Synodalny koszmar trwa. Jego koniec jest jednak nieuchronny.

Synodalny koszmar trwa. Jego koniec jest jednak nieuchronny.

Paweł Chmielewski pch24-synodalny-koszmar-trwa-jego-koniec-nieuchronny

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Franciszek konsekwentnie przebudowuje Kościół, gruntując go na zasadzie „jedności w różnorodności”. Świadczy o tym nie tylko przebieg rzymskiego etapu Synodu Synodalności, ale przede wszystkim kilka najnowszych dokumentów papieskich.

To, co wyłania się na Franciszkowym placu budowy, przypomina raczej luźną wspólnotę różnowierców poddanych administracyjnej władzy papieża; daje jednak szansę na przetrwanie autentycznej katolickiej wierze i przyszłą odnowę Kościoła po epoce synodalnego chaosu.

Synodalna paplanina

Pierwszy rzymski etap „Synodu o Synodalności” zakończył się 29 października bez żadnych wiążących konkluzji. Zgromadzeni w Watykanie uczestnicy Synodu wyprodukowali kilkudziesięciostronicowy tekst, który pozbawiony jest jakiejkolwiek interesującej treści. W dokumencie zapisano po prostu najrozmaitsze idee, które pojawiały się podczas debat synodalnych, ujmując je w dyplomatycznym tonie tak, by z jednej strony dokument mogli zaakceptować wierzący w obowiązywalność Tradycji katolicy, a z drugiej by skrajni rewolucjoniści mieli podkładkę do dalszych działań. Dlatego w synodalnym tekście mówi się o celibacie, diakonacie kobiet, reformie liturgii, demokratyzacji władzy w Kościele, ograniczeniu władzy biskupów, moralności seksualnej – ale we wszystkich przypadkach tak, by pozostawić tematy do dalszej dyskusji, nie mówiąc jeszcze nic konkretnego. Baczny obserwatorów zwróci jednak uwagę na kilka punktów tekstu synodalnego, które pomimo zewnętrznej łagodności zawierają w istocie głęboko wybuchowy ładunek.

To na przykład punkt 15 g. Czytamy tam: „Niektóre kwestie, takie jak te związane z tożsamością płciową i orientacją seksualną, końcem życia, trudnymi sytuacjami małżeńskimi i kwestiami etycznymi związanymi ze sztuczną inteligencją, są kontrowersyjne nie tylko w społeczeństwie, ale także w Kościele, ponieważ rodzą nowe pytania. Niekiedy wypracowane przez nas kategorie antropologiczne nie są wystarczające do ogarnięcia złożoności elementów wynikających z doświadczenia lub wiedzy naukowej i wymagają dopracowania oraz dalszych badań”.

Z tych zdań wynika jednoznacznie, że zgromadzeni na synodzie uznali, iż potrzebna jest de facto nowa antropologia, bo dotychczasowe nauczanie Kościoła na przykład na temat seksualności czy w kwestiach bioetycznych jest po prostu przestarzałe i wymaga „uaktualnienia” przez współczesną naukę. Co konkretnie z tego wynika jest dla Czytelnika niewątpliwie jasne; do tego tematu wrócę jeszcze dalej, omawiając najnowsze dokumenty papieża.

Innym silnie rewolucyjnym punktem jest 19 m. Zapisano tam: „Należy opracować kanoniczną organizację Zgromadzeń Kontynentalnych, która, respektując specyfikę każdego kontynentu,  należycie uwzględnia udział Konferencji Biskupów oraz Kościołów, z ich własnymi delegatami, reprezentującymi różnorodność wiernego Ludu Bożego”. Odkąd w lutym tego roku zakończyło się kontynentalne europejskie zgromadzenie w Pradze ostrzegałem, że wszystko wskazuje na rychłą realizację planu, jaki biskupi z Niemiec zaprezentowali na początku 2020 roku: stworzenia stałej europejskiej struktury „synodalnej”, która będzie kreować życie Kościele na całym kontynencie. Zgodnie z tymi przewidywaniami, sprawa przeszła na rzymskim synodzie i niewątpliwie zostanie konkluzywnie przeforsowana na zgromadzeniu w przyszłym roku. To oznacza, że powołany do życia zostanie format Synodu Europejskiego z udziałem biskupów i świeckich; biorąc pod uwagę charakter Kościołów lokalnych w bogatszej od Polski zachodniej Europie można przewidywać, że ten format stanie się pasem transmisyjnym dla deprawacji i ideologii.

W dokumencie można byłoby znaleźć jeszcze kilka innych analogicznie twardych passusów, ale czytelnik portalu PCh24.pl dobrze zna nurty dyskusji synodalnych i wie, w jaką stronę wszystko zmierza. Można śmiało powiedzieć, że na podstawie ogłoszonego teraz tekstu słowo „synodalność” da się zastąpić przez „inkluzywność”. Innymi słowy, „synodalność” jest kościelną wersją świeckiej ideologii wokismu; niczym więcej.

Twarde decyzje Franciszka

Od Synodu o Synodalności o wiele ciekawsze i nieporównywalnie ważniejsze są dokumenty, jakie w ostatnich tygodniach publikował Franciszek i jego zaplecze. Na czoło wysuwają się trzy: papieskie odpowiedzi na dubia; wyjaśnienia kard. Fernándeza dotyczące Amoris laetitia; papieskie motu proprio Ad theologiam promovendam. Nie jest przypadkiem, że pierwsze dwa dokumenty zostały opublikowane około otwarcia synodu, a trzeci – kilka dni po zamknięciu. Wygląda to trochę tak, jakby papież chciał powiedzieć obradującym: gadajcie sobie, gadajcie, a decyzje o tym, jak pchnąć naprzód Rewolucję zostawcie mnie.

O papieskiej odpowiedzi na dubia oraz wyjaśnieniu kard. Fernándeza pisaliśmy już dość obszernie. W największym możliwym skrócie: papież Franciszek zgodził się, by na poziomie lokalnym, bez szczególnego nagłaśniania, duszpasterze błogosławili pary homoseksualne. Już od września 2022 roku było oczywiste, że Ojciec Święty jest przychylny takim błogosławieństwom: wtedy wprowadzili je w swoim kraju biskupi z Belgii, a papież, pomimo prowadzonych z nimi rozmów, nie zareagował. W tym roku sprawy poszły naprzód dalej. Na krótko przed publikacją dubiów arcybiskup Berlina Heiner Koch opublikował list, w którym dał duszpasterzom zielone światło na błogosławienie par LGBT. Ewidentnie znał treść nieujawnionej jeszcze odpowiedzi Franciszka, bo posługiwał się podobnymi do papieża argumentami. Kilka dni temu praktycznie taki sam list ogłosił biskup Spiry, Karl-Heinz Wiesemann. Nie ulega wątpliwości, że praktyka błogosławienia par homoseksualnych wkrótce w wielu diecezjach świata w pełni się znormalizuje; krytykę będzie łatwo uciszać po prostu cytując Franciszka. Z kolei kard. Fernández w swoich wyjaśnieniach dotyczących Amoris laetitia czarno na białym napisał, że rozwodnicy mogą przyjmować Komunię świętą nawet wtedy, jeżeli są w nowym związku aktywni seksualnie. To, co uchodziło dotąd za grzech ciężki, nagle ma już nim nie być. Fernández podkreślił też, że najważniejsza jest „decyzja sumienia” danej osoby i to ona ma być rozstrzygająca na przykład w kwestii uzyskania rozgrzeszenia.

W ten sposób „zaczął się” Synod o Synodalności; skończył się niejako wydaniem motu proprio Ad theologiam promovendam. Na portalu PCh24.pl wielokrotnie przewidywaliśmy wydanie takiego dokumentu. Papież powtórzył w nim wielokrotnie swoją krytykę wobec „teologii uprawianej przy biurku”, którą zrównał z jakąś formą ideologii. Wezwał też do głębokiej zmiany teologii tak, by wprowadzić nowy „paradygmat” teologiczny. Uzasadnił to „zmianą epoki”, jaką dzisiaj przeżywamy, a także rozwojem współczesnych nauk. Franciszek ogłosił konieczność przeprowadzenia w teologii „rewolucji kulturowej”, tak, by teologia stała się głęboko naznaczona „duszpasterstwem” oraz „konkretem życia” ludzi. Papież surowo podkreślił, że jeżeli są jakieś inne wypowiedzi Kościoła, które wydawałyby się przeciwne jego nakazom z motu proprio, to mają zostać uznane za niebyłe.

Nowy paradygmat w teologii

Ad theologiam promovendam nie odnosi się do żadnego partykularnego problemu; traktuje w końcu o zmianie paradygmatu. Na czym ma w praktyce polegać nowy paradygmat? To oczywiste: na trwałym rozdzieleniu „normy ogólnej” od „konkretu życia”. Norma ogólna mówi, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny otwarty na potomstwo. Jednak w tym konkretnym przypadku teologia duszpasterska może zaakceptować brak takiego otwarcia i używanie antykoncepcji. W tamtym przypadku teologia „konkretu życia” zgodzi się na związek jednopłciowy. W jeszcze innym – na powtórny związek po rozwodzie. Jednak to nie tylko seksualność. Co na przykład z eutanazją? Norma ogólna mówi, że nie można odbierać sobie życia. Jednak teologia „konkretu” powie, że w tym konkretnym przypadku nieuleczalnego cierpienia należy duszpastersko podejść do pragnienia chorego dotyczącego zakończenia życia. Liturgia? Proszę bardzo. Norma ogólna powiada, że protestanci i muzułmanie nie mogą przystępować do Komunii świętej. Jednak w przypadku tej konkretnej wspólnoty lokalnej teologia duszpasterska zawiesi te kryteria i w pełnej gościnności eucharystycznej dostrzeże synodalnego znak czasu zwiastujący chciane przez Boga braterstwo międzyludzkie. Norma ogólna mówi, że sakramentów udziela kapłan, ale w tej konkretnej sytuacji teologia nie sprzeciwi się kreatywnym rozwiązaniom duszpasterskim, lepiej włączającym świeckich a zwłaszcza kobiety, co przełamie zastałe struktury klerykalne i pomoże Ludowi Bożemu na głębszą integrację z rzeczywistością uczniów-misjonarzy w synodalnym Kościele misyjnym. Możemy tak wymieniać dalej w nieskończoność.

Kościół w nowym paradygmacie ma być oparty o zasadę „jedności w różnorodności”. Niewątpliwie zostaną utrzymane wspólnoty tradycyjne, przypominające nieco anglikański „high church”. Będą kłaść duży nacisk na liturgię, gromadzić wiernych przywiązanych do tradycyjnej teologii. Kościół masowy będzie jednak w coraz większej mierze zanurzać się w lokalności, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Rewolucjoniści oczekują wprawdzie takich kroków jak instytucjonalizacja kapłaństwa kobiet, ale to mogłoby naruszyć zasadę jedności; dlatego będą musieli zadowolić się możliwością wprowadzania różnych lokalnych nowinek. Franciszek robi wszystko, co może, by w jednym Kościele pomieścić „nowoczesnych” katolików z Monachium i „zacofanych” z Ugandy. W Monachium chrztu będą udzielać kobiety; kazania będą głosić świeccy; parafią i diecezją będą współrządzić synodalne komitety; Komunia święta będzie dla każdego, podobnie jak błogosławieństwa. W Ugandzie będzie inaczej, w związku z lokalną wrażliwością. Wszyscy mają podlegać tej samej władzy papieża, scalającego różnorodność. Nie będzie to zatem luźna kongregacja quasi-protestanckich wspólnot, ale coś innego. Czy nadal Kościół katolicki? Tylko pod warunkiem nowej definicji jedności, która przestanie obejmować niektóre zagadnienia doktrynalne, moralne i duszpasterskie. W Kościele synodalnym warunki brzegowe katolickości zostaną po prostu głęboko okrojone, tak, by pozostawić tylko kilka elementów: wiarę w boskość Chrystusa, sakramenty, posłuszeństwo papieżowi. Reszta zostanie poddana plastycznej twórczości, oczywiście pod nieustannym naciskiem z Rzymu, by – pomimo lokalnych uwarunkowań – wybierać jednak to, co bardziej liberalne, jako mniej „skostniałe i rygorystyczne”.

Jedność Kościoła powróci

Struktura kościelna budowana przez Franciszka daje szansę lokalnym środowiskom na zachowanie wiary katolickiej w stanie nienaruszonym. Nie będzie to proste zadanie; wymaga pracy zarówno biskupa jak i wiernych; wymaga też umiejętnego postępowania z Watykanem, tak, by nie narazić się na szybką interwencję urzędników Kurii Rzymskiej chcących rozbić jakiś „bastion” rzekomego rygoryzmu. Konieczna jest też dbałość o to, by nie popaść w sekciarstwo, to znaczy nie zatracić kontaktu z katolikami spoza określonego „bastionu”, pamiętając, że Chrystus czeka na wszystkich, nawet tych, którzy zostali zwiedzeni przez synodalną inkluzję i przyjęli różne błędne zapatrywania antropologiczne czy eklezjologiczne. Bóg dopuścił tę sytuację; Bóg ją oczyści. Musimy pozostać w gotowości, wytrwale przechowując skarb nauki Kościoła – i przekazując go dalej. Chrystus jest na zawsze ze swoim Kościołem. Papieże przyszłości będą ze smutkiem spoglądać na nasze czasy pełne chaosu i rozkładu; podejmą jednak dzieło ponownego scalania jedności Kościoła – jedności prawdziwej, obejmującej nie tylko instytucje i administrację, ale również wiarę i moralność. Jestem przekonany, że członków odnowionego Kościoła nie zabraknie – jest ich wciąż wielu w wielu krajach całego świata. Niemieccy, belgijscy czy amerykańscy katolicy synodalni reprezentują zmierzchającą kulturę; nie ma sensu się na nich orientować. Nie wiem, czy Polska jako taka będzie mieć w odnowionym Kościele swoje miejsce. Związana z unijną wspólnotą deprawacji, wprzężona w synodalne gremia kontynentalne, wystawiona na zalew islamskich uchodźców, zwalczająca rodzinę i uboga w dzieci – może z Bożą pomocą przetrwa. Na pewno jednak przetrwa prawdziwy Kościół – w nim jest przyszłość świata; w odniesieniu do niej budujmy życie i wiarę tam, gdzie to tylko możliwe. Synodalny koszmar przeminie wraz z tymi, którzy go śnią: to ludzie przeszłości.

Dokument końcowy Synodu: Wszyscy obecni wyjeżdżają szczęśliwi refleksją poświęconą „przywództwu kobiet w Kościele”, orientacji seksualnej, migracji, klimatowi, czy ekumenizmowi.

Dokument końcowy Synodu: Wszyscy obecni wyjeżdżają szczęśliwi refleksją poświęconą „przywództwu kobiet w Kościele”, orientacji seksualnej, migracji, klimatowi, czy ekumenizmowi.

Inkluzywny język, przywództwo kobiet, otwarta furtka do akceptacji LGBT

28 października 2023 https://pch24.pl/znamy-dokument-koncowy-synodu-inkluzywny-jezyk-przywodztwo-kobiet-otwarta-furtka-do-akceptacji-lgbt/

Jak relacjonował kard. Mario Grech, delegaci na Synod przyjęli wszystkie proponowane punkty dokumentu końcowego. Podczas głosowania żaden z głosowanych ustępów nie napotkał na opór więcej, niż jednej trzeciej delegatów. – Wszyscy obecni wyjeżdżają szczęśliwi, z sercem pełnym nadziei – przekonywał kard. Jean Claude Hollerich. Ustalenia uczestników zgromadzenia odzwierciedlają podejście akceptacji i „robienia miejsca” dla wszystkich w Kościele, wyjaśniali hierarchowie obecni na konferencji prasowej.

Dokument końcowy zawiera, jak informują watykańskie media, refleksję poświęconą „przywództwu kobiet w Kościele”, orientacji seksualnej, migracji, klimatowi, czy ekumenizmowi. – Myślę, że było jasne, że pewne tematy napotkają na większy sprzeciw. Jestem pełen zadumy, że tyle osób zagłosowało za. To znak, że opór nie jest tak duży– mówił kard. Hollerich komentując rezultat głosowania.

Pierwszym z podjętych w dokumencie zagadnień jest zauważenie oporu części hierarchów i wiernych względem kategorii synodalności, jako grożącej odejściu od apostolskiej tradycji i podważającej hierarchiczną strukturę Kościoła. Według autorów dokumentu takie obawy są niesłuszne, ponieważ „synodalność” oznacza „sposób bycia Kościołem, który zawiera komunię, misję i uczestnictwo”. Chodzi więc o rozpatrywanie różnych opinii i poglądów i rozwijanie aktywnego zaangażowania wszystkich, czytamy w podsumowującym obrady piśmie.

Jak dowiadujemy się od autorów dokumentu, „synodalność” implikuje również podejście do innowierców obliczone na wzajemną współpracę. W myśl tej zasady nawołują oni do uczynienia języka liturgicznego „bardziej zrozumiałym dla wiernych” i osadzonym w konkretnych, współczesnych kulturach.

