ŻYDZI W POLSCE PRZEDROZBIOROWEJ (Cz. III)

ŻYDZI W POLSCE PRZEDROZBIOROWEJ (Cz. III)

Ks. Dr. Józef Kruszyński

Katedra w Sandomierzu – mord rytualny. Karol de Prevot.

———————————————–

Przeciwko tak rozległej autonomji gmin żydowskich pod­niosły silny sprzeciw miasta polskie. Za przykładem Lwowa, magistraty Krakowa, Poznania i Lublina wysyłają swoich delegatów na sejm walny do Piotr­kowa w roku 1521.

Na skutek starań przywrócono dawniejsze ograniczenia. Miasta mazowieckie pod rządami ostatniego księcia mazowiec­kiego, Janusza, nie wpuszczają Żydów. W roku 1525 wyrzucono Żydów z Warszawy. Kiedy w roku 1527 Mazowsze połączyło się z Królestwem, Zygmunt podtrzymuje dekret de non tolerandis Judaeis odnośnie do Warszawy.

Aby wymóc na Zygmuncie przywileje, udają się Żydzi do pośrednictwa  królowej Bony. Chciwa ta królowa, oto­czona przekupnymi Włochami, przyjmując dary pieniężne od Żydów, wyjednywała u niedołężnego króla najsprzeczniejsze dekrety, Zygmunt często odwoływał wydane zarządzenia, co wprowadzało w kraju anarchję.

Niezadowoleni mieszczanie rzucali się na sklepy i ży­dowskie składy towarów i niszczyli je. Takie wypadki miały miejsce w Poznaniu, Krakowie, Brześciu Kujawskim, Kaliszu i Gnieźnie. Król powstaje przeciwko tej „samowoli” mieszczan i na­kłada na miasta pewne vadium na wypadek, gdyby podobne rozruchy się powtórzyły.

Żydzi, dzięki swoim majątkom, zaczynają być niebez­piecznymi i dla szlachty. Dlatego na Sejmie piotrkowskim w roku 1538 szlachta utyskuje na Bonę i jej otoczenie ułatwia­jące Żydom dzierżawę ceł i myt.

Uchwalono podówczas po raz pierwszy konstytucję de Judaeis w ośmiu paragrafach, mocą której zabrania się od­dawania Żydom w arendę dochodów skarbowych, W konsty­tucji czytamy: „Ustawa krajowa zabrania chrześcijanom (szlach­cie i chłopom) handlu po wsiach i odbywania tamże jarmar­ków, przeto tem mniej możemy na to zezwolić Żydom. Za­kazujemy i zabraniamy im to czynić pod karą konfiskaty towarów i wysokiej grzywny”. W dalszym ciągu ustawa zmusza Żydów do zachowania uchwał obowiązujących w mie­ście w odniesieniu do handlu.

W roku następnym (1539) na tymże sejmie zajęto się bardziej szczegółowo kwestją żydowską. Wielu Żydów miesz­kało na wsiach i nie podlegało, jak chłopi, szlachcie, lecz królowi. Już szlachta małopolska na sejmiku krakowskim posta­nowiła prosić, „jako król jegomość raczył był już nam pozwo­lić temu dwielecie, aby Żydom, którzy siedzą w imieniu ziemskiem, aby nad nimi nie miał nikt juryzdykcji, ani dochodów żadnych od nich, a jedynie ich panowie, w których imieniach siedzą”.

Wydano więc w roku 1539 konstytucję, uznaną przez króla, opiewającą, że Żydzi osiadli w majątkach i wsiach prywat­nych, podlegają wyłącznie juryzdykcji panów terytorjalnych. Tem samem zostają podzieleni na królewskich i prywatnych.

Na czasy panowania Zygmunta I przypada w Polsce wzrost inowierstwa. Społeczeństwo katolickie występuje ze szczególną niechęcią do sekt judaizujących, do tak zw. anty­trynitarzy, albo arjanów.

Udowodniono Żydom, że popierają sekciarstwo w Polsce. Czynili Żydzi polscy to samo, co niemieccy przy rozwoju luteranizmu. Związki z sekciarzami wyszły na zło Żydom. Duchowieństwo, lud katolicki i szlachta występują zgodnie prze­ciwko Żydom.

Niektórzy bogaci Żydzi, zaniepokojeni tym nieprzyjaznym zwrotem, w obawie, aby nie utracili intratnych stanowisk, przyjmują katolicyzm. Tak postąpił bankier Jan Fiszel i pier­wsi drukarze hebrajscy w Polsce, bracia Halice (1537).

Wielu z neofitów, przystawszy szczerze do Kościoła, za­czyna zdradzać sekrety działalności judaistycznej, to oczywi­ście usposabia krytycznie ludność chrześcijańską do Żydów.

Najświetniejszy okres dla Żydów przypada na panowanie Zygmunta Augusta (1548—1572).

Król wychowany w dobie renesansu, odnosi się liberal­nie do kwestji religijnych, tak bardzo aktualnych przez wzgląd na rozszerzanie się sekt protestanckich. Niekonsekwentny i chwiejny, idzie po linji najmniejszego oporu i nie umie się przeciwstawić Żydom, choć tego domagał się stan miesz­czański.

Zaprzyjaźniony z bankierami żydowskimi za czasów, gdy był następcą tronu, nie umie się oprzeć pokusom stwarzanym przez złoto żydowskie: otacza się Żydami; jego przybocznymi lekarzami są stale żydzi, którzy umieją podsuwać różne przy­wileje i koncesje nie tylko Żydom miejscowym, lecz nawet zagranicznym.

W Konstantynopolu powiernikiem sułtana Selima był Żyd Józef Nasi. Temu to żydowi daje Zygmunt August na prze­ciąg 5 lat monopol handlu małmazją i muszkatelem w całej Polsce.

Sejm w Piotrkowie (1567) odrzuca tę koncesję, lecz król nie chce podpisać uchwały. Przez handel powiększają się majątki, getta żydowskie się rozszerzają. W Krakowie Żydzi wychodzą poza Kazimierz, wykupują całe dzielnice. To samo dzieje się w Poznaniu, Przemyślu, Wiślicy i innych miastach.

Szczególnie rozrosła się gmina żydowska w Lublinie, gdzie, poczynając od połowy 16-go wieku, zasłynęły jarmarki lubelskie, na które przybywali kupcy z całej Polski i z obcych krajów, jak: Niemcy, Włochy, Francja, Persja, Turcy i Rosja.

W roku 1553 kupują Żydzi od starosty Tęczyńskiego obszer­ne place, budują domy i zakładają szkołę talmudyczną jeszibę(jesziboth). Walki mieszczan kończą się na manife­stacjach, z których Żydzi, ufni w opiekę króla i niektórych magnatów, nic sobie nie robią.

Obok Lublina najbogatszą gminę żydowską posiadał Lwów. Miasto, broniąc się przed zalewem żydowskim, postanowiło w roku 1571 usunąć ich poza mury. Zygmunt August sprzeciwił się tej uchwale. Żydzi rozszerzając swoje getta, pragnęli zachować je wyłącznie dla siebie. W tym celu starali się o uzyskanie przywileju de non tolerandis christianis, to jest, aby chrześcijanie nie mieli prawa nabywania domów w dzielnicach żydowskich. I stała się rzecz nie spoty­kana zupełnie w dziejach narodów posiadających Żydów. Ta­ki przywilej otrzymała gmina w Krakowie w roku 1568, w Prze­myślu 1633 i wszystkie gminy litewskie w roku 1645.

Miasta litewskie i wołyńskie były jeszcze więcej upośle­dzone, gdy chodzi o obronę przed zalewem żydowskim, ani­żeli w Koronie. Nie było tam tak zorganizowanego stanu mieszczańskiego, jak w miastach zachodniej Polski, to też Ży­dzi tworzyli państwo w państwie. Brześć, Grodno, Pińsk, Ko­wel, Łuck, Krzemieniec it., były zalane Żydami.

Wilno posiadało przywilej de non tolerandis ju­daeis, ale w roku 1573 książęta słuccy wpuścili ich do swoich posiadłości miejskich i odtąd już zalew zaczyna się stale po­większać.

Unja Lubelska (1569) przyczyniła się jeszcze więcej do poprawy stanu posiadania i wzmocnienia elementu żydowskie­go, ponieważ zjednoczyła pod względem prawnym wszystkich Żydów z Korony, Litwy i Wołynia.

Zgon ostatniego Jagiellona Zygmunta Augusta (1572) Żydzi gorąco opłakiwali. Gdy w pierwszej elekcji został po­wołany na tron Henryk Walezy, delegacje żydowskie zja­wiły się przed nim z darami, prosząc o potwierdzenie przy­wilejów. Walezy nie tylko, że ich żądań nie spełnił, ale nie przyjął delegacji. Jego ojczyzna prawie już od roku 1390 nie posiadała Żydów; król rozumiał powody, dla których naród francuski pozbył się Żydów.

W drugiej elekcji został powołany na tron polski Ste­fan Batory (1576 — 1586). Mądry ten monarcha nie umiał przewidzieć niebezpieczeństwa żydowskiego. Na jego dworze kręci się wielu zbogaconych Żydów.

Do wybitniejszych należy Mendel Izakowicz z Krakowa, a przede wszystkiem Saul Wahl, którego ujrzymy jeszcze na dworze Zygmunta III. Przybył z Włoch, jako syn rabina z Padwy, Samuela Katzenelenbogena, do Brześcia dla studjowania Talmudu. Tu się ożenił. Od niego pochodzą liczne rodziny Wahlów. Zbogacił się na dzierżawie żup solnych. W roku 1580 wziął w dzierżawę Wieliczkę. Posiadał on takie wpływy u dworu, że wśród Żydów powstała w czasach późniejszych legenda, jakoby Saul był przez jedną noc kró­lem polskim i dał wszystkie przywileje, które rodziły w Ży­dach myśl stworzenia dla siebie Judeopolski.

W ślad za rozwojem handlu żydowskiego idzie upadek polskiego mieszczaństwa i polskiego handlu. Element żydow­ski czuje się tak silnym, że od roku 1549 urządza w Koronie swoje walne sejmy, odbywające się co roku, lub co kilka lat. Organizacja zwoływania sejmów trwała aż do roku 1764.

Bunty mieszczan nie odniosły skutku. Najwybitniejsi pi­sarze polscy z tego okresu zabierali głos w kwestji żydowskiej, rząd wszakże Rzeczypospolitej nie mógł się zdobyć na poha­mowanie szkodliwej ekspansji.

Po śmierci Batorego (1586) zostaje powołany na tron pol­ski Zygmunt III Waza, syn Jana III, króla szwedzkiego. Za panowania Zygmunta III (1587 — 1632) i jego syna Władysława (1632—1648) następuje zmiana w poli­tyce żydowskiej. Monarcha, jako gorliwy katolik, daje po­słuch duchowieństwu, w jego walkach z sekciarstwem i żydostwem, które, jak to wspomnieliśmy wyżej, zawsze popie­rało wszelkie odszczepieństwa w łonie chrześcijaństwa.

Poza Saulem Wahlem i Mendlem z Krakowa inni Żydzi nie mają przystępu do dworu królewskiego. Ale i ci pozo­stają bez znaczniejszego wpływu. Na synodzie prowincji gnieźnieńskiej, odbytym w Piotrkowie pod przewodnictwem prymasa Bronisława Karnkowskiego, odnowiono dawne uchwa­ły kościelne o noszeniu odznak przez Żydów. Niektóre mia­sta zaprowadziły specjalne opłaty od Żydów przybywających na jarmarki.

Dzięki odpowiedniemu ustosunkowaniu się Zygmunta III do Żydów, rola ich zaczyna być należycie oświetlona przez ówczesnych pisarzów polskich. W społeczeństwie pogłębia się przekonanie o niebezpieczeństwie, jakie może grozić ze stro­ny żydostwa, które zagarnia w swoje ręce majątki, a jedno­cześnie jest żywiołem antyobywatelskim.

Wyrazem tych nastrojów i przekonań były doskonałe rozprawy o Żydach.

Jakób Górski, archiprezbiter kościoła P. Marji w Kra­kowie przedrukował po łacinie i po polsku książkę neofity Sykstusa z Sieny (Genua, 569) p.t. Index errorum, czyli „Oka­zanie kilku błędów z nierozlicznego bluźnierstwa, szaleństwa i niepobożności z Talmutha żydowskiego zebranych, z któ­rych może każdy zrozumieć, jako błądzą i jako wielkimi są nieprzyjaciółmi chrześcijan źli a niecnotliwi Żydowie” itd.

Obok tej wydał inną: „Pokora wilcza, która choć jest sama chytra, jeszcze nam większą i zdradliwszą chytrość po­kazuje w tym obłudnym, a niszczącym narodzie żydowskim”.

Ksiądz Przecław Mojecki wydał broszurę: „Żydowskie okrucieństwo, mordy i zabobony”.

Nie wyczerpujemy tutaj literatury antyżydowskiej, która była dość bogatą i dobrze oświetlała kwestję żydowską.

Obok tych wyszło wiele satyr, pieśni ludowych i kary­katur, jak: „Pieśń o Marku Żydzie, szalbierzu lubelskim”, „O Żydach, szalbierzach wileńskich”, „Wyprawa żydowska na wojnę” itd.

Kwestji żydowskiej poświęcali swoje pióro Dantyszek, Sebastjan Klonowicz i inni. Korzystając z ówczesnych nastrojów, kupiectwo chrześci­jańskie podejmuje walkę w obronie handlu i przemysłu.

Z archiwów miejskich są wyciągane różne dawniejsze dekrety królewskie w celu wprowadzenia ich w życie. Walka idzie oporem albowiem Żydzi znajdują protektorów w osobach magnatów i szlachty polskiej.

Kierując się stroną materjalną, szlachta po większej części nie wprowadzała w wykonanie uchwał sejmów i synodów prowincjonalnych. Gdy w miastach powstawały rozruchy, szlachta niejedno­krotnie stawała w obronie żydów.

W miastach posiadali magnaci własne domy i pałace, które były wyjęte z pod juryzdykcji miejskiej. W tych to domach, nie bacząc na prawo de non tolerandis… wy­najmowali dla zysku sklepy kupcom żydowskim. Tak było w Poznaniu, Wilnie, a szczególnie w Lublinie. O ile Żydzi nie mogli znaleźć miejsca w pałacach magnackich, osiadali pod miastem na tak zw. jurydykach, czyli gruntach należą­cych do szlachty i prowadzili handel w mieście.

Najlepiej lubili Żydzi miasta prywatne, które zwłaszcza na wschodzie państwa były zakładane; tutaj nie podlegali prawom ogólnym. Z czasem Żydzi dzielą się pod względem prawnym na królewskich i prywatnych, zależnie od tego, na czyich posiadłościach zamieszkiwali.

Pełne wewnętrzne swobody pozwalają Żydom na przepro­wadzenie organizacji, odpowiadającej ich ustrojowi. Powstały podówczas tak zw. kahały, czyli zgromadze­nia, które były naczelnemi władzami w gminie. Kahały ode­grały wybitną rolę w utrwaleniu się „więzi talmudycznej” i se­paratyzmu tak w odniesieniu do społeczeństwa polskiego, jak i do rozporządzeń państwowych. Kahały występowały solidar­nie w obronie żydostwa, zakładały szkoły itd.

Pod wpływem i egidą kahałów zaczęto zaprowadzać bra­ctwa i cechy w duchu Talmudu, eliminując się pod tym wzglę­dem od wszelkich ingerencyj cechów chrześcijańskich.

————————————————————————

Pro Christo: wiara i czyn: organ młodych katolików, rok X, marzec 1934, nr 3, str. 178-194.

Ks. Dr. Józef Kruszyński

Ustawka sejmowa – i kolejowa

Ustawka sejmowa – i kolejowa

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    2 grudnia 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5939

Nie ma przypadków – są tylko znaki – mawiał przewielebny ksiądz Bronisław Bozowski z kościoła Panien Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.

I rzeczywiście – w sobotę 15 listopada w okolicy przystanku kolejowego Mika na trasie Warszawa-Lublin, miejscowi ludzie słyszeli w godzinach wieczornych bardzo głośny wybuch, od którego „zatrzęsła się ziemia” – a w każdym razie zadrżały szyby w oknach i kieliszki w kredensach. Następnego ranka, kiedy już okolica zaroiła się od „służb” – jawnych, tajnych i dwupłciowych, a także w poniedziałek – kiedy na miejsce przybył obywatel Tusk Donald z asystą – okazało się, że miał miejsce „akt dywersji” inspirowany oczywiście przez złowrogiego Putina. Dywersja polegała na ubytku szyny, który – jak się okazało – nie przeszkodził temu, by po poddanym dywersji torze przejechały co najmniej cztery pociągi. Co najmniej – bo bardziej optymistyczne wersje wydarzeń mówią o ośmiu, a nawet – o 12 pociągach. Jak tam było, tak tam było; zawsze jakoś było, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było – mawiał dobry wojak Szwejk.

Kiedy tylko obywatel Tusk Donald odwiedził miejsce dywersji, natychmiast spenetrował prawdę, że jej inspiratorem był rosyjski prezydent Putin,. Było to łatwe tym bardziej, że koło toru znaleziony został telefon komórkowy jednego ze sprawców z odciskami palców, po których ustalono jego tożsamość. Okazał się on „obywatelem Ukrainy”, który nawet za dywersję był skazany przez sąd we Lwowie, ale wcale mu to nie przeszkodziło, by w towarzystwie innego „obywatela Ukrainy”, tym razem „z Donbasu”, przez Białoruś przyjechać do Polski, a po dokonaniu aktu dywersji, bez przeszkód, przez przejście graniczne w Terespolu, wrócić na Białoruś.

