Czy w przyrodzie można odkryć inteligentny projekt? Jak najbardziej – wypracowana do tego została cała teoria naukowa. O szczegółach opowiadał w PCh24 TV o. dr Michał Chaberek OP, zapowiadając wyjątkową na skalę Europy konferencję.
W dniach 13-14 czerwca odbędzie się w Warszawie trzecia konferencja z cyklu „Wiara i nauka w dobie sekularyzacji”. Tym razem hasłem przewodnim będzie pytanie: „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję?” Konferencja jest współorganizowana przez Stowarzyszenie Księdza Piotra Skargi. To wydarzenie wyjątkowe na skalę nie tylko Polski, ale całej Europy. W wydarzeniu weźmie udział kilku wybitnych uczonych z różnych krajów świata.
O szczegółach konferencji opowiadał w PCh24 TV jeden z z inicjatorów i zarazem prelegentów, o. dr Michał Chaberek OP.
– Staramy się zapraszać do Polski naprawdę wybitnych naukowców. Oczywiście to nie są naukowcy, o których by Państwo usłyszeli na pierwszych stronach pism jak „Science” czy „Nature”.
To są naukowcy wybitni w tym sensie, że odważyli się zakwestionować paradygmat darwinistyczny w nauce. To ich wypchnęło z mainstreamu, ale to ludzie, którzy pracują na znanych uniwersytetach i mają wybitne osiągnięcia naukowe – powiedział o. dr Michał Chaberek.
– Ci naukowcy postanowili porzucić myślenie w paradygmacie darwinowskiego materializmu na rzecz paradygmatu inteligentnego projektu. Paul Nelson jest biologiem, Robert Stackpole teologiem, William Dembski matematykiem i filozofem nauki. To ludzie bardzo kompetentni; nowością i szczególną cechą naszej konferencji jest to, że co roku mamy wśród prelegentów przyrodników, a nie wyłącznie teologów i filozofów. Dzięki temu nasi adwersarze nie mogą powiedzieć: porozmawiajcie z biologami, oni wam „powiedzą”. Tak właśnie robimy, co roku mamy biologów – i zapraszamy naszych przeciwników, żeby ich posłuchali – dodał.
Jak wyjaśnił, wśród tegorocznych prelegentów najbardziej znaną postacią jest William Dembski, jako twórca bardzo poważnych argumentów na rzecz inteligentnego projektu, w tym tak zwanego „filtra eksplanacyjnego”. Dembski przedstawił naukową metodę odkrywania projektu w przyrodzie. Kwestia polega na tym, że – jak wiadomo choćby z nauczania I Soboru Watykańskiego – używając rozumu możemy odkryć Boga jako źródło i cel wszystkich rzeczy. Z kolei teoria inteligentnego projektu pozwala na odkrycie działania inteligencji w przyrodzie. Posługując się naukowymi metodami można wykazać, że w przyrodzie zakodowana jest informacja, która została zaszczepiona właśnie przez inteligencję mającą źródło poza człowiekiem.
Teoria inteligentnego projektu nie odpowiada na pytanie o tożsamość tej inteligencji, bo to robi już filozofia czy teologia; wykazuje jednak dobitnie, że taka pozaludzka inteligencja przyrodę ukształtowała.
Przechodzenie jednych gatunków w drugie jest niemożliwe. Dlatego teoria darwinistyczna to błąd. Mówił o tym znany dominikanin, ojciec profesor Michał Chaberek.
O. prof. Michał Chaberek był gościem konwersatorium „Wiara i Rozum” na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Konwersatorium współorganizuje parafia pw. św. Jadwigi Królowej. Dominikanin jest doktorem habilitowanym teologii, znawcą myśli św. Tomasza z Akwinu, pracownikiem Fundacji En Arche. Od lat zajmuje się krytycznie teorią ewolucji. W ramach konwersatorium zaprezentował wykład pt. „Czy katolik musi być ewolucjonistą? O teologicznych i filozoficznych problemach teorii Darwina”.
==================================
– Na początku trzeba zdefiniować pojęcie teorii ewolucji. Wiele nieporozumień wynika z braku definicji, dlatego ja zawsze od tego zaczynam. Rozumiem pod tym pojęciem teorię, która mówi, że całe życie – wszystkie formy życia – pochodzą od jednego przodka, na zasadzie naturalnych zmian. To jest tak zwana biologiczna makroewolucja – wskazał.
– Przedmiotem mojej krytyki nie będzie mikroewolucja, czyli drobne zmiany w obrębie gatunku, które możemy obserwować i które nie stanowią kontrowersji w dialogu ewolucjonizmu z kreacjonizmem. Mikroewolucja jest faktem. Jeżeli biolodzy mówią, że ewolucja jest faktem – to mają rację, o ile mają na myśli mikroewolucję – stwierdził.
Jak wyjaśnił, chodzi o takie zmiany, jak uodpornienie się bakterii na antybiotyki, zmiana koloru czy grubości futra zwierząt i tak dalej.
Faktem nie jest za to coś innego, powiedział. – Na przykład, że małpy zmieniają się w ludzi, albo gady w ptaki. Nie obserwujemy tego– wskazał.
Ojciec profesor mówił zarówno o filozoficznych, jak i o teologicznych problemach z teorią ewolucji w sensie makroewolucji biologicznej. Podkreślił, że podstawą jest dla niego filozofia św. Tomasza z Akwinu. Nie chodzi tu o eksperymentalne badanie rzeczywistości, ale o wysoce abstrakcyjną refleksję nad rzeczywistością – o metafizykę. Podstawowym pytaniem metafizyki jest pytanie o byt – a twierdzeniem metafizyki tomistycznej jest, że byt istnieje.
Pod kątem krytyki teorii ewolucji najważniejszą są dwa problemy, które wynikają z metafizyki klasycznej. Pierwszym jest problem dostatecznej przyczyny, a drugim problem powstawania nowych form substancjalnych. Można byłoby wymieniać jeszcze więcej problemów, ale właśnie te dwa są fundamentalne.
W przypadku problemu dostatecznej przyczyny chodzi o to, że każdy skutek musi mieć proporcjonalną przyczynę. – Jeżeli pociąg ma jechać, to musi mieć lokomotywy ze sprawnym silnikiem. Jeżeli będą tylko wagony, to pociąg nie pojedzie, ponieważ nie ma przyczyny, która by ją mogła pociągnąć. Jeżeli będzie lokomotywa, a nie będzie miała sprawnego silnika, pociąg nie pojedzie, bo nie ma adekwatnej przyczyny. Skutek nie może być większy od przyczyny. To, powiedziałbym, rozumowanie zdroworozsądkowe. Nie trzeba być nawet metafizykiem, żeby wiedzieć, że każdy skutek ma proporcjonalną przyczynę – wskazał.
Niektórzy mówią, że Bóg posłużył się ewolucją, żeby wytworzyć określone gatunki. To jest założenia tak zwanego teistycznego ewolucjonizmu. – Bóg stworzył ewolucję, działając przez nią, stworzył gatunki – wskazał. Rzecz jednak w tym, że jest to ułomna teoria. Ewolucji brakuje po prostu narzędzi, które pozwoliłyby osiągnąć zakładany tu skutek. To trochę tak, jakby ktoś próbował pokroić skałę plastikowym nożem. Nie da się tego zrobić – nóż służy wprawdzie do krojenia, ale taki nóż może pokroić masło, nie skałę. Bóg wprawdzie mógłby pokroić skałę plastikowym nożem, ale wówczas działałby pomimo wtórnej przyczyny – czyli pomimo plastikowego noża – a nie dzięki niej. Tak samo jest z ewolucją, wskazał.
Otóż darwinistyczny mechanizm ewolucyjny, czyli dobór naturalny w oparciu o przypadkową zmienność, choćby w mutacjach genetycznych, nie jest w stanie wytworzyć nowych gatunków. Może w części tłumaczyć mikroewolucję, czyli drobne zmiany w obrębie gatunku – ale nie może tłumaczyć przejścia jednego gatunku w drugi. To tak, jakby kroić skałę plastikowym nożem – to po prostu tak nie działa.
Wystarczy zastanowić się, jak gad miałby przekształcić się w ptaka. Stoi tu na drodze cała masa skomplikowanych problemów „technicznych”. Potrzebne są skrzydła o bardzo specyficznej budowie. Konieczny jest zupełnie inny metabolizm. Inny układ oddechowy. Potrzeby jest inny szkielet – bo ptak musi być lekki, więc ma tzw. szkielet pneumatyczny, zupełnie inny, niż gad. Żeby stworzyć ptaka, trzeba go zaprojektować. Tymczasem proces ewolucyjny jest procesem ślepym – darwiniści mówią o tym bardzo jasno. Skoro jest ślepy, nie ma rozumu, działa na zasadzie przypadku – to nie może przekształcić gada w funkcjonującego ptaka. Nie może wymyślić rozwiązań technicznych, które są do tego potrzebne.
Pojawia się zatem drugi wcześniej wzmiankowany problem, powstawania nowych form substancjalnych. Otóż zmiana przypadłościowa, czyli dotycząca tylko pewnych jakby dodatkowych elementów, a nie samej istoty, nie wywołuje zmiany substancjalnej. Przykładem może być długopis. Jeżeli zdejmie się skuwkę, nadal będzie to długopis. Jeżeli jednak rozłoży się go na poszczególne części, nie będzie to już długopis – będą to osobne elementy. Tak samo jest z istotami żyjącymi. Krowy mogą być różne – różnią się przypadłościami, kolorem, kształtem rogów i tak dalej, ale są to zawsze krowy – mają tę samą istotę. Jeżeli pozbawilibyśmy krowy rogów, ogona, uszu, a nawet nóg – dalej będzie to krowa. Jeżeli jednak utniemy krowie głowę – nie będzie to już krowa, tylko głowa krowy oraz reszta ciała – mięso krowie. W pewnym momencie, przeprowadzając zmiany, utraciliśmy istotę krowy…
Jakie to wszystko ma implikacje dla teorii Darwina, o tym o. prof. Michał Chaberek opowiedział w wykładzie. Zapraszamy do jego obejrzenia.
