Od Międzymorza do Mitteleuropy

Od Międzymorza do Mitteleuropy

Adam Wielomski konserwatyzm

Konflikt między Ukrainą i Polską nie jest o zboże. Spór ten jest tylko widocznym dla opinii publicznej symptomem zerwania w obustronnych stosunkach. Dodajmy, że nieuchronnego, co przewidział już ponad 100 lat temu Roman Dmowski, a czego politycy PiS nie potrafili czy nie chcieli dostrzec. Spór ten jest konieczny i wynika z mapy, czyli z geopolityki.

Przez ostatnie półtora roku ciągle czytałem o sobie, że jestem „ruską onucą”. Nawet nie dlatego, że popierałem rosyjską agresję na Ukrainę – bo nie popierałem jej jako wielce niekorzystnej dla Polski – ale dlatego, że nie rozczulałem się nad Ukrainą jak Szymon Hołownia nad konstytucją. Nie, nie rozczulałem się, gdyż  byłem pewny, że Ukraina nie będzie przyjacielem Polski. Nawet nie ze względu na Wołyń i stare dzieje, ale z powodu mapy.

W 1908 roku Dmowski opublikował pracę „Niemcy, Rosja i kwestia polska”, w której dokonał niezwykle trzeźwej analizy geopolitycznych celów Niemiec. Wskazał, że Berlin posiada dwóch wrogów w swojej ekspansji na wschód: Polaków (jako naród, gdyż państwa wtedy nie mieliśmy), którzy zasiedlają ziemie przeznaczone dla niemieckich osadników, a także Rosję, która ogranicza niemiecki marsz na wschód militarnie i politycznie. Stąd pogląd Dmowskiego, że Niemcy staną na głowie, aby obudzić ukraiński nacjonalizm i doprowadzić do stworzenia państwa ukraińskiego, które od wschodu naciskałoby na Polaków, równocześnie wypychając Rosję z Europy. W oparciu o Ukrainę niemiecka gospodarka stworzy projekt, który kilka lat później sami niemieccy polityki określili Mitteleuropą.

Czy jeśli powstałoby państwo ukraińskie to Kijów zgodziłby się na ten projekt, stając się wasalem ekonomicznie i politycznie zależnym od Niemiec? Tak, bo nie miałby innego wyjścia. Ponieważ Rosja nie zgodzi się na państwo ukraińskie, stworzone kosztem jej historycznej kolebki (Ruś Kijowska) i wypchnięcia jej z Europy, to nie zawaha się podjąć wszelkie kroki, aby tę państwowość unicestwić, włącznie z wojną. W tej sytuacji rząd w Kijowie, mając do wyboru albo unicestwienie pod naporem rosyjskim, albo zachowanie państwowości za cenę niemieckiej kontroli i ekonomicznej eksploatacji, wybierze „mniejsze zło”, czyli hołd Berlinowi. I hołd taki Żeleński właśnie złożył Olafowi Scholzowi, czego wyrazem było publiczne poparcie niemieckich aspiracji do stałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.

Cała polityka rządów postsolidarnościowych, opierając się na mirażu stworzonym przez Giedroycia i rojeń piłsudczyzny o „Polsce federacyjnej”, polegała na wierze, że uda się Ukrainę nakłonić do stworzenia wielkiego sojuszu, albo i federalnego UkroPolu, które oprze się rosyjskiej ekspansji na zachód i niemieckiej na wschód. Ponieważ w przypływie resztek racjonalizmu w Warszawie zdawano sobie sprawę, że jest to sojusz dwóch państw słabych przeciw dwóm mocarstwom, to chciano ten projekt powiększać do rozmaitych Trójmórz, Międzymórz, etc., angażując przy okazji Stany Zjednoczone jako gwaranta jego istnienia.  Ci, którzy czytają moje teksty wiedzą, że zawsze podchodziłem do tego pomysłu z głęboką rezerwą. Nie wierzyłem ani we wspólny interes kilkunastu podmiotów, które miały tę strukturę tworzyć; ani w ich potencjał (stąd określenie Nędzymorze), ani w trwałe zaangażowanie amerykańskie.

W Polsce jednak w ten projekt wierzono, a wszystkie głosy wyrażające wątpliwości klasyfikowane jako „onucyzm”. Innymi słowy, zaklinano rzeczywistość, aby nagięła się do ideału. Paradoksalnie, w Kijowie, gdzie tradycja dyplomatyczna  i uprawiania polityki międzynarodowej prawie nie istnieje, w mrzonki te nie uwierzono, wybierając Realpolitik, by nie rzec, że czysty makiawelizm. Dlaczego?

Z bardzo prostego powodu. W projekty „nędzymorskie” głównie angażowała się Polska. Kijów stanął więc przed wyborem. Albo sojusz z państwem o średnim potencjale jak Polska przeciw Rosji i Niemcom równocześnie, albo sojusz z ekonomicznym mocarstwem jak Niemcy przeciwko Rosji i Polsce. Analiza typu SWOT (silne i słabe strony) jednoznacznie wskazywała, że lepiej być z Berlinem przeciwko Moskwie i Warszawie, niż ze słabą Warszawą przeciwko osi Moskwa-Berlin. Dlatego Kijów wydoił polską armię z całego możliwego do przejęcia uzbrojenia, po czym makiawelicznie odwrócił sojusze, dogadując się z Berlinem. Jako zwolennik Realpolitik nie potępiam Ukrainy, przeciwnie, podziwiam kunszt tej młodziutkiej i niedoświadczonej przecież dyplomacji i czekam na dymisję min. Raua jako politycznie odpowiedzialnego za klęskę polskiej polityki wschodniej, choć oczywiście nakreślono ją na Nowogrodzkiej w gabinecie rzekomo nieomylnego Prezesa.

Na naszych oczach projekt polskiego Międzymorza przekształcił się w projekt niemieckiej Mitteleuropy. W Polsce nikt się tego nie spodziewał, ponieważ media cały czas podtrzymywały mit rzekomego sojuszu niemiecko-rosyjskiego. Tak, sojusz taki istniał, ale do 2022 roku. W 2022 roku w Niemczech miano „słowa roku” przyznano Zeitenwende, czyli „przełomowi epok”. Niemieckie elity, po wahaniach przez pierwsze miesiące toczącej się wojny, ogłosiły poparcie dla Ukrainy i wojnę z sojuszem Rosja-Chiny. Widzi to każdy przeglądający niemieckie portale dotyczące spraw międzynarodowych, wystąpienia Scholza i niezbyt lotnej szefowej MSZ Annaleny Baerbock.

Polskie media fakt ten zignorowały całkowicie, naśmiewając się ze starych hełmów, które Niemcy podarowały Ukrainie, gdy my wysyłaliśmy „Twarde” i „Rosomaki”. Polskie media, a także wpatrzona w nie polska elitka polityczna, nie dostrzegły Zeitenwende niemieckiej polityki zagranicznej, która z sojuszu z Rosją przeszła do konfrontacji, a której celem jest budowa Mitteleuropy, której centralnymi punktami są: 1/ przyjęcie Ukrainy do UE; 2/ zmiana traktatów unijnych w kierunku państwa federalnego.

Właśnie dlatego Kijów, za wszelką cenę chcący uciec od zależności od Rosji, złożył hołd lenny Berlinowi i śmiało poszedł na konfrontację z Warszawą, której pisowski rząd takiej federalizacji jest mocno niechętny.

Katolicka Polska? Roczny [kolejny] spadek liczby urodzeń wyniósł 11%

Katolicka Polska? Z deszczu pod rynnę gloria

Roczny spadek liczby urodzeń w Polsce wyniósł 11%, tym samym osiągając po raz pierwszy dwucyfrowy format (NotesFromPoland.com, 26 października).

Pomiędzy styczniem i wrześniem 2023 liczba urodzeń wyniosła 210 tys., co stanowi spadek o 25 tys. (10,6%) mniej w porównaniu z tym samym okresem w 2022. Z kolei liczba zgonów we wspomnianym okresie wzrosła o 34 tys., osiągając poziom 303 000.

W 2022 liczba narodzeń osiągnęła najniższy poziom od czasów Drugiej Wojny Światowej, a liczba zgonów przewyższa liczbę narodzin już dziesiąty rok z rzędu.

Na przestrzeni sześciu lat liczba urodzeń zmalała o 30%.

Podczas gdy Franciszek i jego dekadencka świta obcują z homoseksualistami, w “katolickich” krajach UE możemy ‘poszczycić się’ następującymi współczynnikami płodności: Polska (1,33), Włochy (1.25), Hiszpania (1.19), Malta (1.13). Żaden z uczestników [s]eks-synodu nie był poruszony bym faktem.

W trakcie 8 lat sprawowania władzy partia Prawa i Sprawiedliwości stawiała sobie za cel poprawę takiego stanu rzeczy, wprowadzając różnego rodzaju programy socjalne, ale wszystko jak krew w piach.

Grafika: © Tjflex2, Flickr, CC BY-NC-ND, #newsSnxepxrlub

m.rekinek

Zdjęcie powinno pokazywać króliki, a nie koty, wszak to Bergoglio zarzucił, że katolicy rozmnażają się jak króliki.

Naćpany Ukrainiec [kokaina], dezerter przemycał nachodźców. Gdy go zatrzymano, wyciągnął nóż.

Naćpany Ukrainiec, dezerter przemycał nachodźców. Gdy go zatrzymano, wyciągnął nóż.

magnapolonia-nacpany-ukrainiec-przemycal-nachodzcow

Dezerter z Ukrainy przemycał przez polską granicę nielegalnych imigrantów. Podczas zatrzymania groził nożem funkcjonariuszom Straży Granicznej. Jak się później okazało, “uchodźca wojenny” był też pod wpływem narkotyków.

Młody Ukrainiec przemycał nachodźców. “ Funkcjonariusze z Placówki SG w Zielonej Górze-Babimoście zatrzymali po pościgu za dostawczym busem młodego Ukraińca, który jednak nie zamierzał się poddać. Mężczyzna przyłapany na przemycie migrantów, będący pod wpływem narkotyków, groził nożem funkcjonariuszom SG i dopiero policyjny negocjator skłonił cudzoziemca do oddania się w ich ręce.” – czytamy w komunikacie Straży Granicznej.

Funkcjonariusze SG oddali strzały ostrzegawcze. Okazało się jednak, że kierowca nie zamierzał się poddać. “Wyjął nóż i zaczął grozić najpierw funkcjonariuszowi SG, następnie stwierdził, że sam się okaleczy. Na miejsce zdarzenia wezwano ratowników medycznych, policjantów z negocjatorem oraz straż pożarną. Po rozmowie z policyjnym negocjatorem mężczyzna odłożył nóż i został zatrzymany przez funkcjonariuszy” – podaje Straż Graniczna.

Okazało się, że kierowca pojazdu, 26-letni dezerter Ukrainy, w przestrzeni ładunkowej busa zamierzał dowieźć do Niemiec grupę łukaszenkowych nachodźców.

Funkcjonariusze SG po przeszukaniu samochodu znaleźli w drzwiach kierowcy woreczek z białą substancją (0,5 grama), która po sprawdzeniu narkotestem okazała się być kokainą. Badanie wykonane na obecność narkotyków w organizmie kuriera także dało wynik pozytywny.

Ukraińca zatrzymano i przedstawiono zarzuty organizowania przekroczenia wbrew przepisom polsko-niemieckiej granicy, niedostosowanie się do polecenia zatrzymania pojazdu, czynnej napaści na funkcjonariusza oraz prowadzenia pojazdu pod wpływem środka odurzającego. Decyzją sądu zastosowano wobec obywatela Ukrainy środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na okres 3 miesięcy. Za popełnione przestępstwa mężczyźnie grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.

Co znamienne, obcokrajowcy stanowili aż 90% osób zatrzymanych w ubiegłym roku za pomoc przy nielegalnym przekraczaniu granicy. Wśród zatrzymanych było najwięcej Ukraińców i Gruzinów. Podobnie wyglądała sytuacja rok wcześniej. Także w 2021 roku 90% osób zatrzymanych za przemyt nielegalnych imigrantów stanowili cudzoziemcy. Wówczas w statystykach SG też dominowali obywatele Ukrainy i Gruzji. Jak informował portal Kresy.pl, najwięcej liczbowo, przestępstw popełniają w Polsce Ukraińcy.

NASZ KOMENTARZ: Jak zwykle w takich sytuacjach, domagamy się deportowania dezertera na Ukrainę, a nie utrzymywania go w więzieniu za polskie pieniądze. Niech zażyje swoje ulubione prochy i ruszy do mięsnego szturmu pod Robotyne lub inną Awdijiwką.

Ile Polacy “mają na życie”? I jak wypadamy na tle Europy?

Ile Polacy mają na życie? I jak wypadamy na tle Europy? Zaskakujące wyniki raportu

Anna Rogalska gospodarka.dziennik

Ile Polacy mają na życie? Jak wypadamy na tle Europy?
Ile Polacy mają na życie? Jak wypadamy na tle Europy? / Shutterstock

Najnowszy raport dotyczący siły nabywczej mieszkańców Europy przedstawia budżet domowy, jakim dysponują Polacy na tle pozostałych mieszkańców Europy. Wnioski nie są optymistyczne. Nie dość, że zajmujemy bardzo odległe miejsce, to w samej Polsce, w zależności od miejsca zamieszkania zawartość naszych portfeli drastycznie się różni.

Polska na tle Europy. Najnowszy raport

Najnowszy raport GfK określa średnią siłę nabywczą mieszkańców Europy. Oznacza to nic innego jak to, ile pieniędzy mamy na życie. Średnia kwota w Europie wynosi 17,6 tys. euro na rok na osobę. W Polsce to 10,9 tys. euro. W przeliczeniu na złotówki to równowartość około 49 tys. złotych.

Polska zajęła w tym roku 29. miejsce wśród 42 krajów. Awansowaliśmy tym samym o jedno miejsce w porównaniu z ubiegłym rokiem. Tak wygląda to na mapie:

GfK Purchasing Power Europe 2023 GfK Purchasing Power Europe 2023, źródło: GfK / Materiały prasowe

Poziom zamożności w Polsce. “Przepaść między regionami”

Chociaż kwota 49 tys. złotych na rok nie wydaje się wcale mała, bo oznacza około 4 tys. zł do wydania miesięcznie na osobę, to jednak jest to średnia budżetu wszystkich mieszkańców Polski. Według raportu, tyle realnie przecięty mieszkaniec Polski ma do wydania w ciągu roku, uwzględniając świadczenia od państwa i po odliczeniu podatków. Patrząc jednak na poszczególne regiony widać drastyczne różnice.

Zauważają to autorzy raportu, którzy podsumowali sytuację w Polsce słowami: “Nadal istnieje szczególnie duża przepaść między regionami zamożnymi i nieuprzywilejowanymi”. Jak czytamy we wnioskach z badania – tylko 83 okręgi mają ponadprzeciętną siłę nabywczą na mieszkańca, podczas gdy 297 okręgów jest poniżej średniej krajowej. Najbliższy ogólnopolskiej polskiej średniej jest powiat sokołowski z kwotą 10 921 euro na mieszkańca.

W Warszawie dochody mieszkańców są prawie trzykrotnie wyższe (17 980 euro) niż w powiecie kolneńskim, który znajduje się na końcu zestawienia (765 euro). W stolicy średnia jest zbliżona do tej europejskiej. Najwyższym budżetem domowym dysponują mieszkańcy większości stolic regionów w Polsce. Obrazuje to poniższa mapa.

GfK Purchasing Power Poland 2023 GfK Purchasing Power Poland 2023, źródło: GfK / Materiały prasowe

Mapa bogactwa w Europie

Kwoty, jakimi dysponują mieszkańcy krajów znajdujących się w europejskiej czołówce, z punktu widzenia Polski wydają się szokujące. Na pierwszym miejscu znalazł się Lichtenstein z budżetem 68 843 euro na osobę. Za nim jest Szwajcaria z kwotą 49 592 euro na mieszkańca rocznie. Na trzecim miejscu Luksemburg, którego mieszkańcy mają na życie 40 931 euro w ciągu roku.