Obszerny fragment „syntezy” obrad poświęcony jest „ubogim” i tym znajdującym się na „marginesach”. Chodzi o „ludy pierwotne, ofiary przemocy, rasizmu, uzależnionych, mniejszości, starszych i wykorzystywanych pracowników”. Wśród ignorowanych współcześnie osób zwrócono uwagę także na nienarodzonych. Autorzy dokumentu zobowiązują Kościół do aktywnego „obnażania niesprawiedliwości popełnianych przez jednostki, rządy (…)” i inne podmioty.

W tekście zwrócono także uwagę na migrantów – „jesteśmy zobowiązani zaoferować im otwarte przyjęcie”, twierdzą autorzy, zachęcając do „budowania międzykulturowych więzi” oraz walki z tzw. rasizmem i rzekomo powszechną ksenofobią. Kościół ma aktywnie zaangażować się w „zwalczanie” tych postaw, przede wszystkim w sferze edukacji i formacji katolickiej.

Ustęp poświęcony zaangażowaniu świeckich podkreśla „równą godność” kapłanów i laikatu. Ten wniosek, jak podają watykańskie media, wielokrotnie powraca w dokumencie. Zwrócono uwagę na coraz większe zaangażowanie świeckich i poparto zmiany w tym nurcie.  

Ósmy rozdział dokumentu poświęcony jest roli pań w Kościele. „Kobiety wołają o sprawiedliwość w społeczeństwach wciąż naznaczonych seksualna przemocą, nierównościami ekonomicznymi i tendencją do ich przedmiotowego traktowania”, przekonują autorzy. Kościół jest więc ich zdaniem wezwany do silnego zaangażowania na ich rzecz płci pięknej, również w sferze duszpasterskiej i sakramentalnej. Kobiety obecne podczas obrad mówiły, że współczesny Kościół rani „klerykalizmem, szowinistyczną mentalnością i błędnym wyrazem autorytetu”, mówi litera dokumentu.

Wnioski dotyczące diakonatu kobiet mają zostać przedstawione podczas obrad w przyszłym roku – zwrócono uwagę na kontrowersje w tym zakresie i podkreślono, że kwestia powinna być dalej „rozeznawana”. Wedle ustaleń delegatów, prawo kanoniczne ma zostać dostosowane tak, by nadać kobietom większe kompetencje w zakresie duszpasterstwa i posługi. Ich dyskryminacji ma przeciwdziałać przyjęcie w Kościele „inkluzywnego języka”.

Dalsza refleksja ma zostać poświęcona zagadnieniu kapłańskiego celibatu. Jak czytamy w dokumencie, wszyscy delegaci dostrzegają ogromną wartość bezżeństwa w posłudze kapłańskiej, nie ma jednak jednomyślności, względem tego, czy powinna ona w konsekwencji być stanem obligatoryjnym.

Dokument zaleca, by „synodalne podejście” na trwałe uczynić zasadą kościelnej formacji. W taki sposób miano by m.in. podchodzić do „związków i edukacji seksualnej, by towarzyszyć młodym ludziom w dorastaniu w ich osobistych i seksualnych orientacjach (…)”. W tekście wskazano, że należy pogłębić „dialog” z naukami humanistycznymi, by „ostrożnie rozważyć kwestie najbardziej kontrowersyjne w Kościele”. Chodzi m.in. o zagadnienia tożsamości płciowej i seksualności, końca życia, skomplikowanych sytuacji małżeńskich i zagadnień etycznych dotyczących sztucznej inteligencji. Autorzy przestrzegali, by w odniesieniu do tych zagadnień nie kierować się „uproszczonym” myśleniem i dotychczasowe nauczanie Kościoła traktować jako „wskazówkę”, wymagającą „przemyślanego” przełożenia na duszpasterską praktykę.

W podsumowującym dokumencie wezwano, by z uwagę „wsłuchać” się w żądania „ludzi, którzy czują się marginalizowani lub wykluczeni z Kościoła z powodu ich stanu cywilnego, tożsamości bądź seksualności”. „Było głębokie poczucie miłości, litości i współczucia w Zgromadzeniu, dla tych, którzy są, lub czują się zranieni, lub zaniedbani przez Kościół”, czytamy w tekście. Otwarta refleksja ma dotyczyć również praktyki duszpasterskiej i myśli teologicznej dotyczącej poligamii.

Źródło: vatican.va FA

=====================

mail:

Przykład wodolejstwa: “Zarówno teologiczne, jak i duszpasterskie badania nad dostępem do diakonatu dla kobiet powinny trwać nadal i korzystać z wyników komisji ustanowionych przez Ojca Świętego oraz teologicznych, historycznych i egzegetycznych badań, które zostały już przeprowadzone”.

Wyświęcanie kobiet i Liturgia Majów

BKP: Wyświęcanie kobiet i Liturgia Majów

+ Eliasz Patriarcha Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu

Nurt liberalny w Kościele katolickim, czyli współcześni saduceusze, dąży do likwidacji sakramentu kapłaństwa, konsekwentnie także papiestwa. Promują opinię o potrzebie wyświęcania kobiet na kapłanki, rzekomo w celu odrodzenia Kościoła. O tym, że jest to rażące oszustwo, świadczy cała Tradycja Kościoła, zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu.

Jednocześnie współcześni saduceusze wraz z fałszywymi prorokami, liberalnymi teologami propagują kościelną legalizację sodomii, lesbijstwa i wszelkich wypaczonych form pogaństwa, czczących fałszywych bogów, czyli demony.

Pseudopapież Bergoglio stworzył zgubny precedens dla całego Kościoła, z jednej strony poświęcając się szatanowi w Kanadzie podczas gwizdania czarodzieja na kości z dzikiego indyka, a z drugiej strony poprzez profanację bazyliki św. Piotra demonem Pachamamą. Już II Watykański Sobór w deklaracji „Nostra aetate” nakreślił samobójczy program szacunku dla innych religii, de facto dla ich demonów. Jest to wielki grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu Dekalogu. Kierunek ten, niszczący relację z Bogiem, pociąga za sobą także legalizację niemoralności, czyli usunięcie Bożych praw i przykazań. Bergoglio otwarcie żąda pseudokonwersji biskupów, aby powitali LGBTQ-osoby w Kościele (styczeń 2023).

Niefortunna reforma Marcina Lutra, podczas której zniósł [w swojej sekcie] kapłaństwo i Mszę Świętą, była bezpośrednią reakcją na niemoralne życie i mamonizm kościelnych prałatów. Ich zły przykład nie pozwalał na prawdziwą pokutę i odrodzenie życia wiarą. W ciągu 20 lat przeszła na protestantyzm połowa katolickiej Europy. Ale wina za podział Kościoła nie leży tylko po stronie Lutra, główna wina leży po stronie kościelnych prałatów, którzy nie dopuścili do prawdziwego odrodzenia. Dopiero gdy nastąpiła reformacja Lutra, otworzyły się już w okrojonym Kościele katolickim drzwi do prawdziwej reformy wraz z pojawieniem się zakonów i ruchów odrodzeniowych. Krwawą zapłatą za rozdzielenie Kościoła, stały się wojny religijne, w tym wojna 30-letnia.

Jednak dziś wielu pastorów protestanckich w jedności z katolickimi prałatami promują małżeństwa homoseksualne i błogosławieństwo queer-par. W ten sposób pojawia się jedność, ale nie w Jezusie Chrystusie, ale w antychryście. Rezultatem jest satanizacja Europy. Karą Bożą jest islamizacja. Szczególnie gorliwie propagują ją biskupi niemieccy wraz z pseudopapieżem Bergoglio.

Z powodu herezji i „jedności z duchem świata” chrześcijaństwo w Europie prawie wyparowało. W tych czasach kryzysu wprowadzanie wyświęcania kobiet zamiast prawdziwej pokuty i twierdzenie, że to doprowadzi do odrodzenia chrześcijaństwa, jest dosłownie szaleństwem! Kapłanki, czyli sakralne prostytutki, kojarzone były wyłącznie z pogaństwem i składaniem ofiar demonom. W chrześcijaństwie kapłanki nie mają żadnego uzasadnienia. Jezus mianował na kapłanów mężczyzn, a nie kobiety. Kościół zawsze uważał to za prawo.

Obecne wysiłki na rzecz wyświęcania kobiet są bezpośrednio związane z propagowaniem pogaństwa przez Bergoglio i z destrukcyjną feminizacją na świecie. Pseudopapież czyni diakonise z amazońskich czarownic, które palą kadzidło nie Bogu, ale pogańskim demonom. Planuje także wyświęcać je na kapłanki.

W przeciwieństwie do tego początkiem prawdziwego przebudzenia jest nazwanie grzechu grzechem, herezji herezją, a niemoralności niemoralnością. Ponownie należy wskazać na śmiertelne owoce grzechu, którymi są nieszczęście na ziemi i wieczne potępienie. Dzisiejsi kościelni saduceusze unikają prawdziwej pokuty i naśladowania Chrystusa jak diabeł krzyża. Wzorem ich tzw. odrodzenia Kościoła przez synodalną LGBTQ-drogę jest legalizacja grzechów wzywających do nieba, które ściągają przekleństwo na Kościół i narody. W ten sposób wbijają gwoździe w trumnę Kościoła, któremu już wykopali grób.

Co powiedzieć o modelu Liturgii w rycie Majów z tzw. pryncypałem i okadzaczem, którymi w szczególności mają być kobiety? Ich kadzenie i tańce mają zostać zatwierdzone przez Synod jako oficjalna część Mszy. Jest to celowe wprowadzenie ducha pogaństwa i wypędzenie Ducha Świętego z Liturgii Świętej. Ta liturgia już nie będzie służbą prawdziwemu Bogu i nie będzie tu chodzić o uobecnianie ofiary Chrystusa, ale o bluźnierstwo.

Uświadommy sobie istotę Liturgii Świętej. Tu nie chodzi o symbol, ale rzeczywiste uobecnianie ofiary Chrystusa na Kalwarii. Stale chodzi o ofiarowanie Bogu nie krwi byków i baranków, ale Krwi Syna Bożego na przebaczenie naszych grzechów. Krwawe ofiary ze zwierząt w Starym Testamencie miały zapobiegać skłonności do pogańskich krwawych ofiar, nawet ludzkich. Ofiary pogańskie oznaczają poddanie się demonom i są połączone z niemoralnością i wypaczeniem. 

Pośród obecnego duchowego i moralnego brudu uświadommy sobie raz jeszcze, że Bogu należy składać czystą, nieskalaną ofiarę, a tą jest jedynie ofiara Chrystusa na krzyżu. 

Już przez proroka Malachiasza Pan przepowiedział: „Na każdym miejscu będzie składana imieniu Memu ofiara czysta” (Mal 1:11).

Dwóch z pierwszych czterech starotestamentowych kapłanów, synów Arona, zapłaciło życiem za to, że mieli w kadzielnicach inny ogień niż ten, który miał być używany do oddawania czci Panu. Napisano: „Nadab i Abihu, synowie Arona, wzięli każdy swoją kadzielnicę, nabrali do niej ognia, włożyli na niego kadzidło i ofiarowali przed Panem ogień inny, niż był im nakazany. Wtedy ogień wyszedł od Pana i pochłonął ich. Umarli przed Panem” (Kpł 10:1-2).

Kiedy Korach, Abiron i Datan zbuntowali się przeciwko Mojżeszowi, Mojżesz powiedział do Koracha: „Czyż nie dosyć wam, że Bóg wyróżnił was, byście się mogli zbliżać do Niego?… A wy jeszcze się domagacie godności kapłańskiej! … Złączyliście się przeciw Panu, ty i cała twoja zgraja”(Lb 16:8-11).

Dzisiejsi liberałowie pod przywództwem Bergoglio, podobnie jak Korach i jego zgraja, złączyli się przeciwko Panu. Promują sodomicką antyewangelię, w ten sposób ściągając na siebie Bożą anatemę – wykluczenie z Kościoła (Ga 1:8-9). Ponadto propagują likwidację sakramentu kapłaństwa, żądając święceń kobiet, de facto czarownic i lesbijek. W przypadku Koracha chodziło jedynie o kapłaństwo Starego Testamentu. Ofiarowali Bogu krew baranów i byków lub coś innego ze żniw.

Ale kapłaństwo Nowego Testamentu jest składaniem Najświętszej Ofiary. Chodzi o uobecnienie krwawej ofiary Chrystusa w sposób bezkrwawy na ołtarzu dla odpuszczenia grzechów. Chrystusowym kapłaństwem zanikło kapłaństwo Arona i ofiary ze zwierząt. Jezus ustanowił sakrament kapłaństwa podczas Ostatniej Wieczerzy. Wybrał do tego apostołów, czyli mężczyzn. Następnie podczas zesłania Ducha Świętego otrzymali namaszczenie na nowotestamentowych kapłanów. Namaszczenie to przechodzi poprzez sukcesję apostolską na następców apostołów, czyli na biskupów i ich pomocników, kapłanów.

Jaka jest istota nowotestamentowej ofiary? Jest to uobecnienie ofiary Chrystusa na krzyżu. Jak się to dzieje? Poprzez kapłana, który ma na sobie namaszczenie Duchem Świętym. Kapłan wypowiada słowa Jezusa, którymi Pan ustanowił swoją bezkrwawą ofiarę. W tym momencie interweniuje wszechmoc Boga. Bóg, który z niczego stworzył świat widzialny i niewidzialny, oraz niezliczne galaktyki teraz swoją wszechmocą zmienia istotę chleba i istotę wina w prawdziwe Ciało Chrystusa i w Jego prawdziwą Krew. Duch Święty to czyni przez namaszczenie kapłańskie.

Czy może ubiegać się o urząd kapłański osoba, którą Bóg przez swoje namaszczenie do tego nie ustanowił? Nie może. Czy może ubiegać się o kapłaństwo osoba, która buntuje się przeciwko Duchowi Świętemu i unieważnia Boże prawa i przykazania oraz propaguje perwersje seksualne i sodomicką antyewangelię? Nie może. Czy może zostać namaszczona Duchem Świętym do kapłaństwa kobieta? Nie może. To nie jest w Bożym porządku.

Pismo Święte wyjaśnia, że składanie ofiar w celu przebłagania Boga za grzechy ludu było związane z kapłaństwem Arona, które było tymczasowe. O Jezusie ale Pismo Święte mówi: „Ty jesteś kapłanem na wieki na wzór MelchizedekaJest to inny porządek niż dziedziczne kapłaństwo według porządku Arona. „Za zmianą bowiem kapłaństwa musi też nastąpić zmiana Prawa” (Hebr 7:12).

Wraz z przyjściem Jezusa Chrystusa Stary Testament został zastąpiony Nowym Testamentem.

Do czego prowadzą wysiłki mające na celu zmianę kapłaństwa poprzez wyświęcanie kobiet? Koniecznie do zniesienia Nowego Testamentu naszego Zbawiciela i wprowadzenia pseudoprawa antychrysta.

Jeśli dzisiaj sekta Bergoglio zmieni kapłaństwo, promując wyświęcanie kobiet na diakonki i kapłanki, również zaniknie sukcesja apostolska. Według Daniela tak zostanie zniesiona codzienna ofiara (Mt 24:15; Dan 9:27), a zamiast Ducha Świętego nastąpi namaszczenie od nieczystego, demonicznego ducha. Jaki duch obecnie promuje to pseudokapłaństwo kobiet jednocześnie z kościelną legalizacją sodomii i bałwochwalstwa? Nie jest to Duch Chrystusa, ale antychrysta.

Dlatego dzisiaj do Liturgii wprowadzane są także pogańskie elementy kultury Majów i innych kultów pogańskich, zakorzenione w szacunku do demonów i szatana. Za nimi jest ogień piekielny (Judy 7), a nie ogień Ducha Świętego (Łk 3:16). Dwaj synowie Arona przynieśli Bogu inny ogień i inne kadzidło, i zostali skazani na śmierć. Jaka bolesna duchowa śmierć zapanuje w Kościele katolickim z powodu tego antysakramentu!

Sekta Bergoglio wprowadza także antysakrament małżeństwa, błogosławiąc sodomitów, lesbijki i queer-pary. Tak zwana Droga synodalna prowadzi do wczesnej samozagłady i wiecznego potępienia.

Przeciwieństwem jest wąska droga naśladowania Chrystusa. On sam jest tą Drogą, Prawdą i Życiem.

Na rozdrożu, na którym chrześcijaństwo postawił arcy-heretyk Bergoglio, okupujący papiestwo, należy dziś podjąć decyzję. Albo wrócić do zdrowego nauczania ewangelii Chrystusa, które przynosi błogosławieństwo i życie wieczne, albo zaakceptować antyewangelię Bergoglia i jego sekty, która prowadzi do doczesnej i wiecznej samozagłady. Podobnie jak dawniej Izraelitów, tak i dzisiaj Bóg stawia katolików przed wyborem: „Kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie życie” (Pwt 30:19).

+ Eliasz

Patriarcha Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu

+ Metodiusz OSBMr           + Tymoteusz OSBMr

biskupi-sekretarze

4. 10. 2023

 Droga synodalna promuje kapłaństwo kobiet

vkpatriarhat.org/it/?p=10088  /italiano/

bcp-video.org/ordination-of-women/  /english/

bcp-video.org/fr/l-ordination-des-femmes/  /français/

vkpatriarhat.org/de/die-frauenordination/  /deutsche/

=======================

wideo: https://vkpatriarhat.org/pl/?p=20848  https://youtu.be/guXZoXGRPaQ

https://bcp-video.org/pl/wyswiecanie-kobiet/

rumble.com/v3qjy0dwywicaniekobiet.html  ugetube.com/watch/qNnCkwcVvwuXIMh

„Synodalne aggiornamento”. Synod o Synodalności na stabilnym kursie „w lewo”. Ale “tajnie”!!