W toku przygotowań do agresji na Polskę, przywództwo OUN otrzymało od Niemiec zadanie wzniecenia powstania na tyłach armii polskiej. Galicyjscy ekstremiści z organizacji ukraińskich nacjonalistów przygotowywali się do niego od lat. Pakt Ribbentrop-Mołotow zdezaktualizował jego potrzebę. Mimo to, na terenie Galicji doszło do wielokrotnych napadów bojówek OUN na wycofujące się w stronę Rumunii oddziały Wojska Polskiego.
Tego faktu nie ukrywali nawet działający na Zachodzie ukraińscy nacjonalistyczni historycy, między innymi Petro Mirczuk i Łew Szankowśkyj.
Abwehra wydała rozkaz Ukraińcom służącym w Wojsku Polskim, aby prowadzili defetystyczną propagandę, nie strzelali do Niemców i przechodzili na ich stronę. W Wojsku Polskim służyło ponad 150 tys. Ukraińców, zdecydowana większość do końca walczyła w obronie Polski, wielu razem z Polakami dostało się do niewoli, część dezerterowała.
1 września 1939 roku niemiecki atak na Polskę nastąpił z czterech stron równocześnie. Ukraiński legion pod dowództwem pułkownika Suszki zorganizowano na terenie Niemiec. Został włączony w skład 14 Armii Niemieckiej gen. W. Lista, która zaatakowała Polskę od południa. Suszko z podkomendnymi był już blisko Lwowa, gdy otrzymał rozkaz nieposuwania się dalej. Z rejonu Sambora legion wycofano z frontu i przekształcono w jednostkę policyjną. Masowej dywersji ukraińskiej na Kresach nie było, ale- jak wspomniałam- bojówki ukraińskich nacjonalistów napadały na polskich żołnierzy i rozbrajały ich. Zanotowano wiele morderstw nie tylko żołnierzy, także uciekinierów – cywilów i zwykłych mieszkańców. Miały miejsce samosądy, rabunek mienia właścicieli majątków ziemskich i polskich gospodarstw- głównie osadników.
Ginęły po okrutnych torturach, także kobiety, starcy i dzieci. Często zabijano wszystkich, by ocalali nie mogli pobiec po pomoc. Był to przedsmak tego, co miało nastąpić cztery lata później na Wołyniu. Symbolem tego był mord w Sławentynie 17/18 września, gdzie Ukraińcy zamordowali brutalnie, z użyciem siekier, wideł i łopat od 50 do 85 Polaków. Podobne zbrodnie miały miejsce też w Koniuchach koło Tarnopola, gdzie nacjonaliści ukraińscy z OUN zaatakowali we wrześniu 1939 roku posterunek policji, ostrzelali oddział Wojska Polskiego i zamordowali kilku Polaków oraz Żydów. 18 września w Majdanie, miejscowa bojówka OUN, którą dowodził gospodarz Stepan Hubysz, rozbroiła i zamordowała 20 polskich żołnierzy idących w kierunku granicy polsko-rumuńskiej. Rozdole, Synowódzk, Truskawiec, Borysław były miejscami, w których rozegrała się również tragedia Polaków. Wśród uśmierconych był m. in. burmistrz Jasła, Władysław Dworkiewicz, zamordowany w połowie września wraz z 47 innymi polskimi uciekinierami koło Koniuchów. W Rozdole z kolei zamordowano 6 policjantów i 4 urzędników.
17 września 1939 roku we wsi Jasienica Solna pow. Drohobycz bojówkarze OUN otoczyli odpoczywających w stodole 15 żołnierzy WP, zamknęli wrota i podpalili – żołnierze spłonęli żywcem. W nocy z 18 na 19 września 1939 roku we wsi Horożanka pow. Podhajce bojówka OUN napadła na 5-osobową polską rodzinę nauczycieli, która schroniła się w piwnicy. Ukraińcy przynieśli słomę, oblali naftą i podpalili. W płomieniach zginęło małżeństwo nauczycieli, ich dziecko i rodzice nauczyciela. Zamordowano kierownika szkoły Jana Groszka, jego żonę i kilkumiesięczne dziecko oraz około 50 innych rodzin polskich. 19 września 1939 roku we wsi Schodnica pow. Drohobycz bojówkarze OUN rozbrajali grupki żołnierzy WP idących do Rumunii i zamykali w drewnianym baraku, który potem oblali benzyną i podpalili – żywcem spłonęło 50 żołnierzy.
W pierwszych dniach września 1939 roku we wsi Karpiłówka pow. Sarny chłopi ukraińscy zamordowali gajowego Bagińskiego. Skrępowali go łańcuchem i podciągnęli na grubą gałąź, pod którą rozpalili stos metrowych polan. Wśród gwizdów, krzyków i śmiechu upiekł się żywcem i spopielił. Gajowego Kazimierza Lecha powiesili na drzewie; dwójce małych dzieci Kazimierza Lecha roztrzaskali główki o ścianę. Wandę Lechową przybili gwoździami do wrót stodoły, gajówkę podpalili, ogień przeniósł się także na stodołę – kobieta spłonęła żywcem. We wrześniu 1939 roku we wsi Jaśniska pow. Gródek Jagielloński miejscowi Ukraińcy spalili żywcem w stodole 32 żołnierzy WP. W Zahoczewie pow. Lesko Niemcy pozwolili Ukraińcom przez 24 godziny robić z Polakami, co im się tylko podobało. Miejscowi Ukraińcy wtedy ograbili i spalili dwa polskie domy: Stanisława Lorenca i Pawła Olszanieckiego, oraz zamordowali 2 osoby: żonę Stanisława spalili żywcem w budynku, a Antoniego Łopuszańskiego zakłuli nożami.
W nocy z 17 na 18 września pod Potutorami k. Brzeżan doszło do napadu na polską kolumnę zmotoryzowaną. Polskie samochody ostrzelano pociskami zapalającymi i obrzucono granatami. Zginęło 32 polskich żołnierzy, 50 zostało rannych. W wioskach Stawyżany i Obroszyn doszło do rzezi Polaków – niektóre szacunki mówią o wymordowaniu nawet 500 osób. W Kodeńcu k. Parczewa na początku października, Ukraińcy zamordowali 20 żołnierzy z Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”. Dalsze mordy przerwało przybycie okupacyjnych oddziałów niemieckich i sowieckich.
To tylko pojedyncze przykłady. Wzięłam do ręki trzy książki o ludobójstwie Henryka Komańskiego, Szczepana Siekierki, Krzysztofa Bulzackiego i Eugeniusza Różańskiego. Niebotyczne trzy dzieła. Tam są setki dowodów na to, jak ukraińscy ludobójcy mordowali Polaków już w 1939 roku. Wypisanie tych miejscowości i ofiar zajęłoby mi chyba trzy miesiące.
Szacuje się, że w 1939 r. Ukraińcy dokonali ok. 400 ataków i zamordowali ok. 2-3 tys. Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Szacuje, bo nie znamy wszystkich incydentów ani liczby ofiar. Dywersja objęła 183 polskie miejscowości. OUN przyznała się do pojmania 3610 Polaków i zabicia 769.
„Legion Ukraiński” był jedyną jednostką legionową, która wzięła udział we wrześniu 1939 roku w agresji na Polskę u boku Wehrmachtu. Idąc od strony Słowacji, chciał jak najszybciej połączyć się z tą rizuńską czerniawą, która mordowała uciekających przed Niemcami Polaków. Udało się to częściowo, bo te tereny po 17 września zajęli Sowieci. Ukraińscy legionerzy swoją bezsilną złość wyładowali na polskich jeńcach wojennych, którzy powierzeni ich pieczy, zostali w Uszycach spaleni żywcem w chłopskiej stodole – pisał prof. Edward Prus w „SS-Galizien –patrioci czy zbrodniarze?”.
Wojacy Suszki jako pierwsi mundurowi rozżagwiali nienawiść zarówno do Żydów, jak i do polskości. Oni pierwsi realizowali uchwałę podjętą w 1929 roku na I Kongresie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, która zakładała zbrodnię ludobójstwa jako sposób na „usunięcie wszystkich czużyńców”. Usunięcie to znaczy wymordowanie.
Dopiero rok 1941 takie możliwości rzeczywiście stworzył – najpierw w odniesieniu do Żydów. Ogień i krew, a także bestialstwo przekraczające ludzką wyobraźnię będą towarzyszyć żołdakom SS-Galizien gdziekolwiek rzuci ich los z rozkazu niemieckich panów, po wojnie natomiast wiernym ich towarzyszem będzie „zbawienne” kłamstwo, w którym ugrzęzną po same uszy. Żołdacy ci czerpali pełnymi garściami nie tylko z najgorszych tradycji hajdamackich, ale także z przykładów swoich poprzedników, mianowicie z „Legionu Ukraińskiego” Romana Suszki, batalionów „Nachtigall” i „Rolland” i kurenia im. Konowalca.
To była jedna z metod zbudowania państwa ukraińskiego. Przypomnę, że zgodnie z ideologią nacjonalizmu ukraińskiego celem strategicznym było zbudowanie imperium ukraińskiego. Uchwała OUN z 1929 r. mówi: nacja zwiększa swoje biofizyczne siły na jednocześnie poszerzonej bazie terytorialnej. Cel strategiczny minimum, sformułowany na tym kongresie, sprowadził się do zbudowania soborowego państwa ukraińskiego na wszystkich ukraińskich terytoriach etnograficznych. Chodziło o państwo o obszarze 1.200.000 km. kwadratowych, sięgające od Krynicy w Krakowskim na zachodzie, do granic Czeczenii na wschodzie. Według ocen OUN w skład obecnie istniejącego państwa ukraińskiego mają być włączone terytoria należące do Polski: PODLASIE, CHEŁMSZCYZNA, NADSANIE, ŁEMKOWSZCZYZNA.
