POLSKA DLA POLAKÓW. Krzysztof Baliński.

Krzysztof Baliński 26 listopada 2022

4 czerwca 1990 to finał gorączkowych rewindykacji etnicznych. Po ideologicznym recyclingu i partyjnej metamorfozie (tj. wstąpieniu do UD/UW, najlepszej inwestycji Kominternu w Polsce), na rządowych stołkach zasiada drugie, a nawet trzecie pokolenie pewnej mniejszości. Zmiana warty udaje się znakomicie – kosmopolityczna szajka, której szef dogadał się w Magdalence z Kiszczakiem, znalazła się w pierwszym szeregu budowniczych III RP. W starych demokracjach jest czymś oczywistym, że opinia publiczna ma prawo znać przeszłość ludzi, którzy w jakikolwiek sposób decydują o jej losach. Prześwietlany jest każdy. W Polsce dla sitwy, która swymi mackami omotała całe państwo, wszelkie pytania i rozważania o rodzinnych korzeniach to „ohydne grzebanie w życiorysach” i „antysemityzm”.

Gdy Bronisław Geremek kompletował swój „zespół”, kierował się jedną regułą: niepolskie pochodzenie. Świadczą o tym rozliczne i namacalne dowody. Żeby można było zrobić karierę, zdobywać zaszczytne tytuły i stanowiska przydatna była też rekomendacja Michnika, Urbana lub Kiszczaka. Geremka (i przy okazji, siebie) zdemaskował Władysław Bartoszewski w Knesecie:  „Polska to ewenement. Pokażcie mi taki drugi kraj w Europie, w którym w ciągu ostatnich dwóch dekad  trzech szefów dyplomacji miało żydowskie pochodzenie, jeden był honorowym obywatelem Izraela, a obecny ma żonę Żydówkę”. Wtórował mu ówczesny prezydent RP, który w wywiadzie dla ukraińskiej „Zierkało Niedieli” rzekł: „W naszym kraju nie ma zbyt licznie reprezentowanych mniejszości narodowych, tym bardziej je więc wysoko cenimy”. No i mieliśmy, co mieliśmy. Pierwszego szefa rządu wybrała sobie mazowiecka gmina żydowska, a ministrem spraw zagranicznych został syn warszawskiego rabina. Po nim premierem został wnuk żołdaka Wehrmachtu, a wicepremierem i ministrem obrony członek władz Związku Ukraińców w Polsce.

Bogdan Zdrojewski miał objąć MON, ale został przesunięty na Ministerstwo Kultury, a ministrem został lekarz psychiatra z Krakowa. Był on wprawdzie właścicielem Instytutu Studiów Strategicznych, ale ta pompatyczna nazwa myli, bo instytut zajmował się takimi strategicznymi kwestiami, jak wpływy kultury żydowskiej. Ministrem finansów miał być Zbigniew Chlebowskim, ale w Warszawie pojawił się poddany brytyjski i skarbnikiem naszej kasy został nie mający obywatelstwa polskiego „angielski ekonomista profesor Jan Vincent Rostowski”. Po jakimś czasie okazało się, że minister nie jest ani ekonomistą, ani angielskim, ani profesorem, tylko wykładowcą na Uniwersytecie Sorosa w Budapeszcie, a profesorami to byli pochodzący z Kresach jego dziadek Jakub Rofhfeld, syn Mojżesza i Lei z domu Broder oraz jego kuzyn Adam Daniel Rotfeld. Sprawę można by też ująć innym pytaniem: Gdzie jest na świecie taki drugi kraj, w którym głównym ekonomistą zostaje historyk, ministrem finansów absolwent technikum ogrodniczego, ministrem zdrowia księgowy, szefem BBN lekarz, ministrem obrony historyk, ministrem rozwoju i technologii filolog, ministrem przedsiębiorczości menedżer kultury, a szefem największej spółki państwowej były operator wózka widłowego?

Rostowski wydzielił gabinet dla pracującego społecznie „zewnętrznego eksperta” od podatków, pani Renaty Hayder, która okazała się być spokrewniona z Rotfeldami. Podatkami zajmował się przewodniczący sejmowej komisji „Przyjazne państwo”, Janusz Palikot, który w międzyczasie wrócił do judaizmu i został członkiem loży B’nai B’rith. Okazało się też, że wśród darczyńców na Muzeum Polin znalazł się Jan Kulczyk i jego połowica, którzy zrobili wielki majątek, prywatyzując masę upadłościową po PRL. Niektórzy mówią, że pieniędzmi dzielili się z WSI. Ale to niepoważne bredzenie, bo zdradził ich bratni oligarcha z bratniej Rosji, Borys Bieriezowski: „Czasy były takie, że każdy brał, ile mógł unieść”. Jeszcze lepiej zdiagnozował to Józef Oleksy: „Kosmopolityczne gangi rozkradły Polskę”. Przy okazji podważył „legalność majątku” innego żydowskiego oligarchy. I, co ciekawe, Aleksander Kwaśniewski nazwał go w rewanżu zdrajcą i idiotą, ale nie… „kłamcą”!

Za czasów „pierwszego niekomunistycznego rządu wolnej Polski”, ulica mówiła: „Sami Żydzi tylko jeden Syryjczyk” (chodziło o ministra przemysłu Tadeusza Syryjczyka). Dziś można by zawołać: „Sami Żydzi tylko jedna Ukrainka” (chodzi o wiceminister rozwoju Olgę Semeniuk). Przypomnijmy, że ministrami od pieniędzy byli: Marek Borowski, Jerzy Osiatyński, Mateusz Jakub Morawiecki, Tadeusz Kościński, Leszek Balcerowicz, Marcin Święcicki i Grzegorz Kołodko. Trzem ostatnim przydzielono za żony: dwie urokliwe córeczki Eugeniusza Szyra (KPP-owca, szefa frakcji żydowskiej w PPR, członka BP PZPR) i córkę Maksymiliana Pohorille (KPP-owca, promotora pracy doktorskiej, rektora Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR). Śledząc „sukcesy” pomyślnie ożenionych, można pytać, czy aby na pewno byli samodzielni, i czy ministrami nie zostali dzięki instytucji Esterki, która, w połączeniu z formułą, że Żydem jest każda osoba urodzona z matki Żydówki, mocno modeluje zasady polityki kadrowej. Można też zapytać: W jakim innym kraju możliwa byłaby tak żelazna logika postępowania i precyzja w obsadzie kluczowego stanowiska?

W dzień po aneksji Krymu kilkudziesięciu Polaków z Mariupola zwróciło się o tymczasowe schronienie w kraju przodków. Postawa rządu warszawskiego wprawiła w osłupienie. Wiceszef MSZ – a był nim Rafał Trzaskowski – sprzeciwił się temu, publicznie dywagując, że mogłoby to nie zostać dobrze odebrane przez… Kijów. „Sprowadzanie tych Polaków podważa status Ukrainy, jako państwa silnego i demokratycznego, stąd Polsce trudno sobie na to pozwolić, ponieważ chcemy wzmacniać państwowość ukraińską, a ściąganie Polaków byłoby przyznaniem, że Ukraina sobie nie radzi. Jeżeli powiemy, że wszyscy Polacy z terytorium suwerennej Ukrainy mogą przyjechać do Polski, to w pewnym sensie będziemy podważać to, czy Ukraina jest silnym, demokratycznym państwem – oświadczył. Co będzie, jeżeli z innych terytoriów Ukrainy zgłosi się mnóstwo Polaków, którzy powiedzą: nie żyje nam się dobrze, chcemy być natychmiast ewakuowani do Polski?” – podwyższył poprzeczkę. Gdy w lutym wtargnęły do Polski miliony „uchodźców” z Dzikich Pól, w tym pół miliona weteranów obrony „silnego, demokratycznego państwa” przed Ruskimi, Trzaskowski stał się nagle zwolennikiem ich sprowadzania, i to w jak największej liczbie.

Czy powodem takiego wybryku Trzaskowskiego nie jest to, że jego matką jest Teresa z domu Arens, a ojczymem Marian Ferster, syn pułkownika UB Aleksandra i funkcjonariuszki UB Władysławy, której stryj Bolesław Drobner, był ministrem w PKWN, prezydentem Wrocławia i, do Marca ’68, I sekretarzem KW PZPR w Krakowie? Czy znaczenia nie ma to, że matka Trzaskowskiego, która w latach 50. prowadziła bar w „Piwnicy pod Baranami”, jako tajna współpracowniczka i donosicielka o pseudonimie Justyna, miała kontakty z dyplomatami z konsulatu USA w Krakowie, a dzisiaj jej synalek, który patriotyzm wyssał z mlekiem matki, ma doskonałe kontakty z dyplomatami z ambasady USA i też je wykorzystuje do antypolskich celów? Co Trzaskowskiego najbardziej przeraziło? Perspektywa: Co będzie, jeżeli z innych terytoriów Ukrainy zgłosi się mnóstwo Polaków, którzy powiedzą: nie żyje nam się dobrze, chcemy być natychmiast ewakuowani do Polski. Co w tym wszystkim jeszcze przeraża? Opozycja, której przeszkadza zawieszenie sędziego Tuleyę, a nie przeszkadza, gdy rządząca partia rozbraja polską armię (a uzbraja po zęby armię sąsiada, który nas nienawidzi), gdy wyjmuje z kieszeni Polaków 100 miliardów i napycha kabzy oligarchów ukraińskich, gdy na zmywak wysłała miliony Polaków, a przyjmuje na garnuszek miliony Ukraińców, obdarzając ich nadzwyczajnymi przywilejami. I jeszcze jedno – jak wynika z najnowszego sondażu IBRiS, na czele rankingu polskich polityków jest prezydent Warszawy. Ufa mu 44 proc. badanych. No i mamy, co mamy – przyszłego Prezydenta Wszystkich Polaków.

Szewach Weiss na łamach „Rz” wygadał się: Kiedy Żyd chce, by rozpoznał go jego rodak, mówi „AMCHU”. Jest to tajemny kod żydowski. Niemożliwością jest rozpoznać każdego Żyda z wyglądu i, jakkolwiek by to brzmiało dziwnie, po kształcie jego nosa, ani po nazwisku. Wielu Żydów zmieniło bowiem swoje rodowe nazwiska, także ze względów bezpieczeństwa. Myli się i wprowadza w błąd innych ten, kto twierdzi, że żydostwo jest tylko wiarą. Nawet ci, którzy odeszli od wiary mojżeszowej, nawróceni na inne wyznanie, odczuwają przynależność do swego narodu (…) Solidarność żydowska istnieje również między tymi, którzy przeszli na chrześcijaństwo, i tymi, którzy zostali żydami. Ta solidarność jest częścią duszy żydowskiej. Ten, kto porzucał żydostwo, robił to na ogół ratując swoje życie, albo był zmuszony siłą. „Amchu” umożliwiła istnienie wspólnoty narodu żydowskiego w diasporze bez państwa, bez flagi, bez władzy, bez możliwości samoobrony. „Europa przeszła drogę od Auschwitz do „Nigdy więcej Auschwitz!”. Jest mniej nacjonalistyczna. Właśnie to oraz globalizacja, Internet umożliwiają życie Żydom w europejskim domu. Dla nich jest on teraz wielkim „sztetl”. Już nie ma potrzeby ukrywać pochodzenia żydowskiego. „Amchu” wychodzi z podziemia. Żydzi obejmują najwyższe stanowiska w krajach diaspory, nie ukrywając swojej tożsamości. Jest to historyczne zwycięstwo „Amchu”. Na koniec Szewach stwierdza: „Amchu” nie jest już tajnym kodem, ale nie wolno go zgubić: „Wieczne, wieczyste „Amchu”! W wielu miejscowościach na Warmii i Mazurach Ukraińcy wieszają sobie niebiesko-żółte wstążeczki, bo policjant Ukrainiec, jak zobaczy swojego rodaka mandatu nie da, a sędzia Ukrainiec nie wsadzi za kratki. I czy dwukolorowa wstążeczek na piersi redaktora Sakiewicza, to nie takie „Amchu”?

Politycy polscy nie wyciągają wniosków z przeszłości. Wciąż popełniają te same błędy. Dotyczy to wszystkich ekip rządzących krajem po 4 czerwca 1989 roku. Bez patrzenia na interes Polski poparli obalenie Wiktora Janukowycza, a Wiktor Juszczenko plując w twarz polskim sprzymierzeńcom, ogłosił Stepana Banderę narodowym bohaterem Ukrainy. Ale czy chodziło tylko o „błędy” i czy o błędy polityków „polskich”, a nie o świadomą działalność rządzącej w Polsce żydokomuny i rządzących na Ukrainie żydobanderowców?

Rewolucja to gruntowna wymiana elit politycznych, to zdobycie władzy przez nową klasę społeczną kosztem drugiej. Tymczasem nad Dnieprem wszystko pozostało po staremu. Władza jak spoczywała, tak spoczywa w rękach kilku oligarchów żydowskiego pochodzenia. Zwraca uwagę kompatybilność elit znad Wisły i znad Dniepru. Gdy warszawskie oskarżały przedmajdanowego prezydenta o bycie marionetką Putina, świadczyć o tym miała jego zgoda, aby teki ministrów przypadły trzem politykom ukraińskim, którzy zachowali obywatelstwo rosyjskie. Tymczasem pierwszy pomajdanowy rząd ukraiński okazał się armią pełną zagranicznych najemników, z nadanym pospiesznie ukraińskim obywatelstwem. Prezydent Petro Poroszenko uzasadnił to tak: To część wysiłków, aby znaleźć innowacyjne rozwiązania w rządzie, z uwagi na nadzwyczajne wyzwania stojące przed Ukrainą. Oprócz prezydenta, obcoplemieńcami okazali się: wiceprezydent, premier, sekretarz Rady ds. Bezpieczeństwa, minister obrony, minister kultury, minister finansów, minister administracji prezydenta i wicepremier (później premier) Wołodymyr Hrojsman (którego matka jest autorką terminu „żydobanderwoszczyzna”). Nie lepiej było wśród opozycji, żeby tylko wymienić Julię Tymoszenko. I jeszcze jedno – następca Poroszenki dwa miesiące temu rzekł: „Jak zakończymy wojnę, to cała Ukraina będzie wyglądała jak wielki Izrael”.

Znamienna była tu diagnoza Nadii Szewczenko. W 2015 oficer lotnictwa Ukrainy została zwolniona w ramach rosyjsko-ukraińskiej wymiany jeńców. O jej uwolnienie zabiegali prawie wszyscy politycy zachodniego świata. Prezydent Poroszenko nadał jej tytuł bohatera narodowego. Została deputowaną Rady Najwyższej. Miała prezydenckie ambicje, a sondaże wskazywały, że cieszy się największym zaufaniem wśród Ukraińców. Tymczasem w marcu 2018 roku ukraiński parlament, przytłaczającą większością głosów, uchylił jej nietykalność i zezwolił na areszt, z oskarżenia o planowanie zamachu stanu oraz próbę zamachu terrorystycznego. Co takiego wydarzyło się, że trafiła za kratki? Nic wielkiego. Powiedziała tylko (ku wielkiemu rozczarowaniu redaktorów naczelnych „Gazety Polskiej” i „Gazety Wyborczej”): „Żydzi stanowią 2 proc. społeczeństwa, a zajmują około 80 proc. stanowisk w rządzie”. Wymieniła premiera Wołodymyra Hrojsmana. Stwierdziła, że Petro Poroszenko tak naprawdę ma na nazwisko „Walcman”. Zasugerowała żydowskie pochodzenie Julii Tymoszenko, a wcześniej w studio telewizyjnym zgodziła się z wypowiedzią jednego z widzów o „żydowskim jarzmie na Ukrainie”.

Czy „Żydobanderowcami” są też redaktorzy „Gazety Wyborczej”? Zastanawia bowiem osłona medialna, jaką Michnik od lat zapewnia mniejszości ukraińskiej. Czy tym samym tropem pójść można w przypadku Anne Applebaum, która na łamach gazety Michnika dowodziła: „Nacjonaliści na Ukrainie to jedyna nadzieja tego kraju na ucieczkę od apatii, drapieżnej korupcji i, w ostateczności, rozpadu. Żaden rozsądny bojownik o wolność nie wyobrażał sobie utworzenia nowoczesnego państwa, a co dopiero demokracji, bez ruchu o nacechowaniu nacjonalistycznym”. A co z redaktorami „Gazety Polskiej? Przecież ich też łączy z Applebaum pogląd, że każdy nacjonalista jest dobry, byle nie polski?

Kto w Polsce bierze czynny udział w promowaniu banderowskich postulatów historycznych i gloryfikuje zbrodniczą organizację? Od samego początku istnienia III RP środowisko dawnego KOR, skupione   wokół „Gazety Wyborczej”, za cel główny swoich działań postawiło sobie lansowanie idei tzw. pojednania polsko-ukraińskiego, przez co rozumiano przyjęcie wykładni historii najnowszej środowisk probanderowskich. Ośrodek skupiony wokół Adama Michnika i Jacka Kuronia, tropiący wszelkie przejawy nacjonalizmu w Polsce,  przeszedł do porządku dziennego nad skrajnie szowinistyczną ideologią OUN-UPA. Michnikowi i Kuroniowi nie przeszkadzało nawet to, że organizacja, którą wzięli w obronę miała na sumieniu śmierć dziesiątków tysięcy Żydów.  Główną wykładnią stały się słowa Jacka Kuronia: „Jeśli Ukraina chce być niepodległa, nie może wyrzec się pamięci o UPA. UPA była powstańczą armią walczącą o niepodległość”. Przypomnieć też warto o złożonej w wywiadzie dla „Kuriera Galicyjskiego” propozycji Adama Michnika przyłączenia Polski do Ukrainy i nadanie nowemu tworowi nazwy UKR-POL. „Będziemy wówczas państwem, z którym się będzie musiał liczyć każdy i na wschodzie i na zachodzie” – prorokował, z akcentem na „MY”. Chociaż w tym przypadku nie trudno było odgadnąć, że w pomyśle „nie chodziło o jakiś „UKR-POL”, tylko o stary żydowski pomysł z Judeopolonią.

Dlaczego pochodzący z żydokomunistycznej rodziny kresowej Paweł Kowal, nawołując do wspierania neobanderowskiej Ukrainy, najchętniej w imię interesów i rojeń polityków ukraińskich wypowiedziałby wojnę Rosji? Jak wyjaśnić jego słowa, że „Ukraińcy muszą dojrzeć do samooceny tak, jak Polacy dojrzeli do samooceny w Jedwabnem”? Dlaczego Dawid Wildstein powiedział: „Nierozliczenie rzezi wołyńskiej nie powinno dziś być dla Polaków przeszkodą we wspieraniu Ukraińców” i czy nie ma znaczenia, że jego dziadek był ubekiem, a ojciec masonem? A może chodzi o coś innego? Aleksander Kwaśniewski, syn ukraińskiego Żyda i oficera NKWD w sprawach Ukrainy wypowiada się jak lobbysta ukraiński, bo bierze pieniądze od żydowskich oligarchów.

À propos – gdy w 1976 r. powstał KOR Michnik pisał: „Marek Edelman powiedział kiedyś, że KOR to było to samo, co Bund. Te same ideały, te same wartości. Dla mnie – mówił Marek – Bund i KOR to ciągłość”. Tymczasem Bund był przedwojenną żydowską partią, która reprezentowała komunistyczny ekstremizm, która manifestował swoją wrogość do państwa polskiego, domagała się pełnej autonomii dla żydów, laickiego szkolnictwa oraz zrównania języka jidysz z językiem polskim, którą minister spraw wewnętrznych II RP uznał za „partię kryptokomunistyczną, bo „zgłosiła swój akces do komunistycznej Międzynarodówki i stoi na stanowisku wrogim naszemu państwu”. Sprawdzianem lojalności KOR wobec Polski byli wyłonieni liderzy, którzy w sytuacji niedojrzałości chłopsko-robotniczych elit „S”, przejęli ruch protestu, wymanewrowali hierarchów kościelnych, zmonopolizowali poparcie z zagranicy, zablokowali odrodzenie się endecji, chadecji, a nawet PPS.

Dlaczego wszyscy mają poglądy dziwnie podobne do poglądów lobby ukraińskiego? Co, oprócz miłości do banderowców, ich łączy? Może nienawiść do Polaków? I czy tylko nienawiść? Anne Applebaum i żydowska gazeta dla Polaków szczególnie uwzięła się na Wiktora Janukowycza. I tu pytanie: Czy nie wzięło się to z tego, że „Nasz Dziennik” nieopatrznie ujawnił: „Korzenie rodziny Wiktora Janukowycza sięgają dzisiejszej Białorusi (…) w Janukach wszyscy byli gospodarzami i pszczelarzami (…) dziadek Wiktora został ochrzczony w miejscowym kościele katolickim. Ludność tych terenów Białorusi – to przeważnie katolicy. Toż była tu kiedyś Polska. Swoistymi świadkami tamtych czasów są pomniki na miejscowym cmentarzu. Na większości z nich napisy już się starły, a na tych, które się zachowały, widać napisane alfabetem łacińskim nazwisko „Janukowicz”. I drugie pytanie: Czy nie wzięło się to z tego, że tygodnik „Nasza Polska” napisał: „Nie mógł Polak zostać prezydentem w Warszawie to musiał w Kijowie. Na Warszawę jeszcze Polacy muszą poczekać!”. Na Janukowycza uwzięła się nie tylko gazeta żydowska. Słowa: „Popieram wszystkich Ukraińców protestujących w Kijowie przeciwko rządom postkomunistycznego bandyty”, pojawiły się w… „Warszawskiej Gazecie” Pomijano przy tym i przemilczano oczywisty fakt, że przedmajdanowa ekipa wła­dzy w Kijowie była po prostu propolska i że swoistej pikanterii dodawał postulat ministra edukacji w rządzie Janukowycza wprowadzenia języka polskiego jako drugiego języka urzędowego w zachodniej części Ukrainy.

Polityczne zadanie usunięcia Janukowycza, postawione przed polską klasą polityczną przez Sorosa, wymagało „marginalizacji konfliktów historycznych” i partnera po stronie ukraińskiej. Zostali nimi skrajni nacjonaliści, którym nie przeszkadzało, że Ukrainą rządzi rosyjsko-żydowska mafia i że finansowego wsparcia udziela im lider społeczności żydowskiej, rezydujący w Genewie posiadacz paszportu izraelskiego Ihor Kołomojski. „Naszych”, do tej antypolskiej machinacji nie zniechęcił nawet Günter Verheugen, który zdiagnozował: „Po raz pierwszy w tym stuleciu prawdziwi faszyści z krwi i kości zasiadają w rządzie”. W tym kontekście przypomnieć należy, że Janukowyczowi szyto buty marionetki Moskwy, mimo że dobrze mu szło układanie stosunków z Putinem na zasadzie „jak równy z równym”, mimo że nie zgodził się, by Ukraina wstąpiła do unii celnej z Rosją i mimo że z większym sukcesem niż „nasi”, oparł się szan­tażowi energetycznemu Putina, i to wówczas, gdy mentalnie zrusyfikowa­ny polski minister podpisywał niekorzystne kontrakty na dostawy gazu rosyjskiego.

