O polityce – jeszcze inaczej

O polityce – jeszcze inaczej

Posted on

Polityka w poglądach Feliksa Konecznego

Problem polityki jest niezwykle skomplikowany i wielorako uwikłany w szeroko pojęte sprawy cywilizacyjne. Ludzkie działania społeczne, potocznie nazywane polityką, wiążą się i bazują na całokształcie spraw ludzkich, tj. bazują na cywilizacji, która posiada sobie właściwą wizję człowieka, hierarchię dobra, prawa i urządzeń społecznych. Stąd też wypływa wniosek, że cywilizacja w istotny sposób determinuje politykę.

Bronił tej tezy i ją uzasadnił przed laty polski historyk, badacz kultur i cywilizacji Feliks Koneczny. Jest on twórcą oryginalnej koncepcji wielości cywilizacji. Według Konecznego istnieje tyle modeli i sposobów faktycznego funkcjonowania polityki, ile jest rodzajów cywilizacji. To, co zdaniem Konecznego jest istotne nie tylko dla rozumienia polityki, ale i dla jej praktycznego działania, to związek polityki z cywilizacją. Według Konecznego polityka jest częścią cywilizacji i jako część większej całości sama nigdzie nie występuje. Innymi słowy, cywilizacja w sposób istotny determinuje ludzkie działania społeczne zwane potocznie polityką.

Feliks Karol Koneczny (1862-1949) urodził się w Krakowie, gdzie ukończył gimnazjum i Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalizując się w historii. Pracował w Akademii Umiejętności oraz w Bibliotece Jagiellońskiej, a po zakończeniu I wojny światowej – aż do przejścia na emeryturę w 1929 roku – kierował Katedrą Europy Wschodniej na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. W 1929 r. decyzją Ministerstwa Wyznań i Oświaty Publicznej został przeniesiony w stan spoczynku. Decyzja ta miała prawdopodobnie charakter polityczny, gdyż Koneczny zarzucał ówczesnemu sanacyjnemu obozowi rządzącemu oraz jego przywódcy Józefowi Piłsudskiemu turanizm. [On nie “zarzucał”, on spokojnie INFORMOWAŁ. MD]

W cywilizacji turańskiej zbiorowość organizowana jest na wzór jednej wielkiej formacji militarnej kierowanej przez despotycznego jedynowładcę, a prawa jednostki nie mają żadnego znaczenia. Uważał również, że z powodów osobistych Piłsudski dopuścił się profanacji i porzucenia cywilizacji łacińskiej. Zatem niegodnie sprawował urząd państwowy.

Wróciwszy do rodzinnego Krakowa, Feliks Koneczny przeżył jeszcze dwadzieścia lat.

Specyficzne oddanie sprawom religii katolickiej oraz narodu polskiego, który widział przez pryzmat zagadnienia cywilizacyjnego, czyni go przedstawicielem elity katolickiej.

Głównym zainteresowaniem badawczym Feliksa Konecznego było zagadnienie praw historycznych określanych przez niego mianem praw dziejowych. Uczony stworzył oryginalną koncepcję teorii cywilizacji. Cywilizację określał jako najogólniejszy i najszerszy rodzaj zrzeszenia ludzkiego, gdzie wiele społeczeństw jest połączonych wspólnymi zasadami życia społecznego.

Pojęcie „cywilizacja” zdefiniował w sposób oryginalny i nowoczesny zarazem jakometodę ustroju życia zbiorowego”. Jedną z cywilizacji wyodrębnionych przez Konecznego stanowi cywilizacja łacińska – jedno z siedmiu wielkich zrzeszeń ludzkich, jakie dostrzegał w ówczesnym świecie. Dokonując jej charakterystyki, określił fundamenty systemu politycznego w tejże wspólnocie.

Warto w tym momencie wspomnieć o niewłaściwym, z punktu widzenia Konecznego, sposobie posługiwania się pojęciem cywilizacji chrześcijańskiej. Nie ma bowiem i nie było nigdy jednej cywilizacji chrześcijańskiej, podobnie zresztą jak i jednej cywilizacji europejskiej. Elementy chrześcijańskie posiada zarówno cywilizacja łacińska, jak i bizantyńska.

Cywilizacja łacińska zbudowana jest bowiem na trzech filarach: etyce chrześcijańskiej, prawie rzymskim i greckiej filozofii.

Autor uważa, że za sprawą adaptacji prawa rzymskiego w cywilizacji łacińskiej zostały wyodrębnione sfery życia prywatnego i publicznego. Dzięki dualizmowi prawnemu, jak to określa Koneczny, społeczeństwo może harmonijnie się rozwijać.

Cywilizacja łacińska jako jedyna położyła nacisk na wszechstronny rozwój kategorii prawdy. Kategoria prawdy jest nieodłącznie związana z kategorią dobra, dzięki której życie społeczne opiera się na zasadach etycznych, wyznawanych dobrowolnie przez społeczeństwo. „To właśnie dobro, rozumiane jako cel, stało się w cywilizacji łacińskiej czynnikiem charakteryzującym tę cywilizację […]. Oczywiście, musimy mieć świadomość, że Prawda i Dobro najwyższe są Bogiem, ku któremu prowadzi wiara odsłaniająca perspektywy życia osobowego człowieka i łacińskiej cywilizacji.” (M.A. Krąpiec, Państwo jako rozumny ład dobra, [w:] Człowiek w kulturze, red. P. Jaroszyński, KUL, Lublin 1998, s. 12.)

Etyka posiada w cywilizacji łacińskiej pozycję uprzywilejowaną. Wszystkie inne kategorie winny być podporządkowane zasadom etycznym.

Zastanawiając się, jak ma wyglądać polityka w cywilizacji łacińskiej, uczony dochodzi do wniosku, że do sfery życia publicznego należy wprowadzić etykę katolicką. Prawa Dekalogu Koneczny rozciąga na płaszczyznę polityczną. ,,Stawiam wymagania jak najskromniejsze. Upraszam o niewiele, bo tylko o przestrzeganie dziesięciorga przykazań”.¹ Etyka katolicka, dzięki stawianiu najwyższych wymagań, umożliwia wszechstronny rozwój jednostki, społeczeństwa, narodu, a w konsekwencji państwa.

Dla Konecznego katolicyzm był jednym z filarów cywilizacji łacińskiej. Roman Dmowski, stwierdził: „Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, ale tkwi w jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwanie od religii i od Kościoła jest niszczeniem samej istoty narodu”. Podobnie myślał Feliks Koneczny. Dlatego poszukując podstaw dla trwałego „ładu w historii”, za jedną z nich uznał moralność katolicką.

Etyka katolicka, na której oparte jest życie społeczne cywilizacji łacińskiej, niesie ze sobą cztery postulaty: ,,[…] małżeństwo monogamiczne dożywotnie, dążenie do zniesienia niewolnictwa, zniesienie zemsty i przekazanie jej sądownictwu publicznemu, wreszcie niezawisłość Kościoła od władzy państwowej”.² Etyka w tym typie cywilizacyjnym jest wyprowadzana bezpośrednio z nakazów Ewangelii.

Teoretyk cywilizacji twierdził, że w życiu moralnym każdej jednostki ludzkiej istotne jest powiązanie rozumu z systemem etycznym. Rozum bowiem kieruje postępowaniem człowieka, analizuje, co jest dobre a co złe, sądy intelektualne determinują dobrą bądź złą działalność ludzką.

Uczony uważał, że zasady etyczne cywilizacji łacińskiej obejmują zarówno sferę prywatną, jak i publiczną. Dla katolika nie ma dwóch etyk, nie ma dwóch katechizmów. „Wszyscy rozwodnicy, zmieniający wyznanie dla zmiany kobiety, porzucają tym samym cywilizację łacińską, ponieważ w tej cywilizacji nie można w żaden sposób mieć drugiej żony za życia pierwszej. Polsce zaś nie można być pożytecznym poza cywilizacją łacińską; nie powinno się przeto osobom takim powierzać funkcji publicznych.”³ Stosowanie zasad etyki katolickiej jest gwarantem rozwoju cywilizacyjnego. Odstępstwo od wiary katolickiej grozi upadkiem cywilizacyjnym.

Konecznego myślenie o polityce wywodzi się z tomizmu, co jest widoczne w odniesieniu do narodu, państwa, prawa czy władzy. Osią tego stanowiska jest sprzężenie etyki z polityką, nakazujące widzieć państwo jako wspólnotę moralno-polityczną. Chodzi o to, by sprawujący władzę kierowali się normami moralnymi, które obowiązują w życiu prywatnym i publicznym. Powyższa kwestia ma dodatkowo wymiar cywilizacyjny, ponieważ cywilizacja łacińska ufundowana jest na chrześcijaństwie, a więc w państwach tego kręgu cywilizacyjnego zarówno rządzących, jak i rządzonych powinny obowiązywać zasady tej etyki. Wszak w organizmach państwowych przynależnych do cywilizacji innych niż łacińska obowiązują inne zasady etyczne.

II RP była państwem, na którego terytorium istniały równocześnie cywilizacje: łacińska, bizantyńska, turańska i żydowska. We współczesnej Polsce ścierają się ze sobą elementy wszystkich tych cywilizacji, a uwidacznia to postępująca na wielu różnych płaszczyznach polaryzacja społeczeństwa – szczególnie w kwestiach światopoglądowych.

Dla przeciętnego czytelnika Koneczny wydaje się być konserwatystą i autorem anachronicznych prac. Na poglądy Feliksa Konecznego należałoby jednak spojrzeć przez pryzmat zachowań wielkich skupisk ludzkich, takich jak narody i cywilizacje, a nie przez pryzmat ich oceny ze stanowiska politycznej poprawności. Żyjemy w czasach notorycznych konfliktów plemiennych, rasowych i etnicznych. W tzw. cywilizowanych krajach europejskich, mniejszości narodowe i wyznaniowe domagają się własnego sądownictwa religijnego i wyłączenia ich spod reguł powszechnie obowiązującego prawa. W tym kontekście należałoby zdobyć się na refleksję nad słowami Feliksa Konecznego: „Dobrą może być taka tylko polityka, która jest zawsze i we wszystkiem państwowo-społeczną równocześnie. Traktowanie państwa w oderwaniu od społeczeństwa nie tylko jest błędem, ale niebezpiecznem.”⁴

Przypisy
1. F. Koneczny, Państwo i prawo, s. 101
2. F. Koneczny, O wielości cywilizacyj, WAM, Kraków 1997, s. 269
3. Koneczny uważał, że naczelnik kraju niegodnie sprawował urząd, ponieważ rozbił swoje małżeństwo przez związek z inną kobietą. Chodzi o głośny romans ,,[…] Józefa Piłsudskiego z «piękną Marią», Marią z Koplewskich Juszkiewiczową, rozwódką i w dodatku ewangeliczką, dla której Piłsudski zmienił wyznanie rzymskokatolickie na ewangelicko–augsburskie i wziął cichy ślub w protestanckim zborze pod Łomżą”. M. Bębenek., Paradygmat polityki w cywilizacji łacińskiej, [w:] Feliks Koneczny dzisiaj, red. J. Skoczyński, Kraków 2000, s. 88.
4. F. Koneczny, Polskie Logos a Ethos. Roztrząsanie o znaczeniu i celu Polski, t. I, Warszawa 1996, s. 280

Bibliografia
Bębenek Marian, Paradygmat polityki w cywilizacji łacińskiej, [w:] Feliks Koneczny dzisiaj, red. J. Skoczyński, Kraków 2000
Dmowski Roman, Kościół, Naród i Państwo, Warszawa 1927, s. 13, Obóz Wielkiej Polski. Wskazania programowe, 5
Gawor Leszek, O wielości cywilizacji. Filozofia społeczna Feliksa Konecznego, Lublin 2002
Koneczny Feliks, Czy polityka należy do cywilizacji, w: Tenże, O cywilizacją łacińską, Lublin 1996
Koneczny Feliks, O ład w historii. Z dodatkami o twórczości i wpływie Konecznego, Londyn 1977
Koneczny Feliks, O wielości cywilizacyj, Kraków 1997
Koneczny Feliks, Państwo i prawo, Kraków 1997

Co czeka te fujary w “zwycięskim roku”

Modzelewski: Niepoprawna opowieść noworoczna

konserwatyzm.pl/modzelewski

Końcówka poprzedniego roku, a zwłaszcza osiągnięcia byłej „demokratycznej opozycji” (już w roli rządzących) potwierdzają całkowicie nieuzasadnione (i tendencyjne) przewidywania. AntyPiS jest lustrzanym odbiciem PiSu i już nie zamierza udawać kogoś innego. Charakteryzuje go w dodatku jeszcze większa niż przed ponad ośmiu laty nieporadność wręcz nieudolność: do czego się wezmą, muszą to obowiązkowo spartolić, nawet gdy wydaje się im, że robią coś, czego nie da się zepsuć. „Deficyt przywództwa” (krajowego) jest oczywisty: aby przeprowadzić jakąkolwiek operację (nawet wycieczka nocą po piwo) trzeba mieć plan działania, czyli WIZJĘ, a przecież dobrze wiemy, że są formacje, w których wizjonerzy są odsyłani do lekarzy (pierwszego kontaktu): to ważne zasady, które są również PRAWDĄ NADRZĘDNĄ.

W nowym roku kolejne sukcesy charakteryzować będzie „pierwsze (i następne) sto dni”, które zakończą się prawdopodobnie zwycięstwami wyborczymi (i do samorządu terytorialnego i do Parlamentu Europejskiego) nowej opozycji: powtórka triumfu z dnia 15 października 2023 r. jest tu raczej niemożliwa; przecież w tychże wyborach lider obecnej większości wraz ze swoją partią PRZEGRAŁ po raz tam nie wiem który z PiSem na korzyść tzw. Trzeciej Drogi, która już niedługo pójdzie swoją drogą: dla niej spuścizna „gdańskich liberałów” (kto pamięta to pojęcie?) szybko stanie się zbędnym ciężarem. Zapewne liderzy tego ugrupowania zrozumieją, że wejście do orszaku idącego pod obecnym przywództwem oznacza rezygnację z „Trzeciej Drogi”, czyli klęską programu, który dał im sukces (pierwszy i ostatni). Poza tym jedyną wspólną specjalizacją całego POPiSu jest wchłanianie lub wyniszczanie tzw. przystawek: PiS wchłonął ostatnio partyjkę Jarosława Gowina, a Platforma partię założoną przez Ryszarda Petru.

Powoli acz nieuchronnie wszyscy przywódcy POPiSu schodzą ze sceny politycznej, choć byłej Zjednoczonej Prawicy zapewne bardzo pomoże pasmo wpadek obecnej większości, która ma kłopoty nawet z napisaniem przepisów, które będą w jej interesie.

Szybko przyjdzie rozczarowanie a później złość zwycięskiego elektoratu, że wygłodniały przez osiem chudych lat AntyPiS nawet nie umie się skutecznie zemścić na swoich wrogach, a przecież ich zdaniem PiSowi należy się solidny łomot: część wyborców tego oczekuje.

A tu nic, ani chleba ani igrzysk. Poparcie młodego pokolenia dla obecnej większości nie jest ani stabilne ani tym bardziej przemyślane. Większość tej grupy miała już dość pro ukraińskiej propagandy, zubożenia i serwilizmu wobec „światowego przywództwa” oraz … Zełeńskiego: na to, abyśmy zostali „sługami narodu ukraińskiego” raczej się nie umawialiśmy, zwłaszcza że już nas zdążyli skutecznie „zdradzić”. Zachód może nas zdradzać – to jego historyczne prawo, a my i tak pozostaniemy mu wierni (do końca). Ale żeby wykiwali nas Ukraińcy, których tak czule i szczerze przytulaliśmy do naszych piersi? To już obciach i AntyPiS nic tu nie zmieni: nowy minister spraw zagranicznych pojechał zameldować się w Kijowie i zamiast bronić interesów polskich transportowców i rolników, deklarował poparcie dla władz w Kijowie.

Czy faktyczna likwidacja mediów publicznych odebranych co prawda PiSowi, ale faktycznie obróconych w niwecz, które po odrodzeniu powtarzać będą tylko propagandę „tefałenu” i „gazwybu”, usatysfakcjonuje wyborców, którzy w związku z tym ochoczo poprą AntyPiS w wyborach roku 2024? Śmiem wątpić. Gdy nie ma już rządzącego PiSu, traci więc rację bytu również AntyPiS. Nieudolność, a przede wszystkim brak wiarygodności politycznej (zemścić też się trzeba umieć), zakończy powyborczy karnawał.

