Feministki już gryzą ludzi. A ciągle – są bezkarne, “po opieką”.

Szanowny Panie,

1 maja zorganizowaliśmy dużą akcję informacyjną o aborcji na Placu Zamkowym w Warszawie, którą próbowała zakłócić agresywna feministka. W pewnym momencie kobieta rzuciła się na jednego z naszych działaczy i… ugryzła go!

Obecni na miejscu liczni funkcjonariusze policji obchodzili się z prowokatorką bardzo wyrozumiale, dając swym zachowaniem do zrozumienia, że jest przyzwolenie „z góry” na tego typu działania. Takiej akceptacji nie ma natomiast dla pokazywania prawdy o aborcji – dwaj nasi wolontariusze zostali właśnie skazani przez sąd na ponad 3 500 zł kary za ostrzeganie Polaków przed tym procederem! Opowiem Panu szczegóły.

Dzięki ulicznym akcjom informacyjnym nasza Fundacja dociera do tysięcy Polaków, których udaje się uświadomić czym jest i jak wygląda aborcja. Spotyka się to z agresywnymi reakcjami zwolenników dzieciobójstwa. Naszą akcję na Placu Zamkowym próbowała zakłócić znana warszawskiej policji aktywistka aborcyjna posługująca się pseudonimem „babcia Kasia”. Zagłuszała nasz przekaz płynący z megafonów i eksponowała proaborcyjny transparent. Gdy to nie pomogło, rzuciła się na jednego z naszych wolontariuszy, zaczęła go uderzać i ugryzła go w rękę. Wszystkiemu przyglądały się setki osób – obecnych na miejscu i oglądających transmisję na żywo w sieci.

„Babcia Kasia” była już wcześniej zatrzymywana m.in. za naruszanie nietykalności cielesnej i znieważanie policjantów oraz zakłócanie legalnych zgromadzeń. Pomimo tego, funkcjonariusze obchodzili się z nią niezwykle delikatnie, nawet pomimo tego, że w wulgarnych słowach im ubliżała. Jest to czytelny sygnał dla wszystkich aborcyjnych chuliganów i zadymiarzy, że mogą liczyć na wyrozumiałość i łagodne traktowanie.

A wie Pan czego niemal w tym samym czasie doświadczyli nasi działacze?

Adam Brawata oraz Bawer Aondo-Akaa usłyszeli prawomocne wyroki sądu za mówienie prawdy o aborcji. Muszą zapłacić ponad 3 600 zł grzywny i kosztów sądowych za to, że koordynowali akcje billboardowe w ramach których wywieszamy wielkoformatowe plakaty ostrzegające Polaków przed skutkami aborcji. Zdaniem sądu we Wrocławiu, jest to działanie „nieprzyzwoite”. To jednak nie koniec prześladowań.

Równolegle przeciwko Adamowi zapadł w tym samym sądzie inny prawomocny wyrok skazujący za publiczne nazwanie aborcji zabijaniem dzieci – 9 000 zł kary i kosztów. W sumie Adam w przeciągu tylko jednego miesiąca musiał zapłacić ponad 12 000 zł kary za to, że ratuje niewinne dzieci przed aborcją i zmienia świadomość Polaków na temat tego procederu.

Podczas gdy służby prześladują wolontariuszy naszej Fundacji, przestępstwa i wybryki aborcjonistów są tolerowane. Mamy na to kolejny przykład.

W jeszcze innym procesie, sędzia wrocławskiego sądu Magdalena Jurkowicz skazała jednego z naszych wolontariuszy za organizację ulicznej akcji informacyjnej na temat aborcji. Również jej zdaniem pokazywanie prawdy o aborcji w przestrzeni publicznej było „nieprzyzwoite”. Niemal równolegle, ta sama sędzia uniewinniła feministkę, która… obnażyła się w centrum Wrocławia!

Sprawa dotyczy akcji na wrocławskim Placu Solnym, gdzie nasi wolontariusze za pomocą rzutnika wyświetlali film informacyjny na temat aborcji. Nasze działania zaczęła zakłócać feministka, której nie podobało się to, że ostrzegamy Polaków przed aborcją. W pewnym momencie kobieta obnażyła się przed naszymi działaczami pokazując gołe piersi i pytając, czy wywołuje to u nich zgorszenie?

Sprawa została zgłoszona do sądu, który uniewinnił feministkę nie dopatrując się niczego nieprzyzwoitego w jej zachowaniu. Za to nasi wolontariusze zostali już kilka razy skazani za „nieprzyzwoite” działania przeciwko aborcji. Co więcej, w trakcie procesu sędzia dała wiarę feministce, która podczas rozprawy zaprzeczała obnażeniu się, a zeznania naszych wolontariuszy potraktowała jako niewiarygodne.

To wszystko ma pewien szerszy kontekst, który jest bardzo ważny. Nie chodzi tylko o konkretne sprawy sądowe, gdyż nadal większość z nich wygrywamy (a mamy ich obecnie około 100 jednocześnie). Chodzi o to, że politycy rządzący oraz podlegli im funkcjonariusze i urzędnicy nie są zainteresowani przestępstwami, wykroczeniami i aktami terroru dokonywanymi przez polskich aborcjonistów. Jeżeli już kogoś zatrzymują lub skazują (co dzieje się rzadko), to sprawcy otrzymują często śmiesznie niskie wyroki lub są uniewinniani. Dzięki temu zwolennicy dzieciobójstwa swobodnie rozwijają swoją działalność i eskalują przemoc.