Przy okazji – co się porobiło z PSL-owcami? Niegdyś byli pierwszą partią, która dbała o pamięć pomordowanych na Wołyniu. Dziś Kosiniak-Kamysz pierwszy rzuca hasło „UkraPolin”, a Marek Sawicki rzuca pomysł, aby Państwo Polskie wykupiło i wyremontowało 200 tysięcy opuszczonych chłopskich chałup i przekazało je ukraińskim przesiedleńcom. À propos – kiedy podczas kampanii wyborczej w 2015 r. kandydat PSL Adam Jarubas naruszył święte tabu, jakim jest bezkrytyczne popieranie Ukrainy, został solidarnie zaatakowany przez cały establishment i skutecznie wyciszony. To był klasyczny przykład funkcjonowania nieformalnego układu PO-PiS, kiedy spór między „zaprzańcami” a „szczerymi patriotami” nie toczy się o interes narodowy, ale o to, kto lepiej będzie rządził Polakami w interesie kosmopolitycznego układu.

Są też inne podobieństwa. Tak jak pierwszy pookrągłostołowy rząd Tadeusza Mazowieckiego podjął próbę budowy JudeoPolonii, tak pierwszy pomajdanowy rząd Petro Poroszenki podjął próbę budowy JudeoUkrainy. Z tym że nad Dnieprem to się udało, a nad Wisłą projekt runął, dzięki… Stanowi Tymińskiemu. Przypomnijmy: w wyborach prezydenckich w 1990 roku, przedstawiany jako „kandydat znikąd”, po bardzo intensywnej kampanii, podczas której przedstawiał się jako jedyny „człowiek spoza układu”, zdecydowanie kontestujący balcerowiczowskie reformy gospodarcze, uzyskał w I turze prawie 4 miliony głosów, wyprzedzając Tadeusza Mazowieckiego (i Wołodię Cimoszewicza). Po tej poniżającej klęsce, Mazowiecki wraz ze swym zamysłem Judeopolonii już się nie podniósł.

W dzisiejszej Polsce toczy się jedna wielka wojna i mnóstwo potyczek. Fronty krzyżują się, krzyżują się obce wpływy. Na te potężne i wyrafinowane naciski wystawiona jest „nasza” elita polityczna, nielojalna, czołobitna wobec obcych, uwikłana w agenturalną działalność. Czy kraj, w którym ministrami zostają przypadkowe miernoty, ludzie gardzący polskimi interesami, kupczący pozycją Polski w świecie, których jedynym celem jest utrzymanie się przy władzy, i którym rozkazy wydaje mały żydowski komik, jest zdolna do obrony polskich interesów?

Krzysztof Baliński

Zanieczyszczone jabłka i spleśniałe maliny z Ukrainy.

Zanieczyszczone jabłka z Ukrainy cofnięte na granicy. Normy przekroczono 6-krotnie.

Ignacy Michałowski 16 lutego 2024 egaartis/zanieczyszczone-jablka-z-ukrainy

jablkatran

Skandal związany z suszonymi jabłkami importowanymi z Ukrainy ujrzał światło dzienne, gdy polskie służby wykryły obecność bifentryny i chloropiryfosu w produktach. To odkrycie doprowadziło do natychmiastowego cofnięcia towaru z granicy.

Wprowadzenie: Brak Suszonych Jabłek w Polsce czy Kwestia Ceny?

Cofnięcie partii suszonych jabłek z Ukrainy rodzi pytania o dostępność tego produktu w Polsce. Czy rzeczywiście brakuje suszonych jabłek na rodzimym rynku, czy też istotnym czynnikiem jest cena, skłaniająca przedsiębiorców do sprowadzania ich ze wschodu?

Skrupulatna Kontrola: Spleśniałe Maliny a Przekroczone Pozostałości w Jabłkach

Informacje o kontroli mrożonych malin, które okazały się spleśniałe, zdobyły natychmiastową uwagę mediów.

Niemniej jednak, równie ważna kontrola dotyczyła suszonych jabłek i mogła umknąć uwadze opinii publicznej.

https://legaartis.pl/blog/2024/02/14/na-granicy-zatrzymano-20-ton-mrozonych-malin-z-ukrainy-bo-zawieraly-plastik/embed/#?secret=pupxNF2df0#?secret=uZaT9NgtfP

Incydent z Datą: Cofnięcie Partii Suszonych Jabłek na Ukrainę

Z wpisu w unijnej bazie RASFF wynika, że 31 stycznia bieżącego roku partia suszonych jabłek została cofnięta na granicy polsko-ukraińskiej. Jakie były powody tego ruchu? Wyniki kontroli granicznej ujawniły przekroczenia najwyższych dopuszczalnych poziomów bifentryny i chloropiryfosu. Pozostałości chloropiryfosu przekroczyły normy sześciokrotnie, a bifentryny dwukrotnie.

Substancje Wycofane, Ale Nie na Wschodzie: Bifentryna i Chloropiryfos w Suszonych Jabłkach

Nie do przeoczenia jest fakt, że obie substancje – bifentryna od 2009 roku, a chloropiryfos od 2020 roku – zostały wycofane z użycia na terenie Unii Europejskiej. Jednak wciąż są one szeroko stosowane na Ukrainie czy w Turcji, co stawia pod znakiem zapytania kwestie kontroli jakości i standardów w regionie.

Synergia chanukowo – zbożowa. Największym importerem toksycznego ukraińskiego ziarna jest spółka “Złote Ziarno”. W 2012 roku pojawia się w Polsce żydowski “spadochroniarz” i zakłada spółkę celową…

Synergia chanukowo – zbożowa. Zamknąć granice !

Złote Ziarno dłuuugo kiełkuje. Ale korzystnie dla Planisty.

ekspedyt/synergia-chanukowo-zbozowa 15 lutego 2024

To roboczy tytuł określający efekt przypadków w polityce i gospodarce z negatywnym skutkiem końcowym dla polskiego rolnictwa i zdrowia polskich konsumentów. Wyrażenie “koalicja chanukowa” funkcjonuje od pewnego czasu w publicystyce i w wypowiedziach niektórych polityków jako określające nieformalną koalicję przeciw polskiej racji stanu.

Dziś w Aktualnościach przedstawiamy efekt dotychczasowego śledztwa polskich internautów kto zarabia a kto traci na imporcie „ukraińskiego zboża”.

Największym importerem toksycznego ukraińskiego ziarna jest spółka “Złote Ziarno”, zarządzana przez obywatela narodowości izraelskiej – Borisa Pogolier. Wątpliwości co do działań spółki “Złote Ziarno” sięgają aż 2016 roku. Sprawa śmierdzi na kilometr.

Tak rozpoczyna tematyczny wątek na Twitterze  internauta Maltaquas

Maltaquas

@Maltaquas

Największym importerem toksycznego ukraińskiego ziarna jest spółka “Złote Ziarno”, zarządzana przez obywatela narodowości izraelskiej – Borisa Pogolier. Wątpliwości co do działań spółki “Złote Ziarno” sięgają aż 2016 roku. Sprawa śmierdzi na kilometr.

Zdjęcie

55,2 tys. Wyświetlenia

Maltaquas

@Maltaquas

Sam Pogolier już w 2016 nie ukrywał, że to spółka celowa pod import ukraińskiego zboża do Polski i UE. http://sir-kielce.pl/pliki/Z.Z.2.pdf

Zdjęcie

===============================

Maltaquas

@Maltaquas

Czyli w 2012 roku pojawia się w Polsce żydowski “spadochroniarz” i zakłada spółkę celową z kapitałem zakładowym 20 milionów złotych pod import ukraińskich towarów do Polski i EU. Co najmniej od 2016 spółka jest obiektem zainteresowań służb sanitarnych i weterynaryjnych. Pomimo tego, w latach 2022-2023 spółka importuje rekordową ilość ukraińskich zbóż o łącznej wartości ponad 500 milionów złotych. Czy spółka “Złote Ziarno” działa pod parasolem służb? Jeśli tak to jakiego kraju są to służby?

4 274 Wyświetlenia

“Boris Pogoriler jest również udziałowcem w spółce Acre Pay Limited zarejestrowanej w UK. Drugim udziałowcem w spółce jest Ukrainiec Vitaliy Shram, rezydent Monako. Czyli można przypuszczać, że spółka “Złote Ziarno” ma kapitał ukraiński”.

“Nowy terminal przeładunkowy w Woli Żydowskiej”

Notatka z portalu echodnia.eu: “W środę, 15 czerwca 2016, Andrzej Bętkowski wicewojewoda świętokrzyski, Krzysztof Słonina, wójt gminy Kije, Boris Pogoriler, prezes firmy Złote Ziarno, a także inwestorzy dokonali symbolicznego przecięcia wstęgi, uroczyście otwierając w ten sposób Terminal Przeładunkowy oraz Elewator Złote Ziarno.

Czym zajmuje się Złote Ziarno?

Firma istnieje od 2012 roku, jednak dopiero w tym roku rozpoczęła działalność operacyjną. Specjalizuje się w szeroko pojętym transporcie i magazynowaniu masowych produktów rolnych, w tym zboża, surowych olejów roślinnych, ziarna kukurydzy oraz śruty sojowej. Złote Ziarno współpracuje z największymi uczestnikami rynku rolnego z Ukrainy, zasięgając porad od ekspertów z Polski, Ukrainy, Stanów Zjednoczonych, Kanady i Holandii”.

Już na pierwszy rzut oka widać było, że inwestycja bazująca m.in. na imporcie do Polski nie przysłuży się polskiemu rolnictwu. Rozpoczęły się problemy… Poniżej skany pism urzędowych z 2016 roku. /link/

Jak wiadomo poprzedni rząd PiS sprawy nie rozwiązał pozwalając na zalew polskiego rynku produktami gorszej jakości z Ukrainy.

Co zrobił w tej sprawie rząd Tuska? Nic. Tak sądzą polscy rolnicy organizujący trwające od wielu miesięcy protesty. Sprawa oczywiście nie powinna się ogniskować wokół jednej spółki, na którą zwrócili uwagę internauci. Problem dotyczy wszystkich importerów trucizny ze wschodu.

“Tracimy na zbożu. Cena spadła z 1600 na 600 zł”. Protest rolników na Opolszczyźnie

https://youtube.com/watch?v=DGwW40IzYnk%3Ffeature%3Doembed

ZAMKNĄĆ GRANICE !!!

https://youtube.com/watch?v=ki2vJ6UIZ_s%3Ffeature%3Doembed

_____________________________________________________________________

Tagi:protest Rolników 2024, trują nas wszystkich

O autorze: Aktualnośc

1 komentarz

CzarnaLimuzyna 15 lutego 2024 godz. 20:52

Dodaj komentarz

Młynarze alarmują! Do Polski dotarła tania ukraińska mąka „techniczna”

Młynarze alarmują! Do Polski dotarła tania ukraińska mąka „techniczna”

Daniel Głogowski15 lutego 2024 legaartis/mlynarze-alarmuja-do-polski-dotarla-tania-ukrainska-maka-techniczna

Maka

Udostępnij

Polskie młyny otrzymują propozycje zakupu taniej gotowej mąki pochodzącej z Ukrainy, a następnie przepakowują ją, aby móc ją sprzedawać jako własny produkt, donosi portal Onet. W sieci dostępne są oferty zakupu większych ilości mąki prosto z Ukrainy. Sytuacja ta wywołuje obawy i niepokój wśród właścicieli młynów.

POLECAMY: Zatrute ukraińskie zboże ma swoją pierwszą ofiarę. Kaufland wycofał swoją mąkę

Onet zwraca uwagę, że do Polski nie tylko napływa z Ukrainy surowiec rolny bez wymaganych certyfikatów, ale także gotowa mąka pochodząca z tego kraju. W rezultacie właściciele młynów alarmują, obserwując rozwijającą się sytuację na rynku.

POLECAMY: Ponad 100 ton mąki z ukraińskiego zboża technicznego trafiło do polskich piekarni

„Właściciele młynów biją na alarm. Okazuje się, że nie tylko transport zboża, przeciwko któremu protestują rolnicy, ale także gotowej już mąki, może trafiać do Polski i zalewać rynek. Ofertę zakupu całych ciężarówek wypełnionych mąką z Ukrainy (po “okazyjnej cenie”) można bardzo łatwo znaleźć w internecie” – pisze Onet.

https://legaartis.pl/blog/2024/02/15/lista-firm-ktore-importowaly-zboze-z-ukrainy-laczna-kwota-to-55-mld-zl/embed/#?secret=2V9MoSnlwu#?secret=N2IF26pvtd

Portal relacjonuje historię właściciela młyna z Dolnego Śląska, który otrzymał propozycję zakupu gotowej mąki z Ukrainy, którą mógłby następnie przepakować i sprzedawać jako własny produkt. Pomimo tego, że młynarz produkuje wysokiej jakości mąkę, która trafia do klientów bezpośrednio lub wysyłkowo, od kilku miesięcy otrzymuje atrakcyjne oferty dotyczące gotowej mąki z Ukrainy, czasem dostarczanej nawet „cysternami”. Warto zaznaczyć, że wiele młynów, m.in. z Jeleniej Góry, Poznania, Wielunia oraz okolic Nowego Sącza, otrzymywało podobne propozycje handlowe. Mimo korzystnych cen, oferowana mąka nie posiada certyfikatów potwierdzających brak zawartości pestycydów w surowcach.

Maka techniczna zboze

POLECAMY: Kupujesz cukier? Uważaj na ten z Lidla, bo jego jakość może być marna a po aferze zbożowej istnieje również ryzyko utraty zdrowia

Internauci mogą łatwo natrafić na oferty firm zajmujących się „mąką z Ukrainy” w sieci, gdzie cena za tonę wynosi początkowo 1400 zł i jest do negocjacji. Młynarze podkreślają, że sytuacja ta może być poważniejsza niż kwestia samego importowanego zboża, gdyż dotyczy gotowego produktu, który nie spełnia norm unijnych. Z powodu niższych kosztów produkcji na Ukrainie, mąka ta może być oferowana po znacznie niższych cenach niż polska, co stanowi poważne zagrożenie dla polskich rolników.

POLECAMY: Polomarket sprzedaje ukraińskie jajka wyprodukowane niezgodnie z normami UE

Dodatkowo, podobne problemy zauważalne są w przypadku gryki. Właściciel jednego z młynów zaznacza, że obecnie gryka nie cieszy się popularnością w Polsce do produkcji kaszy. Kaszarnie na Lubelszczyźnie przyznają bezpośrednio, że nie produkują, a jedynie przepakowują kaszę z Ukrainy czy Kazachstanu, dostarczaną w big bagach po niższej cenie niż kosztowałoby samo ziarno w Polsce, z pominięciem kosztów prądu i robocizny.

Ministerstwo Rolnictwa zostało poinformowane o problemie z mąką z Ukrainy. Minister rolnictwa, Czesław Siekierski, potwierdza w rozmowie z Onetem, że resort jest świadomy sytuacji i pracuje nad sposobami przeciwdziałania temu problemowi.

==================================

MD: To nie mamy służb celnych?? Wszystkie są skorumpowane – i bezkarne??

Kiedy zwycięskie toczą boje ze straszną, faszystowską hydrą, to chcą mieć pewność, że na zawsze zdobędą to, co hydrze wydrą

Wbrew politycznym gangom

Stanisław Michalkiewicz michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    15 lutego 2024

Kiedy zwycięskie toczą boje ze straszną, faszystowską hydrą, to chcą mieć pewność, że na zawsze zdobędą to, co hydrze wydrą” – mógłby dziś napisać Janusz Szpotański, gdyby widział heroiczne zmagania „obozu demokratycznego” z obozem „dobrej zmiany” wokół dostępu do tak zwanych „konfitur władzy” w administracji i spółkach Skarbu Państwa, żeby i płomienni demokraci wreszcie też umoczyli pyski w melasie. Dzisiaj pretekstem jest akurat „przywracanie praworządności”, – a w każdym razie takim kryptonimem BND opatrzyła przerabianie III Rzeczypospolitej na Generalne Gubernatorstwo, które docelowo ma być nierozerwalnym ogniwem IV Rzeszy.

Adolf Nowaczyński pisał przed wojną, że tak „w londyńskiej Wielkiej Loży już postanowiono”, ale dzisiaj punkt ciężkości przesuwa się z Londynu do Berlina, gdzie Reichsfuhrerin Urszula von der Layen namawia się ze starszymi i mądrzejszymi – jak ma być. Operacja pod kryptonimem „Przywracanie praworządności” na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie chaosu – ale jest to chaos kontrolowany, podobnie jak i sam Donald Tusk, któremu właśnie ponownie przydzielono anioła-stróża w osobie pana Pawła Grasia, co to został szefem gabinetu premiera.

Z tego zamętu ma bowiem wyłonić się ład w postaci jedności moralno-politycznej mniej wartościowego narodu tubylczego. Na straży tej jedności będą oczywiście stały „służby” – podobnie jak było za komuny – które z kolei będą koordynowały działalność niezależnej prokuratury, niezawisłych sądów, no i oczywiście mediów, z rządową telewizją na czele, do której „silni ludzie” ministra-pułkownika Bartłomieja Sienkiewicza wprowadzili w charakterze Danuty Holeckiej pana redaktora Marka Czyża. Od razu wywołuje w widzach wrażenie stanowczości i zdecydowania, a cóż dopiero, gdyby tak występował w mundurze, jak, dajmy na to, pan red. Janusz Stefanowicz? I tak właśnie ma być – o czym mówił już dawno Zygfryd Muller, tak zwany „Kongo-Muller”. Wspominał, że jak przybył do Kongo, to od razu w stolicy urządził przemarsz najemników, żeby pokazać tubylcom, „że jesteśmy i że do czegoś zmierzamy”. Dokładnie taką samą operację przeprowadził 15 grudnia 1981 roku w Warszawie generał Jaruzelski, urządzając przemarsz najemników z SB, MO i niezwyciężonej armii, dla lepszego efektu – z włączonymi syrenami, niczym w niemieckich „Stukasach”.

Tymczasem pan prezydent w rozmowie z panami redaktorami Mazurkiem i Stankiewiczem bąknął, że „nie wyklucza” myśli o „resecie konstytucyjnym”. Ten „reset” ma polegać na tym, żeby powyrzucać wszystkich sędziów z Trybunału Konstytucyjnego i Krajowej Rady Sądownictwa, a może i z Sądu Najwyższego i rozpocząć nowy nabór. Myślę, że Volksdeutsche Partei Donalda Tuska powita ten pomysł z uznaniem, bo dzięki niemu utoruje sobie drogę do celu, jaki wyznaczyła jej Reichsfuhrerin Urszula von der Layen, bez konieczności urządzania jakichś jatek, które może sprawiłyby wiele przyjemności panu ministrowi Bodnarowi, ale mogłyby wywołać nieprzyjemne wrażenie w innych bantustanach, co też mają zostać wcielone do Rzeszy. Autorstwo tej koncepcji przypisywane jest Konfederacji, ale podejrzewam, że komuś z Konfederacji pomysł ten podsunęły stare kiejkuty, które przy tej okazji uwędziłyby własne półgęski ideowe, wprowadzając do Trybunału, do KRS i Sądu Najwyższego funkcjonariuszy ulokowanych w organizacjach „Iustitia” oraz „Themis”, które podejrzewam o niebezpieczne związki z WSI i ABW. W ten sposób jedność moralno-polityczna zostałaby przywrócona, jeśli nawet nie na wieki, to przynajmniej – na 2 lub nawet 3 pokolenia. Jeśli tedy pan prezydent „rozważa” taką możliwość, to znaczy, że zrozumiał, iż próżno wierzgać przeciwko ościeniowi i na posiedzeniu Rady Gabinetowej będzie próbował namawiać Donalda Tuska, by pozwolił mu jakoś zachować twarz. Nasz Najważniejszy Sojusznik bowiem, przynajmniej do listopada, nie będzie przeszkadzał Niemcom w przerabianiu Europy na IV Rzeszę, a jeśli się postawi, to tylko, gdyby jakaś Schwein zablokowała budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego, z którym Pentagon wiąże rozmaite nadzieje.

W tej sytuacji „reset konstytucyjny” jest jak najbardziej możliwy – ale to będzie tylko jeden z etapów budowy w naszym bantustanie Generalnego Gubernatorstwa, w którym – jak już pisałem – nie będzie miejsca, na dotychczasowe polskie safandulstwo i anarchię, tylko będzie panowała dyscyplina, jak się należy. Dyscyplina zaś będzie polegała na tym, że członkowie gangu, któremu uda się opanować Sejm, będą decydowali o tym, komu będzie wolno zostać oligarchą, a komu nie – tak, jak to jest w Rosji. Tam prezydent decyduje o tym, kto zostanie oligarchą, odwrotnie, niż na Ukrainie, gdzie to oligarchowie decydują, kto może zostać prezydentem. Rzecz bowiem w tym, że – poza stanowiskiem prezydenta, które pochodzi z powszechnego głosowania – wszystkie pozostałe stanowiska w naszym państwie, łącznie z synekurami w spółkach Skarbu Państwa, bezpośrednio lub pośrednio, pochodzą od Sejmu. Kto opanuje Sejm, ten zawłaszcza całe państwo. I z taką sytuacją mamy do czynienia co najmniej od lat 30 – bo – jak pamiętamy – już rząd SLD-PSL, funkcjonujący w latach 1993-1997 oskarżany był, zresztą całkiem słusznie, że „zawłaszczył państwo”. A potem w jego ślady szły wszystkie pozostałem rządy, aż do obecnego vaginetu Donalda Tuska włącznie. Taka jest konsekwencja ustanowienia w konstytucji systemu parlamentarno-gabinetowego, z doczepionym, niczym kwiatek do kożucha, prezydentem, który ma co prawda najsilniejszą podstawę demokratyczną, ale – jak to dziś widzimy – nie posiada realnej władzy.

Nie chodzi zatem o to, by następujące po sobie poszczególne polityczne gangi, od początku zawłaszczały dla siebie całe państwo, tylko o to, by wreszcie przeforsować w konstytucji zasadę trójpodziału władz. W tym celu należałoby odejść od systemu parlamentarno-gabinetowego i przyjąć system prezydencki, likwidując jednocześnie możliwość łączenia stanowisk we władzy wykonawczej i ustawodawczej. W osobie prezydenta, wybieranego w powszechnym głosowaniu na 5-letnią kadencję, skupiałaby się władza wykonawcza. Dobierałby on sobie ministrów według swego uznania – ale nie spośród posłów czy senatorów, tylko spośród fachowców spoza parlamentu. Sejm i Senat zajmowałyby się ustanawianiem praw, a jednocześnie Sejm – dzierżył klucz do kasy – co zmuszałoby prezydenta do współpracy z Sejmem, bo bez forsy – wiadomo – ani rusz. Przy takim rozdzieleniu kompetencji trudno byłoby komukolwiek zawłaszczyć państwo. Jednak taka zmiana musiałaby zostać dokonana wbrew politycznym gangom i dlatego nie da się tego uczynić bez pójścia na skróty. Ale co tam marzyć o tym?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Nowy “Traktat UE” ma być traktatem rozbiorowym państw, w tym Polski.

