Żeby było w Polsce git
Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!” • 25 listopada 2025 michalkiewicz
„Jeszcze będzie w Polsce git – z polską szlachtą polski Żyd!” – takie proroctwa wspierały Stanisława Szczukę, który bardzo nie lubił, kiedy nazywałem go „mecenasem”. Zapytałem go tedy, jak powinienem się do niego zwracać – a on na to, że tak, jak to jest przyjęte: „panie bracie”. Odpowiedziałem, że ja się tak do niego zwracać nie mogę, bo jestem pochodzenia plebejskiego, a nie szlacheckiego – na co Stanisław Szczuka machnął lekceważąco ręką i powiedział: a co tam pan brat wie!
Wspominam o tym akurat w Święto Niepodległości, które dlaczegoś obchodzimy 11 listopada, chociaż tego dnia nic szczególnego z punktu widzenia niepodległości się nie stało. Tego dnia Rada Regencyjna to znaczy – książę Lubomirski, kardynał Kakowski i Józef Ostrowski powierzyła przybyłemu dzień wcześniej do Warszawy z Magdeburga Józefowi Piłsudskiemu, dowództwo nad wojskiem, a wkrótce – kierownictwo całego państwa, jako jego Naczelnikowi. Skoro Rada Regencyjna powierzyła Józefowi Piłsudskiemu dowództwo nad wojskiem, to znaczy, że to wojsko już było, podobnie jak i państwo, to znaczy – aparat administracyjny, skarbowy, policyjny, sądowy – itp.
Józef Piłsudski tego wszystkiego nie stworzył; przyszedł, można powiedzieć – na gotowe. A jednak to właśnie jego kreowano na „wskrzesiciela Polski”, a nie tych, którzy położyli pod niepodległość fundamenty – a co więcej – tę niepodległość proklamowali, tyle że miesiąc wcześniej, bo 7 października 1918 roku. Rada Regencyjna już wcześniej przestała słuchać niemieckich władz okupacyjnych, opierając zarówno swoje własne istnienie i swoją władzę, a także – niepodległość Polski – na podstawie listy amerykańskich celów wojennych, zwłaszcza słynnego „13 punktu” tej listy, przewidującego odtworzenie niepodległego państwa polskiego z dostępem do morza i gospodarką gwarantowaną traktatami. Umieszczenie tego punktu na liście amerykańskich celów wojennych zawdzięczamy też nie Józefowi Piłsudskiemu, tylko Ignacemu Paderewskiemu, który – dzięki osobistej znajomości z prezydentem Wilsonem – oddał Polsce tę przysługę. A jednak za wskrzesiciela Polski przyjęło się uważać Józefa Piłsudskiego tak samo, jak 71 lat później zasługę „obalenia komunizmu” przypisano Kukuńkowi, a co gorsza – on sam w to uwierzył, co stwarza niezamierzony efekt komiczny, wystawiając nasz naród na pośmiewisko.
Oczywiście ani Józefowi Piłsudskiemu, ani później – Kukuńkowi – nie udałoby się narzucić tej „legendy” („legenda” to elegancka nazwa historii zafałszowanej) bez gromady klakierów. Co z tego wszystkiego ci klakierzy mieli i wtedy i później – to sprawa osobna – chociaż przy innej okazji warto się i nad tym zatrzymać tym bardziej, że obecnie – gdy etap III Rzeczypospolitej właśnie na naszych oczach dobiega kresu, jako że nie tylko konstytuująca tę formę polskiej państwowości zasada: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych – bezpowrotnie legła w gruzach, ale na domiar złego – wojskowa i cywilna bezpieka, najwyraźniej wykonując polecenia niemieckiej BND – właśnie wypowiedziała posłuszeństwo panu prezydentowi Karolowi Nawrockiemu. Otwiera się zatem etap walki nie tyle może o władzę, co o to, kto będzie administrował Generalną Gubernią w ramach IV Rzeszy – bo wszystko wskazuje na to, że taki los wypadł nam, zwłaszcza gdy Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje przeforsuje nowelizację traktatu lizbońskiego, którą wcześniej rekomendował już Parlament Europejski. Jest to moment podobny do tego w połowie lat 80-tych, kiedy to bezpieczniacy zorientowali się, że Gorbaczow już nie będzie bronił do upadłego porządku jałtańskiego, tylko szykuje się do manewru „ucieczki do przodu” to znaczy – do zaproponowania
Amerykanom wspólnego ustanowienia nowego porządku politycznego w Europie. Na wieść o tym między bezpieką wojskową w Polsce a bezpieką „cywilną”, czyli SB rozgorzała wojna o to, kto będzie te wszystkie wynalazki wprowadzał w życie, uzyskując dzięki temu hegemonię – oczywiście w ramach stosunku wasalnego. Jak pamiętamy, wtedy wygrał wywiad wojskowy i jako WSI nadzorował przebieg transformacji ustrojowej, przy okazji werbując agenturę, przy pomocy której do dzisiaj kręci nie tylko całym państwem, ale całym życiem publicznym, wystawiając na polityczną scenę te swoje ekspozytury, które najlepiej odzwierciedlają kuratelę, pod jaką znajduje się aktualnie nasz nieszczęśliwy kraj.
