Szara strefa może pokonać absurdy strefy oficjalnej
O totalnym ocipieniu, ociepleniu. Fizyka atmosfery a oficjalne kłamstwa. TV.
pół godziny.
O totalnym ocipieniu, ociepleniu. Fizyka atmosfery a oficjalne kłamstwa. TV.
pół godziny.
Państwo kupiło 14 milionów ton węgla z Kolumbii za 1.500 zł za tonę, przy koszcie wydobycia w Polsce 400 zł za tonę.
Polska jest w szponach zdrajców na usługach Klausa Schwaba. Rafał Piech
Polska stała się energetycznym żebrakiem. Tymczasem przytłoczeni propagandą Polacy miotają się pomiędzy dwiema drogami prowadzącymi do tej samej przepaści.
O perspektywach Polski, o szansach na uniknięcie zagłady, o programie swojej partii mówi Rafał Piech
“85% zasobów węgla w EU znajduje się w Polsce”
Tymczasem nasze państwo kupiło 14 milionów ton węgla z Kolumbii… za 19 miliardów złotych czyli za 1.500 zł za tonę, przy koszcie wydobycia w Polsce 400 zł za tonę.
Gdyby władze Kuwejtu zdecydowały się na prośbę USA, aby zlikwidować wszystkie platformy wiertnicze i przestać wydobywać ropę na rzecz Ameryki i kupować ją 10 razy drożej, z Ameryki i innych państw. Myślę, że obywatele Kuwejtu szybko wywieźli na taczkach takich przedstawicieli władzy czy premiera.
Agenda 2030 zakłada całkowite wyeliminowanie małych, średnich i mikro przedsiębiorstw na rzecz potężnych korporacji.
Czy Polskę można uratować?
Na świecie nie uda się tego zatrzymać, ale w Polsce jeszcze jest szansa – mówi Rafał Piech „Polska Jest Jedna”. Cały świat wraca do węgla, wiele państw zwiększa wydobycie, a Polska, która mogłaby być węglowym potentatem stała się energetycznym żebrakiem.
- „Polska” traktuje polskich przedsiębiorców jak przestępców.
- Realne zadłużenie państwa wynosi ponad 4 biliony złotych
- W Polsce 84% energii elektrycznej pochodzi z węgla
- Za kwotę (19 miliardów złotych) wydaną na import złej jakości węgla moglibyśmy wybudować 6 kopalń w Polsce.
- Byli komuniści mogliby się dużo nauczyć od funkcjonariuszy propagandowych z TVP
- Polska jest w szponach zdrajców, działających na zgubę Polski i Polaków.
- Byliśmy zdradzani od 1989 roku.
Rafał Piech:
Program dla Polski
Z Bogiem i rozumem
Zawierzyłem moją prezydenturę niepokalanemu sercu Maryi.
Tylko Polska Bogiem silna jest w stanie przeciwstawić się złu.
Tylko Polska Bogiem silna jest w stanie przeciwstawić się złu.
km, kf 9.1.2023 https://www.tvp.info/65556290/ruszyl-transport-wegla-z-litwy-do-polski
Koleje Litewskie rozpoczęły transport węgla do Polski z portu w Kłajpedzie. Miesięcznie tą trasą ma być przewiezionych około pięciu tysięcy ton węgla. Litewska spółka poinformowała, że ładunki od dzisiaj są przewożone z kłajpedzkiego portu do miejscowości Trakiszki.
Stamtąd transportowane mają być do Białegostoku i dalej do północno-zachodniej części naszego kraju.
„Polska importuje węgiel przez swoje porty, ale zwiększony popyt na surowiec zachęca też do poszukiwania nowych kierunków” – czytamy w komunikacie litewskiej spółki.
Jej władze wskazują, że zarówno ta firma jak i rynek w regionie szukają alternatywnych tras, aby ominąć Rosję i Białoruś [??? md] . Koleje Litewskie zwracają też uwagę, że projekt przewiezienia węgla do Polski powstał w ciągu kilku miesięcy.
Trzeba wyjątkowej bezczelności, żeby po podjęciu decyzji o likwidacji polskiego górnictwa pojechać na Śląsk i opowiadać, że uratowało się polskie górnictwo.
W sobotę (19.11.2022) prezes PiS Jarosław Kaczyński udał się Katowic, gdzie w ramach kampanii #DobryRządNaTrudneCzasy wygłosił przemowę, której tematem była m.in. przyszłość Śląska. Kaczyński przypomniał, że 28 maja 2021 roku została zawarta umowa między górniczymi związkami zawodowymi i rządem Mateusza Morawieckiego. Umowa przewiduje likwidację polskiego górnictwa do 2049 roku.
– Wydaje się, że to była umowa, która w tamten czas, który niestety od tego momentu się zmienił, wpisywała się dobrze – powiedział szef PiS. Następnie stwierdził, że „patrzymy dziś na Śląsk, na politykę klimatyczną nieco inaczej niż patrzyliśmy wtedy, kiedy ta umowa była zawierana”. Podkreślił, że bez polityki klimatycznej umowa w sprawie likwidacji górnictwa nie zostałaby zawarta i „ten kontekst też musimy brać pod uwagę”. – Ale pozostaje sprawa naszego bezpieczeństwa, naszej suwerenności energetycznej. Musimy tego bronić i będziemy tego bronili – ogłosił Kaczyński. Jak ta obrona ma wyglądać? Tego nie powiedział. Brak konkretów zupełnie nie przeszkadzał audytorium, które entuzjastycznie klaskało po tych słowach prezesa PiS.
Dzień później, w Gliwicach, Kaczyński stwierdził, że Platforma doprowadziłaby do „kompletnego upadku polskiego górnictwa, gdyby nie przejęcie władzy przez nas”. Następnie oświadczył, że PiS uratował polskie spółki węglowe. Dodał też, że umowa dotycząca likwidacji górnictwa staje pod znakiem zapytania. – To trzeba będzie jeszcze raz przeanalizować. I trzeba będzie tutaj wykazywać wobec partnera europejskiego duże zdecydowanie. Musimy być zabezpieczeni, a czas, w którym będziemy zabezpieczeni przez energię atomową, z dzisiejszego punktu widzenia jest jeszcze odległy – powiedział. – Elektrownie węglowe mają to do siebie, że są pewne i stosunkowo proste. Krótko mówiąc, ten problem musimy postawić.
Czy zatem polskie kopalnie idą do likwidacji, czy nie idą? Umowa podpisana przez postawionych pod ścianą górników z rządem Morawieckiego nadal obowiązuje. Unijny pakiet klimatyczno-energetyczny nadal obowiązuje. Polska nadal jest w Unii Europejskiej. Morawiecki nadal realizuje unijne wytyczne w ramach tzw. walki o klimat. To, że Kaczyński opowiada dziś o zmieniającej się sytuacji, niczego tak naprawdę nie zmienia. Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość wspólnie doprowadziły do tego, że Polska nie jest dziś suwerenna energetycznie. Kraj leżący na największych pokładach węgla w Europie musi importować węgiel z całego świata, żeby Polacy nie zamarzali we własnych domach. Elektrownie atomowe, o ile w ogóle kiedyś powstaną, to śpiew bardzo dalekiej przyszłości.
A zatem powtarzam pytanie: jak PiS i Kaczyński zamierzają bronić polskiej suwerenności energetycznej? Odpowiedź brzmi: nijak. To, że dziś Kaczyński zapowiada, iż „trzeba będzie jeszcze raz przeanalizować” decyzję o likwidacji polskiego górnictwa, jest wyłącznie mamieniem opinii publicznej. I niczym więcej.
Przypominam, że gdy PiS szedł do władzy w 2015 roku, obiecywał, że zatrzyma proces zamykania polskich kopalni. Mało tego, PiS obiecywał otwieranie kopalni zamkniętych przez PO. – To, co wy pozamykacie, my otworzymy – grzmiała Beata Szydło w styczniu 2015 roku przed bramą przeznaczonej do zamknięcia kopalni Brzeszcze. Towarzyszył jej ówczesny eurodeputowany PiS, a obecny prezydent, Andrzej Duda, który zaznaczył, że złoża brzeszczańskiej kopalni nie zostały wyczerpane. – Tutaj pozostaje do wydobycia jeszcze ponad 60 mln ton węgla, który jest polskim strategicznym surowcem i stanowi wielką siłę naszego przemysłu – mówił wtedy.
W październiku 2018 roku Szydło, pełniąca wtedy funkcję wicepremiera w rządzie Morawieckiego, obiecywała, że „możemy ze spokojem mówić o tym, że górnictwo będzie nadal ważnym elementem polskiej gospodarki”. – Po trzech latach pracy rządu PiS można powiedzieć, że jest obrany dobry kierunek w tym, żeby branża górnicza miała szansę na spokojny rozwój – powiedziała.
Ile warte były obietnice polityków PiS? Nie były warte nic! To rząd Mateusza Morawieckiego podpisał się pod decyzją o całkowitej likwidacji polskiego górnictwa. I likwidacja kopalni trwa. Zasypywane są szyby, niszczona jest infrastruktura naziemna. Jednocześnie Kaczyński wmawia „ciemnemu ludowi”, że „to trzeba będzie jeszcze raz przeanalizować”. A „ciemny lud” łyka te bajki jak gąsior kluski i wierzy w #DobryRządNaTrudneCzasy.
Ludzie, opamiętajcie się! Tak jak PO robiła Polaków w konia, tak samo robi to PiS. Opowieści Kaczyńskiego o ewentualnym wycofaniu się z zapowiedzianej likwidacji górnictwa mają tyle wspólnego z rzeczywistością, co film „Kopalnie króla Salomona”. Czy ktoś, kto oglądał ten film, uwierzył, że to rzeczywistość, a nie fikcja? Nie sądzę. A jednak wyborcy PiS wierzą w „Kopalnie naczelnika Jarosława”. I biją brawo.
Trzeba wyjątkowej bezczelności, żeby po podjęciu decyzji o likwidacji polskiego górnictwa pojechać na Śląsk i opowiadać, że uratowało się polskie górnictwo. A Kaczyński to robi i powieka mu nie drgnie. Polacy mają uwierzyć, że chociaż rok temu decyzja o likwidacji kopalni była dobra, to teraz nie jest tak dobra, jak była jeszcze niedawno, ponieważ zmieniła się sytuacja międzynarodowa i jest wojna. Czyli gdyby nie było wojny, to Polska mogłaby zrealizować dobrą decyzję o likwidacji górnictwa. To jest przekaz płynący z opowieści Kaczyńskiego.
