Odwracają porządek stworzenia; czyli cywilizacja, w której życie ludzi jest mniej warte niż życie gryzoni, gadów i ptaków

Animalizm panuje w każdym zmierzchu cywilizacji.

https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/739797-odwrocony-porzadek-stworzenia

Odwrócony porządek stworzenia, czyli cywilizacja, w której życie ludzi jest mniej warte niż życie gryzoni, gadów i ptaków

Brytyjski lekarz i bioetyk dr Calum Miller zamieścił niedawno na Platformie X (dawny Twitter) następujący wpis: „W Wielkiej Brytanii prawo zabrania nieludzkiego zabijania płodów kręgowych w trzecim trymestrze ciąży. Jedynym gatunkiem kręgowców, który nie jest objęty tym prawem, są płody ludzkie. Traktujemy nienarodzone dzieci dosłownie gorzej niż szczury”.

Callum Miller nie przesadził: w Wielkiej Brytanii obowiązują przepisy, które mówią o ochronie zwierząt kręgowych w stadium płodowym, larwalnym i embrionalnym. Ustawa z roku 1986 roku stanowi wprost, że każdy kręgowiec w zaawansowanym stadium ciąży (ssak, ptak lub gad po przekroczeniu okresu dwóch trzecich ciąży) musi być uznany za „zwierzę chronione”. Jedynym kręgowcem pozbawionym w całym okresie prenatalnym jakiejkolwiek prawnej ochrony ze strony państwa, jest człowiek.

Niedawno, bo w czerwcu tego roku brytyjska Izba Gmin przegłosowała prawo znoszące karalność za aborcję do dziewiątego miesiąca ciąży włącznie.

Opowiedziało się za tym 379 posłów, a tylko 137 było przeciw. Oznacza to, że jeśli zabijesz nienarodzonego szczura w 15. dniu ciąży – grozi ci odpowiedzialność karna, ponieważ jest to przestępstwo. Jeżeli natomiast zabijesz dziecko w dziewiątym miesiącu ciąży, nawet kilka minut przed urodzeniem – jesteś bezkarny. Życie gryzoni w prenatalnej fazie rozwoju jest więc cenniejsze od życia ludzi.

Kult zwierząt, ofiary z ludzi

W 1908 roku Gilbert Keith Chesterton w eseju pt. „Biorąc wszystko pod uwagę” (All Things Considered) pisał:

Wszędzie tam, gdzie pojawia się kult zwierząt, pojawia się też ofiara z ludzi. Za ideą, że powinniśmy traktować zwierzęta jak ludzi, kryje się rzeczywista idea, że należy traktować ludzi jak zwierzęta.

Każdy, kto zna twórczość Chestertona, wie, że angielski pisarz był miłośnikiem zwierząt, jednak zarazem był przeciwnikiem podnoszenia ich do rangi ludzkiej lub nawet boskiej, ponieważ stanowi to „odwrócenie porządku stworzenia”, które zaczyna się od szczytnych haseł, a kończy na dehumanizacji człowieka.

Miłość do zwierząt, nienawiść do ludzi

Podobną intuicję zawarł wybitny pisarz austriacki żydowskiego pochodzenia Joseph Roth w swej powieści „Krypta kapucynów”. Ojciec głównego bohatera, Franciszka Ferdynanda Trotty, wypowiada w niej następujące słowa:

Całe życie wydawało mi się, że ludzie, którzy kochają zwierzęta, poświęcają im tę część miłości, którą powinni ofiarować ludziom; ta opinia wydała mi się szczególnie uzasadniona, gdy przypadkowo dowiedziałem się, że Niemcy w Trzeciej Rzeszy kochają wilczury, owczarki niemieckie.

Powyższe słowa, napisane były w roku 1938, gdy świat nie słyszał jeszcze o roli owczarków niemieckich w niemieckich obozach zagłady. Nadmierna miłość do zwierząt może być formą ucieczki od relacji międzyludzkich. Wielu z nas zna ludzi, którzy traktują psy lepiej niż swoich krewnych. Wystarczy posłuchać, z jaką czułością mówią do swych czworonogów – często w tak czuły sposób nie odzywają się do nikogo ze swej rodziny.

Godność zwierzęcia, nieistotność człowieka

Hiszpański pisarz Juan Manuel de Prada pisze:

Animalizm panuje w każdym zmierzchu cywilizacji. Tak działo się w mrocznym Egipcie faraonów, którzy czcili psy, krokodyle i szakale; tak działo się w upadającym Rzymie, gdy powstali obłąkani cesarze, którzy żądali, aby ich konie były traktowane jak bogowie; tak działo się u gnostyków i manichejczyków. Cywilizacja, w pewnym sensie, sprzeciwia się naturze (lub, ściślej mówiąc, nie ulega jej); barbarzyństwo zawsze poddaje się naturze, zawsze słucha zewu dziczy, w której pragnie znaleźć schronienie przed swoimi lękami, podobnie jak starożytni poganie.

(…) Animalizm projektuje swoje lęki na zwierzęta, nasycając je bólem; w pewnym sensie jest to skrajna wersja figury retorycznej, nazywanej przez Ruskina „błędem patetycznym”, który przypisuje ludzkie emocje, intencje lub cechy zjawiskom naturalnym, tak jakby miały świadomość lub uczucia. Ten „błędny pogląd patetyczny” animalizmu kończy się na tym, że staje się skandalicznie mizantropiczny lub antropofobiczny; ponieważ wierzy, że ból, którego doświadczają zwierzęta, jest zawsze winą ludzi stawiających się na poziomie wyższym niż ten, który im się należy.

Żyjemy w czasach, gdy w ofierze nie składa się zwierząt, lecz ludzi. Poświęca się ich na ołtarzu własnej wygody, spokoju, komfortu, kariery – na ołtarzu bożka, któremu na imię „ego”. Wtedy miłość do zwierząt służy jako alibi, które ma przesłonić likwidację ludzi. Z jednej strony chce się wykorzenić ból (w tym ból zwierząt) z powierzchni ziemi, a z drugiej strony wykorzenia się bliźnich.

Niedziela. Biłgoraj, Warszawa – comiesięczne Msze Święte za Ojczyznę i Pokutne Marsze Różańcowe

14.09.25 Biłgoraj, Warszawa – comiesięczne Msze Święte za Ojczyznę i Pokutne Marsze Różańcowe

09/09/2025 przez antyk2013

Z Maryją Królową Polski modlić się będziemy o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu

BIŁGORAJ – w każdą drugą niedzielę miesiąca w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny o godz. 18.00 Msza Święta za Ojczyznę i Pokutny Marsz Różańcowy!

==========================================

WARSZAWA – zapraszamy na comiesięczny Pokutny Marsz Różańcowy, który już od 9 lat odbywa się w stolicy. Rozpoczynamy Mszą Świętą o godz. 8.00 w kościele św. Andrzeja Apostoła i św. Brata Alberta na pl. Teatralnym 20, po niej udajemy się ulicami Warszawy pod Sejm RP.

Zgodnie ze słowami Najświętszej Dziewicy Maryi (zawartych we wszystkich uznanych objawieniach) modlitwa na Różańcu Świętym jest ostatnim ratunkiem dla świata. To jest FAKT – władze tego świata, odrzucają Boga a na Jego miejsce intronizują zachcianki człowieka (lub w najlepszym wypadku sentymentalnie celebrują humanizm).

Trasa naszego comiesięcznego Pokutnego Marszu Różańcowego w Warszawie:  Po drodze z placu Teatralnego idziemy ogarniając modlitwą Różańca Świętego ważne instytucje i ministerstwa położone przy Krakowskim Przedmieściu, modlimy się za Prezydenta RP pod jego siedzibą, skręcamy w  ul. Świętokrzyską by modlić się pod Ministerstwem Finansów, później przy pl. Powstańców Warszawskich 7 dochodzimy do budynku TVP, gdzie mieszczą się główne studia informacyjne telewizji publicznej (przez dziesięciolecia komunizmu i liberalizmu siejących nienawiść oraz kłamstwa). Modlić się będziemy o konieczne zmiany w mediach i nawrócenie środowisk dziennikarskich. Kierujemy się później w stronę placu Trzech Krzyży i na ul. Wiejską aby ogarnąć modlitwą władze ustawodawcze naszego Kraju. Zakończenie Pokutnego Marszu Różańcowego będzie pod Sejmem i Senatem RP (wcześniej podejdziemy pod ambasadę Kanady, gdzie Panu Bogu i Jego Matce zawierzać będziemy Mary Wagner, która toczy samotny bój o przestrzeganie prawa Bożego w Kanadzie).

Będziemy się modlić o ustanie kłamliwych ataków na nasz Kościół i Ojczyznę, o nawrócenie nieprzyjaciół i pojednanie ludzi, narodów i państw na fundamencie prawdy, aby wobec ofiar zbrodni i ludobójstwa nastąpiło sprawiedliwe zadośćuczynienie za zło jakiego doświadczyli od prześladowców. Będziemy modlić się także o to by dla wszystkich narodów, dawniej i dziś zamieszkujących ziemie Rzeczypospolitej i Europę Środkowo Wschodnią, Jezus Chrystus był  j e d y n ą  Drogą, Prawdą i Życiem, o to też by na ziemiach nasączonych krwią ofiarną poprzednich pokoleń umocniona została święta wiara katolicka, poza którą nie ma zbawienia, by porzucone zostały błędne wyznania i religie wiodące na bezdroża nienawiści

„Jubileusz LGBT” odbywa się w Stolicy apostolskiej bez przeszkód. Homoheretycy triumfują

„Jubileusz LGBT” odbywa się w Stolicy apostolskiej bez przeszkód. Homoheretycy triumfują

https://pch24.pl/jubileusz-lgbt-odbywa-sie-w-stolicy-apostolskiej-bez-przeszkod-homoheretycy-triumfuja

Bez interwencji władzy duchownej w sobotę 6 września odbyły się w Rzymie uroczystości jubileuszowe dedykowane subkulturze LGBT z udziałem wiceprzewodniczącego włoskiego episkopatu. Za ich organizację odpowiadają grupy promujące otwarte odrzucenie katolickiego nauczania moralnego. Mimo to bp Francesco Savino, sprawował w kościele Il Gesu dla zebranych najświętszą Ofiarę. Wygłosił również szokujące kazanie, pochwalone przez niesławnego jezuitę O. Jamesa Martina. Drzwi Święte również stały dla uczestników szokującego wydarzenia otworem… 

Zgodnie ze wcześniejszymi zapowiedziami w sobotę 6 września włoska organizacja La Tenda Di Gionata, wraz z międzynarodową grupą Rainbow Catholics, zorganizowały “pielgrzymkę” ruchu LGBT do Watykanu. Na stronie organizatorów można przeczytać pierwsze artykuły, zawierające refleksje uczestników, którzy od piątku 5 września przebywają w wiecznym mieście.

Główne uroczystości objęły modlitewne czuwanie, jakie odbyło się w Kościele Najświętszego imienia Jezus w piątkowy wieczór, oraz Mszę świętą w sobotę 6 września, po której uczestniczy wyruszyli do Bazyliki Św. Piotra, gdzie pozwolono im przejść przez Drzwi Święte.

W niedzielę 7 września pomiędzy 10 a 13 uczestnicy mają zebrać się na Placu Św. Piotra, by wziąć udział w prowadzonej przez papieża modlitwie „Anioł Pański”.

Homilię, jaką dla uczestników gorszącego wydarzenia wygłosił wiceprzewodniczący episkopatu Włoch, Bp Francesco Savino, pochwalił w mediach społecznościowych niesławny jezuita O. James Martin.

– To był rok, w którym ziemia wróciła w ręce tych, którym ją odebrano. Jubileusz był umorzeniem długów i wyzwoleniem niewolników oraz więźniów. Jubileusz był czasem uwolnienia uciśnionych i przywrócenia godności tym, którym ją odebrano. Bracia i siostry – mówię to z przejęciem – czas, by przywrócić godność wszystkim, szczególnie tym, którym ją odebrano – miał mówić do „pielgrzymów” włoski biskup.

==============================================

James Martin, SJ @JamesMartinSJ

Incredible. Bishop Francesco Savino, vice president of the Italian Bishops Conference, to a packed Jubilee Mass for LGBTQ Catholics, and their families and friends, at the Church of the Gesù in Rome, which stopped his homily with a minute of applause: “It was the year when land was returned to those from whom it had been taken. The Jubilee was the remission of debts and the liberation of slaves and prisoners. The Jubilee was the time to free the oppressed and restore dignity to those who had been denied it. Brothers and sisters, I say this with emotion. It is time to restore dignity to everyone, especially those who have been denied it.”

A large ornate church interior with high, painted domes and arches, filled with people seated in pews. Bishop Francesco Savino stands at the altar during a Jubilee Mass. The congregation, including many in white shirts, faces the altar, with sunlight streaming through windows.

·

180,8 tys. wyświetleń

Obrońca pokoju Netanjahu ma katar. Na celu.

Żydzi zaatakowali Katar. Agresję krytykuje… Biały Dom

https://pch24.pl/zydzi-zaatakowali-katar-agresje-krytykuje-bialy-dom

(fot. PAP/EPA/Ronen Zvulun / POOL)

Atak Izraela w Katarze nie służy interesom ani Izraela, ani USA, choć cel eliminacji Hamasu jest słuszny – powiedziała we wtorek rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt, nazywając uderzenie w Dausze „niefortunnym incydentem”. Trump miał zapewnić emira Kataru, że podobny atak się nie powtórzy.

Jak powiedziała Leavitt podczas wtorkowego briefingu prasowego, po otrzymaniu informacji od amerykańskiego wojska specjalny wysłannik ds. Bliskiego Wschodu Steve Witkoff uprzedził o nadchodzącym uderzeniu władze Kataru.

Samodzielne bombardowanie wewnątrz Kataru, suwerennego kraju i bliskiego sojusznika Stanów Zjednoczonych, który ciężko pracuje i odważnie podejmuje ryzyko, by zakończyć tę wojnę, nie służy celom ani Izraela, ani Stanów Zjednoczonych – powiedziała Leavitt, dodając jednak, że eliminacja Hamasu jest słusznym celem.

Trump miał po fakcie odbyć rozmowy z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu i emirem Kataru. Netanjahu stwierdził, że jest gotowy zawrzeć pokój, zaś Trump w rozmowie z katarskim władcą miał powiedzieć, że jest bardzo niezadowolony z miejsca izraelskiego ataku w stolicy Kataru i zapewnił go, że podobne incydenty się więcej nie powtórzą.

Źródło: PAP

Miliardy używanych w trakcie pandemii maseczek poważnie szkodzą

Prawda o maseczkach ujawniona. Będą szkodzić przez pokolenia

https://pch24.pl/prawda-o-maseczkach-ujawniona-beda-szkodzic-przez-pokolenia

Miliardy używanych w trakcie pandemii maseczek poważnie zaszkodzą środowisku naturalnemu – wynika z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Coventry.

Badania wykazały, że miliony ton plastikowych maseczek ochronnych rozkłada się, uwalniając mikroplastiki i inne dodatki chemiczne, w tym substancje, które mogą zaburzać gospodarkę hormonalną. W rezultacie sprzęt, którego celem miała być ochrona ludzi, nie tylko nie zapobiegł rozprzestrzenianiu się wirusa, ale obecnie stanowi zagrożenie dla zdrowia, a także dla planety.

To badanie podkreśla pilną potrzebę ponownego przemyślenia sposobu, w jaki produkujemy, używamy i utylizujemy maseczki na twarz – powiedziała Anna Bogush z Uniwersytetu w Coventry. Wyniki jej badania opublikowano w czasopiśmie „Environmental Pollution”.

W szczytowym okresie pandemii łącznie na świecie zużywano ponad 129 miliardów jednorazowych maseczek. Przedmioty nie były poddawane recyklingowi; lądowały beztrosko na ziemi, a często w zbiornikach wodnych. Tylko część znalazła się na wysypiskach śmieci.

Przeprowadzone przez autorów testy wykazały, że szczególnie niebezpieczeństwo stwarzają maseczki rozkładające się w środowisku wodnym. Przykładowo, najpopularniejsze jednorazowe maseczki FFP2 i FFP3, wytwarzały od czterech od sześciu razy więcej mikroplastiku niż inne.

Eksperci nie mają wątpliwości, że skutki masowego użycia jednorazowych maseczek mogą być odczuwalne przez wiele lat. Mikroplastiki i chemikalia uwalniane ze zużytego sprzętu medycznego mogą negatywnie wpływać na zdrowie ludzi, zwierząt oraz całych ekosystemów.