„Synodalne aggiornamento”. Synod o Synodalności na stabilnym kursie „w lewo”

Paweł Chmielewski synodalne-aggiornamento

Rzymski Synod o Synodalności wkroczył w ostatnią fazę. Papież obłożył obrady tajemnicą, ale głosy docierające z obrad wskazują jasno: cała rewolucyjna agenda została położona na stole i jest przedmiotem dyskusji. Rzymski synod nie zakończy się przyjęciem twardych, konkluzywnych [po polsku: rozstrzygających] wniosków; końcowy dokument będzie jednak bez wątpienia zawierać tak dobrane słowa-klucze, żeby pozwolić na kontynuację “progresywnej pracy” i wyciąganie odpowiednich wniosków, zgodnych z liberalnym duchem czasu.

Relatorem generalnym Synodu o Synodalności jest przecież kard. Jean-Claude Hollerich, admirator niemieckiej Drogi Synodalnej. Uwagę przykuwają też sekretarze specjalni synodu, o. Giacomo Costa SJ, Włoch, który przygotowywał już syntezę etapu kontynentalnego Synodu o Synodalności oraz ks. Riccardo Battocchio, prezes Włoskiego Stowarzyszenia Teologicznego. W 2021 roku o. Costa poparł włoskie ustawodawstwo wymierzone w „dyskryminację” środowisk homoseksualnych, choć biskupi kraju stali na innym stanowisku. Ks. Battocchio brał w 2015 roku udział w prezentacji książki „Miłość homoseksualna” aspirującej do przedstawienia „nowej syntezy” psychoanalizy, teologii i duszpasterstwa w obszarze homoseksualizmu. Co ciekawe nie wiadomo, kto dokładnie napisze syntezę. Wprawdzie znane są nazwiska 13-osobowego komitetu ds. syntezy pracującego pod kierunkiem kard. Hollericha, ale właściwymi autorami tekstu mają być „eksperci”. Nie wiemy, kto to – Watykan utajnił ich nazwiska.

Same tematy podejmowane na rzymskim zgromadzeniu są znane, bo zostały opisane w Instrumentum laboris – dokumencie roboczym na synod opublikowanym przez Stolicę Apostolską w czerwcu tego roku. Na portalu PCh24.pl omawialiśmy ten tekst, wskazując na fakt, że zawiera bardzo wiele elementów typowych dla progresywnej narracji. To między innymi zniesienie obowiązku celibatu, święcenia diakonatu dla kobiet, zwiększenie udziału świeckich we władzy w Kościele, inkluzywność sakramentalna – dopuszczanie do Komunii świętej takich „wykluczonych” grup jak rozwodnicy w powtórnych związkach, homoseksualiści czy poligamiści (problem Afryki). W dokumencie wiele miejsca poświęcono też przełamywaniu władzy biskupów przez różnego rodzaju kolektywy synodalne, zwłaszcza kontynentalne. Z wypowiedzi uczestników trwającego synodu wiemy, że wszystkie te tematy – władza, rola kobiet, moralność seksualna – rzeczywiście były i są podejmowane, rodząc ożywioną dyskusję. Nie wiadomo jednak ani kto reprezentuje jakie stanowisko ani gdzie jest ewentualna większość. Rzymski etap Synodu o Synodalności jest bezprecedensowy pod względem tajemnicy przebiegu obrad. Wcześniejszym synodom Franciszka towarzyszyły media i prowadzone debaty były dość transparentne. Teraz jest inaczej i z woli papieża z synodu nie wypływają niemal żadne informacje. Tak naprawdę o wyniku prac synodalnych zostaniemy poinformowani dopiero na zakończenie zgromadzenia, kiedy zostanie przyjęty tekst finalny.

Strategiczny brak konkluzywności

Nie należy sądzić, że znajdą się w nim jakieś konkluzywne passusy dotyczące tak kluczowych dla Kościoła kwestii jak struktura sprawowania władzy, rola kobiet czy moralność seksualna. Tegoroczny synod jest dopiero pierwszym etapem; drugi nastąpi jesienią 2024 roku. Trzeba jednak spodziewać się, że środowisko progresywne zdoła zamieścić w dokumencie odpowiednie słowa-wytrychy, które pozwolą później na łatwiejsze procedowanie własnej agendy.

To właśnie te słowa-wytrychy są najważniejsze. Proces synodalny nie będzie wprowadzać żadnych konkretnych rozstrzygnięć. Mówił o tym litewski arcybiskup Gintaras Grusas, obecnie przewodniczący Rady Konferencji Episkopatów Europy (CCEE). Według Grusasa tematem Synodu o Synodalności jest sama synodalność; chociaż trwają dyskusje nad szczegółowymi kwestiami, nie będzie rozstrzygnięć „ani teraz, ani w fazie do roku 2024; nie jestem nawet pewien, czy [rozstrzygnięcia] będziemy mieć w 2024” – powiedział. – Jeżeli będziemy jako Kościół bardziej synodalni, to synod przyniesie swoje owoce – dodał enigmatycznie.

Ważniejsze od tego, co ustali synod, o wiele ważniejsze są decyzje podejmowane osobiście przez papieża Franciszka i jego prefekta Dykasterii Nauki Wiary, kard. Victora Manuela Fernándeza. W ostatnich tygodniach ukazały się najpierw odpowiedzi Franciszka na dubia pięciu kardynałów, a później odpowiedź Fernándeza na pytania kard. Duki. Z dokumentów wynika, że papież i prefekt pozwalają błogosławić związki homoseksualne oraz udzielać Komunii świętej rozwodnikom, wszystko na zasadzie „indywidualnych przypadków”. W pierwszym wypadku powinno temu towarzyszyć nieco „skryte” duszpasterstwo, papież sprzeciwił się wydawaniu jakichś wytycznych przez episkopaty; w drugim, wprost przeciwnie, wytyczne powinny się pojawiać – kard. Fernández wyraźnie do tego zachęcał. To właśnie te decyzje w o dalece większej mierze niż jakiekolwiek synody kształtują codzienność duszpasterską Kościoła. Franciszek i Fernández dali zielone światło środowiskom progresywnym, które mogą teraz bez obaw budować parafie inkluzywne wobec wszystkich „wykluczonych” ze względu na życie w obiektywnym grzechu.

Synodalne aggiornamento

Czemu zatem służy cała ta niekonkluzywność Synodu o Synodalności? Czy to naprawdę jedynie wielkie zgromadzenie, które debatuje o tym, jak debatować? Według oficjalnych deklaracji organizatorów – papieża, kard. Hollericha i innych – synodalność służy do tworzenia w Kościele nowej kultury dyskusji, opartej o wzajemne wysłuchiwanie się, otwartość na argumentację, na rezygnacji z apodyktycznego podawania ustalonej nauki. Temu służy przede wszystkim tak zwana metoda „rozmowy w Duchu Świętym”, nowatorska koncepcja rozmów w niewielkich grupach, polegająca na naprzemiennym wypowiadaniu się, refleksji i modlitwie.

Sądzę jednak, że w ostateczności konsekwencje procesu synodalnego mogą być równie głębokie, co konsekwencje II Soboru Watykańskiego, z założenia również przecież duszpasterskiego, a nie doktrynalnego. Sobór nie musiał wprost przekształcać żadnego elementu nauki Kościoła, żeby przygotować grunt pod głębokie zmiany. Wystarczyło stworzenie mglistego klimatu rewolucji, który pozwalał wpływowym środowiskom podpiąć się pod hasło „udzisiejszenia” (aggiornamento). Związek pomiędzy niemiecką Drogą Synodalną czy patologicznymi formami liturgii a Soborem jest wyraźny, ale po stronie Soborowej wychodzi nie tyle z samych dokumentów, co raczej z ich progresywnej interpretacji. Podobnie może być z Synodem o Synodalności. Zamieszczenie w dokumentach końcowych haseł o powszechnej inkluzji „dyskryminowanych i wyłączonych”, partycypacji świeckich, docenieniu roli kobiet, podmiotowości Ludu Bożego, „włączeniu” niekatolików w obszar „misji Kościoła” – to wszystko nie ma i nie będzie mieć znaczenia doktrynalnego per se. Będzie jednak tworzyć zasłonę dymną potrzebną rewolucjonistom. Odwołując się do kilku wybranych zdań z dokumentów synodalnych, włączanych w ogólny klimat „zmiany” i „inkluzji” – będą mogły z większą swobodą forsować upragnione zmiany duszpasterskie i doktrynalne.

Synod o Synodalności nie musi zadekretować błogosławienia par LGBT. Wystarczy, że w jego dokumentach zostaną zawarte długie wywody o „otwartości na wykluczonych”, żeby każdy chętny do tego biskup wprowadził w swojej diecezji rewolucyjne duszpasterstwo, powołując się jeszcze na „magisterium Franciszka”. To samo dotyczy rozwodników, poligamistów i wszystkich, którzy zostaną uznani za dyskryminowanych seksualnie.

Nie należy się też spodziewać, aby dokumenty synodalne wprost przewidywały diakonat czy kapłaństwo kobiet. Wystarczy, że będą pełne frazesów o „kobiecej twarzy” Kościoła. Na tej podstawie Franciszek powoła niejawną posynodalną komisję, która opracuje konkretne rozwiązania, a on ogłosi na tej podstawie motu proprio, wprowadzając albo żeński diakonat, albo nowe posługi i urzędy. Będzie mógł wskazać na „wyraźną wolę” zgromadzeń synodalnych, które pragnęły przejęcia przez kobiety „większej odpowiedzialności”.

To samo dotyczy sprawowania władzy. Rzymski synod nie musi wprost opowiadać się przeciwko biskupom; wystarczy, że – wskazując swój własny przykład – dokumenty będą mówić o „konieczności” partycypacji „całego Ludu Bożego” w sprawowaniu władzy. Papież korzystając ze swoich prerogatyw ustanowi konkretne gremia synodalne, które przejmą część kompetencji krajowych episkopatów, a poszczególnych biskupów zobowiąże do „synodalnego” sprawowania władzy, polegającego na konieczności „konsultowania” ciał synodalnych, bez których podjęcie jakiejś decyzji będzie możliwe tylko w teorii, ale nie w praktyce – bo stanowiłoby pogwałcenie „paradygmatu synodalnego”.

Kto zwycięży w bitwie o przyszłość Kościoła?

Póki co cieszyć się będą ci, co zawsze: progresiści z Europy, Stanów Zjednoczonych i Ameryki Łacińskiej. Współczesna „twarz” wewnątrzkościelnej Rewolucji bp Georg Bätzing nie kryje zresztą zadowolenia z dotychczasowego przebiegu Synodu o Synodalności. – Wszystkie ważne tematy forów naszej niemieckiej Drogi Synodalnej odgrywają w Rzymie rolę. Leżą na stole Kościoła powszechnego – powiedział hierarcha. Jak dodał, można mówić o „dużym kroku naprzód”.

Radość biskupa Bätzinga nie powinna oczywiście nikogo zaskakiwać. Wprawdzie w rzymskim synodzie uczestniczy wielu konserwatystów bardzo krytycznie patrzących na proces synodalny, ale papież skrupulatnie zadbał o to, by narzędzia realnej władzy kształtowania przebiegu całego procesu leżały w rękach jego zaufanych ludzi, bliskich ideowo niemieckim środowiskom. Na to nic nie da się już po ludzku poradzić. Jedyną nadzieją pozostaje czasowe rozciągnięcie całego procesu: nawet jeżeli to papież Franciszek zakończy w 2024 roku drugi rzymski etap Synodu o Synodalności, być może wdrażać synodalność w życie będzie już jego następca. Nie musi to bynajmniej oznaczać, że rewolucyjny kurs zostanie zatrzymany i odwrócony; a jednak tak może być.

Patrzmy w przyszłość powtarzając słowa modlitwy za synod ułożonej przez bp. Athanasiusa Schneidera: „Panie, z pokornym duchem i ze skruszonym sercem prosimy Cię, nie dopuść, aby wrogowie Kościoła mogli radować się ze zwycięstwa nad autentycznym Kościołem katolickim”.

Paweł Chmielewski

Dlaczego Synod o synodalności jest skazany na porażkę.

„Dlaczego Synod o synodalności jest skazany na porażkę?”

Synod-o-synodalnosci-jest-skazany-na-porazke

#synod #Synod Biskupów #synod o synodalności #synodalność

Dr Darrick Taylor w komentarzu przesłanym na stronę One Peter Five 21 września br. sugeruje, że Synod o synodalności jest skazany na porażkę. Dlaczego? Słusznie zauważa, że zgromadzenie, które rozpocznie się 4 października w Watykanie – zgodnie z zamiarem jego organizatorów – skupia się na władzy politycznej. Wierzą oni w instytucje i dlatego są tak bardzo zdeterminowani, by dokonać „zamachu stanu”, i wdrożyć postępowy projekt. Zapominają jednak, że władza to nie tylko instytucja polityczna. Na ten aspekt zwraca uwagę wielu krytyków synodu.

„Synod o synodalności i postępowy projekt katolicki, który ucieleśnia, jest skazany na porażkę. Nie jest to jedynie spełnienie moich życzeń ani wyraz nienawiści czy złej woli wobec osób zaangażowanych w Synod na temat synodalności. To jest fakt. To się nie uda, ponieważ organizatorzy tego niezdarnego zamachu stanu rozumieją jedynie władzę polityczną, jedynie władzę instytucji”- czytamy.

Dr Taylor, historyk skupiający się na trudnych okresach w dziejach Kościoła, przywołał konstatację pewnego „bardzo bystrego obserwatora”, który zauważył kiedyś, że „wszelka władza polityczna jest mechaniczna”. Chodziło mu o to, że „wszelki sukces polityczny jest wynikiem ludzkiego wysiłku (…). Władzę polityczną można zdobyć lub sprawować wyłącznie dzięki ludzkiemu wysiłkowi. Nie wspomniał jednak, że istnieją inne rodzaje władzy: poza oczywistą władzą natury, jest też moc Boża, która z pewnością nie jest mechaniczna. Można nawet powiedzieć, że wszelka władza czysto ludzka jest w rzeczywistości mechaniczna, jeśli chodzi o nią” – wyjaśnił.

Odnosząc się do wydarzeń z ostatnich tygodni, autor komentarza prognozuje, że „Synod o synodalności” będzie „kryzysem” w pierwotnym greckim znaczeniu tego słowa”. Wspomniał o zmianie szefa Kongregacji Nauki Wiary na Victora Fernándeza, o próbie zmuszenia bp Stricklanda z Teksasu do rezygnacji i ostrzeżeniach kard. Gerharda Müllera, który podkreślił, że żaden katolik nie może słuchać żadnego urzędnika kościelnego, który zezwala na błogosławienie par tej samej płci lub diakonat kobiet.
Taylor uważa, że gdyby doszło do faktycznej zmiany doktryny w sprawie udzielania błogosławieństwa związkom homoseksualnym lub diakonis, to byłoby „katastrofalne”. „Cierpienia, jakie musieliby znosić wierni katolicy, byłyby niewyobrażalne. Nikt nie powinien mieć złudzeń co do tego, jak szkodliwe byłoby dla Kościoła, gdyby Synod faktycznie to zrobił” – pisze.

Nawet gdyby tak się stało historyk uważa, że „Synod o synodalności” i „postępowy” projekt katolicki, który ucieleśnia, jest skazany na porażkę.
Wynika to między innymi z … „dynamiki pokoleniowej”. Organizatorzy synodu i jego „aktywiści” wywodzą się z pokolenia, które już „w dużej mierze” porzuciło wiarę katolicką, ale głęboko wierzy w Kościół jako „instytucję”, ponieważ „zapewnia fundusze, zasoby, prestiż i dostęp (tj. mechanizmy władzy politycznej) i wierzą, że można go ocalić, zmieniając wiarę tak, aby pasowała do etosu obecnej epoki”.

Tym osobom autor przeciwstawia ludzi głęboko wierzących, którzy nie zrozumieli, że „Kościół zawsze będzie w pewnym stopniu instytucją na tym świecie”. Pisze: „Wierni katolicy tego nie zrozumieli, bo nie zależy im na władzy politycznej i byli zajęci próbą sprostania twardym wymaganiom Ewangelii, podczas gdy postępowi działacze ją obalali”.

Postępowi „aktywiści” – według autora – „ani nie są wierni, ani dobrzy w rządzeniu, ale bardzo dobrze radzą sobie z obalaniem i/lub przejmowaniem instytucji”.
Zwolennicy synodu to jest także ostatnie pokolenie, które w taki sposób wierzy w „instytucje”. Wielu „wiernych katolików” kocha Kościół nie ze względu na jego prestiż czy siłę polityczną, ale głoszoną Prawdę.

Porównał nawet sytuację do tego, co się dzieje w świecie akademickim, gdzie przykładowo w jego miejscu pracy – SantaFe College w Gainesville na Florydzie – adiunkci zatrudnieni w niepełnym wymiarze godzin stanowią około 75% lub więcej kadry akademickiej. Zarabiają niewiele i nie otrzymują żadnych świadczeń. Łatwo ich można zwolnić w przeciwieństwie do wykładowców zatrudnionych na stałe. Większość to idealiści, których wykorzystują menadżerowie uczelni, dzięki którym mogą zapewnić sobie wysokie pensje, a zatrudnieni na stałe wykładowcy mogą uniknąć żmudnej pracy związanej z prowadzeniem zajęć dydaktycznych.

Podobnie ma się sytuacja z „Synodem o synodalności”. Jest grupa teologów-aktywistów i biurokratów liczących na fundusze kościelne, którzy „całym sercem wierzą, iż jeśli tylko uda im się zmienić podstawowe przekonania Kościoła, stanie się on w końcu religijną Organizacją Narodów Zjednoczonych, o jakiej zawsze marzyli”.
Odpowiadając na oczekiwania zdemoralizowanych młodych ludzi, odrzucających nauczanie Kościoła w sprawach „gorących”, autor ostrzega, że „nie poświęcą oni lat swojego życia Kościołowi w nadziei, że uzyskają od niego to, co z łatwością mogą uzyskać gdzie indziej. Innymi słowy, ci młodsi ochrzczeni katolicy po prostu opuszczą Kościół, tak jak to ma miejsce już od jakiegoś czasu”. Dlatego „Synod jest skazany na porażkę, nawet jeśli pozostawi po sobie wiele zniszczeń”

Uczony dodał, że „skłonność organizatorów Synodu do władzy politycznej jest odwrotnie proporcjonalna do ich ślepoty na moc Bożą. To, co ich skazuje na porażkę, to niezdolność dostrzeżenia, jak moc Boża może wpłynąć na odrodzenie Kościoła, mimo że zmuszony jest funkcjonować w technokratycznym społeczeństwie. Dostrzegają jedynie najbardziej widoczne aspekty historii i ignorują głębsze prądy, które w przyszłości spowodują odnowę Kościoła”. Wierzą w konformizm lub śmierć i gardzą swoimi „zacofanymi” współkatolikami do tego stopnia, że wolą, aby opuścili tenże Kościół.

Prof. Roberto de Mattei: synod to wydarzenie polityczne

Inny komentator prof. Roberto de Mattei odwołał się do metafory katolickiego kontrrewolucjonisty Juana Donoso Corteza, który wskazał, że w każdej kwestii politycznej zawarta jest kwestia religijna.

Zestawiając śmierć byłego prezydenta Włoch, komunisty-ateisty Giorgio Napolitano i wpływowego szefa mafii, również ateisty Matteo Messina Denaro we wpisie z 27/28 września 2023 r. wyjaśnia kwestię synodu również przez pryzmat pojmowania władzy.

„Wielki Juan Donoso Cortés (1809-1853) powiedział, że za każdym problemem politycznym kryje się problem teologiczny i metafizyczny. Czasami jednak za problemem teologicznym kryje się problem polityczny, który go wyjaśnia. O tym należy pamiętać, aby przewidzieć, co wydarzy się na następnym Synodzie: zgromadzeniu religijnym, pożądanym i zorganizowanym przez papieża, dla którego polityka przeważa nad doktryną teologiczną i moralną” – czytamy we wpisie zamieszczonym na stronie Rorate Caeli.

Autor zwrócił uwagę na śmierć dwóch wpływowych osób we Włoszech w ostatnich dniach. Pierwszą z nich był Giorgio Napolitano, czołowa postać włoskiego życia politycznego od wielu dziesięcioleci.

Napolitano był zagorzałym komunistą i masonem. Popierał sowiecką inwazję na Węgry w 1956 r. i jak ojciec Giovanni (1883-1895) – główna postać Wielkiej Loży Włoch – należał do masonerii. „10 maja 2006 roku, po wyborze Napolitano na prezydenta Republiki, prawnik Gustavo Raffi, Wielki Mistrz Wielkiej Loży, określił ten wybór jako jeden z najważniejszych momentów w życiu demokratycznego kraju, a w dniu śmierci byłego prezydenta Wielka Loża w ramach kondolencji wywiesiła flagi opuszczone do połowy masztu przed swoją siedzibą krajową na wzgórzu Janiculum”.

Giorgio – w przeciwieństwie do Enrico Berlinguera (1922-1984) z Włoskiej Partii Komunistycznej, który stał na czele skrzydła „kato-komunistów”, „starających się pogodzić monstrancję z sierpem i młotem”, był – po Giorgio Amendoli (1907-1980) – głównym przedstawicielem „ateo-komunistów”. Opowiadał się za połączeniem komunizmu z super-kapitalizmem, odrzucając transcendentny wymiar życia.

Poruszając ciekawe wątki z życia zmarłego prezydenta, jego związki z lożą londyńską, okoliczności spotkania z Henrym Kissingerem, de Mattei nawiązał do świeckiego pogrzebu i hołdu złożonemu przez papieża Franciszka politykowi, który służył nie „ojczyźnie”, ale interesom „silnych mocarstw”. Profesor nie rozumie „jak polityczny szacunek, jaki Franciszek okazuje potężnym, można pogodzić z wezwaniem do witania najmniejszych, które stanowi jeden z kamieni węgielnych jego pontyfikatu”.
Komentator zwrócił uwagę na inne polityczne zdarzenia, w tym wizytę papieża w Marsylii i wiec Rifondazione Comunista w Bolonii z udziałem kardynała Matteo Zuppi, a także na działania wspólnoty Sant’Egidio, która prowadzi równoległą dyplomację kościelną z pominięciem arcybiskupa Richarda Gallaghera, ministra spraw zagranicznych Stolicy Apostolskiej, co zostało zauważone i skrytykowane przez biskupów chińskich, ukraińskich i polskich, kwestionujących Ostpolitik papieża Franciszka.
„Na tym burzliwym tle – pisze de Mattei – odbędzie się synod o synodalności, wydarzenie polityczne, po którym nie należy spodziewać się żadnych nowinek teologicznych, a raczej przesłania duszpasterskiego, które wprowadzi innowacje, a raczej zrewolucjonizuje Kościół na poziomie praktyki”.

Wskazuje na to tematyka imigracji, pracy, środowiska, ubóstwa i inkluzji, która ma być częścią debaty synodalnej. Takie też było nauczanie Jana XXIII zawarte w przemówieniu Gaudet mater Ecclesia, które otworzyło Sobór Watykański II 11 października 1962 r.

Profesor podziela opinię innych krytyków synodu, zauważając, że rewolucja w Kościele dokonuje się poprzez praktykę polityczną i duszpasterską, rozbijającą starożytną doktrynę.

„Jednak Donoso Cortés nie mylił się, gdy mówił, że nawet będąc pogrążonym w dyskusjach politycznych nie można nigdy przestać wznosić oczu ku wymiarowi nadprzyrodzonemu, do którego wszystko ostatecznie zmierza, ponieważ ostateczny cel człowieka nie znajduje się na tej ziemi”.

24 września, dwa dni po śmierci Giorgio Napolitano, w więzieniu w L’Aquila zmarł Matteo Messina Denaro, szef Cosa Nostra, który podobnie jak Napolitano odmówił pogrzebu religijnego. „Żadnego pogrzebu ze strony Kościoła katolickiego” – powiedział. „Bóg będzie moją sprawiedliwością”.

„Gangster i ateista-komunista stanęli w tych dniach przed Bogiem, Najwyższym Sędzią każdego naszego słowa, czynu i zaniechania. Ich ziemskie życie było odmienne. Czy jednak ich wieczny los będzie inny?” – pyta retorycznie prof. Roberto de Mattei.

Life Site News o promocji przez organizatorów synodu „dzieł” skandalisty o. Rupnika i pilnej potrzebie zajęcia się reputacją Kościoła

Synod, który rozpocznie się w październiku jest krytykowany nie tylko za upolitycznienie i próby przejęcia władzy w celu czerpania korzyści osobistych. Wskazuje się, iż promuje między innymi prace słoweńskiego jezuity Marko Rupnika, winnego licznych nadużyć seksualnych, na co zwraca uwagę portal Life Site News. Człowieka, który miał „obsesję seksualną, głęboko połączoną z jego koncepcją sztuki i myśleniem teologicznym”.

Portal szczegółowo przypominając skandale homoseksualne z udziałem jezuity zauważył, że „po niedawnej sesji plenarnej Papieska Komisja ds. Ochrony Nieletnich wezwała uczestników Synodu na temat Synodalności, aby zajęli się problemem wykorzystywania seksualnego. W oświadczeniu opublikowanym tego samego dnia, w którym strona internetowa Synodu po cichu usunęła jedno ze zdjęć Rupnika, wezwano Synod do kompleksowego zajęcia się zagrożeniem, jakie stwarza kwestia wykorzystywania seksualnego, dla wiarygodności Kościoła w głoszeniu Ewangelii”.

„Catholic Herald”: synod wprowadza nowy porządek kulturowy do Kościoła

Z kolei „Catholic Herald” w artykule z 28 września 2023 r. autorstwa Gavina Ashendena wyeksponował problem ekumenizmu i spotkania międzyreligijnego. Synod poprzedza ekumeniczne czuwanie i rekolekcje z udziałem wyznawców islamu i buddyzmu, aby sprawdzić, czego katolicy mogą się od nich nauczyć.
„W naszej szybko rozwijającej się współczesnej kulturze zachodniej istnieją oczywiście dwa różne poglądy filozoficzne, a ekumenizm wygląda inaczej w zależności od tego, jaki światopogląd się przyjmie” – zauważa autor.

Wymienia on starszy pogląd, który „preferuje język obiektywnej prawdy”, co doprowadziło do zerwania z protestantami z powodu częściowego protestanckiego odrzucenia nadprzyrodzoności.

„Doświadczenie tego, co nadprzyrodzone, zawsze było cechą charakterystyczną Kościoła katolickiego. Napędzało dynamikę ewangelizacji, a także wiarę i praktykę Kościoła. Przynajmniej tak było, dopóki nie nadeszło Oświecenie z nowym pragmatycznym materializmem, który głęboko nie ufał cudom, wbił większy klin między materią a duchem i stworzył protestantyzm”. Nie udało się go przezwyciężyć.

„Nowszy pogląd, preferujący to, co subiektywne i względne, stara się rozwiązać ekumeniczny węzeł gordyjski, próbując rozpuścić go w balsamie uprzejmości”.
Jest jednak oczywiste, że droga kompromisu nie przyczyni się do „uzdrowienia ekumenicznego impasu”.

Autor zasugerował, że obawa wielu obserwatorów polega na tym, iż „dokument roboczy sceny kontynentalnej i Instrumentum laboris wskazuje na przedkładanie starej integralności spotkania nad ciężką pracę polegającą na rozeznaniu, które wartości są prawdziwie katolickie i chrześcijańskie, a które nie”.

Dodaje, że obecnie sytuacja jest nawet bardziej złożona, bo „znajdujemy się w szczególnym punkcie historii, w którym relatywizm zostaje zastąpiony nowym, odmiennym dogmatyzmem. To, co jest powszechnie określane jako przebudzenie, nie ma w sobie nic z pokory relatywizmu (…)” – zauważa.

Jego zdaniem synod proponuje nowy porządek kulturowy, „prawdę o różnorodności, włączeniu i równości”, tak jak zrobiły to wszystkie liberalne wyznania protestanckie, pragnące stworzyć niebo na ziemi poprzez „dążenie do globalnej sprawiedliwości, czystości ekologicznej i reedukacji dla wszystkich”.

Pyta, „czy w zamierzeniu nowy porządek kulturowy ma stanowić spoiwo zdolne do załatania starych podziałów historycznych i uzdrowienia wzajemnych nieporozumień z przeszłości? Czy powszechne oddanie religijne jednemu poglądowi marksistowskiemu ma zastąpić liczne, historycznie rozbieżne pociągi do różnych wersji Jezusa?”.
Wnioskuje, że prawdopodobnie od islamu mamy nauczyć się zamiłowania do mistycyzmu, a od buddyzmu inkluzywności i niechęci do dogmatyzmu.
I znowu kolejny komentator zwraca uwagę na kwestię władzy, autorytetu i epistemologii. „W cyklu wzajemnych spotkań przedstawicieli konserwatywnego katolicyzmu ze zwolennikami inkluzji seksualnej, między tymi, którzy cenią hierarchię i tymi, którzy chcą ją zniszczyć, między tymi, którzy cenią to, co nadprzyrodzone, a tymi, którzy czują się bardziej komfortowo w polityce, pomiędzy tymi, którzy są oddani Najświętszemu Sercu Jezusa, a tymi, których pociąga alternatywne bicie serca, który system wartości zwycięży?” – pyta.

„Kiedy tajemnica zostanie zniesiona – a włączone osoby zostaną przyjęte (ale nie zmienione), marginalizowani zostaną przesunięci do nowego centrum (marginalizując innych), a bezsilni zyskają pożądaną przyczepność (prawdopodobnie wyrzucając swoich poprzedników) – odkryjemy, czy katolicyzm przetrwał czy też nie przejście do hiperseksualnego utopizmu. Pozostaje pytanie, jak zawsze: kto kogo nawróci?”

Arcybiskup Gądecki: Kościół nie może „przygarniać grzechu”

Także arcybiskup Stanisław Gądecki w obszernym wywiadzie udzielonym agencji KAI, który ukazał się przed kilkoma dniami przyznał „ze zdumieniem” jak „różnorodny jest obraz Kościoła, który wyłonił się z dotychczasowych etapów pracy synodu”. – Dla jednych regionów świata problemem jest bieda, a nawet głód, wojny i olbrzymia skala niesprawiedliwości społecznych. Gdzie indziej propozycje kulturowe sprzeczne z tradycją chrześcijańską bądź kryzys rodziny i małżeństwa. Chyba najtrudniejszą sytuację mamy w Europie, gdzie Kościół jest mocno spolaryzowany i panują w nim głębokie napięcia. Obecne są tutaj postulaty reform, które budzą niepokój, bo nie pozostają w zgodzie z Tradycją i dotychczasowym nauczaniem Kościoła. W szczególny sposób zaznaczyło się to na kontynentalnym spotkaniu synodu w Pradze – mówił.

Hierarcha podkreślił, że w polskiej syntezie synodalnej nie domagano się zmian doktrynalnych, lecz zmian w relacji duchowieństwa do świeckich i odwrotnie.
Spośród kwestii, które go szczególnie zaniepokoiły wskazał na „wizję Kościoła zainteresowanego zbytnim dopasowaniem się do istniejących demokratycznych struktur, jakie istnieją w społeczeństwie, a znacznie mniej realizacją swojej misji, która powinna być znakiem sprzeciwu wobec tego, co zewnętrzny świat proponuje. – Do niedawna myśleliśmy, że tylko niemiecka Droga Synodalna budzi wątpliwości, i że to jest główny motor rozsadzania Kościoła od środka, ale teraz widzę, że jest to problem znacznie szerszy – konstatował ze smutkiem.

Dodał: – Jeśli chodzi o niemiecką Drogę Synodalną, to chodzi o stworzenie dwuwładzy w Kościele. Pada tam propozycja ustanowienia gremiów, które miałyby być ośrodkami podejmowania decyzji w Kościele, równolegle do władzy biskupów. Jest to sprzeczne z tradycją i z tym co postanowił Jezus, przekazując władzę apostołom wraz z Piotrem. Żadnych takich gremiów, o kompetencjach równoległych do władzy biskupiej, nie ma ani w Kościołach wschodnich, ani do tej pory w Kościele zachodnim. A druga rzecz, która mocno wybrzmiewa w niemieckiej Drodze Synodalnej to oczekiwania, aby Kościół wprowadził kapłaństwo kobiet. Jest to rozumowanie, które z pragnień niektórych kobiet chce uczynić wyznacznik teologii.

Arcybiskup zauważył, że „niemieckie postulaty są głośne i w naturalny sposób oddziałują na inne środowiska”, co było zauważalne w lutym tego roku w Pradze na europejskim, kontynentalnym zebraniu synodu o synodalności, gdzie mocno wybrzmiała kwestia diakonatu kobiet. Opowiadają się za nią także biskupi z Portugalii. Duchowny obawia się, że na razie będzie postulat diakonatu, a potem pojawią się i tak postulaty, by wyświęcać kobiety na kapłanów. To tylko kwestia czasu.
Nie podoba mu się również słowo „inkluzja”. – Jest to rodzaj wytrychu, bo w istocie pod słowo „inkluzja” kryją się całkiem odmienne treści. Choć słowo to pojawia się w dokumentach przygotowawczych do synodu, jak i w ustach samego Papieża Franciszka, to nikt go dokładnie nie zdefiniował. W pozytywnym znaczeniu pod pojęciem „inkluzji” można rozumieć postawę włączenia i przygarnięcia do wspólnoty Kościoła osób znajdujących się na marginesie, co jest wyrazem miłosierdzia. Taka była postawa Pana Jezusa.

Ale inkluzja może też znaczyć Komunię św. dla osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach, czy też osób LGBT+, w duchu nowych, modnych ideologii lewicowo-liberalnych. Mówi się też np. o tym, że wykluczone czują się osoby żyjące w związkach poligamicznych. Tutaj nie padają jakieś jasne propozycje, zaznacza się, iż należałoby wszystkich włączać do Kościoła, żeby się nikt nie czuł wykluczony.