W ubiegłym roku działające w Polsce zorganizowane grupy przestępcze pomogły dokonać ponad 30 000 aborcji za pomocą nielegalnych pigułek poronnych. Organizacje te funkcjonują już od kilku lat i nieustannie reklamują się w mediach. Ich członkowie byli nawet zapraszani na posiedzenie Sejmu! Jak dotąd nikt nie odpowiedział prawnie za masowe ludobójstwo, które dokonuje się na polskich dzieciach. W ubiegłych latach doszczętnie spalono dwie nasze furgonetki, a kilka innych pojazdów podpalono i zdewastowano. Sprawców nie udało się znaleźć pomimo tego, że podpalenia transmitowane były na żywo w internecie (!) Liczni zwolennicy aborcji publicznie grożą śmiercią naszym wolontariuszom, wzywając do mordowanie naszych działaczy i niszczenia naszego mienia. Żaden z nich nie stanął za to przed sądem.

Wie Pan czym jeszcze skutkuje w praktyce ta bezczynność wobec aborcyjnych przestępców?

Niedawno informowaliśmy o tym, że do naszej Fundacji napisała pani Monika z Częstochowy, która opisała dramatyczna historię, jaka się jej przydarzyła. Gdy była w ciąży do jej domu wdarł się bandyta, który skatował ją, używając paralizatora i gazu, a także kopał ją po brzuchu. Udało jej się wezwać pomoc i dzięki temu przeżyła, ale jej dziecko straciło życie. Bandyta był ojcem tego dziecka i wcześniej wywierał presję na matkę, aby dokonała aborcji. Ponieważ pani Monika odmówiła, agresor dokonał zabójstwa osobiście.

Kilka tygodni temu sąd w Częstochowie zwolnił bandytę z aresztu, a Sąd Apelacyjny w Katowicach podtrzymał tę decyzję, argumentując, że do żadnego zabójstwa nie doszło, bo „według naszego stanowiska o człowieku można mówić od momentu rozpoczęcia akcji porodowej.” Innymi słowy – zdaniem sądu dziecko przed rozpoczęciem porodu nie jest człowiekiem i nie przysługują mu prawa równe człowiekowi, dlatego jego mordercę można potraktować ulgowo.

Pani Monika próbowała nagłośnić tę sprawę. Wiedziały o niej organizacje i media feministyczne, które głośno deklarują przecież, że stają w obronie praw kobiet, w szczególności tych, które doświadczają przemocy. Środowiska te milczą jednak w tej sprawie. Najwyraźniej katowanie ciężarnych kobiet nie jest dla nich istotne. A może chodzi o to, że bandycki napad jest zgodny z celem ich działalności – przerywaniem ciąży bez ograniczeń i bez kary? Przecież na co dzień właśnie tym się zajmują – promują nielegalne aborcje pigułkowe i domagają się wprowadzenia bezkarności dzieciobójstwa.

Do tego typu sytuacji dochodzi, gdyż polskie prawo jest wadliwe i niespójne, a umysły wielu Polaków, w tym sędziów, prokuratorów i urzędników, zainfekowane są mentalnością aborcyjną. Nasza Fundacja wielokrotnie próbowała zmienić ten stan rzeczy i naprawić nasze prawo poprzez szereg obywatelskich inicjatyw ustawodawczych, pod którymi zebraliśmy w sumie ponad milion podpisów. Za każdym razem były one odrzucane przez Sejm.

Na skutek tchórzostwa polityków, polskie dzieci są masowo mordowane przy pomocy środków poronnych, a dostarczający ich handlarze pozostają bezkarni. Konsekwencje nie spotykają także aborcyjnych terrorystów, którzy eskalują przemoc i nawołują do nienawiści wobec naszych wolontariuszy, a także mnożą wulgarne i nieprzyzwoite zachowania w przestrzeni publicznej. Zamiast nich, obiektem zainteresowania służb i sądów są nasi działacze.

Nie zamierzamy jednak zrezygnować z głoszenia prawdy i ostrzegania Polaków przed skutkami aborcji. Im więcej osób dowie się czym jest ten barbarzyński proceder, tym więcej dzieci uda nam się ocalić. Prawda o aborcji ratuje także matki i ojców przed zostaniem zabójcami własnych dzieci, co ma ogromne konsekwencje dla przyszłości całego naszego narodu.

Już wkrótce chcemy zorganizować kolejne akcje zmieniające świadomość Polaków, między innymi kolejne kampanie billboardowe, które tak bardzo przeszkadzają zwolennikom aborcji. Jeden billboard umieszczony w dobrym miejscu reklamowym pozwala na dotarcie do tysięcy osób. Koszt wywieszenia takiego plakatu to ok. 1 000 zł miesięcznie.Chcielibyśmy wywiesić w najbliższym czasie co najmniej 10 kolejnych takich billboardów, oraz naprawić te, które nieustannie niszczą aborcjoniści. Potrzebujemy na ten cel ok. 14 000 zł.

Dlatego zwracam się do Pana z prośbą o przekazanie 35 zł, 70 zł, 140 zł, lub dowolnej innej kwoty, aby wznowić kampanię billboardową i dotrzeć do tysięcy kolejnych Polaków z prawdą o aborcji, zanim umysły naszego społeczeństwa całkowicie zatruje propaganda cywilizacji śmierci.

Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW

„Naród, który zabija własne dzieci jest narodem bez przyszłości” – powiedział Jan Paweł II. W Polsce w rok zamordowano ponad 30 000 dzieci, a przestępcy i chuligani, którzy są za to odpowiedzialni, pozostają bezkarni i swobodnie pomagają w kolejnych morderstwach, a także zakłócają pokazywanie prawdy o aborcji w miejscach publicznych. Jaka przyszłość czeka nasz kraj, jeśli ten proceder dalej będzie tolerowany?

Musimy dalej głosić prawdę, aby zmienić świadomość i sumienia Polaków (w tym polityków, policjantów, sędziów, prokuratorów i innych urzędników). Temu służą nasze kampanie, w tym akcje uliczne i billboardowe, które pozwalają na dotarcie do tysięcy osób. Dlatego raz jeszcze proszę Pana o pomoc finansową w ich organizacji.
Serdecznie Pana pozdrawiam,

TOGA CHAŁATEM PODSZYTA

3 marca 2022

Nie kasta lecz mafia” – tak wielu Polaków komentowało wypowiedź sędzi Ireny Kamińskiej podczas Nadzwyczajnego Kongresu Sędziów Polskich we wrześniu 2016 roku. Prelegentka, występująca jako prezes Stowarzyszenia Sędziów “Themis” raczyła określić swoje koleżanki i kolegów jako zupełnie nadzwyczajną kastę ludzi.

https://moto.media.pl/toga-chalatem-podszyta/

Osobiście zgadzam się z sędzią Kamińską w stu procentach. Myślę, że dobrze wiedziała, co mówi. Członkowie mafii, po pierwsze – mają świadomość, że działają wbrew prawu i prędzej czy później odpowiedzą za swoje czyny, po drugie – muszą liczyć się z konkurencją innych mafii, które wymierzają “sprawiedliwość” po swojemu, czyli bez procesów i apelacji, a przy tym ostatecznie.

Członkowie kasty takich zagrożeń nie mają. Są bezkarni dożywotnio i z dodatkowym zagwarantowaniem “w stanie spoczynku” apanaży, o jakich ofiary ich “pomyłek” mogą tylko pomarzyć. Oczywiście, jeśli żyją. Przypadek Stefana Michnika, mordercy sądowego z czasów stalinowskich, który spokojnie dożył 92 lat pobierając emeryturę z kasy państwa także wówczas, gdy oficjalnie odcięło się od sowieckiej dyktatury jest tutaj wymowny lecz nie jedyny.

Po 1989 roku dekomunizacja miała również objąć środowisko sędziowskie. Niestety, nie objęła. Znacząca w tym zasługa niejakiego Adama Strzembosza, wiceministra sprawiedliwości w rządzie Tadeusza Mazowieckiego (1989–1990), a później m.in. pierwszego prezesa Sądu Najwyższego (1990–1998). Tenże autorytatywnie stwierdził, iż środowisko sędziowskie oczyści się samo. Albo taki naiwny, albo wręcz przeciwnie – realizował starannie zaplanowany scenariusz. Dodajmy od siebie – jak przystało na niegdysiejszego członka Związku Młodzieży Polskiej oraz magistra prawa z dyplomem uzyskanym terminowo i bezproblemowo w apogeum czasów stalinowskich. Teraz bredzi o honorze sędziowskim lecz szuka go tylko u sędziów z PiS-owskiego nadania. Sobie zapewne nie ma nic do zarzucenia. Nawet w kwestii “samooczyszczenia”.

Oczywiście, dzisiaj sędziowie nie mogą skazywać nikogo na karę śmierci, zatem i ewentualność potraktowania sędziowskiej togi jako skutecznej ochrony przed zarzutem popełnienia zbrodni sądowej spada do zera. Nie oznacza to jednak, iż ta sama toga nie chroni przed odpowiedzialnością za przestępstwa innego rodzaju, skutkujące w skrajnych przypadkach doprowadzaniem niesprawiedliwie osądzonych obywateli np. do wieloletniego więzienia czy do skutecznych prób samobójczych.

Gdybym miał scharakteryzować najkrócej kastę sędziowską w realiach obecnej, ponoć demokratycznej Polski, wówczas musiałbym odnieść się nie do tego środowiska jako całości lecz jego, co najwyżej kilkunastuprocentowej grupy, uosabianej przez spadkobierców stalinizmu, zarówno w ujęciu genetycznym, jak i ideowym. Są wprawdzie nieliczni lecz wyjątkowo wpływowi. Nawet nie muszą zajmować znaczących funkcji w sądowych strukturach. Wystarczy, że mają wiedzę o każdym, kto taką funkcję obejmuje lub – po prostu – chce w sądzie nadal pracować i awansować.

A jaka to wiedza? Ot, choćby o skłonnościach podwładnego do kilkudniowych imprez z alkoholem, narkotykami i prostytutkami w knajpach pozornie dyskretnych i godnych zaufania lecz nie na tyle, aby zabrakło stosownej dokumentacji, gdy zajdzie taka potrzeba. O ogłaszanych przez sędziego/sędzię wyrokach za kasę przekazaną przez – zawsze usłużnych – adwokatów, jeździe samochodem pod wpływem alkoholu, zdradach małżeńskich lub potrzebach finansowych wynikających z hazardowego nałogu względnie checi zamiany ciasnego mieszkania na wygodny dom. Zawsze znajdzie się jakiś “boss”, “caryca” czy “sekretarz”, którzy wiedzą, że takich ludzi najłatwiej “zadaniować”, czyli zlecać sprawy do rozstrzygnięcia pod aktualnie niezbędne – z powodów politycznych, prywatnych, biznesowych itp. – potrzeby.

Trudno zlekceważyć również ponadprzeciętne nasycenie tego środowiska agentami służb specjalnych. Kiedyś były to Urząd Bezpieczeństwa, Służba Bezpieczeństwa i Wojskowe Służby Informacyjne pod nadzorem sowieckiego NKWD, GRU i KGB, teraz często ci sami ludzie donoszą i realizują zlecenia Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (przed 2002 rokiem Urząd Ochrony Państwa), Służby Wywiadu Wojskowego (przed 2006 rokiem WSI) i Centralnego Biura Antykorupcyjnego pod dominującą kontrolą izraelskiego Mosadu. Wątpiącym warto przypomnieć akcję UOP z początku lat 90-ych ubiegłego wieku pod kryptonimem “Temida”, polegającą na werbowaniu agentury wśród “niezawisłych” sędziów. Ten sam UOP zatrudniając etatowych funkcjonariuszy weryfikował ich przydatność przede wszystkim po dokonaniach w tropieniu przejawów “antysemityzmu”. Efekty takiego pozyskiwania zawodowych szpicli poznałem aż nadto dobrze na własnej skórze. Mam doświadczenie z kilkunastu procesów w różnych rolach i praktycznie w każdym jako kluczowy zarzut wytaczany mi przez obrońców strony przeciwnej, a często i samych sędziów dotyczy rzekomego “antysemityzmu”, chociaż nigdy nie był on przedmiotem postępowania. Co ciekawe, mój “antysemityzm” polega na negatywnym – czego nie kryję – stosunku do potomków tzw. żydochazarów nie mających nic wspólnego z Semitami. Piszę o nich obszernie w tekście pt. “METRYKA KOCZOWNIKA”.

I jeszcze jeden paradoks – od wielu lat słowem i piórem bronię Palestyńczyków, ostatniego narodu semickiego (ok. 80 proc. populacji) przed zbrodniami dokonywanymi na nich przez izraelskich żydochazarów, wbrew wszelkim prawom międzynarodowym i zupełnie bezkarnie. Niestety, to ideowi i genetyczni spadkobiercy twórców zbrodniczej żydokomuny (leninowskiej, stalinowskiej, hitlerowskiej, maoistowskiej itd.) decydują, komu można przypiąć łatkę antysemity tylko dlatego, że nie cierpi na żydofilię.

W kontekście historycznym skamienielina tworząca tzw. wymiar sprawiedliwości III/IV RP nie ma bynajmniej swoich korzeni w sowieckim desancie na Polskę z 1944 roku. Nie warto ich również dociekać w następstwach Rewolucji Październikowej z 1917 roku. Nie tyle korzeni, co wręcz fundamentów pod obowiązujące obecnie prawodawstwo szukać bowiem należy w powstałym piętnaście wieków wcześniej żydowskim Talmudzie, “świętej księdze” judaizmu rabinicznego – religii, a raczej ideologii, której zasadniczym przesłaniem jest nieograniczona władza żydów nad gojami, zwłaszcza chrześcijanami. Tworzenie oraz egzekwowanie obowiązującego prawa to jedno z kluczowych narzędzi w realizowaniu tego planu.

Wymowny, a przy tym aktualny dowód na potwierdzenie tej tezy mają wydarzenia z 11 listopada 2021 roku w Kaliszu. Donośny i wszechobecny klangor wywołany przez “święcie” oburzonych żydów oraz usługujących im szabas-gojów zagłuszył niemal całkowicie główny powód tej demonstracji, jakim było spalenie reprintu tzw. Statutu Kaliskiego z 16 sierpnia 1264 roku, aktu nadającego szczególne prawa żydom. Dokument ten wydany przez ówczesnego księcia wielkopolskiego, Bolesława Pobożnego zawiera 36 punktów. Poniżej kilka ciekawszych:

1. Kiedy jest sprawa przeciwko żydowi, nie może przeciw niemu świadczyć chrześcijanin sam, lecz razem z innym żydem.

2. Kiedy chrześcijanin pozywa na żyda o zastaw, żyd zaś utrzymuje, że żadnego nie wziął, wtedy żyd przysięgą się uwolni.

3. Kiedy chrześcijanin utrzymuje, że na zastaw od żyda mniej pieniędzy otrzymał, aniżeli żyd teraz żąda, żyd przysięgą dowód złoży…

7. Kiedy zastaw chrześcijanina przez ogień lub kradzież u żyda zginie, żyd od nalegającego chrześcijanina przysiegą się uwolni…

10. Za zabicie żyda słuszna kara i konfiskata majątku.

14. Chrześcijanin niszczący cmentarz oprócz kary zwyczajnej majątek traci…

18. Za zranienie żyda, żyd płaci karę zwyczajną.

19. Przysięga na dziesięć przykazań nie powinna być żydowi naznaczoną, tylko o wartość przechodzącą szacunek 50 grzywien srebra, a w mniejszych rzeczach przed szkołą przysięgać będzie…

29. Zastawy od nich (żydów – przyp. H. Jez.) gwałtem biorący ściągnie na siebie karę.

30. Nie wolno żydów oskarżać o używanie krwi chrześcijańskiej.

31. Występki żydów w ich szkołach sądzone być mają…

34. Mincarzom nie wolno chwytać żydów pod pretekstem, że fałszują pieniądze.

W 1334 roku Statut Kaliski został rozszerzony przez Kazimierza III Wielkiego na całą Koronę Polską, a jego postanowienia potwierdzili także kolejni królowie: Kazimierz IV Jagiellończyk (1453), Zygmunt I Stary (1539) oraz Stanisław August Poniatowski (1765).

Taka przychylność władców, nie tylko zresztą polskich, sprawiła, że żydom już nie wystarczała daleko posunięta autonomia sądownicza w goszczących ich krajach. Chcieli czegoś więcej – rozszerzenia swojego prawodawstwa na wszystkich gojów, jako jednego z podstawowych warunków podbijania całego świata. Zwycięskie rewolucje wszczynane przez żydomasonerię, w tym Rewolucja Francuska 1789 roku z szyderczym – zwłaszcza w kontekście jego praktycznej realizacji – hasłem “Wolność, Równość Braterstwo” na sztandarach, znacznie przyspieszyły te działania.

W 1859 roku rabin Reichhorn wykładając swoim wpływowym ziomkom z całego świata podczas ich zjazdu w Pradze, szczegółowy program wprowadzania żydowskiej władzy nad światem wyjątkowo dużo uwagi poświęcił kwestii stanowienia i egzekwowania prawa. Poniżej kilka wymownych cytatów:

Najporęczniejszym jest dla żydów kierować się na doktorów prawa i medycyny, kompozytorów muzyki, autorów w rozmaitych przedmiotach ekonomicznych,a to z przyczyny, że wszystkie te powołania i zajęcia nierozłączne są ze spekulacją…

Prawnictwo jest dla nas bardzo ważną rzeczą. Adwokatura to wielki krok naprzód, bo fach ten, prowadzący do najwyższych szczebli godności, najwięcej idzie w parze z chytrością i krętactwem, jakie są w nas od dzieciństwa wpajane i uważane za zalety, a które tak potężnie mogą dopomóc nam wznieść się do władzy i do wywierania wpływu na stosunki naszych naturalnych, a śmiertelnych nieprzyjaciół… chrześcijan…

Zrozumiałe jest, że w warunkach podobnych do powyższych klucz od świątyni będzie pozostawał w naszym ręku i że nikt, prócz nas, nie będzie kierował siłą prawodawczą…”

Co ciekawe, rabin Reichhorn nie omieszkał odnieść się specjalnie do przeciwników politycznych. Sposób ich traktowania przedstawił jednoznacznie:

Chcąc przestępców politycznych pozbawić nimbu dzielności, będziemy ich sadzali na ławie oskarżonych obok złodziejów, zabójców oraz innych brudnych i wstrętnych przestępców. Wówczas w umysłach ogółu zjednoczy się pojęcie takich przestępstw politycznych”.

Przykładów na praktyczną realizację powyższego zalecenia mamy aż nadto i to bez sięgania do czasów PRL, zwłaszcza okresu stalinowskiego w latach 1944-56 oraz stanu wojennego w latach 1981-89. Wystarczy sięgnąć do wspomnianego wcześniej kaliskiego Marszu Niepodległości z 11 listopada br. Szefowa Prokuratury Rejonowej w Kaliszu o personaliach Katarzyna Socha z satysfakcją poinformowała media, że sędzia Sądu Rejonowego w Kaliszu o personaliach Joanna Urbańska-Czarnasiak przychyliła się w całości do prokuratorskiego wniosku, skazując trzech organizatorów demonstracji tj. Wojciecha Olszańskiego, Marcina Osadowskiego i Piotra Rybaka na… trzy miesiące aresztu. Zestawienie tej kary – podkreślmy: jeszcze nie ostatecznej – z uniewinniającym wyrokiem w sprawie Adama “Nergala” Darskiego, który podczas koncertu grupy “Behemoth” w 2007 roku podarł Biblię, a Kościół katolicki określił “największą zbrodniczą sektą” wydaje się jednoznaczne: żydom lub realizującym ich scenariusze pachołkom wolno wszystko, gojom – niewiele lub nic. Warto też przypomnieć casus działacza „Samoobrony”, Mariusza Piskorskiegoprzetrzymywanego bezprawnie w areszcie w latach 2016-2019, a więc za rządów PiS, które trąbi o konieczności reformy sądownictwa w kierunku jego większej sprawności i praworządności. Co istotne, Piskorski został zwolniony z aresztu dopiero po interwencjach organizacji międzynarodowych.