Źródło: rmf24.pl PR

Czy Trump może stać się inicjatorem globalistycznego „Wielkiego Resetu”?

Czy Trump zainicjuje Wielki Reset?

Autor: AlterCabrio, 9 września 2025

Śledzę powstawanie sojuszu BRICS od 2009 roku, a motywem przewodnim bloku gospodarczego (na pierwszy rzut oka) zawsze było zerwanie z dolarem jako światową walutą rezerwową. Przywódcy BRICS od lat nawołują do zniesienia dolara i wprowadzenia nowego globalnego systemu walutowego. Plan ten nie jest jednak tak skoncentrowany na Wschodzie, jak wielu zakłada. Innymi słowy, jeśli liczysz, że BRICS „położy kres globalizmowi”, jesteś w błędzie.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Czy Trump może stać się inicjatorem globalistycznego „Wielkiego Resetu”?

W zeszłym tygodniu media huczały od plotek o niedawnym spotkaniu Rosji, Chin i Indii w chińskim mieście portowym Tianjin. Władimir Putin, Xi Jinping i Narendra Modi zadbali o to, by na tym wydarzeniu prezentować jednolity front, przynajmniej pod względem gospodarczym. Widać było też wyraźnie, że więzi wojskowe Chin i Rosji się umacniają. Szanghajskie Spotkanie Współpracy [Shanghai Cooperation Gathering] jest traktowane przez media jako ostrzeżenie dla Stanów Zjednoczonych w obliczu narastających napięć handlowych.

Zachodni dziennikarze zdają się być nieco podekscytowani tymi doniesieniami, sugerując, że polityka celna Donalda Trumpa jednoczy wrogów Ameryki i tworzy oś antyamerykańską. Lewica polityczna nienawidzi Trumpa tak bardzo, że nie zdziwiłbym się, gdyby za rok lub dwa wiwatowali na cześć Putina i BRICSu.

Wiadomość dla niewtajemniczonych: BRICS tworzy swój sojusz już od czasów Obamy. To nic nowego i nie ma nic wspólnego z Trumpem.

Śledzę powstawanie sojuszu BRICS od 2009 roku, a motywem przewodnim bloku gospodarczego (na pierwszy rzut oka) zawsze było zerwanie z dolarem jako światową walutą rezerwową. Przywódcy BRICS od lat nawołują do zniesienia dolara i wprowadzenia nowego globalnego systemu walutowego. Plan ten nie jest jednak tak skoncentrowany na Wschodzie, jak wielu zakłada. Innymi słowy, jeśli liczysz, że BRICS „położy kres globalizmowi”, jesteś w błędzie.

W rzeczywistości w 2009 roku zarówno Rosja, jak i Chiny wysunęły koncepcję globalnej waluty zarządzanej przez MFW. Organizację, którą wielu uważa za kontrolowaną przez USA. W rzeczywistości jest ona kontrolowana przez globalistów, a globaliści nie mają trwałych powiązań z żadnym państwem narodowym. Są lojalni jedynie wobec własnych celów.

Niektórzy mogą twierdzić, że sytuacja zmieniła się dramatycznie od 2009 roku, ale ja się z tym nie zgadzam. Chiny są teraz nierozerwalnie związane z koszykiem SDR MFW, a Rosja pozostaje aktywnym członkiem MFW pomimo wojny na Ukrainie. Ważne jest, aby zrozumieć, że w przypadku wydarzeń światowych zawsze istnieją dwie różne osie czasu – jest bardziej nagłośniony teatr międzynarodowy, a następnie są działania instytucji globalistycznych, które istnieją poza geopolityką.

Moim zdaniem globaliści niekoniecznie są „inżynierami” stojącymi za każdym konfliktem czy kryzysem, ale pozycjonują się w ten sposób, aby wykorzystać sytuację, kiedy tylko jest to możliwe. I grają po obu stronach każdego konfliktu, aby uzyskać jak największe korzyści. Innymi słowy, grupy takie jak MFW, Bank Światowy, BIS, WEF i warte biliony dolarów konglomeraty, takie jak BlackRock i Vanguard, będą zabiegać o poparcie BRICS w takim samym stopniu, jak o poparcie Zachodu, jeśli chodzi o osiągnięcie scentralizowanej, globalnej gospodarki.

Nie jest tajemnicą, jak ma wyglądać ten „nowy porządek świata”. Ekipa z Davos od lat otwarcie omawia swoje wizje, a podczas pandemii zerwała maski i rozkoszowała się „nieuniknioną” realizacją swojego „Wielkiego Resetu”. Podsumowując, oto, czego elity oczekują od przyszłej gospodarki:

Globalny system bezgotówkowy. Jedna światowa waluta cyfrowa oparta na koszyku CBDC (Cyfrowych Walut Banku Centralnego). Sztuczna inteligencja śledząca wszystkie zapisy finansowe. „Gospodarka współdzielenia” [sharing economy], w której wszelka własność prywatna zostaje zniesiona. Wykorzystanie „debankingu” do kontrolowania dyskursu społecznego – co oznacza, że ​​możesz mówić, co chcesz, ale w konsekwencji stracić dostęp do swoich kont, a być może nawet do rynku pracy. Kontrola i redukcja populacji. Feudalizm węglowy, w którym narody płacą daninę globalistom w imię „powstrzymania antropogenicznej zmiany klimatu” (która nie istnieje).

Podatki te będą następnie redystrybuowane do różnych krajów, aby zachęcić je do współpracy. Ostatecznie chcą wprowadzenia powszechnego dochodu podstawowego (UBI), aby uzależnić każdego obywatela od scentralizowanego rządu w kwestii utrzymania, tak aby nigdy nie pomyślał o buncie.

To właśnie mają na myśli elity z Davos, mówiąc o „Wielkim Resecie”. Zwracałem jednak uwagę w ostatnich artykułach, że globaliści niepokojąco zamilkli w ciągu ostatniego roku. Nie są już tak odważni w swoich przemówieniach jak podczas pandemii, a ich plany zdają się rozbijać o ścianę.

Widziałem, jak media, wielu bankierów centralnych i przywódców politycznych określało tę kwestię mianem „resetu gospodarczego” Donalda Trumpa i uważam tę narrację za fascynującą. O czym właściwie mówią? Czy w grę wchodzą konkurencyjne resety, a jeśli tak, to czy oznacza to, że globalistyczny plan spalił na panewce?

Reset Trumpa i koniec Bretton-Woods

Reset Trumpa, jeśli można to tak nazwać, wydaje się mieć swoje korzenie w odwróceniu powojennego porozumienia z Bretton Woods, na mocy którego Stany Zjednoczone stały się de facto motorem napędowym światowej gospodarki. To właśnie wtedy umocnił się status dolara jako światowej waluty rezerwowej, Ameryka stała się centrum konsumpcyjnym dla Zachodu i powstało NATO.

Brzmi to jak świetna okazja dla Amerykanów, ale odgrywanie tej roli jest kosztowne. Powoli, ale nieubłaganie niszczy naszą gospodarkę poprzez zadłużenie i inflację.

Wielu prezydentów stosowało ukierunkowane cła od czasów II wojny światowej, ale żaden nie wprowadził tak daleko idących ceł jak Trump. Często porównywane do ceł Smoota-Hawleya z czasów Herberta Hoovera, niesłusznie obwinianych za Wielki Kryzys (w rzeczywistości to banki międzynarodowe i Rezerwa Federalna spowodowały kryzys), podatki importowe Trumpa zakłócają handel w ramach systemu Bretton Woods i hamują globalizację, zmuszając duże korporacje do ograniczenia outsourcingu zagranicznego.

Jak wielokrotnie zauważałem, globalne korporacje NIE są podmiotami wolnorynkowymi, lecz podmiotami socjalistycznymi, ustanowionymi przez rządy i chronionymi specjalnymi przywilejami prawnymi i ekonomicznymi. Jeśli firma jest „zbyt duża, by upaść” [too big to fail] i w związku z tym ma prawo do pieniędzy podatników w ramach programów pomocowych i luzowania ilościowego [bailouts and QE], to nie jest ona mechanizmem wolnego rynku. Dlatego nie powinniśmy się przejmować, jeśli zostanie opodatkowana cłami.

Szczerze mówiąc, uważam, że globalizm korporacyjny i współzależność ekonomiczna powinny zostać zniesione, nawet siłą, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Uzasadniona decentralizacja czy kontrolowany chaos?

Cła Trumpa, cięcia subsydiów zagranicznych i inne strategie gospodarcze mogą za kilka lat całkowicie zrujnować globalizm, jaki znamy. W pewnym sensie jest to więc swego rodzaju „reset gospodarczy”. Ale sedno sprawy to: czy działania Trumpa mogą przyspieszyć globalistyczny reset, zamiast go zniweczyć?

Jak wspomniano wcześniej, budowanie ścisłych więzi między krajami BRICS trwa od 2009 roku, a ich głównym celem jest położenie kresu strukturom ustanowionym na mocy porozumienia z Bretton Woods. W przeszłości kraje BRICS deklarowały chęć wprowadzenia nowego systemu walutowego zarządzanego przez MFW. Niezależnie od tego, czy kraje BRICS zdają sobie z tego sprawę, czy nie, ich wysiłki na rzecz rozwoju CBDC i odsunięcia USA od władzy wpisują się w globalistyczny plan.

MFW i BIS intensywnie (i dyskretnie) pracują nad budową transgranicznych ram CBDC, a MFW planuje własną globalną walutę cyfrową opartą na koszyku SDR. BIS czasami nazywa ten system „Unified Ledger” [dosł. jednolity rejestr -AC].

Czy elity bankowe tworzą alternatywę dla dolara w ramach przygotowań do zbliżającego się starcia między USA a BRICS? I czy „reset” Trumpa jest katalizatorem tego kryzysu?

Popieram cła Trumpa z wielu powodów. Uważam, że globalizm musi się skończyć. Uważam, że krajowa produkcja powinna wrócić do Stanów Zjednoczonych, a korporacje muszą ponieść koszty outsourcingu. Nie sądzę, że Amerykanie powinni być głównym centrum konsumpcyjnym dla całego świata i nie sądzę, że naszym zadaniem jest dotowanie planety. Uważam również, że nic się nie zmieni, jeśli w najbliższej przyszłości nie zostaną podjęte drastyczne środki.

Rozumiem jednak również, że jeśli Stany Zjednoczone przestaną odgrywać rolę, jaką odgrywały od II wojny światowej, większość krajów na świecie stanie w obliczu szokujących perturbacji. Stany Zjednoczone odpowiadają za około 30% globalnej konsumpcji. Dostarczamy zdecydowaną większość globalnej pomocy zagranicznej (około 70–100 miliardów dolarów rocznie), od której wiele krajów jest zależnych. Jesteśmy głównym rynkiem eksportowym dla świata i nie ma tu realnego substytutu. Dolar i system SWIFT są kluczowymi czynnikami napędzającymi globalny handel.

Czy reset Trumpa rzeczywiście sprawi, że większość krajów znajdzie się w rozpaczliwej sytuacji? Sytuacji, która zmusi je do poszukiwania alternatywnego rozwiązania, którego w innym przypadku by nie zaakceptowały? Czy globaliści czekają w kolejce, by zaoferować to rozwiązanie w postaci własnego „Wielkiego Resetu” i globalnego systemu walut cyfrowych?

Tak czy inaczej, istniejąca współzależność gospodarcza musi zniknąć. Globalne korporacje muszą stanąć przed sądem po dekadach ochrony i specjalnego traktowania. Produkcja musi wrócić do Stanów Zjednoczonych. Amerykanie muszą przestać płacić za resztę świata za pośrednictwem pomocy zagranicznej. Ale jeśli chcemy pójść tą drogą, musimy jednocześnie zlikwidować wszystkie organizacje globalistyczne.

Uważam, że te instytucje planują wykorzystać niestabilność spowodowaną zerwaniem przez Stany Zjednoczone ze strukturą Bretton-Woods. Myślę, że jak zawsze, ustawiły się tak, aby wykorzystać każdy potencjalny konflikt, który może wyniknąć. Nie można pozwolić im wykorzystać naszych niezbędnych reform jako trampoliny do osiągnięcia zła, jakim jest Wielki Reset.

Prawdziwy „reset” będzie wymagał od nas, abyśmy priorytetowo potraktowali zniszczenie instytucji globalistycznych. W przeciwnym razie wszelkie nasze działania gospodarcze mogą ostatecznie przynieść korzyści ich planom.

________________

Could Trump End Up Triggering The Globalist “Great Reset”?, Brandon Smith, September 8, 2025

−∗−

Debanking to zamykanie kont bankowych osób lub organizacji przez banki, które postrzegają posiadaczy kont jako stanowiących ryzyko finansowe, prawne, regulacyjne lub reputacyjne dla banku.
Źródło: Wikipedia (angielski)

Uzbrojenie nuklearne Iranu. Złe czy dobre?

Uzbrojenie nuklearne Iranu

Emmanuel Todd (8 września, 2025) https://arretsurinfo.ch/larmement-nucleaire-de-liran

Oto francuskie tłumaczenie niedawnego wywiadu, którego udzieliłem w Japonii. Regularne wystąpienia w Japonii na tematy geopolityczne (od co najmniej dwudziestu lat) pomogły mi rozwinąć wizję świata zdezwesternizowaną, świadomość geopolityczną wolną od narcyzmu. W tym wywiadzie widać, że moja dawna już refleksja nad ewentualnym wejściem Japonii w posiadanie broni nuklearnej doprowadziła mnie do raczej spokojnego spojrzenia na kwestię Iranu.

Demokracje europejskie mają się źle. Nie można ich już opisywać jako pluralistycznych, jeśli chodzi o informację geopolityczną. Możliwość wypowiedzi w wielkich japońskich mediach pozwoliła mi uciec przed zakazem, jaki we Francji ciąży na wszelkiej interpretacji niezgodnej z linią occidentalistyczną. Kanały państwowe (France-Inter, France-Culture, France 2, France 3, France 5, France-Info itd.) są szczególnie aktywnymi (i niekompetentnymi) agentami kontroli opinii geopolitycznej.

Korzystam z okazji, by wyrazić wdzięczność wobec Japonii – kraju, który pozwolił mi pozostać wolnym. Bez ochrony Tokio, psy stróżujące, karmione w Paryżu, zapewne zdołałyby mnie przedstawić jako agenta Moskwy. Szczególnie dziękuję mojemu przyjacielowi i wydawcy Taishi Nishi, który przygotował i opracował ten wywiad.

Bungei Shunjū, numer sierpniowy 2025

=================================================================

Wywiad z Emmanuelem Toddem:

Uzbrojenie nuklearne Iranu nie stanowi szczególnego problemu”

13 czerwca Izrael przeprowadził atak prewencyjny na Iran, bombardując obiekty nuklearne i dokonując „operacji dekapitacji” wymierzonej w wysokich rangą oficerów wojskowych i naukowców. Następnie, 21 czerwca, siły amerykańskie również zbombardowały irańskie instalacje nuklearne, używając pocisków Tomahawk i Bunker Busterów.

Nie tylko Iran, lecz także Chiny, Rosja i Sekretarz Generalny ONZ potępili to jako „naruszenie Karty Narodów Zjednoczonych i prawa międzynarodowego, a także pogwałcenie suwerenności i integralności terytorialnej Iranu”. Jednak na Zachodzie reakcje nie były tak ostre jak w przypadku ataków na Gazę. Zapewne dlatego, że wielu ludzi podziela argumenty Stanów Zjednoczonych i Izraela, zgodnie z którymi Iran nie powinien posiadać broni nuklearnej. Myślę, że większość Japończyków również podziela ten pogląd.

Ja jednak uważam, że uzbrojenie nuklearne Iranu nie stanowi szczególnego problemu. Wręcz przeciwnie – podobnie jak w przypadku Japonii – sądzę, że lepiej byłoby, gdyby Iran wszedł w posiadanie broni jądrowej.

Jeśli istnieje jakaś historyczna lekcja dotycząca broni nuklearnej, to taka, że ryzyko wojny nuklearnej rodzi się z braku równowagi. Sytuacja z 1945 roku jest tego doskonałą ilustracją: Stany Zjednoczone, jako jedyne mocarstwo nuklearne na świecie, mogły użyć tej broni wobec Hiroszimy i Nagasaki.

Odwrotnie – w czasie zimnej wojny nie doszło do wojny nuklearnej. Po II wojnie światowej wielkie wojny indyjsko-pakistańskie ustały, gdy oba kraje weszły w posiadanie broni nuklearnej. Od tamtej pory, choć zdarzają się sporadyczne starcia zbrojne, nie przeradzają się one już w wojny totalne.

