Nowa Zelandia walczy z bekającym bydłem. Franciszkowi i Pachamamie na pomoc. Czy ministerki założą sobie baloniki na pupy?

Andrzej Kumor https://www.goniec.net/2022/08/03/nowa-zelandia-walczy-z-bekajacym-bydlem/

Wygląda na to, że rządy w całym świecie zachodnim są zdecydowane zniszczyć hodowców bydła i trzody, a Nowa Zelandia nie jest tu wyjątkiem.

Według radykałów klimatycznych w tym kraju, bekanie krów i owiec jest zbyt szkodliwe dla środowiska ze względu na uwalniany metan i należy to zjawisko  ograniczyć.

„Nie ma wątpliwości, że musimy zmniejszyć ilość metanu, który wprowadzamy do atmosfery, a skuteczny system cen emisji dla rolnictwa będzie odgrywał kluczową rolę w tym, jak to osiągniemy” – powiedziała BBC minister ds. zmian klimatu Nowej Zelandii James Shaw czytamy na portalu https://thecountersignal.com/ [James to dotąd był chłop!! Już jest babą?? MD]

Zgodnie z proponowanymi przepisami, rząd zacząłby opodatkować hodowców za emisje gazów od 2025 r., oferując zachęty i niższe stawki podatkowe rolnikom, którzy karmią  zwierzęta według specjalnej diety zapobiegającej odbijaniu się i sadzą więcej drzew, aby zrównoważyć  domniemane emisje z hodowli zwierząt.

Według WebMD inne zalecane przez rząd rozwiązania obejmują „maski  dla krów, które wychwytują i zamieniają metan w wodę i dwutlenek węgla, metodę, która zmniejsza emisje o ponad 50% ..

Niektórzy rolnicy już eksperymentują z paszą z wodorostów . A naukowcy majstrują przy genetyce krów, aby zwiększyć ich wydajność trawienia”.

[Przecież dobrze nażarta krowa wypiarduje ok 1 m3 metanu na dobę. Też łapać! A ludzie?? Może ministerki zaczęłyby od siebie – balonik na pupie i drugi na gębie.. Może ten Franciszek z Watykanu by sobie i swoim nakazał? Pachamama by go chwaliła! MD]

Ostateczna decyzja w sprawie wprowadzenia podatku od bekania ma zapaść do grudnia tego roku.

Bezpośrednie linie energetyczne: Czemu rządzący blokują szanse na mniej drogą energię?

Konflikt w rządzie. Dwa resorty kłócą się o przepisy. W tle szansa na tanią energię

Agnieszka Zielińska https://www.money.pl/gospodarka/konflikt-w-rzadzie-dwa-resorty-kloca-sie-o-przepisy-w-tle-szansa-na-tania-energie-6799862826028000a.html

Jest pomysł, którego realizacja mogłaby obniżyć ceny energii. Sprawa musiałaby jednak mieć błogosławieństwo rządu i podparcie w przepisach. Mowa o budowie linii bezpośrednich łączących producentów energii z odbiorcami. Wszystko szło dobrze, pojawił się projekt przepisów podpisany przez resort rozwoju. Po czasie jednak ów zapis zniknął. Jak się okazuje – to efekt bratobójczej walki pomiędzy resortami rozwoju i środowiska.

Resort kierowany przez minister Annę Moskwę wykreślił z projektu ustawy przepisy dotyczące budowy linii bezpośrednich.

W Europie linie bezpośrednie jako pomysł na obniżenie cen energii od dawna nie są już żadną nowością. Gdy w Polsce trwa starcie opinii, państwa zachodnie już to realizują. Z takich rozwiązań korzystają już odbiorcy przemysłowi m.in. w Niemczech. Przykładem jest fabryka Airbusa w mieście Donauwörth w Bawarii, która będzie zasilana energią słoneczną. Jednak farma fotowoltaiki, która będzie napędzać zakład, zostanie wybudowana w odległości kilku kilometrów od niego. Z fabryką połączy ją specjalnie postawiona linia średniego napięcia.

Dzięki liniom bezpośrednim obniżą rachunki

Dlaczego przemysł w Europie korzysta z takich rozwiązań? Powód jest prosty. Budowa linii bezpośrednich to same korzyści — umożliwia rozwój OZE (odnawialne źródła energii), zwłaszcza lokalnie, a odbiorcom przemysłowym znacząco pomaga obniżyć rachunki za energię.

Niestety w Polsce dotąd takie rozwiązania nie były dostępne. Główną barierą był brak odpowiednich przepisów. Teoretycznie, zgodnie z obecnymi regulacjami, aby wybudować taką linię, trzeba wystąpić o zgodę do prezesa URE. W praktyce zgody jednak nie dostaniemy, bo takie rozwiązania są zarezerwowane dla odbiorców trwale odłączonych od sieci energetycznej.

Jednak w połowie ubiegłego roku Ministerstwo Klimatu i Środowiska rozpoczęło prace nad nowelizacją ustawy Prawo energetyczne oraz ustawy o odnawialnych źródłach energii, które miały zmienić tę sytuację, czyli w praktyce umożliwić budowę linii bezpośrednich.

Operatorzy sieci są niechętni, bo mniej zarobią

Niestety, od razu zaczęły się schody. Kością niezgody stały się zwłaszcza opłaty dystrybucyjne. Dlaczego? W marcu pisaliśmy, że rozwój linii bezpośrednich jest nie na rękę operatorom sieci. Głównym powodem jest fakt, że takie linie umożliwiają dostarczenie energii z pominięciem transportu energii za pośrednictwem sieci, co teoretycznie oznacza brak konieczności wnoszenia opłaty dystrybucyjnej.

Zdaniem prezesa URE Rafała Gawina to nie jest korzystne. Powód?

– Odbiorcy korzystający z linii bezpośrednich byliby zwolnieni zarówno z opłat dystrybucyjnych, z opłat za korzystanie z sieci energetycznej, jak i z opłaty OZE, opłaty kogeneracyjnej i opłaty mocowej. Powstałaby zatem sytuacja, w której nie ponosiliby adekwatnych kosztów utrzymania funkcjonowania systemu elektroenergetycznego, pomimo że nadal korzystaliby z niego – wyjaśniał w maju na łamach portalu wnp.pl.

Prezes Urzędu Regulacji Energetyki na tym nie poprzestał i zaproponował, aby odbiorcy przyłączeni do linii bezpośredniej byli obciążeni stałymi opłatami związanymi z funkcjonowaniem systemu elektroenergetycznego – w podobnej wysokości, które ponoszą odbiorcy energii elektrycznej przyłączeni do sieci.

Anna Moskwa jest przeciwna, Olga Semeniuk to popiera

Tymczasem organizacje przedsiębiorców, które również chciały zgłosić swoje uwagi do projektu nowelizacji prawa energetycznego oraz ustawy o OZE, dowiedziały się, że resort klimatu, kierowany przez minister Annę Moskwę, całkowicie wykreślił z projektu ustawy przepisy dotyczące budowy linii bezpośrednich.

W dodatku stało się to wbrew stanowisku Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Resort ten napisał więc w kolejnych uwagach do projektu, że: “nieprowadzenie rozwiązań ułatwiających wykorzystanie linii bezpośredniej przez poszczególne sektory gospodarki, zwłaszcza przemysł energochłonny, może w istotny sposób niekorzystnie wpłynąć na koszty produkcji, a nawet decydować o rentowności przedsiębiorstw krajowych”.

Olga Semeniuk, wiceminister resortu rozwoju jest wielką orędowniczką budowy linii bezpośrednich. Jej zdaniem mogą one ograniczyć wpływ rosnących cen energii na sektor przesyłu, który boryka się dziś ze wzrostem kosztów spowodowanym m.in. obecną sytuacją gospodarczą i geopolityczną, związaną z inwazją Rosji na Ukrainę i koniecznością zastąpienia importu surowców energetycznych z Rosji.

“Dlatego MRiT zastrzega sobie możliwość wniesienia całościowej propozycji zapisów regulujących tę kwestię na etapie Stałego Komitetu Rady Ministrów” – napisała wiceminister w uwagach do projektu.

To będzie bodziec do inwestowania w OZE

Przedstawiciele przemysłu są również zdziwieni wykreśleniem przepisów. Henryk Kaliś, prezes Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii, przewodniczący Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu w rozmowie z money.pl zaznacza, że stanowisko przedstawicieli przemysłu w tej kwestii jest jasne. Rezygnacja z budowy linii bezpośrednich przekreśli szansę na transformację polskiego przemysłu.

– Linie bezpośrednie umożliwią rozwój odnawialnej energetyki przemysłowej i stworzą zachęty do inwestowania w odnawialne źródła energii – przekonuje Henryk Kaliś.

Jego zdaniem energię odnawialną dostarczaną linią bezpośrednią należy więc zwolnić z obciążeń finansowych wynikających z funkcjonujących w energetyce systemów wsparcia, a także z podatku akcyzowego.

Henryk Kaliś przypomina także, że we Francji, w Wielkiej Brytanii, a także m.in. na Łotwie, w Holandii oraz w Szwecji budowa linii bezpośrednich nie jest obciążona żadnymi dodatkowymi kosztami.

Bez taniej energii przemysł widzi przyszłość w czarnych barwach

Przedstawiciele sektora przemysłu mówią, że bez dostępu do odnawialnych źródeł nie utrzymają konkurencyjności produkcji, polski przemysł nie będzie mógł także uniezależnić się od rosyjskich surowców.

– Wprowadzanie linii bezpośrednich nie byłoby konieczne, gdyby rząd zaproponował inny sposób, aby dostarczyć energochłonnym branżom tanią energię odnawialną. Problem w tym, że nie ma takich pomysłów. Dlatego perspektywy funkcjonowania firm z energochłonnych branż rysują się dziś w czarnych barwach – twierdzi Henryk Kaliś.

Dodaje, że przemysł nie może dłużej czekać. Budowa elektrowni atomowych się nie rozpoczęła, z kolei elektrownie wiatrowe mają powstać w większej liczbie na Bałtyku dopiero po 2030 roku.

– Dlatego trzeba jak najszybciej uwolnić te zasoby, które są możliwe do wykorzystania już dzisiaj, czyli lądową energetykę wiatrową, która może zapewnić przemysłowi tanią energię produkowaną samodzielnie lub dostarczaną z wykorzystaniem linii bezpośrednich – postuluje prezes.

