Wstydliwe zakątki koordynacji

Wstydliwe zakątki koordynacji

Stanisław Michalkiewicz 11 listopada 2023 tekst

Kto by pomyślał, że dotychczasowa koordynacja, która dotyczyła tylko polityki historycznej żydowskiej z niemiecką rozwinie się aż tak bardzo? Dotychczasowa koordynacja polityk historycznych, jak pamiętamy, doznała mocnego impulsu po deklaracji niemieckiego kanclerza Schroedera, że okres niemieckiej pokuty dobiegł końca.

W przełożeniu na język ludzki oznaczało to, że Niemcy, które wypłaciły rozmaitym organizacjom żydowskim i Izraelowi co najmniej 100 mld marek, nie licząc dostaw okrętów podwodnych i innych broni, już nie będą przyjmowały żadnych suplik od holokaustników, ani – tym bardziej – od ich samozwańczych pełnomocników. Stwarzało to zarówno dla żydowskich organizacji przemysłu holokaustu, jak i dla bezcennego Izraela zupełnie nową sytuację. Dotychczas bowiem żydowska polityka historyczna, nakierowana była na dojenie Niemiec, ale teraz musiała znaleźć sobie jakiegoś nowego jelenia, którego organizacje przemysłu holokaustu mogłyby szlamować. Padło na Polskę, co było o tyle oczywiste, że większość Żydów europejskich została przez Niemców przetransportowana na „wschód”, czyli na teren obecnego polskiego terytorium państwowego i tu zholokaustowana. Toteż żydowskie organizacje wiadomego przemysłu, ku cichej satysfakcji Niemiec, których polityka historyczna nakierowana jest na stopniowe zdejmowanie odpowiedzialności za II wojnę światową, zaczęły pokrzykiwać na winowajcę zastępczego i za pośrednictwem rozmaitych swoich agend, swoich „Kulturträgerów” w rodzaju pani reżyserowej, co to serce ma czułe, niczym chronometr, no i Judenratów gazet wyborczych we wszystkich krajach, zaczęły aplikować mniej wartościowemu narodowi tubylczemu w Polsce „pedagogikę wstydu”. Celem tej operacji jest wzbudzenie w Polakach bliżej nieokreślonego poczucia winy wobec Żydów, żeby nie ośmielili się im sprzeciwiać w sytuacji, gdy przystąpią do ich szlamowania.

Innym stałym elementem żydowskiej polityki historycznej jest pilnowanie żydowskiego monopolu na martyrologię. O czujności judejskich strażników tego monopolu świadczy incydent z ukraińskim prezydentem Zełeńskim, który przecież legitymuje się pierwszorzędnymi korzeniami. Kiedy chlapnął, że na Ukrainie dokonuje się holokaust mniej wartościowego narodu tubylczego, zaraz został przywołany do porządku przez władze bezcennego Izraela i pouczony, że „co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie”. Chodzi nie tylko o forsę, chociaż o forsę, ma się rozumieć, przede wszystkim, zgodnie z zasadą, że „ z wszystkiego można szmal wydostać”, a już specjalnie – z nieboszczyków, którzy mają tę zaletę, że nic nie powiedzą, więc można spokojnie włożyć im w usta wszystko, czego dusza zapragnie – ale również o sprawę, że tak powiem, metafizyczną. Konkretnie o to, by dotychczasowy kult Złotego Cielca nieco zreformować.