Dziś napięcia regionalne rosną w Azji Wschodniej i na Bliskim Wschodzie. Nienuklearna Japonia stoi wobec uzbrojonych nuklearnie Chin i Korei Północnej, podczas gdy na Bliskim Wschodzie jedynie Izrael posiada broń jądrową. Innymi słowy, powstała „nierównowaga nuklearna”, która rodzi sytuację niestabilną. Tak jak wejście Japonii w posiadanie broni nuklearnej przyczyniłoby się do stabilności w Azji Wschodniej, tak uzbrojenie Iranu działałoby jako siła odstraszająca wobec eskalacji Izraela i przyczyniłoby się do stabilności Bliskiego Wschodu.

Uprzedzenia wobec i akceptacja broni nuklearnej

Około dwadzieścia lat temu, gdy po raz pierwszy wspomniałem o możliwości uzbrojenia Japonii w broń nuklearną, reakcja Japończyków była co najmniej interesująca.

Podsumowując różne komentarze, wyglądało to mniej więcej tak: „Uzbrojenie nuklearne Japonii jest nierealistyczne! Ale co za sympatyczny Zachodni intelektualista, że odważył się powiedzieć, iż Japonia także miałaby prawo posiadać broń nuklearną.”

Typowy francuski intelektualista jest zapewne nieświadomie przekonany, że posiadanie broni nuklearnej przez Francję nie stanowi żadnego szczególnego problemu moralnego. My, Zachodniacy, mielibyśmy być z definicji racjonalni, rozsądni i godni zaufania. Narody nie-zachodnie nie mogą korzystać z tej kwalifikacji a priori. Ale dlaczego właściwie Iran nie mógłby mieć broni nuklearnej, skoro posiada ją Izrael? Tu kryje się ogromny uprzedzenie wobec Iranu – kraju nie-zachodniego.

Jeśli nie widzę żadnego szczególnego problemu w tym, że Japonia czy Iran posiadają broń nuklearną, to dlatego, że wierzę, iż Japończycy i Irańczycy zasadniczo dzielą tę samą „nie-samobójczą” ludzką naturę, co Francuzi. Studiowałem „różnorodność świata” poprzez różnice w strukturach rodzinnych, unikając – mam nadzieję – occidentalistycznej pogardy wobec wielkich cywilizacji świata. Dziś odmowa uznania kulturowej różnorodności świata stała się wielką słabością Zachodu. Jego porażka w wojnie na Ukrainie wynikała z błędnej oceny rzeczywistej siły Rosji, będącej skutkiem absurdalnego poczucia zachodniej wyższości. Ten sam błąd Zachód popełnia wobec Iranu.

Dominująca narracja zachodnich mediów o ataku na Iran jest następująca: początkowo Trump wahał się przed atakiem. Chciał pokoju i rozpoczął negocjacje z Iranem, ale gdy ugrzęzły, miał zmienić zdanie, zainspirowany spektakularnymi sukcesami militarnymi Izraela. Ale czy Trump naprawdę się wahał?

Maurice Leblanc, autor Arsène’a Lupina, wkłada w usta swojego bohatera zdanie, z którego czasami czerpię inspirację: „Jeśli wszystkie fakty, jakie posiadamy, zgadzają się z interpretacją, którą im nadajemy, to bardzo prawdopodobne, że ta interpretacja jest właściwa.” Jeśli więc założymy, że „wahanie Trumpa było tylko kłamstwem”, to wydarzenia można śledzić w ich prawdziwej logice.

Wobec zeznań dyrektor amerykańskiego wywiadu narodowego, pani Gabbard, która stwierdziła: „W dalszym ciągu oceniamy, że Iran nie produkuje broni nuklearnej. Najwyższy Przywódca, ajatollah Chamenei, nie zatwierdził wznowienia programu zbrojeniowego wstrzymanego w 2003 roku” – Trump odpowiedział 17 czerwca: „To fałsz”, „oni są o krok od posiadania broni nuklearnej”, odrzucając tym samym analizę własnych służb wywiadowczych.

W przeddzień ataku Trump oświadczył, że „podejmie decyzję o działaniu lub nie w ciągu dwóch tygodni, biorąc pod uwagę możliwość rychłych negocjacji z Iranem”. To była jedynie zasłona dymna – i udało mu się przeprowadzić atak z zaskoczenia.

Po dwunastu dniach walk Trump doprowadził Izrael i Iran do zaakceptowania zawieszenia broni, przedstawiając się jako „mediator pokoju”. Ale to wszystko jest farsą. Stany Zjednoczone były zaangażowane w plan ataku na Iran od samego początku.

Amerykańska krucjata”

Armia izraelska liczy około 23 000 Amerykanów, a 15% osadników na Zachodnim Brzegu (około 100 000 osób) to obywatele USA. Patologiczne przywiązanie Stanów Zjednoczonych do Izraela jest aż nadto widoczne w książce sekretarza obrony Pete’a Hegsetha, opublikowanej w 2020 roku.

American Crusade (Amerykańska krucjata)

Już sama okładka tej książki mówi wiele: widnieje na niej zdjęcie autora o „macho” wyglądzie, trzymającego amerykańską flagę — i od razu rzuca się w oczy, że nie jest to człowiek odpowiedni na stanowisko sekretarza obrony największego mocarstwa świata.

Oto, co można przeczytać w rozdziale poświęconym Izraelowi:

Linią frontu Ameryki, linią frontu naszej wiary, jest Jerozolima i Izrael. Izrael jest symbolem wolności, a jeszcze bardziej — jej żywym ucieleśnieniem. Izrael stanowi dowód, że na linii frontu cywilizacji zachodniej dążenie do życia, wolności i szczęścia może odmienić region pogrążony w błocie i zapewnić bezkonkurencyjny poziom życia na Bliskim Wschodzie. Izrael jest bronią naszej amerykańskiej krucjaty, jest ‘czym’ naszego ‘dlaczego’. Wiara, rodzina, wolność i wolny rynek. Jeśli kochasz te wartości, naucz się kochać państwo Izrael i znajdź miejsce, gdzie możesz walczyć w jego obronie.” To właśnie ten człowiek, jako sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych, poprowadził atak na Iran.

Skutki ataku

Jaka będzie długofalowa skuteczność tego ataku militarnego, którego oficjalnym celem była destrukcja instalacji nuklearnych? Korea Północna, która zdołała rozwinąć swój program nuklearny, nie została zaatakowana przez Stany Zjednoczone i obecnie jest uznawana za mocarstwo nuklearne de facto. Dlatego ten atak tylko wzmocni motywację Iranu do posiadania broni jądrowej, ale nigdy jej nie zlikwiduje. To działanie przeciwskuteczne.

Najgłębsza prawda jest taka, że Stany Zjednoczone i Izrael nie miały żadnego racjonalnego celu wojennego. Była to akcja impulsywna, pogoń za przemocą, napędzana upodobaniem do wojny — innymi słowy, nihilizmem. Wojna sama w sobie była celem wojny. Trudno nie odnieść wrażenia, że Stany Zjednoczone, zranione swoją porażką w starciu z Rosją na Ukrainie, chciały utrzymać równowagę psychiczną, atakując słabszy kraj.

Chwalą się „bezbłędną operacją błyskawiczną”, określeniem powielanym przez media. Jednak przyszłe pokolenia zapewne zapiszą to wydarzenie w podręcznikach historii jako coś porównywalnego z atakiem na Pearl Harbor, który po początkowym, spektakularnym sukcesie wtrącił Japonię w przepaść.

Moja osobista relacja z Iranem

Choć przed wojną na Ukrainie zdarzyło mi się dwa czy trzy razy zjeść obiad w ambasadzie rosyjskiej, nigdy nie miałem osobistych relacji z rosyjskimi dyplomatami. Moje opinie o Rosji są intelektualnymi rekonstrukcjami opartymi na lekturze tekstów.

Z Iranem jest inaczej. Wczoraj w południe znów jadłem obiad i spędziłem trzy i pół godziny z ambasadorem Iranu we Francji.

Moja osobista relacja z Iranem zaczęła się około 2005 roku, gdy prezydentem był Mahmud Ahmadineżad, populista o twardej linii.

Pewnego dnia, drzemiąc w swoim gabinecie w Narodowym Instytucie Studiów Demograficznych (INED), odebrałem telefon z ambasady Iranu. Powiedziano mi, że ktoś chce się ze mną spotkać. Moja pierwsza reakcja to był strach, ale ciekawość zwyciężyła. W ambasadzie poczułem się trochę pewniej, gdy zobaczyłem pracownicę w eleganckiej chuście Burberry. Spotkałem się z chargé d’affaires, który powiedział: „Panie Todd, zupełnie nie wiem, kim pan jest, ale tłumacz pańskiej ostatniej książki poprosił mnie, abym wręczył panu egzemplarz farsi “Po imperium”. Odpowiedziałem: „Wspaniale” i zapytałem: „A więc uzgodniliście prawa tłumaczeniowe z moim wydawcą, Gallimardem?”. Na to usłyszałem: „To nie było konieczne. Iran nie jest sygnatariuszem międzynarodowych konwencji o prawach autorskich” (innymi słowy, przetłumaczyli ją bez oglądania się na prawa autorskie).

Od tego czasu często rozmawiałem z tym dyplomatą, historykiem z wykształcenia. Z czasem zacząłem przyprowadzać do ambasady Iranu zaprzyjaźnionych dziennikarzy z France-Inter, Libération czy Le Nouvel Observateur. Było to dla mnie doświadczenie wyjątkowe: zdarzało się, że późnym wieczorem wracałem do domu samochodem ambasady Iranu po ożywionej dyskusji. Jako człowiek ostrożny, informowałem bliskiego przyjaciela z Pałacu Elizejskiego o moich przygodach w roli intelektualnego Jamesa Bonda.

Media zachodnie pełne są uprzedzeń wobec Iranu, takich jak: „status kobiet jest tam bardzo niski”, „kobiety są prześladowane”, „islam szyicki jest groźniejszy niż islam sunnicki”. Pod pretekstem, że zawsze chodzi o islam, nasze media pozostają ślepe na różnice między sunnitami a szyitami, między Arabami a Irańczykami.

Trump i Netanjahu oświadczyli, że „celem ataku na Iran była zmiana reżimu”, posuwając się nawet do sugestii zamordowania Najwyższego Przywódcy Chameneiego, jakby to było możliwe. Ta całkowicie nierealistyczna deklaracja pokazuje, że nie mają pojęcia, czym jest Iran.

Reżim libijski rozpadł się po śmierci Kaddafiego, a iracki implodował po klęsce wojskowej Saddama Husajna. Ale oba te kraje, jak to często bywa w świecie arabskim, posiadały tylko kruchy system polityczny. Iran, perski w swej istocie i w większości, choć nie wyłącznie szyicki, to społeczeństwo zasadniczo inne. Gdyby ajatollah Chamenei został zabity, bardzo prawdopodobne, że państwo irańskie by się nie rozpadło.

Różnica między Arabami a Persami

Państwa arabskie sunnickie charakteryzuje siła sieci pokrewieństwa patrylinearnego. Klany patrylinearne bywają tam często silniejsze niż państwo, co z definicji utrudnia budowę państwowości. Kiedy państwo się utrzymuje, jak w Arabii Saudyjskiej, jest ono w istocie krajem rządzonym przez klan – dynastię Saudów.

Iran natomiast, odległy spadkobierca wielkiego Imperium Perskiego, odziedziczył tradycję i historię budowy państwa sięgającą 2500 lat.

Różnicę między sunnickimi Arabami a szyickim Iranem widać także w statusie kobiet. Nie należy dać się zwieść kwestii noszenia chusty. W Iranie wskaźnik zapisów kobiet na uniwersytety przewyższa ten wśród mężczyzn. Współczynnik dzietności, który spada wraz ze wzrostem alfabetyzacji kobiet, wynosi obecnie 1,7 dziecka na kobietę w Iranie — niemal identycznie jak we Francji (1,65).

Dlaczego? W przeciwieństwie do sunnickich krajów arabskich bliskich „centrum” Bliskiego Wschodu, Iran, położony na „peryferiach”, zachował pewne cechy archaicznego homo sapiens, który był egalitarny w relacjach między płciami i nuklearny w strukturze rodzinnej (to tzw. „konserwatyzm stref peryferyjnych”). W tym sensie Iran jest nieco bliższy Europie niż świat arabski.

Czym była rewolucja irańska?

Jeśli Zachód, poczynając od Stanów Zjednoczonych, tak bardzo myli się co do dzisiejszego Iranu, to przede wszystkim dlatego, że wciąż nie zrozumiał znaczenia rewolucji irańskiej z 1979 roku. Dla USA szczególnie traumatyczne było zajęcie zakładników w ambasadzie amerykańskiej, które do dziś uniemożliwia spokojne spojrzenie na tę kwestię. A przecież oficjalna nazwa państwa powstałego w wyniku tej rewolucji brzmi: „Islamska Republika Iranu”. Była to rewolucja demokratyczna. Ze względu na swój demokratyczny i egalitarny charakter można ją uznać za kuzynkę rewolucji francuskiej i rosyjskiej.[Autor nie widzi, że to straszne!! md]

Brytyjski historyk Lawrence Stone podkreślał związek między „alfabetyzacją” a „rewolucją”.

We Francji około 1730 roku odsetek alfabetyzacji wśród mężczyzn w wieku 20–24 lata przekroczył 50%; w 1789 roku wybuchła rewolucja francuska.

W Rosji próg ten został osiągnięty około 1900 roku, a rewolucja rosyjska miała miejsce w 1905 i 1917 roku.

W Iranie 50% alfabetyzacji młodych mężczyzn odnotowano około 1964 roku. Piętnaście lat później wybuchła rewolucja irańska, obalając monarchię. Około 1981 roku wskaźnik alfabetyzacji młodych kobiet również przekroczył 50%, a około 1985 roku zaczęła spadać dzietność.[Autor nie widzi, że to straszne ?? md]

Rewolucja irańska była oczywiście rewolucją religijną, ale przecież rewolucja purytańska w Anglii pod wodzą Cromwella także miała religijny charakter. Skoro obie obaliły monarchię w imię Boga, można je porównać. Można wręcz powiedzieć, że irański szyizm dokonał pewnego rodzaju religijnej rewolucji „lewicowej”, podobnie jak protestantyzm angielski.

Rewolucja ta mogła się dokonać, ponieważ szyizm niesie wizję, wedle której świat jest miejscem niesprawiedliwości i należy go odmienić. Podczas gdy doktryna sunnicka jest — można by rzec — „zamknięta”, doktryna szyicka jest „otwarta”. Posiada tradycję kontestacji, która — w odróżnieniu od islamu sunnickiego — ceni debatę.

Pewnego wieczoru, podczas swobodnej kolacji z sześcioma irańskimi dyplomatami, mój przyjaciel Bernard Guetta zdobył się na odwagę, by zapytać ich, na kogo głosowali w ostatnich wyborach prezydenckich. Każdy głosował na innego kandydata. Zaczęli więc dyskutować między sobą. Byłem świadkiem tej kultury, w której wszyscy spierają się ze wszystkimi.

Presja amerykańska jest przeciwskuteczna

Reżim polityczny Iranu jest z pewnością represyjny. Liczba kandydatów dopuszczonych do wyborów prezydenckich jest ograniczona, a w ubiegłym roku przeprowadzono około 900 egzekucji, z czego połowę za sprawy związane z narkotykami. Jednak moim zdaniem to presja amerykańska zdeformowała irański system. „Problem w tym, że amerykańska groźba nieustannie wzmacnia konserwatystów w Iranie” — wyjaśnił mi kiedyś irański dyplomata. Służy im ona jako narzędzie mobilizacji narodowej. Zamiast wspierać demokrację w Iranie, działania Ameryki hamują jej rozwój.

Jest jeszcze inny aspekt, którego zachodnie media, skupione na spektakularnych bombardowaniach przeprowadzanych przez nowoczesne amerykańskie i izraelskie lotnictwo, w ogóle nie zauważyły. Najważniejszym elementem wzrostu militarnej potęgi Iranu nie jest program nuklearny, lecz produkcja rakiet balistycznych i dronów. Iran świadomie zrezygnował z kosztownego lotnictwa wojskowego, aby postawić na rozwój tanich rakiet balistycznych i dronów. Ta inteligentna i konsekwentna polityka obrony asymetrycznej okazała się niezwykle skuteczna. Izraelski system obrony przeciwlotniczej został wręcz wyczerpany przez dwanaście dni wojny.

