Chiny posiadają ponad 100 000 polskich genomów. To gotowe narzędzie do skonstruowania broni biologicznej. Można stworzyć wirus, który będzie atakował konkretną populację.

Chiny posiadają ok. 100 000 polskich genomów. Komitet Genetyki Człowieka PAN alarmuje

Autor: Ryszard Rotaubrynekzdrowia/Chiny-posiadaja-ok-100-000-polskich-genomow

Według przybliżonej oceny obecnie w dalekowschodnich laboratoriach może znajdować się ok. 100 000 kompletnych polskich genomów. Nad zawartymi w nich wrażliwymi danymi osobowymi nie ma żadnej kontroli – alarmuje Komitet Genetyki Człowieka i Patologii Molekularnej PAN. Dlaczego nie powinnyśmy zlecać badań genetycznych firmom spoza Polski? – pytamy przewodniczącego Komitetu prof. Michała Witta.

Chiny posiadają ok. 100 000 polskich genomów. Komitet Genetyki Człowieka PAN alarmuje
Prof. Maciej Witt. Fot. materiały prasowe
  • Informacja genetyczna stanowi zbiór najbardziej wrażliwych danych osobowych. Wysyłanie próbek z materiałem biologicznym tam, gdzie nie ma kontroli nad wynikami badań i ich analizą, jest ryzykowne – przestrzega prof. dr hab. Michał Witt, dyrektor Instytutu Genetyki Człowieka PAN
  • Chiny dysponują największą i najbardziej zróżnicowaną bazą danych genomów człowieka, dzięki czemu dominują w dziedzinie diagnostyki medycznej, farmaceutyków oraz broni biologicznej; 
  • Tymczasem ciągle nie ma ustawy regulującej badania genetyczne. Dlatego pacjenci nie mają prawnych gwarancji, a lekarze genetycy balansują na krawędzi prawa

***

Rynek Zdrowia: Panie profesorze, na czym polega niebezpieczeństwo, o którym mowa w stanowisku Komitetu Genetyki Człowieka i Patologii Molekularnej Polskiej Akademii Nauk?

Michał Witt: – Powód naszego zaniepokojenia jest prosty. Informacja genetyczna stanowi zbiór najbardziej wrażliwych danych osobowych. Wysyłanie próbek z materiałem biologicznym tam, gdzie nie ma kontroli nad wynikami badań i ich analizą, jest ryzykowne. Może dojść do naruszenia prywatności.

Domyślam się, że to nie wszystko, że Komitetowi nie chodzi jedynie o ochronę praw człowieka i poszanowanie prywatności.

– To prawda. Problem jest głębszy. Ludzi, którzy wysyłają swój materiał biologiczny do nieznanych im laboratoriów są na świecie miliony. A to przecież niezwykle cenny dla wielu podmiotów zbiór danych wysoce wrażliwych. Zilustruję to przykładem. Jeśli popatrzymy na mapę świata z liczbą zakażeń i ciężkich przebiegów Covid-19, to zobaczymy, że w niektórych regionach tych ciężkich przypadków, nazwijmy je respiratorowymi, jest więcej, a w innych mniej. Jeżeli jakieś laboratorium zbiera dane genetyczne na ten temat z określonych regionów, to ma w ręku gotowe narzędzie do skonstruowania broni biologicznej, wymierzonej wprost na tę populację. Można stworzyć wirus, który będzie atakował konkretną populację.

Do zbierania danych genetycznych wykorzystano pandemię. W stanowisku Komisji mówimy wprost, że w ostatnim roku w 30 krajach świata Chińczycy otworzyli ponad 80 laboratoriów Covid-19, oferując testy diagnostyczne i pozyskując stosowne informacje. Zebranie największej i najbardziej zróżnicowanej bazy danych genomów człowieka daje Chiną dominację na rynku farmaceutyków, diagnostyki medycznej oraz broni biologicznej.

Nie tylko o broń biologiczną chodzi. Takie dane to skarb dla koncernów farmaceutycznych. Teraz jest czas medycyny personalizowanej, czyli nakierowanej na konkretnego pacjenta. O czymś takim ludzkość marzyła od zawsze, od starożytnych Greków. Marzyli o tym, żeby leczyć pacjenta, nie chorobę. Obecnie to jest możliwe dzięki badaniom genetycznym. Jesteśmy w stanie sprofilować pacjenta, tak żeby niektóre z leków – bo nie wszystkie, ale na przykład leki psychiatryczne, onkologiczne – przymierzyć do profilu genetycznego, który ma dany pacjent. Teraz koncerny farmaceutyczne – a mają one olbrzymie pieniądze, gdyż rynek leków, po rynku broni, jest największy – będą wiedziały jak przygotować leki, które w danej populacji zostaną dobrze sprzedane.

Mam się tym martwić czy cieszyć? Te koncerny muszą mieć pieniądze, bo stworzenie nowego leku to długa seria kosztownych prób. Ponad połowa badań, które mają znaleźć substancję farmakologicznie czynną nie kończy się sukcesem. Trzeba mieć finansowe zaplecze, żeby sobie pozwolić na ryzyko. Tak jest ten świat urządzony.

– Że tak się dzieje, nie oznacza, że trzeba to akceptować. Gdyby wszyscy świadomie się zgadzali na przekazywanie materiału biologicznego, nie miałbym zastrzeżeń – ich sprawa. Ale zgadzają się nieświadomie. Świadoma zgoda polega na tym, że z każdą osobą trzeba porozmawiać i uzyskać zgodę. Tymczasem koncerny idą na skróty i płacą olbrzymie pieniądze różnym laboratoriom i firmom biotechnologicznym, które takie dane zbierają. Same ich nie pozyskują. Po drodze jest cały łańcuch pośredników, którzy zbierają dane w sposób bezprawny, bo ludzie nie zgodzili się na przekazywanie ich danych kolejnym podmiotom. Zgadzając się na istniejący teraz proceder, przekreślamy podstawowe prawa człowieka, odbieramy ludziom prawa, które mają.

Jak w takim razie powinno wyglądać poprawne, zgodne z regułami sztuki lekarskiej i prawa, pozyskiwanie danych genetycznych?

– Jeśli będziemy zlecali badania laboratoriom, o których coś wiemy, to wszystko w porządku. Przed badaniem genetycznym wypełnia się i podpisuje formularz świadomej zgody, w którym jest klauzula, że podmiot, który badanie wykonuje, deklaruje, że materiał genetyczny i dane genetyczne nie zostaną nikomu ujawnione i nie będą użyte do innych celów niż te, na które została wyrażona zgoda.

Niemniej istotne jest też uzyskanie w laboratorium fachowej porady genetycznej. Bo to, co dostaje się po wysłaniu testu do nieznanej firmy biotechnologicznej, to świstek papieru, do którego można dołączyć pozdrowienie, a nie fachowa interpretacja wyników badania genetycznego.

