, niosące sztandar Boży? Wywieźć ich chciano, uratować, bezpiecznie w Polsce umieścić.

Kiedy z tem przyjechano do Kijowa, ksiądz Naskręcki [13] i ksiądz Skalski [14] odpowiedzieli: „Przyjdźcie jutro do kościoła!” A gdy nazajutrz weszli warszawscy posłowie do kościoła, uderzyła ich oczy zdumione świątynia po brzegi zapełniona ludem. To była odpowiedź czcigodnych kapłanów: tych potrzebujących, stroskanych, rozbitych nie mogli przecież, nie chcieli opuścić. I pozostali. Nie ulękli się prześladowań, mąk, tortur, które stały się udziałem nieskończonej ilości męczenników, których imiona ognistemi zgłoskami zapiszą się na krwawych kartach historji. Zostali, bo byli potrzebni. A ci, co dotarli, co przez wszystkie piekła bolszewickie dobili w końcu do ojczyzny, padli na kolana, całując proch, ziemi w ślubowaniu dozgonnem. Wszyscy stanęli do pracy. Jak kto mógł i umiał, odważnie, śmiało, bez fałszywego wstydu, z obawą jedynie, aby na zagonie ojczystym nie okazać się bezpożytecznym, byleby znaleźć miejsce, byle pracować. Ciasno było w ojczyźnie, rozpychano się, deptano wzajemnie. Dzień po dniu, cicho, z poddaniem zdobywać trzeba było szacunek i zaufanie rodaków. Walka o byt gorzką jest. W walce tej niejeden stawał bezsilny! Ale nikt, nigdy nie zaszemrał przeciw losom, które wzamian za byt niezależny, za dach swój własny, dały mu niepodległą własną ojczyznę. Za nią tylko dziękowali Bogu, mówiąc z dumą: „Mamy Polskę!” Szeregi bladych, smutnych kobiet, igłą lub szydełkiem zarabiających na chleb powszedni, dobijających się o najzwyklejszą pracę kuchenną lub pokojową, legjon nauczycielski, z uśmiechem witający dzień troski i głodu, mężczyźni w wytartych, wylatanych ubraniach, pędzeni z biura do biura, wyczekujący napróżno!…

A ta młodzież polska, te polskie dzieci, z ekstazą i nadzieją biegnące do Polski jak do matki. Jęk mordowanych rodziców, syk rozpadających się w płomieniach domów idzie za niem i znaczy się w sercach przerażającem odbiciem. Żywot każdy, to bezmiar rozwijających się cierpień, na które niema wyrazu. Wikłają się straszne sceny i zapadają w bezdeń głucho. Ból tam tkwiący dostarczyć może na długie lata tematów do nieprawdopodobnych powieści. Ludzie to przeżyli i przeżywają. Młodzieńcy, dzieci prawie, na pierwsze wezwanie stają na rozkaz Ojczyzny w obronie przed najściem bolszewickiem. Wielu ginie śmiercią walecznych, wielu przynosi zarodki nieuleczalnych chorób. Przejścia nas Ukrainie, praca nad siły, wojna, źle wychowują. Oni wychodzą z tego zwycięsko. Dzięki towarzystwu pomocy dzieciom i młodzieży polskiej z kresów, organizacji niedobitków kresowych, znajdują dach, opiekę, kończą szkoły. Potem w ubogich ogniskach akademickich, powstałych także za staraniem tychże kresowców, idą dalej. Uczą się i zarobkują, często upadając w pracy nad siły. Uczą się, by nie być ciężarem ojczyzny. I wrócić do swego kraju. Ojczyzna i kraj ojców, te dwa uczucia załamują się w sercach podwójnem ukochaniem. Cel jasny grzeje i przyświeca w tej drodze dalekiej jeszcze do przebycia. Trudno odwrócić wzrok od swej kolebki, nie odchodzi dusza od początku swego.

W wizjach prawdopodobieństw niemożliwe staje się możliwe. Nadchodzą wyczucia przemian, powrotów, zjednań, snują się nici misyjnych przeznaczeń. Huczą z dna Dniepru trąby Bolesławowe i strażnicy Złotej Bramy przynoszą wołania: „Do pracy zwartej na zostawionej placówce!” Nadzieją żyje młodzież stepowa.

Dla wykończenia jeszcze jeden obraz przesuwa się przed oczami. Jest potęga myśli, która przekracza ciasne ramy polityki ludzkiej — są czyny, będące owocem natchnień, nie osądzone przez ludzkie rozumowania. Znaczenie ich pogłębia się twórczo poza granicami świata realnego.

Wchodząc do Kijowa, wojsko polskie było objawem majestatu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Niema słów w ludzkiej mowie na oddanie wrażeń i przeżywań tych „urodzonych w niewoli, okutych w powiciu!” Nie dziw, iż pękały serca radosne, iż oglądały zbawienie. Za to uniesienie niezapomniane serc „najsmutniejszych”, za potwierdzenie dziejowej przemiany, za ukazanie Polski żywej, działającej, niepodległej, za te nagle pobladłe twarze wrogów, niech będzie błogosławione szaleństwo. Niech będzie błogosławiony ten, który je spełnił, ożywił karty dziejów naszych blaskiem dawnym, wskrzesił i umocnił nadzieję, z za mgły ukazał-zarysy przyszłości. Zwycięstwo tym, którzy wierzą.

*********************************

Przypisy :

[1] Kazimierz Gliński (ps. Kazimierz Poroh) – ur. 1850 w Wasylówce k/ Kijowa, zm. 1920 w Nałęczowie. Polski poeta, dramaturg i powieściopisarz. Pochodził ze zubożałej rodziny ziemiańskiej. Był synem Ludwika Glińskiego oraz ojcem Mieczysława Glińskiego. Szkołę średnią ukończył w Berdyczowie. W 1868 r. rozpoczął studia na wydziale historyczno-filologicznym uniwersytetu Jagiellońskiego. Z Krakowa do Warszawy przeniósł się w 1873 r. Leczył się w Nałęczowie, gdzie zmarł i został pochowany na miejscowym cmentarzu, a na budynku zarządu Spółki Zakładu Leczniczego w Nałęczowie znajduje się tablica, która upamiętnia pisarza.
Bibliografia:

http://www.biblionetka.pl/author.aspx?id=3764

[2]Mohort. Pieśń o ziemi naszej”” – poemat napisany przez Wincentego Pola, którego fabułę stanowi historia kresowego rycerza, obrońcy ojczyzny i wiary. Poemat powstał w latach 1840-52, wydany został w 1855. Temat zaczerpnął poeta z opowieści swego przyjaciela, Ksawerego Krasickiego. W sześciu rapsodach, napisanych w konwencji gawędy, Autor nakreślił wzór chrześcijańskiego rycerza-patrioty, sytuując dzieje Mohorta na tle panoramy dziejów polskich poczynając od czasów Jana III Sobieskiego. Wizja ta inspirowała wielu wybitnych malarzy, m.in., Juliusza Kossaka, Piotra Michałowskiego, Januarego Suchodolskiego;
https://pl.wikisource.org/wiki/Mohort_(Pol,_1875)/ca%C5%82o%C5%9B%C4%87

