Hunter [Biden] nadal pod gazem?[i to – na Ukrainie…]

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5122

Felieton  •  tygodnik „Najwyższy Czas!”  •  15 lutego 2022

25 lipca 2019 roku amerykański prezydent Donald Trump miał zwrócić się do ukraińskiego prezydenta Władymira Zełeńskiego, żeby w zamian za 400 mld dolarów pomocy dla Ukrainy, prezydent Zełeński pomógł w „prześwietleniu” interesów Huntera Bidena, syna Józia Bidena, który na Ukrainie wydobywa gaz. Prezydent Trump oficjalnie zaprzeczył, by wysuwał pod adresem prezydenta Zełeńskiego takie propozycje, jednak z zapisu 30-minutowej rozmowy, przygotowanego na podstawie notatek urzędników wynika, że wątek Huntera Bidena i jego ukraińskich biznesów był poruszany.

Nawiasem mówiąc, Hunter Biden prowadził interesy nie tylko na Ukrainie, ale również w Chinach. Tak w każdym razie pisał „New York Post” w roku 2020 – że prowadził on „lukratywne transakcje” z największą prywatną chińską firmą energetyczną.

Podobno Zuckerbergi próbowały zablokować rozprzestrzenianie tej informacji w mediach społecznościowych, co skrytykował Donald Trump. Z publikacji tej wynikało też, że Józio Biden, jako wiceprezydent USA, wymusił na ukraińskich dygnitarzach zwolnienie prokuratora Wiktora Szokina, który prowadził dochodzenie w sprawie biznesów Huntera Bidena w firmie „Burisma Holding. Prawnik Huntera Bidena uznał te rewelacje za „teorie spiskowe”, wymyślone i kolportowane przez Rudi Giulianiego. Ale z twardego dysku odczytanego w Delaware z komputera należącego do Bidenów wynikało, że wiceprezydent Józio Biden młotował prezydenta Poroszenkę, by usunął on Szokina ze stanowiska prokuratora generalnego, bo jak nie, to Ukraina nie dostanie miliarda dolarów. Po takiej poważnej zastawce Szokin został usunięty, więc miliard trafił do prezydenta Poroszenki, który już tam z pewnością wiedział, jaki z niego zrobić użytek.

Nawiasem mówiąc, związki z firmą „Burisma” miał też Aleksander Kwaśniewski, który Hunterowi Bidenowi wystawił prawdziwą laurkę, że jest „kompetentny”. „Zbierał informacje. Był użyteczny, bo wiedział coś, czego my nie wiedzieliśmy”. Skąd „wiedział”? Aaaa, to tajemnica. Taka recenzja wystawiona przez Aleksandra Kwaśniewskiego, w którego biznesowe kompetencje nikt przecież nie ośmieliłby się wątpić sprawia, że niepodobna nie lubić Huntera Bidena, mimo jego skłonności do prochów i wódeczki, co zresztą z talentem opisał – m.in. jak bzykał szwagierkę i jakąś striptizerkę. Podobno w roku 2020 GRU przeprowadziło cyberatak na firmę „Burisma Holding”, a skoro Hunter Biden dostarczał tam zbierane wcześniej informacje, to GRU też pewnie chciało z nich skorzystać. Dodajmy, że „Burisma” to firma gazowa, należąca do oligarchy nazwiskiem Mykoła Złoczewski. Płacił on Hunterowi Bidenowi 50 tys. dolarów miesięcznie plus prowizje, dzięki czemu przez 16 miesięcy od kwietnia 2016 roku trafiło na jego konta ponad 3 mln dolarów. Zresztą od innych np. rosyjskiej bizneswoman Heleny Baturiny, też brał i to całkiem sporo. Daj Boże każdemu, ale problem w tym, że nie każdy po ojcu może nazywać się Biden, podobnie jak nie każdy ojciec jest wiceprezydentem USA i z ramienia tamtejszego rządu nadzoruje suwerenną Ukrainę.