Bardziej optymistyczne wersje, mające cechy fałszywych pogłosek utrzymywały, albo że obywatel Tusk Donald znalazł przy torach również paszport Władimira Putina, który miał się przebrać za dwóch „obywateli Ukrainy” albo – że w telefonie komórkowym, oprócz odcisków palców, było również pisemne zobowiązanie „obywatela Ukrainy” do współpracy z GRU, opatrzone pseudonimami oraz klauzulą stosowaną i w Polsce, że współpracy tej podjął się on „bez swojej wiedzy i zgody”.

W związku z tym aktem dywersji obywatel Tusk Donald zapowiedział zarządzenie stanu podwyższonej gotowości, a po całonocnej naradzie w gronie ministrów swego vaginetu, odpowiedzialnych za sprawy wewnętrzne i naszą niezwyciężoną armię, podał w Sejmie informację o dywersji. Tak się złożyło, że tego samego dnia Sejm dokonał roszady na stanowisku marszałka. Nowym marszałkiem został Wielce Czcigodny Włodzimierz Czarzasty, podczas gdy dotychczasowy marszałek, Wielce Czcigodny Hołownia Szymon, został wicemarszałkiem. Ta podmianka nastąpiła w rezultacie ustawki, nazwanej elegancko „umową koalicyjną”, więc czy można się dziwić, że ta sejmowa ustawka zbiegła się z ustawką kolejową?

Gangi handlują stołkami

Warto zwrócić uwagę, że sejmowa ustawka Wielce Czcigodnego Czarzastego Włodzimierza z Wielce Czcigodnym Hołownią Szymonem miała swój precedens i to w dodatku – w Rosji – z udziałem zimnego ruskiego czekisty Putina i jego zaufanego kolaboranta, Dymitra Miedwiediewa. Kiedy Władimir Putin w 2008 roku kończył swoją drugą kadencję, „partie polityczne przedstawiły mu kandydaturę Dymitra Miedwiediewa” na kolejnego prezydenta Rosji, a prezydent Putin ten pomysł „poparł”. Toteż Dymitr Miedwiediew w marcu 2008 roku wygrał te wybory już w pierwszym głosowaniu, podobnie, jak Wielce Czcigodny Czarzasty Włodzimierz wygrał w cuglach głosowanie na marszałka.

Zaraz tedy ogłosił, że nowym szefem Kancelarii Sejmu mianuje pana Marka Siwca, tego samego, co to na polecenie prezydenta Kwaśniewskiego, całował Ziemię Kaliską. Czy to przypadek, czy jednak znak? Nieomylny to znak, że stare kiejkuty ze swojego skarbca wydobywają „rzeczy stare i nowe” – i że te „stare” – po wywietrzeniu z naftaliny – będą się prezentowały, jak nowe. Jakże bowiem nie pamiętać, że zarówno Wielce Czcigodny Czarzasty Włodzimierz, jak i Siwiec Marek, a nawet sam Kwaśniewski Aleksander (pseudonim operacyjny „Alek”), pochodzą z tej samej stajni, którą stare kiejkuty nazwały „Ordynacka”?

Okazuje się, że kontynuacja jest większa, niż mogłoby się po tylu latach III Rzeczypospolitej wydawać, nawet jeśli wziąć pod uwagę przerywniki w postaci epizodów „dobrej zmiany”, reprezentowanej przez kolaborantów Naczelnika Państwa Kaczyńskiego Jarosława. Warto dodać, że ci kolaboranci – podobnie jak i tamci – też legitymowali się dyplomami – ale nie Kolegium Tumanum, którego tak się wstydzi obywatel Hołownia Szymon – tylko – Szkoły Liderów przy Departamencie Stanu USA. Naród Polski tylko takich bowiem kocha, tylko takim ufa i tylko takim złoży w ręce swoje losy – chyba, że Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje nakaże starym kiejkutom przedstawić Narodowi Polskiemu nowych kandydatów na Jasnych Idoli.

Wracając do zimnego ruskiego czekisty Putina, to prezydent Dymitr Miedwiediew 8 maja 2012 roku, na podstawie „umowy koalicyjnej” taktownie ustąpił miejsca Władimiru Putinu, który – jako nowy prezydent – odstąpił mu funkcję premiera, podobnie, jak Wielce Czcigodny Czarzasty Włodzimierz odstąpił Wielce Czcigodnemu Hołowni Szymonowi stanowisko wicemarszałka Sejmu. Od razu widać, z czego czerpiemy inspiracje, nie tylko do ustawek sejmowych – ale również i tych kolejowych.

Co wybuchło i gdzie?

Obywatel Tusk Donald tak szybko spenetrował prawdę na odcinku kolejowej dywersji w obrębie przystanku Mika, dzięki energicznemu działaniu „służb”. Skoro obywatel Tusk Donald tak mówi, to oczywiście nie wypada zaprzeczać. Inna sprawa, że nie ma co temu zaprzeczać. Przeciwnie – warto tę wersję rozwinąć w ten sposób, że „służby” nie tylko spenetrowały prawdę o „dywersji”, ale same ją przygotowały. Świadczą o tym rozmaite poszlaki, które przez niedopatrzenie przedostały się do publicznej wiadomości.

Po pierwsze – wybuch. Jak zgodnie zeznają świadkowie, był on bardzo głośny, więc powinien pozostawić po sobie jakieś ślady. Tymczasem nigdzie nie ma żadnych śladów wybuchu. Ani na torze kolejowym, z którego został odłupany kawałek szyny – ale nie widać, by cokolwiek zostało wysadzone, z betonowymi podkładami włącznie, które leżą sobie spokojnie na swoim miejscu, ani nawet nie ma śladów leja na żwirowej podsypce, która leży sobie równiutko, podczas gdy wybuch, zwłaszcza tak potężny, powinien ją rozrzucić na cztery strony świata, nie mówiąc już o wygięciu szyn. „Już tydzień przy skręconych szynach brzuchami świecą parowozy” – pisał proletariacki poeta o wysadzaniu pociągów podczas niemieckiej okupacji. A tu szyny proste, jak drut, a nawet – jak „Histadrut” – czyli Federacja Pracowników Ziemi Izraela – do której Polacy będą już wkrótce musieli się zapisywać – jak za pierwszej komuny do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Co z tego wynika? Ano to, że to nie żadni „dywersanci” spowodowali wybuch – tylko bezpieka – i to tak, żeby było dużo hałasu – ale żeby niczego nie uszkodzić.

Po drugie – „obywatele Ukrainy”. Otóż przypuszczam, że żadnych „obywateli Ukrainy” nie było, a całą operację przeprowadziła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Widać to po partaninie – że nie zadbano o pozostawienie śladów wybuchu – chyba, że szefowie ABW otrzymali od obywatela Tuska Donalda rozkaz – wiecie, rozumiecie, zróbcie dywersję, ale tak, żeby nie było ani żadnych ofiar, ani szkód. Toteż Abewiaki gdzieś tam rzuciły wiązkę petard i huku było, ile dusza zapragnie.. Skoro tedy obywatel Tusk Donald zdybał przy torach telefon komórkowy z odciskami palców, po których zidentyfikowano „sprawcę”, to nieomylny to znak, że ten telefon, został tam obywatelu Tusku podrzucony – żeby i on miał udział w zdemaskowaniu „dywersji”.

Po trzecie wreszcie – „obywatele Ukrainymimo sądowej kondemnatki jednego i spenetrowania miejsca pochodzenia drugiego – że on „z Donbasu” – wjeżdżają sobie jak gdyby nigdy nic z Białorusi do Polski, a potem tą samą drogą sobie, jak gdyby nigdy nic wracają, przez nikogo nie niepokojeni – bo dopiero po wszystkim Książę-Małżonek nie tylko zamknął rosyjski konsulat w Gdańsku, ale też – ryzykując strefienie się – wystąpił do znienawidzonego Mińska o wydanie „dywersantów”. Jestem pewien, że Mińsk udzieli Księciu-Małżonku odpowiedzi wymijającej z tego prostego powodu, że żadnych „obywateli Ukrainy” nie ma, ani nigdy nie było – że zostali oni od samego początku wykreowani przez prawdziwych wykonawców „dywersji”.

Is fecit cui prodest

No dobrze – ale po co właściwie ABW dostała od obywatela Tuska Donalda rozkaz, by urządzić „dywersję”? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy odwołać się do starożytnej sentencji: is fecit cui prodest” co się wykłada, że zrobił ten, kto skorzystał. A nie da się ukryć, że najbardziej na tej dywersji skorzystał vaginet obywatela Tuska Donalda.

Po pierwsze – vaginet dostał po nosie od pana prezydenta Karola Nawrockiego – i to aż dwa razy. Za pierwszym razem – przy okazji odmowy promowania 136 oficerów służb z powodu odmowy dostarczania przez nie panu prezydentowi informacji niedotyczących bezpieczeństwa państwa. Pan prezydent Nawrocki powiedział to otwartym tekstem – a jest to przecież oskarżenie szefów bezpieki o spisek przeciwko państwu, którego inspiratorem może być sam obywatel Tusk Donald – jeśli inicjatywa wyszła od niego. W sytuacji, gdy prokuratura i sądy opanowane są przez kwasiżurków, to oskarżenie nie jest niebezpieczne – ale potencjalnie – jak najbardziej.

Na domiar złego pan prezydent odmówił też awansowania 46 sędziów, którzy w przeszłości podpisywali różne agitacyjne adresy – co zresztą zapowiadał – że takich warchołów awansował nie będzie. Vaginet wprawdzie uruchomił dyżurnych propagandzistów w rodzaju pana prof. Andrzeja Zolla, czy pana prof. Matczaka – ale ci tylko się ośmieszyli, lansując pogląd, że prezydent musi podpisywać wszystko, co kwasiżurki podsuną mu do podpisu. Gdyby pan prof, Matczak napisał na ten temat piosenkę rapową, to byłoby jeszcze śmieszniej – ale tylko trochę.

Zresztą to jeszcze nic w porównaniu z aferą korupcyjną na Ukrainie. Niejaki Timur Mindicz, jeden z najbliższych kolaborantów prezydenta Żełeńskiego, co to przytulili sobie co najmniej 100 mln dolarów – a to może być tylko wierzchołek góry lodowej – uciekł z forsą do Izraela przez Polskę, gdzie nie tylko się nie konspirował, ale nawet ostentacyjnie uczestniczył w nabożeństwie w warszawskiej synagodze sekty Chabad Lubawicz – tej samej, co paliła chanukę w Sejmie, która zgasił Grzegorz Braun.

Skłania to do postawienia kilku pytań – po pierwsze – czy to przypadkiem nie prezydent Zełeński ostrzegł Timura Mindicza, że „wszystko wykryte” – po drugie – czy zrobił to bezinteresownie, tylko przez wzgląd na starą przyjaźń i „korzenie” – czy też miał w tym interes – dzięki czemu – po trzecie – również nasza bezpieka przymknęła oczy na obecność pana Timura w Polsce – i ewentualnie – po czwarte – ile z tych 100 mln dolarów sobie sprywatyzowała i z kim się tą forsą podzieliła? Precedensy bowiem są.

Wszyscy pamiętamy, jak to stare kiejkuty podjęły się udostępnienia ośrodka szkoleniowego w Starych Kiejkutach, do torturowania delikwentów, przywożonych samolotami z amerykańskiej bazy w Guantanamo na lotnisko w Szymanach, skąd byli przewożeni do Starych Kiejkutów, gdzie amerykańscy specjaliści ich oprawiali, a nasze stare kiejkuty stały na świecy, pilnując, by nikt nim nie przeszkadzał – za co zostały wynagrodzone sumą 15 mln dolarów w gotówce, która w tekturowych kartonach przekazano im w amerykańskiej ambasadzie. W takiej sytuacji całkiem możliwe byłoby, żeby nawet Putin, zamiast wysyłać do Polski swoich dywersantów, zwyczajnie wynajął ABW, żeby przeprowadziła tu dywersje. Nie jest to pomysł oryginalny; amerykański literat Józef Heller opisał ten mechanizm w „Paragrafie 22”. Mielibyśmy wtedy kolejny spisek przeciwko państwu.

Wreszcie – bankructwo Narodowego Funduszu Zdrowia. Ta biurokratyczna struktura powstała w roku 2001, kiedy to okazało się, że premier Miller nie może powyrzucać z Kas Chorych członków zaplecza politycznego koalicji AWS-UW, którzy znaleźli się tam w następstwie wiekopomnej reformy charyzmatycznego premiera Buzka, której celem było stworzenie nowych synekur w sektorze publicznym dla swoich faworytów. Tedy premier Miller rozwiązał Kasy Chorych i na ich miejsce utworzyć kazał NFZ, żeby jego faworyci te synekury sobie obsadzili i mogli sobie wypić i zakąsić.

Nazywało się to, że „pieniądze idą za pacjentem”. Może i idą – ale w takiej odległości, że kontakt nie tylko wzrokowy, ale wszelki – został już dawno bezpowrotnie zerwany. Teraz tylko Konfederacja nawołuje na puszczy, by pieniądze szły nie „ZA” pacjentem – ale razem z nim, to znaczy – żeby państwo nie konfiskowało obywatelom 83 proc. rocznego dochodu, tylko najwyżej 20 – a wtedy żadne NFZ-ty nie byłyby nikomu potrzebne.

Temu jednak zgodnie sprzeciwiają się obydwa antagonistyczne gangi – zarówno Volksdeutsche Partei, jak i PiS. No a teraz NFZ zbankrutował i nawet teściowa obywatela Tuska Donalda nie ma na to żadnego remedium. W tej sytuacji „dywersja kolejowa” była niczym dar Niebios dla znękanego vaginetu – toteż nic dziwnego, że ABW dostała rozkaz, by ją zorganizować.

Warto dodać, że obywatel Tusk Donald obiecuje sobie po tej dywersji znacznie więcej, niż tylko odwrócenie uwagi opinii publicznej np. od bankructwa NFZ. Zapowiada wzięcie wszystkich za twarz w ramach”alertu” , w ramach walki z „kremlowską dezinformacją” – a „kremlowską dezinformacją” jest wszystko, czego by stare kiejkuty nie zatwierdziły do wierzenia, a co kolportują funkcjonariusze Propaganda Abteilung ze stacji „Tu Jedynka” i z innych – a w perspektywie czeka nas przecież „wspieranie żydowskiego życia” w Generalnej Guberni i walka z antysemityzmem.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Polska sobie świetnie poradzi poza UE

Waćkowski: Polska sobie świetnie poradzi poza UE

Kamil Waćkowski

Unia Europejska jest instytucją totalnie zdegenerowaną. Dla mnie stało się to jasne, gdy UE zaczęła tworzyć swoje niewybieralne w transparentny sposób przez mieszkańców krajów członkowskich instytucje. 

W Unii Europejskiej rządzą podżegacze wojenni, którzy stosują retorykę kropka w kropkę z czasów Covid. Kolejne zbrojenia zastępują kolejne dawki szczepionek. UE, podobnie jak w okresie covidowym, walczy obecnie z dezinformacją (wtedy w odniesieniu do szczepionek, obostrzeń; teraz w odniesieniu do kwestionowania rosyjskiego zagrożenia, wspierania kijowskiego reżimu). Wbrew pozorom, UE nie rządzą ludzie ideowi, tylko związani z różnymi korporacjami, kapitalistami. Promowanie liberalnych antywartości przez UE (jak ostatni wyrok TSUE w sprawie małżeństw osób mających tą samą płeć) nie wynika z ideowości, tylko z realizacji interesów wielkich korporacji, które są zainteresowane określonymi modelami społecznymi. 

POPiS i pozorny konflikt

Od wielu lat PO z PiS prowadzą ze sobą wrestling polityczny. PO ubóstwia UE pod niebiosa. PiS deklaratywnie udaje asertywność, jednak gdy rządził – pełzał przed Brukselą. To medium należące do Tomasza Sakiewicza (odznaczonego przez siepaczy z Służby Bezpieczeństwa Ukrainy) robiło z wyboru Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej wielki sukces polskiej dyplomacji.

Gdyby jednak UE stała się asertywna wobec Anglosasów, PiS zgodnie z wolą mocodawców mógłby zrobić Polexit. Jego politycy i media z nim związane atakowali UE bardzo często, gdy w jakimś stopniu prowadziła polityka sprzeczną z interesami Anglosasów.

Uważam, że nasza ojczyzna świetnie poradzi sobie poza UE. Warto obalić kilka mitów, które media polskojęzyczne serwują swoim otępiałym widzom. 

Mit podróżowania

Media nadwiślańskie często mówią, że gdyby nie UE, to Polacy nie mogliby podróżować. Jest to jedno wielkie kłamstwo. Po pierwsze, ponad 30 lat funkcjonowania III RP doprowadziło do ludobójstwa ekonomicznego Polaków. Wiele osób nie może sobie pozwolić na żadne wakacje, tym bardziej za granicą. Żeby należeć do strefy Schengen, nie trzeba należeć do UE. Do strefy Schengen należą: Szwajcaria, Norwegia, Liechtenstein, Islandia (kraje te nie należą do UE). Większość ludzi wolałby mieć kontrolę nad własną granicę i postać kilkanaście minut w kolejce na niej niż mieć chaos i potencjalny wzrost przestępstw, zwłaszcza w terenach nadgranicznych.

Mit pracy zagranicą

Kolejną manipulacją jest to, że części naszych rodaków wmówiono, że jak wyjdziemy z UE, to wszystkich Polaków stamtąd wyrzucą i w Polsce będzie dramatyczne bezrobocie. W 2010 roku, jadąc ze Skopje do Ochrydy, zatrzymałem się wraz z resztą rodziny na parkingu, żeby podziwiać wspaniałe widoki. Podszedł do nas mężczyzna w wieku około 35-45 lat. Zaciekawiony, zapytał się skąd jesteśmy. Gdy dowiedział, że jesteśmy z Polski, wyciągnął aparat i pokazał zdjęcia (na zdjęciach widać było mężczyzn pijących popularne słowiańskie trunki, a także mężczyzn jeżdżących traktorem). Mężczyzna mówił, że na zdjęciach jest z kolegami z Polski Marianem i Stanisławem. Macedończyk mówił, że pracował z naszymi rodakami w Holandii w gospodarstwie rolnym. Zarówno w 2010 roku, jak i w 2025 roku, kraj ze stolicą Skopje nie należy do UE. W Austrii, Niemczech pracuje bardzo wielu obywateli Albanii, Serbii (kraje te także nie należą do UE).

