Ukraina Izraelem Europy? Nauki z “Lalki”.

Ukraina Izraelem Europy?

Stanisław Michalkiewicz  2 lutego 2023 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5331

Kto by pomyślał, że na wzorowej Ukrainie coś takiego się zdarzy? Wprawdzie jest wojna, ale na wojnie – jak to na wojnie – dobrzy są po jednej, to znaczy – „naszej” stronie, podczas gdy po drugiej stronie nie ma ani jednego sprawiedliwego – jak w Sodomie i Gomorze. Mówię „po naszej”, bo za sprawą pana premiera Morawieckiego i pana prezydenta Dudy zniknęły wszelkie granice poświęcenia, jakie Polska może ponieść dla świętej sprawy ukraińskiej. Bo wojna – jak to bywa w takich sytuacjach – toczy się o świętą sprawę ukraińską, a konkretnie o to – co właśnie ujawnił Departament Stanu – że USA chciałyby przekształcić Ukrainę w swój nietonący europejski lotniskowiec – taki sam, jakim na Bliskim Wschodzie jest Izrael.

Ukraina jako Izrael Europy? Brzmi całkiem nieźle, zwłaszcza, że prezydent Zełeński ma przecież znakomite korzenie. W takiej sytuacji przed Polską otwierają się raczej przygnębiające perspektywy, w postaci roli ubogiego krewnego Ukrainy. Teraz wprawdzie – jak powiedział rzecznik MSZ, pan Jasina – jesteśmy już „sługą narodu ukraińskiego”, ale jeszcze traktowanym przyzwoicie, oczywiście, jak na garbatego, bo taki np. pan ambasador Melnyk w nagrodę za pochwały Stefana Bandery został awansowany na wiceministra spraw zagranicznych, a pan prezydent Duda mógł się w tej sytuacji tylko oblizać – ale kiedy Departament Stanu zrobi na Ukrainie to, co ma zrobić, to kto wie, czy w razie potrzeby Kijów nie chwyci kija i swoim sługom porządnie nie wygarbuje skóry, żeby nikomu nie przewróciło się we łbie. Jak widzimy, nasi Umiłowani Przywódcy prowadzą nas ku świetlanej przyszłości, a w tej sytuacji możemy sobie życzyć, żeby przynajmniej gorzej nie było, to znaczy – żeby gwoli przypodobania się Naszemu Najważniejszemu Sojusznikowi – nie wmanewrowali nas w wojnę.

Ale plany Departamentu Stanu będą realizowane nie wcześniej, aż po ostatecznym zwycięstwie, o którym wiemy, że jest zatwierdzone aż do odwołania. Tymczasem kiedy my tu na ostateczne zwycięstwo jeszcze niecierpliwie oczekujemy, z Ukrainy nadchodzą wieści o kuracji przeczyszczającej, jaką wobec swoich współpracowników zastosował prezydent Zełeński. Czy zasugerował mu to Departament Stanu, który Ukrainę w charakterze niezatapialnego lotniskowca w Europie widzi dopiero po wyplenieniu tam korupcji, czy złożyły się na tę kurację jakieś inne, zagadkowe przyczyny – mniejsza z tym, bo tak czy owak kuracja się rozpoczęła. Konkretnie chodzi o to, że do prezydenta Zełeńskiego dotarły informacje, że intendentura niezwyciężonej ukraińskiej armii kupowała dla niej żywność po cenach trzykrotnie wyższych od rynkowych.

Nas, wychowanych na „Lalce” Bolesława Prusa, takie rzeczy nie powinny dziwić. Wszak sztandarowa postać naszego literackiego kapitalizmu, pan Stanisław Wokulski, prawdziwy majątek zrobił dopiero na dostawach wojskowych, a nie na sodomii ze starą Minclową. Jak pamiętamy, pan Stanisław sprzedawał wojsku doskonałą mąkę. Jak tylko żołnierze najedli się chleba z tej mąki upieczonego, to ruszali na nieprzyjaciela z nieopisaną furią, a nieprzyjaciel uciekał, gęsto zaścielając pole trupem.