Wspominam o tym wszystkim, by pokazać, że związki prezydenta Józia Bidena z Ukrainą nie datują się od niedawna, podobnie, jak związki z tamtejszymi oligarchami. Zresztą Ukraina jest swoistą federacją oligarchów, którzy mają swoje partie i swoich parlamentarzystów. Nie tylko zresztą parlamentarzystów, bo i prezydentów. Na przykład obecny prezydent Wołodymir Zełeński, jest wynalazkiem oligarchy z pierwszorzędnymi korzeniami Igora Kołomojskiego, obywatela Ukrainy, Izraela i Cypru, więc „Gazeta Wyborcza” nie może się go nachwalić.

Kontroluje on bowiem wiele mediów dla Ukraińców, dzięki czemu – podobnie jak żydowska gazeta dla Polaków – może informować światową opinie publiczną o takich faktach prasowych, jakie są akurat potrzebne. Dobrze jest o tym wszystkim pamiętać, byśmy wiedzieli, o co walczymy i za co zginiemy – jak to mówili partyjniacy za pierwszej komuny. Bo wiadomo; za Ukrainę bić się trzeba – o czym wie każde patriotyczne dziecko, a także wszyscy patrioci dorośli.

Zagraża jej bowiem zimny ruski czekista Putin, któremu najwyraźniej mało tego, co już sobie uzbierał i chciałby uzbierać sobie jeszcze więcej, na przykład – oskubać trochę Igora Kołomojskiego. Ale prezydent Józio Biden (nawiasem mówiąc, ciekawe, czy Hunter Biden nadal robi na Ukrainie interesy, czy też posłuchał ojca i ewakuował się w miejsce bezpieczne?) pokazuje zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi gest Kozakiewicza i powiada: tu się zgina dziób pingwina – dlatego pingwina, że okazało się iż wśród pingwinów są sodomczykowie, więc Jego Ekscelencja Mark Brzeziński, amerykański ambasador w Warszawie, będzie miał „z natury” argument nie do zbicia, by skutecznie wytresować tubylców w kierunku nieubłaganego postępu.

Mniejsza jednak o pingwiny, bo ważniejsze, że prezydent Józio Biden wysyła na Ukrainę broń, podobnie jak Wielka Brytania, która nawet zaproponowała Ukrainie i Polsce sojusz, podobnie jak w roku 1939 i 1945. Naszym Umiłowanym Przywódcom oczywiście – podobnie jak i wtedy – szalenie to imponuje, więc w podskokach wysyłają na Ukrainę amunicję, chyba w dodatku za darmo, bo – po pierwsze – tak nam przykazał Nasz Najważniejszy Sojusznik, a po drugie – bo ukraińscy oligarchowie opanowali do perfekcji sztukę obcinania kuponów od prezentowania Ukrainy, jako państwa specjalnej troski – coś na podobieństwo upośledzonego umysłowo dziecka, któremu lepiej się nie sprzeciwiać, bo albo sobie zrobi krzywdę, albo podpali dom, albo popodrzyna wszystkim gardła.

Nie na wszystkich to działa, ale na naszych Umiłowanych Przywódców – jak najbardziej, zwłaszcza, że tak nam przykazał prezydent Józio Biden, który nawet przysłał nam 2 tysiące żołnierzy, żeby obronili nas przed złym ruskim czekistą Putinem. To się nazywa wzmacnianiem wschodniej flanki NATO – ale broni za darmo już nam nie daje, podobnie jak Wielka Brytania w 1939 roku. Ale bo też Hunter Biden nie robił żadnych interesów w Polsce, podczas gdy na Ukrainie – jak najbardziej.

Tymczasem zimny ruski czekista Putin nic, tylko knuje przeciwko Ukrainie spiski, których plany, jeden po drugim, mu „wyciekają” i zaraz wywiad amerykański podaje je do publicznej wiadomości, podobnie jak kiedyś rewelacje o broni masowej zagłady, którą miał posiadać straszliwy Saddam Husajn.

