Zakneblowali nas. Ale cicho-sza!! Jesteśmy szpiegami. Czyimi? Wszystko jedno.

Zakneblowani

02.10.2023 |wolnemedia

Od wczoraj można aresztować każdego. Dosłownie.

Krytyka doktryny państwowej wiąże się z surowymi sankcjami. Dotyczy to szczególnie tych, którzy nie są niechętnie nastawieni do Rosji lub Białorusi i sprzeciwiają się wojennej narracji, i mają dość ciągłego straszenia Polaków zagrożeniem ze Wschodu.

A jeśli jeszcze ktoś utrzymuje kontakty ze znajomymi, którzy akurat tam mieszkają, do końca życia nie wyjdzie z kryminału. Czarny scenariusz? Nie, nowelizacja ustawy.

Zadziwiające jest to, że media nie protestują, nie podnoszą wrzasku w obliczu tej kuriozalnej cenzury, dają sobie założyć knebel, mimo że za chwilę może dotknąć to każdego. Przepisy są tak sformułowane, że dowolność interpretacji jest nieograniczona, o czym jeszcze wspomnę na końcu.

Nie wolno już fotografować tzw. obiektów strategicznych, portów, lotnisk, zapór wodnych, węzłów, ważnych dworców kolejowych i całej listy miejsc, których nikt z nas nie pozna, bo ich wykaz został utajniony. A jeśli jest utajniony, to lepiej nie robić sobie selfie, bo może okazać się, że w tle są jakieś kominy, albo strategiczne słupy.

Znowu pojawią się tabliczki „zakaz fotografowania” i jeśli wyjmiemy w takim miejscu telefon, możemy spędzić nawet pięć lat w więzieniu. W najlepszym wypadku grzywna. Masz kamerę w samochodzie – uważaj, którędy jedziesz, bo zamiast do domu możesz trafić do więzienia. Ustawodawca nie wziął pod uwagę Google i jego Street View, przewodników turystycznych, albumów czy zwykłych pocztówek. Tutaj będzie śmiesznie, ale to jedyna zabawna rzecz w całej tej nowelizacji.

Karana będzie nie tylko działalność szpiegowska na rzecz obcego państwa, ale również inne formy ją maskujące. Jakie to są formy? Nie wiadomo, czy pisanie wpisów na „Facebooku”, udział w konferencjach i programach organizacji zagranicznych niezwiązanych z UE i NATO? Rozmowy ze znajomymi z innych państw też będą podlegały tym niejasnym zapisom?

Ponownie posłużę się cytatem, bo to jest już kuriozum: „Nowelizacja przewiduje między innymi rozszerzenie znamion przestępstwa szpiegostwa przeciwko państwu polskiemu. Karana będzie nie tylko działalność szpiegowska na rzecz obcego państwa, ale również inne formy ją maskujące. Ponadto wzrosną kary dla osób, którym to przestępstwo zostanie udowodnione”.

Czyli jeśli nie zostanie to udowodnione, to posiedzą trochę krócej? Sam nie mogę uwierzyć w to, co teraz czytam, gdy to piszę.

Pewnie nadal bym nie wierzył, gdyby nie prowokacje, jakie spotkały mnie i moich znajomych. Akurat tych, którzy nie boją się głośno mówić o tym, że nie pałają nienawiścią do wschodnich sąsiadów. Niezależnie, czy są to relacje prywatne, czy zawodowe.

Wszyscy w podobnym czasie odebraliśmy telefony od rzekomych przedstawicieli białoruskich władz lub mediów, wiadomości wysyłane komunikatorem „Whatsapp”. Informacje były identyczne i osoba dzwoniąca również przedstawiła się takim samym imieniem i nazwiskiem. Po weryfikacji okazywało się, że to bzdura, mimo że telefon, z którego dzwoniono, miał białoruski numer kierunkowy.

Zanim jeszcze zaostrzono przepisy, aresztowano kilkanaście osób, nigdy nie znałem powodu ich zatrzymania, ale niektóre przypadki wydawały się bardzo dziwne, niejasne i nikt nigdy nie wiedział, za co tak naprawdę kogoś aresztowano. Czy areszt wydobywczy w Polsce jest legalny?

„W (polskich) przepisach procedury karnej nie znajdziemy legalnej definicji aresztu wydobywczego, to jednak w praktyce często mamy do czynienia nie tylko z nadużywaniem stosowania tymczasowego aresztowania, ale także właśnie z przypadkami aresztu trwającego nawet kilka lat” – napisała na swoim blogu dr nauk prawnych Joanna Koczur.

W czerwcu zatrzymano hokeistę, który według prokuratury prowadził rozpoznanie infrastruktury krytycznej, w tym szlaków kolejowych przy granicy z Ukrainą.

Trudno w to uwierzyć, więc zacytuję fragment z doniesień prasowych zawierających wypowiedzi prokuratury: „Został zwerbowany już w Polsce, miał szpiegować dla pieniędzy i dostawać zapłatę w kryptowalutach. Hokeistę zwerbowano przez rosyjskie służby stosunkowo niedawno. Najpierw zlecono mu umieszczanie napisów na murach o treściach mających wywoływać m.in. antyukraińskie nastroje. Chodziło o szerzenie dezinformacji i rosyjską propagandę wymierzoną także w NATO i politykę rządu”.

Naprawdę media łyknęły to, że obce służby zleciły agentowi, żeby pisał na ścianach, murach albo na drzwiach w publicznej toalecie jakieś hasła? Może jeszcze na gminnych przystankach autobusowych, obok wydrążonych scyzorykiem napisów „Zenek to ch*j”, „Kocham Zośkę” itp.? Teraz, w dobie internetu, satelitów, teleobiektywów i Google? To nawet już nie trochę, ale mocno naciągane. Teraz jeszcze to zaostrzono.

Kolejną zmianą jest karanie dezinformacji związanej z działalnością szpiegowską. W ustawie czytamy, że chodzi o rozpowszechnianie „nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji, mających na celu wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, innego państwa lub organizacji międzynarodowej”.

Milczysz opozycjo? Czy zdajesz sobie sprawę, że wasz wczorajszy Marsz Miliona Serc mógł być ostatnim takim wydarzeniem? Przecież według wciąż aktualnych władz, wy rozpowszechniacie nieprawdziwe, wprowadzające w błąd informacje, zakłócając porządek gospodarczy stolicy, co można podciągnąć pod sabotaż instytucji państwowych lub międzynarodowych. Przykład — podaliście w mediach nierealną liczbę miliona protestujących na ulicach miasta zamieszkanego przez 1,75 mln mieszkańców. Wypełnia to znamiona przestępstwa opisanego w nowelizacji. A nawet jeśli ktoś tych znamion nie wypełnia, to i tak nie może być pewien następnego poranka.

Wszystkie opisane zaostrzenia wprowadzane są zazwyczaj, gdy kraj szykuje się do wojny. Wojny żadnej nie będzie, a dziennikarze zostaną już nie ręką, a z gębą w nocniku. Milczcie dalej, a będziecie mogli mówić jedynie o pogodzie. Jeśli jeszcze zdołacie coś powiedzieć z dna tego nocnika.

Autorstwo: Piotr Jastrzębski
Źródło: WolneMedia.net

Uzupełnienie „Wolnych Mediów”

Art. 130.9 „Kodeksu karnego” byłoby niegroźny dla zwykłych obywateli, gdyby nie fragment „albo działając na jego rzecz”, który można rozciągnąć nawet na osoby, które z obcym wywiadem nie utrzymują żadnych relacji: „Kto, biorąc udział w działalności obcego wywiadu albo działając na jego rzecz, prowadzi dezinformację, polegającą na rozpowszechnianiu nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji, mając na celu wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienie organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8”.

Wreszcie ! Duża dostawa z Ukrainy już pod największą przetwórnią w Polsce

Duża dostawa z Ukrainy pod największą przetwórnią w Polsce

3 października 2023, kobietawsadzie.pl/duza-dostawa-z-ukrainy

Dziś spadły ceny jabłek przemysłowych. Rownież dziś, teraz, na rozładunek przed największą przetwórnią w Polsce czeka 100 ton soków z Ukrainy (5 aut). To chyba pierwsza tak duża dostawa w tym sezonie. Przetwórnia straszy kolejnymi obniżkami. Przypadek? – informuje za pośrednictwem Facebook „Owocowa Polska”

źródło:

Owocowa Polska 22 godz. temu

💥🍎Dziś spadły ceny jabłek przemysłowych. Rownież dziś, teraz, na rozładunek przed największą przetwórnią w Polsce czeka 100 ton soków z Ukrainy (5 aut). To chyba pierwsza tak duża dostawa w tym sezonie. Przetwórnia straszy kolejnymi obniżkami. Przypadek?

Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba, przyczepa, ciężarówka, droga i tekst
Może być zdjęciem przedstawiającym przyczepa, generator, ciężarówka i tekst
1514271

Czterech Ukraińców [na haju] przemycało przez Polskę migrantów. RECYDYWA.

Zatrzymano czterech Ukraińców [na haju] przemycających przez Polskę migrantów.

zatrzymano-ukraincow-przemycajacych-migrantow

Do zatrzymania czterech Ukraińców, którzy organizowali przewóz przez Polskę nielegalnych migrantów, doprowadziła śląska Straż Graniczna. Wśród nich jest zleceniodawca przemytu. Wszyscy zostali tymczasowo aresztowani – podał w środę Śląski Oddział Straży Granicznej.

Rzecznik śląskiej Straży Granicznej ppor. Szymon Mościcki poinformował, że pierwszy Ukrainiec został zatrzymany na początku września, gdy przewoził busem na polskich numerach rejestracyjnych 12 migrantów z Syrii, w tym 11-letnie dziecko. Pełnoletni cudzoziemcy usłyszeli zarzut nielegalnego przekroczenia granicy. Przyznali się i dobrowolnie poddali się karze. 10 września cała dwunastka została przekazana w ramach readmisji uproszczonej stronie słowackiej.

Podczas akcji Straży Granicznej u kierowcy znaleziono prawie 2,5 g. metamfetaminy. Mężczyzna został poddany badaniu na obecność w jego organizmie substancji psychoaktywnych. Prowadząc pojazd znajdował się pod wpływem narkotyków. Usłyszał zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i organizowania nielegalnego przekroczenia granicy 12 Syryjczykom. Odpowie też za narkotyki. Został aresztowany przez sąd w Żywcu.

Kilka dni później kolejni członkowie tej grupy przestępczej usiłowali przemycić przez Polskę tych samych 12 Syryjczyków.[Recydywa !! Powinni odesłać – na koszt migrantów oczywiście – do ich kraju, dla ukarania. MD]

Próba została udaremniona przez funkcjonariuszy z Bielsku-Białej. Zatrzymano kolejnych dwóch przemytników, także obywateli Ukrainy” – powiedział ppor. Mościcki. Ukraińcy usłyszeli prokuratorskie zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i organizowania przekroczenia granicy 12 cudzoziemcom. Zostali tymczasowo aresztowani.

Rzecznik śląskiej Straży Granicznej poinformował, że funkcjonariusze z Bielska-Białej zatrzymali na terenie województwa śląskiego organizatora i zleceniodawcy przemytu 12 Syryjczyków. Usłyszał już zarzuty działania w zorganizowanej grupie i organizowania przemytu ludzi. Został aresztowany.

Od początku roku śląska Straż Graniczna zatrzymała ponad 750 nielegalnych migrantów, którzy przekroczyli granicę państwową wbrew przepisom od strony Słowacji, z czego od początku sierpnia już ponad 600.

Nie będzie aborcji z powodów psychicznych? Odwołano prace tajnego zespołu. Czy wróci [tajnie] po “wyborach”?

Nie będzie aborcji z powodów psychicznych? Odwołano prace tajnego zespołu

https://pch24.pl/nie-bedzie-aborcji-z-powodow-psychicznych-odwolano-prace-tajnego-zespolu/

#aborcja #adam niedzielski #katarzyna sójka #zdrowie psychiczne

(Rys. Aleksander Bednarski/PCH)

Odwołano posiedzenie tajnej komisji ds. aborcji; kolejne posiedzenie nie zostało zaplanowane. Jak podaje „Rzeczpospolita” powołując się na źródła w ministerstwie, to efekt stanowiska Konferencji Episkopatu Polski oraz nacisków środowisk pro-life.

12 czerwca br. były minister zdrowia Adam Niedzielski wydał zarządzenie o powołaniu grupy pod nazwą „Zespół ds. opracowania wytycznych dla podmiotów leczniczych w zakresie procedur związanych z zakończeniem ciąży”. Podczas konferencji prasowej minister informował, że chodzi o wypracowanie takiej definicji zdrowia kobiety, która obejmie również problemy psychiczne. W zgodnej ocenie środowisk pro-life oznaczałoby to, że w Polsce dzieci nienarodzone zaczęłyby być zabijane na podstawie de facto uznaniowej. W kilku krajach na świecie aborcje wykonuje się masowo właśnie na gruncie przesłanki o ochronie zdrowia psychicznego.

Zespół Niedzielskiego obradował tajnie; prac nie przerwano nawet po odejściu Adama Niedzielskiego z resortu zdrowia i objęciu teki ministra przez Katarzynę Sójkę. W związku z utajnieniem prac zespołu sprawą zainteresowali się biskupi, dziennikarze i politycy.