[3] Dmitrij Iwanowicz Iłowajski ( 1832 – 1920 ), historyk rosyjski, autor podręczników dla szkół średnich
i podstawowych, obowiązujących w Królestwie Polskim, które zafałszowując historię Polski, używane były jako narzędzie rusyfikacji;

[4] W 1750 r. sejmik kijowski w Owruczu uchwalił żeby w Żytomierzu otworzono szkoły, a misję ich tworzenia powierzono jezuitom. Kazimierz Stecki, otrzymawszy godność senatora w kasztelanii kijowskiej, ufundował misję jezuicką, budując dla jej potrzeb budynki (murowane) wraz z kościołem. Ale postawił warunek, iż Jezuici będą utrzymywali szkołę trzyklasową. Zakres nauki w fundacji Steckiego rozszerzony został przez Józefa Andrzeja Załuskiego, biskupa kijowskiego, który do owych trzech klas dodał czwartą. Po kasacji zakonu jezuitów kwestie oświatowe przejęła nowo powstała Komisja Edukacyjna, która przekształciła dotychczasową szkołę zakonną w instytucję świecką. Szkoła otrzymała charakter „wydziałowy” dla województw kijowskiego i bracławskiego i była placówką szybko rozwijającą się ze zwiększającą się liczbą uczniów. Po dziesięcioletnim okresie istnienia szkoły „wydziałowej, która składała się z 6 klas (zakres gimnazjum – ówcześnie „matura”), liczba uczących się w 1784 r. wynosiła ok. 600 uczniów. Dodatkowo prowadzeniem polskiej szkoły zajmowali się w Żytomierzu Bernardyni.
W 1761 r. Jan Kajetan Iliński – starosta żytomierski, wzniósł drewniany kościół i klasztor dla Bernardynów, gdzie do 1832 r. zakonnicy prowadzili szkółkę elementarną dla ubogich dzieci z przedmieść Żytomierza. Żytomierz został oderwany od Polski po drugim rozbiorze (1793 r.), pozostał jednak silnym ośrodkiem kultury polskiej. Szkoły średnie w Żytomierzu, do rozbiorów podległe Szkole Głównej Koronnej – dawnej Akademii Krakowskiej, od 1797r. zostały podporządkowane Ministerstwu Skarbu. Gdy kuratorem okręgu został książę Adam Czartoryski, cały obszar do którego należał Żytomierz, objęty został siecią szkół średnich, które wychowywały uczniów w polskim duchu narodowym. Od 1853 r w Żytomierzu wraz z rodziną mieszkał i pracował Józef Ignacy Kraszewski, który był kuratorem szkół polskich oraz uczył w słynnym Kolegium Jezuickim, założonym w 1763 r. (kolegium mieściło się przy ul. Czerniachowskiego).

Piotr Sidorow – został mianowany dyrektorem szkoły średniej w Żytomierzu po upadku Powstania Styczniowego, gdy nastąpiły ostre retorsje odnośnie zakresu praw Polaków w Królestwie Polskim. Celem rosyjskiej administracji oświatowej było maksymalne zrusyfikowanie gimnazjum i w ten sposób selekcjonowało kandydatów-Polaków na uniwersytet. I to podobni jak Sidorow decydowali o tym, ilu uczniów polskich nie otrzyma matury.
informacje zebrałem w oparciu, m.in., o:
„ Z zapisków i ze wspomnień Żytomierzanina” . autor: ks. Kazimierz Naskręcki, oprac. Maria Dębowska.
http://www.kresy.pl/wydarzenia?zobacz/zytomierz:-potrzebna-polska-szkola
http://kresy24.pl/25269/dawny-zytomierz/
http://dir.icm.edu.pl/pl/Slownik_geograficzny/Tom_XIV/903  (str. 903 – 913)
http://dir.icm.edu.pl/pl/Slownik_geograficzny/Tom_XV_cz.2/729

[5]„Niwa” – dwutygodnik naukowy, literacki i artystyczny poruszający tematykę społeczno-kulturalną. Pismo wydawane w Warszawie w latach 1872-1905 (od . 1895 r. jako tygodnik , a od 1898 r. pn. „Niwa Polska”, propagowało przejściowo idee pracy pozytywistyczne (m.in. zamieszczała swoje teksty Eliza Orzeszkowa – „Listy o literaturze”, , Bolesław Prus – cykle felietonów pt.: „Z ustronia” – 1874 r., „Sprawy bieżące” od 1874 r., Henryk Sienkiewicz, Julian Ochorowicz), zaś po objęciu funkcji redaktora naczelnego przez Mścisława Godlewskiego (1898 r.) profil ideowy pisma zmienił się na konserwatywny;
http://pl.wikipedia.org/wiki/Niwa_(czasopismo)

[6] Józef Bohdan Zaleski – ur.1802 r. w Bohatyrce (d.Janiszówka), gubernia kijowska, zm.1886 r. w Villepreux, (obecnie miejscowość w regionie Île-de-France, w departamencie Yvelines). Pochowany został na Cmentarzu Montmartre w Paryżu. Polski poeta okresu romantyzmu. Wraz z Antonim Malczewskim i Sewerynem Goszczyńskim zaliczany jest do “szkoły ukraińskiej” polskiego romantyzmu. Jego wiersze były pisane rzadko spotykanym w poezji polskiej tzw. sylabotonikiem melicznym, charakteryzującym się bardzo regularnym uporządkowaniem sylab akcentowanych i niezwykłą melodyką wiersza. Z tego powodu wiele jego utworów stało się bardzo popularnymii uzyskało oprawę muzyczną, również ze strony wybitnych ówczesnych kompozytorów, m.in.,Fr. Chopina;

[7]Zabudajedna z postaci poematu Marii Konopnickiej zatytułowanego „Pan Balcer w Brazylii”.
(„Poezye, wydanie zupełne, krytyczne t. X , „Pan Balcer w Brazylji””, Gebethner i Wolff, 1915);
http://pl.wikisource.org/wiki/Poezye_wydanie_zupe%C5%82ne,_krytyczne_tom_X/Pan_Balcer_w_Brazylji

