Ceremonia otwarcia igrzysk. Analiza, cz. IV: Odlot czarowników

Proszę przeczytać część I:

https://www.dakowski.pl/rytual-otwarcia-igrzysk-analiza-cz-i-ca-ira-bartosz-kopczynski/

a następnie część II

https://www.dakowski.pl/rytual-otwarcia-igrzysk-analiza-cz-i-ca-ira-bartosz-kopczynski/

i część III

https://www.dakowski.pl/ceremonia-otwarcia-igrzysk-analiza-cz-iii-narzeczone-gilotyny/

OTO WIĘC CZĘŚĆ CZWARTA

FRATERNITE – BRATERSTWO ŚCIĘTYCH GŁÓW

Luwr opustoszał. Postaci z obrazów wyszły z ram, by podziwiać widowisko gnostyków. Wcześniej zapowiadano, że przejazd drużyn olimpijskich Sekwaną będzie główną częścią ceremonii. Okazało się coś odwrotnego – to parada sportowców pod narodowymi flagami była dodatkiem. Płynące łodzie mijały przedziwną galerię – rząd głów postaci, przeniesionych z obrazów, eksponowanych w Muzeum Luwru. Odwzorowano je na płytach, przyciętych do kształtów głów, i umieszczono na wodzie na pływakach. Całość wyważono tak, aby usta postaci znajdowały się tuż pod wodą, a widoczne były przede wszystkim oczy.

Tak Rewolucja traktuje sztukę – sama tworzyć nie umie, musi więc zniszczyć to, czego nienawidzi, a nienawidzi wszystkiego, co wypływa z naturalnego porządku i tworzy harmonię. Rewolucja nie znosi Piękna, jest to bowiem czynnik, wywierający tak wielki wpływ na ludzkie dusze, że może odciągnąć je od Rewolucji i przyciągnąć z powrotem do tego, co wcześniej odrzuciły – do Prawdy i Dobra. Dzieła wielkiej sztuki stworzone zostały przez ludzki talent, a ten zawiera w sobie Bożą iskrę, a ta działa na ludzi, podziwiających piękno. Dzieła sztuki przemawiają, i nie potrzebują do tego słów. Bestia wie o tym, i zawsze starała się niszczyć wybitne dzieła ludzkiego geniuszu, co widoczne było w każdej odsłonie Rewolucji. Także i dziś rewolucjoniści w służbie Bestii atakują dzieła sztuki w obronie klimatu. W Paryżu reżyserowie przestali się już patyczkować. Obcięli obrazom głowy, tak, jak wcześniej królowej Francji i tysiącom ofiar Terroru, wsadzili je do Sekwany, usta symbolicznie zasłonili, aby nie przemawiały i przeprowadzili orszak przed tym makabrycznym szpalerem. Rewolucja nie dość, że niszczy, to jeszcze się tym chlubi, i każe bliskim swoich ofiar podziwiać krwawe, rewolucyjne dzieło. Tak, jak obcięte głowy królowych w oknach Conciergerie, tak obcięte głowy obrazów w Sekwanie są symbolem tego samego zniszczenia europejskiej kultury i porządku. A Mona Lisa, najbardziej znany i najcenniejszy obraz, ukradziony przez Minionków – sługi sług czarnego pana, porzucona przez debilnych burzycieli na pastwę wód, dopełnia scenerię upadku Europy i świata białych ludzi. Ci jednak beztrosko bawią się i niczego nie widzą.

SORORITE – PRZYMUSOWE SIOSTRZEŃSTWO

Rewolucji nie wystarczy powszechne braterstwo, nie pomija nikogo, tym bardziej piękniejszej połowy ludzkości, stworzyła więc kolejną kategorię swojej ukrytej władzy – siostrzeństwo. W ten sposób semantycznie oddzieliła kobiety od mężczyzn. Nie wystarczy teraz powiedzieć: Polacy, trzeba zawsze: Polki i Polacy; polityczki i politycy; naukowczynie i naukowcy, itd. Podczas rytuału paryskiego reżyserzy postanowili wynieść kobiety na piedestał i ozłocić, w sensie symbolicznym i dosłownym. Współczesna Marianne, symbol Rewolucji i Republiki zaintonowała Marsyliankę z dachu Pałacu Odkryć, po czym z cokołów zaczęły wysuwać się złocone pomniki kobiece. Tylko jedna z nich miała związek ze sportem, wybór pozostałych wydaje się dość przypadkowy – cztery współczesne feministki, jedna pionierka kina, jedna XIX-wieczna rewolucjonistka, jedna XVIII-wieczna badaczka przyrody, jedna oświeceniowa sufrażystka, ścięta przez jakobinów, jedna średniowieczna pisarka. Jakież to mogły być kryteria wyboru? Gdzie podziała się św. Genowefa, patronka Paryża? Gdzie Heloiza, patronka miłości, łamiącej stereotypy społeczne? Gdzie Eleanora Akwitańska, królowa Anglii i Francji, muza truwerów? Gdzie Joanna d’Arc, patronka Francji? Gdzie Katarzyna Medycejska, królowa i regentka Francji, grająca władcami jak figurami szachów? Gdzie Madame Pompadour, protektorka filozofów Oświecenia? Gdzie Maria Skłodowska-Curie, patronka współczesnej nauki? Wydaje się jednak, że kryterium nie polegało na ocenie zasług dla Francji jako takiej, ludzkości jako takiej i kobiet jako takich. Wydaje się, że o wyborze postaci na pomniki zdecydowały zasługi dla Rewolucji, a ta chce wszystkie kobiety uszczęśliwić antykoncepcją, czyli sterylizacją i aborcją, czyli dzieciobójstwem. Wzięli więc kilka współczesnych rewolucjonistek, bo te znali, a pozostałe wzięli takie, którym kiedyś przypisano określenie: „feministka”, bez sprawdzania dokładnej historii. Dzięki temu pomnikowymi postaciami stały się dwie kobiety, które rzeczywiście na to zasługują: Olympe de Gouges i Christine de Pizan.

Olympe de Gouges zasłynęła ze swojej działalności prokobiecej w czasie Wielkiej Rewolucji, przez co jakobini wysłali ją na gilotynę. Jej pomnik będzie więc symbolizował kobiety, zgładzone przez Rewolucję. Natomiast Christina de Pizan jest pięknym przykładem dojrzałości Średniowiecza, które nie czyniło dyskryminacji dla płci, jeśli towarzyszyły jej zdolności. Reżyserzy Rewolucji zapewne nie wiedzą, że de Pizan uważała sakramentalne małżeństwo katolickie za obronę kobiet przed nieuczciwością mężczyzn. I takiej kobiecie masoni wystawili pomnik. Zaiste, jakże często Mefistofeles, pragnąc zła, wbrew swej woli doprowadza do skutku, z którego Bóg wyprowadza dobro.

Kobiety powinny bardzo uważać na Rewolucję. Szatan nienawidzi kobiet, i jeśli składa im hołdy i daje przywileje, to tylko po to, aby skusić, zwabić, zniewolić, użyć do swoich celów i zniszczyć życie tych kobiet, ich rodzin i narodów. Każda Rewolucja wykorzystywała naiwność zwabionych kobiet, ich emocje i powab, aby poruszyć tłumy i popchnąć do orgii rewolucyjnej żądzy. Zawsze to jednak kobiety płaciły najwyższą cenę. Znakomita większość bachantek Wielkiej Rewolucji została przez nią zabita lub prześladowana. W Wandei żołnierze Republiki, przybyli w dwunastu Kolumnach Piekielnych, po gwałtach rozpruwali kobietom brzuchy, obcinali im piersi, nabijali je ładunkami prochowymi. W Nantes wymyślono „małżeństwa republikańskie” – obnażone młode kobiety wiązano z nagimi mężczyznami plecami do siebie, wystawiano tak przez godzinę na publiczny widok dla większej hańby ofiar i uciechy morderców, po czym oboje przebijano mieczem lub wrzucano do Loary. Rewolucja awansuje kobiety – morduje demokratycznie i równościowo, nie czyniąc żadnej dyskryminacji ze względu na płeć. Przedtem jednak docenia kobiecość brutalnym, zbiorowym gwałtem. Takie jest dziedzictwo Rewolucji i Republiki.