Przecież to wszystko, o czym pan mówi można uregulować prawnie.

– Środowisko genetyków mówi o tym odkąd pamiętam. W 2012 roku przekazałem konkretne propozycje do ustawy dotyczącej badań genetycznych dla celów zdrowotnych, nad którymi przez półtora roku pracowali wspólnie genetycy, prawnicy, etycy, filozofowie. Przekazałem dokument ministrowi nauki, a on ministrowi zdrowia. Teraz jest 2021 i nic na ten temat nie słychać. Genetyka od zawsze traktowana była jak gorący kartofel. Politycy mówią, że owszem – to ciekawe i ważne, ale regulacji jak nie było, tak nie ma. Dlatego pacjenci nie mają prawnych gwarancji, a lekarze genetycy balansują na krawędzi prawa.

Reguły są ważne. W genetyce klinicznej reguła jest taka, że każde badanie wiąże się najpierw z rozmową z pacjentem i zebraniem wywiadu, ze wspólnie podjętą decyzją, a potem jest interpretacja wyników. Każdy wynik genetyczny musi podlegać profesjonalnej interpretacji, w przeciwnym razie nic nie jest wart.

Ustawy regulującej badania genetyczne nie mamy, a czy mamy w Polsce odpowiednią infrastrukturę, żeby je prowadzić?

– Mamy bazę, laboratoriów sekwencjonowania jest kilka. W naszym Instytucie Genetyki Człowieka PAN, w ramach Innowacyjnego Centrum Medycznego, też jest. To są urządzenia o bardzo wysokiej przepustowości, są w stanie zabezpieczyć technicznie w sumie potrzeby całej Polski. Jednakże firmy azjatyckie, dzięki dotacjom rządowym, mogą zaoferować niższe ceny, które w istocie są cenami dumpingowymi. Dlatego też tak łatwo pozyskują olbrzymią ilość materiału i generują olbrzymie banki danych.

Chińczyków to my nie przegonimy, ale czytałem, że mamy nowoczesne narzędzia bioinformatyczne, które powstały przy okazji tworzenia mapy DNA Polaków.

– Mapa DNA Polaków jest konstruowana w oparciu o sekwencjonowanie przez firmę azjatycką. Na tym rzecz polega, że to są pieniądze polskiego podatnika, a podmiot, który się tym zajmuje, za pomocą pośredników, wysyła ten materiał np. do Chin, gdzie jest sekwencjonowany. Tu jest problem.

I to jest puenta naszej rozmowy. Dziękuję.

Zbrodnicze sekty w medycynie.

Sekty w medycynie. J. Jaśkowski MD.PhD.MS.

Nowa medycyna czy zniewolenie społeczeństwa? 

Podsumowanie.

Nauka jest to wiedza, która nieustannie się zmienia. Napisanie przed 30- laty pierwszego artykułu o oszustwach przemysłu farmaceutycznego, zepchnęło mnie w ślepy zaułek. Prawie „codziennie” odkrywam nowe sytuacje, jednoznacznie wskazujące, że dziedzina wiedzy zwana medycyną, przestała służyć społeczeństwu, jako dział przywracający im zdrowie i możliwość zaspokajania swoich potrzeb, a sprowadziła ludność do niewolniczej pracy, w celu wzrostu niekontrolowanych podatków – vide VAT, zapewniających zysk wąskiej grupie tzw. cwaniaków, czyli konsorcjum książąt niemieckich, ustabilizowanych w olbrzymich grupach kapitałowych zwanych BlackRock, Vongard, State i kilku innych. W każdej z tych grup, ok. 10 – 15% akcji ma House of Windsor, czyli Dom Saxe-Coburg-Gotha, Obecnie na czele tej grupy stoi najprawdopodobniej król Karol III angielski.

Ale od początku.

Pierwszą chorobą, rzekomo wirusową, wprowadzoną na rynki światowe, było „Wiotkie porażenie kręgosłupa” zwane także „Chorobą Heinego -Medina” czy „Poliomyelitis”.

A zaczęło się to tak:

Po raz pierwszy w nowożytnej historii, niemiecki lekarz Adolf von Strumpell [1853-1925] opisując leczony przypadek, podejrzewał chorobę zakaźną. Kiedy w okolicach Sztokholmu wystąpiło ok. 1031 podobnych przypadków w 1905 roku, taki paraliż uznano za epidemię. 

W 1908 roku austriaccy lekarze; Karol Landsteiner [1868 – 1943] i Irwin Popper [1879 -1935], jako przyczynę podali filtrowanego wirusa, ponieważ rzekomo udało im się zakazić małpę wydzieliną wirusa, wolną od bakterii.

W USA niejaki Simon Flexner [1863 – 1946], ten sam od brata ustanawiającego procedury medyczne dla Rockefellera, natychmiast potwierdził to ustalenie.

Był to drugi przypadek po ospie, że pomimo braku dowodów medycznych, objawy kliniczne przypisano wirusowi.

Przypomnę, że nie wykonano testów Kocha, a mikroskop elektronowy wynaleziono dopiero w 1954 roku.

Tak narodziła się nowa specjalizacja zwana wirusologią, która z każdym rokiem przekształcała się w sektę, ponieważ w owym czasie nie można było wyizolować żadnego wirusa. Była jednakże bardzo na rękę rozwijającej się chemii w rolnictwie. Pestycydy, herbicydy itd. były i są doskonałym źródłem zysków, a nie powodują żadnych strat i dzięki tej sekcie, przemysł rolno – chemiczny nie ponosi kosztów powikłań u ludzi.

Dziwnym bowiem trafem, dwa pierwsze przypadki opisane powyżej, miały miejsce w Europie i Vermont po wprowadzeniu arsenianu ołowiu, jako środka owadobójczego w 1892 roku.

Arsenian ołowiu wpływa na komórki układu nerwowego, powodując paraliż opisywany jako „polio”. Jak stwierdzono, paraliż miał miejsce u dzieci mających kontakt z arsenianem ołowiu.

W Stanach Zjednoczonych od 1916 roku zachorowania koncentrowały się na północno – wschodnim wybrzeżu, zwłaszcza w rejonie Nowego Jorku i Long Island. Analiza wykazała, że cukier pochodził z hawajskich plantacji trzciny cukrowej, na których masowo stosowano arsenian ołowiu od 1915 roku. Największe na świecie rafinerie znajdowały się w Queens i Yonkers. Te tereny, wraz z Brooklinem, odnotowały największą liczbę zachorowań. Zachorowania występowały masowo latem, w czasie wakacji, kiedy to dzieciaki objadały się watą cukrową.

Choroba w Danii i Niemczech rozpowszechniła się dopiero ok. lat 30. [~1930]

W Związku Radzieckim choroba pojawiła się dopiero po 1949 roku, po sprowadzaniu tych środków chemicznych z zachodu.

W Azji i Afryce do lat 1950 chorowali tylko biali mieszkańcy z ośrodków miejskich.