Japonia jako prekursor BRICS

Jak to było możliwe? W Klęsce Zachodu przypisałem nadchodzące zwycięstwo Rosji i pewną klęskę Stanów Zjednoczonych w wojnie na Ukrainie większej liczbie inżynierów kształconych w Rosji. Otóż Iran także kształci znaczącą liczbę inżynierów. Wśród zagranicznych studentów zdobywających doktorat w USA odsetek Irańczyków wybierających kierunki inżynierskie jest wyjątkowo wysoki (66%, wobec 35% w przypadku Chin i 39% w Indiach).

Ambasador Iranu, z którym wczoraj jadłem obiad [co on ciągle o tych obiadach?? md], podkreślił, że kształcenie inżynierów było projektem planowanym i realizowanym przez kolejne rządy. Faktycznie, uniwersytety irańskie przeżyły spektakularny rozwój po rewolucji, z wyraźnym ukierunkowaniem na edukację inżynierską.

Iran dołączył do BRICS. Rosja, Chiny i Iran, choć bardzo różne, podzielają ten sam ideał „suwerenności narodowej”. Co ciekawe, mimo solidarności, rozumieją i szanują wzajemnie swoją suwerenność.

W przeciwieństwie do nich Trump, który postrzega BRICS jako wroga, depcze suwerenność i godność własnych „sojuszników”, traktując ich jak protektoraty czy wasali, próbując wciągnąć w bezsensowne wojny. W Europie, która wyrzekła się autonomii wobec USA, nie tylko Francja i Wielka Brytania, tradycyjnie wrogo nastawione do Rosji, ale także Niemcy pod rządami nowego kanclerza Merza zwiększają wydatki na obronność i szukają sposobów na większe zaangażowanie w wojnę na Ukrainie. Japonia nie powinna iść tą drogą.

W przedmowie do japońskiego wydania Klęski Zachodu napisałem: „Klęska Zachodu jest dziś pewnikiem. Ale pozostaje jedno pytanie: czy Japonia należy do tego pogrążonego w odwrocie Zachodu?”.

Czy biorąc pod uwagę swoją wyjątkową cywilizację, Japonia nie jest raczej przeznaczona do tego, by stać się częścią zróżnicowanego, nie-zachodniego świata, takiego jak BRICS? Japonia była pierwszym krajem, który rzucił wyzwanie dominacji Zachodu. W tym sensie restauracja Meiji była być może swoistym prekursorem BRICS. Jestem przekonany, że badając literaturę epoki Meiji, można by odnaleźć teksty stwierdzające, że aby chronić kraj, potrzebni są inżynierowie.

=========================

maile:

Ale to paskudny facet. Zwolennik rewolucji, zmniejszania dzietności jako dowód “postępu”..

  • Todd jest Żydem.

AW

Z Tianjinu i Pekinu do Władywostoku – eurazjatycki pociąg dużych prędkości nadal jedzie

Sputnik / Siergiej Bobylew

Pepe Escobar: Z Tianjinu i Pekinu do Władywostoku – eurazjatycki pociąg dużych prędkości nadal jedzie

Pepe Escobar uncutnews/pepe-escobar-von-tianjin-und-peking-bis-wladiwostok-der-eurasische-hochgeschwindigkeitszug-rollt-weiter

Historia zapisze, że pierwszy tydzień września 2025 r. przeniósł wiek euroazjatycki na zupełnie nowy poziom.

Takie były oczekiwania przed trzema kluczowymi, powiązanymi ze sobą wydarzeniami: dorocznym szczytem Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Tianjinie, paradą z okazji Dnia Zwycięstwa w Pekinie i Wschodnim Forum Ekonomicznym we Władywostoku.

Jednak oczekiwania zostały przekroczone, biorąc pod uwagę skalę i zasięg tego, co się właśnie wydarzyło.

Szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Tianjinie umocnił dążenie Chin do ustanowienia prawdziwego globalnego zarządzania, co w praktyce oznacza bezceremonialne pogrzebanie „opartego na zasadach porządku międzynarodowego”, który pod rządami nowej administracji USA przekształcił się w pozbawiony zasad międzynarodowy chaos: w istocie w etos „wysadzimy świat w powietrze, jeśli nie będziemy w stanie go kontrolować”.

W Tianjinie nie tylko 10 pełnoprawnych członków SCO, ale także dwóch obserwatorów i 15 partnerów – z silną reprezentacją z Azji Południowo-Wschodniej – dyskutowało o niuansach niezbędnych do pokojowego rozwoju. Zdjęciem tygodnia, jeśli nie roku czy dekady, był trójstronny uścisk dłoni między Putinem, Xi i Modim: powrót pierwotnego, przesiąkniętego Primakowem RIC (Rosja-Indie-Chiny) w pełnej krasie. Jak zauważył profesor Zhang Weiwei z Uniwersytetu Fudan we Władywostoku, SCO systematycznie rozwija się w trzech obszarach: energetyki, czystego przemysłu i sztucznej inteligencji. Jednocześnie Azja Środkowa jest wreszcie postrzegana jako „geograficzne błogosławieństwo”, a nie „przekleństwo”.

Bezpośrednio po wydarzeniach w Tianjin, rosyjsko-chińskie partnerstwo strategiczne osiągnęło zupełnie nowy poziom, gdy prezydent Putin został przyjęty przez prezydenta Xi w Zhongnanhai, oficjalnej rezydencji głowy państwa chińskiego, aby dokonać kompleksowego przeglądu sytuacji na świecie.

Następnego dnia Pekin lśnił pod błękitnym niebem podczas imponującej parady wojskowej z okazji 80. rocznicy zwycięstwa Chin nad japońską inwazją i azjatyckiego rozdziału nazistowskiego faszyzmu. Było to pewne siebie geoekonomiczne supermocarstwo, szczycące się swoimi postępami militarnymi.

Tego samego dnia we Władywostoku rozpoczęło się Wschodnie Forum Ekonomiczne – niezrównana platforma dyskusji na temat ożywienia pan-euroazjatyckiego biznesu.

Co zaproponowały Chiny

To, co Chiny zaproponowały – a właściwie potwierdziły w Tianjinie – wykracza daleko poza koncepcję wangdao , która odnosi się do oświeconej, dobroczynnej potęgi, ale nie hegemona. To, co można by określić jako cechę charakterystyczną Pax Sinica pod rządami Xi, można podsumować mottem: „Handel, nie wojna – i dla wspólnego dobra, czyli dla wspólnoty wspólnej przyszłości”, jak ujmuje to Pekin.

Zarówno partnerzy ze Szanghajskiej Współpracy (SCO), jak i z BRICS doskonale rozumieją, że Chiny nie chcą zastąpić Pax Americana, który zawsze opierał się na „dyplomacji” kanonierek, obecnie trafnie przemianowanego na Departament Wojny. Niezależnie od histerii, jaką wywoła Zachód – czy to w Tybecie, Hongkongu, Sinciangu, na Morzu Południowochińskim, czy na Tajwanie – nic nie odwiedzie Pekinu od jego cywilizacyjnego, integracyjnego kursu.

Narodziny nowego porządku logistycznego

Droga z Tianjinu do Władywostoku rozwijała się przede wszystkim na trzech powiązanych ze sobą frontach: ropa naftowa i gaz, korytarze połączeń oraz masowy rozwój gospodarczy.

Zachód po prostu nie może pozbyć się patologii ciągłego niedoceniania Wschodu. Przez lata zarówno BRICS, jak i SCO były wyśmiewane w Waszyngtonie jako nieistotne tematy do rozmów. Jednak to właśnie ten wielostronny duch sprawia, że ​​przełomowe projekty, takie jak rurociąg „Siła Syberii-2”, stają się rzeczywistością.

„Siła Syberii-2” była planowana kilka lat temu, ale trudno było osiągnąć konsensus co do ostatecznej trasy. Gazprom faworyzował zachodnią Syberię do Xinjiangu przez góry Ałtaj. Chińczycy chcieli tranzytu przez Mongolię, bezpośrednio do centralnych Chin.

Ostatecznie zwyciężyła trasa mongolska. Decyzja zapadła dwa lata temu, a w ostatnich tygodniach ostateczny mechanizm cenowy został również ustalony na warunkach rynkowych. Ta ogromna zmiana geoekonomiczna oznacza, że ​​gaz z Półwyspu Jamalskiego, który miał być dostarczany do Europy gazociągami Nord Stream, będzie teraz dostarczany do Chin.

W swoim przemówieniu na sesji plenarnej we Władywostoku prezydent Putin położył szczególny nacisk na energetykę i łączność.

Jednak aby uchwycić szczegóły, trudno było o lepszy materiał niż dwa najważniejsze panele forum.

Jedno z nich poświęcone było zintegrowanemu rozwojowi Arktyki i rosyjskiego Dalekiego Wschodu. Szczególne uwagi poświęcono Władimirowi Panowowi, który jest nie tylko czołowym ekspertem Rosatomu ds. Arktyki, ale także wiceprzewodniczącym Państwowej Komisji ds. Rozwoju Arktyki.

Kolejny panel był naprawdę dogłębny, ponieważ przedstawiał paralelę między początkami Północnej Drogi Morskiej (NSR) 500 lat temu – kiedy to rosyjski dyplomata Dmitrij Gierasimow stworzył pierwszy projekt Północnej Drogi Morskiej i pierwszą mapę linii brzegowej Oceanu Arktycznego i Zatoki Mużakowskiej – a wyzwaniami technologicznymi XXI wieku.

W tym panelu szczególnie imponującą prezentację wygłosił dyrektor generalny Rosatomu Aleksiej Lichaczow, którego wystąpienia uzupełnili eksperci, tacy jak Siergiej Wachurow, wiceprzewodniczący Rosyjskiego Kolegium Morskiego. Lichaczow omówił złożoną konstrukcję korytarza arktycznego, służącego głównie do transportu surowców: odpornego korytarza transportowego dla całej Azji Północno-Wschodniej.

To nic innego, jak narodziny nowego porządku logistycznego – wyobraźmy sobie prognozy pogody wspomagane sztuczną inteligencją i lodołamacze – z kluczowym udziałem Rosji.

Czy Władywostok stanie się kolejnym Hongkongiem?

Jak podkreślił Putin w swoim przemówieniu na sesji plenarnej, sedno sprawy leży w Transarktycznym Korytarzu Transportowym: niewątpliwie najważniejszym korytarzu łączności XXI wieku.

Nic więc dziwnego, że dyskusje we Władywostoku koncentrowały się wokół kluczowej roli energetyki jądrowej i lodołamaczy atomowych w zapewnieniu stabilności żeglugi wzdłuż szlaku NSR, a także wokół kwestii ochrony środowiska i wysiłków zmierzających do zabezpieczenia szeroko zakrojonych inwestycji w produkcję energii, jej przetwarzanie i budowę infrastruktury.

Wszystko to zbiegło się w czasie z aktualną dyskusją na temat Partnerstwa Wielkiej Eurazji – rdzenia rosyjskiej polityki geoekonomicznej – z ważnym wkładem ze strony Aleksieja Owerczuka, wiceprzewodniczącego rządu rosyjskiego, i uprzejmego Suhaila Khana, zastępcy sekretarza generalnego Szanghajskiej Organizacji Współpracy.

Absolutnie kluczowym rezultatem wszystkich tych dyskusji była zaskakująca reorientacja Rosatomu, który jednocześnie rozszerza działalność gospodarczą z Chinami, Indiami i Koreą Południową wzdłuż niezwykle strategicznego NSR.

Oznacza to w zasadzie, że Rosja bierze pod uwagę wszystkie czynniki, jeśli chodzi o organizację kompletnych systemów konwojowych do całorocznej, 365-dniowej nawigacji w Arktyce: po raz kolejny jest to nic innego jak nowy porządek ekonomiczny i technologiczny.

Dodajmy do tego ożywioną dyskusję na temat tego, w jaki sposób globalne Południe i Wschód będą przewodzić nowej gospodarce rozwijającej się.

Na przykład Herman Gref, prezes Sbierbanku, ujawnił, że największy rosyjski bank jest obecnie drugim co do wielkości na świecie pod względem liczby transakcji – ustępuje tylko JP Morgan.

Wen Wang z Uniwersytetu Renmin zauważył, że Chiny przechodzą przez bardzo silny proces de-amerykanizacji w obszarze edukacji i technologii, budując „własny system wiedzy”.

Dostrzega ogromny potencjał współpracy między Rosją a Chinami – zarówno gospodarczej, jak i finansowej – i podkreślił pilną potrzebę otwarcia rynków finansowych po obu stronach. To mogłoby przekształcić Władywostok w kolejny Hongkong. Kilku panelistów na forum zauważyło, że Władywostok ma wszystko, czego potrzeba, by stać się strategicznym centrum integracji Globalnego Południa.

Arktyka będzie centrum potencjalnych transakcji biznesowych między Rosjanami i Amerykanami; poważne rozmowy na ten temat toczą się od marca, a jednym z nich było niedawne spotkanie Putina i Trumpa.

Pośród kolosalnych wyzwań logistycznych, przełom gospodarczy w Arktyce, w pobliżu Alaski i na jej terenie, mógłby ostatecznie okazać się wyjściem z katastrofy gospodarczej Stanów Zjednoczonych. W ten sposób Arktyka – de facto zdominowana przez Rosję – mogłaby ostatecznie stać się uprzywilejowaną areną do oswojenia „Imperium Chaosu”.

Rosja zbudowała już rozległą, złożoną infrastrukturę w Arktyce – modernizując ją w czasie rzeczywistym. Ogromne porty, zakłady przetwórstwa LNG, całe miasta robotników i techników, ogromna przewaga floty lodołamaczy o napędzie atomowym (dziewięć w eksploatacji, dwa kolejne w budowie) – wszystkie te osiągnięcia stanowią rosyjską własność intelektualną, którą można wykorzystać w kontaktach ze Stanami Zjednoczonymi.

Ostatecznie te ekscytujące dni ubiegłego tygodnia utwierdziły przyszłość. Wielki Mistrz Ławrow po raz kolejny przedstawił zwięzłą wersję – komentując potrójne uściski dłoni między Putinem, Xi i Modim: „Pokaz, że trzy wielkie mocarstwa, reprezentujące trzy wielkie cywilizacje, uznają wspólnotę swoich interesów w wielu obszarach”.

To coś o wiele więcej: oto tworzy się nowy świat.

Źródło: Pepe Escobar: Z Tianjinu i Pekinu do Władywostoku, eurazjatycki pociąg dużych prędkości nie zwalnia tempa

Izrael zbombardował delegację negocjacyjną Hamasu w stolicy Kataru

Thomas Röper  https://anti-spiegel.ru/2025/israel-bombardiert-verhandlungsdelegation-der-hamas-in-katars-hauptstadt

Reżim terrorystyczny Netanjahu

Izrael zbombardował delegację negocjacyjną Hamasu w stolicy Kataru

Izraelskie siły powietrzne zbombardowały budynek w stolicy Kataru, Dosze, gdzie delegacja negocjacyjna Hamasu omawiała najnowsze propozycje USA dotyczące rozwiązania konfliktu w Strefie Gazy.

Anti-Spiegel 9 wrzesień 2025

Al Jazeera poinformowała o eksplozjach w stolicy Kataru, Dosze, w swoim pasku informacyjnym o godzinie 15:14 czasu niemieckiego (https://www.aljazeera.com/news/liveblog/2025/9/9/live-israel-pounds-gaza-city-as-netanyahu-tells-residents-to-leave-now). Szybko stało się jasne, że eksplozje nastąpiły w miejscu, gdzie delegacja negocjacyjna Hamasu omawiała najnowszą amerykańską propozycję rozwiązania wojny w Strefie Gazy. 

Armia izraelska opublikowała na X wpis, w którym przyznała się do ataku (https://x.com/IDF/status/1965403047556780348). Oświadczyła, że ​​zaatakowała najwyższe kierownictwo Hamasu i że „przed atakiem podjęła środki mające na celu ograniczenie szkód wyrządzonych ludności cywilnej, w tym użyła precyzyjnej amunicji i przeprowadziła dodatkowe rozpoznanie”. 

Według katarskich informacji i zdjęć z ataku, opublikowanych już na X, Izrael zbombardował dzielnicę mieszkalną w Dosze. (https://x.com/EyeonPalestine/status/1965403606934585676)

Rzecznik katarskiego MSZ powiedział w pierwszej reakcji:

„Ten zbrodniczy atak stanowi rażące naruszenie wszelkich praw i norm międzynarodowych i stanowi poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa Katarczyków i mieszkańców Kataru”.