Reforma ta przybiera na naszych oczach postać „religii holokaustu”. Już nie odwołujemy się wyłącznie do starożytnych sag, jak to Morze Czerwone się rozstąpiło – i tak dalej – chociaż w dialogu z judaizmem również i one mają swoje zalety – tylko do wydarzenia, w które nie trzeba wcale „wierzyć”, tylko o nim pamiętać. Nie wystarcza jednak, by pamiętali o nim wyłącznie Żydzi, ale przede wszystkim – głupi goje, to znaczy – żeby uważali je – zgodnie z rozkazem – za wydarzenie bez precedensu w historii Wszechświata. W tym celu nie tylko trzeba czujnie strzec monopolu ma martyrologię, ale i edukować głupich gojów w bezprecedensowym charakterze holokaustu. Znakomitym przykładem takiego ekscesu edukacyjnego, który można porównać do rewelacyjnych odkryć Trofima Łysenki, jest wynalazek pani Barbary Engelking, że śmierć głupiego goja to rzecz w gruncie rzeczy niewarta splunięcia, podczas gdy w przypadku Żyda – ooo – od razu poruszone są Moce Niebieskie.

Wróćmy jednak do koordynacji, która obecnie najwyraźniej wchodzi w swoje apogeum. Kiedy tylko za sprawą ataku Hamasu na bezcenny Izrael, cały miłujący pokój świat w podskokach uznał jego prawo „do obrony”, premier Beniamin Netanjahu z podejrzanego o geszefty, jednym susem awansował do rangi Umiłowanego Przywódcy i szefa rządu jedności narodowej, ale w dodatku postanowił wykorzystać sprzyjający moment dziejowy do przeprowadzenia ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej.

Wprawdzie amerykański prezydent Józio Biden zaczyna się trochę dystansować od wcześniejszego, bezwarunkowego poparcia, ale szef izraelskiego rządu najwyraźniej się tym nie przejmuje, mając przecież świadomość, że ten amerykański twardziel jest szczelnie obstawiony przez Żydów. Sekretarz stanu – Żyd. Sekretarz skarbu – Żyd, to znaczy – Żydówka – i tak dalej – nie mówiąc już o wszystkich goldmanach-sachsach z Wall Street oraz magnatach hollywoodzkich, prasowych i telewizyjnych, którzy na sygnał znajomej trąbki każdego twardziela mogą albo rozsmarować na podłodze, albo wykreować na mesjasza. Demokracja ma swoje prawa, toteż premier Netanjahu rozumie, że Józio Biden musi trochę podlizać się tamtejszym suwerenom – ale wiadomo przecież, że w swoich wątpliwościach nie posunie się dalej poza żądanie, by bomby miały prawidłowy kaliber. Gdyby dopuścił sobie do głowy jeszcze coś więcej, to „dałaby świekra ruletkę mu!

Toteż kiedy tylko wokół Gazy zamknął się pierścień okrążenia, wystąpił w projektem, by deportować stamtąd 2,2 mln Palestyńczyków. Tak się akurat składa, że Rosja jest skonfliktowana z Ameryką, więc najprostsze rozwiązanie, by te dwa miliony deportować w chłodne miejsca na Syberię, na razie nie wchodzi w rachubę. Kiedy jednak w ramach kampanii wyborczej, prezydentowi Józiowi Bidenowi starsi i mądrzejsi każą zakończyć ukraińską awanturę, to niemożliwe może stać się możliwe. Ale o tym nie trzeba głośno mówić, więc na razie premier Netanjahu przebąkuje coś o Egipcie i innych ciepłych krajach.

Tymczasem kiedy tylko padły z jego ust skrzydlate słowa o milionowych deportacjach, zaraz niemiecki kanclerz Scholz przeforsował w Reichstagu ustawę norymberską w sprawie przyspieszonych procedur deportowania tak zwanych migrantów, czyli amagtorów niemieckiego socjalu, co to na poprzednim etapie witani byli chlebem, solą i kwiatuszkami. Ciekawe, gdzie Niemcy będą ich deportowały? Naturalnym kierunkiem, zresztą już wcześniej przetrenowanych przez wybitnego przywódcę socjalistycznego Adolfa Hitlera, jest oczywiście „wschód”, czyli – znowu nasz nieszczęśliwy kraj – który po podmiance na pozycji lidera naszej politycznej sceny może zacząć specjalizować się w całkiem nowej dziedzinie.