To jedno wielkie kłamstwo, że jak Polska wyjdzie z UE, to wyrzucą naszych obywateli pracujących w krajach unii. Zresztą każdy pracodawca na Zachodzie Europy woli Polaka od obywateli krajów, w których jest gorsza kultura pracy i występuje silny ekstremizm polityczny. Jestem polskim narodowcem i rolą państwa polskiego jest zapewnienie pracy każdemu chcącemu pracować Polakowi. 

Mit wojny

Kolejne kłamstwo mediów polskojęzycznych to, że jak tylko Polska wyjdzie z UE, zaatakuje nas Federacja Rosyjska. Większość krajów na świecie nie należy do UE i jakoś Federacja Rosyjska za wyjątkiem Ukrainy nie prowadzi aktywnych działań militarnych (ba, w większości krajów na świecie Rosja w przeciwieństwie do USA nie posiada swoich baz). Marząca się różnym podżegaczom wojennym wojna naszego kraju z Federacją Rosyjską skończyłaby się wymianą dronowo-rakietową i wielu tych wariatów nawet przez lornetkę nie widziałoby rosyjskiego żołnierza. Z drugiej strony, ci sami ludzie nieustannie straszą nas rosyjską inwazją, mimo że Polska jest w NATO i w UE (poziomem absurdu mediów polskojęzycznych jest straszenie Polaków rosyjskimi czołgami przy granicy z Polską podczas gdy… te czołgi są tam od ponad 30 lat, ponieważ Rzeczypospolita Polska graniczy z Federacją Rosyjską).

Mit konfliktu z Europą

Media polskojęzyczne mierzą innych swoją miarą. Różne grantojedy, gdy widzą, że ludzie mają inne zdanie na jakiś temat, myślą, że są tacy sami jak oni, czyli biorą pieniądze z zagranicy. Podobnie jest w kwestii UE. Gdy ktoś chce wyjść z unii, automatycznie różne grantojedy krzyczą, że chce w ten sposób przyłączyć nasz kraj do Federacji Rosyjskiej czy prowadzić wojnę z krajami UE. Wyjście z unii nie spowoduje z automatu konfliktu z krajami do niej należącymi. Nasza ojczyzna może po tym wyjściu zawierać korzystne dla siebie i poszczególnych krajów umowy bilateralne czy multilateralne. 

Jest alternatywa 

Nasza ojczyzna jak najbardziej mogłaby współpracować z krajami BRICS. BRICS to luźna forma współpracy na zasadach wzajemnych korzyści gospodarczych. Warto zwrócić uwagę, jak różne są kraje w BRICS. Jest Islamska Republika Iranu (już w nazwie tego kraju mamy podkreślenie ważności religii), mamy Chińską Republikę Ludową (władzę w tym kraju sprawuje partia komunistyczna), mamy monarchie z Zatoki Perskiej. 1 stycznia 2024 członkiem BRICS miała zostać Argentyna, jednak wybór Javiera Milei’a na prezydenta tego kraju pokrzyżował te plany. Argentyna przed wyborem Milei’a była krajem bardzo liberalnym w kwestiach światopoglądowych. Jak widać, do BRICS należą bardzo różne państwa, które ze sobą współpracują. Państwa są różne, jednak nikt nikomu nie narzuca agendy ideologicznej, w przeciwieństwie do UE. Polska mogłaby także współpracować z Szanghajską Organizacją Współpracy. Do tej organizacji należą min. Federacja Rosyjska, Chińska Republika Ludowa, Indie, Białoruś, Islamska Republika Iranu, postradzieckie republiki z Azji Środkowej. 

Nowe rynki

Wyznawcy POPiS żyją w ostatnim tygodniu wizytą Donalda Tuska w Angoli (dokładniej – żyją ubiorem premiera Tuska). Tusk udał do Angoli na szczyt Unia Europejska – Unia Afrykańska. Gdyby Polska była poza UE czy bardziej asertywna wobec UE, nasza ojczyzna byłaby lepiej postrzegana przez afrykańskich partnerów. W ostatnich latach w Afryce Federacja Rosyjska zwiększyła swoje wpływy zwłaszcza kosztem Francji. Kraje afrykańskie w ONZ często głosują po myśli Rosji. Władze Polski będące forpocztą Zachodu (czyli dawnych kolonizatorów, a obecnie wypychanych często skutecznie neokolonizatorów) nie zyskają poparcia w wielu krajach Afryki. Wyjście z UE otworzyłoby możliwości dla Polski.  Po wyjściu z unii można by było dokonać reindustrializacji w naszej ojczyźnie. Poprzez inną politykę zagraniczną otworzyłyby się dla Polski rynki afrykańskie czy Azji Środkowej. 

Damy radę!

Uważam, że Polska świetnie może poradzić sobie poza UE. Polacy muszą zacząć myśleć niezależnie, suwerennie, a nie ulegać tępej propagandzie z mediów polskojęzycznych. Zmiany, jakie tworzą się na świecie, otwierają wiele możliwości przed naszym krajem. Trzeba tylko myśleć suwerennie, długoterminowo i po polsku przede wszystkim. 

Kamil Waćkowski

Co młodzi amerykańscy izolacyjności sądzą o reszcie świata? [gadanie]

  • Co amerykańscy izolacyjności sądzą o Ukrainie i Polsce?
  • Jakie mogą być następstwa rozmów pokojowych dot. wojny na Ukrainie?
  • Czy pozycja Wołodymyra Zelenskiego się chwieje?
  • Jakie są największe problemy ukraińskiej armii?

Odpowiedzi na te oraz wiele innych pytań udzielił w rozmowie z Patrycjuszem Wyżgą Daniel Szeligowski, analityk, kierownik programu Europa Wschodnia w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych oraz gość kolejnego odcinka programu „didaskalia”!

Serdecznie zapraszamy do oglądania.

00:00:00 Najlepsze fragmenty

00:02:02 Amerykańscy izolacjoniści

00:15:55 Sytuacja na Ukrainie

00:25:40 Rozmowy pokojowe

00:35:32 Kwestia wyborów

00:50:00 Akceptacja dla zawieszenia broni

01:00:22 „Putin musi pozbyć się Zelenskiego”

01:04:09 Problemy ukraińskiej armii

01:09:40 Ukraina vs. propozycje pokojowe

01:21:35 Dwa scenariusze dla Ukrainy

01:26:29 News na żywo: Jermak odchodzi

Lucyna Kulińska „Co drugi minister KO ma obce pochodzenie lub jest agenturalnie związany z innymi krajami”

Lucyna Kulińska „Co drugi minister KO ma obce pochodzenie lub jest agenturalnie związany z innymi krajami”

1 grudnia 2025

AIX

Obraz rzeczywistości, który wyłania się z rozmowy Piotra Szlachtowicza z dr Lucyną Kulińską jest przerażający. Większość jednak nie ma się czym martwić… większość się nie zmartwi, bo tego nie odsłucha, a nawet gdyby, to nie uwierzy, nie zrozumie albo wzruszy ramionami z powodu swojego własnego ogłupienia lub demoralizacji.

O czym i o kim była mowa?

Najpierw o Jermaku. Aby nie być posadzonym o uleganie wpływom rosyjskiej propagandy cytat z money.pl.

W marcu tego roku stripes.com, amerykański portal o tematyce wojskowej, (…) porównał działania Jermaka do ośmiornicy rozciągającej macki nad służbami specjalnymi czy organami ścigania.

Przeszukanie mieszkania Jermaka jest częścią operacji “Midas”, w której agenci ujawnili mechanizm wyprowadzania środków ze spółki Enerhoatom. Grupa przestępcza miała uzyskiwać korzyści w wysokości 10-15 proc. wartości kontraktów. Zdaniem śledczych ze spółki wyprowadzono w ten sposób ok. 100 mln dol.

Ukraińskie media donoszą, powołując się na ustalenia śledczych, że Jermak jest w nagraniach tajemniczym “Ali Babą”, który poleca służbom ściganie detektywów NABU i prokuratorów ds. walki z korupcją. Kijów chciał latem ograniczyć kompetencje służb antykorupcyjnych, ale po protestach mieszkańców i reakcji Zachodu władze odstąpiły od tego pomysłu.

W tym kontekście – Piotr Szlachtowicz pokazał widzom zdjęcie z X na którym Andrij Jermak stoi w mieszanym towarzystwie m.in. polskich “politruków” albo rzecz ujmując bardziej marketingowo w gronie “liderów opinii” z panami Budziszem, Janke, Bartosiakiem i osobnikiem, który przypomina słynnego krasnala Hałabałę z Muzeum Figur Woskowych.

W dalszej części audycji dr Lucyna Kulińska ostrzegła Polaków przed nową falą grabieży polskich majątków fałszywie klasyfikowanych jako żydowskie oraz przymiarką do legalizacji i zakotwiczenia pobytu Ukraińców w Polsce.

Polska Racja Stanu; paradygmat do wymiany

Polska Racja Stanu; paradygmat do wymiany

W obecnej dynamice geopolitycznej, dostosowanie Racji Stanu do zmiennego krajobrazu światowej polityki jest sprawą życia czy śmierci.

DR IGNACY NOWOPOLSKI NOV 30

=======================================

Konkluzja:

Naszymi naturalnymi sojusznikami są kraje Europy Środkowej, z Węgrami na czele. Naszym śmiertelnym wrogiem jest nasz obecny okupant Zachodnie Imperium Kłamstwa, z rozpadającymi się strukturami UE i USA na czele. Główne zagrożenie stabilności i pokoju w Europie Środkowej stanowią uwolnione spod amerykańskiego buta Niemcy i to co pozostanie z dzikiej i krwiożerczej banderowskiej Ukrainy, która dla uzyskania stabilizacji i pokoju w regionie MUSI przestać istnieć. Rosja NIE jest obecnie zagrożeniem dla Europy Środkowej, a może być cennym sojusznikiem, w rozwiązaniu problemu niemieckiego i ukraińskiego, po nieuniknionym ostatecznym rozpadzie UE & NATO.

========================================

Najlepszym przykładem, do czego może doprowadzić tępota intelektualna, jest Zbigniew Brzeziński. Jego „kariera” od polskiego patrioty do nadwornego błazna globalistów , jest tego wymownym świadectwem.

Brzeziński zaczynał swą polityczną edukację na fundamentach Polskiej Racji Stanu z okresu międzywojennego, tzw. II rzeczpospolitej Polskiej.

Wtedy to, ogólnie akceptowalna koncepcją była „Teoria Dwu Wrogów”; Rosji (Sowieckiej) i Niemiec (od 1933 roku już hitlerowskich).

Podstawowym jej paradygmatem, było uznanie dwóch sąsiadów: wschodniego i zachodniego, za strategicznych cywilizacyjnych wrogów. Samo ich istnienie stanowiło egzystencjonalne zagrożenie dla Polski i Polaków.

Historia pokazała dobitnie, jak trafnym był ten paradygmat. Przez krótki (20 letni) okres istnienia II Rzeczpospolitej, Polacy zrobili wszystko, by okrzepnąć politycznie, gospodarczo i militarnie. Nie wystarczyło jednak czasu, na osiągnięcie poziomu wystarczającego do jednoczesnego stawienia oporu tym dwu bestiom. Pakt Ribbentrop – Mołotow, był niezbędny do stworzenia przez Niemcy i Rosję sojuszu militarnego wystarczającego do zniszczenia Polski.

Potem drogi dwu socjalistycznych molochów: narodowych socjalistów Niemiec i proletariackich socjalistów Sowietów, rozeszły się.

Ale polski paradygmat Racji Stanu nie zmienił się i stanowił imperatyw zniszczenia Sowietów we wszelkiej formie i kształcie.

Taki paradygmat wyznawał Brzeziński. Był on niewątpliwie słuszny do momentu upadku ZSRR. Imperium sowieckie się rozpadło, Niemcy były mocno pod butem USA (NATO), dotychczasowa Racja Stanu powinna być zmieniona.

Teraz to Zachodnie Imperium Kłamstwa, pokazało swe prawdziwe oblicze, bez litości niszcząc i rabując gospodarki, krajów byłego sowieckiego imperium. Przy czym, z perspektywy 30 lat można śmiało stwierdzić, że zbrodnie przezeń dokonane, grubo przewyższały te z okresu sowieckiego.

Polska Racja Stanu powinna to uwzględnić, ale głupota, zaprzaństwo i sprzedajność post-komunistycznych „elit”, teraz na służbie Zachodu, uniemożliwiło niezbędną transformację.

Dopiero po 30 latach kolonialnego wyzysku Europy Wschodniej, pierwsze Jej państwo, Węgry, pojęły rzeczywiste położenie w nowym „Związku”, tym razem „europejskim”.

Premier Orban i Jego elity zrozumieli, że funkcjonują w identycznym jak ZSRR, neo-komunistycznym imperium, tylko nieco pokolorowanym na zewnątrz.[na zielono. md]

W obecnej Polsce , proces zmiany paradygmatu Racji Stanu, pozostał daleko w tyle, a nowy Prezydent, Karol Nawrocki, nieśmiało próbuje dryfować w kierunku Węgier, w ciągłym konflikcie z globalistycznym niemieckim agentem „gauleiterem” Polski, Tuskiem i jego bandą.

To, że nie oczyszczono jeszcze Polski ze wspomnianych wyżej szumowin, nie oznacza, że nie należy sformułować jasnej Racji Stanu dla odradzającej się Polski.

W skrócie wygląda ona tak:

Naszymi naturalnymi sojusznikami są kraje Europy Środkowej, z Węgrami na czele. Naszym śmiertelnym wrogiem jest nasz obecny okupant Zachodnie Imperium Kłamstwa, z rozpadającymi się strukturami UE i USA na czele. Główne zagrożenie stabilności i pokoju w Europie Środkowej stanowią uwolnione spod amerykańskiego buta Niemcy i to co pozostanie z dzikiej i krwiożerczej banderowskiej Ukrainy, która dla uzyskania stabilizacji i pokoju w regionie MUSI przestać istnieć. Rosja NIE jest obecnie zagrożeniem dla Europy Środkowej, a może być cennym sojusznikiem, w rozwiązaniu problemu niemieckiego i ukraińskiego, po nieuniknionym ostatecznym rozpadzie UE & NATO.

Afera korupcyjna na Ukrainie. Miller: Rząd powinien wnikliwie zbadać, do czyich kieszeni wędruje polska pomoc

Afera korupcyjna na Ukrainie. Miller: Rząd powinien wnikliwie zbadać, do czyich kieszeni wędruje polska pomoc

nczas/afera-korupcyjna-na-ukrainie-miller

[Poniżej skrót. Opuszczam ględzenie. md]

Leszek Miller w programie „Prezydenci i premierzy” w stanowczych słowa skomentował informacje o ujawnionej aferze korupcyjnej z udziałem najbliższego współpracownika Wołodymyra Zełeńskiego Andrija Jermaka. Podkreślił, że polski rząd powinien dokładnie zbadać, na co idą pieniądze wysyłane na Ukrainę.

——————————

Temat kolejnej korupcyjnej afery na Ukrainie był tematem programu „Prezydenci i premierzy” w Polsat News. Były prezydent Bronisław Komorowski bronił interesu Kijowa. – Dla nas najważniejsze jest to, żeby Ukraina utrzymała niezależność od Rosji i kurs prozachodni. [i bla, bla… md]

===================================================

Leszek Miller natomiast stwierdził, że kolejna ukraińska afera korupcyjna będzie miała „ogromny wpływ na zakończenie negocjacji i ewentualny rozejm”.

Na zapleczu czai się kolejna afera dotycząca ukraińskiego ministerstwa obrony narodowej. Każda taka wiadomość bardzo osłabia pozycję Ukrainy i chęć krajów europejskich do pomocy – stwierdził Miller.

Ja w żadnym wypadku nie chcę jako Polak brać odpowiedzialności – nie czuję się współodpowiedzialny – za kolejne afery, które wybuchają w Kijowie. Natomiast chciałbym, żeby polski rząd bardzo wnikliwie przyglądał się, jak pomoc płynąca z Polski jest tam wykorzystywana, bo nie chciałbym być obywatelem kraju, który nie jest w stanie tego sprawdzić i powiedzieć, gdzie ciężko zarobione przez nas środki wędrują – do jakich kieszeni – podkreślił.

Polsat News przypomina przy tym, że pod koniec ubiegłego tygodnia szef MSZ Radosław Sikorski przekazał, iż do końca roku MSZ wyda 100 mln dolarów na zakup dla Ukrainy amerykańskiej broni.

Miller przypomniał też, że w poprzednim programie zastanawiali się, jak będą wyglądały rozmowy ws. zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. – Dalej te kluczowe historie są nieomówione do końca. Bez porozumienia w tych podstawowych sprawach nie ma szans na porozumienie i trwały rozejm, trwały pokój – stwierdził Miller.

—————————–

Były premier Waldemar Pawlak z kolei pochwalił ukraińskie służby, gdyż – jego zdaniem – [i bla, bla… md]

Pearl Harbor pod Białym Domem?

Pearl Harbor pod Białym Domem

28.11.2025 https://wolnemedia.net/pearl-harbor-pod-bialym-domem

Tytuł tego artykułu może odstraszać czy też zniechęcać czytelników polskich do zapoznawania się z nim, bo przecież co nas tutaj nad Wisłą interesuje jakaś tam Ameryka Północna? Jeżeli jednak przeczytacie państwo ten tekst, zrozumiecie, że jego treść jest niezwykle dla nas istotna. Dla nas mieszkańców Europy Środkowej.