17 września 1939 r. Armia Czerwona łamiąc pakt o nieagresji zawarty 25 lipca 1932 r. zaanektowała wschodnie województwa Polski. 22 września Lwów był już po stronie radzieckiej. Jak podaje Wiktor Poliszczuk ponad 20 tys. aktywistów i sympatyków OUN przekroczyło linię demarkacyjną, aby w utworzonym przez Niemców Generalnym Gubernatorstwie nadal działać w interesie Abwehry. Pozostali na tzw. zachodniej Ukrainie jako „biadniacy” wchodzili w struktury władzy radzieckiej, w aliansie z Żydami nakładali czerwone opaski i działali na szkodę Polaków, sporządzali listy do wywózek i pomagali przy deportacji rodzin polskich w głąb Rosji. Miejscowi Ukraińcy w polskich domach szukali broni, konfiskowali radia i rowery. GG Kraków stał się siedzibą działaczy OUN, tu znalazł się Bandera, Łebied, Sydor, z Gdańska przybył Szuchewycz. Ukraińscy policjanci z byłego legionu Suszki, rozmieszczeni w górach, wyłapywali Polaków przedzierających się przez Słowację do Armii Polskiej we Francji. W Krakowie W. Kubijowycz powołał finansowany przez Abwehrę Ukraiński Centralny Komitet UCK, został jego przewodniczącym.
Abwehra – wywiadowcza i dywersyjna centrala Wehrmachtu była zainteresowana neutralizacją polskiego ruchu podziemnego, Kubijowycz wszystkie problemy omawiał z Oberlaenderem. UCK w czasie okupacji niemieckiej prowadził politykę ukrainizacji na obszarach „ukraińskich”, Podlasia, Chełmszczyzny, Nadsania i Łemkowszczyzny. Ludność ukraińska w GG pozostawała w statusie ludności uprzywilejowanej. Na Lubelszczyźnie powstawała duża sieć komórek OUN-USN (Ukraińska Samoobrona Narodowa) współpracująca z okupantem na rzecz osłabienia polskiego ruchu oporu oraz eksterminacji ludności polskiej w ramach realizacji niemieckiego Generalnego Planu Wschodniego. Od jesieni 1940 r. do lata 1943 r. na Zamojszczyźnie Niemcy powadzili akcję wysiedlenia Polaków z 297 wsi, osiedlali tam Niemców i Ukraińców.
Reasumując: Agresja Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. była początkiem II wojny światowej, w której OUN wzięła bezpośredni udział przez zorganizowanie i włączenie do składu Wehrmachtu jednostki nazwanej „Legion Ukraińskich Nacjonalistów” pod dowództwem Romana Suszki. Oddział ten wziął udział w agresji Niemiec na Polskę, a więc OUN współuczestniczyła w agresji, była współsprawcą wybuchu II wojny światowej. Działała po stronie agresora.
Danuta Wojciechowska
Problematyką ukraińskiego nacjonalizmu interesuję się od dawna. Zawsze chciałam poznać przyczyny, które doprowadziły Ukraińców do dokonania tak straszliwej zbrodni na Polakach i innych narodowościach w czasie, gdy Wołyń był zapleczem niemieckiego frontu wschodniego ze wszystkimi z tego tytułu wynikającymi konsekwencjami. Kontynuuję dzieło swojej Mamy-Kresowianki, świadka i badacza zbrodni ludobójstwa na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. Tekst ukazał się na portalu wprawo.pl
Oto jedno z najczęściej zadawanych pytań, w duchu i na głos. I zwykle brak miarodajnej odpowiedzi.
A skoro tak, nie ma również pomysłów, co takiego zrobić, aby jednak ci śpiący Polacy zechcieli łaskawie przebudzić się na tyle, aby zająć się na poważnie swoimi sprawami i uchronić samych siebie przed zgubą.
W taką bowiem otchłań pchają nas ludzie, udający polskich polityków, wysługujący się największym degeneratom świata. W tą właśnie stronę ciągną nas wszystkie procesy ekonomiczne, finansowe, polityczne i społeczne, uruchomione na tzw. Zachodzie po II Wojnie Światowej. Przypominam to gwoli obowiązku, powinno to bowiem już być oczywiste dla czytelników tego portalu, odsyłam do wcześniejszych publikacji.
Polacy jednak dalej zdają się jakby tego nie dostrzegać, nadal robiąc to, co robili wcześniej, niektórzy nawet jeszcze bardziej. Ci, mający więcej świadomości narzekają, że przez swoją świadomość coraz bardziej są osamotnieni. Wielu jest takich, którzy już zorientowali się, czym jest Zielony Ład i transformacja energetyczna, i próbują o tym komuś powiedzieć. Inni chcą przekazać prawdę o wielkim przesiedleniu Ukraińców i banderyzacji oraz o Pakcie Migracyjnym i zagrożeniu wielo-antykulturową imigracją.
Jeszcze inni, uświadomieni w sprawach oświaty próbują ostrzec rodziców o potężnych zagrożeniach, jakie na dzieci i rodziny sprowadzane są wraz z kolejnymi tzw. reformami edukacji. Najmocniej brzmią ci świadomi, którzy widzą próby wciągnięcia Polski do wojny przeciw Rosji i przestrzegają przed tym. Zwykle ludzie ci narzekają, że odwracają się od nich wcześniej bliscy znajomi i rodzina, co zaczęło się w nasileniu od czasu plandemii. Inni spotykają się z wrogością, nienawiścią, pogardą, a w najlepszym razie z obojętnością tych, w których interesie występują.
Czy można to jednak nazwać spaniem? Przecież ci ludzie normalnie funkcjonują, wykonują w jakiejś pracy jakieś czynności, przemieszczają się, robią zakupy, oddają się rozrywce, słuchają i oglądają jakieś treści, wyjeżdżają na wakacje. Zaiste, śpią wtedy, kiedy śpią, a kiedy nie śpią, znajdują się na jawie. Nie mówmy więc, że Polacy śpią, bo nadużywamy pojęcia snu. A jednak nie reagują na rzeczywistość, której nie da się już nie zauważyć, to znaczy zachowują się standardowo, jakby w ciągu ostatnich lat nie wydarzyło się nic szczególnego, i jakby nic im nie zagrażało. Nadal słuchają tych samych programów i tych samych (pseudo)polityków. Na tamto reagują, tam nie śpią, tylko oglądają, słuchają i dają wodzić się za nos notorycznym zawodowym kłamcom.
Nie jest to więc sen, ale jakieś otępienie, powodujące aż zanik instynktu samozachowawczego. Mogłoby się wydawać, że to stępienie umysłu, i tak jest w istocie, jednak w ramach oficjalnej propagandy lewackiej i pseudoprawicowej łykają treści gładko jak pelikany, i wyciągają wnioski, dostrajając swoje zachowania. Jest to więc stępienie umysłu wybiórcze: na prawdę się zamyka, na kłamstwo otwiera szeroko. Trzeba źródeł tego otępienia szukać poza rozumem.
Na trop źródeł tego dziwnego stępienia naprowadził mnie pan Radosław Pogoda, znany jutuber, w rozmowie na kanale PCh24 w programie „Prawy prosty” którą odbył wraz z panami Witoldem Gadowskim i Łukaszem Karpielem, której link załączam:
Radosław Pogoda, specjalizujący się w doradztwie przedsiębiorcom zna ich wielu od dawna, i z tych doświadczeń wynika pewien wniosek: wśród tzw. biznesmenów niewielu jest takich, którzy kierują się patriotyzmem, którzy w ogóle przejawiają takie uczucia. Większość owa kieruje się swoim osobistym zyskiem i wyznacznikami swojego biznesu. Patriotyzm, wierność ideałom, kontynuowanie tradycji własnych przodków uważają za obciach, ciemnotę i obciążenie, a polskość i katolicyzm za ciemnogród, który trzeba czym prędzej zaorać. W to miejsce należy przyjąć wszystkie wartości postępowego Zachodu, czerpane przez nich przede wszystkim z polskojęzycznych mediów.
Ludzie tacy wiedzą, że obecni uśmiechnięci wasale na Polskę kłamią natrętnie i konsekwentnie i to im nie przeszkadza. Wiedzą, że wszelkie zapewnienia uśmiechniętych o robieniu czegoś dobrego dla Polski i Polaków są kłamstwem od początku do końca, i nie przeszkadzają im jaskrawe sprzeczności. Przeciwne, cieszą się z kłamania ich wybrańców i przyłączają się do tego mentalnie. Uważają bowiem, że w ten sposób postępowa Europa, do której bardzo chcą należeć oszukuje Polaków nastawionych patriotycznie. Dla uśmiechniętych postępowych patrioci to debile i można ich kantować na każdy możliwy sposób, a najlepiej, aby w ogóle zniknęli. Mamy więc do czynienia z rozumowaniem i odczuwaniem talmudycznym.
Przychodzi mi również na myśl jedna z największych grup zawodowych, czyli nauczyciele, a właściwie nauczycielki. To ta grupa ludzi, którzy, a raczej które najmniej interesują się tym, co dzieje się w ich miejscu pracy, a co dotyczy ich przyszłości. Najtrudniej przekazać prawdę o tym, co dzieje się w szkole samym nauczycielom (z których większość to nauczycielki), większość z nich nie chce o tym mówić wcale i szybko uciekają, wracając do stałego, pudelkowego paplania, a każdego, kto chce je uświadomić traktują jak wroga. Jednocześnie w grupie tej dominują poglądy, określane jako lewackie, co objawia się wrogością i pogardą wobec wszystkiego, co polskie i katolickie. Zamiast tego bezkrytyczne zakochanie we wszystkim, co lansowane przez polskojęzyczne media, ostatnio był to Trzaskowski. Jednocześnie grupa ta jak żadna inna pełna jest frustracji, życiowych niepowodzeń i rozwodów. Trudno dociec, co jest tu skutkiem, co przyczyną, ale na pewno wzajemnie się warunkuje, a potężnym wzmocnieniem były studia, od pewnego czasu obowiązkowe dla wszystkich w szkole, prowadzone przez postmodernistów, neomarksistów i masonów. Stosunek do kultury przodków i własnego narodu, podobnie jak pośród większości tzw. biznesmenów – talmudyczny.
Można by wyszukiwać kolejne grupy zawodowe i wskazywać na ten sam kompleks przekonań. Stosunkowo najmniej tak zepsutych ludzi znajduje się wśród rolników, dlatego Unia robi wszystko, aby zniszczyć tą grupę społeczną i w ogóle ten sposób życia. Jest jednak przeciwwaga dla zepsucia lewicowo-liberalnego, tak zwana prawica, skupiona dziś wokół starca z Żoliborza i buchaltera z grodu Kopernika. Ci z kolei, mimo że nie gardzą swoim narodem, państwem i kulturą, przyjmują narrację pseudoprawicowych mediów polskojęzycznych, skierowanych właśnie do takich odbiorców. Dla nich głównym napędem jest nienawiść do tamtych drugich, przyjmują więc odpowiednią wersję propagandy i cały swój patriotyzm koncentrują na bałwochwalczym uwielbieniu swoich przywódców. Jeśli więc tamci pierwsi chcą zniszczenia polskości, bo jej nienawidzą, ci drudzy tak bardzo ją kochają, że nie widzą, jak bardzo niszczą ją ich przywódcy.
Dochodzimy więc do konkluzji: co tu jest stępione, o czym można powiedzieć, że śpi? Otóż jest to sumienie. Ci uśmiechnięci od ponad trzydziestu lat przekupywani są iluzją wygodnego życia, co podparte zostało wieloma unijnymi i globalnymi funduszami, za które kupiono sumienia tych ludzi, aby spały wtedy, gdy wrogowie niszczą Polskę. Przekupieni nie chcą więc widzieć, że te dobrodziejstwa z Zachodu, dla których uprawiają mentalną prostytucję pochodzą z rabunku ziem polskich i wyzysku Polaków, a trafiają do Polski jako kredyt, który będą spłacały przyszłe pokolenia, jeśli w ogóle się narodzą. Ta więc część ludności Polski uprawia prostytucje za materialną wygodę życia.
Ci drudzy, autentyczni patrioci, którzy w swoich zakłamanych, zdradzieckich idolach kochają się bardziej, niż w Ojczyźnie oddają Polskę za komfort psychiczny, że wódz wie lepiej i uratuje ich przed tamtymi, co wzmocnione zostało bardzo socjalistycznym rozdawnictwem. Tu więc też występuje prostytucja, tyle, że bardziej mentalna, niż materialna, co nie zmienia faktu, że poglądy te są tak samo destrukcyjne, jak lewicowo-liberalne.
Takiej głupoty nie da się wytłumaczyć po prostu głupotą. Polaków gubi własna prostytucja, oddawanie się obcym ośrodkom decyzyjnym za złudne poczucie bezpieczeństwa, wzmacniane przez transfery finansowe, pochodzące z wyzysku i kradzieży ich samych. Nie chcą jednak tego dostrzec, gdyż za bardzo pogrążyli się w swoich własnych mentalnych burdelach. Właściwe więc pytanie nie powinno brzmieć: „kiedy się obudzą?” ale „kiedy przestaną się kurwić?”.
W tej sprawie jednak zachodzi powolny, ale stały progres: coraz więcej Polaków dojrzewa do tego, aby zobaczyć, jak sprawy mają się naprawdę i poszukiwać rozwiązań polskich, a nie obcych. Czas na to najwyższy, bo przez własne niegodziwości Polacy zasłużyli na to, aby zaliczyć bardzo porządne ciosy. Zasłużyliśmy w pełni na dziejową katastrofę, do której jesteśmy pchani, przez to, że zaślepieni własną prostytucją stanowczo zbyt mało oponowaliśmy.
Większą winę ponoszą co prawda tzw. elity, a lud mniejszą, ale tych zwykłych ludzi również nic nie zwalnia z obowiązku używania własnego sumienia. Teraz zaś mamy bardzo prostą alternatywę: albo sami obudzimy swoje sumienia i przestaniemy się prostytuować, albo zrobią to za nas nasi stręczyciele. Jeśli zrobimy to sami zawczasu, zaburzy to nasz komfort psychiczny, ujrzymy bowiem własną ohydę spustoszenia, co jednak będzie wstępem do szybkiej odbudowy.
Jeśli zaś zrobią to oni, nasze przebudzenie będzie bolesne, krwawe i przejdzie do historii, opowiadanej przez innych już mieszkańców naszych ziem swoim dzieciom, które nie będą nawet znały polskiej mowy. Może jednak uda się wykoślawić plany naszych wrogów, i w tej Sodomie, w którą sami Polacy pod przewodem skorumpowanych pseudoelit zamienili Polskę, znajdzie się choć dziesięciu sprawiedliwych.
Chcesz dowiedzieć się, jak uniknąć prostytucji? Czytaj „Poradnik świadomego narodu”:
Sztuka realizuje potrzeby ekspresji, twórczości, harmonii i piękna. Jest człowiekowi niezbędna. „Inaczej, ale nie mniej niż zaspokajanie głodu czy znalezienie schronu. Jest na pewno potrzebnym składnikiem cywilizacji i kultury” Władysław Tatarkiewicz: („Parerga”, PWN 1978 s. 93).
Sprawdzianem sztuki jest reakcja na nią jako zachwyt, wzruszenie lub wstrząs. Historia pojęcia sztuki sięga czasów starożytnych. Przez wieki oznaczała wytwarzanie według reguł, obejmując sztuki piękne i rzemiosło. Ewolucja tego pojęcia doprowadziła w XVIII w. do wyróżnienia architektury, malarstwa, rzeźby, muzyki, tańca, literatury pięknej, co skutkowało powszechnym uznaniem, że tym co je charakteryzuje, jest piękno. Taka koncepcja sztuki przetrwała do początku XX w. (por. Władysław Tatarkiewicz, tamże, s.84 i nast.). Z czasem definiowano sztukę jako odtwarzanie rzeczy lub konstruowanie form, bądź tez wyrażanie przeżyć. „O samych sztukach, to znaczy o ich praktyce, nieraz mówiono, że nie ma w nich postępu. Mówiono, i słusznie, że Szekspir, Goethe, Tołstoj nie są powyżej Ajschylosa i Homera, że Michał Anioł nie jest doskonalszy od greckich rzeźbiarzy, że Rembrandt nie jest większym artystą od van Eycka. Artyści są różni, sztuki mają rozmaite formy i style. Zmieniają się i to nawet często. Są w nich zmiany, ale nie ma postępu” (Wł. Tatarkiewicz, „Droga przez estetykę” PWN 1972, s.221- 222) . Z kolei w swoim opus magnum „Dziej sześciu pojęć” (PWN 1975, s. 9), Tatarkiewicz podkreśla m.in., że piękno od czasów Platona jest w kulturze Zachodu uważane za jedną z trzech obok dobra i prawdy, najwyższych wartości.
Od sztuki do degradacji
W omawianej tu książce „Sztuka współczesna. Anatomia upadku”prof. Roman Konik analizując ewolucję sztuki (głównie plastycznej) na przestrzeni wieków i jej nowatorstwo, nawet skandalizujące i szokujące odbiorców (jak fresk z nagościami w Kaplicy Sykstyńskiej w wizji Sądu Ostatecznego Michała Anioła, przykłady twórczości Paola Veronese, Caravaggia, Goyi czy Velazqueza) podkreśla, ze realizowane było jednak w wypracowanych na gruncie tradycyjnych ram sztuki.
Fundamentalnym dla Europy był okres rozwoju cywilizacji łacińskiej, ukształtowanej przez filozofię grecką, prawo rzymskie i religię chrześcijańską, kiedy to człowiek w niej żyjący funkcjonował w bardzo wyrazistym i czytelnym systemie wartości, wiedząc co jest dobre i złe, kim jest wróg i gdzie można znaleźć swój azyl. To była jego duchowa macierz. To ta cywilizacja jako jedna z pierwszych dostrzegła niepowtarzalność każdego człowieka jako jednostki i doceniła jego duchowość, która była nadrzędna w stosunku do tego, co dostępne na co dzień w świecie materialnym.
Publikacja przedstawia konsekwentny proces zrywania z tradycyjnym rozumieniem sztuki oraz jej degradację poprzez zanikanie poczucia estetycznego: wrażliwości na piękno, harmonię i ład u twórców i tego konsekwencje u jej odbiorców. „Czas jasności w kwestii wartości został nadszarpnięty na początku XX wieku, kiedy na scenę światową wkracza wielka rewolucja komunistyczna, która jednostkę degraduje do mało istotnego elementu wielkiego kolektywu…” (s. 115), co ilustrują choćby słowa wiersza Włodzimierza Majakowskiego: „jednostka zerem, jednostka bzdurą…” Rewolucja uderzała w każdą dziedzinę życia, także w sferę sztuki i – będącej jej spoiwem – sferę religii, dążąc do stworzenia nowego człowieka, którego świat sztuki nie będzie zadziwiał i krzepił, nie będzie oazą bezpieczeństwa, tłumaczącą zagadnienia wymykające się nauce lub religii. To tradycyjna sztuka oraz religia stały na przeszkodzie celom rewolucji. Autor przypomina „uśmiercenie” Boga przez pluton egzekucyjny czerwonoarmistów strzelających w niebo po „wyroku” sądu zorganizowanego przez ludowego komisarza oświaty Anatolija Łunaczarskiego na polecenie Lenina pod koniec 1922 r., w wyniku narady poświęconej polityce kulturalnej, z udziałem Georgy Lukácsa z Węgier.
Na Zachodzie terror zamieniano na metody „prania mózgów”, czyli wmawiania umysłom przez ludzi typu Antonio Gramsciego czy György Lukácsa, że dotychczasowa kultura kształtuje fałszywą burżuazyjną świadomość. Dlatego należy rugować religię, tradycyjną sztukę i niszczyć rodzinę, bo na nich opiera się siła zachodniej cywilizacji, a każdy, kto krytykuje postępową sztukę, zasługuje na miano faszysty… To Gramsci sprawił, że leninowska walka rewolucyjna ze sfery nade wszystko ekonomicznej przeniosła się w sferę kultury na Zachodzie, a jej efektem było stopniowe przejęcie władzy nie tyle politycznej, co instytucjonalnej poprzez konsekwentny marsz neomarksistów przez koncerny medialne, system edukacji i ośrodki sztuki.
