Niepokojące zjawisko szerzy się w polskim społeczeństwie. Coraz więcej kobiet w Polsce świadomie wybiera życie na marginesie aktywności społecznej i zawodowej – nie pracują, nie uczą się i nie decydują się na macierzyństwo. Ta alarmująca tendencja, którą eksperci określają jako NEET (Not in Employment, Education or Training), osiąga w Polsce skalę nieporównywalną z innymi krajami europejskimi.
Liczby nie pozostawiają złudzeń. Według najnowszych danych Eurostatu, w Polsce aż 20,8% kobiet w wieku 20-34 lata funkcjonuje w tej strefie bezczynności – to niemal dwukrotnie więcej niż mężczyzn w tej samej grupie wiekowej (9,9%). Co więcej, gdy mężczyźni w kategorii NEET najczęściej aktywnie poszukują pracy, kobiety dobrowolnie pozostają poza rynkiem pracy i systemem edukacji.
Ta rosnąca rzesza biernych kobiet wydaje się ignorować możliwości, które otworzyła przed nimi nowoczesna gospodarka. Mimo rosnących zarobków, elastycznych form zatrudnienia i rozbudowanych programów wsparcia dla rodziców, polskie kobiety coraz częściej wybierają całkowitą dezaktywizację. Zamiast dążyć do niezależności finansowej i rozwoju kariery, znaczna część młodych Polek wycofuje się z życia zawodowego.
Równie niepokojąca jest ich postawa wobec macierzyństwa. Wskaźnik dzietności w Polsce spadł do katastrofalnego poziomu 1,16 dziecka na kobietę w 2023 roku (nawet do 1,099 w 2024), co jest jednym z najniższych wyników na świecie. Młode Polki nie tylko rezygnują z aktywności zawodowej i edukacyjnej, ale również odrzucają tradycyjną rolę matki – przecząc tym samym argumentom, że to właśnie macierzyństwo jest powodem ich zawodowej nieobecności.
Choć łatwo szukać winy w systemie – wskazując na niedostatki instytucjonalnej opieki nad dziećmi czy sztywność rynku pracy – dane sugerują, że u podstaw problemu leży zmiana mentalności i priorytetów. Program Rodzina 500+ (obecnie 800+) miał zapewnić wsparcie dla rodzin, a paradoksalnie stał się dla wielu kobiet pretekstem do całkowitego wycofania się z aktywności zawodowej, mimo że świadczenie to nie zapewnia pełnego utrzymania.
Konsekwencje tej bierności są druzgocące nie tylko dla samych kobiet, ale i dla całego społeczeństwa. Gospodarka traci ogromny potencjał, który mógłby napędzać jej wzrost. System emerytalny staje przed widmem załamania z powodu dramatycznie niskiej dzietności. Społeczeństwo starzeje się w zatrważającym tempie – w 2024 roku już 23,8% populacji osiągnęło wiek emerytalny, wobec zaledwie 12,8% w 1990 roku.
Eksperci alarmują, że bez radykalnej zmiany postaw i motywacji wśród młodych kobiet, Polska stoi przed poważnym kryzysem demograficznym i ekonomicznym. Zamiast korzystać z możliwości, jakie daje nowoczesne, otwarte społeczeństwo, zbyt wiele młodych Polek wybiera bierność i wycofanie. Pytanie, czy kolejne pokolenia kobiet będą kontynuować ten niepokojący trend, czy może odnajdą w sobie ambicję i motywację, by aktywnie kształtować swoją przyszłość i przyszłość całego kraju?
Demograf Mateusz Łakomy stwierdza, że kluczową przyczyną niskiej dzietności jest trudność z wchodzeniem Polaków w związki – dzieci pojawiają się tam, gdzie wcześniej powstały relacje oparte na zaufaniu i trwałości. Tę konstatację omówiłem dalej w kontekście zaniku w kulturze głównego nurtu celu, w jakim powinno się nawiązywać i rozwijać relację damsko-męską.
Ten, kto nie wie, dokąd idzie, zmierza bez celu. Ważne społecznie cele, a takim jest niewątpliwie założenie rodziny, zostają utrwalone w kulturze i instytucjach społecznych danego kraju. W ten sposób słabsze jednostki, do których należy np. młodzież z racji braku doświadczenia życiowego i mądrości, powinny otrzymać od wspólnoty (rodzinnej, religijnej, lokalnej czy narodowej) dobre warunki do własnego rozwoju, jak i roztropne doradztwo w perspektywie matrymonialnej.
