„Forsa wprawia w ruch ten świat…”. Pioruny a sprawa polska

„Forsa wprawia w ruch ten świat…”. Pioruny a sprawa polska

17.12.2025 Stanisław Michalkiewicz forsa-wprawia-w-ruch-ten-swiat-pioruny-a-sprawa-polska

Stanisław Michalkiewicz.
Stanisław Michalkiewicz. / foto: PAP

Tak zaczynała się piosenka śpiewana przez Lizę Minelli w filmie „Kabaret” opowiadającym o schyłkowej fazie Republiki Weimarskiej w Niemczech, kiedy to tamtejsi Żydowie i celebryci jeszcze używali życia – jak mówi poeta – „całą paszczą”, a tymczasem na horyzoncie majaczył już wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler ze swoimi zwolennikami.

Jak pamiętamy, reprezentował ich cherubinkowaty młodzieniec z Hitlerjugend, śpiewający zaczynającą się od bukolicznego wstępu sentymentalną piosenkę, jak to przyroda i w ogóle wszystko budzi się do życia – ale po nim następowała w refrenie twarda konkluzja, że „przyszłość należy do mnie”. I – jak pamiętamy – tę coraz bardziej stanowczo brzmiącą konkluzję stopniowo podchwytują wszyscy zebrali w piwiarnianym ogródku ludzie, z wyjątkiem pochylonego nad kuflem piwa starowiny, pozostającego w wyraźnej mniejszości.

„Co ci przypomina widok znajomy ten”? Ach, czyż przypadkiem nie piosenkę Macieja Zembatego o Anastazji Pietrownie, która pędziła sankami przez ulice Piotrogrodu, a na jej twarz padały płatki śniegu wielkości złotych pięciorublówek? „A tymczasem na Newie już cumował krążownik »Aurora«”. A potem krążownik „Aurora” wystrzelił – i od tego czasu śpiewamy inne piosenki? Między innymi tę, rozpropagowaną przez Żannę Biczewską: „Nie nada grustit, Gospoda oficery. Czto my potieriali, nikak nie wiernuś. Uż nietu otieczestwa, nietu uż wiery…”.

Ale dość tych sentymentów, bo przecież forsa, która „wprawia w ruch ten świat”, sentymentów nie lubi, a może nawet nie zna, a w każdym razie – nie chce znać? Wracając tedy na nieubłagany grunt forsy, wypada odnotować deklarację amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, który 2 grudnia br. powiedział nie tylko, że Ameryka już „nie uczestniczy finansowo” w wojnie na Ukrainie, ale również – że administracja poprzedniego prezydenta Józia Bidena od roku 2022 wpompowała w Ukrainę co najmniej 350 mld dolarów?

Pioruny w Kijowie walą coraz bliżej

Ale nie zaczęło się to przecież bynajmniej od Józia. Wszystko zaczęło się od 5 mld dolarów, jakie administracja prezydenta Obamy wyłożyła w roku 2014 na zorganizowanie na Ukrainie „majdanu”, którego nieukrywanym celem było wyłuskanie Ukrainy z rosyjskiej strefy Europy. Bo na podstawie decyzji szczytu NATO w Lizbonie, 20 listopada 2010 roku, proklamowane zostało „strategiczne partnerstwo NATO-Rosja”, którego najtwardszym jądrem było ustanowione wcześniej strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, a jego kamieniem węgielnym był podział Europy na strefę niemiecką i strefę rosyjską, prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow. Prawie – bo obecne mocarstwa bałtyckie, które w pierwszej wersji znajdowały się po wschodniej stronie kordonu, teraz – jako członkowie NATO od grudnia 1999 roku – znalazły się po jego stronie zachodniej. Ale Ukraina i Białoruś po staremu były po stronie wschodniej.

Wspomniane 5 mld dolarów doprowadziło nie tylko do wysadzenia w powietrze politycznego „porządku lizbońskiego” – co było – jak można przypuszczać – pierwotną przyczyną obecnej wojny na Ukrainie, ale również – bo Amerykanie wprawdzie sypią szmalem, ale chcą mieć nad nim jakąś kontrolę – stało się też powodem utworzenia przez prezydenta Piotra Poroszenkę, co to zastąpił zbiegłego do Rosji Wiktora Janukowycza – NABU, czyli specjalnej agencji antykorupcyjnej. Ta agencja przez długie lata nie dawała jakichś wyraźnych oznak życia, a w każdym razie „niezależne media głównego nurtu” specjalnie się nią nie interesowały – aż do lipca ubiegłego roku, kiedy to prezydent Zełenski podjął próbę podporządkowania jej rządowi. Mimo wojennej dyscypliny doprowadziło to do gniewnych demonstracji w Kijowie, które może przeszłyby bez echa – ale też do protestu ze strony „Europy”, która też wpompowała w Ukrainę pod pretekstem wojny bajońskie sumy. W rezultacie prezydent Zełenski się wycofał, bo jużci – nie może jednocześnie wojować i z Putinem, i z Ameryką, i z Europą na dodatek. No i się zaczęło.

W odwecie NABU „odkryło” gigantyczną aferę korupcyjną, której głównymi bohaterami byli najbliżsi kolaboranci prezydenta Zełenskiego: Timur Mindycz i Aleksander Cymerman. Timura Mindycza jakiś życzliwy (czy przypadkiem nie prezydent Zełenski?) w ostatniej chwili ostrzegł, dzięki czemu przyjechał on sobie do Warszawy, gdzie wziął nawet udział w nabożeństwie w synagodze sekty Chabad Lubawicz, a następnie, już in odore sanctitatis – odleciał do Izraela, który Żydów nikomu nie wydaje, zwłaszcza, jak przybywają z milionami dolarów.

Wydawało się, że ten grom, który wprawdzie strzelił blisko, już się nie powtórzy – a tymczasem, tuż przed zapowiedzianą wizytą amerykańskiej delegacji w Moskwie, która miała się namawiać z prezydentem Putinem w sprawie „sprawiedliwego pokoju” na Ukrainie, usłyszano w Kijowie kolejną potężną detonację.

Tym razem piorun strzelił tuż obok samego prezydenta Zełenskiego, porażając jego „prawą rękę” w osobie Andrzeja Jermaka, ongiś producenta filmowego, a do niedawna – drugą osobę w państwie po prezydencie Zełenskim. Tego grzmotu, który spowodował łoskot znacznie większy od wybuchu zwiastującego rozpoczęcie operacji „dywersji kolejowej” w rejonie przystanku Mika na trasie Warszawa-Lublin – już wyciszyć się nie dało, toteż pan Jermak nie tylko zrezygnował ze wszystkich funkcji, którą to rezygnację prezydent Zełenski ze zrozumieniem przyjął, ale jeszcze taktownie ogłosił, że rusza na front.

Czy ten ruch miałby oznaczać, że na froncie taktownie da się odstrzelić, czy też tylko zszedł z linii strzału, by – tym razem już bez ostentacyjnego udziału w nabożeństwie – wylądować w bezcennym Izraelu? Jak tam było, tak tam było – bo każdy rozumie, że w delikatnym momencie, gdy ważą się przecież losy „sprawiedliwego pokoju” na Ukrainie, żaden piorun nie powinien trafić prezydenta Zełenskiego.

Na to ewentualnie przyjdzie czas później, kiedy już nastanie ów „sprawiedliwy pokój” – no a wtedy również prezydent Zełenski może doświadczyć rozmaitych przygód – chyba że przytomnie zdąży dotrzeć do Izraela, gdzie w miłym towarzystwie Timura Mindycza, a być może i swojego wynalazcy – Igora Kołomojskiego – w przerwach między toastami będzie się zaśmiewał z ukraińskich – a pewnie i polskich – głupich gojów.

W Brukseli też pioruny

Jeszcze nie ochłonęliśmy z wrażenia po piorunowym gromie trafiającym w Andrzeja Jermaka, kiedy belgijska policja nie tylko aresztowała gwiazdę Unii Europejskiej Madame Fryderykę Mogherini, która po owocnej służbie dla „Europy” wylądowała na posadzie rektora tamtejszego Collegium Thumanum, przygotowującego dla Unii Europejskiej kadry co to w brukselskiej dżungli zawsze potrafią znaleźć najkrótszą drogę do żerowiska. Nie tylko ją aresztowała, ale nawet przeszukała jej apartamenty.

Czego tam szukała, czy to znalazła i jaki zamierza zrobić z tego użytek – tego, ma się rozumieć, jeszcze nie wiemy – ale i bez tego widzimy, że pioruny zaczynają walić też w – wydawałoby się, że bezpiecznej od wszystkich klimatycznych gwałtowności Brukseli. Czy Niebo w ten sposób dało do zrozumienia również Reichsführerin Urszuli Wodęleje, że nie jest bezpiecznie? Tego z góry wykluczyć się nie da i to z kilku powodów.

Po pierwsze wypada zwrócić uwagę, że belgijska policja aresztowała panią Fryderykę zaraz potem, jak Reichsführerin Urszula Wodęleje w ramach konstruowania nie tylko „sprawiedliwego pokoju” dla Ukrainy, ale również – a może nawet przede wszystkim – wpadła na pomysł, by odbudowywać Ukrainę za pieniądze z „zamrożonych” ruskich aktywów. Nawet nie śmiem sobie wyobrazić, ile z tego prezydent Zełenski czy jakiś inny musiałby „koalicji chętnych” odpalić. Rząd belgijski stanowczo się temu sprzeciwił, nie bez powodu obawiając się, że jak już kurz bitewny opadnie, to od kogo ruscy szachiści zażądać mogą zwrotu owych „zamrożonych” aktywów? Czy przypadkiem nie od rządu belgijskiego? W tej sytuacji konieczność aresztowania pani Fryderyki stała się palącą i naglącą oczywistością. A ponieważ ruskie przysłowie powiada, że nikt nie jest bez grzechu wobec Boga ani bez winy wobec cara, to z powodu sprzeciwu rządu belgijskiego co do skonfiskowania i podarowania Ukrainie zamrożonych aktywów rosyjskich, również Europejski Bank Centralny, 2 grudnia br., odrzucił pomysł Reichsführerin Urszuli Wodęleje. Ale Reichsführerin Urszuli Wodęleje może czasami brakować forsy, jednak nigdy nie brakuje jej pomysłów niczym Kukuńkowi „koncepcji”. Toteż zaraz wpadła na pomysł, że skoro nie da się ruszyć zamrożonych ruskich aktywów, to przecież „Europa” zawsze może zaciągnąć „dług” i z tego sfinansować odbudowę Ukrainy.

Ta niebywała pomysłowość Reichsführerin Urszuli Wodęleje utwierdza mnie w podejrzeniach zarówno co do niej, jak również – całej „koalicji chętnych”, że przebiegły prezydent Zełenski owszem – dzielił się krociami, jakimi „Europa” futrowała Ukrainę – ale starannie zapisywał w kapowniku nie tylko, z kim się podzielił i jakimi kwotami – ale również – kto i gdzie te walory schował. W przypadku Reichsführerin nie byłby to zresztą debiut – ale czy innym uczestnikom „koalicji chętnych” jakaś forsa by się nie przydała? Najwyraźniej prezydent Zełenski, chociaż z korzeniami, mógł w swoim postępowaniu kierować się wskazówką Ewangelii, która doradza, by „czynić sobie przyjaciół niegodziwą mamoną” (Por. Łk 16, 9). Jakże inaczej wyjaśnić pragnienie „koalicji chętnych”, by „stać murem” za Ukrainą, kiedy nie wiadomo nawet w ogólnych zarysach, ile ten mur będzie kosztował? Jeśli tedy moje podejrzenia są uzasadnione, to wydaje się oczywiste, że wojna na Ukrainie prędko się nie skończy, bo – jak przestrzegają militaryści – pokój, chociaż oczywiście „sprawiedliwy” – może być też „straszny”.

Pioruny a sprawa polska

Dotychczas poczciwie przypuszczałem, że nasi Umiłowani Przywódcy są za głupi, żeby czerpać jakieś korzyści z wojny – ale jeśli nawet ogólnie to może być prawda, to – jak przy każdej regule – mogą zdarzyć się wyjątki. Dopiero olśniła mnie skwapliwość, z jaką Książę-Małżonek zadeklarował „w imieniu Polski” przekazanie Ukrainie 100 milionów dolarów – dokładnie tyle, ile miał przytulić Timur Mindycz z kolegami. Taka skwapliwość, taka hojność, a przede wszystkim – taka dokładność – przypadkowa przecież być nie może. Mamy w związku z tym dwa alternatywne podejrzenia. Pierwsze – że vaginet obywatela Tuska Donalda też mógł składać jakieś propozycje prezydentowi Zełenskiemu, a ten w kapowniku – i tak dalej. Drugie – że vaginet obywatela Tuska Donalda – jako „sługa narodu ukraińskiego” – żadnych propozycji prezydentowi Zełenskiemu nie ośmielał się złożyć, a skwapliwość Księcia-Małżonka jest rezultatem iskrówki, jaką do vaginetu wysłała Reichsführerin Urszula Wodęleje: wiecie, rozumiecie; przekażcie telegraficznie Ukrainie 100 mln dolarów, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa.

„Przegrywacie i musicie dojść do porozumienia”

Wielomski: „Przegrywacie i musicie dojść do porozumienia”

Adam Wielomski

Donald Trump postawił władzom w Kijowie ultimatum, że do dnia 27 listopada 2025 roku muszą przyjąć lub odrzucić zaproponowany przezeń plan pokojowy. Niestety, cykl wydawniczy NCz! powoduje, że muszę napisać ten tekst rankiem 27 listopada, nie znając odpowiedzi Wołodymira Żeleńskiego. Czy Kijów powinien plan trumpowy plan pokojowy przyjąć?

Media podają, że przewodzący grupie amerykańskich generałów Dan Driscoll miał dla Ukraińców i ich europejskich sojuszników stosunkowo krótki klarowny przekaz: „Przegrywacie i musicie dojść do porozumienia”. Dla wielu polskich i europejskich Czytelników może to być przekaz szokujący, gdyż w liberalnych mediach istnieje alternatywna rzeczywistość, gdzie liczni pseudo-eksperci zapewniają, że Ukraina twardo się trzyma, ciągle odnosi lokalne sukcesy, rosyjska armia jest do niczego, gospodarka się wali, a Putin nie dość, że zmarł już pięć czy sześć razy, to w dodatku cierpi na Parkinsona i hemoroidy. Jednak każdy, kto interesuje się przebiegiem tej wojny, szczególnie zaś korzysta z mediów obcojęzycznych wie, że sytuacji wygląda inaczej.

Ukrainie nie brakuje pieniędzy i dostarczanego z Zachodu sprzętu, może poza lotnictwem, którego rola jednak mocno spadła z powodu masowego zastosowania systemów antyrakietowych. Więcej, Ukraina ogłosiła wręcz, że nadwyżki dostarczanej broni ma zamiar sprzedawać zagranicą. Władzom w Kijowie nie brakuje także pieniędzy, a ich „nadwyżki” są sprawnie rozprowadzane przez Timura Mindycza i innych kumpli Żeleńskiego uciekających właśnie do Izraela i w inne miejsca przed miejscowym CBA, znajdującym się pod amerykańską kontrolą. To, czego Ukrainie brakuje dramatycznie to ludzi. Ocenia się, że armia ukraińska w wyniku strat i rosnącej liczby dezercji kurczy się liczebnie, gdyż porywani z tramwajów i ulic rekruci ustępują liczbą ubytkom. Tymczasem prawdopodobnie Rosja rekrutuje regularnie więcej ludzi niż traci ich na polu bitwy.

Dlaczego tak się dzieje? Ukraina walczy praktycznie prawie wyłącznie żołnierzami z poboru, przy czym ocenia się, że pod kontrolą rządu w Kijowie mieszka ok. 25 milionów osób. Nie są to duże rezerwy demograficzne. Co gorzej, znaczna część mężczyzn już zginęła lub została wyeliminowana z pola walki z powodu odniesionych ran i niewoli. Jeszcze więcej uciekło z kraju i rozpierzchło się po całym świecie lub ukrywa się przed poborem, ewentualnie aresztowaniem i procesem za dezercję. Zamożni dość masowo wykupują się od wojska. Pobór podobno prawie nie objął kilkumilionowego Kijowa, gdyż władza boi się Majdanu 2.0. Element młody i buntowniczy Żeleński sam ostatnio wypuścił, otwierając granice dla najmłodszych Ukraińców. Mówiąc wprost: nie ma już kim walczyć. Tymczasem Rosja od początku walczy żołnierzami zawodowymi i najemnikami zagranicznymi, a także więźniami walczącymi w Grupie Wagnera. Opłacanie najemników umożliwiają jej dochody z eksportu ropy naftowej i gazu ziemnego, które nie zostały rozkradzione przez rosyjskich Timurów Mindyczów.

Tylko raz i niechętnie Putin sięgnął po pobór 300 tys. ludzi, w obliczu kontrofensywy ukraińskiej w obwodzie charkowskim, zresztą żołnierze ci już dawno wrócili do cywila. Własne rezerwy mobilizacyjne Rosji pozostały zatem nienaruszone i szacuje się je na 2,5 do 2,8 miliona przeszkolonych poborowych. Dlatego w Rosji cały czas odmawia się uznania wojny za „pełnoskalową”. Jak się zdaje, Rosjanie pod pojęciem tym rozumieją wojnę z pełną mobilizacją rezerwistów.

Trwająca wojna nie ma nic wspólnego z wojną manewrową. Systemy rakietowe przeciwlotnicze bardzo ograniczyły możliwości operacyjne lotnictwu, a drony zastosowanie zmasowanych i przełamujących uderzeń pancernych. To wojna podobna do I wojny światowej, toczona w okopach i na wykończenie jednej ze stron, która któregoś dnia pęknie i rozpadnie się od środka. Generałowie i politycy rosyjscy, po nieudanym Blitzkriegu na Kijów, uznali, że wojna na wyczerpanie musi, wcześniej czy później, zakończyć się zwycięstwem Rosji. Politycy zachodni namówili zaś ekipę Żeleńskiego na wojnę wyniszczającą, będąc przekonanymi, że gospodarka rosyjska ugnie się pod sankcjami i po pół roku Putin poprosi o pokój. Nadzieje zachodnio-ukraińskie nie spełniły się, ponieważ Rosji – czego na Zachodzie nikt się nie spodziewał – udało się sankcje przetrwać, zmieniając kierunek handlu z Europy na Azję.