[8]powiat taraszczański (ujezd) – d. powiat w guberni kijowskiej (istniał do1918 r.), utworzony w 1800 r. z powiatów piatyhorskiego i lipowieckiego, którego stolicą była Taraszcza;
http://dir.icm.edu.pl/pl/Slownik_geograficzny/Tom_XII/160  (str. 160 – 163)

[9] prystaw – funkcja policyjna w carskiej Rosji (od 1837 r. do rewolucji w 1917r.), komendant albo komisarz posterunku policji w danej miejscowości;

[10] Stanisława Ułaszyn prowadziła w mieszkaniu Pasenkiewiczów w Kijowie nielegalne nauczanie (szkołę) polskich dzieci;

[11]http://bs.sejm.gov.pl/F?func=find-b&request=000000698&find_code=SYS&local_base=ARS10

[12]nie udało mi się „zidentyfikować” , o którego Bratkowskiego chodzi. Bratkowscy był to liczny ród szlachecki na Podolu, a także, m.in., w sieradzkiem i ziemi łowickiej;

[13] ks. Kazimerz Naskręcki, ur. 1878 r. Żytomierz, zm. 1950 r. Kwidzyn;
http://katolicy1844.republika.pl/ZSRR/Naskrecki.htm

[14] ks. Teofil Skalski, ur. 1877r. Kiryłówka na Podolu (powiat zwinogródzki, gubernia kijowska),
zm. 1958 r. Mszana Dolna;

http://katolicy1844.republika.pl/ZSRR/Skalski.htm

******

Wykaz moich notek na portalu “Szkoła Nawigatorów” pod linkiem:

http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/troche-prywaty

Bruksela znalazła bat na polski drób. Będziemy gazować zdrowe zwierzęta?

Bruksela znalazła bat na polski drób. Będziemy gazować zdrowe zwierzęta?

12 kwiecień 2025

drób, komisja europejska, ptasia grypa

Krajowa Federacja Hodowców Drobiu i Producentów Jaj wystąpiła do ministra rolnictwa w sprawie planowanych przez Komisję Europejską działań mających ograniczyć ryzyko rozprzestrzeniania grypy ptaków w Polsce poprzez radykalne ograniczenie produkcji drobiu w naszym kraju. Trudno zrozumieć, dlaczego restrykcje miałyby objąć także najnowocześniejsze zakłady przetwórstwa. Czy Polska ma stać się kozłem ofiarnym unijnych regulacji i polityki epizootycznej, mimo że krajowi producenci należą do liderów pod względem jakości i bezpieczeństwa produkcji w Europie?

Planowane działania, polegające na objęciu całych regionów rygorami strefy zagrożonej, bez względu na realną sytuację epizootyczną w poszczególnych gospodarstwach, są nieproporcjonalne, niesprawiedliwe i ekonomicznie destrukcyjne. Ograniczenia mają bowiem dotknąć również producentów, którzy od lat wdrażają najwyższe standardy bioasekuracji, posiadają zintegrowany i w pełni kontrolowany łańcuch produkcji oraz nie mieli ognisk HPAI na swoich fermach. Ograniczenia te zagrażają ciągłości łańcucha produkcyjnego – ptaki na odchowalniach nie będą mogły trafić na fermy towarowe, co może prowadzić do dramatycznych dylematów dotyczących ich dalszego losu. Czy mamy zagazowywać zdrowe zwierzęta? – pyta Federacja.

Branża oczekuje jasnej i racjonalnej odpowiedzi. Dodatkowo, zapowiadane zakazy eksportu – zarówno jaj konsumpcyjnych, jak i przetworów jajecznych (w tym proszków i płynów) – mają zostać wdrożone w momencie rosnącego zapotrzebowania na produkty jajeczne, zarówno w Polsce, jak i na rynkach międzynarodowych. Trudno zrozumieć, dlaczego restrykcje miałyby objąć także najnowocześniejsze zakłady przetwórstwa, takie jak największa przetwórnia jaj w Polsce, zlokalizowana w Wielkopolsce, która właśnie rozpoczęła realizację strategicznych kontraktów eksportowych do USA – kluczowego sojusznika Polski.

To osłabi pozycje polskiego drobiarstwa

Jak dalej tłumaczy nasza Federacja:  Takie działania, jeśli zostaną wdrożone, mogą nie tylko zniszczyć dorobek całej branży, ale również podważyć zaufanie partnerów handlowych i osłabić pozycję naszego kraju na rynkach międzynarodowych. W sytuacji globalnych napięć handlowych i silnej merkantylizacji polityki międzynarodowej nie możemy sobie pozwolić na utratę strategicznych przewag konkurencyjnych.

 Budzi również poważne wątpliwości termin wprowadzenia omawianych obostrzeń – tuż przed tradycyjnym, wiosennym szczytem sprzedaży, w momencie nasilonych turbulencji podażowych i trwających negocjacji handlowych z Ukrainą oraz państwami Mercosur.

Czy Polska ma stać się kozłem ofiarnym unijnych regulacji i polityki epizootycznej, mimo że krajowi producenci należą do liderów pod względem jakości i bezpieczeństwa produkcji w Europie? – pytają drobiarze.

Sytuacja zawsze poprawia się wiosną

Podkreślamy również, że coroczna analiza przebiegu sezonu HPAI wskazuje na wyraźną poprawę sytuacji epizootycznej wiosną, a liczba ognisk w kwietniu i maju ulega znaczącemu ograniczeniu. Dlatego tym bardziej niezrozumiałe i nieakceptowalne są plany wprowadzenia wielomiesięcznych stref ograniczeń właśnie teraz – bez gwarancji, że nie zostaną one przedłużone w nieskończoność. W związku z powyższym apelujemy również o utrzymanie wszelkich ewentualnych obostrzeń wyłącznie na obszarach, które zostały jednoznacznie wskazane jako zagrożone w toku nadzoru epizootycznego, tj. w obrębie powiatów: szamotulskiego, nowotomyskiego, wolsztyńskiego, grodziskiego, rawickiego, bolesławieckiego, śremskiego, konińskiego, jaworskiego, poddębickiego i żagańskiego. To właśnie na tych terenach potwierdzono ryzyko lub ogniska choroby, co czyni zasadnym wprowadzenie ograniczeń. Tymczasem planowane rozszerzenie stref na całe województwa – bez analizy ryzyka oraz bez związku z faktyczną sytuacją epizootyczną – należy uznać za działanie nadmiarowe, nieuzasadnione i niezwykle kosztowne gospodarczo – czytamy w komunikacie Federacji.

To będzie paraliż polskiej branży drobiarskiej

Wprowadzanie restrykcji dla zdrowych, nadzorowanych i doskonale zabezpieczonych ferm może w praktyce oznaczać masowe uśmiercanie zdrowych zwierząt oraz paraliż eksportu i przetwórstwa w newralgicznym momencie dla całej gospodarki rolno-spożywczej. Apelujemy o racjonalność, proporcjonalność i dialog oparty na danych – nie o zbiorowe karanie całej branży.