Dwa dni temu w stolicy USA Waszyngtonie doszło do strzelaniny. Niby nic nowego i nadzwyczajnego – Stany Zjednoczone to przecież kraj strzelanin. Jest jednak coś, co musi przykuwać uwagę: ofiarami strzelaniny byli żołnierze, natomiast zamachowcem był współpracownik CIA. Prosty schemat się więc tutaj nasuwa: CIA to ci źli, wojsko to ci dobrzy. Byłoby to zgodne z administracją Trumpa, którą przede wszystkim popierają wojskowi a wywiad jest przez Trumpistów, MAGA-owców i innych tego typu nazywany siedliskiem zła, złowrogim głębokim państwem. Wytwory wyobraźni Trumpistów są tutaj jednak mało istotne. Istotniejsze są fakty.

Otóż do strzelaniny pod Białym Domem, z udziałem agenta CIA i żołnierzy Gwardii Narodowej, dochodzi w przeddzień zatwierdzenia przez Trumpa Strategii Bezpieczeństwa Narodowego i Strategii Obronnej USA. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że ich treść będzie podobno rewolucyjna. Tak, nie ewolucyjna, lecz rewolucyjna.

Otóż pierwszeństwa nie ma mieć wojna z terrorem, która już w pierwszej administracji Trumpa nie miała pierwszeństwa. Pierwszeństwa nie mają mieć również mocarstwa konkurencyjne – Rosja i Chiny – a przynajmniej to pierwsze. Priorytet uzyskać ma obrona terytorium USA oraz problem chiński. Krótko mówiąc: po części mocarstwa, jednak po części obszar doktryny Monroe – zachodnia półkula. A gdzie islamski terroryzm? Cóż, daleko.

Teraz zagadka: który kraj traci najwięcej na wycofywaniu USA na półkulę zachodnią, a jego istnienie zależy wyłącznie od dobrej woli Waszyngtonu? Jeżeli pomyśleliście państwo, że Izrael to mieliście racje. Największym przegranym wycofywania USA na zachodnią półkulę jest Izrael. Ale w doktrynach tych może też być coś jeszcze. Coś, co wynika z powyższego. Otóż sekretarz wojny Hegseth w marcu roku bieżącego nakreślił tymczasowe wytyczne, według których kraje wrogie interesom USA, oprócz Chin i półkuli zachodniej, mają być tłamszone przez sojuszników Waszyngton, a nie samych Amerykanów. A więc w przypadku Bliskiego Wschodu przez Izrael. USA więc sygnalizują jasno zmniejszanie wsparcia dla porządków bliskowschodnich.

I tym momencie, już po zatwierdzeniu dwóch strategii przez Kongres a tuż przed zatwierdzeniem ich przez Trumpa, pod nosem Trumpa agent CIA, Afgańczyk, dokonuje zamachu terrorystycznego na amerykańskich wojskowych. Jak należy to rozumieć?

Cóż, bardzo prosto: islamski terroryzm jest wciąż zagrożeniem i USA nie mogą wycofywać się z Bliskiego Wschodu. Kto jest więc głównym beneficjentem tej strzelaniny pod Białym Domem? Oczywiście Izrael. Ale także Arabia Saudyjska czy też Zjednoczone Emiraty Arabskie. Jak wiemy, kraje te często ze sobą współpracują, na przykład przeciwko słabym wobec Iranu amerykańskim Demokratom.

Nie wierzycie państwo? Oto chyba najbardziej znana syjonistyczna propagandzistka z USA Laura Loomer.

Wpis oczywiście ma usprawiedliwiać ludobójstwo w Strefie Gazy. Jednak fakt, że szefowa wywiadu narodowego Tulsi Gabbard także podnosi larum o radykalny islamski terroryzm, sugeruje nam, że powiew nowej wojny z terrorem może być wkrótce odczuwalny. Albo chociaż wojenki.

„Z całego serca modlę się za żołnierzy Gwardii Narodowej stanu Wirginia Zachodnia, którzy zostali postrzeleni przez radykalnego islamskiego terrorystę z Afganistanu i nie będą mogli spędzić Święta Dziękczynienia w gronie swoich bliskich” – napisała w serwisie „X”.

Dlaczego jednak tak bardzo istotne jest to, że szefowa wywiadu narodowego USA wspomina islamski terroryzm w kontekście zamachowca? Otóż Jednostka 03, szwadron śmierci CIA, dla którego pracował Afgańczyk, zajmowała się… likwidacją „terrorystów”, czyli wrogów amerykańskiej dominacji nad Afganistanem. Generalnie Talibów. Jednostki Zero, szwadrony śmierci CIA, nazywano także „zespołami ds. zwalczania terroryzmu”.

Pogromca terrorystów radykalnym islamskim terrorystą?

Jest coś jednak jeszcze. Otóż kompromitacja wywiadu.

Jeżeli pamiętacie państwo późną wiosnę 2025 roku i wojnę Iranu z Izraelem to pamiętacie zapewne, że wywiad USA był przeciwko wojnie. Iran nie posiada wojskowego programu nuklearnego — tak mówiła w marcu wspomniana już Tulsi Gabbard. A do budowy bomby potrzebuje jeszcze trzy lata — brzmiały tezy służb szpiegowskich USA. Fanatyczny Syjonista Trump jednak nic sobie z tych doniesień nie robił i wsparł żydowską agresję, a potem sam dokonał agresji na islamską republikę, bombardując jej cywilny program jądrowy. Stwierdził, że Gabbard mówiąca o nieposiadaniu przez Iran wojskowego programu nuklearnego, się myli.

Ale wywiad był nie tylko przeciwko wojnie z Iranem w 2025 roku. Był także przeciwko wojnie z Iranem w 2019 roku, hamując zapędy Trumpa, Wówczas ten miał twierdzić, że CIA nie zna się na rzeczy. A więc on, oligarcha z Nowego Jorku, jest w wywiadzie lepszy. Mniej więcej to samo co w roku bieżącym.

Ten żałosny kabaret był jednak sygnałem, że wywiad będzie przez syjonizm podważany. Przypomnijmy, że w 2003 roku CIA także była przeciwko wojnie z Irakiem, którą napędzali żydowscy neokonserwatyści z Biura Planów Specjalnych w Pentagonie. Amerykański wywiad był więc 3-krotnie przeciwko wojnom Stanów Zjednoczonych w interesie reżimu syjonistycznego.

I teraz, być może w czasie całkowitej redefinicji amerykańskiej obronności i bezpieczeństwa na rzecz Chin i Ameryki Łacińskiej, współpracownik wywiadu amerykańskiego dokonuje ataku na Gwardzistów Narodowych pod samym nosem Trumpa.

Przecież to oczywista kompromitacja amerykańskich służb szpiegowskich. W czyim interesie była ona? Stanów Zjednoczonych? Bynajmniej. Jednak prosyjonistycznych kręgów w USA już tak. Koncernów zbrojeniowych? Zapewne. Lecz przede wszystkim była w interesie Izraela. Izrael jest głównym beneficjentem próby ponownego przekierowania polityki zagranicznej i obronnej USA na Bliski Wschód i szerzej na Afganistan, skąd zamachowiec Rahmanullah Lakanwal pochodził. Ale także uzasadniania tym zamachem ludobójstwa Palestyńczyków.

Oczywiście skompromitowani zostali także Demokraci, którzy tego terrorystę do USA sprowadzili. Ale przyznacie państwo: agent CIA zabija amerykańskich żołnierzy — to nie brzmi korzystnie dla amerykańskiego wywiadu.

Co jednak ma to wspólnego z Polską i Europą Środkową?

Otóż jak wiemy, w słownikach języka angielskiego w USA nie ma słowa pokój. Kiedyś udawali, że takie słowo tam istnieje, jednak od 2025 roku maska została zrzucona i nawet Departament Obrony zmieniono na Departament Wojny. Oznacza to, że USA cały czas muszą gdzieś prowadzić wojny. A więc napadać, mordować i grabić, bo taka jest idea każdej wojny. Przekierowanie uwagi USA na Amerykę Łacińską i Chiny i odciągnięcie jej od Bliskiego Wschodu jest niezwykle korzystne dla Polski. Po pierwsze, bo polscy żołnierze nie pojadą na amerykańskie wojny – niby dlaczego mielibyśmy zabijać jakichś Wenezuelczyków? Po drugie, bo USA nie będą tworzyć kolejnych mas imigrantów do Europy. Po trzecie więc i najważniejsze: im więcej wojen USA w Azji Wschodniej i w Ameryce Łacińskiej, tym mniej w Europie Wschodniej.

Odwrócenie uwagi USA, w ramach nowych strategii obronności i bezpieczeństwa, od Europy i Bliskiego Wschodu, jest więc dla nas korzystne. Tak, są jakieś aspekty rządów Trumpa dla nas korzystne. Przynajmniej teoretycznie. Jednak powrót USA na Bliski i Środkowy Wschód, w ramach np. Afganistanu, jest oczywiście niekorzystny, bo tworzy pretekst dla jakiejś kolejnej koalicji chętnych, w którą amerykańska nadwiślańska agentura może nas czasami chcieć wciągać. A kolejna wojna może otworzyć nowe szlaki migracji, biorąc pod uwagę, że chociażby stolicy Iranu Teheranowi zaczyna brakować wody. Jak wiemy, o wodę Iran prowadzi wojnę właśnie z Afganistanem.

Zamach z Waszyngtonu był więc dla nas niekorzystny. Miejmy nadzieję, że nie zmieni jednak polityki USA i nie spowoduje powrotu do syjonistycznej farsy pod tytułem wojna z terroryzmem, w ramach której, jak pamiętamy, terroryści wspierani przez CIA walczyli z terrorystami wspieranymi przez Pentagon.

W przypadku tego zamachu należy rozpatrzyć jeszcze jedną opcję: obecny szef CIA John Ratcliffe jest znany z miłości do Izraela. Serwis „The Grayzone” nazwał dyrektora CIA „stenografem Mossadu”, czyli osobą prowadzącą izraelską politykę. Informacje te pochodzą od urzędnika Białego Domu Trumpa, który izolował przeciwników wojny z Iranem.

Ratcliffe miał dostarczać administracji sfabrykowane dane wywiadowcze odnośnie Iranu, celem legitymizacji wojny. Dyrektor Wywiadu Narodowego USA Tulsi Gabbard, koordynująca działania całej wspólnoty wywiadowczej Stanów Zjednoczonych, mniej więcej w tym samym czasie, lecz trochę wcześniej twierdziła, jak już wspomniałem, że Iran nie ma programu wojskowych zbrojeń jądrowych. A więc że nie ma podstaw do wojny.

Czyżby więc ktoś chciał, aby i w CIA terroryzm islamski powrócił na świecznik? Ja nic nie sugeruje. Ja tylko głośno myślę.

Autorstwo tekstu i zrzutów ekranów: Terminator 2019
Źródło: WolneMedia.net

Źródłografia

1. https://thegrayzone.com/2025/06/21/trump-cia-director-ratcliffe-and-centcoms-kurilla-mossad-stenographers-iran/

2. https://www.cfr.org/expert-brief/america-first-meets-national-security-and-defense-strategies

3. https://www.o2.pl/informacje/strzelanina-w-waszyngtonie-zamachowiec-wspolpracowal-z-cia-7226377368541920a

4. https://www.latimes.com/world/middleeast/la-fg-cia-pentagon-isis-20160327-story.html

5. https://wolnemedia.net/w-oczekiwaniu-na-izraelska-falszywa-flage/

6. https://www.tehrantimes.com/news/508560/CIA-director-acknowledges-Iran-s-peaceful-nuclear-stance

7. https://x.com/LauraLoomer

8. https://x.com/DNIGabbard/status/1994032726400278921

9. https://edition.cnn.com/2025/06/17/politics/israel-iran-nuclear-bomb-us-intelligence-years-away

10. https://www.ndtv.com/world-news/us-intelligence-refutes-israel-says-iran-3-years-from-making-nukes-report-8691749

11. https://www.politifact.com/article/2025/jun/23/Tulsi-Gabbard-Iran-nuclear-weapon-Donald-Trump/

12. https://wydarzenia.interia.pl/zagranica/news-strzelanina-w-waszyngtonie-nie-zyje-postrzelona-gwardzistka,nId,22461452

13. https://theintercept.com/2022/11/20/taliban-afghanistan-zero-unit-migrants/

„Europejczycy”, proszę mnie nie rozśmieszać…

„Europejczycy”, proszę mnie nie rozśmieszać…

Elżbieta Królikowska-Avis https://wpolityce.pl/polityka/746921-europejczycy-prosze-mnie-nie-rozsmieszac

Tym razem komentarz w wersji light, choć ostatecznie dotyczy tematów poważnych: cywilizowanych zachowań, szacunku dla ludzi, instytucji i wydarzeń.

Ostatnio miało miejsce kilka zdumiewających faktów, które potwierdziły teorię o samozwańczym charakterze elit lewicowo-liberalnych. Że nie wiedzą, co to jest etos polskich elit – „tych, co wnoszą coś pozytywnego w obieg społeczny i bezinteresownie poczuwają się do odpowiedzialności za resztę” – nie znają „kodu polityka”, określającego całość zachowań delikwenta, łącznie z wiarygodnością i uczciwością, nie mają nawet pojęcia, co to jest dress code, czyli jak powinna się ubierać osoba publiczna w sytuacjach oficjalnych.

Najpierw Radek Sikorski. Otóż ten polityk lubi się kreować na angielskiego dżentelmena, wszystkie te tweedy, aksamitne kołnierze marynarek, krawat z oksfordzkiej uczelni. Jednak wcale nierzadko zdarza mu się popełniać faux pas, jak podczas ostatniej konwencji KO, kiedy zamiast oficjalnego ciemnego garnituru, wystąpił w stroju weekendowym, beżowa marynarka i brązowe buty. I nie był to jedyny raz, kiedy bardzo odstawał od otoczenia oraz sytuacji. Ale nie chodzi tylko o dress code. Bo angielski dżentelmen, to przede wszystkim fair play, powściągliwość i dobre obyczaje – które wbrew temu, co się mówi, ułatwiają, a nie utrudniają komunikację.

A wicepremier Sikorski bardzo był wczoraj z siebie zadowolony, bo nie podał ręki ministrowi prezydenckiemu, prof. Sławomirowi Cenckiewiczowi. Jak daleko mu do Wałęsy, który kiedyś przed debatą telewizyjną powiedział Kwaśniewskiemu, że „może mu co najwyżej podać nogę”? Więc nawet gdyby wystąpił przyodziany od stóp do głów w tweedy z wyspy Harris, styl i wzięcie wozaka kompletnie go dyskwalifikują, jako osobę prywatną, a zwłaszcza publiczną. Minister spraw zagranicznych powinien umieć poruszać się korytarzami władzy, a podstawą jest protokół dyplomatyczny i właśnie dobre obyczaje.

Pałac Westminsterski jest chyba jedynym parlamentem, gdzie ceni się poczucie humoru. I długo pamiętane są powiedzonka posłów, jak nazwanie konserwatystki Angeli Browning „Miss Marple z drugiej ręki” – co jest zabawne, ale zostało nazwane „dzikim atakiem” i labourzysta Martin O’Neill musiał przepraszać. Albo, inne powiedzonko, bardzo sensowne, tym razem Tony Banksa, ”jeśli jesteś w dziurze, przestań kopać”. I ostatni zwrot, z kolei autorstwa jednego z najdowcipniejszych brytyjskich posłów, nieżyjącego już Dennisa Healey, który odpalił swemu koledze Jeffreyowi Howe: ”Kiedy szarżuje na mnie poseł okręgu Lewis, czuję się jakbym był atakowany przez martwa owcę”.

Nic to Państwu nie przypomina? Bo mnie dowcip Radka Sikorskiego sprzed kilku dni: ”Być zaatakowanym przez Mateckiego, to jakby na człowieka rzucił się martwy skunks”. Od razu rozpoznałam ten żart sprzed lat, który opisałam w swojej korespondencji nt. języka w Izbie Gmin. A tu Sikorski podkrada dowcip, i sprzedaje go jako własny! Albo chamski atak, albo pouczanie ex cathedra, albo joke snatching, podkradanie żartów. Jest jak aktor, który tak bardzo utożsamił się ze swoją nową rolą, że tyko od czasu do czasu – patrz: taśmy prawdy z „Sowy i przyjaciół”, niegrzeczne odzywki do pani poseł Beaty Kępy i innych posłanek Prawa i Sprawiedliwości – wyziera jego prawdziwa natura. I kolejny dysonans poznawczy gotowy.

I drugi portret, choć może powinien być pierwszy? Szczyt Unia Europejska – Unia Afrykańska w Lusace, Angola. Port lotniczy, czerwony dywan, gwardia honorowa i sfatygowany starszy facet w zmiętej 12-godzinnym lotem koszuli i w mocno steranych butach. Kto to? Skąd on się wziął? A to premier europejskiego państwa średniej wielkości, Donald Tusk. Widok był naprawdę niecodzienny! Internet oszalał! „Jak wujas na poprawinach”, „gdzie ci wszyscy ‘specjaliści’ od wizerunku?”.

No i przecież całkiem niedawno widzieliśmy Tuska z Karolem III, jak sunął od drzwi z wyciągniętą ręką, a potem dokończył kompromitacji poklepując króla po plecach. Co w KPRM robi armia PR-owców i ekspertów od wizerunku? Czy przed wizytą w Pałacu Buckingham nikt nie ostrzegł premiera, że protokół mówi – to król podaje rękę i odzywa się pierwszy. I w dodatku, jak zwykle, przykleił się do cudzych zasług i wystąpił jako „współtwórca odtworzonego w Gdańsku XVI-wiecznego Teatru Szekspirowskiego”, którym nie był. Autorem projektu i wykonawcą Theatrum Gedanense był bowiem nieżyjący już prof. Jerzy Lemon, który zresztą za to otrzymał od Elżbiety II OBE, Order Brytyjskiego Imperium.

