Niemcy okradli nas na setki miliardów złotych

Zamek Królewski po pożarze 17 września 1939 r. Zamek został trafiony niemieckimi bombami, podobnie jak sąsiadująca katedra św. Jana. FOT. MATERIAŁY PRASOWE

Niemiecka okupacja zrujnowała polską gospodarkę i nasz system bankowy – mówi prof. Mirosław Kłusek w rozmowie z „Naszą Historią”.

„Nasza Historia”: Panie profesorze, jak Niemcy w czasie okupacji wykorzystali polski system bankowy do finansowania swoich celów?Prof. Mirosław Kłusek: Na ziemiach wcielonych do III Rzeszy polski system bankowy został całkowicie zlikwidowany, cały jego majątek przeszedł na własność Rzeszy. Likwidacją bankowości polskiej zajmował się Główny Urząd Powierniczy Wschód (Haupttreuhandstelle Ost). On przejmował skradzione przez Niemców środki bankowe i majątek. Następnie pieniądze trafiały na konto Banku Rzeszy i do Ministerstwa Finansów Rzeszy. Ten resort bezpośrednio finansował prowadzenie wojny.Jak to wyglądało na terenach tzw. Generalnego Gubernatorstwa?Gospodarka nie może funkcjonować bez systemu bankowego, ponieważ jest on jej krwiobiegiem. Na ziemiach polskich, które nie zostały wcielone do III Rzeszy, Niemcy pozwolili działać jedynie instytucjom kredytowym i bankom, które finansowały ich cele gospodarcze i wojskowe. Zezwolili na kontynuowanie działalności przez Państwowy Bank Rolny, Bank Gospodarstwa Krajowego i Bank Handlowy. Większość pozostałych banków i instytucji kredytowych pozbawiano możliwości funkcjonowania. W bankach Niemcy wprowadzili zaufanych powierników – Treuhänderów – nadzorujących ich działalność. Państwowy Bank Rolny finansował skup kontyngentów żywnościowych dla Wehrmachtu, policji i SS oraz ludności niemieckiej na okupowanych terenach. Bank Gospodarstwa Krajowego finansował niemiecki przemysł zbrojeniowy.

Ile wynoszą straty poniesione przez polski system bankowy w wyniku okupacji niemieckiej?

Szacuję je na około 5 mld przedwojennych złotych. Po zwaloryzowaniu na współczesną kwotę będzie to 80-100 mld zł. Ale w tej kwocie nie są uwzględnione straty wynikające z działalności Banku Emisyjnego w Generalnym Gubernatorstwie. Szacuję je na około 160 współczesnych miliardów złotych.

Mało znany jest fakt, że Niemcy zmusili Polaków do finansowania ich machiny wojennej. Może pan szerzej o tym opowiedzieć?

Władze Generalnego Gubernatorstwa emitowały obligacje i bilety skarbowe. Do ich zakupu Niemcy zmuszali polskie instytucje bankowe i przedsiębiorstwa.

Podane przez pana kwoty straty polskiej bankowości z czasów okupacji niemieckiej nie uwzględniają depozytów bankowych należących do indywidualnych osób.

Nie, ponieważ jeżeli banki sporządzały sprawozdania za okres okupacji, umieszczały tam wysokość strat w swoich aktywach i majątku. A przecież w bankach znajdowały się również skrytki czy sejfy, w których osoby prywatne przechowywały cenne rzeczy, np. kosztowności, złoto, biżuterię, waluty zagraniczne, papiery wartościowe. Ale to nie było własnością banku, który tylko wynajmował skrytkę. Niemcy po zajęciu Polski w 1939 r. interesowali się tym, co jest w tych skrytkach. Klucze mieli właściciele i banki, które nie były zainteresowane przekazaniem ich Niemcom. Ale to nie było dla okupantów przeszkodą, bo włamywali się do skrytek i je okradali. Interesowało ich zwłaszcza złoto i biżuteria oraz waluty zagraniczne. Złoto trafiało najczęściej do Berlina. Tam przetapiano je w sztabki, a potem w Szwajcarii i w Turcji wymieniano na waluty zagraniczne, które wykorzystywano do zakupu surowców. Biżuterię sprzedawano, podobnie jak zagraniczne papiery wartościowe. Traciły na tym osoby prywatne, natomiast dla banku to nie była strata. Oszacowałem, że straty z tego tytułu wyniosły około miliarda przedwojennych złotych. To równowartość minimum 20 miliardów współczesnych złotych.

Niemiecki rabunek nie ograniczył się do okradania prywatnych skrytek i sejfów.Oczywiście, że nie. Pod koniec wojny, w 1944 i 1945 r. Niemcy wywozili skradzioną z polskich banków walutę zagraniczną, złoto i kosztowności. Rabowali również meble, maszyny liczące i maszyny do pisania z banków. Nie byli zainteresowani sztuczną, stworzoną przez nich walutą okupacyjną, tzw. młynarkami Banku Emisyjnego. Stało się tak, ponieważ nie przedstawiały one większej wartości.Co ze środkami, które odkrył pan na tzw. brytyjskim koncie?W moim odczuciu, graniczącym z pewnością, one są i nadal czekają na odbiór. Są podstawy, by Polska domagała się zwrotu tych pieniędzy. Ich odzyskanie zależy od sprawności polityków.Jak pan trafił na ślad tych pieniędzy?Odkryłem podczas badań, że w 1949 r. w brytyjskiej strefie okupacyjnej na koncie Głównego Urzędu Powierniczego Wschód znaleziono pieniądze pochodzące z likwidacji oddziałów trzech polskich instytucji bankowych: Banku Polskiego, Banku Gospodarstwa Krajowego i Państwowego Banku Rolnego. Suma znajdujących się tam środków wyniosła ok. 180 mln Reichsmarek, to równowartość 360 milionów przedwojennych polskich złotych. Obecnie wartość znajdujących się tam pieniędzy wynosi około 6 mld złotych. Brytyjczycy stwierdzili, że te pieniądze pochodzą z polskich banków. Mieli nawet zamiar zwrócić je Polsce. Ale nic nie wskazuje na to, że tak się stało.

źródło: https://gs24.pl/niemcy-okradli-nas-na-setki-miliardow-zlotych/ar/c15-18279415

Mokotowska 50, czyli komuna wiecznie żywa. Święte prawo własności ukradzionej.

Mokotowska 50, czyli komuna wiecznie żywa. Święte prawo własności ukradzionej.

Izabela Brodacka

Znana wielu, a mi z autopsji, była po wojnie sprawa tak zwanych promes budowlanych. Komunistyczne władze nie radząc sobie z odbudowywaniem zniszczonej przez Niemców stolicy udzielały przedwojennym właścicielom nieruchomości zgody na jej odbudowanie zobowiązując się, że pozostanie ona we władaniu i użytkowaniu tych właścicieli. To zobowiązanie władz nazywało się właśnie „ promesą budowlaną”. Oczywiście komunistyczne władze nie miały najmniejszego zamiaru swoich zobowiązań dotrzymywać i w dniu zakończenia budowy do mieszkania czy willi wprowadzani byli na gotowe kwaterunkowi lokatorzy, najczęściej ze sfer ubecko- milicyjnych. Nie uczestniczyli w kosztach eksploatacji i ogrzewania budynku i żądali od właściciela wykonywania nawet najdrobniejszych napraw w użytkowanym mieszkaniu. Pamiętam, że cała nasza rodzina obsługiwała, również w nocy, piec centralnego ogrzewania, bo nie stać nas było na palacza, a ojciec klnąc jak szewc naprawiał lokatorom spłuczkę w toalecie i wymieniał uszczelki w kranach. Lokatorzy panoszyli się w cudzym ( należącym do siostry mojej matki) domu przekonani o swoich prawach.

Podobno mamy niepodległość, podobno komuna upadła lecz komunistyczna mentalność i sposób zarządzania społeczeństwem się nie zmieniły. Kilka miesięcy temu opisywałam sprawę pani Bargieł, której ojciec po wojnie przebudował rozpadający się baraczek czy magazyn na domek jednorodzinny o powierzchni przeszło 80 metrów kwadratowych. Oczywiście otrzymał wszelkie niezbędne pozwolenia. Już w wolnej Polsce gmina usiłuje wyeksmitować panią Bargieł do dwudziestometrowego lokalu socjalnego bez mowy o zwrocie poniesionych przez rodzinę nakładów, które niezależny ekspert (powołany przez sąd a nie przez panią Bargieł) wycenił na milion złotych. Z podobną sprawą mam do czynienia obecnie.

Dotyczy zabytkowej kamienicy przy ulicy Mokotowskiej 50 w Warszawie gdzie usiłuje się „wyrzucić” dyplomowanego muzyka z adaptowanego przez niego na mieszkanie strychu.

Historia jego prac adaptacyjnych rozpoczęła się w roku 1990. Muzyk otrzymał zgodę Wydziału Spraw Lokalowych Urzędu Dzielnicowego. Strych pochodził z wykazu pomieszczeń do adaptacji na cele mieszkalne zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Budownictwa. Z różnymi kolejami losu artysta wybudował w oparciu o pełną dokumentację i wyłącznie za swoje pieniądze lokal, w którym z rodziną mieszka ponad 20 lat. Wymienił zniszczone elementy więźby, wzmocnił legary, ocieplił dach, zmienił pokrycie dachu i zmurszałe krokwie- wszystko pod specjalistycznym nadzorem budowlanym i za zgodą konserwatora zabytków.

Niespodziewanie gmina Śródmieście w 2021 r postanowiła wykonać remont na połowie dachu kamienicy nad mieszkaniem muzyka. Jednak przez ponad dwa lata nikt nie interesował się ani faktycznym stanem zachowania dachu (brak ekspertyz) ani pozostałą częścią dachu nad sąsiadami. Aktualnemu inwestorowi, który wpakował w przebudowę spore pieniądze przydzielono mieszkanie zamienne o znacznie niższym standardzie, nie dając żadnej gwarancji powrotu do przebudowanego lokalu. Co gorsza z zamiarem zniszczenia elementów stałej zabudowy lokalu i z pisemnym potwierdzeniem braku możliwości ich odtworzenia.

Pikanterii tej sprawie dodaje fakt, że nikt z decydentów nawet nie sprawdził jak wygląda faktyczny stan dachu od strony wnętrz. Nie ma też mowy o kwestiach odszkodowawczych a obiecana możliwość wykupu lokalu, pozostająca tak jak w przypadku pani Bargieł w sferze mglistych obietnic, została anulowana. Informacja o decyzji odsprzedania lokali mieszkańcom pojawiła się na tablicy w urzędzie przy Nowogrodzkiej ale została szybko zdjęta. Zgromadzono liczną korespondencję pomiędzy zainteresowanymi osobami a gminą, w której zmienia się powody remontu jak rękawiczki. Są liczne dowody, że to sprawa szyta grubymi nićmi i bezprawnie kontynuowana.

Opisywany problem zastanawia zwłaszcza w świetle częstego nadbudowywania pod pretekstem remontu kolejnego piętra nad dachami okolicznych zabytków.

Wniosek nasuwa się sam. Gdy potomkowie stalinowców osadzonych w skradzionych prawowitym właścicielom mieszkaniach wykupili te lokale za około 10% wartości rynkowej, sprzedaż mieszkań kwaterunkowych została wstrzymana. Faktycznie niektórzy szczęśliwcy zdołali również uwłaszczyć się za te 10%, zapewne by usankcjonować wykup apartamentów w Alei Róż, Alei Przyjaciół czy przy Szucha 16 zrabowanych przez komunę ich właścicielom. Obecnie przedwojennym właścicielom mieszkań proponuje się czasami ich wykup po cenie rynkowej podczas gdy w ramach fałszywej reprywatyzacji złodzieje kupowali kamienice, a właściwie roszczenia do kamienicy nawet za 50 złotych (taki rekord dotyczy kamienicy przy ulicy Hożej w Warszawie) i te kamienice „odzyskiwali”. W ten złodziejski proceder zaangażowane były sądy potwierdzające pełnomocnictwa podpisane przez osoby nie żyjące od przeszło stu lat, notariusze i adwokaci. Pewna pracownica ratusza powiązana podobno rodzinnie ze znanym adwokatem Robertem Nowaczykiem zajmującym się skupowaniem roszczeń uzyskała przeszło 40 milionów odszkodowania za nieruchomości których nigdy nie posiadała. Jak wyliczono w akcie oskarżenia prawnik wywalczył dla swoich klientów około 96 milionów złotych z tytułu odszkodowań, zwrot ponad 40 kamienic i działek. Nowaczyk wyratował się od odpowiedzialności prawnej współpracując z prokuraturą, a w lipcu tego roku uprzejmie młodo zmarł. Nic nowego się już od niego nie dowiemy.

Trzecia Rzeczpospolita odwołując się do tradycyjnych wartości zamieniła je w parodię. „Święte prawo własności” w III Rzeczpospolitej oznacza „święte prawo własności ukradzionej”, prawna ochrona praw nabytych nie znaczy po prosu nic. Ojciec pani Bargieł przeliczył się uważając, że przebudowując w zgodzie z promesą barak i zamieniając w domek jednorodzinny zabezpieczył swoją rodzinę. Artysta przeliczył się angażując finansowo i rzeczowo w przebudowę strychu przy Mokotowskiej 50. Urzędnik gminy jednym pismem jest w stanie anulować wszelkie podjęte wobec niego zobowiązania.

NIK donosi do prokuratury o nadużyciach przy tworzeniu szpitala covidowego

NIK donosi do prokuratury w sprawie nadużyć przy okazji tworzenia szpitala covidowego [Aż dziewięcio-krotne podwyżki ceny…]

nik-do-prokuratury-w-sprawie-naduzyc-szpitala-covidowego

#covid #defraudacja #korupcja #nadużycia #niegospodarność #NIK #Opole #szpitale covidowe

(Ilustracja Pixabay)

Opolska delegatura NIK skierowała do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez byłego wojewodę. Doniesienie dotyczy prac przy tworzeniu szpitala covidowego w Opolu i funkcjonowania izolatorium.

Opolska delegatura Najwyższej Izby Kontroli opublikowała wyniki kontroli działań wojewody opolskiego przy budowie szpitala tymczasowego dla chorych na COVID i organizacji izolatoriów. Jak informuje NIK, w wyniku kontroli skierowano do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na wyrządzeniu Skarbowi Państwa szkody majątkowej o wielkich rozmiarach.

Zdaniem kontrolerów, przy adaptacji Centrum Wystawienniczo-Kongresowego w Opolu na szpital tymczasowy wydano niegospodarnie 2,7 mln złotych. Wątpliwości NIK wzbudził także wydatek 530 tysięcy złotych za izolatorium w jednym z hoteli, do którego nie skierowano ani jednego pacjenta.

„Wojewoda nie zapewnił rzetelnej weryfikacji oferty cenowej dotyczącej adaptacji budynku Centrum Wystawienniczo-Kongresowego w Opolu do potrzeb Szpitala Tymczasowego. Biegły powołany przez NIK oszacował, że poniesiono na ten cel wydatki o prawie 2 mln 700 tys. zł wyższe od wartości rynkowej zrealizowanych robót. (…) Nie zapewniono rzetelnego nadzoru nad zakupami aparatury medycznej, przez co szpital tymczasowy wyposażono w urządzenie do automatycznego cięcia i pakowania blistrów leków o wartości prawie 870 tys. zł, które nie było niezbędne do jego funkcjonowania” – napisano w dokumencie pokontrolnym NIK.

Zdaniem kontrolerów NIK, wynagrodzenie za wykonanie robót budowlanych określono na podstawie ceny podanej przez wykonawcę bez zapewnienia rzetelnego przeprowadzenia negocjacji bądź prób pozyskania ofert od innych potencjalnych wykonawców.

Jak zauważyli kontrolerzy NIK: „Prowadząc negocjacje z wykonawcą wojewoda nie posiadał wiedzy o wartości rynkowej zamierzonych robót adaptacyjnych. Za ich wykonanie przyjęto ryczałtowy charakter rozliczenia bez uprzedniego sporządzenia kosztorysu inwestorskiego czy ofertowego. (…) Wojewoda, jak i członkowie zespołu uczestniczący w negocjacjach z ramienia zamawiającego, nie posiadali wiedzy ani doświadczenia co do sposobu rozliczeń z wykonawcami robót budowlanych, w kwestii wartości robót, cen rynkowych, cen materiałów budowlanych, marży, aktualnej wartości robót, itp., i zgodnie przyznali, że z tego względu nie weryfikowali merytorycznie przyjętego sposobu rozliczeń ustalonego w protokole negocjacji”.

Niezależnie od wyceny inwestycji przez biegłego, NIK szczegółowym badaniem objęła 10 pozycji protokołu wydania środków o łącznej wartości określonej przez wykonawcę na 3,03 mln zł netto. Ustalono, że wynagrodzenie podwykonawców za dostawę i montaż odpowiadających tym pozycjom urządzeń, instalacji lub wyposażenia wyniosła 1,79 mln zł netto, co oznacza, że wykonawca podwyższył wartość tych pozycji o 1,24 mln zł netto, czyli o 69,27 procent. Jak ustaliła NIK wykonawca – w rozliczeniu z zamawiającym – podwyższył ceny od 28,9 proc. aż do 329,4 proc. Zamontowane nad łóżkami promienniki ciepła podwykonawca nabył od producenta za 52,7 tys. zł netto i sprzedał wykonawcy za 260 tys. zł netto, natomiast wykonawca w rozliczeniu wykazał wartość tych urządzeń w kwocie 425,2 tys. zł.

NIK zgłosił także zastrzeżenia do funkcjonowania izolatoriów. O ile kontrolerzy przyznali rację wojewodzie o konieczności utrzymania pewnej nadwyżki miejsc w stosunku do ilości pacjentów, to już jej skala – w opinii kontrolerów – nie miała uzasadnienia. W okresie od kwietnia 2020 r. do marca 2022 r. wykorzystano jedynie 6,7 proc. miejsc udostępnionych w izolatoriach.

„Rażącym tego skutkiem było zapłacenie 530 tys. zł przedsiębiorcy za utrzymywanie w gotowości izolatorium w hotelu DeSilva w Opolu, pomimo że nigdy nie przyjęto do niego ani jednego pacjenta. W tym samym okresie wykorzystanie miejsc w izolatorium w hotelu Mercure – należącym zresztą do tego samego przedsiębiorcy – nie przekroczyło nigdy 20 proc.” – przeczytać można w dokumencie NIK.

Zdaniem Izby wojewoda wydał około 4 miliony złotych z naruszeniem zasad należytego zarządzania finansami. Jak wyliczają autorzy raportu, w całym okresie objętym kontrolą na działania związane z przeciwdziałaniem COVID-19 wydano 416 mln złotych. Koszt utworzenia i funkcjonowania szpitala tymczasowego wyniósł 46,7 mln złotych. Szpital od 27 grudnia 2020 r. do 31 marca 2022 r. przyjął 2 338 pacjentów, z których zmarło 758.

W trakcie całego okresu funkcjonowania izolatoriów na terenie województwa opolskiego z opieki w nich skorzystało 559 pacjentów. Łączny koszt wyniósł 2,3 miliona złotych, w tym 0,6 miliona zł za opiekę nad pacjentami i 1,7 miliona zł za utrzymywanie miejsc w gotowości.

W wypowiedzi dla portalu opolska360.pl były wojewoda powiedział, że wypowie się na temat zarzutów po przeczytaniu raportu NIK.

pap logo

Źródło: PAP (Marek Szczepanik)

800+ dla złodziei. Efekt nowego prawa.

800+ dla złodziei. Zaskakujący efekt nowego prawa

800+dla-

1 października zacznie obowiązywać nowelizacja kodeksu karnego. Przewiduje surowsze kary m.in. za gwałty, wprowadza też bezwzględne dożywocie. Zanim jednak przestępcy odczują surowość nowych przepisów, nowelizacja przynosi… amnestię dla złodziei.

W związku z podwyższeniem progu kradzieży z 500 zł do 800 zł, przestępstwa przeciwko mieniu o wartości mieszczącej się w tym przedziale zostaną zamienione na wykroczenia. To oznacza, że w najbliższą niedzielę każdy, kto za kradzież czy paserstwo na kwotę między 500 a 800 zł odsiedział już 30 dni, będzie musiał wyjść na wolność.

Deep fake audio: Załadować próbkę głosu – i nim mówić..

Deep fake audio jest już w zasięgu ręki każdego. Uruchomili serwis, gdzie można załadować próbkę głosu i generować dowolną wypowiedzianą nim frazę

31 stycznia 2023, deep-fake-audio-juz-w-zasiegu-reki

Oczywiście wymagane jest odznaczenie potwierdzenia, że mamy prawo do używania danego głosu, ale część osób niezbyt się przejmuje tego typu checkboxami. Engadget donosi np. o przypadkach klonowania głosów celebrytów, którzy następnie „wypowiadali” rozmaite kompromitujące frazy.

Inny przykład niedobrego zastosowania tej technologii to zaawansowany vishing – tego typu jak np. ten.

Regularni czytelnicy sekuraka pamiętają pewnie niedawnego newsa o podobnym projekcie Microsoftu, gdzie do sklonowania głosu wystarczyło raptem parę sekund nagrania (ale nie udostępniono prostego interfejsu umożliwiającego upload dowolnego głosu). Microsoft zastrzega:

Since VALL-E could synthesize speech that maintains speaker identity, it may carry potential risks in misuse of the model, such as spoofing voice identification or impersonating a specific speaker. We conducted the experiments under the assumption that the user agree to be the target speaker in speech synthesis. If the model is generalized to unseen speakers in the real world, it should include a protocol to ensure that the speaker approves the use of their voice and a synthesized speech detection model.

Dla Polaków jest też dobra informacja – zobaczcie dopisek na pierwszym zrzucie: „currently works best on US-English accent”.

Postępy cyber-bandytyzmu: Sklonowali głos prezesa (deep fake). A pracownicy zlecili przelewy.

Sklonowali głos prezesa (deep fake). I przekonali pracowników żeby zlecili przelewy na równowartość przeszło 100 milionów PLN

21 października 2021, –Michał Sajdak sklonowali-glos-prezesa-i-przekonali-pracownikow-ci-zlecili-przelewy

Temat opisuje Forbes, wskazując również na dokumenty sądowe dostępne tutaj. Co się wydarzyło? Wg relacji najpierw próbka głosu prezesa została nagrana (może np. jakaś prelekcja na konferencji) a następnie przetworzona.

Po przetworzeniu atakujący mogą już wymawiać głosem prezesa dowolne zdanie.

Jeśli chcecie przetestować tego typu technologię, to zobaczcie ten przykład: tacotron

Wracając do opisywanego oszustwa zacytujmy obszerny fragment z Forbesa:

In early 2020, a bank manager in the United Arab Emirates received a call from a man whose voice he recognized—a director at a company with whom he’d spoken before. The director had good news: His company was about to make an acquisition, so he needed the bank to authorize some transfers to the tune of $35 million. A lawyer named Martin Zelner had been hired to coordinate the procedures and the bank manager could see in his inbox emails from the director and Zelner, confirming what money needed to move where. The bank manager, believing everything appeared legitimate, began making the transfers.

Emiraty Arabskie twierdzą, że w akcji została użyta właśnie technologia klonowania głosu (czytamy o tym w dokumentach sądowych, które dotyczą dwóch z siedemnastu oskarżonych).

Jeśli interesują Cię tego typu ciekawostki, zapraszamy na nasze modułowe szkolenie cyberawareness.

Swoja drogą jakiś czas temu opisywaliśmy podobną sprawę, gdzie na celowniku była firma brytyjska:

the CEO of an unnamed UK-based energy firm believed he was on the phone with his boss, the chief executive of firm’s the German parent company, when he followed the orders to immediately transfer €220,000 (approx. $243,000) to the bank account of a Hungarian supplier. (…) Mr. Kirsch believes hackers used commercial voice-generating software to carry out the attack. He recorded his own voice using one such product and said the reproduced version sounded real.

No więc – idzie nowe? A może już dawno przyszło, tylko nikt specjalnie nie chce się chwalić swoimi dużymi wpadkami?

============================

Por.: Dwa groźne wypadki – i wnioski z nich wynikające.

Dwa groźne wypadki – i wnioski z nich wynikające.

Dwa groźne wypadki – i wnioski z nich wynikające.

Mirosław Dakowski. 21 kwiecień 2023

Dwa lata temu znajoma otrzymała w nocy telefon od córki z Kanady. Córka roztrzęsionym głosem mówiła: Mamo, stało się nieszczęście. Wypadła mi pod samochód kobieta, nagle, nie zdążyłam zahamować i ją zabiłam. Nie wiem co robić!! …Na szczęście w patrolu policji który przyjechał, znalazła się oficer-Polka. Zaproponowała mi, że sprawę da się załagodzić, ale potrzeba 15 000 dolarów.

Matka pyta: Kochanie jak mogę ci pomóc?

Córka: Ona mówi że ma ojca w polskiej policji, jest oficerem w Warszawie. To on mógłby wpaść po te pieniądze, i już wszystko będzie chyba załagodzone.

Roztrzęsiona starsza pani zadzwoniła do swego syna, który na szczęście był bardziej krytyczny. Zadzwonił natychmiast do Kanady na ten posterunek, o którym mówiła jego „siostra”, i dowiedział się, że o żadnym wypadku nic nie wiedzą. Próbował zorganizować pułapkę na tego „oficera policji”, który miał przyjść po pieniądze. Ale „dzielny oficer” widocznie się zorientował, bo nie oddzwonił. Zawiadomiono policję, śledczych, no i śledztwo” trwa” – już dwa lata.

Drugi:

Córka znajomej jest osobą znaną w świecie medialnym. Przedwczoraj roztrzęsiona zadzwoniła do mamy, mówiąc: Mamo ja przed chwilą zabiłam kobietę!! Wpadła mi nagle na maskę!! A mówię tak niewyraźnie, bo mam złamany nos. Na szczęście dzieci [tu wymieniła ich imiona] są w domu, pod opieką Lesi [która naprawdę u niej pracuje]. Panowie oficerowie mówią, że sprawę da się załagodzić, ale potrzebne jakieś 45 000. Przecież masz, załóż, ja ci za parę dni oddam. Ale to chodzi o czas…

Dopiero w tym momencie znajoma zaczęła podejrzewać, o co tamtej chodzi. Powiedziała: „Dobrze córeczko, oddzwonię ci, gdy tylko zdobędę pieniądze, część wyciągnę z szafy, pożyczę od sąsiada

Mamo, ale ja dzwonię z telefonu pana oficera, jest to telefon zastrzeżony. To on wpadnie do ciebie za 20 minut dobrze?”

– Doskonale a ja tymczasem zadzwonię i dowiem się jak tam dzieci – powiedziała mama.

No i tu sprawa się rypła. Ani „córka “, ani oficer się nie pojawili. Natomiast prawdziwa córka, siedząca spokojnie w domu, się wściekła i chciała zawiadomić prawdziwą policję.

Czy to coś da, nie wiemy. Ja przed paru tygodniami dostałem pismo z Komendy Policji, że moje zgłoszenie [naprawdę groźnego przestępstwa – KLĄTWA w teatrze Powszechnym] sprzed trzech lat… właśnie zostało umorzone. Z braku czegoś tam. Podpisy, pieczęcie.

==============

W związku z tym poszperałem trochę, by się dowiedzieć, jak działają programy imitujące głosy. Takie programy były już użyte w czasie przedstawienia on line, zwanego „World Trade Center 9/11” w 2001 roku, gdzie jeden z porwanych pasażerów zadzwonił z samolotu do mamusi, i przedstawiał się jej dwukrotnie z imienia i nazwiska. Tam zszokowana matka tego drobiazgu nie zauważyła.

Ale przez te 22 lata postęp w informatyce, w tak zwanej „sztucznej inteligencji” jest ogromny. Już dwa lata temu można było za niewielkie pieniądze kupić program, który głos dowolnej osoby, na przykład jakiejś aktoreczki ubiera w barwę głosu wybranej osoby. Wystarczy nagrać parę wystąpień w telewizji, oraz parę rozmów telefonicznych przyszłej ofiary, trochę poćwiczyć, by ta aktoreczka miała nie tylko barwę głosu przyszłej ofiary, ale również używała jej standardowych powiedzeń.

Bierzmy to pod uwagę, gdy zadzwoni do nas ktoś najbliższy, którego rozpoznamy po głosie, i rozdygotanym głosem coś nam zacznie mówić.

Pamiętajmy, że te grupy bandyckie są bezczelne i sprytne, ale jednak mało twórcze, niezbyt inteligentne.

Niebezpieczne związki, kosztowne jądra


Izabela Brodacka 19 marca 2022

Platforma Obywatelska oprócz remontowania stoczni przez nieistniejących katarskich inwestorów obiecywała wybudowanie elektrowni jądrowych. 60 milionów wpakowano w promocję tych elektrowni przede wszystkim w młodszych klasach szkół podstawowych.

Na szczęście PO była jak gang Olsena. Jeżeli coś im się udawało to przez pomyłkę. Pani Kopacz zupełnie przypadkiem uratowała nas na przykład od zakupu kosztownej, bezsensownej a nawet szkodliwej szczepionki przeciwko grypie. Bezwładność i niekompetencja propagatorów energetyki jądrowej uratowała nas (przynajmniej chwilowo) przed katastrofą jaką byłoby budowanie elektrowni jądrowej przez ludzi, którzy nie potrafią nawet zaprojektować dachu nad stadionem. Dziesięć lat temu przerwano mecz Polska – Anglia podczas  eliminacji do Mistrzostw Europy 2012r, bo przy ulewnym deszczu Stadion Narodowy w Warszawie, którego dachu nie udało się zamknąć zamienił się, ku radości gawiedzi, w Basen Narodowy.

Temat elektrowni jądrowej powrócił za rządów dobrej zmiany ze zdwojoną siłą. Elektrownie jądrowe są przedstawiane jako najbardziej czyste ekologiczne i bezpieczne źródło energii przez ekspertów od mydlenia oczu społeczeństwu, bo przecież nie od energetyki jądrowej. To jawna bzdura lecz czego oczekiwać od humanistów, którzy nami rządzą. 

 „Я и не знал что мы были в лапах у гуманистов” (Nie wiedziałem, że trafiliśmy w łapy humanistów) powiedział kiedyś Osip Mandelsztam. Humaniści pragnąc naprawiać świat i uszczęśliwiać ludzi według swoich rojeń przynoszą światu i ludziom nieszczęście. Tak napisała żona Osipa Nadzieżda Mandelsztam w swoich wstrząsających „Wspomnieniach”.

Humaniści nie potrzebują i nie chcą rady prawdziwych ekspertów. Mają do dyspozycji ekspertów dyżurnych, gadające głowy powielające wszelkie wygodne dla władzy bzdury.  Wystarczyłoby przecież zwrócić się z pytaniami do profesora Dakowskiego, fizyka jądrowego i eksperta od energetyki, albo do kogoś z prawdziwych, nie sprzedajnych ekologów żeby dowiedzieć się, że energetyka jądrowa jest najbardziej niebezpiecznym, brudnym i drogim sposobem pozyskiwania energii. Jeżeli szanownym humanistom nie wystarczyła lekcja Czarnobyla powinni wyciągnąć wnioski z katastrofy w Fukushimie. Poziom technologiczny Japonii jest niewątpliwie wielokrotnie wyższy od poziomu krajów posowieckich, a jednak Japończycy nie potrafili ustrzec swego kraju przed tragicznymi skutkami katastrofy elektrowni jądrowej. Nie ma sensu usprawiedliwianie tej katastrofy kataklizmem przyrodniczym jakim było wyjątkowo silne tsunami.

Po pierwsze projektanci elektrowni jądrowej powinni przewidzieć taką możliwość, po drugie największe szkody przyniósł w Fukushimie niebezpieczny sposób składowania zużytych prętów paliwowych. Czarnobyl jest od lat nieustannym zagrożeniem dla całej Europy. Jest tak pomimo budowania nad nim kolejnych sarkofagów, bo jak wiadomo nie sposób przerwać reakcji zachodzącej w ich wnętrzu. Niepokoi fakt, że wojska rosyjskie zajęły teren elektrowni w Czarnobylu i została ostrzelana ukraińska elektrownia jądrowa w Zaporożcu. Elektrownie jądrowe są śmiertelnie niebezpieczne i nie bez przyczyny Angela Merkel, która jest doktorem chemii fizycznej zlikwidowała w Niemczech energetykę jądrową.

Kiedy planowano i rozpoczęto budowę elektrowni jądrowej w Żarnowcu specjalna komisja miała ocenić stan przygotowań do bezpiecznego posadowienia na wybranym terenie elektrowni typu WWER-440. Pod budynek elektrowni wylano ogromną płytę ze specjalnego betonu [grubości 8 m!! md] , która w razie katastrofy miała chronić wody gruntowe przed skażeniem. Płyta ta pękła na całej długości. Wyjaśnienie było proste, wszędzie w okolicy Żarnowca powstały osiedla zwane przez tubylców  „złodziejówkami” które zużyły sporo z przeznaczonego na budowę elektrowni cementu. Naczelny inżynier oprowadzając profesora Dakowskiego, po budowie powiedział niefrasobliwie: „ to się zaszpachluje, posypie piaseczkiem i nikt nie zauważy tego pęknięcia”. Ta autentyczna historia jest jednocześnie symboliczna. Ludzie o posowieckiej mentalności nie nadają się do używania niebezpiecznych technologii. Aspekt mentalności jest niezwykle istotny również przy wyborze oferty zagranicznej, bo przecież jak  każdy kraj Zulu kupujemy technologię z Zachodu. Podobnie jak kupujemy formaty idiotycznych filmów i programów typu Big Brothel (literówka celowa) zamiast wyprodukować coś własnego na wyższym poziomie. Otóż PO zamierzała kupić przestarzałe elektrownie od firmy Électricité de France za czym z nieznanych przyczyn lobbował Jacek Merkel.

Jacek Merkel zniknął z mediów i jak się wydaje z polityki. Merkel ukończył Politechnikę Gdańską więc powinien coś wiedzieć na temat reakcji jądrowych. Obecnie zastąpił go kolejny Jacek, Jacek  Sasin, który jak większość naszych polityków jest historykiem. Jak doniosła prasa Sasin podpisał z amerykańską firmą Nuscale Power kontrakt na budowę modułowych elektrowni jądrowych typu SMR. To nowa technologia co oznacza, że będziemy testować jej zastosowania. A przede wszystkim zamiast jednej niebezpiecznej elektrowni jądrowej będziemy mieć elektrownię jądrową w każdym województwie a być może nawet w każdym powiecie. To tak jakby pocieszać chorego, że zamiast jednego zlokalizowanego nowotworowego guza ma wiele mniejszych rozsianych po całym organizmie. Co gorsza firma NuScale Power jest spółką o ograniczonej odpowiedzialności utrzymującą się głównie z dotacji a jej podstawowy inwestor firma Kenwood Group została w 2011 roku skazana przez amerykański nadzór finansowy za prowadzenie piramidy finansowej. Jakbyśmy mieli mało rodzimych hochsztaplerów chcemy powierzyć tak ryzykowną branżę oszustom zagranicznym.

Przedstawianie laikom zagrożeń energetyki jądrowej nie ma większego sensu. Może historyków i politologów przekona jednak następujący argument. Za czasów komuny mieliśmy składować odpady radioaktywne w ZSRR i od sowietów otrzymywać uran. Wszak nie mamy rud uranu ani bezpiecznego miejsca na odpady. Czy powinniśmy podtrzymywać te niebezpieczne związki, tym razem z Rosją Władimira Putina?