Wobec powyższego Federacja apeluje:

– o podjęcie zdecydowanych działań dyplomatycznych w ramach Komisji Europejskiej oraz Rady UE ds. Rolnictwa i Rybołówstwa,

– zakwestionowanie skali i zakresu planowanych ograniczeń,

– ochronę krajowych interesów gospodarczych, zwłaszcza producentów, którzy spełniają najwyższe normy bioasekuracji,

– pilną analizę wpływu planowanych regulacji na eksport i bezpieczeństwo żywnościowe kraju,

– wystąpienie do Komisji Europejskiej z wnioskiem o wyłączenia lub derogacje dla zakładów o zamkniętym cyklu produkcyjnym lub bez historii ognisk HPAI.

Polski sektor drobiarski to jeden z filarów bezpieczeństwa żywnościowego Unii Europejskiej i fundament eksportu polskich produktów rolnych. Wprowadzenie niezróżnicowanych i nieelastycznych przepisów godzi w tę pozycję, narażając kraj na ogromne straty gospodarcze i reputacyjne.

Michalkiewicz na konwencji Brauna: Wiele wskazuje, że nasi przywódcy mają zakazane uprawianie polskiej polityki

Michalkiewicz na konwencji Brauna: Wiele wskazuje, że nasi przywódcy mają zakazane uprawianie polskiej polityki [VIDEO]

12.04.2025 nczas/wiele-wskazuje-ze-maja-zakazane-uprawianie-polskiej-polityki

stanislaw michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz / fot. YT / Grzegorz Braun

Stanisław Michalkiewicz na konwencji wyborczej Grzegorza Brauna zwrócił uwagę na inną metodę działania rewolucji komunistycznej, która od dziesięcioleci skutecznie przenika społeczeństwa Zachodu. Dał też jako przykład Węgry, które mimo mniejszych sił, mogą – w przeciwieństwie do rządu warszawskiego – prowadzić własną, narodową politykę.

– Widmo krąży po Europie. Widmo komunizmu – zaczął Stanisław Michalkiewicz, cytując „Manifest komunistyczny” Karola Marksa i Fryderyka Engelsa.

– Teraz trochę wolniej krąży dlatego, że zwycięstwo wyborcze Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych doprowadziło do powstrzymania rewolucji komunistycznej, która się przewalała przez Amerykę Północną i przewala się przez Europę. Jednej kadencji Donalda Trumpa nie wystarczy, żeby nie tylko powstrzymać rewolucję komunistyczną, ale wykorzenić ją stamtąd. A w rezultacie również u wszystkich wasali Stanów Zjednoczonych, a my do tych wasali należymy – kontynuował Stanisław Michalkiewicz.

Następnie zwrócił uwagę, że „nam się wydaje, że rewolucja komunistyczna już się skończyła”.

– Dlatego nam się tak wydaje czasami, że my znamy tylko jedną strategię rewolucji komunistycznej, mianowicie strategię bolszewicką. Ale to nie jest jedyna strategia – bo strategia bolszewicka składała się z takich trzech elementów: Gwałtownej zmiany stosunków własnościowych, masowego terroru i masowego duraczenia – przyniosła rezultaty przerażające. I między innymi dlatego, że przyniosła rezultaty przerażające, pod koniec lat 60-tych promotorzy rewolucji komunistycznej odstąpili od tej strategii na rzecz strategii pozornie łagodniejszej, ale znacznie groźniejszej. W tej strategii nowej na pierwszy plan wysuwa się masowe duraczenie miliardów ludzi, które się dokonuje przy pomocy piekielnej triady: Państwowego monopolu edukacyjnego, mediów i przemysłu rozrywkowego – mówił Michalkiewicz.

– No i widzimy, jedno z pierwszych posunięć prezydenta Donalda Trumpa: Rozbija państwowy monopol edukacyjny. Bo proszę państwa, jak pisał Czesław Miłosz, „wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie”, a cóż dopiero wariat, który ma władzę! – podkreślił publicysta „Najwyższego Czasu!”.

Następnie zapytał, czy „jest możliwość, żeby się temu nie poddać”?

– Jeden z polityków polskich, którego to nazwiska wymieniał nie będę, mówił, że „co istnieje, to znaczy, że jest możliwe”. I chciałbym zwrócić uwagę Państwa na kraj, który tradycyjnie był z Polską zaprzyjaźniony. On teraz jest trzy razy mniejszy od Polski. Ale mimo to, że jest trzy razy mniejszy od Polski i jest członkiem i Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckiego, prowadzi własną politykę, której Polska prowadzić nie może – podkreślił Michalkiewicz.

– Jeżeli Węgry prowadzą politykę zgodną ze swoimi interesami narodowymi, a Polska jej prowadzić nie może, no to musimy postawić sobie pytanie, dlaczego tak jest? – zapytał.

– Nie dlatego, że są jakieś obiektywne, niemożliwe do przełamania uwarunkowania, bo przykład Węgier pokazuje, że można. Że to jest możliwe, bo istnieje. Widocznie nasi umiłowani przywódcy albo nie chcą, albo nie umieją, albo mają zakazane uprawianie polskiej polityki – kontynuował Stanisław Michalkiewicz i podkreślił, że „wiele wskazuje na to, że mają zakazane”.

– Może nie jest odpowiednim momentem powoływanie się na klasyka demokracji, Józefa Stalina, ale klasyk demokracji Józef Stalin oczywiście mówił różne rzeczy, ale miał ciekawe spostrzeżenia. Między innymi, że kadry decydują o wszystkim. O wszystkim. No to skoro o wszystkim decydują, to być może o tym, czy można uprawiać politykę samodzielną, czy nie można. No i skąd takie kadry wziąć? – zapytał Michalkiewicz.

– Jak się przekonać, że to są kadry właściwe? Musimy korzystać z kadr, które się sprawdziły. A tak się szczęśliwie składa, że Grzegorz Braun się sprawdził – ocenił Stanisław Michalkiewicz.

Końska – ich debata. Mentzen dosadnie odpowiada

Debata w Końskich. Mentzen dosadnie odpowiada Trzaskowskiemu. „To są białoruskie standardy”

11.04.2025 nczas/debata-w-konskich

slawomir mentzen
Sławomir Mentzen / fot. X / Sławomir Mentzen

Kandydat Konfederacji na prezydenta Sławomir Mentzen ostro skrytykował Rafała Trzaskowskiego i jego tzw. debatę w TVP. Stwierdził, że niepoważne jest „zapraszanie” na debatę półtorej godziny przed planowanym wydarzeniem oraz ocenił, że są to „standardy białoruskie”.

