Krynki, 25.06.2023. Zapora na granicy polsko-białoruskiej w miejscowości Krynki, 25 bm. (sko) PAP/Artur Reszko
Zapora na granicy z Białorusią ma dawać jedynie złudne wrażenie, że nasza granica jest dobrze chroniona. Według raportu Straży Granicznej, który wyciekł, sforsowanie zapory jest dziecinne proste i udało się to już 13 tys. nielegalnych imigrantów.
Według wewnętrznych raportów Straży Granicznej, do których miała dotrzeć „Gazeta Wyborcza”, zapora postawiona na granicy z Białorusią zatrzymuje jedynie 60 proc. nielegalnych migrantów, zakładając, że każdy z nich podejmuje tylko jedną próbę sforsowania jej.
Jednego lipcowego dnia miał paść rekord, gdy zaporę pokonało ok. 300 migrantów, z których 160 nie udało się później wyłapać i przedostali się w głąb Rzeczpospolitej.
Sytuacja miała się poprawić, gdy do obrony granic oddelegowane zostało wojsko.
Mur na granicy polsko-białoruskiej żadnym cudem techniki nie jest. Zaporę można sforsować m.in. przecinając ją zwykłym ręcznym brzeszczotem do metalu, wyginając lewarkiem samochodowym lub podkopując się pod nią.
Od stycznia do połowy września 2023 r. zaporę miało sforsować 12 971 ludzi, których nie udało się potem złapać.
Zawodzić ma m.in. system elektronicznych wskazań na murze. Teoretycznie jest to dobry pomysł, a w rzeczywistości prowadzi do chaosu informacyjnego, bo białoruskie służby specjalnie uderzają na zaporę w kilku miejscach, by rozproszyć Polaków.
Straż Graniczna ponoć wyciąga już wnioski z raportu, który wyciekł. Po pierwsze – zwiększona ma zostać liczba kamer, a po drugie, poprawiona ma zostać jakoś drutu żyletkowego na murze. Poprawiona ma także zostać droga techniczna, którą pogranicznicy udają się w miejsce, z którego dostali sygnał.
Pilne! Zaatakowano modlących się pod szpitalem w Oleśnicy
Szanowny Panie, nasi wolontariusze zostali wczoraj zaatakowani podczas modlitwy różańcowej pod szpitalem w Oleśnicy, gdzie dokonuje się najwięcej aborcji w Polsce. Agresywny mężczyzna napadł naszą wolontariuszkę Kasię i zaatakował koordynatora naszej akcji, który stanął w jej obronie. Niedługo potem inny napastnik usiłował zniszczyć nasze plakaty ujawniające konsekwencje aborcji. Ratowanie dzieci zagrożonych aborcją oznacza stanięcie do walki z aborcjonistami i aktywistami radykalnej lewicy. Walki, która toczy się o prawdę i możliwość jej głoszenia w przestrzeni publicznej, aby w ten sposób dotrzeć do kolejnych Polaków i zmienić ich świadomość. Walki trudnej i pełnej wyrzeczeń, ale bez trudu i osobistego poświęcenia nie będzie zwycięstwa. Czy pomoże Pan nam dalej prowadzić te działania? [ciekawy filmik – nie potrafiłem wkleić – jest na stronie Fundacji. MD] Oleśnicki szpital stał się największym ośrodkiem aborcyjnym w naszym kraju. Abortuje się tam najwięcej dzieci w Polsce, w tym dzieci z podejrzeniem niepełnosprawności i zespołu Downa. Aborcji w Oleśnicy dokonuje się m.in. poprzez wstrzykiwanie dzieciom w serca trucizny z chlorku potasu. Liczne relacje medialne, wypowiedzi władz szpitala oraz dokumenty udostępniane przez placówkę wskazują na to, że aborcji dokonuje się w Oleśnicy de facto na życzenie, gdyż umożliwia to wadliwe polskie prawo. Właśnie dlatego nasi wolontariusze regularnie organizują pod tym szpitalem akcje informacyjne i publiczne modlitwy różańcowe o powstrzymanie aborcji i nawrócenie aborcjonistów. Jedna z takich akcji odbyła się wczoraj.
Napad Udało nam się ją zorganizować pomimo ogromnej presji ze strony burmistrza Oleśnicy Jana Bronsia, który za pomocą środków administracyjnych usiłował zakazać nam obecności pod szpitalem.
Byliśmy tam jednak po raz kolejny, aby głosić prawdę o aborcji i wzywać pracowników szpitala do nawrócenia. W pewnym momencie do naszej wolontariuszki Kasi podszedł agresywny mężczyzna. Złapał ją za rękę i usiłował wyrwać jej telefon. W obronie Kasi stanęli inni wolontariusze. Agresywny mężczyzna zaatakował koordynatora naszej akcji Adama. Zaczął uderzać i popychać naszego wolontariusza, który w obronie siebie i innych użył gazu, co powstrzymało napastnika od kolejnych ataków. Całe zajście nagrało się na naszej kamerze, a materiał przekażemy policji celem identyfikacji napastnika (który uciekł po odparciu ataku przez naszych wolontariuszy) i pociągnięcia go do odpowiedzialności karnej. To jednak nie wszystko. Niedługo potem obok naszych wolontariuszy zaparkował przejeżdżający po ulicy samochód. Z auta wyszedł agresywny mężczyzna i zaczął niszczyć naszą wystawę plakatową, która ujawnia skutki i konsekwencje aborcji. Również ten napastnik został powstrzymany przy pomocy gazu, po czym odjechał. To zajście również udało nam się nagrać na video.
Jeśli chcemy ratować polskie dzieci i przyszłość naszego społeczeństwa, musimy stanąć do walki. Walki, która wymaga osobistego zaangażowania, bez którego nie mamy co liczyć na zwycięstwo. Albo będziemy walczyć, albo czeka nas to samo co na Zachodzie – masowe ludobójstwa aborcyjne i zniszczenie społeczeństwa poprzez zainfekowanie go mentalnością aborcyjną. Nasza Fundacja organizuje kampanie informacyjne, w ramach których docieramy do Polaków z prawdą o aborcji i mobilizujemy naszych rodaków do działania w obronie dzieci, kobiet i polskich rodzin. Nasi wolontariusze każdego dnia wychodzą na ulice polskich miast i osobiście ostrzegają nasze społeczeństwo przed skutkami aborcji. Organizują uliczne akcje informacyjne, publiczne modlitwy różańcowe oraz kampanie z użyciem furgonetek. Dzięki temu w niezależny sposób docierają do kolejnych Polaków i zmieniają ich świadomość, za co są nieustannie prześladowani przez aborcyjnych terrorystów, którzy napadają ich, grożą im, atakują ich oraz dewastują i podpalają nasze pojazdy. Wiele osób uważa, że prawdę o aborcji co prawda należy głosić, ale nie powinno się tego robić publicznie ze strachu przed aborcyjnymi aktywistami. Środowiska te mówią czym jest aborcja, ale tylko do własnego, wewnętrznego grona odbiorców np. na zamkniętych spotkaniach w salkach parafialnych. W ten sposób przekonuje się niemal wyłącznie osoby już i tak przekonane. W tym samym czasie aborcjonisci docierają za pomocą mediów głównego nurtu i serwisów społecznościowych do milionów Polaków i oswajają ich z aborcją. Dlatego musimy organizować niezależne kampanie w przestrzeni publicznej i docierać do szerokiego grona odbiorców, nawet jeśli wiąże się to z ryzykiem. Takie działanie naszej Fundacji umożliwiają darczyńcy, których zaangażowanie finansowe pozwala na organizację kolejnych akcji. Każda armia potrzebuje broni i zaopatrzenia. Dotyczy to również naszych wolontariuszy. Potrzebują środków przekazu wizualnego (bannery, billboardy, plakaty itp.), samochodów z odpowiednim wyposażeniem, paliwa i środków ochrony osobistej do obrony przed napadami aktywistów radykalnej lewicy. Możemy ich wyposażyć dzięki naszym darczyńcom. Używając porównania, nasi darczyńcy to żołnierze logistyki, którzy dostarczają niezbędnego zaopatrzenia wojskom na pierwszej linii frontu, czyli wolontariuszom organizującym kampanie uliczne. Ratowanie dzieci zagrożonych aborcją i deprawacją oznacza stanięcie do walki z aborcjonistami i aktywistami radykalnej lewicy. Walki, która toczy się o prawdę i możliwość jej głoszenia w przestrzeni publicznej. Walki trudnej i pełnej wyrzeczeń, ale bez trudu nie ma zwycięstwa. Proszę Pana, aby wsparł Pan tę walkę. Potrzebujemy wyposażyć naszych wolontariuszy w nowe środki ochrony osobistej, niezbędne do obrony przed agresywnymi aktywistami w trakcie kolejnych akcji ulicznych. Potrzebne nam są także kolejne bannery i plakaty umożliwiające ujawnianie prawdy o aborcji pod kolejnymi szpitalami. Dlatego zwracam się do Pana z prośbą o przekazanie 35 zł, 70 zł, 140 zł, lub dowolnej innej kwoty, aby umożliwić zakup niezbędnego wyposażenia i organizację kolejnych, niezależnych akcji informacyjnych, które będą kształtować świadomość naszego społeczeństwa na temat aborcji.Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667 Fundacja Pro – Prawo do życia ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW Pomimo prześladowań i rosnącej presji nie zamierzamy się poddać. Aborcja może się stać dla Polaków czymś nie do pomyślenia. Aby tak się stało, trzeba dotrzeć do społeczeństwa z prawdą o procederze mordowania dzieci. Do tego niezbędne są niezależne akcje informacyjne w przestrzeni publicznej, o wsparcie których raz jeszcze Pana proszę. Serdecznie Pana pozdrawiam,
Fundacja Pro – Prawo do życia ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszkówstronazycia.pl
Nie będzie monety upamiętniającej obrońcę Lwowa gen. Tadeusza Rozwadowskiego jest natomiast moneta przyjaźni polsko-ukraińskiej. Tak pokrótce można streścić przekaz płynący z konferencji prasowej Konfederacji Korony Polskiej.
“Przyjaźń i braterstwo to największe bogactwo” – takie hasło widnieje na srebrnej okolicznościowej monecie wyemitowanej wspólnie przez Narodowy Bank Polski i Narodowy Bank Ukrainy z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy.
Moneta w kształcie serca składa się niejako z dwóch monet. Dwóch połówek tego serca. Jedna część polska o nominale 10 złotych i druga część, ukraińska o nominale 10 hrywien. [ 1 zł – 8.5 hrywny md]. “Narodowy Bank Polski planuje przekazanie na rzecz Ukrainy dochodu ze sprzedaży zestawu monet „Przyjaźń i braterstwo to największe bogactwo” w formie bezzwrotnego humanitarnego wsparcia finansowego” – czytamy w komunikacie na stronie NBP. Moneta trafi do sprzedaży w cenie 950 zł.
– Ciekawostka od jednego zaprzyjaźnionego towarzystwa numizmatyków. Otóż ta moneta w dniu obchodów święta niepodległości Ukrainy, czyli 24 sierpnia, miała ukazać się zarówno w Polsce, jak i na terenie Ukrainy. Niestety Ukraina nie pozwoliła, aby sprzedawać tą monetę na swoim terenie w dniu swojego święta, zestaw monet w którym będzie również flaga i symbole narodowe Polski. Postanowili wyemitować tylko swoją monetę ukraińską.
A NBP podkulił ogon, żeby nie obrazić uczuć Ukraińców, zamiast 24 sierpnia, ogłosił powstanie i emisję tej monety 25 sierpnia. Widzimy, że również politykę monetarną w Polsce można uprawiać na kolanach.
Polska nie może ryzykować stabilności systemu energetycznego, stabilności gospodarki w oparciu o niestabilne źródła energii; jedynym czystym, sprawdzonym źródłem jest energetyka jądrowa – podkreślił w środę premier Mateusz Morawiecki.
Szef rządu uczestniczył w Warszawie w uroczystości podpisania umowy projektowej pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce.
Morawiecki podkreślił, że pierwsza elektrownia jądrowa w Polsce będzie budowana z najlepszymi amerykańskimi firmami, które w tej dziedzinie mają ogromne doświadczenie.[Westinghouse w EJ jest od dawna bankrutem. Chcą upychać w bantu-stanach, jak Polska. Mirosław Dakowski]
„Tak jak wiek XX należał do węgla i ropy, tak wiek XXI należy do atomu” – zaznaczył. [G… prawda: W 1990 było 436 reaktorów energetycznych, w 2023 jest ich 414 . Bo okazało się, że nie ma ich bezpieczeństwa, ani opłacalności. MD]
Premier dodał, że Polska „nie może ryzykować stabilności systemu energetycznego, stabilności całej naszej gospodarki w oparciu o niestabilne źródła energii”. „Jedynym czystym stabilnym źródłem energii, które jest sprawdzone technologicznie i zweryfikowane co do bezpieczeństwa, jest właśnie energetyka jądrowa, która ma dziś swój wielki dzień” – dodał. [Kłaniają się zza grobów ofiary Czarnobyla oraz Fukushima.. MD]
Szef rządu zwrócił uwagę, że w czasach zawirowań geopolitycznych współpraca z amerykanami przy zbudowaniu pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce ma znaczenie fundamentalne. [dla Ameryki – na pewno. A małe, eksperymentalne, też gdzieś poza Kanadą należy testować . To o wiele taniej niż u siebie. MD]
[O konieczności pierwszeństwa magazynów energii nikt Mateuszkowi nie powiedział.
Niszczenie polskiego górnictwa węgla już bliskie zakończenia. MD]
Skandaliczny film Agnieszki Holland „Zielona granica” zostanie zaprezentowany… w Watykanie! Ponadto reżyserka ma odebrać za ten film w Filmotece Watykańskiej Nagrodę Specjalną Fuoricampo. W tym wydarzeniu mają uczestniczyć „wyżsi rangą przedstawiciele duchowieństwa Kościoła Katolickiego i Kościoła Apostolskiego” – podaje Kino Świat, dystrybutor „Zielonej Granicy”.
To nie wszystko. Film Holland ma zostać pokazany także festiwalu filmowym Tertio Millennio w Rzymie. Jak zaznacza Kino Świat, to festiwal założony przez św. Jana Pawła II i jest organizowany wspólnie ze Stolicą Apostolską.
Dystrybutor filmu w swoim komunikacie chwali się też tym, że „przedstawiciele duchowieństwa i publicyści katoliccy” piszą o „dziele” Holland „w samych superlatywach”.Na potwierdzenie podaje opinię Terlikowskiego, który uznał, że ten film to „ważna lekcja chrześcijaństwa w niełatwych czasach”, a także wpis dominikanina o. Tomasza Dostatniego, który ocenił ten film jako „głęboko chrześcijański, ponieważ opowiada o przemianie zła w dobro”.
To jest normalny film, lecz o nienormalnym świecie. (…) Patrząc na ten film, jako chrześcijanin, jestem zawstydzony, to jest dla mnie rachunek sumienia. Czy zrobiłem wszystko, co zrobić mogłem? Czy moją empatię potrafiłem i potrafię przełożyć na konkretne projekty? Na odpowiedni nacisk na decydentów państwowych? Bezradność też jest uczuciem, z którym opuszczałem kino. Bo wiem, że zawsze za mało zrobiłem — pisze o. Dostatni.