Po II wojnie światowej pojawiało się coraz więcej zachorowań. Zostało to powiązane z wprowadzeniem na rynek w czasie wojny, innego środka chemicznego zwanego dichlorodifenylotrichloroetanem, czyli popularnego DDT.

W latach 50. XX wieku, stosowano go w postaci aerozoli nawet w przedszkolach i szkołach, nie wspominając o wojsku oraz o wielkich obszarach „zamieszkiwanych” przez komary.

W Polsce stosowano DDT w szkołach i na koloniach w walce z wszawicą, posypując po prostu głowy dzieci tym świństwem. To, że przy okazji wdychały to to? A kogo to obchodziło. Wszy ginęły, a wirusa i tak nikt nie widział. A że czasami dzieci chorowały??

Porównując ilości letniego zużycia DDT na tych obszarach, stwierdzono bardzo ścisłą korelację; im więcej zużyto na tych obszarach DDT, tym więcej przypadków „polio” stwierdzano.

Kiedy po raz pierwszy w Niemczech w latach 1954/55 zastosowano eksperymentalną szczepionkę zawierającą neurotoksyczny wodorotlenek glinu, liczba przypadków porażenia wiotkiego u dzieci wzrosła o 500 procent.

Towarzystwa medyczne zachowały dyplomatyczne milczenie.

=========================

Przypomnę, w 1942 roku w Niemczech, stosowano przymusowo szczepionkę przeciwko błonicy. Liczba zgonów dzieci przekroczyła 242 000, czyli straty były większe, aniżeli pod Stalingradem. 

Przypomnę także, że ten dzielny lud germański, żyjący w cywilizacji bizantyjsko – pruskiej, w 1911 roku w samym Hamburgu wymordował ok. 11 000 własnych dzieci szczepiąc je przymusowo przeciwko ospie.

Dane te natychmiast ukryto w całej Europie i rozpoczęto bardzo dochodowy interes szczepionkowy przy pomocy sekty wirusologów, doskonale opłacanej. To doskonałe opłacanie „oficerów” szczepionkowych rozpoczęto w Anglii, w czasie przymusowych szczepień podczas „ospy” w latach 1870. „Oficer” taki  mógł otrzymać nawet 1000 funtów. W owym czasie lekarz zarabiał ok. 150 funtów rocznie. Podobny mechanizm przekupywania zastosowano w czasie pseudo-epidemii Covid-19, np w Polsce. Rekordziści zarabiali od 400 000 do 670 000 rocznie  [w owym czasie średnio zarabiano w Polsce  ok. 60 000 rocznie].

Ten gwałtowny wzrost zachorowań na „Polio” po wprowadzeniu szczepień, zmusił władze do zmiany definicji owej choroby. Wcześniej, każde porażenie wiotkie nazywano „polio”. Odkrycie, że witamina C podawana dożylnie lub domięśniowo, [nie doustnie], powoduje wyzdrowienie już w okresie 24 – 48 godzin, doprowadził do powstania nowej definicji tej choroby.

Od 1955 roku za „Polio” uznawano stan chorego utrzymujący się ok. 30 dni. Tak więc każdy chory, który otrzymał witaminę C i wyzdrowiał znikał ze statystyki. Cwaniacy szczepionkarscy przypisywali to szczepionce.

Jak podałem pierwotnie, nazywano to  „ostrym porażeniem wiotkim”  lub zespołem Guillaina- Barrego.

Kampanie szczepień nie powstrzymywały tej choroby. Wręcz odwrotnie. Dowodem tego jest masowe morderstwo za pomocą szczepionki B.Gatesa w Indiach i Pakistanie na przełomie 2011/12 roku. W czasie jednej kampanii zamordowano ok. 70 000 dzieci, a zachorowało ok. 500 000 dzieci. Dopiero zastrzelenie ośmiu szczepionkarzy przez zrozpaczonych rodziców, przerwało te masowe mordy, a za Gatesem wystosowano list gończy.

Trzeba przypomnieć także, że zarówno w Indiach np. w Bophalu, jak i w Pakistanie, umiejscowiono wielkie fabryki pestycydów, DDT itp.

Musisz sam, Dobry Człeku zrozumieć, czy ta akcja wirusologów była tylko wynikiem pomyłki, czy też doskonale się wkomponowuje w sprawę depopulacji ludności, wymyśloną w 1770 latach przez Malthusa i realizowaną przez określone „elity”?

Czy też chodzi tylko o maskowanie zatruć przemysłu chemicznego.

W celu lepszego zrozumienia problemu przytoczę jeszcze jeden szeroko nagłaśniany przypadek „choroby wirusowej” jaką była „grypa hiszpańska”.

Jeszcze wymowniejszym jest fakt, że nigdy ta „straszna” epidemia nie trafiła na czołówki ówczesnych gazet w tamtych czasach!!!

Jeszcze większy problem powstaje jak przegląda się lokalną prasę np. Gazety z Bostonu, trzeciego miasta o największej liczbie zgonów. Wielkość zgonów nie przekroczyła 5000 osób. Jest to bardzo odległa liczba od rzekomych 500 000, podawanych później. O  ”Wielkiej Pandemii”  panującej w owych czasach nikt nie wspomina w pamiętnikach.

Jak obecnie ustalono, choroba rozpoczęła się w Fort Raily w Kansas, wielkiej bazie szkoleniowej żołnierzy przygotowywanych do wysłania do Europy i szczepionych przeciwko tyfusowi. Wielu żołnierzy po tych szczepieniach zaczęło chorować i umierać. Wspominają o tych faktach liczne listy żołnierzy, pamiętniki, wyniki sekcji zwłok pułkownika dra Wiliama Welcha i patologów z Instytutu Patologii Sił Zbrojnych, Archiwa historyczne Kansas, Archiwa Nany i Public Health Service Archives.

Najciekawszą sprawą jest fakt, że wolontariusze, opiekujący się chorymi rekrutami, myli ich, pobierali wydzielinę z nosa i gardła chorych, wkładali ją sobie do nosa, czy gardła i nie chorowali.  

Pochylali się nad nimi i nie chorowali.

Pobierali wydzielinę, odwirowywali ją i wstrzykiwali zdrowym ochotnikom – oni także nie chorowali.

 Ze 118 ochotników, ani jeden nie zachorował!!!!

Sprawdzenie przez Kate Daly z wiadomości Fox doniesień gazetowych na temat rzekomej hiszpańskiej grypy, ujawnia zaskakujące dane.  W pierwszym okresie doniesienia o ofiarach są bardzo nieliczne i sumarycznie nie przekraczają łącznie   100 000 . Jednak z każdym kolejnym rokiem wydawania tych gazet, liczba ofiar wzrasta. I tak  w 1920 roku, liczba ofiar wzrosła już do 500 000. W 1941 roku, czyli w dwadzieścia lat później, liczbę ofiar określano już na 10 000 000  [dziesięć milionów] na całym świecie. W 1975 roku liczba ta, w prasie, podwoiła się do 20 milionów. Mike Leavitt DHS w 2005 roku zwiększył te liczbę do 38 milionów, a CDC  obecnie utrzymuje, że w1918 roku na hiszpańską grypę zmarło ponad 50 milionów. 