Zapleczem intelektualnym tej kulturowej rewolucji na Zachodzie była szkoła frankfurcka ( Instytut Badań Społecznych), której początki sięgają roku 1923, a której najbardziej znanymi przedstawicielami byli Max Horkheimer, Lukacs, Herbert Marcuse (późniejszy ideolog rewolty studenckiej 1968 r.), Theodor Adorno, Erich Fromm. Po dojściu Hitlera do władzy jako osoby pochodzenia żydowskiego emigrują do USA, gdzie oblegają wyższe uczelnie, w tym Columbia University i University of California.…
Autor podkreśla, że papierkiem lakmusowym zdobyczy marksizmu kulturowego jest właśnie sztuka współczesna. Uosobieniem rewolucji na gruncie sztuki był okres jej niszczycielskich, tj. „postępowych”, jak twierdzono zmian, a które łączyła nienawiść do tradycji i radykalizm w dążeniu do zmiany samego rozumienia sztuki, a nawet atak na jej fundamenty, zwany okresem Wielkiej Awangardy (umownie 1905-1930 ). Rewolucja przemysłowa – jak podkreśla Autor – nie była główna przyczyną odrzucenia tradycyjnej sztuki. Główne kierunki tu omówione to futuryzm, dadaizm, konceptualizm. „Awangardzistów najbardziej uwierała sztuka, która od czasów helleńskich traktowana była jako rozumne wytwarzanie, w którym manifestuje się zarówno odtwarzanie natury, jak i twórcza fantazja artysty… Na przestrzeni wieków tak pojmowana sztuka pełniła rolę rezerwuaru nadziei i marzeń, gdyż dzięki wyobraźni artysty i jego doskonałości warsztatowej ukazywała to, co niedostępne w codziennym doświadczeniu i pełniła rozliczne funkcje, od dydaktycznej, religijnej, wychowawczej, terapeutycznej po czysto estetyczną.”(s.17). Mechanizm mimezis polega na zręcznym połączeniu tego, co dostrzeżone z tym, co wyobrażone.
Leninowska koncepcja nowości i postępu, który rzekomo odnaleźli jego propagatorzy w sztuce, miała za cel pozbawienie jej aury sacrum (gdy jej odbiorca mógł stawiać pytania metafizyczne) poprzez znoszenie różnicy między świętem a codziennością, między wyjątkowością a pospolitością pod pretekstem zbliżenia sztuki do życia i rzekomej estetyzacji życia codziennego – z drugiej strony. Dadaiści, jak np. Duchamp nadawali przedmiotom codziennego użytku (ready mades), jak łopata, koło od roweru, pisuar, rangę „gotowego” dzieła sztuki, by w efekcie postawić znak równości między sferą sacrum i profanum. Wykreowany na gwiazdę Andy Warhol zaczynając od dekoracji wystaw sklepowych dążył do połączenia sztuki z dekoratorstwem (pop – art.). Celowo przecinano relacje artysta – dzieło sztuki – odbiorca.
Odrzucenie figuratywności powodowało konieczność egzegezy przesłania tworzonych dzieł, pisania traktatów i interpretacji tłumaczących czym jest dana abstrakcyjna, niezrozumiała kompozycja, co wyraża i do czego się odwołuje. Uwikłano sztukę w skandale i prowokacje, w twórczości odrzucono intencję na rzecz przypadkowości, zwłaszcza, że każdy może być artystą (nawet małpa i świnia!) Celem sztuki nie było już dostarczanie estetycznych wartości, a prędzej zabawy samemu twórcy, a irytacji, groteski, a nawet obrzydzenia – odbiorcy, a także chodziło o znoszenie relacji twórca – odbiorca (dadaiści, surrealiści), a nawet o anihilację sztuki. Przejawem postępu stał się duch nauki, skoro natura została odrzucona. Obraz abstrakcyjny nosi charakter neutralnego decorum dla odbiorców, podobnie w muzyce utwór ambient nie ma linii melodycznej, a jedynie plamy dźwiękowe w luźnej kompozycji. Zabawne było sprzątnięcie instalacji neo-awangardzisty D. Hirsta. Nie ma jak w domu (bałaganu) przez rzetelną sprzątaczkę w nowojorskiej galerii Myfair w przeddzień pokazu …
Między Leninem a Stalinem
Legitymacją działań awangardzistów i intelektualistów o rząd dusz na niwie sztuki było jakieś gnostyckie silne przeświadczenie o posiadaniu prawdziwej świadomości postępu i zmiany, której potrzebuje odbiorca (w 1932 r. Stalin nazwał literatów inżynierami dusz ludzkich). Czarny kwadrat na białym tle (1916 r.) Kazimierza Malewicza w Rosji uchodzi jako jedno z pierwszych dzieł awangardy. Marc Chagal – komisarz ludowy ds. sztuki w Witebsku – pisał o swej sztuce: „Rosja jest jak skuta lodem. Lenin wszystko poprzewracał do góry nogami, podobnie jak ja to czynię na moich obrazach” (cyt. za R. Konik s.60). Po śmierci Lenina w 1924 r. Stalin kończy okres eksperymentów w sztuce, a w 1937 r. artystów awangardy jako wrogów ludu spotykają represje.
Autor wspomina o fenomenie Pabla Picasso, który wraz z Georgesem Braque stworzył geometryzujący z uproszczonymi formami nurt zwany kubizmem (jego początkiem są Panny z Awinionu). Ale jego międzynarodowa kariera rozpoczęła się wraz ze wstąpieniem do Komunistycznej Partii Francji w 1944 r. Ten obrońca pokoju głosił, że malarstwo nie jest po to by zdobić mieszkania, lecz jest narzędziem wojny, natarcia i obrony przed wrogiem (s.70).
Marc Chagal
Futuryści walczyli z tradycją, obyczajami i kulturą narodową; poezję traktowali jako zbiór, często przypadkowych, wyrazów – odrzucając podział na treść i formę, afirmowali przemoc głosząc, że nie ma już piękna poza rewolucyjną walką w celu sformatowania nowego człowieka. Majakowski, Pasternak, Gonczarowa, Liwszyc wzywają do Czerwonej Międzynarodówki poszukiwań jako frontu lewej sztuki; we Włoszech przedstawicielem futuryzmu był, popierający Mussoliniego wpływowy Tomasso Marinetti.
Podobnie dadaizm głosił nienawiść do tego, co racjonalne, tradycyjne i związane z kulturą Zachodu, głosząc kult brzydoty, działania artystyczne czyniąc absurdalnymi i przypadkowymi, a ich symbolem była próżnia, nicość, pustka, czarna dziura, nihilizm i odarta z sacrum antysztuka . „Najważniejsze to być bardziej członkiem partii niż artystą” (Manifest z 1918 r. Dada Club w Berlinie) Marcel Duchamp głosił, że w sztuce zakończył się proces wytwarzania czegokolwiek, wystarczy na śmietniku znaleźć dowolny przedmiot, wystawić go w galerii, opłacić kilku entuzjastycznych krytyków i czekać na reakcje.
Konceptualizm kwestionuje nawet konieczność istnienia samego dzieła, gdyż, liczy się idea, pomysł, przesłanie czy też wykonywanie absurdalnych czynności ,np. wydanie pustego tomiku wierszy (Tristans Tzara). Tacy artyści jak Joseph Beuys, Marcel Duchamp za uprawianie sztuki uznali szokowanie publiczności, przykładem Piero Manzoni, który nadmuchiwane przez siebie balony uznał wraz z krytykami za… znikające dzieła sztuki (rzeźby wypełnione oddechem artysty!). Jeszcze bardziej szokującym przykładem jest 90 ponumerowanych puszek z jego odchodami, który funkcjonuje na rynku sztuki pn. Merda d’ artista, obecnie w cenie ok. 35 tys. euro za puszkę (!), z których jedną zakupiło Tate Gallery… Belgijski konceptualista Wim Delvoye za instalację Cloaca został nagrodzony główną nagrodą w Linzu na prestiżowym festiwalu sztuki @rs. Electronica … Pornografia nierzadko łączona jest z bluźnierstwem. W Polsce jej przedstawiciele jako „sztuki intelektualnej” (Roman Opałka, Ewa Partum, Włodzimierz Borowski, czy Andrzej Lachowicz).
Neo-awangarda
Bunt społeczny 1968 r. znalazł też swoje miejsce w nowej formie sztuki, która „rozszerzała obszar działań artystycznych na pole sztuki krytycznej czyli tej, która jest już nie tyle twórczością, co raczej pewnego rodzaju światopoglądem” (s.82) odrzucającym tradycję. Geniusz plastyczny został uznany za zbędny i usunięty. Prowokacja i szok stały się kluczem do zaistnienia poprzez media. Stworzono mit niezrozumianego nowoczesnego twórcy, a wszystko czego się dotknie ten „świecki święty” – jest sztuką… Jackson Pollock np. wyznawał biologizm, tj. przelanie wnętrza artysty na płótno w formie chaosu przypadkowych barw. Daniel Kuspit w książce „Koniec Sztuki” twierdzi, że sztuka dokonała swoich dni, ponieważ przestała cokolwiek wnosić do estetyki i została zastąpiona czymś, co Alan Kaprow określił pojęciem „postsztuki”. Tego rodzaju przejście od dzieła do samego artysty – podkreśla prof. Konik – jest jedną z najgłębszych zmian, które przyniosła neoawangarda (s. 88) .I stawia pytanie: Czy można w jednym rzędzie postawić Leonarda, Michała Anioła czy Rembrandta z malarzami abstrakcyjnymi?. Konkluduje, że nadprodukcje obrazów, w których twórca nie ma nic do powiedzenia i nie ma w nich nic do zobaczenia – jest nowoczesną formą ikonoklazmu – nie przez niszczenie, ale przez nadprodukcję takich „dzieł” (informel, taszyzm, akcjonizm, „teatr guerilla”).
Hermann Nitsch (Wiedeń) pomysłodawca i twórca Teatru Orgii i Misteriów zrealizował ponad 100 krwawych i odrażających akcji performerskich – by „poszerzać praktykę artystyczną poprzez niszczenie estetycznych przyzwyczajeń ludzi Zachodu” ( w 2009 r. niechlubna wystawa w Zachęcie). W rzeczywistości – podkreśla Autor -była to nisza do zachowań dewiacyjnych. Ludzie o skłonnościach sadystyczno – dewiacyjnych mogą obecnie bezkarnie realizować się pod szyldem i parasolem ochronnym sztuki, (ekscesy Chrisa Burdena, Serbki Mariny Abramović), samookaleczanie się i pomysły realizowane w obrębie własnej cielesności, jak operacja plastyczna francuskiej artystki Orlan jako performans (krytycy twierdzą, że to… ważny głos w feministycznej teorii tożsamości), wyhodowana w laboratorium małżowina uszna, następnie przeszczepiona na własnym przedramieniu twórcy, który jest nagradzany za przesuniecie granic sztuki, wszczepianie w czaszkę anteny (Neil Harbisson), wrzaski Yoko Ono, śledzenie muchy przez publiczność w pustej galerii, seria Semen and Blood, Christ Piss – rekwizyty sakralne w odchodach (Andres Serrano), Artura Żmijewskiego(nie mylić z aktorem) Berek w komorze gazowej ( zbiory Zachęty).
Teoretycy podkreślają, że nowa sztuka jest związana z impulsem, z instynktem, a nie z intelektem, dlatego nie można jej cenzurować, bo ograniczałoby to wolność twórczą… Każda więc, nawet zabroniona bądź objęta społeczną anatemą działalność, może być praktykowana, o ile sam autor zadeklaruje, że tworzy… w duchu awangardy. Tolerancja represywna akceptuje wyłącznie nową sztukę i zakreśla granice wolności, a cenzorem poprawności jest kasta ludzi oświeconych, świadomych i nieomylnych. „W sferze sztuki zastosowanie tolerancji represywnej (twórcą jej jest Herbert Marcuse w manifeście tzw. nowej lewicy 1965 r.) przejawia się w tym, że boimy się dziś głośno powiedzieć, że sztuka nowoczesna jest zwykłym oszustwem, że nie ma w niej ani wartości estetycznych ani umiejętności warsztatowych, nie wspominając już o talencie artysty” (s. 127 ). Pojęcie sztuki przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, skoro sztukę można robić nawet z efektów fizjologii, płynów ustrojowych, z mycia okien lub sprzątania domu, z resztek potrącanych zwierząt czyli: O to chodzi? – pyta Autor.
Sakralne spustoszenie
Osobny rozdział został poświęcony współczesnej sztuce sakralnej. Wraz ze zmianą liturgii wirus awangardy po II Soborze przedostał się do sztuki sakralnej. Symbolika świątyni posiada tradycję wielowiekową poprzez chrystocentryczny plan i głęboko przemyślaną wizję sztuki sakralnej, gdzie nie było miejsca na antropocentryzm. Osiągnęła swe apogeum w sztuce gotyku przez ukształtowanie nadrzędności programu teologicznego nad rozwiązaniami technicznymi czy nawet nad samą estetyką budowli. Architektura świątyni umożliwiała przeżycie tajemnicy Chrystusowej Paschy: życia, męczeńskiej śmierci i chwalebnego Zmartwychwstania.
W ramach awangardowego aggiornamento i w tym obszarze nastąpiło spustoszenie „Architekci całkowicie dowolnie projektują kościoły bez całościowej wizji, jak świeckie gmachy, sale zebrań publicznych, bez odwołania do wertykalności, porzucając misterny związek sztuki z teologią. To m.in. zamiana ołtarza (ofiary) na ucztę przy protestanckim stole. Dotyczy to wszelkiej sztuki sakralnej, kapliczek, a nawet muzyki.” (s. 142). To m.in. zamiana ołtarza (ofiary) na ucztę przy protestanckim stole. Z drugiej strony, współczesne eksperymenty artystyczne odbywające się na gruncie sztuki sakralnej są odbiciem procesu zaniku wiary i zamieszania liturgicznego. Wraz z porzuceniem liturgii łacińskiej na rzecz pewnej dowolności liturgicznej, sztuka sakralna podlega regułom sztuki współczesnej, desakralizacji, w której muzyka rockowa, a nawet techno (Wiedeń) nie są czymś wyjątkowym. I stawia pytanie: czy artysta zafascynowany sztuką awangardową, która programowo odcina się od sfery sacrum, może stworzyć coś wartościowego w tej materii?
A może brzydota współczesnej sztuki sakralnej jest tylko odbiciem życia duchowego współczesnego Kościoła, który zatracił zdolność do tego by być jak latarnia morska wskazująca drogę wśród burz do bezpiecznego portu? Sztuka stała się prymitywnym komentarzem do codzienności, gdyż odarto ją z jej istoty. Rewolucja awangardy zburzyła gmach sztuki nie dając nic nowego w zamian, tworząc nowy model artysty – rewolucjonisty, uzależnionego ideologicznie (na Zachodzie walkę klasową zamieniono na niesienie demokracji). Sztukę jako skarbnicę wyobraźni i piękna zdyskredytowano i wyrzucono na śmietnik historii. Aktem założycielskim głównego nurtu współczesnego malarstwa w istocie jest pozbycie się ładu estetycznego, kształtowanego przez wielowiekową tradycję sztuki jako skutecznego narzędzia poszukiwania i wytwarzania piękna, poprzez dążenie do „prawdziwego postępu i wolności”.
Piękno obok dobra i prawdy stało się terminem niepożądanym, wprowadza bowiem gradacje i zbędną rywalizację na gruncie sztuki absurdu, banału, pogardy i ironii.” Awangarda ze sztuki będącej sanktuarium estetyki uczyniła zwykły kram, w którym sztukę zrównano z codziennością, czyniąc ją tym samym zbędną, skutecznie zredukowało ją do poziomu absurdu, a finalnie do tego, że po prostu zniknie.”(s 170-171).. Awangarda – podsumowuje Autor – sterylizuje sztukę z jej transcendentnych ambicji i substancji estetycznej i odrzucaj sztukę tradycyjną wraz z jej wymiarem metafizycznym, jej duchowa głębią. Dlatego w jej miejsce jako sacrum proponują dosłownie odchody.
Miejmy nadzieję, że postępowi twórcy i ich intelektualni akolici doczekają się w końcu Norymbergi, co postulował kiedyś prof. Bronisław Łagowski. Natomiast uwaga dotyczy Rosji W książce jest co prawda wzmianka o ekscesach Piotra Pawlenskiego wobec aresztowania i skazania na pobyt w karnej kolonii w Rosji grupy Pussy Riot, która sprofanowała sobór Chrystusa Zbawiciela w Moskwie, jednak zabrakło informacji nt stanu i charakteru obecnej sztuki i stosunku do niej władz FR, jak również o ich stosunku do cerkwi. Bo o budowie w ostatnich latach dziesiątek tysięcy obiektów sakralnych przez władzę na terenie tego Państwa (o czym w tej książce Autor nie wspomina) czytaliśmy już kilkanaście lat temu… Zachód natomiast nie tylko walczy z religią, ale przyzwala na podpalanie obiektów sakralnych, najczęściej zabytkowych…
Zakończyć trzeba optymistycznie, bo przyjdzie jeszcze czas kontemplacji piękna, w co wierzył głęboko sam prof. Tatarkiewicz: „Jest możliwe, a nawet jak najbardziej prawdopodobne, że idea piękna wróci. Ale dziś jest w upadku.” (Władysław Tatarkiewicz, „Droga przez estetykę”, s.100).
Tę ważną książkę z licznymi zdjęciami czyta się świetnie. Zawiera miażdżącą, udokumentowaną i potrzebną krytykę tego, co zrobiono ze sztuką w ciągu ostatnich stu lat.
Halina Ostowicz
Roman Konik, „Sztuka współczesna. Anatomia upadku”, Wydawnictwo Wektory, Wrocław 2023, ss. 172
„I te dzieci, co we Wrześni, z tą Drzymałą – i tak dalej”
Stanisław Michalkiewicz „Magna Polonia” 30 października 2025 michalkiewicz
„Tam od Gniezna i od Warty / Biją głosy w świat otwarty. / Biją głosy, ziemią jęczy. /Prusak dzieci polskie męczy” – pisała Maria Konopnicka w wierszu „O Wrześni”, kiedy to świat obiegła informacja o chłoście, jakiej zostały poddane polskie dzieci we Wrześni za odmowę odmawiania pacierza w języku niemieckim.
Teraz mamy inne czasy; teraz kary cielesne – nawet niewinne klapsy – zostały konstytucyjnie zakazane, chociaż z drugiej strony tylko patrzeć, jak damy zrzeszone w Strajku Kobiet będą domagały się od vaginetu obywatela Tuska Donalda, by podjął próbę legalizacji ćwiartowania bez znieczulenia bardzo małych dzieci w klinikach imienia Króla Heroda. Na razie jednak o chłoście w szkole, zwłaszcza za odmowę odmawiania modlitwy, wszystko jedno, w jakim języku, mowy być nie może. Zmieniły się również stosunki międzynarodowe, w związku z czym „Prusak” za polskie dzieci we Wrześni bezpośrednio się nie zabiera, tylko wykorzystuje w tym celu żydowskiego pośrednika, a ramach koordynacji polityki historycznej i nie tylko historycznej, między Niemcami, a stroną żydowską.
Ale incipiam.
Jakiś czas temu środowiska postępowe wpadły na pomysł wykorzystania dzieci wrzesińskich do wykonania pieśni chanukowych w tamtejszym kościele. Pretekstem było wspomnienie jegomościa, który potrzebował się we Wrześni urodzić, by potem zasłynąć między innymi pieśniami chanukowymi. Pomysł bardzo się spodobał zarówno czynnikom duchownym, jak i świeckim, bo chociaż środowiska hołdujące nieubłaganemu postępowi przy każdej okazji podkreślają świecki charakter naszego bantustanu – to nie obejmuje to celebracji nabożeństw żydowskich, które odbywają się we wszystkich domach publicznych naszego nieszczęśliwego kraju, zwłaszcza w Sejmie i Pałacu Namiestnikowskim.
Tedy w ramach ekspansji na tereny pozostające w granicach Cesarstwa Niemieckiego w roku 1914, pojawił się wspomniany pomysł wykorzystania wrzesińskich dzieci, by w kościele, dobrowolnie i bez użycia żadnych rózeg, wykonały po niemiecku żydowskie pieśni chanukowe. I kiedy wydawało się, że wszystko zakończy się wesołym oberkiem, to znaczy – dzieci zaśpiewają, a dorośli sprawcy tego eventu podzielą się sławą i pieniędzmi – do sprawy wmieszał się Wielce Czcigodny Grzegorz Braun. Narobił on hałasu w następstwie którego znakomicie zapowiadający się program pilotażowy stopniowego powrotu na „ziemie utracone”, spalił na panewce, a skonfundowani wykonawcy zrezygnowali z przedsięwzięcia. Rządowa telewizja (w likwidacji) ogłosiła nie wiedzieć czemu, że Wielce Czcigodny Grzegorz Braun „zbojkotował” imprezę „Wrzesińskiego Ambasadora Kultury Muzycznej”. Jakże „zbojkotował”, skoro jego udział w imprezie w ogóle nie był przez organizatorów przewidziany? Dalej jednak rządowa telewizja (w likwidacji), wyjaśniła, co miała na myśli mówiąc, że „zbojkotował”. Okazało się, że nie tyle „zbojkotował”, co „nakręcił taką falę hejtu”, że sami organizatorzy imprezę zbojkotowali, w związku z czym nie doszło do żadnego nadużycia na wrzesińskich dzieciach.
Nawiasem mówiąc, okazuje się, że dzisiaj „Prusak” cierpliwie i metodycznie testuje reakcję naszego bantustanu na program pilotażowy powrotu na „ziemie utracone” pod pretekstem „kultury muzycznej”. Nie tylko cierpliwie i metodycznie, ale też delikatnie – bo nie kazał dzieciom śpiewać, dajmy na to, „Horst Wessel Lied”, chociaż muzycznie jest to utwór chyba nawet bardziej porywający, niż chanuka. Ale o ile ten pierwszy utwór mógłby wzbudzić rozmaite wątpliwości, to pieśni chanukowe żadnych wątpliwości wzbudzić u nikogo nie mogą. Kto bowiem by się do takich wątpliwości przyznał, tym zaraz zainteresowałaby się niezależna prokuratura, stawiając mu „zarzuty”, a kto wie – może nawet zaciągając przed oblicze niezawisłego sądu – a ten, powinność swej służby rozumiejąc, najpierw wtrąciłby delikwenta do aresztu wydobywczego, a potem przysoliłby mu jakiś piękny wyrok – żeby na resztę życia sobie zapamiętał, kiedy nabierać wątpliwości, a co przyjmować bez najmniejszych zastrzeżeń.
Czyż to nie jest najlepsza metoda krzewienia w naszym, mniej wartościowym narodzie tubylczym, pożądanej kultury muzycznej? Kanclerz Otto Bismarck posługiwał się w tym celu tzw. „kulturtragerami”, podczas gdy kanclerz Friedrich Merz – śpiewakami, ale nie norymberskimi, tylko – chanukowymi.
Ale nie tylko niezależna prokuratura pod dyrekcją obywatela Żurka Waldemara by się takim delikwentem zainteresowała, nie mówiąc już o niezawisłych sądach. Na wieść o kolejnej myślozbrodni Wielce Czcigodnego Grzegorza Brauna, poderwany został na równe nogi obywatel redaktor Terlikowski Tomasz. On z kolei, jak przystało na katolika zawodowego, zaatakował Grzegorza Brauna na odcinku religijnym – że „bojkotując” Wrzesińskiego Ambasadora Kultury Muzycznej dopuścił się nie tylko myślozbrodni, represjonowanej na odcinku świeckim – ale również sprośnych błędów Niebu obrzydłych.
Chodzi o to, że – jak napisał obywatel redaktor Terlikowski Tomasz – niezależnie od świeckiego wydźwięku postępku Grzegorza Brauna – jego postawa nie jest „chrześcijańska”. Chrześcijanin bowiem powinien pamiętać, że Jezus a raczej – Jezusa – bo tak prawidłowo należy wymawiać to imię – był „Żydem”, który w dodatku „spotkał judaizm”.
Jak wiadomo nie przeżył tego eksperymentu i gdyby szczęśliwie nie zmartwychwstał trzeciego dnia, to dzisiaj nie byłoby żadnego chrześcijaństwa, ani żadnych „chrześcijan”, czyli chrystusowców – bo tak właśnie powinno się tłumaczyć to słowo na język polski. Zatem – tłumaczy dalej obywatel redaktor Terlikowski Tomasz – kto odrzuca judaizmus, ten odrzuca Chrystusa, zatem żadnym chrystusowcem być nie może.
No dobrze – ale – po pierwsze – „judaizm” nie tylko odrzuca Chrystusa”, ale w dodatku twierdzi, że przebywa on w piekle, gotując się w ekskrementach.
Skąd w piekle ekskrementy – na to pytanie teologia dotychczas nie znalazła odpowiedzi, ale mniejsza o to, bo wystarczy, że judaismus odrzuca Chrystusa. Zatem z punktu widzenia wyposażenia teologicznego chrystusowca, żaden judaismus nie jest chyba potrzebny. Owszem, jest w Kościele katolickim sporo amatorów judaizmu i chociaż najgorsze są nieproszone rady, to radziłbym w czynie społecznym, by – skoro nie mogą już bez judaizmu wytrzymać – to niech przejdą na judaizm i nie zawracają sobie i innym głowy jakimś chrześcijaństwem, czy „judeo-chrześcijaństwem” – o którym prof. Bogusław Wolniewicz mówił, że „nie ma takiego zwierzęcia”.
Niestety Żydowie chyba nie chcą, by jacyś głupi goje przechodzili na judaizm, bo wtedy byliby oni im potrzebni, jak psu piąta noga. Kiedy wyznają judaizm, ale prezentują się jako katolicy, zwłaszcza tacy zawodowi, to co innego. Jestem pewien, że obywatel redaktor Terlikowski Tomasz też wie, z której strony chleb jest posmarowany i na każdy sygnał podrywa się na równe nogi.
Polska mierzy się z gwałtownym wzrostem liczby młodych Ukraińców przekraczających granicę. Po tym, jak prezydent Wołodymyr Zełenski pod koniec sierpnia poluzował dla nich ograniczenia wyjazdowe, do Polski przybyło już blisko 100 tysięcy mężczyzn w wieku 18-22 lata.
Z danych Straży Granicznej wynika, że średnio dziennie aż 1600 Ukraińców w tym przedziale wiekowym przekracza granicę z Polską.
[A dlaczego ich wpuszczają? md]
O ile od stycznia do końca sierpnia 2025 roku granicę przekroczyło 45 300 Ukraińców w tym wieku, o tyle po decyzji Zełenskiego licznik gwałtownie przyspieszył.
W ciągu zaledwie dwóch miesięcy (od 26 sierpnia) liczba ta wzrosła do 98 500. Zmiana ukraińskiego prawa, pozwalająca mężczyznom z tej grupy wiekowej na opuszczenie kraju mimo stanu wojennego, jest odpowiedzią na napięcia społeczne i kryzys demograficzny w Ukrainie. [No słusznie: Jak brakuje ludzi, to trzeba młodych wyrzucać z kraju… MD]
W Polsce rosnąca obecność mężczyzn w wieku poborowym staje się punktem zapalnym. Konfederacja wystosowała oświadczenie, w którym zaapelowała o niewpuszczanie ich do kraju, argumentując, że „Polska nie może dalej być przystanią dla tysięcy mężczyzn, którzy powinni bronić swojego kraju, a kosztami własnej dezercji obciążają polskiego podatnika”.
Równie gorąco jest w Niemczech – część Ukraińców w wieku 18-22 lata traktuje Polskę jako kraj tranzytowy. Z danych wynika, że w październiku do Niemiec wjeżdża od 1400 do 1600 młodych Ukraińców tygodniowo. W połowie sierpnia, przed decyzją Zełenskiego, było to ok. 20 osób tygodniowo.
Premier Bawarii Markus Soeder (CSU) ostrzegł, że „solidarność wymaga jasnych reguł”. Jeszcze dosadniej wyraził się Jürgen Hardt (CDU), który stwierdził, że Niemcy „nie mają żadnego interesu w tym, by młodzi Ukraińcy spędzali czas w Niemczech zamiast bronić swojego kraju”. Prawicowa AfD domaga się wstrzymania wszelkich wypłat dla Ukraińców.
Głosy „w obronie solidarności” są coraz cichsze, choć wciąż obecne. Sebastian Fiedler z SPD apelował o cierpliwość, podkreślając, że „nie jest zadaniem Niemiec decydowanie, których młodych ludzi Ukraina wysyła na wojnę”.
Historyk dr Leszek Pietrzak wyraził przekonanie, że Episkopat Polski z ówczesnym prymasem Józefem Glempem na czele, ukrywał prawdę o tragicznej śmierci zamordowanego przez komunistyczne służby ks. Jerzego Popiełuszki, które bezskutecznie usiłowały zwerbować niezłomnego kapłana jako tajnego współpracownika.
Jak opisywał w rozmowie na kanale YouTube Jan Pospieszalski i Zakazane Historie grupa esbeków pod przywództwem Grzegorza Piotrowskiego przekazała uprowadzonego 19 października 1984 roku ks. Jerzego Popiełuszkę „grupie oficerów z Wojskowej Służby Wewnętrznej, a ci zawieźli go do przygotowanego wcześniej a znajdującego się w lesie na terenie jednostki wojskowej bunkra w Kazuniu Polskim”.
„Tam ksiądz był torturowany. Torturowali go do tego stopnia, że doprowadzili do jego śmierci” – powiedział dr Leszek Pietrzak.
Historyk zaznaczył jednak, że celem komunistycznych służb nie była śmierć niezłomnego kapłana, ale próba zwerbowania go do tajnej współpracy.
„Jednak ta grupa trzech sadystów, oficerów wojskowego kontrwywiadu, która go biła, maltretowała i usiłowała za wszelką cenę zwerbować przez kolejne pięć dni – pobiła go za bardzo, doprowadzając do jego śmierci” – mówił historyk.