Trzeba być skończonym durniem, żeby kupić takie tłumaczenie. Jakim cudem decyzja o likwidacji polskiego górnictwa w ogóle mogłaby być dobra? To była decyzja zła, a o tym, że zagraża ona suwerenności energetycznej Polski wiedział każdy, kto potrafi posługiwać się rozumem i wyciągać wnioski. Dzisiejsze ględzenie naczelnika o ponownej analizie i „stawianiu problemu” to jest kpina z Polaków. Tak jak kpiną są jego opowieści o tym, że PiS odniósł sukces w tzw. walce z pandemią, bo „nikt nie umierał na ulicach”.
Opowieści Kaczyńskiego to doskonała ilustracja powiedzenia „pleć, pleciugo, byle długo”. A kolejna porcja jeszcze przed nami. „Kopalnie naczelnika Jarosława” nie zejdą z ekranu aż do wyborów. Ilu Polaków nabierze się na ten kit?
Trzeba uważać na indonezyjski węgiel. Ma dużą zawartość siarki, która może zniszczyć domowy piec. Ten z Australii też nie jest lepszy. Ma z kolei 20 proc. popiołu – ostrzegają eksperci. Według nich rząd przepłacił na imporcie, a teraz wciąga do współpracy samorządy, by podzielić się kłopotem.
Nasze porty zasypane są węglem z całego świata. W poniedziałek premier Mateusz Morawiecki poinformował, że mamy ok. 4 mln ton tego surowca. Jest on jednak bardzo różnej jakości i trzeba uważać, co się kupuje. Osoby z branży węglowej pytane o surowiec, który przyjechał z Indonezji i Australii, używają na ogół określeń typu „piach” i „błoto”. Wszystko przez jego kiepski skład.
W przypadku węgla z Indonezji chodzi głównie o wysoką zawartość siarki. Money.pl dotarł do certyfikatu wystawionego przez indonezyjskiego producenta. Wynika z niego, że surowiec ten zawiera aż 1,4 proc. siarki. To zbyt wiele dla domowych instalacji grzewczych nowszej generacji.
Z obawy o zniszczenie instalacji i kotłów grzewczych indonezyjskiego węgla z zawartością siarki na poziomie 1,4 proc. nie kupiły nawet niektóre ciepłownie. – Ma 1,4 proc. siarki? – pyta z niedowierzaniem serwisant Tekli, dużego producenta pieców węglowych. – Przy takim zasiarczeniu podzespoły i kocioł długo nie posłużą. Siarka skróci im życie – kwituje krótko nasz rozmówca.
Według dr. Przemysława Zaleskiego, eksperta ds. bezpieczeństwa energetycznego z Fundacji Pułaskiego i wykładowcy Politechniki Wrocławskiej, tak wysoki poziom siarki z reguły wyklucza możliwość wykorzystania surowca w energetyce. – LWB Bogdanka ma zasiarczenie na poziomie jednego procenta, dużo wyższe niż w innych polskich kopalniach. A to już branża energetyczna uznaje za wysoki stan – podaje przykład nasz rozmówca.
W składach opałowych węgla z Indonezji nie brakuje, chociaż nie handlują nim wszyscy. Nam taki opał udało się znaleźć w dwóch punktach, po 3350 zł za tonę (skład opałowy w Poznaniu) i po 3480 zł za tonę (skład ze Szczecina). Pracownicy obu składów zapewniali, że jest niezłej jakości.
Trzeba podkreślić, że węgiel z Indonezji jest bardzo różny, pochodzi z wielu kopalń, ale większość tego surowca sprowadzanego do Polski zawiera i tak więcej niż jeden procent siarki.
Jeszcze ostrzejsze słowa krytyki usłyszeliśmy pod adresem węgla sprowadzanego z Australii. Tu z kolei problemem jest wysoka zawartość popiołu, sięgająca nawet 20 proc. Warto przypomnieć znowu, że polski węgiel kamienny dobrej jakości zawiera do 8-10 proc. popiołu.
Co istotne, węgiel używany w domowych piecach nie powinien posiadać od 10 do maksymalnie 14 proc. popiołu. Popiół jest bowiem odpadem. Jego duża zawartość w węglu bardzo destrukcyjnie wpływa na domowe instalacje grzewcze. Po prostu je zapycha.
Prof. Piotr Gradziuk, ekspert od biomasy z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk, mówi krótko:
Węglem, który zawiera 1,4 proc. siarki, nie powinno się palić w domowych piecach. Również małe ciepłownie, które nie mają instalacji do odsiarczania, nie mogą go używać.
Jego rekomendacja dotycząca węgla o wysokiej zawartości popiołu jest identyczna:
Węglem, który ma 20 proc. spopielenia, nie wolno palić w domowych piecach. Nowoczesne piece tego nie wytrzymają. Ulegną zniszczeniu. Takim węglem można palić jedynie w bardzo prymitywnych urządzeniach.
Kiepskie parametry sprawiają, że składy opału boją się handlować niektórymi rodzajami importowanego przez rząd węgla. – Przedsiębiorcy boją się procesów sądowych o odszkodowania za zniszczone piece węglowe – komentuje dr Przemysław Zalewski.
Okazuje się, że handlujący węglem obawiają się nie tylko przyszłych procesów sądowych. Kiedy zapytaliśmy pracownicę poznańskiego składu opałowego, czy nie będzie problemu z zakupem węgla z Indonezji, odpowiedziała, że ich plac jest „zawalony tym surowcem”. Za to klientów jest jak na lekarstwo.
– Ludzie przestali kupować węgiel, bo usłyszeli, że samorządy będą go sprzedawały teraz po 2 tys. zł za tonę – informuje kobieta.
Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla (IGSPW), która zrzesza składy opałowe w całym kraju, przyznaje, że po zapowiedziach przedstawicieli rządu, iż węgiel będzie po 2 tys. zł za tonę, ruch w składach praktycznie zamarł. Ludzie wstrzymują się z zakupem, a składy przestały sprowadzać surowiec. – Wielu klientów wciąż dopytuje o węgiel za obiecywane 996,60 zł za tonę – przypomina prezes Horbacz.
Z danych IGSPW wynika, że zatowarowanie w składach jest o 80 proc. niższe niż rok temu o tej samej porze. To nie pierwszy raz w tym roku.
– W czerwcu, kiedy węgiel był w składach po 2 tys. zł za tonę, rząd namawiał Polaków, by go nie kupowali, bo na pewno stanieje – przypomina Horbacz i dodaje:
Teraz wyznaczają samorządom maksymalną cenę sprzedaży po 2 tys. zł za tonę i nie jest już ona za wysoka?
Ceny węgla szaleją, a słowa przedstawicieli polskiego rządu są – zdaniem ekspertów – natychmiast podchwytywane przez światowych traderów i producentów.
– Premier Mateusz Morawiecki, mówiąc publicznie, że rząd będzie sprowadzał miliony ton węgla, skąd się tylko da, nakręcił koniunkturę i wywindował ceny. Wyszliśmy na desperatów, płaciliśmy za węgiel drogo – ocenia jeden z analityków rynku, który prosi o anonimowość.
Jako przykład podaje ceny węgla kamiennego w portach ARA (Amsterdam–Rotterdam–Antwerpia), które są kluczowe dla dostaw różnych surowców. W czerwcu – kiedy rząd kupował węgiel – wynosiły one 381 dol. za tonę. Obecnie to już 269,5 dol. za tonę. Różnica to ponad sto dolarów za tonę.
Zdaniem naszego rozmówcy, gdyby węgiel nie był kupowany na górce cenowej, cena węgla sortowanego w porcie wynosiłaby teraz ok. 1,5 tys. zł za tonę. Tymczasem węgiel jest w portach po 2,1 tys. zł.
– Ktoś tu przepłacił – uważa nasz rozmówca. Dodaje, że rząd ma teraz twardy orzech do zgryzienia, bo musi ten drogi węgiel zbyć i wciąga do tej gry samorządy, których większość nie pali się do tej współpracy.
Zapytaliśmy Ministerstwo Środowiska i Klimatu, ile węgla z Indonezji zakontraktowano, czy w portach, po rozładunku, sprawdzana jest jego jakość i kto będzie wypłacał ewentualne odszkodowania za zniszczone piece węglowe.
Zapytaliśmy również spółkę PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, która ma wprowadzić do sprzedaży dla odbiorców indywidualnych węgiel brunatny (zawartość siarki w polskim węglu brunatnym wynosi od 1 do nawet 6 proc., a jego popielność sięga nawet 50 proc.) o wolumen sprzedaży, cenę i parametry.
W obu przypadkach czekamy na odpowiedzi na nasze pytania.
Nasi rozmówcy doradzają, by domagać się okazania dokumentów przy zakupie węgla oraz by brać małe ilości na próbę (np. worek na początek).
Łukasz Horbacz twierdzi, że wystarczą dwa tygodnie przymrozków, by węgla opałowego zabrakło. – Co z tego, że miliony ton półproduktu leżą w porcie, jeśli wymaga on czasochłonnego przetworzenia i uzyska się z niego maksymalnie 20 proc. węgla sortowanego? – pyta nasz rozmówca.
Według niego fakt, że płynie do nas jeszcze więcej milionów ton półproduktu sytuację zmienia w niewielkim stopniu. A dodatkowo prowizoryczna sieć dystrybucji w samorządach ruszy pewnie nie wcześniej niż w grudniu.
– Na wiosnę będziemy mieć nadmiar drogiego węgla z importu. Jeśli jednak zima będzie choćby umiarkowanie chłodna, doświadczymy kryzysu, jakiego Polska jeszcze nie widziała – uważa prezes Horbacz.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl
Martyna Urban 18/10/2022 https://www.slazag.pl/wojna-i-deficyt-w%C4%99gla-nie-przekona
Markowski na antenie Radia Piekary podkreślał paradoks dzisiejszego deficytu węgla, z którym borykamy się w Polsce. Zapasy węgla mamy najmniejsze od 15 lat, a wydobycie w sierpniu było najniższe w tym roku. Przez 8 miesięcy roku 2022 kopalnie wydobyły 600 tys. ton węgla mniej niż w roku ubiegłym. Mimo zwiększonych potrzeb po nałożeniu embarga na węgiel rosyjski.