FESTIVITE – WESOŁE ZABAWY SODOMY

Z pewnością nikt z drużyn olimpijskich ani zgromadzonych widzów nie wiedział, co przygotowane jest na Passerelle Debilly. Zobaczyć to mogli jedynie widzowie na ekranach. Ich oczom ukazał się jeden z kilku niezapomnianych widoków tego wieczoru. Na rzęsiście iluminowanym moście przy stole, będącym jednocześnie podium i wybiegiem superwymiarowa queerowa lesbijka francusko – marokańsko – żydowska didżejka zajęła centralne miejsce pośród grupy różnorodnych postaci. Skojarzenie z Ostatnią Wieczerzą Leonardo da Vinci było natychmiastowe i powszechne, i z pewnością takie właśnie miało być, chociaż reżyserowie temu zaprzeczają.

Gest, wykonywany przez didżejkę, modny bardzo wśród lewaczątek wszelkiej maści, czyli palce obu dłoni ułożone w serduszko pojawił się wielokrotnie podczas rytuału paryskiego. Jako że jest to szydercza parodia Chrystusa i apostołów, należy uznać ów gest za antybłogosławieństwo. Teoretycznie osoba, wykonująca serduszko, które stało się już emotką wysyła przekaz, że jest uczynna, szczera i serdeczna. Nie można wątpić w szczerość intencji tej pani z mostu, można jedynie snuć domysły, do kogo ten przekaz był kierowany, skoro pochodził ze środka czegoś, co obraża wszelkie ludzkie uczucia i każdą przyzwoitość. Jakie to proste – całą ohydę, zepsucie, złą wolę i złość można pokryć jednym gestem, udawać, że się kocha, usprawiedliwić się z każdej niegodziwości i dać sobie przywilej robienia wszystkiego, co się chce, byle pod pozorem „miłości”. Ową „miłość” celowo biorę w cudzysłów, z prawdziwą miłością nie ma to bowiem nic wspólnego, oznacza bowiem żądzę usprawiedliwioną przez pozór miłości. Widzimy więc samousprawiedliwienie, samouświęcenie i samozbawienie, wyrażane tym niewinnym na pozór gestem. Skoro nawet premier Tusk go używa, musi coś być na rzeczy. Kto by pomyślał – stare gnostyckie herezje w nowoczesnej odsłonie internetowej emotki. Oto pozdrowienie szatańskie.

Osoba z emotką miała przed sobą konsolę DJ. Na spędach, gdzie młodzi głównie ludzie poddają się psychodelicznym wpływom dźwięków i bitów osoba disc-jockey’a pełni rolę wiodącą. To on decyduje, co wyemitują głośniki, i co przejmie kontrolę nad umysłami i ciałami wijącego się tłumu. Oto widzimy więc postindustrialny ołtarz kultu, starego jak grzech Kaina, a nad nim kapłana, lub coraz częściej kapłankę, udzielającą antybłogosławieństwa, dzięki któremu wyznawcy mogą udawać sami przed sobą, że są szczęśliwi, co dla nich oznacza samozbawienie.

Korona didżejki też nie zdaje się być przypadkiem. Tak właśnie przedstawia się Hostię, która po przemienieniu stała się boskim Ciałem. Dokonuje się to na ołtarzu, podczas mszy, za pośrednictwem kapłana. Przyjmując Ciało, człowiek uzyskuje drogę do zbawienia. Wszystkie elementy się zgadzają – tu też mamy kapłana (kapłankę vel osobę kapłańską), ołtarz, gest zbawienia, a wszystko w trakcie bardzo uroczystej ceremonii. Oznacza to, że cały ten rytuał ma takie znaczenie, jak katolicka msza, tylko odwrotnie. Do tego wątku jeszcze powrócę.

Sekwencja na Passerelle Debilly jest bardzo ważna, wiele się tam dzieje i zmienia. Po antymszy rozpoczyna się pochód queerowych postaci, stylizowany na pokaz mody. Nie jest to jednak prezentacja strojów, lecz postaci i tego, co mają do przekazania. A przekaz jest prosty – wszystko ma być na odwrót. Antynormalność, która po antymszy jest już normalnością. Triumfalnemu pochodowi antynormalności towarzyszy muzyka, opowiadająca o clubbingu, romansach, uwodzeniu i uwolnionym seksie. To kolejna rzecz, jakiej w swoim życiu nie dostrzegają już postchrześcijanie. Te wszystkie elementy były obecne w życiu ludzkości niemal od zawsze. Były one jednak dozowane, aby nie zaburzyć homeostazy społecznej. Sytuacje i zachowania, opiewane w piosenkach i zachowaniach postaci na moście, gdyby nie były wyjątkiem od reguły, skutecznie uniemożliwiłyby powstanie cywilizacji wysokich technologii. Regułą była praca i życie poukładane według obyczajów normalności. Innymi słowy, gdyby ludzie w dawnych wiekach zachowywali się zgodnie z tym, co zobaczyliśmy na moście, nie mielibyśmy ani mostów, ani elektryczności, ani miast. Zwierzątka czegoś takiego nie potrafią zbudować. Teraz zaś taki sposób życia stał się zalecaną regułą.

Ruchy queerowych postaci na moście stają się coraz bardziej szaleńczo – opętańcze i jednocześnie wyuzdane seksualnie. W tym czasie pod mostem przepływają statki z drużynami olimpijskimi. Pasażerowie radują się, skaczą, machają flagami, nieświadomi tego, co odbywa się tuż nad ich głowami. Kapłanka przez cały czas ceremonii na moście nie opuściła swojego miejsca, w odróżnieniu od queerowych uczestników, którzy na przemian wychodzą na wybieg i siadają na miejsca. Gdy przepłynęły już wszystkie statki, nadpłynęła łódź – platforma taneczna, z grupą tancerzy. Przepłynęła pod mostem i zatrzymała się. Wtedy doszło do kulminacji na moście, z którą współgrała rosnąca dynamika na łodzi. Wszyscy queerowi uczestnicy ceremonii (poza kapłanką) weszli na wybieg, tworząc jedną, drgającą masę ciał ludzkich, łącznie z dziećmi. Jednemu z uczestników niesforne jaja wysunęły się z poluzowanej bielizny. Ten przynajmniej chłop, chyba, że to falloplastyka.

Aby zrozumieć, jaki był charakter tej części rytuału należy unieść się w powietrze i spojrzeć z lotu ptaka. Passerelle Debilly był najbardziej oświetlonym mostem, i wszystkie statki musiały pod nim przepłynąć, jak przez wrota, prowadzące do nowego świata nowej normalności. Przejście pod mostem, na którym odbywała się ceremonia miało więc charakter inicjacyjny. Tymi wrotami, symbolicznie oddzielającymi stary, chrześcijański świat od nowego, lucyferycznego był most o nazwie Passarelle Debilly, co przy pewnej dawce złośliwości można tłumaczyć jako „przejście debili”. Tak też zostali potraktowani uczestnicy tej całej parady, nieświadomi, w czym biorą udział. Oto bowiem przepłynęli przez wrota, którymi była ceremonia antymszy, należąca do bardzo starego kultu. Inicjacja polega na tym, że aż dotąd był on ekskluzywny, wyznawany przez niewielką grupę, uznającą siebie za absolutną elitę. Podczas rytuału paryskiego pod „przejściem debili” – mostem, pełniącym funkcję lucyferycznej świątyni przepłynęły niemal wszystkie narody, poza rosyjskim i białoruskim, które szczęśliwie dla nich wykluczono z inicjacji. Odtąd więc lucyferyzm stał się kultem inkluzywnym, łączącym cały świat w jeden organizm. Teraz jasne staje się, dlaczego reżyserzy wybrali rzekę – bo nad nią są mosty. Kapłan to po łacinie pontifex – budowniczy mostów, a Francuzi mają praktykę w tworzeniu fałszywych kultów, na przykład w czczeniu Najwyższej Istoty w katedrze Notre Dame. Gdyby nie rzeka, mosty i statki, nie dałoby się zagnać reprezentantów całego świata, aby potraktowani jak debile przepłynęli przez wrota do piekła. Cała konstrukcja wyraża też, jak bardzo swoimi wyznawcami gardzi czarny pan. „Przejście debili” może bowiem odnosić się nie tylko tych, którzy przechodzili pod mostem, ale też tych, którzy chodzili po moście.

OBSCURITE – NIEJASNOŚĆ ZNACZEŃ I MROK DUSZY

Na zakończenie ceremonii na moście pojawił się prawie nagi mężczyzna z brzuszkiem w samych majtkach, ucharakteryzowany na pogańskie bóstwo. Można się spierać, czy odtwarzał Dionizosa, czy Bachusa, moim zdaniem to drugie, gdyż Bachanalia były znacznie bardziej orgiastyczne niż Dionizje, a to co się działo na moście przypominało orgię bachantek. Bóg wina, płodności i dzikiej natury został oczywiście zaadoptowany do nowych czasów, wyeliminowano więc płodność, nie rezygnując z orgii. Zastanawiająca jest charakteryzacja paryskiego Bachusa na bóstwo lunarne. Mogę tu jedynie spekulować. Bóstwa te odpowiedzialne były za cykliczność, a także za zmienność, co zapewne jest najważniejsze dla reżyserów. Fazy księżyca wiązano z cyklem miesięcznym kobiet, lunarność więc była kobieca, a solarność męska. Cały rytuał paryski jest mocno feminizacyjny, podobnie, jak cała współczesna kultura Zachodu. Prowadzi to oczywiście do zniewieścienia mężczyzn i wszelkich wynaturzeń, co jest jedną z przyczyn upadku tej kultury. Kobiety wówczas, pozbawione męskiej ochrony i wsparcia zależą już tylko od władzy, która może robić z nimi, czego chce. A lucyferyczna władza pragnie zapanować nad seksualnością i płodnością kobiet, gdyż dzięki temu może sterować mężczyznami i decydować o życiu lub umieraniu narodów. Dzietność narodów Zachodu (także polskiego) dowodzi skuteczności tych praktyk.

Bachus opiewał nagość, jednak nie miał na myśli naturalnego piękna lub konotacji erotycznych, lecz równość w nędzy i bezbronność. Człowiek ma zachowywać się jak zwierzę, czyli nie budować i nie tworzyć, wówczas będzie równościowy i bezbronny, bo bez środków do życia nie będzie też miał środków walki, nie będzie wtedy wojen, nie będzie nierówności majątkowych i społecznych, i zapanuje pokój. Z taką koncepcją życia korespondują teksty emitowanych piosenek – wolni od pragnień materialnych, od własności, pieniędzy, władzy i sławy. Powolny upadek z wysoka, wszystkie marzenia są złudzeniem, które się rozwiewa, wszystko jest chaosem, ideały i słowa zostają zniszczone. Taką propozycje mają dla ludzkości najbogatsi ludzie tego świata – „nie będziecie mieli niczego i będziecie szczęśliwi”.

Grupa taneczna na łodzi dochodzi do swojej kulminacji. Ich drogę wyznacza podświetlana podłoga łodzi, na której tańczą. Zaczyna się od Unii Europejskiej, przechodzi przez stroboskopową regularność, potem rozbicie kształtów, chaos elementów, nieokreśloność barwnych plam, aż do czerwonego pola. Układ taneczny przechodzi przez kilka dynamicznych faz. Zaczyna się od plemiennego tańca, przechodzi przez dzikie okrzyki, szaleństwo, zombifikację aż do opętańczego spełnienia, po którym wszyscy wpadają jak martwi w morze krwi, i nastaje ciemność. Każdy rozumny człowiek po obejrzeniu tego pokazu powinien raz na zawsze wyleczyć się z unijnych złudzeń, skoro sami animatorzy Unii pokazują wprost, co chcą zrobić z mieszkańcami Europy – zamienić w debili, doprowadzić do szaleństwa, opętania, a na końcu utopić w morzu krwi.

Jak na zamówienie nadpływa ruchoma wyspa z płonącym fortepianem i pani miękkim i zmysłowym głosem śpiewa „Imagine” Lennona, kontynuując wątek, wprowadzony podczas antymszy i podjęty przez Bachusa. Bez religii, państw, narodów, własności, dopiero gdy to wszystko zniknie, ludzkość wreszcie będzie jedną całością i wszyscy będą żyli jednym życiem w pokoju. Na ekranach telewizorów pojawiają się napisy: „stoimy i wołamy o pokój, zjednoczeni razem dla pokoju”. Należy bardzo uważać na używane często przez gnostyków słowo „pokój”. Jest to dla nich słowo – klucz, podobnie, jak „miłość”. Nigdy nie definiują oni tych pojęć, wiedząc, że nieświadomym odbiorcom kojarzą się one dobrze i będą je popierali. Tymczasem słowa te mają swoje ezoteryczne, ukryte znaczenia. „Miłość” u współczesnych gnostyków przyjmuje znaczenie dwojakie. Po pierwsze jest to antymiłość – pożądanie, zmierzające do egoistycznego zaspokojenia miłości własnej. Po drugie, oznacza całkowitą bezbronność wobec działań, podejmowanych pod hasłem miłości. Złoczyńcy przychodzą, wykonując gest emotki serduszka, tak, jak zrobiła to kapłanka na moście debili, i nikt nie może im się przeciwstawić. Walka ze złoczyńcami z serduszkiem zostałaby bowiem okrzyknięta walką z miłością, którą wcześniej wszyscy oszukani biali ludzie przyjęli za dogmat, nie interesując się, co on naprawdę oznacza. Drugi dogmat to „pokój”, traktowany przez gnostyków właśnie tak, jak ujął to Lennon. Nie wolno sprzeciwiać się tym, którzy przychodzą w imię pokoju, chociaż ich celem jest pozbawienie swoich ofiar wszystkiego – religii, państwa, własności, rodziny, wolności, a w końcu życia. Są też kolejne dogmaty gnostyków, narzucane przez globalistyczną propagandę i obecne również w rytuale paryskim. „Tolerancja” to bezbronność wobec zła, „solidarność” oznacza wywłaszczenie pod hasłem wspierania uciśnionych, „inkluzja” tłumaczy się jako przymusowe wcielenie do łagru. Gdy nasz komentator Przemysław Babiarz zauważył, że ten wszechogarniający pokój to wizja komunizmu, dodając słowo „niestety”, i opowiadając się za suwerennym państwem, minionki (sługusy) Bestii natychmiast go zawiesiły za sprzeciwianie się „wzajemnemu zrozumieniu, tolerancji, pojednaniu”. Kiedyś używano wytrycha „odchyleń prawicowo – nacjonalistycznych”. To nie tylko komunizm, to czysty lucyferyzm.

Ciąg dalszy nastąpi.

Ceremonia otwarcia igrzysk. Analiza, cz. III: narzeczone gilotyny

Ceremonia, czy raczej rytuał otwarcia Igrzysk XXXIII Olimpiady w Paryżu w 2024 przeszła już do historii. Teraz czas na analizy i refleksje. Można być pewnym, że znaczenie tego spektaklu jest dużo większe, niż się wydaje, a jego skutki będą doniosłe.

Proszę przeczytać część I:

https://www.dakowski.pl/rytual-otwarcia-igrzysk-analiza-cz-i-ca-ira-bartosz-kopczynski/

a następnie część II

https://www.dakowski.pl/rytual-otwarcia-igrzysk-analiza-cz-i-ca-ira-bartosz-kopczynski/

Część trzecia rozpoczyna własne, autorskie objaśnienie treści, zaprezentowanych podczas ceremonii / rytuału otwarcia Igrzysk XXXIII Olimpiady w Paryżu AD 2024. Jest to analiza bardzo subiektywna, oparta na gromadzonej od długiego czasu wiedzy i własnych spekulacjach. Czytelnicy mogą się więc nie zgodzić z większością tego, co tu zostanie ujawnione, i mają do tego prawo, tak samo, jak autor ma prawo do próby zrozumienia i wyłożenia innym obiektywnej rzeczywistości.

Najpierw jednak należy zacząć od wyjaśnienia pewnych kwestii, istniejących poza opisywaną ceremonią. Od pewnego czasu zacząłem używać kilku pojęć, wyjaśniających rzeczywistych animatorów wielu zdarzeń i procesów tak historycznych, jak i współczesnych. Najbardziej znane i najczęściej spotykane to globaliści, co oznacza grupę niezwykle bogatych i wpływowych osób, działających na szczytach globalnej władzy, nie tylko politycznej, ale też informacyjnej, opiniotwórczej, kulturotwórczej, i nade wszystko finansowej. Wśród globalistów są postaci znane, funkcjonujące w rządach oraz jawnych instytucjach ponadnarodowych. Te osoby jednak nie są najważniejsze, pełnią bowiem funkcje wykonawcze i reprezentacyjne. Ważniejsi są ci ludzie, których nazwisk nie znamy, a którzy wysługują się tymi znanymi.

Globaliści to nie jest jednak szczyt hierarchii globalnej władzy. Ponad nimi stoją ludzie cienia, stanowiący samo centrum decyzyjne kryptokracji – ukrytej władzy. Ludzie ci mają bardzo specyficzny system wierzeń i sposób rozumowania. Wszystko wskazuje na to, że najbardziej wierzą w samych siebie i w swoją kastę, kierując się talmudycznym sposobem myślenia i gardząc wszystkimi pozostałymi. Dawno temu ich przodkowie podjęli zamysł podjęcia działań, zmierzających do opanowania wszelkich ośrodków władzy. Dzięki precyzyjnie określonemu celowi i pewnym dziedzicznym cechom plemiennym zdołali przekazać modus operandi kolejnym generacjom swoich potomków. Z pokolenia na pokolenie, nie zmieniając celu, doskonaląc warsztat, wykazując żelazną konsekwencję, osiągnęli biegłość. Kolejny adept wprowadzany jest w arkana sztuki ukrytego władania, dziedzicząc wiedzę, kontakty, bogactwa i wpływy. Wielką siłę czerpią z wiedzy – gnozy, która u nich ma zawsze dwa zakresy – egzoteryczy – udostępniany na zewnątrz, i ezoteryczny – wewnętrzny, ukrywany przed ogółem i dostępny tylko dla kasty. Gnoza znana była już w głębokiej starożytności, a od tamtego czasu wielce się rozwinęła. Aby wejść w jej arkana, każdy adept musi przejść rygorystyczne szkolenie, połączone z samorozwojem, i dostąpić inicjacji, czyli wprowadzenia w kolejne kręgi wtajemniczenia przez starszych. Ci to właśnie ludzie stanowią wierzchołek piramidy ukrytej władzy, dlatego zwę ich gnostykami. Nie jest to jedyne określenie, są bardziej dosadne. Badacz, bardziej zaawansowany ode mnie, pan Marek Tomasz Chodorowski używa pojęcia Bestia, i ono właściwie oddaje charakter tej grupy, więc także i ja stosuję tą terminologię. Obydwa określenia traktuję jak synonimy i używam ich zamiennie, co w ogóle umożliwia pisanie o tej grupie. Są one z konieczności eufemizmami, ponieważ panująca cenzura nie pozwala na jawne nazywanie sprawców zdarzeń.

Ceremonia otwarcia Igrzysk wedle wszelkiego racjonalnego prawdopodobieństwa, graniczącego z pewnością została zorganizowana przez gnostyków, w ich własnym interesie, i dla określanych przez nich celów. Zostaną one opisane pod koniec analizy, jednak już na tym etapie należy mieć świadomość, że ludzie Bestii są głęboko religijni, i pomimo ścisłego przywiązania do świata materialnego mają również cele duchowe. Swoją wiarę i duchowość wywodzą jednak nie od Boga w Trójcy Jedynego, ale od jego przeciwnika, Lucyfera, którego w swoim zaślepieniu uznali za prawdziwe bóstwo. Jemu więc służą i realizują jego cele, z których główny to doprowadzenie jak najwięcej dusz ludzkich do potępienia. W tym celu jego słudzy zostają przez swojego pana wyposażani w inteligencję i władzę ziemską. Można więc wskazać trzy cele działań, których częścią stała się opisywana ceremonia. Dwa należą do gnostyków: materialny to władza, a duchowy to nieśmiertelność. Trzeci należy do ich pana, a jest nim powszechne potępienie dusz ludzkich. Wyjaśnienie tej fundamentalnej kwestii jest konieczne, aby zrozumieć, co odbyło się w Paryżu, i w ogóle aby pojąć rzeczywistość. Spodziewam się, że w tym momencie część czytelników zaprzestanie dalszej lektury, uważając autora za dziwaka, oszołoma i religijnego fanatyka. Lepiej będzie dla takich, aby nie czytali dalej, w trosce o ich dobrostan psychiczny. Apeluję więc do lekkoduchów – jeśli nie chcecie uznać, że istnieje rzeczywistość i walka duchowa, oraz że stwórcą świata i człowieka jest Bóg w Trójcy Jedyny, a człowiek powinien oddawać mu cześć, tedy nie czytajcie dalej, bo możecie się zaniepokoić, a być może nawet nawrócić na chrześcijaństwo.

OTO WIĘC CZĘŚĆ TRZECIA.

Ceremonia w Paryżu była zupełnie inna od wcześniejszych podobnych. Zawsze było tak, że uroczystości takie odbywały się na stadionie, który jako obiekt kontynuuje tradycje antycznej Grecji. Ceremoniał olimpijski został określony: parada sportowców, występujących w barwach narodowych, pod flagami swoich państw; przysięga olimpijska, zobowiązująca wszystkich do uczciwej walki do zwycięstwa, przy czym zwycięstwem jest nie tyle pokonanie przeciwników, ile swoich słabości, i poprzez doskonalenie ciała, wzniesienie ducha; wciągnięcie na maszt flagi olimpijskiej i zapalenie znicza. Do tego celu używana jest pochodnia, zapalana na stadionie w greckiej Olimpii od promieni słonecznych. Stamtąd sztafeta sportowców przekazuje ten sam ogień aż do znicza, znajdującego się na stadionie, będącym centrum każdych igrzysk. Istotne jest, aby był to wciąż ten sam ogień, który jest przenoszony jawnie, to bowiem zapewnia sukcesję olimpijską i łączność z tradycją wszystkich poprzednich pokoleń. W centrum wszystkich dotychczasowych igrzysk znajdował się więc znicz, symbolizujący tradycyjną sukcesję olimpijską, oraz sportowcy – współcześni herosi, wybrani z najlepszych, aby zmagać się ze sobą i miedzy sobą o laury. Dotychczas wszystkie ceremonie były jedynie dodatkami do zawodów, odbywały się w jednym miejscu – na stadionie, gdzie wszyscy mogli dokładnie obserwować, co się dzieje. Każdy wiedział, w czym bierze udział i na co patrzy.

ENCHANTE – ZACZAROWANIE WIDZÓW

Paryscy organizatorzy postanowili jednak coś zgoła innego. Całkowicie przełamali tradycje, zarówno antyczne, jak i nowożytne. Już pierwsza sekwencja – aktor komediowy, konsekwentnie trzymający rękę w kieszeni, aby pokazać brak szacunku reżyserów dla olimpijskiej idei i europejskiej tradycji. Poza tym momentem, stadion ani żaden obiekt sportowy nie został wykorzystany. Pochodnia z ogniem olimpijskim przez większość czasu była niesiona przez nieznaną, zamaskowaną postać. Ogień co pewien czas znikał z widoku, by pojawić się znów znienacka, nie wiemy więc, czy wciąż był to ten sam płomień, przyniesiony z Olimpii. Mamy raczej podstawy mniemać, że ciągłość ognia została przerwana, co oznaczałoby zerwanie sukcesji olimpijskiej. Spektakl był rozprowadzony na dużym obszarze centrum Paryża, tak, że nikt z obecnych nie mógł widzieć wszystkiego. To widzieli tylko widzowie przed ekranami, było to więc przedstawienie typowo telewizyjne. Transmisja została zmontowana z dwóch rodzajów przekazu: akcji w czasie rzeczywistym i materiałów, przygotowanych wcześniej. Całość została starannie zaplanowana, a scenariusz utrzymywany w tajemnicy. Widzowie na miejscu i przed ekranami, sportowcy i członkowie ekip – nie wiedzieli, co ich spotka.

W poprzednich olimpiadach rządy państw, organizujących igrzyska zawsze chciały pokazać się jak najlepiej i wykorzystywały te okazje do swoich celów politycznych. Nie odważali się jednak odsunąć w cień samego sportu i sportowców. Tu właśnie to nastąpiło. Sportowcy, zaproszeni goście, widzowie na miejscu i zdalni – wszyscy stali się elementem spektaklu, którego cele były pozasportowe, metapolityczne i ezoteryczne, czyli niejawne. Sport, sportowcy, idea olimpijska i same Igrzyska zostały wykorzystane instrumentalnie i cynicznie przez organizatorów do swoich własnych celów.

OPERA ANTYKULTURY

Organizatorzy zaangażowali wielu artystów, względnie osób, tak nazywanych, należy więc postrzegać widowisko nie jako przedsięwzięcie sportowe lub protokolarne, lecz artystyczne, którego ramy wyznacza perfomans, czerpiący głęboko z sytuacjonizmu i akcjonizmu wiedeńskiego. Następuje tu całkowite zerwanie ze wszystkimi tradycjami, zmieniając nie tylko formę, ale przede wszystkim cel sztuki. Nie jest on już artystyczny, lecz polityczny, zmierzając do przeprowadzenia głębokiej zmiany społecznej. Elementem performansu może być każdy przedmiot, obiekt, sytuacja, miejsce, pojęcie, człowiek. Zaciera się podział na twórców i odbiorców sztuki. Każdy odbiorca sam staje się twórcą, a zarazem tworzywem. Wszystko traktuje się jako sytuację artystyczną, a właściwym dziełem jest społeczeństwo, które staje się plastyczne i podatne na performacje, czyli przemiany. Najpierw dokonuje się deformacji, czyli zburzenia dotychczasowej formy poprzez rozrywanie, zgniatanie i wymieszanie, a potem reformacji, czyli ulepienia formy nowej.

Tak właśnie postąpili twórcy paryskiego widowiska. Wszyscy uczestnicy – sportowcy, goście, widzowie, artyści, personel techniczny – stali się uczestnikami ogromnego performansu, oglądanego przez cały świat. Każdy uczestnik wiedział tylko to, co miał wiedzieć, i widział tylko to, co miał przed oczami. Wiedzę o scenariuszu mieli tylko jego reżyserowie techniczni, a o celach – gnostycy, czyli reżyserowie ideowi. Paryski performans jest więc dziełem stricte antykulturowym, i to w dwóch aspektach – ze względu na formę, i ze względu na treść.

LIBERTE – WOLNOŚĆ REWOLUCJI

Performans miał kilka dominant politycznych. Mimo tego, że olimpiada jednoczy cały świat, silnie akcentowano symbole Republiki Francuskiej, w postaci trójkolorowych barw i Marsylianki. Osnową spektaklu stały się też fakty, artefakty i osoby, ściśle związane z historią Francji. Pod koniec pojawiła się jednak druga dominanta – symbolika Unii Europejskiej. Należy to odczytywać jako silne powiązanie rządu francuskiego z tą organizacją. W trakcie opętańczego tańca zbiorowego na łodzi – platformie cała podłoga stała się flagą UE, a z głośników dobiegał szlagier zespołu Europe „The Final Countdown” – „Ostateczne odliczanie”. Należy to tak rozumieć, że trwa właśnie ostateczne odliczanie do przemiany Unii Europejskiej w superpaństwo, i taka zapewne była intencja reżyserów. Można to jednak zrozumieć inaczej – trwa właśnie ostateczne odliczanie, na końcu którego Europa stanie się Unią. Na koniec popisów tanecznych platforma stała się cała czerwona jak krew, wszyscy tancerze po kolei upadli jak martwi, i wtedy zapanował ciemność. Takie zapewne są intencje Bestii wobec Europejczyków.

Scenariusz ceremonii opowiedział krótką historię Francji. Głównym jej momentem była Rewolucja, zarówno Lipcowa, jak i Wielka. Oznacza to, że miedzy wszystkimi rewolucjami istnieje więź, że jest to właściwie wciąż ta sama Rewolucja. To, co było przed, zostało przedstawione jako zaledwie wstęp do Rewolucji i porządek, który należy zniszczyć. Historia przedrewolucyjna to Katedra Notre Dame. Na jej iglicy znajduje się co prawda krzyż i relikwiarz, ale uwagę od nich odwraca uczepiony tuż pod krzyżem Quasimodo. Rozlegają się trzy uderzenia dzwonu – wezwanie na nabożeństwo. Nie jest to jednak msza chrześcijańska. Rozpętuje się Rewolucja, walczące postaci na barykadach, wściekłe kobiety – bachantki Rewolucji, a potem ukazuje się Pałac Conciergerie. Przez pewien czas był to pałac królewski, potem służył jako więzienie. Wielu ludzi odbyło stamtąd tylko jedną drogę – na gilotynę, miedzy innymi królowa Francji Maria Antonina. Pałac i makabryczne postaci kobiece z uciętymi głowami symbolizują stary porządek, który należy zniszczyć. Performacja, czyli przemiana społeczna, przez Rewolucję, czyli deformację wszystkiego – ogień, zniszczenie, obcięte głowy i wodospad krwi. Ujrzeliśmy właśnie to. Dzisiejsza Francja jest więc skutkiem reformacji – nadania społeczeństwu nowej formy w wyniku deformacji, czyli Rewolucji. Na tym polegają wartości republikańskie, tym tak bardzo chlubi się prezydent Macron. Zarazem te same wartości są podstawą Unii Europejskiej. Tak więc dzisiejsza, republikańska Francja nie jest tą samą Francją, którą była przed Rewolucją, najstarszą córą Kościoła. Jest Wolnością mordu, pożogi i profanacji, jest Anty-Francją, dziełem oszalałych, pijanych krwią sankiulotów i sankiulotek, uwolnionych od Bożego porządku, oddających się szalonym żądzom, obcinających głowy, palących własny świat. Tak samo Europa, której Unia odlicza jej koniec, odurzona szaleńczo – opętańczym pląsem. Tak, jak republikańska, rewolucyjna Francja jest Anty-Francją, tak samo zjednoczona, rewolucyjna Europa jest Anty-Europą. Rewolucja nie jest faktem z dawnej historii, wciąż trwa, ukryci i jawni reżyserzy tworzą plany, trwa ostateczne odliczanie wśród dzikiej zabawy, na którą spaść ma wodospad krwi, a na końcu – zapanować ciemność. Oto plany Bestii dla Europy i w ogóle świata białego człowieka, wyraźnie ujawnione w Paryżu.

LIBERTE – WOLNOŚĆ CHUCI

Republikańska, rewolucyjna Wolność ma też drugą odsłonę. Ta pierwsza, Wolność Rewolucji jest wolnością mordu i pożogi, ta druga ma wymiar indywidualny, będąc Wolnością seksualnej chuci. Nowi Europejczycy o pozaeuropejskim pochodzeniu biorą z przebogatej spuścizny kultury tego miejsca wyłącznie wątki antykulturowe. Spośród wielości głębokich, wysublimowanych treści neoeuropejczycy – neoczytelnicy wynajdują tylko to, co ich interesuje – trójkątne poliamoryczne spółkowanie w garsonierze. Fantazyjne, arlekinowe stroje w wielobarwne serca zdradzają ich życiowy cel – miłość, rozumianą jedynie jako zaspokajanie pożądania. Gdy znajdą możliwość realizacji zachcianek, cała wiedza, zgromadzona przez wieki, nawet ta antykulturowa staje się im zbędna, mogą więc potraktować ją jak rozkapryszone dzieci chwilowe zabawki i porzucić na rzecz czystego egzystencjalizmu – filozofii fizjologii i chuci. Podobnie postaci na sztycach na moście kierują się tymi samymi celami – miłością, podkreśloną wielkim czerwonym sercem na niebie. Tak samo jednak, jak dzisiejsza Francja jest Anty-Francją, tak dzisiejsza miłość jest antymiłością. Samotne postaci na sztycach, powiewające wielkimi flagami chuci same są chorągwiami w ręku tych, którzy potrafią sterować pożądaniami i warunkami ich zaspokajania. Samotny mężczyzna, wiszący na linie nad przepaścią wciąga kobietę, teraz będą wisieć razem. Na końcu wszyscy podążają tłumnym korowodem w kierunku fizjologicznej orgii, a pochód zamyka dwóch mężczyzn, trzymających się za ręce. Triumf miłości – własnej.

EGALITE – RÓWNOŚĆ WSZYSTKIEGO

Wszystkie tradycyjne porządki zakładają jakąś naturalna hierarchię społeczną, opartą na fundamentalnej, prastarej zasadzie – głupsi słuchają mądrzejszych. Ponieważ tych drugich jest daleko mniej, niż tych pierwszych, dlatego do rządzenia wyłania się najbardziej uzdolnionych do tego. Nie może więc być równości, a to narzuca dalsze konsekwencje, które powodują, że w każdym społeczeństwie są różne grupy – jedni lepsi są w czymś, na przykład w rzemiośle wojskowym, a inni – w czymś innym, na przykład w rapie; jedni lepsi są w obronie granic, a drugie – w rodzeniu i wychowywaniu dzieci. Jest też wyraźna hierarchia grup. O ile można porównać zadania mężczyzn, pracujących nad materią i walczących w obronie kraju z zadaniami kobiet, rodzących i wychowujących dzieci, o tyle ranga raperów i obrońców nie jest równa.

Rewolucja jednak zrównuje wszystko i w fazie deformacji niszczy wszystkie naturalne porządki i hierarchie społeczne, nazywając to równością. Jest to jednak zawsze etap przejściowy, potem zawsze następuje reformacja, czyli nowy porządek, i nowe hierarchie. Ozłocone kolorowe raperki mogą więc rozkazywać wojownikom tylko do czasu – na tym etapie Rewolucji, dopóki wszyscy równo nie zostaną przycięci przez gilotynę, lub zapędzeni do równościowego kieratu.

FRATERNITE – BRATERSTWO MINIONKÓW

Są to nie byle jakie postaci. Pomimo kształtu tiktaków i debilnego zachowania mają swoje konsekwentne pragnienia. Żyją na Ziemi od czasów kredy, są więc najstarszym inteligentnym gatunkiem. Zawsze pragnęły służyć złu, i zawsze poszukiwały największego i najpotężniejszego złoczyńcy, któremu będą wiernie służyć jako swojemu panu. Po angielsku minion to sługa. Niestety, mają taką właściwość, że tak bardzo pragną uczcić swojego pana, że zawsze doprowadzają do jego upadku i zguby. Wciąż poszukują więc zła idealnego.

Te milusińskie postaci nie powinny być traktowane tylko jako zabawne stworki z kreskówki, ale również jako figura. Z jednaj strony bowiem Minionki odpowiadają charakterowi Bestii – odwieczne pragnienie zła i służenia najgorszemu panu. W tym kontekście wielce przypominają masonerię. Z drugiej strony są one prefiguracją ofiar Bestii – ludzkości, a szczególnie białych ludzi. Ogłupieni, poprzez procesy celowej debilizacji, doprowadzeni do tego, że sami niszczą swoją kulturę i podstawy swojego bytu, urobieni na nieświadome sługi gnostyków. Sprzeczność tą daje się pogodzić dzięki heglowskiej dialektyce. Tezą jest minionkowatość Bestii, antytezą – ta sama cecha białych ludzi. Syntezą jest zamiana białych homo sapiens na homo debilis, którzy uwielbiają zło, oraz podporządkowują się Bestii w wyznaczaniu celów. Bez kierowania rozwalają swój świat, dlatego wciąż muszą być pod opieką demokracji liberalnej i państwa opiekuńczego. Bestia natomiast sama jest sługą diabła, bo w niego wierzy. Ludzie, wykazujący myślenie talmudyczne często postępują w ten sposób, że swoje własne grzechy przekazują swoim ofiarom poprzez przykład i naukę. Ich ofiary zaczynają same tak żyć, a wtedy sprawcy tych zachowań, którzy ich tego nauczyli zaczynają oskarżać swoje ofiary o swoje własne grzechy.

Minionki pojawiają się jako animacja, wmontowana w performans. W swoim Nautilusie (co za drwina z Kapitana Nemo) urządzają olimpiadę. Są jednak tak bezmyślne, że topią swój okręt, czyli sami niszczą swój świat. Tak właśnie postępują dziś biali ludzie, którzy odrzucili swoją kulturę, wiarę, moralność i naród. Ich kraje toną jak okręt Minionków. Zanim podziurawią burty okładają pięściami tych, którzy im służą, bez których niemożliwy jest porządek społeczny. Tym właśnie są ataki liberolewicy na żołnierzy, broniących granic. Tym samym też jest wściekła nienawiść dużej części białych ludzi do chrześcijaństwa i Kościoła. Z kolei zapamiętałość Minionków do stosowania sztucznego oddychania do wszystkiego przypomina działania służb zdrowia w krajach, ogarniętych niedawną pandemią. Przez pewien czas każdy przypadek dolegliwości dróg oddechowych traktowano respiratorem, a potem każdą chorobę postanowiono wyleczyć szczepionką szczęścia. Tak właśnie zachowują się współcześni ludzie, którzy znaleźli się pod wpływem gnostyków, a przez lenistwo, głupotę i wygodę nie chcą zrozumieć, w czym tkwią, odrzucić poglądy i zachowania, podsunięte przez Bestię i wrócić do chrześcijaństwa.

Minionki okazują się na tyle cwane, że kradną Giocondę z Luwru, lecz zarazem są tak głupie, że tracą to w katastrofie swojego świata, do której sami doprowadzili, i nawet nie potrafią docenić tego, co odrzucili, pozostawiając swoja kulturę, symbolizowaną przez obraz na pastwę fal. Rozwalają wszystko, co mają, i jeszcze się z tego cieszą. Oto dzisiejszy świat pochrześcijański.

Ciąg dalszy nastąpi.

Ceremonia otwarcia igrzysk. Analiza, cz. II: wściekłość gilotyny

Ceremonia, czy raczej rytuał otwarcia Igrzysk XXXIII Olimpiady w Paryżu w 2024 przeszła już do historii. Teraz czas na analizy i refleksje. Można być pewnym, że znaczenie tego spektaklu jest dużo większe, niż się wydaje, a jego skutki będą doniosłe.

Druga część opisu wydarzeń, na zasadzie stenogramu. Należy koniecznie przeczytać część I. Wyjaśnianie znaczeń zacznie się od części III.

Właściwy adres to

Proszę przeczytać część I:

https://www.dakowski.pl/rytual-otwarcia-igrzysk-analiza-cz-i-ca-ira-bartosz-kopczynski/

Oto więc część druga.

Pojawiają się pływające platformy, ozdobione ornamentami nawiązującymi do francuskiej sztuki ogrodniczej, z których tryskają rzymskie ognie. Pojawia się nowe hasło:

SPORTIVITE.

Na platformach ludzie w białych strojach stylizowanych na historyczne wykonują choreografię, łączącą balet, gimnastykę artystyczną, break-dance i sporty uliczne. Na jednej z platform pojawia się Jakub Józef Orliński, wybitny polski kontratenor światowej sławy. Wykonuje arię a opery „Les indes galantes” Jean-Philippe Rameau.

Zaczyna się zmierzchać. Na jednej z kolejnych platform pojawia się Rim’K, czyli Abdelkarim Brahmi-Benalla, ciemnoskóry raper pochodzenia algiersko – kabylskiego.

Jest prawie połowa programu. Docieramy do stalowego mostu, na cześć napoleońskiego generała zwanego Passerelle Debilly. Właściwie jest to kładka dla pieszych o solidnej, łukowej konstrukcji, rzęsiście oświetlonej. Rozbrzmiewa piosenka z 1976 r. France Gall i Michela Berger „Ca balance pas mal a Paris” (całkiem nieźle buja w Paryżu). Opowiada o przewadze Paryża nad kulturą amerykańską. Na moście ustawiono długi i szeroki stół, będący jednocześnie wybiegiem modowym. Przy stole rozstawiono grupę około 20 osób, tak, że przypominają fresk Leonardo da Vinci „Ostatnia wieczerza” z Mediolanu. W samym centrum nad przenośnym pulpitem DJ siedzi mocno otyła kobieta, Leslie Barbara Butch, francuska didżejka pochodzenia żydowsko – marokańskiego, queerowa lesbijka. Ręce układa przed sobą w serduszko, na głowie ma jakby koronę, która przypomina częste wyobrażenie Hostii z odchodzącymi od niej promieniami. Pozostałe osoby są w większości transwestytami, transseksualistami, Drag Queen, względnie reprezentują inne grupy mniejszościowe. Między nimi jest też dziecko – dziewczynka około 10-letnia. Poruszają się zmysłowo jakby w zwolnionym tempie. Pojawia się nowe hasło:

FESTIVITE.

Słowo to oznacza uroczystości, świętowanie, zabawy, ale też gody. Rozpoczyna się parada i pokaz mody. Różnorodne postaci chodzą w pętli, między nimi łysy mężczyzna w sukience, mężczyzna w baletkach oraz osoba, wyglądająca jak kobieta, ale z brodą. Niektóre z zastosowanych utworów:

  • „Andy” grupy pop-rockowej „Les Rita Mitsuoko” z lat 80-tych. Piosenka, zarówno w warstwie muzycznej, jak i wizualnej kolorowa, dzika, nawiązująca do seksu,
  • „DJ” autorstwa Diam’s, raperki cypryjskiego pochodzenia, właściwie Melanie Georgiades. Niegdyś wielce popularna, po przejściu na islam w 2008 r. wycofała się z czynnej kariery muzycznej. Utwór traktuje o rywalizacji dwóch kobiet w klubie o mężczyznę;
  • „Histoire d’1 soir” (historia jednego wieczoru) Bibi Flash, o klubowym życiu, lata 80-te;
  • „Spacer” grupy „Sheila and the Black Devotion”, o uwodzeniu, lata 80-te;
  • „Lady” (Hear Me Tonight), grupa Modjo, o romansie, 2000 r.;
  • „Intro” – Alan Braxe & Fred Falke, 2000 r.

Pozostałe utwory utrzymywały się w klubowo – dyskotekowej atmosferze.

Parada – pokaz trwa około 30 minut. Na wybiegu pojawia się asasyn z pochodnią i wykonuje szaleńczy taniec, posuwając się do przeciwległego końca. Pojawia się migawka z wyspy Tahiti, gdzie rozgrywana jest część konkurencji. Do mostu Passerelle Debilly dociera ostatni statek atletów – reprezentacja Francji. Panuje już ciemność. Most mieni się w trzech kolorach flagi francuskiej.

Nadpływa łódź – platforma taneczna z grupą kilkunastu osób na pokładzie. Rozbrzmiewa instrumentalna wersja przeboju „The Final Countdown” (ostatnie odliczanie) zespołu Europe. Na pokładzie łodzi – platformy wyświetlane jest logo Unii Europejskiej, wypełniające całą powierzchnię pokładu. Na ekranach telewizorów widać również unijne gwiazdy, okrążające Wieżę Eiffla. Na łodzi – platformie zaczyna się pokaz taneczny różnokolorowych postaci.

Istotny jest utwór, który pojawia się, gdy postaci zaczynają pląsy, a pokład wciąż jest logo Unii Europejskiej. To słynny imprezowy kawałek włoskiej wokalistki Gali Rizzatto „Freed from Desire” (wolni od pragnień). Treść utworu można streścić następująco:

„moja miłość nie ma pieniędzy, władzy i sławy, ale ma swoje silne przekonania. Wszyscy chcą więcej i więcej wolności i miłości, i tego właśnie szukają. Uwolnione od pragnień i oczyszczone umysł i zmysły”.

Poza tym dużo na-na-na.

Na ekranach pojawia się dewiza Unii Europejskiej – „Unie dans la diversite” (zjednoczeni w różnorodności), na tle mostu Passerelle Debilly. Na wybiegu produkuje się solo osoba, wyglądająca jak kobieta, ale z brodą, między innymi na czworakach. Równocześnie trwa taniec na platformie, pływającej obok mostu. Na moście pojawia się mężczyzna – baletnica. Pozostali uczestnicy wcześniejszego pokazu siedzą wzdłuż wybiegu i wykonują frenetyczne ruchy.

Wchodzi kolejny utwór, tym razem niemieckiego rapera Da Hool „Meet her at the Love Parade” z 1997 r. Warto znać przesłanie, skierowane do mężczyzny, aby zostawił kobietę, którą kocha, by pozwolił jej odejść, bo tylko wtedy będzie wiedział, że ją kocha. Powinien więc ją zostawić i spotykać jedynie na paradzie miłości.

Pod mostem przepływa łódź – platforma taneczna i zatrzymuje się. Na moście kolejne postaci z wcześniejszego pokazu wchodzą na wybieg i wykonują szaleńcze wygibasy taneczne. W końcu wchodzą wszyscy i tworzą jedną grupę, w której znajdują się też dzieci. Wszyscy wykonują wyuzdany pląs.

Słychać utwór „Desenchantee” Mylene Farmer z 1991 r. Warto zwrócić uwagę na fragment:

„Jeśli muszę spaść z wysoka, niech mój upadek będzie powolny. Znalazłam spokój tylko w obojętności. Chciałabym odnaleźć niewinność, ale nic nie ma sensu i nic nie wychodzi. Wszystko jest chaosem z boku, wszystkie moje ideały: słowa – zniszczone. Szukam duszy, która będzie mogła mi pomóc. Jestem z pokolenia pozbawionego złudzeń”.

Grupy na moście i łodzi – platformie tańczą wesoło.

Na moście Passerelle Debilly, na wybiegu pojawia się wielka taca, nakryta srebrzystą półsferyczną pokrywą, która wędruje w górę i odkrywa wnętrze. Taca pokryta jest kwiatami i owocami, ułożonymi kolorystycznie – od fioletu, przez czerwony i żółty do zielonego. Na tacy, otoczony kwiatami i owocami w pozycji półleżącej spoczywa brodaty mężczyzna w samych majtkach, pomalowany na błękit ze złotym brokatem, broda na złoto. Na głowie ma wieniec z winogron w kolorze czerwonym (nienaturalnym). Obok niego leży talerz z przedmiotem, przypominającym zielony ser z dziurami. W powiązaniu z kolorem postaci budzi to skojarzenie lunarne. Jest to Philippe Katerine, kompozytor, reżyser i aktor. Śpiewa swoją piosenkę „Nu”.

Tekst opiewa nagość – wszyscy rodzimy się nadzy, każdy pod ubraniem jest nagi, szczupli i grubi są nadzy. Gdyby wszyscy pozostali nadzy, nie byłoby wojen, bo nie dałoby się ukryć broni. Jak ludzie będą nadzy, nie będzie bogatych i biednych. Żyjmy tak, jak się urodziliśmy, jak zwierzęta, które nie robią zbyt dużo. Pod płaszczami jesteśmy zbyt podobni do małp. Ubiory to po prostu śmieci, czynią z nas pelikany w kapeluszach. Ludzie są braćmi i siostrami, gdy są nadzy. Po prostu nago.

Pojawia się kolejne hasło:

OBSCURITE.

Oznacza to ciemność. Ludzie na łodzi – platformie tańczą jak w transie, na przemian wiją się w szale i zastygają jak zombie. Podświetlana podłoga platforma zmienia kolory: czarno – biały zmienia się w czerwony. Tańczące postaci po kolei upadają do ostatniego. Wszyscy leżą na czerwonym tle, i wtedy na platformie zapada ciemność.

Na Sekwanie pojawia się kolejna płynąca platforma, przypominająca pofałdowaną wulkaniczną powierzchnię, w której jarzą się białe punkty świetlne. Na platformie znajduje się śpiewaczka i fortepian z akompaniatorem. Fortepian zaczyna płonąć, pianistę od płomieni osłania przezroczysta osłona. Śpiewaczka Juliette Armanet wykonuje swoją wersję songu „Imagine” Lennona.

Tekst wszyscy powinni znać, ale przypomnę, że jest to marzenie o świecie bez nieba, religii, krajów, własności, w którym wszyscy żyją w pokoju dniem dzisiejszym. Marzenie polega też na tym, że każdy się do tego przyłączy, i świat będzie żył jako jeden. Sam Lennon mówił, że jest to manifest komunistyczny. W tym momencie nasz komentator, Przemysław Babiarz na antenie TVP wypowiedział znamienne słowa, że to, co wszyscy teraz słyszą to niestety jest wizja komunizmu, a on sam ma nadzieję, że jednak państwa suwerenne przetrwają. Wyciągnięto wobec niego konsekwencje. Został zawieszony przez władze TVP za podważanie idei pokoju, tolerancji i braterstwa.

Na ekranach pojawiają się napisy: „We stand and call for peace” oraz „Ensemble, unis por la paix” (stoimy i wołamy o pokój, razem zjednoczeni dla pokoju).

Na ekranach pojawia się nowa postać, siedząca w pustej przestrzeni na końcu podłużnej ławki. Za plecami postaci spoczywa olimpijska flaga, częściowo na ławce, częściowo na podłodze. Brzmi mroczna muzyka. Postać ma na sobie kostium w kształcie czarno – srebrnej zbroi, na głowie kaptur, twarz niewidoczna. Postać dopina pasy, zarzuca sobie flagę jako pelerynę i rusza w mrok.

Pojawia się nowe hasło:

SOLIDARITE.

Na ekranach ponownie Sekwana. Z ciemności wyłania się zakapturzona postać, siedząca na mechanicznym srebrzystym koniu. Koń umieszczony jest na niskiej platformie, holowanej przez motorówkę. Po bokach platformy dwa reflektory oświetlają jeźdźca i konia. Jeździec ma u ramion olimpijską flagę jako pelerynę, którą unosi pęd. Brzmi mroczna, dynamiczna, niepokojąca muzyka. Koń wygląda bardziej jak upiorny szkielet, porusza nogami i głową jakby biegł po powierzchni wody. Organizatorzy twierdzą, że zakapturzony jeździec na stalowym szkielecie konia symbolizuje ducha olimpijskiego, Przebąkiwano też o Joannie d’Arc. Bardziej jednak postać ta przypomina renesansowe wyobrażenia śmierci, jeźdźca apokalipsy lub Nazgula – upiór pierścienia. Gdy przepływa pod jednym z mostów, rozbłyska neon przedstawiający skrzydła, które mogą być zarówno anielskie, jak i diabelskie. Na ekranach migają fotosy i fragmenty nagrań z historii olimpiad. Obrazy zmieniają się szybko. Pomiędzy rywalizację i triumfy sportowców wmieszane są specjalnie wybrane zbliżenia, na których sportowcy tej samej płci gratulują sobie. Wygląda to jak sugestia zbieżności idei olimpijskich z LGBT.

W tym samym czasie chorążowie reprezentacji olimpijskich przechodzą w paradzie, prezentując flagi swoich państw. Ustawiają się wzdłuż Pont d’Iena, po dwóch stronach, tworząc szpaler. Jeździec na stalowym koniu mknie po Sekwanie. Nagle następuje przeskok, i widzimy takiego samego jeźdźca na żywym, białym koniu, jadącego wzdłuż Pont d’Iena. Nie jest to ta sama osoba, jeździec na stalowym wierzchowcu miał rękawice czarne, ten na żywym nosi białe. Za jego plecami znajduje się Wieża Eiffla, na wieży rozbłyskuje neon w kształcie skrzydeł. Wygląda to tak, jakby jeździec dostał skrzydeł. Jego peleryną jest flaga olimpijska. Za jeźdźcem ruszają chorążowie, przed nim jedzie eskorta dwóch oficerów Gwardii Republikańskiej na gniadych koniach. Orszak przejeżdża przez Place de Varsovie i dociera do Parc des Champions. Gwardziści salutują szablami, jeździec zatrzymuje się przed człowiekiem, trzymającym złożoną flagę, zsiada z konia, odbiera flagę i idzie w kierunku Ogrodów Trocadero. Znajduje się tam wysoki, podłużny podest w kształcie Wieży Eiffla, na który wchodzi się po schodach. Jeździec wchodzi i podąża dalej w kierunku trybuny honorowej, na której zasiadają oficjele. Pomiędzy podestem a trybuną honorową umieszczono kanał orkiestrowy, powyżej zbudowano schody, na których umieszczono chór. Słychać odgłosy bębnów w japońskim stylu. Jeździec idzie lewą odnogą podestu. Widać wyraźnie jego kostium, stylizowany na srebrną zbroję, srebrny kaptur i zakrytą twarz. Dociera do masztu flagowego, pod którym stoi poczet flagowy, złożony z czterech oficerów francuskich sił zbrojnych – dwóch lądowych i dwóch marynarki – czarnoskórego i kobiety. Maszt stoi obok rzeźby, przedstawiającej głowę byka z wielkimi rogami. Jeździec wręcza flagę czarnoskóremu oficerowi i odchodzi. Poczet flagowy przypina flagę do linki i wciąga na maszt. Flaga zawieszona jest odwrotnie. Rozbrzmiewa oficjalny hymn olimpijski.

Pojawia się kolejne hasło:

SOLENNITE.

Podniośle, uroczyście. Rozpoczynają się oficjalne przemówienia. Pierwszy zabiera głos Tony Estanguet, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Igrzysk. Mówi o historii nowożytnych olimpiad, o sporcie, sportowcach, wolontariuszach, rywalizacji, dumie. Po nim głos zabiera Thomas bach, prezes MKOl. Mówi m.in. o tym, ze są to pierwsze igrzyska, gdzie jest pełna równość płci. Mówił o ludzkości zjednoczonej w różnorodności, o wspólnym życiu całej ludzkości jako jednego żywego organizmu. Następnie prezydent Macron powiedział jedno krótkie zdanie – że Igrzyska XXXIII Olimpiady są otwarte. Słychać gwizdy z tłumu. Następnie chorążowie reprezentacji Francji złożyli przysięgę olimpijską, w imieniu wszystkich sportowców, między innymi na równość i inkluzywność, przeciw dyskryminacji.

Na podest wchodzi Zinedine Zidane. Otwiera się zapadnia pośrodku podestu i wysuwa się z niej asasyn z pochodnią, jak spod ziemi, i wręcza ją Zizou. Na podest wstępuje tenisista Rafael Nadal i przejmuje pochodnię. Na Trocadero przygasa oświetlenie, rozpoczyna się pokaz świateł z Wieżą Eiffla w centrum. Rafael Nadal wchodzi z pochodnią do motorówki, w której są już inni sportowcy – Serena Williams, Carl Lewis, Nadia Comaneci. Motorówka płynie Sekwaną, przybija do brzegu. Ogień z pochodni przekazany do kolejnej pochodni, dzierżonej przez tenisistkę Amelie Mauresmo. Biegnie do Luwru, przekazuje pochodnię kolejnemu sportowcowi, i odtąd każdy nosiciel ognia po jego przekazaniu dołącza do następnego, współtworząc rosnącą grupę. Na tle piramidy w Luwrze pojawia się kolejne hasło:

ETERNITE.

Przy piramidzie czeka trójka sportowców. Pochodnia przekazana, grupa biegnie dalej, w tym dwójka paraolimpijczyków. Grupa zwalnia i nie biegnie, lecz idzie. Co chwilę dołączają kolejni olimpijczycy. Pochodnia trafia do stuletniego Charles Coste, kolarza torowego, najstarszego żyjącego olimpijczyka francuskiego, poruszającego się na wózku, lecz wciąż czynnego. Od jego pochodni odpalają swoje sportsmeni, którzy podpalą znicz olimpijski – sprinterka Marie – Jose Perec i judoka Teddy Riner, obydwoje pochodzący z Gwadelupy.

Znicz Igrzysk XXIII Olimpiady ma kształt okrągłej platformy, podczepionej pod kulisty balon. Został umieszczony pośrodku okrągłego basenu w ogrodach Tuileries. Do znicza prowadzi kładka nad basenem. Sportsmeni przykładają pochodnie do platformy, która zaczyna płonąć na całym obwodzie. Balon z płonącą platformą unosi się. Na Wieży Eiffla odbywa się ostatni występ spektaklu – piosenkę Edith Piaf „L’hymne a l’amour” wykonuje Celine Dion. Na ekranie pojawia się tekst: „reunir celles et ceux qui s’aiment” (zjednoczenie tych, którzy się kochają). Na tym zakończyła się ceremonia otwarcia Igrzysk XXXIII Olimpiady w Paryżu w 2024 r.

Twórcą tego niezwykłego widowiska jest pan Thomas Jolly, aktor i impresario żydowskiego pochodzenia i homoseksualnej orientacji.

Większa część przedsięwzięcia odbywała się w strugach rzęsistego, acz jednostajnego deszczu.

Tyle opis wydarzeń. W następnej części przejdę do omówienia symboliki i ukrytych znaczeń.

Ciąg dalszy nastąpi.