Autor: Redakcja , 14 lutego 2024 Nowy Traktat UE ma być traktatem rozbiorowym Polski !

To nie będzie referendum pomiędzy Europą a stepami Azji. To będzie referendum, które będzie Traktatem Rozbiorowym po którym Polska może już na mapę świata nie wrócić.

Ja nie mam cienia wątpliwości, że rząd Donalda Tuska ma jasne zadanie: doprowadzić do tego, by Polacy podpisali się pod Traktatem Rozbiorowym.

– twierdzi Jerzy Kwaśniewski, prezes Instytutu Ordo Iuris podczas rozmowy w PCh24TV

Władza Unii, w praktyce Niemców i ich sojuszników będzie oznaczać większą władzę i dominację niż ma aktualnie Berlin nad swoimi landami lub władza centralna USA nad poszczególnymi stanami.

“Polityka klimatyczna zgodnie z propozycjami traktatowymi ma się stać wyłączną kompetencją UE.

(…) Traktaty wprowadzają jako zasadę UE walkę ze zmianami klimatycznymi. To oczywiście jest zasada, która przyjmuje ideologiczną tezę za pewnik – o tym, że mamy do czynienia z antropogeniczną zmianą klimatu i można ją powstrzymać… ale jednocześnie jest to teza całkowicie sprzeczna z innym założeniem, które dotychczas obowiązywało – UE była po to, aby zapewnić wzrost. Teraz ważniejsze od wzrostu jest to, aby nie zmieniał się klimat…”

Manipulowanie emocjami Polaków

“W ciągu dwóch lat zostanie rozpisane referendum… i stopień rozchwiania Polski… bezprawie, którego teraz doświadczamy ma odebrać Polakom poczucie bezpieczeństwa. My jako naród mamy stanąć na krawędzi przepaści i oczekiwać zbawienia, zapewnienia bezpieczeństwo tylko od międzynarodowych struktur”.

Najbliższe dwa lata to czas chaosu, to czas ataku na wszystko co polskie…

Zacznijmy informować siebie nawzajem na spotkaniach rodzinnych, wśród przyjaciół, w pracy co się dzieje, co się święci – apeluje prezes Ordo Iuris.

To nie będzie referendum pomiędzy Europą a stepami Azji

To będzie referendum, które będzie Traktatem Rozbiorowym po którym Polska może już na mapę świata nie wrócić.

https://youtube.com/watch?v=D5EmKrNYWaE%3Fstart%3D713%26feature%3Doembed

Po co nam suwerenność? Raport Ordo Iuris na temat reformy traktatów unijnych

· Procedowane zmiany mogą doprowadzić do znacznego ograniczenia suwerenności Polski w kluczowych obszarach, takich jak polityka międzynarodowa, zdrowie, ochrona granic czy polityka walutowa.

· Skutkiem wdrożenia reformy może być m.in. przejęcie przez Unię dowodzenia nad siłami zbrojnymi Polski, zastąpienie polskich misji dyplomatycznych służbami unijnymi czy oddanie Brukseli kontroli nad przepływem imigrantów.

· Unia Europejska będzie mogła przejąć także nadzór nad kluczowymi gałęziami polskiego przemysłu oraz nabyć wyłączną kompetencję w zakresie zawierania porozumień dotyczących ochrony klimatu.

· Reforma może skutkować również narzuceniem państwom członkowskim akceptacji aborcji, surogacji, eutanazji czy permisywnej edukacji seksualnej.

· Raport został zaprezentowany podczas konferencji prasowej.

PRZECZYTAJ RAPORT – LINK

Niedziela: Białystok, Poznań, Zamość – Msze święte i pokutne Marsze Różańcowe za Ojczyznę

18.02.2024 Białystok, Poznań, Zamość – Msze święte i pokutne Marsze Różańcowe za Ojczyznę

14/02/2024przez antyk2013

Na Różańcu świętym będziemy się modlić wraz z Maryja Królową Polski o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii oraz o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu.

BIAŁYSTOK – O godz. 13.30 wyruszymy sprzed Katedry (ul. Kościelna 2), przejdziemy Rynkiem Kościuszki, ul. Lipową do Bazyliki Mniejszej p. w. św. Rocha.

POZNAŃ – początek o godz. 12.30 Msza Święta za Ojczyznę w Sanktuarium Bożego Ciała przy ul. Krakowskiej. Po Mszy Świętej Pokutny Marsz Różańcowy poprowadzi Ojciec Jerzy Garda. Zakończenie u Ojców Franciszkanów w Sanktuarium Matki Boskiej w Cudy Wielmożnej na Wzgórzu Przemysła.

ZAMOŚĆ –  o godz. 15.00 Koronka do Miłosierdzia Bożego, po modlitwie wyruszy spod kościoła św. Katarzyny Pokutny Marsz Różańcowy.

Msza Święta za Ojczyznę w Kościele Rektoralnym Świętej Katarzyny, ul. Kolegiacka 3 o godz. 17.00

Kościół św. Katarzyny, pl. Jaroszewicza Jana, Zamość - zdjęcia
Share

Kategorie Białystok, Msze św. za Ojczyznę, Pokutne Marsze Różańcowe, Poznań, Zamość Tagi Białystok, Jasnogórskie Śluby Narodu, Krucjata Różańcowa za Ojczyznę, modlitwa za Ojczyznę, Msza Święta za Ojczyznę, Pokuta, Pokutny Marsz Różańcowy, Poznań, różaniec za Ojczyznę, Zamość

Powrót upiora… PiS już przefarbowuje się na Konfę !

Powrót upiora… PiS już przefarbowuje się na Konfę!

Autor: pokutujący łotr , 13 lutego 2024 ekspedyt/powrot-upiora-pisiory-juz-przefarbowuja-sie-na-konfe

Co cwańsi przedstawiciele niechcianej przez nikogo partii, już się przefarbowują w nowe barwy. Łże-prawica pisowska w osobie Łukasza Schreibera i jego kamaryli zawiera sojusz wyborczy z bydgoską Konfederacją!  https://www.youtube.com/watch?v=Yl6RSzHV6Lc

Tak, chodzi o tego samego Schreibera,  który zawsze grzecznie głosował za aborcją i ma w Warszawie II-gą żonę, znaną w mediach “celebrytkę” i “walczącą o prawa kobiet” lewaczkę (porzuciwszy legalną,  wraz  z dzieckiem, w Bydgoszczy). Oczywiście, kogo sobie bierze to jego sprawa, ale dokonując takich wolt  niech nie stroi się dziś przed kamerami w szatki prawicowca, pod szyldem “Bydgoskiej Prawicy Łukasza Schreibera”.

Co na to Marcin Sypniewski, lider bydgoskiej Konfy? Cieszy się z tego aliansu, czemu daje wyraz w mętnej gadce godnej Wiplera. Ciekawe, czy przyklaskuje temu zarząd partii? Czy  kierownictwo Konfy godzi się na takie szkodzące wizerunkowi Konfederacji związki z wyliniałymi pisiorskimi lisami? Jeśli tak, to już na pewno mają o jeden – mój –  głos mniej.

Mam nadzieję, że na tę zagrywkę nie dadzą się nabrać inni zwolennicy Konfy –  pomimo jej wielu karygodnych błędów, jednak wciąż tej, jaką znamy z ciekawych, super-inteligentnych potyczek słownych z lewactwem w wykonaniu Bosaka, czy z odważnych katolicko-narodowych wystąpień Brauna…

Wprawdzie tym razem chodzi “tylko” o “sojusz” przed wyborami samorządowymi (Bydgoszcz jest we władaniu lewactwa), ale od takich niby drobnych kompromisów lokalnych zaczyna się proces gnicia i ostatecznie rozpadu partii. Czy Konfederacja nie może wystąpić sama? Nawet, jeśli nie oznacza to zwycięstwa? Czy bowiem naiwnie uważa, że zyska cokolwiek na tej symbiozie ze zgraną, obrzydłą większości prawdziwych patriotów partią? I czy nie widzi, że mając w swym łonie tak wielu ludzi niewyraźnych, strzygących okiem na różne strony polityczne, a pewnie także i  rozbijaczy, bardziej i mniej ukrytych do czasu, aż nie nadejdzie ich czas – może sobie pozwolić na mezalians ze swoim dotychczasowym przeciwnikiem, ryzykując całkowitą utratę tożsamości?

Przecież Schreiberowi chodzi jedynie o fotel prezydenta miasta i używa Konfy jako trampoliny.  Smutne to, oj smutne. Ale było do przewidzenia.

Polska zostanie obroniona ! Jacy tam z nich politycy. To są podwykonawcy, którzy przyjmują zlecenia zewnętrzne

Polska zostanie obroniona! – ks. Marek Bąk

Autor: AlterCabrio , 3 lutego 2024 ekspedyt

Jacy tam z nich politycy. To są podwykonawcy, którzy przyjmują zlecenia zewnętrzne i, tak jak aktorzy walczą czasem o rolę pierwszoplanową, tak oni też biją się o profity doczesne, a wykonują zlecenia obcych. I ci z lewej, i ci drudzy z lewej, bo prawicy u nas w Polsce nie ma. To są tylko takie igraszki. To jest teatr dla gawiedzi. Natomiast wrogowie naszej Ojczyzny już nie udają. Z lekkim kamuflażem, ale następuje rozbiór Ojczyzny, nie tyle w sensie politycznym, bo to będzie ostatni akt, tylko w sensie moralnym, duchowym, tożsamościowym, abyśmy przestali myśleć po polsku, gdy już nie będziemy myśleć po katolicku, bo nie będzie Polski niekatolickiej. Polska może być tylko katolicka, albo nie będzie Jej wcale.

−∗−

Polska zostanie obroniona! – ks. Marek Bąk

−∗−

Polscy marrani. Ile osób żydowskiego pochodzenia jest dzisiaj w Polsce? Ukryta diaspora 4-5 mln?

Polscy marrani. Ile osób żydowskiego

pochodzenia jest dzisiaj w Polsce? Ukryta diaspora 4-5 mln?

Kategoria: Archiwum, Polecane, Polityka, Polska, Pudło, Ważne

Autor: wawel , 28 stycznia 2024

PRZEDMOWA

W związku z tym, że wczoraj był Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu zamieszczam artykuł dotyczący polskiej diaspory żydowskiej, która raz jest, a raz znika…

Każda diaspora (jej liczebność, wpływy, jawna lub skryta jej reprezentacja parlamentarna, umocowanie instytucjonalne etc.) jest ważna z punktu widzenia rdzennych społeczeństw a diaspora żydowska szczególnie, gdyż powszechnie od wielu lat znane są jej w tej sferze kreatywne talenta. Bo czyż nie mają wymiaru globalnego społeczno-psychologiczne operacje (“kreacje”, “wizje”, “projekty”, rewolucje) polityków o korzeniach żydowskich próbujące zmieniać oblicze całych kontynentów?

Akcja “Pokoloruj Europę” Angeli Merkel, akcja “Zakowiduj i wyszczep Europę” Ursuli von der Pfizer, ups, von der Leyen, akcja ‘Równość i prawożądłość” Very Jourovej, czy też akcja “Anihiluj Polskę” Mateusza Bankiera o korzeniach żydowskich. Na koniec – last but not least – wśród osiągnięć polityków o korzeniach żydowskich trzeba wymienić projekt najszerzej zakrojony – “Spinelli Redivivus – Federalizacja Unii Europejskiej” (czytaj: IV Rzesza albo kołchoizacja) Daniela Cohn-Bendita.

Oprócz kreatywności diaspora żydowska wyróżnia się siłą tworzenia swojej “małej ojczyzny” wewnątrz obcych organizmów państwowych (mówiąc mniej dyplomatycznie owo tworzenie małych ojczyzn można nazwać infiltracją etniczną). Jak duża jest owa ekspansywność pokazać nam może choćby ten jeden fakt, że jeden z placów Wiednia już nosi imię oczekiwanego mesjasza Chabad Lubawicz, Schneersona. I fakt, iż przy placu “Rabina Schneersona” pod numerem 1 mieści się zespół szkół sieci Lauder (Der Lauder Chabad Campus, LCC): przedszkole, szkoła podstawowa, liceum oraz cheder (szkoła żydowska o charakterze religijnym). Podobny zespół szkół mieści się w Warszawie.

image

Ilustracja. Wiedeń, Plac Rabina Schneersona 1, Centrum Edukacyjne CHABAD Lauder.

image

Diaspora żydowska oprócz talentów politycznych wyróżnia się dbałością o edukację SWOICH młodych pokoleń (bo edukację autochtonów niszczy się systematycznie, vide: obecne działania Nowackiej, minister edukacji, byłej narzeczonej Zandberga). Przykładem takiej plemiennej dbałości jest fakt, że Mateusz Bankier posyła swoje dzieci do sieci szkół Lauder Morasha założonej przez przewodniczącego Światowego Kongresu Żydów Ronalda Laudera. Dzieci wychowane w świadomości własnej odrębności, wyjątkowości i wewnątrzgrupowej solidarności “ponadśrodowiskowej” (że tak eufemistycznie to nazwę), gdy podrosną wchodzą w tkankę innych etni i państw. W tym – odczuwanym przez nich tradycyjnie jako radykalnie obce – środowisku socjalnym budują sukcesy społeczności żydowskiej, nie pokrywające się w ogóle z pomyślnością społeczności wewnątrz których żyją. Pochodzący z jednej z takich silnych odrębnością etniczną enklaw W. Myślecki, przyjaciel Mateusza Morawieckiego mówi o tym jawnie i nazywa tę strategię: “żydowski, odwrócony system budowania grup społecznych” (vide: https://ekspedyt.org/2024/01/18/chanukowa-rzeczpospolita-przyjaciol-czyli-3-odslony-piesni-hava-nagila/).

Aby w pełni zrozumieć wymowę poniższego artykułu o ukrywającej się polskiej diasporze trzeba mieć w pamięci zjawisko “marranów” (marrani lub marranowie, a także marani, niekiedy zwani conversos – w późnośredniowiecznej i wczesnonowożytnej Hiszpanii i Portugalii nazwa używana w stosunku do żydowskich konwertytów, których podejrzewano o potajemne praktykowanie judaizmu). Jak podaje Wiki: marrani na skutek oficjalnego przyjęcia chrześcijaństwa  rychło zaczęli przenikać na masową skalę do zamkniętych dla nich dotąd grup społecznych i instytucji: urzędów publicznych, uniwersytetów, gildii kupieckich, wreszcie samego Kościoła.

W wielu hiszpańskich miastach konwertyci zdobyli silną, niekiedy wręcz dominującą pozycję we władzach miejskich (Kordoba, Toledo, Burgos, Cuenca, Segovia itp.). Wzrastała też ich liczba i znaczenie na dworach królewskich Kastylii i Aragonii. Zdecydowanie dominowali w dziedzinie finansów. Do szlachectwa dopuszczano ich na równych prawach ze „starymi chrześcijanami”. Jak to skomentować? Chyba tylko tak: siła mimikry jest wszechpotężna…

Dzisiejszym, już jawnym odpowiednikiem (“zamiennikiem”) judaizmu w polskiej diasporze “przyjaciół” byłyby zapewne następujące orientacje ideologiczne: neoliberalizm, lewicowy progresywizm, materializm, antychrześcijaństwo, ateizm, “tolerancjonizm”. Są to zamienniki judaizmu, gdyż działająca w nich substancja czynna jest z nim tożsama.

Jak widzimy jest to bardzo ekspansywny profil etniczny, dlatego ważne jest, by się orientować w jakiej sile jest jego odłam goszczący u nas. O tym jest poniższy tekst. Zapraszam do lektury.

image

WSTĘP

Ponad 4  lata temu w wykładzie dla Centrum Edukacyjnego Powiśle prof. Jan Ciechanowski, autor obszernej monografii pt. Antysemityzm podał informację, że w Polsce obecnie jest 4-5 mln Żydów. Sześć lat temu – nie znając wypowiedzi prof. Ciechanowskiego na ten temat –  gdy na podstawie różnych materiałów (w tym z archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego) próbowałem samodzielnie określić tę liczbę – wyszło mi także pomiędzy 4 a 5 mln (4,8 mln, czyli ok. 12,5 % ludności Polski). Kilkanaście lat temu jeden z autorów Polonii amerykańskiej też podawał liczbę ok. 4 mln. Zajrzyjmy głębiej za kulisy tego tematu tabu. Może wtedy zrozumiemy, dlaczego albo się zamilcza ten temat, albo zafałszowuje i dezinformuje. W języku innego, bliskowschodniego kręgu kulturowego można by takie postępowanie nazwać: takijja wspiera hidżrę

image

I

Jakiś czas temu w Muzeum Historii Żydów Polskich w ramach cyklu „Życie przecięte”. Żydzi w Polsce 1944-1968  miał miejsce wykład prof. D.Stoli „Ilu Żydów było w Polsce powojennej?” Czy z tego wykładu – jak można by się zgodnie z logiką spodziewać – wynika ilu Żydów jest w Polsce obecnie, czy wręcz przeciwnie, wykład ten uniemożliwia dokonanie takich ustaleń, do tego i do innych zagadnień z kręgu problematyki powojennych deportacji Polaków i Żydów z terenów ZSRR na teren nowotworzonego państwa polskiego (о лицах польской и еврейской национальностей, подлежащих эвакуации в Польшу – jak to nazywają dokumenty z rosyjskich archiwów) – odniosę się w poniższym tekście i spróbuję dać odpowiedź na pytanie o wielkość populacji osób żydowskiego pochodzenia (jewish descent) w roku 1947 i po upływie 70 lat, w roku 2016 – w oparciu o materiały polskie, rosyjskie, niemieckie i żydowskie.

Przeglądając różnojęzyczne wersje haseł w Wikipedii można dowiedzieć się ciekawych rzeczy, faktów z zakresu socjologii lub psychologii. Takich np. jak ta, że Amerykanie polsko-żydowskiego pochodzenia nie wstydzą się swojego pochodzenia i bez problemów je ujawniają w przeciwieństwie do obywateli Polski żydowskiego (polsko-żydowskiego, ukraińsko-żydowskiego, białorusko-żydowskiego, rosyjsko-żydowskiego) pochodzenia skrywających z reguły w głębokim cieniu swoje żydowskie korzenie..

Jaka może być przyczyna tego zagadkowego faktu? Oczywiście, odrzucam podpowiedzi sponsorowane typu: „ukrywają, gdyż boją się polskiego antysemityzmu wyssanego przez Polaków z mlekiem matki”. Z polskiej Wiki można się jeszcze dowiedzieć, że obecnie w Polsce jest ok.10-20 tys. Żydów. Ilu ich jest obecnie faktycznie i dlaczego ten temat jest omijany oraz na jakie aspekty życia politycznego i stanu państwa obecnego i przyszłego to rzutuje – postaram się odpowiedzieć w dalszej części.

Angielska Wiki ma kategorię haseł: Ludzie żydowskiego pochodzenia (Category:People of Jewish descent). Do tego dodaje angielska Wiki uwagę, żeby odróżniać „Jewish descent” od „Jews”, czyli osóby żydowskiego pochodzenia od Żydów i kieruje do artykułu o matrylinearnym dziedziczeniu przynależności narodowej. Konsekwentnie też angielska Wiki oprócz ogromnej listy znanych osób żydowskiego pochodzenia daje dużą listę znanych Żydów. I obydwie te kategorie rozpisane są na wiele krajów (podkategorii). Osób żydowskiego pochodzenia angielska Wiki odróżnia 81 podkategorii. Wśród podkategorii mamy m.in. „German-Jewish descent”, czyli „pochodzenie niemiecko-żydowskie”, co bywa często mylnie nazywane „niemiecki Żyd”, gdyż przymiotnik „niemiecki” powinien określać miejsce urodzenia, aktualne miejsce zamieszkania (ew. obywatelstwo) i tak, będziemy mieć prawidłowo: Bernie Sanders – amerykański Żyd, którego rodzice pochodzili z Polski i Rosji.

Nie przestrzegając tego, myląc „pochodzenie etniczne” z „pochodzącym z” dostaniemy takie kwiatki, jak w portalu „natemat”, gdzie napisano o Bernim Sandersie, że jego matka była „polskiego pochodzenia”. Kto jak kto, ale Żydzi na pewno nie „nabierali pochodzenia” (w sensie etniczności) od… miejsca urodzenia, zwłaszcza, gdy jak przodkowie Sandersa ściśle przestrzegali endogamii, czyli małżeństw wewnątrz własnej grupy, w celu zabezpieczenia jej przed utratą członków, wzmocnienia izolacji i utrzymania odrębności oraz w celu – jak pisze Wiki – „utrwalenia kastowości etnicznej i swoistego prestiżu” (zgodnie z Miszną oraz komentarzami do Tory i Miszny).  

Wracając do angielskiej Wiki i jak jawna jest ona w porównaniu do przemilczającej wiele faktów związanych z pochodzeniem etnicznym polskiej Wiki, to w kategorii „Ludzie pochodzenia żydowskiego” wśród 81 podkategorii mamy pochodzenie ukraińsko-żydowskie, rosyjsko-żydowskie, białorusko-żydowskie, łotewsko-żydowskie etc. I teraz dochodzimy do najciekawszej rzeczy: Amerykanów żydowskiego pochodzenia mamy w angielskiej Wiki 5865 (samego tylko rosyjsko-żydowskiego pochodzenia 1240 osób), podczas gdy Polaków rosyjsko-żydowskiego pochodzenia mamy… 2 osoby w angielskiej Wiki, a w polskiej tylko 1 osobę… Są to Moishe Broderzon i Sara Topelson de Grinberg, którą określono jako Polkę, choć z Polski wywieźli ją rodzice, gdy miała 3 miesiące i całe życie spędziła w Meksyku.

Wprawdzie mamy kategorię „polscy Żydzi”, ale 1. nie ma ona podkategorii „pochodzenie ukraińsko-żydowskie, niemiecko-żydowskie, białorusko-żydowskie, litewsko-żydowskie etc. 2. zawiera b.mało osób z żyjących w Polsce po II wojnie lub obecnie żyjących 3. głównie zawiera osoby, które opuściły Polskę. Stwarza to wrażenie, że – owszem – byli w Polsce Żydzi, niewiele osób, kilkadziesiąt lat temu, w końcu poumierali, lub wyemigrowali (ew. w narracji grossopodobnej – zostali przez Polaków wymordowani). A zostało jedynie parę tysięcy, nie rzucających się nikomu w oczy, chodzących do nielicznych synagog (po Okrągłym Stole i tzw.odrodzeniu życia żydowskiego mamy w Polsce 7 synagog i 11 domów modlitwy) ortodoksyjnych Żydów, wśród których nie ma żadnego celebryty.