Demograf Łakomy zauważa jednak, że w Polsce oraz w innych krajach rozwiniętych załamała się zdolność młodych ludzi do tworzenia wczesnych i trwałych relacji. Ekspert, który wystąpił w reportażu PCh24 „Polska umiera”, zauważa także, że wbrew doniesieniom medialnym par „bezdzietnych z wyboru” jest nad Wisłą i Odrą bardzo mało.
W artykule przedstawiłem historyczny rozwój zjawiska zaniku celowości „bycia razem” oraz jego obecne negatywne przejawy, odwołując się do badań socjologicznych dotyczących młodzieży akademickiej. Pod koniec tekstu odniosłem się do wyzwania, jak można by próbować odbudować rozważną kulturę wchodzenia w związki mające prowadzić do sakramentalnego małżeństwa.
W ramach wstępu wypada jeszcze zaznaczyć, że wzmiankowany kryzys wchodzenia w trwałe związki ma podłoże nie tylko kulturowe, co także strukturalne. Z racji przyjętej objętości artykułu odniosłem się przede wszystkim do tego pierwszego, choć nieporządek w wymiarze strukturalnym też dotyka silnie nasze społeczeństwo (w postaci np. niewspółmiernie wysokich cen mieszkań, z którymi muszą mierzyć się młode rodziny czy dysproporcji młodych kobiet, studentek, w metropoliach wobec Polaków pozostających na prowincji – do czego przyczynił się model rozwojowy III RP).
Rewolucja randkowania
Zwyczaj randkowania rozpowszechnił się w Polsce na początku lat 30. XX wieku jako element kultury miejskiej i młodzieżowej. Swobodne randkowanie, w sensie obyczajowym, budziło wtedy opór społeczny, gdyż naruszało m.in. dotychczasową etykietę matrymonialną i pozycję rodziców przy zapoznaniu pary. W społeczeństwach industrialnych Zachodu, gdzie narodziło się randkowanie, można mówić o obyczajach „klasycznej randki” do swoistej cezury ’68 roku.
Klasyczna randka była oparta na wizji miłości romantycznej, miłości na całe życie. Randkowanie było zarezerwowane dla ludzi młodych, a okres spotkań sam na sam poprzedzał nawiązanie regularnej znajomości. Obowiązywał podział ról, tzn. mężczyzna był stroną aktywną, a kobieta niepodejmującą inicjatywy. Obyczaj randkowania łączył się z wydatkami konsumpcyjnymi, takim jak dobór eleganckiego stroju czy koszt spotkania w atrakcyjnym lokalu.
Obecnie randkowanie wiąże się z kilkoma zasadniczymi zmianami wobec klasycznej randki. Socjolog Joanna Wróblewska-Skrzek wyróżniła tutaj trzy zasadnicze czynniki.
Po pierwsze randka w XXI wieku została w (progresywno-liberalnej) kulturze powszechnej wyraźnie oddzielona od celu matrymonialnego. Po drugie zaloty przeniesiono ze sfery prywatnej do publicznej, w tym także do sfery wirtualnej, a zatem zapoznanie panny odbywa się z dala od jej domu rodzinnego. Trzeci powód stanowi zerwanie z mitem randki jako zaczynu miłości romantycznej, na co wpłynęła przede wszystkim rewolucja seksualna. Randkowanie, które dotyczy obecnie osób w przeróżnym wieku, może mieć krótkotrwałe motywacje, jak chęć spędzania w atrakcyjny sposób wolnego czasu bez zobowiązań czy zaspokojenie cielesnych żądz.
Zjawisko umawiania się na randki on-line stało się w Polsce powszechne. Według badania Gemius, w styczniu 2023 r. z internetowych serwisów i aplikacji randkowych skorzystał co piąty internauta, co przekłada się na ponad 6 mln użytkowników, z czego 65% stanowili mężczyźni. Wedle statystyk randkowaniem w sieci jest stosunkowo mało zainteresowana grupa użytkowników Internetu w wieku od 15 do 20 lat.
