OPERACJA „DANCYG” i OPERACJA „GAŚNICA”

OPERACJI „DANCYG” i OPERACJA „GAŚNICA”

Krzysztof Baliński

Gdy 9 października przystąpiono do ewakuacji obywateli polskich z Izraela. Gdy w szybkim tempie 359 polskich komandosów, wojskowymi samolotami transportowymi wywiozło z Izraela ponad 1500 osób (i gdy media mówiły, że chodziło o polskich turystów i pielgrzymów do Ziemi Świętej), minister Zbigniew Rau oznajmił: „W Izraelu może przebywać nawet kilkanaście tysięcy osób z podwójnym polsko-izraelskim obywatelstwem”.

Gdy 13 listopada przystąpiono do akcji ewakuacji Polaków z bombardowanej przez Izraelczyków Strefy Gazy, polskie media informowały, że przebywający tam polscy obywatele proszą o pomoc: „Wyciągnijcie nas z tego piekła. Polski rząd pomógł ewakuować się Polakom z Izraela. Prosimy o taką samą pomoc dla Polaków w Gazie. Żyjemy w stałym zagrożeniu, niczym sobie na to nie zasłużyliśmy”.

Gdy media doniosły, że „w niewoli Hamasu w Strefie Gazy znajduje się historyk i rzecznik stosunków polsko–izraelskich Alex Dancyg, który ma również polskie obywatelstwo”, minister oświadczył: „Polska domaga się natychmiastowego zwolnienia naszego obywatela”. To jest forma terroryzmu, którą zdecydowanie potępiamy i będę także o tym rozmawiał z ambasadorami Palestyny i Egiptu – dodał. Krótko mówiąc – w sprawie obywatela Izraela zmobilizowano całą polską dyplomację i szybko okazało się, że chodzi nie o ewakuację Polaków, ale o ewakuację Dancyga.

Rząd izraelski zaprezentował grafikę z flagami 28 państw, „których obywatele stali się zakładnikami terrorystów”. Znalazła się na niej i flaga Polski, ale tylko dlatego, że celem było przekonanie, że Hamas zaatakował cały cywilizowany świat. Także media w Polsce przyznały, że polskie obywatelstwo Dancyga jest wątpliwe, a polscy urzędnicy nie znaleźli żadnych dokumentów w tej sprawie. „Sprawa obywatelstwa jest skomplikowana” – przyznał syn Alexa, który w Polsce szukał pomocy w uwolnieniu ojca. „Ale decydujące jest to, co powiedział podczas spotkania ze mną prezydent Andrzej Duda. Że mój ojciec jest takim samym obywatelem Polski jak wszyscy inni. Brakuje tylko formalnego wypełnienia dokumentów, co nastąpi wkrótce. Dla niego mój ojciec jest obywatelem Polski, który został uprowadzony. I chce zrobić wszystko, by pomóc mu się wydostać z niewoli”. „Polska jest szczególnie ważna, tam ma więcej przyjaciół niż w Izraelu – dodał.

Po spotkaniu, ambasador Izraela podziękował prezydentowi „za zaangażowanie i pomoc na rzecz uwolnienia naszych zakładników przetrzymywanych przez Hamas”. Nie omieszkał jednak dorzucić: „Przetaczające się przez różne miasta marsze pro-palestyńskie napełniają smutkiem. Udzielanie wsparcia terrorystom jest totalnym złem. To wyraz głębokiego antysemityzmu”. Na koniec pogroził: „Nie powinno być na świecie miejsca dla ludzi, którzy wspierają mordowanie Żydów”. Innymi słowy – publicznie, przed siedzibą prezydenta RP, wydał wyrok śmierci na uczestników warszawskiego marszu, którzy protestowali przeciw obrzucaniu bombami mieszkańców Gazy, w tym 29 obywateli polskich! A dlaczego użył słowa „naszych”? Ano dlatego, że ambasador Izraela w Warszawie zawsze zabiera głos, jakby był członkiem polskiego rządu.

7 listopada 2023 roku, w synagodze im. Nożyków w Warszawie odbyła się modlitwa żałobna „za ofiary Hamasu”. Poprowadził ją Michael Schudrich (którego media i Duda tytułują – „naczelny rabin Polski”). Udział w ceremonii wziął minister w Kancelarii Prezydenta RP Wojciech Kolarski. Na zakończenie odśpiewano hymn państwowy, ale nie Polski, lecz… Izraela, a głos zabrał Yuval Dancyg: Dla mojego taty Polska jest bardziej ojczyzną niż Izrael. I jeszcze jedno – tak, jak po „napadzie Putina na bratnią Ukrainę”, przy wejściu do Senatu RP wywieszono flagę Ukrainy, tak po „napadzie Hamasu na bratni Izrael”, wywieszono flagę Izraela. Podobnego bezeceństwa dopuścili się paulini z Jasnej Góry, którzy podświetlili sanktuarium w Częstochowie na barwy izraelskiej flagi, ignorując, że ci, z którymi się solidaryzują, dokonują ludobójstwa na mieszkańcach Gazy oraz regularnie opluwają i obrzucają kamieniami pielgrzymów z Polski.

I chyba dodawać nie trzeba, że gdy Dancyg już wyląduje w Warszawie na pokładzie prezydenckiego Boeinga, to na płycie lotniska powita go chlebem i solą oraz słowami „Witaj w Polin”, Andrzej Duda w towarzystwie Agaty Kornhauser-Dudy, Jurka Owsiaka i kardynała Rysia z miasta Łódź. A cała akcja ewakuacji Polaków, zakończy się ewakuacją Dancyga. Ale nie tylko o to w tym wszystkim chodzi. Dancyg będzie szpicą w ewakuacji tysięcy Żydów ze stojącej w ogniu Palestyny na terytorium Polin. Będzie początkiem Operacji Dancyg”, takiej odwróconej Operacji Most”.

Tu przypomnijmy: Kryptonim „Most” otrzymała operacja polegająca na przerzucie przez warszawskie lotnisko do Tel Awiwu kilkuset tysięcy sowieckich Żydów. Do udział w przedsięwzięciu zobowiązał się Tadeusz Mazowiecki na spotkaniu z szefem Amerykańskiego Kongresu Żydów. Całą operację sfinansowała spółka „Art-B”, założona przez żydowskich „artystów biznesu” (jak sami się nazwali), którzy wyprowadzili z polskiego systemu bankowego miliardy złotych, a pomysł na rabunek został podsunięty przez Mosad, który dał pierwszy milion na rozkręcenie interesu i który interesu pilnował. Innymi słowy – Izrael przeprowadził sobie repatriację ziomków za pieniądze ukradzione Polakom.

Ale to nie wszystko – w Polsce na Dancyga czeka nie tylko Duda, ale tłusta emerytura. Bo okazuje się, że kraj miodem i mlekiem płynący zapewnia nie tylko „uchodźcom” z Ukrainy, ale i „uchodźcom” z Palestyny, warunki, o których rdzenny Polak może tylko pomarzyć. Otóż 22 listopada 2016 zawarto z Izraelem umowę o zabezpieczeniach społecznych stanowiącą, że emerytury i renty wyliczone w Izraela są wypłacane przez ZUS w Polsce. Umowa długo utrzymywana była w tajemnicy. Opublikowano ją dopiero 5 lat po podpisaniu. A mamy w niej takie smaczki: Emerytury i renty, które Izraelczycy pobierają w Polsce, są wyliczane w Izraelu. Strona polska nie ma prawa weryfikować wiarygodności przedkładanych wniosków emerytalnych. Pobierający świadczenia nie muszą przebywać na terenie Polski.

Co w umowie najbardziej poraża? Zasada wzajemności! Bo, jak wiadomo, to Polacy przenoszą się do Izraela i dostają izraelskie paszporty, a do Izraela wybiera się prof. Barbara Engelking, której w Polsce, z konieczności naukowego opisu „antysemityzmu Polaków”, źle się żyje i chce zamieszkać w kibucu, pod gradem rakiet Hamasu. Izrael dokonuje ponadto starannej selekcji żydowskich imigrantów – nie wpuszcza tych, którzy mogliby obciążyć izraelski system emerytalny. Jaki jest zatem ukryty cel umowy i wielkich nadużyć, które stwarza? To proste: Zachęca do osiedlania się w Polsce. Jest mostem finansowym dla uchodźców z Izraela i dopełnia most powietrzny, którym Mazowiecki przerzucił sowieckich Żydów. Innym słowem – umowę zawarto pod kątem ewakuacji Dancygów z Palestyny.

Urodził się w Polsce. Współpracuje z jerozolimskim Instytutem Jad Waszem. Koordynuje polsko-izraelską wymianę młodzieży. Był kierownikiem kursów dla przewodników wycieczek młodzieży izraelskiej po Polsce. Współtworzył raport na temat obrazu Polski w podręcznikach dla uczniów izraelskich szkół średnich – tak ujawniła „Wyborcza”. Nie doniosła natomiast, jak Jad Waszem nastawia do Polski młodych Żydów, i w jaki sposób Dancyg organizował wycieczki do Polski. A tu włos staje na głowie. Na lekcjach historii dowiadują się, że Polska to ojczyzna antysemityzmu i Zagłady, że Polacy współdziałali w Holokauście, że to zawodowi mordercy Żydów. Przed przyjazdem ostrzegani są, że udają do kraju im wrogiego. Na miejscu wmawiają im, że jedyny sposób na przeżycie to ochrona izraelskich agentów, że oddalenie od grupy to pewna śmierć z rąk polskich nazistów, że nie wolno otwierać okien i drzwi pokoi hotelowych, bo wtargną przez nie antysemici i wymordują wszystkich, jak to robią od setek lat. Co jeszcze przewodnicy mówią? Jeden z nich, pokazując pięścią Pałac Kultury w Warszawie, obiecał: „Za 20 lat to wszystko będzie wasze”.

W połowie czerwca 2020 r., ministerstwo edukacji Izraela zawiesiło wyjazdy edukacyjne uczniów do Polski. Uzasadniło to problemami z bezpieczeństwem (a polskie MSZ, że nie może akceptować towarzyszących żydowskiej młodzieży ochroniarzy uzbrojonych w broń palną). Wiceminister Paweł Jabłoński nie krył radości: „Przywróciliśmy normalność w relacjach, bezpieczeństwo w Polsce zapewnia Polska a w Izraelu Izrael”. Jego szef Zbigniew Rau, ni z gruszki ni z pietruszki, oświadczył: „Wzmacniamy polsko-izraelskie relacje, dla wspólnego bezpieczeństwa”. A co do zawieszenia wycieczek – rzeczywistym tego powodem było uchwalenie przez Sejm ustawy mającej zapobiec przestępstwom wyłudzania mienia, którą w Izraelu oceniono, jako „uniemożliwiającą odzyskiwanie majątków utraconych przez Żydów w czasie II wojny światowej”, którą odpowiednik Rau w rządzie izraelskim uznał za „niemoralne, antysemickie prawo”, a izraelski premier za „zawstydzającą i haniebną, pogardzającą pamięcią o Holokauście”.

A co na to „Nasi”? „Polska zadbała o wzajemność i równowagę. Porozumienie gwarantuje także stronie polskiej możliwość organizacji polskich wizyt edukacyjnych w Izraelu na tych samych zasadach. Oczekujemy od strony izraelskiej podobnej otwartości na wizyty młodzieży polskiej w Izraelu” – ogłosił szef polskiej dyplomacji. Problem jednak w tym, że o wizytach polskiej młodzieży w Izraelu nikt nie słyszał, i oświadczenie należy rozumieć tak: Polska młodzież z „Nigdy Więcej”, z Muzeum Polin i ze szkoły Chabad (do której swoje dzieci posyłał Morawiecki), na koszt polskiego podatnika, w towarzystwie opłacanych przez Polskę ochroniarzy izraelskich, będzie zwiedzać Kneset i Instytut Jad Waszem.

Umowa, której treść ujawniła tylko strona izraelska, przewiduje, że izraelskie wycieczki mają być chronione przez polskie prywatne firmy ochroniarskie, ale… dopuszcza obecność agentów ochrony z Izraela, „po uprzednim tego zgłoszeniu i uzasadnieniu”. Wskazuje, że jej celem jest edukacja młodzieży obu krajów „w zakresie ich wspólnej historii” i zawiera rekomendowaną listę miejsc do zwiedzania. Umowa nie zmieniła nic. Stworzyła za to okazję do antypolskich wystąpień. Wg Jad Waszem, wśród zalecanych do zwiedzania instytucji są muzea poświęcone „żołnierzom wyklętym, którzy dopuszczali się mordów na Żydach”, a ekspozycje w rekomendowanych miejscach „ignorują udokumentowane aspekty udziału Polaków w mordowaniu Żydów”. Przedmiotem krytyki stało się nawet Muzeum Rodziny Ulmów w Markowej.

Po ceremonii podpisania porozumienia, izraelski minister pogroził Polakom: „Nigdy więcej antysemityzmu, nigdy więcej dyskryminacji innych ludzi, nigdy więcej chęci anihilacji Żydów na świecie. Musimy pamiętać, do czego może doprowadzić nienawiść, rasizm i antysemityzm”. Powiedział też, że jego kraj wspierał „Solidarność” i aspiracje Polaków do wolności w okresie reżimu komunistycznego. I rzeczywiście – CIA, poszukując kontaktów z opozycją w Polsce, zwróciła się do Mosadu. Także Ronald Reagan ujawnił, że miliony dolarów przekazał „opozycji demokratycznej” za pomocą siatki Mosadu. Wg Krzysztofa Wyszkowskiego, Amerykanie z CIA do dostarczenia pieniędzy wykorzystali siatkę agenturalną Mosadu w „S”, co spowodowało, że pieniądze docierały głównie do jednej frakcji opozycji i to było widać gołym okiem – ci dofinansowani za pośrednictwem Mosadu odróżniali się od polskiej biedoty. Do niecnych podejrzeń, że tak było, skłania też nadanie honorowego obywatelstwa Polski byłemu szefowi Mosadu Meirowi Daganowi. I nie jest wykluczone, że pewnego dnia szef Mosadu zostanie nie tylko honorowym”, ale Pierwszym Obywatelem Rzeczypospolitej.

Przyznanie obywatelstwo Dancygowi wpisało się w niezwykle sprawnie przebiegającą akcję rozdawania polskich paszportów Żydom, którzy uciekli z Polski w marcu ‘68. Rąbek tajemnicy uchylił Radek Sikorski, oświadczając w Senacie: Proponujemy nowość, a mianowicie to, aby w miejsce pojęcia Polonia i Polacy za granicą zacząć konsekwentnie stosować nowe pojęcie „diaspora polska” czy „diaspora narodowa”. Gdy zapytano go, o co mu chodzi, wyjaśnił: By być częścią „diaspory polskiej” nie trzeba mieć polskich korzeni. Naszym oddziaływaniem chcemy objąć wszystkich tych, którzy mają sentyment do Polski lub mają związki rodzinne lub historyczne z ziemiami historycznej Rzeczypospolitej. Diaspora polska to wszyscy, którzy Polsce dobrze życzą”. Uściślił też, że dotychczas stosowane określenie „Polonia” było zbyt „plemienne” i „wyznaniowe”, i nawiązał do „żyjącej w USA b. wpływowej, potężnej w mediach diaspory, która dysponuje potężnymi środkami, potrafi wpłynąć na politykę wobec Izraela”.Pochwalił się też osiągnięciami na niwie osiedlania w Polsce tej „potężnej diaspory”. Ja uważam – i wiem, że w marginalnej prasie to, co w tej chwili mówię, będzie odsądzone od czci i wiary, że jeżeli dzisiaj na przykład amerykańscy Żydzi zaczynają się starać o polskie paszporty – wydajemy 25 tysięcy polskich paszportów w USA – to to jest dobrze, a nie źle.

Paszporty „marcowym Żydom” nie rozdawał tylko Sikorski. Akcję rozruszał Aleksander Kwaśniewski, a tempa nabrała za Lecha Kaczyńskiego, który obywatelstwo przywrócił 15 300 „ofiarom polskiego antysemityzmu”, w tym osobiście i ostentacyjnie synom Oskara Szyji Karlinera, szefa stalinowskiego Zarządu Najwyższego Sądu Wojskowego, z którego udziałem ferowane były wszystkie wyroki śmierci na polskich patriotach, i który doprowadził do takiego opanowania stanowisk w tym zarządzie przez oficerów żydowskiego pochodzenia, że instytucję nazywano „Naczelnym Rabinatem Wojska Polskiego”.

Z nie mniejszą werwą akcję kontynuował rząd Tuska. W lutym 2008, w odpowiedzi na list otwarty Gołdy Tencer, minister Grzegorz Schetyna zadeklarował, że podlegli mu wojewodowie będą potwierdzać obywatelstwo „szybko i bardzo szybko”, a procedura ma być „wręcz błyskawiczna”. A co do Tuska to przypomnijmy, że w tym samym czasie zapowiedział wielki powrót Polaków z emigracji. Ale nie do końca był szczery, bo miał na myśli „Polaków”, którym jego minister rozdawał paszporty in blanco, czyli „Polonię Sikorskiego” z Tel Awiwu. Innym, żywym (chociaż wyglądającym jak wyschnięty trup) tego przykładem jest Lejb Fogelman. Z „Polonii Sikorskiego” rekrutują się też Michael Schudrich i Szalom Dow Ber Stambler, bohaterowie chanukowych ceremonii w Sejmie.

Szewach Weiss mówił o „ciemnych chmurach nad Izraelem”. Hamas zadał cios „najlepszej armii świata”. A Izraelczycy? Uciekają z pola walki, rozglądają się za bezpiecznym schronieniem i wiele wskazuje na to, że wybrali Polskę. „Trwająca dziś operacja przerzutu Żydów była przygotowywana kilka tygodni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Centrum dowodzenia znajduje się w hotelu Novotel w Warszawie” – mówił Szmul Szpak z Agencji Żydowskiej. Ale cyferki się nie zgadzają, bo zamiast 200 tysięcy, na lotnisko Ben Gurion pod Tel Awiwem dotarło 35 tysięcy, co może oznaczać tylko jedno – w Warszawie zostali (wyselekcjonowani jak na Umschlagplatz przez Policję Żydowską) starzy, tłuści, niedołężni, nienadający się do służby w wojsku i policji. Potwierdził to Duda, który podczas obchodów Chanuki w Belwederze, „za przyjęcie w Polsce imigrantów” podziękował… Żydom. I czy to właśnie nie było zapowiedzią Operacji Dancyg”, takiej odwróconej operacji Most”, sfinansowanej pieniędzmi ukradzionymi Polakom?

Cały świat dziwił się,że w Polsce odbyła się na Wawelu wyjazdowa sesja Knesetu. Cały świat dziwił się, że w polskim parlamencie odprawiane są żydowskie obrządki religijne. Cały świat dziwił się, że jedynym zmartwieniem polskiego prezydenta jest los Dancyga. Tylko Polacy się nie dziwili. A może Polski jużnie ma, a Polacy jeszcze o tym nie wiedzą? A może spełniła się obietnica izraelskiego przewodnika, że za 20 lat to wszystko będzie ich? A może rabini z Chabad Lubawicz już przejęli kontrolę nad Polską, i nie spotkało się to z jakimkolwiek sprzeciwem na arenie międzynarodowej?A może jest jeszcze o co walczyć, i panaceum na Operację Dancyg jest Operacja Gaśnica”? A może ratunkiem jest to, że na gaśnicę – w przeciwieństwie do broni palnej – pozwolenie Policji nie jest wymagane?

Krzysztof Baliński

=================================

mail:

Alex Dancyg – Urodził się w Warszawie jako drugie dziecko Niny (Nychy) i Marcina (Mordechaja) Dancygów. … Jego ojciec, Marcin Dancyg, był stalinowskim sędzią wojskowym. W 1957 roku Alex Dancyg wyjechał wraz z rodzicami do Izraela. Był członkiem młodzieżowej organizacji Ha-Szomer Ha-Cair.
wiecej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Alex_Dancyg

=================================

mail:

Zamieszczone przez pana moje ostatnie dwa artykuły zostały zamieszczone na portalu arabskim (syryjskim) w języku oryginału oraz w języku arabskim i angielskim:

https://almustshar.sy/archives/11382

https://almustshar.sy/archives/11450

Z poważaniem

Krzysztof Baliński

Minister-pułkownik niweluje teren

Stanisław Michalkiewicz: Minister-pułkownik niweluje teren

Jak wynika z bliblijnego opisu stworzenia świata, wszystko, co zostało stworzone, było “dobre”, a nawet “bardzo dobre”. A dlaczego? A dlatego, że przy stworzeniu świata została stworzona również rządząca światem zasada, mianowicie – zasada przyczynowości. Czy zasada przyczynowości, głosząca, że z konkretnych przyczyn muszą wystąpić określone skutki jest dobra, czy nie?  Żeby odpowiedzieć na to pytanie, spróbujmy wyobrazić sobie, że żadnej zasady przyczynowości nie ma; z każdej przyczyny może wystąpić dowolny skutek, albo nie wystąpić wcale.

Co moglibyśmy o takim świecie powiedzieć? Nic pewnego. Jawiłby się on nam jako jakieś chaotyczne kłębowisko, niemożliwe do ogarnięcia rozumem, który w związku z tym nie byłby nam, ludziom, do niczego potrzebny, więc jeśli nawet byśmy jakieś jego zaczątki mieli, to z powodu nieużywania go, szybko by zaniknął, upodobniając wszystkich ludzi do mikrocefali, stanowiących środowisko “Gazety Wyborczej”, karmiące się papką przygotowaną przez tamtejszy Judenrat.