– W obiegu administracyjno-decyzyjnym po wybuchu wojny na Ukrainie nie wydarzyło się w Polsce nic, co by dało szansę na zmniejszenie głodu węglowego w Polsce. Tytułem własnej produkcji – mówił Markowski. – Polska Grupa Górnicza już czwarty rok z rzędu zmniejsza swoje wydobycie. Dla mnie irytujące jest to, że stan, który jest przedmiotem zmartwienia całej klasy politycznej w kraju, nie wywołuje żadnej refleksji w zakresie polityki inwestycyjnej w górnictwie. Jeszcze raz podkreślę: jedynym sposobem na to, by dziś zmniejszyć deficyt węgla nie jest jego większy import, tylko zwiększenie wydobycia w Polsce. A to jeszcze jest możliwe.
Były wiceminister gospodarki zaznaczał, że trudno zrozumieć politykę państwa, która – 8 miesięcy po wybuchu wojny na Ukrainie – nadal likwiduje górnictwo w tempie sprzed rosyjskiej agresji na Wschodzie i kryzysu surowcowego.
– Wojna, kryzys – cała ta nadzwyczajna sytuacja w żaden sposób nie zmieniła oficjalnej polityki państwa wobec górnictwa. W dalszym ciągu obowiązują wszystkie rygory przeciwko inwestycjom górniczym, wszystkie mechanizmy redukcji poziomu wydobycia. W dalszym ciągu budżet państwa dotuje likwidację kopalń. 8 mld zł przeznaczonych jest przecież na zakłady, które zmniejszają wydobycie – mówi Markowski.
Rozwiązania? W piątek, 14 października rząd przyjął projekt, dzięki któremu samorządy otrzymały zezwolenie na sprzedaż węgla po określonej cenie. Zgodnie z ustawą jego cena za tonę nie może przekroczyć 2 tys. zł. Natomiast gmina będzie nabywać go za kwotę 1,5 tys. zł. Różnica wynika przede wszystkim z kosztów dystrybucji opału.
Markowski uważa, że pomysł sprzedaży przez gminy nie został przemyślany przez rząd. Jego zdaniem samorządy, które będą musiały podjąć się tego zdania, nie mają kadr, kompetencji, ani infrastruktury.
– Nie dziwię się, że w tej sytuacji, kiedy mają takie zadanie, a nie potrafią tego robić, gminy sięgają po pomoc wyspecjalizowanych firm, które dotychczas zajmowały się obrotem węglem, bo te to potrafią robić. Mają kadry, własne składowiska, nie mówiąc o odpowiednim sprzęcie – powiedział na antenie Radia Piekary.
Według Markowskiego wyjaśnił, iż powodem wyboru gminy na potencjalnego sprzedawcę węgla może być narzucona niska marża sprzedaży węgla.
– Na samorządy łatwiej narzucić niższą marżę niż na sprzedawców węgla. Jest to organ zależny od państwa, a ludzie którzy sprzedają węgiel zawodowo są związani wyłącznie kodeksem spółek handlowych, dlatego mogą robić to na co rynek pozwala, czyli np. stosować wyższe marże.
Gość Radia Piekary zaznaczył, że ten sam mechanizm można było zastosować do przedsiębiorstw zajmujących się sprzedażą węgla. Jego zdaniem proces przebiegłby sprawniej, a gminy zostałyby odciążone.
Jak zauważa były wiceminister gospodarki, można zrozumieć, że w jakimś sensie winę za zmiany przyjęte 14 października przez rząd, ponoszą przedsiębiorstwa zajmujące się sprzedażą węgla, które narzucały zbyt wysoką marżę na sprzedawany węgiel.
– Handlarze wykorzystali różnicę w cenie, ponieważ kupowali węgiel przykładowo za 800 zł za tonę, a sprzedawali go, kiedy jego cena na rynku sięgnęła kwoty trzech tysięcy zł. Dlatego postanowili w części skorzystać z tego i podnieśli swoje ceny, a ktoś z rządu uznał, że kwoty są za wysokie i przeniósł te obowiązki na samorządy – tłumaczy Markowski.
Polityk podsumował. że węgla powinno wystarczyć na nadchodzący sezon zimowy, jednak nie jest to ten rodzaj, który powinien być wykorzystywany. – Jest to węgiel, który przychodzi do Polski dla wszystkich, czyli miał. Mało jest tam węgla grubego, a na ten na rynku jest największy popyt.
========================
mail:
Plan Morgenthaua (przedstawiony 9 września 1944 roku w trakcie brytyjsko-amerykańskiej konferencji w m. Quebec) przewidywał LIKWIDACJĘ niemieckiego przemysłu ciężkiego. Pan został ostatecznie odrzucony przez Roosevelta w listopadzie 1944 r.
OBECNIE stosowany jest do Polski.
Cezary Głuch, znany szerzej jako Trader21, właściciel kilku międzynarodowych firm, profesjonalny inwestor i przedsiębiorca, był gościem Pawła Svinarskiego na kanale Dla Pieniędzy. Tematem rozmowy były m.in. ceny prądu.
Paweł Svinarski zapytał swojego gościa o to, kiedy jego zdaniem „ceny prądu w Polsce się unormują”. Ekspert nie jest w tej kwestii zbytnim optymistą.
– Moim zdaniem się nie unormują. Miałem nadzieję, że ten skokowy wzrost cen prądu, z jakim mamy obecnie do czynienia, jest chwilowy. Natomiast, jak poprosiłem u mnie zespół, żeby przeanalizowali tę kwestię, to okazało się, że od 4 lat systematycznie rosła w Polsce liczba osób bądź firm, którym odmawiano przyłączenia do sieci energetycznej, a którzy chcieli ten prąd produkować – powiedział Trader.
Dalej Głuch tłumaczy: – Jeżeli masz wysokie ceny prądu, to znaczy, że mamy jego deficyt. Więc prostym rozwiązanie byłoby pozwolenie przedsiębiorcom działać. Jeżeli chcesz zbudować elektrownię wodną, wiatrową, słoneczną, jakąkolwiek, bądź atomową – i robi to sektor prywatny – to tego typu inicjatywy się blokowało na masową skalę.
Komentując ogromną liczbę odmów Trader21 stwierdza, że z tego „wynika jasno, że komuś w rządzie zależy na tym, żebyśmy jednak mieli wysokie ceny prądu”.
Głuch przypomina, że poza odnawialnymi źródłami energii, Polska ma jeszcze jedno tanie źródło energii, z którego nie korzysta.
– Polska leży na węglu. Mamy węgiel tani. Mamy go dużo. Mamy węgiel kamienny i brunatny – przypomina ekspert. W dodatku, jak zauważa prowadzący, polski węgiel jest „bardzo kaloryczny i dobrej jakoś, a nie taki, jak ten, co do nas przypływa”.
– Od lat zamykano kopalnie, bo trzeba walczyć z emisją dwutlenku węgla, brudnym węglem i tak dalej – przypomina Trader21.
Svinarski poruszył temat reaktorów jądrowych. Redaktor stwierdził, że „ponoć rozmowy są już zaawansowane”, ale problem jest taki, że „to jest projekt na 15 lat”. Gość nie zgodził się z tym stwierdzeniem.
– Nie, to nie jest projekt na 15 lat. Chińczycy, Hindusi budują takie projekty w ciągu 4-5 lat. Jest technologia, są możliwości, tylko czy są chęci – stwierdził Cezary Głuch. Zdaniem Tradera21 w Polsce właśnie brakuje tych chęci.
Cały wywiad:[w oryg. md]
bjs, kf 13.10.2022, https://www.tvp.info/63903696/premier-morawiecki-zapewnia-udalo-nam-sie-zabezpieczyc-dostawy-wegla-dla-polski
Konkurencja na światowych rynkach jest wielka, a ceny węgla bardzo wysokie, ale dzięki wielkiej pracy wicepremiera Jacka Sasina, Ministerstwa Aktywów Państwowych, całej Kancelarii Premiera oraz spółek skarbu państwa udało nam się zabezpieczyć dostawy dla Polski – napisał w czwartek na Facebooku premier Mateusz Morawiecki. Jak zapewnił, specjalny mechanizm „obniża cenę węgla do 1500 zł brutto za tonę”.
Premier napisał, że „już od późnej wiosny i lata płyną do Polski zakontraktowane masowce z węglem”. „Importerzy ściągają węgiel do portu, a potem do zsypisk, gdzie jest sortowany – mniej więcej do takiej frakcji, która może być już spalana w piecach” – czytamy dalej.
Po czym „z zsypisk węgiel jest kierowany do wszystkich samorządów. Nieważne, w jakiej cenie węgiel ściągnie importer – poprzez interwencję rządu zostanie ona obniżona do poziomu 1500 zł za tonę” – zapewnił premier i ocenił, że następny etap należy do samorządów, które mają dystrybuować „ten relatywnie tani węgiel do kolejnych odbiorców”.
W opinii szefa rządu, „różnica w kosztach operacyjnych spoczywa na samorządzie, jednak nie może być on sprzedawany drożej niż 2000 zł za tonę”. W tej kwestii samorządy mają, jak napisał, „pełną elastyczność”.
Szef rządu zwrócił uwagę, że polskie porty „mogą przyjąć określoną ilość węgla na raz”. Innym problemem jest też bardzo wysoka cena importowanego węgla. „Poprzez osłonowe działania rządu chcemy maksymalnie ją obniżyć dla samorządów, podmiotów wrażliwych i strategicznych oraz odbiorców indywidualnych” – zapewnił Morawiecki, wskazując, że mechanizm został wypracowany po spotkaniach ze stowarzyszeniami powiatów, Związkiem Miast Polskich i Unią Metropolii Polskich.
Jak napisał, w celu zapewnienia węgla dla wszystkich, na początku obowiązuje „limit dystrybucji w wysokości dwóch ton na gospodarstwo domowe”.
„Jednak nie jest to limit całkowity – w miarę dostarczania kolejnych partii węgla do portów będzie można kupować go więcej” – dodał premier.
=============================
Mirosław Dakowski:
A gdyby nie służalcza uległość całej „Bandy czworga”, to cieszylibyśmy się ogromnym, dochodowym eksportem.