Dochodzimy zatem do wniosku, że czas działa na korzyść Władimira Putina. Za słuszne uważam słowa Driscrolla, że skoro „przegrywacie”, to „musicie dojść do porozumienia”. W kwietniu 2022, na mocy porozumień stambulskich, wojna miała zakończyć się za cenę oddania Rosji Krymu i terytoriów Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej, czyli za cenę uznania utraty ziem, których realnie Kijów i tak nie kontrolował od 2014 roku. Po 2,5 roku cena wzrosła do całych obwodów Donieckiego i Ługańskiego, a także około połowy dwóch obwodów znajdujących się na północ od Krymu. Jeśli pokój zostanie zawarty nie teraz, lecz za rok, to będą to już całe obwody, a może nawet, na dokładkę, obwód charkowski i miasto Odessa. Najważniejszym atutem Kijowa w negocjacjach był heroiczny opór w 2022 roku i ewentualne straty ludzkie i ekonomiczne, które zada ta wojna Rosji. W momencie, gdy Kijów nie ma już skąd wziąć żołnierzy, a Rosja już te straty poniosła, to pozycja negocjacyjna Ukrainy z miesiąca na miesiąc słabnie. W dodatku z każdym rokiem rośnie liczba Ukraińców, którzy zaaklimatyzowali się na emigracji i którzy nigdy już nie wrócą do swojej ojczyzny. Stąd rzucony ostatnio w Kijowie pomysł, aby po zakończeniu wojny do wyludnionego kraju sprowadzić „Afroafrykanów” (w języku tradycyjnym byli to Murzyni).

Wołodymir Żeleński stawia opór, gdyż nie zgadza się na oddanie ziemi, na zapisanie w konstytucji neutralności Ukrainy i na ograniczenie liczebności jej armii do 600 tysięcy ludzi (ta ostatnia liczba to dla wykończonego ekonomicznego i wyludnionego państwa i tak będzie abstrakcją). W rzeczywistości broni władzy własnej i wspierającej go kamaryli, bo po przegranej wojnie w Kijowie nadejdzie nieuchronnie czas rozliczeń.

Adam Wielomski

„Wojna sprawiedliwa” ojca Tomasza Pegues’a OP


kontakt@dereggio.org
„Wojna sprawiedliwa” ojca Tomasza Pegues’a OP  to nie tylko książka – to prawdziwa wyprawa w głąb odwiecznego dylematu: kiedy walka staje się słuszna i sprawiedliwa? 
Autor z prawdziwą pasją rozkłada na części pierwsze zasady św. Augustyna i Tomasza z Akwinu, wciągając czytelnika w  labirynt moralnych dylematów. 
Czy wojna może być sprawiedliwa? Jakie podłoża skrywają decyzje o życiu i śmierci? Ta wciągająca lektura odsłania  przed nami jasne granice między dobrem a złem w chaosie konfliktów.
W momencie, gdy globalne spory i lokalne wojny, narastające od lat, wchodząc w coraz ostrzejszą fazę, grożąc rozstrzygnięciami o nieprzewidywalnych skutkach dla przyszłości narodów, podjęcie tematu „wojny sprawiedliwej” wydaje się aktualne jak nigdy wcześniej.

Rabat 30% z kodem „zima2025”
Kup teraz

„Europa” [UE] chce wojny. Mamy znowu ginąć?

Europa chce wojny. Mamy znowu ginąć?

11.12.2025 wolnemedia.net/europa-chce-wojny-mamy-znowu-ginac

Publiczne oświadczenia generała Fabiena Mandona, szefa francuskiego sztabu obrony, wywołały spore poruszenie we Francji. Według Mandona musimy powrócić do „zaakceptowania straty naszych dzieci. Brakuje nam siły ducha, by zaakceptować cierpienie, by chronić to, kim jesteśmy. Jeśli nasz kraj chwieje się, bo nie jest gotowy pogodzić się ze stratą synów, bo, trzeba to powiedzieć, cierpi gospodarczo, bo priorytetem będzie produkcja zbrojeniowa, to jesteśmy zagrożeni”. Dlatego musimy przyzwyczaić się nie tylko do poświęcania naszego standardu życia, by sfinansować wzrost zbrojeń, ale przede wszystkim do umierania na wojnie we Francji i, jak się wydaje, w całej Europie.

Sto lat temu możliwość śmierci młodego Europejczyka na wojnie była uważana za coś normalnego, choć nieprzyjemnego. Po masakrach I i II wojny światowej, Europa, a szerzej – rozwinięte kraje Zachodu, uznały śmierć na wojnie za coś oczywistego. Takie stanowisko prezentowały również Stany Zjednoczone, choć w przeciwieństwie do Europy Zachodniej, utrzymywały one wyraźnie imperialistyczną postawę nawet po II wojnie światowej.

Punktem zwrotnym w Stanach Zjednoczonych była wojna w Wietnamie, podczas której poborowi okazali się nieodpowiedni do stawiania czoła śmiertelnym niebezpieczeństwom walki, a trudności dominującej ideologii w motywowaniu żołnierzy (i wsparcia cywilnego) stały się oczywiste. Reakcją USA było wprowadzenie profesjonalnych Sił Zbrojnych. Rzeczywiście, od zakończenia wojny w Wietnamie to zawodowi ochotnicy walczyli w licznych wojnach prowadzonych przez USA. Jednak, jak pokazuje wycofanie się z Afganistanu, nawet straty wśród zawodowców są trudne do zniesienia dla amerykańskiej opinii publicznej. Ten sam trend przejścia od obowiązkowej służby wojskowej do zawodowego poboru ochotniczego utrzymywał się również między latami 90. a początkiem XXI wieku w głównych państwach Europy Zachodniej, począwszy od Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii. Także w Polsce zawieszono powszechną służbę wojskową.

Koncepcja strategiczna leżąca u podstaw tego rozwiązania polegała na tym, że wraz z upadkiem ZSRR zniknęła potrzeba „obrony ojczyzny”, a rozmieszczenie wojsk musiało zostać skierowane na tzw. misje poza obszarem strategicznym, ponieważ rozpoczęła się era sił ekspedycyjnych. Istniała zatem potrzeba mniejszego, bardziej mobilnego instrumentu wojskowego, nadającego się do rozmieszczenia w odległych krajach, zwłaszcza w Trzecim Świecie, w „operacjach pokojowych” lub „egzekwowania pokoju”.
Spodziewano się konfliktów o niskiej intensywności, z partyzantami lub milicjami z niewielką, lub zerową ilością broni ciężkiej. Dzięki temu Europa przez długi czas unikała konfliktów wiążących się z dużymi stratami w ludziach, z którymi kraje Globalnego Południa musiały się zawsze zmagać, często właśnie z powodu wojen wszczynanych przez państwa zachodnie przy użyciu sił powietrznych lub manipulacji lokalnymi frakcjami.

Dziś pojmowanie Sił Zbrojnych zdaje się ponownie zmieniać. Nowym wrogiem dla zachodnioeuropejskich polityków jest Rosja, a wojna, którą „trzeba” stoczyć, nie jest już wojną o niskiej intensywności z partyzantami, lecz wojną o wysokiej intensywności z silnie uzbrojonymi i zaawansowanymi technologicznie siłami. Powodem, jak twierdzą różne źródła, jest dążenie Rosji do odbudowy „imperium sowieckiego”, co stanowiłoby również zagrożenie dla Europy Zachodniej.

Ta narracja ignoruje fakt, że to NATO niebezpiecznie rozszerzyło się na granice Rosji, pomimo obietnic złożonych Gorbaczowowi przez zachodnich przywódców po rozwiązaniu Układu Warszawskiego, i że NATO zawsze zamierzało włączyć do niego również Ukrainę. Równie pomijany jest fakt, że wojna na Ukrainie, między ukraińskim rządem a rosyjskojęzyczną mniejszością w Donbasie, rozpoczęła się na długo przed interwencją Rosji i pochłonęła 15 000 ofiar śmiertelnych wśród tej rosyjskojęzycznej ludności.

W obliczu tego domniemanego nowego zagrożenia Europa modyfikuje swoje narzędzia wojskowe, zarówno pod względem zasobów materialnych, jak i kadrowych. Program ReArm Europe, przedstawiony przez Komisję Europejską w marcu 2025 r., przewiduje przeznaczenie oszałamiającej kwoty 800 mld euro na zbrojenia oraz możliwość przekroczenia przez państwa europejskie limitu deficytu budżetowego wynoszącego 3% ze względu na wydatki wojskowe. Środki te zostaną przekierowane z funduszy socjalnych (opieki zdrowotnej, edukacji itp.).

Ważne zmiany dotyczą również personelu, który będzie musiał obsługiwać tę nową broń. Rzeczywiście, armie zawodowe ery ekspedycyjnej są zbyt małe do nowych zadań. Z tego powodu niektóre kraje europejskie – Litwa, Łotwa, Szwecja i Chorwacja – przywróciły obowiązkową służbę wojskową, a Norwegia i Dania rozszerzyły ją na kobiety. Co ważniejsze, Niemcy i Francja, a także Belgia i Polska, zdecydowały się na wprowadzenie służby wojskowej, choć nie jest ona obowiązkowa. W Niemczech kanclerz Merz podjął decyzję o zwiększeniu liczby żołnierzy ze 180 000 czynnych i 50 000 rezerwistów do 260 000 czynnych i 100 000 rezerwistów. Polska armia ma osiągnąć ponoć poziom 300 ooo żołnierzy. Jeśli szeregi nie zostaną obsadzone ochotnikami, obowiązkowa służba wojskowa zostanie przywrócona.

Te wzrosty liczebności personelu wojskowego i rezerwy mobilizacyjnej nie są porównywalne z masowym poborem, który byłby konieczny w przypadku realnej wojny z krajem takim jak Rosja, licząca 146 milionów mieszkańców i drugie co do wielkości siły zbrojne na świecie, z 1,32 milionami żołnierzy w służbie czynnej i 2 milionami rezerwistów. Jest to jednak poważny sygnał, że Europa Zachodnia przyjmuje agresywną postawę wyraźnie skierowaną przeciwko Rosji. Staje się to oczywiste, jeśli połączymy powyższe decyzje z wypowiedziami ważnych zachodnich dowódców wojskowych, w tym nie tylko Francuza Mandona.

W tym kontekście niepokojące oświadczenie złożył „Financial Times” admirał Giuseppe Cavo Dragone, który oprócz zajmowania stanowiska szefa Sztabu Obrony jest obecnie najwyższym rangą oficerem wojskowym NATO. Admirał stwierdził, że NATO rozważa prewencyjne ataki na Rosję. Co prawda Cavo Dragone wspomniał o wojnie hybrydowej, która obejmuje cyberataki, wojnę ekonomiczną, fake newsy i inne operacje o niskiej intensywności, ale nadal są one bardzo szkodliwe dla krajów będących celem ataków.

Co więcej, wygłaszanie takich oświadczeń w czasie, gdy trwają próby rozwiązania konfliktu na Ukrainie, jest, delikatnie mówiąc, niestosowne. Co więcej, najważniejsze państwa europejskie – tak zwane „chętne” – już sprzeciwiły się proponowanemu planowi pokojowemu Trumpa, proponując nowy tekst negocjacji, który jest ewidentnie nie do przyjęcia dla Kremla.

Reakcja Rosji na słowa Cavo Dragone’a była dość zdecydowana. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa stwierdziła, że ​​wypowiedzi włoskiego admirała były „skrajnie nieodpowiedzialnym krokiem, pokazującym, że sojusz jest gotowy do dalszej eskalacji. Widzimy celową próbę podważenia wysiłków na rzecz przezwyciężenia kryzysu ukraińskiego. Osoby, które wygłaszają takie oświadczenia, powinny być świadome ryzyka i możliwych konsekwencji, w tym dla samych członków sojuszu”.

Reakcja Władimira Putina była równie zdecydowana: „Nie mamy zamiaru walczyć z Europą; mówiłem to setki razy. Ale jeśli Europa chce walczyć z nami i zaatakuje, jesteśmy gotowi już dziś”.

Krótko mówiąc, Europa przyjmuje agresywną postawę wobec Rosji, utrudniając powstrzymanie wojny, która jest już ewidentnie przegrana dla Ukrainy (i NATO), a im dłużej się ona przeciąga, tym bardziej nie do utrzymania będzie sytuacja na Ukrainie. W tym momencie należy jednak zadać jedno pytanie: dlaczego Europa przyjmuje taką postawę, zamiast odgrywać rolę trzeciej strony, mediatora między obiema stronami? Wydaje się to tym bardziej niezrozumiałe dla niektórych, biorąc pod uwagę, że sankcje wobec Rosji pozbawiły Europę tanich dostaw gazu, na których zbudowała swoje fortuny eksportowe. Co więcej, finansowanie wojny na Ukrainie kosztowało Europę oszałamiające 50 miliardów euro w okresie od stycznia do sierpnia 2025 roku i będzie kosztować znacznie więcej, ponieważ Trump dostarczy Ukrainie tylko taką broń, za którą Europa będzie gotowa zapłacić.

Dwie trzecie ukraińskich potrzeb finansowych w ciągu najbliższych dwóch lat wynosi 90 miliardów euro, które zostaną pokryte przez Komisję Europejską. Sposoby, w jakie Komisja ma nadzieję pozyskać te fundusze, są niejasne: albo poprzez pozyskiwanie środków na rynkach finansowych, co jest nieatrakcyjne dla państw niechętnych wspólnemu zadłużaniu, albo poprzez wykorzystanie 210 mld euro rosyjskich aktywów zamrożonych w zachodnioeuropejskich instytucjach finansowych, co byłoby równoznaczne z kradzieżą majątku innych osób.

Aby zrozumieć przyczyny uporczywości państw Europy Zachodniej w stosunku do Rosji, należy podać następujące wyjaśnienia. Pierwsze polega na istnieniu kolektywnego imperializmu, który obejmuje kraje G7 (USA, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Włochy, Japonia i Kanada), który sprzeciwia się globalnemu Południu i BRICS, których Rosja jest jednym z najważniejszych członków. Dla tego imperializmu (lub kolektywnego Zachodu) silne i autonomiczne państwo rosyjskie jest przeciwnikiem, który należy wyeliminować lub strategicznie osłabić i zredukować. Ta orientacja charakteryzuje relacje między Rosją a Wielką Brytanią, które historycznie czerpią inspirację z doktryny Halforda Mackindera (1861-1947), brytyjskiego geografa i posła oraz twórcy geopolityki. Według Mackindera, jeśli chce się dominować nad światem, trzeba dominować nad Eurazją, a jeśli chce się dominować nad Eurazją, trzeba dominować nad tak zwanym Heartlandem, światowym centrum geopolitycznym. To centrum, obszar między Azją a Europą, pokrywa się z Rosją. Z tego powodu Imperium Brytyjskie na przełomie XIX i XX wieku sprzeciwiło się Imperium Rosyjskiemu w tzw. „wielkiej grze” o dominację w Azji Środkowej. Motywacje brytyjskie są potęgowane przez motywacje Francji, której wpływy na byłe kolonie afrykańskie w ostatnich latach drastycznie się zmniejszyły, a wiele z nich zostało zastąpionych przez Rosję. Nie jest zatem przypadkiem, że Wielka Brytania i Francja były zalążkiem „chętnych” do poparcia Kijowa i przeciwstawienia się Moskwie.

Ale to wszystkie zachodnioeuropejskie elity finansowe, w przeciwieństwie do swoich narodów, sprzeciwiają się silnej i autonomicznej Rosji. Imperializm, w istocie, jak argumentował brytyjski ekonomista John A. Hobson na początku XX wieku, wynika z akumulacji nadwyżek kapitału w państwach rozwiniętych, które w związku z tym muszą go inwestować za granicą. Stąd potrzeba kontrolowania świata politycznie i militarnie.

Imperializm tych elit opierał się najpierw na europejskich imperializmach narodowych, a następnie, po II wojnie światowej, na swego rodzaju imperializmie kolektywnym, na czele ze Stanami Zjednoczonymi. Imperialistyczna doktryna tych ostatnich opierała się przez dziesięciolecia, aż do czasów Bidena, na teorii opracowanej przez Brzezińskiego w 1997 roku, która opowiadała się, zgodnie z Mackinderem, za włączeniem Europy Wschodniej do NATO w celu osłabienia Rosji. Strategia ta została podważona przez pojawienie się Trumpa, który jest nie mniej imperialistyczny niż Biden, ale identyfikuje Chiny jako strategicznego przeciwnika USA i dlatego dąży do podziału obu mocarstw, Rosji i Chin, ponieważ razem są niemożliwe do pokonania. Co więcej, Trump jasno dał do zrozumienia, powtarzając koncepcję zawartą w niedawno opublikowanym dokumencie Strategii Bezpieczeństwa Narodowego, że Europa musi zacząć sama zapewniać sobie obronę. W tym momencie dezorientacja europejskich elit, które przez dekady polegały na potędze USA, a teraz gorączkowo starają się wzmocnić swoją siłę militarną, jest całkowicie zrozumiała.

Ostatecznym wytłumaczeniem wrogości wobec Rosji jest fakt, że stanowi ona dobry powód do zwiększenia wydatków publicznych, w tym wydatków na cele wojskowe, które są jedynymi wydatkami, na które UE zezwala poza ograniczeniami budżetowymi. Jest to swego rodzaju militarny keynesizm, czyli państwowe wsparcie kapitału w okresie trwającej stagnacji gospodarczej. Dotyczy to w szczególności gospodarek Włoch, Francji i Niemiec, które akurat są największymi producentami broni w Europie. OECD opublikowała niedawno prognozy PKB dla swoich krajów członkowskich, pokazujące, że trzy główne gospodarki strefy euro znajdują się na szarym końcu, z powolnym rocznym tempem wzrostu, które w 2026 r. wyniesie +0,3% dla Niemiec, +0,5% dla Włoch i +0,8% dla Francji. Spółki, które odnotowały największy wzrost wartości na europejskich giełdach w ciągu ostatniego roku, to spółki zbrojeniowe, takie jak niemiecki Rheinmetal (+135,7%). Ponadto wojna, ze swoimi zniszczeniami budynków, zakładów i infrastruktury, stanowi bogatą okazję inwestycyjną. Państwa Europy Zachodniej, dzięki wsparciu rządu Zełenskiego, starają się zabezpieczyć kontrakty na odbudowę Ukrainy.

Podsumowując, wydaje się oczywiste, że europejski imperializm prowadzi nas po równi pochyłej w kierunku wojny z państwem, które w rzeczywistości nam nie zagraża. Stanowisko Europy opiera się na interesach mniejszości, kapitału finansowego, które są sprzeczne z szerszymi interesami narodów europejskich w pokoju i współpracy gospodarczej. W każdym razie europejskie elity sprzeciwiające się Rosji igrają z ogniem. W rzeczywistości Europa Zachodnia nadal nierealistycznie prowokuje państwo, które oprócz posiadania drugiej co do wielkości armii na świecie jest również supermocarstwem nuklearnym z największą liczbą głowic jądrowych na świecie. Ledwo wspominając o tym, że Rosja pokazała, że ​​jej próg tolerancji na straty ludzkie jest o wiele wyższy niż w przypadku Europy Zachodniej. Nieodpowiedzialna i potencjalnie zbrodnicza wobec narodu polskiego polityka prowadzona najpierw przez PiS i radośnie kontynuowana przez obecną ekipę KO powinna zostać zablokowana przez Polaków. Tylko czy doczekamy do następnych wyborów?