Na końcu listy, bez zaskoczenia, znajduje się Ukraina. Tam siła nabywcza na mieszkańca wynosi 2 478 euro.

Agresja LGBT na paradzie w Bolesławcu


Agresja LGBT na paradzie w Bolesławcu

Agresja LGBT na paradzie w Bolesławcu
RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Ostatnia w tym sezonie parada LGBT odbyła się w Bolesławcu na Dolnym Śląsku. Nie zgromadziła wielu uczestników, ale okazała się wyjątkowo agresywna wobec obrońców życia i rodziny. Lobby LGBT puściły nerwy.

Byliśmy w Bolesławcu z lokalnymi oddziałami Fundacji, aby pokazać, że homoaktywiści dopuszczają się molestowania i gwałcenia dzieci. Po raz pierwszy pokazywaliśmy polski przypadek – Krzysztofa F., który był działaczem LGBT i politykiem Platformy Obywatelskiej. Częstował narkotykami i wykorzystał seksualnie nastoletniego chłopca, za co został skazany na karę więzienia wysokości 4 lata i 10 miesięcy. Wcześniej pełnił funkcję doradcy w gabinecie Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego, podawał się za psychoterapeutę, trenera rozwoju osobistego i specjalistę ds. uzależnień. Mógł mieć dostęp do licznych potencjalnych ofiar, gdyż pracował z osobami podatnymi na manipulację, dziećmi i młodzieżą w kryzysie. Chadzał na marsze równości i trzymał z sześciokolorowym środowiskiem. Bez przesady można powiedzieć, że Krzysztof F. to polski James Rennie.

W trakcie parady do znajomości z F. przyznała się m.in. Monika Tichy, skazana prawomocnie za lżenie Kai Godek na jednym z aborcyjnych strajków, zresztą Tichy była już wcześniej widywana na zdjęciach z homopedofilem.

Relację z kontry w Bolesławcu zobaczy Pan w poniższym materiale.

Oraz w serwisie Rumble: https://rumble.com/v3sn4mz-bolesawiec.-aktywistom-lgbt-puciy-nerwy.html

Szanowny Panie!

Po co parada LGBT już po wyborach? Otóż lewackie grupy poczuły się silne i teraz chcą wprowadzać swoją rewolucję. Już zapowiadają, że zaczną od uznawania ślubów homoseksualnych. I Pan, i ja dobrze wiemy, co to oznacza: wkrótce zechcą sięgnąć po dzieci – zażądają homopadopcji.

ŻiR od swojego powstania przestrzega przed lobby LGBT. Wskazujemy na związek pedofilii z innymi zboczeniami i nie zaprzestaniemy tych działań.

Także wtedy, gdy agresywni homodziałacze będą próbowali zmusić nas wszystkich, abyśmy dali im przywileje właściwe małżeństwom oraz dzieci na (pseudo)wychowanie.

Nie odpuścimy. Stoimy na straży. Patrzymy im na ręce i nie damy skrzywdzić polskich dzieci. Jesteśmy silni dzięki temu, że jest Pan z nami.

Serdecznie Pana pozdrawiam!

Krzysztof Kasprzak
Krzysztof KasprzakKrzysztof Kasprzak
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Homolobby się rozbestwiło i trzeba stawiać im tamę. Proszę obserwować kolejne działania ŻiR-u, szczególnie w mediach społecznościowych (ikonki poniżej w stopce) oraz na naszym portaluwww.RatujZycie.pl.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

Ile może kupić Polak w 2023 r.? 60 proc. tego, co przeciętny Europejczyk

Ile może kupić Polak w 2023 r.? 60 proc. tego, co przeciętny Europejczyk

Ann businessinsider

PAP 28 października 2023, 17:13.

W 2023 r. średnia siła nabywcza mieszkańca Polski wynosi 10 903 euro. To wynik o 38 proc. poniżej średniej europejskiej — wynika z badania “GfK Purchasing Power Europe 2023”. Istnieją jednak ogromne różnice między regionami — w Warszawie dochód rozporządzalny netto jest prawie trzykrotnie wyższy niż w powiecie, który znalazł się na końcu listy.

Średnia siła nabywcza mieszkańca Polski wynosi 10 903 euro
Średnia siła nabywcza mieszkańca Polski wynosi 10 903 euro | Foto: Shuttertsock/Kamil Zajaczkowski; GfK / Shutterstock
  • Polska znalazła się na 29. pozycji z 42 analizowanych europejskich krajów. Pierwsze miejsce zajmuje Liechtenstein, gdzie siła nabywcza wynosi ponad 68 000 euro
  • Pierwsze miejsce polskiego rankingu zajmuje miasto stołeczne Warszawa z wynikiem 17 980 euro na mieszkańca; siła nabywcza jest więc o prawie 65 proc. wyższa niż średnia krajowa
  • Najniższa siła nabywcza w Polsce dotyczy powiatu kolneńskiego z wynikiem 6 765 euro. Oznacza to, że mieszkańcy powiatu mają do dyspozycji prawie o 40 proc. mniej środków na zakupy, czynsz, prąd i oszczędności niż przeciętny Polak
  • Ranking pokazuje, iż pomimo poprawy poziomu życia w Polsce na przestrzeni ostatnich lat nadal istnieje znacząca przepaść między regionami — ocenia ekspertka GfK
  • Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl

Zgodnie z najnowszym badaniem mierzącym siłę nabywczą, Polska znalazła się na 29. pozycji z 42 analizowanych europejskich krajów. Oznacza to, że awansowaliśmy o jedno miejsce.

Ile może kupić Polak w 2023 r.?

Siła nabywcza jest miarą dochodu rozporządzalnego po odliczeniu podatków i składek na cele charytatywne. Obejmuje też otrzymane świadczenia państwowe. Badanie GfK wskazuje na poziom siły nabywczej w przeliczeniu na osobę, na rok, w euro i jako indeks. Siła nabywcza GfK opiera się na nominalnym dochodzie rozporządzalnym ludności, co oznacza, że wartości nie są korygowane o inflację.

Jak wynika z raportu, w 2023 r. średnia siła nabywcza na mieszkańca Polski wynosi 10 903 euro. To wynik o około 38 proc. poniżej średniej europejskiej. Średnia europejska wynosi 17 688 euro. Innymi słowy, średnia siła nabywcza mieszkańca Polski to 62 proc. średniej europejskiej.

Indeks siły nabywczej. Polska na tle UE według badania "GfK Purchasing Power Europe 2023"
Indeks siły nabywczej. Polska na tle UE według badania “GfK Purchasing Power Europe 2023” | „GfK Purchasing Power Europe 2023” / gfk.com

Siła nabywcza w Polsce. Przepaść między regionami

Z badanie wynika, że w podziale na regiony są jednak “ogromne” różnice. W Warszawie dochód rozporządzalny netto jest prawie trzykrotnie wyższy niż w znajdującym się na końcu listy powiecie kolneńskim.

Na szczycie polskiego rankingu zajmuje miasto stołeczne Warszawa z wynikiem 17 980 euro na mieszkańca; siła nabywcza jest tam o prawie 65 proc. wyższa niż średnia krajowa. Za Warszawą znalazł się Sopot, dalej Wrocław, Katowice, Poznań, Kraków, Bielsko-Biała, Gliwice, Piaseczno, a pierwszą dziesiątkę zamyka powiat Warszawski Zachodni.

Ile mamy na życie? Oto powiat z najniższą siłą nabywczą

Najniższa siła nabywcza w Polsce dotyczy powiatu kolneńskiego (woj. podlaskie) z wynikiem 6 765 euro. “Oznacza to, że mieszkańcy powiatu mają do dyspozycji o 38 proc. mniej funduszy na zakupy, czynsz, prąd i oszczędności niż przeciętny Polak” — czytamy.

Najbliżej wartości średniej siły nabywczej znalazł się z kolei powiat sokołowski ze średnim dochodem rozporządzalnym netto w wysokości 10 921 euro na mieszkańca, czyli o około 18 euro więcej niż średnia krajowa.

GfK Purchasing Power Poland 2023
GfK Purchasing Power Poland 2023 | „GfK Purchasing Power Europe 2023” / gfk.com

Agnieszka Szlaska-Bąk z GfK wskazuje, że ranking pokazuje, iż pomimo znaczącej poprawy poziomu życia w Polsce na przestrzeni ostatnich lat “nadal istnieje znacząca przepaść między regionami”. “Tylko 83 powiaty mają ponadprzeciętną siłę nabywczą per capita, podczas gdy dochód rozporządzalny netto 297 powiatów jest poniżej średniej krajowej” — wskazała.

Jak dodała, w porównaniu do ubiegłego roku, w 2023 r. nastąpiła tylko jedna zmiana w pierwszej dziesiątce. “Tychy tracą trzy miejsca i spadają na 13. pozycję, podczas gdy powiat warszawski zachodni znajduje się obecnie na 10. miejscu z dochodem rozporządzalnym netto w wysokości 13 768 euro na mieszkańca” — wyjaśniła Agnieszka Szlaska-Bąk.

Europejczycy mają do wydania 12,1 mld euro w 2023 r.

Z badania GfK wynika, że łącznie Europejczycy w 2023 r. mają do wydania około 12,1 mld euro na żywność, mieszkania, usługi, koszty energii, prywatne emerytury, ubezpieczenia, wakacje, mobilność i zakupy konsumenckie.

“W przeliczeniu na mieszkańca oznacza to 5,8 proc. wzrostu w porównaniu ze skorygowanymi wartościami z poprzedniego roku. Jednak kwota, którą konsumenci faktycznie mają do dyspozycji na wydatki i oszczędności, różni się znacznie w zależności od kraju, a także zależy od tego, jak kształtują się ceny konsumpcyjne w 2023 r.” — tłumaczy GfK.

Liechtenstein, Szwajcaria i Luksemburg na szczycie rankingu

Jak dodano, podobnie jak w poprzednich latach, na szczycie rankingu siły nabywczej znalazł się niewielki Liechtenstein — siła nabywcza na mieszkańca tego kraju wynosi 68 843 euro, czyli prawie cztery razy więcej niż średnia europejska. Na drugim i trzecim miejscu uplasowały się Szwajcaria i Luksemburg. Podczas gdy siła nabywcza na mieszkańca Szwajcarii wynosi 49 592 euro — prawie trzy razy więcej niż średnia europejska — mieszkańcy Luksemburga mają rozporządzalny dochód netto w wysokości 40 931 euro na mieszkańca. To ponad dwa razy więcej niż średnia europejska.

Z badania wynika, że w 2023 r. największy awans w czołówce rankingu odnotowała Irlandia, która przesunęła się w górę o cztery pozycje w rankingu – z 10. na 6. miejsce.

Podobnie jak w poprzednich latach na dole zestawienia znajduje się pogrążona w wojnie Ukraina, gdzie siła nabywcza na mieszkańca wynosi 2 478 euro, czyli 14 proc. średniej europejskiej.

Cytowany w informacji Przemek Dwojak z GfK zauważa, że w tym roku kraje europejskie ponownie odnotowują znaczący wzrost siły nabywczej wynoszący średnio prawie 6 proc., ale nie jest to w stanie w pełni zrekompensować wciąż wysokiej inflacji. “Jednak siła nabywcza nie rozwija się w ten sam sposób w każdym kraju europejskim: na przykład, podczas gdy Irlandia wspięła się o cztery miejsca, sąsiednia Wielka Brytania spadła o trzy lokaty. Wiele wydarzyło się również wewnątrz poszczególnych krajów — na przykład w Czechach, gdzie rankingi są w tym roku bardzo zróżnicowane, lub w Polsce i Francji, gdzie przepaść między regionami staje się coraz większa” — zauważył.

Umizgi i konsultacje programowe

Umizgi i konsultacje programowe

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)  •  29 października 2023 tekst

W „Rzeźni numer 5” Kurt Vonnegut użył ciekawego porównania; po orgazmie zwycięstwa mamy rodzaj łagodnej gry miłosnej, która nazywa się „przeczesywaniem terenu”. Myślę, że odnosi się ono nie tylko do batalii militarnych, ale również – politycznych. Po wyborach, które można porównać do kulminacyjnego momentu bitwy, po orgazmie zwycięstwa, prawdziwego lub udawanego, nadchodzi łagodna gra miłosna w postaci umizgów „programowych”, no i konsultacji, które właśnie rozpoczął pan prezydent. Zaczął od spotkania z PiS-em, a następna w kolejce była Koalicja Obywatelska, której trzon stanowi Volksdeutsche Partei, a wokół niej krążą „stronnictwa sojusznicze”. Jednocześnie trwają pokątne starania o przeciągnięcie na jedną lub drugą stronę Trzeciej Nogi, to znaczy, pardon – oczywiście Trzeciej Drogi. Te freudowskie pomyłki biorą się chyba ze wspomnień z czasów prezydentury Kukuńka. Jak pamiętamy, najpierw wspierał on prawą nogę, potem lewą, a w końcu został między nogami, czyli czymś w rodzaju „trzeciej nogi”.

Pan minister Czarnek właśnie powiedział, że jakieś rozmowy „trwają”. Może i „trwają”, bo czemu nie – ale z drugiej strony właśnie został ogłoszony skład „gabinetu cieni” z charyzmatycznym Donaldem Tuskiem jako premierem.

Ten „gabinet cieni” został ogłoszony chyba trochę na wyrost, bo – jak wiadomo, pan prezydent ma 30 dni od dnia wyborów na zwołanie pierwszego posiedzenia nowego Sejmu. Potem komuś – prawdopodobnie komuś z PiS – powierzy misję tworzenia rządu. Ten ktoś będzie miał 14 dni na ogłoszenie Sejmowi jego składu, a Sejm albo udzieli mu votum zaufania, albo nie. Jeśli PiS-owi uda się przeciągnąć na swoją stronę Trzecią No… – to znaczy, pardon; nie żadną Trzecią Nogę, tylko oczywiście – Trzecią Drogę, to wtedy votum zaufania wydaje się bardzo prawdopodobne. Jeśli nie – to następny ruch należy do pana prezydenta, który może zaproponować Sejmowi własny rząd – na przykład złożony z tzw. „fachowców spoza Sejmu”.

Precedens już był w postaci rządu pana premiera Marka Belki, do którego nie przyznawało się żadne ugrupowanie parlamentarne – a on rządził, jak-gdyby-nigdy-nic. No, ale pan Marek Belka miał aż dwa pseudonimy operacyjne, co wiele wyjaśnia. Jeśli jednak Sejm w zuchwałości swojej tę propozycję odrzuci i votum zaufania takiemu rządowi nie udzieli, to wtedy sam musi przeforsować jakiś rząd i udzielić mu votum zaufania, bo jak nie, to prezydent rozwiązuje ten cały Sejm i rozpisuje nowe wybory.

Opozycja skupiona wokół Donalda Tuska i Volksdeutsche Partei już nie może się doczekać, kiedy wreszcie dorwie się do władzy. Nietrudno ich zrozumieć; 8 lat ścisłego postu robi swoje, a tu konfitury władzy już-już w zasięgu ręki. Dlatego apelują do pana prezydenta by nie czekał 30 dni, tylko zwołał Sejm natychmiast – ale jak dotąd prezydent jest głuchy na te wołania i solennie celebruje konstytucyjne procedury, a nawet zwyczaje. Inna rzecz, że tego „gabinetu cieni” nie musimy brać na serio. Jak bowiem pamiętamy, w roku 2007 Platforma Obywatelska też miała „gabinet cieni”. Kogóż tam nie było! Kiedy jednak przyszło do tworzenia rządu, to z tego całego „gabinetu” stanowiska swoje objęły tylko dwie osoby: pan Drzewiecki został ministrem sportu i pani Ewa Kopacz – ministrem zdrowia. Inne resorty objęły zupełnie inne osoby. Na przykład ministrem obrony, zamiast pana Zdrojewskiego, został lekarz psychiatra Bogdan Klich. Kiedy słuchałem komentarzy niektórych generałów na temat wojny, jaką USA prowadzą na Ukrainie z Rosją do ostatniego Ukraińca, to dopiero teraz potraktowałem tę nominację z pełnym zrozumieniem. Dla niepoznaki pan Klich prowadził jakiś instytut studiów strategicznych, ale niech nas ta nazwa nie myli, bo zajmował się on takimi zagadnieniami, jak wpływ kultury żydowskiej na polską – i temu podobnymi. Zamiast pana Chlebowskiego ministrem finansów został brytyjski poddany z pierwszorzędnymi korzeniami, pan Rostowski, ministrem sprawiedliwości – zamiast pani Pitery – pan Ćwiąkalski – i tak dalej.

