Pomnik Mickiewicza zabezpieczony przed Ukraińcami! Sympatycy Brauna wpadli na oryginalny pomysł

Pomnik Mickiewicza zabezpieczony przed Ukraińcami! Sympatycy Brauna wpadli na oryginalny pomysł [FOTO]

28.02.2025 https://nczas.info/2025/02/28/pomnik-mickiewicza-zabezpieczony-przed-ukraincami-sympatycy-brauna-wpadli-na-oryginalny-pomysl-foto/

Ukraińska ekspansja w Polsce.
Ukraińcy na rynku w Krakowie – zdj. ilustracyjne. / Fot. Gabriela/Unsplash

Od wielu miesięcy spokój mieszkańców Krakowa zaburzają nocne manifestacje pod pomnikiem Adama Mickiewicza. Krakowianie początkowo ze zrozumieniem patrzyli na tak niecodzienną inicjatywę solidarnościową [solidarni sami z sobą? w Obcym państwie? md] organizowaną przez Ukraińców, jednak poziom hałasu i częstotliwość tych wystąpień dały się we znaki nawet najbardziej tolerancyjnym gospodarzom miasta Kraka.

Sympatycy Grzegorza Brauna wpadli na oryginalny pomysł. Początkowo organizowali w tym miejscu zbiórki podpisów pod rejestracją swojego kandydata. Obecnie zamiast żółto-niebieskich barw pomnik szczelnie spowijają polskie barwy narodowe.

Pomnik Mickiewicza w Krakowie, źródło: screen X
Pomnik Mickiewicza w Krakowie, źródło: screen X

Taka forma zabezpieczenia pomnika wieszcza narodowego bardzo spodobała się internautom:

Piękne. Czyli są jakieś granice. – pisze jeden z nich. To już kolejna inicjatywa oddolna, obywatelska, mająca przywrócić  należne miejsce barwom państwa polskiego w jego najbardziej newralgicznych lokacjach.

Wojna na Ukrainie. Michalkiewicz przypomina najważniejsze fakty.

Wojna na Ukrainie. Michalkiewicz przypomniał najważniejsze fakty. „Ruscy szachiści natychmiast zmienili cele wojenne”

27.02.2025 nczas/wojna-na-ukrainie-michalkiewicz-przypomnial-najwazniejsze-fakty

Stanisław Michalkiewicz.
Stanisław Michalkiewicz.

Stanisław Michalkiewicz, w związku z trzecią rocznicą pełno-skalowej agresji Rosji na Ukrainę, przypomniał, od czego się zaczęło. Wskazał, że sprawa sięga już 2014 roku, ale od tamtej pory wiele się zmieniło.

———————-

– Tymczasem minęła również trzecia rocznica rozpoczęcia pełno-skalowej wojny na Ukrainie. Z tą rocznicą to niezupełnie tak jest, dlatego że wszyscy pamiętamy, iż wszystko zaczęło się w roku 2014, kiedy to laureat pokojowej Nagrody Nobla, prezydent Barack Obama, wysadził w powietrze porządek lizboński – powiedział Stanisław Michalkiewicz.

W ogóle warto tu przypomnieć, że prezydent Barack Obama został laureatem pokojowej Nagrody Nobla, mimo że w tym czasie Stany Zjednoczone prowadziły dwie – chciałem powiedzieć wojny, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język, ponieważ Stany Zjednoczone nie prowadziły żadnych wojen w czasach prezydentury Baracka Obamy. Jedną to prowadziły operację pokojową, a drugą – misję stabilizacyjną, więc to nie są żadne wojny i dlatego nic nie stało na przeszkodzie, żeby prezydent Barack Obama dostał pokojową Nagrodę Nobla – dodał.

Michalkiewicz przypomniał, że w 2014 roku Obama „wyłożył 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie Majdanu, którego celem było wyłuskanie Ukrainy z rosyjskiej strefy w Europie”. Podkreślił, że „tym samym (…) Obama wysadził w powietrze porządek lizboński, proklamowany na szczycie NATO w Lizbonie 20 listopada 2010 roku”.

– Od tego się wszystko zaczęło, bo już w 2014 roku Rosjanie, przy pomocy zielonych ludzików, zajęli Krym. Tyle tylko, że wtedy w 2014 roku armia ukraińska w ogóle nie stawiała oporu i Krym został zajęty, o ile pamiętam, bez nawet jednego wystrzału – dodał.

Michalkiewicz zwrócił uwagę, że w 2022 roku było „całkiem inaczej, bo Stany Zjednoczone, a zwłaszcza Wielka Brytania, dozbroiły Ukrainę (…), uzbroiły ją po zęby i przeszkoliły znaczną część ukraińskiego wojska”. – I okazało się, że pierwotny plan rosyjski, który zakładał taki blitzkrieg – błyskawiczne zajęcie Ukrainy, zajęcie Kijowa, ustanowienie tam jakiegoś rządu prorosyjskiego – że to się nie udało. Blitzkrieg się nie udał – zaznaczył.

– W związku z tym ruscy szachiści natychmiast zmienili cele wojenne i prowadzili już operację z ograniczonym celem, tzn. uzyskać lądowy korytarz z Rosji do Krymu i ten cel właściwe został osiągnięty ocenił.

– Teraz sytuacja Ukrainy jest dosyć skomplikowana, dlatego że prezydent Trump nie zaprosił Ukrainy, podobnie zresztą jak Europy, do rozmów na temat zakończenia wojny, jakie rozpoczęły się Rijadzie w Arabii Saudyjskiej. No i w związku z tym prezydent Zełeński tam się kotłował – skwitował.

– W ogóle prezydent Trump uznał go (Zełeńskiego – przyp. red.) za dyktatora, bo rzeczywiście jego kadencja prezydencka zakończyła się w maju ubiegłego roku. No ale skoro już prezydent Trump nazwał go dyktatorem, a to w ustach demokratycznych przywódców musi być obelga najwyższego stopnia, no to prezydent Zełeński podkręcił Radę Najwyższą Ukrainy, żeby stwierdziła, że w czasie wojny to nie wolno urządzać wyborów. W związku z tym, ale dopiero teraz Rada Najwyższa stwierdziła ponad wszelką wątpliwość, że Wołodymyr Zełeński jest prezydentem Ukrainy – dodał.

Prezydent Trump „rozserdywsia”

Prezydent Trump „rozserdywsia”

Stanisław Michalkiewicz  27 lutego 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5779

Kto by pomyślał, że aż tak zaiskrzy w stosunkach między Stanami Zjednoczonymi i Ukrainą? To znaczy – nie tyle może między Stanami Zjednoczonymi i Ukrainą, co między prezydentem Trumpem, a prezydentem – „dyktatorem” – Zełeńskim.

Myślę, że większość Amerykanów, z wyjątkiem oczywiście amerykańskich i kanadyjskich Ukraińców, Ukrainą specjalnie się nie interesuje, a jeśli już, to myśli o niej z niechęcią, jako o worku bez dna, w którym forsa amerykańskich podatników znika bez śladu, niczym w kosmicznej czarnej dziurze. To oczywiście ułatwia sprawę prezydentowi Trumpowi, który najwyraźniej „rozserdywsia” na prezydenta Zełeńskiego. Nawiasem mówiąc – forsa amerykańska i inna tak całkiem bez śladu na Ukrainie nie znika. Kiedy jesienią ub. roku byłem w Toskanii, z wiarygodnego źródła dowiedziałem się, że prezydent Zełeński ma tam posiadłość, że daj Boże każdemu. Nie tylko zresztą on, bo ostatnio pojawiły się fałszywe pogłoski, że młodzi Ukraińcy, którzy schronili się przez straszliwym Putinem w Polsce, przesiadują po dobrych knajpach, a jeśli z nich wychodzą, to przeważnie po to, żeby wypasioną bryką podjechać do następnej.

Najwyraźniej sporo racji mają militaryści nawołujący, by korzystać z wojny, bo pokój będzie straszny. Zresztą – cóż to jest, ten cały „pokój”? Pruski teoretyk wojny Karol von Clausewitz twierdził, że to tylko takie chwilowe zawieszenie broni, między dwiema wojnami. Coś może być na rzeczy, bo pruski, a potem niemiecki kanclerz Otto Bismarck twierdził – czego nie mogą zrozumieć nasi mężykowie stanu – że zagadnień dziejowych nie rozstrzyga się deklamacjami, tylko „krwią i żelazem”.

No dobrze – ale dlaczego właściwie prezydent Trump tak „rozserdywsia” na prezydenta Zełeńskiego, że aż nazwał go „dyktatorem” – co w stosunkach między przywódcami demokratycznymi musi być niesłychaną obelgą? Pretekstem – ale raczej pretekstem – są ustalenia między prezydentem Trumpem, a prezydentem Putinem, że zakończenie wojny na Ukrainie powinno być poprzedzone wyborami prezydenckimi w tym kraju. Nie jest to warunek bez znaczenia, bo rzeczywiście – Układające się Strony muszą wiedzieć, że ten, z którym się układają, rzeczywiście rządzi Ukrainą na podstawie jakiejś legitymacji, niechby nawet demokratycznej, a nie prawem kaduka – jak to ma miejsce w przypadku prezydenta Zełeńskiego, którego kadencja zakończyła się w maju ubiegłego roku.

Myślę jednak, że ta okoliczność, chociaż oczywiście ważna, jest raczej pretekstem, bo prawdziwą przyczyną była nieoczekiwana deklaracja prezydenta Zełeńskiego, że „nie uznaje” on porozumienia z prezydentem Trumpem, co do odstąpienia Ameryce ukraińskich złóż metali ziem rzadkich. Cały świat słyszał, że prezydent Zełeński się na to zgodził – ale potem, jak tylko okazało się, że Ukraina nie została zaproszona do amerykańsko-rosyjskich rozmów w Rijadzie – wycofał swoją zgodę.

Obiecałem? No to odwołuję!” – mawiał prof. Kazimierz Kąkol – ale tak można było sobie gadać ze studentami i to tylko za komuny, kiedy dyscyplina była znacznie większa, niż dzisiejsze rozprzężenie i pajdokracja – natomiast w stosunkach z Ameryką, która – powiedzmy sobie szczerze – była dotychczas jedyną nadzieją Ukrainy, takich rzeczy nie robi się bezkarnie. W ogóle prezydent Zełeński, najwyraźniej przypierany do ściany, zaczyna tracić poczucie rzeczywistości. Chwilami wydaje mu się nawet, że kręci całą światową, a w każdym razie – europejską polityką.

W przeciwnym razie nigdy by nie wysuwał takich operetkowych „koncepcji”, żeby wobec tego „Europa” – również pominięta w rokowaniach w Rijadzie – utworzyła europejskie siły zbrojne niezależne od NATO, w których „rolę przewodnią” odgrywałaby niezwyciężona armia ukraińska. O ile mi wiadomo, „koncepcja” ta nie została nawet skomentowana przez uczestników obydwu paryskich szczytowań: 17 i 19 lutego – ale bo też nie ma co takich fantasmagorii komentować. Nawiasem mówiąc, po oskarżeniu prezydenta Zełeńskiego o „dyktaturę” odezwały się nożyce w osobie generała Załużnego. Był on w swoim czasie głównodowodzącym niezwyciężonej ukraińskiej armii, ale po jakichś niepowodzeniach prezydent Zełeński, w ramach wyrzucania z pirogi na pożarcie krokodylom murzyńskich chłopców – spuścił generała Załużnego z wodą na stanowisko ambasadora w Wielkiej Brytanii.

No i teraz generał Załużny, zapytany, czy będzie kandydował na prezydenta Ukrainy, ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył, oświadczając, że swoją decyzję zakomunikuje „w odpowiednim czasie”. W jakim? – Tajemnica to wielka, ale przypuszczam, że wtedy, gdy uzyska zapewnienie, że prezydent Trump uznał go za swoją duszeńkę, a i prezydent Putin nie będzie miał nic przeciwko temu. A kiedy prezydent Trump uzna go za swoją duszeńkę? Ano myślę, że nie wcześniej, aż uzyska gwarancje, że leżące na Ukrainie złoża metali ziem rzadkich otrzymają Amerykanie.

W końcu jakieś wnioski z chwiejności prezydenta Zełeńskiego prezydent Trump musi wyciągnąć. Bo prezydent Trump musiał „rozserdywsie” na prezydenta Zełeńskiego naprawdę, skoro nawet oskarżył go o wywołanie tej wojny. To oczywiście nieprawda, bo żyją ludzie pamiętający, że wojnę wywołał laureat Pokojowej Nagrody Nobla, amerykański prezydent Obama, wykładając w 2014 roku 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie „majdanu” i wysadzając w ten sposób w powietrze „porządek lizboński”, proklamowany 20 listopada 2010 roku na szczycie NATO w Lizbonie.

Jak pamiętamy – od tego wszystko się zaczęło, a potem oliwy do ognia dolał prezydent Józio Biden, który najprawdopodobniej naobiecywał prezydentowi Zełeńskiemu złote góry, żeby tylko wkręcił Ukrainę w maszynę do mięsa – no ale tego prezydent Trump oczywiście głośno nie może powiedzieć, bo wiadomo, że nic tak nie gorszy, jak prawda. No a prawda jest taka, że Ukraina zostanie wydymana – i dobrze – bo cały świat, a zwłaszcza nasi mężykowie stanu, powinni zobaczyć, jak dotkliwie karane są narody i państwa za głupotę i lekkomyślność swoich Umiłowanych Przywódców.

Na razie jednak o tym nie ma mowy i wszyscy wyznawcy Ukrainy zapluwają się z oburzenia na prezydenta Trumpa. Ataku wścieklizny doznał przed telewizyjnymi kamerami zwłaszcza pan prof. Roman Kuźniar, który strasznie prezydentowi Trumpowi nawymyślał. Ciekawe, że PSL, w odróżnieniu od swego koalicyjnego partnera, „ojczyka” Hołowni, ocenia prezydenta Trumpa nader powściągliwie. Skrupiło się to na Wielce Czcigodnym wicemarszałku Zgorzelskim, któremu resortowa „Stokrotka”, czyli pani red. Monika Olejnik, w audycji „Kropka nad „i””, omal nie wydrapała pazurami oczu. A przecież prezydent Zełeński chyba się z nią nie dzielił szmalcem uzbieranym na wojnie?

Skoro tak, to wiele racji jest w ostrzeżeniu wypowiedzianym przez jedynego rozumnego generała wśród naszej – pożal się Boże! – generalicji, czyli pana gen. Leona Komornickiego. Ostrzegł on, że dalsze pogrążanie się naszych i europejskich mężyków stanu w ukraińskim amoku może doprowadzić do poważnego kryzysu w NATO.

O ile Ameryka bez NATO jakoś tam sobie poradzi, a być może również poradzą sobie niektóre państwa europejskie – to Polska z pewnością do nich nie należy.

Stanisław Michalkiewicz

Czy będziemy ginąć za Ukropolin?

Czy będziemy ginąć za Ukropolin?

Autor: AlterCabrio , 26 lutego 2025

Wszyscy dotychczasowi rzecznicy Ukrainy mają teraz nie lada problem. Dotąd każdego, kto nie zgadzał się z oficjalną narracją triumfująco wyzywali od ruskich onuc i agentów Putina. Teraz musieliby powiedzieć to samo o prezydencie USA, „przywódcy wolnego świata”. Tymczasem prezydent Ameryki zaczął dogadywać się z prezydentem Rosji na temat pokoju. Obydwaj przywódcy deklarują, że pragną zakończenia konfliktu, i właśnie przystąpili do omawiania jego warunków.

−∗−

Obraz tytułowy: pomnik Bogdana Chmielnickiego w Kijowie LINK

Czy będziemy ginąć za Ukropolin?

Przez ponad trzy lata w mediach nadających w Polsce obowiązywał konsekwentny przekaz. Mówiono i pisano, że zagraża nam bezpośrednie niebezpieczeństwo ataku militarnego ze strony Federacji Rosyjskiej.

Podawano też casus belli – oto Putin, niczym nowy Stalin chce odbudować sowieckie imperium w swoich dawnych granicach, odzyskać utracone ziemie – Ukrainę, państwa bałtyckie i Polskę, a potem – spełnić marzenie Lenina i ruszyć na Europę Zachodnią, po trupie pańskiej Polski. Po 24 lutego 2022 roku przekaz ten wzmocniony został tysięcznymi głosy i najsilniejszymi emocjami, jakie udało się rozbudzić. Natychmiast na polskiej granicy pojawiły się tłumy ludzi, nazywanych wtedy uchodźcami. Równie błyskawicznie rząd warszawski otworzył granicę i wpuścił wszystkich, którzy chcieli do nas wejść. Następnie przekazał na Ukrainę wszystko, czym dysponowali Polacy – uzbrojenie, wyposażenie, zaopatrzenie, pieniądze. Przybysze w ilości kilku milionów zostali wyposażeni w przywileje, jakich w swoim własnym kraju nie mają Polacy.

Następnie aby ratować Ukrainę rząd warszawski odciął Polskę od rynku rosyjskiego i białoruskiego, czego najbardziej jaskrawym przykładem było sprowadzanie drogiego węgla z Kolumbii i innych egzotycznych miejsc, zamiast tańszego z Rosji. To swoją drogą ukazało jeszcze jedną patologię – kraj, leżący na węglu, na skutek podpisywanych przez rządy warszawskie zobowiązań zamyka swoje własne kopalnie, aby sprowadzać węgiel z innych krajów, żeby ratować klimat.

————————

Czytaj też: [Ale po skończeniu tego tekstu. md]

Dlaczego wybuchła wojna na Ukrainie

Kto nami rządzi

——————–

Nie dość na tym, liczni politycy, reprezentujący państwo polskie poczuli gwałtowny przypływ miłosnych uczuć i zaczęli się przytulać do ukraińskiego prezydenta Wołodymira Żeleńskiego. Padły miłosne słowa o unii polsko – ukraińskiej, o nowej, wspaniałej przyszłości, jaka czeka dwa bratnie kraje po pokonaniu Rosji. Dla pogłębienia wrażenia byliśmy raczeni “wieściami”, jak to Rosja przegrywa tą wojnę, ponosi wielkie straty, nie radzi sobie z własną armią, rozpada się od wewnątrz, staje na krawędzi bankructwa. Co ciekawe, jakoś mało mówiono o stratach ukraińskich. Poza pomocą polską państwo to zostało wzmocnione przez koalicję państw Zachodu, głównie USA i Wielką Brytanię. Bardzo mocno po stronie Ukrainy, przynajmniej werbalnie zaangażowała się Unia Europejska.

Jednak poza Polską i Wielką Brytanią pozostałe państwa europejskie nie były szczególnie hojne w wysyłaniu własnego wyposażenia. Pieniądze, owszem, szły, chociaż w stosunku do potencjału znacznie mniej, niż zaoferowała Polska. Do polskich inwestycji należy jeszcze doliczyć udostępnienie infrastruktury dla transportów zaopatrzenia, co uczyniło Polskę państwem praktycznie zaangażowanym w konflikt po stronie Ukrainy, co z kolei naraziło nasze terytorium i ludność na atak ze strony drugiego belligerenta – Rosji, największego państwa świata i nuklearnego mocarstwa.

Jednak większość polityków i dyżurnych „ekspertów” twierdziła z wielką pewnością, że Ukraina dzielnie walczy za Polskę, że trzyma rosyjskie wojska daleko od polskich granic, że gdy Ukraina się podda, wtedy taran rosyjskich wojsk runie na Polskę. W krajowych mediach zapanowała cenzura, każdy, kto podważał oficjalną narrację, krytykował zaangażowanie na rzecz Ukrainy, a nawet zadawał pytania o zasadność, natychmiast zostawał wyklęty, obrzucony stekiem wyzwisk, mianowany „ruską onucą” i wyrzucany z oficjalnego towarzystwa. Tu zadziwiająco zgodne były zarówno media głównego nurtu, jak i wiodące partie, niezależnie od strony politycznego sporu.

Wszyscy stronnicy Ukrainy postawili Rosji ultimatum – ma natychmiast się poddać, oddać Ukrainie zdobyte ziemie i zniknąć, inaczej „wolny świat” będzie walczył do końca świata i jeden dzień dłużej, a przynajmniej dopóki Ukraińcom starczy żołnierzy, a Polakom pieniędzy. Minął jednak jakiś czas i zmienił się prezydent Stanów Zjednoczonych, głównego sponsora ukraińskiej wojny. I nagle oniemiały świat, a Polska w szczególności dowiedzieli się czegoś zdumiewającego.

Oto prezydent amerykański, zwany też „przywódcą wolnego świata” oznajmił światu bardzo wyraźnie i jednoznacznie, co sądzi o ukraińskiej wojnie. Według prezydenta Donalda Trumpa sprawcą wojny jest sama Ukraina i prezydent Żeleński, „kiepski komik”, który oszukał prezydenta Bidena, wciągnął Stany Zjednoczone w „wojnę, której nie można wygrać”, wyłudził wielką pomoc, której część została zdefraudowana. Dalej prezydent Trump sugeruje, że to nie Rosja ponosi odpowiedzialność za rozpoczęcie wojny, ale prezydent Żeleński, i przekonuje, że dawno już mógł zakończyć wojnę, ale woli trzymać się swojego stołka. Tymczasem zginęło mnóstwo ludzi, a kraj został zniszczony. Co więcej, okazuje się, że prezydent Żeleński nie jest nawet prawowitym prezydentem, bo skończyła mu się kadencja w maju 2024 roku, a on sam cieszy się poparciem zaledwie 4% Ukraińców.

Wszyscy dotychczasowi rzecznicy Ukrainy mają teraz nie lada problem. Dotąd każdego, kto nie zgadzał się z oficjalną narracją triumfująco wyzywali od ruskich onuc i agentów Putina. Teraz musieliby powiedzieć to samo o prezydencie USA, „przywódcy wolnego świata”. Tymczasem prezydent Ameryki zaczął dogadywać się z prezydentem Rosji na temat pokoju. Obydwaj przywódcy deklarują, że pragną zakończenia konfliktu, i właśnie przystąpili do omawiania jego warunków. Na pewno wiadomo, że Ukraina nie przystąpi do NATO i nie odzyska ziem, zajętych przez Rosję.

Wtedy odezwali się ci, którzy najwięcej krzyczeli o pokoju, demokracji i prawach człowieka – liderzy „kolektywnego Zachodu”, czyli dziś Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii. Europa nie zgodziła się na warunki pokoju i wezwała Ukrainę, aby się nie poddawała, jednak USA oświadczyły jasno, że swoich żołnierzy nie wyślą. Liderzy Europy zwołali szybkie spotkanie w Paryżu, po którym francuska prasa doniosła, że Francja, Wielka Brytania i Polska zadeklarowały wysłanie na Ukrainę sił rozjemczych w ilości 25000 żołnierzy. Oficjalnie jednak premier Donald Tusk oświadczył, że Polska nie wyśle swoich żołnierzy.

Pojawił się więc pomysł dalszego finansowania ukraińskiej armii ogromną kwotą 700 mld euro. Aktualnie, w najbliższych dniach i tygodniach będą więc ważyć się dalsze losy wojny, Ukrainy, Bliskiego Wschodu, nowej architektury światowego bezpieczeństwa, i również Polski.

Sytuacja pełna zawiłości, nagłych zmian, dezinformacji, nie wiadomo, co o tym sądzić. Z pewnością nie można wyrobić sobie zdania na podstawie mediów głównego nurtu, nie ujawniają bowiem głównych wątków. Najistotniejszy polega na rewolucyjnej zmianie polityki USA po objęciu władzy przez Trumpa. Dotąd, pod Bidenem Ameryka realizowała projekt globalizacji, mający dwa główne motory – Stany Zjednoczone z doczepioną Wielką Brytanią i Unię Europejską.

Teraz jednak Ameryka wycofała się z projektu globalnego i realizuje swój własny, imperialny interes amerykański, natomiast kamaryla europejska pozostała wierna globalizacji, do tego bowiem została powołana, inaczej więc nie potrafi działać, co tyczy się również Wielkiej Brytanii. W ten sposób jednak UE i UK stały się z dnia na dzień rywalami imperialnej Ameryki, co dla europejskich liderów jest szokiem, zaskakującą sytuacją, w której nie wiedzą, jak się poruszać.

Od II Wojny Światowej to Ameryka zapewniała Europie bezpieczeństwo, dzięki czemu Unia mogła wciągać kolejne państwa i rozwijać swoją politykę, która ma trzy warstwy: oficjalną, nieoficjalną i ukrytą. Warstwa pierwsza, oficjalna, fikcyjna głosi, że Unia to dobrowolny związek suwerennych państw dla lepszej współpracy.

Warstwa druga – nieoficjalna, zawarta jest w Manifeście z Ventotene, w którym zjednoczona Europa bez państw narodowych staje się komunistycznym więzieniem narodów. Warstwa trzecia ukryta jest w projekcie Paneuropy, polegającym na likwidacji nie tylko państw, ale też narodów, czego skutkiem ma być nowy, sztucznie wyhodowany naród europejski, złożony z genetycznego wymieszania ludzi z Afryki, Azji i Europy.

Wymogi realizacji warstwy drugiej i trzeciej narzuciły na narody europejskie takie polityki, jak wspólną walutę, zrównoważony rozwój, zielony ład, dezorganizację gospodarki, zadłużenie rządów, gender, imigrację wielokulturową, likwidację chrześcijaństwa, Europejski Obszar Edukacyjny. Gdy Europejczycy zaczęli doświadczać dobrodziejstw eurokomunizmu, zaczęli się buntować. Odpowiedź europejskich elit, tak samo w UE, jak i w UK jest charakterystyczna dla wszystkich totalitaryzmów – ograniczanie wolności słowa i prześladowanie własnych obywateli. Zaczęło jednak europejskiej kamaryli brakować argumentów dla uzasadnienia własnej tyranii.

Wojna ukraińska spadła im jak z nieba – strach to bardzo dobry sposób spacyfikowania ludności, tym bardziej, że Europejczycy stali się generalnie ludźmi gnuśnymi i strachliwymi. Tego paliwa starczyłoby jeszcze na jakiś czas, bezcenny dla unijnych elit, w którym domykaliby projekt Paneuropy. Zakończenie wojny ukraińskiej zabiera unijnym elitom uzasadnienie ich polityki. Na domiar złego ekipa Trumpa wyraźnie dąży do ujawnienia przeróżnych nieczystych spraw globalnej polityki, między innymi prawdziwych okoliczności przyczyn wojny, rzeczywistych strat ukraińskich, poziomu defraudacji pomocy międzynarodowej, działalności służb i fundacji w finansowaniu „kolorowych rewolucji”. Innymi słowy, za krótki czas zapewne okaże się, że jeden z głównych filarów polityki europejskiej przestanie istnieć, a po nim runą pozostałe. UE utraci uzasadnienie swojego istnienia, a UK swojej polityki, dlatego przedłużanie konfliktu jest dla nich kwestią przetrwania.

To uzasadnia tak wielkie zaangażowanie prezydenta Macrona i premiera Stramera. Kanclerz Scholz przed wyborami w Niemczech nie mógł się wychylać, nowy kanclerz Merz jeszcze nie okrzepł, choć zapewne rychło zobaczymy także niemiecką aktywność. Europejskie elity znalazły się w bardzo kłopotliwym położeniu, które za chwilę może być rozpaczliwe. Postanowili więc użyć jednej z ostatnich mocnych kart – Polski, zarządzanej przez osadzoną w Warszawie, posłuszną Unii ekipę.

Wepchnięcie Polski do konfliktu na Ukrainie, obojętnie w jakiej konfiguracji byłoby bardzo korzystne dla UE i UK. Obydwie ekipy prowadzą politykę zabójczą dla własnych mieszkańców, którzy coraz głośniej się buntują. Dopóki na Ukrainie giną ludzie, te dwie ekipy mogą jawić się jako moralni mocarze, walczący ze złem w obronie kobiet, dzieci, zwierzątek i planety. Gdyby dodatkowo zaczęli ginąć ludzie w Polsce, europejska tyrania odniosłaby dwie korzyści. Po pierwsze, wykazałaby, że jest potrzebna, bo trzeba bronić Polski. Po drugie, pozbyłaby się jednego ze swoich głównych problemów – etnosu polskiego. Dlatego można się spodziewać, że będą bardzo duże naciski na rząd warszawski, aby w jakiejś formie zaangażować Polaków w ukraiński konflikt, a następnie, aby go rozszerzyć.

Kluczowa jest tu rola aktualnych zarządców Polski. Są oni zależni od trzech wpływów. Wpływ pierwszy to USA, które mają dużą praktykę w obalaniu i ustanawianiu rządów i dyktowaniu im polityki. Wpływ drugi to powiązanie europejskie, bliższe terytorialnie, ale słabsze globalnie. Należy oczekiwać, że te dwa wpływy będą rywalizować zarówno w Europie, jak i w Polsce, co będzie się objawiać zaskakującymi wypowiedziami i decyzjami, a być może zmianami personalnymi i nagłymi woltami. Jest też wpływ trzeci – wola narodu polskiego. Jak dotąd, wpływ ten był w polityce kolejnych ekip uwzględniany niewiele lub wcale.

Wytłumaczenie jest proste – Polacy są obcy dla Paneuropejskiego Rządu Ukropolińskiego (PRUk), składa się on bowiem z poliniaków, którzy od Polaków różnią się zasadniczo tożsamością i celami działania. Poliniacy są lojalni wobec sił globalno – unijnych, nigdy wobec Polski. PRUk wykona każde polecenia i sugestię swoich panów, i robił tak zawsze, rzadko natomiast uwzględniał interesy Polaków, i tylko wtedy, gdy zabiegał o ich poparcie. Teraz sytuacja ma jednak szansę się odmienić, z dwóch powodów. Powód pierwszy to rozdźwięk pomiędzy z jednej strony USA, a z drugiej – UE i UK. Powód drugi to rosnąca świadomość Polaków, których coraz większy odsetek przekonuje się, jakie są faktyczne cele tyranii europejskiej i PRUk. Aby jednak Polacy mogli wywrzeć jakikolwiek wpływ na decyzje poliniaków z PRUk muszą ich zapewnić, że tym razem zapadną surowe kary, jeśli nadal będą dopuszczać się zdrady i narażać naród. Ci ludzie muszą bać się osobistej odpowiedzialności, inaczej możemy spodziewać się wszystkiego.

Na końcu warto podsumować, co powinien zrobić rząd w kwestii ukraińskiej, aby nie narazić się na surową odpowiedzialność.

Poszczególne metamorfozy ukraińskiej państwowości, począwszy od rewolucji Chmielnickiego, poprzez powstanie hajdamaków, czyli koliszczyznę, ukraiński ruch nacjonalny XIX wieku, próby budowy ukraińskiego państwa po I Wojnie Światowej, banderyzm, aż po tzw. „niepodległą Ukrainę”, powstałą po rozpadzie ZSRR nigdy nie były skutkiem oddolnych inicjatyw świadomego swej tożsamości narodu ukraińskiego, lecz efektem złożonych, zakulisowych zabiegów skrywanych sił. Najwięcej możemy tam dostrzec knowań niemieckich, anglosaskich, rosyjskich i syjonistycznych. Wszystkie te inicjatywy od Chmielnickiego począwszy miały wspólny wektor – opozycja wobec narodu i państwa polskiego. Przeciw Polakom buntowano zaporoskich Kozaków i rusińską czerń, hajdamaków, ukraińskich nacjonalistów, banderowców. Podstawiano przywódców, inicjowano oddolne wrzenie. Buntowano też Ukraińców przeciw własnym rządom, co niedawno stało się jasne po odkryciu zaangażowania służb amerykańskich i niemieckich oraz globalnych funduszy w „pomarańczową rewolucję”, która skierowała państwo ukraińskie do miejsca, gdzie dziś się znajduje. Jednocześnie w polskiej infosferze ukrywano te zabiegi, wmawiając Polakom, że Ukraińcy pragną wolności od Rosji, więc Polska powinna zawsze bezwarunkowo popierać każde ukraińskie roszczenia. Jeśli dziś dla polityków na Ukrainie to Polska jest głównym i stałym adresatem pretensji, nie dziwmy się, tak jest nieprzerwanie od czasów Chmielnickiego, tylko my sami nie pamiętamy własnej historii. Najnowsze wcielenie polsko – ukraińskiego złudzenia objawiło się niedawno pod postacią mirażu unii polsko – ukraińskiej w postaci Ukropolu, który w rzeczywistości jest ledwo skrywanym Ukropolinem.

Wielką rolę w budowaniu tego mitu odegrały środowiska w Polsce, które profesor Adam Wielomski trafnie określa „elitką infantylno – agenturalną”. Ten miraż jak dotąd spowodował po polskiej stronie poważne wydatki na finansowanie wojny ukraińskiej, rozbrojenie polskiej armii, skierowanie polskiej polityki na tory dla Polski wprost zgubne. Wystarczy, że po zawarciu pokoju amerykańsko – rosyjskiego ukraińskie państwo i siły społeczne skierują ostrze swej goryczy przeciwko polskim sąsiadom. Ich siły, zbyt słabe, aby zagrozić Rosji będą jednak wystarczająco silne, aby poważnie zagrozić rozbrojonej Polsce.

Rozbrojonej pod każdym względem – nie tylko wojskowym i finansowym, ale przede wszystkim mentalnym. Nasza elitka wraz z mediami wciąż bowiem karmią się złudzeniami „kolektywnego Zachodu”, wartości europejskich, demokracji, praw człowieka, przyjaźni polsko – ukraińskiej. Z tych haseł w sposób realny nie istnieje nic, jest natomiast twarda gra cynicznych interesów, prowadzona przez wyrachowanych graczy. W tej grze Polska może zasiąść do stołu jako pełnoprawny gracz i uzyskać dla siebie korzystne koncesje, jednak do tego potrzebna jest trzeźwa ocena rzeczywistości i gracze z charakterem. Ani jednego, ani drugiego nie uświadczysz po stronie „elitki infantylno – agenturalnej”. Tym większa odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy taką refleksję są w stanie przeprowadzić, nawet, jeśli dziś nie mają możliwości przebić się do głównego nurtu mediów i polityki. Potrzeba ze wszystkich sił wywrzeć wpływ na opinię publiczną, aby ta wymusiła na poszczególnych politykach „elitki”, aby chociaż raz stali się elitą i zachowali się zgodnie z polskim interesem narodowym, a nie według emocji, suflowanych przez polskojęzyczne media.

Koncepcja geopolityczna dla Polski:

Polska mostem i strażnicą Eurazji

Być może Paneuropejski Rząd Ukropoliński (PRUk) zgodzi się dalej finansować Ukrainę i wysłać tam nasze wojska. Trzeba więc głosić, jak bardzo będzie to złe dla Polaków. Jednocześnie należy wywierać informacyjny wpływ na obecną opozycję, aby, gdy zostanie wywindowana do władzy kierowała się interesem narodowym, inaczej kolejny obrót spraw może także ich postawić pod ścianą odpowiedzialności. Wiele teraz zależy od tego, czy w kręgach PiS pojawi się świadomość o rewolucyjnej zmianie polityki amerykańskiej, co pociąga zmianę sił w Europie, ewentualnie czy wyłoni się jakaś alternatywna siła polityczna, mogąca poprowadzić nawę państwową.

Trzeba już teraz tłumaczyć wszem i wobec, że Trump będzie dążył do porozumienia z Rosją, a UE i UK będą próbowały temu przeszkadzać, przedłużając wojnę i starając się wciągnąć do konfliktu Polskę. Przekazać im myśl, że Polska powinna wyciągnąć korzyści z porozumienia na linii USA – Rosja, odbudowując zburzone relacje ze Wschodem i flankując ewentualne nastroje antypolskie na Rusi. Wszystkim, zakochanym w Ukraińcach należy też uświadomić, że bezwarunkowe wspieranie obecnej ekipy kijowskiej i spełnianie wszystkich jej zachcianek fatalnie odbija się nie tylko na Polsce, ale również na samej Ukrainie.

To bowiem wymiernie osłabi Polskę, a jeśli Ukraina ma kiedykolwiek wybić się na niepodległość, dobrobyt i bezpieczeństwo, potrzebuje silnej, niezależnej Polski. Tej nie zbudujemy nigdy, jeśli będziemy wciąż ulegać roszczeniom unijnym i kijowskim. Musimy więc prowadzić politykę niezależną zarówno od europejskiej kamaryli, jak i od uzależnionej od obcych potęg Ukrainy. Dopiero wtedy, gdy sami się wzmocnimy, będziemy mogli właściwie wspierać Ukrainę, jako część polskiej strefy wpływów. Na razie daleko do tego i wielką musimy wykonać pracę, najpierw nad odbudową własnego państwa, narodu, gospodarki i armii.

Czytaj też:

Zachód, jakiego nie znacie

Wschód, i czego o nim nie wiecie

Tymczasem zaś powinniśmy nie wysyłać żadnych wojsk w ramach obecnego konfliktu ukraińskiego; nie wspierać tej wojny w żaden sposób; wystąpić do władz Ukrainy o rekompensaty z tytułu kosztów, jakie państwo i społeczeństwo polskie poniosły na rzecz państwa ukraińskiego i jego obywateli; zażądać ekshumacji polskich ofiar rzezi wołyńskich i małopolskich oraz potępienia banderyzmu; wydalać z Polski wszystkich obywateli obcych państw, którzy złamią polskie prawo; uszczelnić granice.

Żołnierze polscy muszą zaś pozostać w Polsce, nie tylko po to, aby nie wciągnąć naszego narodu w obcą wojnę. Również po to, aby zapewnić obywatelom polskim ochronę przed ewentualnymi czystkami etnicznymi ze strony licznych obcych przybyszów, jacy już u nas są, i jacy mogą jeszcze do nas przybyć. Pamiętajmy bunt Chmielnickiego w XVII w., koliszczyznę w XVIII w., Wołyń w XX w. Nie dopuśćmy, aby znowu ktoś poróżnił Polaków i Rusinów i rzucił do bratobójczej walki, a do tego musimy wpierw zadbać o bezpieczeństwo własne, dopiero potem o cudze. Wszyscy świadomi Polacy powinni jak najszybciej zjednoczyć się mentalnie i zażądać, aby rząd w Polsce był rzeczywiście polski. A będzie taki wtedy, gdy konsekwentnie przyjmie zasadę „PO PIERWSZE POLSKA”.

__________________

Czy będziemy ginąć za Ukropolin?, Bartosz Kopczyński, 26 lutego 2025

−∗−

Warto porównać:

Co nam pozostanie po Ukrainie?
Ukraina, jako państwo upada. I nie chodzi tu jedynie o wojnę, którą bez wsparcia Zachodu nasi wschodni sąsiedzi ewidentnie przegrają. Nawet nie w tym rzecz, że po 3 latach konfliktu […]

__________________

Czy my jesteśmy głupi?
Czy skala oraz mnogość zdarzeń na naszej scenie politycznej naprawdę nie są już w stanie nikim wstrząsnąć? Czy na dobre i na stałe z aktywnych, partycypujących obywateli zmieniliśmy się w […]

__________________

Dzisiejszy naród, dzisiejsza polskość
Bierność, postępujący brak empatii dla rodaków i jednocześnie krwiożerczy „wyścig szczurów” z jakimi mamy do czynienia od czasów przewrotu Solidarności i to w obliczu postępującej utraty suwerenności, grabieży, wyprzedawania majątku […]

Węgry: „Tylko rosyjsko-amerykańskie porozumienie może przywrócić pokój w sercu Europy”

„Tylko rosyjsko-amerykańskie porozumienie może przywrócić pokój w sercu Europy”

25.02.2025 nczas/tylko-rosyjsko-amerykanskie-porozumienie-moze-przywrocic-pokoj

Szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto. Foto: PAP/EPA
Szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto. Foto: PAP/EPA

Szef dyplomacji Węgier Peter Szijjarto wyraził przekonanie, że tylko amerykańsko-rosyjskie porozumienie może przywrócić pokój w Europie i być filarem światowego bezpieczeństwa. Z obawami wypowiedział się o broni, którą zachodni sojusznicy wysyłają na Ukrainę.

Przemawiając we wtorek na konferencji rozbrojeniowej ONZ w Genewie, Szijjarto oświadczył, że drogą do zakończenia rosyjsko-ukraińskiego konfliktu może być jedynie porozumienie Moskwy i Waszyngtonu. „Tylko rosyjsko-amerykańskie porozumienie może przywrócić pokój w sercu Europy” – oświadczył szef węgierskiej dyplomacji, przekonując, że jego kraj od pierwszego dnia rosyjskiej agresji na Ukrainę „walczył o pokój”.

Jego zdaniem rozmowy, jakie Biały Dom rozpoczął z Kremlem po objęciu urzędu przez Donalda Trumpa, są bardzo obiecujące.

„Dla nas w Europie Środkowej jest absolutnie oczywiste, że dobre stosunki amerykańsko-rosyjskie mogą być podstawą globalnego pokoju. Dlatego mamy nadzieję, że nadchodzące porozumienie amerykańsko-rosyjskie nie będzie ograniczone do tego, jak przywrócić pokój w sercu Europy, ale będzie rodzajem bardziej wszechstronnego porozumienia, które może służyć jako kamień węgielny pod budowę przyszłego globalnego bezpieczeństwa” – powiedział.

Szef węgierskiej dyplomacji zaapelował też do Organizacji Narodów Zjednoczonych, by ta opracowała mechanizm kontroli nad bronią, jaka została przekazana do Kijowa.

„W ciągu ostatnich trzech lat na Ukrainę wysłano broń o wartości setek miliardów euro, a jej los można określić jako co najmniej niepewny. Nie chcemy żyć z ryzykiem niekontrolowanego gromadzenia ogromnych zapasów broni w naszym bezpośrednim sąsiedztwie” – stwierdził Szijjarto.

Szijjarto po raz kolejny skrytykował ukraiński opór wobec rosyjskiej agresji, a także postawę zachodnich sojuszników Kijowa, którzy – jak zauważył – ani dostawami broni, ani sankcje na Rosję nie przybliżyli pokoju.

Minister tłumaczył też, że dlatego Budapeszt nadal utrzymuje bliskie relacje z Moskwą. „Utrzymywaliśmy otwarte kanały komunikacji z Rosją, ponieważ wierzymy, że zamykając je, stracilibyśmy również nadzieję na pokój” – wyjaśnił.

Trump zapowiada wielkie relacje gospodarcze z Rosją. “Prowadzę poważne rozmowy z Putinem”

Trump zapowiada wielkie relacje gospodarcze z Rosją. “Prowadzę poważne rozmowy z Putinem”


2025-02-24 bankier/Trump-zapowiada-wielkie-relacje-gospodarcze-z-Rosja

Prowadzę poważne rozmowy z Władimirem Putinem o końcu wojny rosyjsko-ukraińskiej i wielkim rozwoju w relacjach gospodarczych USA z Rosją, w tym o transakcjach, które nastąpią – powiadomił w poniedziałek na platformie Truth Social prezydent USA Donald Trump po telekonferencji przywódców państw grupy G7.

Trump łączył się z Waszyngtonu wraz z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, który w poniedziałek rozpoczął swoją wizytę w USA. Telekonferencja państw grupy G7 została zorganizowana z okazji trzeciej rocznicy rosyjskiej pełnowymiarowej agresji na Ukrainę.

Zdaniem Trumpa wszyscy uczestnicy spotkania wyrazili chęć zakończenia tej wojny.

Prezydent USA oznajmił, że podkreślał podczas poniedziałkowych rozmów, jak istotna jest umowa z Ukrainą o surowcach mineralnych. Określił ją mianem partnerstwa gospodarczego, które pozwoli Amerykanom odzyskać pieniądze przeznaczone na dostawy uzbrojenia i sprzętu wojskowego dla Kijowa. Dodał, że na umowie skorzysta też Ukraina, która po zakończeniu tej “brutalnej i bestialskiej wojny” zyska na tym gospodarczo.

Szef Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich (RFPI) Kiriłł Dmitrijew zapewnił po wypowiedzi Trumpa, że Rosja jest otwarta na współpracę z USA, która – jak podkreślił – ma kluczowe znaczenie dla dobra globalnej gospodarki.

Wcześniej prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poinformował, że przeprowadził “dobrą rozmowę” z prezydentem USA i wyraził nadzieję, że Stany Zjednoczone będą kontynuować wsparcie dla Kijowa. Ponadto Zełenski ocenił, że prawdziwy pokój możliwy będzie jedynie wtedy, jeśli za jednym stołem usiądą, naprzeciw Rosji, “Ameryka, Europa i Ukraina”. (PAP)

awm/ szm/

Warzecha po trzech latach wojny na Ukrainie. „Obłędna, obowiązkowa pro-ukraińskość i niedbanie o własny interes”

Warzecha OSTRO po trzech latach wojny na Ukrainie. „Obłędna, obowiązkowa proukraińskość i niedbanie o własny interes”

24.02.2025

Łukasz Warzecha.
Łukasz Warzecha. / fot. screen YouTube: Łukasz Warzecha

24 lutego mijają trzy lata od rozpoczęcia przez Rosję pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. W krótkim acz dosadnym wpisie Łukasz Warzecha podsumował to, co do tej pory się wydarzyło.

„Trzy lata wojny, setki tysięcy ofiar, większość oczywiście po stronie ukraińskiej, zniszczony kraj całkowicie zależny od zagranicznej pomocy, setki miliardów euro pomocy także w polskich kieszeni, tysiące całkowicie błędnych prognoz (Rosjanie za moment się zbuntują, Rosji kończy się amunicja, Putin umiera, Ukraińcy za tydzień odbiją Krym, Rosjanie wsadzają do rakiet czipy z pralek, Rosja finansowo robi bokami itd., itd.), dziesiątki sankcji bez wpływu, których skuteczności nikt nie weryfikuje, a które uderzają w nas bardziej niż w Rosję” – wskazał publicysta na portalu X.

„Na Ukrainie korupcja, brak demokratycznych wyborów, ludzie kryjący się przed poborem i kult UPA, Bandery i Szuchewycza. W Rosji niezachwiana pozycja Putina” – dodał.

„Na świecie konsolidacja nowego, odrębnego wobec Zachodu układu politycznego” – wskazał.

„W Polsce obłędna, obowiązkowa pro-ukraińskość i niedbanie o własny interes.
Dość i wystarczy” – skwitował.

Ukraina kupuje dwa rosyjskie reaktory jądrowe. Wojna nie jest przeszkodą. Ani anty-rosyjskie sankcje “przyjaciół”

Ukraina kupuje dwa rosyjskie reaktory jądrowe. Wojna nie jest przeszkodą. Ani sankcje “przyjaciół”

magnapolonia/ukraina-kupuje-od-rosji-reaktory-jadrowe

11 lutego br. parlament Ukrainy przyjął ustawę dającą operatorowi elektrowni atomowych Energoatom prawo zakupu dwóch reaktorów wyprodukowanych przez Atomstrojeksport – spółkę zależną rosyjskiego Rosatomu. Mają one zostać wykorzystane w powstającym właśnie, trzecim i czwartym bloku Chmielnickiej Elektrowni Atomowej.

Ukraina kupuje dwa rosyjskie reaktory jądrowe. „Decyzja o zezwoleniu na zakup wywołała bardzo duży rezonans w ukraińskich środowiskach eksperckich i wśród części deputowanych opozycji (…) Krytyka dotyczyła przede wszystkim zasadności wydania co najmniej 600mln euro w obecnej trudnej sytuacji, szczególnie na rosyjskie reaktory. Biorąc jednak pod uwagę, że inicjatywę jednoznacznie poparł prezydent Wołodymyr Zełenski, najprawdopodobniej w ciągu kilku miesięcy należy się spodziewać zawarcia transakcji”czytamy na stronie Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW).

W swoim komentarzu, OSW stwierdził, że „decyzja ta stała w sprzeczności z dotychczasowymi zapowiedziami władz o budowie rozproszonej generacji energii elektrycznej, odpornej na rosyjskie uderzenia rakietowe”. Zakwestionował też wydanie tak dużej sumy pieniędzy, jak również podniósł szereg poważnych zastrzeżeń prawnych.

Przede wszystkim, decyzja podważa ukraińskie starania o objęcie zachodnimi restrykcjami rosyjskiego sektora atomowego. Warto też przypomnieć, że jeszcze w lutym 2023 roku, ukraińska Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony nałożyła sankcje, zarówno na Atomstrojeksport, jak i Rosatom.

NASZ KOMENTARZ [magnapolonia] : Jak widzimy, Ukraina z jednej strony domaga się pomocy Zachodu i nakładania na Rosję sankcji gospodarczych. Z drugiej sama omija nawet własne sankcje i kupuje różne produkty i urządzenia, wymagające rosyjskich komponentów i części zamiennych.

Biorąc to wszystko pod uwagę, niewykluczone jest finalne odwrócenie sojuszy i stanięcie przez Ukrainę po stronie Rosji, zwłaszcza, jeśli Zachód (głównie USA) nałoży na ten kraj obowiązek spłaty dostarczonego sprzętu wojskowego oraz innej pomocy.

Prezydent Stanów Zjednoczonych zażądał od Ukrainy dokładnego rozliczenia się z przekazanych jej środków finansowych. Mowa jest nawet o 500 mld dolarów.

Na Ukrainie co jakiś czas wybuchają afery korupcyjne. Dotyczą one nie tylko kradzieży pomocy humanitarnej, ale i środków, które przeznaczone były na zakup uzbrojenia i wyposażenia.

Polska przekazała Ukrainie pomoc w wysokości co najmniej trzech miliardów dolarów, głównie w sprzęcie wojskowym, ale i wsparciu finansowym. Niestety,  rząd warszawski nie przedstawił szczegółowych kwot. Co więcej, nie ma też woli politycznej, by zażądać od Kijowa rozliczenia ofiarowanych środków.

====================

Por.:

Polska najhojniej wsparła Kijów. 90 miliardów złotych.

Po konferencji monachijskiej

Po konferencji monachijskiej

Stanisław Michalkiewicz,  tygodnik „Goniec” (Toronto)    23 lutego 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5777

W niedzielę 16 lutego zakończyła się konferencja w Monachium na temat zakończenia wojny na Ukrainie. Przedstawiciele Stanów Zjednoczonych w osobach wiceprezydenta Vance’a i generała Kelloga brutalnie odarli Europę z wszelkich iluzji. Wiceprezydent Vance powiedział, że prawdziwym wrogiem Europy nie jest ani Rosja, ani Chiny, tylko odejście od wartości, które Europę, jako formację cywilizacyjną, utworzyły.

Nic tak nie gorszy, jak prawda, toteż niemiecki minister Pistorius, w gwałtownej filipice zarzucił wiceprezydentowi Vance, że „zakwestionował demokrację” w Europie, porównując ją do sytuacji w reżymach autorytarnych. Ano, nie da się ukryć, że forsowany przez władze Unii Europejskiej z Reichsfuhrerin Urszulą von der Leyen, którą złośliwcy w Polsce przechrzcili na „Urszulę Wodęleje”, a także przez zadowolone z siebie establishmenty poszczególnych europejskich bantustanów, model demokracji kierowanej, jaki został zaprezentowany w Rumunii, raczej nie jest do pogodzenia z modelem demokracji spontanicznej, w którym suwerenowie głosują tak, jak chcą, a nie tak – jak „powinni”.

Nawiasem mówiąc, rumuński prezydent Klaus Iohannis podał się do dymisji, właśnie na skutek masowych protestów obywateli, oburzonych unieważnieniem pierwszej tury wyborów pod pretekstem, że najlepszy wynik uzyskał kandydat „nie zatwierdzony” przez jakieś rumuńskie, czy europejskie sanhedryny. W ogóle rewolucja komunistyczna, którą administracja Donalda Trumpa w Ameryce najwyraźniej wyhamowuje, w Europie podtrzymywana jest właśnie przez tutejszą samozwańczą biurokratyczną elitę, pod którą podczepiają się rozmaici melioranci świata – daleko nie szukając – Wielce Czcigodne vaginessy z vaginetu obywatela Tuska Donalda w Polsce.

Że komunizm – wszystko jedno; w wersji bolszewickiej, czy kulturowej – jest wrogi cywilizacji łacińskiej, to żadna tajemnica, bo trąbi o tym kultowa piosenka lewizny, czyli „Międzynarodówka”, zawierająca m.in. taki oto passus: „przeszłości ślad dłoń nasza zmiata”. Chodzi właśnie o „ślad” w postaci cywilizacji łacińskiej, której od wieków tradycyjnie nie znosili Żydowie, a obecnie – żydokomuna. Wygląda na to, że wiceprezydent Vance lepiej spenetrował prawdę, niż zadowolony ze swego rozumu minister Pistorius. Ale to jeszcze nic w porównaniu z deklaracją generała Kelloga, że „Europa” nie zostanie dopuszczona do negocjacji w sprawie zakończenia wojny na Ukrainie. Szczególnie rozczarowany tą deklaracją jest pan Rafał Trzaskowski, Wielka Nadzieja Judenratu w naszym bantustanie, który pogalopował do Monachium, by podstawić swoją nóżkę tam, gdzie kują konie.

Jeszcze większej deziluzji musiał doznać ukraiński prezydent Zełeński, który nie został zaproszony do Arabii Saudyjskiej, gdzie Amerykanie mają się w sprawie Ukrainy namawiać z ruskimi szachistami. Toteż zaraz wylęgła mu się w głowie „koncepcja”, niczym u Kukuńka, że mianowicie w tej sytuacji „Europa” powinna utworzyć własne, niezależne od NATO, siły zbrojne, w których przewodnią rolę objęłaby niezwyciężona armia ukraińska. Przypomnę, że z podobnymi pomysłami Niemcy występują od 30 lat, a za poprzedniej kadencji Donalda Trumpa przypomniał o tym francuski prezydent Macron. Uzasadnił on tę konieczność „obroną Europy”, m.in. przed… Stanami Zjednoczonymi”. Na to prezydent Trump odpisał, że przecież Ameryka nigdy na Europę nie napadła, dodając z przekąsem, że gdyby nie USA, to Francuzi w Paryżu pewnie uczyliby się po niemiecku. Na takie dictum francuski premier poradził amerykańskiemu prezydentowi, by nie wtykał nosa w nieswoje sprawy. Oooo, jak już taki ton pojawił się w wymianie zdań, to nie trzeba było długo czekać i już po trzech dniach Francja omalże nie została wywrócona do góry nogami przez ruch „żółtych kamizelek”, który ni stąd, ni zowąd urządził coś w rodzaju rewolucji francuskiej.

Toteż prezydent Macron, najwyraźniej urażony w swojej pysze, zaraz po zakończeniu konferencji monachijskiej zwołał na poniedziałek, 17 lutego „szczyt” europejski do Paryża, najwyraźniej zapominając, że to nie on, tylko obywatel Tusk Donald jest w tej chwili europejskim królem przechodnim. Najzabawniejsze jest, że i obywatel Tusk Donald jakby też o tym zapomniał i pogalopował do Paryża w charakterze gościa, najwyraźniej uradowany, że w ogóle go prezydent Macron zaprosił. W chwili, gdy to piszę, „Europa” w Paryżu się namawia – ale myślę, że prochu nie wymyśli, zwłaszcza, dopóki wojsko amerykańskie jest w Niemczech i w Polsce.

Prezydent Trump chce zakończyć wojnę na Ukrainie, między innymi dlatego, że nie chce się rozpraszać na awantury po różnych zakątkach świata – co byłoby wodą na młyn Chin, które metodą „rozdęcia imperialnego” niwelowałyby amerykańską przewagę, jeśli gdzieś by się pojawiła. Spychając „Europę” na plan drugi, wyświadcza niewątpliwie przysługę Rosji, która chyba chciałaby powrotu do porządku lizbońskiego z roku 2010, który prezydent Obama wysadził w powietrze w roku 2014, od czego wszystko się zaczęło. Tak w każdym razie rozumiem przytoczone przez prezydenta Trumpa słowa prezydenta Putina o potrzebie wyeliminowania „pierwotnych” przyczyn obecnej wojny na Ukrainie.

Jeśli tak, to jasne jest, iż amerykańskie „niet” dla ukraińskich marzeń o przyjęciu do NATO i odzyskaniu utraconych terytoriów, można potraktować jako wstęp do przekonywania Rosji przynajmniej do neutralności w momencie, gdy USA będą chciały przystąpić do ostatecznego rozwiązywania kwestii chińskiej – o ile w ogóle się na to zdecydują. W takiej sytuacji pozycja negocjacyjna Rosji nie jest wcale zła, a poza tym ta okoliczność wyjaśnia przyczynę, dla której Ukraina dowie się z gazet, co w jej sprawie zostało postanowione.

Dla naszych propagandystów to cios w samo najczulsze miejsce, toteż z tej konfuzji zaczynają snuć koncepcje podobne do pomysłów prezydenta Zełeńskiego. Oto pan dr Sokala z prowincjonalnego uniwersytetu w Kielcach wzywa do położenia lachy na Amerykę i wojowania z ruskimi szachistami w koalicji ze Szwecją, Finlandią i mocarstwami bałtyckimi. To już wrażenie większego realisty sprawia pan generał Skrzypczak, który domaga się, żeby Stany Zjednoczone przekazały Polsce broń jądrową. Noooo, skoro sam pan generał Skrzypczak tego żąda, to USA nie będą miały chyba innego wyjścia.

Drugie dno, jakie tym wszystkim „koncepcjom” towarzyszy wynika z tego, że Wlk. Brytania właśnie podpisała z Ukrainą układ na okres 100 lat (sic!), a amerykański sekretarz obrony nie mógł się nachwalić pana Kosiniaka-Kamysza. Najwyraźniej Anglosasi próbują złocić nam rogi, bo cóż to szkodzi mieć w zanadrzu obok ukraińskiego frajera, jeszcze frajera polskiego? Rzecz w tym, że kiedy już na Ukrainie nastąpi zamrożenie konfliktu, to ktoś będzie musiał nadzorować strefę zdemilitaryzowaną, co oznacza stuprocentowe prawdopodobieństwo wciągnięcia takiego głupiego państwa w wojnę i to bez żadnych zobowiązań z niczyjej strony. Amerykanie z góry zapowiedzieli, że swego wojska tam nie wyślą; jeśli chce, to niech swoje wyśle „Europa”. W takiej sytuacji „Europa” będzie też chciała znaleźć frajera, z którym Wielka Brytania – jak będzie trzeba – chętnie podpisze 100-letni układ o przyjaźni i pomocy wzajemnej. Ale może wcale nie będzie trzeba, może same komplementy wystarczą?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Sama tego chciałaś, Europo Dyndało…

Jerzy Karwelis https://dziennikzarazy.pl/22-02-sama-tego-chcialas-europo-dyndalo/

Administrację Trumpa charakteryzuje delfickość. Jak to z przepowiedniami z ust proroczych wyroczni bywało – były one mętne i właściwie rządzili jej wyrokami interpretatorzy. Tak mamy i teraz – Trump mówi ezopowo, na okrągło, coraz mu się tam zmienia, ale też nie wiadomo do końca, bo jego rewelacje pochodzą bardziej z ust jego podręcznych, niż wprost od niego. I mieliśmy teraz wysyp takowych – raz szef Pentagonu zapodał bardzo smutną wersję przyszłej małej architektury bezpieczeństwa po pokoju (rozejmie?) na Ukrainie, raz to wiceprezydent Vance złagodził to stanowisko, potem znowu wizytujący Europę szef Pentagonu wprowadził trochę realizmu, ale raczej wokół konieczności utraty złudzeń w wykonaniu Polaków.

Z tych interpretacji powstały trzy trendy komentariatu polskiego. Niestety – oficjalny, polski dołączył do grona europejskich płaczek, coś tam bąka znowu o wartościach, nie widząc, że to inne czasy i stare już „se ne vrati”. Że Europy pomijać nie można (jak nie można, skoro właśnie jest pomijana) i żeby się wziąć razem wespół w zespół i dać odpór. Najchętniej chyba słowem. Drugi typ komentarzy, to „a nie mówiłem…”. To smutna satysfakcja tych, którzy od lat ostrzegają, że beztroska zabawa Europy, i wtórującego jej prymusika polskiego, w jazdę na gapę w tramwaju amerykańskiego bezpieczeństwa spowoduje, że bez własnych zasobów realnej siły, jak się ten tramwaj zatrzyma, zaś motorniczy wyprosi z pokładu, to się znajdziemy sami na przystanku. Za to nasi dotychczasowi partnerzy europejscy, co to kozakowali na pusto, wrzucą nas pod pierwszy lepszy tramwaj, tym razem nadjeżdżający ze wschodu. Tak, ci komentatorzy mieli rację, ale zazwyczaj konstatacja jest taka, że właściwie to już jest bardzo późno na jakąś naszą reakcję.

Ale – z kolei nie tylko nie ma nie tyle pomysłu, ale i nie ma wciąż woli polskich władz, by zdefiniować dzisiejszy polski interes w tym okresie kształtowania się naszej rzeczywistości na lata. Znowu mamy się trzymać spódnicy „starszych i mądrzejszych” nie bacząc, że ani ich interesy nie są zbieżne z naszymi, ani nie ma co się łudzić, że żyjemy pod parasolem prymatu amerykańskiego, bo ten właśnie – na Ukrainie – przegrał spektakularne starcie.

Jest też i trzecie podejście – poczekać co się wyłoni z konkretnych propozycji. Ale wszystkie te postawy nie dają nam żadnej gwarancji realizacji naszych (niewiadomych zresztą) celów. Jesteśmy podmiotem biernym, na co długo pracowaliśmy, głównie w wykonaniu elity rządzącej, ale i też z powodu lekkomyślności suwerena, który zajmował się wyborem nieistotnych priorytetów. Przychodzi czas zapłaty za wieloletnie zaniechania i wielu chce się dalej obrażać na rzeczywistość, co powiększy tylko przyszłe i nieuniknione rachunki.       

No i mamy to. Wojna na Ukrainie dobiega powoli końca, pora więc na podsumowanie i bilans stron. Nie ukrywam, że z pewną dozą satysfakcji siadam teraz do pisania tego, ale to satysfakcja gorzka, skoro ziściły się moje (i nie tylko moje) najczarniejsze scenariusze. Warto jednak się pokusić o choćby najgorszą w rezultatach egzegezę, bo lepszy jest taki realizm niż słodzenie rzeczywistości i nagłe obudzenie się w wychodku. Tyle moich tu refleksji. Ale tekst ten dedykuję tym wszystkim mniejszym lub większym podżegaczom wojennym, którzy nie tak dawno wyzywali mnie od pacyfistów, a dziś te moje prognozy i wnioski widzą już na nagłówkach gazet, że mocarstwa tak się umawiają, zaś my – czekamy w piwnicy, aż ktoś do nas zejdzie i powie co, również w naszej sprawie, zdecydowano. Ale pojedźmy po tzw. interesariuszach tej wojny z ich własnym bilansem tego konfliktu, zaś później zobaczymy co wynika z tego w całości.

Rosja

Przypomnieć należy dwie daty. Pierwsza to wyraźne ultimatum Rosji wobec Zachodu, 17 grudnia 2021 roku Kreml wydał z siebie żądania przebudowy układu w Europie, pod wyraźnym szantażem, że jak nie – to będzie awantura na Ukrainie. Poczytajmy co tam chcieli Rosjanie:

  • nieagresji i powstrzymania się od działań, które Rosja uznaje za szkodliwe dla swojego bezpieczeństwa;
  • nierozszerzania NATO, zwłaszcza na wschód, szczególnie na obszar poradziecki;
  • nietworzenia baz i nieprowadzenia aktywności wojskowej na terytorium Ukrainy oraz innych państw poradzieckich niebędących członkami Sojuszu;
  • nierozmieszczania rakiet średniego i pośredniego zasięgu poza obszarem NATO i w rejonach, z których możliwe jest rażenie terytorium Rosji;
  • nierozmieszczania broni jądrowej poza terytorium państw ją posiadających i likwidacji infrastruktury to umożliwiającej;
  • nierozmieszczania wojsk i nieprowadzenia aktywności wojskowej na Ukrainie oraz w innych państwach poradzieckich;
  • wycofania wojsk sojuszniczych rozmieszczonych na terytoriach nowych państw członkowskich NATO po maju 1997 r. (po podpisaniu Aktu Stanowiącego NATO–Rosja);
  • wyznaczenia strefy buforowej wokół granic Rosji i jej sojuszników z Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, gdzie niedozwolone będą ćwiczenia i inna aktywność wojskowa na poziomie brygady sił zbrojnych i wyższym;
  • niedopuszczenia przelotów ciężkich bombowców i przepływu okrętów wojennych na obszarach, z których mogłyby one razić cele na terytorium Rosji (zwłaszcza na morzach Bałtyckim i Czarnym);
  • zachowania przez samoloty bojowe i okręty wojenne państw Sojuszu określonego dystansu od analogicznych jednostek rosyjskich w przypadku ich zbliżenia się do siebie.

Zachód, a zwłaszcza USA te żądania odrzuciły, Biden pogadał z Putinem, czym tak ośmielił rosyjskiego przywódcę, że ten zaatakował 22 lutego 2022 roku Ukrainę. I tu pokazały się kolejne żądania Rosji, tym razem sprowadzone do samej Ukrainy: „demilitaryzacja, denazyfikacja, i neutralny status”. Teraz popatrzmy które z tych celów Rosja osiągnęła:

  • Demilitaryzacja – to kwestia za nie długich ustaleń warunków pokoju (rozejmu?). Zobaczymy co tam USA z Rosją ustalą, a należy się obawiać nie tylko demilitaryzacji Ukrainy, ale i naszego regionu. Bo przegrywana wojna na Ukrainie powoduje, że nie tylko trzeba się patrzeć na trzy „warunki ukraińskie”, ale i na realizację ultimatum Putina z grudnia 2021. A tam stoi między innymi jak byk – „wycofanie wojsk sojuszniczych rozmieszczonych na terytoriach nowych państw członkowskich NATO po maju 1997 r. (po podpisaniu Aktu Stanowiącego NATO–Rosja)”.
  • Denazyfikacja brzmiała na początku bardzo egzotycznie, ale pro-banderowskie inklinacje rządu w Kijowie uświadomiły światu, i przede wszystkim Polakom, że jest coś na rzeczy. Wcześniej brano to po prostu za pretekst Putina do zmiany władz w Kijowie, ale ten pretekst nabrał realnych kształtów. Tak czy siak chodziło o zmianę władz w Kijowie. Proces ten – po rozejmie i rozpisaniu odwlekanych wyborów na Ukrainie – może zostać zrealizowany i przynieść oczekiwane przez Kreml zmiany w Kijowie. Bilans bowiem wojny jest bardzo niekorzystny dla władz ukraińskich i lud może wymóc tu zmianę coraz mniej popularnej ekipy.
  • Neutralny status Ukrainy jest też za rogiem. Nikt już nie będzie obstawał (no, oczywiście oprócz Polski) za natychmiastowym przystąpieniem Ukrainy do NATO. Nawet Kijów to rozumie, choć Warszawa – nie. Jest to zwycięstwo Putina, który i tu osiągnął cele swojej wojny. NATO i tak samo jest w kryzysie, bo wojna ujawniła tu jego bezzębność w przypadku wycofania się USA. Teraz nawet nie wojska NATO będą zasiedlały jakąś strefę buforową, jeśli taka powstanie, by rozdzielić Rosję od Ukrainy.
  • Do tego należy dodać sukcesy terytorialne Rosji, które powiększyły się od czasu rozpoczęcia wojny, przebiły zdobycze z 2014 roku i nie wydają się do porzucenia w ramach jakiejś formy pokoju. Tu więc też Putin wygrał.

Samą sytuację negocjacyjną ma Kreml niezłą. To Trumpowi się spieszy do realizacji swej obietnicy, zaś czas gra na korzyść Putina. Front się zatrzymał i gnije, pomoc zachodnia praktycznie zanikła, morale w wojsku ukraińskim – poniżej poziomu linii okopów. Putin może czekać na coraz to lepsze oferty. Sankcje mu nie uwierają tak jak Zachód myślał, za to europejski Zachód tylko czeka by wrócić do business as usual. Zresztą i nie czekał z tym Zachód do końca wojny – handel z Rosją na surowce kwitł na całego, tyle, że kupowano przez pośredników, co w cudowny sposób wypłukiwało ukraińską krew z ruro- i gazociągów. Jednak jednocześnie podrażało koszty energii w Europie, ale i dawało w końcu zyski Rosji, bez względu na obchodzone sankcje. Wojna zbliżyła Rosję z Chinami, dając jej jednak – jak widać – pole manewru gry z USA. Jeśli dodać do tego społeczne poparcie wśród Rosjan dla tej wojny, brak problemów – kluczowych dla Ukrainy – z rekrutem, to bilans wojny wychodzi u Putinów na plus. Mają więcej niż chcieli zaczynając tę wojnę i mogą spokojnie podbijać cenę punktami z listy ultimatum z grudnia 2021.

USA

Celem tej wojny, a właściwie korzyścią z jej wybuchu (nie wiadomo czy nie stymulowaną) miało być osłabienie Rosji, jako niebezpiecznego potencjalnego partnera Chin. Wiadomo – w układzie trzech mocarstw, a właściwie dwóch i jednego aspirującego (Rosji) sprawa się rozgrywa o przyciągnięcie na którąś ze stron tego trzeciego. Dwóch na jednego to lepszy układ niż odwrotnie. Wydaje się, że celem USA było osłabienie potencjalnego partnera Chin, zrobienie mu na granicy krwawiącego Wietnamu, a w najlepszym razie – by poobijanego pretendenta przeciągnąć na swoją stronę. Tak wydaje się myślał Biden. I dlatego przeciągał jak długo się da trwanie tej wojny, za którą tak naprawdę płaciła Ukraina i jej naród.

Trump zauważył, że ta sytuacja raczej wpycha Rosję w ręce Chin. Bo w czasie tej wojny ta współpraca się zacieśniła, grupa BRICS się umocniła i pojawiła się kolejka chętnych do dołączenia. Rosja znalazła inne rynki zbytu na swe surowce i architektura układu światowych wpływów się zmieniła. I to mocno na niekorzyść USA. A więc Trump doszedł do wniosku (jeszcze przy wsparciu własnej opinii publicznej ), że przedłużanie tej wojny tylko pogłębia te negatywne dla USA trendy i zaczął Trump nastawać na pokój. Pytanie tylko – za jaką cenę? Ano za taką, której na pewno USA nie zapłaci. Ba – dostanie zwrot od Europy za swe „militarne inwestycje” w ten konflikt.

Bo co proponuje na razie Trump? (zobaczymy oczywiście co z tego zostanie). Po pierwsze – kwestia architektury bezpieczeństwa w Europie po tej wojnie to… sprawa Europy. USA tu się nie będą angażować, no boots on the ground. A więc w strefie demarkacyjnej, jeśli ta powstanie, wojska mają wystawić Europejczycy. Po drugie – żadnych marzeń, panowie z Kijowa, ale i Polski, o NATO, to już ustalone, myślę, że tak samo co do zwrotu terytoriów ukraińskich zajętych przez Rosjan. I zapłata – za pomoc w wojnie Ukraina udostępni swe surowcowe zasoby, zwłaszcza metali ziem rzadkich, z których USA będą mogły korzystać. Jak im się w tej prawie zamknęli Chińczycy, to sobie zrekompensują to z Ukrainą. Podkreślmy – taki rachunek wystawiła Ameryka za pomoc Ukrainie, i to jest ważna konstatacja, dla krajów, takich jak np. nasz, które pomagały na piękne oczy, zaś wszystkich tych, którzy wspominali o jakiejś rekompensacie za pomoc – wyzywali od hien cmentarnych.

Czyli – zmniejszenie do zera zaangażowania się USA w ten konflikt, od-natowienie architektury bezpieczeństwa w Europie, artykuł piąty Traktatu Północnoatlantyckiego idzie do lamusa, zero gwarancji militarnych dla Ukrainy od USA, niech Europejczycy martwią się sami. Z drugiej strony – przyjazne gesty wobec Kremla, wielka przyjaźń wielkich narodów, niewiadome koncesje geopolityczne w Europie Środkowo-Wschodniej i mglista, acz groźna przyszłość zbliżenia współpracy gospodarczej. Mroczna, bo nie wiadomo za jaką cenę do zapłacenia przez nas.

Ukraina

No, tragedia. Kraj w ruinie, połowa luda uciekła na Zachód, znowu grożą Dzikie Pola w tym regionie. Największa ofiara tej wojny, co oczywiste, jednak cena tej ofiary nie musiała być taka. Wyraźnie widać, że po pierwszej klęsce ofensywy Rosji na Kijów pojawiło się okienko możliwości godnego pokoju. No, może rozejmu, ale to, co teraz się szykuje też może być tylko rozejmem. Rozmowy w Stambule w 2022 roku uzgadniały o wiele lepsze warunki zakończenia tej wojny niż to, co leży dziś na stole. I Ukraina mogła to brać, ja bym brał w ciemno. Ale pojawili się podżegaczo -naganiacze, gęgacze, żeby dojechać Moskala. Przyjechał premier Wielkiej Brytanii, Sulivan z Białego Domu i przekonali Zełenskiego, że jedziemy dalej. I od tej pory wojna nabrała tempa, ale nie poprawiła sytuacji Ukrainy, tylko ją pogorszyła.

Moskale mówią o sobie, że Rosjanin powoli zaprzęga ale szybko jedzie. Po pierwszej porażce Rosja się ogarnęła co do doktryny tej wojny, odrobiła lekcje, poprzestawiała się ekonomicznie z zaopatrzenia „misji specjalnej” na gospodarkę wojenną, uodporniła gdzie się da na sankcje – i przetrwała. Wojna zaczęła się toczyć nie tak już optymistycznie – Kreml zrezygnował już z zajęcia Kijowa, zajął się – i to skutecznie – podbijaniem tych regionów, gdzie pod mniej lub bardziej realnym pretekstem ochrony ludności rosyjskiej, zajął tereny z dużymi zasobami surowcowymi lub takimi o dużym znaczeniu geostrategicznym.

A Ukraina wciąż wojowała, najgorzej, że z Zachodem, który najpierw podpuścił, później obiecał i na końcu nie dowiózł. Trzeba było się uganiać za każdym pociskiem, zawłaszcza, że Zachód tak się kompletnie rozbroił w strategicznym dealu Niemiec z Rosją, że na pomoc nie można było liczyć, choć i nie było z czego. Zachód był jak kiedyś komunizm z produkcją konserw mięsnych – tych nie robiono z powodu braku blachy, zresztą i tak nie było mięsa. W stosunkach międzynarodowych Zełeński brał skąd dawali, ale nie kwitował. W przypadku krótkotrwałej miłości do Polski, po jej eksploatacji widowiskowo odwrócił się do Niemiec, upatrując w nich swego geopolitycznego patrona. Z USA był zawsze jak najlepiej i kiedy Kijów zobaczył, że po zabiciu ukraińską rakietą dwóch Polaków w Przewodowie Warszawa czeka aż się Biden obudzi, by wiedzieć jak ma zareagować – Ukraina kompletnie przestała się przejmować Polską: po co zabiegać o lokaja, skoro można sprawy załatwiać z jego panem?

Najgorzej Zełenskiemu szło u siebie. Naród spylił od razu, ale i później – morales upadło. No, bo trzeba być rzeczywiście patriotą, by walczyć o kraj rządzony przez oligarchów, gnić w okopach, kiedy oligarchów synowie zamiast walczyć o kraj rozbijają się bentley’ami w luksusowych dzielnicach Europy. Do tego dochodzi jeszcze fatalne budowanie mitu założycielskiego nowej Ukrainy na po-fasztystowskich cokołach banderyzmu. Kompletnie niezrozumiałe podejście, które nie tylko zniechęca Polaków, ale i cały świat, który najpierw oklaskiwał bohatera ukraińskiego w kanadyjskim parlamencie, by potem okazało się, że gościu jest z Waffen-SS. Najgorszy dla Ukrainy jest jednak bilans rzeczywisty – zrujnowany kraj i niewiadome setki tysięcy zabitych Ukraińców. I pytanie, które się kołacze w głowach Ukraińców – po co to było? Po co było ciągnąć tę wojnę, jak można było ją skończyć dwa lata, kilka regionów i kilkaset tysięcy ofiar mniej temu? Jaki był cel i jakie są rezultaty?

Końcowym bilansem jest zrujnowany kraj, zdepopularyzowany naród, kolonia eksploatacyjna surowców dla Zachodu, kraj-bufor pomiędzy wschodem a zachodem, ziemia niczyja i dzikie pola beznadziei. I niewiadoma nowa ekipa polityczna, bo ta stara za tę postawę w wojnie zapewne zapłaci z rąk resztek narodu ukraińskiego. I – po tych wszystkich naszych poświęceniach – niewiadome relacje Polski z przyszła Ukrainą, lub tym, co z niej zostanie.                     

Europa

Tak, to koniec wożenia się na gapę. Głównie z Amerykanami. Jeszcze w pierwszej jego kadencji Niemcy się śmiali z Trumpa, w ONZ, gdy ten napominał ich, że ich projekty z Rosją skończą się źle. No, bo USA miały zatarg o hegemonię z Chinami, płaciły za ochronę Europy, a ta Europa handlowała z Rosją, budując tą współpracą przyszłego partnera Chin w starciu z Ameryką. Gdzie tu był sens do kontynuacji tej polityki w interesie USA? W dodatku Europa pluła na te straszne Stany, Jankee miały go home, co chwila. Jednocześnie pieniądze zaoszczędzone na zanikające zbrojenia Europa przeznaczała na social, pukała się w głowę nad losem Amerykanów, co to zasuwają na trzech etatach i mają dwa tygodnie urlopu w roku. No to przyszedł Trump i powiedział – barabardzo, radźcie sobie sami.

Deal europejski był dealem niemiecko-rosyjskim i po to tylko była i jest ta cała Unia. Po to, by Berlin miał organizacyjną ekspozyturę do realizacji swej europejskiej hegemonii. Pomysł był porywający – my tu mamy technologie, dostaniemy surowce od Rosji za półfree, jeszcze pohandlujemy nimi z resztą Europy, trzeba tylko zaczopować kraje z własnymi zasobami energii, najlepiej pod zielonoładowym pretekstem. Warunkiem współpracy ze strony rosyjskiej było pilnowanie, głównie przez Niemcy, demilitaryzacji Europy, na co się godziły beztroskie narody, gdyż zaoszczędzone w ten sposób środki wracały do suwerena w postaci rozbuchanego socialu. Było to więc perpetuum mobile, wszystko grało, szło jak po maśle, aż tu Putin zrobił numer i wszystko popsuł wojną na Ukrainie.

Wojna pokazała od razu egoizmy państwowe, kompletnie nierówny krok Zachodu w tym konflikcie, NATO zostało praktycznie obnażone, jako twór bezzębny, jeśli nie używa sztucznej szczęki amerykańskich militariów. Zachód nie wsparł Ukrainy, nawet gdyby chciał to nie miał na to innych niż amerykańskich środków. Wojna się zaglimziła, Unia wydała z siebie setki konferencji o niemożności, deklaracji o wzmożeniu i wyrazów poparcia. W dodatku na zasadzie wahadła – dla ciemnego ludu chyba – odbiła się wajcha w drugą stronę: niegdysiejsi europejscy poplecznicy Putina zaczęli recenzować jego zatwardziałych przeciwników, co do współczynnika onuzycmu. Zrobiło się zero-jedynkowo: żadnych rozmów z mordercą z Kremla, sankcje, ostracyzm, nawet balet ruski nie pasował, co dopiero mówiąc o Dostojewskim i Puszkinie w bibliotekach.

A pod spodem, wręcz po linią frontu, szedł business, może nie as usual, ale szedł. Sankcje na import ruskich surowców były przez Zachód ogłaszane, a jednocześnie obchodzone, z wykorzystaniem pośredników, którzy nagle stali się znaczącymi eksporterami surowców, których przecież nie wydobywali, tylko kupowali od Ruskich, doliczając marżę. I interes się kręcił, europejskie pieniądze wracały na Kreml na zakupy w wojnie, którą Zachód jednocześnie oficjalnie potępiał. Ale wszystko w Europie podrożało, w dodatku nasiliły się trendy de-industrializacji na Starym Kontynencie i kontrakt społeczny, że Europejczycy będą tu sobie spokojnie zawijać marżę w sreberka, bez pocenia się – zawalił się na oczach jednego pokolenia.

Europa nie budowała swojej siły, konsumowała tylko swoją byłą pozycję, licząc, że stan ten będzie trwał wiecznie. W dodatku przytrafiły się jej dwie rzeczy po drodze – bezwstydny już poziom aspiracji niemieckich (tak samo coraz mniej uzasadniony) do przywództwa na kontynencie (podbity przez Bidena i zakwestionowany przez Trumpa) i do tego doszło jeszcze globalistyczno-lewackie ideolo. Zielony Ład dobił (i jak widać z uporu wciąż dobija) resztki europejskiej konkurencyjności. Słaba Europa, ze „sprawdzam” Trumpa okazała się porcelanowym słonikiem byłej wielkości stojącym (?) na glinianych nogach prężenia zwiotczałych mięśni. W czasach rewolucji, nawet nie zdrowego rozsądku, ale pragmatyzmu – taka waluta ma słabiutki kurs, na który nabierają się już chyba tylko takie kraje jak Polska.

Polska

Tak właściwie to w sprawie „Polska a wojna na Ukrainie” można mieć tylko jedną satysfakcję, ale wynikającą raczej z geopolitycznego przypadku, nie zaś naszej, państwowej zapobiegliwości. Do tej pory, od lat, w roli dzisiejszej Ukrainy występowała Polska. Byliśmy „first to fight”, ale i też „first to loose”. Główne królestwo „ziem skrwawionych” było terenem ścierania się europejskich potęg, buforem i to bez względu kto z kim i o co walczył. Taki już nasz los. Polska, bez obecnej Ukrainy mogłaby podzielić jej los, też się wykrwawiać w interesie mocarstw na wojnie zastępczej dla nich, ale jak najbardziej realnej dla nas. Też bylibyśmy, jak obecnie Ukraina, obiektem poświęceń dokonywanych zza bezpiecznych biurek Zachodu, podziwiani za daninę krwi, ale z wyraźnym westchnieniem, ufff, że to nie my. Ale to nie nasza zasługa, nawet odwrotnie – nasi przywódcy wysoce starali się byśmy my, Polacy, weszli w gorącą fazę tej wojny, mając w planach nie tyle użycie naszej nieistniejącej siły, ale rachuby na silniejszych z naszej bandy, ostatecznie – posiadając plany szybkiej ewakuacji z Okęcia naszych światłych przywódców.

W bilansie jak zwykle wyszliśmy na lekkomyślnych romantyków. Jeśli Europa jeździła na gapę w tramwaju amerykańskim, to myśmy myśleli, że jak mamy dobry układ z motorniczym, to nam to ujdzie na sucho. Były to kompletnie błędne kalkulacje. Nasze pojęcie interoperacyjności na wschodniej flance NATO dało nam złudną nadzieję, że kwestie naszej suwerenności będzie wiecznie bronił najsilniejszy z bandy na naszym podwórku. A więc zarzuciliśmy chodzenie na siłownię, zaś nasze ambicje budowy własnej siły militarnej ograniczyliśmy do roli pomocniczej w armii dowodzonej przez Amerykanów. A nikt się nie zastanawiał – a jak to będzie z nami, jak się Amerykanie zawiną z Europy, bo ich rachunek kalkulacyjny się zmieni, a nawet jak się okaże, że takie stracie z Rosją – przegrali, bo tak wychodzi nam teraz?

W kraju, w którym strategią państwa nie zajmuje się ono same, ale prywatne think tanki, finansowane za pomocą portalu „Zrzutka”, nie można się spodziewać niczego innego. Wojsko stało się depozytariuszem obciachu, baletami do defilad, orzełkowania, biało-czerwonienia, w końcu – uzależnienia od zmiennej sceny politycznej, bez żadnej perspektywy strategicznej dla Polski, innej niż przetrwanie danej ekipy. W dodatku zapatrzonej w jedyne źródło swej siły, jaką po odrzuceniu sprawczości polskiego suwerena stali się zewnętrzni patroni.

Władze polskie – i to bez względu na ich zmienne kolory – zaczęły licytować nieosiągalne cele tej wojny – chciejstwo, wrzucanie wszystkiego do obcego koszyka i deklaracje, z których teraz albo się jest głupio wycofać, albo jeszcze bardziej – dalej obstawać przy fantasmagoriach. Ta ostatnia postawa – wcale nie rzadka, nawet w wykonaniu oficjeli, popycha do kolejnych konstatacji opartych na wykryciu ponownej zdrady przez niewdzięczny Zachód, potrzebie przeciwstawienia się poprzez wartości i ubolewaniu nad okropnościami pragmatyzmu. Typowe romantyczne zawodzenia, że po klęsce – oj d..a panie, boli, oj boli…

Wyszło, że nic się nie nauczyliśmy przez całą III RP. No, bo jak to jest, że nasza racja stanu została sprowadzona do osiągnięcia celów średnioterminowych – członkostwo w NATO i UE – czyli „poza” Polską, w podczepieniu się pod sojusze? To miało dwa fatalne efekty – po pierwsze uznaliśmy te cele za osiągnięte, a więc poszliśmy spać do domu, zamiast się budować pod osłoną tychże sojuszy. Po drugie – straciliśmy w sumie narzędziowość tych celów w końcu tylko średnioterminowych. Gdyby bowiem nasze cele były oczywiste i długoterminowe – zapewnienie przez państwo bezpiecznego rozwoju kraju i dobrobytu Polakom, to wiedzielibyśmy, że nasza przynależność do sojuszy, to tylko jeden krok na długiej drodze. A myśmy zatrzymali się w połowie schodów do suwerenności, by oddać się albo konsumpcji, albo emocjom wojny polsko-polskiej.

Z obecnych przesłuchów widać, że CAŁA klasa polityczna nie jest w stanie wyjść poza ten błędny paradygmat. Do tego trzeba konstatacji, że nasz główny sojusznik przegrał na naszym terenie i trzeba się samemu ogarnąć. A Trump bardziej lubi silnych partnerów niż słabych, acz lojalnych gapowiczów. Można być i członkiem NATO, i prowadzić własną politykę suwerenności, tak jak Turcja, która dokonuje projekcji własnej siły daleko poza granicami swego kraju, ale zawsze w granicach swego interesu geopolitycznego. A wydaje – uwaga! – niewiele więcej na armię, niż paździerzowo-baletowe wojsko polskie.

Trzeba nam tu głębokiego resetu, ale wydaje się, że bez zasadniczej zmiany zapyziałej już w starych koleinach obecnej sceny politycznej nie da się tego zrobić. No, bo co robią nasi rządzący i nierządzący teraz? Tuski zaszywają się z płaczliwym trupem Europy w worku suplikacji do Trumpa, żeby może nie, że trzeba by i Europa siedziała przy stole nowego ładu? A czemuż niby tak miało by być? Co ona takiego wkładać ma w te negocjacje? Jakie gwarancje? Militarne? To chyba żarty jakieś? Może jakiś sprzeciw, bo jak się jej nie uwzględni to co? Sprzeciwi się? Czym? I jak, skoro teraz prosi Trumpa, żeby jednak USA zostały bronić Europy?

Opozycja pisowska to samo, choć nie tak samo. Skandowanie „Donald Trump” w polskim Sejmie i nadzieja, że znowu się wróci i będzie po staremu. Że Donald Trump tym razem zauważy i doceni. Poklepie, powie coś o Powstaniu, może nawet naśle nowych kelnerów, którzy, tak jak starzy, wywrócą okropną Platformę. Czyli znowu ten sam błąd – przewagi obrotów wewnętrznej polityki złożone na ołtarzu strategii przetrwania. Wszystko byśmy to my znowu rządzili – my z Kaczorem na przedzie i… jakoś to będzie. Nie będzie…

Po-okrągłostołowcy niczego tu nie wymyślą. Oni są mentalnie w czasach powstania III RP, z przekonaniem, że jesteśmy słabi, więc musimy szukać zawsze patrona, zawsze jednego, bo to przecież nielojalnie grać z innymi i chodzić na różne randki. A takie Węgry, kraj o kilkakrotnie mniejszym potencjale – mogą. I żadna z pięknych i o niebo bardziej wpływowych panien się nie gniewa. Kawaler po prostu rozgrywa wszystkie swoje walory, a one – geopolityczne panienki – mają swoje interesy. A więc Orban może być i europejskim hubem importu z Chin na Unię, i człowiekiem Trumpa w Europie, mieć dobre relacje z Waszyngtonem i Unią, ba – nawet Rosją.

Czy my tak możemy? Możemy, bo mogliśmy. Ale tylko wtedy, gdyby nasze władze realizowały przede wszystkim własny interes narodowy, a nie interes zewnętrznych patronów. Czy robią to z powodów odreagowania kompleksów, czy dlatego, że ich najęto do bycia ekspozyturą obcych interesów w kraju nadwiślańskim – to prawie wszystko jedno, bo efekt jest takim sam. No, może z wyjątkiem tego, że dla zewnętrznych patronów lokalni pożyteczni idioci są tańsi w utrzymaniu, gdyż wierzą, że to wszystko naprawdę.

Co teraz?

No dobrze – co teraz, bo daliśmy tu tylko diagnozę, i to dość pesymistyczną. Jest słabo, a jak bardzo dowiemy się za jakiś czas i będzie nam to oznajmione, jak bardzo słabo. To powinno nas uczulić na ujrzenie naszej mizerii w całej rozciągłości, a widać, że nawet na to nie jesteśmy gotowi, co dopiero na skonstatowanie, że trzeba zrobić coś kompletnie innego niż robiliśmy dotąd i mieć na to pomysł. I nie chodzi nawet o to, że mental polityków tego nie ogrania, nie ogarniają tego ich interesy umocowania w starej pajęczynie zależności. Jest to marzenie, że będzie ona trwała wiecznie, a nawet jak zniknie i będzie zaplatana nowa, to my będziemy cały czas w tej starej, bo tylko ona dawała nam takie profity wyniesienia.

No, ale pomarzmy, że polski suweren się otrząsa, wychodzi z walki politycznej na poziomie czy jeden kandydat na prezydenta był sutenerem, zaś czy inny natrzaska pompek w Tatrach ile wlezie. Załóżmy więc, że stanie się taki cud. Co więc trzeba byłoby zrobić?

Po pierwsze – ale wrócimy to tego tylko na chwilę – na wiele działań jest już za późno. A czas nieubłaganie pika. Rosja przetrzymała wojnę i sankcje, i wychodzi z nich zwycięsko. Może to co widzimy, to wcale nie Jałta, bo ta była końcem wojny, ale par excellance – Monachium? Czyli Trump przywiezie nam świstek papieru z pozornym pokojem, który agresor wykorzysta tylko do pieriedyszki, by przygotować się na kolejną dogrywkę? Jak Zachód i Polska wykorzysta ten czas? Bo Amerykanie sprawdzili kozakujących Europejczyków i powiedzieli, żeby się – przynajmniej konwencjonalnie – bronili sami.

I co teraz będzie? Armia europejska? Wolne żarty – jak się znam na historii to owszem, ale za pieniądze środkowo-europejskie, zarządzane przez Niemcy, które będą wysyłały polskie mięso armatnie na front starcia Zachodu ze Wschodem. A co, może objawi się przywództwo europejskie? A widział kto-to takowe w przeciągu istnienia Unii? Prędzej to urzędnicy w śliskich zarękawkach pełnych lobbystycznych apanaży, regulatorzy bananów, zielonoładowcy, pełni frazesów o integracji i wspólnych europejskich wartościach? Innych „mężów stanu” w Unii nie widziałem. Przywódcy państw też się tu nie objawili, nie wyszli bowiem z egoizmów państwowych, gdyż to lokalny, nie paneuropejski suweren dawał im władzę.

Wyjdzie, że trzeba będzie ratować się samemu, a na razie pomysły są, żeby razem, solidarystycznie jechać… w przepaść. Ale, by radzić sobie samemu, trzeba będzie zrewidować praktycznie wszystko, łącznie z podległościami polityków, ścieżkami podwieszeń wydeptanymi na terenach patronów. Po pierwsze – musimy mieć spójną doktrynę obronną, czyli ustalić do jakiej wojny mamy się przygotowywać, do niej planować pobór i zakup sprzętu. Po drugie – znaleźć do tego sojuszników w nowym rozdaniu militarnym, poza NATO, a właściwie obok – bo, miejmy nadzieję, że pod atomowym parasolem amerykańskiego odstraszania. Musimy więc zbudować konwencjonalną potęgę do utarczki z Rosją. A tu można mieć paru dobrych sojuszników, bez oglądania się na Niemców a nawet Amerykanów. USA nie będą tu przeciwni, jak my tu sobie w Europie to ułożymy.

Musimy na poważnie zainwestować we własna produkcję militarną, wszystkie fundusze na klimatyczno-genderowe pierdoły przemianować na wsparcie budowy potencjału militarnego i odpornościowego. Do tego trzeba odblokować potencjał naukowo-badawczy, marnowany w PRL-owskiej strukturze niemocy. Potrzebna jest pilna realizacja systemu obrony cywilnej, gdyż ludność jest obecnie bezbronnym zakładnikiem kalkulacji wojennych, o którym się nie mówi, by się lud nie spanikował. I należy całkowicie zmienić paradygmat polskiej dyplomacji, która nie ma czepiać się obcych klamek, ale wykorzystywać nasze geopolityczne położenie i gospodarczy potencjał, które są naszym przekleństwem, gdy jesteśmy słabi, i atutem, gdy ten potencjał rozbudowujemy i wiemy co z nim zrobić.

Do tego trzeba kompletnie nowej władzy, gdyż ta przespała ważne momenty rozwoju i umacniania naszej suwerenności. Trzeba do tego także przebudzenia śpiącego giganta – suwerena, który musi wyjść z pozorów polityki, jaką jest emocjonalna wojna polsko-polska. Właśnie płacimy za nią rachunki. I jeśli się naród nie spostrzeże, to nie zapłacimy rachunków większych, tylko zbankrutujemy. Nie finansowo, ale jako suwerenny byt państwowy. Taka Polska znowu nie będzie nikomu w Europie potrzebna. Nawet Polakom. I znowu wejdziemy w ten śmiertelny rytm – utraconej Ojczyzny, bo się jej formuła nie sprawdziła lekkomyślnym rodakom, utraty suwerenności i pokoleniowych walk następnych generacji Polaków, którzy skonstatują, że jednak lepiej mieć tę swoją Najjaśniejszą, karmić własną armię, zamiast obcych i pracować na własny dobrobyt, zamiast być kolonią starszych i wcale nie mądrzejszych.

Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Biały Dom żąda od krajów G7 zmiany sformułowań w oświadczeniach i zaprzestania nazywania Rosji „agresorem”

Biały Dom żąda od krajów G7 zmiany sformułowań w oświadczeniach i zaprzestania nazywania Rosji „agresorem”

Nastąpiła zasadnicza zmiana w retoryce nowej administracji USA dotyczącej oceny konfliktu na Ukrainie.

Dr Ignacy Nowopolski Feb 20, 2025 https://drignacynowopolski.substack.com/p/biay-dom-zada-od-krajow-g7-zmiany

Nie wiadomo jeszcze, czy jest to efekt negocjacji w Rijadzie, czy też po prostu zemsta Trumpa na Zełenskim za jego nieprzyjazną retorykę, ale europejskie media z niepokojem oceniają takie zmiany.

Brytyjski dziennik The Financial Times informuje, że Stany Zjednoczone sprzeciwiły się nazywaniu Rosji „agresorem” w nowym komunikacie G7 poświęconym trzeciej rocznicy rozpoczęcia specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie. Ponadto administracja Trumpa domaga się, aby to, co się dzieje, nazywać nie „inwazją na dużą skalę”, ale „konfliktem ukraińskim”.

Amerykanie blokują ten język, ale wciąż nad nim pracujemy i mamy nadzieję na porozumienie. – FT cytuje anonimowego europejskiego urzędnika.

Ponadto dzisiaj ujawniono, że Stany Zjednoczone po raz pierwszy od 3 lat nie były współautorem antyrosyjskiego projektu rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w sprawie Ukrainy. Dokument jest również przygotowywany na 24 lutego i wzywa Federację Rosyjską do wycofania wojsk z zajętych terytoriów. Autorami projektu rezolucji w tym roku były Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Kanada, Szwajcaria, Polska i rusofobiczne państwa bałtyckie. Stany Zjednoczone nie brały udziału w opracowaniu dokumentu.

Financial Times uważa, że ​​zmiana retoryki Białego Domu nastąpiła po tym, jak błazen z Kijowa Zełenski skrytykował Trumpa na konferencji poświęconej bezpieczeństwu w Monachium. Źródła gazety sugerują, że żądanie nowej administracji USA złagodzenia brzmienia oświadczenia oznacza zmianę w polityce zagranicznej Waszyngtonu .

Polacy mówią STOP dla dozbrajania Ukrainy. To tekst “oficjalny” !!

Polacy mówią STOP dla dozbrajania Ukrainy? Sensacyjne wyniki sondażu

[Czemu Sensacyjne?? Temu, że wreszcie i zawsze zakłamana propaganda musi robić zwrot md]

oprac. Aneta Malinowska https://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/9744531,polacy-mowia-stop-dla-dozbrajania-ukrainy-sensacyjne-wyniki-sondazu.html

Ponad połowa Polaków (53 proc.) nie popiera dalszego przekazywania przez Polskę broni Ukrainie – wynika z sondażu Opinia24 dla Radia Zet. Odmiennego zdania jest co trzeci ankietowany. Największy sprzeciw wobec dozbrajania Ukrainy wyrażają wyborcy Konfederacji oraz zwolennicy Sławomira Mentzena.

—————

W badaniu zleconym pracowni Opinia24 przez Radio Zet zadano pytanie: “Czy Pana/Pani zdaniem Polska powinna przekazać Ukrainie więcej broni do walki z Rosją?

Według 53 proc. respondentów Polska nie powinna przekazać więcej broni Ukrainie. Przeciwnego zdania jest 29 proc. ankietowanych.

Polacy mówią STOP dla dozbrajania Ukrainy? Sensacyjne wyniki sondażu

Wyniki badania wskazują też, że najwięcej przeciwników dozbrajania Ukrainy przez Polskę jest wśród wyborców Konfederacji (85 proc.); 13 proc. zwolenników tej partii uważa, że Ukrainę należy doposażać w broń z Polski.

Wśród wyborców Koalicji Obywatelskiej odsetek zwolenników i przeciwników takiego działania rozkłada się po równo i w obu przypadkach wynosi 40 proc.

Z kolei 54 proc. wyborców Prawa i Sprawiedliwości uznało, że Polska nie powinna przekazywać więcej broni Ukrainie. Przeciwnego zdania jest 34 proc. zwolenników tej partii.

Pozostali ankietowani w grupach wyborców wskazanych partii wybrali odpowiedź: “Nie wiem/trudno powiedzieć”

Analiza odpowiedzi zwolenników koalicji rządzącej i opozycji wskazuje, że za przekazaniem Ukrainie dodatkowej broni z Polski jest w sumie 37 proc. wyborców Koalicji Obywatelskiej, Lewicy i Trzeciej Drogi oraz 27 proc. osób deklarujących poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości, Konfederacji i Razem. Przeciw dozbrajaniu Ukrainy jest 64 proc. wyborców obozu opozycyjnego i 41 proc. zwolenników obozu rządzącego.

Wyniki badania przeanalizowano także pod kątem deklaracji, na kogo odpowiadający zagłosują w nadchodzących wyborach prezydenckich. 38 proc. wyborców Rafała Trzaskowskiego popiera ruch dozbrajania Ukrainy przez Polskę, przeciwko jest 42 proc. zwolenników kandydata Koalicji Obywatelskiej.

Z kolei 52 proc. deklarujących poparcie dla popieranego przez PiS Karola Nawrockiego jest przeciwna przekazaniu przez Polskę więcej wsparcia militarnego Ukrainie; 37 proc. jego wyborców jest za.

Najwięcej przeciwników tego pomysłu reprezentują zwolennicy kandydata Konfederacji na prezydenta Sławomira Mentzena (83 proc.). 13 proc. jego wyborców popiera to działanie.

W przypadku zwolenników kandydata Trzeciej Drogi Szymona Hołowni 35 proc. badanych zadeklarowało poparcie dla dalszego dozbrajania Ukrainy przez Polskę, a 40 proc. jego wyborców wskazało odpowiedź przeciwną.

Pozostali wyborcy wskazanych kandydatów wybrali odpowiedź: „Nie wiem/trudno powiedzieć”.

Badanie zostało zrealizowane przez pracownię Opinia24 na zlecenie Radia ZET metodą wywiadów telefonicznych (CATI) oraz internetowych (CAWI) na próbie 1000 Polaków w wieku 18 lat i więcej w dniach 23-29 stycznia 2025 roku. Wyniki procentowe zaokrąglono do pełnych wartości.

Ratunku – nadchodzi pokój!

Marek Wójcik – blog 895. Ratunku – nadchodzi pokój!

21. lutego 2025 Wiedeń

Teraz Trump chce zakończyć tę wojnę. Jednak, zamiast świętować, eurokraci i „postępowe” media krzyczą, jakby ich portfele zostały skradzione na środku Rue de la Loi. Mówią nam, że to kapitulacja, że to niesprawiedliwe wobec Ukrainy, że cała przelana krew poszła na marne. Jakby ktokolwiek wierzył, że skończy się to w inny sposób. Tak jakby ta wojna nie była wynikiem zimnej wojny słabo zamkniętej w 1990 roku, której pęknięcia otworzyły się ćwierć wieku później. Jakby Biden nie napędzał machiny wojennej, nigdy nie oferując Putinowi prawdziwych gwarancji, nigdy nie proponując realnego rozwiązania politycznego.

Cytat z artykułu na gatewayhispanic.com: Trump podpisze pokój, a UE będzie płakać nad swoją bezużytecznością. Źródło.

Naturalnie, że Ukraina była jedynie posłusznym narzędziem przeciwko Rosji w rękach USA. Można się zgodzić z Trumpem, że eksprezydent Ukrainy Zełeński rozpętał tę wojnę, jednak zrobił to na polecenie Bidena. Ten aktorzyna wmówił sobie, że może wpływać na cokolwiek, będąc wyjątkowo drogą marionetką Waszyngtonu. Aktualnie jesteśmy świadkami powtórki scenariusza z Jałty, z tym że nawet Brytyjczycy nie wezmą w tym udziału.

Największe oszustwo związane z darowiznami w historii.

Oburzone kukiełki z Komisji Europejskiej razem z nędznym komikiem krzyczą: nic o nas bez nas! Trump go home! Przecież Ukraina leży w Europie – więc to nasza sprawa. Owszem leży. W gruzach — właśnie dzięki waszej pomocy. Mogli przez trzy lata zrobić coś dla pokoju. I owszem zrobili – przegnali go do diabła, którego wizerunkiem jest dla nich Putin.

Żeby ratować wojnę, zwołali szczyt kryzysowy w Paryżu. I cóż takiego tam postanowili? Postanowili, że nie mogą się ze sobą dogadać.

Z powodu Trumpa: Macron zwołał konferencję wojenną wielkich wodzów nieliczących się w grze państw.

Przypomina to sytuację, kiedy jakiś dziennikarz zapytał Stalina, co sądzi na temat ostatniej wypowiedzi papieża? Stalin – słoneczko narodów – odpowiedział: a ile ten papież ma dywizji czołgowych? Jedyne co im pozostało to groźba, że NATO zbombarduje Waszyngton, lub przynajmniej Biały Dom. Nie zdziwiłbym się, gdyby na tak absurdalny pomysł wpadła pani Urszula v. d. L. – po polsku „wodę leje”.

USA planuje wreszcie przywrócić stosunki dyplomatyczne z Rosją. Donald Trump potrzebuje taniego gazu. Niech Europa kleci następne sankcje wobec Rosji, Trump zapowiedział zniesienie wszystkich takich restrykcji. Ciekawe kto się przebije?

Podobnie jak z cenzurą. Jeśli mamy dostęp do wiadomości ze Stanów Zjednoczonych, to żaden DSA nie ukróci dostępu do niechcianych przez brukselskich biurokratów wiadomości. Mamy przecież Głos Ameryki w formie internetowej.

Na Ukrainie zaraz po wybuchu werbalnej wojny pomiędzy Zełeńskim i Trumpem, zablokowano dostęp do Truth Social – platformy Trumpa, na której Ukraińcy mogliby się dowiedzieć, że Zełeński ma jedynie 4% wsparcia we własnym kraju.

Ludzie mogliby uczyć się na swoich błędach, gdyby nie byli tak zajęci zaprzeczaniem im.
Carl Gustav Jung.

Autor artykułu Marek Wójcik
Mail: worldscam3@gmail.com

Trump: Zełenski nie ma żadnych kart przetargowych. A Biden jest bardzo głupim człowiekiem.

Trump: Zełenski nie ma żadnych kart przetargowych. A Biden jest bardzo głupim człowiekiem.

21.02.2025 https://nczas.info/2025/02/21/trump-zelenski-nie-ma-zadnych-kart-przetargowych-biden-jest-bardzo-glupim-czlowiekiem/

donald trump
Donald Trump / fot. YT / Fox News

Ukraina nie ma żadnych kart przetargowych, ale rozgrywa je twardo – powiedział w piątek prezydent USA Donald Trump. Stwierdził też, że obecność prezydenta Wołodymyra Zełenskiego na rozmowach dotyczących zakończenia wojny „nie jest zbyt ważna” i po raz kolejny podważał winę Rosji za inwazję.

„Miałem bardzo dobre rozmowy z (Władimirem) Putinem i nie tak dobre rozmowy z Ukrainą. Oni nie mają żadnych kart do gry, ale rozgrywają je twardo” – kpił Trump podczas spotkania w Białym Domu z gubernatorami stanów.

Wcześniej podobnie sprawę komentował w radiowym wywiadzie udzielonym publicyście Fox News, Brianowi Kilmeadowi.

„Patrzyłem na niego, jak negocjował bez kart. Nie ma żadnych kart. I mam tego dość. Po prostu mam tego dość” – powiedział Trump, utyskując na żądania Zełenskiego, by zostać włączony do rozmów, które rozpoczęły się między USA i Rosją w Rijadzie.

On był na spotkaniach przez trzy lata i nic nie zostało zrobione. Więc nie sądzę, by to było zbyt ważne, by był obecny na spotkaniach” – powiedział Trump.

Prezydent USA ponownie podważał przy tym winę, jaką Rosja ponosi za inwazję. Jak przyznał, to Rosja zaatakowała Ukrainę, lecz Ukraina „nie powinna jej była pozwolić na atak”.

„Oni by nie zaatakowali, gdybyśmy mieli ludzi, którzy wiedzieli, co robią. Joe Biden jest bardzo głupim człowiekiem” – powiedzial. Trump argumentował, że Biden i Zełenski „mówili złe rzeczy”, podczas gdy on bardzo łatwo dogadałby się z Putinem i uniknął wojny.

„Za każdym razem, kiedy mówię: +o, to nie jest wina Rosji+, zawsze jestem uderzany przez fake news. Ale mówię ci, Biden mówił złe rzeczy, Zełenski mówił złe rzeczy. I zostali zaatakowani przez większe i potężniejsze państwo” – powiedział Trump.

„Mafijna oligarchia, która rządzi Ukrainą” i „euroskowyt” na Trumpa.

„Mafijna oligarchia, która rządzi Ukrainą” i „euroskowyt” na Trumpa. Celny komentarz Rafała Ziemkiewicza – PCH24.pl

https://pch24.pl/mafijna-oligarchia-ktora-rzadzi-ukraina-i-euroskowyt-na-trumpa-celny-komentarz-rafala-ziemkiewicza


Trump pokrzyżował plany Niemcom i Francuzom, którzy chcieli uczynić z Ukrainy „zastępcze Chiny” i czerpać potężne zyski. „Trzeba doprawdy nic kompletnie z polityki nie jarzyć, żeby mieć o to do niego pretensje” – konstatuje publicysta, komentując „euroskowyt”, jaki zrobił się wokół działań Donalda Trumpa.

Jak zauważa Ziemkiewicz, dzięki Trumpowi w negocjacjach pokojowych na Ukrainie zaistniał temat wyborów, który w praktyce oznacza odpalenie Zelensky’ego, czyli mafijnej oligarchii, która rządzi Ukrainą (prawdopodobnie tak czy owak władzę przejmie wtedy generalicja, z którą USA mają dużo lepsze kontakty).

To między innymi jeden z wabików dla Putina, który może liczyć, że w wyborach wkręci w Kijowie jakąś swoją agenturę, pewnie nie tak skutecznie jak w Gruzji, ale zawsze będzie miał więcej wpływów niż teraz. Ale przede wszystkim to odsunięcie od przyszłych zysków z Ukrainy Niemiec, które kupiły sobie oligarchów i samego Zelenskego obietnicą przyszłych obrywów od niemieckich inwestycji, co zresztą przejawiło się w sposób dla nas bardzo przykry – uważa redaktor tygodnika „Do Rzeczy”.

Autor wpisu na Facebooku proponuje także interpretację histerii medialno-politycznej, jaka powstała wokół działań pokojowych Donalda Trumpa: Cały ten euroskowyt, który tak głośno rezonuje w naszych mediach, wynika z zawalenia się unijnego planu – planu „nearshoringu”, przekształcenia Ukrainy w zastępcze Chiny, gdzie można będzie wszystko sprzedać i wszystko tanio wyprodukować, bez duszących euronorm i na taniej energii, i bez obawy, że Ukraińcy ukradną technologię i wydymają UE tak jak to zrobili Chińczycy.

Niemcy i Francuzi wyobrażali to sobie tak: Ukraina za amerykańskie pieniądze i amerykańską bronią będzie „ścierać” siły Rosji tak długo, ile będzie trzeba – bo Ukraina nie może przestać się bronić, a Ameryka nie może jej „zdradzić”, bo jakby to wyglądało.

A Europa spokojnie wyczeka, aż Putin zmięknie, no bo w końcu musi i wtedy to jej przywódcy, jako przyjaźniejsi mu niż Amerykanie, wynegocjują pokój. Tak mogli sobie roić przy omszałym Bidenie, i, jak powszechnie zakładano, idiotce Harris – tłumaczy Ziemkiewicz.

Trump natomiast właśnie pokazuje Niemcom i Francuzom politykę realną i to, gdzie jest w niej miejsce dla gołodupców. Trzeba doprawdy nic kompletnie z polityki nie jarzyć, żeby mieć o to do niego pretensje – dodaje.

Źródło: Facebook / Rafał Ziemkiewicz

Kolonizacja Ukrainy przez USA? Donald Trump: Ja tylko chcę odzyskać moje pieniądze.

Nadchodzi ekonomiczna kolonizacja Ukrainy przez USA? Donald Trump: ja tylko chcę odzyskać moje pieniądze 

Tomasz Kolanek https://pch24.pl/nadchodzi-ekonomiczna-kolonizacja-ukrainy-przez-usa-donald-trump-ja-tylko-chce-odzyskac-moje-pieniadze

Wyłączny dostęp do połowy ukraińskich metali rzadkich oraz dostęp do infrastruktury naftowej, gazowej i portów – te żądania znalazły się w „zaproponowanym” przez USA Ukrainie „porozumieniu”. O sprawie informuje RMF FM powołując się na ustalenia brytyjskiego „Telegraph”.

„Wstępne szacunki sugerują, że straty Ukrainy wyniosłyby więcej niż niemieckie reparacje po I wojnie światowej i więcej niż kary nałożone na Niemcy i Japonię po przegraniu II wojny światowej”, czytamy.

Według brytyjskiego dziennika ewentualna zgoda Kijowa na propozycje Waszyngtonu będzie oznaczać „ekonomiczną kolonizację Ukrainy przez USA”.

„Na mocy porozumienia Amerykanie mieliby przejąć 50 proc. przychodów Ukrainy z wydobycia zasobów, a także 50 proc. wartości wszystkich kontraktów, które Kijów miałby zawierać z innymi krajami. Ta klauzula oznacza: najpierw zapłać nam, a potem nakarm swoje dzieci”, informuje „Telegraph” cytując anonimowe źródło.

„W rezultacie, gdyby porozumienie zostało podpisane, Waszyngton uzyskałby kontrolę nad większością ukraińskiej gospodarki surowcowej i będzie miał wyłączne prawo do ustalenia metod, kryteriów, warunków i zasad dotyczących wszystkich przyszłych licencji udzielanych przez Kijów”, dodaje gazeta.

Donald Trump powiedział w Fox News, że Ukraina „zasadniczo zgodziła się” przekazać 500 mld dolarów w swoich surowcach. Ostrzegł też, że jeśli Kijów odrzuci umowę, Ukraina może zostać podana Rosji „na tacy”.

– Mogą zawrzeć umowę. Mogą nie zawrzeć umowy, ale pewnego dnia mogą stać się Rosjanami lub nie. Ja chcę odzyskać swoje pieniądze – podkreślił prezydent USA.

Według informacji „Telegraph” propozycja Amerykanów wywołała w Kijowie prawdziwy szok.

Źródło: RMF FM, rmf24.pl

O Ukraińcach: Polacy niemal JEDNOMYŚLNI! W mediach mętnego nurtu KŁAMIĄ.

Polacy niemal JEDNOMYŚLNI! W mediach mętnego nurtu przedstawiają to zupełnie inaczej [SONDAŻ]

17.02.2025 https://nczas.info/2025/02/17/polacy-niemal-jednomyslni-w-mediach-metnego-nurtu-przedstawiaja-to-zupelnie-inaczej-sondaz/

Ukraińcy. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay
Ukraińcy. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay

Socjolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego przeprowadzili badanie w sprawie socjalu dla Ukraińców. Wynika z niego, że Polacy niemal jednomyślnie oczekują zmniejszenia finansowania dla tej grupy imigrantów.

Badania socjologów z UW ze stycznia tego roku wskazują, że aż 95 proc. Polaków zmieniło swoje nastawienie wobec Ukraińców na gorsze.

„W ub. roku o tej samej porze pogorszenie nastawienia do Ukraińców deklarowało 88 proc. badanych” – podaje „Gazeta Wyborcza”.

Głównym powodem zmiany jest „postawa roszczeniowa” wśród Ukraińców.

„Zdaniem większości nie powinni na przykład dostawać 800+ na takich samych zasadach jak Polacy. Takiej odpowiedzi udzieliło 55 proc. badanych, zaledwie 22 proc. badanych nie ma nic przeciwko temu. Nie popieramy też prawa Ukraińców do zasiłków i pomocy społecznej (51 proc. na nie, tylko 26 proc. na tak)” – czytamy.

Aż 96 proc. badanych uważa, że należy zmniejszyć socjal dla Ukraińców. Ponadto coraz bardziej rzuca się Polakom „inna kultura” na ulicach. Badani wskazywali na „inne normy oraz zasady” i „brak dbałości o dobro wspólne”.

„Ankietowani wyliczają cwaniactwo, poleganie na socjalu, postawę roszczeniową, brak kultury osobistej, brak dbałości o dobro wspólne, nadużywanie alkoholu. Po raz pierwszy w badaniu wybrzmiał lęk o wzrost przestępczości” – przyznała „Gazeta Wyborcza”.

Polacy zaczęli oczekiwać od obywateli Ukrainy większej samodzielności, pójścia do legalnej pracy, odprowadzania podatków. Czas, w którym dawaliśmy zgodę na pokrywanie kosztów zakwaterowania i wyżywienia, już minął – skomentował cytowany przez GW kierownik projektu, dr Robert Staniszewski, socjolog polityki z Uniwersytetu Warszawskiego.

Ziemia, metale i demokracja. I śmiech perlysty.

Ziemia, metale i demokracja

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    11 lutego 2025 michalkiewicz

Jak wiadomo, podczas każdego bankietu wszyscy jedzą, piją, lulki palą, „dokoła krąży śmiech perlysty” – jak śpiewał Wojciech Młynarski – aż do momentu, gdy o godzinie 11, czy o północy, pojawia się kelner z rachunkiem. W tym momencie gwar cichnie, „perlysty” śmiech zamiera, a każdy biesiadnik z niepokojem spogląda na innych. I właśnie taki moment zbliża się na Ukrainie, gdzie – zgodnie z zapowiedzią prezydenta Trumpa – ma „zakończyć się” wojna. Dotychczas wojna ta, wszczęta z powodu zachęty, jakiej prezydentowi Zełeńskiemu udzielił prezydent Józio Biden – żeby odrzucił porozumienia mińskie, a w zamian za to Ukraina zostanie przyjęta do NATO – co dostarczyło zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi pretekstu do uderzenia na Ukrainę w nadziei jej podbicia, „denazyfikacji” i „neutralizacji”, to znaczy – wybicia jej z głowy udziału w NATO. Okazało się jednak, że Amerykanie i Angielczycy w międzyczasie zdążyli Ukrainę uzbroić po zęby, a nawet podszkolić tamtejsze wojsko, więc ruscy szachiści szybko przekonali się , że zajęcie Ukrainy z marszu jest niemożliwe bez użycia broni jądrowej. W tej sytuacji zmienili cele wojenne na skromniejsze – to znaczy – uzyskanie lądowego połączenia Rosji z Krymem i przejęcie uprzemysłowionych obszarów Ukrainy po wschodniej stronie Dniepru – akurat tego obszaru, który Bohdan Chmielnicki przekazał w roku 1654 w Perejasławiu rosyjskiemu carowi Aleksemu. Rosja w zasadzie ten cel wojenny zrealizowała, podczas gdy amerykański cel wojenny w postaci „osłabienia Rosji” – o czym otwartym tekstem mówił w Kijowie sekretarz obrony USA Lloyd Austin – o ile został zrealizowany, to chyba tylko częściowo. No a Ukraina? Straciła kilkaset tysięcy żołnierzy, nie licząc podobnej liczby rannych bez rąk, nóg – a ponadto znaczna część obywateli, przede wszystkim młodych mężczyzn, zwyczajnie uciekła za granicę, wskutek czego populacja tamtejsza zmniejszyła się z ponad 40 do jakichś 25 milionów, co oznacza nie tylko brak rezerw ludzkich, ale nawet zagrożenie zastępowalności pokoleń. Jeśli dodać do tego zniszczenia materialne, to bilnas wypada dla Ukrainy fatalnie. No, a teraz Donald Trump chce tę wojnę „zakończyć”. Łatwo powiedzieć – ale jak?

Na razie nikt tego nie wie – ale pewne poszlaki wskazują, że Ukraina będzie musiała ponieść jeszcze dodatkowe koszty. Chodzi o niedawną deklarację prezydenta Trumpa, który uzależnił dalsze zaopatrywanie Ukrainy w broń i tak dalej – od oddania jej Ameryce w arendę. Nie w sensie dosłownym – bo to by oznaczało, że Ameryka bierze na siebie obowiązek wzięcia Ukraińców na utrzymanie – tylko w postaci przekazania Amerykanom koncesji na wydobycie z ukraińskich złóż metali ziem rzadkich. Jestem pewien, że będzie się to nazywało „umocnieniem suwerenności Ukrainy”, której terytorium od pewnego czasu częściowo już należy do dwóch amerykańskich koncernów rolniczych i jednego niemieckiego. Prezydent Zełeński podobnież nie chce o tym słyszeć – bo któż chciałby słyszeć o konieczności zapłacenia kelnerowi rachunku – ale od czegóż demokracja? Demokracja jest dobra na wszystko, podobnie zresztą, jak zimny ruski czekista Putin, który dobry jest nawet „na ładną, niewinną panienkę”, a już na przywrócenie cenzury – to w sam raz. Właśnie pan minister cyfryzacji w vaginecie obywatela Tuska Donalda zapowiedział, że aby w wybory prezydenckie w naszym bantustanie nie wmieszał się Putin, to trzeba będzie wyposażyć urzędasa – konkretnie Szefa Urzędu Komunikacji Elektronicznej – w prawo „eliminowania” z sieci treści niezgodnych z demokracją. A skąd ten urzędas będzie wiedział, które „treści” są z demokracją zgodne, a które nie? To proste, jak budowa cepa. Zadzwoni do niego ktoś z ABW i powie: wiecie, rozumiecie, usuńcie z sieci takie a takie teksty, bo one przez Putina są wymierzone w demokrację walczącą. W odpowiedzi urzędas zamelduje: tak toczno, Wasze Wysokobłagorodije – i teksty usunie, bo i my wiemy i on wie, że w przeciwnym razie byłaby z nim brzydka sprawa. A wydawcy będą się przez lata bujali z niezawisłymi sądami, w których wiadomo: na dwoje babka wróżyła.

Czy w tej sytuacji możemy się dziwić, że właśnie prezydent Trump uzgodnił w Putinem, że na Ukrainie powinny najsampierw odbyć się wybory prezydenckie? Chodzi o to, że kadencja Wołodymira Zełeńskiego skończyła się w maju ubiegłego roku i ani tamtejszy wierchowny sowiet, ani nikt inny nawet się nie zająknął w kwestii następstwa. Nie trzeba dodawać, że wskutek tego demokracja na Ukrainie cierpi niewypowiedziane katiusze, czemu miłujące pokój i demokrację kraje muszą położyć kres. No a czy następny prezydent suwerennej Ukrainy też nie będzie chciał słyszeć o oddaniu kraju w amerykańską arendę? Może i coś by mu chodziło po głowie, ale od razu by się tej myśli pozbył w obawie przed utratą amerykańskiego parasola, bez którego wiadomo: ręka, noga, mózg na ścianie. Tymczasem Wołodymir Zełeński, o ile rozwścieczeni Ukraińcy nie uriezają mu przedtem głowy, oddali się na bezpieczną odległość, na przykład do Toskanii, gdzie ma posiadłość, że daj Boże każdemu, albo od razu do bezcennego Izraela, gdzie w doborowym gronie będzie do końca życia zaśmiewał się z głupich, ukraińskich gojów. Zresztą nie tylko z ukraińskich – bo przede wszystkim – z polskich, którzy, jak jakieś głupki, podpisali 2 grudnia 2016 roku umowę, na postawie której oddali Ukrainie za darmo sporo zasobów naszego nieszczęśliwego kraju, przy okazji go rozbrajając. Cóż z tego, że obywatel Tusk Donald się przechwala, iż Polska płaci na zbrojenia 4 czy nawet 5 procent swojego PKB, jeśli z szeregów naszej niezwyciężonej armii dobiegają utyskiwania, że nie ma ona amunicji, bo jej „nie produkujemy”? To co się produkuje w Zakładach Amunicyjnych w Nowej Dębie, czy z Skarżysku-Kamiennej? Serduszka dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?

Wróćmy jednak do zakończenia wojny na Ukrainie. Najbardziej prawdopodobnym jej zakończeniem wydaje się zamrożenie konfliktu, o którym jeszcze w pierwszym roku tej wojny wspominała ambasadoressa USA przy NATO, ku irytacji prezydenta Zełeńskiego. Oznaczałoby to, że nieprzyjacielskie siły w dniu proklamowania zawieszenia broni zostają tam, gdzie są – a najwyżej między nimi zostanie utworzona „strefa zdemilitaryzowana”. Kto będzie ją nadzorował – oto pytanie. Pan prezydent Duda mało jaja nie zniesie, żeby wysłać tam polskich żołnierzy, niechby i bez amunicji. Czy jednak zimny ruski czekista Putin zgodzi się, by zajmujące strefę zdemilitaryzowaną wojska europejskich państw NATO, przybliżyły w ten sposób Pakt Atlantycki do granic Rosji? O wycofaniu Rosjan z zajętych terenów nawet nie mówię, bo to by wymagało nie zakończenia wojny, tylko jej kontynuowania i to nie przez miesiące, tylko przez lata – na co Ukraina nie ma już ani ludzi, ani chęci.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Totalna wojna informacyjna czyli kto fabrykuje umysły i rzeczywistość

Totalna wojna informacyjna czyli kto fabrykuje umysły i rzeczywistość

Total Information Warfare: How the State Manufactures Your Mind and Reality (Video), Amy Mek, February 5, 2025

Autor: AlterCabrio , 7 lutego 2025

Wypowiedzi generała ujawniają psychologiczną operację na wielką skalę, w której rządy i media współpracują ręka w rękę, aby narzucić narrację, która służy ich interesom, a nie odzwierciedla obiektywnej rzeczywistości. „To manipulacja faktami i wydarzeniami, aby narzucić preferencyjną rzeczywistość swojej własnej populacji, swojemu przeciwnikowi i międzynarodowej opinii publicznej”

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Totalna wojna informacyjna: jak państwo fabrykuje twój umysł i rzeczywistość (wideo)

Emerytowany holenderski generał dywizji Frank van Kappen otwarcie przyznaje, że rządy i media prowadzą totalną wojnę informacyjną, manipulując faktami w celu narzucenia fałszywej rzeczywistości, która kontroluje percepcję społeczną i dyktuje zachowania.

W niezwykłym wyznaniu w telewizji ogólnokrajowej emerytowany holenderski generał dywizji Frank van Kappen ujawnił niepokojącą prawdę: rządy i media fabrykują „preferencyjną rzeczywistość”, aby manipulować postrzeganiem opinii publicznej. Te rewelacje, transmitowane w WNL Op Zondag, nie są teorią spiskową — to zimny, twardy fakt prosto od szanowanego eksperta wojskowego i strategicznego.

Wypowiedzi generała ujawniają psychologiczną operację na wielką skalę, w której rządy i media współpracują ręka w rękę, aby narzucić narrację, która służy ich interesom, a nie odzwierciedla obiektywnej rzeczywistości. „To manipulacja faktami i wydarzeniami, aby narzucić preferencyjną rzeczywistość swojej własnej populacji, swojemu przeciwnikowi i międzynarodowej opinii publicznej” – stwierdził van Kappen.

Systemowa operacja informacyjna

Słowa Van Kappena potwierdzają to, co wielu od dawna podejrzewało: jesteśmy w środku wojny informacyjnej. Rządy, za pośrednictwem kontrolowanych mediów, dyktują, co ma być postrzegane jako prawda, skutecznie kształtując przekonania, emocje i zachowania całych populacji. „To jest właśnie to, w czym tkwimy” – wyjaśnił, potwierdzając, że nie jest to spekulacja, ale aktywna praktyka. „Więc manipulujesz faktami i wydarzeniami w taki sposób, że projektujesz preferowaną rzeczywistość, rzeczywistość telewizyjną. I wszystkie strony to robią”.

Dziennikarz David Boerstra, rozmawiając w podcaście z byłą prezenterką Blckbx Sanae Orchi, podkreślił znaczenie oświadczenia van Kappena. „To było wyemitowane w samej telewizji krajowej. To nie jest teoria spiskowa ani nic takiego. Tutaj jest to po prostu otwarcie przyznane: fakty i wydarzenia są manipulowane, aby uzyskać preferowaną rzeczywistość”, stwierdził Boerstra. Innymi słowy, rząd konstruuje wymyślony świat dla mas, podczas gdy media sumiennie to egzekwują.https://rumble.com/embed/v6etxdv/?pub=4

Wybitny autorytet przemawia

Van Kappen nie jest tylko kolejnym głosem w tłumie. Jego kwalifikacje są nienaganne: były doradca ds. operacji pokojowych ONZ, wieloletni członek holenderskiego Senatu z ramienia VVD i uznany autorytet w dziedzinie obrony i bezpieczeństwa. Przewodniczył Stałemu Komitetowi Spraw Zagranicznych, Obrony i Współpracy Rozwojowej oraz uczestniczył w zgromadzeniach parlamentarnych NATO i OBWE. Jego słowa mają znaczenie, ponieważ pochodzą od człowieka, który działał na najwyższych szczeblach międzynarodowej strategii wojskowej.

Była prawniczka Carine Knapen podkreśliła powagę jego oświadczenia, dodając: „To jest dokładnie to, co rządy i media robią od wielu lat. To wojna psychologiczna przeciwko ludziom”.

Aktywne środki w działaniu

Stephen Coughlin, czołowy ekspert w dziedzinie analizy wywiadowczej i wojny, od dawna ostrzegał przed tym zjawiskiem. Jego praca — szczególnie w wywiadach przeprowadzonych z RAIR Foundation — konsekwentnie i szczegółowo opisuje, w jaki sposób współczesne rządy i media współdziałają, tworząc fałszywą rzeczywistość, która warunkuje populacje do podporządkowania się z góry ustalonym programom politycznym. To, co van Kappen nazywa „operacją informacyjną”, rozpoznał jako Aktywny Środek [Active Measure] — ukierunkowany atak propagandowy mający na celu oszukanie i wpłynięcie na daną populację.

Coughlin udokumentował, w jaki sposób aktywne środki są wykorzystywane do podważania niezależnego myślenia, rozmontowywania sprzeciwu i narzucania narracji kontrolowanych przez państwo. Na przykład reakcja na covid-19 była doskonałym przykładem tego, w jaki sposób rządy wykorzystywały techniki manipulacji psychologicznej, aby osiągnąć całkowite podporządkowanie. To, co zostało określone jako „polityka zdrowia publicznego”, było w rzeczywistości skrupulatnie przeprowadzonym ćwiczeniem kontroli społecznej. Strach był bronią. Narzucane przez media narracje miażdżyły alternatywne punkty widzenia. Dysydenci byli oczerniani i uciszani. Nie chodziło o bezpieczeństwo. Chodziło o podporządkowanie się.

Wroga propaganda, nie tylko „fake newsy”

Przez lata krytycy głównego nurtu mediów nazywali to „fake newsami”. Jednak termin ten nie oddaje w pełni istoty oszustwa. To, czego jesteśmy świadkami, to nie tylko stronniczość czy dezinformacja — to wroga propaganda. Rządy nie służą już ludziom. Służą globalistycznym agendom. Suwerenność narodowa, wolności jednostki i sama obiektywna rzeczywistość są atakowane przez wojnę informacyjną mającą na celu wytworzenie zgody na politykę, która w przeciwnym razie zostałaby odrzucona przez każdą myślącą populację.

Współczesny Zachód jest teraz w uścisku operacji psychologicznej o pełnym spektrum. Media nie zawodzą w swojej roli — odnoszą sukcesy dokładnie w tym, do czego zostały zaprojektowane: w uprawianiu propagandy dla mas, aby te wierzyły i działały w sposób, który przynosi korzyści rządzącej elicie.

Uwolnienie się od narzuconej rzeczywistości

Telewizyjne oświadczenie Van Kappena powinno być sygnałem ostrzegawczym. To nie jest teoria — to otwarte wyznanie człowieka, który działał na najwyższych szczeblach globalnej strategii obronnej. Jego ostrzeżenie należy traktować poważnie.

Aby przeciwstawić się tej wojnie informacyjnej, ludzie muszą aktywnie szukać niezależnych źródeł informacji, kwestionować narzucane im narracje i odmawiać bycia biernymi konsumentami sankcjonowanej przez państwo propagandy. Ta bitwa nie jest toczona za pomocą pocisków, ale kontrolą nad samą prawdą. I nie miejcie złudzeń: wojna o rzeczywistość jest w pełnym toku.

Czas się obudzić! Teraz!

____________

Total Information Warfare: How the State Manufactures Your Mind and Reality (Video), Amy Mek, February 5, 2025

Rozważania o sensie wojny ukraińskiej i polityce globalnej.

Odkrywanie tajemnicy wojny

Bliżej prawdy – veritas vos liberabit

Dziennikarz, publicysta, dla którego prawda, dziś towar deficytowy jest tym, co może nas wyzwolić.

Izrael Szamir w rozmowie o sensie wojny ukraińskiej i polityce globalnej.

Zbyt wiele elementów wojny ukraińskiej nie ma sensu. Dlaczego Rosja tak powolnie przemieszcza się na zachód? Dlaczego nie ma szybkich i zdecydowanych uderzeń. Jakie są prawdziwe plany USA i Wielkiej Brytanii? Czy USA chcą osłabić Rosję? Spotkałem się ze szwedzkim profesorem Z [RZ], człowiekiem o ogromnej wiedzy i głębokim zrozumieniu świata, aby zadać mu te pytania.

Profesor Z uważa, że wojna ukraińska ma sens tylko wtedy, gdy założymy, że jest to wojna USA z Europą o dolara amerykańskiego. USA biją Rosję po głowie Ukrainą, a UE krwawi. Wielka Brytania próbuje wykrwawić zarówno USA, jak i UE. Dlaczego to robią? Jaki jest ich cel?

Prof. RZ: Najważniejsze pytanie to los dolara amerykańskiego. Konkretnie chodzi o jego dominację w świecie gospodarczym.

Sama ta wyższość przynosi USA dochód w wysokości nawet biliona dolarów rocznie. I nie chodzi tylko o pieniądze. Siła militarna USA jest ściśle związana z nadrzędną pozycją dolara. Bilion dolarów, które Stany Zjednoczone zbierają od świata, jest w dużej mierze wydawany na utrzymanie amerykańskiego kompleksu wojskowego.

Nie jest możliwe, aby Stany Zjednoczone pozwoliły dolarowi ześlizgnąć się na drugie lub trzecie miejsce wśród walut światowych. Jeśli tak się stanie, większość dolarów zdeponowanych za granicą (a jest ich ponad 7 bilionów) wyleje się z powrotem do wybrzeży USA jako tsunami. Inflacja gwałtownie wzrosłaby, a poziom życia spadłby jak kamień. Późniejsza burza polityczna może z łatwością obalić kraj. Zatem Stany Zjednoczone wolałyby, aby świat upadł, niż tolerować upadek dolara. Jest to szczególnie prawdziwe za rządów Trumpa.

Teraz pojawia się pytanie, kto zagraża dolarowi? Typową odpowiedzią są Chiny, ponieważ jest to jedyny kraj o wystarczająco dużej gospodarce, aby przewyższyć amerykańską. To prawda, ale w handlu międzynarodowym chiński juan jest dopiero na czwartym miejscu z mniej niż 5% wszystkich płatności. Juan stanowi zaledwie 2% światowych rezerw walutowych, podczas gdy dolar amerykański stanowi 58%, prawie 30 razy więcej! To sprawia, że juan jest potencjalnym, ale nie bezpośrednim zagrożeniem dla dolara. Jednak w chińskim handlu transgranicznym juan ostatnio przekroczył dolara pod względem wolumenu handlu. Tak więc chińskie zagrożenie dla dolara naprawdę rośnie.

Euro stanowi jednak 20% światowych rezerw walutowych. Zamiast tego ta piąta wszystkich rezerw mogłaby być denominowana w dolarach. Zatem Euro „ukradł“ jedną czwartą pozycji dolara, czyli dziesięć razy więcej niż juan. Jest to ważne, ponieważ światowe rezerwy pieniężne rosną równie szybko lub szybciej niż gospodarka światowa, która co roku wymaga większej ilości walut rezerwowych. Emisja tej waluty i wysłanie jej za granicę w celu zdeponowania w ramach inwestycji lub w zamian za towary wyprodukowane za granicą to w zasadzie… cóż, drukowanie pieniędzy. Nic nie może być tak opłacalne jak to. Dlatego euro jest obecnie największym zagrożeniem dla dolara. I tak obiektywnie UE jest głównym wrogiem USA.



IS: Ale przed utworzeniem euro swoją rolę odgrywały inne waluty europejskie, takie jak marka D, frank francuski i inne. Służyły one również jako rezerwy światowe.

RZ: To prawda, ale konsolidując te waluty (a dziś 20 krajów zastąpiło już swoją walutę euro, a oczekuje się, że z czasem zrobi to co najmniej 6 innych), euro stało się znacznie silniejsze i bardziej pożądane dla utrzymania wartości niż którakolwiek z tych poprzednich walut. Możliwym wyjątkiem był znak D, ale niemiecka gospodarka była zbyt mała, aby poważnie konkurować z Amerykanami.

IS: Czy to koniecznie czyni UE wrogiem USA? Czy mogą być po prostu przyjaznymi konkurentami, łączącymi wspólne cele polityczne i militarne?

RZ: Mogli, i rzeczywiście byli. W przeszłości UE i USA utrzymywały stosunki oparte na współpracy. W grudniu 1999 r., kiedy wprowadzono euro, UE miała silne poparcie USA. Prezydentem był Bill Clinton, a USA dysponowały nadwyżką budżetową i czerpały korzyści ze wzrostu UE. W 1995 roku w Madrycie podpisano Nową Agendę Transatlantycką, obiecującą bliższą współpracę. NATO się rozszerzało, a USA potrzebowały do tego wsparcia UE.

Początkowo euro nie wydawało się poważnym rywalem dolara. Zaczęło się od 1,17 dolara, ale wkrótce spadło poniżej parytetu i powoli rosło przez kilka lat. Sytuacja uległa jednak zmianie, ponieważ UE rosła szybciej niż USA, a w 2007 r. gospodarka UE po raz pierwszy przekroczyła Stany Zjednoczone w wartościach nominalnych. W tym czasie UE liczyła prawie 500 milionów mieszkańców w porównaniu z około 300 milionami w USA. Kryzys subprime uderzył w gospodarkę USA, wzmacniając dominację gospodarczą UE. 18 lipca 2008 r. wartość euro osiągnęła 1,60 dolara.

Amerykańscy bankierzy nigdy nie zapomną ani nie wybaczą tego dnia. Poczucie wyższości skłoniło europejskich urzędników do dyskusji nad zastąpieniem dolara specjalnymi prawami ciągnienia (SDR), które składają się z 44% dolara, 34% euro i innych walut. Ich głównym zwolennikiem był Dominique Strauss-Kahn, dyrektor MFW i potencjalny kandydat na prezydenta Francji.

IS: Niesławny DSK!

RZ: Tak, ten. W maju 2011 roku został aresztowany w Nowym Jorku pod zarzutem napaści na tle seksualnym. Zrezygnował z pracy w MFW, a zarzuty karne “zostały wycofane”. Jednak pomysł zastąpienia dolara specjalnymi prawami ciągnienia upadł wraz z prezydenckimi ambicjami Straussa-Kahna.

Dolar przetrwał, ale Amerykanie zauważyli: UE nie jest przyjacielem. Wydawało się, że europejskie elity czekają, aż USA się potkną i będą tęsknić za kontrolą nad finansami międzynarodowymi. Od tego czasu wydaje się, że polityka USA ma na celu powstrzymanie lub nawet zniszczenie UE, aby uniemożliwić jej osiągnięcie dominacji.

Ta zmiana polityki wymagała czasu Początkowo, gdy gospodarki USA i UE były podobnej wielkości, mówiono o strefie wolnego handlu. Dyskusje na temat transatlantyckiego partnerstwa handlowo-inwestycyjnego (TTIP) rozpoczęły się w 2013 r., a pierwszy projekt wyciekł w 2014 r. Tymczasem gospodarka USA ożywiła się i rosła szybciej niż gospodarka UE.

Potem przyszedł Brexit. Co ciekawe, zainicjowała go rządząca Partia Konserwatywna, której oficjalnym stanowiskiem było Pozostać. Referendum miało charakter konsultacyjny i nie było formalnie zobowiązane do wdrożenia jego wyniku. W czerwcu 2016 r. 52% wyborców głosowało za opuszczeniem UE, dzieląc kraj. Anglia i Walia, z wyjątkiem Londynu, w dużej mierze opowiedziały się za brexitem, podczas gdy Szkocja i Irlandia Północna głosowały za pozostaniem. W tej sytuacji, jeśli brytyjska elita poważnie myślała o chęci pozostania w UE, miała ku temu mnóstwo okazji.

Pamiętasz, jak rząd brytyjski nie chciał oddać Augusto Pinocheta niecierpliwie oczekującemu hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości? Miał wszelkie podstawy prawne, aby oczekiwać jego szybkiej ekstradycji, ale tak się nigdy nie stało. Inaczej było jednak z Brexitem.

Pomimo możliwości pozostania w UE i przesunięcia opinii publicznej w stronę pozostania, uparcie poszukiwano Brexitu. Wielka Brytania opuściła UE po 47 latach członkostwa, kończąc dwa pokolenia brytyjskiej tożsamości europejskiej.

IS: Czy to koniecznie oznacza, że UE stała się wrogiem USA? Czy mogą być po prostu przyjaznymi konkurentami, łączącymi wspólne cele polityczne i militarne?

RZ: Mogli, i byli. Kiedy doszło do Brexitu, UE znacznie osłabła. UE straciła 80 milionów ludzi. Co ważniejsze, jej gospodarka skurczyła się o 17% i ponownie stała się znacznie mniejsza niż gospodarka amerykańska. Euro spadło do wcześniejszego poziomu w stosunku do dolara. Negocjacje w sprawie TTIP utknęły w martwym punkcie, a kiedy Trump doszedł do władzy w 2016 r., faktycznie wygasły. TTIP został pomyślany jako małżeństwo równych sobie z równymi, ale Stany Zjednoczone znów były większe.

IS: Od tego czasu przepaść między gospodarkami UE i USA tylko się powiększyła. Czy to oznacza, że USA ostatecznie wygrały i że UE nie jest już wrogiem?

RZ: To nie takie proste. Na pierwszy rzut oka nominalny PKB USA podwoił się od 2008 r., podczas gdy PKB UE wzrósł zaledwie o 30%. Jednak według parytetu siły nabywczej (PPP) obie gospodarki są nadal mniej więcej tej samej wielkości. Zatem zagrożenie UE dla USA nadal istnieje.

A potem jest jeszcze jedna rzecz, która naprawdę mnie niepokoi.

IS:Co to jest?

RZ: Elektryczność
. Ogólnie rzecz biorąc, zużycie energii elektrycznej jest uważane za dobry wskaźnik produktywnego PKB kraju. W USA te dwa parametry ściśle się uzupełniały przed 2008 rokiem. Od tego czasu produkcja energii elektrycznej na mieszkańca w USA spadła jednak o 8%. Jak to się łączy z deklarowanym podwojeniem PKB w tym samym okresie? A może z faktem, że obecnie istnieje wiele obszarów zużywających energię elektryczną, które wówczas nie istniały (lub były w powijakach)? Należą do nich na przykład samochody elektryczne, pompy ciepła, wydobycie kryptowalut i sztuczna inteligencja zużywająca energię.

Ponadto zakłady produkcyjne w 2008 r. nie obejmowały milionów paneli słonecznych zainstalowanych w domach ludzi i na farmach fotowoltaicznych, a ogromne morskie wiatraki nie zostały jeszcze zbudowane. Jak zatem całkowita produkcja energii elektrycznej mogłaby się zastać i spaść na mieszkańca, gdyby PKB rzeczywiście się podwoił? Obliczenia te nie uwzględniały nawet około 11 milionów nielegalnych imigrantów przybywających do USA, którzy również muszą zużywać energię elektryczną.

Przyjrzyjmy się bliżej temu wzrostowi gospodarczemu w USA. Dziś dowiadujemy się, że połowa wszystkich inwestycji przedsiębiorstw w ciągu ostatnich 15 lat została przeznaczona na narzędzia zwiększające produktywność, takie jak oprogramowanie i sprzęt do przetwarzania informacji. Inne ważne obszary wzrostu obejmowały budowę centrów danych i obiektów produkcyjnych zasilanych bateriami do samochodów elektrycznych i mikrochipów krzemowych. I żadna z tych technologii nie zużywała dodatkowej energii elektrycznej? Nie możesz w to uwierzyć. Jedynym wiarygodnym wyjaśnieniem wydaje się być to, że amerykańska deindustrializacja, która rozpoczęła się około 2008 roku, trwa do dziś. Nawiasem mówiąc, nawet pierwsza prezydentura Trumpa nie zmieniła tej tendencji spadkowej.

Zobaczmy, jak się sprawy mają w Europie. Tam również nastąpił spadek produkcji energii elektrycznej na mieszkańca, choć bardziej umiarkowany – wyniósł około 3%. Bliższe spojrzenie daje jednak bardziej zróżnicowany obraz. W Niemczech, które są siłą napędową europejskiej gospodarki, produkcja energii elektrycznej na mieszkańca spadła o niewiarygodne 34% od 2008 r. Niewielki spadek wynika zatem ze wzrostu w słabiej rozwiniętych krajach UE.

Być może upadek Niemiec był spowodowany likwidacją przez kraj elektrowni jądrowych, a obecnie importem energii elektrycznej z zagranicy? Jednak zużycie energii elektrycznej na mieszkańca również dramatycznie spadło – o 19%.

W sąsiedniej Francji, drugiej co do wielkości gospodarce UE, konsumpcja na mieszkańca spadła o ponad 20%, podczas gdy produkcja pozostała na tym samym poziomie. Nawet w Polsce produkcja energii elektrycznej na mieszkańca spadła od 2008 r. o 3%. Taki środkowoeuropejski tygrys gospodarczy!

Jednocześnie w Rosji produkcja energii elektrycznej na mieszkańca wzrosła o 35-40%, podczas gdy w Chinach o pełne 135%, a krzywa wzrostu nie wykazuje oznak nasycenia.

Tak więc, podczas gdy polityka USA zdołała spowolnić, a nawet zmniejszyć realną gospodarkę UE, spadek w USA jest jeszcze większy. Jednocześnie drugi najważniejszy konkurent USA, Chiny, jest w pełnym rozkwicie. Podczas gdy Chiny deklarują, że nie zamierzają kwestionować dolara, geopolityka nie ma znaczenia intencji, ale możliwości. Gdyby Chinom udało się zhakować dolara, a tym samym gospodarkę USA, nie musiałyby tego robić, aby zdobyć światową dominację. Sama groźba takiego działania zmusiłaby USA do posłuszeństwa.

Sytuacja ta musiała doprowadzić do poważnej refleksji elit USA, które szukają rozwiązania tego kryzysu. W przeciwnym razie Stany Zjednoczone znajdą się w śmiertelnej spirali gospodarczej i będą musiały w coraz większym stopniu popadać w długi (prawie 3 biliony dolarów w 2024 r.), aby utrzymać gospodarkę na rynku, udając jednocześnie fałszywy optymizm ze świata zewnętrznego.

IS: Myślisz, że znaleźli już takie rozwiązanie? Swoją drogą, dlaczego nie wymieniłeś Rosji wśród największych wrogów Ameryki? Amerykańska opinia publiczna często nazywa go wrogiem numer 1.

RZ: Myślę, że to mylące. Działania wojenne między USA a Rosją wydają się przesadzone. Obie wielkie potęgi mają długą historię łączenia sił przeciwko wspólnemu wrogowi. Uczynili to zarówno formalnie podczas II wojny światowej, jak i nieformalnie podczas kryzysu sueskiego w 1956 roku. Ta wspólna akcja złamała kark imperiom francuskim i brytyjskim. USA i Rosjanie nadal działają razem, choć może to nie być tak widoczne.

IS: Kto jest teraz ich wspólnym wrogiem?

RZ: UE, Wielka Brytania i Chiny.


IS: Rozumiem, dlaczego UE, ale dlaczego Wielka Brytania jest wrogiem Ameryki?

RZ: Ponieważ tak naprawdę imperium nigdy nie przestało istnieć od czasu rewolucji amerykańskiej. Brytyjska władza nad amerykańską polityką jest nadal bardzo silna. Amerykanie reagowali na to przez lata, demontując Imperium Brytyjskie wraz z Rosjanami i stopniowo wyrywając się z tej duszącej brytyjskiej przyjaźni. Doskonale wiedzą, że dopóki brytyjska monarchia żyje i ma się dobrze, zagrożenie dla USA będzie zawsze istnieć. Dlatego po cichu robią wszystko, aby osłabić brytyjską monarchię.

Swoją drogą, jak monarchia może być jednocześnie demokracją? To ma sens tylko w filmach z Gwiezdnych Wojen…

W każdym razie wydaje się, że przed Brexitem Amerykanie obiecali Brytyjczykom bardzo lukratywny handel, że powinni opuścić UE, a Stany Zjednoczone w zamian podpiszą z nimi umowę o wolnym handlu. Wielka Brytania wyobrażała sobie, jak odegra podobną rolę w stosunku do Unii Europejskiej jak Hongkong, który czerpałby korzyści z obu stron Atlantyku. Jeśli jednak chodzi o konkretne negocjacje po brexicie, Amerykanie wysunęli żądania, których Brytyjczycy po prostu nie mogli zaakceptować.

IS: Jakie wymagania?

RZ: Na przykład cały sektor rolniczy, który jest głównym źródłem dochodów Wielkiej Brytanii z eksportu, podlegałby przepisom amerykańskim zezwalającym na GMO. W praktyce uniemożliwiłoby to eksport do UE i zasadniczo wyeliminowałoby rolnictwo jako główny sektor brytyjski. Bez porozumienia podpisanego z USA i z więzami z UE, które z każdym dniem słabną, Wielka Brytania jest teraz w cichej rozpaczy. Dzięki grupie Pink Floyd wiemy, że jest to angielska droga. Tak smutne… To mógł być wspaniały kraj.

Bez porozumienia z głównym partnerem – z UE, USA, Rosją lub Chinami – Wielka Brytania jest skazana na zagładę. Dlatego robią wszystko, aby utrudnić życie USA na arenie międzynarodowej. Celem Brytyjczyków jest skłonienie USA do powrotu do stołu negocjacyjnego.

IS: Jakie są ich karty przetargowe?

RZ: Jest ich wiele. Jedną z nich jest wojna ukraińska. Wielka Brytania narażała wszelkie próby ugody. Kolejnym atutem przetargowym jest brytyjska kontrola nad państwami bałtyckimi, nieformalnie znanymi jako Tribaltika, a także regionalnymi monarchiami Szwecji i Danii. Lub w Holandii, jeśli chcesz. Wielka Brytania naciska na nich, aby rozpoczęli wojnę z Rosją, doskonale wiedząc, że nie leży to w interesie Ameryki.

Stara się także odgrywać rolę w polityce wewnętrznej. Pamiętacie rosyjskie akta o Trumpie? Zostały opracowane przez Christophera Steele, byłego (jeśli coś takiego istnieje) oficera MI6. Wyobraź sobie, że Steele był zamiast tego byłym agentem KGB. Rosja byłaby obwiniana i sankcjonowana tak, jakby jutra nie było. Ale Brytyjczykom się to upiekło. Wojna między dawną metropolią a kolonią jest często niewidoczna.

Ale nie, pozwól mi się naprawić. Brytyjczycy dość głośno wypowiadali się na temat swoich planów zmiany reżimu w USA. Angielski reżyser Alex Garland stworzył film Civil War z 2024 roku, który zdezorientował wielu amerykańskich krytyków. To oszałamiające. Pamiętasz, że Bones, były pirat na Wyspie Skarbów Stevensona, dostał „black spot“, co było pirackim wyrokiem? Wygląda na to, że wojna secesyjna to czarna plama, którą angielscy piraci z londyńskiego City przenieśli do tego, co mogliby uznać za irlandzkich gangsterów z Białego Domu w Waszyngtonie.

Bohaterami filmu są brytyjscy dziennikarze. Technicznie rzecz biorąc, są obywatelami amerykańskimi, ale pracują dla londyńskiej agencji informacyjnej Reuters. Powiązania brytyjskich dziennikarzy ze służbami specjalnymi są dobrze udokumentowane. Ci prawdopodobnie brytyjscy agenci jeżdżą po USA na „wywiad“ z kontrowersyjnym prezydentem, który ukrywa się w Białym Domu. W pewnym momencie grupa zatrzymuje się na stacji benzynowej i prosi o napełnienie połowy zbiornika ich pojazdu, oferując im 300 dolarów. Za tę ilość, mówi z pogardą jeden z orzeszków ziemnych, można wybrać ser – lub szynkę. To więcej niż subtelna aluzja do faktu, że 300 dolarów nie kupi nic więcej niż kanapkę.

IS:„300 dolarów kanadyjskich,“ mówi dziennikarz, że jest zgodny, a prześladowcy kłaniają się z szacunkiem.

Co gorsza, kiedy „journaliści“ przybywa do Waszyngtonu, dołączają do rebeliantów, którzy chronią ich własnymi ciałami przed latającymi kulami. To wyjaśnia nawet głupim obserwatorom, że „dziennikarze“ są po stronie rebeliantów. Następnie „journalist“ wchodzi najpierw do Białego Domu. Podążająca za nimi banda powstańców (!) wykonuje egzekucję na amerykańskim prezydencie, który jest więcej niż trochę podobny do Donalda Trumpa.

Do takich filmów nie potrzeba formalnego wypowiedzenia wojny dolarowi amerykańskiemu, prezydencji amerykańskiej i USA jako krajowi.

IS: Wspomniał Pan o Rosji jako o potencjalnym znaczącym partnerze Wielkiej Brytanii. Ale czy Brytyjczycy nienawidzą Rosjan?

RZ: Przeczytałem twoją kolumnę na ten temat. Jest dobrze spreparowan i dokładnie przeargumentowan. Ten naród jest zaabsorbowany sobą i wątpię, czy jest w stanie naprawdę nienawidzić, lub kochać każdy inny naród takim. Czy lubią Niemców? Francuzów? Irów, na miłość boską? O ich pozycji decyduje obecna sytuacja polityczna i interesy brytyjskie, które, jak powiedział lord Palmerston, są wieczne i trwałe.

Przypomnij sobie XX wiek. Na początku imperia rosyjskie i brytyjskie znalazły się w impasie Wielkiej Gry. W ten sposób Rosjanie zostali sprzedani brytyjskiej opinii publicznej jako wieczni wrogowie. Jednak w 1914 roku oba kraje stały się sojusznikami podczas I wojny światowej. To uczyniło Rosjan wiecznymi przyjaciółmi Brytyjczyków. Rewolucja rosyjska 1917 r. ponownie uczyniła Rosjan wiecznymi wrogami. W 1941 roku ponownie jednak zostali wiecznymi przyjaciółmi. Jednak nie na długo – zimna wojna przywróciła im status wiecznych wrogów. Ta częsta zmiana zdania zainspirowała George’a Orwella do napisania książki Dziewiętnaścieset osiemdziesiąt cztery. Jego hasło „War is peace“ zwiastowało deklarację „humanitarnego bombardowania“ przez w 2002 roku podczas wojny w Kosowie. Rzeczywiście, jeśli Wszechmogący Bóg zdecyduje się nas ukarać, będzie to nie tyle za nasze grzechy, co za naszą hipokryzję.

Że wojna w Kosowie tak naprawdę się nie skończyła, a niektórzy twierdzą, że jakikolwiek długoterminowy pokój w Europie będzie wiązał się z powrotem Kosowa do Serbii.

IS: Ale teraz wojna ukraińska sprawiła, że stosunki między Wielką Brytanią a Rosją są najgorsze w historii, prawda?

RZ: No tak, ale nie tyle z powodu tego, co Rosja zrobiła Ukrainie, co z powodu tego, co USA zrobiły Wielkiej Brytanii. Na początku wojny USA niechętnie zgodziły się, żeby Rosja mogła przejąć Ukrainę. Przenieśli swoją ambasadę z Kijowa do Lwowa, a następnie na polską stronę granicy i wezwali wszystkie ambasady zachodnie, aby zrobiły to samo. Co uderzające, kiedy Rosjanie zajęli (bezskutecznie) lotnisko Antonowa w Hostomelu pod Kijowem rankiem w dniu inwazji, zespół CNN został praktycznie zintegrowany ze swoimi siłami specjalnymi. Matthew Chance przeprowadził wywiad z rosyjskim dowódcą i bez trafienia sfilmował strzelaninę z Ukraińcami. Jak myślisz, po czyjej stronie były tego dnia Stany Zjednoczone?

Ale wtedy Wielka Brytania postanowiła interweniować i zakłócić amerykański plan szybkiego zwycięstwa Rosji. Szybko podjęli inicjatywę dostarczenia Ukraińcom sprzętu wojskowego o wartości dwóch miliardów dolarów, a jednocześnie „zdecydowanie doradzał im“, aby nie podpisywali żadnego traktatu pokojowego z Putinem. Wojna ciągnęła się. Amerykanie musieli niechętnie udawać, że zaopatrzenie Ukrainy w sprzęt wojskowy było również ich celem. Aby poprowadzić ten proces i zapobiec wymknięciu się spod kontroli, utworzyli Spotkania Ramsteina. Pomijając retorykę, wsparcie USA dla Ukrainy zawsze było skąpe i znacznie niższe niż rzeczywiste potrzeby. Teraz, jak wszyscy wiedzą, Amerykanie porzucili nawet retoryczny cel zwycięstwa Ukrainy. Próbują przekonać Ukraińców do zaakceptowania strat terytorialnych, co ich zdaniem zawsze oznaczałoby zwycięstwo Rosji.

IS: Dlaczego USA to robią?

RZ: Zdecydowanie nie z powodu swojej miłości do Rosji! Ale dlatego, że taka procedura służy ich celom. Szkodzi i osłabia UE, zwłaszcza Niemcy, których powojenny dobrobyt został zbudowany na tanich rosyjskich zasobach. Ponadto USA obawiają się porażki Rosji, gdyż z pewnością doprowadziłoby to do znacznych niepokojów wewnętrznych, a nawet rozpadu kraju.

Oprócz ryzyka, że broń nuklearna wpadnie w niepowołane ręce, w takim przypadku UE przestałaby mieć silną przeciwwagę na kontynencie euroazjatyckim. Oczywiście z wyjątkiem Chin, ale są one zbyt daleko od Europy. Europejczycy nie potrzebowaliby już więc Amerykanów, aby ich chronić. Albo zapłacić za tę ochronę. UE ogromnie by się rozwinęła, wchłaniając Ukrainę, Białoruś, Mołdawię, Gruzję i Armenię. Co ciekawe, dwa ostatnie wymienione kraje zostały od 1990 roku przeniesione przez geografów politycznych z Azji – gdzie przez prawie trzy stulecia należały – do Europy. Posunięcie to pozwala UE uznać je za część Europy.

Do UE może przystąpić także zachodnia część Rosji. Z drugiej strony jest to mało prawdopodobne, ponieważ wtedy rosyjski stałby się jednym z języków urzędowych UE. Elita rządząca w niektórych krajach Europy Wschodniej próbująca (w większości bezskutecznie) zasymilować swoją rosyjskojęzyczną mniejszość nie byłaby w stanie tego znieść.

Ogólnie jednak Unia Europejska mogłaby zyskać nawet 100 milionów ludzi i 2-3 biliony rocznego PKB, po raz kolejny przewyższając liczebnie gospodarkę USA.

To koszmar dla Amerykanów i nigdy nie pozwolą na taki scenariusz.

IS: Czy naprawdę wierzysz, że USA chcą rosyjskiego zwycięstwa?

RZ: No tak, w pewnym sensie. Widzicie, kardynalne porozumienie między obydwoma krajami wydaje się być takie, że USA opuszczą Europę i pozostawią ją Rosji, aby ją badała i chroniła. W zamian Rosja nie zawrze sojuszu wojskowego z Chinami. Ale samo przekazanie Europy Rosji nie jest wykonalne. Putin musi zdobyć ten przywilej na wojnie, a to zwycięstwo powinno wyglądać realnie z zewnątrz. Jest to zaaranżowany mecz, w którym zwycięzca jest z góry określony; musi jednak wykazać się siłą i odwagą, aby przekonać publiczność, że zdobył tytuł w uczciwej bitwie. Jego nos musi być zakrwawiony – może więcej niż raz, ale ostatecznie musi wygrać. Tak więc USA udają, że pomagają Ukrainie tak bardzo, jak tylko mogą, podczas gdy w rzeczywistości ich częściowa pomoc służy jedynie opóźnieniu zwycięstwa Rosji, aby uczynić ją bardziej akceptowalną dla Europejczyków.

Popularna opinia w Europie Zachodniej jest ściśle monitorowana przez USA i początkowo była silnie proukraińska. To sprawiło, że szybkie zwycięstwo Rosji stało się niemożliwe, a nawet niepożądane. Gdyby tak się stało, wiele krajów UE domagałoby się bezpośredniej interwencji NATO ze strony Ukrainy. Teraz większość ludności tych krajów jest zmęczona wojną i chce negocjacji pokojowych, co w rzeczywistości oznacza porażkę Ukrainy.

IS: Amerykanie zaopatrywali jednak Ukraińców w nowoczesne systemy uzbrojenia, takie jak czołgi HIMARS, ATACMS, M1 Abrams i samoloty F16, których Rosja obawiała się i twierdziła, że przekraczają ich czerwone linie.

RZ: Oczywiście, że tak, prawda? Ale faktem jest, że te nowe amerykańskie systemy uzbrojenia zostały przekazane Ukrainie dopiero wtedy, gdy Rosjanie byli na to mniej więcej gotowi. Te systemy pola bitwy niczego nie zmieniły i nie stanowią poważnego wyzwania dla rządu Putina ani rosyjskiej armii.

Nadal nie przekonany? Następnie przypomnij sobie dni zamachu stanu Prigożyna latem 2023 r. Wtedy właśnie USA musiały pokazać swoje prawdziwe oblicze i niechętnie, ale publicznie wyrazić poparcie dla rządu Putina. Przeraziło to i oszołomiło rosyjskich opozycjonistów, takich jak Chodorkowski, który wydaje się mądry, ale najwyraźniej nie widzi oczywistości.

IS: Jak myślisz, co stanie się z NATO?

RZ: W końcu NATO pozbywa się USA i wyrzuca je jak pustą butelkę po lemoniadzie. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jedyną misją NATO jest i zawsze było przetrzymywanie Rosji, w razie potrzeby prowadzenie z nią wojny. Rozdział NATO ogranicza jednak swoje działania do północnego Atlantyku. Nawet południowa część oceanu, taka jak Malediwy, znajduje się poza NATO. NATO nie ma zatem zastosowania do operacji na Oceanie Spokojnym, które są dla USA najważniejsze. Kiedy Stany Zjednoczone opuszczą NATO, wszystko, co z niego pozostanie, upadnie pod własnym ciężarem, jak miało to miejsce w Afganistanie, kiedy Biden wycofał wojska amerykańskie. Pozostałe oddziały NATO nie miały ani woli, ani odwagi, by zostać i walczyć.

IS: Jednak NATO rozszerzyło się ostatnio o Finlandię i Szwecję. Oczywiste jest, że za tym rozszerzeniem stały Stany Zjednoczone. Jaki był jego cel, jeśli, jak pan mówi, USA zamierzają opuścić NATO?

RZ: Celem było stworzenie czysto europejskiego sojuszu, który jak najdłużej stawiałby opór rosyjskim rządom po opuszczeniu Europy przez USA. Jest to podobne do tego, co Amerykanie próbowali uzgodnić z rządem afgańskim przed wycofaniem się. Mieli nadzieję, że pozostanie stabilny, co świadczyło o pobożnych życzeniach. To samo dotyczy Europy. Nieobecność Ameryki w Europie ma być tymczasowa i USA chcą wrócić, gdy już zajmą się Chinami.

Do tego czasu oczekuje się, że rosyjska ekspansja w Europie będzie kontrolowana przez NATO z siedzibą w UE. Dlatego Trump chce, aby rządy UE zwiększyły swoje wydatki na wojsko do 5% PKB. Ale dla Niemiec na przykład oznaczałoby to, że prawie połowa ich budżetu krajowego trafiłaby do Bundeswehry. Jest bardzo mało prawdopodobne, aby jakakolwiek partia polityczna lub koalicja przetrwała po zaproponowaniu takiego budżetu w Bundestagu.

IS: Byliście zaskoczeni, że Szwecja i Finlandia przystąpiły do NATO?

RZ: W zasadzie tak, ale bardziej ze względu na szybkość niż sam fakt. Przed 1995 rokiem Szwecja miała konstytucję, która jednym krótkim zdaniem zabraniała sojuszy wojskowych na wypadek wojny. Powodem było gorzkie doświadczenie, jakie Szwecja zdobyła, podpisując w 1805 roku traktat o wzajemnej obronie z Wielką Brytanią w ramach koalicji antynapoleońskiej. Kiedy jednak Rosja – wówczas sojusznik Francji – wkroczyła do Finlandii w 1808 roku, Wielka Brytania nie zastosowała się do traktatu. W rezultacie Szwecja musiała oddać Rosji całą wschodnią część swojego królestwa. Doprowadziło to do znacznego zamieszania politycznego i poszukiwań duszy. Szwedzi nie ufali już innym krajom w kwestii własnej obrony.

Zmieniło się to jednak wraz z przystąpieniem Szwecji do UE. Klauzula jednego zdania w konstytucji została zastąpiona piętnastolinijkowym bełkotem prawnym, który niczego nie zabraniał. Zatem decyzja o przystąpieniu do NATO musiała zostać podjęta w tym czasie lub wcześniej. Uważam jednak, że muszą istnieć bardzo mocne argumenty wyjaśniające, dlaczego Szwecja i Finlandia w sposób oczywisty wskoczyły wspólnie na statek NATO w środku szalejącej wojny, wyraźnie zagrażając w ten sposób własnemu bezpieczeństwu.

IS: Jakie argumenty?

RZ: Na przykład Petsamo, czyli po rosyjsku Pechenga. Jest to obszar na północy Półwyspu Skandynawskiego, który należał do Finlandii od 1920 do 1944 roku. Jest to pas lądu o powierzchni być może 50 na 150 km, znajduje się tu kopalnia niklu i port arktyczny. Kopalnia niklu jest dość ważna; podczas II wojny światowej była jedynym źródłem tego strategicznego metalu dla całego imperium nazistowskiego. Wydobywano tu rudę, którą transportowano drogą lądową do szwedzkich i fińskich portów bałtyckich, a także łodzią po Norwegii. Kopalnia nadal cieszy się dużym zainteresowaniem, ale nie tak dużym, jak kawałek arktycznego wybrzeża, który zapewnia prawa do tysięcy mil kwadratowych bogatego w gaz i ropę szelfu arktycznego.

Ponieważ ani Finlandia, ani Szwecja nie posiadają obecnie złóż paliw kopalnych, postrzegają to potencjalne bogactwo z zazdrością (oczywiście z zazdrości swoich norweskich sąsiadów). Jednak zdobycie Petsama jest możliwe tylko wtedy, gdy Rosja zostanie pokonana w wojnie i będzie musiała oddać terytorium zwycięzcom. Prawdopodobnie obiecano to Finlandii i Szwecji w 2022 r., kiedy wielu obserwatorów wydawał się prawdopodobnie taki wynik.

Ta hipoteza – Nazywam ją teorią Petsamo – była szalonym przypuszczeniem, w które nikt nie uwierzy. Do niedawna, kiedy Trump domagał się Grenlandii i Kanady dla USA. Teraz ta hipoteza jest znacznie bardziej prawdopodobna.

Chociaż przystąpienie do paktu wojskowego wyraźnie skierowanego przeciwko określonemu krajowi (jak NATO przeciwko Rosji) nie jest uważane za bezpośredni akt agresji w świetle prawa międzynarodowego, bardziej zróżnicowany pogląd mówi, że mimo to podważa porządek międzynarodowy i zwiększa prawdopodobieństwo wojny. Tym samym Szwecja i Finlandia zachowały się lekkomyślnie.

IS: Co Petsamo ma wspólnego z Grenlandią?

RZ: Oba kraje zapewniają dostęp do szelfu arktycznego, ale oczywiście Grenlandia oferuje znacznie więcej. W Arktyce pozostały jedyne niewykorzystane złoża ropy i gazu, które nadal są niezastąpione jako źródła energii. Pomimo wszystkich rozmów o zielonej energii i niezliczonych miliardach wrzuconych w budowę farm słonecznych i wiatrowych, światowa produkcja i zużycie paliw kopalnych stale rośnie. Wraz z dojściem Trumpa do władzy konsumpcja ta może jedynie przyspieszyć. Partie prawicowe w Europie również są sceptyczne wobec Zielonego Ładu. AfD w Niemczech obiecuje zburzyć wszystkie brzydkie wiatraczki – a wszystkie są brzydkie. Jednak szczyt wydobycia ropy jest prawdziwy; najbardziej produktywne pola naftowe są bliskie wyczerpania. Największe na świecie konwencjonalne pole naftowe, Ghawar w Arabii Saudyjskiej, znajduje się w kryzysie. Ale gdzie wiercić? Jedyną pozostałą nadzieją na znalezienie dużych złóż jest Arktyka.

IS: Więc uważasz, że Trump poważnie myśli o aneksji Grenlandii?

RZ: A także Kanady. Śmiertelnie poważnie. Kiedy tak się stanie, ponad połowę szelfu arktycznego będą miały Stany Zjednoczone, a tuż za nimi Rosja. Te dwa kraje będą miały ponad 90% całości, przy czym znacznie mniejsza pozostała część będzie w dużej mierze norweska. Zastrzeżenie jest jednak takie, że bez wyraźnej lub ukrytej zgody Rosji Stany Zjednoczone nie mogłyby pomyśleć o aneksji żadnego z tych dwóch krajów. Dzieje się tak dlatego, że takie posunięcie najwyraźniej nie leży w interesie Chin. Chociaż Chiny są bardzo silne militarnie, są zbyt daleko od regionu i nie będą mogły interweniować bez Rosji.

Zatem porozumienie jest takie, jeśli możemy to dzisiaj zobaczyć, że Rosja zajmie Ukrainę i rzuci cień na całą Europę, zwłaszcza jej wschodnią i środkową część, podczas gdy Stany Zjednoczone zajmą Kanadę i Grenlandię i ponownie zdominują oba kontynenty amerykańskie. Doktryna Monroe i Breżniewa odradzają się – z zemstą.

IS: Dlaczego to się dzieje właśnie teraz? Czy to tylko brak energii?

RZ: Nie tylko. Ogólnym problemem gospodarki światowej jest nadprodukcja kapitału. Po prostu nie ma już większych obszarów gospodarczych, w których po odjęciu kosztów, ryzyka i inflacji, można inwestować z zyskiem. Zbyt wiele narodów stało się kapitalistami, ich populacje zarabiają więcej, niż konsumują. Różnica – capital chętny do inwestowania – rośnie z każdym dniem. Planeta jest już prawie w pełni zglobalizowana i nie można oczekiwać znaczącego zysku z dalszej globalizacji.

Taka sytuacja nie miała miejsca po raz pierwszy, a historia oferuje dominującej gospodarce kilka sposobów wyjścia: wojnę światową, hiperinflację i ekspansję terytorialną. Aby być skutecznym rozwiązaniem, globalna wojna podobna do II wojny światowej musiałaby zniszczyć poważną część globalnego kapitału – powiedzmy 20 do 30%. Konflikty regionalne, np. między Ukrainą a Rosją, są na taki cel zbyt małe. Wystarczyłoby spalić tylko połowę Europy – powiedzieć od Moskwy do Berlina lub Paryża. Jednak taka wojna dzisiaj bardzo szybko wymknęłaby się spod kontroli nuklearnych i spiralnych.

To samo dotyczy hiperinflacji; podczas gdy skutecznie niszczy kapitał, szkodzi także klasie rządzącej i otwiera drogę rewolucjom o niejasnych konsekwencjach, takim jak w Niemczech w latach 30. Widzimy również, jak pandemia Covid-19, naturalna lub sztuczna, doprowadziła do gwałtownego wzrostu inflacji, co ostatecznie doprowadziło do zmiany elit, zwłaszcza w USA.

IS: Więc to, co pozostało, to ekspansja terytorialna?

RZ: Dokładnie. Jedynym problemem jest to, że aneksja zarówno Kanady, jak i Grenlandii może nie wystarczyć, aby USA wyszły ze śmiertelnej spirali gospodarczej. Kanada jest niewielka pod względem liczby ludności (poniżej 40 mln), natomiast Grenlandia jest znikoma (około 50 tys). Równie ważne jest to, że Kanada jest już bardzo dobrze rozwinięta, co oznacza, że nie ma możliwości masowych inwestycji amerykańskich firm poza polami gazowymi i naftowymi. Chociaż aneksja przyniesie wsparcie dolarowi i gospodarce USA, nie rozwiąże problemu.

IS: Co może pomóc?

RZ: Wyjazd na południe. Łączenie Stanów Zjednoczonych Ameryk ze Stanami Zjednoczonymi Meksyku. Dodałoby to 130 milionów ludzi i nieograniczone możności inwestycyjne w infrastrukturze, nieruchomościach, turystyce itp.

IS: Ale Trump jest przeciwnikiem imigracji z Meksyku!

RZ: I słusznie. Pochłanianie ludności Meksyku bez aneksji terytorium Meksyku nie ma większego sensu. To tak jak zamiast kupować dom sąsiada i powiększać swoją ziemię, sprowadzasz rodzinę sąsiada do własnego dom.

IS: Ale aneksja Meksyku znacznie zmieniłaby struktury demograficzne Stanów Zjednoczonych zmieniając charakter tego narodu. Czy hiszpański zastąpi angielski?

RZ: Nie sądzę, chociaż hiszpański prawdopodobnie wkrótce stanie tak powszechny w USA jak angielski. Zgadzam się, że to zmieni demografię i charakter narodowy Stanów Zjednoczonych. Zmiany te z jednej strony już dziś zachodzą, ale wolniej. Bezpośrednia aneksja będzie krokiem zapobiegawczym, który pozwoli elicie USA kontrolować procesy, które obecnie zachodnią spontanicznie.

IS: Czy Chiny nie mogłyby interweniować w te ekspansjonistyczne plany, choć prawdopodobnie oznacza to, że mogłyby bezpiecznie zaanektować Tajwan, gdy nikt nie patrzy.

RZ: Chiny nie będą z tego powodu zadowolone. Ale bez Rosji niewiele z tym zrobią i wygląda, że Rosja zawarła już umowę z USA.

IS: Ale Chiny znacząco pomagają Rosji w wojnie z Ukrainą, a bez tej pomocy sytuacja w Rosji byłaby znacznie gorsza! Jak Putin mógł zdradzić przyjaciela?

RZ: Chińczycy pomagają, ale z punktu widzenia własnego interesu. Na dodatek pomoc ta stosunkowo ograniczona, zdecydowanie znacznie mniej rozległa niż pomoc Zachodu dla Ukrainy. Wiesz, Rosjanie nie ufają Chińczykom. Z ich punktu widzenia Chiny dopuściły się zdrady, która jest najgorszym grzechem w rosyjskich oczach.

IS: Masz na myśli, lata sześćdziesiąte?

RZ: Tak. Po śmierci Stalina i na początku lat 60. światowy obóz socjalistyczny pod przewodnictwem ZSRR rozrastał się i wydawał się nie do powstrzymania. Ale Mao odmówił potępienia kultu jednostki Stalina, woląc zerwać z Rosją, aby utrzymać własny kult.

Na początku lat 70., kiedy Kissinger, a następnie Nixon pojechali do Pekinu, Chińczycy zawarli układ z diabłem. Sprzedali swoją komunistyczną duszę za bogactwo, które obiecywał im nieograniczony dostęp do rynku amerykańskiego. Diabeł zachował swoją część umowy przez 50 lat, a Chińczykom zajęło ponad 30 lat, zanim faktycznie z niej skorzystali. Tymczasem obóz socjalistyczny kierowany przez ZSRR stracił znaczną część Trzeciego Świata, gdyż niektóre ludne kraje zwróciły się ku maoizmowi i odmówiły negocjacji z ZSRR. Ostatecznie, gdy Zachód porzucił system z Bretton Woods i wprowadził walutę fiducjarną z nieograniczonym pułapem zadłużenia, ZSRR stracił globalną konkurencję na rzecz Zachodu i upadł.

Z punktu widzenia Kremla upadek Związku Radzieckiego, pomimo wszystkich popełnionych błędów, był naznaczony przez odstępcze Chiny. Teraz, gdy diabeł żąda od Chińczyków funta mięsa, Rosjanie uważają za zabawne, że zwracają się o wsparcie do Moskwy. Zawarcie umowy z USA za plecami Chin byłoby właściwą odpowiedzią na wcześniejszą zdradę Chin z rosyjskiego punktu widzenia.

Wreszcie, co nie mniej ważne (i nie chcę tego mówić, ale to prawda) rosyjska elita jest kulturowo, psychicznie i, przepraszam, rasowo znacznie bliżej zachodniej elity niż ta, która dzisiaj rządzi Chinami.

IS: Jaka jest zatem Twoja prognoza na rok 2025?

RZ: Dawno temu przewidziałem, że Ukraińcy [reżim md] zaakceptują swoją porażkę dopiero wtedy, gdy rubel rosyjski stanie się cenniejszy od hrywny. Kiedy w 1996 r. wprowadzono walutę ukraińską, notowano ją w stosunku 1:6 do rubla. Ale każdy nowy Majdan tracił jakąś część jej wartości. Dziś stawka wynosi 1:2,4, co wciąż jest dalekie od parytetu. Wskaźnik ten osiągnął najniższą wartość we wrześniu 2022 roku i wyniósł 1:1,5. Wtedy większość wszystkich myślała, że Rosja straciła szansę na zwycięstwo, podczas gdy ja widziałem ją na drodze do sukcesu. Odwrotnie jest w przypadku zmiany stosunku UHR:RUB od sierpnia 2024 r., który mówi mi, że wojna jeszcze się nie skończyła.

Kolejna przepowiednia jest taka, że Rosjanie nie zajmą się Zełenskim, ale zrobią to sami Ukraińcy. Wydaje się to bardzo ważne dla ponownego pogrzebania wrogości i urazy między dwoma bratnimi narodami. Przypomnijmy, że Stepan Bandera – najsłynniejszy ukraiński nacjonalista i przestępca z II wojny światowej – został zabity przez Bohdana Staszyńskiego, Ukraińca ze Lwowa. Inna taka postać, Roman-Taras Szuchewycz, był ścigany przez Pawła Sudoplatowa – innego etnicznego Ukraińca.

Trzecia prognoza jest taka, że zakończenie wojny ukraińskiej niestety nie będzie płynne. Prawdopodobnie będzie obejmować działania militarne w krajach bałtyckich. A to dlatego, że elity krajów przygranicznych doskonale wiedzą, jaką cenę zapłacą za podsycenie wojny ukraińskiej, jeśli wygra Putin. Mark Rutte, obecny sekretarz generalny NATO, powiedział, że jeśli tak się stanie, to oni (elity) będą musieli nauczyć się rosyjskiego. Choć może to brzmieć jak przerażające i nieludzkie tortury, obawiam się, że rzeczywistość będzie jeszcze bardziej dramatycznie. Na przykład fakt, że ich wnuki będą musiały studiować w Moskwie lub Petersburgu.

Jeśli chodzi o poważniejszą sprawę, antyrosyjska retoryka rośnie w tej dziedzinie bez precedensu i ogłaszane są pewne działania, które wyraźnie mają na celu przygotowanie ludności do wojny z Rosją. Bardzo mnie to martwi.

IS: Jak myślisz, jak zakończy się ta wojna w krajach bałtyckich?

RZ: Prawdopodobnie tak samo jak większość poprzednich wojen w regionie. USA nie udzielają wsparcia tym państwom NATO a bez tego nie będą mogły zbyt długo walczyć. Wtedy będzie piekło, które te kraje zapłacą za swoją głupotę. Bardzo chciałbym, aby Gotlandia pozostała szwedzka, a Bornholm duński, ale oba kraje powinny być w tej sytuacji bardzo ostrożne.

IS: Jaką radę udzieliłbyś czytelnikom?

RZ: Bądź przygotowany. Sprawy mogą pójść gładko, ale szczerze mówiąc, byłby to cud. Sytuacja może się szybko pogorszyć i wtedy będzie za późno na reakcję. Wyobraźcie sobie, że jest rok 1938 i zostało tylko kilka miesięcy, zanim w Europie rozpęta się piekło.

Co byś wtedy zrobił, gdybyś wiedział? Moja rada jest taka, żeby zrobić to teraz.

Unravelling the Mystery of War wyszedł 18.1.2025 na unz.com.