Po takiej wstępnej manipulacji encyklopedycznej potem można już w haśle dotyczącym danych o populacji żydowskiej podawać śmiesznie małą liczbę Żydów w obecnej Polsce rzędu 10-20 tys. (w niektórych hasłach Wikipedii nawet podaje się… 3200 osób). Po tak zafałszowanej ogólnej tendencji opisu tej grupy etnicznej trudno spodziewać się precyzji w samych biografiach, które absolutnie nie rozróżniają pojęć Żyd i osoba żydowskiego pochodzenia, dzięki czemu można “sprzedawać” Polakom wersję, że Żydów prawie w Polsce nie ma. No a na koniec mamy ministrów rządu izraelskiego piszących idiotyzmy na twitterze, że w Polsce jest antysemityzm bez Żydów, co wskazuje na chorobę psychiczną Polaków. Cóż, ów minister (nie pomnę nazwiska) udaje – jak to się mówi – głupiego, udaje, że nie zna historii marranów

II

O ukrytym życiu b.dużej diaspory żydowskiej w dzisiejszej Polsce dwie amerykańskie Żydówki napisały 14 lat temu b.ciekawą pracę. Dotarły do wielu tych Polaków żydowskiego pochodzenia i przeprowadziły z nimi rozmowy, gdzie mówią ci “ukryci Żydzi” o tym, iż”poczucie żydowskości jest centralne w ich sercu”, a to, że żyją i mieszkają w Polsce jest faktem dla nich mało znaczącym, dlatego przebywają w środowisku takich jak oni “ukrytych” Żydów, głównie z nimi utrzymują najbliższe kontakty, a nawet w swoich firmach zatrudniają tylko takie osoby z żydowskimi korzeniami.

Mamy tu wyraźnie do czynienia z wielu faktorami wypełniającymi definicję “mniejszości etnicznej”. To, że owa mniejszość nie afiszuje się, posługuje się językiem polskim, najczęściej ma polskie (wyglądające na polskie) nazwiska i prowadzi życie ukryte – niczego nie zmienia, tylko dodaje tej mniejszości etnicznej pewną specyfikę, nazwijmy to roboczo “marrańską”. 

Krew – jak mówił Tuwim – ma przemożną, irracjonalną moc… O tym wszystkim można przeczytać w pracy Susan A Glenn, Naomi B Sokoloff, Boundaries of Jewish Identity, University of Washington Press, Washington 2010. Trzymanie w ukryciu liczebności mniejszości etnicznej osób pochodzenia żydowskiego jest to tejże mniejszości “differentia specifica” i strategia etniczna, dodajmy: uwarunkowana długą tradycją historyczną. Tego typu konflikt lojalności i podwójną lojalność nazywał Dmowski: “fałszywy obywatel”, “półpolak”.

Na marginesie rozważań o liczbie osób żydowskiego pochodzenia pojawia się b.interesujące pytanie, które stawia wielu politologów i socjologów: jak małej trzeba ilości osób, by sprawować faktyczną władzę w danym państwie, władzę – dodajmy – demokratyczną. I powiązane z nim pytanie, na ilu i jakich newralgicznych stanowiskach powinny być te osoby usadowione, by kierowanie danym państwem było skuteczne?

Wielu politologów jest zdania, że lobby przechwytujące państwo nie musi być bardzo liczebne. Stanowisk kluczowych nie ma wcale tak dużo… Resztę zrobi propaganda “wolnościowa” oraz strategia kameleona i twierdzenie: “Nas przecież wcale tu nie ma! A ci z nas, którzy tu są, to Polacy!” Na takie dictum lud się uspokaja i usypia. I marzy o wolności i silnym oraz zamożnym państwie.

 III

Przy próbie opisu powojennych migracji (repatriacji) rosyjskich głównie Żydów do Polski i wielkości tych przesiedleń jak i dalszych ich losów napotykamy na kilka klasycznych trudności, które mogą doprowadzić do licznych przekłamań. Ogólnie rzecz ujmując nazywa się to w literaturze przedmiotu „problemem tożsamości” (etnicznej, narodowej, religijnej i państwowej). Podejście obiektywne, faktograficzne musi tu być wyraźnie oddzielone od subiektywnego stosunku danej osoby do faktów związanych z własnym pochodzeniem.

Na przykładzie naszego Berniego Sandersa wygląda to tak: nie ma żadnego znaczenia, jeśli Sanders – hipotetycznie – nie uważałby się dziś za Żyda. Byłoby to jego odrzucenie tożsamości żydowskiej (fakt psychologiczny) – nie mające jednak nic wspólnego z jego wielopokoleniowym byciem Żydem (fakt genealogiczny).

Wiele osób w Ameryce omija konieczność wyboru mówiąc o sobie „amerykański Żyd”. Jest to sformułowanie pragmatyczne typu „Panu Bogu (swojej zakorzenionej w sercu etniczności) świeczkę a diabłu (obywatelstwo amerykańskie) ogarek. Popularność takiego sposobu autoprezentacji jest duża i wbrew pozorom nie mówią tak o sobie tylko religijni Żydzi, ale cała populacja włącznie z osobami świeckimi (agnostycy i ateiści). Tak samo w międzywojniu w Polsce funkcjonowało określenie „polski Żyd”.

W Ameryce takie przymiotnikowe określanie swego obywatelstwa przetrwało do dziś, w Polsce zanikło, gdyż z wielu powodów w życiu politycznym zaczęły dochodzić do głosu (zwłaszcza po ogromnym przesiedleniu do Polski w 1905 r. tzw. Żydów litwackich [ok.600 tys.], programowo izolujących się od polskości), poglądy żądające opowiedzenia się po jednej ze stron i dokonania jednoznacznego wyboru: „Żyd czy Polak”. Taki wymóg etnicznego samookreślenia  wszystkim polskim Żydom stawiał np. wspaniały, polski patriota żydowskiego pochodzenia Julian Unszlicht.

Niestety, zasada “kłamstwa strategicznego”, analogiczna do zasady takija – czyni możliwym “udawanie Polaka”. Po wojnie sytuacja w Polsce skomplikowała się politycznie, jeśli nie jest profanacją nazwanie komplikacją kolejnej okupacji pobłogosławionej przez „opinię międzynarodową” i „wielkich tego świata”.

Specyfiką polskiej diaspory Żydów (nazwijmy to tak, ze względu na wykazany w dalszej części duży ilościowo wymiar osiedleń) było to, że ilość Żydów religijnych była już od początku mała i z czasem jeszcze się zmniejszała. Kontrastuje to np. z Węgrami, gdzie dziś jest czterokrotnie więcej Żydów praktykujących i Niemcami (trzykrotnie więcej), biorąc pod uwagę procent całej populacji węgierskiej, różnica jeszcze bardziej się uwypukla. Typowa osoba polska żydowskiego pochodzenia jest ateistą, katolikiem lub protestantem.

 IV

Czas by przejść do wykładu prof. D.Stoli. Wykład ten jest bardzo specyficzny, by użyć eufemizmu. Nie daje klarownej odpowiedzi na postawione pytanie i nie prowadzi do wniosków, które powinny z tego typu rozważań wynikać. W formie jest bardzo nieklarowny, niesystematyczny i pozbawiony jednej, sprecyzowanej metodologii. Jeśli chodzi o źródła, to jest jeszcze gorzej. Pominięte są milczeniem podstawowe materiały źródłowe, jakimi są dokumenty Centralnego Komitetu Żydów Polskich z lat 1944-1947, nie uwzględnia się b.ciekawych (kontrowersyjnych z powodu zaniżania danych, ale b.cennych z powodu podawania ścisłych danych o procentowym udziale Żydów wśród polskich repatriantów) materiałów z archiwów rosyjskich, czyli, było nie było współorganizatora „ewakuacji Polaków i Żydów do Polski”, jak nazywali to złożone logistycznie przedsięwzięcie sami Rosjanie.

Trudno sobie wyobrazić wykład na temat „Ilu Żydów było w Polsce powojennej?” bez ustalenia definicji „tożsamość etniczna”, „tożsamość kulturowa”, narodowość, pochodzenie, obywatelstwo itd., a jednak autorowi się to udaje a nawet zapowiada na samym początku, że w rozważanie tematu „Kto jest Żydem?” absolutnie nie będzie się wdawał.

Zupełnie nie ruszony został temat socjologicznych, kulturowych i politycznych powodów nie rejestrowania się ogromnych mas przywożonej ludności żydowskiej w oficjalnych spisach. Jednak bez „wdawania się” w to zagadnienie otrzymamy tylko to, co właśnie otrzymaliśmy – garść zupełnie wtórnych impresji, mgławicę kilkunastu liczb płynnie przechodzących w siebie i obdarzonych zastrzeżeniem, że „żadna nie jest pewna”… Plus, oczywiście, całkiem ortodoksyjnie mainstreamowo całość posypana przyprawą o pogromach i Polakach łowiących Żydów. Słuchając tak nieporządnych i obchodzących dokoła fakty wykładów, nic to, że publicznych (popularnych) – zaczynamy rozumieć powody dla których polskie uczelnie wyższe klasyfikowane są w czwartej setce światowych.

Przejdźmy jednak do właściwej treści, której poświęcone jest to opracowanie, czyli do sytuacji etniczno-demograficznej na ziemiach polskich po II wojnie. Najpierw ustalmy kilka punktów czasowych: 1 marca 1943 powołanie Związku Patriotów Polskich, 31 grudnia 1943/44 PPR powołuje KRN, 4.01.44 Armia Czerwona przekracza przedwojenną granicę Polski, styczeń/luty 1944 Sekretariat KC WKP(b) utworzył niejawne Centralne Biuro Komunistów Polskich, , lipiec 1944 Armia Czerwona przekracza Bug z Armią Berlinga, 20 lipca 1944 utworzenie w Moskwie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, 27 lipca 1944 w imieniu PKWN Edward Osóbka-Morawski podpisał w Moskwie Porozumienie między PKWN a rządem ZSRR o polsko-radzieckiej granicy, 9 września 1944 układ między PKWN i USRR o wymianie ludności między Polską a USRR, 12 listopada 1944 powołany zostaje Centralny Komitet Żydów Polskich, 31 grudnia 1944 Józef Stalin przekształcił PKWN w Rząd Tymczasowy Rzeczypospolitej Polskiej, marzec 1945 zakończenie działań wojennych, maj 1945 kapitulacja III Rzeszy, 29 listopada 1947 ONZ zgodziła się na podział Palestyny na dwa państwa: żydowskie i arabskie, maj 1948 powstanie panstwa Izrael.

„W obliczu tej absolutnej zagłady nad ruinami życia żydowskiego w Polsce rozległy się słowa PKWN, słowa o sprawiedliwej zemście za wymordowane getta, słowa o odbudowie na nowych podstawach egzystencji żydowskich w wyzwolonym kraju” – pisze w 1944 r. na łamach organu ZPP, Bernard Mark, Żyd (polska Wiki – jak już wyżej wspominałem – w niezgodzie ze standardami takiej choćby angielskiej Wiki nie odróżnia „Jew” od „jewish descent” i pisze „polski historyk, publicysta i działacz komunistyczny żydowskiego pochodzenia” odbierając B.Markowi bycie Żydem i przydając mu bycie Polakiem, podczas gdy on sam w innym fragmencie w/w tekstu pisząc „naród nasz” pisze tylko i wyłącznie o Żydach), współzałożyciel ZPP, członek CKŻP i organizator repatriacji Żydów z ZSRR.

Prof. Stola mówi o „płynności liczb i wyliczeń” dotyczących Żydów w Polsce powojennej będącej wynikiem płynnej sytuacji migracyjnej. Ale powiedzieć tak, to za mało powiedzieć. O wiele za mało. Płynność liczb jest skutkiem nie płynnej sytuacji migracyjnej, lecz mobilnej sytuacji geopolitycznej. O tej zaś wykładowca z Muzeum Polin prawie nic nie mówi. Dr Andrzej Leszek Szcześniak uzupełnia tę najistotniejszą lukę. Gdy stawia pytania: jak liczna była populacja żydowska w Polsce Lubelskiej, pisze tak: „Nie zostały nigdzie opublikowane liczby dotyczące tej kwestii. Ogłaszano wprawdzie różne liczby, ale czyniono to z myślą o osiągnięciu określonych efektów politycznych. W publikacjach tych podawano często liczby nawzajem się wykluczające.

Można tu tylko podać przybliżone dane ogólne: Histona Polski w liczbach (GUS, Warszawa 1994) na stronie 194 w tabeli 167 podaje, że w 1939 roku było w Polsce 3 500 000 Żydów, straty wyniosły ogółem 2 700 000. Wynika z tego, że ocalono 800 000 (…) Część ocalonych znajdowała się jeszcze pod okupacją niemiecką, część przebywała na wschodzie. Z drugiej jednak strony wiemy, że na ziemie polskie pod okupacją sowiecką masowo napływali Żydzi – obywatele sowieccy, zarówno wojskowi, jak i cywile” [w zgodzie z tym archiwa rosyjskie wspominają o tym, że nawet do eszelonów repatriacyjnych byli wpuszczani Żydzi, którzy nie spełniali warunków podlegania repatriacji, czyli tacy, którzy w 1939 r. nie byli obywatelami RP – przypis mój, wawel]. „Ich zadaniem było zasilenie kadr” nowopowstającego, hybrydowego tworu jakim miał być „sowiecki protektorat kolonialny na ziemiach polskich”, protektorat, dodajmy w zgodzie z obecną historiografią rosyjską (np. Kostyrczenko) sprawowany nad Polakami wg chytrego konceptu Stalina przez mniejszość żydowską (ściślej: przez żydowskich komunistów).

V

Dr Szcześniak podaje liczbę 800 tys. ocalonych (w małej części więc tych także, którzy zdecydują się nie wrócić do Polski) jako liczbę w którą można by mieć kłopoty, by uwierzyć. Ale zaraz ukazuje, iż może – po odjęciu tych, którzy nie wrócili do Polski i po dodaniu tzw. dzikich migracji oraz Żydów nie będących obywatelami Polski – liczba 800 tys. wcale nie będzie przesadzoną.

Ja dodam do tego, że gdy odejmiemy dwie emigracje do Palestyny (później Izraela) szacowane na ok.150 tys. to otrzymamy 650 tys. Żydów na terenie Polski, co już zbliża się (jako dwukrotność) do oficjalnych, potężnie zaniżanych danych, które – jak świetnie to wyłapuje dr Szcześniak – są kompletnie niewiarygodne, gdyż były manipulowane w celu wykorzystywania ich do rozgrywek politycznych.

Gdy sam w oparciu o źródła niemieckie, rosyjskie, polskie i żydowskie próbowałem dokonać przybliżonego szacunku liczby Żydów w Polsce powojennej (do czasu zakończenia drugiej fali wyjazdów do Izraela) to wyszła mi liczba bardzo zbliżona do tej, jaką sugeruje (niestety nie rozwijając bliżej tematu) dr Szcześniak, czyli 600-650 tys. (szczegółowe wyliczenie będzie poniżej).

Najważniejsze jest to, że rachuby dr Szcześniaka są potwierdzane przez najwcześniejsze dokumenty źródłowe strony zainteresowanej, kiedy to władze mniejszości żydowskiej w Polsce podają realne liczby – gdyż nie wiedzą w jaką stronę sytuacja się potoczy i w żadnym względzie nie zależy im na przekłamywaniu danych, bo 1. zagrożenie emigracją do Izraela jeszcze nie istnieje a ostry spór z syjonistami jeszcze się nie zaczął  2. reakcja obronna ze strony polskich „patriotycznych komunistów” jeszcze się nie zaczęła.

image

Bernard Ber Mark, dokumenty z okresu jego kierowania Centralnym Komitetem Żydów Polskich należą do najważniejszych źródeł do badania populacji Żydów w powojennej Polsce .

Przejdźmy teraz do dokumentów źródłowych znaczenia pierwszorzędnego. Jest to list Do ZWIĄZKU PATRIOTÓW POLSKICH, Moskwa [Referat dla spraw żydowskich przy KRN. Warszawa, 15 czerwca 1944 r. (—) Ludwik (—) Ewa,AZHP, 193/11-12. Krajowa Rada Narodowa (konspiracyjna). Referat Spraw Żydowskich, k. 4-8. Maszynopis, odpis]: „Ogólna liczba Żydów w Polsce wynosi więc w chwili obecnej około 250 tysięcy.” Pamiętajmy, że pierwsze pociągi z Żydami repatriowanymi z ZSRR przyjadą dopiero w… pierwszej połowie 1946 r.!

O drugim prymarnym dokumencie informuje Dorota Sula „Komitet Organizacyjny Żydow Polskich w ZSRR w deklaracji przesłanej w czerwcu 1945 r. uczestnikom światowej Konfederacji Żydow Polskich w Nowym Jorku” liczbę Żydów, którzy przyjadą do Polski z ZSRR określił na 250 tysięcy. Oczywiście są to wartości szacunkowe, ale dają wyobrażenie rzędu wielkości. Otrzymaliśmy już liczbę ok.500 tys. na 1,5 roku przed rozpoczęciem właściwej, ogromnej repatriacji!! 

Trzecie b.ważne świadectwo to„Dos Naje Lebn”, Łódź, nr ‘6 z 31 maja 1945 r.: „Jednocześnie nawiązano kontakt z zagranicą. Ale z powodu trudności wojennych nadszedł na razie jeden tylko transport z Palestyny i jeden z Ameryki. CK otrzymał wiadomość, że kilka transportów amerykańskich znajduje się obecnie na terenie ZSRR. CK został także poinformowany, że przybędą następne transporty z Anglii i Palestyny. CK czyni przygotowania do przyjęcia rychłej masowej repatriacji polskich Żydów ze Związku Radzieckiego.”

Mamy tu dowód na to, że już od początku 1945 r. przychodziły „niezorganizowane transporty” z Ameryki, Anglii, Palestyny, a ponieważ do czasu pierwszych transportów ze Zw. Radz. pozostał jeszcze rok, to zapewne z tych trzech krajów i jeszcze innych przez ten rok (i dwa następne) przychodziły jakieś transporty dzikie. Na wiosnę 1946 mamy więc ok. 550 tys. Żydów w Polsce.

Jak zauważa – tym razem trafnie – prof. Stola, uwzględnić trzeba także osoby, które podczas okupacji i po wojnie „przestają deklarować się jako Żydzi”, zmieniają dokumenty, zmieniają nazwiska (często po raz drugi) i nie chcą z różnych powodów (psychologicznych, albo z powodu czekania, aż sytuacja się „wyklaruje”) rejestrować się w antysyjonistycznych, komunistycznych Komitetach Żydowskich.

image

Na koniec trzeba dodać do tego trzy jeszcze grupy:

1. kilkadziesiąt tysięcy Polaków i Niemców żydowskiego pochodzenia (spełniających obowiązujące dziś w Izraelu warunki do bycia uznanym za Żyda, czyli tzw. prawo powrotu, tzn. mających Żyda wśród jednego z rodziców lub dziadków), najczęściej wyznania protestanckiego, świadomych swego pochodzenia i kierujących się nawet przy zawieraniu związków małżeńskich tymże kryterium, lecz zintegrowanych (do 1918 najczęściej zintegrowanych z państwem niemieckim i austriackim)

2. byłych żołnierzy Armii Czerwonej i Armii Berlinga oraz różne grupy – wg prof. Stoli – „cywili”, wciąż przybywających do Polski na przestrzeni lat 1944-47

3. migracje spontaniczne ludności kresowej uciekającej przed czystkami (1942-44) oraz przed frontem latem 1944 (liczba ogólna przesiedleńców kilku narodowości – 600 tys., zob. tabela „Zestawienie liczby przesiedlonych”).

Powyższe 3 grupy to szacunkowo ok.170 tys. (liczba bardzo zaniżona, samą grupę „cywili” prof. Stola szacuje na ok. 70 tys.). Do uzupełnienia salda dodatniego pozostała jeszcze druga repatriacja z lat 1955-59, szacowana (wg rosyjskich archiwów) na ok. 30 tys. Żydów przesiedlonych do Polski. Mamy więc ostatecznie 550 tys. + 170 tys. + 30 tys. = 750 tys. Po stronie „ubyli” mamy dwie fale emigracji do Palestyny (Izraela) szacowane na 150 tys. Czyli ostateczna liczba Żydów w Polsce powojennej w roku 1959 wyniosłaby ok. 600 tys. Stanowi to grupę ludności 15-krotnie większą od całej populacji Żydowskiego Obwodu Autonomicznego Birobidżan w tymże samym roku.

Oczywiście, nauczeni konfliktami z polską ludnością sprzed wojny i aktualnymi napięciami oraz prawie oficjalnym wymogiem Stalina, żeby zwalczać każdą religię (także judaizm) – we wszystkich kolejnych spisach powszechnych te pół miliona Żydów (oraz ich  dzieci i wnuki) deklarowało się – z konieczności i pragmatyzmu oraz „chuchania na zimne”- jako Polacy. Można to nazwać „asymilacją”, ale będzie to „wishful thinking”, gdyż w rozmowach prywatnych (o czym jest kilka prac amerykańskich autorów) ich potomkowie dzisiaj twierdzą, że są Żydami, ale nie mogą, nie chcą mówić o tym na głos („many people hat jewish roots, but can`t say this loud because of the intolerant atmosphere”) albo, że w ich sercach jest tylko „żydowskość” („they feel themselves chosen as Jews.Their hearts are jewish”.

I taka była droga do absurdalnych, dzisiejszych liczb „liczby Żydów w Polsce” podających liczby takie jak: 1133 (2002 r., w tym samym spisie liczba Romów przewyższa… 12-krotnie liczbę Żydów!), 10 tys., 30 tys. Liczby dzisiaj podawane są to różne wariacje na temat, ilu Żydów praktykujących, będących członkami gmin wyznaniowych żydowskich uzna za potrzebne podać w czasie spisu, że są Żydami.

Nie ma to nic wspólnego z liczbą Żydów i osób pochodzenia żydowskiego w dzisiejszej Polsce.

 Specyfika polskiej diaspory znacząco różni się od amerykańskiej. W USA stosunek części praktykującej do indyferentnej religijnie jest w przybliżeniu pół na pół. W Polsce Żydzi ortodoksyjni to promile. Osoby żydowskiego pochodzenia w dzisiejszej Polsce to ateiści albo agnostycy i dość duża liczba osób wyznania rzymsko-katolickiego (jak przyznają, przyjętego bez specjalnego przekonania ku niemu) i pewna, znacząca liczba protestantów (najczęściej heterodoksyjnych odłamów). Jaka więc byłaby realna liczba Żydów (ew. osób żydowskiego pochodzenia) w dzisiejszej Polsce, osób, z których b.duża część ma – jak piszą Susan A. Glenn i Naomi B Sokoloff – swoją żydowskość w sercu i przekazywane pokoleniami poczucie swej radykalnej odmienności (tak określa swoją i wielu swoich przyjaciół tożsamość w w/w książce Żyd z Krakowa, będący katolickim zakonnikiem)?