Na pewno to wszystko prawda, więc nie ma rady; si vis pacem para bellum, bo wiadomo, że nie ma wojny, która nie toczyłaby się o pokój. O wojnach o wojnę nikt przecież nie słyszał.

Zatem – jak powiada Wieszcz – „dzieło zniszczenia w dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia” – a czyż jest coś lepszego niż męczeństwo „za wolność waszą i naszą”?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”

Dekompozycja

Stanisław Michalkiewicz tygodnik „Goniec” (Toronto)  •  13 lutego 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5121

To słowo znane jest jeszcze z czasów II Rzeczypospolitej, kiedy po śmierci Józefa Piłsudskiego obóz piłsudczykowski zaczął się rozpadać.

Ponieważ ideałem Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego jest przedwojenna sanacja, to nic dziwnego, że w jej naśladowaniu musiało dojść również do etapu dekompozycji. Nie tylko wewnątrz obozu „dobrej zmiany”, nie tylko ze względu na strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, które jak dotąd funkcjonuje, jak w zegarku, ale również dlatego, że od roku 2016 Niemcy prowadzą przeciwko Polsce wojnę hybrydową – aktualnie pod pretekstem praworządności. W tej wojnie wykorzystane są już wszystkie instytucje Unii Europejskiej, z Komisją Europejską i Europejskim Trybunałem włącznie.

Możemy przekonać się o tym właśnie teraz, kiedy – mimo protestów z polskiej strony, że kara za kopalnię „Turów” jest „bezprawna” – Komisja Europejska właśnie oświadczyła, iż potrąciła sobie te 70 mln euro z pieniędzy, jakie teoretycznie należały się Polsce z tytułu Funduszu Odbudowy. Skłoniło to Wielce Czcigodnego europosła Adama Bielana do wysunięcia pomysłu, by Polska z tego Funduszu w ogóle zrezygnowała. Wywołało to w Sejmie wściekłe ataki ze strony obozu zdrady i zaprzaństwa, co wzbudza podejrzenia, że skóra na niedźwiedziu mogła już zawczasu zostać podzielona.

A przecież te 70 mln euro to nie wszystko, bo licznik codziennie wybija milion euro z tytułu drugiej kary za zwlekanie z nakazanym przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości rozpędzeniem Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Od października uzbierało się już tego całkiem sporo; do połowy lutego może to być już około 120 mln euro, a końca nie widać. Wprawdzie prezydent Duda przedstawił projekt obliczony na to, by wilk był syty i owca cała, to znaczy – zastąpienia Izby Dyscyplinarnej Izbą Odpowiedzialności Zawodowej, ale sędziowie z antyrządowej partii „Iniuria” już ten pomysł wyśmiali, wyjaśniając, że nie tyle chodzi o Izbę, co o to, że w Sądzie Najwyższym i w innych zasiadają sędziowie „nielegalni” tzn. rekomendowani przez „nową” Krajową Radę Sądownictwa.

Na domiar złego środowisko skupione wokół ministra sprawiedliwości deklaruje, że prezydenckiego projektu nie poprze, co oznacza, że może on podzielić los „lex konfident”, która została odrzucona m.in. przy pomocy 24 głosów obozu „dobrej zmiany”. Jeśli tedy Polska ma nie zostać puszczona w skarpetkach, to nie ma rady – będzie musiała się ugiąć, rozpędzić Izbę Dyscyplinarną, żeby już całkiem nie demolować finansów państwowych, no i oczywiście pogodzić się z tym, że co upadło, to przepadło – bo Komisja Europejska z pewnością wykorzysta precedens „Turowa” i potrąci sobie nabite przez licznik kary z resztek Funduszu Odbudowy i z tego, co tam jeszcze zostanie.

Na to wszystko nakłada się w dodatku sprawa zbrodniczego „Pegasusa”, do którego w charakterze ofiary usiłował podłączyć się pan Hołownia, ale kanadyjska firma jego kandydaturę na męczennika odrzuciła. Obóz zdrady i zaprzaństwa domaga się powołania sejmowej komisji śledczej, ale wszystko zależy od Wielce Czcigodnego Pawła Kukiza, który gotów jest poprzeć powołanie tej komisji pod warunkiem, że zostanie jej przewodniczącym. Oprócz niego miałoby być jeszcze dwóch wiceprzewodniczących; jeden z obozu zdrady i zaprzaństwa, a drugi – z obozu „dobrej zmiany”. Kiedy badane byłyby przypadki inwigilacji w czasach rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz, to pracami komisji kierowałby wiceprzewodniczący z „dobrej zmiany”, a kiedy badane byłyby przypadki inwigilacji przez „dobrą zmianę”, to przewodniczyłby wiceprzewodniczący z obozu zdrady i zaprzaństwa. Wielce Czcigodny poseł Pupka wolałby jednak na stanowisko przewodniczącego tej komisji wysunąć pobożnego posła Jarosława Gowina, który po powrocie z kuracji już nie może się doczekać, by Naczelnikowi Państwa zadać dzięgielu, ale na wszelki wypadek sam przezornie wysuwa kandydaturę Wielce Czcigodnej pani Sroki.

Tymczasem po skrytykowaniu przez samego Naczelnika Państwa „Polskiego Ładu” już nie podoba się on tak bardzo nawet rządowej telewizji, ale to jeszcze nic, bo wszyscy czekają na przetasowania w rządzie. Swoją dymisję na wypadek odrzucenia „lex konfident” zapowiadał pan minister Niedzielski, ale głównym kozłem ofiarnym jak na razie został pan Kościński, który był ministrem finansów. Biuro Polityczne PiS podobno rozważa różne kandydatury, np. Pawła Nowaka, którego nominacja na to stanowisko oznaczałaby moim zdaniem, że wojskówka ponownie przejmuje kontrolę nad sektorem finansowym.

Fałszywe pogłoski nie omijają nawet premiera Morawieckiego – że to niby ma zostać prezesem NBP. Byłaby to już prawdziwa wisienka na torcie. Coś może być na rzeczy, bo podczas skromnej uroczystości z okazji 3 rocznicy śmierci b. premiera Jana Olszewskiego, fotografowie uchwycili moment, gdy podczas wymiany zdań z Antonim Macierewiczem, premier Morawiecki wprost przeszył go na wylot wzrokiem. Wygląda na to, że Antoni Macierewicz musiał przekazać mu jakiś niedobry komunikat, skoro tak to pana premiera wzburzyło.

Jakby tego było mało rośnie napięcie w związku z sytuacją na pograniczu rosyjsko i białorusko- ukraińskim. Zimny ruski czekista knuje coraz to nowe spiski przeciwko „suwerennej Ukrainie”, a ich plany natychmiast „wyciekają” do Amerykanów, którzy przedstawiają je opinii publicznej, podobnie jak to było z rewelacjami na temat broni masowej zagłady, posiadanej przez Saddama Husajna. Wtedy okazało się, że to były fakty prasowe, ale teraz, to co innego; teraz to chyba wszystko naprawdę. Toteż Amerykanie wysyłają na Ukrainę broń, a w ich ślady truchcikiem podąża Polska, przekazując Ukrainie amunicję i uzbrojenie za darmo.