Niestety, przekleństwem dla Polaków jest nietypowy, mongolski rodowód żydokomuny, która począwszy od przewrotu majowego 1926 roku zdominowała struktury państwowe Polski, a apogeum tej dominacji nastąpiło w latach 1944-56 i trwa od roku 1989 do chwili obecnej. “Nasi” żydzi to w absolutniej większości potomkowie wspomnianych wcześniej żydochazarów. Powyższy fakt pozwala łatwiej zrozumieć podglebie ideowe i kadrowe “naszego” wymiaru sprawiedliwości oraz zadziwiającą bezkarność morderców w sędziowskich, prokuratorskich, a często także w adwokackich togach. Według szacunków IPN, lista prokuratorów i sędziów wydających wyroki śmierci w okresie stalinowskim, tj. w latach 1944 – 1955 liczyła 1100 osób, a ich “dorobek” tego syndykatu zbrodni to prawie 6 tys. wyroków kary śmierci na polskich patriotach. Część spośród nich po październiku 1956 roku, za aprobatą ciągle zażydzonego rządu PRL, nie nękana procesami i rozliczeniami wyjechała do Izraela, Rosji, krajów Europy zachodniej lub USA, oczywiście zachowując pełne prawa do wysokich emerytur.

Większość pozostała jednak w Polsce. Jeśli nawet nie dotrwała do szczęśliwego przebrnięcia przez kolejną, magdalenkową “pieriestrojkę” z 1989 roku, to przecież w odwodzie pozostało jeszcze potomstwo, dobrze przygotowane do nowej wprawdzie roli przedstawicieli “demokratycznego państwa prawa” lecz ciągle z zachowaniem żydokomunistycznego genotypu. I trzeba być osobą wyjątkowo naiwną, aby uwierzyć że PiS-owska “reforma” coś w tym względzie zmieni. Zwłaszcza, gdy i bez niej systematycznie przybywa prokuratorów oraz sędziów lojalnych wobec nowego dysponenta politycznego, nad wyraz skrupulatnie wywiązujących się z powierzonych zleceń.

Już tylko te przesłanki wystarczają, aby praca sędziów podlegała szczególnej kontroli społecznej. Podkreślam – kontroli społecznej, a nie np. kontroli rządu PiS wobec sędziów i prokuratorów z nadania PO lub odwrotnie. Jako dziennikarz z blisko 45-letnim stażem, specjalizujący się w reportażach interwencyjnych znam aż nadto prawdziwe oblicze wymiaru sprawiedliwości zarówno w okresie PRL, jak i obecnej III/IV RP.

Kiedyś była to wiedza zdobywana głównie przez pryzmat doświadczeń bohaterów moich reportaży. Od kilku lat wzbogacam ją doświadczeniem własnym – jako oskarżyciel lub powód w sądowej walce z oszczercami względnie jako oskarżony lub pozwany za moje publikacje demaskujące obcą agenturę w szeregach solidarnościowych “bojowników o wolność i demokrację” lub w instytucjach powołanych do ochrony Polski i Polaków. Ten status ma swoją niezaprzeczalną zaletę – ułatwiony dostęp do akt sądowych, a co za tym idzie większą możliwość udowodnienia swoich tez.

Oczywiście, wiedzieć to jedno, natomiast rozpowszechnić tę wiedzę i ostrzec tym samym innych rodaków przed bolesnymi skutkami zderzenia z “wymiarem sprawiedliwości” III/IV RP to drugie. Tu z pomocą powinny przyjść zaprzyjaźnione niezależne media, a także portal PolskaWolna.pl, w którym jako wyłączny wydawca jestem sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem.

Trudne to wyzwanie oraz wielce ryzykowne zważywszy choćby na liczne powiązania kasty sędziowskiej nie tylko z adwokaturą, prokuraturą i policją ale także z politykami i… przestępcami. Jeśli je jednak podejmuję to z dwóch zasadniczych powodów. Pierwszym jest dziennikarski obowiązek służenia nie władzy lecz społeczeństwu, któremu pozostaję wierny od 1977 roku i który znajduje odzwierciedlenie w setkach publikacji do sprawdzenia w egzemplarzach archiwalnych m.in. tygodników “Polityka”, “Czas”, “Wybrzeże”, “Przegląd Tygodniowy” oraz “Dziennika Bałtyckiego” i “Głosu Wybrzeża”. Powód drugi to wynikająca z długoletniego doświadczenia reporterskiego świadomość, że ta walka nie musi być wcale przegrana. Dla żydokomunistycznych dysponentów zdemaskowani wykonawcy ich poleceń – obojętnie czy żydzi, czy szabas-goje – stają się narzędziami bezużytecznymi, nie dającymi żadnych gwarancji zrealizowania ukrytych celów w przyszłości. Przekonałem się wielokrotnie, że negatywni bohaterowie moich publikacji, mimo wysokiej pozycji w hierarchii partyjnej bądź państwowej, nie od razu wprawdzie lecz konsekwentnie odsuwani byli w niebyt lub przynajmniej na drugi, mniej intratny i mniej prestiżowy plan. Tym sposobem maleje liczba dyspozycyjnych janczarów żydokomuny, a i do tych, którzy pozostali dociera sygnał, że mogą zapłacić jakąś cenę za swoje czyny.

Taka stawka warta jest podjęcia ryzyka w postaci zainicjowania cyklu pt. “Zapiski podsądnego”, opartego nie tylko na osobistych doświadczeniach ale także na dokumentach spraw sądowych, do których mam – póki co – zagwarantowany prawem dostęp. Konkrety już wkrótce.

Henryk Jezierski
fot. Internet(04.03.2022)

PS

A propos tytułu… Nieprzypadkowo obowiązek noszenia tóg przez przedstawicieli tzw. polskiego wymiaru sprawiedliwości wprowadzony został w czasach żydokomuny sanacyjnej, po wcześniejszej, masońskiej przeróbce godła Rzeczypospolitej Polskiej (zastąpienie korony pełnej i zwieńczonej krzyżem, koroną otwartą sugerującą państwo niesuwerenne oraz zwieńczenie skrzydeł pięcioramiennymi gwiazdami). Przy okazji – ta zmiana dokonana została mocą rozporządzenia z 13 grudnia 1927 roku, gdyż po zamachu majowym dokonanym przez Józefa Piłsudskiego i jego siepaczy Sejm RP został rozwiązany, a ustawy zastąpione zostały przez piłsudczyków doraźnymi dekretami.

Ci sami, sanacyjni dekretyni nie zapomnieli również o innych zmianach w sądownictwie, akurat jeszcze bardziej istotnych niż narzucenie obowiązku noszenia śmiesznych narzut, zwanych togami. Wprawdzie nie zanegowali potrzeby istnienia – zagwarantowanej Konstytucją z 17 marca 1921 roku – instytucji polskiego prawa procesowego w postaci ławy przysięgłych, złożonej z obywateli nie będących sędziami (tzw. czynnik społeczny) lecz dekrety w tej kwestii z 1928 roku nie doczekały się rozporządzeń wykonawczych aż do wybuchu wojny, a po jej zakończeniu żadna władza – włącznie z obecną, ponoć demokratyczną i suwerenną – nie uznała za wskazane dopuścić zwykłych obywateli do patrzenia sędziom na ręce.

H. Jez.

Wojna hybrydowa o praworządność

Odkąd rząd „dobrej zmiany” postanowił zreformować niezawisłe sądy, bardzo wiele się w naszym nieszczęśliwym kraju zmieniło. Z inicjatywy Naszej Złotej Pani, która po gospodarskiej wizycie w Warszawie 7 lutego 2017 roku postanowiła inaczej rozłożyć akcenty w walce o odzyskanie w naszym nieszczęśliwym kraju niemieckich wpływów, rozpoczęła się nieubłagana walka o praworządność. To znaczy, praworządność była tylko pretekstem, bo nie wypada głośno mówić o pragnieniu odzyskania wpływów i spacyfikowania Polski i Węgier, by raz na zawsze odsunąć od siebie widmo Trójmorza, natomiast walka o praworządność, to co innego. Na pierwszą linię frontu walki o praworządność rzuceni zostali niezawiśli sędziowie, którzy po transformacji ustrojowej wyemancypowali się od wszelkiej zależności od konstytucyjnych organów państwa, które im tylko płaci. To oczywiście nie oznacza, że niezawiśli sędziowie nie są postawieni pod władzą – ale ta zależność ma charakter nieformalny.

Na przykład wyszło na jaw, że ABW prowadziła operację „Temida”, której celem był werbunek agentury w środowisku sędziowskim. Ilu konfidentów udało się zwerbować – tego nie wiemy, bo ABW nie ujawniła żadnych szczegółów, więc jesteśmy skazani na domysły. Pierwszy trop prowadzi do wniosku, że skoro operację werbunku konfidentów wśród sędziów prowadziła ABW, to musiały robić to również bezpieczniackie watahy, przede wszystkim – Wojskowe Służby Informacyjne, które tylko lepiej się konspirowały. Przemawia za tym istnienie aż trzech opozycyjnych wobec rządu „dobrej zmiany” politycznych partii sędziowskich, z których najstarszą jest Iniuria, to znaczy, pardon – oczywiście Iustitia, założona już w roku 1990. Czy wywiad wojskowy miał coś z tym wspólnego – tego oczywiście nie wiemy, ale możemy to sobie wydedukować choćby z osobliwego zakończenia afery Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, gdzie niezawisły sąd uznał za głównych i jedynych winowajców pana Grzegorza Żemka i panią Janinę Chim. Gdzie schowali 1 640 milionów dolarów, które pozostały po wykupieniu długów za 60 mln dolarów – tego do dzisiaj opinia publiczna się nie dowiedziała, między innymi dzięki przezorności niezawisłych sądów.

Podobnie było z Amber Gold, gdzie głównym winowajcą okazał się pan Plichta i jego żona, chociaż energiczne śledztwo rozpoczęło się dopiero, gdy złoto i walory gdzieś zniknęły, więc niezawisłe sądy nie miały już nic do roboty, tylko skazać państwa Plichtów i w ten sposób zadośćuczynić praworządności.