To wyjątkowo szokujące, że paszkwil Agnieszki Holland, uderzający w obrońców polskich granic, ma zostać uhonorowany w Watykanie. Z kolei ocena dystrybutora filmu, że publicyści katoliccy i duchowni wypowiadają się o nim pozytywnie – oparta o zaledwie dwa przykłady – wydaje się mocno przesadzona.
Szanowny Panie, w związku z rozpoczęciem nowego roku szkolnego chcę zwrócić Pana uwagę na alarmujące wyniki najnowszych badań. W ostatnich latach to właśnie środowisko szkolne stało się najczęstszym miejscem konsumpcji pornografii przez dzieci i młodzież, która masowo ogląda pornografię oraz produkuje treści pornograficzne i dzieli się nimi z innymi poprzez smartfony. Codzienną praktykę oglądania pornografii deklaruje niemal co czwarty (!!) nastolatek w Polsce. Ta przerażająca statystyka to tylko wierzchołek góry lodowej kryzysu moralnego naszego społeczeństwa. Jakie jest jego źródło? Wyniki tych samych badań nie pozostawiają wątpliwości – większość rodziców jest bierna i nawet nie podejmuje rozmów ze swoimi dziećmi na temat zagrożeń. W tym samym czasie niezwykle aktywna jest inna grupa osób, która bardzo chce rozmawiać z polskimi dziećmi na temat pornografii – to „edukatorzy seksualni” LGBT, którzy zachęcają uczniów do jej oglądania. Musimy mobilizować Polaków do walki, jeśli chcemy ocalić nasz naród!„Nastolatki wobec pornografii cyfrowej” – to tytuł raportu z ogólnopolskich badań przeprowadzonych przez zespół NASK. Po raz kolejny zbadano ogromny problem, który masowo dotyka wielkie rzesze młodych Polaków. Wyniki są zbieżne z innymi badaniami z tego zakresu. Zacytuję Panu kilka najważniejszych i najbardziej szokujących wniosków: – Regularną, codzienną praktykę oglądania filmów czy zdjęć pornograficznych deklaruje niemal co czwarty (23,9%) nastolatek. – Co piąty respondent spośród nastolatków wskazał, że jego kolega lub koleżanka ogląda pornografię w internecie kilka razy dziennie (20,6%) bądź kilka razy w tygodniu (20,9%). – Co piąty nastolatek chciałby, aby dostępność treści pornograficznych była większa(20,1%). – Zjawisko sekstingu [wysyłania innym swoich rozbieranych zdjęć] jest akceptowalne wśród młodych użytkowników internetu. Co piąty z nich (18,6%) nie widzi nic złego w takim zachowaniu. Seksting jest zjawiskiem nieukrywanym, występującym zarówno wśród dzieci, jak i młodzieży. Co siódmy respondent (14,7%) uważa je za częste lub bardzo częste w swojej grupie rówieśników. – Co piąty 12- i 14-latek (20,4%) potwierdza, że otrzymuje żądania lub propozycje przesłania własnych nagich lub półnagich zdjęć innym osobom. Wśród starszych respondentów ten odsetek wzrasta do 41,5%. – Co czwarty (23,5%) starszy nastolatek przyznał, że zdarzyło mu się przesyłać własne materiały intymne do innych osób, tak samo odpowiedział co jedenasty 12- i 14-latek (8,9%). Panie MirosĹ‚awie, to tylko fragmenty wniosków z raportu, który potwierdza przerażającą kondycję moralną wielkiej grupy polskich uczniów. Jedną z przyczyn tego zjawiska jest to, że młodzież ma niemal nieograniczony dostęp do smartfonów z internetem. Kolejne badania potwierdzają, że to właśnie na smartfonach dzieci i nastolatki najczęściej oglądają pornografię. Co więcej, duża grupa uczniów po raz pierwszy zetknęła się z pornografią, gdy kolega lub koleżanka pokazała ją na swoim smartfonie. Do takich sytuacji coraz częściej dochodzi na terenie szkoły i w środowisku rówieśników szkolnych. Inną, ważną przyczyną plagi pornografii wśród polskich uczniów jest bierność rodziców i brak świadomości dorosłych. Według statystyk i badań, ze zdecydowaną większością populacji dzieci i młodzieży rodzice nigdy nie przeprowadzili żadnej rozmowy na temat oglądania pornografii i ewentualnych konsekwencji kontaktu z takimi materiałami. Podobnie większość rodziców w ogóle nie kontroluje tego, co dzieci oglądają na swoich smartfonach i z kim za ich pomocą się kontaktują. Jest jednak pewna grupa osób, która bardzo zabiega o to, aby rozmawiać z polskimi dziećmi na temat pornografii. To tzw. „edukatorzy seksualni” LGBT, którzy zachęcają uczniów do oglądania deprawujących treści oraz do oddawania się rozwiązłości seksualnej. Jak możemy przeczytać w poradniku dla uczniów wydanym przez jedną z największych w Polsce grup „edukatorów seksualnych”: „można lubić materiały erotyczne albo nie, można mieć o nich pozytywne albo negatywne zdanie. Jedno jest pewne: porno samo w sobie nie jest złe! (…) pornografia może służyć nam do uatrakcyjnienia samomiłości [masturbacji] lub urozmaicenia naszego życia seksualnego. Najważniejsze jest mądre korzystanie z niej (…)” Innymi słowy – pornografia jest dobra, tylko trzeba w rzekomo właściwy sposób z niej korzystać. Właśnie z takim przekazem aktywiści LGBT docierają do polskich uczniów.Robią to za pomocą mainstreamowych mediów o ogromnych, wielomilionowych zasięgach oraz serwisów społecznościowych. Co więcej, „edukatorzy seksualni” regularnie współpracują także ze środowiskami odpowiedzialnymi np. za organizację festiwali filmów pornograficznych. Sami „edukatorzy” promują takie wydarzenia. Panie MirosĹ‚awie, młodzi ludzie zewsząd bombardowani są wulgarnymi treściami o charakterze pornograficznym i seksualizującym. Media i „eksperci” z zakresu „edukacji seksualnej” zachęcają do konsumpcji pornografii i rozwiązłości, a rodzice nie reagują. Jeśli tak dalej pójdzie, to nasze społeczeństwo upadnie całkowicie, gdyż kolejne pokolenia nie będą w stanie tworzyć normalnych, stabilnych rodzin. Problem jest tak poważny i rozległy, że jego ofiarami padają także liczne dzieci z dobrych rodzin, w których rodzice przykładają się do wychowania i w których prowadzone są rozmowy na temat zagrożeń oraz podejmowane są kroki w celu ochrony najmłodszych. Presja środowiska jest jednak tak wielka, że nawet takie dzieci są deprawowane. Dochodzi do tego najczęściej w szkole oraz w grupie rówieśników, która w przytłaczającej większości bez przerwy wpatruje się w ekrany swoich smartfonów, na których ogląda pornografię oraz konsumuje inne, patologiczne oraz demoralizujące treści. Jeśli chcemy ratować Polskę i Polaków, musimy działać. Najważniejsza jest budowa świadomości rodziców i wychowawców oraz mobilizacja społeczeństwa do podejmowania konkretnych, osobistych decyzji w obronie najmłodszych. Tym właśnie zajmuje się nasza Fundacja. W całym kraju organizujemy niezależne kampanie informacyjne, za pomocą których docieramy z ostrzeżeniem na temat zagrożeń i niebezpieczeństw oraz dostarczamy wiedzy na temat tego, jakie kroki podejmować, aby ratować dzieci przed deprawacją, która czeka na nie jeśli nic nie zrobimy. Według naszych doświadczeń oraz wielu rozmów i konsultacji z rodzicami, nauczycielami oraz uczniami, takimi konkretnymi krokami powinny być: 1) Zapisanie dziecka do lokalnej, małej szkoły, w której rodziny znają się nawzajem, mają wspólny system wartości oraz wspierają się wzajemnie w wychowaniu dzieci. W takiej szkole powinien obowiązywać zakaz posiadania smartfonów przez uczniów (takie rozwiązanie cieszy się na szczęście coraz większą popularnością w kolejnych placówkach, nie tylko w Polsce ale na całym świecie). 2) Jeśli w naszym miejscu zamieszkania nie ma takiej szkoły lub niemożliwe jest zapisanie do niej dzieci np. ze względów finansowych, warto rozważyć edukację domową. W Polsce już ponad 43 000 dzieci uczy się w ramach edukacji domowej, a liczba uczniów przechodzących na edukację domową z roku na rok systematycznie się zwiększa. Wielu rodziców zgłasza nam, że wśród szkolnych rówieśników ich dzieci nie ma w ogóle innych dzieci, których rodziny podzielałyby chrześcijański system wartości, w związku z czym ich dzieci pod wpływem środowiska szkolnego błyskawicznie się demoralizują i odchodzą od zasad moralnych. Dlatego właśnie kolejne rodziny przechodzą na edukację domową. Taką formę edukacji prowadzą w swoich rodzinach m.in. nasi wolontariusze, którzy służą poradami w tym zakresie (prosimy o kontakt). 3)Nie należy dawać swojemu dziecku smartfonu z dostępem do internetu. Smartfon najczęściej jest po prostu zachcianką wynikającą z aktualnej mody i ogromnej presji rówieśniczej. Jeżeli dziecko potrzebuje narzędzia do kontaktu z rodzicami np. w szkole lub w trakcie wyjazdu, ferii, kolonii itp. to można kupić mu tradycyjny telefon komórkowy „do dzwonienia”. Do korzystania z internetu można stworzyć specjalne miejsce stacjonarne w domu. Najlepiej umieścić komputer w salonie lub dużym pokoju tak, aby ekran zwrócony był w stronę pomieszczenia. Wiemy, że tego typu kroki wymagają osobistego zaangażowania i działania wbrew ogromnej presji środowiskowej, medialnej i kulturowej. Dlatego nasza Fundacja pracuje nad specjalnym poradnikiem na temat zagrożeń przenoszonych przez ekrany smartfonów oraz tego, jakie działania podejmować w obronie swoich dzieci. Odpowiemy w nim na często zadawane pytania, podzielimy się własną wiedzą i doświadczeniem oraz wytłumaczymy zjawiska takie jak np. mechanizm uzależniania się od smartfonów i elektroniki. W ten sposób wspierają się liczne rodziny np. w konserwatywnych rejonach USA lub miejscach takich jak Kalifornia, gdzie przejście na edukację domową i odcięcie dziecka od smartfona to w zasadzie jedyne sposoby na to, aby próbować uchronić dzieci przed systemową, narzuconą z góry i forsowaną wszędzie demoralizacją. Chcemy, aby w ten sam sposób wspierały się i motywowały kolejne rodziny w Polsce. Najpierw trzeba jednak zbudować konieczną i niezbędną świadomość społeczną, której teraz niestety brakuje Polakom. Chcemy możliwie szybko opublikować poradnik i udostępnić go jak najszerszemu gronu odbiorców. Prace nad nim są już na ukończeniu. Na ich zakończenie potrzebujemy ok. 10 000 zł.Dlatego zwracam się do Pana z prośbą o przekazanie 35 zł, 70 zł, 140 zł, lub dowolnej innej kwoty, aby umożliwić opracowanie poradnika na temat ratowania dzieci i młodzieży przed elektroniczną deprawacją, który posłuży budowaniu świadomości społecznej wśród Polaków.Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667 Fundacja Pro – Prawo do życia ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
Pornografia, wulgarność i rozwiązłość seksualna to ogromne plagi wśród młodzieży w Polsce. Zjawiska te pogłębiają bardzo aktywnie działania lobby LGBT, które oswaja uczniów z deprawującymi treściami i zachęca do oglądania pornografii. Większość Polaków jest nieświadoma tych zagrożeń i przyjmuję bierną postawę. Z kolei świadome powagi sytuacji osoby często nie mają wiedzy na temat tego, jak skutecznie bronić dzieci. Właśnie dlatego chcemy wydać nasz poradnik, który jest zbiorem konkretnej wiedzy oraz doświadczeń wielu osób, które zdecydowały się podjąć stanowcze działania na rzecz ochrony najmłodszych. Aby wydać poradnik niezbędna jest pomoc naszych darczyńców, dlatego raz jeszcze proszę Pana o wsparcie. Serdecznie Pana pozdrawiam, Fundacja Pro – Prawo do życia ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszkówstronazycia.pl
W czwartek 21 września br. w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim odbyło się spotkanie Lubelskiej Grupy Koordynacyjnej, które zrzesza ok. 30 organizacji pomocowych. Poruszono na nim kwestię obecnej sytuacji imigrantów w woj. lubelskim oraz zmian prawnych regulujących niesienie im pomocy. Wnioski porażają.
Ukraińcy nie chcą podejmować pracy. Turystów socjalnych z Ukrainy, którzy stacjonują w miejscach tymczasowego pobytu w województwie lubelskim jest około 3600. W ramach pomocy oferuje im się 2-3 osobowych pokoje w akademikach i hostelach. Ustawa, która umożliwia niesienie pomocy imigrantom, nie przewiduje jednak jej ograniczenia w przypadku osób, które wykorzystują ten system. Nie pomaga też w usamodzielnieniu się osób, które uzależniły się od państwowej pomocy – to konkluzje, które płyną ze spotkania LGK.
Zgodnie z przepisami Ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy, ukraińscy turyści i dezerterzy z frontu, korzystający z miejsc zbiorowego zakwaterowania są zobowiązani do płacenia kosztów pobytu. Nie wszystkich jednak obowiązują te opłaty. Ukraińcy mogą być z nich zwolnieni m. in. w przypadku “trudnej sytuacji życiowej”. Jest to oczywiście furtka, którą skrzętnie wykorzystują.
-Jeśli chodzi o kwestię partycypacji w kosztach, na początku odpłatność uiszczało 237 osób, czyli niewiele ponad 6 proc. zamieszkałych imigrantów. Teraz liczba płacących spadła do 2.5 proc. Nawet ci, którzy wcześniej płacili, już nie płacą – twierdzi Andrzej Osipowski z Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim.
-Wśród uchodźców widoczna jest duża roszczeniowość. Gdy oferujemy im bony do Biedronki, żeby mogli przynajmniej sami przygotowywać sobie posiłki, to nie chcą. Zamiast tego, pytają czy będzie tam gotowy catering.
W miejscach zbiorowego zakwaterowania zapewniliśmy wszystko. Dziś wiemy że to chyba był błąd i musimy się zastanowić co dalej– mówi podczas forum Justyna Orłowska z Centrum Wolontariatu w Lublinie.
W opinii uczestników konferencji, oferowanie miejsca zamieszkania przy jednoczesnym braku wymagań co do podjęcia pracy, tylko utwierdza imigrantów w przekonaniu, że nie muszą jej podejmować.