29 sierpnia poseł Grzegorz Braun przeprowadził interwencję poselską w Ministerstwie Zdrowia. Razem z nim byli na miejscu między innymi Kaja Godek z Fundacji Życie i Rodzina oraz Roman Fritz z Konfederacji Korony Polskiej. Niestety, posłowi Braunowi nie udało się uzyskać informacji na temat prac zespołu, pomimo procedowania w ramach interwencji poselskiej. Poseł Braun ocenił to jako ewidentne naruszenie prawa, podobnie jak Kaja Godek.

Nie można prowadzić prac w instytucji państwowej w sposób niejawny, chyba, że zachodzi któraś z przesłanek wymienionych w ustawie o ochronie informacji niejawnej. Tutaj nie występuje. Ujawnienie jak ustala się procedury medyczne w szpitalach to nie jest coś, co zagraża bezpieczeństwu państwa. Domagaliśmy się wydania tych dokumentów, bo opinia publiczna powinna mieć wgląd do planowanych zmian w obszarze ochrony życia na każdym etapie ich przeprowadzania – mówiła Kaja Godek w rozmowie z PCh24.pl.

Sprawą zajął się również Episkopat. Na początku września specjalne oświadczenie w tej kwestii wydał Zespół Ekspertów KEP ds. Bioetycznych. „Aborcja nie może być prawnie dopuszczona z powodu występowania u matki zaburzeń psychicznych. W takich przypadkach należy stosować uznane i skuteczne metody leczenia” – napisano w oświadczeniu. Według „Rzeczpospolitej” to właśnie stanowisko biskupów silnie wpłynęło na decyzję o zawieszeniu prac zespołu; jakkolwiek rolę odegrały też inne naciski. 

Przeciwko procedowaniu zmian, które mogłyby doprowadzić do de facto uznaniowego zabijania dzieci nienarodzonych, protestował Instytut Ordo Iuris. Instytut przygotował obszerną analizę prawną, w której wskazywał, że dopuszczenie zabijania dzieci nienarodzonych ze względu na ochronę tzw. zdrowia psychicznego matki byłoby obejściem obowiązujących przepisów i wprowadzeniem faktycznej aborcji na życzenie. Instytut prowadził też zbiórkę podpisów pod petycją do ministra zdrowia.

Portal PCh24.pl od samego początku opisywał tę sprawę; publikowaliśmy na ten temat również liczne nagrania z ekspertami z Ordo Iuris, Centrum Życia i Rodziny czy Fundacji Życie i Rodzina.

„Rzeczpospolita” sugeruje, że w ocenie kierownictwa partyjnego PiS prace zespołu mogłyby źle odbić się na kampanii wyborczej. Pytanie, czy wobec tego zespół nie wróci do dzieła po wyborach?

Pach

Ukraiński szantaż zbożowy – drugie dno

Ukraiński szantaż zbożowy – drugie dno

Konrad Rękas myslpolska

W sumie nie ma się czemu dziwić. Mieliśmy już Zarazę, mamy Wojnę, więc logiczne, że przyszedł czas na Głód.

Ukraiński szantaż zbożowy od początku obliczony był na zmiękczenie serduszek zachodniej opinii publicznej, tym służąc pomnażaniu zysków wszystkich zainteresowanych w przedłużaniu obecnego konfliktu.

Hierarchia państw wasalnych

Choć polskie ograniczenia dla ukraińskiego importu rolno-spożywczego mają oczywisty związek z kampanią wyborczą, a przedtem protestami rolniczymi, to jednak należy zauważyć, że podobnie działania podjęły też rządy Węgier, Słowacji, Rumunii i Bułgarii, czyli krajów pozostających w podobnym co III RP stopniu zależności of Stanów Zjednoczonych. Bułgaria zresztą skapitulowała ostatecznie przed Kijowem, rumuńskim władzom pozwolono zaś o tyle zachować twarz (?), że Ukraińcy zobowiązali się nie wwozić swojego zboża do Rumunii przed wdrożeniem systemu jego licencjonowania, przy czym gwarancją dotrzymania tej obietnicy jest ni mniej, ni więcej, tylko… „dżentelmeńska umowa” z ekipą Wołodymyra Zełeńskiego.

Tą samą, której żądania obejmują już nie tylko zniesienie wszelkich barier celnych między UE a Ukrainą, ale także wprowadzenie unijnych dopłat do ukraińskiego eksportu na obszar Unii, co popiera między innymi polski komisarz ds. rolnictwa, Janusz Wojciechowski. Tym samym, tocząc rzekomo heroiczną walkę w obronie polskiej produkcji, rząd PiS drugą ręką podpisuje się pod projektem wydawania wydzieranej Polsce składki unijnej na potrzeby ukraińskich producentów zbóż, czyli miejscowych oligarchów i globalnych koncernów. Nie jest to zresztą koniec długiej listy postulatów Kijowa, ewidentnie współsuflowanych z Waszyngtonu i Londynu. Do szczególnie bezczelnych, a charakterystycznych, należy pomysł budowy na terytorium państw UE i za ich pieniądze silosów zbożowych przeznaczonych specjalnie i wyłącznie do przechowywania ukraińskiego zboża.

Mamy więc do czynienia z bezkompromisowym dążeniem do monopolizacji produkcją z Ukrainy całego europejskiego rynku zbożowego, a wraz z eksportem pasz, zdobyciem dominującego wpływu również na produkcję zwierzęcą.

Konkurencja peryferii

Dlaczego powinniśmy mówić o „produkcji z Ukrainy” raczej niż o stricte ukraińskiej – o tym dalej. Obserwując jednak strategię realizowaną rękoma kijowian, otrzymujemy wyraźne potwierdzenie podrzędnej i słabnącej roli pozostałych państwa wasalnych Anglosasów. Ani Biały Dom, ani Westminster na żadnym etapie nie wsparły swoich środkowoeuropejskich „sojuszników” i nie da się tego zasłonić pseudowyjaśnieniami, że „przecież USA i UK nie są w Unii”, jakoś bowiem nie przeszkadza to Amerykanom i Brytyjczykom zajmować stanowisk we wszystkich pozostałych interesujących ich kwestiach europejskich. A tu – zastanawiająca cisza, a jeśli pojawiają się głosy prominentnych polityków i głównonurtowych mediów, to jednoznacznie po stronie kijowskiej.

Dla III RP i innych państw podrzędnych to ważne przypomnienie hierarchii, a także potwierdzenie faktu oczywistego dla wszystkich przestrzegających przed wciąganiem Ukrainy do struktur zachodnich: kraj ten jako obszar zachodniej kolonizacji gospodarczej jest naturalnym konkurentem dla reszty peryferii, z Polską na czele. Oferuje większe przestrzenie, tańszą siłę roboczą, znacznie większy potencjał rolny i zdegradowany, ale istniejący potencjał przemysłowy, akurat do zamiany w montownie i produkcję półfabrykatów, wycofywane z Polski czy Słowacji.

Co gorsza zaś, w przypadku rolnictwa jest to konkurencja z potęgą, przed którą z lepszym czy gorszym skutkiem, ale staraliśmy się dotąd strzec pozostałości naszej rodzimej produkcji.

GMO-trick

Niezależnie od stanowisk zajmowanych wobec „konfliktu z Ukrainą”, politycy i media starannie unikają podawania odbiorcom w Polsce i Europie konkretów na temat choćby tamtejszej struktury własności ziemskiej. Proces ten zaczął się zresztą jeszcze przed wojną, gdy gigantycznej korupcji towarzyszyła usankcjonowana grabież ziemi na skalę milionów hektarów, co w końcu musiała przyznać nawet ekipa Zełeńskiego, rzecz jasna jednak całą aferę wykorzystując tylko do ścigania konkurencyjnych gangów oligarchicznych. Nie było też tajemnicą, że ceną za zachodnie poparcie było usankcjonowanie przejęcia miejscowych latyfundiów przez globalne korporacje, wspierane m.in. przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i oczywiście zainteresowane rządy.

W efekcie Bayer-Monsanto, DowDuPont/Corteva i BASF, dotąd udające dzierżawców i partnerów joint ventures mogły się wreszcie ujawnić, czego (nie)naturalnym następstwem było także upublicznienie faktu uprawiania przez te koncerny na Ukrainie roślin genetycznie modyfikowanych, w tym soi i kukurydzy, grożącego nie tylko uprawom w krajach sąsiednich (zwłaszcza w Polsce), ale także stanowiąc śmiertelne zagrożenie dla rynku produkcji zwierzęcej w UE, gdzie trafia większość ukraińskiego (?) eksportu pasz. To zaś jest już niszczenie zdrowia kolejnych pokoleń Europejczyków.

Gdy ryknie Afryka…!

Jak pamiętamy, głównym uzasadnieniem zbożowego Porozumienia Czarnomorskiego miało być przeciwdziałanie tragicznym skutkom blokady ukraińskich portów w postaci głodu w Afryce.

Tymczasem, jak już wiemy dzisiaj, struktura ukraińskiego eksportu jest zupełnie inna: aż 38% trafiło na rynek europejski, 30% do Turcji, 24% do Chin i tylko 2% do krajów globalnego Południa! 

To Rosja, pomimo sankcji i blokad przewozowych, wysłała do Afryki 11 milionów ton zbóż w roku 2022 i kolejne 10 mln ton w pierwszej połowie 2023 roku. Równolegle też Moskwa udziela bezpośredniej pomocy żywnościowej, śląc za darmo po 50 tys. ton zbóż m.in. do Burkina Faso, Zimbabwe, Mali, Somalii, Republiki Środkowej Afryki i Erytrei. Kto więc w rzeczywistości stosuje szantaż zbożowy, kto chce zagłodzić Afrykę, by utrzymywać cały kontynent w stanie geopolitycznej i geoekonomicznej niesamodzielności, a kto pomaga w opieraniu się tej fali neokolonializmu?

Zorganizowany 27-28 lipca 2023 roku II Szczyt Afryka-Rosja w Petersburgu okazał się być poważnym ciosem dla atlanto-eurocentryzmu w stosunkach międzynarodowych, czego potwierdzeniem było obalenie kolejnych marionetkowych prozachodnich reżimów w państwach Afryki Zachodniej. Stawianie się przed dawne imperia kolonialne (z towarzyszeniem wschodnioeuropejskich neokolonii) w roli obrońców Afrykanów zostało już zatem ostatecznie skompromitowane, na globalnym Południu budząc co najwyżej rosnący opór. Ten zaś nieuchronnie potwierdza ostateczny zmierzch świata jednobiegunowego i amerykańskiej hegemonii…

Nazistowskie kłamstwa i strategie imperializmu

Gdy neoliberalizm słabnie – nieodmiennie sięga jednak po swego ostatecznego obrońcę, nazizm. Czy bowiem obecne straszenie Głodem dziwnie czegoś nie przypomina? Wszak to właśnie banderowskie środowiska emigracyjne ukuły mit osławionego „Hołodomoru” [?? MD] , rzekomo celowo zorganizowanego przez rosyjskich komunistów w celu ludobójstwa na Ukraińcach. Ahistoryczność, niezgodność z elementarną wiedzą całej tej opowieści nie przeszkodziła w uczynieniu jej jednym z mitów założycielskich neobanderowskiej współczesnej Ukrainy, przy znaczącym wsparciu anglosaskiego imperializmu i przy bezwolnym przytakiwaniu kręgów zarządzających III RP. Analogii jest zresztą więcej – jak pamiętamy bowiem, podczas II wojny światowej niemieccy okupanci całymi pociągami wywozili z Ukrainy czarnoziem, glebę o legendarnej żyzności, coś jak obecni okupanci grabią tą że ziemię, wysysając ją i zatruwając dla maksymalizacji własnych zysków. Straszenie Głodem i straszenie Rosją pozwalają ukryć ten przekręt na skalę globalną, skazujący Ukrainę na prawdziwe pustynnienie, a więc i prawdziwy głód i to już w dającej się przewidzieć przyszłości. Wygląda na to, że spodziewając się utraty kontroli nad Ukrainą – Zachód postara się nie zostawić na jej terytorium nawet spalonej ziemi…

O Pokój, Ziemię i Chleb!

Z imperialistycznego punktu widzenia to także element strategii powstrzymywania afrykańskiego przebudzenia. Kontrolowane braki żywności na masową skalę i kontrola dystrybucji rzekomej pomocy to od dekad sprawdzone mechanizmy neokolonialnej kontroli nad tym kontynentem. Jednak Afryka mimo wszystko powstaje i jest tylko kwestią czasu, kiedy reszta świata weźmie z niej przykład. A jest to sprawa po prostu przetrwania ludzkości w formie, jaką znamy, bowiem totalitarna kontrola na łańcuchami zaopatrzenia żywnościowego może okazać się ostatnim etapem pełnego zniewolenia, czyli procesu przyspieszanego i testowanego podczas pandemii COVID-19, w ramach transformacji energetycznej i obecnie w związku z wojną na Ukrainie. Odrzucając ukraiński szantaż zbożowy i stojące za nim interesy, nie tylko bronimy polskiego rolnictwa, nie tylko troszczymy się o nasze zdrowie, ale także walczymy o nasze podstawowe, ludzkie prawa. Ktokolwiek monopolistycznie kontroluje podaż, a także skład i wartość zwykłego chleba – może w efekcie decydować o życiu i wolności innych. Nieprzypadkowo jednym z najpotężniejszych politycznych haseł w historii pozostaje: O Pokój, Ziemię i Chleb!