Nokautujący cios w cały POPiS przyjdzie wraz z wynikami wyborów za oceanem, bo „światowe przywództwo” może nie tylko unieważnić „zagrożenie rosyjskie”, lecz również rozpocząć demontaż postzimnowojennego skansenu. Wtedy będziemy skazani na „niemieckie przywództwo”, czyli perspektywę likwidacji resztek naszej suwerenności. Aby przekonać do tego biedniejące społeczeństwo, nie wystarczy siły „wolnych mediów”, bo one też szybko zmienią zdanie, zgodnie zresztą z wynikami wyborów w USA.

Jedyna szansa w nowej pandemii i powszechnym „lockdownie”, ale na to się po raz drugi nie damy nabrać.

A co powyższe opowiastki mają wspólnego z relacjami polsko-rosyjskimi? Ano tyle, że AntyPiS nie wyciągnął wniosków z porażki swojego historycznego wroga. Jego historyczne błędy w postaci absurdalnych ograniczeń pandemicznych (lat 2020-2021) oraz bezwarunkowe poparcie dla „walczącej Ukrainy” (lata 2022-2023) dały szanse AntyPiSowi. Jeśli ma on dłużej porządzić, musi odrzucić pisowskie dziedzictwo, zwłaszcza że wcześniej czy później zadecyduje o tym „światowe przywództwo”.

Co robić w trudnej sytuacji? Po pierwsze nie robić rzeczy niepotrzebnych.

Roman Dmowski. On nie tracił czasu

Autor: AlterCabrio , 7 stycznia 2024

‘Te wiekopomne słowa, to zawsze pada, w każdym pokoleniu: «Co robić w trudnej sytuacji?» A on im tłumaczył: «Po pierwsze nie robić rzeczy niepotrzebnych». A ile my robimy rzeczy niepotrzebnych? Ile się przez to dzieje zła? I po drugie uczył: «Nie bądźcie talmudystami. Nie wolno się rozdrabniać na rzeczy nieistotne, poboczne, bo to też jest strata czasu».’

‘Roman Dmowski te wiekopomne zasługi ma w tym znaczeniu, że doszedł do przekonania, coś co miało być zapomniane, bo drogi Polaków się rozchodziły, do idei Wszechpolski, że Polacy są wszędzie, w trzech zaborach i na emigracji. I wszędzie są ci sami, tacy sami i chcą tego samego. Ale co mógłby zrobić sam, czy z niewielkim otoczeniem? Potrzebne było zaplecze. Takiego zaplecza nie było.’

‘Kapitan Jerzy Pilasiński ps. «Lech», w organie prasowym Komendy Głównej NZW napisał bardzo ważną rzecz:

«Nasze zadanie to zupełne zniszczenie wpływów obcych w Narodzie, to sprzeciw służenia obcym interesom, obojętnie czy angielskim, czy niemieckim czy sowieckim. My nie chcemy być narzędziem obcych polityk kosztem naszej Ojczyzny i naszej krwi.»

−∗−

Leszek Żebrowski. Po pierwsze nie robić rzeczy niepotrzebnych

Wystąpienie podczas obchodów 85. rocznicy śmierci Romana Dmowskiego. Drozdowo, 2 stycznia 2024 r.

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!

Niemcy: Podatnicy płaca 8000 euro miesięcznie na utrzymanie czteroosobowej rodziny azylantów, a więc równowartość ponad 30 tysięcy złotych…To samo czeka Polskę?

4 stycznia 2024 pch24./ile-kosztuje-utrzymanie-azylantow

Ile kosztuje utrzymanie azylantów? Zatrważające dane z Niemiec. To samo czeka Polskę?

(fot. Wikipedia)

Ile będzie kosztować Polskę utrzymanie imigrantów, których narzuci nam Unia Europejska? Jeżeli razem z przymusową relokacją przyjmiemy zachodnie wzorce, rachunek może być naprawdę słony. W niemieckich mediach krążą właśnie oficjalne wyliczenia dotyczące utrzymania migrantów w landzie Saksonia-Anhalt. Okazuje się, że podatnicy płaca prawie 8000 euro miesięcznie na utrzymanie czteroosobowej rodziny azylantów, a więc równowartość ponad 30 tysięcy złotych…

Pytanie o koszty utrzymania imigrantów zostało zadane przez deputowanego do parlamentu Saksonii-Anhaltu Daniela Walda z AfD. Odpowiedziała na nie minister spraw wewnętrznych Tamara Zieschang z CDU.

Okazało się, że jeden azylant kosztuje podatników 1953 euro miesięcznie. Para – 3906 euro, a czteroosobowa rodzina – 7812 euro. W sumie za utrzymanie zaledwie 10-osobowej grupy migrantów kosztuje podatników 78 tysięcy euro miesięcznie, co daje równowartość ponad 330 tysięcy złotych.

Wysokie koszty wynikają między innymi z utrzymywania migrantów w hotelu zamienionym na tymczasowy ośrodek dla uchodźców – z takimi udogodnieniami jak cotygodniowa zmiana pościeli, sprzątaczka oraz posiłki trzy razy dziennie.

Wysokie koszty utrzymania migrantów nie są specyfiką Saksonii-Anhaltu. Przykładowo Berlin wydaje na azylantów 2,76 miliony euro… dziennie.

Źródło: jungefreiheit.de Pach

=================

mail:

Realnie imigrant dostaje około 420 Euro, reszta trafia do całego biznesu opieki nad imigrantami. Taką role pasożyta zapewne będzie chciał pełnić owsik albo [—-]

Polityka i mały picciotto, czyli pogłębiający się chaos

Polityka i mały picciotto, czyli pogłębiający się chaos

Autor: wawel , 6 stycznia 2024 ekspedyt/polityka-i-maly-picciotto

MOTTO 

“Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi, Chmielnicki, Hiperborejczykowie, Tatarzy, elektor i kto żyw naokoło. A my z księciem wojewodą wileńskim powiedzieliśmy sobie, że z tego sukna musi się i nam tyle zostać w ręku, aby na płaszcz wystarczyło; dlatego nie tylko nie przeszkadzamy ciągnąć, ale i sami ciągniemy. “ [Henryk Sienkiewicz]

1.

Odkreślmy te wybory grubą kreską. Człowiek wybiera a Pan Bóg kule nosi. My chcemy być bliżej ludzi! Co nie znaczy, że nie jesteśmy ludźmi, albo że byliśmy daleko. Wszystko powinno być bliżej ludzi. Ludzie bliżej ludzi. Ludzie bliżej urn. Urna przy każdym domu. Kidawa-Błońska w każdej głowie. Tusk w każdym sercu. Prezes we wszystkich marzeniach. Piramida w każdej gminie. Piramidy bliżej piramid.

 Co wy z tymi wyborami? Wybory, wybory, serwery, bajery. Wybór to symbol. Rytuał. Czy nas wybierzecie, czy nie – od nas się nie uwolnicie. My jesteśmy waszym przeznaczeniem. Przeznaczeniem idioty jest cwaniak. Nie zmienią tego nawet amerykańskie czy ruskie serwery.

Gorszy od idioty jest idiota do kwadratu. Idiota zwykły po prostu wierzy cwaniakom. Idiota do kwadratu rozpoznaje cwaniaka nieomylnie i właśnie dlatego go popiera i pozwala mu rządzić, gdyż wierzy, że cwaniaka oszwabi i sam się pożywi tym, co skapnie ze stołu cwaniaka większego.

Tu już nikt nikomu nie wierzy – a jednak wszystko trwa. Jak to możliwe? Czasem to jedna rzecz, to inna – sypie się. Wtedy przynosimy łopaty i podsypujemy. Do urn.

Do urn ludu! Do urn!

Państwo to system. Analogiczny z komputerowym programem.

 Państwo musi być też dobrze napisane. Do państwa jest klucz, jest hasło. Klucz można wygenerować metodą losową („wybierzmy przyszłość”, „budujmy mosty”, „bądźmy bliżej ludzi”, “dobra zmiana”). Polskie państwo jako całość jest…skrakowane *). Zaczęło się od Kraka a skończyło na skrakowaniu… Rządzą nami hakerzy ideowi… Program skrakowany przynosi zdecydowanie pomniejszone dochody jego twórcom a państwo skrakowane przynosi swoim obywatelom drastycznie pomniejszone korzyści, możliwości i prawa.

Onegdaj ktoś się włamał. Przyszła ekipa remontowa, wstawiła zamek z pięknymi, nowymi kluczami, po czym rozdała kopie kluczy rodzinom, znajomym, cwaniakom i typom spod ciemnej gwiazdy oraz heroldom ościennych możnowładców.

 Z mieszkania zaczęły znikać meble, kwiaty, kosztowności… oraz co bardziej rezolutni lokatorzy, ale za to poczęły się mnożyć ścianki działowe. Blok wymalowano w słoneczka, kwiatki i nagie nimfy (jedne z brodą, inne bez) a także  ocieplono, by wygłuszyć spodziewane lamenty mieszkańców. Każdy mógł się poczuć jak u Goga i Magoga za piecem.

 Ale jedno nie dawało spokoju: p u s t k a . Pustka fizyczna i pustka psychiczna. Powstawały różne hipotezy na temat przyczyn zauważonego ogołacania mieszkania. Pokoje i salony świeciły pustymi ścianami. Z zewnątrz wyglądało to, jakby wśród lokatorów był jeden – dotąd nierozpoznany – narkoman, który spieniężał co wartościowsze artefakty. Narkoman albo zastraszony przez pasera publiczną demaskacją niegdysiejszy przestępca.

Władza też może być narkotykiem.

 Rządzić mogą i przestępcy. Ba, tam gdzie faktycznie rządzący nie chcą być ujawnieni – wysuwają właśnie przestępców albo narkomanów władzy do sprawowania funkcji reprezentacyjnej. (Moc wysuwania jest też mocą chowania, jest to tzw. prawo dwusuwu siłowików.)

 Głosujemy na malunki na ścianie…

 Dlatego wszędzie czujemy się jakbyśmy bili głową o mur…

 Oddajemy swój głos na prokurentów spółek tajnych, widnych i  dwu-płciowych. Oddajemy swój głos i dlatego… jesteśmy niemi. Bez głosu.

Administracja bloku – zwana Rządem – miała w oczach wypisane: Promocja i Przedłużony Termin Ważności. I szorowali swoje zzieleniałe tusze kurczaków wymuszonych idei i pustych koncepcji – szarym pumeksem retoryki obficie lejąc wodę i nastrzykując botoksem PR-u  by punktualnie wyłożyć je w gablotach wyborów jako towar pierwszej świeżości.

 A lud się kłębił przy urnach, przy rumach z Jamajki, bormaszynach z Landu, LED-ach z USA, winach z Mołdawii i czekoladach z Allegro:

 Mai a hee
 Mai a hoo
Mai a ha
Mai a ha ha

 numa, numa, numa jej

 numa jej, numa jej

Leciały lata i latka.

Przeleciało 8 latek plastusia a potem 8 latek prezesia spojonych pontifexem mateuszkiem jakobem.

Coraz częściej w ostatnich tygodniach robi karierę słowo “chaos” jako “diagnoza” polskiej rzeczywistości. W ostatnich dniach odmieniają je przez wszystkie przypadki obie strony, lecz z zerową refleksją. W znakomitym dziele Bułhakowa “Psie serce” ważną rolę gra rosyjski odpowiednik terminu “chaos”, czyli разруха (rozprzężenie · ruina · upadek). 

Ilustracja. Prof. Preobrażeński (fotografia z b.dobrej ekranizacji “Psiego serca”) i jedna z jego diagnoz bolszewizmu pasująca też do naszego neobolszewizmu.

W  tymże “Psim sercu” jest niezwykle nośny metaforycznie wątek o tym, jak bolszewicy wprowadzają się do domu profesora Preobrażeńskiego nie respektując tradycyjnego rozkładu pomieszczeń i ich przeznaczenia. W kuchni załatwiają potrzeby, w salonie gotują. Doskonały to opis dzisiejszej RP: kuchnia, czyli TV i media, miejsca, gdzie powinien być przyrządzany zdrowy i pożywny pokarm, czyli obiektywna relacja z życia politycznego plus troska o świadomość społeczną kierowana dobrem wspólnym – ta potencjalna kuchnia staje się partyjną kloaką. Salon, czyli parlament, miejsce, gdzie przychodzi się z projektami sensownych, długofalowych projektów urządzania państwa podług woli narodu, zamiast salonu staje się kuchnią, gdzie każdy pichci swoją ledwo jadalną „zupę nic”, by na koniec wylać ją na głowę adwersarzowi. Profesor Preobrażeński był w szoku obserwując obyczaje bolszewików, my – przywykliśmy już. Wypowiadamy słowo “chaos” i godzimy się na status quo. Ledwo się powstrzymujemy, by za podszeptem chytrego telewizyjnego kaznodziei Hołowni nie kupić popcornu i nie zamienić się w kibica jednego z gangów  szarpiących się o postaw płótna Rzeczpospolitej.

2.

Jakie są więc perspektywy w tym lokalu, w tym bloku, na tym osiedlu?

 Kiedyś, kiedy nie było żadnych perspektyw – wychodziło kolorowe czasopismo „Perspektywy”. Teraz, w kraju, w którym nie ma żadnych…faktów, połowa populacji ogląda Fakty, w których jest sama fikcja.

 Faktów nie ma, bo fakty tworzy Ktoś. Gdy rządzi osobowościowy Nikt, jedynymi faktami są budowy dróg. Dróg  niezbędnych do wywożenia „materiałów kolonialnych” (die Kolonialwaren) i wwożenia paciorków dwurdzeniowych. Ale nawet budowy dróg są rozkradane… Bo dziełem idioty jest i zawsze będzie – pogłębiający się chaos. A gdy idiota do tego wszystkiego jest jeszcze pazerny, to – to Boże ulituj się nad jego poddanymi…

 [Nikt nie ma nic wspólnego oczywiście ani z Odysem (ego sum nemo), ani z Kapitanem Nemo.]

A kapitał? Cóż, jakby to powiedzieć… Kapitał płynie światłowodami

 Do kochasia, który odszedł w siną dal.

 W siną dal, w siną dal.

 To dla kochasia, który odszedł w siną dal.

Co więc z tymi perspektywami?

 Idiota zwykły może – w sprzyjających okolicznościach i pod warunkiem podjęcia pewnego wysiłku – stać się kimś, kto „kuma bazę” („Bazę ludzi umarłych”).

 Idiota do potęgi, czyli cwaniak mniejszy, nie stoczy się do poziomu idioty zwykłego. Kimś uczciwym natomiast statystyki odmawiają mu zostać. Będzie próbował więc dosięgnąć poziomu cwaniaka właściwego (cwaniaka większego, polityka). Czy idiota do potęgi może wrócić do rozumu? Kroniki notują takowe przypadki, aczkolwiek rzadko…

 Cwaniak właściwy (ten, który musi ciągle – żeby nie zapomnieć –  powtarzać sam sobie: „być bliżej ludzi”, „być bliżej ludzi”, „być bliżej ludzi”) może przedłużać w nieskończoność odgrywanie swojej roli lub podejmować próby różnych odmian ewakuacji. Jako jednostki pasożytujące na nieujawnionych mocodawcach, cwaniacy właściwi mają bardziej niepewny los, niż pasożytujący na nich cwaniacy mniejsi (tzw. łańcuch pokarmowy). Los niepewny, ale co użyją i inkorporują w rodzinny majątek, to…ich.

 Mocodawcy skryci są we mgle domysłów, anonimowych kont i w lesie słupów…

Spinelli ma twarz milczącego Kaczyńskiego, kupującego działki i obligacje Morawieckiego oraz chętnego do “zjednoczeniowego” tanga Tuska [chętny on ci jest bardzo, choć zgodnie z regułami tanga z Brukselą (Criminal tango) udaje chłodną obojętność].

 A poczciwi i uczciwi, spytałby kto. Uczciwi i zarazem naiwni (czyli tzw. poczciwi) zawsze sobie wszystko jakoś tam wytłumaczą i zawsze znajdą jakieś usprawiedliwienie dla tych którzy z nich zrywają ostatni płaszcz.

 Uczciwych i do tego rozumnych – na to wszystko szlag trafia…

 Na szczęście jednak nie mają zbyt wiele czasu, by spożywać owoce swego dyskomfortu i rozsmakowywać się w nich, bo dzień i noc powstają plany nowych piramid, których spoiwem może być tylko ich codzienny pot.