Można by powierzchownie stwierdzić, nawiązując do znanego powiedzenia „rewolucja pożera własne dzieci”, że zjawisko „klasycznej randki” stanowiło li tylko rewolucję moralną i zostało z czasem zastąpione jeszcze innymi, bardziej nieuporządkowanymi zwyczajami. W takiej perspektywie to zdobywanie popularności złego wzoru (randkowania jako sposobu na miłość romantyczną) miałoby wypierać mądrość skumulowaną w tradycyjnej chrześcijańskiej kulturze co do celu oraz sposobów nawiązywania relacji damsko-męskiej.
Powyższe uogólnienie, wyrażające pośrednio sceptycyzm do randkowania jako takiego, jest jednak nietrafione w tym sensie, że pomija kontekst strukturalny. Nowy sposób na znalezienie sympatii należy łączyć historycznie z wielką skalą migracji ze wsi do miast w krajach uprzemysłowionych (takie migracje wewnętrzne dotyczyły w XX wieku w skali świata przeszło dwóch miliardów ludzi, sic!).
W warunkach migracji do dużego miasta za pracą, jeśli zarówno kawaler jak i panna zachowywali chrześcijańską moralność, randkowanie okazywało się w licznych przypadkach efektywnym sposobem na zaręczyny. Z kolei tradycyjne obyczaje matrymonialne utrwalone na prowincji krajów chrześcijańskich znalazły się w impasie co do ich powszechnego wykorzystania przy tak dynamicznych przemianach społecznych.
Jaki powinien być cel „bycia razem” w perspektywie nauki Kościoła? [1]
Randkowanie, przez które rozumiem dobrowolne spotykanie się ze sobą dwojga osób, prowadzące wpierw do nawiązania, a później do rozwinięcia ich relacji, uznaję w tekście za synonim bycia razem lub chodzenia ze sobą.
Określając cel randkowania, należy uwypuklić zarówno aspekt moralny relacji, jak i praktykę postępowania, gdyż te dwa wymiary są społecznie istotne. Godziwym celem nawiązania i rozwijania zażyłej znajomości z przeciwną płcią są zaręczyny (które wytyczają jasną drogę ku sakramentalnemu małżeństwu). Matrymonialny potencjał związku może jednak z różnych przyczyn nie zostać zrealizowany (co powinno się uzewnętrznić w taktownym zakończeniu relacji). Dlatego cel randkowania w sensie praktyki postępowania można ująć jako roztropne ustosunkowanie się do kwestii wspólnych spotkań w kontekście, choćby początkowo mglistych i odległych, możliwości zaręczyn.
Potrzeba zauważyć, że w perspektywie nauki Kościoła parę obowiązuje w ramach nawiązanej relacji nie tylko godne zachowanie wobec siebie, lecz także wobec rodziców (IV przykazanie Dekalogu), wspólnoty lokalnego Kościoła i samego Boga. Młodzi powinni wobec wszystkich dawać świadectwo dobrych obyczajów (1 Kor 6, 12-20). Przy czym wypaczeniem byłoby utożsamiać szacunek dla innych ze sztywnością zachowania czy obraniem tak wyszukanej etykiety, która zupełnie nie przystawałaby do współczesnej komunikacji.
Swoją drogą fenomen randkowania nie występuje we wszystkich kulturach świata. Wobec tego Kościół katolicki, np. w uniwersalnym prawie kanonicznym, nie omówił osobno tego zjawiska. Wiernych obowiązują zatem ogólne normy, które powinni zastosować do przypadku nawiązywania i rozwoju relacji damsko-męskiej. W praktyce jednak, jak dalej pokażę, występują z tym nie lada problemy.
Zagubienie i odrealnienie młodych w perspektywie tradycyjnej nauki o rodzinie
O ile dla licznych przedstawicieli starszego pokolenia katolików w Polsce – związek chodzenia ze sobą w młodości z dojrzałą miłością i następnie z sakramentem małżeństwa – może być oczywisty, o tyle badania socjologiczne wyraźnie pokazują, że nie jest to jasne dla polskiej młodzieży, w tym młodzieży katolickiej.
Badanie z 2020 r. wykazało, że kilkadziesiąt procent młodzieży akademickiej, która sama określa siebie jako wierzących katolików, uważa, że małżeństwo nie jest potrzebnym elementem do udanego wspólnego życia[2]. Z kolei 90% młodzieży niewierzącej uznaje, że rodzina to „związek dwóch bliskich sobie osób, bez względu na płeć”, a tylko 5% z tej grupy definiuję rodzinę jako „małżeństwo kobiety i mężczyzny wraz z dziećmi” (sic!).