W Polsce, największa znachorka warszawska z Państwowego Zakładu Higieny, Instytutu Zdrowia Publicznego, niejaka Lidia Brydak, oczywiście profesur, podawała, że na hiszpańską grypę zmarło od 50 do 100 milionów ludzi !!!

Taki jest poziom merytoryczny tej Instytucji.

=============================

I tak można by ciągnąć opowieść o oszukiwaniu ludzi chorobami zakaźnymi przez następne dziesiątki stron. W tej sytuacji ograniczę się tylko do cytowania wybranych fragmentów z czasopism naukowych, dziwnym trafem omijanych przez dziennikarzy głównego nurtu ogłupiania ludności.

Moje wpisy będą dotyczyły  tzw. epidemii koronawirusa dlatego, że jak uczy doświadczenie, wszelkie prace naukowe mają tendencje do znikania z półek bibliotek publicznych, nie wspominając o znikaniu z internetu.

I tak, kolejność cytowanych  prac będzie przypadkowa.

Dr Rynn Cole, patolog, ze stanu Idaho, właściciel jednego z największych laboratoriów – Cole Diagnostics w Idacho zanotował dużo szokujących skrzepów krwi, pojawiających się u zaszczepionych. Nanocząsteczki lipidowe i mRNA zawarte w zastrzykach preparatu Covid-19 indukują organizm do wytwarzania niebezpiecznych białek kolczastych, które zwiększają ryzyko zapaleń mikro i makro włóknistych zakrzepów krwi.

Jak wiadomo, ani Pfizer, ani Moderna nie sprzedawały swoich produktów mRNA, przed wprowadzeniem przymusu szczepień w 2020 roku. 

Jak wiadomo, także w Polsce, już na tydzień przed ogłoszeniem światowej epidemii, zabroniono przeprowadzania sekcji zwłok zmarłych i utylizowano je bez śladu. Przezornie likwidowano dowody przestępstwa!!!

Dr Cole stwierdza jednoznacznie, że sama nanocząsteczka lipidowa jest toksyczna. Jeszcze gorsze efekty powoduje wstrzyknięcie zastrzyków owych do ludzkiego organizmu. Ludzkie komórki nie wytwarzają tego białka. Skłonienie ludzkich komórek do wytwarzania białka o znanej cytotoksyczności, toksyczności dla organizmu ludzkiego,  stanowi olbrzymi problem nie tylko naukowy.

Nanocząsteczka lipidowa, która przemieszcza się wszędzie w organizmie człowieka, jest bardzo niebezpieczna, ponieważ nie można kontrolować dokąd zmierza. To może spowodować problemy zarówno sercowe jak i mózgowe.

Badania FDA potwierdzają, że preparaty mRNA na Covid -19 szybko zwiększają wystąpienie drgawek u dzieci. Badania przeprowadzone  po podaniu zastrzyku dzieciom w wieku od 2  do 5 lat, natychmiast zwiększyły ryzyko wystąpienia u nich drgawek gorączkowych.

Nawet badania przeprowadzone przez Uniwersytet Medyczny w Białymstoku udowodniły, że po zwykłym szczepieniu białko CRP wzrasta do stu kilkudziesięciu, przy normie do pięciu i utrzymuje się ten stan przez kilka dni. Pomimo tych oczywistych faktów, zespół naganiaczy nadal twierdzi, że „szczepionki” są bezpieczne.

Szczepionki na Covid są nie tylko bezużyteczne, ale i niebezpieczne. W nowym artykule podano, że „Wariant SARS-Cov-2 wymyka się szczepieniom.”

Praca udowadnia, że wariant SarsCov-2 szybko się powiela i nie jest blokowany przez szczepionki. Badania przeprowadzone w Massachusets General Hospital i w Harvardzie udowodniły,  że pojawiły się warianty „oporne na szczepionki” zgodnie z przewidywaniami z 2000 roku włoskiego biologa Franco Trinca oraz francuskiego mikrobiologa Luca Montagnera. Obaj naukowcy zginęli nagle w niewyjaśnionych okolicznościach.

3 kwietnia 2024.

Szwajcarski prawnik Philip Krause złożył zaktualizowaną skargę do prokuratury w imieniu 37 poszkodowanych przez szczepionkę mRna na Covid.

Skarga stwierdza: należy natychmiast podjąć pilne środki przymusu, przeszukanie pomieszczeń Swissmedic, zająć „szczepionki” zawierające mRNA, w celu ochrony przed nielegalnymi i ryzykownymi zastrzykami mRNA.

Skarga została założona 14 lipca 2022 roku przez prawnika z  Zurichu, mecenasa Ph.Kruse jako 300-stronicowany dokument, także w imieniu sześciu bezpośrednio poszkodowanych osób.

W związku z przewlekaniem sprawy przez prokuraturę, sprawę 14 listopada 2022r. nagłośniono publicznie. Strona internetowa Corona Complaint określa pierwotną skargę jako „skargę karną” . Stwierdzono w niej: „mamy do czynienia z największym niebezpieczeństwem, a nawet obrażeniami dla zdrowia ludzkiego , jakie kiedykolwiek miało miejsce w Szwajcarii. Ponieważ niebezpieczeństwo to nadal istnieje, pogłębione przez  przedłużenie zezwoleń na stosowanie zastrzyków w mRNA covid, zespół zaktualizował skargę karną 1.0 o dodatkowe źródła”.

A w Polsce mamy 44 000 radców prawnych, ponad 27 000 adwokatów, ponad 10 000 prokuratorów, sędziów i panuje zgodne zbiorowe milczenie.

Czy to jeszcze są prawnicy?

Zawiadomienie karne 2.0 wpłynęło do prokuratury szwajcarskiej, w związku z panującą ciszą w prokuraturze, 07 lutego 2024. 28 marca 2024 roku Zespół d/s Skargi Koronowej udostępnił publicznie dokument skargi.

W Polsce na konferencji w sejmie ujawniono nazwiska tzw. „ekspertów” rządowych i kwoty, które pobierali od koncernów farmaceutycznych. Podobne łapówki otrzymywały Izby lekarskie. Były to wielkości rzędu kilkuset tysięcy złotych. Stąd takie nagonki na nieszczepionych.

J. Jaśkowski MD.PhD.MS.

cdn.

Więcej w 2, 5 i 6 tomie „ABC Medycyny”

Wirusowa ściema, czyli jak “wirusolodzy” robią nas w konia

Wirusowa ściema

anthony 16 września 2023, wirusowa-sciema

czyli jak “wirusolodzy” robią nas w konia, bajdurząc o bytach których nie ma, a przy okazji “tłukąc kasę” na zwalczaniu wirusów!