Dopiero istnienie zasady przyczynowości sprawia, że możemy świat rozumieć, wyprowadzać prawidłowości rządzące jego funkcjonowaniem, słowem – to dzięki tej zasadzie jesteśmy ludźmi rozumnymi. Zatem jest ona nie tylko “dobra”, ale nawet “bardzo dobra”.

Dlatego, jeśli chcemy zrozumieć świat, ot na przykład, dlaczego walka o przywrócenie praworządności w naszym bantustanie wymaga łamania konstytucji – którą to rewolucyjną teorię, mająca uzasadnić tę rewolucyjną praktykę, w krótkich, żołnierskich słowach sformułował mój faworyt, ozdoba światowej jurysprudencji, czyli pan prof. Wojciech Sadurski – musimy wrócić do praprzyczyny, której skutki właśnie obserwujemy. Przyczyna zaś tkwi w tym, że najtwardszym jądrem systemu komunistycznewgo była bezpieka.

Bezpieka jest zbiorowiskiem ludzi wprawdzie skrajnie zdemoralizowanych, ale inteligentnych, spostrzegaweczych i sprytnych. W tym sensie bezpieczniacy są podobni szatanowi, który też jest skrajnie zdemoralizowany, ale inteligencji, spostrzegawczości i sprytu odmówić mu niepodobna. Wyższy stopień bezwzględności i demoralizacji osiągają tylko kobiety, co znalazło wyraz w mądrości ludowej, że “gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. Dlatego właśnie szczyty, na które wspięli się Hitler ze Stalinem, wśród kobiet stanowią zaledwie przeciętną.

Wyciągnęli z tego wnioski promotorzy rewolucji komunistycznej, do której w charakterze proletariatu zastępczego, zaangażowali kobiety. Okazało się to strzałem w dziesiątkę – o czym świadczą rosnące szeregi feministek, pragnących tylko “wypierdalać” – co świadczy o szalonej redukcji potrzeb – przede wszystkim tych intelektualnych.

Wróćmy jednak do naszych bezpieczniaków. Kiedy po 1986 roku stało się już wiadome, że istotnym elementem nowego porządku politycznego w Europie, uzgodnionego między Ameryką i Sowietami, będzie ewakuacja imperium sowieckiego z Europy Środkowej, każdy z bezpieczniaków  zatroszczył się o jakąś polisę ubezpieczeniową na wypadek zmiany ustroju.

Zorientowali się mianowicie, że w takim razie nastąpi odwrócenie sojuszy politycznych i wojskowych, a w tej sytuacji najlepszą polisą ubezpieczniową będzie jak najszybsze przewerbowanie się na służbę do jakiegoś naszego przyszłego sojusznika, który – jako swemu agentowi – nie da mu zrobić krzywdy. W ten sposób na przełomie lat 80-tych i 90-tych pojawiły się trzy stronnictwa” Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie, które za pośrednictwem swoich politycznych ekspozytur, zaczęły rotacyjnie rządzić naszym nieszczęśliwym krajem.

A ponieważ występuje u nas w skali masowej zjawisko dziedziczenia pozycji społecznej (dzieci aktorów zostają aktorami, dzieci piosenkarzy – piosenkarzami, a dzieci konfidentów – konfidentami), to powstałe wtedy zależności reprodukują się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii.

Mając tedy świadomość tych przyczyn, spróbujmy ocenić poczynania pana pułkownika-ministra Bartłomieja Sienkiewicza, który właśnie postanowił zlikwidować rządową telewizję i rządowe radio. Wprawdzie jestem pewien, że pan minister-pułkownik by się obraził, gdyby porównać go do kandydującego kiedyś na prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, pana Krzysztofa Kononowicza, który przedstawił swój program: “żeby niczego nie było” – ale myślę, że takie porównanie byłoby usprawiedliwione przynajmniej częściowo.

Pamiętamy przecież, jak pan minister – wtedy jeszcze od bezpieki – scharakteryzował nasz nieszczęśliwy kraj – że to “ch…, d… i kamieni kupa”. Czyż ta przenośnia poetycka nie wyraża tej samej myśli, w której swój program polityczny wyrażał pan Kononowicz?

No dobrze – ale dlaczego stojący na czele Volksdeutsche Partei Donald Tusk powierzył to zadanie akurat ministru-pułkowniku Bartłomieju Sienkiewiczu? Pewne światło na tę sprawę rzuca okoliczność, że pan Sienkiewicz, oprócz tego, że jest ministrem – tym razem przypadkowo od kultury – jest również pułkownikiem. Z tego wynika, że musiał służyć w bezpiece, – bo tam właśnie dochrapał się tej rangi.

Kiedy zaczął się dochrapywać? Teoretycznie od roku 1990, kiedy to trafił do Urzędu Ochrony Państwa, stając się podkomendnym pana generała Gromosława Czempińskiego, nie tylko pochodzącego z porządnej, ubeckiej rodziny, ale prawdopodobnie również prowadzącego pana doktora Andrzeja Olechowskiego (pseudo operacyjne “Must”), który w “wolnej Polsce” również dostąpił rozmaitych zaszczytów – między innymi przykładając rękę do utworzenia Volksdeutsche Partei.

Ale korzeni tego dochrapywania możemy doszukiwać się również w ruchu “Wolność i Pokój”, którego uczestnicy w chwili transformacji ustrojowej masowo przeszli do bezpieki. W tym czasie w bezpiece wykształciły się już wspomniane trzy stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie. Do którego  doszlusował? Z którym się zakolegował młody, bezpieczniacki debiutant Bartłomiej Sienkiewicz? Na trop naprowadza nas okoliczność, że w 2014 roku został nagrany przez kelnerów, co to z poduszczenia pana Marka Falenty podsłuchiwali w knajpie “Sowa i Przyjaciele” dygnitarzy związanych z Volksdeutsche Partei.

Ten spisek kelnerów miał na celu przygotowanie podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu w związku z powrotem Ameryki do aktywnej polityki w naszym zakątku Europy, wskutek czego Polska ponownie przeszła spod kurateli niemieckiej pod kuratelę amerykańską. I taka podmianka nastąpiła w roku 2015, kiedy prezydentem został pan Andrzej Duda, a jesienią rząd utworzyło PiS, jako ekspozytura Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego.

No a teraz, kiedy w nagrodę za odstąpienie Niemiec od strategicznego partnerstwa z Rosją na rzecz strategicznego partnerstwa z Izraelem, prezydent Biden pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu, Polska ponownie przechodzi spod kurateli amerykańskiej pod kuratelę niemiecką, więc  na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu znowu nastąpiła podmianka. Wróciła Volksdeutsche Partei z panem pułkownikiem Sienkiewiczem jako ministrem, który najwyraźniej otrzymał zadanie zniwelowania terenu pod Generalne Gubernatorstwo na odcinku kultury. No to niweluje.

Potop i ogień. Prof. Andrzej Nowak o historii zdrady i wojny polsko-polskiej

27 grudnia 2023 pch24.pl/potop-i-ogien

Potop i ogień. Prof. Andrzej Nowak o historii zdrady i wojny polsko-polskiej\

(Obrona Jasnej Góry na obrazie Januarego Suchodolskiego)

Upadek nadziei, upadek wiary w to, że Polska się utrzyma spowodował, że pod sztandary Karola Gustawa w końcu 1655 roku poszła bardzo duża część szlachty. Podam najbardziej przykry przykład: Jan Sobieski, późniejszy bohater, nie tylko przystąpił pod sztandary szwedzkie, ale najdłużej wytrwał pod tymi sztandarami, bo jeszcze w słynnej bitwie pod Gołębiem, w której Czarniecki stawił skuteczny opór Szwedom w lutym 1656 roku Sobieski walczył po stronie Szwedów. Tak więc nie tylko dołączył się do zdrady, ale wytrwał w niej dłużej niż innimówi w rozmowie z portalem PCh24.pl prof. Andrzej Nowak, autor serii „Dzieje Polski” (wydawnictwo Biały Kruk).

Szanowny Panie profesorze, szósty tom Pana bestsellerowej serii „Dzieje Polski” nosi podtytuł „Potop i ogień 1632-1673” i jest w dużej mierze poświęcony Potopowi Szwedzkiemu. W szkole podstawowej uczono mnie, że atak Szwedów na Polskę był tak naprawdę wojną religijną. Czy kwestia religii i sporu między katolikami a protestantami faktycznie była kluczowa, jeśli chodzi o wojnę w latach 1655-1660?

Rzeczywiście w interpretacji, jaka rodzi się w XVIII wieku, czyli w wieku oświecenie próbuje się przedstawić wszystko, co było wcześniej, zwłaszcza wiek XVI i XVII, jako chaos i serię klęsk wywołanych przez konflikt religijny. Według „oświeconych” odejście od religii miało być przedstawiane jako nadzieja na ład, na stabilizację, na uniknięcie krwawych konfliktów.

Motyw religijny niewątpliwie od chwili protestanckiej rewolucji, czyli od 1517 roku, był na pewno bardzo istotnym powodem konfliktów. Protestantyzm podniósł sztandar „świętej wojny” przeciwko papiestwu nazywanemu „bestią”, na czole której rogiem najbardziej niebezpiecznym była Rzeczpospolita. „Zetrzeć ten róg bestii, zniszczyć go właśnie dlatego, że służy papistom, że służy łacinnikom”, to było hasło, do którego już w wieku XVII odwoływał się najpierw Karol Gustaw w czasie wojny trzydziestoletniej, a potem Olivier Cromwell – fanatyczny despota, który stanął na czele rewolucji w Anglii. Do tego hasła odwoływał się także przywódca Braci Czeskich przygarnięty w Rzeczpospolitej, w której wciąż przecież trwały podstawowe zasady tolerancji, a mianowicie Jan Ámos Komenský, który z Leszna rozsnuwał swoją korespondencję po całej Europie do przywódców protestanckich m. in. do wywołanego wcześniej Cromwella, czy do Gustawa II Adolfa, króla szwedzkiego. Wzywał on, żeby uderzyć na Rzeczpospolitą, żeby zniszczyć Rzeczpospolitą.

Ten motyw religijny nie może być wobec tego całkiem lekceważony. Motyw ten występował ze szczególną siłą po stronie państw protestanckich i niewątpliwie on także z chwilą, gdy Szwedzi, których armia składała się w bardzo dużej części także z niemieckich najemników, plądrowali polskie kościoły, znieważali Najświętszą Panienkę występował w czasie Potopu i składał się na polski „odruch obronny” nie tylko części polskiej szlachty, ale także katolickiego mieszczaństwa i prawie całego polskiego chłopstwa, ponieważ czynnik religijny był wtedy najsilniejszym. „No jak to?”, pytano, „Skoro niszczą kościoły, niszczą to, co dla nas święte, to musimy bić takiego najeźdźcę, takiego lutra”, odpowiadano.

To bez wątpienia ważny przyczynek swego rodzaju powstania narodowego, jakie wybuchło przeciwko Szwedom w grudniu 1655 roku, zwłaszcza po informacjach, jakie zaczęły krążyć po kraju, że szwedzcy najeźdźcy dokonali zamachu na największą wówczas dla polskich katolików świętość, czyli na klasztor jasnogórski.

W tym sensie rzeczywiście element religijny jest ważny. Był on także ważny, ale instrumentalnie tylko wykorzystywany przez Kozaków (chodzi oczywiście o prawosławie).

Kozacy sami w sobie, mówiąc najdelikatniej, nie byli szczególnie religijni. Żyli po prostu z walki i zabijania. Nawet w ich obrzędowości wewnętrznej związanej z wyborem hetmana, z wyborem pułkowników nie było najmniejszych śladów przywiązania do religii prawosławnej. Natomiast w momencie, kiedy podnieśli wilki bunt pod wodzą Chmielnickiego przeciwko Rzeczypospolitej, to właśnie odwołanie do hasła rzekomego ucisku, prześladowania prawosławia w Rzeczypospolitej (co nie miało żadnego związku z rzeczywistością w roku 1648) w latach 1596 a 1620 – kiedy hierarchia prawosławna przestała legalnie istnieć, ponieważ król Zygmunt III Waza miał nadzieję na wprowadzenie Unii i tylko unicka hierarchia była zaakceptowana – było ważnym czynnikiem, który miał mobilizować, scalać, spajać chłopstwo ukraińskie wykorzystywane jako mięso armatnie przez Kozaków, przez Chmielnickiego.

Motyw antykatolicki w walce z Rzeczpospolitą, Polakami i polskością będzie powracał przez kolejne stulecia. Przypomina mi się w tym miejscu jedna z rozmów, jaką miałem przyjemność z Panem profesorem odbyć kilka lat temu na antenie Niepoprawnego Radia PL. Dotyczyła ona Fiodora Dostojewskiego i jego fenomenalnej powieści „Biesy”, w której to rosyjski pisarz pisał wprost, że zagrożeniem dla świata, zagrożeniem dla imperium nie jest katolicyzm. Tym zagrożeniem jest POLSKI KATOLICYZM – ludowy, lekko naiwny, gdzie wiara jest przekazywana przez babcie i dziadków. Jak to jest, że mijają wieki, a wszyscy wrogowie Polski i Polaków atak na nas i naszą ojczyznę zawsze w pierwszej kolejności podejmują działania antykatolickie, a mimo to wiara w narodzie trwa?

Z jednej strony, tak jak Pan redaktor przypomniał, w tradycji rosyjskiego imperializmu ważne jest podkreślanie katolicyzmu w Polsce jako podstawy wrogości, którą jeśli się zniszczy, to z miejsca Polska przestanie być jakąkolwiek przeszkodą dla dalszej ekspansji imperializmu rosyjskiego w Europie.

Podam dwa przykłady oprócz tego, który Pan przytoczył. Dodam tylko, że dużo obszerniej na ten temat Dostojewski wypowiadał się na ten temat w swoim „Dzienniku pisarza” publikowanym w najpopularniejszej w latach 70. XIX wieku w Petersburgu gazecie, gdzie dużo ostrzej powtarzał tezy przytoczone przez Pana redaktora.

Tak się składa, że 12 grudnia byłem na dużej konferencji w Warszawie poświęconej dziejom różnych form imperializmu rosyjskiego. Podczas tego wydarzenia niezwykle ciekawy referat wygłosił prof. Stanisław Wiech z Uniwersytetu im. Jana Kochanowskiego w Kielcach, który drobiazgowo analizował plany przygotowywane przez rząd rosyjski w maju 1914 roku, czyli na niedługo przed wybuchem Wielkiej Wojny. Rząd rosyjski, który chciał jakoś przezwyciężyć skutki ustępstw wobec katolicyzmu, do jakich doszło w skutek rewolucji w 1905 roku, kiedy wprowadzono ukaz o tolerancji; kiedy pozwolono w ograniczonym zakresie budować kościoły katolickie na terenie Imperium Rosyjskiego zwłaszcza na tzw. ziemiach zabranych, czyli dawnych ziemiach Rzeczypospolitej (wcześniej było to całkowicie zakazane). Do dzisiaj w naszym dyskursie pojawia się sugestia: „No, ta Rosja imperialna, zwłaszcza po 1905 roku, kiedy już była Duma, czyli parlament; kiedy zainstalowano tam instytucje normalnego, zachodniego, cywilizowanego państwa była wspaniałym krajem, w którym Polacy mogliby świetnie żyć”.

To jest teza, która zawsze mnie oburza wśród wielbicieli Józefa Mackiewicza – genialnego pisarza, który kompletnie nie rozumiał, nie pamiętał, nie miał świadomości tego, jak straszliwie niszczycielskim wobec Polski, wobec polskości, wobec wszystkich innych narodów niż szowinistyczne, nacjonalistyczne, oparte na systemie zagłady innych narodowości rosyjskie imperium, rzekomo „liberalne” imperium rosyjskie.

Te szczegółowe plany snute przez gubernatorów i ministrów rosyjskich w 1914 roku są aż groteskowe w tej nienawiści, zapiekłości, żeby odebrać znowu jakiekolwiek prawa katolikom. A cel jest ten sam: osłabić, a potem zniszczyć podstawę polskości.

I drugi przykład: w bardzo interesującym wywiadzie udzielonym jeszcze w latach 90. magazynowi „Fronda” przez Aleksandra Dugina, rzecznik najbardziej brutalnego imperializmu rosyjskiego w ostatnich 30 latach powiedział wprost jakie zmiany w Polsce należy wprowadzić, żeby było to dla Rosji korzystne. Na pierwszym miejscu wymienił „zniszczenie katolicyzmu”. Jego zdaniem trzeba zniszczyć katolicyzm, spróbować znaleźć i wyeksponować w polskiej tradycji neo-poganizm; pokazać, że jeśli była jakaś Polska, z którą Rosja może się porozumieć, to była to Polska sprzed chrztu łacińskiego, Polska pogańska. Widać zresztą, że coraz częściej się do tego nawiązuje także w kulturze masowej w Polsce. Ewentualnie, mówił dalej Dugin, mogą być jakiekolwiek sekty, jakiekolwiek ośrodki alternatywnych religii czy wyznań wspierane, byle tylko osłabić katolicyzm. Wtedy Polska przestanie być groźna dla wielkiego imperium rosyjskiego. Taką receptę przedstawił otwarcie, bez ogródek Aleksander Dugin.

Bardzo dziękuję. Wróćmy do szóstego tomu „Dziejów Polski”. Czy to przypadek, że największy szturm na Jasną Górę Szwedzi dokonali w przededniu Bożego Narodzenia?

To zapewne Opatrznościowy zbieg okoliczności. Na pewno nie było to jakoś specjalnie planowane przez Szwedów, ponieważ woleliby oni zdobyć co najmniej 2 tygodnie wcześniej ten „kurnik” jak z pogardą wyrażał się na temat murów klasztoru jasnogórskiego dowodzący oblężeniem generał Burchard Müller. Szwedom jednak się to nie udało i dlatego aż do świąt Bożego Narodzenia kontynuowali swoje wysiłki.

W szkole podstawowej, że jeszcze raz odwołam się do tego czasu, uczono mnie, że Szwedzi zaatakowali Jasną Górę, ponieważ chcieli ukraść stamtąd wszystko, co tylko dało się ukraść…

Historyczne powody ataku na Jasną Górę były dużo bardziej złożone. Oczywiście element łupiestwa, element kradzieży był ważny w każdym posunięciu wojsk szwedzkich, które – podkreślam to z pełną odpowiedzialnością – spustoszyły ziemie polskie tak jak żadna inna armia przed nimi, i żadna armia po nich. Oczywiście innego rodzaju zniszczenia polegające na wywożeniu setek tysięcy ludzi w głąb Rosji spowodowała okupacja moskiewska na wschodnich terenach Rzeczypospolitej w tym samym czasie, ale wracając do Szwedów i ich niszczycielskiej okupacji podkreślam: tak, cele grabieżcze były dla Szwedów pierwszoplanowe, jeśli chodzi o atak na Jasną Górę ale oprócz tego Szwedzi mieli cel strategiczny, czy operacyjny.

Jasna Góra była jedyną niezdobytą twierdzą, jedynym niezdobytym punktem oporu na pograniczu między niemal w całości okupowaną przez wojska szwedzkie Koroną i Śląskiem, gdzie znajdowała się ostatnia baza króla Jana Kazimierza, który właśnie na Śląsku Opolskim się schronił. Stąd właśnie Szwedzi chcieli przeciąć tę komunikację, która mogła iść przez Częstochowę, przez Jasną Górę między królem Janem Kazimierzem, a partyzantami polskiej niepodległości, którzy podnieśliby rebelię przeciwko szwedzkiej okupacji. Zdobycie Jasnej Góry było, powtórzę, bardzo ważnym celem operacyjnym – odciąć możliwość powrotu króla do Polski najkrótszą drogą. Król jak wiadomo wracał okrężną drogą od południa przez Karpaty, ale to co bez wątpienia mu pomogło to ta mobilizacja, olbrzymia mobilizacja społeczna, czy nawet narodowa wywołana echami agresji szwedzkiej na Jasną Górę, bo wtedy zaczyna się próba tworzenia oddolnie odsieczy przez chłopów z Żywiecczyzny, przez oddziały partyzanckie także w dużej mierze chłopskie z Wielkopolski, na odsiecz Najjaśniejszej Królowej Nieba i Ziemi, czyli Matce Boskiej Częstochowskiej. Te tysiące ludzi zaczynają ciągnąć na Jasną Górę. Wśród Polaków wraca poczucie świadomości, że muszą walczyć! Walczyć o wypędzenie wroga, którego wpuszczono wcześniej do Rzeczypospolitej, bo jeśli nie zostanie on wypędzony, to będzie koniec Polski, koniec naszej wiary.

Chłopi zachowali się jak trzeba. Dlaczego w taki sam sposób nie zachowało się wielu przedstawicieli magnaterii i arystokracji? Dlaczego tak wielu z nich krzyczało „Vivat Carolus Gustavus rex”?

Tu znów w szczegółach przyczyny są złożone i bardzo różne. Jedne zasługują wyłącznie na potępienie i pogardę. Mam tu na myśli zachowanie przywódców Wielkopolski na czele z autorem satyr, wojewodą poznańskim Krzysztofem Opalińskim, który wybrał kapitulację przed słabszymi siłami szwedzkimi wkraczającymi do Wielkopolski niż pospolite ruszenie, którym dowodził razem z wojewodą kaliskim Andrzejem Grudzińskim. Stało się tak tylko dlatego, ponieważ Opaliński uznał, że dobrze by było, aby króla Jana Kazimierza, którego Opaliński nie lubi dobrze byłoby usunąć i zlikwidować. Lepiej, żeby rządzili nami Szwedzi, a jeśli nie Szwedzi to ktokolwiek inny, byle tylko pozbyć się znienawidzonego króla, wybranego zaledwie kilka lat wcześniej zupełnie legalnie i prawidłowo.