I jeszcze jedna uwaga dotycząca stylu uprawiania polityki Donalda Tuska. Od czasu do czasu w korytarzach KPRM słychać pełne trwogi szepty ministrów, „To zdenerwowało Donalda”, „Donald się wściekł”. Chyba wszyscy pamiętamy „Ogniem i mieczem”, Sicz, Chmielnicki, powstanie kozackie, i pełną lęku śpiewkę Tatarów: ”Hej, hej Tuhaj – bej, rozsierdywsia duże. Hej, hej Tuhaj bej, ne serdysia druże”.

Pamiętam też fragment „Iwana Grożnego” Siergieja Eisensteina, kiedy bojarzy wpełzali do komnaty cara na kolanach, bijąc czołem pokłony. W tym samym czasie polscy możnowładcy mieli liberum veto, własne armie i często gęsto buntowali się przeciw królom. Europa i Azja, to są właśnie te różnice cywilizacyjne!

Chętnie przypomnę wizytę premier Ewy Kopacz u kanclerz Angeli Merkel. Czerwony dywan, Kopacz wyrywa się naprzód, pozostawiając gospodynie daleko za sobą, gubi na zakrętach, aż  Merkel chwyta ją mocno pod rękę i pacyfikuje. Kto tak robi? Przecież Kopacz była gościem, winna patrzeć na gospodynię, gdzie ją postawi/poprowadzi/usadzi. Zero taktu i dobrych obyczajów. No i nowy marszałek Sejmu, „czerwony Wołodia”, „marszałek nielot”, Włodzimierz Czarzasty. Wreszcie w garniturze, najpierw rozśmieszył nas mówiąc, że „będzie konsekwentnie działał w granicach regulaminu Sejmu”, aby zaraz potem zaprzeczyć sobie i oznajmić, że „jak będzie trzeba, będzie korzystał w marszałkowskiego veta”, o którym w tysiącletniej historii polskiego prawa nikt nie słyszał. Miliony Polaków pamiętają go jeszcze z największego skandalu korupcyjnego PRL, afery Rywina, gdzie przeżył swoje dni hańby, tak jak swoje dni chwały przeżywał młody poseł i świetny prawnik, Zbigniew Ziobro. Czarzasty jest dziś drugą osobą w państwie, a Ziobro – na wygnaniu w Budapeszcie. Jeden z dziwacznych paradoksów życia? Czy signum temporis, „znak czasów”?

Towarzysz Czarzasty był zresztą wówczas członkiem Stowarzyszenia Ordynacka, obok Aleksandra Kwaśniewskiego i Marka Siwca, które miało integrować elity PRL, a okazało się kolejną przechowalnią młodych aparatczyków, z możliwością robienia dużych pieniędzy. Ale teraz komuniści, „po 18 latach w czyśćcu”, dostali swoją szansę, i założę się, że ją wykorzystają. I tylko Anna Maria Żukowska wierzy, że „Włodek zawsze jest po stronie praw człowieka i w obronie grup uciskanych”. Bo już w swoim pożal się Boże orędziu, Czarzasty zadeklarował, że „będzie lojalnym i przewidywalnym elementem Koalicji”.

Kiedy takie zachowania odniesiemy do współczesnej nawet Izby Gmin, ciarki przechodzą po plecach! Po pierwsze, Mr Speaker zawiesza członkostwo w swojej partii, na znak, że jest gospodarzem wszystkich ugrupowań. A po drugie, bardzo dba o obiektywizmie prowadzenia obrad. Znane są pretensje konserwatystów do Johna Bercowa, który tak bardzo przejął się rolą, że zaczął faworyzować labourzystów! Czy marszałek Czarzasty, przyjmując honor, już w garniturze, zawiesił swoje członkostwo w KO? Nie. A zaraz potem wygłosił akt strzelisty, aby upewnić Donalda Tuska i komandę, że jest „swój”.

Postkomuniści podróżują służbowo po świecie, niektórzy w garniturach od Hugo Bossa czy Ermenegilda Zegni. I choć pewnie już nie sikają do umywalki i nie czyszczą butów zasłonami, wciąż im się coś przydarza, coś co skłania do zastanowienia – gdzie, w jakiej rodzinie oni się wychowywali? No właśnie. Ideologia – ideologią, ale styl, wzięcie, sznyt to także część różnic cywilizacyjnych między nami a postkomuną. Można przebrać się z czerwonego sweterka w garnitur, ale i tak nic się nie zmieni.

Najważniejszy bój o Polskę rozegra się na niwie edukacji

Najważniejszy bój o Polskę rozegra się na niwie edukacji

Lech Makowiecki https://wpolityce.pl/polityka/746720-najwazniejszy-boj-o-polske-rozegra-sie-na-niwie-edukacji

„Historia magistra vitae est” („Historia jest nauczycielką życia”) – Cyceron.

Większość Polaków kojarzy zaledwie kilku, może kilkunastu polskich książąt i królów oraz związanych z nimi spektakularnych sukcesów/porażek. Wszyscy wiemy, że Kazimierz Wielki zostawił Polskę murowaną, Jagiełło wygrał bitwę pod Grunwaldem, a Sobieski odniósł wiktorię wiedeńską… Ale o rządach Władysława I Hermana, Wacława III czy Jana I Olbrachta słyszeli już tylko nieliczni…

Większość naszych władców miała decydujący wpływ na losy państwa. Ich osobiste zalety (odwaga, waleczność, mądrość, szlachetność itp.) jak i wady (tchórzliwość, głupota, rozpasanie, podłość etc.) wiodły Ojczyznę ku wzlotom bądź upadkom…

Nieprzypadkowo w polskich szkołach ruguje się dziś nauczanie prawdziwej historii Polski.

Przypominanie czasów, w których Rzeczpospolita obojga narodów był jednym z największych, europejskich mocarstw – przodujących w nauce, kulturze, demokracji i waleczności – nie jest miłe krajom ościennym. I proszę nie porównywać demonizowanej, dawnej Polski do czasów współczesnych! Polska – w porównaniu do ówczesnej monarchii absolutnej Francji, do tuczącej się kolonialnym wyzyskiem brytyjskiej potęgi czy bezwzględnej tyranii pruskiego zamordyzmu – była oazą tolerancji i maksymalnych (jak na owe czasy) swobód.

W miejsce krwawych podbojów byliśmy prekursorem korzystnej dla obu stron unii, przyjmowaliśmy pod swój dach prześladowanych w całej Europie Żydów i heretyków, stworzyliśmy pierwszą w Europie konstytucję… Położony fatalnie – na pozbawionej naturalnych przeszkód terenowych równinie, w otoczeniu wrogich nam dyktatur – nasz kraj bardzo długo odpierał zbrojne najazdy wrogów. Swego czasu ratowaliśmy nasz kontynent przed inwazją turecką i sowiecką! Rzeczpospolita uległa rozkładowi w XVIII w., po demoralizacji swych elit, korumpowanych na przez Rosję, Prusy i Austrię…

Czy coś wam to przypomina?

Dlatego napisałem bogato ilustrowany, pisany trzynastozgłoskowcem tomik pt. „Historia we fraszkach: od Mieszka po Staszka”, zawierający 45 żartobliwych wierszyków i satyrycznych ilustracji. Książka dostarcza czytelnikowi elementarnej wiedzy o naszych monarchach. Każda wierszowana biografia kończy się krótką puentą/morałem – do zapamiętania.

Dedykując „Historię we fraszkach…” młodzieży szkolnej – polecam ją również dorosłym. A zwłaszcza politykom! I to niezależnie od partyjnej przynależności… Przede wszystkim książeczkę nabyć powinni rodzice i dziadkowie, zatroskani o rozwój i edukację historyczną swoich milusińskich… Może to być najlepszy prezent pod choinkę!

PS Rekomendacji udzielił mi sam prof. Andrzej Nowak:

Każda forma odnawiania pamięci historycznej w kolejnych pokoleniach Polaków jest dobra. Do najszlachetniejszych należy połączenie historii z poezją. Nawet, a może szczególnie wtedy, jeśli jest to połączenie mające na celu popularyzację. Przykładem doskonałym są „Śpiewy historyczne” Juliana Ursyna Niemcewicza. Lecha Makowieckiego „Historia we fraszkach – od Mieszka po Staszka” stawia sobie w pewnym sensie jeszcze ambitniejsze zadanie: trafić wierszem o polskich władcach do wyobraźni i emocji dzieci – dzieci XXI wieku. I na pewno do niejednej duszyczki trafi ze swoim mądrym, patriotycznym przesłaniem.

Andrzej Nowak, historyk, autor „Dziejów Polski”

=================================

Gdyby Trzaskowski wygrał wybory

Gdyby Trzaskowski wygrał wybory

Zygmunt Białas

 zygmuntbialas/gdyby-trzaskowski-wygral-wybor

Droga do federalizacji Unii Europejskiej i totalitarnych rządów byłaby prostsza i szybsza. Łatwiej byłoby zneutralizować ‚maruderów’  z Europy Środkowej: Węgry, Słowację i ewentualnie Czechy. A pośpiech jest konieczny, by zdążyć zahamować upadek UE czy też przełomowe zmiany w obsadzie stanowisk w Brukseli.

Wygrał jednak Karol Nawrocki. Społeczeństwo Polski, widząc fatalne, półtoraroczne wówczas, rządy Tuska, zapobiegło monopolizacji władzy w rękach ludzi nieodpowiedzialnych. Także wielu z nas, którym z PiS-em nie całkiem jest po drodze, poszło do lokali wyborczych i oddało głos na obecnego prezydenta. Ja też.

Czy nasz głos był pomyłką? – Osobiście jestem zawiedziony, gdy słyszę antyrosyjskie wypowiedzi Nawrockiego i jego współpracowników. Czyżby oni nie czuli, że inne wiatry wieją, że ich sprzymierzeniec Donald Trump pertraktuje z Rosją i Białorusią? Że odwracanie się od Rosji jest nie tylko nieuzasadnione, ale też nie ma przyszłości?

W innych sprawach prezydent porządnie wykonuje swoją robotę. Jest przede wszystkim zaporą wobec unijnych zakusów, jak też prezentuje trzeźwe stanowisko wobec kijowskiego reżimu. To nie może podobać się Tuskowi, który dąży do zwarcia z głową państwa, jak dotąd bezskutecznie.

Rządowe media przedstawiają prezydenta w nader niekorzystnym świetle, podobnie jak kiedyś czyniły za pierwszych rządów Tuska wobec Lecha Kaczyńskiego. Zwerbowano do akcji nawet PiS-owskiego byłego ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza:

„Ja to określę tak” – mówił Czaputowicz w programie ‚Newsroom’ – „pozycja prezydenta Polski, nie chcę tutaj obraźliwie tych słów użyć, ale jego rola, jego funkcja to jest taka funkcja pożytecznego idioty. Nie mówię o osobie, że jest idiotą, tylko o roli, która była już określona przez naukowców radzieckich za czasów Lenina, to znaczy działania na rzecz realizacji – wydaje się, że interesów Polski – a w rzeczywistości interesów, które służą Władimirowi Putinowi”.

W programie Moniki Olejnik wystąpił Roman Kuźniar, kiedyś rozsądny analityk z PRL-owskiej szkoły. Na pytanie, czy Karol Nawrocki powinien udać się do Kijowa, odpowiedział: „Ależ oczywiście, że tak! Jeżeli nie jedzie, to znaczy, że jest tchórzem tak jak Trump. Wszyscy przywódcy zachodni byli w Kijowie, z wyjątkiem tego tchórza Trumpa… Interes Polski wymaga, żeby nasz prezydent był w Kijowie”. – Jaki to interes, to jest chyba Kuźniarowi wiadome.

Dużo hejtu wobec prezydenta i jego rodziny. Nie oszczędzono nawet dziecka – jego córki. To za to, że zdołał wygrać wybory, psując szyki Tuskowi i Ursuli von der Leyen. Za wetowanie ustaw szkodliwych dla Polski. Dziś, wetując dwie rządowe ustawy, prezydent mówił:

„Chcę jasno powiedzieć, że korzystam z prawa weta wyłącznie wtedy, gdy wymaga tego interes obywateli, przejrzystość prawa oraz stabilność państwa. To obywatele powierzyli mi tę prerogatywę, wybierając mnie w wyborach powszechnych”.

Zygmunt Białas

Spacyfikowany naród – Polacy

Spacyfikowany naród – Polacy

Prof. Anna Raźny marucha

My, Polacy, kim jesteśmy? Wspólnotą narodową, społeczeństwem wielonarodowym czy też zbiorowiskiem przypadkowych ludzi? To pytania podstawowe w obecnej sytuacji geopolitycznej Polski, determinującej jej przyszłość.

W przeszłości uwarunkowania geopolityczne miały znaczenie nade wszystko dla naszego bytu cywilizacyjno-kulturowego; od czasu zaborów nabrało ono wymiaru fundamentalnego. Przynależność do Zachodu stała się bowiem determinantą tego bytu.

Czy obecna przynależność Polski do najważniejszych zachodnich struktur wzmacnia nasz cywilizacyjno-kulturowy rozwój czy też wymusiła już jego wewnętrzną przemianę? Przemianie uległa bowiem zachodnia cywilizacja – odcinana sukcesywnie od swych chrześcijańskich korzeni – przyjmująca charakter mieszanki globalistyczno-liberalno-transatlantyckiej. Jej obecność w polskiej rzeczywistości stała się faktem. Widoczna jest bowiem w najważniejszych wymiarach naszego narodowego funkcjonowania nowa wizja człowieka, społeczeństwa i świata.

Odpowiedzią na powyższe pytania nie jest, niestety, ani tegoroczny marsz niepodległości, ani poprzednie. Ta jednodniowa manifestacja polskości – na muszce stacjonujących w Polsce baz natowskich i amerykańskich, na pasku Komisji Europejskiej, z najlepiej uzbrojonym europejskim państwem u naszego boku, jakim jest wroga nam Ukraina – jest jedynie przypomnieniem, kim powinniśmy być.

I jednocześnie momentem zapomnienia, że ogromna część majątku „naszej” dwudziestej gospodarki świata nie należy już do Polaków, zaś jeszcze polskie rolnictwo jest śmiertelnie zagrożone przez unijny zielony ład oraz rolnictwo ukraińskie, wspierane przez Brukselę.

W tym kontekście – nie wspominając już przymusu kupowania amerykańskiego gazu i innych „przyjacielskich” przymusów – szumnie obchodzony raz w roku marsz jest jedynie marszem udawanej niepodległości.

Od osoby do nowego ja

W próbach odpowiedzi na wymienione pytania rodzi się konieczność odwołania do filozofii człowieka jako punktu wyjścia dla każdej wspólnoty. Do upadku Zachodu – z jakim mamy obecnie do czynienia – wynikała ona z naszego historycznego, cywilizacyjnego powiązania z nim. Świadectwo tego powiązania odnajdujemy w największych osiągnięciach polskiej kultury – od Mikołaja Reja i Jana Kochanowskiego po Zbigniewa Herberta. Zawarta w nich filozofia człowieka jest filozofią osoby, dokładnie taką, jaką utrwaliły wszystkie nurty personalizmu chrześcijańskiego – od św. Augustyna do Karola Wojtyły (tegoż Osoba i czyn). W jej ujęciu człowiek jest wyposażony w swej istocie bytu w świadomość aksjologiczną – możliwość odróżniania dobra od zła, prawdy od fałszu – odzwierciedloną w jego sumieniu. Wyposażony jest także w niezbywalną strukturę duchową, obrazującą jego wzrost w wymiarze metafizyczno-religijnym – na polu realizacji wartości absolutnych i obiektywnych, jakimi są chrześcijańskie wartości moralne.

Dzięki tym atrybutom osoba ludzka ma świadomość nie tylko swego istnienia, ale również w ramach tego istnienia świadomość możliwości doskonalenia swego ja – nade wszystko duchowego i moralnego, oznaczającego na gruncie religii osiąganie świętości. Ten rozwój duchowy w języku filozofii Gabriel Marcel nazwał drogą od sum do sursum. W przestrzeni społecznej te możliwości osoby ludzkiej widoczne są jako przezwyciężanie ograniczeń jednostkowego ja na rzecz innego ja i w rezultacie na rzecz my. Z tej perspektywy osoba ludzka jest z natury swej uzdolniona do tworzenia dobra wspólnego.

Bez idei dobra wspólnego nie ma możliwości zbudowania wspólnoty narodowej – w każdej jej koncepcji – zarówno kulturowej, jak i politycznej oraz innych, z nimi powiązanych. W każdej też, oprócz wspólnoty dziejów i wspólnoty kultury, istotną rolę odgrywa owa idea dobra.

Gdy więc pytamy, kim jesteśmy jako Polacy, musimy jednocześnie pytać o nasz stosunek nie tylko do wspólnej historii i kultury, ale również do tej idei. Skutkiem naszego uczestnictwa nie tylko w unijnych, ale również natowskich strukturach – a także natowskich wojnach – jest udział Polski w przemianie cywilizacyjnej Zachodu, owocującej jego upadkiem. Skutkiem jest także nasza przemiana cywilizacyjna. I każda próba obrony naszego narodu przed zarzutem współwiny jest i będzie nieskuteczna.