W ramach konferencji ‘Northern Light Convention’ (https://scandinavianfreedom.events ), która odbyła się 15-17 czerwca 2023 w Danii, wystąpiła  pochodząca z Kanady Christine  Massey. Jest ona  biostatystykiem, w przeszłości pracowała przy badaniach nad rakiem. Od lat jest zapalonym orędownikiem bezpiecznej wody pitnej i członkiem grupy działającej na rzecz zaprzestania powszechnej praktyki fluoryzacji wody wodociągowej.

W maju 2020 r. Christine, wraz z grupą wolontariuszy rozsianych po całym świecie, zaczęła składać do różnych instytucji wnioski o wolnym dostępie do informacji publicznej, aby uzyskać jakikolwiek dowód na istnienie wirusa SARS-CoV-2, rzekomo wywołującego chorobę C19.
Na dzień dzisiejszy Christine otrzymała odpowiedź od 216 instytucji z 40 różnych krajów i żadna z nich nie jest w stanie przytoczyć ani jednego dowodu na to, że wirus SARS-CoV-2 faktyczne istnieje.
W toku tego trwającego ponad 3 lata procesu, Christine zebrała górę dokumentów, które całkowicie unicestwiają wszelką wiarygodność establishmentu medycznego, przynajmniej w dziedzinie wirusologii.
Obecnie to, co wirusolodzy nazywają „izolacją” wirusa, polega na umieszszczeniu pobranej od pacjenta próbki materiału genetycznego w linii komórkowej pochodzącej z małpich komórek nerkowych, rzekomo po to, by dać wirusowi szansę na replikację. Komórki małpy potrzebują źródła pożywienia, dodaje się więc do nich płodową surowicę bydlęcą, a także toksyczne leki, antybiotyki i środki przeciwgrzybicze.
Innymi słowy, zamiast zidentyfikować rzekomego wirusa w pobranej od pacjenta próbce, zanieczyszcza się ją obcym materiałem genetycznym i różnymi substancjami chemicznymi. Następnie, gdy komórki małpy ulegną uszkodzeniu, wirusolodzy nazywają to efektem cytopatycznym i przypisują ten efekt działaniu wirusa. Ma to rzekomo stanowić dowód na to, że wirus jest w tej próbce obecny, że został przez nich wyizolowany i że to on powoduje chorobę.
We wszystkich wysłanych zapytaniach Christine i jej współpracownicy dokładnie określili więc, co mają na myśli przez izolację wirusa: jego cząsteczki powinny pochodzić bezpośrednio z próbki pobranej od chorego człowieka, niezanieczyszczonej żadnym innym materiałem genetycznym, a następnie zostać zsekwencjonowane i zbadane w toku kontrolowanych eksperymentów. (całość tutaj: https://wolnosc.info/christine-massey/ )
 Tak zwana wirusologia, to prymitywne oszustwo, łatwe do udowodnienia przez każdego kto choć  troszeczkę interesuje się podstawami badań mikroskopowych!
Poniżej udowodnię  w sposób bezdyskusyjny,  że  nie ma technicznych możliwości udowodnienia istnienia wirusów, a jeśli tak to w prawdziwej nauce mówienie o ich istnieniu to zwyczajna blaga!
 Osoby którym wydaje się, że można zobaczyć wirusa za pomocą mikroskopu elektronowego, nie znają metodologii pracy z tym urządzeniem, dlatego można im wcisnąć kit pokazując jako wirusy powiększone zdjęcia pyłków kwiatowych!
 Kluczowym etapem przy pracy z mikroskopem elektronowym jest przygotowanie próbki materiału który chcemy w powiększeniu obejrzeć.
Załóżmy, że chcemy obejrzeć wirusy grypy, które ponoć „pływają” w ślinie osoby chorej.
Osobom młodym, wykształconym z dużych miast może się wydawać, że wystarczy kropelkę śliny włożyć pod okular mikroskopu, zaś ten pokaże nam w milionowym powiększeniu wirusy.
Nic bardziej mylnego!
Przyjrzyjmy się metodologii przygotowania próbek do badań mikroskopem elektronowym. Niech tą próbką będzie ślina pobrana od osoby chorej na grypę.
„…Przygotowanie próbki do badania pod mikroskopem elektronowym przebiega w kilku etapach i wymaga kolejnego użycia różnych typów odczynników. Pierwszym etapem jest utrwalanie pobranego materiału w aldehydzie glutarowym albo jego mieszance z formaldehydem. Dla zapewnienia pH możliwie zbliżonego do naturalnego dla danej badanej próbki należy wykorzystać odpowiedni preparat w postaci np. buforu kakodylowego, fosforanowego czy Tris/HCl, albo HEPES/HCl, w którym rozpuszcza się utrwalacz.
Po procesie utrwalania prowadzonym nierzadko w obniżonej temperaturze dla zwolnienia procesów metabolicznych niezbędne jest wypłukanie utrwalacza za pomocą użytego wcześniej buforu, czyli np. kakodylanu sodu. Następnym krokiem jest przeprowadzanie utrwalania wtórnego w postaci osmowania w czterotlenku osmu rozpuszczonym w buforze lub wodzie destylowanej. Po osmowaniu wykonuje się odwadnianie alkoholem lub acetonem. Dla ochrony próbki przed uszkodzeniami mechanicznymi zatapia się ją w żywicy epoksydowej lub akrylowej.

Ostatnim etapem jest trymowanie próbki oraz umieszczenie jej w ultramikrometrze w celu pocięcia. Próbki w zależności od swego rodzaju są umieszczane na specjalnych siatkach miedzianych albo złotych lub niklowych z odpowiednim dla samego preparatu i celu badania filmem, np. krzemionkowym bądź węglowym albo odpowiednią membraną. Próbka może też być dodatkowo skontrastowana roztworem octanu uranylu albo cytrynianu ołowiu….”

Więcej na temat przygotowania próbek do badań pod mikroskopem elektronowym tutaj: https://www.unimarket.net.pl/blog/jakie-odczynniki-sa-stosowane-w-mikroskopii-elektronowej
Jeśli założymy, że w ślinie osoby chorej na grypę znajdują się wirusy, (a więc teoretycznie bardzo nietrwałe, martwe struktury białkowe), to co z tych wirusów pozostanie po poddaniu ich opisanej wyżej procedurze?
Czy one rozpadną się na jakieś inne cząstki białkowe, czy wejdą w reakcje chemiczne z użytymi odczynnikami i co w wyniku tych reakcji powstanie?

Jaki wpływ na wirusy będzie miał silny strumień elektronów który zostanie przepuszczony przez próbkę? Niesie on z sobą duża energię. Jak ta energia wpłynie na strukturę wirusów i czy one w ogóle przetrwają?