Al Jazeera podsumowuje bieżące informacje w swoim pasku informacyjnym w następujący sposób:

  • Dziś po południu w stolicy Kataru, Dosze, odnotowano kilka eksplozji, a następnie kłęby dymu unoszące się z okolic, gdzie znajdują się niektóre ambasady.
  • W oświadczeniu izraelska armia potwierdziła, że ​​zaatakowała funkcjonariuszy Hamasu w stolicy Kataru.
  • Źródło w Hamasie poinformowało Al Jazeerę, że atak był wymierzony w zespół negocjacyjny Hamasu. Do ataku doszło podczas spotkania negocjatorów Hamasu, na którym omawiano niedawną propozycję zawieszenia broni złożoną przez Stany Zjednoczone.
  • Rzecznik katarskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych powiedział, że „przestępczy atak stanowi rażące naruszenie wszystkich praw i norm międzynarodowych oraz poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa Katarczyków i mieszkańców Kataru”.
  • Nie ujawniono jeszcze szczegółów dotyczących rozmiaru zniszczeń ani ofiar śmiertelnych.

Będę wkrótce o tym dalej informował.

Mój komentarz w tej sprawie:

Zakładam, że Zachód kierujący się wartościami – a zwłaszcza niemiecki rząd federalny – nie wygłosi poważnej krytyki, a co najwyżej kilka słów o należytej staranności, i że nie będzie żadnych sankcji ani innych zachodnich reakcji na izraelski reżim terrorystyczny pod wodzą Netanjahu, który dopuszcza się ludobójstwa w Strefie Gazy na oczach świata i bezkrytycznie bombarduje inne kraje.

Przypomnienie: W ostatnich tygodniach Izrael bombardował Strefę Gazy w Palestynie i przeprowadzał regularne ataki w Libanie, Syrii i Jemenie. Wczoraj domniemany izraelski dron zaatakował również flotyllę humanitarną zmierzającą do Gazy, zakotwiczoną w Tunezji.

Pod rządami Netanjahu Izrael ignoruje prawo międzynarodowe i bombarduje inne kraje bezkarnie.

Kiedy Zachód w końcu zareaguje i powstrzyma zbrodniarza wojennego Netanjahu?

Atak terrorystyczny Hamasu z 7 października 2023 r. nie może być wykorzystany jako pretekst do wymordowania ponad 60 000 cywilów w Strefie Gazy, do zniszczenia całego Pasa Gazy, do wprowadzenia blokady głodowej na tamtejszą ludność, w wyniku której setki osób, w tym wiele dzieci, już zmarło z głodu, ani do bezpardonowych ataków na inne suwerenne państwa.

Walka o dusze i niewinność naszych dzieci

https://polskakatolicka.org/pl/artykuly/walka-o-dusze-i-niewinnosc-naszych-dzieci

Walka o dusze i niewinność naszych dzieci

Walka o dusze i niewinność naszych dzieci

Michał Rogalski | 09/09/2025

Każde dziecko w Polsce spędza w szkole wiele godzin każdego dnia. To tam kształtuje się jego sposób myślenia, jego wartości, jego obraz świata. Dlatego szkoła powinna być bezpieczną przystanią – miejscem, gdzie dzieci uczą się prawdy, historii i nauk ścisłych. Niestety, coraz częściej staje się areną perwersyjnych eksperymentów.

Edukacja zdrowotna – troska czy deprawacja?
Ministerstwo Edukacji ogłosiło, że od 1 września 2025 r. w szkołach pojawi się nowy przedmiot: Edukacja zdrowotna. Początkowo planowano, aby był obowiązkowy i zastąpił dobrze znane „Wychowanie do życia w rodzinie”. Pod presją protestów rodziców i nauczycieli przedmiot pozostanie dobrowolny, ale – jak przyznała minister Barbara Nowacka – jego odbiór ma być poddany ocenie. Temat więc powróci.

W podstawie programowej znalazły się m.in. treści dotyczące „orientacji psychoseksualnej”, „tożsamości płciowej” czy metod antykoncepcji, a małżeństwo i rodzina zostały zmarginalizowane.

Konferencja Episkopatu Polski w swoim liście pasterskim ostrzega wiernych:

Tematyka seksualności w ramach Edukacji zdrowotnej jest oderwana od kontekstu małżeństwa i rodziny. (…) Edukacja zdrowotna wprowadza do szkoły genderową koncepcję płci. (…) Otwiera w ten sposób drogę do tego, aby dziewczęta identyfikowały się jako chłopcy, a chłopcy identyfikowali się jako dziewczęta” (List Prezydium KEP, 14.05.2025).
To nie tylko sprzeczność z nauczaniem Kościoła, ale także z polskim prawem, które chroni rodzinę i jednoznacznie przyjmuje istnienie dwóch płci – męskiej i żeńskiej.

Duchowy wymiar walki

Nie chodzi tu wyłącznie o programy edukacyjne. To walka o dusze dzieci.

Ideolodzy gender chcą zasiąść na tronie Boga i stworzyć nowego człowieka na swój obraz. Człowieka bez osobowości, bez pojęcia o rzeczywistości, bez korzeni w rodzinie.

To mocne słowa, ale dobrze oddają duchową stawkę, o którą toczy się spór. Rodzina – fundament cywilizacji chrześcijańskiej – staje się dziś celem ataku, a najmłodsi stają się pierwszymi ofiarami eksperymentów społecznych.

Nasz Pan Jezus Chrystus ostrzegał:

Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza” (Mt 18, 6).

Głos rodziców i nauczycieli

Wielu rodziców i dyrektorów szkół staje dziś wobec potężnej presji. Jak wielu dyrektorów szkolnych placówek myśli sobie w tym momencie:

Wiem, że ten nowy program edukacji zdrowotnej to niebezpieczna droga. Ale jak mam się sprzeciwić, skoro brakuje mi materiałów i podstaw naukowych, które mogę przedstawić kuratorium czy rodzicom?”.

Ten brak wsparcia jest szczególnie dramatyczny, gdy dzieci stają wobec nachalnej propagandy. Dlatego tak potrzebne są solidne materiały edukacyjne, które pomogą nauczycielom i rodzicom bronić prawdy.


Nasze działania w obronie dzieci

Świadomi tych zagrożeń, podejmujemy konkretne działania, aby chronić niewinność dzieci:

  • Publikujemy i rozpowszechniamy książkę „Teoria gender: różnorodność czy totalitaryzm XXI wieku?”. To obszerne, rzetelne opracowanie z faktami i badaniami, które daje rodzicom, nauczycielom i dyrektorom narzędzie w walce z indoktrynacją.
  • Rozsyłamy tysiące egzemplarzy tej publikacji do sympatyków naszej kampanii, aby nie byli bezbronni wobec genderowej rewolucji.

[zamów swój egzemplarz książki]

  • Rozpowszechniamy petycję, która dają rodzicom możliwość wyrażenia sprzeciwu wobec narzucania ideologii gender pod pozorem „nowoczesnej edukacji”.
  • Uświadamiamy społeczeństwo, publikując artykuły, analizy i świadectwa rodziców zaniepokojonych o przyszłość swoich dzieci.

Nie możemy milczeć

Historia pokazuje, że jeśli raz pozwoli się na wprowadzenie deprawacyjnych treści do szkół, później trudno je stamtąd usunąć. W Niemczech dzieci w wieku 9–10 lat musiały uczestniczyć w zajęciach, podczas których akty homoseksualne przedstawiano jako coś normalnego. W Polsce, dzięki determinacji rodziców, udało się na razie powstrzymać obowiązkowe „lekcje zdrowotne”. Ale to dopiero początek.Dlatego – jak podkreśla Episkopat – przyszłość dzieci jest w rękach rodziców. A my chcemy być ich sprzymierzeńcami w tej walce, dostarczając im argumentów, materiałów i wsparcia duchowego.

Nie możemy się biernie przyglądać. To, co wchodzi dziś do szkół, zaważy na przyszłości polskich rodzin, a tym samym – na przyszłości naszego narodu.

Marnotrawstwo publicznych środków na ogromną skalę. NIK podsumował okres covidowej histerii. Kiedy procesy i wyroki?

Marnotrawstwo publicznych środków na ogromną skalę. NIK podsumował okres covidowej histerii.

9.09.2025 https://nczas.info/2025/09/09/marnotrawstwo-publicznych-srodkow-na-ogromna-skale-nik-podsumowal-okres-covidowej-histerii/

=====================

Ministrami “zdrowia” byli Łukasz Szumowski oraz Niedzielski. 230 tys. nadmiarowych zgonów to ich dzieło.Nie o same pieniądze chodzi ! MD

Covid
Covid – napis. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP

NIK zakwestionowała zakupy szczepionek przeciw COVID-19 na kwotę blisko 10 mld zł – wynika z ustaleń z dziewięciu kontroli funkcjonowania państwa w czasie tzw. pandemii COVID-19. Według kontrolerów minister zdrowia w pandemii nierzetelnie oszacował zapotrzebowanie na preparaty.

NIK zaprezentowała we wtorek raport „Epidemia COVID-19 – czas chaosu i nietrafionych decyzji”. Uwzględniła w nim ustalenia z dziewięciu kontroli funkcjonowania państwa w czasie pandemii COVID-19.

Z ustaleń wynika m.in., że minister zdrowia nierzetelnie oszacował potrzeby związane z zapotrzebowaniem na szczepionki przeciw COVID-19 na kwotę 8,4 mld zł. W sumie Izba zakwestionowała wydanie blisko 10 mld zł na szczepienia.

– Minister zdrowia nie tylko nie skorzystał z możliwości odstąpienia od zakupu, ale też nie podjął prób zmierzających do zmniejszenia zamówień i kontraktował kolejne dawki szczepionek, pomimo że wcześniejsze umowy zabezpieczały możliwość kilkukrotnego zaszczepienia całej uprawnionej populacji – powiedział Marcin Stolarczyk, p.o. dyrektor Departamentu Zdrowia w NIK.

Zaznaczył, że decyzje o dodatkowych zakupach były podejmowane przez ministra zdrowia przy pełnej świadomości, że liczba zakażeń maleje. – W efekcie doszło do zmarnotrawienia blisko 10 mld zł publicznych środków finansowych – podsumował.

NIK krytycznie oceniła też bierność Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego przy realizacji programu szczepień.

– GIF nie monitorował obrotu szczepionkami, pomimo że zgodnie z prawem farmaceutycznym obrót szczepionkami leczniczymi podlega takiemu monitorowaniu – przekazał Stolarczyk.

W ocenie NIK brak tej wiedzy przez GIF mógł stanowić poważne zagrożenie dla życia i zdrowia pacjentów.

Źródło:PAP

Prawdziwi podżegacze wojenni i rzekomi zbrodniarze wojenni

Prawdziwi podżegacze wojenni i rzekomi zbrodniarze wojenni

Autorstwa Uwe Froschauera

===========================

Niestety, jak często, p. Nowopolski zapomina dać odnośnika do oryginału. A google skutecznie mi uniemożliwiają znalezienie. Może ktoś z czytelników znajdzie? Proszę mi przysłać. Tekst dobry, więc łamię się i umieszczam. Mirosław Dakowski

Lepiej późno niż wcale: https://wassersaege.com/blogbeitraege/reale-kriegstreiber-und-angebliche-kriegsverbrecher/

========================================================

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 9

2 września 2025 roku kanclerz Niemiec Friedrich Merz w wywiadzie telewizyjnym dla programu „Newstime” stacji Sat.1 trzykrotnie nazwał prezydenta Rosji Władimira Putina zbrodniarzem wojennym. Oto cytat z wywiadu:

„Putin jest zbrodniarzem wojennym. Jest prawdopodobnie najpoważniejszym zbrodniarzem wojennym naszych czasów, jakiego widzimy na szeroką skalę. Musimy jasno określić, jak postępować ze zbrodniarzami wojennymi: nie ma miejsca na pobłażliwość”.

Niedługo później – tego samego dnia – nieścisłe słowa zostały opublikowane przez kanclerz Niemiec w tym samym brzmieniu w krótkim tweecie na „X”.

Podżegający do wojny poplecznicy CDU wiedzą, jak działa propaganda. Są w pełni świadomi komunikacyjnego efektu tego sformułowania. Klasyczna technika manipulacji, jaką jest „powtórzenie”, wzmacnia wrażenia, zapewnia zapamiętywalność i generuje rezonans emocjonalny. Politycy i wspierające ich narrację, elitarne media wykorzystują tę technikę retoryczną, aby zakorzenić pewne kluczowe terminy w umysłach społeczeństwa i kierować ludzi ku swoim często nieludzkim celom. Trzykrotne, szybkie powtórzenie słowa „zbrodniarz wojenny”, zarówno w wywiadzie z Merzem, jak i wkrótce potem, słowo w słowo, w programie X, jest manipulacją par excellence, mającą na celu przygotowanie społeczeństwa do wojny, która moim zdaniem nie jest prowokowana przez domniemanego zbrodniarza wojennego Władimira Putina, lecz przez europejskich podżegaczy wojennych, takich jak Emmanuel Macron, Keir Starmer i Friedrich Merz. Każdy, kto to widzi, to widzi. Każdy, kto tego nie dostrzega, jest moim zdaniem ofiarą sprytnej kontroli zewnętrznej sprawowanej przez Friedricha Merza, Ursulę von der Leyen, Borisa Pistoriusa, Emmanuela Macrona, Keira Starmera i innych.

Każdy, kto powtarza wojownicze terminy, takie jak „gotowość wojenna” czy „zbrodniarze wojenni”, przyczynia się do militaryzacji dyskursu. I właśnie o to chodzi: o gotowość wojenną ludności europejskiej, dla której zmilitaryzowany język ma stać się nawykiem. Sformułowanie pana Merza, sugerujące determinację, w wyżej wymienionym wywiadzie jest nie tylko celowym przekazem politycznym, ale przede wszystkim niewątpliwie udaną próbą odwołania się do emocji ludności w celu osiągnięcia jedności w „kwestii wojny”. Tworzy to wśród ludności przekonanie, że robi się wszystko, aby zapobiec wojnie, ale szaleniec Putin nie będzie miał innego wyboru. Nie, wręcz przeciwnie, europejscy podżegacze wojenni nie będą mieli innego wyboru! Chcą przywrócić na właściwe tory gospodarek wielu europejskich krajów poprzez gospodarkę wojenną i są gotowi zaakceptować prawdziwą wojnę w Europie, którą USA i Rosja są gotowe rozstrzygnąć.

Z Ukraińcami – głównymi ofiarami – i tak nie konsultuje się żadnych opinii. Ukraina jest jedynie pionkiem w rękach mocarstw. Czyż to nie jest straszne i zrujnowane? Czy sytuacja na Ukrainie nie odzwierciedla upadku wartości w naszym społeczeństwie?

Tymi słowami kanclerz Niemiec Merz, który nie chce i nie potrafi negocjować, chce podkreślić surowość swojej – moim zdaniem wojowniczej, a przez to nierozsądnej – postawy wobec Władimira Putina. Jest jednak bardziej agentem BlackRock, zainteresowanym przede wszystkim zyskiem i poszerzaniem władzy dla swojego klienta – dla którego wojna jest niezwykle dochodowym biznesem – niż potrzebami swoich obywateli, którzy wojny nie chcą.

Przejdźmy teraz do treści tego wątpliwego i podżegającego tweeta.

„Putin jest zbrodniarzem wojennym. Być może najpoważniejszym zbrodniarzem wojennym naszych czasów…”

Nazywanie Putina zbrodniarzem wojennym jest skrajnie wątpliwe i stanowi niewiarygodną arogancję z pana strony, panie Merz.

To kwestia definicji, kogo jak nazywamy. Czy ktoś, kto na przykład wypija dwa kieliszki wina raz w roku, jest alkoholikiem? Dla mnie wojna sama w sobie jest zbrodnią. Zatem każdy, kto rozpoczyna i prowadzi wojnę, jest zbrodniarzem wojennym, w tym Putin. Ci, którzy z kolei uważają wojny za generalnie uzasadnione – jako pacyfista, nie zaliczam się do tych osób – prawdopodobnie jedynie potępiają naruszenia zasad właściwie prowadzonych wojen, nazywając je zbrodniami wojennymi, a sprawców zbrodniarzami wojennymi. Jeśli ktoś, jak Putin czy Zełenski, każdego dnia decyduje się rzucić swoich żołnierzy w szpony wielkiej wojny, to tych ludzi można nazwać zbrodniarzami wojennymi.

Oskarżam pana, panie Merz, o to, że wytyka pan Putinowi najpodlejsze motywy, aby stworzyć wizerunek wroga, jednocześnie chwaląc innych, takich jak Zełenski, który swoimi decyzjami również dziesiątkuje młodych dorosłych w swoim kraju. A co z dużo większymi zbrodniarzami wojennymi, moim zdaniem, takimi jak George W. Bush czy Barack Obama?