Wieczorem Sławomir Mentzen ostro skomentował „zaproszenie” na tzw. debatę TVP ze strony Rafała Trzaskowskiego skierowane do innych kandydatów.

„Wy jesteście poważni? O 18:20 zaprasza Pan na debatę o 20? Mam się tam teleportować?” – zapytał kandydat Konfederacji na prezydenta Sławomir Mentzen.

W kolejnym wpisie ocenił, że „to są standardy białoruskie”.

„Trzaskowski zaprosił kandydatów na debatę organizowaną przez TVP na godzinę 20:00 o 18:20. I robią to ludzie, którzy najwięcej krzyczą o demokracji i praworządności. Pokazują w ten sposób, gdzie mają uczciwe wybory i wyborców” – napisał na X Sławomir Mentzen.

„To są białoruskie standardy!” – powtórzył potem na X Sławomir Mentzen, załączając krótkie nagranie wideo.

– Poważny kandydat musi poważnie traktować swoich wyborców. Dlatego jestem w Krośnie. Tam, gdzie się umówiłem z moimi wyborcami. Nie będę brał udziału w tym cyrku organizowanym teraz w Końskich – stwierdził Sławomir Mentzen.

– Rafał Trzaskowski o 18.20 zaprosił kandydatów na debatę do TVP, która miała się odbyć o godz. 20. To jest skandal, to są standardy białoruskie – ocenił kandydat Konfederacji na prezydenta.

– To jest robienie z wyborców idiotów i to jest wypaczanie demokracji. I nie zamierzam brać w tym udziału – przekonywał.

Podczas I tzw. debaty w wykonaniu mediów propisowskich Joanna Senyszyn wywołała spore emocje. Zacytowała m.in. papieża-Polaka Jana Pawła II w kontekście budowy elektrowni jądrowych.

https://nczas.info/2025/04/11/cyrk-na-antenie-republiki-senyszyn-nagle-pojawila-sie-na-scenie-nie-lekajcie-sie-video/embed/#?secret=U1o5JWdlm3#?secret=1f8TgdfzY6

Z kolei przed tzw. II debatą, w wykonaniu największych telewizji doszło do przepychanek z pracownikami Republiki, którzy próbowali wedrzeć się na wydarzenie. Sama tzw. debata miała solidne opóźnienie.

Debata na wariata

Debata na wariata

Jerzy Karwelis https://dziennikzarazy.pl/12-04-debata-na-wariata/

koń

12 kwietnia, wpis 1351

Kurde, obiecałem sobie, że się do tej bieżączki nawalanki politycznej nie dam wciągnąć. Ale tu szlag mnie trafił i nie dało się zmilczeć. Już nawet sobie napisałem, ba nagrałem tekścik o ginącym Zielonym Ładzie, a tu nie da się na bieżąco nie zareagować. Mówię o tzw. debacie prezydenckiej.

Tak zwanej, bo mieliśmy do czynienia z jakąś cudaczną formą, którą akceptować może już tylko jakieś totalnie odjechane towarzystwo, albo ci, co z tego żyją. Czyli politycy rządzący i wiodące media. Wiodące na postronku naród, który w jednej grupie lubi taki proceder, bo dzięki niemu wie, gdzie ma iść, w drugiej zaś grupie iść nie chce, ale jest przytroczony do tej samej smyczy, bo taka była wola tych pierwszych, a takie są – nieomylne – wyroki demokracji, która się policzyła. Formuła tego spotkania to falowanie sztabu wyborczego Rafała Trzaskowskiego. Jego to bowiem główny konkurent – Nawrocki – zwymyślał od tchórzy, że do debaty 1 na 1 boi się stanąć. Miał się powtórzyć syndrom z Końskich z poprzednich wyborów, gdy Trzaskowski do Końskich nie przyjechał i Duda miał solówkę do pustej trybunki. Trzaskowscy się obawiali, że Nawrocki powtórzy numer i skończy się tak samo. Bez argumentów ze strony liberalnej, za to z przeświadczeniem publicznym, że ktoś tu się boi debaty.

Korowody przed debatą

Trzaski więc – po mistrzowsku, bo to formacja zaprawiona w tym boju – odwrócili kota Kaczyńskiego ogonem. To oni, uprzedzając ewentualny ruch Nawrockiego – wyzwali kandydata PiS-u na solówkę, też w Końskich. W gronie trzech telewizji, określanych jako mainstreamowe. W dodatku od propozycji do wykonania było tylko dwa dni czasu na przygotowanie się Nawrockiego. Czyli debata miała się odbyć nagle, na żądanie jednego ze sztabów, w okrojonym gronie kandydatów i mediów. Czaaad… Zaczęły się targi, gdy Nawrocki mówił, że bez prawicowych telewizji to humbug, Trzaski się śmiały, że to jednak kolo tchórzy.

Nawrocki sprawę swego udziału najpierw uzależniał od obecności „swoich” telewizji, ale sprawę w końcu poddał. Bo wtrącił się showman Hołownia, że też chce, a tu nie ma zaproszenia. Zaczęły się drugiego typu targi, Nawrocki się zgodził, że może jednak wszyscy chętni i zarejestrowani tak, a jego telewizje to dostaną tylko sygnał, bez prawa uczestnictwa w debacie jako strona zadająca pytania. Decyzja o debacie ewentualnych uczestników zastała na jakieś dwie godziny przed eventem, co było skandalem do kwadratu. Wielu nie zdążyło dojechać, wielu nie chciało, w ramach protestu, bo w przeciwieństwie do uczestników głównych mieli do dyspozycji dwie godziny czasu na przygotowanie się, łącznie z dojazdem. I tak się ta debata zaczęła, że spóźnieni zjeżdżali się tak długo, iż całość zaczęła się z 45-minutowym opóźnieniem. Po szarpaninie na bramce nie wpuszczono wrażych telewizji, co ostatecznie pokazało po co ta cała hucpa. Tyle o technikaliach, skandalicznych zresztą. Nie chcę nawet deliberować kto co chciał tym wszystkim ugrać i co komu wyszło z tych planów. Zobaczmy jak poszła cała debata.