Obywatel Polski? Owszem, ale serce ma jednego pana, imię jego – cytuję owego zakonnika – „żydowskość”. “Żydowskość” to ich   s k a r b , często skrywany (jak to skarby), bo przecież ”Tam skarb twój, gdzie serce twoje” .

Mając potwierdzoną dokumentami i świadectwami Centralnego Komitetu Żydów Polskich oraz danymi rosyjskich archiwów urealnioną liczbę Żydów w Polsce powojennej łatwo możemy przy pomocy narzędzi, którymi posługuje się demografia obliczyć liczbę ich dzisiaj. Przy trzyprocentowym wykładniczym przyroście ludności (takim, jaki ma średnio Izrael) dana populacja licząca 600 tys. podwajać będzie liczbę swych obywateli co 23,33 lata. Progi podwojenia wypadają w latach 1970, 1993, 2016,

dając na koniec roku 2016 liczbę 4,8 mln.

Ludność Izraela dziś to ok. 8,6 mln. Dzisiejsza populacja osób żydowskiego pochodzenia w Polsce stanowi więc 56,6 % dzisiejszej ludności Izraela (liczba Żydów w Izraelu to ok. 6,9 mln)! Jeśli chodzi o procentowy udział osób żydowskiego pochodzenia w całości populacji dzisiejszej Polski,  to jest to ok. 12,5 %! 

Ok. 5 mln. to bardzo ciekawy wynik, być może wyjaśniający wiele z osobliwości polskiego życia politycznego i wiele z tak wyraźnych na mapie wyborczej preferencji wyborczych przedzielonej na pół Polski, gdyż osadnictwo żydowskie dokonywało się głównie na ziemiach odzyskanych ze zdecydowaną preferencją Dolnego Śląska (największe skupisko repatriowanych Żydów rosyjskich, w szczytowym okresie początkowym szacowane na 70-150 tys.), Warszawy i Łodzi. „Mała Moskwa” i siedziba NKWD też nie mogła być gdzie indziej, niż w dolnośląskiej Legnicy.

 VI

Doszedłszy w naszych obliczeniach do końca pozwolę sobie na dygresję lżejszego kalibru. Czytelnikowi tego tekstu, domorosłemu antropologowi i antysemicie może wydać się dziwne, że jeśli miałoby być w Polsce aż 4,8 mln osób żydowskiego pochodzenia i Żydów, to dlaczego on nie zauważa tak często na ulicy tych obiegowo kojarzonych z semickim cech wyglądu. Mając taki dylemat, wystarczy zwrócić się do profesjonalisty.

Świetny antropolog, polski Żyd Henryk Szpidbaum (1902-1964) w swojej pracy (opublikowanej w “Miesięczniku Żydowskim”) „Struktura antropologiczna Żydów polskich” zwraca uwagę na to, że to, co uważane jest powszechnie za typowo semicki wygląd („to, co nadaje charakter i wrażenie „żydowskości“, czyli wydatny nos o wypukłym profilu, wargi mięsiste, przy czym dolna wysuwa się bardziej ku przodowi niż górna. uszy duże, włosy są ciemne, faliste, oczy piwne. Ogólna budowa jest krępa, szyja krotka”) cechuje tylko jeden z siedmiu (lub, uwzględniając typy wtórne – jeden z jedenastu) typów antropologicznych spotykanych u Żydów polskich. Co prawda ten typ dominuje (35%) i wraz z kilkoma pokrewnymi klasycznymi podtypami daje w sumie ok.75 % populacji polskich Żydów międzywojnia, ale warto wiedzieć, że spośród 3,5 mln Żydów polskich międzywojnia ok. 1 mln nie posiadało typowego, kojarzonego z „żydowskością” wyglądu.

Podsumujmy to, za Henrykiem Szpidbaumem: „By głębiej wejrzeć i zrozumieć strukturę antropologiczną Żydow polskich, należy zdać sobie sprawę z tego, skąd Żydzi do Polski przybyli, (patrz pouczający artykuł prof. Bałabana w „Miesięczniku Żydowskim“ , zesz. i, 2, 1931 p. t. „Kiedy i skąd przybyli Żydzi do Polski“ ).

Dwie były główne fale imigracji żydowskiej: jedna szła z Zachodu, znad Renu, druga ze Wschodu. Pierwsza fala wyjaśnia nam skąd wzięły się wśrod potomków Hebrajczyków z Azji Przedniej elementy antropologiczne, cechujące ludność krajów Europy środkowej (rasa alpejska i dynarska), druga fala wschodnia, w której niepoślednią rolę odegrali zjudaizowani ugro-fińscy Chazarowie, usprawiedliwia występowanie elementów mongolskiego i wschodnio-bałtyckiego wśród Żydow polskich.”

Podsumowując wnikliwe analizy Szpidbauma (oparte na własnych badaniach) trzeba stwierdzić, że w populacji Żydów polskich I poł. XX w. zdecydowanie dominowali Żydzi wschodni (czasem potocznie, acz nieściśle zwani Żydami rosyjskimi), czyli Aszkenazyjczycy stanowiąc ok.80 % całości. Jak podaje Wiki: „Mimo że w XI wieku Żydzi aszkenazyjscy stanowili jedynie 3% ludności żydowskiej na świecie, w 1931 roku stanowili ok. 92%. Dziś liczbę tę można szacować na 80%.” W USA jest ich ok.90 %.

Co spowodowało taki rozrost populacji Żydów wschodnich po XI w.? X/XI w. to upadek judaistycznego państwa chazarskiego i migracje jego mieszkańców i poddanych. Bardzo silna genetyka [por. Szpidbaum: „ogromna moc dziedziczna (…)infiltrująca w znacznym nawet odsetku do otaczającej ludności nieżydowskiej”] Żydów (typu armenoidalnego oraz bliskowschodniego), którzy dołączali do wyznającego judaizm państwa chazarskiego skrzyżowana z elementem chazarskim, ugro-fińskim i wschodniobałtyckim wytworzyła typ antropologiczny potocznie zwany Żydem wschodnim lub Aszkenazyjczykiem (Żydem rosyjskim, „Chazarem” etc.).

Odrębność etniczną Aszkenazyjczyków bardzo dobrze podsumowuje Wiki: „Badania genetyczne przeprowadzone w 2006 roku wykazały, że aszkenazyjscy Żydzi stanowią wyraźną, względnie jednorodną podgrupę genetyczną. Oznacza to, że niezależnie od tego, czy przodkowie Aszkenazyjczyków pochodzą z Polski, Rosji, Węgier, Litwy czy innego miejsca obszaru Europy środkowo-wschodniej, należą oni do tej samej grupy etnicznej.”

Jak wielka jest owa “moc dziedziczna”, o której pisał Szpidbaum, świadczy fakt, iż Wiki musiała poświęcić odrębne hasło chorobom genetycznym Żydów aszkenazyjskich (https://pl.wikipedia.org/wiki/Choroby_genetyczne_w_populacji_%C5%BByd%C3%B3w_aszkenazyjskich). Taka duża “moc genetyki” dobrze rokuje dla sukcesów diaspory…

image

Wiec w Grodnie, wrzesień 1939

image

Geneza 90 %  populacji obecnych Żydów europejskich, czyli mapa państwa chazarskiego w momencie jego największego zasięgu, nałożona na współczesną mapę

VII

Wróćmy jeszcze do b.ciekawej książki „Granice tożsamości żydowskiej” pod redakcją Susan A. Glenn,Naomi B Sokoloff, Washington Press, 2010. Mamy tam relacje mieszkańców Polski będących Żydami, ciążących ku miejscom związanymi z historią Żydów polskich, spotykających się z osobami o żydowskich korzeniach, często zatrudniających się właśnie w takich, etnicznych kręgach, kultywujących w sercach swoją „żydowskość” i traktujących to swoje pochodzenie (krew) jako coś wyjątkowego – ale wszyscy oni „nie mówią o tym głośno”, chyba, że są „w swoim gronie”.

Inny przypadek to ludzie, których „coś” ciągnie ku żydowskości, np. pewna studentka, która twierdzi, iż czuje, że na 80 % ma żydowskie pochodzenie, zaczyna uczyć się języka hebrajskiego i coraz gorzej czuje się w Polsce. Mówiąc o Polsce stwierdza, że wie, iż to nie jest jest ojczyzna i że jej bardzo nie lubi, gdyż jest pełno brudu, ludzie nieuprzejmi, wysoki poziom przestępczości. W odniesieniu do Polski używa słów: kraj obrzydliwy, odrażający, wstrętny, odpychający, oburzający, przebrzydły, obmierzły. Podobne myśli ma o katolicyzmie, który wybrali dla niej jej rodzice.

Oczywiście można to potraktować jako wyjątek, ale można spojrzeć na to, jak na klasyczny przykład konfliktu tożsamości, bądź też procesu wyłaniania i odkrywania autentycznej, głębokiej tożsamości sprzecznej z obywatelskością. Pokusy, która dla obywateli polskich o korzeniach żydowskich może być wyjątkowo silna.

image

Zestawienie liczby przesiedlonych Polaków i Żydów oraz osób innej narodowości w ramach pierwszej repatriacji 1944-46. Zestawienie nie obejmuje wysiedleń Polaków i Żydów w czasie drugiej repatriacji 1955-59 (223 241 osób) oraz nie uwzględnia repatriacji z Kazachstanu, gdzie udział Żydów wśród repatriowanych wynosił w niektórych obwodach 70-90 %. Przeciętny jednak udział Żydów w obu repatriacjach wg rosyjskich archiwów wynosił 12,7 %. Pierwsza i druga repatriacja w sumie – ponad 2 mln wszystkich narodowości (2066463). 12,7 % z 2 066 463 = 262 440, tylu Żydów “ewakuowano” drogą rządową (oficjalną) ze Związku Radzieckiego do Polski do roku 1959 w ramach “wymiany ludności” (Kostyrczenko podaje b.zbliżoną liczbę). Oprócz dwóch repatriacji rządowych (ok. 260 tys.) i wg CKŻP ok.250 tys. ocalonych – przez cały czas płyną do Polski “strumienie repatriantów” w migracjach spontanicznych oraz transportach z Anglii, Palestyny i Ameryki [zwracam uwagę: nie DO Palestyny i DO Ameryki, lecz Z Palestyny i Z Ameryki]

 Encyklopedia Judaica  pisząc o latach powojennych stwierdza, że ulice polskich miast i miasteczek zapełniały żydowskie dzieci, często sieroty. Wiele z nich zostało adoptowanych przez polskie rodziny bez mówienia im o ich prawdziwym pochodzeniu. Gdy osiągnęli pełnoletniość, rodzice uświadomili im ich korzenie, co spowodowało potężne zmiany w ich życiu.

Najbardziej znanym tego przykładem jest historia księdza Romualda Jakuba Weksler-Waszkinela, który dopiero będąc księdzem katolickim dowiedział się, iż jest Żydem. Wtedy zaangażował się w zakładanie loży B’nai B’rith Polska i zaczął zabiegać o emigrację do Izraela. Przez rok żył w kibucu religijnym Sde Eliyahu. Dzisiaj mieszka w Jerozolimie. Głos serca i krwi bywa przemożny. Jak to mówi jeden z bohaterów w/w książki, Żyd i polski zakonnik z Krakowa o kręgu swoich znajomych: „Their hearts are jewish”. Wielu z nich próbuje znaleźć wybieg semantyczny i nie mówi, że są Żydami, ale że czują swoją „żydowskość”  i „inność”.

Ciekawe, że być może nieświadomie nawiązują oni do dawnej stworzonej przez Żydów aszkenazyjskich, koncepcji tożsamości narodowej, koncepcji Jidyszkajt (jid. żydowskość). Kiedyś była ona związana z Torą i Talmudem. Dziś istnieje w Polsce świecka odmiana „żydowskości”, bo tak a nie inaczej potoczyły się losy PRL-u, wrogiego „wszelkiemu religianctwu”. Świecka, bo przecież nikt racjonalny nie nazwie holokaustianizmu religią… Na antyreligijnych plakatach różnych ruchów żydowskich komunistów gieroj komunizma (jak ci z otaczających Pałac Kultury rzeźb) zamachuje się młotem na Biblię i religijny zwój żydowski (Torę, Talmud).

I tacy też są ci Żydzi polscy Anno Domini 2017, z wytrąconą z rąk Księgą, czujący swoją obcość i odmienność, dający jej zapewne upust w swych wyborach politycznych, gdyż natura nie znosi próżni, szukający swoich i bojący się na głos mówić o swoich korzeniach. Owszem, w tzw. Polsce Lubelskiej była nieliczna grupa zwolenników asymilacji z ludnością i kulturą polską zrzeszona w Zjednoczeniu Polaków Wyznania Mojżeszowego, Związku Żydowskiej Akademickiej Młodzieży i w Żydowskim Klubie Myśli Państwowej. Jednak asymilanci nie mieli poparcia w masach żydowskich i byli zwalczani przez inne ugrupowania.  I tak pozostało do dzisiaj, choć dzisiaj się o tym nie mówi, w złudnym przekonaniu, jakby od samego przemilczania znikały fakty.

Na razie możemy o tym przeczytać tylko w książkach wydanych w Waszyngtonie. Okres 1944-49 to okres intensywnych ruchów migracyjnych na i po terenie Polski. Opisanie tego nie jest łatwe, ale nie powinno być kierowane żadnymi innymi względami oprócz prób uchwycenia prawdy o tym, jaki był wymiar i profil  etniczny próbującego się narodzić państwa polskiego i jaki jest on dzisiaj.

=========================

Bibliografia

Bernard Ber Mark, Do dziejów odrodzenia osiedla żydowskiego w Polsce po II wojnie światowej, Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego, 1964, nr 51, s.3-20

Dorota Sula, Osadnictwo repatriowanej ludności żydowskiej na Dolnym Śląsku w latach 1945-1949. Słupskie Studia Historyczne 3, 1993

Giennadij Kostyrczenko, “Tajnaja politika Stalina. Włast’ i antisemityzm”, “Mieżdunarodnyje otnoszenija”, Moskwa 2003

https://wszechnica.org.pl/wyklad/ilu-zydow-bylo-w-polsce-powojennej/embed/#?secret=w1yuKIaaPF#?secret=LJ7A0mDn3V

К 70-летию репатриации поляков и евреев (http://obl-archive.akmo.gov.kz/page/read/K_70letiyu_repatriacii_polyakov_i_evreev_vyslannyh_iz_Zapadnoj_Ukrainy_v_1939_godu.html)

Józef Orlicki, Szkice z dziejów stosunków polsko-żydowskich, 1918 – 1949, Szczecin 1983

Eric M. Uslaner,“”Two Front War: Jews, Identity, Liberalism, and Voting””

Henryk Szpidbaum, La structure raciale des Juifs Polonais (1932)

Iwo Pogonowski, (foreword Richard Pipes), Jews in Poland: A Documentary History,Hippocrene Books, 1993

Sławomir Cenckiewicz , Długie ramię Moskwy. Wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943–1991, Zysk i S-ka 2011

Jolanta Żyndul, Państwo w państwie? Autonomia narodowo-kulturalna w Europie Środkowowschodniej w XX wieku, Warszawa 2000

Susan A Glenn, Naomi B Sokoloff, Boundaries of Jewish Identity, University of Washington Press, Washington 2010

image

   PROGRAM PRACY REFERATU DLA SPRAW ŻYDOWSKICH

PRZY KRAJOWEJ RADZIE NARODOWEJ 

image
image
image

     NARADA PRZEDSTAWICIELI ŻYDÓW POLSKICH W ZSRR

image
image

REZOLUCJA NARADY KRAJOWEJ DZIAŁACZY PPR W ŚRODOWISKU ŻYDOWSKIM — Warszawa, maj 1945 r.

====================================================

Tagi:diaspora, duchowa ojczyzna, KOR, marrani, pochodzenie, podwójna lojalność, polacy, repatriacje, solidarność, solidarność żydowska, tożsamośc, żydowskość, Żydzi

O autorze: wawel

Tusku: “Tabletki PO” to trucizna zabijająca dzieci i ich matki.

Fundacja Pro-Prawo do życia
Mariusz Dzierżawski <pomagam@stopaborcji.pl>
Szanowny Panie !
 Donald Tusk ogłosił, że jego rząd rozpoczął pracę nad wprowadzeniem do obrotu pigułek śmierci bez recepty. Chodzi o tzw. tabletki „dzień po stosunku”, reklamowane powszechnie jako „antykoncepcja awaryjna”. W rzeczywistości środek ten ma również działanie aborcyjne i poronne – może skutkować śmiercią poczętego dziecka w pierwszych dniach jego istnienia. Tabletki te rujnują także zdrowie kobiet. To po prostu trucizna na dzieci i ich matki.
 Pigułki „dzień po” są już obecnie w Polsce szeroko rozpowszechnione i sprzedawane w setkach tysięcy rocznie. Lekarze masowo wypisują na nie recepty i nie trzeba nawet wychodzić po nie z domu, gdyż w kilka minut receptę można załatwić przez internet. Biznes farmaceutyczny zarabia na tym miliony złotych. Beneficjentami są w szczególności zagraniczne korporacje produkujące pigułki „dzień po” dla Polek. Korzenie tego środowiska biznesowo-farmaceutycznego sięgają niemieckiego koncernu, który w trakcie II wojny światowej produkował Cyklon B – środek używany w komorach gazowych.
Decyzja Tuska spowoduje, że tę truciznę będzie można kupić jeszcze łatwiej, jak cukierki w sklepie. Musimy stawić temu opór!Trucizna ma być jeszcze łatwiej dostępna [foto]Polki masowo korzystają z możliwości zakupu przez internet recepty na tzw. „pigułkę po”, inaczej zwaną jako „antykoncepcja awaryjna”. Tylko w pierwszych dwóch miesiącach 2023 roku w naszym kraju sprzedano ponad 50 000 takich pigułek produkcji jednej firmy. Nie mamy jeszcze danych sprzedaży za cały ubiegły rok, ale szacunkowo mogło to być nawet 300 000 tabletek. Nazwa „antykoncepcja awaryjna”, używana powszechnie na tego typu tabletki oraz inne środki, jest bardzo myląca. Sugeruje, że działają wyłącznie przeciw-zapłodnieniowo.
Jednak w praktyce wszystkie hormonalne środki antykoncepcyjne mogą mieć też działanie aborcyjne i wczesnoporonne. Gdy dojdzie do zapłodnienia komórki jajowej, nie dopuszczają do zagnieżdżenia się jej w macicy, a więc powodują śmierć nowo powstałego człowieka. Wiele osób błędnie myśli jednak, że pigułki tylko zapobiegają poczęciu. W języku angielskim tabletkę antykoncepcyjną nazywa się „birth control pill” – „tabletka kontroli urodzeń”. To określenie wyraźnie wskazuje, że nie jesteśmy w stanie za jej pomocą „skontrolować” poczęć, bo może do nich dochodzić pomimo jej używania. Taką tabletką możemy jedynie „skontrolować” urodzenia. Właśnie tak działa tzw. antykoncepcja awaryjna czy „pigułka po stosunku” – uniemożliwia zagnieżdżenie się poczętego człowieka w macicy i skutkuje jego śmiercią w pierwszych dniach istnienia. W Polsce antykoncepcja jest bardzo szeroko rozpowszechniona. Hormonalne środki antykoncepcyjne i „pigułki po” zażywają tysiące kobiet. Lekarze masowo wypisują na nie recepty. Niektóre kobiety biorą takie środki regularnie przez kilkanaście lat swojego życia! Ma to dramatyczne skutki dla ich zdrowia. Pigułka może powodować problemy z płodnością: długotrwałą bezpłodność oraz szybsze pojawienie się menopauzy. Stosowanie takich preparatów może zwiększać ryzyko zachorowania na raka piersi nawet o 50%. Pigułki antykoncepcyjne mogą zwiększać ryzyko zachorowania na raka szyjki macicy, ryzyko wystąpienia udaru mózgu oraz mogą znacznie zwiększać ryzyko zachorowania na zakrzepicę (zakrzepica to tykająca bomba, może zabić w przeciągu kilku sekund). 
Wiele z setek tysięcy młodych dziewcząt i dorosłych kobiet, które zażyły pigułkę, może mieć w przyszłości raka piersi, udar mózgu, zakrzepicę, depresję oraz inne, poważne problemy zdrowotne i duchowe. Takie mogą być, oprócz wywołania poronienia i zabicia dziecka, efekty i konsekwencje stosowania tabletek. 
Są to po prostu pigułki śmierci. To zwykła trucizna na dzieci i ich matki. Sprzedaż tego typu preparatów powinna być całkowicie zakazana. Nasza Fundacja walczy o to od wielu lat, prowadząc w całej Polsce kampanię społeczną „Stop pigułce śmierci”. Działamy na rzecz całkowitego zakazu sprzedaży trucizny oraz kształtujemy świadomość naszego społeczeństwa. Jest to kluczowe, gdyż większość Polek nie zdaje sobie sprawy z tego, jak działa „pigułka po” i jakie konsekwencje ma jej zażywanie. Autorytetem w tej dziedzinie są dla Polek proaborcyjne media i lekarze, których umysły opanowane są przez mentalność aborcyjną. Ginekolodzy masowo przepisują recepty na preparaty antykoncepcyjne. W wielu miastach Polski robią to bez wyjątku wszyscy lekarze-ginekolodzy! Jedna z naszych wolontariuszek próbowała znaleźć w swoim mieście (ponad 100 000 mieszkańców) ginekologa, który nie przepisywałby antykoncepcji. Okazało się, że nie ma takiego lekarza.
Z podobną sytuacją zmagają się świadome sytuacji kobiety w całej Polsce. W internecie reklamują się liczne gabinety lekarskie, które po przeprowadzeniu „konsultacji” on-line wystawiają elektroniczną receptę na pigułki. Oczywiście przeprowadzany z kobietą wywiad lekarski to czysta fikcja, a cała procedura to zautomatyzowany do granic możliwości proceder legalnej sprzedaży tabletek śmierci. „Recepta w 5 minut. Kod wysyłamy SMS 24/7.” „E-Recepta w 5 min. Wypełnij prosty Formularz. Odbierz kod w kilka minut bez wychodzenia z domu.” Takich reklam jest w internecie mnóstwo, wystarczy wpisać odpowiednie hasło w wyszukiwarce. Odpowiedzialność za zabite dzieci poczęte i tysiące kobiet ze zrujnowanym zdrowiem ponoszą również kolejne rządy, które nazywają środki antykoncepcyjne „preparatami leczniczymi” i dopuszczają ich sprzedaż na terenie Polski. Minister Zdrowia w rządzie PiS Konstanty Radziwiłł nazywał „pigułkę po”: „lekiem o silnym działaniu” lub „lekiem antykoncepcyjnym”. Podobnie zachowywali się kolejni ministrowie. W konsekwencji tej postawy, według oficjalnych danych Ministerstwa Zdrowia, w latach 2015-2019 wystawiono w Polsce prawie 2 000 000 (dwa miliony!) wszystkich recept na środki antykoncepcyjne. Dokładnie tym samym językiem mówi Donald Tusk, który określił kilka dni temu pigułkę „produktem leczniczym”. 
Ciąża nie jest chorobą. W związku z tym, pigułka antykoncepcyjna i wczesno-aborcyjna nie jest żadnym „lekiem”, ponieważ niczego nie leczy. 
Może jedynie prowadzić do poronienia i wywołać spustoszenie w organizmie kobiety, a nawet doprowadzić do jej śmierci. Nazywa się ją tak dla niepoznaki, aby rozmywać prawdę o działaniu poronnym i wczesnych aborcjach oraz aby namawiać kolejne kobiety do zakupu tabletki.
Na sprzedaży Polkom setek tysięcy pigułek „antykoncepcyjnych” gigantyczne pieniądze zarabiają zagraniczne koncerny farmaceutyczne. W środowisku tym trudno o jakąkolwiek przejrzystość biznesową. Powiązania pomiędzy spółkami, akcjonariuszami i udziałowcami tych korporacji są bardzo zawiłe.
Jeśli jednak przypatrzymy się korzeniom tego środowiska biznesowo-farmaceutycznego to zobaczymy, że sięgają one niemieckiego przedsiębiorstwa, które niegdyś było częścią koncernu produkującego w czasie II wojny światowej Cyklon B – truciznę używaną w komorach gazowych. Historia produkcji środków służących do pozbywania się ludzi, którzy w jakiś sposób są niewygodni, ma więc długą tradycję, tyle że teraz już nie konkretny naród jest niepożądany, ale można pozbyć się każdego dziecka, bez względu na przynależność rasową czy narodową. Wszystko w imię wielkiego biznesu i przestrzeni życiowej dla tych, którzy dzieci mieć nie chcą. Wkrótce może się to jednak zmienić
Decyzją Donalda Tuska „pigułka po” ma być wkrótce dostępna w Polsce bez recepty. Oznacza to, że będzie można ją kupić jak cukierki. Musimy walczyć i stawić temu opór. Kluczem do zwycięstwa jest budowa świadomości Polaków, zarówno kobiet jak i mężczyzn. Nasza Fundacja działa, aby powstrzymać koszmar mordowania poczętych dzieci i zakończyć handel pigułkami śmierci w Polsce. Prowadzimy w całym kraju akcje informacyjne i modlitewne, za pomocą których kształtujemy świadomość i sumienie naszego społeczeństwa. Mamy świadectwa kobiet, które planowały aborcję, a nawet już kupiły pigułki poronne, ale w ostatniej chwili odstąpiły od zabicia swojego dziecka po zetknięciu się z akcjami naszej Fundacji
Każdego dnia docieramy do tysięcy osób, co przekłada się na wiele ocalonych dzieci oraz ich matek, a także całych rodzin. Największe w Polsce media są proaborcyjne. Poprzez telewizję, internet, gazety i radio każdego dnia docierają do milionów Polaków przekonując, że aborcja i antykoncepcja są OK, namawiając jednocześnie do kupowania pigułek, zarówno tych legalnych jak i nielegalnych. Do ilu osób nam uda się dotrzeć? Ile dzieci i matek uda się ocalić? To zależy tylko od naszego zaangażowania.Tak wygląda akcja uliczna [foto]W ostatnim czasie przeprowadziliśmy akcje m.in. w: Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Elblągu, Poznaniu, Rzeszowie, Katowicach, Oleśnicy, Opolu, Olsztynie, Grudziądzu, Słupsku, Szczecinie, Koszalinie, Toruniu, Płocku, Radomiu, Zamościu, Lublinie, Siedlcach, Sopocie i Łodzi.
W najbliższych dniach chcemy zorganizować podobne działania w kolejnych miejscowościach, a także wywiesić nowe, wielkoformatowe billboardy i przeprowadzić jazdy furgonetek. Potrzebujemy na ten cel ok. 13 000 zł.
Dlatego zwracam się do Pana z prośbą o przekazanie 35 zł, 70 zł, 140 zł, lub dowolnej innej kwoty, aby przeprowadzić w kolejnych miastach Polski akcje informacyjne i modlitewne, ostrzegające nasze społeczeństwo przed pigułkami i straszliwymi skutkami ich zażywania. Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
Aborcyjna mentalność zakorzenia się w umysłach Polaków. Potrzeba wiele pracy, akcji, kontaktów, rozmów i modlitwy, aby ją powstrzymać i uodpornić nasz naród na propagandę cywilizacji śmierci. W tym celu istnieje nasza Fundacja – głosimy prawdę o aborcji, która ratuje życie i kształtuje świadomość. Działamy tylko dzięki stałej i regularnej pomocy naszych Darczyńców, których wsparcie umożliwia nam docieranie do osób nieświadomych tego, czym są pigułki i jakie są skutki ich zażywania. Dlatego raz jeszcze proszę Pana o wsparcie naszych kampanii w kolejnych miastach Polski. 
Z wyrazami szacunkuMariusz Dzierżawski
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
stronazycia.pl