I nadal musimy o to walczyć.

Antysystemowy Marsz Niepodległości w Kaliszu. To 7 października 1918 roku sprawująca władzę Rada Regencyjna opublikowała Deklarację Niepodległości…

Antysystemowy Marsz Niepodległości w Kaliszu.

7 października 1918 roku sprawująca władzę Rada Regencyjna opublikowała Deklarację Niepodległości… To także Święto Matki Bożej Różańcowej, którego genezą była stoczona 7 października 1571 roku bitwa pod Lepanto.

zyciekalisza

Centrum Patriotyczne im. Karola Ferdynanda Wazy zaprasza kaliszan na Marsz Niepodległości Regni Poloniae, który odbędzie się 7 października, w sobotę. Początek marszu o godzinie 17.30 na Skwerze Rozmarek przy ulicy targowej a wcześniej, o g. 16 organizatorzy zapraszają na uroczystą mszę Św. w Kościele oo. Franciszkanów

Dlaczego 7 października a nie 11 listopada?
Ponieważ 7 października 1918 roku sprawująca władzę Rada Regencyjna opublikowała słynną Deklarację Niepodległości w myśl której ogłoszono, wbrew interesom zaborców, wskrzeszenie suwerennego Państwa Polskiego po 146 latach zaborów z uwzględnieniem wszystkich historycznych ziem polskich – wyjaśnia dr Piotr Rubas, współorganizator wydarzenia.
11 listopada został Polakom narzucony przez sanację dla upamiętnienia przejęcia władzy wojskowej z rąk Rady Regencyjnej przez Józefa Piłsudskiego a Rada zdecydowała się na ustąpienie dla zażegnania widma bratobójczej wojny domowej.
Po zamachu majowym w 1926 roku ekipa sanacyjna wprowadziła kult jednostki Piłsudskiego, wskutek czego do dziś najnowsza historia Polski oraz prawda, kto przyczynił się do odzyskania niepodległości jest zniekształcona – twierdzi dr Rubas.
Historia w pewnym sensie zatacza koło, gdyż podobnie jak piłsudczycy przypisywali sobie cudze zasługi w budowaniu zrębów niepodległej Polski, tak dziś pewne środowiska i partie polityczne  próbują  przypisać sobie wiodącą rolę w walce z absurdalnymi obostrzeniami cov****ymi, w sytuacji kiedy wielu z nich było wielkimi nieobecnymi – dodaje Piotr Rubas.
Przypomina, że 7 października to także Święto Matki Bożej Różańcowej, którego genezą była stoczona 7 października 1571 roku bitwa pod Lepanto – największa bitwa morska w dziejach świata pomiędzy Ligą Świętą a imperium osmańskim.
– Ta data w kontekście forsowanej przez Unię Europejską islamizacji Europy jest szczególnie ważna – podkreśla dr Rubas.
Po Marszu, około godziny 19 przewidziano prelekcję na temat działalności Józefa Piłsudskiego. Miejsce spotkania zostanie ogłoszone w trakcie marszu. (pp)

Sejm: Wstrząsające szczegóły afer covidowych. … A co ze zbrodniami?

Wstrząsające szczegóły afer covidowych. Braun: „To zrobiono tutaj na masową skalę” .10.2023

wstrzasajace-szczegoly-afer-covidowych

– Raport NIK-u skupia się w tej chwili tylko na sferze finansowej, nie jest poruszona żadna kwestia zaniechania leczenia, utrudnienia leczenia, utrudnienia dostępu do lekarza i kto tak naprawdę za to wszystko odpowiada

Grzegorz Braun

W Sejmie odbyła się konferencja prasowa podsumowująca działania Poselskiej Komisji Śledczej Norymberga 2.0 w tej kadencji. Swoje prace od ponad dwóch lat prowadzi ona w ramach Parlamentarnego Zespołu do spraw Nadużyć i Naruszeń Prawa w związku z COVID-19, pod przewodnictwem Posła Grzegorza Brauna.

Podczas konferencji głos zabrał m.in. lekarz Marcin Sowiński. Wskazał, że w przypadku funduszu covidowego „unikano i do dziś uniknięto nadzoru”.

– Zarzut, jaki Pan prezes NIK postawia, jest przede wszystkim wniosek skierowany do CBA o możliwość korupcjogennego działania w ten sposób, że Pan premier Morawiecki nie nadzorował w sposób właściwy tego funduszu, ponieważ też nie było kontroli nad wydawaniem (…), a wyglądało to w ten sposób, że większość pieniędzy wydawano wcale nie na walkę z covid, tylko np. na budowę dróg albo na zakup śmieciarek albo na zapłatę za gaz – powiedział.

Jak wyjaśnił, w sprawie funduszu „dwie główne komisje się zbierały i decydowały same, właściwie bez żadnych protokołów, bez żadnych pisemnych potwierdzeń, a te ręczne notatki, które były, zostały zniszczone”.

– Nie podlegało to żadnym uregulowaniom, nie było żadnych wytycznych, nie było żadnej punktacji, żadnej wagi, do tego, żeby dobierano i te fundusze dobrze dzielono – wyjaśnił.

Przypomniał, że minister zdrowia zawierał umowy na ponad 200 milionów dawek, kiedy było ich potrzeba o wiele mniej. – Już dawno, po pierwszych zamówieniach, było wiadomo, że nie są potrzebne następne, a Pan minister Niedzielski dalej zamawiał. Zamawiał i zamawiał na nasz koszt (…), a potem utylizował – wskazał.

– Z tego całego dokumentu (raport NIK – przyp. red.) moja konkluzja jest taka, że większość szczepionek była prawdopodobnie przechowywana w sposób niezgodny z tymi instrukcjami, które tak bardzo radykalnie, [nakazywały] czyli dobre temperatury w zamrażarkach trzymać, bo nie ma na to żadnych potwierdzeń, nie było żadnej kontroli. A jak już zrobiono kontrolę w jednej z hurtowni, to wyszły same nieprawidłowości w tym zakresie podkreślił.

Ratownik Damian Garlicki wskazał natomiast, że raport NIK „jest wierzchołkiem góry lodowej, wielkich nieprawidłowości, których dopuścił się obecny rząd, ale (…) też wszyscy inni posłowie, którzy ich wspierali”. – Tylko Konfederacja miała odwagę przeciwstawiać się i negować słuszność wprowadzanych obostrzeń, zakazów, nakazów – przypomniał.

– Raport NIK-u skupia się w tej chwili tylko na sferze finansowej, nie jest poruszona żadna kwestia zaniechania leczenia, utrudnienia leczenia, utrudnienia dostępu do lekarza i kto tak naprawdę za to wszystko odpowiada wskazał.

Ratownik podkreślił, że „nie możemy pozwolić na to, aby w przyszłości znowu zgotować Polakom taki los”.

Głos zabrał także poseł Grzegorz Braun. – Nie musieliśmy czekać ani pięć ani pięćdziesiąt lat na potwierdzenie trafności naszych diagnoz, trafności naszego osądu. Stwierdzaliśmy od początku tej operacji w roku 2020, że nie ma ona podstaw ani prawnych – jest nielegalna, ani medycznych – jest to operacja znachorska, co do istoty – wskazał polityk.

Przypomniał, że Konfederaci jako jedyni „dopominali się o poszanowanie zdrowia, życia, wolności, godności, także majętności Polaków” i ocenił, że „był to wielki zamach na te wszystkie sfery”.

NIK mówi na razie o aferach finansowych, a co ze zbrodniami? Jest przestępstwem kodeksowym zaniechanie akcji ratunkowej, nieudzielenie pomocy osobie potrzebującej, której zdrowie, życie jest zagrożone. To zrobiono tutaj na masową skalę dodał.

Braun podkreślił, że widzieliśmy „wielki spektakl hipokryzji, wielkie zakłamanie”. – Jeśli ten złowrogi rząd zjednoczonej łże-prawicy miałby kontynuować swoją działalność, to złodzieje i zbrodniarze pozostaną nieukarani, ponieważ działali prawem kaduka z delegacji tego rządu – zaznaczył.

– Nie tylko zjednoczona łże-prawica była w pełni zaangażowana w ustanawianie reżimu terroru covidowego wobec Polaków, ale cała totalna opozycja i jedna Konfederacja (…) ze szczególnym uwzględnieniem Konfederacji Korony Polskiej (…) w tej sprawie miała stanowisko odrębne – skwitował.

https://youtube.com/watch?v=xLhHnHNNMTw%3Fsi%3DyqzAFBxyriZfUMAS

3.10.2023

Dyrektywa: Mordować dzieci podejrzane o chorobę lub niepełnosprawność. Nasza odpowiedź: Różaniec.

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Europę zbudowała zasada Ora et labora – módl się i pracuj. Wiemy o tym w Fundacji Życie i Rodzina, dlatego wielokrotnie podczas pikiet antyaborcyjnych pokazujemy zdjęcia zabitych dzieci (labora) i odmawiamy Różaniec o zatrzymanie aborcji (ora). Właśnie zrobiliśmy kompilację rozważań, które tworzyli nasi Wolontariusze, a także księża i bracia zakonni, którzy posługują im w Publicznych Różańcach.

Rozpoczął się październik, gdy w sposób szczególny skupiamy się na modlitwie różańcowej, tym bardziej, że właśnie teraz atak na życie nasila się jak rzadko kiedy. Oto niektóre przykłady.

– Szpitale wypracowują metody obchodzenia prawa, by mordować dzieci podejrzane o chorobę lub niepełnosprawność.

– W Ministerstwie Zdrowia z pogwałceniem zasad państwa prawa działa tajny zespół prof. Krzysztofa Czajkowskiego. Grupa ta kodyfikuje procedury aborcji, by narzucić je wszystkim lecznicom i wszystkim pracownikom służby zdrowia.

– W przestrzeni publicznej działają z rozmachem organizacje proaborcyjne, które promują zabijanie dzieci, instruują, jak zabić dziecko domowym sposobem, pośredniczą w handlu środkami poronnymi.

– Wymiar sprawiedliwości wyłapuje nielicznych przestępców aborcyjnych, a sądy skazują ich na śmieszne kary.

– Posłowie odrzucają projekt „Aborcja to zabójstwo”, który realnie poprawiłby sytuację poczętych dzieci i dał narzędzia do ścigania aborterów. 

– Trwa kampania nienawiści wymierzona w każdego, kto broni życia dzieci. Spotykamy się z policyjną przemocą, medialnym hejtem i atakami aborcyjnych aktywistów.

– Od wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22.10.2020 – po pierwszym spadku – rośnie liczba mordowanych dzieci.

Potrzeba jeszcze więcej modlitwy

Zbiór „Sanktuarium Życia. Rozważania na Różaniec o zatrzymanie aborcji” postanowiliśmy wydać w formie modlitewnika. Chciałabym teraz, aby ten modlitewnik trafił w jak najwięcej miejsc. Ufam, że z Bożą pomocą ludzie zobaczą te rozważania i pomodlą się o zatrzymanie zbrodni. Im więcej ludzi się pomodli, tym lepiej.

Wiem też, że dzieci naprawdę tej modlitwy potrzebują.

Mam wydrukowaną pierwszą pulę modlitewników: 1000 sztuk. Potrzebuję teraz opłacić fakturę za druk. 

Potem chcę je rozesłać po całej Polsce. Niech trafią do zakonów klauzurowych, parafii, organizacji katolickich, do każdego, kto może się pomodlić o zatrzymanie aborcji. 

Koszt przygotowania, wydruku i wysłania jednego modlitewnika to 28 złotych. Czy może Pan pomóc sfinansować to dzieło? 

Bardzo Pana proszę o wpłatę 28 złotych lub wielokrotności tej kwoty:

2 modlitewniki to 56 złotych,

3 – to 84 złote,

4 – to 112 złotych,

5 – to 140 złotych.

Może to być też inna wybrana przez Pana suma – przeznaczymy ją na wysłanie kolejnych egzemplarzy.

W sumie potrzeba 28 000 złotych, aby posłać w Polskę cały wydrukowany obecnie nakład.

Wpłaty można dokonać na konto bankowe Fundacji Życie i Rodzina:

47 1160 2202 0000 0004 7838 2230. Kod SWIFT: BIGBPLPW

lub poprzez systemy przelewowe/kartą/Blikiem pod linkiem 

www.RatujZycie.pl/wesprzyj.

Czy może Pan pomóc? Październik już się zaczął i chciałabym, aby jak najwięcej osób odmówiło Różaniec o zatrzymanie aborcji

Nienarodzone dzieci nie mogą same sobie pomóc. Pomóżmy im my, już narodzeni – swoją modlitwą i działaniem.

Serdecznie Pana pozdrawiam!

Kaja Godek Kaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Pod tym linkiem może Pan obejrzeć cały modlitewnik „Sanktuarium Życia”https://ratujzycie.pl/sanktuarium-zycia-rozwazania-na-rozaniec-o-zatrzymanie-aborcji/ 

Jeśli chce Pan, aby także Panu wysłać wersję papierową, proszę napisać maila na kontakt@RatujZycie.plDziękuję z góry za wsparcie finansowe tej najważniejszej obecnie sprawy.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

Obserwuj nas:      

Gruzin i Ukrainka pobili komendanta policji. „Za mundurem Kępno sznurem”.