 I nadzieja.

nie ma, nie ma jej

 nie ma, nie ma, nie ma jej

 ANEKS

 Tradycyjna terminologia

  1. capo di tutti capi – “szef wszystkich szefów”
  2. capo di capi re – godność przysługująca seniorom lub emerytowanym członkom, równorzędna ze statusem członka-emeryta, “król szef wszystkich szefów”
  3. capo crimine – “szef przestępców”, określany również tytułem don – głowa rodziny przestępczej
  4. capo bastone – “młot”, nazywany również “podszefem” – druga osoba w łańcuchu po capo crimine
  5. consigliere – doradca
  6. caporegime – dowódca mający pod sobą regiment, tj. drużynę, składającą się z około dziesięciu sgarriste
  7. sgarrista lub soldati – żołnierz, członek mafii zajmujący się wykonywaniem zleceń
  8. picciotto – mały człowiek, niska rangą osoba wspierająca działania, niżej od żołnierza
  9. giovane d’onore – członek “stowarzyszony”, honorowy, pomocnik

PRZYPISY

*) Crack (z ang. pęknięcieszczelina) – sposób na przełamanie technicznych zabezpieczeń głównie oprogramowania i gier komputerowych.

Tagi:“Głos”, crack, cwaniak, idiota, malunki, narkomani, Nikt, picciotto, piramidy, pontifex, pustka, struktury

O autorze: wawel

W Przechlewie doszło do międzynarodowego mordobicia. Pobili się Gruzini, Wenezuelczycy i Kolumbijczycy. „Zakaz opuszczania kraju”. Powinno chodzić o NAKAZ, po zapłaceniu stosownych kar.

Multikulti w rozkwicie. W Przechlewie doszło do międzynarodowego mordobicia. Pobili się Gruzini, Wenezuelczycy i Kolumbijczycy.

https://nczas.info/2024/01/06/multikulti-w-rozkwicie-na-kaszubach-pobili-sie-gruzini-wenezuelczycy-i-kolumbijczycy/

W nowy rok w Przechlewie na Kaszubach doszło do międzynarodowego mordobicia. Starli się ze sobą obywatele Gruzji, Wenezueli i Kolumbii.

Kilku obcokrajowców, którzy przebywali w Przechlewie na Kaszubach (woj. pomorskie, pow. człuchowski), postanowiło przywitać 2024 rok bójką.

Mężczyźni w wieku od 23 do 49 lat pochodzący z Gruzji, Wenezueli i Kolumbii, pokłócili się, a następnie zaczęli się bić.

W bójce miały zostać wykorzystane „niebezpieczne narzędzia”. Uczestnicy bójki nie byli turystami, którzy spędzali sylwestra w Polsce, ale imigrantami, którzy pracowali na Pomorzu.

– W nowym roku, 1 stycznia około godziny 4:00 rano policjanci z Człuchowa otrzymali informację o bójce grupki mężczyzn w, Przechlewie. Gdy przyjechali na miejsce okazało się, że grupa obcokrajowców: Gruzinów, Wenezuelczyków i Kolumbijczyków pobiła się między sobą. Trzy osoby trafiły do szpitala, a pięciu mężczyzn zostało zatrzymanych w komendzie w Człuchowie do wyjaśnienia –
informuje Sławomir Gradek z Komendy Powiatowej Policji w Człuchowie.

„W środę, 3 stycznia, siedmiu uczestników tej bójki usłyszało zarzuty udziału w bójce z użyciem niebezpiecznego narzędzia” – informuje portal „Zawsze Pomorze”. Jak czytamy dalej, „zastosowano wobec nich dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju”. Uczestnikom bijatyki grozi do 8 lat pozbawienia wolności.

===========================

Mail: To chyba literówka!! „Zakaz opuszczania kraju”. Raczej chodzi o NAKAZ, po zapłaceniu stosownych kar.

!3 grudnia. Déjà vu – czyli powtórka z rozrywki.

!3 grudnia. Déjà vu – czyli powtórka z rozrywki.

Izabela Brodacka

!3 grudnia 2023 roku powrócił do Polski komunizm. Pomimo wygranej PiS w demokratycznych wyborach władzę przejęła koalicja zła. Sprzysięgły się siły ciemności, które bez żenady stosują przemoc oraz techniki zarządzania społeczeństwem wypraktykowane w komunistycznych czasach. Dokładnie jak 13 grudnia 1981 roku. W taki sam jak Jaruzelski sposób Tusk przejmuje media i usiłuje sterroryzować społeczeństwo. Jedyna różnica, że z przyczyn lokalnego a nie globalnego ocieplenia na ulicach Warszawy nie stoją obecnie koksowniki no i jak dotąd nie jeżdżą czołgi. Oraz fakt, że w czasach zamachu stanu z 1981 roku zadanie terroryzowania społeczeństwa powierzono wojsku i milicji a obecnie Tusk powierzył je zwykłym bandziorom.

Trudno mi uwierzyć, że istnieją ludzie, którzy obserwując w akcji tych wszystkich szubrawców, kłamców i błaznów ponownie na nich zagłosowali. Dopuścili żeby władzę przejęli ludzie nienawidzący Polski, nie ukrywający swej agresji, atakujący kościoły, plujący na policjantów, posługujący się wyjątkowo wulgarnym językiem. Kiedy Tusk zapowiadał, że pana Glapińskiego wyprowadzą z miejsca pracy jacyś „silni panowie” niektórzy sądzili, że to – jak się kiedyś mówiło- „austriackie gadanie” czyli chwyt retoryczny. Posługiwanie się silnymi panami i bandyckimi metodami nie mieści się w standardach jakiegokolwiek wolnego i cywilizowanego państwa. Jest wiele innych zdumiewających wydarzeń. W najśmielszych rojeniach trudno było przypuścić, że ministrem kultury może zostać człowiek który o państwie polskim mówił „…i kamieni kupa”. Chyba się nie mylę, że to właśnie on tak mówił.

Ci wszyscy troglodyci są dla mnie słabo rozpoznawalni. Rewolucja kulturalna Tuska odbywa się dokładnie według standardów sowieckich. Niszczone są dokumentalne cenne nagrania. Barbarzyńcy chcą aby społeczeństwo straciło część swojej historii, żeby nie miało przeszłości. A przecież jak powiedział marszałek Piłsudski : „Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”.

Najistotniejsze jest jednak co innego. Nowy rząd będzie realizował wszelkie aberracje i idiotyzmy Unii Europejskiej posługując się terrorem i sprawdzonymi komunistycznymi metodami. Komuniści wprowadzali masę uregulowań i przepisów, które były uruchamiane wtedy gdy chcieli w kogoś uderzyć. Niewolili społeczeństwo metodą zatruwania mu życia. Na przykład maksymalna powierzchnia mieszkania i domu budowanego za własne pieniądze i własnymi siłami nie mogła przekraczać 110 m2. Znam przypadek rodziny, która zorientowawszy się, że powierzchnia budowanego przez nich domu wynosi 115 metrów kwadratowych zburzyła jedną ze ścian i otrzymała w ten sposób owalny pokój. Ze strony władz była to zwykła szykana, bez cienia racjonalności. Ludzie budujący we własnym zakresie domy odciążali przecież państwo od obowiązku zapewnienia im lokum.

Nie warto nawet przypominać, że żadne normy nie obowiązywały komunistycznych aparatczyków. Generał Krzemień opisywany przez Kisielewskiego w powieści „ Widziane z góry” jako generał Granit zajmował w kamienicy przy Szucha 16 zrabowanej przez komunę przedwojennym właścicielom mieszkanie o powierzchni bodajże 150 metrów kwadratowych. Mieszkanie to odkupiła od jego spadkobierców Monika Jaruzelska jakby nie wystarczała jej willa przy ulicy Ikara zrabowana przez komunę państwu Przedpełskim. Sam Kisiel z rodziną mieszkał też przy Szucha 16 czego się podobno wstydził nawet przed taksówkarzami. Przykro mi to wypominać ale amicus Kisiel sed magis amica veritas.

Analogiczną szykaną jaką było ograniczanie przez komunistów powierzchni budowanego własnym sumptem mieszkania jest obecnie zakaz ogrzewania domu tak zwanym „kopciuchem”. Terminy wymiany ogrzewania zależą od województwa, za ich nie dotrzymanie grożą bardzo wysokie grzywny. W województwach: kujawsko-pomorskim, lubelskim, wielkopolskim i zachodniopomorskim, wymianę należy ( należało) zrobić do 1 stycznia 2024 roku. Mieszkańcy województwa dolnośląskiego mają czas na wymianę ogrzewania do 1 lipca 2024 roku, a pomorskiego do 1 września 2024 roku. Natomiast w województwie lubuskim ostateczny termin wymiany starego ogrzewania wyznaczono na 1 stycznia 2027 roku.

To klasyczny przykład neokomunistycznego nonsensu. Nikt nie zmusi niezamożnych mieszkańców choćby mazurskich wsi do przejścia na bardzo drogie ogrzewanie gazowe czy elektryczne. Jeżeli będą do tego zmuszani zainstalują dla potrzeb kontroli piec gazowy a swojski kopciuch zejdzie do podziemia, do którego dostępu gospodarze będą bronić widłami i siekierą. Uruchomi to oczywiście w ludziach najgorsze instynkty i obyczaje. Prywatne porachunki będą załatwiane metodą donosu usprawiedliwianego „obywatelską postawą”. Poza tym została już uruchomiona typowa dla komunizmu fikcja prawna. Świadectwo energetyczne niezbędne przy sprzedaży a nawet wynajęciu mieszkania można otrzymać z zajmujących się tym procederem firm za niewielką opłatą w ciągu 24 godzin. Łatwo to sprawdzić zamawiając podobne świadectwo przez Internet. Oczywiście rzetelność tych świadectw ma być wyrywkowo sprawdzana lecz da to tylko zajęcie i zarobek firmom wystawiającym takie świadectwa oraz całej armii biurokratów i kontrolerów nie przynosząc żadnych realnych korzyści ani klimatowi ani społeczeństwu.

Zaczęło się „opiłowywanie katolików” zapowiadane przez Nitrasa, który w nowym rządzie pełni akurat funkcję ministra sportu i turystyki. Jego pałeczkę podjęła Barbara Nowacka, której w podziale łupów przypadło ministerstwo edukacji. Widać dobrze, że resorty są rozdzielane zupełnie przypadkowo, że są tylko nagrodą dla akolitów Tuska. Minister edukacji nie zna się na edukacji, minister obrony narodowej nie zna się na wojsku, minister zdrowia nie zna się na medycynie. Taki skład rady ministrów nawet bez „ministrów członków” to po prostu farsa,.

Historia lubi się powtarzać. Pierwszy raz jako tragedia drugi raz podobno jako farsa. Przetrzymamy i tę farsę. Przeżyliśmy ruska przetrzymamy i Tuska.

Die Welt: “dr Oetker” karmi Polaków przeterminowaną czekoladą? I marcepanem…

Niemieckie media: Znany niemiecki koncern karmi Polaków przeterminowaną czekoladą?

03.01.2024 tysol-niemiecki-koncern-karmi-polakow-przeterminowana-czekolada

– Recykling przeterminowanej czekolady? Zarzuty wobec dr. Oetkera w Polsce – czytamy w internetowej wersji Die Welt

Fabryka dr Oetker Niemieckie media: Znany niemiecki koncern karmi Polaków przeterminowaną czekoladą?

Fabryka dr Oetker / Screen YT Magazyn Śledczy Anity Gargas

– Niemiecka Grupa Oetker część swojego asortymentu produkuje w Polsce. Śledztwo prowadzi teraz prokuratura: przeterminowane produkty mają być poddawane ponownemu przetworzeniu. Pracownicy obciążają firmę i zgłaszają, że w pracy panuje atmosfera strachu. – pisze na łamach internetowej wersji Die Welt Aleksandra Fedorska.

Śledztwo Magazynu Śledczego Anity Gargas

W Polsce śledztwem dziennikarskim ws. sytuacji w zakładach niemieckiego koncerny Dr Oetker, zajmował się Magazyn Śledczy Anity Gargas TVP – „Przepakowywanie produktów w nowe opakowania z nową datą, ścieranie znakowań z nakrętek butelek i nadrukowywanie nowych” – twórcy „Magazynu śledczego Anity Gargas” twierdzili, że dotarli do dowodów na niedopuszczalne praktyki znanego niemieckiego koncernu.

– Przepakowywanie orzechów i masy marcepanowej w opakowania z nową datą. W tle niebezpieczne odpady, woda, w której stężenie manganu wielokrotnie przekracza urzędową normę i kontrole sanepidu, które miały być niezapowiedziane, a o których wiedzieli pracownicy. Idziemy tropem kolejnych afer w płockiej fabryce należącej do niemieckiego koncernu spożywczego Dr. Oetker. Ujawniamy bulwersujące filmy, które na przestrzeni ostatnich kliku lat zostały zarejestrowane przez pracowników zakładu. W jaki sposób i w jakim celu “odświeżano” produkty takie jak marcepan oraz orzechy? Jaka była reakcja zarządzających fabryką na sygnały od pracowników, że w wodzie, która trafia na linie produkcyjne jest legionella, a stężenie manganu wielokrotnie przekracza urzędową normę? Na czyje polecenie, na terenie fabryki, jak twierdzą świadkowie, zakopywano odpady, w tym także i te zaliczane do kategorii niebezpiecznych? – informowali twórcy Magazynu

Ponad naszymi głowami

Ponad naszymi głowami

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    4 stycznia 2024 micha

Po wizycie w Warszawie przedstawiciela CIA, który spotkał się tutaj z szefem Mosadu, rzekomo żeby złapać Katar, Szef Volksdeutsche Partei i zarazem premier rządu naszego bantustsanu Donald Tusk, nakazał swoim pretorianom rozpocząć przywracanie praworządności. Ponieważ ani Donald Tusk, ani żaden z pretorianów, na przykład poseł Pupka, czy poseł Łajza, chyba nie wie dokładnie, na czym praworządność polega, a jeśli nawet przypadkowo wie, to starannie tę wiedzę ukrywa, żeby nie padło na niego podejrzenie o myślozbrodnię, co zakończyłoby okres dobrego fartu na rządowej synekurze – poszli po linii najmniejszego oporu – że praworządność jest wtedy, kiedy instytucje publiczne obsiadają swoimi zadami „nasi”. Tak nawija Judenrat „Gazety Wyborczej” i tak uważa towarzycho kulturalniaków, które zawsze myślało zgodnie z linią partii – a linię partii dzisiaj formułuje już nie Biuro Polityczne KC PZPR, tylko właśnie Judenrat. Warto zwrócić uwagę, że tak samo uważało znienawidzone PiS, co pokazuje, że prócz obszarów chanukowych, covidowych i klimatycznych, również i na tym odcinku panuje między rzekomymi antagonistami jedność poglądów. Rewolucyjną teorię do tej rewolucyjnej praktyki dorobił mój faworyt, ozdoba światowej jurysprudencji pan prof. Wojciech Sadurski, który w krótkich, żołnierskich słowach nie tylko zdiagnozował sytuację, ale obmyślił remedium. Musimy – powiada – łamać konstytucję, żeby przywrócić praworządność. Czegóż chcieć więcej?

No dobrze – ale dlaczego właściwie „musimy” przywracać praworządność? Tajemnica to wielka, ale spróbujmy rozedrzeć zasłonę tej tajemnicy przy pomocy teorii spiskowej. Jak wiadomo, prezydent Zełeński, wysłuchawszy zachęty rządu amerykańskiego, zerwał porozumienia mińskie, co skłoniło zimnego ruskiego czekistę Putina, by pokazał mu ruski miesiąc – i tak zaczęła się wojna Ameryki z Rosją do ostatniego Ukraińca. Jak słychać, zostało ich coraz mniej, ale tym razem nie o to chodzi. Militaryści powiadają, by korzystać z wojny, bo pokój będzie straszny.

Najwyraźniej w Ameryce militarystów nie brakuje, bo zaraz skorzystali z wojny, by wysadzić w powietrze bałtyckie gazociągi: NordStream 1 i NordStream 2. W niepojętym przypływie szczerości gratulacje z tego powodu złożył im Książę-Małżonek, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z gafy, podobnej do puszczenia głośnego bąka w wytwornym towarzystwie. Tak czy owak, gazociągi zostały wysadzone, co zmusiło Niemcy do zaopatrywania się w gaz amerykański i inny – gdziekolwiek uda się go kupić. „A tymczasem na Newie cumował już krążownik „Aurora” ” – śpiewał Maciej Zembaty w niezapomnianej piosence o Aleksandrze Pietrownie („Anastazja Pietrowna Anastazja, kto ty jesteś – Europa, czy Azja…” – i tak dalej). Więc kiedy na twarz Anastazji Pietrowny padały płatki śniegu wielkości złotych pięciorublówek – krążownik „Aurora” wystrzelił – i od tego czasu śpiewamy inne piosenki. Na przykład: „gdy pani ci pozwoli, wyliżesz grzecznie ją…” – i tak dalej.