Na szczęście nie wpłynie to na zdolność bojową naszej niezwyciężonej armii – a przynajmniej tak uważa się w kręgach zbliżonych do Ministerstwa Obrony. W dodatku Wielka Brytania znowu zaoferowała Polsce – Ukrainie też – sojusz, podobnie jak w roku 1939 i 1945. Jak widzimy, niepokojących analogii jest całkiem sporo, więc nic dziwnego, że prezydent Macron nie chcąc, by Francja została z tej walki o pokój wymiksowana, odbył 5-godzinną rozmowę z czekistą Putinem, który jednak nawet go ofuknął, jako że wcześniej dogadał się z Chińczykami, co pozwoliło mu przerzucić na Białoruś dywizje syberyjskie. Niemiecki kanclerz Scholz podczas konferencji prasowej z prezydentem Józiem Bidenem pławił się w ogólnikach, a na pytania o losy gazociągu Nord Stream 2 udzielał odpowiedzi wymijających, podczas gdy prezydent Biden oświadczył, że jeśli Rosja zaatakuje Ukrainę, to będzie to koniec Nord Stream 2.

Co to konkretnie oznacza – nie wiadomo – ale cokolwiek by to konkretnie nie oznaczało, świadczyłoby o dekompozycji również wewnątrz NATO.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Ten pajac Biden – a dyplomacja. I do śmiechu i do płaczu!

Jak będzie mała wojna, to się pokłócimy – Biden powiedział wszystko, Niemcy przyklepały

Nie ma w tej chwili łatwiejszego pytania w geopolityce, niż pytanie, co zrobi Putin? Co będzie chciał, to zrobi, nie pierwszy i nie ostatni raz. Wszystko zostało powiedziane i przeklepane, w dodatku w tak kuriozalnej formie, że Rosja ma premię satyryczną. Znane powiedzenie o strzelających korkach szampana na kremlu, po wypowiedzi Bidena, z całą pewnością znalazło pełne praktyczne zastosowanie. Dyplomacja to jest taka sztuka, w której chodzi o to, aby nie mówić o co chodzi, ewentualnie udawać, że będzie zupełnie inaczej niż będzie. Amerykański prezydent, jaki jest każdy widzi i nie należy się spodziewać, że cokolwiek się w tym obszarze zmieni na lepsze. Przeciwnie, będzie jeszcze gorzej i to dostrzegają nawet nieszczęśni wyborcy Bidena, jak i media sprzyjające politykowi.

We wszystkich językach świata wybrzmiało pozbawione dyplomacji oświadczenie prezydenta USA i trzeba przyznać, że chyba nasz rodzimy Ryszard Petru nie ma na koncie takiej kompromitacji:

To zależy, co (Rosja) zrobi. Będzie to jedna rzecz, jeśli będzie to mniejszy najazd i skończy się to tym, że będziemy się kłócić, co z tym zrobić.

Tutaj nie trzeba czytać między wierszami, wszystko jest powiedziane wprost. Biden po prostu zdradził jakie były ustalenia z Putinem. USA już pozwoliły na operację militarną na Krymie, który ma być ostatecznie połączony z Rosją, a gdyby Putin chciał iść dalej, to się Biden z nim „pokłóci”.

I do śmiechu i do płaczu!

Po jakimś czasie ktoś w administracji amerykańskiej zaskoczył, że tę wypowiedź trzeba jak najszybciej sprostować. Pomogło? Gorzej się zrobiło, w myśl zasady, że tylko nie zdementowane oświadczenia polityków są nieprawdziwe. Od lat wiadomo też, że jedynie USA, ewentualnie Chiny, są w stanie powstrzymać Rosję przed agresją na inne państwa. W Europie Putin nie ma przeciwnika, za to ma potężnych sojuszników. Niemcy na starcie umyły ręce i jeśli coś tam będą brzdąkać o sankcjach, to można jedynie pod nosem się uśmiechnąć. Francja tradycyjnie jest rusofilem, oni kochali Stalina, to z miłością do Putina nie mają najmniejszego problemu. Nikt za Ukrainę nie będzie umierał, o ile na taki „genialny” pomysł nie wpadną Kaczyński z Dudą.