Autorstwo: Jarek Ruszkiewicz SL
Źródło: WolneMedia.net

Zaszufladkowano do kategorii Wojna | Otagowano

Polacy – naród wybrany. Przez kogo? Do czego? Do okradania

Polacy – naród wybrany.

Przez kogo?

Do czego?

Do okradania

Autor: CzarnaLimuzyna, 11 grudnia 2025

Wydaje mi się, że cała trzecia Rzeczpospolita została skonstruowana jako państwo peryferyjne. Nie odzyskaliśmy żadnej niepodległości, tylko dostaliśmy dołączenie do systemu zachodniego.

Powyższy cytat pochodzi z rozmowy Bogdana Rymanowskiego z Jackiem Bartosiakiem. Wszystkim, którzy ekscytują się słowami założyciela i szefa think-tanku Strategy&Future z powodu „zawartej w nich prawdy”, zwracam uwagę, że diabeł, a w tej konkretnej sprawie – „Bestia” – tkwi w szczegółach.

Nie odzyskaliśmy żadnej niepodległości. Żadna nowina dla kogoś, kto zna historię. Tak jak propaganda komunistyczna rozwadniała fakt braku niepodległości w latach 1944-1989, tak samo robi to propaganda globalistów i tubylczych prostytutek, niestety skutecznie, aż do dziś. Głupszego niewolnika łatwiej jest okradać.

Dostaliśmy dołączenie do systemu zachodniego. Bardzo powściągliwe i balansujące na granicy fałszu określenie wydarzenia dzięki któremu ów system okrada i niszczy Polskę od ponad 30 lat. Nie mam zamiaru porównywać słów Bartosiaka do bredni wypowiadanych codziennie przez Tuska, Kaczyńskiego, Sikorskiego, a nawet Nawrockiego, ale cytuję jego słowa, bo może ktoś z dotychczasowych „użytecznych idiotów” zacznie myśleć, a potem przerzuci się z Bartosiaka na kogoś bardziej wiarygodnego.

W rozmowie z Rymanowskim, Bartosiak twierdzi, że nowa sytuacja geopolityczna – nowa strategia USA czyli „kapitalizm imperialistyczny” stwarza wyzwania z którymi nie są w stanie sobie poradzić dotychczasowe elity. Nie są do tego zdolne. „To będzie wymagało innych elit. Myślenie POPISu już […], które będą realizowały, bo te nie są zdolne”.

Antypolska orientacja KOPiS

Obie orientacje poniosły bankructwo. To znaczy w ostatnich dniach i tygodniach, obie orientacje geopolityczne państwa polskiego, które są wyrażane przez główne partie, czy w ogóle przez cały system polityczny państwa polskiego, trzeciej RP, poniosły bankructwo. I teraz oczywiście będą udawać, że nie, żeby bronić swojego statusu.

Bartosiak, nie pierwszy raz twierdzi, że w przypadku ataku ze strony Rosji, USA nam nie pomogą.

Niestety, redaktor Rymanowski nie zapytał kto nam przyjdzie z pomocą w sytuacji permanentnego ataku z innej strony – w przypadku trwającej już od wielu lat okupacji Polski i działań niszczących – docelowo śmiertelnych (w założeniu) dla narodu polskiego.

Kto nam przyjdzie z pomocą… Wypadałoby abyśmy najpierw sami rozpoczęli walkę, a wróg nie byle jaki i skuteczny, mający w swoim bogatym portfolio: wszystkie światowe rewolucje, wszystkie światowe wojny, a ostatnio swoje ulubione projekty: państwo okupujące Palestynę, Unię Antyeuropejską oraz Ukrainę.

_________________________________________

„Ukraińcy i Amerykanie się z nami nie liczą”

Nowy Dugin: Wahnięcia polityki USA. Unia Europejska musi być rozbita.

Unia Europejska musi być zniszczona

Rozmowa z Aleksandrem Duginem

Proponuję zacząć od dokumentu, który jest teraz na ustach wszystkich w Rosji, Europie, a nawet w Chinach. Mówimy o nowej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych. W szczególności szwajcarskie media bezpośrednio piszą, że tekst ten w dużej mierze odzwierciedla przemówienie naszego prezydenta Władimira Putina w Monachium. Z pańskiego punktu widzenia, czy rzeczywiście tak jest?

– Wie pan, wraz z publikacją Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA, ponownie obserwujemy słynne oscylacje Trumpa między obozem MAGA a neokonserwatystami – wahania, o których nieustannie mówimy w naszych programach i które uważnie monitorujemy. I możemy szczerze powiedzieć: obecna doktryna jest pisana w imieniu MAGA. To prawdziwa doktryna „Make America Great Again” – głos zdecydowanych przeciwników globalizmu i surowych krytyków neokonserwatywnego rdzenia – tego samego rdzenia, dzięki któremu Trump wygrał wybory.

W rzeczywistości ta strategia jest bardzo zbliżona do tego, co nazwałem „porządkiem wielkich mocarstw” w mojej książce o Trumpie. Obecnie to określenie jest coraz częściej słyszane w przestrzeni publicznej – „koncert wielkich mocarstw”. Oznacza to, że Zachód nie postrzega się już jako gwarant demokracji, nie promuje wartości liberalnych, nie bierze odpowiedzialności za całą ludzkość i nie postrzega siebie jako części jednej przestrzeni z Europą.

Ameryka jest teraz zdana na siebie. Wciąż dąży do swojej wielkości, rozwoju, dominacji, ale wyraźnie wyznacza terytorium tej dominacji – przede wszystkim półkulę zachodnią, oba kontynenty amerykańskie. Stąd pochodzi termin „następca doktryny Monroe’a”. Następnym przykładem jest dodatek, rozwój pewnego projektu geopolitycznego, a właśnie ten następca Trumpa to w rzeczywistości rząd wielkich mocarstw.

Co Trump i jego zwolennicy mówią w tym dokumencie? Ameryka skupia się głównie na dwóch kontynentach: Ameryce Północnej (w tym, jeśli można tak powiedzieć, Grenlandii jako naturalnym przedłużeniu Alaski) oraz całej Ameryki Południowej. To jest ich strefa, rezerwują ją dla siebie bezwarunkowo.

Jeśli chodzi o resztę świata, główna teza globalistyczną, że głównymi strategicznymi przeciwnikami są Rosja i Chiny, zniknęła. Nie ma już takich zapisów. Rosja jest postrzegana raczej neutralnie, a nawet życzliwie jako potencjalny partner. Chiny postrzegane są jako poważny konkurent gospodarczy i pewne zagrożenie, ale już nie jako wróg w starym tego słowa znaczeniu. Ingerencja w sprawy Bliskiego Wschodu i innych stref euroazjatyckich zostanie zredukowana niemal do zera. Afryka została uznana za obojętną, Indie w ogóle nie są wymieniane, czyli nie są już uważane za partnera strategicznego.

Okazuje się, że to prawdziwy świat wielobiegunowy. Trump otwarcie deklaruje: tak, pozostajemy największym biegunem, będziemy utrzymywać i narzucać naszą hegemonię, ale znacznie ją ograniczymy. Odrzucenie globalistycznej agendy obiektywnie otwiera drogę innym Biegunom – Rosji, Chinom, Indiom – do pełnego zakorzenienia się. A jeśli chodzi o resztę, Trump po prostu mówi: Nie obchodzi mnie to, stwórz swoje bieguny albo nie twórz tak, jak chcesz. Jednocześnie oczywiście amerykańska hegemonia jest niezwykle ostrożna wobec BRICS i jakiejkolwiek konsolidacji innych cywilizacji. Ten dodatek do Doktryny Monro`e stanowi bezpośrednie wyzwanie dla całej Ameryki Łacińskiej i zmusi ją do poszukiwania wspólnej strategii, aby zapobiec jawnej amerykańskiej dominacji na jej kontynencie. To samo dotyczy Afryki.

W rzeczywistości mamy do czynienia z głęboko antyeuropejską strategią. Solidarność atlantycka jest wspominana jedynie z sarkazmem i drwiną. Proponuje się „podzielić ciężar” wydatków wojskowych w NATO: Ameryka zwalnia się z głównej odpowiedzialności za Europę, pozostawiając jedynie kluczowe stanowiska. To w rzeczywistości koniec atlantyzmu jako takiego. Europa jest teraz zmuszona myśleć samodzielnie i stworzyć własny biegun cywilizacyjny.

Ta doktryna dokładnie odzwierciedla podejście MAGA, z którym Trump doszedł do władzy. Potem bardzo się od tego oddalił: nie angażował się w konflikt ukraiński, przykrywał go maską zamiast prawdziwego rozwiązania, bombardował Iran, radykalnie wspierał Netanjahu – bardzo odszedł od pierwotnego programu. W tej strategii wraca do podstaw: wraca do MAGA. Nie jest przypadkiem, że dokument wywołał prawdziwą panikę wśród globalistów – zarówno w Europie, jak i w samych Stanach Zjednoczonych.

Krzyczą histerycznie: kto to napisał? Jeśli pierwsza doktryna Trumpa została napisana przez neokonserwatystów i globalistów – Pompeo, Boltona, Pence’a – to teraz powstaje prawdziwa MAGA: Hicks, Vance, Miller. Paradygmat całkowicie się zmienił. To jest nadchodzący realizm – agresywny, hegemoniczny, ale wciąż realizm. Idea promowania wartości liberalnych została odrzucona raz na zawsze.

Ameryka staje się konkretną, jasno zdefiniowaną potęgą militarno-polityczną z oczywistymi interesami, które będzie zdecydowanie bronić na swojej półkuli. Kto wejdzie jej w drogę, będzie miał kłopoty. Ale już nie mówi się o liberalizmie, demokracji i prawach człowieka. America First — kropka. Obiektywnie rzecz biorąc, świat multipolarny, o którym mówił nasz prezydent w swoim przemówieniu w Monachium, odrzucając roszczenia Zachodu do uniwersalizmu i globalizmu, jest teraz faktycznie ogłoszony przez samego Trumpa. Kolejną kwestią jest to, czy jego następca, na przykład Vance, wytrzyma ten kurs po 80-letnim Trumpie? A może neokonserwatyści powrócą? Jak dotąd jest to deklaracja wojny – nie wobec nas, lecz wobec globalnej liberalno-globalistycznej elity.

Jeśli mówimy o Ukrainie, teraz pojawia się teza, że Trump jest niezadowolony, że Zełenski nie czyta jego planu pokojowego. Syn Trumpa przyznaje nawet, że na tle wszystkich historii o korupcji Ameryka może w nadchodzących miesiącach całkowicie przestać uczestniczyć w konflikcie ukraińskim. Jak bardzo to realistyczne?

– Plan, który teraz promuje Trump, jest dokładnie tym, który może nam odpowiadać. Wyjaśniliśmy mu to bardzo jasno: co jest dla nas akceptowalne, a z czym kategorycznie nie możemy mieć nic do czynienia. Jednak to, co mu wyjaśniliśmy i co wydaje się zaakceptować, nadal nie będzie naszym prawdziwym zwycięstwem. To, niestety, kolejny kompromis. To nie jest porażka – w żadnym wypadku – ale też nie jest to zwycięstwo w pełnym, głębokim tego słowa znaczeniu. Można to nazwać pewnym sukcesem, można to nazwać upokorzeniem Zachodu, z pewnością osobistą i ostateczną porażką Zełenskiego – ale to w żadnym wypadku nie jest koniec Ukrainy jako projektu, a już na pewno nie koniec Zachodu jako siły cywilizacyjnej.

Trump doskonale to rozumiał. Zrozumiał najważniejsze: jeśli naprawdę chce uratować Ukrainę – czyli uratować antyrosyjski, rusofobiczny przyczółek, który budowano przeciwko nam przez tyle lat – musi natychmiast zaakceptować nasze propozycje. Dla globalistów, Europejczyków i oczywiście samego Zełenskiego będzie to poważna, bolesna porażka.

Ale dla samej Ukrainy tak nie jest. Ukraina zostanie uratowana. I została uratowana w samej formie, w jakiej została stworzona: jako antyrosyjska. I to Trump ją ratuje, poświęcając Zełenskiego i całą grupę europejskich idiotów, którzy wciąż nie mogą uwierzyć w to, co się dzieje.

Gdyby Trump, robiąc wszystko, co w jego mocy, po prostu wycofał się z konfliktu i zostawił go na łasce Europy i Ukrainy – co, nawiasem mówiąc, wielokrotnie sugerował, a nawet otwarcie mówił – byłaby to dla nas naprawdę idealna opcja. Tak, wciąż musielibyśmy walczyć, być może dość długo i ciężko, ale wtedy mielibyśmy realną szansę na prawdziwe, całkowite, nieodwracalne zwycięstwo. A każde zawieszenie broni, które możemy teraz zawrzeć, jest tylko tymczasową przerwą i to na bardzo krótki czas. Ani Ukraina, ani Unia Europejska, ani nawet Stany Zjednoczone nie będą się z tym rozejmem mierzyć w przyszłości, gdy tylko poczują, że mają choćby najmniejszą okazję, by je złamać.

Jeśli Trump zdecyduje się na sprawy Wenezueli, a my rozwijamy relacje sojusznicze z Wenezuelą, jak Rosja powinna na to zareagować?

– To trudne pytanie. Z jednej strony mamy naprawdę sojusznicze relacje z Wenezuelą i gdybyśmy byli silniejsi, musielibyśmy w pełni zaangażować się w ten konflikt po stronie Maduro przeciwko amerykańskiej agresji. Niestety, nie jesteśmy jednak do tego przygotowani: wszystkie nasze siły są całkowicie uwięzione przez wojnę ukraińską – tak jak w Syrii, jak w Iranie. Po zwycięstwie na pewno się włączymy. A teraz, niestety, jesteśmy sparaliżowani.

Zacznijmy tę część rozmowy od oświadczenia naszego specjalnego przedstawiciela Prezydenta Rosji Kiryła Dmitriewa. Powiedział, że najlepsi dyplomaci Unii Europejskiej są teraz w panice. Tak właśnie skomentował wiadomość z Polski, że sam Dmitriew i amerykański biznesmen Elon Musk rzekomo zdecydowali się podzielić Europę. Jaki jest powód takiej dyskusji o podziale Europy teraz? Dlaczego Musk stał się bardziej aktywny? Praktycznie zniknął z przestrzeni publicznej na jakiś czas, a teraz wznowił polemikę z Unią Europejską na temat wolności słowa, prawa europejskiego. Do czego to wszystko prowadzi?

– W rzeczywistości tutaj, podobnie jak przy przyjmowaniu nowej doktryny bezpieczeństwa narodowego, jak w negocjacjach dotyczących Ukrainy, rejestrujemy ten sam ogólny ruch – silne oscylacyjne wahanie w kierunku powrotu do pierwotnego projektu MAGA. Bo gdy Trump doszedł do władzy, zasadniczo ogłosił całkowity reset całej globalnej architektury, a projekty MAGA faktycznie zostały uruchomione. A potem odszedł od tego bardzo poważnie i bardzo daleko. Przez prawie rok – osiem, dziewięć miesięcy – zajmował się zupełnie innymi rzeczami: ukrywał listę Epsteina, wyszedł spod gigantycznej, nagle ujawnionej presji izraelskiego lobby na amerykańską politykę, zdradził swoich lojalnych towarzyszy.

To znaczy, w pewnym sensie, przestała być z MAGA. Odszedł od MAGA na bardzo dużą odległość. Ale wszystko zaczęło się dokładnie tak samo, jak zaczyna się teraz. A teraz wraca – Trump wraca, a co za tym idzie, Musk wraca.

Ponieważ Musk wyraźnie otrzymał zielone światło na rozbicie Unii Europejskiej. W przypadku Unii Europejskiej mówimy o „najlepszych dyplomatach”, którzy są ultra-globalistami, absolutnymi, nie do pogodzenia wrogami Trumpa, najzacieklejszymi przeciwnikami jego kursu, jego ideami, jego poglądami na świat i społeczeństwo. Już zeszłej zimy, w styczniu zeszłego roku, prawie rok temu, Musk rozpoczął tę kampanię: przeciwko Starmerowi, wspierając AfD, przeciwko Macronowi. I faktycznie Twitter – jego sieć zakazana w Federacji Rosyjskiej – stał się platformą, która konsolidowała populistyczną opozycję w każdym europejskim kraju, podnosząc ją w taki sam sposób, w jaki Soros kiedyś podnosił globalistów, ale tylko w lustrzanej, przeciwnej stronie. Teraz Musk po prostu powtórzył tę samą taktykę, ale na odwrót. I zaczął to robić rok temu: wspierał AfD, przeciwników Starmera w Wielkiej Brytanii, Marine Le Pen, Meloni – wszystkich, którzy sprzeciwiali się Unii Europejskiej, europejskiemu establishmentowi, europejskiemu populizmowi, jeśli można tak powiedzieć.

A potem sam Musk został zawieszony w pracy w DOGE, agencji ze względu na efektywność i wygodę działania państwa. Generalnie rozstał się z Trumpem, a równolegle z tym sam Trump zajmował się zupełnie innymi sprawami, co wywołało jedynie krytykę ze strony Muska. Ale Musk się powstrzymał. Na początku zaczął krytykować Trumpa, potem zrobił sobie przerwę. I czekał na moment, gdy wahania związane z trumpizmem znów wejdą na drogę MAGA. To znaczy, wracamy do MAGA. Rozpoczęliśmy dzisiejszy program: w Ameryce widzimy, że Trump wraca do pierwotnego planu, do Planu A, do planu MAGA. I oczywiście Musk natychmiast aktywnie angażuje się w ten proces i nadal niszczy Unię Europejską.

Tym razem jest znacznie poważniej. Drugie podejście MAGA do rozmontowania Unii Europejskiej, moim zdaniem, będzie znacznie bardziej zdecydowane i spójne. Potwierdza to nowa strategia bezpieczeństwa narodowego oraz zachowanie Unii Europejskiej w kryzysie ukraińskim, które nieustannie udaremnia plany Trumpa dotyczące ratowania Ukrainy. Teraz wszystkie okoliczności właśnie się pojawiły, by poradzić sobie z zniszczeniem Unii Europejskiej. Nikt już nic nie ukrywa. Musk otwarcie mówi: zniszczmy Unię Europejską. Ma ku temu wszelkie powody: jest zwolennikiem konserwatywno-populistycznego projektu high-tech, któremu liberałowie u władzy po prostu uniemożliwiają życie i oddychanie.

Uważam, że sama Ameryka, Trump i jego zespół trumpistów, gdzie MAGA zaczyna wychodzić ze śpiączki i odgrywa coraz ważniejszą rolę, naprawdę zaczęli rozbijać Unię Europejską. Wystarczy to tylko oklaskiwać i, jeśli to możliwe, pchnąć to, co już upada. Gdybyśmy mieli siłę i dźwignie wpływu na Unię Europejską, jestem pewien, że po obu stronach moglibyśmy po prostu zepchnąć tych wspaniałych „najlepszych europejskich dyplomatów” w zapomnienie. Bo nie da się wymyślić czegoś bardziej obrzydliwego, złośliwego, agresywnego, cynicznego, podstępnego, toksycznego, gnijącego od środka i rozprzestrzeniającego tę zgniliznę na resztę ludzkości niż obecna Unia Europejska.