Tomasz Mateusiak https://wiadomosci.onet.pl/krakow/chcielismy-kupic-wegiel-na-stronie-pgg-tak-wyglada-walka-o-surowiec-na-zime/hl7ttg0
Próbowałem kupić tani węgiel na stronie internetowej Polskiej Grupy Górniczej. Efekt? Mizerny! Odszedłem z kwitkiem, bo gdy tylko nastała godzina sprzedaży, strona się zawiesiła. Czy więc zakup opału w tym miejscu dalej jest misją niemożliwą? Okazuje się, że nie. Po tym, jak PGG (kilka tygodni temu) wprowadziła w sprzedaży internetowej zmiany, do redakcji Onetu docierają relacje osób, które kupiły węgiel nawet przez 2-3 dni pod rząd. — Najpierw zdobyłem go dla siebie, a później, zachęcony sukcesem, kupiłem dla ciotki — mówi Mateusz, mieszkaniec Podhala.
O problemach zwykłych Kowalskich z zakupem węgla piszemy na Onecie od wiosny. To nasza redakcja była jedną z pierwszych, które zauważyły rosnące dzień po dniu ceny węgla, czy ogromną frustrację ludzi, którzy tygodniami spędzali długie godziny na stronie internetowej PGG, gdzie upolować można tani (w porównaniu z cenami w składach) węgiel.
To nigdy nie było jednak proste. Choć węglowy gigant przekonuje, że od początku 2022 r. sprzedał już gospodarstwom domowym (poprzez swoją stronę internetową) ponad 1 mln ton węgla, to jednak większość osób, które próbują dokonać tam zakupu, nie może dokończyć transakcji. Węgiel na stronie sprzedawany jest tylko w określone dni i o określonej godzinie. To sprawia, że wówczas rzucają” się na niego wszyscy i najczęściej jest tak, że cały asortyment sklepu wyczerpuje się w ciągu 2-3 minut.
Kupić jest łatwiej?
Temat węglowy śledzę od początku. W połowie wakacji uznałem, że przez stronę internetową opału nie kupię. Znalazłem więc inny sposób na zaopatrzenie się na zimę i zamówiłem węgiel bezpośrednio w kopalni. Napisałem też specjalny poradnik na temat tego, jak to zrobić.
W ostatnim czasie coraz częściej do naszej redakcji docierają jednak sygnały od czytelników, którzy twierdzą, że na stronie PGG coś się zmieniło i teraz węgiel można zdobyć łatwiej.
— Oczywiście dalej nie jest to bułka z masłem, ale jeśli ma się szybki internet i troszkę cierpliwości, to ten zakup jest faktycznie możliwy — mówi Mateusz, mieszkaniec Podhala, który w ostatnich dniach węgiel na stronie PGG kupił aż dwa razy. — Najpierw kupiłem węgiel (trzy tony) do domu, w którym mieszkam z rodzicami, a później zachęcony sukcesem szukałem węgla dla ciotki. Aż skakałem do góry z radości, gdy po czterech dniach udało mi się kupić trzy tony także dla niej — dodaje i na potwierdzenie swych słów wysyła zrzut ekranu ze strony sklepu.
Kolejne osoby, którym ostatnio udał się zakup, twierdzą, że w działaniu sklepu PGG nastąpiły dwie zasadnicze zmiany, które ułatwiają klientom życie.
— Pierwszą z nich jest to, że Polska Grupa Górnicza stworzyła listę Kwalifikowanych Dostawców Węgla (KWD). Dzięki temu można teraz zamówić węgiel na stronie, ale odebrać go w położonym bliżej miejsca zamieszkania składzie opału — mówi Damian z Wielunia (woj. łódzkie). — To sprawiło, że pewnie wrzucają tego węgla więcej na sklep, bo później nie mają problemu takiego, że korkuje im się plac przed kopalnią, gdzie do tej pory wszyscy odbierali zakupy.
Jeszcze istotniejsza była jednak zmiana odnośnie samego koszyka zakupowego.
Jak tłumaczy mężczyzna, chodzi o to, że od pewnego czasu już samo dodanie węgla do koszyka gwarantuje sukces, czyli to, że w ostatecznym rozrachunku go kupimy. Wcześniej było tak, że po dodaniu węgla do koszyka strona mogła nam się jeszcze zawiesić podczas wpisywania danych czy w ostatnim kroku: płatności kartą. Węgiel wówczas znikał i „przejmował go” kolejny klient.
Teraz, jak informuje PGG, dodanie węgla do koszyka oznacza, że go kupimy, bo transakcję można wówczas zawiesić i dokończyć do godziny 23.59 w tym samym dniu. Odłożenie dokończenia transakcji w czasie o parę godzin sprawia, że serwery sklepu nie są już tak obciążone i strona nie zawiesza się przy kolejnych krokach.
By sprawdzić, czy zakup węgla na stronie PGG faktycznie jest teraz łatwiejszy, w czwartek 29 września sam spróbowałem dokonać transakcji. Niestety, węgla nie kupiłem. Minutę po godz. 16 — czyli wtedy, gdy węgiel pojawił się w sprzedaży — strona PGG zawiesiła się.
Gdy ponownie udało mi się na nią zalogować, węgiel był już niedostępny.
Sprzedaż węgla na stronie PGG odbywa się obecnie we wtorki i czwartki o godz. 16. W czwartek 29 września weszliśmy na stronę już 20 minut przed tym, gdy na e-półkę powinien zostać dołożony nowy węgiel. O godz. 15.38 strona załadowała nam się całkiem sprawnie
Chwilę później napotkaliśmy jednak na pierwszy problem. Strona po raz pierwszy zawiesiła się bowiem gdy chcieliśmy się zalogować na konto klienta. Bez tego zakup jest niemożliwy
Wojciech Błasiak https://pnp24.pl/jak-zniszczono-polskie-gornictwo
Jednym z największych publicznych kłamstw III Rzeczpospolitej, a z pewnością największym kłamstwem dotyczącym Śląska, było i jest twierdzenie o nierentowności wydobycia węgla kamiennego i konieczności zamykania śląskich kopalń. To kłamstwo, stale obecne przez 30 już lat w przestrzeni publicznej, było i jest legitymizacją celowego i zaplanowanego niszczenie śląskiego górnictwa węgla kamiennego.
W latach 1989-2004 śląskie górnictwo węgla kamiennego było bowiem celowo niszczone ekonomicznie i technicznie. To celowe niszczenie, realizowane oficjalną polityką kolejnych rządów, dokonywało się w ramach polityki tzw. restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego. Jego publicznie deklarowanym celem miało być dostosowanie górnictwa do warunków gospodarki rynkowej. Rzeczywistym zaś celem było zniszczenie ekonomiczne i techniczne zdolności wydobywczych górnictwa, tak aby Polska z wielkiego światowego eksportera węgla, stała się jego importerem netto. Faktycznym, a ukrywanym, celem było bowiem wyeliminowanie Polski jako wielkiego eksportera węgla kamiennego z rynków światowych. W interesie głównych konkurentów polskiego węgla czyli przede wszystkim USA, Australii, Kanady i RPA.
Efektem planu Balcerowicza był w latach 1990-1991 spadek produkcji przemysłowej o 33,6%. Była to klęska ekonomiczna porównywalna jedynie z największym w historii kapitalizmu Wielkim Kryzysem lat 1929-1933 w okresie II Rzeczpospolitej.
Był to program restrukturyzacji opracowany przez Bank Światowy, a realizowany przez kolejne polskie rządy, zarówno postsolidarnościowe, jak i postkomunistyczne, w latach 1989 – 2004. W rezultacie tej niszczącej restrukturyzacji Polska, z wielkiego światowego eksportera węgla kamiennego na poziomie ponad 30 mln ton w 1990 roku, stała się ostatecznie od 2008 roku jego importerem netto na poziomie ponad 10 mln ton.
Rozpad imperium radzieckiego w latach 1989–1991 oraz ostateczne załamanie się gospodarki Polski Ludowej w latach 1988-1991, otworzyło proces szokowej transformacji polskiej gospodarki i samego górnictwa węglowego.
Z dniem 1 stycznia 1990 roku rozpoczęła się realizacja szokowej transformacji gospodarczej w wersji tzw. planu Balcerowicza. Szokiem było nade wszystko uwolnienie spod dotychczasowej kontroli rządowej cen prawie wszystkich produktów i usług. Spowodowało to natychmiastowy wybuch hiperinflacji. Metodą zwalczania tej hiperinflacji korekcyjnej stało się duszenie popytu rynkowego. Balcerowicz zwalczał wywołaną przez siebie uwolnieniem cen hiperinflację korekcyjną, dusząc realny popyt. Redukowano więc drastycznie popyt wewnętrzny pod pretekstem walki z hiperinflacją, a drastyczna redukcja popytu wewnętrznego oznaczała drastyczną redukcję możliwości zbytu rodzimej produkcji, której 85% wchłaniał rynek wewnętrzny.
Efektem planu Balcerowicza był w latach 1990-1991 spadek produkcji przemysłowej o 33,6%. Była to klęska ekonomiczna porównywalna jedynie z największym w historii kapitalizmu Wielkim Kryzysem lat 1929-1933 w okresie II Rzeczpospolitej.
W planie Balcerowicza górnictwo węgla kamiennego miało odegrać rolę tzw. „kotwicy inflacji”, dzięki temu, że z dniem 1 stycznia 1990 roku utrzymano urzędowe ceny węgla, a uwolniono prawie wszystkie pozostałe. Administracyjnie stała i niska cena węgla kamiennego miała być gwarantem ograniczania inflacji. Był to oczywisty nonsens ekonomiczny, gdyż w żaden istotny sposób niska cena węgla nie gwarantowała “kotwiczenia” hiperinflacji.
W ten sposób wyłączono wszakże górnictwo z urynkowienia gospodarki i uruchomiono zasadniczą dla jego ekonomicznej destrukcji spiralę zadłużania finansowego. Narzucone ceny urzędowe poniżej kosztów wydobycia uczyniły wydobycie węgla kamiennego nierentownym finansowo już na starcie, mimo obiektywnej wysokiej rentowności ekonomicznej. I tak w całym 1990 roku średni koszt wydobycia 1 tony węgla wynosił według ówczesnego kursu dolara 20 USD, a średnia cena węgla eksportowanego z Polski 50 USD. Kopalnie zaś zostały zmuszone do sprzedawania węgla po średniej cenie 12 USD. Ponieważ eksport był bardzo opłacalny, to rząd polski wprowadził 80 procentowy podatek eksportowy.
