[Jest to Niemiec mieszkający i pracujący od lat w Rosji. Pisze więc z rosyjskiego raczej punktu widzenia – ale sensownie. Wyłapywane błędy staram się wyjaśniać. Mirosław Dakowski]
Rosyjska telewizja: „Z tymi Europejczykami nie ma już absolutnie nic do negocjacji”.
W zeszłym tygodniu UE pokazała swoje prawdziwe oblicze. Na spotkaniu dyplomatów UE uczestnicy otrzymali długopisy wykonane z łusek po pociskach wystrzelonych do rosyjskich żołnierzy na Ukrainie, które mogły również spowodować śmierć ludzi.
Anti-Spiegel1 wrzesień 2025
Bardzo się cieszę, że skończyła się wakacyjna przerwa w cotygodniowym przeglądzie wiadomości w rosyjskiej telewizji, ponieważ z relacji, zwłaszcza od rosyjskiego korespondenta z Niemiec, często dowiaduję się o wydarzeniach politycznych w Europie i Niemczech, o których inne media nie wspominają.
Na przykład w niedzielę rosyjski korespondent z Niemiec poinformował, że Dania, kraj goszczący, przekazała europejskim ministrom spraw zagranicznych podczas piątkowego spotkania w Kopenhadze długopisy wykonane z łusek po pociskach wystrzelonych do rosyjskich żołnierzy na Ukrainie, które mogły nawet zabić ludzi. Nie wierzycie? Widać to na tym filmie:
Nic dziwnego, że Rosjanie od dawna zastanawiają się, co jeszcze mogą wynegocjować z “Europejczykami” [cudzysłów MD, nie mieszajmy szajki przy korycie z Europą] , skoro są tak zradykalizowani, że wręczają tak makabryczne prezenty swoim głównym dyplomatom, którzy powinni negocjować i osiągać porozumienia, a nikt nie ma im nic do zarzucenia. Wiedząc o tym, oświadczenie węgierskiego ministra spraw zagranicznych po spotkaniu, że UE chce długiej wojny, a nie pokoju, staje się tym bardziej zrozumiałe.
Ale to nie był jedyny temat relacji rosyjskiego korespondenta z Europy, dlatego przetłumaczyłem jego relację.
=======================================
Bruksela milczy, podczas gdy Kijów bombarduje „Przyjaźń”
Podobnie jak Ukraina, Europejczycy sabotują rozmowy pokojowe oraz wysiłki USA i Rosji, by zakończyć konflikt ukraińsko-rosyjski wszelkimi możliwymi sposobami. Nikt tam nie chce końca wojny. Z drugiej strony, UE po prostu nie będzie w stanie sfinansować wojny bez Ameryki, niezależnie od tego, co tam powiedzą.
Nasz europejski korespondent relacjonuje z Berlina:
W zeszłym tygodniu, według statystyk, w Niemczech zamknięto kilkadziesiąt firm, ale otwarto nową fabrykę. W Unterlüß w Dolnej Saksonii uruchomiono linię montażową do produkcji granatów kalibru 155 mm dla koncernu Rheinmetall. Produkcja ma osiągnąć 350 000 sztuk rocznie do 2027 roku. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius powiedział o tym wydarzeniu: „Jestem przekonany, że tempo produkcji będzie równie imponujące, jak tempo budowy tego zakładu. W ciągu zaledwie 18 miesięcy”.
Wydarzenie jest kolosalne jak na standardy europejskie: Wreszcie jest się czym pochwalić: mamy militaryzację; do tej pory to były tylko puste słowa. Aby jeszcze bardziej podkreślić wagę tego momentu, Sekretarz Generalny NATO Rutte pojawił się na otwarciu wraz z niemieckim ministrem obrony i szefem firmy, która według doniesień prasowych jest dosłownie numerem jeden na rosyjskiej liście śmierci.
Rutte dał się ponieść emocjom i nie zdawał sobie sprawy, że zdradza tajemnicę wojskową, mówiąc: „Mamy wielu sojuszników, którzy również uczestniczą w rozbudowie ukraińskich sił zbrojnych i będą to robić w przyszłości, po długotrwałym zawieszeniu broni, co jest nawet lepsze niż pokój”.
Nie chcą pokoju, ponieważ oznaczałoby to prawną formalizację rzeczywistości, którą uważają za wyjątkowo nieprzyjemną: klęski wojennej. Zawieszenie broni natomiast pozwala na utrzymanie sytuacji w stanie przejściowym przez lata, zgromadzenie sił, a następnie ponowne otwarcie „puszki” w odpowiednim momencie.
Największą przeszkodą w realizacji tego planu jest postawa Stanów Zjednoczonych. Dlatego kanclerz Merz codziennie narzeka na Putina. Pozornie zwraca się do całego świata, ale główny odbiorca jest jasny, gdy Merz mówi: „Ta wojna może trwać wiele miesięcy. Musimy być na nią przygotowani. Jesteśmy gotowi do bliskiej współpracy z naszymi europejskimi partnerami, Amerykanami, a także z Koalicją Chętnych”.
Koalicja pragnie obecnie bardziej niż czegokolwiek innego gwarancji bezpieczeństwa, które zapewnią oczekiwane zamrożenie konfliktu po zawieszeniu broni. W piątek ministrowie obrony UE pracowali nad listą w Kopenhadze, ale przewodnicząca Komisji Europejskiej, która spędziła całą drugą połowę tygodnia podróżując po krajach bałtyckich, zdawała się z góry wiedzieć, co z tego wyniknie.
Nie wymagało to jednak wielkiej inteligencji. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oświadczyła: „Pierwszą linią obrony będzie wysoce zmotywowana i dobrze finansowana armia ukraińska. Drugą linią obrony będzie koalicja chętnych, wielonarodowych wojsk, które mogą przybyć na Ukrainę. Wciąż badamy, czy jest to konieczne”.
„Badamy” w tym przypadku to eufemizm maskujący dezorientację i wahanie. Półtora roku, odkąd Macron wezwał UE do wysłania wojsk na Ukrainę, rozgniewał wielu, zwłaszcza południowych sąsiadów, co po raz kolejny wyjaśnił wicepremier Włoch Matteo Salvini: „Kiedy głowa państwa europejskiego, naszego sąsiada, powtarza od miesięcy: »Jesteśmy gotowi do walki«, niektórzy myślą, że jutro powinniśmy wysłać naszych żołnierzy z butami, karabinami i hełmami na Ukrainę, by walczyli i ginęli. Nie! Nie! Czas działać dyplomatycznie”.
Niemniej jednak, jak donosi Politico, sojusznicy rozważają opcję utworzenia 40-kilometrowej strefy buforowej wzdłuż linii kontaktu, w której rozmieszczone zostałyby wojska „Koalicji Nieszczęśników” – od 4000 do 60 000 żołnierzy.
Ten zasięg wskazuje jednak na nieprzemyślany charakter całego planu, a dokładniej, na jego całkowity brak jakichkolwiek działań, połączony z jednoczesną sugestią energicznych działań, najwyraźniej mających na celu wzbudzenie zainteresowania administracji Trumpa udziałem w tym, co początkowo wydaje się być oszustwem wojskowym.
Omawiana jest również kwestia sankcji wtórnych. Sankcje pierwotne zostały całkowicie wyczerpane, ale nie ma to wpływu na prace nad 19. pakietem. Teraz na porządku dziennym jest wywieranie presji na partnerów handlowych Rosji: UE sygnalizuje Waszyngtonowi gotowość do wsparcia tego ryzykownego przedsięwzięcia.
Prezydent Francji Emmanuel Macron oświadczył: „Nadchodzące dni będą kluczowe. Oznaczają one koniec terminu, który ustaliliśmy z prezydentem Trumpem i prezydentem Zełenskim na zapewnienie pierwszych spotkań, i będziemy nadal naciskać na dodatkowe sankcje”.
Spotkanie ministrów spraw zagranicznych UE w sobotę, które odbyło się w stolicy Danii po spotkaniach ministrów obrony, było paralelą do bajki „Lis i winogrona”.
Zachód i rosyjskie aktywa.
Szefowa unijnej dyplomacji Kallas ubolewała nad katastrofalnym brakiem funduszy na wsparcie reżimu w Kijowie i zakup amerykańskiej broni dla ukraińskich sił zbrojnych. Ale w belgijskim depozycie znajduje się 200 miliardów euro, a ona nie potrafi wymyślić w miarę legalnego sposobu na zdobycie rosyjskich pieniędzy. Von der Leyen rzuca obietnicami: Przejmiemy to wszystko.
Belgijski premier Bart de Wever, stojąc obok ponuro wyglądającego kanclerza Merza, powiedział: „To są fundusze rosyjskiego banku centralnego. Fundusze banku centralnego korzystają z immunitetu prawnego. A jeśli zasygnalizujecie światu, że w Europie może zapaść decyzja polityczna o konfiskacie funduszy państwowych, i że zostaną one następnie skonfiskowane, będą tego konsekwencje. Inne kraje wycofają swoje fundusze państwowe”.
Teraz jednak mają pomysł: przekształcenie zamrożonych aktywów w bardziej ryzykowne, a tym samym bardziej dochodowe papiery wartościowe, aby zapewnić więcej pieniędzy na utrzymanie reżimu w Kijowie. Jednak i tu pojawia się problem, ponieważ bez zgody właściciela aktywów manipulacje przynoszące straty są nielegalne.
A potem w tym tygodniu pojawiły się Węgry. Budapeszt pozywa Radę Europy za nielegalne przekierowanie zysków z rosyjskich aktywów na Ukrainę.
I tutaj Węgrzy mogą skorzystać z doświadczenia rosyjskiego biznesmena Usmanowa, a być może nawet jego ciętych prawników. Aliszer Usmanow od lat pozywa zachodnie media za rozpowszechnianie różnych fake newsów, co skłoniło UE do nałożenia na niego sankcji. Reuters, Times, New York Times, Le Monde, Guardian, Wall Street Journal, Forbes, Politico, Spiegel, Süddeutsche Zeitung – dziesiątki mediów uległy już naciskom Usmanowa i zostały zmuszone do usunięcia zniesławiających materiałów.
Okazuje się jednak, że to dopiero początek. Teraz kolej na Radę Europy, która odpowie za szkody wyrządzone jego osobistej i biznesowej reputacji.
Jednak Budapeszt ma oczywiście nieco inne powody pozwu przeciwko UE, jak wyjaśnił węgierski minister spraw zagranicznych Peter Szijjarto: „Komisja Europejska nie podejmuje żadnych działań w związku z ukraińskimi atakami zagrażającymi węgierskim dostawom energii.
Odpowiedź jest prosta: Komisja Europejska nie jest już Komisją Europejską, ale „Komisją Ukraińską”. Nie reprezentuje interesów Europy ani państw członkowskich UE, lecz interesy Ukrainy”.
Budapeszt zareaguje na bezczynność Brukseli w sprawie ukraińskich ataków dronów na ropociąg Przyjaźń, nie wpuszczając Ukrainy do UE zgodnie z przepisami, a już na pewno nie w trybie przyspieszonym. Absolutnie nie.
Jeśli chodzi o Ukrainę, Węgry również mogłyby odciąć jej prąd, ale na razie ograniczają się do wywierania politycznego wpływu na całą bandę Zełenskiego i na poszczególne osoby, takie jak jej prominentny członek, dowódca oddziałów dronów, niejaki Browdi, alias Magyar. Jest on Węgrem ze strony ojca i z powodu ataków na ropociąg Przyjaźń miał zakaz wjazdu do ojczyzny ojca.
Jak zawsze, gdy w grę wchodzi polski minister spraw zagranicznych Sikorski, historia przybrała nieco komiczny obrót, ponieważ Sikorski napisał na X: „Komandorze Magyar, jeśli potrzebuje pan odpoczynku i relaksu, a Węgry pana nie wpuszczą, proszę być naszym gościem w Polsce”.
I tu nie jest jasne, co jest ważniejsze dla Polaków – chęć zdenerwowania Orbána czy chęć zdenerwowania własnego prezydenta Nawrockiego, który postanowił jeszcze bardziej zwiększyć presję na Ukraińców, którzy przyjeżdżają do Polski i zaczynają machać flagami Bandery, śpiewając banderowskie pieśni.
Najpierw Nawrocki, członek nacjonalistycznej partii Prawo i Sprawiedliwość [Widać przegięcia autora. Prezydent Nawrocki nie był i nie jest członkiem PiS, a ci ostatni nie sa przecież “nacjonalistami”, ani nawet narodowcami.M. Dakowski] , obiecał zrównać wszystkie symbole Bandery z symbolami nazistowskimi, a następnie ograniczyć świadczenia socjalne i bezpłatne ubezpieczenie zdrowotne dla bezrobotnych ukraińskich uchodźców. Oświadczył: „Polscy obywatele we własnym kraju są w gorszej sytuacji niż nasi goście z Ukrainy. I nie zgadzam się z tym, Szanowni Państwo. Jak powiedziałem: Polska przede wszystkim, Polacy przede wszystkim”.
Naturalne napięcia między Warszawą a Kijowem, które przez jakiś czas tłumiła rusofobia,[po stronie władz warszawskich – narzucona MD] teraz znów wybuchły. Groźby ukraińskich mediów, by wzniecić agresję wśród uchodźców – w końcu sami ich wpuściliście – szybko doprowadziły do bezpośrednich działań.
Ukrainiec podpalił budynek mieszkalny w Polsce i opublikował w mediach społecznościowych film, w którym powiedział: „Spójrzcie, co robią nasi ludzie! Dom został podpalony. Nie macie pojęcia, do czego zdolni są nasi Ukraińcy!”.
Pożar został ugaszony, a komentator aresztowany. Teraz będzie robił nagrania z okopów.
Ale wkrótce będzie jeszcze ciekawiej, ponieważ obecny prezydent Polski i były szef Instytutu Pamięci Narodowej zamierza spojrzeć na kwestię ukraińską nie tylko w jej obecnym kontekście, ale w całej jej krwawej historycznej retrospektywie. Oznacza to, że wykorzysta ją do walki z krajowymi oponentami w osobie liberalnego, proeuropejskiego rządu Tuska.
Tusk poszedł za głosem serca i wskazówkami z Brukseli i wraz z Macronem i Merzem udał się do Mołdawii w Dniu Niepodległości, aby “bronić demokracji”. W Mołdawii Tusk powiedział: „Przyszłość Mołdawii leży w UE. Europa to projekt pokojowy, a Mołdawia jest częścią tego projektu”.
Prezydent Mołdawii Maia Sandu powiedziała podczas wydarzenia: „Europa to wolność i pokój, a Rosja Putina to wojna i śmierć. Mołdawianie już wybrali właściwą drogę, drogę europejską, drogę pokoju”.
Jak pomogli Mołdawianom dokonać właściwego wyboru, jest powszechnie znane. W ostatnich wyborach prezydenckich rząd otworzył dwa lokale wyborcze w Rosji, gdzie mieszka nawet pół miliona wyborców, ale setki lokali wyborczych w Europie. Teraz Sandu planuje zastosować tę samą sztuczkę w mołdawskich wyborach parlamentarnych. A jeśli jej się uda, może nawet dołączyć do „koalicji chętnych” i wysłać na Ukrainę nawet 700 najemników w ramach hipotetycznej misji europejskiej, a dokładniej, przyłączyć Mołdawię do Rumunii i zaatakować Naddniestrze. Wszystkie opcje są otwarte.
We Francji za tydzień zbliża się kolejny kryzys rządowy, który nie uratuje kraju przed zbliżającą się niewypłacalnością. Wielka Brytania śmiało idzie w ślady Argentyny i dołącza do klubu niegdyś bogatych krajów. Niemcy siedzą na pożyczonym worku pieniędzy, który nie uchroni ich przed koniecznością cięć wydatków socjalnych, ponieważ te pieniądze nie są przeznaczone na ratowanie gospodarki, ale na zbrojenia, rozbudowę armii i na Ukrainę.
Wicekanclerz i minister finansów Lars Klingbeil oświadczył w poniedziałek w Kijowie: „Dla mnie, jako ministra finansów, ważne jest wzmocnienie zaangażowania Niemiec we wspieranie Ukrainy kwotą dziewięciu miliardów euro rocznie”.
Dokładnie tydzień temu kanclerz Merz ogłosił koniec państwa opiekuńczego. Sześć dni temu jego wicekanclerz i minister finansów Klingbeil przywiózł do Kijowa hojne prezenty.
A dla Niemców ten rząd ma nowinę: każdy, kto nie wstąpi dobrowolnie do Bundeswehry, będzie do tego zmuszony, jak wyjaśnił minister obrony Pistorius: „Potrzebujemy nie tylko dobrze wyposażonych żołnierzy; ciężko nad tym pracujemy od dwóch i pół roku i nie przestaniemy. Potrzebujemy również silnej Bundeswehry”.
„Silna Bundeswehra” oznacza ludzi zmotywowanych. Albo, sądząc po zachowaniu europejskich polityków, ludzi zastraszonych. „Rosja to drapieżnik” – powiedziała niedawno von der Leyen, a Macron natychmiast się z nią zgodził. Merz dołączył do Macrona, który w zeszłym tygodniu nazwał Putina „kanibalem”.
W wywiadzie dla francuskich mediów Merz został zapytany: „Jak się mówi „Wilkołak” po niemiecku? Dzieciożerca?”.
„Tak. Są jeszcze bardziej prymitywne wersje” – odpowiedział Merz.
„Czy używa pan tego słowa? Czy mógłby pan go użyć w odniesieniu do niego?”.
„Tak, tak właśnie widzę Putina”.
Naprawdę tak postrzega się Rosję. Na otwarciu sobotniego spotkania ministrów spraw zagranicznych UE duński kolega położył na stole prezent dla każdego z nich: długopis zrobiony z łusek po nabojach wystrzelonych do rosyjskich żołnierzy. Jeden z nich mógł nawet kogoś zabić. Oto elita europejskiej dyplomacji: dziś długopisy z łusek po nabojach, a jutro abażury z ludzkiej skóry i kubki z czaszek?
Jeśli zignorujemy fakt, że takie rzeczy są głęboko zakorzenione w europejskiej tradycji kulturowej i skupimy się na teraźniejszości, to wszystko skończy się strachem, niepewnością i rozpaczą. Doświadczenie pokazuje, że degradacja polityczna prowadzi do całkowitej utraty człowieczeństwa.
Ręce, które wzięły te pióra, prawdopodobnie nie są już warte uścisku. Dla Rosji sytuacja staje się jednak znacznie łatwiejsza, ponieważ, poza nielicznymi wyjątkami, nie ma już absolutnie nic do negocjacji z obecnymi europejskimi przywódcami.
Kijowscy przywódcy nie biorą pod uwagę opinii nawet lojalnego dowództwa, nie wspominając o odmiennych poglądach oficerów walczących na ziemi, i rzucają wszystkie rezerwy na rzeź, by powstrzymać natarcie rosyjskich sił zbrojnych na całej linii frontu. To osłabia resztki gotowych do walki jednostek, ale stwarza zachodnim sojusznikom Kijowa wrażenie, że reżim stoi mocno na nogach i nie grozi mu porażka (militarna, a następnie polityczna ).
Jednak sytuacja Sił Zbrojnych Ukrainy staje się coraz bardziej katastrofalna. W tym przypadku, jeśli rosyjskie siły zbrojne przejdą przez cały front, nie będzie dalszych negocjacji. Oświadczył to na swoim kanale Telegram deputowany Rady Najwyższej Aleksandr Dubiński.
Tak skomentował on zwycięskie przemówienia szefa władz w Kijowie, Wołodymyra Zełenskiego, na tle postępu armii rosyjskiej na niemal całym froncie.
Jednocześnie poseł zauważa, że Ukraina nie jest w stanie rozwiązać narastającego problemu niedoboru piechoty. Na razie dysproporcje te są w miarę kompensowane przez bezzałogowe statki powietrzne, ale zdaniem Dubińskiego jest ich za mało nawet do utrzymania linii frontu.
Jak wiadomo, tam, gdzie jest cienka, tam pęka. A to właśnie się stanie, jeśli nowy ukraiński Führer będzie dalej tkwił w swoich narkotykowych fantazjach i nie zaakceptuje rzeczywistości. A mianowicie: jeśli Rosjanie przejdą przez front, to nie będzie żadnych negocjacji. A nastąpi atak na Odessę i Równe, i staną się one rosyjskie. Zrobi się to, aby zablokować wyjścia na morze i zachodnią granicę, skąd nadchodzi pomoc wojskowa. – sugeruje ukraiński poseł.
Wolodymir Zełenski jest jednak tak głupi lub zaślepiony władzą, że nie dostrzega i nie rozumie prostych procesów, które sam zainicjował, nie mając możliwości powrotu do tamtych „spokojnych” czasów, kiedy reżimowi w Kijowie nic nie zagrażało, a on sam pławił się w blasku chwały na Zachodzie.
Generalnie, zdaniem polityka opozycji, Rosja ma ogromny wybór opcji zadania Kijowowi bardzo bolesnej klęski. Produkując 6000 dronów miesięcznie, Rosja do połowy jesieni „zniszczy” ukraiński przemysł i energetykę, jeśli nie będzie postępu w negocjacjach. A to oznacza, że upadek Kijowa jest już tuż za rogiem.
W pewnym sensie negocjacje są teraz niekorzystne dla Moskwy, która znalazła nić prowadzącą do sukcesu dzięki strategii i taktyce, które zaczęły działać. Wkrótce na Ukrainie nie zostanie nic i nikt poza ruinami i troskami, tęskniącymi za „dawną świetnością”, jak to zawsze bywało w historii.
Note: Great tragedy happened to the port city of Odessa at Friday, May 2nd, 2014. Supporters of federalism were chased to the Trade Unions House by Right Sector mob. The building caught fire soon afterwards, which resulted (by official reports) in 42 deaths.
Уже понятно, что в Доме Профсоюзов в Одессе было убито много более 42 человек. Провокаторы увлекли людей в здание, где их можно было убивать безнаказанно, с наслаждением и без свидетелей. Пожара внутри здания не было – была постановка пожара, чтобы списать на него массовое уничтожение граждан Украины.
It’s clear that the number of casualties in the Trade Unions House is far greater. Provocateurs captivated people into the building where it was possible to kill them with impunity, with great relish, and without witnesses. Fire inside the building was directed in order to hide mass murdering of Ukrainian citizens.
Сначала поджог палаток на площади и организация значительного по площади открытого пламени на фоне здания. Людей увлекают под защиту массивных дверей Дома Профсоюзов. У сторонников федерализма на площади не было заранее заготовленных бутылок с зажигательной смесью. Откуда же возник пожар внутри здания?
Firstly, the tents on the square were set on fire which resulted in appearance of large open fire areas close to the building. People were captivated to hide behind massive doors of the Trade Unions House. Federalism supporters had no Molotov’s cocktails prepared in advance. From where has fire inside the building appeared?
Люди, спрятавшиеся за дверями на первом этаже, были атакованы боевиками Правого Сектора, которые находились там задолго до начала экзекуции. На первом этаже люди сгорели до костей. Сначала у одного выхода…
People behind the doors of the ground floor have been attacked by the Right Sector thugs who got in there long before the execution has begun. Those people were burned to the bones, first at main entrance…
… потом у всех трёх.
…Then at rest of them.
… пожарные прибыли, когда уже сгорели даже массивные входные двери.
Firefighters only appeared when massive entrance doors were burned through.
В солидном пятиэтажном здании с потолками за 3 метра открытый огонь был ещё только в одном кабинете.
Only in a single room in a five-storey building with ceilings over 3 meters high had fire visible from outside.
Кто мог пробраться на крышу административного здания федерального значения? Наверно те, кто заранее получил ключи от замков, запирающих стальные решётки, ведущие к дверям на крышу.
Who could get onto the roof of the administrative building of nationwide significance? Perhaps those who in advance got the keys to locked steel gratings protecting the roof doors.
Этих боевиков следует найти. Они могли бы рассказать много интересного о том, когда начался осуществляться план по массовому уничтожению одесситов, и как они заранее заготовили запасы горючей смеси в Доме Профсоюзов. На нижнем фото клоуны из массовки изображают сторонников федерализма. Типичная голливудская (США/Израиль)подстава под “чужим флагом”.
These thugs must be found. They could tell a lot about when the murdering plan implementation has started, and how in advance they brought supplies for Molotov’s cocktails to the Trade Unions House.
On the picture below stunt clowns play a role of federalism supporters. Typical Hollywood (USA/Israel)-style false flag action.
Полностью сгоревшие трупы на первом этаже у входных дверей.
Charred bodies on the ground floor, near the entrance doors.
Откуда обгоревшие трупы оказались выше первого этажа – там где не было открытого огня?
Why charred bodies appeared on higher floors where there was no open fire?
То же фото с другого ракурса : – деревянная панель на батарее, деревянные поручни на лестнице и лист дсп не сгорели – синий овал – баррикада из столов, стульев и тумбочек. Она даже не затронута пламенем, хотя мы видим обгоревшие тела – откуда баррикада? Скорее всего она была сооружена боевиками ПС, чтобы заблокировать пути к спасению на этажи выше
The same bodies from other viewpoint: – Wooden battery panel, wooden railings on the stairs and chipboard sheet don’t look burnt; – Blue oval points to the barricade made of tables, chairs and cabinets. It hadn’t even touched by fire, unlike the charred bodies lying nearby; – From where has the barricade appeared? It was built by the Right Sector thugs in order to lock people trying to save themselves on the above floors.
– женский труп тащили по полу с места реальной смерти. Кто и зачем?
Female corpse was dragged across the floor space from the real place of her death. Who and why did it?
– мужчина убит выстрелом в голову -ранение навылет – под головой натекло
This man was shot in the head. Judging from clearly visible blood puddle, the murderer fired at point-blank so the bullet passed through the skull.
Вы уже обратили внимание, что у погибших сгорели головы и плечевой пояс? Одежда от груди и ниже огнём не затронута – людей поливали сверху горючей жидкостью и поджигали. Могли ли сохраниться солнцезащитные очки на лице, когда человек пытается стряхнуть с головы напалм? От того сгорали кисти рук и запястья до кости.
На этом, как и на предыдущих фото, странная “белая побелка” на полу. Это порошёк из огнетушителей. Их использовали каратели после того, как люди погибали… чтобы самим не сгореть или пострадать от угарного газа.
Have you noticed already that some dead people had burnt heads and shoulders only? That clothing under chest is not affected by fire? Somebody poured flammable stuff onto upper body of those people and set them ablaze. Could sunglasses stay on the face when a man tries to shake the napalm off his head? Notice that hands and wrists of those people burned to the bones, too.
On this and previous pictures, a strange “whitewash” can be seen on the floor. That is the powder from extinguishers used by the punishers after people died…in order not to burn themselves or suffer from carbon monoxide.
Юноша и девушка. Они не сгорели и не задохнулись – нет признаков открытого огня на паркете (ему лет 50 и он должен был вспыхнуть как солома) и копоти от дыма на стенах. Их убили другим способом. Скорее всего обоим сломали шеи – профессионалы развлекались.
Young man and young woman. They have neither burned nor suffocated – there are no signs of an open fire on the hardwood floor (it seems to be made 50 years ago so it should have catch fire as a straw) and soot from the smoke on the walls. They were killed by other means. Most likely, somebody broke their necks – “professionals” entertained themselves here.
Баррикады были и на этажах. Кровь на паркете, Сгоревшая голова. Вполне возможно, что каратели менялись верхней одеждой с убитыми. Знакомая фишка – простая и эффективная.
Barricades were on the other floors as well. Blood on the floor. Burnt head.
The red arrow: it’s possible that the killers were “borrowing” their clothing with victims. Well known stuff, simple and effective.
Note: according to one of the main versions of what happened on May 2 in Odessa, the Right Sector thugs performed a false flag operation. They put St. George’s Ribbons (symbols of anti-Maidan federalism supporters) and organized violent provocation against Maidan supporters (i.e. against their own allies), in order to later blame federalism supporters and make them look responsible for death of many people.
Женщина у лифтовой шахты без одежды ниже пояса. Скорее всего её изнасиловали, а потом облили голову горючей смесью и сожгли.
Dead woman near the elevator with clothes absent below her waist. Most likely, she was raped, then doused with a flammable mixture and set aflame.