Załóżmy na moment, że obraz mikroskopowy pokazuje wirusy. Ale oprócz wirusów pokazuje on miliardy innych cząstek zarówno tych które były w próbce śliny jak i tych które do próbki zostały wprowadzone podczas jej przygotowania.

Które z tych kropek, kresek, przecinków, wężyków (itp.) to wirusy? A które to wtrącenia obce?

Aby w obrazie mikroskopowym rozpoznać wirusy, musielibyśmy wcześniej wiedzieć jak one wyglądają i czym się jedne wirusy (na przykład grypy) różnią od innych, na przykład odry. A tego nie wiemy!

Tak więc za pomocą mikroskopu elektronowego ani nie możemy potwierdzić istnienia wirusów ani nie możemy tego wykluczyć!!
Prawdziwa nauka takimi przypadkami (których nie daje się zweryfikować doświadczalnie) się nie zajmuje!
Jak z tego dylematu wybrnęli współcześni szamani zwani wirusologami? Oszustwem! Pokazują oni w mediach i swoich pracach jako zdjęcia wirusów….powiększone obrazy pyłków kwiatowych, czyli kolorowe piłeczki z kolcami!
Wiedząc, że weryfikacja istnienia wirusów za pomocą mikroskopów elektronowych jest niemożliwa, oraz, że nie ma możliwości ich wyizolowania  z biologicznej zupy pobranej od osób chorych, oszuści zwani wirusologami wpadli na iście komediowy, oszukańczy sposób: pośredniego dowodzenia istnienia wirusów.
Prekursorem tej metody dowodzenia istnienia bytów których nie ma, jest nasza poetka Maria Konopnicka. To ona pierwsza zauważyła istnienie krasnoludków, których co prawda nikt nigdy na oczy nie widział, ale są nie podważalne dowody pośrednie na ich istnienia.
Tym pośrednim dowodem na istnienie krasnoludków jest… kwaśnienie mleka! Dlaczego ono kwaśnieje? Gdyż pod osłoną nocy do mleka szczą krasnoludki!
Podobne dowody na istnienie wirusów przedstawiają wirusolodzy.
Oto jeden z tych dowodów pośrednich.
Skoro nie ma możliwości technicznych wyizolowania wirusa ani obejrzenia go pod mikroskopem elektronowym, to trzeba przyjąć „na wiarę” (co zwane jest konsensusem naukowym) , że w biologicznej zupie (próbce pobranej do badań, na przykład w ślinie, czy śluzie z nosa) osób chorych pływają wirusy! A kto nie przyjmie tej „wiary” jest płaskoziemcą” i szurem.

A jak udowodnić pośrednio, że wirusy pływają w biologicznej zupie osób chorych, skoro inne metody udowodnienia zawodzą?
Ano jeśli w biologicznej zupie pływają wirusy, to (teoretycznie) wywołują one choroby, na tej samej zasadzie jak szczyny krasnoludków wywołują kwaśnienie mleka.
Teraz trzeba „udowodnić”, że to wirusy spowodowały chorobę.
Co więc robią wirusolodzy?
Wpuszczają do biologicznej zupy w której są wirusy (na przykład do śliny osoby chorej) dwa antybiotyki, (gentamycynę i amfoterycynę, znane jako toksyczne dla nerek.) które mają zabić obecne w zupie „wtrącenia” żywe. Po tym zabiegu w zupie pozostają już (teoretycznie!) tylko same martwe wirusy i martwe „wtrącenia” obce.

I teraz (uwaga, uwaga!)mamy gwóźdź programu.

Aby udowodnić, że martwe wirusy (a co z martwymi wtrąceniami?) są zabójcze i powodują chorobę, potraktowaną antybiotykami miksturę podaje się żywym tkankom pobranym z nerek małp, gdyż są one bardzo wrażliwe na toksyny.. Tkanki małp obumierają, co jest dowodem na toksyczność wirusów. A więc mleko kwaśnieje, gdyż oddały do niego mocz krasnoludki!
Szwindel ten jest grubymi nićmi szyty, gdyż obumieranie tkanek nerek małp powodują nie wirusy tylko antybiotyki co kilku naukowców udowodniło!

I takim oto prostymi szwindlami sprowadzono medycynę w ślepy zaułek, co było możliwe tylko i wyłącznie dlatego, że teoria infekcyjności Pasteura umożliwiła firmom farmaceutycznym obrabowanie ludzi na całym świecie, pod pozorem ich leczenia z wirusów i bakterii!

Rabunek trwa nadal i trwać będzie, gdyż prawie 100% ludzi nie ma świadomości jak robiona jest w konia! Próba wytłumaczenia im jak jest naprawdę zawsze kończy się medialną nagonką na „naukowego oszołoma” który odważy się zauważyć i upublicznić szwindel „wirusowy”.
Po takiej medialnej „obróbce” danego „oszołoma” jest on skończony w świecie „nauki” , co stanowi ostrzeżenie dla innych by „siedzieć cicho”!
Natomiast wirusolodzy,  czyli fachowcy od bytów które nie istnieją,  robią “naukowe” kariery i ogłupiają  młodzież wirusowymi bajdami . W Polsce robieniem takiego dymu zajmuje się prof. dr hab Agnieszka Szuster Ciesielska z uniwersytetu w Lublinie. 
Wzorem dla wirusologów jest Miczurin i Łysenko którzy odkryli, że z perzu może wyrosnąć zboże i odwrotnie [to tylko Łysenko, Miczurin był uczciwszy. MD] , co prawda tylko w ZSRR i  nigdzie więcej, co ostatecznie okazało się kolejnym oszustwem, które w Polsce propagowało kilku “naukowców” jeszcze wiele lat po skompromitowaniu tej teorii w ZSRR!!

Wirusowa ściema umożliwiła rozpętanie ogólnoświatowej histerii pandemii covid-19, na co dała się nabrać prawie cała światowa populacja ludzi!
Anthony Ivanowitz 16.09.2023r. Www.pospoliteruszenie.org

=====================

mail:

Oto, co uzyskujemy, wpisując “wirus; foto” :

Bezpłatne zdjęcie zbliżenie pływających komórek wirusa [!!! SIC !! Piszę o “komórkach” wirusa… ]

Jeszcze raz o wirusowej ściemie, czyli powszechna wiara w krasnoludki

Jeszcze raz o wirusowej ściemie, czyli wiara w krasnoludki

Anthony Ivanowitz 12 maja 2023, o-wirusowej-sciemie-czyli-wiara-w-krasnoludki

Tylko prawda jest ciekawa

Wirusy jak krasnoludki, nikt nie udowodnił ich istnienia, a wielu w nie wierzy!

…Niewiele osób wie, że Ludwik Pasteur był  wynalazcą „konsensusu naukowego”. Na skutek którego “uczeni” zgodzili się, że odkrył on wirusa wścieklizny. Dzięki temu konsensusowi naukowemu (czyli  przegłosowaniu przez grono samozwańczych autotytetów naukowych, że odkrył on wirusa wścieklizny) Pasteur został …ojcem wirusologii.  Jakim cudem mógł on w 1885 r. odkryć wirusa?   Oczywiście nie mógł, więc przegłosowano że ….odkrył! Nawet obecnie dysponując mikroskopami elektronowymi nie jest możliwe udowodnienie istnienia wirusów, o czym poniżej.
Dlaczego?
Otóż kluczowym etapem przy pracy z mikroskopem elektronowym jest przygotowanie próbki materiału który chcemy w powiększeniu obejrzeć.
Załóżmy, że chcemy obejrzeć wirusy grypy, które ponoć „pływają” w ślinie osoby chorej.
Osobom młodym, wykształconym z dużych miast może się wydawać, że wystarczy kropelkę śliny włożyć pod okular mikroskopu, zaś ten pokaże nam w milionowym powiększeniu wirusy.
Nic bardziej mylnego!
Przyjrzyjmy się metodologii przygotowania próbek do badań mikroskopem elektronowym. Niech tą próbką będzie ślina pobrana od osoby chorej na grypę.
„…Przygotowanie próbki do badania pod mikroskopem elektronowym przebiega w kilku etapach i wymaga kolejnego użycia różnych typów odczynników. Pierwszym etapem jest utrwalanie pobranego materiału w aldehydzie glutarowym albo jego mieszance z formaldehydem. Dla zapewnienia pH możliwie zbliżonego do naturalnego dla danej badanej próbki należy wykorzystać odpowiedni preparat w postaci np. buforu kakodylowego, fosforanowego czy Tris/HCl, albo HEPES/HCl, w którym rozpuszcza się utrwalacz.
Po procesie utrwalania prowadzonym nierzadko w obniżonej temperaturze dla zwolnienia procesów metabolicznych niezbędne jest wypłukanie utrwalacza za pomocą użytego wcześniej buforu, czyli np. kakodylanu sodu. Następnym krokiem jest przeprowadzanie utrwalania wtórnego w postaci osmowania w czterotlenku osmu rozpuszczonym w buforze lub wodzie destylowanej. Po osmowaniu wykonuje się odwadnianie alkoholem lub acetonem. Dla ochrony próbki przed uszkodzeniami mechanicznymi zatapia się ją w żywicy epoksydowej lub akrylowej.
Ostatnim etapem jest trymowanie próbki oraz umieszczenie jej w ultramikrometrze w celu pocięcia. Próbki w zależności od swego rodzaju są umieszczane na specjalnych siatkach miedzianych albo złotych lub niklowych z odpowiednim dla samego preparatu i celu badania filmem, np. krzemionkowym bądź węglowym albo odpowiednią membraną. Próbka może też być dodatkowo skontrastowana roztworem octanu uranylu albo cytrynianu ołowiu….”
Więcej na temat przygotowania próbek do badań pod mikroskopem elektronowym tutaj: odczynniki-w-mikroskopii-elektronowej
Jeśli założymy, że w ślinie osoby chorej na grypę znajdują się wirusy, ( a więc bardzo nietrwałe, martwe struktury białkowe) , to co z tych wirusów pozostanie po poddaniu ich opisanej wyżej procedurze?
Czy one rozpadną się na jakieś inne cząstki białkowe, czy wejdą w reakcje chemiczne z użytymi odczynnikami i co w wyniku tych reakcji powstanie?
Jaki wpływ na wirusy będzie miał silny strumień elektronów który zostanie przepuszczony przez próbkę? Niesie on z sobą duża energię. Jak ta energia wpłynie na strukturę wirusów i czy one w ogóle przetrwają?
Załóżmy na moment, że obraz mikroskopowy pokazuje wirusy. Ale oprócz wirusów pokazuje on miliardy innych cząstek zarówno tych które były w próbce śliny jak i tych które do próbki zostały wprowadzone podczas jej przygotowania.
Które z tych widocznych na ekranie komputera kropek, kresek, przecinków, wężyków (itp.) to są wirusy? A które to wtrącenia obce?
Aby w obrazie mikroskopowym rozpoznać wirusy, musielibyśmy wcześniej wiedzieć jak one wyglądają i czym się jedne wirusy (na przykład grypy) różnią od innych, na przykład odry. A tego nie wiemy!
Tak więc za pomocą mikroskopu elektronowego ani nie możemy potwierdzić istnienia wirusów ani nie możemy tego wykluczyć!!
Prawdziwa nauka takimi przypadkami (których nie daje się zweryfikować doświadczalnie) się nie zajmuje! Skoro jedna grupa “naukowców” może przegłosować, że wirusy istnieją, to dlaczego inna grupa nie może przegłosować, że one nie istnieją?  W prawdziwej nauce takiego dziadostwa nie ma! Każda tezę trzeba udowodnić empirycznie w sposób możliwy do powtórzenia przez innych!
Jak z tego dylematu wybrnęli współcześni szamani zwani wirusologami? Oszustwem! Pokazują oni w mediach i swoich pracach jako zdjęcia wirusów….powiększone obrazy pyłków kwiatowych, czyli kolorowe piłeczki z kolcami!

{szukam w google pod: “wirus ;foto”. Oto wyniki:

=======================================

Wiedząc, że weryfikacja istnienia wirusów za pomocą mikroskopów elektronowych jest niemożliwa, oszuści zwani wirusologami wpadli na iście komediowy, oszukańczy sposób: pośredniego dowodzenia istnienia wirusów.
Prekursorem tej metody dowodzenia istnienia bytów których nie ma, jest… nasza poetka Maria Konopnicka. To ona pierwsza zauważyła istnienie krasnoludków, których co prawda nikt nigdy na oczy nie widział, ale są nie podważalne dowody pośrednie na ich istnienia.

Tym pośrednim dowodem na istnienie krasnoludków jest… kwaśnienie mleka! Dlaczego ono kwaśnieje? Gdyż pod osłoną nocy do mleka szczą krasnoludki!

Podobne dowody na istnienie wirusów przedstawiają wirusolodzy.

Oto jeden z tych dowodów pośrednich.
Skoro nie ma możliwości technicznych wyizolowania wirusa ani obejrzenia go pod mikroskopem elektronowym, to trzeba przyjąć „na wiarę” (co zwane jest konsensusem naukowym) , że w biologicznej zupie (próbce pobranej do badań, na przykład w ślinie, czy śluzie z nosa) osób chorych pływają wirusy! A kto nie przyjmie tej „wiary” jest płaskoziemcą” i szurem.

A jak udowodnić pośrednio, że wirusy pływają w biologicznej zupie osób chorych, skoro inne metody udowodnienia zawodzą?