O wysokiej opłacalności wydobycia węgla kamiennego świadczy podstawowe kryterium porównawcze jakim jest cena parytetowa, czyli potencjalna cena węgla importowanego do Polski, jaką musieli by płacić krajowi odbiorcy, gdyby zdecydowano się zaprzestać własnego wydobycia. W 1991 roku najtańszy węgiel energetyczny z importu musiałby kosztować już w porcie polskim przed wyładunkiem od 42 do 52 dolarów za tonę, jak szacowali eksperci ekonomiczni firmy eksportowej węgla „Węglokoks”, przy ówczesnej średniej cenie węgla krajowego na poziomie nieco ponad 25 dolarów za tonę, a kosztach wydobycia 28,5 dolarów, zaś średniej cenie węgla eksportowanego z Polski na poziomie około 49 dolarów za tonę. W centrum kraju, w zależności od jakości i kierunku importu, a także po doliczeniu podatków, ta cena parytetowa wynosiłaby od 61,9 do 71,9 dolara za tonę.
W 1990 roku uruchomiono proces spiralnego zadłużania kopalń, aż po stan katastrofy finansowej całego górnictwa od połowy lat 90. Polityka sterowania cenami zbytu węgla poniżej kosztów ich wydobycia doprowadziła do sytuacji, gdy obiektywnie wysoce rentowny ekonomicznie sektor węgla kamiennego stał się nierentowny finansowo, stale powiększając wielkie zadłużenie. Ruszyła bowiem „kula śnieżna” zadłużenia górnictwa; od 4,5 bln starych zł w 1990 roku, przez 7 bln w 1991, 23 bln w 1992, po 13 mld nowych zł w 1998 i ponad 23 mld zł w 2002 roku.
Mechanizm sterowania przez kolejne rządy cenami węgla poniżej kosztów jego wydobycia utrzymano bowiem po 1990 roku. Po zniesieniu cen administracyjnych wprowadzono ceny kontrolowane przez podległe Ministerstwu Finansów Izby Skarbowe. Następnie zaś ceny zbytu węgla dla potrzeb zawodowej energetyki były określane przez faktyczny dyktat monopolistyczny państwowego sektora energetycznego, a faktycznie ustalane przez Ministerstwo Gospodarki. Dla przykładu; w 1997 roku ustalono cenę 32 USD za tonę węgla energetycznego, mimo iż węgiel importowany musiałby kosztować minimum 35 USD, a i tak w ciągu roku zmuszono spółki węglowe do sprzedaży węgla po 27 USD. Równocześnie limitowano i ograniczano administracyjnie eksport węgla, mimo iż aż do 1997 roku był on pod nawet pod ówczesnym względem finansowym opłacalny, a okresowo wysoce opłacalny.
Wszystko to działo się w sytuacji polityki Narodowego Banku Polskiego podwyższania wartości złotego w stosunku do walut krajów centralnych czyli aprecjacji złotego. I dlatego spadała opłacalność eksportu węgla. Z szacunków ekspertów Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej wynikało, że gdyby nie restrykcyjna polityka finansowa kolejnych rządów branża ta byłaby rentowna i generowała nie wielkie straty lecz wielkie zyski. Szacowali oni, że jeden tylko czynnik restrykcyjny czyli kształtowanie cen węgla kamiennego poniżej poziomu inflacji w latach 1990-1997, spowodowało straty dla górnictwa w wysokości 268 bilionów starych złotych ( 26 mld 817,6 mln zł).
Jeśli odejmiemy od tego sumy przeznaczone na dotacje dla kopalń oraz wszelkiego typu umorzenia zobowiązań wobec górnictwa w wysokości 68 bln starych zł ( 6 780 mln zł ), to górnictwo powinno było przynieść ponad 200 bln starych zł zysku brutto (20 037,6 mln zł), tj. ponad 20 mld zł, a zysku netto 17 mld 715, 6 ml zł.
Tworzona celowo spirala zadłużenia finansowego kopalń, stała się podstawą uzasadniania ich nierentowności ekonomicznej oraz konieczności likwidacji i zamykania kopalń. Ponieważ przyczyny zadłużenia finansowego kopalń były ukrywane przed opinią publiczną, łatwo było utożsamić to zadłużenie z ekonomiczną nierentownością. W okresie lat 1989 – 2004 polska opinia publiczna podlegała systematycznej manipulacji głównych mediów masowych, stale informujących o nierentowności wydobycia węgla, jego nadmiaru oraz narastających z winy górnictwa gigantycznych długów pokrywanych z budżetu państwa przez podatników.
Pod oficjalnymi hasłami likwidacji „trwale” nierentownych kopalń prowadzono faktyczną likwidację istniejącego fizycznego dostępu do złóż węgla. Prowadziło to do w istocie rabunkowej metody likwidacji kopalń mogących nadal prowadzić eksploatację i bezpowrotnej straty milionów ton zainwestowanego już do wydobycia węgla w zamykanych, a ściślej likwidowanych fizycznie i technicznie kopalniach oraz poszczególnych oddziałach wydobywczych.
Istotą tego „ograniczanie wydobycia” było bowiem fizyczne likwidowanie dostępu do złóż poprzez fizyczno-techniczną likwidację kopalń, zamulanie i zasypywanie już udostępnionych złóż, chodników i wyrobisk, aż po zasypywanie i wysadzanie materiałami wybuchowymi szybów wydobywczych. Była to celowa polityka trwałej likwidacji mocy wydobywczych polskiego górnictwa poprzez fizyczną likwidację zainwestowanej infrastruktury wydobycia. Przypominało to fizyczne niszczenie narzędzi tkaczy indyjskich przez Anglików w XVIII wieku dla wzmocnienia eksportowej konkurencyjności angielskiego przemysłu bawełnianego.
Dodam, iż jako ówczesny wydawca subregionalnego tygodnika wspierającego wysiłki na rzecz utrzymania tej kopalni, wykorzystałem swoje prywatne znajomości z jednym z ówczesnych wiceministrów w rządzie Jerzego Buzka, przedstawiając mu faktyczne dane o sytuacji. Po dwóch tygodniach otrzymałem od niego odpowiedź: „Wskażcie inną kopalnię do zamknięcia, to uratujecie …”.
I tak dla przykładu w Dąbrowie Górniczej zlikwidowano w 1993 roku rentowną ekonomicznie, chodź zadłużoną finansowo kopalnię „Paryż”, zamulając pyłami z pobliskiej elektrowni „Łagisza” zainwestowane i przygotowane dopiero do eksploatacji najgrubsze w Europie złoże „Reden” o 24 m grubości pokładu oraz zasypując i niszcząc 2 szyby wydobywcze. W pobliskim Sosnowcu w ten sam sposób zlikwidowano w 1999 roku rentowną ekonomicznie kopalnię „Niwka – Modrzejów”, również zamulając i zasypując przygotowane do wydobycia złoże. Na kopalnię tę zaś przerzucono wcześniej ze złamaniem prawa długi Katowickiego Holdingu Węglowego, czyniąc ją finansowo nierentowną.
Wszystko to działo się w sytuacji, gdy można przy tym było przeprowadzić okresowe ograniczanie wydobycia w zupełnie inny sposób, analogiczny do zamykanych przez zatapianie kopalń angielskich i walijskich, czy też polskich w latach 30. XX wieku, umożliwiający ponowną eksploatację w sytuacji polepszenia koniunktury. Ale tu chodziło o trwałą likwidację zdolności wydobywczych.
Likwidacja kopalń, zamulanie i zasypywanie udostępnionych złóż, chodników i wyrobisk, zasypywanie i wysadzanie materiałami wybuchowymi szybów wydobywczych – to była celowa polityka trwałej likwidacji mocy wydobywczych polskiego górnictwa.
Wojciech Błasiak
Najbardziej drastycznym i wyniszczającym programem likwidacyjnej restrukturyzacji górnictwa węglowego był tzw. program Andrzeja Karbownika i Janusza Steinhoffa, okresu rządów Akcji Wyborczej Solidarność i Unii Wolności rządu Jerzego Buzka w latach 1997-2001.
W ramach tego planu zlikwidowano ostatecznie 24 kopalnie węgla i zmniejszono wydobycie o 32 mln ton. Z górnictwa odeszło łącznie blisko 100 tys. pracowników, w tym około 37 tys. zwolniło się w zamian za odprawy w wysokości 44 tys. zł w 1998 roku i 50 tys. zł w 1999 roku. Były to pieniądze pochodzące ze specjalnej pożyczki w wysokości 600 mln dolarów, udzielonej polskiemu rządowi przez Bank Światowy. Odprawy te otrzymywali odchodzący górnicy w zamian za zgodę na zakaz ponownego zatrudnienia w górnictwie węglowym. Zakaz został zniesiony w 2006 roku z powodu drastycznego braku wykwalifikowanej siły roboczej w kopalniach, a górnicy którzy otrzymali odprawy mogli powrócić ponownie do pracy w górnictwie.
Mimo tego, zadłużenie górnictwa wzrosło między 1997 a 2001 rokiem blisko dwukrotnie, osiągając na koniec 2000 roku 22,9 mld zł. Była to kompletna porażka “planu Karbownika – Steinhoffa”, gdyż w planie tym w 1998 roku zakładano redukcję zadłużenia górnictwa i osiągnięcie jego rentowności operacyjnej od 2000 roku.
Rzeczywistym a ukrywanym celem restrukturyzacji górnictwa węgla, była likwidacja polskiego eksportu węgla. Był to cel realizowany przez Bank Światowy, zgodnie z opracowanym na jego zlecenie planem restrukturyzacji ze stycznia 1991 roku. I dlatego jeszcze w 1986 roku Bank Światowy zalecił Polsce całkowite zlikwidowanie eksportu węgla, mimo że w ówczesnej gospodarce PRL-u nie było jakichkolwiek porównawczych analiz ekonomicznych.
Chodziło o przejęcie tradycyjnych polskich rynków zbytu, w tym nade wszystko w Europie, gdzie polski węgiel był konkurencyjny ze względu na rentę transportową. Gra szła o ówczesne 1 do 1,5 mld USD rocznie uzyskiwanych przez Polskę z eksportu węgla. I już minister przemysłu M. Wilczek w komunistycznym rządzie Rakowskiego jeszcze w 1989 roku zapowiedział całkowitą likwidację eksportu polskiego węgla energetycznego.