Ta część magnackiej pychy, która nie uznawała własnego króla i uważała, że ma prawo decydować o tym, kiedy króla strącić i sprzymierzyć się z każdym zewnętrznym wrogiem Polski, byle pokonać tego, którego uważano za wewnętrznego wroga, czyli króla, to bardzo ważna część zdrady, jaka miała miejsce w 1655 roku i tu rzeczywiście kapitulacja pod Ujściem w lipcu 1655 roku jest największą hańbą, jakiej doświadczyła Rzeczpospolita.

Przykładem jeszcze bardziej rażącym jest Hieronim Radziejowski. Ten zdrajca, wyłącznie z powodu osobistych zatargów z królem, sprzymierzył się z każdym wrogiem Rzeczypospolitej byle zniszczyć znienawidzonego króla. To Radziejowski doprowadził do połączenia, do nawiązania kontaktów na rzecz zniszczenia Polski między Chmielnickim a Karolem Gustawem. Starał się on zresztą współpracować, raz jeszcze podkreślam, z każdym wrogiem Polski, byle tylko zniszczyć Jana Kazimierza, byle samemu stać się kimś w rodzaju gubernatora z łaski okupantów Polski. To naprawdę przerażający przykład zdrady i to zdrady nieukaranej.

To są proste rzeczy, jeśli chodzi o ocenę moralną – tu nie ma żadnej wątpliwości, że to było łajdackie, najgorsze z możliwych zachowanie depczące elementarną lojalność wobec Rzeczypospolitej.

Z kolei w przypadku Radziwiłłów sprawa jest bardziej skomplikowana. Kiedy Janusz Radziwiłł kapitulował przed Szwedami, to Litwa, którą uważał za swoją podstawową ojczyznę i miał do tego prawo, była w całości niemal zajęta przez Moskwę pustoszącą ją bezlitośnie. Zniszczenie Wilna przez wojska moskiewskie było czym bezprecedensowym.

W tej sytuacji można powiedzieć, że wybór Szwedów przez bezsilnego wówczas hetmana Janusza Radziwiłła – który oczywiście wcześniej spiskował z protestanckimi przywódcami, czy władcami w Europie, m.in. ze Szwecją, z Siedmiogrodem, gdzie książę był wyznania kalwińskiego, by osłabić wpływy katolicyzmu w Polsce – był w jakimś stopniu racjonalny. Jednak ta granica zdrady została przekroczona w końcu 1655 roku, kiedy Janusz Radziwiłł poddaje Litwę nie mając do tego żadnych uprawnień panowaniu króla szwedzkiego. Jest jednak jedna okoliczność łagodząca w tym akcie oskarżenia przeciwko Januszowi Radziwiłłowi i jego stryjecznemu bratu Bogusławowi – był to rodzaj wyboru mniejszego zła. Moskwa już zajęła Litwę i w tej sytuacji szukanie opieki w królu szwedzkim, skoro Polska chwilowo nie jest w stanie udzielić żadnej opieki Litwinom mogło być uznane za rodzaj rozpaczliwego aktu nadziei w beznadziei czy może nadziei beznadziejności. Nie usprawiedliwiam Radziwiłła, pokazuję tylko okoliczności.

Przypominam również, że ten upadek nadziei, upadek wiary w to, że Polska się utrzyma spowodował, że pod sztandary Karola Gustawa w końcu 1655 roku poszła bardzo duża część szlachty. Podam najbardziej przykry przykład: Jan Sobieski, późniejszy bohater, nie tylko przystąpił pod sztandary szwedzkie, ale najdłużej wytrwał pod tymi sztandarami, bo jeszcze w słynnej bitwie pod Gołębiem, w której Czarniecki stawił skuteczny opór Szwedom w lutym 1656 roku Sobieski walczył po stronie Szwedów. Tak więc nie tylko dołączył się do zdrady, ale wytrwał w niej dłużej niż inni. Inni wcześniej zdecydowali się wypowiedzieć służbę Szwedom i zacząć wielkie polsko-litewskie powstanie w obronie niepodległości. Najpierw Konfederacja Wierzbołowska na Litwie, a potem Konfederacja Tyszowiecka w Koronie.

Czy to wszystko, cały heroiczny bój ze Szwedami musiał zakończyć się bratobójczą, krwiożerczą bitwą pod Mątwami, kiedy to najświetniejsze, dopiero co zwycięskie wojska Rzeczypospolitej wymordowały się nawzajem w jakimś niepojętym szale dzikiej nienawiści?

Nie wiem, czy musiało się zakończyć, ale na pewno warto zastanowić się nad źródłami tego bagna, w którym utonęła szansa na odwojowanie wszystkiego, co Rzeczpospolita straciła w czasie Potopu. Przypomnijmy, że w 1660 roku przyszły największe zwycięstwa militarne Rzeczypospolitej. Nie tylko pokój ze Szwecją w Oliwie bez żadnych strat terytorialnych, ale także niesłychanie błyskotliwe zwycięstwo nad moskiewskimi i kozackimi wojskami na północy pod Połąką i nad Basią oraz najbardziej błyskotliwe zwycięstwo chyba w całej historii polskiego oręża, czyli zmuszenie do kapitulacji całej armii moskiewskiej pod Cudnowem przez hetmana Jerzego Stanisława Lubomirskiego.

Hetman Lubomirski, najbardziej zasłużony ze wszystkich magnatów w czasie Potopu Szwedzkiego dla obrony polskiej niepodległości; człowiek bez którego Jan Kazimierz nie wróciłby do Polski staje w poprzek planom tegoż Jana Kazimierza i jego żony Ludwiki Marii. Planom, które nie miały nic wspólnego z reformą Rzeczypospolitej, jak wmawiają do dzisiaj niektóre podręczniki. Był to po prostu prywatny projekt królowej osadzenia na tronie w Polsce jej siostrzenicy, bo dzieci nie miała, a potem wydania jej za mąż z kandydatem z Francji. Żaden projekt reformy nie był z tym związany, a jedynie chęć wprowadzenia za życia Jana Kazimierza na tron w Polsce francuskiego kandydata ożenionego z siostrzenicą królowej Ludwiki Marii.

Narzucenie szlacheckim obywatelom konieczności wyboru kandydata, którego dyktuje im żyjący król było radykalnie sprzeczne z prawem, z konstytucjami Rzeczypospolitej i z obyczajem politycznym w Polsce, z podstawą wolności jak ją rozumieli obywatele Rzeczypospolitej, jaką była wolność wyboru władcy. „My mamy prawo wybierać sobie władcę. Możemy wybrać źle, możemy wybrać dobrze, ale nikt nie będzie nam dyktował, kto ma być tymże władcą”, mówiono.

To właśnie spowodowało, że kiedy Lubomirski stanął po stronie prawa i niewątpliwie miał rację, wówczas król i królowa postanowili zniszczyć go i dlatego oskarżyli go o zdradę, co było wołającą o pomstę do nieba niesprawiedliwością, bo żaden ze zdrajców z okresu Potopu Szwedzkiego nie został osądzony i nie został skazany, a człowiek najbardziej zasłużony dla zwycięstwa tego wielkiego powstania narodowego w obronie Rzeczypospolitej – hetman Jerzy Stanisław Lubomirski, zwycięzca spod Cudnowa, wyzwoliciel Krakowa, Torunia, Bydgoszczy został skazany w skutek intrygi dworu królewskiego za zdradę, pozbawiony wszystkich stanowisk, wszystkich majętności i zmuszony do emigracji. Żeby tego było mało: królowa dwukrotnie nasłała na niego płatnych zabójców…

To godne ubolewania zacietrzewienie dworu królewskiego, króla i królowej wywołało z kolei po stronie hetmana Lubomirskiego odruch obronny. Odruch, w którym sam Lubomirski przekroczył w pewnym momencie także granicę zdrady. Zrobił to jednak po tym jak został zaszczuty. Nie chcę powiedzieć zmuszony, ale na pewno sprowokowany przez akcję dworu królewskiego, kiedy to żeby się ratować szukał pomocy na dworze cesarskim, czyli w Wiedniu; w Królewcu, czyli u elektora brandenburskiego i wreszcie nawet w Moskwie. Na tym polega tragedia Rzeczypospolitej, że w wojnie domowej, która stąd wynika utopiona została możliwość dokończenia wojny wyzwoleńczej na wschodzie, przywrócenia granic sprzed Potopu i odzyskania Kijowa, bo to była najważniejsza strata, której nie udało się odzyskać, właśnie wskutek wojny domowej w Polsce.

Henryk Sienkiewicz przedstawia króla Jana Kazimierza praktycznie w samych superlatywach, jako ten bez którego Polski by nie było. Z kolei Jacek Komuda – fantastyczny pisarz zakochany w I RP – przedstawia Jana Kazimierza jako źródło wszelkiego zła, spiskowca i człowieka, który dla swoich chorych ambicji podpisałby pakt z samym diabłem. Który z tych dwóch pisarzy jest bliższy prawdy?

Historiografia jest podzielona w ocenie Jana Kazimierza tak jak i literatura piękna. Moja odpowiedź na podstawie najstaranniejszej jaką miałem analizy historiografii i samych źródeł, z jakimi się zapoznałem jest prosta i jednocześnie zachęcająca do bardziej zniuansowanego myślenia.

Jan Kazimierz był prawdziwym bohaterem bez którego Rzeczpospolita nie ocalałaby w tych trudnych czasach. Był takim bohaterem pod Zborowem, kiedy w desperackiej próbie zmusił resztki wojska koronnego do odsieczy dla oblężonych w Zbarażu bohaterów z Jeremim Wiśniowieckim na czele. Był on również bohaterem pod Beresteczkiem – największej bitwie w XVII wieku stoczonej przez wojsko polskie i litewskie, w której osobiste dowodzenie Jana Kazimierza było rozstrzygające. Potem bojkot ze stromy części magnatów, części szlachty, którzy nie chcieli kontynuować tego zwycięstwa sprawił, że nie zostało ono w pełni wykorzystane, ale to niewątpliwie to jedno z najważniejszych i najbardziej błyskotliwych zwycięstw w historii polskiego oręża było zasługą Jana Kazimierza jako naczelnego dowódcy i organizatorem planu walki.

No i wreszcie trzeci tytuł do sławy, o którym nie wolno zapomnieć, to jest właśnie to, że w momencie, kiedy wszystko się zawaliło, kiedy Moskwa zajęła razem z Kozakami trzy piąte Rzeczypospolitej, czyli cały jej wschodni obszar, a Szwedzi zajęli dwie piąte, czyli zachodnią część, czyli cała Rzeczpospolita z wyjątkiem Jasnej Góry, Lwowa, Zamościa i Gdańska znalazła się w rękach obcych okupantów, to Jan Kazimierz zmuszony do emigracji w Opolu jednak nie załamał się.

Niewątpliwie wpływ na to miała jego żona, którą przed chwilą krytykowałem – Ludwika Maria. Odegrała ona razem z mężem kapitalną rolę we wspólnym podbudowaniu się nawzajem do tego by nie skapitulować. Król szwedzki słał bowiem listy do Jana Kazimierza, żeby ten skapitulował, żeby oddał mu Polskę, ale Jan Kazimierz nie zrobił tego, co prawie 150 lat później zrobi Stanisław August Poniatowski, czyli nie podpisał żadnej abdykacji, tylko stanął na czele walki o niepodległość. Gdyby Jan Kazimierz nie stanął na czele tej walki, to nie byłoby Rzeczypospolitej. Sami konfederaci nie wystarczyliby. Król był podstawą legalnego oporu i rzeczywiście Jan Kazimierz taką rolę odegrał w następnych latach walki aż do 1660 roku.

Jednocześnie ten sam król był mały, był podły w wielu swoich posunięciach, był zaślepiony indywidualną nienawiścią, zaciekłością tak jak w sprawie hetmana Lubomirskiego. Trzeba połączyć w jednym obrazie te różne aspekty działania konkretnego króla, tak jak w ocenie każdego człowieka trzeba znaleźć miejsce na pokazanie słabości, bo w każdym z nas na różną skalę są te elementy i elementów wielkości. W Janie Kazimierzu te dwa sprzeczne wątki są połączone jak być może w żadnym innym władcy i stąd budzi on takie kontrowersje, ale wydanie werdyktu potępiającego lub apologizującego jest niehistoryczne. Ma do tego prawo pisarz, ale nie historyk. Historyk powinien pokazać rzeczywistość w całej jej złożoności, bo tylko taka rzeczywistość jest ciekawa.

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Obca agentura, a polska agentura

30 grudnia  2023 r. | Nr 52/2023 (652)
Nowy 2024 Rok mtodd
           Szanowni Państwo!
           Pamiętacie może tę straszliwą aferę ze świętowaniem przez grupę Polaków urodzin Hitlera (20 kwietnia, astrologiczny baran) w ciemnym lesie? Przez ów ciemny las maszerowali sobie akurat, dziennikarze TVN w towarzystwie kamerzystów i nagle natrafili na grupę hitlerowców, nie spodziewających się nikogo obcego na takim odludziu. Czy ktoś w taką brednię uwierzył?
Pewnie tak, bo oto nastąpiła powtórka z rozrywki.
           Telewizja Polska przejęta przez osiłków, „w imię prawa”, jak Tusk je rozumie, wyemitowała nowy program. „Wiadomości” zastąpiono czymś o nazwie „19.30”. Na ekranie pojawia się wtedy, zatroskana politycznie twarz i relacjonuje jakąś swoją rzeczywistość. Bomba! Okazało się, że przeciwko „Wiadomościom” od lat protestowały tłumy i to nie w ciemnym lesie, a na ulicach Warszawy, czego nikt dotąd nie zauważył, nawet czujni dziennikarze i operatorzy kamer z TVN. Uczestnik tej demonstracji powiedział reporterowi, że właśnie świętuje swój protest po raz tysięczny.
           Przeniesienie doświadczenia z Wiertniczej na Woronicza wydało się uzurpatorom dziecinnie proste. Skoro widzowie TVN kupili bzdurę o hitlerowcach, to ci „pisowi” powinni tym bardziej uwierzyć w wielotysięczne demonstracje, tak usilnie ukrywane. Przecież od lat wpajano „elicie” odstawionej od żłoba, że zwolennicy PiS muszą być od nich głupsi.  Uzurpatorzy nie wzięli jedynie pod uwagę tego, że widzowie TVP nie są uzależnieni od stacji, a od prezentowanych treści. Nie ma tych treści, nie ma widzów.
           Zdumiewające jest to, że „ten straszny pisowski reżim” tak łagodnie traktował TVN (obca agentura), a obecnym cenzorom tak okropnie przeszkadzają wiadomości emitowane przez TVP (polską agenturę).
Z pozdrowieniami
Małgorzata Todd

Protest przewoźników w Dorohusku. Wójt zwyczajnie kłamał.

Protest przewoźników w Dorohusku. Warzecha UJAWNIA szokujące kulisy. „Wójt zwyczajnie kłamał”

28.12.2023 nczas/protest-przewoznikow-w-dorohusku-wojt-klamal

Łukasz Warzecha oraz Policja na proteście polskich przewoźników w Dorohusku.
Łukasz Warzecha oraz Policja na proteście polskich przewoźników w Dorohusku.

Polscy przewoźnicy wznowili protest przed przejściem granicznym w Dorohusku, po tym, jak wójt gminy Wojciech Sawa go rozwiązał. Publicysta Łukasz Warzecha ujawnił szokujące kulisy decyzji lokalnych władz.

Przypomnijmy, że trwający od 6 listopada protest przewoźników przed przejściem w Dorohusku został rozwiązany 11 grudnia przez wójta gminy Wojciecha Sawę. Jednocześnie przewoźnicy złożyli kolejny wniosek o nowe zgromadzenie od 18 grudnia do 8 marca, którego wójt również zakazał. Sąd Okręgowy w Lublinie uchylił jednak tę decyzję wójta i protestujący powrócili na granicę.

„Pamiętają Państwo, jak przed Świętami wójt gminy Dorohusk rozwiązał protest przewoźników? Powoływał się wtedy m.in. na to, że w gminie przez protest znikają miejsca pracy” – przypomniał na portalu X Warzecha.

„Okazuje się, że wójt zwyczajnie kłamał – nie miał takich informacji” – stwierdził.

Dziennikarz wysłał bowiem do urzędu gminy Dorohusk szereg pytań, związanych z tą sprawą.

„Wśród argumentów za rozwiązaniem protestu przedstawiciele urzędu gminy wymieniali m.in. utratę miejsc pracy w gminie z jego powodu. Proszę o wskazanie, w jakich sektorach protest przewoźników spowodował utratę zatrudnienia w gminie Dorohusk oraz ile osób od momentu rozpoczęcia protestu pracę z jego powodu straciło” – pytał.

„Urząd gminy wskazał także, że organizatorzy protestu nie wywiązywali się ze zobowiązań dotyczących przepuszczania transportów z pomocą humanitarną oraz ładunkami łatwo się psującymi i niebezpiecznymi. Proszę w związku z tym o wskazanie:

– Jakie było źródło takich informacji?

– Jaka liczba transportów w konkretnych kategoriach nie została przepuszczona zgodnie z wcześniejszymi uzgodnieniami?

– Czy urząd gminy podjął w tej sprawie rozmowy z organizatorami blokady przed podjęciem decyzji o jej rozwiązaniu?” – dodał.

„Oto odpowiedzi wójta gminy, pana Sawy:

1. Gmina nie posiada danych w jakich dokładnie sektorach nastąpiła utrata miejsc pracy i jaka to była liczba.

2. Informacja była przekazywana od służb mundurowych. Nie dysponujemy liczbą transportów w konkretnych kategoriach, które nie zostały przepuszczane zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami.

3. Ustalenia z organizatorami zgromadzeń, które odbywają się lub odbywały na terenie gminy Dorohusk, były podejmowane przez policję z protestującymi na spotkaniach, które odbywały się przed każdym zgromadzeniem” – czytamy.

A oni Go nie przyjęli… Czy można było gorzej przywitać Nowonarodzonego Pana?

A oni Go nie przyjęli… Czy można było gorzej przywitać Nowonarodzonego Pana?

https://pch24.pl/a-oni-go-nie-przyjeli-mozna-bylo-gorzej-przywitac-nowonarodzonego-pana/

(Oprac. GS/PCh24.pl) 

W naszych sercach, rodzinach, parafiach, szkołach i uczelniach, w środkach komunikacji społecznej, urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku, miastach i wioskach, w całym Narodzie i Państwie Polskim – wszędzie tam miał nam królować Chrystus. To ślubowaliśmy w 1050. rocznicę Chrztu Polski. Ślubowali także i ci politycy, którzy dziś woleli zatrzasnąć drzwi przed przychodzącym na ten świat Chrystusem i zawrzeć pakt z samym Herodem, dając przyzwolenie na współczesną rzeź niewiniątek w procedurze in vitro.

Czy można było gorzej przygotować się na Boże Narodzenie 2023 roku?

Można, wszak apologeci antycywilizacji śmierci nie mogą doczekać się prawnego przyzwolenia na mordowanie nienarodzonych dzieci w łonach matek.

Można, bo parlamentarzyści i ministrowie krzywo patrzą na Krzyż Pana Jezusa w gmachu Sejmu i gotowi są „ukazem” – a nie tylko decyzją niektórych zarządców ministerialnych gabinetów – całkowicie usunąć znak Zbawczej Męki Pana Jezusa z miejsc publicznych.

Można, bo są tacy, co chcąc przypodobać się „postępowemu” światu, chcieliby już uderzyć w rodzinę, dając przyzwolenie na legalizację nieformalnych związków jednopłciowych, a w dalszej perspektywie pozwalając im na adopcję dzieci.

Można, bo ze szkół w praktyce – mimo ogromnych chęci – jeszcze nie wyrzucono lekcji Religii i Krzyża.

Można, gdyż edukatorzy spod znaku „tęczy” jeszcze nie zdołali dotrzeć do szkół, choć mają już wyraźny sygnał do startu.

Można było gorzej… Ale czy to stanowi dla nas jakieś pocieszenie?

Nie!

Co – jako Naród – zrobiliśmy z przyrzeczeniem złożonym Chrystusowi Królowi w 2016 roku? Gdzie jest ta Głowa Państwa, która te śluby składała w krakowskich Łagiewnikach i która na Jasnej Górze „ratowała” upadającą Hostię? Co robią dzisiaj ci politycy? Jeden z nich podpisuje herodowy wyrok na dzieci powstające w procedurze in vitro i zapala (nie od dziś zresztą) chanukowe świece, atrybut obcych Polakom, fałszywych wierzeń. Inni milczą albo właśnie „zmieniają zdanie”, by zyskać w sondażach.

A niby deklarują, że oczekują na czas Świąt Bożego Narodzenia…

W czym tacy ludzie różni są od tych, co oczekują na Mesjasza, ale zamykali drzwi przed brzemienną Maryją? Czymże różnią się tych co z gałązkami palmowymi witali Chrystusa wjeżdżającego do Jerozolimy, by chwilę później zawołać „ukrzyżuj”? 