Bez przepisów inwestorzy też sobie jakoś radzą

Dr hab. Robert Zajdler, ekspert ds. energetycznych Instytutu Sobieskiego uważa, że budowa linii bezpośrednich w Polsce powinna być ułatwiona, bo wynika to także z regulacji UE. Jego zdaniem wprowadzenie możliwości budowy takich linii byłoby także dodatkową presją na monopolistów, aby chętniej przyłączali nowych użytkowników do sieci. Tymczasem obecnie inwestorzy coraz częściej dostają odmowy, zarówno w przypadku przełączeń do sieci gazowej, jak i nowych źródeł OZE, a także farm fotowoltaicznych.

— Dlatego w momencie, gdy nie ma przejrzystych przepisów, inwestorzy radzą sobie w inny sposób, budują takie linie, następnie w umowie deklarują, że są one instalacją wewnętrzną lub źródłem energii na własne potrzeby — komentuje.

Jacek Kosiński, adwokat i partner w kancelarii Jacek Kosiński Adwokaci i Radcowie Prawni, także uważa, że wykreślenie przepisów o liniach bezpośrednich jest złe. W dodatku jego zdaniem rządowy projekt ułatwiał ich budowę w ograniczonym stopniu.

– Aktualnie mamy kryzys przyłączania nowych jednostek OZE do sieci elektroenergetycznej. Linia bezpośrednia mogłaby częściowo wyjść naprzeciw potrzebom odbiorców. Ostatni projekt zmian ułatwiał to jednak w niewielkim stopniu – mówi.

Jako przykład podaje, że projekt wprowadzał np. ograniczenia dotyczące własności gruntów, na których mogłaby być zlokalizowana linia bezpośrednia i łącznej maksymalnej mocy przyłączanych jednostek wytwórczych.  Niestety teraz nawet takie zmiany nie wejdą w życie.

Bez zielonej energii nie zbudujemy konkurencyjnej gospodarki

Nasi rozmówcy przyznają nieoficjalnie, że rysuje się wyraźna oś podziału sporu. Resort klimatu bierze pod uwagę głos operatorów sieci, a z kolei ministerstwo rozwoju przedstawicieli przemysłu.

Nasi rozmówcy dodają jednocześnie, że na całym świecie coraz ważniejszym elementem w produkcji przemysłowej staje się tzw. ślad węglowy i  konieczność ograniczenia go. – Do tego celu niezbędna jest zielona energia. Najlepiej byłoby, aby trafiała do przemysłu bezpośrednio – mówi Piotr Czopek, dyrektor ds. regulacji w Polskim Stowarzyszeniu Energetyki Wiatrowej.

Druga sprawa, która jego zdaniem wiąże się z tym tematem, to zielony wodór. Surowiec, który uważany jest za przyszłość energetyki będzie wytwarzany w oparciu o energię elektryczną pochodzącą z OZE.

– Do tego celu niezbędna będzie linia bezpośrednia. Energia, która zostanie wykorzystana do wytworzenia wodoru, musi być energią odnawialną. Jeżeli chcemy więc stworzyć przyszłościową gospodarkę opartą na wodorze, musimy zacząć budować linie bezpośrednie – wyjaśnia.

Ekspert odnosi się także do zastrzeżeń URE związanych z nowymi regulacjami, w tym obaw, że w ich efekcie w sieci będzie mniej energii, dlatego opłaty dystrybucyjne mogą wzrosnąć, co odczują wszyscy odbiorcy.

– Naszym zdaniem to błędna teza, w kontekście linii bezpośrednich mówimy przecież o nowych źródłach wytwórczych i nowych projektach. Gospodarka, która chce się rozwijać, będzie potrzebowała nowej energii, dlatego obawy URE są na wyrost – ocenia Piotr Czopek.

Piotr Czopek uważa, że regulacje umożliwiające budowę linii bezpośrednich są także niezbędne z innego powodu. – Operatorzy sieci wydają coraz więcej odmów dla nowych instalacji OZE, dlatego wprowadzenie nowych regulacji umożliwiających budowę linii bezpośrednich nabiera coraz większego znaczenia. – mówi.

Przygotowując ten artykuł, wysłaliśmy we wtorek pytania do obu resortów, klimatu i rozwoju. Pierwszy zapytaliśmy o to, jaki był powód usunięcia zapisu o budowie linii bezpośrednich z ustawy. Na odpowiedzi obu resortów wciąż czekamy.

Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl

Wymienili piece, teraz dopłat nie dostaną. “Zostaliśmy oszukani”. [A o inflacji – NIC].

[na podst.: Magdalena Raducha https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-wymienili-piece-teraz-doplat-nie-dostana-zostalismy-oszukani,nId,6183016 MD]

– Ludzie wymienili “kopciuchy”, a teraz rządzący chcą pomagać tym, którzy tego nie zrobili i z ekologią nie mają nic wspólnego.

Gdybym wiedziała, że będzie coś takiego, w życiu bym nie zmieniała pieca – przyznaje w rozmowie z Interią Alina. Tak komentuje sprawę dodatku węglowego w wysokości 3 tys. złotych. Z pomocy wykluczono między innymi osoby, które zainwestowały w czyste źródła ciepła, wymieniły stare piece i teraz do ogrzewania używają pelletu drzewnego. Jak słyszymy, część z nich rozważa powrót do “kopciuchów”. Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapewnia, że „rząd pracuje nad rozwiązaniami dla osób używających opału innego niż węgiel”. [—-]

Ten dodatek uderza w osoby, które zainwestowały w czyste źródła ciepła, a teraz są za to karane.

Premier Mateusz Morawiecki powiedział w piątek z mównicy sejmowej, że pellet drzewny kosztuje 1600-1800 zł. – Ja zadzwoniłem do kilku składów i żaden nie oferował pelletu w tej cenie, one oscylowały w granicach 2400-2500 zł za tonę. Albo premier został wprowadzony w błąd i chodziło mu o pół tony, albo ktoś mu powiedział o pellecie ze słomy, który się nie spala w kotle na pellet drzewny.[—-]

– Nie zapominajmy też o osobach, które ogrzewają mieszkania gazem i prądem. Oni również na pomoc państwa nie mogą liczyć. Ceny tych surowców też poszybowały w górę, a będą kolejne podwyżki i za gaz i za energię. [—-]

Spytaliśmy Ministerstwo Klimatu i Środowiska, czy planowane jest również wsparcie tych gospodarstw domowych, które do ogrzewania wykorzystują pellet, gaz lub inne źródła ciepła.

W odpowiedzi wydziału komunikacji medialnej resortu czytamy, że „rząd zajmuje się tą kwestią”. [—-]

CIEMNA STRONA POJAZDÓW ELEKTRYCZNYCH. KRWAWY KOBALT. DZIECI – GÓRNICY.

Z biedaszybów do salonów czyli jazda z prądem

Kategoria: Archiwum, Co piszą inni, Gospodarka, Kontrowersyjne, Polecane, Polityka, Polska, Świat, Ważne AlterCabrio https://www.ekspedyt.org/2022/07/24/z-biedaszybow-do-salonow-czyli-jazda-z-pradem/

Jeśli pracownik umiera, firmy nie zgłaszają tego rządowi. Chowają taką osobę, ukrywają zwłoki i przekupują rodzinę, aby milczała”.

To twój samochód elektryczny, który zabija ludzi, zanim jeszcze wyjedzie na drogę. Czy pisałeś się na to?”

−∗−

Tłumaczenie transkrypcji materiału wideo z serwisu Forbidden Knowledge TV na temat ciemnej strony produkcji pojazdów elektrycznych. Zachęcam nie tylko do lektury tekstu, ale również do obejrzenia samego filmu ze względu na grafikę z danymi. //AlterCabrio

________________***________________

Ciemna strona pojazdów elektrycznych

Palki Sharma z WION z New Delhi w Indiach to świetne źródło prawdziwych wiadomości, a ten odccinek jest świetnym przykładem. Kilka minut oglądania małych dzieci kruszących skały dla przemysłu kobaltowego może na dobre zniechęcić cię do posiadania pojazdu elektrycznego.

Mówi: „Pod lśniącą powierzchnią EV kryje się historia krwawych baterii [blood batteries]. Te samochody są przyczyną łamania praw człowieka, skrajnego ubóstwa i pracy dzieci…”

„Połowa wyprodukowanego kobaltu trafia do samochodów elektrycznych. Mówimy o 4 do 30 kilogramów kobaltu na baterię. Ten metal znajduje się na całym świecie… ale 70% całkowitej podaży pochodzi z jednego kraju… Demokratycznej Republiki Konga”.

„Przyjrzyjmy się temu krajowi. DR Kongo jest drugim co do wielkości krajem Afryki. Jego PKB wynosi około 49 miliardów dolarów… Wydobycie kobaltu w Kongo dzieli się na dwie kategorie: wydobycie przemysłowe lub na dużą skalę oraz wydobycie rzemieślnicze lub na małą skalę”.

„Jaka jest różnica między tymi dwoma? Kopalnie rzemieślnicze są nieuregulowane. Tutaj nie obowiązują przepisy prawa pracy. Podobnie jak protokoły bezpieczeństwa. Kopalnie te produkują od 20% do 30% kongijskiego kobaltu. W tych kopalniach pracuje około 200 000 górników. Co najmniej 40 000 z nich to dzieci, niektóre nawet sześcioletnie”.

„Te dzieci codziennie ryzykują śmiercią. Wchodzą do pionowych tuneli, większość z nich jest zbyt wąska, aby dorośli mogli się w nich pomieścić. To jak piec. Dzieci kopią kobalt w nieludzkich warunkach, czasem mają łopaty, ale najczęściej kopią gołymi rękami”.

„Nie mają masek, rękawiczek, ubrań roboczych, a czasami mają tlenu tylko na 20 minut, ale te małe dzieci kopią godzinami. Po wydobyciu kruszą skały. Myją je i niosą swoje znaleziska na targ, aby znaleźć kupca”.

„Ile te dzieci zarabiają? Czasami ledwie jednego dolara. Kobalt to wielomiliardowy przemysł. Szacuje się, że do 2027r. będzie wart 13,63 miliarda dolarów, ale pieniądze te nigdy nie dotrą do dziecka, które wyszukuje i wydobywa metal”.

„W dotkniętym biedą Kongo nawet jeden dolar wart jest zaryzykowania życia. Wielu ginie, próbując zarobić te pieniądze… Według szacunków co roku w Kongo ginie 2000 nielegalnych górników. Wielu cierpi z powodu trwałego uszkodzenia płuc, infekcji skóry i urazów zmieniających życie. W 2019 roku kilka rodzin z Kongo złożyło pozew. Wskazali firmy takie jak Tesla, oskarżyły je o podżeganie i przyczynianie się do śmierci i okaleczenia dzieci…”

Zapotrzebowanie [na kobalt] potroiło się w ciągu ostatniej dekady. Oczekuje się, że do 2035r. ponownie się podwoi. Popyt napędzają pojazdy elektryczne. Obecnie na drogach jeździ ponad 6,5 miliona pojazdów elektrycznych. Do roku 2040 ta liczba osiągnie 66 milionów, czyli 66 milionów pomnożone przez 30 kilogramów kobaltu. Policzcie sami”.

„Oczekuje się, że do 2050r. zapotrzebowanie na produkcję kobaltu wzrośnie o 585%. Rodziny z Kongo chcą przezwyciężyć tę falę biedy. Wysłanie dzieci do kopalni nie jest dla nich wyborem, ale koniecznością. Te dzieci w końcu pracują jako górnicy na małą skalę [bieda szyby] lub pracownicy nieformalni. Nie są zatrudnieni przez żadną firmę, ale kilka firm ustawia się w kolejce, aby kupić ich znaleziska.

„Widzisz, taniej jest kupić kobalt od dziecka niż w oficjalnej kopalni, a kto lepiej rozumie biznes niż Chiny? Większość z tych firm zajmujących się krwawymi bateriami pochodzi z Chin. Dominują w globalnym łańcuchu dostaw kobaltu. Chiny posiadają do 50% produkcji metalu. Kontrolują około 80% rafinacji kobaltu”.

„W ciągu ostatnich 15 lat chińskie podmioty wykupiły działające w Kongo firmy wydobywcze z Ameryki Północnej i Europy. Dziś chińskie firmy są właścicielami 15 z 19 kopalń przemysłowych w tym kraju”.

„W zamian za kongijski kobalt Chiny obiecały temu krajowi miliardowe inwestycje w infrastrukturę, szkoły i drogi”.

„Teraz Kongo jest kolejnym przykładem tego, że historie z udziałem Chin nigdy nie kończą się dobrze. Dzisiaj Chiny wpuszczają krwawy kobalt do łańcucha dostaw pojazdów elektrycznych. Chińskie firmy kupują kobalt od dzieci, zachęcając je do udziału w handlu krwawymi bateriami”.

„Jednym z największych przetwórców kobaltu w Kongo jest firma CDM czyli Congo Dongfung Mining. Jest spółką zależną chińskiej firmy Xiang Huayou Cobalt. Oczywiście Huayou dostarcza kobalt producentom samochodów elektrycznych, takim jak Volkswagen. 40% kobaltu Huayou pochodzi z Konga. W 2016 roku chińska firma została wezwana do wyjaśnień przez organizację pozarządową. Zostali uznani za beneficjenta pracy dzieci”.

„Huayou obiecał uporządkować swoją działalność, ale czy coś się zmieniło? Raporty napływające z terenu budzą poważne wątpliwości. To jedna z części historii.

W wielkich chińskich kopalniach jest też krew. Tam pracownicy są maltretowani, dyskryminowani, bici i zmuszani do pracy bez umów i wystarczających racji żywnościowych”.

„Jeden z pracowników powiedział mediom, cytuję: «Jeśli pracownik umiera, Chińczycy nie zgłaszają tego rządowi. Chowają taką osobę, ukrywają zwłoki i przekupują rodzinę, aby milczała»”.

„To twój samochód elektryczny, który zabija ludzi, zanim jeszcze wyjedzie na drogę. Czy pisałeś się na to?”

„Najwięksi światowi producenci samochodów są współwinni tych przestępstw. Mówię o firmach takich jak Tesla, Volvo, Renault, Mercedes-Benz, Volkswagen. Wszyscy oni pozyskują kobalt z chińskich kopalń w Kongo…”

„Podobnie jak twierdzenie, że samochody elektryczne są czyste, te samochody są napędzane brudną energią, krwawymi bateriami i nie jest to rozwiązanie klimatyczne. To łamanie praw człowieka i te dwie rzeczy nie mogą współistnieć”.

„Rozwiązanie klimatyczne nie powinno odbywać się kosztem ludzkiego życia. Krótko mówiąc, pojazdy elektryczne muszą przejechać wiele kilometrów, zanim ktoś będzie mógł twierdzić, że są czyste”.

__________________

The Dark Side of Electric Vehicles, Alexandra Bruce, July 24, 2022

„Problemy bloków energetycznych”. Jaworzno raportuje ubytek mocy, brak węgla. Środek lata !!!

https://nczas.com/2022/07/21/problemy-blokow-energetycznych-w-polsce-jaworzno-raportuje-ubytek-mocy-brakuje-wegla/

[Czy również to powoduje żarcie Naimski- Sasin? md]

Nowy, kosztujący 6 miliardów złotych blok w Elektrowni Jaworzno, który z założenia ma być jednym z filarów bezpieczeństwa energetycznego kraju, raportuje ubytki mocy. Są ogromne problemy z dostępnością i jakością węgla.

Problemy notuje nie tylko Jaworzno, ale większość bloków energetycznych w kraju. Według relacji portalu energetyka24, nastąpiły już nieplanowane wyłączenia czterech bloków w Kozienicach, dwóch w Połańcu i jednego w Opolu.

Jaworzno. Ubytek mocy

Dziennikarze „Business Insider Polska” dotarli do wewnętrznej korespondencji między kierownictwem elektrowni w Jaworznie, a spółką Rafako, która blok zbudowała i wspiera jego działanie.

Pismo wysłano 15 lipca. Poinformowano w nim, że w tej chwili są kłopoty z dostawami odpowiedniego jakościowo węgla, który jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania bloków.

Właściwy węgiel miał dostarczać państwowy Tauron, ale tego nie robi. Dlaczego? Zgodnie z ujawnioną treścią pisma, spółka „nie wywiązuje się ze swoich obowiązków z różnych przyczyn, między innymi związanych z praktycznie całkowitym zatrzymaniem wydobycia w kopalni Sobieski (dostawy na poziomie ok. 5 tys. ton węgla na miesiąc), utrudnioną produkcją w innych kopalniach, wojną w Ukrainie i embargiem nałożonym na węgiel rosyjski”.

Przedstawiciel Rafako wskazuje, problemy z dostawą węgla zaczęły się w maju br. Do Jaworzna zaczął przyjeżdżać gorszej jakości węgiel, który „oddziałuje negatywnie na sam proces spalania i na urządzenia bloku”.

„Węgiel, który został podawany na zasobniki, zawierał szereg nieczystości stałych, które w ogóle nie powinny mieć miejsca, co powodowało szereg nieplanowych odstawień urządzeń i ich awarii, co wpływało na ograniczenia w możliwości pełnego wykorzystania potencjału bloku do wykonania prac zgodnie z założonym harmonogramem. Powyższe okoliczności zostały udokumentowane” – czytamy.

Autor korespondencji stwierdza, Tauron był świadomy tego, że dostarcza gorszej jakości węgiel do elektrowni.

Co więcej, w piśmie czytamy, że elektrownia najprawdopodobniej będzie musiała mierzyć się z problemem braku dostaw paliwa zimą.

Wszystko to spowodowało, że w środę, 20 lipca doszło do ubytku mocny na jednym z bloków Elektrowni Jaworzno. W adnotacji zapisano: „brak paliwa”.

=====================

mail:

Bogdanka chce wydobyć 9,5 mln ton węgla i część wyśle na Ukrainę

Międzynarodówka “Ratujmy Planetę. Przeciw Pierdzeniu”.

Źle się bawimy

Stanisław Michalkiewicz    21 lipca 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5216

Ciepło energii atomowej stopi lodowce biegunowe, bo siła, którą kryje atom, da ludziom zdrowie, ciepło, światło” – pisał przed laty poeta proletariacki. Na tamtym etapie bowiem, Partia nakazywała wierzyć w „atom”, bo Sowiety właśnie budowały swój arsenał nuklearny, toteż poeci proletariaccy uwijali się, jak w ukropie. Minęło jednak 70 lat, zmieniło się oblicze świata, między innymi w ten sposób, że coraz więcej państw albo już zbudowało, albo właśnie buduje swój arsenał nuklearny, a w tej sytuacji coraz trudniej utrzymywać, że „siła, którą kryje atom, da ludziom zdrowie”. Poza tym, perspektywa „stopienia lodowców biegunowych”, którą wtedy poeci proletariaccy tak się zachwycali, dzisiaj przez pannę Gretę Thunberg i jej licznych wyznawców, zostałaby uznana za początek apokalipsy. Toteż Partia, która pilnie wsłuchuje się w odgłosy dobiegające z czeluści demokratycznych społeczeństw, wyznaczyła inne priorytety. Teraz już nie chcemy topić biegunowych lodowców, przeciwnie; ich topnienie jest koronnym argumentem za globalnym ociepleniem, z którym trzeba walczyć w obronie „planety”.

Tedy aktyw partyjny „już z nowym wrogiem toczy walkę” – jak wspominał autor nieśmiertelnego poematu „Towarzysz Szmaciak” – a Partia nieubłaganym palcem wskazuje tego wroga. Są nim „gazy cieplarniane”, które powstają nie tylko ze spalania węgla, gazu i ropy naftowej, ale również – excusez le mot – z pierdzenia, któremu oddają się z upodobaniem zwierzęta hodowlane.

Na podstawie tych odkryć rozwinął się niebywale dynamiczny ruch społeczny i polityczny, który – w ramach długiego marszu przez instytucje, których w międzyczasie przybywa w tempie stachanowskim – wywiera coraz większy wpływ na postępowanie rządów, skorumpowanych przez rozmaite „unie”, zaczynają swoje pomysły wprowadzać w życie. Lichwiarska międzynarodówka, której przekierowanie uwagi młodych ludzi na walkę z „klimatem”, jest bardzo na rękę, bo pozwala jej utrzymać w cieniu jej własne machinacje, chętnie te przedsięwzięcia finansuje. A ponieważ coraz więcej młodych ludzi chciałoby wypić i zakąsić bez specjalnego wysilania się, to chętnie zostają „aktywistami”, nawet jak losy „planety” specjalnie ich nie obchodzą. A ponieważ polityczne gangi, które pod pretekstem demokracji, pasożytują na historycznych narodach, są zasilane z tej samej kroplówki, chętnie się do „ratowania planety” przyłączają.

W ten sposób doszło do proklamowania w Unii Europejskiej tak zwanego „zielonego ładu”, w ramach którego Europa zaczęła odchodzić od dotychczasowych źródeł energii, ku tak zwanym „źródłom odnawialnym”. Ponieważ w instytucjach Unii Europejskiej odsetek wariatów i szubrawców wydaje się większy, niż gdziekolwiek indziej, to narzuciła ona członkowskim bantustanom program „dekarbonizacji”. Początkowo wyglądało to racjonalnie w tym sensie, że jeśli bantustany wyrzekną się korzystania ze źródeł energii, którymi dysponują, to nie będą miały innego wyboru, jak kupować rosyjski gaz od Niemiec, które do spółki z Rosją, w ramach strategicznego partnerstwa, kończyły właśnie budowę gazociągu Nord Stream 2.

Naprzeciw temu przedsięwzięciu wyszły odkrycia skorumpowanych docentów, którzy zauważyli, że o ile dwutlenek węgla powstający ze spalania węgla kamiennego i brunatnego, jest silną trucizną dla „planety”, to dwutlenek węgla powstający przy spalaniu gazu ziemnego jest gazem szlachetnym, który „planecie” w zasadzie nie zagraża.

I kiedy wydawało się, że trick się udał, w sprawę wtrąciły się Stany Zjednoczone, dla których perspektywa niemieckiego monopolu w rozprowadzaniu rosyjskiego gazu na Europę była nie do przyjęcia, bo któż wtedy chciałby kupować gaz amerykański? Toteż w bantustanach znajdujących się pod amerykańską kuratelą nasiliła się propaganda „dywersyfikacji”. Dywersyfikacja jest bowiem wtedy, gdy zamiast rosyjskiego gazu bantustany kupują gaz amerykański. Toteż rządy, między innymi tubylczy rząd „dobrej zmiany”, istniejące dzięki amerykańskiemu poparciu, skwapliwie się w „dywersyfikację” zaangażowały, podejmując stosowne inwestycje.

Najwidoczniej to jednak nie było wystarczające, bo nie przełamywało niemieckiego monopolu. Ale od czego mamy wojny? Jak zauważył pruski teoretyk wojny, Karol von Clausewitz, wojna jest kontynuacją polityki, tylko prowadzonej innymi środkami. Toteż po wizycie, jaką amerykański prezydent Józio Biden złożył w czerwcu ubiegłego roku w Europie, podczas której odbył dwie długie rozmowy z zimnym ruskim czekistą Putinem, po kilkumiesięcznych przygotowaniach, rozpoczęła się wojna na Ukrainie, która wstrząsnęła całym miłującym pokój światem, a konkretnie – państwami należącymi do NATO, którego politycznym kierownikiem są Stany Zjednoczone oraz państwami zależnymi od USA, jak Tajwan, Korea Południowa, a nawet Japonia, Australia i Nowa Zelandia. Umiłowanie pokoju z kolei polega na tym, że państwa „wstrząśnięte” zostały przez USA nakłonione do zastosowania wobec Rosji całego pakietu sankcji ekonomicznych, między innymi – żeby nie kupować od Rosji surowców energetycznych.

Nasz nieszczęśliwy kraj nie dał się tutaj nikomu wyprzedzić i już z ruskiego gazu nie korzysta, to znaczy – jak wypsnęło się premierowi Morawieckiemu – korzysta, ale oficjalnie nic o tym nie wie, bo gaz kupuje „na giełdzie”. Z węgla też nie korzysta, w związku z czym cena węgla opałowego poszybowała w górę, Toteż rząd „dobrej zmiany”, bohatersko walcząc ze skutkami własnych działań, właśnie wprowadził cenę urzędową w wysokości 996 zł za tonę – ale tylko „dla odbiorców indywidualnych i spółdzielni”. Dzięki temu będzie mogła powstać nowa struktura biurokratyczna, którą będzie kontrolowała, czy nikt nie ulega pokusie łatwego zarobku na spekulowaniu węglem.

Ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, że ruscy szachiści właśnie wprowadzili konserwacyjną przerwę w funkcjonowaniu gazociągu Nord Stream 1, która ma potrwać 10 dni, ale wśród odbiorców wywołała przerażenie, co by było, gdyby potrwała dłużej. Toteż Komisja Europejska w podskokach skasowała sankcje w postaci blokowania tranzytu z Rosji przez Litwę do obwodu królewieckiego, a prezydent Zełeński z ubolewaniem zauważył, że poza Stanami Zjednoczonymi i Polską, która, nawiasem mówiąc, już chyba nie ma niczego do przekazania, reszta państw NATO wykazuje coraz większą niechęć do futrowania Ukrainy.

Przede wszystkim jednak nasuwa się pytanie, co w tej sytuacji będzie z „zielonym ładem”? Dopóki bowiem w przewodach płynie tani prąd, dopóki ciepłownie dostarczają ciepłą wodę, dopóki kryzys energetyczny nie zagraża podstawom egzystencji całych krajów, to panna Greta, czy Wielce Czcigodna pani Spurek, może bezkarnie forsować swoje fantasmagorie, Teraz jednak powstała sytuacja o której pisał pozbawiony złudzeń ksiądz biskup Ignacy Krasicki w bajce „Dzieci i żaby”: „Chłopcy przestańcie, bo się źle bawicie; dla was to jest igraszką, nam idzie o życie!

Zimne Słońce. Dlaczego katastrofa klimatyczna nie nadchodzi.

Vahrenholt Fritz, Lüning Sebastian

https://web.archive.org/web/20200923023820/https://aletheia.com.pl/tytul/152/zimne-slonce

Sensacyjna w świetle rozpowszechnionego przekonania o „globalnym ociepleniu” książka Fritza Vahrenholta, niemieckiego specjalisty od ekologicznej energii, i Sebastiana Lüninga, niemieckiego geologa, nie tylko obala ten najnowszy mit, lecz także demaskuje manipulacje usiłujących narzucić go opinii publicznej. Vahrenholt, były minister ochrony środowiska w Hesji, a obecnie jeden z dyrektorów RWE, przeprowadził we współpracy z Lüningiem swoiste naukowe śledztwo, tropiąc grube nadużycia w doborze i interpretacji danych dokonywane przez zwolenników tezy, że główną przyczyną stałego wzrostu globalnej temperatury jest emisja dwutlenku węgla. Okazuje się, że nie „główną przyczyną” ani nie „stałego”. Od 2000 roku średnia temperatura na Ziemi nie rośnie, a w długim okresie mierzonym dekadami, stuleciami czy mileniami za zmiany temperatury odpowiada aktywność Słońca. Tysiąc lat temu Grenlandia (jak wskazuje sama nazwa) była zieloną krainą, a biegun północny był wolny od lodu. Naturalny cykl aktywności Słońca i związaną z nią rolę promieniowania kosmicznego skrzętnie się ukrywa, a dane klimatyczne ekstrapoluje się w sposób rysujący apokaliptyczną przyszłość. Rzetelność naukowa popada w konflikt z – uzasadnionym skądinąd – interesem politycznym: z dążeniem do ograniczenia emisji CO2 za wszelką cenę. Śledząc detektywistyczne tropienie przez autorów prawdy ukrywanej tam, gdzie powinna ona być najbardziej jawna: w nauce, czytelnik dowie się przy okazji mnóstwa rzeczy o klimacie Ziemi i jego historii, a wiedza ta, jak wynika z lektury Zimnego Słońca, może się okazać bardzo przydatna w praktyce. 

Konfrontacja prognoz klimatycznych IPCC z rzeczywistością.[Czytaj, od tego zależy, czy będziesz miał choć 15 stopni w mieszkaniu]

13.07.2015.  https://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=15905&Itemid=63

Z książki ZIMNE SŁOŃCE. Dlaczego katastrofa klimatyczna nie nadchodzi. F. Vahrenholt i S. Luning,, str. 265 inn.

wyd. Aletheia 2012 http://www.aletheia.com.pl

[Ważna książka, bo ujawnia kłamstwa i oszustwa IPCC z pozycji ministra , i to niemieckiego. Ukazuje, dokumentuje rolę zmian NATURALNYCH, szczególnie cykli słonecznych i oceanicznych. W IPCC panika.. Tylko tłumaczenie koszmarne… MD]

Od 1990 roku IPCC wydał cztery raporty zawierające prognozy tempe­ratur. Dlatego wydaje się zasadne porównanie prognozowanego kształ­towania się temperatur z realnie mierzonymi krzywymi (rys. 73 w oryg. md). Pro­gnoza temperatury w pierwszym raporcie z 1990 roku była zarazem najbardziej agresywną ze wszystkich opublikowanych dotąd przez IPCC. Temperatury realne plasowały się niemal w 100% poniżej pro­gnozy uważanej za najbardziej prawdopodobną. W 2000 roku nożyce rozwarły się zupełnie, kiedy w realnym świecie ocieplenie się skończy­ło, a krzywa prognozowana dalej dzielnie strzelała w górę [rys. 73 w oryginale md].

W związku z tymi ewidentnymi rozbieżnościami w kolejnym rapor­cie z 1995 roku zdecydowanie zredukowano prognozowane temperatu­ry. Nieco w tym jednak przesadzono, tak że tym razem średnia prognoza drugiego raportu o sytuacji klimatycznej plasowała się na ogół poniżej poziomu realnie mierzonych temperatur. Następnie, w trzecim raporcie IPCC z 2001 roku, znów założono, że nastąpi znaczne ocieplenie. Przez pierwsze lata prognoza sprawdzała się całkiem nieźle. Mierzo­ne temperatury mieściły się w zakresie przewidywanym przez IPCC. Jednakże od 2004 roku realne wartości przez większość czasu plasowa­ły się wyraźnie poniżej prognozowanego trendu. Prognoza ocieplenia sformułowana w raporcie z 2007 roku bardzo nieznacznie odbiega od prognozy z poprzedniej wersji i w związku z tym cierpi na tę samą przy­padłość. Przez to, że w pierwszej połowie XXI wieku nie odnotowuje­my ocieplenia, już po krótkim czasie pojawiła się rozbieżność między prognozą a realnymi wartościami pomiarowymi .

Staje się jasne, że żaden z tych modeli nie chce się sprawdzać. Już po kilku latach trzeba zastępować prognozy innymi i dostosowywać je do rzeczywistości. Żaden z modeli nie dowiódł dotąd, by był w stanie przedstawić wiarygodną prognozę. Żaden nie przewidział, że od 2000 roku ocieplenie nie będzie postępowało. Pół biedy, gdyby obecny brak ocieplenia miał zostać nadrobiony w kolejnych latach i wahania tem­peratury mieściłyby się w ogólnym trendzie rosnącym. Na to jednak nie wygląda, ponieważ zarówno aktywność słoneczna, jak i wewnętrz­ne cykle klimatyczne wykazują trend zniżkowy. Rozbieżność stanie się więc jeszcze większa, a prognozy będą coraz bardziej odbiegać od rzeczywistości.

Nasuwa się pytanie, jak coś takiego mogło przydarzyć się IPCC. Co poszło nie tak? Znaczny wzrost temperatur od późnych lat siedemdzie­siątych do 1998 roku najwyraźniej tak bardzo przeraził naukowców, że po prostu ekstrapolowali ten wzrost ocieplenia na daleką przyszłość. Uszło przy tym ich uwagi, że mieli do czynienia ze stromo idącą w górę krzywą 60-letniego cyklu PDO [oceaniczny md]  i że również po chwilowym spadku ak­tywność słoneczna wzrosła znów znacznie w latach siedemdziesiątych XX wieku (rys. 23 i 24). Nie zorientowali się, że gwałtowne ocieple­nie było cyklicznym przypadkiem szczególnym, a nie stanem normal­nym.

Wraz z osiągnięciem punktu kulminacyjnego przez PDO około 2000 roku widmo ocieplenia minęło, a temperatury przestały rosnąć. Dramatyczny spadek aktywności słonecznej oznacza, że w nadchodzą­cych latach nastąpi faza ochłodzenia, którego CO2 nie zdoła zrównoważyć.

Czas uproszczonych prognoz klimatycznych IPCC minął. Już w najbliższym raporcie 2013/2014 IPCC musi się ostatecznie pożegnać ze swoimi rosnącymi liniowo prognozami. Trzeba je będzie zastąpić krzy­wymi o bardziej dopracowanym przebiegu, które uwzględnią trendy rosnące oraz spadkowe i które mają źródło w różnych nakładających się na siebie naturalnych cyklach. Dwutlenek węgla nadal jest integralnym elementem tego równania klimatycznego. Jednakże musi zrezygnować z dominującej roli, którą mylnie mu przypisywano.

W zamian stanie się teraz równoprawnym partnerem wśród wielu czynników klimatotwór­czych, których wspólne oddziaływanie od milionów lat wywierało de­cydujący wpływ na sytuację klimatyczną Ziemi. Człowiek wiele może i z biegiem czasu znacznie zmienił świat. Jednak nie powinniśmy się przeceniać i sądzić, że nagle jesteśmy w stanie odebrać moc naturalnym siłom i procesom.

NASA potwierdza naukową OCZYWISTOŚĆ !! Admits climate change occurs because of the Sun.

Admits climate change occurs because of the Sun.

Changes in Earth’s solar orbit, not because of SUVs and fossil fuels

earth on fire

Ethan Huff Natural News 30 Aug 2019 https://www.sott.net/article/420049-NASA-admits-climate-change-occurs-because-of-changes-in-Earths-solar-orbit-not-because-of-SUVs-and-fossil-fuels

For more than 60 years, the National Aeronautics and Space Administration (NASA) has known that the changes occurring to planetary weather patterns are completely natural and normal. But the space agency, for whatever reason, has chosen to let the man-made global warming hoax persist and spread, to the detriment of human freedom.

It was the year 1958, to be precise, when NASA first observed that changes in the solar orbit of the earth, along with alterations to the earth’s axial tilt, are both responsible for what climate scientists today have dubbed as “warming” (or “cooling,” depending on their agenda). In no way, shape, or form are humans warming or cooling the planet by driving SUVs or eating beef, in other words.

But NASA has thus far failed to set the record straight, and has instead chosen to sit silently back and watch as liberals freak out about the world supposedly ending in 12 years because of too much livestock, or too many plastic straws.

In the year 2000, NASA did publish information on its Earth Observatory website about the Milankovitch Climate Theory, revealing that the planet is, in fact, changing due to extraneous factors that have absolutely nothing to do with human activity. But, again, this information has yet to go mainstream, some 19 years later, which is why deranged, climate-obsessed leftists have now begun to claim that we really only have 18 months left before the planet dies from an excess of carbon dioxide (CO2).

The truth, however, is much more along the lines of what Serbian astrophysicist Milutin Milankovitch, after whom the Milankovitch Climate Theory is named, proposed about how the seasonal and latitudinal variations of solar radiation that hit the earth in different ways, and at different times, have the greatest impact on earth’s changing climate patterns.

[—]

If we had to sum the whole thing up in one simple phrase, it would be this: The biggest factor influencing weather and climate patterns on earth is the sun, period.

[—]

==================================

por. np.: Shit in – shit out. Modele klimatyczne IPCC.

Soc -logika i „Zielony Ład” szaleją: W upały zamkną sklepy, centra i biurowce. Nowe prawo uderzy

Soc -logika i „Zielony Ład” szaleją: W upały zamkną sklepy, centra i biurowce. Nowe prawo uderzy w handel.

Gdy zużycie prądu niebezpiecznie wzrośnie [co za BEŁKOT: „niebezpiecznie wzrośnie ” MD] , np. w efekcie wysokich temperatur, nowe prawo spowoduje, że nie tylko wiele centrów, ale też biurowców czy magazynów przerwie działalność.

14.07.2022 Piotr Mazurkiewicz https://www.rp.pl/biznes/art36702861-upaly-zamkna-sklepy-centra-i-biurowce-nowe-prawo-uderzy-w-handel

„Rzeczpospolita” dotarła do alarmującego pisma podpisanego przez Polską Radę Centrów Handlowych, Polski Związek Firm Deweloperskich, Polską Organizację Handlu i Dystrybucji oraz Polską Izbę Nieruchomości Komercyjnych.

Skierowane do Ministerstwa Klimatu i Środowiska wskazuje, że efektem rozporządzenia z listopada 2021 r. może być zamykanie podczas największych upałów centrów handlowych, biur czy magazynów, co dla gospodarki oznaczałoby miliardowe straty i roszczenia wobec Skarbu Państwa.

W razie ograniczeń firmy muszą obniżyć zużycie prądu, ale punktem odniesienia są poziomy z godzin nocnych, gdy większość urządzeń nie działa, a klimatyzacja pracuje na minimalnym poziomie. {Muszą wyłączać!!! md]

Wyliczone średnie zużycia energii z ostatnich miesięcy uwzględniają okresy ograniczeń spowodowanych pandemią, kiedy centra czy biura pracowały na niższych obrotach.

– Odnoszenie tego do obecnej sytuacji jest oderwane od realiów – alarmują organizacje. I zwracają uwagę, że rozporządzenie nie określa czasu, w jakim mają zostać uprzedzone o tym, iż prąd będzie wyłączany – równie dobrze może stać się to tuż przed tym faktem.

Wcześniej ograniczenia zużycia prądu obejmowały głównie przemysł, teraz po raz pierwszy mogą uderzyć także w handel, ale również w biurowce, magazyny itp. Gdyby takie prawo obowiązywało w 2015 r., kiedy dochodziło do wyłączeń, wówczas sklepy byłyby zamknięte przez trzy dni.

– To też zagrożenie dla ciągłości działalności np. przychodni medycznych, aptek czy sklepów spożywczych. Brak zasilania w tych placówkach oznaczać może zepsucie leków lub żywności – mówi Krzysztof Poznański, dyrektor zarządzający Polskiej Rady Centrów Handlowych.

Co stanie się ze sklepami zoologicznymi, gdzie żywe zwierzęta wymagają zapewnienia odpowiednich warunków? Problemy można wymieniać długo. – Setki tysięcy Polaków nie będą też mogły pracować, a miliony nie będą w stanie zakupić produktów pierwszej potrzeby oraz skorzystać z usług – dodaje.

Drastyczne ograniczenia w dostawach energii po raz pierwszy uderzą w handel, ale też biurowce czy magazyny. Ich zamknięcie nawet na krótko będzie uciążliwe.

Resort na razie nie widzi powodów do niepokoju, ponieważ ograniczeń dotąd nie było. Choć mogą być, i to niedługo, w Europie Zachodniej znów panują upały, które mogą przenieść się do Polski. „Nasze działania koncentrują się na zapewnieniu bezpieczeństwa dostaw energii do odbiorców. Monitorujemy funkcjonowanie krajowego systemu elektroenergetycznego i kształtujemy przepisy regulujące funkcjonowanie rynku energii elektrycznej w taki sposób, aby minimalizować ryzyka” – odpowiada nam Ministerstwo Klimatu i Środowiska. [Co za bełkot! MD]

To bydlę piekielne, Klaus Schwab chce: Trzeba walczyć o demokrację! Musimy dalej podnosić ceny gazu i ropy.

https://pch24.pl/forum-klausa-schwaba-trzeba-walczyc-o-demokracje-musimy-dalej-podnosic-ceny-gazu-i-ropy/

Światowe Forum Ekonomiczne uważa, że trzeba ratować klimat – i demokrację. Jedno z drugim jest ściśle powiązane, przekonują autorzy najnowszego opracowania. Bogate demokracje powinny jak najszybciej… opodatkować paliwa kopalne, podnosząc ich ceny na całym świecie. Ma to doprowadzić nie tylko do globalnego przyspieszenia zielonej transformacji, ale i do… stabilności demokracji.

Światowe Forum Ekonomiczne w artykule opublikowanym 11 lipca przekonuje, że stabilność demokracji jest ściśle związana… z zieloną energią (tekst w języku angielskim – tutaj). Forum „dowodzi” tego pokazując, że najwięcej „zielonej energii” jest w tych państwach, które są najbardziej demokratyczne. A skoro tak, konkluduje, należy zaostrzyć walkę o demokrację, wiążąc ją z walką o klimat. Narzędzia, które mają do tego prowadzić, są proste: podnoszenie cen surowców energetycznych!

„Wiodące demokracje muszą zgodzić się z zakończeniem niedoszacowania paliw kopalnych, które jest głównym czynnikiem uniemożliwiającym przejście na czystą energię. Niedoszacowanie związane z produkcją i spalaniem węgla, ropy i gazu wyniosło w 2020 roku w kosztach ekonomicznych 5,9 biliona dolarów”.

Według Forum, zwłaszcza „wiodące demokracje z grupy G20” powinny zgodzić się na zaprzestanie… przerw w opodatkowaniu produkcji i używaniu paliw kopalnych.Powinny też stopniowo wprowadzać bardziej skuteczne wycenianie paliw kopalnych poprzez podatki czy handlowe zgody na pokrycie kosztów lokalnego zanieczyszczenia powietrza, globalnego ocieplenia czy innych szkód ekonomicznych”, wskazali autorzy opracowania.

Demokracje z G20 powinny też zachęcać mniejsze kraje, by robiły to samo.

Należałoby też pójść wzorem Unii Europejskiej i nałożyć specjalny podatek na towary, które generują emisję dużych ilości dwutlenku węgla. Dzięki temu doszłoby do ochrony rodzimego przemysłu i zniechęcania firm z dalekich krajów od niewdrażania zielonych standardów w życie.

Zaoszczędzone i zyskane w ten sposób pieniądze powinny zostać przeznaczone na nowe zielone innowacje, inwestycje i zieloną ochronę. Temu wszystkiemu miałyby towarzyszyć obniżki opodatkowania pracy, wzrost płacy minimalnej czy nowe świadczenia socjalne, tak, by wynagrodzić pracownikom koszty zielonej transformacji.

Jak może skończyć się zielone szaleństwo pokazuje dobrze obecny kryzys na rynku energetycznym. Źródło: weforum.org Pach

Zielony Ład, inflacja – komunizm i idiotyzm w UE i USA, marionetki w Polsce – a my jesteśmy ofiarami. 26 minut gadania.

Czemu satanizm idzie w parze z idiotyzmem? Tyle deklamują przecież o “racjonalizmie”…

Zielony Ład, inflacja – komunizm i idiotyzm w UE i USA , marionetki w Polsce – a my jesteśmy ofiarami .

Zielony Ład – odwrotność rozsądnego ładu narzucona przez ZŁEGO | prof. Mirosław Dakowski

26 minut

korekta: w Holandii to oczyw. 800%. [13 minuta]

Niemcy nawarzyły piwa: „Zielony Ład”, bojkot Rosji. A my – pijmy te szczyny!! To nie żart! Podzielimy się gazem z Niemcami.

To nie żart! Podzielimy się gazem z Niemcami. Komunizm [dosłownie!!! ] w UE.

Niemcy nawarzyły piwa: „Zielony Ład”, bojkot Rosji. A my – pijmy te szczyny!!

Rzecznik PiS-u: zawsze popieraliśmy solidarność energetyczną….

https://pch24.pl/to-nie-zart-podzielimy-sie-gazem-z-niemcami-rzecznik-pis-u-zawsze-popieralismy-solidarnosc-energetyczna/

[MD. Oto oficjalny BEŁKOT:]

– Myśmy zawsze apelowali o solidarność energetyczną mówił rzecznik Prawa i Sprawiedliwości, Radosław Fogiel podczas wywiadu w TVP Info. Polityk odniósł się w ten sposób do kwestii dzielenia się zasobami gazu przez państwa członkowskie Unii Europejskiej. Jak wskazał, gabinet Mateusza Morawieckiego sprzyja temu rozwiązaniu.

Oznacza to, że Polska będzie udostępniała swoje rezerwy m.in. najbardziej zagrożonemu niedoborami Berlinowi.

– Niemcy piją piwo, którego same nawarzyły, ale system gazowy w UE nikogo nie czyni samotną wyspą i jakieś rozwiązania trzeba znaleźć. (…) Myśmy zawsze apelowali o solidarność energetyczną – wyjaśniał przedstawiciel partii rządzącej.

Zdaniem Fogiela RFN samo jest winne swemu negatywnemu położeniu, przez lata państwo to pozostawało bowiem głównym partnerem w handlu surowcami z Rosją i uzależniło się energetycznie od Kremla. – Jest w tym pewna sprawiedliwość dziejowa, że Niemcy tę lekcję odrabiają w sposób bolesny – komentował polityk obozu „dobrej zmiany”.

Mimo tego przedstawiciel PiS-u podkreślił, że Warszawa nie zamierza „siąść na krześle, odwrócić się do ściany i powiedzieć nie dam, mało mam”, ponieważ w sytuacji niedoborów prądu w Polsce Niemcy wspomagały krajową energetykę. Zwrócił jednak uwagę, że jest to dobry pretekst do wysunięcia krytyki niemieckiego partnerstwa z Rosją.

Źródło: tvp.info

=====================

mail:

Panie Profesorze, bo to jest tak:

— za komuny “my wysyłaliśmy węgiel Ruskim, a oni nam w zamian buty…
do podzelowania”
— obecnie zaś my wysyłamy czołgi (i nie tylko) na Ukrainę, a w zamian
Niemcy co prawda obiecanych(?) Leopardów nie dadzą, ale za to zgodziły
się przyjąć nasz gaz

ZB

„Zielony Ład” w akcji: Policja w Holandii strzela do rolników. Puste półki w sklepach.

6.07.2022 https://www.tvp.info/61141542/protest-rolnikow-w-holandii-policja-zaczela-strzelac-w-kierunku-traktora


Protest rolników w Holandii (fot. EPA/VINCENT JANNINK: PAP/EPA)


Zaostrza się spór holenderskiego rządu z rolnikami. Politycy każą ograniczać hodowle, by zmniejszać emisję azotu. W odpowiedzi rolnicy zablokowali dystrybucyjne sieci supermarketów i doprowadzili do braków na półkach sklepowych, m.in. nabiału i warzyw. Na ulice wyjechały tysiące traktorów. Po tym, jak kierowcy jednego z takich pojazdów próbowali ominąć policyjną blokadę, funkcjonariusze otworzyli do nich ogień.

Rolnicy, którzy od poniedziałku protestują w Holandii przeciwko rządowej polityce ograniczania emisji tlenku azotu, postanowili blokować centra dystrybucyjne supermarketów.

– Domagamy się odblokowania naszych centrów i zdecydowanych działań policji – powiedział Marc Jansen, dyrektor Centralnego Biura ds. Handlu Żywnością (CBL), cytowany przez portal NOS. [—-]

Bezczelne Brednie milionera – janusza – klimatysty: Ludzie, którzy mniej zarabiają, nie powinni żreć tyle mięsa.

Oprac.: Krystyna Opozda 27 czerwca https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-polski-milioner-ludzie-ktorzy-mniej-zarabiaja-nie-powinni-zr,nId,6119775

[Czy mogę być ludzie aż tak bezczelnie głupi? Niewiarygodne, więc to pewnie oboje se wymyślili, ten wywiad? MD]

– Osoby, które mniej zarabiają, konsumują kolosalne ilości mięsa. (…) To zadanie dla instytucji, żeby ludzi uświadamiać i tłumaczyć im np., że nie mają tyle, za przeproszeniem, żreć. Jak idę do sklepu w mojej okolicy, to ludzie wynoszą takie siaty mięsa, że ja nie wiem, co z tym robią. Tu jest praca do wykonania. Ludzie naprawdę nie muszą jeść tyle, ile jedzą – uważa polski milioner Janusz Filipiak. Odniósł się w ten sposób do „wyzwań związanych ze zmianami klimatycznymi”. Mówił również o osobach latających samolotami pasażerskimi na wakacje.

Jeden z najbogatszych Polaków, prezes Comarchu i profesor nauk technicznych Janusz Filipiak tłumaczył w podcaście Forum IBRiS, jak należy poradzić sobie z globalnym zanieczyszczeniem środowiska.

– Jest coraz gorzej a niewiele się robi. Zgłasza się hasła polityczne, ale jest mało działań. Musi być 47 stopni Celsjusza, żebyśmy ten problem traktowali poważnie? – zastanawiał się na wstępie gość Agaty Kołodziej.

Janusz Filipiak: Ludzie nie powinni żreć tyle mięsa i latać na wakacje na Kretę

– 10 proc. najbogatszej części świata odpowiada za połowę emisji CO2 – wskazała prowadząca.

W odpowiedzi milioner stwierdził, że nie zna danych, o których mowa, przez co trudno mu się odnieść do zagadnienia w merytoryczny sposób. – Jednym z największych źródeł emisji CO2 jest hodowla zwierząt. Osoby, które mniej zarabiają, konsumują kolosalne ilości mięsa, co właśnie generuje CO2 – przekonywał Filipiak.

– Ja jestem milionerem, ale sąsiedzi świadkiem, że wybudowałem potężną farmę fotowoltaiczną i farmę pomp ciepła, i ja tej energii nie konsumuję – dodawał, deklarując, że jest “zeroemisyjny”. Sam raport, na który powołała się prowadząca, określił mianem “populistycznego” i dodał, że nie jest pewny, że “pokazuje on złożoność zjawisk”.

– Duże bogactwo generuje z kolei popyt na dobra luksusowe. Kupowane wówczas dobra nie wynikają z potrzeb, co uważane jest za szkodliwe dla klimatu zjawisko – dociekała prowadząca. Profesor zaczął się wówczas tłumaczyć z posiadanego samolotu, przekonując o niskiej szkodliwości swojej maszyny dla środowiska.

– Mam z tym problem, nie dlatego, że chcę się bronić i uciekać od odpowiedzialności. Zastanówmy się – jak kolosalna dawka emisji pochodzi z samolotów pasażerskich, np. starych boeingów, a ile z tego mojego samolociku? Równie dobrze ja mogę odbić piłeczkę i jako milioner powiedzieć: ludzie, lecicie na Kretę na urlop i zanieczyszczacie planetę, tak? Niech pani to wytłumaczy tej niższej warstwie społecznej, przepraszam, nie mamy warstw społecznych w Polsce. Ale niech pani wytłumaczy tym ludziom, którzy mniej zarabiają, żeby na wakacje nie latali. Ja tego argumentu nie “kupuję”, bo cóż można powiedzieć – nie latajmy? – dodawał prof. Filipiak.

– To może nie latajmy – byłby pan skłonny? – dopytywała prowadząca.

– To nie latajmy, ja latam służbowo. To zadanie dla instytucji, żeby ludzi uświadamiać i tłumaczyć im np., że nie mają tyle, za przeproszeniem, żreć. Jak idę do sklepu w mojej okolicy, to ludzie wynoszą takie siaty mięsa, że ja nie wiem, co z tym robią. Tu jest praca do wykonania. Ludzie naprawdę nie muszą jeść tyle, ile jedzą – kontynuował.

Janusz Filipiak: Mnie bardzo bulwersują zarobki bankierów

Janusz Filipiak wypowiedział się również na temat wynagrodzenia za pracę. 

– Sporo informatyków zarabia po 25 tys. zł, a dziewczyna na recepcji 4 tys. i można powiedzieć, że to niesprawiedliwe, bo dlaczego tak? Młodzi ludzie muszą mieć perspektywę zarabiania dużych pieniędzy. To nie wyklucza ludzi, którzy dostają bazową pensję i niewiele robią. Tak to widzę: osoby, które mają mniej ochoty do pracy i chcą pracować cztery dni w tygodniu powinny mieć wynagrodzenie pozwalające na godne życie, a osoby, które “ciągną” gospodarkę, powinny mieć możliwość dobrych zarobków – mówił.

Mnie bardzo bulwersują zarobki bankierów – oni spijają śmietankę, nie przyczyniając się do rozwoju gospodarczego – orzekł prof. Filipiak.

========================

mail:

pozwoli Pan, iż przytoczę słowa tego wielkiego naukowca oraz geniusza biznesu:


Każdego specjalistę można zastąpić skończoną liczbą studentów…

Cytat jest doskonałym opisem stanu intelektu, który ewoluuje w stronę eko-terroru.

MM

=============================

Zdjęcie
Zdjęcie

Zielony nieład. Należy upowszechniać elitaryzm.

Izabela Brodacka 25.6.2022.

Troska o środowisko jest słuszna. Tak jak troska o biednych, chorych, niezaradnych, dyskryminowanych, stygmatyzowanych, źle się czujących w swojej skórze, źle się czujących w swojej kategorii wiekowej, płciowej, społecznej, cierpiących na egzystencjalne leki i ogólnie rzecz biorąc na ból istnienia.

Natomiast Ideologia postulująca  bezwzględny prymat klasy robotniczej, dyskryminowanych kobiet, Matki Ziemi, a przede wszystkim ideologie typu: Turkeys lives matter ( życie indyków jest cenne) , są złe, niebezpieczne i powinny być odrzucone przede wszystkim dlatego, że usiłując rozwiązać jeden problem stwarzają wiele innych problemów, których już nie są w stanie rozwiązać.

W informatorze pewnego elitarnego warszawskiego liceum znalazłam hasło: „ należy upowszechniać elitaryzm”. Dziwne, że nikt z nauczycieli nie wytłumaczył szlachetnym młodocianym utopistom , że hasło to jest podręcznikowym przykładem oksymoronu, czyli połączenia dwóch cech sprzecznych, z natury rozłącznych. Tak jak gorący lód czy uczciwy złodziej.

Nie da się upowszechnić elitaryzmu, nie da się upowszechnić wyjątkowości, można tylko równać w dół. Jeżeli uniwersytet -jak kiedyś pouczono profesora Nowaka –  ma być miejscem przyjaznym dla wszystkich, nawet dla przeszkadzającego mu w zajęciach niezrównoważonego człowieka, to zajęcia te z konieczności będą się odbywały na stosownym dla intruza poziomie. Jeżeli uniwersytet ma być miejscem dla wszystkich – nie mają sensu wszelkie progi selekcyjne. Jeżeli jednak nie zastosujemy selekcji przy rekrutacji choćby na politechnikę, medycynę czy na prawo, będziemy mieć kiepskich inżynierów, lekarzy i sędziów. Na wydziałach matematyczno- przyrodniczych zachodzi na ogół na szczęście selekcja naturalna. Mniej utalentowani, którzy pomylili się w wyborze kierunku studiów odchodzą sami albo uciekają w dydaktykę. Nie trzeba przecież być Einsteinem żeby skutecznie uczyć dodawania ułamków tak jak nie trzeba być mistrzem olimpijskim żeby uczyć przewrotu w przód i w tył. Na wydziałach humanistycznych czy artystycznych selekcja jest konieczna jeżeli nie chcemy produkować armii sfrustrowanych nieudaczników. 

Pomagając jednym przez przyznanie im szczególnych praw szkodzimy innym i całej społeczności. Co gorsza w dalszej perspektywie najczęściej szkodzimy również tym wyróżnionym.

To żadne odkrycie, to banał. Pisali o tym ćwierć wieku temu amerykańscy liberałowie. „Przepisy i akty prawne przyjmowane na korzyść określonej grupy z biegiem czasu zaczynają działać na szkodę tej grupy” pisał na przykład Henry Hanzlitt w pozycji „Economics in one lessons” wydanej przez Ludwig von Mises Institute, Auburn, Alabama, USA w 2008 roku oraz Joseph E. Stiglitz, w „Economics of the Public Sector” wydanej w 2002 roku. 

Bardzo dobrym przykładem szkodliwości wcielanej przymusowo w życie utopijnej  ideologii  jest „ zielony ład”. Unia Europejska nakazuje odejście od energetyki węglowej na rzecz wiatraków, ogniw fotowoltaicznych, czy innych wynalazków. Usprawiedliwione jest podejrzenie, że UE używa tej ideologii wyłącznie do gnębienia nieposłusznych sąsiadów. Dwa lata temu gdy wiatraki nie działały z przyczyny braku wiatru a pola fotowoltaiczne zasypał śnieg Niemcy znaleźli się w potrzasku. Najspokojniej w świecie uruchomili wówczas elektrownie węglowe. („co wolno wojewodzie to nie tobie narodzie”).

Nie wiadomo dlaczego brniemy w ten sam potrzask. Przejście z węgla na gaz zawsze było sprzeczne z postulatem niezależności energetycznej kraju, doprowadziło również do podpisania niekorzystnych wieloletnich kontraktów z Rosją. Teraz bohatersko odcinamy się od Putina i gazu zapominając, że tym samym uzależniamy się od innych sojuszników. Dziwne że historia nie nauczyła nas, że sojusze są niepewne.

Deklarujemy również inwestowanie w energetykę jądrową od której całkowicie odeszli Niemcy. Ciekawe kiedy Niemcy zakażą energetyki jądrowej w sąsiednich (jak mówi Michalkiewicz) bantustanach. W kwietniu, pomimo, że trwała już wojna na Ukrainie specjalną ustawą zakazano palenia węglem i drewnem w piecach i kominkach. „26 radnych wojewódzkich Mazowsza opowiedziało się za proponowaną nowelizacją uchwały antysmogowej, a 22 wyraziło swój sprzeciw.  To wystarczyło, żeby Sejmik Województwa Mazowieckiego przyjął regulacje, dzięki którym w Warszawie i okolicach przestanie być palony węgiel i paliwa wyprodukowane z jego wykorzystaniem”.

Teraz premier zachęca obywateli do zbierania chrustu w lesie. I co z tym chrustem mają zrobić?

Unia Europejska żąda aby do roku 2035 nie wolno było używać samochodów spalinowych. Samochody z  napędem elektrycznym są bardzo drogie. Dobry samochód tego typu kosztuje 200- 250 tysięcy złotych. Na to nie będzie stać nawet średnio zamożnych. Mieszkańcy osad oddalonych od większych ośrodków dojeżdżali dotąd do lekarza czy na zakupy własnym samochodem, na który było ich stać dzięki bardzo niskim cenom używanych samochodów. Teraz ci ludzie staną się wykluczeni komunikacyjnie. Aby przeciwdziałać wykluczeniu komunikacyjnemu samorządy będą musiały organizować specjalne linie autobusowe. 

Próba systemowego rozwiązania problemu rzekomego czy faktycznego smogu ( w Krakowie np. bywa smog) owocuje powstaniem nowych problemów też trudnych do rozwiązania. Na przykład kwestia utylizacji zużytych akumulatorów, bardzo toksycznych i bardzo dużych. Może się okazać, że usiłując chronić środowisko tak naprawdę mu szkodzimy. Poza tym prąd to  nie manna z nieba i trzeba go wyprodukować. Jeżeli zabronimy eksploatowania węgla, elektrociepłownie będą musiały przejść na gaz, a gaz pochodzi z Rosji. Kupowanie od Niemców gazu sprowadzanego przez Niemców z Rosji to hipokryzja. Będą inne czysto praktyczne problemy. W jaki na przykład sposób mieszkańcy wyższych pięter w blokach będą ładować akumulatory swoich samochodów? Z kontaktu w garażu? Nie zgodzi się na to administracja bo trudne byłyby rozliczenia.  A jeżeli ktoś nie ma garażu czy będzie musiał ciągnąć przedłużacz z okna swego mieszkania na ósmym piętrze?.

Jak nie staniesz … plecy z tyłu 

Polityka energetyczna rządu nabiera tempa. Pierwsze osiedle w Polsce bez ciepłej wody. Nie stać ich na węgiel. “Zielony Ład”.

https://nczas.com/2022/06/21/zaczyna-sie-pierwsze-osiedle-w-polsce-bez-cieplej-wody-nie-stac-ich-na-wegiel/
Polityka energetyczna rządu zbiera swoje żniwo. Pierwsze osiedle w Polsce straciło dostęp do ciepłej wody. Nie z powodu awarii, lecz drakońskich cen węgla.

Mieszkańcy bloków we wsi Turna na Mazowszu od poniedziałku nie mają ciepłej wody. Lokalna ciepłownia poinformowała, że skończyły się zapasy węgla, a na nowy – którego brakuje, w związku z czym ceny szaleją – nie ma pieniędzy.

W niedzielę wieczorem ostatni raz podgrzaliśmy wodę. Palacze poinformowali mnie, że zapasy się wyczerpały. Pilnie poszukujemy okazji zakupu węgla w umiarkowanej cenie, ale prawdopodobnie i tak będą musiały wzrosnąć opłaty, czyli miesięczne zaliczki za ciepłą wodę i ciepło – powiedziała WP Magdalena Zdunek, prezes spółdzielni mieszkaniowej TUR w Turnej.

Ceny węgla sięgają 3 tysiące złotych za tonę, a spółdzielni na niego po prostu nie stać. Na „kredyt” już brać nie można, bo spółdzielnia jest zadłużona, a dostawca odmówił dalszej współpracy, o ile nie zostaną uregulowane zaległości.

„Z żalem informujemy, że zapasy węgla na podgrzanie wody się wyczerpały. Dotychczasowy dostawca stanowczo odmówił dalszego dostarczania opału z uwagi na wysokie zadłużenie Spółdzielni. Brak wpłat za lokale i zbyt niska stawka za metr grzewczy, która pomimo ostrzeżeń i faktów zmieniających się cen nie została podniesiona – zmusza zarząd do wyłączenia piecy. Dalsze losy Spółdzielni w Waszych rękach” – taki komunikat mogą przeczytać na wywieszonych kartkach mieszkańcy bloków w Turnej.

Spółdzielnia zorganizuje zebranie z mieszkańcami i liczy, że ci zgodzą się na znaczną podwyżkę czynszu, by wróciła ciepła woda. Skoro takie problemy piętrzą się latem, to strach pomyśleć, co będzie działo się w sezonie jesienno-zimowym, gdy zapotrzebowanie na energię jest o wiele większe.

Z szacunków Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie wynika, że podwyżki cen sprzedaży w ciepłowniach mogą sięgnąć 60-80 proc. To pokłosie embarga na rosyjski węgiel. Polskiego brakuje, bo kolejne rządy od lat wygaszały jego wydobycie. Mimo, że Polska przecież „leży” na węglu. ”Zielony Ład”… md

Koszmarne fantazje UE „Zielonego Ładu” i „wojny” na Ukrainie – a ceny paliw oraz inflacja.

Wszystkiemu winne biokomponenty. Tak wysokie ceny paliw tłumaczy branża

https://pch24.pl/wszystkiemu-winne-biokomponenty-tak-wysokie-ceny-paliw-tlumaczy-branza/

Ceny biokomponentów przekraczają nawet dwukrotnie ceny paliw, do których są dodawane i powodują wzrost cen na stacjach benzynowych. To efekt wojny na Ukrainie. Koncerny paliwowe stawiają więc na biokomponenty wytwarzane z surowców innych niż spożywcze – poinformowali PAP przedstawiciele branży paliwowej.

Zdaniem Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN) biokomponenty produkowane z surowców spożywczych: bioetanol, estry metylowe mają istotny wpływ na ceny paliw. POPiHN zaznaczyła, że firmy paliwowe w kraju, realizując obowiązek spełnienia Narodowego Celu Wskaźnikowego (NCW) muszą dodawać do benzyn silnikowych ok. 5 proc. biokomponentu (według wartości opałowej w postaci alkoholu etanolowego), a do oleju napędowego ok. 7 proc. biokomponentów w postaci estrów metylowych.

„Obecne ceny biokomponentów paliwowych przekraczają znacznie ceny paliw produkowanych z ropy naftowej, a więc konieczność ich stosowania podnosi ceny ostateczne paliw. Co więcej, ceny biokomponentów rosną szybciej niż paliw, a to musi skutkować wzrostem ceny dla końcowego odbiorcy. Wojna na Ukrainie na pewno tej sytuacji nie poprawia, ciągnąc ceny surowców do produkcji biokomponentów w górę. Będzie się to musiało odbić na cenach producentów paliw i następnie na kierowcach” – zwrócił uwagę dyrektor ds. analiz rynku paliw POPiHN Krzysztof Romaniuk w odpowiedzi na pytania PAP.

Dodał, że obecnie trudno ocenić, jaki wpływ będzie miała wojna na ceny biokomponentów, gdyż dużo zależy od tego, jak długo będzie trwała, na ile ograniczone będą ukraińskie zbiory, a także na ile uda się jej przesłać nadwyżki surowców rolnych na zagraniczne rynki.

„Biopaliwa, czy też dodawanie biokomponentów do paliw naftowych może poprawić bilans zaopatrzenia rynku krajowego w kontekście ograniczenia dostaw paliw z Rosji. Jednocześnie, widmo możliwego zagrożenia dostaw produktów żywnościowych na rynki światowe – głównie z Ukrainy, będzie wpływało na podwyżki cen dodatków bio do paliw na rynkach światowych i tym samym paliw gotowych” – stwierdził Krzysztof Romaniuk.

Ocenił, że perspektywy podwyżek cen paliw, ale też dla dodatków do nich są niemal pewne, a to zapewne wymusi zmniejszenie konsumpcji i może skierować większą uwagę kierowców w kierunku pojazdów niskoemisyjnych zasilanych paliwami innymi niż produkowane z ropy naftowej – zaznaczył Romaniuk .

Największy producent paliw i biopaliw w Polsce PKN Orlen przyznał, że od listopada 2021 r. obserwuje wzrost cen biokomponentów w efekcie zaburzenia łańcucha dostaw, problemów z dostępnością katalizatorów do produkcji estrów oraz zwiększonego zapotrzebowaniem na surowce olejowe i zboża na rynkach azjatyckich.

„W grudniu 2021 r. i styczniu 2022 r. zauważalny był spadek cen i stabilizacja, ale działania wojenne na Ukrainie spowodowały ponowny wzrost przez co obecne notowania utrzymują się na bardzo wysokim poziomie. W porównaniu do lat przednich obserwowany jest ponad dwukrotny wzrost notowań podstawowych biokomponentów tj. bioetanolu i estrów” – stwierdził Orlen w odpowiedzi dla PAP.

PKN Orlen zaznaczył, że w perspektywie średnioterminowej stawia głównie na biokomponenty produkowane z surowców nieżywnościowych. (PAP)

In chrust we trust

“Nawet gdybyśmy musieli trochę pomarznąć to warto. To cena wolności” twierdzi poseł z PiS

Źródło: internet

Polacy nadal nie rozumieją co ich czeka tej zimy, mimo, że pewne oznaki już się pojawiają. Nie jest wcale przesadą obawiać się o to, że ludzie będą zamarzali w domach. Politycy parti rządzącej mają najwyraźniej tego świadomość, że bardzo wielu Polaków nie będzie stać na ogrzewanie swoich domów ze względu na wywindowane ceny paliw. PiS pozwolił już nawet zbierać chrust co nazwano prześmiewczo programem Chrust+

Socjalizm zawsze kończy się tak samo – hiperinflacją, pauperyzacją, zrównaniem wszystkich do poziomu gruntu. Doprowadziło to w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku do sytuacji gdy statystyczny Polak zarabiał miesięcznie równowartość około 7 dolarów. To jest właśnie kierunek w jakim podążamy.

Większość Polaków jeszcze nie jest świadoma nadchodzącej apokalipsy węglowo-prądowo-gazowo-pelletowo-drewanianej. Praktycznie każde z tych paliw kosztuje w 2022 roku wielokrotnie drożej niż w 2021 roku o tej porze. Co więcej, wszystkie te paliwa stosowane do ogrzewania domów, nadal rosną. Lasy Państwowe udostępnią plebsowi chrust do zbierania. 

Trochę zastanawia ta wysoka cena, bo aż 300 zł za kubik, za to co ktoś sobie sam nazbiera i będzie musiał przetransportować. Można odnieść wrażenie, że jest tu próba dodatkowego oskubania najbiedniejszych. Rok temu metr drzewa kominkowego kosztował 250 zł a teraz rząd chce 300 zł za stertę patyków. Jeśli to nie otrzeźwi Polaków to muszą już sobie szykować narrację aby się przekonywać, że co prawda jest głodno i chłodno ale wojny jeszcze nie ma.

W telewizji już teraz można zobaczyć porady w stylu – Jak jeździć ekologicznie samochodem przy paliwie za 8 zł za litr? – więc być może wkrótce pojawią się porady w stylu – Jak nie zamarznąć grzejąc się świeczkami lub Jak jeść mniej aby nie umrzeć z głodu. To już nawet nie jest śmieszne, bo przecież wiadomo, że tak właśnie będzie.

Można już się nawet domyślić rządowej narracji gdy będzie naprawdę źle. Warto zamarzać, bo jest wolność. Zastosują to samo co zwykle, czyli fałszywe równanie wedle którego koszmarne ceny wszystkiego są sposobem na uniknięcie konfrontacji militarnej z Rosją. Płacisz krocie za paliwo? Ale ruskie bomby nie spadają. Płacisz 3500 zł za tonę węgla? Ale ruskie rakiety nie lecą. Płacisz 1000 zł za kubik drewna, ale przynajmniej nie atakują nas Kalibrami. Gaz kosztuje kilkukrotnie więcej niż zwykle, ale przynajmniej nie ma wojny. A może właśnie to jest już wojna, prowadzona przeciwko Polakom? 

“Zielony Ład” w akcji: Wyłączenia prądu i gazu w Australii. Bo przymrozki… Gas and power outages. Bo ceny gazu wzrosły 130 RAZY.

Gas and power outages to sweep Australia as cold snap deepens energy crisis.

Australian gas prices are typically around $3 per gigajoule (Gj), but that skyrocketed to more than $380/Gj [bo rządzi tym „program” , automat…. md]

https://www.news.com.au/finance/economy/australian-economy/gas-and-power-outages-to-sweep-australia-as-cold-snap-deepens-energy-crisis/news-story/3322404fe6f1f2de3133a0a206ecfdeb

Australians are being warned of gas and power shortages over the next 24 hours as the east coast cold snap pushes the country’s energy supplies to the limit.

Frank Chung

Millions of Australians in multiple states are being warned of gas and power shortages over the next 24 hours as the east coast cold snap pushes the country’s energy supplies to the limit.

In an emergency phone conference on Wednesday, the energy regulator warned that Victoria, South Australia and Tasmania are facing gas shortages, while power supplies in NSW and Queensland will be stretched, The Australian reported.

The Australian Energy Market Operator (AEMO) told more than 100 industry players they may be forced to cut gas use. AEMO has also invoked an emergency supply guarantee mechanism on gas producers for the first time.

This is the biggest energy crisis in 50 years,” Energy Users Association of Australia (EUAA) chief executive Andrew Richards told 2GB.

Industry experts have warned the UK-style energy crisis could crash Australia’s economy.

Wholesale electricity prices have soared by more than 140 per cent in 2022 alone, driven by surging gas prices even as 70 per cent of Australia’s gas is exported overseas.

Australian gas prices are typically around $3 per gigajoule (Gj), but that skyrocketed to more than $380/Gj this week as the energy market failed, forcing the regulator to intervene and place caps of $40/Gj in Sydney, Melbourne and Brisbane for the first time.

[bla-bla… md]