Naukowcem, który jako jedyny już w 1990 roku publicznie wysunął i uzasadniał tezę, iż rzeczywistym zamiarem restrukturyzacji nie jest poprawa efektywności ekonomicznej górnictwa, lecz wyeliminowanie Polski jako eksportera węgla z rynków światowych na rzecz zamorskich konkurentów, był doc. dr Gabriel Kraus. Jego analizy, wnioski i opracowania stały się intelektualną podstawą działań merytorycznych i politycznych wymierzonych w realizację rządowych programów
Program restrukturyzacji Banku Światowego śląskiego górnictwa został faktycznie zrealizowany. Od 2008 roku Polska stała się importerem węgla netto. O ile w 1997 roku eksport węgla wynosił 30,6 mln ton, to w 2007 roku spadł już do 12,1 mln ton, a w 2008 wyniósł 8,3 mln ton. Równolegle z powodu braków ilościowych i jakościowych węgla na rynku krajowym stale narastał jego import. W 2004 roku import węgla wynosił 2,4 mln ton, w 2005 osiągnął poziom 3,4 mln, w 2006 zaś 5,2 mln, w 2007 wyniósł 5,8 mln ton, a w 2008 aż 10,1 mln ton. W roku 2008 Polska stała się ostatecznie importerem węgla netto, sprowadzając go głównie z Rosji, ale i Czech oraz Stanów Zjednoczonych. A z reguły był to węgiel droższy od krajowego.
Było to wynikiem stałego ograniczania mocy wydobywczych i spadku wydobycia węgla. I tak o ile w 1997 roku wydobyto jeszcze 132,6 mln ton, to w 2004 wydobyto 99,3 mln, w 2005 już 97,1 mln, w 2006 tylko 94, 4 mln, a w 2007 już tylko 87,4 mln ton.
Program restrukturyzacji Banku Światowego śląskiego górnictwa został faktycznie zrealizowany. Od 2008 roku Polska stała się importerem węgla.
Niespodziewanie dla całego procesu likwidacyjnej restrukturyzacji polskiego górnictwa, w przeciągu zaledwie kilku miesięcy od końca 2003 roku doszło ostatecznie do olbrzymiego skoku światowych cen węgla. W okresie od sierpnia 2003 roku do kwietnia 2004 roku światowe ceny węgla energetycznego wzrosły o 63 proc., odnotowując najwyższy poziom od lat 80. Do 2004 roku, w ciągu 25 miesięcy, ceny węgla wzrosły aż trzykrotnie.
Ówczesny rząd rozpoczął powoli wycofywać się w 2004 roku z planów likwidacji wydobycia i zamykania kopalń, choć jeszcze z początkiem roku negocjował z Bankiem Światowym kolejne setki milionów dolarów pożyczki na odprawy socjalne dla zwalnianych górników. Rozpoczęło się nigdy oficjalnie nieogłoszone rezygnowanie z programu likwidacyjnej restrukturyzacji polskiego górnictwa.
Likwidacyjna restrukturyzacja górnictwa węglowego była działalnością wymierzoną w podstawowe interesy narodowe Polski. Trwała likwidacja zdolności wydobywczych węgla kamiennego na poziomie ponad 50 mln ton rocznie i przekształcenie Polski w importera węgla netto, w sytuacji krajowej elektroenergetyki opartej na spalaniu węgla, była znaczącym ograniczeniem narodowego bezpieczeństwa energetycznego. Likwidacja eksportu węgla na poziomie 30 mln ton rocznie oraz likwidacja możliwości takiego eksportu na poziomie 40 – 50 mln ton rocznie, w sytuacji wielkiego zadłużenia zagranicznego i wysokich kosztów jego obsługi, była niszczeniem ekonomicznego bezpieczeństwa walutowego. Doprowadzenie do kilkuset miliardów złotych strat gospodarczych z powodu ekonomicznego i technicznego niszczenia górnictwa było fundamentalnym naruszeniem narodowych interesów ekonomicznych Polski.
Gdyby nie ten planowy proces, górnictwo węglowe w Polsce okresu 1989 -2004 i lat następnych, byłoby wysoce rentowną i przynoszącą stałe zyski branżą, z kilkudziesięciomiliardową akumulacją finansową. Jak szacował G. Kraus, po niezbędnej racjonalizacji wydobycia i zatrudnienia, zapewniałoby opłacalne wydobycie węgla w tym okresie na poziomie średnio co najmniej około 140 mln ton rocznie i przy spadającym, ze względu na postęp techniczny wydobycia i transportu węgla, średnim zatrudnieniu około 200 tys. pracowników. Przy odejściu od neokolonialnej polityki aprecjacji złotego i jego realnym kursie walutowym, opłacalny eksport węgla mógł osiągać w tym okresie poziom 35 – 40 mln ton rocznie.
Dysponując wielomiliardowymi rezerwami finansowymi rządu 40 – 50 mld zł, górnictwo byłoby też w latach następnych odporne na wahania koniunktury światowej i spadki światowych cen i popytu na węgiel. Miałoby znaczne możliwości okresowego przystosowywania się i produkcyjnego reagowania na wahania koniunktury.
P.S. Muszę ze zdumieniem przyznać się Czytelnikowi, że choć wiem to wszystko już od trzech dziesięcioleci, stale obserwowałem jak to działa i kto w tym uczestniczy, jednak co jakiś czas nie mogę pojąć, jak to było i jest możliwe, aby w województwie śląskim, gdzie jest Uniwersytet Śląski, Politechnika Śląska i Uniwersytet Ekonomiczny, gdzie jest mnóstwo grup i grupek oraz poszczególnych osobników uważających się za elity i autorytety intelektualne, polityczne i moralne, było możliwe bezkarne niszczenie górnictwa w imię obcych interesów, a przy pełnym aplauzie własnym. I że przez 30 lat można było to węglowe kłamstwo utrzymywać w przestrzeni publicznej jako oficjalną prawdę. Rozumiem, choć pojąć nie mogę.
Tekst ten w lutym br. został odrzucony przez redakcję tygodnika “Do Rzeczy” i redakcję tygodnika “Sieci”.
Tak więc nic się w Polsce nie zmieniło od 30 lat i nie zmieni, jeśli to my nie zmienimy ustroju RP i nie wprowadzimy JOW. (Wojciech Błasiak)
„U nich tona kosztuje od 20 do 25 tys. koron, w Czechach płacą ok. 5,5 tys. koron za tonę” – tak zakupy węgla przez Polaków w Czechach opisuje portalowi seznamsprawy.cz Jakub Hanuš, pracownik składów węgla firmy Olvan Náchod. Jak czytamy, naszym sąsiadom też już wyczerpują się zapasy.
Polacy w poszukiwaniu węgla zapuścili się już poza granice państwa. Dostrzegli to Czesi, a tamtejszy p
„W piątek mieliśmy 30 ton węgla, w poniedziałek po południu nie mieliśmy nic” — mówi Jakub Hanuš, pracownik składów węgla firmy Olvan Náchod.
„U nich tona kosztuje od 20 do 25 tys. koron, w Czechach płacą ok. 5,5 tys. koron za tonę” — tłumaczy w rozmowie z portalem.
Jak czytamy dalej, węgiel schodzi praktycznie na bieżąco, a telefony od Polaków Czesi odbierają od rana do wieczora. „Codziennie przyjeżdża do nas od 50 do 60 polskich aut” — informuje Jakub Hanuš. Dodaje, że niektórzy pokonują 400 km po tańszy surowiec.
Czechom jednak węgiel też się już kończy. Przykładowo firma Žamber ma już puste magazyny, więc musiała wstrzymać sprzedaż węgla — podaje czeski portal. Dodaje, że „w niektórych magazynach zapasy są już tak niskie, że nie sprzedają Polakom i oszczędzają węgiel dla czeskich klientów„.
Rząd jeszcze przed wakacjami namawiał Polaków, by wstrzymali się z zakupem opału i zapewniał, że cena węgla będzie taka jak przed rokiem. Minęły trzy miesiące i co się okazuje? Na wielu składach węgla w ogóle nie ma, a tam, gdzie jest, za tonę trzeba zapłacić nawet przeszło 4 tys. zł!
Ceny opału zaczęły rosnąć od wybuchu wojny w Ukrainie. Jednak po wprowadzeniu embarga na rosyjski węgiel wręcz eksplodowały. Właśnie wtedy ze składów zaczęły znikać zapasy – Polacy zaniepokojeni gwałtownymi podwyżkami cen węgla ruszyli na zakupy, chcąc zapewnić sobie opał na zimę.
[filmiki ze składów opału – w oryginale. MD]
Węgiel droższy o 100 proc. Polacy zaczęli robić zapasy
Kto by jednak chciał kupić węgiel w takiej cenie, musi się nieźle natrudzić. Sprawdziliśmy – na wielu składach w ogóle opału brak!
– Aktualnie nie mamy węgla kamiennego, który jest najbardziej poszukiwany przez klientów. Praktycznie nie ma dostaw z polskich kopalni – mówi „Faktowi” Patrycja Domańska pracownica składu opałowego w Białogardzie (woj. zachodniopomorskie).
[—]
Jarek Adamski https://czyztak.pl/kategoria/gospodarka/ramach-darmowej-pomocy-dalismy-ukrainie-200-tys-ton-wegla-ukraina-wlasnie-nam-sprzedaje-100-tys-rzad-pis-dziekuje/
Ukraina jest gotowa, by rozpatrzeć możliwość wprowadzenia kwot eksportowych węgla do Polski – oświadczył w sobotę ukraiński premier Denys Szmyhal. Chodzi o 100 tys. ton we wrześniu, które teraz są krytycznie potrzebne naszym polskim partnerom – mówił premier Ukrainy.
Mamy wystarczające zapasy węgla, więc możemy pomóc naszym polskim braciom przygotować się do tej zimy – oświadczył w sobotę prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
W następstwie wczorajszych uzgodnień z premierem Mateuszem Morawieckim przeprowadziłem naradę na temat wsparcia naszych polskich braci tej jesieni i zimy w kwestii współpracy energetycznej – powiedział Zełenski na opublikowanym w sobotę wieczorem nagraniu.