-Często spotykamy się z odmową podjęcia pracy przez uchodźców stacjonujących w miejscach tymczasowego pobytu. Te osoby traktują je jak hotel, wyjeżdżają na czas pobytu na Ukrainie, a po powrocie oczekują, że dany pokój będzie na nich czekał. Mówi się też wprost o wynajmowaniu [swoich] mieszkań na Ukrainie i jednoczesnej odmowie partycypacji w kosztach pobytu. Uchodźcy domagają się przyznania mieszkania w Polsce. Te osoby bardzo dobrze znają swoje „prawa” i przekazują je sobie nawzajem – mówi Andrzej Osipowski z Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim.
-Po prawie 20 miesiącach pomocy uchodźcom stajemy w obliczu [trudności] poradzenia sobie z osobami, które wykorzystują system i nie chcą się usamodzielnić. Niektórzy nadużywają systemu, a inni się od niego uzależnili. Zamierzamy wprowadzić stopień oceny stopniowania udzielania pomocy – zapowiada Marco Procaccini, dyr. Biura Terenowego Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) w Lublinie.
NASZ KOMENTARZ: O ile lubelskie władze zaczynają powoli rozumieć problem, na który rozsądni Polacy zwracali uwagę od początku ukro-amoku, dziwi dalsze nadużywanie słowa “uchodźca”. Jeśli ktoś wynajmuje na Ukrainie swoje mieszkania osobom trzecim, a sam jedzie do Polski po darmochę i wraca do siebie kiedy tylko chce, nie jest żadnym uchodźcą wojennym, tylko oszustem i turystą socjalnym.
Po Mszy św. o 12.30 w katedrze praskiej pw. św. Floriana Męczennika i św. Michała Archanioła gromadzimy się przed katedrą.
Procesja wychodzi o godzinie 14.00 w kierunku Starego Miasta.
Po przejściu Mostu Śląsko-Dąbrowskiego, będziemy kontynuowali procesję ulicami Starego Miasta również przy Katedrze Polowej, Archikatedrze Warszawskiej i Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej.
Zakończenie planowane jest ok. g. 17.00 na pl. Zamkowym.
Ciekawy komentarz odredakcyjny na temat obecnego kryzysu w stosunkach między rządami Polski i Ukrainy opublikował czeski portal Konzervativni Noviny. Na początku tekstu pada uspokajające wyjaśnienie, że spór między Warszawą a Kijowem w żaden sposób nie rzutuje na wsparcie Polaków dla państwa ukraińskiego w obliczu wojny z Rosją. Jest to zbyt ważna strategiczna sprawa, by mogły ją zmienić niesnaski między obu krajami. Nie znaczy to jednak, że należy lekceważyć nieporozumienia. Czesi w swym redakcyjnym komentarzu podsumowują niezadowolenie Polaków następująco:
Ukraińcy przyzwyczaili się do naszego absolutnego wsparcia i dlatego nie muszą nic oferować w zamian. Nie przeprosili symbolicznie za rzeź wołyńską, przed wyborami nie poparli obecnego rządu, podczas odbudowy zamierzają preferować zachodnie firmy i generalnie jest z nimi dość trudno działać. Generalnie Ukraińcy nie są mistrzami dyplomacji, a Polacy mają już dość dyplomacji Zełenskiego, który w swoim przemówieniu przed ONZ pośrednio nazwał ich rosyjską forpocztą.
W tym kontekście czeski portal dość ciekawie przedstawia działalność ukraińskiej dyplomacji:
Ukraińcy przyzwyczaili się, że opłaca im się dyplomacja w stylu słonia w składzie porcelany. Przecież to, że Zachód nie ma szacunku do samego siebie, dostrzegli także inni – korzystała z tego przez lata Rosja, korzystają Chiny, korzystają Turcy, afrykańscy migranci, właściwie każdy, kto przechodzi obok. Podobnie i Ukraina. Nauczyła się od Zachodu, że jej niechlujna dyplomacja, eskalacja żądań i histerii, po prostu działa. Ale w Europie Środkowej tak już nie jest.
Trzeba jednak zauważyć, że dyplomacja uprawiana przez Zełenskiego wywołuje coraz częściej irytację także na Zachodzie. Widać to było szczególnie na ostatnim szczycie NATO w Wilnie, gdzie swoje niezadowolenie wyraziły głównie Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, zaś Polska była wówczas głównym adwokatem Ukrainy.
Dyplomatycznie wobec Indii i Chin
Wspomniana delikatność słonia w składzie porcelany przejawia się także w relacjach z innymi państwami. Czeski portal przywołuje w tym kontekście niedawną wypowiedź Mychajło Podoliaka, doradcy prezydenta Zełenskiego, który stwierdził, że Indie i Chiny nie mają wystarczającego potencjału intelektualnego i dlatego nie chcą wspierać Ukrainy. Wiadomo, że chińskie i indyjskie media nie przeoczyły tej z informacji, zaś Pekin zażądał nawet oficjalnych wyjaśnień od Kijowa. Nawiązując do tego czeski komentarz kończy się słowami:
Z całym szacunkiem dla Ukrainy, było to jednak bardzo odważne stwierdzenie, biorąc pod uwagę zwłaszcza Indie, których sonda właśnie wylądowała na Księżycu…
Nieprzypadkowo swój komentarz Konzervativni Noviny zatytułowały: „Drodzy Ukraińcy… wciśnijcie hamulce!”
W niedzielę (24.09.2023) prezydent Andrzej Duda wziął udział w Dożynkach Prezydenckich, które odbyły się na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego w Warszawie. Oczywiście w myśl zasady, że dzień bez Ukrainy to dzień stracony, prezydent wplótł wątek ukraiński do swojego przemówienia i powiedział tak:
Zboże z Ukrainy do niedawna było dostarczane do wielu regionów świata, zwłaszcza tam, gdzie było najbardziej potrzebne i niejednokrotnie ratowało przed klęskami głodu. Rosyjska napaść na Ukrainę przecięła szlaki dostaw, uniemożliwiła często produkcję rolną i zablokowała możliwości eksportu. Pewną część ziarna wytransportowanego z Ukrainy zalała polski rynek. Stało się to z ogromną szkodą dla naszego rynku i konieczna była interwencja polskich władz. Sytuacja ta doprowadziła do napięć. Proszę, żebyście Państwo winą za tę sytuację nie obarczali obywateli Ukrainy, zwykłych ludzi, tych zwłaszcza, którzy przybyli do naszego kraju po to, by schronić się tutaj przed wojną. Zwykłe społeczeństwo Ukrainy nie ma z tym nic wspólnego. Są oni naszymi braćmi w biedzie, którzy cały czas potrzebują pomocy.
I tak oto obok naszych żydowskich „braci w wierze” pojawili się ukraińscy „bracia w biedzie”. Prezydent Duda troszczy się o jednych i drugich niczym kwoka o pisklęta. Szkoda, że odbywa się to kosztem Polaków, którzy przez „braci w wierze” są obarczani winą za niemieckie zbrodnie na Żydach, a od „braci w biedzie” nie mogą doprosić się o ekshumację i pochówek polskich ofiar pomordowanych przez Ukraińców na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.
Oj, nie mamy szczęścia do prezydentów, nie mamy.
A co słychać u ukraińskiego prezydenta? Wygląda na to, że Wołodymyr Zełenski, postanowił stanąć twardo w obronie ukraińskich oligarchów oraz zachodnich agroholdingów i w ramach wojny o zboże sponiewierał Polskę na forum ONZ, gdzie oświadczył: Otworzyliśmy tymczasowy morski korytarz eksportowy. Pracujemy nad zachowaniem dróg lądowych. Niepokojące jest to, że niektórzy w Europie odgrywają solidarność w teatrze politycznym – zamieniając ziarno w thriller. Może się wydawać, że odgrywają swoje własne role. W rzeczywistości pomagają przygotować scenę dla moskiewskiego aktora.
Tym sposobem prezydent Ukrainy oskarżył Polskę o bycie „ruską onucą”. Czy Zełenski nie zdawał sobie sprawy, że jego wypowiedź wywoła w Polsce nastroje antyukraińskie? Musiałby być rozwielitką, żeby tego nie rozumieć. A ponieważ nie jest rozwielitką, oczywistym jest, że Zełenskiemu jest absolutnie obojętne, czy Polacy nadal będą roztkliwiać się nad „braćmi w biedzie”, czy też obrażą się i już nie będą jedli ukraińskich pierogów, nie będą śpiewali „Czerwonej kaliny” i nie będą wznosili okrzyku „Sława Ukrainie!”.
Kto miał wyjść na głupka, ten wyszedł. I koniec z wielka przyjaźnią. A jak wyliczyła Konfederacja – kosztowała nas ta „przyjaźń” ponad 100 miliardów złotych. Jak jednak widać, prezydentowi Dudzie jeszcze mało, więc nadal snuje opowieści o konieczności pomocy dla ukraińskich „braci w biedzie”. A prezydent Zełenski już się Niemcom w pas kłania i apeluje o przyznanie im stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Zaskoczeni?
Wszystkim zdziwionym, że Ukraina atakuje Polskę i podlizuje się Niemcom, przypominam, że według koncepcji banderowców, czyli obecnych bohaterów naszych „braci w biedzie”, Samostijna Ukraina miała powstać na trupie II Rzeczypospolitej i być wiernym sojusznikiem III Rzeszy. Ukraińcy mieli Hitlera za bohatera! Dziś oddają cześć nie tylko Ukraińskiej Powstańczej Armii, która mordowała Polaków w myśl koncepcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, ale również ukraińskim członkom niemieckich formacji wojskowych i policyjnych, którzy dokonywali zbrodni jako kolaboranci III Rzeszy. I teraz przechodzimy do prawdziwej perełki, czyli uhonorowania w kanadyjskim parlamencie członka 14 Dywizji Grenadierów Waffen SS, czyli tzw. Dywizji SS-Galizien.
Do tego wiekopomnego wydarzenia doszło w piątek (22.09.2023), podczas wizyty prezydenta Zełenskiego w Kanadzie. Prezydent Ukrainy spotkał się z premierem Justinem Trudeau i obaj udali się do Izby Gmin, gdzie Zełenski wygłosił przemówienie. Aby uczcić wizytę tak znamienitego gościa, przewodniczący Izby Anthony Rota ogłosił, że na widowni zasiada inny znamienity gość, czyli 98-letni Jarosław Hunka, którego Rota określił jako „ukraińsko-kanadyjskiego weterana II wojny światowej, który walczył o ukraińską niepodległość z Rosjanami”. Rota nazwał też Hunkę „ukraińskim bohaterem, kanadyjskim bohaterem, któremu dziękujemy za jego służbę”. Ukraińsko-kanadyjski bohater dostał owacje na stojąco. Klaskali kanadyjscy parlamentarzyści, klaskał premier Trudeau, klaskał prezydent Zełenski. O mało nie popłakali się ze wzruszenia.
Ale już w niedzielę (24.09.2023) atmosfera się popsuła, ponieważ profesor Uniwersytetu w Ottawie, Ivan Katchanovski, zamieścił na Twitterze zdjęcia Hunki w niemieckim mundurze i napisał: „To są zdjęcia weterana Dywizji SS-Galizien, który otrzymał owacje na stojąco od kanadyjskiego parlamentu, premiera Kanady i prezydenta Ukrainy. On sam opublikował te zdjęcia (dokumentujące członkostwo -przyp. KTS) w dywizji podczas szkolenia w Niemczech”. „Ten weteran napisał, że zgłosił się do Dywizji SS-Galizien na ochotnika w 1943 roku” – dodał Katchanovski i załączył informację na temat zbrodni popełnionych przez członków SS-Galizien na Polakach i Żydach.
Po upublicznieniu tych rewelacji organizacje żydowskie w Kanadzie potępiły owacje parlamentu dla „ukraińsko-kanadyjskiego weterana II wojny światowej”, a Centrum Studiów nad Holokaustem Przyjaciół Szymona Wiesenthala wydało oświadczenie, w którym domagało się przeprosin dla „każdego ocalonego z Holokaustu i każdego weterana II wojny światowej, który walczył z nazistami”. – Należy wyjaśnić, w jaki sposób ta osoba weszła do czcigodnych sal kanadyjskiego parlamentu i otrzymała uznanie od przewodniczącego izby i owację na stojąco – napisano w oświadczeniu.
Na to dictum przewodniczący kanadyjskiej Izby Gmin wystosował przeprosiny oraz oświadczył, że żałuje tego, co zrobił. Zapewnił też, że nikt z parlamentarzystów ani z członków ukraińskiej delegacji nie wiedział o tym, iż zamierza on uhonorować „osobę obecną na galerii”. Warto podkreślić, że Rota skierował swoje przeprosiny do „społeczności żydowskiej w Kanadzie i na całym świecie”. Polacy nie zostali przeproszeni, chociaż takich przeprosin zażądał ambasador RP w Kanadzie.
Sprawa owacji dla ukraińskiego członka zbrodniczej formacji SS opisywana jest z oburzeniem. Jak to się mogło stać? Ano zwyczajnie. Ukraińcy konsekwentnie fałszują historię i ze zbrodniarzy robią bohaterów. A jeśli nawet w Polsce, w której wiedza o ukraińskim ludobójstwie na Polakach nie jest wiedzą tajemną, mamy do czynienia z ukrainofilskim amokiem, to nie ma co się dziwić, że obywatele państw, które nie doświadczyły ukraińskiego „braterstwa”, nie mają zielonego pojęcia, komu biją brawo.
Co prezydent Zełenski ma do powiedzenia w sprawie hołdu dla weterana SS-Galizien? Oczywiście nic. Nie będzie przecież potępiał ukraińskiego bohatera. Dlatego ubawił mnie twitterowy wpis byłej premier Beaty Szydło, która napisała tak:
Oklaskiwanie przez @ZelenskyyUa i @JustinTrudeau weterana SS Galizien w kanadyjskim parlamencie to część szerszego problemu. Kanadyjscy politycy – chociaż nie świadczy o nich to zbyt dobrze – mogli nie wiedzieć, komu biją brawo. Ale czy prezydent Ukrainy nie domyślał się, co w czasie II wojny światowej robił 98-letni „ukraiński bohater”? Być może prezydent @ZelenskyyUa nie zauważył problemu, tak jak niezbyt zwracał uwagę na coraz bardziej powszechny na Ukrainie kult współpracujących z nazistowskimi Niemcami ukraińskich formacji z II wojny światowej. W ciągu ostatnich miesięcy Ukraińcy dzielnie walczyli z Rosją i wydawało się, że mają nowych bohaterów. Mam nadzieję, że ukraińska tożsamość nie będzie budowana na fundamencie czerwono-czarnej tradycji.
Nadzieją matką głupich i tak będzie w tym przypadku.
Ukraińska tożsamość nadal będzie budowana na fundamencie czerwono-czarnej tradycji, a to oznacza, że nasi „bracia w biedzie” będą gloryfikować sprawców ukraińskiego ludobójstwa na Polakach. Mrzonki o jakichś nowych bohaterach, którzy zastąpią UPA i SS-Galizien, to tylko mrzonki. Gdy ostrzegałam, że tak będzie, to ogarnięci amokiem ukrainofile wyzywali mnie od „ruskich onuc”. Teraz skrobią się po głowach i nie rozumieją, co się stało. A stało się to, co miało się stać, bo było oczywiste, że się stanie.