“Trybuna Narodu” Karola Huberta Rostworowskiego [1927]: Jakiej ordynacji wyborczej do parlamentu potrzebuje Polska. Odpowiedzi mężów stanu.

„Trybuna Narodu” Karola Huberta Rostworowskiego [1927]: Jakiej ordynacji wyborczej do parlamentu potrzebuje Polska. Odpowiedzi mężów stanu.

Parlament ma być nie „zwierciadłem narodu”, tylko organem zdolnym do pracy

Mirosław Dakowski, tekst sprzed 15 lat.

—————————-
Krakowskie pismo Trybuna Narodu pod kierunkiem Karola Huberta Rostworowskiego rozpisało ankietę „Jakiej ordynacji wyborczej do parlamentu potrzebuje Polska”. Opublikowano odpowiedzi paru luminarzy w n-rze 22 (str.10-11) z kwietnia 1927r.


Prof. Wincenty Lutosławski postulował m.inn. zmniejszenie ilości posłów i senatorów argumentując: „Więcej niż 50-ciu kompetentnych prawodawców w Polsce na pewno nie ma”.

Natomiast prof. Feliks Koneczny stwierdzał, że „Wobec niskiego stopnia wyrobienia politycznego lepszy dla nas system jednomandatowy.”
Profesor A.Peretiatkowicz z Poznania tak analizował sytuację na interesujący nas temat: „Proporcjonalny system wyborczy nie dał dobrych rezultatów. Rozwinął w społeczeństwie partyjnictwo i spowodował nieodpowiedni skład Sejmu. Jakkolwiek system ten ma wielkie zalety w krajach o wysokiej kulturze politycznej, to jednak w naszych warunkach bardziej wskazanym jest system jednomandatowy. Społeczeństwo nasze … nie chce być zależne od partyj w tym stopniu, który wytwarza system proporcjonalny. Chce głosować na osoby, nie na numery.

Zarzut, że przy systemie jednomandatowym wychodzą „prowincjonalne wielkości” o tyle jest nieprzekonywujący, że przy systemie proporcjonalnym posłami zostają często osoby, które nie mogłyby być nawet „prowincjonalnymi wielkościami”, gdyż nie mają żadnych kwalifikacji i żadnych zasług społecznych.
Przy systemie jednomandatowym trzeba się więcej liczyć z indywidualną wartością stawianych kandydatów, aniżeli przy systemie proporcjonalnym. Zważywszy dodatnie i ujemne strony różnych systemów wyborczych, dochodzę do wniosku, że stosunkowo najlepsze rezultaty daje stary system angielski, oparty na okręgach jednomandatowych i decydowaniu zwykłą większością głosów. Utrudnia on wysuwanie, jako kandydatów, analfabetów politycznych i utrudnia bloki i szacherki wyborcze związane z powtórnym głosowaniem. …
Parlament ma być nie „zwierciadłem narodu”, tylko organem zdolnym do pracy”

—————————————-
Widzimy, że w przełomowych latach 20-tych zeszłego wieku, w II Rzeczypospolitej myśliciele i intelektualiści znali i proponowali metodę JOW, niezależnie od osobistych sympatii politycznych. Ale to byli intelektualiści, a nie propagandyści partyjni! Wtedy politycy będący u władzy pozostali ślepi i głusi na te apele. Zbudowano „partię bezpartyjnych” z wszelkimi konsekwencjami takiego tworu. I rządzono przy jej pomocy. Innym dyskutantom pozostawiam kwestię „co by było, gdyby…”.
Obecna sytuacja jest nieporównanie bardziej dramatyczna, niż przed trzema czwartymi wieku. Czy jest jednak szansa, iż obecnie dotychczasowi politycy zdadzą sobie sprawę z wagi problemu doboru elit rządzących – i staną na czele Ruchu JOW? Jest to szansa dla nich.

 Ale ważne jest dla nas wszystkich, że jest to szansa dla Polski.

Zełeńskiemu pod stopami rozwiera się przepaść. Wyrzucanie murzynków z pirogi. Polska zapłaci?

Polska zapłaci?

michalkiewicz-polska-zaplaci?

Stanisław Michalkiewicz: Polska zapłaci?

Nie jest dobrze. Nawet nie dlatego, że wojna, jaką Stany Zjednoczone i NATO prowadzą na Ukrainie z Rosją do ostatniego Ukraińca już dawno przeszła w stan chroniczny – bo cóż może być złego w wiadomości, że na Ukrainie Rosjanie wyrzynają się z Ukraińcami?

To wcale nie jest taka zła wiadomość, bo wyobrażam sobie gorsze – że na przykład Ukraińcy w Polsce zaczynają wyrzynać Polaków, albo, że Amerykanie zdecydowali się na rozszerzenie wojny z Rosją również na obszar Polski – czego, nawiasem mówiąc, niestety nie można wykluczyć, bo w przeciwnym razie dlaczego Książę-Małżonek, któremu Donald Tusk dał w swoim vaginecie fuchę ministra spraw zagranicznych miałby robić groźne miny i bredzić o wojnie?

Ciekawe, jak w takiej sytuacji zachowałaby się nasza niezwyciężona armia – bo w przypadku, gdyby Ukraińcy w Polsce zostali przez niemiecką BND poderwani do “wołynki”, prawdopodobnie zachowałaby chwalebną powściągliwość, czekając na rozwój wypadków.

Do rezunów chyba by się nie przyłączyła, chociaż do końca pewności mieć nie można, bo gdyby na przykład  minister-koordynator bezpieczniaków, pan Tomasz Siemoniak, o którym ambasador Krzysztof Baliński w książce “Ukropolin” pisze, że jest związany ze zdominowanym przez banderowców Związkiem Ukraińców w Polsce, rozkazał stanąć po stronie rezunów, to czy minister obrony, pan Władysław Kosiniak-Kamysz ośmieliłby się mu sprzeciwić?

Jestem pewien, że prędzej splamiłby mundur, zwłaszcza, gdyby pan ambasador Brzeziński odpowiednio podkręcił pana Michała Kobosko, który mógłby wtedy skierować do pana ministra obrony przestrogę: wiecie-rozumiecie, Kosiniaku-Kamyszu; wydajcie niezwłocznie naszej niezwyciężonej armii stosowne rozkazy, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa. A jakie to mogłyby być rozkazy?

Pewnie takie same, jakie otrzymały stare kiejkuty, stojąc na świecy w Starych Kiejkutach i pilnując, żeby nikt nie przeszkadzał Amerykanom, oprawiających tam delikwentów przywożonych z bazy w Guantanamo samolotami na lotnisko w Szymanach, za co – jak pamiętamy – dostały od Ambasady USA w Warszawie 15 milionów dolarów w gotówce “za fatygę”. No to dlaczego dowództwo naszej niezwyciężonej armii nie miałoby zastosować się do rozkazu, by stać na świecy i pilnować, żeby rezunom nikt nie przeszkadzał?

Takie, dajmy na to, sto tysięcy dolarów, to świetny dodatek do emerytury, kiedy to zaczyna się prawdziwe życie. A gdyby za sprawą Naszego Najważniejszego Sojusznika wojna z Rosją rozlała się również na obszar naszego nieszczęśliwego kraju, to po staremu musielibyśmy jakoś radzić sobie sami, pamiętając o porzekadle, że jeśli umiesz liczyć, to licz na siebie.

Ale to jest dopiero pieśń przyszłości, chociaż z drugiej strony nie znamy przecież dnia ani godziny, więc i tak niczego zawczasu nie wymyślimy. Wróćmy tedy na Ukrainę, gdzie  nie jest dobrze.

A świadczy o tym nie tylko to, że zaczyna już brakować Ukraińców, których można by jeszcze przepuścić przez maszynkę do mięsa, ale przede wszystkim to, że Wołodymir Zełeński, którego na prezydenta Ukrainy wystrugał z banana tamtejszy oligarcha z korzeniami Igor Kolomojski, zaczyna zachowywać się podobnie, jak biali podróżnicy, którzy w XIX wieku płynęli pirogą w górę afrykańskiej rzeki, pełnej krokodyli.

Kiedy krokodyle za bardzo napierały na pirogę, biali podróżnicy wyrzucali do wody murzyńskiego chłopca, dzięki czemu krokodyle, zajęte jego rozszarpywaniem, na pewien czas dawały pirodze spokój. Oczywiście, dopóki nie zjadły chłopca – bo potem wszystko zaczynało się od nowa.

Więc prezydent Zełeński – jak słychać – popadł w ostry konflikt z naczelnym dowódcą tamtejszej niezwyciężonej armii, generałem Walerym Załużnym, którego chce wyrzucić z rządowej pirogi, a na jego miejsce, w charakterze zapasowego murzyńskiego chłopca, wsadzić tam innego generała, Aleksandra Syrskiego.  W przypadku generała Załużnego nie chodzi o jakieś zadrażnienia na tle ideologicznym.

Generał Załużny, podobnie jak prezydent Zełeński, jest zdeklarowanym banderowcem i nawet umieścił w mediach społecznościowych selfie ze Stefanem Banderą, aż dopiero na nieśmiały protest tubylczego rządu w Warszawie go stamtąd wycofał.

O co zatem chodzi?

Myślę, że konflikt z generałem Załużnym jest wierzchołkiem góry lodowej. W odróżnieniu od generała Syrskiego, który skwapliwiej powtarza propagandowe opowieści o ostatecznym zwycięstwie, jak niektórzy nasi generałowie, którzy – na szczęście – niczym już nie dowodzą, generał Załużny sprawia wrażenie, jakby o ostatecznym zwycięstwie już nie był przekonany i zwraca uwagę na wyczerpywanie się rezerw ludzkich w sytuacji, kiedy ponad 6 milionów Ukraińców w ostatnich latach uciekło za granicę.

Zwraca też uwagę na załamywanie się wojskowej pomocy w sytuacji, gdy Amerykanie najwyraźniej chcą wyplątać się z ukraińskiej awantury, no i na pogarszające się nastroje tamtejszej ludności – o czym nasze niezależne media głównego nurtu nie ośmielają się wspominać, jako, że mają to surowo zakazane. Ale to wszystko, to tylko powierzchnia zjawiska, bo gdy wstąpimy do głębi, to przekonamy się, że prezydentowi Zełeńskiemu pod stopami zaczyna rozwierać się przepaść.

Chodzi o to, że gdy ostateczne zwycięstwo oddali się w odległą przyszłość na tyle, że wszelki kontakt z nim zostanie utracony, prezydent Zełeński spotka się z nieprzyjemną sytuacją, kiedy zostanie obwiniony o doprowadzenie państwa do katastrofy. Chodzi o to, że prezydent Zełeński, wysłuchawszy zachęty rządu amerykańskiego,  odstąpił od porozumień mińskich i obrał kurs na integrację Ukrainy z NATO.

To stało się pretekstem do pełnoskalowego rosyjskiego uderzenia na Ukrainę, w następstwie którego państwo to utraciło co najmniej 20 procent terytorium, to znaczy – Krym i cztery obwody: ługański, doniecki, zaporoski i chersoński, które zostały włączone w skład terytorium Federacji Rosyjskiej, podczas gdy porozumienia mińskie przewidywały jedynie autonomię obwodów ługańskiego i donieckiego – ale pozostających w granicach Ukrainy. Nie mówię już o co najmniej pół milionie zabitych i tych, którym pourywało ręce lub nogi, ani o zniszczeniach materialnych.

Teraz, gdy Amerykanie w sposób widoczny próbują wyplątać się  z ukraińskiej awantury, którą rozpoczęli w 2014 roku, wykładając 5 mld dolarów na zorganizowanie w Kijowie „majdanu”, a Niemcy wprawdzie przeforsowały na forum UE wsparcie w wysokości 50 mld euro – ale dla „ukraińskiej gospodarki”, pozostającej pod kontrolą tamtejszych oligarchów – nieubłaganie zbliża się moment, w którym Ukraińcy przystąpią do rozliczania prezydenta Zełeńskiego.

Czy Amerykanie będą próbowali go ratować i za jaka cenę – to jest pytanie interesujące szczególnie nas, bo jeśli tak, to Polska będzie zmuszona ponieść koszty tej operacji.

IDIOCI DYPLOMATYCZNI

Krzysztof Baliński

Na początek Viktor Orbán:

„Małe kraje nie mogą sobie pozwolić na głupich przywódców.
To przywilej dużych krajów”
.


Nieodzownym elementem scenariusza rozbiorowego (copyright Grzegorz Braun) musi być postępująca kompromitacja państwa. Starożytny mędrzec chiński nakazywał tępić idiotów u siebie, ale zdecydowanie popierać ich u sąsiadów. Po tę broń nie wahają się sięgać i Niemcy i sąsiedzi z Jedwabnego, którzy zawsze wspierają u nas najgłupszych, a tępią mądrych.

W Polsce też mieliśmy takiego mędrca – Jakub Berman, w referacie wygłoszonym w kwietniu 1946 r. w Krakowie, na posiedzeniu egzekutywy Komitetu Żydowskiego, nakazywał popierać na odpowiednie stanowiska tylko jednostki mierne. I dziś można odnieść wrażenie, że w całej krzątaninie na polskiej scenie politycznej chodzi wyłącznie o utrzymywanie określonego poziomu głupoty i o wymianę jednych idiotów na drugich.
Minister obrony narodowej nie zna się na wojsku, minister edukacji nie zna się na edukacji,
minister zdrowia nie zna się na medycynie, a premier nie zna się na niczym.

Po ujawnieniu nazwisk szefów ministerstw można było odnieść wrażenie, że byli losowani, a nie wybierani według posiadanych kwalifikacji. Chociaż jakaś logika w tym była: Ministrem kultury został podpułkownik, któremu brak kultury i bezpieczniackie nawyki pomogły w szturmie na siedzibę TVP. Ministerstwem sprawiedliwości kieruje b. rzecznik praw anty-Polaków. Kiedyś ministerstwem obrony zarządzał lekarz psychiatra i mógł być z tego jakiś niewielki pożytek. Dziś jest nim pediatra, i wątpić należy, czy ma większe szanse na uzdrowienie armii niż chorych dzieci. Ale to nie wszystko – ci, którzy kierują się instrukcjami Jakuba Bermana, wyszykowali nam jeszcze większą tragedię. Na czele rządu stanął Donald Tusk, dla którego „Polska to nienormalność”, a marszałkiem Sejmu został Szymek Hołownia, którego zidiociały publicysta Onetu Janusz Schwertner powitał: “Bóg faktycznie istnieje i po prostu zesłał posłom Hołownię”.
Sytuacja jest niezwykle trudna. Polska potrzebuje mężów stanu. Dyplomacją powinni kierować najlepsi z najlepszych. Tymczasem Radek Sikorski na czele MSZ oznacza tylko jedno: powrót „ministerstwa spraw przegranych”. Niemcy mieli idiomatyczne określenie na chaotyczną i bezskuteczną robotę – „Polnische Wirtschaft”, czyli polska gospodarka.

Inni nasi sąsiedzi w czasach przedrozbiorowych „polskim sejmem” nazywali bezładne gadanie. Dziś obiegowe staje się powiedzenie „polska dyplomacja”.
To Radek Sikorski, całą nędzą swego intelektu, doprowadził do tego, że Białoruś, spośród sąsiadów na Wschodzie kraj nam najbardziej życzliwy i najlepiej traktujący żyjących tam Polaków, przekształcił się w jeden z najbardziej nam wrogich. Zamiast finezyjnej dyplomacji, mieliśmy partactwo. W nagonce na Łukaszenkę tak się w swym ogłupieniu zapędził, że pozostało mu tylko w zanadrzu wypowiedzenie wojny. Zamiast dogłębnie przemyślanej dyplomacji, mieliśmy ciąg głupich pociągnięć, a sytuację podsumować można było: Dyrektor kołchozu ograł sromotnie absolwenta Oksfordu, a nawet zrobił z niego dupka.
Łukaszenko zdiagnozował Radka, że przydałyby mu się konsultacje u dobrego psychiatry. Tej trafnej diagnozy nic lepiej nie potwierdza, niż fotka Radka w uniformie afgańskiego mudżahedina. Chociaż ten ostatni przypadek tłumaczyć może to, że nawąchał się jakiegoś miejscowego halucynogennego zielska. Chora fizjonomia Sikorskiego to prawdziwy cymes: wybałuszone oczy, nerwowe tiki, głupawe uśmieszki, pokraczne miny, z których wyziera twarz pospolitego głupka. Poziom intelektualny jego wypowiedzi często graniczy z matołectwem. Wszystko na poziomie wójta Chobielina Dworu, czyli osady, której
oddzielenie od wsi Chobielin załatwił sobie, „żeby goście z zagranicy nie mieli go za wieśniaka”. A co do mudżahedina, to na obronę intelektu Radka trzeba przypomnieć, że Nagrodę Solidarności w wysokości 1 miliona euro przyznał Mustafie Dżemilewowi, liderowi Tatarów Krymskich, których kontyngent walczy u boku Państwa Islamskiego pod opieką tureckiego wywiadu, tego samego, który logistycznie wspiera przemieszczanie się tzw. uchodźców z Azji do Europy.
To miał być pokaz dyplomatycznych sukcesów. Chodzi o konferencję PO zwołaną w Krakowie. Problemem w tym, że główny mówca przypomniał, że był kiedyś ministrem spraw obcych. Piorunującym dowodem sukcesów miało być objęcie przez Tuska stanowiska „prezydenta Europy”. Tymczasem to była klęska, i to dla Polski bardzo kosztowna. Bo warunkiem było wykastrowanie dyplomacji z jakiejkolwiek walki o narodowe interesy.
Ukoronowaniem tej bezdennej głupoty była kapitulacja wobec Rosji i wypowiedź dla niemieckiego cajtunga: „Rosja nie powinna być wykluczana z procesu rozszerzania NATO”. W ślad za tym uczynił z Siergieja Ławrowa swego przyjaciela, który doglądał upośledzonego Radka pięć razy w roku. Polsce nic to nie dało, bo nawet dureń wiedział, że o Polsce Putin rozmawia bezpośrednio z kanclerzem Niemiec. Gdy oglądało się migawki filmowe z tych wizyt, mowa ciała pokazywała, kto był mistrzem, a kto rozgrywanym durniem.
Były radykalny antykomunista, a dziś koalicjant żydokomuny, po drodze pełniący (z woli ludu pracującego miast i wsi) zaszczytne funkcje ministra obrony i marszałka Sejmu, ma przydatną przywarę – wprost mówi to, co folksdojcze skrywają. To on był pierwszym, który otworzył Polakom oczy na powiązania Tuska, i to nie w sposób pokątny, ale w świetle kamer, wzywając Niemcy, by przewodziły Europie. Zdemaskowała go też inna wypowiedź: Prawica nie przyjmuje do wiadomości, że Niemcy stracili na naszą rzecz 20 proc. swojego przedwojennego terytorium, że reparacji i Kresów pozbawił nas Związek
Radziecki, że Niemcy głównie finansują nasze transfery z Unii. I nie chciało się wierzyć, że słowa te wypowiedział polski polityk, bo tezy, że Ziemie Odzyskane to reparacje, nie głoszą nawet neonaziści w Berlinie. W tym miejscy nawiążmy do cytowanego na początku mędrca z Chin. W listopadzie 2012 r. organ amerykańskich trockistów, „Foreign Policy” umieścił Sikorskiego na liście „100 czołowych myślicieli świata”?
W MSZ było – trzymając się stylistyki wieszcza – cymbalistów wielu, ale wszystkich na głowę pobił Radek. Urzędował tam 7 lat, a dyplomacja w jego wykonaniu przyniosła Polsce same straty. Nie było w niej ani ładu, ani składu, a jedynym stałym elementem było – język szybszy niż pomyśli głowa. Wytłumaczeniem było to, że za korzyści osobiste był gotów na wszystko, nie tylko krzewić demokrację na Białorusi, ale robić z siebie idiotę. A co do fizjonomii Radka: „Twarz zwiędła, zuchwała, bezczelna. Oczy nadzwyczaj wypukłe i drapieżne. Gotowy służyć każdemu i nieraz prosty wypadek rozstrzygał, po której stawał stronie. Ojczyzna, wiara, słowem wszystkie świętości, były mu zupełnie obojętne”. To słowa
Sienkiewicza, ale… Henryka.