W pierwszym półroczu 2022 r. z polskich kopalń wyeksportowano i wywieziono do innych krajów Unii Europejskiej 981 tys. ton węgla – wynika z odpowiedzi wiceministra aktywów państwowych Piotra Pyzika na interpelację poselską Joanny Muchy z Polski 2050, do której dotarł „Fakt”.
Z tego 560 tys. ton trafiło do Czech, 220 tys. – na Ukrainę (w ramach pomocy), a 10 tys. ton do Niemiec. Dla porównania, w 2020 r. Polska eksportowała ponad 1,03 mln ton węgla, w zeszłym roku – 2,08 mln ton.
Obecnie nie ma przepisów, które zabraniałyby eksportu i wywozu węgla z Polski. Eksport tego surowca regulują stosowne umowy handlowe, które zostały zawarte przez spółki przed wybuchem wojny na Ukrainie. Należy podkreślić, że zerwanie tych umów naraziłoby poszczególne spółki na kary – mówi wiceminister Pyzik
===================
tylko w I półroczu 2022 poszło na Ukrainę 431 tys. ton a nie 220 tyś jak podał min. Piotr Pyzik. https://twitter.com/Bob_Gedron/status/1569411549445464068
===============
CzarnaLimuzyna
Rząd premiera Morawieckiego wzorowo wypełnia lockdown energetyczny polegający na zamknięciu dostępu do tradycyjnych źródeł energii. To karkołomne zadanie wymaga dużych wydatków. Chodzi o miliardowe dopłaty w celu redukcji wydobycia węgla do zera w polskich kopalniach, które mają być ostatecznie zlikwidowane. Takie są zobowiązania. Jak powiedział ostatnio Andrzej Duda- rzeczą, która zadecydowała ostatecznie o likwidacji polskiego górnictwa był krzyk. Krzyk z Brukseli i muchy w nosie pana Klausa. Pod takim naciskiem ukorzyliby się nawet najwięksi. Król Jan III Sobieski, obrońcy Termopil nie wytrzymaliby aż takiej presji.
Polacy są niezadowoleni, lecz w swojej błyskotliwej kalkulacji wiedzą, że albo Unia albo Putin, a jeżeli nie Putin to Marsjanie, a w takiej sytuacji zagrożona byłaby demokracja. Demokracja czy węgiel? Wybór jest oczywisty. Sytuację rozumieją też Ukraińcy, którzy zapowiedzieli swoją pomoc ogarniętej wojną Polsce. Gwoli precyzji nie tyle wojną co lockdownem, a to – jak już tłumaczyli wielokrotnie przedstawiciele drugiego najstarszego zawodu na świecie – jest zobowiązaniem najwyższej wagi.
Wspieramy naszych polskich przyjaciół. W imieniu Prezydenta Ukrainy jesteśmy gotowi do otwarcia kontyngentów eksportu węgla do Polski.
100 tys. ton. Dużo czy mało? Optymiści myśleli o przynajmniej kilku milionach. To stare myślenie z czasów, gdy w Polsce rządziły ruskie onuce. 100 tys. ton to przecież aż jedna czwarta z tego co wyjechało z Polski na Ukrainę w pierwszej połowie tego roku.
“Mamy wystarczające zapasy i możemy pomóc naszym braciom przygotować się do tej zimy” – powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i wspomniał również o możliwości dostarczenia potrzebnej ilość energii.
Uff… jak dobrze jest mieć przyjaciół. Dzięki temu rząd PiS będzie mógł kontynuować likwidację tej szkodliwej dla klimatu gałęzi przemysłu wydobywczego. Malkontentom zwrócę na koniec uwagę, że bez tego czyli bez Wielkiego Resetu nie uda się przejść z aktualnej epoki mózgu łupanego do nowej, ale bardzo krótkiej, o roboczej nazwie “lodowcowa”. Nie chodzi tylko o temperaturę, lecz o konieczne zamrożenie wielu rzeczy, ale to już inna historia.
Nieudolność PiS jest widoczna na każdym kroku. Wprowadzenie zupełnie nieprzemyślanego embarga na rosyjskie paliwa kopalniane doprowadziło do wielkiego kryzysu węglowego. Gdy w składach brakuje węgla Polacy stacją pod kopalniami w gigantycznych kolejkach eksport surowca, kwitnie na potęgę.
W pierwszym półroczu bieżącego roku z polskich kopalń wyeksportowano i wywieziono do krajów Unii Europejskiej 981 tys. ton węgla.
Dziennik „Fakt” przypomina, że od momentu wprowadzenia nieprzemyślanego i zupełnie nieuzasadnionego embarga na rosyjski węgiel było wiadomo, że w Polsce zabraknie ok. 8 mln ton surowca. Mimo rozpowszechnianej przez nieudaczników propagandy, że w Polsce węgla nie brakuje, Polacy chcący kupić węgiel często są odprawiani z kwitkiem a jeśli w jakieś kopalni trwa jeszcze sprzedaż to, muszą stać w gigantycznych kolejkach.
Okazuje się, że węgiel w Polsce jest, ale… trafia na eksport. „Fakt” ustalił, iż w okresie styczeń 2022 r. – czerwiec 2022 r. z polskich kopalń wyeksportowano i wywieziono do krajów Unii Europejskiej 981 tys. ton węgla. Z tego najwięcej, bo aż 560 tys. ton trafiło do Czech, 220 tys. – na Ukrainę, a 10 tys. ton do Niemiec.
Dziennikarze zapytali o to wiceszefa resortu aktywów państwowych Piotra Pyzika. – Obecnie nie ma przepisów, które zabraniałyby eksportu i wywozu węgla z Polski. Eksport tego surowca regulują stosowne umowy handlowe, które zostały zawarte przez spółki przed wybuchem wojny na Ukrainie. Należy podkreślić, że zerwanie tych umów naraziłoby poszczególne spółki na kary – odpowiedział.
Polska Grupa Górnicza zwiększa limity na zakup węgla. Jednorazowo będzie można kupić maksymalnie 3 tony.
„Aby zwiększyć dostępność surowca dla odbiorców indywidualnych oraz umożliwić kupno węgla jeszcze większej liczbie klientów, spółka wprowadziła od 22 sierpnia w odbiorze gotówkowym na kopalniach limit 3 ton dla jednego klienta (dotychczas 5 ton)” – poinformowała Polska Grupa Górnicza.
Spółka argumentuje, że chce w ten sposób zwiększyć dostępność węgla dla klientów indywidualnych. Przypomina też, że poprawiła funkcjonalność swojego sklepu internetowego. Od połowy tygodnia dodanie towaru do koszyka gwarantuje możliwość jego zakupu.
W zeszłym tygodniu Polska Grupa Górnicza podniosła ceny węgla. Stawki za tonę poszły w górę średnio o 20 proc., tona węgla opałowego zamiast 1 tys. kosztuje 1,2 tys. za tonę. Jednocześnie do sprzedaży trafiło ponad 120 tys. ton węgla dla gospodarstw domowych.
Jak podaje PGG, przeznaczenie do sprzedaży takiej ilości węgla umożliwiło dokonanie rekordowej ilości transakcji. Od wtorku, według zapewnień spółki, węgiel mogło kupić 26 tys. klientów.
Z końcem lipca Polska Grupa Górnicza rozwiązała dotychczasowe umowy z autoryzowanymi sprzedawcami węgla. Nowa sieć dystrybucji ma pojawić się za kilka tygodni. Nie wiadomo, na jakich zasadach będzie działała i kto będzie w niej handlował – pisze „Rzeczpospolita”.
Na razie składy świecą pustkami, a ich pracownicy obawiają się o to, czy firmy będą dalej istnieć.
Na początku czerwca odbyło się spotkanie przedstawicieli Solidarności z zarządem Polskiej Grupy Górniczej. Pytany później przez dziennikarzy Dominik Kolorz, przewodniczący związkowców, powiedział, że nowa sieć ma funkcjonować w sposób zbliżony do franczyzy.
„Składy działające według nowych umów będą miały określoną maksymalną marżę, którą będą mogły naliczać. PGG ma ściśle nadzorować, czy ta zasada jest przestrzegana. Każdy, kto będzie sprzedawał węgiel w wyższej cenie lub mieszał węgiel z PGG z innym i sprzedawał go drożej, zapłaci gigantyczną karę finansową” – wyjaśnił.
Wojciech Jakóbik 28 marca 2022, https://biznesalert.pl/wegiel-z-bogdanki-bedzie-plynal-na-ukraine-dalej-jesli-wojna-nie-przeszkodzi/
Polski węgiel z Kopalni Bogdanka płynie szerokim strumieniem na Ukrainę doświadczoną atakiem Rosji i ma płynąć nadal, jeśli infrastruktura pozwoli pomimo działań wojennych.
– Mieliśmy zaplanowany eksport węgla na Ukrainę przez cały rok, ale przez działania wojenne i niebezpieczeństwo przerwy szlaków dostawy podjęliśmy decyzję o przyspieszeniu dostaw do odbiorców w zachodniej i środkowej części tego kraju tak, żeby nie zaburzyć dostaw do odbiorców w Polsce – powiedział Artur Wasil, prezes Lubelski Węgiel Bogdanka, spółki z Grupy Enea zarządzającej Kopalnią Bogdanka.
– W 2021 roku wyeksportowaliśmy na Ukrainę blisko 0,5 mln ton węgla. W 2022 roku też planujemy wyeksportować około pół miliona ton węgla. Czas dostaw z uwagi na działania wojenne został skrócony i będzie najprawdopodobniej, jeżeli nie dojdzie do uszkodzenia infrastruktury, zrealizowany w pierwszym półroczu tego roku – zapowiedział Wasil podczas konferencji poświęconej wynikom Enei.
===================
mail: A w drugą stronę – nasi przyjaciele [i Obrońcy] już szykują worki na nasionka wierzby i topoli, z których będziemy mogli sobie wyhodować sadzonki na przyszły chrust.
[Czy również to powoduje żarcie Naimski- Sasin? md]
Nowy, kosztujący 6 miliardów złotych blok w Elektrowni Jaworzno, który z założenia ma być jednym z filarów bezpieczeństwa energetycznego kraju, raportuje ubytki mocy. Są ogromne problemy z dostępnością i jakością węgla.