PolskaWiadomości

Gruzin i Ukrainka pobili komendanta policji

Magna Polonia!

W niedzielę 1 października br. w samo południe na rynku w Kępnie doszło do incydentu z udziałem obywatela Gruzji oraz Ukrainki – informuje portal radiosud.pl.

Gruzin i Ukrainka pobili komendanta policji. Podczas gdy trwały przygotowania do pikniku policyjnego pod nazwą „Za mundurem Kępno sznurem” doszło do awantury. Zapoczątkował ją obywatel Gruzji, który przystąpił do rękoczynów w stosunku do strażaka z PSP. Widząc zdarzenie jednej z policjantów podjął interwencję, aby obezwładnić nachodźcę.

Z pomocą strażakowi pośpieszył osobiście zastępca komendanta Komendy Powiatowej Policji Kępno. Po chwili udało się obezwładnić agresywnego mężczyznę, ale wówczas z pobliskiej kamienicy wybiegła obywatelka Ukrainy, która zaczęła kopać i bić czym popadnie funkcjonariuszy.

Na pomoc przybyło więcej policjantów. Chwilę później zarówno Gruzin, jak i Ukrainka zostali zatrzymani przez dodatkowe posiłki policji. Jak się nieoficjalnie udało dowiedzieć, kobieta wcześniej dała już o sobie znać, zakłócając poprzednią imprezę w tym miejscu – Festiwal Trzech Kultur. [a co to za ‘kultury”, kotek? MD]

Jak wskazuje autor artykułu: Aż trudno w to uwierzyć, że do takich zajść dochodzi w centrum miasta, w niedzielę, w samo południe i to jeszcze przed piknikiem policyjnym.

NASZ KOMENTARZ: Wcale nie trudno w to uwierzyć. Na Zachodzie ataki nachodźców na cywilów i funkcjonariuszy państwowych są już normą. W Polsce to rzeczywiście nowość, ale równamy przecież do “najlepszych”. Nasprowadzano nam masy imigrantów i pseudo-uchodźców wojennych więc skończyły się już czasy, gdy w Polsce panował względny ład i porządek. Takich “incydentów” jest coraz więcej.

Polecamy również: Rosjanie postawili popiersie Stalina przy grobach polskich ofiar zbrodni katyńskiej

118 tys. osób dostało groźne dla zdrowia szczepionki. GIF: “Realizowaliśmy polecenia ministerstwa”

118 tys. osób dostało groźne dla zdrowia szczepionki. GIF: realizowaliśmy polecenia ministerstwa

JAF

30 września 2023, 118-tys-osob-dostalo-grozne-dla-zdrowia-szczepionki

Ponad 13 mln szczepionek o wartości 900 mln zł w Polsce zutylizowano, a 27,6 mln o wartości 1,4 mld zł oddano innym państwom — podał ostatnio NIK. Ale instytucja kontrolna zwraca uwagę na jeszcze inny aspekt zarządzania szczepionkami przez powołane do tego instytucje. Prawie 118 tys. dawek wadliwych szczepionek wykorzystano do zaszczepienia, choć były sygnały z Europy, że są one wadliwe i zagrażają zdrowiu.

NIK zarzuca GIF błędy, których skutkiem było podanie prawie 118 tys. pacjentów wadliwych preparatów.
NIK zarzuca GIF błędy, których skutkiem było podanie prawie 118 tys. pacjentów wadliwych preparatów. | Foto: Screen z Youtube, Shutterstock, Fotokon / NIK
  • 118 tys. dawek wadliwych szczepionek wykorzystano do zaszczepienia, choć były sygnały, że mogą być niebezpieczne
  • Zareagowano dopiero po roku, gdy z Belgii przyszło mocniejsze ostrzeżenie w sprawie tej serii. Niestety cała seria była już w polskich pacjentach
  • Główny Inspektorat Farmaceutyczny tłumaczy, że ostrzeżenie pierwsze nie było wystarczająco mocne, dopiero dokument rok później dawał silne informacje

To wszystko dane przedstawione ostatnio przez Najwyższą Izbę Kontroli. Łącznie utraciliśmy 40 mln szczepionek o wartości 2,3 mld zł, czyli ponad 20 proc. zakontraktowanych dawek. Zamówienie opiewało na razem 132 mln dawek, za które zapłacono 8,1 mld zł.

A to wszystko dane tylko do końca ubiegłego roku.

Pacjentom podano 58 mln dawek, czyli 44 proc. dostarczonych do Polski szczepionek. Do odbioru pozostało jeszcze ponad 69 mln dawek, czyli jeszcze ponad jedna trzecia zamówienia przed nami.

Wadliwe szczepionki już w pacjentach

NIK wskazuje, że Główny Inspektorat Farmaceutyczny nie wiedział gdzie są konkretne serie szczepionki, bo przyjęto taką interpretację Prawa Farmaceutycznego, że dystrybucja szczepionek na COVID-19 nie jest obrotem w rozumieniu prawa i nie podlegała w związku z tym serializacji, nie wprowadzano przez to danych do systemu monitorowania z hurtowni i nie podlegało przepisom o weryfikacji o autentyczności leków. Poprzedni prezes GIF wskazywać miał nawet, że mogą wystąpić nieprawidłowości, bo takie procedury nie wynikały z ustawy, ale z rozporządzenia ministra. GIF przeprowadził tylko dwie inspekcje w hurtowniach i podczas tej kontroli stwierdzono nieprawidłowości krytyczne. Mimo tego nie skontrolowano innych hurtowni.

Do GIF wpłynęło osiem zgłoszeń o wadach, z czego dwa klasy pierwszej i drugiej, czyli o zagrożeniu życia i zdrowia. Europejska Agencja Leków (EMA) informowała w kwietniu 2021 r. o wadzie klasy drugiej, która mogła spowodować chorobę lub niewłaściwe działanie. GIF przekazał tę informację dopiero po roku, ale okazało się, że cała seria, czyli 117 tys. 600 dawek została już podana pacjentom. Chodzi o jedno dawkowe szczepionki przygotowane przez belgijski Janssen (część amerykańskiego koncernu Johnson&Johnson) i izraelski BIDMC — zrelacjonował na konferencji prasowej w NIK dyrektor Departamentu Porządku i Bezpieczeństwa Wewnętrznego w NIK Michał Jędrzejczyk.

https://pulsembed.eu/p2em/kNhwyWeEx/

Środowisko medyczne broni życia dzieci nienarodzonych i sprzeciwia się uznawaniu tzw. „przesłanki psychiatrycznej” do aborcji.

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Środowisko medyczne broni życia dzieci nienarodzonych i sprzeciwia się uznawaniu tzw. „przesłanki psychiatrycznej” do aborcji. Nie zgadza się na tajne obrady zespołu ds. „zakończenia ciąży” w Ministerstwie Zdrowia, żąda wglądu w dokumenty robocze i ubolewa, że w obradach nie uczestniczą obrońcy życia. 

Katolickie Stowarzyszenie Lekarzy Polskich wydało oświadczenie, w którym zawarło krytyczne uwagi pod adresem zespołu ds. aborcji, którym kieruje prof. Krzysztof Czajkowski, krajowy konsultant ds. położnictwa i ginekologii.

Stanowisko zostało poparte także przez Katolickie Stowarzyszenie Pielęgniarek i Położnych Polskich oraz Stowarzyszenie Farmaceutów Katolickich Polski.

Przesyłam Panu wybrane fragmenty z opublikowanego tekstu (pogrubienia moje):

  • Informacja o działaniu takiego zespołu jest tym bardziej niepokojąca, że zespół ten obraduje niejawnie, a wśród jego członków nie ma przedstawicieli lekarzy opowiadających się po stronie obrony ludzkiego życia, przez co naruszono zasady rozsądku, demokracji, etyki i prawa. W omawianej sytuacji nie zachodzą żadne przesłanki prawne, które uzasadniałyby utajnienie prac zespołu w myśl ustawy o ochronie informacji niejawnych, co więcej, wydaje się, że projekt podobnych wytycznych powinien być szeroko konsultowany, szczególnie wśród lekarzy. Domagamy się zatem wglądu w przebieg prac zespołu.
  • Tworzenie “nowej interpretacji” obowiązującego prawa w celu rozszerzenia listy przesłanek, których obecność może uzasadniać zabójstwo prenatalne dziecka ze względu na zdrowie psychiczne matki jest manipulacją i jest niezgodne z konstytucją i obowiązującą ustawą.
  • Może to (aborcja z przyczyn psychiatrycznych – przyp. KG) tylko pogorszyć stan psychiczny kobiety, która już miała zdiagnozowane zaburzenia o tle psychicznym w ciąży. Ten stan jest niezwykle trudny w leczeniu. Stąd w przypadku zaburzeń psychicznych matki rozpatrywanie ich jako przesłanki do aborcji nie może być dopuszczone. (…) Doświadczenie psychiatryczne uczy, że osoby będące w złym i niewyrównanym stanie psychicznym nie powinny podejmować jakichkolwiek życiowo ważnych decyzji. Nikt (czy to chory, czy zdrowy) nie ma prawa pozbawiać życia drugiej osoby na żadnym etapie jej rozwoju.
  • Ciąża jest zjawiskiem fizjologicznym, a nie patologicznym, żeby dziecko usuwać jako jakiś “nowotwór”.
  • Uważamy, że definiowanie przesłanki do zabójstwa dziecka w łonie matki ze względu na stan jej zdrowia psychicznego jest mgliste i jednostronne a zarazem wieloznaczne dlatego, że zaciera granice zdrowia z naturalnym kryzysem psychicznym wynikającym z rozpoznania ciąży. Taki kryzys zwykle ma swój naturalny przebieg, emocje się zmniejszają, zmienia się percepcja rzeczywistości.
  • Zaświadczenia od psychiatrów wystawione na podstawie „zagrożenia zdrowia psychicznego” kobietom przeżywającym takie emocje z powodu przejściowego kryzysu związanego z ciążą mogą unicestwić niesprawiedliwie wiele istnień ludzkich. W Hiszpanii na podstawie takich zaświadczeń według litery nieludzkiego prawa uśmierca się bezpodstawnie ok. 100 000 dzieci w ciągu roku. Również historycznie taki model był stosowany w Wielkiej Brytanii w latach 60-tych i 70-tych jako furtka do wykonywania aborcji na życzenie. To nie jest “terminacja ciąży” ale raczej masowa eksterminacja ludzi. Trudno oprzeć się wrażeniu, że chodzi o ułatwienie i uproszczenie tych procedur i de facto wprowadzenie aborcji na życzenie na każdym etapie ciąży.

Całość stanowiska lekarzy przeczyta Pan pod tym linkiem: https://ratujzycie.pl/lekarze-przeciw-aborcji/

Szanowny Panie!

Nie ustajemy w działaniach, aby dotrzeć do przewodniczącego zespołu – prof. Krzysztofa Czajkowskiego. Powziąwszy informację, że będzie on prelegentem na sympozjum „Ginekologia Przyszłości”, udaliśmy się tam z pikietą, aby przemówić profesorowi do serca i skłonić go, by przestał brać udział w politycznym spisku przeciw życiu

Staliśmy pod eleganckim hotelem w centrum Warszawy i wołaliśmy, aby przestał przed nami uciekać i powiedział, które dzieci będą skazane na śmierć. Na sympozjum wchodziło wielu uczestników związanych z ginekologią i położnictwem, byli tam także przedstawiciele sponsorów – firm z branży farmaceutycznej. Mieli drogie limuzyny, markowe garnitury i dobre humory… dopóki nie zobaczyli zdjęć z aborcji… Jeden z pracowników Big Pharmy wyzwał nas od przestępców. Nie wiemy dlaczego??? Czy obrona dzieci ma być przestępstwem? 

Inna pani – lekarz ginekolog – przyznała, że nie rozumie, czemu pikietujemy, przecież nie zabijają zdrowych dzieci. Po chwili przyznała, że zabijają te, które (jej zdaniem) nie mają szans na udane życie…

Byłam smutna i przerażona słuchając, jak można tak okrutnie segregować dzieci na lepsze i gorsze. Po tej pikiecie tym bardziej rozumiem, że nie możemy przestać działać, bo bezbronne maluszki nie mogą same nic zrobić. A w Ministerstwie Zdrowia wciąż działa zespół śmierci

Czy jego szef prof. Krzysztof Czajkowski usłyszy wreszcie głos prolife?

Serdecznie Pana pozdrawiam!

Kaja GodekKaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Bardzo Pana proszę o rozsyłanie tych dwóch linków dalej, aby jak najwięcej osób dostało informację, co się dzieje. Tu stanowisko lekarzyhttps://ratujzycie.pl/lekarze-przeciw-aborcji/ a tu relacja z pikiety w czasie sympozjum ginekologówhttps://www.youtube.com/watch?v=EfkTEa42Ec0

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

Obserwuj nas:      

Uchodźcza armia Zełenskiego

Uchodźcza armia Zełenskiego

Katarzyna Treter-Sierpińska 28, wrz 2023 uchodzcza-armia-zelenskiego

W dobie politycznej poprawności powiedzenie, że uchodźcy z Ukrainy mogą stanowić zagrożenie dla państw, które ich przygarnęły, jest natychmiast stygmatyzowane jako „mowa nienawiści i szerzenie rosyjskiej propagandy”.