A ta kara, którą otrzymała firma X na mocy nowego prawa Unii Europejskiej, była tylko pretekstem dla Muska, by ponownie rozpocząć kampanię przeciwko Europie. Wszystko wydarzyło się dokładnie na zgodę Trumpa, ponieważ zbiegło się to z publikacją nowej strategii.

– To tylko pretekst, ale idealnie wpisuje się w ogólną fluktuację amerykańskiego kursu – od MAGA po neokonserwatystów i z powrotem do MAGA. Rok temu, gdy postawiliśmy sobie zadanie ścisłego monitorowania tych wahań w amerykańskiej polityce w naszym programie eskalacji, bardzo trafnie opisaliśmy logikę tworzenia nowego reżimu trumpowskiego: będzie on nieustannie wahać się między MAGA, zbliżaniem się do projektu MAGA – porządkiem wielkich mocarstw – a oddalaniem się od niego. Oczywiście nie wyobrażałem sobie, że posunie się tak daleko, tak haniebnie i przez tak długi czas, rozpraszając wszystkich swoich najbliższych zwolenników. Ale Trump jest naprawdę nieprzewidywalną osobą. Z taką samą łatwością, z jaką je rozproszył, złożył je z powrotem. Tak jak zakazał wszystkim, a teraz pozwolił wszystkim. Amplituda tych oscylacji okazała się zupełnie inna niż to, co przewidywaliśmy przy budowaniu hipotez, ale to jest istota procesu.

A teraz jestem pewien, że Musk wykorzystał tę karę jako wymówkę, by wrócić do prawdziwego biznesu. Trump udzielił mu na to milczącej zgody i stopniowo odnawiają relacje. Został ukarany grzywną w wysokości ponad stu milionów dolarów, ale w pierwszych godzinach po tym X, jego sieć zakazana w Federacji Rosyjskiej, awansowała na pierwsze miejsce pod względem liczby odsłon we wszystkich krajach UE. To znaczy, że już wygrał. Pokazało to prawdziwe nastawienie Europejczyków do ich rządów – to w rzeczywistości milczący głos za lub przeciw Unii Europejskiej. Dziś nikt nie popiera Unii Europejskiej, poza samymi europejskimi sojusznikami, poza tą brukselską ekipą – międzynarodowym zgromadzeniem globalistycznych maniaków i Starmerem, który do nich dołączył i jest też absolutnym maniakiem. Ci maniacy teraz gorączkowo próbują stłumić wszelkie sprzeciwy w Europie.

Obecnie krąży taki mem: zdjęcie Starmera z podpisem „Mamy pełną wolność słowa. Każdy, kto to zakwestionuje, zostanie natychmiast aresztowany.” To mniej więcej ogólny stan Europejczyków dzisiaj. A ponieważ X nie jest przez nich cenzurowany, próbują unicestwić tę oazę wolności. Ale za Muskiem i jego siecią kryje się potęga Stanów Zjednoczonych, a teraz Trump otwarcie poparł Muska. Hicks wspierał, Vance wspierał. Powiedzieli, że cenzura wolności słowa jest bezprecedensowa. W rzeczywistości jest to casus belli, pretekst do wojny, do bezpośredniego konfliktu dyplomatycznego i politycznego między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską. Myślę, że tym razem to naprawdę bardzo poważne. Oczywiście nie można wykluczyć, że Trump ponownie wycofa się ze swojej strategii MAGA.

Jednak obecnie jesteśmy świadkami nowego, potężnego zwrotu w powrocie do MAGA. Wszystko idzie ściśle zgodnie ze scenariuszem. Zarówno Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone – całe Stany Zjednoczone – zmierzają w tym kierunku. Oczywiście Demokraci, liberałowie i globaliści mają zupełnie inne zdanie. Są w panice, w prawdziwym przerażeniu. Czytałem komentarze McFaula, jednego z najniebezpieczniejszych globalistów i architektów polityki wobec Rosji i Ukrainy: to po prostu terrorystyczne, ekstremistyczne wezwania do obalenia rządu w Rosji, zmiany reżimu i tak dalej. Były ambasador, demokrata, globalista – jest po prostu histeryczny: zamiast walczyć z Rosją i Chinami, prowadzimy wojnę z naszymi głównymi sojusznikami w Europie! Panika jest całkowita – zarówno w Europie, jak i wśród amerykańskich globalistów.

To jest fala, na której teraz jesteśmy. I moglibyśmy cieszyć się ze wszystkiego, co się dzieje, nie oglądając się za siebie, gdyby nie jeden niezwykle problematyczny moment dla nas – plan pokojowy dla Ukrainy, który promuje Trump. Nie robi tego z urazu, po prostu ma własny program, własną wizję świata. Naprawdę usunął Rosję z listy głównych wrogów i obiektów nienawiści. Nie jesteśmy dla niego fundamentalnie ważni, ma inne priorytety. I w tym jest radykalnie sprzeczny z Unią Europejską, która wręcz przeciwnie otwarcie przygotowuje się do wojny z nami. Okazuje się, że w obozie nastąpił prawdziwy rozłam między naszymi przeciwnikami – powiedzmy ostrożnie – a wrogami. A gdybyśmy mieli wystarczająco dużo narzędzi i sił, by aktywnie uczestniczyć w tym procesie, jestem przekonany, że upadek Unii Europejskiej i jej upadek powinny stać się naszym głównym zadaniem polityki zagranicznej w kierunku europejskim. Bo upokorzenia, które otrzymaliśmy od Unii Europejskiej – nie od narodów europejskich, lecz przez tę brukselską konstrukcję – nie może być wybaczone. Będą walczyć z nami, finansują, uzbrajają oraz moralnie i politycznie wspierają naszych wrogów. To nasz wróg. Musimy nazwać rzeczy po imieniu: Unia Europejska to wróg. Musi zostać zniszczona.

I widzimy, że Stany Zjednoczone dziś – to zwolennicy MAGA Trumpa – naprawdę zaczęły ją eliminować. Wszyscy natychmiast krzyknęli: patrzcie, są razem z Putinem! Myślę, że myślą o nas lepiej, niż naprawdę jesteśmy. Gdybyśmy mieli takie możliwości – milczący przedstawiciele we wszystkich stolicach Europy, rozdający ciasteczka, wspierający wszystkich, którzy są gotowi zniszczyć ten konstrukt – moglibyśmy przywrócić doskonałe relacje z nową Europą: Europą Narodów, Europą tradycji, prawdziwą europejską demokrację z jej kulturą i interesami.

Nie jest faktem, że od razu stanie się naszym automatycznym przyjacielem – bardzo w to wątpię – ale musimy zniszczyć patologię, jaką jest obecna Unia Europejska. Unia Europejska musi zostać zniszczona.

Za:  geopolitika.ru

„O wojnie” Clausewitza. Dlaczego nie jestem patriotą.

„O wojnie” Clausewitza. Dlaczego nie jestem patriotą


=================================================================

Carl Phillip Gottlieb von Clausewitz (ur. 1780, zm. 1831)

Powszechnie znane są jego powiedzenia: Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami.

oraz: Pokój to zawieszenie broni pomiędzy dwiema wojnami.

================================================

kelkeszos


https://www.salon24.pl/u/qqc1968/1477356,o-wojnie-dlaczego-nie-jestem-patriota

O dziele ca słyszał chyba każdy, choćby zdawkowo zainteresowany historią, mało jednak osób wie, że pierwsze polskie tłumaczenie tej fundamentalnej dla rozumienia kwestii wojny pracy, dostaliśmy dopiero w 1928r.

W tym czasie przemyślenia Clausewitza zdążyły już zrobić furorę w całym cywilizowanym świecie, w samych Niemczech książka doczekała się ośmiu wydań, a przedmowę do piątego, w 1905r. osobiście napisał  Alfred von Schlieffen.

Być może jakaś część polskich myślicieli korzystała z oryginału niemieckiego, albo tłumaczeń na inne od ojczystego języki, tym niemniej znajomość pracy Clausewitza, w całym kluczowym dla dziejów narodowych okresie – była marginalna. Jedyny wykrywalny ślad rodzimej wiedzy o zasadach pruskiego stratega, to wydana w Berlinie w 1844r. analiza słynnego generała Wojciecha Chrzanowskiego „Wyciągi z celniejszych dzieł o wyższej części sztuki wojskowej „, zawierająca cytaty z Clausewitza.

Ta oczywista ułomność naszej świadomości czym w istocie jest wojna, miała i swoje głębokie przyczyny i daleko idące skutki, aktualne po dziś dzień. W czasach gdy polskie elity jak jeden mąż wmawiały światu i narodowi, że Polska jest „Chrystusem narodów”, a jej głównym zadaniem jest zginąć w walce, aby swoim cierpieniem zbawiać świat, inni działali według wbitej im przez Clausewitza zasady:

„Wojna jest aktem przemocy, mającym na celu zmuszenie przeciwnika do spełnienia naszej woli”  i dalej „Przemoc i to przemoc fizyczna [ …] jest tedy środkiem, gdy celem jest narzucenie swej woli wrogowi. Aby cel ten osiągnąć, musimy wroga rozbroić – i to stanowi bezpośredni cel czynności wojennych”.

Konsekwencją tej prostej i niedającej się zbić obserwacji jest konieczny wniosek: 

„Dusze miłosierne mogłyby może łatwo mniemać , że możliwe jest sztuczne rozbrojenie lub powalenie przeciwnika bez zadawania wielu ran, i że do tego powinna zmierzać sztuka wojenna . Choć brzmi to bardzo pięknie, jednak błąd ten sprostować należy; w rzeczach bowiem tak niebezpiecznych jak wojna, najgorsze są błędy , wypływające z dobroduszności „.

Oczywiście, aby osiągnąć cel wojny musimy doprowadzić po swojej stronie do „krańcowego napięcia sił”, będącego sumą posiadanych środków wojny i „napięcia siły woli”. W innym wypadku – przegrywamy i nie mając pewności, że jesteśmy po swojej stronie owo „krańcowe napięcie sił” wywołać, powinniśmy wojny unikać. Ta jest wprawdzie przedłużeniem polityki, ale tylko na zasadzie sprzężenia zwrotnego – polityka to bowiem prowadzenie wojny niemilitarnymi środkami.

Gdy zatem nie jesteśmy w stanie już wojną osiągnąć jej celu, czyli narzucenia wrogowi naszej woli, musimy zacząć negocjacje pokojowe.

Strona niezdolna do „krańcowego napięcia sił” przegrywa, a znamiona klęski są najczęściej widoczne poprzez oznaki braku „napięcia siły woli”, objawiające się najczęściej hordami dezerterów i dekowników, a także skorumpowaniem i złodziejstwem dowództwa wojska i polityków zarządzających krajem. To są zazwyczaj symptomy niemożności wygrania wojny, a raczej przesłanki poniesienia w niej całkowitej klęski.

Polacy jako naród skrajnie pacyfistyczny, w zakresie wzniecania wojny nie mają praktycznie żadnych doświadczeń, poza wywołaniem Powstania Listopadowego i Powstania Krakowskiego. Obydwa te zrywy różnią się skalą, choć nie swoim bezsensem w rozumieniu zasad sztuki wojennej i jej ścisłego, nierozerwalnego związku z polityką.

Obydwa przy tym dają najlepsze świadectwo tego, że polskie ówczesne elity ( tu obawiam się, że niewiele uległo zmianie ), nadal uważają, że parzący nas płomień z ogniska, nie jest efektem intensywnego procesu utleniania, tylko działalności złego ducha ukrytego w palenisku. I według takiej wiedzy o świecie działały i działają.

Jakie cele zakładali przywódcy tych dwóch powstań? Wzniecenie i wygranie wojny, czyli obezwładnienie wroga. Jakimi środkami? Insurekcji krakowskiej udało się zgromadzić według różnych szacunków około dwóch tysięcy ludzi i przy pomocy tej siły, rzucić wyzwanie Austrii, Rosji i Prusom. Skutek znamy. Bratobójcza tragiczna rzeź „myśmy wszystko zapomnieli, mego ojca piłą rżnęli”.

Powstanie Listopadowe to już wojna w „obronie konstytucji”. Jego przywódcy niemal na samym jej początku określili cele tak ekstremalne i tak niemożliwe do zrealizowania, że tylko ludzie głęboko rozminięci z rzeczywistością, mogą rozważać tu jakieś szanse.

Przypomnijmy: 25 stycznia 1831r. Sejm Królestwa Polskiego zdetronizował króla – Mikołaja I. Konstytucja nie przewidywała takiej możliwości, co więcej na zasadzie swoich artykułów 1 i 3 przewidywała, że królem mógł być tylko rosyjski car, panujący w zgodzie z wydaną w 1797r. przez Pawła I „Ustawą o rodzinie carskiej”.

Czyli konstytucję posłowie wyrzucili do śmieci, zdając sobie sprawę, że w tej sytuacji wywołują wojnę nie tylko z Rosją, ale z całą legitymistyczną Europą, bo samo istnienie Królestwa Polskiego było oparte na włączonych jako załączniki do „Aktu Finalnego Wiedeńskiego” traktatów z dnia 30 kwietnia 1815r. , zawartych między Rosją i Austrią oraz Rosją i Prusami. W tej sytuacji detronizacja Mikołaja I ” w obronie konstytucji”, była zniszczeniem całego ładu po-wiedeńskiego, ze wszystkimi konsekwencjami.

Takie działanie wymaga siły zdolnej do skrajnego przeprowadzenia „aktu przemocy”, aby zmusić przeciwnika, a raczej w tym wypadku kilku, do spełnienia naszej woli. Jeśli się takich środków nie posiada, wezwanie „do broni” jest wezwaniem do rzezi. To rozumiał Clausewitz dokładnie w tych samym czasie, gdy wyznaczający cele ekstremalne polskiemu powstaniu patrioci, najbardziej cierpieli, że Warszawa we wrześniu 1831r. została przez Krukowieckiego i Prądzyńskiego poddana, a nie zagrzebana z całą ludnością we własnych ruinach.

Nie sądzę abyśmy z tych wszystkich naszych nieszczęść potrafili wyciągać wnioski. Może społecznie, instynktownie – tak, bo publiczność do wojny się nie garnie, ale już nasze narodowe elity – wręcz przeciwnie. I choć wiara w Chrystusa mocno już współcześnie zwątlała, to nadal te nauki „Wieszczów” tkwią mocno w głowach naszych elit. Polska już może nie tyle „Chrystusem narodów”, ale sumieniem to tak.

Może dla otrzeźwienia różnych wielkich geostrategów winno się wprowadzić do kanonu lektur na wyższych uczelniach Clausewitza, a już z pewnością „Dzieje głupoty w Polsce”. Nawet jeśli to by nie otrzeźwiło naszych elit, to przynajmniej potem, w trakcie różnych procesów, różni wielcy gadacze, nie mogliby się powoływać, na nieznajomość zasad.

Póki co, osobnikom takim jak ja, mającym w głębokim niepoważaniu polskich romantyków, „wieszczów”, rewolucjonistów non stop krzyczących „za mną” i „do broni”, musi wystarczać bolesna świadomość, że nie zaliczamy się do grona patriotów.

Trudno, pożyjemy i zobaczymy, czy i jak pożyjemy. Lepiej by było abyśmy trwali z jakąś możliwością działania, bo w Polsce najwięksi bohaterowie nigdy się nie zastanawiają, kto i jak ma karmić pozostałe po wojnie wdowy i sieroty, najczęściej przy tym zdane na niełaskę zwycięzców.

Radykalna zmiana kursu: Dokument strategii bezpieczeństwa narodowego prezydenta Trumpa

Zmiana kursu w USA

paulcraigroberts/a-change-in-course-president-trumps-2025-national-security-strategy

8 grudnia 2025

Zmiana kursu: Dokument strategii bezpieczeństwa narodowego prezydenta Trumpa 

Autor analizy: Paul Craig Roberts

Jeśli dokument prezydenta Trumpa dotyczący strategii bezpieczeństwa narodowego na rok 2025 ma jakiekolwiek znaczenie, a mam nadzieję, że ma, Unia Naukowców Atomistyki może cofnąć wskazówkę zegara zagłady o kilka godzin.

Jeśli strategia prezydenta Trumpa przetrwa opór grup interesu i ideologicznej lewicy Partii Demokratycznej, a jego następcy będą ją kontynuować, prezydent Trump rzeczywiście zmienił bieg Ameryki i świata.

Dokument popiera wiele punktów, które poruszałem od dziesięcioleci. Do niektórych z nich przejdę za chwilę, ale najpierw najważniejsze jest porzucenie w dokumencie doktryny Wolfowitza o amerykańskiej hegemonii.

Zamiast tej doktryny sprzyjającej wojnie, strategią Trumpa jest podejście do świata oparte na konkurencyjności gospodarczej. Najważniejsze jest zawarte w dokumencie wezwanie do przywrócenia strategicznej stabilności między Rosją a Stanami Zjednoczonymi i Europą. Brak strategicznej stabilności między Zachodem a Rosją to droga do wojny nuklearnej. Zatem podejście Trumpa do bezpieczeństwa narodowego odnosi się do najbardziej fundamentalnej kwestii naszych czasów.

W dokumencie stwierdzono, że amerykańskie elity błędnie i destrukcyjnie postawiły na globalizm i tak zwany „wolny handel”, który wyjałowił klasę średnią i bazę przemysłową, od której zależy amerykańska potęga gospodarcza i militarna, i przyznano, że to polityka offshoringu amerykańskich miejsc pracy w przemyśle zbudowała chińską gospodarkę.

\Dokument krytykuje amerykańskie elity polityczne za powiązanie amerykańskiej polityki z siecią międzynarodowych instytucji, z których wiele kieruje się antyamerykanizmem i trans-nacjonalizmem, który wyraźnie dąży do rozpuszczenia suwerenności poszczególnych państw w Wieży Babel. Aby zapewnić sobie sukces, Ameryka musi być bezkompromisowa w stosunku do przeszłości i teraźniejszości kraju. Musimy odzyskać naszą pewność siebie, nadszarpniętą przez elity intelektualne. Musimy odwrócić się od wysiłków liberałów, by zniszczyć naszą wiarę w siebie poprzez głoszenie poczucia winy i spójności narodowej z otwartymi granicami.

Dokument uznaje znaczenie zdrowia duchowego i kulturowego oraz ludzi dumnych ze swoich osiągnięć i bohaterów. Wysiłek liberalnej lewicy, by stworzyć kulturę samokrytyki i poczucia winy, jeśli się powiedzie, doprowadzi do porażki kraju. Dokument odrzuca liberalno-lewicową politykę DEI. Bez systemu opartego na zasługach Stany Zjednoczone nie będą w stanie konkurować na świecie i zostaną pominięte przez innych.