Coś podobnego dzieje się na Ukrainie, gdzie „bandyci Putina” ponoszą klęskę za klęską, podczas gdy ukraińscy żołnierze rzadko kiedy giną. Jeśli już w ogóle ktoś ginie, to przeważnie cywile, a zwłaszcza dzieci, na które Putin wydaje się być szczególnie zawzięty. Wprawdzie doradzający prezydentowi Zełeńskiemu pan Mychajło Podolak twierdzi, że od początku ruskiej inwazji zginęło 13 tysięcy Ukraińców, ale to chyba nieprawda, bo skąd by wzięły się tam takie straty? Po stronie rosyjskiej – powiada pan Podolak – zginęło 180 tysięcy – ale ta liczba wydaje się stanowczo za mała. Rosjan musiało, a wręcz powinno zginąć trzy, albo cztery razy więcej, no bo jakże inaczej?

Jak widzimy, jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej, a w tej sytuacji cała ta kuracja przeczyszczająca przypomina szukanie dziury w całym. No bo – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – co z tego, że intendentura kupowała dla wojska żywność trzy razy drożej? Nie w cenie tkwi tajemnica sukcesu, tylko w jakości mąki, czy kaszy – a te musiały być pierwszorzędnej jakości, bo czy w przeciwnym razie niezwyciężona armia ukraińska odnosiłaby takie błyskotliwe sukcesy? Lektura „Lalki” nie pozostawia pod tym względem najmniejszych wątpliwości, więc o co tyle hałasu? To pytanie trzeba postawić tym bardziej, kiedy uświadomimy sobie, że owszem – intendentura kupowała żywność dla armii po cenach trzykrotnie wyższych od rynkowych – ale od kogo kupowała, to znaczy – komu te trzykrotnie wyższe ceny płaciła i kto się z kwatermistrzami tą forsą dzielił?

Na ten trop naprowadziły nas wcześniejsze informacje o tym, jak to przy pomocy ONZ i tureckiego prezydenta Erdogana udało się zmłotować Putina, żeby się zgodził na odblokowanie ukraińskiego eksportu rolnego przez Morze Czarne, bo w przeciwnym razie kraje Bliskiego Wschodu i Czarnej Afryki zaczęłyby cierpieć niewymowne katiusze głodowe. Przy okazji ujawniła się ukraińska struktura rolna. Okazało się, że wprawdzie tamtejsi chłopi mogli otrzymać po 2, a nawet 4 hektary ziemi, ale jak je tylko otrzymali, to zaraz je powydzierżawiali agroholdingom oligarchów, którzy w ten sposób stworzyli sobie ogromne latyfundia, w których po staremu pracują ukraińscy kołchoźnicy. No a oligarchowie – jak to oligarchowie – postarali się o zapewnienie sobie politycznej „kryszy”.

Wskutek tego pojawiły się fałszywe pogłoski, jakoby rolnictwo na Ukrainie kontrolowane było przez trzy amerykańskie giganty. Te fałszywe pogłoski zostały jednak natychmiast energicznie zdementowane. Żadnych amerykańskich gigantów nie ma, a nawet gdyby jakimś cudem były, to nie odważyłyby się kontrolować ukraińskiego rolnictwa, bo na Ukrainie obowiązuje surowe prawo, zakazujące cudzoziemcom nabywania ziemi na własność. Ale dzierżawa, to przecież nie własność, więc gdyby istniały te trzy amerykańskie giganty – których oczywiście „nie ma” i gdyby odważyły się kontrolować ukraińskie rolnictwo, to wszystko mogłoby być w jak najlepszym porządku. Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było, tym bardziej, że intendentura ukraińskiej niezwyciężonej armii żywność po trzykrotnie wyższych cenach kupowała od kogoś, kto mógł ją w niebagatelnych ilościach hurtowych sprzedać, bo miał jej pod dostatkiem, no i jemu płaciła.

A czy ten się potem podzielił, z kim trzeba, czy przeciwnie – nie podzielił, się, tylko wszystko chciał chapnąć sam, to taka chciwość zawsze prowadzić musi do nieporozumień, nawet w klubie gangsterów, a cóż dopiero na wzorowej Ukrainie, gdzie rozmowa w takich sprawach bywa krótka.