Straszenie sankcjami w jednoznacznych okolicznościach gospodarczych, to tylko gra pozorów. Niemcy robią gigantyczne biznesy z Rosją i właśnie finalizują jeden z najważniejszych projektów. Nic nowego pod słońcem się nie dzieje, cała potęga Rosji opiera się na szantażowaniu lub robieniu biznesów na gazie i ropie z krajami europejskimi. Jedynie zerwanie sojuszu rosyjsko-niemieckiego i realna dywersyfikacja dostaw surowców dawałyby szansę na ukrócenie zapędów Putina. Naturalnie tak się nie stanie, inwestycje i plany są zbyt poważnie zaawansowane i wycofanie się z nich to miliardowe straty, poza tym nie ma innej infrastruktury i pomysłów na dostawy strategicznych paliw, bo nikt się tym na serio nie zajmował. Biorąc to wszystko pod uwagę dość łatwo można przewidzieć przyszłość. Najpewniej będziemy mieli klasyczny manewr, jakich widzieliśmy wiele. Rosja zrobi dokładnie tak, jak wygadał się Biden. Postraszą inwazją na Kijów, a zatrzymają się na Odessie. Zbudują sobie stały dostęp do Krymu, przeczekają pełne oburzenia głosy ze świata i zakaz lotów dla członków politbiura, by za kilka lat albo i miesięcy odciąć następny kawałek tortu.

Banałem jest stwierdzenie, że tylko siła działa na moskiewskich kacyków i nic innego. Problem polega na tym, że wśród krajów tak zwanej „liberalnej demokracji” nie ma już takiej siły, która byłaby zdolna przeciwstawić się Rosji. Scenariusz jest rozpisany i ewentualne korekty wprowadzi Putin i tylko Putin.

Naszym dodatkowym zmartwieniem jest to, co zrobi „obóz patriotyczny”. Pomodlić się wypada, żeby nie zaczęli wstawać z kolan i włączać się militarnie w konflikt na Ukrainie, a niestety do takiej skrajnej głupoty są zdolni.

Matka Kurka

O poziomie humoru Amerykanów i poziomie Bidena: ‘Let’s go Brandon’

The saying has became an internet sensation as a coded vulgarity among Trump supporters.

Joe Biden and Jill Biden participate in an event to call Norad and track the path of Santa Claus on Christmas Eve 2021 in Washington DC.

Joe Biden and Jill Biden participate in an event to call Norad and track the path of Santa Claus on Christmas Eve 2021 in Washington DC

A vulgar anti-Biden slogan made for an awkward moment on Friday during Joe Biden’s phone calls with children tracking Santa’s flight when a father said, “Let’s Go Brandon.”

The refrain, a sanitized version of “Fuck Joe Biden,” has been an internet sensation since a television journalist told race car driver Brandon Brown that a Nascar crowd shouting the vulgarity was actually saying, “Let’s go Brandon.”

Biden and his wife Jill Biden were taking calls into the North American Aerospace Defense Command Santa Tracker, which follows the progress of Santa’s reindeer-guided sleigh for millions of children.

At the end of one call, a parent who gave his name as Jared said, “Merry Christmas and Let’s go Brandon.”

“Let’s go Brandon, I agree,” a relaxed Biden responded, before asking Jared if he was in Oregon. By that point, the call was disconnected.

Much about the Christmas Eve exchange was not immediately clear, including what the caller intended, why Biden repeated the slogan and whether either knew the origin of the phrase.

The White House did not respond to requests seeking comment. Jared’s full name and contact information were not immediately available.

The slogan has become popular among supporters of Donald Trump, the former US president who caused a social media storm during his own Christmas Eve phone call with children in 2018.

Trump asked seven-year-old Collman Lloyd from South Carolina if she still believed in Santa “because at seven it’s marginal, right?” Lloyd later told the media that she did indeed believe in Santa and had no idea what marginal meant.

Brandon Brown himself has expressed displeasure at the appropriation of his name for an anti-Biden slogan.

“I don’t want to be the substitute for a cuss word,” he recently told the New York Times.

https://www.theguardian.com/us-news/2021/dec/24/caller-tells-joe-biden-lets-go-brandon-during-white-house-christmas-event