Więc kiedy tak Niemcy łapały gaz, gdzie popadnie, stało się, że na Morzu Śródziemnym, tuż przy wybrzeżu bezcennego Izraela, odkryto złoża ropy i gazu. Zwłaszcza cenne okazało się złoże Karisz, którego eksploatację bezcenny Izrael rozpoczął jesienią 2022 roku, kiedy wojna na Ukrainie zaczęła przechodzić w stan przewlekły. Okazało się, że te zasoby umożliwiają bezcennemu Izraelowi rozpoczęcie eksportowania gazu do Unii Europejskiej, przede wszystkim – do Niemiec. Jest to przykład, że historia – owszem – powtarza się, ale niedokładnie. Żyją jeszcze ludzie pamiętający, jak to Niemcy nie żałowali Żydom gazu, no a teraz Żydzi podsyłają gaz Niemcom. Co Niemcy z tym gazem zrobią – tego jeszcze nie wiemy, ale na pewno im się przyda – jak nie do jednego, to do drugiego.

Wtedy Amerykanie zaczęli przekonywać Niemców, żeby tego całego Putina i w ogóle – to całe strategiczne partnerstwo z Rosją, puścili w trąbę – bo żadnego gazu z tego nie będzie. Na razie nikt gazociągów nie naprawia, a nawet gdyby komuś się to udało, to znowu zostaną wysadzone – i po krzyku. Na takie dictum Niemcy zaczęły się zastanawiać. Skoro – pomyślały sobie – Amerykanom tak na tym zależy, to spróbujmy postawić im jakieś warunki. Bo tylko nasi mężykowie stanu nikomu żadnych warunków nie stawiają, tylko – jak to w podsłuchanej u „Sowy i Przyjaciół” rozmowie zauważył Książę-Małżonek – „robią laskę za darmo”. Nawiasem mówiąc, Książę-Małżonek był niedawno w Kijowie, ale nie słychać, by parafowana przez złowrogiego Antoniego Macierewicza umowa z 2 grudnia 2016 roku o nieodpłatnym udostępnianiu Ukrainie zasobów państwa polskiego, została wypowiedziana, czy choćby uzupełniona jakimiś warunkami. Słowem – czy to Antoni Macierewicz, czy Wielce Czcigodny Władysław Kosiniak-Kamysz – nadal robimy laskę.

Wróćmy jednak do bezcennego Izraela. Dwa z tych złóż gazowych: „Noa” i „Mari”, leżą tuż przy Strefie Gazy w której dokazywał złowrogi Hamas. Tedy nie było rady; trzeba było zorganizować prowokację gliwicką, by stworzyć pretekst do uderzenia na Strefę Gazy, co rozpoczęło operację ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej. Jak pamiętamy, prezydent Józio Biden, w porywie serca gorejącego, natychmiast pogalopował do Tel Awivu, by paść do nóg premierowi Netanjahu, który stanął na czele rządu jedności narodowej. Teraz, gwoli pokazania, że USA miłują pokój, trochę kręci nosem, czy izraelskie bomby mają aby prawidłowe kalibery – ale przykładnie stoi na świecy, pilnując, by bezcennemu Izraelowi nikt w dokończeniu tej operacji nie przeszkadzał.

Skoro tedy Izrael będzie mógł zaopatrywać Niemcy w gaz, to po co im jeszcze jakieś strategiczne partnerstwo z Rosją, od której żadnego gazu tak czy owak nie dostaną? Zatem w marcu 2023 roku kanclerz Scholz w Białym Domu zadeklarował zerwanie z Putinem i amikoszonerię z Izraelem, w zamian za co zachwycony Józio Biden w nagrodę pozwolił Niemcom organizować Europę po swojemu. Toteż Niemcy już nie zważają na żadne pozory, tylko próbują proklamować IV Rzeszę jeszcze przed listopadem przyszłego roku, kiedy to w USA odbędą się wybory prezydenckie, których Józio może nie wygrać.

Jednym z elementów budowy IV Rzeszy jest podmianka na scenie politycznej naszego bantustanu, tym razem zorganizowana po stalinowsku: po jednej stronie niemiecki agent i po drugiej też. Alternatywa prawidłowa – a że żarłacze wymieniają się przy korytkach, to w tej sytuacji rzecz zwyczajna – podobnie jak i to, że spuszczony przez Amerykanów z wodą Naczelnik Państwa drapuje się właśnie w kostium męczennika świętej sprawy niepodległości – no bo co jeszcze może w tej sytuacji zrobić? Słowem – Amerykanie jak zwykle nas sprzedali, tylko tym razem nie Stalinowi, a Niemcom, więc teraz zamiast PRL będziemy mieli Generalne Gubernatorstwo.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Coraz ciekawsi prezenterzy, coraz ciekawsze tematy. Przejęcia anteny przez ludzi „Koalicji 13 grudnia”.

Coraz ciekawsi prezenterzy, coraz ciekawsze tematy. Nowe TVP Info w akcji

4.01.2024 nczas.info

Karolina Opolska.
Karolina Opolska. / foto: screen TVP Info

Pisaliśmy już o Marku Czyżu zapowiadającym w „19.30” swoją… córkę, czy sięganiu po korespondencję dziennikarzy zatrudnionych w „Deutsche Welle”. Na początku przejęcia anteny przez ludzi „Koalicji 13 grudnia” można było pewne wpadki tłumaczyć względami trwającej „reformy” TVP, ale czym dalej w las, tym niemiłych ciekawostek i propagandy więcej.

W programach TVP Info dużo gadania o „niczym”, jeśli już o polityce, to mamy np. „ekspertów” z OKO.press i Der Onetu prawiących o niemoralności „poprzedniej propagandy PiS”. Zdaje się też, że „Koalicja 13 grudnia” mocno wspiera subkulturę tatuaży. Pomijając pewnego posła-poganina-nauczyciela, który też pojawia się tu na wizji, można zobaczyć „napakowaną” tatuażami dziennikarkę Karolinę Opolską.

Do nowej redakcji TVP Info dołączyły Karolina Opolska i Małgorzata Walczak i debiutowały w czwartek. Opolska przez trzynaście lat pracowała jako wydawca w TOK FM, związana była także z Onetem oraz youtube’owym kanałem braci Sekielskich. O Walczak było głośno w kontekście jej związku z Filipem Chajzerem. Od czerwca 2023 prowadziła program „Newsroom” w „Wirtualnej Polsce”. Poprzednio związana była z „News24”.

Zostawiając na boku tatuaże i „nowe twarze”, warto też skupić się na na tematach nowej TVP INFO. W czwartkowy poranek zaproszono bowiem do studia ekspertów, którzy opowiadali, jak należy się zachować w przypadku spotkania na ulicy… nożownika. To już ani chybi, wstęp do oswajania nas z nową rzeczywistością, którą wprowadzi relokacja do Polski migrantów. Rzeczywiście „publiczna” TV odzyskuje wymiar „edukacyjny”.

Sen o wieżowcu Dyrektoriatu i jego urojonej windzie.[popr.]

Sen o wieżowcu Dyrektoriatu i jego urojonej windzie.

Mirosław Dakowski 30 grudzień 2023

Dziś w nocy miałem wstrząsający, może proroczy sen o Dyrektoriacie.

Przytoczę go możliwie dokładnie.

——————————–

Wyszedłem zadowolony z ważnego Urzędu Dyrektoriatu na 20-którymś piętrze. Miałem jedynie pojechać do Urzędu w innej dzielnicy Warszawy, bo potrzebne są dodatkowe podkładki.

Podszedłem więc do windy i nacisnąłem guzik „zero”. W cichobieżnej windzie okazało się jednak, że po dojechaniu na parter natychmiast winda pojechała w górę, i tak powtarzało się kilka razy.

Ponieważ byłem doradcą technicznym projektantów wieżowca, zamknięty w windzie zorientowałem się jaka jest tego przyczyna.

Precyzyjnym wyliczeniem piętra, na które winda ma zawieźć pasażera zarządza wielki komputer z najnowszym wariantem sztucznej inteligencji, który mieści się w aneksie do naszego wieżowca. Zorientowałem się, że we wzorze, który pozwala z dokładnością ośmiu miejsc po przecinku określić, na jakie piętro ma być zawieziony pasażer, znajduje się masa pasażera pod pierwiastkiem. Otóż przez pożałowania godną pomyłkę ta masa zostaje podawana z minusem. A jak wiadomo pierwiastek z liczby ujemnej ma wartość urojoną. W związku z tym winda dojeżdżając na parter, w czasie mikrosekund orientuje się, że to nie jest właściwe piętro i odjeżdża na górę szukając tego urojonego piętra.

Po chwili paniki znalazłem jednak rozwiązanie. Mianowicie w kieszeni miałem 9-calowy gwóźdź, który pozostał mi po budowie domu w latach 80-tych w Aninie. Ponieważ winda dojeżdżała na parter delikatnie, powoli, a dopiero po ostatecznym dojechaniu w czasie tych mikrosekund decydowała się na poszukiwanie właściwego piętra, więc w ułamku sekundy przed jej dojechaniem wsadziłem ten gwóźdź w szparę i tym sposobem zatrzymałem windę i z niej wysiadłem.

====================

Teraz nastąpi krótka historia realna, a nie senna, o dziewięciocalowych gwoździach.

W drugiej połowie lat 80, za pieniądze zarobione za granicą, budowałem dom w Aninie. Oczywiście wtedy były ogromne trudności z różnymi materiałami budowlanymi. Dwaj cieśle spod Siedlec powiedzieli, że potrzebują do wiązań dachowych gwoździ, najlepiej ośmiu lub dziewięciocalowych. Brakowało nam również cementu. Mój kolega szkolny Wiesio Ch., członek partii od wielu lat, sekretarz POP-u, polecił nas swojemu koledze, dyrektorowi cementowni w Wierzbicy za Radomiem i żona pojechała do tej Wierzbicy, gdzie natychmiast dostała zlecenie na odbiór, zdaje się trzech ton cementu luzem w magazynie w Warszawie, na Żeraniu [oczywiście tam za małą łapówkę dostaliśmy w workach..] . Uradowana wsiadając do samochodu wspomniała jednak o kłopotach z dużymi gwoździami. Obecny przy rozmowie inspektor budowlany powiedział jej, by na chwilę się wstrzymała i zaraz przyniósł z sąsiedniej budowy skrzynkę, chyba 20-kilową potrzebnych dziewięcio-calowych gwoździ.

Cieśle użyli z dziesięć tych gwoździ, a skrzynka prawie pełna jest u nas w piwnicy. Stąd ten gwóźdź którego użyłem w moim śnie.

==================================

Wracam więc do realistycznego snu:

Otwarte drzwi mojej windy zablokowałem przyciągniętym nogą fotelem.

Cały Wieżowiec Dyrektoriatu Urzędu Porządku Absolutnego jest sterowany przez najnowocześniejszą sztuczną inteligencję z sąsiedniego mniejszego budynku. Ponieważ najnowszy komputer z Unii Europejskiej działa kilkanaście razy szybciej od dostępnych w tym kraju, zbudowano specjalny budynek kriogeniczny, bo komputer ten działa na elementach nadprzewodzących, które wymagają temperatury ciekłego helu [-270 st C]

.

Dzwonię na górę do znajomego sekretarza Dyrektoriatu z ostrzeżeniem o problemie. Bo sąsiednie 14 wind jest również sterowne przez ten sam algorytm z Centralnego Kriogenicznego Komputera, którym zarządza jedynie Dyrektoriat.

On, zaaferowany, mówi mi jednak że Dyrektoriat Urzędu Porządku Absolutnego in corpore jest na ważnej naradzie, która może skończy się dopiero za osiem godzin. Nie może ich jednak alarmować, bo również tam wystąpił pierwiastek z liczby ujemnej, czyli to posiedzenie jest urojone. [ściślej – zespolone].

Ze względów bezpieczeństwa oraz konieczności ochrony klimatu jedyny dostęp do komputera mają członkowie Dyrektoriatu.

Ścisłe Biura Dyrektoriatu Urzędu Porządku Absolutnego mieszczą się na najwyższych pięciu czy sześciu piętrach tego wieżowca. Na najwyższym piętrze jest penthouse, czyli szklarnia, oranżeria, w której dach odlany został na Śląsku z jednego kawałka szkła kwarcowego, przepuszczającego ultrafiolet. Były kłopoty z dostarczeniem tej kopuły na dach wieżowca. Specjalnie zmontowane żurawie wysokościowe okazały się zbyt niskie i zbyt słabe. Zastosowano więc cztery automatyczne drony towarowe. Niestety, przy poprzedniej próbie umieszczenia, zerwał się niespodziany podmuch wiatru i kwarcowa kopuła zwaliła się na najwyższe piętra tego pięknego wieżowca. Po trwającej parę miesięcy naprawie i renowacji najwyższych pięter, udało się jednak kolejną kopułę ze szkła kwarcowego zwycięsko umieścić. Często więc członkowie dyrektoriatu spędzają tam czas swoich twórczych wysiłków i stąd taka piękna, optymistyczna złotobrązowa karnacja ich skóry. Ale na razie – ich posiedzenie jest urojone…

W tym momencie, zlany potem i zupełnie przerażony – obudziłem się. I natychmiast rano spisuję tę relację.

=========================

Mail:

Przecież to reminiscencje z Lema, o Dobrowolnym Upowszechniaczu Porządku Absolutnego!

Ja:

Ależ oczywiście, tylko że ja te przygody Ijona Tichego czytałem ostatnio chyba przed 15-tu laty. I dopiero teraz, jakieś schowane pokłady w umyśle wypłynęły na tyle na powierzchnię, że zrealizowały się w postaci tego – jakżeż realistycznego – snu.

Za twarz i do krainy uśmiechu Tuska. Oto „szczęśliwa Polska”. Jest to również rytualny gwałt na Hołowni, Kosiniaku-Kamyszu oraz Czarzastym.

Za twarz i do krainy uśmiechu Tuska. Oto „szczęśliwa Polska”.

pch/za-twarz-i-do-krainy-usmiechu-tuska

(Oprac. GS/PCh24.pl)

„Szczęśliwa Polska”, której czas rzekomo nastaje wraz z premierostwem Donalda Tuska, zostanie oktrojowana podobnie, jak Polska liberalna po 1989 roku. Polacy zostaną wzięci za pysk i wepchnięci do „krainy uśmiechu”. Pierwsze dni sprawowania władzy przez szefa Koalicji Obywatelskiej pokazują nam bowiem jedno: to będzie okres bardzo brutalnych rządów, w którym uśmiech i szczęście zostaną nam narzucone siłą.

2023 rok to w polskiej polityce przede wszystkim czas radykalnej zmiany politycznej. Oto rządy Zjednoczonej Prawicy odeszły do historii, a w ich miejsce przyszło nowe – totalne przeciwieństwo, czyli władza Donalda Tuska i jego konfratrów.

Żeby było ciekawiej, nie mówimy wcale o jakiejś istotnej korekcie merytorycznej w aspekcie kierunków polityki państwowej. Owszem, wydaje się, że główne różnice pomiędzy obydwoma ugrupowaniami pojawią się na płaszczyźnie zapowiadanej przez Tuska rewolucji obyczajowej, choć tu – przyznajmy – kierownictwo PiS raczej niechętnie definiuje swoją tożsamość postrzegając kwestię in vitro, aborcji czy związków partnerskich jako problematyczną w walce o centrowego wyborcę.

Jednak wobec najważniejszych wyzwań politycznych stojących dzisiaj przed Polską, Tusk ma taki sam plan, jak z grubsza Mateusz Morawiecki z Jarosławem Kaczyńskim: płynąć głównym nurtem polityki europejskiej, nie wychylając się zbytnio, bo kto się wychyla, ten być może wypije szampana, ale może też oberwać cios. A to drugie nie jest miłym doświadczeniem. Tuskowa zmiana, skoro nie może zostać wypełniona żadną merytoryczną treścią, niesie ze sobą coś, co powinno wzbudzać przerażenie każdego trzeźwo myślącego obserwatora polityki: nagą siłę, która w myśl liberalnej logiki przymusi nas do tego, byśmy podporządkowali się państwowemu lewiatanowi. A jeśli komuś się to nie podoba to, proszę bardzo, niech sobie przypomni rządy „strasznego Kaczora”.

Badajoz Tuska

Jeśli wrócimy do expose nowego-starego premiera, to nie sposób pominąć okrągłych słów o “potrzebie odbudowania wspólnoty”. Tusk chętnie szafuje tym pojęciem i – jakby na dowód czystości swoich intencji – wkleja sobie w klapę biało-czerwone serduszko. Nie jest jednak przypadkiem, że za tą deklaracją nie poszły żadne konkrety poza propagandowymi zachwytami „dziennikarzy” TVN czy „Wyborczej”.

A w kilka dni później zobaczyliśmy już brutalny spektakl w budynkach TVP, Polskiego Radia i PAP. To właśnie była, w sporej pigule, zapowiedź kolejnych miesięcy (a może lat?) rządów Donalda Tuska.

Akcja z przejęciem TVP – abstrahując już od tego, że mało komu chyba jest żal Adamczyków, Rachoniów czy Holeckich – została obliczona rzecz jasna na zapewnienie igrzysk wyborcom „Koalicji 15 października”, ale też, czego nie wolno bagatelizować, ostrzeżenie dla politycznych przeciwników „uśmiechniętej Polski”. Wiemy już bowiem, że ze stu konkretów zostanie nam sto bzdur, wie to także sam Tusk, który zaczął premierowanie od wycofywania się z podniesienia kwoty wolnej od podatku, rezygnacji z tzw. podatku zdrowotnego czy kasowego PiT-a.

W zamian zostaje zatem użycie nagiej siły, by nakarmić lud pracujący miast i wsi nawalanką w budynku znienawidzonej przez wielu TVP, wyłączyć sygnał, wprowadzić na telewizyjne korytarze „ludzi z miasta” i pokazać, jak się rozlicza “autorytarną władzę”. I jak rozliczeni mogą być ci, którzy przestaną szczerzyć zęby w uśmiechu przypomniawszy sobie wynik ostatnich wyborów.

Za tym pokazem siły kryje się zapewne jeszcze coś: szef KO pokpiwając literę prawa, dokonuje dość spektakularnego gwałtu na swoich poplecznikach demonstrując, że nie ma zamiaru spełniać ich estetycznych oczekiwań. To on jest panem sytuacji i doskonale wie, że chociażby dzisiaj zdecydował o zawieszeniu konstytucji i rządzeniu dekretami, TVN położy po sobie uszy, a dziennikarze „Wyborczej” nazwą to bolesnym co prawda, ale koniecznym „wyrywaniem zęba”.

Wreszcie, jest to również rytualny gwałt na Hołowni, Kosiniaku-Kamyszu oraz Czarzastym.

To akt brutalności, który można odnieść do niepisanej reguły obowiązującej w XVIII i XIX-wiecznej Europie, gdy wojsko zdobywszy twierdzę, której załoga nie zgodziła się zawczasu poddać, plądrowało wszystko, dopuszczając się wyjątkowo odrażających aktów swawoli. Przykładem może być zdobycie Jaffy przez wojska Napoleona czy twierdzy Badajoz przez armię brytyjską. W tym ostatnim przypadku admirał Wellington musiał stawiać szubienice, by ostudzić rozbuchane nienawiścią i żądzą dzikiej zemsty żołnierskie głowy. Koalicjanci Tuska padają ofiarą podobnego gwałtu, zmuszeni przystawać na grubiańskie i bezwzględne metody szefa rządu. Skoro nie zgodzili się poddać jego dominacji przed wyborami, lider KO zrobi teraz wiele, by odpowiednio poniżyć partnerów. Walka o TVP i planowane „odbijanie” z rąk PiS innych instytucji państwowych będzie zatem odbywało się w logice nieustannego lekceważenia i pogardy dla autorytetu państwa, by urządzać Hołowni i spółce wspomniane Badajoz, tak długo aż ich wyborca zapomni, że coś takiego jak Trzecia Droga (i trzecia droga) w ogóle istnieje.

Logika tej „rozwałki” wydaje się jasna: skoro Trzecia Droga doszła do władzy z hasłem podnoszenia demokratycznych standardów, to standardy te muszą zostać spektakularnie zniszczone przy aprobacie koalicjantów. I to właśnie się dzieje. Nie wiem, w jaki sposób Hołownia wyobrażał sobie robienie polityki między Tuskiem a Kaczyńskim, ale ze swoją wesołkowatą miną, zapatrzony w prezydenturę jak kot w spyrkę, trafił w strefę zgniotu tak silną, że jedyne co mu pozostało to odrobina błazenady w „Dzień dobry TVN”. Obraz wyłania się z tego dość oczywisty: kiedy twardziele bawią się w politykę, mięczaki uciekają w kabaret i śmiesznostki.

Innym symbolicznym aktem wasalizowania zaplecza politycznego przez Tuska było wreszcie przeczytanie listu samobójcy, Piotra Szczęsnego, który odebrał sobie życie – jak twierdził – w proteście przeciwko polityce PiS. Tamto tragiczne zdarzenie z pewnością było wynikiem problemów psychicznych człowieka, który targnął się na swoje życie, co wręcz domaga się odpowiedniej dozy empatii a na pewno stronienia od tromtadracji. Zwłaszcza współcześnie, gdy problem samobójstw jest coraz większą społeczną bolączką szczególnie wśród młodych. I choć lewicowy komentariat zwykł słowo „empatia” odmieniać przez wszystkie przypadki, Tusk postanowił spektakularnie zlekceważyć jakiekolwiek zasady zalecane w takich przypadkach przez psychiatrów, stawiając Piotra Szczęsnego na piedestale niczym narodowego bohatera.

Gdyby podobną rzecz zrobił Kaczyński, najpewniej zostałby zmieszany z błotem, ale Tusk… no cóż, tez zebrał pochwały za godny akt upamiętnienia „ofiary” pisowskich rządów. W ten sposób lider KO powiedział swojemu zapleczu społecznemu „dzień dobry”, masakrując w najlepsze obietnicę „wrażliwej polityki” i „szczęśliwej Polski”.  A to przecież dopiero początek.

Test na katolickość

Oczywiście dług zaciągnięty u rozmaitych koterii trzeba będzie w swoim czasie spłacić, ale Tusk nie jest specjalnie chętny by robić to na warunkach dyktowanych mu przez zaplecze. Częściowo zatem spłacać będą musieli też Hołownia z Czarzastym, wprowadzając obyczajowe nowinki czy implementując w najlepsze kolejne reguły ekologicznej agendy.

Wszyscy znamy Tuska z tego, że nie lubi kiedy polityka psuje mu psychiczny komfort. Po co zatem miałby się babrać w lepkiej cieczy społecznego konfliktu? Dla siebie zarezerwował rolę PiS-owskiego pogromcy, liberalnego terrorysty, który ku uciesze unijnej socjety wyzwala Polskę spod dominacji „populistycznych” autokratów. In vitro, związki partnerskie czy aborcja to wdzięczny temat, by trochę potrząsnąć PiS-owskim truchłem i przypomnieć, że nadal sypie się z niego kurz, ale już mniej wygodny w konfrontacji z nastrojami społecznymi. To dlatego oddał lewicy Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, edukację czy tekę de facto fikcyjnego na razie resortu ds. równości. W przypadku bowiem gdy temat obyczajowej rewolucji zostanie przez rząd „przegrzany”, „król Europy” może umyć ręce i pokazać palcem na koalicjanta. 

Zmiany obyczajowe – jeśli faktycznie ruszą z kopyta – będą zresztą testem tego, jak zmieniła się Polska przez ostatnich osiem lat. Czy faktycznie katolicka tkanka jest w nas nadal silna, czy też „europeizacja” ruszyła już pełną parą i do głosu doszły nowe pokolenia libertynów. Co na to polski Kościół? I czy katolicy faktycznie są na tyle zmobilizowani, by stanąć w obronie podstawowych wartości? We współczesnej demokracji daleko ważniejsza od liczb jest sprawność i zdolność do organizowania debaty. Dlatego jeśli Tusk da lewicy zielone światło, katolików czeka swoisty stres test na ile tym razem będą zdolni zabezpieczyć Polskę przed postępującą demoralizacją. Czy uda się to tak skutecznie, jak w czas rządów koalicji PO-PSL? Oby, choć możemy też boleśnie przekonać się, jak wiele na poziomie społecznym zmienili się Polacy w ostatnich kilku latach i jak wiele zjawisk przegapił polski Kościół zajęty albo blatowaniem się z władzą, albo samym sobą.

Kto jest wrogiem?

Nadciągająca rewolucja obyczajowa to jeden z wielu istotnych tematów, które często są bagatelizowane w ogniu konfrontacji pomiędzy Tuskiem a Kaczyńskim. To kwestia naszej duchowej suwerenności, wcale nie mniej istotnej niż ta materialna. Gra toczy się bowiem o dusze nie tylko każdego z nas, ale także naszych bliskich.

Innymi ważnymi tematami, które dzisiaj często wydają się mniej istotne niż rozliczanie PiS, pozostają kwestia wojny na Ukrainie oraz przyszłość Unii Europejskiej. W obydwu tych tematach przedstawiciele koalicyjnego rządu nabierają wody w usta, choć – uczciwie to trzeba przyznać – mało kto stawia im o to trudne pytania.

W tej chwili Tusk zdaje się korzystać trwającej medialnej nawalanki pomiędzy tefałenami a broniącymi „wolności słowa” niektórymi pracownikami TVP, nie odnosząc się właściwie w ogóle do kwestii relokacji uchodźców, którą usiłuje narzucić nam Bruksela. W tle pobrzmiewa pytanie o politykę migracyjną, czego PiS nie potrafił rozstrzygnąć miotając się między presją ze strony Brukseli a prywatnego biznesu, skarżącego się na brak rąk do pracy. Skutek tej szamotaniny był opłakany.

Z kolei w przypadku Ukrainy, sprawa ma znaczenie kluczowe dla naszej suwerenności i to na wielu poziomach. Pierwszym jest oczywiście ten związany z obroną polskich granic. W jaki sposób pomagać Ukrainie w wojnie z agresywną Rosją, by z jednej strony zachować zasoby konieczne do obrony kraju, a z drugiej – oddalić niebezpieczeństwo od Polski tragedię wojny? Wydaje się, że skończył się już etap, w którym mogliśmy oddawać Kijowowi sprzęt wojskowy, tłumacząc, że to jedynie stare, postsowieckie uzbrojenie. Obecnie – tu wierzę w wypowiedziane kilka miesięcy temu mimochodem słowa Morawieckiego – nie możemy już wysyłać sprzętu naszym sąsiadom. Podobnie w kwestii gospodarki – nie sposób dzisiaj wspierać Ukrainę, która dycha jedynie dzięki przelewom z Zachodu, bez przekonania Polaków do ponoszenia konkretnych i bardzo wymiernych kosztów. A wydaje się, że społeczna mobilizacja w tej sprawie mocno osłabła, co zresztą było jedną z przyczyn porażki PiS. Nie przekonują mnie w tym przypadku zaklęcia powtarzane przez Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz z Polski 2050, która uważa, że musimy nadal wspierać Ukrainę, nawet za cenę bolesnych kosztów społecznych. Kłopot w tym, że to zetlałe hasło, pozbawione konkretów.

Innymi wymiarem „kwestii ukraińskiej” jest perspektywa poszerzenia Unii Europejskiej i związane z tym radykalne ograniczenie możliwości sprzeciwu Warszawy w Radzie Europejskiej. Tu znów stajemy przed ważnym pytaniem: czy przystąpienie Ukrainy do Unii Europejskiej faktycznie jest w naszym interesie? Czy nie powinniśmy wreszcie odbyć rzetelnej debaty na ten temat? I jak stosunki polsko-ukraińskie w obecnej dekadzie postrzega szef resortu spraw zagranicznych, Radosław Sikorski?

Bądźmy wreszcie poważni: suwerenność Polski jest dzisiaj poważnie zagrożona w jej wymiarze duchowym i politycznym. Rząd Tuska w pierwszym wymiarze planuje ją faktycznie pogrążyć, zaś w drugim – zdaje się kompletnie ów problem lekceważyć. Piekło, które niedługo po objęciu władzy, lider KO rozpętał w siedzibach TVP, to z pewnością próba przykrycia kluczowych problemów z punktu widzenia dalszego istnienia naszego państwa i jego kondycji duchowej. Ale nie lekceważyłbym także i tych spraw. Bo przecież zamordystyczny styl sprawowania władzy wcale nie jest jakąś marginalną kwestią czy jedynie mierną przykrywką. Dzisiaj bowiem chodzi o zepsutą już wcześniej przez PiS instytucję, ale jutro władza może przyjść po każdego z nas. Taka jest bowiem logika współczesnych liberalnych rządów: nie ma tolerancji dla wrogów rewolucji. A kto jest wrogiem rewolucji, zdecyduje rząd. Czołem uśmiechniętej Polsce!

Tomasz Figura

Raport wojewody dolnośląskiego: Ukraińcy się nie asymilują, nadużywają alkoholu, niszczą mienie publiczne. Według NFZ w r. 2022 wydano ponad pół miliarda złotych na leczenie pacjentów z Ukrainy i zrealizowano milion świadczeń zdrowotnych.

Raport wojewody dolnośląskiego: Ukraińcy się nie asymilują, nadużywają alkoholu, niszczą mienie publiczne

26.02.2022 r. – manifestacja proukraińska w Poznaniu / Jakub Kaczmarczyk – PAP

Oprócz przykładów dobrego współistnienia i pomocy wzajemnej można usłyszeć przykłady problematycznych zachowań, powielających się w różnych gminach i powiatach Dolnego Śląska – czytamy o przybyłych na Dolny Śląsk Ukraińcach w niemal 80-stronicowym raporcie opublikowanym przed kilkoma dniami przez wojewodę dolnośląskiego. Z raportu wynika, że migracja Ukraińców na Dolny Śląsk wiąże się z licznymi trudnościami dla Polaków.

Województwo dolnośląskie jest drugim pod względem liczby przebywających na jego terenie uchodźców (migrantów przybyłych w dobie wojny) z Ukrainy. W raporcie wskazano, że mowa o około 150 tysiącach Ukraińców, z czego około 66 tysięcy przebywa we Wrocławiu. Przed wojną w samym Wrocławiu mieszkało przynajmniej 100 tysięcy Ukraińców.
W opinii znakomitej większości Ukraińców, najlepiej jest znaleźć się w dużym mieście, ponieważ mniejsze miejscowości lub wsie oznaczają wykluczenie społeczne, transportowe, zapóźnienie cywilizacyjne oraz słabe perspektywy życia i rozwoju.

Ten sposób myślenia utrudniał relokację, a nadmiar ludności zaczął
przytłaczać duże ośrodki miejskie (Wrocław)
– czytamy w raporcie. Miało się zdarzać, że uchodźcy przyjeżdżający na Dolny Śląsk nie chcieli wysiadać z autobusów, gdy proponowano im schronienie w małych miejscowościach, a nie np. we Wrocławiu.
Brak woli zamieszkania w mniejszych ośrodkach, postawy roszczeniowe prezentowane wobec organizatorów miejsc instytucjonalnych i rzadkie, ale zapadające w pamięć demonstracyjne niezadowolenie, mogą negatywnie wpłynąć na klimat udzielania pomocy w przyszłości. Bardziej absorpcyjne miejsca nadal nie są w pełni wykorzystane – czytamy o Ukraińcach w raporcie opublikowanym przez wojewodę dolnośląskiego.

Wśród najbardziej niepokojących zachowań Ukraińców zgłaszanych w wywiadach wymieniono: 1. pozostawianie dzieci bez opieki; 2. nadużywanie alkoholu; 3. impulsywne odreagowywanie trudnych przeżyć na najbliższym otoczeniu; 4. brak szacunku dla dóbr materialnych stanowiących wyposażenie miejsc instytucjonalnych; 5. stosowanie kar cielesnych wobec dzieci 6. niechęć do konfrontacji z rzeczywistością(np.odmowa mówienia w języku polskim).

W raporcie wskazano także na powszechne niezrozumienie ucieczki z Ukrainy młodych mężczyzn. Zdarzało się, że na Dolny Śląsk przyjeżdżali Ukraińcy w tzw. wieku poborowym.
Przepisy ukraińskie wskazują, że z Ukrainy może wyjechać mężczyzna, jeśli samotnie wychowuje potomstwo, jest ojcem dziecka niepełnosprawnego, emerytem lub nie osiągnął 18. roku życia. Pojawiały się negatywne reakcje wobec pomocy świadczonej mężczyznom. Pomoc świadczona kobietom, dzieciom, osobom starszym, chorym lub niepełnosprawnych nie budziła takich emocji jak udzielanie schronienia mężczyznom – czytamy.

W opublikowanym raporcie poruszono także sprawę rynku nieruchomości. Z analizy wynika, że przybycie tak dużej liczby Ukraińców na Dolny Śląsk znacząco zmieniło sytuację na rynku mieszkaniowym. Obecnie sytuacja we Wrocławiu wygląda następująco: Średnia cena za metr kwadratowy mieszkania: 10 612 zł/m2; zmiana cen mieszkań w ciągu ostatnich 12 miesięcy: +9 proc.; przeciętna wartość mieszkania: 564 000 zł; Wrocław stał się drugim najdroższym miastem w kraju pod względem najmu.

Liczba pracujących i w konsekwencji ubezpieczonych w ZUS Ukraińców stale rośnie. Na Dolnym Śląsku zarejestrowanych jest 103 612 obcokrajowców, z czego 82 957 to Ukraińcy. Bezpośrednio pod wrocławski ZUS podlega nieco ponad 57 tys. Ukraińców (w 2021 r. – 45 tys.). W Wałbrzychu to 15 tys. (w 2021 r. – 12 tys.) i w Legnicy 10 tys. (2021 r. – 8 tys.). Na Dolnym Śląsku Ukraińcy prowadzą w sumie 1 319 firm (w 2021 r. – 968), a najwięcej we Wrocławiu: 2 383. W skali całego kraju ZUS podaje 28 291 działalności.

Według danych Narodowego Funduszu Zdrowia, w roku 2022 wydano ponad pół miliarda złotych na leczenie pacjentów z Ukrainy i zrealizowano dla nich blisko milion świadczeń zdrowotnych.
Porównując ogólne wydatki na publiczną i prywatną ochronę zdrowia skala wydatków publicznych na opiekę zdrowotną dla pacjentów z Ukrainy nie stanowi dużego odsetka – czytamy w raporcie.

CAŁY RAPORT – TUTAJ

Dear Szkoła ! WELCOME TO JEWISH POLAND. JEWISH POLAND: THE HEART & SOUL OF ASHKENAZI JEWRY 

WELCOME TO JEWISH POLAND  tours.taubecenter.org/tour/2024

[MD: Oto, jakie propozycje otrzymują POLSKIE SZKOŁY, 3 STYCZNIA 2024 roku: ]

=============================================

Dear Szkoła, 
I am pleased to invite you to join me on our first Summer Taube Jewish Heritage Tour since COVID-19 and the outbreak of the war in Ukraine. 

JEWISH POLAND: THE HEART & SOUL OF ASHKENAZI JEWRY
Sunday, June 23 – Sunday, June 30, 2024
We will also introduce you to Polish parliamentarians, Israeli, Ukrainian, and U.S. embassy representatives and Jewish community leaders. Their perspectives will provide you with additional insights and a deeper understanding of contemporary Poland, its European and global role, and the country’s growing Jewish community. 
Our journey, led by preeminent scholars Dr. Tomasz Cebulski and Professor Dariusz Stola, will begin in Warsaw with a visit to the internationally acclaimed POLIN Museum of the History of Polish Jews, and conclude at the annual Krakow Jewish Culture Festival in the Royal City of Krakow. 
We will trace the evolution of Jewish life in the cradle of Ashkenazi Jewry, visiting the very places where some of our grandparents and great-grandparents were born. Together, we will explore the richness of pre-war Jewish life, memorialize the tragic loss, and celebrate Jewish life in Poland today.
    Tour highlights include:
Pre-tour introductory ZOOM with Dr. Cebulski, Professor Stola, and Helise Lieberman
Private guided visit through the POLIN Museum of the History of Polish Jews 
Exploratory walks through Warsaw, the Phoenix CityPolish-Jewish culinary workshop
Guided walks through Krakow’s Old Town and Kazimierz, its Jewish district 
Visit to two former shtetls
Shabbat dinner
 hosted by the JCC Krakow with 600 guests from around the world
VIP passes to the Krakow Jewish Culture Festival  

We will also introduce you to Polish parliamentarians, Israeli, Ukrainian, and U.S. embassy representatives and Jewish community leaders.
Their perspectives will provide you with additional insights and a deeper understanding of contemporary Poland, its European and global role, and the country’s growing Jewish community. 
We invite you, as members of the Taube Center community, to take advantage of the early-bird prices.
We would be happy to answer any of your questions.
Please contact us attours@taubejewishheritagetours.com.  
To learn more about the tour click here.
The Taube Center Team and I look forward to greeting you in Warsaw this coming June.
With our best wishes for a peaceful 2024,
Helise

Helise Lieberman,
Director, Taube Center for Jewish Life & Learning

Złote rybki i trupy w szafie

Złote rybki i trupy w szafie

Izabela Brodacka

Pewien młody człowiek, student uczelni lotniczej, do którego prawdomówności mam zaufanie, bo jako uczeń zawsze przyznawał się uczciwie do swoich wybryków, opowiadał mi, że podczas nudnych lecz obowiązujących zajęć na siłowni chłopcy puszczają sobie transmisję obrad X kadencji Sejmu i zaśmiewają się do łez, bo lepszego kabaretu nie potrafią sobie wyobrazić. Dodam, że młody człowiek nie głosował na PiS, bo jak powiedział „te ponure dziadki nie mówią nic śmiesznego”. Tacy jak on i jego koledzy wybrali kiedyś do Sejmu na (p)osła Jachirę tylko dlatego, że bawiło ich obserwowanie jak wściekle nakłuwa szpilką figurkę Kaczyńskiego i dopisywali na kartach wyborczych: „Król Julian na prezydenta”. Do programu PiS nie mieli żadnych zastrzeżeń, nic ich nie obchodził podobnie jak nie obchodzi ich program PO. Kaczyński ich po prostu znudził.

Razem z moim byłym uczniem zastanowiliśmy się kto w ostatnich wyborach głosował na PO a raczej na KO. Przede wszystkim luzacy, tacy jak on znudzeni polityką młodzi ludzie. Co charakterystyczne – on i jego niepoważni koledzy traktują swoje studia bardzo poważnie. Dbają o kondycję, wspinają się w Tatrach, w skałkach i na ściance, ćwiczą na siłowni. Wiedzą wszystko na temat katastrof lotniczych, historii lotnictwa, czy nietypowych konstrukcji. Mając w planach zawód pilota czy kontrolera lotów liczą się z koniecznością podejmowania odpowiedzialności za życie innych ludzi.

Przerasta ich jednak perspektywa odpowiedzialności za życie większej zbiorowości takiej jak naród czy społeczeństwo. Głosują dla zabawy, a z obrad Sejmu czerpią rozrywkę. Faktycznie zarejestrowano dużą, niespotykaną dotąd, liczbę obserwujących obrady Sejmu. W czasie wygłaszania przez premiera Mateusza Morawieckiego expose, liczba osób oglądających na platformie YouTube obrady Sejmu X kadencji przekroczyła podobno 229 tysięcy, a potem nawet ponad 242 tysiące. Nie jest to jednak bynajmniej tak, że społeczeństwo zachwycają nowe porządki. Najbardziej typowy komentarz jaki słyszy się w sklepie czy na ulicy to: „ale cyrk”. W ten cyrk wpisuje się wybryk posła Brauna, który gaśnicą proszkową potraktował zapaloną w Sejmie menorę. Ten cyrk oglądało podobno kilkaset milionów widzów na całym świecie. Choć niewątpliwie trudno jest walczyć o sekularyzację państwowych instytucji celebrując w jednej z nich (teoretycznie najważniejszej) wybrany arbitralnie obrządek religijny, działania posła Brauna przyniosą zapewne więcej szkody niż pożytku.

Widać jakie spustoszenia w logicznym myśleniu uczyniła tak zwana polityczna poprawność. Ciekawe jaka byłaby reakcja licznych słabych intelektualnie (p)osłów, którzy teraz potępiają w czambuł Brauna gdyby w holu sejmowym zainstalowano szopkę świąteczną. Postępowcom europejskim przeszkadzają nawet medaliki na szyjach pielęgniarek w szpitalu czy w hospicjum.
Druga kategoria głosujących to – jak powiedział mój były uczeń – ludzie, którzy mają pamięć złotej rybki akwariowej. Już nie pamiętają wszystkich odrażających afer z czasów rządów PO. Zapomnieli o sprzedaniu kolejki na Kasprowy Wierch, o aferze Amber Gold, o próbie sprzedaży Lotu, o oddaniu śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej w obce, wrogie ręce.

Trzecia kategoria to – jego zdaniem – ludzie, którzy mają inteligencję złotej rybki. Święcie wierzą w obietnice wyborcze, co gorsza w obietnice składane przez notorycznych kłamców. Nie rozumieją, że sprzedaż doskonale funkcjonujących spółek państwowych, które przynoszą Polsce ogromne zyski to działanie głupiego Jasia z bajki Kryłowa wzorowanej na klasyku jakim był La Fontaine. Związek frazeologiczny „ Tuer la poule aux oeufs d’or” oznaczający po polsku- „zabić kurę znoszącą złote jaja” funkcjonuje w sensie dowodu skrajnej głupoty w wielu językach świata

I ostatnia, najważniejsza kategoria to ludzie, którzy mają trupa w szafie. Tak się dziwnie składa, że jeżeli ktoś jest gorącym zwolennikiem rządów Tuska prawie zawsze okazuje się, że jego dziadek lub ojciec walczył z bandami ( czytaj z podziemiem niepodległościowym lub z AK), był wojskowym prokuratorem lub wprost funkcjonariuszem UB. Nic dziwnego, że popierają Tuska sami zainteresowani. Przecież obiecał likwidację IPN, jedynej instytucji, która zajmuje się nie skłamaną historią Polski, oraz obiecał przywrócenie ubekom wysokich emerytur przyznanych im za zbrodnie dokonane na polskim społeczeństwie. Nic dziwnego, że popierają Tuska ich dzieci. Zajmują zrabowane przez ich rodziców domy i mieszkania, robili karierę w PRL i podobnie jak Holland czy Janda chcą żeby „ było jak było”. Udało im się przejść suchą stopą przez czerwone morze komunizmu i różowe morze postkomunizmu. Chcą, żeby dalej było tak samo różowo. Nikt nie rozliczył zbrodni popełnianych przez ich przodków, nikt nie odebrał im przywilejów ani stopni naukowych zdobytych na propagowaniu marksizmu, zdobyli status opozycji jako rewizjonistyczni dysydenci, próbowali nobilitować jako „ ludzi honoru” nawet komunistycznych aparatczyków i oprawców i częściowo im się to udało. Przygotowaniem do tego ( ciśnie mi się na klawiaturę bardziej adekwatny termin -подготовка) było powstanie „warszawki” czyli salonu, w którym spotykali się ludzie kultury, dzieci komunistycznych aparatczyków a nawet sami aparatczycy oraz niektórzy przedstawiciele starej przedwojennej inteligencji. Na przykład w salonie państwa Karpińskich brylowały córki Ochaba, miłe i inteligentne dziewczyny. Jedna z nich Maryna była jak pamiętam świetną tłumaczką, a Zosia uczciwą nauczycielką. Nikt nie zgłaszał wobec nich żadnych zastrzeżeń bo przecież dzieci nie odpowiadają za winy rodziców. To że korzystają z przywilejów tych rodziców jakoś nam umykało. Trzeba przyznać córkom Ochaba, że – o ile wiem- nie biorą udziału w obecnych antypolskich seansach nienawiści.

To nie jest tak, że zasłaniam się poglądami jakiegoś mitycznego studenta. To postać – zapewniam – autentyczna i naprawdę odbyła się opisywana rozmowa. Wybrałam go sobie na swego porte-parole bo się z jego poglądami całkowicie zgadzam.

Kto mieczem wojuje

Kto mieczem wojuje

Izabela Brodacka 8-03-2015

Był to 68 rok. Pracowałam w liceum imienia Narcyzy Żmichowskiej. Ukończyłam zresztą tę szkołę. Łaciny uczyła w tym czasie pani Ludmiła Preiss. Bardzo ją szanowałam. Była wspaniałą nauczycielką, logiczną jak matematyk, o wielkiej wiedzy na temat starożytności. Nasze stosunki były jednak chłodne. Choćby z racji różnicy wieku. Poza tym pani Preiss była w PZPR. Niewielu pracowników Żmichowskiej mogło się takim osiągnięciem pochwalić. Były to chyba tylko dwie albo trzy osoby. W jawnym zresztą przeciwieństwie do uczniów a raczej ich rodziców. Czerwony establishment lubił posyłać dzieci do znanych dobrych szkół.

Pewnego dnia pani Preiss bardzo zbulwersowana powiedziała mi, że jej mąż został zwolniony z pracy bodajże w PAP ( nie jestem w stanie tego sprawdzić ) na fali czystek antysemickich. Oczywiście odbyło się to w dość odrażający sposób. Nikt go nie wezwał na rozmowę- dowiedział się, że nie pracuje od woźnego, a jego biurko było już zajęte. „No i co pani na to?” zapytała retorycznie czym trochę mnie zniecierpliwiła. „Kto mieczem wojuje ten od miecza ginie” – odpowiedziałam.

Gdy za kilka dni powiedziała, że chce ze mną na ten temat porozmawiać poczułam się nieswojo. Pomyślałam, że się obraziła. Tymczasem Pani Preiss powiedziała: „ Ma pani rację”. Nawet w sytuacji osobistego zagrożenia była w stanie racjonalnie myśleć. Może była to kwestia jej klasycznego wykształcenia.

W okolicach marca 1968 roku odszedł z pracy w instytucie fizyki, a potem wyemigrował Bronisław Buras.

Podobno nazwisko i imię zawdzięczał Marii i Bronisławowi Bochenkom ze Lwowa. Maria Bochenek w czasie okupacji dostarczyła aryjskie metryki małżeństwu Głowiczowerów: Henrykowi na nazwisko Bronisław Buras, a Zuzannie oddała własną metrykę. Faktem jest, że jako Bronisław Buras wykładał na fizyce i współpracował z Instytutem Badań Jądrowych w Świerku. Również szkolne podręczniki do fizyki były jego autorstwa. Jeżeli prawdą jest, że Buras nie miał formalnego wykształcenia w dziedzinie fizyki tym bardziej go podziwiam. Musiał być bardzo zdolnym człowiekiem. Profesor Dakowski wspomina, że kiedyś Buras patrząc na kopertę, gdzie było napisane: „profesor doktor Bronisław Buras” powiedział uśmiechając się: „ hm, cztery słowa, a żadne prawdziwe.”.

Spotkałam po 68 roku profesora Burasa w Kazimierzu Dolnym. Zaprosił mnie na kawę. Mógł mnie pamiętać tylko z tego, że zwykłam na korytarzu molestować jego uroczego psa spaniela, z którym przychodził do pracy. Powiedział z zadumą „ Wyszedłem z nauki dokładnie na tej samej zasadzie na jakiej do niej wszedłem”.

Dla mnie to świadczy, że był człowiekiem dużego formatu. Zdolnym do autorefleksji. Nie musiałam nic dodawać, zresztą nie pytał mnie o zdanie.

Zupełnie inaczej przebiegało moje „pomarcowe” spotkanie z Wilhelmem Billigiem. Pierwszy raz widziałam tego człowieka z bliska podczas wczasów w Świdrze w położonym nad samą rzeką ośrodku, należącym do instytutu łączności. Billig był wtedy ministrem łączności. W ośrodku rodzina Billigów zajmowała osobny budynek i przyrządzano dla niej osobno posiłki. Ani sam Billig, ani jego żona, ani zarozumiałe dzieci nie pospolitowali się z wczasowiczami. Byli wyjątkowo ważni i nadęci. Tak to widziałam oczami dwunastolatki i nie ma się nad czym dłużej rozwodzić. Potem widywałam Billiga z daleka na korytarzach instytutu Fizyki. Był wtedy pełnomocnikiem rządu do spraw wykorzystania energii jądrowej. Widziałam jak antyszambrowali u niego dobrzy naukowcy i jak wysoko nosił nos.

W czasie wakacji 1968 roku spotkałam w schronisku na Kondratowej dwóch starszych panów, którzy zapytali czy mogłabym im towarzyszyć w wycieczce na Czerwone Wierchy, bo boją się iść sami. Zgodziłam się, raczej z obowiązku. Wyglądali na słabych fizycznie. Twarz jednego z nich wydawała się mi znajoma wreszcie mi się przedstawił. W skurczonym małym staruszku nie rozpoznałam butnego, nadętego Wilhelma Billiga. Uszło z niego całe powietrze. Swoją sytuację skomentował po łacinie: qui gladio ferit, gladio perit (kto mieczem wojuje ten od miecza ginie) co świadczy, że też był zdolny do autorefleksji. Nie wytrzymałam i zapytałam kim jest z wykształcenia. Odpowiedział, że filologiem klasycznym. „Jaki tam filolog?”- powiedział mi potem złośliwy kolega jądrowiec, któremu relacjonowałam rozmowę z Billigiem. „To przecież znany krawiec mężczyźniany”.

Piszę o zupełnie przypadkowych spotkaniach z osobami, których prywatnie nie znałam, ale wpisywali się jakoś w panoramę tamtych czasów. Co jest ciekawe, że nigdzie nie znalazłam życiorysu profesora Burasa, ani Ludmiły Preiss. Mam na półce podręczniki szkolne napisane przez Burasa, ale taki człowiek nie istnieje. W czasach gdy byle szarpidrut ma w sieci swój życiorys. Znalazłam tylko kilka skąpych słów na temat Billiga. Przedstawiany jest jako inżynier i działacz partyjny.

Ponieważ sam przedstawiał się jako filolog klasyczny, a pani Preiss była faktycznie filologiem klasycznym jako stosowny komentarz nasuwa mi się tylko : sic transit gloria mundi.

Był jeszcze jeden emigrant marcowy za którym wielu tęskniło. Był to profesor Rachmiel Brandwain. Pod tym nazwiskiem znalazłam tylko życiorys rosyjskiego gangstera. A przecież profesor Brandwain był natchnionym wykładowcą, głębokim znawcą literatury francuskiej. Na jego wykłady przychodzili ludzie z innych wydziałów. Bardzo dziwnie mówił po francusku. Zapytany o to powiedział, że do nauki wjechał na sowieckim tanku, a wszystkiego nauczył się sam. Skąd mam wiedzieć czy mówił prawdę czy żartował? Myślę, że był oficerem politycznym w Czerwonej Armii, ale mogę się przecież mylić. Brandwain istnieje tylko we wdzięcznej pamięci jego studentów.

Dlaczego nie powstał film o tych emigrantach marcowych, którzy zapisali się dobrze w swoim środowisku i rozumieli w czym kiedyś uczestniczyli? Dlaczego musiano pochylić się nad bezwzględną morderczynią. Helena Wolińska, w przeciwieństwie do Wandy Gruz bohaterki nagrodzonego Oscarem filmu „Ida”, z całą pewnością nic nie zrozumiała ze swego życia.
Tekst drukowany w numerze 10( 403) Warszawskiej Gazety

Udział Żydów w kierowniczych strukturach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego

“Polityczna poprawność a statystyka

[Umieszczam po starannym przeczytaniu, bo wśród tych nazwisk jest kilkoro tatusiów i mamuś mych bliskich współpracowników, a także nasi “profesorowie” i prezesi – “energii jądrowej”.. . Mirosław Dakowski]

Dr hab. Krzysztof Szwagrzyk

Kula Lis Zagorzały Antybolszewik herbu Jastrzębiec

Wstępujący do UB Żydzi nie ukrywali swego pochodzenia. We własnoręcznie wypełnianych ankietach personalnych w rubryce “narodowość” wpisywali zazwyczaj “żydowska”.

Dane takie ujawniali nawet ci, którzy już w okresie międzywojennym zerwali związki ze środowiskiem żydowskim i stali się gorącymi zwolennikami idei komunistycznej. Deklarację światopoglądową ujawniano natomiast w rubryce “wyznanie”, gdzie obok powszechnie używanego terminu “niewierzący” nie brakowało określenia “mojżeszowe”.

O pozycji funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego w ministerstwie, ale też o ich postrzeganiu w społeczeństwie decydowały dwa zasadnicze czynniki. Pierwszy dotyczył ich liczby w “bezpiece”; drugi zaś zajmowania przez nich eksponowanych stanowisk. Jesienią 1945 r. doskonale zorientowany w sprawach “bezpieki” w Polsce sowiecki doradca przy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego płk Nikołaj Seliwanowski w raporcie do Moskwy informował, że połowę stanowisk kierowniczych w MBP zajmują Żydzi, a w całym ministerstwie ich odsetek sięga 18,7 procent. Zapewne nawet on się nie spodziewał, że tak duża liczba oficerów pochodzenia żydowskiego w centrali aparatu bezpieczeństwa będzie się nadal zwiększać.

W kolejnych latach udział Żydów polskich w kierowniczych strukturach MBP stale rósł, ostatecznie przekroczył 37 procent. Wśród 450 osób pełniących najwyższe funkcje w MBP (dyrektorów i zastępców dyrektorów departamentów, kierowników samodzielnych wydziałów) pochodzeniem żydowskim legitymowało się 167 oficerów.

Na czele ministerstwa stał gen. Stanisław Radkiewicz, wspomagany m.in. przez wiceministrów: Romana Romkowskiego (Menasze Grynszpana) i Mieczysława Mietkowskiego (Mojżesza Bobrowickiego). W okrytej ponurą sławą centrali “bezpieki” wyżsi oficerowie o żydowskich korzeniach kierowali: kadrami – Leon Andrzejewski (Ajzen Lajb Wolf), śledztwami – Józef Różański (Goldberg), finansami – Edward Kalecki (Ela Szymon Tenenbaum), ochroną zdrowia – Kamil Warman, Leon (Lew) Gangel, Ludwik (Salomon) Przysuski, cenzurą – Michał Rosner, Hanna Wierbłowska, Michał (Mojżesz) Taboryski, Biurem Prawnym – Zygmunt Braude, Witold Gotman, konsumami – Feliks (Fiszel) Goldsztajn, Centralnym Archiwum MBP – Jadwiga Piasecka, Zygmunt (Nechemiasz) Okręt, Biurem Wojskowym – Roman Garbowski (Rachamiel Garber) oraz Departamentami: I – Józef Czaplicki (Izydor Kurc), Julian Konar (Jakub Julian Kohn), II – Leon (Lejba) Rubinstein, Michał (Mojżesz) Taboryski, III – Józef Czaplicki (Izydor Kurc), Leon Andrzejewski (Ajzen Lajb Wolf), IV – Aleksander Wolski (Salomon Aleksander Dyszko), Józef Kratko, Bernard Konieczny (Bernstein), V – Julia Brystiger, VI (więziennictwem) – Jerzy Dagobert Łańcut, VII – Wacław Komar (Mendel Kossoj), Zygmunt (Nechemiasz) Okręt, Marek Fink (Mark Finkienberg), X – Józef Światło (Izaak Fleischfarb), Henryk Piasecki (Chaim Izrael Pesses).
Niższymi strukturami MBP – wydziałami, kierowali wówczas m.in.: Anatol (Natan) Akerman, Marian Baszt, Mieczysław (Mojżesz) Baumac, Jan Bernstein, Adam Bień (Bajn), Ignacy Bronecki, Izrael Cwejman, Tadeusz (Dawid) Diatłowicki, Michał Holzer, Maurycy (Aron) Drzewiecki, Michał (Mojżesz) Fajgman, Leon Fojer (Feuer), Tadeusz Fuks, Edward (Eliasz) Futerał, Artur Galewicz (Glasman), Henryk Gałecki (Natan Monderer-Lamensdorf), Łazarz Gejler, Jakub Glidman, Leon Goryń, Karol Grabski (Hertz), Helena (Gitla) Gruda, Borys (Boruch) Grynblat, Józef Gutenbaum, Herman Halpern, Henryk Jabłoński (Chaim Grinsztajn), Michał Jachimowicz, Zbigniew Józefowicz, Bronisława Juckier, Leon Kesten, Abram Klinberg, Leon Klitenik, Ignacy Krakus, Michał-Emil Krassowski, Mieczysław Krzemiński (Mojżesz Flamenblaum), Icek Lewenberg, Mieczysław Lidert (Erlich), Juliusz Litoczewski, Kazimierz Łaski (Cygier), Samuel Majzels, Ignacy Makowski, Aleksander Marek (Markus) Malec, Walenty Małachowski, Ignacy Marecki, Marian (Mojżesz) Minkendorf, Bronisław Nechamkis, Artur Nowak (Abraham Lerner), Jerzy Nowicki (Lipszyc), Dawid Oliwa, Róża (Gina) Poznańska, Stanisław Rothman, Mieczysław (Moralich) Rubiłłowicz, Irena Siedlecka (Regina Reiss), Michał (Mowsza) Siemion, Wolf Sindel, Zygmunt Skrzeszewski (Salomon Halpern), Marceli Stauber, Józef Stępiński, Ernest Szancer (Schanzer), Ignacy Szemberg, Antonina Taube-Knebel, Juliusz Teitel, Adam (Abram) Wein, Salomon Widerszpil, Józef Winkler (Szaja Kinderman), Stanisław Witkowski (Samuel Eimerl), Roman Wysocki (Altajn), Edward Zając, Marek Zajdensznir, Maria Zorska, Emanuel Żerański.

W tym samym czasie, w rozbudowanym systemie więzień i obozów liczącym 179 więzień i 39 obozów pracy, stanowiska naczelników i komendantów zajmowali: Salomon Morel – komendant obozów w Świętochłowicach-Zgodzie (1945) i Jaworznie (1948-1951), naczelnik więzień m.in. w Opolu (1945-1946), Katowicach (1946-1948) i Jaworznie (1951); oraz Mieczysław (Moszek) Flaum – komendant obozu we Włocławku (1945-1946) i Mielęcinie (1946); Beniamin Glatter – naczelnik więzienia w Goleniowie (1949); Franciszek (Efroim) Klitenik – naczelnik więzienia we Wrocławiu (1946-1947), Dzierżoniowie (1947-1951) i Łodzi (1951-1958), Henryk Markowicz – naczelnik więzienia przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu (1945-1946), Sewer Rosen – naczelnik więzienia w Barczewie (1947-1951), Oskar Rozenberg – naczelnik więzienia w Potulicach (1951-1954), Kazimierz Szymanowicz – naczelnik więzienia w Rawiczu (1945-1947) i Saul Wajntraub – naczelnik więzienia w Kłodzku (1948-1951) i więzienia nr III w Warszawie (1951-1954).

Znaczący procent (13,7) oficerów pochodzenia żydowskiego znalazł się także wśród szefów i zastępców szefów Wojewódzkich Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego/ Wojewódzkiego Urzędu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego. Najwięcej z nich znalazło zatrudnienie w wojewódzkim UB we Wrocławiu, gdzie wśród osiemnastu zastępców szefów WUBP/ WUdsBP sześciu (33 proc.) było Żydami: Władysław Wątorek (Adolf Eichenbaum), Jan Stesłowicz (Lemil Katz), Adam Nowak (Adaś Najman), Adam Kornecki (Dawid Kornhendler), Eliasz Koton i Karol Grad, a w niektórych wydziałach i sekcjach urzędu przedstawiciele tej narodowości stanowili niekiedy 1/3 ich całego stanu osobowego. Zjawisko takie występowało np. w Wydziale ds. Funkcjonariuszy, Wydziale V, VIII i Gospodarczym.

W latach 1945-1956 poszczególnymi wydziałami kierowali: personalnym – Leonarda Opałko (Lorka Nadler) (1945-1946); I – Roman Wysocki (Altajn) (1950-1951); V – Józef (Jefim) Gildiner (1951-1952); X – Józef (Jefim) Gildiner (1952-1954); “A” – Edward Last (1946); śledczym – Antoni Marczewski (1946-1947), Feliks Różycki (Rosenbaum) (1950-1952); Wydziałem ds. Funkcjonariuszy – Bronisław Romkowicz (Maks Bernkopf) (1946-1947); Sekcją Finansową – Stanisław Ligoń (Lemberger) (1949-1954); Służbą Mundurową – Arnold Mendel (1949-1950). Stanowili oni także trzon istniejącej przy WUBP komórki partyjnej PPR/PZPR (Jefim Gildiner, Karol Grad, Zygmunt Kopel, Henryk Lubiński, Grzegorz Rajman, Felicja Rubin) – 26 proc. w 1954 roku.

Podobną, wynoszącą 30 proc. statystykę, można dostrzec w gronie kadry kierowniczej powiatowego UB w Dzierżoniowie. Na jej wielkość wpływ miało piastowanie urzędu szefa przez: Artura Górnego (1946-1947); Michała (Mojżesza) Wajsmana (1947-1948) i Adama Kulberga (1951-1954). Jeszcze wyższy odsetek wystąpił na stanowiskach ich zastępców, wśród których trzy z ośmiu etatów zajmowali oficerowie żydowscy: Edward Last (1945-1946), Adam Kulberg (1950-1951) i Izaak Winnykamień (1952).

Od sprawcy do ofiary
Łącznie w latach 1945-1956 we wszystkich komórkach tylko wojewódzkiego UB na Dolnym Śląsku pracowało ponad 500 osób pochodzenia żydowskiego. Pytanie o pełną liczbę zatrudnionych w aparacie bezpieczeństwa Polski Ludowej/ PRL pozostaje nadal otwarte, podobnie jak problem związany z próbą określenia świadomości narodowej oficerów “bezpieki”, wśród których część już przed wojną manifestacyjnie odcinała się od swych żydowskich korzeni. Oderwani od rodzimego środowiska deklarowali swą polskość i światopogląd materialistyczny, w których wiarę głęboko zachwiały dopiero wydarzenia 1968 r., gdy w wyniku antysemickiej nagonki 1968 r. kilkanaście tysięcy polskich Żydów zostało zmuszonych do opuszczenia kraju. Ich wyjazd upowszechnił na świecie pogląd o ksenofobicznej Polsce i rzekomym antysemityzmie jej mieszkańców. Milczeniem pomija się przy tym fakt, że całą operację przeciwko Żydom zorganizowali ich niedawni towarzysze z “bezpieczeństwa”, a pośród wyjeżdżających do Izraela znalazło się kilkuset niedawnych sekretarzy partii, stalinowskich sędziów i prokuratorów, oficerów Informacji Wojskowej, Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa.

Żaden z nich nigdy nie poniósł odpowiedzialności za dokonane czyny, a nieliczne próby doprowadzenia do ekstradycji osób oskarżonych o zbrodnie stalinowskie każdorazowo kończyły się niepowodzeniem. Wymownym komentarzem do tej sytuacji może być fragment uzasadnienia sporządzonego przez Ministerstwo Sprawiedliwości Izraela z 5 czerwca 2005 r., odmawiającego zgody na ekstradycję do Polski Salomona Morela: “…uważamy, iż nie ma żadnych podstaw do przedstawienia Morelowi zarzutów popełnienia poważnych przestępstw, nie mówiąc już o ‘ludobójstwie’ czy ‘zbrodniach przeciwko narodowi polskiemu’. Jeżeli już, to wydaje się nam, że Morel i jego rodzina byli ewidentnie ofiarami zbrodni ludobójstwa popełnionych przez hitlerowców i Polaków z nimi współpracujących”.

Dr hab. Krzysztof Szwagrzyk

Trzej pijani Ukraińcy, dezerterzy, zabili się w wypadku samochodowym. Ale mieli audi A6, biedacy…

Trzej Ukraińcy, zabili się w wypadku samochodowym

https://www.magnapolonia.org/trzej-ukraincy-zabili-sie-w-wypadku-samochodowym/

Do tragicznego w skutkach wypadku doszło w Żernicy w powiecie gliwickim na Śląsku. Samochód osobowy uderzył w drzewo. W jego wyniku zginęło trzech dezerterów z Ukrainy. Okoliczności zdarzenia badają policja i prokurator.

Trzej Ukraińcy zabili się w wypadku samochodowym. Samochód osobowy, którym podróżowali uderzył w drzewo na drodze przy granicy Żernicy i Gliwic, u zbiegu ulic Gliwickiej oraz Smolnickiej – poinformował “Dziennik Zachodni”. Do zdarzenia doszło w niedzielę około południa. Na miejscu zginęły trzy osoby.

-Na łuku drogi kierujący audi A6 stracił panowanie nad pojazdem. Otarł się o nadjeżdżający z naprzeciwka samochód, a następnie bokiem, drzwiami kierowcy, uderzył w przydrożne drzewo – powiedział podinsp. Marek Słomski, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach.

Na miejsce wezwano służby ratunkowe, w tym śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Policja przekazała, że ofiary wypadku to Ukraińcy.

-Trzej mężczyźni, którzy podróżowali tym samochodem, obywatele Ukrainy, zginęli na miejscu – przekazał podinsp. Słomski.

Ze nieoficjalnych ustaleń wynika, że Ukraińcy zmarli śmiercią naturalną dla “uchodźców” w Polsce tj. po spożyciu sporej ilości alkoholu.

NASZ KOMENTARZ [Magna Pol.] : Na szczęście tym razem synalkowie ukraińskiej mafii ps. “uchodźcy” zabili tylko siebie, a nie przypadkowych Polaków, jak to już nieraz bywało.

Burza [w kielichu szampana – czy w musztardówce zacieru??] po słowach satyryka. Pałac prezydencki też komentuje.

Burza po słowach satyryka. Pałac prezydencki komentuje: „Gdybym spotkał Jana Pietrzaka, to bym mu to powiedział” [VIDEO]

2.01.2024 nczas/burza-po-slowach-satyryka-palac-prezydencki

Prezydent Andrzej Duda.
Prezydent Andrzej Duda. / foto: screen YouTube: Radio ZET

Nie milkną echa niedzielnej wypowiedzi Jana Pietrzaka w telewizji Republika. Do słów satyryka w mocnych słowach odniósł się szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek.

– Mam okrutny żart z tymi imigrantami, że oni liczą na to, że Polacy są przygotowani, bo mamy baraki. Mamy baraki dla imigrantów: w Auschwitz, w Majdanku, w Treblince, w Stutthofie. Mamy dużo baraków zbudowanych tu przez Niemców. I tam będziemy (…) tych imigrantów, wpychanych nam nielegalnie przez Niemców, ponieważ nielegalni nie są ci ludzie, którzy uciekają do lepszego świata. Nielegalne są te władze, które ich wpuszczają, czyli nielegalni są Niemcy. Ich hasło witające przybyszów było nielegalne, pozatraktatowe, niezgodne z jakimikolwiek prawami. To jest nielegalna działalność niemiecka. Powinniśmy na to się uczulić w nadchodzącym roku, bo zdaje się, że na głowę zaczynają nam bardzo wchodzić – powiedział satyryk i publicysta Jan Pietrzak.

– No, to rzeczywiście bardzo mocny żart – skomentowała prowadząca Katarzyna Gójska.

[skaczące obrazki – w oryginale. MD]

Słowa te wzbudziły powszechne oburzenie – od Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, po ministra sprawiedliwości Adama Bodnara oraz Muzeum Auschwitz.


Teraz odniósł się do nich także Pałac Prezydencki. – Prezydentowi się te słowa nie podobały. Był nimi oburzony – stwierdził w Republice szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek.

– Są w Polsce tematy i sprawy, których nie wolno wykorzystywać. Dla mnie to była bezdennie głupia wypowiedź. Ja się na nią nie godzę i gdybym spotkał Jana Pietrzaka, to bym mu to powiedział – grzmiał.

Przy okazji jednak oberwało się także Adamowi Bodnarowi. – Jeśli minister sprawiedliwości zajmuje się wypowiedzią publicysty i satyryka, to ja się zaczynam zastanawiać, czy jemu chodzi o tego publicystę i satyryka, czy jemu chodzi o gigantyczny sukces TV Republika i o to, że to ona staje się telewizją, która jest oglądana – ocenił Mastalerek.

– Tu chodzi o Telewizję Republika, że odniosła sukces. Chodzi o to, żeby ją obrzydzić ludziom i że wstyd tutaj przyjść, bo padają takie słowa – stwierdził.

======================================

„Dziwna wypowiedź Janka Pietrzaka. Do tej pory PiSmeni zwalczali Niemców i ich metody – a teraz zaleca nam robić to samo, co Niemcy pięć lat temu, gdy umieszczali imigrantów w Dachau i Buchenwaldzie? Nie prościej odesłać nachodźców do Niemiec, gdzie przecież Niemcy ich kochają?” – napisał Janusz Korwin-Mikke.

Praworządność na rympał

Praworządność na rympał

„Najwyższy Czas!”    2 stycznia 2024 Stanisław Michalkiewicz

Koalicja 13 grudnia, która tego dnia, kontynuując tradycję zapoczątkowaną przez generał Jaruzelskiego w roku 1981 objęła w Polsce władzę, pokazała, że nie tylko o datę tutaj chodzi, ale o wprowadzanie Polski w sytuację rewolucyjną. Jak pamiętamy, Lenin, który na rewolucji trochę się znał, twierdził, iż sytuacja rewolucyjna wymaga jednoczesnego spełnienia trzech warunków.

Po pierwsze – muszą być powody do masowego niezadowolenia. Z tym jest najłatwiej, bo gdzie tego nie ma? Może tylko w Korei Północnej, no ale tam, jak ktoś okazuje się niezadowolony, to za chwilę już go nie ma, więc zostają sami zadowoleni.

W Polsce też tak bywało, o czym świadczy zapis stenograficzny ze spotkania Edwarda Gierka z górnikami. Wstał tam taki jeden i powiada: „jo jezdem górnik z kopalni „Bytum” i jo się was pytum…” – i tak dalej. Zaraz po tym pytaniu zarządzono przerwę, a po przerwie zabrał głos górnik, który odezwał się w te słowa: „Jo jezdem górnik z kopalni „Makoszowy” i jo się was pytum, gdzie jest ten górnik z kopalni „Bytum”?

Po drugie – to niezadowolenie musi się manifestować publicznie. Z tym jest trochę trudniej, ale od czego są prowokatorzy? Zawsze można takich posłać na ulicę i manifestacje niezadowolenia gotowe. Nie będę oczywiście wymieniał żadnych nazwisk, ani organizacji, co to reprezentują pełny spontan i odlot – bo trzy procesy na razie mi wystarczą.

Po trzecie – że musi być jakieś wpływowe państwo, zainteresowane w przeprowadzeniu przewrotu politycznego tam, gdzie ma się pojawić sytuacja rewolucyjna.

W Polsce wszystkie te trzy warunki ujawniły się już na początku roku 2016, kiedy to Komisja Europejska, na czele której stały dwa niemieckie owczarki: Jan Klaudiusz Juncker I Franciszek Timmermans, wszczęła wobec Polski procedurę badania stanu demokracji. A dlaczego wszczęła? A dlatego, że po szczycie NATO w Lizbonie 20 listopada 2010 roku, gdzie ustanowione zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, Polska przeszła spod kurateli amerykańskiej pod kuratelę niemiecką, a ponieważ Niemcy na tamtym etapie pozostawały w strategicznym partnerstwie z Rosją, to i Polska musiała się w tym wszystkim odnaleźć. Jak pamiętamy, kulminacyjnym momentem tego odnajdywania się, był przyjazd do Warszawy w sierpniu 2012 roku Partiarchy Moskwy i Wszechrusi Cyryla, który na Zamku Królewskim, wraz z arcybiskupem Józefem Michalikiem, ówczesnym przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, podpisał deklarację o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim. Ciekawe, czy nowa, powołana przez vaginet premiera Tuska, komisja do badania ruskich wpływów w polskiej – pożal się Boże! – polityce, nieubłaganym palcem wskaże na Episkopat, jako ruską jaczejkę.

Wszystko to być może bo przecież feministry tylko na to czekają, by znaleźć jakiś pretekst do uderzenia w znienawidzony Kościół, który nie tylko nie pozwala kobietom się bzykać, ale w dodatku potem nie pozwala się skrobać. W ten sposób gwałci prawa kobiet, od czego one cierpią niewymowne katiusze – co nieubłaganym palcem właśnie wytknęli naszego mniej wartościowemu bantustanowi przebierańcy ze Strasburga. Ale potem prezydent Obama, urażony niepowodzeniami przy przywracaniu demokracji w Syrii, zresetował swój poprzedni reset z 17 września 2009 roku, wysadzając w powietrze strategiczne partnerstewo NATO-Rosja, a więc – cały porządek lizboński – od czego rozpoczęła się awantura na Ukrainie, na którą Ameryka sypnęła na początek 5 mld dolarów – a po wydaniu dodatkowych 140 miliardów, właśnie się z tej awantury wycofuje, co szalenie zasmuca prezydenta Zełeńskiego, który może zostać z fiutem w garści.

Po tym zresetowaniu resetu Polska spod kurateli niemieckiej znowu przeszła pod kuratelę amerykańską, co pociągnęło za sobą konieczność dokonania podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu – i taka podmianka w roku 2015 się dokonała, Volksdeutsche Partei, będąca polityczną ekspozyturą Stronnictwa Pruskiego, została strącona z podium, na które wdrapało się Prawo i Sprawiedliwość, będące polityczną ekspozyturą Stronnictwa Amerykańsko- Żydowskiego. Niemcy, jako że mają wobec nas swoje plany, nie chciały się z tym pogodzić i robiły co mogły, żeby podtrzymywać w naszym bantustanie sytuację rewolucyjną. Jak wspomniałem, najpierw rozpętały tutaj wojnę o demokrację – ale jak ciamajdan w grudniu 2016 roku się nie udał m.in. z powodu ostrzeżenia, jakie Rudolf Giuliani w imieniu prezydenta Trumpa przekazał 15 grudnia Naczelnikowi Państwa Jarosławowi Kaczyńskiemu, Nasza Złota Pani z Berlina po złożeniu gospodarskiej wizyty w Warszawie 7 lutego 2017 roku, kazała zmienić cel nieubłaganej walki: już nie o demokrację, tylko o praworządność.

Okazało się to lepszym pomysłem, bo pozwalało wciągnąć w służbę rewolucji nie tylko przebierańców z Luksemburga, którzy realizowali pełzający program budowy IV Rzeszy drogą przerabiania zobowiązań traktatowych za pomocą swoich orzeczeń, dyskretnie podsuwanych im przez BND – ale również przebierańców tubylczych, którzy przebierańcom luksemburskim dostarczali i dostarczają stosownych pretekstów. W tym celu przeprowadzona została selekcja przebierańców; jedni są „legalni” a drudzy – „nielegalni” – z czego m.in. skorzystał Kukuniek na sumę 30 tys euro. Przebierańcy ze Strasburga, po wysłuchaniu sygnału przebierańców tubylczych orzekli, że tubylczy sąd, który uznał Kukuńka za agenta SB był „nienależycie obsadzony”, to znaczy – że uczestniczył w nim przebieraniem „nielegalny”. Jest to schemat znany z czasów starożytnych, kiedy to na tle lustracyjnym narodziła się herezja donatyzmu. Zaczęło się, jak pamiętamy, od wyświęcenia na biskupa w Afryce Północnej niejakiego Cecyliana. Do niego nikt pretensji nie podnosił, ale okazało się, że w jego wyświęcaniu uczestniczył „tradytor”, to znaczy taki biskup, który za czasów prześladowań podczas panowania cesarza Dioklecjana, ze strachu, czy na skutek tortur, wydał rzymskim bezpieczniakom egzemplarze Ewangelii, na które oni byli szczególnie zawzięci. Na tej tedy podstawie donatyści uznali, że ta konsekracja jest nieważna, to znaczy – że się nie przyjęła, tak jak pierwszy chrzest, co nie przyjął się Andrzejowi Szczypiorskiemu, albo dwa nowicjaty u przewielebnych Ojców Dominikanów, które nie przyjęły się panu marszałkowi rotacyjnemu, Szymonowi Hołowni.

Precedens z Kukuńkiem okazał się znakomitym wytrychem do unieważniania nie tylko przez luksemburskich i strasburskich przebierańców, wydawanych w naszym bantustanie przy udziale „nielegalnych” przebierańców, wyroków sądowych, które nie podobają się Donaldu Tusku, czy Volksdeutsche Partei, no i oczywiście – wszystkich ministrów i feminister nowego vaginetu. Nazywa się to „przywracaniem praworządności” – ale tak naprawdę chodzi o to, by – jak to podczas rewolucji – nie przejmować się żadnymi jurydycznymi dyrdymałami i dzielić włos na czworo, tylko działać – jak to mówią gitowcy – „na rympał”. Działanie „na rympał” w sytuacji rewolucyjnej polega na preparowaniu pozorów legalności w postaci uchwał, wyroków i innych działań pozornych. Tak właśnie postępowali rewolucjoniści; nie tylko bolszewicy, ale również – hitlerowcy. Jak pamiętamy, podstawą rozpętania dzikiego terroru w Generalnym Gubernatostwie były właśnie stworzone przez Generalnego Gubernatora Hansa Franka pozory legalności, na przykład w postaci dekretu o zwalczaniu zdradzieckich zamachów na niemieckie dzieło odbudowy.

Jestem pewien, że nasi, zwłaszcza „legalni” przebierańcy już nie mogą się doczekać, żeby pohulać sobie na całego, a jeszcze przed świętami wysłuchałem dwóch jegomościów, którzy przed naszą resortową „Stokrotką”, czyli panią red. Moniką Olejnik, prześcigali się w pomysłach na wytrychy i rympały, przy pomocy których nie tylko się „przywróci”, ale twórczo rozwinie praworządność w Generalnym Gubernatorstwie. Chodzi między innymi o wzbogacenie kodeksu karnego o nowe przestępstwo w postaci „mowy nienawiści”, która będzie surowo karana. A co to jest ”mowa nienawiści”? To proste, jak budowa cepa. To jest wszystko, co nie podoba się partii i rządowi. Warto przypomnieć, że za czasów bolszewickich w Sowietach posłużono się podobnym wytrychem w postaci „agitacji kontrrewolucyjnej” – co przybrało postać słynnego art. 58 kodeksu karnego RFSRR, który przyprawił o śmierć, utratę zdrowia, a w najlepszym razie – o zmarnowanie życia – miliony ludzi. Jak już się władza rozbuja, to wiele nie trzeba. Aleksander Sołżenicyn wspomina o jegomościu, który od „trójki NKWD” dostał „ćwiarę”, czyli 25 lat łagru bez prawa korespondencji. Jakimści sposobem udało mu się dożyć do chruszczowowskiej „odwilży”, a kiedy wyszedł, a właściwie wypełzł z łagru, dotarł do akt swojej sprawy. Trudno to nazwać „aktami”, czy w ogóle – „sprawą” – bo w teczce znajdowała się tylko jedna kartka, a na niej zapisane było tylko jedno zdanie: Zatrzymany podczas obchodu dworca – bo został on aresztowany akurat na dworcu kolejowym.

Jestem pewien, ze pan minister sprawiedliwości Adam Bodnar znakomicie sobie z tymi rympałami i wytrychami poradzi. Po to w końcu Donald Tusk, a może nawet ktoś starszy i mądrzejszy znalazł go w korcu maku. Właściwy człowiek na właściwym miejscu w tych rewolucyjnych czasach. Widać wyraźnie, że pragnienie działania w służbie praworządności wprost go rozsadza, chociaż ze względów taktycznych zachowuje jeszcze chwalebną powściągliwość i nie wywiesił na gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości, w którym za Generalnego Gubernatostwa mieściła się siedziba Kriminalpolizei, flagi ukraińskiej – chociaż tę błękitną z 12 złotymi gwiazdami, symbolizującymi 12 pokoleń Izraela już wywiesił. Ale nie powinniśmy się niecierpliwić; jak walka o praworządność zacznie wkraczać w decydującą fazę, to pewnego dnia zobaczymy tam flagę czerwono-czarną, jaką posługują się banderowcy. Któż nas lepiej nauczy praworządności, niż oni?

No dobrze – ale co na to płomienni szermierze praworządności? Pani Łętowsko! Panie Rzepliński! Panie Zoll! Larum grają – a wy nie kicacie? Gdzie jest Babcia Kasia, notre derniere esperance?! „Gdzie tu Wylizuch, Felczak gdzie tu?!

Nawiasem mówiąc, niektórzy przewielebni księża tłumaczą, że te gwiazdy na błękitnej fladze, to nawiązanie do wieńca na głowie Niewiasty z Apokalipsy św. Jana. Ale Unia Europejska z Matką Boską ma tylko tyle wspólnego, że będąc w awangardzie rewolucji komunistycznej, jak tylko może, zwalcza chrześcijaństwo. A poza tym powinniśmy pamiętać, że św. Jan, autor Apokalipsy, był Żydem, więc nic dziwnego, że wydawało mu się, że jeśli Niewiastę ozdobi wieńcem z dwunastu gwiazd, symbolizujących 12 pokoleń Izraela, to Ją specjalnie udelektuje. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza po uroczystym, chanukowym nabożeństwie ekspiacyjnym w Sejmie, w którym na polecenie rabinów licznie reprezentowana była sejmowa zgraja, ale również pan prezydent Andrzej Duda. Czyż trzeba lepszej wskazówki, że Ukropolin – oczywiście praworządny, jakże by inaczej? – w Generalnej Guberni mamy w zasięgu ręki?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.