Sojusz niemiecko-ukraiński nabiera rumieńców, a my jesteśmy rozbrojeni, zadłużeni i oburzeni. Niemcy tradycyjnie wykorzystują Ukrainę do glanowania Polski, a Ukraina tradycyjnie prowadzi polityką antypolską, przy czym tradycyjnie kwitnie tam korupcja, złodziejstwo i gnojenie czerni przez królewięta.
Nic się nie zmieniło, chociaż polscy ukrainofile myśleli, że zmieniło się wszystko. I że teraz to już będziemy żyli długo i szczęśliwie w polsko-ukraińskiej przyjaźni i braterstwie. A teraz szok, bo Zełenski opluł Polskę jako „ruską onucę” i bił brawo weteranowi Dywizji SS-Galizien. Polskim ukrainofilom zszokowanym i oburzonym, że zamiast wdzięczności Ukraina pokazała Polsce kły, powiem tak: trzeba było uczyć się historii, to wtedy byście wiedzieli, że nie tylko Ruski zły, ale Ukrainiec też.
To jak, nadal „Sława Ukrainie”, czy już wróciliście do rozumu? [A czy „oni” byli kiedyś przy rozumie? md]
W ostatnim czasie bardzo mocnym echem zarówno na świecie, jak też w Polsce, odbija się dziwna zmiana optyki Kijowa w podejściu do Warszawy. Tym razem oliwy do ognia – jak wynika z komentarzy pracowników tzw. liberalnych mediów – dolał premier Węgier podczas inauguracji jesiennej sesji parlamentu.
– Nie będziemy wspierać Ukrainy w żadnej sprawie na arenie międzynarodowej, dopóki rząd w Kijowie nie przywróci praw mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu – powiedział w poniedziałek premier Węgier Viktor Orban.
Jak podają media, chodzi o incydent, który miał miejsce w Mukaczewie na Zakarpaciu. Tam na początku roku szkolnego władze szkoły średniej zakazały śpiewania węgierskiego hymnu narodowego oraz noszenia węgierskich barw narodowych na imprezach szkolnych – przypomniał premier Węgier.
W jego opinii „Ukraińcy od lat nękają węgierskie szkoły, chcą przekształcić je w szkoły ukraińskie, a jeśli to nie zadziała, chcą je zamknąć – dodał.
Chodzi o spór dotyczący ukraińskiej ustawy z roku 2017, w której ukraiński parlament przyjął – jak uważa Budapeszt – zapisu uderzające „w prawa mniejszości węgierskiej na ukraińskim Zakarpaciu, gdyż ogranicza prawo do nauczania w języku ojczystym”.
Orban odniósł się także do przedłużonego 15 września jednostronnego embarga na ukraińskie produkty rolne. – Bruksela zniosła zakaz na korzyść Ukrainy. Jest to poważne naruszenie interesów krajów Europy Środkowej, które rujnuje również węgierskich rolników – powiedział węgierski premier.
Polacy nie znają swojej własnej historii. Zadbali o to nasi okupanci. Nikt o edukację Polaków w Polsce nie dba. Prawdziwej historii nie uczą w szkołach. W kółko tylko jest Piłsudski i straszna Rosja.
Założona w roku 1905 przez Henryka Sienkiewicza i Marię Konopnicką Polska Macierz Szkolna istnieje na świecie, prawie wszędzie tam, gdzie mieszkają Polacy, od Australii, przez USA, Kanadę, Wielką Brytanię po Litwę i Białoruś, ale w nie ma jej w Polsce. W Polsce Polska Macierz Szkolna jest wciąż zakazana, bo za bardzo narodowa i katolicka.
Polacy wiedzą coś o kozackim buncie Chmielnickiego, ale tego, ilu Polaków i Żydów Chmielnicki w sposób najbardziej brutalny wymordował już nie wiedzą. Nie wiedzą też, że bunt został zrobiony za angielskie pieniądze Olivera Cromwella, że to Cromwell był faktycznym inicjatorem rozbiorów Polski.
Polacy słyszeli o Chmielnickim, ale o rzezi w Humaniu, gdy tylko w ciągu jednej nocy kozacy w skrajnie okrutny sposób wymordowali 20 tysięcy Polaków i Żydów, starców, kobiet i dzieci, w polskiej szkole już nie uczą…
Niektórzy słyszeli coś o polsko-ukraińskiej Wojnie o Lwów, ale o tym, że w tej Wojnie Ukraińcy w sposób makabryczny wymordowali kilka tysięcy polskiej ludności cywilnej, że metody tych mordów wywołały przerażenie, tego nie wie w Polsce prawie nikt.
Nawet mówienie o ludobójstwo 200 tysięcy Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej jest w naszym bantustanie nad Wisłą tematem zakazanym. Nikt nawet symbolicznie nie osądził winnych. Ofiary nie mogą być ekshumowane, nie mają grobów. Ich ciała zalegają stare studnie, latryny, rowy, stawy, ruiny i zgliszcza spalonych stodół, domów i kościołów, piwnice, kartoflane doły…
Banderowskich zbrodniarzy na Ukrainie gloryfikuje się jako wielkich bohaterów, dziś już na całej Ukrainie, ba do publicznego kultu UPA coraz częściej dochodzi i w samej Polsce.
Zbrodnie nieosądzone, to zbrodnie, które powracają.
Ostatnio konflikt polsko-ukraiński znowu odżył a nawet osiągnął poziom wrzenia. Zaczęło się niewinnie. Komisja Europejska odmówiła przedłużenia ograniczeń w imporcie ukraińskiego zboża. Polska, Węgry i Słowacja oświadczyły, że nie zniosą ograniczeń.
Wołodymyr Zełenski, który przebywał z wizytą w Stanach Zjednoczonych, w przemówieniu przed Radą Bezpieczeństwa ONZ skrytykował ostro kraje sprzeciwiające się importowi ukraińskiego zboża. Oskarżył te kraje o jawne sprzyjanie Rosji. Ambasador Ukrainy został wezwany do MSZ. Później polskiego premiera Mateusza Morawieckiego zapytano, czy Polska będzie nadal wspierać Ukrainę w czasie trwania sporu zbożowego. Premier udzielił następującej odpowiedzi:
Polska wstrzymuje wysyłanie uzbrojenia na Ukrainę. Zamiast tego Polska skoncentrują się na wzmocnieniu własnej obronności.
Ukraina zapowiedziała, że złoży skargę na Polskę do Światowej Organizacji Handlu.
Na razie w powietrzu zawisła tylko groźba eskalacji Wojny gospodarczej między Polską a Ukrainą. Wojna ta trwała realnie od dawna,
(dotyczyła np. transportu), ale informowanie o niej w okupowanej Polsce objęte było cenzurą.
Tymczasem obecnie temat, będący początkowo tylko werbalnym elementem kampanii wyborczej PO-PiS, spór o to, czy ukraińskie, techniczne zboże powinno dalej być dopuszczone na polski rynek, doprowadził miłosne i perwersyjne prawie stosunki między Kijowem a Warszawą do rodzaju zimnej Wojny, do stanu najgorszego od początku rosyjskiej interwencji na Ukrainie.
Od kilku miesięcy Polska na mocy porozumienia UE blokowała import ukraińskiego zboża przez nasz kraj. Miało to na celu pokazanie wiejskim wyborcom PiS, że rząd dba o ochronę interesów polskich rolników.
Coś, co miało być tylko elementem kampanii wyborczej przekształca się jednak w coś dużo poważniejszego.
W świecie nie milkną echa słów Wołodymyra Zełenskiego w Nowym Jorku, który demonstracyjnie odmówił spotkania łaszącemu się do niego prezydentowi Dudzie i buńczucznie oświadczył, że “niektórzy nasi przyjaciele w Europie próbują coś odgrywać (jakieś małe role) w teatrze politycznym «solidarność», zamieniając ziarno w thriller, realnie pomagają przygotować scenę dla (wielkiego) moskiewskiego aktora”.
W odpowiedzi prezydent Duda porównał Ukrainę do tonącego człowieka raniącego swojego pomocnika i zagrozili rozszerzeniem zakazu importu na inne ukraińskie produkty spożywcze. „Ostrzegam władze Ukrainy, bo jeśli w ten sposób eskalują konflikt, że do zakazu importu do Polski dodamy kolejne produkty” – powiedział Premier Morawiecki.
Świat szeroko komentuje polsko-ukraińskie starcie.
Sekretarz obrony USA Lloyd Austin zaapelował do sojuszników Ukrainy, aby „kopali głęboko” i wysłali jak najwięcej broni przeciwlotniczej w celu odparcia rosyjskich ataków.
Nie było chyba przypadkiem, zauważa światowa opinia publiczna, że Polska, jeden z najważniejszych partnerów Ukrainy właśnie obecnie zaprzestaje dostaw broni na Ukrainę.
Czyżby chodziło o to, aby o klęskę Ukrainy obwinić Polskę?
Polska, główny element wschodniej flanki NATO, która była najbardziej zagorzałym zwolennikiem Ukrainy, wysyłając tam za darmo broń i pomoc humanitarną oraz otwierając granice dla uchodźców, będzie teraz obciążona winą za klęskę Ukrainy?
Ktoś za klęskę Ukrainy obciążony być musi.
Jako sojusznik nie mogą winnym być Stany Zjednoczone, to tej roli musi się podjąć Polska, która jako sojusznik Putina zadaje Ukrainie cios nożem w plecy i to akurat w okolicach 17. września.
Winnym klęski wewnątrz Ukrainy nie może być bohater Zełenski, dlatego winą obciąża się rosyjskojęzycznych, dezerterów, szpiegów i zdrajców, a zdrajcą jest każdy, kto nie chce ginąć za latyfundia chazarskich oligarchów, za pomniki Bandery i kult UPA i SS Galitzien.
Reżim w Kijowie, składający się z wynajętych przez chazarskich oligarchów komików, tego samego pochodzenia nie tylko atakuje Polskę, ale jednocześnie urządza na Ukrainie prawdziwą hucpę polowania na czarownice, na którą reaguje nawet ONZ, który nie dał się nabrać na tragikomiczne widowisko, wyreżyserowane pod nazwą Bucza.
Komisarz Praw Człowieka ONZ (OHCHR) wyraził głębokie zaniepokojenie faktem, że to pełne obłędu polowanie na szpiegów i zdrajców na Ukrainie bardzo poważnie narusza podstawowe normy i zasady prawa. W swoim najnowszym raporcie tego lata OHCHR wskazuje na cały szereg przypadków, w których opisuje i krytykuje sposób, w jaki władze Ukrainy potraktowały swoich rosyjskojęzycznych obywateli..
Na Ukrainie pojawiają się coraz bardziej krytyczne głosy.
Były doradca Zełenskiego wypowiedział się krytycznie o słowach Zełenskiego wobec Polski. Aleksy Arestowycz napisał na twitterze X;
“Myślę, że wszystkiego nie skończyliśmy. Musimy wypowiedzieć wojnę Polsce. Będzie podobnie, jak 100 lat temu. Co prawda, zakończenie będzie takie samo, ale najwyraźniej bardzo tego chcemy”.
“Czy zauważyliście, że każdy rząd w Ukrainie zaczyna się inaczej, ale zawsze kończy w ten sam sposób: politycznym samobójstwem? Dzieje się tak dlatego, że wszyscy ci ludzie u władzy są z przypadku”
“Otrzymawszy historyczną szansę, władza nie wie, jak się nią zająć, męczy się sobą i zaczyna panować jedyny instynkt, jaki im pozostał: pragnienie śmierci”.
Ołeksij Arestowycz nie jest już doradcą Zełenskiego. Przestał nim być w styczniu 2023, gdy doszło do rosyjskiego ataku rakietowego, w wyniku którego w Dnieprze zginęły 44 osoby. Arestowycz powiedział wówczas, że „pocisk, który spadł na blok, został zestrzelony przez ukraińskie siły obrony powietrznej”. Powiedzenie Prawdy było powodem jego dymisji.
Kilka miesięcy temu Arystowicz powiedział, że “Kijów jest miastem rosyjskojęzycznym”, bo większość ludzi w Kijowie mówi po rosyjsku
i zwalczanie używania tego języka jest bez sensu.
Amerykański teatr wojenny na Ukrainie wraz z nadchodzącymi w USA Wyborami będzie powoli zdejmowany z plakatu. Amerykański podatnik nie chce już łożyć na Ukrainę, chociaż osłabianie Rosji poprzez rzucenie do maszynki mielenia taniego, ukraińskiego mięsa armatniego było bardzo ekonomiczne, co zauważył nawet prezydent Duda;
“żeby nie stało się tak jak w I i II wojnie światowej, kiedy amerykańscy żołnierze musieli przelewać krew i poświęcać życie w Europie na rzecz przywrócenia pokoju i wolności świat”.
Wiadomo, krew amerykańska ma inną cenę niż ukraińska czy polska.
Czy w miejsce Wojny rosyjsko-ukraińskiej będziemy mieli Wojnę polsko-ukraińską?
Na razie jest to tylko Wojna gospodarcza, w fazie początkowej, ale, co będzie dalej?
Czyim sojusznikiem w tej Wojnie będzie Berlin? Zdominowana przez Niemcy Unia Europejska, skonfliktowana z rządem PiS staje wyraźnie po stronie Kijowa a przeciwko Warszawie.
Niestety Polska jest znowu w kleszczach, jak w roku 1939. Z jednej strony skonfliktowane poprzez nasze wojenne roszczenia Niemcy, z drugiej chazarsko-banderowska Ukraina.
A z daleka jeszcze lobby przemysłu holokaustu żądające na podstawie amerykańskiej Ustawy S447 odszkodowań 330 miliardów dolarów za tzw. mienie bezspadkowe.
Politykę w Europie mistrzowsko rozgrywają Niemcy. Ukraina jest od początku tworem sztucznym, budowanym od początku przez Niemcy, tworem nie posiadającym żadnej innej idei narodowej niż ludobójcza ideologia OUN/UPA.
Amerykanie powoli ewakuują się z Europy, pozostawiając ją Niemcom.
Amerykański teatr wojenny kończy się, a cenę największą za ten kiepski spektakl zapłaci znowu osamotniona kompletnie Polska.
Czy będzie to cena równie tragiczna jak ta z lat 1939, 1943 i 1944?
Czy jeszcze bardziej tragiczna?
Skutkiem politycznej głupoty jest zawsze straszliwe cierpienie.
Tylko, czy to wszystko coś nas nauczyło?
Wtedy winni kiedyś byli Hitler i Stalin, teraz winnym jest Putin, a nasza polska głupota TRWA.
Arestowycz powiedział o samobójstwie Ukrainy, ale czy samobójstwa nie popełnia też Polska?
Chcącemu podobno nie dzieje się krzywda…
======================
mail:
Z daleka może nie widać, ale… to nie MY, Naród Polski, dogadał się z Kiszczakiem, przedstawicielem GRU i tych sił, które za nim stoją. “Międzynarodowych”…
To nie MY narzuciliśmy sobie jarzmo “ordynacji proporcjonalnej”, lecz Lewortow – Geremek i jego Mistrzowie.
Teraz mamy “rząd warszawski”, niezależnie od głoszonych sloganów – wykonujący WOLĘ OBCYCH.
Ukraiński zbrodniarz wojenny powitany owacją na stojąco w kanadyjskim parlamencie
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełensky i Premier Kanady Justin Trudeau, owacyjnie witają w sali obrad Parlamentu Kanady weterana ,,Pierwszej Ukraińskiej” Dywizji SS Galizien Jarosława Hunkę, walczącego w jej szeregach w czasie II wojny światowej. Wydarzenie miało miejsce 22 września 2023 roku, w czasie wizyty Zełenskiego w stolicy Kanady Ottawie
Ukraiński nazista i zbrodniarz wojenny z 14 Dywizji Grenadierów Waffen SS Jarosław Hunka nagrodzony przez parlament Kanady owacją na stojąco!
„Ukraiński Kanadyjczyk, który ,,walczył o niepodległość” Ukrainy przeciwko Rosjanom podczas II wojny światowej”
W ten sposób ukraińscy nacjonaliści, którzy walczyli w dywizji SS Galizien, są dziś reprezentowani na Zachodzie.😡
Jeden z nich był kilka dni temu oklaskiwany w kanadyjskim parlamencie w Ottawie, w tym przez Zełenskiego i Trudeau.
To 98-letni Jarosław Hunka. Podczas II wojny światowej służył w 1. Dywizji Ukraińskiej (14. Ochotniczej Dywizji Piechoty SS Galicja), a następnie wyemigrował do Kanady, unikając sprawiedliwości, a dziś ten zbrodniarz wojenny fetowany jest jako… bohater!
AP News potwierdza, że 98-letni weteran, nagrodzony owacjami na stojąco przez kanadyjski parlament, to Jarosław Hunka, który walczył w 14. dywizji Waffen SS. Kanadyjski parlament nagrodził owacją na stojąco jawnego kolaboranta nazistowskiego.
Wyszukał, opracował i udostępnił – Jacek Boki – 24 Wrzesień 2023 r.
Największym chichotem historii jest w tym przypadku to, że Żyd będący prezydentem Ukrainy, wiwatuje z radosnym uśmiechem na twarzy w kanadyjskim parlamencie, na cześć… ukraińskiego esesmana, zwyrodniałego mordercy Polaków i jego żydowskich rodaków!
============================
mail:
Do tekstu: “Ukraiński zbrodniarz wojenny powitany owacją na stojąco w kanadyjskim parlamencie” można by dodać rosyjski komentarz:
Что с того? Тем не менее не будем сильно расстраиваться. Ничего нового о лидерах Канады и Украины и того, что из себя представляют оба государства, мы из антирусского шабаша в канадском парламенте не узнали. На очередной акт враждебности и надругательство над историей мы обязаны ответить грандиозной победой на Украине, которая должна сжаться до такой степени, чтобы никогда в будущем никому не пришло в голову использовать её в виде тарана против России.
Если будущая “Галичина+”, когда основная часть Украины снова станет Россией, будет по-прежнему ненавидеть русских, пусть ненавидит. Ненависть разрушает. Когда ими снова займутся поляки, тогда, может быть, поумнеют и вспомнят, что ещё почти 100 лет назад называли себя “руськими” и стремились к России.
Stanisław Michalkiewicz michalkiewicz „Goniec” (Toronto) • 24 września 2023
W dzisiejszych czasach niczego nie można być pewnym. Ma to oczywiście swoje plusy ujemne, ale również – dodatnie. Mogliśmy się o tym przekonać na podstawie komunikatów Państwowej Komisji Wyborczej. Wkrótce potem, jak 6 września minął termin składania podpisów, PKW ogłosiła, że listy wyborcze we wszystkich okręgach zarejestrowało sześć komitetów: Zjednoczona Prawica, Koalicja Obywatelska, Nowa Lewica, Trzecia Droga, Bezpartyjni Samorządowcy i Konfederacja. Umyślnie podaję nazwy tych komitetów w takiej kolejności, bo one wszystkie, ponad podziałami, zgodnie ujadają na Konfederację, która najwyraźniej do tego całego układu nie pasuje. Tak było i w poprzednich wyborach, kiedy to „banda czworga” licytowała się między sobą, który gang wyda na obywateli więcej odebranych im uprzednio pieniędzy i tylko Konfederacja w tej licytacji udziału nie wzięła twierdząc, że ona nic nikomu dawać nie będzie, ale nie będzie aż tak obywateli rabować.
Jużci – gdyby obywatele nie byli aż tak fiskalnie drenowani (w 1995 roku Centrum im. Adama Smitha podliczyło, że rząd zabiera rodzinie pracowników najemnych poza rolnictwem aż 83 procent dochodu, biorąc pod uwagę nie tylko podatki, ale i inne świadczenia przymusowe), to sami by sobie przychylali nieba bez pośrednictwa rosnącej armii naszych dobroczyńców, którzy horrible dictu! – mogliby okazać się zbędni. Tymczasem – jak tłumaczył robotnikowi Deptale Towarzysz Szmaciak – „my tutaj rządzim i my dzielim; bez nas by wszystko diabli wzięli!”
A skoro mowa o diabłach, to chyba nastąpiła zmiana na stanowisku delegata Belzebuba na Polskę. Dotychczas tę rolę przypisywano panu Adamowi Darskiemu, używającego pretensjonalnego pseudonimu „Nergal”, ale wygląda na to, że pretendentem do objęcia tego stanowiska jest pan Dawid Podsiadło, piosenkarz, który nie tylko zapowiedział apostazję, ale nawet odśpiewał lizusowską wobec diabła piosenkę, żeby ten otoczył go swoją protekcją. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak panu Podsiadle zacznie się powodzić, chyba, że – jak to się przydarzyło kilku sławnym Polakom – trafi na jakąś babę, która – jak pamiętamy z „Bajek Polskich” – niejednego diabła „wyonacyła”.
W tej sytuacji wypada podkreślić, że po dwóch dniach po swoim pierwszym komunikacie PKW ogłosiła następny, z którego wynika, że komitetów, które zarejestrowały listy we wszystkich okręgach wyborczych jest nie 6, tylko siedem – bo dołączył do nich komitet wyborczy partii “Polska Jest Jedna”. Z dotychczasowych deklaracji wynika, że jej przywódca przelicytowuje w pobożności nawet posła Grzegorza Brauna z Konfederacji, więc nie jest wykluczone, że i PJJ przy zbieraniu podpisów mogła korzystać z niebiańskich auxiliów. Kogóż bowiem w tych zepsutych czasach miałoby wspierać Niebo, jeśli nie partię, która Belzebubowi w Polsce zrobi „no pasaran”?
Tymczasem kampanię wyborczą zdominował spór o różnicę łajdactwa. Donald Tusk uznał, ze „afera wizowa”, którą tak strasznie się przejął pan wiceminister Piotr Wawrzyk, że po utracie stanowiska w resorcie spraw zagranicznych i napisaniu listu pożegnalnego nawet znalazł się w szpitalu, to „największa afera XXI wieku”. Nieprzyjaciele „dobrej zmiany” twierdzą, że egzotyczni obywatele dostawali w polskich konsulatach tzw. „wizy Schengen” za łapówki. Marszałek Senatu, pan Grodzki, wygłosił nawet orędzie do narodu, taktownie nie informując, czy te łapówki były wręczane w kopertach, nawet niekoniecznie w tych „zabójczych”, tylko zwyczajnych, o których przyjmowanie on właśnie był oskarżany. Tymczasem pan minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau, kiedy towarzyszył panu prezydentowi, wizytującemu ONZ w Nowym Jorku, oświadczył, że żadnej afery wizowej „nie było”. Jest ona tedy całkiem podobna do innej afery XXI wieku, mianowicie do afery hazardowej.
Chociaż pan Chlebowski wytapiał z siebie tłuszcz na oczach całej Polski, chociaż spanikowany premier Tusk wyrzucał z rządu swoich kolaborantów, niczym jakichś murzyńskich chłopców, chociaż Nasza Złota Pani nie tylko musiała Donaldu Tusku załatwić Nagrodę im. Karola Wielkiego, dając w ten sposób do zrozumienia, że kto odtąd podniesie świętokradczą rękę na Donalda Tuska, to będzie miał z nią do czynienia, wreszcie – chciał na wszelki wypadek Mocną Ręką przeniosła go na brukselskie salony, gdzie zrobiła z niego człowieka – to okazało się, że żadnej „afery hazardowej” też „nie było”. W tej sytuacji pan Wawrzyk niepotrzebnie się tak przejmował, podobnie jak wcześniej – pani Barbara Blida, Kiedy ABW o szóstej rano wkroczyła do jej mieszkania, pani Blida myślała, że to koniec i w łazience się zastrzeliła – a tymczasem już wkrótce okazało się, że całkiem niepotrzebnie. Dlatego przypominam niepisaną zasadę, jaka leży u podstaw III Rzeczypospolitej: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”.
Tymczasem nasi Umiłowani Przywódcy wreszcie doczekali się chwili, gdy Polska znalazła się w stanie wojny. Co prawda – tylko handlowej – ale za to – z bezcenną Ukrainą. Polska – podobnie jak Węgry i Słowacja – na własną rękę przedłużyła embargo na ukraińskie zboże i inne produkty rolnicze po 15 września, a Ukraina ze swej strony nie tylko zaskarża Polskę do Światowej Organizacji Handlu, ale grozi embargiem – niestety nie na darmowe dostawy polskiej broni czy amunicji – tylko na pomidory i jabłka. Jak widać, nie ma rzeczy doskonałych tym bardziej, że i u siebie prezydent Zełeński nie ma lekko. Nie tylko zdymisjonował wszystkich szefów tamtejszych wojskowych komend uzupełnień za udzielanie poborowym zwolnień od wojska za łapówki – jak na Ukrainę całkiem spore – ale nawet samego ministra obrony, nomen omen Reznikowa, a ostatnio – również wszystkich wiceministrów tego resortu. Nowym ministrem obrony ma zostać pan – nomen omen – Umerow, który podobno słynie z talentów negocjacyjnych. Najwyraźniej sekretarz stanu USA, pan Blinken, podczas ostatniej niezapowiedzianej wizyty w Kijowie, musiał dojść do wniosku, że od początku przyszłego roku, kiedy w USA będą wybory prezydenckie, trzeba będzie kończyć ukraińską awanturę, a wtedy rzeczywiście – pan Umerow lepiej się będzie nadawał od pana Reznikowa.
Na razie jednak Komisja Europejska, która w innych okolicznościach nie puściłaby płazem samowolki w postaci przedłużenia embarga po 15 września, jako że za mniejsze przewinienia zaciągała Polskę przed oblicze przebierańców z Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, którzy – powinność swej służby rozumiejąc – solili surowe kary finansowe, teraz patrzy na to przez palce – czy tylko dlatego, że rozumie, iż przed wyborami rząd „dobrej zmiany” musi naprężać się mocarstwowo i natężać – czy również z jakichś innych, zagadkowych przyczyn? Na Węgrzech i na Słowacji wyborów przecież nie ma, a im Komisja Europejska też nic nie robi.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Marek Magierowski, ambasador RP w Stanach Zjednoczonych wytłumaczył na portalu X (dawniej Twitter) stanowisko premiera Mateusza Morawieckiego w kwestii stanu uzbrojenia polskiego wojska oraz dalszego przekazywania broni Ukraińcom.
Zdaniem ambasadora RP w USA premier Mateusz Morawiecki, wbrew temu co piszą obecnie media, nie zapowiedział, że Polska przestanie dostarczać broń Ukrainie, a jedynie stwierdził fakt. – Premier Morawiecki nigdy nie powiedział: Polska przestanie dostarczać broń Ukrainie. Jest to rażące zniekształcenie jego wypowiedzi. Dokładny cytat brzmi: [Teraz] nie przekazujemy już broni Ukrainie. A oskarżanie Polski o zmianę kursu i retoryki jest po prostu niesprawiedliwe – pisze Magierowski. – (…) teraz się zbroimy. Tak, ponieważ w ciągu ostatnich 17 miesięcy w zasadzie wypatroszyliśmy nasze wojsko na rzecz wysiłku wojennego Ukrainy. Polska stara się obecnie zaradzić uszczupleniu własnych możliwości.
Następnie Magierowskie wskazuje, że zdaniem Morawieckiego „pouczanie kraju, który od lat ostrzegał europejskich sojuszników o rosnącej agresywności Rosji, który od samego początku wojny stał u boku Ukrainy, który zaopatrzył Ukrainę w setki czołgów, samoloty, haubice, tony amunicji – jest oburzające”.
I pomyśleć, że jeszcze do niedawna cała wierchuszka rządowa zaprzeczała jakoby rozbrajane było polskie wojsko.
Wiceminister gospodarki Ukrainy Taras Kachka *) postawił ultimatum – w przypadku przedłużenia embarga Ukraina uda się po pomoc do Światowej Organizacji Handlu (WTO).
24 sierpnia w Dzień Niepodległości Ukrainy odbyła się premiera filmu Dowbusz. Jest to historia osiemnastowiecznego opryszka, który wsławił się mordowaniem polskiej szlachty.
Dobrze widać, że zadekretowana miłość polsko ukraińska już się zaczyna sypać. Nie da się po prostu ukryć, że narodowa tożsamość Ukraińców została zbudowana na walce z Polakami. Bohaterem narodowym Ukrainy jest Bogdan Chmielnicki, który na mocy ugody w Perejasławiu spowodował oddanie Ukrainy pod władzę cara. Innym najsłynniejszym bohaterem Ukrainy jest Stefan Bandera, który jako lider OUN przez całe życie walczył z Polakami. Za tę działalność został przez sądy Rzeczpospolitej skazany na karę śmierci zamienioną na dożywocie.
Pewien dowcipniś słusznie zauważył, że Konrad Mazowiecki sprowadzając do Polski trzystu Krzyżaków stworzył problem, z którym Polska borykała się przez trzysta lat i zapytał przez ile lat będziemy się borykać z problemami, które stworzono sprowadzając do Polski dwa miliony Ukraińców? Ukraińcy posiadają „ gen antypolski” pisze Paweł Sonisz w „Warszawskiej Gazecie”.
Spróbujmy wyjaśnić jakie są tego przyczyny. Rzeczpospolita wielonarodowa była to rzeczpospolita szlachecka. Właścicielami ziemi byli Polacy a chłopami pańszczyźnianymi, a potem robotnikami najemnymi „ tutejsi” czyli rdzenna ludność zamieszkująca tereny dzisiejszej Białorusi oraz Ukrainy. Białorusini zdobyli świadomość narodową anektując niejako polską arystokrację i uważając ją za własną elitę.
Znam bardzo dobrze stosunki na Białorusi, bywałam tam po ustąpieniu sowieckiej władzy wiele razy i nie ulegnę obowiązującej, całkowicie fałszywej narracji. Po 89 roku Polska wybrała sobie Białoruś na tę żabę z bajki Jean de La Fontaine’a, która ma się nas bać. Można sądzić, że widzenie tego kraju leczyło nasze narodowe kompleksy.
Przez całe lata zupełnie niezgodnie z prawdą przedstawiano Białoruś jako obraz nędzy i rozpaczy. Miały tam panować bieda, zacofanie, brud i terror. Gdy ktoś chciał skrytykować jakiś polski obyczaj zadawał retoryczne pytanie: „czy jesteśmy na Białorusi?” Prawda była zupełnie inna i trudno uwierzyć, że nie znali jej politycy i dziennikarze.
Na Białoruś można było się wybrać bez najmniejszych kłopotów i bez trudu sprawdzić jak wygląda ten kraj i jakie panują tam stosunki. Prawda jest taka, że po wielu latach sowieckiego terroru i faktycznej nędzy Łukaszenko postawił kraj na nogi. Odbudował miasta, cerkwie, kościoły katolickie i liczne polskie arystokratyczne siedziby. W tym Nieśwież, Mir, pałacyk Ogińskiego – Zalesie i dwór Mickiewicza w Zaosiu koło Nowogródka. Zbudował szosy.
Rektor pięknie odrestaurowanego i działającego seminarium w Pińsku mówił mi żartobliwie, że codziennie modlą się o zdrowie batiuszki. Najważniejsze jest jednak, że Białorusini są niezwykle życzliwi wobec Polaków, całkowicie pozbawieni resentymentów wobec dawnych klas wyższych. To Białoruś należało „ zagospodarować” i nawiązać z nią poprawne stosunki. Nieustanne wtrącanie się Polaków w sprawy obcego państwa, popieranie operetkowej opozycji i udział w próbach obalenia reżimu Łukaszenki dało spodziewany rezultat. Batiuszka „odwinął się” i pokazał jak łatwo jest destabilizować życie sąsiedniego kraju. Bardzo długo, lawirując jak mógł, łasił się do Polski. Teraz (nadal lawirując) przeszedł na stronę wroga. Można powiedzieć, że został wepchnięty w łapy Putina i raczej nie ma od tego odwrotu.
„Tutejsi” z Ukrainy to zupełnie inna historia. Kozacy mieli swoją arystokrację, swoją hierarchię społeczną i sprowadzanie ich do roli chłopów pańszczyźnianych czy służby nie mogło być przez nich akceptowane. Ich świadomość narodowa, opierała się na walce z dominacją polskich panów prowadzonej właściwymi im okrutnymi metodami. Żądanie aby Ukraińcy wyrzekli się swoich narodowych bohaterów, którzy dla nas są zwykłymi zbrodniarzami ma taki sens jaki miałoby żądanie aby Polacy uznali za zbrodniarza na przykład Jagiełłę.
Zauważmy, że kolaboracja z Niemcami w czasie II Wojny Światowej dawała Ukrainie złudną nadzieję na wybicie się na niepodległość. Podobne motywy kierowały niektórymi naszymi góralami którzy dali się wciągnąć w koncepcję Goralenvolk, bo nie akceptowali pańskiej Polski. Góralska przyśpiewka mówiła: „Hej panowie, panowie, będziecie panami, ale nie będziecie przewodzić nad nami”, a Wacław Krzeptowski przekonywał, że Niemcy wyzwolą górali spod niewoli „panów”
Jeszcze bardziej absurdalne jest wymaganie aby Polacy zapomnieli o ludobójstwie na Wołyniu i udziale ukraińskich formacji po stronie hitlerowców w rzezi Woli.
Nie jest możliwe napisanie synkretycznej historii podobnie jak niemożliwe jest stworzenie synkretycznej religii.
Dobrym przykładem jest niepowodzenie prezydenta Indonezji Suharto w zrealizowaniu podobnej koncepcji. Opisuje to Sławomir Stoczyński w niedawno wydanej, bardzo ciekawej książce „Indonezja kraj kontrastów i paradoksów”, którą wszystkim gorąco polecam. Otóż w 1945 roku po uzyskaniu przez Indonezję niepodległości państwowej prezydent Suharto oparł próbę zbudowania silnego państwa na dwóch koncepcjach. Jedną z nich była idea transmigracji czyli przenoszenia ludności z terenów przeludnionych, głównie z Jawy na inne wyspy. Drugą- był synkretyzm religijny i kulturowy czyli idea połączenia różnych systemów wierzeń i obyczajów. Obydwie te idee poniosły całkowitą klęskę. Kiedy w 1998 roku upadła dyktatura Suharto w Indonezji zawrzało. Krwawe bratobójcze walki, wywołane próbą wcielania w życie pomysłów Suharto trwały przez trzy lata. Zakończył je rozejm podpisany w 2002 roku.
Wniosek jest prosty. Wszelkie próby stworzenia wspólnoty dwojga narodów (narodu ukraińskiego i polskiego) przy ich wielkiej odległości kulturowej i historycznej skazane są na niepowodzenie. Co nie znaczy, że nie należy dbać o poprawne stosunki między tymi krajami. Pomagać też można ale rozsądnie.
============================
*) mail:
od tej angielszczyzny:
“Wiceminister gospodarki Ukrainy Taras Kachka postawił ultimatum…” nie żaden Taras Kachka tylko …wa maćKACZKA!!! Тарас Андрійович Качка myślałem, że “iż Polacy nie gęsi…”, ale widać byłem w “mylnym błędzie”, BO NAWET NIE GĘSI, A KACHKI!.
To dość niezwykłe widzieć, jak na Zachodzie ćwierkają o odbudowie Ukrainy, ponieważ zakłada to, że pozostanie jakaś znacząca Ukraina. Przypomina to dzieci dyskutujące o tym, jaką część majątku schorowanego rodzica spodziewają się wydzielić, podczas gdy proces umierania może równie dobrze zniszczyć pozostały majątek.
Nadchodzący upadek Ukrainy i brednia o „odbudowie”
Marguerite Yourcenar zachowała jeden z najwspanialszych wersetów w całej literaturze z pierwszej wersji swojego arcydzieła Pamiętniki Hadriana (Mémoires d’Hadrien): „Zaczynam dostrzegać profil mojej śmierci”.
Zbliżamy się do tego punktu z Ukrainą, nie tylko z jej kampanią wojskową, ale także z gospodarką. Ten zaplanowany [baked-in] upadek został zamaskowany dziwacznym pretekstem, że nastąpi ogromne parcie na odbudowę, a co jeszcze bardziej absurdalne, finansowaną przez interesy sektora prywatnego. Należy pomyśleć, że bełkot o „odbudowie” to tylko przykrywka dla faktu, że Projekt Ukraina jest przegraną.
Na końcu tego artykułu zamieszczamy rozdział poświęcony zniszczeniom w Rosji w latach 90., aby dać wyobrażenie o tym, jak może wyglądać pogorszenie sytuacji na Ukrainie. [1] Przypomnijmy, że choć ZSRR cierpiał z powodu niedoinwestowania w wielu sektorach, nadal dysponował wystarczającymi zasobami i znacznymi mocami produkcyjnymi. Nie ucierpiało, tak jak Ukraina, z powodu znacznych zniszczeń infrastruktury, spadku liczby ludności do połowy poprzedniego poziomu w wyniku ucieczki, aneksji i śmierci na wojnie oraz utraty niektórych najbardziej rozwiniętych gospodarczo obszarów.
Wojna wchodzi obecnie w krytyczną fazę, a eksperci ostrzegają właśnie przed załamaniem się ukraińskiej armii w niezbyt odległej przyszłości lub używają sformułowań, które sprowadzają się do tego samego. Scott Ritter przewidywał taki wynik na późne lato i jesień, biorąc pod uwagę malejące dostawy rakiet dla Ukrainy, ale horyzont ten został przedłużony przez amerykańskie dostawy amunicji kasetowej, której użycie uważane jest przez wiele krajów za zbrodnię wojenną.
Wskaźnikiem zwiększonej gotowości do przyznania się do nadchodzącej nieuniknionej dezintegracji wojskowej jest artykuł Daniela Davisa z 19FortyFive, zatytułowany How Ukraine’s Heroic Stand Against Russia Could Collapse Into Failure [Jak bohaterska postawa Ukrainy przeciwko Rosji mogła przemienić się w niepowodzenie]. Część prasy przyznaje, że szeroko nagłaśniana kontrofensywa nie powiodła się. Inni podążają za oficjalnym przekazem poprzez rewizjonistyczną narrację, twierdząc, że [kontrofensywa] ma ograniczone cele i żywiąc śmiesznie fałszywą nadzieję, że Ukraina nadal może przebić rosyjskie ufortyfikowane linie obronne i dotrzeć do Tokmak przed rozpoczęciem jesiennego sezonu błotnego.
Najnowszy biuletyn Seymoura Hersha przedstawiał Bidena i Zełenskiego jako okopanych w kwestii kontynuowania wojny, nie wspominając o tym, że banderowskie [Banderite] pistolety z tyłu głowy Zełenskiego oznaczają, że nie może on postąpić inaczej, nawet gdyby chciał. Ale jak to się mówi, gdyby babcia miała wąsy, toby była dziadkiem. Godny uwagi jest także brak przełożenia życzeń na poprawę możliwości. Za Hershem:
W amerykańskim środowisku wywiadowczym istnieją znaczące elementy, polegające na raportach terenowych i wywiadzie technicznym, które uważają, że zdemoralizowana armia ukraińska zrezygnowała z możliwości pokonania silnie zaminowanych trójpoziomowych rosyjskich linii obronnych i przeniesienia wojny na Krym i cztery obwody zajęte i zaanektowane przez Rosję. Rzeczywistość jest taka, że poobijana armia Wołodymyra Zełenskiego nie ma już szans na zwycięstwo….
„W pierwszych dniach czerwcowej ofensywy doszło do kilkukrotnego przedarcia się Ukraińców” – powiedział urzędnik [mający dostęp do aktualnych informacji wywiadowczych] – „w pobliżu” silnie najeżonej pułapkami pierwszej z trzech potężnych betonowych barier obronnych Rosji, „a Rosjanie wycofali się, żeby ich wessać. I wszyscy zginęli”. Po tygodniach wysokich ofiar i niewielkich postępów, a także straszliwych strat w czołgach i pojazdach opancerzonych, powiedział, główne elementy armii ukraińskiej, bez deklaracji, praktycznie odwołały ofensywę. Dwie wsie, które armia ukraińska uznała niedawno za zdobyte, „są tak małe, że nie mieszczą się między dwoma znakami Burma-Shave” – nawiązując do billboardów, które po II wojnie światowej zdawały się znajdować na każdej amerykańskiej autostradzie…
„Prawda jest taka, że gdyby armii ukraińskiej rozkazano kontynuować ofensywę, armia zbuntowałaby się. Żołnierze nie chcą już umierać, ale to nie pasuje do tego p…nia, którego autorem jest Biały Dom Bidena”.
Ten rezultat nie jest zaskoczeniem dla nikogo, kto odważył się wyjść poza główny nurt relacji i znaleźć źródła zwracające uwagę na to, co dzieje się na polu bitwy i w dostawach broni. Kiedy rozpoczęła się wojna, Rosja produkowała artylerię przewyższającą cały razem wzięty Zachód [Collective West], a jeśli już, to ta przepaść się pogłębiła. Rosja ma także przewagę w produkcji rakiet, znacznie zwiększyła produkcję dronów i posiada już najbardziej zaawansowane systemy obrony powietrznej. Zachód, pomimo wszelkich oznak [handwaves], niewiele zrobił, aby zwiększyć potencjał.
Co gorsza, rozbicie przez Rosję całej mieszaniny, rzekomo zmieniających reguły gry, zachodnich czołgów i pojazdów opancerzonych było tak zawstydzające, i jednocześnie skuteczne, że Ukraina została zmuszona do przemieszczania ludzi pieszo w celu ataku na pozycje Rosji, co, jak można było przewidzieć, zaowocowało straszliwymi stratami. Alexander Mercouris słusznie nazwał ten rezultat polem śmierci.
W miarę jak ofensywa po cichu wyhamowuje, słabnie także wsparcie dla Ukrainy. Nawet jeśli determinacja utrzymałaby się, pozostało bez odpowiedzi pytanie, skąd będą pochodzić odpowiednie dostawy broni i w jaki sposób Ukraina zbuduje kolejną armię, ponieważ według moich szacunków jedna trzecia jej armii jest w trakcie samo- zniszczenia. Pomysł przymusowej deportacji mężczyzn w wieku poborowym z reszty Europy był żartem i kolejnym przejawem postawy roszczeniowej Ukrainy. [2]
Jednak wysiłki Zełenskiego, by pozyskać więcej pieniędzy i gadżetów z Zachodu za pośrednictwem swoich wysiłków handlowych przy ONZ i w Waszyngtonie, nie powiodły się. Jeśli chcesz zrobić zakupy w jednym miejscu, przeczytaj tekst na profilu Simplicius the Thinker pt. „Straszny, okropny, niezbyt dobry, bardzo zły waszyngtoński Snubfest Zełenskiego”. [snubfest, pot. ‘olewka’ -tłum.]
Wizyta Zełenskiego ujawniła, że koszt Projektu Ukraina stał się w miarę wzrostu świadomości zdecydowanie za wysoki, i że do kontynuacji potrzebna będzie otwarta książeczka czekowa… i to jeszcze przed pojawieniem się problemu niedoboru żołnierzy w szeregach. Próbując utrzymać optykę w czasie, gdy Zespół Bidena i inni, którzy nadmiernie zainwestowali w Ukrainę, próbują się przegrupować, coraz więcej rzeczników [spokescritters] zmienia swoje stanowisko ze „Zwycięstwa Wielkiej Ukrainy, gdy ta wznowi ofensywę”, na nową chorą fantazję o wieloletniej wojnie.
Co gorsza, poparcie europejskie również spada. Jak omawialiśmy to wczoraj w tekście Andrew Korybki, Poland & Ukraine Have Plunged Into A Full-Blown Political Crisis With No End In Sight [Polska i Ukraina pogrążyły się w pełnym kryzysie politycznym, którego końca nie widać], zarówno na Słowacji, jak i w Polsce wkrótce odbędą się wybory. Partie sprzeciwiające się utrzymaniu wysokiego poziomu poparcia dla Ukrainy mają duży potencjał na zwycięstwo. Gdyby zwyciężyły, rozwiałoby to pozory wsparcia NATO dla Ukrainy. [3]
W szczególności Polska [chodzi o “władze” w Warszawie md] była jednym z najbardziej zaciekłych zwolenników Ukrainy i ze względu na swoje położenie i skłonności była przewidziana w zamyśle jako źródło wojsk, gdyby USA i NATO okazały się na tyle głupie, by użyć tam własnych oddziałów.
Polski prezydent Duda może schlebiać, by ratować swoją skórę w oczach elektoratu, przeciwstawiając się temu, co przedstawia jako nadużywanie przez Ukrainę umowy zbożowej i opisuje Ukrainę jako tonącego człowieka, któremu nie pozwoli wciągnąć Polski pod wodę, a nawet, jak mówi premier Morawiecki, żadna nowa broń nie zostanie wysłana na Ukrainę. Ale pewnych rzeczy nie da się już odwołać.
A teraz po tym wstępie, przejdźmy do głównego wydarzenia, czyli wyjątkowo złych perspektyw gospodarczych dla tego, co pozostanie z Ukrainy… a czego nie możemy nawet określić. To dość niezwykłe widzieć, jak na Zachodzie ćwierkają o odbudowie Ukrainy, ponieważ zakłada to, że pozostanie jakaś znacząca Ukraina. Przypomina to dzieci dyskutujące o tym, jaką część majątku schorowanego rodzica spodziewają się wydzielić, podczas gdy proces umierania może równie dobrze zniszczyć pozostały majątek.
Jakość danych o Ukrainie jest straszna.
Wygląda na to, że zachodni reporterzy odwiedzali głównie Kijów, któremu jak dotąd udało się uniknąć większości zniszczeń, a tylko kilku odpornych ludzi poszło na linię frontu. O ile wiem, nie mamy wiedzy o warunkach w dużej części południowej i zachodniej Ukrainy, z wyjątkiem ostrzeliwanej Odessy. Należy zwrócić uwagę, że w zeszłym miesiącu Rosja nasiliła swoje ataki na Lwów. Nie mamy więc pojęcia, jak duże szkody fizyczne zostały tam wyrządzone.
Omówiliśmy selektywne niszczenie sieci energetycznej przez Rosję. Mimo że naprawiono wystarczająco dużo elementów, aby zapewnić ich działanie, niektórzy twierdzą, że naprawy polegają na klejeniu i łataniu na tyle, że część prawdopodobnie sama padnie przy większym ataku zimy.
Rosja ostatnio również często korzysta z dronów i powstrzymuje się od użycia rakiet, co oznacza, że może z łatwością powtórzyć ataki na sieci. Ponieważ tylko Rosja produkuje główne elementy ukraińskiego systemu elektrycznego, a Ukraina była jednym z zamienników w miejsce byłych członków Układu Warszawskiego, więcej rosyjskich ataków ostatecznie sprawi, że dużych części systemu elektrycznego nie będzie w stanie naprawić nikt poza Rosją (Zachód po prostu nie zamierza budować fabryk specjalnego przeznaczenia na czas “wielkiego remontu” Ukrainy).
Zatem Rosja, jeśli chce kontrolować przyszłość zachodniej Ukrainy, to tylko wtedfy, gdy w wystarczającym stopniu zniszczy jej sieć energetyczną.
Rozważmy inne czynniki komplikujące. Jednym z nich jest utrata ludności, zwłaszcza w wieku produkcyjnym. Jak zauważył Michael Vlahos:
Jednakże Luttwak swoje przewidywania opiera na 30-milionowej populacji Ukrainy. Liczba ta pochodzi ze stycznia 2022r. Z analizy think tanku Jamestown Foundation, powiązanego z amerykańskim wywiadem, wynika, że populacja Ukrainy skurczyła się dziś do zaledwie 20 milionów. To tylko nieco więcej niż populacja Holandii, ale mniej niż Tajwan. Według Fundacji Jamestown ponad połowę z 20 milionów stanowią emeryci: 10,7 miliona.
Rząd Ukrainy jest obecnie w znacznym stopniu, jeśli nie całkowicie, zależny od zachodniego finansowania. Wydatki federalne wyniosły 35 miliardów dolarów w 2021r. i 61 miliardów dolarów w 2022r. Znaczna część pomocy USA miała na celu wsparcie rządu.
I nawet jeśli wydatki spadną ze szczytowego poziomu wojennego, spadek PKB Ukrainy (szacowany na 25%, co wydaje się mało) w połączeniu nie tylko ze starzejącym się społeczeństwem, ale obecną dużą liczbą osób niepełnosprawnych w wyniku wojny, w tym wielu osób po amputacji, oznacza zwiększone obciążenie społeczne w postaci znacznie zmniejszonej zdolności produkcyjnej.
Nie wzięliśmy nawet pod uwagę tego, co się stanie, jeśli Rosja w końcu dotrze do Dniepru, zdobywając jeszcze więcej najbardziej wydajnych gruntów rolnych na Ukrainie i/lub zajmie wybrzeże Morza Czarnego, zamieniając Ukrainę w jeszcze biedniejsze, śródlądowe państwo. Fakt, że Stany Zjednoczone nie chcą pójść na żadne ustępstwa w odpowiedzi na kluczowe rosyjskie żądanie, aby nigdy nie było Ukrainy w NATO, oznacza, że Rosja będzie kontynuować wojnę, dopóki nie podporządkuje sobie Ukrainy, jakąkolwiek kombinacją podboju, powołania zniewolonego rządu i konieczności zniszczenia gospodarczego, które będą wymagane.
Rozważmy, co przydarzyło się hrywnie pod czułą opieką USA:
Co się stanie, gdy skończy się wsparcie budżetu zachodniego dla Ukrainy? Ogromny deficyt wydatków. I co dają duże deficyty w połączeniu z dużą utratą ekonomicznej zdolności produkcyjnej? Hiperinflację.
Teraz, mając te żałosne perspektywy, mimo wszystko wychwalamy plany odbudowy, ponieważ są z nimi powiązane duże firmy z sektora prywatnego, takie jak BlackRock.
President Biden just appointed the multi-billionaire heiress Penny Pritzker – Obama’s chief mega-donor – to oversee the profiteering plans in Ukraine of BlackRock, JP Morgan and Goldman Sachs: to “rebuild” the country with US funds once Raytheon and Boeing are done profiteering from its destruction.
·
739,5 tys. Wyświetlenia
———————————————
Ludzie tacy jak Greenwald są zaniepokojeni, ale nie zmartwieni. Ten program odbudowy to puste zlecenie. Fakt, że różni gracze mogą spijać śmietanę za kręcenie się w miejscu, nie oznacza, że istnieje szansa, że wydarzy się coś znaczącego. Mógłbym tak długo wymieniać, a później jeszcze bardziej przestrzelić kolano. Miejmy jednak nadzieję, że na razie to wystarczy.
Po pierwsze, ci, którzy pamiętają kryzys pomocowy dla Grecji w 2015r., mogą też pamiętać, że Trokia próbowała polować na greckie aktywa, wynajęła agentów i planowała skosić 50 miliardów euro. Jak pisaliśmy w artykule Look What You Can Buy in the Greek Liquidation Sale! [Zobacz, co można kupić podczas greckiej wyprzedaży likwidacyjnej!], liczba ta była mocno przesadzona. O ile wiem, poza sprzedażą portu w Pireusie, cały wysiłek okazał się wielką klapą. I pamiętajcie, że Grecja cierpiała jedynie z powodu mocnego kryzysu gospodarki i związanej z tym utraty pracowników mających perspektywy zatrudnienia w pozostałej części Europy, ponieważ nie był to nawet w najmniejszym stopniu tak beznadziejny przypadek jak Ukraina.
Po drugie, czyniąc odbudowę inicjatywą sektora prywatnego, rządy skutecznie umywają ręce od Ukrainy. [4] Najbardziej krytycznymi częściami Ukrainy do odbudowy będą fundamenty funkcjonowania społeczeństwa: drogi, wodociągi, mosty. Są one budowane przez rządy, ponieważ są dobrami wspólnymi. Proszę powiedzieć, jakie społeczeństwo miałaby Ukraina, gdyby funkcjonowała w oparciu o fundusz infrastrukturalny, dysponując wyłącznie/głównie płatnymi drogami i mostami?
Nawet gdyby Zełenskiemu w jakiś cudowny sposób udało się zdobyć te fundusze, skąd wziąć know-how i wykwalifikowaną siłę roboczą? Bardzo niewiele krajów zachodnich (Francja i Australia wysoko na liście) jest dobrych w zakresie infrastruktury na dużą skalę. Ale wszyscy członkowie Projektu Ukraina chcieliby mieć swój kawałek tortu z odbudowy. Wyobraź sobie teraz kłótnie i niskie szanse, gdy najlepiej wykwalifikowani gracze dostaną zielone światło.
Po czwarte, Zełenski znów sprzedaje gruszki na wierzbie [hopium]. Według Daily Mail:
Podczas spotkania omawiano utworzenie platformy dla przyciągania prywatnego kapitału w celu odbudowy Ukrainy. Zełenski skupił się także na kierunkach dużych projektów inwestycyjnych na Ukrainie, szczególnie w dziedzinie zielonej energii, IT i technologiach rolniczych.
Wszystkie te inicjatywy zakładają funkcjonującą gospodarkę, na przykład przyzwoitą liczbę wysokiej klasy specjalistów i dobrze funkcjonującą logistykę. Są to warunki, których prawdopodobnie tam nie uświadczymy.
Wreszcie, aby tak duża inicjatywa miała jakiekolwiek szanse powodzenia, należy podzielić pracę pomiędzy czołowymi graczami infrastrukturalnymi na całym świecie. Zamiast tego Zespół Bidena zorganizował amerykańską imprezę. Zwróć uwagę, jak daleko na poniższej liście inwestorów infrastrukturalnych znajduje się BlackRock. Główny doradca Ukrainy JP Morgan zajmuje 78. miejsce. KKR, który zajmuje czwarte miejsce, ma silne powiązania z Republikanami, co jest prawdopodobnym powodem tego, że nie jest zbyt widoczny w tych wysiłkach, mimo że jest najlepiej wykwalifikowanym graczem w USA:
Innymi słowy, tragedia na Ukrainie nie zakończy się, jeśli i kiedy wojna się skończy. Amerykanie powinni się wstydzić, że do szkód planujemy dodać ograbianie inwestorów, mimo że, jak wskazano, jest mało prawdopodobne, aby z tego wiele wynikło.
_____
[1] Należy pamiętać, że w chwili rozpadu ZSRR członkowie Układu Warszawskiego byli jako całość odbiorcami netto wsparcia ze strony Rosji (co nie oznacza, że nie wystąpiły poważne konsekwencje gospodarcze dla rosyjskiego przemysłu za pośrednictwem przedsiębiorstw działających w zintegrowany sposób w Rosji i krajach Układu Warszawskiego, które nagle uległy bałkanizacji).
[2] Uchodźcy i osoby ubiegające się o azyl mają prawo do rzetelnego procesu. Nie można ich wyrzucać masowo. Aby uniknąć poboru do służby, musieliby zostać poddani ekstradycji indywidualnie. Oznacza to podanie nazwisk organom prawnym w kraju, w którym obecnie zamieszkują. Proszę mi powiedzieć, skąd Ukraina w ogóle miałaby o tym wiedzieć, zanim przejdziemy do takich drobnych kwestii jak to, czy sądy w ogóle będą rozpatrywać takie sprawy i ile ich będą mogły rozpatrzyć.
[4] Rzeczywiście mamy dziwne widmo Banku Światowego proponującego wypranie 25 miliardów dolarów za pośrednictwem Fundacji Clintonów, która nie ma żadnych osiągnięć w budowaniu infrastruktury. Twierdzą, że zbudowali „infrastrukturę zdrowotną” w DRK, cokolwiek to znaczy.
„Wszyscy przegrywają” czyli pęknięcia w głębokim państwie Teraz, we wrześniu, po lecie, na którym linie frontu były w dużej mierze w impasie, i gdy Rosja mocno kontrolowała większość z czterech terytoriów wschodniej i południowej Ukrainy (Donieck, Ługańsk, […]
______________
‘Lepiej późno niż wcale’ czyli o konsekwencjach „wojny zastępczej” dla UE Stoimy w obliczu transcendentalnej kwestii dotyczącej przyszłości Europy, w sprawie której klasa polityczna unikała jakiejkolwiek debaty w ostatnich kampaniach wyborczych, pomimo implikacji dla bezpieczeństwa i rozwoju naszego kraju. […]
Nie ma siły ludzkiej zdolnej zmienić Ukrainę na lepszą Mam pogardę dla Moskali za ich azjatycką skłonność niszczycielską, za tę bezceremonialność, z jaką tratują po niwach wiekowej pracy cywilizacyjnej, za tę wschodnią nieodpowiedzialność przed własnym sumieniem, która w każdej […]
Posyłamy dzieci do szkoły, „bo tak trzeba”, płacimy składki na ZUS, bo władza nie daje nam wyboru, zawieramy fikcyjne „śluby” w urzędzie stanu cywilnego, a potem tłumaczymy się urzędnikowi, dlaczego chcemy postawić krok w tę czy inną stronę. Czy to jest normalne? I czy katolicka nauka społeczna aprobuje porządek świata, w którym władza rodzicielska jest zepchnięta na margines?
Zadaniem władzy nie jest ograniczanie ludzkiej wolności, lecz prowadzenie zbiorowości do wspólnego celu – uczy św. Tomasz z Akwinu. Poza ogólnymi założeniami – że władza ma uzupełniać brak samowystarczalności rodziny i lokalnej wspólnoty (głównie w kwestiach ładu wewnętrznego i obronności) i że ma prowadzić obywateli do cnoty (czego świadomość miał już Arystoteles) – Akwinata wyróżnia trzy punkty: po pierwsze, władza ma ustanowić warunki dobrego życia dla wspólnoty, po drugie, zachowywać te warunki, a po trzecie – ciągle je polepszać. Jednak bynajmniej nie oznacza to, że władza ma w związku z tym kierować każdym aspektem życia narodowego!
Jak podkreśla wielki znawca myśli Doktora Anielskiego, o. Jacek Woroniecki, władza państwowa pochodzi od władzy rodzicielskiej. W kontekście władzy rodzicielskiej i narodowej samorządności najważniejsza wydaje się pierwsza z wymienionych wyżej charakterystyk: władza ma wyręczać ludzi w tym, czego sami nie potrafią sobie zapewnić. Aż ciśnie się na usta łopatologicznie zdroworozsądkowe stwierdzenie: że w takim razie władza nie jest powołana do tego, by zajmować się kwestiami, które społeczeństwo potrafi rozwiązać samodzielnie.
Gdy spojrzymy z tej perspektywy na życie społeczne, to nagle otwierają nam się oczy i okazuje się, że – wbrew temu, co się nam podświadomie wpaja od urodzenia – to naszym zadaniem, a nie zadaniem władzy, jest zorganizowanie sobie edukacji, opieki zdrowotnej, łańcucha lokalnych dostaw żywnościowych i szeregu innych spraw, obecnie zagarniętych przez państwo i zdominowanych przez biurokrację.
System edukacji zakorzenia w nas przekonanie, że „musimy” spełnić „obowiązek szkolny”. Przejęcie edukacji przez państwo rozbija integralność ludzkiej wspólnoty, która zaczyna się od domu i rozszerza na dalszą rodzinę, sąsiedztwo oraz grupy zorganizowane w celach edukacyjnych czy później zawodowych. Szkoła nie jest już dziś przedłużeniem domu, gdyż rodzice nie sprawują realnej władzy nad modelem kształtowania swych dzieci, a placówka edukacyjna nie stanowi odzwierciedlenia przekonań, którym hołduje się w domu (religijnych, moralnych, obywatelskich). Posłanie dziecka do szkoły oznacza „wydanie” go w tryby systemu, który jest skonstruowany nie w sposób organiczny (odpowiadający zaprojektowanej przez Stwórcę naturze ludzkiej wspólnoty), lecz w sposób sztuczny – przy biurkach ministrów i urzędników, którzy szczególnie dzisiaj nie posiadają kompetencji, by w ogóle się tym zajmować.
Weźmy inny przykład, w którym wmówiono nam rzekome prerogatywy państwa, a jest nim małżeństwo. Związek małżeński jest zawierany w porządku społecznym, a nie politycznym, ponieważ konstytuuje podstawową komórkę społeczną. Małżeństwo powstaje niezależnie od państwa i nie potrzebuje władzy, by było zawarte. Potwierdzenie takiego związku kobiety i mężczyzny od zawsze odbywa się w przestrzeni sakralnej (przed Bogiem, w obliczu kapłana i wspólnoty), natomiast rola państwa jest jedynie wtórna, pomocnicza i polega na zabezpieczeniu praw płynących z małżeństwa, nie zaś na „udzieleniu” ślubu, gdyż takiej mocy żaden urzędnik nie posiada.
Wyobraźmy sobie na chwilę normalną rzeczywistość. Wyrośliśmy w domu, w którym decydujący głos mieli rodzice. Dyscyplina jest dla nas czymś naturalnym, a o pseudo-pedagogicznych teoriach o „bezstresowym wychowaniu” słyszeliśmy, ale nikt nam ich systemowo nie narzucał. Wzięliśmy ślub w kościele, a państwo szanuje nasze prawa na podstawie aktu małżeństwa wydanego na parafii. Uczymy dzieci od urodzenia – wszak całe życie jest nauką – a gdy zaczynają więcej „kumać”, organizujemy się w lokalnej wspólnocie, posyłając je do prywatnej szkoły, bądź prowadząc tok edukacji trochę domowej, a trochę opartej o rozmaite zajęcia i dzielenie się obowiązkami z sąsiadami. Po zakupy jeździmy do lokalnych dostawców, którzy handlują bez przeszkód, nie nękani przez sanepid i innych urzędników. Jesteśmy solidarni i gotowi pospieszyć sąsiadowi, a nawet przechodniowi, z pomocą – władza nie ogranicza nam bowiem prawa do noszenia i używania broni, dzięki czemu mamy świadomość, że sami zapewniamy sobie podstawowe bezpieczeństwo i odstraszamy drobną przestępczość. Każdy nasz dzień upływa w poczuciu zatopienia w lokalnej wspólnocie, w której kierujemy się utartymi od pokoleń obyczajami, a w naszym życiu jest bardzo mało sytuacji, w których czujemy, że ręka władzy sięga do naszego świata. Od władzy wymagamy zaś, iż będzie usuwała przeszkody do obyczajnego i dostatniego życia, karząc tych, którzy łamią prawo, bądź gwałcą moralność publiczną, zabezpieczając wolność handlu i stowarzyszania się – przecież po to ta władza została nam nami ustanowiona. Zakładamy samorządy – terytorialne, szkolne – łączymy się w cechy i korporacje, wybieramy swoich przedstawicieli, którzy dbają o nasze interesy u decydentów politycznych…
Jeżeli spojrzymy na wspólnotę narodową jak na przekrój, to widzimy na górze wąską linię władzy politycznej, na samym dole podstawową komórkę, jaką jest rodzina, natomiast pomiędzy znajdujemy szeroką sferę, w której mogą czasem występować pewne mechanizmy interwencji państwowej, natomiast co do zasady ta najszersza sfera jest domeną naszej własnej samorządności, naszego samostanowienia i egzekwowania praw, jakie otrzymujemy z natury jako członkowie wspólnoty i jako rodzice. Co istotne, te sfery są rozdzielone, a nasza sfera narodowa cieszy się określonym zakresem autonomii.
Jakże inaczej wygląda to dzisiaj! Władza jest praktycznie wszechobecna, rozpływa się po tym przekroju społecznym niczym trucizna, tak że na końcu nie rozróżniamy już tego, co jest nasze, a co należy do dyspozycji rządu. Mentalnościowo zlewamy się z krajobrazem tej wszechobecnej władzy do tego stopnia, że każdą instytucję państwową (a istnieją głównie instytucje państwowe) zaczynamy traktować jak przedłużenie władzy politycznej. Czy będzie to szkoła czy tzw. „służba” zdrowia, od razu przyjmujemy, że nasze prawa są ograniczone, dlatego że ktoś inny, ktoś „z góry”, rozdaje tu karty. W skrajnych przypadkach ta mentalność rozciąga się następnie na sferę wolnego rynku i w końcu nawet w sklepie czy w lokalu zaczynamy myśleć, że każdy z kim się stykamy ma nad nami jakąś władzę…
W takim układzie uwierzymy we wszystko. Że demokratyczna władza może nam reglamentować dostęp do broni (choć jest to wymysł komunistów); że „i tak nic nie możemy”; że policja może zatrzymać nas na drodze i jakby nigdy nic kazać dmuchać nam w alkomat, choć nie popełniliśmy żadnego przestępstwa; że musimy zwracać się o „pozwolenie”, by zbudować dom – lub choćby szambo – na własnej działce.
Tymczasem w normalnym świecie to właśnie rodzic ma świadomość, że władza spływająca od Boga na ludzi przechodzi przez jego ręce, a władza polityczna – ustanowiona dla dobra wszystkich – ma liczyć się ze zdaniem rodziców i nie ma prawa narzucać im niczego, co nie byłoby zgodne z obyczajem narodowym i przyjętą od pokoleń moralnością publiczną. To nie jest idealizm (choć w dzisiejszych warunkach może tak wyglądać), to po prostu odwieczny porządek świata, zapisany w ludzkiej naturze, który można pogwałcić, ale nie da się go zlikwidować.
Pamiętajmy o tym wszystkim, gdy będziemy głosować. Nawet jeżeli nie przełoży się to na doraźne korzyści, gdyż nie ma partii, która byłaby w stanie realnie zapewnić poszanowanie normalnych zasad, to jednak zyskujemy coś bardziej fundamentalnego: ustawiamy nasze myślenie w zgodzie z Boskim porządkiem i mamy świadomość, w jak bardzo zdegradowanym i upolitycznionym świecie żyjemy. Tylko tyle – i aż tyle, bo bez tego nie będziemy w stanie nawet zacząć walki o odzyskanie władzy nad tymi sferami codziennego życia, do których politycy nie powinni zbyt często zaglądać.
Kto wie, czy w sposób nieoczekiwany nie przekonamy się na własnej skórze o trafności przestrogi militarystów, co to nawołują: “korzystajcie z wojny, bo pokój będzie straszny”? Dotychczas nic takiego się nie stało, bo nasi Umiłowani Przywódcy pokazali, że nie tylko z pokoju, ale i z wojny korzystać nie umieją. Za to przywódcy ukraińscy – odwrotnie – o czym świadczy wiadomość przekazana przed niecałymi dwoma miesiącami przez tamtejsze władze – że poziom ukraińskich rezerw walutowych bije wszelkie rekordy.
Co się potem z tymi rezerwami dzieje – tego możemy się tylko domyślać przez tak zwane “czynności konkludentne” – na przykład, że pan prezydent Zełeński powyrzucał wszystkich szefów wojskowych komend uzupełnień na Ukrainie pod pretekstem, że za łapówki – i to właśnie dewizowe – udzielali poborowym zwolnień od służby wojskowej.
To oczywiście nieładnie – chociaż z drugiej strony, dlaczego tylko oligarchowie mają bogacić się na wojnie?
Taki jeden z drugim wojskowy też musi pomyśleć o swojej przyszłości tym bardziej, że chyba Ukraina wkracza w etap, kiedy prezydent zaczyna z rządowej pirogi wyrzucać jednego po drugim murzyńskich chłopców na pożarcie krokodylom. Po ministrze obrony panu Reznikowie przyszła kolej na wszystkich wiceministrów tego resortu – chociaż na wszelki wypadek przyczyn ich zdmuchnięcia, niechby nawet nieprawdziwych – nie podano.
Jesteśmy tedy skazani na domysły, ale skoro już jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie i się domyślajmy. Ja na przykład się domyślam, że prezydent Zełeński zaczyna odczuwać jaskółczy niepokój na myśl, kiedy Amerykanie, którzy podsunęli mu pomysł odrzucenia porozumień mińskich, położą na niego lachę ze względu na przyszłoroczną kampanię wyborczą. Ponieważ wszyscy faworyci Partii Republikańskiej nie ukrywają intencji zakończenia ukraińskiej awantury, to jest więcej niż pewne, że ta kwestia pojawi się, a może nawet zdominuje tę kampanię.
W tej sytuacji prezydent Józio Biden, który najwyraźniej pragnie przewodzić i Ameryce i światu do upadłego, też będzie musiał zacząć podlizywać się amerykańskiej opinii publicznej, podobnie jak pan premier Morawiecki właśnie napręża się mocarstwowo, żeby podlizać się naszym suwerenom. Po dwóch latach bowiem ukraińska awantura utraciła dla publiczności, przez lata przyzwyczajanej do częstych zmian kolejnych atrakcji, początkową atrakcyjność, więc dotychczasowy entuzjazm dla Ukrainy może osłabnąć nie tylko w Polsce – gdzie te oznaki są widoczne już od dawna – ale również w Ameryce, nie mówiąc już o innych częściach świata.
Właśnie niemiecki “Die Welt”, komentując nowojorskie przemówienie prezydenta Zełeńskiego na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku napisał, że wywołało ono znacznie mniejszy rezonans, niż poprzednie. Jeśli tedy sekretarz stanu, pan Blinken, który niedawno odbył niezapowiedzianą wizytę w Kijowie – chociaż przywiózł miliard dolarów, ale może właśnie jako nagrodę pocieszenia – powie prezydentowi Bidenowi, że nie ma co się tak przy popieraniu prezydenta Zełeńskiego upierać, to taka rzecz się nie ukryje.
A skoro tak, to prędzej, czy później jakaś ukraińska Schwein, postawi pytanie czy warto było odrzucać porozumienia mińskie, żeby nie tylko stracić 20 procent terytorium, ale również setki tysięcy obywateli zabitych, rannych i zaginionych, nie mówiąc już o zniszczeniach materialnych – a inna Schwein, a może nawet ta sama, nieubłaganym palcem wskaże na prezydenta Zełeńskiego jako sprawcę tego nieszczęścia. Skoro my to wiemy, to prezydent Zełeński wie to jeszcze lepiej, w związku z czym zaczyna wykonywać nerwowe ruchy, których efektem jest wybuch wojny handlowej z Polską.
W ramach retorsji za przedłużenie embarga na ukraińskie produkty rolnicze, Ukraina nie tylko zaskarżyła Polskę do Światowej Organizacji Handlu, ale też wprowadziła embargo – niestety nie na dostawy broni amunicji z Polski, tylko na pomidory, jabłka i jakieś jeszcze inne produkty. Jeśli chodzi o dostawy broni, to właśnie pan premier Morawiecki ogłosił, że Polska żadnej broni na Ukrainę wysyłać nie będzie, ale nie dlatego, że embargo, tylko – że już sama jej nie ma.
W ten sposób – chociaż zapewne bez takiej intencji – premier Morawiecki przyznał, że rząd “dobrej zmiany” Polskę rozbroił i to w dodatku za darmo – bo w podpisanej przez ówczesnego ministra obrony Antoniego Macierewicza umowie z Ukrainą z 2 grudnia 2016 roku, Polska zobowiązała się do nieodpłatnego udostępniania Ukrainie zasobów całego państwa. Amunicję natomiast nadal mamy Ukrainie posyłać i pewnie nadal za darmo – bo nie słychać, by rząd “dobrej zmiany” tę umowę wypowiedział.
W ogóle na ten temat nic nie słychać, podobnie jak nie było słychać nic w związku z rewelacją, że pan Mateusz Morawiecki w 1989 roku był zapisany jako tajny współpracownik STASI. Że koła rządowe nabrały wody w usta – to rzecz zrozumiała sama przez się – ale że wody w usta nabrała nieprzejednana opozycja pod kierownictwem Volksdeutsche Partei – temu już można się dziwić, chociaż też nie za bardzo, bo dlaczego akurat Volksdeutsche Partei miałaby rozdmuchiwać takie rzeczy?
Jeśli jednak nie rozdmuchuje, to wzbudza podejrzenia, że tajna współpraca pana Mateusza Morawieckiego mogła mieć dalszy ciąg, jako że po zjednoczeniu Niemiec aktywa STASI zostały przejęte przez BND – pewnie łącznie z agenturą. Warto o tym przypomnieć w momencie, kiedy nawet pani Beata Szydło żałośliwym głosem przypomina, że Ukraińcy już raz obwąchiwali się z Niemcami, ale za dobrze na tym nie wyszli.
Inna sprawa, że nie wyszli na tym znowu aż tak źle, bo Amerykanie, ze względu na ich przydatność w zimnej wojnie przeciwko Sowietom, nie tylko wybaczyli im kolaborację z Hitlerem, ale rozpięli nad nimi parasol ochronny aż do chwili obecnej, w następstwie czego Polska naprawdę stała się “sługą narodu ukraińskiego”. To, że ten sługa akurat się zbuntował ze względu na przedwyborczy interes polityczny, nie mieści się niektórym ukraińskim dygnitarzom w głowach, bo każdy człowiek – a być może Ukraińcy szybciej niż inni – przyzwyczajają się do dobrego.
Ciekawe, czy Nasz Najważniejszy Sojusznik, podobnie jak Komisja Europejska, która przez palce patrzy na ewidentne naruszenie traktatów samowolnym przedłużeniem embarga, zachowa wyrozumiałość tylko do 15 października, a po wyborach tupnie nogą i każe embargo zakończyć, czy też nie będzie tupał, jako, że sam zacznie też przygotowywać się do zakończenia ukraińskiej awantury? A jeśli zdecyduje się tę awanturę zakończyć, to wtedy nastanie pokój, to znaczy – nie tyle może pokój, co zamrożenie konfliktu.
Jaki ten pokój się dla Polski okaże – tego nie wiemy; czy będzie tylko “straszny”, czy też przybierze postać ukraińskiej ucieczki do przodu kosztem rozbrojonej Polski – o tym się za kilka miesięcy przekonamy.
Szanowny Panie od kilkudziesięciu lat cywilizacja śmierci atakuje coraz bardziej agresywnie. Opór społeczny wobec tego zjawiska zależy od stopnia świadomości społeczeństwa. Wiedzą o tym masowe media kontrolowane przez radykalną lewicę i dlatego zajmują się propagandą i niszczeniem zasad moralnych. W tym samym czasie istnieje duża liczba osób ukształtowanych przez chrześcijaństwo, jednak nie ośmielają się one wyrażać swoich poglądów publicznie. W obliczu tej sytuacji warto zadać sobie szereg pytań. Jakich? O tym w nowym materiale video, do obejrzenia którego zachęcam:
Popierasz to co robimy?Możemy dotrzeć do opinii publicznej tylko dzięki wsparciu naszych Darczyńców Wspieram działania Fundacji!