Ci, co Go dziś nie przyjęli, dobrze wiedzieli, że On przyjdzie… Ale wygodniej było tego „nie zauważyć”, pominąć. Dla własnych planów, kariery, interesów… W końcu na tle tych co Go bili i przybijali do Krzyża, albo tych co tylko trzasnęli drzwiami przed Świętą Rodziną będącą w potrzebie – jak im się wydaje – wypadają i tak lepiej. Ba, może i czasem uda się im kreować się na Jego obrońców… ale znów tylko po to, by się przypodobać tłumowi.

„Oto my, Polacy, stajemy przed Tobą wraz ze swymi władzami duchownymi i świeckimi, by uznać Twoje Panowanie, poddać się Twemu Prawu, zawierzyć i poświęcić Tobie naszą Ojczyznę i cały Naród”…

Przypomnijcie coście wtedy na kolanach ślubowali!

Obietnice przygotowania innych niż in vitro rozwiązań, które będą akceptowalne dla katolików, nie są żadnym wytłumaczeniem ani usprawiedliwieniem dla akceptacji zła! Ludzi nie można mordować! W żaden sposób! Tak, nie można ich mordować nawet jeśli pięknie nazwiemy procedurę i ukryjemy jej prawdziwy obraz pod hasłem „nowe życie”.

Dość krwi Młodzianków! Ona – jak wtedy, gdy Herod w gniewie posłał swoich siepaczy z rozkazem wymordowania chłopców do lat dwóch – niesie tylko rozpacz i żal.

Wtedy spełniły się słowa proroka Jeremiasza: „Krzyk usłyszano w Rama, płacz i jęk wielki. Rachel opłakuje swe dzieci i nie chce utulić się w żalu, bo ich już nie ma”. (por. Mt 2,17-18)

„Wyznajemy wobec nieba i ziemi, że Twego królowania nam potrzeba. Wyznajemy, że Ty jeden masz do nas święte i nigdy nie wygasłe prawa. Dlatego z pokorą chyląc swe czoła przed Tobą, Królem Wszechświata, uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem, żyjącym w Ojczyźnie i w świecie”.

Przypomnijcie sobie, coście wtedy ślubowali!

Marcin Austyn

Mamy pretensje do Żydów, że reprezentują interesy żydowskie. Ja mam pretensje do Polaków, że nie reprezentują interesów polskich!

Żyjemy naprawdę w kondominium niemiecko-rosyjskim pod żydowskim zarządem powierniczym?

26.12.2023 Autor:Marcin Rola /nczas/zyjemy-naprawde-w-kondominium-niemiecko-rosyjskim-pod-zydowskim-zarzadem-powierniczym

[Ja bym inaczej rozstawił te znaczenia, ale Autor “ma prawo” być krótkowzrocznym. M D]

Marszałek Sejmu RP Szymon Hołownia odpala świecę chanukową na chanukii, spoglądając w stronę rabinów. Po prawej stronie Prezydent RP Andrzej Duda
Marszałek Sejmu RP Szymon Hołownia odpala świecę chanukową na chanukii, spoglądając w stronę rabinów. Po prawej stronie Prezydent RP Andrzej Duda. / Foto: screen YouTube/Kanał Polityczny

Nie milkną echa od zajścia z gaśnicą w polskim Sejmie, którego dokonał poseł Konfederacji Grzegorz Braun. To, co się stało właściwie po całym zajściu, przeraża i jest nieprawdopodobne, jednak pokazuje Polakom, kto jest kim.

Po zajściu z gaśnicą cały centrolew mało nie padł na pysk przed Żydami. Duda z Hołownią odwalili taki cyrk w Sejmie, że wątpię, by nawet w samym Izraelu były obchodzone te dziwaczne gusła. Można różnie oceniać to, czego dokonał Grzegorz Braun, ale na pewno pokazał prawdę, a tylko prawda jest ciekawa. Co zrobią z tym Polacy, to już ich problem?

Czas zrównać z ziemią to kondominium?

Po tym, co zobaczyłem 14 grudnia w Sejmie, śmiem twierdzić, że Polska to faktycznie jest „kondominium niemiecko-rosyjskie pod żydowskim zarządem powierniczym”. Strasznie smutny obraz upadku Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej. Ta czołobitność, ten nieprawdopodobny upadek wszystkich urzędów w Polsce jest niebywały. Za wszystkim stoi, jak widać, bardzo wpływowa sekta żydowska Chabad Lubawicz. Wróćmy jednak do tego, co się działo w polskim Sejmie, bo to nie był pierwszy raz.

Chanuka do synagogi, a nie do Sejmu RP

Sejm RP to nie jest miejsce, by odprawiać jakieś dziwne gusła. Jeśli ktoś chce sobie palić świece chanukowe, to od tego jest synagoga. Z drugiej strony zapraszanie do NASZEGO – Polaków – Pałacu Prezydenckiego antypolskiego „kłamcy Jedwabieńskiego” Schudricha to nieprawdopodobny skandal. Ten człowiek powinien być wydalony z Polski za swoją działalność przeciwko RP.

Jesteście zwykłymi antypolskimi zdrajcami i proszę mi tu nie wyjeżdżać z „antysemityzmem”, bo zrobiliście z niego, zdrajczykowie RP, zwykłą „propagandową pałkę”, którą smagacie dumnych, wolnych, niepokornych Polaków, którzy śmią wyrażać swoje zdanie. Obrzydliwe, radykalnie antypolskie i żałosne!

DOŚĆ JUŻ TEGO! POBUDKA, POLACY!

Ktoś mi może powie, bo nie wiem: czy co roku w Knesecie palone są świece adwentowe? Ileż pomników w Izraelu stanęło ku czci bohaterskich Polaków, którzy ratowali Żydów podczas II wojny światowej przed Niemcami, ile w Izraelu zrobiono o tym filmów? Gdzie muzeum ku czci Polaków w Izraelu, które by ukazywało całą prawdę o bohaterstwie Polaków? Gdzie ulice, ronda czy skwery imienia polskich bohaterów narodowych, dzięki którym właściwie Żydzi mają swoje państwo?! PYTANIA RETORYCZNE.

Konkludując ten mój wywód, zacytuję śp. Prof. Bogusława Wolniewicza, który zawsze wiedział, co powiedzieć w takiej sytuacji: „Ja mam pretensje nie do Żydów, że reprezentują interesy żydowskie. Ja mam pretensje do Polaków, że nie reprezentują interesów polskich!”.

I znowu historia zatoczyła koło. Czy mamy powtórkę z roku 1981, czy to powtórka z roku 2015. …A pewnie to powtórka z lutego 1945 roku.

Drodzy Czytelnicy i Widzowie!

Stanisław Michalkiewicz Życzenia    specjalnie dla www.michalkiewicz.pl    25 grudnia 2023

I znowu historia zatoczyła koło. Niektórzy uważają, że mamy powtórkę z roku 1981. Inni – że owszem – ale to powtórka z roku 2015. Jeszcze inni – że historia się powtarza – ale to powtórka z lutego 1945 roku, kiedy to zakończyła się konferencja w Jałcie. Ciekawe, że w tym przypadku wszyscy mają rację. Rację mają ci, którzy uważają, że mamy powtórkę z roku 1981 – bo wtedy partia, a właściwie bezpieka wojskowa i cywilna, przy pomocy naszej niezwyciężonej armii, przywracała praworządność socjalistyczną metodą „na rympał”. Dzisiaj jest tak samo, z tą różnicą, że nie chodzi o praworządność socjalistyczną, tylko o zwyczajną, którą w Wielkopolsce nazywają „porzundek” albo inaczej – Ordnung. Ale rację mają również ci, którzy uważają, że to powtórka z roku 2015, kiedy to w naszym bantustanie dokonała się podmianka na pozycji lidera tubylczej sceny politycznej w związku z przejściem spod kurateli niemieckiej z powrotem pod kuratelę amerykańską. Wtedy miejsce ekspozytury Stronnictwa Pruskiego zajęła ekspozytura Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Z kolei teraz, w związku z ponownym przejściem naszego bantustanu pod kuratelę niemiecką, podmianka na pozycji lidera tubylczej sceny politycznej polega na tym, że na miejsce ekspozytury Stronnictwa Amerykańsko- Żydowskiego, wróciła ekspozytura Stronnictwa Pruskiego z satelitami. Ci komentatorzy zachowują największy dystans, podkreślające nie tyle różnice między obydwoma Stronnictwami, co podobieństwa. Rzeczywiście – obydwie ekspozytury uważają, że praworządność jest wtedy, gdy instytucje publiczne swoimi zadami obsiadają „nasi”. Obydwie ekspozytury tak samo wpychały nas w absurdy covidowe, aż wreszcie epidemię zlikwidował zimny ruski czekista Putin – bo trudno było podtrzymywać absurdy w sytuacji, gdy granicę polską przekraczało każdej doby 100 tys. Ukraińców, którym nikt nie sprawdzał „niemania” maseczek, ani – tym bardziej – szczepień, ani nawet – czy nie przewożą broni. Obydwie ekspozytury z entuzjazmem przyjmują za dobrą monetę wszystkie wynalazki klimatyczne, nakierowane na „ratowanie planety”, a tak naprawdę – na masową tresurę, tylko pod innym pretekstem, niż epidemia. Wreszcie obydwie ekspozytury – co cała Polska zobaczyła dzięki posłowi Grzegorzowi Braunowi – pozostają w ścisłym sojuszu chanukowym – jak to mówi Ewangelia – „z obawy przed Żydami”. Nie widać tedy żadnej poważniejszej różnicy, a skoro nie widać różnicy, to… – i tak dalej. Wreszcie rację mają również ci, którzy uważają, że powtórzyła się historia z lutego 1945 roku, kiedy zakończyła się konferencja w Jałcie. Wtedy Nasz Najważniejszy Sojusznik sprzedał nas Stalinowi, bo tak mu akurat pasowało. Teraz z kolei też nas sprzedał, tyle, że już nie Stalinowi, czy Putinowi, tylko Niemcom, w nagrodę za to, że odstąpiły od strategicznego partnerstwa z Putinem na rzecz strategicznego partnerstwa z Izraelem. Toteż Niemcy, podobnie jak wtedy Sowieci, skwapliwie korzystają z tego, by nie tylko proklamować IV Rzeszę, ale i w naszym bantustanie zaprowadzić swoje porządki. Wtedy to była PRL, a dzisiaj – Generalne Gubernatorstwo, w którym już chyba nie będzie miejsca na żadne polskie safandulstwo. Toteż widzimy, że na naszych oczach uchylona została niepisana zasada konstytuująca III Rzeczpospolitą: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”. Przypadek panów Kamińskiego i Wąsika w tempie stachanowskim skazanych przez usłużny niezawisły sąd pokazuje, że z etapu safandulstwa wchodzimy w etap surowości. Na razie nie leje się krew, nawet z nosa, ale kiedy już w etap surowości wejdziemy na dobre, to – kto wie – może nawet odezwie się „towarzysz Mauzer”? Teraz były Naczelnik państwa drapuje się w kostium męczennika świętej sprawy niepodległości – bo co ma robić w sytuacji, gdy stręczenie Anschlussu w roku 2003 kończy się perspektywą Generalnego Gubernatorstwa, a Nasz Najważniejszy Sojusznik właśnie spuścił go z wodą, lansując w charakterze jasnego idola pana Szymona Hołownię- dyskretnie pilotowanego z cienia przez pana Michała Koboskę?

Dobrze to nie wygląda, ale ma też plusy dodatnie, bo możemy sobie te wszystkie sprawy spokojnie rozebrać z uwagą przy świątecznym stole.

Zatem mimo wszystko – wesołych Świąt!

A ja, korzystając z tej okazji, bardzo Wam dziękuję za zainteresowanie moimi publikacjami, za oglądanie i komentowanie nagrań, a także za wspieranie mnie finansowo – bo to Wy jesteście moimi Pracodawcami, dzięki czemu i ja mogę zachować dystans do wszystkich politycznych gangów. Toteż życzę Wam i Waszym Bliskim zdrowia i wszelkiej pomyślności.

Stanisław Michalkiewicz

Agresywny mężczyzna zakłócił Mszę w Łodzi. Zareagowali wierni – policja nie interweniowała.

Agresywny mężczyzna zakłócił Mszę w Łodzi. Zareagowali wierni – policja nie interweniowała.

pch24.pl/agresywny-mezczyzna-zaklocil-msze-w-lodzi-zareagowali-wierni-policja-nie-interweniowala

(fot. Archidiecezja Łódzka / archidiecezja.lodz.pl)

W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia po południu doszło do ataku w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Łodzi. Agresywny, wulgarny mężczyzna usiłować przerwać Mszę Świętą, gdy został powstrzymany i wyprowadzony przez wiernych.

Policja nie interweniowała pomimo telefonu jednej z uczestniczek Bożonarodzeniowego nabożeństwa.

Jak podają świadkowie, z którymi rozmawiała Polska Agencja Prasowa, napastnikiem był około 50-letni mężczyzna, który wtargnął stał przy drzwiach wejściowych, a nagle zaczął krzyczeć. – Był wulgarny. Nie usłyszałem, co konkretnie krzyczał, ale na pewno był wulgarny – relacjonował uczestnik Mszy Świętej. W pewnym momencie – jak mówił świadek wydarzenia – agresor zdjął kurtkę i zaczął iść w kierunku ołtarza.

Tam były dzieci, bo nasi księża podczas niedzielnych i świątecznych mszy w sposób szczególny zwracają się do młodych parafian przygotowujących się do Pierwszej Komunii Świętej – powiedziała PAP pani Krystyna. – Wtedy go zobaczyłam. Był wściekły, wykrzykiwał wulgaryzmy. Miał mniej więcej 50 lat. Odniosłam ważenie, że nie był w pełni władz umysłowych – podkreśliła.

Kiedy agresywny mężczyzna zbliżał się do dzieci, w ich obronie wystąpili ksiądz i ich stojący w pobliżu rodzice. – Ksiądz natychmiast przeprowadził sprawnie dzieciaki w kierunku żłóbka – nie przerywając przypowieści i kierując uwagę najmłodszych w tamtym kierunku. Niektóre z dzieci chyba nawet nie zauważyły incydentu – podkreśliła pani Katarzyna, która stała bliżej ołtarza.

Wówczas to rodzice dzieci podeszli do agresora odgradzając go jeszcze szczelniej od najmłodszych i otaczając go. Nie widziałam potem szczegółów, ale słyszałam, że mężczyzna zakłócający naszą bożonarodzeniową mszę, został wyprowadzony z kościoła. Słyszałam też, jak jedna z pań zawiadamiała o tym wydarzeniu policję – podsumowała dodając, że wydarzenie nie spowodowało przerwania liturgii.

Policja nie uznała jednak za słuszne, by podjąć jakiekolwiek działania.

Na razie nie przekazano tego zgłoszenia – powiedział PAP w poniedziałek po południu podkom. Adam Dembiński z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Źródło: PAP / Hubert Bekrycht

Przewoźnicy na granicy z Ukrainą nie ustępują. Zaostrzają protest.

Przewoźnicy nie ustępują. Zaostrzają protest

26.12.2023 https://nczas.info/2023/12/26/przewoznicy-nie-ustepuja-zaostrzaja-protest/

Granica polsko-ukraińska, protest przewoźników.
Granica polsko-ukraińska, protest przewoźników. / Fot. PAP

Do ponad 30 dni zwiększył się czas oczekiwania kierowców tirów na wyjazd z kraju przez przejście z Ukrainą w Dorohusku – poinformowała we wtorek Izba Administracji Skarbowej w Lublinie. Wynika to z zaostrzenia protestu przewoźników, którzy przepuszczają obecnie jeden pojazd co trzy godziny.

Według danych lubelskiej IAS, w kolejce na wyjazd z Polski do Ukrainy przez przejście w Dorohusku oczekuje 1,5 tys. ciężarówek. „Szacunkowy czas oczekiwania – przy założeniu obecnego tempa przepuszczania pojazdów przez przewoźników – to ponad miesiąc” – poinformowano. W normalnych warunkach, czas oczekiwania takiej liczby pojazdów na odprawę w Dorohusku wynosiłby – jak podała IAS – ok. 68 godzin. Kolejka tirów liczy ok. 40 km i sięga do miejscowości Marynin w gminie Siedliszcze.

Przewodnicząca protestu przewoźników w Dorohusku Edyta Ozygała poinformowała PAP o zaostrzeniu protestu w ten sposób, że obecnie w stronę Ukrainy przepuszczana jest jedna ciężarówka co trzy godziny. Dotychczas były to 3 pojazdy na godzinę. „Protest trwa już ósmy tydzień; musimy jakoś zmienić taktykę. Przez siedem tygodni nasze ustępowanie stronie ukraińskiej nie przyniosło efektów, więc teraz zaostrzamy protest” – wyjaśniła Ozygała.

W kolejce do odprawy w Hrebennem czeka obecnie 950 pojazdów, co przekłada się na 12 dni oczekiwania. Jak wyjaśniła IAS, w normalnych warunkach byłoby to ok. 80 godzin.

Trwający od 6 listopada protest przewoźników przed przejściem w Dorohusku został rozwiązany 11 grudnia przez wójta gminy Wojciecha Sawę. Jednocześnie przewoźnicy złożyli kolejny wniosek o nowe zgromadzenie od 18 grudnia do 8 marca, które wójt również zakazał. Sąd Okręgowy w Lublinie uchylił tę decyzję wójta i protestujący powrócili na granicę.

Jednocześnie trwa protest przed przejściami granicznymi w Hrebennem (woj. lubelskie) i Korczowej (woj. podkarpackie), gdzie przewoźnicy przepuszczają kilka aut na godzinę.

Przewoźnicy domagają się m.in. wprowadzenia zezwoleń komercyjnych dla firm ukraińskich na przewóz rzeczy, z wyłączeniem pomocy humanitarnej i zaopatrzenia dla wojska ukraińskiego, zawieszenia licencji dla firm, które powstały po wybuchu wojny na Ukrainie i przeprowadzenia ich kontroli. Jest też postulat dotyczący likwidacji tzw. elektronicznej kolejki po stronie ukraińskiej.

https://nczas.info/2023/11/07/protest-polskich-przewoznikow-na-granicy-z-ukraina-zwarycz-o-bolesnym-ciosie-w-plecy-warzecha-nie-wytrzymal/embed/#?secret=iy19HUMc0R#?secret=JRy92DEiUq

Pełzający zamach stanu

Pełzający zamach stanu

Stanisław Michalkiewicz k „Goniec” (Toronto)    24 grudnia 2023 michalkiewicz

Ciekaw jestem, czy posiedzenia rządu Donalda Tuska, który – za dyrektoressą Teatru Dramatycznego, panią Moniką Strzępką, co to najwyraźniej przestała już być najukochańszą duszeńką warszawskiego magistratu („a w Warszawie, w magistracie, wiszą gacie na szpagacie, kiwają się w lewo, w prawo, a publika bije brawo!”), powinien nazywać się „vaginetem” – również ze względu na liczny w nim udział feminister – więc czy te posiedzenia przypominają słynną „nocną zmianę” z czerwca 1992 roku – również z udziałem Donalda Tuska? Atmosfera jest bowiem podobna; wtedy chodziło o jak najszybsze zatarcie śladów po rządzie premiera Olszewskiego, do którego należał złowrogi minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz, co to przedstawił Sejmowi listę konfidentów SB, na której znalazł się również Kukuniek. Zadanie przeprowadzenia tego zamaszku stanu powierzono debiutującemu w tej roli Waldemarowi Pawlakowi, który na głos przepowiadał sobie, co ma zrobić; „czyszczę sobie MSW…” – i tak dalej. Zarówno wtedy, jak i teraz zmiana rządu odbywa się pod pretekstem przywrócenia praworządności – zgodnie z rozkazem Naszej Złotej Pani, która po gospodarskiej wizycie w Warszawie 7 lutego 2017 roku nakazała otworzyć front walki o praworządność. Skoro tak, to i atmosfera posiedzeń vaginetu może być podobna, zwłaszcza, że i zadania specjalnie się nie zmieniły. Trzeba „wyczyścić” nie tylko MSW, ale i Ministerstwo Obrony. Jak wiemy, objął je pan minister Władysław Kosiniak-Kamysz, którego nawet na krok nie odstępuje Waldemar Pawlak. Na pewno mu doradza nie tylko, jak się obsprawić, ale również – jak „sobie czyścić” MON. W ramach tej kuracji przeczyszczającej wymienieni zostali szefowie wszystkich tajnych służb. Najwyraźniej Donald Tusk musiał sięgnąć po starych, zaufanych bezpieczniaków, którzy za dawnych czasów robili, co im kazano. Sam doświadczyłem tego na własnej skórze, kiedy ABW zarobiła przeciwko prof. Jerzemu Robertowi Nowakowi, Waldemarowi Łysiakowi i mnie sprawę operacyjnego rozpracowania pod kryptonimem „Menora”. Mieliśmy bowiem przygotowywać na rocznicę powstania w getcie warszawskim coś tak okropnego, że nawet przed sobą nawzajem utrzymywaliśmy to w tajemnicy i dopiero energiczna akcja… – i tak dalej – zapobiegła najgorszemu. Okazuje się, że i pod nadzorem Donalda Tuska bezpieka potrafiła dokazywać, co się zowie, więc jeśli weterani wracają na swoje posterunki, to czekają nas ciekawe czasy.