Putina z pewnością nie można uniewinnić od całej winy. Prezydent Rosji każdego dnia poświęca coraz więcej ludzi – zwłaszcza młodych – zamiast śpieszyć się z rozejmem i negocjacjami pokojowymi.

Moim zdaniem jednak nie ma wątpliwości, że Putin został wciągnięty w tę wojnę przez USA i NATO, a jego próby zapobieżenia jej zakończyły się niepowodzeniem. Wojna to kontynuacja konfliktu, gdy polityka zawiodła. Dlatego nie będę tolerował tego, co Putin nazywa „operacjami specjalnymi”. Wojna nie jest niczym usprawiedliwiona.
Już dawno nadszedł czas, aby położyć kres temu rozlewowi krwi. Jeśli Putin tego nie zrobi, nie tylko pan Trump, ale i ja byłbym „zawiedziony” i musiałbym przyznać, że myliłem się co do Władimira Putina.

Poplecznicy państwa głębokiego, ojciec i syn Bush, Bill i Hillary Clinton oraz laureat Pokojowej Nagrody Nobla Barack Obama, to najwięksi zbrodniarze wojenni ostatnich 30 lat. Są odpowiedzialni za 10 niesankcjonowanych, nielegalnych wojen, w wyniku których zginęło 6 milionów ludzi. To smutna prawda, że ​​prawie żaden zachodni polityk ani dziennikarz głównego nurtu nie odważy się zabrać głosu z obawy przed utratą władzy lub pensji. W porównaniu z wyżej wymienionymi zbrodniarzami wojennymi Putin jest w najlepszym razie zwykłym łajdakiem.

Niemieccy politycy, panie Merz, powinni powstrzymać się od używania języka nazistowskiego, na przykład takich określeń jak „brudna robota” czy „zdolność wojenna”. Powinien pan również unikać silnie nacechowanego emocjonalnie określenia „zbrodniarz wojenny”, ponieważ słowo to silnie przywołuje obrazy procesów norymberskich, ludobójstw i najpoważniejszych niemieckich (nie rosyjskich) zbrodni – chyba że chce pan wywołać wspomnienie nazistowskich okrucieństw, których wielu ludzi się wyparło, ale jest to konieczne. Czy może pan jeszcze pamięta słowa „Nigdy więcej…”? Wątpię, żebym w pana przypadku to nastąpiło.

„Nie ma miejsca na pobłażliwość”

Sprytne przeinaczenie faktów historycznych, panie Merz!
Kto obiecał brak ekspansji NATO na wschód, a potem nie dotrzymał słowa? Kto opracował w 1992 roku – krótko po upadku Muru Berlińskiego i zniknięciu wizerunku wroga, tak ważnego dla kompleksu militarno-przemysłowego – szalony na punkcie dominacji nad światem „Plan bez rywali” jako oficjalny dokument strategiczny Departamentu Obrony USA? Kto przeniósł te amerykańskie ambicje na NATO poprzez „Ustawę o rozszerzeniu NATO” i „Ustawę o rewitalizacji NATO”? Kto zorganizował zamach stanu na Majdanie? Kto zaledwie dwa miesiące przed rosyjską inwazją na Ukrainę zignorował dwa projekty porozumień Putina, które miały gwarantować neutralność Ukrainy? „Zachód oparty na wartościach” pod przewodnictwem amerykańskich Demokratów! Kto do tego momentu był uległy? Rosja! Nawet pięć tygodni po rozpoczęciu tej wojny Rosja i Ukraina były gotowe zakończyć konflikt w Stambule. Kto „nie chciał zakończyć tej wojny”? Zachód!

Pańska hipokryzja, z pozornie związaną z nią amnezją historyczną, jest trudna do przebicia, panie Merz. Niemcy były odpowiedzialne za 27 milionów rosyjskich ofiar śmiertelnych podczas II wojny światowej, w tym 17 milionów cywilów (!). To były zbrodnie wojenne o monstrualnych rozmiarach, panie Merz, a pan mówi, że „łagodność jest nie na miejscu”? Powinien pan rzucić się w proch u stóp Putina i błagać go o wybaczenie za niewypowiedziane oskarżenia pod jego adresem i pańskie wojownicze działania. Putin prawdopodobnie miałby odwagę, by panu wybaczyć, czego panu brakuje w pańskiej arogancji – proszę wybaczyć to określenie, panie Merz, to nie w moim stylu.

Pokora wobec Putina byłaby na miejscu, podobnie jak prośba o wznowienie dostaw gazu i ropy przez gazociągi Nord Stream, które Niemcy remontują, aby gospodarka, która prawdopodobnie po raz trzeci z rzędu odnotuje spadek produktu krajowego brutto, mogła zostać pobudzona. Moim zdaniem jest pan to winien suwerenowi – to znaczy nie panu, ale narodowi niemieckiemu. Nie zapomnij, że przysiągłeś chronić naród niemiecki przed krzywdą.

To znamienne, że pan i pańscy koledzy z Wielkiej Brytanii, Francji i Polski stawiacie na gospodarkę wojenną. Po co panu potrzebne są zapasy wojenne, panie Merz? Pan zna odpowiedź. Cele takie jak zwiększenie produkcji gospodarczej i utrzymanie miejsc pracy można również osiągnąć poprzez realizację celów społecznych, takich jak budowa mieszkań, żłobków, szkół oraz odnawianie dróg i mostów (nie w celach wojskowych!) – i to nie tylko poprzez gospodarkę wojenną. Nikt panu tego nie powiedział, panie Merz? No dobrze, BlackRock nie zyska na tym aż tak wiele. Ale ludzie by panu podziękowali. Może powinien pan wymienić swoich doradców albo wraz z nimi opuścić scenę polityczną. Nie służy pan Niemcom.

W wywiadzie dla „newstime” kanclerz kontynuował:

„Nie mam żadnego powodu, żeby wierzyć Putinowi”.

„Uwierz mi” – to właśnie pan, panie Merz, który wielokrotnie oszukiwał swoich wyborców! A co z brakiem nowego długu publicznego przed wyborami i największym nowym długiem w historii Niemiec po nich?
A co z migracją? Przed wyborami mówił pan jeszcze o „faktycznym zakazie wjazdu” i bardzo restrykcyjnej polityce granicznej. Po wyborach pańska polityka imigracyjna została znacząco osłabiona przez wielką koalicję. Otworzył pan ponownie drzwi do współpracy europejskiej i przyspieszył procedury azylowe.

Podczas kampanii wyborczej ogłosił pan obniżenie podatku od energii elektrycznej „do europejskiego minimum”, aby zapewnić namacalną ulgę finansową obywatelom i przedsiębiorstwom. Po wyborach nastąpiła jedynie symboliczna obniżka, podczas gdy inne podatki, takie jak dopłata z ustawy o odnawialnych źródłach energii (EEG), pozostały w mocy.
Swoimi pustymi obietnicami, panie Merz, podważa pan zaufanie do siebie, a co gorsza, zaufanie do demokracji. Demokracji przedstawicielskiej pełnej „niedotrzymujących obietnic” takich jak pan, nie można już ufać. Dlatego moja sugestia: odważ się przyjąć bardziej autentyczną demokrację bezpośrednią, taką jak (nadal) praktykowana jest w Szwajcarii, i odejdź od oszukańczej i podatnych na korupcję demokracji przedstawicielskiej.
Ja też nie wierzę we wszystko, co mówi pan Putin, panie Merz, ale nie wierzę już ani jednemu pańskiemu słowu. Użył pan wszelkich możliwych środków, żeby zostać kanclerzem.

Merz stwierdził również w tym wywiadzie, że celem Rosji jest „wyczerpanie gospodarcze” . Putin, jak powiedział, nie widzi żadnego powodu, aby w tej chwili zawierać zawieszenie broni lub porozumienie pokojowe z Ukrainą.

„Musimy stworzyć fundamenty. Wojskowo będzie to trudne, ale ekonomicznie da się to zrobić”.

Trzeba zadbać o to, aby Rosja nie była już w stanie utrzymywać swojej gospodarki wojennej.

„W tym kontekście mówię o wyczerpaniu gospodarczym, do którego musimy pomóc doprowadzić”.

Można to osiągnąć na przykład poprzez nałożenie ceł na tych, którzy nadal handlują z Rosją.

Kwestię ceł ukradł słodki Friedrich Merz prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi, który jest – częściowo słusznie – bardzo niezadowolony z działań Władimira Putina po szczycie na Alasce. Zdaniem Trumpa, Putin nie podjął większych wysiłków, aby osiągnąć porozumienie pokojowe z Ukrainą po szczycie na Alasce. W wywiadzie radiowym z 2 września 2025 roku Trump powiedział:

„Jestem bardzo rozczarowany prezydentem Putinem, muszę powiedzieć (…). Mieliśmy świetne relacje, jestem bardzo rozczarowany”.

Trump ubolewał w tym wywiadzie, że „tysiące ludzi ginie; to wojna, która nie ma sensu ”. Zgadzam się i uważam, że pan Trump wyraża szczery żal. Nie sądzę, żeby pan wyrażał jakikolwiek żal, panie Merz.

A teraz do pańskiego „wyczerpania ekonomicznego”.
Komu pan próbuje wmówić tę przeklętą bajkę, panie Merz? Choć sankcje początkowo kosztowały Rosję część jej majątku, ostatecznie wzmocniły jej odporność gospodarczą. Rosja zacieśniła stosunki handlowe z krajami takimi jak Chiny i Indie, które razem stanowią prawie jedną trzecią światowej populacji i wspierają Rosję. Kraje te kupują obecnie około 80% rosyjskiego eksportu ropy naftowej. Kraje UE, a w szczególności Niemcy, powinny mieć szczęście, jeśli w ogóle cokolwiek dostaną od Rosji. Rosja nie potrzebuje Niemiec w dłuższej perspektywie, ale Niemcy potrzebują Rosji.
Nawet pomimo zachodnich limitów cenowych ropy, średnia cena rosyjskiej ropy często przekracza ustalone limity. Rosja wykorzystuje tzw. „floty cieni” do eksportu ropy, aby obejść sankcje i kontynuować sprzedaż ropy za granicę. Uzyskane w ten sposób dochody pozwalają Rosji pokryć koszty wojny pomimo sankcji. Tak to wygląda, panie Merz. Wskazówka: Proszę zastąpić fantazje faktami.

Z drugiej strony UE jest mocno obciążona sankcjami wobec Rosji i tymi absurdalnymi sankcjami jedynie strzela sobie w stopę. Śmiejące się strony trzecie, takie jak Chiny i USA, wiją się na ziemi w czystej arogancji z powodu tej europejskiej głupoty, kierowanej przez niekompetentnych ludzi pokroju Ursuli von der Leyen. Zakładam, że ich nierówne, obciążające UE umowy z Donaldem Trumpem są powszechnie znane. Straty gospodarcze wielu europejskich firm, zwłaszcza w sektorze energetycznym, chemicznym i inżynierii mechanicznej, są znaczne z powodu spadku eksportu i rosnących cen energii. Spadek importu rosyjskiej energii doprowadził do wzrostu cen energii w UE, co z kolei doprowadziło do ogromnej inflacji i spadku produkcji gospodarczej – co wyraźnie widać w Niemczech. Niemcy płacą wielokrotnie więcej za “znacznie bardziej ekologiczny” [??] gaz skroplony niż za rosyjski gaz ziemny.
Z powodu utraty rosyjskiej energii w postaci ropy naftowej i gazu, UE inwestuje w znacznie droższe alternatywne źródła energii. Pojawiają się wątpliwe, niezwykle kosztowne projekty, takie jak REPowerEU – plan Komisji Europejskiej mający na celu wyeliminowanie zależności od rosyjskich paliw kopalnych do 2030 roku.
Wszystkie te działania wpływają na stabilność gospodarczą UE i są realizowane kosztem europejskich obywateli i podatników, którzy nigdy nie chcieli konfliktu na Ukrainie, sprowokowanego przez Zachód.

Pańskie wypowiedzi w tym wywiadzie, Panie Merz, oraz pańska demonstracja jasnej, twardej linii, a także pańskie wykluczenie jakiejkolwiek pobłażliwości – jako głupi symbol siły – zostały odpowiednio skomentowane przez stronę rosyjską.

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow kategorycznie odrzucił oświadczenia Friedricha Merza. Stwierdził, że Merz w ostatnich godzinach wygłosił wiele „niekorzystnych” uwag na temat prezydenta, dlatego jego opinii trudno obecnie traktować poważnie – zwłaszcza w odniesieniu do propozycji wykorzystania Genewy jako miejsca negocjacji.
Panie Merz, proszę się zastanowić, dlaczego pan i pańscy podżegający do wojny europejscy koledzy nie zostali zaproszeni na szczyt na Alasce 15 sierpnia? Bo podżegacze wojenni nie mają miejsca przy stole negocjacji pokojowych! Pieskow ma absolutną rację, nie traktując poważnie pańskiego wojowniczego i „twardego” stanowiska w sprawie ewentualnego porozumienia pokojowego.
Jednakże, panie Merz, traktuję pana poważnie jako potencjalne zagrożenie wojną dla Niemiec, ale nie jako polityka pokojowego.

Rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa skrytykowała absurdalne i bezpodstawne żądanie Merza dotyczące „wyczerpania gospodarczego” Rosji następującymi słowami:

„Wyczerpujący nie jest do tego zdolny, panie Merz”

Co można interpretować jako językowo elegancką dygresję na temat sytuacji gospodarczej Niemiec. Można się od Rosjan nauczyć kilku rzeczy o retoryce, panie Merz; nie mówią tak ordynarnie jak pan. Jak mawia Zacharowa: Ci, którzy mieszkają w szklanych domach, nie powinni rzucać kamieniami.

Putin odpowiedział raczej pośrednio, nazywając oświadczenie Merza „ nieudaną próbą zrzucenia odpowiedzialności za tragedię na Ukrainie” i wskazując na zamach stanu na Majdanie w 2014 roku jako przyczynę konfliktu.

Jak pokazują te reakcje po raz kolejny: zrównoważona Rosja z dyplomatycznym prezydentem, którego cech brakuje większości europejskich marionetek politycznych najwyższego szczebla. Gdyby Rosja nie była tak spokojna, już dawno mielibyśmy III wojnę światową.

Na koniec chciałbym zauważyć, że aroganckie wypowiedzi Friedricha Merza przedstawione w tym artykule praktycznie nie wywołały żadnej reakcji wśród polityków w parlamentach różnych krajów europejskich ani w Parlamencie Europejskim. Dlaczego? Najwyraźniej w dużej części Europy i reszty świata zachodniego panuje idiotyczny konsensus co do rzekomej agresji Rosji. Jednak moim zdaniem Rosja została nie tylko sprowokowana do tego kroku, ale wręcz do niego zmuszona, jeśli chce nadal gwarantować bezpieczeństwo własnego kraju. Ważne byłoby uświadomienie społeczeństwu Zachodu historycznych przyczyn tej wojny, co powinno doprowadzić do politycznie koniecznego sporu.

Fakt, że Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) wydał międzynarodowy nakaz aresztowania Putina od 2022 roku, jest dla mnie niezrozumiały. Dlaczego więc Barack Obama nie siedzi jeszcze w więzieniu? Friedrich Merz prawdopodobnie czuje się bezpiecznie, nazywając Putina zbrodniarzem wojennym właśnie z powodu tego nakazu aresztowania. Dla mnie Putin nie jest zbrodniarzem wojennym w sensie kogoś, kto dopuścił się okrucieństw. Można go oskarżyć o to, że wszczął wojnę, a teraz nie chce jej zakończyć tak szybko, jak to możliwe. Moim zdaniem Friedrich Merz, Ursula von der Leyen i im podobni są bez wątpienia niemieckimi podżegaczami wojennymi.

Były prezydent Joe Biden, kontrolowany przez Państwo Głębokie, również nazwał Putina „zbrodniarzem wojennym” w 2022 roku. Moim zdaniem, to określenie bardziej do niego pasuje, ponieważ w latach 90., jako sekretarz skarbu, sumiennie pracował nad stworzeniem wrogiego wizerunku Rosji. Wojna i dążenie do niej to zbrodnia sama w sobie.

Co dziwne, niemieckie partie opozycyjne i koalicjanci nie wyrazili sprzeciwu wobec skandalicznych wypowiedzi Merza. Sprawa jest dla nich prawdopodobnie zbyt paląca i nie chcą stracić sympatii wyborców, z których większość w Niemczech nadal jest przekonana, że ​​to Rosja jest agresorem.