Ano jeśli w biologicznej zupie pływają wirusy, to (teoretycznie) wywołują one choroby, na tej samej zasadzie jak szczyny krasnoludków wywołują kwaśnienie mleka.
Teraz trzeba „udowodnić”, że to wirusy spowodowały chorobę.
Co więc robią wirusolodzy?
Wpuszczają do biologicznej zupy w której są wirusy (na przykład do śliny osoby chorej) dwa antybiotyki, (gentamycynę i amfoterycynę, znane jako toksyczne dla nerek.) które mają zabić obecne w zupie „wtrącenia” żywe. (przypominam, że wirusy to martwe struktury białkowe, tak twierdzą wirusolodzy) Po tym zabiegu w zupie pozostają już (teoretycznie!) tylko same martwe wirusy i martwe „wtrącenia” obce.

I teraz (uwaga, uwaga!)mamy gwóźdź programu.
Aby udowodnić, że martwe wirusy (a co z martwymi wtrąceniami?) są zabójcze i powodują chorobę, potraktowaną antybiotykami miksturę podaje się żywym tkankom pobranym z nerek małp, gdyż są one bardzo wrażliwe na toksyny.. Tkanki małp obumierają, co jest dowodem na toksyczność wirusów. A więc mleko kwaśnieje, gdyż oddały do niego mocz krasnoludki!
Szwindel ten jest grubymi nićmi szyty, gdyż obumieranie tkanek nerek małp powodują nie wirusy tylko antybiotyki co kilku naukowców udowodniło!
I takim oto prostymi szwindlami sprowadzono medycynę w ślepy zaułek, co było możliwe tylko i wyłącznie dlatego, że teoria infekcyjności Pasteura umożliwiła firmom farmaceutycznym obrabowanie ludzi na całym świecie, pod pozorem ich leczenia z wirusów i bakterii!
Rabunek trwa nadal i trwać będzie, gdyż prawie 100% ludzi nie ma świadomości jak robiona jest w konia! Próba wytłumaczenia im jak jest naprawdę zawsze kończy się medialną nagonką na „naukowego oszołoma” który odważy się zauważyć i upublicznić szwindel „wirusowy”.
Po takiej medialnej „obróbce” danego „oszołoma” jest on skończony w świecie „nauki” , co stanowi ostrzeżenie dla innych by „siedzieć cicho”!

Wirusowa ściema umożliwiła rozpętanie ogólnoświatowej histerii pandemii covid-19, na co dała się nabrać prawie cala światowa populacja ludzi!
Ludzie uwierzyli w wirusowe krasnoludki, choć istnieją one tylko w baśniach  tak zwanych wirusologów, czyli oszustów!
Anthony Ivanowitz 12.05.2023r. Www.pospoliteruszenie.org

===============================

mail:

„..Przez 30 lat uczyłem niewłaściwie. Pilnie musimy w podręcznikach 
zrewidować rozdziały dotyczące szczepień.
Cały przemysł szczepionkowy to gigantyczne oszustwo, prawdopodobnie 
największe i najniebezpieczniejsze wszechczasów oszustwo szczepionkowe w 
medycynie, a to, czego jesteśmy teraz świadkami, to szczyt, końcowy 
produkt tego oszustwa”.
Profesor Sucharit Bhakdi

Człowieka łatwo oszukać ale daremnie oczekiwać by przyznał, że został 
oszukany.

MK

Sport. Mafia zna się na pieniądzach.

Piłka nożna: gdzie pieniądze wygrywają z “wirusem” 
Zwykle nie pisałbym o piłce nożnej, ale ten sport ilustruje, jak zawistni urzędnicy zdrowia publicznego patrzą w drugą stronę, kiedy powinni. Mają tyle uczciwości, co złodzieje w nocy. Tylko idioci zwracaliby uwagę na wszystko, co mówią, twierdzą lub żądają.
Zgodnie z rządową narracją, w pełni zaszczepieni ludzie nadal rozprzestrzeniają “wirusa”. Dlatego w wielu miejscach mają nosić maski.
Ostatnio, rozgrywający Green Bay Aaron Rodgers był bezlitośnie atakowany za twierdzenie, że był szczepiony, podczas gdy nie był; i za swobodne spotykanie się z graczami przeciwnej drużyny po meczach i występowanie przed reporterami bez maski.
Oczywiście nikt nie wspomniał o tym, że W TRAKCIE GRY wszyscy gracze chwytają się, oddychają, plują, krwawią, nabijają na siebie, drapią i obmacują się nawzajem. Jest to dozwolone, ponieważ jest to źródło PIENIĘDZY. Dużo pieniędzy.
I zarówno w college’u, jak i na meczach zawodowych w całym kraju, stadiony wypełniają się od 40 000 do 100 000 krzyczących, kaszlących, plujących, pijących, przeklinających fanów, którzy siedzą jeden przy drugim. Ale to też jest w porządku, bo to są PIENIĄDZE.
Ta sytuacja przypomina południową granicę USA, gdzie tysiące (miliony?) imigrantów wjeżdżają do USA “z wirusem”.
Ale to też jest w porządku, bo, cóż, to polityka, której jednym z aspektów jest witanie narkotyków w Ameryce. Narkotyki to PIENIĄDZE. Wielkie pieniądze.
“Dziennikarze” sportowi nie dyskutują o tym, o czym piszę w tym artykule. Nie powinni. To może wyłączyć publiczność. I tak, znowu, ich publiczność to PIENIĄDZE.
“Hej, Jim. Czy widziałeś, co właśnie stało się na boisku podczas ostatniej gry? Wielki ofensywny lewy tackle ugryzł ramię linebacker Rams. Krew płynie. Zastanawiam się, jak wiele wirusów jest przenoszonych.”
“Tona, Frank. Powinniśmy mieć grafikę, która to ilustruje. Na całym boisku jest pełno plwocin. Więc kiedy gracz upada, dostaje w twarz 100% czystego, pochodzącego z płuc SARS-CoV-2”.
“Ty i ja siedzimy w istnej mgle wirusa ogarniającej stadion.”
“To dlatego twoja była chce, żebyś wykupił większą polisę na życie, wskazując ją jako beneficjenta.”
Gdzie są te małe, pruderyjne demony zdrowia publicznego? Nigdzie.
Ale powiedzą ci, żebyś wziął wysoce niszczycielską szczepionkę, a potem założył maskę i przygotował się na dawki przypominające co sześć miesięcy oraz zamknął się i odizolował, kiedy tylko uznają to za konieczne.
Będą współpracować z politykami, aby zniszczyć wszystkie rodzaje biznesu i życia za pomocą tych blokad.
Ale nie biznes piłkarski.
Pomimo jego biadolenia, marudzenia i jęczenia na temat tłumów na dużych imprezach, zapewniam was, że gdyby mały Anthony Fauci nagle awansował na stanowisko komisarza Narodowej Ligi Futbolowej, znalazłby sposób, aby utrzymać grę i stadiony pełne kibiców. Zmieniłby swoją melodię.
Jest szefem mafii zajmującej się zdrowiem publicznym, a mafia zna się na pieniądzach. Jon Rappoport (blog.nomorefakenews.com)
26 listopada 2021 r.