A co jeśli o takim zagrożeniu mówi prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski? I mówi to wprost, bez owijania w bawełnę. I mówi w wywiadzie dla „The Economist”, czyli brytyjskiego pisma o zasięgu globalnym, skierowanego do kręgów biznesowych i politycznych. Czy polska prasa nagłośniła tę wypowiedź? Jakoś nie zauważyłam. Warto zatem nadrobić to przeoczenie.

W wywiadzie opublikowanym 10 września 2023 roku Zełenski powiedział tak:

Jeżeli partnerzy nie pomagają nam, oznacza to, że pomagają Rosji wygrać. Zachodni wyborcy nie wybaczą swoim liderom, jeśli ci stracą Ukrainę. Kolejne kłopoty mogą pojawić się ze strony milionów ukraińskich uchodźców obecnie mieszkających w zachodniej Europie. Generalnie zachowywali się dotychczas dobrze, ale jeżeli ci, którzy ich goszczą, przyprą ich do muru, rezultat nie będzie dobry.

To, co powiedział Zełenski jest oczywistym szantażem skierowanym bezpośrednio do państw Europy Zachodniej. Ale nie bądźmy naiwni. Polski też ten szantaż dotyczy, bo jeśli Zełenski pozwala sobie na takie wycieczki pod adresem Zachodu, to oczywistym jest, że w przypadku Polski nie będzie inaczej. To, co de facto powiedział prezydent Ukrainy, można sparafrazować w ten sposób: Mam w waszych państwach ukraińską armię uchodźczą i nie zawaham się jej użyć.

Oczywistym jest, że taka wypowiedź musi wywołać nastroje antyukraińskie w społeczeństwach, do których została skierowana. Ci, którzy litowali się nad losem Ukraińców uciekających przed rosyjskimi bombami, nagle dowiadują się z ust ukraińskiego prezydenta, że uciekinierzy, których do siebie przyjęli, mogą stać się zagrożeniem, jeśli nie zostaną spełnione postulaty władz ukraińskich. Oczywistym jest, że po takiej groźbie, ludzie zaczną patrzeć podejrzliwie na ukraińskich uchodźców i zadawać sobie pytanie, co złego mogą oni zrobić. I w zależności od dotychczasowych doświadczeń w relacjach z Ukraińcami, odpowiedzi mogą być różne: od mniej do bardziej przerażających.

Nie muszę chyba wyjaśniać, że w Polsce, która doświadczyła już ukraińskiego bestialstwa, skojarzenia będą raczej jednoznaczne, czyli Rzeź Wołyńska. To są oczywiste mechanizmy psychologiczne. Ukraińcy pokazali nam już do czego są zdolni, a jeśli ktoś jeszcze o tym nie wie, niech przeczyta książkę Jacka Międlara pt. „Sąsiedzi. Ostatni świadkowie ukraińskiego ludobójstwa na Polakach”.

Jeszcze niedawno polski mainstream snuł wizję unii polsko-ukraińskiej, a prezydent Andrzej Duda wręczał prezydentowi Zełenskiemu Order Orła Białego. Dziś mamy polsko-ukraińską wojnę o zboże i sugestie Zełenskiego, jakoby Polska stawała po stronie Rosji. Jednocześnie Zełenski szantażuje Zachód ukraińskimi uchodźcami, którzy Bóg wie co zrobią, jeśli Ukraina nie dostanie tego, czego żąda. To pokazuje, że prezydent Ukrainy w ogóle nie liczy się z losem tych Ukraińców, którzy uciekli przed wojną. On ich z pełną premedytacją wykorzystuje jako straszak w negocjacjach z sojusznikami. A jeśli efektem tego będzie rosnąca niechęć do ukraińskich uchodźców, to tym lepiej. Dlaczego?

Wojna Ukrainy z Rosja jest wojną na wyczerpanie. I chociaż Ukraina otrzymuje od swoich sojuszników pieniądze i sprzęt wojskowy, to nie dostaje zasobu, bez którego takiej wojny wygrać się nie da, czyli ludzi. Rosja ma wielokrotnie większe zdolności mobilizacyjne niż Ukraina. Prosty rachunek pokazuje, że prędzej to Ukraina nie będzie miała kim walczyć.

Dlatego jeśli wojna ma trwać, to z punktu widzenia ukraińskich władz lepiej, żeby ukraińscy uchodźcy wrócili do kraju i poszli na front niż siedzieli za granicą i śpiewali „Czerwoną kalinę”. Jeśli zatem nastroje antyukraińskie wymuszą na nich powrót, to takie nastroje są jak najbardziej pożądane. A jak je wzniecić? Można np. ogłosić, że ukraińscy uchodźcy są piątą kolumną. I to zrobił Zełenski podczas wywiadu dla „The Economist”.

Poddaję to pod rozwagę wszystkim egzaltowanym ukrainofilom, którzy budują zamki na piasku, a przeciwników takiej utopijnej strategii nazywają „ruskimi onucami”. Polityka to nie są sentymenty, a polityka w wydaniu ukraińskim jest tego najlepszym przykładem. Jeśli Zełenski posuwa się do szantażu wobec sojuszników i do tego szantażu wykorzystuje miliony ukraińskich uchodźców, to miejcie świadomość, że taki człowiek nie cofnie się przed niczym.

Zełenski stara się wciągnąć Polskę, jako kraj NATO, do bezpośredniej wojny z Rosją. A czułe serduszka polskich ukrainofilów są mu w tych próbach wielkim sprzymierzeńcem. Dlatego polscy ukrainofile są zagrożeniem dla Polski. Bo zagrożeniem są ich próby wmówienia Polakom, że jesteśmy na tyle silni, zwarci i gotowi, aby pokonać Rosję. Nie jesteśmy! I to jest fakt, a nie ruska propaganda. Nie dajcie sobie wmówić, że warto, aby Polacy umierali za Kijów! Nie wolno do tego dopuścić!

Skandal! Uczony – a śmiał habilitację zrobić ! A do pisania sprawozdań, propozali! Pilnować procedur! Za habilitację – wyrzucić do kontenera. SGGW…

Skandal! Uczony – a śmiał habilitację zrobić ! A do pisania sprawozdań, propozali! Pilnować procedur! Za habilitację – wyrzucić do kontenera. SGGW… Magnificencjo, to dzieje się w Katedrze  Edukacji i Kultury…

STEFAN TRUSZCZYŃSKI: stefan-truszczynski-za-habilitacje-do-kontenera

W tej sprawie dowód na to, że nie jest wielbłądem ma przedstawić nie ta osoba, która to powinna zrobić For. HBStefan TruszczyńskiPan Andrzej Korczak, doktor habilitowany, adiunkt z 14-letnim stażem w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, wykładowca, autor wielu prac naukowych wydawanych w Polsce i za granicą, za kilka dni, 5 października 2023 r. będzie miał do wyboru – albo potulnie opuścić od dziewięciu lat zakwaterowanie w uczelnianym hotelu o nazwie „Eden”, albo wyprowadza go w asyście komornika i policji jak pospolitego przestępcę, może i w kajdankach, gdzieś pod most albo i do kontenera.

Powinny to sfilmować kamery niezależnych mediów choćby dlatego, że sprawa werdyktu sądowego czy pan Korczak jest czy już nie jest pracownikiem SGGW zakończona jeszcze nie została. Sąd Pracy (sygn. akt VIIP 5820) nie wysłuchał świadków zgłoszonych przez naukowca. Po prostu precz! Na bruk, bo tak chcą przełożeni pana Andrzeja Korczaka. A powód? Przeglądam historię „choroby”. To egzemplifikacja gangreny, nepotyzmu z korupcją, mafijnej solidarności środowiska, które nie rangą dokonań naukowych a źle pojmowaną solidarnością zmowy wyrzuca człowieka poza nawias pracy i życia. Jeszcze niedawno jednego ze swoich.

Bo ten śmiał nie podporządkować się, z a k a z o w i   robienia i zrobienia habilitacji. Adiunkt nie posłuchał i zrobił to w Polskiej Akademii Nauk. Wbrew „woli” swojej przełożonej zajmującej się sprawami etyki a konkretnie mobbingu.

Zanim 5 października kamery zostaną ustawione pod Edenem chciałbym jeszcze zapytać władz całej tej przecież ważnej, historycznej w końcu uczelni polskiej, czy naprawdę nic nie wiedzą o skandalu, który się szykuje.

Magnificencjo, to wszystko dzieje się w Katedrze  Edukacji i Kultury, z której osoby odpowiedzialne kandydują właśnie do krajowych gremiów decyzyjnych o edukacji naukowej.

Przez decyzyjne  ośrodki nauki polskiej przechodzą raz po raz tsunami. Tacy jej niszczyciele jak np. panowie Giertych i Gowin, po krótkiej burzy odpływają w siną dal. A polska nauka odnotowywana jest w światowych rankingach na ostatnich miejscach. Nie może odbić się od dna. Wysyp beznadziejnie słabych z założenia tzw. wyższych uczelni został wprawdzie trochę ograniczony do ok. 300 w skali kraju. Te przystanki dla wędrujących rzesz wielo-etatowych wykładowców, pseudo-profesorów to był przerost ambicji regionalnych. Cierpiały także futrzaki. Ratunkiem dla gronostajów była decyzja, że nie muszą być stroje rektorów i wielkiej rzeszy prorektorów ozdabiane futrem żywotnych, łaskawie zgodzono się, że te kapoty mogą być sztuczne.

Nie ma natomiast kary dla plagiatorów i miernot, a  tych jest zatrzęsienie. Polecam pracę pogromcy plagiatorów pana dr Marka Wrońskiego.

Jest żądanie: więcej pieniędzy na naukę! Jaką naukę? Gdzie wyniki? To wszystko dzieje się tak od lat. Przykład z SGGW: kara za pracę. Pomiatanie, mobbing przez określających się jako humaniści. Bez żenady, bez wstydu. Zakorzenione jest prawo do przeciętności i wzajemnego popierania w środowisku. o wszystko nie budzi już odrazy. Skąd to przyszło? Jak temu zaradzić?

NIK donosi do prokuratury o nadużyciach przy tworzeniu szpitala covidowego

NIK donosi do prokuratury w sprawie nadużyć przy okazji tworzenia szpitala covidowego [Aż dziewięcio-krotne podwyżki ceny…]

nik-do-prokuratury-w-sprawie-naduzyc-szpitala-covidowego

#covid #defraudacja #korupcja #nadużycia #niegospodarność #NIK #Opole #szpitale covidowe

(Ilustracja Pixabay)

Opolska delegatura NIK skierowała do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez byłego wojewodę. Doniesienie dotyczy prac przy tworzeniu szpitala covidowego w Opolu i funkcjonowania izolatorium.

Opolska delegatura Najwyższej Izby Kontroli opublikowała wyniki kontroli działań wojewody opolskiego przy budowie szpitala tymczasowego dla chorych na COVID i organizacji izolatoriów. Jak informuje NIK, w wyniku kontroli skierowano do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na wyrządzeniu Skarbowi Państwa szkody majątkowej o wielkich rozmiarach.

Zdaniem kontrolerów, przy adaptacji Centrum Wystawienniczo-Kongresowego w Opolu na szpital tymczasowy wydano niegospodarnie 2,7 mln złotych. Wątpliwości NIK wzbudził także wydatek 530 tysięcy złotych za izolatorium w jednym z hoteli, do którego nie skierowano ani jednego pacjenta.

„Wojewoda nie zapewnił rzetelnej weryfikacji oferty cenowej dotyczącej adaptacji budynku Centrum Wystawienniczo-Kongresowego w Opolu do potrzeb Szpitala Tymczasowego. Biegły powołany przez NIK oszacował, że poniesiono na ten cel wydatki o prawie 2 mln 700 tys. zł wyższe od wartości rynkowej zrealizowanych robót. (…) Nie zapewniono rzetelnego nadzoru nad zakupami aparatury medycznej, przez co szpital tymczasowy wyposażono w urządzenie do automatycznego cięcia i pakowania blistrów leków o wartości prawie 870 tys. zł, które nie było niezbędne do jego funkcjonowania” – napisano w dokumencie pokontrolnym NIK.

Zdaniem kontrolerów NIK, wynagrodzenie za wykonanie robót budowlanych określono na podstawie ceny podanej przez wykonawcę bez zapewnienia rzetelnego przeprowadzenia negocjacji bądź prób pozyskania ofert od innych potencjalnych wykonawców.

Jak zauważyli kontrolerzy NIK: „Prowadząc negocjacje z wykonawcą wojewoda nie posiadał wiedzy o wartości rynkowej zamierzonych robót adaptacyjnych. Za ich wykonanie przyjęto ryczałtowy charakter rozliczenia bez uprzedniego sporządzenia kosztorysu inwestorskiego czy ofertowego. (…) Wojewoda, jak i członkowie zespołu uczestniczący w negocjacjach z ramienia zamawiającego, nie posiadali wiedzy ani doświadczenia co do sposobu rozliczeń z wykonawcami robót budowlanych, w kwestii wartości robót, cen rynkowych, cen materiałów budowlanych, marży, aktualnej wartości robót, itp., i zgodnie przyznali, że z tego względu nie weryfikowali merytorycznie przyjętego sposobu rozliczeń ustalonego w protokole negocjacji”.

Niezależnie od wyceny inwestycji przez biegłego, NIK szczegółowym badaniem objęła 10 pozycji protokołu wydania środków o łącznej wartości określonej przez wykonawcę na 3,03 mln zł netto. Ustalono, że wynagrodzenie podwykonawców za dostawę i montaż odpowiadających tym pozycjom urządzeń, instalacji lub wyposażenia wyniosła 1,79 mln zł netto, co oznacza, że wykonawca podwyższył wartość tych pozycji o 1,24 mln zł netto, czyli o 69,27 procent. Jak ustaliła NIK wykonawca – w rozliczeniu z zamawiającym – podwyższył ceny od 28,9 proc. aż do 329,4 proc. Zamontowane nad łóżkami promienniki ciepła podwykonawca nabył od producenta za 52,7 tys. zł netto i sprzedał wykonawcy za 260 tys. zł netto, natomiast wykonawca w rozliczeniu wykazał wartość tych urządzeń w kwocie 425,2 tys. zł.

NIK zgłosił także zastrzeżenia do funkcjonowania izolatoriów. O ile kontrolerzy przyznali rację wojewodzie o konieczności utrzymania pewnej nadwyżki miejsc w stosunku do ilości pacjentów, to już jej skala – w opinii kontrolerów – nie miała uzasadnienia. W okresie od kwietnia 2020 r. do marca 2022 r. wykorzystano jedynie 6,7 proc. miejsc udostępnionych w izolatoriach.

„Rażącym tego skutkiem było zapłacenie 530 tys. zł przedsiębiorcy za utrzymywanie w gotowości izolatorium w hotelu DeSilva w Opolu, pomimo że nigdy nie przyjęto do niego ani jednego pacjenta. W tym samym okresie wykorzystanie miejsc w izolatorium w hotelu Mercure – należącym zresztą do tego samego przedsiębiorcy – nie przekroczyło nigdy 20 proc.” – przeczytać można w dokumencie NIK.

Zdaniem Izby wojewoda wydał około 4 miliony złotych z naruszeniem zasad należytego zarządzania finansami. Jak wyliczają autorzy raportu, w całym okresie objętym kontrolą na działania związane z przeciwdziałaniem COVID-19 wydano 416 mln złotych. Koszt utworzenia i funkcjonowania szpitala tymczasowego wyniósł 46,7 mln złotych. Szpital od 27 grudnia 2020 r. do 31 marca 2022 r. przyjął 2 338 pacjentów, z których zmarło 758.

W trakcie całego okresu funkcjonowania izolatoriów na terenie województwa opolskiego z opieki w nich skorzystało 559 pacjentów. Łączny koszt wyniósł 2,3 miliona złotych, w tym 0,6 miliona zł za opiekę nad pacjentami i 1,7 miliona zł za utrzymywanie miejsc w gotowości.

W wypowiedzi dla portalu opolska360.pl były wojewoda powiedział, że wypowie się na temat zarzutów po przeczytaniu raportu NIK.

pap logo

Źródło: PAP (Marek Szczepanik)

Ostatnia Wieczerza Plus

Ostatnia Wieczerza Plus

Stanisław Michalkiewicz ostatnia-wieczerza-plus

Niedawno któryś z widzów oglądających moje nagrania na YouTube skarcił mnie za porównanie Edwarda Gierka z Mateuszem Morawieckim, którego domagał się inny z widzów. W ogóle wielu czytelników i widzów mnie karci, często nawet w formie dość dosadnej, ale ja – w odróżnieniu od „pani reżyserowej” Agnieszki Holland i Judenratu „Gazety Wyborczej”, którzy krytyczne opinie o jej ostatnim filmie „Zielona granica” uznają za „hejt”, co w slangu, który powoli zaczyna wypierać język polski, chyba oznacza sławną „mowę nienawiści” – o to karcenie się nie obrażam.

Nie tylko dlatego, że każdy, kto publicznie się wypowiada, musi mieć skórę grubą jak hipopotam, ale przede wszystkim dlatego, że celem publicystyki, podobnie jak wszelkiej innej twórczości; literackiej czy filmowej, jest wzbudzanie w odbiorcach reakcji w postaci emocji. Jeśli więc ktoś po obejrzeniu mego nagrania czy przeczytaniu felietonu, a nawet i bez tego, zadaje sobie tyle trudu, by mi nawymyślać, to znaczy, że to, co ja mówię czy piszę, go obchodzi, że wzbudza w nim emocje, mniejsza o to, że akurat negatywne.

Zatem cel został osiągnięty, a w takim razie nie ma powodu, by się obrażać czy też – jak to robi Judenrat w przypadku „pani reżyserowej” – demonstrować święte oburzenie. Nawiasem mówiąc, zwolennicy poprawności językowej przypominają, że „pani reżyserowa” oznacza żonę reżysera, którą pani Agnieszka Holland przecież nie jest. To prawda, ale ja używam tego określenia świadomie, właśnie w nadziei, że aluzja zostanie przez odbiorców zrozumiana, podobnie jak rozumiane jest inne tzw. żydłaczenie w rozmowach dwóch semickich czekistów: Pipermana i Biberglanca.

Wróćmy jednak do porównania Edwarda Gierka z Mateuszem Morawieckim. Krytycy chłoszczą mnie za to porównanie jako rodzaj świętokradztwa. Edward Gierek – przypominają – wybudował Dworzec Centralny i inne rzeczy, nie mówiąc już o mieszkaniach, a Mateusz Morawiecki co?

Nawet gdyby to była prawda, to zwracam uwagę, że aby przekonać się, że Edward Gierek jest lepszy od Mateusza Morawieckiego, to musimy te dwie osobistości porównać. Inaczej – skąd byśmy wiedzieli, który jest lepszy? To właśnie robią również moi krytycy, którzy za to porównywanie mnie chłoszczą, chociaż prawdopodobnie „bez swojej wiedzy i zgody” – jak konfidenci tłumaczyli swoją tajną współpracę z SB.

Wiele podobieństw

Tymczasem wydaje mi się, że podobieństw między Edwardem Gierkiem a Mateuszem Morawieckim, a tak naprawdę – Naczelnikiem Państwa Jarosławem Kaczyńskim, jest znacznie więcej, niż sądzimy. Nie mówię już o pochwalnej recenzji, jaką przed kilkoma laty Jarosław Kaczyński wystawił Edwardowi Gierkowi, że był on „polskim patriotą” i tak dalej… – chociaż warto przypomnieć, że w latach 70. Jarosław Kaczyński był już dużym chłopczykiem, a w każdym razie na tyle dużym, żeby zdawać sobie sprawę z konsekwencji wprowadzenia do konstytucji PRL kierowniczej roli PZPR czy sojuszu ze Związkiem Radzieckim. Skoro jednak ani jedno, ani drugie nie przeszkadza mu w scharakteryzowaniu ówczesnego Pierwszego Sekretarza jako „polskiego patrioty”, to dzięki temu lepiej rozumiemy, dlaczego Jarosław Kaczyński – podobnie zresztą jak Donald Tusk czy Judenrat „Gazety Wyborczej” – w 2003 roku stręczył Polakom Anschluss do Unii Europejskiej, chociaż od 1993 roku, kiedy to wszedł w życie traktat z Maastricht, było wiadomo, iż Unia jest pseudonimem IV Rzeszy – europejskiego państwa federalnego z Niemcami jako kierownikiem politycznym. Lepiej rozumiemy, dlaczego w 2008 roku – znowu ręka w rękę z Donaldem Tuskiem i jego Volksdeutsche Partei – forsował ustawę upoważniającą prezydenta Lecha Kaczyńskiego do ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który amputował Polsce ogromny – do dzisiaj właściwie nie wiemy dokładnie jak duży – kawał suwerenności.

Lepiej rozumiemy, dlaczego całkiem niedawno forsował – przy pomocy klubu parlamentarnego Lewicy – ratyfikację przez Sejm ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, która wyposażała Komisję Europejską w dwa nowe uprawnienia: do zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej Unii – z czego, nawiasem mówiąc, Komisja skwapliwie skorzystała, pożyczając 750 mld euro na tzw. Fundusz Odbudowy, z którego Polska nic nie dostała, ale musi spłacać przypadającą na nią część tego długu – oraz do nakładania „unijnych” podatków.

Lepiej też rozumiemy, dlaczego przed kilkoma miesiącami, na wiecu w Bogatyni, z miedzianym czołem deklarował, że w Unii jesteśmy i być chcemy – ale „suwerenni”. Edward Gierek też z miedzianym czołem godził deklamacje o suwerenności z wpisaniem do konstytucji sojuszu z ZSRR, chociaż na podstawie tego zapisu Sojuz zyskiwał prawo do egzekwowania na Polsce „przyjaźni”, co nadawało pozory legalności ewentualnej sowieckiej interwencji wojskowej w razie jakiegoś polskiego nieposłuszeństwa.

Ale na tym przecież nie koniec podobieństw, bo manifestują się one przede wszystkim w sposobie rządzenia państwem.

Zarówno Edward Gierek, jak i Jarosław Kaczyński wpadli na pomysł, aby stworzyć obywatelom iluzję dobrobytu za pożyczone pieniądze. W przypadku Edwarda Gierka – co wynika z książki ówczesnego nadwornego ekonomisty Pierwszego Sekretarza prof. Pawła Bożyka – była to swoista kombinacja: najpierw pożyczy się na Zachodzie forsę, za którą zbuduje się fabryki oraz “Pewex i wieżowce”, a potem ze sprzedaży produkcji tych fabryk spłaci się długi i będzie gites-tenteges. Rzeczywiście, w latach 70. w stosunkach między Sowietami i Ameryką zapanowało „odprężenie”, w ramach którego Zachód chętnie „obozowi socjalistycznemu” pożyczał. Przyczyny tej hojności wyjaśnił na początku lat 90. Henry Kissinger w rozmowie z Księciem-Małżonkiem, który wtedy był jeszcze całkowicie normalny – o ile w takich sprawach można cokolwiek wyrokować. Książę-Małżonek zapytał swego rozmówcę o przyczyny tej hojności; czy wynikała ona tylko z dobrego serca, czy też towarzyszyła temu jakaś kalkulacja. Kissinger bez wahania odpowiedział, że oczywiście kalkulacja.

Chodziło o to, by kraje socjalistyczne uzależnić od zachodniej kroplówki finansowej, jak narkoman uzależnia się od narkotyku, a kiedy już nie będą mogły bez tej kroplówki normalnie funkcjonować – zacząć im stawiać warunki polityczne. Objawiło się to już w 1975 roku, kiedy to 1 sierpnia z Helsinkach podpisany został Akt Końcowy KBWE. W zamian za zakaz zmian europejskich granic siłą – co było uznaniem sowieckich zdobyczy powojennych w Europie i swoistym przypieczętowaniem Jałty – Sowieci zgodzili się na tzw. trzeci koszyk, to znaczy – na przestrzeganie pewnych standardów wobec swoich własnych obywateli. Zaraz wtedy w ZSRR pojawili się „dysydenci” w rodzaju Andreja Sacharowa, generała Grigorienki, Włodzimierza Bukowskiego czy Andrieja Amalrika, który napisał proroczą broszurę pod tytułem „Czy Związek Radziecki przetrwa do 1984 roku?” – a po tzw. wydarzeniach czerwcowych w 1976 roku również w Polsce, w postaci Komitetu Obrony Robotników oraz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, w którym nawet miałem zaszczyt brać udział.

„Cenne dewizy”

Ci „dysydenci” i „opozycja demokratyczna” zapoczątkowały erozję systemu sowieckiego i przyczyniły się do jego upadku – ale prawdziwą przyczyną była forsa. Dzisiaj czytamy, jak to ukraińskie i rosyjskie zboże zalewa Europę, a wtedy było odwrotnie. ZSRR musiał kupować zboże na kredyt w Ameryce, podobnie zresztą jak Polska kukurydzę – co stanowi i dzisiaj znakomitą wizytówkę komunistycznej gospodarki. Stało się to – nawiasem mówiąc – przyczyną załamania „koncepcji” Edwarda Gierka. Zachód też nie był w ciemię bity i oferował za tańsze pieniądze licencje trochę już starsze. Cykl inwestycyjny w Polsce wynosił przeciętnie 5 lat, więc zanim taką jedną z drugą fabrykę zbudowano i zaczęła dawać produkcję, to zmieniło się oblicze świata, w którym dominowały na rynku produkty nowe, w związku z czym produkcja polskich fabryk nie bardzo chciała sprzedawać się na Zachodzie. Tymczasem na spłatę kredytów potrzebne były „cenne dewizy”, które trzeba było pozyskiwać po staremu – ze sprzedaży węgla i innych surowców oraz żywności. Wtedy to, mimo wprowadzenia w kopalniach tzw. nieprierywki, czyli systemu czterobrygadowego, wydobycie wzrastało, ale węgla na rynku polskim było coraz mniej, podobnie jak mięsa, cukru i innych produktów, które wreszcie rząd zaczął reglamentować, wprowadzając tzw. kartki – jak w pierwszych latach powojennych.