Bo ten kamrat z rządku to też niezły idiota, i też uzależniony od używek. Typowy modus operandi Radka: Wyjmuje smartfon i tweetuje: Dać Ukrainie rakiety dalekiego zasięgu. A Rosjanie to z ochotą podchwytują, rozpowszechniając w świecie opinie, że Polacy to podżegacze wojenni i prowokatorzy. A Radek? A Radek się cieszy jak dziecko, że znowu pokazali go w telewizorze. Wśród europosłów było wielu idiotów, ale na głowę bił wszystkich Radek. Kiedyś zagadał dla niemieckiego portalu: „Trzeba stworzyć europejską jednostkę wojskową, w której mogliby służyć obywatele państw członkowskich i stowarzyszonych z UE. Jak dużą? – Szczebel brygady byłby dobrym początkiem. Wstępnie nazywam to legionem europejskim, co trafnie może się kojarzyć z francuską legią cudzoziemską, która mogłaby nam ten legion wyszkolić. Byłby złożony z ochotników, bo wtedy – wydaje mi się – powstałoby przyzwolenie polityczne do użycia takiej jednostki”. Inny, równie idiotyczny pomysł – utworzenie dla uchodźców „centrum recepcyjnego” w Polsce, na granicy polsko-białoruskiej. Na całe szczęście bezmyślnego „pomysłu” nie podchwycili Anglicy i Włosi. Pierwsi tworzą taki ośrodek w Rwandzie, a drudzy w Kosowie.

Przyznać trzeba, że czasami ma przebłyski inteligencji. 6 bm. w TVP, mówiąc o handlu wizami, powiedział: To był symptom czegoś znacznie poważniejszego – mianowicie tego, że za rządów poprzedniej koalicji, zmieniono nam skład etniczny naszego kraju bez żadnych decyzji czy to Rady Ministrów, czy Sejmu, czy nawet premiera. Do Polski napłynęło w tych ośmiu latach spoza Europy więcej migrantów, niż w jakimkolwiek porównywalnym okresie tysiącletniej historii Polski”. Szkoda tylko, że był w tym mało wiarygodny, bo niweluje to jego dawne podejście do imigrantów. Kiedyś w Senacie oświadczył: „Proponujemy, aby w miejsce pojęcia Polonia zacząć stosować nowe ‘diaspora polska’ czy ‘diaspora narodowa’. By być jej częścią nie trzeba mieć polskich korzeni. Naszym oddziaływaniem chcemy objąć wszystkich tych, którzy mają sentyment do Polski lub mają związki rodzinne lub historyczne z ziemiami historycznej Rzeczypospolitej. Diaspora polska to wszyscy, którzy Polsce dobrze
życzą”. Zdradził też, o kogo chodzi. Nawiązał do USA i żyjącej tam „b. wpływowej, potężnej w mediach diaspory, która dysponuje potężnymi środkami, potrafi wpłynąć na politykę wobec Izraela”. Wygadał się także z czymś innym: „Ja uważam, że jeżeli dzisiaj na przykład amerykańscy Żydzi zaczynają się starać o polskie paszporty – wydajemy 25 tysięcy polskich paszportów w Stanach Zjednoczonych – to to jest dobrze, a nie źle”.
Oprócz zgryzot, Radek sprawił nam ulgę, gdy oświadczył: „Tym razem nie wystartuję w wyborach prezydenckich. Podjąłem decyzję, że mój start nie przyczyniłby się sprawie wyboru praworządnego i europejskiego prezydenta wolnej Polski”. Tym niemniej jego heroiczny gest nie zapobiegł kandydowaniu innej idiotki – Kidawy-Błońskiej. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. To dobrze, że Radek tak często zabiera głos. Bez jego szczerości lub raczej szczerej do bólu głupoty, trudniej byłoby zrozumieć, na czym polega zagrożenie dla Polski, i że od katastrofy dzielą nas jedne wybory prezydenckie wygrane przez konferansjera żydowskiej TVN. Bo nie zapominajmy – „w bratniej Ukrainie” nie cackali się z idiotami i prezydentem zrobili telewizyjnego komika.
Wiceministrem został Teofil, syn starego dyplomatycznego durnia Władysława Bartoszewskiego, też „profesora” od obowiązującej do dziś doktryny polityki zagranicznej „Polska to panna stara, brzydka i bez posagu”. Już w pierwszych dniach urzędowania Teofil uraczył nas kilkoma cymesami. O sytuacji w Gazie stwierdził: „Żydzi są naszymi braćmi. Musimy się z państwem Izrael identyfikować”.

Kiedy wojna na wschodzie ma się ku końcowi, podgrzewa do pokonania Moskwy i nawołuje do oddania wszystkiego Ukrainie. Zaprosił też dziennikarzy do swego podwarszawskiego dworku, chwaląc się… luksusową łazienką dla psów. Pytanie, czy będzie godnym zastępcą swojego szefa, powinno poprzedzić: Czy idiotyzm jest dziedziczny? Nie za bardzo wypada w kontekście Radka i Teofila odwoływać się do filozofów, ale Platon powiedział: „Mądrzy mówią, ponieważ mają coś do powiedzenia. Głupcy mówią, ponieważ muszą coś powiedzieć”. Jeszcze lepsze jest powiedzenie: Głupi mówi co wie, a mądry wie co mówi. Niezłe określenie miał też Władek Bartoszewski: „dyplomatołki”.
Godnym szefa będzie Teofil także z innego powodu – chorobliwego zainteresowania pieniędzmi. Otóż potomek kresowej rodziny ziemiańskiej, historyk sztuki Andrzej Stanisław Ciechanowiecki, ojciec chrzestny Teofila, opłacił Teofilowi (synowi Władysława primo voto Bartosiak, pochodzącego ze wsi Żaby, gdzie był lokajem na miejscowym dworze) studia w Cambridge. Ciechanowiecki założył fundację swego imienia (która wyposażyła Zamek Warszawski w 3 tysiące dzieł sztuki) oraz prywatną fundację Non Omnis Moriar, do której przekazał swój majątek. Teofil natomiast założył spółkę Max and Max Limited i za pieniądze Ciechanowieckiego, bez jego wiedzy i zgody, zakupił dla spółki kilka apartamentów w
Warszawie. Kiedy jego dobroczyńca odkrył oszustwo i zażądał zwrotu pieniędzy, Teofil
sprzedał apartamenty, prezesem spółki mianował żonę, przekazał jej wszystkie udziały, spółkę rozwiązał, a Ciechanowiecki zobowiązał fundację do walki o odzyskanie skradzionego majątku, który sąd wycenił na 17 mln. I co ciekawie – o tej sprawie pisała „Gazeta Wyborcza”. Co do dziedziczenia idiotyzmu, to warto wspomnieć o zasługach ojca Teofila w szkalowaniu Polski i Polaków. Przyjął złoty medal Gustawa Stresemanna, kanclerza Niemiec i polakożercy. Mało tego, z owym antypolskim orderem w klapie składał wieniec w czasie uroczystości rocznicy Powstania Warszawskiego, a gdy został za to wygwizdany, nazwał Polaków „ochrzczonym motłochem” i powiedział, że „w czasie okupacji bardziej bał się Polaków niż Niemców”. W izraelskim Knesecie bił się w piersi za „antysemityzm Polaków”, mówiąc: „Dzisiejsi studenci będą za dziesięć czy piętnaście lat posłami, ministrami, dyrektorami i oni będą określać życie polskie, a nie ta ciemnota, gdzieś tam na zapadłej prowincji, która opowiada jakieś głupstwa, a która dobrze czytać i pisać nie umie”. Kiedy kapituła Orderu Orła Białego, której był członkiem, głosowała nad przyznaniem orderu rotmistrzowi Pileckiemu, zgłosił swój sprzeciw. Krótko mówiąc – dyplomacja, jak i cały rząd, wpadła w ręce takich idiotów.
Na koniec kilka faktów z kategorii „idioci dyplomatyczni”: „Kaczyński spowodował wygraną Bidena, żeby odwrócić uwagę od protestów polskich kobiet”.

Tweet byłego ministra a dziś europosła Dariusza Rosatiego, uznawanego w PO za finezyjnego dyplomatę, który tak skomentował wyniku wyborów w USA, był tak idiotyczny, że wielu uznało go za „fake”. Nie był to jednak żart, lecz opinia na serio. Rosatiemu w głupocie sekundował Tusk, który spotkanie Salvini-Urban-Morawiecki określił: „To sojusz proputinowski”.
Z głęboko mądrych zagrań dyplomatycznych” słynął Jacek Czaputowicz. Zorganizował w Warszawie konferencję antyirańską. Rachunek za imprezę wyniósł 2 miliony 233 tysiące złotych, które polski podatnik wydał tylko po to, aby świat dowiedział się z ust sekretarza stanu USA, że polskim i amerykańskim bohaterem narodowym jest Frank Blajchman, bandyta z UB, nadzorca stalinowskich łagrów, herszt komunistycznej bandy rabunkowej. A także po to, aby dać Netanjahu okazję do wygłoszenia antypolskich tyrad i aby dziennikarka
NBC mogła napisać „Powstańcy w Getcie walczyli przeciwko polskiemu i nazistowskiemu reżimowi”. Obecny przy tym Czaputowicz stał z głupawą miną, trzymając ręce na przyrodzeniu. Zareagował tylko bloger: „To jest k… polski minister spraw zagranicznych?”.

Głupota sięgnęła zenitu, gdy okazało się że Polska jest największych zwolennikiem członkostwa Turcji w Unii. Zabrakło elementarnej refleksji, że wprowadzenie do tak osłabionego organizmu dynamicznej demograficznie i religijnie Turcji pogłębi kryzys tożsamości i kulturową dekadencję Europy, że islamistyczna partia Erdogana będzie najsilniejszą partią w Parlamencie Europejskim, że prowadzi w prostej linii do kolejnego miliona imigrantów w Europie, zniesienia kontroli ruchu między obozowiskami Państwa Islamskiego a Brukselą. À propos – zwolennik członkostwa Turcji w Unii, prezydencki minister Jakub Kumoch obcował wcześniej z genialną doktryną polityczną Bartłomieja Sienkiewicza „ch.., d… i kamieni kupa”, założyciela Ośrodka Studiów Wschodnich, w którym pracował, a który analizuje całodobowo Wschód, tak abyśmy mogli zrozumieć różnice pomiędzy dobrymi oligarchami na Ukrainie i złymi oligarchami w Rosji.
Do idiotów dorzućmy Andrzeja Olechowskiego. Będąc ministrem na promowanie Polski i jej interesów nie miał czasu. Promował za to swego pryncypała. Gdy Wałęsę określił mianem „polskiej coca-coli”, Herling-Grudziński skomentował: Po takiej wypowiedzi wolno niestety zastanowić się, czy aby nasza scena polityczna nie zmierza wielkimi krokami do przeistoczenia się w ośrodek psychopatologii politycznej. Zachwalając uroki członkostwa Polski w UE powiedział: „Będziemy współdecydowali o naszych sprawach”. Z kolei Zbigniew Rau przyznał medal Bene Merito („za działalność wzmacniająca znaczenie Polski na arenie międzynarodowej”) rabinowi Chabad. Nawiasem mówiąc, Rau to dowód na to, że
przy pomocy sztucznej inteligencji można wskrzesić zmarłych, skrzyżować Skubiszewskiego z Geremkiem i wygenerować kanon interesu narodowego polegający na byciu „sługami narodu ukraińskiego”.
Sytuacja Polski jest niezwykle trudna i polityka zagraniczna powinna być dziełem dogłębnie przemyślanym. Tymczasem w „polskiej” dyplomacji głupota goni głupotę, groteska groteskę, uderza polityczne dyletanctwo, wdawania się w gry, w których nie wiedzą, o co chodzi. Słuchając „naszych” ministrów (obecnego i poprzednich) można odnieść wrażenie, że największym zagrożeniem dla Polski jest Putin. Brakuje natomiast refleksji, że może lepiej mieć za sąsiadów stabilne państwa, nawet rządzone przez dyktatorów, niż przez „demokratyczne” marionetki od Sorosa. Tak, jak zdiagnozował to prosty, zresztą kresowy, chłop w filmie „Sami swoi”: „Zawsze lepszy stary wróg za miedzą”.
Stara mądrość głosi, że z idiotą nie należy dyskutować, bo wszystko sprowadza do własnego poziomu. Dyskutować nie, ale pisać tak. Nie dyskutujmy zatem, ale pokazujmy, zwłaszcza gdy sami się o to proszą.  I jeszcze jedno – charakterystyczną cechą idiotów jest szczerość, a idiotów dyplomatycznych nieprzestrzeganie zasady: język dyplomatyczny służy do ukrywania myśli, a nie do ich ujawniania. Dawajmy im zatem jak najwięcej okazji i
pozwalajmy mówić. Jeśli Polacy chcą odzyskać swoje państwo, muszą pozbyć się idiotów suflujących tezy, że nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy, bez przywództwa Niemiec nad Europą i bez strategicznych stosunków z Izraelem. Bo nawet dziecko wie, że nie ma wolnej Polski bez wymiecenia z urzędów miotłą do gołej ziemi tego całego zidiociałego towarzystwa, notorycznie przegrywających miernot, ludzi nie tylko nie myślących po polsku, ale nie myślących w ogóle.

Jest i inne rozwiązanie: Kiedy pojawiały się klęski żywiołowe, Inkowie i Aztekowie składali bogom – jako przebłagalną ofiarę – swoich wodzów. Nie jest to sugestia złożenia Sikorskiego na ołtarzu boga Chabad. To, po prostu, przypomnienie ładnego zwyczaju i skutecznego. Z tym że w przypadku MSZ nawet gaśnica nie wystarczy, trzeba miotacza ognia. Nie zapominajmy też o idiotach, którzy idiotów wybierają. Bo to, że ktoś tak głupi wkradł się do Sejmu i rządu to dowód na niezłe zidiocenie elektoratu, który śpi przez 4 lata, a jak się budzi to tylko po to, aby zagłosować na… idiotów. Mamy Radka i mamy Teofila.
Prawdziwym dramatem jest jednak to, że mamy wyborców skłonnych na nich głosować. I czy nie mają racji ci, którzy twierdzą, że największymi idiotami są wyborcy idiotów? I czy nie
miał racji George Orwell, gdy powiedział: „Ludzie, którzy głosują na nieudaczników,
złodziei, zdrajców i oszustów, nie są ich ofiarami. Są ich wspólnikami”
?

Krzysztof Baliński

================================

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5102868/polska-czy-ukropolin-czyli-polska-palestyna-europy

Spirytyzm i fakty dokonane

Spirytyzm i fakty dokonane

Stanisław Michalkiewicz    10 lutego 2024 spiryt

Wypadki chodzą po ludziach, zwłaszcza, gdy jedni ludzie włażą na drugich, albo nawet przy innych czynnościach, choćby tak niewinnych, jak lot samolotem do Berlina. Podkreślam, że chodzi o lot samolotem, bo sekta Antrovis, do której należała, a może nadal należy pani Barbara Labuda, twierdziła, że odbywa podróże kosmiczne i to bez udziału samolotów, czy innych statków powietrznych. Możliwe zatem, że podróżowali na miotle, a w takim razie opowieści o sabatach czarownic na Łysej Górze nabierają rumieńców. Nawiasem mówiąc, mimo tych wszystkich rewelacji, pani Labuda sprawowała urząd ministra w Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w sposób nie zwracający niczyjej uwagi.

Potwierdza to słuszność spostrzeżenia Lenina, że państwem może rządzić nawet kucharka – co zresztą widzimy w vaginecie Donalda Tuska. Na wszelki wypadek jednak ktoś starszy i mądrzejszy podesłał mu właśnie pana Pawła Grasia na szefa gabinetu, najwyraźniej przypomniawszy sobie przysłowie, że strzeżonego Pan Bóg strzeże. Jak my wszyscy na tym wyjdziemy, to inna sprawa. Możemy wyjść tak samo, jak Wielce Czcigodny Paweł Kowal, który właśnie poleciał po wskazówki do Berlina i w drodze przytrafił mu się casus pascudeus, bo ktoś w samolocie ukradł mu marynarkę. Lot do Berlina trwa krótko, więc jeśli pan Kowal nie zabalował poprzedniego dnia, to w samolocie nie zdążyłby się tak szybko znieczulić. Zatem tę przyczynę musimy wykluczyć. Jeśli jednak tak, to sprawa może wyglądać znacznie gorzej. Nie można bowiem wykluczyć, że Wielce Czcigodny Paweł Kowal mógł paść ofiarą spisku. Skąd możemy wiedzieć, czy do samolotu, śladem pana Kowala, nie wsiadł jakiś ruski agent, który niepostrzeżenie skradł mu marynarkę? Takie rzeczy się zdarzają, a nawet znacznie gorsze.

Jak wspominał jeszcze za głębokiej komuny felietonista warszawskiej „Kultury” Hamilton, podczas pewnego seansu spirytystycznego, jedna z jego uczestniczek poczuła, że w ciemnościach ktoś wsuwa dłoń między jej nogi – w dodatku – jak to wyśpiewują wymowni Francuzi – „direction coquette” („Un dimanche matin, avec ma putain, sur ma mobylette, je lui met la main entre les deux seins, direction coquette”). Początkowo pani się nie przestraszyła, bo myślała, że to mężczyzna, ale kiedy zobaczyła, że przy niej nikogo nie ma, przelękła się, niczym Wielce Czcigodna Kamila Gasiuk-Pihowicz, kiedy podczas posiedzenia Krajowej Rady Sądownictwa jeden z sędziów zwrócił się do niej zdaniem pełnym treści.

Dla ruskiego agenta przebranie się za ducha, to żadna sztuka, więc lepiej rozumiemy, dlaczego Wielce Czcigodny Paweł Kowal niczego nie zauważył. Tedy wszystko wydaje sie jasne, oprócz jednego. Co mianowicie miał Wielce Czcigodny Paweł Kowal w swojej marynarce? Nie zapominajmy, że przed kilkoma dniami, podczas pielgrzymki do Kijowa, Donald Tusk mianował go pełnomocnikiem rządu do odbudowy Ukrainy. A tak się złożyło, że właśnie Unia Europejska przyznała dla Ukrainy 50 mld euro – oficjalnie dla podtrzymania tamtejszej gospodarki, ale każdy wie, że oligarchowie co najmniej połowę z tego rozkradną, a reszta pójdzie do podziału między SBU i kadrę niezwyciężonej tamtejszej armii.

Jestem pewien, że takiego planu pan Paweł Kowal w swojej marynarce mieć nie mógł, bo aż do takiej konfidencji to on dopuszczony nie będzie. Mógł co najwyżej wieźć do Berlina projekt podziału między naszych mężyków stanu, no a przede wszystkim – między stare kiejkuty – jakichś okruszków, co to spadną ze stołu pańskiego. Skoro za samo stanie na świecy w Starych Kiejkutach, żeby nikt nie przeszkadzał amerykańskim specjalistom w oprawianiu delikwentów przywiezionych samolotami na lotnisko w Szymanach z bazy w Guantanamo, stare kiejkuty dostały z amerykańskiej ambasady 15 mln dolarów w gotówce, to cóż dopiero przy takiej okazji? W dodatku pan Kowal chyba zapomniał, co tam było zaprojektowane, bo inaczej przecież nie kompromitowałby się apelami o zwrot marynarki.

Tak, czy inaczej, zachowuje się dość lekkomyślnie, podobnie jak sędzia, tak zwany „dubler” w Trybunale Konstytucyjnym, pan Mariusz Muszyński, który dał wyraz swemu przekonaniu, że członkowie vaginetu Donalda Tuska, to „kretyni”, którzy uważają, że przy pomocy jakichś ustaw uda się im wysadzić go ze stanowiska. „Ustawy są za słabe, panie ministrze Grabiec” – powiedział, zwracając się do szefa Kancelarii Premiera Jana Grabca. Lekkomyślność pana sędziego Mariusza Muszyńskiego polega na tym, że najwyraźniej myśli on, że sędziowie-dublerzy będą przez pana ministra Bodnara wysadzani z siodła przy pomocy jakichś „ustaw”. Tymczasem nic podobnego. Czy na przykład w sprawie Prokuratury Krajowej wydana została jakaś ustawa, albo chociaż uchwała? Nic podobnego!

