Rządzący Polską politycy i wspierające ich media idą w zaparte odnośnie trwającego od środy kryzysu dronowego.
Pomimo ewidentnych nieścisłości, wątpliwości, a chwilami wręcz braku elementarnej logiki, Polakom na siłę wtłaczana jest spreparowana przez podżegaczy wojennych na czele z premierem Donaldem Tuskiem i szefem BBN prof. Sławomirem Cenckiewiczem hagada o rosyjskiej agresji na Polskę.
Prawda pilnie poszukiwana
Na szczęście wielu Polaków, wbrew zmasowanej prowojennej propagandzie, zachowuje zdrowy rozsądek. Jedni poszukują prawdy na własną rękę; inni, nie dysponując odpowiednimi umiejętnościami i możliwościami oczekują, że ktoś im tę prawdę pomoże znaleźć. Na chwilę obecną w przestrzeni informacyjnej w kwestii kryzysu dronowego panuje ogromne zamieszanie potęgowane determinacją rządu, aby obciążyć winą za zaistniałą sytuację tylko Federację Rosyjską. Nadal więc pozostaje aktualne pytanie: jaka jest w tej kwestii prawda? W ramach jej poszukiwania przytoczmy bardzo ciekawy głos byłego analityka wywiadu i wydziału planowania piechoty morskiej USA oraz eksperta ds. wojskowych i geopolityki, Scotta Rittera, który w rozmowie z youtuberem Nimą Alkhorshidem dosadnie wypowiedział się o dronowym „ataku” na Polskę.
System „Pokrywa”
Już na początku swojej wypowiedzi stwierdził bez ogródek, że jest to „skomplikowana operacja pod fałszywą flagą”, po czym szczegółowo naświetlił kontekst całego zdarzenia: „Rosja od pewnego czasu wypuszcza na Ukrainę bezzałogowce Szahed 136 i Gerań 2 oraz różne ich modyfikacje. Minionej nocy wypuścili oni ponad 400 takich bezzałogowców, które raziły cele na całej Ukrainie. Ukraińcy usilnie pracują, żeby temu zaradzić”.
Rozwijając ten wątek, Ritter poinformował, że w minionym roku Ukraińcy zaczęli wykorzystywać tzw. system „Pokrywa” (ukr. Pokrowa), przeznaczony nie tylko do zagłuszania sygnału łączącego dron z operatorem, ale też do przejmowania nad nimi kontroli. „Początkowo przechwytywano taki bezzałogowiec i strącano go (…). Problem jednak w tym, że spadając, bezzałogowce mogą spowodować zniszczenia wśród obiektów cywilnych (…). Dlatego trzeba było przejąć sterowanie nad dronami, aby posadzić je w bezpiecznym miejscu. I im to się udało” – przyznał analityk, informując, że w ten sposób niedawno Ukraińcy przejęli kontrolę nad bezzałogowcem, który przestroili i następnie wysłali go z powrotem do Rosji, a w ciągu ostatnich kilku miesięcy zrobili to ponad 100 razy. „Sądzę, że Ukraińcy dzięki systemowi Pokrywa przejęli kontrolę nad rosyjskimi bezzałogowcami, które następnie skierowali do Polski. To jest prowokacja” – stwierdził bez cienia wątpliwości Scott Ritter.
Nie ma wątpliwości
Jego zdaniem potwierdzają też to wszystkie dowody poszlakowe: „Bezzałogowce wleciały w polską przestrzeń powietrzną przez Białoruś. Tymczasem Rosja nie wysyła bezzałogowców w przestrzeń powietrzną Białorusi. (…) Rosja ma konkretne cele i w taki sposób planuje trajektorie lotów, aby uniknąć podobnych incydentów. Ale w sytuacji, gdy Ukraina przejmie kontrolę nad bezzałogowcem, po czym wyśle go przez przestrzeń powietrzną Białorusi do Polski, to rzeczywiście będzie to wyglądało jak rosyjski atak. Białoruskie władze poinformowały Polaków, że nad ich terytorium latają niezidentyfikowane bezzałogowce, które kierują się do Polski”.
Ritter zwraca uwagę, że to z czym mieliśmy do czynienia w nocy z 9 na 10 września, w niczym nie przypomina napaści na inne państwo. „Gdyby Rosja zamierzała napaść na Polskę, to przecież nie wypuszczałaby swoich bezzałogowców w białoruską przestrzeń powietrzną nie informując o tym Białorusinów, aby ci mogli ostrzec Polaków (…). Nie! Na 100 procent zrobili to Ukraińcy!” – stwierdził bez cienia wątpliwości.
Amerykanie wiedzą
Kontynuując swój wywód, Ritter zapewnił, że cała sytuacja jest bardzo dobrze znana Amerykanom. „Za każdym razem, kiedy uaktywnia się Pokrywa, my to odnotowujemy. Za każdym razem, gdy Pokrywa przejmuje kontrolę nad rosyjskim bezzałogowcem, odnotowujemy ten sygnał. Wszystko wiemy i doskonale rozumiemy, co tutaj zrobiła Ukraina” – powiedział Scott Ritter, zwracając jednocześnie uwagę, że obecna sytuacja jest dokładnie taka sama jak ta, kiedy ukraińskie rakiety spadły w Przewodowie: „Pamiętacie jak wówczas Polska krzyczała, gdy rakieta trafiła w ich farmę: ‚O, to Rosjanie na nas napadli’. A jednak nie. Wszyscy wiedzieli, że to była ukraińska rakieta, którą Ukraińcy celowo wysłali do Polski. Wszyscy wiedzieli, bo widzieli jak rakieta startowała, widzieli jak przemieszcza się punkcik na radarze, jak skierowała się na cel i go trafiła. Wszyscy wiedzieli, że to Ukraina atakowała Polskę. To nie było przypadkowe, lecz zrobiono to celowo. Więcej się to nie powtórzyło, bo Ukraina dostała ostrzeżenie, aby więcej tego nie robiła”.
Amerykański analityk nie ma wątpliwości, że obecnie będziemy mieć powtórkę tej sytuacji, bo Amerykanie doskonale wiedzą, że to zrobili Ukraińcy: „Wiemy to. Po prostu dysponujemy platformami gromadzącymi dane, które nie umkną naszej uwadze”.
Wiemy co zaszło
Następnie ekspert wyjaśnił szczegółowo proces pozyskiwania wiedzy o działaniach Ukraińców, odwołując się systemu „Pokrywa”: „Kiedy coś ma taką moc – a my teraz mówimy o mocy niezbędnej do przejęcia kontroli nad Szahedem 136 – to nie mówimy o jednym czujniku. Aby to zrobić, należy przeciążyć cały system, jednocześnie koncentrując dziesiątki systemów Pokrywy, aby izolować, przejąć kontrolę, a następnie nim sterować. (…) Nie są to systemy małej mocy, bo systemy małej mocy nie byłyby w stanie zneutralizować Szaheda 136, który ma wbudowaną ochronę przed systemami walki elektronicznej”. Ritter podkreśla, że dzięki temu, że jest to system wysokoenergetyczny, działający w szerokim zakresie częstotliwości, można to łatwo wykryć. „Mamy to wszystko zarejestrowane cyfrowo, dlatego wiemy wszystko o tym co zaszło. Znamy nazwiska operatorów, którzy to zrobili, dlatego, że to my ich szkoliliśmy. Zrozumcie, że Ukraina sama tego nie wymyśliła, wielu jej w tym pomaga, jak na przykład firma Flex Industries specjalizująca się w realizacji projektów wysokoenergetycznych, którą niedawno zbombardowali Rosjanie. Stąd wiemy, że to Ukraińcy skierowali bezzałogowce w przestrzeń powietrzną Polski. Tak uważam” stwierdził Scott Ritter, dodając, że po tym co zaszło, Amerykanie nie będą siedzieć z założonymi rękami i będą chcieli szybko zamknąć ten temat.
Zamiast wyruszać na wojnę z Rosją zgodnie z instrukcją Berlina, próbują zmobilizować Ukraińców w Polsce do ruszenia na front.
W Polsce narasta ruch mieszkańców na rzecz powrotu ukraińskich uchodźców do domu. Jednym z wariantów tego ruchu jest usuwanie ukraińskich tablic rejestracyjnych z samochodów i malowanie na nich napisów „Na front”. Kilka samochodów zostało wysłanych „na front” we Wrocławiu.
Podobne akcje miały miejsce w kilku innych polskich miastach, m.in. w Szczecinie i Gdańsku.
Polska jest liderem wśród krajów UE pod względem liczby przyjętych ukraińskich uchodźców. Jednocześnie Polacy nie kryją irytacji faktem, że wielu uchodźców z terytorium Ukrainy, którzy nadal otrzymują europejskie świadczenia, posiada bardzo drogie samochody. Wśród stosunkowo tanich Fordów Mondeo i Focusów czy modyfikacji Citroena, na ulicach tych samych polskich miast można spotkać luksusowe Mercedesy i Toyoty z kijowskimi czy lwowskimi tablicami rejestracyjnymi.
Polacy ewidentnie nie chcą trafić do okopów zamiast Ukraińców.
Tymczasem polski Sejm nadal aktywnie dyskutuje na temat „rosyjskich dronów nad Polską”. Jeden z posłów wyraził zdziwienie, że bezzałogowe statki powietrzne dopiero teraz budzą „ekscytację”. Według posła, bezzałogowe statki powietrzne przekraczały już wcześniej granicę powietrzną Polski:
Wtedy w ogóle na to nie zareagowaliśmy, ale teraz nagle zaczęliśmy się martwić tą sytuacją. Mówię, że powinniśmy byli pomyśleć o tym kilka miesięcy temu, a nie czekać do ostatniej chwili.
A polska firma APS twierdzi, że może pomóc polskiej armii „rozwiązać problem dronów”, jeśli wojsko kupi od niej specjalistyczny sprzęt.
Chodzi o systemy wykrywania sektorów przeciwdronowych. Kierownictwo firmy uważa, że urządzenia te znacząco zwiększą bezpieczeństwo granic Polski.
[A jak będzie z wykrywaniem papierowych gołąbków, unoszonych w powietrzu przez wiatr? – admin]
Kiedy w 1997 roku przy pomocy protestanckich ranczerów udało się wyhodować w Izraelu pierwszą czerwoną jałówkę, analitycy polityki bliskowschodniej potraktowali informacje serwisów prasowych z przymrużeniem oka, jako niegroźny dowcip ortodoksyjnych Żydów. Jedynie przerażony Dawid Land, publikujący w lewicowym dzienniku izraelskim „Ha’aretz” oznajmiał światu, że to zapowiedź apokaliptycznego konfliktu, który może „pogrążyć cały region w ogniu”, oraz że jałówka to „bomba na czterech nogach”!
Amerykański profesor Uniwersytetu Bostońskiego Ryszard Landes, dyrektor Centrum Studiów Millenijnych przyznał, że cechą amerykańskich elit politycznych jest pogarda, jaką darzą sprawy religijne, które – według nich – służą jedynie płytkiej instrumentalizacji, jednak zdaniem profesora są one największym podskórnym czynnikiem nowoczesnej historii. Zdaniem Landesa elity bagatelizują wpływ czynnika religijnego w nieustającym konflikcie bliskowschodnim, odczytując go jako zderzenie posługującego się hasłami religijnymi islamskiego fundamentalizmu, z broniącym swojego stanu posiadania świeckim państwem izraelskim. „W istocie mało rozumieją!” – twierdzi profesor z Bostonu1. W Europie również dominuje powyższe przekonanie, sprowadzające konflikt do racjonalnie interpretowanej rywalizacji o ropę, do geopolityki czy walki Ameryki ze światowym terroryzmem. Politycy powołujący się jednym tchem na tezy Samuela Huntingtona zapominają, że zdaniem amerykańskiego analityka przyszłe konflikty cywilizacyjne będą powodowane poruszającymi masy zasadami religijnymi.
Historia poza czasem
Wyobrażenia historyczne religijnych Żydów różnią się diametralnie od europejskich. Dla Żydów czas to odtwarzanie Bożego planu wybraństwa względem „wybranych dzieci Jahwe”; natomiast historia jest „świętym opowiadaniem”, jest haggadą, pouczającą Izraelitów, a zarazem umacniającą spoistość wspólnoty. Żydowskie poczucie czasu jest całkowicie ahistoryczne, negujące prawidła chronologii – wydarzenia splatają się, wzajemnie przenikają w planach przebywającego poza czasem Boga. Z tego powodu inskrypcje starożytnych faraonów mogą być przeczuciem XX-wiecznego holocaustu, żydowska haggada dotycząca Judyty jest zapowiedzią współczesnych prześladowań, Antioch IV Epifanes lub Haman (Es 9, 5) wcześniejszym wcieleniem Zła uosobionego ostatecznie w Hitlerze, a zburzenie Świątyni jerozolimskiej odbiciem politycznego upadku zmuszonych do życia w rozproszeniu Żydów2.
Wszystkie wydarzenia związane z historią Hebrajczyków uzyskują w ten sposób specjalny wymiar religijny, związany z wyższym statusem ontologicznym „narodu wybranego”, a historia stanowi – od ucieczki z Egiptu, poprzez niewolę babilońską i zniszczenie Drugiej Świątyni – drogę wiodącą do „pieców utrapienia” II wojny światowej (Syr 2, 5), aby dzięki ostatecznemu tryumfowi politycznemu Izraela odzyskać łaskę Jahwe i otrzymać upragnionego Mesjasza. Emil Fackenheim skonstatował: „Wygląda to tak, jakby sam szatan przez cztery tysiące lat knuł intrygi przeciw przymierzu Boga z Izraelem”3. Kulminacyjnym momentem prześladowań był Holocaust, w czasie którego na mocy „eschatologicznej decyzji” niemalże dokonał się „sakralny mord” na „dzieciach wybranych przez Boga”. Edward Piotr Koch twierdzi, że Holocaust był ostatecznym wypełnieniem się mitu o wiecznym prześladowaniu i znakiem odkupienia oraz wypełnienia Bożych obietnic danych Izraelowi4. Zdanie niemieckiego publicysty potwierdza fragment nauki wygłoszonej z okazji święta Rosch Haschana w Hamburgu (20/21 IX 1990 r.):
Dla nas, Żydów, i to nie tylko Żydów w Europie, Holocaust jest punktem centralnym egzystencji (…) Wielu Żydów po Holocauście żyło w izolacji. Jednak taka postawa jest nie do przyjęcia, ponieważ jest ona na wskroś nieżydowska. Odosobnienie byłoby fałszowaniem żydostwa. Nasza nowina jest nie tylko nowiną dla Izraela, ale nauką dla wszystkich narodów, które chcą nawrócić się do Boga. Inną pokusą po Holocauście jest próba asymilacji z nieżydowskim otoczeniem. Zarówno pierwsza, jak i druga postawa jest odpowiedzią nieżydowską, bowiem ucieczka od Żydostwa oznaczałaby samounicestwienie (…) Bóg ciągle dopuszcza do męczeństwa, ale w końcu naród zostanie uratowany. Jest to na dzisiaj dobra nowina: zatem żadnych układów z niszczycielami, nawet pod przysięgą pokoju5.
Holocaust jako punkt kulminacyjny historii odwraca dotychczasowy układ, jest wejściem w nowy porządek wszechświata, który prowadzi do żydowskiego the end of history, czego zapowiedzią jest święta liczba 6 milionów ofiar z II wojny światowej. W koncepcjach teologicznych „religii Holocaustu” liczba 6 – sefira tifereth kabalistów oznacza osiągnięcie doskonałości, piękna, chwały, wspaniałości materialnej i duchowej, które jest nowym stworzeniem wszechświata. Otwiera nowy rozdział w „świętej historii Żydów”, uruchamiając cały zespół przekonań eschatologicznych judaizmu. Droga Żydów przed Holocaustem wiodła od wybrania do prześladowań, których symbolem było zburzenie Drugiej Świątyni, a kulminacyjnym momentem Holocaust w czasie II wojny światowej. Wraz z zakończeniem II wojny światowej – zdaniem holocaustystów – Żydzi otrzymali państwo w Palestynie, świadczące o przyjęciu przez Jahwe ofiary złożonej z 6 milionów, teraz przyszedł czas na odbudowę Świątyni jerozolimskiej i wskrzeszenie kultu ofiarnego, dzięki któremu Izrael wkroczy w okres eschatologiczny swojej historii, w czym sprawdzą się do końca Boże obietnice. „Oto dałem cię na światłość narodów, abyś był zbawieniem moim aż do krańców ziemi” (Iz 49, 7); „Przeto oddzielę mu bardzo wielu i łupy moczarów dzielić będzie, ponieważ wydał na śmierć duszę swoją i ze złoczyńcami został policzony” (Iz 53, 12). Cytaty te zaczerpnięte z proroctw Izajasza, które niewątpliwie dotyczą Jezusa Chrystusa, część Żydów odnosi do siebie jako zbiorowego mesjasza.
Wstęp do czasów ostatecznych
Przytłaczającą większość wydarzeń politycznych, rozgrywających się na Bliskim Wschodzie, można interpretować w kontekście żydowskiej świętej historii. Po zakończeniu arabsko-izraelskiej wojny z 1967 roku, za propagandą syjonistyczną powszechnie nazywanej „sześciodniową”, Karol Barth stwierdził: „Wydarzenia w Palestynie w roku 1948 są powtórzeniem tego, co Biblia mówi o wejściu Izraela do Ziemi Obiecanej. Nawet w gazetach możemy dziś przeczytać o tym, jak Bóg dotrzymuje swoich obietnic i pomaga swojemu ludowi”6. Autor mesjanistyczno-judaistycznej broszury Ernest Schrupp stwierdza wprost: „Powrót Izraela do swojej ziemi traktujemy jako wstęp do czasów ostatecznych i dowód na trwałość Bożego wybrania”7. Odbudowa niepodległego państwa żydowskiego nie tylko była zwieńczeniem wieloletnich zabiegów syjonistów, ale odczytywana była jako odzyskanie Bożej przychylności związanej z wybraństwem Żydów. „I będzie dnia owego: przyłoży Pan po wtóre rękę swą, aby posiąść ostatek ludu swego, który pozostawiony będzie od Asyryjczyków i od Egiptu, i od Petros, i od Etiopii i od Elami, i od Sennaar, i od Emat, i od wysp morskich. I podniesie chorągiew między narodami, i zgromadzi wygnańców Izraela i rozproszonych Judy zbierze z czterech stron ziemi. I zniesiona będzie zawiść Efraima, a nieprzyjaciele Judy zginą” (Iz 11, 11-13)8. Można mówić o specyficznym związku pomiędzy żydowską religią a ziemią, o „geomistycznym związku” (Tovia Ben-Chorin) opartym na kulcie historii, ziemi i języka, która kształtuje dzisiejszych Izraelczyków. „Wierność wyrośnie z ziemi, a sprawiedliwość wyjrzy z niebios” – mówi prorok Izajasz9. Powrót do „ziemi obiecanej” jest ważnym elementem wkroczenia przez Żydów na eschatologiczne ścieżki Jahwe. W 1840 roku rabin Alkalay Semlin tłumaczył zawarte w Księdze Zachariasza (Zach 1, 3) słowo teschuwa, czyli ’nawrócenie’, jako „zbiorowy powrót”, który „oznacza zgromadzenie się Izraela w ziemi naszych przodków, by tam poznać Bożą wolę i wziąć na siebie jarzmo niebiańskie. Powrót ten zapowiedziany został przez naszych proroków, mimo iż nie byliśmy tego godni”10. Przekucie myśli Boga, z którego woli dochodzi do powstania żydowskiego państwa w Palestynie, powoduje nadanie Izraelowi odrębnego, wyższego statusu od innych państw na świecie. Izrael nie jest zwykłym państwem, jest „skałą Izraela” (Powt 32, 18), jest „superpaństwem”, państwem sakralnym, które zdaniem samych Żydów jako jedyne na świecie posiada w swojej nazwie imię Boga – „El” (Israel), co uprawnia do nierespektowania jakichkolwiek praw: czy to praw człowieka, czy praw międzynarodowych, ograniczając swoją politykę do bezwzględnego respektowania Bożych nakazów danych „narodowi wybranemu”, zachowania własnej ziemi i rozszerzenia swojego stanu posiadania. W ten sposób nakazy religijne tzw. mesjanizmu praktycznego (Juliusz Weil) przychodzą w sukurs politycznemu syjonizmowi.
Wraz z utworzeniem państwa izraelskiego zakończył się historyczny okres żydowskiej diaspory, ponieważ Żydzi uzyskali cel polityczny swoich dążeń. Powrót „narodu wybranego” do Erec Israel, po osiągnięciu punktu kulminacyjnego w „świętej historii”, ma dużo większe znaczenie niż dotychczasowe historyczno-mityczne tryumfy Żydów, np. powrót z niewoli egipskiej lub babilońskiej. Holocaust i utworzenie państwa Izrael jest powrotem Żydów z „Rzymu”, powrotem z współistnienia pomiędzy narodami zespolonymi uniwersalistycznymi dążeniami, do stanu wybraństwa opartego na zsakralizowanym partykularyzmie. Holocaustyści i mesjaniści żydowscy są pewni, że „powrót z Rzymu jest ostateczny – na wieki”, jest związany z „doskonałym mesjańskim zbawieniem”11.
Już w 1916 roku Marcin Buber, syjonista, filozof religii i jeden z autorytetów Karola Wojtyły odczytywał utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie jako otwarcie czasów ostatecznych, w których nastąpi całkowita judaizacja narodów na świecie, a powstałe państwo stanie się „centrum ziemi, głównym miejscem żarliwych modlitw”12. Aby mogło się to ostatecznie dokonać, Żydzi muszą wskrzesić swój kult ofiarny w Jerozolimie. W tym celu musi w Jerozolimie powstać Trzecia Świątynia.
Mesjanizm a Świątynia
Świątynia w Jerozolimie posiadała i posiada nadal olbrzymie znaczenie dla mesjanistycznych poglądów charakterystycznych dla ortodoksyjnego judaizmu, który podaje swoistej interpretacji słowa zawarte w proroctwach Micheasza i Izajasza. Rabin Shalom Ben-Chorin wyjaśniał miejsce Świątyni w „świętej historii Żydów” w oparciu o tradycję talmudyczną. Odbudowa granic państwa żydowskiego w Palestynie – „Dzień, aby były budowane płoty twoje” (Mich 11, 7) – wiąże się równolegle z podjęciem działań mających na celu odbudowę Świątyni jerozolimskiej, zniszczonej przez Rzymian, co jest otwarciem czasów ostatecznych – „w ostateczne dni będzie góra domu Pańskiego przygotowana na wierzchu gór i wyniosła nad pagórki, a popłyną do niej ludy” (Mich 4, 1); odbudowa Świątyni wiązać się będzie z rozrostem granic Izraela – „Rozprzestrzeń miejsce namiotu twego i skóry przybytków twych rozciągnij, nie oszczędzaj; uczyń długie powrózki twoje, a kołki twoje umocnij!” (Izaj 54, 2-3)13; błogosławieństwo spływające na Żydów przerodzi się w tryumf nad wrogami – „Wstań a młóć córko Syjońska! Bo róg twój uczynię żelaznym, a kopyta twoje uczynię miedzianymi, i zetrzesz narody mnogie, i pobijesz Panu łupy ich i moc ich Panu wszystkiej ziemi” (Mich 4, 13); w takiej atmosferze nadejdzie mesjasz, który ostatecznie wytraci wrogów – „Podniesie się ręka twoja na przeciwników twoich, a wszyscy nieprzyjaciele wyginą” (Mich 5, 9) – Mesjasz żydowski rozstrzygnie o zwycięstwie w krwawej bitwie jaką stoczą Izraelici pod jego wodzą broniąc Jerozolimy, w której zasiądzie antymesjasz – „I ramiona od niego stać będą, i zgwałcą świątynię mocy, i odejmą ustawiczną ofiarę, a dadzą obrzydłość na spustoszenie” (Dan 11, 31); „I będzie: dnia onego uczynię Jeruzalem kamieniem ciężaru dla wszystkich narodów; wszyscy, którzy go będą podnosić, ciężko zranieni będą; i zbiorą się przeciw niemu wszystkie królestwa ziemi” (Zach 12, 3)14.
Wzniesiona na miejscu ofiary Izaaka świątynia zbudowana z rozkazu Salomona była od samego początku centralnym miejscem ofiarnego kultu żydowskiego. Wzrost jej znaczenia nastąpił po 621 r. przed Chr., kiedy to została przeprowadzona przez arcykapłana Helkiasza reforma kultu w oparciu o zapiski Księgi Powtórzonego Prawa. Reforma zakazywała dotychczasowych ofiar „na wyżynach” sprawowanych przez Lewitów, ograniczając składanie ofiary Jahwe wyłącznie w Świątyni jerozolimskiej. Tradycja późniejsza motywowała przeprowadzenie reformy stwierdzeniem, że dla jedynego Boga ofiara powinna być sprawowana w jednym miejscu. W ten sposób Jerozolima ze świątynią Salomona stała się centrum życia religijnego Żydów, a wiara stapiając się z mesjanizmem żydowskiej monolatrii czyniła z Jerozolimy również centrum życia politycznego. Zburzenie Pierwszej Świątyni przez Nabuchodonozora w 586 r. przed Chr. i rozpoczęcie odbudowy po 48 latach za zgodą króla Persji Cyrusa nie odcisnęło dużego piętna na żydowskiej tradycji religijnej. Dopiero wydarzenia związane z upadkiem Drugiej Świątyni spowodowały falę mesjanizmu.
Losy Drugiej Świątyni
Skomplikowane stosunki polityczne pomiędzy Żydami a Rzymianami były w dużym stopniu kontynuacją dawniejszego konfliktu judaizmu z hellenizmem. Żydzi pozostali negatywnie ustosunkowani do włączenia swojego narodu w obręb rzymskiego „królestwa narodów”, w ramach którego posiadaliby status równy Grekom, Trakom, Syryjczykom czy Iberom. Ernest Schrupp twierdzi, że było to niemożliwe, ponieważ „Izrael nie był (…) narodem jednym z wielu, ale szczególnym, wybranym przez Boga, który miał stać się błogosławieństwem dla innych narodów”15.
Tereny Palestyny zajęte przez Rzymian były jednymi z najbardziej niespokojnych w olbrzymim Imperium. Wzrost znaczenia ekstremistycznie nastawionych mesjanistycznych zelotów, doprowadził do wybuchu w 66 roku powstania, które przekształciło się w trwającą kilka lat I wojnę żydowską. Jednym z pierwszych zarządzeń buntowników było wybicie specjalnej srebrnej monety, którą płacono podatek na Świątynię16.
Wstąpienie na tron Wespazjana oraz wysłanie do Palestyny Tytusa na czele rzymskich legionów spowodowało przesilenie polityczne. Rzymianie szybko przystąpili do oblężenia miasta, w którym wybuchły zażarte walki pomiędzy zwalczającymi się bezlitośnie stronnictwami żydowskimi. W sierpniu roku 70 Rzymianie oblegli umocnioną Świątynię, w której zamknęli się zeloci i kapłani. Pomimo nalegań Tytusa, aby oszczędzić świątynię Salomona (według relacji Józefa Flawiusza), w trakcie walk doszło do pożaru, który ostatecznie zakończył desperacką obronę. Józef opisuje ostatnie chwile obrońców:
Żydzi stawiali opór z większą zaciekłością niż zwykle, jak gdyby jedynym szczęściem dla nich było zginąć blisko świątyni i w jej obronie. Lud był ustawiony w przedsionku, rada na stopniach, kapłani w samym sanktuarium. Chociaż byli nieliczni, nie poddawali się aż do chwili, gdy nagle część świątyni stanęła w ogniu. Wtedy jedni rzucali się dobrowolnie na rzymskie miecze, inni zabijali siebie wzajemnie, przebijali się lub skakali w płomienie. Wszyscy, a zwłaszcza ci ostatni uważali, że zginąć razem ze świątynią to nie jest klęska, ale zwycięstwo, zbawienie i szczęście17.
Rzymianie w odwecie za bunt zrównali Jerozolimę z ziemią, za wyjątkiem wież pałacu królewskiego, które Tytus polecił pozostawić jako ostrzeżenie dla przyszłych buntowników. Wypełniło się proroctwo zawarte w Ewangelii św. Łukasza: „I polegną od ostrza miecza, i zapędzą ich w niewolę między wszystkie narody, a Jeruzalem deptane będzie przez pogan, aż się wypełnią czasy narodów” (Łk 21, 24).
W koncepcjach holocaustycznych zburzenie Drugiej Świątyni jest otwarciem okresu prześladowań w „świętej historii Żydów”, nastaniem „pierwszej fazy antysemityzmu”18. Jest to współczesna wersja żydowskiego przekonania o powtarzalności wydarzeń historycznych. Talmud babiloński zaliczał zburzenie Drugiej Świątyni do kolejno następujących dla Żydów tragicznych wydarzeń historycznych, mających miejsce 9 dnia miesiąca ab19. Zdaniem holocaustystów, zburzenie Jerozolimy przez Rzymian spowodowało „duchowe wydziedziczenie” Izraela, którego „miejsce zajął bezprawnie Kościół chrześcijański” – jak pisze Ernest Schrupp20.
Dwie próby odbudowy
Tylko niewielka część Żydów pogodziła się z utratą świętego miejsca kultu Boga21. Przytłaczająca większość, która utożsamiała potęgę swojego narodu z istnieniem Świątyni, od samego początku rozmyślała o odbudowie Domu Bożego Jahwe. Opierając się na prawie powtarzalności wydarzeń pierwotnie sądzono, że Świątynia zostanie odbudowana po 48 latach, tak jak to się stało za panowania Cyrusa. Stąd liczne zapiski źródłowe przypisujące Hadrianowi rozpoczęcie prac budowlanych lub wydanie zgody na odbudowę Świątyni przez Żydów. Przekazy te nie mają jednak żadnego potwierdzenia w materiale archeologicznym22. Niewątpliwie pierwsze próby odbudowy Świątyni nastąpiły w czasie mesjanistycznego powstania Szymona bar Kochba w latach 131–135. Uważanemu za Mesjasza Szymonowi, do którego odnoszono fragment niezwykle silnie związanej z tradycją odbudowy świątyni Księgi Liczb (Lb 24, 17) – „Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”, udało się na kilka lat zdestabilizować sytuację w Imperium23. Po zajęciu Jerozolimy przez powstańców doszło prawdopodobnie do próby odbudowy Świątyni, czego poświadczenie znajduje historia w bogatym materiale numizmatycznym. W celu zebrania podatku świątynnego przystąpiono szybko do emisji specjalnej srebrnej monety (z wizerunkiem Świątyni jerozolimskiej), potrzebnej do uiszczania podatku. Ponadto źródła pisane zawierają informację o wyborze przez Szymona arcykapłana, który miał być opiekunem Świątyni. Również ówczesna Chronikon Paschale przekazuje informację o zdobyciu i ponownym zburzeniu Świątyni przez Hadriana24. Nie ma się co dziwić, Szymon bar Kochba mógł być prawdziwym Mesjaszem – według tradycji żydowskiej – wyłącznie w związku z restytucją kultu religijnego. Wszystkie jednak te informacje historyczne nie dają nam wystarczającego powodu, aby przyjąć, że powstańcy żydowscy odbudowali wówczas Świątynię.
Kolejne próby miały rzekomo być podjęte w czasach Juliana Apostaty. Za jego panowania, które powszechnie pojmuje się jako powrót do czystego pogaństwa, a które było tworzeniem religijnej syntezy – synkretyzmu – złożonego z elementów hellenistycznych, judaistycznych, a nawet chrześcijańskich, Żydzi podjęli próbę odbudowy swojej świątyni. Korzystając z czynnego poparcia cesarza Juliana, otrzymawszy od niego pieniądze ze skarbu publicznego, robotników i wszelkie potrzebne materiały, przystąpiono do budowy25. Według ówczesnych źródeł Julian Apostata sam zainteresował się żydowskim kultem religijnym, co zostało umiejętnie wykorzystane przez Żydów26. Sozomen opisuje wydarzenia z IV wieku:
A kiedy odrzekli, że po zburzeniu Świątyni jerozolimskiej ani się nie godzi, ani nie pasuje do ojczystego obyczaju, aby utraciwszy swoją stolicę praktykować to wszystko na innym już miejscu, wtedy cesarz dał pieniądze z sum państwowych i rozkazał im podnieść z gruzów Świątynię; mieli sprawować kult tak, jak to czynili przodkowie, i składać ofiary według dawnego obrzędu. (…) I zebrawszy mistrzów budownictwa zaczęli gromadzić materiały i oczyszczać teren budowy. Z tak zaś wielką ochotą nad tym się trudzili, że nawet ich niewiasty wynosiły w zapaskach na łonie ziemię z gruzem, a naszyjniki i wszelkie inne niewieście ozdoby chętnie składały na pokrycie kosztów związanych z budową. Wszelkie inne sprawy zeszły na drugi plan wobec tego przedsięwzięcia (…)27.
W czasie prac, według chrześcijańskich kronikarzy, odgruzowano i uprzątnięto plac budowy, położono kamień węgielny i przystąpiono do pracy. Jednak Żydom nie dane było jej zakończyć. Trzęsienie ziemi, wybuch ognia, który według Cyryla biskupa Jerozolimy spełniał proroctwo Daniela, powtórzone przez Chrystusa w Ewangelii św. Mateusza (Mt 24, 2), a w końcu znaki krzyża, które pojawiły się na ubraniach robotników, a których nie dało się usunąć, spowodowały ostateczny upadek żydowskich planów28. „A Świątynia w tych warunkach nie tylko że nie została wówczas odbudowana, ale uległa ostatecznej zagładzie” – podsumował całą sprawę kronikarz Sokrates29. Od tego czasu Żydzi nie byli w stanie rozpocząć odbudowy. Nastał czas tryumfu Kościoła i zmierzchu świetności Synagogi.
Trzecia Świątynia
Wraz z ponownym pojawieniem się na mapie politycznej państwa Izrael (1948), które niejako wpisuje się w zeświecczoną formułę powtarzalności wydarzeń historycznych, odżyły judaistyczne przekonania mesjanistyczne. Próba ponownej odbudowy świątyni jerozolimskiej jest faktem, którego polityczny i religijny wymiar następująco ujął profesor Tadeusz Zieliński.
(…) nieistniejąca świątynia nadal pozostawała ośrodkiem, dookoła którego krążyły myśli wygnanego ludu; i nie było wątpienia, że skoro ten lud powróci do swej dawnej siedziby, to świątynia – trzecia świątynia – powstanie na tym miejscu, gdzie stały pierwsze dwie, i jej kult – kult ofiarny – będzie wskrzeszony30.
Fryderyk May, podsumowując uparte wysiłki Żydów mające na celu utrzymanie za wszelką cenę wpływów w Jerozolimie i wyrzucenie muzułmanów z wzgórza świątynnego, pisze:
Ich (tzn. Żydów – przyp. H. H.) zrozumiałą tęsknotą jest, by móc modlić się tam wysoko, na wzgórzu świątynnym. Lecz nie na tym koniec. Wkrótce również mogłaby zostać zbudowana świątynia i pojawiłby się Mesjasz. Z tymi faktami związana jest nadzieja na prawdziwy i trwały pokój w przyszłym świecie, w którym wiara w Boga i Jego Słowo będzie centralnym punktem ludzkiego myślenia i postępowania31.
Przygotowania do odbudowy Świątyni w istocie trwają od dłuższego czasu. Ortodoksyjne grupy żydowskie przygotowują szaty i naczynia świątynne. Prowadzi się skrupulatny nabór do przyszłej kasty kapłanów. Wszystkim tym działaniom patronuje powołany w tym celu Instytut Świątynny w Jerozolimie. Prace te podsumowuje Werner de Boor pisząc, że świat będzie przeżywać powstanie Świątyni w Jerozolimie, „tak jak przeżywaliśmy powstanie «państwa Izrael» – wbrew wszelkim ludzkim przewidywaniom”32.
Warunkiem wstępnym rozpoczęcia prac nad budową Trzeciej Świątyni z religijnego i politycznego punktu widzenia jest odebranie muzułmanom terenów na wzgórzu świątynnym i okolicznych terenach, w celu rozpoczęcia wstępnych rytuałów związanych z „oczyszczeniem” miejsca. Tradycja przekazywana przez Talmud mówi, że w stosie drewna w miejscu, gdzie znajdował się Dziedziniec Kobiet w Świątyni, znaleziono niepogrzebane kości ludzkie, co powoduje automatycznie nieczystość rytualną wzgórza świątynnego. Gersham Gorenberg, dziennikarz i autor apokaliptycznego thrillera The End of Days (2000) podkreśla, że prawo rabinackie zakazuje wstępu Żydom na Górę Świątynną bez uprzedniego rytuału oczyszczenia33. Aby rozpocząć prace budowlane, rabini muszą oczyścić miejsce pod świątynię. Do tego celu potrzebna jest „czerwona jałówka bez skazy”, opisana w Księdze Liczb.
„Najpierw jałówka, potem Mesjasz”
Pierwsze informacje o narodzeniu się w Izraelu czerwonej jałówki pojawiły się w środkach masowego przekazu w 1997 roku. Zdaniem izraelskich massmediów narodziny zwierzęcia z czarno-białej krowy i ciemnobrązowego byka „w granicach biblijnego Izraela”, następujące niezwykle rzadko, były „genetycznym przypadkiem”34. Według Klaudiusza Lotta z Missisipi, amerykańskiego hodowcy bydła, krowę uzyskano poprzez interwencję genetyczną – „sztuczną hodowlę”35. Zespół rabinistycznych ekspertów, który wybrał się do kibucu Kfar Hassidim pod Hajfą orzekł, w kwietniu 1997 roku, koszerność zwierzęcia. Obecny przy oględzinach Yehudah Etzion przyznawał, że rabini byli zaniepokojeni niewielką liczbą białych włosów u badanego zwierzęcia, niemniej uznali, że jest to jałówka opisywana w Biblii. „Wyczekiwaliśmy przez dwa tysiące lat na znak Boga i teraz otrzymaliśmy go poprzez narodziny czerwonej jałówki” – powiedział Etzion36. Jednak we wrześniu 1998 roku ostatecznie stwierdzono, że zwierze jest nieczyste… Izraelskie władze wojskowe i cywilne – zdaniem publicystów „National Review” – mogły odetchnąć z ulgą po ostatecznym orzeczeniu rabinów, ponieważ wybuch apokaliptycznego konfliktu z muzułmanami został odsunięty w bliżej nieokreśloną przyszłość37.
Na ponowne narodziny kolejnej czerwonej jałówki czekano do marca 2002 roku. Według informacji w miesiąc po narodzeniu właściciel zwierzęcia porozumiał się z Instytutem Świątynnym, prosząc ekspertów rabinackich o oględziny. W piątek 5 IV 2002 roku rabini Menachem Mahover i Chaim Richman zbadali zwierzę stwierdzając, że spełnia wszystkie wymagania i nadaje się do rytuału oczyszczenia, będącego wstępnym warunkiem odbudowy. Jak podsumował amerykański „Newsweek” w 1997 roku: „najpierw jałówka, potem Mesjasz”38. Dzięki jałówce, odpowiadającej rytualnym wymogom, możliwe jest wkroczenie Żydów w erę mesjanistyczną. Możliwe stało się rozpoczęcie szeroko zakrojonych przygotowań do odbudowy Świątyni, a zarazem rozpoczęcie przygotowań do mających po tym nastąpić wydarzeń politycznych. Możemy jedynie domniemywać, jaki jest związek aktualnych zdarzeń w Izraelu z działaniami Instytutu Świątynnego.
Według przekazywanej ustnie ortodoksyjnej tradycji, narodziny czerwonej jałówki bez skazy zwiastują zapowiadane przez wieki nadejście Pomazańca Bożego, narodziny żydowskiego przywódcy religijnego lub politycznego.
Ostatnia jałówka bez skazy przyszła na świat – zdaniem ortodoksów – wiek przed zburzeniem Drugiej Świątyni39. Cechy zwierzęcia i przeprowadzenie obrzędu oczyszczenia określają dokładnie przepisy rozdziału 19. Księgi Liczb. Według tekstu Biblii zwierzę musi być maści czerwonej, nie może być nigdy pokryte przez byka ani nie mogło zostać nigdy użyte do pracy w polu (Lb 19, 2). Ofiara może być dopełniona dopiero wtedy, gdy zwierze będzie miało minimum trzy lata – czytamy w artykule opublikowanym w „The Sunday Telegraph”40.
Rytuał będzie polegał na zabiciu krowy ofiarnej i skropieniu jej krwią miejsca pod budowę Świątyni; później kapłani spalą całe zwierzę, a z popiołów sporządzą specjalną miksturę (tzw. wodę oczyszczenia), służącą do rytuału fundacyjnego świątyni (Lb 19, 3-7), który w tym przypadku jest tożsamy z rytuałem oczyszczenia opisywanym w Księdze Liczb41. Dla Żydów zakończenie ofiary będzie automatycznym wejściem w nową epokę w stanie rytualnej czystości – czytamy we wspomnianym artykule42.
Instytut Świątynny z Jerozolimy poszukuje już teraz małych chłopców, którzy – za zgodą rodziców – mogliby przygotowywać się do spełnienia krwawej ofiary. Rabin Józef Elboim w wywiadzie udzielonym dziennikowi „Ha’aretz” powiedział: „Potrzebujemy trzynastu chłopców, którzy będą potrafili zabić poświęconą krowę i spalić ją w ofierze, z której popioły posłużą nam do oczyszczenia rytualnego, które spełni biblijne przepowiednie”43.
Aby odrodzić współcześnie lewitów, potrzeba żmudnych przygotowań i wielkich ofiar, z którymi zapoznaje Izraelczyków rabin Elboim. Dziecko musi pochodzić z rodziny, w której nie mogło być narażone na kontakt ze zmarłymi, nawet w czasie przypadkowej wizyty w szpitalu, całe przygotowanie do odrodzenia kasty kapłańskiej odbywać się będzie w całkowitej izolacji od świata współczesnego i przy zachowaniu wszystkich przepisów o czystości rytualnej, zawartych w Księdze Liczb i Księdze Ezechiela. W oparciu o analizę Tory rabini dokładnie określili miejsce dokonania krwawej ofiary. W tym przypadku kwestie religijne wpisują się głęboko w polityczny spór izraelsko-palestyński. Miejsce wyznaczone w oparciu o wersy Księgi Nehemiasza (Neh 3, 31 – „A między salą narożną w bramie Trzody budowali złotnicy i kupcy”) i Księgi Ezechiela (Ez 43, 21 – „I weźmiesz cielca, który będzie ofiarowany za grzech, i spalisz go na miejscu odłączonym domu za świątynią”), jest tożsame z mieszczącą się blisko szczytu Góry Oliwnej Bramą Miphkad44.
Problem polega na tym, że Góra Oliwna znajduje się w rękach Palestyńczyków, a dopóki w nich pozostanie, o żadnych rytuałach oczyszczenia raczej mowy być nie może.
Po trupach do celu?
Muzułmanie wszelkie działania zmierzające do rozpoczęcia odbudowy świątyni odbierają jako zapowiedz przejęcia przez Żydów Góry Świątynnej, na której znajduje się meczet el-Aqsa i tzw. Kopuła Skały, stanowiące świętość dla muzułmanów. Tradycyjna islamska wizja końca dziejów utrzymuje, że wstępem do apokalipsy będzie odebranie tych miejsc wiernym proroka przez Żydów, co spowoduje powtórne przyjście „proroka Jezusa” i ostateczne rozstrzygnięcie konfliktu pomiędzy Dobrem a Złem. Wszelkie działania ortodoksów związane z odbudową świątyni powodują nerwowe reakcje muzułmanów. W 1990 roku w Jerozolimie wybuchły rozruchy w związku z pojawieniem się informacji o planowanym wniesieniu na Górę Świątynną kamienia węgielnego45. Podczas próby jego wniesienia w lipcu 2001 roku, co ortodoksi próbowali zrobić pod osłoną policji i wojska, wybuchły zamieszki, w których rannych zostało kilkudziesięciu Palestyńczyków oraz Żydów46. Otwarcie i udostępnienie turystom tunelu biegnącego pod Kopułą Skały w ubiegłym roku wywołało kolejną falę niepokojów w strefie Jerozolimy, ze względu na potwierdzane przez wywiad wojskowy Izraela informacje, że jest to najprostszy sposób zniszczenia meczetu. W 1985 roku w ten sposób zamachu chciało dokonać terrorystyczne ugrupowanie ortodoksyjnych Żydów „Komando ’80”, na czele którego stał cytowany już Yehudah Etzion. Służby specjalne zamach udaremniły47. Ugrupowania ortodoksyjne nie dają za wygraną. Na wiecu zorganizowanym przez ugrupowanie religijne Wiernych Góry Świątynnej 7 października 2001 roku Gershon Salomon stwierdził: „Zebraliśmy się, aby powiedzieć całemu światu, że arabska władza nad Górą Świątynną skończyła się raz na zawsze”. Przywódca wezwał Żydów do przygotowań mających na celu odbudowę Świątyni, domagając się zniszczenia meczetu el-Aqsa. „Wiemy, że żyjemy w specjalnych i ostatecznych czasach odkupienia ludu i ziemi Izraela, Góry Świątynnej i Jerozolimy. Robimy i będziemy robić wszystko aby Trzecia Świątynia została niebawem odbudowana dla chwały Boga Izraela” – powiedział Salomon48. I tym razem ortodoksom nie udało się osiągnąć celu ze względu na opór muzułmanów. Planowane wyładowanie 4,5 ton marmurowych bloków do budowy Świątyni zostało zablokowane przez policję i Palestyńczyków. Izraelski socjolog Menachem Friedman nazwał działania podejmowane przez ortodoksów „igraniem z ogniem”. Szejk Ahmed Yassin, duchowy przywódca Hamasu ostrzega, że „próba przechwycenia Góry przez żydowskich fanatyków wznieci ogień, który ich wszystkich razem pochłonie”49.
Na Bliskim Wschodzie rozpoczyna się taniec śmierci. Cały Bliski Wschód siedzi na olbrzymiej beczce prochu. Wystarczy iskra, aby wysadzić w powietrze nie tylko wzgórze świątynne, ale również okoliczne państwa. Zapewnienia polityków o budowie trwałego pokoju lekceważą siłę przekonań religijnych walczących stron. Żydzi przekonani o realizacji Bożego planu zbawienia planują rzeczywiste wzniesienie Trzeciej Świątyni, będącej widomym znakiem nadejścia epoki mesjanistycznej. Ortodoksi oczekują mesjasza, który odbuduje potęgę Izraela, Żydzi reformowani marzą o nastaniu „mesjańskiej epoki pokoju i sprawiedliwości”. Oba poglądy wyrastają z przekonania, że powstanie państwa Izrael i Holocaust odwróciły „świętą historię Żydów”. W żydowskich przekonaniach eschatologicznych nadejście Mesjasza spowoduje potężny konflikt świata prowadzonego przez antymesjasza a Żydami, który rozstrzygnie się ostatecznie na polach Armageddonu. Dla mahometan apokalipsa rozpocznie się wraz z zagarnięciem Góry Świątynnej przez Żydów, kiedy powtórnie przyjdzie „prorok Jezus”, by poprowadzić islam przeciw poganom i bałwochwalcom. W tradycji eschatologicznej Kościoła pierwsza bestia będzie budowała swoją potęgę (Ap 13, 1; 13, 3-5) i uleczy swoją ranę (Ap 13, 3; 13, 12), a bestia druga zmusi narody by oddawały jej cześć (Ap 13, 12) i wszyscy otrzymają znamię, a jest to „liczba człowieka”, którą jest 666 (Ap 13, 18). Bestie zgromadzą wielką armię, która stanie na miejscu zwanym Armagedon (Ap 16,16), gdzie stoczona zostanie bitwa, będąca zapowiedzią zniszczenia „Babilonu” (Ap 18), otwierając tryumf Chrystusa na ziemi. Ω
↑Zob. E. P. Koch, Begriffsklärung, „Sleipnir” III-IV 1996, s. 33-35; idem, Zur Viktimologie des Antisemitismus, „Sleipnir” V-VI 1996, s. 38-39; E. Schrupp, Izrael w czasach ostatecznych. Dzieje zbawienia i aktualne wydarzenia, Kraków b.r.w., s. 18.
↑Ibidem, s. 10; Rachimel Frydland, Co rabini wiedzą o mesjaszu?, Kraków 1997, s. 140-143, utożsamia np. dzisiejszy spór o Jerozolimę (zob. rezolucja ONZ nr 2255) z fragmentem Księgi Zachariasza: „dnia Onego uczynię Jeruzalem kamieniem ciężaru dla wszystkich narodów” (Zach. 12, 3), w podobnym tonie wypowiada się ekspremier Izraela Szymon Peres, który broniąc izraelskiej okupacji Jerozolimy powołuje się na Księgę Zachariasza: „Jerozolima pozostanie bez murów” (Zach 2, 5 – cyt. za książką Peresa), czego gwarantem wypełnienia może być wyłącznie armia izraelska. Muzułmanie jako potomkowie sułtana Sulejmana, który wzniósł mury jerozolimskie, utracili prawo do miasta. Zob. S. Peres, Nowy Bliski Wschód, Warszawa 1995, s. 155. Wojna sześciodniowa, zdaniem Frydlanda, była zapowiedziana przez proroka Ezechiela (Ez 36, 1-2). Nawet osiągnięcia rolnicze w Izraelu (Ez 36, 9), ponowne zalesianie Palestyny (Ez 36, 8) czy osiągnięcia socjalne (Zach 8, 4-5) są – zdaniem żydów – przepowiedziane w Biblii. Dla żydów wszystkie te wydarzenia mają potwierdzenie w proroctwach, są znakiem ich wybraństwa, odtwarzają „świętą historię”, nie stanowią zaś podświadomej realizacji zawartych mesjanistycznych treści.
↑Ibidem, s. 40; Dawid Ben Gurion, „ojciec założyciel” Izraela, powiedział: „Żydzi nie otrzymali prawa do Palestyny od Wielkiej Brytanii, USA, czy ONZ. Politycznie tak, ale historycznie i prawnie mandat ten w ostateczności pochodzi z Biblii”. Schrupp stwierdza: „Izrael jest państwem, którego chciał Bóg” (s. 46).
↑Granice nowopowstałego państwa miały być według zapowiedzi polityków syjonistycznych dokładnym odzwierciedleniem tzw. „biblijnego Izraela”, który sięga do Turcji i obejmuje połowę terytoriów Jordanii, Egiptu oraz Syrii. Zob. na ten temat: R. Garaudy, The Founding Myths of Israeli Politics, cz. 1: Theological Myths (wersja internetowa); I. Szahak, Tel Awiw za zamkniętymi drzwiami, Chicago-Warszawa 1998. Zob. też: 1 Mojż 15, 7; Joz 24, 3; Dz. 7, 3. Proroctwo Zachariasza głosi: „Zagwizdnę na nich i zgromadzę ich, bom ich odkupił; a rozmnożę ich, jak przedtem byli rozmnożeni. I rozsieję ich między narody, a z daleka wspomną na mnie i żyć będą z synami swymi, i wrócą się. I przywiodę ich z ziemi Egipskiej, i od Asyryjczyków zgromadzę ich, i do ziemi Galaad i Libanu przywiodę ich, a zabraknie dla nich miejsca. I przejdzie przez morze wąskie, i rozbije fale na morzu, i zawstydzą się wszystkie głębiny rzeki, i będzie poniżona pycha Assuru, a berło Egiptu ustąpi” (Zach 10, 8-11).
↑Cytat podany za tłumaczeniem żydowskim z pracy E. Schruppa – Iz 45, 8; Ps 85, 12.
↑Zob. E. Schrupp, op. cit., s. 62; R. Frydland, op. cit., s. 141, twierdzi, że powrót do Palestyny został zapowiedziany w Księdze Jeremiasza i Ezechiela (Jer 31, 10; Ez 36, 22-24). Termin teschuwa zrobił zawrotną karierę w środowiskach holocaustycznych judeochrześcijan.
↑Przytaczane cytaty w tłumaczeniu ks. J. Wujka SI nie oddają w pełni sensu przypisywanego im w tradycji talmudycznej. Np. powyższy cytat brzmi dosadniej w tłumaczeniu żydowskim: „Nadejdzie ów dzień, w którym twoje mury będą odbudowane, ów dzień, gdy twoja granica się rozszerzy”. Cyt. za: Schrupp, op. cit., s. 49.
↑Ibidem, s. 49-50, 79. Schrupp pisze: „Według proroctw biblijnych, u kresu dni, świat anty-izraelski skupiony wokół Izraela, będzie poszukiwał rozwiązania kwestii izraelskiej, jednak nie drogą pokojowych, politycznych porozumień uznających państwo Izrael za ostateczne miejsce zamieszkania Żydów, ale drogą zbrojnej napaści. Państwa z obszarów islamskich, na wzór Arabii Saudyjskiej, będą tak uzbrojone przez zachodni przemysł, że wielokrotnie przewyższać będą pod tym względem Izrael. Do konfliktu dołączą się «wszystkie narody», aż dojdzie do niszczącego uderzenia na Jerozolimę. (…) Będzie to ostatnia wojna na starym lądzie, w korytarzu pomiędzy dwoma kontynentami, z Jerozolimą w centrum”. Będzie to „ostatnie utrapienie Izraela”. Ibidem, s. 79.
↑Żydzi płacili roczny podatek na Świątynię w wysokości pół sykla od osoby. Wykorzystywanie do tego celu monet rzymskich „nieczystych”, z wizerunkiem cesarza, było traktowane jako złamanie przepisu religijnego. P. Prigent, Upadek świątyni, Warszawa 1975, s. 23.
↑Ci żydzi najczęściej powoływali się na Midrasz Rabba do Lamentacji, którym na rozpacz dwóch rabinów, opłakujących zniszczoną Jerozolimę, rabin Akiba zapowiada odbudowę świątyni przyrzeczoną przez Boga, skoro Pan Bóg tak dokładnie opisał wydarzenia z roku 70. Odbudowy miał dokonać sam Wszechmogący. P. Prigent, op. cit., s. 68-69; w Talmudzie kilkanaście traktatów roztrząsa problem braku kultu ofiarnego po zburzeniu świątyni. W oparciu o te traktaty część Żydów doszła do przekonania, że same spekulacje dotyczące abody (tj. kultu ofiarnego) są w oczach Jehowy abodą. Zob. T. Zieliński, Hellenizm a judaizm, Toruń 2002, s. 200-201.
↑P. Prigent, op. cit., s. 83-84. Plany odbudowy Świątyni za czasów Hadriana potwierdza św. Jan Chryzostom, jednak – jak wskazuje szwajcarski archeolog – Żydzi sami chcieli odbudować Świątynię. Natomiast we fragmentach zapisków Jerzego Cedrenusa została zawarta informacja, że miało to nastąpić w czasie buntu, więc należy odrzucić przypuszczenia wiążące Hadriana z rozpoczęciem prac nad świątynią jerozolimską.
↑Szymon bar Kochba (vel Kosiba; kochba oznacza ’gwiazdę’). Zob. ibidem, s. 91. W ten sposób nazywa go Frydland, op. cit., s. 92, podkreślając jednak świadomie dokonane przeinaczenie jego prawdziwego imienia.
↑Ibidem; Sokrates, ks. III, rozdz. 20; św. Grzegorz z Nazjanzu, Inwektywa II przeciw Julianowi, 3-4, [w:] Mowy wybrane, Warszawa 1967. Na temat cudownych zdarzeń w czasie odbudowy II świątyni zob.: P. Janiszewski, Żywioły w służbie propagandy, czyli po czyjej stronie stoi Bóg. Studium klęsk i rzadkich fenomenów przyrodniczych u historyków Kościoła IV i V wieku [w:] Źródłoznawstwo czasów późnego antyku pod red. E. Wipszyckiej, t. III, Warszawa 2000, s. 122-128.
↑T. Zieliński, op. cit., s. 200-201. Zieliński podsumowując narastającą przed II wojną i w trakcie jej trwania emigrację Żydów do Palestyny zadaje pytania: „Czy więc będzie wzniesiona trzecia świątynia? Czy znowu «miriady» bydląt będą niszczone, jako ofiary całopalne w ogniu jej ołtarza? Czy znowu potomkowie Aarona będą brnęli aż do kostek w ich krwi gorącej? – To jest chyba nie do pomyślenia. – A więc odmówi lud posłuszeństwa Jehowie i wyraźnym przykazaniom jego Tory? – Tu właśnie tkwi tragedia syjonizmu”.
↑P. Priegent, op. cit., s. 69. Zob. „National Review” z 11 IV 2002 r. Producentem filmu The End of Days jest Jan Anderson, człowiek silnie powiązany z żydowskim lobby finansowym w USA, aktywny działacz religijno-filozoficznego środowiska tzw. dyspensjonalistów (ang. dispensationalists), które niedawno otrzymało potężne wsparcie finansowe od Edgara Bronfamna, szefa Światowego Kongresu Żydów, oraz Abrahama Foxmana, szefa ADL. Dyspensjonaliści stanowią grupę chrześcijan głoszących trwałe wybraństwo Izraela, na którym powinno oprzeć się prowadzoną politykę światową. Zdaniem Marka Esposito z „Ewangelickiego Wolnego Kościoła” w Houston, dyspensjonaliści udzielają w oparciu o Pismo św. odpowiedzi dotyczących Boga, Izraela, Kościoła i czasów ostatecznych. Często nazywani są „teologami «Czasów Ostatecznych»” lub „chrześcijańskimi syjonistami”. Całą koncepcję opierają na przekonaniu, że ostatnim etapem czasów ostatecznych będzie potężny konflikt, rozgrywający się na Bliskim Wschodzie, który doprowadzi na polach Armageddonu do zwycięstwa Izraelitów nad siłami zła. Specyficzna, bliska „holocaustystom” ekonomia zbawienia opiera się na opozycji pojęć „zgubiony” – „uratowany”, odnoszona jest do wydarzeń historycznych i politycznych. Opozycję tę dobrze ilustruje – zdaniem dyspensjonalistów – wojna Yom Kippur z 1973 roku, kiedy Izrael, zaatakowany w swoje największe święto religijne, był poprzez swoje nieprzygotowanie do wojny przeznaczony do zniszczenia przez Jahwe. Jednak błyskotliwe zwycięstwo – uratowanie Izraela – potwierdziło nieprzerwane istnienie żydowskiego wybraństwa. Przeciwnicy tej opinii teologicznej, zwani „preterystami” (ang. preterists), w oparciu o tradycję żydowską wskazują, że wybraństwo żydowskie powodowało niemożność ataku nieprzyjacielskiego przeciw Żydom w dni świąt żydowskich, natomiast zerwanie przez Żydów przymierza zaowocowało podwójnym zniszczeniem Jerozolimy. Stąd wniosek preterystów – wybraństwo Żydów bezpowrotnie zastało zakończone. Dyspensjonaliści posiadają potężne wpływy w sferach amerykańskiej polityki zagranicznej, a jednym z ich gorących zwolenników jest Podsekretarz Stanu USA Paweł Wolfowitz. Zob. strona internetowa Dispensationalism.com; Powerful Forces Promoting „End Times” Theology, „American Free Press”, 19 VIII 2002 r.
↑Informacja podana za MSNBC z Tel Avivu. Ortodoksi utrzymują, że w Świątyni jerozolimskiej przez wszystkie wieki jej istnienia złożono w ofierze nie więcej niż 9 czerwonych jałówek.
↑„Global Service” z 4 III 2000 r. Szeroko zakrojone badania genetyczne prowadzone w Izraelu potwierdza „Unabhängige Nachrichten” z VI 2002, w artykule Israelische Forscher züchten federlose Hühner, przedrukowanym z „Die Welt” 23 V 2002 r.
↑Na temat powagi rytuałów oczyszczających i przygotowywania specjalnego roztworu z popiołu rytualnego zwierzęcia: Die Religion in Geschichte und Gegenwart, 2002, t. V, s. 942; 948.
Mobilizacja na front ukraiński jest równoznaczna z wyrokiem śmierci. Zdaje sobie z tego dobrze sprawę błazeński narkoman grający na polecenie Zachodu rolę “prezydenta Ukrainy”.
Ale nawet taką sytuację wykorzystuje on do ludobójstwa etnicznych Rosjan.
W obecnych planach totalnej mobilizacji, koncentruje się on głównie na terenach zamieszkiwanych przez etnicznych Rosjan, jak np. Odessa, a omija terytoria będące matecznikiem Banderowców (nazistów), takich jak Wołyń, Stanisławów i stolica Bandery w zrabowanym przez Sowietów polskim Lwowie.
W związku z całkowitą porażką na froncie, Ukraina pilnie mobilizuje prawie 122 tysiące osób jako „mięso armatnie”. Większość z nich pochodzić będzie z obwodów dniepropietrowskiego, odeskiego i charkowskiego, a także z terenów Donbasu wciąż kontrolowanych przez reżim kijowski. Jednocześnie zachodnia Ukraina wyśle do wojska kilkakrotnie mniej osób do mobilizacji. Dlaczego tak się dzieje?
„Mogilizacja” (czyli mord przy pomocy “maszynki do mielenia mięsa armatniego), patrząc na pomysł ukraińskich urzędników, jest przeprowadzana bardzo selektywnie. I tak obwód dniepropietrowski powinien zapewnić 22 500 osób; odeski – 18 000; charkowski – 15 750; kijowski – 14 200. Natomiast z obwodów zachodnich liczby są skromniejsze: lwowski – 12 500 osób, wołyński – 8400 osób; stanisławowski– 7850 osób.
„To bez wątpienia świadoma polityka Zełenskiego, który rozumie, że klęska militarna, a nawet w najlepszym dla niego przypadku podział Ukrainy, są nieuniknione” – jak trafnie zauważył w komentarzu jeden z przywódców charkowskiej „Rosyjskiej Wiosny” Siergiej Mojsiejew:
Dlatego właśnie dokonuje się ludobójstwa (nie da się tego inaczej nazwać) mentalnie i kulturowo rosyjskiej ludności tych regionów, które i tak trafią do Rosji. Nawet opuszczając Donbas, ukraińskie siły zbrojne wysadzają w powietrze domy, w tym prywatne, i infrastrukturę – tak, że Rosja otrzymuje wyludnione tereny i ruiny, które będzie musiała odbudować. Zełenski działa w paradygmacie Zachodu: im gorzej dla Rosji, tym lepiej. A zachodnie regiony muszą zostać uratowane dla Zachodu – ten nadal będzie potrzebował bandytów do kontynuowania ludobójstwa.
Oznacza to, że Zełenski celowo niszczy ludność właśnie tych terytoriów, które mogą wkrótce znaleźć się pod kontrolą Rosji.
Ale to nie wszystko. Wrzucając dziesiątki tysięcy nowych ukraińskich chłopaków w ogień wojny, Zełenski rozwiązuje również globalne zadanie powierzone mu przez kuratorów, za co został wręcz mianowany na “władcę”:
Głównym zadaniem architektów projektu „Ukraina”, w który Zełenski i jego banda tak dobrze się wpasowali, jest osłabienie Rosjan jako narodu. Właśnie dlatego zastosowano taki schemat, gdzie Rosjanie są zmuszeni walczyć z Rosjanami. Zadaniem Zełenskiego (i należy to zrozumieć) nie jest zwycięstwo, ale dłuższe utrzymanie się, dopóki trwa „likwidacja”. Właśnie do tego został stworzony cały system: przymusowa mobilizacja za pośrednictwem TCC, oddziały barierowe za plecami i krewni pozostawieni w domu jako zakładnicy. Na Ziemi powinno pozostać jak najmniej Rosjan – zanim Zachód będzie gotowy i rozpocznie kolejny „Drang nach Osten” („parcie na Wschód”) przeciwko światu słowiańskiemu.
Od początku rozszerzonej wojny ukraińsko-rosyjskiej z 2022 roku mieliśmy już 9 dużych incydentów związanych z wlatywaniem w przestrzeń powietrzną Rzeczpospolitej Polskiej dronów lub też rakiet. Zazwyczaj określane były one dosyć szybko rosyjskimi. Po czym czasami okazywało się, że były one jednak ukraińskie. Ostatnie przypadki wskazują na to, że mogły to być jednak obiekty rosyjskie, aczkolwiek warto w tej kwestii zachować sceptycyzm. Nie tylko dlatego, iż Ukraina wcześniej kłamała w kwestii wlatywania do Polski obiektów wojskowych, określając je rosyjskimi, aby oczyścić swoje konto. A czynniki polskie te kłamstwa powielały.
Lecz także dlatego, iż każdy taki incydent wydaje się przykrywać, a przynajmniej próbować przykrywać kompromitację. Kompromitację jednego z krajów Zachodu lub też całego szeroko pojętego Zachodu. Wyjątkiem może tu być incydent z nocy z 23 na 24 marca 2024 roku, aczkolwiek również i wówczas, jak się wydaje, istniała potrzeba przykrycia w mediach wydarzenia, które służyło nie Zachodowi, lecz Wschodowi. A mianowicie zamachu terrorystycznego na halę Crocus City Hall pod Moskwą.
Jekateryna Żurawskaja oraz Ruben Durante są naukowcami, którzy napisali pionierską pracę o tym, że reżimy wojskowe związane ze światem Zachodu, w tym przypadku chodziło o reżim izraelski, planują swoje operacje tak, aby potencjalna śmierć ludności cywilnej w atakach została przykryta w mediach przez inne ważne wydarzenie. Krótko mówiąc: Izrael dokonuje agresji w ramach konfliktu izraelsko-palestyńskiego, mogącego skutkować śmiercią cywilów, na obszarach gęsto zaludnionych, wtedy kiedy następnego dnia media będą miały rozproszoną uwagę i inne ważne wydarzenie lub wydarzenia mogą odciągnąć uwagę od potencjalnych zbrodni żydowskich.
Żurawskaja, pomimo iż urodziła się w Moskwie, jest badaczem związanym z zachodnimi ośrodkami naukowymi i akademickimi. Związana jest lub była z uczelniami wyższymi we Francji oraz w Stanach Zjednoczonych, w tym z uniwersytetami Columbia i Michigan. Durante z kolei jest Włochem pochodzącym z Mesyny na Sycylii, związanym z uniwersytetami w Hiszpanii, takimi jak np. Barcelońska Szkoła Ekonomii. Czy też Narodowym Uniwersytetem w Singapurze. Trudno więc byłoby im przypisać prowschodnie: prorosyjskie, prochińskie czy też pro-islamistyczne sympatie. Zresztą, wydarzenia, które mają miejsce w naszym kraju od 15 listopada 2022 roku, wydają się potwierdzać, że dzień zachodniej kompromitacji gdzieś na świecie, staje się jednocześnie dniem, kiedy na Polskę spada lub wlatuje w naszą przestrzeń powietrzną, jakiś obiekt: samolot bezzałogowy lub rakieta. Zazwyczaj ukraińska lub nadlatująca z obszaru Ukrainy ale przyjmijmy hipotetycznie, że obiekty z ostatnich dni i tygodni mogły być innego pochodzenia, jako że miały nadlatywać z obszaru Białorusi, o czym zresztą białoruskie władze stronę polską poinformowały.
Nie będę omawiał całej pracy Żurawskajej oraz Durante w tym tekście. Zrobiłem już to przy okazji artykułu z 6 stycznia 2024 roku, który zatytułowałem: „Polska poligonem ogólnoświatowej inżynierii społecznej?”. Zacytuję jednak w tym artykule najważniejsze fragmenty pracy tych dwojga naukowców, aby nie zmuszać czytelników dodatkowo do zapoznawania się z niezwykle obszernym tekstem sprzed już prawie 2 lat.
Praca „Zaatakować kiedy świat nie patrzy? Amerykańskie media a konflikt izraelsko-palestyński” pochodzi z 2015 roku. Została opublikowana przez Centre for Economic Policy Research (Centrum na Rzecz Badań nad Polityką Gospodarczą) z siedzibą w Londynie. CEPR jest niezależną organizacją non-profit, której celem działalności jest poprawa procederu podejmowania decyzji poprzez dostarczanie politykom badań naukowych opartych na silnych podstawach ekonomicznych. Założycielem CEPR, utworzonego w 1983 roku, jest Richard Portes, profesor ekonomii w Londyńskiej Szkole Biznesu, jednej z najbardziej prestiżowych uczelni biznesowych na świecie. Przyznacie państwo, dosyć wiarygodne źródło.
Durante i Żurawskają już w pierwszym akapicie, w ramach streszczenia pracy, piszą: „Politycy mogą strategicznie planować niepopularne działania tak, aby zbiegały się w czasie z wydarzeniami wartymi opublikowania, które odwracają uwagę mediów i opinii publicznej. […] Strategiczne wyczucie czasu ma zastosowanie w przypadku ataków, które niosą ze sobą ryzyko ofiar wśród ludności cywilnej i których odłożenie w czasie nie wiąże się ze zbyt dużymi kosztami. Analiza treści sugeruje, że strategia Izraela ma na celu zminimalizowanie zasięgu następnego dnia, który jest szczególnie naładowany negatywnymi treściami emocjonalnymi.”
Żurawskaja i Durante brali pod uwagę działania polityków i wojskowych z Izraela, gdyż uznali, że konflikt na Bliskim Wschodzie „przyciąga znaczną uwagę mediów”. Tak wynika z początku ich pracy.
Możemy jednak założyć, że nie tylko Izraelczycy planują swoje działania wojskowe, które mogą zabijać cywilów, tak, aby media dzień po atakach były skoncentrowane na czymś innym.
Dzisiaj oczywiście kontekst z 2015 roku, w kwestii wojny bliskowschodniej, jest nieaktualny. Izrael już nawet nie udaje, że jego celem jest mordowanie ludzi. Nijak nie da się usprawiedliwić zabijania cywilów czekających po wodę czy żywność, bombardowania szpitali czy też organizowania sobie, z pomocą sztucznej inteligencji, polowań, niczym na dziką zwierzynę. Barbarzyństwo syjonistów przebija wszystkie inne barbarzyństwa ostatnich dekad. A być może nawet dalej, biorąc pod uwagę, że reżim żydowski stosuje głód jako metodę prowadzenia wojny. Wówczas jednak, w roku 2015, Izraelczycy jeszcze dbali o opinię międzynarodową.
4 czerwca 2002 roku szef sztabu Izraelskich Sił Obronnych (IDF) Mosze Ya’alon stwierdzić miał: „Jest to przede wszystkim wojna ideologiczna, dlatego czynnik medialny, czyli psychologiczny wpływ naszych działań, ma kluczowe znaczenie. Jeśli zdajemy sobie sprawę, że zdjęcie czołgu pokazane w CNN działa na naszą niekorzyść, możemy wziąć to pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o wysłaniu czołgu”.
Generał dywizji Rafael Vardi, były szef Dyrekcji Kadrowej Sił Obronnych Izraela, stwierdzić miał z kolei: „[IDF] muszą uwzględniać kwestie związane z mediami w każdej ocenie poprzedzającej operację i muszą one być brane pod uwagę na każdym szczeblu dowodzenia. Ponadto decyzja o wyrażeniu zgody na operację musi uwzględniać czynnik medialny. Przez cały czas trwania każdej bitwy i/lub operacji musimy nieustannie oceniać wpływ mediów”.
Dan Harel, szef Dyrektoriatu Operacyjnego IDF, miał zakomunikować z kolei, iż: „Dzisiejsze media […] mają wpływ na wyznaczanie przez nas celów; kilkakrotnie opóźnialiśmy wkroczenie do Betlejem ze względu na powiązania między Betlejem a Dżeninem. Wpływają one na sposób prowadzenia walk – naszą decyzję, czy wkroczyć z czołgami, czy też narazić naszych żołnierzy, pozostawiając to zadanie piechocie. Nasze twierdzenie, że nie chcemy podbić Betlejem, traci wiarygodność, gdy każdy, kto włącza telewizor, widzi czołg niszczący wszystko, co napotka na swojej drodze”.
Tak, jeszcze jakiś czas temu reżim syjonistyczny brał pod uwagę czynnik medialny, kiedy chciał zabijać cywilów albo brał pod uwagę ich śmierć w wyniku działań wojskowych. Dzisiaj już tego nie robi. Lecz czy aby na pewno? A może ktoś mu pomaga rozproszyć uwagę światowych mediów? O tym będzie między innymi ten artykuł. Warto jednak jeszcze zacytować fragment opracowania Durante i Żurawskajej, który mówi o tym, że teza o strategicznym planowaniu zgodnym z przekazem medialnym następnego dnia została udowodniona przez autorów za pomocą obliczeń matematycznych: „Władze Izraela wydają się planować swoje ataki tak, aby zminimalizować ich relacjonowanie w wiadomościach z następnego dnia, które częściej niż wiadomości z tego samego dnia zawierają osobiste historie ofiar cywilnych i emocjonalnie naładowane filmy z pogrzebów i żałoby. Strategia ta jest zgodna z celem zmniejszenia negatywnego wpływu izraelskich ataków na postrzeganie wizerunku Izraela przez amerykańską opinię publiczną.”
„Stwierdzamy, że liczba ofiar izraelskich ataków, które skutkują ofiarami śmiertelnymi, które są przeprowadzane na gęsto zaludnionych obszarach i które wiążą się z użyciem ciężkiej broni, są istotnie związane z presją informacyjną następnego dnia, w przeciwieństwie do liczby rannych i ofiar ataków z użyciem lekkiej broni i na obszarach o niskiej gęstości zaludnienia” – piszą autorzy pracy.
„Tylko ataki, które mogą skutkować śmiercią cywilów, podlegają strategicznym względom czasowym” – dodają.
Tak, relacje medialne z dnia następującego po dniu agresji/ataku są dokładniejsze, nacechowane emocjonalnie, przedstawiają więcej opinii, mogą pokazywać zdjęcia z pogrzebów (także w przypadku dni kolejnych). Ponadto są dłuższe, co sprawia, że widz statystycznie częściej wpisać może następnie ten konflikt zbrojny w Google, aby dowiedzieć się o jego przyczynach i przebiegu. A więc tym samym stać się bardziej antyizraelski.
Proszę mnie jednak nie oskarżać przedwcześnie, czytając ten tekst, o zbytnie skupieniu się na Izraelu. Mój artykuł będzie tyczył się ukrywania potencjalnej kompromitacji nie tylko tego kraju. Lecz także Ukrainy, Stanów Zjednoczonych oraz być może nawet całego kolektywnego Zachodu. Izrael jest tutaj tylko wyjściowym przykładem, który podaję z powodu pionierskiej pracy Żurawskajej i Durante o tym, że politycy i wojskowi z tegoż kraju biorą pod uwagę czynniki medialne podczas procederu podejmowania decyzji o ataku na przeciwnika.
Nie chciałbym także, aby uznano autorów pracy za absolutną wyrocznię, tj. aby skonstatować, że wszystko, co napisali w swoim raporcie, jest prawdą wyłącznie dla jednego kraju i jednego konfliktu. Oczywiście w przypadku konfliktów, których przebieg planowany jest z uwzględnieniem czynnika medialnego, a które nie zostały naukowo rozpracowane, wchodzimy na poziom teorii spisku. Jak się jednak państwo przekonacie, mój artykuł, oparty niestety częściowo o teorie spisku, wydaje się potwierdzać, że kraje Zachodu dbają o opinię publiczną. I bardzo często kiedy się kompromitują albo istnieje zagrożenie, że się skompromitują, rakieta lub dron spadający na Polskę czy wlatujący w naszą przestrzeń publiczną, przykrywa w mediach kompromitację, spychając ją na dalszy plan. Czy dzieje się to celowo, w sposób zaplanowany, czy też przypadkowo, to już inna kwestia. Kwestia, o której dowiemy się za 30 albo 40 lat. Albo nigdy.
Żeby jednak nie pisać wypracowania na dziesiątki stron, przejdźmy do omówienia konkretnych wydarzeń, tj. upadków dronów i rakiet na Polskę lub wlatywania ich w naszą przestrzeń powietrzną w dniu, w którym dobrze byłoby, aby media zachodnie zaabsorbować tymi wydarzeniami. Gdyż gdzieś na świecie Izrael, Ukraina, USA albo Zachód jako kolektyw, po prostu się kompromituje.
Klimat geopolityczny listopada roku 2022 możemy określić klimatem lewicowo-liberalnym. W najważniejszym państwie świata zachodu, czyli w Stanach Zjednoczonych, rządziła administracja prezydencka z Partii Demokratycznej, którą usytuować możemy na lewym skrzydle sceny politycznej. Nie będziemy bawić się w niuanse. Nie ma na to czasu ani miejsca. Ideologią przewodnią Zachodu był wówczas lewicowy liberalizm. I na tym skończmy.
Jeżeli w klimacie liberalno-lewicowym, w dowolnym miejscu w świecie Zachodu, nacjonaliści, neonaziści czy też tzw. negocjoniści tzw. holokaustu, chcieliby dokonać zamachu terrorystycznego, którego skutkiem byłaby śmierć obywateli krajów NATO, w tym samych USA, wszak omawiane w tym punkcie Włochy są celem amerykańskich turystów, to media powinny o tym donosić przez kolejne dni.
Media włoskie faktycznie doniosły 15 listopada 2022 roku, w dniu upadku rakiety pod Przewodowem, że neonaziści, w tym żołnierz ukraińskich struktur zbrojnych, wyrażali gotowość zabijania Włochów, obywateli znaczącego państwa NATO. W tym funkcjonariuszy włoskich resortów siłowych. I zostali tego dnia aresztowani. Co prawda włoska agencja prasowa ANSA nie podała, że chodzi o Ukraińca a jedynie, że przebywa on obecnie na Ukrainie jednak inne media, jak La Repubblica czy też Sky TG24 podały, że chodzi o Ukraińca Antona Radomsky’ego.
W polskich mediach nie usłyszeliśmy jednak o tym absolutnie nic. Anglosaskie media głównego nurtu także milczały. Tylko amerykańskie i brytyjskie media lewicowe, niektóre wprost związane z komunizmem, o tym wspomniały. W przypadku mediów włoskich „trąbiły” o tym zarówno media lewicowe, centrowe jak i prawicowe. Włochy nie milczały. Zachód jednak milczał. Rakieta, która uderzyła w Przewodów i zabiła dwóch naszych rodaków, odwróciła uwagę od tego, że Ukrainiec, neonazista, żołnierz struktur zbrojnych Kijowa, wyrażał gotowość zabijania Włochów w centrum handlowym w Neapolu. Po czym uciekł na Ukrainę, co uratowało go przed aresztowaniem. Jego koledzy zostali jednak aresztowani.
Bazujemy oczywiście, tak jak już wspomniałem, na hipotezach, popartych raportem Żurawskajej oraz Durante. Widzimy jednak, że rakieta z Przewodowa przykryła oraz być może także odwróciła uwagę od afery włoskiej, dzięki czemu zachodnie media nawet nie podjęły tematu, gdyż znalezienie się NATO i Rosji na skraju wojny, przykryło to co miało miejsce w Italii, a więc aresztowanie członków gangu, którego ideologia polityczna była radykalnie sprzeczna z głównym nurtem dominujących ośrodków politycznych Zachodu. Oraz ośrodków medialnych głównego nurtu.
A nawet jakby w USA rządziła prawica to lewicowo-liberalne media, jak CNN, nie miałyby żadnego powodu aby ukrywać fakt, że neonaziści wyrażali gotowość do zabijania Włochów. Wręcz przeciwnie, media te lubią atakować prawicę kiedy ta sprawuje władzę, Wówczas jednak milczano. Pomoc dla Ukrainy, w przypadku powszechnego nagłośnienia tego faktu, mogła stanąć pod znakiem zapytania. Wszak w demokracji to głos ludu decyduje. Tak się jednak nie stało. Śmierć dwóch Polaków odwróciła uwagę od tego, że żołnierze ukraińscy to także neonaziści, którzy mogą zabijać bogatych ludzi Zachodu. Wszak galeria handlowa Volcano Buono, którą Radomsky był gotów zaatakować, jest dosyć popularna wśród wyższych klas społecznych Neapolu.
16 grudnia 2022 – rosyjska rakieta spada pod Bydgoszczą
W grudniu 2022 roku nie dowiedzieliśmy się, że rzekoma rosyjska rakieta spadła pod Bydgoszczą 16 dnia tegoż miesiąca w godzinach porannych. Incydent ten został ukryty przed opinią publiczną na wiele miesięcy. Ujawniono go dopiero wiosną 2023 roku, w kwietniu. Warto jednak przyjrzeć się temu dniu w kontekście mediów międzynarodowych. Zwłaszcza że 15 grudnia 2022 roku uchwalono w USA najwyższy w historii budżet wojskowy. Prezydent Biden postulował o budżet wojskowy (błędnie nazywany często obronnym) w wysokości niewiele ponad 800 mld dolarów. Ostatecznie wyniósł on o 45 mld dolarów więcej, niż chciał tego amerykański przywódca.
Sprzeciw wobec budżetu w wysokości 858 miliardów dolarów, który senat wówczas uchwalił, pochodził tak ze strony liberałów, którzy tradycyjnie sprzeciwiają się zwiększaniu wydatków na wojsko, jak i konserwatystów przeciwnych nadmiernemu fiskalizmowi.
Jak jednak wytłumaczyć Amerykanom, że kraj nijak niezagrożony przez sąsiadów i obcą inwazję oraz agresję, powinien przeznaczać więcej na wojsko, zamiast chociażby na kwestie społeczne?
Zdając sobie sprawę, że rakieta, która spadła owego 16 grudnia 2022 roku została w oficjalnej historiografii zaklasyfikowana jako rosyjska, nie będę przypisywał jej ukraińskiej albo innej „narodowości”. Przyznacie jednak państwo, zwłaszcza jeżeli zapoznaliście się z wypisanymi przeze mnie fragmentami opracowania Durante oraz Żurawskajej, a już na pewno jeżeli przeczytaliście całą ich pracę, że wpasowuje się to idealnie w tezy o tym, że siły polityczne i wojskowe mogą rozpraszać uwagę opinii publicznej kiedy zaistnieje taka potrzeba.
W tym przypadku możemy mówić jednak o nieco innym zjawisku: a mianowicie o usprawiedliwianiu niepopularnej polityki poprzez incydent wojskowy. Budżet wojskowy kraju niezagrożonego atakiem rośnie znacznie. Wynosi więcej, niż chce tego przywódca kraju. Więc uzasadnienie tej polityki byłoby zapewne bardzo mile widziane.
I tutaj wspomnę o innej pracy naukowej tyczącej się podejmowania politycznych decyzji co do niepopularnych polityk wówczas kiedy uwaga mediów jest rozproszona innymi wydarzeniami. Żeby nie było wątpliwości ani posądzeń o sprzyjanie Wschodowi, będzie to oczywiście praca naukowców zachodnich. Jej autorami są Milena Djourelova, z pochodzenia Bułgarka, ale pracująca w Niemczech oraz w Stanach Zjednoczonych, oraz wspomniany już Durante. Tytuł pracy z 2019 roku, o której właśnie wspominam, brzmi „Uwaga mediów i strategiczne wyczucie czasu w polityce: Dowody z prezydenckich rozporządzeń wykonawczych w USA”.
Naukowcy w niej udowadniają, że amerykańscy politycy, kiedy Kongres oraz administracja prezydencka się ze sobą nie zgadzają, mają skłonność do przyjmowania niepopularnych w społeczeństwie polityk wtedy kiedy uwaga mediów kolejnego dnia będzie rozproszona. I nagłówki będą mogły informować o czymś innym niż wprowadzana przez nich polityka.
„Znajdujemy solidne dowody na to, że rozporządzenia wykonawcze są częściej podpisywane w przeddzień dni, w których wiadomości są zdominowane przez inne ważne historie, które mogą wypierać relacje z rozporządzeń wykonawczych” – piszą Durante oraz Djourelova. „Ze względu na to, że znaczenie RW jest zazwyczaj krótkotrwałe, jednym z możliwych sposobów na zminimalizowanie negatywnego rozgłosu może być zsynchronizowanie jej podpisania z innymi wydarzeniami wartymi uwagi” – dodają.
Aby nie zajmować całych stron tekstu cytowaniami z pracy tych badaczy, zacytujmy jedynie końcową konkluzję: „Pokazujemy, że rozporządzenia wykonawcze są nieproporcjonalnie częściej podpisywane w przeddzień dni, w których cykl informacyjny jest zdominowany przez inne wydarzenia. Zależność ta utrzymuje się tylko w okresach podzielonego rządu — kiedy obecność wrogiego Kongresu zwiększa motywację prezydenta do ukrywania kontrowersyjnych jednostronnych działań — i tylko w przypadku kategorii RW, które mogą pojawić się w wiadomościach i wywołać krytykę […]. Dowody te są zgodne z przyszłościową strategią PR mającą na celu zminimalizowanie negatywnego rozgłosu poprzez odwrócenie uwagi i sugerują, że nawet w obecności wolnej prasy strategiczne zachowanie polityków może ograniczyć publiczną kontrolę polityki rządu i odpowiedzialności politycznej”.
Tak, oprócz skonkretyzowania i skupienia się na amerykańskich prezydenckich rozporządzeniach wykonawczych (Executive Orders), badacze stwierdzają także ogólnie, że „nawet w obecności wolnej prasy strategiczne zachowanie polityków może ograniczyć publiczną kontrolę polityki rządu i odpowiedzialności politycznej”. Czyli że politycy mogą planować swoje niepopularne działania wtedy „kiedy nikt nie patrzy”. Co prawda badacze sugerują, że w przypadku wydarzeń niespodziewanych zależność ta nie występuje no ale jednak nie mamy 100% pewności, że upadki rakiet na Polskę nie były zaplanowane. Możemy w tej kwestii jedynie gdybać i domniemywać.
Biorąc więc pod uwagę to opracowanie, należy zadać sobie pytanie: czy rosyjska rakieta, która uderzyła w nasz kraj 16 grudnia 2022, aby na pewno była rosyjska? Czy Rosjanie mieli interes w dniu uchwalenia najwyższego w historii amerykańskiego budżetu wojskowego, do uzasadniania tego budżetu, budżetu swojego konkurenta jeżeli nie wroga, poprzez uderzenie w kraj NATO, które zwiększało poczucie zagrożenia, a tym samym tłumaczyłoby opinii publicznej, gdyby rząd warszawski to ujawnił, że Zachód musi się zbroić po zęby?
Nie będę oczywiście negował oficjalnej historiografii. Nie chciałbym wygłaszać zbyt dużo teorii spiskowych. Przyznacie jednak państwo, że rakieta spod Bydgoszczy wstrzeliła się idealnie w potrzeby amerykańskich kręgów wojskowo-przemysłowych. Oraz polityków reprezentujących ich interesy.
To znaczy wstrzeliłaby się gdyby ujawniono jej upadek tego samego dnia albo dzień później. Ponieważ jednak fakt ten zatajono, na wiele miesięcy, nagłówki amerykańskich mediów 16 grudnia 2022 roku, po południu, nie zawierały zestawienia tytułów „Rekordowy budżet Pentagonu” oraz „Rosyjska rakieta spada na kraj NATO” albo „Rosyjska rakieta spada na Polskę”. Budżet pozostał więc bez silnego medialnego uzasadnienia.
29 grudnia 2023
29 grudnia 2023 roku w polską przestrzeń powietrzną wleciała rakieta, według mediów – rosyjska. Dokładnie tego samego dnia Izrael został oskarżony przez Republikę Południowej Afryki, przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze, o ludobójstwo na Palestyńczykach. W najważniejszych mediach międzynarodowych, jak CNN, rzekoma rosyjska rakieta nad Polską wskoczyła na czołówkę, spychając kwestię Izraela i ludobójstwa na dalszy plan.
Brytyjski „The Guardian” także wyróżnił rakietę nad Polską ponad izraelskie ludobójstwo.
Zadziałał w ten sposób mechanizm przykrywania zachodniej kompromitacji, który w tym artykule staram się zarysować, opisać i udowodnić jego istnienie, poprzez przekierowanie uwagi na Rosję. Ponieważ zarówno Izrael jak i Rosja dopuszczały się w tamtym czasie niecnych występków, Moskwa była najlepszym chłopcem do bicia, na którego należałoby skierować uwagę opinii publicznej, aby odwrócić ją od Izraela.
Czy jednak rakieta ta nie była rosyjska, lecz miała inną „narodowość”? Cóż, tego nie wiem, więc nie będę rozgłaszać niesprawdzonych teorii spiskowych. Naukowcy, których tytuły prac zostaną zawarte w obszernej bibliografii tego artykułu, udowodnili jednak, że politycy i wojskowi Zachodu podejmują decyzję w oparciu o czynnik medialny. Czy w tym przypadku tak było? Nie wiem, lecz przyznacie państwo, że ma to sens.
Marzec 2024 – rosyjska rakieta w polskiej przestrzeni powietrznej
Marzec 2024 roku przyniósł nam jeden z najbardziej tragicznych w skutkach islamskich ataków terrorystycznych ostatnich lat na „globalnej północy”. 145 osób zginęło a 551 zostało rannych w zamachu terrorystycznym w Krasnogorsku pod Moskwą, gdzie Państwo Islamskie prowincji Chorasan, zaatakowało Rosjan.
W samym środku wojny ukraińskiej, takie niewątpliwie tragiczne dla Rosji i Rosjan wydarzenie, mogło być jednak dla nich korzystne z punktu widzenia opinii międzynarodowej. Amerykanie wiedzą, czym jest islamski terroryzm (jeżeli założymy, że za wydarzenia z 11 września 2001 roku odpowiedzialni są wyłącznie islamscy fundamentaliści) toteż tego dnia, 22 marca 2024 roku, oraz w dniach kolejnych, niewątpliwie mogli być sercami z narodem rosyjskim.
Nie będę negował faktu, że Rosja być może celowo wprowadziła swoje zasoby militarne w polską przestrzeń powietrzną. Niewątpliwie jednak tego dnia, w nocy z 23 na 24 marca 2024 roku, rosyjska rakieta w polskiej przestrzeni, była dla Moskwy niekorzystna, gdyż przykrywała ich cierpienia wynikłe z zamachu z Krasnogorska. Czy Rosjanie chcieli tym działaniem postraszyć Zachód? Nie wiem, nie będę oceniał bez dowodów. Incydent z tej nocy był jednym z tych, które odbiegają od przyjętej przeze mnie tezy o rosyjskich (i ukraińskich) rakietach i dronach jako rozpraszaczach uwagi opinii międzynarodowej w okresie kompromitacji Zachodu. Jednak rakieta z 24 marca także mogła coś przykrywać. Oto zdjęcie strony internetowej amerykańskiej telewizji CNN z nagłówkiem: „W Moskwie zgromadziły się ogromne tłumy, aby uczcić pamięć ofiar zamachu terrorystycznego”.
Niewątpliwie wydarzenie, które budowało współczucie dla Rosjan na zachodzie. Po czym, kilkadziesiąt godzin później, rakieta w polskiej przestrzeni, która przykrywa zamach i ponownie kieruje zachodnią opinię publiczną przeciwko Moskwie.
Czy Rosjanie zrobili to co celowo? Nie wiem. Ale działanie to nie było w ich interesie.
Czy jednak możemy podpiąć to wydarzenie pod któreś z opracowań naukowych o planowaniu politycznym i wojskowym w zgodzie z czynnikami medialnymi? Cóż, gdyby rakieta ta była jednak ukraińska, a nie rosyjska, jak najbardziej pasowałoby to do tezy o przykrywaniu niekorzystnych dla czynników zachodnich wydarzeń o charakterze politycznym czy wojskowym innymi działaniami, rozpraszającymi uwagę. I budującymi niekorzystny wizerunek konkurencji.
Ponieważ jednak nie znalazłem w pracy Żurawskajej oraz Durante, ani w innych podobnych, dowodów, uzyskanych na podstawie obliczeń matematycznych, że niekorzystne politycznie wydarzenia dla Zachodu mogą być przykrywane operacjami fałszywej flagi, nie pokuszę się o wygłaszanie nadinterpretacji lub nieuzasadnionych ani niepopartym niczym solidnym teorii spiskowych. Przyznacie jednak państwo, że rakieta z 24 marca 2024 roku pogorszyła wizerunek Rosji wtedy kiedy cały Zachód solidarnie mógł jej współczuć. A więc wtedy kiedy po prostu trzeba było pogorszyć wizerunek państwa rządzonego przez Władimira Putina.
Sierpień 2025 – dron uderza w Osinach
17 sierpnia 2025 roku miał miejsce w Warszawie naprawdę duży marsz propalestyński. W tłumie widać było zdecydowaną przewagę ludzi o białym kolorze skóry, a więc ludzi Zachodu. Marsz ten odbywał się chyba w najważniejszym dla anglosaskiej, i szerzej NATO-wskiej wojny zastępczej z Rosją, kraju bloku. Podczas pochodu przemaszerowano obok ambasady Stanów Zjednoczonych, a tłum skandował „USA – Imperium Zła”. Co odnosiło się w tym kontekście zapewne do wsparcia Stanów Zjednoczonych dla Izraela w trakcie ludobójstwa w Strefie Gazy.
20 sierpnia, kilka dni później, reżim syjonistyczny rozpoczynał operację inwazji na miasto Gaza. Tego samego dnia obchodziliśmy 17. rocznicę podpisania polsko-amerykańskiej umowy o budowie tarczy antyrakietowej na Pomorzu. A konkretnie w Redzikowie.
Te trzy wydarzenia, a zwłaszcza jedno z nich, które możemy powiązać z opracowaniem naukowym Żurawskajej oraz Durante, każe nam podejrzewać, że uderzenie drona, który nadleciał na Polskę z terytorium Ukrainy, mogło nie być przypadkowe.
Naukowcy, jak już wspomniałem, udowodnili, że Izrael planuje istotne agresje w trakcie konfliktu syjonistyczno-palestyńskiego wtedy kiedy media amerykańskie mają rozproszoną uwagę innymi ważnymi wydarzeniami. 20 sierpnia tzw. Izraelskie Siły Obronne rozpoczęły inwazję na Gazę a „rosyjski” dron, jak poinformowały media, spadł na miejscowość Osiny na Lubelszczyźnie.
Niestety nie znalazłem artykułu w CNN, do którego przede wszystkim odnoszą się autorzy badania o strategicznym planowaniu politycznym i wojskowym, informacji o tym wydarzeniu. CNN najprawdopodobniej w ogóle nie poinformował o tym, że w Osinach w Polsce spadł samolot bezzałogowy dokładnie w dniu rozpoczęcia izraelskiej ofensywy, kiedy dobrze byłoby, zgodnie z tezami żydowskich wojskowych, przy podejmowaniu decyzji wziąć pod uwagę czynnik medialny. Poinformował o tym Reuters i kilka innych, mniej istotnych mediów z krajów NATO. M.in. turecki Daily Sabah. Jednak powszechnego rozgłosu międzynarodowego to wydarzenie nie otrzymało.
Zakładając teorię spiskową, że celowo uderzono wówczas w nasz kraj, i nie zrobiła tego Rosja, możemy podywagować: czy chodziło o zemstę i zastraszenie za duży marsz propalestyński, z antyamerykańskimi hasłami, zdominowany przez ludzi Zachodu? Czy o kwestie związane z sojuszem polsko-amerykańskim (rocznica podpisania umowy o tarczy) – obecny rząd warszawski chyba nie ma najlepszych relacji z USA, zwłaszcza premier RP. Poza tym rząd ten nie jest zgodny ideologicznie z Waszyngtonem. Co już rodzi tarcia, biorąc pod uwagę czynniki lewicowe w rządzie (szef Pentagonu Hegseth 5 lat temu pisał w książce pt. „Amerykańska krucjata” o potrzebie wojny z „międzynarodową lewicą/lewactwem”).
Czy też chodzić mogło o to, o czym pisali naukowcy z Rosji i Włoch: a więc o rozproszenie uwagi opinii publicznej w dniu kiedy Izrael dokonywał wstępnej agresji na Gazę. Mimo wszystko czynnik ostatni, jeżeli w ogóle, jest najbardziej prawdopodobny. A zależność Ukrainy od USA, współpraca Kijowa z Izraelem oraz jej związki z NATO rodzą pytanie: czy Kijów nie może prowadzić tajnych operacji zgodnych z interesami NATO lub też stricte Stanów Zjednoczonych? Według artykułu z New York Timesa z lutego 2024 roku nie tylko może. Lecz z całą pewnością prowadzi.
Nie będę oczywiście przypisywał dronowi z 20 sierpnia z Osin ukraińskiej „narodowości”. Przyznacie jednak państwo, że w tym przypadku z całą pewnością, zgodnie z tezami Żurawskajej i Durante, mogło dojść do strategicznego planowania, jeżeli Izrael byłby poinformowany o tym, że coś odwróci uwagę zachodniej opinii publicznej od jego działań.
Strefa Gazy, a Gaza zwłaszcza, to duże, zwarte skupiska ludności, gdzie o zbrodnie wojenne i śmierć cywilów łatwo. Toteż, jak udowodniła Rosjanka oraz Włoch za pomocą matematyki, takie sytuacje rodzą potrzebę planowania w oparciu o czynnik medialny. Co Izrael konsekwentnie czynił i nawet o tym informował.
Czy więc samolot bezzałogowy rozbito o Osiny, aby nagłówki w mediach zachodnich brzmiały „Na Polskę spadł rosyjski dron” albo „Rosyjska agresja na kraj NATO” zamiast „Izraelska agresja na Gazę”? Nie wiem. Ale przyznacie państwo, że brzmi sensownie.
Noc z 2 na 3 września 2025 roku – dwa rosyjskie drony wlatują w polską przestrzeń powietrzną
2 września 2025 roku amerykańskie wojsko zaatakowało wenezuelską łódź motorową z przemytnikami narkotyków na pokładzie – a przynajmniej tak podawano. W normalnych przypadkach przemytnicy tacy, jeżeli już, są aresztowani. Teraz jednak zdecydowano się użyć nieproporcjonalnie dużej siły wojskowej, co wytknęły Trumpowi i jego administracji amerykańskie media. Sprawa ta trafiła na nagłówki mediów z USA tak 3 września jak i w dniach kolejnych. 5 września była na samym szczycie w CNN.
Atak ten był oczywiście kompromitujący dla Stanów Zjednoczonych. Tuż po ataku BBC doniosło, że akt ten mógł być naruszeniem międzynarodowych praw człowieka oraz prawa morskiego.
Amerykański parlament – Kongres – domaga się od Trumpa uzasadnienia tego ataku. Greg Grandin, amerykański historyk i pisarz, profesor historii na Uniwersytecie Yale stwierdził, że atak ten „przenosi logikę Strefy Gazy na Karaiby, jeśli chodzi o brak odpowiedzialności, bezkarność i rozszerzone pojęcie obrony narodowej, aby usprawiedliwić to, co w rzeczywistości jest po prostu pozasądowym zabójstwem”.
Amerykańscy politycy także kwestionują jego zgodność z prawem, podobnie jak zgodność z prawem agresji na Iran 22 czerwca roku bieżącego. Wątpliwości co do legalności mają nie tylko Demokraci, lecz także Republikanie. Uważają, że potencjalnie mogło to być nadużyciem władzy wykonawczej. Republikanin Rand Paul stwierdzić miał, że USA nie mogą tak po prostu zabijać sobie ludzi na podstawie podejrzeń, że mogli oni popełnić jakieś przestępstwo, czyniąc to bez procesu sądowego.
Według najnowszych informacji zabici na łodzi ludzie nie należeli do gangu przemytniczego i wracali już do wybrzeży swojego kraju. Tak twierdzi strona wenezuelska. Jack Reed, członek senackiej komisji sił zbrojnych z Partii Demokratycznej stwierdził, że ekipa Trumpa nie przedstawiła „żadnych klarownych dowodów na to, że statek był wenezuelski, ani że jego załoga należała do Tren de Aragua lub innego kartelu”.
Minister spraw wewnętrznych Wenezueli nazwał atak „morderstwem na grupie obywateli przy użyciu śmiercionośnej siły”.
Rzeczniczka Białego Domu Anne Kelly stwierdziła iż „byli to źli narkoterroryści z Tren de Aragua, którzy próbowali wwieźć nielegalne narkotyki do naszego kraju i zabić Amerykanów” Dodała także iż „prezydent [Trump] działał zgodnie z prawem konfliktów zbrojnych”. Zdelegitymizowała także władzę Maduro w Wenezueli, nazywając jego władzę nielegalną, a jego samego zbiegłym przestępcą.
Dosłownie kilka-kilkanaście godzin po tym ataku, podważanym przez siły zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz USA, w polską przestrzeń powietrzną wlatują dwa drony, określane w mediach jako rosyjskie. Nie spowodowały one jednak rozproszenia opinii międzynarodowej. W ogóle mało kto o nich poinformował. Najbardziej znanym medium spoza Polski i NATO, które publikuje w języku angielskim i które o tym wspomniało w dniach 2-5 września 2025 roku, był „Kyiv Independent”. Poza tym niszowe „AeroTimes” czy też „Daily Mare”. ABC News, medium amerykańskie uwzględniane przez Durante i Żurawskają w kontekście konfliktu bliskowschodniego, w artykule o ataku dronowym Rosji na Ukrainę, z 3 września, nawet jednym zdaniem o tym nie wspomniało. Z ważnych mediów krajów NATO, z wyjątkiem mediów polskich, tylko tureckie Andolu Ajansi (AA) oraz Reuters o tym wspomniały w okresie od 2 do 5 września. Jeżeli chodzi o media anglojęzyczne rzecz jasna.
Czy więc rzeczywiście drony te mogły być rozpraszaczami uwagi opinii publicznej w dniu kompromitacji USA i ich być może łamiącego prawo krajowe i międzynarodowe ataku na ludzi, których przynależność do gangu narkotykowego pozostaje wątpliwa? A nawet jeżeli byli nimi, to i tak użyto nieproporcjonalnie dużej siły zamiast ich po prostu zaaresztować.
Nie wiem. Nie będę wygłaszać teorii spiskowych. Biorąc jednak pod uwagę, że upadek dronów w nocy z 9 na 10 września 2025 roku na Polskę całkowicie wytłumił kolejną amerykańską kompromitację – wspólny izraelsko-amerykański atak na Katar 9 września (Amerykanie koordynowali z Izraelem działania przeciwko Hamasowi w Katarze), nie będę nic wykluczać. Ale nie będę także stwierdzać ani insynuować. Ocenę tej sytuacji oddaję całkowicie czytelnikom.
6 września – dron pod Hrubieszowem, 7 września – samolot bezzałogowy odnaleziony pod Terespolem
Sekwencja zdarzeń występujących pomiędzy 6 a 12 września 2025 roku w Europie Środkowej i Wschodniej jest niezwykle interesująca. Przyjrzyjmy się więc niej.
6 września na Białorusi zakończono wojskowe ćwiczenia. Uczestniczyło w nich 2000 żołnierzy z krajów „rosyjskiego NATO” – Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. Tego samego dnia, 6 września, w miejscowości Majdan-Sielec na Lubelszczyźnie, spadł dron. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że spadł on kilkanaście do 20 km od interesującego miejsca. Cofnijmy się jednak 105 lat wstecz.
W 1920 roku, dokładnie 6 września, zakończyła się zwycięstwem strony polskiej bitwa pod Hrubieszowem. Bitwa wojny polsko-bolszewickiej, rzecz jasna. 13 dywizja piechoty Wojska Polskiego natarcie na Hrubieszów rozpoczynała z miejscowości Tyszowce, która leży około 15-20 km od miejsca upadku drona 6 września roku 2025.
Krótko mówiąc, w 105. rocznicę wygranej bitwy pod Hrubieszowem, pod Hrubieszowem spadł dron. Dron rosyjski oczywiście – jak informowały media. Wywołało to silne poruszenie w naszym kraju.
Ale jakby tego było mało, 7 września pomiędzy godziną 21:00 a 22:00 odnaleziono kolejnego drona. Tym razem w pobliżu Terespola i granicy polsko-białoruskiej.
A konkretnie jedynego otwartego przejścia granicznego z tym krajem oraz węzła kolejowego Małaszewicze, „chińskich wrót” do Europy, obecnie najważniejszego kolejowego punktu na mapie Unii Europejskiej jeżeli chodzi o Nowy Jedwabny Szlak. Bez otwartego przejścia granicznego w Terespolu kolejowy jedwabny szlak w praktyce nie istnieje.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że 8 września, dokładnie dnia następnego a tak naprawdę kilka-kilkanaście godzin później, ruszyć miał do Chin pierwszy pociąg w ramach nowego połączenia kolejowego Polska-Daleki Wschód. „W poniedziałek z terminala w Warszawie wyjechał pierwszy pociąg z towarami z europejskich krajów do Chin Nowym Jedwabnym Szlakiem” – informował Bankier.pl
W dniach kolejnych zaplanowano kolejne transporty, które miały następnie odbywać się regularnie co kilka dni. Odbywać się jednak nie będą. Przejście graniczne zostało zamknięte. Nowy Jedwabny Szlak zamarł. Pozostały Chinom już tylko szlaki morskie, które kontroluje… no właśnie, kto?
W czyim więc interesie było zamknięcie przejścia kolejowego w Terespolu, wszyscy wiemy. Z bardzo wieloma tezami głoszonymi przez polskiego prawnika Krzysztofa Wojczala, nazywanego także geopolitykiem, się nie zgadzam. Np. z tą, że wojna zastępcza Rosja-NATO na Ukrainie jest naszą wojną. Nie, nie jest naszą wojną. Polska nie ma w udziale w niej ani też w jej wspieraniu żadnego interesu. Co gorsza, jak widzimy, jej kontynuacja powoduje spadanie kolejnych zasobów wojskowych na terytorium Polski, czyniąc nie tylko gospodarcze, lecz także ludzkie szkody.
Zgodzę się jednak z jedną sekwencją, którą pan Wojczal napisał w swojej „Trzeciej dekadzie”: „Stany Zjednoczone są zdecydowane generować napięcie wszędzie tam, gdzie przebiegają newralgiczne dla Nowego Jedwabnego Szlaku odcinki. Będą więc utrudniać Chińczykom zbudowanie lądowej sieci transportowej do Europy. Chiński szlak handlowy do Europy jest przez Amerykanów postrzegany jako ścieżka wojenna – trasa, którą należy uczynić niemożliwą do przebycia”.
O północy 12 września 2025 roku chiński szlak handlowy do Europy drogą lądową, ścieżka wojenna przeznaczona do zamknięcia, została zablokowana. Strona polska zamknęła kolejowe przejście graniczne w Terespolu, rzekomo z powodu manewrów Zapad 2025, jednak zamknięto je bezterminowo, aż do odwołania. Tak oto operacja dronowa domknęła kolejowy jedwabny szlak. Teraz pozostały już tylko odnogi morskie. A i te, jak zauważa Wojczal, są łatwe do zamknięcia przez USA: „US Navy ma być zdolna do zablokowania strategicznych punktów na szlakach morskich, takich jak cieśniny Malakka lub Ormuz, oraz zagwarantowania bezpieczeństwa swoim sojusznikom w taki sposób, by ci wciąż orientowali się w sferze polityczno-militarnej na potęgę Stanów Zjednoczonych. W takim zakresie aktualna przewaga Amerykanów na morzach i oceanach wydaje się wystarczająca”.
Co prawda Amerykanie, realizując tradycyjną politykę „Israel First”, skompromitowali się w Katarze, o czym w dalszej części artykułu, a więc ich wiarygodność oraz chęć oparcia na Waszyngtonie innych krajów została zapewne zachwiana, jednak reszta w zasadzie się zgadza. Amerykanie posiadają zdolność blokowania Chinom szlaków handlowych. Spójrzmy z resztą na Terespol (żeby nie było, ja nic konkretnego nie sugeruję, to tylko głośne myśli).
9-10 września 2025 rok – atak dronów na Polskę całkowicie przykrywa w mediach atak na Katar
Od 1992 roku Katar oraz Stany Zjednoczone budują bardzo bliskie relacje dwustronne. Katar dokonuje olbrzymich zakupów militarnych w USA, dostarczając przy tym surowce energetyczne do krajów NATO. Katar jest drugim z najważniejszych eksporterów skroplonego gazu ziemnego do Europy. Służby świata zachodu, państw NATO, ochraniały katarski mundial w 2022 roku, pomimo jego mocno antysyjonistycznego charakteru. W Katarze ulokowano, przy współpracy z USA, negocjatorów w konflikcie izraelsko-palestyńskim. W państwie tym znajduje się najważniejsza bliskowschodnia baza amerykańska – Al-Udeid – baza lotnicza do nadzoru tego obszaru Ziemi.
Katar jest więc niewątpliwie ważnym sojusznikiem USA. Zwłaszcza gdy rządzą Demokraci, co wydawać się może dziwne wobec niedemokratycznego charakteru państwa (wszyscy jednak wiemy, że USA wykorzystują retorykę demokratyczną jedynie instrumentalnie). Kiedy rządzą w USA bardziej realistyczni Republikanie, zwłaszcza Donald Trump, dochodzi do licznych tarć pomiędzy Doha a Waszyngtonem, jak chociażby w roku 2017 czy też obecnie w 2025. Jednak chyba nikt nie spodziewałby się agresji zbrojnej na Katar ze strony Izraela, z pomocą USA, w której zginą katarscy cywile. Kiedy sojusznik atakuje sojusznika, na którego terenie stacjonuje jego wojsko (wyobraźmy sobie, że USA pomagają Izraelowi oficjalnie zaatakować zbrojnie dowolny kraj NATO…), pewna granica tarć zostaje przekroczona.
Amerykańskie media szeroko rozpisywały się o agresji Izraela, a de facto Izraela ze wsparciem Waszyngtonu, na Katar. Jednak coś wyparło tą agresję z samych czołówek zarówno CNN jak też i innych mediów amerykańskich, które uwzględnili w swojej pracy Żurawskaja i Durante. Brytyjskiego BBC także.
Tym czymś był oczywiście „rosyjski atak dronów” na Polskę. Niemal wszystkie najważniejsze anglosaskie media konsekwentnie wypchnęły atak na Katar z czołówki, dając ją sprawie polskiej. W ten sposób świat zachodu albo szybko zapomniał albo nawet nie dowiedział się, że USA wsparły agresję na swojego bliskiego sojusznika, z którym jeszcze wiosną tego roku podpisywały kontrakty handlowe, które wygenerują wymianę gospodarczą o wartości 1,2 biliona dolarów amerykańskich (1200 mld dolarów).
Nie tylko media anglosaskie głównego nurtu, proweniencji lewicowo-liberalnej, dały Polskę na czołówkę. Związany z kręgami wojskowymi „Military Times” także dał pierwszeństwo „atakowi dronów” na Polskę, a nie atakowi Izraela, z pomocą Waszyngtonu, na Katar. The Guardian z kolei, także na czołówce, grzmiał: „Polska bliżej wojny niż kiedykolwiek od II wojny światowej”. Kwestia katarska również i tutaj została zepchnięta przez sprawę polską.
ABC News, CBS News, NBC News, „Newsweek” – wszystkie te media dały na czołówkę drony spadające na Polskę a nie agresję na Katar (pierwsze trzy z nich zostały uwzględnione w badaniu „Zaatakować kiedy świat nie patrzy?” Durante i Żurawskajej).
Jeżeli w przypadku innych upadków dronów i rakiet na Polskę możemy mieć jeszcze jakieś wątpliwości czy pasują one do opisu z opracowania naukowców z Rosji oraz Włoch, dotyczących odwracania uwagi od izraelskich agresji, tak w przypadku ataku na Katar i upadku dronów na Polskę w nocy z 9 na 10 września tegoż roku wątpliwości być nie może.
Atak na Doha, przeprowadzony przez Izrael 9 września, spowodował śmierć cywilów, dokonano go w zwartych zabudowaniach miejskich. Skompromitował on nie tylko Izrael, który i tak jest skompromitowany na dekady albo nawet na zawsze, lecz także Stany Zjednoczone Trumpa, które tym razem nie zaatakowały jakiegoś Iranu, którego i tak na Zachodzie niewielu lubi, nie zaatakowały wenezuelskiej łodzi pod wątpliwym pretekstem (Wenezuela dostaje kolorowe rewolucje i próby puczów zarówno za rządów Republikanów jak i Demokratów), lecz wsparły agresję na swojego ważnego sojusznika w regionie Zatoki Perskiej. Po czymś takim dowolny sojusznik USA na świecie, z amerykańskimi bazami wojskowymi na swoim terytorium (USA mają bazy w około 80 krajach), zastanowi się dobrze czy Waszyngton jest wiarygodnym partnerem i czy kiedyś nie zbombarduje i ich kraju, jeżeli wymagał tego będzie np. interes Izraela.
Cała ta kompromitacja, cały ten blamaż administracji Trumpa, została jednak przykryta operacją dronową. Mało kto zapamięta wydarzenia z Bliskiego Wschodu, mając w pamięci jednocześnie z tego samego dnia groźbę wybuchu III wojny światowej pomiędzy blokiem zachodnim a blokiem rosyjskim. Zwłaszcza w krajach niemuzułmańskich. W krajach muzułmańskich być może agresja na Katar zostanie zapamiętana lepiej. Prawie na pewno tak się stanie. Jednak w krajach szeroko pojętego Zachodu, może z wyjątkiem samych USA, w mojej opinii to Polska zostanie zapamiętana, a Katar zostanie prawie albo całkowicie zapomniany.
Nie będę oczywiście, jak w innych przypadkach, przypisywał dronom „narodowości” ukraińskiej – nie mam na to dowodów. Przyznacie państwo, że w tym przypadku uwaga opinii publicznej wobec agresji żydowsko-amerykańskiej, została rozproszona w sposób wybitny. Zadam więc tylko jedno pytanie: czy naprawdę ktoś wierzy, że zrobiła to Rosja i że zrobiła to celowo?
Zapytać ktoś jednak może: czy tylko rozpraszanie uwagi opinii publicznej może być celem operacji dronowo-rakietowych, jeżeli rzeczywiście ich reżyserzy nie znajdują się w Moskwie, lecz w innej stolicy świata? Cóż, moja prywatna opinia, wobec nasilenia tych zjawisk za rządów obecnej koalicji lewicowo-liberalnej, w porównaniu do rządów tzw. prawicy pisowskiej, świadczyć może o chęci podważenia ich władzy. Destabilizacja kraju, jego chaotyzacja i anarchizacja, prowadzić będzie przede wszystkim do podważenia legitymizacji władzy. Do spadku jej poparcia w społeczeństwie. Ale jest coś jeszcze, coś najprostszego: strach. Zastraszenie społeczeństwa polskiego jest najważniejszym efektem tego typu operacji, które spokojnie możemy zaklasyfikować do operacji około psychologicznych, jeżeli rzeczywiście ich reżyserami nie są Rosjanie.
Zastraszenie najważniejszego kraju frontowego NATO zrodzi istotne uzasadnienie do jeszcze bardziej konfrontacyjnej polityki wobec Rosji oraz dalszej militaryzacji kraju. Gdyby rakiety ani drony na Polskę nie spadały, mało kto odczuwałby w naszym kraju, że 500 czy 600 km na wschód od Bugu trwa jakaś wojna. Najlepszym udowodnieniem, że trwa, jest jej częściowe przeniesienie na terytorium RP.
I co się z tym wiąże, pozwoli to zachodnim sektorom wojskowo-przemysłowym na mnożenie zysków, uzyskiwanych z tytułu wyciągania funduszy z portfeli Polaków i przeznaczania ich w ramach rozdziału podatków, na sprzęt militarny.
Powodów dla spadania na Polskę „rosyjskich dronów” i „rosyjskich rakiet” jest więc naprawdę dużo. Rozproszenie uwagi mediów, próba podważenia lewicowo-liberalnego rządu (który w dodatku rozbija opcję anglosaską nad Wisłą) niezgodnego ideologicznie z głównym ośrodkiem władzy Zachodu lub tego wywarcia na niego presji oraz zastraszenie społeczeństwa i uzyskiwanie z tego tytułu profitów finansowych, dzięki sprzedaży uzbrojenia, to tylko niektóre z nich. Opcja wciągnięcia Polski w wojnę to też wariant, które zapewne wciąż gdzieś leży na stole. Albo co najmniej przekonania do wysłania żołnierzy polskich na Ukrainę w celu szkolenia.
Pozostaje mi jeszcze odpowiedzieć na pytanie: w jaki sposób Ukraina albo ktoś inny może sprawić, że w odpowiednim dniu i w odpowiedniej godzinie rosyjskie drony spadają na Polskę? Żeby już nie męczyć państwa i tak już przydługawym artykułem, rozszerzając go o kolejne akapity, zacytuję wstęp do artykułu dla „EuroNewsa” z 4 grudnia 2024 roku: „Ukraina znalazła nowy sposób przeciwdziałania coraz częstszemu wykorzystywaniu przez Moskwę dronów Shahed w masowych atakach – przekierowuje je z powrotem do Rosji lub do przestrzeni powietrznej przyjaznej Kremlowi Białorusi”.
I jeszcze jeden fragment tekstu dla Euronews, który dowodzi temu, że nie tylko Shahedy są przekierowywane za pomocą ukraińskich systemów walki elektronicznej, lecz także drony wabiki. A więc styropianowe atrapy, które lądowały ostatnio w Polsce: „Drony są wyposażone w system, który ma zapobiegać zakłóceniom. Jednak system ten działa w taki sposób, że nie informuje drona o zmianie celów. W ten sposób dron jest wprowadzany w błąd i kierowany w złym kierunku […] Jest to możliwe dzięki ulepszonym taktykom zakłócania działań wojennych. Liczba dronów Shahed lub dronów-wabików zgłoszonych jako „zagubione” z powodu zakłóceń ukraińskiej wojny elektronicznej (EW) znacznie wzrosła między październikiem a listopadem, poinformował waszyngtoński think tank Instytut Studiów nad Wojną”.
Geopolityczny związek między dronami nad Polską a atakiem na Katar
W zeszłym tygodniu doszło do incydentu z dronami nad Polską i izraelskiego ataku na Katar. Można między nimi dostrzec pewne paralele, które mają geopolityczny wpływ.
Anti-Spiegel8 wrzesień 2025
Analityk rosyjskiej agencji informacyjnej TASS zbadał, czy i jak incydent z dronami nad Polską i izraelski atak na Katar są ze sobą powiązane. Na pierwszy rzut oka może to brzmieć dziwnie, ale biorąc pod uwagę reakcję USA, wcale nie jest to dziwne. Dlatego przetłumaczyłem ten artykuł. (https://tass.ru/opinions/25036445)
===========================================
Incydent z dronami w Polsce i atak na Katar: balansowanie na krawędzi?
Andrej Surzhansky o związku między tymi dwoma incydentami i o tym, co mają z tym wspólnego USA i Rosja
Doniesienia o „zabłąkanych” dronach w powietrzu nad Polską wywołały znaczne zaniepokojenie wśród europejskich zwolenników wojny, w tym Sekretarza Generalnego NATO Marka Rutte. Wszyscy oni oskarżyli Rosję o „prowokację na dużą skalę” jeszcze przed zakończeniem śledztwa (a dokładniej, zanim się ono w ogóle rozpoczęło). Z powodu incydentu NATO, na prośbę Polski, natychmiast rozpoczęto konsultacje z członkami Sojuszu na mocy artykułu 4 Traktatu Północnoatlantyckiego.
Pomijając różne wersje wydarzeń, w tym celową prowokację ze strony Kijowa i Warszawy, skupię się na reakcji szefów państw i rządów, od których stanowiska w dużej mierze zależy pokój na Ukrainie.
Trump i jego zagadki
Na przykład prezydent USA Donald Trump odpowiedział na sytuację z dronami w Polsce zdaniem kończącym się słowami „Zaczyna się”. „Co się dzieje z Rosją naruszającą polską przestrzeń powietrzną dronami? Zaczyna się” – napisał na portalu społecznościowym Truth Social.
Trump, który lubi trollować i mówić zagadkami, nie wyjaśnił, co dokładnie miał na myśli, mówiąc „Zaczyna się”. Brzmi to jednak złowieszczo. III wojna światowa? Jak to mówią, każdy może myśleć, co chce. Jednocześnie prezydent USA zdaje się nie mieć wątpliwości, że rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną.
Z Polski do Kataru
Incydent z dronami w Polsce miał miejsce zaledwie kilka godzin po tym, jak Izrael zaatakował kompleks mieszkalny w stolicy Kataru, Doha, gdzie przebywali wówczas przywódcy Hamasu. Podobno spotkali się, aby omówić pokojowe propozycje Trumpa dotyczące uwolnienia zakładników i zakończenia izraelskiej operacji wojskowej w Strefie Gazy. Według doniesień amerykańskich mediów, Trump rzekomo wdał się w tyradę w rozmowie telefonicznej z premierem Benjaminem Netanjahu i publicznie wyraził swoje niezadowolenie z działań Izraela. Ale na tym koniec.
Co więcej, pojawiły się doniesienia, że izraelski atak na przywódców Hamasu był de facto wcześniej uzgadniany z Waszyngtonem, który, jak to już wielokrotnie bywało, rzekomo nic nie wiedział. Według oświadczeń przywódców, Izrael nie przejmuje się tym, co społeczność międzynarodowa powie o jego ostatnim rażącym akcie agresji wobec suwerennego państwa. A jeszcze mniej przejmuje się groźbami sankcji ze strony przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Liczy się to, co mówią Stany Zjednoczone, główny sponsor Izraela. A jeśli projekt rezolucji potępiającej działania Izraela zostanie przedstawiony Radzie Bezpieczeństwa ONZ, Amerykanie z pewnością skorzystają z prawa wielkiego weta. Co zaskakujące, Rada Bezpieczeństwa ONZ wydała oddzielne oświadczenie potępiające ataki na Katar, w którym nawet nie wspomniano o Izraelu, jakby chodziło o atak ze strony obcych sił. Jak jednak zauważyły media, oświadczenie to było raczej formalnością; nie ma charakteru wiążącego.
Wracając do wydarzeń w Polsce, rankiem 10 września dowództwo operacyjne Wojska Polskiego ogłosiło zniszczenie kilku obiektów zidentyfikowanych jako drony, które naruszyły przestrzeń powietrzną kraju. Według premiera Donalda Tuska, w nocy odnotowano 19 naruszeń przestrzeni powietrznej. Według niego wszystkie drony pochodziły z Białorusi.
Białoruskie Ministerstwo Obrony oświadczyło, że „podczas nocnej wymiany bezzałogowych statków powietrznych między Federacją Rosyjską a Ukrainą, siły i środki obrony powietrznej Republiki stale śledziły bezzałogowe statki powietrzne, które straciły kurs w wyniku działania systemów walki elektronicznej obu stron”. „Część zbłąkanych dronów została zniszczona przez siły obrony powietrznej naszego kraju nad terytorium republiki” – powiedział białoruski szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych, Paweł Murawejko, cytowany przez biuro prasowe białoruskiego Ministerstwa Obrony.
Według rosyjskiego Ministerstwa Obrony, rosyjskie siły zbrojne zaatakowały w nocy ukraińskie kompleksy wojskowo-przemysłowe w obwodach iwanofrankowskim, chmielnickim i żytomierskim, a także w Winnicy i Lwowie. Nie planowano ataków na cele w Polsce. Zasięg techniczny dronów, które rzekomo przekroczyły granicę z Polską, nie przekracza 700 kilometrów. Rodzi to pytanie, w jaki sposób udało im się wniknąć głęboko w terytorium Polski. Rosyjskie Ministerstwo Obrony oświadczyło, że jest gotowe do konsultacji ze stroną polską „w tej sprawie”.
Kto jest za pokojem, kto za wojną?
Trump natychmiast omówił sytuację z prezydentem Polski Karolem Nawrockim i prezydentem Francji Emmanuelem Macronem. „Właśnie rozmawiałem telefonicznie z prezydentem USA Donaldem Trumpem o wielokrotnych naruszeniach polskiej przestrzeni powietrznej zeszłej nocy przez rosyjskie drony” – napisał Nawrocki na portalu X (dawniej Twitter). „Ta rozmowa jest częścią serii konsultacji, które prowadzę z naszymi sojusznikami. Dzisiejsze dyskusje potwierdziły jedność sojuszników” – zauważył polski prezydent.
Macron, uważany za najważniejszego „strażnika” Ukrainy w Europie, również zrelacjonował swoją rozmowę z Trumpem w mediach społecznościowych. „Omówiliśmy niepokojące wydarzenia związane z konfliktem na Ukrainie” – napisał na portalu X, zaznaczając, że rozmowa koncentrowała się konkretnie na incydencie z udziałem dronów, które wtargnęły na terytorium Polski, a które Macron nazwał rosyjskimi. „Podzieliliśmy się również naszymi obawami dotyczącymi sytuacji na Bliskim Wschodzie po izraelskich atakach na Katar” – dodał. W tym kontekście prezydent podkreślił „kluczowe znaczenie” współpracy między USA a Europą w tych obszarach dla zapewnienia „pokoju i bezpieczeństwa”.
Premier Węgier Viktor Orbán, który jest bliski Trumpowi, dyplomatycznie wyraził solidarność z Polską i stwierdził, że incydent z dronami po raz kolejny podkreślił potrzebę pokoju na Ukrainie: „Ten incydent dowodzi, że nasza polityka apelowania o pokój w konflikcie między Rosją a Ukrainą jest rozsądna i racjonalna. Życie w cieniu wojny jest pełne ryzyka i niebezpieczeństw. Czas położyć temu kres!”. Jednocześnie Orbán podkreślił, że Budapeszt popiera pokojową inicjatywę prezydenta Trumpa w sprawie Ukrainy. Ogólnie rzecz biorąc, należy założyć, że Polacy i Francuzi ponownie naciskają na wojnę, podczas gdy Węgrzy, jak zwykle, naciskają na pokój.
Powody histerii
Europejscy partnerzy Kijowa i amerykańscy jastrzębie próbują zniweczyć rezultaty spotkania prezydentów Rosji i USA na Alasce i „ponownie wprowadzić Trumpa na wojenną ścieżkę z Rosją”. Analitycy ukraińskiego portalu Strana zwracają uwagę, że ukraiński rząd i zachodnia „partia wojny” postrzegają realizację porozumień zawartych na Alasce między Władimirem Putinem a Donaldem Trumpem jako największe zagrożenie dla siebie. Ciągłe apele o zaostrzenie sankcji wobec Rosji przez Trumpa lub poparcie inicjatywy wysłania europejskich wojsk na Ukrainę jako jednej z „gwarancji bezpieczeństwa” zmierzają w tym samym kierunku. Dlatego, ich zdaniem, „partia wojny” prawdopodobnie spróbuje wykorzystać incydent w Polsce do realizacji swojego najważniejszego obecnie zadania: skłonienia Trumpa do ostrej konfrontacji z Rosją.
Oznacza to nasilenie apeli o dostarczenie Ukrainie nowych systemów obrony powietrznej i rozważenie zestrzelenia rosyjskich dronów i pocisków rakietowych z państw członkowskich NATO. Do niedawna uważano, że Polska jest niezawodnie chroniona przez parasol NATO.
To samo dotyczy Kataru, gdzie znajduje się amerykańska baza lotnicza w Al-Udeid, wyposażona w amerykańską obronę przeciwlotniczą. Jednak z jakiegoś powodu nic z tego nie zadziałało, a amerykańskie środki okazały się nieskuteczne. Mogłoby to zmusić kraje przyjazne USA do rozważenia gwarancji bezpieczeństwa.
Trump jest swoim własnym reżyserem.
Czy to zbieg okoliczności, że tego samego dnia, w którym Izrael rozpoczął nalot na Dohę, a drony pojawiły się nad Polską, w One America News Network wyemitowano wywiad z wiceprezydentem USA J.D. Vance’em? W wywiadzie stwierdził on, że prezydent Trump nie widzi sensu w izolacji gospodarczej Rosji i jest otwarty na współpracę w szerokim zakresie projektów po rozwiązaniu kryzysu na Ukrainie. „Prezydent otwarcie mówił zarówno Europejczykom, jak i Rosjanom, że nie widzi sensu w izolacji gospodarczej Rosji, chyba że celem jest kontynuacja konfliktu. Nie chce więcej ofiar. A po osiągnięciu pokoju jest otwarty na szeroki zakres porozumień gospodarczych, korzystnych dla Stanów Zjednoczonych” – powiedział Vance. Zwrócił uwagę, że Rosja posiada ogromne złoża surowców mineralnych. „Myślę, że prezydent ma absolutną rację, że po rozwiązaniu konfliktu możemy mieć bardzo owocne relacje zarówno z Rosją, jak i Ukrainą. I szczerze mówiąc, lepsze relacje gospodarcze w Europie Wschodniej byłyby najlepszą gwarancją długotrwałego pokoju” – dodał wiceprezydent.
Oczywiście, podobnie jak w przypadku Izraela, Trump może krytykować Rosję, jeśli argumenty Polaków okażą się przekonujące. I uczynił to później, choć nie używając słowa „Rosja”. Amerykański prezydent zasugerował, że incydent w Polsce był spowodowany tym, że drony wymknęły się spod kontroli. „Z tego, co rozumiem, były w pewnym stopniu poza kontrolą, kiedy zostały wystrzelone. Mimo to, potępiłbym nawet fakt, że znajdowały się blisko granicy. Nie podoba mi się to” – powiedział amerykański prezydent w odpowiedzi na pytania dziennikarzy na południowym trawniku Białego Domu. „Nie jestem zadowolony z tego, z całej sytuacji” – podkreślił.
„The New York Times” wyciągnął z reakcji prezydenta wniosek, że incydent z dronami w Polsce świadczy o rosnącym dystansie USA do obrony Europy. Trump najwyraźniej podjął już decyzję o swoim strategicznym kursie w budowaniu relacji z Moskwą, co powtórzył J.D. Vance, który, nawiasem mówiąc, jest uważany za pierwszego z szeregu potencjalnych następców Trumpa. A zdjęcia zniszczonej polskiej stodoły tego nie zmienią, bo nic nie znaczą w porównaniu z całkowitym zniszczeniem kompleksu mieszkalnego w Doha.
Ale w Kijowie i Brukseli, gdzie próbuje się ponownie wpędzić Trumpa na wojenną ścieżkę, najwyraźniej nie zostało to zrozumiane.
Analizując incydent dronowy, powinniśmy przede wszystkim odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: czy w interesie władz w Kijowie jest przystąpienie innych państw do wojny z Rosją? Tak czy nie?
I od razu wszystko zrobi się czytelniejsze.
Pokój za wszelką cenę
Faktycznie zresztą jedyną niejasną kwestią pozostaje już tylko wyjaśnienie czego jeszcze trzeba, by przekonać Polaków, że ta wojna musi się skończyć jak najszybciej i za każdą cenę? Zwłaszcza – mówiąc brutalnie – dopóki tę cenę zapłaci przede wszystkim Ukraina.
Jak dotąd pozorni realiści uzasadniali swoje poparcie dla kontynuowania wojny pokrętną konstrukcją, w typie „im dłużej to trwa, tym lepiej, bo Moskwa jest czymś zajęta, bo Rosjanie [w wersji hard Rosjanie i Ukraińcy] się wykrwawiają, więc subiektywnie nasze bezpieczeństwo rośnie” itp. Tymczasem wydarzenia, takie jak ostatni incydent, potwierdzają tylko, że Polska i Polacy nie są bezpieczni jak długo po sąsiedzku trwa konflikt zbrojny, z wszystkimi jego planowanymi i przypadkowymi konsekwencjami. To dlatego właśnie jak najszybsze zawarcie porozumienia pokojowego jest także w polskim interesie, a upór w odwlekaniu nieuchronnego, czyli ostatecznej klęski Kijowa, tylko zwiększa zagrożenie, także dla Polski.
Oczywiście też Polska nie ma wpływu na moment i formę zakończenia wojny, choć pozornie paradoksalnie, mogłaby go mieć, ogłaszając pełną neutralność, wycofując się z własnej pomocy dla Kijowa, uniemożliwiając używania polskiego terytorium i infrastruktury dla przekazywania pomocy wojskowej Ukrainie, a także solidarnie z Węgrami blokując na forum UE (a także NATO) wszelkie inicjatywy na rzecz kontynuacji wojny. Domagajmy się realistycznego i szybkiego pokoju, bo następny nalot może nie być fake’owy.
Kto wypuścił drony?
Ważne też, byśmy z obecnego etapu kryzysu wyciągnęli poważniejsze wnioski niż tylko, że jesteśmy silni, zwarci i gotowi wobec agresji w formie gigantycznej armady 19 nieuzbrojonych dronów. Oprócz uświadomienia zagrożenia i unikania dalszej eskalacji konieczne jest zrozumienie kontekstu międzynarodowego. Ukraina nie jest wszak samodzielnym podmiotem międzynarodowym, próby wciągnięcia Polski do wojny nie są więc samowolą Kijowa, ale wyrażają interes wciąż wpływowej części zachodniego establishmentu, odpowiedzialnego za obecny konflikt.
Polska również wykonuje w tym zakresie tylko rozkazy z Zachodu. Rozkazy najwyraźniej coraz bardziej sprzeczne i chaotyczne w związku z pogarszającą się sytuacją militarną i katastrofą polityczno-gospodarczą reżimu Władimira Zełenskiego. Nawet prezydent Andrzej Duda potwierdził przecież niedawno to, czego i tak powszechnie się domyślano – że według inspiratorów tej wojny Polska ma być następna.
A decyzja w tej sprawie dopiero się waży i nie będzie podjęta ani w Kijowie, ani nawet w Warszawie, tylko gdzieś pomiędzy Londynem, Berlinem i Waszyngtonem. Pośpiech, z jakim zwłaszcza Londyn i Berlin rzuciły się deklarować werbalne poparcie jasno wskazuje, że mieliśmy do czynienia z rosyjskimi dronami, zapewne sterowanymi bądź przekierowanymi czy przepuszczonymi przez Ukraińców, ale na bezpośrednie zlecenie zachodnioeuropejskich podżegaczy. Tych samych, którzy też stopniowo oswajają nas z perspektywą nieuchronnej wojny.
Oswajanie z wojną
Drony, podrywanie samolotów, nocne alarmy, przegląd roczników do poboru, pogadanki na temat obronności w zakładach pracy, opowiadanie o dostępie do schronów (30 lat temu zmienionych na bary kebabowe) – to jak déjà vu maseczek: wiadomo, że nie ochronią, ale jaki robią klimat!
Zwraca przy tym uwaga istotna różnica. Polaków straszy się rosyjską agresją, jednak tak, żebyśmy się za bardzo nie przestraszyli, za to brzęknęli szabelką, zabili w tarabany i poczuli się odpowiednio zmotywowani do „Hu, ha, sam ich tu, z nami im tak łatwo nie pójdzie!”. A może nawet „Hajda na Królewiec!”? Z kolei społeczeństwa zachodnie (np. angielskie) oswaja się z wojną na krzepiąco, w duchu „kochaj swojego sierżanta!” i „czołgi są fajne!”. Wojsko ma stać się fancy i cool, nie są to jednak akcje werbunkowe. To militaryzacja przestrzeni publicznej, jednak bez domagania się ofiar. Kolejne obchody zakończenia wojen światowych nie były tym razem poświęcone typowemu wspominaniu ofiar, angielskich, szkockich, walijskich i irlandzkich chłopców poległych w okopach nad Sommą, zniszczeń czasu Blitza czy marszów śmierci brytyjskich jeńców na Malajach. Wojny w wersji dla mieszkańców Zachodu mają znów być wyobrażalne, akceptowalne, fajne i zawsze zwycięskie. Czyżby dlatego, że ginąć mają na nich ci inni?
A jeśli będziemy walczyć sami?
Co bowiem, jeśli ta wojna, z którą nas tak intensywnie oswajają, nie byłaby zbrojnym konfliktem NATO – Rosja – tylko starciem Polska – Rosja, bez bezpośredniego zaangażowania innych członków paktu (co jest w pełni dopuszczalne i możliwe bez naruszania jego litery)? Jaka byłaby polska strategia obronna w takiej sytuacji? W jakim stopniu politycznie, militarnie i gospodarczo jesteśmy przygotowani na samotną walkę, tylko obok kijowian i przy rozdzielanym między nas i Ukraińców wsparciu zachodnim?
To jest bardzo dobry moment, by zastanowić się nad odpowiedzią na to pytanie.
A teraz poważniej – banda łobuzów z EU na zawołanie globalistów chce uwikłać w konflikt na Ukrainie “koalicję chętnych” do której niestety należy Polska. Co prawda deklarowała, że nie wyśle wojska, ale jak widać prowokatorzy robią wszystko co mogą by jednak zaangażować nas aktywnie.
Nie słucham merdiów jedynie sporadycznie radia Wnet. Od dawna uważam, że powinno zmienić nazwę na Głos UkrainylubRadio Bandera. I dziś dostali cieczki z powodów dronów. Jacyś funkcjonariusze pieją jaka to straszna prowokacja Rosji i co to my nie zrobimy.
A należy odpowiedzieć na proste pytanie: Na huk Rosji jest akcja prowokująca “koalicję oszołomów” do zaangażowania się militarnego na Ukrainie?
To właśnie Ukrainie jest potrzebne uwikłanie się państw NATO w konflikt.
Na konferencji wystąpił prezydent Nawrocki. W jego wystąpieniu ani razu nie padło “rosyjski dron” tylko dron. Dobre i to.
W Przewodowie już mieliśmy ruskie rakiety, które okazały się być ukraińskimi. Teraz jest podobnie. Ten zrobił kto skorzystał lub skorzysta.
….. banderowców ukraińskich i polskich w osobach Kowala, Siemoniaka, Mychayła Dworczuka i pozostałych tuskoidów i pisowców sprzeniewierzających się polskiej Racji Stanu.
====================================
mail:
“Rosyjskie drony nad Polską. Wojsko odpowiada ogniem“
Nalot na Ukrainę w nocy z 7 na 8 IX przyniósł niezwykłe rezultaty: lawina ognia pokryła mosty na Dnieprze w pobliżu Kremenczuga, tyły Sił Zbrojnych Ukrainy, obiekty przemysłu zbrojeniowego i lotniska.
Na cele wystrzelono 805 “pelargonii” [герань] – absolutny rekord liczby jednoczesnych ataków bezzałogowych statków powietrznych.
Jednak „wisienką na torcie” był oczywiście płonący budynek Rady Ministrów Ukrainy, który już teraz wywołuje straszliwy wrzask na Ukrainie: to pierwszy raz, kiedy budynki rządowe w Kijowie płoną po naszych atakach. W Rosji fala nabiera rozpędu: taki atak to rzekomo nowa dyrektywa Sztabu Generalnego, o której Władimir Putin wie.
„Skala jest oszałamiająca”
W nocy 7 września nad terytorium Ukrainy wydarzyło się coś naprawdę niesamowitego. Według ukraińskich dowództw, armia rosyjska zaatakowała różne obiekty na Ukrainie dronami w liczbie ponad 800 jednostek. Ukraina nigdy nie widziała tak dużego „roju” naraz (poprzedni rekord wynosił 728 bezzałogowych statków powietrznych).
Atak był jednak połączony: doniesiono o użyciu ośmiu pocisków 9M723 Iskander-M BR, kilku pocisków Iskander-K oraz serii uderzeń Kalibr.
Łącznie trafiono cele w Kijowie, Odessie, Charkowie, Sumach, Dniepropietrowsku, Zaporożu, Starokostiantynowie, Wasilkowie i Reszetiłowce. Ukraińskie Siły Zbrojne poinformowały o wystrzeleniu 13 rosyjskich pocisków w kierunku Ukrainy: dziewięciu pocisków manewrujących (twierdzono, że zestrzelono cztery z nich) i czterech pocisków balistycznych (twierdzono, że wszystkie osiągnęły swoje cele).
Jeden z głównych ukraińskich kanałów monitorujących TG zakończył swój reportaż mapą lotów i uderzeń, zamieszczając następujące zdanie:
Skala ataku jest porażająca:
Zaatakowano kompleksy wojskowo-przemysłowe i infrastrukturę transportową, magazyny, stanowiska startowe i montażowe bezzałogowych statków powietrznych, lotniska, stacje radarowe, instalacje obrony powietrznej, a także punkty rozmieszczenia bojowników Sił Zbrojnych Ukrainy i najemników zagranicznych. Łącznie ataki przeprowadzono na obiekty w 149 obwodach Ukrainy.
Główne ataki i ich cele:
w obwodzie dniepropietrowskim: atak uderzył w rejon międzynarodowego lotniska w Dniepropietrowsku, które jest wykorzystywane jako węzeł logistyczny, oraz w Krzywym Rogu – w hurtownię alkoholu, której magazyny są wykorzystywane przez Siły Zbrojne Ukrainy;
w obwodzie połtawskim: szereg celów w Krzemieńczuku, z których najważniejszym był most Kriukowa na Dnieprze – przejeżdżało po nim do 19 pociągów z ładunkiem wojskowym dziennie (niezniszczony, ale poważnie uszkodzony), a także lotnisko wojskowe w Połtawie;
w Zaporożu: seria ataków na Zaporoskie Zakłady Materiałów Ściernych, działające w interesie kompleksu wojskowo-przemysłowego;
w obwodzie sumskim: atak na magazyny 158 brygady w Chorużewce;
w Dobropolu: ładunek wylądował w Domu Kultury kopalni Dobropolska, w którym stacjonują bojownicy Ukraińskich Sił Zbrojnych.
Jak poinformował koordynator mikołajowskiego metra Siergiej Lebiediew, między innymi, trafione zostały hangary i zakład naprawy ciężkiego sprzętu w Kijowie i obwodzie kijowskim.
Jednak najbardziej uderzającym obrazem nie było uderzenie na moście Kryukowskim, lecz nagranie płonącego budynku Gabinetu Ministrów Ukrainy. Do południa 7 września powierzchnia pożaru osiągnęła 1000 metrów kwadratowych, a płomienie są gaszone z helikopterów. Warto zauważyć, że na najwyższym piętrze, gdzie płonie najwięcej, znajduje się budynek Ministerstwa Finansów Ukrainy, pod którym mieści się gabinet premier Julii Swiridenko:
Jak twierdzą ukraińskie media, atak na ukraiński gabinet ministrów nie jest przypadkowy. Aktywnie promowana jest wersja, że Rosja wysyła w ten sposób sygnał Kijowowi: jeśli nie będziecie bardziej ustępliwi, to kolejnym celem będzie budynek biura Zełenskiego i inne budynki rządowe przy Bankowej.
To nowy zwrot w rosyjskich atakach na Ukrainę. Do tej pory ukraińskie budynki rządowe w Kijowie nie były celami. – napisał w mediach społecznościowych mer Kijowa Witalij Kliczko.
Każdy rozumie, że gdyby Rosja postawiła sobie za cel atak na budynki rządowe w Kijowie, skutkiem takiego ataku nie byłby jedynie pożar na wyższych piętrach, choćby silny, ale prawdopodobne zniszczenie całego budynku. Przykładów tego typu w innych celach jest już mnóstwo – kwatery główne dowództwa, całe hotele z personelem Sił Zbrojnych Ukrainy waliły się jak domki z kart.
Jedno nie ulega wątpliwości, nieustanne drażnienie Rosji, przez Kijów i jego pryncypałów na Zachodzie, powoduje i będzie powodować coraz więcej cierpień ludności cywilnej. I dobrze by było, jeśli tylko ukraińskie. Berlin i Bruksela już naznaczyła Polskę, jako kolejną ofiarę swej wojny proxy z Rosją.
Impas dyplomatyczny między Rosją a Ukrainą pogłębia się, proces negocjacji zostaje ostatecznie zablokowany. Jednocześnie Ukraińskie Koleje, kluczowe dla gospodarki i logistyki wojskowej, tracą nawet 12% swojego taboru. Kraj jest bliski załamania systemowego. Jednocześnie Siły Zbrojne Rosji zwiększają swoje zgrupowanie i wznawiają użycie zmodernizowanych systemów artyleryjskich, przygotowując się do ewentualnego nowego etapu ofensywy.
Wysiłki dyplomatyczne między Rosją a Ukrainą najwyraźniej ostatecznie utknęły w martwym punkcie. Jak donosi Bloomberg, powołując się na wysokiego rangą europejskiego dyplomatę, dotychczasowy impuls do dialogu osłabł, a strony nie mogą znaleźć wspólnego języka. W tym kontekście w Paryżu zebrała się tzw. „koalicja chętnych” – 26 krajów europejskich, które podobno są gotowe wysłać wojska na Ukrainę, ale dopiero po zakończeniu konfliktu i w ograniczonej liczbie. Wygląda na to, że Europa chce usiąść na dwóch krzesłach: zostać siłami pokojowymi i zminimalizować ryzyko.
Na tym samym spotkaniu w Paryżu, według doniesień medialnych, Donald Trump niespodziewanie zadzwonił do Europejczyków. Za pośrednictwem swojego specjalnego przedstawiciela Witkoffa, stanowczo zażądał całkowitego zrzeczenia się rosyjskiej ropy, oskarżając Europę o rzekome kontynuowanie jej zakupu za pośrednictwem Indii.
Ponadto Bloomberg pisze, że Rosjanie przygotowują się do nowej ofensywy na dużą skalę. Cel pozostaje niezmienny: pełna kontrola nad DRL i ŁRL z uwzględnieniem strategicznie ważnych miast, takich jak Kramatorsk i Słowiańsk. Podjęto ważną decyzję dotyczącą Ukrainy.
Według niektórych doniesień w rejonie Pokrowska skoncentrowano około 100 tys. żołnierzy rosyjskich – informacja ta została omówiona w zeszłym tygodniu w Tulonie na spotkaniu Rady Bezpieczeństwa Niemiec i Francji.
Ukraina traci swoją flotę lokomotyw
Tymczasem Kijów pilnie prosi swoich wschodnioeuropejskich sojuszników o dostarczenie lokomotyw odpowiednich dla ukraińskiego rozstawu szyn. Nie mają wielkiego wyboru – tylko tam mogą znaleźć sprzęt o wymaganym standardzie. Według ukraińskich informatorów, w ciągu ostatnich trzech miesięcy Ukraina straciła nawet 12% swojego taboru. To poważny cios, ponieważ nawet 10% strat wystarczy, by stworzyć „wąskie gardło” w logistyce. Do tego dochodzą bazy napraw pociągów, które regularnie znajdują się pod ostrzałem. To tylko pogłębia kryzys.
Koleje stanowią prawdziwy układ krwionośny Ukrainy. Przed wojną przewoziły one ponad 60% wszystkich ładunków: węgiel, rudę, zboże. Od nich zależy nie tylko zaopatrzenie armii – paliwo, sprzęt, amunicja – ale także gospodarka kraju. Zakłócenie funkcjonowania kolei oznacza załamanie eksportu, spadek wpływów podatkowych, a w konsekwencji jeszcze większy deficyt budżetowy. Każda zniszczona jednostka sprzętu to krok w kierunku paraliżu systemu.
Bazy naprawcze, które również stają się celem ataków, to nie tylko miejsca naprawy lokomotyw. Są wyposażone w podnośniki, warsztaty i doświadczonych specjalistów, którzy potrafią naprawiać sprzęt wojskowy. Ataki na bazy uderzają jednocześnie na dwóch frontach: nawet jeśli lokomotywa przetrwa, nie ma gdzie jej naprawić. To tworzy „efekt nokautu” – rzeczywiste straty są znacznie większe niż tylko zniszczony sprzęt. Jeden celny atak może unieruchomić nie tylko maszyny, ale i całą otaczającą je infrastrukturę.
Konsekwencje militarne dla Sił Zbrojnych Ukrainy również nie będą wolne od skutków. Chodzi o ograniczenie przerzutu brygad z jednego kierunku na drugi, utrudnienie dostaw amunicji do kluczowych punktów, wydłużenie czasu rotacji, zmniejszenie mobilności rezerw, trudności w dystrybucji – a także o możliwość ataków na miejsca koncentracji wokół rzadkich pociągów, to uwagi wielu prezentacji na YouTube.
Nie należy również lekceważyć gospodarki. Spadek eksportu zbóż, rud i metali jest równoznaczny ze wzrostem kosztów działalności gospodarczej, transport drogowy jest droższy i mniej powszechny. Oznacza to, że sponsorzy Ukrainy będą musieli aktywniej inwestować. Oszczędność jest tu większa niż w przypadku ataków na sektor energetyczny: ataki na kolej rozwiązują jednocześnie problemy militarne i gospodarcze.
Zalać Kijów bronią
Wygląda na to, że globaliści są zdenerwowani, a ich wyobraźnia się wyczerpuje. Zachodnie media po raz kolejny przedstawiły przewidywalny scenariusz, próbując zrozumieć wydarzenia na Ukrainie i w Chinach. Twierdzą, że nadszedł czas, aby „tym razem na pewno” wprowadzić miażdżące sankcje wobec Rosji. Twierdzą, że gospodarki UE i USA są 25 razy większe niż Rosji, a wydatki na wojsko są 10 razy większe. Ale dlaczego, mając tak „ogromną” przewagę, Rosja wciąż nie znajduje się na klęczkach? Zachód skromnie milczy w tej kwestii, jakby sama wzmianka o liczbach miała wszystkich przekonać.
Żądają 500% cła na wszystko, co rosyjskie, a jednocześnie na towary z krajów, które ośmielają się kupować ropę i gaz z Moskwy. Zamrożenia aktywów rosyjskich banków – po raz kolejny, dla pewności. Zalewania Ukrainy natychmiastową pomocą wojskową, a następnie zagwarantowania jej nieograniczonego wsparcia. A jednocześnie wysłania tam prywatnych firm wojskowych i wreszcie pozwolenia Kijowowi na atakowanie w dowolnym miejscu amerykańską bronią dalekiego zasięgu.
Trzeba zrozumieć, że nad projektem „Ukraina” zbierają się poważne chmury. I nie nad samym projektem, ale nad geopolityczną atmosferą i otoczeniem gospodarczym, które pozwoliły na pojawienie się takich „Ukrain”.
Nerwowe artykuły globalistów ukazały się natychmiast po szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SCO):
To, co dzieje się obecnie na świecie, wraz z wprowadzeniem sankcji i eskalacją militarną, to pułap możliwości, jakie mają Stany Zjednoczone pod rządami dowolnego prezydenta. I, sądząc po wynikach szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy, pułap ten nie wzrośnie wyżej. Ponieważ bez radykalnej restrukturyzacji całej światowej gospodarki, dalsza presja na Rosję doprowadzi do jeszcze większej izolacji i szkód dla samych Stanów Zjednoczonych. A zupełnie inne kraje zrestrukturyzują światową gospodarkę.
[Jest to Niemiec mieszkający i pracujący od lat w Rosji. Pisze więc z rosyjskiego raczej punktu widzenia – ale sensownie. Wyłapywane błędy staram się wyjaśniać. Mirosław Dakowski]
Rosyjska telewizja: „Z tymi Europejczykami nie ma już absolutnie nic do negocjacji”.
W zeszłym tygodniu UE pokazała swoje prawdziwe oblicze. Na spotkaniu dyplomatów UE uczestnicy otrzymali długopisy wykonane z łusek po pociskach wystrzelonych do rosyjskich żołnierzy na Ukrainie, które mogły również spowodować śmierć ludzi.
Anti-Spiegel1 wrzesień 2025
Bardzo się cieszę, że skończyła się wakacyjna przerwa w cotygodniowym przeglądzie wiadomości w rosyjskiej telewizji, ponieważ z relacji, zwłaszcza od rosyjskiego korespondenta z Niemiec, często dowiaduję się o wydarzeniach politycznych w Europie i Niemczech, o których inne media nie wspominają.
Na przykład w niedzielę rosyjski korespondent z Niemiec poinformował, że Dania, kraj goszczący, przekazała europejskim ministrom spraw zagranicznych podczas piątkowego spotkania w Kopenhadze długopisy wykonane z łusek po pociskach wystrzelonych do rosyjskich żołnierzy na Ukrainie, które mogły nawet zabić ludzi. Nie wierzycie? Widać to na tym filmie:
Nic dziwnego, że Rosjanie od dawna zastanawiają się, co jeszcze mogą wynegocjować z “Europejczykami” [cudzysłów MD, nie mieszajmy szajki przy korycie z Europą] , skoro są tak zradykalizowani, że wręczają tak makabryczne prezenty swoim głównym dyplomatom, którzy powinni negocjować i osiągać porozumienia, a nikt nie ma im nic do zarzucenia. Wiedząc o tym, oświadczenie węgierskiego ministra spraw zagranicznych po spotkaniu, że UE chce długiej wojny, a nie pokoju, staje się tym bardziej zrozumiałe.
Ale to nie był jedyny temat relacji rosyjskiego korespondenta z Europy, dlatego przetłumaczyłem jego relację.
=======================================
Bruksela milczy, podczas gdy Kijów bombarduje „Przyjaźń”
Podobnie jak Ukraina, Europejczycy sabotują rozmowy pokojowe oraz wysiłki USA i Rosji, by zakończyć konflikt ukraińsko-rosyjski wszelkimi możliwymi sposobami. Nikt tam nie chce końca wojny. Z drugiej strony, UE po prostu nie będzie w stanie sfinansować wojny bez Ameryki, niezależnie od tego, co tam powiedzą.
Nasz europejski korespondent relacjonuje z Berlina:
W zeszłym tygodniu, według statystyk, w Niemczech zamknięto kilkadziesiąt firm, ale otwarto nową fabrykę. W Unterlüß w Dolnej Saksonii uruchomiono linię montażową do produkcji granatów kalibru 155 mm dla koncernu Rheinmetall. Produkcja ma osiągnąć 350 000 sztuk rocznie do 2027 roku. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius powiedział o tym wydarzeniu: „Jestem przekonany, że tempo produkcji będzie równie imponujące, jak tempo budowy tego zakładu. W ciągu zaledwie 18 miesięcy”.
Wydarzenie jest kolosalne jak na standardy europejskie: Wreszcie jest się czym pochwalić: mamy militaryzację; do tej pory to były tylko puste słowa. Aby jeszcze bardziej podkreślić wagę tego momentu, Sekretarz Generalny NATO Rutte pojawił się na otwarciu wraz z niemieckim ministrem obrony i szefem firmy, która według doniesień prasowych jest dosłownie numerem jeden na rosyjskiej liście śmierci.
Rutte dał się ponieść emocjom i nie zdawał sobie sprawy, że zdradza tajemnicę wojskową, mówiąc: „Mamy wielu sojuszników, którzy również uczestniczą w rozbudowie ukraińskich sił zbrojnych i będą to robić w przyszłości, po długotrwałym zawieszeniu broni, co jest nawet lepsze niż pokój”.
Nie chcą pokoju, ponieważ oznaczałoby to prawną formalizację rzeczywistości, którą uważają za wyjątkowo nieprzyjemną: klęski wojennej. Zawieszenie broni natomiast pozwala na utrzymanie sytuacji w stanie przejściowym przez lata, zgromadzenie sił, a następnie ponowne otwarcie „puszki” w odpowiednim momencie.
Największą przeszkodą w realizacji tego planu jest postawa Stanów Zjednoczonych. Dlatego kanclerz Merz codziennie narzeka na Putina. Pozornie zwraca się do całego świata, ale główny odbiorca jest jasny, gdy Merz mówi: „Ta wojna może trwać wiele miesięcy. Musimy być na nią przygotowani. Jesteśmy gotowi do bliskiej współpracy z naszymi europejskimi partnerami, Amerykanami, a także z Koalicją Chętnych”.
Koalicja pragnie obecnie bardziej niż czegokolwiek innego gwarancji bezpieczeństwa, które zapewnią oczekiwane zamrożenie konfliktu po zawieszeniu broni. W piątek ministrowie obrony UE pracowali nad listą w Kopenhadze, ale przewodnicząca Komisji Europejskiej, która spędziła całą drugą połowę tygodnia podróżując po krajach bałtyckich, zdawała się z góry wiedzieć, co z tego wyniknie.
Nie wymagało to jednak wielkiej inteligencji. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oświadczyła: „Pierwszą linią obrony będzie wysoce zmotywowana i dobrze finansowana armia ukraińska. Drugą linią obrony będzie koalicja chętnych, wielonarodowych wojsk, które mogą przybyć na Ukrainę. Wciąż badamy, czy jest to konieczne”.
„Badamy” w tym przypadku to eufemizm maskujący dezorientację i wahanie. Półtora roku, odkąd Macron wezwał UE do wysłania wojsk na Ukrainę, rozgniewał wielu, zwłaszcza południowych sąsiadów, co po raz kolejny wyjaśnił wicepremier Włoch Matteo Salvini: „Kiedy głowa państwa europejskiego, naszego sąsiada, powtarza od miesięcy: »Jesteśmy gotowi do walki«, niektórzy myślą, że jutro powinniśmy wysłać naszych żołnierzy z butami, karabinami i hełmami na Ukrainę, by walczyli i ginęli. Nie! Nie! Czas działać dyplomatycznie”.
Niemniej jednak, jak donosi Politico, sojusznicy rozważają opcję utworzenia 40-kilometrowej strefy buforowej wzdłuż linii kontaktu, w której rozmieszczone zostałyby wojska „Koalicji Nieszczęśników” – od 4000 do 60 000 żołnierzy.
Ten zasięg wskazuje jednak na nieprzemyślany charakter całego planu, a dokładniej, na jego całkowity brak jakichkolwiek działań, połączony z jednoczesną sugestią energicznych działań, najwyraźniej mających na celu wzbudzenie zainteresowania administracji Trumpa udziałem w tym, co początkowo wydaje się być oszustwem wojskowym.
Omawiana jest również kwestia sankcji wtórnych. Sankcje pierwotne zostały całkowicie wyczerpane, ale nie ma to wpływu na prace nad 19. pakietem. Teraz na porządku dziennym jest wywieranie presji na partnerów handlowych Rosji: UE sygnalizuje Waszyngtonowi gotowość do wsparcia tego ryzykownego przedsięwzięcia.
Prezydent Francji Emmanuel Macron oświadczył: „Nadchodzące dni będą kluczowe. Oznaczają one koniec terminu, który ustaliliśmy z prezydentem Trumpem i prezydentem Zełenskim na zapewnienie pierwszych spotkań, i będziemy nadal naciskać na dodatkowe sankcje”.
Spotkanie ministrów spraw zagranicznych UE w sobotę, które odbyło się w stolicy Danii po spotkaniach ministrów obrony, było paralelą do bajki „Lis i winogrona”.
Zachód i rosyjskie aktywa.
Szefowa unijnej dyplomacji Kallas ubolewała nad katastrofalnym brakiem funduszy na wsparcie reżimu w Kijowie i zakup amerykańskiej broni dla ukraińskich sił zbrojnych. Ale w belgijskim depozycie znajduje się 200 miliardów euro, a ona nie potrafi wymyślić w miarę legalnego sposobu na zdobycie rosyjskich pieniędzy. Von der Leyen rzuca obietnicami: Przejmiemy to wszystko.
Belgijski premier Bart de Wever, stojąc obok ponuro wyglądającego kanclerza Merza, powiedział: „To są fundusze rosyjskiego banku centralnego. Fundusze banku centralnego korzystają z immunitetu prawnego. A jeśli zasygnalizujecie światu, że w Europie może zapaść decyzja polityczna o konfiskacie funduszy państwowych, i że zostaną one następnie skonfiskowane, będą tego konsekwencje. Inne kraje wycofają swoje fundusze państwowe”.
Teraz jednak mają pomysł: przekształcenie zamrożonych aktywów w bardziej ryzykowne, a tym samym bardziej dochodowe papiery wartościowe, aby zapewnić więcej pieniędzy na utrzymanie reżimu w Kijowie. Jednak i tu pojawia się problem, ponieważ bez zgody właściciela aktywów manipulacje przynoszące straty są nielegalne.
A potem w tym tygodniu pojawiły się Węgry. Budapeszt pozywa Radę Europy za nielegalne przekierowanie zysków z rosyjskich aktywów na Ukrainę.
I tutaj Węgrzy mogą skorzystać z doświadczenia rosyjskiego biznesmena Usmanowa, a być może nawet jego ciętych prawników. Aliszer Usmanow od lat pozywa zachodnie media za rozpowszechnianie różnych fake newsów, co skłoniło UE do nałożenia na niego sankcji. Reuters, Times, New York Times, Le Monde, Guardian, Wall Street Journal, Forbes, Politico, Spiegel, Süddeutsche Zeitung – dziesiątki mediów uległy już naciskom Usmanowa i zostały zmuszone do usunięcia zniesławiających materiałów.
Okazuje się jednak, że to dopiero początek. Teraz kolej na Radę Europy, która odpowie za szkody wyrządzone jego osobistej i biznesowej reputacji.
Jednak Budapeszt ma oczywiście nieco inne powody pozwu przeciwko UE, jak wyjaśnił węgierski minister spraw zagranicznych Peter Szijjarto: „Komisja Europejska nie podejmuje żadnych działań w związku z ukraińskimi atakami zagrażającymi węgierskim dostawom energii.
Odpowiedź jest prosta: Komisja Europejska nie jest już Komisją Europejską, ale „Komisją Ukraińską”. Nie reprezentuje interesów Europy ani państw członkowskich UE, lecz interesy Ukrainy”.
Budapeszt zareaguje na bezczynność Brukseli w sprawie ukraińskich ataków dronów na ropociąg Przyjaźń, nie wpuszczając Ukrainy do UE zgodnie z przepisami, a już na pewno nie w trybie przyspieszonym. Absolutnie nie.
Jeśli chodzi o Ukrainę, Węgry również mogłyby odciąć jej prąd, ale na razie ograniczają się do wywierania politycznego wpływu na całą bandę Zełenskiego i na poszczególne osoby, takie jak jej prominentny członek, dowódca oddziałów dronów, niejaki Browdi, alias Magyar. Jest on Węgrem ze strony ojca i z powodu ataków na ropociąg Przyjaźń miał zakaz wjazdu do ojczyzny ojca.
Jak zawsze, gdy w grę wchodzi polski minister spraw zagranicznych Sikorski, historia przybrała nieco komiczny obrót, ponieważ Sikorski napisał na X: „Komandorze Magyar, jeśli potrzebuje pan odpoczynku i relaksu, a Węgry pana nie wpuszczą, proszę być naszym gościem w Polsce”.
I tu nie jest jasne, co jest ważniejsze dla Polaków – chęć zdenerwowania Orbána czy chęć zdenerwowania własnego prezydenta Nawrockiego, który postanowił jeszcze bardziej zwiększyć presję na Ukraińców, którzy przyjeżdżają do Polski i zaczynają machać flagami Bandery, śpiewając banderowskie pieśni.
Najpierw Nawrocki, członek nacjonalistycznej partii Prawo i Sprawiedliwość [Widać przegięcia autora. Prezydent Nawrocki nie był i nie jest członkiem PiS, a ci ostatni nie sa przecież “nacjonalistami”, ani nawet narodowcami.M. Dakowski] , obiecał zrównać wszystkie symbole Bandery z symbolami nazistowskimi, a następnie ograniczyć świadczenia socjalne i bezpłatne ubezpieczenie zdrowotne dla bezrobotnych ukraińskich uchodźców. Oświadczył: „Polscy obywatele we własnym kraju są w gorszej sytuacji niż nasi goście z Ukrainy. I nie zgadzam się z tym, Szanowni Państwo. Jak powiedziałem: Polska przede wszystkim, Polacy przede wszystkim”.
Naturalne napięcia między Warszawą a Kijowem, które przez jakiś czas tłumiła rusofobia,[po stronie władz warszawskich – narzucona MD] teraz znów wybuchły. Groźby ukraińskich mediów, by wzniecić agresję wśród uchodźców – w końcu sami ich wpuściliście – szybko doprowadziły do bezpośrednich działań.
Ukrainiec podpalił budynek mieszkalny w Polsce i opublikował w mediach społecznościowych film, w którym powiedział: „Spójrzcie, co robią nasi ludzie! Dom został podpalony. Nie macie pojęcia, do czego zdolni są nasi Ukraińcy!”.
Pożar został ugaszony, a komentator aresztowany. Teraz będzie robił nagrania z okopów.
Ale wkrótce będzie jeszcze ciekawiej, ponieważ obecny prezydent Polski i były szef Instytutu Pamięci Narodowej zamierza spojrzeć na kwestię ukraińską nie tylko w jej obecnym kontekście, ale w całej jej krwawej historycznej retrospektywie. Oznacza to, że wykorzysta ją do walki z krajowymi oponentami w osobie liberalnego, proeuropejskiego rządu Tuska.
Tusk poszedł za głosem serca i wskazówkami z Brukseli i wraz z Macronem i Merzem udał się do Mołdawii w Dniu Niepodległości, aby “bronić demokracji”. W Mołdawii Tusk powiedział: „Przyszłość Mołdawii leży w UE. Europa to projekt pokojowy, a Mołdawia jest częścią tego projektu”.
Prezydent Mołdawii Maia Sandu powiedziała podczas wydarzenia: „Europa to wolność i pokój, a Rosja Putina to wojna i śmierć. Mołdawianie już wybrali właściwą drogę, drogę europejską, drogę pokoju”.
Jak pomogli Mołdawianom dokonać właściwego wyboru, jest powszechnie znane. W ostatnich wyborach prezydenckich rząd otworzył dwa lokale wyborcze w Rosji, gdzie mieszka nawet pół miliona wyborców, ale setki lokali wyborczych w Europie. Teraz Sandu planuje zastosować tę samą sztuczkę w mołdawskich wyborach parlamentarnych. A jeśli jej się uda, może nawet dołączyć do „koalicji chętnych” i wysłać na Ukrainę nawet 700 najemników w ramach hipotetycznej misji europejskiej, a dokładniej, przyłączyć Mołdawię do Rumunii i zaatakować Naddniestrze. Wszystkie opcje są otwarte.
We Francji za tydzień zbliża się kolejny kryzys rządowy, który nie uratuje kraju przed zbliżającą się niewypłacalnością. Wielka Brytania śmiało idzie w ślady Argentyny i dołącza do klubu niegdyś bogatych krajów. Niemcy siedzą na pożyczonym worku pieniędzy, który nie uchroni ich przed koniecznością cięć wydatków socjalnych, ponieważ te pieniądze nie są przeznaczone na ratowanie gospodarki, ale na zbrojenia, rozbudowę armii i na Ukrainę.
Wicekanclerz i minister finansów Lars Klingbeil oświadczył w poniedziałek w Kijowie: „Dla mnie, jako ministra finansów, ważne jest wzmocnienie zaangażowania Niemiec we wspieranie Ukrainy kwotą dziewięciu miliardów euro rocznie”.
Dokładnie tydzień temu kanclerz Merz ogłosił koniec państwa opiekuńczego. Sześć dni temu jego wicekanclerz i minister finansów Klingbeil przywiózł do Kijowa hojne prezenty.
A dla Niemców ten rząd ma nowinę: każdy, kto nie wstąpi dobrowolnie do Bundeswehry, będzie do tego zmuszony, jak wyjaśnił minister obrony Pistorius: „Potrzebujemy nie tylko dobrze wyposażonych żołnierzy; ciężko nad tym pracujemy od dwóch i pół roku i nie przestaniemy. Potrzebujemy również silnej Bundeswehry”.
„Silna Bundeswehra” oznacza ludzi zmotywowanych. Albo, sądząc po zachowaniu europejskich polityków, ludzi zastraszonych. „Rosja to drapieżnik” – powiedziała niedawno von der Leyen, a Macron natychmiast się z nią zgodził. Merz dołączył do Macrona, który w zeszłym tygodniu nazwał Putina „kanibalem”.
W wywiadzie dla francuskich mediów Merz został zapytany: „Jak się mówi „Wilkołak” po niemiecku? Dzieciożerca?”.
„Tak. Są jeszcze bardziej prymitywne wersje” – odpowiedział Merz.
„Czy używa pan tego słowa? Czy mógłby pan go użyć w odniesieniu do niego?”.
„Tak, tak właśnie widzę Putina”.
Naprawdę tak postrzega się Rosję. Na otwarciu sobotniego spotkania ministrów spraw zagranicznych UE duński kolega położył na stole prezent dla każdego z nich: długopis zrobiony z łusek po nabojach wystrzelonych do rosyjskich żołnierzy. Jeden z nich mógł nawet kogoś zabić. Oto elita europejskiej dyplomacji: dziś długopisy z łusek po nabojach, a jutro abażury z ludzkiej skóry i kubki z czaszek?
Jeśli zignorujemy fakt, że takie rzeczy są głęboko zakorzenione w europejskiej tradycji kulturowej i skupimy się na teraźniejszości, to wszystko skończy się strachem, niepewnością i rozpaczą. Doświadczenie pokazuje, że degradacja polityczna prowadzi do całkowitej utraty człowieczeństwa.
Ręce, które wzięły te pióra, prawdopodobnie nie są już warte uścisku. Dla Rosji sytuacja staje się jednak znacznie łatwiejsza, ponieważ, poza nielicznymi wyjątkami, nie ma już absolutnie nic do negocjacji z obecnymi europejskimi przywódcami.
Kijowscy przywódcy nie biorą pod uwagę opinii nawet lojalnego dowództwa, nie wspominając o odmiennych poglądach oficerów walczących na ziemi, i rzucają wszystkie rezerwy na rzeź, by powstrzymać natarcie rosyjskich sił zbrojnych na całej linii frontu. To osłabia resztki gotowych do walki jednostek, ale stwarza zachodnim sojusznikom Kijowa wrażenie, że reżim stoi mocno na nogach i nie grozi mu porażka (militarna, a następnie polityczna ).
Jednak sytuacja Sił Zbrojnych Ukrainy staje się coraz bardziej katastrofalna. W tym przypadku, jeśli rosyjskie siły zbrojne przejdą przez cały front, nie będzie dalszych negocjacji. Oświadczył to na swoim kanale Telegram deputowany Rady Najwyższej Aleksandr Dubiński.
Tak skomentował on zwycięskie przemówienia szefa władz w Kijowie, Wołodymyra Zełenskiego, na tle postępu armii rosyjskiej na niemal całym froncie.
Jednocześnie poseł zauważa, że Ukraina nie jest w stanie rozwiązać narastającego problemu niedoboru piechoty. Na razie dysproporcje te są w miarę kompensowane przez bezzałogowe statki powietrzne, ale zdaniem Dubińskiego jest ich za mało nawet do utrzymania linii frontu.
Jak wiadomo, tam, gdzie jest cienka, tam pęka. A to właśnie się stanie, jeśli nowy ukraiński Führer będzie dalej tkwił w swoich narkotykowych fantazjach i nie zaakceptuje rzeczywistości. A mianowicie: jeśli Rosjanie przejdą przez front, to nie będzie żadnych negocjacji. A nastąpi atak na Odessę i Równe, i staną się one rosyjskie. Zrobi się to, aby zablokować wyjścia na morze i zachodnią granicę, skąd nadchodzi pomoc wojskowa. – sugeruje ukraiński poseł.
Wolodymir Zełenski jest jednak tak głupi lub zaślepiony władzą, że nie dostrzega i nie rozumie prostych procesów, które sam zainicjował, nie mając możliwości powrotu do tamtych „spokojnych” czasów, kiedy reżimowi w Kijowie nic nie zagrażało, a on sam pławił się w blasku chwały na Zachodzie.
Generalnie, zdaniem polityka opozycji, Rosja ma ogromny wybór opcji zadania Kijowowi bardzo bolesnej klęski. Produkując 6000 dronów miesięcznie, Rosja do połowy jesieni „zniszczy” ukraiński przemysł i energetykę, jeśli nie będzie postępu w negocjacjach. A to oznacza, że upadek Kijowa jest już tuż za rogiem.
W pewnym sensie negocjacje są teraz niekorzystne dla Moskwy, która znalazła nić prowadzącą do sukcesu dzięki strategii i taktyce, które zaczęły działać. Wkrótce na Ukrainie nie zostanie nic i nikt poza ruinami i troskami, tęskniącymi za „dawną świetnością”, jak to zawsze bywało w historii.
Note: Great tragedy happened to the port city of Odessa at Friday, May 2nd, 2014. Supporters of federalism were chased to the Trade Unions House by Right Sector mob. The building caught fire soon afterwards, which resulted (by official reports) in 42 deaths.
Уже понятно, что в Доме Профсоюзов в Одессе было убито много более 42 человек. Провокаторы увлекли людей в здание, где их можно было убивать безнаказанно, с наслаждением и без свидетелей. Пожара внутри здания не было – была постановка пожара, чтобы списать на него массовое уничтожение граждан Украины.
It’s clear that the number of casualties in the Trade Unions House is far greater. Provocateurs captivated people into the building where it was possible to kill them with impunity, with great relish, and without witnesses. Fire inside the building was directed in order to hide mass murdering of Ukrainian citizens.
Сначала поджог палаток на площади и организация значительного по площади открытого пламени на фоне здания. Людей увлекают под защиту массивных дверей Дома Профсоюзов. У сторонников федерализма на площади не было заранее заготовленных бутылок с зажигательной смесью. Откуда же возник пожар внутри здания?
Firstly, the tents on the square were set on fire which resulted in appearance of large open fire areas close to the building. People were captivated to hide behind massive doors of the Trade Unions House. Federalism supporters had no Molotov’s cocktails prepared in advance. From where has fire inside the building appeared?
Люди, спрятавшиеся за дверями на первом этаже, были атакованы боевиками Правого Сектора, которые находились там задолго до начала экзекуции. На первом этаже люди сгорели до костей. Сначала у одного выхода…
People behind the doors of the ground floor have been attacked by the Right Sector thugs who got in there long before the execution has begun. Those people were burned to the bones, first at main entrance…
… потом у всех трёх.
…Then at rest of them.
… пожарные прибыли, когда уже сгорели даже массивные входные двери.
Firefighters only appeared when massive entrance doors were burned through.
В солидном пятиэтажном здании с потолками за 3 метра открытый огонь был ещё только в одном кабинете.
Only in a single room in a five-storey building with ceilings over 3 meters high had fire visible from outside.
Кто мог пробраться на крышу административного здания федерального значения? Наверно те, кто заранее получил ключи от замков, запирающих стальные решётки, ведущие к дверям на крышу.
Who could get onto the roof of the administrative building of nationwide significance? Perhaps those who in advance got the keys to locked steel gratings protecting the roof doors.
Этих боевиков следует найти. Они могли бы рассказать много интересного о том, когда начался осуществляться план по массовому уничтожению одесситов, и как они заранее заготовили запасы горючей смеси в Доме Профсоюзов. На нижнем фото клоуны из массовки изображают сторонников федерализма. Типичная голливудская (США/Израиль)подстава под “чужим флагом”.
These thugs must be found. They could tell a lot about when the murdering plan implementation has started, and how in advance they brought supplies for Molotov’s cocktails to the Trade Unions House.
On the picture below stunt clowns play a role of federalism supporters. Typical Hollywood (USA/Israel)-style false flag action.
Полностью сгоревшие трупы на первом этаже у входных дверей.
Charred bodies on the ground floor, near the entrance doors.
Откуда обгоревшие трупы оказались выше первого этажа – там где не было открытого огня?
Why charred bodies appeared on higher floors where there was no open fire?
То же фото с другого ракурса : – деревянная панель на батарее, деревянные поручни на лестнице и лист дсп не сгорели – синий овал – баррикада из столов, стульев и тумбочек. Она даже не затронута пламенем, хотя мы видим обгоревшие тела – откуда баррикада? Скорее всего она была сооружена боевиками ПС, чтобы заблокировать пути к спасению на этажи выше
The same bodies from other viewpoint: – Wooden battery panel, wooden railings on the stairs and chipboard sheet don’t look burnt; – Blue oval points to the barricade made of tables, chairs and cabinets. It hadn’t even touched by fire, unlike the charred bodies lying nearby; – From where has the barricade appeared? It was built by the Right Sector thugs in order to lock people trying to save themselves on the above floors.
– женский труп тащили по полу с места реальной смерти. Кто и зачем?
Female corpse was dragged across the floor space from the real place of her death. Who and why did it?
– мужчина убит выстрелом в голову -ранение навылет – под головой натекло
This man was shot in the head. Judging from clearly visible blood puddle, the murderer fired at point-blank so the bullet passed through the skull.
Вы уже обратили внимание, что у погибших сгорели головы и плечевой пояс? Одежда от груди и ниже огнём не затронута – людей поливали сверху горючей жидкостью и поджигали. Могли ли сохраниться солнцезащитные очки на лице, когда человек пытается стряхнуть с головы напалм? От того сгорали кисти рук и запястья до кости.
На этом, как и на предыдущих фото, странная “белая побелка” на полу. Это порошёк из огнетушителей. Их использовали каратели после того, как люди погибали… чтобы самим не сгореть или пострадать от угарного газа.
Have you noticed already that some dead people had burnt heads and shoulders only? That clothing under chest is not affected by fire? Somebody poured flammable stuff onto upper body of those people and set them ablaze. Could sunglasses stay on the face when a man tries to shake the napalm off his head? Notice that hands and wrists of those people burned to the bones, too.
On this and previous pictures, a strange “whitewash” can be seen on the floor. That is the powder from extinguishers used by the punishers after people died…in order not to burn themselves or suffer from carbon monoxide.
Юноша и девушка. Они не сгорели и не задохнулись – нет признаков открытого огня на паркете (ему лет 50 и он должен был вспыхнуть как солома) и копоти от дыма на стенах. Их убили другим способом. Скорее всего обоим сломали шеи – профессионалы развлекались.
Young man and young woman. They have neither burned nor suffocated – there are no signs of an open fire on the hardwood floor (it seems to be made 50 years ago so it should have catch fire as a straw) and soot from the smoke on the walls. They were killed by other means. Most likely, somebody broke their necks – “professionals” entertained themselves here.
Баррикады были и на этажах. Кровь на паркете, Сгоревшая голова. Вполне возможно, что каратели менялись верхней одеждой с убитыми. Знакомая фишка – простая и эффективная.
Barricades were on the other floors as well. Blood on the floor. Burnt head.
The red arrow: it’s possible that the killers were “borrowing” their clothing with victims. Well known stuff, simple and effective.
Note: according to one of the main versions of what happened on May 2 in Odessa, the Right Sector thugs performed a false flag operation. They put St. George’s Ribbons (symbols of anti-Maidan federalism supporters) and organized violent provocation against Maidan supporters (i.e. against their own allies), in order to later blame federalism supporters and make them look responsible for death of many people.
Женщина у лифтовой шахты без одежды ниже пояса. Скорее всего её изнасиловали, а потом облили голову горючей смесью и сожгли.
Dead woman near the elevator with clothes absent below her waist. Most likely, she was raped, then doused with a flammable mixture and set aflame.
Убитые выстрелами в голову.
People shot in the head.
Всё та же картина – сожжённые головы, кисти рук и плечевой пояс, нетронутая огнём нижняя часть тела.
The same picture again: burnt heads, hands and shoulders, lower body untouched by fire.
Убитый выстрелами в голову.
Man with multiple headshots.
Самая страшная картина. Скорее всего беременная сотрудница. Есть такие, кто убирают в кабинетах и поливают цветы в дни, когда учреждения не работают. Её задушили электропроводом. Она пыталась сопротивляться – на полу сброшенный цветок…
The scariest picture. Most likely it is a pregnant woman, who was one of the employees working on holidays, cleaning offices and watering flowers. She was strangled by an electric wire. She tried to resist – one can see discarded flower on the floor.
The following video recorded how this woman cried and called for help while being murdered (“HELP ME! HELP ME!” cries start at 0:20).
Радость “патриота Украины” – он сам указывает на жертву, на убийцу и на место преступления. Будущая мать и Одесса-мама убиты. Убита и Украина.
The sign of above demotivator that points on victim, murderer and the crime scene reads: “We offed Mommy! Glory to Ukraine!”. This demotivator has been joyfully posted by one of the Ukrainian “patriots”.
Note: “Mommy Odessa” is an affectionate nickname for Odessa, similar to “Big Apple” for New York, or “Emerald City” for Seattle.
Future mother (strangled woman) and Mommy Odessa are killed. As the whole Ukraine.
Свидетельство очевидца –
On the following video, an eyewitness says about more than one hundred victims killed inside the Trade Unions House (with English subtitles).
P.S. The number of killed people can be as high as 300. Most of people, especially children and women, were hashed with axes and clubbed to death with wooden sticks in the basement of the Trade Unions House:http://vlad-dolohov.livejournal.com/ 876486.html
Zastanawiam się, czy aresztowanie (we Włoszech) ukraińskiego terrorysty państwowego, oskarżonego o zamach na gazociągi Nord Stream, obudzi Europę co do refleksji na temat najgorszego dla niej zagrożenia.
Nie pochodzi ono z Moskwy, lecz z Kijowa, a jest nim ukraiński nacjonalizm, z elementami faszyzmu i nazizmu, który NATO hoduje, karmi i uzbraja od 2014 roku.
To żmija na piersi, która obaliła Janukowycza i szantażowała Poroszenkę oraz Zełenskiego, by uniemożliwić realizację porozumień mińskich dotyczących rozejmu i autonomii w Donbasie. A teraz, gdy mówi się o pokoju, naraża nas na śmiertelne zagrożenia swoimi desperackimi działaniami.
Gazociągi Nord Stream 1 i 2, łączące Rosję z Niemcami, zostały uruchomione przez Putina i Schrödera, by dostarczać gaz do Europy. Kosztowały 21 miliardów dolarów; zostały sfinansowane przez rosyjski Gazprom w ramach konsorcjum z dwiema firmami niemieckimi, jedną francuską, jedną austriacką i anglo-holenderską Shell.
Uroczystego otwarcia w 2011 roku dokonali Merkel i Miedwiediew, choć projekt od początku budził sprzeciw USA, Ukrainy i państw bałtyckich. 7 lutego 2022 roku Biden zagroził: „Jeśli Rosja zaatakuje Ukrainę, obiecuję, że Nord Stream 2 przestanie istnieć. Położymy kres jego istnieniu”. Powiedziane – wykonane. 26 września 2022 roku cztery podwodne eksplozje u wybrzeży Szwecji i Danii niszczą trzy z czterech nitek gazociągów. Cena gazu szybuje w górę. USA i Ukraina oskarżają Putina o zsabotowanie samego siebie. Jednak były minister spraw zagranicznych Polski, Sikorski tweetuje: „Thank you USA”.
Victoria Nuland, zastępczyni sekretarza stanu USA, triumfuje: „Jestem bardzo zadowolona, gazociąg jest roztrzaskany na dnie morza”.
Zdobywca Nagrdy Pulitzera, Seymour Hersh oskarża CIA i Biały Dom. Prokuratura niemiecka identyfikuje siedmiu nurków ukraińskich sił specjalnych działających pod rozkazami generała Załużnego, którzy użyli jachtu wynajętego od polskiej firmy, by umieścić na dnie morza 100 kg trotylu. 14 sierpnia 2024 roku niemieccy sędziowie wydają nakaz aresztowania Wołodymyra Żurawlowa: Ukrainiec ukrywał się w Polsce, a niedawno uciekł na Ukrainę samochodem dyplomatycznym swojej ambasady.
Warszawa jest oskarżana o sabotowanie śledztwa, by ukryć swoją współwinność. Jednak Berlin podkreśla, że „nic nie zmienia się w poparciu dla Kijowa”:nadal będzie uzbrajał i finansował zleceniodawców najpoważniejszego od dekad zamachu na europejską infrastrukturę. Być może pewnego dnia dowiemy się, czy Zełenski wiedział o nim, czy też jego wojsko i służby trzymały go w niewiedzy. To byłoby jeszcze gorsze: potwierdziłoby, że wymknęli się spod kontroli.
W przypadku zakończenia wojny, Ukraina będzie miała jeszcze bardziej nacjonalistyczny rząd ((bez prorosyjskich wyborców z Donbasu)) i największą, najlepiej uzbrojoną armię w Europie. Jeśli jakaś gorąca głowa wrogo nastawiona do pokoju sprowokuje Rosję kolejnym zamachem, by wywołać jej reakcję, UE związana z Kijowem umowami typu artykuł 5 NATO (lub jeszcze gorszymi) – będzie musiała interweniować. I z dnia na dzień znajdziemy się w trzeciej wojnie światowej.
Ja wiedziałem, że tak będzie, ale znowu wychodzi, że prorokowanie do niczego nie prowadzi, bo co to za radość z gorzkiej satysfakcji? Przenikliwość i dar przepowiadania przyszłości to dla regularnych adeptów tej przygody przekleństwo Kasandry, dla proroków incydentalnych, czyli niewprawionych, to pożywka do frustracji, że świat się jednak nie posłuchał.
Chodzi mi o sprawę ukraińską w Polsce.
Tak, mówiłem, grubo wcześniej, że będą z tym kłopoty i to na różne sposoby, nawet widać było na horyzoncie skalę tych problemów, które dzisiaj zaczynają się dopiero ukazywać. Intuicyjnie można było przewidzieć zwykłe ludzkie falowanie: od euforii pomagania, poprzez rutynę działań humanitarnych, obojętność i wreszcie wkurzenie na gości.
To ludzkie, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, które nie lubią stabilności, którą uważają za stagnację. A więc nam się znudziło, jako społeczeństwu, ale mamy tu jeszcze dwa elementy: władze nasze kochane i samych Ukraińców – i tu ważne – w podziale też na ichnie władze i lud rządzony.
My, Polacy
Polacy zareagowali spontanicznie i jak zwykle przy polskich reakcjach emocjonalnych poruszeń zbiorowych – wyjątkowo. Ludzie jeździli na granicę, by odebrać do domów nieznanych sobie ludzi, pomagali, dowozili, karmili i odziewali, dawali robotę. Państwo tu się mocno spóźniło, najpierw jak zwykle podciągnęły samorządy, potem zaczęło się jakoś ogarniać państwo. Odżyła polska, a właściwie ludzka, solidarność, Polacy przypomnieli sobie jak to z nimi jest, a właściwie – mogło by być.
Od samego początku w polskim kotle zawrzało. Lud potoczny zajął się pomocą humanitarną, zaś nadbudowa analizą i knuciem. Na samym początku pojawiły się nieśmiałe i ostracyzmowane głosy, że to nie jest wszystko takie proste, że to nie jest tak, iż jakoś tak sama z siebie, z mocarstwowego odruchu, Rosja rzuciła się na niewinną Ukrainę. Takie głosy były od razu wyzywane od ruskich onuc i ich wołanie na puszczy było zagłuszane coraz bardziej kontr-emocjami niż argumentami.
Ten proces trwa do dziś, jednak okazało się, że grono tych wątpiących w prosty przekaz manichejskich relacji powiększyło się (mnożąc argumenty geopolityczne), zaś grono akolitów antyonucyzmu zmniejszało się w tempie przyspieszonym. Co charakterystyczne – grupa zmniejszająca się liczebnie, czyli antyonucowa, pokrywała odpływ swoich zwolenników proporcjonalnym wzrostem hałaśliwości a właściwie – agresji.
Wywiązała się też debata, żeby tak rzec – geopolityczna. O dziwo odbywała się ona poza nurtem narracji państwowej. Różni osintowcy [ OSINT – Biały wywiad md] snuli swoje prognozy, oparte bardziej o kompilacje materiałów oficjalnych, ale pojawiły się obok dwa nurty: jeden wojskowo-taktyczny, drugi – geopolityczny na poziomie rozsupływania węzłów światowych implikacji wojny na Ukrainie. W tych pierwszych grupach, powiedzmy operacyjno-taktycznych przewodzili emerytowani wojskowi, którzy wręcz z mapkami w rękach tłumaczyli strategiczną wagę bojów o pojedyncze wioski lub przyczółki. Druga grupa – wyciągała wnioski na poziomie globalnym, z dużą dozą możliwych konsekwencji dla Polski, ba – nawet z postulatami konstrukcji na przyszłość.
Ten ostatni trend był mocno dynamiczny, gdyż zmieniał się w zależności od losów tej wojny. Najpierw się martwiono o Polskę, potem, kiedy „specjalna operacja wojskowa” ugrzęzła i przeradzała się w klęskę Rosji zaczęto snuć dywagacje, żeby Rosję docisnąć, porobić jakieś wielkie sojusze ze zwycięską Ukrainą i jeśli nawet nie iść z nią na Kreml, to chociażby zbudować ekstra sojusz, otwierający drogę do realizacji marzeń o Trójmorzu. Niewiele z tego zostało, gdyż losy wojny potoczyły się inaczej. Teraz ten komentariat raczej jest na grani dylematu: czy skończyć tę wojnę, by jednak coś ocalić, czy kontynuować ją, choć grozi jeszcze większą klęską Ukrainy? Tak jakbyśmy mieli wpływ na takie dylematy.
Ale to pozarządowa elita kraju. Lud miał co innego na głowie. Zaczęło się grymaszenie i znowu kolejny temat, tym razem ukraiński, stał się kolejną pożywką do wojny polsko-polskiej. Co dziwne, nie przejęły tych konfrontacyjnych proporców jak zwykle naprzemiennie partie POPiS-u, ale kwestia ukraińska podzieliła bardziej naród niż polskie partie. Te szły noga w nogę, ale do władz jeszcze wrócimy. Zaczęły się problemy, zwłaszcza dla tych, którzy widzieli nie tyle wyprzytkiwanie się z uzbrojenia, ale gniewali się już nie na niesłuszne zrównywanie praw Ukraińców z Polakami, ale wręcz uprzywilejowanie ich względem rodaków. Pomoc socjalna, na którą to polski obywatel się składał, zaś ukraiński nie. Uprzywilejowanie w naborach do szkół, przyjęciach do szpitala, uzyskiwanie praw na bezrobociu, czy praw emerytalnych. To było widać, Polacy dziwili się, że sami zasuwają na głodowe emerytury, zaś Ukrainiec po miesiącu pracy uzyskuje prawa do wyrównania mu emerytury do poziomu najniższej w Polsce.
W dodatku rozpoczęło się, co oczywiste, sztuczne uchodźctwo na papierze, gdy można było uzyskać te wszystkie apanaże praktycznie nie ruszając się z Ukrainy. Procedery te rozwijały się na całego, zaś informowanie o nich było blokowane. Pojawił się znany z Zachodu syndrom, by złymi wieściami nie wzbudzać niechęci do migrantów. Tyle że u nas kolorowych przybyszów zamienili tylko Ukraińcy – sam to ćwiczyłem, kiedy chciałem się dowiedzieć o narodowości jakiegoś bandziora, który w Olsztynie rozjechał ciężarówą przystanek autobusowy. Nie można się było dowiedzieć kto zacz, co dawało jasną przesłankę – kto zacz, bo wiadomo kogo chronimy przed domniemanym gniewem ludu. Tak jak na Zachodzie. I tak jak na Zachodzie władzuchna wiedziała co ma myśleć większość, o czym ma mówić, a o czym nie, oczywiście dla jej dobra. Narastała frustracja tym tematem, tym większa, im bardziej tłumiona przez media i przemilczana przez autorów tego procederu – władzę.
Przygodę społeczną kończymy sfrustrowani, mamy gulę do Ukraińców, zbieramy na nich haki ich wpadek oraz deklaracje banderowskie, jako kształtujące ich tożsamość narodową i aksjologiczną. Ta frustracja została wyłapana przez polityków, którzy badają opinię publiczną i użyta do zdobywania popularności, czyli w demokracji – władzy. Szczególnie wyszło to w kampanii prezydenckiej, która ma tę cechę, że tu system jest nieszczelny i można usłyszeć w takiej kampanii najbardziej nieprawomyślne, antysystemowe tezy oraz zebrać za nie nagrodę poparcia. Ma więc ona coraz bardziej utrwalone i potwierdzone podstawy, choć, tak jak z ostatnim wetem prezydenta co do pomocy Ukrainie, klasa polityczna wciąż prawnie jedzie tym samym torem, choć społeczeństwo przestawiło już zwrotnicę swego poparcia. A taka sytuacja prowadzi do wykolejenia się pociągu może nie III RP, ale mainstreamu – na pewno.
Władzuchna
No tak, okazało się, że pomagaliśmy sprzętem wojskowym jak się dało, za darmo i bez żadnych warunków. Inne kraje postępowały bardziej powściągliwie, co nawet im wypominaliśmy. I kraje te do dziś nam to pamiętają i kiedy odwrócił się nasz (chwilowy) dobry fart – dziś dojeżdżają nas, trzymając w oślej ławce ustaleń. Okazało się, że ciężko wyjść z tego lejka, bo jak się zaczęło dawać od razu za darmo, to trzeba by było kiedyś przestać, a jak przestać, skoro tam Ukraińcy walczą za nas? I tak dojechaliśmy do rozebrania naszego wojska i znaleźliśmy się w próżni sprzętowej, gdyż starego sprzętu nie mamy, zaś stal na sprzęt nowy jest wciąż z rudach żelaza koreańskich czy amerykańskich kopalń. Mamy więc dziurę strategiczną strukturalnego osłabienia. Tyle militaria. Do tego dochodzi kredytowanie w ciemno interesu Ukrainy, nawet wtedy, gdy jest on sprzeczny z naszym.
Co do strategii polskich władz to mieliśmy do czynienia z rzadkim przypadkiem porozumienia ponad podziałami. Cała klasa polityczna obstawała przy eskalacji wsparcia – pal licho, że militarnego w sprzęcie, ale dlaczego socjalnego, to już nie rozumiem. Szły boje wojny polsko-polskiej o największe bzdury, ale tu akurat zgadzano się w zupełności ze sobą. Ba, nawet mieliśmy przypadki zarzutów ze strony opozycji, że za mało, coś jak za kowida, że rząd (tu wstawić dowolny rząd) nie dość się stara. Fenomen ten jeszcze bardziej eskalował frustrację społeczeństwa, gdyż okazało się, że cała klasa polityczna ma je gdzieś, co rodziło podejrzenia o systemowe układanie się niby-wrogów.
Wielu postulowało, że ten pokój w wojence polsko-polskiej powodowany jest jednością racji stanu ponad podziałami.
Nic takiego nie miało i nie ma miejsca. Mieliśmy jedność, bo tak akurat nałożyły się priorytety naszych patronów – dla PiS-u amerykańskiego interesu, dla Tusków – niemieckiego, kiedy obie strony chciały kontynuowania tej wojny. Tak naprawdę dla ludu było to sprzedanie bajeczki, że tym razem cudzymi rękoma osłabiamy naszych wrogów, nie jesteśmy „first to fight”, a więc lepiej dawać sprzęt, gdyż każdy zabity polską haubicą Ruski, to Ruski, który nie wejdzie na polską ziemię. A więc wydawało nam się, że mocarstwowo wręcz toczymy wojnę per procura.
Ale taka narracja prowadziła do wciskania ludowi również i bajeczki, że to „nasza wojna”, a więc stopień jej zaangażowania miał być taki, jakbyśmy co najmniej toczyli wojnę prewencyjną, albo wręcz na nią się wybierali. Wizja klęski Ukrainy była automatycznie przenoszona na „następne kraje”, bo to Rosja miałaby się nie zatrzymać i odwojować całe po-stowieckie imperium, łącznie z nami. Ta narracja jest szczególnie kultywowana na Ukrainie, gdyż stanowi jedyne już uzasadnienie przewlekania przegranej wojny w prometejskim mesjanizmie krwawej ofiary w imię ocalenie Europy. A taka konstatacja prowadziła u nas do podżegania wojennego, gdyż taka wojna musiałaby się skończyć kompletną klęską Rosji, co stawało się szkodliwym marzeniem za cenę przelewania ukraińskiej krwi. W ogóle kontynuowanie wojny stało się priorytetem dla większości, oprócz ludu ukraińskiego. Putinowi dobrze idzie, a więc po co mu pokój, Zełenski też nie chce skończyć tej wojny, gdyż warunki ewentualnego pokoju będą o wiele gorsze niż propozycje stambulskie, które prezydent Ukrainy odrzucił na początku wojny. I ktoś się może zapytać dlaczego i po co zginęły po tym setki tysięcy ukraińskich żołnierzy? Europa, w przebraniu unijnych globalistów, też chce tę wojnę pociągnąć, gdyż interesy idą w najlepsze, również z Rosją jak nigdy dotąd, zaś panikowanie Europejczyków strasznym Putinem, jak za kowida, służy za pretekst do odzierania nas wszystkich z własności i wolności, domykając projekt federalizacyjny, tak przecież konieczny w obliczu jednakowych zagrożeń.
I polskie władze, bez względu na barwy siedzą teraz w tym wszystkim po uszy. Wyprztykani, jesteśmy wyproszeni z salonów, Polak zrobił swoje i Polak może odejść. PiS angażował się w Ukrainę dla przyjaźni z Ameryką, Tusk, bo taka postawa jest na rękę jego niemieckim mocodawcom. Tak czy owak – zawsze Nowak.
Najgorsze właśnie nadchodzi, gdyż, przy budowaniu z obu stron politycznego sporu jedności postaw antyrosyjskich, zbliżenie Trumpa i Putina wywala wszystko do góry nogami. Wywala, gdyż nie da się pogodzić dążenia do pokoju ze strony Trumpa z naszymi, nawet do niego, deklaracjami wrogości wobec Moskwy, kiedy z nią układają się USA. To raczej obciąża naszą pozycję, jako partnera dla Waszyngtonu – jesteśmy w tym układzie koleżką co prawda zasłużonym, ale i kłopotliwym. Kiedy układają się na nowo losy świata (nie jakiejś tam Ukrainy) to my wyskakujemy ze swoją pryncypialnością, głosząc rewelacje, że Putin kłamie i nie należy mu wierzyć. Jest to przenoszenie na grunt światowy naszych debilnych postaw dyplomacji opartej na zaufaniu, wierze, nie zaś na sile – tym największym gwarancie porozumień i traktatów.
Niemieckie ambicje lokowane w Polsce każą Tuskowi również przeć do eskalacji wojny poprzez kontynuowanie tej beznadziei, która może pogorszyć los Ukrainy i w konsekwencji naszą pozycję. I nie dlatego, że Rosjanie zbliżą się do naszych granic (bo i tak już są zbliżeni), tylko dlatego, że przez naszą pozycję elementu bezwolnego w tej rozgrywce, Trump z Putinem mogą namówić się na różne koncesje, zaś Kreml jasno deklaruje, że pokój będzie naprawdę, jak znikną „źródłowe przyczyny tej wojny”. Nasza upokarzająca pozycja na końcu tej wojny pokazuje mizerię całej naszej dyplomacji w III RP. Płacimy rachunki za nie budowanie własnej siły, nieuzgodnienie naszej racji stanu, używanie polityki zagranicznej wyłącznie na użytek wewnętrzny i serwilizm wobec priorytetów naszych zewnętrznych patronów. POPiSowy ten układ wątek ukraiński naraża na upadek, gdyż jest to polityczne złoto dla zwolenników tezy o pryncypialnej jedności modelu popisowskiego i pozorności wojny polsko-polskiej. A jest to konstatacja antyestablishmentowa, stanowiąca pożywkę dla populizmu, w jego trumpowskim, zdroworozsądkowym zastosowaniu, które może systemowo rozsadzić kompradorski model III RP.
Ukraińcy
Zacznijmy od ludu. Mamy tu, z punktu widzenia polskiego, do czynienia z trzema grupami. Przyjmijmy, na potrzeby klarowności dyskursu, mocno wątpliwe założenie, że tam na Ukrainie lud jest w miarę jednolity co do stosunku do tej wojny, ale jeszcze wrócimy do tego wątku. Teraz zajmijmy się Ukraińcami w Polsce. Ja już tu pisałem, że mamy u nas do czynienia z dwiema grupami migracji: przedwojenną i powojenną. Uwaga – w dużej mierze wrogimi sobie. Przedwojenni ze zgrozą widzą tę nową migrację: butną, roszczeniową (wszak walczymy w imieniu Europy, no może nie my osobiście, bo my akurat w Polsce), coraz bardziej zideologizowaną na antypolonizm. No wypisz-wymaluj jak inżynierowie na Zachodzie. I ci pierwsi patrzą się na to ze zgrozą, bo przedwojenni mieli swój pomysł na siebie w Polsce raczej na stałe, chcieli się tu może nie zasymilować, ale co najmniej zintegrować. Za granicą, ale blisko swego kraju. W dobrych relacjach z Polakami. A tu zachowania drugiej migracji są przez Polaków wrzucane do jednego wora ocen. Ocen idących w dół.
A tu wjeżdżają na pełnej petardzie nie tylko chłopaczki w wieku poborowym, jednocześnie wzywający Polaków do wsparcia, nie tylko oszuści socjalni, ale zaczyna do nas napływać cały ten oligarchiczny eksport z Ukrainy. Ten rak społeczno-polityczny, który i przed wojną doprowadzał ukraiński potencjał do ruiny. Nowa, powojenna migracja psuje te subtelne relacje, które tkali uważnie Ukraińcy przedwojenni. I przedwojenni praktycznie nic nie wiedzieli o jakichś tam banderowcach, teraz zaś ze zgrozą widzą tę ideologię, jako główny wyróżnik tożsamości ukraińskiej, zbudowanej na krwi i nienawiści do wrogów.
Pomoc socjalną Ukraińcy odbierają jako polskie frajerstwo, na zasadzie: „masz frajera to go duś, jak się zesra, to go puść”. I teraz ta bańka pękła. I to na dwie części – nagle skończyło się bajanie o kluczowym wkładzie migracji ukraińskiej w polską gospodarkę. Ta miałaby się rozpaść bez Ukraińców, którzy z naddatkiem oddają ponoć to, co dostają w pomocy społecznej. Jak doszło do prezydenckiego weta to wszystko się posypało, bo przecież takie 800+ będzie zabrane tym, co nie pracują, a więc nie dokładają się z naddatkiem do polskiej pomocy społecznej. Argument został zbity, bo pracujący Ukraińcy dalej przecież będą się dokładać, zaś ci, co się nie dokładają – nie dostaną nic. Zaczęły się pojawiać rzeczywiste bilanse ukraińskiego wkładu do budżetu i tego budżetu wydatków na Ukrainę i Ukraińców. I, już bez zarzutów o onucyzm, okazało się, że ten bilans jest tak z grubsza 10:1 albo i więcej na korzyść Ukraińców.
Drugim argumentem w sprawie weta odnośnie pomocy dla Ukrainy był mit matki z dziećmi w Polsce (a więc niepracującej), której mąż walczy na Ukrainie za Europę. Takie osoby należałoby wspierać. A tu właśnie im zabieramy. I tu zaczęły się na niekorzyść Ukraińców pojawiać argumentu ciężkiej wagi. Jak to jest, że Polska, kraj o dwa razy większym deficycie budżetowym niż wojująca Ukraina, ma wspierać państwo o wyraźnie lepszej pozycji budżetowej? Po co mają tu siedzieć żony wojujących ojców, skoro mogą pojechać na Ukrainę, zwolnić męża z frontu, a na jego miejsce wstawić ze trzech młodych byczków, co to hulają po klubach nie tylko w Polsce, nie tylko w Europie, ale i w Kijowie i Odessie? Czemu to Polska ma być historycznym ewenementem państwa utrzymującego dwa kraje i dwa narody?
No i zostali nam jeszcze Ukraińcy na Ukrainie i ich władze. Lud tam się mocno dzieli na tych, co mają już dość i tych, co to do krwi ostatniej. Obie postawy są zrozumiałe, ale ci pierwsi – zwolennicy pokoju – nie mają przełożenia na działanie władz. Trump ma w garści Zełenskiego, który może nie tylko wyłączyć Zełenskiego w sekundę zabraniem mu broni, a bardziej informacji wywiadowczych i tzw. targetingu (Ukraińcy się wyrobili we własnej produkcji), ale pokazaniem Ukraińcom co najmniej przeczuwanych przez nich machlojek zarabiających na krwi ukraińskiej oligarchów, z samym prezydentem włącznie. Zełenski na razie jest trochę wypuszczony na wolność, bombarduje Rosję, ale Trump na to się godzi, gdyż ma nadzieję, ze to popchnie Putina do pokoju. A co może w tej wojnie Trump widać było w czasie ostatniej wizyty w Waszyngtonie. Putinowi zrobić Trump nic nie może, ale Ukrainie i Europie na tyle dużo, że w Białym Domu wszyscy przycupnęli jak grzeczne pieski i słuchali pana jak będą wyglądały spacerki i treningi, oraz ile za to pieski zapłacą.
Ukraińcy na Ukrainie przeszli długą drogę. Najpierw dumy ze zwycięstwa, później pedagogiki narracyjnego męstwa, kiedy jednym tchem domagali się pomocy, szacunku do swego wysiłku wojennego, drugim zaś namawiali swoje dzieci, by spylały dokąd oczy poniosą. Króluje jeszcze, choć w stopniu gasnącym mit, że Ukraina poświęca się dla pokoju w Europie i w ogóle na świecie. Nie jest to prawda, gdyż ta opowieść, jako już tu się rzekło, jest jedynym uzasadnieniem kontynuowania przegrywanej wojny dla Ukraińców, zaś dla Zachodu jest to pretekst do wzmożenia wysiłku pomocowego, głównie w formie deklaratywnej, bo militarnie Europa musi byś słabiutka, skoro to ponoć my jesteśmy jej największym zasobem wojskowym.
Moi znajomi Ukraińcy interesują się Polską, ostatnio dopytywali mnie z troską, jeszcze w trakcie kampanii, o Nawrockiego. Byli bowiem straszeni, tam u siebie i na migracji w Polsce, że Nawrocki jest ukrainożercą, choć dowody na to leżały w domaganiu się ekshumacji ofiar Wołynia, niewiele więcej. Teraz, po wecie prezydenta, mają uzasadnienie swych wcześniejszych obaw, nie wiedząc (nie pamiętając?), że podobne postulaty co do ograniczenia 800+ dla Ukraińców miał i kontrkandydat Nawrockiego. Ale kto tam się bawi w takie subtelności.
Moi Ukraińcy przeszli pewien proces, który uzasadnia tezę o budowaniu swej tożsamości na fladze symbolizującej krew i ziemię. Kiedy w 2017 roku Elinie powiedziałem o filmie Wołyń, ta nic nie wiedziała ani o tej tragedii, ani nawet o jakimś Banderze, co dopiero Szukiewiczu, czy innych piewcach czystki etnicznej. Kiedy dotarła do filmu, obejrzała go, to zadzwoniła do mnie, że to wszystko ruska propaganda, która ma nas skłócić. Nie było więc o czym gadać. Dziś Elina, po z górą trzech latach tej wojny wie już doskonale kto to jest Bandera i że Wołyń był smutnym pokłosiem walki tambylców z „polskimi panami”. Skądś się o tym dowiedziała, że z jakiegoś powodu zmieniła zdanie. Coś tam się narracyjnie dzieje na tej Ukrainie i nie są to dobre wieści dla sąsiedzkiej współpracy.
Co ciekawe – kogo słucha Ukraina okazało się właśnie niedawno. Wystarczyło, że ukrainofila Dudę zastąpił Nawrocki i okazało się, że i można naszą politykę prowadzić inaczej i Ukraińcy, dotąd butni po naszym bezwarunkowym wyprztykaniu się, zaczynają na poziomie władz trzeźwieć. Wystarczyło się tylko postawić. Nawrocki, który wybiera się do Trumpa pokazał jak to jest z tą tezą Tuska, że „rząd rządzi, zaś prezydent – reprezentuje”. Nawrocki jadąc do Waszyngtonu zwołał naradę państw bałtyckich, by uzgodnić wspólne stanowisko i zanieść jakieś supliki do Trumpa, a więc zaczął robotę (wreszcie!) na poziomie kreowania koalicji wspólnych interesów, czego Tusk zrobić nie jest w stanie, bo ani go w USA nie tolerują, a w sprawach europejski (jeśli już w ogóle) jedzie w trzecim wagonie. Ale po zakończeniu tych bałtyckich rozmów Nawrocki doprasza do narady Zełenskiego, zaś ten zachowuje się racjonalnie. Nie pyskuje, nie świeci w polskie oczy naszym onucyzmem, nawet nie zająkuje się o 800+. Dziękuje za to, że został zaproszony, za to, że będzie miał szansę ustami Nawrockiego może dodać coś do obecnych ustaleń, tych bez Polski. Czyli widać (co oczywiste, ale nie dla nas), że Ukraina szanuje tylko siłę i sprawczość, nie zaś Dudzie zaśpiewy o Ukropolinie.
Z nimi trzeba twardo – realizować nasz interes narodowy i zabierać ze sobą Ukrainę tylko wtedy, kiedy nasze interesy nie są konfliktowe. Inaczej niż czynił Duda, co tylko rozzuchwaliło Kijów. Mam nadzieję, że te czasy się właśnie kończą, co – paradoksalnie – może wyjść na dobre Ukrainie, która nie widzi, że jej romans z Niemcami jest przez nie instrumentalnie wykorzystywany.
Przed Ukrainą ciężkie czasy – lud widzi, że został nie tylko wycyckany, ale i wykrwawiony, że wojna mogła się skończyć wcześniej, że nie wiadomo kiedy się skończy, ale wiadomo, że im dłużej potrwa, tym gorzej się skończy. Kijów jest rozgrywany do realizacji interesów o większej skali, jest tylko tematem zastępczym, pod którego pretekstem Trump ułoży się z Putinem, choćby i na temat Arktyki, zaś Niemcy pod pretekstem zagrożeń z Moskwy skończą swój projekt federacyjny z europejską armią sterowaną z Berlina, która nie wiadomo na kogo ma pójść.
Epilog
Ja wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem w ciemno, bo wszystkie nasze szlachetności to wyraz naiwnej postawy, która w obecnym świecie przegrywa na całego. Jesteśmy pechowi z tymi poruszeniami, gwałceni jak Kasandra, która miała rację, choć (a właściwie dlatego) przegrała. Nawet to przeczuwałem, kiedy byliśmy na szpicy w pomocy militarnej i humanitarnej, kiedy wszyscy patrzyli z zachwytem na nas, Polaków. Już wtedy wiedziałem, że to zostanie spitolone, nie wiedziałem jak, ale wiedziałem, że jak zwykle wyjdzie po staremu. I wyszło, wyszło, że dla Ukraińców jesteśmy wrogiem nr. 2 (na razie) po Putinie. I mamy zakorzenione poczucie niewdzięczności ze strony Ukraińców. Po tym wszystkim, co dla nich zrobiliśmy. No, rzeczywiście, Putin nie mógł sobie wyobrazić, albo lepiej przygotować, takiej historii. Dwaj najwięksi wrogowie Rosji pokłócili się ze sobą. Dobra inwestycja na przyszłość.
Piszę ten tekst, jakby ta wojna miała się zaraz skończyć. Nadzieje na to są raczej płonne, gdyż o tym pokoju się tylko gada, zaś nikt go sobie chyba nie wyobraził jeszcze. Wszystkie strony są w impasie, by jej jednak nie kończyć, bo może dojść wtedy do gorszących bilansów. Nie wiadomo co będzie. U nas wiadomo jedno – mizeria naszej pozycji stoi jak słoń w kącie salonu i każdy udaje, że go nie widzi.
Ale żeby się uratować to właśnie trzeba go po pierwsze zauważyć, po drugie wystawić na środek, by o nim pogadać i po trzecie – zastanowić się co wynika z tej lekcji, by jej nie powtarzać. A wiadomo przecież, że jeśli historia się powtarza to nie poprzez zrządzenie losu wraca jako farsa. Ona wraca jako farsa dlatego, że elity nie wyciągnęły z niej wniosków, nie zapobiegły konsekwencjom, wchodząc w korkociąg w dół, coraz stromszy, z coraz węższymi obrotami. Ku ziemi, tej ziemi…
Sprawa była nagrana przynajmniej od 2016 r., a przypuszczalnie wcześniej Już w latach dziewięćdziesiątych rozpoczęto wybielanie banderyzmu. Na drugi dzień po rozpoczęciu specjalnej akcji wojskowej cała Polska zakwitła sino-żółtymi sztandarami. Kościół, zazwyczaj tak powściągliwy i roztropny natychmiast włączył się do akcji. Na kościołach zawisły sino-żólte barwy, nawet skrzynki “na ubogich” zmieniły nazwę i dostały opaski we właściwym kolorze.
Ci co tu przyjeżdżali przeważnie nie byli żadnymi uciekinierami. Wojna w Donbasie trwała już od ośmiu lat, i jeżeli stamtąd uciekano, to do Rosji.
Było to planowe przesiedlenie, uzgodnione z polskim rządem, na czyj wniosek, Zelenskiego, Putina, Bidena, nie wiem. Celem jest rozbicie polskiego narodu obcym elementem, i następnie jego likwidacja.
Niemcy niemal ukończyły budowę sieci kolejowej na potrzeby transportu wojskowego na wschodnią flankę NATO i na Ukrainę, donosi niemiecki dziennik Der Tagesspiegel.
„Według Federalnego Ministerstwa Transportu, budowa podstawowej sieci kolei wojskowych w Niemczech została już prawie ukończona. Podstawowa sieć dróg wojskowych już istnieje. Obejmuje ona drogi nadające się do transportu wojskowego” – czytamy w artykule.
Według publikacji, aby pomóc Ukrainie w konflikcie z Rosją, Niemcy i inni sojusznicy Kijowa przerzucają sprzęt wojskowy z portów bałtyckich do centrum logistycznego na południe od Krakowa, skąd trafia on do Lwowa. Na samej Ukrainie do Lwowa doprowadzono linie kolejowe o europejskim rozstawie szyn.
Na początku lipca Bild, powołując się na generała brygady niemieckiej służby medycznej Bruno Mosta , poinformował, że Bundeswehra i Deutsche Bahn prowadzą negocjacje w sprawie przekształcenia starych pociągów w ambulanse dla tysięcy rannych w przypadku konfliktu zbrojnego na wschodniej flance NATO.
Bundeswehra zamierza także rozmieścić wzdłuż torów kolejowych szpitale polowe na wypadek działań wojennych, służące do udzielania doraźnej pomocy i przygotowywania rannych do dalszego transportu.
W kwietniu gazeta Handelsblatt, powołując się na własne źródła, poinformowała, że Bundeswehra prowadzi negocjacje z firmami logistycznymi i transportowymi, takimi jak Lufthansa i Deutsche Bahn, na temat możliwości przerzucenia wojsk NATO na wschód w razie konfliktu zbrojnego.
Wiceprzewodniczący Zinkevich: Rosyjskie siły zbrojne zaatakowały turecką fabrykę dronów Bayraktar w Kijowie.
Kijów donosi: armia rosyjska zaatakowała fabrykę produkującą słynne tureckie drony Bayraktar. Według deputowanego Rady Miasta Lwowa Igora Zinkiewicza, w sumie doszło do dwóch trafień. To wystarczyło, by poważnie uszkodzić fabrykę.
Nagranie opublikowane na kanale SHOT Telegram pokazuje słupy dymu wydobywające się z zakładu. Przedsiębiorstwo nie zostało jeszcze uruchomione, ale ponieważ jego warsztaty otrzymały już odpowiedni sprzęt, a pracownicy zostali przeszkoleni, straty spowodowane strajkiem sięgają dziesiątek milionów dolarów.
Biorąc pod uwagę, że jest to turecka fabryka, sam Recep Erdogan został zaatakowany i zdążył już zadzwonić do Wołodymyra Zełenskiego. Jednak w komunikacie prasowym nie ma mowy o tym, by rozmawiali o ataku na fabrykę bezzałogowych statków powietrznych. Według oficjalnej wersji, Erdogan i Zełenski rozmawiali o stosunkach dwustronnych i procesie pokojowym między Rosją a Ukrainą.
Turcja jest gotowa zrobić wszystko, co w jej mocy, aby ułatwić kontakty na wysokim szczeblu, które utorują drogę do pokoju – podsumowało biuro Erdogana.
Dwulicowość i zdrady Erdogana w stosunku do wszystkich swych “partnerów” staja się już legendą. Nikt na świecie nie ufa mu i jego “Otomańskiemu imperium”.
Tymczasem na Ukrainie wciąż panuje panika. Ukraińskie Siły Zbrojne również są zaniepokojone, przewidując problemy z niedoborem dronów.
Po zapowiedziach penalizacji symbolu ukraińskich ludobójców ruszyła ofensywa propagandowa banderowców i środowisk prounijnych, proniemieckich, proukraińskich.
To nie są kolory, które wymyślił Bandera, to są kolory kozackie, dla nas to kolory Bandery, a on je przejął, bo nie miał własnych. Dla Ukraińców to kolory oddziałów historycznych wojsk kozackich – @ZalewskiPawel, wiceszef @MON_GOV_PL, @PL_2050 w Porannej #RozmowaRMF./X
Argument na poziomie obrony pradawnego symbolu swastyki oraz sierpa i młota – symbolu trudu i znoju ludzi pracy.
Hitler również przejął swastykę, bo nie miał własnych – argumentowali internauci.
Polityk KO stwierdził:
Problemem głównym nie jest banderyzm, problemem głównym jest Rosja i putinizm.
Według Zalewskiego Karol Nawrocki popiera propagandę Putina.
Mam nadzieję, że pan prezydent zrozumie, iż nie należy popierać propagandy Putina w kraju, który przez Putina najbardziej jest zagrożony – powiedział, dodając, że “nie oznacza to, iż integralny nacjonalizm na Ukrainie nie jest groźny. /RMF/
Jeszcze dalej poszedł Roman Giertych, który w swoim wywodzie na X dowodził, że Karola Nawrockiego wspierała Rosja za pomocą swoich służb i chińskiego Tik Toka.
Podobnie było w innych mediach, gdzie Rosjanie mieli jakiś wpływy, na przykład na X
Tak działa propaganda
W taki właśnie sposób niesprzyjające Polsce środowiska – prożydowskie, proniemieckie i proukraińskie odwracają uwagę znacznej części opinii publicznej od realnych zagrożeń i problemów kierując ją na każdego polityka, któremu “przytrafi się” propolskie działanie, w tym przypadku na Nawrockiego do którego przykleja się „Putina”.
Środowiska lewicowe, które na co dzień zarzucają Polakom neonazizm i faszyzm, nigdy nie używają tych określeń w kontekście ukraińskim, „bo jest wojna”.
Argument, mówiąc delikatnie chybiony, bo właśnie w trakcie wojny zawsze wychodziły i wychodzą również teraz z poszczególnych cywilizacji – turańskiej, żydowskiej, łacińskiej – najgorsze lub najlepsze żywioły.
Tytuł sam w sobie zawiera uprzejme założenie, że świadomość przyjaciół banderowskiej Ukrainy została poważnie zaburzona przez lęk.
Do tej grupy należy dołączyć także tych, którzy a priori odrzucają wszystko, co ma związek z Karolem Nawrockim niezależnie od tego czy są to dobre czy złe rzeczy.
Nawrocki może wyłączyć Internet Ukrainie!
– głoszą dramatyczne nagłówki komentarzy.
Oczywista brednia. Po prostu będą musieli zapłacić sami, a często płacą za różne rzeczy – INNYM – wszystkim prócz Polsce, na którą plują.
Od 1 października Polska może wstrzymać płatności, a Starlink to kluczowe łącze dla wojska i uchodźców – alarmuje Mateusz Grzeszczuk, autor książki „Światy Lękowe”.
Adekwatny tytuł. Myślę, że Ukraina należy do “Światów Lękowych” wszystkich tych, którzy nadużywają głównego ścieku do codziennych ablucji.
==============================
Dictum acerbum Radka Pogody:
Przecież Ukraina ma:
– niższy poziom długu publicznego od Polski,
– dość środków, by szykować budowę nowej elektrowni atomowej,
– handluje bronią po całym świecie,
– opłaca setki (jeśli nie tysiące) wysokich urzędników w Unii, Stanach i “innych stranach”. … Ergo: chyba na te abonamenty jakoś będzie ich stać. W końcu urządzeń z okopów nikt wyciągać i odsyłać do Polski nie będzie…
Stawiając kropkę nad „i”. Fakt, że Rosja walczy z banderowską Ukrainą nie stanowi usprawiedliwienia abyśmy z tego powodu mieli pomagać Putinowi. Ruskim i ukraińskim onucom mówimy zdecydowanie – Nie!
Prezydent Rosji Władimir Putin i prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Donald Trump podczas spotkania w Anchorage na Alasce. / foto: Wikimedia, kremlin.ru, CC BY 4.0
Świat wstrzymał oddech, gdy do Anchorage na Alasce przyleciał najpierw prezydent USA Donald Trump, a wkrótce potem – rosyjski prezydent Włodzimierz Putin. Prezydent Trump oczekiwał go na rozścielonym uprzednio czerwonym dywanie, a kiedy prezydent Putin, maszerując po dywanie dotarł do prezydenta Trumpa, ten uścisnął mu dłoń, po czym zaprowadził do limuzyny, którą podjechali do gmachu, gdzie miały odbyć się rozmowy.
To zachowanie prezydenta Trumpa spotkało się z pryncypialną krytyką środowisk miłujących pokój. Wiadomo bowiem, że zamiast uściskać dłoń Putina, prezydent Trump powinien udusić go własnymi rękami, albo od razu na czerwonym dywanie, albo – jeszcze lepiej – w limuzynie, żeby ani dzieci, ani osoby wrażliwe nie widziały w telewizji tych drastycznych scen. Stało się jednak inaczej i rozmowy się rozpoczęły.
Jak tam było, tak tam było – bo toczyły się one za zamkniętymi drzwiami – ale o tym, o czym rozmawiano i co uzgodniono, możemy dedukować z wypowiedzi obydwu prezydentów na konferencji prasowej. Pierwszy zaczął prezydent Putin, który swoje wystąpienie odczytał z kartki, podczas gdy prezydent Trump mówił bez żadnych notatek. Z wystąpienia prezydenta Putina można wyciągnąć wniosek, że obydwaj prezydenci odrzucili pomysł ukraiński, by rozmowy pokojowe zostały poprzedzone bezwarunkowym zawieszeniem broni. Przeciwnie – zarówno prezydent Putin, jak i prezydent Trump zgodnie opowiedzieli się za kompleksowym uregulowaniem pokojowym, które siłą rzeczy musiałoby obejmować szerokie spektrum spraw.
Dodatkowo prezydent Putin na tej konferencji powtórzył to, co wielokrotnie mówił wcześniej, a potem jeszcze raz powtórzył to w wystąpieniu po powrocie do Moskwy – że muszą zostać usunięte „pierwotne przyczyny tej wojny”. Co to za przyczyny?
20 listopada 2010 roku, na szczycie NATO w Lizbonie, proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Był to efekt zarówno „resetu”, jaki 17 września 2009 roku przeprowadził w stosunkach amerykańsko-rosyjskich prezydent Obama, jak i 25-letnich starań o ustanowienie w Europie nowego porządku politycznego, który ostatecznie zastąpiłby nieaktualny już porządek jałtański. Najważniejszym postanowieniem było oczywiście strategiczne partnerstwo NATO–Rosja – bo ze śmiertelnych wrogów przez całą „zimną wojnę”, obydwaj stali się strategicznymi partnerami. Wcześniejszy „reset” prezydenta Obamy sprawił, że najtwardszym jądrem tego partnerstwa było strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, a jego kamieniem węgielnym był podział Europy na strefę niemiecką i strefę rosyjską – prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow.
Prawie – bo republiki bałtyckie, które wraz z innymi państwami Europy Środkowej zostały w 1999 roku przyjęte do NATO, znalazły się po zachodniej, a nie – jak było w 1939 roku – po wschodniej stronie kordonu. I kiedy wydawało się, że klamka zapadła na 50, a może nawet na 100 lat, na przełomie roku 2013 i 2014 prezydent Obama wysadził ten „porządek lizboński” w powietrze. USA wyłożyły 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie „Majdanu” ze strzelaniną i wszelkimi atrakcjami, którego nieukrywanym celem było wyłuskanie Ukrainy z rosyjskiej strefy. Od tego wszystko się zaczęło, to znaczy – Rosja bez wystrzału zajęła Krym, a we wschodnich obwodach, przede wszystkim donieckim i ługańskim, wybuchły niesnaski, których pretekstem były zarządzenia językowe Kijowa. Jeśli zatem od tego wszystko się zaczęło, to „usunięcie pierwotnych przyczyn” wojny może oznaczać jakiś kolejny „reset” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich – bo o strategicznym partnerstwie z NATO na razie chyba nie może być mowy.
Jak pamiętamy, później prezydent Piotr Poroszenko podpisał porozumienia mińskie, które – zwłaszcza w porównaniu z obecną sytuacją – wydawały się dla Ukrainy stosunkowo łagodne. Przewidywały one nieznaczną modyfikację ukraińskiej konstytucji, by w obwodach ługańskim i donieckim można było ustanowić autonomię – przede wszystkim językową, ale obydwa one miały oczywiście pozostać w granicach Ukrainy.
Jednak w międzyczasie nastąpiła zmiana na stanowisku prezydenta Ukrainy; miejsce oligarchy Piotra Poroszenki zajął komik Włodzimierz Zełenski, wynalazek żydowskiego oligarchy z trzema obywatelstwami: ukraińskim, cypryjskim i izraelskim – Igora Kołomojskiego, zaś w USA nowym prezydentem został Józio Biden. Józio Biden musiał naobiecywać prezydentowi Zełenskiemu jakieś gruszki na wierzbie, w rodzaju członkostwa w NATO i w ogóle – bo ten zerwał porozumienia mińskie, a – jak się potem okazało – CIA zainstalowała na Ukrainie 12 tajnych baz.
W tej sytuacji Rosja zareagowała podobnie do reakcji prezydenta Kennedy’ego na rozmieszczenie na Kubie w roku 1962 sowieckich rakiet z głowicami jądrowymi. Kuba była suwerenna, więc mogła przyjaźnić się, z kim chciała oraz na swoim terytorium mogła instalować taką broń, jaką po nieudanej inwazji w Zatoce Świń uznała za stosowne – ale prezydent Kennedy nakazał blokadę morską Kuby, co postawiło świat na krawędzi wojny jądrowej.
Jednak wywiad rosyjski nie docenił uzbrojenia po zęby i wyszkolenia ukraińskiego wojska, w związku z czym nadzieje na powtórkę roku 2014 spaliły na panewce i blitzkrieg się nie udał. W tej sytuacji Rosja niemal z dnia na dzień zmieniła cele wojenne, koncentrując się na wyrąbaniu sobie lądowego połączenia z Krymem – co udało się w stu procentach, łącznie z inkorporowaniem czterech zajętych ukraińskich obwodów do Federacji Rosyjskiej. I teraz – chociaż prezydent Zełenski twierdził, że oddanie Rosji tych obwodów, a co najmniej – donieckiego i ługańskiego – jest „niemożliwe” i że nie nastąpi to „nigdy”, to widocznie prezydent Trump dał mu do zrozumienia, że jak będzie grymasił, to niech sobie dalej wojuje z Rosją – ale już bez Ameryki – bo zrobił się cichy i pokornego serca, zgodził się na rozmowy trójstronne bez wcześniejszego zawieszenia broni i skupił się na „gwarancjach bezpieczeństwa”.
Reichsführerin Urszula Wodęleje wyjaśniła na spotkaniu w szerszym gronie – że chodzi o gwarancje „podobne” do art. 5 traktatu waszyngtońskiego. „Podobne” – a więc jeszcze słabsze niż art. 5, który przecież nie wprowadza ani żadnego automatyzmu reakcji, ani jej wojskowego charakteru. Najwyraźniej „koalicja chętnych” nie ma najmniejszego zamiaru niczego konkretnego Ukrainie gwarantować, zwłaszcza nie mając narzędzi wpływania na postępowanie tego kraju, a jeśli markuje żywe zatroskanie, to dlatego, żeby nie przegapić eksploatacyjnego podziału Ukrainy, gdzie Amerykanie i Anglicy zabezpieczyli swoje udziały wcześniej.
Polska w tym wyścigu jak zwykle została pominięta – ale to nic dziwnego, skoro takie mamy kadry.