Co wojna na Ukrainie mówi nam o polskiej „klasie politycznej”

Co wojna na Ukrainie mówi nam o polskiej „klasie politycznej”… „Robienia laski” ciąg dalszy?

Od ponad 2 lat możni tego świata serwują nam nieustanne igrzyska – od fazy sanitarnej do fazy militarnej. Gdy chłopcy są mali bawią się w piaskownicy. Gdy trochę dorosną, biorą do ręki poważniejsze narzędzia, zaś piaskownice zastępują im linie frontu.

======================================

Wojna na Ukrainie trwa. Czas na pewne podsumowania… Co najważniejsze – Ukraińcy do spółki z Władimirem Putinem wyleczyli nas z „pandemii” covid-19 dosłownie w kilka dni. I choć różne Pyrcie, Grzesiowskie, Fiołki i Guty wiją się jak mogą w covidowych mękach, żeby jeszcze ludzi za ryje potrzymać, to „polityka zadecydowała”, że to KONIEC. Nie przesądzamy czy to chwilowa pieriedyszka, czy już tak „na zawsze”. W każdym razie na tę chwilę „agenda militarna” wyparła „agendę sanitarną”. Niech wstydzą się ci politycy, którzy opowiadali się za segregowaniem ludzi, a także ci, którzy np. w swoich restauracjach, w swoich sklepach czy gdziekolwiek indziej, za wejście wymagali poświadczeń szczepionkowych czy „negatywnych” testów. Wstydźcie się małe hitlerki, wstydźcie… Wstydźcie się Piechy, Niedzielskie, Gowiny, Kosiniaki, Kaczyńskie, Kaźmierczaki, Balcerowicze, Szydły, Macierewicze i inne staliniątka-hitlerątka… A dla naiwnych i tępych tzw. zwykłych ludzi warto zadedykować gomrowiczowskie: „Koniec bomba, kto uwierzył ten trąba”…

A wojna tymczasem trwa i końca nie widać. Proponuję, aby do każdej informacji podawanej przez mainstreamowe media podchodzić z dystansem, a nawet traktować je jako propagandowe kłamstwa. „Sukcesy armii ukraińskiej” należy traktować na równi z „sukcesami armii rosyjskiej” – najlepiej się tym nie podniecać. My jesteśmy praktycznie skazani na ukraiński punkt widzenia, Rosja tymczasem, o ile jej głos gdziekolwiek w mediach zdoła się przebić, ma swoją wersję wydarzeń. Gdyby poważnie traktować „sprzedawane” nam newsy to Putin powinien już ze sto razy mieć kosę pod łopatką, albo co najmniej wylądować w psychiatryku, Żeleński natomiast ze sto razy powinien zginąć w zamachu na siebie.

Pozostaje nam jedynie ocena postawy polskich, a przynajmniej podających się za polskich, polityków. Kaczyńskiemu zamarzyła się szarża na Kijów, który ponoć odwiedził wraz z Morawieckim. Obaj spotkali się z Żeleńskim. Z Kijowa Kaczyński miał wrócić w glorii „męża stanu” ze swoim cudownym planem „misji pokojowej”. Szybko jednak sprowadzony został do parteru przez swoich „ukraińskich przyjaciół”. Sam Żeleński stwierdził, że nie rozumie pomysłu Kaczyńskiego, że nie chce „zamrożenia konfliktu na Ukrainie pod nazwą misji pokojowej”, a poza tym – czego już media polskie nie przytaczały – to on jest prezydentem Ukrainy i to on będzie decydował jakie wojska mogą przebywać na terytorium jego kraju. Mówiąc wprost, wyraźnie zasugerował naszemu Naczelnikowi, by nie wtrącał się w sprawy Ukrainy bardziej niż potrzeba.

Chyba lepiej od Kaczyńskiego przesłanie Żeleńskiego zrozumiał rzecznik MSZ, niejaki Jasina, który ogłosił się „sługą Ukrainy”, gotowym spełniać wszystkie jej prośby i życzenia. Kiedyś ponoć „robiliśmy laskę” Amerykanom, teraz wychodzi na to, że robimy ją jeszcze Ukraińcom. I chyba słusznie zrobił, bo zaraz w jego ślady poszedł nasz (?) nieoceniony premier Mateusz Morawiecki, ogłaszając to czego Żeleński domagał się od dawna – wstrzymania dostaw węgla, gazu i ropy z Rosji. Ponadto zapowiedziano zakaz jakiegokolwiek handlu polskich firm z Rosją, a pani europosłanka Zalewska – sanitarystyczne staliniątko-hitlerątko, zaproponowała by ukarać polską firmę Cersanit za to, że sprzedaje do Rosji swoje produkty.

Zatem, mimo że Ukraińcy w Polsce nie zdążyli jeszcze zorganizować się jako mniejszość (?) narodowa, mogą śmiało powiedzieć, że mają już w Polsce swój rząd.