Ale nie tylko dlatego, bo w kuracji przeczyszczającej przoduje pan Adam Bodnar, któremu dano trafikę w postaci Ministerstwa Sprawiedliwości. Skierował on był do „uzgodnień międzyresortowych” projekt rozporządzenia, mającego na celu przejście na ręczne sterowanie sądami, o którym Zbigniewowi Ziobrze chyba nawet się nie przyśniło, chociaż i on próbował. Kruczek pana ministra Bodnara polega na tym, że skoro na razie nie może zwolnić „neo-sędziów”, to poodsuwa ich od orzekania na tej zasadzie, że jeśli strona podniesie zarzut, że sąd jest „nienależycie obsadzony”, to znaczy – jest obsadzony przez „neo-sędziego”, to inni „neo-sędziowie” nie mogą tego sporu rozstrzygać, a w ogóle, to nie będą losowani do orzekania w sprawach. Taka, panie, kombinacja – jak mawiał Antoni Lange. Ale Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego, pani Małgorzata Manowska, uznała, że to rozporządzenie „gwałci” same „fundamenty konstytucji”. Na takie dictum zareagował mój faworyt w osobie pana prof. Wojciecha Sadurskiego, który chyba jest bardziej szczery od innych, bo powiedział, że owszem – żeby zapanowała praworządność, to trzeba łamać konstytucję, bo sytuacja jest rewolucyjna. A pamiętamy, jak sytuację rewolucyjną charakteryzował proletariacki poeta Włodzimierz Majakowski: „Ciszej tam mówcy! Dzisiaj głos ma towarzysz Mauzer”. Toteż obawiam się, że prędzej czy później bez towarzysza Mauzera i jego przemówień się nie obejdzie. Ot, na przykład pan minister Władysław Kosiniak-Kamysz

postanowił zlikwidować Antoniemu Macierewiczu jego komisję smoleńską, surowo przykazując, by do 18 grudnia ze wszystkiego się rozliczyła. Ale złowrogi Antoni Macierewicz olał to ciepłym moczem oświadczając, że on tej decyzji, jako oczywiście nieważnej, nie uznaje i nawet ostentacyjnie zwołał na ten dzień posiedzenie komisji. Na to posiedzenie wtargnęła zakłopotana Żandarmeria Wojskowa, pozabierała jakieś komputery i inne składniki „mienia wojskowego”, ale nic więcej wskórać nie mogła ze względu na immunitet złowrogiego Antoniego Macierewicza. Ten zaś buńczucznie oświadczył, że tajne dokumenty są w sejfach, do których tylko on ma klucze. „Stoję przy mikrofonie, niech mnie który przegoni” – śpiewał Jerzy Stuhr. Podobnie w sprawie Jacka Kurskiego, którego premier Tusk „odwołał” z Banku Światowego w Waszyngtonie. Aliści prezes NBP, pan Glapiński orzekł, że premier przekroczył swoje uprawnienia i nawet przytoczył paragraf, według którego Polskę przed międzynarodowymi bankami reprezentuje nie premier, tylko prezes NBP. Na to premier – że Bank Światowy w Waszyngtonie, to nie bank, tylko „instytucja finansowa”, której udziałowcem jest rząd, więc on odwołać pana Jacka Kurskiego może. Nie wiadomo jednak, czy Bak Światowy w Waszyngtonie uważa się za bank, czy nie – a tu premier Tusk nie ma nic do gadania, więc widać, że cienki z niego Bolek i sam nie wie, czy odwołał pana Kurskiego, czy go nie odwołał. Podobna sytuacja jest z rządową telewizją, którą rząd też chciałby przejąć i nawet powierzyć jej kierownictwo panu Jarosławowi Kurskiemu, który w tym celu zrzekł się był stanowiska „vice-Michnika” w Judenracie „Gazety Wyborczej”. Jednak sprawa okazała się bardziej skomplikowana, niż początkowo sądzono. Trzeba będzie zaangażować sztab prawników, ale Rada Mediów Narodowych, która rząd musiałby sforsować w pierwszej kolejności, z pewnością wynajmie swoich. Ci prawnicy, zarówno z jednej, jak i z drugiej strony będą zainteresowani, żeby spór trwał jak najdłużej, bo to są pieniądze, no a potem, tak czy owak, głos zabierze towarzysz Mau… – to znaczy pardon – jaki tam znowu „towarzysz Mauzer”? Nie żaden „towarzysz Mauzer”, tylko oczywiście – niezawisły sąd. Ale i tu kosa może natrafić na kamień, bo jak ministru Bodnaru nie uda się przekonać „neo-sędziów”, żeby posłusznie zastosowali się do jego pomysłów, to cały pogrzeb może okazać się na nic.

Rzecz w tym, że 19 grudnia weszło w życie rozporządzenie prezydenta Dudy z 29 listopada o zmianie regulaminu Sądu Najwyższego. Jak już pisałem, do podjęcia uchwały pełnego składu, czy połączonych izb, wymagana jest teraz zwykła większość przy obecności przynajmniej połowy sędziów. Jak powiedział sędzia Laskowski, uważający się za „legalnego”, w takiej sytuacji decyzję w sprawie ważności wyborów – której SN jeszcze nie podjął, a ma czas do 13 stycznia – może podjąć w gronie „neo-sędziów”, bez konieczności dopraszania kogokolwiek do quorum. I co wtedy? Tego nie wiemy, bo nie wiemy, czy Donald Tusk, a zwłaszcza jego niemieccy przyjaciele pogodzą się z tym, że jest on, podobnie jak cały jego rząd, rządem tymczasowym, czy też „staną w jego obronie z całą mocą” – jak obiecał Kukuniek bezpieczniakom, których trzódkę w sierpniu 1993 roku przyprowadził mu do Belwederu pan Andrzej Milczanowski. Wtedy oczywiście bez przemówień i to nawet wielokrotnych, „towarzysza Mauzera” by się nie obyło, chyba, żeby „Siły Zbrojne”, czyli nasza niezwyciężona armia zdecydowałaby się zrehabilitować za stan wojenny w grudniu 1981 roku i podporządkowała się swojemu Zwierzchnikowi, czyli prezydentowi Dudzie.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Jan Rokita: W polityce próba robienia wszystkiego, co się chce, musi w końcu okazać się szaleństwem

Jan Rokita: Mecz toczy się dalej, ale już bez reguł.

Był prawą ręką Tuska. Dziś twierdzi, że rząd montuje ostry przewrót.

W polityce próba robienia wszystkiego, co się chce, musi w końcu okazać się szaleństwem

newsroom

Jan Rokita był niegdyś przyjacielem Donalda Tuska i kandydatem PO na premiera. Jako publicysta “Dziennika Polskiego” ostrzega przed konsekwencjami siłowego przejęcia mediów publicznych. “Ostatnie trzy dni odmieniły kondycję polskiej polityki. Po raz pierwszy od odzyskania wolności konflikt polityczny wysadził ustrojowe bezpieczniki, więc walka o władzę rozlewa się teraz chaotycznie i bez hamulców” – twierdzi.

Kim jest Jan Rokita 

Jan Rokita to od wielu lat stały felietonista “Dziennika Polskiego”. Wcześniej był kandydatem PO na premiera w 2005 roku, gdy partia Donalda Tuska szykowała się do koalicji z PiS. Z układu między dwoma największymi partiami po erze rządów SLD nic nie wyszło. Rokita odszedł z polityki w 2007 roku. Nie startował w przedterminowych wyborach. Zajął się publicystyką – pisał felietony na łamach “Dziennika”, komentował rzeczywistość w TVN24 “Biznes i Świat”. W międzyczasie jego teksty można było przeczytać na łamach tygodnika “Sieci”.

Były polityk z Krakowa jest wprost przerażony tym, co od kilku dni dzieje się wokół TVP, PAP i Polskiego Radia. Na mocy sejmowej uchwały i decyzją ministra Bartłomieja Sienkiewicza wymieniono zarządy w spółkach, a także zwolniono dziennikarzy. Wciąż trwa protest starej ekipy TVP i PAP wraz z politykami PiS w siedzibach mediów publicznych. 

“(...) najpierw minister kultury obwieścił, że odwołał za jednym zamachem wszystkie władze w mediach państwowych, choć ustawy takie uprawnienie przyznają wyłącznie Radzie Mediów, a nie ministrowi. No a zaraz potem marszałek sejmu pozbawił mandatów poselskich dwóch posłów, ignorując fakt, iż oni zostali przez głowę państwa objęci prawem łaski” – analizuje ostatnie wydarzenia Rokita w “Dzienniku Polskim”.  

“Sienkiewicz i Hołownia przechodzą do historii” 

“W przypadku pierwszym Sienkiewicz uznał, iż w podejmowaniu decyzji nie przeszkadza mu to, iż kto inny jest legalnie uprawniony do ich podejmowania. W specjalnym komunikacie obwieścił, iż to on reprezentuje państwo, czyli jest właścicielem mediów, może zatem robić w tej mierze wszystko, co chce.

To zupełnie tak, jakby – na przykład – szef policji wkroczył na uniwersytet i oświadczył, że to on odpowiada za porządek w państwie, więc zwalnia z pracy rektora i profesorów, którzy mu nie odpowiadają.

Z kolei w przypadku drugim Hołownia uznał, że aczkolwiek prezydent wydał akt łaski, a nawet przypomniał o tym teraz w specjalnym oświadczeniu, to można spokojnie przejść obok tego faktu, jak gdyby o nim „zapominając”. To znów – jeśliby szukać porównania – tak jakby sąd kazał aresztować złoczyńcę, ale policjant, który ma go odwieźć do aresztu doszedł do wniosku, że gość mu się podoba, więc „zapomni” o nakazie sądu i wypuści złoczyńcę na najbliższym skrzyżowaniu” – porównuje Rokita. 

Zdaniem byłego posła i wicepremiera, Hołownia i Sienkiewicz przechodzą do historii jako twórcy precedensu w III RP. “Jest to precedens polegający na odrzuceniu przez władzę ustrojowych reguł gry, ustanowionych po to, aby walka polityczna nie przekształciła się w wolnoamerykankę. Jego trudne do przecenienia znaczenie polega na tym, że mecz toczy się dalej, ale już bez reguł” – pisze. 

“Być może więc ustawy nadal w Polsce obowiązują, ale czy wszystkie, czy w całości, i czy aby na pewno? Po przełomie trzech ostatnich dni nikt nie może mieć takiej pewności. To zatem na co możemy liczyć, to już nie pewność znanych do tej pory i zapisanych w prawie reguł. Liczyć możemy już raczej na prywatny strach ludzi władzy, albo działające jeszcze w nich hamulce moralne. Są przecież świadomi tego, że w polityce próba robienia wszystkiego, co się chce, musi w końcu okazać się szaleństwem” – zaznacza Rokita. 

Co dzieje się w mediach publicznych? 

Jego zdaniem, zrobiło się “ostro i groźnie” w Polsce w ostatnich kilku dniach. Media publiczne wciąż nie funkcjonują w pełni z nowymi zarządami. W siedzibie TAI zjawił się człowiek, który na polecenie nowego prezesa wynosi sprzęt należący do TVP. W budynku PAP z kolei jest policja. 

Michalkiewicz o rewolucji w mediach: „W tej chwili mamy wariant siłowy”. Naczelnik państwa jest właśnie spuszczany przez Amerykanów z wodą.

Michalkiewicz o rewolucji w mediach: „W tej chwili mamy wariant siłowy”

nczas/w-tej-chwili-mamy-wariant-silowy

W jednym z najnowszych komentarzy na swoim kanale na YouTube Stanisław Michalkiewicz odniósł się do rewolucji na polskiej scenie politycznej.

Wyjaśnił, jak wygląda las, którego „nie widać spoza drzew”.

Jak mówił Michalkiewicz, „musimy wyjaśnić, co się właściwie dzieje”. Jak dodał z reguły „w polityce jest tak, że spoza drzew nie widać lasu”. Michalkiewicz przypomniał spotkanie prezydenta USA Joe Bidena z kanclerzem Olafem Scholzem, które miało miejsce w marcu tego roku.

– Stany Zjednoczone, tzn. prezydent Józio Biden, pozwolił kanclerzowi Scholzowi, żeby Niemcy urządzały Europę po swojemu – powiedział.

– Jak państwo widzicie, Niemcy w pośpiechu, dlatego że chcą zdążyć przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych (…) i w związku z tym już przestają się oglądać na jakiekolwiek pozory, żeby położyć fundamenty pod IV Rzeszę przed listopadem przyszłego roku – ocenił.

Jak dodał, „przechodzimy w związku z pozwoleniem amerykańskim na urządzanie Europy po swojemu przez Niemcy, przechodzimy znowu pod kuratelę niemiecką, w związku z tym trzeba na scenie politycznej naszego bantustanu dokonać podmianki na pozycji lidera”.

– Muszę powiedzieć, że to majstersztyk swoisty był, zgodnie ze spiżową formułą Józefa Stalina, według której najważniejsze w demokracji jest przedstawienie suwerenom prawidłowej alternatywy. A kiedy alternatywa jest prawidłowa? Wtedy, kiedy bez względu na to, kto wybory wygra, będą one wygrane – podkreślił.

Przypomniał, że „w naszym nieszczęśliwym kraju, w Warszawie, wyznaczyli sobie rendez-vous przedstawiciel CIA z przedstawicielem Mossadu”. Zdaniem publicysty „to, że sobie wyznaczyli rendez-vous akurat tutaj, akurat w takim momencie (…), to była taka aluzja, żeby trzaskać tutaj, żeby się Donald Tusk niczego nie obawiał, żeby zastosował rewolucyjną praktykę do rewolucyjnej teorii pana prof. Sadurskiego”.

– I żeby go jeszcze utwierdzić w tym przekonaniu, w tym zdecydowaniu, to kiedy pan pułkownik Bartłomiej Sienkiewicz, który z bezpieki został przesunięty na kulturę (…) wydał decyzję o siłowym przejęciu telewizji rządowej, to przyjechała do Polski Reichsleiter od praworządności, pani Vera Jourova – dodał.

– Jak widzimy, w tej chwili mamy taki wariant siłowy. Prawo i Sprawiedliwość robi wrażenie, jakby okupowało telewizję rządową, ale chyba nic z tego nie będzie, bo według wszelkiego prawdopodobieństwa naczelnik państwa stracił czujność chyba. – ocenił.

Michalkiewicz stwierdził, że „nowym, jasnym idolem, w którym nasz mniej wartościowy naród tubylczy będzie musiał się zakochać” jest Szymon Hołownia, a „naczelnik państwa już zostaje spuszczany z wodą”, o czym ów powinien się zorientować, „jak się Szymon Hołownia pojawił ni z tego, ni z owego w charakterze jasnego idola”.

Jego zdaniem „naczelnik państwa jest właśnie spuszczany przez Amerykanów z wodą”, ponieważ „Stany Zjednoczone w tej chwili są w awangardzie rewolucji komunistycznej, eksportują rewolucję komunistyczną i nie po drodze było im z naczelnikiem państwa, który może przeciwko rewolucji komunistycznej nic tam nie miał, ale na razie musi wobec swoich wyznawców udawać postawy konserwatywne”.

W ocenie Michalkiewicza, Kaczyński „prawdopodobnie nie uzyska znikąd wsparcia”. – Znikąd, dlatego że i pan prezydent Duda, w momencie, kiedy pan pułkownik Bartłomiej Sienkiewicz osiłków skierował do telewizji rządowej, żeby wprowadzili pana mecenasa Piotra Zełmę do gabinetu jako przewodniczącego rady nadzorczej (…), pan prezydent nie bardzo wiedział, co ma zrobić – skwitował.

Telewizja zdobyta bez ofiar. Czy Polska wkrótce zamieni się we wspólny dom Polaków – oczywiście publiczny.

Telewizja zdobyta bez ofiar, przy kolejnych szturmach tak miło nie będzie.

TW Oskar: „Kraj musi wejść na drogę prowadzącą ku lepszemu losowi”.

Czy Polska wkrótce zamieni się we wspólny dom Polaków – oczywiście publiczny.

Andrzej Krajewski

dziennik/telewizja-zdobyta-bez-ofiar-przy-kolejnych-szturmach-tak-milo-nie-bedzie

Jeśli rząd Donalda Tuska nadal zechce przywracać praworządność takimi metodami, jakimi uczynił TVP znów publiczną, to Polska wkrótce zamieni się we wspólny dom Polaków – oczywiście publiczny.

W naszej ojczyźnie mogliśmy, w tym tygodniu, obejrzeć sobie ni to rekonstrukcję ni to parodię tego, co było naturalnym elementem życia mieszkańców Ameryki Łacińskiej kilkadziesiąt lat temu.

Na tamtym kontynencie nie tylko w republikach zwanych bananowymi, ale też tych większych stanowiło tradycję, iż co jakiś czas starego caudillo („latynoamerykański przywódca wojskowy lub polityczny, mający nieograniczoną władzę” – encyklopedia PWN) wygryzał nowy. Od momentu, gdy zaistniała telewizja, zaczynał od zdobycia jej gmachu. Pałac prezydencki i budynek parlamentu zostawiając sobie na później.

Pełna rekonstrukcja historyczna w III RP miałaby miejsce, gdyby w czwartek o 19.30 na ekranach telewizorów pojawił się, w otoczeniu mundurowych, z cygarem w zębach Donald Tusk. Po czym ogłosiłby przywrócenie demokracji oraz praworządności. Dodając, na koniec np.: „Kraj musi wejść na drogę prowadzącą ku lepszemu losowi”.

Szturm na TVP

To akurat wzięty pierwszy z brzegu cytat na taką okazję. W oryginale wygłosił go do Wenezuelczyków 4 lutego 1992 r. płk Hugo Chavez, po opanowaniu studia telewizyjnego w Caracas. Bardzo zresztą ciekawy polityk. Kiedy został już legalnym prezydentem w pierwszym z udzielonych wywiadów opisał siebie następującymi słowami: „Dla mnie prawicowy i lewicowy to pojęcia względne. Jestem inkluzyjny, czyli zawieram w sobie wszystko, a moje myślenie obejmuje co nieco tego, garstkę owego i jeszcze trochę tamtego”.

Ale dość latynoskich dygresji – choć dla patrzących z oddali, zagranicznych obserwatorów, Polska może się dziś wydać coraz bardziej takim krajem. Lepiej przejdźmy do sedna,

Udany szturm na TVP unaocznił klęskę PiS. Nie z powodu tego, że partia straciła swoją telewizję, którą przekształciła w tubę propagandową. Na dokładkę finansowaną przez budżet państwa, czyli wszystkich podatników, także tych, co budynek TVP z jego zawartością aktualną do obecnego tygodnia, najchętniej puściliby z dymem.

Klęską było to, iż bronić partyjnej zawartości budynku przy ul. Woronicza przybyli, z polecenia Jarosława Kaczyńskiego, jedynie wysoko postawieni członkowie partyjnego aparatu. Natomiast ośmiomilionowy elektorat się nie ruszył.

„Tusk Vision Network”

Specyficznym osiągnięciem rządów Prawa i Sprawiedliwości okazało się bowiem uczynienie z programów informacyjnych telewizji zwanej, znów publiczną (acz raczej nie na długo), czegoś tak pokracznego, że nawet twardy elektorat partii owszem, oglądał, jednak potem przełączał na Polsat, robiąc to aby sprawdzić, co faktycznie wydarzyło się w kraju. Acz ów elektorat taką propagandową narracje lubił, bo przynosiła miłe uczucie satysfakcji. No i wkurzała TVN. A niewiele rzeczy jest na tym świecie, jakie elektorat PiS nienawidzi bardziej od telewizji, którą niegdyś nazywał „Tusk Vision Network”. Choć dziś już się tak nie mówi, bo w tej nazwie są jedynie cenzuralne słowa. Nie oddają zatem odpowiednio emocji pisowskiego elektoratu. Mimo to partyjnej TVP nie bronił. Nawet chyba jej pracownicy nie wierzyli w bajkowe opowieści o wolności słowa, jaką gwarantowała.

Natomiast samo otoczenie przez policję i błyskawiczne przejęcie wpisało się znakomicie w pisowską narrację o tym, że dyktaturę w Polsce tak naprawdę chce zaprowadzić Donald Tusk (oczywiście na zlecenie Berlina). Obecna strona rządowa zrobiła zaś wszystko, co mogła, aby ją uprawdopodobnić. Włącznie z odrzuceniem wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 13 grudnia 2016 r., obradującego wówczas jeszcze pod przewodnictwem prof. Andrzej Rzeplińskiego.

Fakt – PiS ów wyrok zignorował i TVP zawłaszczył. Ale teraz strona, która od ośmiu lat niosła słowo „Konstytucja” na sztandarach i koszulkach, uczyniła to samo.

Zignorowane orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego

Przy czym konstytucji nie złamano w momencie odwołania zarządu TVP, lecz powołując nowy. Jak słusznie wskazał publicysta Wirtualnej Polski, Patryk Słowik, w wyroku Trybunału jasno zapisano, że:

„Powoływanie składu organów spółek przez ministra właściwego do spraw Skarbu Państwa naruszyło zasadę niezależności i pluralizmu w sferze zarządzania i struktury mediów publicznych. Władze mediów publicznych – wbrew zasadzie wolności mediów – stały się przez to zależne od organu władzy wykonawczej. Zniesienie zasady kadencyjności zarządów spółek publicznej radiofonii i telewizji, powiązane z zasadą ich powoływania i odwoływania przez ministra, doprowadziło do bezpośredniego podporządkowania zarządów mediów publicznych rządowi. Naruszyło przez to zasadę wolności mediów (art. 14 Konstytucji) oraz istotę konstytucyjnej wolności słowa (art. 54 ust. 1 Konstytucji)” – tyle Trybunał.

To orzeczenie, wydane pod przewodnictwem prof. Rzeplińskiego (do niedawna wielkiego autorytetu dla obrońców konstytucji), dotyczyło działań rządu Beaty Szydło (a kto wydawał jej polecenia, każdy wie), ale brzmi ono niezwykle aktualnie w stosunku do działań Bartłomieja Sienkiewicza (a kto wydawał mu polecenia, każdy wie).

Acz to minister kultury wziął na siebie odpowiedzialność za potraktowanie konstytucji, tak jak Andrzej Kmicic potraktował kolubrynę w powieści jego [ministra ..”i kamieni kupa” md] pradziadka. Chcąc trzymać się prawa, należało bowiem działalność mediów publicznych zawiesić, przynajmniej w sferze informacyjnej, aż do momentu przywrócenia stanu zgodnego z konstytucją, bez jej łamania. Oczywiście wszyscy, którym te media są potrzebne, czyli w pierwszej kolejności politycy, uznają taki postulat za absurd. Prawo bowiem nie może być ważniejsze od ich potrzeb.

Jakie one są wskazuje już kilka niuansów. O pierwszym wspomniała m.in. Magdalena Rigamonti w podcaście Onetu pt. „Zmiany w mediach publicznych”. Jak opowiedziała, bez podawania nazwisk – przed przejęciem TVP ekipę mającą obsadzić programy informacyjne kompletowali politycy z rządzącej koalicji, wydzwaniając do znajomych dziennikarzy. Za przejście do telewizji publicznej oferowali im pensje dużo wyższe niż rynkowe.

3 mld dotacji dla TVP?

Gdy wybrańcy już siądą przed kamerami, to oczywiście zapomną o saldach na swoich kontach i będą wzorcowo obiektywni.

Ale na wszelki wypadek pojawił się też drugi niuans, dodany do ustawy okołobudżetowej w środę przez sejmową Komisję Finansów Publicznych. Oddała ona do dyspozycji ministra kultury środki o łącznej wartości prawie 3 mld zł, z możliwością przeznaczenia ich na dofinansowanie mediów publicznych. Wprawdzie, gdy zostało to zauważone, minister finansów Andrzej Domański, zadeklarował podczas debaty sejmowej, iż „pieniądze na TVP są wstrzymane”. Jednakże jakoś tak słowo „wstrzymane” brzmi nieco inaczej niż np. słowa: „zabrane”, „zakazane”, a już zwłaszcza: „inaczej wydane”.

Załóżmy więc sobie hipotetycznie, że minister kultury trzyma w ręku 3 mld zł, co stanowi ponad 60 proc. obecnego budżetu TVP, i bez nich telewizja publiczna wejdzie w agonalne drgawki. To jak mogłaby wyglądać jego prywatna rozmowa z nowym prezesem, rezydującym w gmachu przy Woronicza.

„Kolego wiecie, rozumiecie czasy mamy ciężkie a rząd najjaśniejszej III RP potrzebuje wsparcia medialnego. To już od was zależy, czy dostaniecie ćwierć miliarda, czy trzy miliardy na wypłaty i premie”. To oczywiście bardzo hipotetyczna rozmowa, wzięta całkowicie z wyobraźni. Podobnie jak założenie, iż taki minister kultury musi wiele. Wystarczy, że będzie telewizję oglądał, oceniał, wyceniał i wypłacał.

Nota bene, ciekawe – jak zmieni się oglądalność „odzyskanych” programów informacyjnych, jako że oglądał je głównie elektorat PiS.

Jak zmiany wpłyną na oglądalność TVP?

Może jeszcze parę osób przypomina sobie, że za poprzednich rządów „czyszczono” Program Trzeci Polskiego Radia ze wszystkich, którym się władza nie podobała lub się z niej nabijali na antenie. Po ostatniej z czystek reszta starego składu też pożegnała się z Trójką. Wówczas słuchacze podążyli za swymi, ulubionymi postaciami. Od tego momentu ów kanał radiowym słuchali już tylko posłanki i posłowie PiS-u oraz dziennikarze z prorządowych mediów. Po czym opisywali w mediach społecznościowych, jakiż stał się on znakomity. Ponoć z czasem nawet w to uwierzyli. Natomiast nowych słuchaczy nie przyciągnęli. Czemu miałoby stać się inaczej z kanałami informacyjnymi TVP – nie wiadomo.

Zresztą o wiele ważniejsza jest inna kwestia. Mianowicie czy koalicyjny rząd Donalda Tuska zamierza nadal przywracać praworządność w podobny stylu do tego, w jakim odbił z rąk PiS media zwane publicznymi. Czyli tak, jak to opisał tydzień temu w rozmowie z Jackiem Pałasińskim prof. Wojciech Sadurski, „odchodząc od litery prawa” w imię „przywracania zasad demokracji”. Wprawdzie prawnik ów zaznaczył, że w jego ocenie prawo na czele z konstytucją należy mieć w głębokim poważaniu, w odniesieniu do: „Trybunału Konstytucyjnego, KRS, Rady Mediów Narodowych, Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji”.

Jednakże skoro tak, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby inny, medialny autorytet prawny (a może i ten sam) za tydzień nie rozszerzył definicji łączącej przywracanie demokracji z anulowaniem zapisów konstytucji.

Choćby o artykuł 31, pkt 1mówiący, iż: „Wolność człowieka podlega ochronie prawnej”. Albo artykuł 32: „Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne”, itd., itp..

Jeśli robi się dwa wyjątki czemu nie od razu dziesięć?

Walenie elektoratu pałą po łbie

Ta myśl z każdym kolejnym popisem nowego rządu w stylu odbijania TVP stanie się coraz powszechniejsza. A nawet stary, tłusty pies, jeśli zagnać go w kąt i zacząć tłuc po łbie kijem, w końcu zacznie gryźć. Bo zrozumie, iż inaczej nie przetrwa. Tym razem ośmiomilionowy elektorat PiS nie poszedł za Kaczyńskim, bo nie poczuł się wystarczająco zagrożony. Poza tym TVP tak mocno się skompromitowała, że dawało to moralny glejt na łamanie konstytucji. Jednak jazda po bandzie okazała się tak ewidentna, iż kolejnego walenie pałą po łbie pokaźna liczba prawicowych wyborców może już nie zdzierżyć.

Wystarczy, iż poczują, że jeśli nie zaczną gryźć, to reprezentujący ich interesy stronnictwo nie przetrwa.

I teraz wyobraźmy sobie kraj w takim chaosie, w momencie gdy za wschodnią granicą Ukraina przegrywa wojnę, w USA wybory wygrywa Trump, w Unii Europejskiej trwają prace nad nowymi traktatami, a w świecie tu i tam wybuchają nowe konflikty zbrojne. To tylko mały, bardzo skrócony wykaz wydarzeń, do zaoferowania nam w nachodzącym roku.

Ciekawe, jak sobie planuje radzić z chaosem wewnętrznym w kraju koalicja rządząca Polską, gdy go wygeneruje. Skora sama złożona jest z tylu partyjek, zaś wkrótce co najmniej cztery z nich będą musiały zacząć promować własnego kandydata na prezydenta. A przypomnijmy, że wygrywa wybory ten, kto pozyska minimum 50,1 proc. elektoratu. Zatem bez prawicowego, żaden nie wygra. Musi więc odciąć się od rządu, pogłębiając chaos.

Argumentów za tym, że dalsze pójście drogą, którą wybrał w tym tygodniu rząd Tuska, zakończy się katastrofą dla Polski i to w przeciągu roku, można przytoczyć sporo. Tymczasem w rozchwianym świecie, państwo zamienione w dom, potocznie zwany publicznym, staje się śmiertelnym zagrożeniem dla swoich mieszkańców. Wystarczy spojrzeć jak się cudownie żyło i żyje ludziom na wschód od Bugu. Acz ostatnio też szybko umiera. Jedyne, co do tego można tu dodać, to oczywiście – Wesołych Świąt.

“Nie ma żadnej podzielonej Polski ani dwóch Polsk. Kto używa określenia “wojna polsko-polska” jest głupcem albo dywersantem…To atak z zewnątrz.

Azjaci poprzebierani w garnitury europejskie, czyli inwazja mentalności stada

MOTTO 

1. ” […] jak ich tak kosmetycznie jakoś ubarwią, to przypominają człowieka Zachodu, ale oni w gruncie rzeczy nie są ludźmi Zachodu, bo na Zachód składa się asymilacja kultury greckiej klasycznej, rzymskiej, potem chrześcijańskiej”.

2. “Nie ma żadnej podzielonej Polski ani dwóch Polsk. Jest tylko – jak kiedyś to nazwałem – wojna polsko-obca. Jest dywersja najeźdźców, którym marzy się sprowadzanie do Polski kolejnych najeźdźców, po to, by wzmocnić swoją antypolską pozycję. Kto używa określenia “wojna polsko-polska” jest głupcem albo dywersantem…”

[Prof. P. Jaroszyński]

image

B. ważny wywiad z prof. dr. hab. Piotrem Jaroszyńskim kierownikiem Katedry Filozofii Kultury KUL, członkiem towarzystw filozoficznych w Polsce, w USA, we Włoszech i w Szwajcarii, autorem ponad 40 książek i artykułów naukowych,  wchodzącym w skład komitetu naukowego Powszechnej Encyklopedii Filozofii, będącym redaktorem naczelnym pisma „Człowiek w kulturze”.  Bez lektury i przemyślenia tego wywiadu trudno będzie zrozumieć to, co dzieje się w Polsce i Europie. Szkoda, że wielu publicystów prawej strony powodowanych kunktatorstwem oraz “życiem towarzyskim i uczuciowym” i strachem udaje, że nie widzi spraw i faktów o których mówi profesor. Sami wydają sobie świadectwo. Dla kogoś dogłębnie i logicznie myślącego wiele spraw jest jednoznacznych. I trzeba o tym mówić na głos… każdego dnia.

Wbrew bełkotowi Wałęsów, Schetynów, Ziemkiewiczów, Tusków, Kaczyńskich powtarzających swoje mantry o wojnie domowej w Polsce, wojnie dwóch plemion, Tutsi-Hutu, podzielonej Polsce etc. Nie ma żadnej podzielonej Polski ani dwóch Polsk. Jest tylko – jak kiedyś to nazwałem – wojna polsko-obca.

Jest dywersja najeźdźców (niedawno Morawiecki, dzisiaj Tusk), którym marzy się sprowadzanie do Polski kolejnych najeźdźców, po to, by wzmocnić swoją antypolską pozycję i promocja antychrześcijańskich sekt (Chabad Lubawicz, Tęczowi). Kto używa określenia “wojna polsko-polska” jest głupcem albo dywersantem…

Warto przy okazji zacytować fragment tekstu W.Żyszkiewicza: “Bierna, tzw. milcząca większość polskiego społeczeństwa zdaje się nie dostrzegać, że powoli, lecz systematycznie traci wpływ na świat, w którym żyje, że wkrótce – mimo liczebnej przewagi – może stać się we własnej ojczyźnie społecznością stygmatyzowaną, a nawet dyskryminowaną za przywiązanie do tradycji i wiary przodków. Dokonają tego nieliczne, ale bardzo ekspansywne w przestrzeni publicznej mniejszości kulturowe, etniczne czy wyznaniowe.

Pytanie, dlaczego milcząca większość tych niekorzystnych dla siebie zmian nie dostrzega. (…)

Mówiąc serio, wciąż zbyt mały, ale przecież istniejący sektor mediów sprzyjających obecnej władzy nie spełnia należycie przyjętej na siebie roli. Małostkowe spory, igrce w tzw. portalach społecznościowych pochłaniają więcej zapału i starań niż diagnozowanie dynamicznych zmian w otaczającym nas świecie. Publicyści prawej strony, zamiast inspirować debatę publiczną o istotnych problemach, których przecież nie brakuje, przerzucają się lapidarnymi wpisami z fejsbuka czy tłitera.”

Oddaję głos profesorowi. Głos mądrości w dzisiejszym zamęcie jest bezcenny. Jest to głos wolny, wolność ubezpieczający.

Wywiad przeprowadza (bardzo dobrze zresztą) Andrzej Kumor. Tekst pochodzi z autorskiej strony prof.Jaroszyńskiego.

Andrzej Kumor: Panie Profesorze,  świat się zmienia. Zmiany zachodzą szybko w kulturze, w obyczajach… Nie odnosi Pan wrażenia, że utopia nowego wspaniałego świata, którą kiedyś Aldous Huxley opisał w jednej z bardzo popularnych książek,  ma już z górki, że jesteśmy w przededniu takiego „szczęśliwego totalitaryzmu”, gdzie ludzie chodzą do szkół, ale praktycznie nic nie wiedzą, gdzie demokracja polega na manipulacji, a stare wartości cywilizacji łacińskiej przestają mieć znaczenie, są relatywizowane itd.?

Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński: Czyli – o co chciałby Pan zapytać?

 – O to, czy Pan nie postrzega w tym projektu ogólnoświatowego, którego jesteśmy uczestnikami?

– Uczestnikami albo ofiarami, bo jak mimowolny, no to ofiara, nie uczestnik, a uczestnictwo oznacza partnerstwo. Koń ciągnie pług, i co, jest uczestnikiem procesu orania.

– Ale racjonalizacja tego procesu polega na tym, że ludziom ma się wydawać, że są uczestnikami.

–  Podstawowym punktem odniesienia jest, co dzieje się z człowiekiem. Czy mu to wychodzi na dobre, czy na złe, lepsze czy gorsze. A człowiek to przede wszystkim pewna świadomość, rozumienie tego, kim jest, co się wokół niego dzieje.

Jeżeli tego typu pytania zadamy, to okaże się, że ten człowiek ma coraz słabsze rozumienie rzeczywistości, jaką on jest sam i jaka jest wokół niego. To wskazywałoby, że dokonują się jakieś procesy, za którymi ktoś stoi, czyli że ma jakiś scenariusz i za pomocą najnowszej technologii zwanej inżynierią społeczną po prostu dokręca śrubę, aż ci ludzie stają się bezrozumni i bezwolni. To dosyć szybko następuje, bo jednak jeszcze dziesięć – dwadzieścia lat temu odnosiło się wrażenie, że ludzie są jacyś dojrzalsi, na wyższym poziomie intelektualnym. W tej chwili to jest chodząca paczka emocji, odprysków wrażeniowych i zero rozumienia.

Chodzi o to, że nastąpiło odwrócenie znaczenia pojęć i demokracja oznacza teraz jeszcze ściślejszą kontrolę społeczną.

Zresztą to widać po systemie edukacji. Jeżeli w wielu państwach Europy, zachodniej zwłaszcza, tak wcześnie sięga się po dzieci, żeby je urabiać już na swoją modłę, zgodnie choćby z ideologią gender, to znaczy, że rodzina pozbawiona jest podstawowych praw, a więc bycia ze sobą i tego, że rodzice są przede wszystkim odpowiedzialni za wychowanie własnych dzieci. Jeżeli te funkcje przejmuje państwo, to mamy do czynienia z odmianą socjalizmu, który jest zawsze groźny, bo dąży do tego, żeby człowieka odpodmiotowić, to znaczy żeby nie był w stanie podejmować słusznych i suwerennych decyzji.

        – Powiedział Pan, że ktoś to robi. Domyśla się Pan kto?

– To nawet nie ma znaczenia, bo tego się tak do końca nie sprawdzi. Chodzi o to, że to działa. To są środowiska socjalistycznego internacjonalizmu, czy nawet globalizmu. Ja myślę, że tak koniec końców to za tym stoi globalizm, dlatego że już działa się w kategoriach ogólnoświatowych, już ta jednostka właściwie nic nie znaczy. Jak mówił Majakowski, jednostka zerem, jednostka niczym.

Nam, Polakom, jest to łatwiej rozpoznawać, ponieważ myśmy przeszli taki soft komunizm.

     – Dostaliśmy szczepionkę?

– Tak. I powstały antyciała, w związku z tym nie poddajemy się tak łatwo tej propagandzie, jak człowiek z Zachodu, a z drugiej strony, potrafimy wymyślić jakieś sposoby na to, żeby to jakoś obchodzić. Chodzi o to, że można tak się zorganizować oddolnie, żeby tych wyborów nie przegrać, a nawet je wygrać. W Polakach jest pewna zaradność. To nie jest ten sam Polak, który tylko kombinował i machał na wszystko ręką. Widać, że Polacy próbują mieć inicjatywę, i to jest najlepszy znak, że mają inicjatywę.

 – Ale mówi się też, że Polska jest podzielona, że są dwa narody itd.,  że ludzie są jakby uwarunkowani do odrzucania pewnych rzeczy albo do lansowania ich.

– Trzeba patrzeć na to historycznie.

Przecież już od zaborów mieliśmy do czynienia ze środowiskami, które współpracowały z lewicą międzynarodową. I one dążyły do tego, żeby Polska nie posiadała suwerenności. Kiedy były momenty kryzysowe, takie jak II wojna światowa czy okres po wojnie, to środowiska te współpracowały, choćby, w przypadku czasów powojennych i w czasie wojny, z Sowietami.

Stalin przysłał nam około 200 tysięcy ludzi w ogóle niezwiązanych z narodem polskim, obcych, którzy mieli zająć najwyższe administracyjne stanowiska w państwie.

A więc to nie tyle są dwa narody, co jest jeden naród, który jest z jakąś premedytacją niszczony w swojej tożsamości. Ci, którzy tu się znaleźli wskutek pewnych okoliczności politycznych, oni po prostu z tym narodem się nie identyfikują. Jak się mówiło o resortowych dzieciach, to chodzi właśnie o to.

Ktoś jest ambasadorem, a okazuje się, że jest wnukiem czy synem jakiegoś oprawcy, który brał udział na przykład w obławie augustowskiej. Więc czy on będzie dążył, żeby całą prawdę o obławie świat mógł usłyszeć? Przeciwnie, będzie starał się to wygłuszyć albo nie dopuścić do tego, żeby zostały odnalezione groby. Pamiętajmy, że to nie jest jeden naród, który się podzielił, tylko to są ciągle obcy, obce państwa…

  – Rozrośnięty obcy element, który został w Polsce.

– Tak, który cały czas próbuje nas podzielić i odebrać suwerenność, czyli możliwość urządzania życia tak, jak my chcemy, a nie tak jak każą nam Niemcy czy Francuzi. My mamy swój sposób organizowania życia i swoje cele, my nie chcemy być jak Niemcy czy Francuzi.

 – Czy to nie jest trochę tak, że ten element obcy jest bardziej ustosunkowany, ma wpływy za granicą, w środowiskach liberalnych.

– Tak, to widać.

– I w tym momencie to jest trochę nierówna walka, bo elity polskie zostały pobite przez okupację, przez komunizm itd. Jak Pan to ocenia?

Jedną trzecią inteligencji, mówiąc z grubsza, nam wybito z premedytacją, zabito po prostu. Jedna trzecia nie wróciła do kraju, bo albo już nie miała do czego wracać, albo groziły jej więzienie i śmierć. No i została ta jedna trzecia, nad którą tak pracowano, że jej prawie nie było.

Naprawdę to cud, że w ogóle my się z tego wszystkiego możemy jakoś pozbierać.

To jest bardzo trudne, bo te ośrodki międzynarodowe,  międzynarodowego socjalizmu, one dążą do tego, żeby korzystając z dawnych jeszcze układów – a oni przecież mieli dostęp do informacji, wiedzieli, kto jest kim – żeby na różne sposoby tych ludzi mieć po swojej stronie. Tutaj takim polem działania, kiedy urwała im się troszkę polityka, są media, bardzo agresywne, mocne media, które starają się właśnie wszczepiać  zatrute idee w społeczeństwo.

Ale z drugiej strony, jest Internet. Ludzie już nie są tacy głupi jak kiedyś. Włączy się Internet i ma się całą skalę, można sobie porównywać, co kto pisze. Poprzez powtarzalność pewnych metod można zorientować się, że ktoś po prostu coś gra, a nie że to jest codzienny, rzeczowy serwis informacyjny.

 – Na ile ta świadomość jest powszechna, na ile ci ludzie, którzy są świadomi, mają wpływ na sytuację?  Jak wygląda w Polsce organizacja Polaków?

– W tej chwili jest taka sytuacja, że główne instytucje, takie jak prezydent czy większość sejmowa, czy rząd, to są formy zorganizowanego działania na najwyższym szczeblu. Środowiska, które deklarują zarówno swój patriotyzm, jak i związek z katolicyzmem, który jest dla nich jakąś i inspiracją, i punktem odniesienia. Tak że tutaj można mówić o tym, że są jakieś wartości, które stanowią główny motyw sprawowania władzy. Oczywiście, że w polityce mogą się różne rzeczy dziać, niemniej jednak jest to sytuacja radykalnie różna od tej, jaka była do tej pory, właściwie od roku 89. To trzeba jasno powiedzieć.

 – Jak by Pan, Panie Profesorze, ocenił sytuację w polskim Kościele? Właśnie niedawno Episkopat wydał list krytykę nacjonalizmu.

– To jest zawsze kwestia pewnej granicy. Z jednej strony, religia nie może być środkiem do tego, żeby posiadać władzę polityczną, a z drugiej strony, Kościół nie może wysługiwać się politykami, bo to w konsekwencji też może być groźne, w momencie – tak jak przykład Hiszpanii to pokazuje – kiedy politycy z różnych powodów mogą skręcić na lewo i potem zostanie odium na Kościele.

Tak że granica między polityką a religią wymaga niezwykłej kultury i roztropności, żeby nie wykluczając się i nie zwalczając, tak współpracować, żeby nie pozamieniać ról.

A oczywiście, że to jest łatwe, bo jednak Kościół, zwłaszcza w Polsce, wypracował swoją pozycję, posiada swój najwyższy autorytet w społeczeństwie, no i chętnie można się podczepić pod to, co jest gotowe, na co złożyły się pokolenia księży, biskupów, prymasów Polski. Tak że czasami są takie momenty, gdzie nawet oficjalnie trzeba zwrócić uwagę politykom, żeby nie przesadzali z pewnymi zachowaniami.

W porównaniu z tym, jak milczące bywają episkopaty w innych krajach, to polski Episkopat jest wyjątkowo odważny i bardzo racjonalnie zajmuje stanowisko, gdy trzeba, w sprawach istotnych nie tylko dla Kościoła, ale również z uwagi na tradycje związku Kościoła z państwem w Polsce, również w sprawach politycznych. Nie partyjnych, ale właśnie politycznych. Jest to ciągle troska o dobro wspólne i to jest nawiązanie do klasycznego rozumienia polityki.

– Wspomniał Pan, że inne episkopaty są milczące, czy Kościół nie jest sam w sobie podzielony? Nawet cechy ideologii gender sięgają wewnątrzkościelnych debat.

– Na Kościół trzeba troszeczkę inaczej patrzeć, dlatego że w Kościele nie ma mowy o partiach politycznych, które by walczyły ze sobą w sposób bezwzględny, po to żeby zdobyć władzę. Można mówić o zmieniającej się sytuacji w różnych miejscach i obecności Kościoła i równocześnie ze stanowiskiem czy zachowaniem się poszczególnych duchownych, czy hierarchii nawet, będących jakoś odpowiednikiem sytuacji, w jakiej Kościół znajduje się w danym miejscu.

Inaczej sytuacja wygląda w Polsce, inaczej w Czechach, inaczej w Kanadzie. W grę wchodzą również elementy pewnej tradycji, że są miejsca, gdzie Kościół raczej nie zabierał zbyt mocno głosu i często w ważnych sprawach społecznych, i dalej nie będzie zabierał, bo taki się utarł zwyczaj.

Natomiast są państwa, gdzie Kościół częściej i mocniej zabiera głos w takich sprawach.

Trzeba pamiętać o tym, że w momencie, kiedy te środowiska lewicowe tracą kontrolę, tracą władzę na różnych polach życia społecznego, to wtedy natychmiast przystępują do ataku, wedle zasady Cezara divide et impera, czyli znaleźć cokolwiek, co będzie różniło jakieś środowiska czy jakichś ludzi, i to nagłaśniać i powiększać, tak żeby było wrażenie, że Kościół jest już podzielony, że nie taki jak kiedyś.

Widzę jak u nas, na siłę szukają czegoś, żeby poróżnić, wymyślają niestworzone rzeczy, aż do momentu, kiedy ludzie uwierzą i przyjmą to za dobrą monetę, że rzeczywiście jest podzielony. Tak że to są metody dość brutalne, ale one nie muszą być skuteczne i po prostu pewnych mediów nie należy słuchać, bo po co dać sobie wmawiać różne bzdury.

– Panie Profesorze, Europa jest objęta falą emigracji ludności z Azji, Afryki, z Bliskiego Wschodu. Jak Pan ocenia szanse przetrwania kultury europejskiej, dziedzictwa łacińskiej kultury?

Cała ta sytuacja z imigracją jest wyraźnie wyreżyserowana i zachodzi pytanie, po co oni to robią? Bo że są jakieś środowiska, które z tego korzystają, to wiadomo. Można powiedzieć, że korzystają handlarze ludźmi, bo przecież i trzeba to nagłośnić, i do tych ludzi dotrzeć, i ubrać, trzeba im łódki przygotować. To są potężne operacje, które wymagają potężnych nakładów, ale też przynoszą komuś zyski.

To nie jest tak, że Syryjczyk nagle się obudził, wstał od ogniska i poleciał, żeby przypłynąć do nas. Ktoś tych ludzi nakręcił do tego stopnia, żeby oni z całą determinacją opuścili swoją ojczyznę. Pewnie, że są kraje, gdzie jest lepiej, ale czy to jest powód, żeby opuszczać ojczyznę? A jeśli jest źle, to trzeba szukać pomocy, walczyć o nią.

Jest jeszcze druga strona medalu, to są te metody socjalizmu – kreuje się walkę klas i w ramach tej walki klas dawniej konfrontowało się ze sobą przede wszystkim chłopów ze szlachtą i robotników z mieszczaństwem, tym bogatszym, burżuazją, po to żeby się nawzajem wyniszczyli, żeby społeczeństwo zachodnie się wyniszczyło. Natomiast w tej chwili widać, że oni chcą tak nasycić państwa europejskie emigrantami z kompletnie obcych kultur, żeby to społeczeństwo zachodnie po prostu zginęło, żeby go nie było.

No bo to można jeszcze przyjąć sto tysięcy, ale ich tam jest sto milionów, no i co? No to wiadomo, że zaleją wszystko kompletnie i nikt tego nie udźwignie. Więc to jest gra i na uczuciach, i na współczuciu, ale wyraźnie widać, że chodzi o to…

Ponieważ ta warstwa biedna w Europie, chłopów czy robotników, dorabiając się dzięki wysokiej kulturze pracy; u nas  jest bardzo wysoka kultura pracy. Byłem w Afryce, to co tam robią mężczyźni, to siedzą, piją piwo i dyskutują, potem przejdą się kawałek i znowu siedzą i piją piwo. Pracuje, rodzi, wychowuje kobieta – jak daleko można zajść z taką kulturą pracy w porównaniu z kulturą pracy, jaka została wytworzona na Zachodzie? Wracając do tego wątku, że taki europejski chłop czy robotnik w momencie, kiedy stał się podmiotem pracy, a nie był niewolnikiem, czyli mógł na siebie i na swoją rodzinę pracować, to on wcześniej czy później był zadowolony z tego, że jest właśnie taki ustrój, a nie inny.

Natomiast w momencie, kiedy Europa zostanie najechana przez zupełnie inny rodzaj kultury pracy, niewspółmierny do kultury pracy na Zachodzie, to będą grabić, grabić, aż wszystko przejedzą, przegrabią i nic nie będzie, będzie jedna wielka bieda.

    – Czemu Europa się nie broni?

W Europie w tej chwili u władzy są socjaliści, a socjaliści nie są Europejczykami, bo to są Azjaci przecież, tylko poprzebierani w garnitury europejskie. Ich mentalność jest stadna,  jest to mentalność ludzi pozbawionych podstawowych zasad moralnych, są to ateiści, którzy z pasją niszczą tradycyjną religię, demoralizują młodzież.

Przecież to wszystko to tylko jak ich tak kosmetycznie jakoś ubarwią, to przypominają człowieka Zachodu, ale oni w gruncie rzeczy nie są ludźmi Zachodu, bo na Zachód składa się asymilacja kultury greckiej klasycznej, rzymskiej, potem chrześcijańskiej. To jest człowiek Zachodu, a nie socjalista, który ma dziesiątą żonę i propaguje różne formy antykultury śmierci, czyli propaguje aborcję, eutanazję i tego typu rzeczy.

        – Czy jest szansa na odrodzenie, a jeśli tak, to gdzie, skoro rządzą, jak Pan Profesor powiedział, socjaliści, skoro we Francji burzy się kościoły, kiedy sam Kościół jest atakowany od wewnątrz? Czy nie jesteśmy świadkami upadającego kontynentu?

– Upadek jest duży. To widać po tym, że teraz kryzys objął Unię Europejską, jej struktury, jej cele, właściwie nie ma przywódców, to samozwańcy tak naprawdę.

– Kto rządzi?

– O to chodzi. Na tyle, na ile możemy powiedzieć, to są jakieś formy ideologii socjalizmu. Więcej co można powiedzieć? Wiadomo, że pewna decyzyjność jest owiana tajemnicą, bo przecież nie jesteśmy zapraszani na ich spotkania, jak oni dyskutują i decydują.

       – Mówi Pan o masonach, o…

– Nie wiem, różnie może być. Nawet jak coś się powie, to i tak to jest niesprawdzalne, więc co to da? Sprawdzalne są metody działania.

  – To co widać?

– Tak. I teraz na pewno oni się boją tego, że się ujawnia pewne rzeczy. Tak jak w Polsce zmiana rządu i parlamentu nastąpiła dzięki temu, że pewne rzeczy zostały ujawnione. Gdyby nie ujawnienie tego, co myślą i mówili wówczas członkowie rządu czy osoby postawione wysoko w danym układzie…

  – Mówi Pan o aferze podsłuchowej?

– Między innymi. To dopiero jakoś do ludzi dotarło, że są po prostu w rękach ludzi nieodpowiedzialnych za państwo, tylko wyłącznie za swoje interesy.

Można powiedzieć, że te społeczeństwa zachodnie się w jakiejś mierze budzą, tylko tam jest problem, że to są społeczeństwa postchrześcijańskie. Społeczeństwa te straciły to, co było podstawą tożsamości cywilizacyjnej, czyli straciły chrześcijaństwo, straciły wiarę.

Jak się nie odbuduje wiary, to się nic nie zbuduje. Najwyżej będą partykularne grupy tzw. nacjonalistyczne, które w zderzeniu z międzynarodówką socjalistyczną nie mają szans. Dlatego też strategia tej międzynarodówki polega na tym, żeby wciskać opozycję w narożnik nacjonalizmu.

      – Etykietować jako faszyzm, nacjonalizm?

– Że jak to jest nacjonalizm, to jest to ideologia tylko tej grupy.  – Co wspólnego ma nacjonalizm załóżmy francuski z nacjonalizmem niemieckim? No nic. Każdy na siebie będzie grał, a w skali większości potrzebnej do wygrania większej puli, już na początku skazują się na przegraną. Z kolei socjaliści zawłaszczyli nazwę chrześcijaństwo, bo przecież to są tak zwani chadecy. A co oni mają wspólnego z chadecją, jak oni naruszają wszystkie zasady Dekalogu? Nic! Ale zajęli scenę polityczną chrześcijańskich demokratów. Dzięki tej nazwie blokują powstanie autentycznej chadecji, która by dążyła do tego, żeby w ramach demokracji bronić właśnie wartości chrześcijańskich.

    – Czy częścią tej nowej rewolucji jest operacja na języku, zmiana pojęć?

– Operacja na języku i zmiana pojęć to jest stały repertuar. On jest skuteczny wtedy, kiedy społeczeństwo jest coraz mniej wyedukowane, zwłaszcza gdy chodzi o kulturę klasyczną, w tym języki klasyczne, takie jak greka i łacina. Dlaczego oni wyrzucili grekę i łacinę albo redukują (u nas to już dawno nie ma)? Dlatego że wprowadza się słowa pochodzenia łacińskiego lub greckiego, które mają dla ludzi znaczenie wyłącznie emocjonalne lub negatywne, jak słowo faszyzm.

Faszyzm jest słowem, które jest emocjonalnie mocne, negatywnie nacechowane. Jak się powie „ty faszysto!”. Ale przecież ani jeden, ani drugi nie rozumie, co słowo znaczy. A w tym słowie nie ma nic złego od strony semantycznej. Tak że istotnym elementem tej inżynierii społecznej jest utrzymywanie społeczeństwa na poziomie bardzo płytkiej edukacji.

        – Jak mówimy o globalizmie, globalnej rewolucji, jak Pan, Panie Profesorze, ocenia możliwość sanacji w Stanach Zjednoczonych pod rządami nowej administracji? Czy to jest szansa, czy to jest to samo środowisko rozpisane na inne głosy?

– To jest skomplikowana sprawa, ja nie znam tak dokładnie tej sytuacji. Na tyle, na ile znam, to wiem, że tu jest wielka różnorodność orientacji politycznych, i kulturowych, i cywilizacyjnych. Jest sporo grup bardzo zdrowych, moralnie również, jeśli chodzi o podejście do spraw społecznych. Może nawet zdrowszych niż w Europie Zachodniej. Ale trzeba być roztropnym, dlatego że tak jak Trump obiecywał, że nie będzie wiz dla Polaków, no i są te wizy. Więc jest kwestia, do jakiego stopnia co było prawdą, a co było tylko grą polityczną. A przy tym znowu jak to w polityce, trzeba patrzeć, mając uwagi do różnych kandydatów itd. Przynajmniej pewne sektory życia zostaną odblokowane. Stanowisko prezydenta to nie jest stanowisko świętego po kanonizacji, tylko to są ludzie, którzy działają w pewnych realiach jakiegoś układu sił i mogą tyle, ile mogą.

Pewnych rzeczy nie mogą, bo nie są wszechmocni, mogą mieć skrępowane ręce. W każdym razie na pewno jest to szansa i jeśli Ameryka by z tego nie skorzystała, to będzie jej trudno, bo proces rozwalania Ameryki już się zaczął. Ameryka popadła w taki kryzys, że pojawiało się pytanie, po co tam w ogóle być w tej Ameryce? Dolar słaby, pracy nie ma, to po co tam siedzieć? Jednak udało się odbić od tego dołka. A wiele zależy od ludzi, od ludzkiej aktywności, bo przecież są pola życia,  zwłaszcza na poziomie samorządów czy stanów, które mają dużą autonomię, żeby pewne rzeczy uzdrowić, ale bez moralności nie ma uzdrowienia. Musi być jednak jakiś idealizm, jakaś idea musi być, po co my żyjemy w tym jednym państwie, skoro należymy do zupełnie innych tradycji, do innych kultur, po co razem jesteśmy.

  – Dzisiaj jest Dzień Polonii. Jak Pan, Panie Profesorze, widzi rolę Polonii, Polaków mieszkających poza granicami Polski? To są miliony, ktoś powiedział kiedyś, że Polacy są najbardziej rozproszonym narodem. Jak budować wspólnotę narodową ponad granicami?

– Przede wszystkim chodzi o to, Polonia jest jakby odwrotnością narodu, który jest w ojczyźnie, w tym sensie, że naród w ojczyźnie jest skupiony, natomiast Polonia z istoty swej jest rozproszona. To, że nazwie się to Polonią, to jeszcze z tego nic nie musi wynikać, bo jest wiele wątków, które tych ludzi ze sobą w ogóle nie łączą.

Trzeba byłoby uświadomić sobie, że odpowiedzialności za ojczyznę i naród nikt z tych ludzi nie zdjął. Niezależnie od tego gdzie oni są, obowiązuje ich czwarte przykazanie. Sposób, w jaki będą to robić, zależy od indywidualnej sytuacji. Ale nie ma czegoś takiego, że ja uciekłem, wyjechałem, co mnie tam obchodzi Polska. Tak to można całe życie uciekać.

Polacy należący do Polonii, muszą uświadomić sobie, że ich ojczyzną jest Polska, a nie żaden inny kraj czy inne państwo. Na ojczyznę składa się ziemia – polska ziemia jest w Polsce – i ciąg pokoleń, na które składa się naród, i to wszystko jest w Polsce. I już nowych ojczyzn i nowych narodów nie będzie, już ten czas tworzenia się narodów minął, już nie będzie nowych narodów. Mogą tylko stare zginąć, a nowych nie będzie.

Jeśli Polacy mieliby takie przekonanie, to wówczas łatwiej im się porozumieć dla podjęcia wspólnych działań. Bo nie muszą sobie ciągle tłumaczyć i udowadniać, że są czy nie są Polakami. Tu jest właśnie problem. Polonia nie ma swojego przywódcy ideowego, który byłby dla niej odniesieniem, i nie ma swoich elit, które pomogłyby Polakom uświadomić sobie te relacje, jakie zachodzą między Polską a nowym państwem i narodem polskim, a innymi narodami. Nikt im tego nie wyjaśnił, nikt im tego nie uporządkował, nikt nie określił zakresu odpowiedzialności, więc każdy to bierze na swój rozum. Ale to jest za mało, więc trzeba by to tu w miarę krótko i jasno pokazać, taki dekalog Polaka imigranta.

To byłoby szalenie ważne, żeby to opracować, tak żeby wszystkie stowarzyszenia polskie, kluby, kongresy, żeby to się nie sprowadzało do tego, że jest prezes, dwóch wiceprezesów, trzy sekretarki i Bob w chevrolecie i wielki kongres.

Tutaj potrzebny jest dekalog Polaka imigranta, który pomógłby właśnie tej Polonii integrować się w warunkach, w jakich jest, bo te warunki to może być nawet odległość, trudno się spotykać co drugi dzień, jak się mieszka trzy godziny jazdy samochodem od siebie.

Wiadomo, że jednak pierwszym motywem pobytu na emigracji są warunki ekonomiczne, co będziemy się oszukiwać. I w większości wypadków to był powód główny, i teraz jest to powód, bo Polska jest niepodległa, są wybory itd., więc jeżeli ludzie siedzą za granicą, jest to powód ekonomiczny. Ale mogą być inne powody, mogą być takie, że mają dzieci, i te dzieci już nie chcą się polonizować.

  – Wnuki.

– Tak, jeszcze wnuki. I to wszystko spada na człowieka, wnuki po polsku nie mówią. To człowiek sobie gotuje sam, nie wie co potem. Wzruszy się emocjonalnie, ale to wszystko się porozrywało, te więzy rodzinne, rodowe, narodowe, pomieszane, poplątane. I nie wiadomo, co robić.

  – Kto taki dekalog miałby  ułożyć?

– Kto o tym myśli, kto się tym przejmuje, niech pisze. I potem rzuca się w świat i to się wydziela wśród ludzi. Jeżeli zostanie trafione, to zostanie przyjęte. To nie jest decyzja administracyjna, tylko ktoś, kto żyje tym, widzi sytuację i widzi, jak ludzie się męczą nawet przeżywają. Pomóc im się odnaleźć, takie proste zasady. Zasady, które by dotarły i do dorosłych, i do dzieci zwłaszcza, w szkołach polonijnych, sobotnich, innych, jakie są. Ale żeby tym ludziom uświadomić, kim oni są, bo później to jest taka schizofrenia, on już nie wie, kim on jest, czy on jest Chińczykiem, czy Polakiem, czy Amerykaninem. To jest straszny stan, straszliwy zupełnie.

Bardzo ważne jest, żeby pomóc Polakom emigrantom określić się, kim są i jakie posiadają obowiązki. Ale to już jest myślenie w kategoriach ludzi wolnych, a nie tylko tych, którzy walczą o to, żeby nie być zatopionym, a niestety znam takie przypadki, że jest to walka o przetrwanie i wtedy trudno moralizować i rad mu udzielać, jak on po prostu już tchu nie może złapać.

        – Dziękuję za rozmowę.

źródło: http://www.piotrjaroszynski.pl/felietony-wywiady/1736-to-nie-jest-jeden-narod-ktory-sie-podzielil-tylko-to-sa-obcy-andrzej-kumor-rozmawia-z-prof-piotrem-jaroszynskim

Golem dwupartyjnej demokracji frankmasońskiej

Bez złudzeń. USA z UE popierają „ład bezprawia” [leworządność] w Polsce

Bez złudzeń. USA z UE popierają „ład bezprawia” w Polsce

Autor: CzarnaLimuzyna , 22 grudnia 2023

Ścisłe grono naszych wypróbowanych nieprzyjaciół udzieliło w ostatnim czasie jednoznacznego poparcia nowej ekipie Tuska. Słowem, które nie przebija się do świadomości jest: kontynuacja. Słudzy Żydów i Ukrainy zrobili swoje i mogą odejść. W dziele zrównoważonego […] zastąpi ich nowoczesny Jurgielt z wypróbowaną ekipą od „robienia laski”, z Sikorskim w składzie. Nie ma już najmniejszych powodów, aby „kradnący inaczej”, a w głębszym sensie, wykonujący drugi najstarszy zawód na świecie, koledzy po fachu, zachowali swoją ulubioną zabawkę – TVP.

Słowa mają tu znaczenie odwrotne albo nie mają żadnego. Odbierz ludziom pierwotny sens słów, a otrzymasz właśnie ten stopień paraliżu psychicznego, którego dziś jesteśmy świadkami.

Józef Mackiewicz, Droga donikąd/ Maciej Urbanowski, Myśl antykomunistyczna w literaturze polskiej 1939-1989 (rekonesans)

Tytułowy „ład bezprawia” inaczej leworządność, zgodnie z opisaną przez Mackiewicza praktyką, jest od kilkudziesięciu lat (!) nazywany w Polsce, praworządnością. Najpierw robiła to komuna, i te właśnie czasy opisywał w swoich książkach i artykułach Józef Mackiewicz. Po roku 1989, po obaleniu Solidarności o leworządność dbał, w różnym stopniu, każdy kolejny nierząd.

Szybsza zmiana

Pewne procesy przyśpieszyły po uzyskaniu przez Mateusza Morawieckiego pozytywnej opinii sekty Chabad Lubawicz, co prawdopodobnie miało znaczący wpływ na jego nominację. Nie wypadł również przysłowiowej sroce spod ogona inny rozgrywający – Jarosław Kaczyński, którego leworządności uczył wybitny żydowski „teoretyk państwa i prawa”, Stanisław Ehrlich.

Przyspieszenie

Jednym z najbardziej wstrząsających widoków jest zdjęcie syna Ukraińca przesiedlonego w “akcji Wisła”,  mianowanego na “polskiego ministra sprawiedliwości” rozmawiającego z Żydami o wzięciu „Polaków za mordę” pod pretekstem „walki z antysemityzmem”. Bystre oko zauważy po stronie żydowskiej Konstantego Geberta, syna Bolesława- agenta wywiadu KGB, współzałożyciela Komunistycznej Partii USA. Wzorujący się na Ukrainie, Bodnar to według Ziemkiewicza “wychowanek niejakiego Pankowskiego, jednej z najgorszych kreatur III RP”, siedzącego notabene obok Geberta.

Rozmawiano także na temat ewentualnego powołania międzyresortowej rady, która miałaby wypracować „całościowe rozwiązania dotyczące spraw walki z antysemityzmem”. Ponadto, jako kluczowy problem wskazano „konieczność przyjęcia w prawie definicji antysemityzmu opracowanej przez IHRA – Międzynarodowy Sojusz na rzecz Upamiętnienia Holokaustu (International Holocaust Remembrance Alliance)”

Polska pod rządami PiS, w październiku 2021 roku, uznała tę definicję. /źródło cytatu i fragmentu zdjęcia Najwyższy Czas/

I znów mamy to samo.”Słowa mają tu znaczenie odwrotne albo nie mają żadnego. Odbierz ludziom pierwotny sens słów, a otrzymasz właśnie ten stopień paraliżu psychicznego, którego dziś jesteśmy świadkami.” Walkę z przejawami komunistycznej, globalistycznej, syjonistycznej indoktrynacji, symboliczny sprzeciw wobec żydowskiego rasizmu, moralne potępienie zbrodni popełnianych notabene na palestyńskich semitach, nazywa się „antysemityzmem”.

Jakże żałośnie na tym tle wyglądają podrygi antynarodowych socjalistów, którzy niedawno wrzeszczeli wyborczych wiecach “tu jest Polska, a nie Unia”, a teraz płaszcząc się przed unijną urzędniczką od leworządności, Jourovą – skarżą się na prounijnego separatystę Tuska, który zapowiedział przywrócenie „ ładu prawnego” z „ determinacją i żelazną konsekwencją”.

A przecież wykładnia nie zmieniła się nawet o jotę, czego dobitnym wyrazem jest wspólny komunikat

Wartości są niezmienne: względność słowa prezentowana jako “wolność słowa”; leworządność oparta na neomarksizmie, tolerancji represywnej i qrwofilii w różnych odmianach prezentowana jako “praworządność” stojąca na straży politycznej poprawności; państwo wyznaniowe oparte na światopoglądzie żydokomuny prezentowanym jako “świeckie państwo” bez dekalogu, z niewolnikami, narodem obranym za przewodni z narzędziem politycznej represji czyli z jedynym i dozwolonym, wybranym rasizmem. Z klasą nadzorców – sędziami, kolaborantami- donosicielami pilnującymi prawidłowych relacji pomiędzy nowym proletariatem a wywłaszczonymi z własności, wolności i praw, “ekstremistami”- “antysemitami” i “qrwofobami” łamiącymi zasady politycznej uległości.

Tagi : leworządność, państwo wyznaniowe, rasizm wybrany, względność słowa

Po co Tuskowi szopka z TVP? W tle pakt migracyjny z zasadą „przymusowej solidarności”. Do Polski mogą już być przymusowo relokowani nielegalni imigranci?

Po co Tuskowi szopka z TVP? W tle pakt migracyjny z zasadą „przymusowej solidarności”. Do Polski mogą być przymusowo relokowani nielegalni imigranci?

po-co-tuskowi-szopka-z-tvp-w-tle-pakt-migracyjny

Jest porozumienie unijne w sprawie tzw. paktu migracyjnego. Od teraz do Polski mogą być przymusowo relokowani nielegalni imigranci.

Po co Tuskowi szopka z TVP? Wszystko wskazuje, że nie chodzi o samą kontrolę mediów publicznych. Nowy, lewicowy rząd Polski nie sprzeciwi się bowiem porozumieniu w sprawie tzw. paktu migracyjnego.

„Z radością przyjmuję historyczne porozumienie w sprawie paktu o migracji i azylu. Gratulujemy Parlamentowi Europejskiemu i Radzie wyrażenia zgody na ten przełomowy wniosek dotyczący obecnego mandatu” – poinformowała w mediach społecznościowych Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej.

“Dzień dobry! Mam świetne wieści – mamy porozumienie w sprawie paktu migracyjnego, nad którym pracowaliśmy dwa ostatnie dni” – wskazała z kolei unijna komisarz do spraw wewnętrznych, Ylva Johansson.

Pakt migracyjny wprowadza zasadę „przymusowej solidarności”. W praktyce oznacza ona, że do Polski mogą być przymusowo relokowani nielegalni imigranci z krajów zachodnich. Gdyby Polska nie chciała ich przyjmować, musiałaby płacić po 2000 euro za każdą głowę. Jeśli pakt zostanie ostatecznie przyjęty, decyzja w sprawie przyjmowania nachodźców nie będzie już należeć do Warszawy, ale Komisji Europejskiej i Rady Unii Europejskiej.

NASZ KOMENTARZ: Wszystko wskazuje na to, że cyrk pod TVP, na który skierowano wszystkie kamery i mikrofony mediów głównego ścieku, ma przesłonić ten historyczny moment. Za chwilę, gdy nasz kraj zacznie być zalewany nachodźcami, padną hasła w stylu “nie podoba wam się polityka Unii? To co, chcecie ją opuścić i iść do Putina?”

====================

A temu też służy “wsadzanie do więzienia” ministrów, którzy walczyli przeciw mafii łapówkarskiej [m.inn. Beata Sawicka] w PO md

W tym wypadku chodzi też o zemstę – oraz wykazanie “motłochowi”, czyli nam – że sądy ZAWSZE są po swojej i mafiozów stronie. Mamy do tego przywyknąć – i nie podskakiwać.

Imigranci, historia i hipokryzja

Imigranci, historia i hipokryzja

Grzegorz Kucharczyk 3 września 2015 pch/imigranci-historia-i-hipokryzja

(Angela Merkel na tle obrazu Wojciecha Kossaka “Rugi Pruskie”)

Na naszych oczach spełnia się profetyczna wizja Jeana Raspaila z jego powieści „Obóz świętych”; książki, która w równej mierze poświęcona jest nadciągającej fali imigrantów, którzy na zawsze zmienią kulturowe oblicze naszego kontynentu, jak i postępującej niemocy (politycznej, ale również intelektualnej i duchowej) szeroko pojmowanych elit europejskich wobec tego zjawiska. Nie tylko elit świeckich.

Dzisiaj do tej niemocy dochodzi spora dawka hipokryzji. Słyszymy bowiem z ust prominentnych polityków niemieckich – ostatnio przy okazji rozmowy prezydenta RP Andrzeja Dudy w Berlinie – że Polska powinna zgodzić się na przyjęcie większej niż zadeklarowane dwa tysiące liczby osób szukających dla siebie lepszej przyszłości na Starym Kontynencie nie tylko w imię „europejskiej solidarności”, ale w imię pamięci o tym, „jak dobrze Polacy byli przyjmowani w czasach, gdy sami potrzebowali pomocy”.

Co prawda, gdy chodziło o budowę wraz z Rosją wymierzonej w żywotne interesy Polski rury gazowej na dnie Bałtyku, Niemcy mieli solidarność europejską w głębokim poważaniu. Nie na tym tylko polega przecież hipokryzja niemieckich utyskiwań na polską nieczułość wobec problemu fal imigrantów zalewających Europę. Hipokryzją tchnie również próba wywierania na nasz kraj nacisku poprzez granie na historycznych analogiach.

Warto w tym kontekście przypomnieć o przypadającej w tym roku sto trzydziestej rocznicy tzw. rugów pruskich. W 1885 roku rząd Ottona von Bismarcka opublikował rozporządzenia przewidujące wydalenie z obszaru Prus wszystkich Polaków, którzy nie byli poddanymi króla pruskiego. Chodziło o dziesiątki tysięcy osób, które od wielu lat mieszkały na obszarach zaboru pruskiego, a przybyły na te ziemie ojczyste z dwóch innych zaborów.

Krok ten władze pruskie motywowały troską o bezpieczeństwo państwa oraz zapewnieniem ochrony „niemieckiej kultury i niemieckiego bytu”. Do 1890 roku z całą brutalnością „państwa kultury” jak nazywano w rządowej propagandzie państwo Hohenzollernów, wydalono z granic Prus, przede wszystkim z ziem polskich, ponad trzydzieści tysięcy Polaków.

Brutalność „pruskich rugów” odbiła się głośnym echem w Europie. Sprzeciw budziła również wśród tej części niemieckich elit politycznych, które nie poświęciły resztek zmysłu moralnego na rzecz polityki „zdrowego egoizmu narodowego”. Pruski poseł w Petersburgu zanotował, że „gdy wielki kanclerz [Bismarck] pewnego dnia ustąpi, wiele ludzi będzie się wówczas wstydzić i wzajemnie zarzucać sobie nikczemność, z jaką płaszczyli się przed jego potężną wolą. Mnie dotyka najbardziej niemądre i niepotrzebnie okrutne rozporządzenie o wydaleniach”. W styczniu 1886 roku Reichstag – parlament ogólnoniemiecki wyłaniany w oparciu o inne prawo wyborcze niż parlament t pruski (Landtag) – przegłosował rezolucję potępiającą „pruskie rugi”.

Ostatecznie gdy z majątków junkierskich położonych na wschodzie Prus zaczęły dochodzić alarmistyczne wieści, że po „rugach” zapanował nagle deficyt taniej siły roboczej (czyt. polskich robotników rolnych także objętych polityką bezwzględnej ekspulsji), rząd pruski na początku lat dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku odstąpił od tego narzędzia antypolskiej polityki. Ale w użyciu był już inny instrument mający chronić „niemiecką kulturę i niemiecki byt” na wschodzie – powstała w 1886 roku pruska Komisja Osadnicza.

  Tak się dziwnie składa, że 130-lecie jej istnienia przypadnie w przyszłym roku, w roku, w którym znikną obowiązujące restrykcje dotyczące kupowania polskiej ziemi.

=============================

Awantura o TVP, – a pakt migracyjny uzgodniony! Co z przymusową relokacją? “Obywatele w całej UE chcą” [sic !!]

Awantura o TVP, a pakt migracyjny uzgodniony! Co z przymusową relokacją?

21.12.2023 nczas/awantura-o-tvp-a-pakt-migracyjny-uzgodniony

Imigranci we Francji. Zdjęcie ilustracyjne.
Imigranci we Francji. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP/Abaca

W Polsce opinia publiczna skupiona jest na walce o media reżimowe, a tymczasem w Unii Europejskiej osiągnięto porozumienie ws. paktu migracyjnego. W jakim kształcie?

„UE spełnia swoją obietnicę poprawy systemu azylowego i migracyjnego. Obywatele w całej UE chcą” [sic !! md] , aby ich rządy zajęły się wyzwaniem migracyjnym, a dzisiejszy dzień jest dużym krokiem w tym kierunku. Ta reforma jest kluczowym elementem układanki. Ale UE pozostaje również zaangażowana w zwalczanie pierwotnych przyczyn migracji, współpracując z krajami pochodzenia i tranzytu oraz zajmując się plagą przemytu migrantów” – tak brzmi oficjalne oświadczenie hiszpańskiej prezydencji w Radzie UE.

A co w praktyce kryje się za tymi słowami? Z jednej strony mamy przymusową relokację w państwach unijnych lub wpłatę do budżetu UE za odmowę przyjęcia, z drugiej – na razie w teorii, bo czas pokaże jak sprawdzi się w praktyce – uproszczone procedury przyspieszające odsyłanie osób, którym odmówiono azylu.

Pięć unijnych aktów prawnych, których nowelizacja została wstępnie uzgodniona dotyczy kontroli nielegalnych migrantów po ich przybyciu do UE; pobierania danych biometrycznych; procedur składania i rozpatrywania wniosków o azyl; zasad określania, które państwo członkowskie jest odpowiedzialne za rozpatrzenie wniosku o azyl oraz współpracy i solidarności między państwami członkowskimi; a także sposobu radzenia sobie z sytuacjami kryzysowymi.

Jeśli zmiany wejdą w życie, co wydaje się formalnością, to kraje członkowskie będą miały wybór między przyjęciem uchodźców a wpłatą do budżetu UE.

Przewidywany system kontroli będzie miał na celu odróżnienie osób potrzebujących ochrony międzynarodowej od tych, które jej nie potrzebują. Osoby, których wnioski o azyl mają małe szanse powodzenia, takie jak osoby z Indii, Tunezji lub Turcji, mogą zostać powstrzymane przed wjazdem do UE i zatrzymane na granicy, podobnie jak osoby postrzegane jako stanowiące zagrożenie dla bezpieczeństwa.

Mickiewicz o Kaczyńskim, czyli wół i osioł w Stajence

ekspedyt/mickiewicz-o-kaczynskim-czyli-dwa-zwierzatka-w-stajence

MOTTO 

1. “Chanukowy tchórz lub głupiec chanukowy, 

dylemat Polaka, co ocknąć się nie chce, 

spojrzeć w twarz prawdzie 

i pójść po rozum do głowy.” 

2. “Ale tylko mamy w cenie:

Ci — drapieżne urodzenie,

Tamci — rogate znaczenie,

A owi — socjalne, tłuste położenie.”

“Wodzu! Prowadź na Ko…, na Woronicza!” – pobrzmiewa z wielu stron. Wódz nigdzie nie poprowadzi, bo Polska od 34 lat nie ma żadnego godnego swej historii przywódcy. Są dwa wodzyszcze: Kaczyński i Tusk, tchórz i głupiec. Przerzucają się Polską jak piłką plażową dopingowani przez swoje tłuste koty.

Przyjaźń spod chanuki prysła. Ring wolny! Gang patriotów chanukowych przepycha się (polityczne sporty walki) z gangiem europejczyków chanukowych a wszystko to pod okiem trzeciego gangu, chabadowskiego.

A media? No cóż, drodzy kibice partyjni. Kilkanaście dni po tym jak Lech Kaczyński pozwolił na rejestrację żydowskiej loży wolnomularskiej B’nai B’rith  [Żydowskie Stowarzyszenie B’nai B’rith w Rzeczypospolitej Polskiej (B’nai B’rith – Loża Polin)] zaczęła ona uzurpować sobie prawo do decydowania o kształcie rynku medialnego w Polsce i o przyznawaniu koncesji na rozpowszechnianie programów telewizyjnych! Czy dla kogoś myślącego mogło to być zaskoczeniem?

A treść mediów i edukacji? No cóż… Trzeba po nitce do kłębka ;). W 2017 r. prezydent Duda dokonał uroczystego (uroczystego jak chanuka) otwarcia warszawskiego biura American Jewish Committee Central Europe (AJC) o której to organizacji wszyscy na całym świecie (oprócz A. Dudy i J. Kaczyńskiego) wiedzą, że prowadzi intensywną działalność lobbistyczną na rzecz gender, LGBT i transpłciowości – w obyczajowości (marsze, propaganda medialna), kulturze i edukacji. Sam więc tego chciałeś Grzegorzu pisowski Dyndało… Nie szukaj pozornych kozłów ofiarnych – ty to wszystko sam, “tymi ręcami!“. Tymi samymi “ręcami”, którymi wpuściłeś do sejmu (na 17 lat) mroczne rytuały biznesowego czarnoksiężnika Stamblera. Jeśli sam nie wiesz co czynisz, Grzegorzu, to jesteś niepoczytalny i nie lamentuj po takich a nie innych – łatwych do przewidzenia –  skutkach twoich świadomych działań. Niepoczytalny jest Grzegorz pisowski Dandin, a nie… Grzegorz Braun.

Ojczyzna żadnych wodzów ani dzielnych wojowników spośród tych dwóch grup nie wywoła, bo ojczyznę i jedni i drudzy mają za nic, co pokazała afera chanukowa realizowana przez wszystkich polskich posłów polegająca na wchodzeniu w konszachty z m**ią spod ciemnej gwiazdy, na pozwoleniu jej w znaczeniu swojego terenu w najważniejszym budynku państwa. Ukrainę już chłopcy chabadowcy pieszczotliwie przejęli. I maszerują na zachód w oparach świec i magicznych kadzideł.

image

Chóry eunusze nie znają kategorii “przywódca narodu” ani “dzielny wojownik”.

Gdy tchórz lub głupiec podnoszą rejwach, że “niszczona jest demokracja!” – nic to nie znaczy. Bo demokracji nie ma tutaj od 34 lat, a bardzo intensywnie nie ma jej od 8 lat. I od 13 grudnia.

Zobaczmy jak Mickiewicz opisał Jarosława Kaczyńskiego i rozliczenia powyborcze oraz pięknie rozrysował panoramę zwierzęcych alegorii kadr partyjnych lewicy prawej i lewicy lewej:

Tchórz na wyborach (Mickiewicz, 1893)

“Po owej porażce zwierząt

Wszczął się w ich armii nierząd.

Zwołana wojenna rada,

Z rady zwada;

Każdy każdemu się żali,

Każdy przed każdym się chwali

I każdy winę na każdego wali,

Tchórzowi tylko wszyscy pokój dali.

Obywatel tchórz w rządzie nie zasiadał,

Ani wojskowo nawet nie służył,

Więc w politycznem życiu się nie zużył,

Ufny w niepokalaną swą przeszłość, tak gada

„Obywatele! czas jest przystąpić do kwestji

Czemu przypiszem klęski tej kampanji?

Czy że na wodza brak nam zdolnej bestji?

Nie! Ale my ulegli przesądów tyranji!

Grzesznym przodków obyczajem,

Nie tym buławę oddajem,

Których zasługa i talent wyniosą,

Ale tylko mamy w cenie:

Ci — drapieżne urodzenie,

Tamci — rogate znaczenie,

A owi — socjalne, tłuste położenie.

Otóż dowódzcy nasi, przypatrzcie się kto są?

Lew, prezes, istny pańskich ideał nałogów;

Radca żubr, już dziad, ledwie goni resztą rogów;

Niedźwiedź mruk, niech-no stanie przed wojskiem, co powie?

Z lamparta byłoby coś, ale mu pstro wgłowie;

Że pułkownik wilk sławny, toć tylko z rabunków

I z procesu, co zrobił owemu jagniątku;

A o kwatermistrzu lisie

Lepiej przemilczeć zda mi się,

Niźli zazierać do jego rachunków,

Sam się nie tai, że skory do wziątku.

Pominiemy odyńca, pan ten tylko pragnie

Skarbić żołędzie i spoczywać w bagnie.

Przywyklejszy doń, niż do marsowego kurzu:

Co się zaś tyczy osła, ten był i jest błaznem.“

Gdy tchórz tak gadał. Rada wrąc entuzyazmem,

Gotowa za krasomówstwo

Dać mu naczelne wodzostwo,

Odezwała się nagle w jeden głos: „Żyj tchórzu!“

On, stropion krzykiem tym pośród perory,

Zmieszał się, owszem, dał czuć najwyraźniej,

Że był w gwałtownej bojaźni.

Dopiero rozruch. „Precz z nim! pfe! tchórz! a do nory!“

Szczęściem, tuż była. Wśród sarkań i śmiechu

Wpadł w nią i rył bez oddechu,

Aż gdy na sążeń czuł się pod podwórzem,

Rzekł do siebie z ironją czystego sumienia:

„Ot proszę, co też to jest przesąd urodzenia!

Obranoby mię wodzem, gdybym nie był tchórzem.“

Dlaczego Mickiewicz zza grobu tak ostro nazwał J. Kaczyńskiego?

Bo być może tchórzostwo (sprowadzające się do braku kręgosłupa, braku charakteru, braku osobowości) to właśnie oścień osobowości Prezesa. Dowód? Kaczyński nie był w stanie przeciwstawić się USA, Izraelowi, autokratycznym marionetkom z UE, infiltracji kulturowej i gospodarczej prowadzonej przez Chabad Lubawicz, Kołomojskiemu i innym oligarchom chanukowym, dynastii baronostwa Sobolewskich i dziesiątkom im podobnych,, ani Niemcom (mimo pijarowego wrzasku o oporze przeciwko ich interesom), totalizmowi covidowemu, bredni klimatycznej, inwazji destruującej kulturę, obyczaj, zdrowie psychiczne dzieci i medycynę mafii gender, LGBT i transpłciowości. Czyli – podsumowując – nie był w stanie skutecznie przeciwstawić się NICZEMU. Taka jest moc – jak to nazwał Mickiewicz –  “urodzenia”, a jak to dzisiaj mniej poetycko a bardziej naukowo nazywamy “genów”.

Wybór albo głupca (Tusk, lub inny Hołownia czy Kosiniak), albo tchórza (Kaczyński, Morawiecki itp.) to nasz przeklęty dylemat i los, dopóki się nie obudzimy, to z tych nożyc się nie wyrwiemy. Osioł i wół  (symbole głupca i tchórza) były obecne w stajence bożonarodzeniowej. Wół leży, osioł ma pusty łeb i ślepy upór. Ale potrzebują siebie. Głupiec to nie obelga. To ocena stanu intelektu osoby zachwycającej się “wartościami” europejskimi, czyli marksowskimi koniami trojańskimi a niezdolnej (“przesąd urodzenia”) do ujrzenia autentycznych wartości cywilizacji zachodniej (Piękno-Dobro-Prawda).

Tchórz to też nie obelga. To psychologiczne określenie osoby imposybilnej, markującej działanie opowiadaniem samemu sobie (w pozycji leżącej) bajek o własnym bohaterstwie. Nie ma potrzeby obrażać nikogo, ale obserwować trzeba.

Gdy wyrwiemy się z dwupartyjnego ubóstwiania głupca i tchórza może narodzi się ten Oczekiwany… Nie pozwólmy dwóm zwierzakom… rozdeptać Dzieciątka.

image