Parafrazując Niccolo Machiavellego: Agresorem nie jest ten, kto pierwszy krok stawia, lecz ten, kto go wymusza!

z USA: Nigdy Lewica nie była tak niepopularna ani Prawica tak nieokreślona

Nigdy Lewica nie była tak niepopularna ani Prawica tak nieokreślona

[Synkowie, to głos zza Oceanu. Katolik, a mało wie o Europie św. Benedykta. Nic nie wie o Cywilizacji Łacińskiej, wyodrębnionej genialnie przez Feliksa Konecznego. Nie zdołaliśmy Jego syntez i analiz upowszechnić wśród intelektualistów anglo-języcznych. Mimo ogromnych wysiłków, głównie Jędrzeja Giertycha.

A ‘prawica” i “lewica” to głupawe wymysły krwawych masonów i rewolucjonistów z Wielkiej Rewolucji anty- Francuskiej. Trzeba zmienić slogany. Czas. Mirosław Dakowski]

Nigdy Lewica nie była tak niepopularna ani Prawica tak nieokreślona

John Horvat II | 09/09/2025 https://polskakatolicka.org/pl/artykuly/nigdy-lewica-nie-byla-tak-niepopularna-ani-prawica-tak-nieokreslona

Żyjemy w osobliwym zmierzchu ery powojennej. Współczesne narracje się rozpadają. Paradoksy mnożą się tam, gdzie niegdyś panowały pewne przekonania.

Liberałowie często twierdzili, że historia nieuchronnie przesuwa się w lewo. Dziś jednak lewica chyli się ku upadkowi na całym świecie i czeka ją ponura przyszłość. Inni twierdzili, że tradycyjne sposoby i pewniki skazane są na zapomnienie. Tymczasem konserwatyzm zyskuje na znaczeniu, a idee uznawane za „przemijające” cieszą się coraz większym zainteresowaniem.

Doszliśmy do zdumiewającej sytuacji, w której nastąpiło odwrócenie biegunów politycznych. Ugrupowania prawicowe stają się partiami konserwatywnych ludzi pracy, podczas gdy lewica rozpieszcza bogate pseudo elity i środowisko akademickie.

Jak do tego doszło

Być może jeszcze bardziej zagadkowe jest to, jak znaleźliśmy się w tym punkcie. Każda ze stron obrała inną strategię.

Lewica znalazła się w fatalnej sytuacji, ponieważ jej aktywiści popełnili błąd, stawiając na niepopularne agendy „woke”, czym zrazili wyborców. Lewica traci poparcie właśnie dlatego, że uparcie obstaje przy „byciu sobą”.

Prawica zyskała na znaczeniu, atakując absurdalne programy lewicy z dużym powodzeniem. Jednak sama popełniła błąd, porzucając wiele ze swoich zasadniczych zasad. Termin „konserwatyzm” może dziś oznaczać bardzo wiele. Prawica naraża się na ryzyko, upierając się przy odejściu od swoich zasad.

W rezultacie mamy do czynienia z osobliwym zmaganiem, typowym dla naszej ponowoczesności, którą były prezydent Czech Václav Havel scharakteryzował jako sytuację, w której „wszystko jest możliwe, a nic nie jest pewne”.

Lewica w kryzysie

Rzeczywiście, to co pozornie niemożliwe wydarzyło się w 2024 roku. Wszystko przesuwa się w prawo. Dzieje się to wszędzie — na każdym kontynencie i w większości dużych państw. Partie lewicowe ponoszą sromotne porażki w kolejnych wyborach.

Nowe trendy łamią wieloletnie wzorce głosowania na lewicę na całym świecie. Obszerna analiza w brytyjskim „The Telegraph” bada wyniki wyborów na całym świecie. Wnioskuje ona, że partie lewicowe są „bardziej niepopularne teraz niż kiedykolwiek od końca zimnej wojny”.

Ogólnie rzecz biorąc, ugrupowania prawicowe wyszły zwycięsko, zdobywając rekordową średnią 54,6% głosów w 73 demokratycznych państwach w 2024 roku.

Przegląd kryzysu

Tendencja ta jest szczególnie widoczna w Stanach Zjednoczonych, Unii Europejskiej i Europie Wschodniej. Niedawne ponowne zwycięstwo prezydenta Donalda Trumpa zwieńczyło falę konserwatywnych triumfów.

W 2024 roku wiele państw poszło w ślady USA, odrzucając narzuconą im przez gorliwych lewicowców różnorodność, ekologię i  „woke’istyczne” nakazy narzucane im przez gorliwych lewicowców.

„The Telegraph” donosi, że nawet Ameryka Łacińska dryfuje w stronę prawej strony sceny politycznej, czego przykładem jest zwycięstwo Javiera Mileia w Argentynie. Choć lewica nadal prowadziła w liczbach bezwzględnych, jej przewaga w Ameryce Łacińskiej była najmniejsza od ponad trzydziestu lat. Podobne tendencje pojawiły się w Afryce, gdzie Afrykański Kongres Narodowy (ANC) w RPA po raz pierwszy od 1994 roku utracił większość parlamentarną.

Wyczerpana ideologia

Raport pokazuje, że lewica nie inspiruje już ani nie jednoczy wyborców, takich jak klasa robotnicza, którą zawsze uważała za swoją własność. Jej aktywiści skupieni są wokół wyczerpanej ideologii, pozbawionej przywództwa i dynamizmu.

Zakotwiczona w starych schematach lewica spotyka się z gniewem wyborców, którzy mają dość kolejnych rewolucyjnych zmian wprowadzanych zbyt szybko i zbyt daleko. „Wokizm”, aktywizm transpłciowy i ekologiczne szaleństwa sprowokowały wyborców do buntu.

Upadek lewicy jest więc łatwy do prześledzenia. Sytuacja prawicy nie jest jednak tak jednoznaczna. W rzeczywistości porażka lewicy jest o wiele wyraźniejsza niż zwycięstwa prawicy. Można powiedzieć, że nigdy lewica nie była tak niepopularna, ani prawica tak nieokreślona.

Stracone szanse prawicy

Prawica wykorzystała słabości lewicy. Jednak nie przedstawiła spójnego programu w obronie spraw, które niegdyś ją definiowały. Jej przekaz jest pomieszany — łączy elementy populizmu, nacjonalizmu i innych modeli, które koncentrują się na gospodarce, a unikają drażliwych kwestii moralnych.

Obecna chwila zwycięstwa byłaby idealną okazją, aby ponownie nawiązać do głębokich chrześcijańskich korzeni konserwatyzmu, przyciągających duchowo wygłodniałe masy. To czas, by ponownie potwierdzić kwestie moralne, które wciąż cieszą się popularnością wśród osób dotkniętych niemoralnymi programami lewicy.

Zamiast tego część prawicy w sposób nieautentyczny prezentuje powierzchowne symbole i retorykę chrześcijańską, ale ma niewiele do zaoferowania pod względem merytorycznym.

Bezbożna krucjata

W swojej książce The Godless Crusade: Religion, Populism and Right-Wing Identity Politics in the West Tobias Cremer dochodzi do wniosku, że te nowe modele polityczne faworyzują „zsekularyzowanej idei „chrześcijaństwa”, która postrzega chrześcijaństwo jako „znak tożsamości kulturowej”, a nie wyznanie wiary czy praktykę moralnego kodeksu.

Niepokojące w tym rozwoju jest to, że pod chrześcijańską otoczką tej „krucjaty” kryją się ci, którzy twierdzą, że reprezentują sprawę chrześcijańską, a jednocześnie przyjmują pogańskie idee, ateistyczne postawy i dziwne filozofie. Wielu populistycznych kandydatów jest niereligijnych, liberalnych obyczajowo i przeciwnych chrześcijańskiemu kodeksowi moralnemu.

Zagrożenia miękkiej „twardej prawicy”

Lewica reaguje, głośno narzekając, że te nowe partie i kandydaci „skrajnej prawicy” narzucają społeczeństwu swoją chrześcijańską krucjatę. Jednak ta rzekoma chrześcijańska krucjata pozbawiona jest Chrystusa i Jego krzyża.

Tak więc owe „chrześcijańskie partie twardej prawicy” obejmują m.in. Zgromadzenie Narodowe Marine Le Pen, które niedawno przyczyniło się do wpisania aborcji do francuskiej konstytucji. Podobnie współprzewodnicząca niemieckiej „skrajnie prawicowej” Alternatywy dla Niemiec (AfD), homoseksualistka Alice Weidel (ona i jej partnerka Sarah Bossard pozostają w związku cywilnym i wychowują dwoje adoptowanych dzieci), daje przykład szokująco sprzeczny z tradycyjną moralnością chrześcijańską. Niektórzy konserwatyści uznają dziś za „chrześcijan kulturowych” takich ludzi jak Elon Musk czy nawet ateista Richard Dawkins, traktując ich jako przedstawicieli bliżej nieokreślonych wartości chrześcijańskich.

Wielu ulega złudzeniu, że wystarczy trzymać się chrześcijańskich zewnętrznych znaków bez autentycznego przyjęcia chrześcijańskiej moralności. Jednak to „odchudzone chrześcijaństwo” nie może przynieść głębokich przemian koniecznych do zmiany społeczeństwa.

Droga naprzód

W tym zmierzchu powojennej epoki ludzie potrzebują jasności. Lewica jasno ujawniła swój niepopularny program i poniosła tego konsekwencje.

Prawica musi nadal sprzeciwiać się tej agendzie i przedstawić jednolity, a zarazem popularny program oparty na tradycyjnych zasadach konserwatywnych i porządku chrześcijańskim. Prawica ma przewagę, ponieważ dysponuje atrakcyjnym modelem. Musi być autentyczna i odważnie proponować swoje zasady, a nie tylko niespójne zewnętrzne pozory. Nie może mieszać swego przekazu z obcymi elementami, które zaciemniają obraz.

Jeśli prawica zejdzie z tej drogi jasności, nie poradzi sobie lepiej niż niepopularna lewica, gdy nadejdzie dzień rozliczenia.

Źródło: tfp.org

=================================

MD: Może “konserwatyzm Chrystusowy” kontra “humanizm diabelski”? Dość dobre, ale za długie…

Czy wagistra się masturbuje?

Czy wagistra się masturbuje?

Barnaba d’Aix Wysłane przez: Marucha w dniu 2025-09-08

Zanim napiszę parę słów na temat programu „Holistyczna edukacja prozdrowotna w szkole podstawowej”, muszę wyjaśnić termin „wagistra”, który pozwalam sobie użyć powyżej. Użyłem go po raz pierwszy w opowiadaniu „Powodziowe fantasmagorie”, które można znaleźć TUTAJ.

Termin narodził się pod wpływem naporu środowisk modernistyczno-lewacko-feministycznych na istniejące od wieków nazewnictwo. Środowiska te domagały i domagają się, chociaż od czasu zamknięcia kurka „z kasą” z USA przez Donalda Trumpa nieco przycichły, zmiany nazw rodzaju męskiego na żeński, jeśli nazwa dotyczy kobiety. Stąd miała powstać m.in. „ministra”.

Lewackie środowiska próbowały zdemolować naturalny porządek płci istniejący od stworzenia świata i lansowały płcie „dodatkowe”. Na przykład płcie wyobrażone w psychice osobnika umysłowo rozchwianego albo zmienione przez przeszczepianie lub wycinanie stosownych organów. W tej sytuacji określenie płci stawało się niejednoznaczne.

Jako emerytowany inżynier (i pełny magister; to aluzja do jednego z prezydentów R.P. który miał tytuł OMC magister, czyli „o mało co”) przyzwyczaiłem się w życiu do nazywania rzeczy, faktów i okoliczności dosyć precyzyjnie. Stąd zrodziły się w moim umyśle określenia „wagistra” i „penister” zamiast proponowanego przez lewaków określenia „ministra” dopuszczającego jednak pewne wątpliwości. Wagistra to zbitka od reklamowanej na „paradach równości” i manifestacjach zbuntowanych wagin – „waginy” oraz przyjętego przez nowomowę terminu „ministra”. Wagistra precyzyjnie określa nie tylko stanowisko, ale także czego można się spodziewać pod okryciem. Penister też nie budzi wątpliwości.

Tak więc wagistra od edukacji postanowiła wznieść młodych Polaków obojga płci (zakładam, że tylko te dwie płcie występują na razie w polskich szkołach, wszak to dopiero początek edukacji zdrowotnej) na wyższy poziom wiedzy o zdrowiu.

W dokumencie zatytułowanym „Holistyczna edukacja prozdrowotna w szkole podstawowej — ciało, umysł duch. Program nauczania edukacji zdrowotnej dla klas IV-VIII szkoły podstawowej” znalazłem między innymi taki klejnot: „Quiz/układanka–uczniowie dopasowują proste opisy do ilustracji narządów, np. „ten narząd pomaga oddawać mocz”.

Mój nie najmłodszy umysł miał czas przyzwyczaić się do „holistycznego” spojrzenia na świat i od razu podsunął mi wspomnienia z Podhala, gdzie w swoim czasie spędziłem, pracując, parę lat. Dzięki temu miałem okazję być kilkakrotnie zaproszonym na góralskie wesela: bardzo barwne, malownicze i egzotyczne dla cepra z dolin.

Kiedy już wesele rozwinęło się i z głów weselników dobrze się dymiło, górale tak zwanymi „białymi głosami” rozpoczynali przyśpiewki. Przypomniało mi się kilka z nich, które dedykuję wagistrze od spraw edukacji w ramach holistycznego douczenia zdrowotnego – bezpłatnie i bez specjalnego i kosztownego programu. Wiążą się one bezpośrednio z quizem/układanką na temat „ten narząd pomaga oddawać mocz”.

Oto one, a melodia góralskich przyśpiewek znana jest powszechnie na Podhalu:

„[…]W Zakopanem na ubocu
Baca bacę topił w mocu,
Hej! Cy go topił, cy nie topił,
Ale zawzdy go pokropił!”

Druga przyśpiewka wyraża niejakie braki w holistycznej wiedzy na temat konstrukcji organizmu ludzkiego przez młode osoby płci żeńskiej. Tu pewnie ta edukacja lansowana przez szanowną wagistrę przydałaby się:

[…] „Wisiały, wisiały
Ja**** u powały
Hej, a te głupie dziwki
Myślały, że śliwki, hej!”

Plącze mi się po głowie jeszcze trzecia, ale to chyba już wyższy poziom edukacji holistycznej niż szkoła podstawowa. Chociaż chodzą słuchy, że szanowna wagistra chce ten element edukacji wprowadzić do programu klas niższych:

[…] Hej, złapali mnie chłopcy
Do lasu mie wiedom.
Hej, cosik mi sie zdaje
Ze mie dupc*** bedom, hej!”

Od tamtych lat na Podhalu wiele się zmieniła, ale górale, lud twardy, swojej tradycji pilnują, wiedzę z pokolenia na pokolenie przekazują, co widać choćby po tych przyśpiewkach. Tak, że uczyć góralskich dzieci, jaki narząd pomaga do oddawania moczu, nie trzeba. Innych dzieci na świecie też, ale za tym kryje się program deprawacji młodych gojów, a przecież kasy z unijnych funduszy rozwoju chyba na to nie braknie?

Jak się przyuczy dziewczynkę od dziecka, że stosunek płciowy – to jak za płot splunął, za młodu będzie w sam raz do „czerwonej dzielnicy” w Amsterdamie albo Buenos Aires. Wyspecjalizowani od pokoleń w handlu żywym towarem geszefciarze czekają: paszport do sejfu i nieprędko stamtąd wyjdzie.

A co do górali – potrafią odróżnić nie tylko bimber od żytniówki, ale i złoto od czego innego. Dlatego całe klasy i całe szkoły podpisują oświadczenia, że dzieci nie będą posyłać do szkoły na naukę masturbacji ani innych dewiacji zwanych uczenie „holistyczną edukacją zdrowotną”.

Wspomniawszy o „holistycznym podejściu do masturbacji”, intryguje mnie pytanie, czy szanowna wagistra wiedzę praktyczną na ten temat posiada. Doczytałem się, że kończyła jakąś francuską szkołę, ale holistycznej wiedzy praktycznej chyba tam nie wykładano. Nie to, żebym w jakikolwiek sposób był osobiście zainteresowany, ale buszując po internecie, natknąłem się na stronie „Wikipedii” na definicję pewnej klątwy, którą chciałbym tu, dla rozszerzenia „holistycznej wiedzy” pani wagistry zacytować, ze szczególnym zwróceniem jej uwagi, że „masturbacja” w klątwie jest wyliczona:

„Cherem (hebr. חֵרֶם – »klątwa«, dziś: «bojkot«, «ostracyzm«) – kara anatemy nakładana przez sąd rabinacki na osobę, która rażąco naruszyła przykazanie (micwa) lub odmówiła podporządkowania się orzeczeniom prawnym miejscowego rabinatu; najsurowsze klątwy rzucano na denuncjatorów w czasach prześladowań.