Na tym tle chciałbym zwrócić uwagę na nową osobistość, jaka pojawiła się na portalu „Fronda”, reklamującym się, jako „poświęcony” – na tym etapie chyba Naczelnikowi Państwa Jarosławowi Kaczyńskiemu. Już wcześniej, to znaczy – kiedy ze ścisłego kierownictwa tego portalu odszedł obywatel redaktor Terlikowski Tomasz, przez Judenrat rzucony na inny odcinek frontu ideologicznego – pojawił się tam niejaki pan Mikołaj Susujew, który informuje czytelników w kwestii ukraińskiej i antyrosyjskiej. Przedstawia się on jako „Ukrainiec z Donbasu”, co brzmi podobnie, jak „Murzyn z Atlanty”, który oświecał czytelników pisma „Strażnica” w sprawie przyszłości świata zmierzającego ku katastrofie („Świat nasz zmierza ku katastrofie – jak powiedział pewien Murzyn z Atlanty”). Widocznie jednak zaufanie do „Ukraińców z Donbasu” zaczęło podlegać erozji, bo na łamach „Frondy” pojawiła się ostatnio inna postać w ruchu robotniczym, w osobie 55-letniego pana Włodzimierza Iszczuka, „ukraińskiego dziennikarza i publicysty polskiej narodowości”. Nie tylko „polskiej narodowości”, ale w dodatku naczelnego redaktora periodyku „Głos Polonii”, wydawanego przez Zjednoczenie Szlachty Polskiej – oczywiście na Ukrainie, no bo gdzieżby indziej? Wcześniej ostrogi publicystyczne zdobywał przy prezydencie Wiktorze Juszczence , probanderowskim bohaterze „pomarańczowej rewolucji”. No a teraz pan Iszczuk, jako „szlachcic polski” pod nadzorem ukraińskiego Sztabu Generalnego przestrzega tubylczych Polaków przed zagrożeniem, jakie niesie dla nich „putinowska Rosja”. Oczywiście Putin nad nikim osobiście nie stoi i nie sączy mu w uszy swego jadu, bo na jego usługach są „konfederuski” oraz „braunderowcy”. Nie tylko wysługują się Putinowi, ale w dodatku – wa właściwie nie „w dodatku”, tylko przede wszystkim – nie chcą słuchać Naczelnika Państwa, ani się dla niego poświęcać – co – jak wiadomo – jest obowiązkiem każdego „prawdziwego patrioty”. Skąd to wiadomo? Tego nie wiadomo – ale taka „legenda” obowiązuje.
W tej sytuacji wyjaśnienia wymagałyby tylko stosunki pana Iszczuka z Judenratem – no bo skoro reprezentuje on „polską szlachtę” to żeby było w Polsce git – musi się z takim szlachcicem spiknąć „polski Żyd”. Tak w profetycznym uniesieniu wołał Stanisław Szczuka, więc czegóż innego mielibyśmy się trzymać?
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.