Trzeba jednak rozróżnić pomiędzy przygarnianiem człowieka, a akceptowaniem grzechu. Wierność nauczaniu Kościoła w niczym nie przekreśla szanowania godności osób homoseksualnych, w taki sposób jaki należy się każdemu człowiekowi. Natomiast „przygarnianie” grzechu nie może być tym, czym Kościół jest zainteresowany. A tym bardziej nie można dopuścić błogosławienia związków homoseksualnych, czego domagają się środowiska LGBT+. Potrzebne jest nawrócenie i łaska a nie afirmacja grzechu. Zamiast uspokajających sumienie słów o tak rozumianej „inkluzji”, lepiej byłoby studiować Słowo Boże, Objawienie i naukę Kościoła a także skorzystać z sakramentu pokuty. Nie możemy zgodzić się na tak daleko idącą redefinicję małżeństwa i rodziny. Małżeństwo istnieje wyłącznie między kobietą, a mężczyzną i nie ma innej możliwości – podkreślił hierarcha.

Zaznaczył, że „Kościół pełni swoją misję od 2000 lat i nie może się jej wyrzec. Istnieje jednak w różnych środowiskach taka moda, żeby słuchać tych, którzy do Kościoła nie chodzą i nie są związani z Kościołem, ale z jakiejś racji chcieliby Kościół zmieniać”.

Kościół jest hierarchiczny ze swej natury. Fakt, że Kościół ma strukturę hierarchiczną nie oznacza, że jedni stoją wyżej niż inni. Wszyscy, przez chrzest, są powołani do misji przybliżania ludzi i świata do Boga. Ta misja pochodzi bezpośrednio od Boga i nikt nie potrzebuje zgody drugiego człowieka na jej realizację. Jednakże, aby ją spełnić, potrzebna jest łaska, gdyż bez Chrystusa nic nie możemy uczynić (por. J 15,5). Dlatego konieczne jest, aby jedni – zwierzchnicy – uobecniali sakramentalnie Chrystusa innym, aby wszyscy mogli realizować misję ewangelizacyjną. Służba na rzecz misji wszystkich jest powodem istnienia funkcji hierarchicznej w Kościele. Relacja między wiernymi a hierarchią ma charakter misyjny i jest kontynuacją misji Syna w mocy Ducha Świętego. Z tego powodu hierarchia w Kościele nie jest owocem historycznych okoliczności, w których jedna grupa górowała nad drugą narzucając swoją wolę (Miguel de Salis) – tłumaczył.

Duchowny podkreślił znaczenie udziału świeckich we współodpowiedzialności za Kościół, co jest „czymś absolutnie niezbędnym”. Wspominają o tym wszystkie dokumenty Kościoła i to nie tylko te wyrosłe z ducha Soboru Watykańskiego II.

Chciałby ożywić różne kolegialne ciała skupiające świeckich, zwłaszcza rady duszpasterskie, co jednak nie jest łatwe.

Przyznał, że problemem jest sposób zarządzania w Kościele: – Nadmiar centralizmu paraliżuje aktywność diecezji, a jego niedomiar sprzyja temu, aby rodziły się odrębne Kościoły, na tyle odmienne, że jeden ma taką teologie a drugi inną. Tak nie może być w Kościele, który – jak wyznajemy – w istocie jest „jeden”, choć posługuje się różnymi rytami.

Wskazał również, że nawet w katolickich Kościołach wschodnich, gdzie eksponuje się synodalność, jest pewien element pozytywny, czyli niezwykła częstotliwości spotkań synodalnych. – Powtarzam jednak, że w synodach Kościołów wschodnich nie uczestniczą świeccy. Tak np. przed kilkoma dniami zakończyło się ogólnoświatowe spotkanie wszystkich biskupów Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Na chrześcijańskim Wschodzie ograniczono właściwie rozumienie pojęcia „synod” jedynie do organu kolegialnego biskupów zgromadzonego pod przewodnictwem patriarchy lub niższej rangi zwierzchnika Kościoła autokefalicznego. Tego rodzaju idea synodalności z jednej strony podkreśla doniosłą rolę i znaczenie kolegialności biskupów wraz ze swoim patriarchą, arcybiskupem większym lub metropolitą „sui iuris”, z drugiej zaś traktuje biskupa Rzymu jako najwyższą instancję odwoławczą.

Tymczasem u nas – na październikowy synod o synodalności do Rzymu – zostali zaproszeni także ludzie świeccy w roli delegatów. To jest novum, wcześniej świeccy mogli być najwyżej konsultorami.

Arcybiskup mówił, że polski episkopat będzie chciał wnieść coś pozytywnego do październikowego spotkania, starając się odkryć dziedzictwo Soboru Watykańskiego II.

– Oznacza to wcielanie i rozwijanie nauczania soboru w taki sposób, by nie ulegało ono wynaturzeniom. Mam nadzieję, że owocem rozeznania będzie przyjęcie jako wniosków końcowych tylko tego, co jest jednomyślną opinią wszystkich. Ufam, że Papieżowi Franciszkowi chodzi o to samo.

Jednocześnie zauważył, że obecnie wielu świeckich zaangażowanych w działalność wspólnot chrześcijańskich tak naprawdę nie jest zainteresowanych i chętnych do podjęcia drogi wiary. – Osoby te rzadko i niechętnie uczestniczą w chwilach modlitwy i formacji, a jeśli to robią, to raczej po to, by zapłacić pewien „podatek”, który pozwala im pozostać w środowisku, w jakim czują się mile widziani. Marzę o tym, by wierni zaczęli bardziej kochać swój Kościół. By przejmowali za niego większą współodpowiedzialność – konkludował.

Źródło: onepeterfive.com, rorate-caeli.blogspot.com, catholicherald.co.uk, lifesite.com, KAI

AS

===============

Pope Francis’s Synodal Path Mimics the Anglicans’ Route to Self-Destruction.

Pope Francis’s Synodal Path Mimics the Anglicans’ Route to Self-Destruction.

by Edwin Benson franciss-synodal-path-mimics-the-anglicans-route-to-self-destruction

One of the most effective idioms in the English language is the simple phrase “the blind leading the blind.” Surely, no act could be more foolish.

The phrase has its basis in scripture. In Matthew 15:14, Our Lord tells us, “Let them alone: they are blind, and leaders of the blind. And if the blind lead the blind, both will fall into the pit.”

No idiom could better describe the danger along the way of the coming Synod of Synodality.

Synodality is not new. Others have tried it before and suffered from its “blind leading the blind” outcome. This scenario was especially played out before in the Anglican communion.

In the book The Synodal Process Is a Pandora’s Box, authors Jose Antonio Ureta and Julio Loredo de Izcue quote former Anglican bishop Gavin Ashenden, ex-chaplain to H.M. Queen Elizabeth II.

Now a Catholic convert, he points out that the Church of England embarked on its particular “Synodical Way” in the fifties. His testimony is noteworthy:

“Ex-Anglicans believe they can offer some help” because they have witnessed the “ploy” of synodality used in the Church of England “to such divisive and destructive effect.”

“The fact is that the ex-Anglicans have seen this trick played on the Church before. It is part of the spirituality of the progressives. Very simply put, they wrap up quasi-Marxist content in a spiritual comfort blanket and then talk a lot about the Holy Spirit.”

A Road Already Taken

Anglicanism is difficult to explain. In Great Britain, it is called the Church of England—the fruit of King Henry VIII’s apostasy. In the United States, it is known as the Episcopal Church. In the rest of the world, especially those places once part of the British Empire, the adjective more inclusive term Anglican is common.

In my youth, I was an Episcopalian. The parish to which I belonged was full of old wood, old stained glass, old words and old music. The liturgy and vestments appeared magnificent.

However, the antique surroundings concealed a radical spirit. The clergymen—and later clergywomen – who wore those vestments were often admitted socialists. They proclaimed the eternal verities through the liturgy but were quite willing to campaign in favor of abortion and the Equal Rights Amendment. Indeed, they thought these activities were quite virtuous.

In 1986, I could no longer stomach the Episcopalians’ failure to take a stand against abortion. (Later, they did—of course, on the other side.) I leaped over the Tiber and became a Catholic. I thank God for the Grace He gave me to make that decision. Many other Episcopalians did the same thing over other issues. There were plenty to choose from.

A Rapidly Dying Organization

Beliefnet crunched the numbers. From 1992 to 2002, the number of Episcopalians plunged 32%, from 3.4 to 2.3 million. That was not a fluke. As of 2021, the Episcopal Church claims 1.62 million members in the United States. What could account for the loss of over half of its membership in three decades?

To answer that question, Beliefnet turned to Charlotte Allen, a frequent contributor to many publications, including First Things, the Weekly Standard, and the Wall Street Journal.

“The accelerating fragmentation of the strife-torn Episcopal Church USA, in which large parishes and entire dioceses are opting out of the church, isn’t simply about gay bishops, the blessing of same-sex unions or the election of a woman as presiding bishop. It is about the meltdown of liberal Christianity…. [A]s all but a few die-hards now admit, the mainline churches that have blurred doctrine and softened moral precepts are declining and, in the case of the Episcopal Church, disintegrating.”

When People and Ideology Clashed, the People Lost… and Then Left

The article pointed to New Hampshire’s retired Anglican Bishop V. Gene Robinson. Before he took that office, Mr. Robinson had deserted his wife and children in favor of living openly in a homosexual relationship. Even the New York Times spoke of the resulting rift in 2006.

“Bishop Robinson’s consecration drew a virulent response from primates of fast-growing Anglican provinces in the developing world, where homosexuality is taboo. Many in Africa, Asia and Latin America have curtailed their interaction with the American church. A few traditionalist congregations in this country have placed themselves under the oversight of foreign bishops.”

The following year, the Times revisited the issue.

“Traditionalists at home and abroad assert that the Bible describes homosexuality as an abomination, and they consider the Episcopal Church’s ordination of Bishop Robinson as the latest and most galling proof of its rejection of biblical authority.”

Despite the controversy, Mr. Robinson continued in his office until retiring in 2013.

A Museum With Few Visitors

In many places, the beautiful outward shell remains, a relic in a liturgical museum. However, disconnected from the breath of life, it slowly disintegrates.

British conservative Melanie Phillips quotes a study of 1,200 Church of England Clergy. Fully three-quarters of them believe that Britain is no longer a Christian country. Celia Walden of The Telegraph quotes the same survey, saying that most clergy are quite willing to use their empty church buildings for yoga classes, exhibitions, concerts, cafés and post offices.

She continues, “It’s ironic that, as a secular society, we’ve thrown ourselves into the cult of self, precisely because we’re flailing, with no basic spiritual scaffold to keep us steady. The idea of being handed out nourishment in the form of the “blood and body of Christ” is ridiculed, but we’ll guzzle down our green juices and “superfoods” in the hope they’ll give us what our empty souls are lacking—and ensure an eternal, if spiritually devoid, life…. It’s all about wellness in the church of ‘me.’”

Vanishing by 2040

The Canadian situation is even worse. In 2020, the Anglican Journal carried an article that should have spread panic throughout the communion. In a report to the “House of Bishops,” Anglican clergyman Neil Eliot made a startling prediction based on statistical analysis. “We’ve got simple projections from our data that suggest that there will be no members, attenders or givers in the Anglican Church of Canada by approximately 2040.”

Canadian Anglican primate Linda Nicholls was nonplussed. “Anybody who’s been in the church in the pews, or as a priest, or as a deacon or a bishop has known that this decline has been happening. We see it every Sunday, we see it in lots of ways.”

Primate Nicholls is sanguine in the presence of a condition that should shake her to her bones. “At the end of the day, when we stand before the great judgment seat and have to answer for how we lived our lives as Christians, I think the question that will be asked is, ‘Were you faithful with what you were given?’”

Correcting Liberalism’s Errors with More Liberalism?

So, what is the liberal solution? Like the Marxist who refuses to acknowledge the failure of Communism, the answer never changes. Do more of the same; just do it better. They want more food banks, more social action, more criticism of the wealthy, more liberal activism, more, more, more.

That is the same direction that appears along the Synodol path. Progressives seem to see the Modern Church’s depopulation as a “growing pain” that more liberalism, more accompaniment and more acceptance will correct in good time. They think that they can convince the Catholic laity with their sweet words.

Indeed, the warning of Gavin Ashenden is prophetic. The Anglican “synodal way” led to self-destruction. Catholics should pay attention.

Blinded by their ideology, progressives claim that those who stand for eternal truths are the ideologues. They seem willing to sacrifice eternal truths for the evolving norms of modernist social justice.

This “path” must be rejected.

How the Synod proposes a “new democratic Church”.


How the Synod proposes a new democratic Church 
The American TFP <tfp@tfp.org>
09/22/2023

Synod promoters often utilize the phrase “Church reform.” However, exactly what kind of reforms do they envision? According to the Preparatory Document for the Synod, the structures of the Church should be changed. It affirms that the separation between priests and the rest of the People of God must be eliminated. This dangerous prospect threatens the Church’s hierarchical structure as instituted by Our Lord Himself.
Please read:
Synodal “Church Reform” Truly Means Democratic Upheaval in the Church

10,064 signatures have been collected demanding Jay-Z cancel blasphemous film of drug-dealing messiah. Please sign now and help us reach our goal of 12,000 signatures!
Act Now! Blasphemous Film Promotes Drug-Dealing MessiahPhoto
Until next time, I remain
Sincerely yours,Signature
Gary J. Isbell
Tradition Family Property
www.tfp.org

Synodalność: Nowa religia, w której związki sodomitów, lesbijek, queerów mają nieść „im miłość, radość i służbę naszej (kościelnej) wspólnocie”

Synodalność: Nowa religia, w której związki sodomitów, lesbijek, queerów mają nieść „im miłość, radość i służbę naszej (kościelnej) wspólnocie”.

=============================================

BKP: Biskupi Europy, przejrzycie i powstańcie! 

wideo: http://vkpatriarhat.org/pl/?p=20587  https://seigneur-reste.wistia.com/medias/pvamtwnq39

https://bcp-video.org/pl/biskupi-europy/  https://rumble.com/v2viidp-biskupi-europy.html

cos.tv/videos/play/45304692574295040  ugetube.com/watch/HysF14IxNBmIcpn

Szanowni Biskupi Europy!

Głównym problemem, przed którym stoi Kościół, jest Synodalna LGBTQ droga. Co powiedział kardynał Müller o niemieckiej Drodze synodalnej, którą nazwał sektą?

Niemiecka synodalna sekta jest diametralnie przeciwna katolickiemu wyznaniu wiary, … spowoduje to wyparowanie chrześcijaństwa w Niemczech. Widzimy, jak miliony opuszczają tam Kościół, jak również dechrystianizację pozostałych katolików…”

Szanowni biskupi Włoch, Hiszpanii, Francji i innych krajów europejskich, to, że chrześcijaństwo wyparuje, dotyczy również waszych narodów, jeśli nie będziecie pokutować i jeśli w tym historycznym okresie wy, jako biskupi, nie przeciwstawicie się obecnym dogmatycznym i moralnym herezjom. Ta niemiecka Droga synodalna jest precedensem dla całej kościelnej Drogi synodalnej. Kardynał Müller wskazuje na zgubny owoc i dalej mówi: „Cały ten program niemieckokatolickiej eklezjologii jest błędny i samobójczy”.

Czy uświadamiacie sobie słowa błędny i samobójczy”?

Kardynał Müller reagował i na kontynentalne synodalne spotkanie w Pradze: „Kontynentalną fazę synodu w Pradze – tak jak oczekiwano – wykorzystali protagoniści niemieckiego alternatywnego katolicyzmu”.

Uczestniczył w nim także główny propagator niemieckiej Drogi synodalnej bp Bätzing. Na spotkaniu europejskim w Pradze milczeniem został zatwierdzony absurdalny belgijski dokument. Ten 20 września 2022 r. zatwierdził ceremonię błogosławieństwa małżeństw gejów, lesbijek i „queer”par. Cytat z dokumentu: Boże Ojcze… spraw, aby ich wzajemne małżeństwo (dwóch sodomitów, lesbijek, queerów; ale raczej chyba napisali: „związek”? mdbyło mocne i wierne… Niech wspólna miłość przyniesie im radość i służbę naszej (kościelnej) wspólnocie”.

Biskup Bonn chwalił się, że na ten krok otrzymali rekomendację z Watykanu. Nieważny papież podczas wizyty ad limina w listopadzie 2022 roku powiedział im: „Kontynuujcie z mądrością i jednomyślnie”. A Bonny dodał: „To zawsze staramy się czynić”.

Szanowni biskupi, czy wiecie, czym są „queer” pary? Wyobraźcie sobie, że do katedry w Pradze jakaś osoba przywiedzie kozę i poprosi arcybiskupa Graubnera, aby udzielił ich queer-owej parze małżeńskiego błogosławieństwa. Za chwilę ktoś inny przyprowadzi na smyczy świnię lub osła. W belgijskiej ceremonii błogosławieństwa i dla queer par jest kościelnie zatwierdzona modlitwa, która po spotkaniu w Watykanie oczywiście zostanie ogłoszona jako obowiązująca w całym post-synodalnym kościele. Więc jeśli koza zabeczy, małżeństwo jest zapieczętowane. Jeśli świnia zachrząka, małżeństwo jest potwierdzone. Jeśli osioł zaryczy, pseudo-świętość jest przypieczętowana. Kiedy w niedzielę te queerowe pary będą uczestniczyć np. w praskiej katedrze w kościelnej wspólnocie, chociaż będzie to radość, jak mówi dokument, ale połączona z niezwykłym aromatycznym zapachem.

Realizacja dziś dokumentu Episkopatu Belgii, który popiera Episkopat Niemiec, jest utratą rozumu, utratą sumienia i zdradą Boga i Jego przykazań.

Jaki był sens tych wszystkich kontynentalnych spotkań? Podstępnie zalegalizować w Kościele najokrutniejszą formę niemoralności, która jest sprzeczna z samą istotą Kościoła. Pismo Święte ostrzega przed tym karą doczesnego, ale i wiecznego ognia (2 Piotra 2,6; Judy 7). Jest to propagowany bunt przeciwko Bogu, zamaskowany religijnymi frazesami i pozytywnymi koncepcjami. Kardynał Müller o biskupach, którzy promują tę niemoralność powiedział: „Nie są już wiernymi sługami słowa Bożego, są raczej przedstawicielami transhumanistycznego lobby”.

Dlatego sprowadzili na siebie Bożą anatemę zgodnie z Ga 1:8-9 i kościelną ekskomunikę latae sententiae. Fakt, że te osoby nie respektują swojego wykluczenia, nie zmienia rzeczywistości anatemy.

Podstępny synodalny system stara się nadużyć konferencji biskupów do samozniszczenia Kościoła. Wystarczy, żeby przewodniczący konkretnego episkopatu miał jeszcze jednego zwolennika synodalnego samobójstwa, a obaj są w stanie bezczelnie i cynicznie wypowiadać się w imieniu wszystkich biskupów. Z powodu tych dwóch zdrajców Chrystusa cały naród upada. Jeśli jakiś biskup im się przeciwstawi, będą mu grozić karą za nieposłuszeństwo wobec „Ojca Świętego”.

Dziś eksplodowała herezja papalatrii. Czczenie świętych nazywa się dulia, Czczenie Matki Bożej hyperdulia, a czczenie Boga latria. Czczenie papieża bardziej niż Boga, a nawet przeciwko Bogu, jest herezją papalatrii.

Kościół Katolicki ceni dar papiestwa, ponieważ został dany w celu ochrony wiary i moralności oraz dla walki z herezjami. Ale papalatria służy do legalizacji i promowania herezji i niemoralności. Chodzi o degradację papiestwa, która prowadzi do jego samozniszczenia. Jednocześnie staje się także narzędziem masowego samozniszczenia katolicyzmu.

W Watykanie na o9gólno-światowym synodalnym spotkaniu 4 października 2023 r. mają zostać kościelnie zalegalizowane niemoralności LGBTQ. Projekt pilotażowy niemieckiej i belgijskiej konferencji ma objąć cały Kościół. Do jego realizacji na danym terytorium mają służyć Konferencje Episkopatów.

Szanowni biskupi Europy, zjednoczcie się przynajmniej dwa lub trzy i osobiście prowadźcie pracę informacyjną z tymi biskupami, którzy jeszcze nie ulegli duchowi trans-humanistycznego lobby. Niech waszym celem będzie to, aby wasza konferencja biskupów nie podpisała wyroku śmierci na wasz naród. Jeśli będziecie pasywni, poniesiecie bardzo ciężką odpowiedzialność przed Bożym sądem.

Szanowni biskupi Europy, uświadomcie sobie straszną rzeczywistość! Albo staniecie się teraz obrońcami wiary w Europie, albo jej grabarzami! W tej sytuacji żaden biskup nie może być neutralny!

Dla wszystkich jest teraz jasne, że ci, którzy brali udział w Praskim spotkaniu synodalnej drogi, ściągnęli na siebie wykluczenie z Mistycznego Ciała Chrystusa, Kościoła. Jednocześnie na wszystkich takich spada kara ekskomuniki z widzialnej struktury Kościoła. Dotyczy to również uczestników innych spotkań kontynentalnych; fakt, że tego nie respektują – to inna sprawa. Trzeba jednak znać tę duchową rzeczywistość i liczyć się z nią.

Kardynał Müller skomentował przemówienie Bätzinga w Pradze z 8 lutego 2023 roku i dosłownie mówi, że Bätzing przedstawił przerażającą analizę. Wyrzekł się katolickiej wiary i przyjął inną wiarę – pseudowiarę, i innego Chrystusa – antychrysta. Bätzing swoją apostazję upublicznił mówiąc: „To nie jest moja wiara, to nie jest mój Chrystus, to nawet nie jest obraz mojego kościoła.” Kardynał Müller dodał: „«znaczne napięcie», którego dostrzega biskup Bätzing, … jest spowodowane przez heretycki sprzeciw wobec katolickiej nauki wiary”.

Tak więc bp Bätzing z jego stanowiskiem wobec nowego obrazu Kościoła z pseudo-małżeństwami powinien był zostać na praskim zgromadzeniu wygwizdany. On natomiast stał się jego gwiazdą. To jest znak jaki duch stał za tym całym europejskim kontynentalnym spotkaniem. Był to ten sam duch herezji i moralnego zepsucia, którego propaguje ten arcy-heretyk Bätzing. 22 maja 2023 r. Bätzing powiedział:  „Droga synodalna idzie do przodu, nie mam wrażenia, że Watykan nas blokuje”.

Szanowni biskupi Europy, to, co tu przedstawiamy, nie jest żartem ani przesadnym potępieniem. To jest rzeczywistość, do której zostaliście postawieni. Uświadomcie sobie, że każdy biskup jest kompetentny do odrzucenia Drogi synodalnej, która jest sprzeczna w swej istocie z podstawowymi prawdami katolickiego nauczania. Jest bardzo konieczne, abyście dążyli do tego, aby wasza konferencja biskupów nie była narzędziem propagowania duchowego samobójstwa. Dlatego jak najszybciej stwórzcie wzajemną jedność w opozycji synodalnej LGBTQ drogi. Staniecie się w ten sposób narzędziem ratowania Kościoła w swoim narodzie. Módlcie się, zachęcajcie się nawzajem, bądźcie zjednoczeni, działajcie mądrze i odważnie. Bóg powierzył wam władzę w tym trudnym czasie nie dlatego, abyście nadużywali jej do buntu przeciwko Niemu, ale wręcz przeciwnie, abyście pozostali wierny Jego nauce oraz Jego prawom i przykazaniom. Nagrodą za waszą wierność będzie wasze wieczne zbawienie. W przeciwnym razie jego strata.

5.06.2023

+ Eliasz

Patriarcha Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu

+ Metodiusz OSBMr              + Tymoteusz OSBMr

biskupi-sekretarze

=====================================

Herezja papalatrii w Kościele katolickim

vkpatriarhat.org/en/?p=23204  /english/

vkpatriarhat.org/it/?p=9888  /italiano/

vkpatriarhat.org/fr/?p=16647  /français/

vkpatriarhat.org/de/bischofe-europ/  /deutsche/

Zapisz się do naszego newsletter  lb.benchmarkemail.com//listbuilder/signupnew?5hjt8JVutE5bZ8guod7%252Fpf5pwVnAjsSIi5iGuoPZdjDtO5iNRn8gS049TyW7spdJ

Synod amazoński, duch Pachamamy i duch Eliasza. Czy pamiętamy?

Synod amazoński, duch Pachamamy i duch Eliasza

Roberto de Mattei: 31 X 2019 synod-amazonski-duch-pachamamy-i-duch-eliasza

[Przypominam, bo szukanie na google już, po 4 latach, nic nie daje.Jak łatwo wymazać… Szukałem przez Firefox.. MD]

Czym był synod amazoński i dokąd nas zaprowadzi? Odpowiedź na to pytanie z pewnością nie może się ograniczać do analizy dokumentu końcowego, który przegłosowano 26 października 2019 roku. Synod panamazoński jest częścią procesu, który należy rozpatrywać w jego kolejnych fazach i kontekście, nawet w mediach, aby zrozumieć jego ostateczny cel: redefinicję sakramentów i kapłaństwa hierarchicznego; możliwość wyświęcania żonatych mężczyzn na księży i kobiet do diakonatu; ale przede wszystkim promocji nowej eko-rdzennej kosmologii i bałwochwalczych kultów wewnątrz Kościoła katolickiego.

Na poziomie dokumentów stworzonych w ciągu ostatnich kilku miesięcy istnieją w tym procesie, w którym każdy etap wyjaśnia poprzedni i ogłasza nowy, następujące powiązane ze sobą fazy: dokument przygotowawczy z 8 czerwca 2018 r.[1]; Instrumentum laboris z 17 czerwca 2019 r.[2]; dokument synodalny z 26 października 2019 r[3]. i wreszcie adhortacja postsynodalna, której publikację przed końcem tego roku, dużo wcześniej niż się spodziewano, ogłosił papież Franciszek.

Jednak równie ważny jest kontekst, w którym odbył się synod. Sam dokument końcowy w swoim pierwszym punkcie podkreślił wagę tego aspektu, stwierdzając, że: „na zewnątrz auli synodu widoczna była obecność ludzi przybyłych ze świata Amazonki, którzy zorganizowali inicjatywy wspierające w postaci różnych działań i procesji, jak ta na otwarcie, w której towarzyszyli ojcu świętemu tańcem i śpiewem od grobu św. Piotra do auli synodu. Wrażenie wywarła droga krzyżowa poświęcona amazońskim męczennikom, przy znaczącej obecności międzynarodowych mediów”.

Można zatem mówić o „duchu synodu” unoszącym się nad wydarzeniem – tak jak „duch” Soboru Watykańskiego II – który towarzyszył jego dokumentom i stanowi klucz do jego zrozumienia. Symbolem tego ducha amazońskiego był wizerunek Pachamamy, pogańskiego bóstwa ziemi i płodności, które sam papież Franciszek zdecydował się bronić przed „obrazą”.

Według dokumentu synodowego „mądrość przodków utrzymuje, że Matka Ziemia ma twarz kobiecą” (nr 101) i Kościół z twarzą amazońską budowany jest poprzez dialog międzywyznaniowy z rdzennymi religiami i kultami afrykańskich potomków, „którzy zasługują na uznanie i zrozumienie w swojej ekspresji i związkach z lasem i Matką Ziemią” (nr 25).

Pachamama, wyobrażenie Matki Ziemi rdzennych ludów Ameryk, pojawiła się w Ogrodach Watykańskich 4 października – w przeddzień otwarcia synodu – podczas uroczystości, jaka się odbyła w obecności papieża Franciszka, niektórych kardynałów i biskupów. Całe nagranie wideo można obejrzeć tutaj[4].

7 października bożka poniesiono w procesji do Bazyliki św. Piotra, gdzie spotkał się on z kolejnymi wyrazami hołdu ze strony papieża i ojców synodu. Niemiecko -brazylijski teolog Paolo Suess, jeden z głównych architektów synodu, oświadczył, że „nawet jeśli był to obrzęd pogański, to odbyło się nabożeństwo adoracji. Obrzęd zawsze ma coś wspólnego z adoracją, a pogaństwa nie można zlekceważyć tak, jakby nie istniało[5].

Posążki Pachamamy zostały także umieszczone w kościele Santa Maria in Traspontina, gdzie każdego dnia odbywał się magiczny obrzęd nazwany Chwile amazońskiej duchowości. 19 października Pachamama pojawiła się ponownie na bluźnierczej amazońskiej drodze krzyżowej, która odbyła się w obecności m.in. kardynała Pedro Barreto, wice-przewodnicząego Panamazońskiej Sieci Kościelnej, organizatora wszystkich tych niegodziwych wydarzeń.

Wreszcie 21 października jacyś dzielni katolicy weszli do sprofanowanego kościoła, wzięli pogańskie figurki Pachamamy i wyrzucili je do Tybru. „Wielkim błędem było wprowadzenie tych bożków do Kościoła” – powiedział kardynał Gerhard Müeller, a „nie akt wyrzucenia ich, ponieważ zgodnie z prawem Bożym – pierwszym przykazaniem Dekalogu – idolatria jest grzechem śmiertelnym i nie wolno jej mieszać z liturgią chrześcijańską”. „Wyrzucenie ich może być przeciwne prawu ludzkiemu, ale wniesienie tych bożków do Kościoła było grzechem ciężkim, przestępstwem przeciwko prawu Bożemu”[6].

Jednak 25 października, niemal jakby w odpowiedzi kardynałowi Müllerowi, papież Franciszek, interweniując na auli synodu, powiedział, że uraziła go nie profanacja, ale ci, którzy zdecydowali się tę profanację powstrzymać: „Dzień dobry, chciałbym powiedzieć kilka słów o posążkach Pachamamy usuniętych z kościoła Santa Maria in Traspontina, które znajdowały się tam bez bałwochwalczych zamiarów i zostały wrzucone do Tybru. Przede wszystkim wydarzyło się to w Rzymie i jako biskup diecezji proszę o przebaczenie ludzi, których ten akt obraził”.

Jeden z nielicznych biskupów dzisiaj, którzy mają odwagę powiedzieć prawdę, bp. Athanasius Schneider ogłosił zamiast tego, że „uczciwa, chrześcijańska reakcja na taniec wokół Pachamamy – nowego złotego cielca – w Watykanie powinna polegać na pełnym godności proteście, skarceniu tego błędu, a nade wszystko na akcie zadośćuczynienia. Ze łzami i szczerym żalem w sercach powinniśmy wznieść modlitwy wstawiennicze i zadośćuczynienia do Boga o wieczne zbawienie duszy papieża Franciszka, namiestnika Chrystusa na ziemi, oraz zbawienie tych księży katolickich i wiernych, którzy dopuszczali się takich aktów kultu zabronionych przez Boże Objawienie”[7].

Kult Pachamamy zaciemnia czy raczej rzuca złowieszcze światło na prośbę, jaka wyszła z synodu: postulat „wyświęcenia księży, ludzi odpowiednich i uznanych przez wspólnotę, którzy będą mieli owocny stały diakonat i otrzymali właściwą formację do prezbiteriatu, [jednocześnie] mając legalnie założone rodziny” (nr 111); prośbę o ustanowienie nowej posługi „kobiet liderek wspólnoty” (nr 102) oraz rewizję motu proprio Ministeria quaedam Pawła VI o dostępie kobiet do żeńskich posług, w szczególności biorąc pod uwagę fakt, że „w znaczącej liczbie” konsultacji synodalnych „wystąpiono z postulatem stałego diakonatu kobiet” (nr 103). Jeśli chodzi o tę kwestię, to papież Franciszek w swoim końcowym wykładzie powiedział, że zamierza podjąć „wyzwanie” zainicjowane przez ojców i na nowo otworzyć dyskusję o żeńskim diakonacie po tym, jak po dwóch latach pracy komisja powołana przez niego w roku 2006 nie osiągnęła nic.

Wśród niektórych postulatów biskupów, o których przetłumaczenie w oficjalnych postanowieniach poprosił papież Franciszek, mamy „rozwój obrzędu amazońskiego” (nr 119) oraz definicję nowego „grzechu” – „grzechu ekologicznego”, z którymi wiązać się będzie stworzenie duszpasterskiego, socjo-środowiskowego obserwatorium oraz powiązanego z nim urzędu amazońskiego.

Synod amazoński odbył się w Rzymie, nie w Amazonii, aby nadać jego postulatom, prośbom i decyzjom powszechnego wymiaru. Papież Franciszek pozostawi konferencjom biskupów konkretne zastosowanie innowacji, a biskupi niemieccy posłużą jako liderzy w tworzeniu nowego Kościoła z amazońską twarzą, który nie będzie niczym innym, jak tylko kościołem Pachamamy albo bałwochwalczą religią Pachamamy założoną w jednym Kościele Chrystusa.

Wyjawiono teraz wszystko. Nadszedł czas, aby Kościół przeciwstawił duchowi Pachamamy ducha świętego proroka Eliasza.

Roberto de Mattei Źródło: www.rorate-caeli.blogspot.com Tłum. Jan J. Franczak

[1] ttps://press.vatican.va/content/salastampa/it/bollettino/pubblico/2018/06/08/0422/00914.html

[2] https://press.vatican.va/content/salastampa/it/bollettino/pubblico/2019/06/17/0521/01081.html

[3] http://press.vatican.va/content/salastampa/it/bollettino/pubblico/2019/10/26/0820/01706.html

[4] https://www.youtube.com/watch?v=H6P39XswlzI

[5] https://www.vaticannews.va/de/vatikan/news/2019-10/amazonien-synode-paolo-suess-indigenen-ritus-wert-zeit-kinder.html

[6] https://www.corrispondenzaromana.it/international-news/cardinal-muller-the-great-mistake-was-to-bring-the-idols-into-the-church-not-to-put-them-out/

[7] http://chiesaepostconcilio.blogspot.com/2019/10/lettera-aperta-di-mons-schneider.html

Głos sodomitów, zboczeńców, pedałów… [osób LGBT]… po raz pierwszy słyszalny w Kościele w Polsce. Zgniły owoc synodu.

[tytuł- MD] Tęczowa zaraza daje głos…

==============

Kościół powinien złagodzić krytykę społeczności LGBT, a ona sama nie może być wykluczana ze wspólnoty – wynika z głosów podczas trwającego obecnie synodu.

19.07.2022 Wiktor Ferfecki https://www.rp.pl/kosciol/art36726281-glos-osob-lgbt-po-raz-pierwszy-slyszalny-w-kosciele-w-polsce

„Chciałbym przeżyć życie najlepiej jak potrafię. Jak? To pytanie trzeba zadawać sobie każdego dnia. Chciałbym żeby Kościół realnie mnie w tym wspierał. Wejście na drogę dialogu i używanie nieco bardziej empatycznego języka nie oznacza jeszcze »rozcieńczania doktryny«” – taka wypowiedź osoby homoseksualnej padła podczas konsultacji w Archidiecezji Łódzkiej. To tylko jeden z wielu przykładów. Kościół katolicki w Polsce po raz pierwszy wsłuchał się w głos chrześcijan LGBT.

Stało się to w trakcie synodu ogłoszonego przez papieża Franciszka. Dotyczy synodalności, czyli m.in. funkcjonowania świeckich w Kościele, a w odróżnieniu od poprzednich biorą w nim udział zwykli wierni, bo podzielono go na trzy fazy: lokalną, kontynentalną i powszechną.

Pierwszy etap, diecezjalny, właśnie się w Polsce kończy, a zespoły synodalne publikują pierwsze syntezy. Jeszcze przed rozpoczęciem synodu papież apelował, by konsultacje nie były fikcją i uczestniczyli w nich także „biedni, żebracy, narkomani i wykluczeni”. Z lektur syntez wynika, że rzeczywiście doszło do pewnego przełomu, bo osoby LGBT, przynajmniej w niektórych diecezjach, zaczęły być traktowane poważnie.

Tak było np. w Archidiecezji Warszawskiej, gdzie udział w synodzie wzięła organizacja chrześcijan LGBT Wiara i Tęcza. – Jesteśmy zadowoleni z przebiegu konsultacji – przyznaje działacz organizacji Marcin Dzierżanowski. – Po raz pierwszy osoby LGBT+ mogły w nich uczestniczyć na pełnych prawach i mówić swoim głosem. Dla wielu środowisk katolickich było to pierwsze zetknięcie się z ujawnionymi osobami homoseksualnymi, biseksualnymi i transpłciowymi. Do pewnego stopnia udało się więc znormalizować naszą obecność w Kościele, a to już wartość sama w sobie – mówi. Dodaje, że organizatorom „należą się słowa uznania”, również za to, że obecność osób LGBT odnotowano archidiecezjalnej syntezie synodalnej.

Zapisano w niej, że „w prace synodalne włączyło się środowisko osób homoseksualnych, które nie czują się zrozumiane przez Kościół i proszą o duszpasterstwo, uwzględniające ich sytuację życiową”. Z kolei w syntezie z Archidiecezji Poznańskiej można przeczytać, że „większość uczestników synodu, która wypowiedziała się na ten temat (LGBT – red.), dała do zrozumienia, że potrzebna jest zmiana języka i postaw wobec tych osób”. Wątki LGBT pojawiły się też w dokumentach z: Gliwic, Łomży, Płocka, Radomia, Świdnicy, Wrocławia, warszawskiej Pragi i wspomnianej na wstępie Łodzi. Jednak na tym lista nie musi się skończyć, bo niektóre diecezje nie opublikowały jeszcze syntez. Z dokumentów najczęściej wynika oczekiwanie wiernych, by przedstawiciele Kościoła złagodzili retorykę wobec LGBT.

Dotąd bowiem Kościół kojarzył się z bezkompromisowym stosunkiem do takich osób, za sprawą m.in. wypowiedzi metropolity krakowskiego abp. Marka Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie”. Czy synod sprawi, że osoby LGBT zaczną być inaczej traktowane? Liczy na to Marcin Dzierżanowski. Jego zdaniem najbliższe tygodnie i miesiące będą czasem powiedzenia: „sprawdzam”.

Redaktor naczelny KAI Marcin Przeciszewski uważa, że efektem synodu [—]

Synod o synodalności. Kto? Do kogo? Po co? Sapienti sat – mądremu dość!

Sapienti sat – mądremu dość! Kilka refleksji o synodzie papieża Franciszka.

9 października 2021 r. w Rzymie papież Franciszek rozpoczął nowy Synod o synodalności pod hasłem: „Ku Kościołowi synodalnemu: komunia, uczestnictwo, misja”. Synod ma składać się z trzech etapów, z czego pierwszy – rozpoczęty na szczeblu diecezjalnym 17 października 2021 r. – budzi wiele emocji, ponieważ dotyczy konsultacji całego „ludu Bożego”.

ks. Piotr Świerczek https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/3028

———————

Drugi etap odbędzie się na szczeblu kontynentalnym, na którym ma być przygotowana wielka synteza wszystkich wypowiedzi ludu. Zaś trzeci, wieńczący etap, jest przewidziany na jesień 2023 r., kiedy w Rzymie odbędzie się zgromadzenie biskupów z całego świata. Watykan przygotował specjalne Vademecum na temat przeprowadzenia poszczególnych etapów. W obliczu tego wydarzenia – na podstawie Vademecum, wypowiedzi hierarchów i samego papieża – spróbujmy odpowiedzieć sobie na trzy proste pytania o Synod: Kto? Do kogo? Po co?

Kto?

Kto „zwołał” ten synod? Niewątpliwie ostateczną przyczyną sprawczą tego wydarzenia jest decyzja papieża. Papież Franciszek nie zaskoczył nas swym pomysłem o nowym sposobie synodowania po tylu innych zaskakujących inicjatywach, tym bardziej, że z wykształcenia jest posoborowym jezuitą, a zatem metoda dialogowania dla wspólnego rozeznania jest mu dość bliska. Jednak nie możemy być na tyle naiwni, aby sądzić, że to pomysł jednej osoby. Kardynał Duka, prymas Czech, w swoim liście pasterskim z okazji rozpoczęcia Synodu na szczeblu archidiecezji praskiej przypomina, że już przed ostatnim konklawe purpuraci domagali się wprowadzenia poważnych reform w Kościele, by odpowiedzieć m.in. na fakt podwojonej liczby katolików od czasów II Soboru Watykańskiego. Arcybiskup Pragi dodaje także, że ów synod jest przygotowaniem do nowego soboru. W tym kontekście przenieśmy się do 1923 roku. Na sekretnym konsystorzu papież Pius XI zapytał kardynałów, czy należałoby odpowiedzieć na coraz silniejsze w tamtym czasie głosy i zwołać sobór, aby dokończyć przerwany I Sobór Watykański. Kardynał Billot odpowiedział: „Najpoważniejszy powód, który w moim przekonaniu jednoznacznie przesądza o negatywnej odpowiedzi, jest następujący: wznowienie obrad soborowych jest z upragnieniem wyczekiwane przez najgorszych wrogów Kościoła, to znaczy przez modernistów, którzy – jak na to wskazują najpewniejsze oznaki – już teraz przygotowują się, by wykorzystać te stany generalne Kościoła do przeprowadzenia rewolucji, do zorganizowania nowego roku 1789, co jest przedmiotem ich marzeń i największych nadziei. Obawiamy się, że wprowadzone zostaną metody dyskusji i propagandy bardziej odpowiadające zwyczajom demokratycznym niż tradycjom Kościoła”. W tej wypowiedzi mamy wskazówkę do odpowiedzi na pierwsze pytanie. Nie wydaje się koniecznym dalej rozwijać tematu – sapienti sat!

Do kogo?

Do kogo adresowane jest to powszechne zgromadzenie? Do wszystkich – twierdząc najprościej – ale nie tyle wszystkich katolików, co wszystkich ludzi. Na pierwszych kartach Vademecum Synodu o synodalności mamy wrażenie, że chodzi o Kościół katolicki, czytamy tam: „Papież Franciszek zaprasza cały Kościół”; „Misja Kościoła wymaga, aby cały Lud Boży podążał razem” itp. Ale mamy też i takie stwierdzenie: „Bycie Kościołem synodalnym znajduje swój wyraz w radach ekumenicznych, synodach biskupów, synodach diecezjalnych oraz radach diecezjalnych i parafiach”. Wydaje się, że nie jest bez znaczenia kolejność podania składowych synodalnego Kościoła, gdzie na pierwszym miejscu są postawione rady ekumeniczne. Potwierdzeniem tej nowej hierarchii w strukturach kościelnych po II Soborze Watykańskim są liczne zdania w obrębie całego dokumentu, które po części odsłaniają już cel ostateczny Synodu. Oto przykłady: „Równie cenny będzie wkład innych jednostek kościelnych”; „Aby […] proces synodalny był wsłuchiwaniem się w głos wszystkich ochrzczonych. […] Wszyscy ochrzczeni wspólnie stanowią podmiot sensus fidelium, żywego głosu Ludu Bożego. Jednocześnie w pełnym uczestnictwie w akcie rozeznawania ważne jest usłyszenie przez ochrzczonych głosów innych ludzi w ich lokalnym środowisku, w tym osób, które porzuciły praktykowanie wiary, osób innych tradycji wiary, ludzi niereligijnych itd.”; „Chociaż wszyscy ochrzczeni są w szczególny sposób wezwani do udziału w procesie synodalnym, to nikt – niezależnie od przynależności religijnej – nie powinien być wykluczony z dzielenia się swoją perspektywą i doświadczeniem, o ile chce pomóc Kościołowi na jego synodalnej drodze poszukiwania tego, co dobre i prawdziwe”.

Rozważmy, co nam tu zostało powiedziane. Po pierwsze, wezwani są wszyscy ochrzczeni, a dokument nie podkreśla, że chodzi o ochrzczonych katolików. W ogóle ma się wrażenie, że przymiotnik „katolicki” jest przynajmniej niemile widziany w tym dokumencie. Po drugie, o sprawach życia Kościoła będą rozmawiać ci, którzy z tego życia zrezygnowali i nie praktykują swojej wiary – mają czynny głos w rozeznawaniu. Po trzecie, w całym dokumencie używa się słowa Kościół, pisanego wielką literą w domniemanym odniesieniu do Kościoła katolickiego, ale tak samo określa się wszystkie inne schizmatyckie wspólnoty. Po czwarte, członkiem Synodu może być każdy, nie tylko w obrębie wspólnot schizmatyckich, ale także innowierców, a nawet ateistów.

Uzupełnieniem treści Vademecum rozwiewającym wszelkie wątpliwości są słowa kard. Kocha, przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan, który w wywiadzie dla niemieckiego „katolickiego” tygodnika „Die Tagespost” powiedział: „Byłoby dobrze, aby partnerzy ekumeniczni byli zaangażowani w proces synodalny na wszystkich jego poziomach”. Kardynał odsłonił także cel starań ekumenicznych: „W pogłębianiu i umacnianiu synodalności można widzieć ważny ekumeniczny wkład Kościoła katolickiego na rzecz uznania prymatu biskupa Rzymu także przez inne Kościoły”. Mamy tu nie tylko zrównanie wszystkich wspólnot zwanych przez purpurata „Kościołami”, ale jeszcze podanie przyczyny podziału – brak uznania prymatu Rzymu. Nie ma tu jednak ani słowa o doktrynie, która z tym uznaniem powinna się wiązać. Zdaje się, że cały ruch ekumeniczny sprowadza się już tylko do przezwyciężenia kwestii administracyjno-prawnych, czego przyczyną jest smutny fakt zarzucenia głoszenia i nauczania prawdy katolickiej w samym Rzymie. Trudno zatem spierać się o coś, co zostało skrzętnie schowane w ciemnej piwnicy za sprawą stwierdzenia, że teraz Kościół naucza inaczej i tyle. Ma to sens tylko wtedy, gdy przyjmiemy a priori, że nikt nie ma monopolu na prawdę, ponieważ nie jest nam ona dostępna ostatecznie, oraz że chrzest jest wydarzeniem, które włącza wszystkich do wielkiej rodziny zwanej Kościołem, który dzieli się na różne partie, a wspólnie uznany prezydent przywróci upragnioną jedność.

W takiej mieszaninie opinii, zdań, przeżyć, doświadczeń Vademecum każe wyróżnić pewną grupę: „Szczególną troską należy otoczyć te osoby, które mogą być wykluczone: kobiety, osoby niepełnosprawne, uchodźców, migrantów, osoby starsze, osoby żyjące w ubóstwie, katolików, którzy rzadko lub nigdy nie praktykują swojej wiary itd.”. Trudno na początku zrozumieć, o co dokładnie chodzi w stwierdzeniu „szczególną troską”. Wydaje się stosownym odczytać znaczenie tego zdania w kontekście innego: „Synteza powinna zwracać szczególną uwagę na głosy tych, którzy nie są często słyszani, i integrować to, co można nazwać «raportem mniejszości»”, ponieważ „Bóg – jak stwierdza dokument – często przemawia głosami osób łatwo wykluczanych, odrzucanych lub pomijanych”. I może należałoby przyznać tej tezie rację, gdybyśmy umieścili ją w bardzo konkretnym kontekście egzystencjalnym, czego dowodzą życiorysy świętych, a nawet samo życie i śmierć Pana naszego Jezusa Chrystusa. Jednak wyemancypowanie takiego pobożnego ogólnika z podkreśleniem jego znaczenia dla całego Synodu jest kolejną furtką, która prowadzi do chaosu, a przez to zamiast rozjaśniać – zaciemnia.

Na podstawie tylko małych wycinków z Vademecum widać jasno, że synod jest drogą, w której bardzo szeroko rozumiany lud podejmie refleksje i postanowi o sposobie życia Kościoła. W rozważaniach nad tym nowym sposobem ustanawiania kościelnych zarządzeń warto przywołać słowa Piusa IX z bulli Ineffabilis Deus ogłaszającej dogmat o Niepokalanym Poczęciu, o którym „świadczą przedziwne Księgi natchnione, czcigodna Tradycja, ustawiczne przeświadczenie Kościoła, osobliwa jednomyślność w tej sprawie katolickich biskupów i wiernych oraz doniosłe akty i konstytucje Naszych poprzedników”. Od razu widać różnicę w podejściu do kwestii tak istotnych jak prawda. Dogmat o Niepokalanym Poczęciu przeszedł bardzo długą drogę. Na jego temat panowały na przestrzeni wieków różne ludzkie opinie, nawet ze sobą sprzeczne, a co więcej – wypowiadane także przez świętych. Dopiero dogłębne badania pozwoliły na podstawie odniesienia do niezmiennej pełni prawdy ogłosić w Kościele Niepokalane Poczęcie, obecne w Objawieniu od samego początku, choć czasem niedostatecznie dostrzegane przez ułomne, ludzkie rozumowanie. Jeśli synod powołany przez papieża Franciszka ma dotyczyć istoty Kościoła, a takie przeświadczenie wynosi chyba każdy po przeczytaniu Vademecum, to czy do podjęcia tak istotnej refleksji, za którą zapewne pójdą i akty prawne, można wykorzystać tylko ludzkie opinie, choćby nawet w tym przypadku były nazwane działaniem Ducha Świętego? I choćby obrońcy synodu twierdzili, że tu chodzi tylko o praktykę, a nie o dogmaty, to nie możemy zapominać, że wynika ona właśnie z dogmatów. Jeśli zmieni się praktykę wbrew prawdzie, trzeba będzie w końcu zmienić i prawdę. Jest to gwałt zadany istocie Magisterium Kościoła, ponieważ, jak pisał w konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus papież Pius XII: „Urząd Nauczycielski Kościoła istnieje nie dzięki ludzkiej zapobiegliwości, lecz dzięki opiece Ducha Prawdy, i dlatego bez wszelkiego błędu wypełnia zalecone zadanie przechowywania przez wszystkie wieki prawd objawionych w stanie czystym i nienaruszonym: toteż i przekazuje je nieskażone, nic do nich nie dodając ani od nich odejmując”.

W obliczu zdrowego rozsądku, który towarzyszy ludziom zaniepokojonym pomysłami Watykanu, twórcy Vademecum bronią się wezwaniem na świadka cnoty pokory, która ma autoryzować drogę słuchania wszystkich i mówienia, czego się chce: „Pokora w słuchaniu musi odpowiadać odwadze w mówieniu: Każdy ma prawo do bycia wysłuchanym, tak jak każdy ma prawo do wypowiedzi. Dialog synodalny zależy od odwagi zarówno w mówieniu, jak i w słuchaniu. Nie chodzi o angażowanie się w debatę po to, by przekonać innych. Jest to raczej przyjmowanie tego, co mówią inni, jako sposobu, w jaki objawia się Duch dla wspólnego dobra (1 Kor 12, 7)”.

W odpowiedzi na te słowa, a zarazem podsumowując drugą kwestię niniejszych rozważań, odwołajmy się do wydarzenia z życia Pana Jezusa, który pod Cezareą Filipową podjął „dialog” ze św. Piotrem. Pan Jezus najpierw zapewnił, że prawdę o Chrystusie-Mesjaszu rzeczywiście objawił Piotrowi Ojciec Niebieski, ale za chwile skarcił go, gdyż to, co następnie powiedział, nie było z natchnienia Ducha, ponieważ nie było zgodne z prawdą:

„Błogosławiony jesteś, Szymonie, Bar Jona; bo ciało i krew nie objawiły tobie, ale Ojciec mój, który jest w niebiosach. […] Odtąd począł Jezus wykazywać uczniom swoim, iż potrzeba, aby szedł do Jeruzalem i wiele wycierpiał od starszych, od doktorów i od przedniejszych kapłanów, i był zabity, i trzeciego dnia zmartwychwstał. I wziąwszy go Piotr, począł go karcić, mówiąc: Boże cię uchowaj, Panie! Nie przyjdzie to na ciebie. A on obróciwszy się, rzekł Piotrowi: Idź za mną, szatanie! Jesteś mi zgorszeniem, bo nie rozumiesz, co jest Bożego, a co jest ludzkiego” (Mt 16, 17.21–23).

Sapienti sat!

Po co?

Po co synod? Korzystając ze słownictwa Vademecum, na trzecie pytanie niniejszego artykułu można odpowiedzieć najkrócej, że celem procesu synodalnego jest „odnowa mentalności i struktur kościelnych tak, aby żyć wezwaniem Boga do Kościoła w obliczu aktualnych znaków czasu”. Metodą dzielenia się posoborowe struktury Kościoła mają prowadzić „dialog prowadzący nas do nowości”, by być gotowym do „zmiany naszych opinii w oparciu o to, co usłyszeliśmy”. Jest to także czas „ćwiczenia w rozeznawaniu” oraz „uwolnienia naszych umysłów i serc od uprzedzeń i stereotypów”. W procesie synodalnym ważne jest i to, aby „przezwyciężyć plagę klerykalizmu” poprzez swobodne wyrażanie swoich poglądów. Na synodzie i w posynodalnych strukturach nie będzie już miejsca na „ideologię”: „Musimy unikać ryzyka nadawania większego znaczenia ideom niż rzeczywistości życia wiarą, którą ludzie przeżywają w sposób konkretny”. Ostatecznie czas synodu to także marzycielstwo w ramach dialogu ekumenicznego i międzyreligijnego o jedności całej rodziny ludzkiej.

Żeby jeszcze lepiej zrozumieć intencje papieża powołującego Synod, przytoczmy kilka fragmentów z homilii wygłoszonej podczas obrzędów rozpoczęcia „nowej drogi” w Rzymie. Papież opisał Synod w świetle odczytanej Ewangelii o bogatym młodzieńcu (Mk 10, 17–30). Zachęca tam, byśmy w Kościele podjęli wspólne wędrowanie z Jezusem, który poprzez bycie w drodze znajdował się zawsze blisko ludzkich spraw. Wspólna droga – pierwszy element Synodu. W spotkaniu z młodzieńcem Jezus podejmuje drugi etap – słucha: „Pan nie jest obojętny, nie okazuje poirytowania czy zaniepokojenia […]. Jest gotów na spotkanie. […] Jezus się nie lęka słuchać sercem. […] Kiedy słuchamy sercem, to właśnie się dzieje: druga osoba czuje się mile widziana, nieosądzana, ma swobodę opowiadania o swoich doświadczeniach i drodze duchowej”. Trzecim elementem Synodu jest rozeznawanie, które według papieża w opowieści ewangelicznej zawiera się w tym, że nasz Pan Jezus Chrystus „proponuje” młodzieńcowi, aby spojrzał w głąb siebie. „Synod jest procesem rozeznawania duchowego […] wydarzeniem łaski, procesem uzdrawiania prowadzonym przez Ducha Świętego”. Papież przez Synod wzywa Kościół, „byśmy wsłuchiwali się w świat” i zadali sobie pytanie, ogołociwszy siebie z „zamknięć i powtarzających się wzorów duszpasterskich […], w jakim kierunku chce nas Bóg poprowadzić?”.

Chcąc ostatecznie rozprawić się z tym pomysłem, wystarczy – na wzór papieża – wziąć na warsztat komentowaną przez niego opowieść o rozmowie Jezusa z bogatym młodzieńcem: „Jeden przybiegłszy [do Jezusa], upadł na kolana przed Nim i pytał Go: Nauczycielu dobry! […]”. W pierwszym zdaniu widzimy już zaprzeczenie idei wspólnego wędrowania bez hierarchii, bez przewodnika. Młodzieniec upadł przed Panem na kolana – znak uniżenia, a Pan Jezus z tych kolan go nie podniósł. Z piersi uniżonego bogacza wychodzi okrzyk sławiący dobrego Nauczyciela, a Pan Jezus zaraz reaguje: „Nikt nie jest dobry, tylko jeden Bóg”. Święty Ambroży komentuje tę odpowiedź: „On nie zaprzecza, iż jest dobry, lecz określa siebie jako Boga”. Jakże zatem mylnym jest stwierdzenie, że my sami sobie wystarczymy, że my możemy na równi z Jezusem, naszym Nauczycielem, rozmawiać. Potrzebujemy Jego boskiego autorytetu, aby poznać prawdę daną nam już w Objawieniu i w Kościele zachowaną (choć dziś raczej schowaną). Autorytet Chrystusa został dany apostołom i ich następcom, ale został on dany w Chrystusie. To znaczy, że każdy kapłan ma nie tylko prawo, ale i obowiązek występować w imieniu Chrystusa i posiada Chrystusowy autorytet, jeśli służy Chrystusowi, głosząc tylko to, co nasz Pan przekazał. Dobry Pasterz prowadzi swoje owce i wskazuje im drogę, jak dobitnie podkreśla Psalm 22: „Pan mną rządzi […]. Prowadził mię ścieżkami dla sprawiedliwości imienia swego”. Arcybiskup Marcel Lefebvre dawał klerykom cenne wskazówki co do misji kapłana: „Trzecia funkcja pełniona przez kapłana polega na prowadzeniu dusz, to znaczy użyciu wszystkich środków ułatwiających im drogę do nieba. Jego rolą jest ratowanie dusz […] kapłan jest również drogą. Idąc za przykładem Pana Jezusa, winien okazywać wiernym drogę do nieba”. Natomiast obecna wersja synodu stanowi coś przeciwnego. Logo promujące nową drogę bez pasterza ukazuje lud idący za dzieckiem, zaś pasterz idzie wmieszany w tłum. Nad wszystkimi wędrującymi roztoczona jest rozmazana postać, której znaczenie jest tak pomieszane jak cały pomysł na nowy synod, w którym promuje się braterstwo bez ojcostwa, a to nic innego jak droga rewolucji z 1789 roku.

Wracając do ewangelicznego opowiadania, zobaczmy, jak Pan Jezus naucza młodzieńca, przypominając przykazania dotyczące relacji międzyludzkich. Pomija zaś pierwsze trzy dotyczące relacji do Boga, gdyż ten stosunek stworzenia wobec Stwórcy jest już wyrażony w klęczącej postawie młodzieńca, który słucha Boga. Po wysłuchaniu pierwszej zachęty młodzieniec odpowiada: „Nauczycielu! Tego wszystkiego strzegłem od młodości mojej. Jezus zaś wejrzawszy nań, umiłował go i rzekł mu: Jednego ci nie dostaje; idź, sprzedaj, cokolwiek masz, i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, i przyjdź, naśladuj mię”.

Odpowiadając młodzieńcowi, cóż uczynił Pan Jezus? Osądził, czego mu brak, a przecież osądzanie jest zabronione…? Tylko Bóg może osądzić! Zatem każdy z nas musi poddać swoje myśli, sądy, pragnienia tylko pod jeden sąd – Boży. Nawet jeśli nie uczynimy tego za życia, przyjdzie nam i tak stanąć na sądzie po śmierci, ponieważ Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za złe karze. Sam papież Franciszek w swojej homilii przypomniał jakby przeciwko sobie, że słowo Boże jest „ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, […] zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (por. Hbr 4, 12). Bez zdrowego osądu Kościoła, który w obliczu prawdy zweryfikuje każde inne ludzkie słowo, wszystkie wypowiedzi nie mają żadnego znaczenia. Wiedział o tym doskonale ów młodzieniec, ponieważ odszedł smutny. Jego smutek wynikał z wielkiego dysonansu między wezwaniem do życia z Bogiem a naturalnymi pragnieniami. A przecież był to młodzieniec pobożny… Jeśli w drodze synodalnej wszyscy będą mogli wyrazić swoje pragnienia bez względu na wszystko, to do czego to doprowadzi?

Słusznie mówi papież Franciszek, że musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, w jakim kierunku chce nas Bóg poprowadzić. Problem polega na tym, że mało kto jeszcze pamięta odpowiedź daną dwa tysiące lat temu i niezmienną do dziś: „Jeśli kto chce iść za mną, niech sam siebie zaprze, i weźmie krzyż swój, a naśladuje mnie” (Mt 16, 24). Prawdą jest nasz Pan Jezus Chrystus i nie można Jedynego Boga, który sam się objawił, zinterpretować na wiele różnych sposobów. Można Go różnymi sposobami wyrażać, inaczej mówiąc do dziecka, a inaczej do studenta teologii, inaczej na misjach podczas pierwszej katechezy, a inaczej na rekolekcjach kapłańskich.

Sposobów ukazywania Prawdy jest wiele, wszystkie jednak muszą prowadzić na jedną drogę, ponieważ dróg nie ma wielu. Jest jedna – ciasna brama – to droga na Golgotę, jest to droga Najdroższej Ofiary Chrystusa, jest to w końcu katolicka Msza Święta wszech czasów, która wieńczy całą Prawdę i jest źródłem odpowiedzi na każde pytanie o Pana Boga, katolicką wiarę oraz jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół – to jest droga dla każdego katolickiego synodu – sapienti sat!

Synodalność, czyli „konsultacje społeczne”

Za pierwszej komuny, kiedy kierownictwu partyjnemu z tych lub innych powodów zaczynał palić się grunt pod nogami, inicjowano „konsultacje społeczne”. Tak było u schyłku epoki Władysława Gomułki, zapoczątkowanego tzw. „wydarzeniami marcowymi”. Wprawdzie „towarzysz Wiesław” jeszcze je spacyfikował, ale już na zjeździe partii jedna część sali po staremu skandowała: „Wiesław, Wiesław!”, ale druga – już po nowemu: „Gierek, Gierek!”, na co Gomułka zareagował uwagą, że „nie będzie żadnych gierek”. Więc „wydarzenia” zostały jeszcze spacyfikowane, ale tym bardziej kierownictwo partii pragnęło odbudować – jak się wtedy mówiło – „więź z masami”, to znaczy – wymyślić jakieś makagigi, którymi można by zaabsorbować opinię publiczną. Toteż towarzysz Bolesław Jaszczuk wykombinował „system bodźców ekonomicznych materialnego zainteresowania”. Miało to być panaceum na wszystkie „bolączki” i „niedociągnięcia”, które „tu i ówdzie” jeszcze się zdarzały, ale chyba samo kierownictwo nie było do nich do końca przekonane, bo na wszelki wypadek nakazało „konsultacje społeczne”. Ich celem było rozmycie ewentualnej odpowiedzialności, bo gdyby z „bodźcami” coś poszło nie tak, zawsze można było powiedzieć, że to nie partia, tylko cały naród tak w konsultacjach zdecydował. W ogóle konsultacje są szalenie wygodną formułą. Jeśli na przykład powiedziałbym komuś: panie zaraz poderżnę panu gardło – i co pan na to? – a on odpowiedziałby, że jest temu przeciwny, to nawet gdybym rzeczywiście gardło mu poderżnął, nikt nie mógłby postawić mi zarzutu, że się z poderżniętym nie skonsultowałem.

Toteż, chociaż „cały naród” w tych konsultacjach wziął udział, to partia jednak nie zdołała odzyskać „więzi z masami”, bo wkrótce potem nastąpiły „wydarzenia grudniowe”, w następstwie których Władysław Gomułka został obalony. Edward Gierek swoje urzędowanie nawet zaczął od konsultacji, bo pojechał do Gdańska i tam, w gronie zaufanych, potiomkinowskich robotników, wśród których znajdował się już Kukuniek, zapytał: „Pomożecie?” – na co robotnicy spontanicznie odpowiedzieli:pomożemy!” Tak rozpoczął się okres „dynamicznego rozwoju”, kiedy to „Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, ale długo to nie trwało, bo już 24 czerwca 1976 roku pierwszy minister Edwarda Gierka, Piotr Jaroszewicz, z trybuny sejmowej ogłosił podwyżkę cen – oczywiście poprzedzoną szerokimi „konsultacjami społecznymi”. Ale „warchoły” i „kolesie” – jak nazywała ich czołowa gwiazda ówczesnej publicystyki, pan red. Wiesław Górnicki, zaczęli palić partyjne komitety i w ogóle – sprzeciwiać się partii. Wprawdzie przy pomocy „ścieżek zdrowia” i niezawisłych sądów, które sypały „piękne wyroki”, sytuacja została opanowana, ale nie na tyle, by te uprzednio wykonsultowane społecznie podwyżki cen utrzymać. Na spotkaniu w Berlinie Breżniew zabronił Gierkowi dalszych podwyżek, toteż jeszcze tego samego dnia premier Jaroszewicz, nie ukrywając wściekłości, podwyżki odwołał, bo ”w toku społecznych konsultacji złożono ogromnie dużo propozycji, zasługujących na bardzo wnikliwe rozpatrzenie”.

Jak widzimy, konsultacje są dobre na wszystko: i na podwyższanie cen i na odwoływanie podwyżek, a kto wie, czy przypadkiem również – jak śpiewali starsi panowie, co prawda o piosence, niemniej jednak – „na ładną niewinną panienkę” – chociaż Leonid Breżniew w niczym jej nie przypominał.

Wspominam o tym wszystkim, bo wydaje mi się – o czym zresztą wiele razy pisałem – że Kościół, a ściślej – przewielebne duchowieństwo, upodobniło się do partii i to w jej okresie schyłkowym. Nie chodzi już nawet o to, że w owym schyłkowym okresie nie tylko partyjniacy, ale i członkowie aparatu w żaden komunizm już nie wierzyli, tylko pilnowali synekur, dzięki którym mogli wypić i zakąsić, a że wymagało to rozmaitych rytualnych deklamacji, no to cóż; ten biznes miał taką specyfikę. Przede wszystkim chodzi o to, że po II Soborze Watykańskim, przewielebne duchowieństwo stopniowo skupiło całą uwagę na sobie i własnych problemach, w znacznej części seksualnych, co zaowocowało nie tylko ponawiającymi się postulatami zniesienia celibatu, ale otworzyło też drzwi przed „lawendową mafią”, o której bez ogródek piszą znawcy przedmiotu.

W rezultacie, zamiast zapowiadanej przez soborowych entuzjastów „wiosny Kościoła”, mamy raczej symptomy procesów rozkładowych, zwłaszcza w Europie i Ameryce Północnej, bo w Afryce i Ameryce Południowej sytuacja podobno wygląda inaczej. Kto wie, czy ta okoliczność nie skłoniła Kolegium Kardynalskiego do wyboru obecnego papieża Franciszka po abdykacji Benedykta XVI? Uzasadnienie tej abdykacji nie wytrzymuje krytyki, bo chociaż upłynęło od niej już ponad 8 lat, 95-letni papież-emeryt nadal cieszy się, jak na swój wiek, dobrym zdrowiem i znakomitą formą intelektualną, podobnie jak rok starsza od niego brytyjska królowa Elżbieta II. Chyba nie o zdrowie tu chodziło – ale mniejsza z tym.

Papież Franciszek od 8 lat zaskakuje katolików, może z wyjątkiem tych najbardziej oddanych postępactwu. A to urządza ceremonię z jakimś amazońskim bożkiem, a to wpisuje do katechizmu iż kara śmieci sprzeczna jest z chrześcijaństwem, co wzbudza rozmaite rozterki. Przez ostatnie 2000 lat sprzeczna z chrześcijaństwem nie była i dopiero teraz papież spenetrował prawdę. Oznacza to jednak, ze przez ostatnie 2000 lat Kościół się mylił i to w takiej ważnej sprawie. Skoro tak, to skąd możemy czerpać pewność, że nie myli się teraz? Tymczasem ludzie potrzebują Kościoła przede wszystkim po to, by dostarczał im pewności. Jeśli zamiast pewności zacznie dostarczać im coraz więcej rozterek, to czy będzie nadal jeszcze do czegoś potrzebny?

W takiej sytuacji papież Franciszek zainaugurował „synodalność”. Jest ona bardzo podobna do wspomnianych „konsultacji społecznych”, bo ma wszelkie cechy operacji socjotechnicznej, rodzaju organizacyjnej krzątaniny, mającej ukryć bezradność i – trzeba to powiedzieć – brak odwagi. Jeśli np. do konsultacji zaprasza się ostentacyjnych sodomitów, którzy butnie oświadczają, jakoby byli „darem” dla Kościoła, to cisną się na usta słowa przypisywane przez Wergiliusza Laokoonowi: ”timeo Danaos et dona ferentes”, co się wykłada, że boję się Greków nawet jak przychodzą z darami.

Czyż „synodalność” nie jest aby pretekstem, by sodomia i gomoria zyskała w kościele prawo obywatelstwa – bo jużci; skoro zapraszamy ich do „konsultacji”, to przecież nie po to, by stawiać przeszkody, czy wręcz sprzeciwiać się głoszonej przez nich ideologii? Wreszcie – co najważniejsze – czy „synodalność” nie oznacza aby usankcjonowania kryzysu przywództwa – bo czy pasterze oddający przewodnictwo stadu są jeszcze pasterzami?

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5082 Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    7 grudnia 2021

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.