Mateusz Morawiecki nie proponuje niczego w zamian – owszem dostawy gazu i ropy z USA, a węgla z Australii (nawet się ten cwaniaczek nie zająknął o możliwościach zwiększenia wydobycia węgla w Polsce), ale zaraz zaktywizowały się paniusie od ekologii, powracając ze swoimi cudownymi pomysłami o „energii odnawialnej” i o wiatrakach. Paniusie od ekologii, które o życiu wiedzą tyle, co zdołały wyczytać w „Wysokich obcasach”, chciałyby całkowitego przejścia na fotowoltaikę i wiatraki, zyskały znienacka sojusznika w postaci prezydenta Ukrainy, który też opowiedział się za „zieloną energią”. Można tylko się zastanowić skąd gość, który ukrywa się gdzieś po bunkrach w Kijowie i co rusz unika zamachu na swoje życie, czerpie energię do gadania bzdur o wiatrakach…

Wracając do Naczelnika… Obwieścił on właśnie, że przejrzał strategię Putina. Chyba dopiero teraz jego wierne otoczenie pokazało mu mapkę Ukrainy, na której widać tereny zajęte przez Rosjan. „Strategia podkowy” – to już jest wiadome od przynajmniej 3 tygodni, czyli wielki łuk, od Charkowa do Odessy, z odcięciem Ukrainy od dostępu do morza. Te tereny Rosja realnie może zaanektować i kto wie, czy nie to właśnie jest jej głównym celem. Tam też, według krążących od jakiegoś czasu informacji (według niektórych – dezinformacji), znajdują się tajemnicze laboratoria, które – według Ukraińców – były zwykłymi instytutami badawczymi zajmującymi się zdrowiem obywateli, a według Rosjan – sponsorowanymi przez Pentagon ośrodkami produkcji broni biologicznej. Czy dowiemy się kiedykolwiek prawdy? Amerykanie straszą, że Rosja, mówiąc o „amerykańskich laboratoriach” na Ukrainie przygotowuje grunt pod atak biologiczny, tymczasem kto wie, czy ten atak już nie nastąpił.

Tylko gdzie ta broń biologiczna? No, chyba że jest świetnie zakamuflowana i poszła już na Zachód… Kilka milionów uchodźców, z czego prawie 2,5 miliona w Polsce to nie w kij dmuchał. Oficjalnie mówi się, że Ukraińcy nie są chętni do przyjmowania jakichkolwiek szczepień, a HIV czy gruźlica wcale nie były tam rzadkością. Lokalne epidemie różnych odmian grypy w powiązaniu z tajemniczymi laboratoriami rodzą wiele znaków zapytania. Ukraińców, którzy trafili do Polski podzielić można na kilka grup. Są wśród nich ludzi, którzy pochodzą np. z Charkowa, Sumy, czy z Doniecka i tych traktować można w kategorii uchodźców.

Są również tacy, których do Polski ściągnęli ich rodacy, mieszkający tu od lat i pracujący. Oni często pochodzą z terenów oddalonych o setki kilometrów od działań militarnych. Ci wykorzystali sytuację łatwego wjazdu do Polski, bez wiz i z możliwością uzyskania pełni praw obywatelskich.

Są wreszcie tacy, którzy przyjechali z Ukrainy zachodniej i prawdopodobnie zasiedlają mieszkania, które wcześniej nabyli. Ci też wojny nie doświadczyli. Najgorzej, niestety, mają ci ze wschodniej Ukrainy, często nie mający dokąd powrócić. W Polsce gnieżdżą się oni przeważnie w wielkich halach, po kilkaset, a nawet po kilka tysięcy osób ulokowanych na niewielkiej powierzchni. To w tych skupiskach istnieje ryzyko szerzenia się różnych chorób, jednocześnie występują deficyty lekowe. Co się z tego urodzi – nie wiadomo. Wiadomo tylko, że co sprytniejsi biznesmeni stoją przed szansą obłowienia się przy okazji. W ich interesie wojna mogłaby trwać jak najdłużej, a uchodźców mogłoby być jak najwięcej… Od każdego z nich będą inkasować niemałe pieniądze od rządu.

Rząd Morawieckiego, który podaje się za polski, w swym pro-ukraińskim entuzjazmie zdaje się nie patrzeć w przyszłość, nie brać pod uwagę konsekwencji jakie dla przyszłości Polski i Polaków mogą mieć dziś podejmowane decyzje. Rozbuchane obietnice socjalne, jak dotąd bez pokrycia, zmiana struktury społecznej i pojawienie się licznej mniejszości ukraińskiej, czy wreszcie obudzenie się, już w granicach naszego terytorium, demonów banderyzmu…

Czy rząd Morawieckiego w ogóle zastanawia się nad tymi kwestiami? Wrzucenie wszystkich Ukraińców, którzy w ciągu ostatniego miesiąca przyjechali do Polski, do jednego wora pod nazwą „uchodźcy” pokazuje, że raczej nie.

Od ponad 2 lat możni tego świata serwują nam nieustanne igrzyska – od fazy sanitarnej do fazy militarnej. Gdy chłopcy są mali bawią się w piaskownicy. Gdy trochę dorosną, biorą do ręki poważniejsze narzędzia, zaś piaskownice zastępują im linie frontu. Ci, co podejmują zbrodnicze decyzje, przeważnie siedzą w bezpiecznych miejscach, z dala od pola walki. Cierpią natomiast najmniej winni – zwykli ludzie, którzy chcieliby pracować, dorabiać się, zakładać rodziny, kochać się, rodzić dzieci, kształcić… Im trzeba pomóc, ale pomoc głupia jest gorsza niż żadna.

Morawiecki uważa, że jeśli Polacy, z powodu rezygnacji z surowców z Rosji, zapłacą wyższe rachunki za energię, Ukraińcom zrobi się lepiej. Człowiek, który dorobił się milionów na banksterce rzeczywiście nie musi się martwić o rachunki. Jednak cechą prawdziwego sługi WŁASNEGO narodu powinny być nie własne cztery litery, a troska o naród. W przeciwnym razie ktoś taki zasługuje, w najlepszym wypadku, na kąpiel w smole, wytarzanie w pierzu i wygnanie. Na nic więcej…