W historycznej ocenie liczą się bowiem fakty. Pierwszym, najważniejszym jest traktat lizboński podpisany przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i ratyfikowany przez nasz parlament. To był polski gwóźdź do trumny chrześcijańskiej Europy. Traktat stanowi nie tylko zaprzeczenie Edyktu mediolańskiego, ale również automatyczne odejście od przypomnianej wyżej filozofii osoby. Jej miejsce zajęła promowana wcześniej na gruncie amerykańskim koncepcja jednostki zdeterminowanej przez postmodernizm z jednej strony, z drugiej – przez neoliberalizm. W takim zdeterminowaniu wewnętrzna struktura człowieka przetransformowanej cywilizacji zachodniej jest nie tylko antymetafizyczna i antyaksjologiczna – bo taki jest postmodernizm – ale również daleka od idei dobra wspólnego – bo taki jest neoliberalizm.

Nic dziwnego, że twórcy tej mieszanki globalistyczno-liberalno-transatlantyckiej z łatwością zniewolili nowego człowieka swoimi ideowymi instrumentami: ideologią LGBTQ+ oraz ideologią ekologizmu. Obydwie odbierają mu atrybuty osoby. Znamienne jest zastąpienie w ideologii genderyzmu koncepcji wewnętrznego doskonalenia/przemiany przez zmianę płci. Natomiast w ekologizmie – narzucanym jako quasi-religia – rzuca się w oczy zrównanie z człowiekiem posiadającym naturę duchową i cielesną wszystkich bytów mających naturę wyłącznie cielesną – zwierząt, roślin, a nawet rzeczy – przedstawionych przez św. Tomasza na drabinie bytów jako stojących poniżej osoby ludzkiej, nad która stoją aniołowie (natura tylko duchowa), a nad nimi jedynie Bóg. Zrównanie natury bytów to nie tylko nieuprawniona ingerencja w sferę od człowieka niezależną, ale również oczywista degradacja istoty ludzkiej.

Bez tego kontekstu antropologicznego trudno mówić o zmianach cywilizacyjno-kulturowych we współczesnej Polsce, a w konsekwencji trudno także odpowiedzieć na pytanie kim jeszcze czy też już jesteśmy.

Jedno jest pewne: nie jesteśmy już aktywnymi kontynuatorami tej zachodniej cywilizacji, w którą zostaliśmy wpisani przez chrzest Polski. W większości bowiem – jak o tym świadczy nasze przedstawicielstwo w decyzyjnych centrach: parlamencie polskim i europejskim – zgodziliśmy się na przemianę cywilizacyjną, na odstąpienie od cywilizacji chrześcijańskiej i zastąpienie jej mieszanką globalistyczno-liberalno-transatlantycką. I wprawdzie w Polsce mamy jeszcze świadectwa cywilizacji chrześcijańskiej, lecz na zasadzie współistnienia z tą nową.

Substytuty dobra wspólnego

Poczucie wspólnotowych więzi narodowych zostało mocno nadwyrężone w latach 90. XX wieku w procesie transformacji ustrojowo-gospodarczej, dokonanej na gruncie skrajnego neoliberalizmu. W praktyce sprowadziła się ona do quasi-demokracji – oligarchicznej? – i dzikiej prywatyzacji, będącej programem wywłaszczenia Polaków z ich własności narodowej.

Zadziwiający jest fakt, iż z socjalistycznego PRL-u wyszliśmy jako naród mocni i zwarci; jako wspólnota, w której więzach historycznych, kulturowych i emocjonalnych nie mieścili się jedynie ci, którzy w swej świadomości ulegli sowietyzacji. Osłabił nas dopiero pierwszy podmuch westernizacji, której poddaliśmy się dobrowolnie. Poddaliśmy się, bo była zaprzeczeniem wszystkiego, co w bloku państw socjalistycznych zagrażało istnieniu naszego narodu.

Polacy nie byli świadomi tego, że z Zachodu przyjdą nowe, równie wielkie zagrożenia. Transformacja dokonywała się w amoku mentalnym polskiego społeczeństwa. Jej propaganda żerowała na małej naszej wiedzy o Zachodzie i kulcie Ameryki. Narzuciła przeciętnemu Kowalskiemu nowy kult: „święte prawo własności”, oczywiście nie wspólnej, lecz prywatnej, co znalazło odbicie w oficjalnej nowomowie tego okresu. Dzika prywatyzacja została określona mianem transformacji szokowej zamienianej często pojęciem terapii szokowej. Tym słowom-kluczom towarzyszył niby zaklęcie slogan o niewidzialnej ręce wolnego rynku. Wszystkie miały tworzyć perspektywę „wyzdrowienia” polskiego społeczeństwa, powalonego niemocą przez tzw. reformy Balcerowicza.

Dla milionów Polaków były one rzeczywistym szokiem – nie tylko w wymiarze materialnym, który przejawił się w totalnym zubożeniu społeczeństwa i kilkumilionowej fali emigracji zarobkowej, ale również w wymiarze duchowym i kulturowym.

Pacyfikujące idee

Propaganda szokowej terapii ogłuszała przeciętnego Polaka dodatkowo cynicznymi neoliberalnymi sloganami w rodzaju: nie ma wolności bez własności. Przeciętny Kowalski, który nie miał żadnego majątku z wyjątkiem państwowego zakładu pracy, musiał zrozumieć, że to, co go z nim łączy nie jest ani nowoczesne, ani zachodnie; jest co najwyżej znakiem sowietyzmu, a on sam – jeśli będzie o niego walczył – może nawet być uznany za homo sovieticusa. Nikt z wywłaszczanych Polaków nie mógł wówczas kupić „swojej” – bo wspólnej – fabryki, aby poczuć ową neoliberalną wolność.

Narodził się więc w ich świadomości nowy resentyment: niechęć do ojczyzny skutkująca łatwością, z jaką porzucali ją, wyruszając „za chlebem”.

A wystarczyłby wtedy jedynie głos jakiegoś przewodnika narodu w rodzaju ks. Jerzego Popiełuszki, który pomógłby im zachować w tej transformacji godność osobową i narodową. Wystarczyłoby przypomnieć kilka takich przykładów duchowej wolności, które zostały zbudowane na braku własności, jak to udowodnił ks. Maksymilian Kolbe, w sposób wolny wybierający celę śmierci, aby uchronić od niej współwięźnia oświęcimskiego.

Pamięć o wewnętrznej wolności nie musiała prowadzić polskiego robotnika do heroicznych czynów i gestów Rejtana. Mogła jednak inspirować go w walce o przekształcenie prywatyzacji dzikiej w „cywilizowaną”, sprawiedliwą czyli dopuszczającą go udziału w nowego typu własności – zamiast żebraczych odpraw i skazania na los bezrobotnego.

Stało się inaczej – dlatego ten sam robotnik, który w czasie strajków solidarnościowych bronił swego zakładu pracy przed kradzieżami i sakralizował jego przestrzeń poprzez odprawiane w nim msze, sprzedawał go w czasie osławionej transformacji obcym koncernom za przysłowiową miskę soczewicy. Czynił to pod szyldem Solidarności, mającej wówczas jeszcze duże znaczenie społeczne. Ona bowiem jako pierwsza została skutecznie spacyfikowana w dwóch etapach. Najpierw poprzez zagraniczne finansowanie i zachodnie służby – w ramach eksperymentu pierwszej kolorowej rewolucji w bloku państw socjalistycznych. Następnie poprzez wymuszoną przez jej zachodnich mecenasów zgodę na reformy Balcerowicza.

Gdy się okazało, że transformacja nie przyniosła zapowiadanego „wyzwolenia” wolnorynkowego, było za późno, aby przeprowadzić pokojową kontrrewolucję. Solidarność lat 90. i późniejszych stała się jedynie papierową atrapą niegdysiejszej awangardy polskiej wolności.

Jej spektakularna transformacyjna degradacja uczyniła wielki wyłom w relacjach społecznych Polaków i trwałą niechęć do tzw. uzwiązkowienia. Pod tym względem Polska zajmuje dalekie od czołówki miejsce w Europie. Według badań CBOS w 2025 r. do związków zawodowych należy jedynie 6 procent polskich pracowników, gdy tymczasem w Szwecji 65 proc., w Danii 60 proc., w Norwegii ponad 50 proc. Co istotne – badania rynku pracy w tych krajach wykazały, iż uzwiązkowienie przyczynia się do wyższych zarobków. Negatywne pod tym względem polskie wskaźniki wymagają analiz nie tylko ekonomicznych, socjologicznych i politycznych, ale również kulturowych.

Doświadczenie dobrowolnego zniewolenia społecznego i zarazem narodowego zostało jeszcze bardziej skomplikowane poprzez nowe typy naszej zależności od obcych centrów decyzyjnych – NATO, a następnie UE. Te zależności oficjalna propaganda reklamuje wyłącznie jako osiągnięcia dokonane przy zachowaniu rzekomej niepodległości. Odświeżono przestarzałą nowomowę, włączając do niej nowe słowa-klucze: ideę bezpieczeństwa, zagrożenie ze strony Rosji, zielony ład (jako quasi-religia). Służą one obecnie nowemu etapowi pacyfikacji narodu polskiego. Jej celem jest przekształcenie naszej wspólnoty w zbiorowisko ludzi zniewolonych, w dodatku przestraszonych nagłaśnianym „rosyjskim zagrożeniem”.

Testy z wrażliwości moralnej

Niepokój budzi fakt, iż Polacy milczą i zajmują postawę obojętności wobec wydarzeń XXI wieku skutkujących śmiercią i cierpieniem milionów ludzi. Wojny – nade wszystko na Bliskim Wschodzie i Ukrainie – kolorowe rewolucje, zamachy stanu w ramach globalnej westernizacji każdego roku przynoszą krwawe żniwo, które powinno współczesne społeczeństwa zmuszać do ich oceny i osądu nie tylko politycznego, ale również cywilizacyjnego i moralnego.

Ten przymus aksjologiczny jest – wydawałoby się – oczywisty w przypadku hańby ludzkości naszych czasów, jaką jest ludobójstwo dokonywane przez Izrael w Strefie Gazy – za zgodą i wsparciem militarnym oraz technologicznym USA. Polskie milczenie w tej sprawie wynika nie tylko ze zwasalizowania naszego państwa wobec Waszyngtonu, ale również wykluczenia w świadomości Polaków narodu palestyńskiego z idei globalnego dobra wspólnego.

Pierwsza przyczyna jest oczywista i widoczna najważniejszych sferach naszego funkcjonowania. Natomiast druga ma inne podłoże. Polacy boją się jakiejkolwiek uzasadnionej krytyki Izraela. Boją się bowiem etykiety antysemityzmu do tego stopnia, że nie tylko nie bronią Palestyńczyków, ale również nie zabierają głosu na temat Ziemi Świętej, totalnie zawłaszczanej przez państwo żydowskie. Teraz dopiero widać, jak skuteczne w pacyfikacji narodu polskiego były młoty ustaw o karalności antysemityzmu i „kłamstwa oświęcimskiego”. Gdy społeczeństwa Zachodu masowo protestują przeciwko izraelskiemu ludobójstwu, zastraszeni Polacy milczą.

Znamienne jest, że zastraszenie objęło także opiniotwórczą prawicę – konserwatywną a nawet narodową – która lansuje tezę, że Palestyńczyków bronią jedynie lewicowe środowiska europejskie i amerykańskie. Spektakularnym świadectwem siania takiego chaosu aksjologicznego była nagonka na posła Franciszka Sterczewskiego, którego uczestnictwo we flotylli humanitarnej dla Strefy Gazy, okrzyknięto jako wycieczkę, wczasy, promocję własnego wizerunku etc., rzucając w odmęty niepamięci umierających z głodu Palestyńczyków. Ta niedopuszczalna stygmatyzacja moralna spowodowała dodatkowe spustoszenie w świadomości Polaków, pacyfikowanych tym razem przez „swoich”.

W tym kontekście paradoksem jest bezwarunkowe poparcie i bezgraniczna – wyniszczająca Polskę – pomoc dla banderowskiej Ukrainy w wojnie Zachodu z Rosją. Pomimo świadomości tego, że ideologia nazizmu ukraińskiego stała się oficjalną ideologią władz tego państwa, Warszawa nadal podtrzymuje ich trwanie i pomaga w kontynuacji wojny – przeciwko czemu my, naród, nie protestujemy.

I choć pragniemy pokoju, pełni wolności i niepodległości, nie jesteśmy w stanie poprzeć naszych pragnień wyzwalającym działaniem. Swoją wierność tym niezbywalnym wartościom wyrażamy jedynie w sondażach i mediach społecznościowych. I nie będziemy w stanie nic dla nich uczynić dopóki nie zrewidujemy obezwładniającego nas kultu upadłego Zachodu – z kultem Ameryki, UE i NATO włącznie – oraz nie zweryfikujemy bezwarunkowej naszej pomocy dla neobanderowskiej Ukrainy.

Dopóki nie podejmiemy na nowo idei dobra wspólnego, umacniającej wierność naszej wspólnej przeszłości i dokumentującej ją naszej kulturze narodowej. Bez takiego duchowego renesansu nie mamy szans na rzeczywistą niepodległość.

Prof. Anna Raźny
https://myslpolska.info/

O paru ważnych sprawach [znacznie uzupełnione]

O paru ważnych sprawach [znacznie uzupełnione]

Mirosław Dakowski

————————————————

I

O zainteresowaniu marszami różańcowymi,

w tym u mnie na Stronie.

Martwi mnie, że :

To zainteresowanie to jakaś jedna dwudziesta [1/20 ] jakichś „rewelacji” o Unii Europejskiej, a 1/60 zainteresowania MEM-ami. [No i dlatego tyle tych memów daję, bo bawią ale i ucząsporą gromadkę].

Tak mała część czytających Polaków zainteresowana najważniejszą naszą bronią?! To bardzo źle rokuje Polsce. Ci wszyscy, którzy dzielnie wybierają swoich idoli z wnętrza ekipy PoPiS-u… A ci pochyleni, ciągle klepiący swoje smarkfony?

Musimy ich przecież obudzić… Ale jak??

Marsze Różańcowe to nasza realna broń w obecnej sytuacji polityczno-terrorowej.

Powinniśmy pamiętać, pisali o tym różni, również ja, że Austria wyrwała się spod gniotu komunistów, bolszewików w roku 1953 i 4-tym na skutek Krucjaty Różańcowej. Wielkie dzieło zapoczątkowane przez Ojca Pawliczka jest jawnym dowodem na ingerencję Matki Bożej w brudną dziedzinę polityki.

Tymczasem od kilkunastu chyba lat w Polsce prowadzone Marsze Pokutne Różańcowe nie mają wielu uczestników. Promujemy na przykład co miesiąc Marsz Pokutny w Warszawie i Biłgoraju. Liczba uczestników powinna rosnąć.

Przed laty, na początku Marszów w Warszawie liczba uczestników szybko rosła od 200, 400 aż do 800, … by potem ustabilizować się… na ok. 50 wytrwałych. „Ktoś” włączył hamulce.

Moi czytelnicy, mam nadzieję że w większości katolicy, wiedzą że Matka Boża prosi, radzi i sugeruje odmawianie różańca. Szczególnie publiczne, tak przecież mówiła w Lourdes, w Gietrzwałdzie czy w Fatimie. To ostatnia nasza broń.

Piszą mi czytelnicy że „u nas przecież takich marszów nie ma”. No to zorganizujcie! Przecież Ojciec Pawliczek, mały franciszkanin potrafił!

II

O internecie

 Zauważyliście państwo na mojej stronie, podkulawienie tej strony w połowie listopada [ znacznie mniej artykułów, znacznie mniej wejść czytelników]. Było to wymuszone tak zwaną „aktualizacją” fundamentalnych programów [Linux]. Wymuszono aktualizacją – ale do kolejnych wersji !! I tak wlekliśmy się z tymi miliardami bajtów od wersji 7 aż do 13… Chłopcy nie pomyśleli, że ktoś nie wczytał ich kolejnych produkcji !

Po dwóch tygodniach męki, poszukiwań okazało się, że przyczyna afery leżała jedynie w tym, że jacyś chłopcy się pokłócili. Nie wiem i nie chcę wiedzieć kiedy. Podzieli się na Chrome i Chromium! I mój dobry programik zapisujący mowę przestał przez to działać.. A był to tylko program dla mnie mały, pomocniczy. A cóż szkodziło, gnojki, zawiadomić użytkowników??

Przewaliliśmy niepotrzebnie, chyba miliony miliardów bajtów.

To skierowało moją uwagę na racjonalność internetu [iii, nie.. widziałem to dawno, ale teraz postanowiłem napisać…]

Tak, jak komputery przed 80 czy więcej lat wymyślili matematycy genialni, tak też internet powstał, jako dzieło ludzi, chłopaków genialnych. Rozbudowywali to dalej ludzie bardzo zdolni.

Ale internet szybko wzrastał. Najpierw dziesięciokrotnie, potem stokrotnie, na pewno 1000-krotnie i tak dalej. Tymczasem ilość ludzi genialnych czy bardzo zdolnych oczywiście nie narastała w tym tempie. Mamusie nie rodziły przecież coraz większej ilości geniuszy. W związku z tym w tak ogromnie rozbudowanym przemyśle internetowym ilość ludzi średnio inteligentnych, czy ilość kretynów czy idiotów jest zbliżona do wynikającej z krzywej Gaussa dla ludzi średnich. A ci pracują jak mróweczki, bo żeby dostać pensję czy promocje na wyższe stanowisko, to muszą się wykazać ilością przerobionego materiału. Jak widzimy jednak nie przeradza się to w jakość tego materiału, i stąd nasze, nas wszystkich, ogromne kłopoty – i zapracowanie.

Z obserwacji osobistych widzę, że 90 do 95% ruchu to przelewanie z pustego w próżne, – to sprawdzanie – nie wiem czego… To przesyłanie z powrotem starych maili.

Czytam zaś że [a nie wiem czy to wiarygodne],

– 90% ruchu w internecie, to militarne i szpiegowskie

– inni piszą że 90% ruchu to porno,

– a inni, że 90% to „czarny internet” – , gdzie handluje się ludźmi, organami, narkotykami, bronią itp.

– A ile elektrycznej energii Ziemi zużywa rosnąca eksponencjalnie informatyka? Podobno od 2% do [ jak mówią inni] 10 do 12%! To oczywiście w ramach ochrony Planety.

Czy samo to, te wątpliwości nie są sygnałem Apokalipsy?

==================================

Aha… Ja nie mam następcy.

Miałem następcę, Jacek.  O ćwierć wieku młodszy. Świetnie odróżniał złoto od tombaku w tekstach religijnych, politycznych, ekonomicznych… Pisywał jasno, bez dłużyzn, odważnie. Partner. Fizyk, katolik, harcerz, żeglarz. Zmarł nagle. Nie mogę odżałować, Jacku.

A te miliony otwarć artykułów na mojej stronie? Czy one coś ludziom dały? Miał być „krzaczek na drodze lawiny”. Ale takich krzaczków powinno być multum, mądrze posadzonych, by lawina odbiła się na przeciwstok.

Rozumiem, że młodzi gonią za pracą, za pieniędzmi, za dziewczynami, za njusami.

Ale młodzi renciści i emeryci??

Wy twórzcie Strony Prawdy, Uczciwości i Odwagi!

Póki co, to nie zostało jeszcze zabronione jako „mowa nienawiści”…

Z tej ostatniej groźby też przecież znajdziecie dobre wyjście!

“Do boju Polsko” czyli „Słownik Haseł Zabronionych”

“Do boju Polsko” czyli „Słownik Haseł Zabronionych”

Ryszard Czarnecki https://www.salon24.pl/u/ryszardczarnecki/1475144,do-boju-polsko-czyli-slownik-hasel-zabronionych 27.11.2025 

Wolałbym pisać o „czystym” sporcie bez politycznych odniesień, ale to coraz trudniejsze. Tak, jakby rację miał rodak Franza Beckenbauera i Gerda Muellera pisarz Thomas Mann mówiąc, iż „Nie ma nie-polityki. Wszystko jest polityką”.

Tytuł „Do boju Polsko” zaczerpnąłem z „sektorówki” (dla niewtajemniczonych: gigantyczna flaga zakrywająca cały lub prawie cały sektor na stadionie piłkarskim), która miała się pojawić na meczu eliminacyjnym do przyszłorocznego, północno-amerykańskiego Mundialu Polska-Holandia. Nie pojawiła się jednak na Stadionie Narodowym, bo zablokowały to „służby”. MSWiA może być zadowolone, bo trawestując prezydenta jedynej bodaj stolicy w Europie, która nie ma dużej hali sportowej: „po co 'do boju Polsko’, kiedy może być 'do boju Niemcy?’”. 

Niewpuszczenie tego groźnego napisu, za którym stała jakże radykalna treść uzasadniono… względami bezpieczeństwa. Tyle, że te same służby w tejże samej Warszawie dwa dni potem bez żadnych kłopotów wpuściły na stadion „sektorówkę”, tyle ze innej reprezentacji! Chodzi o Ukrainę, która tego dnia grała decydujący o wejściu do baraży mecz z Islandią. Oto filozofia tej władzy: czego nie wolno Polakom – wolno innym (w tym wypadku Ukraińcom). Co wolno w Polsce naszym sąsiadom (w tym przypadku wschodnim), to nie wolno gospodarzom ! Wilhelmie Tellu, symbolu niepodległości Szwajcarii , gdzie Twoja kusza? Bo powiedzenie, że „nóż się w kieszeni otwiera” to zdecydowanie za słaba reakcja na ten mega-skandal z zabronioną „sektorówką”. Skądinąd świadczy on wszystko o filozofii obecnej władzy.

Otwiera się tu pole dla badaczy, którzy już teraz mogą pracować nad przygotowaniem „Słownika Haseł Zabronionych” (wszelkie prawa autorskie zastrzeżone ! ). Potencjalny słownik puchnie w oczach. Właśnie w mediach posłusznych wobec władzy trwa akcja wyciszania hasła, które polscy kibice uparcie skandują na meczach i ligowych i reprezentacji: „Donald matole, twój rząd obalą kibole”. Widziałem już na paru portalach, że zamiast przytoczenia owego hasła były eufemistyczne wzmianki o „haśle obrażającym premiera”. Jak tak dalej pójdzie to hasło skandowane przez wyżej podpisanego w czasach młodości : “raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” też będzie zabronione, bo… wzywa do przemocy. Zresztą domaganie się od mistrza Helwecji w łucznictwie, aby pożyczył mi kuszę też może podlegać pod paragraf. I co z tego, że fikcyjna postać obywatel Tell nie żyje od 700 lat. Ma pan akt zgonu, Panie Czarnecki?

Żurek i Szczurek

Żurek i Szczurek

Peacemaker https://www.salon24.pl/u/peacemaker2/1474901,zurek-i-szczurek

Dziś rano za pośrednictwem TV Republika dotarła do mnie wiadomość, że w Ministerstwie Sprawiedliwości odbyło się spotkanie Waldemara Żurka z aktywem najbardziej aktywnych AGRESYWNYCH antypisowskich aktywiszczy takich jak Arkadiusz Szczurek, Marta Lempart, Katarzyna Augustynek itp… Dziennikarze i komentatorzy Republiki zastanawiali się w jakim celu odbyło się to spotkanie. 

  • Może Waldemar Żurek chciał w ten sposób dowartościować środowisko hejterów i zadymiaczy znanych jako „Silni Razem” z którego sam się wywodzi i pokazać temu środowisku, że o nim nie zapomniał (jak jego poprzednik Adam Bodnar)
  • Może była to narada jaką by tu prowokację urządzić przed Świętami Bożego Narodzenia. Bo przecież wiadomo, że wszystkie „majdany”, „ciamajdany”, „rocznice majdanów”, a nawet siłowe wkroczenie do TVP, PR i PAP połączone z wyłączeniem sygnału w stylu Stanu Wojennego to były wydarzenia urządzane tuż przed Świętami Bożego Narodzenia – nawet w czasach gdy PO była jeszcze w opozycji. Od przejęcia władzy przez Tuska, to przedświąteczne podgrzewanie atmosfery zostało rozszerzone także na okres bezpośrednio przed Świętami Wielkanocnymi (aresztowanie ks. Michała Olszewskiego w Wielki Czwartek, przeszukanie w domu Zbigniewa Ziobro), a nawet przed Uroczystością Wszystkich Świętych (ostatnia nagonka na Zbigniewa Ziobro). Więc pewne jest, że przed Świętami Bożego Narodzenia też coś jest planowane. W jakim celu? Aby ludzie byli tak bardzo emocjonalnie roztrzęsieni, by BALI SIĘ POROZMAWIAĆ na ważne tematy przy okazji świątecznych spotkań z rodziną, a jak się już odważą, to by rozmowa uderzała w histeryczno-fanatyczne tony. 

Co ja sądzę na ten temat. Przede wszystkim uważam, że te dwie teorie obie są prawdziwe (zwłaszcza ta druga – w wyjaśnieniu jej dopisałem sporo od siebie, bo dziennikarze Republiki nie byli tak szczegółowi) i co najważniejsze wzajemnie siebie nie wykluczają. Czyli oczywiście Żurek z Tuskiem planują grubą prowokację przed Wigilią Bożego Narodzenia (a może nawet w samą Wigilię). Oczywiście zaprosili zadymiarzy z „Silnych razem” aby nie tylko przekazać im wyrazy uznania i wsparcia, ale wspólnie zaplanować działania przed świętami. To wszystko jest prawda. 

Ale jest coś jeszcze 

Niedawno porównując książkę Antoniego Sobańskiego „Cywil w Berlinie” z czasami obecnymi pozwoliłem sobie na komentarz (oczywiście usunięty przez cenzurę Salonu24) porównujący opisany w książce pierwszy rok rządów Adolfa Hitlera z tym, co się dzieje tu i teraz w Polsce. Konkluzja była taka, że „Silni Razem” w odróżnieniu od Oddziałów Szturmowych (SA, niem. Die Sturmabteilungen der NSDAP) mają OGRANICZONE PRZYZWOLENIE NA STOSOWANIE PRZEMOCY oraz NIE STANOWIĄ FORMALNEJ, UMUNDUROWANEJ ORGANIZACJI. Czyli mogą stosować przemoc werbalną, symboliczną, psychiczną oraz drobną przemoc fizyczną. Więc wolno im obrażać, umieszczać rażąco raniące i obrażające napisy, zakłócać uroczystości, dewastować pomniki i mienie osób należących do opozycji, organizować przepychanki i drobne akty przemocy mające sprowokować drugą stronę do odpowiedzi, którą można będzie wykorzystać propagandowo jako „akt agresji i przemocy”, ale nie wolno im porywać, gwałcić, bić, mordować (a w III Rzeszy takie czyny w wykonaniu bojówek SA były dość częste – odsyłam do książki Antoniego Sobańskiego).

Można się zastanawiać o co cenzor doczepił się do mojego komentarza, bo przecież pokazuje on, że w gruncie rzeczy nie jest jeszcze tak bardzo źle i istnieją jakieś granice… I właśnie kiedy słyszę o spotkaniu Żurka ze Szczurkiem i innymi bojówkarzami (lub jak kto woli „aktywistami”) Lotnej Brygady Opozycji (nazwę wziąłem z artykułu Onetu) to zastanawiam się, czy poprzednie zdanie nie zmienia właśnie czasu na przeszły… że granice BYŁY… do wczoraj. Bo biorąc pod uwagę dotychczasowe „dokonania” ministra Żurka jakoś łatwo mi wyobrazić sobie sytuację, gdy po cichu mówi on Lotnej Brygadzie… teraz już Rządu… „słuchajcie, nie przejmujcie się za bardzo, jakby wam się zdarzyło że was poniosą nerwy i pobijecie jakiegoś pisiora, kamery uchwycą was na niszczeniu jego prywatnego samochodu a nie tylko antyaborcyjnej furgonetki, to mamy już porozstawianych swoich sędziów i włos z głowy wam nie spadnie… a nawet jakby jakiś pisior przypadkiem w wyniku waszych działań zginął, to albo od razu ogarniemy was immunitetem totalnej bezkarności i nietykalności jak prokurator Wrzosek, albo was po lekkiej ściemie wyciągniemy z pudła, jak Rysia Cybę”. Czy rzeczywiście takie lub podobne słowa padły? Tego nie wiem. Ale jeśli Minister Sprawiedliwości zaprasza osoby znane ze stosowania przemocy wobec drugiej strony, to coś musi być na rzeczy – czy to bardziej bezczelne, czy bardziej zawoalowane, ale coś musi być na rzeczy. 

A teraz skąd wziąłem określenie „Aktywista Lotnej Brygady Opozycji Arkadiusz Szczurek”? Z artykułu Onetu, który już w 2022 roku pokazywał, że nie tylko ci bojówkarze sami nadają sobie paramilitarne nazwy, ale są już w większości przypadków bezkarni, choć jeszcze niby rządzi PiS: 

„Aktywista Lotnej Brygady Opozycji Arkadiusz Szczurek, który wspiął się na pomnik smoleński z flagą Unii Europejskiej, może otrzymać 4 tys. zł zadośćuczynienia. Sąd uznał, że mężczyzna został zatrzymany przez policję bezpodstawnie. Wyrok jest nieprawomocny.”

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/wszedl-na-pomnik-smolenski-sad-przyznal-mu-4-tys-zl-zadoscuczynienia/nb1l2et

Z tego co wiem, jedyną osobą skazaną w tym gronie jest Katarzyna Augustynek znana jako „Babcia Kasia” której i tak Sąd Okręgowy w Warszawie złagodził wyrok, nie odstąpił jednak od całkowitego wymierzenia kary. Chodzi o znieważenie i ugryzienie wolontariusza Fundacji Pro-Prawo do Życia. Wszystkie pozostałe przypadki znieważania, opluwania, bicia, gryzienia, zmieniania znaków drogowych i tablic przy nazwach miasta oraz rozpowszechnianie na ich podstawie fałszywych oskarżeń itp, itd… SĄ BEZKARNE. 

Dla przypomnienia jeszcze raz cytat z „Cywila w Berlinie” 

„Ale czyż można wyliczyć wszystkie objawy bezprawia i opisać całą garderobę płaszczyków, pod którymi się ukrywa? Jest jeden taki płaszczyk demagogiczny, w który wszyscy prawie wierzą jak w królewską koszulę z bajki Andersena. A mianowicie zarzuca się osobom, które się chce zniszczyć, po prostu nieuczciwość. Urzędowe oświadczenie, że ktoś kradł, dopuszczał się nadużyć natury finansowej, wyzyskiwał swoje wpływy czy stosunki itp. — któż na całym świecie natychmiast w to nie uwierzy? Może jakaś zaślepiona matka i to chyba nie w czasach dzisiejszych. 

Tylu tysiącom ludzi przypisano podobne sprawki, że opinia publiczna nie może się wprost połapać, czy wytoczono sprawy tym rzekomym kanaliom, czy zostali skazani. Wiadomo, że są aresztowani, że siedzą: dobrze im tak. A gazeta jutrzejsza przyniesie tyle nowych sensacji, że o wczorajszych „panamach” nie będzie czasu myśleć. Tak łatwo przecież przyczepić się do ludzi operujących ogromnymi kapitałami publicznymi. Gdzie tylko jest fundusz dyspozycyjny — tam szantaż murowany. Aż strach pomyśleć, co by się mogło stać, gdyby inny reżim zastąpił obecny i chciał zastosować te same metody walki. Bo nie trzeba myśleć, że wszyscy narodowi socjaliści mają głęboką pogardę dla własnej kieszeni. Jeśli chodzi jednak o tę dziedzinę, plotek opowiada się niewiele, a skandali w ogóle jeszcze nie było.(…)

Powróćmy do rzekomych nadużyć. Zarzuca się je wszystkim „niewygodnym”. Tak aresztuje się hrabiego Eulenburga, osobistego przyjaciela syna Hindenburga. Prałat Kaas, były przewodniczący byłej Partii Centrum, zaskoczony wypadkami za granicą, postanawia pozostać w Rzymie ad infinitum (czyli w nieskończoność – mój przypis), gdyż wie dobrze, że na granicy Niemiec byłby aresztowany pod zarzutem brudnych machinacji pieniężnych. Wreszcie najskuteczniejszą bronią, która przyczyniła się do kompletnego zniszczenia organizacji robotniczych i zawodowych, było rzucenie podejrzeń na czystość rąk przywódców związków zawodowych, Grossmanna i Leiparta, dwóch starych ludzi znanych z prawości, uczciwości i bezinteresowności, którzy całe życie poświęcili sprawie robotniczej. Przeciw jednemu z nich wysunięto zarzut, że pobierał „niesłychanie wygórowane wynagrodzenie”, bo aż siedemset marek miesięcznie. Ale jak już wspomniałem, zarzut chciwości, choćby poparty tak śmiesznie słabymi argumentami, zawsze trafia do złośliwej łatwowierności tłumu.”

Słowa te zostały napisane prawie sto lat temu przez pisarza, który zmarł 13 kwietnia 1941 w Londynie. Opisują one sytuację w III Rzeszy podczas pierwszych dwóch lat rządów Adolfa Hitlera, kiedy przemoc miała jeszcze charakter INCYDENTALNY, a nie instytucjonalny.

Ale czy można znaleźć słowa, które by lepiej opisywały sytuację we współczesnej Polsce w czasie pierwszych dwóch lat rządów Donalda Tuska niż powyższy cytat, a zwłaszcza jego pierwszy akapit?

——————-

Post Scriptum – aktualizacja z godz 14-tej

Właśni TV Republika podała listę „aktywistów” zaproszonych wczoraj na spotkanie z Ministrem Sprawiedliwości Waldemarem Żurkiem (aż ręka świerzbi, by napisać „Ministrem Sprawiedliwości III Rzeszy Waldemarem Ż.”) Są to: 

  • Arkadiusz Szczurek 
  • Bartosz Kramek
  • Katarzyna Augustynek
  • Marta Lempart
  • Stanisława Skłodowska
  • Paweł Kasprzak
  • Jakub Kocjan
  • Mateusz Kijowski

Patrząc po składzie są to osoby, które ewidentnie pretendują do tytułu „męczenników pisowskiego reżimu” bo albo sami pogrążyli się lewymi fakturami (Kijowski), albo tak pogryźli aktywistę pro-life, że obrażeń nie dało się zakwalifikować inaczej niż jako śladów przemocy (Augustynek), albo dewastowali zasieki na polsko-białoruskiej granicy (Kramek), albo wreszcie sami celowo doprowadzili do zamknięcia siebie wskutek niestawiania się na rozprawach i niezapłacenia kary grzywny (Kasprzak). Pojawiła się więc w mojej głowie czwarta hipoteza: Żurek wie, że stosowane przez niego hitlerowskie metody nie są szeroko akceptowane w społeczeństwie. Poparcie dla „rozliczeń PiS” w wykonaniu Żurka jest prawie dokładnie równie poparciu Koalicji Obywatelskiej (dawnej Platformy).

Pozytywną opinię na temat rozliczeń rządów PiS przez Żurka ma 32,4 proc. badanych. Spośród tej grupy działania ministra sprawiedliwości „zdecydowanie dobrze” ocenia 11,7 proc. badanych, zaś „raczej dobrze” 20,7 proc. Odpowiedzi „nie wiem” udzieliło 22,5 proc. respondentów. Z badania wynika, że działania ministra sprawiedliwości negatywnie ocenia 45,1 proc. respondentów, spośród których odpowiedzi „zdecydowanie źle” udzieliło 33,6 proc. badanych, a „raczej źle” 11,5 proc. 