Jak podkreślił dr Pietrzak – Episkopat wiedział o rzeczywistej dacie i miejscu śmierci ks. Jerzego.
„Prymas Józef Glemp co roku przyjeżdżał do bunkra w Kazuniu i tam się modlił. Dlaczego to ukrywał przez tyle lat? Dlaczego przez tyle lat pozostawano przy tej fikcji stworzonej przez Kiszczaka w trakcie procesu toruńskiego” – oznajmił historyk.
„Do tego bunkra w Kazuniu polskim przybywają też od lat ludzie, modlą się, palą świeczki, zostawiają kwiaty. Jest przekonanie, nawet wśród miejscowej ludności, że to rzeczywiste miejsce męczeństwa księdza Jerzego” – skonstatował dr Leszek Pietrzak.
Paweł, sługa Chrystusa Jezusa, z powołania apostoł, przeznaczony do głoszenia Ewangelii Bożej… /AIX/
Święty Paweł – nie pierwszy raz, tym razem zaocznie jako autor, a Päivi Räsänen za cytowanie fragmentu Pierwszego Listu do Rzymian, zostali oskarżeni z nienawiści. Oficjalnie za „agitację przeciwko mniejszości”.
Päivi Räsänen jest posłanką do fińskiego parlamentu od 1995 roku. W latach 2011–2015 była ministrem spraw wewnętrznych. Jest lekarką, matką pięciorga dzieci i babcią dwanaściorga wnucząt. Należy do fińskiego Kościoła luterańskiego.
W 2019 roku w poście na ówczesnym Twitterze wyraziła dezaprobatę wobec wspierania przez Kościół wydarzenia lgbt – Pride 2019, zadając następujące pytanie:
W jaki sposób doktryna Kościoła wpisuje się w ideę uczynienia wstydu i grzechu powodem do pychy? Swoje pytanie zilustrowała zdjęciem poniższego fragmentu z Biblii /Rz 1,24-27/
1 24 Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. 25 Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen. 26 Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. 27 Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.
Za tego tweeta Päivi została oskarżona o popełnienie przestępstwa. W kwietniu 2021 roku fiński prokurator generalny postawił jej trzy zarzuty „agitacji przeciwko mniejszości” na podstawie ustawy o zbrodniach wojennych i zbrodniach przeciwko ludzkości.
Policja prowadziła również dochodzenie w sprawie broszury, którą napisała dla swojego kościoła w 2004 roku, zatytułowanej: „Jako mężczyznę i kobietę ich stworzył”, dotyczącej seksualności i małżeństwa.
Päivi została oskarżona o „mowę nienawiści”, a biskup Pohjola, przewodniczący Międzynarodowej Rady Luterańskiej, został oskarżony o opublikowanie broszury autorstwa Päivi.
Zasadnicze pytanie brzmi: kto się kieruje nienawiścią? Oskarżona czy Oskarżający?
W opinii oskarżenia, przekonania Päivi, zakorzenione w Biblii i chrześcijaństwie, są pełne nienawiści i przestępcze.
Dr Päivi Räsänen i luterański biskup Juhana Pohjola, będący w centrum wieloletniego sporu prawnego o wolność słowa i wolność wyznania w Finlandii, staną przed sądem po raz trzeci 30 października 2025 r. Proces odbędzie się przed Sądem Najwyższym Finlandii, pomimo dwóch orzeczeń sądów niższej instancji na korzyść dr Räsänen i biskupa Pohjoli.
Tymczasem, Komisja Europejska dąży do uznania „mowy nienawiści” za przestępstwo na szczeblu UE, stawiając ją na równi z odrażającymi aktami, takimi jak terroryzm i handel ludźmi.
Czy ostanie zdanie jest prawdziwe? Uważam, że nie. Uzurpatorzy wcale nie dążą do uznania mowy nienawiści za przestępstwo ponieważ to oni zazwyczaj je popełniają, kierując się nienawiścią – wyrażając ją za pomocą kłamstwa, oszczerstwa oraz chęci ukarania za prawdę. W tym sensie można powiedzieć, że ich oskarżenia są bardzo często pełne nienawiści.
Premier Słowacji Robert Fico ostro krytykuje unijny system handlu emisjami ETS2, nazywając go nonsensem, który uderzy w zwykłych obywateli. Wprowadzenie tego mechanizmu w 2027 roku spowoduje gwałtowny wzrost cen gazu, paliw i transportu, zmuszając Słowaków do powrotu do ogrzewania drewnem i cofając kraj do lat 30. XX wieku.
Fico podkreśla, że ETS2 to absurdalny system, który zwiększy zanieczyszczenie powietrza, bo ludzie wrócą do przestarzałych metod ogrzewania. Wzywa kraje Grupy Wyszehradzkiej – Słowację, Polskę, Czechy i Węgry – do wspólnego blokowania jego wdrożenia. Twierdzi, że V4 powinna wrócić do czasów, gdy była silną regionalną organizacją, zdolną do obrony swoich interesów w Unii Europejskiej.
Fico wskazuje, że poprzednie rządy Słowacji, w tym te pod wodzą Eduarda Hegera i Ľudovíta Ódora, zgodziły się na ETS2 w latach 2022 i 2023, co teraz prowadzi do konfliktu z Komisją Europejską. Słowacja już zmaga się z postępowaniem w sprawie naruszenia prawa UE za opóźnianie transpozycji tego systemu do krajowego prawa. Premier zapowiada celowe opóźnienia wdrożenia, argumentując, że mechanizm ten jest szkodliwy dla gospodarstw domowych. Podkreśla, że wyższe koszty energii dotkną nie tylko Słowaków, ale wszystkich Europejczyków, osłabiając konkurencyjność przemysłu i podnosząc koszty życia.
W kontekście V4 Fico jest przekonany o wsparciu ze strony liderów innych krajów. Wspomina, że Węgry, które obecnie przewodniczą grupie, powinny zwołać spotkanie ministrów spraw zagranicznych, a potem premierów, by omówić wspólne działania przeciwko ETS2. Przypomina sukcesy V4 w przeszłości, takie jak wspólny sprzeciw wobec obowiązkowych kwot imigranckich, co pozwoliło krajom grupy uniknąć narzuconych rozwiązań. Według Fico, podobna jedność teraz mogłaby zablokować ETS2 w praktyce, nawet jeśli formalnie system został zatwierdzony na poziomie UE.
Słowacki premier łączy krytykę ETS2 z szerszym atakiem na polityki klimatyczne Unii, które jego zdaniem są nierealistyczne i autodestrukcyjne. Europejska Komisja dąży do redukcji emisji gazów cieplarnianych o 90 procent do 2040 roku w porównaniu z poziomem z 1990 roku, jednocześnie eliminując importy z Rosji w ramach sankcji związanych z Ukrainą.
Fico argumentuje, że rezygnacja z taniej rosyjskiej energii już teraz wywindowuje ceny, a ETS2 tylko pogorszy sytuację. Wspomina o wspólnym lobbingu Słowacji z kilkunastoma innymi państwami członkowskimi, który doprowadził do obietnicy KE dotyczącej stabilizacji cen energii przed wdrożeniem systemu.
Opozycja w Słowacji zarzuca Fico hipokryzję, wskazując, że europosłowie jego partii Smer nie sprzeciwiali się ETS w przeszłości. Jednak premier odrzuca te zarzuty, skupiając się na teraźniejszych zagrożeniach. Jego apel do V4 nabiera znaczenia w obliczu zmian politycznych w regionie, takich jak zwycięstwo Andreja Babiša w Czechach, który również krytykuje ETS2 i zapowiada rozmowy z polskim rządem Donalda Tuska. Polska, według Babiša, już odrzuciła ETS2, co mogłoby ułatwić wspólną akcję.
Fico widzi w odrodzeniu V4 szansę na obronę narodowych interesów przed brukselską biurokracją. Jeśli kraje grupy zjednoczą siły, ETS2 może stać się symbolem porażki unijnych ambicji klimatycznych.
To nie tylko walka o ceny energii, ale o suwerenność w decydowaniu o własnej polityce energetycznej. Miliony obywateli V4 czekają na rezultat tego sporu, który może zmienić kierunek europejskiej zielonej transformacji.
Brigitte Macron żyje w kłamstwie. Oficjalne dokumenty potwierdzają, że pierwsza dama Francji była zarejestrowana jako mężczyzna – Jean-Michel. Jej własny szef sztabu przedstawił dowody.
Dla tych, którzy uważnie się przyglądali, to nie jest objawienie – to potwierdzenie. Francuska elita o tym wiedziała. Prasa ją chroniła.
Historia zaczyna się od informatora, który nie mógł dłużej milczeć. Pracował w samym sercu Pałacu Elizejskiego, obserwował fasadę z bliska i w końcu zdecydował się ujawnić to, co nazywa “największą polityczną maskaradą we współczesnej historii Francji”.
Mówi, że Brigitte Macron nie jest tym, za kogo się podaje, że Jean-Michel nigdy nie zniknął, zmienił tylko nazwiska, twarze i role.
I tak jak w Waszyngtonie, rozgrywa się ten sam schemat: oszustwo, koordynacja i przepisywanie rzeczywistości na najwyższych szczeblach władzy.
Krytyczne dni dla Macronów.
Podczas gdy opinia publiczna we Francji gwałtownie zwraca się przeciwko parze prezydenckiej, rząd Emmanuela rozpada się, a wraz z nim ich prawnicza krucjata w obronie tożsamości Brigitte.
W tym tygodniu nowe rewelacje pokazały, że Brigitte została oficjalnie zarejestrowana jako mężczyzna w rządowej bazie danych podatkowych Francji. Dla pary, która jest już w defensywie, jest to nie tylko krępujące, ale także wybuchowe.
Co gorsza, rewelacje pochodziły od jej własnego szefa sztabu, Tristana Brome’a. W rozmowie z BFMT powiedział:
“Madame Macron, podobnie jak wielu Francuzów, ma zamiar wejść na swoją osobistą stronę na stronie podatkowej. Loguje się i widzi w prawym górnym rogu, że nie jest napisane “Brigitte Macron”, ale “Jean-Michel, tak zwana Brigitte Macron”.