Sama debata

Choć nie było na tym spotkaniu ważnych tuzów – Braun, Mentzen – to odniosłem jedno wrażenie, które jest pewnie udziałem wielu moich Rodaków. Ja mam coś takiego, że jak są np. mistrzostwa świata to staram się w pierwszej turze pierwszych meczów obejrzeć wszystkie drużyny. Mam wtedy pewność, że na bank oglądałem przyszłego mistrza, na razie ukrytego, bo jeszcze przed finałem. I teraz miałem takie samo wrażenie, jednak mnie zasmucające. To z tego grona wyjdzie prezydent Polski? To jest z nami aż tak źle? To przecież był koszmar poziomu, merytoryki, nawet PR-owskich zagrywek. Dno dna, i taką mądrością ma być rządzona Najjaśniejsza? Coraz bardziej potwierdza się główna teza z mojej książki „Elity”, że to wszystko jest tylko spektaklem. Gdyby taki poziom Polski, jaki zobaczyliśmy, był sumą awangardy (sic!) polskiej polityki, to byśmy już dawno byli rozebrani, zaś w gniazdkach nie byłoby prądu od Okrągłego Stołu. Polską musi rządzić ktoś inny, mądrzejszy, wcale nie moralny i „nasz”, bo jeśli to co zobaczyliśmy to maksimum zdolności Polaków do rządzenia, to trzeba chyba z Najjaśniejszej wyjść i zgasić światło nad nieudanym projektem. Albo zmienić tzw. elity, ale o tym będzie dalej.

Siadając do tego tekstu chciałem się wysilić na krótki opis postaw każdego z debatujących, ale uznałem to za trud zbyteczny. Będzie więc ogólnie – po całości. Po pierwsze – zbiegiem absencyjnego wypadku przy pracy – zabrakło tak naprawdę reprezentantów antysystemowych. Aż tak bardzo zabrakło, że to członkowie lewicy i partii 2050 z braku laku ogłosili się depozytariuszami antysystemowości walczącej. Bez wstydu wyznając swoje kredo anty, choć pospołu tworzą przecież koalicję rządzącą. Trzeba więc byłoby walnąć się we własny łeb, by pokazać, jak bardzo jesteśmy przeciw. Ale w czasach post-polityki można wykręcać takie wolty bez końca. Ale pod jednym warunkiem – tylko jak się apeluje do własnego elektoratu, bo wtedy nie liczą się postulaty, a właściwie liczy się tylko jeden – dogiąć plemię znienawidzone. I jak się go, nawet słownie tylko, dowiedzie, to suweren twardy nie będzie się gniewał, że w sumie narzeka się na błędy przez samych siebie sprokurowane. Ale wybory na prezydenta z zasady wygrywa ten, kto przyciągnie niezdecydowanych. Swoim więc można nawijać bezkarnie makaron na brudne uszy, ale pytanie czy elektorat niezdecydowany ma pamięć złotej rybki? To chyba decydująca kwestia w tych wyborach i to, że np. taki Trzaskowski ma poglądy zmienne jak w kalejdoskopie potrząsanym badaniami, to chyba decyzja oparta na jakichś badaniach, że taki numer przejdzie. A skoro mamy niezdecydowanych niepamiętliwych, to marne nasze losy…  

W sumie to wszyscy byli umoczeni w systemie, oprócz Stanowskiego i tego gościa, co to wyskoczył jak Filip z konopii, bo polskie wybory na prezydenta prokurują takie meteoryty. A więc większość była albo z byłej rządzącej władzy, albo z obecnej i narzekała – w sumie jeden na drugiego. Była to więc debata stróżów, którzy dostali do sprzątania podwórko, sami sobie wyznaczyli za tę usługę zapłatę, zaś dyskusja była o tym, że na podwórku brudno. Byli stróże wskazywali, że syf przez obecnych rządzących, bo nabałaganili jak było czysto – obecni przekonywali, że mamy Wersal, a jak gdzie syf, to przez tego poprzedniego nie-zamiatacza. I tak, mili Państwo, jak widać, można latami. Tylko my latami stoimy na tym coraz brudniejszym podwórku, w naprzemiennym rytmie raz to hałaśliwych kłótni kto winien za ten syf i długimi okresami ewidentnego obijania się stróża wybranego na zebraniu lokatorskim III RP. I teraz było tak samo, z czego wynika, że… żadnego porządku nie będzie. Będzie za to większy syf, bo stróże są ochotni do kłótni jak powinno się sprzątać, bardziej niż do złapania za miotłę i ścierkę.

Nieliczni antysystemowcy

Ciekawią obecni nielicznie anty-systemowcy. Ci nawet tego antysystemu nie dowieźli. Filip z konopi o zapomnianej od razu tożsamości spozycjonował się na jakąś hybrydę. Wyraźnie ustawiony przez Hołownię jako ruska onuca ział z jednej strony antykapitalistycznym pacyfizmem, z drugiej deklarował się jako przedsiębiorca. Nie przebił się z jakimś pomysłem na Polskę, raczej był sarkastyczny z pozycji nieobjawionych. A miał szansę z zaskoczenia dowalić wszystkim. Zawsze tak to jest w Polsce, że jak się od wielkiego dzwonu ktoś przerwie przez blokadę do systemu, a ten pozwoli mu przemówić, to jest to jakiś bełkot, z ust takim ciecze szaleństwem. Przyznam, że gdybym był systemem, to takich proroków bym dopuszczał do głosu, by wahający się zobaczyli, że nie ma się co tu wahać – trzeba wybierać któreś z plemion, bo reszta to właśnie widoczni wariaci. Może to nie ja wpadłem na ten pomysł i jest on realizowany od dawna…

Stanowski, kurcze, nie miałem pisać po nazwiskach, sporo zawiódł. To po to ta cała heca? Ja wiem, że to ma być hucpa i szydera, ale można było walnąć po zasadach, a nie po spersonalizowanej scenie politycznej, akurat obecnej w wątpliwej reprezentacji. No bo tylko w tedy jego ruch miałby jakiś sens. Robię akcję, wchodzę do kampanii, żeby skompromitować system, a tylko czepiam się przyczynkarskich spraw i grzeszków rywali. W sumie wyszło słabo, a można było pojechać. Tak czy siak – nikt tam się na poważnie za Polskę nie wziął, a więc pozostały nawalanki plemienne, czyli… nuda.

Mizeria głównego ścieku

Dwaj rywale plemion głównych naparzali się tak, jakby reszty nie było, ale tak ich ustawiły sztaby. Nie odpowiadali na pytania tylko recytowali formułki nie na temat, zadawali je tylko sobie nawzajem. Znowu mieliśmy spektakl wojny polsko-polskiej, nudny jako się rzekło i przewidywalny. Ale to jeszcze nic – skoro to jest spór, powiedzmy, że dwóch wizji kierunku rozwoju Polski, to biada nam. Trzaskowski odwracał cały czas kota ogonem, przypisując sobie, a nie PiS-owi, aktywność i sprawczość w dziedzinach, które w wielu przypadkach zapoczątkował Kaczyński, ale – jako się rzekło – nikt już na to nie zwraca uwagi, najgorzej, że prawdopodobnie i wahający się. Nawrocki walił Trzaska po kulasach, ale ten ostatni wiedział, gdzie pójdą ciosy i albo był na to przygotowany, albo – częściej – schodził z linii ciosu w rejony ringu, które miał z góry opatrzone. Boże, ale tak wyglądają te debaty – nic z nich nie wynika. Nic oprócz jednego. Stanu naszego państwa.