W telewizji Polska, w ramach propagandy sukcesu, była prezentowała jako 10 potęga gospodarcza świata – ale żeby kupić cokolwiek, trzeba było godzinami wystawać w coraz dłuższych kolejkach, a i to niekiedy bez skutku. Na domiar złego rząd na spłatę wymaganych kredytów musiał zaciągać nowe, ale na wysoki procent: 20 i więcej, i to w sytuacji, gdy oficjalny wzrost gospodarczy wynosił 4 procent. Ponieważ za komuny nie było cywilizowanych sposobów zmiany ekipy przy władzy, tylko trzeba było wywoływać awanturę, o co w ówczesnych warunkach nie było trudno – to w lipcu i sierpniu 1980 roku wybuchły masowej protesty. Tym razem partia do robotników nie strzelała, nie było nawet „ścieżek zdrowia” ani obozów internowania; to się zaczęło dopiero później, po 13 grudnia 1981 roku – tylko rząd zaczął negocjować z własnymi obywatelami. „Trzeci koszyk” z Aktu Końcowego KBWE zadziałał – ale przecież gdyby nie długi, to by nie zadziałał.

Przypominam o tym wszystkim, bo obecnie mamy sytuację bardzo podobną, chociaż nie tak dramatyczną ze względu na znacznie większy udział własności prywatnej w gospodarce i brak skrępowania komunistycznym doktrynerstwem. Ale mechanizm w ogólnych zarysach jest podobny; utrzymywać się przy władzy dzięki stworzeniu obywatelom iluzji dobrobytu za pożyczone pieniądze. Według Eurostatu dług publiczny Polski przekroczył już 1500 miliardów złotych, a tak naprawdę dobija do 2 bilionów w sytuacji, gdy Produkt Krajowy Brutto w 2022 roku wyniósł trochę ponad 3 biliony złotych. W tej sytuacji łatwiej zrozumieć przyczynę, dla której rząd „dobrej zmiany” i Naczelnik Państwa tak kurczowo trzymają się Unii Europejskiej, znosząc wszystkie upokorzenia, jakich brukselska biurokracja Polsce przecież nie szczędzi. Odpowiedzi dostarcza krysys, jaki w 2010 roku wybuchł w Grecji. W 1981 roku, kiedy Grecja wstępowała do UE, jej dług publiczny wynosił 25 proc. PKB, a po 15 latach – już ponad 100 proc. PKB. Rozbudowywany był przez cały czas sektor publiczny, w którym zarobki osiągały poziom niespotykany w sektorze prywatnym. Podobnie jest u nas; w XVIII wieku mówiono, że każde państwo ma armię. Wyjątkiem są Prusy, gdzie armia ma państwo. Polska nie osiągnęła jeszcze tego poziomu, ale jeśli obecny trend stopniowego przejmowania sektora prywatnego przez publiczny zostanie utrzymany, to będzie można złośliwie powiedzieć, że państwo polskie to tylko taki dodatek do PKN Orlen. A przecież polityka rozrzutności w Polsce jest bardzo podobna do pompowania pieniędzy w wynagrodzenia w sektorze publicznym w Grecji. Ostatnio np. rząd wpadł na pomysł kiełbasy wyborczej w postaci poprawy wyżywienia w szpitalach, co Volksdeutsche Partei z irytacją nazwała programem “Ostatnia Wieczerza Plus”.

Więc kiedy kryzys osiągnął swoje apogeum, to znaczy – kiedy rząd Grecji nie był już w stanie wykupić swoich obligacji ani nawet obsługiwać własnego długu publicznego, Unia Europejska, czyli Niemcy, postanowiły Grecję „ratować”. Przyczyna była taka, że zgodnie z zapisami traktatu lizbońskiego z Unii Europejskiej nie można nikogo wyrzucić. Podobnie z unii walutowej – bo to wymaga opuszczenia UE, a to może zrobić państwo członkowskie z własnej inicjatywy. Ale nie chodziło o Grecję, tylko o banki niemieckie i francuskie, które w swoich avoirach miały właśnie greckie obligacje. Gdyby wtedy pozwolono Grecji na bankructwo, to pociągnęłoby to za sobą katastrofę banków niemieckich i francuskich, bo cały świat by zobaczył, że mają one aktywa śmieciowe. W tej sytuacji Unia Europejska skłoniła wszystkie kraje członkowskie, by „ratowały Grecję”, to znaczy – złożyły sie na pożyczkę dla greckiego rządu, który dzięki temu mógłby uwolnić niemieckie i francuskie banki od aktywów śmieciowych – ale w zamian rząd grecki w 2015 roku musiał zgodzić się na przeprowadzenie nakazanych przez UE reform, czyli podporządkować się niemieckiemu kierownictwu politycznemu. A przecież ciąży nad nami jeszcze amerykańska ustawa nr 447 – ale to już całkiem inna historia.

Dlatego właśnie Unia Europejska otwarcie angażuje się w polskie wybory, popierając Volksdeutsche Partei i Donalda Tuska, który zgodzi się na wszystkie „reformy” bezinwestycyjnie, bez konieczności „ratowania Polski”. Ciekawe, jak daleko UE się na tej drodze posunie – bo pierwszy „gierkizm” zakończył się wprowadzeniem w Polsce stanu wojennego. Psychologiczna mobilizacja temu sprzyja.

Szantaż: Zełenski: Jeśli Zachód ograniczy pomoc, będziecie mieli bunt ukraińskich uchodźców.

Zełenski: jeśli Zachód ograniczy pomoc, będzie bunt ukraińskich uchodźców.

szantaż

-Jeśli Zachód ograniczy pomoc dla Ukrainy, doprowadzi to nie tylko do kontynuacji wojny, ale także stworzy „ryzyko dla Zachodu na jego własnym podwórkupowiedział Wołodymyr Zełenski w kontekście ukraińskich dezerterów i turystów socjalnych.

Zełenski zasugerował, że jeśli Zachód ograniczy pomoc, może spodziewać się buntu ukraińskich tzw. uchodźców. -Ukraińcy za granicą „zachowali się dobrze” i są „bardzo wdzięczni” osobom, które ich udzieliły. Jeśli Zachód ograniczy pomoc dla Ukrainy, doprowadzi to nie tylko do kontynuacji wojny, ale także stworzy „ryzyko dla Zachodu na jego własnym podwórku.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział to w wywiadzie dla „The Economist”.Według niego Ukraińcy za granicą „zachowali się dobrze” i są „bardzo wdzięczni” osobom, które ich udzieliły. „Ta hojność” ma nie zostać zapomniana przez ukraińskich obywateli. Nie da się jednak przewidzieć, jak miliony ukraińskich uchodźców w krajach europejskich zareagują na fakt, że ich kraj zostanie pozostawiony bez wsparcia.

Przypomnijmy: tzw. uchodźcy coraz śmielej poczynają sobie w państwach takich jak Polska. Rośnie wśród nich alkoholizm i przestępczość, w tym jazda samochodami po spożyciu, napady i pobicia.

NASZ KOMENTARZ [Magna] : To oczywiste, że Ukraińcy, którzy uciekli przed wojną na Zachód, nie będą zadowoleni z faktu, że tenże Zachód ograniczył, lub całkowicie ściął swoją pomoc dla Kijowa. Radzimy jednak, by w pierwszej kolejności rozliczyli samych siebie. Dlaczego są w krajach ościennych, zamiast bronić Ojczyzny? Na co liczą? Polacy i inni Europejczycy mają walczyć za nich?

Saryusz-Wolski: Walec przymusowej relokacji toczy się przez UE

Saryusz-Wolski: Walec przymusowej relokacji toczy się

Radosław Molenda


„Obok Polski ‘regulacji kryzysowej’ dotyczącej migracji sprzeciwia się kilka państw z Europy środkowo-wschodniej. Niestety, już w tej chwili nie mają one większości blokującej. Możemy powiedzieć, że walec przymusowej relokacji toczy się niezależnie od naszych starań, by ten mechanizm nie został przyjęty” – ocenia w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł PiS Jacek Saryusz-Wolski.

wPolityce.pl: Europosłowie Europejskiej Partii Ludowej, czyli – jak mówi premier Morawiecki – „partia Tuska i Webera” w przyszłym tygodniu chce przepchnąć w PE pakt, który w ostateczności zmusi Polskę do przyjmowania nielegalnych imigrantów. Znamy szczegóły, jak to ma się odbyć?

Jacek Saryusz-Wolski: Negocjacje „regulacji kryzysowej” masowego napływu imigrantów do Europy, który zawiera m.in. ich przymusową relokację do poszczególnych państw Unii – one są na finiszu. Wg informacji prezydencji hiszpańskiej Niemcy się godzą na to, co już wynegocjowano, pozostaje podobno jedynie do ustalenia kilka drobnych różnic.

Tym, co podaje się, jako powód presji EPL-u na PE i wniesienia tej sprawy na posiedzenie europarlamentu, jest powaga sytuacji na Lampedusie. To posiedzenie odbędzie się 5 października. Tak więc możemy powiedzieć, że walec przymusowej relokacji imigracji toczy się niezależnie od naszych starań, by ten pakt nie został przyjęty.

Polska ma w tym sojuszników?

Obok Polski sprzeciwia się kilka państw z Europy środkowo-wschodniej, jak Węgry. Niestety już w tej chwili nie mają one większości blokującej. Nie będą w stanie tej regulacji zatrzymać.

Nietrudno jednak stwierdzić, że proponowane rozwiązanie nie rozwiąże problemu imigracji, nie będzie napływu migrantów stopować, ale będzie ten napływ napędzać?

Przymusowa relokacja to rodzaj pompy ssąco-tłoczącej. Jeżeli będą odbierani do innych państw imigranci z miejsc takich, jak Lampedusa, to będzie to oczywisty sygnał dla innych czekających jeszcze na północnych wybrzeżach Afryki, żeby przepływać, zamiast zastosować rozwiązanie, które proponuje pani premier Włoch Giorgia Meloni, żeby zastosować blokadę morską z użyciem wojennej floty morskiej, do czego Unia z kolei nie chce się przechylić, a same Włochy wahają się, czy ją zastosować. Mamy tu więc poważny problem, na który są dwie odpowiedzi – relokacja albo blokada – i wszyscy są na nie zafiksowani.

Relokacja to rozwiązanie, które nie jest rozwiązaniem. Na blokadę, która – o ile dałoby się zorganizować – byłaby jakimś rozwiązaniem jako zastopowanie łodzi płynących do wybrzeży Europy, nie ma przyzwolenia większości.

Byłoby to rozwiązanie w jakimś sensie podobne do polskiego muru na granicy z Białorusią, tylko że na morzu, w postaci stojących na granicy wód terytorialnych danego państwa okrętów wojennych.

Mówi Pan, że tej regulacji nie da się już zatrzymać, premier Morawiecki zapowiedział jednak, że w przyszłym tygodniu jedzie na posiedzenie Rady Europejskiej, podczas którego powie stanowcze „nie”, podtrzyma weto Polski dla nielegalnej imigracji.

Tyle tylko, że Rada Europejska to nie Rada Europy, gdzie wymagana jest jednomyślność. Procedowanie paktu migracyjnego nie idzie trybem Rady Europy, Tu wystarczy większość.

Wspomnieliśmy o Szwecji. Są także inne kraje, jak Niemcy, Włochy czy Francja, które doświadczają „dobrodziejstwa” nielegalnej imigracji. Ich stanowisko prorelokacyjne trzeba ocenić jako próbę podzielenia się z takimi krajami, jak Polska, konsekwencjami swoich błędów?

Przede wszystkim od dawna są potężne siły, generalnie europejska Lewica, która jest z zasady, doktrynalnie za imigracją, dlatego nie chce bronić się przed nielegalną emigracją. W planie Lewicy jest zmienić strukturę demograficzną Unii Europejskiej. Liczą, że to będą masy nowych ludzi w Europie, którzy wcześniej czy później będą na nich głosowali. Sądzą, że to rozwiąże problemy na rynku pracy. To są płonne, ale jednak, rachuby na tanią siłę roboczą, czyli traktowanie przemytu ludzi jako czegoś, co podtrzyma szwankujący w Europie wzrost gospodarczy. Krótko mówiąc: stoi za tym szereg doktrynalnych, ideologicznych, ale i ekonomicznych przesłanek, które sprawiają, że cała centrolewicowa strona sceny politycznej w Parlamencie Europejskim i wśród rządów za tym jest. To jest powodem tego, że wybiera się wariant rodzący sytuacje tak dramatyczne, jak obecnie widzimy to w Szwecji. Ale płoną przecież także przedmieścia Paryża. Mimo to jednak ta agenda, plan migracyjny europejskiej Lewicy jest forsowany.

Moim zdaniem nie jest problemem to, że poszczególne państwa nie wiedzą, jakie będą skutki przymusowej relokacji, ale problemem jest ich zgoda, by tak było.

Odciążenie swojego kraju poprzez relokację części swoich imigrantów do innych państw – to drugi wątek. On się jednoznacznie kojarzy z przymusowymi przesiedleniami w okresie, kiedy Niemcy okupowały Europę. To jest naruszenie praw człowieka poprzez transplantowanie go, relokowanie jak przedmiotu z miejsca gdzie jest, w miejsce, w którym niekoniecznie chce być. To dodatkowy element, ale właśnie taki jest pomysł europejskich elit.

Groźne następstwa

Groźne następstwa

Stanisław Michalkiewicz michalkiewicz-grozne

Mości panowie, proroctwa mnie wspierają! Zaledwie przed tygodniem w felietonie “Męczeństwo pani reżyserowej” przepowiedziałem, że zostanie ona beatyfikowana – może jeszcze nie teraz, ale za 20 lat, kiedy dialog z judaizmem wejdzie w swoje apogeum – kiedy jak grom z jasnego nieba gruchnęła wieść, że “Zielona granica” wprawdzie nie została kandydatką do “Oskara”, ale za to – otrzymała nagrodę i to gdzie? – W samym Watykanie!

Co tu ukrywać; w samą porę, bo pani reżyserowa mogłaby się załamać pod ciśnieniem reklamy, jaką jej filmowi zrobił rząd “dobrej zmiany”, pod wpływem porażki na odcinku “Oskara”, no i wreszcie – pretensji ze strony Volksdeutsche Partei, która zgrzyta na nią zębami, że nie mogła wytrzymać, by tego filmu nie pokazać jeszcze przed wyborami – od czego Volksdeutsche Partei może je przegrać.

Teraz jednak już nie musi się załamywać, bo pewnie sama nie spodziewała się takiej odsieczy i to ze strony znienawidzonego Kościoła katolickiego. Ale może się i spodziewała, bo przecież dialog z judaizmem toczy się również w Watykanie, więc jeśli jeszcze w dodatku rabiny sypnęły złotem, to nagroda była murowana, jako że to właśnie w Rzymie odkryli, że nie ma takiej bramy, której by nie przeszedł osioł obładowany złotem. Nie ma takiej bramy – a więc również dotyczy to Bramy Spiżowej.

O ile zatem pani reżyserowa mogła spodziewać się takiej odsieczy, to Naczelnik Państwa i w ogóle – rząd “dobrej zmiany” – nie mógł spodziewać się takiego noża w plecy. Wprawdzie Episkopat, wdzięczny za dobrodziejstwa doznane od rządu, opublikował “Vademecum wyborcze katolika”, w którym nie tylko proklamował nowy grzech, ale zawarł rozmaite zbawienne wskazówki – jak katolicy powinni głosować.

Nowy grzech, mówiąc nawiasem, nie jest taki znowu nowy, bo raczej odnowiony. Po raz pierwszy bowiem ten nowy grzech został ogłoszony w roku 1995 przez JE biskupa Tadeusza Pieronka. Najwyraźniej obawiając się, że wielu obywateli nie zechce wybierać między dżumą a tyfusem, czyli między Lechem Wałęsą, a Aleksandrem Kwaśniewskim. Ekscelencja ogłosił, że grzechem jest powstrzymanie się od uczestnictwa w wyborach.

Już miałem się z tego spowiadać, ale kiedy okazało się, że wybory wygrał Aleksander Kwaśniewski i już nie trzeba było mobilizować elektoratu dla Lecha Wałęsy, tylko raczej zakręcić się koło nowego prezydenta, Jego Ekscelencja na łamach “Życia Warszawy” nie tylko ten grzech odwołał, ale w dodatku pryncypialnie skrytykował tych, którzy “nadużywali religii dla celów politycznych”.

Więc i teraz pan prof Zoll krytykuje to “Vademecum”, że nie piętnuje “mowy nienawiści” i innych modnych myślozbrodni, zawodowy katolik, pan red. Tomasz Terlikowski podejrzewa, że “Vademecum” zostało zredagowane w interesie politycznym niektórych partii, a dominikanin, ojczyk Paweł Gurzyński zachodzi w głowę (“zachodzim w um z Podgornym Kolą…”), jak możliwe jest głoszenie jednym tchem “obrony życia” z wypychaniem migrantów z powrotem za białoruską granicę – co nieubłaganym palcem wytknęła naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu właśnie pani reżyserowa.

Wprawdzie najgorsze są nieproszone rady, ale z drugiej strony wśród uczynków miłosiernych co do duszy jest: “nieumiejętnych nauczać”, więc spełniając dobry uczynek informuję przewielebnego ojczyka Pawła Gurzyńskiego, że abortowane dziecko nie popełnia niczego nielegalnego, nawet nie próbuje przekraczać polsko-białoruskiej granicy bez stosownego zezwolenia, podczas gdy migranci właśnie to próbują robić i to w dodatku – z niskich pobudek, czyli pragnienia “godnego życia” na koszt europejskich podatników.

Różnica jest więc widoczna już na pierwszy rzut oka, a tymczasem chrześcijaństwo nikomu nie nakazuje naiwności, ani braku spostrzegawczości, której przewielebnemu ojczykowi najwyraźniej brakuje. Czego tam uczą w seminariach tych wszystkich dominikanów? Tajemnica to wielka.

Inna sprawa, że pan redaktor Terlikowski, mimo swego zaangażowania po jasnej stronie Mocy, nawet dobrze kombinuje. Rzeczywiście; wśród siedmiu szarad, jakie Episkopat  zadał katolikom, jest wskazówka, co do której pan red. Terlikowski może mieć rację, że chodzi o Zjednoczoną Prawicę.  Chodzi o “etyczny kształt procesów gospodarczych”.

Na pierwszy rzut oka można by sobie pomyśleć, że jest to wezwanie do głosowania na Konfederację, ponieważ to właśnie ona sprzeciwia się fiskalnemu rabunkowi oraz przekupywaniu przez rząd obywateli ich własnymi pieniędzmi – ale kiedy głębiej wnikniemy w treść tej szarady, to Konfederacja odpada. Jeszcze bowiem podczas kampanii wyborczej w roku 2019, kiedy to pozostałe ugrupowania licytowały się, które wyda więcej pieniędzy na przychylanie wszystkim nieba, Konfederacja nie wzięła w tej licytacji udziału oświadczając, że ona nikomu nie zamierza nic dawać, ale nie będzie też obywateli fiskalnie rabować.

Teraz zresztą to powtarza – że nie zamierza nic dawać nikomu. Nikomu – a więc również przewielebnemu duchowieństwu. Nietrudno się domyślić, że takie stanowisko nie ma nic wspólnego z “etycznym kształtem procesów gospodarczych” w rozumieniu Episkopatu.  Volksdeustche Partei wprawdzie licytuje się z Naczelnikiem Państwa, że kobietom zafunduje bezpłatne skrobanki – ale jeśli chodzi o przewielebne duchowieństwo, to nie tylko nie zamierza mu nic  dawać, ale jeszcze – jak zdradził Wielce Czcigodny Sławomir Nitras – zamierza mu “odpiłowywać”. Zatem Volksdeutsche Partei odpada.

O Lewicy szkoda nawet mówić, bo na przykład moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus utopiłaby przewielebne duchowieństwo, podobnie jak cały Kościół katolicki w łyżce wody, nie mogąc darować konfuzji, kiedy to w wieku 14 lat się spowiadała, a spowiednik chciał wiedzieć, czy już się bzykała. Jak tam było, tak tam było, słowem – Lewica też odpada.

Jeśli chodzi o “Trzecią Drogę”, to PSL znane jest raczej z zagarniania ku sobie, a jeśli nawet nie wyłącznie ku sobie, to ku “polskiej wsi” –  więc i ona odpada. Pozostaje tylko Zjednoczona Prawica i rzeczywiście – ona daje każdemu, ze szczególnym uwzględnieniem przewielebnego duchowieństwa – i to są te “etyczne podstawy procesów gospodarczych”.

Więc z jednej strony Episkopat wydając “Vademecum” zachował się prawidłowo, to znaczy – lojalnie – ale z drugiej strony watykańska centrala podłożyła Naczelnikowi Państwa świnię. Dobrze to nie wygląda, zwłaszcza w świetle Ewangelii, która przestrzega, że królestwo wewnętrznie rozdarte się nie ostoi. Wprawdzie w innym miejscu Ewangelia zaleca, by lewica nie wiedziała, co robi prawica, ale przecież nie w takich poważnych sprawach, kiedy gra toczy się o całą pulę!

Tedy przypisuję ten paroksyzm postępom w dialogu z judaizmem, który sprawi nam jeszcze więcej i większych niespodzianek. Wprawdzie po 15 października wszyscy o wszystkim będą starali się jak najszybciej zapomnieć, ale z drugiej strony – co się stało, to się nie odstanie.

Oficjalna „Piątka Konfederacji”. Ostatni punkt to„zero socjalu dla Ukraińców”.

Oto oficjalna „Piątka Konfederacji”. Ostatni ujawniony punkt to nowość [VIDEO]

29.09.2023 piatka-konfederacji-ostatni-ujawniony-punkt

Krzysztof Bosak przedstawia Piątkę Konfederacji Źródło: YouTube / Konfederacja
Krzysztof Bosak przedstawia Piątkę Konfederacji Źródło: YouTube / Konfederacja

– Dziś Konfederacja przedstawia już oficjalnie swój pakiet pięciu punktów na finał kampanii – mówił podczas konferencji Konfederacji we Wrocławiu Krzysztof Bosak, przedstawiając „nową” Piątkę Konfederacji.

– Piąta lista, lista numer pięć i nowa Piątka Konfederacji, czyli cztery postulaty już znane i piąty, dość oczywisty, ale dodany, który chcemy mocno podkreślać na finale naszej kampanii wyborczej – tak konferencję prasową w stolicy Dolnego Śląska rozpoczął szef koła Konfederacji i lider Ruchu Narodowego – Krzysztof Bosak.

Postulaty, które do tej pory były znane, to kolejno: proste i niskie podatki, dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców, mieszkania i domy tańsze o 30 proc., gotówka chroniona Konstytucją RP.

Ostatni ujawniony postulat z nowej Piątki to „zero socjalu dla Ukraińców”.

– To ostatnie hasło chcemy podkreślić dlatego, że stosunki Kijowa i Warszawy uległy… No chyba można powiedzieć, że maski po prostu opadły. Tam, gdzie był pozór przyjaźni, tam, gdzie był pozór partnerstwa, tam w tej chwili widzimy, że jest twarda gra, że jest wymiana ciosów, że jest agresywna retoryka, że jest zapowiadanie sankcji, zapowiadanie ceł, skarżenie się do Światowej Organizacji Handlu, uderzanie w polskie interesy gospodarcze w Brukseli –
mówił Krzysztof Bosak.

– My, jako Konfederacja, od samego początku ostrzegaliśmy przed taką sytuacją. Mówiliśmy, że mamy kolizyjne interesy, że otworzenie polskiego rynku bezwarunkowe na produkty, które są produkowane w zupełnie innym standardzie bez tych norm, które są wymagane od polskiego rolnika, jest głęboko niekorzystne dla polskich gospodarzy. Mówiliśmy o tym, że nie ma infrastruktury przesyłowej na wszystkie produkty z Ukrainy i mówiliśmy od samego początku o tym, że nie ma podstaw, żeby wszystkich w Polsce z paszportem ukraińskim obdarzyć przywilejami, które mają polscy obywatele – mówił narodowiec.

Cała konferencja:

https://youtube.com/watch?v=zTzQB-GdK4w%3Fsi%3DKCogGvGHQ4cjx0iK
===============================

mail:

Pięciu panów – to widać. Znaczy, że Grzegorza BRAUN wycięli? Źle by to świadczyło o ich zwartości i ideowości.

Zapora na granicy z Białorusią mało skuteczna? Raport Straży Granicznej.

Zapora na granicy z Białorusią mało skuteczna? Wyciekł raport Straży Granicznej

SG zapora-z-bialorusia-malo-skuteczna

29.09.2023

Krynki, 25.06.2023. Zapora na granicy polsko-białoruskiej w miejscowości Krynki, 25 bm. (sko) PAP/Artur Reszko
Krynki, 25.06.2023. Zapora na granicy polsko-białoruskiej w miejscowości Krynki, 25 bm. (sko) PAP/Artur Reszko

Zapora na granicy z Białorusią ma dawać jedynie złudne wrażenie, że nasza granica jest dobrze chroniona. Według raportu Straży Granicznej, który wyciekł, sforsowanie zapory jest dziecinne proste i udało się to już 13 tys. nielegalnych imigrantów.

Według wewnętrznych raportów Straży Granicznej, do których miała dotrzeć „Gazeta Wyborcza”, zapora postawiona na granicy z Białorusią zatrzymuje jedynie 60 proc. nielegalnych migrantów, zakładając, że każdy z nich podejmuje tylko jedną próbę sforsowania jej.

Jednego lipcowego dnia miał paść rekord, gdy zaporę pokonało ok. 300 migrantów, z których 160 nie udało się później wyłapać i przedostali się w głąb Rzeczpospolitej.

Sytuacja miała się poprawić, gdy do obrony granic oddelegowane zostało wojsko.

Mur na granicy polsko-białoruskiej żadnym cudem techniki nie jest. Zaporę można sforsować m.in. przecinając ją zwykłym ręcznym brzeszczotem do metalu, wyginając lewarkiem samochodowym lub podkopując się pod nią.

Od stycznia do połowy września 2023 r. zaporę miało sforsować 12 971 ludzi, których nie udało się potem złapać.

Zawodzić ma m.in. system elektronicznych wskazań na murze. Teoretycznie jest to dobry pomysł, a w rzeczywistości prowadzi do chaosu informacyjnego, bo białoruskie służby specjalnie uderzają na zaporę w kilku miejscach, by rozproszyć Polaków.

Straż Graniczna ponoć wyciąga już wnioski z raportu, który wyciekł. Po pierwsze – zwiększona ma zostać liczba kamer, a po drugie, poprawiona ma zostać jakoś drutu żyletkowego na murze. Poprawiona ma także zostać droga techniczna, którą pogranicznicy udają się w miejsce, z którego dostali sygnał.