Dokument wyraża zaniepokojenie poczuciem własnej wartości i tożsamości Zachodu w Europie, których słabość, w połączeniu z niskim wskaźnikiem urodzeń i masową imigracją, grozi Europie cywilizacyjnym wymazaniem . Jeśli obecne tendencje się utrzymają, Europa za 20 lat lub krócej będzie nie do poznania.

Dokument nie jest idealny. Unika on przypisywania Waszyngtonowi jakiejkolwiek odpowiedzialności za konflikt na Ukrainie. Nie łączy też offshoringu amerykańskiej produkcji z deficytem handlowym USA. Niemniej jednak jest to o wiele lepsza strategia niż cokolwiek, czego spodziewałem się po Waszyngtonie. Jeśli polityka bezpieczeństwa narodowego Trumpa wpłynie na jego podejście do negocjacji z Putinem, wkrótce powinniśmy znaleźć rozsądne rozwiązanie.

paulcraigroberts/a-change-in-course-president-trumps-2025-national-security-strategy

podała: Rebeliantka

Kiedy Tusk w panice staje się zbyt szczery i potwierdza „rosyjską propagandę”…

Thomas Röper https://anti-spiegel.ru/2025/wenn-donald-tusk-in-seiner-panik-zu-ehrlich-wird-und-russische-propaganda-bestaetigt/

Putin miał rację.

Kiedy Donald Tusk w panice staje się zbyt szczery i potwierdza „rosyjską propagandę”… 

Plan pokojowy Trumpa i nowa strategia bezpieczeństwa USA wywołują panikę w Europie, jak pokazują posty Donalda Tuska. W panice staje się on zadziwiająco szczery i potwierdza to, co zawsze nazywa się rosyjską propagandą: NATO jest zadeklarowanym wrogiem Rosji.

Anti-Spiegel  7 grudnia 2025

Zachodni politycy i media stanowczo zaprzeczają rosyjskiemu stanowisku, że NATO jest wrogiem Rosji, twierdząc, że rozszerzenie NATO do granic Rosji nie stanowi dla niej żadnego zagrożenia. Zdecydowanie zaprzeczają również, że przystąpienie Ukrainy do NATO, które rozpoczęło się na początku 2022 roku, stanowiło zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Rosji, przed którym Rosja mogłaby się bronić jedynie poprzez interwencję militarną na Ukrainie po tym, jak Zachód odmówił negocjacji z Rosją. Zachodnie media i politycy twierdzą, że to wszystko rosyjska propaganda i że NATO nie jest wrogiem Rosji.

I akurat polski premier Tusk potwierdza, że ​​Rosja miała rację w tej sprawie i że NATO uważa Rosję i zawsze uważało ją za wroga.

UE potrzebuje „wspólnego, jasno określonego wroga”

W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” na początku listopada Tusk powiedział:

„Istnieją oczywiste obawy, że pod presją wydarzeń świat może spontanicznie lub celowo ponownie podzielić się na dwie półkule. Dla Waszyngtonu, Ameryki Południowej, Kanady, Grenlandii – prezydent USA Donald Trump często o tym wspomina – a także potencjalny konflikt z Chinami stają się priorytetami, podczas gdy my musielibyśmy sobie poradzić sami”.

Tusk stwierdził następnie, że jedność europejska wymaga „wspólnego, jasno określonego wroga”, dodając:

„Wiem, że to niepopularne podejście, ale nie zmienię zdania i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby ta nadzwyczajna sytuacja trwała jak najdłużej”.

Podsumowując: Tusk oświadczył całkiem otwarcie, że UE potrzebuje „wspólnego, jasno określonego wroga”, przez którego rozumie Rosję, i że zrobi wszystko, aby „ta wyjątkowa sytuacja”, czyli eskalacja konfrontacji z Rosją, „trwała jak najdłużej”.

Mówiąc wprost, Tusk stwierdził, że UE sama zaostrza konflikt z Rosją, ponieważ potrzebuje wspólnego wroga, aby przetrwać. UE nie jest już projektem pokojowym ani gospodarczym; stała się projektem siłowo-politycznym. Komisja Europejska chce przekształcić UE w de facto państwo federalne, w którym to Komisja sprawuje władzę, a państwa narodowe, pod względem swojej władzy politycznej, są sprowadzone do czegoś na kształt niemieckich krajów związkowych.

Jedynym sposobem, by przekonać do tego obywateli UE, którzy w zdecydowanej większości odrzucają te plany, jest zastraszenie ich wrogiem zewnętrznym, by uwierzyli, że UE potrzebuje większych uprawnień, by odeprzeć rzekome zagrożenie. Ten trik został już wykorzystany podczas pandemii COVID-19, kiedy UE uzyskała kontrolę nad danymi zdrowotnymi wszystkich obywateli UE za pośrednictwem cyfrowych certyfikatów szczepień, skutecznie znosząc ochronę danych. Jest on ponownie wykorzystywany teraz, gdy Komisja Europejska przejmuje kontrolę nad zamówieniami na broń, tworzy własną służbę wywiadowczą, która zastąpi krajowe agencje wywiadowcze, znosi prawo weta państw członkowskich i przejmuje wiodącą rolę w polityce zagranicznej. To przeniesienie władzy do Brukseli i osłabienie państw narodowych są uzasadniane rzekomym „zagrożeniem ze strony Rosji”.

To właśnie Tusk otwarcie stwierdził w wywiadzie na początku listopada, mówiąc o potrzebie posiadania przez UE „wspólnego, jasno określonego wroga” i że zrobi wszystko, aby „ta wyjątkowa sytuacja trwała jak najdłużej”.

Donald kontra Donald

Ostatnie dwa tygodnie były najwyraźniej trudne dla Donalda Tuska, ponieważ inny Donald, a mianowicie Donald Trump, najwyraźniej ma inne plany.

Obecna gehenna Tuska rozpoczęła się od przedstawienia planu pokojowego Trumpa, na który Tusk odpowiedział na X pod koniec listopada w następujący sposób:

„Chciałbym przypomnieć naszym sojusznikom, że NATO powstało po to, by bronić Zachodu przed agresją sowiecką, czyli przed Rosją. Jego fundamentem była solidarność, a nie egoistyczne interesy. Mam nadzieję, że nic się w tej kwestii nie zmieniło”. zrodlo:

Donald Tusk @donaldtusk

I wish to remind our allies that NATO was created to defend the West against the Soviet aggression, that is against Russia. And its foundation was solidarity, not egoistic interests. I hope that nothing has changed.

1,8 mln wyświetleń

——————

Już teraz wyraźnie słychać panikę, która ogarnęła Tuska, ale to był dopiero początek.

Kilka dni później, w piątek, Stany Zjednoczone opublikowały nową strategię bezpieczeństwa narodowego, która jasno stwierdza, że ​​Europa nie jest już priorytetem dla rządu USA i że Europa powinna wkrótce być w stanie się bronić. Rząd USA otwarcie odwraca się więc od NATO. Jako jeden z priorytetów rządu USA formułuje „przywrócenie stabilności w Europie i strategicznej stabilności z Rosją”, co oznacza zakończenie wojny na Ukrainie i dobre stosunki z Rosją.

To jest dokładnie odwrotne od tego, czego pragną Tusk i Europejczycy, dla których egzystencjalnie ważne jest posiadanie „wspólnego, jasno określonego wroga” – Rosji – ponieważ w przeciwnym razie ambitne plany Komisji Europejskiej, mające na celu osłabienie państw narodowych, są zagrożone.

Nawiasem mówiąc, nowa strategia bezpieczeństwa Trumpa ostro krytykuje UE w jej obecnym kształcie i stwierdza, że ​​celem polityki USA jest „pomoc Europie w skorygowaniu jej obecnego kursu”.

To prawdopodobnie jeszcze bardziej wzmogło panikę Tuska, który okazał kolejny przebłysk szczerości, odpowiadając X w następujący sposób:

„Drodzy amerykańscy przyjaciele, Europa jest waszym najbliższym sojusznikiem, a nie waszym problemem. Mamy wspólnych wrogów. Przynajmniej tak było przez ostatnie 80 lat. Musimy się tego trzymać, ponieważ to jedyna rozsądna strategia dla naszego wspólnego bezpieczeństwa. Chyba że coś się zmieni”.

( znów podaję źródło) tusku

Czy coś się zmieniło po 80 latach bez zmian?

Największą obawą Tuska wydaje się być to, że coś mogło się zmienić, ponieważ oba jego posty w stylu X kończą się tym sformułowaniem. Co dokładnie się zmieniło, okaże się w nadchodzących tygodniach i miesiącach, ale jestem pewien, że coś się rzeczywiście zmieniło.

Dla administracji Trumpa NATO ewidentnie nie jest już sojuszem obronnym, a raczej instrumentem, za pomocą którego zamierza wycisnąć z Europejczyków jak najwięcej miliardów na zbrojenia. W Waszyngtonie nie mówi się już o „obronie zbiorowej”; zamiast tego Biały Dom żąda, aby Europejczycy bronili się sami – i oczywiście kupowali w tym celu broń od USA za setki miliardów dolarów.

Odpowiedź na pytanie Tuska o to, czy coś się zmieniło, brzmi: tak, coś z pewnością się zmieniło; pytanie tylko, jak radykalnie i szybko Trump to wdroży.

Prawdy, które Tusk tak otwarcie głosił w ostatnich tygodniach – że UE potrzebuje Rosji jako „wspólnego, jasno określonego wroga” i że NATO zawsze uważało Rosję za wroga – nie są rewolucyjne, o czym wszyscy eksperci już wiedzieli. Zaskakujące jest to, że czołowi europejscy politycy mówią teraz o tym otwarcie, co jest wyraźnym sygnałem paniki szerzącej się w Europie.

Należy pamiętać, że lord Ismay, pierwszy sekretarz generalny NATO, sformułował cel i misję NATO jako trzymanie Związku Radzieckiego z dala od Europy, utrzymywanie USA w Europie i podporządkowanie Niemiec. I Tusk ma rację, ponieważ nic się nie zmieniło przez 80 lat; cele i misja NATO do dziś są takie: walka z Rosją, utrzymanie władzy USA nad Europą i maksymalne osłabienie Niemiec.

Wydaje się, że coś się zmieniło, ponieważ rząd USA nie postrzega już Rosji, lecz Chiny jako swojego głównego przeciwnika i chce pozyskać Rosję dla swojej walki z Chinami. A aby to się stało, konieczna jest poprawa relacji amerykańsko-rosyjskich.

Ponieważ w ostatnich latach Unia Europejska pogrążyła się w politycznym bezsensie i recesji gospodarczej, pozostały jej tylko dwie opcje: zaakceptować tę sytuację lub kontynuować samotną walkę z Rosją.

Rząd USA prawdopodobnie mógłby pogodzić się z każdym z tych scenariuszy.

Ukraińcy zatrzymani w Warszawie. Wieźli detektor urządzeń szpiegowskich, zaawansowany sprzęt hakerski, itp…

Ukraińcy zatrzymani w Warszawie. Wieźli tajemniczy sprzęt

8.12.2025 nczas/ukraincy-w-warszawie

Szpieg agent
Szpieg. Zdjęcie ilustracyjne. / Foto: Pixabay

Śródmiejscy policjanci zatrzymali trzech mężczyzn, którzy podróżowali z detektorem urządzeń szpiegowskich i sprzętem hakerskim. Cała trójka usłyszała zarzuty i trafiła do aresztu.

Sierż. szt. Kacper Wojteczko ze śródmiejskiej komendy przekazał, że mężczyźni zostali zatrzymani w trakcie kontroli drogowej przy ulicy Senatorskiej.

W osobowej toyocie kierowcy podróżowało jeszcze dwóch mężczyzn. Okazało się, że wszyscy są obywatelami Ukrainy, w wieku 43, 42 i 39 lat.

„W rozmowie z policjantami przyznali, że »podróżują po Europie«, a do Polski przyjechali kilka godzin wcześniej i niedługo planują podróż na Litwę” – zaznaczył sierż. szt. Wojteczko.

Policjanci bardzo starannie przeszukali samochód i znaleźli przedmioty mogące służyć nawet do ingerencji w strategiczne systemy informatyczne kraju, przełamywania sieci informatycznych i teleinformatycznych.

Zabezpieczyli m.in. detektor urządzeń szpiegowskich, zaawansowany sprzęt hakerski, anteny, laptopy, dużą liczbę kart SIM, routery, przenośne dyski twarde, kamery.

„Obywatele Ukrainy nie byli w stanie określić celu posiadania zabezpieczonych przez policjantów rzeczy. Twierdzili, że są informatykami, a przy zadawaniu precyzyjniejszych pytań zapominali języka angielskiego i udawali, że nie rozumieją, co się do nich mówi”.

W prokuraturze zatrzymani usłyszeli zarzuty związane z oszustwami, oszustwami komputerowymi oraz z pozyskaniem urządzeń i programów komputerowych przystosowanych do popełnienia przestępstw, w tym próby uszkodzenia danych informatycznych o szczególnym znaczeniu dla obronności kraju.

Sąd przychylił się do wniosku prokuratury i zastosował trzymiesięczny areszt wobec mężczyzn.

De-ukrainizacja Ukrainy. Kolejna fala uciekinierów zmierza do Polski.

De-ukrainizacja Ukrainy.

Kolejna fala uciekinierów zmierza do Polski.

Wskazano dwa powody

7.12.2025 nczas.info/2025/12/07/deukrainizacja-ukrainy-kolejna-fala-uciekinierow-zmierza-do-polski-wskazano-dwa-powody

Ukraińcy. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay
NCZAS.INFO | Ukraińcy. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay

„Od 3 października do 14 listopada 2025 r. z Ukrainy wyjechało tyle osób, ile przez całe wcześniejsze dziewięć miesięcy” – przekazał Narodowy Bank Ukrainy (NBU) powołując się na dane ONZ i Eurostatu, choć jest to przesadne określenie. NBU jako główne przyczyny wskazuje nasilenie ataków na infrastrukturę i zgodę na wyjazd z kraju dla mężczyzn w wieku 18-22 lata.

Od 3 października do 14 listopada Ukrainę miało opuścić więcej Ukraińców, niż przez poprzednie dziewięć miesięcy. NBU wskazał dwie przyczyny takiego stanu rzeczy.

Jednym powodem exodusu Ukraińców ma być nasilenie rosyjskich ataków na infrastrukturę cywilną. Drugim zaś wejście w życie decyzji Wołodymyra Zełeńskiego, która pozwala na opuszczenie kraju przez mężczyzn w wieku 18-22 lata. Według stanu na 14 listopada, liczba emigrantów poza Ukrainą wynosiła 5,9 mln.

Poprzednia aktualizacja miała miejsce 3 października. Wzrost od tamtego czasu wyniósł 128 tys. osób. Dla porównania, w okresie styczeń-wrzesień wybyło 166 tys. Ukraińców, co jest jednak znacznie większą liczbą, niż w ciągu ponad miesiąca.

Prawdą jest więc znacznie większa liczba emigrantów. Nie jest jednak prawdą, że jest to liczba porównywalna.

„Tymczasem w ciągu kilkunastu tygodni 50 tys. obywateli Ukrainy wystąpiło o tzw. status ochronny w Polsce” – zauważyła „Rzeczpospolita”.

Są to głównie młodzi mężczyźni. Według ustaleń redakcji, od 26 sierpnia do 10 listopada wystąpiło 49,7 tys. Ukraińców o status ochronny w Polsce.

Jest to również istotny wzrost. Przez pierwsze dwa miesiące wnioski składało 16 tys. osób.

„Status ochronny pozwala na legalny pobyt, ale także uprawnia do korzystania z opieki medycznej, edukacji, a także daje dostęp do rynku pracy. Obecnie ma go w Polsce 964,4 tys. osób” – podaje wp.pl.

Status ochronny traci się w momencie wyjazdu z Polski na dłużej, niż 30 dni. Można jednak potem ponownie o niego występować.

Uśmiecham się [uzup.]

Mirosław Dakowski

Zauważyłem, że pod gradem obelg, ośmieszeń, gróźb, czy blokad – uśmiecham się.

Jestem radosny, budzę się, nawet w nocy na siku [i to kilka razy…] , z uśmiechem na ustach.
Znoszę wrzaski i obelgi lekko, jak wiosenny deszczyk.
Czy to nie dziwne?

I ja, mały niziołek, hobbit z podbitego kraiku, rządzonego przez sługusów obcych, zboków i idiotów -uśmiecham się.

Zastanowiłem się – dlaczego???

Naprzeciw tupie ogromny, bardzo mocny troll, wznosi maczugę i bluzga wyrazami i groźbami.

Ale słyszę, że z jego tyłu inne niziołki rzucają w niego grudkami zaschłej gliny. Grożą mu.

Przecież czekamy, tak walcząc, na wschód Słońca, który te trolle zamieni w Kamienie.

Inny Troll siedzi butnie na ogromnym worku, w którym zgromadził miliony miliardów dolarów, bitcoinów, zobowiązań itp. Troll grozi pandemią, głodem, wojną itp.

Ale te jego skarby są wirtualne, oparte o nasz strach, głupotę i inne przywary. Jeśli ten wór przekłujemy… Ale przecież mamy tylko łuki i strzały z krzemiennymi ostrzami. Lecz jeśli będziemy wrzeszczeć i strzelać z różnych stron, to przez 1000 różnych dziurek wyjdzie z wora jego zawartość. Okaże się, że był to zaduch, smród, a nie złoto. Poranny wiatr to zdmuchnie.

Strzelajmy więc i uśmiechajmy się. Zachęćmy też innych, ukrytych z obawy „o konsekwencje” pod krzakami.

Nie masz zapewne armaty, ale masz MEM-a.

A gdy jednak uginam się pod wrzaskiem tych Trolli, to przypomina mi się, że mądry i pobożny biskup odprawia za nas Msze święte. Jest biskupem podziemnym ale prawdziwym. Módlmy się i my, by Prawda zwyciężyła. Możliwie najprędzej.

====================

Osoba życzliwa [naprawdę…] napisała mi, że tekst „Uśmiecham się” jest słaby, dowodzi tylko mojej bezradnej starości. Zmartwiłem się, więc przeczytałem go jeszcze raz.

Nie doceniłem, jak wiele osób bardzo mało czyta, a ogląda jakieś telewizory czy smarkfony. W tym wypadku – nie znają przygody Bilba i krasnoludów, którzy mieli zostać przez trolle usmażeni lub ugotowani. Czy tych smarko-jadów można nazwać „analfabetami? Odpowiedzą, że przecież alfabet znają…

Już w czasach,, gdy ludzie jeszcze czytali książki, cytowało się różne przysłowia, aluzje i podobne. I rozmówcy wiedzieli o co chodzi.