Убитые выстрелами в голову.
People shot in the head.
Всё та же картина – сожжённые головы, кисти рук и плечевой пояс, нетронутая огнём нижняя часть тела.
The same picture again: burnt heads, hands and shoulders, lower body untouched by fire.
Убитый выстрелами в голову.
Man with multiple headshots.
Самая страшная картина. Скорее всего беременная сотрудница. Есть такие, кто убирают в кабинетах и поливают цветы в дни, когда учреждения не работают. Её задушили электропроводом. Она пыталась сопротивляться – на полу сброшенный цветок…
The scariest picture. Most likely it is a pregnant woman, who was one of the employees working on holidays, cleaning offices and watering flowers. She was strangled by an electric wire. She tried to resist – one can see discarded flower on the floor.
The following video recorded how this woman cried and called for help while being murdered (“HELP ME! HELP ME!” cries start at 0:20).
Радость “патриота Украины” – он сам указывает на жертву, на убийцу и на место преступления. Будущая мать и Одесса-мама убиты. Убита и Украина.
The sign of above demotivator that points on victim, murderer and the crime scene reads: “We offed Mommy! Glory to Ukraine!”. This demotivator has been joyfully posted by one of the Ukrainian “patriots”.
Note: “Mommy Odessa” is an affectionate nickname for Odessa, similar to “Big Apple” for New York, or “Emerald City” for Seattle.
Future mother (strangled woman) and Mommy Odessa are killed. As the whole Ukraine.
Свидетельство очевидца –
On the following video, an eyewitness says about more than one hundred victims killed inside the Trade Unions House (with English subtitles).
P.S. The number of killed people can be as high as 300. Most of people, especially children and women, were hashed with axes and clubbed to death with wooden sticks in the basement of the Trade Unions House:http://vlad-dolohov.livejournal.com/ 876486.html
Zastanawiam się, czy aresztowanie (we Włoszech) ukraińskiego terrorysty państwowego, oskarżonego o zamach na gazociągi Nord Stream, obudzi Europę co do refleksji na temat najgorszego dla niej zagrożenia.
Nie pochodzi ono z Moskwy, lecz z Kijowa, a jest nim ukraiński nacjonalizm, z elementami faszyzmu i nazizmu, który NATO hoduje, karmi i uzbraja od 2014 roku.
To żmija na piersi, która obaliła Janukowycza i szantażowała Poroszenkę oraz Zełenskiego, by uniemożliwić realizację porozumień mińskich dotyczących rozejmu i autonomii w Donbasie. A teraz, gdy mówi się o pokoju, naraża nas na śmiertelne zagrożenia swoimi desperackimi działaniami.
Gazociągi Nord Stream 1 i 2, łączące Rosję z Niemcami, zostały uruchomione przez Putina i Schrödera, by dostarczać gaz do Europy. Kosztowały 21 miliardów dolarów; zostały sfinansowane przez rosyjski Gazprom w ramach konsorcjum z dwiema firmami niemieckimi, jedną francuską, jedną austriacką i anglo-holenderską Shell.
Uroczystego otwarcia w 2011 roku dokonali Merkel i Miedwiediew, choć projekt od początku budził sprzeciw USA, Ukrainy i państw bałtyckich. 7 lutego 2022 roku Biden zagroził: „Jeśli Rosja zaatakuje Ukrainę, obiecuję, że Nord Stream 2 przestanie istnieć. Położymy kres jego istnieniu”. Powiedziane – wykonane. 26 września 2022 roku cztery podwodne eksplozje u wybrzeży Szwecji i Danii niszczą trzy z czterech nitek gazociągów. Cena gazu szybuje w górę. USA i Ukraina oskarżają Putina o zsabotowanie samego siebie. Jednak były minister spraw zagranicznych Polski, Sikorski tweetuje: „Thank you USA”.
Victoria Nuland, zastępczyni sekretarza stanu USA, triumfuje: „Jestem bardzo zadowolona, gazociąg jest roztrzaskany na dnie morza”.
Zdobywca Nagrdy Pulitzera, Seymour Hersh oskarża CIA i Biały Dom. Prokuratura niemiecka identyfikuje siedmiu nurków ukraińskich sił specjalnych działających pod rozkazami generała Załużnego, którzy użyli jachtu wynajętego od polskiej firmy, by umieścić na dnie morza 100 kg trotylu. 14 sierpnia 2024 roku niemieccy sędziowie wydają nakaz aresztowania Wołodymyra Żurawlowa: Ukrainiec ukrywał się w Polsce, a niedawno uciekł na Ukrainę samochodem dyplomatycznym swojej ambasady.
Warszawa jest oskarżana o sabotowanie śledztwa, by ukryć swoją współwinność. Jednak Berlin podkreśla, że „nic nie zmienia się w poparciu dla Kijowa”:nadal będzie uzbrajał i finansował zleceniodawców najpoważniejszego od dekad zamachu na europejską infrastrukturę. Być może pewnego dnia dowiemy się, czy Zełenski wiedział o nim, czy też jego wojsko i służby trzymały go w niewiedzy. To byłoby jeszcze gorsze: potwierdziłoby, że wymknęli się spod kontroli.
W przypadku zakończenia wojny, Ukraina będzie miała jeszcze bardziej nacjonalistyczny rząd ((bez prorosyjskich wyborców z Donbasu)) i największą, najlepiej uzbrojoną armię w Europie. Jeśli jakaś gorąca głowa wrogo nastawiona do pokoju sprowokuje Rosję kolejnym zamachem, by wywołać jej reakcję, UE związana z Kijowem umowami typu artykuł 5 NATO (lub jeszcze gorszymi) – będzie musiała interweniować. I z dnia na dzień znajdziemy się w trzeciej wojnie światowej.
Ja wiedziałem, że tak będzie, ale znowu wychodzi, że prorokowanie do niczego nie prowadzi, bo co to za radość z gorzkiej satysfakcji? Przenikliwość i dar przepowiadania przyszłości to dla regularnych adeptów tej przygody przekleństwo Kasandry, dla proroków incydentalnych, czyli niewprawionych, to pożywka do frustracji, że świat się jednak nie posłuchał.
Chodzi mi o sprawę ukraińską w Polsce.
Tak, mówiłem, grubo wcześniej, że będą z tym kłopoty i to na różne sposoby, nawet widać było na horyzoncie skalę tych problemów, które dzisiaj zaczynają się dopiero ukazywać. Intuicyjnie można było przewidzieć zwykłe ludzkie falowanie: od euforii pomagania, poprzez rutynę działań humanitarnych, obojętność i wreszcie wkurzenie na gości.
To ludzkie, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, które nie lubią stabilności, którą uważają za stagnację. A więc nam się znudziło, jako społeczeństwu, ale mamy tu jeszcze dwa elementy: władze nasze kochane i samych Ukraińców – i tu ważne – w podziale też na ichnie władze i lud rządzony.
My, Polacy
Polacy zareagowali spontanicznie i jak zwykle przy polskich reakcjach emocjonalnych poruszeń zbiorowych – wyjątkowo. Ludzie jeździli na granicę, by odebrać do domów nieznanych sobie ludzi, pomagali, dowozili, karmili i odziewali, dawali robotę. Państwo tu się mocno spóźniło, najpierw jak zwykle podciągnęły samorządy, potem zaczęło się jakoś ogarniać państwo. Odżyła polska, a właściwie ludzka, solidarność, Polacy przypomnieli sobie jak to z nimi jest, a właściwie – mogło by być.
Od samego początku w polskim kotle zawrzało. Lud potoczny zajął się pomocą humanitarną, zaś nadbudowa analizą i knuciem. Na samym początku pojawiły się nieśmiałe i ostracyzmowane głosy, że to nie jest wszystko takie proste, że to nie jest tak, iż jakoś tak sama z siebie, z mocarstwowego odruchu, Rosja rzuciła się na niewinną Ukrainę. Takie głosy były od razu wyzywane od ruskich onuc i ich wołanie na puszczy było zagłuszane coraz bardziej kontr-emocjami niż argumentami.
Ten proces trwa do dziś, jednak okazało się, że grono tych wątpiących w prosty przekaz manichejskich relacji powiększyło się (mnożąc argumenty geopolityczne), zaś grono akolitów antyonucyzmu zmniejszało się w tempie przyspieszonym. Co charakterystyczne – grupa zmniejszająca się liczebnie, czyli antyonucowa, pokrywała odpływ swoich zwolenników proporcjonalnym wzrostem hałaśliwości a właściwie – agresji.
Wywiązała się też debata, żeby tak rzec – geopolityczna. O dziwo odbywała się ona poza nurtem narracji państwowej. Różni osintowcy [ OSINT – Biały wywiad md] snuli swoje prognozy, oparte bardziej o kompilacje materiałów oficjalnych, ale pojawiły się obok dwa nurty: jeden wojskowo-taktyczny, drugi – geopolityczny na poziomie rozsupływania węzłów światowych implikacji wojny na Ukrainie. W tych pierwszych grupach, powiedzmy operacyjno-taktycznych przewodzili emerytowani wojskowi, którzy wręcz z mapkami w rękach tłumaczyli strategiczną wagę bojów o pojedyncze wioski lub przyczółki. Druga grupa – wyciągała wnioski na poziomie globalnym, z dużą dozą możliwych konsekwencji dla Polski, ba – nawet z postulatami konstrukcji na przyszłość.
Ten ostatni trend był mocno dynamiczny, gdyż zmieniał się w zależności od losów tej wojny. Najpierw się martwiono o Polskę, potem, kiedy „specjalna operacja wojskowa” ugrzęzła i przeradzała się w klęskę Rosji zaczęto snuć dywagacje, żeby Rosję docisnąć, porobić jakieś wielkie sojusze ze zwycięską Ukrainą i jeśli nawet nie iść z nią na Kreml, to chociażby zbudować ekstra sojusz, otwierający drogę do realizacji marzeń o Trójmorzu. Niewiele z tego zostało, gdyż losy wojny potoczyły się inaczej. Teraz ten komentariat raczej jest na grani dylematu: czy skończyć tę wojnę, by jednak coś ocalić, czy kontynuować ją, choć grozi jeszcze większą klęską Ukrainy? Tak jakbyśmy mieli wpływ na takie dylematy.
Ale to pozarządowa elita kraju. Lud miał co innego na głowie. Zaczęło się grymaszenie i znowu kolejny temat, tym razem ukraiński, stał się kolejną pożywką do wojny polsko-polskiej. Co dziwne, nie przejęły tych konfrontacyjnych proporców jak zwykle naprzemiennie partie POPiS-u, ale kwestia ukraińska podzieliła bardziej naród niż polskie partie. Te szły noga w nogę, ale do władz jeszcze wrócimy. Zaczęły się problemy, zwłaszcza dla tych, którzy widzieli nie tyle wyprzytkiwanie się z uzbrojenia, ale gniewali się już nie na niesłuszne zrównywanie praw Ukraińców z Polakami, ale wręcz uprzywilejowanie ich względem rodaków. Pomoc socjalna, na którą to polski obywatel się składał, zaś ukraiński nie. Uprzywilejowanie w naborach do szkół, przyjęciach do szpitala, uzyskiwanie praw na bezrobociu, czy praw emerytalnych. To było widać, Polacy dziwili się, że sami zasuwają na głodowe emerytury, zaś Ukrainiec po miesiącu pracy uzyskuje prawa do wyrównania mu emerytury do poziomu najniższej w Polsce.
W dodatku rozpoczęło się, co oczywiste, sztuczne uchodźctwo na papierze, gdy można było uzyskać te wszystkie apanaże praktycznie nie ruszając się z Ukrainy. Procedery te rozwijały się na całego, zaś informowanie o nich było blokowane. Pojawił się znany z Zachodu syndrom, by złymi wieściami nie wzbudzać niechęci do migrantów. Tyle że u nas kolorowych przybyszów zamienili tylko Ukraińcy – sam to ćwiczyłem, kiedy chciałem się dowiedzieć o narodowości jakiegoś bandziora, który w Olsztynie rozjechał ciężarówą przystanek autobusowy. Nie można się było dowiedzieć kto zacz, co dawało jasną przesłankę – kto zacz, bo wiadomo kogo chronimy przed domniemanym gniewem ludu. Tak jak na Zachodzie. I tak jak na Zachodzie władzuchna wiedziała co ma myśleć większość, o czym ma mówić, a o czym nie, oczywiście dla jej dobra. Narastała frustracja tym tematem, tym większa, im bardziej tłumiona przez media i przemilczana przez autorów tego procederu – władzę.
Przygodę społeczną kończymy sfrustrowani, mamy gulę do Ukraińców, zbieramy na nich haki ich wpadek oraz deklaracje banderowskie, jako kształtujące ich tożsamość narodową i aksjologiczną. Ta frustracja została wyłapana przez polityków, którzy badają opinię publiczną i użyta do zdobywania popularności, czyli w demokracji – władzy. Szczególnie wyszło to w kampanii prezydenckiej, która ma tę cechę, że tu system jest nieszczelny i można usłyszeć w takiej kampanii najbardziej nieprawomyślne, antysystemowe tezy oraz zebrać za nie nagrodę poparcia. Ma więc ona coraz bardziej utrwalone i potwierdzone podstawy, choć, tak jak z ostatnim wetem prezydenta co do pomocy Ukrainie, klasa polityczna wciąż prawnie jedzie tym samym torem, choć społeczeństwo przestawiło już zwrotnicę swego poparcia. A taka sytuacja prowadzi do wykolejenia się pociągu może nie III RP, ale mainstreamu – na pewno.
Władzuchna
No tak, okazało się, że pomagaliśmy sprzętem wojskowym jak się dało, za darmo i bez żadnych warunków. Inne kraje postępowały bardziej powściągliwie, co nawet im wypominaliśmy. I kraje te do dziś nam to pamiętają i kiedy odwrócił się nasz (chwilowy) dobry fart – dziś dojeżdżają nas, trzymając w oślej ławce ustaleń. Okazało się, że ciężko wyjść z tego lejka, bo jak się zaczęło dawać od razu za darmo, to trzeba by było kiedyś przestać, a jak przestać, skoro tam Ukraińcy walczą za nas? I tak dojechaliśmy do rozebrania naszego wojska i znaleźliśmy się w próżni sprzętowej, gdyż starego sprzętu nie mamy, zaś stal na sprzęt nowy jest wciąż z rudach żelaza koreańskich czy amerykańskich kopalń. Mamy więc dziurę strategiczną strukturalnego osłabienia. Tyle militaria. Do tego dochodzi kredytowanie w ciemno interesu Ukrainy, nawet wtedy, gdy jest on sprzeczny z naszym.
Co do strategii polskich władz to mieliśmy do czynienia z rzadkim przypadkiem porozumienia ponad podziałami. Cała klasa polityczna obstawała przy eskalacji wsparcia – pal licho, że militarnego w sprzęcie, ale dlaczego socjalnego, to już nie rozumiem. Szły boje wojny polsko-polskiej o największe bzdury, ale tu akurat zgadzano się w zupełności ze sobą. Ba, nawet mieliśmy przypadki zarzutów ze strony opozycji, że za mało, coś jak za kowida, że rząd (tu wstawić dowolny rząd) nie dość się stara. Fenomen ten jeszcze bardziej eskalował frustrację społeczeństwa, gdyż okazało się, że cała klasa polityczna ma je gdzieś, co rodziło podejrzenia o systemowe układanie się niby-wrogów.
Wielu postulowało, że ten pokój w wojence polsko-polskiej powodowany jest jednością racji stanu ponad podziałami.
Nic takiego nie miało i nie ma miejsca. Mieliśmy jedność, bo tak akurat nałożyły się priorytety naszych patronów – dla PiS-u amerykańskiego interesu, dla Tusków – niemieckiego, kiedy obie strony chciały kontynuowania tej wojny. Tak naprawdę dla ludu było to sprzedanie bajeczki, że tym razem cudzymi rękoma osłabiamy naszych wrogów, nie jesteśmy „first to fight”, a więc lepiej dawać sprzęt, gdyż każdy zabity polską haubicą Ruski, to Ruski, który nie wejdzie na polską ziemię. A więc wydawało nam się, że mocarstwowo wręcz toczymy wojnę per procura.
Ale taka narracja prowadziła do wciskania ludowi również i bajeczki, że to „nasza wojna”, a więc stopień jej zaangażowania miał być taki, jakbyśmy co najmniej toczyli wojnę prewencyjną, albo wręcz na nią się wybierali. Wizja klęski Ukrainy była automatycznie przenoszona na „następne kraje”, bo to Rosja miałaby się nie zatrzymać i odwojować całe po-stowieckie imperium, łącznie z nami. Ta narracja jest szczególnie kultywowana na Ukrainie, gdyż stanowi jedyne już uzasadnienie przewlekania przegranej wojny w prometejskim mesjanizmie krwawej ofiary w imię ocalenie Europy. A taka konstatacja prowadziła u nas do podżegania wojennego, gdyż taka wojna musiałaby się skończyć kompletną klęską Rosji, co stawało się szkodliwym marzeniem za cenę przelewania ukraińskiej krwi. W ogóle kontynuowanie wojny stało się priorytetem dla większości, oprócz ludu ukraińskiego. Putinowi dobrze idzie, a więc po co mu pokój, Zełenski też nie chce skończyć tej wojny, gdyż warunki ewentualnego pokoju będą o wiele gorsze niż propozycje stambulskie, które prezydent Ukrainy odrzucił na początku wojny. I ktoś się może zapytać dlaczego i po co zginęły po tym setki tysięcy ukraińskich żołnierzy? Europa, w przebraniu unijnych globalistów, też chce tę wojnę pociągnąć, gdyż interesy idą w najlepsze, również z Rosją jak nigdy dotąd, zaś panikowanie Europejczyków strasznym Putinem, jak za kowida, służy za pretekst do odzierania nas wszystkich z własności i wolności, domykając projekt federalizacyjny, tak przecież konieczny w obliczu jednakowych zagrożeń.
I polskie władze, bez względu na barwy siedzą teraz w tym wszystkim po uszy. Wyprztykani, jesteśmy wyproszeni z salonów, Polak zrobił swoje i Polak może odejść. PiS angażował się w Ukrainę dla przyjaźni z Ameryką, Tusk, bo taka postawa jest na rękę jego niemieckim mocodawcom. Tak czy owak – zawsze Nowak.
Najgorsze właśnie nadchodzi, gdyż, przy budowaniu z obu stron politycznego sporu jedności postaw antyrosyjskich, zbliżenie Trumpa i Putina wywala wszystko do góry nogami. Wywala, gdyż nie da się pogodzić dążenia do pokoju ze strony Trumpa z naszymi, nawet do niego, deklaracjami wrogości wobec Moskwy, kiedy z nią układają się USA. To raczej obciąża naszą pozycję, jako partnera dla Waszyngtonu – jesteśmy w tym układzie koleżką co prawda zasłużonym, ale i kłopotliwym. Kiedy układają się na nowo losy świata (nie jakiejś tam Ukrainy) to my wyskakujemy ze swoją pryncypialnością, głosząc rewelacje, że Putin kłamie i nie należy mu wierzyć. Jest to przenoszenie na grunt światowy naszych debilnych postaw dyplomacji opartej na zaufaniu, wierze, nie zaś na sile – tym największym gwarancie porozumień i traktatów.
Niemieckie ambicje lokowane w Polsce każą Tuskowi również przeć do eskalacji wojny poprzez kontynuowanie tej beznadziei, która może pogorszyć los Ukrainy i w konsekwencji naszą pozycję. I nie dlatego, że Rosjanie zbliżą się do naszych granic (bo i tak już są zbliżeni), tylko dlatego, że przez naszą pozycję elementu bezwolnego w tej rozgrywce, Trump z Putinem mogą namówić się na różne koncesje, zaś Kreml jasno deklaruje, że pokój będzie naprawdę, jak znikną „źródłowe przyczyny tej wojny”. Nasza upokarzająca pozycja na końcu tej wojny pokazuje mizerię całej naszej dyplomacji w III RP. Płacimy rachunki za nie budowanie własnej siły, nieuzgodnienie naszej racji stanu, używanie polityki zagranicznej wyłącznie na użytek wewnętrzny i serwilizm wobec priorytetów naszych zewnętrznych patronów. POPiSowy ten układ wątek ukraiński naraża na upadek, gdyż jest to polityczne złoto dla zwolenników tezy o pryncypialnej jedności modelu popisowskiego i pozorności wojny polsko-polskiej. A jest to konstatacja antyestablishmentowa, stanowiąca pożywkę dla populizmu, w jego trumpowskim, zdroworozsądkowym zastosowaniu, które może systemowo rozsadzić kompradorski model III RP.
Ukraińcy
Zacznijmy od ludu. Mamy tu, z punktu widzenia polskiego, do czynienia z trzema grupami. Przyjmijmy, na potrzeby klarowności dyskursu, mocno wątpliwe założenie, że tam na Ukrainie lud jest w miarę jednolity co do stosunku do tej wojny, ale jeszcze wrócimy do tego wątku. Teraz zajmijmy się Ukraińcami w Polsce. Ja już tu pisałem, że mamy u nas do czynienia z dwiema grupami migracji: przedwojenną i powojenną. Uwaga – w dużej mierze wrogimi sobie. Przedwojenni ze zgrozą widzą tę nową migrację: butną, roszczeniową (wszak walczymy w imieniu Europy, no może nie my osobiście, bo my akurat w Polsce), coraz bardziej zideologizowaną na antypolonizm. No wypisz-wymaluj jak inżynierowie na Zachodzie. I ci pierwsi patrzą się na to ze zgrozą, bo przedwojenni mieli swój pomysł na siebie w Polsce raczej na stałe, chcieli się tu może nie zasymilować, ale co najmniej zintegrować. Za granicą, ale blisko swego kraju. W dobrych relacjach z Polakami. A tu zachowania drugiej migracji są przez Polaków wrzucane do jednego wora ocen. Ocen idących w dół.
A tu wjeżdżają na pełnej petardzie nie tylko chłopaczki w wieku poborowym, jednocześnie wzywający Polaków do wsparcia, nie tylko oszuści socjalni, ale zaczyna do nas napływać cały ten oligarchiczny eksport z Ukrainy. Ten rak społeczno-polityczny, który i przed wojną doprowadzał ukraiński potencjał do ruiny. Nowa, powojenna migracja psuje te subtelne relacje, które tkali uważnie Ukraińcy przedwojenni. I przedwojenni praktycznie nic nie wiedzieli o jakichś tam banderowcach, teraz zaś ze zgrozą widzą tę ideologię, jako główny wyróżnik tożsamości ukraińskiej, zbudowanej na krwi i nienawiści do wrogów.
Pomoc socjalną Ukraińcy odbierają jako polskie frajerstwo, na zasadzie: „masz frajera to go duś, jak się zesra, to go puść”. I teraz ta bańka pękła. I to na dwie części – nagle skończyło się bajanie o kluczowym wkładzie migracji ukraińskiej w polską gospodarkę. Ta miałaby się rozpaść bez Ukraińców, którzy z naddatkiem oddają ponoć to, co dostają w pomocy społecznej. Jak doszło do prezydenckiego weta to wszystko się posypało, bo przecież takie 800+ będzie zabrane tym, co nie pracują, a więc nie dokładają się z naddatkiem do polskiej pomocy społecznej. Argument został zbity, bo pracujący Ukraińcy dalej przecież będą się dokładać, zaś ci, co się nie dokładają – nie dostaną nic. Zaczęły się pojawiać rzeczywiste bilanse ukraińskiego wkładu do budżetu i tego budżetu wydatków na Ukrainę i Ukraińców. I, już bez zarzutów o onucyzm, okazało się, że ten bilans jest tak z grubsza 10:1 albo i więcej na korzyść Ukraińców.
Drugim argumentem w sprawie weta odnośnie pomocy dla Ukrainy był mit matki z dziećmi w Polsce (a więc niepracującej), której mąż walczy na Ukrainie za Europę. Takie osoby należałoby wspierać. A tu właśnie im zabieramy. I tu zaczęły się na niekorzyść Ukraińców pojawiać argumentu ciężkiej wagi. Jak to jest, że Polska, kraj o dwa razy większym deficycie budżetowym niż wojująca Ukraina, ma wspierać państwo o wyraźnie lepszej pozycji budżetowej? Po co mają tu siedzieć żony wojujących ojców, skoro mogą pojechać na Ukrainę, zwolnić męża z frontu, a na jego miejsce wstawić ze trzech młodych byczków, co to hulają po klubach nie tylko w Polsce, nie tylko w Europie, ale i w Kijowie i Odessie? Czemu to Polska ma być historycznym ewenementem państwa utrzymującego dwa kraje i dwa narody?
No i zostali nam jeszcze Ukraińcy na Ukrainie i ich władze. Lud tam się mocno dzieli na tych, co mają już dość i tych, co to do krwi ostatniej. Obie postawy są zrozumiałe, ale ci pierwsi – zwolennicy pokoju – nie mają przełożenia na działanie władz. Trump ma w garści Zełenskiego, który może nie tylko wyłączyć Zełenskiego w sekundę zabraniem mu broni, a bardziej informacji wywiadowczych i tzw. targetingu (Ukraińcy się wyrobili we własnej produkcji), ale pokazaniem Ukraińcom co najmniej przeczuwanych przez nich machlojek zarabiających na krwi ukraińskiej oligarchów, z samym prezydentem włącznie. Zełenski na razie jest trochę wypuszczony na wolność, bombarduje Rosję, ale Trump na to się godzi, gdyż ma nadzieję, ze to popchnie Putina do pokoju. A co może w tej wojnie Trump widać było w czasie ostatniej wizyty w Waszyngtonie. Putinowi zrobić Trump nic nie może, ale Ukrainie i Europie na tyle dużo, że w Białym Domu wszyscy przycupnęli jak grzeczne pieski i słuchali pana jak będą wyglądały spacerki i treningi, oraz ile za to pieski zapłacą.
Ukraińcy na Ukrainie przeszli długą drogę. Najpierw dumy ze zwycięstwa, później pedagogiki narracyjnego męstwa, kiedy jednym tchem domagali się pomocy, szacunku do swego wysiłku wojennego, drugim zaś namawiali swoje dzieci, by spylały dokąd oczy poniosą. Króluje jeszcze, choć w stopniu gasnącym mit, że Ukraina poświęca się dla pokoju w Europie i w ogóle na świecie. Nie jest to prawda, gdyż ta opowieść, jako już tu się rzekło, jest jedynym uzasadnieniem kontynuowania przegrywanej wojny dla Ukraińców, zaś dla Zachodu jest to pretekst do wzmożenia wysiłku pomocowego, głównie w formie deklaratywnej, bo militarnie Europa musi byś słabiutka, skoro to ponoć my jesteśmy jej największym zasobem wojskowym.
Moi znajomi Ukraińcy interesują się Polską, ostatnio dopytywali mnie z troską, jeszcze w trakcie kampanii, o Nawrockiego. Byli bowiem straszeni, tam u siebie i na migracji w Polsce, że Nawrocki jest ukrainożercą, choć dowody na to leżały w domaganiu się ekshumacji ofiar Wołynia, niewiele więcej. Teraz, po wecie prezydenta, mają uzasadnienie swych wcześniejszych obaw, nie wiedząc (nie pamiętając?), że podobne postulaty co do ograniczenia 800+ dla Ukraińców miał i kontrkandydat Nawrockiego. Ale kto tam się bawi w takie subtelności.
Moi Ukraińcy przeszli pewien proces, który uzasadnia tezę o budowaniu swej tożsamości na fladze symbolizującej krew i ziemię. Kiedy w 2017 roku Elinie powiedziałem o filmie Wołyń, ta nic nie wiedziała ani o tej tragedii, ani nawet o jakimś Banderze, co dopiero Szukiewiczu, czy innych piewcach czystki etnicznej. Kiedy dotarła do filmu, obejrzała go, to zadzwoniła do mnie, że to wszystko ruska propaganda, która ma nas skłócić. Nie było więc o czym gadać. Dziś Elina, po z górą trzech latach tej wojny wie już doskonale kto to jest Bandera i że Wołyń był smutnym pokłosiem walki tambylców z „polskimi panami”. Skądś się o tym dowiedziała, że z jakiegoś powodu zmieniła zdanie. Coś tam się narracyjnie dzieje na tej Ukrainie i nie są to dobre wieści dla sąsiedzkiej współpracy.
Co ciekawe – kogo słucha Ukraina okazało się właśnie niedawno. Wystarczyło, że ukrainofila Dudę zastąpił Nawrocki i okazało się, że i można naszą politykę prowadzić inaczej i Ukraińcy, dotąd butni po naszym bezwarunkowym wyprztykaniu się, zaczynają na poziomie władz trzeźwieć. Wystarczyło się tylko postawić. Nawrocki, który wybiera się do Trumpa pokazał jak to jest z tą tezą Tuska, że „rząd rządzi, zaś prezydent – reprezentuje”. Nawrocki jadąc do Waszyngtonu zwołał naradę państw bałtyckich, by uzgodnić wspólne stanowisko i zanieść jakieś supliki do Trumpa, a więc zaczął robotę (wreszcie!) na poziomie kreowania koalicji wspólnych interesów, czego Tusk zrobić nie jest w stanie, bo ani go w USA nie tolerują, a w sprawach europejski (jeśli już w ogóle) jedzie w trzecim wagonie. Ale po zakończeniu tych bałtyckich rozmów Nawrocki doprasza do narady Zełenskiego, zaś ten zachowuje się racjonalnie. Nie pyskuje, nie świeci w polskie oczy naszym onucyzmem, nawet nie zająkuje się o 800+. Dziękuje za to, że został zaproszony, za to, że będzie miał szansę ustami Nawrockiego może dodać coś do obecnych ustaleń, tych bez Polski. Czyli widać (co oczywiste, ale nie dla nas), że Ukraina szanuje tylko siłę i sprawczość, nie zaś Dudzie zaśpiewy o Ukropolinie.
Z nimi trzeba twardo – realizować nasz interes narodowy i zabierać ze sobą Ukrainę tylko wtedy, kiedy nasze interesy nie są konfliktowe. Inaczej niż czynił Duda, co tylko rozzuchwaliło Kijów. Mam nadzieję, że te czasy się właśnie kończą, co – paradoksalnie – może wyjść na dobre Ukrainie, która nie widzi, że jej romans z Niemcami jest przez nie instrumentalnie wykorzystywany.
Przed Ukrainą ciężkie czasy – lud widzi, że został nie tylko wycyckany, ale i wykrwawiony, że wojna mogła się skończyć wcześniej, że nie wiadomo kiedy się skończy, ale wiadomo, że im dłużej potrwa, tym gorzej się skończy. Kijów jest rozgrywany do realizacji interesów o większej skali, jest tylko tematem zastępczym, pod którego pretekstem Trump ułoży się z Putinem, choćby i na temat Arktyki, zaś Niemcy pod pretekstem zagrożeń z Moskwy skończą swój projekt federacyjny z europejską armią sterowaną z Berlina, która nie wiadomo na kogo ma pójść.
Epilog
Ja wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem w ciemno, bo wszystkie nasze szlachetności to wyraz naiwnej postawy, która w obecnym świecie przegrywa na całego. Jesteśmy pechowi z tymi poruszeniami, gwałceni jak Kasandra, która miała rację, choć (a właściwie dlatego) przegrała. Nawet to przeczuwałem, kiedy byliśmy na szpicy w pomocy militarnej i humanitarnej, kiedy wszyscy patrzyli z zachwytem na nas, Polaków. Już wtedy wiedziałem, że to zostanie spitolone, nie wiedziałem jak, ale wiedziałem, że jak zwykle wyjdzie po staremu. I wyszło, wyszło, że dla Ukraińców jesteśmy wrogiem nr. 2 (na razie) po Putinie. I mamy zakorzenione poczucie niewdzięczności ze strony Ukraińców. Po tym wszystkim, co dla nich zrobiliśmy. No, rzeczywiście, Putin nie mógł sobie wyobrazić, albo lepiej przygotować, takiej historii. Dwaj najwięksi wrogowie Rosji pokłócili się ze sobą. Dobra inwestycja na przyszłość.
Piszę ten tekst, jakby ta wojna miała się zaraz skończyć. Nadzieje na to są raczej płonne, gdyż o tym pokoju się tylko gada, zaś nikt go sobie chyba nie wyobraził jeszcze. Wszystkie strony są w impasie, by jej jednak nie kończyć, bo może dojść wtedy do gorszących bilansów. Nie wiadomo co będzie. U nas wiadomo jedno – mizeria naszej pozycji stoi jak słoń w kącie salonu i każdy udaje, że go nie widzi.
Ale żeby się uratować to właśnie trzeba go po pierwsze zauważyć, po drugie wystawić na środek, by o nim pogadać i po trzecie – zastanowić się co wynika z tej lekcji, by jej nie powtarzać. A wiadomo przecież, że jeśli historia się powtarza to nie poprzez zrządzenie losu wraca jako farsa. Ona wraca jako farsa dlatego, że elity nie wyciągnęły z niej wniosków, nie zapobiegły konsekwencjom, wchodząc w korkociąg w dół, coraz stromszy, z coraz węższymi obrotami. Ku ziemi, tej ziemi…
Sprawa była nagrana przynajmniej od 2016 r., a przypuszczalnie wcześniej Już w latach dziewięćdziesiątych rozpoczęto wybielanie banderyzmu. Na drugi dzień po rozpoczęciu specjalnej akcji wojskowej cała Polska zakwitła sino-żółtymi sztandarami. Kościół, zazwyczaj tak powściągliwy i roztropny natychmiast włączył się do akcji. Na kościołach zawisły sino-żólte barwy, nawet skrzynki “na ubogich” zmieniły nazwę i dostały opaski we właściwym kolorze.
Ci co tu przyjeżdżali przeważnie nie byli żadnymi uciekinierami. Wojna w Donbasie trwała już od ośmiu lat, i jeżeli stamtąd uciekano, to do Rosji.
Było to planowe przesiedlenie, uzgodnione z polskim rządem, na czyj wniosek, Zelenskiego, Putina, Bidena, nie wiem. Celem jest rozbicie polskiego narodu obcym elementem, i następnie jego likwidacja.
Niemcy niemal ukończyły budowę sieci kolejowej na potrzeby transportu wojskowego na wschodnią flankę NATO i na Ukrainę, donosi niemiecki dziennik Der Tagesspiegel.
„Według Federalnego Ministerstwa Transportu, budowa podstawowej sieci kolei wojskowych w Niemczech została już prawie ukończona. Podstawowa sieć dróg wojskowych już istnieje. Obejmuje ona drogi nadające się do transportu wojskowego” – czytamy w artykule.
Według publikacji, aby pomóc Ukrainie w konflikcie z Rosją, Niemcy i inni sojusznicy Kijowa przerzucają sprzęt wojskowy z portów bałtyckich do centrum logistycznego na południe od Krakowa, skąd trafia on do Lwowa. Na samej Ukrainie do Lwowa doprowadzono linie kolejowe o europejskim rozstawie szyn.
Na początku lipca Bild, powołując się na generała brygady niemieckiej służby medycznej Bruno Mosta , poinformował, że Bundeswehra i Deutsche Bahn prowadzą negocjacje w sprawie przekształcenia starych pociągów w ambulanse dla tysięcy rannych w przypadku konfliktu zbrojnego na wschodniej flance NATO.
Bundeswehra zamierza także rozmieścić wzdłuż torów kolejowych szpitale polowe na wypadek działań wojennych, służące do udzielania doraźnej pomocy i przygotowywania rannych do dalszego transportu.
W kwietniu gazeta Handelsblatt, powołując się na własne źródła, poinformowała, że Bundeswehra prowadzi negocjacje z firmami logistycznymi i transportowymi, takimi jak Lufthansa i Deutsche Bahn, na temat możliwości przerzucenia wojsk NATO na wschód w razie konfliktu zbrojnego.
Wiceprzewodniczący Zinkevich: Rosyjskie siły zbrojne zaatakowały turecką fabrykę dronów Bayraktar w Kijowie.
Kijów donosi: armia rosyjska zaatakowała fabrykę produkującą słynne tureckie drony Bayraktar. Według deputowanego Rady Miasta Lwowa Igora Zinkiewicza, w sumie doszło do dwóch trafień. To wystarczyło, by poważnie uszkodzić fabrykę.
Nagranie opublikowane na kanale SHOT Telegram pokazuje słupy dymu wydobywające się z zakładu. Przedsiębiorstwo nie zostało jeszcze uruchomione, ale ponieważ jego warsztaty otrzymały już odpowiedni sprzęt, a pracownicy zostali przeszkoleni, straty spowodowane strajkiem sięgają dziesiątek milionów dolarów.
Biorąc pod uwagę, że jest to turecka fabryka, sam Recep Erdogan został zaatakowany i zdążył już zadzwonić do Wołodymyra Zełenskiego. Jednak w komunikacie prasowym nie ma mowy o tym, by rozmawiali o ataku na fabrykę bezzałogowych statków powietrznych. Według oficjalnej wersji, Erdogan i Zełenski rozmawiali o stosunkach dwustronnych i procesie pokojowym między Rosją a Ukrainą.
Turcja jest gotowa zrobić wszystko, co w jej mocy, aby ułatwić kontakty na wysokim szczeblu, które utorują drogę do pokoju – podsumowało biuro Erdogana.
Dwulicowość i zdrady Erdogana w stosunku do wszystkich swych “partnerów” staja się już legendą. Nikt na świecie nie ufa mu i jego “Otomańskiemu imperium”.
Tymczasem na Ukrainie wciąż panuje panika. Ukraińskie Siły Zbrojne również są zaniepokojone, przewidując problemy z niedoborem dronów.
Po zapowiedziach penalizacji symbolu ukraińskich ludobójców ruszyła ofensywa propagandowa banderowców i środowisk prounijnych, proniemieckich, proukraińskich.
To nie są kolory, które wymyślił Bandera, to są kolory kozackie, dla nas to kolory Bandery, a on je przejął, bo nie miał własnych. Dla Ukraińców to kolory oddziałów historycznych wojsk kozackich – @ZalewskiPawel, wiceszef @MON_GOV_PL, @PL_2050 w Porannej #RozmowaRMF./X
Argument na poziomie obrony pradawnego symbolu swastyki oraz sierpa i młota – symbolu trudu i znoju ludzi pracy.
Hitler również przejął swastykę, bo nie miał własnych – argumentowali internauci.
Polityk KO stwierdził:
Problemem głównym nie jest banderyzm, problemem głównym jest Rosja i putinizm.
Według Zalewskiego Karol Nawrocki popiera propagandę Putina.
Mam nadzieję, że pan prezydent zrozumie, iż nie należy popierać propagandy Putina w kraju, który przez Putina najbardziej jest zagrożony – powiedział, dodając, że “nie oznacza to, iż integralny nacjonalizm na Ukrainie nie jest groźny. /RMF/
Jeszcze dalej poszedł Roman Giertych, który w swoim wywodzie na X dowodził, że Karola Nawrockiego wspierała Rosja za pomocą swoich służb i chińskiego Tik Toka.
Podobnie było w innych mediach, gdzie Rosjanie mieli jakiś wpływy, na przykład na X
Tak działa propaganda
W taki właśnie sposób niesprzyjające Polsce środowiska – prożydowskie, proniemieckie i proukraińskie odwracają uwagę znacznej części opinii publicznej od realnych zagrożeń i problemów kierując ją na każdego polityka, któremu “przytrafi się” propolskie działanie, w tym przypadku na Nawrockiego do którego przykleja się „Putina”.
Środowiska lewicowe, które na co dzień zarzucają Polakom neonazizm i faszyzm, nigdy nie używają tych określeń w kontekście ukraińskim, „bo jest wojna”.
Argument, mówiąc delikatnie chybiony, bo właśnie w trakcie wojny zawsze wychodziły i wychodzą również teraz z poszczególnych cywilizacji – turańskiej, żydowskiej, łacińskiej – najgorsze lub najlepsze żywioły.
Tytuł sam w sobie zawiera uprzejme założenie, że świadomość przyjaciół banderowskiej Ukrainy została poważnie zaburzona przez lęk.
Do tej grupy należy dołączyć także tych, którzy a priori odrzucają wszystko, co ma związek z Karolem Nawrockim niezależnie od tego czy są to dobre czy złe rzeczy.
Nawrocki może wyłączyć Internet Ukrainie!
– głoszą dramatyczne nagłówki komentarzy.
Oczywista brednia. Po prostu będą musieli zapłacić sami, a często płacą za różne rzeczy – INNYM – wszystkim prócz Polsce, na którą plują.
Od 1 października Polska może wstrzymać płatności, a Starlink to kluczowe łącze dla wojska i uchodźców – alarmuje Mateusz Grzeszczuk, autor książki „Światy Lękowe”.
Adekwatny tytuł. Myślę, że Ukraina należy do “Światów Lękowych” wszystkich tych, którzy nadużywają głównego ścieku do codziennych ablucji.
==============================
Dictum acerbum Radka Pogody:
Przecież Ukraina ma:
– niższy poziom długu publicznego od Polski,
– dość środków, by szykować budowę nowej elektrowni atomowej,
– handluje bronią po całym świecie,
– opłaca setki (jeśli nie tysiące) wysokich urzędników w Unii, Stanach i “innych stranach”. … Ergo: chyba na te abonamenty jakoś będzie ich stać. W końcu urządzeń z okopów nikt wyciągać i odsyłać do Polski nie będzie…
Stawiając kropkę nad „i”. Fakt, że Rosja walczy z banderowską Ukrainą nie stanowi usprawiedliwienia abyśmy z tego powodu mieli pomagać Putinowi. Ruskim i ukraińskim onucom mówimy zdecydowanie – Nie!
Prezydent Rosji Władimir Putin i prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Donald Trump podczas spotkania w Anchorage na Alasce. / foto: Wikimedia, kremlin.ru, CC BY 4.0
Świat wstrzymał oddech, gdy do Anchorage na Alasce przyleciał najpierw prezydent USA Donald Trump, a wkrótce potem – rosyjski prezydent Włodzimierz Putin. Prezydent Trump oczekiwał go na rozścielonym uprzednio czerwonym dywanie, a kiedy prezydent Putin, maszerując po dywanie dotarł do prezydenta Trumpa, ten uścisnął mu dłoń, po czym zaprowadził do limuzyny, którą podjechali do gmachu, gdzie miały odbyć się rozmowy.
To zachowanie prezydenta Trumpa spotkało się z pryncypialną krytyką środowisk miłujących pokój. Wiadomo bowiem, że zamiast uściskać dłoń Putina, prezydent Trump powinien udusić go własnymi rękami, albo od razu na czerwonym dywanie, albo – jeszcze lepiej – w limuzynie, żeby ani dzieci, ani osoby wrażliwe nie widziały w telewizji tych drastycznych scen. Stało się jednak inaczej i rozmowy się rozpoczęły.
Jak tam było, tak tam było – bo toczyły się one za zamkniętymi drzwiami – ale o tym, o czym rozmawiano i co uzgodniono, możemy dedukować z wypowiedzi obydwu prezydentów na konferencji prasowej. Pierwszy zaczął prezydent Putin, który swoje wystąpienie odczytał z kartki, podczas gdy prezydent Trump mówił bez żadnych notatek. Z wystąpienia prezydenta Putina można wyciągnąć wniosek, że obydwaj prezydenci odrzucili pomysł ukraiński, by rozmowy pokojowe zostały poprzedzone bezwarunkowym zawieszeniem broni. Przeciwnie – zarówno prezydent Putin, jak i prezydent Trump zgodnie opowiedzieli się za kompleksowym uregulowaniem pokojowym, które siłą rzeczy musiałoby obejmować szerokie spektrum spraw.
Dodatkowo prezydent Putin na tej konferencji powtórzył to, co wielokrotnie mówił wcześniej, a potem jeszcze raz powtórzył to w wystąpieniu po powrocie do Moskwy – że muszą zostać usunięte „pierwotne przyczyny tej wojny”. Co to za przyczyny?
20 listopada 2010 roku, na szczycie NATO w Lizbonie, proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Był to efekt zarówno „resetu”, jaki 17 września 2009 roku przeprowadził w stosunkach amerykańsko-rosyjskich prezydent Obama, jak i 25-letnich starań o ustanowienie w Europie nowego porządku politycznego, który ostatecznie zastąpiłby nieaktualny już porządek jałtański. Najważniejszym postanowieniem było oczywiście strategiczne partnerstwo NATO–Rosja – bo ze śmiertelnych wrogów przez całą „zimną wojnę”, obydwaj stali się strategicznymi partnerami. Wcześniejszy „reset” prezydenta Obamy sprawił, że najtwardszym jądrem tego partnerstwa było strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, a jego kamieniem węgielnym był podział Europy na strefę niemiecką i strefę rosyjską – prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow.
Prawie – bo republiki bałtyckie, które wraz z innymi państwami Europy Środkowej zostały w 1999 roku przyjęte do NATO, znalazły się po zachodniej, a nie – jak było w 1939 roku – po wschodniej stronie kordonu. I kiedy wydawało się, że klamka zapadła na 50, a może nawet na 100 lat, na przełomie roku 2013 i 2014 prezydent Obama wysadził ten „porządek lizboński” w powietrze. USA wyłożyły 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie „Majdanu” ze strzelaniną i wszelkimi atrakcjami, którego nieukrywanym celem było wyłuskanie Ukrainy z rosyjskiej strefy. Od tego wszystko się zaczęło, to znaczy – Rosja bez wystrzału zajęła Krym, a we wschodnich obwodach, przede wszystkim donieckim i ługańskim, wybuchły niesnaski, których pretekstem były zarządzenia językowe Kijowa. Jeśli zatem od tego wszystko się zaczęło, to „usunięcie pierwotnych przyczyn” wojny może oznaczać jakiś kolejny „reset” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich – bo o strategicznym partnerstwie z NATO na razie chyba nie może być mowy.
Jak pamiętamy, później prezydent Piotr Poroszenko podpisał porozumienia mińskie, które – zwłaszcza w porównaniu z obecną sytuacją – wydawały się dla Ukrainy stosunkowo łagodne. Przewidywały one nieznaczną modyfikację ukraińskiej konstytucji, by w obwodach ługańskim i donieckim można było ustanowić autonomię – przede wszystkim językową, ale obydwa one miały oczywiście pozostać w granicach Ukrainy.
Jednak w międzyczasie nastąpiła zmiana na stanowisku prezydenta Ukrainy; miejsce oligarchy Piotra Poroszenki zajął komik Włodzimierz Zełenski, wynalazek żydowskiego oligarchy z trzema obywatelstwami: ukraińskim, cypryjskim i izraelskim – Igora Kołomojskiego, zaś w USA nowym prezydentem został Józio Biden. Józio Biden musiał naobiecywać prezydentowi Zełenskiemu jakieś gruszki na wierzbie, w rodzaju członkostwa w NATO i w ogóle – bo ten zerwał porozumienia mińskie, a – jak się potem okazało – CIA zainstalowała na Ukrainie 12 tajnych baz.
W tej sytuacji Rosja zareagowała podobnie do reakcji prezydenta Kennedy’ego na rozmieszczenie na Kubie w roku 1962 sowieckich rakiet z głowicami jądrowymi. Kuba była suwerenna, więc mogła przyjaźnić się, z kim chciała oraz na swoim terytorium mogła instalować taką broń, jaką po nieudanej inwazji w Zatoce Świń uznała za stosowne – ale prezydent Kennedy nakazał blokadę morską Kuby, co postawiło świat na krawędzi wojny jądrowej.
Jednak wywiad rosyjski nie docenił uzbrojenia po zęby i wyszkolenia ukraińskiego wojska, w związku z czym nadzieje na powtórkę roku 2014 spaliły na panewce i blitzkrieg się nie udał. W tej sytuacji Rosja niemal z dnia na dzień zmieniła cele wojenne, koncentrując się na wyrąbaniu sobie lądowego połączenia z Krymem – co udało się w stu procentach, łącznie z inkorporowaniem czterech zajętych ukraińskich obwodów do Federacji Rosyjskiej. I teraz – chociaż prezydent Zełenski twierdził, że oddanie Rosji tych obwodów, a co najmniej – donieckiego i ługańskiego – jest „niemożliwe” i że nie nastąpi to „nigdy”, to widocznie prezydent Trump dał mu do zrozumienia, że jak będzie grymasił, to niech sobie dalej wojuje z Rosją – ale już bez Ameryki – bo zrobił się cichy i pokornego serca, zgodził się na rozmowy trójstronne bez wcześniejszego zawieszenia broni i skupił się na „gwarancjach bezpieczeństwa”.
Reichsführerin Urszula Wodęleje wyjaśniła na spotkaniu w szerszym gronie – że chodzi o gwarancje „podobne” do art. 5 traktatu waszyngtońskiego. „Podobne” – a więc jeszcze słabsze niż art. 5, który przecież nie wprowadza ani żadnego automatyzmu reakcji, ani jej wojskowego charakteru. Najwyraźniej „koalicja chętnych” nie ma najmniejszego zamiaru niczego konkretnego Ukrainie gwarantować, zwłaszcza nie mając narzędzi wpływania na postępowanie tego kraju, a jeśli markuje żywe zatroskanie, to dlatego, żeby nie przegapić eksploatacyjnego podziału Ukrainy, gdzie Amerykanie i Anglicy zabezpieczyli swoje udziały wcześniej.
Polska w tym wyścigu jak zwykle została pominięta – ale to nic dziwnego, skoro takie mamy kadry.
4 czerwca 1990 to finał gorączkowych rewindykacji etnicznych. Po ideologicznym recyclingu i partyjnej metamorfozie (tj. wstąpieniu do UD/UW, najlepszej inwestycji Kominternu w Polsce), na rządowych stołkach zasiada drugie, a nawet trzecie pokolenie pewnej mniejszości. Zmiana warty udaje się znakomicie – kosmopolityczna szajka, której szef dogadał się w Magdalence z Kiszczakiem, znalazła się w pierwszym szeregu budowniczych III RP.W starych demokracjach jest czymś oczywistym, że opinia publiczna ma prawo znać przeszłość ludzi, którzy w jakikolwiek sposób decydują o jej losach. Prześwietlany jest każdy. W Polsce dla sitwy, która swymi mackami omotała całe państwo, wszelkie pytania i rozważania o rodzinnych korzeniach to „ohydne grzebanie w życiorysach” i „antysemityzm”.
Gdy Bronisław Geremek kompletował swój „zespół”, kierował się jedną regułą: niepolskie pochodzenie. Świadczą o tym rozliczne i namacalne dowody. Żeby można było zrobić karierę, zdobywać zaszczytne tytuły i stanowiska przydatna była też rekomendacja Michnika, Urbana lub Kiszczaka. Geremka (i przy okazji, siebie) zdemaskował Władysław Bartoszewski w Knesecie: „Polska to ewenement. Pokażcie mi taki drugi kraj w Europie, w którym w ciągu ostatnich dwóch dekad trzech szefów dyplomacji miało żydowskie pochodzenie, jeden był honorowym obywatelem Izraela, a obecny ma żonę Żydówkę”. Wtórował mu ówczesny prezydent RP, który w wywiadzie dla ukraińskiej „Zierkało Niedieli” rzekł: „W naszym kraju nie ma zbyt licznie reprezentowanych mniejszości narodowych, tym bardziej je więc wysoko cenimy”. No i mieliśmy, co mieliśmy. Pierwszego szefa rządu wybrała sobie mazowiecka gmina żydowska, a ministrem spraw zagranicznych został syn warszawskiego rabina. Po nim premierem został wnuk żołdaka Wehrmachtu, a wicepremierem i ministrem obrony członek władz Związku Ukraińców w Polsce.
Bogdan Zdrojewski miał objąć MON, ale został przesunięty na Ministerstwo Kultury, a ministrem został lekarz psychiatra z Krakowa. Był on wprawdzie właścicielem Instytutu Studiów Strategicznych, ale ta pompatyczna nazwa myli, bo instytut zajmował się takimi strategicznymi kwestiami, jak wpływy kultury żydowskiej. Ministrem finansów miał być Zbigniew Chlebowskim, ale w Warszawie pojawił się poddany brytyjski i skarbnikiem naszej kasy został nie mający obywatelstwa polskiego „angielski ekonomista profesor Jan Vincent Rostowski”. Po jakimś czasie okazało się, że minister nie jest ani ekonomistą, ani angielskim, ani profesorem, tylko wykładowcą na Uniwersytecie Sorosa w Budapeszcie, a profesorami to byli pochodzący z Kresach jego dziadek Jakub Rofhfeld, syn Mojżesza i Lei z domu Broder oraz jego kuzyn Adam Daniel Rotfeld. Sprawę można by też ująć innym pytaniem: Gdzie jest na świecie taki drugi kraj, w którym głównym ekonomistą zostaje historyk, ministrem finansów absolwent technikum ogrodniczego, ministrem zdrowia księgowy, szefem BBN lekarz, ministrem obrony historyk, ministrem rozwoju i technologii filolog, ministrem przedsiębiorczości menedżer kultury, a szefem największej spółki państwowej były operator wózka widłowego?
Rostowski wydzielił gabinet dla pracującego społecznie „zewnętrznego eksperta” od podatków, pani Renaty Hayder, która okazała się być spokrewniona z Rotfeldami. Podatkami zajmował się przewodniczący sejmowej komisji „Przyjazne państwo”, Janusz Palikot, który w międzyczasie wrócił do judaizmu i został członkiem loży B’nai B’rith. Okazało się też, że wśród darczyńców na Muzeum Polin znalazł się Jan Kulczyk i jego połowica, którzy zrobili wielki majątek, prywatyzując masę upadłościową po PRL. Niektórzy mówią, że pieniędzmi dzielili się z WSI. Ale to niepoważne bredzenie, bo zdradził ich bratni oligarcha z bratniej Rosji, Borys Bieriezowski: „Czasy były takie, że każdy brał, ile mógł unieść”. Jeszcze lepiej zdiagnozował to Józef Oleksy: „Kosmopolityczne gangi rozkradły Polskę”. Przy okazji podważył „legalność majątku” innego żydowskiego oligarchy. I, co ciekawe, Aleksander Kwaśniewski nazwał go w rewanżu zdrajcą i idiotą, ale nie… „kłamcą”!
Za czasów „pierwszego niekomunistycznego rządu wolnej Polski”, ulica mówiła: „Sami Żydzi tylko jeden Syryjczyk” (chodziło o ministra przemysłu Tadeusza Syryjczyka). Dziś można by zawołać: „Sami Żydzi tylko jedna Ukrainka” (chodzi o wiceminister rozwoju Olgę Semeniuk). Przypomnijmy, że ministrami od pieniędzy byli: Marek Borowski, Jerzy Osiatyński, Mateusz Jakub Morawiecki, Tadeusz Kościński, Leszek Balcerowicz, Marcin Święcicki i Grzegorz Kołodko. Trzem ostatnim przydzielono za żony: dwie urokliwe córeczki Eugeniusza Szyra (KPP-owca, szefa frakcji żydowskiej w PPR, członka BP PZPR) i córkę Maksymiliana Pohorille (KPP-owca, promotora pracy doktorskiej, rektora Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR). Śledząc „sukcesy” pomyślnie ożenionych, można pytać, czy aby na pewno byli samodzielni, i czy ministrami nie zostali dzięki instytucji Esterki, która, w połączeniu z formułą, że Żydem jest każda osoba urodzona z matki Żydówki, mocno modeluje zasady polityki kadrowej. Można też zapytać: W jakim innym kraju możliwa byłaby tak żelazna logika postępowania i precyzja w obsadzie kluczowego stanowiska?
W dzień po aneksji Krymu kilkudziesięciu Polaków z Mariupola zwróciło się o tymczasowe schronienie w kraju przodków. Postawa rządu warszawskiego wprawiła w osłupienie. Wiceszef MSZ – a był nim Rafał Trzaskowski – sprzeciwił się temu, publicznie dywagując, że mogłoby to nie zostać dobrze odebrane przez… Kijów. „Sprowadzanie tych Polaków podważa status Ukrainy, jako państwa silnego i demokratycznego, stąd Polsce trudno sobie na to pozwolić, ponieważ chcemy wzmacniać państwowość ukraińską, a ściąganie Polaków byłoby przyznaniem, że Ukraina sobie nie radzi. Jeżeli powiemy, że wszyscy Polacy z terytorium suwerennej Ukrainy mogą przyjechać do Polski, to w pewnym sensie będziemy podważać to, czy Ukraina jest silnym, demokratycznym państwem – oświadczył. Co będzie, jeżeli z innych terytoriów Ukrainy zgłosi się mnóstwo Polaków, którzy powiedzą: nie żyje nam się dobrze, chcemy być natychmiast ewakuowani do Polski?” – podwyższył poprzeczkę. Gdy w lutym wtargnęły do Polski miliony „uchodźców” z Dzikich Pól, w tym pół miliona weteranów obrony „silnego, demokratycznego państwa” przed Ruskimi, Trzaskowski stał się nagle zwolennikiem ich sprowadzania, i to w jak największej liczbie.
Czy powodem takiego wybryku Trzaskowskiego nie jest to, że jego matką jest Teresa z domu Arens, a ojczymem Marian Ferster, syn pułkownika UB Aleksandra i funkcjonariuszki UB Władysławy, której stryj Bolesław Drobner, był ministrem w PKWN, prezydentem Wrocławia i, do Marca ’68, I sekretarzem KW PZPR w Krakowie? Czy znaczenia nie ma to, że matka Trzaskowskiego, która w latach 50. prowadziła bar w „Piwnicy pod Baranami”, jako tajna współpracowniczka i donosicielka o pseudonimie Justyna, miała kontakty z dyplomatami z konsulatu USA w Krakowie, a dzisiaj jej synalek, który patriotyzm wyssał z mlekiem matki, ma doskonałe kontakty z dyplomatami z ambasady USA i też je wykorzystuje do antypolskich celów? Co Trzaskowskiego najbardziej przeraziło? Perspektywa: Co będzie, jeżeli z innych terytoriów Ukrainy zgłosi się mnóstwo Polaków, którzy powiedzą: nie żyje nam się dobrze, chcemy być natychmiast ewakuowani do Polski. Co w tym wszystkim jeszcze przeraża? Opozycja, której przeszkadza zawieszenie sędziego Tuleyę, a nie przeszkadza, gdy rządząca partia rozbraja polską armię (a uzbraja po zęby armię sąsiada, który nas nienawidzi), gdy wyjmuje z kieszeni Polaków 100 miliardów i napycha kabzy oligarchów ukraińskich, gdy na zmywak wysłała miliony Polaków, a przyjmuje na garnuszek miliony Ukraińców, obdarzając ich nadzwyczajnymi przywilejami. I jeszcze jedno – jak wynika z najnowszego sondażu IBRiS, na czele rankingu polskich polityków jest prezydent Warszawy. Ufa mu 44 proc. badanych. No i mamy, co mamy – przyszłego Prezydenta Wszystkich Polaków.
Szewach Weiss na łamach „Rz” wygadał się: Kiedy Żyd chce, by rozpoznał go jego rodak, mówi „AMCHU”. Jest to tajemny kod żydowski. Niemożliwością jest rozpoznać każdego Żyda z wyglądu i, jakkolwiek by to brzmiało dziwnie, po kształcie jego nosa, ani po nazwisku. Wielu Żydów zmieniło bowiem swoje rodowe nazwiska, także ze względów bezpieczeństwa. Myli się i wprowadza w błąd innych ten, kto twierdzi, że żydostwo jest tylko wiarą. Nawet ci, którzy odeszli od wiary mojżeszowej, nawróceni na inne wyznanie, odczuwają przynależność do swego narodu (…) Solidarność żydowska istnieje również między tymi, którzy przeszli na chrześcijaństwo, i tymi, którzy zostali żydami. Ta solidarność jest częścią duszy żydowskiej. Ten, kto porzucał żydostwo, robił to na ogół ratując swoje życie, albo był zmuszony siłą. „Amchu” umożliwiła istnienie wspólnoty narodu żydowskiego w diasporze bez państwa, bez flagi, bez władzy, bez możliwości samoobrony. „Europa przeszła drogę od Auschwitz do „Nigdy więcej Auschwitz!”. Jest mniej nacjonalistyczna. Właśnie to oraz globalizacja, Internet umożliwiają życie Żydom w europejskim domu. Dla nich jest on teraz wielkim „sztetl”. Już nie ma potrzeby ukrywać pochodzenia żydowskiego. „Amchu” wychodzi z podziemia. Żydzi obejmują najwyższe stanowiska w krajach diaspory, nie ukrywając swojej tożsamości. Jest to historyczne zwycięstwo „Amchu”. Na koniec Szewach stwierdza: „Amchu” nie jest już tajnym kodem, ale nie wolno go zgubić: „Wieczne, wieczyste „Amchu”! W wielu miejscowościach na Warmii i Mazurach Ukraińcy wieszają sobie niebiesko-żółte wstążeczki, bo policjant Ukrainiec, jak zobaczy swojego rodaka mandatu nie da, a sędzia Ukrainiec nie wsadzi za kratki. I czy dwukolorowa wstążeczek na piersi redaktora Sakiewicza, to nie takie „Amchu”?
Politycy polscy nie wyciągają wniosków z przeszłości. Wciąż popełniają te same błędy. Dotyczy to wszystkich ekip rządzących krajem po 4 czerwca 1989 roku. Bez patrzenia na interes Polski poparli obalenie Wiktora Janukowycza, a Wiktor Juszczenko plując w twarz polskim sprzymierzeńcom, ogłosił Stepana Banderę narodowym bohaterem Ukrainy. Ale czy chodziło tylko o „błędy” i czy o błędy polityków „polskich”, a nie o świadomą działalność rządzącej w Polsce żydokomuny i rządzących na Ukrainie żydobanderowców?
Rewolucja to gruntowna wymiana elit politycznych, to zdobycie władzy przez nową klasę społeczną kosztem drugiej. Tymczasem nad Dnieprem wszystko pozostało po staremu. Władza jak spoczywała, tak spoczywa w rękach kilku oligarchów żydowskiego pochodzenia. Zwraca uwagę kompatybilność elit znad Wisły i znad Dniepru. Gdy warszawskie oskarżały przedmajdanowego prezydenta o bycie marionetką Putina, świadczyć o tym miała jego zgoda, aby teki ministrów przypadły trzem politykom ukraińskim, którzy zachowali obywatelstwo rosyjskie. Tymczasem pierwszy pomajdanowy rząd ukraiński okazał się armią pełną zagranicznych najemników, z nadanym pospiesznie ukraińskim obywatelstwem. Prezydent Petro Poroszenko uzasadnił to tak: To część wysiłków, aby znaleźć innowacyjne rozwiązania w rządzie, z uwagi na nadzwyczajne wyzwania stojące przed Ukrainą. Oprócz prezydenta, obcoplemieńcami okazali się: wiceprezydent, premier, sekretarz Rady ds. Bezpieczeństwa, minister obrony, minister kultury, minister finansów, minister administracji prezydenta i wicepremier (później premier) Wołodymyr Hrojsman (którego matka jest autorką terminu „żydobanderwoszczyzna”). Nie lepiej było wśród opozycji, żeby tylko wymienić Julię Tymoszenko. I jeszcze jedno – następca Poroszenki dwa miesiące temu rzekł: „Jak zakończymy wojnę, to cała Ukraina będzie wyglądała jak wielki Izrael”.
Znamienna była tu diagnoza Nadii Szewczenko. W 2015 oficer lotnictwa Ukrainy została zwolniona w ramach rosyjsko-ukraińskiej wymiany jeńców. O jej uwolnienie zabiegali prawie wszyscy politycy zachodniego świata. Prezydent Poroszenko nadał jej tytuł bohatera narodowego. Została deputowaną Rady Najwyższej. Miała prezydenckie ambicje, a sondaże wskazywały, że cieszy się największym zaufaniem wśród Ukraińców. Tymczasem w marcu 2018 roku ukraiński parlament, przytłaczającą większością głosów, uchylił jej nietykalność i zezwolił na areszt, z oskarżenia o planowanie zamachu stanu oraz próbę zamachu terrorystycznego. Co takiego wydarzyło się, że trafiła za kratki? Nic wielkiego. Powiedziała tylko (ku wielkiemu rozczarowaniu redaktorów naczelnych „Gazety Polskiej” i „Gazety Wyborczej”): „Żydzi stanowią 2 proc. społeczeństwa, a zajmują około 80 proc. stanowisk w rządzie”. Wymieniła premiera Wołodymyra Hrojsmana. Stwierdziła, że Petro Poroszenko tak naprawdę ma na nazwisko „Walcman”. Zasugerowała żydowskie pochodzenie Julii Tymoszenko, a wcześniej w studio telewizyjnym zgodziła się z wypowiedzią jednego z widzów o „żydowskim jarzmie na Ukrainie”.
Czy „Żydobanderowcami” są też redaktorzy „Gazety Wyborczej”? Zastanawia bowiem osłona medialna, jaką Michnik od lat zapewnia mniejszości ukraińskiej. Czy tym samym tropem pójść można w przypadku Anne Applebaum, która na łamach gazety Michnika dowodziła: „Nacjonaliści na Ukrainie to jedyna nadzieja tego kraju na ucieczkę od apatii, drapieżnej korupcji i, w ostateczności, rozpadu. Żaden rozsądny bojownik o wolność nie wyobrażał sobie utworzenia nowoczesnego państwa, a co dopiero demokracji, bez ruchu o nacechowaniu nacjonalistycznym”. A co z redaktorami „Gazety Polskiej? Przecież ich też łączy z Applebaum pogląd, że każdy nacjonalista jest dobry, byle nie polski?
Kto w Polsce bierze czynny udział w promowaniu banderowskich postulatów historycznych i gloryfikuje zbrodniczą organizację? Od samego początku istnienia III RP środowisko dawnego KOR, skupione wokół „Gazety Wyborczej”, za cel główny swoich działań postawiło sobie lansowanie idei tzw. pojednania polsko-ukraińskiego, przez co rozumiano przyjęcie wykładni historii najnowszej środowisk probanderowskich. Ośrodek skupiony wokół Adama Michnika i Jacka Kuronia, tropiący wszelkie przejawy nacjonalizmu w Polsce, przeszedł do porządku dziennego nad skrajnie szowinistyczną ideologią OUN-UPA. Michnikowi i Kuroniowi nie przeszkadzało nawet to, że organizacja, którą wzięli w obronę miała na sumieniu śmierć dziesiątków tysięcy Żydów. Główną wykładnią stały się słowa Jacka Kuronia: „Jeśli Ukraina chce być niepodległa, nie może wyrzec się pamięci o UPA. UPA była powstańczą armią walczącą o niepodległość”. Przypomnieć też warto o złożonej w wywiadzie dla „Kuriera Galicyjskiego” propozycji Adama Michnika przyłączenia Polski do Ukrainy i nadanie nowemu tworowi nazwy UKR-POL. „Będziemy wówczas państwem, z którym się będzie musiał liczyć każdy i na wschodzie i na zachodzie” – prorokował, z akcentem na „MY”. Chociaż w tym przypadku nie trudno było odgadnąć, że w pomyśle „nie chodziło o jakiś „UKR-POL”, tylko o stary żydowski pomysł z Judeopolonią.
Dlaczego pochodzący z żydokomunistycznej rodziny kresowej Paweł Kowal, nawołując do wspierania neobanderowskiej Ukrainy, najchętniej w imię interesów i rojeń polityków ukraińskich wypowiedziałby wojnę Rosji? Jak wyjaśnić jego słowa, że „Ukraińcy muszą dojrzeć do samooceny tak, jak Polacy dojrzeli do samooceny w Jedwabnem”? Dlaczego Dawid Wildstein powiedział: „Nierozliczenie rzezi wołyńskiej nie powinno dziś być dla Polaków przeszkodą we wspieraniu Ukraińców” i czy nie ma znaczenia, że jego dziadek był ubekiem, a ojciec masonem? A może chodzi o coś innego? Aleksander Kwaśniewski, syn ukraińskiego Żyda i oficera NKWD w sprawach Ukrainy wypowiada się jak lobbysta ukraiński, bo bierze pieniądze od żydowskich oligarchów.
À propos – gdy w 1976 r. powstał KOR Michnik pisał: „Marek Edelman powiedział kiedyś, że KOR to było to samo, co Bund. Te same ideały, te same wartości. Dla mnie – mówił Marek – Bund i KOR to ciągłość”. Tymczasem Bund był przedwojenną żydowską partią, która reprezentowała komunistyczny ekstremizm, która manifestował swoją wrogość do państwa polskiego, domagała się pełnej autonomii dla żydów, laickiego szkolnictwa oraz zrównania języka jidysz z językiem polskim, którą minister spraw wewnętrznych II RP uznał za „partię kryptokomunistyczną, bo „zgłosiła swój akces do komunistycznej Międzynarodówki i stoi na stanowisku wrogim naszemu państwu”. Sprawdzianem lojalności KOR wobec Polski byli wyłonieni liderzy, którzy w sytuacji niedojrzałości chłopsko-robotniczych elit „S”, przejęli ruch protestu, wymanewrowali hierarchów kościelnych, zmonopolizowali poparcie z zagranicy, zablokowali odrodzenie się endecji, chadecji, a nawet PPS.
Dlaczego wszyscy mają poglądy dziwnie podobne do poglądów lobby ukraińskiego? Co, oprócz miłości do banderowców, ich łączy? Może nienawiść do Polaków? I czy tylko nienawiść? Anne Applebaum i żydowska gazeta dla Polaków szczególnie uwzięła się na Wiktora Janukowycza. I tu pytanie: Czy nie wzięło się to z tego, że „Nasz Dziennik” nieopatrznie ujawnił: „Korzenie rodziny Wiktora Janukowycza sięgają dzisiejszej Białorusi (…) w Janukach wszyscy byli gospodarzami i pszczelarzami (…) dziadek Wiktora został ochrzczony w miejscowym kościele katolickim. Ludność tych terenów Białorusi – to przeważnie katolicy. Toż była tu kiedyś Polska. Swoistymi świadkami tamtych czasów są pomniki na miejscowym cmentarzu. Na większości z nich napisy już się starły, a na tych, które się zachowały, widać napisane alfabetem łacińskim nazwisko „Janukowicz”. I drugie pytanie: Czy nie wzięło się to z tego, że tygodnik „Nasza Polska” napisał: „Nie mógł Polak zostać prezydentem w Warszawie to musiał w Kijowie. Na Warszawę jeszcze Polacy muszą poczekać!”. Na Janukowycza uwzięła się nie tylko gazeta żydowska. Słowa: „Popieram wszystkich Ukraińców protestujących w Kijowie przeciwko rządom postkomunistycznego bandyty”, pojawiły się w… „Warszawskiej Gazecie” Pomijano przy tym i przemilczano oczywisty fakt, że przedmajdanowa ekipa władzy w Kijowie była po prostu propolska i że swoistej pikanterii dodawał postulat ministra edukacji w rządzie Janukowycza wprowadzenia języka polskiego jako drugiego języka urzędowego w zachodniej części Ukrainy.
Polityczne zadanie usunięcia Janukowycza, postawione przed polską klasą polityczną przez Sorosa, wymagało „marginalizacji konfliktów historycznych” i partnera po stronie ukraińskiej. Zostali nimi skrajni nacjonaliści, którym nie przeszkadzało, że Ukrainą rządzi rosyjsko-żydowska mafia i że finansowego wsparcia udziela im lider społeczności żydowskiej, rezydujący w Genewie posiadacz paszportu izraelskiego Ihor Kołomojski. „Naszych”, do tej antypolskiej machinacji nie zniechęcił nawet Günter Verheugen, który zdiagnozował: „Po raz pierwszy w tym stuleciu prawdziwi faszyści z krwi i kości zasiadają w rządzie”. W tym kontekście przypomnieć należy, że Janukowyczowi szyto buty marionetki Moskwy, mimo że dobrze mu szło układanie stosunków z Putinem na zasadzie „jak równy z równym”, mimo że nie zgodził się, by Ukraina wstąpiła do unii celnej z Rosją i mimo że z większym sukcesem niż „nasi”, oparł się szantażowi energetycznemu Putina, i to wówczas, gdy mentalnie zrusyfikowany polski minister podpisywał niekorzystne kontrakty na dostawy gazu rosyjskiego.
Przy okazji – co się porobiło z PSL-owcami? Niegdyś byli pierwszą partią, która dbała o pamięć pomordowanych na Wołyniu. Dziś Kosiniak-Kamysz pierwszy rzuca hasło „UkraPolin”, a Marek Sawicki rzuca pomysł, aby Państwo Polskie wykupiło i wyremontowało 200 tysięcy opuszczonych chłopskich chałup i przekazało je ukraińskim przesiedleńcom. À propos – kiedy podczas kampanii wyborczej w 2015 r. kandydat PSL Adam Jarubas naruszył święte tabu, jakim jest bezkrytyczne popieranie Ukrainy, został solidarnie zaatakowany przez cały establishment i skutecznie wyciszony. To był klasyczny przykład funkcjonowania nieformalnego układu PO-PiS, kiedy spór między „zaprzańcami” a „szczerymi patriotami” nie toczy się o interes narodowy, ale o to, kto lepiej będzie rządził Polakami w interesie kosmopolitycznego układu.
Są też inne podobieństwa. Tak jak pierwszy pookrągłostołowy rząd Tadeusza Mazowieckiego podjął próbę budowy JudeoPolonii, tak pierwszy pomajdanowy rząd Petro Poroszenki podjął próbę budowy JudeoUkrainy. Z tym że nad Dnieprem to się udało, a nad Wisłą projekt runął, dzięki… Stanowi Tymińskiemu. Przypomnijmy: w wyborach prezydenckich w 1990 roku, przedstawiany jako „kandydat znikąd”, po bardzo intensywnej kampanii, podczas której przedstawiał się jako jedyny „człowiek spoza układu”, zdecydowanie kontestujący balcerowiczowskie reformy gospodarcze, uzyskał w I turze prawie 4 miliony głosów, wyprzedzając Tadeusza Mazowieckiego (i Wołodię Cimoszewicza). Po tej poniżającej klęsce, Mazowiecki wraz ze swym zamysłem Judeopolonii już się nie podniósł.
W dzisiejszej Polsce toczy się jedna wielka wojna i mnóstwo potyczek. Fronty krzyżują się, krzyżują się obce wpływy. Na te potężne i wyrafinowane naciski wystawiona jest „nasza” elita polityczna, nielojalna, czołobitna wobec obcych, uwikłana w agenturalną działalność. Czy kraj, w którym ministrami zostają przypadkowe miernoty, ludzie gardzący polskimi interesami, kupczący pozycją Polski w świecie, których jedynym celem jest utrzymanie się przy władzy, i którym rozkazy wydaje mały żydowski komik, jest zdolna do obrony polskich interesów?
Wieki „wyczynów” Zachodu na polu „szerzenia wolności, demokracji i kultury materialnej” nie docierało do szerszych mas Europy Zachodniej. Propagandowa narracja była zawsze miła dla ucha przeciętnego Europejczyka: „nadzwyczajne cechy mieszkańców Europy Zachodniej, czynią z nich katalizator wszelkiego dobra i światowego postępu”.
Trudno dziwić się zachodnim Europejczykom, że tak łatwo uwierzyli w tą bajkę. Każdemu jest miło słuchać komplementy o samym sobie.
Zapewne większość z nich nie utraciła jeszcze Boskiego Daru Sumienia i skonfrontowana z autentyczną rzeczywistością zareagowałaby poprawnie na jej widok.
Problemem był jednak dystans geograficzny i informacyjny, tworzący przepaść pomiędzy Zachodem i resztą świata.
Dopiero XXI wiek przybliżył informacyjnie resztę świata do Zachodu i to pomimo energicznej walki globalistycznych władców z „dezinformacją”.
Jednak dopiero agresja proxy NATO na Rosję zerwała zasłonę propagandową na ukraińskim teatrze wojny.
Od 2014 roku, bo wtedy się ona pełnowymiarowo zaczęła, do dziś, udawało się zachodniej propagandzie maskować prawdę na jej temat.
Jednak monstrualne rozmiary klęski, nieszczęść ludzkich i destrukcji Ukrainy coraz trudniej było ukryć. Czy się to komuś podoba czy nie Ukraina leży w samym centrum kontynentu europejskiego i skonstatować gigantyczne rozmiary jej tragedii nie jest tak trudno, dla uczciwego obserwatora.
W miarę narastania konfliktu i związanych z nim nieszczęść Ukraińców, wzrastała też świadomość garstki autentycznych zachodnich elit, których głos stawał się coraz wyraźniejszy.
Proces przyspieszył jeszcze w wyniku dojścia do władzy Donalda Trumpa, który pomimo swych wad, słabości i niedostatków, szczerze próbuje doprowadzić konflikt do zakończenia. Zarówno on, jaki i członkowie jego gabinetu jasno scharakteryzowali wojnę na Ukrainie, jako „konflikt proxy NATO z RF”.
Czy uda mu się osiągnąć ten cel, w obliczu obłędnej nienawiści „europejskich elit” do Słowiańszczyzny, zostaje otwartym pytaniem?
Jedno jest pewne, że ogromu tragedii i zła wyrządzonego Ukraińcom nie da się już ukryć.
Nie zmienia to faktu agresywnego i szowinistycznego nastawienia ukraińskiej populacji do swych sąsiadów.
Jednakowoż trudno pokonać zło innym złem.
Zresztą nie to było i jest celem Zachodu. Niezmiennym celem od stuleci jest kolonializm, czyli rabunek, eksploatacja i ludobójstwo „lesser peoples”, jak eufemistycznie określa się obecnie „podludzi”.
Truizmem jest stwierdzenie, że nie wszystkie narody Europy są złe w samej swej naturze.
I konstatacja obłędnej rzeczywistości musi powodować u dużej części zachodniego społeczeństwa odruch odrazy.
Niestety rozmiary totalitaryzmu globalistycznego skutecznie tłumią wszelkie odruchy sumienia.
Jednakowoż jest nadzieja, że zachodnie społeczeństwa skonstatują fakt, że na obecnym etapie globalizmu i one są poddane kolonialnej eksploatacji. A to może stanowić pierwszy impuls odnowy.
Nie chcemy umierać na „naszej wojnie”, czyli wojnie obecnych władz w Kijowie z „rosyjską agresją”. Również często deklarujemy, że nie będziemy chcieli walczyć w obronie naszego państwa w przypadku, gdy zostanie w przyszłości zaatakowane.
Propagandyści również wiedzą bardzo dobrze, kto nas nieuchronnie zaatakuje: oczywiście będzie to „putinowska Rosja”; widać wiedzą lepiej, gdy mówią nam, że prędzej czy później „Rosja ruszy na Zachód”; ponoć musi tylko „odbudować swój potencjał” zniszczony w „przegranej wojnie z kolektywnym Zachodem”. W obowiązującej propagandzie prezydent Putin będzie żyć bardzo długo, bo rosyjska agresja na Polskę jest „nieuchronna” i nastąpi w perspektywie od trzech do dziesięciu lat (a nawet później) – ale zawsze pod jego wodzą.
Już dość znęcania się nad oficjalną propagandą; są to oględnie mówiąc, brednie, w które zapewne nie wierzą nawet „słudzy narodu ukraińskiego” znad Wisły. Gorzej, że część Polaków bierze ten wariant przyszłości na serio i deklaruje swoją postawę: nie chce „umierać” za przysłowiowy Gdańsk (Francuzi w latach 1939-1940 – nasi ówcześni sojusznicy – nie chcieli umierać również za Paryż).
Czyżby powstało w „niepodległej Polsce” pokolenie pacyfistów, które nie utożsamia się z naszym państwem? A może to tylko dezaprobata dla „polityki wschodniej” naszych władz, realizowanej od co najmniej dziesięciu lat (lub dłużej?), której finałem ma być wojna z sąsiadem o wiele większym i silniejszym. Czy miała ona jakikolwiek sens biorąc pod uwagę interesy naszego państwa i jego obywateli? Przez długie dziesięciolecia kupowaliśmy z Rosji surowce energetyczne, w tym zwłaszcza ropę naftową i gaz ziemny, eksportowaliśmy na ten rynek towary przetworzone oraz produkty rolne (kiedyś byliśmy jednym z istotnych dostawców owoców, w tym jabłek), świadczyliśmy usługi transportu międzynarodowego. Straciliśmy już na własne życzenie te rynki, a surowce energetyczne kupujemy od dużo droższych dostawców.
Dlaczego tak się stało? Przyłączyliśmy się do narzucanych przez „kolektywny Zachód” sankcji oraz wprowadziliśmy z własnej inicjatywy embarga i zakazy, które przyniosły nam wyłącznie straty. Jaki był koszt tej polityki? To przecież można oszacować: utracone przychody i zyski z eksportu należy zsumować z różnicami cen zakupu, które dziś przepłacamy kupując z droższych źródeł surowce energetyczne. Być może idzie tu o kwoty liczone w setkach miliardów złotych, bo na imporcie taniej ropy rosyjskiej zarabiają inni. W dodatku te wszystkie koszty ponieśliśmy (jakoby) w interesie obecnych władz w Kijowie, które nie tylko przegrywają swoją wojnę z Rosją, lecz również prawdopodobnie zostaną („demokratycznie”) zmienione przez „kolektywny Zachód”.
Czyli już nikt nie może ukryć porażki polityki „dokopywania ruskim”, której koszt przerzucony jest na obywateli. Jeżeli finałem tej porażki ma być „agresja Rosji” na nasze państwo, to po co to wszystko robiliśmy? Kompromitacja tej polityki jest zbyt czytelna i trudno ją dalej zakłamywać. Czy mamy więc ginąć na wojnie, która będzie wynikiem szkodnictwa polityki wschodniej prowadzonej przez ludzi, których jedynym celem jest szkodzenie „ruskim”?
Analogie historyczne są mało pouczające, ale w sumie warte przypomnienia. Polityka zagraniczna Piłsudskiego i jego następców (lata 1926-1939) skończyła się totalną katastrofą militarną i polityczną naszego państwa. Tym ludziom nie mogło aż do 17 września 1939 roku przyjść do głowy, że zjednoczone Niemcy przekonają ówczesne państwo bolszewickie, dzieląc się z nim pokonaną Polską. W ciągu 28 dni września 1939 roku przestało istnieć ponad półmilionowe Wojsko Polskie i cała struktura administracyjno-prawna naszego państwa, straciliśmy prawie wszystkie zasoby wojenne zwłaszcza uzbrojenie, w tym olbrzymie zapasy amunicji. Major Henryk Dobrzański – późniejszy „Hubal”, trwał w oporze aż do 30 kwietnia 1940 roku. Był tylko nielicznym wyjątkiem.
“Bitwa Warszawska, która miała zatrzymać nieprzerwany marsz przeważających sił bolszewickiego agresora u wrót Warszawy, stała się momentem zwrotnym w dziejach Europy. Nie ulega bowiem wątpliwości, że z upadkiem Warszawy nie tylko Polska, ale i cala środkowa Europa stanęłaby otworem dla sowieckiej inwazji – pisze ks. dr Józef Maria Bartnik SJ.
Przez wieki Polska była tarczą Europy przeciw inwazji azjatyckiej. W żadnym jednak momencie historii niebezpieczeństwo totalnego zniewolenia nie było tak groźne jak tym razem. Modlitwy zaś składane przez ręce Maryi, Patronki Stolicy i Królowej Polski, nigdy nie były tak gorące.
W obliczu nadciągającego nieszczęścia modlono się dosłownie wszędzie, nie tylko w kościołach, które nie mogły pomieścić wszystkich wiernych, choć otwarte były cała dobę. Od Starówki, siedziby Matki Bożej Łaskawej – Patronki Warszawy, aż do kościoła Świętego Krzyża tłum trwał na modlitwie, dzień i noc wzywając pomocy swojej Patronki i Królowej. Przed figura Najświętszej Panny znajdującej sie na otwartej przestrzeni Krakowskiego Przedmieścia czuwano i modlono się bez przerwy. Przypominano Łaskawej Patronce Stolicy, ze już raz złamała strzały Bożego gniewu i uratowała Warszawę przed czarną zarazą (epidemia cholery). Błagano, by zechciała uratować swój lud i swoje królestwo. Błagano, by zechciała zdusić czerwoną zarazę i zapobiegła rozniesieniu się krwawego bolszewickiego terroru, nie tylko w naszej Ojczyźnie, ale i w Europie.
Zdawano sobie sprawę z grozy sytuacji. Docierały do Warszawy przerażające wiadomości o tym, jak bolszewicy rozprawiali się z inteligencją i osobami duchownymi na zajmowanych ziemiach (piszę o tym szerzej w mojej przygotowanej do druku książce „Matka Boża Łaskawa w Bitwie Warszawskiej”) i tym żarliwiej błagano o cud. Tylko cud, tylko interwencja Niebios mogła powstrzymać ten nieubłagany, trwający od miesięcy zwycięski pochód Armii Czerwonej przez nasz kraj – w drodze na Zachód.
W sierpniu 1920 roku stojąca u wrót stolicy Armia Czerwona miała wielokrotną liczebną przewagę nad naszymi siłami. Bolszewicy byli absolutnie pewni zwycięstwa – ustalili nawet datę zajęcia stolicy i przejęcia władzy w Polsce na 15 sierpnia. W Wyszkowie czekał już tymczasowy rząd z Kohnem, Dzierżyńskim i Marchlewskim na czele. W Warszawie bolszewickich „wyzwolicieli” oczekiwała komunistyczna V kolumna, 40-tysieczna rzesza robotników, mająca godnie przywitać swoich „oswobodzicieli” i wraz z nimi roznieść w pył (czytaj: wymordować) warszawskich „burżujów i krwiopijców”.
Warszawa była praktycznie bezbronna. Wszyscy zdolni do walki mężczyźni na mocy dekretu o powszechnej mobilizacji już od miesięcy przebywali na froncie. Stolicy mieli bronić ochotnicy, gimnazjaliści, podrostki, dla których karabin często był przekraczającym ich siły ciężarem, i starzy weterani z powodu wieku pozostający poza czynną służbą.
Dopomogę wam
Wszystko to, co od momentu odzyskania niepodległości w 1917 roku przeżywała Polska, przewidziała Opatrzność Boża. Na 48 lat przed opisywanymi wydarzeniami sama Najświętsza Dziewica przygotowywała lud swojego kraju nie tylko na odzyskanie upragnionej niepodległości, ale także na to, co dzisiaj nazywamy wojną bolszewicko-polską (nb. nigdy oficjalnie niewypowiedziana).
W Wielki Piątek 1872 r. Matka Najświętsza przekazuje mistyczce Wandzie Nepomucenie Malczewskiej (obecnie kandydatce na ołtarze) następujące słowa:
„Skoro Polska otrzyma niepodległość, to niezadługo powstaną dawni gnębiciele, aby ją zdusić. Ale moja młoda armia, w imię moje walcząca, pokona ich, odpędzi daleko i zmusi do zawarcia pokoju. Ja jej dopomogę”.
Rok później, w Święto Wniebowzięcia, Matka Boża mówi:
„Uroczystość dzisiejsza niezadługo stanie sie ŚWIĘTEM NARODOWYM was, Polaków, bo w tym dniu odniesiecie świetne zwycięstwo nad wrogiem dążącym do waszej zagłady.
To święto powinniście obchodzić ze szczególną okazałością” (ksiądz prałat G. Augustynik, Miłość Boga i Ojczyzny w życiu i czynach świątobliwej WandyMalczewskiej, wyd. VII, Arka, Wrocław 1998).
====================================
Wielki znak na niebie
Nie tylko Warszawa, ale cala Polska modli sie o ratunek. Na Jasnej Górze Episkopat Polski wraz z tysiącami wiernych śle błagania do Królowej Polski. Nie ma świątyni, w której by nie odprawiano wielogodzinnych nabożeństw błagalnych, a wszystko w atmosferze ZAWIERZENIA losów bolszewicko-polskiej wojny naszej Pani i Królowej.
Modlitwa tysięcy zjednoczonych serc wyprasza cud – PRAWDZIWY CUD – ukazanie się Najświętszej Dziewicy.
Matka Boża ukazuje sie w postaci Matki Łaskawej – Patronki Warszawy. Jest przecież z woli magistratu i ludu miasta tego Patronką – Tarczą i Obroną, od 1652 roku. Matka Łaskawa pojawia sie na niebie przed świtem, monumentalna postać, wypełniająca swoją Osobą całe ciemne jeszcze niebo. Ukazuje się odziana w szeroki, rozwiany płaszcz, którym osłania stolicę. Zjawia sie w otoczeniu husarii, polskiego zwycięskiego wojska, które pod Wiedniem z hasłem „W imię Maryi” rozegnało pogańskie watahy. Matka Boża trzyma w swych dłoniach jakby tarcze, którymi osłania miasto Jej pieczy powierzone.
Panika bolszewików
Postać Matki Bożej była widziana przez setki, lepiej powiedzieć: tysiące bolszewików atakujących polskie oddziały w bitwie o dostęp do stolicy. To pojawienie sie na niebie wywołało wśród sołdatów strach, przerażenie i panikę, której nie sposób opisać.
Naoczni świadkowie wydarzenia, zahartowani w boju, niebojący się ani Boga, ani ludzi, programowi ateiści, na widok postaci Maryi, groźnej „jak zbrojne zastępy”, rzucali broń, porzucali działa, tabor, aby w nieopisanym popłochu, na oślep, pieszo i konno, salwować się ucieczką. Przerażenie, jakie wywołało ujrzane zjawisko, i paniczny strach były tak silne, ze nikt nie myślał o konsekwencjach ucieczki z pola walki – karze śmierci dla dezerterów. Uciekinierzy poczuli sie bezpieczni dopiero w okolicach Wyszkowa i stąd – od ich słuchaczy – pochodzą pierwsze relacje o tym wstrząsającym wydarzeniu.
Można ubolewać, że fakt cudownej interwencji, łaskawej pomocy Matki Niebieskiej, fakt oczywisty, znany i przyjmowany przez ludzi, a relacjonowany przez dorosłych, żołnierzy, konsekwentnie przemilczano zarówno w przedwojennej Polsce, jak i później, w czasach rządów komunistycznych.
Niestety, również i teraz fakt ten jest pomijany milczeniem, choć z zupełnie innych przyczyn. W sanacyjnej Polsce oficjalnie podawana przyczyna Cudu nad Wisłą, czyli nagłego odwrotu zwycięskiej (do tej pory) Armii Czerwonej spod bram Warszawy, był tylko “geniusz Marszałka Piłsudskiego”.
Z kolei za rządów ateistycznych w komunistycznej Polsce nie do pomyślenia było nawet wspominanie o prawdziwym scenariuszu wydarzeń. Ukazanie sie Matki Bożej widziane i relacjonowane przez naocznych świadków, sowieckich żołnierzy, było przez historyków reżimu zaszufladkowane jako przypadkowa gra świateł na niebie, pobożna maryjna legenda, wymysł grupki pobożnych pań, a najczęściej w oficjalnych przemówieniach komunistycznych władz – pomijane całkowitym milczeniem.
W ukryciu patronuje stolicy
Po wielkim modlitewnym zrywie sierpnia 1920 r., na skutek wspomnianych uwarunkowań politycznych (odsyłam do mojej ksiazki „Matka Łaskawa w Bitwie Warszawskiej”) Patronka Stolicy została zapomniana.
Ufundowane przez polskie kobiety wotum dziękczynne przeznaczone dla Matki Bożej za uratowanie stolicy i Polski od okupacji bolszewickiej – złote berło i jabłko, zostało przekazane na Jasną Górę. Patronka Warszawy – Matka Łaskawa nie doczekała się od magistratu miasta i swojego ludu oficjalnego dowodu wdzięczności, dowodu pamięci.
Propaganda władzy sanacyjnej udowadniała, że żadnego cudu, objawienia się Matki Bożej w Ossowie nie było, bo być nie mogło. Zwyciężył bolszewików swoim geniuszem militarnym Józef Piłsudski! Sam zaś Marszałek w słowach skierowanych do ks. kard. A. Kakowskiego powiedział: „Eminencjo, ja sam nie wiem, jak myśmy te wojnę wygrali” (sic!).
Mijają lata – zapomniana Matka Łaskawa na Świętojańskiej w ukryciu patronuje stolicy. O tym patronacie wiedzą tylko czciciele staromiejskiej Madonny. Władysław z Gielniowa, drugi patron stolicy, staje sie powoli w świadomości warszawiaków głównym patronem miasta, co zresztą trwa po dziś dzień.
Wybucha druga wojna światowa. Mimo że miasto ma swoją Patronkę i wierną Opiekunkę, jednak w ferworze walk, konspiracji, koszmarze okupacji lud Warszawy nie pamięta o tym, nie szuka u swej Patronki pomocy. Nikt oficjalnie nie powierza Matce Bożej Łaskawej wojennych losów stolicy. Okupowana Warszawa wierzy w swój spryt, waleczność, ufność pokłada w filipinkach, butelkach z benzyną, niezawodnym orężu. TARCZA i OBRONA ludu warszawskiego, sprawdzona w ciężkich chwilach stolicy, Matka Najłaskawsza, wierna Przyjaciółka warszawian nie jest wzywana. Indywidualna modlitwa grupki wiernych na Świętojańskiej to wszystko.
O ile w 1920 roku całe miasto chroniło się pod płaszcz łaskawej opieki swej Patronki, o tyle w 1939 i 1944 roku o Matce Bożej nie pamiętano czy też nie chciano pamiętać, nie wzywano jej skutecznej opieki nad miastem. Nie zawierzono Tarczy i Obronie ludu warszawskiego losów stolicy i jej mieszkańców, co gorsza – nie pamiętano o zawierzeniu Powstania Warszawskiego.
Maria Okońska w swoich wspomnieniach pisze o powszechnej w czasie trwania powstania modlitwie maryjnej. Matce Bożej powierzano sie indywidualnie, ufano, ale zabrakło najważniejszego OFICJALNEGO zawierzenia przez dowództwo Armii Krajowej losów powstania Matce Bożej Łaskawej, od 292 lat patronującej stolicy.
Uważam, że nadszedł czas, aby zwrócić uwagę opinii publicznej na ten fakt i jego tragiczne skutki. Zaniedbanie to jest tym dziwniejsze, ze Polska od wieków jest Maryjna, a dowody opieki Matki Bożej nad naszym Narodem i Ojczyzną, poczynając od obrony Częstochowy, a na Cudzie 1920 roku kończąc, są tak oczywiste i niosące ufność w Jej niezawodną nieustającą pomoc.
Konsekwencja braku zawierzenia losów stolicy tej od wieków niezawodnej Tarczy i Obronie – Matce Łaskawej, była totalna klęska Powstania Warszawskiego, wykrwawienie Narodu, śmierć najwartościowszych synów tego miasta i w konsekwencji całkowite zburzenie i spalenie stolicy Polski.
Cóż, również i teraz historia sie powtarza. Władze Warszawy usiłują sobie radzić bez pomocy i wsparcia jej Patronki. W każdym urzędzie miejskim króluje komputer wraz z wizerunkiem syrenki – herbem stolicy.
Patronka miasta nie została zaproszona do współrządów. Na marginesie warto wspomnieć, ze Warszawa, dzieląca się dawniej na dwa miasta – Stare i Nowe, ma też dwa herby – Nowe Miasto (wokół kościoła Sióstr Sakramentek) ma w herbie Najświętszą Dziewicę, Stare Miasto zaś (od Barbakanu do placu Zamkowego) – mitologiczną syrenę.
Jest mi bardzo przykro, że Patronka Stolicy – Matka Łaskawa, znana praktycznie od 1920 roku, nie jest kochana i publicznie czczona. Ubolewam, że prezydenci miasta z magistratem nie zawierzają swej pracy Jej opiece. Że rektorzy wyższych uczelni, przedstawiciele policji, służb miejskich nie ślubują Jej służyć – nawet w kontekście tylko indywidualnego zawierzenia.
Od blisko dwóch lat w sanktuarium Matki Bożej Łaskawej na Starówce (ul. Swietojanska 10) w kazdą pierwszą sobotę miesiąca podczas sprawowanej przeze mnie o godz. 8.30 Mszy Świętej dokonywany jest publicznie akt zawierzenia Matce Bożej. Przybywają na tę Mszę Świętą właściciele małych firm i dużych zakładów pracy. To tutaj Warszawskie Zakłady Kaletnicze „Noma” zawierzyły swoją działalność i wszystkich pracowników, fundując wotum – klęcznik do Komunii Świętej dla wiernych sanktuarium. Ciągle przybywa nowych czcicieli Matki Łaskawej, bo jedni od drugich dowiadują się o błogosławionych skutkach tego pierwszosobotniego zawierzenia. Kończąc, wyrażam nadzieję, że może pewnego dnia władze miasta – nawet incognito – przybędą na Świętojańską, nie tylko, aby się Matce Łaskawej pokłonić, ale też aby zaprosić Ją do współpracy.
ks. dr Józef Maria Bartnik SJ
———————————
Jestem Słowem – Ave Maria Dedykowana kompozycja fortepianowa na chwałę Najświętszej Maryi Panny.
W ostatnich dniach dzieje się dużo, i wiele jeszcze będzie się działo. Zachęcam Polaków, aby sami też wzięli udział w układaniu swojej przyszłości i nie dali się biernie prowadzić. Na tą chwilę najpilniejsza i najważniejszą kwestia polega na tym, aby Polska nie weszła do wojny Ukrainy z Rosją. Ryzyko jest bardzo duże.
W ostatnich dniach dzieje się dużo, i wiele jeszcze będzie się działo. Zachęcam Polaków, aby sami też wzięli udział w układaniu swojej przyszłości i nie dali się biernie prowadzić. Na tą chwilę najpilniejsza i najważniejszą kwestia polega na tym, aby Polska nie weszła do wojny Ukrainy z Rosją. Ryzyko jest bardzo duże.
Nad ranem 20 sierpnia 2025 roku w miejscowości Osiny na Lubelszczyźnie na pole kukurydzy spadł obiekt, czemu towarzyszyła eksplozja. W ciągu dnia rząd poprzez media oznajmił, że to rosyjski dron, a minister obrony narodowej orzekł, że to rosyjska prowokacja. Bardzo to pasuje do różnych scenariuszy rozpoczęcia wojny o likwidację Polski, o której pisałem w poprzednim artykule. Jakże łatwo było przewieźć szczątki rosyjskiego drona z terytorium Ukrainy i rozłożyć je na polu w Polsce. Równie łatwo było zdetonować ładunek hukowy, imitujący wybuch ładunku z głowicy drona. Na miejscu leżących szczątków nie było leju po wybuchu, a tylko wypalony obszar o średnicy ok. 10 m. Jak łatwo zrobić różne operacje na polach zbóż, udowodnili ci, którzy wykonywali piktogramy, aby imitować kosmitów.
Równie łatwo jest publicznie ogłosić, że to ruscy, wydać rozkaz: „hajda na Moskala”, a potem chwycić plecak ucieczkowy i zwiać za granicę. A Polacy niech sobie dalej radzą sami.
W ostatnich dniach doszło do układu USA-Rosja, któremu podporządkowali się rządcy Europy, w tym tzw. Koalicja Chętnych. Są oni chętni oczywiście do „wspierania Ukrainy”, co oznacza wspieranie wojny ukraińskiej, czyli zabijania ludzi i zaciągania długów na finansowanie zabijania ludzi. Jednak na mocy obecnych ustaleń wojna może zostać zakończona, albo przemieniona. Zakończenie wojny byłoby korzystne dla USA, Rosji, Chin, Europy i Polski. Niekorzystne byłoby dla Żeleńskiego i jego reżimu, dla Unii Europejskiej i dla Wielkiego Izraela. Szczególnie ten ostatni podmiot ma tu wielkie możliwości działania, które pokazuje od ponad 100 lat, a w szczególności ostatnio, sterując tym, co dzieje się w Gazie oraz tym, co robi USA. Jeśli małoczapeczkowi pozwolili Trumpowi na zakończenie wojny ukraińskiej, to pytanie, co będzie musiał zrobić w zamian, a wraz z nim, co będzie musiała zrobić Europa i Koalicja Chętnych. Na tą chwilę rysują się dwa prawdopodobne działania.
Sterowanie wojnami
Działanie pierwsze, to zaangażowanie potencjału USA w wojnę przeciw Iranowi. Jest to w tej chwili ważniejsze dla projektu Wielkiego Izraela. Zakłada on bowiem budowę nowego wielkiego szlaku handlowo-surowcowo-telekomunikacyjnego w poprzek Morza Śródziemnego. Projekt ten zakłada dalsze trwanie hegemonii USA, dolara i kontroli wszystkiego przez Wielki Izrael. Wymaga on eliminacji projektu chińskiego, czyli Nowego Jedwabnego Szlaku, i to jest praprzyczyna wojny ukraińskiej. Teraz jednak wojna irańska jest ważniejsza, a USA nie są w stanie prowadzić jednocześnie obydwu.
Działania drugie, to utrzymanie stanu wojny w Europie poprzez przemianę wojny ukraińskiej w wojnę polską. Jest to niezbędne dla podtrzymania istnienia ważnego projektu Wielkiego Izraela, jakim jest Unia Europejska. Bez wojny rozejdzie się w szwach i rozpadnie się, bowiem wszystkie inne łączniki straciły swoją atrakcyjność dla Europejczyków. Pozostały przymus i przemoc, a do tego niezbędny jest strach. Skoro USA nie mogą i nie chcą już finansować Ukrainy w wojnie z Rosją, to czas na rebranding wojny. Najlepiej nadaje się do tego Polska, ze względu poważne aktywa, którymi małoczapeczkowi sterują Polską, a które teraz pokrótce wymienię:
Resentymenty antyrosyjskie w umysłach Polaków, pochodzące częściowo z realnej historii, częściowo z masońskiej dezinformacji. _
Myślenie Polaków historyczne, a nie przyszłościowe, polegające na rozpamiętywaniu krzywd, klęsk i dawnej wielkości, zamiast planowania przyszłej prosperity. _
Brak polskich elit, na skutek ich zniszczenia fizycznego i moralnego. Resztki polskich elit, które przetrwały w Polsce zostały skorumpowane, a większość stanowią ludzie z obcą tożsamością obcego pochodzenia, głównie niemieckiego, ukraińskiego i żydowskiego, udający szczerych polskich patriotów. _
Brak polskiej refleksji w każdej dziedzinie, wymagającej myślenia analitycznego. Myślenia nie ma albo wcale albo jest antypolskie. _
Politycy o tożsamości niepolskiej i antypolskiej, realizujące zlecenia wrogów Polski. _
Media należące do wrogów Polski, rozsiewające ogłupienie i kłamstwa, namawiające Polaków do samobójczych zachowań.
Sojusznicy Polski oficjalni
Mowa oczywiście o tych państwach i bytach politycznych, które są Polakom przedstawiane jako sojusznicy, i to od ponad 100 lat. Polacy są mentalnie przykuci łańcuchami do Zachodu, przy czym pierwsza dezinformacja tkwi już w samym pojęciu. O ile zasięg geograficzny jest jasny: USA, Kanada, Europa Zachodnia, w szczególności Wielka Brytania, Niemcy, Francja, o tyle zakres znaczeniowy został sfałszowany. Większość Zachodu stanowią kraje protestanckie lub antychrześcijańskie, opanowane przez ideologie masońskie.
Polacy myślą, że Zachód to chrześcijaństwo, prawa człowieka, wolność osobista, obiektywna praworządność, dostatek materialny. To jest fałsz, współczesny Zachód to wartości Talmudu, co potwierdziła Ursula von der Leyen na hebrajskim uniwersytecie Ben Guriona. Polityka większości rządów tych państw już od końca XIX wieku jest skierowana nie tylko przeciw chrześcijaństwu, ale również przeciw cywilizacji łacińskiej i własnym narodom.
My, czyli Polska i Polacy jesteśmy przez elity Zachodu traktowani z wyższością, wrogością i pogardą. Traktują nas gorzej, niż tubylców Trzeciego Świata, bo są wewnętrznie przekonani, że nie powinno nas być tu, gdzie jesteśmy. Elity Zachodu konsekwentnie dążą do likwidacji Polski jako bytu politycznego, do usunięcia Polaków z ziemi polskiej i do rozproszenia pozostałej przy życiu reszty po świecie. W najlepszym razie chcieli nas tylko wykorzystać do swoich własnych celów. Tak było podczas zaborów, tak było podczas I Wojny Światowej, w czasie Międzywojnia, podczas II Wojny Światowej, tak jest stale od 1989 roku.
Siłą głównych podmiotów Zachodu jest dobre wrażenie, zapewniane przez wielkie pieniądze i sprawną machinę propagandową małoczapeczkowych. Polacy nie wiedzą, bo nie uczą nas prawdziwej historii, że ten wspaniały Zachód, wielbiący demokrację i prawa człowieka finansował niemieckich nazistów, bolszewików, dojście i utrzymanie się jednych i drugich u władzy, Rewolucję i II Wojnę Światową. Zawsze obiecywali Polakom gruszki na wierzbie, zawsze Polaków oszukiwali, zawsze byli fałszywi i wiarołomni, zawsze nie liczyli się z polskimi ofiarami, zawsze wspierali w Polsce swoją agenturę jako największych polskich patriotów. Polacy nigdy nie mogli spodziewać się niczego dobrego od Zachodu, poza dobrym słowem, maskującym oszustwo, pogardę, wyzysk i zdradę. Wielu Polaków, którzy nie są wrażliwi na interesy narodowe przechodzi nad tym do porządku dziennego, wierząc, że Zachód da im wysoką stopę życiową. To też się zmienia, bowiem ten bogaty Zachód pogrąża się w głębokim kryzysie społecznym, ekonomicznym i politycznym, i za chwilę niewiele zostanie z dawnego bogactwa. Zachodowi pozostaje na tą chwile wyzysk takich ludów i narodów, jak Polacy, względnie innych, które są od Zachodu zależne. Poza tym wszyscy oni są sterowani przez małoczapeczkowych i włączeni w ideę i projekt budowy jednego państwa światowego, czyli de facto globalnego Wielkiego Izraela. Ci oficjalni sojusznicy nie są więc sojusznikami Polski, ale sojusznikami wojny o likwidację Polski. Są to więc nasi faktyczni wrogowie, włączając w to banderland.
Ten współczesny blok państw zachodnich można więc traktować jako Koalicję Chętnych do Likwidacji Polski. Nic nowego, Roosevelt używał Chamberaine’a Churchilla, Daladiera, Becka i Rydza-Śmigłego, aby wepchnąć Polskę w paszcze Hitlera i Stalina. Sam zaś był dokładnie sterowany przez swoich małoczapeczkowych mentorów.
Sojusznicy Polski nieoficjalni
Są jednak siły na świecie, które Polsce sprzyjają lub mogą sprzyjać. Pośród tych drugich można wymienić narody Europy, które w tej chwili znajdują się pod wpływem swoich rządów i elit, wrogich nie tylko Polsce, ale również własnym narodom. Trzeba jednak czekać na przebudzenie w nich myślenia narodowego, a nie imperialnego, jakie jeszcze dotąd przejawiają Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy. Bytem politycznym działającym, czynnym i mającym znaczenie globalne są Chiny. Jest to państwo, ludność i elity, które nie mają żadnych pretensji i zadrażnień z nami, które czują z nami solidarność jako ofiary Zachodu, które mają strategiczne interesy geopolityczne, zbieżne z naszymi.
Polacy muszą natomiast wykonać wielką pracę intelektualna nad sobą, aby to w ogóle dostrzec i zrozumieć, a następnie by zacząć zmieniać politykę i orientację geopolityczną Polski. Zamiast żelaznej kurtyny, przedzielającej Europę powinniśmy być Mostem i Strażnicą Eurazji, aby umożliwić łączność Wschód-Zachód, strategiczne przepływy i ich kontrolę, wszystko to poza zasięgiem Wielkiego Izraela. Ten projekt byłby korzystny nie tylko dla Chin i Polski, ale również dla USA i całego świata. USA wreszcie mogłyby zająć się sobą i budową własnej prosperity, a nie pilnowaniem interesów małoczapeczkowych na całym świecie, a świat odetchnąłby z ulgą, uwolniony od groźby ciągłych wojen, wywoływanych po to, aby ten pomysł nie mógł dojrzeć i zaistnieć.
Prowokacje wojenne
Stawka więc jest wielka, a czas gorący. Jeśli bowiem wojna ukraińska zakończy się, zanim rozszerzy się na Polskę, to później będzie dużo trudniej wywołać wojnę samej Polski z Rosją. Dlatego należy bardzo uważnie obserwować wszelkie dziwne wydarzenia w Polsce, szczególnie na wschód od linii Wisły. Dziwne pożary, akty sabotażu, prowokacje, wybuchy, upadki obiektów latających. Wszystko, co teraz wydarzy się w Polsce, może służyć temu, aby ekipa w Warszawie, posłuszna swoim sojusznikom z Zachodu mogła ogłosić stan wojenny, mobilizację, wyłączyć wolność słowa, zablokować opozycję i wykonać to, co jej każą. Teraz jest najgroźniejszy moment, bowiem poparcie rządu spada na łeb, Polacy zaczynają się orientować, że ukraińska wojna toczy się o likwidację Polski, narodowa opozycja rośnie w siłę, a świat coraz bardziej odwraca się od projektu Wielkiego Izraela.
Kto mógł wysłać tego drona do Polski? Komu mogłoby w tym konkretnym momencie zależeć na prowokacji, pchającej Polskę do konfliktu z Federacją Rosyjską? Należy uwzględniać trwające obecnie rozmowy i próby zakończenia tej wojny. Do pokoju dążą USA i Rosja. Komu natomiast zależy na dalszym trwaniu wojny? Ano temu, dla kogo jest to korzystne. Kto ma korzyść z tej wojny, kto jej potrzebuje? Wyliczmy:
Reżim w Kijowie, który po zawarciu pokoju zostanie zlikwidowany przez samych Ukraińców.
Koalicja Chętnych, czyli głównie Niemcy, Francja, Wielka Brytania i reżim nad Wisłą. Oni tego potrzebują, aby mogła dalej trwać Unia Europejska i mogła powstać Europejska Unia Obronna. Te struktury są potrzebne do trzymania Europy w niewoli. Dzięki tym strukturom obecne europejskie elity chcą utrzymać się przy władzy.
Reżim nad Wisłą, bo znajduje się w podobnej sytuacji, jak reżim w Kijowie. Narobił takiego bałaganu, że boi się nawet własnych wyborców, tym bardziej, że różne machloje dopiero wyjdą na jaw. Eskalacja wojny na Polskę pozwoliłaby tej ekipie na siłowe utrzymanie władzy. Jednocześnie ekipa ta uciekłaby z Polski zaraz na początku konfliktu. Jedno z drugim się nie kłóci, oni nie mają wielkich zdolności analitycznych, kierują się potrzebą chwili, dla której gotowi są zrobić wszystko.
Najważniejszy gracz – małoczapeczkowi. Potrzebują struktur zarządzania Europą, czyli Unii Europejskiej i Europejskiej Unii Obronnej, oraz struktur zarządzania chaosem wojny, czyli reżimu w Kijowie i reżimu nad Wisłą. Wszystko to stracą, jeśli dojdzie do trwałego pokoju na Ukrainie. Poza tym zawsze zainteresowani konfliktem, zawsze chętni do wojny obcymi rękoma. Twórcy wszystkich dotychczasowych Koalicji Chętnych do Likwidacji Polski.
Teraz zainteresowani szczególnie, bo rozpaczliwie walczą o utrzymanie swoich globalnych wpływów. Dlatego widzimy gorące wojny na Bliskim Wschodzie i Ukrainie. Wojna w Polsce byłaby wisienką na torcie.
Najgroźniejszym momentem będzie wrzesień 2025 roku, gdy na Białorusi odbędą się wielkie manewry białorusko-rosyjskie Zapad 2025. Wtedy będzie najłatwiej o prowokację i wywołanie wojny, która wymknie się spod kontroli Polaków, zlikwiduje Polskę i przygotuje to miejsce do nowego życia dla innych ludzi.