Problemy notuje nie tylko Jaworzno, ale większość bloków energetycznych w kraju. Według relacji portalu energetyka24, nastąpiły już nieplanowane wyłączenia czterech bloków w Kozienicach, dwóch w Połańcu i jednego w Opolu.
Dziennikarze „Business Insider Polska” dotarli do wewnętrznej korespondencji między kierownictwem elektrowni w Jaworznie, a spółką Rafako, która blok zbudowała i wspiera jego działanie.
Pismo wysłano 15 lipca. Poinformowano w nim, że w tej chwili są kłopoty z dostawami odpowiedniego jakościowo węgla, który jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania bloków.
Właściwy węgiel miał dostarczać państwowy Tauron, ale tego nie robi. Dlaczego? Zgodnie z ujawnioną treścią pisma, spółka „nie wywiązuje się ze swoich obowiązków z różnych przyczyn, między innymi związanych z praktycznie całkowitym zatrzymaniem wydobycia w kopalni Sobieski (dostawy na poziomie ok. 5 tys. ton węgla na miesiąc), utrudnioną produkcją w innych kopalniach, wojną w Ukrainie i embargiem nałożonym na węgiel rosyjski”.
Przedstawiciel Rafako wskazuje, problemy z dostawą węgla zaczęły się w maju br. Do Jaworzna zaczął przyjeżdżać gorszej jakości węgiel, który „oddziałuje negatywnie na sam proces spalania i na urządzenia bloku”.
„Węgiel, który został podawany na zasobniki, zawierał szereg nieczystości stałych, które w ogóle nie powinny mieć miejsca, co powodowało szereg nieplanowych odstawień urządzeń i ich awarii, co wpływało na ograniczenia w możliwości pełnego wykorzystania potencjału bloku do wykonania prac zgodnie z założonym harmonogramem. Powyższe okoliczności zostały udokumentowane” – czytamy.
Autor korespondencji stwierdza, Tauron był świadomy tego, że dostarcza gorszej jakości węgiel do elektrowni.
Co więcej, w piśmie czytamy, że elektrownia najprawdopodobniej będzie musiała mierzyć się z problemem braku dostaw paliwa zimą.
Wszystko to spowodowało, że w środę, 20 lipca doszło do ubytku mocny na jednym z bloków Elektrowni Jaworzno. W adnotacji zapisano: „brak paliwa”.
=====================
mail:
Bogdanka chce wydobyć 9,5 mln ton węgla i część wyśle na Ukrainę
Premier Mateusz Morawiecki radzi „dogrzewać mieszkania” i przekonuje, że węgiel „trzeba ściągać z różnych kierunków”. Tymczasem w państwowej spółce węglowej właśnie zabezpieczono pół miliarda złotych. Na co? Na nagrody dla pracowników.
Tomasz Cudny, prezes JSW. W spółce przyznano ogromne premie dla pracowników (Agencja Gazeta)
Chodzi o Jastrzębską Spółkę Węglową. Na premie – zagwarantowane porozumieniem zarządu JSW ze związkami zawodowymi z 5 lipca – w budżecie spółki zarezerwowana została astronomiczna suma 480 mln zł – potwierdza nam JSW.
Suma robi wrażenie, podobnie jak kwoty, jakie trafią na konta pracowników. Jak czytamy w tekście porozumienia, do którego udało się dotrzeć redakcji o2.pl, pracodawca (reprezentowany przez trzech z pięciu członków zarządu, w tym prezesa Tomasza Cudnego) wypłaci nagrody jednorazowe „w związku ze znaczącym wzrostem cen towarów i usług konsumpcyjnych, powodującym istotny spadek płacy realnej”.
Nagrody ci pracujący pod ziemią, zatrudnieni w Zakładzie Przeróbki Mechanicznej Węgla (ZPMW) oraz „wszyscy pozostali pracownicy spółki”. Według naszych informacji nagród nie otrzymali pracownicy SIG, czyli spółki Szkolenie i Górnictwo.
I tak górnik pracujący „w ścianie” otrzyma 19 tys. zł brutto. Pracownik ZPMW – 16 tys., a pozostali pracownicy – 13 tys. Nagrodę dostanie więc każdy: od górnika, przez ratownika i gońca, aż do osoby sprzątającej gabinet prezesa. Nagród nie otrzyma za to najwyższa kadra kierownicza – członkowie zarządu i rady nadzorczej.
JSW nie odpowiedziało nam na pytanie, czy o wysokości premii powiadomione zostało nadzorujące spółkę Ministerstwo Aktywów Państwowych i czy zaakceptowało ich wypłacenie.
Rzecznik MAP Karol Manys przekonuje, że choć resort sprawuje nad JSW nadzór właścicielski, to kwestie nagród i premii leżą w gestii władz spółki. Część środków została już wypłacona, ale nie wszystkie spółki otrzymały jeszcze środki ze spółki-matki.
Czytaj też: Prezes Cudny, problemy pozostały. Kosztowny spór węglowych spółek
Z moich informacji wynika, że w samym JSW nagrody zostaną wypłacone 22 lipca, a w pozostałych spółkach węglowych – pod koniec lipca, może na przełomie lipca i sierpnia. Wynegocjowaliśmy z zarządem po zapoznaniu się z wynikami finansowymi spółki. Mieliśmy bardzo dobrą koniunkturę na węgiel, teraz mamy dobrą – mówi o2.pl Paweł Kołodziej, przewodniczący Związku Zawodowego Górników JSW.
Według informacji o2, do Ministerstwa Aktywów Państwowych udał się na rozmowy osobiście prezes JSW Tomasz Cudny. MAP zaakceptował wypłaty nagród, jednak – jak mówi nasz informator – początkowo mieli je otrzymać tylko pracownicy dołowi. Na to bunt podnieśli wszyscy inni. W spółce zaczęto mówić nawet o strajku, więc prezes musiał wypłacić nagrody wszystkim.
Wszystko to w sytuacji, gdy pracownicy innych sektorów budżetowych o podobnych premiach mogą co najwyżej pomarzyć. A przecież „znaczący wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych, powodujący istotny spadek płacy realnej” odczuli tak samo nauczyciele, służba zdrowia czy policjanci i strażacy.
Kołodziej twierdzi, że spółce, w której pracuje, „państwo nigdy szczególnie nie pomogło”. A o nagrody dla innych grup zawodowych powinni martwić się politycy. Przekonuje również, że JSW jest firmą wnoszącą realny zysk do budżetu państwa.
Nie jesteśmy przedsiębiorstwem budżetowym, jesteśmy firmą produkcyjną i przynosimy do budżetu państwa zyski. Dziś dostajemy nagrody, na które zapracowaliśmy. A jak patrzą na to strażacy, policjanci czy nauczyciele, niech się martwi Skarb Państwa. W 2015 r. podpisaliśmy niekorzystne dla pracowników porozumienie, zrzekliśmy się zarobionych, wypracowanych pieniędzy, aby ratować spółkę. Dziś uważamy, że środki są i te nagrody się pracownikom spółki – jak mówił polityczny klasyk – po prostu należały. Pieniądze z środków pożyczonych spółce przez PFR oddajemy, musimy oddać pożyczkę do końca 2024 r. i się z tego wywiązujemy – mówi dalej związkowiec.
Fakt, że w pierwszym półroczu JSW zanotowało niezłe wyniki. Tomasz Siemieniec, szef zespołu komunikacji JSW, zapewnia, że spółka zrealizowała plan produkcyjny na pierwsze półrocze 2022.
Korzystna koniunktura – spółka, co istotne, produkuje węgiel koksujący, potrzebny przemysłowi ciężkiemu, nie opałowy – wywindowała ceny i firma generuje zyski.
https://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/8464094,niemcy-wegiel-gaz-sankcje-gazprom-wladimir-putin-robert-habeck.html Marzena Szulc
Minister gospodarki Robert Habeck planuje zwiększenie generacji energii elektrycznej opartej na węglu. „To gorzkie, ale po prostu nieuniknione” – zapowiada. Do produkcji energii elektrycznej będzie mniej gazu, zamiast tego „bardziej wykorzystywane” będą elektrownie węglowe. Odnośna ustawa ma zostać uchwalona przez Radę Federalną 8 lipca – informuje w niedzielę portal RedaktionsNetzwerk Deutschland (RND).
Minister Habeck planuje już teraz kroki, mające zapobiec brakom energii na początku sezonu grzewczego. Do oszczędzania energii ma być zachęcany przede wszystkim przemysł [??? to ABSURD !!! md] . W wyniku ograniczania dostaw gazu przez Rosję, w planie jest szersze wykorzystywanie przez Niemcy elektrowni węglowych, co jest „gorzką pigułką” dla ministra gospodarki, polityka z partii Zielonych .
Jak dowiaduje się dpa, na plany te rząd federalny przeznacza „miliardowe środki”. Sytuacja jest poważna – potwierdził Habeck. Rosyjski koncern Gazprom w ostatnich dniach znacznie ograniczył przepływ gazu przez gazociąg Nord Stream 1, tłumacząc to względami technicznymi.
„Habeck ocenił to jako spowodowane przyczynami politycznymi. Zdaniem polityka Zielonych, napięta sytuacja i wysokie ceny są bezpośrednią konsekwencją agresji rosyjskiej na Ukrainę na rozkaz prezydentaPutina” – przypomina RND. To oczywista strategia Putina, aby siać niepokój, dzielić nas i podbijać ceny – podkreśla Habeck.
Jak zapewnia minister, mimo pogorszenia sytuacji na rynku gazu, trwa uzupełnianie rezerw tego surowca mimo jego wysokich cen. Bezpieczeństwo dostaw jest obecnie gwarantowane – ocenił minister. Jego zdaniem, zużycie gazu w sektorze elektroenergetycznym i przemyśle powinno teraz zostać zmniejszone, a zbiorniki magazynowe napełniane.
„Aby zabezpieczyć magazynowanie gazu, rząd federalny wkrótce udostępni dodatkową linię kredytową w wysokości 15 mld euro, w porozumieniu z ministerstwem finansów„. Minister zapowiada też zwiększenie udziału energetyki węglowej w wytwarzaniu energii elektrycznej. To gorzkie, ale po prostu nieuniknione. „Odpowiednia ustawa ma zostać uchwalona przez Radę Federalną 8 lipca, a następnie szybko wejdzie w życie” – informuje RND.