Tłumaczyłem sobie te zdumiewające zmiany tym, że do premiera Tuska, który też zastąpił na tym stanowisku Jana Marię Rokitę, przyszedł ktoś starszy i mądrzejszy i powiedział jemu tak: „wiecie, rozumiecie, Tusk. Macie tu papierek ze składem waszego gabinetu i nic nie kombinujcie, bo wynikną z tego same zgryzoty, a my będziemy musieli przypomnieć wam, skąd wyrastają wam nogi”.

Toteż i teraz wprawdzie wiemy, że w marcu br. prezydent Józio Biden pozwolił Niemcom, jako swojej europejskiej duszeńce, urządzać Europę po swojemu, ale zdaje się że chciałby zachować kontrolę nad naszą niezwyciężoną armią, której zresztą podesłał amerykański kontyngent – już chyba na stałe.

Zatem o ostatecznym składzie „gabinetu cieni” nie będzie decydował ani Donald Tusk, ani pan Hołownia z panem Kosiniakiem-Kamyszem, ani pan Czarzasty, tylko ludzie poważni. Skoro my to wiemy, to wie to tym bardziej pan prezydent Duda i dlatego te wszystkie gesty nie robią na nim specjalnego wrażenia. Wiadomo, że skoro spod kurateli amerykańskiej przechodzimy, niechby i częściowo, pod kuratelę niemiecką, to na scenie politycznej naszego bantustanu musi dokonać się podmianka na pozycji lidera – taka sama, jak w roku 2015, tyle, że w drugą stronę.

Niemcy już rozpoczęły urządzanie Europy po swojemu i na początek chcą zlikwidować prawo weta w Unii Europejskiej, nie tylko zastępując je głosowaniem większościowym, ale również ograniczając skład Rady Europejskiej, będącej organem władzy prawodawczej UE, z 27 do 15 przedstawicieli. W ten sposób na drodze budowy IV Rzeszy uczyniony zostanie kolejny milowy krok.

Musi to w działaczach Volksdeutsche Partei wzbudzać rozmaite nadzieje, bo zapowiadają surowe rozliczenia – że będą wszystkich dusić gołymi rękami – i tak dalej. W tej sytuacji bez ponownego uruchomienia chwilowo nieczynnych obozów koncentracyjnych się nie obejdzie, a kto wie, czy nie trzeba będzie budować nowych – bo winowajców zagrażających demokracji przez te 8 lat namnożyło się co niemiara. Warto w związku z tym przypomnieć, że pierwszy taki nowy obóz w Gostyninie uruchomiony został właśnie z inicjatywy pobożnego Jarosława Gowina, który w drugim rządzie Donalda był ministrem sprawiedliwości – więc taki precedens też jest. Wyobrażam sobie, jak na tę myśl musi zacierać ręce trzecie pokolenie ubowców, bo czekać ich będzie bardzo dużo wesołych miejsc pracy, w których można będzie dać upust instynktom w tak zwanym „majestacie prawa”.

I tylko Konfederacja zachowuje się tak, jakby utraciła wszelką nadzieję i jak dotąd, całą swoją aktywność kieruje do wewnątrz. Właśnie pod zarzutem „sabotowania kampanii” „zawiesiła” Janusza Korwin-Mikke, co w przełożeniu na język ludzki oznacza zakaz wypowiedzi publicznych – no i „wyrzuciła” go w Rady Liderów. Kto tam teraz w tej Radzie radzi, komu i co – tego nie wie nawet pan Grzegorz Braun, który na razie ani nie został zawieszony, ani wyrzucony – ale wszystko przed nami, bo dintojra dopiero się rozpoczęła. Może nie wyaresztują się nawzajem – jak to pisał Mrożek w dramacie ze sfer żandarmeryjnych – ale to chyba jedyna, nowa nadzieja.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Gigantyczna podwyżka podatków, więc i cen – już od stycznia.

Gigantyczna podwyżka podatków już od stycznia. Oto scheda rządów PiS

gigantyczna-podwyzka-podatkow

W 2024 roku zapłacimy państwu znacznie więcej danin niż w tym roku. Wiele opłat powiązanych jest z inflacją oraz wyższą płacą minimalną. W górę o 15 proc. pójdą m.in. podatki i opłaty lokalne. A likwidacja tarczy na żywność i podwyżki cen energii przyniosą skokowy wzrost cen w sklepach. Będą też nowe podatki. Sprawę opisał portal money.pl.

Gigantyczna podwyżka podatków już od stycznia. Inflacja w wysokości 15 proc. oraz skokowa podwyżka płacy minimalnej o 19 proc. będą miały swoje odbicie w wysokości podatków, opłat, mandatów, grzywien i składek ZUS. Pojawią się też nowe daniny, w związku z zobowiązaniami, które rząd PiS wziął z Brukseli.

Musimy liczyć się ze skokowym wzrostem cen żywności. Rząd PiS nie uwzględnił w przyszłorocznej ustawie budżetowej tarczy na podstawowe produkty żywnościowe, które objęte są stawką 5 proc. VAT. Jakby było mało, w górę średnio o 70% pójdą ceny energii, co oznacza, że wzrosną też podatki płacone przez producentów i dostawców żywności. Koszty standardowo bowiem zostaną przerzucone na konsumentów.

Rządząca ekipa zapowiedziała co prawda, że nie wprowadzi żadnych nowych danin, ale – z uwagi na zobowiązana, które rząd PiS-u złożył w Brukseli w związku z pieniędzmi na Krajowy Program Odbudowy – obietnicy tej nie uda się dotrzymać.

Zgodnie z podpisaną w listopadzie ubiegłego roku umową z Komisją Europejską dotyczącą tzw. kamieni milowych, PiS zobowiązał się wprowadzić w 2024 r. nowy podatek – jednorazową opłatę od pojazdów spalinowych. Uiszczą ją właściciele starych i wysokoemisyjnych aut. Jak czytamy w projekcie ustawy, jej stawka podstawowa będzie wynosiła 500 zł.

Również od nowego roku wejdzie w życie nowy podatek od plastiku. Wyniesie 25 groszy i pobiorą go przedsiębiorcy prowadzący handel detaliczny i hurtowy oraz punkty gastronomiczne, którzy sprzedadzą klientom produkty jednorazowe z tworzyw sztucznych.

Daniną tą będą również obarczeni przedsiębiorcy, którzy używają tworzyw sztucznych jednorazowego użytku.

Od stycznia 2024 roku zostanie także przywrócony podatek minimalny. To nowa danina wprowadzona przy okazji Polskiego Ładu. Będzie nakładana na spółki i grupy kapitałowe, które osiągnęły stratę lub niski poziom dochodowości. Wyniesie ona 10 proc. podstawy opodatkowania.

Co prawda rząd nie przewidział na 2024 r. nominalnych wzrostów podatków, opłat czy danin, ale i tak będzie dużo drożej niż jest w tym roku.

Z powodu podwyżki płacy minimalnej, która w przyszłym roku wzrośnie rekordowo, bo aż o 19 proc., przedsiębiorcy zapłacą wyższe składki ZUS. Obecnie podstawowy ZUS wynosi miesięcznie 1418,48 zł. W przyszłym roku będzie to już 1600,27 zł.

Od wysokości płacy minimalnej uzależnione są również górne limity mandatów skarbowych i grzywien. Podwyżki tych opłat będą dwukrotne, bo od 1 stycznia 2024 roku płaca minimalna wzrośnie do 4224 zł, a od 1 lipca do końca grudnia 4300 zł.

To oznacza, że od 1 stycznia 2024 roku mandaty skarbowe będą wynosiły od 422,40 zł do 21 120 zł, a od 1 lipca 2024 r. od 430 do 21 500 zł.

Grzywna za wykroczenie skarbowe wymierzana przez sąd wyniesie od 1 stycznia 2024 roku od 422,40 zł do nawet 84 480 zł, a od 1 lipca 2024 roku – od 430 zł do 86 tys. zł. Za przestępstwa skarbowe kary wymierzane przez sądy mogą natomiast sięgać 40,55 mln zł (do czerwca), a następnie do 41,28 mln zł.

Dla porównania, w tym roku maksymalna wartość mandatów skarbowych do końca czerwca tego roku wynosiła od 349 zł do 6980 zł, a od lipca 2023 roku – od 360 zł do 7200 zł.

Od przyszłego roku możemy spodziewać się również znaczących podwyżek podatków lokalnych oraz opłat, których wysokość powiązana jest z inflacją. Wzrosną one maksymalnie o 15 proc. Dla porównania, w tym roku były to podwyżki nieprzekraczające 12 proc.

Rady gmin i miast będą mogły po Nowym Roku podnieść stawki podatków od nieruchomości do maksymalnie 1,15 zł za m kw. – w przypadku prywatnej nieruchomości, a dla lokali, gdzie prowadzona jest działalność gospodarcza – do 33,10 zł za m kw. Przykładowo, właściciel małego sklepu o powierzchni 40 m kw. zapłaci w przyszłym roku 1324 zł, czyli o 172,8 zł więcej niż w tym roku.

Podatki od nieruchomości i gruntów są znaczącą pozycją w budżetach samorządów. W dużych aglomeracjach sięgają nawet 22 proc. wszystkich dochodów. Polski Ład i zachęcanie przez rząd przedsiębiorców do przechodzenia na ryczałt ewidencjonowany spowodowały znaczący ubytek w miejskich i gminnych kasach. Samorządy mają udział w PIT i CIT, ale nie od ryczałtu.

W 2024 roku zapłacimy nie tylko więcej za nieruchomość czy grunt, ale również za psa oraz stragan. Posiadanie pupila będzie wiązało się już z wydatkiem 173,57 zł. W tym roku opłata ta wynosiła 150,91 zł.

Również właściciele straganów odczują podwyżki. Opłata targowa wzrośnie do maksymalnie 1096,39 zł za dzień. Obecnie najwyższa stawka to 953,38 zł.

Drożej będzie również w uzdrowiskach i miejscowościach turystycznych. Gminy będą mogły pobierać opłaty uzdrowiskowe sięgające nawet 6,21 zł dziennie. W przypadku obszaru ochrony uzdrowiskowej będzie to 4,54 zł dziennie. Obecnie jest to odpowiednio: do 5,40 zł maksymalnie oraz do 2,80 zł za dzień.

Więcej zapłacą rolnicy i właściciele szklarni. 19 października GUS podał średnią cenę skupu żyta za 1 dt (kwintal, czyli 100 kg). Jest ona podstawą do ustalenia podatku rolnego. Wyniosła za ostatnie 11 kwartałów 89,63 zł, a w zeszłym roku było to 74,05 zł. To oznacza, że rolnicy w przyszłym roku zapłacą o 21 proc. podatku więcej niż w tym roku.

Z kolei podatek dla gruntów gospodarstw rolnych za hektar przeliczeniowy wyniesie 224,08 zł (obecnie jest to 185,13 zł), a za pozostałe grunty rolne – 448,15 zł (w tym roku opłata wynosi 370,25 zł).

Również właścicieli szklarni czekają podwyżki, tyle że 15-procentowe. Podatek od szklarni wyniesie 15,69 zł za mkw, w miejsce obecnej stawki w wysokości 13,64 zł za mkw.

W górę pójdą również opłaty za środki transportu. Przykładowo, od samochodu ciężarowego o dopuszczalnej masie całkowitej powyżej 3,5 tony (ale poniżej 5,5 ton) podatek wyniesie 1173,19 zł, a powyżej 5,5 tony (ale mniej niż 9 ton) – 1957,12 zł. Za pojazd powyżej 9 ton opłata wrośnie już do 2348,52 zł.

Od nowego roku wzrośnie również akcyza na papierosy i to niemało, bo aż o 10 proc. oraz na alkohol – o 5 proc. Oznacza to, że za każdy tysiąc papierosów palacze zapłacą 303 zł, czyli o 27 zł więcej niż w tym roku.

NASZ KOMENTARZ: Pieniądze na rozwiązania socjalne i wdrażanie pomysłów eurokomunistów, nie biorą się z nieba. Jak wiadomo socjalizm = fiskalizm, dlatego Polacy będą jeszcze bardziej drenowani. Ku chwale Brukseli i patronującej jej idei komunistycznej.

Głupcy na swobodzie

Głupcy na swobodzie 

Izabela BRODACKA

Wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie

” – przestrzegał Czesław Miłosz. Nie do końca zgadzam się z szacownym noblistą. Parafrazując jego słowa stwierdzam, że największą klęską w przyrodzie, w społeczeństwie i w polityce jest nie wariat lecz głupiec na swobodzie.

Pisałam już o tym lecz niektóre fakty warto przypominać.

Był to rok 1995. Obowiązywały wówczas egzaminy wstępne na wyższe uczelnie. Pewna znana mi nastolatka usiłowała dostać się na socjologię na UW. Egzaminy pisemne poszły jej znakomicie, z matematyki dostała najwyższą ocenę. Poległa na egzaminie ustnym. Postawiono jej pytanie: „świat z granicami czy bez granic?”  Opowiedziała się za pozostawieniem granic, które jej zdaniem chronią przed przenoszeniem się chorób zakaźnych oraz przenikaniem w niekontrolowany sposób do kraju różnych niepożądanych osób, choćby przestępców, a także niepożądanych towarów, choćby narkotyków. „Ależ pani ma kosmatą wyobraźnię młoda damo” – powiedział jeden z zasiadających w komisji głupców z profesorskim tytułem i rozbawiony przekonywał ze swadą, że dzięki liberalnej demokracji wojen na świecie nie ma i już nigdy nie będzie, epidemie dawno zostały opanowane przez szczepienia i politykę zdrowotną, a imigranci to doskonali fachowcy, którzy wzbogacą naszą kulturę i pozytywnie wpłyną na rozwój gospodarki.

Nie dość, że głupi to dodatkowo źle poinformowany bo wprawdzie w lipcu 1995 roku skończyła się wojna domowa w Bośni I Hercegowinie, której efektem był rozpad dawnej Jugosławii, a Unia Europejska zdążyła już inkorporować 15 państw, nadal jednak trwała wojna domowa w Somali i nie było żadnych gwarancji że nie wybuchną w Afryce inne wojny. Poza tym w 1995 roku rozpoczęła się I Wojna czeczeńska. Ciekawe co powiedziałby pan profesor na temat trwającej obecnie wojny na Ukrainie oraz na temat pandemii, która – prawdziwa czy sztucznie wywołana – objęła cały świat, przenosząc się bez przeszkód z kraju do kraju.

Premier Polski zapowiedział ostatnio przywrócenie kontroli na granicy ze Słowacją, przez którą przeciekają podobno do Polski nielegalni imigranci. Już nikt nie próbuje obecnie twierdzić, że są to świetni fachowcy, inżynierowie i lekarze. To nie są również biedni ludzie, którzy jak twierdziła pewna idiotka poruszają się w zimie wpław graniczną rzeką jedząc korzonki i – jak zaprezentowała w filmie kolejna idiotka- popijając szkłem z termosu celowo rozbitego i podanego przez pogranicznika. A raczej nie idiotka lecz wredna kłamczucha, która przemyca swoje fantasmagorie jako wizję artystyczną, a pożyteczni idioci traktują to jako opis rzeczywistości.

Głupców na swobodzie dzielę na wrednych idiotów i -jak ich nazwał Lenin -pożytecznych idiotów. Pożytecznych oczywiście dla naszych wrogów a nie dla nas. Wredni idioci opowiadają kłamstwa czyli jak to się dzisiaj mówi prezentują różne nieprawdziwe narracje, a pożyteczni idioci wierzą w te kłamstwa.

Nasuwa się pytanie, którzy idiota jest gorszy – wredny czy pożyteczny?. Stalin zapytany co jest gorsze prawicowe czy lewicowe odchylenie w partii odpowiedział podobno: „ oba gorsze”. Za jego przykładem odpowiadam: „obaj gorsi”. Gdyby wredni głupcy jak Stalin i Hitler nie snuli wymyślonych przez ich spaczone umysły fantasmagorii świat nie doświadczyłby nieszczęścia stalinizmu i hitleryzmu. Gdyby nie oportunistyczni głupcy, którzy powielali i wcielali w życie te groźne brednie, niekoniecznie w nie wierząc, nie zginęłyby miliony niewinnych ludzi. Gdyby jednak liczni pożyteczni głupcy nie uwierzyli w te brednie ani Stalinowi ani Hitlerowi nie udałoby się przeprowadzić ich morderczych planów. 

Nie dajmy się zwariować. Nie zapisujmy się do grona pożytecznych idiotów, którzy przełkną każdą brednię, nie zauważając oczywistych sprzeczności.  Jeżeli Tusk chciał przyjąć tysiące imigrantów zaproszonych do Europy przez Merkel to jaki sens ma roztrząsanie przez niego sprawy kilkuset nielegalnie wydanych wiz? Jeżeli nasze władze pod pretekstem pandemii ograniczały liczbę uczestników rodzinnych spotkań i reglamentowały nawet dostęp do kościoła czy na cmentarz to zgodnie z jaką logiką przepuściły przez nasz kraj przeszło 7 milionów nieszczepionych i nieprzebadanych Ukraińców, a prawie dwóm milionom pozwoliły się osiedlić przyznając im pesel, prawa obywatelskie, bezpłatne leczenie, zasiłki i emerytury?

Albo zatem bzdurą była pandemia i nasze władze dobrze o tym wiedziały, albo przedkładają one interesy Ukraińców nad dobro obywateli własnego kraju. Jeżeli nawet to prawda, że nielegalnie wydane wizy uzyskiwano za łapówki to czy słynny doktor koperta, którego tylko immunitet chroni przed prokuratorem nie ośmiesza się bijąc w tej sprawie  na alarm?

Niedoszła studentka socjologii skończyła studia przyrodnicze i zajmuje się dydaktyką. Uczy matematyki. Jest bardzo zadowolona, że nie musi uczyć historii czy biologii. Biologia została znowu, jak za czasów Miczurina i Łysenki, zindoktrynowana. Wprawdzie nie musimy już wierzyć w dziedzicznie cech nabytych (na przykład mrozoodporności) i możliwość hodowania gruszek na wierzbie lecz każą nam wierzyć w jeszcze gorsze brednie. Choćby w globalne ocieplenie i słuszność walki z emisją CO2,  który jest przecież podstawowym surowcem asymilacji czyli gazem życia. Zmuszają również do popierania bredni genderowych.

Najlepszym dowodem pączkowania totalitaryzmu jest powrót obyczaju „rozrabiania” kolegów z pracy i ze studiów. Dokładnie jak za czasów Stalina gorliwi aktywiści uczelniani domagają się usunięcia ze studiów kolegów o niepoprawnych politycznie poglądach, a izba lekarska nagminnie odbiera prawo wykonywania zawodu lekarzom, którzy prezentowali inne niż obowiązujące poglądy na temat pandemii. Sądy, o których niezawisłość tak się troszczy UE skazują na karę bezwzględnego pozbawienia wolności dziewczynę, która wydarła innej szmacianą torbę tylko dlatego, że była to torba tęczowa, a więc niezwykle ideologicznie cenna. To czyste wariactwo.

Jeżeli jednak świat zwariował, jeżeli wokół nas są głupcy my musimy zachować zdrowy rozsądek.

„Parlament europejski”: Czwarta Rzesza i kolejny rozbiór Polski stają się faktem…

„Parlament europejski”: Czwarta rzesza i kolejny rozbiór Polski stają się faktem….

Anna ZALEWSKA, z PiS, Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy

Posłanka wyszła z posiedzenia „Parlamentu europejskiego” i relacjonuje :

„Właśnie wychodzę z komisji konstytucyjnej, gdzie stało się…

Przegłosowano większością zmianę w traktatach.

Dzisiaj podjęto decyzję o rozpoczęciu procedury zabrania kompetencji krajom członkowskim w kilkudziesięciu obszarach (m.in. : obronności, polityki zagranicznej, podatków, edukacji, zdrowia, energetyki, ochrony środowiska, lasów, wody). Widać radość i szczęście tej większości parlamentarnej, bo chcą jak najszybciej przeprowadzić na następnym posiedzeniu (w listopadzie) w parlamencie europejskim w Strassburgu rezolucję, która będzie potwierdzała tenże raport.

A w grudniu stanie już na radzie ministrów , radzie Unii Europejskiej.

Większość parlamentarna robi wszystko , by obejść traktat (który mówi o tym ,że „zmienia się trakty przez jednomyślność”).”

===================================

Rafał @davoff994_d

A Polacy dumnie 11 listopada pójdą na Marsz Niepodległość kraju, który jest nad przepaścią swojego istnienia i IV rozbioru Polski.

Polska? Polski już nie ma… ???

Misja i miska

28 października  2023 r. | Nr 43/2023 (643)
Misja i miska
           Szanowni Państwo!
Kto jest predysponowany do przewodzenia ciemnym narodom europejskim? Odwieczni burzyciele zastanego tu porządku, rzecz jasna. Francuzi, począwszy od zburzenia Bastylii, a kończąc na spaleniu Notre Dame, zrobili już, co mogli na zgubę własną i cudzą. Niemcy nadal głodni są sukcesu. Wywołali dwie wojny światowe, które przegrali, czas więc na ostateczną rozgrywkę, w imię czegokolwiek. Detschland über Alles może być w klimacie, równości, praworządności. Nie ważne jak taką „misję” nazwać, byle zdobyć status IV Rzeszy i znowu z niemieckim perfekcjonizmem zabijać kogoś, albo demolować co popadnie.
     Nasi sąsiedzi, zarówno Niemcy, jak i Rosjanie skłonni są poświęcić wiele, może wszystko, w zamian za poczucie, że to oni są zamordystami, trzymającymi innych na krótkiej smyczy. Sypnęli groszem, pożyczonym oczywiście jedynie, ale to wystarczyło, żeby totalna targowica w Polsce okazała się nadspodziewanie skuteczna. Jej sukces ktoś lapidarnie tak ujął i zaprezentował wyborcom czynnym: „Jak zniknie miska sprzed pyska, to naród rozum odzyska”. Tylko proszę państwa, czy nie będzie za późno? Nie ważne bowiem co zawiera miska, jak nie można ściągnąć kagańca z pyska…
Z pozdrowieniami
Małgorzata Todd
---

Fundusz covidowy wciąż istnieje. Wydano ponad 31,5 mld zł. Na co rząd przeznacza pieniądze?

Fundusz covidowy wciąż istnieje. Wydano ponad 31,5 mld zł. Na co rząd przeznacza pieniądze?

fundusz-covidowy-wciaz-istnieje 27.10.2023

Mateusz Morawiecki.
Premier Mateusz Morawiecki podczas wizyty na stadionie Klubu Sportowego Ruch Chorzów. (rp/doro) PAP/Radek Pietruszka

W imię „walki z koronawirusem” rząd PiS-u stworzył sobie „budżet poza budżetem” w postaci Fundusz Przeciwdziałania Covid-19. Na co rzeczywiście wydawano pieniądze?

Jak ujawnia „Rzeczpospolita”, z funduszu najwięcej pieniędzy poszło na szeroko rozumiane rekompensaty związane z wysoką inflacją w 2023 roku. W ciągu ośmiu miesięcy pozabudżetowy Fundusz Przeciwdziałania Covid-19 otrzymał około 31 mld zł, wydając ponad 31,5 mld zł. Możliwe było to dzięki zwrotowi ponad 2,2 mld zł niewykorzystanych środków przez różnych dysponentów.

Fundusz przestał już dawno alokować środki na bezpośrednie działania związane z pandemią. Początkowo utworzony w marcu 2020 r., rząd traktuje go szeroko, przeznaczając środki na różne dopłaty, wypłatę bonu turystycznego oraz rekompensaty związane z wysokimi cenami energii elektrycznej i gazu.

W bieżącym roku rząd pierwotnie zakładał wydatki w wysokości prawie 25 mld zł, ale po aktualizacji planu, której dokonano po sierpniu, kwota ta wzrosła do 40,2 mld zł. Zatwierdzenie planu funduszu, którego operatorem jest Bank Gospodarstwa Krajowego, pozwala na elastyczną reakcję na „potrzeby finansowe rządu”, jakkolwiek to rozumieć.

W 2023 roku planowano przeznaczyć prawie 17 mld zł na łatanie dziur po Polskim Ładzie i 22,4 mld zł na rekompensaty związane z energią. Rząd zrealizował część tych planów do września, wydając ponad 20 mld zł.

Fundusz Przeciwdziałania Covid-19, choć nie jest funduszem budżetowym, odnotowuje swoje zadłużenie. Wg informacji resortu finansów, wyniosło ono 165,4 mld zł po czerwcu. Najwyższa Izba Kontroli skrytykowała funkcjonowanie funduszu, wskazując na chaos, brak przejrzystych procedur i nieefektywne gospodarowanie środkami publicznymi.

W przyszłym roku planuje się wprowadzenie nowej rezerwy celowej w budżecie państwa z przeznaczeniem na wpłaty na rzecz Funduszu Przeciwdziałania Covid-19.

W polskiej tradycji politycznej… zawsze była jakaś forma patologii. Ale każda forma patologii (lewizny, lewoskrętności, lewych interesów, łamania prawa) jest związana z grzeszną naturą ludzką.

W polskiej tradycji politycznej… zawsze była jakaś forma patologii. Ale każda forma patologii (lewizny, lewoskrętności, lewych interesów, łamania prawa) jest związana z grzeszną naturą ludzką.

Błąd antropologiczny prof. Anny Raźny? Polemika

CzarnaLimuzyna

Alegoria i konsekwencje Złych Rządów w mieście. źródło: Analisi dell’opers/ opis w przypisach

————————–

W klubie „Myśli Polskiej” odbyło się spotkanie podczas którego polityczną ocenę sytuacji powyborczej zaprezentowała prof. Anna Raźny. Zostało poruszonych kilka istotnych wątków, które są zazwyczaj cenzurowane przez polskojęzyczne media.

Moją uwagę zwróciło coś co określiłbym mianem błędu wynikającego z braku konsekwencji antropologicznej. Prof. Raźny wyraziła następujący pogląd:

W polskiej tradycji politycznej… zawsze była jakaś forma lewicy, mniej lub bardziej radykalnej i z tym się trzeba pogodzić. Lewica powinna mieć swoją formację w Polsce, ale trzeba zrobić wszystko, aby w tej lewicy rzeczywiście nie doszło do władzy ludzi, którzy będą za programem unicestwiania demograficznego, a więc aborcji na zawołanie i nie będą za taką zmianą płci medyczną, że będziemy mieli całe pokolenia niby ludzi, jakieś istoty humanoidalne…

To prawda. W polskiej tradycji politycznej… zawsze była jakaś forma patologii, mniej lub bardziej radykalnej i z tym się trzeba pogodzić, lecz pani prof. Raźny jako chrześcijanka i zwolenniczka cywilizacji łacińskiej na pewno wie, że porządek cywilizacyjny opiera się m.in. na prawie, które ma swoje źródła w prawie naturalnym objaśnionym w Nowym Testamencie przez Chrystusa.

Każda forma patologii (lewizny, lewoskrętności, lewych interesów, łamania prawa) jest związana z grzeszną naturą ludzką i tego nie zmienimy. Każdy człowiek ulega dobrym i złym tendencjom dokonując dobrych lub złych wyborów moralnych. Tego również nie zmienimy, ale możemy i powinniśmy stawiać granice. Za pomocą norm moralnych i prawnych. Anna Raźny, moim zdaniem, słusznie eliminując znaczą część wymienionej przez siebie patologii, postawiła granicę w złym miejscu, dopuszczając istnienie lewicy w porządku prawnym. Tzw. lewicowość będzie istnieć zawsze, bo jest związana z ludzką naturą, lecz nie jest to powodem, aby umiejscawiać ją w obszarze dozwolonego działania przekraczającego, o czym świadczy historia rodzaju ludzkiego, niezliczoną liczbę norm.

Czym jest lewicowość?

Największym, dziejowym sukcesem lewicy jest narzucenie światu swojego światopoglądu będącego w wielu punktach jaskrawym zaprzeczeniem cywilizacyjnego dorobku ludzkości. Mówiąc wprost: uczynienie z moralnych patologii, cnót chronionych „prawami człowieka”.

Lewicowość polega na złym wyborze pomiędzy dobrem a złem, prawdą a kłamstwem. W teorii i w praktyce. Taka jest istota tzw. lewoskrętności. Lewica w obszarze życia zbiorowego największego zła dokonuje za pomocą polityki.

Lewica wyklucza prawdę jako cel sporu, zastępując ją consensusem, delegując do debaty wyposażonych w fałszywą godność, upośledzonych – obarczonych błędem poznawczym lub amoralną tendencją, osobników taplających się w ideologicznych odchodach, emocjach i urażonych odczuciach. („godnościowe pieniactwo”, Wolniewicz). Z powodu następujących braków: zdolności honorowych, umiejętności intelektualnych i polemicznych oraz uzasadnionego historycznie moralnego mandatu lewica wymyśliła “mowę nienawiści”, którą używa do “unieważniania i wykluczania” prawdy – wszelkich logicznych i istotnych treści.

Przytoczę jeszcze jeden cytat

Czy wobec tych kryteriów cywilizacyjnych Polska znajduje się obecnie jeszcze w cywilizacji chrześcijańskiej, czy dominują w niej obce tej cywilizacji wartości oraz idee? Czy wskutek tego buduje jakąś mieszankę cywilizacyjną, która – w koncepcji Feliksa Konecznego jest zawsze „trująca”… – zapytała prof. Anna Raźny, kilka miesięcy temu w kontekście złej i dobrej wojny.

W takim razie przypominam również „ pięć kategorii bytu społecznego” Feliksa Konecznego z którymi tzw. lewica ma odwieczny problem inaczej je definiując w teorii, a w praktyce zaprzeczając im w stopniu radykalnym i tragicznym.

„Modelem ułatwiającym wyznaczenie dominujących w danej cywilizacji wartości jest według Konecznego tzw. „pięciomian bytu”  – quincunx:

  1. Dobro.
  2. Prawda.
  3. Zdrowie.
  4. Dobrobyt.
  5. Piękno.

Te pięć elementów jest niszczonych na różne sposoby, w tym w Kościele katolickim, od wewnątrz, za pomocą herezji. W Christianitas uderzają kolejne fale rewolucji: protestancka, marksistowska w wydaniu bolszewickim, neomarksistowska opracowana przez Szkołę Frakfurcką w postaci aktualnej, ostatniej fali niosącej ze sobą najgorsze ścieki ideologii gender, z innymi dodatkami typu “zrównoważony rozwój”.

“Termin wywodzi się od dwóch liczebników łacińskich: quinque („5”) i uncia („1/12”). Miary „5/12” używano w Rzymie m.in. na określenie jednostki monetarnej, przy podziale spadkowym, jako miary ciał sypkich i płynnych, stopy procentowej. Inny hipotetyczny rodowód nawiązuje do tytułu traktatu Stanisława Orzechowskiego (1515–1567), polskiego pisarza politycznego doby renesansu: Quincunx, to jest wzór korony Polskiej…” / ‘Cywilizacja turańska Feliksa Konecznego – założenia teoretyczne oraz współczesna egzemplifikacja’ Adam Zamojski/

==================================

Parafrazując Feliksa Konecznego wypada zauważyć podstawową sprzeczność pomiędzy prawicą a lewicą.

Pierwsze prawo, cywilizacji tyczące, orzeka, jako każda z nich, dopóki jest żywotna, póki nie zamiera, dąży do ekspansji. (…)

(…) każda z nich, dopóki jest żywotna, póki nie zamiera, dąży do ekspansji (…) Nie ma syntez między prawicą i lewicą – i to jest trzecim prawem dziejowym – wieczna walka dobra ze złem.

Z powyższych powodów stwierdzam, że lewicę należy w CAŁOŚCI pozostawić poza granicą naszej cywilizacji z powodu celów w oczywisty sposób sprzecznych z kulturą, a nawet naturą człowieka. Należy to uczynić dokonując rozdziału lewicy i państwa za pomocą odpowiedniego prawa.

Zaiste wariaci na swobodzie największą klęską są w przyrodzie.  W tym przypadku oznacza to lewicę w polityce.

____________

… w “Złych Rządach” w centrum sceny, zamiast mądrego starca na tronie pokrytym zlotem siedzi Tyran. Postać przedstawiająca zezowatego młodzieńca, z kłami i rogami, ubranego w ciemne kolory, trzymającego w reku narzędzie ucisku – sztylet a w drugim klepsydrę (…)
U stop Tyrana znajdziemy kozła, który jest symbolem luksusu, przyjemności cielesnych, żądzy i grzechu. Natomiast źródłem wszelkiego zła są trzy skrzydlate postacie figurujące nad jego głową, opozycja cnót teologicznych – Skąpstwo, Próżność i Pycha. Po prawej i lewej stronie Tyrana ukazują się siedzące rożne aspekty Zła i są to, zaczynając od lewej strony: Okrucieństwo, Zdrada, Oszustwo, Gniew, Niezgoda i Wojna. Personifikacja Okrucieństwa w jednym reku trzyma węża z zamiarem pokazania go noworodkowi. /Alegoria i konsekwencje dobrych i złych rządów…/

———————

Tagi: Alegoria złych rządów, cywilizacja łacińska, Feliks Koneczny, kto powinien rządzić, pięciomian bytu, prof. Anny Raźny, quincunx, rozdział lewicy od państwa, „O prawicy i lewicy”

O autorze: CzarnaLimuzyna; Wpisy poważne i satyryczne

W uzupełnieniu dodam, że rozdział państwa i lewicy następuje automatycznie z momentem stosowania prawa stanowionego, bazującego na prawie naturalnym.

Lewica o tym wie, dlatego eliminuje wszelkie normy tworząc nienormatywność lub fałszywą normatywność wprowadzając ją do postulowanej przez siebie “praworządności” nomokracji (rządów “prawa”) bazującej na ideologii neomarksistowskiej.

Aktualny rozdział lewicy od państwa funkcjonuje wybiórczo, a nieraz tylko teoretycznie, penalizując zaledwie, od czasu do czasu, tylko niektóre przypadki kradzieży i zabójstw oraz innych przestępstw dokonanych przez maluczkich, ale zdrada, jurgielt, depopulacja, demoralizacja i krzywdzenie dzieci uchodzą zazwyczaj bezkarnie. Równie bezkarnie mogą się czuć “kradnący inaczej” łupiący w biały dzień obywatela-niewolnika pod pozorem zdzierania podatków. “Podatki” trafiają do przysłowiowego koryta przy którym żerują lewusy.

Finis Poloniae?

Finis Poloniae?

Stanisław Michalkiewicz magnapolonia

Czym żyje Polska? To zależy kto. Na przykład środowiska polityczne żyją nadzieją, że albo PiS-owi uda się przeciągnąć na swoją stronę Trzecią No…, to znaczy, pardon – nie żadną “Trzecią Nogę”, tylko oczywiście Trzecią Drogę.

Z kolei aktywiści Volksdeutsche Partei i Lewizny – że Trzecią No… (ach, te freudowskie pomyłki; Aleksander Fredro napisałby: “cóż u diabła z tym kutasem” – co wykorzystał Tadeusz Boy-Żeleński do skomentowania jubileuszowego przemówienia lekarza, przypadkowo ginekologa: “I choć wrogie siły czasem pępowinę, panie, przedrą (cóż u diabła z tym kutasem – jak powiadał stary Fredro)” – więc, że Trzecią Drogę uda się im utrzymać przy sobie – bo wszyscy wymienili pierścionki zaręczynowe.

Z kolei grona podczepione pod środowiska polityczne albo szukają miękkiego lądowania na jakichś synekurach, których w strukturach naszego demokratycznego państwa prawnego jest już chyba więcej, niż normalnych miejsc pracy, albo ostrzą sobie zęby na spodziewaną wyżerkę w spółkach Skarbu Państwa, sektorach strategicznych – i tak dalej.

Żony obstalowują toalety, w których będą brylowały na rozmaitych galówkach, naturalne przyjaciółki oczekują na brylanty, które – jak wiadomo – są prawdziwymi przyjaciółmi kobiet, a przyjaciele już nie mogą doczekać się koncesji na hurtownie spirytusu. Reszta, oszołomiona propagandą,   albo przeżuwa klęskę “swojej” formacji, albo onanizuje się sukcesem swojej – jak na przykład słynna Babcia Kasia, która właśnie rozkazała panu prezydentowi Dudzie, by jak najszybciej zwołał Sejm, na którym Donald Tusk zaprzysięgnie swój rząd.

Tymczasem pan prezydent jakby puszczał polecenia Babci Kasi mimo uszu, solennie celebrując nie tylko konstytucyjne przepisy, ale nawet zwyczaje, a poza tym daje do zrozumienia zarówno Donaldu Tusku, jak i stronnictwom sojuszniczym Volksdeutsche Partei, że jak nie będą grzeczni, to zablokuje im każdą ustawę. Rzecz w tym, że Volksdeutsche Partei, Trzecia Droga i Lewica, mają razem zaledwie 248 mandatów, podczas gdy  do obalenia weta prezydenta potrzeba ich aż 276.

W tej sytuacji pogróżki Donalda Tuska i Umiłowanych Przywódców drobniejszego płazu, że będą wszystkich dusić gołymi rękami, wyglądają raczej na przechwałki tym bardziej, że nie wiadomo jeszcze, co zrobią stare kiejkuty, które – jak pamiętamy – w roku 2008  urządziły Donaldu Tusku aferę hazardową, z której ratować musiała go sama Nasza Złota Pani z Berlina, załatwiając mu nagrodę im. Karola Wielkiego i przenosząc mocną ręką na brukselskie salony, gdzie wystrugała go na człowieka.

A stare kiejkuty mogą zrobić to, co każą im zrobić Nasi Sojusznicy – albo jeden, ten Najważniejszy, albo drugi, też Bardzo Ważny, ale nie tak ważny, jak ten Najważniejszy, który wprowadził do naszego bantustanu swój kontyngent wojskowy i daje do zrozumienia, że chciałby zachować kontrolę nad naszą niezwyciężoną armią. A jeśli nad niezwyciężoną armią, to i nad starymi kiejkutami – to chyba jasne?

W tej sytuacji trudno się dziwić, że pan prezydent Duda puszcza mimo uszu polecenia Babci Kasi. I tak uprzejmie z jego strony, że nie kazał wyszczuć jej psami.

Więc kiedy Polska żyje mniej więcej tymi absorbującymi zagadnieniami, Niemcy, skwapliwie korzystając z przyzwolenia udzielonego im w marcu br. przez prezydenta Józia Bidena, by urządzali Europę po swojemu, właśnie energicznie się do tego  zabierają.

Pamiętając o wskazówkach wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera, który na spotkaniu z gauleiterami w roku 1943 powiedział, że w Europie małe państwa nie mają racji bytu, bo tylko Niemcy są w stanie prawidłowo Europę zorganizować, oraz na manifeście innego przywódcy socjalistycznego, a właściwie komunistycznego, otoczonego w Unii Europejskiej kultem Altiero Spinellego, że historyczne narody i ich państwa  mają być zlikwidowane.

Dlaczego? Bo przynoszą tylko same zgryzoty – Niemcy właśnie zamierzają nie tylko zlikwidować prawo weta, ale w dodatku – zmniejszyć liczbę uczestników Rady Europejskiej z 27 do 15, co oznacza, że niektóre bantustany przestaną być tam nawet reprezentowane. A które “niektóre”? Nietrudno się domyślić, że w pierwszej kolejności te, które będą próbowały sypać piasek w szprychy parowozu dziejów, co to pędzi ku “federalizacji” Europy. Bo w IV Rzeszy, która właśnie na naszych oczach staje się ciałem, Ordnung muss sein, czyli – jak mówią w Wielkopolsce – musi być “porzundek”.

W tej sytuacji Wielce Czcigodny eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski, który z niejednego komina już wygartywał; i w PZPR i w Solidarności i w Platformie, z ramienia której był nawet wiceprzewodniczącym Europeische Volksdeutsche Partei, aż wreszcie wylądował w PiS –  bije na alarm, chociaż – jak samokrytycznie zauważa – jest już na to trochę za późno.

I słuszna jego racja, bo na alarm trzeba było bić w czerwcu 2003 roku, kiedy to urządzone zostało w Polsce referendum akcesyjne, w którym zarówno obóz “dobrej zmiany”, jak i obóz zdrady i zaprzaństwa, zgodnie agitowały za Anschlussem. Sam pan Jacek Saryusz-Wolski przykładał rękę do Anschlussu nawet wcześniej, bo od roku 1991.

Przypominam to, żeby pokazać, że osoba tak dobrze zorientowana w sprawach europejskich nie mogła nie wiedzieć, że w 1993 roku wszedł w życie traktat z Maastricht, który zmienił formułę funkcjonowania wspólnot europejskich z konfederacji, czyli związku państw, na federację, czyli państwo związkowe, którego budowa jest właśnie finalizowana.

Skoro tedy “bije na alarm” dopiero teraz, to tylko dlatego, że Naczelnik Państwa, który w 2003 roku też stręczył Anschluss, próbuje jeszcze straszyć wszystkich Tuskiem – że to niby on sprzeda polską suwerenność, podczas gdy Naczelnik Państwa by ją uratował.

Że Tusk ją sprzeda, to rzecz pewna, ale przecież i Naczelnik, całkiem niedawno , bo w czerwcu 2021 roku, pomógł zrobić milowy krok w stronę IV Rzeszy, osobiście forsując w Sejmie ratyfikację ustawy o zasobach własnych UE, która wyposażyła Komisję Europejską w prawo zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej UE oraz nakładania “unijnych” podatków.

Teraz mamy do czynienia tylko z dalszym ciągiem tej polityki, bo teraz chodzi o przekazanie do wyłącznej kompetencji Unii Europejskiej dodatkowych 65 obszarów. A co w tej chwili radzi pan Jacek Saryusz-Wolski? Radzi zbudować “koalicję państw i społeczeństw”, która by się tym niecnym zamiarom skutecznie sprzeciwiła. Nietrudno się domyślić, że na czele takiej koalicji powinien stanąć Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, bo – jak mawiał Stefan Kisielewski – któż potrafi lepiej naprawić zegarek, niż ten, kto go zepsuł?

Mięso i jaja z Ukrainy niszczą polskich hodowców [i w całej UE].

Mięso i jaja z Ukrainy niszczą polskich hodowców [i w całej UE].

Mięso i jaja z Ukrainy niszczą polskich hodowców. Problemem są utrzymujące się wysokie koszty produkcji po polskiej stronie. Nasi hodowcy muszą wszak przestrzegać wyśrubowanych norm eurokołchozowych. Ukraińcy nie mają takich ograniczeń.

W październiku odbyło się posiedzenie grupy roboczej „Jaja i drób” Copa-Cogeca. Spotkanie rozpoczęło się od przedstawienia sytuacji rynkowej w poszczególnych krajach.

Polska delegacja zwróciła uwagę, że ceny broilerów na skutek zwiększonej produkcji jesienią oraz importu z Ukrainy spadają.  Polska w sierpniu 2023 uzyskała status kraju wolnego od ptasiej grypy. Niestety, ale już w październiku 2023 ten status utraciliśmy. W tym roku w Polsce wybito już ponad 1 milion sztuk drobiu z powodu HPAI. [—-]

Zwrócono uwagę na rosnący problem importu mięsa drobiowego i jaj z Ukrainy. Z przedstawionych danych wynika, że w okresie od stycznia i sierpnia 2023 z Ukrainy całkowity import mięsa drobiowego do UE wyniósł: 168 tysięcy ton, +72% w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku, +337% w porównaniu z tym samym okresem 2021 roku przed liberalizacją handlu.

Z kolei całkowity import jaj do UE wyniósł: 30 tysięćy ton, +140% w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku, +755% w porównaniu z tym samym okresem z 2021 r. sprzed liberalizacji handlu.

Członkowie Copa i Cogeca podkreślili, że „w pełni rozumieją znaczenie wspierania ukraińskich kolegów-rolników i nie sprzeciwiają się przyszłej integracji Ukrainy z UE”. Jednak biorąc pod uwagę szybki i stały wzrost eksportu, należy wprowadzić próg importowy prowadzący do automatycznego uruchomienia środków ochronnych. Zaproponowano środki ochronne

[bla-bla. md]

Wszelkie produkty importowane powyżej średniej kwartalnej powinny automatycznie podlegać tranzytowi wyłącznie poza UE i posiadać dowód przeznaczenia. Takie przepisy zmniejszyłyby obciążenia producentów unijnych w krajach sąsiadujących i zapewniły dotarcie towarów do krajów słabiej rozwiniętych.

Na zlecenia Copa-Cogeca opracowana została ocena skutków wprowadzenia zakazu chowu klatkowego. Wynikało z niej, że takie zmiany będą miały poważny wpływ na bilans handlowy netto 27 krajów UE we wszystkich prognozowanych scenariuszach. W większości przypadków wprowadzenie zakazu spowoduje gwałtowny wzrost importu, szczególnie wieprzowiny, a we wszystkich scenariuszach spadek eksportu wieprzowiny i jaj. Wprowadzenie zakazu spowoduje nasilenia koncentracji gospodarstw rolnych w związku z możliwością odejścia części drobnych producentów z działalności.

O względy „sławnej śpiewaczki”

O względy „sławnej śpiewaczki”

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    24 października 2023 michalkiewicz

Na procesie norymberskim generał Jodl, później skazany na śmierć i stracony, przesłuchiwany był m.in. na okoliczność niemieckiego uderzenia na Jugosławię. „Nasz stosunek do Jugosławii – powiedział – przypominał ubieganie się o względy sławnej śpiewaczki.” Oczywiście do czasu, bo kiedy Anglicy zorganizowali w Belgradzie zamach stanu, wskutek którego nastąpiła zmiana rządu, który wyprowadził Jugosławię z „paktu trzech”, Hitler nakazał uderzenie i po tygodniu było już po wszystkim. Wspominam o tym zeznaniu generała Jodla, bo właśnie, w ramach tzw. „części artystycznej” tegorocznych obchodów święta demokracji, będziemy świadkami, to znaczy – nie tyle może świadkami, bo ta część części artystycznej odbywa się w zaciszu gabinetów szefów poszczególnych politycznych gangów – co obserwatorami tak zwanych „znamion zewnętrznych”, po których będziemy mogli dedukować, kto kogo skorumpował i za jaką cenę.

Wyniki wyborów bowiem są takie, że największym ich wygranym jest Trzecia Droga, czyli koalicja Polski 2050 i posiadacza stuprocentowej, a w patriotycznych porywach nawet większej zdolności koalicyjnej, czyli PSL-u. Uzyskała ona 65 mandatów, podczas gdy Zjednoczona Prawica – 194, Volksdeutsche Partei z satelitami, czyli Koalicja Obywatelska – 157, Lewica – tylko 26, co w porównaniu z wynikiem z roku 2019 stanowi spadek o prawie połowę, a Konfederacja – 18 mandatów. W związku z tym ani PiS, ani Volksdeutsche Partei nie jest w stanie samodzielnie utworzyć rządu. Wprawdzie Donald Tusk zachowuje się tak, jakby te wybory wygrał, ale to, kto będzie prawdziwym zwycięzcą, zależy od tego, komu uda się na swoją stronę przeciągnąć Trzecią Drogę. Gdyby PiS dokonał tej sztuki, to miałby większość bezwzględną i rząd utworzony przez taką koalicję uzyskałby w Sejmie votum zaufania, zostałby zaprzysiężony przez pana prezydenta, no i markowałby rządzenie naszym nieszczęśliwym krajem – bo prawdziwe rządy sprawują u nas, jak wiadomo, Nasi Sojusznicy, jedni i drudzy.

Gdyby zaś Trzecią Drogę na swoją stronę przeciągnęła Volksdeutsche Partei, to mogłaby uzyskać większość bezwzględną dla swojego rządu. Wprawdzie Donald Tusk w dniu wyborów ogłosił, że jest „najszczęśliwszym człowiekiem na świecie”, ale chyba przedwcześnie i w dodatku na wyrost. Wszystko bowiem zależy od tego, komu swoje względy okaże „sławna śpiewaczka”, kto skutecznie zapuka do jej serduszka, no i oczywiście – ile to wszystko będzie kosztowało. Problem w tym, że PiS będzie mógł zapłacić więcej, bo zasoby państwa rozdzieli tylko między dwa polityczne gangi, a niechby nawet trzy – bo Trzecia Droga składa się z dwóch gangów – podczas gdy Donald Tusk musiałby rozdzielić zasoby całego państwa między cztery gangi, bo bez Lewicy większość nie stworzy, nawet jeśli pozyskałby względy Trzeciej Drogi. W tej sytuacji Trzecia Droga ma się nad czym zastanawiać zwłaszcza, że – jak 17 października powiedział Wielce Czcigodny Antoni Macierewicz – negocjacje właśnie się rozpoczęły.

Jednak bez względu na to, który polityczny gang przeciągnie na swoją stronę Trzecią Drogę, na pewno pojawią się oskarżenia o sfałszowanie wyborów. Jeśli Trzecią Drogę przeciągnie na swoją stronę PiS, to Volksdeutsche Partei, wsparta przez Judenrat „Gazety Wyborczej” i tak zwane „towarzycho” autorytetów moralnych, to znaczy – karierowiczów, co to za komuny pięli się do wyższych grządek w PZPR, SB czy później – w Wojskowych Służbach Informacyjnych – podniesie larum, że „demokracja” została „zgwałcona” i cierpi niewymowne katiusze, niczym molestowane seksualnie panienki. Natychmiast Komisja Europejska zainicjuje postępowanie, a przebierańcy z Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości przysolą Polsce kolejne surowe kary finansowe – i tak dalej.

Jeśli jednak Trzecią Drogę uda się przeciągnąć na swoją stronę Donaldu Tusku, to larum podniesie PiS, że „zdrada panowie”. Komisja Europejska puści jednak te hałasy mimo uszu, ale znowu wtrącić się może Nasz Najważniejszy Sojusznik, który wprawdzie w marcu br. uznał Niemcy za swego „niezawodnego partnera” w Europie, to znaczy – pozwolił mu na urządzanie Europy po swojemu – ale może nie do tego stopnia, by całkiem abdykował z wpływów w naszym bantustanie. Może jednak Nasz Najważniejszy Sojusznik będzie siedział cicho, bo przecież pan Szymon Hołownia, za którym jak cień stoi pan Michał Kobosko, jest wynalazkiem amerykańskim, więc jak pójdzie do Tuska, to dziury w niebie nie będzie tym bardziej, że PiS coraz bardziej podpadał Partii Demokratycznej, która przecież stoi na nieubłaganym gruncie postępu, na dowód czego pan ambasador Brzeziński wywiesił był na amerykańskiej ambasadzie w Warszawie tęczową flagę sodomczyków. Tak czy owak czekają nas kolejne jazgoty i wzajemne oskarżenia, dzięki czemu nasz nieszczęśliwy kraj upodobni się jeszcze bardziej do wiodących demokracji światowych.

Na dodatkową uwagę zasługuje powrót retoryki, jaką żydokomuna do spółki z Sowietami używała w latach 40-tych i wczesnych 50-tych. Jak pamiętamy, żydokomuna stała wtedy na czele „fołksfrontu”, zwanego „blokiem demokratycznym”, grupującym totalniaków i ich przydupasów. Teraz żydokomuna, której tradycje godnie pielęgnuje Judenrat „Gazety Wyborczej”, związała swoje losy z Volksdeutsche Partei, jako że i wiadoma diaspora na tym etapie ściśle koordynuje swoje inicjatywy np. w zakresie pedagogiki wstydu, z historyczną polityką niemiecką. Pan Włodzimierz Czarzasty, weteran „Ordynackiej”, jako demokrata jest, można powiedzieć, łącznikiem między dawnymi i nowymi laty, podobnie jak odnotowany w „Małym Słowniku Filozoficznym Akademii Nauk ZSRR” Wasilij Wasiliewicz Dokuczajew, „filozof gleboznawca, społecznik i demokrata”. U nas od takich „filozofów gleboznawców” aż się roi, więc nic dziwnego, że szeregi „bloku demokratycznego” rosną, niczym młode kadry związku kombatantów.

Największym wszelako przegranym tych wyborów wydaje się Kościół katolicki, zwłaszcza gdyby przeciągnięcie Trzeciej Drogi udało się Donaldu Tusku. Lewica, w której dominują egerie, osobiste nieprzyjaciółki Pana Boga, w rodzaju mojej faworyty, Wielce Czcigodnej Joanny Scheuring-Wielgus, czy pani Diduszko, z pewnością chciałyby nie tylko „opiłować”, co się tylko da, wyrzucić religię ze szkół, co boleśnie uderzyłoby Kościół finansowo, powierzyć resort edukacji np. pani Rubik, która nie tylko ma eksperiencję, ale nawet napisała książkę o nauce bzykania, wprowadzić skrobanki na żądanie i na koszt państwa, a w dodatku – wypowiedzieć konkordat. Wszelako PSL, któremu taki radykalizm byłby chyba nie w smak, może w tej sytuacji okazać się mężem opatrznościowym, co pokazuje, że nie ma tego złego, bo by na dobre nie wyszło.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Wraca nowe

Wraca nowe 

Izabela Brodacka

Wszyscy pamiętamy uroczą książeczkę dla dzieci Janusza Korczaka pod tytułem: „Król Maciuś Pierwszy”. Korczak dobrotliwie przekonuje w niej dzieci, że nie wystarczą dobre intencje i chęć dogodzenia wszystkim, że rządzenie państwem jest trudną i odpowiedzialną sztuką, a każdy błąd ma poważne konsekwencje.

Donald Tusk przez niektórych uważany za Króla Donalda Pierwszego nie ma raczej dobrych intencji. Jednak w czasie wyścigu obietnic związanym z kampanią wyborczą, chcąc dogodzić wszystkim, zdecydowanie prześciga innych kandydatów w proponowanych głupotach. Jedną ze stu idiotycznych obietnic Tuska jest obietnica zlikwidowania prac domowych zadawanych dzieciom i młodzieży, które nazwane zostało przez niego reliktem dziewiętnastowiecznego modelu oświaty. Cały system obowiązkowej oświaty powszechnej jest wynalazkiem dziewiętnastego wieku, ale jak na razie nikt nie kwestionuje jego skuteczności i poprawności poza libertarianami czy anarchistami, którzy jak słynny Kononowicz chcieliby żeby nie było niczego. Bezpłatnej oświaty, bezpłatnego lecznictwa, ubezpieczeń społecznych i innych instytucji współczesnego państwa. Tymczasem z powszechną oświatą jest podobnie jak z demokracją – jest to system pełen wad lecz jak na razie nie wymyślono nic lepszego. Zwolnienie od prac domowych, to znaczy zakaz zadawania prac domowych przez nauczycieli, oznaczałby zwolnienie ucznia z obowiązku samodzielnej pracy.

Tymczasem jak wiadomo nie wystarczy zrozumienie jakiegoś tematu czy problemu, które można uzyskać na lekcji, żeby się w tym temacie swobodnie poruszać, żeby zdobytą wiedzą operować. Nie wystarczy na przykład rozumieć zasady algebry żeby nie robić błędów rachunkowych w obliczeniach. Trzeba zdobyte umiejętności wyćwiczyć. Moim uczniom, którzy zgłaszają podobne jak Tusk idiotyczne postulaty nieodmiennie tłumaczę- wysłuchaj na przykład zrozumiałego dla ciebie wykładu na temat narciarstwa i zjedź z Kasprowego, albo wysłuchaj wykładu na temat konnej jazdy i wygraj wyścig, albo po zdaniu egzaminu z przepisów drogowych, bez lekcji jazdy, siądź za kółkiem. Bez treningu, bez wyrobienia sobie tego co można nazwać pamięcią mięśniową nie da się uprawiać żadnego sportu, ani prowadzić samochodu, ani wykonywać niezbędnych dla pracy inżyniera obliczeń. Uczniowi który pyta mnie do czego będą mu w życiu potrzebne „ tangensy i logarytmy” odpowiadam brutalnie-  „zapewniam cię, że jeżeli będziesz sprzedawał buraki na bazarze nie będą ci do niczego potrzebne”. Powinnam chyba dodawać- „ również  jeżeli będziesz politykiem a w szczególności europosłem nie będą ci do niczego potrzebne”.

Większość  uczniów rozumie znaczenie własnej pracy w zdobywaniu wiedzy, domagają się wręcz żeby im coś zadawać do domu, albo proszą o sprawdzenie nie zadanych wypracowań czy rozwiązanych dobrowolnie w domu zadań. Problem pracy samodzielnej ucznia można oczywiście rozwiązywać na różne sposoby. Można wprowadzić -jak we Francji -popołudniowe zajęcia szkolne podczas których uczniowie odrabiają lekcje pod kierunkiem nauczyciela. Można – jak w szkołach brytyjskich- wprowadzić instytucję tutora, który opiekuje się uczniem i pomaga mu w samodzielnej pracy. Prace domowe mogą nie być przymusowe. Ich przydatność dla miejsca na wyższej uczelni, czy dobrego wykształcenia gwarantującego później pracę weryfikuje życie. Tuskowi sekunduje w idiotycznych pomysłach Hołownia proponujący tęczowe paski na świadectwach co ośmiesza ideę wyróżniającego dobrego ucznia paska białoczerwonego. To tyko zwykła głupota i ukłon w kierunku środowisk LGBT. Naprawdę groźna jest jednak kolejna propozycja Hołowni. Chce on zlikwidować ocenę z zachowania, którą uważa za represyjną i wprowadzić w jej miejsce samoocenę uczniów. Hołownia jest zbyt młody, albo za słabo wykształcony żeby rozumieć, że budzi w ten sposób ducha Makarenki. Samocena uczniów, albo co gorsza ocena ich przez kolektyw były praktykowane w czasach stalinowskich. W mojej szkole podstawowej uczniowie, na których doniósł ktoś z kolektywu czyli gorliwy kolega o zetempowskiej mentalności, musieli składać na apelu samokrytykę przed całą szkołą. Do dziś pamiętam chłopczyka, który stojąc na apelu przed kolegami i nauczycielami nie mógł wydusić ani słowa a potem wypłynęła mu na oczach całej szkoły kałuża moczu z nogawki. Na drzwiach naszej klasy partyjna wychowawczyni, awansowana z PGR, umieściła specjalną skrzynkę, do której gorliwi wrzucali donosy na kolegów. Potem uczniowie musieli tłumaczyć się przed całą klasą a klasa oceniała ich postawę. To właśnie nazywało się wówczas samooceną albo oceną przez kolektyw. Była to replika podobnych seansów donosicielstwa, które odbywały się w zakładach pracy. Nazywane były potocznie „rozrabianiem kogoś”. Osoba  „rozrabiana” , wskazana przez tak zwany kolektyw czyli przez złośliwych, gorliwych albo po prostu głupich kolegów zmuszana była do składania publicznej samokrytyki, do upokarzania się przed dyrekcją i kapusiami uważającymi się za cenzorów moralności. Takie seanse podłości i nienawiści wzorowane były na sowieckiej Rosji gdzie skazani na karę śmierci składali przed partyjnymi kolegami samokrytykę a czasem dziękowali za otrzymany wyrok albo domagali się surowego wyroku również dla kolegów równie niewinnych jak oni. Wyroki były pokłosiem rozgrywek Stalina z kolejnymi ekipami uważanymi przez niego za konkurencję.

Natomiast na Uniwersytecie Warszawskim grupa hunwejbinów wśród których był Leszek Kołakowski sowieckim wzorem „rozrobiła” profesora Tatarkiewicza. Młodzi nie pamiętają tych ponurych czasów lecz powinni rozumieć, że ocena ludzi opiera się i powinna opierać na ścisłym podziale na oceniających i ocenianych. Pomieszanie tych grup oznacza zawsze albo stalinizm, albo nepotyzm i łapownictwo. Uczniowie krytykujący swoich kolegów albo podlizują się nauczycielom  łamiąc uczniowską solidarność grupową albo uczestniczą w zbiorowym oszustwie oceniając zaprzyjaźnionych kolegów zbyt wysoko. Zarówno Tuskowi jak Hołowni brakuje wyraźnie wykształcenia i umiejętności logicznego myślenia.

Przedwyborcze otrzeźwienie „władzy”: Kandydat Kowalski: Obca kulturowo dzicz chce zmienić życie Polek i Polaków w koszmar

Przedwyborcze otrzeźwienie „władzy”: Janusz Kowalski dla Frondy: Obca kulturowo dzicz chce zmienić życie Polek i Polaków w koszmar

[Zabawne, że przed wyborami nawet TVP zaczyna mówić ludzkim głosem. Wczoraj, 5 października, to zobaczyłem. Więc i poseł-kandydat chce nagonić ”dających głos” do swojej zagrody. Korzystajmy. Mirosław Dakowski]

obca-kulturowo-dzicz-chce-zmienic-zycie-Polek-i-Polakow-w-koszmar

“To jest dzicz, to jest inwazja, to jest obco kulturowa zgraja, która napada na kobiety i dzieci i nie ma żadnego szacunku dla życia drugiego człowieka. Jest to wreszcie dzicz, która uderza w chrześcijaństwo, w nasz porządek rzymsko-katolicki, w naszą cywilizację i trzeba tę hordę najzwyczajniej w świecie zatrzymać” – powiedział Janusz Kowalski w rozmowie z portalem Fronda.pl, poświęconej nielegalnej migracji.

Mariusz Paszko: Jak Pan Poseł widzi przyjęty wczoraj przez Komisję Europejska tzw. pakt migracyjny?

Janusz Kowalski, poseł Suwerennej Polski, kandydat do Sejmu z listy Prawa i Sprawiedliwości: Jest to oczywista chęć narzucenia Polsce rozwiązań tzw. przymusowej relokacji, które są zawarte w pakcie migracyjnym. Tam stoi napisane wprost, że albo się płaci 20 tys. euro za każdego nieprzyjętego migranta, albo narzuca się ich przyjmowanie. Szef Donalda Tuska, Manfred Weber i cała Europejska Partia Ludowa wyjątkowo szczerze mówią jednym głosem, że burmistrzowie miast w Niemczech i Austrii zakomunikowali, że brakuje im wolnych mieszkań dla imigrantów z Afryki i Azji i w związku z tym chcą się „podzielić” tymi najeźdźcami z Polską. I na to kategorycznie nie ma zgody!

Suwerenna a wcześniej Solidarna Polska mówi o tych zagrożeniach już od roku 2015.

Proszę zauważyć, że na ten temat należy spojrzeć szerzej. Tych migrantów chciała nam relokować Angela Merkel, która za tym wszystkim stoi. Gdyby więc w roku 2015 wyborów nie wygrało Prawo i Sprawiedliwość i została zrealizowana ta koncepcja, o której mówili Cezary Tomczyk, Ewa Kopacz i Donald Tusk, to byłoby bardzo nieciekawie.

Wszyscy przecież doskonale pamiętamy z jednej strony wypowiedź ówczesnego rzecznika prasowego rządu PO-PSL Cezarego Tomczyka, że ówczesny rząd był przygotowany na każdą ilość uchodźców, których początkowo miało być 12 tysięcy.

Następnie pamiętamy też słowa ówczesnego szefa Rady Europejskiej z nadania Angeli Merkel, a więc Donalda Tuska, który groził polskiemu rządowi sankcjami finansowymi. Gdyby więc wtedy Prawo i Sprawiedliwość nie wygrało wyborów parlamentarnych, to dzisiaj mielibyśmy dziesiątki, a może nawet setki tysięcy tych migrantów.

Te osiem lat rządów obecnej władzy to przede wszystkim jednak brak zgody i twarde polskie weto, jeżeli chodzi o mechanizm relokacji. Dzisiaj jesteśmy na ostatniej prostej tego działania Parlamentu Europejskiego, ponieważ Niemcy chcą przeforsować takie rozwiązanie, które jest sprzeczne z interesami Polski i zasadą suwerenności państwa polskiego.

Co więcej, Niemcy doskonale wiedzą, że w roku 2024 po wyborach do Parlamentu Europejskiego architektura polityczna będzie tam całkowicie inna. Wygrają partie prawicowe i tę ekipę Manfreda Webera, Fransa Timmeramansa i Ursuli von der Leyen – prorosyjską i pro-migracyjną – po prostu rozliczą.

Czym grożą te rozwiązania przepychane przez Niemcy w Parlamencie Europejskim?

Przede wszystkim tym, że polskie ulice i polskie miasta przestałyby być bezpieczne. Jeśli ktoś włączy telewizor i zobaczy to, co dzisiaj dzieje się w Paryżu, w Dortmundzie, Berlinie, Malmo czy Sztokholmie i wszystkich państwach starej piętnastki Unii Europejskiej, gdzie na naszych oczach polityka migracyjna doprowadziła po prostu do katastrofy.

Kobiety boją się tam po godzinie 18-tej wyjść na ulice czy place zabaw z dziećmi. Boją się, ponieważ są gwałcone, a dzieci stają się często ofiarami napadów i przemocy. Tam grasują hordy – to dzicz, która te kobiety molestuje. Mówię to otwartym tekstem i jeszcze raz podkreślę: To jest dzicz, to jest inwazja, to jest obco kulturowa zgraja, która napada na kobiety i dzieci i nie ma żadnego szacunku dla życia drugiego człowieka. Jest to wreszcie dzicz, która uderza w chrześcijaństwo, w nasz porządek rzymsko-katolicki, w naszą cywilizację i trzeba tę hordę najzwyczajniej w świecie zatrzymać.

Ktoś, kto mówi – jak na przykład Donald Tusk – o biednych ludziach, którzy szukają swojego miejsca na ziemi i dachu nad głową, jest kompletnie nieodpowiedzialny.

Natomiast my wszyscy zdrowo myślący Polacy, bez względu na poglądy polityczne, musimy bronić swoich ulic, miast, rodzin, kobiet i dzieci przed tą agresywną dziczą.

Kto tak naprawdę stoi i za tą migracją, poza Rosją i Niemcami rzecz jasna?

Należy tu jasno wskazać na środowiska liberalno-lewicowe, które od kilkudziesięciu lat hołdują polityce multi-kulti. One uderzają w ten sposób w chrześcijaństwo i chcą doprowadzić do tego, że ich baza społeczno-polityczna będzie szersza, ufając a nawet chyba ślepo wierząc, że wprowadzenie imigrantów zapewni trwałe poparcie dla lewicy – to jest czysty egoistyczny plan polityczny tych wszystkich środowisk, który miałby doprowadzić do trwałej destabilizacji cywilizacji zachodniej w Europie i niestety doprowadza. To co się dzieje dzisiaj we wspomnianych już państwach Unii Europejskiej, pokazuje, że ten plan jest tam niestety realizowany i tylko suwerenność poszczególnych państw w tym przypadku jest jedyną barierą. Stąd właśnie ten wielki napór na Polskę ze strony wszystkich liberalnych sił, które widząc już budzące się narody – w Niemczech, we Francji czy Szwecji – chcą ten projekt za wszelką cenę dopiąć. Należy to pokazać, że we Francji na przykład coraz częściej mówi się o takim jak w Polsce referendum i do tego namawiają tamtejsi konserwatyści, którzy nie zgadzają się z polityką tych liberalnych, zdegenerowanych polityków od lewa do prawa w Unii Europejskiej sprowadzających imigrantów.

To, co dzisiaj w tej sytuacji Polska może zrobić, to dać przykład, jak uratować Europę i tym przykładem będzie głosowanie przeciwko przymusowej relokacji migrantów w referendum już 15 października. Proszę też zauważyć, że na tym przykładzie widać, jaki stosunek do referendum – szczególnie do tego pytania o przymusową relokację – ma Platforma Obywatelka i sam Donald Tusk, który jest wiceprzewodniczącym EPL, a więc zastępcą Manfreda Webera. On przecież namawia do tego, żeby nie głosować i nie brać kart do referendum. Ktoś taki, kto namawia do tego, żeby Polacy nie zabezpieczyli swoich miast, miasteczek i wsi przed nielegalną imigracją, de facto tę imigrację popiera. Innymi słowy, i nie mam co do tego żadnych wątpliwości, gdyby Donald Tusk dzisiaj rządził, to już w pierwszym roku jego rządów po roku 2015 sprowadziłby do Polski co najmniej 100 tys. tych obcych nam kulturowo i groźnych ludzi z Afryki, co odbyłoby się rzecz jasna kosztem polskich rodzin. W efekcie odbierałby też mieszkania komunalne i socjalne, po to tylko, ażeby przypodobać się Niemcom. Sam natomiast – co już raz pokazał – wyjechałby do Brukseli na kolejne dobrze płatne stanowisko. Jestem tego więcej niż pewien.

Pan wiceminister Wąsik zwraca uwagę, że granica polsko-białoruska to obecnie najbardziej strzeżona granica w całej strefie Schengen. Jak w tym kontekście należałoby odnieść się do działań opozycji, która jest za rozebraniem muru chroniącego nas przed agresją przerzucanych przez Rosję i Białoruś migrantów?

Opozycja w tym względzie jest kompletnie nieodpowiedzialna. Zarówno partia Donalda Tuska, jak Szymona Hołowni i Lewica głosowały przeciwko zabezpieczeniu granicy z Białorusią, a więc wszystkie te ugrupowania wpisywały się w scenariusz, który był konsekwentnie realizowany przez białoruskie KGB i Władimira Putina i tego naporu na granicę polsko-białoruską.

Należy tu wyraźnie podkreślić, że partie głosujące przeciwko temu murowi na granicy z Białorusią zbankrutowały. To dobitnie świadczy przecież o tym, że kluczem dla zapewnienia bezpieczeństwa jest przewidywanie zagrożeń. Partie Tuska, Hołowni i Czarzastego głosowały przeciwko zagwarantowaniu Polsce bezpieczeństwa. Jeśli więc nie przewidywały i nie chciały przewidzieć tego zagrożenia, to znaczy, że kompletnie nie nadają się do rządzenia naszym krajem. Nie mam też żadnych wątpliwości, że w tych środowiskach jest bardzo silna chęć rozebrania tego muru pod naporem lewactwa urzędującego w strukturach Unii Europejskiej. Innymi słowy trzeba po prostu pójść do referendum i zagłosować przeciwko planom rozebrania muru na granicy polsko-białoruskiej i głosować przeciwko nielegalnej relokacji migrantów z obcych nam kulturowo regionów.

Uprzejmie dziękuję Panu Posłowi za rozmowę.

Na służbie u Naszych Braci

Na służbie u Naszych Braci

Tomasz MIANOWICZ

Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi

Ukraińska parafraza polskiego hymnu narodowego

Serwilizm jest – niestety – stałym elementem polskiej polityki zagranicznej, i to już od XVIII w. Jeśli spojrzeć retrospektywnie na ostatnie 100 lat historii Polski, to okaże się, że wśród polityków pełniących najważniejsze funkcje w państwie, niewielu było takich, w działalności których nie znaleźlibyśmy tego czynnika. Brak go w polityce prowadzonej przez Józefa Piłsudskiego, który – niezależnie od tego, jak go oceniać – kierował się interesem państwa. Drugim, i jak dotychczas chyba ostatnim politykiem, wolnym od skazy serwilizmu był… Władysław Gomułka. Realizując „polską drogę do socjalizmu” doprowadził do wycofania z PRL doradców radzieckich i to w okresie, który w obecnej polityczno-propagandowej retoryce określa się jako „okupację sowiecką”. W porównaniu z aktualnymi przywódcami partii i państwa tow. Wiesław urasta zatem do rangi męża stanu.

Wyjątkowo żenującym przykładem politycznego serwilizmu było niedawne zachowanie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Dudy, bawiącego w Nowym Jorku przy okazji sesji ONZ. Trudno nie dostrzec, że Duda od dawna nadskakuje Wołodymirowi Zełenskiemu, co odpowiada oficjalnej linii polskiej polityki; rzecznik MSZ Łukasz Jasina ogłosił przecież wszem i wobec, że Polska jest „sługą narodu ukraińskiego”. Dla dopełnienia obrazu dodać należy, iż Duda występował w Nowym Jorku już po tym, jak Kijów zapowiedział, że po wprowadzeniu embarga na wwóz ukraińskiego zboża na terytorium RP skieruje do Światowej Organizacji Handlu (World Trade Organization) skargę przeciwko Polsce. Wydawało się oczywiste, że po takim oświadczeniu Warszawa powinna ze swej strony zapowiedzieć retorsje wobec Ukrainy i zastosować je po wniesieniu przez Kijów skargi do WTO. Nic takiego jednak nie nastąpiło; wprost przeciwnie – przedstawiciele polskich władz prześcigali się w zapewnieniach, że nadal będą wspierać Ukrainę w jej wojnie przeciwko Rosji, powtarzając tym samym – przy użyciu innych sformułowań – deklarację MSZ. Trudno się zatem dziwić, że Kijów nałożył embargo na import polskich produktów rolnych, embargo dotkliwe, z uwagi na znaczenie rynku ukraińskiego dla polskiego eksportu.

Tym samym Nasi Bracia przystąpili do wojny ekonomicznej przeciwko Polsce, prowadzonej już przez Niemcy, które wykorzystują do tego instytucje Unii Europejskiej. Prócz tego podsycają zimną, aczkolwiek zażartą wojnę domową w Polsce a poprzez podporządkowanie naszego ustawodawstwa dyrektywom płynącym z Brukseli, doprowadzili do anarchizacji państwa, co oznacza postępujący paraliż jego funkcji (wygląda na to, że jeden [!] z ministrów polskiego rządu zdaje sobie z tego sprawę; myślę o Zbigniewie Ziobrze).

Właśnie z uwagi na zachowanie większości dostojników państwowych i rządowych Polska jest tak lekceważona na forum międzynarodowym i pomiatana przez B-B (Berlin-Brukselę) jako najgorzej traktowany członek Unii Europejskiej. Ani w stosunku do Węgier, ani w stosunku do Republiki Czeskiej, gdy jej prezydentem był Vaclav Klaus, Niemcy nie pozwalali sobie na takie afronty dyplomatyczne, jak wypowiedź przewodniczącego grupy Europejskiej Partii Ludowej w Europarlamencie Manfreda Webera na temat PiS-u. A przecież już wcześniej Uschi von der Leyen, jeszcze jako ministerka w rządzie RFN (swą obecną funkcję naczelnej komisarki UE zawdzięcza patriotycznym europosłom PiS-u), otwarcie deklarowała poparcie dla polskiej opozycji, walczącej z PiSem o władzę. W stosunku do żadnego państwa ambasadorowie „sojuszników” nie pozwolili sobie na otwarte wystąpienie z krytyką polityki wewnętrznej rządu państwa przyjmującego. Jest to sprzeczne z Wiedeńską konwencją o stosunkach dyplomatycznych z 1961 roku, ale któż by się dzisiaj przejmował prawem…

Gdy nieustraszony ukraiński prezydent na oczach całego świata nasrał Dudzie na głowę (excusez le mot; dosadność sformułowań jest jednak w publicystyce dopuszczalna, a niekiedy nawet wskazana), ten ostatni zapewnił, że Zełeńskij jest jego przyjacielem. Andrzejowi Dudzie brak elementarnego poczucia godności osobistej, problemem jest jednak nie ta cecha jego osobowości, lecz funkcja, jaką pełni.

Co prawda premier Morawiecki po antypolskim wystąpieniu prezydenta Ukrainy w Nowym Jorku i po ogłoszeniu przez Kijów sankcji gospodarczych wobec Polski, zapowiedział wstrzymanie pomocy wojskowej dla Naszych Braci, aliści po negatywnej reakcji Waszyngtonu wszystko odszczekano. Wracamy zatem do „służby”, której wartość już dawno przekroczyła 100 mld złotych (nie licząc udziału Polski we wspieraniu Ukrainy poprzez UE i inne organizacje międzynarodowe). Gdy na przełomie lutego i marca 2022 roku po raz pierwszy wypowiadałem się na temat wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą (de facto NATO) przewidywałem, że udział w niej będzie nas kosztować krocie. Czasem myślę o tym, aby już niczego nie przewidywać, bowiem moje pesymistyczne przepowiednie z reguły się sprawdzają…

A zatem już po raz ostatni ogłaszam prognozę – tym razem dotyczy ona załamania się budżetu państwa. Oprócz służby u Naszych Braci, rujnującej publiczne finanse na różnych poziomach, Polska wydaje gigantyczne kwoty na zbrojenia. Rzecz jasna nie można krytykować zamiaru stworzenia silnej armii. Problem polega na tym, że w kontekście polityki zagranicznej RP, nawet najsilniejsza armia nie zapewni Polsce suwerenności, z której zresztą już niewiele zostało. Polskie władze, podobnie jak ogromna większość społeczeństwa, nie dostrzegają zagrożeń ze strony globalizmu i Unii Europejskiej, która jest jego instrumentem.

Breżniewowska doktryna „ograniczonej suwerenności” to niemal raj wolności w porównaniu z obecną sytuacją Polski. Bo przecież sowiecki okupant przed 1989 rokiem nie decydował o wycinaniu drzew w Puszczy Białowieskiej, czy też o obsadzie najwyższych sądów w Polsce. Niestety, polska polityka skupia się na antyrosyjskim dżihadzie, nie chcąc przyjąć do wiadomości elementarnych faktów, determinujących zagrożenia dla suwerenności państwa: Ukraina – mówiąc oględnie – jest państwem Polsce nieżyczliwym, zaś Unia Europejska, w której Niemcy pełnią „przewodnią rolę”, konsekwentnie dąży do odebrania RP resztek samodzielności. Może zatem dojść do tego, że Polska będzie dysponowała potężną armią, wyposażoną w najnowocześniejszy sprzęt amerykański, a równocześnie jej działalność na arenie międzynarodowej będzie się sprowadzała do realizacji decyzji podejmowanych w Waszyngtonie i w Berlinie. No dobrą sprawę ten etap podległości już osiągnięto.

Nie zdziwiłbym się zatem, gdyby po wyborach w Polsce Komisja Europejska interweniowała na rzecz Kijowa w sporze dotyczącym embarga na wwóz ukraińskich produktów rolnych. Przecież już wiosną tego roku Uschi przypomniała władzom w Warszawie, kto w Polsce rządzi: o zakazie wwozu ukraińskich zbóż decyduje Bruksela, a nie polski rząd. Komisja Europejska może zaostrzyć sankcje finansowe wobec Polski. Czołowa niemiecka eurodemokratka – Katarina Barley (swego czasu ministerka sprawiedliwości w rządzie federalnym, dziś w Europarlamencie), proponowała już komisji ”zagłodzenie Węgier”. W obecnej chwili interwencja B-B byłaby niezręczna, bo nawet proniemiecka opozycja udaje, że troszczy się o polskich rolników. W rzeczywistości rodzime władze szkodzą im od lat, czego przykładem może być śmiertelny niemal cios zadany polskiemu sadownictwu, poprzez zakaz eksportu owoców do Rosji i na Białoruś (a przecież jeszcze nie tak dawno Polska była największym eksporterem jabłek w Europie!).

Potężna armia ma odstraszyć Putina od ataku na Polskę – zapewniają rządowi dygnitarze. Po co Putin miałby zaatakować państwo należące do NATO – nie wie nikt, kto analizuje polityczne realia, zamiast obracać się w wirtualnym świecie, skonstruowanym przy propagandę i media masowej manipulacji. Rzeczywiste powody wojny na Ukrainie są w Polsce nieznane, choć tę wojnę zapowiadano od lat, podając przy tym jej rzeczywiste przyczyny, w przeciwieństwie do wojen prowadzonych przez naszego Najważniejszego Sojusznika – przeciwko Jugosławii, Irakowi, Syrii, Libii (jako lekarstwo na ignorancję polecić wypada film „Maidan: The Way to War”, dostępny – jeśli cenzura go nie zablokowała – pod polskim tytułem na portalu „Wolne Media”).

Niemniej jednak polska armia może się przydać, bowiem – zakładając dalszą eskalację konfliktu NATO – Rosja – Waszyngton może jej użyć do bezpośrednich działań na froncie. Joe Biden zarządził przecież długą wojnę a w myśl oficjalnej doktryny, ogłoszonej przez amerykańskiego ministra wojny Lloyda Austina, chodzi obecnie o zadanie Rosji jak największych strat (oznacza to co prawda również wzrost strat po stronie Ukrainy, tym jednak w Waszyngtonie nikt się nie przejmuje). Dlatego też NATO dostarcza na Ukrainę coraz bardziej śmiercionośne oręże: ostatnio bomby kasetowe i samoloty F-16, w najbliższej przyszłości pociski ze zubożonym uranem, w dalszej przyszłości rakiety cruise. Amerykański przemysł zbrojeniowy, związany z Partią Demokratyczną, ma się w tej chwili doskonale.

Finansowanie wojny na Ukrainie obciąża co prawda budżet Stanów Zjednoczonych, aliści państwo to już jest bankrutem, i to od wielu lat; dług publiczny USA nie zostanie spłacony do końca świata. I dopóki amerykański dolar – od 1971 roku bez pokrycia w złocie – pozostaje główną walutą rezerwową świata, można go po prostu drukować na potrzeby wojen. Ale i sojusznicy nie chcą pozostać w tyle: niemiecki Rheinmetall zapowiedział uruchomienie produkcji na Ukrainie, aby zaoszczędzić koszty transportu uzbrojenia z RFN na linię frontu. W moim przekonaniu Joe Biden byłby skłonny zaopatrzyć Ukrainę w broń atomową, rzecz jasna tylko w „celach obronnych”. Jej użycie wyrządziłoby Rosji (ale nie tylko) ogromne straty, a że Ukraina – i kraje sąsiednie – leżą daleko od Stanów Zjednoczonych, wymiana uderzeń nuklearnych na ternie Europy Wschodniej nie stanowiłaby dla USA bezpośredniego zagrożenia. Zważywszy na przewagę NATO w dziedzinie sił konwencjonalnej i zawrotne tempo zbrojeń w Stanach Zjednoczonych, nie można wykluczyć, że w wypadku niekorzystnego rozwoju działań wojennych Moskwa sięgnie do taktycznej broni nuklearnej (z tego niebezpieczeństwa zdaje sobie sprawę Viktor Orbán, chyba jako jedyny szef rządu w tej części Europy).

W dłuższej perspektywie czasowej możliwe jest otwarcie przez NATO drugiego frontu – np. w rejonie Bałtyku. Z uwagi na odruchy warunkowe, którymi kierują się politycy Polski i krajów bałtyckich, sprowokowanie konfliktu i przypisanie winy Putinowi nie stanowiłoby większych trudności. Obecnie USA realizują wypracowaną przez RAND Corporation koncepcję wywoływania wojen na granicach Rosji. Nie udało się co prawda doprowadzić do „kolorowych rewolucji” na Białorusi i w Kazachstanie, natomiast Armenia „zmieniła front” – na prozachodni i planuje wspólne manewry z wojskami amerykańskimi. Służby specjalne Ukrainy z nadania Waszyngtonu starają się zorganizować regime change w Gruzji, odmawiającej dotychczas przystąpienia do wojny z Rosją.

Nawet jeśli teraz miałoby dojść do zawieszenia broni na Ukrainie albo do traktatu pokojowego, kolejna wojna NATO z Federacją Rosyjską jest tylko kwestią czasu. Szanse na wstrzymanie rozlewu krwi na Ukrainie wzrosną, jeśli Joe nie wygra kolejnych wyborów prezydenckich w USA (dla przypomnienia: za rządów Donalda Trumpa nasz Najważniejszy Sojusznik nie zaatakował żadnego państwa, a nawet nie wywołał żadnej nowej wojny). Zamrożenie konfliktu będzie zatem tylko przejściowe, a to dlatego, że globalizm, podobnie jak stosunkowo niedawno sowiecki komunizm, ma w sobie immanentną potrzebę ekspansji. Skoro stratedzy globalizmu zdecydowali się na wojnę z Rosją, która stoi na przeszkodzie totalnej hegemonii światowej USA, to nie po to, aby się teraz z tego konfliktu wycofać. A RAND Corporation opracowuje już koncepcje wojny Stanów Zjednoczonych z Chinami.

Tak czy inaczej pola do popisu dla polskiej armii nie powinno zabraknąć. Przecież nasi chłopcy już przyczynili się chwały polskiego oręża, odnosząc u boku naszego Najważniejszego Sojusznika błyskotliwe sukcesy w wojnie przeciwko Jugosławii, przeciwko Irakowi, czy też walcząc w Afganistanie. Jeden z polskich ministrów spraw zagranicznych deklarował, że Polska gotowa jest wziąć udział w wojnie USA (i Izraela) z Iranem. Swego czasu późniejszy minister był aktywistą ruchu pacyfistycznego, niechętnego rządowi Stanów Zjednoczonych (prezydentem był wówczas Ronald Reagan).

Wracając do perspektywy załamania się budżetu państwa: nie potrafię podać jego konkretnej daty. Prawdopodobne jest jednak, że finansowa katastrofa w Polsce nastąpi wcześniej niż na Ukrainie, bowiem jej budżet jest zasilany bezpośrednimi transferami z postępowego świata. A jego przywódcy deklarują przecież, iż będą wspierać Ukrainę tak długo, dopóki będzie to konieczne, czyli do „ostatecznego zwycięstwa” (po niemiecku Endsieg).

Polska zmierza zatem do kolejnej dziejowej katastrofy. Ale czyż już obecnej sytuacji nie należy uznać za katastrofę? Kraj szarpany jest od lat zimną wojną domową (gdyby posłów wybierano w myśl demokratycznej ordynacji wyborczej w systemie JOW, nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji), stracił suwerenność w dziedzinie ustawodawstwa, obronności, polityki zagranicznej, gospodarki, energetyki, zainfekowany jest ideologią gender i czeka go załamanie finansów publicznych. A szans na zmianę nie widać. Czyli jest już bardzo źle. Ale będzie jeszcze gorzej.

Monachium 4 X 2023 Tomasz MIANOWICZ

Zakneblowali nas. Ale cicho-sza!! Jesteśmy szpiegami. Czyimi? Wszystko jedno.

Zakneblowani

02.10.2023 |wolnemedia

Od wczoraj można aresztować każdego. Dosłownie.

Krytyka doktryny państwowej wiąże się z surowymi sankcjami. Dotyczy to szczególnie tych, którzy nie są niechętnie nastawieni do Rosji lub Białorusi i sprzeciwiają się wojennej narracji, i mają dość ciągłego straszenia Polaków zagrożeniem ze Wschodu.

A jeśli jeszcze ktoś utrzymuje kontakty ze znajomymi, którzy akurat tam mieszkają, do końca życia nie wyjdzie z kryminału. Czarny scenariusz? Nie, nowelizacja ustawy.

Zadziwiające jest to, że media nie protestują, nie podnoszą wrzasku w obliczu tej kuriozalnej cenzury, dają sobie założyć knebel, mimo że za chwilę może dotknąć to każdego. Przepisy są tak sformułowane, że dowolność interpretacji jest nieograniczona, o czym jeszcze wspomnę na końcu.

Nie wolno już fotografować tzw. obiektów strategicznych, portów, lotnisk, zapór wodnych, węzłów, ważnych dworców kolejowych i całej listy miejsc, których nikt z nas nie pozna, bo ich wykaz został utajniony. A jeśli jest utajniony, to lepiej nie robić sobie selfie, bo może okazać się, że w tle są jakieś kominy, albo strategiczne słupy.

Znowu pojawią się tabliczki „zakaz fotografowania” i jeśli wyjmiemy w takim miejscu telefon, możemy spędzić nawet pięć lat w więzieniu. W najlepszym wypadku grzywna. Masz kamerę w samochodzie – uważaj, którędy jedziesz, bo zamiast do domu możesz trafić do więzienia. Ustawodawca nie wziął pod uwagę Google i jego Street View, przewodników turystycznych, albumów czy zwykłych pocztówek. Tutaj będzie śmiesznie, ale to jedyna zabawna rzecz w całej tej nowelizacji.

Karana będzie nie tylko działalność szpiegowska na rzecz obcego państwa, ale również inne formy ją maskujące. Jakie to są formy? Nie wiadomo, czy pisanie wpisów na „Facebooku”, udział w konferencjach i programach organizacji zagranicznych niezwiązanych z UE i NATO? Rozmowy ze znajomymi z innych państw też będą podlegały tym niejasnym zapisom?

Ponownie posłużę się cytatem, bo to jest już kuriozum: „Nowelizacja przewiduje między innymi rozszerzenie znamion przestępstwa szpiegostwa przeciwko państwu polskiemu. Karana będzie nie tylko działalność szpiegowska na rzecz obcego państwa, ale również inne formy ją maskujące. Ponadto wzrosną kary dla osób, którym to przestępstwo zostanie udowodnione”.

Czyli jeśli nie zostanie to udowodnione, to posiedzą trochę krócej? Sam nie mogę uwierzyć w to, co teraz czytam, gdy to piszę.

Pewnie nadal bym nie wierzył, gdyby nie prowokacje, jakie spotkały mnie i moich znajomych. Akurat tych, którzy nie boją się głośno mówić o tym, że nie pałają nienawiścią do wschodnich sąsiadów. Niezależnie, czy są to relacje prywatne, czy zawodowe.

Wszyscy w podobnym czasie odebraliśmy telefony od rzekomych przedstawicieli białoruskich władz lub mediów, wiadomości wysyłane komunikatorem „Whatsapp”. Informacje były identyczne i osoba dzwoniąca również przedstawiła się takim samym imieniem i nazwiskiem. Po weryfikacji okazywało się, że to bzdura, mimo że telefon, z którego dzwoniono, miał białoruski numer kierunkowy.

Zanim jeszcze zaostrzono przepisy, aresztowano kilkanaście osób, nigdy nie znałem powodu ich zatrzymania, ale niektóre przypadki wydawały się bardzo dziwne, niejasne i nikt nigdy nie wiedział, za co tak naprawdę kogoś aresztowano. Czy areszt wydobywczy w Polsce jest legalny?

„W (polskich) przepisach procedury karnej nie znajdziemy legalnej definicji aresztu wydobywczego, to jednak w praktyce często mamy do czynienia nie tylko z nadużywaniem stosowania tymczasowego aresztowania, ale także właśnie z przypadkami aresztu trwającego nawet kilka lat” – napisała na swoim blogu dr nauk prawnych Joanna Koczur.

W czerwcu zatrzymano hokeistę, który według prokuratury prowadził rozpoznanie infrastruktury krytycznej, w tym szlaków kolejowych przy granicy z Ukrainą.

Trudno w to uwierzyć, więc zacytuję fragment z doniesień prasowych zawierających wypowiedzi prokuratury: „Został zwerbowany już w Polsce, miał szpiegować dla pieniędzy i dostawać zapłatę w kryptowalutach. Hokeistę zwerbowano przez rosyjskie służby stosunkowo niedawno. Najpierw zlecono mu umieszczanie napisów na murach o treściach mających wywoływać m.in. antyukraińskie nastroje. Chodziło o szerzenie dezinformacji i rosyjską propagandę wymierzoną także w NATO i politykę rządu”.

Naprawdę media łyknęły to, że obce służby zleciły agentowi, żeby pisał na ścianach, murach albo na drzwiach w publicznej toalecie jakieś hasła? Może jeszcze na gminnych przystankach autobusowych, obok wydrążonych scyzorykiem napisów „Zenek to ch*j”, „Kocham Zośkę” itp.? Teraz, w dobie internetu, satelitów, teleobiektywów i Google? To nawet już nie trochę, ale mocno naciągane. Teraz jeszcze to zaostrzono.

Kolejną zmianą jest karanie dezinformacji związanej z działalnością szpiegowską. W ustawie czytamy, że chodzi o rozpowszechnianie „nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji, mających na celu wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, innego państwa lub organizacji międzynarodowej”.

Milczysz opozycjo? Czy zdajesz sobie sprawę, że wasz wczorajszy Marsz Miliona Serc mógł być ostatnim takim wydarzeniem? Przecież według wciąż aktualnych władz, wy rozpowszechniacie nieprawdziwe, wprowadzające w błąd informacje, zakłócając porządek gospodarczy stolicy, co można podciągnąć pod sabotaż instytucji państwowych lub międzynarodowych. Przykład — podaliście w mediach nierealną liczbę miliona protestujących na ulicach miasta zamieszkanego przez 1,75 mln mieszkańców. Wypełnia to znamiona przestępstwa opisanego w nowelizacji. A nawet jeśli ktoś tych znamion nie wypełnia, to i tak nie może być pewien następnego poranka.

Wszystkie opisane zaostrzenia wprowadzane są zazwyczaj, gdy kraj szykuje się do wojny. Wojny żadnej nie będzie, a dziennikarze zostaną już nie ręką, a z gębą w nocniku. Milczcie dalej, a będziecie mogli mówić jedynie o pogodzie. Jeśli jeszcze zdołacie coś powiedzieć z dna tego nocnika.

Autorstwo: Piotr Jastrzębski
Źródło: WolneMedia.net

Uzupełnienie „Wolnych Mediów”

Art. 130.9 „Kodeksu karnego” byłoby niegroźny dla zwykłych obywateli, gdyby nie fragment „albo działając na jego rzecz”, który można rozciągnąć nawet na osoby, które z obcym wywiadem nie utrzymują żadnych relacji: „Kto, biorąc udział w działalności obcego wywiadu albo działając na jego rzecz, prowadzi dezinformację, polegającą na rozpowszechnianiu nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji, mając na celu wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienie organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8”.