Czytaj „Poradnik świadomego narodu”, tam znajdziesz więcej przydatnej wiedzy: LINK
[Proszę zobaczyć, jak argumentuje ten Leszek Szymowski . Porażająca potęga logiki. I takiego [—-] zatrudnia NCz! Mirosław Dakowski]
——————————————
13.07.2025. Pożar hali produkcyjnej w Mińsku Mazowieckim. Foto: PAP
Pożar hali targowej w Mińsku Mazowieckim miał wybuchnąć z inspiracji rosyjskich tajnych służb – ujawniła polska prokuratura. To już co najmniej trzecia taka akcja sabotażowa na terytorium Polski w ostatnich miesiącach. Przyjrzeliśmy się kulisom działania prorosyjskich dywersantów. [To pisz autor notki, nie cytuje “polskiej prokuratury”. MD]
Ukrainiec Daniil B. (w tym roku skończył 19 lat) może już do końca życia oglądać świat zza krat. Chcą tego polscy i litewscy prokuratorzy, którzy podejrzewają go o udział w nietypowej, zorganizowanej grupie przestępczej. Jej szefem miał być oficer rosyjskiego wywiadu wojskowego. Celem zaś miały być akty terroru, które mogły się skończyć śmiercią lub kalectwem wielu osób. A wszystko w ramach wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję przeciwko państwom zachodu. [sic!! md]
Od pożaru do pożaru
Jeśli wierzyć prokuratorom z Warszawy i Wilna, to Daniil B. został nagrany przez kamery monitoringu w sklepie IKEA, w stolicy Litwy, 9 maja 2024. Tego dnia wieczorem wybuchł tam pożar, który strawił większą część marketu. Ogień zaczął się rozprzestrzeniać, gdy wewnątrz nikogo nie było, skutkiem były więc tylko potężne straty materialne. Strażacy od początku twierdzili, że ogień był wynikiem zbrodniczego podpalenia. Ruszyło śledztwo, a pierwszym śladem były nagrania z monitoringu. Specjaliści analizowali je przy pomocy złożonych algorytmów. Te zwróciły uwagę, iż w miejscu, w którym wybuchł pożar, wcześniej podejrzanie długo kręcili się dwaj młodzi ludzie. Analiza danych geolokalizacyjnych pozwoliła ustalić numery ich telefonów. Zarejestrowane były poza Unią Europejską, więc nie od razu można było poznać tożsamość ich właścicieli. Jednak można było znowu ustalić ich położenie, gdyby aparaty zostały włączone.
Jeden z telefonów uruchomił się trzy dni później w Warszawie. Była noc, 12 maja 2024. Telefon przesuwał się, co wskazywało na to, że jego właściciel gdzieś jedzie z dużą prędkością. Zapisy geolokalizacyjne wskazują, że zatrzymał się przy ulicy Marywilskiej 44. Znajduje się tam jedno z największych w warszawie centrów handlowych. Kilkanaście minut później wybuchł tam potężny pożar. Strawił 1400 sklepów wynajmowanych przez ponad 700 osób, z których część straciła w ten sposób dorobek całego życia. Gdy ogień wybuchł, lokalizatory zarejestrowały przemieszczanie się telefonu w pobliżu. Kilkanaście minut później, gdy na ulicy Marywilskiej pojawiły się zastępy straży pożarnej, właściciel telefonu odjechał z miejsca. Dalsze zapisy nadajników i lokalizatorów wskazały, że uciekał drogą prowadzącą w stronę Białegostoku. Potem skręcił w stronę Suwałk i ponad trzy godziny po wybuchu pożaru przekroczył granicę polsko-litewską. I tu spotkała go niemiła niespodzianka. Na drodze prowadzącej do Kowna, zatrzymali go uzbrojeni komandosi. Młody człowiek nazywał się Daniil B. i okazał się obywatelem Ukrainy. Litewskim policjantom tłumaczył, że jest uchodźcą ze swojego kraju, pogrążonego w wojnie, a na Litwę jedzie po to, żeby podjąć pracę. Trafił za kratki, podejrzany o udział w podpaleniu centrum handlowego Ikea w Wilnie. Ani policjanci, ani litewska prokuratura nie wiedziała jeszcze wtedy, jak poważny był ten udział.
Ślady zbrodni
Jeszcze tego samego dnia litewscy prokuratorzy zaczęli badać telefon Daniila B, wykorzystując najnowsze osiągnięcia informatyczne. – „Powszechne jest przekonanie, że z telefonu można trwale usunąć wszystkie dane, w tym zdjęcia i zapisy rozmów prowadzone przez komunikatory – mówi Jarosław Bartniczuk – emerytowany oficer Biura Ochrony Rządu, dziś właściciel firmy zajmującej się informatyką śledczą. – To nieprawda, dzisiejsza technika pozwala odzyskać wszystkie dane, w tym zdjęcia, filmy, kontakty i SMSy. I to nawet z uszkodzonych fizycznie aparatu czy karty” – uważa oficer.
To, co śledczy znaleźli w telefonie młodego Ukraińca, okazało się szokujące. Było tam nagranie pożaru hali targowej przy ulicy Marywilskiej oraz korespondencja prowadzona poprzez komunikator internetowy Telegram w języku rosyjskim z mężczyzną używającym imienia „Ołeksandr”. Z korespondencji wynikało, że Daniil B. dostał polecenie, by pojechać na ulicę Marywilską i sfilmować pożar, który o konkretnej godzinie miał wybuchnąć. W zamian otrzymał wynagrodzenie przesłane w kryptowalutach – wirtualnych pieniądzach. Dociekliwy litewski technik odzyskał ten film, a potem, przy pomocy specjalnych narzędzi informatycznych zaczął go szukać w sieci. Znalazł ten film na… rosyjskim portalu propagandowym. Tak zniknęły resztki wątpliwości co do mocodawców zatrzymanego młodzieńca.
Ale i to nie koniec. Technikom udało się również odczytać wcześniejszą o kilka dni korespondencję Daniila B. Wynikało z niej, że młody człowiek długi czas przebywał na terenie sklepu Ikea w Wilnie, dokładnie zapoznawał się z jego wnętrzem, a potem skonstruował urządzenia zapalające, umożliwiające zdalne wywołanie pożaru. Dokładnych instrukcji udzielał mu przez komunikator internetowy wspomniany Ołeksandr V. Z treści korespondencji wynikało, że V. to kadrowy oficer GRU, czyli rosyjskiego wywiadu wojskowego. Analizując dalej zapisy z telefonu komórkowego, technicy odkryli, że Daniilowi B. pomagał w tym inny mężczyzna – w telefonie wpisany był jako „Sasza”. Z zapisów korespondencji wynikało, że również wykonywał polecenia oficera rosyjskiego i przygotowywał materiały zapalające. Litewskim śledczym udało się poznać numer telefonu tajemniczego „Saszy”, a następnie zlokalizować go. Okazało się, że „Sasza” przebywa w Polsce. Następnego dnia zatrzymały go polskie służby. „Saszą” okazał się obywatel Ukrainy Aleksander H. Trafił do aresztu.
Rekordowe oględziny
13 maja 2024 Prokuratura Krajowa wszczęła śledztwo w sprawie podpalenia hali przy ulicy Marywilskiej. Potrzeba było kolejnego półtora miesiąca, aby śledczy mogli obejrzeć miejsce pożaru. Oględziny rozpoczęły się dopiero 30 lipca, bo wtedy uprawomocniła się decyzja inspektora nadzoru budowlanego, który zezwolił na rozebranie spalonej hali. Oględziny – największe w historii polskiej kryminalistyki – zaangażowały aż 55 prokuratorów, 100 policjantów z Komendy Stołecznej, funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, techników, biegłych Straży Pożarnej oraz operatorów maszyn. Rekordowa była także ilość osób, które w sprawie uzyskały status pokrzywdzonego – łącznie aż 530. Wszyscy przeszukiwali pogorzelisko o powierzchni ponad 6 hektarów (dla porównania: Rynek Główny w Krakowie ma 4 hektary powierzchni). – „W wyniku przeprowadzonych czynności oględzinowych w pogorzelisku zabezpieczono w sumie 33 sejfy i 48 kasetek z pieniędzmi, a także 8 bankomatów, w których znajdowało się łącznie prawie 1,2 mln zł – mówi Przemysław Nowak z Prokuratury Krajowej – Dotychczas poszkodowanym zwrócono m.in. blisko 2 mln zł w formie niespalonych pieniędzy, blisko 1 kg złota w sztabkach i ponad 3 kg biżuterii”.
Biegli nie mieli wątpliwości, że pożar był wynikiem celowego podpalenia. Taki sam wniosek wypłynął z analizy pożaru wielkopowierzchniowego marketu budowlanego w Warszawie, który miał miejsce 14 kwietnia 2024 roku (w jego wyniku spłonęła część sklepu). To z kolei pozwalało przyjąć, że w stolicy Polski działa niebezpieczna grupa przestępcza, która zajmuje się podpalaniem wielkopowierzchniowych galerii, co potencjalnie może stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia tysięcy osób. Dlatego oba wątki połączono w jedno śledztwo (sygnatura akt 1001.105.Ds.54.2024), a całość sprawy powierzono elitarnemu Mazowieckiemu Wydziałowi Prokuratury Krajowej ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji.
Wielkie śledztwo
9 sierpnia 2024 polscy i litewscy prokuratorzy podpisali dokument o powołaniu specjalnego, wspólnego zespołu śledczego do wyjaśnienia pożarów w obu państwach. Już było wiadomo, że podpalenie było wynikiem dywersji prowadzonej przez rosyjski wywiad wojskowy. Potwierdziły to meldunki tajnych służb, sporządzane w oparciu o międzynarodową współpracę wywiadowczą. Na jej podstawie służby państw NATO przekazują sobie wzajemnie informacje ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa krajów członkowskich. Część tych informacji trafia do organów ścigania. Okazało się, że wywiady państw zachodnich, głównie CIA, informowały, że zbrodnicze podpalenia były wynikiem dywersji przeprowadzonej przez rosyjski wywiad wojskowy GRU. Dzięki wywiadowczej współpracy udało się ustalić personalia dwóch stojących w drabinie zbrodni wyżej niż dwaj zatrzymani Ukraińcy. To Ołeksandr V. i Serhij H. Obaj poszukiwani są międzynarodowymi listami gończymi.
Daniil B. usłyszał zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej popełniającej czyny o charakterze terrorystycznym. Za to grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności. Drugi zarzut polega na tym, że na zlecenie obcego wywiadu miał organizować akt sabotażu, który mógł doprowadzić do śmierci wielu osób. Za to przestępstwo polski kodeks karny (art. 130 ust. 7) przewiduje dożywotnie więzienie. – „Na obecnym etapie nie informujemy o treści wyjaśnień podejrzanego” – mówi prokurator Przemysław Nowak. B. przebywa w litewskim areszcie, w ścisłej izolacji.
Część druga rozważań o hipotetycznej wojnie, która mogłaby ogarnąć ziemie polskie. Na dzień dzisiejszy to political fiction. Czy stanie się to realne w 2027 roku, jak uprzedzał premier Tusk? Czy może już we wrześniu 2025 roku, przy okazji manewrów Zapad, zorganizowanych przez siły zbrojne Federacji Rosyjskiej i Białorusi u naszych granic? Jakże łatwo będzie o prowokację, a gnostycy lubią symbolikę. „Nowa kampania wrześniowa”, pięknie by brzmiało w podręcznikach przyszłości. Dużo zależy od zachowań naszych oficjalnych sojuszników, ale najwięcej od reakcji samych Polaków – czy pozwolą się sprowokować, czy też odmówią walki zbędnej i samobójczej.
−∗−
Zdjęcia tytułowe: strefa Warszawy 1945 i strefa Gazy 2025. Podobieństwo nieprzypadkowe. LINK / LINK
Wojna w Polsce, czyli kształt rzeczy strasznych, cz.2
Część druga rozważań o hipotetycznej wojnie, która mogłaby ogarnąć ziemie polskie. Na dzień dzisiejszy to political fiction. Czy stanie się to realne w 2027 roku, jak uprzedzał premier Tusk? Czy może już we wrześniu 2025 roku, przy okazji manewrów Zapad, zorganizowanych przez siły zbrojne Federacji Rosyjskiej i Białorusi u naszych granic? Jakże łatwo będzie o prowokację, a gnostycy lubią symbolikę. „Nowa kampania wrześniowa”, pięknie by brzmiało w podręcznikach przyszłości. Dużo zależy od zachowań naszych oficjalnych sojuszników, ale najwięcej od reakcji samych Polaków – czy pozwolą się sprowokować, czy też odmówią walki zbędnej i samobójczej.
To kolejne państwo, utworzone sztucznie, oficjalnie w 1991 r. Próby jego utworzenia zostały rozpoczęte w 1918 r., wraz z rozpadem Monarchii Austrowęgierskiej i odrodzeniem państwa polskiego. Ukraińska świadomość narodowa, a raczej ten zespół uczuć i światopoglądu, który za taką uchodzi został stworzony przez siły pozaukraińskie w II połowie XIX wieku, na fali tworzenia się nacjonalizmów, w tym samym czasie, co rewolucyjny komunizm Marksa i syjonizm, głoszący konieczność odbudowy państwa Izrael. W tworzenie nowej tożsamości ukraińskiej zaangażowały się wpływy austriackie i niemieckie. Poprzez podobieństwo ideologii banderyzmu do idei talmudycznych można też podejrzewać wpływy gnostycko-chazarskie.
Od samego początku nowa tożsamość ukraińska była skierowana antypolsko i antykatolicko, czego wyrazem była Rzeź Wołyńska, czyli ludobójstwo, dokonane przez Ukraińców na Polakach, Żydach, Czechach i innych narodach, znajdujących się w zasięgu ludzi, którzy poszli za ideologią banderyzmu. Bezprzykładnie okrutne mordy objęły Wołyń i Małopolskę Wschodnią. Państwo ukraińskie do tej pory nie rozliczyło się z tej zbrodni i nie podjęło praktycznie żadnych starań, aby umożliwić Polakom pochówek zamordowanych Polaków. Większość Ukraińców nie wie o tej zbrodni, jest ona przez władze ukraińskie przemilczana wobec własnych obywateli. Z pewnością ma tu znaczenie fakt skali liczebnej zbrodni, jej niesamowite okrucieństwo, i ofiary, którymi w większości były kobiety, dzieci i starcy. Gdyby prawda o zbrodniach Ukraińców w latach 40-tych wyszły na jaw, byłoby to potężnym ciosem w prestiż państwa ukraińskiego. Nie ma ono bowiem żadnych własnych tradycji poza historią OUN/UPA, i żadnej innej idei, niż banderyzm. Ujawnienie przed Ukraińcami tych zbrodni i nagłośnienie ich przed światem mogłoby ugruntować świadomość, że aktem założycielskim państwa ukraińskiego jest zbrodnia.
Państwo ukraińskie uzyskało formalną niepodległość w 1991 r. Od razu znalazło się się pod gospodarczym wpływem gnostyków i koncernów z Zachodu. W tamtym czasie, w dekadzie Jelcyna także Rosja, przeżywając smutę po rozpadzie ZSRR była otwarta na zachodnie wpływy, co awansowało nielicznych oligarchów i zubożyło większość ludności. Nie mając własnych tradycji kulturowych i ustrojowych, rusińska ludność Ukrainy dostała się pod władzę liderów chazarskiego pochodzenia. Państwo to jest ogromnie skorumpowane, a jego ludność zdemoralizowana, co objawia się chociażby odsetkiem chorób przenoszonych drogą płciową. Wielkie zasoby Ukrainy nie należą więc do ludu ukraińskiego, lecz do oligarchów, służących interesom Wall Street i City of London.
Politycznie Ukraina od razu po uzyskaniu niepodległości znalazła się w rosyjskiej strefie wpływów, i na mocy nieformalnych porozumień NATO – Rosja z początku lat 90-tych tak miało już pozostać. Bardzo szybko jednak USA i inne państwa Zachodu, głównie Wielka Brytania i Niemcy zaczęły łamać ustalenia, próbując przeciągnąć Ukrainę na swoją stronę. Udało się to w 2014 r., i od tamtej pory trwa zastępczy konflikt między NATO a Rosją na terytorium Ukrainy, zużywający zasobu ludzkie i materiałowe Ukrainy oraz przepalający potencjał Zachodu. Na skutek działań związanych z wojną, strat wojennych i przesiedleń ludność państwa ukraińskiego została zredukowana do ok. 26-30 milionów. Duża część diaspory ukraińskiej, nie wiadomo dokładnie, jak liczna znajduje się obecnie w Polsce. Ukraińcy zapatrzeni są w Niemcy i zawsze wybierają interes niemiecki. Pomimo tego tak oczywistego faktu Polska jest ślepo wierna polityce proukraińskiej, co nie ma co prawda żadnego podłoża w faktach, ale za to jest jedną z metod narodowego samobójstwa Polaków. Od początku swojego formalnego istnienia państwo ukraińskie okazuje nam jawną niechęć i ledwo skrywaną wrogość, a ludność ukraińska, mimo że doznała od Plaków wielu dobrodziejstw i dowodów autentycznej sympatii jest głęboko niewdzięczna i przejawia postawę roszczeniową. Na Ukrainie Zachodniej silne są tendencje banderowskie i nienawiść do Polski i Polaków. Ukrainę należy uznać za inwestycję gnostycką i kolejny obszar i strukturę, znajdującą się pod okupacją gnostycko-chazarską. Stanowi więc narzędzie destabilizacji całego regionu. Polska powinna traktować Ukrainę nie jako strategicznego partnera, ale jako strategiczne zagrożenie. Dopóki bowiem Ukraina będzie państwem mającym chociaż pozory suwerenności, będzie prowadziło politykę antypolską. Jeśli pozostanie pod wpływem niemieckim, będzie używana do zmuszania Polski do posłuszeństwa Niemcom. Jeśli będzie pod wpływem USA, co oznacza również wpływ gnostycko-chazarski, może w każdej chwili zostać użyte do wywołania kolejnej wojny, zarówno lokalnej, np. przeciw Polsce, jak i globalnej, np. przeciw Rosji. Będzie tak, dopóki na Ukrainie nie wykształcą się rodzime, narodowe elity, potrafiące trzeźwo ocenić rzeczywisty interes Ukrainy. Droga do tego bardzo jest daleka, i nie wiadomo, czy Ukraińcy na nią kiedykolwiek wstąpią.
Przewodzą federalizacji i centralizacji Unii Europejskiej zgodnie z planem Spinelliego, oraz zmieniają strukturę społeczno-etniczną Niemiec i całej Europy, zgodnie z planem Kalergiego. W ramach resetu z Rosją za prezydentury Barracka Husseina Obamy Niemcy podjęły szeroką współpracę z Federacją Rosyjską, zarówno gospodarczą, jak i polityczną. Wówczas premierem rządu w Polsce był Donald Tusk, tak samo, jak teraz, i wówczas Rosja była dobra dla USA, Europy, Niemiec i Polski. To wtedy Niemcy przystąpiły do realizacji planu uzależnienia od siebie całej Europy za pomocą tanich, rosyjskich weglowodorów. W tym celu zbudowano rurociąg Nordstream po dnie Bałtyku, omijający ziemie polskie. Takie usytuowanie nie było jednak skutkiem pierwotnego planu rosyjsko-niemieckiego, lecz uporu rządu w Polsce. Nordstrem miał bowiem zasilać Niemcy i Europę, ale z pominięciem Ukrainy, Rosja bowiem chciała uzależnić od siebie to państwo i odciąć od Zachodu. Rząd w Polsce wybrał wtedy solidarność z Ukrainą i brak solidarności z Polską.
Obecnie Niemcy zostały przez USA zmuszone do odcięcia się od Rosji i zmiany swoich planów gospodarczo-surowcowych. Nie mając szerokiego dostępu do rosyjskich dostaw, Niemcy zmuszeni są do zaopatrywania się w surowce pod kontrolą USA. Postanowiły więc wykończyć Europę w inny sposób: narzucając wszystkim państwom UE zielony ład, co oznacza wdrażanie drogich i nieefektywnych tzw. zielonych technologii, których komponenty Niemcy sprowadzają z Chin. To jednak też nie będzie działać, ponieważ Chiny są teraz sojusznikiem Putina, więc są dla Europy złe, USA narzuciły Europie twarde warunki, a nade wszystko, Chińczycy nauczyli się od białych technologii. Teraz produkują taniej i lepiej i nie potrzebują do tego Niemców. Ci musieli więc po raz kolei zmienić plany na uzależnienie i przebudowę Europy, wymyślili więc zniszczenie europejskiego rolnictwa za pomocą dwóch narzędzi: nieograniczonego importu tanich produktów rolnych z Ukrainy oraz Ameryki Południowej. Ten pierwszy cel realizują w ramach wsparcia Ukrainy, która walczy z Rosją, a ten drugi w ramach umowy MERCOSUR. Niemcy chcą sprowadzać z Ameryki Południowej tanie produkty, a w zamian będą tam wysyłać swoje wyroby przemysłowe. Jednocześnie w ramach UE narzucili europejskim rolnikom drakońskie normy, czyniąc produkcję rolną w Europie nieopłacalną w konkurencji z importem z Ukrainy i krajów MERCOSUR. W ten sposób gnostycy, sterujący Unią i Niemcami zamierzają doprowadzić rolników europejskich do bankructwa lub zmiany sposobu życia. Za jednym zamachem chcą osiągnąć trzy cele: uzależnić Europę od żywności spoza Europy, przejąć ziemię rolną, zlikwidować najbardziej konserwatywną grupę społeczną w Europie. Wówczas wszyscy będą zależni od dostaw, dostarczanych przez koncerny, należące do gnostyków.
Sterowana przez Niemcy UE wraz z Wielką Brytanią ma jeszcze jeden pomysł na zniszczenie państw Europy i uzależnienie ludności od gnostyckiej władzy. Jest to Europejska Unia Obrony, czyli sojusz militarno-polityczno-gospodarczo-finansowy. Oficjalnie ma zabezpieczyć UE przed atakiem Rosji. W tym celu ma zostać uruchomiony gigantyczny plan remilitaryzacji Europy, który składa się z trzech głównych elementów. Po pierwsze, narody Europy zgodzą się na nieograniczone zadłużenie w instytucjach finansowych, oficjalnie w celu sfinansowania uzbrojenia, faktycznie w celu przejęcia kontroli nad państwami i narodami przez bankierów. Po drugie, unijne inwestycje zbrojeniowe będą zlokalizowane na Ukrainie, poza kontrolą narodów Europy. Po trzecie, wszystkie armie, rządy, administracje i ludzie w UE znajdą się pod centralnym zarządem Komisji Europejskiej i nowego Sztabu Generalnego. W ramach Europejskiej Unii Obrony ma obowiązywać fińska zasada obrony totalnej. Oznacza ona, że unijna władza w razie jakiegokolwiek zagrożenia, nawet takiego, który sama sobie wymyśli przejmie całkowitą kontrolę nad mieniem i życiem obywateli. Ludzie i ich majątki zostaną zarekwirowani i postawieni do dyspozycji Sztabu Generalnego. UE co prawda nie zapewni skutecznej obrony terytorium i ochrony ludności cywilnej, ale za to umożliwi im dowartościowanie się jako żywe tarcze UE na własnej, spalonej ziemi. UE przyjęła w ten sposób plan zadłużenia i zbankrutowania państw członkowskich, dofinansowania Ukrainy i spalonej ziemi jako taktyki obronnej.
Polska
Polska od początku formalnej niepodległości Ukrainy jest wiernym sojusznikiem tego państwa i pełni rolę jego formalnego i nieformalnego rzecznika. Wynika to z naszych narodowych resentymentów, głównie Doktryny Giedroycia i sentymentu do Piłsudskiego i Sanacji. Jest to jednak klasyczna marksowska fałszywa świadomość, podtrzymywana przez media i zakłamaną edukację historyczną. Te doktryny, idee i tradycje, które Polakom sufluje się jako najlepsze i jedyne rozwiązanie, służą innym bytom, niż Polska, i są dla narodu i państwa polskiego wprost samobójcze. Podtrzymaniu tej fałszywej świadomości służy cały legion historyków i publicystów.
Jest to miłość nieodwzajemniona, a raczej odwzajemniona nienawiścią. Ani władze, ani obywatele Ukrainy nie doceniają tego, co robi dla nich Polska i Polacy, i nie zanosi się na zmianę tego usposobienia. Natomiast w ramach diaspory wlała się do polski wielka fala niekontrolowanej ludności, częściowo o sympatiach banderowskich. Wśród tych ludzi znaleźli się przestępcy, którzy obecnie działają w Polsce z bandyckich grupach, a także agenci służb ukraińskich i zapewne różnych innych. Polacy dali tym ludziom gościnę, traktując jak uchodźców wojennych. Tymczasem w dokumentach unijnych nazywają się oni nie refugees, lecz displaced, co oznacza, że mamy do czynienia z planową akcją przesiedleńczą. Państwo polskie przyznało tym ludziom bardzo dużo przywilejów i transferuje do nich świadczenia socjalne o wielkiej wartości, kosztem Polaków. Poza tym państwo polskie przekazało armii ukraińskiej uzbrojenie swojej armii całkowicie za darmo, a także finansuje różne aspekty funkcjonowania ukraińskiej państwowości. Polacy nie zostali o tym wszystkim poinformowani przez władzę. Wszystko to jest robione pod hasłem, że musimy wspierać Ukrainę, bo walczy za nas, czyli za Polskę i Europę. W tej narracji Ukraina walczy za wolny świat z tyranią, dlatego nie ma takich kosztów, jakich nie należy ponieść. Gdyby nie to, rosyjskie czołgi najechałyby Polskę i całą Europę aż do Atlantyku. Wszędzie zapanowałby ruski mir, czyli bieda, prymityw, zamordyzm, mordy i gwałty.
Cała ta narracja jest oczywiście fałszem. Rosja nie planuje atakować Europy, a nawet Polski. Rosyjska armia stoi nad polskimi granicami cały czas od II Wojny Światowej. Granica Polski z Królewcem i Białorusią to ponad 500 km. Gdyby Rosja chciała, napadłaby Polskę bez trudu w każdej chwili, mając wielkie ilości różnych środków walki. Polska zaś nie ma czym walczyć z Rosją, tym bardziej, że rozbroiła się dla Ukrainy. Zamordyzm i ograniczanie wszelkiej wolności to obecnie rzeczywistość zachodnioeuropejska, pod hasłem poprawności politycznej. Mordy i gwałty są już na Zachodzie, i coraz częściej zdarzają się w Polsce. Przychodzą wraz z wielokulturową imigracja, na przyjęcie której zgodziła się rząd w Polsce. Ukraińska działaczka w Polsce, Natalia Panczenko, która dostała obywatelstwo od prezydenta Dudy odgrażała się, że będą w Polsce zamieszki i podpalenia, będą płonąc sklepy, jeśli Polacy będą zachowywać się nie tak, jak lubią Ukraińcy. Krótko po tym w Polsce zaczęła się seria dziwnych pożarów. Zapłonęły m.in. galerie handlowe i magazyny. W kilku przypadkach ujęto Ukraińców, dokonujących podpaleń lub planujących inne akty terroru. Każde podpalenie i każdy złapany Ukrainiec natychmiast przez propagandę w Polsce ogłaszany jest agentem Putina. Ta sama propaganda głosi, że Rosja chce nas napaść. Polacy zaś w większości wierzą propagandzie mediów głównego nurtu, które zgodnie podtrzymują dezinformację zarówno co do teraźniejszości, jak i historii.
Polskie fobie i manie
Oddziaływanie wrogiej propagandy na świadomość Polaków możliwe jest dzięki specyficznemu mentalnemu podłożu, które określa stosunek Polaków do głównych bytów politycznych, mających wpływ na sytuację w Polsce. Te z kolei bazują na zadawnionych resentymentach, które można podporządkować głównej osi Wschód-Zachód, będącym wektorem o stałym kierunku, lecz zwrocie naprzemiennym, zmieniającym się, w zależności od kierunku indoktrynacji. Wobec Wschodu i Zachodu Polacy mają więc jeden z dwóch stosunków: sympatię lub antypatię, i bardzo u nas trudno o stosunek zrównoważony. Polacy wobec tych dwóch stron polityczno-cywilizacyjnego świata przeżywają więc albo fobię, albo manię. Na chwilę obecną, mniej więcej od początków XVIII wieku żyjemy według okcydentomanii i orientofilii. Oznacza to, że świat na zachód od Polski traktujemy z czcią bałwochwalczą, a na wschód – z niechęcią i obawą, przeradzającą się czasem w panikę i histerię. Ten nasz stosunek bazuje po równo na wydarzeniach historycznych i fałszywej wizji tych wydarzeń. Nie miejsce tu na dokładne wyjaśnianie tych zawiłości, ujmę to w skrócie. Polacy uważają Zachód za obszar wszelkiego dobra. Po części wynika to z dziedzictwa chrześcijaństwa, po części z gnostyckiej propagandy. Większość Polaków wciąż myśli, że Zachód to nasza kultura i wzorzec cywilizacyjny. Tak było kiedyś, dziś Zachód odszedł od własnej kultury i normotypu łacińskiego, a przyjął kabalizm, talmudyzm i gnozę.
Prawa są odbierane, a dobrobyt, zawdzięczany po części pracy pokoleń, a po części grabieży reszty świata odchodzi w przeszłość. To samo dzieje się z przewagą technologiczną, która dziś jest na Dalekim Wschodzie. Polacy przez Zachód nie są traktowani jako część Zachodu, tylko jako kolonialny Trzeci Świat, obszar podboju i grabieży. Zachód niewiele zrobił dla nas dobrego, poza dobrym wrażeniem. W rzeczywistości zaznaliśmy od elit rządzących tym obszarem wielu upokorzeń, zdrad i krzywd. Na przyszłość związanie się z tym obszarem to samobójstwo, Zachód bowiem prowadzony jest przez gnostyków dokładnie tam, dokąd ma trafić, czyli na dno. Jakiekolwiek nadzieje można wiązać z Zachodem dopiero wtedy, gdy się od tego dna odbije. Póki co z pewną nadzieją można patrzeć na USA, jako kraj o wielkim potencjale, który może sobie pozwolić na wyzwolenie spod okupacji gnostycko-chazarskiej.
Wschód Polacy traktują po trosze jako obszar zacofany, a po trosze jako źródło zła i zagrożeń. Winna temu jest Rosja, a raczej historia kontaktów Polski i Polaków z Rosją. Ta świadomość trwa od czasów, gdy w XVIII wieku Cesarstwo Rosyjskie zdominowało Polskę politycznie, a potem włączyło się do rozbiorów. Dalej były powstania i represje, potem Rewolucja bolszewików i wojna z nimi, potem Pakt Ribbentrop-Mołotow, 17 września, Katyń, wywózki, łagry, sowiety, PRL, Smoleńsk. Każdy z tych tematów należy dokładnie rozwinąć i omówić, ale nie tutaj. Teraz tylko w skrócie. Rosja nie chciała rozbiorów, bo miała Polskę całą pod swoim protektoratem. Caryca Rosji była zresztą Niemką. Do rozbiorów dążyły Prusy, a sprzyjała im Wielka Brytania. Powstania w XVIII i XIX wieku, począwszy od Konfederacji Barskiej z punktu widzenia interesów Polaków były niepotrzebne, niekorzystne, nieprzygotowane, nieprzemyślane, źle dowodzone. Zawsze w tle stosunków polsko-rosyjskich knuły się tajne wpływy pruskie, brytyjskie, masońskie, w właściwie gnostycko- chazarskie, pchające Polaków do działań samobójczych, aby umożliwić jakieś działania gnostyków na Zachodzie. Represje carskie były do przewidzenia i ci, co decydowali się na powstania powinni przewidzieć nie tylko to, że nie mają najmniejszych szans na powodzenie, ale również to, jak Polaków potraktuje autorytarny reżim.
Rewolucji w Rosji nie wywołali Rosjanie, tylko Chazarzy, bardzo wspierani przez Niemcy, Brytyjczyków, USA i małoczapeczkową finansjerę. Rosja radziecka zerwała z Rosją carską i miała zupełnie inne cele – budowę państwa światowego. II Wojna Światowa, wywołana przez Niemcy i Rosję, także była inspirowana przez Anglosasów i małoczapeczkową finansjerę. Te same siły oddały nas pod „kuratelę” Stalina, a większość funkcjonariuszy, rzuconych na front walki z polskością stanowili Chazarzy. W tym wszystkim oczywiście czynny udział brała Rosja, która zawsze starała się poszerzać swoją strefę wpływów, ale nie zawsze zyskiwali na tym Rosjanie, a było zwykle wręcz przeciwnie – beneficjentem zawsze była wąska grupa władzy, ale nie ludność. Po II Wojnie Światowej większość konfliktów na świecie wywołali Anglosasi, sterowani przez gnostyków i małe państwo Chazarów. Kwestia smoleńska również nie jest jasna, wiele dowodów i poszlak wskazuje na to, że była to inicjatywa służb anglosasko-małoczapeczkowych, w której wzięły czynny udział służby rosyjskie. Tak więc doznaliśmy od Rosji wiele krzywd, a Rosjanie mają na sumieniu wiele win wobec Polaków. Jednak równie wiele win wobec nas mają Niemcy, Anglosasi i małoczapeczkowi. Ci ostatni najwięcej. Polacy jednak fobią obdarzają tylko Rosję, a manię przejawiają wobec Zachodu. Racjonalna polityka i unikanie zagrożeń wymaga podejścia racjonalnego, w Polsce zaś panuje emocjonalne. W ten sposób popadamy w okcydentomanię i orientofobię, co sprawia, że dostrzegamy zagrożenie w Rosji nie tam, gdzie ono rzeczywiście występuje, a nie widzimy zagrożeń ze strony Zachodu.
Obecnie główne zagrożenie czyha na Polskę ze strony Zachodu, w postaci UE, NATO, USA i małoczapeczkowych, którzy tym wszystkim sterują. Rosja też jest zagrożeniem, i to poważnym, dysponuje bowiem wielkim potencjałem, licznymi środkami walki i możnymi sojusznikami. W stosunku do Zachodu jest to jednak zagrożenie wtórne. Oznacza to, że Rosja może nas zaatakować, ale zrobi to jedynie na skutek prowokacji ze strony Zachodu, wykonanej na zlecenie gnostyków. Rosja obecnie nie ma powodu ani interesu, aby podbijać Zachód. Taka próba mogłaby narazić Federację Rosyjską na poważny kryzys wewnętrzny, który mógłby zostać wykorzystany zarówno przez Chiny, które mogą połakomić się na Syberię, jak i przez tandem USA / Izrael, dążący do opanowania Azji Środkowej. Rosjanie z pewnością wyciągnęli wnioski ze swojej klęski w Afganistanie. Do prowokacji mogą być użyte siły, działające zarówno na Ukrainie, jak i w Polsce. Polacy widzą jednak tylko zagrożenie wtórne, a nie chcą dostrzegać pierwotnego. Prowadzimy politykę agresywną w stosunku do Federacji Rosyjskiej, nie mając ani potencjału gospodarczego, ani ludnościowego, ani zasobów finansowych, ani głębi strategicznej, ani uzbrojenia, ani systemu obrony cywilnej, ani pewnych sojuszy.
Sami wystawiamy się na atak, a robimy to dlatego, że nie potrafimy należycie ocenić relacji Wschód-Zachód. Jest to wzmacniane histerią, nakręcaną przez media polskojęzyczne. Każda próba dyskusji o tym spotyka się z napaścią i oskarżeniami o ruskie onuce i agenturę Putina. Najlepszym sposobem na unikniecie rosyjskiego zagrożenia jest normalizacja stosunków z Białorusią i Rosją. Tymczasem każdy, kto chce realistycznie ocenić zagrożenie rosyjskie natychmiast zostaje ogłoszony rusofilem, którego trzeba unikać, odsunąć od głosu, a najlepiej zamknąć. W ten sposób nie tylko tracimy krocie na możliwościach współpracy gospodarczej z Rosja, Chinami i resztą Wschodu. Narażamy się również na stały stan napięcia i zagrożenia, który przy trwającej wojnie ukraińskiej, różnych obcych agenturach i nierozsądnej władzy może zmienić się w realną wojnę, która dla Polski byłaby kolejną dziejową katastrofą. Pokojowa współpraca jest bowiem możliwa, i nie trzeba przy tym być żadnym rusofilem, wystarczy pozostać polskim patriotą. Jednak nasza orientofobia każe nam myśleć, że z Rosją można tylko toczyć wojnę. Z całej polityki III RP może wyłonić się tylko ukropolin, nie da się dostrzec żadnych innych kierunków i dążeń. Ta struktura zaś jest z założenia antypolska, a jej funkcja polega na prowadzeniu narodu do samobójstwa. My jednak pozostajemy ufni w obietnice naszych sojuszników z Zachodu, tak samo, jak w 1939 r., i marzymy o rozgromieniu Rosji i wbiciu Putina w Ziemię. W ten sposób znajdujemy się w stanie Rusofobicznej Manii Samobójczej.
Występuje w Polsce jeszcze jedna bardzo groźna mania, typowa dla polskojęzycznych osób o poglądach lewicowo-liberalnych. Gardzą oni tym, co tradycyjne, narodowe, katolickie, czyli tym wszystkim, co jest polskie. Tak bardzo uwierzyli w gnostycką propagandę antypolską, że wyrastając z tej ziemi i jej tradycji, bardzo chcą wyrwać ją z siebie i przyjąć coś innego, co im wydaje się nowoczesne. W ten sposób chcą poczuć się lepsi i zasłużyć na uznanie i szacunek w oczach ludzi z Zachodu. Mylą się bardzo, gdyż w ten sposób zyskują tylko pogardę ludzi, którzy już dawno nie żyją według zasad Ewangelii, lecz według wartości Talmudu.
Ci antypolacy nie myślą jednak racjonalnie i odrzucają brutalne dowody rzeczywistości na całkowitą błędność ich poglądów.. Tkwią bowiem z jednej strony w fobii antypolskiej, a z drugiej w manii prozachodniej. Podejmują przez to decyzje irracjonalne lub nie podejmują ich wcale, pozwalając, aby obce, wrogie siły decydowały za nich. Ich stan psychiczny można określić jako Polonofobiczną Manię Samobójczą (PMS). Łączy się ona z Rusofobiczną Manią Samobójczą (RMS), tworząc nieprzeniknione dla argumentów Narodowe Spektrum Suicydalne (NSS). U Polaków o poglądach prawicowych PMS prawie nie występuje, natomiast sama już RMS wystarcza do podejmowania decyzji samobójczych. Różnica pomiędzy samobójczym myśleniem lewicowym i prawicowym jest taka, że Polacy prawicowi popełniają narodowe samobójstwo wierząc, że w ten sposób ratują Polskę, natomiast antypolacy lewicowo-liberalni popełniają narodowe samobójstwo właśnie po to, aby Polskę zlikwidować.
To różnica w fobiach przejawia się w odmiennościach polityki partii tzw.prawicowych i lewicowo-liberalnych. Te tzw.prawicowe popełniają narodowe samobójstwo wolniej, udając, że ratują Polskę, te drugie wciskają do dechy pedał gazu, chcąc jak najbardziej przyspieszyć finis Poloniae. Oficjalnie prawicowy prezydent Andrzej Duda, kreował się na bardzo patriotycznego, co nie przeszkadzało mu jednocześnie pełnić funkcji prezydenta ukropolin, tak bardzo był proukraiński i prożydowski. Nowy prezydent Karol Nawrocki jest z pewnością autentycznym patriotą i człowiekiem czynu, i raczej nie będzie proukraiński, jednak i on sam, i jego otoczenie mają wyraźnie zacięcie rusofobiczne, co niesie ryzyko, że jeśli małoczapeczkowi zrealizują zapowiedź Donalda Tuska z sierpnia 2025 r. o wojnie w Polsce w roku 2027, patriotyczny prezydent bohatersko poprowadzi naród do patriotycznej walki, aby nikt go nie posądził o rusofilię.
Hipotetyczny przebieg działań wojennych i ich skutki
Ten fragment w największym należy do gatunku political fiction. Zabawię się więc w powieściopisarza – fantastę, i przedstawię coś, co dziś jest jeszcze fikcją, i oby tak pozostało. Należy mieć świadomość, jakie przygotowania wojenne poczyniono w kraju nadwiślańskim. W czasie plandemii mieliśmy do czynienia z czymś w rodzaju stalinowskiej Wielkiej Czystki. Narzucono służbom przymus szczepień, czym zmuszono wielu żołnierzy i oficerów do przedwczesnego przejścia w stan spoczynku. Usuwano tych lekarzy, którzy zachowali wierność Przysiędze Hipokratesa. Zmuszono tych hierarchów, którzy chcieli dochować wierności Chrystusowi do uległości Talmudowi. Pozostałym złamano wolę, zmuszając do zachowań sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem, sumieniem i instynktem samozachowawczym.
Po zmianie władzy w 2023 r. czystka trwa nadal, pod hasłami rozliczeń z poprzednim reżimem. Instytucje państwa atakują żołnierzy za to, że wykonują swoje obowiązki, ciągle zmuszając ich do działań wbrew sumieniu. W ten sposób skutecznie obniżono morale armii. Wielką część uzbrojenia i wyposażenia oddano Ukrainie. Wojsko ma wiele braków kadrowych, sprzętowych i organizacyjnych. Władza w Polsce radzi sobie z tym w ten sposób, że wysyła przydziały mobilizacyjne do mężczyzn w średnim wieku, którzy jeszcze odbywali służbę wojskową. Większość z nich to doświadczeni pracownicy gospodarki narodowej i ojcowie rodzin, natomiast od czasu przejścia do cywila zwykle nie mieli do czynienia z wojskiem i nowymi technikami wojskowymi, np. z dronami. Można jednak spodziewać się, że w razie wojny władza sięgnie po te zasoby i zmobilizuje tych mężczyzn, pozbawiając rodziny ojców, a firmy doświadczonych pracowników. W warunkach współczesnego pola walki ich wartość bojowa byłaby znikoma, ale jako mięso armatnie do przemielenia są pełnowartościowi.
Polska nie ma skutecznego systemu obrony cywilnej i ochrony ludności, ale za to opracowano teoretyczne plany ewakuacji, która polega na tym, że ludzie mają stawić się w punktach zbiorczych, aby władza przewiozła ich poza strefę działań, przy okazji narażając na porażenie środkami napadu powietrznego. Przyjęto też plany ewakuacji dzieł sztuki na Zachód. Wygląda to na plany oczyszczenia terytorium Polski z ludności polskiej i rozproszenie jej po świecie, oraz przekazanie polskiego dziedzictwa narodowego innym państwom. Należy też pamiętać o unijnej strategii obronnej spalonej ziemi. Będzie to jednak dotyczyło kobiet, dzieci i starców, gdyż mężczyźni mają pojechać w kierunku odwrotnym – na wschód, walczyć za Ukrainę i za Ukraińców, przebywających w Polsce, dzięki transferom socjalnym, odebranym Polakom.
W tym samym czasie amerykański generał Chris Donahue, dowodzący siłami amerykańskimi w Europie i Afryce ujawnił, że USA mają plany zaatakowania i porażenia Obwodu Królewieckiego, należącego do Rosji i leżącego przy granicy z Polską. Równocześnie na terytorium Polski przebywa nieustalona liczba cudzoziemców z Ukrainy, a wciąż przybywają nowi przybysze z całego świata, przerzucani do Polski przez służby niemieckie. W 2026 r. ma ruszyć na całego pakt migracyjny, więc Polska ma stać się przystanią dla wszelakiego elementu globalnego, idącego z zachodu. Pomimo, że rząd i media polskojęzyczne nagłaśniają zagrożenie wojną w Polsce, nikt nie mówi o wstrzymaniu relokacji imigrantów wielokulturowych z UE.
Wygląda na to, że konsekwencje wojny mają spotkać bardziej Polaków, niż przybyszów. Wciąż obowiązują przepisy o stanie wojennym, wprowadzone podczas Stanu Wojennego, stanowiące, że rząd może nakazać obywatelom złożenie prywatnej broni do depozytu. Jeśli przyjąć założenie, że w razie wojny głównym wrogiem władzy będą Polacy, ma to głęboki sens. Od czasu do czasu w Polsce znajdują się jakieś dziwne znaleziska. A to wojsko zgubi transport min przeciwczołgowych, które później odnajdują się w magazynie sklepu meblowego, a to przypadkowi przechodnie znajdą gdzieś na ścianie wschodniej 8 kontenerów, wypełnionych bronią, należących do prywatnej firmy. Było kiedyś takie powiedzenie: „musi to na Rusi, a w wolnej Polsce kto chce”. Dziś brzmi to ironicznie, gdyż Polska wydaje się być oazą wolności dla Rusinów bardziej, niż dla Polaków.
Początek wojny może być następujący. W Polsce dojdzie do jakiegoś aktu sabotażu lub terroru, w którym zginą ludzie. Propaganda i władza natychmiast ogłosi, że to agenci Putina lub pociski, wystrzelone z Rosji lub Białorusi. Mogą też pojawić się oddziały dywersantów, przebrane w mundury rosyjskie lub białoruskie i zaatakować jakieś cele na wschodzie Polski, zabijając ludzi. Mogą to jednak być działania pod fałszywą flagą, tak, jak niemiecka prowokacja w Gliwicach w 1939 r. Propaganda natychmiast rozpęta histerię we wszystkich mediach, wyolbrzymiając zdarzenie i nazywając je pełnoskalową agresją. Pokazane zostaną okrutnie skrzywdzone dzieci, tak samo, jak na początku fali wielkiej migracji islamskiej do Europy pokazano martwego chłopca na plaży, albo na początku plandemii szeregi trumien na sali gimnastycznej, albo zdjęcia z początków rosyjskiej agresji, pokazujące zabitych cywilów. Wszystkie bardzo ładnie zaaranżowane, jakby w atelier fotograficznym, jakby te ciała same ułożyły się do właściwej pozy w właściwym miejscu i czasie. Będzie to oczywista socjotechnika, wzmagająca oburzenie Polaków i emocje, prowadzące do zemsty na wrogu, wskazanym przez propagandę, służąca tylko temu, aby Polacy rzucili się sami na ślepo we własne narodowe samobójstwo. To będzie moment kluczowy: jeśli Polacy uwierzą w propagandę, zawrzą świętym oburzeniem, uniosą się źle pojętym patriotyzmem, zewrą szeregi i staną wraz z niepolskim rządem, w ciągu najbliższego roku nastąpi historyczna chwila likwidacji Polski i Polaków.
Władza wówczas ogłosi mobilizację i uderzy w ton patriotyczny, grając na emocjach i uczuciach Polaków. Inny wariant tego scenariusza to wystrzelenie z terytorium Ukrainy pocisków, które spadną na terytorium Polski, tak, jak było w Przewodowie. W następującym potem chaosie nikt niezależny nie będzie w stanie sprawdzić, skąd naprawdę przyleciały. Jeszcze inny wariant to odpalenie zdalnie sterowanych dronów z przygotowanych wcześniej kontenerów, umieszczonych na terytorium Federacji Rosyjskiej lub Białorusi, tak, jak zrobili to Ukraińcy w ramach operacji „Pajęczyna”, gdy zaatakowali właśnie w ten sposób cele, położone w głębi Rosji. Nieco inny scenariusz zakłada, że pociski zostają odpalone z terytorium Polski, również z jakichś ukrytych wcześniej kontenerów, lub też z samolotów, operujących nad polskim terytorium. Pociski spadają na terytorium Federacji Rosyjskiej lub Białorusi, zmuszając Rosję do ataku odwetowego.
Dalej ten sam standard – propaganda rozpętuje histerię, władza ogłasza mobilizację, używając uczuć patriotycznych. W każdej sytuacji nasi zachodni sojusznicy będą nas zachęcać do walki i zapewniać o swoim poparciu, tak samo, jak w 1939 roku. Obiecają nam pomoc wojskową i materiałową, z której się nigdy nie wywiążą, nie mają bowiem takiego zamiaru już w samych założeniach, tak samo, jak w 1939 r. Naszym zachodnim sojusznikom, od Europy do Ameryki zależy tylko na tym, żebyśmy weszli do tej wojny, przyjęli na siebie cały ciężar siły naszego przeciwnika, wciągnęli w to całe terytorium całe państwo i całą ludność cywilną. Tego samego chcieli dla nas w 1939 roku, od Francji i Wielkiej Brytanii po USA. Tego samego chcą teraz, wraz z Niemcami i UE. Prawdziwy wróg to nie tylko ten, który fizycznie napada, ale również fałszywy przyjaciel, który pcha do z góry przegranej walki.
Każdy scenariusz rozpoczęcia działań wojennych na terytorium Polski zmierza do tego samego celu – wysłania Wojska Polskiego przeciw armii rosyjskiej i białoruskiej. W efekcie wystąpią duże straty po stronie polskiej, zostanie ogłoszona mobilizacja, a władza weźmie każdego zdolnego do noszenia broni bez przeszkolenia. Głównym celem tych działań będzie wyeliminowanie Wojska Polskiego i polskich mężczyzn, lub chociaż odesłanie ich poza terytorium Polski. Jeśli wojska rosyjskie wkroczą na polską ziemię, wówczas to, co zostało z armii polskie wycofa się najpierw na linię Wisły, a krótko potem na linię Odry, broniąc terytorium Niemiec.
W tym czasie na terytorium Polski zapanuje ogólny chaos. Zostanie ogłoszona ewakuacja ludności, co chaos jeszcze pogłębi. Ludność zostanie zmuszona do opuszczenia domów i zebrania się w miejscach zbiórek, Zacznie się dyslokacja, ale system rychło się posypie, i dyslokowana ludność znajdzie się sama pośrodku niczego, pozbawione wszystkiego. Kraj będą przemierzać zdezorientowane i przerażone grupy cywilów, a drogi zostaną zablokowane, tak, jak we wrześniu 1939 r. Takie zbiorowiska ludzkie będą narażone na ataki z powietrza, ponadto szybko zostaną pozbawione podstawowych środków do życia. Sieci dystrybucji towarów przestaną działać i w sklepach zabraknie podstawowych towarów. Pojawią się spontaniczne szajki bandytów i szabrowników, częściowo uzbrojone. Rozpoczną się rabunki, napaści i gwałty. Uaktywnią się uzbrojone oddziały dywersantów, przeszkolone do walki z ludnością cywilną i rozlokowane na terytorium całego kraju, przemycone do Polski w ramach wcześniejszych migracji.
Do tego dołożą swoje wielokulturowi imigranci, których nikt nie będzie w stanie pilnować. Najbardziej zagrożone będą kobiety i dzieci, pozbawione mężczyzn, wysłanych częściowo naprzeciw armii rosyjskiej, częściowo do ochrony Niemiec. Zacznie się oczyszczanie terytorium z ludności, podobnie, jak to było na Wołyniu, połączone z masowymi gwałtami na kobietach, w celu wymiany genetycznej. Dzieła sztuki i wartościowe przedmioty zostaną wywiezione z Polski jako pierwsze, jeszcze zanim terytorium Polski opuści rząd. Od czasu do czasu będą spadać pociski rakietowe i drony, niszcząc to, co jeszcze będzie służyć Polakom i zabijając ludność cywilną, a działająca wciąż propaganda polskojęzyczna za każdym razem będzie ogłaszać, że nadleciały z Rosji, chociaż nikt już nie będzie sprawdzał, skąd je naprawdę wystrzelono. Niemcy zamkną granicę z Polską i nie będą wpuszczać polskich uchodźców, twierdząc, że odpowiadają na gwałtowne protesty ludności cywilnej. W rzeczywistości będą domagać się tego organizacje pseudo-społeczne, finansowane przez fundacje rządowe, globalistyczne i małoczapeczkowe. A ludność Niemiec to poprze.
Oficjalne argumenty będą następujące: Polacy to faszyści i są współodpowiedzialni za Holocaust Żydów podczas II Wojny Światowej, dlatego nie należy im się ochrona. Polacy prześladują mniejszości lgbt i nie przestrzegają praworządności. Polacy są niebezpieczni i źle traktują kobiety. Polacy sprowokowali wojnę z Rosją, więc niech sobie radzą sami. Niemcy i tak są obciążeni uchodźcami z globalnego Południa, poza tym przyjęli dużą ilość uchodźców z Ukrainy i nie są w stanie przyjąć więcej. Poza tym Polacy byli zawsze przeciwni przyjmowaniu uchodźców. Bardzo źle traktowali biednych ludzi na granicy z Białorusią, był o tym film. Polacy zawsze łamali wartości europejskie, Parlament Europejski musiał uchwalić przeciw nim wiele rezolucji, a TSUE wydal wiele niekorzystnych dla Polski wyroków. Niemcy nie mogą więc przyjąć Polaków, byłoby to niemoralne, a Niemcy są państwem głęboko moralnym. Taka propaganda będzie głoszona na całego, a ludność Niemiec z ulgą przywita zamknięcie granic i odcięcie się od problemu polskiego. Niemcy przyjmą jedynie tych, którzy im się do czegoś mogą przydać, czyli specjalistów, których potrzebują w swojej gospodarce.
Tak jednak będzie tylko do czasu. Po pewnym czasie trwania chaosu uaktywnią się organizacje niemieckie w Polsce i samorządy na ścianie Zachodniej i Pomorzu, domagające się ochrony ludności cywilnej, mienia i infrastruktury przed zagrożeniem ze strony Rosji i polskim chaosem. Rząd niemiecki z wielką troską zareaguje i wprowadzi ochronę ziem zachodnich i północnych Polski poprzez objęcie ich niemiecką administracją. Żądania te poprą organizacje Ukraińców w Polsce, twierdzą, że nie po to ukraińscy uchodźcy uciekali przed wojną i Rosją z Ukrainy, aby teraz mieć to samo w Polsce. Przywiązali się już do tych miejsc, w których przebywają, nie chcą ich stracić i proszą rząd niemiecki, aby przejął administrację nad tymi terenami. Ludność polska, zamieszkująca te tereny przez nową administrację będzie traktowana jako gorszy sort, a przez organizacje banderowskie będzie zwalczana. Rząd, który zgodnie z sanacyjną tradycją ucieknie za granicę będzie gdzieś jeszcze formalnie urzędował, ale nie podejmie praktycznych działań w celu ochrony ludności i zachowania całości terytorium. Prezydent bardzo będzie chciał stanąć na wysokości zadania i powieść Polaków do zwycięstwa. Zachowa się jak bohater, i zgodnie ze swoimi przekonaniami i naciskami otoczenia oraz zagranicy powiedzie Polaków do walki. Walki straceńczej, prowadzącej do narodowego samobójstwa, jakim były powstania: Listopadowe, Styczniowe i Warszawskie.
To taka polska, świecka, masońska tradycja: przywódcy wiodą lud na barykady samobójstwa. Mógłby jednak ochłonąć i zmienić zdanie, stanąć na czele wszystkich sił, jakie jeszcze pozostały w Polsce i dążyć do zakończenia wojny. Gnostycy będą więc woleli na wszelki wypadek pozbyć się problemu prezydenta zrzucając winę na Rosję. Propagandowo zostałoby to sprzedane, że najwyższy urzędnik bohatersko wytrwał do końca, a Polacy muszą go teraz pomścić. Z roszczeniami terytorialnymi może również wystąpić rząd ukraiński, widząc, że nikt nie broni Polski i Polaków. Może powołać się na cierpienia Ukraińców podczas akcji Wisła i zagarnąć terytorium Polski aż do Sanu, a może i dalej. W tym całym chaosie każdy będzie brał, co będzie chciał, więc również Rosja zapewne zagarnie Przesmyk Suwalski. Zdziesiątkowana, zdezorganizowana ludność polska, pozbawiona władzy, administracji i elit przyjmie wówczas każdy porządek, który zapewni możliwość fizycznego przetrwania, zakończy działania wojenne i ukróci napaści zbrojnych band. Polska zniknie po raz kolejny.
Taki może być scenariusz i konsekwencja działań wojennych, które oficjalnie mają się rozpocząć w 2027 roku, ale równie dobrze mogą wystąpić już we wrześniu 2025 roku, przy okazji wspólnych ćwiczeń armii rosyjskiej i białoruskiej Zapad’25. Wojna na ziemiach polskich przyniesie więc pewność zagłady ludności polskiej i państwa polskiego. Nasi wrogowie wiele nauczyli się na wojnach, rewolucjach i masowych zbrodniach, które zainspirowali i moderowali od czasu I Wojny Światowej. Holocaust Polaków będzie rzeczą pewną, tak samo, jak trwający obecnie Holocaust Palestyńczyków. Cała Polska może wyglądać podobnie, jak Strefa Gazy, poza tymi obiektami, które przyszli właściciele naszych ziem będą chcieli zachować dla siebie. Kompletne zgruzowanie wszystkiego, co polskie, łącznie z zabytkami historii, świątyniami, pałacami, bibliotekami, muzeami ułatwi przyszłą odbudowę ziem niegdyś polskich w nowym, niepolskim już kształcie. Zgodnie z masońską zasadą ordo ab chao – porządek z chaosu. Opróżnione ziemie polskie będą mogły zostać ponownie zasiedlone przez tych, których tu sprowadzą małoczapeczkowi. Tyle zyskamy, jeśli uwierzymy naszym sojusznikom z Zachodu i włączymy się do wojny z Rosją.
Co robić
Można oczywiście tego uniknąć, pilnując polityków, nie ufając ich zapewnieniom, śledząc pilnie to, co się dzieje, nie wierząc głównym mediom. A nade wszystko – organizować się w organizacje społeczne, oddziały samoobrony narodowej, broniące granic i terytorium państwa polskiego, majątku narodowego i prywatnego oraz ludności polskiej. Takie organizacje, które będą wspierać i uzupełniać rząd polski, a zwalczać wpływy rządu niepolskiego. Należy też podjąć na poziomie polityki, na razie nieoficjalnej dyskusję o tych zagrożeniach. Nie powinniśmy jako państwo i naród należeć do koalicji chętnych do likwidacji Polski.
Głównym jednak sposobem, aby tego uniknąć jest deeskalacja napięcia pomiędzy Polską a Białorusią i Rosją, oraz zakończenie wspierania państwa ukraińskiego. Należy więc znormalizować stosunki ze Wschodem, pomimo resentymentów i histerii, pomimo tego, że polskojęzyczne media i główni politycy mówią co innego. Tym bardziej jest to dziś łatwe, gdy widzimy, jak łatwo nasi sojusznicy podejmują współpracę z Rosją.
Jeśli ten fantastyczny, fikcyjny scenariusz się ziści, wówczas świat otrzyma w prezencie Wielki Izrael, a Polska – eksterminację i judobanderię. Ci więc, którzy nie chcą, aby w Polsce była wojna, nie są żadnymi ruskimi onucami, ale tymi, którzy chcą pozostać żywymi Polakami w wolnej Polsce. Ci zaś, którzy nawet nie chcą o tym rozmawiać, to oni są prawdziwymi judobanderowskimi onucami. A walka, którą chcą toczyć, nie jest walką o wolną Polskę, nie jest nawet walką o wolną Ukrainę, tylko walką o dolara, Wall Street, City of London i globalne panowanie Wielkiego Izraela.
W dniu historycznego spotkania prezydentów Trumpa i Putina w Alasce, Ukraina przeprowadziła atak na kluczową infrastrukturę paliwową Rosji, która dostarcza ropę do krajów Europy Środkowej. Ukraińskie drony uderzyły w stację dystrybucyjną “Unecza” w obwodzie briańskim, paraliżując dostawy rosyjskiej ropy przez rurociąg “Przyjaźń”, który jest głównym źródłem surowca zarówno dla Węgier, jak i Słowacji.
Według najnowszych doniesień, 18 sierpnia doszło do kolejnego ataku ukraińskich dronów, tym razem na stację pompowania ropy Nikolskoye w obwodzie tambowskim, co doprowadziło do całkowitego wstrzymania dostaw ropy przez rurociąg “Przyjaźń” do obu krajów. Robert “Madyar” Brovdi, dowódca Sił Systemów Bezzałogowych Ukrainy, potwierdził, że za atakiem stały drony 14. Pułku Jednostki Systemów Bezzałogowych.
Minister spraw zagranicznych Węgier Péter Szijjártó zareagował natychmiast, nazywając atak “oburzającym i niedopuszczalnym”. W ostrym oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych podkreślił, że działania Ukrainy bezpośrednio zagrażają bezpieczeństwu energetycznemu jego kraju. “Od 3,5 roku Bruksela i Kijów próbowały wciągnąć Węgry w wojnę na Ukrainie. Te powtarzające się ukraińskie ataki na nasze dostawy energii służą temu samemu celowi” – stwierdził węgierski polityk.
Słowacki operator rurociągów Transpetrol potwierdził zatrzymanie dostaw ropy do Słowacji, choć początkowo nie był świadomy przyczyny przerwy, która nastąpiła poza terytorium kraju. Zarówno Węgry, jak i Słowacja są w wyjątkowej sytuacji w Unii Europejskiej, ponieważ oba państwa otrzymały zwolnienie z unijnego zakazu importu rosyjskiej ropy wprowadzonego po inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku.
Ironią sytuacji jest fakt, że jak twierdzi Szijjártó, Węgry są obecnie największym dostawcą energii elektrycznej dla Ukrainy. “Bez nas bezpieczeństwo energetyczne Ukrainy byłoby wysoce niestabilne” – zaznaczył minister, podkreślając absurd ukraińskiego ataku na rurociąg, który ma kluczowe znaczenie dla węgierskiej gospodarki.
Ukraiński minister spraw zagranicznych Andrij Sybiha, odpowiadając na zarzuty Szijjártó, stwierdził, że Węgry “mogą teraz kierować skargi i groźby” do Moskwy, a nie do Kijowa. Dodał, że “to Rosja, a nie Ukraina, rozpoczęła tę wojnę i odmawia jej zakończenia. Węgry od lat były informowane, że Moskwa jest niewiarygodnym partnerem. Mimo to Węgry dołożyły wszelkich starań, aby utrzymać swoją zależność od Rosji.”
Dla obu krajów ten atak oznacza poważne problemy z zaopatrzeniem w ropę. Węgry importują z Rosji zdecydowaną większość swojego surowca – w ciągu ostatniego półrocza było to aż 18,7 mln baryłek. Według agencji Reuters, w zeszłym roku Rosja dostarczała około 95 000 baryłek ropy dziennie na Węgry poprzez ten rurociąg. Alternatywne źródła dostaw są niewystarczające, by pokryć bieżące zapotrzebowanie.
To nie pierwszy raz, gdy ukraińskie drony atakują infrastrukturę rurociągu “Przyjaźń”. W marcu bieżącego roku podobny atak w obwodzie orłowskim spowodował tymczasowe wstrzymanie dostaw ropy na Węgry. Wówczas, według Szijjártó, rosyjski wiceminister energii Paweł Sorokin zapewnił go, że trwają prace nad przywróceniem dostaw.
Obecnie Sorokin poinformował węgierskiego ministra, że specjaliści pracują nad naprawą stacji transformatorowej kluczowej dla funkcjonowania rurociągu, ale nie jest jeszcze jasne, kiedy dostawy zostaną wznowione. Według rosyjskiego operatora rurociągów Transneft, naprawa rurociągu może potrwać nawet dwa miesiące.
Warto zauważyć, że atak zbiegł się z długo oczekiwanym szczytem Trump-Putin w Alasce, który odbył się 15 sierpnia 2025 roku, a następnie ze spotkaniem prezydenta Trumpa z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim w Białym Domu 19 sierpnia. Choć szczyt Trump-Putin nie przyniósł oczekiwanego porozumienia o zawieszeniu broni, prezydent Trump ogłosił po spotkaniu z Zełenskim, że “rozpoczął przygotowania do spotkania, w miejscu które zostanie ustalone, między prezydentem Putinem a prezydentem Zełenskim”.
Niektórzy analitycy sugerują, że ukraiński atak na rurociąg mógł być celowo zaplanowany na czas tych ważnych spotkań dyplomatycznych, aby wywrzeć dodatkową presję na Rosję i jej europejskich partnerów. Pojawia się pytanie, czy Ukraina dopuszcza się podobnych działań za przyzwoleniem Unii Europejskiej, aby zmusić Węgry i Słowację do całkowitej rezygnacji z rosyjskiej ropy i zakupu droższych alternatyw w duchu europejskiej solidarności.
Węgry, pod rządami premiera Viktora Orbána, oraz Słowacja pod przywództwem Roberta Fico, od początku konfliktu zajmowały odrębne stanowisko wobec sankcji przeciwko Rosji, konsekwentnie broniąc swojego prawa do zakupu rosyjskich surowców energetycznych. Najnowszy incydent z pewnością pogłębi napięcia między tymi krajami a Ukrainą i może skomplikować europejskie wysiłki na rzecz wspólnej polityki wobec wojny w Ukrainie.
7 sierpnia amerykański gigant sondażowy Gallup opublikował niezwykłe wyniki sondażu przeprowadzonego wśród Ukraińców. Poparcie społeczne dla „walki o zwycięstwo” Kijowa spadło do rekordowo niskiego poziomu „we wszystkich grupach społecznych”, „niezależnie od regionu czy grupy demograficznej”. W „niemal całkowitym odwróceniu nastrojów społecznych w porównaniu z 2022 rokiem”, 69% obywateli popiera „jak najszybsze zakończenie wojny poprzez negocjacje”. Tylko 24% chce kontynuować walkę. Jednak niewielu wierzy, że wojna zastępcza wkrótce się zakończy.
Przyczyny pesymizmu Ukraińców w tej kwestii nie zostały podane, ale oczywistym wytłumaczeniem jest nieustępliwość prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, wspieranego przez swoich zagranicznych sponsorów – zwłaszcza Wielką Brytanię. Marzenie Londynu o podziale Rosji na łatwe do wykorzystania części sięga wieków i zostało dodatkowo podsycone po zamachu stanu na Majdanie w lutym 2014 roku. W lipcu tego roku Instytut Sztuk Politycznych, filia NATO/MI6, założona przez weterana brytyjskiego wywiadu wojskowego Chrisa Donnellego, opublikował szczegółowy plan trwającej wojny zastępczej.
W odpowiedzi na wojnę domową w Donbasie, Statecraft opowiadał się za zwalczaniem Moskwy za pomocą szeregu „środków anty-wywrotowych”. Obejmowały one „bojkot ekonomiczny, zerwanie stosunków dyplomatycznych”, a także „propagandę i kontrpropagandę, naciski na państwa neutralne”. Celem było sprowokowanie „starego konfliktu zbrojnego” z Rosją, który „Wielka Brytania i Zachód mogłyby wygrać”. Chociaż obecnie jesteśmy świadkami brutalnego rozpadu potwornego planu Donnelly’ego, anglo-amerykańskie plany wykorzystania Ukrainy jako przyczółka do wojny totalnej z Moskwą sięgają daleko w przeszłość.
W sierpniu 1957 roku CIA potajemnie opracowała szczegółowe plany inwazji amerykańskich sił specjalnych na Ukrainę. Liczyła na to, że sąsiedzi agitatorzy antykomunistyczni zostaną zmobilizowani jako żołnierze piechoty do wsparcia tego przedsięwzięcia. Szczegółowy, 200-stronicowy raport zatytułowany „Czynniki oporu i obszary działania sił specjalnych” przedstawiał czynniki demograficzne, ekonomiczne, geograficzne, historyczne i polityczne w ówczesnej SRR, które mogłyby ułatwić lub utrudnić Waszyngtonowi wzniecenie lokalnego powstania i tym samym doprowadzić do ostatecznego upadku ZSRR.
Przewidywano, że misja będzie delikatnym i trudnym balansowaniem, ponieważ znaczna część ludności ukraińskiej żywiła „niewielkie zastrzeżenia” wobec Rosjan lub rządów komunistycznych, co mogło zostać wykorzystane do wzniecenia zbrojnego powstania. Równie problematyczny był fakt, że „długa historia unii między Rosją a Ukrainą, trwająca niemal nieprzerwanie od 1654 roku do dnia dzisiejszego”, doprowadziła do tego, że „wielu Ukraińców” przyjęło „rosyjski styl życia”. To z kolei sprawiało, że problematyczny był niewielki „opór wobec władzy sowieckiej” wśród ludności.
„Ogromny wpływ” kultury rosyjskiej na Ukraińców, „wiele wpływowych stanowisk” w administracji lokalnej zajmowanych przez „Rosjan lub Ukraińców sympatyzujących z [komunistycznymi] rządami” oraz „względne podobieństwo” ich „języków, zwyczajów i pochodzenia” sprawiły, że „między Ukraińcami a Rosjanami było mniej punktów spornych” niż w krajach Układu Warszawskiego. We wszystkich tych państwach satelickich CIA zrekrutowała już, z różnym skutkiem, tajne siatki „bojowników o wolność” jako antykomunistyczne piąte kolumny. Niemniej jednak CIA nadal była zainteresowana identyfikacją potencjalnych „aktorów ruchu oporu” na Ukrainie:
„Niektórzy Ukraińcy zdają się nie dostrzegać różnic, które odróżniają ich od Rosjan, i odczuwają niewielki antagonizm narodowy. Niemniej jednak istnieją istotne pretensje, a wśród innych Ukraińców występuje opór wobec władzy sowieckiej, często o charakterze nacjonalistycznym. W sprzyjających okolicznościach można się spodziewać, że osoby te wesprą amerykańskie siły specjalne w walce z reżimem”.
„Działania nacjonalistyczne”
Mapa CIA podzieliła Ukrainę na dwanaście oddzielnych stref, uszeregowanych według „potencjału oporu” i „pozytywnego nastawienia ludności do reżimu sowieckiego”. Regiony południowe i wschodnie, zwłaszcza Krym i Donbas, otrzymały słabe oceny. Ich ludność została uznana za „silnie lojalną” wobec Moskwy, „nigdy nie przejawiającą nacjonalistycznych nastrojów ani wrogości wobec reżimu” i uważającą się za „rosyjską wyspę na Morzu Ukraińskim”. W badaniu zauważono, że w trakcie i po I wojnie światowej, kiedy Niemcy utworzyły na Ukrainie faszystowskie państwo marionetkowe,
Mieszkańcy Donbasu zaciekle stawiali opór ukraińskim nacjonalistom i tymczasowo utworzyli własną republikę, niezależną od reszty Ukrainy. W kolejnych latach bronili władzy sowieckiej i interesów Rosji, często atakując ukraińskich nacjonalistów z większym zapałem niż sami rosyjscy przywódcy. Podczas niemieckiej okupacji w czasie II wojny światowej nie odnotowano ani jednego udokumentowanego przypadku poparcia dla ukraińskich nacjonalistów ani Niemców.
Niemniej jednak inwazję i okupację Krymu uznano za niezwykle ważne. Oprócz strategicznego znaczenia, krajobraz półwyspu uznano za idealny do prowadzenia działań partyzanckich. Teren oferował „doskonałe możliwości kamuflażu i ucieczki”, jak stwierdzono w raporcie CIA. Chociaż „wojska działające na tych terenach musiałyby być specjalnie wyszkolone i wyposażone”, zakładano, że miejscowa ludność tatarska, która „tak zaciekle” walczyła z Sowietami podczas II wojny światowej, „prawdopodobnie byłaby skłonna” udzielić pomocy najeźdźcom amerykańskim.
Obszary zachodniej Ukrainy, w tym dawne polskie obwody, takie jak Lwów, Równe, Zakarpacie i Wołyń, które podczas II wojny światowej były pod silną kontrolą „ukraińskich powstańców” – zwolenników wspieranego przez MI6 Stepana Bandery – były uważane za najbardziej urodzajne siedliska „oporu”. Tam „działalność nacjonalistyczna była szeroko rozpowszechniona podczas II wojny światowej”, a uzbrojone milicje stawiały opór „prosowieckim partyzantom z pewnym powodzeniem”. Co ciekawe, masowa eksterminacja Żydów, Polaków i Rosjan przez banderowców sprawiła, że w tych regionach praktycznie nie było ludności nieukraińskiej.
Co więcej, w okresie powojennym „opór wobec władzy sowieckiej” na Ukrainie Zachodniej „przejawił się na szeroką skalę”. Pomimo „rozległych deportacji”, we Lwowie i okolicach mieszkało „wielu nacjonalistów”, a „komórki nacjonalistyczne” utworzone przez „oddziały specjalne” Bandery były rozproszone po całej republice. Na przykład, w Karpatach osiedliły się antykomunistyczne „grupy partyzanckie”. W raporcie stwierdzono, że „amerykańskie siły specjalne w tym regionie mogły liczyć na znaczące wsparcie ze strony miejscowej ludności ukraińskiej, w tym na aktywny udział w działaniach przeciwko reżimowi sowieckiemu”.
Zauważono również, że „ukraińskie nacjonalistyczne, antyradzieckie nastroje” w Kijowie były „najwyraźniej umiarkowanie silne” i że „można było oczekiwać aktywnego wsparcia dla sił specjalnych ze strony części ludności”. „Duża populacja ukraińska” stolicy była „w niewielkim stopniu pod wpływem Rosji” i podczas rewolucji rosyjskiej „wspierała ukraińskie nacjonalistyczne, antyradzieckie siły silniej niż jakikolwiek inny region”. W rezultacie „niepewność co do postawy miejscowej ludności” skłoniła Moskwę do uznania Charkowa za stolicę Ukraińskiej SRR, którą pozostał do 1934 roku.
Dokument CIA zawierał również niezwykle szczegółowe oceny terytorium Ukrainy pod kątem jego przydatności do prowadzenia działań wojennych. Na przykład Polesie – położone niedaleko Białorusi – zostało opisane jako „generalnie niedostępne”, ponieważ wiosną było „prawie niemożliwe” do przekroczenia. Zimą natomiast obszar ten był „najbardziej sprzyjający przemieszczaniu się, w zależności od głębokości przymrozków”. Ogólnie rzecz biorąc, region ten „sprawdził się w przeszłości jako doskonały obszar odwrotu i ucieczki, wspierając zakrojone na szeroką skalę działania partyzanckie”. Szczególnie interesujące były również „bagniste doliny Dniepru i Desny”.
„Północno-zachodnia część obszaru jest gęsto zalesiona i oferuje doskonałe możliwości kamuflażu i manewrowania… Rozległe bagna przeplatają się z terenami leśnymi, które stanowią również dobre kryjówki dla sił specjalnych. Warunki na Wyżynie Wołyńsko-Podolskiej są mniej sprzyjające, chociaż niewielkie grupy mogą znaleźć tymczasowe schronienie w rzadkich lasach”.
„Zdecydowanie antynacjonalistyczny”
Plan inwazji CIA nigdy nie został oficjalnie wdrożony. Jednak te same obszary Ukrainy, które według CIA były najbardziej skłonne do przyjęcia amerykańskich sił specjalnych, to te, gdzie poparcie dla zamachu stanu na Majdanie było najsilniejsze. Co więcej, w mało znanym rozdziale sagi Majdanu, faszystowscy bojownicy Prawego Sektora zostali masowo sprowadzeni na Krym przed podbojem półwyspu przez Moskwę. Gdyby udało im się opanować ten obszar, Prawy Sektor zrealizowałby cel CIA, opisany w dokumencie „Czynniki oporu i obszary działania sił specjalnych”.
Barykada obrony cywilnej wzniesiona w celu uniemożliwienia Prawemu Sektorowi wejścia na Krym, luty 2014 r.
Biorąc pod uwagę wydarzenia, które rozegrały się w innych częściach Ukrainy po lutym 2014 roku, inne fragmenty raportu CIA nabierają wyraźnie złowrogiego charakteru. Na przykład CIA ostrzegała przed wzniecaniem antyradzieckiego powstania w Odessie, pomimo jej strategicznego położenia nad Morzem Czarnym. Agencja zauważyła, że miasto to jest „najbardziej kosmopolitycznym regionem Ukrainy, z różnorodną populacją, która obejmuje, oprócz Rosjan i Żydów, licznych Greków, Mołdawian i Bułgarów”. Dlatego:
„Odessa… rozwinęła mniej nacjonalistyczny charakter. Historycznie uważano ją za terytorium rosyjskie, a nie ukraińskie. Podczas II wojny światowej niewiele było tu śladów nastrojów nacjonalistycznych czy antyrosyjskich, a miasto… było faktycznie kontrolowane przez silnie antynacjonalistyczną administrację lokalną [w trakcie konfliktu]”.
Od wybuchu protestów w listopadzie 2013 roku Odessa stała się kluczowym miejscem starć między zwolennikami a przeciwnikami Majdanu. W marcu następnego roku rosyjskojęzyczni Ukraińcy zajęli historyczny plac Kułykowe Pole, domagając się referendum w sprawie utworzenia „Autonomicznej Republiki Odessy”. Napięcia osiągnęły punkt kulminacyjny 2 maja, kiedy faszystowscy kibice futbolu – którzy później utworzyli Batalion Azow – wkroczyli do Odessy, zmusili dziesiątki aktywistów antymajdanu do wejścia do budynku związków zawodowych i podpalili go.
W sumie zginęły 42 osoby, a setki zostały ranne, a ruch antymajdanowy w Odessie został całkowicie zneutralizowany. W marcu tego roku Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał druzgocący wyrok przeciwko Kijowowi w związku z masakrą. Stwierdził, że lokalna policja i straż pożarna „umyślnie” nie zareagowały odpowiednio na katastrofę, a władze chroniły winnych urzędników i sprawców przed oskarżeniem pomimo niezbitych dowodów. Fatalne „zaniedbanie” funkcjonariuszy tego dnia i później znacznie „wykroczyło poza błąd w ocenie sytuacji lub zaniedbanie”.
ETPC najwyraźniej nie chciał uznać spalenia aktywistów anty-majdanu za celowe i zaplanowane masowe morderstwo, zaplanowane i zlecone przez zainstalowany przez USA faszystowski rząd w Kijowie. Jednak ustalenia ukraińskiej komisji parlamentarnej nieubłaganie wskazują na ten wniosek. To, czy masakra w Odessie miała na celu sprowokowanie rosyjskiej interwencji na Ukrainie, a tym samym doprowadzenie do „starego konfliktu zbrojnego” z Moskwą, który „Wielka Brytania i Zachód mogłyby wygrać”, jest spekulacją – chociaż Instytut Sztuki Politycznej działał wówczas w tym kraju.
Trump proponuje Ukrainie pokój w zamian za terytorium. Nie jest to spontaniczny odruch, ale poufnie uzgodnione z Putinem zarysy traktatu pokojowego.
Z ust Trumpa wyszło też oświadczenie, że Ukraina nigdy nie stanie się członkiem NATO.
Na otarcie łez, ofiaruje Ukrainie coś w rodzaju artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Ale nie od NATO, ale poszczególnych państw, które chciałyby na to się zgodzić.
Uwaga Edytora: Z jakiś zadziwiających powodów, nikt z „wybitnych przywódców NATO i UE, nie pofatygował się przeczytać artykułu 5 w całości, a to już ponad 75 lat od jego napisania. Dlatego zacytuję go tu:
„Artykuł 5
Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub więcej z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uznana za napaść przeciwko nim wszystkim i dlatego zgadzają się, że jeżeli taka zbrojna napaść nastąpi, to każda z nich, w ramach wykonywania prawa do indywidualnej lub zbiorowej samoobrony, uznanego na mocy artykułu 51 Karty Narodów Zjednoczonych, udzieli pomocy Stronie lub Stronom napadniętym, podejmując niezwłocznie, samodzielnie jak i w porozumieniu z innymi Stronami, działania, jakie uzna za konieczne, łącznie z użyciem siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego.
O każdej takiej zbrojnej napaści i o wszystkich podjętych w jej wyniku środkach zostanie bezzwłocznie powiadomiona Rada Bezpieczeństwa. Środki takie zostaną zaniechane, gdy tylko Rada Bezpieczeństwa podejmie działania konieczne do przywrócenia i utrzymania międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa.”
Article 5
The Parties agree that an armed attack against one or more of them in Europe or North America shall be considered an attack against them all and consequently they agree that, if such an armed attack occurs, each of them, in exercise of the right of individual or collective self-defence recognised by Article 51 of the Charter of the United Nations, will assist the Party or Parties so attacked by taking forthwith, individually and in concert with the other Parties, such action as it deems necessary, including the use of armed force, to restore and maintain the security of the North Atlantic area.
Any such armed attack and all measures taken as a result thereof shall immediately be reported to the Security Council. Such measures shall be terminated when the Security Council has taken the measures necessary to restore and maintain international peace and security .
Nie trzeba być wytrawnym prawnikiem, żeby poprawnie zinterpretować: „działania, jakie uzna za konieczne, łącznie z użyciem siły zbrojnej”. Strona może ograniczyć się do modlitwy za napadniętego i wypełnić w ten sposób wymogi tego sławetnego artykułu!
Z drugiej strony, Ursula Ursula von der Leyen oferuje ewentualne członkostwo w UE, jeśli Ukraina pójdzie na ustępstwa terytorialne.
Na konferencji prasowej Zełenski znów twardy: żadnych ustępstw terytorialnych, bo konstytucja nie pozwala! Ale zaraz dodaje: ale możemy „zamrozić” granicę na obecnej linii frontu, co w pełni zadowala UE i USA.
Na wypadek gdyby Zełenski jednak się upierał, Trump ma plan B, podpisanie traktatu wspólnie z UE, bez udziału Ukrainy.
„Liderzy unijni” mają zbyt wiele wewnętrznych problemów, by dodatkowo wspierać Ukrainę wbrew woli Waszyngtonu. A kręgosłupów nigdy nie posiadali, gnąc się tam gdzie trzeba, choć do tej pory retoryka było dokładnie odwrotna.
Z punktu widzenia Ukrainy, to jest zdrada Unii. Ale kiedy to Zachód wypełniał swe zobowiązania i deklaracje, które stają się dlań szkodliwe? NIGDY!
Wynika stąd pytanie: z kim pozostanie Ukraina? Wygląda na to, że sama.
Jeśli traktat zostanie podpisany bez udziału Ukrainy, to z punktu widzenia prawa międzynarodowego stanie się ona przedmiotem, a nie podmiotem.
I to nie teoria, to fakty. W Brukseli jeszcze dyskutują o słowach, podczas gdy w Waszyngtonie już piszą traktat.
Trump stwierdza na swym blogu wprost: „Ukraina musi pójść na ustępstwa terytorialne, w przeciwnym przypadku, straci więcej!”
Jak widać, zaproszenie „unijnych przywódców” wraz z Zełenskim na rozmowy w Waszyngtonie, to był eufemizm mający ukryć konieczność ich zastosowania się do woli Białego Domu!
Pogłoski z Waszyngtonu mówią, że USA i Rosja dogadały się nie tylko o granicach, ale też o tym kto ma zostać kolejnym „prezydentem niepodległej Ukrainy”.
Geopolityka się zmienia, o sprawach globalnych decydują teraz Waszyngton i Moskwa.
Dla Trumpa, to nie tylko zwycięstwo, ale również główna rola w spektaklu, w którym jest on też reżyserem i scenarzystą. Chce aby w podręcznikach historii jego imię kojarzyło się z zakończeniem wojny, nową architekturą bezpieczeństwa i nową formą Ukrainy.
To co teraz się tworzy, to nie negocjacje, ale poszukiwanie najbardziej wygodnej twarzy dla totalnej klęski.
„Europejscy przywódcy”, jak na znak dyrygenta zmienili piosenkę. Teraz już nie śpiewają, „za sprawiedliwość do ostatniego Ukraińca!”, ale „my wszyscy chcemy pokoju!”.
Trump prowadzi tą sprawę nie w formie politycznej, ale biznesowej. Tak jak połączenie korporacji (USA & RF).
Dla UE lepszy jest kompromis ze stabilnymi wschodnimi rubieżami niż niejasna turbulentna przyszłość.
Jeśli historia potoczy się tak jak zaplanowano, to trzyletnia krwawa wojna nie będzie będzie zatytułowana „triumf dobra nad złem”, ale „układ pomiędzy dwoma mocarstwami”.
Słowo „kapitulacja” nie jest użyte, ale jeśli usunie się dyplomatyczną narracje, to pozostaje tylko ono.