To i nie wiedzą,skąd ten Mysz na czołówce strony. Przecież to oczywiście ten Mysz, którego Bobcio uczył chodzenia po linie. Każdy może zobaczyć na muralu w Poznaniu. Bobcia, nie Mysza.

Ależ nam teraz czasy na stały…

Orban: To ostatnie wybory przed wojną

Orban: To ostatnie wybory przed wojną

6.12.2025 https://nczas.info/2025/12/06/orabn-to-ostatnie-wybory-przed-wojna

NCZAS.INFO | Premier Węgier Viktor Orban. Foto: PAP/EPA
NCZAS.INFO | Premier Węgier Viktor Orban. Foto: PAP/EPA

Przemawiając w sobotę na antywojennym wiecu w Kecskemet w centralnych Węgrzech premier tego kraju Viktor Orban ostrzegł, że „przyszłoroczne wybory będą ostatnimi przed wojną”. To, jaki rząd w nich wybierzemy, będzie naszym losem w czasie wojny – stwierdził Orban.

Kecskemet jest trzecim miastem, w którym rządzący Fidesz premiera Orbana i najważniejsza partia opozycyjna kraju – TISZA – organizują tego samego dnia swoje kampanijne spotkania.

Wybory parlamentarne na Węgrzech mają się planowo odbyć w kwietniu 2026 roku. Większość przedwyborczych sondaży daje przewagę opozycyjnej TISZY, chociaż w ostatnich badaniach różnica pomiędzy dwiema głównymi partiami kraju zmalała.

– Dobrze jest, że Stany Zjednoczone mają prezydenta, który działa przeciwko wojnie. W obliczu walk toczących się w naszym sąsiedztwie i przygotowań Europy do wojny, jedynym pytaniem jest, czy uda nam się uniknąć wojny – stwierdził premier Orban.

Zauważył, że „stosunki dyplomatyczne (Europy z Rosją) zostały zerwane, nałożono sankcje, (w Europie) wraca pobór do wojska oraz trwa transformacja w gospodarkę wojenną”. – Dopiero potem nastąpi faza konfrontacji – zauważył Orban.

Podkreślił, że „aby uniknąć wciągnięcia w wojnę, musimy sprawić, by Węgry były silne”. – Musimy uczyć się z historii! Wybory w przyszłym roku będą ostatnimi wyborami przed wojną. To, jaki rząd wybierzemy, będzie naszym losem w czasie wojny. Z rządem narodowym mamy szansę uniknąć najgorszego – ocenił węgierski premier.

Orban określa swój gabinet mianem „rządu narodowego”, a swojego głównego rywala, Petera Magyara, i jego ugrupowanie oskarża o zależność od urzędników Unii Europejskiej i kierowanie się ich priorytetami.

W wystąpieniu węgierski premier zapewnił też, że prowadzi rozmowy z USA i Rosją, by przygotować kraj na przyszłość.

Peter Hitchens: Mit o „świętej” Ukrainie został obnażony

Peter Hitchens: Mit o „świętej” Ukrainie został obnażony i jest teraz widoczny dla wszystkich

Ukraińskie elity wystawione na widok publiczny z plikami banknotów pod łóżkami i złotymi toaletami w wychodkach,

DR IGNACY NOWOPOLSKI DEC 5

Zdaniem nagradzanego dziennikarza i komentatora Petera Hitchensa Ukraina straciła swoją aureolę, a zarzuty korupcyjne niczym cuchnąca mgła unoszą się wokół jej elit politycznych.

Przez lata Ukraina była przedstawiana jako naród święty, raj wolności i demokracji, antyrosyjski. Mówi się nawet, że prezydent Rosji Władimir Putin obawia się, że jego własny naród chciałby tam zamieszkać.

To przekonanie, które zawsze wydawało się absurdalne każdemu, kto znał ten region, legło w gruzach, gdy okazało się, że przedstawiciele ukraińskich elit mają pod łóżkami pliki banknotów i złote toalety w łazienkach, a w wyniku rzekomej świętej wojny prowadzą niezdrowe życie.

W artykule dla „Daily Mail” Hutchins pisze:

Prezydent Zełenski nie jest wśród nich, ale bardzo starał się zdusić śledztwa, które doprowadziły do ​​ujawnienia hańby i niegospodarności. Nic nie wskazuje na to, by był w to zamieszany. [Dupku biedny, czemu takie bzdety publikujesz? Przecież wiesz, że to pajac, postawiony formalnie na czele rabusiów Ukrainy.. md]

Byłoby to groteskowe, gdyby nim był. Doszedł bowiem do władzy jako „sługa ludu”, bohater z bajki, który poświęcił się oczyszczeniu kraju. Odegrał tę samą rolę w serialu telewizyjnym. Ale mroczne postacie sprawujące realną władzę na Ukrainie to zupełnie inna sprawa.

Czy nadszedł czas, abyśmy spojrzeli poza ten, jakże mylący, obraz Ukrainy jako raju ptasiego śpiewu, dobroci i słońca i zaczęli traktować ją jak normalny kraj? Gdybyśmy to zrobili, czy przywódcy Europy byliby tak chętni do angażowania się w wieczną wojnę na wybrzeżu Morza Czarnego? Bo właśnie to teraz robią.

Na pierwszy rzut oka jest to bardzo dziwne zachowanie. Kilku przywódców UE miało poważne wątpliwości co do polityki George’a W. Busha, który zaproponował Ukrainie członkostwo w NATO. Kiedy zgodzili się na to na szczycie NATO w Bukareszcie w kwietniu 2008 roku, wiedzieli, że jest to złamanie zobowiązań złożonych Moskwie pod koniec zimnej wojny.

Wiedzieli, że grozi to konfliktem, który z pewnością zaszkodziłby ich gospodarkom i mógłby doprowadzić do niekontrolowanej przemocy na naszym kontynencie. Ale w ostatnich miesiącach swojej prezydentury Bush bardzo tego pragnął i usilnie o to zabiegał. Więc mu to dali.

To była jego druzgocąca odpowiedź na mrożący krew w żyłach występ Putina na monachijskiej konferencji bezpieczeństwa w 2007 roku. Kremlowski despota stwierdził, że rozszerzenie NATO jest „poważną prowokacją, która obniża poziom wzajemnego zaufania. I mamy prawo zapytać: przeciwko komu jest ono skierowane?”. Miał na myśli, że Rosja jest pewna, że ​​jest ono wymierzone w Moskwę i chce, żeby to się skończyło.

Nieugięta odpowiedź Busha na to ostrzeżenie była prawdopodobnie momentem, w którym wojna stała się prawdopodobna. Nie chodzi tu o to, czy agresja Putina była uzasadniona. Oczywiście, że nie była. Był głupi, dając się sprowokować. Jest to jednak argument, że frakcja polityki zagranicznej w Waszyngtonie – ci sami ludzie, którzy stworzyli nielegalną inwazję na Irak w 2003 roku – pragnęła wojny z Rosją i miała nadzieję ją sprowokować.

A Ukraina była idealnym miejscem. Właśnie dlatego, że nie jest w NATO, wojna na jej terytorium nie doprowadziłaby do konfrontacji nuklearnej. Dlatego zachodni sojusznicy tak bardzo dbali o to, by konflikt się nie rozprzestrzeniał.

Podejrzewam, że jastrzębie w Waszyngtonie liczące na szybkie zrujnowanie gospodarki Moskwy, wykrwawienie jej armii do cna i w ten sposób doprowadzenie do upadku Putina. To się nie udało.

To jeden z wielu powodów, dla których prezydent Trump chce się z tego wycofać. Większość jego wyborców ma dość niekończących się wojen zagranicznych i nie widzi sensu w tej.

Ale stało się coś szalonego. Przywódcy europejscy, w tym nasz sir Keir Starmer, postanowili, że chcą, aby to się kontynuowało. Za każdym razem, gdy Trump próbuje zawrzeć porozumienie pokojowe, główne osobistości UE spieszą się, błagając o pozwolenie na przejęcie porzuconej przez Amerykę wojny. Trudno znaleźć racjonalne wytłumaczenie tego zjawiska.

Brakuje im pieniędzy i broni, by odeprzeć Rosję, nie mówiąc już o pokonaniu Putina. Byliby nierozważni, wysyłając tam wojska (USA tego nie zrobiły) lub pozwalając na bombardowanie rosyjskich miast rakietami. Mogłoby to doprowadzić do bezpośredniego odwetu ze strony Rosji na naszym terytorium. A wojna nam szkodzi. Gospodarka Niemiec, szczególnie, bardzo ucierpiała na wojnie, której zdecydowanie sprzeciwia się rosnąca liczba wyborców.

Dlaczego więc ci przywódcy to popierają? Podejrzewam, że dzieje się tak z powodu mitu Ukrainy jako raju, który obecnie jest bardzo zniszczony.

Istnieje również mit przeciwny, przedstawiający Rosję jako rodzaj Mordoru, najbardziej złowrogiego kraju na świecie.

W rzeczywistości ma kilku rywali w walce o ten tytuł. Wśród nich jest nasz bliski przyjaciel Arabia Saudyjska, często odwiedzana przez naszą rodzinę królewską, o którą zabiegał Trump i na którą na wakacje przyjeżdżają metropolitalne trendy, takie jak Emily Maitlis, nosząca gustowny hidżab.

Ilu ludzi musi zginąć, stracić dach nad głową lub po prostu cierpieć, by spełnić tę fantazję o wojnie, w której jedna strona ma wielką rację, a druga tak wielką, że trzeba walczyć do samego końca? Granice nie są tak święte, jak twierdzimy, i można je zmienić przemocą, nawet w Europie.

POLSKA DLA POLAKÓW. Krzysztof Baliński.

Krzysztof Baliński 26 listopada 2022

4 czerwca 1990 to finał gorączkowych rewindykacji etnicznych. Po ideologicznym recyclingu i partyjnej metamorfozie (tj. wstąpieniu do UD/UW, najlepszej inwestycji Kominternu w Polsce), na rządowych stołkach zasiada drugie, a nawet trzecie pokolenie pewnej mniejszości. Zmiana warty udaje się znakomicie – kosmopolityczna szajka, której szef dogadał się w Magdalence z Kiszczakiem, znalazła się w pierwszym szeregu budowniczych III RP. W starych demokracjach jest czymś oczywistym, że opinia publiczna ma prawo znać przeszłość ludzi, którzy w jakikolwiek sposób decydują o jej losach. Prześwietlany jest każdy. W Polsce dla sitwy, która swymi mackami omotała całe państwo, wszelkie pytania i rozważania o rodzinnych korzeniach to „ohydne grzebanie w życiorysach” i „antysemityzm”.

Gdy Bronisław Geremek kompletował swój „zespół”, kierował się jedną regułą: niepolskie pochodzenie. Świadczą o tym rozliczne i namacalne dowody. Żeby można było zrobić karierę, zdobywać zaszczytne tytuły i stanowiska przydatna była też rekomendacja Michnika, Urbana lub Kiszczaka. Geremka (i przy okazji, siebie) zdemaskował Władysław Bartoszewski w Knesecie:  „Polska to ewenement. Pokażcie mi taki drugi kraj w Europie, w którym w ciągu ostatnich dwóch dekad  trzech szefów dyplomacji miało żydowskie pochodzenie, jeden był honorowym obywatelem Izraela, a obecny ma żonę Żydówkę”. Wtórował mu ówczesny prezydent RP, który w wywiadzie dla ukraińskiej „Zierkało Niedieli” rzekł: „W naszym kraju nie ma zbyt licznie reprezentowanych mniejszości narodowych, tym bardziej je więc wysoko cenimy”. No i mieliśmy, co mieliśmy. Pierwszego szefa rządu wybrała sobie mazowiecka gmina żydowska, a ministrem spraw zagranicznych został syn warszawskiego rabina. Po nim premierem został wnuk żołdaka Wehrmachtu, a wicepremierem i ministrem obrony członek władz Związku Ukraińców w Polsce.

Bogdan Zdrojewski miał objąć MON, ale został przesunięty na Ministerstwo Kultury, a ministrem został lekarz psychiatra z Krakowa. Był on wprawdzie właścicielem Instytutu Studiów Strategicznych, ale ta pompatyczna nazwa myli, bo instytut zajmował się takimi strategicznymi kwestiami, jak wpływy kultury żydowskiej. Ministrem finansów miał być Zbigniew Chlebowskim, ale w Warszawie pojawił się poddany brytyjski i skarbnikiem naszej kasy został nie mający obywatelstwa polskiego „angielski ekonomista profesor Jan Vincent Rostowski”. Po jakimś czasie okazało się, że minister nie jest ani ekonomistą, ani angielskim, ani profesorem, tylko wykładowcą na Uniwersytecie Sorosa w Budapeszcie, a profesorami to byli pochodzący z Kresach jego dziadek Jakub Rofhfeld, syn Mojżesza i Lei z domu Broder oraz jego kuzyn Adam Daniel Rotfeld. Sprawę można by też ująć innym pytaniem: Gdzie jest na świecie taki drugi kraj, w którym głównym ekonomistą zostaje historyk, ministrem finansów absolwent technikum ogrodniczego, ministrem zdrowia księgowy, szefem BBN lekarz, ministrem obrony historyk, ministrem rozwoju i technologii filolog, ministrem przedsiębiorczości menedżer kultury, a szefem największej spółki państwowej były operator wózka widłowego?

Rostowski wydzielił gabinet dla pracującego społecznie „zewnętrznego eksperta” od podatków, pani Renaty Hayder, która okazała się być spokrewniona z Rotfeldami. Podatkami zajmował się przewodniczący sejmowej komisji „Przyjazne państwo”, Janusz Palikot, który w międzyczasie wrócił do judaizmu i został członkiem loży B’nai B’rith. Okazało się też, że wśród darczyńców na Muzeum Polin znalazł się Jan Kulczyk i jego połowica, którzy zrobili wielki majątek, prywatyzując masę upadłościową po PRL. Niektórzy mówią, że pieniędzmi dzielili się z WSI. Ale to niepoważne bredzenie, bo zdradził ich bratni oligarcha z bratniej Rosji, Borys Bieriezowski: „Czasy były takie, że każdy brał, ile mógł unieść”. Jeszcze lepiej zdiagnozował to Józef Oleksy: „Kosmopolityczne gangi rozkradły Polskę”. Przy okazji podważył „legalność majątku” innego żydowskiego oligarchy. I, co ciekawe, Aleksander Kwaśniewski nazwał go w rewanżu zdrajcą i idiotą, ale nie… „kłamcą”!

Za czasów „pierwszego niekomunistycznego rządu wolnej Polski”, ulica mówiła: „Sami Żydzi tylko jeden Syryjczyk” (chodziło o ministra przemysłu Tadeusza Syryjczyka). Dziś można by zawołać: „Sami Żydzi tylko jedna Ukrainka” (chodzi o wiceminister rozwoju Olgę Semeniuk). Przypomnijmy, że ministrami od pieniędzy byli: Marek Borowski, Jerzy Osiatyński, Mateusz Jakub Morawiecki, Tadeusz Kościński, Leszek Balcerowicz, Marcin Święcicki i Grzegorz Kołodko. Trzem ostatnim przydzielono za żony: dwie urokliwe córeczki Eugeniusza Szyra (KPP-owca, szefa frakcji żydowskiej w PPR, członka BP PZPR) i córkę Maksymiliana Pohorille (KPP-owca, promotora pracy doktorskiej, rektora Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR). Śledząc „sukcesy” pomyślnie ożenionych, można pytać, czy aby na pewno byli samodzielni, i czy ministrami nie zostali dzięki instytucji Esterki, która, w połączeniu z formułą, że Żydem jest każda osoba urodzona z matki Żydówki, mocno modeluje zasady polityki kadrowej. Można też zapytać: W jakim innym kraju możliwa byłaby tak żelazna logika postępowania i precyzja w obsadzie kluczowego stanowiska?

W dzień po aneksji Krymu kilkudziesięciu Polaków z Mariupola zwróciło się o tymczasowe schronienie w kraju przodków. Postawa rządu warszawskiego wprawiła w osłupienie. Wiceszef MSZ – a był nim Rafał Trzaskowski – sprzeciwił się temu, publicznie dywagując, że mogłoby to nie zostać dobrze odebrane przez… Kijów. „Sprowadzanie tych Polaków podważa status Ukrainy, jako państwa silnego i demokratycznego, stąd Polsce trudno sobie na to pozwolić, ponieważ chcemy wzmacniać państwowość ukraińską, a ściąganie Polaków byłoby przyznaniem, że Ukraina sobie nie radzi. Jeżeli powiemy, że wszyscy Polacy z terytorium suwerennej Ukrainy mogą przyjechać do Polski, to w pewnym sensie będziemy podważać to, czy Ukraina jest silnym, demokratycznym państwem – oświadczył. Co będzie, jeżeli z innych terytoriów Ukrainy zgłosi się mnóstwo Polaków, którzy powiedzą: nie żyje nam się dobrze, chcemy być natychmiast ewakuowani do Polski?” – podwyższył poprzeczkę. Gdy w lutym wtargnęły do Polski miliony „uchodźców” z Dzikich Pól, w tym pół miliona weteranów obrony „silnego, demokratycznego państwa” przed Ruskimi, Trzaskowski stał się nagle zwolennikiem ich sprowadzania, i to w jak największej liczbie.

Czy powodem takiego wybryku Trzaskowskiego nie jest to, że jego matką jest Teresa z domu Arens, a ojczymem Marian Ferster, syn pułkownika UB Aleksandra i funkcjonariuszki UB Władysławy, której stryj Bolesław Drobner, był ministrem w PKWN, prezydentem Wrocławia i, do Marca ’68, I sekretarzem KW PZPR w Krakowie? Czy znaczenia nie ma to, że matka Trzaskowskiego, która w latach 50. prowadziła bar w „Piwnicy pod Baranami”, jako tajna współpracowniczka i donosicielka o pseudonimie Justyna, miała kontakty z dyplomatami z konsulatu USA w Krakowie, a dzisiaj jej synalek, który patriotyzm wyssał z mlekiem matki, ma doskonałe kontakty z dyplomatami z ambasady USA i też je wykorzystuje do antypolskich celów? Co Trzaskowskiego najbardziej przeraziło? Perspektywa: Co będzie, jeżeli z innych terytoriów Ukrainy zgłosi się mnóstwo Polaków, którzy powiedzą: nie żyje nam się dobrze, chcemy być natychmiast ewakuowani do Polski. Co w tym wszystkim jeszcze przeraża? Opozycja, której przeszkadza zawieszenie sędziego Tuleyę, a nie przeszkadza, gdy rządząca partia rozbraja polską armię (a uzbraja po zęby armię sąsiada, który nas nienawidzi), gdy wyjmuje z kieszeni Polaków 100 miliardów i napycha kabzy oligarchów ukraińskich, gdy na zmywak wysłała miliony Polaków, a przyjmuje na garnuszek miliony Ukraińców, obdarzając ich nadzwyczajnymi przywilejami. I jeszcze jedno – jak wynika z najnowszego sondażu IBRiS, na czele rankingu polskich polityków jest prezydent Warszawy. Ufa mu 44 proc. badanych. No i mamy, co mamy – przyszłego Prezydenta Wszystkich Polaków.

Szewach Weiss na łamach „Rz” wygadał się: Kiedy Żyd chce, by rozpoznał go jego rodak, mówi „AMCHU”. Jest to tajemny kod żydowski. Niemożliwością jest rozpoznać każdego Żyda z wyglądu i, jakkolwiek by to brzmiało dziwnie, po kształcie jego nosa, ani po nazwisku. Wielu Żydów zmieniło bowiem swoje rodowe nazwiska, także ze względów bezpieczeństwa. Myli się i wprowadza w błąd innych ten, kto twierdzi, że żydostwo jest tylko wiarą. Nawet ci, którzy odeszli od wiary mojżeszowej, nawróceni na inne wyznanie, odczuwają przynależność do swego narodu (…) Solidarność żydowska istnieje również między tymi, którzy przeszli na chrześcijaństwo, i tymi, którzy zostali żydami. Ta solidarność jest częścią duszy żydowskiej. Ten, kto porzucał żydostwo, robił to na ogół ratując swoje życie, albo był zmuszony siłą. „Amchu” umożliwiła istnienie wspólnoty narodu żydowskiego w diasporze bez państwa, bez flagi, bez władzy, bez możliwości samoobrony. „Europa przeszła drogę od Auschwitz do „Nigdy więcej Auschwitz!”. Jest mniej nacjonalistyczna. Właśnie to oraz globalizacja, Internet umożliwiają życie Żydom w europejskim domu. Dla nich jest on teraz wielkim „sztetl”. Już nie ma potrzeby ukrywać pochodzenia żydowskiego. „Amchu” wychodzi z podziemia. Żydzi obejmują najwyższe stanowiska w krajach diaspory, nie ukrywając swojej tożsamości. Jest to historyczne zwycięstwo „Amchu”. Na koniec Szewach stwierdza: „Amchu” nie jest już tajnym kodem, ale nie wolno go zgubić: „Wieczne, wieczyste „Amchu”! W wielu miejscowościach na Warmii i Mazurach Ukraińcy wieszają sobie niebiesko-żółte wstążeczki, bo policjant Ukrainiec, jak zobaczy swojego rodaka mandatu nie da, a sędzia Ukrainiec nie wsadzi za kratki. I czy dwukolorowa wstążeczek na piersi redaktora Sakiewicza, to nie takie „Amchu”?

Politycy polscy nie wyciągają wniosków z przeszłości. Wciąż popełniają te same błędy. Dotyczy to wszystkich ekip rządzących krajem po 4 czerwca 1989 roku. Bez patrzenia na interes Polski poparli obalenie Wiktora Janukowycza, a Wiktor Juszczenko plując w twarz polskim sprzymierzeńcom, ogłosił Stepana Banderę narodowym bohaterem Ukrainy. Ale czy chodziło tylko o „błędy” i czy o błędy polityków „polskich”, a nie o świadomą działalność rządzącej w Polsce żydokomuny i rządzących na Ukrainie żydobanderowców?

Rewolucja to gruntowna wymiana elit politycznych, to zdobycie władzy przez nową klasę społeczną kosztem drugiej. Tymczasem nad Dnieprem wszystko pozostało po staremu. Władza jak spoczywała, tak spoczywa w rękach kilku oligarchów żydowskiego pochodzenia. Zwraca uwagę kompatybilność elit znad Wisły i znad Dniepru. Gdy warszawskie oskarżały przedmajdanowego prezydenta o bycie marionetką Putina, świadczyć o tym miała jego zgoda, aby teki ministrów przypadły trzem politykom ukraińskim, którzy zachowali obywatelstwo rosyjskie. Tymczasem pierwszy pomajdanowy rząd ukraiński okazał się armią pełną zagranicznych najemników, z nadanym pospiesznie ukraińskim obywatelstwem. Prezydent Petro Poroszenko uzasadnił to tak: To część wysiłków, aby znaleźć innowacyjne rozwiązania w rządzie, z uwagi na nadzwyczajne wyzwania stojące przed Ukrainą. Oprócz prezydenta, obcoplemieńcami okazali się: wiceprezydent, premier, sekretarz Rady ds. Bezpieczeństwa, minister obrony, minister kultury, minister finansów, minister administracji prezydenta i wicepremier (później premier) Wołodymyr Hrojsman (którego matka jest autorką terminu „żydobanderwoszczyzna”). Nie lepiej było wśród opozycji, żeby tylko wymienić Julię Tymoszenko. I jeszcze jedno – następca Poroszenki dwa miesiące temu rzekł: „Jak zakończymy wojnę, to cała Ukraina będzie wyglądała jak wielki Izrael”.

Znamienna była tu diagnoza Nadii Szewczenko. W 2015 oficer lotnictwa Ukrainy została zwolniona w ramach rosyjsko-ukraińskiej wymiany jeńców. O jej uwolnienie zabiegali prawie wszyscy politycy zachodniego świata. Prezydent Poroszenko nadał jej tytuł bohatera narodowego. Została deputowaną Rady Najwyższej. Miała prezydenckie ambicje, a sondaże wskazywały, że cieszy się największym zaufaniem wśród Ukraińców. Tymczasem w marcu 2018 roku ukraiński parlament, przytłaczającą większością głosów, uchylił jej nietykalność i zezwolił na areszt, z oskarżenia o planowanie zamachu stanu oraz próbę zamachu terrorystycznego. Co takiego wydarzyło się, że trafiła za kratki? Nic wielkiego. Powiedziała tylko (ku wielkiemu rozczarowaniu redaktorów naczelnych „Gazety Polskiej” i „Gazety Wyborczej”): „Żydzi stanowią 2 proc. społeczeństwa, a zajmują około 80 proc. stanowisk w rządzie”. Wymieniła premiera Wołodymyra Hrojsmana. Stwierdziła, że Petro Poroszenko tak naprawdę ma na nazwisko „Walcman”. Zasugerowała żydowskie pochodzenie Julii Tymoszenko, a wcześniej w studio telewizyjnym zgodziła się z wypowiedzią jednego z widzów o „żydowskim jarzmie na Ukrainie”.

Czy „Żydobanderowcami” są też redaktorzy „Gazety Wyborczej”? Zastanawia bowiem osłona medialna, jaką Michnik od lat zapewnia mniejszości ukraińskiej. Czy tym samym tropem pójść można w przypadku Anne Applebaum, która na łamach gazety Michnika dowodziła: „Nacjonaliści na Ukrainie to jedyna nadzieja tego kraju na ucieczkę od apatii, drapieżnej korupcji i, w ostateczności, rozpadu. Żaden rozsądny bojownik o wolność nie wyobrażał sobie utworzenia nowoczesnego państwa, a co dopiero demokracji, bez ruchu o nacechowaniu nacjonalistycznym”. A co z redaktorami „Gazety Polskiej? Przecież ich też łączy z Applebaum pogląd, że każdy nacjonalista jest dobry, byle nie polski?

Kto w Polsce bierze czynny udział w promowaniu banderowskich postulatów historycznych i gloryfikuje zbrodniczą organizację? Od samego początku istnienia III RP środowisko dawnego KOR, skupione   wokół „Gazety Wyborczej”, za cel główny swoich działań postawiło sobie lansowanie idei tzw. pojednania polsko-ukraińskiego, przez co rozumiano przyjęcie wykładni historii najnowszej środowisk probanderowskich. Ośrodek skupiony wokół Adama Michnika i Jacka Kuronia, tropiący wszelkie przejawy nacjonalizmu w Polsce,  przeszedł do porządku dziennego nad skrajnie szowinistyczną ideologią OUN-UPA. Michnikowi i Kuroniowi nie przeszkadzało nawet to, że organizacja, którą wzięli w obronę miała na sumieniu śmierć dziesiątków tysięcy Żydów.  Główną wykładnią stały się słowa Jacka Kuronia: „Jeśli Ukraina chce być niepodległa, nie może wyrzec się pamięci o UPA. UPA była powstańczą armią walczącą o niepodległość”. Przypomnieć też warto o złożonej w wywiadzie dla „Kuriera Galicyjskiego” propozycji Adama Michnika przyłączenia Polski do Ukrainy i nadanie nowemu tworowi nazwy UKR-POL. „Będziemy wówczas państwem, z którym się będzie musiał liczyć każdy i na wschodzie i na zachodzie” – prorokował, z akcentem na „MY”. Chociaż w tym przypadku nie trudno było odgadnąć, że w pomyśle „nie chodziło o jakiś „UKR-POL”, tylko o stary żydowski pomysł z Judeopolonią.

Dlaczego pochodzący z żydokomunistycznej rodziny kresowej Paweł Kowal, nawołując do wspierania neobanderowskiej Ukrainy, najchętniej w imię interesów i rojeń polityków ukraińskich wypowiedziałby wojnę Rosji? Jak wyjaśnić jego słowa, że „Ukraińcy muszą dojrzeć do samooceny tak, jak Polacy dojrzeli do samooceny w Jedwabnem”? Dlaczego Dawid Wildstein powiedział: „Nierozliczenie rzezi wołyńskiej nie powinno dziś być dla Polaków przeszkodą we wspieraniu Ukraińców” i czy nie ma znaczenia, że jego dziadek był ubekiem, a ojciec masonem? A może chodzi o coś innego? Aleksander Kwaśniewski, syn ukraińskiego Żyda i oficera NKWD w sprawach Ukrainy wypowiada się jak lobbysta ukraiński, bo bierze pieniądze od żydowskich oligarchów.

À propos – gdy w 1976 r. powstał KOR Michnik pisał: „Marek Edelman powiedział kiedyś, że KOR to było to samo, co Bund. Te same ideały, te same wartości. Dla mnie – mówił Marek – Bund i KOR to ciągłość”. Tymczasem Bund był przedwojenną żydowską partią, która reprezentowała komunistyczny ekstremizm, która manifestował swoją wrogość do państwa polskiego, domagała się pełnej autonomii dla żydów, laickiego szkolnictwa oraz zrównania języka jidysz z językiem polskim, którą minister spraw wewnętrznych II RP uznał za „partię kryptokomunistyczną, bo „zgłosiła swój akces do komunistycznej Międzynarodówki i stoi na stanowisku wrogim naszemu państwu”. Sprawdzianem lojalności KOR wobec Polski byli wyłonieni liderzy, którzy w sytuacji niedojrzałości chłopsko-robotniczych elit „S”, przejęli ruch protestu, wymanewrowali hierarchów kościelnych, zmonopolizowali poparcie z zagranicy, zablokowali odrodzenie się endecji, chadecji, a nawet PPS.

Dlaczego wszyscy mają poglądy dziwnie podobne do poglądów lobby ukraińskiego? Co, oprócz miłości do banderowców, ich łączy? Może nienawiść do Polaków? I czy tylko nienawiść? Anne Applebaum i żydowska gazeta dla Polaków szczególnie uwzięła się na Wiktora Janukowycza. I tu pytanie: Czy nie wzięło się to z tego, że „Nasz Dziennik” nieopatrznie ujawnił: „Korzenie rodziny Wiktora Janukowycza sięgają dzisiejszej Białorusi (…) w Janukach wszyscy byli gospodarzami i pszczelarzami (…) dziadek Wiktora został ochrzczony w miejscowym kościele katolickim. Ludność tych terenów Białorusi – to przeważnie katolicy. Toż była tu kiedyś Polska. Swoistymi świadkami tamtych czasów są pomniki na miejscowym cmentarzu. Na większości z nich napisy już się starły, a na tych, które się zachowały, widać napisane alfabetem łacińskim nazwisko „Janukowicz”. I drugie pytanie: Czy nie wzięło się to z tego, że tygodnik „Nasza Polska” napisał: „Nie mógł Polak zostać prezydentem w Warszawie to musiał w Kijowie. Na Warszawę jeszcze Polacy muszą poczekać!”. Na Janukowycza uwzięła się nie tylko gazeta żydowska. Słowa: „Popieram wszystkich Ukraińców protestujących w Kijowie przeciwko rządom postkomunistycznego bandyty”, pojawiły się w… „Warszawskiej Gazecie” Pomijano przy tym i przemilczano oczywisty fakt, że przedmajdanowa ekipa wła­dzy w Kijowie była po prostu propolska i że swoistej pikanterii dodawał postulat ministra edukacji w rządzie Janukowycza wprowadzenia języka polskiego jako drugiego języka urzędowego w zachodniej części Ukrainy.

Polityczne zadanie usunięcia Janukowycza, postawione przed polską klasą polityczną przez Sorosa, wymagało „marginalizacji konfliktów historycznych” i partnera po stronie ukraińskiej. Zostali nimi skrajni nacjonaliści, którym nie przeszkadzało, że Ukrainą rządzi rosyjsko-żydowska mafia i że finansowego wsparcia udziela im lider społeczności żydowskiej, rezydujący w Genewie posiadacz paszportu izraelskiego Ihor Kołomojski. „Naszych”, do tej antypolskiej machinacji nie zniechęcił nawet Günter Verheugen, który zdiagnozował: „Po raz pierwszy w tym stuleciu prawdziwi faszyści z krwi i kości zasiadają w rządzie”. W tym kontekście przypomnieć należy, że Janukowyczowi szyto buty marionetki Moskwy, mimo że dobrze mu szło układanie stosunków z Putinem na zasadzie „jak równy z równym”, mimo że nie zgodził się, by Ukraina wstąpiła do unii celnej z Rosją i mimo że z większym sukcesem niż „nasi”, oparł się szan­tażowi energetycznemu Putina, i to wówczas, gdy mentalnie zrusyfikowa­ny polski minister podpisywał niekorzystne kontrakty na dostawy gazu rosyjskiego.

Przy okazji – co się porobiło z PSL-owcami? Niegdyś byli pierwszą partią, która dbała o pamięć pomordowanych na Wołyniu. Dziś Kosiniak-Kamysz pierwszy rzuca hasło „UkraPolin”, a Marek Sawicki rzuca pomysł, aby Państwo Polskie wykupiło i wyremontowało 200 tysięcy opuszczonych chłopskich chałup i przekazało je ukraińskim przesiedleńcom. À propos – kiedy podczas kampanii wyborczej w 2015 r. kandydat PSL Adam Jarubas naruszył święte tabu, jakim jest bezkrytyczne popieranie Ukrainy, został solidarnie zaatakowany przez cały establishment i skutecznie wyciszony. To był klasyczny przykład funkcjonowania nieformalnego układu PO-PiS, kiedy spór między „zaprzańcami” a „szczerymi patriotami” nie toczy się o interes narodowy, ale o to, kto lepiej będzie rządził Polakami w interesie kosmopolitycznego układu.

Są też inne podobieństwa. Tak jak pierwszy pookrągłostołowy rząd Tadeusza Mazowieckiego podjął próbę budowy JudeoPolonii, tak pierwszy pomajdanowy rząd Petro Poroszenki podjął próbę budowy JudeoUkrainy. Z tym że nad Dnieprem to się udało, a nad Wisłą projekt runął, dzięki… Stanowi Tymińskiemu. Przypomnijmy: w wyborach prezydenckich w 1990 roku, przedstawiany jako „kandydat znikąd”, po bardzo intensywnej kampanii, podczas której przedstawiał się jako jedyny „człowiek spoza układu”, zdecydowanie kontestujący balcerowiczowskie reformy gospodarcze, uzyskał w I turze prawie 4 miliony głosów, wyprzedzając Tadeusza Mazowieckiego (i Wołodię Cimoszewicza). Po tej poniżającej klęsce, Mazowiecki wraz ze swym zamysłem Judeopolonii już się nie podniósł.

W dzisiejszej Polsce toczy się jedna wielka wojna i mnóstwo potyczek. Fronty krzyżują się, krzyżują się obce wpływy. Na te potężne i wyrafinowane naciski wystawiona jest „nasza” elita polityczna, nielojalna, czołobitna wobec obcych, uwikłana w agenturalną działalność. Czy kraj, w którym ministrami zostają przypadkowe miernoty, ludzie gardzący polskimi interesami, kupczący pozycją Polski w świecie, których jedynym celem jest utrzymanie się przy władzy, i którym rozkazy wydaje mały żydowski komik, jest zdolna do obrony polskich interesów?

Krzysztof Baliński

Kijów wypuszcza młodych Ukraińców za granicę. Masowy exodus do Polski. Wojna – najemnikami [za nasze pieniądze]?

Kijów wypuszcza młodych Ukraińców za granicę. Masowy exodus do Polski. Wojna – najemnikami [za nasze pieniądze?].

Status ochronny posiada w Polsce 964,4 tys. obywateli Ukrainy, a ponad drugie tyle wciąż czeka na rozpatrzenie.

https://pch24.pl/kijow-wypuszcza-mlodych-ukraincow-za-granice-masowy-exodus-do-polski

W ciągu zaledwie kilku tygodni wpłynęło aż 50 tys. wniosków o przyznanie tzw. statusu ochronnego w Polsce. Zdecydowana większość z nich należy do młodych ukraińskich mężczyzn.

Od 26 sierpnia do 10 listopada o status ochronny w Polsce powiązany z numerem PESEL (tzw. UKR) wystąpiło 49,7 tys. obywateli Ukrainy – informuje „Rzeczpospolita”. To zdecydowanie więcej niż we wcześniejszych miesiącach.

Status pozwala na korzystanie z opieki medycznej, dostępu do rynku pracy, edukacji i pomocy państwa np. darmowego zakwaterowania i wyżywienia. Traci się go, gdy osoba wyjedzie na powyżej 30 dni z Polski. Status ochronny posiada w Polsce 964,4 tys. obywateli Ukrainy, a ponad drugie tyle wciąż czeka na rozpatrzenie.

Pod koniec sierpnia 2025 r. nastąpiła zmiana przepisów na Ukrainie, która umożliwiła legalny wyjazd z kraju mężczyznom w wieku 18-22 lat. Według danych Komendy Głównej Straży Granicznej, w dniach 29 sierpnia – 24 listopada, do Polski wjechało ponad 121 tys. młodych mężczyzn obywatelstwa ukraińskiego. Straż Graniczna zaznacza, że niektóre osoby mogły przekraczać granicę po kilka razy.

[no pewnie: handelek, narkotyki.. to się opłaca. md]

Źródło: rp.pl PR

Rekordowa sprzedaż broni. W 2024 roku osiągnęła 679 miliardów dolarów. Głównym nabywcą jest Europa.

Rekordowa sprzedaż broni. W 2024 roku osiągnęła 679 miliardów dolarów. Głównym nabywcą jest Europa.

3.12.2025 https://nczas.info/2025/12/03/rekordowa-sprzedaz-broni-glownym-nabywca-jest-europa/

Wynik specjalne nie dziwi, bo praktycznie nie ma dnia bez działań wojennych, a czymś przecież strzelać trzeba… Według Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIRPI), sprzedaż broni napędzana głównie wojnami na Ukrainie i w Strefie Gazy, doszła do pułapu 586 miliardów euro, co oznacza wzrost o 5,9%, licząc w ujęciu rok do roku.