Pan minister Bodnar zastosował metodę faktów dokonanych, która – jak dotychczas – wydaje się skuteczna. Nie dlatego oczywiście, by pan minister Bodnar był taki mądry, czy wpływowy. O tym nie ma mowy. Skuteczność metody faktów dokonanych wynika z carte blanche, jaką Donaldu Tusku dała Reichsfuhrerin Urszula von der Layen, która jednocześnie zagwarantowała, że żadna Schwein z Unii Europejskiej nie odważy się tych faktów dokonanych kwestionować. W tej sytuacji pan minister Bodnar może nie tylko spokojnie położyć lachę na wszystkie tubylcze „ustawy”, ale nawet – oczywiście w razie potrzeby – zariezać krnąbrnego sędziego, który będzie próbował mu zaszurać. W ostateczności może wezwać na pomoc pana mecenasa Giertycha, który takiego delikwenta przytrzyma mocną dłonią za ręce i nogi, żeby pan minister przy riezaniu nie skaleczył się w rękę.

To już więcej poczucia rzeczywistości wykazuje pani Małgorzata Manowska, Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego, która ostatnio publicznie dała wyraz obawie przed zastosowaniem przez vaginet Donalda Tuska „wariantu tureckiego”. Jak pamiętamy, „wariant turecki” polegał na tym, że prezydent Erdogan, kiedy niezawiśli sędziowie mu zaszurali, co najmniej 1500 spośród nich natychmiast wtrącił do lochu, w reszta natychmiast odzyskała poczucie rzeczywistości tym bardziej, że nawet Nasz Najważniejszy Sojusznik prezydenta Erdogana za to nie ofuknął. Najwyraźniej audaces fortuna iuvat, podczas gdy Naczelnikowi Państwa w ogóle nie przyszło do głowy, by w ten sposób ostatecznie rozwiązać kwestię niezawisłości sędziowskiej.

Po ośmieszeniu pana prezydenta przy okazji pojmania panów Kamińskiego i Wąsika w Pałacu Namiestnikowskim, nawet prości sędziowie SN z Izby Kontroli Nadzwyczajnej zrozumieli, że wszystko rozstrzyga się w kategorii faktów dokonanych, więc nie ma co chronić się za papierowymi, jurydycznymi murami i w podskokach uznali ważność wyborów 15 października. Toteż nic dziwnego, że teraz Donald Tusk straszy pana prezydenta Dudę przedterminowymi wyborami. Już widocznie się dowiedział (czy przypadkiem nie od pana Pawła Grasia?), że Państwowa Komisja Wyborcza i Sąd Najwyższy zatwierdzi wybory, nawet gdyby obwodowe komisje wyborcze były otwarte dzień i noc przez całe trzy doby.

Stanisław Michalkiewicz

Wojna od przodu i od tyłu

Wojna od przodu i od tyłu

Stanisław Michalkiewicz  tygodnik „Goniec” (Toronto)    11 lutego 2024 michalkiewicz

Nie wiadomo, co teraz zrobią Amerykanie. Dotychczas migali się z pomocą dla Ukrainy. Republikanie, w odwecie za uparte odmawianie przez prezydenta Józia Bidena zwiększenia wydatków na ochronę południowej granic USA z Meksykiem, blokują budżet federalny, w następstwie czego już po raz trzeci trzeba było uchwalić budżet tymczasowy, który będzie obowiązywał do marca – ale ani w pierwszym tymczasowym budżecie, ani w drugim, ani w tym trzecim nie ma ani centa na pomoc dla Ukrainy. Wyobrażam sobie, jak prezydent Józio Biden, oczywiście gdy nikt nie widzi, zaciera z radości ręce, że może się w ten sposób wyplątać z ukraińskiej awantury, ale całe odium spadnie na Republikanów. Teraz jednak ta ustawka może się skończyć, bo właśnie Książę-Małżonek, któremu Donald Tusk za dobre sprawowanie w PE dał w swoim vaginecie fuchę ministra spraw zagranicznych, rozkazał Amerykanom natychmiast wesprzeć Ukrainę. Skąd ten pospiech? Ano stąd, że prezydent Zełeński, któremu nawet zaczynają szurać ukraińscy wojskowi, potrzebuje wsparcia, jak nie od Amerykanów, to od Reichsfuhrerin Urszuli von der Layen.

Alternatywą amerykańskiego wsparcia byłoby bowiem zrealizowanie marzenia prezydenta Zełeńskiego, by wojna z Rosją rozlała się na inne bantustany Środkowej Europy, przede wszystkim – na Polskę. To Amerykanom może się spodobać, bo skoro na Ukrainie zaczyna brakować Ukraińców do wojowania, to czemu by nie skorzystać również z polskiego mięsa armatniego? To nawet może się udać, bo z niemieckiego punktu widzenia ściągnięcie na Polskę rosyjskiego uderzenia, mogłoby w perspektywie doprowadzić nie tylko do korekty granicy ukraińsko-polskiej, zwanej patetycznie „unią”, ale również – do upragnionej korekty granicy niemiecko-polskiej. Nie jest zatem wykluczone, że podczas niedawnej wizyty ad limina u Reichsfuhrerin Urszuli von der Layen, zleciła ona Donaldu Tusku jeszcze jedno zadanie – bo zaraz potem Książę-Małżonek zaczął bąkać o gotowaniu się do wojny. Ciekaw jestem, czy w ramach tych przygotowań spakował już kufry w Chobielinie, czy może jest uzgodnione, że Chobielina zimny ruski czekista ostrzeliwał w razie czego nie będzie?

Na razie jednak pan prezydent Duda na 13 lutego zwołał Radę Gabinetową. Ta „Rada Gabinetowa” to Rada Ministrów, tyle, że obradująca pod przewodnictwem prezydenta. Żadnych stanowiących kompetencji ona nie ma, więc trudno zgadnąć, po co właściwie pan prezydent to robi. Pewne światło rzuca na to niedawna rozmowa, jaką pan prezydent odbył z panami redaktorami Mazurkiem i Stanowskim. Wspomniał tam, że „nie wyklucza” możliwości przeprowadzenia „resetu konstytucyjnego”, który proponuje Konfederacja. Konkretnie chodzi o to, by ponad podziałami wybrać na nowo Trybunał Konstytucyjny, Krajową Radę Sądownictwa, a może nawet – cały Sąd Najwyższy. W obecnych realiach politycznych oznaczałoby to całkowitą kapitulację pana prezydenta, bo przecież Volksdeutsche Partei przeforsowałaby w Sejmie w jedno, drugie i trzecie miejsce swoich własnych fagasów, a prawidłowe obsadzenie Sądu Najwyższego zagwarantowałoby jednolitość orzecznictwa zwłaszcza w sprawach „rozliczeniowych”, w ramach których można będzie całą opozycję powsadzać do kryminałów i w ten sposób przywrócić nie tylko praworządność, demokratyczne standardy, ale przede wszystkim – jedność moralno-polityczną narodu, jak było za komuny, czy w czasach wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera.

Oczywiście do tego celu, podobnie jak do socjalizmu, można zdążać różnymi drogami. Polska droga, jak dotychczas, polega na stwarzaniu faktów dokonanych, ale idzie to bardzo powoli, bo rozmaite Schwein sypią piasek w szprychy rozpędzającego się parowozu dziejów. Nie jest zatem wykluczone, że i na tym odcinku nastąpi przyspieszenie. Jak radzi pan Wojciech Hermeliński, co to z niejednego komina wygartywał i za komuny i za demokracji, najlepiej byłoby wydawać sejmowe uchwały. Broń Boże nie o odwoływaniu poszczególnych sędziów, albo nawet według list zbiorowych, tylko stwierdzające, że ci sędziowie wcale nie są sędziami. Takie uchwały nie są co prawda źródłami prawa, ale w procesie przywracania praworządności nie chodzi przecież o to, by trzymać się jakiejś litery prawa, jak pijany płotu, tylko żeby i na użytek krajowych wyznawców, a przede wszystkim- na użytek luksemburskich przebierańców z TSUE – stworzyć pozory legalności. Alternatywa wydaje się jeszcze gorsza, bo w przeciwnym razie trzeba będzie tych wszystkich neo-sędziów wyriezać. Nie ma rady; gdy chodzi o świętą sprawę demokracji i praworządności, nie ma takich poświęceń, których nie można by było dokonać. Zatem uchwały mają same zalety, bo ani Trybunał Konstytucyjny nie może się nimi zajmować, ani pan prezydent nie może ich wetować, a wreszcie – nikogo nie trzeba riezać, chociaż w porywach serca gorejącego niejeden by chciał. Jak widzimy, albo reset, albo uchwały, a w ostateczności – również riezanie – doprowadzą do tego, że wymiar sprawiedliwości zacznie chodzić u nas, jak w zegarku.

Wtedy właśnie można będzie przystąpić do kuracji przeczyszczającej w spółkach Skarbu Państwa, żeby umożliwić umoczenie pysków w melasie również szczerym demokratom. Ponieważ prezes Orlenu Daniel Obajtek nie czekał, aż „silni ludzie” wyprowadzą go za fraki z gabinetu, tylko sam zrezygnował, dzięki czemu nawet dostanie sowitą odprawę, do akcji wkroczył prezes NIK, pan Marian Banaś, który ma na pieńku z byłym Naczelnikiem Państwa. Właśnie doniósł na niego, że sprzedał był „Lotos” za całe 5 mld złotych mniej, niż wynosiła wycena. Jestem pewien, że premier Donald Tusk się oburzy i zapomni, jak to kiedyś-kiedyś, gdy był jeszcze normalnym człowiekiem, głosił spiżowe prawdy, że “towar jest tyle wart, ile ktoś za niego zapłaci”. Tak było na poprzednim etapie, gdy rządy Jana Krzysztofa Bieleckiego i panny Suchockiej „prywatyzowały” co tam zagraniczni kontrahenci sobie życzyli – ale teraz jest inny etap, etap „rozliczeń”, toteż tamte mądrości już zostały uchylone i teraz jak sędzia dostanie rozkaz, żeby sądzić, to będzie sądzić i sypać piękne wyroki na dowód, że praworządność została przywrócona. Jestem pewien, że zarówno organizacja „Iustitia”, co to została utworzona zaraz po rozwiązaniu PZPR w 1990 roku, w związku z czym podejrzewam, że WSI natychmiast się zakręciły wokół stworzenia nowej transmisji bezpieki do wymiaru sprawiedliwości, no i stowarzyszenie sędziów „Themis”, które podejrzewam o związki z przeprowadzoną w swoim czasie przez ABW operacją „Temida”, której celem był werbunek agentury w środowisku sędziowskim. Zresztą, czy może być inaczej, skoro ministrem-koordynatorem tajnych służb w vaginecie Donalda Tuska jest pan Tomasz Siemoniak – w cywilu – jak podaje w swojej książce „Ukropolin” pan ambasador Krzysztof Baliński – związany ze Związkiem Ukraińców w Polsce?

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Warszawa 3 lutego – II Konferencja Programowa RNP nt. Edukacji i Wychowania pt. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”

Warszawa 3 lutego – II Konferencja Programowa RNP nt. Edukacji i Wychowania pt. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”

Przez Redakcja Polityka Polska 13 stycznia 2024

Zapraszamy w imieniu organizatorów i zaproszonych gości na
II Konferencję Programową Ruchu Naprawy Polski nt. EDUKACJI
I WYCHOWANIA pt. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”

II Konferencja Programowa Ruchu Naprawy Polski odbędzie się w sobotę 3 lutego 2024 roku od godz. 10.30 w sali konferencyjnej Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich w Warszawie przy ul. Hożej 66/68.

Na konferencję zapraszamy przedstawicieli komitetów wyborczych biorących udział w wyborach do Sejmu i Senatu, które odbyły się 15.10.2023 roku.

Blok 1. Godz. 10.30 – 13.30

  • Jolanta Dobrzyńska, ekspert oświatowy: „Edukacja polska w kontekście przeobrażeń geopolitycznych”.
  • dr hab. Ryszard Stocki, badacz zjawiska toksykologii przestrzeni społecznej, autor książki “Nieobliczalny eksperyment”, kierownik Katedry Psychologii personalistycznej na UPJPII w Krakowie: „Dlaczego szkoła w obecnym systemie edukacji nie pomaga żyć?”
  • Agnieszka Pawlik-Regulska, nauczycielka,prezes Stowarzyszenia Nauczyciele dla Wolności: „Sytuacja nauczyciela i ucznia w szkole publicznej”.
  • Romuald Starosielec, Ruch Naprawy Polski „Nowy ustrój polskiej edukacji narodowej”.
  • Maria Gudro – Homicka wieloletnia przewodnicząca Stow. Nauczycieli Polonistów, prezes Stow. Ambasadorów Dzieci i Młodzieży: „Dlaczego współczesne dzieci i młodzież nie radzą sobie z emocjami? Przyczyny i próby pomocy”.
  • dr Krzysztof Tracki, nauczyciel i publicysta, autor książek o W. Pileckim i KEN: „Czy misja to pojęcie przebrzmiałe ? Gdzie są granice autonomii nauczyciela ?”.
  • Wystąpienia zaproszonych gości: Wojciech Starzyński (prezes fundacji Rodzice Szkole), Emilia Węgrzyn, prezes Stow. Regionalne Mazowiecki Ogród
  • Wystąpienia przedstawicieli środowisk uczestniczących w Ruchu Naprawy Polski.
  • Dyskusja.
  • Przerwa, godz. 13.30 – 14.00

Blok 2. Godz. 14.00 -16.00 Dyskusja poświęcona przygotowaniom do wyborów samorządowych, które odbędą się na wiosnę 2024 roku.

  • Wprowadzenie do dyskusji; Adam Domaradzki
  • W dyskusji wezmą udział przedstawiciele środowisk i struktur terenowych Ruchu Naprawy Polski, zaproszeni goście i wszyscy zainteresowani.

Zgłoszeń można dokonywać na stronie internetowej Ruchu Naprawy Polski.

Źródło: Ruch Naprawy Polski

Tata Łukaszka przejeżdżał koło stacji paliw Deutschlen (dawniej Orlen)

Marcin B. Brixen

Tata Łukaszka wracał samochodem na osiedle, na którym mieszkali Hiobowscy. Kiedy przejeżdżał koło stacji paliw Deutschlen (dawniej Orlen) zobaczył, że litr paliwa kosztuje jedno euro i uznał, że mu się przywidziało.

https://www.salon24.pl/u/brixen/1355233,jedna-konkretna-decyzja-i-litr-paliwa-za-1-euro

Tata Łukaszka wracał samochodem na osiedle, na którym mieszkali Hiobowscy. Kiedy przejeżdżał koło stacji paliw Deutschlen (dawniej Orlen) zobaczył, że litr paliwa kosztuje jedno euro i uznał, że mu się przywidziało.
Była to pierwsza z serii niespodzianek jakie na niego czekały.
Na wszelki jednak wypadek zawrócił na rondzie Ofiar Karosława-Jaczyńskiego i przejechał znów koło stacji. Tak! Nie mylił się! Cena paliwa rzeczywiście wynosiła jedno euro za litr!
Tata Łukaszka zawrócił z piskiem opon i wjechał na stację. Ku jego zdumieniu nie było tam żadnych aut. Jakoś nikt nie rzucił się tankować tego taniego paliwa. Jedynie między dystrybutorami przechadzał się samotny pompiarz.
– Jest paliwo?! – zawołał tata Łukaszka.
– Co ma nie być? Jest – odparł smętnie pompiarz.
– W tej cenie?
– Tak.
– Rząd dotrzymał obietnicy wyborczej sprzed pięciu lat?!
– Ano jak pan widzi.
– Niech mi pan powie jedną rzecz, dlaczego nikt inny tego nie tankuje?
Pan pompiarz rozłożył bezradnie ręce.
Tata Łukaszka zmrużył oczy i sięgnął po wąż. Na wyświetlaczu dystrybutora pojawiła się cena: jedno euro za jeden litr.
Wsunął pistolet do baku i nacisnął spust. Po kilku minutach odwiesił pistolet, spojrzał na wyświetlaczy dystrybutora i przeżył drugi tego wieczora szok. Kwota za całe paliwo była taka sama jaką płacił jeszcze niedawno gdy tankował po dwa euro za litr! Zagadka wyjaśniła się w kolejnym okienku. Zatankował dwa razy więcej paliwa!
Poirytowany tata Łukaszka wszedł do sklepu stacyjnego. Przy ladzie przeżył kolejny szok, stał tam pan Sitko, trzymał w ręce butelkę wódki i patrzył na nią jakby ją widział pierwszy raz w życiu.
– Co pan, alkohol na stacji paliw pan kupuje? – zdziwił się tata Łukaszka. – Przecież tu najdrożej.
– Koledzy mówili, że na stacji litr potaniał – wymamrotał pan Sitko marszcząc czoło i patrząc na ceny na półkach.
– Potaniał – przytaknął skwapliwie sprzedawca, młody człowiek z niebieską grzywką, tunelami w uszach, i kolczykach w tylu miejscach, że łatwiej by było wymienić gdzie ich nie miał. – Ale tylko litr paliwa. Inne nie.
– Jak potaniał, jak zatankowanie baku kosztuje tyle samo?! – eksplodował tata Łukaszka. – I jak to jest możliwe, że nagle do baku weszło mi dwa razy więcej paliwa?
– Tak to możliwe proszę pana, że wczoraj rano ministra fizyki zmieniła definicję litra paliwa.
Tata Łukaszka osłupiał. Panu Sitko butelka zaczęła skakać w ręku.
– Tylko litra paliwa – uściślił sprzedawca patrząc na ból malujący się na twarzy pana Sitko. – Litr wódki pozostał bez zmian. Kupuje pan?
– Nie – wymamrotał pan Sitko.
– To niech pan postawi wódkę z łaski swojej do lodówki tu za mną.
– A pan nie może sam? – zapytał pan Sitko.
Sprzedawca pokręcił przecząco głową.
– W drzwiach jest magnes. Kiedyś jak mnie przyciągnęło to musiałem czekać dwie godziny na kolegę z nocnej zmiany, żeby mnie uwolnił. Płaci pan? – skierował pytani do taty Łukaszka.
– Tak, oczywiście. le niech mi pan powie, bo widzę, że pan wie więcej, jak to jest możliwe, żeby minister…
– Ministra.
– …tak sobie zmienił…
– Zmieniła.
– …definicję litra paliwa i nikt nie protestuje? Kar nie nakłada? Niemcy się nie burzą? Unia też nie? TSUE nie wydaje wyroków?
– Może wystarczy mieć rząd, który żyje ze wszystkimi w zgodzie? – uśmiechnął się sprzedawca dzwoniąc kolczykami.
– A jak oni, panie, tego, zmienili tę definicję? – dociekał pan Sitko.
– Jak to jak? Jak zawsze. Uchwałą Sejmu.

Warzecha: Niezły dorobek jak na miesiąc działania

Warzecha: Niezły dorobek jak na miesiąc działania

21.01.2024 niezly-dorobek

Łukasz Warzecha.
Łukasz Warzecha. / fot. screen YouTube: Łukasz Warzecha

Znany prawicowy publicysta Łukasz Warzecha podsumował w swoich mediach społecznościowych pierwszy miesiąc rządu Donald Tuska.

13 grudnia 2023 roku przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk został premierem Polski po raz trzeci w swojej politycznej karierze.

Nowa ekipa, która przejęła władzę po Prawie i Sprawiedliwości rządzi nad Wisłą już ponad miesiąc. Prawicowy publicysta Łukasz Warzech zamieścił na portalu X krótkie podsumowanie tego okresu:

„Małe podliczenie osiągnięć pierwszego miesiąca uśmiechniętego, europejskiego rządu:

* Porządkowanie państwa poprzez doprowadzenie do totalnego chaosu prawnego.
* Jedynie słuszne nominacje do SSP, a o systemie przejrzystych konkursów niedobra jest mówić.
* Niedobra też wspominać o powrocie do ryczałtowej składki zdrowotnej.
* Na czele projektu CPK staje jego zdeklarowany przeciwnik.
* Ministrów i wiceministrów jest więcej niż było u Morawieckiego.
* Za rozliczanie czasów PiS bierze się człowiek z osobistymi powodami do zemsty.
* Najważniejsza reforma edukacji to likwidacja prac domowych.
* Niejasne komunikaty w sprawie budowy elektrowni jądrowej.
* Zapowiedź projektu lewicowej cenzury.
* Nowa, „obiektywna” TVP jako TVN24 wersja soft”.

Dalej Warzecha stwierdza: „Niezły dorobek jak na miesiąc działania. Jest jakoś tak, że ci politycy starszego pokolenia, gdy wracają, to zawsze w gorszej wersji. Kaczyński 2015-2023 był o wiele gorszy niż Kaczyński 2005-2007. Tusk AD 2024 jest dramatycznie gorszy niż Tusk 2007-14”.

Tusk: Aborcyjna pigułka bez recepty – także dla nieletnich

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Donald Tusk chce znieść recepty na tzw. pigułkę „po”.

Mówimy o możliwie swobodnym dostępie do środków antykoncepcyjnych, a precyzyjnie mówiąc, do tak zwanej pigułki “dzień po”, czyli do produktów leczniczych, które są dopuszczone do obrotu, i które są stosowane w antykoncepcji. One zostały z bliżej nieznanych powodów wpisane do ustawy jako leki wymagające recepty, co bardzo często ogranicza – albo właściwie redukuje do zera – możliwość skorzystania z tego środka przez zainteresowane. (…) Jako rząd wspólnie zaproponujemy zmianę tej ustawy” – zapowiedział premier.

Donald Tusk – podobnie jak inni zwolennicy aborcji – posługuje się kłamstwem. Preparat do wczesnej aborcji nazywa antykoncepcją oraz lekiem. Chce obejść przepisy o ochronie życia i w praktyce pozwolić na aborcję na życzenie.

Czego jeszcze nie mówią aborcjoniści?

Jak naprawdę działa pigułka „po”?

Jak zabija poczęte dziecko?

Wszystkiego dowie się Pan w nagraniu, które przesyłam poniżej:

Video można też zobaczyć na Facebooku: https://fb.watch/pHwHtO3nSC/

oraz na profilu „Pro-life bez cenzury” na X (d. Twitter): https://twitter.com/PBCenz/status/1748635409146347555

Szanowny Panie!

Wciąż zbyt wiele osób nie ma pojęcia, jak działa śmiertelny preparat. Dlatego bardzo Pana proszę o przesłanie tego nagrania do innych osób, które trzeba przestrzec. A może zna Pan kogoś, komu brakuje argumentów w dyskusjach, gdy broni życia dzieci?

Proszę podać video dalej.

Serdecznie Pana pozdrawiam!

Kaja Godek
Kaja GodekKaja GodekFundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Nagrania w serii „Prolife bez cenzury” to autorski projekt edukacyjny Fundacji Życie i Rodzina. Jeśli uważa Pan, że projekt jest potrzebny, prosimy o wsparcie modlitewne i finansowe, by móc go kontynuować.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl