Zgrzebny Rambo vs Policja. A “władza” patrzy i się chichra.

[środa rano: wreszcie sam morderca się chyba znudził- i popełnił samobója

A czemu “władza” patrzy i się chichra? Bo ten spektakl, jak i “dramatyczne” wielogodzinne akcje Sądu Najwyższego w sprawie formalnej, trywialnej – zatwierdzenie stanu faktycznego po wyborach – to skecze ukrywające najważniejsze – przyjęcie wyszkolonych dżihadystów i rozlokowanie w Polsce. Pewnie coś jeszcze ukry-wają.. md]

..pewien polityk mawiał że, “państwo Polskie istnieje teoretycznie” lub “ch#j, dupa i kamieni kupa”

Duda dalej prowadzi 1:0 ze służbami mundurowymi. Byłem w weekend w Limanowej i co? I nic, działania medialne , jak dogrywanie scen pościgu , już po jego zakończeniu bo media przyjechały za późno.

Państwo sprawdza się w ściganiu dzieci sprzedających dziadkowe jabłka, w wystawieniu mandatu kierowcom, w odbieraniu dzieci polskim rodzinom na rozkaz zagranicy. Mówią, że lata black hawk , zapomnieli dodać , że na pokaz na chwilkę, bo godzina lotu za dużo kosztuje.

Co innego ścigać lekarzy za szczepienia , za wyjście z domu za covida, albo wbijać so emerytki krytykującej Owsika o 6 rano. Na to jest kasa. Na malowanie radiowozów na kolory wspólne dla Unii jest kasa.

MASOŃSKI PLAN DLA EUROPY – PRZERZUT ISLAMSKICH TERRORYSTÓW a POLOWANIE NA DUDĘ

globalna/masonski-plan-dla-europy-przerzut-islamskich-terrorystow

[Bardzo rzadko z tego portalu korzystam. Ale to – jest rozsądne. MD]

Zobaczyłem tłumy żołnierzy, którzy przyprawiają się do Europy przez morze, na czółenkach — nie byli z naszego kontynentu. Przyszli od południa, brunatni na ciele, lecz zacięci i okrutni w walce. Zalały się ziemie nasze morzem ludzi obcych.”

( Ojciec Czesław Klimuszko, jasnowidz)

Uważam, że od wielu już lat są osiedlani tutaj żołnierze dż!hadu. Jest ich już miliony, a od kilku lat, a już szczególnie teraz, przybywają prawie wyłącznie młodzi mężczyźni w wieku poborowym.

Nabuzowani testosteronem, nandrolonem, trenbolonem i dziką agresją wobec nas. Młode, wypasione byki ściągane tu do walki z nami. Ktoś im przecież nawkładał strasznych rzeczy do głowy i zapewnił bezkarność. Ktoś im dał zapas gotówki (duży zapas), smartfony, mapy. Ktoś im wyprał mózgi, dał im rozkazy do przemieszczenia się, przegrupowania, stworzenia nowych struktur i czekania na kolejny rozkaz.

Rozkaz rozpoczynający „Event X”, czyli wydarzenie, które może zdestabilizować cały nasz kontynent i przy okazji, rykoszetem, połowę świata.

Czemu polska policja, straż graniczna i rząd są zupełnie bezradni wobec inwazji mężczyzn w wieku poborowym na zachodniej granicy? To jest zupełna bezradność, tak jakby państwa polskiego w ogóle nie było, jakby się ono rozpadło. Dlaczego ich traktuje się jak święte krowy, daje miejsce do mieszkania, wyżywienie, 8000 zł zasiłków za nic nie robienie?

Dlaczego ci, którzy szturmują naszą zachodnią granicę to praktycznie wyłącznie młode, napakowane testosteronem, agresją i anabolikami byki płci męskiej, w wieku poborowym? Gdzie są te kobiety i dzieci rzekomo uciekające przed reżimem / wojną?

Gdy zaczynasz łączyć kropki, i dochodzić do coraz głębszych warstw zakulisowych planów i powiązań, to wniosek może być tylko jeden. Tutaj chodzi o zniszczenie cywilizacji białego człowieka i zastąpienie jej mieszaniną Azjatów i Afrykanów. Dlaczego?

Tu już można wierzyć w różne wytłumaczenia, dlaczego tak się dzieje. Np w dość rozsądne wytłumaczenia (że biały człowiek stał się za mądry i trudno nim manipulować i rządzić, no i zbyt wiele chce od życia), aż po ultra-odjechane wytłumaczenia (że mamy do czynienia z wojną trwającą tysiące lat, pod wodzą Chin, z wykonawcami w postaci Xydów i kolorowych).

W internecie możecie przeczytać na stronach pro systemowych, że Kalergi nie był Xydem, a plan Kalergi to teoria spiskowa. [To potomek pani Kalergis, tej muzy naszych poetów z XIX wieku. Ale to wysokiego wtajemniczania mason, chyba bez chazarskiego przodka; japońskiego – tak. md]. To, czy był tej narodowości czy nie, nie ma żadnego znaczenia. Nawet to, czy jest to teoria spiskowa czy nie nie ma znaczenia. Dlaczego? Bo ważne jest co innego – że ten plan, kogokolwiek on jest, jest realizowany z żelazną precyzją, punkt po punkcie.

To nie jest tak, że Niemcy pozbywają się niechcianych imigrantów! To jest zorganizowana i solidnie opłacana akcja przerzucania do Polski  desantu bojowego żołnierzy do walki z naszym państwem, w ramach zbliżającego się islamskiego dżihadu w Europie. Na Zachodzie Europy setki tysięcy, jeśli nie więcej, żołnierzy państwa islamskiego czeka na rozkaz do ataku / dżihadu.

Ten rząd w ogóle nie walczy z tym zjawiskiem. Państwa polskiego w ogóle nie ma, jakby się rozpadło, i nikt za nic nie odpowiadał. Wszystkie służby stoją sparaliżowane (rozkazem z Warszawy zapewne), przyglądają się i nic nie robią.

Akcje przerzutu do Polski islamskich bojowników organizują urzędnicy unijni w Polsce i w Brukseli we współpracy z organizacjami działającymi  w Afryce i Azji opłacanymi przez G. Sorosa i Fundusze Norweskie (i inne z ramienia ONZ). To jest przerzut tysięcy osobników, którym zorganizowano podróż przez morze i ląd, wyposażono w smartfony i sprzęt, w mapy (!?), poinformowano do kogo mają się kierować, jak podawać fałszywe dane (wszyscy urodzeni w dniu 1 stycznia), itp. Proszę się dowiedzieć o co chodzi z wdrażaniem Agendy 2030!

Prawie 60-letni cywil z problemami psychicznymi i alkoholowymi, od wielu dni ucieka ścigającym go ludziom. I są to nie byle jacy ludzie – 500 policjantów, żołnierze, żandarmeria wojskowa, a nawet Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Czyli prawie że 1000 mundurowych chłopa, wyposażonych w bezzałogowe aparaty latające, kamery termowizyjne, helikoptery, i wszelki inny specjalistyczny sprzęt. Pomaga im nawet drużyna z psami tropiącymi.

I nie mogą go znaleźć już piąty dzień. A co by się stało, gdyby do Polski przeniknęła np grupa znakomicie wyszkolonych i wyposażonych dywersantów, np pod pozorem bycia imigrantami? A są podejrzenia, że w samych Niemczech skrywa się ponad 400.000 zakamuflowanych żołnierzy państwa islamskiego, i że tacy ludzie zaczynają się osiedlać w Polsce, czekając na europejski rozkaz do ataku.

===========================================

mail:

Nareszcie wiadomo, po co kanclerz Merkel sprowadzała gości zza morza.

Chamy i Żydy w skali światowej

Chamy i Żydy w skali światowej

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    1 lipca 2025 michalkiewicz

No i stało się. Mimo wydanego przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa bezcennemu Izraelowi zakazu atakowania złowrogiego Iranu, bezcenny Izrael zlekceważył ten solenni zakaz i wykonał nagłe uderzenie na złowrogi Iran. Celem tego ataku, który rozpoczął kolejną wojnę na Bliskim i Środkowym Wschodzie, jest – jak wynika z deklaracji premiera rządu jedności narodowej bezcennego Izraela Beniamina Netanjahu – uniemożliwienie złowrogiemu Iranowi wejścia w posiadanie broni jądrowej, która groziłaby bezcennemu Izraelowi powtórką z holokaustu, a poza tym – doprowadzenie do zmiany złowrogiego reżymu ajatollahów na jakiś inny, bardziej odpowiadający bezcennemu Izraelowi, a także miłującym pokój, wolność i sprawiedliwość społeczną pozostałym cywilizowanym państwom.

Atak bezcennego Izraela na złowrogi Iran został przyjęty przez miłujący pokój, wolność i sprawiedliwość społeczną świat, a konkretnie – tę jego część, która wspomnianych wyżej wartości broni – z pełnym aprobaty zrozumieniem. Z jednej strony jest to jakby oczywista oczywistość, chociaż z drugiej strony niepodobna nie zauważyć, iż motywy napaści bezcennego Izraela na złowrogi Iran są bardzo podobne, jeśli nawet nie takie same, jakie w swoim czasie podał zimny ruski czekista Putin na uzasadnienie specjalnej operacji wojskowej, rozpoczętej przez Rosję przeciwko Ukrainie. Tam też chodziło o uchronienie Rosji przed możliwym holokaustem, który niewątpliwie by nastąpił, gdyby Ukraina została przyjęta do NATO – co, jak się wydaje, obiecał był prezydentowi Zełeńskiemu prezydent Stanów Zjednoczonych Józio Biden – no i „denazyfikacja” Ukrainy, w której z szybkością płomienia szerzy się kult Stefana Bandery, uznany nawet przez naszą Jabłoneczkę z pierwszorzędnymi korzeniami, czyli Małżonkę naszego Księcia- Małżonka – za niezbywalny a nawet nieodzowny składnik ukraińskiej tożsamości narodowej. Jak pamiętamy, zimny ruski czekista z tego właśnie powodu został przez Senat USA uznany za „zbrodniarza wojennego”, a Rosja – obłożona różnorakimi sankcjami przez miłującą pokój i sprawiedliwość społeczność część świata, a konkretnie – przez wasali Stanów Zjednoczonych nie tylko w Europie, ale i poza nią.

Z tej asymetrii wypływa wiele wniosków, które powinniśmy chyba rozebrać sobie z uwagą – według kolejności.

A więc – po pierwsze – wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler, co to głosił, jakoby na świecie były rasy wyższe i niższe, najwyraźniej miał trochę racji. Weźmy dla przykładu taką broń jądrową. Nikomu chyba nie przyszłoby do głowy, by kwestionować prawo Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, czy Francji do posiadania nuklearnych arsenałów. Najwyraźniej musi panować powszechny consensus, że wymienione państwa mają przyrodzone prawo do posiadania tej broni. Skąd bierze się ten consensus, jeśli nie z przekonania, że wymienione państwa reprezentują rasę wyższą, której nie wypada podejrzewać, że mogą tę broń wykorzystać w niewłaściwym celu – pod rygorem natychmiastowej utraty przyzwoitości? Toteż Stany Zjednoczone mają ponad 5 tysięcy głowic jądrowych, zaś Wielka Brytania i Francja – po jakieś 270 – i ani nikt się temu nie dziwuje, ani się z tego powodu nie gorszy. Pewne wątpliwości powstają w sytuacji, gdy w 5 tys. głowic jądrowych wyposażyła się Rosja, czy takie Chiny, co to mają ich ponad 900. Ale Rosja, chociaż popadała w sprośne błędy Niebu obrzydłe, tradycyjnie zaliczana jest chyba do rasy wyższej, znaczy się – do rasy panów. – chociaż bywały momenty dziejowe, gdy jej przynależność do tej rasy bywała podważana. Podobnie Chiny, które są starcem wśród narodów, wobec którego taki, dajmy na to, naród amerykański, może uchodzić za oseska.

Wynika stąd poszlaka, że między narodami należącymi do rasy panów i narodami należącymi do rasy chamów, granica nie jest ostra. Powiem więcej – wygląda na to, że przynależność jakiegoś narodu do jednej, czy drugiej rasy, to znaczy – do rasy panów, czy chamów, nie jest ostatecznie zdeterminowana. Weźmy taki naród koreański. „Powinien” on wprawdzie należeć do rasy chamów, ale tak się akurat złożyło, że wyposażył się nie tylko w skromny, bo skromny, niemniej jednak obejmujący 50 głowic arsenał nuklearny, a także środki ich przenoszenia, wśród których są podobno pociski międzykontynentalne. Z tego powodu jednym susem wskoczył do rasy panów i – w odróżnieniu od złowrogiego Iranu – nikt prawa północnych Koreańczyków do posiadania arsenału jądrowego nie kwestionuje. Podobnie jest z Pakistanem i Indiami. Za czasów Imperium Brytyjskiego, obydwa narody zaliczane były do rasy chamów i to nie tylko przez władców tego Imperium ale i przez resztę świata. Jednak najpierw Indie, a potem również Pakistan, którego prezydent uwziął się, by wejść w posiadanie broni jądrowej „nawet gdyby przyszło nam jeść trawę” – najwyraźniej awansowały do rasy panów – bo przecież nikomu nie przychodzi do głowy, by pozbawić jednych i drugich tych 170 głowic jądrowych, których posiadaniem tak się chlubią.

W tej sytuacji kwestionować spostrzeżenie wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera o istnieniu rasy panów i rasy chamów, może tylko człowiek pozbawiony elementarnej spostrzegawczości – chociaż do jego rewolucyjnej teorii musimy wnieść poprawkę, że przynależność jakiegoś narodu do jednej, czy drugiej rasy nie jest raz na zawsze zdeterminowana. Zresztą i Adolfowi Hitlerowi intuicja musiała coś takiego podpowiadać, skoro takich na przykład Japończyków zaliczał do „Aryjczyków” czyli rasy panów, „honorowych”.

Niestety – po drugie – wybitny przywódca socjalistyczny, chociaż zasadniczo myślał prawidłowo – popełnił niewybaczalny błąd uznając, że rasą panów, czyli Herrenvolkiem, są Niemcy. Tymczasem nic podobnego! Okazało się bowiem – a cały postępowy świat przyjął to do aprobującej wiadomości – że narodem panów, czyli Herrenvolkiem, nie są żadni tam Niemcy, tylko Żydowie. O ile bowiem Adolf Hitler utwierdzał się w swoim błędnym mniemaniu pod wpływem rozmaitych pseudonaukowych teorii, kolportowanych przez szarlatanów, to Żydowie już w starożytności złapali byka za rogi, uzasadniając swoją niekwestionowaną pozycję, rodzaj przewodniej roli w razie panów, geszeftem, jaki Stwórca Wszechświata miał zawrzeć z pewnym mezopotamskim koczownikiem.

Sprawdzić tego nikt dzisiaj nie jest w stanie – i o to właśnie chodzi, że skoro tak, to nie ma rady – trzeba w to wierzyć – chyba, że ktoś nie wierzy. Ponieważ jednak półtora miliarda ludzi, a może nawet dwa razy tyle, bo przecież i bisurmanie są „ludem Księgi”, w której o geszefcie stoi expressis verbis – to większość Ludzkości, może poza „bałwochwalcami” (spis ludności przedwojennego Wilna ujawnił aż sześciu „bałwochwalców” w tym, mieście), nie kwestionuje prawa bezcennego Izraela do posiadania 90 głowić jądrowych. Wprawdzie modestia skłania bezcenny Izrael do utrzymywania, że on broni jądrowej „nie ma” – ale dodatkowym argumentem na rzecz przewodniej roli bezcennego Izraela w rasie panów jest powszechnie znany fakt, iż wszyscy udają, że w to wierzą. Do tego stopnia, że nawet kiedy amerykańska bezpieka namierzyła niejakiego Pollarda, który na polecenie rządu bezcennego Izraela wykonywał zadanie szpiegowskie w USA właśnie w newralgicznym sektorze broni jądrowej, to wprawdzie USA zapakowało go do więzienia, ale w niczym nie zmieniło to stosunku zależności Ameryki od bezcennego Izraela.

Bo – po trzecie – jak zauważył Patryk Buchanan, co to w swoim czasie nawet kandydował na prezydenta USA – Waszyngton – a więc miejsce, gdzie mają siedziby najważniejsze władze Ameryki – stanowi „terytorium okupowane przez Izrael” Gdyby tak nie było, to jakże inaczej wyjaśnić przyczynę, dla której każdy nowo wybrany prezydent USA, zaraz po zaprzysiężeniu na Biblię, uroczyście oświadcza, że będzie bronił bezpieczeństwa Izraela, jak źrenicy oka i to bez względu na to, co bezcenny Izrael akurat robi? Jeśli taka deklaracja nie jest rodzajem hołdu lennego, to ja jestem chińskim mandarynem.

Wynika z tego, że Stany Zjednoczone są „sługą narodu żydowskiego”, podobnie jak Polska, która jest sługą narody ukraińskiego, żydowskiego, a obecnie – również niemieckiego. Stany Zjednoczone narodowi ukraińskiemu raczej nie służą, bo trudno nazwać służbą prowadzenie wojny z Rosją na Ukrainie do ostatniego Ukraińca. W przypadku Żydów sytuacja jest całkiem inna, więc nic dziwnego, że wszyscy amerykańscy twardziele, skaczą przed Żydami z gałęzi na gałąź – a największy twardziel w osobie prezydenta Donalda Trumpa właśnie na oczach całego świata został przez premiera bezcennego Izraela nie tylko olany ciepłym moczem, ale nawet nie wolno mu zauważyć, że został olany. Toteż, żeby nie stracić prestiżu, teraz odgraża się, że zmusi złowrogi Iran do „bezwarunkowej kapitulacji”. Zmusi – albo i nie zmusi – bo już wiemy, że o tym, co będzie robił, nie zadecyduje on, tylko jakieś grono cadyków z Tel Awivu. I chociaż prezydent Trump buńczucznie oświadcza, że „nikt” nie wie, co on zrobi, to jest to prawdą o tyle, że on sam tego nie wie – bo cadykowie przecież wiedzą. Zrobi, co akurat będzie trzeba. W przeciwnym razie amerykańscy Żydowie zrobią z Donalda Trumpa marmoladę – a i tak będzie on zadowolony, jeśli tylko na tym się skończy.

I na koniec – po czwarte – słoń a sprawa polska. Jak wiadomo, bezcenny Izrael i złowrogi Iran, okładają się na odległość rakietowymi kartaczami. Taki jeden kartacz kosztuje sporo szmalcu, więc kiedy wojna bezcennego Izraela ze złowrogim Iranem tak czy owak się zakończy, to bezcenny Izrael będzie potrzebował szmalcu, choćby po to, by odbudować swój kartaczowy arsenał. W tym celu pewnie wydoi Amerykę – ale po ostatnich napięciach między Elonem Muskiem a prezydentem Trumpem wiemy, że amerykańskie finanse są, delikatnie mówiąc, też napięte.

W tej sytuacji bezcenny Izrael może podkręcić amerykańskich twardzieli („wiecie, rozumiecie, amerykańscy twardzieje…”), żeby zmłotowali Polskę na tak zwane „roszczenia”, o których mówi ustawa nr 447, podpisana nie przez kogo innego, jak właśnie prezydenta Donalda Trumpa w roku 2018. Czyż nie w tym właśnie celu szykowana jest w naszym nieszczęśliwym kraju kolejna odsłona wojny o praworządność, będąca odpryskiem wyborów prezydenckich? Szykuje się u nas niezły burdel, a cóż lepiej sprzyja wyszlamowaniu jakiegoś chamskiego kraju, jak nie wtrącenie go w stan permanentnego burdelu, jak w wieku XVIII?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Polacy wychodzą na ulice. Manifestacja w Zgorzelcu przeciwko imigrantom podrzucanym przez Niemcy

Polacy wychodzą na ulice. Manifestacja w Zgorzelcu przeciwko imigrantom podrzucanym przez Niemcy

29.06.2025 polacy-wychodza-na-ulice-manifestacja-w-zgorzelcu

Manifestacja w Zgorzelcu przeciwko imigrantom podrzucanym przez Niemcy.
Manifestacja w Zgorzelcu przeciwko imigrantom podrzucanym przez Niemcy. / Fot. Komenda Powiatowa Policji w Zgorzelcu

Polacy coraz mocniej buntują się przeciwko podrzucaniu przez Niemców imigrantów nad Wisłę. W Zgorzelcu kilkaset osób zgromadziło się na proteście przeciwko nielegalnej migracji, domagając się skutecznej ochrony polskich granic.

Tutaj widzimy ruch obrony granic działa, działają inne stowarzyszenia, także fajnie, bo cała Polska się budzi, no i wszyscy Polacy, już dotarło do każdego, co się dzieje, no i będziemy bronić naszego kraju – mówił Rafał Podejma ze Stowarzyszenia Patrole Obywatelskie. To jeden z organizatorów manifestacji w Zgorzelcu.

Protest odbył się w symbolicznym miejscu – przy moście Jana Pawła II w Zgorzelcu, gdzie regularnie dochodzi do incydentów związanych z przerzucaniem migrantów przez niemieckie służby na stronę polską. Demonstranci wyrażali sprzeciw wobec „nielegalnych push-backów”, które ich zdaniem stanowią naruszenie polskiej suwerenności.

Maciej Jóźwiak z Ruchu Narodowego wchodzącego w skład Konfederacji Wolność i Niepodległość jasno określił cele protestu. – Zebraliśmy się, żeby zaprotestować przeciwko nielegalnym push-backom. Niemcy zwracają nam migrantów, nasza granica jest szturmowana. Nie możemy na to pozwolić, będziemy blokować granicę. To zgromadzenie ma charakter manifestacji, aby nie dochodziło do tego, co w Europie Zachodniej, czyli gwałty, morderstwa, terroryzm, niepokoje społeczne – akcentował.

Głos zabrała także pani Magdalena, która zaznaczyła, że przez 14 lat mieszkała w Anglii. – Widząc, co tam się dzieje, jestem bardzo zaniepokojona tym, co dzieje się w Polsce. Politycy powinni się tym zająć, bo chodzi o bezpieczeństwo kobiet, dzieci i osób starszych – powiedziała.

Protest przebiegł w sposób pokojowy i zorganizowany. Komenda Powiatowa Policji w Zgorzelcu poinformowała, że „wydarzenie przebiegło spokojnie i bez żadnych incydentów”, a priorytetem służb „było zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom zgromadzenia oraz wszystkim mieszkańcom miasta”.

Protest w Zgorzelcu to kolejna odsłona rosnącego ruchu obywatelskiego w obronie granic. Wcześniej podobne manifestacje odbyły się w Słubicach oraz innych miejscowościach przygranicznych.

AZOW-iec nowym szefem ukraińskiego IPN. Wcześniej bronił m.in. Waffen-SS „Galizien”

Azowiec nowym szefem ukraińskiego IPN. Wcześniej bronił m.in. Waffen-SS „Galizien”

29.06.2025 azowiec-nowym-szefem-ukrainskiego-ipn-bronil-m-in-waffen-ss-galizien

oleksandr alfiorow ipn
Ołeksandr Ałfiorow / fot. Fb / O. Ałfiorow

Ukraiński „historyk” i oficer 3. brygady szturmowej pochodzącej od Pułku Azow Ołeksandr Ałfiorow został nowym szefem Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Wcześniej publicznie relatywizował rolę ukraińskiej Waffen-SS Galizien pracującej dla III Rzeszy Niemieckiej.

W piątek Rada Ministrów Ukrainy powołała Ołeksandra Ałfiorowa na szefa Ukraińskiego IPN. Poinformowało o tym Ministerstwo Kultury i Komunikacji Strategicznej Ukrainy.

Poprzedni szef ukraińskiego IPN Anton Drobowycz został odwołany 13 grudnia 2023 roku z powodu zakończenia kadencji.

„Ałfiorow jest historykiem, dziennikarzem telewizyjnym i radiowym, a także działaczem społecznym i wojskowym. Od 2010 roku pracował jako pracownik naukowy w Instytucie Historii Ukrainy Narodowej Akademii Nauk. Jest autorem, współautorem i redaktorem 15 książek oraz ponad 100 artykułów naukowych” – podaje portal kresy.pl.

Po wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej w 2022 roku obecny szef ukraińskiego IPN wstąpił do Sił Operacji Specjalnych „Azow-Kijów”, powiązanej ściśle z Pułkiem Azow. Od września tego samego roku służył w wywodzącej się bezpośrednio z Azowa 3. Samodzielnej Brygadzie Szturmowej. Jako oficer odpowiadał m.in. za zabezpieczenie informacyjne w ramach zespołu wsparcia psychologicznego personelu.

Posiada stopień majora rezerwy. Kierował grupą ekspercką ds. „derusyfikacji”.

Jest znany wśród ekspertów jako gloryfikator nazizmu. Dr Marta Hawryszko wskazała, że „Ałfiorow w przeszłości gloryfikował ukraińską, ochotniczą, kolaboracyjną dywizję Waffen-SS Galizien”. Gdy służył w 3. SBS, jeden z pododdziałów zaczął używać neobanderowskiej symboliki opartej o symbole dirlewangerowców.

Portal kresy.pl opisywał sprawę w sierpniu 2023 roku. Wówczas „ukraińska 3. samodzielna brygada szturmowa, sformowana na bazie oddziału ‘azowców’, dekorowała swoich żołnierzy własnymi odznaczeniami, wzorowanymi na nazistowskim emblemacie 36 Dywizji Grenadierów SS ‘Dirlewanger’ – oddziału złożonego z kryminalistów i zwyrodnialców, który m.in. pacyfikował warszawską Wolę podczas Powstania Warszawskiego”.

„Chodzi o charakterystyczne dwa białe skrzyżowane granaty na czarnym tle. W przypadku opisywanych odznaczeń, dodano do nich na środku trzeci granat. Dodajmy, że sam emblemat dywizji Dirlewangera jest używany przez neonazistów” – czytamy.

Ponadto Ałfiorow w 2023 roku na antenie Radia Hromadśke bronił „dobrego imienia” Waffen-SS. I posłużył się argumentem „a u was murzynów biją” wskazując, że w Waffen-SS służyli też Białorusini, Rosjanie czy ochotnicy z Europy Zachodniej i Skandynawii i sugerował, że większości z nich nie wypomina się tego.

Istniał silny radziecki mit o zbrodniarzach z SS. (…) Kwestia kolaboracji nie była poruszana na świecie od bardzo dawna. Podnosi ją tylko jeden kraj, Federacja Rosyjska. To manipulacja polityczna, jeden z elementów wojny – przekonywał.

Apel Bosaka do wyborców “Koalicji 13 Grudnia”. Zacznijcie otwarcie krytykować zeszmacenie Waszych liderów!

Apel Krzysztofa Bosaka do wyborców Koalicji 13 Grudnia. No to zacznijcie otwarcie krytykować to zeszmacenie Waszych liderów!

https://dorzeczy.pl/opinie/744636/niemcy-podrzucaja-migrantow-krzysztof-bosak-zrobili-z-polski-pojemnik-na-odrzuty.html 25-06-24

Do Polski może trafić dosłownie ktokolwiek, a jeżeli przekaże, że jest np. 15-latkiem to dorosły mężczyzna może zostać skierowany choćby o domu dziecka.

Po tych doniesieniach Bosak nie wytrzymał: Zeszmacenie liderów koalicji

Niemcy przerzucają coraz większe liczby migrantów do Polski. Biernością władz państwa polskiego jest oburzony Krzysztof Bosak.

PiS i Konfederacja od dłuższego czasu alarmują, że działania rządu Donalda Tuska mające rzekomo zatrzymać imigrantów na granicy zachodniej są pozorowane. W poniedziałek poseł Dariusz Matecki ujawnił dokumenty, jakie dostają nielegalni migranci przewożeni przez Niemców do Szczecina. Okazuje się, że polskie służby nie są w stanie w żaden sposób zweryfikować zawartych w nich danych.

Do Polski może trafić dosłownie ktokolwiek, a jeżeli przekaże, że jest np. 15-latkiem to dorosły mężczyzna może zostać skierowany choćby o domu dziecka.

Zachowaniem służby niemieckich, które przerzucają do polski nielegalnych migrantów, oraz biernością polskich władz, które wręcz pomagają Berlinowi w tym zadaniu, jest oburzony Krzysztof Bosak.

Bosak: Zrobili z Polski pojemnik na odrzuty

Bosak ocenia, że rząd PO-PSL-PL2050-Lewicy zrobił z Polski „bufor ludnościowy dla Niemiec. Pojemnik na odrzuty”.

Poseł zastanawia się, w którym momencie zaczną pojawiać się głosy wyborców tych partii, którzy wzywają je do zmiany polityki rządu.

Rząd PO-PSL-PL2050-Lewicy zrobił z Polski bufor ludnościowy dla Niemiec. Pojemnik na odrzuty.

Zastanawiam się czy i w którym momencie przeczytam wpisy wyborców tych partii, którzy wzywają je do zmiany polityki rządu. Przecież to się Wam nie może podobać. Chcieliście Polski… https://t.co/vNF1UsEuS4 — Krzysztof Bosak ?? (@krzysztofbosak) June 24, 2025

„Przecież to się Wam nie może podobać. Chcieliście Polski która jest partnerem dla Niemiec, a nie podnóżkiem, tak? No to zacznijcie otwarcie krytykować to zeszmacenie Waszych liderów! To Wasz rząd obecnie zmusza Straż Graniczną i administrację do prowadzenia antynarodowej i destabilizującej państwo polityki, więc protestujcie! Gdzie jest Wasz głos? Ciągle nie możecie uwierzyć, że to naprawdę, że w ten sposób, że bez żadnej koncepcji, informacji i po cichu? No to czas przyjąć to do wiadomości. Oni wiedzą, że źle robią, dlatego udają że nic się nie dzieje. Nie mają żadnej koncepcji. I nie przejmują się Wami. W sumie większość z nich woli nic nie wiedzieć, żeby w 2027 mogli powiedzieć „To nie ja, to tamci”. Dacie się nabrać po raz kolejny?” – pisze wyraźnie wzburzony polityk Konfederacji.

Dobro wspólne, suwerenny pieniądz, dobrotyka, etykonomia a niepodległość Polski

Dobro wspólne, suwerenny pieniądz,

dobrotyka, etykonomia

a niepodległość Polski

Autor: NISS , 21 czerwca 2025

Istota tego systemu polega przede wszystkim na grabieży(…) Ten system jest oparty na permanentnym konflikcie. Cały system partyjny stworzony jest właśnie w taki sposób, że partie ze sobą walczą o przejęcie władzy i tak naprawdę komunikują się ze społeczeństwem raz na cztery albo raz na pięć lat, w zależności czy są to wybory prezydenckie czy wybory parlamentarne, po to, żeby legitymizować swoje działania, żeby przez wybory, przez frekwencję, przez to, że dostały określoną liczbę głosów, uzasadniało to ich działanie na polu gospodarczym, na polu politycznym. Natomiast nie ma to nic wspólnego z tworzeniem dla ludzi przestrzeni do samorozwoju czy dobrobytu.

−∗−

Dobro wspólne, suwerenny pieniądz, dobrotyka, etykonomia kluczem do odzyskania niepodległości Polski

∗−https://youtu.be/Wy5T5s2WNm4

Warto porównać:

Zamień kapitał na wiedzę a odzyskasz wolność – NISS / Salon Ludzi Wolnych
W Stanach Zjednoczonych są bardzo duże kręgi, które też lubią Polaków. I dodam jeszcze więcej. Najbardziej Polaków nie lubią Polacy albo pewne środowiska polskie i to już jest element pewnej […]

−∗−

PO CO WAM EKSHUMACJE OFIAR, KIEDY MACIE USTAWĘ

PO CO WAM EKSHUMACJE OFIAR, KIEDY MACIE USTAWĘ

Krzysztof Baliński

Kiedy Sejm przyjął ustawę ustanawiającą Dzień Pamięci o Polakach – ofiarach ludobójstwa dokonanego przez OUN i UPA na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej Polskiej, pojawiły się entuzjastyczne głosy: Prawda historyczna zwycięża; Wielka chwila dla Polski; Prawda wreszcie przebiła się przez mur milczenia; To przełomowy moment dla wszystkich, którzy przez dekady domagali się prawdy; Niech zadrży sumienie Europy. Był też głos: Nawet Knesejm można za coś pochwalić. 

Tymczasem, to nie żaden przełom. To mistyfikacja. To zasłona dymna. To pozorowane działania. To teatralny spektakl wystawiony za przyzwoleniem Ukraińców, potajemnie uzgodniony z Zełenskim (a nawet gorzej – z ambasadorem Ukrainy, bo sam Zełenski nie uważa Tuska za równorzędnego partnera, a z Polską lub raczej o Polsce rozmawia w Berlinie). Ponadto Sejm de facto zakłamał ludobójstwo, bo ono zostało dokonane przez ukraińskich sąsiadów i ukraińską czerń, a UPA tylko organizacyjnie pomagała.

Czy nie dziwi, że projekt ustawy do procedowania (a nie do zamrażarki, jak ma w swoim zwyczaju) skierował ukraiński marszałek polskiego Sejmu Szymon Hołownia, który domagał się, żeby Niemcy, zamiast wypłacić reparacje dla Polski, uzbroili Ukrainę? Czy podejrzanym nie jest, że za ustawą głosował Władysław KosiniakKamysz, który opowiada się za  utworzeniem unii polsko-ukraińskiej, i ukraiński poseł Adam Bodnar, który postuluje, aby potomkowie sprawców rzezi mieli prawo głosu w polskich wyborach i który, zamiast nakazać podlegającym mu prokuratorom karanie jeszcze żyjących zbrodniarzy, prześladuje jeszcze żyjących świadków tej zbrodni? Czy nie daje do myślenia, że „za” głosował ukraiński poseł Tomasz Siemoniak, który jako minister obrony wydał decyzję, aby szkolić dowódców nazistowskich formacji Azow, Ajdar i batalionu imienia „OUN” oraz wprowadzał w życie doktrynę wojenną: „Po co nam armia polska, kiedy ma armię ukraińską”? I tu pytanie: czy wywindowany kilka tygodni temu na dowódcę wojsk dronowych i na stopień generała brat Adama Bodnara, nie wyznaje doktryny: „Po co nam drony polskie, kiedy mamy drony ukraińskie”?

Za ustawą głosował Radek Sikorski, który w Sejmie wrzeszczał kiedyś: „Nie upokarzajmy Ukraińców. Słowa o ludobójstwie mogą utrudnić zabiegi Ukrainy o przyjęcie do UE, co ma epokowe znaczenie, także dla Polski” i który „za działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej” uhonorował prezesa ukraińskiego IPN, gdy instytucja ta właśnie wstrzymała ekshumacje. Obok Radka ustawę poparł poseł Paweł Kowal, który sprzeciwiał się jakiemukolwiek upamiętnieniu ofiar rzezi wołyńskiej, który na żądania potępienia ludobójstwa reagował: „Ukraińcy muszą dojrzeć do samooceny tak, jak Polacy dojrzeli do samooceny w Jedwabnem”, który (gdy był eurodeputowanym) głosował przeciw rezolucji potępiającej uhonorowanie Bandery tytułem „Bohatera Ukrainy” i którego nazwisko pojawia się wszędzie tam, gdzie broniony jest interes Ukrainy i gdzie naruszany jest interes Polski.

Za ustawą była Barbara Nowacka, która wprowadza dla ukraińskich dzieci uczących się w polskich szkołach program nauczania obejmujący gloryfikację Bandery oraz Anna Żukowska, która ofiary wołyńskiego ludobójstwa określiła mianem „starych trupów” (a którą my nazwaliśmy „starą kurwą”). Chociaż w jej przypadku można to tłumaczyć tym, że to zaciekła syjonistka i tak, jak prof. Barbara Engelking uważa, że śmierć „dla Polaków to była kwestia biologiczna, naturalna. A dla Żydów (czyli holokaustowych „starych trupów”) to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z Najwyższym”. Czy nie dziwi, że za ustawą głosowała (wraz z wieloma innymi posłami ukraińskiego pochodzenia, którymi naszpikowany jest polski Sejm) Klaudia Jachira, córka popa i ukraińskiej Żydówki, którą do Polski przerzuciła NKWD w ramach repatriacji Polaków?

Za ustawą głosowali nie tylko posłowie „stronnictwa zdrady i zaprzaństwa”. Głosowali także „płomienni patrioci”, posłowie partii, która w kwestii upamiętnienia rzezi wołyńskiej ma bardzo dużo na sumieniu, która przez 8 lat rządów nie zrobiła nic, jest odpowiedzialna za zaniechania w upamiętnianiu zbrodni, a o konieczności godnościowej polityki wobec Ukrainy przypomina sobie tylko przed wyborami. Za ustawą głosował Mateusz Morawiecki, który wpuścił do Polski 3 miliony, jeśli nie potomków to ziomków sprawców rzezi. Czy nie podejrzanym jest, że uchwałę poparł ukraiński poseł z Przemyśla Marek Kuchciński, wiceprezes PiS, który, gdy był wojewodą podkarpackim, dopuścił do wzniesienia kilkunastu pomników UPA i załatwił pochówek na polskim cmentarzu wojennym dla bandytów z UPA zabitych podczas napadu na Birczę? Za ustawą głosował też Zbigniew Rau, którego rzecznik złożył niespotykaną w dyplomacji deklarację: „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”.

Czy nie dziwi, że ustawę poparł Antek Macierewicz, który odpowiedzialność za Rzeź Wołyńską przerzucił z UPA na Rosjan: „Prawdziwym wrogiem, który rozpoczął, i który użył ukraińskich sił nacjonalistycznych do tej straszliwej zbrodni ludobójstwa jest Rosja. To tam jest źródło tego straszliwego nieszczęścia”? A powiedział to w czasie, kiedy Kijów w swej polityce historycznej zaczął utrzymywać, że na Wołyniu miała miejsca wojna polsko-ukraińska sprowokowana przez Polaków, że Ukraińcy tylko się bronili, a Polacy współpracowali z Sowietami. To on zawarł z Ukrainą tajne porozumienie jednostronnie zobowiązujące do nieodpłatnego przekazania Ukrainie (czyli także batalionom Azow i Ajdar) wszystkich zasobów armii polskiej. I tu pytanie: skąd u posła Antka tyle pobłażliwości wobec Ukraińców, którzy roszczą sobie pretensje od jednej trzeciej terytorium Polski, a skąd tyle zawziętości wobec Rosji, która żadnych pretensji terytorialnych wobec Polski nie ma?

Czy nie dziwi, że za ustawą głosował poseł Piotr Gliński, który (jak i rząd, w którym był ministrem kultury) nie tylko nie żądał potępienia zbrodni wołyńskiej i zaprzestania kultu Bandery, a wprost przeciwnie – aktywnie służył (i przysłużył się) polityce historycznej Ukrainy gloryfikującej zbrodniarzy. Bo to on wyasygnował na ten cel 5 milionów euro, a dla porównania – na dziedzictwo kulturalne polskich Kresów przeznaczał rocznie 10 milionów złotych, czyli dwa razy mniej (i 10 razy mniej niż na dziedzictwo żydowskie, to jest na renowację żydowskiego cmentarza w Warszawie). Nie dał też ani grosza na pomnik w Domosławie. I mało tego – robił wszystko, żeby taki pomnik nie powstał.

„Za” głosował Jarosław Kaczyński, którego otorbili ukraińscy nacjonaliści, w tym Bogumiła Berdychowska, inicjatorka zbierania podpisów pod apelem ws. niedopuszczenia do budowy pomnika ku czci ofiar zbrodni ukraińskich nacjonalistów. W składzie ukraińskiej jaczejki w PiS jest Adam Bielan, który będąc europosłem był za odrzuceniem projektu uchwały uznającej zbrodnie UPA za akt ludobójstwa. Przypomnijmy też, że Kaczyński jeździł na Majdan w czasie, gdy pogrobowcy morderców wrzeszczeli: „Smert Lachom”, „Riazy Lachiw”. A wszystko to pod kabotyńskim okrzykiem „Herojom sława”, którym zakończył swe przemówienie na Majdanie (wyglądając spod pachy oberbanderowca Kliczko), co pomogło wygrać Juszczence, a ten z bandytów UPA zrobił bohaterów narodowych i postawił im setki pomników.

Z Brukseli, z poparciem dla ustawy pośpieszył Michał Dworczyk, europoseł z ramienia PiS, który będąc ministrem ds. ukrainizacji w rządzie Morawieckiego, ambasadorem RP w Kijowie zrobił osobnika, który rzeź wołyńską nazwał: „Epizod bratobójczej walki między Ukraińcami a Polakami” a akcję „Wisła” opisał: „Strona polska również nie jest bez winy, bo reakcja polska w latach 1944/45 była brutalna i również naznaczona akcjami o charakterze zbrodni wojennych”. Przy okazji Dworczyk zdemaskował się inną intrygą. W sieci „ktoś” zamieścił dokument, rzekomo podpisany przez ministra kultury Ukrainy, w który mowa, że Kijów wstrzymuje poszukiwania szczątków w Puźnikach w związku z ustawą polskiego Sejmu. Mychajło ostrzegł: „Uwaga na rosyjską prowokację! Proszę o podanie dalej. Po sieci krąży fałszywy dokument dotyczący rzekomo wstrzymania poszukiwań i ekshumacji w Puźnikach. Przed chwilą otrzymałem potwierdzenie od ministra kultury Ukrainy, że nie podpisał żadnego takiego dokumentu i że to rosyjska prowokacja!”. Innymi słowy: za fałszywką stoi Rosja i największym zagrożeniem dla Polaków jest Putin, a nie V kolumna ukraińska w Polsce.

Czy nikogo nie zdziwiło, że ustawę poparła „Gazeta Wyborcza”, która za winietę mogłaby mieć napis: „Ukraiński głos w twoim domu”, na której łamach Anne Applebaum, połowica posła Radka Sikorskiego zrównała Rzeź Wołyńską z akcją „Wisła”: „W końcu czerwca 1947 siłom interwencyjnym udało się wreszcie, część z liczącej sobie 140 tys. społeczności ukraińskiej wypędzić z jej siedzib, wepchnąć do brudnych bydlęcych wagonów i przesiedlić na północ i zachód Polski. To był krwawy i bezwzględny proces, tak samo krwawy i bezwzględny jak wymordowanie mieszkańców Wołynia trzy lata wcześniej”.

Podobnie zachowała się ukraińska gazeta dla Polaków mającą w tytule „Polska”, która przekonywała, że UPA to tacy polscy żołnierze wyklęci, którzy razem z AK na Wołyniu walczyli z Rosjanami i która ze swej redakcji wyrzuciła ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, niezmordowanie walczącego o upamiętnienie ofiar rzezi wołyńskiej. Warto też przypomnieć, iż to „Gazeta Polska” stała za nagonką na abp. Stanisława Wielgusa, którego jedyną „zbrodnią” było zobowiązanie do informowania polskiego MSW o aktywności diaspory banderowskiej w Niemczech. I jeszcze jedno – inicjatorem ustawy był poseł PSL Tadeusz Samborski, a redaktorzy gazety nie krzyczeli, że to „ruska onuca”, chociaż mieliby ułatwione zadanie, bo to absolwent moskiewskiej uczelni. Nie krzyczeli też, że za ustawą stoi Moskwa.

Sytuacja niebywała – „za” był ten, dla którego „Polska to nienormalność” i ci, którzy niejednokrotnie pokazali, że nie identyfikują się z Polską, ale z Ukrainą (nawet więcej niż sami Ukraińcy), którzy za swój przyjęli interes ukraiński, którzy rządząc Polską przez trzy dekady nie tylko nie zbudowali polskiej tożsamości, ale ją zniszczyli i pomogli Ukrainie zbudować tożsamość banderowską. „Za” byli ci, którzy rządzili do niedawna i ci, którzy rządzą dziś, którzy przemawiają jednym głosem i dla Ukraińców są gotowi uczynić wszystko, którzy nawzajem nakręcają się w nawoływaniu do wojny z Rosją i którzy zdołali skutecznie wmówić Polakom, że chazarski żydek z Krzywego Rogu broni Polski i cywilizacji chrześcijańskiej przed Azjatą Putinem.

Na koniec pytanie: Czemu to ma służyć?

– Ustawa pozwala Ukraińcom, aby w zamian za zgodę na ustawę, mogli dalej doić Polskę i wysuwać kolejne żądania. Usuwa też ostatnią przeszkodę, aby wysłać polską młodzież na wojnę a w jej miejsce osadzić w Polsce młodzież ukraińską, czego dowodem oświadczenie ukraińskiego MSZ, które po raz setny wyznacza cel: „Mamy wspólnego wroga – Rosję”. Przypomina to intrygę z nowelizacją ustawy o IPN, kiedy to w „Wyborczej” ukazał się artykuł pod tytułem „Ukraińskie wątki w ustawie o IPN. Nie chciano by Moskwa była zakłopotana”, w którym Ukrainiec o nazwisku Czech oskarżał, że składający ustawą o IPN zakazującą propagowania symboli banderowskich, działają w interesie Rosji, aby skłócić Polaków z Ukraińcami, i że inicjatywa jest „pisana rosyjska cyrylicą”.

– To kolejna próba spacyfikowania nastrojów antyukraińskich, bo w ostatnich wyborach uświadomili sobie, że z tego powodu utracili wiele głosów na rzecz Grzegorza Brauna. Przypomnijmy, że zgoda na „ekshumację” w Puźnikachwywołana została przez sondaże pokazujące, że bierność w tej sprawie zraża sporą część wyborców coraz wyraźniej zniecierpliwionych ukraińską butą i nieustępliwością. Potwierdza to Kosiniak-Kamysz, który o decyzji Sejmu napisał na platformie X: „PSL wychodzi w ten sposób na przeciw oczekiwaniom środowisk kresowych, o których głosy zawsze zabiega” (drugą część wpisu, że „poprawi to relacje polsko-ukraińskie”, pomińmy milczeniem).

– Chodzi o uprzedzenie Karola Nawrockiego, który o rzezi powiedział: „Była ludobójstwem dokonanym na polskim narodzie. Była zbrodnią sąsiedzką, bo sąsiedzi mordowali sąsiadów. Metody mordowania Polaków były okrutne. Zbrodnia jest dla Polski narodową traumą, która nie spotkała się ze zrozumieniem narodu ukraińskiego i prezydenta. Mówimy o 1500 miejscowościach, które zostały zmazane z mapy świata. Miejscowościach, w których zostali zamordowani Polki, Polacy, polskie dzieci, 120 tysięcy naszych rodaków”.

– Ustawa wzmocniła ukraińską propagandę, czego dowodem oświadczenie MSZ Ukrainy i wpis lidera OUN Bohdana Czerwaka: Podczas wydarzeń na Wołyniu w 1943 r. zginęło 20 000 Ukraińców. Podczas akcji „Wisła” deportowano, uwięziono, zamordowano i stracono 147 000 Ukraińców. Ukraińcy mają wszelkie powody, aby ustanowić „Dzień zagłady Ukraińców przez polskich szowinistów”. Przypomnijmy też, że nie tak dawno grupa Ukraińców protestująca pod ambasadą RP w Brukseli wystawił Polsce rachunek: „Polska musi zrozumieć, że pomoc, którą udziela Ukrainie, to tak naprawdę ‘zwrot długu’, za zbrodnie przeszłości. Za naruszenie międzynarodowego obowiązku stworzenia autonomii we Wschodniej Galicji. Za represje wobec ludności, która miała wczoraj europejskie obywatelstwo. Za pacyfikację w Galicji. Za obozy koncentracyjne. Za operację Wisła”. No i jeszcze jedno: Chodziło o pokazanie po raz kolejny, że z Polakami można zrobić wszystko i wmówić im wszystko. No i jeszcze drugie: Wszystko to potwierdza, że w Sejmie nie może być żadnej ustawy bez zgody Zełenskiego.

Ale to nie koniec, bo „Nasi” dopiero się rozkręcają, a to oznacza, że dla przeproszenia Ukraińców za zuchwałą ustawę zbudują 100 pomników Bandery w miejscach wskazanych przez ambasadora Ukrainy, a dla udobruchania potomków rezunów zwrócą Ukraińcom lasy w Bieszczadach. Tu z kolei przypomnijmy, że gdy po I wojnie Żydzi rozpętali kampanię oskarżającą Polaków o pogromy to towarzyszyła temu żydowska propaganda wspierająca Ukraińców w konflikcie z Polakami, a Konferencja Pokojowa w Wersalu narzuciła Polsce przywileje dla mniejszości. I czy dzisiaj, z podobnymi żądaniami, nie wystąpi Komisja Europejska, również uzasadniając je prześladowaniami, tym razem mniejszości ukraińskiej? Przypomnijmy też, że Hitler napaść na Polskę uzasadniał „prześladowaniem niemieckiej mniejszości”. I czy dzisiaj kanclerz Niemiec nie oskarży Polaków o prześladowanie innej mniejszości, tym razem ukraińskiej? Zapowiada to publikacja niemieckiej gazety, która cytuje ukraińskiego „uchodźcę” biadolącego nad tym, że w Polsce eksponowane są transparenty z treścią „Wołyń 1943” i są one dyskryminujące i rasistowskie dla Ukraińców.

Krzysztof Baliński

Powiesił polską flagę, zdjął ukraińską. Tajniacy zwinęli go na oczach dzieci, skutego doprowadzili do prokuratury. Absurdalne zarzuty

Powiesił polską flagę, zdjął ukraińską. Tajniacy zwinęli go na oczach dzieci, skutego doprowadzili do prokuratury. Absurdalne zarzuty [VIDEO w oryginale md]

19.06.2025 Dominik Cwikla powiesil-polska-flage-zdjal-ukrainska-tajniacy-zwineli-go-na-oczach-dzieci-i-skuli

nazar krakow
Nazar zatrzymany na festynie i po wyjściu na wolność / fot. TikTok / nazar471981 (kolaż)

Mężczyzna, który w Krakowie zdejmował niesłusznie wywieszane ukraińskie flagi z publicznych budynków i zamieniał je na polskie flagi, został aresztowany podczas festynu w przedszkolu na oczach rodziny przez „tajniaków”. Postawiono mu zarzuty, w tym jeden wybitnie absurdalny. Wyszedł już na wolność i zapowiedział kontynuowanie swoich działań.

Pod kątem oznaczania uległości wobec obcego państwa, rząd Donalda Tuska twardo podtrzymuje działania rządu PiS. Ukraińskie flagi bezpodstawnie i niepotrzebnie wiszą na wielu budynkach, w tym urzędach, co zwyczajnie wkurza Polaków.

Dzięki działaniom Grzegorza Brauna, rośnie aktywny opór. Użytkownik tiktoka nazar471981 od jakiegoś czasu, nie ukrywając twarzy, nagrywa i publikuje, jak zdejmuje ukraińskie flagi z budynków i zastępuje je polskimi.

https://www.tiktok.com/embed/v2/7515909070629506326?lang=pl&referrer=https%3A%2F%2Fnczas.info%2F2025%2F06%2F19%2Fpowiesil-polska-flage-zdjal-ukrainska-tajniacy-zwineli-go-na-oczach-dzieci-skutego-doprowadzili-do-prokuratury-absurdalne-zarzuty-video%2F

https://www.tiktok.com/embed/v2/7515912502870363414?lang=pl&referrer=https%3A%2F%2Fnczas.info%2F2025%2F06%2F19%2Fpowiesil-polska-flage-zdjal-ukrainska-tajniacy-zwineli-go-na-oczach-dzieci-skutego-doprowadzili-do-prokuratury-absurdalne-zarzuty-video%2F

https://www.tiktok.com/embed/v2/7516414395539344662?lang=pl&referrer=https%3A%2F%2Fnczas.info%2F2025%2F06%2F19%2Fpowiesil-polska-flage-zdjal-ukrainska-tajniacy-zwineli-go-na-oczach-dzieci-skutego-doprowadzili-do-prokuratury-absurdalne-zarzuty-video%2F

Najwyraźniej jednak służbami w Polsce dowodzą Ukraińcy i bezkarnie dbają o wizerunek Ukrainy. Nie da się inaczej wytłumaczyć faktu, że został zatrzymany i usłyszał zarzuty.

– W związku z incydentami zdejmowania flag z krakowskich budynków przez osobę nieuprawnioną, do których doszło w ostatnich dniach, krakowska policja podjęła intensywne działania – przekazała Katarzyna Cisło, rzecznik prasowa małopolskiej policji cytowana przez portal lovekrakow.pl.

Dumnie ogłoszono, że „śledczy ustalili personalia mężczyzny”, który działa oficjalnie i bez ukrywania twarzy. Mało tego – zatrzymania dokonał funkcjonariusz jako tajniak podczas festynu. Zabrano go na oczach jego dzieci.

https://www.tiktok.com/embed/v2/7516851560891059478?lang=pl&referrer=https%3A%2F%2Fnczas.info%2F2025%2F06%2F19%2Fpowiesil-polska-flage-zdjal-ukrainska-tajniacy-zwineli-go-na-oczach-dzieci-skutego-doprowadzili-do-prokuratury-absurdalne-zarzuty-video%2F

https://www.tiktok.com/embed/v2/7516904050055515414?lang=pl&referrer=https%3A%2F%2Fnczas.info%2F2025%2F06%2F19%2Fpowiesil-polska-flage-zdjal-ukrainska-tajniacy-zwineli-go-na-oczach-dzieci-skutego-doprowadzili-do-prokuratury-absurdalne-zarzuty-video%2F

– Na obecną chwilę czyn kwalifikuje się do artykułu 193 kodeksu karnego, czyli naruszenia miru. Aczkolwiek, jeszcze analizujemy sprawę, więc niewykluczone, że może się ta kwalifikacja zmienić. Czynności są między innymi prowadzone pod kątem ustalenia osoby, która za to odpowiada – skomentował „Onetowi” sierżant sztabowy Piotr Szpiech z KMP w Krakowie.

Portal lovekrakow.pl podaje, że „Nazar” „odpowie m.in. za naruszenie miru domowego oraz zmuszanie do określonego zachowania”. Ten drugi zarzut jest szczególnie absurdalny i pokazuje, że służby mają po prostu złą wolę wobec tego człowieka.

Przepis o „zmuszaniu do określonego zachowania”, czyli art. 191 Kodeksu karnego przewiduje karę do trzech lat więzienia dla tego, „kto, stosując przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną, zmusza ją lub inną osobę do określonego działania, zaniechania lub znoszenia”, lub kto „w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia stosuje przemoc innego rodzaju uporczywie lub w sposób istotnie utrudniający innej osobie korzystanie z zajmowanego lokalu mieszkalnego”.

Ponadto ściganie tego przestępstwa „następuje na wniosek oskarżonego”, więc albo ktoś wniósł skargę twierdząc, że mieszka np. w teatrze, albo po prostu służby bezprawnie próbują zastraszyć człowieka.

Media skupiają się na zdjęciu flagi Ukrainy z Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „SOKÓŁ”. To raczej nie jest „lokal mieszkalny”.

https://www.tiktok.com/embed/v2/7515845588798147863?lang=pl&referrer=https%3A%2F%2Fnczas.info%2F2025%2F06%2F19%2Fpowiesil-polska-flage-zdjal-ukrainska-tajniacy-zwineli-go-na-oczach-dzieci-skutego-doprowadzili-do-prokuratury-absurdalne-zarzuty-video%2F

Mieszkańcy Krakowa organizowali spontaniczny protest przeciwko terroryzowaniu przez władzę „Nazara”. Obecnie mężczyzna wyszedł na wolność, ale – jak poinformował na TikToku – jest „na zakazie”. Mimo tego nie zamierza rezygnować ze swojej działalności.

Dominik Cwikła

Grzegorz Braun jako przykład wzorowego obywatela

Grzegorz Braun jako przykład wzorowego obywatela

16 czerwca 2025

Grzegorz Braun jako przykład wzorowego obywatela

Paweł Lisicki i Jerzy Kwaśniewski o ideologii zła

Dlaczego Sejm ma być miejscem promowania szkodliwej, głupiej dla Polski ideologii? Dlaczego Sejm ma promować  to, co jest coraz częściej już odrzucane, coraz częściej wypychane właśnie jako coś, co jest skrajnie szkodliwe i niewłaściwe.

Myślę, że tutaj trzeba by przyznać Grzegorzowi Braunowi, w tym przypadku, uznać, że to jest postawa wręcz takiego wzorowego obywatela.

Wystawy aktywistów LGBT w Sejmie to nie informowanie albo promocja, ale zawłaszczanie przestrzeni. Plakaty stoją tam jako wyzwanie dla normalności. Nic więcej, jak agresywne znaczenie terytorium. Z czasem powszednieją. I o to właśnie chodzi. To ma być znak, że Sejm (centrum władzy w demokracji) uznaje ideologię za normę i będzie jej bronił. To normalizacja moralnego zła – to ci ideolodzy chcą przecież przyzwolenia na okaleczanie dzieci w tranzycji i demoralizacji w szkolnej seks-edukacji.

Jeżeli jedni symbolicznie zawłaszczają przestrzeń, to inni symbolicznie tę przestrzeń odwojowują. Reakcja symetryczna do akcji. Z tym, że reagujący po prostu wchodzi w konwencję walki o przestrzeń narzuconą przez organizatorów wystawy. Na przyszłość najlepiej po prostu nie zezwalać w Sejmie na cyrki aktywistów i ideologów.

Jerzy Kwaśniewski/ Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris/X

Mjr Andrzej Kiszka, ps. “Dąb”. „Człowiek z bunkra”. Jeden z najdłużej ukrywających się Żołnierzy Niezłomnych

Tadeusz Płużański: „Człowiek z bunkra”. Jeden z najdłużej ukrywających się Żołnierzy Niezłomnych

14.6.2025 tysol/czlowiek-z-bunkra-jeden-z-najdluzej-ukrywajacych-sie-zolnierzy-niezlomnych

14 czerwca 2017 r. zmarł w wieku 95 lat w Gryficach w zachodniopomorskim mjr Andrzej Kiszka, ps. “Dąb”, żołnierz Armii Krajowej i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Na mocy amnestii z 1947 r. ujawnił się, ale zagrożony aresztowaniem powrócił do walki z czerwonymi okupantami Polski, którą kontynuował przez następne 15 lat – do grudnia 1961 r. Wtedy, na skutek zdrady, został zatrzymany przez milicję w bunkrze, w którym się ukrywał. Komuniści skazali go na dożywocie, zamienione ostatecznie na 15 lat więzienia.

Andrzej Kiszka, ps.

Andrzej Kiszka, ps. “Dąb” / Wikipedia CC BY-SA 4,0 Przemo9051

Co musisz wiedzieć?

  • Andrzej Kiszka był żołnierzem Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.
  • Ujawnił się po ogłoszeniu “amnestii” w 1947 roku, ale zagrożony aresztowaniem wrócił do podziemia.
  • W małej ziemiance w okolicach Biłgoraja ukrywał się do do 1961 roku, kiedy wpadł w wyniku zdrady.

Ujęcie Kiszki nastąpiło 30 grudnia 1961 r., po kilkugodzinnym przeczesywaniu okolic wsi Ciosmy koło Huty Krzeszowskiej (powiat Biłgoraj). Komunistyczna grupa operacyjna miała informacje od agenta, który wskazał miejsce przebywania żołnierza. Kapusiem okazał się krewny “Dęba” – mimo wcześniejszej odmowy współpracy został złamany przez SB.

Kiszka słysząc, jak rozkopywany jest śnieg przy wejściu do bunkra, nie stawiał oporu. Zorientowawszy się w sytuacji, nie próbował się bronić, mimo dużego arsenału broni, który zgromadził. “Dąb” pozwolił się wyciągnąć ze schronu. Przewieziono go na posterunek milicji w Biłgoraju, a stamtąd do Komedy Wojewódzkiej MO w Lublinie.

Rozmawiał sam ze sobą 

Leśny schron, który zbudował dzięki pomocy dwóch znajomych, znajdował się na stoku niewielkiego wzniesienia. Szeroka na półtora metra ziemianka miała dwa metry wysokości i trzy metry długości. Zamaskowano ją mchem i posadzonymi świerkami. Wnętrze oświetlała lampa naftowa.

Umeblowanie stanowiły łóżko i półki. Z żelaznej beczki zrobiono ubikację. Nie zapomniano o otworach dostarczających powietrze.

Kiszka ukrywał się tu przez 9 lat, od końca 1952 r. Sam ze sobą grał w karty i sam ze sobą rozmawiał. Z biegiem czasu „rozmowy” coraz częściej ograniczały się do grzecznościowych zwrotów: „Dzień dobry”, „Dobranoc”, „Smacznego”, „Zdrowie”. Jedną zimę „przegadał” z myszą, którą wpadła do słoika.

– Nie było tak, że on tej „nory” nigdy nie opuszczał. W okresie, kiedy się ukrywał, był nawet u dentysty. Nikt nie poznał, że Kiszka to ktoś z „innego świata”. On starał się nie wyróżniać wyglądem, nie zapuszczał brody ani długich włosów- mówił Roman Sokal, regionalista, były burmistrz Biłgoraja.

Zimą Kiszka rzadko wychodził z kryjówki – nie chciał zostawiać śladów na śniegu. Przetrwać pomagali mu zaufani ludzie, głównie brat, który przynosił mu żywność.

 – Na zimę miałem zapasy: ziemniaki, trochę makaronu, suchy chleb. Tłuszcz był z upolowanych koziołków, mięso było ugotowane i zalane smalcem. (…) Gotowałem dwa razy dziennie na maszynce spirytusowej, na okres zimy miałem 40 litrów tego paliwa. (…) Wiosną i latem byłem panem swoich lasów. To one mnie ratowały- opowiadał „Tygodnikowi Nadwiślańskiemu”.

– Uderza to, z jaką skrupulatnością zorganizował sobie to życie- podkreślał Roman Sokal.

– W tak ekstremalnej sytuacji, w warunkach odosobnienia i sfingowanej rzeczywistości poradził sobie w sposób świadczący o niezwykłej odporności psychicznej. Pewnie miał świadomość, że prędzej czy później go znajdą, a jednak zachował człowieczeństwo, nie zdegenerował się, godnie przeżywał ten czas.

U “Ojca Jana” i “Wołyniaka”

Andrzej Kiszka urodził się w 1921 r. we wsi Maziarnia, ówczesnego powiatu biłgorajskiego. Rodzice, Anna i Jan, gospodarowali na pięciu hektarach. Miał czworo rodzeństwa. 

Młody Andrzej sezonowo pracował jako robotnik leśny. Walkę z okupantami rozpoczął w 1941 r. wstępując do Batalionów Chłopskich. W 1942 r. złożył przysięgę na ręce Stanisława Bednarskiego, komendanta placówki Armii Krajowej w Hucie Krzeszowskiej. Kiedy rok później AK scaliła się z Narodową Organizacją Wojskową, służył w oddziale Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana”.

Na rozkaz dowództwa latem 1944 r. wstąpił do nowotworzonego posterunku Milicji Obywatelskiej w Hucie Krzeszowskiej. Dzięki temu przekazywał podziemiu informacje o planowanych akcjach Sowietów i aparatu bezpieczeństwa.

W listopadzie 1944 r., sam zagrożony wywózką na Sybir, wrócił do lasu. Zaciągnął się do oddziału NZW kpt. Józefa Zadzierskiego „Wołyniaka”, który tragicznie zginął w grudniu 1946 r.

Pułapka amnestii

Po ogłoszeniu amnestii w lutym 1947 r. Andrzej Kiszka (konspiracyjne pseudonimy: „Leszczyna”, „Dąb”, „Bogucki”) ujawnił się i wrócił na gospodarstwo rodziców. Wkrótce okazało się, że również w jego przypadku komunistyczna akcja ujawnieniowa była pułapką. Bezpieka zadecydowała o aresztowaniu Kiszki.

Funkcjonariusze UB z Biłgoraja urządzili zasadzkę we wsi Maziarnia koło Huty Krzeszowskiej. „Dąb” okazał się sprytniejszy, uciekł mimo ostrzału. Nie miał wyjścia – musiał wrócić do konspiracji.

Jesienią 1949 r. trafił do grupy Adama Kusza, „Garbatego”, który pochodził z Sierakowa niedaleko Maziarni i był kolegą Kiszki. Oddział operował na styku obecnego Podkarpacia i Lubelszczyzny.

– Mieliśmy bunkry w lasach, różne kryjówki, bo wciąż nas tropiono – wspominał Kiszka – Nie było się już jak bić. Tylko czasem porządek zrobiliśmy z pepeerowcami dając im w tyłek, albo z takimi co donosili. Bo donosicielstwo stawało się częstsze, a komuniści za byle co zamykali w więzieniu. Ludzie byli nam przychylni, ale już się bali.

Nieliczny już, kilkunastoosobowy oddział „Garbatego” komuniści rozbili w sierpniu 1950 r. W kompleksie leśnym pod Janowem Lubelskim przeprowadzono wielką obławę, na którą przywieziono ciężarówkami z Rzeszowa pododdziały KBW. Zginął wtedy m.in. Adam Kusz. Wśród kilku jego partyzantów, którzy wydostali się z okrążenia, był Andrzej Kiszka.

– Stanąłem w gęstych świerkach. Uratowało nas to, że tam, gdzie świerki rosły gęsto, żołnierze nie szli tyralierą, tylko gęsiego. I mnie ominęli.- opowiadał po latach na łamach „Focusa”.

Pomimo ograniczonych już możliwości działania, wspólnie z niedobitkami grup partyzanckich, próbował kontynuować walkę przeciwko narzuconemu Polsce reżimowi. Po śmierci swoich współtowarzyszy ukrywał się sam we wspomnianym bunkrze.

Jesienią 1954 r. udał się wraz z obstawą do Jana Łukasika, lokalnego sekretarza PZPR, mieszkającego w wiosce Rataj Ordynacki.

– Miałem zamiar wymierzyć mu karę chłosty i ostrzec go, by zaprzestał wydawać UB żołnierzy podziemia. Spał, gdy wszedłem sięgnął po pistolet, który miał pod poduszką. Ja byłem szybszy – ratując swe życie, oddałem celny strzał – tłumaczył Kiszka w 2007 r. – Według obowiązującego dzisiaj prawa, gdyby on mnie zabił, byłaby to zbrodnia komunistyczna, a skoro ja do niego strzelałem, to zostałem >>bandytą<<. Na nic zdały się zeznania świadków.

III RP: radość i upokorzenie

Komuniści ścigali Kiszkę listami gończymi. W końcu dopadli go 30 grudnia 1961 r.

– Wiadomość o schwytaniu partyzanta lotem błyskawicy rozeszła się wśród okolicznych mieszkańców. Pusty już bunkier był oblegany przez tłumy ciekawskich. Każdy chciał wejść do środka, i zobaczyć na własne oczy kryjówkę człowieka, o którym krążyły legendy. Po kilku dniach wzgórze było stratowane.- pisał dziennikarz Krzysztof Kąkolewski.

W akcie oskarżenia zarzucono Kiszce, że od 1947 do 1961 r. w kilku powiatach województwa rzeszowskiego “wraz z innymi osobami brał udział w związku mającym na celu gromadzenie broni oraz dokonywanie napadów rabunkowych i zabójstw”. Prokurator żądał kary śmierci. Sąd Wojewódzki w Lublinie skazał Kiszkę na dożywocie. Później Sąd Najwyższy zmniejszył karę do 15 lat.

Na wolność – warunkowo – wyszedł w 1971 r., po niespełna 10 latach spędzonych w więzieniu w Potulicach (większą część kary odbył w Strzelcach Opolskich). Na krótko wrócił do Maziarni, po czym wyjechał aż pod Szczecin i tam się osiedlił.

Kiszka ożenił się z wdową po swoim młodszym bracie. Był bardzo ostrożny, nawet sąsiadów nie wtajemniczał w swoje życie. Cieszył się z tego, że dożył wolnej Polski. Nie krył wzruszenia odbierając przyznany mu przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2007 r. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. W 2016 r. otrzymał awans na majora. III RP jednak także upokorzyła go. Co prawda wyrok, który wydano na niego w PRL-u, w 1998 r. został unieważniony, ale tylko częściowo.

Pełna rehabilitacja Andrzeja Kiszki nastąpiła dopiero w 2018 r. – kilkanaście miesięcy po jego śmierci. Decyzją ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza Andrzej Kiszka, ps. “Dąb”, “Leszczyna”, „Bogucki”, został – również pośmiertnie – mianowany na stopień podpułkownika. Nieco wcześniej, w miejscu dawnego bunkra postawiono pamiątkowy głaz, krzyż i tablicę.

Spoczął na Cmentarzu Komunalnym w Rogowie, parafia Radowo Małe w zachodniopomorskim.

ZUS musi dopłacać Ukraińcom. Lawinowy wzrost świadczeń

ZUS musi dopłacać Ukraińcom. Lawinowy wzrost świadczeń

zus-musi-doplacac-ukraincom-lawinowy-wzrost-swiadczen

Jeśli Ukrainiec w wieku senioralnym zamieszka w Polsce, ZUS będzie ma obowiązek wypłacać mu różnicę między emeryturą pobieraną z Ukrainy a minimalną polską. Minimalna emerytura ukraińska wynosi obecnie od 2725 do 3370 hrywien (od ok. 260 do 320 zł). Oznacza to dopłatę rzędu ponad 1,5 tys. zł miesięcznie.

Polska stanie się senioralnym eldorado dla naszych sąsiadów zza wschodniej granicy

W grudniu 2024 r. ponad 20 tys. cudzoziemców otrzymało emerytury i renty z ZUS, na łączną sumę ok. 27,6 mln zł (jest to pula miesięczna). W analogicznym okresie 2023 r. świadczenia te wypłacano 15,3 tys. osób (21,5 mln zł), a w 2022 r. – 12,2 tys. osób (16,5 mln zł). Wychodzi na to, że co roku ZUS wydaje z tego tytułu co najmniej o 5 mln zł więcej – czytamy w “Dzienniku Gazecie Prawnej”.

Według gazety eksperci wieszczą, że zjawisko będzie narastać, a za 10-20 lat Polska stanie się senioralnym eldorado dla naszych sąsiadów zza wschodniej granicy.

Jak podaje “DGP” zasadniczo cudzoziemcy wykonujący u nas aktywność zawodową podlegają z tego tytułu ubezpieczeniom społecznym i zdrowotnemu. Na 31 grudnia 2024 r. było to ok. 1,2 mln obcokrajowców zgłoszonych do ubezpieczeń emerytalnych i rentowych. Najliczniejszą nację podlegającą u nas ubezpieczeniom społecznym stanowią Ukraińcy 787,5 tys., a także Białorusini 134,9 tys. i Gruzini 25,7 tys. (dane na koniec 2024 r.).

ZUS będzie musiał dopłacać do ukraińskich emerytur

Cytowany przez dziennik dr Marcin Krajewski z Uniwersytetu Łódzkiego (Centrum Nietypowych Stosunków Zatrudnienia) ocenił, że od 2015 r. statystyki Zakładu Ubezpieczeń Społecznych pokazują rosnącą liczbę osób ubezpieczonych pochodzenia ukraińskiego czy białoruskiego, a agresja Rosji na Ukrainę przyspieszyła ten proces. Na koniec 2023 r. niemal 7 proc. ubezpieczonych posiadało obywatelstwo inne niż polskie, a ok. 5 proc. przychodów FUS pochodziło z ich składek.

“Jeśli Ukrainiec w wieku senioralnym zamieszka w Polsce, to często ZUS będzie miał obowiązek wypłacać mu różnicę między emeryturą pobieraną z Ukrainy a minimalną polską” – tłumaczy dr Marcin Krajewski.

Według eksperta takie wyrównania to niebagatelne kwoty.

Minimalna emerytura ukraińska wynosi obecnie od 2725 do 3370 hrywien (od ok. 260 do 320 zł). Oznacza to dopłatę rzędu ponad 1,5 tys. zł miesięcznie.

Według cytowanej przez dziennik Katarzyny Kalaty z Kancelarii Kalata postępująca liczba cudzoziemców zatrudnionych w Polsce, którzy regularnie odprowadzają składki do ZUS, oznacza, że w przyszłości będą ubiegać się o swoje świadczenia.

Zdaniem Andrzeja Radzisława, radcy prawnego w Kancelarii Goźlińska, Petryk i Wspólnicy, przyczyni się do tego również liberalizm naszych przepisów emerytalnych, działających wg zasady: za opłacaną “dziś” składkę (choćby jedną) “jutro” ma być emerytura. Według eksperta nie wymagają one uzbierania minimalnego stażu zapewniającego emeryturę, a powinny go zastrzec na poziomie co najmniej 10 lat.

Żałosna postawa Krzysztofa Bosaka

Żałosna postawa Krzysztofa Bosaka

Autor: CzarnaLimuzyna , 13 czerwca 2025

Postawa Krzysztofa Bosak wobec demontażu (demontażu, nie zniszczenia) wystawy lgbt w Sejmie jest postawą typową dla polityków zachodniej chadecji, którzy na przełomie XX i XXI wieku pozwolili radykalnej lewicy zalać ideologicznym szambem Europę Zachodnią. Tak się stało. Zgodnie z obietnicą zachodnich neomarksistów ulice i instytucje Zachodniej Europy – cuchną. Cuchną w przenośni i dosłownie. Cuchnie również przestrzeń publiczna w Polsce upstrzona ideologicznymi odchodami.

Różnica pomiędzy radykalną a umiarkowaną prawicą

Dokładnie 10 lat temu napisałem:

„Różnica pomiędzy radykalną a umiarkowaną prawicą opiera się głównie na tym, że ta druga (umiarkowana) wykazuje się daleko zaawansowanym umiarkowaniem w myśleniu i działaniu. Związana z tym powściągliwość (w myśleniu i działaniu) jest na tyle stabilna, że dość często powoduje wrażenie poważnego niedostatku w tym zakresie. W ostatnim okresie, w niektórych przypadkach, ów  niedostatek należałoby nazwać po imieniu, czyli po prostu brakiem działania i myślenia w kluczowych aspektach”.

Postawa Krzysztofa Bosaka jest postawą charakterystyczną dla prawicy umiarkowanej, którą od lat udaje PiS. W przypadku Bosaka jest to duże rozczarowanie, tym bardziej, że ten inteligentny polityk nie tylko potrafi myśleć, ale wielokrotnie deklarował, że jego formacja ma być „prawicą ideową”.

Kult wszelkiej aberracji

Kult wszelkiej aberracji jako ciąg dalszy rewolucji neokomunistycznej jest kultem zła zadawanego samemu sobie i innym. Człowiek cywilizowany w moralnym odruchu sprzeciwia się słowem i czynem. Słowo bez uczynków, tak jak wiara, staje się martwe.

Martwe słowa Krzysztofa Bosaka:

Redaktor: Grzegorz Braun z zakazem wejścia do Sejmu.

Krzysztof Bosak: Marszałek Sejmu podjąć taką decyzję.

Redaktor: Słusznie?

Krzysztof Bosak: Moim zdaniem w Sejmie nie jest miejscem na wybryki i na niszczenie różnych rzeczy.

Redaktor: Czyli potępia pan ten akt wandalizmu Grzegorza Brauna?

Krzysztof Bosak: Potępiam zachowania niezgodne z regulaminem i potępiam też robienie ideologicznych wystaw w Sejmie, które wpisują się w negatywne trendy ideowe. Jedno i drugie. Uważam, że takich wystaw nie ma po co robić w Sejmie.

Ostatnie zdanie Bosaka brzmiało:

Natomiast oczywiście  polemizować i walczyć z tym należy metodami cywilizowanymi /PolskieRadio24_pl/

Dzięki temu mniej rozgarnięty słuchacz utrwali sobie, że metody walki Grzegorza Brauna są niecywilizowane, a walczyć z nieumiarkowanym złem czyli z rewolucją należy w sposób umiarkowany – wielce powściągliwy w czynach, bo taka właśnie jest rekomendacja Krzysztofa Bosaka. Ten typ walki, w praktyce walki pozornej, doprowadził nas do utrwalonego stanu bezbronności wobec zła. 

Wieloletni dyrektor Parku Narodowego wyrzucony. Powodem spotkanie gospodyń wiejskich z Martą Nawrocką, o którym nawet nie wiedział.

Wieloletni dyrektor parku wyrzucony. Powodem spotkanie z Martą Nawrocką, o którym nawet nie wiedział?

https://wpolityce.pl/polityka/732174-dyrektor-parku-wyrzucony-powodem-spotkanie-z-nawrocka

Ministerstwo Klimatu i Środowiska podjęło decyzję o zwolnieniu z funkcji dyrektora Poleskiego Parku Narodowego Jarosława Szymańskiego, który piastował tę funkcję od… 15 lat. Według pracowników powodem tej decyzji jest to, że na terenie parku doszło podczas kampanii wyborczej do… spotkania z Martą Nawrocką, które zorganizowało lokalne Koło Gospodyń Wiejskich. Co więcej, według nich dyrektor parku nawet nie wiedział o tym spotkaniu.

Sprawę w mediach społecznościowych skomentował poseł PiS Paweł Sałek.

Oczywiście w czasach Donalda Tuska, Rafała Trzaskowskiego, Minister Pauliny Hennig-Kloski to, że na finiszu kampanii wyborczej zwolnienie Dyrektora Poleskiego Parku Narodowego i zwykła turystyczna wizyta Marty Nawrockiej w Poleskim Parku Narodowym, nie mają żadnego związku

— wskazał.

To jedynie przypadek, że z dnia na dzień wieloletni dyrektor Parku został wyrzucony z pracy. Marta Nawrocka odwiedzając Poleski Park Narodowy przebywała na zaproszenie lokalnego Koła Gospodyń Wiejskich i spacerowała ścieżkami dydaktycznymi parku
-dodał.

Ciekawe czy jak Marta Nawrocka była kilka dni później na Giewoncie to czy dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego też został zwolniony? Bo Marta Nawrocka weszła na Giewont szlakiem turystycznym i jeszcze przy Krzyżu na szczycie Giewontu ma zdjęcie z polską flagą

— zaznaczył.

Oświadczenie pracowników

Pracownicy Poleskiego Parku Narodowego wydali oświadczenie, w którym wyrazili swój sprzeciw wobec decyzji o odwołaniu ze stanowiska dyrektora Jarosława Szymańskiego.

[———————]

Trzy błędy Andrzeja Dudy. Jeden – dramatyczny

Trzy błędy Andrzeja Dudy. Jeden – dramatyczny

https://pch24.pl/trzy-bledy-andrzeja-dudy-jeden-dramatyczny

Dobiega końca w sumie dziesięcioletnia prezydentura Andrzeja Dudy. Mimo różnych potknięć i błędów nie można byłoby jej oceniać źle. Niestety, dwa lata temu prezydent podjął nieoczekiwanie decyzję brzemienną w fatalne konsekwencje.

Prezydent Andrzej Duda – piszę to z niemałym żalem – zawiódł wierzących wyborców, a przede wszystkim zawiódł Kościół katolicki. Owszem, wielokrotnie stawał w obronie naturalnego ładu, odrzucając lewicowe pomysły, które pojawiały się w przestrzeni publicznej. Niestety, trzy razy nie chciał albo nie potrafił przeciwstawić się złu, co w jednym wypadku przyniosło opłakane skutki. Mam głęboką nadzieję, że jego następca w Pałacu Prezydenckim da podczas swoich rządów wyraz niezłomnego przywiązania do wiary Kościoła.

Dziwna chęć zmiany konstytucji

W 2015 roku II tura wyborów prezydenckich stawiała przed wierzącymi Polakami dość pozorny wybór.  Bronisław Komorowski nie jawił się wprawdzie jako specjalnie gorliwy tęczowy rewolucjonista; był jednak eksponentem łże-konserwatyzmu Platformy Obywatelskiej. Dał zresztą tego dobitny wyraz, na krótko przed końcem swojej kadencji podpisując ustawę o in vitro, która pozwalała opłacać z budżetu państwa tę okropną procedurę, która wiąże się w nierozerwalny sposób z zamrażaniem ludzkich zarodków, a ostatecznie – z ich zabijaniem. Dlatego tak, jak pewnie większość katolickich wyborców, oddałem wówczas głos właśnie na kandydata PiS.

Początkowo nie było powodów do narzekań, oczywiście z perspektywy dbałości o moralność publiczną. Coś dziwnego stało się dopiero w 2019 roku. Wówczas prezydent ogłosił, że chciałby wpisać do polskiej konstytucji przynależność do Unii Europejskiej i NATO. NATO to sojusz wojskowy i nasza w nim obecność ma swoje niewątpliwe zalety, choć czy trzeba to zapisywać w konstytucji – to osobna kwestia. Ale… Unia Europejska?! Przecież w 2015 roku było już dla każdego oczywiste, że Bruksela dąży do jak najsilniejszego ograniczenia polskiej suwerenności i zaszczepienia nam całej rewolucyjnej, liberalnej agendy – od pozbawienia nas polskiej złotówki, przez narzucenie homoseksualnych pseudo-małżeństw aż po rozbuchany aborcjonizm. Jak odpowiedzialny, katolicki prezydent mógłby popierać wpisanie naszego członkostwa w tej organizacji do konstytucji, choć w oczywisty sposób osłabiłoby to naszą pozycję w negocjacjach z urzędnikami UE?

Na szczęście – nic z tego nie wyszło, nie znalazła się po temu odpowiednia większość, a temat żył w sumie dość krótko. Po latach można tę inicjatywę traktować bardziej jako propagandowy gest, obliczony na uciszenie tych wszystkich, którzy twierdzili, że PiS lada chwila „wyprowadzi Polskę z UE”. Być może Andrzej Duda nigdy nie myślał poważnie o realizacji swojej propozycji, choć, przyznam, serce mi wówczas zadrżało…

Nieszczęśliwy projekt ustawy w sprawie aborcji

Również w 2020 roku wybór w II turze w gruncie rzeczy nie istniał. Pomimo kompromitacji ze sprawą Unii Europejskiej, Andrzej Duda jawił się jako nieporównywalnie lepszy kandydat niż skrajny lewicowy aktywista, Rafał Trzaskowski. Dlatego trzeba było zrobić to samo, co pięć lat wcześniej: poprzez Andrzeja Dudę, w nadziei, że jako wierzący katolik będzie stał na straży cywilizacyjnego ładu.

Niestety, w tej drugiej kadencji prezydent poważnie zawiódł – i to dwukrotnie. Pierwszy wielki sprawdzian przyszedł po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku, który rozstrzygnął o niezgodności z konstytucją zabijania chorych dzieci. W obliczu szalonych czarnych protestów prezydent bronił wprawdzie decyzji Trybunału, ale zarazem… skierował do Sejmu ustawę, która wprowadziłaby możliwość zabijania dzieci w przypadku stwierdzenia u nich wad letalnych.

Gdyby została przyjęta, aborcjoniści mogli uśmiercać dzieci, jeżeli lekarze stwierdziliby, że dziecko i tak by nie przeżyło. Teoretycznie rzecz miała wychodzić naprzeciw tym kobietom, które mogłyby ulec traumatyzacji słysząc, że w ciąży stały się „trumnami” – takim językiem posługiwała się wówczas proaborcyjna kilka nadająca ton całej lewej stronie debaty. Życia jednak nie wolno odbierać – nigdy, w żadnej sytuacji, nawet jeżeli lekarze podejrzewają dziecko o śmiertelną chorobę. Tym więcej, że te podejrzenia nie zawsze się sprawdzają. Zdarza się, że dziecko, które miało urodzić się z ciężkimi wadami i za chwilę umrzeć – rodzi się zupełnie zdrowe.

Ustawą prezydenta ostatecznie w ogóle się nie zajęto i stąd jego propozycja nie weszła w życie. Dziś można powiedzieć, że na tle znacznej części PiS Andrzej Duda i tak wykazał się „konserwatyzmem”: część działaczy partii Jarosława Kaczyńskiego twierdzi, że wyrok Trybunału był błędem i należałoby przywrócić „kompromis” aborcyjny, który pozwalał swobodnie zabijać na przykład dzieci chore na zespół Downa. W 2023 roku to zresztą w podległym PiS resorcie zdrowia dotyczące uznania zagrożenia zdrowia psychicznego kobiety za przesłankę wystarczającą do zabicia dziecka, o czym wprost mówił ówczesny minister Adam Niedzielski.

Andrzej Duda nie chciał iść tak daleko, ale – tak czy inaczej – jego propozycja jesienią zmierzała do pogorszenia ochrony życia względem stanu wprowadzonego przez Trybunał. Domyślam się, co kierowało głową państwa: była to najpewniej chęć uspokojenia niezwykle rozbuchanych emocji części społeczeństwa. Problem w tym, że emocje te rozgorzały tak bardzo, bo decyzja Trybunału zapadła bez odpowiedniego przygotowania opinii publicznej. Rolą prezydenta nie może być ochrona porządku publicznego, jeżeli ceną miałoby być życie choćby jednego obywateli, niechby i nienarodzonego i chorego.

Bioetyczna katastrofa

Prawdziwy dramat rozegrał się w 2023 roku, już po wyborach parlamentarnych, które wygrała nieszczęsna koalicja 13 grudnia. Sejmowa większość – z udziałem lewicowej frakcji PiS – przyjęła 29 listopada ustawę o finansowaniu in vitro z budżetu państwa.

Wydawało się oczywiste, że Andrzej Duda – członek Kościoła katolickiego – nie podpisze tej ustawy. Jeszcze w 2015 roku krytykował Bronisława Komorowskiego za to, że on in vitro wsparł.

Do prezydenta zresztą specjalny list wysłał arcybiskup Stanisław Gądecki, wówczas przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. W tekście metropolita Poznania bardzo jednoznacznie wyjaśnił, na czym polega zło metody in vitro. Przypomniał przede wszystkim o tym, że metoda ta jest nierozerwalnie związana z zabijaniem ludzi – w postaci niszczenia embrionów. „W ramach metod, które pozornie mają służyć życiu, mamy do czynienia z zamierzoną selektywną aborcją” – pisał metropolita Poznania. Powoływał się zarówno na prawo naturalne, dostępną dziś wiedzę medyczną jak i nauczanie papieży, w tym Piusa XII i św. Jana Pawła II. Zwrócił też uwagę, że ustawa parlamentu mówi o „leczeniu niepłodności”, choć in vitro zupełnie niczego nie leczy. Dlatego arcybiskup prosił prezydenta, by ustawę albo zawetował – albo skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego.

Andrzej Duda nie zrobił ani jednego, ani drugiego. Ustawę po prostu podpisał… Zgodnie z nią minister zdrowia musi każdego roku przeznaczyć co najmniej 500 mln złotych z budżetu swojego resortu na „program polityki zdrowotnej leczenia niepłodności obejmujący procedury medycznie wspomaganej prokreacji, w tym zapłodnienie pozaustrojowe”.

Innymi słowy za sprawą prezydenta Andrzeja Dudy każdego roku pieniądze z naszych podatków są przeznaczane na to, by w laboratoriach tworzyć embriony, a następnie część z nich zamrażać, co oznacza odwleczoną w czasie śmierć stworzonych w ten sposób istot ludzkich.

Nie jestem w stanie stwierdzić, jakimi przesłankami kierował się w tej sprawie prezydent – praktykujący katolik, wezwany przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski do konkretnego działania, choćby do skierowania ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Zamiast postawić opór woli parlamentu, zdominowanego przez ludzi głęboko gardzących Polską, Kościołem i samym Panem Bogiem, Andrzej Duda na ustawę się zgodził. To jeden z największych dramatów ostatnich lat polskiej polityki.

Polska wierna Bogu?

Zmienić ten fatalny stan rzecz będzie mogła dopiero nowa większość parlamentarna, która może powstać na skutek upadku rządu Donalda Tuska albo po wyborach w 2027 roku. Pytanie tylko, czy kogokolwiek ta sprawa będzie jeszcze interesować. Niestety, w Polsce doszło do całkowicie irracjonalnej znieczulicy w sprawie in vitro. Środowiska konserwatywne w znacznej mierze dały sobie narzucić narrację lewicy, która traktuje sztuczne zapłodnienie jako normalną formę wspomagania prokreacji. Tymczasem nic, co wiąże się z zamrażaniem i niszczeniem embrionów, nie jest normalne. In vitro jest procedurą całkowicie niegodziwą – i nie można mieć co do tego żadnych wątpliwości, o czym przypominał abp Stanisław Gądecki idąc za papieżami, w tym Karolem Wojtyła.

Mam głęboką nadzieję, że prezydentura Karola Nawrockiego będzie całkowicie wolna od mniejszych lub większych zdrad sprawy katolickiej. Z wymierzoną w Boży porządek rewolucją po prostu nie wolno kolaborować, w żaden sposób. Polska nie potrzebuje konstytucyjnego zagwarantowania swojej obecności w Unii Europejskiej; nie potrzebuje zabijania dzieci podejrzanych przez lekarzy o chorobę śmiertelną; a nade wszystko nie potrzebuje zamrażania ludzkich embrionów w majestacie prawa – i z publicznych pieniędzy.

Prezydent Karol Nawrocki jest zobowiązany przecież nie tylko do tego, by wiernie służyć Polakom – ale przede wszystkim do tego, by wiernie służyć Bogu. Dlatego w ślad za ks. Piotrem Skargą módlmy się, by nasza Ojczyzna, kierowana przez nowego prezydenta, była zawsze wierna Bogu, wolna od kłamstw, fałszywych kompromisów i obłudy „umiarkowanego katolicyzmu”.

Katolicyzm nigdy nie jest umiarkowany – albo jest Chrystusowy, albo nie ma go wcale.

Paweł Chmielewski

Nagranie z Warszawy staje się wiralem: Sodomscy aktywiści SZCZEKANIEM reagują na kampanię uliczną przeciwko ideologii gender

Nagranie z Warszawy staje się wiralem:

Sodomscy aktywiści reagują na protest TFP

w nietypowy sposób

Nagranie z Warszawy staje się wiralem: Sodomscy aktywiści reagują na protest TFP w nietypowy sposób

Guus Hermans | 10/06/2025

Wideo przedstawiające kampanię uliczną przeciwko ideologii gender w Warszawie stała się wiralem w Mediach społecznościowych na całym świecie. Aktywiści LGBT, którzy zareagowali na protest, szczekają dosłownie jak psy na wolontariuszy TFP. Ukazuje to absurdalność ich ruchu. Zobaczcie sami:

Globalny oddźwięk nagrania

Nagranie, opublikowane m.in. na YouTube i innych platformach, zostało odtworzone już ponad 25 milionów razy. Relacje na jego temat pojawiły się w mediach w Brazylii, USA, Kolumbii, na Słowacji, w Czechach, Holandii, a nawet w Turcji. Pokazuje to, jak nawet niewielkie protesty – w tym przypadku zaledwie dziesięciu wolontariuszy – mogą dotrzeć z przekazem do milionów odbiorców na całym świecie.

Szczekanie jako jedyny argument

Dlaczego właśnie to nagranie stało się tak popularne? Ponieważ większość ludzi uznaje tę scenę za absurdalną – nawet jeśli nie są przeciwnikami LGBT. Widać wyraźnie, że przeciwnicy TFP nie mają żadnych merytorycznych argumentów. Ich odpowiedzią na racjonalną krytykę jest szczekanie. Film ukazuje, jak nisko upadł ruch LGBT – jego intelektualną pustkę i moralne zepsucie.

Zobacz wideo: Obrońcy rodziny protestują przeciw seksualnej indoktrynacji dzieci. Sodomscy aktywiści odpowiadają szczekaniem.

 Odrzucenie Boga prowadzi do zezwierzęcenia

Nagranie odsłania również głębszy problem: kto odrzuca Boga i Jego przykazania, ten sprowadza siebie do poziomu zwierzęcia. Dosłowne szczekanie aktywistów LGBT to wyraziste świadectwo tego zjawiska. Takie zachowanie szokuje wielu i pokazuje, jak daleko człowiek może zbłądzić bez moralnego kompasu.

Agenda LGBT zdemaskowana

Początkowo ruch LGBT domagał się jedynie „tolerancji” i prawa do istnienia. Obecnie narzuca wszystkim swoje fałszywe zasady – coraz więcej osób zaczyna to dostrzegać. To wideo ujawnia ich prawdziwe oblicze. Wiele osób jest zszokowanych tym szaleństwem i odwraca się od tego ruchu. Kampanie uliczne, takie jak ta prowadzona przez TFP, są kluczowe w demaskowaniu tej „genderowej dyktatury”.

Wesprzyj walkę o rodzinę i moralność

To nagranie udowadnia skuteczność działań TFP. Mała grupa może dotrzeć do szerokiej publiczności. Musimy wspierać tych mężczyzn – ich kampanie przekazują przesłanie o rodzinie i chrześcijańskiej moralności milionom ludzi. Pomóż chronić młode pokolenie przed pułapką ideologii LGBT.

Trwajmy w walce z genderową dyktaturą

To wideo to apel do działania. Ruch LGBT narzuca społeczeństwu swoje szaleństwo. Musimy nadal z tym walczyć. TUTAJ możesz wesprzeć kampanię „Polska Katolicka, nie laicka” i nasze kampanie uliczne. Razem możemy szerzyć prawdę i bronić chrześcijańskich zasad. Nie pozwólmy, by więcej młodych ludzi padło ofiarą tej destrukcyjnej ideologii.

Od redakcji

Nagranie, które dziś porusza świat, pojawiło się również w spocie wyborczym kandydata na prezydenta RP, Karola Nawrockiego. W materiale tym postawiono fundamentalne pytanie: Czy Polska ma być biało-czerwona, czy tęczowa? Kandydat jasno odpowiada: Polacy są narodem tolerancyjnym, ale dzieci muszą być chronione przed ideologicznymi eksperymentami. „Gwarantuję,” podkreśla Nawrocki, „że jako Prezydent RP dopilnuję, by Polska pozostała biało-czerwona”.

https://www.facebook.com/reel/1383025202963574

Uśmiechnięci zawsze gardzili resztą społeczeństwa. Ale tym razem przeszli nawet samych siebie

Uśmiechnięci zawsze gardzili resztą społeczeństwa.

Ale tym razem przeszli nawet samych siebie

Rafał Woś pch/usmiechnieci-zawsze-gardzili-reszta-spoleczenstwa

(Oprac. PCh24.pl)

W Polsce właśnie ta strona sporu politycznego, która mieni się „demokratyczną” najchętniej ustanowiłaby jakiś rodzaj faktycznej „dyktatury nowej arystokracji”. Oczywiście ze swoją własną klasą w roli faktycznej dziedzicznej neo-szlachty. Gdyby ci samozwańczy „demokraci walczący” po drugiej stronie sporu mieli podobnych sobie szaleńców, to już dawno mielibyśmy w Polsce wojnę domową. Na szczęście mają za rywali z natury tolerancyjnych prawaków – więc jakoś jeszcze się ta nasza wspólnota trzyma.

Żona spotkała znajomą. Znamy ją stąd, że nasze dzieci chodziły przez chwilę do tej samej klasy w podstawówce. Na pytanie o syna niespodziewanie zaczęła narzekać. Że się nie stara w szkole, nie uczy i generalnie sobie bimba. „No i wyrośnie z niego wyborca Nawrockiego” – wypaliła w końcu. Wyszło bezwiednie, a przez to pewnie w niekłamany sposób szczerze. Ot tak, jak myślą wyborcy Polski uśmiechniętej o „tamtych innych”. Standard.

Ale to przecież nie jest nic nowego. Dokładnie ta sama rozmowa mogłaby się odbyć 30, 20 albo i 10 lat temu. Zmienili by się tylko bohaterowie rymowanki. Od samego początku naszej demokracji jedna ze stron politycznego sporu uznała przecież, że władza należy się „ludziom mądrym, światłym i wykształconym”. I tak się przypadkiem składa, że to oni oraz ich środowisko najlepiej te znamiona elity narodu wypełniają. Pozostali zaś winni ten stan rzeczy milcząco uszanować. A jeśli się buntują to… no cóż. Należy z całą surowością wskazać im miejsce w szeregu. Także dla przykładu dla potencjalnych naśladowców.

Nie ma więc większego znaczenia jak głęboko się cofamy. Zawsze znajdziemy ślady tego samego starcia. Dopóki na początku lat 90-tych Lech Wałęsa zagrażał interesom frakcji Kuronia, Michnika i Geremka dopóty był zwalczany jako „małpa z brzytwą” i dyktator in spe z obawy przed którym potrzeba było jak się da najmocniej okroić uprawnienia prezydenta RP w konstytucji. Dekadę później z podobnym zacięciem zwalczany był autentycznie chłopski Andrzej Lepper. Potem rolę największej przeszkody w dziele budowy III Rzeczpospolitej Elitarystycznej przejął „prawicowy populizm”. Wpierw spod znaku PiS. Ostatnio także i Konfederacji.

Z kandydatem Nawrockim w roku 2025 też tak to właśnie działało. Plan był prosty. Obozowi uśmiechniętej Polski chodziło od początku o to, by zrobić zeń niebezpiecznego typa spod ciemnej gwiazdy. Celem było oczywiście wygranie wyborów przez tych, co trzeba, którym się to z urodzenia należy. A czysty i nieskrywany nawet szczególnie klasizm został użyty jako najprostsza – jak mniemano – droga do tego celu. Pochodzenie robotnicze Nawrockiego i typowo „blokerski” styl życia w dzieciństwie oraz wczesnej młodości został uznany za słabość kandydata. Do tego założenia, że „robotnicze” znaczy „kompromitujące” doczepiono zaraz najprostsze skojarzenia – przemocowość, nieuczciwość i prostactwo. Nikt w uśmiechniętym komentariacie nieszczególnie nawet próbował je nawet uprawdopodobnić. Przypomnijmy, że najcięższy zarzut sutenerstwa lansowany był w oparciu o tezę, że „ktoś tam słyszał, że ktoś inny powiedział”. Opowieść o kawalerce też miotała się od ściany do ściany. W jednej wersji pan Jerzy od którego Nawrocki odkupił mieszkanie był biednym staruszkiem, którego kandydat obywatelski wykorzystał i porzucił. Chwile potem ten sam Jerzy był już „groźnym zwyrodnialcem”, a zarzut wobec Nawrockiego odwrócił się o 180 stopni zyskując brzmienie, że kandydat… utrzymywał z nim kontakty. Na tak przygotowany grunt wchodzili „eksperci” i usłużny komentariat pytający (retorycznie rzecz jasna), jak to możliwe, że Polakom nie przeszkadza kandydat „sutener i oszust”. Odpowiedzi „a może dowody na potwierdzenie tej tezy nie były wystarczająco przekonujące?” nie pojawiało się w ogóle na horyzoncie myślowym kolegów i koleżanek z Onetu albo TOK FM.

Ta cała kampania negatywna nie byłaby oczywiście możliwa bez tego specyficznego podglebia utkanego z pogardy, poczucia wyższości oraz klasistowskich stereotypów. Opierać się ono od zawsze na przekonaniu, że jednym cała władza w Polsce należy się z samego faktu urodzenia w ramach pewnego środowiska. A innym władza nie należy się wcale i kropka. Jedni są bowiem prawdziwą szlachtą w wersji „neo”. A inni to de facto współczesne chłopstwo czy mieszczaństwo pozbawione praw.

O przynależności do arystokracji decyduje oczywiście sama klasa panująca. Można więc zostać do tego środowiska przyjętym. Ale jedynie pod warunkiem ucałowania w pierścień i wyznania wiary w obowiązujący zestaw poglądów. Wszystkie dalsze uzasadnienia to tylko pozbawione znaczenia rekwizyty. Ot, takie na przykład tytuły naukowe. „Naszym” oczywiście dodają splendoru utwierdzając hierarchię. U „tamtych” nie mają jednak większego znaczenia. I tak koniec końców magister Donald Tusk, albo absolwenci szkół średnich Szymon Hołownia czy Aleksander Kwaśniewski będą elitą, bo mają poglądy słuszne. Ale już Karol Nawrocki to hołota. Choćby i z doktoratem. No chyba, że przejdzie na słuszną stronę.

Na tak przygotowanym gruncie odegrał się więc i tym razem ten sam rytualny spektakl. W tym sezonie wzięli w nim udział na przykład filozof Tadeusz Gadacz (kiedyś, jeszcze gdy był księdzem katolickim, wychowanek i ulubieniec Józefa Tischnera), który poczuł się w obowiązku zapoznać świat ze swoim przekonaniem, że „połowa polskiego społeczeństwa wybrała sobie prezydenta sutenera, alfonsa, kibola, oszusta, lichwiarza, kłamcę i ćpuna”. Dodał jeszcze, że „współczuje wszystkim, którzy od takiego sosznika będą musieli odbierać swoje naukowe tytuły, inteligencji, osobom wrażliwym i myślącym”.

Swoje trzy grosze musieli też dorzucić niezawodni filozof Jan Hartman („Sutenerzy, psychopaci, gangsterzy (…) czy 1 czerwca oddadzą im Polskę debile, faszyści i nieuki, do spółki z bigotkami?”) oraz socjolog Radosław Markowski (mówił o klasach transferowych głosujących na Nawrockiego, a w opozycji do nich postawił wytwórców PKB czyli wyborców Trzaskowskiego).

Zaraz potem szły – jak zwykle – inne sektory elit symbolicznych: pisarka Manuela Gretkowska albo kompozytor Zbigniew Preisner. Aktor Jerzy Stuhr nie przemówił prawdopodobnie tylko dlatego, że nie żyje. Na szczęście godnie go reprezentowała koleżanka po fachu Krystyna Janda. Ktoś zrobił sobie dowcip podszył się pod Jandę zapowiadającą, że wszystkie spektakle będą teraz u niej w teatrze po angielsku. Dla ludzi wykształconych nie zrobi to różnicy, a wyborcy Nawrockiego i tak sztuki nie rozumieją. Biorąc pod uwagę dotychczasowy dorobek aktorki na polu krzewienia klasowej pogardy, wielu dało się nabrać, że to autentyk.

Byłoby to wszystko nawet zabawne. Gdyby nie to, że jest i irytujące i niebezpieczne.

Irytuje, bo mamy tu czarno na białym, że polskie „elity” składają się z ludzi niezdolnych do uczciwej interpretacji rzeczywistości. Ona ich po prostu nie interesuje. Albo gorzej – przerasta. Powtarzają więc bezwiednie opowieści, które nie kleją się nawet na poziomie faktów. Choćby ta o pęknięciu Polski w wyborach 2025 roku pod względem wykształcenia wyborców. Owszem, zgadza się, że Nawrocki zdecydowanie wygrywa wśród głosujących z wykształceniem podstawowym i zawodowym. Ale zwyciężył przecież też wśród ludzi, którzy z wykształceniem średnim. I nawet wśród wyborców z wyższym przewaga Trzaskowskiego nie była jakaś spektakularnie przygniatająca. To było raczej 60 do 40. Wielkie mi pęknięcie.

Ale jest przecież jeszcze gorzej. To epatowanie przez nasze samozwańcze elity przekonaniem, że istnieją wyborcy lepsi i gorsi (oni oczywiście są ci „lepsi”) śmierdzi na kilometr ordynarnym antydemokratyzmem. Ok, zrozumiałbym jeszcze gdyby głosili to zdeklarowani monarchiści przekonani, że cały ten dorobek XVIII-wiecznych rewolucji francuskiej czy amerykańskiej to tragedia i że świat bez konstytucji, republik i trójpodziału był lepszy. Ale przecież nasi „neo-arystokraci” w większości deklarują się jako… radykalni demokraci. Tak każą na siebie wołać i na tej auto-definicji budują przekonanie o własnej wyższości. Jak można mówić, że się jest demokratą? A jednocześnie drugiej połowie społeczeństwa odmawiać kompetencji do udziału w procesie właściwie tylko na tej podstawie, że ośmielają się wybierać inaczej? Przecież to właśnie jest postawa demokracji wroga i sygnalizująca raczej autorytarny (a nie wolnościowy) horyzont polityczny.

Wszystko to – i lenistwo poznawcze i jawny antydemokratyzm – powinno naszych piewców demokracji walczącej vel uśmiechniętej eliminować z poważnej dyskusji o Rzeczypospolitej. A że nie eliminuje? Trudno. W końcu my „prawaki” mamy dalece większą tolerancję na inność. I chyba to tylko ratuje tych samozwańczych „demokratów”. Gdyby trafili na takich samych jak oni, to już dawno mieli byśmy wojnę domową.

Rafał Woś

Unia Europejska winna depopulacji?! Niedługo może Polaków być 9,5 miliona, a przy obecnej dzietności – 8 milionów.

Unia Europejska winna depopulacji?!

10.06.2025 Tomasz Cukiernik nczas/unia-europejska-winna-depopulacji

Unia Europejska dziecko

====================================

Zgodnie z wyliczeniami „Lancetu” może nas być 9,5 miliona, natomiast przy obecnej skrajnie niskiej dzietności – 8 milionów. Wylicza się mniej więcej, że w 2200 roku może być nas być 4 miliony, a w 2300 roku – 1 milion. W ciągu 250 lat możemy wymrzeć.

=========================================

– Członkostwo Polski w Unii Europejskiej miało ogromny wpływ na to, że w Polsce spadła liczba ludności – uważa Radomir Nowakowski, autor książki „Depopulacja. Polska i świat w obliczu katastrofy demograficznej”.

Przez 20 lat, kiedy Polska była członkiem Unii Europejskiej, liczba ludności w Polsce spadła o 4 proc. Czy członkostwo miało na to jakiś wpływ?

Miało ogromny wpływ, choćby z tego powodu, że z Polski po 2004 roku wyjechało za granicę do krajów członkowskich bardzo dużo ludzi. Szacuje się ich liczbę na prawie 3 miliony. Głównie byli to młodzi Polacy z tzw. drugiego wyżu demograficznego. W latach 80. po pewnym spadku dzietności, zaczął on znowu rosnąć i rodziło nam się po 720 tysięcy dzieci rocznie. Ci ludzie to było nasze największe bogactwo. Oddaliśmy ich za granicę i to za darmo. To są ludzie, których dzieci rodziły się już na obczyźnie, zamiast przychodzić na świat w Polsce.

Czy widzi Pan jakieś inne czynniki związane z członkostwem w UE, które mogłyby spowodować, że w Polsce rodziło się mniej dzieci w tym czasie?

Czynników, które wpływają na to, że rodzi się mało dzieci, jest bardzo wiele. Kilka z nich jest szczególnie istotnych, w tym czynniki kulturowe. Jest też choćby coś takiego, nie do końca namacalnego, jak optymizm. Jeśli ludzi cechuje pozytywnie nastawienie, są bardziej optymistyczni, bardziej zadowoleni ze swojego życia, dumni z tego, kim są, co osiągnęli i w jakim kraju mieszkają, to rzecz jasna mają więcej dzieci. Unia Europejska jest organizacją antynatalistyczną, która nie szanuje kultur europejskich, nie szanuje życia, w prawie wszystkich krajach członkowskich zabijanie nienarodzonych jest legalne. Unia promuje fatalne wzorce kulturowe oraz sprowadza masowo migrantów.

Czy Polacy wymrą jako naród? A jeśli tak, to kiedy? Dane liczbowe z Pana książki „Depopulacja” pokazują, że ostatnio z roku na rok jest pod tym względem coraz gorzej.

Tak, jest to niestety prawda. Jeśli oczywiście niczego nie zrobimy, nie zatrzymamy tego trendu, to może być bardzo źle. Wielu ludzi, którym obiło się o uszy coś takiego jak Klub Rzymski, ekscytuje się tym, że według złowróżbnych założeń tej organizacji Polaków ma być 15 milionów. Ja w książce piszę dokładnie, skąd się te 15 milionów wzięło, kto tę liczbę postulował i co to jest Klub Rzymski. Ale obawiam się, że przy obecnych trendach na przykład w roku 2100, 15 milionów to może być wersja bardzo optymistyczna.

Zgodnie z wyliczeniami „Lancetu” może nas być 9,5 miliona, natomiast przy obecnej skrajnie niskiej dzietności – 8 milionów. Wylicza się mniej więcej, że w 2200 roku może być nas być 4 miliony, a w 2300 roku – 1 milion. W ciągu 250 lat możemy wymrzeć.

Oczywiście jeśli dzietność będzie jeszcze mniejsza, możemy wymrzeć szybciej. Są jednak pewne trendy, które mogą nas napawać odrobiną optymizmu. Może się tak zdarzyć, że ludzie o niskich tendencjach pronatalistycznych, o bardzo lewicowych, postępowych poglądach, wierzący w te wszystkie nowoczesne prawdy objawione na temat globalnego ocieplenia, przeludnienia, mogą nie mieć potomstwa. Natomiast ci o poglądach tradycyjnych, patriotycznych, którzy kulturowo, religijnie, światopoglądowo i biologicznie są bardziej skłonni do posiadania dzieci, za 80, 100 lat będą stanowili znacząco większy odsetek w populacji. I wtedy Polacy zaczną znowu się odradzać. Tego nie wiemy.

Jakie są najważniejsze przyczyny tej fatalnej sytuacji demograficznej Polaków?

Jest ich tak naprawdę dużo, ale najważniejsze są biologiczne, kulturowe i ekonomiczne. Biologiczne wynikają z tego, że mamy bardzo wysoko rozwiniętą medycynę oraz dostępność żywności, odzieży i schronienia, a to powoduje bardzo niską umieralność noworodków. Jeśli posiadamy dwójkę dzieci, mamy praktycznie pewność, że one dożyją dorosłości. Nie musimy zatem posiadać ich większej liczby. To właśnie wysoka przeżywalność noworodków jest jednym z najsilniejszych czynników, który decyduje o niższej dzietności. Drugim jest wykształcenie kobiet. Im bardziej są wykształcone, im dłużej przebywają w procesie edukacji, tym mniej mają dzieci albo nie mają ich wcale. 40 proc. Niemek z Berlina z wyższym wykształceniem czy 40 proc. kobiet z niemieckojęzycznych kantonów w Szwajcarii z wyższym wykształceniem nie ma dzieci.

Jest oczywiście bardzo silna kulturowa propaganda antynatalistyczna, zmieniły się też priorytety Polaków, rodzina nie jest już tak wysoko w hierarchii jak kiedyś. Są i czynniki ekonomiczne: im społeczeństwa są bogatsze, tym mają mniej dzieci. Polacy nie są tak biedni, jak się im to wydaje i nie chodzi tak naprawdę o realną biedę, czy realne bogactwo, bardziej o oczekiwania ekonomiczne, które uważają za miernik dostatniego, godnego życia. Polacy mają wysokie oczekiwania co do materialnego poziomu życia. Często są to oczekiwania nierealne, ale dąży się do ich spełnienia. Na pewno jedną z rzeczy, która jest przedziwna, są ceny mieszkań. Okazuje się, że utrudniony dostęp do mieszkań, do domów, zmniejsza dzietność. W Polsce mamy sytuację, w której mamy wymierający w szybkim tempie naród, a jednocześnie rosnące ceny mieszkań.

Czy na kulturę antynatalistyczną i efekt, jaki mamy, miała wpływ agenda takich mediów, jak „Gazeta Wyborcza” czy TVN, które to media namieszały w głowach kobietom, promując model wyzwolonych kobiet bez dzieci, z karierą, a jednocześnie równając wielodzietność z patologią?

Moim zdaniem tak. „Gazeta Wyborcza” kreowała jakiś zupełnie nierealny obraz rodziny, nierealny obraz kobiety czy tak zwanej samorealizacji, nieoparty na żadnych faktach czy badaniach. Nie ulega wątpliwości, że duże znaczenie ma promocja tak zwanego nowoczesnego stylu życia. To samo można by powiedzieć o TVN. Bardzo duże znaczenie ma to, jakie seriale czy filmy ludzie oglądają. Może to się wydawać dziwne, ale na przykład są bardzo szczegółowe i ciekawe badania z Brazylii, które wykazały, jak opery mydlane wpłynęły na spadek dzietności w tym kraju. A był on dramatyczny, gdyż z szóstki dzieci spadło im do 1,5 obecnie. Te nieszczęsne seriale wpłynęły na postrzeganie rodziny w taki sposób, że nawet w fawelach nie rodzą się dzieci. Wszystkie te seriale to także tworzenie niewyobrażalnych oczekiwań. Mamy 25-latka, który jest multimilionerem, skończył pięć fakultetów, zna 10 języków i generalnie nic nie robi. Który realny młodzieniec może konkurować z serialowym „człowiekiem sukcesu”?

Co zaś do równania wielodzietności z patologią – oczywiście że była często tworzona taka zbitka. Przecież Leszek Miller mówił, że wielodzietność to patologia. Czy były jakieś ciekawe programy w TVN, gdzie mówiono o rodzinach wielodzietnych na przykład muzykujących, wielodzietnych rodzinach chodzących na grzyby i realizujących inne pasje? Czy „Gazeta Wyborcza” opisywała przesympatyczne rodziny wielodzietne tryskające energią i świetnym humorem? A przecież przebywanie w otoczeniu rodzin wielodzietnych to naprawdę wielka przyjemność. Widzi się, jakie są fantastyczne relacje między dziećmi, jak ta rodzina funkcjonuje, jak sobie pomaga. Niczego takiego nie było w tych mediach. Miała być tylko tak zwana samorealizacja singli.

W pierwszych trzech latach od wprowadzenia programu 500 Plus wskaźniki minimalnie się polepszyły, ale potem zaraz spadły na łeb na szyję i właściwie jest gorzej, niż było przed wprowadzeniem tego programu. Dlaczego to nic nie dało?

Dlatego że w żadnym kraju, w którym zastosowano Program 500 Plus, on nic nie dał. Nie trzeba go było wprowadzać, ponieważ wystarczyło zerknąć na doświadczenia innych krajów i wiedzieć, że to nie zadziała. Ludzie mają dzieci nie dlatego, że ktoś im za to płaci, tylko dlatego, że chcą je mieć. Program 500 Plus, jak wykazały analizy, powoduje to, że dziecko, które i tak by się pojawiło, urodzi się troszkę wcześniej. Na przykład rok czy półtora wcześniej. I tak rodzice chcą mieć to dziecko. Ponieważ jest Program 500 Plus, to mają je wcześniej. Obserwujemy zatem chwilowy wzrost dzietności, która po pewnym czasie znowu spada.

Jednym z przesłań Pana książki jest to, że żaden kraj nie poprawił sobie sytuacji demograficznej przez masowe ściąganie imigrantów. Pana zdaniem imigracja jest wręcz szkodliwa. Dlaczego?

To jest, moim zdaniem, najgorsze z rozwiązań. Wyobraźmy sobie na przykład sytuację, w której mamy misie panda w Chinach. Co robią Chińczycy, żeby uratować te urocze zwierzęta? Czy sprowadzają na przykład na misie polarne i nasze brązowe, leśne niedźwiadki? Czy w jakikolwiek sposób populacja misiów panda wzrośnie wtedy, gdy sprowadzimy do Chin misie z Europy albo z Arktyki? To jest nielogiczne.

Żadne dane obiektywne nie wskazują na to, że emigranci rozwiązują jakikolwiek problem związany z niską dzietnością i starzeniem się społeczeństwa. Nie poprawiają, nie odmładzają populacji. Wręcz odwrotnie, masowe sprowadzanie imigrantów przyspiesza starzenie się populacji miejscowej. Badania pokazują, że masowa migracja nie likwiduje problemów z siłą roboczą. Do Niemiec masowo zaczęto sprowadzać imigrantów w połowie lat 60., akurat wtedy, kiedy Niemcy mieli całkiem sporo swoich dzieci. Obecnie mamy około 21 milionów ludzi w Niemczech, którzy są pochodzenia emigranckiego lub są emigrantami.

I co się teraz dzieje? Niemiecka minister jedzie do Afryki, by znaleźć chętnych do przesiedlania się. Niemieccy politycy mówią o konieczności sprowadzania kolejnych 400 czy 500 tysięcy ludzi rocznie. To znaczy że dotychczasowa polityka masowego importu ludzi niczego nie rozwiązała. Co więcej, miejscowi mają mniej dzieci, kiedy sprowadza się masowo imigrantów i tworzy niewyobrażalne problemy integracyjne.

Spójrzmy na brytyjski model, który był uważany za udany, ponieważ wielu przyjezdnych mówi po angielsku, natomiast bardziej liberalne przepisy dotyczące zatrudnienia miały powodować łatwość w znalezieniu pracy, a tym samym w konsekwencji łatwą i bezbolesną integrację. Jak zatem wygląda rzeczywistość w Zjednoczonym Królestwie? Okazało, że w kraju funkcjonowały dobrze zorganizowane a działające od kilkudziesięciu lat gangi gwałcicieli, głównie pochodzenia pakistańskiego. W kraju mieniącym się „feministycznym rajem” gangi te skrzywdziły nawet kilkaset tysięcy dziewcząt i młodych kobiet w wieku między 11 a 18 lat. I nikt do niedawna nie zająknął się na ten temat!

Integracja nie przebiega bezboleśnie i dobrze. Na każdym kroku można obserwować duże napięcia. Dochodzi nawet do sytuacji, w których walczą między sobą grupy imigranckie. Z takim zjawiskiem mieliśmy niedawno do czynienia w Leicester, gdzie doszło do zamieszek pomiędzy Hindusami a muzułmańskimi Pakistańczykami. Prawie wszyscy biorący w nich udział urodzili się w Wielkiej Brytanii. Nawet badania biologiczne pokazują, że ludzie najlepiej, najbezpieczniej czują się wśród swoich. Zmieniając dzielnicę monokulturową w wielokulturową, ludzie przestają się odwiedzać, przestają się angażować, nie dają pieniędzy na działalność charytatywną, więcej czasu spędzają przed telewizorem. Zmniejsza się liczba nie tylko wizyt sąsiedzkich, ale i przyjacielskich. Wbrew temu, co próbują nam wmawiać media, ludzie nie czują się dobrze w wielokulturowym „raju”. Wykazano nawet to, że poziom hormonów stresowych wzrasta u ludzi w dzielnicy wielokulturowej.

Czyli jak jest więcej imigrantów w kraju, to ci lokalsi też mają mniej dzieci?

Tak, i to było obserwowane w kilkudziesięciu krajach świata. Jeśli sprowadzamy masowo imigrantów, ludność miejscowa będzie miała mniej dzieci i będzie jeszcze trudniej odwrócić te negatywne trendy.

Pisze Pan, że należy się skupić na rodzinach, które już mają dzieci, a nie na tych, które w ogóle nie mają, bo te już są stracone. W jaki zatem sposób można spowodować, by Polacy przestali wymierać?

Łatwiej jest przekonać ludzi, którzy już mają dzieci, żeby mieli dodatkowe dziecko. Trudniej jest zrobić ten pierwszy krok w kierunku ojcostwa czy macierzyństwa. To nie znaczy, że niczego nie można zrobić, by zmniejszyć liczbę osób bezdzietnych. Można zrobić i co całkiem sporo. Jak wykazały analizy pewnej holenderskiej badaczki, 80 proc. kobiet, które nie ma dzieci, chciałoby je mieć, 10 proc. nie może posiadać potomstwa z przyczyn biologicznych, zaś pozostałe 10 proc. z tej całej puli, która nie ma dzieci, nie chce ich mieć. W każdym kraju jest mniej więcej tak samo, około 4–5 proc. kobiet nie chce posiadać dzieci. Tymczasem z jakiegoś powodu liczba bezdzietnych kobiet jest znacząco większa.

Wspominaliśmy już o Berlinie i bezdzietności wykształconych Niemek. Podobne zjawisko obserwujemy w innych krajach, jak w Korei Południowej: więcej niż połowa kobiet nie ma dzieci.

Nie można ich zostawić! Trzeba przeprowadzić rzetelną kampanię informacyjną, by uświadomić ludziom, że nie jest tak, jak się wielu osobom wydaje, że mamy bardzo długie okno możliwości posiadania dziecka. Że można odkładać posiadanie potomstwa w nieskończoność. Na dziecko trzeba decydować się wcześniej. Jeśli kobieta nie ma potomstwa do 30. roku życia, to ma tylko 50 proc. szans, że kiedykolwiek będzie mamą. Z kolei jeśli chodzi o te rodziny, które już posiadają dzieci, to zachęty kulturowe mogłyby wpłynąć na to, żeby zechciały posiadać więcej dzieci.

Jakie zachęty kulturowe? Jak właściwie przekonywać ludzi do posiadania dzieci? Wydaje się, że ludzie nie chcą, żeby im mówić, ile powinni mieć dzieci; sami musieliby chcieć.

Nie można ich straszyć, nie można ich zmuszać – to nie ulega wątpliwości. Trzeba natomiast uświadomić im, jak wygląda sytuacja obecnie i jak będzie wyglądała sytuacja ich dzieci za lat 10, 20, jeśli niczego nie zmienimy. Co do zachęt kulturowych, to mówimy o tym, że ludzie mają tendencję do imitowania zachowań i wyborów tych, których uważają za ludzi o tak zwanym wysokim statusie społecznym. Jeśli tacy ludzie mają więcej dzieci, to po krótkim czasie pojawi się chęć posiadania potomstwa w „szerokich masach społecznych”. Jako przykład podam fenomen z Wielkiej Brytanii. Wraz z pojawieniem się dzieci Lady Diany, kiedy zaczęto o nich mówić, liczba urodzeń wzrosła o kilkadziesiąt tysięcy rocznie.

Powinniśmy pomyśleć o podobnym, nadwiślańskim fenomenie wzrostu urodzeń. Na razie jednak przekaz medialny czy kulturowy trudno nazwać pronatalistycznym. Cały czas podkreśla się potrzebę samorealizacji często za cenę posiadania rodziny. Tymczasem to właśnie rodzina i dzieci są dla ogromnej liczby ludzi największym źródłem radości i samorealizacji.

Ale jeśli ten przekaz idzie głównie z „Gazety Wyborczej” i TVN-u, to nie ma o czym w ogóle dyskutować…

To nie kupujmy „Gazety Wyborczej” i nie oglądajmy TVN-u albo róbmy dokładnie odwrotnie niż to, co promują te media. Czasem słyszę głosy poddające w wątpliwość to, że rząd może zrobić coś pozytywnego. Moim zdaniem rząd ma bardzo dużo do zrobienia: na przykład może zlikwidować bariery utrudniające Polakom posiadanie dzieci. Przeszkody, dodajmy, które sam stworzył.

Rząd może zmniejszyć podatki, uprościć prawo, stać się wreszcie przyjaznym Polakom partnerem, a nie łupieżcą. A to pozwoliłoby mężczyźnie, ojcu rodziny na takie zarobki, by mógł utrzymać żonę, która będzie wychowywała jego dzieci. Na razie od 35 lat rządy robią bardzo dużo, by polskim rodzinom utrudniać posiadanie licznego potomstwa.

Sensacyjny SONDAŻ. Rewolucja w Sejmie. Korona Brauna zjada Trzecią Drogę.

Sensacyjny SONDAŻ Pollster dla NCZAS. Rewolucja w Sejmie. Korona Brauna zjada Trzecią Drogę

10.06.2025 https://nczas.info/2025/06/10/sensacyjny-sondaz-pollster-dla-nczas-rewolucja-w-sejmie-korona-brauna-zjada-trzecia-droge/

Donald Tusk, Szymon Hołownia, Grzegorz Braun oraz Jarosław Kaczyński na tle Sejmu.
Donald Tusk, Szymon Hołownia, Grzegorz Braun oraz Jarosław Kaczyński na tle Sejmu. / foto: PAP (kolaż)

Konfederacja Korony Polskiej (KKP) wchodzi do Sejmu i jest czwartą siłą polityczną – wynika z sondażu przeprowadzonego przez Instytut Badań Pollster dla nczas.info i „Najwyższego Czasu!”.

Co ważne, gdy badanym wskazuje się, że chodzi o „partię Grzegorza Brauna”, KKP zyskuje jeszcze większe poparcie.

Gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę, wygrał by je PiS. Na lewicową opozycję wskazało 27 proc. badanych.

Drugie miejsce zajęła KO. Na obecną rządzącą partię zagłosowałoby 25 proc. Polaków.

Podium zamyka Konfederacja Wolność i Niepodległość. Na ugrupowanie Krzysztofa Bosaka i Sławomira Mentzena zagłosowałoby 11 proc. ankietowanych.

Na granicy progu wyborczego znalazły się Konfederacja Korony Polskiej i Trzecia Droga. Na te partie głos zadeklarowało 5 proc. badanych.

Poniżej progu znalazły się Nowa Lewica i partia Razem z wynikiem 4 proc. 13 proc. badanych nie wie, na kogo odda głos, zaś 6 proc. zadeklarowało nie branie udziału w głosowaniu.

Poparcie wśród wyborców w przypadku wskazania, że KKP to partia Grzegorza Brauna

=======================================

Inaczej wygląda sytuacja, gdy badanym wskazano, że KKP to „partia Brauna”. Wówczas wynik KKP rośnie, a maleje… Trzeciej Drodze.

Podium w tym przypadku pozostaje bez zmian. KKP natomiast notuje wynik 6 proc. (wzrost o 1 pproc.), zaś Trzecia Droga 4 proc. (spadek o 1 pproc.), znajdując się poniżej progu wyborczego.

Poparcie wśród wyborców w przypadku wskazania, że KKP to partia Grzegorza Brauna

Wśród zdecydowanych wyborców sytuacja wygląda trochę inaczej. Wśród nich Grzegorz Braun ma największe poparcie.

33,3 proc. zdecydowanych wyborców oddałoby głos na PiS, zaś 30,5 proc. na KO. Trzecie miejsce ponownie przypadło Konfederacji WiN, która zanotowała 13,5 proc. poparcia.

Wszystkie te ugrupowania mają większe poparcie wśród zdecydowanych wyborców. Podobnie jest z KKP.

Na KKP zagłosowałoby 6 proc. zdecydowanych wyborców, bez wskazania, że to partia Grzegorza Brauna. W przypadku wskazania, że to jego partia – jej poparcie rośnie do 6,9 proc.

Bez wskazania „partii Brauna” Trzecia Droga wśród zdecydowanych wyborców ma poparcie na poziomie 5,7 proc., Nowa Lewica – 5,4 proc., zaś Razem 4,9 proc.. 0,4 proc. badanych wśród zdecydowanych wyborców oddałoby głos na inną partię.

Ze wskazaniem „partii Brauna”, na lepszą pozycję wysuwa się Razem, której poparcie rośnie do 5,5 proc. Trzecia Droga i Nowa Lewica mają w tym wariancie poparcie na poziomie 5,1 proc., czyli obie tracą, choć Trzecia Droga więcej. W takim przypadku 0,1 proc. badanych wśród zdecydowanych wyborców wybrałoby inną partię.

Poparcie wśród zdecydowanych wyborców w przypadku bez wskazania, że KKP to partia Grzegorza Brauna
Poparcie wśród zdecydowanych wyborców w przypadku wskazania, że KKP to partia Grzegorza Brauna

Badanie zrealizowane przez Instytut Badań Pollster w dniach 5-6 czerwca 2025 roku metodą CAWI na próbie 1029 dorosłych Polaków. Struktura próby była reprezentatywna dla obywateli Polski w wieku 18+. Maksymalny błąd oszacowania wyniósł około 3 proc.