Wspomniane badanie przytacza komentarze socjologów, które objaśniają, że część młodzieży akceptuje w swym światopoglądzie formę kohabitacji poprzedzającą małżeństwo, zawierane dopiero w późniejszych latach życia, bądź trwanie bez formalizacji związku. Można zatem skonkludować, że ci młodzi podążają za swoistą wypadkową obserwowanych wzorów i opinii: w mediach, wśród rówieśników, sąsiadów czy w swojej rodzinie. Nie kierują się natomiast refleksją etyczną lub religijną, co rzeczywiście daje człowiekowi szczęście, pozostając odciętymi od (niezmiennej) prawdy o ludzkiej naturze.
Na podstawie przestudiowanych badań i moich własnych obserwacji skłaniam się do wniosku, że w Polsce występuje złożony kryzys w przekazywaniu młodym mądrości co do celu małżeństwa, a pośrednio także godziwego celu bycia razem przed narzeczeństwem. Kryzys obejmuje, w różnych proporcjach, zaniedbania u licznych rodziców, w publicznej szkole czy we wspólnocie parafialnej, w której przecież spora część polskiej młodzieży przyjmuje sakrament bierzmowania.
Niewątpliwą przyczyną kryzysu są także dobrowolne błędy (grzechy) samej młodzieży w ramach chodzenia ze sobą. Grzech bowiem, w tym pycha i zmysłowość, prowadzi człowieka do przedkładania własnego osądu i osobistej wygody nad przekazane przez Boga treści moralne.
Jak przezwyciężyć dyktat liberalnej kultury?
„Poznać naturę człowieka, poznać ją głęboko, całkowicie, zrozumieć, kim jest właściwie człowiek to wielki ratunek dla współczesnego świata” – bł. kard. S. Wyszyński
Jeśli przyjąć, że dominującym nurtem w kulturze III RP jest od lat progresywny liberalizm, to taka perspektywa pozwala w dużej mierze naświetlić obecne trudności we wchodzeniu w trwałe związki przez Polaków. Immanentnymi cechami, jakie można zidentyfikować w liberalizmie, są m.in. dążenie do samostanowienia i samowystarczalności czy potrzeba autoekspresji. Liberalnemu Polakowi wydaje się zatem, że nie musi zawsze okazywać wierności i odpowiedzialności wobec drugiej połówki, rodziców, narodu czy Kościoła, gdyż to on sam określa ostatecznie, co wypada w danej sytuacji myśleć i czynić.
Na marginesie, patrząc filozoficznie, samowystarczalność człowieka w liberalizmie wypływa z jego naturalizmu (i odrzucenia Boga), co – w wymiarze publicznym – wyklucza obowiązywanie obiektywnych norm moralnych i religijnych.
Współczesne produkcje medialne częstokroć depersonalizują i ogłupiają człowieka, skupiając się głównie na cielesności, tj. emocjach i popędach, oraz promują postawę mieć niż być. W konsekwencji następuje infantylizacja oczekiwań i zachowań, jak również obniżenie standardów moralnych. Kiedy emocje i popędy zaczynają w związku słabnąć (bądź kiedy człowiek zaczyna wręcz odczuwać do nich wstręt) poranienie pary staje się coraz bardziej oczywiste.
Do stworzenia trwałej relacji z przeciwną płcią niezbędne są m.in. wysiłek wkładany w jej budowanie, zachowanie czystości w myślach i czynach, gotowość do pracy nad własnymi słabościami czy zdolność do znoszenia pewnych cierpień. Tymczasem wzór brania swojego krzyża jest zupełnie obcy progresywnemu liberalizmowi.
Zagadnienie przezwyciężenia zagrożeń sączących się ze współczesnej (anty)kultury, która nie sprzyja trwałym związkom, jest złożone i nie sposób je wyczerpać w jednym artykule prasowym. Wątek został szerzej poruszony w reportażu PCh24 „Polska umiera”, w którym połączono go z takimi zjawiskami jak m.in. osamotnienie sporej części młodzieży, rozjechanie się aspiracji młodych kobiet i mężczyzn czy feminizm.