Tak, nad nami huczą wojny i cła, tasują się karty świata. A my o czym? O chorągiewkach LGBT, funduszu kościelnym, podwójnej osobowości kandydatów czy o tym kto zna nazwiska prezydentów krajów nadbałtyckich. A sytuacja jest inna. Tak, siedzimy w piwnicy i – niektórzy, bo większość baluje – zastanawiamy się kto i jakie wieści co z nami do tej piwnicy przyniesie. Dochodzą jakieś odgłosy z góry, ich interpretacje w piwnicznym gronie są wysoce stronnicze, raczej polegające na nadziei, że nic się specjalnego w końcu nie stanie i może jakoś to będzie. Ale nikt, nikt, nie zająknie się na temat kluczowy – a skądże to znaleźliśmy się w tej piwnicy zdarzeń? Przecież do tej pory mówione nam było, że jesteśmy w salonach, że nikt do nas tu na dół nie schodzi z wieściami o tym, co z nami będzie, że ta ciemnica to w sumie salony tuż przed rozbłyskiem fajerwerków naszego współdecydowania. Tak było nam mówione, a tu się okazuje, że to piwnica jednak. I nikt nie pyta o to, jak to się stało, że tu jesteśmy.

W piwnicznej izbie

A tu nie chodzi tylko o płakanie nad rozlanym mlekiem, co się wykłada – no tak, piwnica, ale co teraz? Lepiej się zastanowić co w tej piwnicy mamy zrobić, niż zaraz tam się rozliczać. I takiej postawy od nas chce POPiS, bo to zwalnia ich ze, zbiorowej przecież, odpowiedzialności.

A tu trzeba się dowiedzieć dlaczegośmy wylądowali w tej piwnicy – bo tu nie chodzi nawet o karę (o tym, później) – tylko, że jak nie będziemy znali przyczyn naszego upadku, to nigdy z tej piwnicy nie wyjdziemy. Nigdy – cała wierchuszka naprzemienna III RP będzie nam mówiła, że albo nic się nie dzieje, albo, że to tamci zawinili, albo, że trzeba się pogodzić, bo to, panie, determinizm dziejów, kudy nam tam do tak wielkich obrotów mocarstw.

I mamy teraz okazję – wybory, a więc jest procedura, już nie mówię, że dialogu, ale szansy na różne diagnozy. A tu nic. Przejeżdżający czołg wojny rosyjsko-ukraińskiej wyrzucił spod gąsienic kamień, który stłukł okno w naszej piwniczce. Nagły snop światła najpierw nas oślepił, ale już można było się jednak zacząć orientować, że to jednak piwnica, gdzie siedzimy, nie zaś sprawcze salony. Ale jak już wyszło, że to jednak piwniczka, to by ukryć ten smutny i jednocześnie nagły fakt, zaczęliśmy wyrzucać przez okienko zapasy dla walczącej Ukrainy. I pozostaliśmy przy tej czynności do tej pory, dopraszając dodatkowo do naszej kanciapy parę milionów kolegów ze Wschodu. Na nic więcej nie było nas stać. Nie materialnie, ale intelektualnie a raczej – wolitywnie. Ot, parę ustaw się zrobiło „w temacie”, co w ustroju parlamentarno-gabinetowym oznacza, że parlament zrobił przecież swoje, zaś rząd, w epoce nierozliczania już nawet nie z obietnic, ale dowiezienia podstawowej funkcji państwa, jaką jest bezpieczeństwo, może zrobić konferencję państwową na tle jakichś betonowych koziołków i pójść na winko.

I o tej naszej sytuacji, mili Państwo, nic na debacie. Nic o państwie, wszystko co się da (złego) o przeciwniku politycznym. I to – uwaga – przy takiej agresji jednocześnie w narracyjnych oparach nawoływania do zgody i zasypywania podziałów. Wyszło fatalnie, może w innej debacie, pełnej frekwencyjnie, przy obecności jakichś ogarniętych anty-systemowców (przepraszam za oksymoron, ale pomarzyć nie można?) będzie trochę jednak o pryncypiach. Ale efekt, a właściwie wniosek, powinien być chyba tylko jeden. Z tą elitą nie wyjdziemy z tego zakrętu, chyba, że ktoś z zewnątrz będzie trzymał kierownicę. A jeśli tak, to pojedziemy z tego wirażu tam, gdzie będzie chciała ręka trzymająca kierownicę. Tak, jak ogłosiłem swoją książkę, to dostałem wiele wyrzutów, że to, o czym pisze, to żadna elita tylko potomkowie aktywistów przywiezionych na radzieckich czołgach. Nie, kochani – to nasze elity. To, że nam wybili elity prawdziwe to fakt, to, że się wielu na te elity samomianowało, to też prawda, ale przecież to wszystko za zgodą naszej bierności. W demokracji, nawet uwzględniając presję medialną i filtrowanie ordynacji wyborczej – mamy elity takie, jaki jest nasz naród. I mogliśmy je właśnie obejrzeć w całej rozciągłości swej miernoty.

Muszę chyba wrócić do lektur piśmiennictwa przedrozbiorowego. Albo mam empatię, albo już tam czytałem coś podobnego, co teraz piszę. Wielu Polaków wtedy, tak jak i teraz, patrzyło się na podobne sytuacje: bezwolność suwerena, sprzedajność rządzących, kłamliwe narracje mające usprawiedliwić rzeczy dotąd niesłychane, wreszcie – jakąś taką powszechną niemoc, że nic nie można zrobić, mimo leżących na stole rozsądku rozwiązań. Że znowu ma się odbyć to powtarzalne teatrum – niepodległość, kłótnie, rozpad, dezintegracja, refleksja, wojowanie piórem i mieczem, bardziej gotowość na korzystny obrót międzynarodowych spraw niż walka, w końcu święto odzyskania Najjaśniejszej. Rotacyjnej.

Końskie przemówienie

Gdyby dane mi było stanąć w tych feralnych Końskich nie atakowałbym przeciwników. To naród widzi codziennie. Nie mówiłby też o Polsce, bo nią sobie wycierają gęby najgorsi z rządzących. Zwróciłbym się do Polaków z czymś takim:

Widzieliście właśnie państwo ten powtarzalny spektakl. Tę wojnę polsko-polską. Ona jest jak amerykański wrestling – na ringu walczą dwaj siłacze, ale to walka wyreżyserowana. Chodzi o to byście myśleli, że to spór o to jak dogodzić Polsce i obywatelom. Nie, to walka o to, kto się dobierze do kasy za bilety na to widowisko, za które płacicie. Z jałowości tego sporu nie wynika nic innego niż stan obecny.