Do przestępstw przeciw prawu religijnemu, za które grozi kara cheremu, należą: kontynuowanie pracy przed wyprawieniem pochówku zmarłemu, próba obejścia orzeczenia sądu rabinackiego przez odwołanie się do władz państwowych, znieważenie rabina, posiadanie groźnego psa i niezachowywanie stosownych środków bezpieczeństwa, odnoszenie się do kogoś jak do niewolnika, masturbacja, praca w wigilię święta Paschy, nieuzasadnione nałożenie klątwy.

Pierwsza wzmianka o cheremie rozumianym jako wykluczenie ze społeczności pochodzi z »Księgi Ezdrasza« 10, 8: »Jeśli zaś chodzi o każdego, który – wbrew poleceniu przywódców i starszyzny – w ciągu trzech dni nie przybędzie, to cały dobytek jego będzie podlegał klątwie, a on wykluczony będzie ze społeczności powracających z wygnania«”.

W tej klątwie oprócz masturbacji zatrzymało moją uwagę, że „najsurowsze klątwy rzucano na denuncjatorów”. Nie wiem, czy w dzisiejszych czasach nie nazywają się oni sygnalistami

Autorstwo: Barnaba d’Aix https://wolnemedia.net/

Ile kosztuje Polaków turystyka medyczna z Ukrainy? Ponad dwa miliardy sto milionów…. Na razie.

Ile kosztuje Polaków turystyka medyczna z Ukrainy?

09.09.2025 tysol/ile-kosztuje-polakow-turystyka-medyczna-z-ukrainy

Polacy płacą rocznie setki milionów złotych za świadczenia zdrowotne dla obywateli Ukrainy. Lekarze potwierdzają przypadki „turystyki medycznej” naszych wschodnich sąsiadów. Najnowsze dane rządowe pokazują, ile dokładnie wydano na ten cel od 2022 roku. To ogromne sumy, które obciążają system ochrony zdrowia w Polsce.

szpital Ile kosztuje Polaków turystyka medyczna z Ukrainy?

 

Prezydent Nawrocki stawia sprawę jasno

Wśród ustaw zawetowanych przez prezydenta Karola Nawrockiego znalazła się ta, która miała przedłużyć pomoc dla obywateli Ukrainy.

Głowa państwa domaga się, aby dostęp do polskiej opieki zdrowotnej był uzależniony od opłacania składek przez Ukraińców.

Karol Nawrocki skierował już nawet do Sejmu projekt w tej sprawie, ale marszałek Szymon Hołownia odesłał go do uzupełnienia z powodu „braków formalnych”. Tymczasem własne rozwiązania szykuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Nowelizacja przewiduje ograniczenie katalogu świadczeń, z których mogą korzystać nieubezpieczeni Ukraińcy. Ma to przeciwdziałać nadużyciom.

Lekarze potwierdzają proceder

O tym, że zjawisko określane jako „turystyka medyczna” rzeczywiście istnieje, pisze „Rzeczpospolita”. Potwierdził to w rozmowie z gazetą rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej, rezydent onkologii klinicznej z Lublina Jakub Kosikowski.

W naszym środowisku każdy z nas się z tym spotkał. Wychodzi to przez przypadek. Np. gdy zmieniamy termin i dzwonimy do pacjenta, słyszymy, że „on już przejechał granicę”, albo pojawiają się u nas pacjenci z wynikami PET szpitala na Ukrainie – powiedział.

Lekarz przyznał, że nie jest w stanie ocenić skali tego zjawiska.

 Od ubiegłego roku, kiedy zabrakło na leczenie osób ubezpieczonych, wszystkich, nieważne czy Polaków czy Ukraińców, szukanie oszczędności w systemie wydaje się mieć sens.

Ogromne kwoty z polskich pieniędzy

„Rzeczpospolita” uzyskała od rządu dane pokazujące, jak wielkie koszty ponieśli polscy podatnicy od 2022 roku w związku z leczeniem obywateli Ukrainy.

Od marca 2022 roku Fundusz Pomocy przeznaczył na ten cel ponad 514 mln zł. W 2023 roku kwota ta wzrosła do prawie 850 mln zł, a w 2024 roku wyniosła ponad 747 mln zł, w tym pół miliona zł na leczenie szpitalne. [razem – dwa miliardy sto milionów…. md]

Najważniejsze pozycje w zestawieniu to: podstawowa opieka zdrowotna – blisko 48,5 mln zł, ambulatoryjna opieka specjalistyczna – prawie 50 mln zł, a także leczenie stomatologiczne – 34,6 mln zł. Refundacja leków pochłonęła ponad 21 mln zł.

Bilioner!

Bilioner!

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    9 września 2025

Nareszcie jakaś dobra wiadomość! Zaraz po rocznicowych uroczystościach z okazji klęski wrześniowej w 1939 roku, obywatel Tusk Donald ogłosił radosną wieść, że oto Polska dołączyła do grona 20 najlepszych gospodarek świata, czyli do grona „bilionerów” – to znaczy krajów, których Produkt Krajowy Brutto osiągnął bilion dolarów. To oczywiście bardzo miła wiadomość, która każdego obywatela powinna ucieszyć, chociaż żyją jeszcze obywatele pamiętający, jak to w latach 70-tych Polska była nie żadną tam dwudziestą, ale dziesiątą potęgą gospodarczą świata.

Wtedy – jak pamiętam – też bardzośmy się z tego cieszyli, chociaż jednocześnie coraz bardziej dawały nam się we znaki rozmaite uciążliwości dnia codziennego. Były to jednak – jak tłumaczono w rządowej telewizji – a żadnej innej wtedy jeszcze nie było – tak zwane „trudności wzrostu”. Chodzi o to, że rozwój gospodarczy, zwłaszcza rozwój burzliwy – a z takim właśnie mieliśmy wtedy do czynienia – oprócz plusów dodatnich – jak powiedziałby Kukuniek – generuje również plusy ujemne – właśnie w postaci „trudności wzrostu”. Gdyby rozwój gospodarki i w ogóle był mniej dynamiczny i burzliwy, to wszystko rozwijałoby się równomiernie. Tymczasem mieliśmy do czynienia z nader dynamicznym, zapierającym wprost dech rozwojem, w związku z czym jedne dziedziny rozwijały się – znaczy – rosły szybciej, podczas gdy inne – wolniej.

Dlaczegoś najszybciej rosły ceny, podczas gdy ilość towarów dostępnych na rynku, rosła wolniej – i to właśnie potęgowało owe sławne „trudności wzrostu”. No ale tak to już jest w gospodarce, zwłaszcza takiej, co to dynamicznie się rozwija – że takie, dajmy na to, ceny, strzelają w górę, jak radzieckie rakiety, podczas gdy inne dziedziny czołgają się tuż przy ziemi, na podobieństwo czołgów. Ale jeśli nawet, to znaczy – „tu i ówdzie” – jak mówiono w rządowej telewizji – dawały się odczuć „trudności wzrostu”, to przecież ogólny bilans niewątpliwie był krzepiący.

Co prawda i wtedy nie brakowało malkontentów w rodzaju kabaretowego artysty Jana Kaczmarka, który wyśpiewywał, że „pero, pero – bilans musi wyjść na zero!” – ale nikt nie traktował tego serio, ponieważ wszyscy wiedzieli, że Polska jest dziesiątą potęgą gospodarczą świata. Wśród tej dziesiątki była na przykład gospodarka amerykańska, w której też rozmaicie się działo; z jednej strony pasmo sukcesów, ale z drugiej – „trudności wzrostu” – i to wcale nie „tu i ówdzie” – jak u nas – tylko wszędzie, na całego. W związku z tym komunikat ogłoszony przez obywatela Tuska Donalda wprawdzie wzbudził – jak się należało – euforię – ale też przywołał wspomnienia dawnych dni, które – jak wiadomo – już wkrótce zakończyły się katastrofą.

Chociaż w papierach, a zwłaszcza – w przemówieniach – wszystko grało, niczym gruźlikowi w płucach, to jednak nastąpił bolesny powrót do rzeczywistości. Przewidział to laureat Nagrody Nobla z ekonomii, prof. Milton Friedman, który zwrócił uwagę na podobieństwo świata finansów i alkoholizmu. Najpierw – powiadał – jest nadmiar środków płynnych i euforia, a potem – nieubłaganą koleją rzeczy – pojawia się depresja. Żeby zdać sobie z tego sprawę, nie trzeba być laureatem Nagrody Nobla, ani nawet doktorem ekonomii. Takie rzeczy wie każdy praktyk, który eksperymentował ze środkami płynnymi. „Taka kolej rzeczy jest” – śpiewała Violetta Villas w piosence „Przyjdzie na to czas”.

Pogrążyłem się w rozpamiętywaniu tamtych dni nawet nie na wiadomość o kolejnym sukcesie naszego nieszczęśliwego kraju, który tak niespodziewanie, nawet dla siebie samego, awansował do grona 20 światowych potęg gospodarczych. Do rozpamiętywania skłonił mnie nie tyle komunikat obywatela Tuska Donalda o tym niewątpliwym sukcesie, co widok ministra gospodarki i finansów w vaginecie obywatela Tuska Donalda, pana Andrzeja Domańskiego. Właściwie niczego nie można mu zarzucić, ani do niczego się przyczepić – w wyjątkiem jednej rzeczy. Gotów jestem nawet ogłosić ludowy konkurs – czy ktoś widział pana ministra Domańskiego – nie mówię, że radosnego – ale przynajmniej – beztrosko uśmiechniętego? Wydaje mi się, że radość, a nawet beztroski uśmiech nie zagościł na jego twarzy, przynajmniej odkąd został dygnitarzem w vaginecie obywatela Tuska Donalda. Jeśli moje wrażenie jest trafne, to nie da się ukryć – muszą być jakieś przyczyny tego stanu rzeczy, które powinniśmy sobie rozebrać z uwagą.

Jak pamiętamy, orkiestra na „Titanicu” podobno grała do końca – ale nikt nie pamięta, by przy tej muzyce tańcował kapitan tego statku Edward James Smith. A dlaczego nie tańcował? Bo w odróżnieniu od większości pasażerów, wiedział, jaka jest sytuacja, więc gdzie mu tam było do tańca?

Czy to przypadkiem nie ta sama przyczyna sprawia, że pan minister Domański zachowuje poważny wyraz twarzy nawet w sytuacji, gdy Książę-Małżonek wysyła panu prezydentowi Nawrockiemu instrukcje, jak ma się zachowywać i co mówić podczas wizytowania przywódców cudzoziemskich państw? Jak wiadomo, chodzi o to, by nie dłubał w nosie, nie trzymał rąk w kieszeniach, ani się nie garbił – a na pytania odpowiadał zdaniami pełnymi treści – jak to czynił dowódca naszej 3 kompanii zmotoryzowanej Studium Wojskowego UMCS w Lublinie podczas egzaminu z psychologii.

Widocznie pan minister Domański wie już coś, czego my jeszcze nie wiemy, w związku z czym potrafimy weselić się z byle przyczyny, śmiejąc się, jak głupi do sera. No dobrze – ale co takiego właściwie pan minister Domański może wiedzieć, że zmiata mu to nawet cień uśmiechu z twarzy?

Otóż wprawdzie pan minister Domański nie może nie wiedzieć, że Polska dołączyła do grona 20 „bilionerów” – a przypuszczam nawet, że to on właśnie mógł w tej sprawie oświecić obywatela Tuska Donalda – ale jednocześnie ma dręczącą świadomość ciążącego na naszym nieszczęśliwym kraju brzemienia długu publicznego. Według oficjalnych danych, które nie mogą przecież być wyolbrzymiane, żeby niepotrzebnie nie płoszyć obywateli – na koniec I kwartału tego roku, państwowy dług publiczny przekroczył 1713 mld złotych i podobno powiększa się z szybkością około miliarda złotych na dobę.

Według projektu budżetu państwa na rok przyszły, deficyt budżetowy ma wynieść prawie 272 mld złotych. Ale na tym nie koniec, bo obok państwowego długu publicznego, jest też dług sektora instytucji rządowych i samorządowych, który na koniec I kwartału br. wyniósł 2 123,5 mld złotych – no i też rośnie w tempie stachanowskim. Biorąc pod uwagę aktualny kurs walutowy, oficjalny dług publiczny właściwie zrównał się z oficjalnym PKB. W tej sytuacji trudno się dziwić, że pan minister Domański jest taki poważny, żeby nie powiedzieć – ponury. Na jego miejscu każdy by taki był.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Porażające dane na temat pestycydów stosowanych w Mercosur

Porażające dane na temat pestycydów stosowanych w Mercosur

https://wpolityce.pl/swiat/739785-porazajace-dane-na-temat-pestycydow-stosowanych-w-mercosur


Umowa gospodarcza z Mercosur to nie tylko ogromne zagrożenie dla europejskiego rolnictwa, ale także dla zdrowia. Powszechnie wiadomo, że w krajach Ameryki Południowej nie obowiązują europejskie normy dotyczące stosowania szkodliwych pestycydów, ale wciąż niewiele osób wie, jak porażająca jest skala. „Brazylia dopuszcza do użytku 3669 pestycydów. To prawdziwe eldorado dla korporacji, głównie europejskich. Sprzedaje się tu produkty zakazane na starym kontynencie” – informowano w dokumencie francusko-niemieckiej telewizji Arte, który już nie jest dostępny w sieci.

======================

Trzy lata temu francusko-niemiecka telewizja Arte przygotowała film dokumentalny „Pestycydy – europejska hipokryzja”, w których przestrzegała przed pestycydami, które są masowo używane w rolnictwie w Brazylii, a następnie trafiają do Europy.

Dokument analizuje używanie pestycydów w rolnictwie, które mimo iż zakazane w Europie, są eksportowane do krajów, gdzie ich stosowanie jest dozwolone pomimo wysokiej szkodliwości – przede wszystkim do Brazylii. Następnie produkowane tam pomarańcze, kawa czy soja, z pozostałościami trujących pestycydów, są wysyłane z powrotem do Europy. Dlaczego UE pozwala na ten (lukratywny) eksport do krajów wschodzących? — reklamowała swój film.

Warto zauważyć, że teraz, kiedy Komisja Europejska wyraziła zgodę na szkodliwą umowę z Mercosur, w sprawie ułatwień dotyczących sprowadzania taniej żywności z krajów Ameryki Południowej, film ten nie jest już dłużej dostępny online.

Przetrwał on jednak na ich kanałach, na których został umieszczony.

Wstrząsające doniesienia

Fragmenty usuniętego filmu dokumentalnego udostępnił w mediach społecznościowych internauta „Borys61581538”.

Mato Grosso. Ten stan w Brazylii to królestwo przemysłu rolnego. Bawełna, ryż, trzcina cukrowa, kukurydza, wielka produkcja transgenicznej soi i rekordy zużycia pestycydów. Mato Grosso wygrywa każdą światową konkurencję w dziedzinie agrotoksyczności. Takiego terminu używają ci, którzy potępiają imperium chemii. Brazylia dopuszcza do użytku 3669 pestycydów. To prawdziwe eldorado dla korporacji, głównie europejskich. Sprzedaje się tu produkty zakazane na starym kontynencie

— wskazał narrator w filmie.

Zatrute królestwo to przede wszystkim rynek międzynarodowych korporacji, w tym trzech europejskich gigantów, szwajcarskiej firmy Syngenta oraz niemieckich BASF i Bayer, które w 2018 roku wchłonęły Monsantu. Promują one czyste powietrze i zdrowe produkty, idealną planetę, na której rozwija się zrównoważone rolnictwo — ujawnił.

CZYTAJ TAKŻE: Klimatyczna hipokryzja. Umowa UE–Mercosur: 42 rodzaje pestycydów do Europy

Działania europejskich gigantów

W filmie dokumentalnym ujawniono, że w 2018 roku trzej europejscy giganci sprzedali ponad 80 000 ton pestycydów zakazanych w Europie.

90% produktów pochodzi z fabryk starego kontynentu w Wielkiej Brytanii, Włoszech, Holandii, Niemczech, Francji, Belgii i Hiszpanii.

Zauważono, że używane są m.in takie zakazane środki jak atrazyna i metolachlor.

Silva rerum pod Białym Domem. MEM-y I.

mail:

samochód na memie nazywa się CWS T-1.
T od nazwiska konstruktora Tadeusza Tańskiego patrona samochodówki w Nowym Sączu do której dawno temu uczęszczałem. Ja przynajmniej nie słyszałem o modelu CWS PR-4.

===========================================

Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano