UE rozdziela pomoc w związku z wojną na Ukrainie. Niemcy otrzymały 98 razy tyle, co Polska. TFU-E!!

UE rozdziela pomoc w związku z wojną na Ukrainie. Niemcy otrzymały 98 razy tyle, co Polska. TFUE!!

Tak UE rozdziela pieniądze na pomoc w związku z wojną w Ukrainie. Polska dostała niecały 1 procent unijnej pomocy. Tomasz Wypych.

salon24.pl/tak-ue-rozdziela-pieniadze-na-pomoc-w-zwiazku-z-wojna-w-ukrainie

Jeden kraj [ Niemcy md] zgarnął ponad połowę pieniędzy z gigantycznych środków, jakie Unia Europejska przeznaczyła na pomoc publiczną w związku z wojną w Ukrainie. Otrzymał 98 razy tyle, co Polska.

Pomoc publiczna trafiła do trzech krajów

Państwa członkowskie Unii Europejskiej w ramach pomocy publicznej w okresie marzec 2022 r.–czerwiec 2023 r. wydały 141 mld EUR na cele związane z łagodzeniem konsekwencji rosyjskiej inwazji na Ukrainę. 89 proc. środków trafiło tylko do trzech państw: Niemiec (52 proc.), Włoch (28 proc.) i Hiszpanii (9 proc.).

Firmy i instytucje niemieckie otrzymując 73,32 mld euro najbardziej korzystały z dotowanych pożyczek udzielanych na preferencyjnych zasadach oraz “projektów wspólnego europejskiego zainteresowania lub traktatowej ochrony przed zaburzeniami w gospodarce państwa członkowskiego”. To pomoc udzielana na postawie Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE), głównego aktu prawnego, na podstawie, którego funkcjonuje europejska Wspólnota. Firmy włoskie korzystały przede wszystkim z gwarancji pożyczkowych, a hiszpańskie z bezpośrednich grantów i w ramach traktatowej ochrony przed zaburzeniami.

Tymczasowe Ramy Kryzysowe i Przejściowe (Temporary Crisis and Transition Framework – TCTF) miały umożliwić wsparcie przedsiębiorstw w czasie zaburzeń rynkowych związanych z rosyjską inwazją na Ukrainę. Poluzowanie zasad udzielania pomocy publicznej w UE miało także na celu ochronę konkurencyjności europejskich firm wobec Chin czy USA. Aktywna polityka przemysłowa miała z kolei zachęcić europejskie i zagraniczne podmioty do inwestycji lub utrzymania dotychczasowej działalności w UE przy jednoczesnej realizacji celów Zielonego Ładu.

Rośnie dominacja Niemiec względem innych państw

Działania na poziomie poszczególnych państw członkowskich, a nie na poziomie całej UE zagrażają jednak spójności jednolitego rynku ze względu na łączną kwotę udzielonych zgód na pomoc publiczną. KE zaakceptowała pomoc publiczną o wartości niemal 730 mld EUR z perspektywą ich realizacji do końca 2025 r. Ich zdecydowana większość (49 proc.) dotyczyła Niemiec, a także Francji (23 proc.), Włoch (8 proc.) oraz Danii (3,3 proc.). Dane te nie obejmują wsparcia udzielonego przez państwa członkowskie w ramach działań fiskalnych niekwalifikujących się jako pomoc publiczna.
Opublikowane dane o wydanych środkach na pomoc publiczną potwierdzają dominację Niemiec w udzielaniu środków na wsparcie działalności przedsiębiorstw. Z drugiej strony wskazują również na dysproporcję między planowanym wsparciem przedsiębiorstw a faktycznie udzieloną pomocą, chociaż zgody obejmują finansowanie do końca 2025 r. Faktyczne wydatki wyniosły do czerwca 2023 r. 19 proc. wcześniej zadeklarowanej kwoty. Dominacja Niemiec względem innych państw europejskich nawet wzrosła.

Polska dostała niecały 1 procent unijnej pomocy

Natomiast Francja w znacznym stopniu nie skorzystała dotąd z zaakceptowanej przez KE pomocy, co było spowodowane sporem z Niemcami o swobodę kształtowania cen energii atomowej i redystrybucji ewentualnych korzyści dla francuskiego przemysłu. W Polsce wsparcie publiczne wyniosło 0,75 mld EUR (0,57 proc. całości pomocy, jaką wypłaciła UE), z czego 0,51 mld EUR przeznaczono na pomoc rekompensującą silny wzrost cen gazu i energii elektrycznej.

Warto przy tym pamiętać, że zgodnie z TFUE pomoc publiczna to wszelka pomoc przyznawana przez Państwo Członkowskie lub przy użyciu zasobów państwowych w jakiejkolwiek formie, która zakłóca lub grozi zakłóceniem konkurencji poprzez sprzyjanie niektórym przedsiębiorstwom lub produkcji niektórych towarów, jest niezgodna z rynkiem wewnętrznym w zakresie, w jakim wpływa na wymianę handlową między Państwami Członkowskimi.

„Haniebna zbrodnia” i w dodatku… grzech

„Haniebna zbrodnia” i w dodatku grzech

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)    3 marca 2024 michalkiewicz

Wreszcie ktoś ruszył głową i oto zbliżamy się do końca demonstracji bezradności zarówno poprzedniego, jak i obecnego rządu wobec protestujących rolników. Te protesty rozpoczęły się w kwietniu ubiegłego roku, kiedy okazało się, że do Polski docierają tysiące ton ukraińskiego „zboża technicznego”, które wkrótce zasypało polskie magazyny. Ówczesny rząd jak zwykle się „mniemaną potęgą nasrożył”, ale już wkrótce okazało się, że jest całkowicie bezradny, zwłaszcza, że pan Michał Kołodziejczak, który wtedy własną piersią bronił interesów wsi polskiej, nie szczędził mu słów krytyki pełnych goryczy. Uprzedzając nieco bieg wydarzeń dodajmy, że w nagrodę za to Donald Tusk nie tylko pozwolił mu kandydować do Sejmu z ramienia Koalicji Obywatelskiej, ale dał mu fuchę wiceministra rolnictwa – jak sądzę nie tyle ze względu na jakieś jego zalety, ale raczej – by mieć go na oku, zamiast pozwolić mu hulać samopas.

Toteż teraz pan Michał biega na krótkiej smyczy, ale okazało się, że dla protestujących rolników nie może uczynić nic więcej, niż nie mógł poprzedni minister pan Robert Telus. Odgrażał się on, jak pamiętamy, że nieubłaganym palcem wytknie po kolei wszystkie firmy, które zasypały Polskę ukraińskim „zbożem technicznym” – ale szybko się wyjaśniło, że nazwy tych firm są objęte „tajemnicą celną”, a i prokuratura nie kwapiła się ze wszczęciem tak zwanego „energicznego śledztwa”. Pan Kołodziejczak też się odgrażał, że wszystko powie, jak na spowiedzi, to znaczy – opublikuje listę tych firm do 25 lutego, ale – nie opublikował.

Tymczasem nie tylko ukraińskie „zboże techniczne”, ale i inne tamtejsze produkty rolnicze, jak gdyby nigdy nic, walą do Polski zarówno ciężarówkami, jak i koleją. Rolnicy protestują, blokują przejścia graniczne i drogi wewnątrz kraju, ale niczego to nie zmienia, mimo, że zarówno pan Michał Kołodziejczak, jak i sam pan prezydent Duda się z nimi „solidaryzuje”.

Powody protestu są dwojakie. Po pierwsze, rolnicy zwracają uwagę, że producenci rolni na Ukrainie nie muszą przestrzegać wyśrubowanych standardów, które obowiązują rolników w Unii Europejskiej. Podnosi to w UE koszty produkcji, wskutek czego, podobnie jak wskutek znanej żyzności ukraińskiej ziemi, polskie rolnictwo przestaje być konkurencyjne. Nie tylko zresztą polskie – bo i w zachodnich krajach rolnicy buntują się z tego samego powodu. Drugim powodem protestów, jest tak zwany „Zielony Ład”, to znaczy – seria szaleńczych pomysłów „ekologicznych”, które w perspektywie mogą doprowadzić do likwidacji rolnictwa, jako gałęzi gospodarki. Tymczasem podatki trzeba płacić, jak gdyby nigdy nic, kredyty trzeba spłacać – a dochody spadają, albo nawet zanikają.

Klaus Schwab, ten sam, który w otoczeniu przybywających do Davos worów złota, które następnie instruują światowych mężyków stanu, jak ma być, z pewnością zaciera ręce, bo przecież nie ukrywa, że dąży do pozbawienia wszystkich własności prywatnej, która – jak wiadomo od czasów Marksa i Proudhona – jest przyczyną wszelkich, albo prawie wszelkich zgryzot. Program głoszony dziś przez Klausa Schwaba opisał mową wiązaną jeszcze w latach 70-tych Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie „Towarzysz Szmaciak”:

Wszystko mu także się odbierze,

by mógł własnością gardzić szczerze. (…)

A kiedy znajdziesz się za drutem,

opuści troska cię i smutek

i radość w sercu twym zagości,

żeś do królestwa wszedł Wolności.

No dobrze – ale dlaczego pełnomocny premier Donald Tusk wykazuje identyczną bezradność, jak poprzednio – Naczelnik Państwa? Najwyraźniej przyczyny tej bezradności są takie same wtedy i teraz. A jakie? Po pierwsze, ukraińskie rolnictwo jest w rękach oligarchów, którzy mają tam latyfundia o obszarze kilkuset tysięcy hektarów. Ci oligarchowie mają „własnych” deputowanych” i kreują ministrów, toteż nic dziwnego, że rozmowy polskiego rządu z ukraińskimi ministrami nie mogą przynieść żadnego rezultatu.

Ale dlaczego rozmowy polskiego rządu z Komisją Europejską też nie mogą przynieść rezultatu? Starożytni Rzymianie mawiali, że nie ma takiej bramy, której nie przekroczyłby osioł obładowany złotem. Podejrzewam tedy, że ukraińscy oligarchowie przeborowali się ze swoim złotem do Komisji Europejskiej, której Reichsfuhrerin Urszula von der Layen już przy okazji pandemii pokazała, że jest kuta na cztery nogi i wie, z której strony chleb jest posmarowany. Inaczej trudno byłoby zrozumieć przyczynę, dla której ta sama Komisja, która w stosunku do własnych rolników śrubuje standardy, nagle wpuszcza na obszar UE miliony ton ukraińskich produktów rolniczych, które nie tylko nie trzymają żadnych standardów, ale w ogóle nie podlegają żadnej kontroli. Militaryści nawołują, by korzystać z wojny, bo pokój będzie straszny – więc Komisja Europejska właśnie z wojny korzysta.

Widocznie jednak Donaldu Tusku nie odpowiada już statystowanie w pokazie bezradności, zwłaszcza, że ukraiński ambasador w Warszawie, pan Bazyli Zwarycz, napiętnował już [polskich] rolników za „haniebną zbrodnię”, a poza tym – że wkrótce stawi się przez obliczem prezydenta Józia Bidena, gdzie chciałby zaprezentować się jako energiczny mąż stanu. Ponieważ ani na ukraińskich oligarchów, ani na ludowych komisarzy w UE nie ma żadnego wpływu, to postanowił zrobić to, co jeszcze może. W tym celu pewien rolnik na Śląsku powiesił na swoim oflagowanym sowiecką flagą traktorze transparent wzywający Putina, by zrobił porządek i z Ukrainą i z polskim rządem. Natychmiast prokuratura w Gliwicach wszczęła tzw. energiczne śledztwo w sprawie tej gliwickiej prowokacji, a wspomniany rolnik, kontynuując – jak przypuszczam – wykonywanie zadania, zadzwonił do posła Grzegorza Brauna, żeby stanął w jego obronie.

Z kolei premier Tusk ogłosił, że będzie ogniem i żelazem tępił agentów Putina wśród rolników, a minister-ministrowicz Władysław Kosiniak-Kamysz, jako szef resortu obrony, zmilitaryzował przejścia graniczne i drogi dojazdowe do nich, włączając je do tzw. „infrastruktury krytycznej”. Toteż gdy po tych zarządzeniach pokręciłem się przy polsko-ukraińskiej granicy w rejonie Bieszczadów, żadnego oflagowanego ciągnika już nie widziałem. Tymczasem prezydent Zełeński urządził w Kijowie obchody drugiej rocznicy wybuchu wojny, jaką USA prowadzą z Rosją na Ukrainie do ostatniego Ukraińca. Mężyków stanu, którzy on-line wzięli w niej udział, tresowała w zatwierdzonym kierunku Włoszka Georginia Meloni, a do Kijowa przybyła sama Reichsfuhrerin Urszula von der Layen, premier Kanady Justin Trudeau i belgijski premier Aleksander de Croo. Nie zaproszono natomiast ani pana prezydenta Dudy, ani premiera Donalda Tuska. Tak prezydent Zełeński skarcił ich za niesubordynację wobec ukraińskich oligarchów. Jeszcze dalej poszedł ordynariusz diecezji kijowsko-żytomierskiej Witalij Krywyckij, który napiętnował wysypywanie przez protestujących rolników w Polsce ukraińskiego zboża, jako rodzaj grzechu przeciwko tamtejszym oligarchom, mówiąc, że przekroczyli oni „czerwoną linię”, włączając się w ten sposób do „wojny hybrydowej” przeciwko Ukrainie.

Czyżby osioł obładowany złotem zjawił się również u bramy Królestwa Niebieskiego? Ładny interes!

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Igrzyska nadzwyczajnej kasty

2 marca  2024 r. | Nr 9/2024 (661)
Igrzyska nadzwyczajnej kasty 
      Szanowni Państwo!
         Każdej władzy nepotyzm może się przytrafić. A może też kompleksowa, wielobranżowa ignorancja? Jedni z tym walczą, inni udają, że walczą, a koalicja 13 grudnia podniosła to do rangi cnoty. Nieudaczny pociotek nie jest już strofowany za nieudolność. Przeciwnie, jest za nią nagradzany, niezależnie co spartoli, bo o to właśnie chodzi, żeby w Polsce popsuć wszystko, co tylko możliwe.
Na takim dopiero gruzowisku Niemcy dadzą nam popalić.
       Sukcesu pandemii histerii nikt, rzecz jasna, nie przebije.
Ale można sobie poigrać tu i ówdzie, zwłaszcza gdy się jest „nadzwyczajną kastą” od stanowienia i egzekwowania prawa, jak kasta je w danej chwili rozumie. Igrzyska też rozumiane są „nowocześnie”. Laury przypadają temu, kto wykaże się największą głupotą. Zamiast medalu otrzymuje się stanowisko ministra od ciepłej wody w kranie.
       Te igrzyska wyróżniają się jeszcze innowacją, polegającą na możliwości wymiany  zawodników. To tak, jakby szachiście kazano skakać o tyczce.
Lekarzowi powierza się wojsko, a analfabetce resort nauki. Może sama się dokształci? Chyba jednak lepiej nie, bo to groziłoby utratą stanowiska
Z pozdrowieniami
Małgorzata Todd

Czy w sejmokracji istnieje Alternatywa dla Polski?

[Zupełnie się nie zgadzam z Autorem. W partiokracji nie mamy żadnej szansy. Tylko wymuszenie na łobuzach i ich “panach” ordynacji JOW dałoby nam jakąś szansę realną.

Ale – “na bezpticzu”.. Więc umieszczam. MD]

=============================

Nowak: Alternatywa dla Polski? Korwin, Braun i Mateusz Piskorski

konserwatyzm.pl/nowak-alternatywa-dla-polski-korwin-braun-i-mateusz-piskorski

Aż 78 proc. Polek i Polaków popiera protesty rolników. Co więcej, skala poparcia się nie zmniejsza, gdy konfrontujemy interes polskich rolników z potrzebami walczącej Ukrainy i Zielonym Ładem UE – alarmuje skrajnie proukraiński portal OKO.press. Aż 79 proc. (47 proc. zdecydowanie) uważa, że należy zatrzymać import żywności z Ukrainy i odrzuca argument, że może to zaszkodzić walczącemu z Rosją krajowi – podkreśla serwis, powołując się na zamówiony przez siebie oraz przez TOK FM sondaż przeprowadzony przez Ipsos.

Powyższe dane, które sprawiają wrażenie oddających realne nastroje społeczne, muszą być dla Systemu co najmniej alarmujące. Oto miażdżąca większość Polaków nie tylko popiera rolników, ale jest gotowa popierać ich nawet przy świadomości, że może to zaszkodzić Ukrainie. Rację ma zatem kol. Krystian Jachacy, który powiedział na kanale „Chrobry Szlak”:

Tabu wobec Ukrainy przez te protesty padło. Ludzie zaczynają dostrzegać bardzo poważne ekonomiczne koszty ukrainofilskiej polityki. Dla środowisk ukrainofilskich w Polsce te protesty są gwoździem do trumny i do polityki ukrainofilskiej nie ma powrotu ani ekonomicznie, ani politycznie – zauważył celnie wzmiankowany komentator.

Pikanterii dodaje fakt, że nad protestami unosi się duch śp. Andrzeja Leppera, który staje się dla bieżących wydarzeń istotnym punktem odniesienia. „Takich protestów nie było od czasów Leppera” – można przeczytać tu i ówdzie, wchodząc na największe media elektroniczne w Polsce. Ostatni prawdziwy trybun ludowy III RP to wymowny dowód na to, że wprawdzie można zabić ciało, za to nie można zabić ducha. Wyśmiewany i kreowany za życia na chama z obory śp. Lepper nie tylko tryumfuje zza grobu nad swoim oprawcą Mariuszem Kamińskim, ale też tryumfuje jako ten, którego nadzwyczaj trafne diagnozy o nadchodzącym kolonialnym usytuowaniu III RP w Unii Europejskiej hulają po Internecie niczym natchnione mowy profetyczne. Pod nagraniami wystąpień Leppera pełno jest zaś komentarzy internautów żałujących niesprawiedliwych ocen, które formułowali pod adresem nieżyjącego dziś polityka.

Tymczasem, usiłujący zapanować nad komunikacją rządu z rolnikami wiceminister Kołodziejczak robił do niedawna karierę właśnie jako „drugi Lepper”, podczas gdy dziś znajduje się on w samym oku cyklonu, ponieważ w pewnym momencie wybrał alianse z Donaldem Tuskiem zamiast iść ścieżką dłuższą i trudniejszą, ale zdecydowanie bardziej konsekwentną i bardziej pasującą do miana „drugiego Leppera”. Bez względu na rezultat rozmów na linii rząd-rolnicy, jedno wiemy na pewno – schedy po śp. Andrzeju Lepperze Michał Kołodziejczak już nie przejmie.

Wiemy za to na pewno, że rację ma Krystian Jachacy – ukrainofile ponieśli całkowitą klęskę, ponad 10 lat propagandy od czasu Majdanu nie przyniosło rezultatu, a Polacy mimo wszystko nie zostali zaprogramowani tak, by bez względu na okoliczności popierać wbrew sobie interes ukraiński, nie pomaga też nawet szantaż w postaci agresji Rosji.

Skończony cynik mógłby też dodać, że gdyby nie było rzezi wołyńskiej, to należałoby ją wymyślić, ale akurat miała ona miejsce naprawdę, więc nie ma nic prostszego, niż nastawianie Polaków przeciwko obecnej Ukrainie. Niemniej – bezmiar okrucieństwa tej masakry nie robił na Polakach aż takiego wrażenia jak bieżący interes ekonomiczny, który ku zmorze twórców Systemu połączył  polskich konsumentów i producentów, połączył zatem miasto i wieś, a więc dwa płuca narodu zaczęły wreszcie oddychać równomiernie i w tym samym rytmie.

Desperacja jest zresztą na tyle wielka, że doszło do mało wyszukanej prowokacji wymierzonej w wizerunek rolników, gdy jakiś figurant nie tylko wywiesił baner niczym „na zamówienie”, który to baner wzywał Putina do zrobienia porządku z całym złem tego świata, ale też „przyozdobiono” ów transparent flagą ZSRR. Tyleż to jednak wyszukane, co skuteczne, bo prowokacje także trzeba umieć robić, a te jednak zbyt grubymi nićmi też szyte być nie mogą.

Mamy zatem poparcie społeczeństwa dla rolników, mamy agonię ukrainofilii, którą chamskie wypowiedzi polityków z Kijowa jedynie przyspieszają, mamy narastającą atmosferę prowojenną ze strony dotychczasowych elit politycznych, mamy też ożywienie mitu śp. Andrzeja Leppera, mamy także coraz trudniejszą sytuację społeczno-ekonomiczną w kraju, a co za tym idzie, wzrost przestępczości, mamy również tlące się konflikty etniczne, nawet jeśli ich podłoże bywa wyłącznie subiektywne.

Nie mamy za to swojej partii. I nie łudźmy się, że będzie to Konfederacja, ponieważ Kontrsystem posiada tam jedynie swojego ambasadora w postaci Grzegorza Brauna, jego misja jest zresztą w fazie schyłkowej. Dla nikogo o zdrowych zmysłach partia Wiplera, Bosaka i Mentzena nie będzie wiarygodna, ponieważ wszyscy pamiętają osamotnienie Korwina czy Brauna, gdy ci mówili rzeczy będące dziś oczywistymi.

Dziś Konfederację trzyma przy życiu właściwie wyłącznie Grzegorz Braun, przy czym jest to głównie pudrowanie trupa, udawanie że jeszcze coś dobrego z tego projektu wyjdzie. Zresztą, sam Braun zdaje się już nie wierzyć, że projekt Konfederacji będzie tym, czy miał być u zarania. Paradoksem jest, że Bosak, Wipler i Mentzen są politycznymi beneficjentami własnej niemocy; tego, że nie są w stanie usunąć Brauna z Konfederacji.

I tak, Braun od początku przestrzegający przed ukrainizacją, Korwin wyśmiewający wręcz propagandę nadwiślańskich podnóżków upadającego z wolna reżimu kijowskiego, a dodatkowo będący zwolennikiem rozwiązań par excellence autorytarnych i zamordystycznych, stanowiliby w obecnej sytuacji społecznej zgrany duet. Obydwaj kontestują obecność Polski w Unii Europejskiej, obydwaj są też za karą śmierci, co przy spodziewanym wzroście przestępczości, w tym tej importowanej i zorganizowanej w gangi, może przysporzyć dodatkowego poparcia. Obydwaj są też wiarygodni da grup protestu kontestujących obecną rzeczywistość społeczno-ekonomiczną (ale mogący tę wiarygodność stracić, występując ramię w ramię z Bosakiem czy Mentzenem), a więc rolników, o ile nie będą zbyt nachalnie się pod nich podczepiać. Na to ostatnie się jednak nie zanosi, tym bardziej więc tandem ten może liczyć na dobry wynik w wyborach europejskich.

Wspomniany duet jest jednak niepełny, gdyż brakuje w nim elementu uwiarygodniającego kontynuowanie linii śp. Andrzeja Leppera, a tak się składa, że jednym z jego najbliższych współpracowników był także prześladowany przez III RP Mateusz Piskorski. Były poseł Samoobrony spędził 3 lata w areszcie wydobywczym właśnie za to, że postulował dokładnie to, co postulują – choć nie wprost – zbuntowani rolnicy. Zaprzestanie jednowymiarowej i kosztownej polityki proukraińskiej, otwarcie się na kraje i rynki spoza kolektywnego Zachodu, zaniechanie płacenia za cudzą wojnę interesem polskich producentów i konsumentów – linia Piskorskiego jest dziś linią polskich rolników, a ta z kolei ma zdecydowane poparcie całego społeczeństwa. Piskorski jest także i pod tym względem wiarygodny jako polityk reaktywujący mit Leppera. Jako reprezentant lewicy narodowej ma zaś wystarczająco dużo punktów stycznych z Korwinem i Braunem, by wspólnie przeprowadzić szturm chociażby na Parlament Europejski.

Dzisiejszy interes rolników, producentów, jak i konsumentów, ale i całego narodu narażonego na wojnę przez tych, którzy chcą „wgniatać Putina w ziemię”, zaciera podziały lewica vs prawica. Czas na swoisty „sojusz ekstremów”, czas na polską interpretację fenomenu AfD, czas wreszcie na postawienie żagla, gdy wieje wiatr przemian. Alternatywa dla Polski to Korwin, Braun i Mateusz Piskorski.

Jan Nowak

Debata „Czy Unia Europejska jest zgubą dla Polski?”. Niedziela, ul. Foksal, godz. 11.

3.03.24, godz. 11.00

Warszawa, ul. Foksal 3/5 

Debata „Czy Unia Europejska jest zgubą dla Polski?”

W debacie wezmą udział:

Jean Claude Martinez (Francja) były poseł do Parlamentu Europejskiego, znawca kwestii celowego niszczenia rolnictwa przez UE

Milan Roháč, i Marek Zeman (Czechy https://www.facebook.com/rohacBPIUsvit/)

Wojciech Reszczyński, dziennikarz, prezenter radiowy, felietonista „Tygodnika wSieci”,

Paweł Lisicki, redaktor naczelny „Tygodnika DoRzeczy”,

Radosław Pogoda, blogger, przedsiębiorca i krytyk globalizmu znany w mediach społecznościowych.

Wydarzenie na facebooku https://www.facebook.com/share/2fqT6qqVRU6VTuWS/— 

Marcin Dybowski509 458 438

Niech żyje pijak!! Dostaje 1780 zł miesięcznie. Niech w nędzy umiera śmiertelnie chory!

Niech żyje pijak!! Dostaje1780 zł miesięcznie. Niech w biedzie umiera śmiertelnie chory!

1780 zł miesięcznie od 1 marca. Renta alkoholowa w górę

28 lutego 2024 Renta-alkoholowa-w-gore

O to świadczenie, zgodnie z prawem, może ubiegać się osoba uzależniona od alkoholu i niezdolna do pracy zarobkowej. Maksymalnie wynosi 1588 zł. Prawo.pl podsumowuje, że z ubezpieczeń społecznych na ten cel w rok wydano 53,1 mln zł.

Renta alkoholowa. Ekspert: najgorsze to ją odebrać

Zdaniem dr. Tomasza Lasockiego z Katedry Prawa Ubezpieczeń Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, cytowanego przez Prawo.pl, renta alkoholowa jest dobrym rozwiązaniem i najgorsze, co można zrobić, to ją odebrać.

– Renty wypłacamy tym, którzy trwale nie są zdolni do pracy. Nie ma przy tym znaczenia, czy stan niezdolności został wywołany z przyczyn niezależnych, przez nieuważność albo zlekceważenie przepisów prawa, czy wreszcie wieloletnie nadużywanie alkoholu  – zauważył.

Jak podkreślił ekspert, problemem jest natomiast to, że nie dajemy takiego świadczenia „wytchnieniowego” osobom chorym terminalnie.

– Osoby te oraz ich najbliżsi mogą czuć się gorzej potraktowani, jeśli w systemie nie przewidziano świadczenia dla chorych śmiertelnie, którzy – zgodnie z Konstytucją – muszą pracować, dopóki mają siłę. Stąd niektórzy formułują postulat wcześniejszego otwierania >>emerytalnej skarbonki<< dla takich osób, gdy odejście z medycznego punktu widzenia jest nieodległą perspektywą – wyjaśnił dr Lasocki.

Czy czeka nas, Polskę, prowokacja wojenna?

Czy czeka nas prowokacja? – Marek T. Chodorowski

Kategoria: Archiwum, Co piszą inni, Militaria, Polecane, Polityka, Polska, Świat

Autor: AlterCabrio , 28 lutego 2024

W Polsce, w niektórych kręgach, zapanowało duże zaniepokojenie związane z przygotowaną prowokacją. Przygotowaną najprawdopodobniej przez służby specjalne niektórych państw NATO. Konkretnie, prawdopodobnie Polski i Stanów Zjednoczonych.

Prowokacją na wschodniej granicy Polski. I ta informacja o przygotowywanej prowokacji nałożyła się w tej chwili na informację o nagle zorganizowanym szczycie państw Unii Europejskiej. Suma tych treści plus doniesienia premiera Słowacji i vice marszałka sejmu słowackiego, te doniesienia wskazują na to, że albo cała Unia Europejska albo niektóre państwa Unii Europejskiej, zwłaszcza Polska, są przymuszane do przystąpienia do wojny na Ukrainie. Przystąpienia bezpośrednio.

−∗−

Pilny komunikat, Marek T. Chodorowski (27.02.2024)

Ekspresowe podsumowanie najnowszej porażki Bestii oraz agentury zarządzającej III RP.https://www.youtube.com/embed/GpMM6KuHlYE?si=C_lgALtvAJSZWhIT

−∗−

Pozostałe rozmowy z tej serii:

Czy świat oszalał? – Marek T. Chodorowski i in.

Na ile jesteśmy dzisiaj zagrożeni?

Struktura czyli kto nam to wszystko organizuje

Czy będzie wojna?

Sejm: Trucizna dla nastolatek bez recepty! Radykalnie zwiększa ryzyko zachorowań na zakrzepicę, nowotwory, zawał serca czy udar mózgu.

Fundacja Pro-Prawo do życia
Mariusz Dzierżawski <pomagam@stopaborcji.pl>
Sejm większością głosów przegłosował projekt, zgodnie z którym trucizna nazywana „pigułką dzień po” może być swobodnie dostępna do kupienia w aptekach bez recepty. Środek ten prowadzi do zrujnowania zdrowia Polkom, zwłaszcza młodym dziewczętom zachęcanym przez propagandę do rozwiązłości seksualnej. 
Zgodnie z prawem, nastolatka nie może kupić napoju energetycznego, papierosów, alkoholu, czy słodyczy w sklepiku szkolnym, ponieważ są to produkty szkodliwe dla zdrowia.
Będzie mogła za to swobodnie kupić tabletkę poronną, której przyjmowanie dewastuje organizm i radykalnie zwiększa ryzyko zachorowań na zakrzepicę, nowotwory, zawał serca czy udar mózgu. Jakie będą tego efekty? Zagraniczne koncerny farmaceutyczne, które produkują trujące pigułki na rynek w Polsce, zarobią kolejne miliony, a politycy ogłoszą „postęp” w walce o rzekome prawa kobiet. Równolegle, zginą setki tysięcy dzieci w wyniku aborcyjnego i poronnego działania pigułek, a ich matki będą zmagać się z poważnymi chorobami i depresją. Musimy ratować przed tym nasze społeczeństwo poprzez kształtowanie świadomości Polaków.Trucizna bez recepty? [foto]Wprowadzane są kolejne zakazy i ograniczenia, argumentowane troską rządzących o obywateli. Niedawno weszła ustawa, wedle której osobom poniżej 18 roku życia nie wolno kupić tzw. napojów energetycznych. W sklepikach szkolnych od dawna nie można już kupować niezdrowego jedzenia i słodyczy. Dzieciom i młodzieży nie sprzedaje się alkoholu i papierosów. Sklepy z żywnością, restauracje i stołówki muszą spełniać surowe normy sanepidu. Wycofywane są kolejne źródła ogrzewania domów, wraz z usuwaniem aut spalinowych z ulic miast, w rzekomej trosce o czyste powietrze, którym powinniśmy oddychać. W mediach prowadzone są propagandowe kampanie społeczne zachęcające do zdrowego stylu życia. Zwykły człowiek nie może kupić w aptece większości preparatów medycznych bez recepty, gdyż ich podanie wymaga konsultacji z lekarzem z uwagi na groźne skutki uboczne. To wszystko w rzekomej trosce o nasze zdrowie. W tej sytuacji Sejm zdecydował, że nastoletnie dziewczęta będą mogły swobodnie, bez recepty, kupić sobie tzw. “pigułkę po”, czyli trującą substancję o działaniu wczesnoporonnym, rujnującą zdrowie i mogącą prowadzić do poważnych powikłań. Zażywanie “pigułki po” może prowadzić m.in. do: 
300-700% większego prawdopodobieństwa wystąpienia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej,
– wzrostu ryzyka wystąpienia raka piersi, raka szyjki macicy, raka wątroby, raka skóry,
– wzrostu ryzyka zawału serca, udaru mózgu, cukrzycy, nadciśnienia tętniczego,
– wzrostu ryzyka niepłodności,
– wzrostu ryzyka zaburzeń psychicznych. 

Pigułka powoduje również inne działania takie jak bóle głowy, nudności, zmiany nastroju czy krwawienia dróg rodnych. Nawet okryta złą sławą Światowa Organizacja Zdrowia WHO (odpowiedzialna m.in. za upowszechnianie aborcji, deprawacji seksualnej dzieci i promocję nieprzebadanych preparatów medycznych) uznaje tzw. pigułkę antykoncepcyjną za niebezpieczną dla zdrowia. Wedle WHO, tabletka antykoncepcyjna to czynnik rakotwórczy pierwszej klasy!
Gdzie w tej sytuacji podziała się troska rządzących o zdrowie Polek? Powinni przecież bić na alarm i natychmiast zakazać sprzedaży tego typu preparatów. Wyraźnie widać, że upowszechnienie tzw. „pigułki po” to element wojny cywilizacyjnej wytoczonej naszemu społeczeństwu. Większość kobiet, która stosuje preparaty antykoncepcyjne, jest całkowicie nieświadoma skutków zażywania trujących pigułek. Większość lekarzy przepisuje tego typu preparaty „w ciemno” każdej chętnej kobiecie, w ogóle nie informując o poważnych konsekwencjach i działaniach ubocznych. Nawet radykalnie proaborcyjna WHO w swoich oficjalnych zaleceniach dla lekarzy dotyczących antykoncepcji podkreśla, że powinni oni wyczerpująco opowiedzieć pacjentkom o zagrożeniach zdrowotnych i mechanizmach ich działania. Jest to czysta fikcja. 
Tzw. antykoncepcja już teraz jest szeroko rozpowszechniona w Polsce. Według oficjalnych danych Ministerstwa Zdrowia, w latach 2015-2019 wystawiono w Polsce prawie 2 000 000 (dwa miliony!) wszystkich recept na środki antykoncepcyjne. Uzyskanie takiej recepty nie wymaga nawet wizyty u lekarza – wszystko można załatwić w kilka minut przez internet, wystarczy wypełnić formularz i przelać pieniądze za pomocą e-płatności. Zdecydowana większość kobiet nie wie również tego, że tabletka nazywana „antykoncepcyjną” może mieć również działanie poronne i wczesnoaborcyjne: uniemożliwia ona zagnieżdżenie się poczętego dziecka w macicy, a więc powodują śmierć nowo powstałego człowieka. Wiele osób błędnie myśli jednak, że pigułki tylko zapobiegają poczęciu. W języku angielskim tabletkę antykoncepcyjną nazywa się „birth control pill” – „tabletka kontroli urodzeń”. To określenie wyraźnie wskazuje, że nie jesteśmy w stanie za jej pomocą „skontrolować” poczęć, bo może do nich dochodzić pomimo jej używania. Taką tabletką możemy jedynie „skontrolować” urodzenia. U 12-30% kobiet stosujących pigułki antykoncepcyjne może dochodzić do zapłodnienia, a ciąża nie rozwija się tylko dlatego, że działa aborcyjny i wczesnoporonny składnik pigułki.
 Teraz uzyskanie trujących preparatów może stać się jeszcze łatwiejsze. Trwa ofensywa mająca na celu rozpowszechnienie morderczych tabletek, aby można było je kupić tak łatwo, jak cukierki w sklepie. Ofiarami tego procederu będą setki tysięcy kolejnych kobiet i dzieci. Szczególnie narażone są nastolatki i młode dziewczęta, bombardowane propagandą w mediach, która zachęca do rozwiązłości i „róbta co chceta” w sferze seksualnej. W ten sposób wytwarza się „klientki” na antykoncepcję i aborcję. Miliony Polek są całkowicie nieświadome sytuacji i bezrefleksyjnie łykają tabletki i pigułki polecone im przez lekarzy i medialnych „ekspertów”. Na tym wszystkim gigantyczne pieniądze zarabiają zagraniczne koncerny, które produkują tabletki śmierci na rynek w Polsce. Musimy ocalić nasze społeczeństwo przed trucizną.
Tego typu preparaty powinny być całkowicie wycofane ze sprzedaży i zakazane. O to walczy nasza Fundacja, prowadząc od lat w całej Polsce kampanię „Stop pigułce śmierci”. Głosimy prawdę o morderczych tabletkach i informujemy Polaków przed skutkami ich zażywania. Działamy za pomocą niezależnych akcji ulicznych, billboardów, mobilnych kampanii furgonetkowych i wystaw. Kluczowe jest budowanie świadomości społecznej i mobilizowanie kolejnych osób do działania. Wkrótce zamierzamy przeprowadzić kolejne akcje m.in. w: Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Elblągu, Poznaniu, Rzeszowie, Katowicach, Oleśnicy, Opolu, Olsztynie, Grudziądzu, Słupsku, Szczecinie, Koszalinie, Toruniu, Płocku, Radomiu, Zamościu, Lublinie, Siedlcach, Sopocie i Łodzi. Pomimo blokad prowadzonych przez korporacje zarządzające mediami, głosimy prawdę również w internecie. Polecam Pana uwadze krótkie nagranie przygotowane przez naszą wolontariuszkę Anię, która wyjaśnia zagrożenia związane z tzw. pigułką antykoncepcyjną:Musimy docierać do kolejnych osób i ostrzegać je przed zagrożeniem. Szczególnie ważne jest dotarcie do młodych dziewcząt oraz ich rodziców. W tym celu chcemy być obecni na ulicach w miejscach uczęszczanych przez młodzież oraz będziemy przebijać się przez cenzurę w serwisach internetowych popularnych wśród młodych Polaków. W najbliższym czasie potrzebujemy na te działania ok. 13 000 zł. Do powodzenia naszej akcji niezbędne jest zaangażowanie wolontariuszy oraz wsparcie darczyńców, których stała i regularna pomoc umożliwia nam kształtowanie świadomości Polaków. Dlatego proszę Pana o przekazanie 50 zł, 100 zł, 150 zł, lub dowolnej innej kwoty, jaka jest dla Pana obecnie możliwa, aby umożliwić dotarcie do kolejnych Polaków z informacjami na temat trucizny reklamowanej i upowszechnianej pod nazwą „pigułki antykoncepcyjnej” czy „tabletki po”. 
Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW

Miliony pigułek sprzedanych w ostatnich latach w Polsce to efekt braku świadomości naszego społeczeństwa. Za pomocą propagandy i medialnych manipulacji Polacy są trzymani w niewiedzy, aby kupowali kolejne tabletki śmierci. Badania prowadzone w Hiszpanii pokazały, że nawet blisko 50% kobiet nie stosowałoby pigułek gdyby wiedziały, że mogą one mieć działanie poronne i wpływ na poczęte dziecko. Świadomość tego, że tabletka to trucizna na dzieci i ich matki, uratuje życie i zdrowie kolejnych ludzi. 
Musimy tę świadomość budować, dlatego proszę Pana o pomoc. 
Z wyrazami szacunkuMariusz Dzierżawski
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
stronazycia.pl

Anatomia prowokacji [neo-]gliwickiej

Anatomia prowokacji gliwickiej

Stanisław Michalkiewicz 27 lutego 2024 prowok

Coraz bardziej utwierdzam się w podejrzeniach, że banner wyrażający oczekiwanie, iż Putin zrobi porządek i z Ukrainą i z vaginetem Donalda Tuska, został sporządzony przez jakiegoś prowokatora na usługach ABW, której pan Siemoniak mógł zasugerować coś takiego, żeby upiec na tym kilka pieczeni. Po pierwsze – żeby stworzyć vaginetowi Donalda Tuska okazję do spacyfikowania nieprzyjaciół ukochanej Ukrainy. Dotychczas bowiem vaginet dał taki pokaz bezradności, że aż musiał włączyć się nasz jasny idol w osobie prezydenta Zełeńskiego, który wezwał na granicę i premiera Tuska i prezydenta Dudę, żeby ich jakoś podkręcić. Normalnie to jeden i drugi by się na to wezwanie stawił, ale widocznie obydwaj doszli do wniosku, że co tam mają się szlajać gdzieś po jakichś Dorohuskach, czy innych Medykach z giermkiem, kiedy przecież lada dzień będą dopuszczeni przed oblicze samego szefa, Józia Bidena?

Poza tym 23 lutego ma do Warszawy przyjechać rewizor iz Pietierburga, a nawet więcej niż zwyczajny rewizor – bo sama Reichsfuhrerin Urszula von der Layen, która przywiezie Donaldu Tusku jakąś forsę w charakterze nagrody za dobre sprawowanie. Dobre sprawowanie polega na tym, że pan minister Bodnar wyrzuca z prokuratur i sądów kogo tylko może, żeby zrobić miejsce dla fagasów wyznaczonych przez stare kiejkuty i poza tym zaprezentował pani Reichsleiterin Verze Jurovej jakieś projekty z prośbą o łaskawe zatwierdzenie – a ona podobno, chociaż nie bez wątpliwości (“wiecie, rozumiecie Bodnar, wy jeszcze tu i tam wprowadźcie poprawki, chociaż ogólnie, to widzę, że się staracie. Nu, maładiec, możecie odmaszerować!”), wyraziła aprobatę. W związku z tym również Knesejm (czy chanuka nadal się pali?) wyraził mu właśnie votum zaufania. Jeszcze by tego brakowało, żeby nie wyraził. Co by na to powiedziano w Berlinie!

Wracając do pomysłu pacyfikowania protestujących rolników pod pretekstem banneru, to pan minister Bodnar, jak słychać, puścił w ruch niezależną prokuraturę, która wszczyna „energiczne śledztwo” w sprawie ruskich agentów wśród rolników. Jestem pewien, że jak padnie rozkaz, żeby wykrywać ich jak najwięcej, to niezależna prokuratura wykryje ich tylu, że nie tylko granica, ale i wszystkie drogi opustoszeją i Polska – niczym w latach 60-tych, kiedy to lansowano taki slogan reklamowy – znowu stanie się „krajem pustych szos”. Potem oczywiście posypią się piękne wyroki – bo kto to widział, żeby chłopy przed całą Polską pokazywały, że szlachta nic nie może i przeganiały znad granicy pana wiceministra Kolodziejczaka? Ale najbardziej odpowiedzialne zadanie otrzymał pan Władysław Kosiniak-Kamysz, podobnie jak za pierwszej komuny, odpowiedzialny za transmitowanie do rolników polityki Volksdeutsche Partei, a przy okazji – minister obrony. Jemu z kolei postawiono zadanie usunięcia rolników z granicy, żeby nie podskakiwali ukraińskim – jak złośliwie nazywają ich antysemitnicy – „parchom-oligarchom”. Tedy pan minister-ministrowicz Władysław Kosiniak-Kamysz specjalnym rozkazem będzie uznawał wybrane drogi za elementy „infrastruktury krytycznej”, słowem – będzie je militaryzował, niczym generał Jaruzelski państwowe przedsiębiorstwa w stanie wojennym.

No dobrze – ale dlaczego właściwie vaginet Donalda Tuska demonstrował dotychczas taką bezradność, chociaż – jak powiedział premier podczas konferencji prasowej – rząd prowadzi rozmowy i z rządem ukraińskim i z Komisją Europejską? Może i prowadzi – ale najwyraźniej te rozmowy przypominają słynny dialog dziada z obrazem: „dziad przemówił do obrazu, obraz jemu ani słowa – taka była ich rozmowa”. No dobrze – ale dlaczego?

Jesteśmy skazani na domysły, ale skoro już zostaliśmy skazani, to nie żałujmy sobie i domyślajmy się. Ja na przykład się domyślam, o co tu może chodzić. Otóż rolnictwo na Ukrainie, jak zresztą wszystko inne, łącznie z rządem, jest w rękach oligarchów. Każdy oligarcha ma swoich deputowanych w najwyższym sowiecie i swoich ministrów, którzy pilnują ich interesów. W tej sytuacji rozmawianie z tymi całymi ministrami mija się z celem, bo żaden z nich nie wysłuchuje nawet najsłuszniejszych argumentów swego rozmówcy, tylko słucha „swojego” oligarchy. Skoro tedy oligarchowie ciągną z niekontrolowanego eksportu rozmaitego Scheissu ciężką kasę, to co tu może wskórać taki pan Kołodziejczak, a nawet sam Donald Tusk? Żaden z nich nie może wskórać nic. A dlaczego? A dlatego, że nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem. Dotyczy to również braku reakcji Komisji Europejskiej. Dlaczego Komisja Europejska, która z taką determinacją egzekwuje na terenie Unii Europejskiej, a więc i w naszym nieszczęśliwym kraju te wszystkie surowe rygory w dziedzinie stosowania środków chemicznych i tak dalej – nagle wpuszcza na teren Unii miliony ton Scheissu, który nie podlega żadnym warunkom, jakie musi spełniać żywność produkowana choćby u nas? A przecież to właśnie podnosi koszty produkcji i sprawia, że polscy rolnicy nie są w stanie wytrzymać konkurencji z ukraińskimi oligarchami.

Militaryści powiadają: korzystajcie z wojny, bo pokój będzie straszny! Takiej Reichsfuhrerin Urszuli von der Layen, która już przy okazji epidemii dała dowód, że jest kuta na cztery nogi, nie trzeba takich rzeczy dwa razy powtarzać. Więc jeśli pod pretekstem wojny oligarchowie przeborowali się z forsą do ludowych komisarzy w Brukseli, to nie tylko lepiej rozumiemy dlaczego Reichskomissariat nie obciąża ukraińskiego Scheissu surowymi wymaganiami sanitarnymi i wszelkimi innymi, natomiast bezlitośnie je egzekwuje wobec polskich rolników, ale również – dlaczego żadne rozmowy, żadne dialogi na cztery nogi, jakie Donald Tusk i inni członkowie jego vaginetu podobno prowadzą w Brukseli, nie mogą przynieść żadnych rezultatów. Jestem pewien, że w sytuacji, gdy eksport rolny wynosi około 15 procent całego polskiego eksportu, to ludowi komisarze w Brukseli mogą nawet uważać, że przy okazji łapówki spełniają również dobry uczynek dla Wielkich Niemiec. Bardzo tedy możliwe, że nawet gdyby Reichsfuhrerin nie tupnęła nogą na Donalda Tuska, żeby kończył już tę awanturę z rolnikami, to Donald Tusk musiałby to zrobić, bo inaczej – co by powiedział prezydentowi Józiowi Bidenowi? A tak, to mu się pochwali, że w Warszawie zapanował porządek, a świeże polskie mięsko armatnie jest już gotowe do wkręcenia go w maszynkę do mięsa, na wypadek, gdyby ukraińskie się wyczerpało. Wtedy Józio Biden poklepie go po plecach i po amerykańsku powie: nu, maładiec! – a wtedy może śmiało machnąć ręką nie tylko na Jarosława Kaczyńskiego, ale nawet – na pana prezydenta Dudę, któremu prezydent Józio Biden z pewnością surowo zabroni sypania piasku w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów.

Stanisław Michalkiewicz

IDIOCI EKONOMICZNI i inni

IDIOCI EKONOMICZNI i inni


Krzysztof Baliński


Andrzej Lepper nazwał kiedyś prezesa NBP „idiotą ekonomicznym”. Ale na taki tytuł zasłużył sobie też Jarosław Kaczyński. Mówiąc o pomocy dla kijowskiego reżimu, ten samorodny talent ekonomiczny rzekł: „Nas stać, bo jesteśmy trzy razy bogatsi od Ukrainy”. Potępił też „niedobrych ludzi” zajmujących się hodowlą zwierząt futerkowych, ogłaszając program „Piątka dla zwierząt”, który – przypomnijmy – miał wprowadzić zakaz hodowli zwierząt futerkowych, uderzał w gałąź polskiego rolnictwa, zapowiadał likwidację całych gospodarstw i godził w eksport, w którym Polska jest potęgą. Ustawa była ideologicznym taranem torującym drogę koryfeuszom neomarksistowskiej rewolucji. No, bo dzisiaj zwierzęta futerkowe, jutro wyroby ze skóry, pojutrze produkcja mięsa. Ale to nie wszystko – przewidywała utworzenie w rządzie… rady ds. zwierząt.
Do takich ekonomicznych idiotyzmów doszlusowała Sylwia Spurek, postulując w PE zakaz wędkarstwa: Jeśli chcemy budować kulturę praw zwierząt, nie możemy stosować taryfy ulgowej dla wędkarstwa. Jej kompetencje podważyli nawet towarzysze partyjni w tym największym w Europie zgromadzeniu idiotów. Wcześniej postulowała zakaz jedzenia mięsa, bo „wszyscy jesteśmy zwierzętami”, i pełny zakaz hodowli zwierząt do 2040 r. Femiweganka, jak sama się nazywa, upomina się o prawa zwierząt pozaludzkich: „Nie ma praw człowieka bez praw zwierząt; nie ma praw zwierząt bez praw człowieka”. Spore poruszenie wywołała też protestem w sprawie braku paszy wegańskiej w unijnych stołówkach.
Swoją drogą warto byłoby poznać nazwisko profesora Uniwersytetu Łódzkiego, przed którymi obroniła rozprawę doktorską. W postulacie nadanie statusu obywatelskiego dla zwierząt nie odstawała w tyle profesor Magdalena Środzina z domu Ciupak, a przy nazwiskach idiotów raz po raz pojawia się profesorski tytuł. Gerard Labuda (też profesor, ale mądrzejszy) zdiagnozował: „Odsetek idiotów wśród profesorów jest taki sam jak wśród woźniców”. I jeszcze co do profesorów – Zbigniew Rau przyznał medal Bene Merito rabinowi Stamblerowi („za działalność wzmacniającą znaczenie Polski na arenie międzynarodowej”) wówczas, gdy kręgi żydowskie rozsyłały w świat przesłanie o „polskich obozach zagłady”.
Nie ominie cię kariera, kiedy idiota cię popiera
Problemy rolników nie pojawiły się 13 grudnia. Unijny pakiet dla rolnictwa i inne idiotyczne pomysły Zielonego Ładu (nie mówiąc o bezkrytycznym wspieraniu Ukrainy, kosztem polskich interesów gospodarczych) przyjął Morawiecki. Oprócz zboża wwożone są do Polski maliny, a tymczasem, w ramach programów pomocowych, rząd przekazał dotacje na zakładanie plantacji malin na Ukrainie, w tym kompleksowe wsparcie ekspertów, wyposażenie techniczne, 70 tysięcy sadzonek najlepszych odmian maliny i ekologiczne środki ochrony roślin. Przypomnijmy sobie też zbiórki darów żywnościowych dla Ukrainy, organizowane w supermarketach, czyli: Polacy zbierali chrust i zawozili go do lasu. Ale nie tylko zbierali – oni najpierw ten chrust kupowali!
A jak nazwać, jeśli nie idiotą ekonomicznym, ministra wojny, który wysadził w powietrze chińską inwestycję w Łodzi? W styczniu 2017, Agencja Mienia Wojskowego odwołała przetarg na sprzedaż 33-hektarowej działki w Łodzi, na której Chińczycy chcieli stworzyć wielki kolejowy terminal przeładunkowy i centrum logistyczne, jako część połączenia kolejowego Polska-Chiny i bramę pomiędzy Chinami i Europą (na początek tysiąc pociągów rocznie). Łódź straciła kilkuset milionów na rzecz konkurencji z Wiednia, Budapesztu i Bratysławy. To była decyzja Antka Macierewicza, który otwarcie krytykował koncepcję Nowego Jedwabnego Szlaku, bo „miała na celu wyeliminowanie wpływów USA oraz zakładała zlikwidowanie Polski jako niepodległego podmiotu”.
Antek zaangażował się za to w inną inwestycję – zawarł umowę, która zakłada nieodpłatne przekazanie Ukrainie sprzętu bojowego i niebojowego, wojskowego i cywilnego”, czyli wszystkich zasobów Państwa Polskiego. Umowa nie wyznacza górnej granicy pomocy, zawiera postanowienia, które rujnują finanse naszego kraju, pozbawiają suwerenności i pozwalają na przejęcie gospodarki Polski. Pojawia się też podejrzenie, że było to przygotowanie do innej umowy – udostępnienia wszystkich zasobów naszego państwa Izraelowi, na wojnę z Persją.
To prawda, że do 2015 byliśmy na drodze demontażu państwa. To prawda, że rządziła hołota i złodzieje, a Polska była pasem ziemi niczyjej między Niemcami i Rosją. To prawda, że mieliśmy premiera, który latał do Iraku po zapłatę za pomoc w likwidacji tego kraju oraz prezydenta, który nauczał Obamę, jak się robi bigos. To prawda, że dzięki wyborom w 2015, dużo nieszczęść dało się uniknąć. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że PiS widział wroga (a nawet go szukał) gdzie indziej. Byli to przedsiębiorcy otwierający podczas pandemii restauracje i hotele, i byli nimi niewyszczepieni. Wrogiem nie był natomiast Tusk i jego ferajna, którym – co prawda – Jarosław Kaczyński groził „rozliczymy każdą aferę”, ale ani jednej nie rozliczył. Obiecywał też, że „będziemy mieli w Warszawie Budapeszt”, a mamy… przedmieście Berlina, czyli folksdojcza Tuska. À propos – Victor Orbàn, po spotkaniu z Jarkiem, powiedział kiedyś: „Spędziłem 6 godzin z człowiekiem szalonym”.
W tym miejscu coś nie co o hodowli idiotów. „Ministra” lub „feministra” Barbara Nowacka wygadała się: „Zmniejszymy zakres materiału z przedmiotów, które przez nauczycieli, ekspertów i uczniów są wskazywane jako najbardziej problematyczne. To m.in. fizyka, chemia”. Wg Nowackiej: „sprawa niezwykle ważna to ulżenie uczniom w szkolnych obowiązkach, ponieważ uczniowie są zmęczeni tzw. wiedzą bezużyteczną”. Głupia populacja – takie mają być pokolenia młodych Polaków po ukończeniu szkoły „nowackiej”. Ale nie wiedzą co ich jeszcze czeka: Nauka w klasach 1-3 tylko dla chętnych. Zlikwidowane zostaną matura, egzaminy, klasówki, oceny. Nauczyciele za zadanie pracy domowej będą karani, a ci, którzy nieopatrznie nauczyli się tabliczki mnożenia, eliminowani. Mało tego – Nowacka oznajmiła, że reforma była konsultowana „głównie z młodzieżą”, czyli z Brajankiem z IIc i Izaurą z IIIa.
Szkoła Główna Handlowa przemianowana zostanie wkrótce przemianowana na Nowacka Szkoła Ekonomiczna, w której poszczególne wydziały będą nosiły nazwy pokrywające się z nomenklaturą Bartłomieja Sienkiewicza z jego „H.., dupa i kamieni kupa”. A tabliczka mnożenia przeniesiona zostanie do programu pierwszego roku studiów ekonomicznych. Ale to nie wszystko – w ślad za tym prawa wyborcze otrzymają półgłówki z pierwszej klasy liceum. Bo co ma na celu Szymek Hołownia z podlizywaniem się do niedouczonej młodzieży?
Tu nie chodzi tylko o idiotkę. To są zamierzone działania. Tym jest ktoś zainteresowany. To komuś służy. Gdy Tusk kazał odchudzać programy nauczania, można by, parafrazując tekst starej kabaretowej przyśpiewki, zakładać, że nucił: „Głupi to ja jestem, ale nie aż tak”. Do wyjaśnienia pozostanie tylko, czy odgrywa rolę „pożytecznego idioty” lub jest piątą kolumną. Co do terminu „pożyteczny idiota” – stworzyli go antykomuniści w USA, dla osób działających jako agenci wpływu ZSRR. W KGB zwano takich „gównojadami”. Dlaczego zatem nie zastosować takiego terminu w odniesieniu do marszałka Sejmu, co to ma rabina prowadzącego z Chabad? Jeszcze inna sprawa: oprócz „idiotów pożytecznych” są „bezużyteczni”. Stąd widoczne i przebiegające w atmosferze napięć i sporów próby wymiany jednych na drugich.
Z głowy, czyli z niczego
Gdy słyszy się prezydenta, który strojąc głupawe miny głosi: „To się może w głowie nie mieści, że Polska wysłała taką pomoc – ale faktycznie wysłaliśmy (…) wysłaliśmy prawie że bez zastanowienia” – to musi chodzić o idiotę. W innym miejscu, z miną wiejskiego głupka, wykrzyknął: „Dozbrajanie Ukrainy jest politycznym nakazem chwili i Polska powinna przeznaczyć na ten cel wszystkie środki, nie pytając nikogo o zdanie!”. Gdy dodamy jego słowa: „Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz”, skierowane do prezydenta sąsiadującego z Polską mocarstwa, to mamy pełną wykładnię intelektu prezydenta wszystkich Polaków. Innymi słowy – szkodzi Polsce i jeszcze się głupotą chwali. Kto mu tak we łbie zamieszał? Bywalec Pałacu Prezydenckiego rabin Schudrich?
Dudzie w niczym w głupocie nie ustępują nowi zarządcy Polski. „Nie ma rzeczy ważniejszej niż wsparcie dla Ukrainy” – ogłosił w Kijowie Tusk i w ślad za tym, lekką rączką, przekazał 6,8 miliarda. „Putina wgnieciemy w ziemię” – to słowa Szymona Hołowni, formalnie drugiej osoby w państwie, pokazujące, że marszałkiem Sejmu może zostać każdy. Do poziomu cyrku, Sejm w poprzedniej kadencji sprowadziła już Małgorzata Gosiewska, najgłupsza twarz PiS. Rzadko bowiem się zdarza, żeby ktoś taki zaszedł tak wysoko. Jej kariera to: zakończona bardzo wcześnie edukacja gimnazjalna; księgowa w biurze poselskim, ślub z asystentem prezydenta i… wicemarszałek Sejmu, gdzie postanowiła zająć się polityką zagraniczną. I tutaj śmiech się kończył, a zaczynał dramat z jej dyplomatycznym credo: „Nasze poparcie dla Ukrainy jest bezwarunkowe”. No i te wizyty w batalionie „Ajdar”, nawiązującego do tradycji banderowskiej i nazistowskiej, oskarżanego o zbrodnie wojenne. Ale to nie wszystko – Kaczyński zrobił idiotkę szefową struktur partyjnych na Mazowszu.
Tymczasem biznesy ukrzywdzonych oligarchów ukraińskich kwitną. Wartość ich majątków przekroczyła 70 miliardów dolarów. Ihor Kołomojski, rezydujący w Genewie posiadacz paszportu izraelskiego, mówi, że jest ofiarą wojny z Rosją, że poniósł biznesowe straty, i jako demokratyczny oligarcha z utęsknieniem czeka na nowe miliardy. Gabinet Zełenskiego jest dokładnie tym, który zapowiedziała Victoria Nuland na Majdanie (gdy, przy pomocy idiotów z Polski, doprowadziła do przejęcia władzy w Kijowie przez oligarchów): „Fuck the EU”. Z tym że „wydymała” nie Unię, lecz Polskę, czyli polskich idiotów. Nawiasem mówiąc Nuland jest dziś nr 2 w Departamencie Stanu i znowu „dyma” warszawskich idiotów.
Co z wyprawy na Moskwę miała Polska? Z warszawskiej giełdy wyparowało 47 miliardów. Eksport do Rosji załamał się. Przed polskimi firmami pojawiło się widmo bankructwa. Zabrakło refleksji, że sankcje szkodzą bardziej Polsce niż Rosji. Nie przyszło otrzeźwienie, że ustawili się w roli głównego kraju, który walczy o sankcje, a sama Ukraina nie zamierza sankcji egzekwować, a ukraińscy oligarchowie robią w Moskwie wielkie biznesy. Krótko mówiąc, wyszliśmy na świrów, sami pozbawiając się ogromnego atutu i profitów w postaci korzystnego położenia kraju tranzytowego, wyłączając się z sieci drogowych i kolejowych połączeń łączących Europę z całą Azją.
Ale szykują nam inne nieszczęścia. W sytuacji, gdy administracja Bidena wycofuje się z ukraińskiej awantury, wciągnięcie Polski do wojny jest dobrym rozwiązaniem. I czy nie dlatego koalicja idiotów z PO i PiS (koalicja ponad podziałami, które w innych sprawach są nie do przezwyciężenia) zaczęła nawoływać do wojny z Rosją? Otwiera to wiele możliwości także przed Zełenskim i jego oligarchami. Ambasador Ukrainy w Warszawie wytknął, że jego kraj ponosi „najwyższe ofiary dla bezpieczeństwa Polski”. Skoro tak, to najwyższa pora, żeby i Polska poniosła ofiarę. Na przykład wypłacając rekompensaty wdowom i sierotom po pół milionie Ukraińców poległych dla „bezpieczeństwa Polski”, i odbudowując Ukrainę, w tym Muzeum Szuchewycza we Lwowie.
Dlaczego, zamiast trzymać się z daleka od konfliktu, który Polski nie dotyczy, wsadzają palce między drzwi i futrynę? Dlaczego zachowują się, jak ta żaba podkładająca łapkę, kiedy konia kują? Dlaczego nie nachodzi ich refleksja, że Polska niczego nie zyska w oczach świata tak, jak nie zyskała wysyłając żołnierzy do Afganistanu, i co najwyżej była traktowani, jako chłopcy do brudnej roboty? Krótko mówiąc – głupota lub zdrada (albo jedno i drugie?).
Podejrzewaliśmy, że Morawiecki grał Polską, żeby „dorobić się” jakiejś międzynarodowej synekury. Tymczasem pojawia się coraz więcej sygnałów świadczących o tym, że to głupek, który uwierzył w wiatraki, w CO2, w wirusa. I nie przestał w to wierzyć nawet wtedy, gdy ograli go jak dziecko w piaskownicy. A kim, jeśli nie wiejskimi niedouczonymi głupkami była cała ferajna poprzedniego rządu? Za odpowiedź wystarczy głupia, tępa, nalana gęba wicepremiera, przypominająca żula z Wołomina lub komendanta posterunku MO.
Coś musi być „na rzeczy” w przypuszczeniach, że rolą spiskowców z Magdalenki było takie ogłupienie Polaków, żeby, nie daj Boże, nie wybrali sobie jakiegoś mądrego przywódcę. I tylko przyjmując taką hipotezę, decyzje kadrowe Tuska mają sens. Wśród nowych ministrów są bohaterowie afery podsłuchowej, których genialne przemyślenia ujawniły tzw. taśmy kelnerów. Przyglądając się poczynaniom takiego Bartłomieja Sienkiewicza, śmiało można porównać go do kandydującego kiedyś na prezydenta naszego ogłupiałego kraju, Krzysztofa Kononowicza, który za swój program wyborczy obrał: „Żeby nie było niczego”. Co chciał nam powiedzieć Tusk, powierzając ministerstwa takim politykom, w sytuacji gdy to oni sami przyznawali, ze taśmy najbardziej przyczyniły się do przegrania wyborów w 2015 roku?
Klęska urodzaju czyli plaga głupoty
Nakaz zamknięcia kopalni Turów, to problemem niezwykle groźny. To element zmasowanego ataku na infrastrukturę energetyczną Polski. Bo zamknięcie kopalni nie tylko pozbawi prądu cały Dolny Śląsk, ale zlikwiduje 50 tysięcy miejsc pracy. Pierwszą reakcją tubylczej zidiociałej elity było: Zamknąć! Najbardziej jednak przerażało, że przekaz taki padł z ust wicemarszałek Sejmu i niedoszłej prezydent RP. „Kopalnię Turów trzeba wygaszać (…) Jeśli są kary, to trzeba je płacić” – oświadczyła Małgorzata Kidawa-Błońska. Polski rząd musi zgodzić się na zapłacenie Czechom 50 mln euro – przekonywała Małgorzata Tracz, przewodnicząca Partii Zieloni. Jej zdaniem to „zainwestowanie w przyszłość regionu, Czesi chcą wybudować wodociągi, studnie, tak, by zapewnić ludziom w regionie wodę. A węgiel będzie można kupić z czeskich lub niemieckich kopalniach”. I jeszcze coś o Kidawie – kradzież pieniędzy z OFE wyjaśniała tak: To są na pewno jakieś kwoty, które wynikają z różnych takich działań.
W idiotyzmach ekonomicznych nie ustępuje doktor nauk ekonomicznych Joanna Mucha. O nowym systemie podatkowym mówiła: „projekt bardzo innowacyjnego systemu podatkowego, który będzie dramatycznie prosty (…) natomiast jest on dość skomplikowany, by wyjaśnić, o co chodzi”. Ze sprawy Turowa płynie ważna lekcja – zabójcze dla gospodarki Polski pomysły przychodzą nie tylko od unijnych komisarzy, ale od tubylczych idiotów, którzy każde polecenie z Berlina wykonują jak rozkaz i to z mściwą satysfakcją. Jest jeszcze inna lekcja – wystarczą wybory i „prezydentem wszystkich Polaków” zostanie idiota.
Szefem Orlenu ma zostać Elżbieta Bieńkowska. Na taśmach kelnerów zasłynęła z: „Ale jaja, ale jaja” i „Za 6 tysięcy złotych pracuje tylko idiota albo złodziej”. W tym jednak przypadku idiotka będzie wykorzystana do czegoś poważniejszego – będzie kolejnym posunięciem mającym na celu obniżenie wartości Orlenu. Wcześnie była to ustawa wymuszająca na Orlenie pokrycie kosztów zamrożenia cen energii, na czym Orlen stracił 5,5 miliarda, polska giełda pikowała w dół, a niemiecka zareagowała wzrostami. Mało tego, posłanka PO forsująca tę ustawę, przyznała: „My braliśmy pod uwagę taką konsekwencję”. A czemu ma służyć obniżenie wartości największej polskiej spółki? Łatwiej będzie ją sprzedać Niemcom!
Dodajmy do tego przyjęcie euro, zablokowanie CPK, portu kontenerowego w Świnoujściu i użeglugowienia Odry. Odezwała się też idiotka bankowa Hanna Gronkiewicz Waltz, ekspertka od wszystkiego: „Nigdzie na świecie nie buduje się już wielkich lotnisk, bo się nie opłaca, koniec kropka”. Tu przypomnijmy mądrości ekonomiczne jej sponsora. Na spotkaniu z nowojorskimi biznesmenami Lech Wałęsa radził: Jedźcie do Polski zakładać biznesy, bo tylko na głupocie Polaków można zarobić pieniądze. A tak w ogóle – czy inteligentnym może być ktoś, kto ma w nazwisku człon „wał”?
Posłanka Agnieszka Pomaska rzekła w Radiu Z: „Można powiedzieć, że jeśli chodzi o wybitne osobistości, to mamy w Platformie klęskę urodzaju. Czasem widzimy rywalizację, ale mamy wspólny cel”. I rzeczywiście jest Ewa Kopacz, której przodkowie zabijali kamieniami dinozaury. Jest Wanda Nowicka, według której Bruno Schulz został spalony na stosie. Jest Dariusz Joński, dla którego Powstanie Warszawski wybuchło w 1988 r. i Bronisław Komorowski, który przekonywał, że Korfanty lubił się z Piłsudskim i szkoda, że nie pamiętali o mądrości: Lepiej milczeć i uchodzić za głupca, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości.
Przy innej okazji Pomaska palnęła: „Winniśmy Niemcom wdzięczność. Podzielili się z  Polską dostępem do szczepionki. To dlatego w Niemczech szczepienie nie idzie tak dobrze, jak by mogło”, a wg rzecznika ministra zdrowia, „szczepienia będą obowiązkowe, ale nie przymusowe”. Po takich deklaracjach mówienie, że to idioci staje się obowiązkowe, ale nie przymusowe. W głupocie (szczepionkowej) nie odstawał Szymon Hołownia: „PiS szczepi ludzi na potęgę, bo chce doprowadzić do wcześniejszych wyborów”. A do jakiej kategorii zaliczyć redaktora gazety mającej w tytule „polska”, który palnął: „Polak odmawiający szczepienia jest sowiecką kurwą. A won za Don sowiecka bladź”? Do kategorii „idiotów” czy „kurew”?
Wyrwać Polskę z rąk idiotów
Świat się walił. Larum grali. Na horyzoncie pojawiło się widmo gospodarczej zapaści. Najtęższe umysły świata deliberowały, jak kryzys pokonać. A u nas? Antykryzysową tarczą zasłaniali się tchórzliwie premier po studiach historycznych, minister finansów po technikum ogrodniczym, minister rozwoju po Muzeum PRL-u i odpowiedzialny za budżet i dyscyplinę finansową 28-letni wiceministrem finansów. Co przy tej ostatniej nominacji okazało się decydujące? Koledzy z licealnych czasów zapamiętali, że Piotruś był „wyszczekany” i że był finalistę olimpiady wiedzy o prawach człowieka.
W dzisiejszej Polsce toczy się jedna wielka wojna i mnóstwo potyczek. Fronty krzyżują się, krzyżują się obce wpływy. Na potężne i wyrafinowane naciski wystawiona jest nasza elita polityczna, czołobitna wobec obcych, gardząca polskimi interesami, kupcząca pozycją Polski w świecie, zwyczajnie głupia, składająca się z przypadkowych miernot. W Polsce ma miejsce demolowanie instytucji państwa oraz rabunek Polaków na niespotykaną skalę. I jest duża szansa, że ta „elita” uwinie się z tym do końca roku, a jeśli pomogą jej w tym pożyteczni idioci, to w kilka miesięcy.
Wiemy, kto to robi. Znamy nazwiska idiotów, których szubrawcy dobrali sobie do roboty. Ale pamiętajmy też o idiotach, którzy tych idiotów wybrali. Tu wiadomość z ostatniej chwili: Z sondaży wynika, że gdyby wybory prezydenckie odbyły się dziś, najwyższe poparcie zdobyłby Szymon Hołownia, do drugiej tury wszedłby Mateusz Morawiecki, a Rafał Trzaskowski zajął trzecią lokatę. Innymi słowy, skretynienie Polaków osiągnęło pożądany poziom i można już z nimi zrobić wszystko. Powtórzmy zatem na koniec: Polska nie jest biednym, pustynnym krajem. Polska nie jest nękana przez kataklizmy. Jedynym kataklizmem, jaki gnębi Polskę od lat są idioci przy władzy.
Krzysztof Baliński

Polska czy UkroPolin czyli Polska Palestyną Europy – Krzysztof Baliński

Tychy: Pięcioro pijanych Ukraińców pobiło i pogryzło policjantów.[-ilu??]

Tychy: pijani “uchodźcy” pobili policjantów

magnapolonia

Policja zatrzymała pięcioro Ukraińców, podejrzewanych o pobicie policjantów w Tychach (woj. śląskie). To dwie kobiety i trzech mężczyzn w wieku poborowym. Wszyscy byli pod wpływem alkoholu i trafili do policyjnej izby zatrzymań. Dziś zostali przesłuchani.

Pijani “uchodźcy” z Ukrainy pobili i pogryźli policjantów. Do zdarzenia doszło w sobotę po godzinie 22.00, gdy policjanci zostali wezwani w związku z uporczywym naruszaniem ciszy nocnej. Podczas interwencji w jednym z mieszkań przy ul. Darwina w Tychach, okazało się, że trwała impreza alkoholowa, zorganizowana przez “uchodźców” z Ukrainy. Lokatorzy nie mieli zamiaru słuchać napomnienia policji i zaatakowali funkcjonariuszy. Na miejsce wezwany został dodatkowy patrol. O sprawie poinformował portal tychy.info.

-Zaatakowani policjanci zostali przebadani w szpitalu, nie odnieśli poważnych obrażeń, po badaniach zostali wypisani do domu – przekazała młodsza aspirant Paulina Kęsek, oficer prasowa Komendy Miejskiej Policji w Tychach. Niemniej, doszło do ataku na funkcjonariuszy na służbie.

Jak powiedziała aspirant Kęsek, policja w tej sprawie zatrzymała pięcioro Ukraińców: dwie kobiety i trzech mężczyzn w wieku od 28 do 35 lat. W trakcie zatrzymania byli pod wpływem alkoholu. – Trafili do policyjnej izby zatrzymań. Po wytrzeźwieniu zostaną przesłuchani. Najprawdopodobniej odbędzie się to w poniedziałek – dodała Kęsek.

Pobici mundurowi trafili pod opiekę wezwanego na miejsce zespołu ratownictwa medycznego, a następnie zostali przewiezieni do szpitala. Dodatkowo na miejscu działał pluton gaśniczy tyskiej straży pożarnej – wezwany ze względu na zapach spalenizny (duże stężenie gazu pieprzowego).

Po zakończeniu wstępnych czynności na miejsce wezwany został referent oraz technik kryminalistyki.

Policyjne postępowanie w tej sprawie dotyczy naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego, ale niewykluczone, że kwalifikacja ta zostanie zmieniona na czynny atak na funkcjonariuszy na służbie.

NASZ KOMENTARZ [magna polonia] : Jak zwykle w takich sprawach, postulujemy odesłanie krewkich “uchodźców” na Ukrainę. Będą tam mogli wykazać się bohaterstwem w walce z rosyjskimi żołnierzami, a nie polską policją.

Arcybiskup Fulton J. Sheen o Polsce pisze w 1953 roku

Polska albo III wojna światowa

/ Arcybiskup Fulton J. Sheen

Podstawową lekturą ogromnej większości ludzi jest codzienna gazeta. Oznacza to, że ich myślenie jest w dużym stopniu ustandaryzowane, że ich wiedza o świecie pochodzi głównie z jednego źródła, a to, co się wydarzyło, jest mało ważne, albowiem nic nie jest równie stare, co wczorajsza gazeta. Podobnie jak nasza pamięć wpływa na nasze obecne działania i nasze przyszłe decyzje, tak również wydarzenia, które miały miejsce w naszym świecie politycznym, w znacznym stopniu determinują to, co zdarzy się w przyszłości. Wśród minionych wydarzeń z ostatnich lat chyba żadne nie podsumowuje tak trafnie naszych problemów, jak zapomniana tragedia Polski.

Pamiętam, jak kilka lat temu napisałem takie oto słowa do audycji radiowej: „Polska została ukrzyżowana między dwoma złodziejami”. Przez dwóch złodziei miałem na myśli hitlerowców i Sowietów. Amerykanie w tamtych czasach wierzyli, że Sowieci są szczerzy, mimo że Lenin mówił, iż „musimy użyć każdego kłamstwa, oszustwa i podstępu, aby zaprowadzić światową rewolucję”. Otrzymałem telegram od jednego z moich cenzorów, który stwierdził, że nie mogę wygłosić tego oświadczenia na antenie, ponieważ byłoby ono obraźliwe dla Sowietów. Odesłałem depeszę zapytując: ” A gdyby tak nazwać Rosję dobrym złodziejem?”Ale cenzor nie uznał tego za ani trochę śmieszne.

Faktem było i jest, że Polska została ukrzyżowana między dwoma złodziejami. Osiemdziesiąt pięć procent jej domów zostało zniszczonych najpierw przez hitlerowców, a milion ludzi został bez dachu nad głową. Potem przyszli Sowieci, by utrwalić ruinę i dodać nowe ogniwa do łańcuchów niewoli. To właśnie z powodu Polski rozpoczęła się II wojna światowa i tak to rozumiano, gdy mówiono „Gdańsk albo II wojna światowa”. Choć dziś dziennikarze mówią o Rosji i III wojnie światowej, trafniejsze sformułowanie brzmiałoby „Polska albo III wojna światowa”. Polska jest zwierciadłem sytuacji na świecie; jest ona węzłem polityki europejskiej; jest kluczem do tego, czy w następnym stuleciu będzie panowała na świecie sprawiedliwość, czy przemoc.

Wyjątkowość Polski bierze się nie z tego, że Sowieci zgwałcili ją i wzięli do swojego imperialistycznego haremu, ale z tego, że pod koniec II wojny światowej Europa współuczestniczyła w tej zbrodni. Zniknęła Polska, ze względu na którą Anglia i Francja chwyciły za broń, Polska będąca sercem Karty Atlantyckiej, pod którą podpisał się Stalin. Karta Atlantycka obiecywała, że każdy lud i każdy naród będzie mógł wybrać taki rząd, jaki uzna za stosowny; Polsce tego odmówiono – najpierw przez inwazję Sowietów, a potem przez współudział Europy w mordzie dokonanym na Polsce.

Organizacja Narodów Zjednoczonych zdaje się nie dostrzegać niekonsekwencji w tym, że Sowieci – siejąc zamęt w Afryce, Azji i Ameryce Południowej oraz podżegając do nacjonalizmu – jednocześnie odmawiają prawa do samostanowienia Polsce i innym krajom za żelazną kurtyną. Rosja nie miała prawa do Polski – to jest elementarna etyka międzynarodowa. Prawne usankcjonowanie przez Europę siłowego zagarnięcia [Polski] było tożsame ze zgodą na rozbój.

Załóżmy, że cały akcent Wolnego Świata w ONZ zostałby zmieniony. Przypuśćmy, że zamiast organizować siły polityczne przeciwko „wrogiej” Rosji, zmieniono by akcenty i ponownie poruszono by kwestię Polski? Wówczas akcent nie byłby położony na przeciwstawienie się złu, lecz na obronę praw. Żaden naród nie jest silny, gdy przeciwstawia się innemu narodowi, ponieważ ów kradnie, ale każdy naród jest silny, gdy potwierdza, że uczciwość powinna być zasadą we wszystkich stosunkach międzynarodowych. W zjednoczeniu na rzecz praw Polski drzemie więcej energii niż w zjednoczeniu przeciwko imperializmowi Rosji.

Jeśli wolne narody nie przyjmą postawy umiłowania dobra, nadzieja Polski będzie musiała wznieść się ponad wszelkie nadzieje polityki. Ponadto w naszych sercach powinniśmy połączyć wierność obowiązkowi odbudowy Polski z uznaniem olbrzymiej dysproporcji tego zadania. Nasze nadzieje powinny być wtedy przyrównane do kwiatów i drzew, które w długie zimy zrzucają swą zieleń, by odrodzić się następnej wiosny. A jeśli narody zawiodą, Polska musi zaufać Chrystusowi, który łkał nad grobem Łazarza i który płacze teraz nad Polską. Wtedy Polska znajdzie zapewnienie swojej chwały w Tym, który mówi: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem”.

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „On Being Human”, 1983 r., str. 301-304. (Tekst pochodzi z 1953 r.)

Polskie i niemieckie rafinerie emitują siarkę ale Niemcy mają specjalne pozwolenie na więcej

Polskie i niemieckie rafinerie emitują siarkę ale Niemcy wywalczyli specjalne pozwolenie na więcej

23 lutego 2024, niemcy-specjalne-pozwolenie-na-wiecej

Niemieckie rafinerie korzystają że specjalnych pozqoleń na dodatkowe emisje siarki. Polskie rafinerie potwierdziły redakcji BiznesAlert.pl, że nie korzystają z takich pozwoleń. — W zakładzie w Gdańsku dopuszczalna roczna wartość emisji SO2 wynosi 308,47 t SO2 – podaje redakcji Rafineria Gdańska, która z mocą przerobową 10 milionów ton ropy rocznie jest porównywalna do niemieckiej Rafinerii Schwedt (PCK).

Płonące pochodnie rafinerii Schwedt

Natomiast Landowa Państwowa Agencja Ochrony Przyrody, Środowiska i Konsumentów w Recklinghausen przekazała, że rafineria Ruhr Oel, która przerabia rocznie około 12 milionów ton ropy, emitowała w 2020 roku 1 972 t SO2. Landowy Urząd w Schwedt przyznał, że rafineria PCK emitowała w tym okresie 4 970 t. Najwięcej SO2 ta rafineria emitowała jednak w 2019, gdy kominem puszczone zostało 6 740 t dwutlenku siarki. Emisje niemieckie są wyższe, ale możliwe dzięki specjalnym pozwoleniem.

Rafineria Schwedt należy w 54 procentach do rosyjskiego koncernu Rosnieft i jest położona 10 kilometrów od granicy z Polską. Taka spekulacje na temat możliwości nacjonalizacji i przekazania udziałów Orlenowi. Polska spółka potwierdziła rozmowy na ten temat w komentarzu dla Biznesalert.pl.

Aleksandra Fedorska

Ostatni wolny partyzant

Ostatni wolny partyzant

28.01.2024 Myslek nczas/ostatni-wolny-partyzant

Józef Gryga.
Józef Gryga.

Józef Gryga pseudonim „Jędrek”, „Twardy”, „Partyzant” – w latach 1963-1966 był ostatnim na ziemiach polskich ukrywającym się wraz z bronią palną partyzantem powojennego antykomunistycznego podziemia. Ukrywającym się, uzbrojonym i często przemieszczającym z jednej wsi do innej. Był także ostatnim z polskiego zbrojnego wolnościowego podziemia, który został schwytany przez MO i SB. Był poszukiwany przez służby komunistycznego państwa, mniej lub bardziej intensywnie, od końca września 1945 r. do sierpnia 1966. Został ujęty i aresztowany dopiero 8 sierpnia 1966 r. i to zupełnie przypadkowo.

Józef Gryga urodził się 26 sierpnia 1923 r. w ubogiej rodzinie chłopskiej we wsi Wapniska koło Biecza w powiecie Gorlice (współcześnie to część Biecza). Był synem Karoliny Podkulskiej z domu Gryga (ur. w maju 1896 r.) i Antoniego. Został ochrzczony 29 sierpnia 1923 r. w kościele rzymsko-katolickim w Bieczu. Jeszcze przed II wojną światową ukończył 5 lub 6 klas szkoły podstawowej. Do pierwszych dni września 1945 r. mieszkał wraz z matką i młodszą siostrą Anną w starym drewnianym domu (współcześnie już nieistniejącym) we wsi Wapniska nr 45. Od któregoś dnia z pierwszej połowy września 1945 r., tj. od czasu, gdy otrzymał kartę powołania do komunistycznego wojska, ukrywał się i następnie działał w wolnościowej, antykomunistycznej konspiracji. W tym pierwszym okresie ukrywania się i konspiracji, tj. do lipca 1946 r., nosił pseudonim „Jędrek”, którego używał najprawdopodobniej już od roku 1943 lub 1944 – jeszcze w czasie okupacji niemieckiej. Bo w latach 1943-1944 prawdopodobnie należał do jakiejś konspiracyjnej grupy czy komórki AK w Bieczu lub okolicy. Istnieją bowiem krótkie kartoteczne zapisy niektórych jednostek UB i MO, jak np. KW MO i WUBP w Rzeszowie i Krakowie, wskazujące na bliżej nieokreślone członkostwo Józefa Grygi w AK, jak np. „nieujawniony członek AK”, „członek AK ps. »Jędrek«” itp. W jednym z dokumentów operacyjnych UB zapisano, że ówczesny przełożony „Jędrka” w AK nosił nazwisko Duda. W innych dokumentach UB i potem SB zapisano też, że (20-letni wówczas) Józef Gryga w roku 1943 został zabrany do przymusowej pracy w niemieckiej Baudienst (Służbie Budowlanej w Generalnym Gubernatorstwie). Po jakimś czasie uciekł z tej Służby i pracy w Krakowie, i powrócił w rodzinne strony, gdzie ukrywał się. Prawdopodobnie wówczas nawiązał kontakt z organizacją AK.

Józef Gryga „Twardy” od połowy kwietnia 1946 r. do 15 października 1946 walczył zbrojnie z komunistyczną administracją, MO i UB w szeregach partyzanckiego oddziału Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ) pod dowództwem najpierw Jana Widełko pseud. „Czarny”, a następnie Andrzeja Szczypta pseud. „Zenit” (w oddziale „Zenita” został zaprzysiężony, otrzymał nową broń i pseudonim „Twardy” jednak dopiero około 30 lipca 1946 r.). Ten oddział podlegał od maja 1946 r. zgrupowaniu partyzanckich oddziałów NSZ pod dowództwem kpt. Jana Dubaniowskiego pseud. „Salwa” i okręgowej komendzie NSZ w Krakowie. „Twardy” brał udział w kilku większych zbrojnych akcjach oddziału „Czarnego” i „Zenita” – między innymi w zasadzce na ciężarowy samochód MO i UB z komendy w Gorlicach w dniach 22-23 września 1946 r. Dzięki pomocy współpracującego z partyzantami milicjanta z posterunku w Ropie sprowokowali oni wyjazd grupy operacyjnej MO-UB z Gorlic. Na drodze przy lesie koło Szymbarka ostrzelali ciężarówkę MO z broni maszynowej i zmusili funkcjonariuszy do poddania się. Po kilkugodzinnych przesłuchaniach rozstrzelali czterech funkcjonariuszy UB, a sześciu młodych milicjantów rozbroili, rozmundurowali i puścili wolno – zakazując im jednak dalszej służby w MO i UB pod groźbą kary.

Od końca września 1945 r. do kwietnia 1946 i następnie od 15 października 1946 r. do wiosny 1954 r. Józef Gryga sam dowodził kilkuosobowymi grupkami partyzantów i ludzi ukrywających się przed UB i MO. Stopniowo zdobywał broń, amunicję, żywność, pieniądze i inne zaopatrzenie. Z pomocą swoich towarzyszy broni zwalczał na wsiach w okolicach Biecza, Gorlic, Jasła i Tarnowa, zbyt gorliwych komunistycznych poborców wiejskich podatków i kontyngentów rolnych, niektórych sołtysów, gminnych urzędników i kierowników zlewni mleka. Kilkakrotnie przeprowadzał też zbrojne napady zaopatrzeniowe na sklepy i magazyny komunistycznych gminnych spółdzielni – powstałych w latach 1945-1946 na ogół na bazie ziemi i majątku przymusowo zabranych prywatnym właścicielom. Między innymi w Ołpinach 25 czerwca 1947 r. Kilkakrotnie dokonał też ostrzelania i odstraszenia lokalnych patroli MO i UB. W sporządzonej w roku 1976 „charakterystyce nr 69” – dotyczącej „bandy Grygi” – w jej podsumowaniu funkcjonariusze SB zapisali, że w latach 1946-1954 zbrojne 2-4-osobowe grupy pod dowództwem Józefa Grygi dokonały w sumie „25 aktów terrorystycznych, w tym 35 czynów przestępczych”. Były w tym m.in. 2 „napady” na funkcjonariuszy UB, 4 „napady” na funkcjonariuszy MO, 3 ataki na w sumie kilku członków PPR i ORMO oraz „13 napadów na sklepy i instytucje spółdzielcze” (wg akt IPN Rz 05/89). Ta statystyka UB/SB nie obejmuje udziału „Twardego” w zbrojnych akcjach oddziału „Czarnego” i „Zenita” od maja do 14 października 1946 r.

Józef Gryga stawiał zbrojny opór i walczył z komunistycznymi okupantami jego kraju od kwietnia 1946 r. do lata 1954 – wraz ze swoimi wiejskimi współpracownikami i towarzyszami broni. Później, tj. po aresztowaniu w maju i czerwcu 1954 r. kilku jego współpracowników i towarzyszy, już samotnie ukrywał się przed MO i UB i walczył o przetrwanie swoje, swojej matki, krewnych i przyjaciół. Matkę krótko odwiedzał wieczorami lub nocą – co kilka miesięcy. Nie mógł bywać u niej dłużej, gdyż MO i UB okresowo obserwowała dom matki z ukrycia – ze strychu i stodoły jej sąsiadów. A w latach 1954-1959 w jej starej chałupie funkcjonowała jakaś podsłuchowa instalacja UB – choć nie cały czas. Jednak, jak to wielokrotnie zapisali funkcjonariusze, Karolina Podkulska, pouczana przez syna, była wyjątkowo ostrożna i mądra. UB-SB nie pomogło nawet zwerbowanie trzech czy czterech tajnych informatorów z kręgu jej rodziny i bliskich przyjaciółek. Ich w sumie dość liczne podchody i zapytania o jej „Józka” zbywała ogólnikami i twierdzeniami, że „nic nie wie”.

W latach 1948-1966 Józef Gryga nosił kolejne konspiracyjne pseudonimy: „Partyzant” i „Józek”. Od września 1945 r. do sierpnia 1966, a więc prawie 21 lat, ukrywał się i wymykał kolejnym akcjom poszukiwania go, obławom i operacyjnym przedsięwzięciom UB, MO i SB – od października 1946 r. do lata 1966 przeprowadzanym kilkanaście razy specjalnie przeciwko niemu i jego pomocnikom przez jednostki UB, MO, KBW i SB z Gorlic, Jasła, Tarnowa, Rzeszowa i Krakowa. Od roku 1953 do 1966 były to przedsięwzięcia nadzorowane przez kilku oficerów Departamentu III MBP/MSW i Komendy Głównej MO w Warszawie. Były to między innymi operacje o kryptonimach „Szpak”, „Wisła” i „Melina” – angażujące każdorazowo i przez kilka miesięcy lub kilka lat po kilkunastu lub kilkudziesięciu funkcjonariuszy i po kilkudziesięciu ich tajnych współpracowników i informatorów. Np. w latach 1962-1966 w celu złapania „Partyzanta” i jego kilkunastu niedawnych i obecnych „meliniarzy” powiatowe i wojewódzkie jednostki SB i MO korzystały z donosów i informacji aż 51 ich tajnych współpracowników i informatorów – i to tylko w ramach samej operacji krypt. „Melina”.

Józef Gryga niekiedy ukrywał się w lasach i górach, a jesienią, zimą i wczesną wiosną w zabudowaniach w sumie kilkunastu gospodarzy-rolników. Między innymi w domu Władysława i Anny Słowików w Rzepienniku Strzyżewskim nr 304 (w latach 1954-1960) oraz w domu Józefa Bartusika i jego syna Alfreda we wsi Olszyny nr 447 (w latach 1961-1966). W latach 1954-1964 co kilkanaście miesięcy dokonywał, już w pojedynkę, zaopatrzeniowych napadów na wiejskie spółdzielcze sklepy GS „Samopomoc Chłopska” i na inne komunistyczne spółdzielnie. Zabierał z nich pieniądze, żywność i papierosy, żeby mieć co jeść i materialnie wspomóc ukrywających go, kwaterujących i na ogół bardzo ubogich wiejskich gospodarzy. Ostatnią taką akcję z bronią w ręku przeprowadził 30 października 1964 r. Po wcześniejszym rozpoznaniu terenu i zasięgnięciu od jednej z pracownic informacji na temat terminu wypłat pensji i pieniędzy napadł na kasę Spółdzielczego Zrzeszenia Chałupników w Żurowej w gminie Szerzyny. Około godz. 14.50 wszedł do budynku tej spółdzielni – z pistoletem w kieszeni oraz z pistoletem maszynowym MP i granatem ukrytymi pod płaszczem. Postraszył kasjera i dwóch innych mężczyzn obecnych w pomieszczeniu kasy groźbą użycia pistoletu i nakazał kasjerowi wyjąć pieniądze z żelaznej kasy i szuflady. Następnie spokojnie pochował paczki banknotów do kieszeni, powiedział grzeczne „do widzenia” i spokojnie poszedł przez pola do niezbyt odległego lasu (wg zapisów śledztwa SB). Pościg kilkudziesięciu funkcjonariuszy MO i SB za „Partyzantem”, trwający kilkanaście miesięcy, znów nie przyniósł im sukcesu. Chociaż uruchomili oni wszelką swoją agenturę i setki zwykłych donosicieli w trzech czy czterech powiatach. A listy gończe i plakaty z narysowanym przez speca SB domniemanym wizerunkiem Grygi wisiały w prawie każdej okolicznej wsi i na dworcach kolejowych aż prawie dwa lata – do sierpnia 1966 r. W aktach SB zapisano także, że Józef Gryga „zagarnął” wtedy 138,3 tys. zł (tj. równowartość ok. 90-92 ówczesnych przeciętnych pensji). Część tych pieniędzy „Józek” dał 20-letniemu wówczas Alfredowi Bartusikowi i polecił mu kupić w Gorlicach nowy i dobry rower, narty marki „Beskidy” i buty do nich, radioodbiornik, aparat fotograficzny i kilka innych potrzebnych mu rzeczy.

Kilka zapisków w aktach operacyjnych bezpieki dot. kilku ustnych i niedatowanych doniesień tajnych informatorów UB-SB z drugiej połowy lat 1950-ch. Te trzy czy cztery zapiski wskazują na to, że Józef Gryga zawarł, w ścisłej konspiracji i nocą, tajny ślub kościelny z panną o imieniu Zofia. Ponoć doszło do tego za dużą sumę pieniędzy zapłaconych jakiemuś księdzu, który początkowo nie chciał udzielić ślubu ściganemu przez UB „Partyzantowi”. Najprawdopodobniej ten ślub odbył się w kościele pw. św. Michała Archanioła w Binarowej w roku 1957 lub 1958. W liście do matki datowanym 15 grudnia 1958 r. (przechwyconym i odnotowanym przez SB) „Józek” napisał bowiem m.in.: „ożeniłem się”. Ale nie napisał, kiedy się ożenił, gdzie i z kim. Powtórzył to w kolejnym liście do matki z marca 1959 r. W aktach SB z lat 1960-ch już nie ma mowy o okolicznościach tajnego ślubu i konspiracyjnego, „zdalnego” i najpewniej krótkotrwałego małżeństwa „Partyzanta” z tajemniczą Zosią z Binarowej lub może z Jodłówki Tuchowskiej. Być może była to Zofia Kawa z Binarowej, córka Władysława, ur. 16 kwietnia 1928 r. – w połowie 50., cicha „narzeczona” Józefa Grygi. Ale jak wynika z zapisów UB-SB, ten konspirator w samych latach 50. miał bliskie kontakty z co najmniej czterema dziewczynami o imieniu Zofia. SB poszukiwała tej oficjalnej panny, a zakonspirowanej żony Grygi, w aż kilkunastu wsiach przez okres około dwóch lat – bez sukcesu. Np. pewien rozkaz szefa Wydziału III SB z komendy wojewódzkiej w Rzeszowie mówił o konieczności wytypowania przez lokalnych funkcjonariuszy MO i SB i ich donosicieli co najmniej trzydziestu urodziwych panien w wieku 20-35 lat, które z niejasnych powodów nadal mieszkają z rodzicami i odtrącają swoich adoratorów. Więc takie panny wyszukiwano, typowano i inwigilowano, czy aby nie kontaktują się z Grygą. Zaangażowana do tego zadania agentura UB-SB miała więc zapewne ciekawe zajęcie.

Józef Gryga został ujęty przez siły komunistyczne zupełnie przypadkowo. Dość upalnego 8 sierpnia 1966 r. został zatrzymany przez milicjanta i kilku mieszkańców we wsi Rzepiennik Suchy – w zabudowaniach nieznanego mu wcześniej wiejskiego „dentysty” Tadeusza Niemca, do którego „Partyzant” zgłosił się w celu usunięcia mocno bolącego go zęba. Ale dentysta polecił mu czekać na zabieg rwania. Został pojmany po donosie córki dentysty, która w marynarce podejrzanego i nietrzeźwego nieznajomego (bo „Józek” od rana pił wino i wódkę, żeby ukoić ból zęba) zauważyła pistolet i wkrótce poinformowała o tym żonę milicjanta mieszkającego w sąsiedztwie. W efekcie Józef Gryga został zatrzymany przez tego funkcjonariusza MO i skuty kajdankami – przy pomocy kilku mieszkańców wsi, w tym wspomnianych kobiet. Chwilę wcześniej próbował uciekać, ale nie udało mu się przeskoczyć płotu przydomowego ogródka. Nikt z tych mieszkańców Rzepiennika Suchego nie wiedział, kogo zatrzymali. Dowiedzieli się dopiero po dobrych kilku godzinach – po przyjeździe funkcjonariuszy z Gorlic.

Po ponad rocznym śledztwie SB i po licznych przesłuchaniach, pomimo swoich obszernych i dość szczerych zeznań, a także pomimo dobrowolnego wydania SB swojej ukrytej w lesie broni maszynowej, granatów i ponad 65 tys. zł z pieniędzy pozostałych mu z rabunku w Żurowej, 21 września 1967 r. Józef Gryga został skazany przez Sąd Wojewódzki w Rzeszowie na karę śmierci, utratę praw obywatelskich i publicznych i karę grzywny 60 tys. złotych. Choć zarzutu zabójstwa jakiejś osoby cywilnej czy konkretnego funkcjonariusza UB, KBW lub MO nie było. Kara śmierci została mu zamieniona prawdopodobnie jeszcze na tym samym posiedzeniu Sądu na dożywotnie więzienie. Karę dożywotniego więzienia władze PRL zamieniły mu w roku 1969 na 15 lat więzienia – na mocy ogólnej amnestii. Zakład karny w Barczewie koło Olsztyna „Twardy” opuścił 29 kwietnia 1981 r. Według zapisów więziennej administracji (akta IPN Ol 52/1765) mógł on opuścić to więzienie już w końcu grudnia 1979 r., gdyby nie wspomniana kara grzywny, której wraz z odsetkami ani on, ani jego uboga matka i siostra z Biecza nie byli w stanie w pełni spłacić. W aresztach i więzieniach PRL „Partyzant” – w latach 1945-1966 prawdziwie „wolny ptak” – spędził 14 lat, 8 miesięcy i 3 tygodnie. Był całkowicie „wolnym ptakiem” przez 21 lat – wolnym przede wszystkim od licznych kontroli, nakazów, zakazów i podatków urzędów i organów socjalistycznego państwa.

Po wyjściu z więzienia Józef Gryga przez kilka lat mieszkał w rodzinnym Bieczu – w domach rodziny, w tym u córki siostry swej matki – p. Łucji Kuk. Pracował w zakładach drzewnych w Bieczu. W 1982 r. ożenił się z Marią Winiarską z okolic Biecza. To małżeństwo trwało tylko kilkanaście miesięcy i zakończyło się urzędowym rozwodem. Natomiast 25 października 1989 r. Józef Gryga zawarł ślub kościelny z Emilią Nieć z parafii rzymsko-katolickiej w Czechowicach-Dziedzicach, pow. Bielsko-Biała. I najprawdopodobniej tam mieszkał od roku 1989 i tam zmarł dn. 17 stycznia 1997 r. (wg danych z systemu PESEL MSW PRL dot. ewidencji ludności i obowiązującego też w latach 1990-ch). Zmarł w wieku 73 lat i niespełna 5 miesięcy. Jesienią 2023 r. grób Józefa Grygi znajdował się na Cmentarzu Parafialnym w Czechowicach-Dziedzicach.

=============================

+ Christus vincit !

Ps. 

        1 marca – dzień żołnierzy niezłomnych (dla zmylenia nazywanymi – „wyklętymi”)….

 „…..I  na koniec jeszcze jedno ogłoszenie- 1 marca w Bieczu, w kinie , o godz 18-tej odbędzie się premiera nowego filmu pt. „Gryga” pokazującego losy ostatniego partyzanta ,który dał się złapać dopiero w 1966 r (sierpień). Wszystkich mieszkańców Biecza i okolic*  serdecznie zapraszamy.. Wstęp wolny.

*ponieważ nie ma wyszczególnienia jaki zasięg „okolicy” ,zatem czyż to określenie nie można rozpatrywać wg uznania (np. dla zainteresowanych dowolny promień odległości ziemskiej).

Przepychanka wokół melasy

Przepychanka wokół melasy

Stanisław Michalkiewicz  tygodnik „Goniec” (Toronto)    25 lutego 2024 melasa

Dawno, dawno temu, krążyła po Polsce anegdota, jak to partyzanci walczyli z Niemcami o leśniczówkę. Najpierw partyzanci wyparli stamtąd Niemców, potem Niemcy uderzyli i wyparli partyzantów. Następnie partyzanci otrzymali posiłki i wyparli Niemców. Wreszcie leśniczy się zdenerwował i wygonił stamtąd i jednych i drugich.

Z podobną sytuacją mamy do czynienia i teraz, w związku z protestem rolników, który rozlewa się już na cały kraj, a także – co najmniej na pół Europy. Zostawmy jednak Europę na boku,, chociaż w tamtym proteście jest jeden wspólny punkt z naszym. Chodzi o tak zwany „Zielony Ład”, czyli komplet przedsięwzięć zaprojektowany przez wariatów, którzy obleźli instytucje Unii Europejskiej i – jak to wariaci – dopuścili sobie do głowy, że będą ratowali „planetę”.

Utwierdzają ich w tej dolegliwości Judenraty europejskich i amerykańskich gazet wyborczych, kierowanych przez tamtejszych panów redaktorów Michników. Redaktorowie Michnikowie, podobnie jak ich starsi i mądrzejsi mocodawcy w te wariactwa chyba nie wierzą, ale od czego mają głupich gojów? Jak głupie goje naczytają się gazet wyborczych, jak nasłuchają się utytułowanych ekspertów, co to za pieniądze gotowi są udowodnić wszystko, ja w wyższych szkołach gotowania na gazie wbiją im do głów, że „cztery nogi dobre, dwie nogi złe”, to popadają w takie wariactwo, którego żaden doktor nie wybije im z głowy – chyba, że razem z mózgiem.

Jednym z elementów „Zielonego Ładu” jest pomysł, by jedna dziesiąta gruntów w każdym gospodarstwie ugorowała. Jak w swoich pamiętnikach wspomina Adam Grzymała-Siedlecki, coś takiego już się zdarzyło pod koniec XIX wieku w zaborze rosyjskim. Niejaki pan Zapalski, absolwent uniwersytetu, gospodarował w swoim majątku w sposób nie zwracający niczyjej uwagi do momentu, kiedy jadąc saniami uderzył głową o węgieł stodoły. Akurat Europę zaczęło zalewać tańsze zboże amerykańskie, co spowodowało zaburzenia na rynku rolnym. Pan Zapalski zareagował na to osobliwym połączeniem teorii naukowych i bzika. Skoro nie mogę – powiadał – zwiększyć popytu na zboże, to dla utrzymania ceny ograniczę podaż – i ku rozpaczy oficjalistów, połowę gruntów w swoim majątku pozostawił nieobsianych. Sąsiedzi ze zrozumieniem kiwali głowami mówiąc, że już kiedy wybierał się on na ten cały uniwersytet, to przeczuwali, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

W Polsce, jak wiadomo, trwa wojna między Volksdeutsche Partei z satelitami i znienawidzonym Jarosławem Kaczyńskim, który teraz uwija się wokół nowej strategii, drapowania się w kostium męczennika świętej sprawy niepodległości Polski. Obydwie „strony wojujące” nie tylko pyskują na siebie nawzajem w telewizjach i sejmowych komisjach śledczych, ale przepychają się w rozmaitych instytucjach państwowych i spółkach Skarbu Państwa, bo jużci – po ośmioletnim poście ci nowi chcieliby wreszcie umoczyć pyski w melasie, a ci, co je moczyli do tej pory, nie chcą się od melasy oderwać. Do tego sprowadza się u nas życie polityczne, bo – jak już wielokrotnie przypominałem – uprawianie prawdziwej polityki nasi mężykowie stanu mają od Naszych Sojuszników surowo zakazane.

Toteż na protesty rolników, którzy zaczęli wysypywać ukraińskie zboże z ciężarówek w Dorohusku i z kolejowych wagonów w Medyce, a poza tym – blokować drogi i skrzyżowania w całej Polsce, nie mają żadnej rady. Wprawdzie pan wiceminister Kołodziejczak próbował szlajać się na przejściach granicznych, ale kiedy rolnicy przekonali się, że on nic nie może i tylko obiecuje gruszki na wierzbie, więc go stamtąd pogonili. Wtedy szlajać zaczął się minister, ale okazało się, że i on nic nie może, bo decyzja spoczywa w rękach Komisji Europejskiej i ukraińskich oligarchów, którzy do serc unijnych ludowych komisarzy zawsze potrafią się przeborować. Toteż inicjatywę zaczyna przejmować ukraiński ambasador w Warszawie, pan Bazyli Zwarycz. Po pierwszym wysypaniu zboża oskarżył rolników o „haniebną zbrodnię”, a po incydencie w Medyce – nie tylko zgromił ich, że „wstyd i hańba”, ale rozkazał policji, by zrobiła z nimi porządek. Jednak policja nie jest pewna, kogo ma słuchać, więc na razie nic nie robi, wychodząc ze słusznego założenia, że wtedy przynajmniej nie popełni błędu.

Nie robią też nic również obydwie „strony wojujące” – bo co ich tam obchodzą jacyś rolnicy, kiedy chodzi przecież o melasę? A podchody pod melasę nabierają dynamiki. Oto minister sprawiedliwości, pan Bodnar kombinuje, jakby tu powyrzucać 15 faworytów Naczelnika Państwa z Krajowej Rady Sądownictwa i na opróżnione miejsca powsadzać fagasów wskazanych przez stare kiejkuty. Chodzi o to, by wszystkie stanowiska poobsadzać własnymi fagasami i dopiero wtedy stawiać przed ich obliczem niegodziwych pisiorów, opróżniając w ten sposób żerowisko i robiąc miejsce dla swoich. Jeszcze nie wiadomo, czy Sejm będzie te wszystkie operacje wykonywał przy pomocy uchwał przeciwko trzęsieniom ziemi i lodowcom – bo na przykład pojawił się projekt, żeby w ten sposób uchwalić, że tak zwani „neo-sędziowie” nie są żadnymi sędziami, tylko przebierańcami. Tak w każdym razie doradzała chluba socjalistycznej jurysprudencji, pan Wojciech Hermeliński.

Nie jest jednak wykluczone, że Volksdeutsche Partei zaryzykuje ustawę. Wprawdzie pan prezydent Duda odgrażał się, że każdą ustawę uchwaloną bez udziału panów Kamińskiego i Wąsika skieruje do Trybunału Konstytucyjnego – ale jak na razie nie skierował tam nawet ustawy budżetowej, a ustawę przedłużającą socjal dla obywateli Ukrainy w Polsce podpisał bez gadania. Cóż zresztą ma robić, skoro przekonał się, że zuchwałe zapowiedzi obydwu panów, iż wtargną do Sejmu jak tornado, by wykonywać swoje mandaty, zakończyły się żałosną rejteradą? Poza tym chyba jeszcze nie wie, jakie zadania nałoży wkrótce na niego prezydent Józio Biden, więc na wszelki wypadek próbuje siedzieć cicho. To znaczy – nie tyle „cicho”, co stwarzać wrażenie bezstronności. Oświadczył na przykład, że nie będzie słuchał ani Donalda Tuska, ani Jarosława Kaczyńskiego. Jak długo wytrwa w swoim postanowieniu – tego nie wiemy, a wesołość komentatorów wzbudziła jego niedawna deklaracja: „podjąłem decyzję”. Toteż pani Monika Pawłowska, co to wygartywała chyba ze wszystkich kominów, zanim wylądowała w PiS-ie, właśnie oświadczyła, że obejmuje mandat „po Mariuszu Kamińskim”, chociaż były Naczelnik Państwa surowo tego zabronił. Pan poseł Czarnek zwrócił jej uwagę, że w ten sposób zostanie 461 posłem, podczas gdy konstytucja przewiduje tylko 460, ale pani Monika puściła to mimo uszu. Kto by się przejmował takim embarras de richesse, kiedy melasa, to znaczy – pardon – jaka tam znowu „melasa”? Nie żadna melasa, tylko praca i poświęcenie dla Polski, bez którego nie może już wytrzymać? Toteż pochodząca ze świętej rodziny pani red. Dominika Wielowieyska nie może się jej nachwalić na łamach „Gazety Wyborczej” , a w tej sytuacji kto wie, czy pani Monika nie zostanie przez wiadomy Judenrat awansowana na autorytet moralny?

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Polska ma największe złoża srebra […znane, na świecie].

Polska na czele światowej listy kruszców. Rekordowe złoża i… niewykorzystana szansa?

25.02.2024 nczas

Według najnowszego raportu amerykańskiej Służby Geologicznej (USGS), Polska stała się liderem światowych zasobów srebra, wyprzedzając takich potentatów jak Chiny, Australia i Peru.

Raport „Mineral Commodity Summaries 2024” opublikowany przez USGS na początku tego roku zawiera informacje o ponad 90 niepaliwowych surowcach mineralnych, w tym o srebrze.

Z raportu wynika, że Polska dysponuje zasobami srebra (w postaci rud) szacowanymi na 170 tys. ton. Przy obecnym kursie na światowych giełdach mają one wartość ok. 127 miliardów dolarów, czyli ok. 505 miliardów złotych. To oznacza, że Polska ma więcej srebra niż jakikolwiek inny kraj na świecie.

Jak doszło do takiego stanu rzeczy? Głównym powodem jest odkrycie nowych złóż srebra w Polsce w zeszłym roku, które znacznie zwiększyły nasze zasoby tego metalu. Dzięki temu Polska i Rosja, która również znalazła nowe pokłady srebra, stały się kluczowymi graczami na rynku tego kruszcu. W sumie światowe zasoby srebra wzrosły z 550 tys. ton do 720 tys. ton w ciągu ostatnich 12 miesięcy.

Polska ma więc ogromny potencjał do wykorzystania, zwłaszcza w kontekście rosnącego zapotrzebowania na srebro w przemyśle. Jednak posiadanie dużych zasobów srebra to nie wszystko. Trzeba je również wydobywać i sprzedawać. W tym zakresie Polska nie jest jeszcze liderem.

W 2023 roku Polska wydobyła 1,3 tys. ton srebra, co plasuje ją na piątym miejscu na świecie pod tym względem. Na pierwszym miejscu jest Meksyk, który wyprodukował 6,4 tys. ton srebra, a na drugim Chiny, które wydobyły 4,5 tys. ton. Polska ma więc sporo do nadrobienia, jeśli chce być nie tylko posiadaczem, ale również producentem i eksporterem srebra.

W Unii Europejskiej rozpoczęła się procedura zmian unijnych traktatów, której zakończeniem ma być całkowita likwidacja polskiej niepodległości. Jak walczyć.  

Ordo Iuris

Jerzy Kwaśniewski Ordo Iuris <kontakt@ordoiuris.pl>

Politycy cytują Ordo Iuris
 
Szanowny Panie,w cieniu politycznej wojny i narastającego chaosu w państwie, toczy się proces, który jest ważniejszy niż wszystko, o czym słuchamy i czego dowiadujemy się każdego dnia z polskich mediów. W Unii Europejskiej rozpoczęła się procedura zmian unijnych traktatów, której zakończeniem ma być całkowita likwidacja polskiej niepodległości. Jako Polacy nie będziemy mieli już nic do powiedzenia na temat ochrony życia, rodziny, wolności, migracji, ekonomii czy edukacji – bo decyzje będą zapadać w Berlinie i Brukseli. Niestety większość rodaków cały czas nie jest świadoma tego gigantycznego zagrożenia.Dlatego od kilku miesięcy nie ustajemy w nagłaśnianiu procesów zachodzących w UE. 
Tydzień temu na Pana skrzynkę trafiła wiadomość, w której w szczegółach opisywałem, z czym konkretne – dla życia codziennego każdego z nas – będzie się wiązać odebranie państwom członkowskim prawa weta w kluczowych dla bezpieczeństwa i suwerenności Polski obszarach.Nasza praca zaczynać przynosić konkretne owoce.
 Nasze analizy i ostrzeżenia docierają do wielu Polaków – w tym także do istotnych decydentów.W tym tygodniu uczestniczyłem wraz z mec. Bartoszem Lewandowskim z Collegium Intermarium w sejmowym seminarium prawniczym „Stan praworządności w Polsce. Działania organów władzy publicznej po 13.12.2023 r.”.
Otwierając seminarium, Jarosław Kaczyński cytował wprost nasze eksperckie ustalenia, mówiąc o tym, że referendum w sprawie zmian traktatów UE może się okazać „referendum rozbiorowym”.
Podobnie zbieżne z naszymi ekspertyzami głosy słychać coraz częściej z różnych stron, a nasz najnowszy raport cieszył się poważnym zainteresowaniem także na Węgrzech.To pokazuje jedno – nasza praca ma sens!
Liczę gorąco na to, że również Pan i wszyscy nasi sympatycy oraz Darczyńcy zechcecie być ambasadorami tej ważnej wiedzy, ostrzegając swoich bliskich, przyjaciół i współpracowników przed realnymi skutkami procedowanych zmian UE.O konkretnych zagrożeniach związanych z tą sprawą pisałem Panu tydzień temu. Jeśli do tej pory, nie udało się Panu zapoznać z treścią tej wiadomości, to bardzo gorąco zachęcam do lektury.
Jest poniżej.
Z wyrazami szacunkuAdw. Jerzy Kwaśniewski - Prezes Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris  
Temat: Niemcy chcą odebrać nam prawo weta. Wiceszef polskiego MSZ… jest „za”Data: sobota, 17 lutego 2024 r.,

Szanowny Panie,gdy Parlament Europejski przyjmował poprawki do unijnych traktatów, które zakładają przejęcie przez Unię kompetencji w 10 obszarach kluczowych dla naszej narodowej suwerenności, Donald Tusk odgrywał rolę dobrego policjanta. W sejmowym exposé uspokajał, że „żadne próby zmian traktatów Unii Europejskiej wbrew interesom Polski nie wchodzą w rachubę”. Buńczucznie zapowiadał, że za jego rządów to Polska będzie rozstrzygać o kierunkach zmian w Unii Europejskiej.Jednak uruchomiona oficjalnie procedura zmiany traktatów jak walec ruszyła naprzód. Polska – będąca przez lata hamulcowym w budowie „superpaństwa” na gruzach państw narodowych – od 13 grudnia po cichu wspiera zmiany, usypiając czujność polskich obywateli.Instytut Ordo Iuris jest obecnie w Polsce najważniejszym głosem sprzeciwu, ujawniając skalę ofensywy, budząc społeczny opór oraz dostarczając prawnych argumentów. Już w 2022 roku – gdy w Polsce o sprawie nie mówiono wiele – opisaliśmy planowane zmiany.Teraz wykazujemy, że UE chce odbierać nam armię i ambasady; że chce kontrolować polski przemysł i decydować bez udziału Warszawy o rozwoju wielkich projektów jak CPK czy porty morskie. Poprawki obejmują także przejęcie przez unijnych urzędników decydowania o seksedukacji, dostępności aborcji, surogacji, homoadopcji czy… możliwość odgórnego narzucenia polskim dzieciom wspólnej, europejskiej listy lektur i ujednoliconego nauczania historii.
Zaraz po zaprzysiężeniu Donalda Tuska, przedstawicielka rządu mogła sprzeciwić się dalszemu procedowaniu projektu zmian unijnych traktatów podczas posiedzenia Rady UE… ale tego nie zrobiła. Ograniczyła się do złożenia niewiążącego oświadczenia, by liderzy obozu rządzącego mogli później udawać w mediach, że bronią polskiej suwerenności.
Gdy dziennik Rzeczpospolita zapytał wiceszefa MSZ Andrzeja Szejnę o opinię w sprawie niemieckiego postulatu likwidacji prawa weta w sprawach związanych z polityką zagraniczną, zastępca Radosława Sikorskiego stwierdził bez wahania, że Unia „nie może być sparaliżowana stanowiskiem jednego kraju” i dodał, że „w jakimś stopniu rozumowanie Berlina jest więc zasadne.”
Niektórzy powiedzieliby, że to drobnostka. Ale oddanie obcym prowadzenia polskich spraw zagranicznych oznacza przecież możliwość rozpoczęcia wojny celnej z USA lub nawiązania sojuszu energetycznego z Rosją – wbrew interesom Polski, a nawet pomimo sprzeciwu kilkunastu państw UE. To oddanie wielkiego obszaru niepodległości w ręce Brukseli i Berlina.Takich sfer polskiej kapitulacji i oddawania suwerenności jest jednak więcej. Unijni urzędnicy postanowili zawalczyć o przejęcie dziesięciu obszarów narodowego samostanowienia.Budując strategię obrony suwerenności opieramy się na jednoznacznych zasadach Konstytucji. Przyjęcie zmian traktatowych wymaga polskiej zgody. Jeżeli takiej zgody nie udzieli 2/3 polskiego Sejmu i Senatu, konieczne stanie się referendum. Szacujemy, że odbędzie się za dwa lata.To oznacza, że wkrótce będziemy zapewne bombardowani prymitywną propagandą, w ramach której rewolucjoniści będą wmawiać Polakom, że głosowanie przeciwko reformie traktatów, to głosowanie za biedą, cywilizacyjnym upadkiem i „przeciwko Europie”.Przed nami epokowe wyzwanie. Musimy dotrzeć do wszystkich Polaków z informacją, że referendum dotyczy w rzeczywistości oddania suwerenności; że utrata niepodległości to konkretne szkody dla każdego Polaka. I tylko powszechny sprzeciw może zatrzymać rozpędzoną, niemiecką machinę przejmowania Europy.
Dlatego w ubiegłym roku – 11 listopada, gdy świętowaliśmy kolejną rocznicę odzyskania niepodległości – ogłosiliśmy powołanie do życia Kolegium Suwerenności, które staje się zapleczem eksperckim, dostarczającym wsparcie prawne i merytoryczne analizy dla całego polskiego ruchu suwerennościowego.Pierwsze owoce naszej decyzji już są widoczne. Za mną szereg spotkań terenowych. Nasz głos jest obecny w mediach poprzez setki wypowiedzi, wywiadów, artykułów i wzmianek. O wynikach naszych analiz wspominają politycy z różnych politycznych środowisk. Jarosław Kaczyński mówił na partyjnym wiecu, że „prawnicy z Ordo Iuris wykazali, że w 10 najważniejszych strefach tracimy suwerenność”. W wielkiej konferencji suwerennościowej „Wolni Polacy wobec zmian traktatowych Unii Europejskiej”, która zostanie zorganizowana w marcu w Katowicach, nasi eksperci będą najliczniejszym niezależnym środowiskiem. Rozpoczęliśmy także budowę międzynarodowego ruchu sprzeciwu wobec zmian w traktatach UE.
Aby wszystkim obrońcom niepodległej Ojczyzny dać do ręki argumenty i konkretną wiedzę – przed kilkoma dniami zaprezentowaliśmy raport „Po co nam suwerenność?”. Precyzyjnie pokazujemy w nim, że traktatowe zmiany mają trwale odebrać Polsce suwerenność w 10 konkretnych obszarach – kluczowych dla naszej narodowej suwerenności.Skutkiem wdrożenia reformy może być przejęcie przez Unię dowodzenia nad siłami zbrojnymi Polski, zamknięcie polskich ambasad i zastąpienie polskich dyplomatów służbami unijnymi. To także ostateczne oddanie Brukseli kontroli nad przepływem imigrantów. Unia Europejska będzie mogła przejąć nadzór nad kluczowymi gałęziami polskiego przemysłu, zamykać kopalnie i porty, oraz nabyć wyłączną kompetencję w zakresie zawierania porozumień dotyczących ochrony klimatu. To urzędnicy UE zdecydują, czy mamy budować Centralny Port Komunikacyjny lub autostrady. Reforma będzie skutkować narzuceniem państwom członkowskim akceptacji aborcji, surogacji, eutanazji, permisywnej edukacji seksualnej, przywilejów dla homozwiązków i homoadopcji.
Raport przetłumaczyliśmy już na język angielski i rozpoczęliśmy jego szeroką promocję. W ubiegły piątek kopie raportu trafiły do przedstawicieli węgierskiego rządu podczas Polsko-Węgierskiego Politycznego Forum w Budapeszcie, gdzie uczestniczyliśmy w dyskusji o przyszłości naszego regionu.Już niedługo raport trafi do wszystkich eurodeputowanych. Będzie też podstawą rozmów i spotkań ze środowiskami ze Słowacji, Chorwacji, Włoch, Hiszpanii, Francji, Rumunii, Bułgarii i wielu innych krajów, które mogą przyczynić się do zablokowania zmian.Wszystkie te działania to dla nas duże koszty, ale wszystkie są absolutnie niezbędne, bo jeśli oddamy naszą suwerenność – cała nasza walka w obronie kluczowych dla nas i dla Pana wartości nie będzie już miała znaczenia, bo decyzje podejmować będzie za nas Bruksela… a tak właściwe, to Berlin.
Dlatego ośmielam się prosić Pana o rozważenie jednorazowego lub stałego wsparcia dla Instytutu Ordo Iuris, bo przed nami ogrom pracy, który będziemy musieli wykonać – także w Pana imieniu – by obronić wiszącą już na włosku niepodległość naszej Ojczyzny.Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk
Wciąż nie jest za późno
Choć w ciągu ostatnich kilku lat centralizacja Unii Europejskiej uległa radykalnemu przyspieszeniu, to jednak przed nami nadal długa droga.Procedura zmian traktatowych została formalnie rozpoczęta w ubiegłym roku, gdy projekt został przyjęty na forum Parlamentu Europejskiego. Następnie została przekazana Radzie Unii Europejskiej (złożonej z właściwych ministrów poszczególnych państw członkowskich), która przekazała ją do kolejnego etapu procedowania 18 grudnia.Trzecim etapem procedury będzie podjęcie przez Radę Europejską
 (złożoną z szefów państw i rządów) decyzji zwykłą większością głosów o zwołaniu konwentu złożonego z przedstawicieli parlamentów narodowych, szefów państw i rządów, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej.Konwent dokona wstępnej oceny merytorycznej poprawek zgłoszonych przez Parlament Europejski, a następnie – w drodze konsensusu – przyjmie zalecenia dla konferencji międzyrządowej. Alternatywnie Rada Europejska może samodzielnie ustalić takie zalecenie bez zwoływania konwentu, ale na taki ruch musi uzyskać zgodę Parlamentu Europejskiego.Następnie przewodniczący Rady UE zwołuje konferencję międzyrządową, która będzie najważniejszym etapem procedury. To wtedy przedstawiciele rządów państw członkowskich wypracują ostateczną treść poprawek traktatowych, które mogą przyjąć jedynie w drodze konsensusu. Potem nie będzie już można dokonywać żadnych zmian w treści poprawek.Ostatnim etapem procedury jest ratyfikacja nowych traktatów przez wszystkie państwa członkowskie zgodnie z ich konstytucyjnymi wymaganiami. W przypadku Polski ratyfikacja traktatów leży w gestii Prezydenta RP, który musi wcześnie uzyskać zgodę parlamentu. Ponieważ proponowane poprawki przewidywałyby znaczące poszerzenie kompetencji Unii Europejskiej, taka zgoda musiałaby zostać wyrażona odrębnie przez Sejm i Senat – w każdym przypadku większością 2/3 głosów. Alternatywnie zgoda na taką ratyfikację mogłaby zostać wyrażona w drodze referendum.Otwórzmy oczy Europejczykom!Przed nami zatem proces, który może potrwać około dwóch lat. Wciąż mamy więc czas na zorganizowanie sprzeciwu i uświadomienie Polakom skali zagrożenia. 
Ale musimy te działania rozpocząć już teraz – zanim ruszy machina propagandowa unijnych federalistów.Co więcej – bardzo istotne będzie uświadomienie skali zagrożenia także obywatelom innych państw europejskich, bo sprzeciw jednego kraju łatwo złamać, co dobitnie pokazuje chociażby historia przyjmowania Traktatu lizbońskiego, który pierwotnie także nie był akceptowany przez część państw, których sprzeciw został ostatecznie przełamany.
Dlatego opublikowany w tym tygodniu raport „Po co nam suwerenność?” przetłumaczyliśmy już także na język angielski. Sam raport trafi do eurodeputowanych, polityków krajowych oraz organizacji społecznych w całej UE.W raporcie opisaliśmy 10 konkretnych obszarów postulowanej cesji narodowej suwerenności. Zebrani przez Instytut Ordo Iuris eksperci pisali o utracie samostanowienia w dziedzinach: ochrony klimatu, polityki zdrowotnej, infrastruktury transgranicznej, ochrony granic, polityki zagranicznej, bezpieczeństwa i obronności, przemysłu, edukacji, polityki monetarnej i prawa rodzinnego. Każdemu z tych zagadnień poświęciliśmy odrębny rozdział raportu, w którym omówiliśmy zakres oddawanych kompetencji narodowych i ich przewidywane konsekwencje.Z całego pakietu zmian wyłania się konkretna wizja „europejskiego superpaństwa”, gospodarczo scentralizowanego i zarządzanego odgórnie na poziomie znacząco przekraczającym federalizację USA. 
W świetle przyjętych zmian Polska straciłaby kontrolę nad obszarami, które według teoretyków państwowości są esencją tego, co możemy nazywać państwem niepodległym i suwerennym, a więc sprawami wewnętrznymi państwa, własną polityką zagraniczną, zdolnością do prowadzenia wojny obronnej i ochrony zdefiniowanych granic.To prawdziwy tryumf Altiero Spinellego, który pisał w Manifeście z Ventotene, że „fundamentalny, wymagający rozwiązania problem, którego istnienie sprawia, iż wszelki dalszy postęp jest jedynie pozorny, to kwestia zniesienia ostatecznego podziału Europy na suwerenne państwa narodowe”.
Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk[to w oryginale, nie kopiuje mi sie MD]
Unia zamknie polskie kopalnie?W raporcie piszemy między innymi o wyposażeniu Unii Europejskiej w wyłączną kompetencję w zakresie zawierania międzynarodowych porozumień „w sprawie zmiany klimatu” oraz usunięciu obszaru „środowisko naturalne” z zakresu kompetencji dzielonych (poprawka 70), co prowadzić będzie do przejęcia przez Unię Europejską wyłącznej kompetencji nad zagadnieniami środowiska naturalnego.Mowa jest także o włączeniu nowej kategorii przestępstw przeciwko środowisku do kategorii przestępstw unijnych oraz wyposażanie Europolu w dodatkowe kompetencje do ich ścigania. W świetle dotychczasowej polityki energetycznej UE bezpośrednim skutkiem przyjęcia poprawek będzie uderzenie w konstytucyjną zasadę bezpieczeństwa energetycznego.
Nie ulega wątpliwości, że w poszczególnych państwach europejskich istnieją różne – często sprzeczne ze sobą – interesy związane z przyszłością energetyki. Najdobitniejszym tego przykładem jest niemiecka polityka energetyczna, która przez dekady zakładała ścisłą współpracę z Rosją, co stoi w sprzeczności z interesami polskimi.Warto też przypomnieć, że jeden tylko spór między Polską a Czechami w sprawie elektrowni Turów postawił pod znakiem zapytania dalsze funkcjonowanie kompleksu, który odpowiada za dostarczanie ok. 6-8% krajowej produkcji energii elektrycznej. A nietrudno sobie wyobrazić sytuację, w której w wyniku ustaleń klimatycznych poczynionych przez Unię Europejską Polska w trybie natychmiastowym zmuszona byłaby zrezygnować z wydobycia węgla brunatnego i wytwarzania energii elektrycznej w polskich elektrowniach węglowych.CPK, port LNG, energetyka i waluta – o tym zdecydują w Brukseli
Kluczowa dla przyszłości Polski może być też poprawka 71, która zakłada poszerzenie kompetencji dzielonych – w ramach których Unia ma pierwszeństwo przed państwami członkowskimi – w zakresie transportu o infrastrukturę transgraniczną.
 Dotyczyć to będzie wszelkiego rodzaju transportu: drogowego, kolejowego, morskiego, lotniczego oraz żeglugi śródlądowej.Przyjęcie poprawki może oznaczać, że państwa członkowskie zostaną pozbawione możliwości podejmowania suwerennych decyzji dotyczących między innymi dróg o znaczeniu międzynarodowym, kolejowych połączeń międzypaństwowych, międzynarodowych portów lotniczych czy portów morskich. W kontekście Polski poprawka dotykałaby suwerennych kompetencji w zakresie planowania i realizacji takich inwestycji jak: Centralny Port Komunikacyjny, rozwój Portu Gdańskiego, budowa i rozwój terminalu LNG (gazoportu) czy planowanie i budowa Via Carpatia.
Proponowane zmiany traktatowe dotyczą także takich strategicznych obszarów jak: przemysł wydobywczy, energetyka i przemysł zbrojeniowy. Projektowane zmiany uderzą zatem w konkurencyjność i dynamikę rozwoju polskiej gospodarki, wymuszając dalsze jej podporządkowanie głównym ośrodkom gospodarczym UE – w szczególności gospodarce niemieckiej.Projekt zmian traktatowych przyjęty przez Parlament Europejski przewiduje też wpisanie do traktatu prostego zdania, że „walutą Unii jest euro”. Zmiana ta będzie naglącym zobowiązaniem do wdrożenia wspólnej waluty we wszystkich państwach członkowskich i zrzeczenie się suwerenności walutowej. Tymczasem głównym beneficjentem wspólnej waluty są Niemcy, a zaraz za nimi Holandia. Wszystkie pozostałe państwa członkowskie traciły na obecności w strefie euro względem tego, co potencjalnie mogłyby zyskać, posiadając własną walutę. Taką niekorzystną perspektywę ma również Polska.
Polska armia do likwidacji?Projekt zmian traktatowych może być także bardzo groźny dla naszego bezpieczeństwa. Obejmuje on bowiem prymat unijnej większość w sprawach „bezpieczeństwa zewnętrznego i obronności”. Preambuła rezolucji Parlamentu Europejskiego wzywa „do ustanowienia Unii Obronnej obejmującej jednostki wojskowe i stałą zdolność do szybkiego rozmieszczenia, pod dowództwem operacyjnym Unii”. Ponadto „proponuje, aby wspólne zamówienia i rozwój uzbrojenia były finansowane przez Unię ze specjalnego budżetu podlegającego współdecyzji i kontroli parlamentarnej”.Powołanie Unii Obronnej należy odczytywać jako wyzwanie rzucone strukturom NATO, a w dalszej perspektywie jako próbę całkowitej rezygnacji Europy ze współpracy militarnej z USA. Mówił o tym wprost jeden ze sprawozdawców rezolucji Paramentu Europejskiego Helmut Scholz.Przeniesienie kompetencji dotyczących obronności i bezpieczeństwa na grunt wspólnej polityki unijnej w praktyce oznaczać będzie pozbawienie państw narodowych ich własnych zdolności obronnych i całkowitą zależność od decyzji podejmowanych w Brukseli. Dobrze znana opieszałość struktur unijnych – widoczna zwłaszcza w jej działaniach na rzecz wsparcia Ukrainy, które były jedynie tłem dla działań państw narodowych – sprawi, że rzeczywiste bezpieczeństwo państw członkowskich nowego sojuszu się zmniejszy, a nie wzrośnie. Doprowadzi to do paraliżu możliwości obronnych konkretnych państw, które w razie wrogiej aktywności będą musiały oczekiwać na podjęcie decyzji przez polityków i urzędników znajdujących się setki kilometrów od miejsca agresji. Praktyka ostatnich miesięcy dobitnie pokazuje, że cyniczna postawa Berlina i niektórych innych stolic państw zachodniej Unii każe nam się zastanowić, czy w sytuacji rzeczywistej agresji Federacji Rosyjskiej na Polskę lub państwa bałtyckie nowy sojusz podejmie odpowiednie działania na tyle szybko, by przeciwstawić się jej i ją zatrzymać.W projekcie mamy także bezpośrednio powiązaną z kwestią bezpieczeństwa poprawkę nr 73, która oddaje w ręce unijnej większość „sprawy zagraniczne”, prowadząc do pozbawienia państw członkowskich możliwości prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej oraz poprawkę nr 98, która umożliwi Unii Europejskiej bezpośrednie ingerowanie w kompetencje państw członkowskich w zakresie ochrony granic zewnętrznych – w tym w uprawnienia i sposób wypełniania obowiązków przez krajowe służby graniczne i imigracyjne.Aborcja, tranzycja i seksualizacja dzieci? Obowiązkowo!
Projektowane zmiany traktatów unijnych obejmują także kwestie związane z narzucaną nam od lat przez instytucje unijne aborcją i ideologią gender.Poprawki nr 103 i 104 usuwają z Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej wymóg uzyskania jednomyślności w Radzie UE w zakresie prawa rodzinnego i zastępują go zwykłą procedurą ustawodawczą umożliwiającą przegłosowanie jednych państw przez drugie. W konsekwencji, kwalifikowaną większością mogłyby zostać przyjęte rozwiązania sprzeczne z tożsamością kulturową, konstytucyjną i obyczajową istotnej części państw członkowskich. Przykładowo, mogłoby to być rozporządzenie dotyczące instytucjonalizacji związków homoseksualnych i zrównania ich z małżeństwami czy rozporządzenie dotyczące uznaniowego odbierania dzieci rodzicom za wychowywanie ich w danym systemie wartości.Do obszarów, w których decyzje będą należeć do unijnej większości miałaby dołączyć także edukacja. Oznaczałoby to daleko idące ograniczenie samodzielności państw członkowskich w zakresie określania treści nauczania oraz organizacji systemów edukacji. Po wprowadzeniu zmian niewykluczone będzie wprowadzenie jednolitej, europejskiej matury oraz ograniczenie nauczania ojczystego języka, historii czy geografii. Możliwe stanie się odgórne wprowadzenie do szkół jednolitej dla wszystkich, obligatoryjnej, permisywnej edukacji seksualnej, a także modelu edukacji włączającej, zakładającego likwidację szkół specjalnych. Kluczowe kompetencje Ministra Edukacji mógłby przejąć unijny komisarz, którego nie będzie można jednak zmienić przy kolejnych, krajowych wyborach parlamentarnych.Wśród przyjętych przez Parlament Europejski poprawek do unijnych traktatów znalazły się zmiany oddające Unii Europejskiej kontrolę nad szerokim obszarem polityki zdrowotnej. Miałoby to także dotyczyć, nieuznanej dotąd w normach traktatowych, niedookreślonej koncepcji „zdrowia i praw seksualnych i reprodukcyjnych”, oznaczające de facto głównie aborcję i antykoncepcję, ale także drastyczne ingerencje chirurgiczne i hormonalne w ramach tzw. korekty płci czy „prawo do edukacji seksualnej”, afirmującej hedonizm i rozwiązłość.Proponowane rozszerzenie kompetencji Unii na politykę zdrowotną państw członkowskich w przypadku ogłoszenia kolejnej epidemii skutkować może centralną polityką sanitarną, włączając w to decydowanie o ograniczaniu praw i wolności (w tym przez wprowadzanie lockdownów, ograniczeń w przemieszczaniu się i obowiązkowych szczepieniach) z pominięciem polskiego rządu i parlamentu.
Pomóż nam obronić polską niepodległość!
Jak widać zatem – Polska suwerenność i niepodległość wisi na włosku. Ale wciąż możemy ją obronić.Poprzednie pokolenia Polaków często musiały walczyć o tę niepodległość z bronią w ręku. My będziemy mogli to zrobić bez ryzykowania życia, bo to nasz głos przy referendalnej urnie może zdecydować o tym, czy Polska pozostanie państwem suwerennym.Aby zwyciężyć, musimy już teraz rozpoczęć walkę o świadomość Polaków. I nie będzie to sprint. Przed nami prawdziwy maraton, na który musimy być gotowi i który musimy rozpocząć już teraz.Zapewniam Pana, że się nie poddamy. Będziemy robić, co w naszej mocy, by najlepiej jak potrafimy służyć Ojczyźnie w tym czasie wielkiej próby.Mamy przed sobą ogrom pracy, która będzie przekraczać codzienną aktywność prawników Ordo Iuris – bo i samo zagrożenie dla naszej Ojczyzny jest bezprecedensowe. Dlatego nie tylko piszemy o istniejącym zagrożeniu na naszych stronach i w mediach społecznościowych, występujemy w mediach, piszemy analizy i raporty, uruchamiamy internetowe petycje i udostępniamy efekty naszych prac europejskim decydentom i naszym partnerom z całej Europy. Ruszyliśmy już także w Polskę, by osobiście spotykać się z rodakami i uświadamiać im, czym skończy się proponowana reforma UE.W czwartek osobiście spotkałem się z mieszkańcami Suwałk. A wcześniej – w ciągu zaledwie kilku tygodni – odwiedziłem też między innymi Dąbrowę Górniczą, Częstochowę, Mielec, Zawiercie i Jasło a w przyszły piątek będę rozmawiał na ten temat z mieszkańcami Lublina. Teraz czas na budowanie Klubów Suwerennościowych w całym kraju.Już dziś potrzebujemy Pana pomocy – zarówno w uświadamianiu swoich bliskich i znajomych co do skali zagrożenia, jak i pomocy finansowej. Bez zgromadzenia niezbędnych do naszej pracy środków finansowych, nie będziemy mogli jej kontynuować.Dlatego będę Panu bardzo wdzięczny za podzielenie się tą wiadomością ze swoimi bliskimi i znajomymi i jej szerokie rozpowszechnienie oraz za rozważenie wsparcia Instytutu Ordo Iuris – najlepiej wsparcia regularnego, które umożliwia nam planowanie kolejnych miesięcy pracy.Wsparcia można dokonać, klikając w poniższy przycisk lub dołączając do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris.
Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk
Z wyrazami szacunkuAdw. Jerzy Kwaśniewski - Prezes Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo IurisP.S. W każdym pokoleniu jako Polacy stajemy wobec wyzwania obrony niepodległości naszej Ojczyzny. Za każdym razem zagrożenie przybiera inną postać, chociaż zwykle nadchodzi ze strony tradycyjnych wrogów polskiej państwowości. I tym razem nadszedł czas próby. Jedynie od naszego zaangażowania zależy, czy ogarnie nas mrok rozbiorów i ponownie – całkiem dosłownie – Polska zostanie wymazana z map świata, wchodząc w skład scentralizowanego Państwa Europa. Dlatego musimy działać odważnie i razem. Wspólnie obronimy naszą suwerenność!
Działalność Instytutu Ordo Iuris możliwa jest szczególnie dzięki hojności Darczyńców, którzy rozumieją, że nasze zaangażowanie wymaga regularnego wsparcia.Ustaw stałe zlecenie i dołącz do naszej misji.
Dołączam do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris

Min. Czarnek: Panie Szmyhal, czy w ramach środków odwetowych oddacie nam miliardy za edukację ukraińskich dzieci w polskich szkołach?

Czarnek: panie Szmyhal, czy w ramach środków odwetowych oddacie nam miliardy za edukację ukraińskich dzieci w polskich szkołach?

oddacie-nam-miliardy-za-edukacje-setek-tysiecy-ukrainskich-dzieci

„Niech Pan porzuci ten bezczelny ton, bo szkodzi pan Ukrainie i naszym relacjom”, napisał na Twitterze poseł PiS Przemysław Czarnek.

Polityk skomentował w ten sposób skandaliczne słowa premiera Ukrainy Denysa Szmyhala, który zagroził w piątek Polsce, że jeśli sprawa odblokowania granicy nie zostanie rozwiązana do 28 marca, jego kraj może zastosować środki odwetowe na przejściach granicznych.

„Panie @Denys_Shmyhal, w ramach środków odwetowych może oddacie nam miliardy za edukację setek tysięcy ukraińskich dzieci w polskich szkołach? A może oddacie nam miliardy za pomoc militarną?”, napisał na wstępie Przemysław Czarnek.

„Nie chcemy, bo wiemy, że to nasza ludzka, chrześcijańska powinność. Dokładnie taka sama jak obrona polskiego, zdrowego, prawdziwie ekologicznego rolnictwa, ochrona konsumentów polskich przed szkodliwymi dla zdrowia produktami.

Dlatego niech Pan porzuci ten bezczelny ton, bo szkodzi Pan Ukrainie i naszym relacjom”, dodał były minister edukacji i nauki.

Źródło: platforma X