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/rozliczenia-rzadow-pis-polacy-ocenili-ministra-zurka-sondaz/9lkrn6b

Dlatego prawdopodobnie planuje akcję propagandową mającą szkalować rząd PiS jako krwawy reżim, który więził, torturował, mordował… dokładnie tak, jak to w swoim PSYCHOPATYCZNYM WYZNANIU opisał PRL-owski trep dowodzący oddziałem wojsk pancernych w trakcie Stanu Wojennego (który on sam nazwał „kulturalnym wydarzeniem” w którym „dochowano standardów”) towarzysz pułkownik Adam Mazguła, które to wyznanie udostępniłem i skomentowałem w artykule:  https://www.salon24.pl/u/peacemaker2/1472236,slowrzyg-antypisowca-wyborco-koalicji-rzadzacej-jak-ci-nie-wstyd 

Mówiąc w telegraficznym skrócie, chodzi o to, aby wzorem szmatławca Der Stürmer wyzwolić takie pokłady nienawiści do PiS-u (w przypadku Der Stürmer chodziło o Żydów, ale metody były identyczne), aby nie tylko wyłączyły one reakcje sumienia na doniesienia o kolejnych aktach bezprawia i okrucieństwa dokonywanych na politykach i wyborcach PiS, ale aby wyzwoliły „głód rozliczeń”, czyli tak naprawdę DZIKĄ ŻĄDZĘ JAK NAJBARDZIEJ OKRUTNEJ I KRWAWEJ ZEMSTY. Ciekawe kiedy to dotrze do dziennikarzy, bo takiej konkluzji w Republice nie usłyszałem. Ale dobrze, że ona jest, bo inaczej nie dowiedzielibyśmy się o tym spotkaniu Żurka, Szczurka et consortes.

A tak na marginesie… W niedzielnym „Saloniku politycznym Rafała Ziemkiewicza” Gospodarz i Goście dali niezłą plamę. Otóż zarzucili oni politykom PiS, że współpracowali oni z Czarzastym wyrzucając Piotra Farfała z TVP.

Otóż w czasach, kiedy PiS i Lewica dogadały się, aby usunąć z TVP szkodnika Piotra Farfała osadzonego tam przez Romana Giertycha, a „bohatersko” bronionego przez Donalda Tuska za pośrednictwem Aleksandra Grada, liderem Lewicy nie był Włodzimierz Czarzasty, tylko Grzegorz Napieralski. Napieralski w przeciwieństwie do Czarzastego nigdy nie był w PZPR ani nie brał udziału w aferze Rywina. Był on bardzo ludzką twarzą lewicy… może to drobiazg, ale pamiętam, że gdy w trakcie programu telewizyjnego na żywo dowiedział się o Smoleńsku, to ukradkiem wyszedł ze studia, aby nie płakać przed kamerą. Porozumienie PiS z Lewicą na około rok uratowało Polskę przed monopolem medialnym (po Smoleńsku Tusk i tak przejął TVP), a stworzony przez PiS i Lewicę model telewizji publicznej mógłby robić za niedościgniony wzór. W pierwszym kanale miejsce znaleźli publicyści prawicowi (między innymi Rafał Ziemkiewicz i Łukasz Warzecha), w drugim kanale publicyści lewicowi i liberalni (np.: Janina Paradowska i Tomasz Lis), a TVP Info skrupulatnie dbało o to, aby każdą konferencję czy to polityka koalicji czy opozycji relacjonować na żywo, bez cięć, bez „wstępniaków” nastawiających widza pozytywnie lub negatywnie i aby dyskusja po konferencji była prowadzona w zrównoważonym składzie i z neutralną moderacją. 

TAKA TELEWIZJA PUBLICZNA DOPROWADZAŁA DONALDA TUSKA DO FURII. Nie to, co beznadziejna „Telewizja Kurska” czyli TVP z lat 2016 – 2023, czy choćby ta obecna Republika. DLATEGO ZARAZ PO SMOLEŃSKU TVP ZAORANO ŁAPAMI KOMOROWSKIEGO, A RAFAŁA ZIEMKIEWICZA I INNYCH PRAWICOWYCH DZIENNIKARZY WYWALONO NA ZBITY PYSK o czym niestety Rafał Ziemkiewicz chyba raczył zapomnieć.

Ech… Gdyby PiS po roku 2016 znowu zbudował taką telewizję, jaką w 2009 roku stworzył z Napieralskim, to prawdopodobnie nie przegrałby wyborów w 2023 roku. Prawdopodobnie? Raczej na pewno!

Ostatnie drgawki „rządu” – podzwonne dla Polski?

Zinkiewicz: Podzwonne dla Polski

myslpolska/podzwonne-dla-polski

Zapowiedź szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego przekazania 100 milionów dolarów na Ukrainę, po upublicznieniu tam mega-afery korupcyjnej i pośpiesznej ucieczce osób z tym związanych do Izraela, z jednoczesną propozycją rządu Donalda Tuska wprowadzenia ostrych restrykcji dotyczących zwalczania tzw. antysemityzmu w Polsce odczytuję jako podzwonne dla Polski.

Włodarze Unii Europejskiej doskonale zdają sobie sprawę, że wojna na Ukrainie dobiega końca. 

Banderowcy ruszą na Zachód

Powoli, na razie nieśmiało w zachodnich mediach rozpoczyna się dyskusja dotycząca zagospodarowania resztek ukraińskich, zbanderyzowanych wojsk, które lada dzień ruszą na zachód, ubogacając swoją obecnością Polskę, Niemcy itd. Jak dotychczas, jedynym pomysłem jest wykorzystanie ich – banderowców do zapewnienia bezpieczeństwa w tych krajach UE przed „rosyjską agresją”, oraz stanie w przyszłości na straży konstytucyjnego porządku w „strzeżonych” przez nich krajach.

Natomiast w Polsce rozważany jest publicznie pomysł na wprowadzenie w polskim wymiarze sprawiedliwości ludzi z tzw. podwójnym obywatelstwem.

Fałsz i obłuda

Obecnie sytuacja, do której doprowadziły styropianowe rządy, powoduje, że przeciętny obywatel, etniczny Polak stał się obywatelem czwartej kategorii w postsolidarnościowej Polsce. Fałsz i obłuda rządzących podsycana rusofobią i rzekomym zagrożeniem ze Wschodu, z Rosji, jest jednym z wielu instrumentów prowadzonej propagandy, czerpiącej doświadczenie z pierwowzoru – goebbelsowskiej propagandy, będącej kluczowym instrumentem zdobycia i utrzymywania władzy w III Rzeszy.

Pożerające się szczury

Przed paroma dziesiątkami lat, mieszkając i pracując w Elblągu, z racji sprawowanego zawodu i wykonywanej pracy, znalazłem się w „Zamechu”*, w gabinecie zastępcy dyrektora do spraw ekonomicznych. Oczekując na dokumentację, wdałem się w dyskusję o przyszłym kształcie Polski pod wodzą ludzi „Solidarności”. Dyrektor dał mi do przeczytania artykuł dotyczący prowadzonych badań w USA. Badań dotyczyły zachowania szczurów w sytuacji kryzysowej. Badanie zachowania szczurów polegało na tym, że szczurzej zbiorowości powolnie lecz systematycznie pogarszano warunki egzystencji. W końcowej fazie badań szczury wzajemnie zaczęły się zagryzać. Wytworzyła się też w ich środowisku szczurza elita, która bezwzględnie wykorzystywała pozostałe głodujące szczury, od czasu do czasu polewane gorącą wodą i rażone prądem elektrycznym.

Władza strajk mistrzów

Często przypominam sobie treść przeczytanego artykułu udostępnionego mi w „Zamechu”. Ilekroć myślę o zgotowanym nam losie przez władzę, która wyległa się na styropianie. Władzę strajkmistrzów, wszelkiej maści naprawiaczy minionego ustroju i byłych agentów obcych wywiadów. Ilekroć dowiaduję się o kolejnej grabieży majątku narodowego, czy też deklaracji wygłaszanych dla zachodnich mediów o gotowości poświęceń Polaków aż do „gryzienia trawy”. Zawołań o nieuchronności nadchodzącej wojny z Rosją, które słyszę z ust zaprzańców, zwolenników cenzury i inspiratorów „plecaków ucieczkowych”. Spasionych na naszej krwawicy.

Polacy śpią

A co na to Polacy, polskie społeczeństwo? Słodko śpi. Czego dowodem są uliczne wywiady przeprowadzane na ulicach polskich miast, treść wypowiedzi indagowanych Polaków. Najbardziej znamienitym dowodem są wyniki sondaży przedwyborczych, w których niezmiennie królują ci którzy kradną w nocy z tymi, którzy kradną w dzień i w nocy.

Eugeniusz Zinkiewicz

===============

M.Dakowski: Pan robił te wywiady? I sondaże? Jak można być tak naiwnym, by w to wierzyć? I – co gorsze – swoje zbaranienie publikować ! A po zatem – ma Pan sporo racji.

„Honor” nie obroni Ukrainy

„Honor” nie obroni Ukrainy

Leszek Miller

Marucha w dniu 2025-11-25 marucha./honor-nie-obroni-ukrainy

Warto dziś przypomnieć słowa ministra Józefa Becka: „My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw bezcenna. Tą rzeczą jest honor.”

Beck wypowiadał te słowa w świecie, który właśnie osuwał się w przepaść. Polska była wtedy dumna, lecz politycznie samotna. Zagrożenie ze strony Niemiec rosło z dnia na dzień, a sojusznicy składali deklaracje, których – jak historia pokazała – nie zamierzali wypełnić.

Wobec realnej potęgi agresora Warszawa miała honor, ale nie miała środków, by go obronić. I zapłaciła za to cenę najwyższą.

Dziś Ukraina stoi wobec pokusy i presji bardzo podobnej do tej, która w 1939 roku spadła na Polskę. Znów słychać głosy o honorze, godności i walce „bez względu na cenę”. A przecież historia mówi brutalnie jasno: państwo zmuszone do wyboru między honorem, a kapitulacją w rzeczywistości wybiera między klęską a upokorzeniem. Dlatego słowa Becka trzeba dziś czytać nie jako patetyczną deklarację, lecz jako przestrogę.

Honor jest potrzebny — ale sam honor nie obroni żadnego państwa. Potrzebni są sojusznicy gotowi nie tylko mówić o wartościach, lecz także ponieść realne koszty ich obrony. Bo historia uczy jednego: największe narodowe tragedie zaczynały się wtedy, gdy innym łatwo było żądać od słabszych, by walczyli do końca — i równie łatwo było odwrócić wzrok, gdy przyszło im za to płacić wypowiadając cicho słowa Lorda Farquadda: „Wielu z was zginie, ale jest to poświęcenie, na które jestem gotów.”

Leszek Miller
https://myslpolska.info/

Polsko, obudź się! Płacisz za „twardość” Tuska, a dostajesz pusty portfel.

„wojna” Tuska

Rząd Tuska właśnie przepchnął kolejną gigantyczną podwyżkę budżetu na armię – w 2026 r. ma wynieść już 4,7–5 % PKB

Rząd Tuska właśnie przepchnął kolejną gigantyczną podwyżkę budżetu na armię – w 2026 r. ma wynieść już co najmniej 5% PKB, czyli ponad 200 mld zł rocznie (według projektu budżetu z lutego 2025 r., z czego ok. 124,8 mld zł z budżetu państwa i reszta z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych – FWSZ).
Oficjalny powód? „Rosyjskie zagrożenie”.

Ale spójrzmy na fakty!

Na wschodniej granicy od ponad roku stoi 17–18 tys. dodatkowych żołnierzy i funkcjonariuszy (w tym cała 18. Dywizja Zmechanizowana, brygada z Podlasia i tysiące WOT i policji).
Koszt utrzymania jednego żołnierza „na granicy” to ok. 25–30 tys. zł miesięcznie (żołd, wyżywienie, sprzęt, paliwo, amortyzacja). Razy 18 tys. razy 12 miesięcy będzie to łatwo ponad 6–7 mld zł rocznie – tylko na samą obecność przy ogrodzeniu, którego i tak pilnuje już Straż Graniczna.
Te formacje od roku nie prowadzą żadnych poważnych ćwiczeń ofensywnych ani nawet obronnych – głównie chodzą na patrole wzdłuż zasieków i „kręcą TikToki”.
Tymczasem:
Białoruś ma na granicy kilkuset pograniczników i trochę wojska (głównie po to, by Łukaszenka mógł pokazywać „obronę przed NATO”).
Rosja przerzuciła prawie całe swoje wojska lądowe na Ukrainę – w obwodzie kaliningradzkim i na Białorusi zostało symboliczne 20–30 tys. ludzi, w większości słabo wyszkolonych najemników.

Pytanie za 200 mld zł: po co nam dywizja pancerna i tysiące ludzi na Podlasiu i Lubelszczyźnie, jeśli „zagrożenie” to głównie migranci rzucający kamieniami? Te miliardy mogłyby pójść na: 1000 km autostrad (zamiast Leopardów stojących w lasach), Podwyżki dla nauczycieli i lekarzy (budżet MON to 13,5% całego budżetu państwa!), Realną obronę powietrzną (więcej Patriot niż FWSZ na zakupy z opóźnieniem).

Zamiast tego: najdroższy teatr bezpieczeństwa w NATO – propaganda za pieniądze podatników. W 2024 r. wydaliśmy mniej niż planowano (tylko 3,8% PKB), bo FWSZ nie nadąża z realizacją. A deficyt budżetowy rośnie do 270 mld zł w 2026 r. – długiem za pozoranctwo.

Polsko, obudź się! Płacisz za „twardość” Tuska, a dostajesz pusty portfel.

Miejsce Polski….

Jastrzębski: Miejsce Polski.

myslpolska/jastrzebski-miejsce-polski

Amerykanie postawili twardy 28 punktowy plan pokojowy dla Ukrainy. Konsultowali się z Rosjanami, nie Ukraińcami. Jest to plan w całej rozciągłości popierany przez Węgry Viktora Orbana. Jego wartość jako polityka w Stanach Zjednoczonych zwyżkuje. Niewielki europejski kraj staje się cenny dla zamorskiego hegemona, nie jako płatnik ale sojusznik.

Do tej pory oczadzona prowojenną chucią szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen stwierdziła: „Z zadowoleniem przyjmujemy dalsze wysiłki USA na rzecz pokoju w Ukrainie. Wstępny projekt 28-punktowego planu zawiera ważne elementy, które będą niezbędne dla sprawiedliwego i trwałego pokoju. Uważamy, że projekt ten stanowi podstawę, która będzie wymagała dalszych prac”.

Brytyjczycy, Anglicy i Francuzi przygotowują kontrplan dla Ukrainy. Konsultują się z ukraińskimi władzami. Oni w odróżnieniu od Amerykanów chcieliby, by wojna trwała jak najdłużej. Mają w tym realne interesy. Przyszłe rozmowy zaplanowane są również na szczycie Unii Europejskiej i Unii Afrykańskiej, który odbędzie się 24-25 listopada w Angoli.

Gdzie w tym wszystkim jest Polska? Państwo, które z bezrozumnym stachanowskim zaangażowaniem rzuciła się na pomoc Ukrainie, nie pytając o sens, logikę i korzyści? Odpowiadam – praktycznie nigdzie!

Nasze położenie najlepiej obrazuje majowy wyjazd do Kijowa. Udali się tam wtedy przywódcy Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii i Polski. Premier Polski Donald Tusk nie podróżował w jednym wagonie z przywódcami ośrodków decyzyjnych czyli Francji, Niemiec i Anglii. Został odesłany do innego wagonu pociągu. Było to publiczne upokorzenie Polski i pokazanie gdzie jej jej miejsce w europejskiej hierarchii. Trudno mieć o to pretensje.

Gdy Andrzej Duda przestał być już prezydentem w chwili szczerego uniesienia zarzucił Ukraińcom i ich zachodnim sojusznikom złe traktowanie Polski. Powiedział, że „po prostu uważają, że lotnisko w Rzeszowie i nasze autostrady należą im się, przepraszam, jakby to było ich„. Trudno mieć do nich o to pretensje. Dziwić należy się raczej zdziwieniu Andrzeja Dudy, który w ich teatrzyku kukiełkowym z radością występował.

Polska jest chwalona w cyniczny sposób za swój wolontariat w USA i Zachodniej Europie. Polska jest chwalona przez mających w tym intratny interes Ukraińców. Z zażenowaniem patrzą na nas małe, ale dumne władze Węgier. Z niedowierzaniem kręcą głowami Słowacy, Czesi czy Serbowie. Z nieskrywaną niechęcią patrzą na nasze władze Białorusini. Po wielu latach starań państwo polskie jest uważane za wroga przez największy obszarowo kraj świata czyli Rosję. To wielka sztuka tak upodlić znaczącej wielkości kraj Europy.

Nikt nie będzie się liczył z naszym krajem, gdy kompradorskie władze spłacają dług różnorakim sponsorom ich karier, realizując darmowo ich politykę. Nie będzie nikt szanował państwa, które spełnia rolę bankomatu dla kraju, który czci ich katów. Nikt w końcu nie będzie szanował państwa, którego społeczeństwo jest w znacznej mierze opętane archaicznymi bzdurami o rzekomych powinnościach wobec obcych, konieczności poświęcania życia za czyjąś wolność. Społeczeństwa ziejącego obłąkańczą nienawiścią do swoich sąsiadów.

Polska stała się europejską republiką bananową. Państwem z kartonu i dykty. Bankomatem pożyczającym, by dawać. Rynkiem zbytu do towarów kosztownych i zbędnych. Skansenem idei zupełnie niedzisiejszych. Państwem politycznych zombie na darmowych usługach obcych. III RP nie szanowała siebie, więc nikt jej nie będzie szanował. Miejsce w którym jesteśmy, jest miejscem na które dzięki rządzącym zasługujemy.

Smutny jest los Polski dzisiaj.

Łukasz Jastrzębski