A już takiej aferyPewexu”, z którego przez co najmniej 18 lat wyprowadzane były dewizy do szwajcarskich banków, to nikt nawet nie śmiał tknąć, zwłaszcza gdy prezydent Kwaśniewski zagroził, że jeśli ktokolwiek piśnie chociaż jedno słowo na ten temat, to on zarządzi „lustrację totalną”. Na takie dictum wybitni przedstawiciele Sralonu w osobach Jacka Kuronia i „pana Karola” („pan Karol jak myśli, to myśli szeroko i mnóstwo ogarnia perspektyw” – charakteryzował go poeta) napisali do pana prezydenta, by już zakończyć te potępieńcze swary, a końce wsadzić w wodę – no i na tym stanęło. Czy jedna partia mogłaby podołać tym wszystkim skomplikowanym zadaniom? Chyba nie – toteż w 2010 roku założona została kolejna partia sędziowska pod nazwą „Themis”, a także pojawiła się inicjatywa „Wolne Sądy”. W związku z tym krążą po mieście fałszywe pogłoski, jakoby każda bezpieczniacka wataha tworzyła sobie ze swoich konfidentów własną organizację sędziowską. Oczywiście nie ma w tych pogłoskach ani słowa prawdy, bo przecież wiadomo, że sędziowie są niezawiśli, jak stanowi konstytucja.

Ponieważ walka o praworządność w Polsce została przeniesiona na forum europejskie, a instytucje Unii Europejskiej, jak TSUE, nie tylko pryncypialnie chłoszczą nasz nieszczęśliwy kraj za uchybienia w praworządności, ale w dodatku solą surowe kary, na przykład – milion euro za każdy dzień zwłoki w rozpędzeniu Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. To ona jest, jak się wydaje, największym kamieniem obrazy praworządności, podobnie jak istnienie Krajowej Rady Sądownictwa w nowym składzie, który – w odróżnieniu od składu dawnego – nie został zatwierdzony przez Sralon.

Dlatego w kręgu partii Iustitia powstała koncepcja reformy sądownictwa, którą można określić jako kurację przeczyszczającą. Ma zostać powołana Krajowa Rada Sądownictwa w nowym, prawidłowo dobranym przez Sralon składzie, powtórzone konkursy na sędziów, a także – unieważnienie wyroków wydanych przez „sędziów nielegalnych”, których podobno jest około tysiąca. Nowa KRS będzie miejscem, gdzie „każda władza” będzie miała swoją reprezentację. Sędziów wybiorą sędziowie, polityków – politycy, a bezpiecznia… – no nie, bezpieczniacy żadnego przedstawicielstwa w nowej KRD nie będą mieli, to jasne. Porządku w sądach będzie pilnowała Rada Społeczna skupiająca sędziów i „obywateli”. Co to będą za „obywatele” – o tym się przekonamy, kiedy już te wszystkie wynalazki wejdą w życie. Kuracja przeczyszczająca ma objąć przede wszystkim Sąd Najwyższy, z którego na zbity łeb mają być wyrzuceni niezatwierdzeni przez Sralon sędziowie „nielegalni”. O tym, żeby przetrwała Izba Dyscyplinarna SN w ogóle nie ma mowy, a z rozpędu mają być polikwidowane sądy dyscyplinarne przy sądach apelacyjnych. Słowem – hulaj dusza, piekła nie ma!

Ale nie jest pewne, czy te zbawienne wynalazki wejdą w życie, bo właśnie swoje pomysły przedstawił znienawidzony minister Ziobro, który nie ustaje w wysiłkach podporządkowania sądownictwa ręcznemu sterowaniu przez rząd. Zlikwidowane mają być sądy rejonowe. Powstanie natomiast 79 okręgów sądowych, w których skład wejdą dotychczasowe sądy okręgowe i sądy rejonowe. Poza tym będzie 20 sądów regionalnych, w skład których będą wchodziły dotychczasowe sądy apelacyjne i duże sądy okręgowe. Przy takiej reorganizacji można będzie przetasować niezawisłych sędziów, bez naruszania zasad niezawisłości. Skasowane mają być pełnione przez sędziów rozmaite funkcje administracyjne, Sądami będą kierowali prezesi i wiceprezesi. Nie będzie wydziałów, tylko „izby”. Wszyscy sędziowie będą sędziami „sądów powszechnych”, a nie – jak dotąd – sądów apelacyjnych, okręgowych i rejonowych. Nominacja będzie zatem jednorazowa. Poza tym sądy będą „bliżej ludzi”, to znaczy, że w każdej gminie będą pozakładane „punkty sądowe”. Nie będą one sądami, ale miejscami, w których obywatel będzie mógł się dowiedzieć o stanie swoich spraw.

Jak widzimy, w ten sposób został otworzony nowy front w walce o praworządność w naszym nieszczęśliwym kraju, wskutek czego pogłębi się jego anarchizacja, w które niezawiśli sędziowie położą największe zasługi.

Wszystkie sędziowskie partie zjednoczą się w walce o przeprowadzenie kuracji przeczyszczającej i w walce z rządowymi planami reformy, żeby wszystko było, jak przedtem.

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5078

Artykuł  •  tygodnik „Najwyższy Czas!”  •  30 listopada 2021