Usłyszeliście dziś państwo stek pustych obietnic, jakby to prezydent miał być jednoosobowym rządem, superpremierem, który zarządza wszystkimi ministrami. To właśnie kolejna ściema tych zapasów – powiem wam co może prezydent naprawdę. Konstytucja jest słaba i do poprawki, to nie ulega wątpliwości, ale zawiera w sobie jedną ciekawą rzecz – pozycję prezydenta. Ta ze swej istoty najlepiej funkcjonuje jeśli prezydent jest spoza tej nawalanki. Bo jak zagłosujecie państwo na prezydenta z obozu rządzącego, to wtedy mamy swoisty „układ zamknięty”, nie ma już żadnych ustrojowych hamulców do autokracji. Jak wygra ktoś z obozu przeciwnego, to mamy chaos i kryzys, taki jak teraz, kiedy rząd, by uniknąć weta prezydenta, rządzi uchwałami sejmu i ekspertyzami wynajętych prawników.

Polska potrzebuje prezydenta spoza tej wojny, który te plemiona będzie mitygował, a ma do tego narzędzia, byleby nie były wykorzystywane dla partyjnych interesów. Da się to zrobić, bo to rzeczywista funkcja prezydenta, nie wymyślona przez autorów Konstytucji, ale tak się stało ze względu na zbieg plemienności polskiej polityki: prezydent ma być rozjemcą tego sporu, a widzieliście Państwo właśnie, że ten spór w optyce plemiennej do niczego nie prowadzi.

Myślicie sobie – dobrze gada ten gostek, ale po co mamy dawać mu głos skoro plemienny walec i tak to wyrówna? Otóż nie – akurat pierwsza tura wyborów prezydenckich jest jedynym momentem, gdzie nie musicie wybierać mniejszego, ale i plemiennego zła. Możecie zagłosować wcale nie wedle serca ale przekonujących argumentów. To w drugiej turze będziecie musieli kalkulować, ale wtedy proszę Was o jedno – zapamiętajcie sobie ten ucisk w szczękach. Bo jesteście elektoratem „zaciśniętych zębów”, który po raz kolejny będzie głosował za wyborem mniejszego zła. Nie musicie tego robić – możecie wybrać większe, wspólne dobro. I to wam proponuję – wyjście z tego amoku codziennej nawalanki, w którą wciąga was dzień po dniu plemienna polityka polska i basujące jej media.

I nie bójcie się zmarnowanego głosu. Bądźcie wolni w swym wyborze, zagłosujcie wedle tego co mówi wam intuicja zdrowego rozsądku, nie zaś pozorna kalkulacja. Mój głos się nie liczy – powiedziało 5 milionów wyborców. Bo tylu was jest – wyborców zaciśniętych zębów. Oddajcie na mnie głos i zobaczycie, że wszystko da się zmienić.

Zacznijcie od tego by nie wygrać w wojnie polsko-polskiej, tylko wygrać nad tą wojną. Mój wybór zapewni Wam i państwu polskiemu tak ważny pokój społeczny. Przed nami ważne wyzwania. Pamiętajcie, że oni będą zwracali nas przeciwko sobie, byśmy w tej wojence nie mieli siły ani czasu, by popatrzeć do góry, bo wtedy może zrozumiemy prawdziwe źródło naszej pogarszającej się sytuacji. To nie mój los jest w Waszych rękach, to Wasz los jest w Waszych rękach. Nie ma więc łatwiejszego sposobu, byśmy wyszli z tego zastoju. Trzeba mieć plan na uzdrowienie Polski. Trzeba zacząć od naprawy ustroju, nasza błędna instrukcja obsługi Polski jest głównym źródłem jej problemów. Mamy o wiele większy potencjał, ale z powodu wadliwej instrukcji obsługi państwa nie tylko go nie wykorzystujemy, ale psujemy wszystko. Aby zacząć to poprawiać trzeba zacząć od pierwszej strony tej instrukcji, a takim otwarciem, ku poprawie dalszych części jest prezydent spoza grona tych, którzy taką instrukcję tak spartolili, że wydaje nam się, że tylko oni się orientują jak ją poprawić. Nie – oni tylko dlatego są u władzy, że napisali tę instrukcję pod siebie. Jej istotą są główne grzechy III RP: naczelnikostwo partii, zabetonowany system wyborczy, brak kontroli władzy ze strony instytucji, pasożytowanie na zasobach publicznych, wreszcie serwilizm i podatność na sterowanie z zewnątrz. A przede wszystkim traktowanie państwa, łącznie z obywatelami, jako zdobyczy, o którą toczy się walka politycznych przebierańców.

W wielu krajach doszło do demaskacji tego systemu, która prowadzi do urealnienia ustroju, system polityczny zaczyna coraz bardziej odzwierciedlać aspiracje wyborców, nie zaś agendę lokalnych i globalistycznych elit, skrywających się za pozoracją plemiennej walki o wszystko, jaką stała się polityka. Można ją tak urządzić, że nie stanie się ona – jak w Polsce – polem do wyniszczającej wojny, która osłabia nasz potencjał rozwojowy. Może się stać polem do kompromisu w wypracowaniu dobra wspólnego. Wróćmy więc do źródeł i pierwszego artykułu, może jedynego, konstytucji, której chyba jedynym zapisem do pozostawienia jest to, że: Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli. Nie jakichś elit, partii, grup nacisku, zagranicznych mocodawców. Mój start jest wezwaniem do poprawy ustroju, by zarówno uruchomić potencjał Polski, ale także by spełnić tego podstawowy warunek – aby więcej Polaków było włączonych w rządzenie. 

Głosujcie na mnie – niestartującego kandydata.

Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

„Macie do czynienia z łajdakami, którzy mają Was za idiotów” – mówi Braun

„Macie do czynienia z łajdakami, którzy mają Was za idiotów” – mówi Braun

11 kwietnia, 2025 damiinfo/macie-do-czynienia-z-lajdakami-ktorzy-maja-was-za-idiotow

IMG_4257

Kim są „zamordysta covidowy” i „wielki szpitalnik?

Co myśli Grzegorz Braun o obecnej sytuacji Polski i jakie ma pomysły na przyszłość naszego kraju? Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdą Państwo w szczerym do bólu wywiadzie z kandydatem na Prezydenta RP Grzegorzem Braunem.
„Macie do czynienia z łajdakami, którzy mają Was za idiotów” – mówi Braun