Według tego raportu, sprzedaż broni na świecie przez 100 największych producentów osiągnęła w 2024 r. nowy rekord. Raport opublikowano 1 grudnia. Według SIPRI, w 2024 roku sprzedaż broni osiągnęła 679 miliardów dolarów (583,5 miliarda euro), co stanowi wzrost o 5,9% w stosunku do roku 2023. Wówczas, licząc rok do roku, sprzedaż wzrosła o 4,2%. [wg. dykteryjki: Stali nad przepaścią. A w 2025 na pewno „zrobili ogromny krok do przodu”. md]

To najwyższy poziom w historii badań SIPRI, napędził to „silny popyt” – powiedział w oświadczeniu Lorenzo Scarazzato z Działu Wydatków i Produkcji Broni SIPRI. W latach 2015–2024 przychody 100 największych dostawców wzrosły w sumie o 26%.

Okazuje się przy tym, że te rekordy to w dużej mierze „zasługa Europy ”, chociaż wszystkie regiony odnotowały wzrost, z wyjątkiem Azji i Oceanii. Na Starym Kontynencie wiąże się to z wojną na Ukrainie, do której dochodzą wydatki krajów, które opłacały i wysłały tam sprzęt, a teraz muszą uzupełnić także swoje zapasy.

Eksperci wskazują też na „poczucie zagrożenia ze strony Rosji przez państwa europejskie” i dotyczy to nie tylko krajów z tego regionu, jak Polska. Zbroją się Skandynawowie, Francuzi, Anglicy. Najwięcej zarabiają tu Amerykanie, a ich firmy generują połowę przychodów tego sektora.

Spośród 100 największych dostawców uzbrojenia na świecie 39 pochodzi z USA, w tym trzy największe: Lockheed Martin, RTX (dawniej Raytheon Technologies) i Northrop Grumman.

Łączne przychody amerykańskich producentów wzrosły o 3,8% do 334 miliardów dolarów (287 miliardów euro), co stanowi prawie połowę globalnej sprzedaży (49%). W Europie łączne przychody 26 największych firm zbrojeniowych wzrosły o 13%, do 151 miliardów dolarów (130 miliardów euro). Największy zrost odnotowali jednak Czesi, których grupa zbrojeniowa skorzystała z tzw. czeskiej inicjatywy amunicyjnej, obejmującej dostawy pocisków artyleryjskich na Ukrainę, Odnotowała ona wzrost przychodów o 193% (do 3,6 miliarda dolarów).

Jednak europejscy producenci broni mają jednak problemy z dostawą potrzebnych im do produkcji materiałów i podzespołów. Francuskie firmy Airbus i Safran, które przed 2022 rokiem sprowadzały połowę swojego tytanu z Rosji, musiały szukać nowych dostawców. Ograniczenia eksportowe na minerały krytyczne nałożone przez Chiny również doprowadziły do ​​wzrostu kosztów firm takich jak Thales we Francji i Rheinmetall w Niemczech, a łańcuchy dostaw są zakłócone.

Wśród 100 największych dostawców boni znajdują się również dwaj rosyjscy producenci uzbrojenia: Rostec i United Shipbuilding Corporation. Ich łączne przychody wzrosły o 23%, do 31,2 mld dolarów (26,8 mld euro). W ich przypadku popyt krajowy rekompensuje im ograniczenie eksportu spowodowane sankcjami międzynarodowymi.

Nieźle zarabia tu Izrael. Ten kraj ma trzy ze stu największych firm zbrojeniowych, których łączne obroty wynoszą 16,2 miliarda dolarów, czyli 13,9 miliarda euro (wzrost o 16% rok do roku). Krytyka wobec działań Izraela w Strefie Gazy wydaje się mieć niewielki wpływ na zainteresowanie izraelską bronią.

Źródło: AFP/ Le Figaro

Ostrzeżenie Putina dla władz Europy: „Jeśli Europa rozpocznie wojnę, może nie być już z kim negocjować”. 

Thomas Röper anti-spiegel.ru

Ostrzeżenie Putina dla Europy

„Jeśli Europa rozpocznie wojnę, może nie być już z kim negocjować”. 

Zapytany we wtorek, co sądzi o groźbach wojny ze strony UE, Putin nie wykluczył wojny i wyraźnie ostrzegł, że Rosja będzie prowadzić wojnę inaczej niż na Ukrainie. 

Anti-Spiegel  2 grudnia 2025

We wtorek prezydent Rosji Putin po raz pierwszy wydał bardzo jasne ostrzeżenie dla państw europejskich. Przetłumaczyłem wypowiedzi Putina, ale najpierw chcę pokazać, jak Der Spiegel o tym doniósł i co zataił przed czytelnikami. Następnie udostępnię tłumaczenie i dodam kilka krótkich przemyśleń na ten temat.

Der Spiegel ponownie

Od prawie czterech lat Der Spiegel praktycznie codziennie donosi, że Rosja – i oczywiście Putin osobiście – grozi Europie wojną, mimo że nigdy nie wystosowała takiej groźby. Aby jeszcze bardziej zaognić sytuację, Der Spiegel twierdzi, że atak Rosji jest nieuchronny – a nawet nie nastąpi to wcześniej niż w 2029 roku – i że Rosja już prowadzi „wojnę hybrydową” przeciwko Europie, mimo że żadne z tych oskarżeń pod adresem Rosji nie zostało udowodnione ani potwierdzone.

To ironia, ponieważ kiedy prezydent Rosji Putin – jak to miało miejsce we wtorek – faktycznie wydaje jasne ostrzeżenie przed wojną dla Europy, Der Spiegel pomija połowę jego treści.

Pod tytułem „Wojna na Ukrainie – Putin oskarża Europę o blokowanie negocjacji pokojowych” ( blokowanie ) Der Spiegel relacjonuje krótkie wystąpienie Putina przed prasą. W artykule Der Spiegel nazywa plan pokojowy Trumpa dla Ukrainy „rosyjską listą życzeń” i wyjaśnia czytelnikom, że Europejczycy renegocjowali plan z USA, a Rosja odrzuca wynik jako „wcale niekonstruktywny”. 

Niemiecki magazyn informacyjny Der Spiegel pisze następnie:

Aby wyrazić niezadowolenie Rosji z faktu, że jej domniemana lista życzeń nie została spełniona, Putin otwarcie zagroził Zachodowi we wtorek. Rosja jest gotowa zaangażować Europejczyków w negocjacje. Musieliby jednak uznać realia panujące na polu bitwy na Ukrainie. „Nie zamierzamy walczyć z Europą, mówiłem to już setki razy. Ale jeśli Europa chce walczyć i zacznie, to jesteśmy gotowi zrobić to natychmiast” – powiedział. „Europa stanęła po stronie Ukrainy w wojnie, zerwała bliskie więzi z Rosją i tym samym wycofała się ze stołu negocjacyjnego” – kontynuował Putin”.

To wszystko, czego czytelnicy „Spiegla” dowiedzą się o oświadczeniu Putina. Przyjrzyjmy się więc, co Putin faktycznie powiedział i czy „Der Spiegel” dostarczył czytelnikom wyczerpujących informacji.

Co Putin naprawdę powiedział

Podczas krótkiej konferencji prasowej (całość tutaj Konferencja) Putinowi zadano między innymi dwa pytania dotyczące Ukrainy i stanowiska Europejczyków. Tłumaczę te pytania i odpowiedzi Putina w całości. 

Początek tłumaczenia:

Pytanie: Wkrótce spotka się Pan ze Stephenem Witkoffem, który przyjechał do Moskwy specjalnie w tym celu. Obecnie proces negocjacji toczy się wyłącznie ze stroną amerykańską. Dlaczego Europejczycy milczą? Dlaczego trzymają się tak daleko od tego procesu?

Putin: Europejczycy nie milczą. Są wściekli, że zostali wykluczeni z negocjacji. Chciałbym jednak podkreślić, że nikt ich nie wykluczył. Sami się wykluczyli. Przez jakiś czas utrzymywaliśmy z nimi bliskie kontakty. Potem nagle zerwali kontakty z Rosją. To była ich inicjatywa.

Dlaczego to zrobili? Ponieważ przyjęli za punkt wyjścia ideę zadania Rosji strategicznej klęski i najwyraźniej nadal żyją tą iluzją. Rozumieją jednak, intelektualnie, że to już przeszłość, że nie mogło się wydarzyć. Wtedy mylili myślenie życzeniowe z rzeczywistością, ale nie potrafią i nie chcą się do tego przyznać. Sami wycofali się z tego procesu, to po pierwsze.

Po drugie, ponieważ nie podoba im się obecny wynik, utrudniają starania rządu USA i prezydenta Trumpa o osiągnięcie pokoju poprzez negocjacje. Sami odrzucają rozmowy pokojowe i utrudniają prezydentowi Trumpowi działania.

Po trzecie, nie mają żadnego programu pokojowego; są po stronie wojny. I nawet jeśli próbują wprowadzić jakieś propozycje do planu Trumpa – wszyscy to widzimy otwarcie – wszystkie te zmiany mają na celu tylko jedno: zablokowanie całego procesu pokojowego i wysunięcie żądań absolutnie nieakceptowalnych dla Rosji. Rozumieją to i w ten sposób obwiniają Rosję za załamanie procesu pokojowego. To jest ich cel. Widzimy to całkiem wyraźnie.

Jeśli więc faktycznie chcą wrócić do rzeczywistości, biorąc pod uwagę rozwijającą się sytuację „na miejscu”, w porządku, nie wykluczamy tego.

Pytanie: Szijjártó powiedział dziś nawet, że możemy dosłownie znaleźć się w stanie wojny z Europą. Powiedział, że NATO, a dokładniej jego europejskie skrzydło, planuje doprowadzić swoje wojska do pełnej gotowości bojowej do 2029 roku, a do 2030 roku istnieje ryzyko konfliktu zbrojnego. To rzeczywiście bardzo poważna, wręcz sensacyjna sprawa. Co Pan o tym sądzi? Czy naprawdę przygotowujemy się do czegoś?

Putin: Nie chcemy toczyć wojny z Europą; mówiłem to już setki razy. Ale jeśli Europa nagle zdecyduje się na wojnę z nami i zacznie to robić, jesteśmy gotowi już teraz. Nie ma co do tego wątpliwości. Ale jakie jest pytanie? Jeśli Europa nagle rozpocznie wojnę z nami, byłoby to moim zdaniem bardzo szybko…

To nie jest Ukraina. Na Ukrainie postępujemy chirurgicznie, ostrożnie. To zrozumiałe, prawda? To nie jest wojna w dosłownym, współczesnym znaczeniu tego słowa. Jeśli Europa nagle zdecyduje się wypowiedzieć nam wojnę i zacznie to robić, bardzo szybko może dojść do sytuacji, w której nie będzie już nikogo, z kim moglibyśmy negocjować.

=======================================================

Nie wszystkie wojny są sobie równe.

Można by argumentować, że Der Spiegel przedstawił dość przydatne podsumowanie wypowiedzi Putina, ale to nieprawda, ponieważ Der Spiegel pominął kluczowe informacje. Der Spiegel nie zrelacjonował tego, co znajduje się w ostatnim akapicie tłumaczenia, co jest kluczowe.

Pomimo całej propagandy zachodnich mediów i polityków na temat rzekomo „brutalnej rosyjskiej wojny agresywnej”, Rosja w rzeczywistości działa na Ukrainie z niezwykłą powściągliwością, o czym świadczy liczba ofiar cywilnych, która nawet po prawie czterech latach wojny wciąż wynosi nieco ponad 10 000. Używam słowa „tylko”, ponieważ przykład Izraela, którego ludobójstwo w Strefie Gazy tak chętnie poparli Europejczycy, pokazuje, czym naprawdę jest brutalna wojna. Izrael wymordował ponad 70 000 cywilów w Strefie Gazy w ciągu zaledwie półtora roku. Jeśli uwzględnić tych, którzy zmarli z głodu, i wszystkie ofiary pogrzebane pod gruzami, liczba ta prawdopodobnie znacznie przekracza 100 000.

… Nawet rosyjskie ataki na ukraińskie dostawy energii, tak gwałtownie potępiane na Zachodzie, są w rzeczywistości przeprowadzane z niezwykłą rozwagą. Podczas wojen w byłej Jugosławii w 1999 roku NATO natychmiast i niemal całkowicie zniszczyło serbskie źródła energii, a także zaatakowało stacje telewizyjne, pociągi pasażerskie i inną infrastrukturę. Kiedy dziennikarz zapytał, dlaczego NATO atakuje infrastrukturę cywilną, taką jak elektrownie i stacje telewizyjne, ówczesny Naczelny Dowódca NATO odpowiedział lakonicznie, że to prezydent Serbii zdecyduje, kiedy te ataki na cele cywilne ustaną; po prostu musi się poddać.

Pomimo wojny i cierpienia, jakie przyniosła ona również Rosji, Rosjanie nadal uważają Ukraińców za bratni naród. Dlatego Rosja robi wszystko, co w jej mocy, aby oszczędzić ludność cywilną na Ukrainie.

Ale Europejczycy nie są uważani przez Rosjan za bratni naród. Gdyby ich żołnierze walczyli z Rosją, Rosja zareaguje bez opanowania, jakie wykazała na Ukrainie, i prawdopodobnie będzie prowadzić wojnę w taki sam sposób, w jaki prowadzi ją Zachód – nie tylko dlatego, że Europejczycy prawdopodobnie postąpią tak samo.

Ostatnie stwierdzenie Putina, że ​​jeśli Europa rozpocznie wojnę z Rosją, „bardzo szybko może dojść do sytuacji, w której nie będzie nikogo, z kim moglibyśmy negocjować”, powinno zostać zrozumiane przez europejskich przywódców jako wyraźne osobiste zagrożenie pod ich adresem.

Putin z pewnością nie miał na myśli użycia broni jądrowej, jak można by przypuszczać, ale raczej stwierdził, że w takiej wojnie zainicjowanej przez Europejczyków, ich urzędnicy państwowi również byliby uzasadnionymi celami dla Rosji.

Innymi słowy, europejscy politycy nie powinni oczekiwać, że będą mogli poświęcić swoich żołnierzy w wojnie z Rosją, kontynuując jednocześnie normalne życie.

Niestety, oświadczenie Putina prawdopodobnie sugeruje również, że Rosja nie będzie szanować ludności cywilnej w wojnie z Europą. Czytelnicy „Spiegla” nie powinni o tym wiedzieć; powinni nadal wierzyć, że Europa jest militarnie zdolna do powstrzymania Rosji.

Ale Zachód zbiorowo już nie zdołał tego zrobić na Ukrainie, więc jak Europa ma sobie z tym poradzić sama – zwłaszcza bez pomocy Stanów Zjednoczonych, które jasno dały do ​​zrozumienia, że ​​to nie jest ich wojna?

Jak wspomniałem na początku, zawsze zabawne jest to, że Spiegel niemal codziennie wymyśla nowe kłamstwa na temat rzekomych gróźb wojennych Rosji (lub cytuje groźby sfabrykowane przez UE), ale milczy, gdy Rosja faktycznie ostrzega przed wojną.

Admirał Dragone: NATO rozważa możliwość przeprowadzenia prewencyjnych ataków na Rosję.

Admirał Dragone: NATO rozważa możliwość przeprowadzenia prewencyjnych ataków na Rosję.

Jak powiedział szef Komitetu Wojskowego sojuszu w wywiadzie dla Financial Times, podjęcie tej decyzji utrudniają trudności prawne.

1 grudnia, 00:17

Przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO Giuseppe Cavo Dragone REUTERS/Ciro De Luca
Szef Komitetu Wojskowego NATO Giuseppe Cavo Dragone© REUTERS/ Ciro De Luca

LONDYN, 1 grudnia. /TASS/. Sojusz Północnoatlantycki rozważa podjęcie działań wyprzedzających w odpowiedzi na rzekomo agresywne działania Rosji, ale taka decyzja wiąże się z szeregiem wyzwań prawnych, powiedział admirał Giuseppe Cavo Dragone, szef Komitetu Wojskowego NATO, w wywiadzie dla Financial Times .

„Badamy wszystko. W cyberprzestrzeni działamy bardziej reaktywnie. Rozważamy bardziej agresywne lub wyprzedzające działanie zamiast reagowania” – powiedział dowódca wojskowy. Dodał, że sojusz mógłby uznać „uderzenia wyprzedzające” za „działania obronne”.

Jak jednak przyznał Dragone, „wykracza to poza normalny sposób myślenia i działania NATO”. Wyjaśnił, że trudności dotyczą „ram prawnych, kwestii jurysdykcyjnych” oraz tego, kto dokładnie miałby podejmować takie działania.

Wcześniej ambasador Rosji w Belgii Denis Gonczar oświadczył, że NATO, „zastraszając swoją ludność nieistniejącymi planami Kremla dotyczącymi ataków na kraje sojusznicze”, rozpoczęło „przygotowania do wielkiej wojny z Rosją”. 

Ukraina chce sprzedawać broń… Powstają dwa centra na Zachodzie.

Ukraina chce sprzedawać własną broń. Powstają dwa centra w krajach Zachodu

https://www.fronda.pl/a/Ukraina-chce-sprzedawac-wlasna-bron-Powstaja-dwa-centra-w-krajach-Zachodu,249673.html


Jak donoszą media, Ukraina wchodzi w nowy etap swojej strategii militarno-ekonomicznej. Kijów zapowiedział utworzenie specjalnych centrów eksportu broni, które mają sprzedawać… nadwyżki ukraińskiego uzbrojenia. Informacja brzmi co najmniej zaskakująco, ale została oficjalnie potwierdzona i wywołała szeroką dyskusję wśród analityków obronnych.

Według zapowiedzi, centra eksportowe mają pomóc w budowaniu ukraińskiego potencjału przemysłowego, zwiększać dochody budżetu oraz wzmacniać pozycję Ukrainy na globalnym rynku zbrojeniowym. [nie mają już skąd brać łapówek? md]

Kijów podkreśla, że nadwyżki dotyczą sprzętu, który nie jest obecnie potrzebny na froncie lub został zastąpiony nowszym wyposażeniem.

„Eksperci” zauważają, że to kolejny krok w kierunku uniezależnienia ukraińskiego przemysłu obronnego i wykorzystania potencjału, jaki powstał dzięki masowej modernizacji armii. Jednocześnie pojawiają się pytania o skalę dostępnych nadwyżek i potencjalne kierunki eksportu.

Sprawa budzi też emocje wśród potencjalnych kupujących — niektórzy widzą w tym dowód na stabilizację ukraińskiej produkcji zbrojeniowej, inni obawiają się, czy sprzedaż sprzętu nie odbije się na bieżących potrzebach armii. Źródła podają, że powstają właśnie dwa pierwsze takie centra.