Z mojej strony chciałbym na koniec podkreślić wspólnotowy wymiar rozpoczynania i budowania trwałego związku. Założenie szczęśliwej rodziny nie jest bowiem nigdy sukcesem samej tylko pary, gdyż wiele osób musi przyłożyć się do wykształcenia i wychowania młodych przed ich stanięciem na ślubnym kobiercu. To zatem rzetelny wysiłek pedagogiczny podjęty w rodzinach, w parafiach, na lekcjach katechezy w szkołach itp. stanowi sposób, aby pomóc wielu młodym, zwłaszcza tym pogubionym, żeby za jakiś czas byli oni w stanie zacząć realistycznie rozważać małżeństwo.
Ten kierunek myślenia i działania przedstawiłem w kilku tekstach opublikowanych pro-bono w Internecie (sprawdzonych przez kapłanów) jako seria o „konkurach”. Uważam, że kluczowym zagadnieniem, które należy naświetlać młodym, jest, w sensie pozytywnym, cel bycia razem, a w sensie negacji – potępienie określonych postaw i zachowań w ramach randkowania, które stanowią grzech. Bycie razem potrzeba oczywiście omawiać w perspektywie celu małżeństwa w tradycyjnej nauce Kościoła, który zakłada otwartość i postawę poświęcenia dla nowego życia.
Człowiek, który posiądzie mądrość dokąd ma zmierzać, będzie potrafił, zwłaszcza z pomocą bliskich i Bożą, dojść do szczęścia. A takie niewątpliwie daje w wymiarze doczesnym zgodne małżeństwo – ustanowione przez Stwórcę a podniesione przez Chrystusa do godności sakramentu
Jan Wudkowski
Wykorzystane źródła
[1] https://konkury.pl/randkowanie-a-grzech.php
[2] M. Kawińska, J. Wróblewska-Skrzek & A. Linek, Wolność wyboru czy przymus zwyczaju? Młodzież akademicka w dobie pandemii o związkach, intymności i więziach rodzinnych, Wydawnictwo Rys, t. 3, Poznań, 2020, s. 61 i in.
Wróblewska-Skrzek, „Architektura randki a kryzys matrymonialny”, w: Dyskursy Młodych Andragogów, t. 18, 2017, 389–402.
media-panel.pl, Ponad 6 mln internautów na serwisach randkowych; blisko dwóch mężczyzn na jedną kobietę, 14 lutego 2023, https://media-panel.pl/pl/aktualnosci/ponad-6-mln-internautow-na-serwisach-randkowych-blisko-dwoch-mezczyzn-na-jedna-kobiete/, dostęp: 23 września 2025.
Mateusz Łakomy, Dzieci nie będzie tam, gdzie nie ma związków, https://polskawielkiprojekt.pl/debaty/mateusz-lakomy-dzieci-nie-bedzie-tam-gdzie-nie-ma-zwiazkow/, dostęp: 23 września 2025.
Brońmy świętości małżeństwa! Nie dla związków partnerskich
Rząd Donalda Tuska, przy wsparciu wicepremiera Władysława Kosiniaka-Kamysza, przygotowuje projekt ustawy o tzw. „związkach partnerskich”. Choć oficjalnie mówi się o „statusie osoby najbliższej”, w rzeczywistości chodzi o zrównanie małżeństwa z relacjami sprzecznymi z prawem Bożym i naturalnym porządkiem.
Takie rozwiązanie jest nie tylko błędem politycznym — to zamach na sam fundament ludzkiego życia. Małżeństwo nie jest wymysłem państwa ani umową społeczną. Jest świętym przymierzem kobiety i mężczyzny, ustanowionym przez Boga od początku stworzenia: „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem” (Rdz 2,24).
Pod pozorem „równości” i „nowoczesności” próbuje się dziś zniekształcić to, co jest święte. Wprowadzenie związków partnerskich to odejście od prawa naturalnego i od Ewangelii, które uczą, że prawdziwa miłość opiera się na wierności, ofierze i otwarciu na życie.
Podpisz petycję do Władysława Kosiniaka-Kamysza – wzywamy go, by sprzeciwił się tej ustawie i stanął w obronie małżeństwa, rodziny i chrześcijańskiego porządku w Polsce.
Do Wiceprezesa Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej, Przewodniczącego Polskiego Stronnictwa Ludowego, pana Władysława Kosiniaka-Kamysza
Szanowny Panie Premierze,
z głębokim niepokojem obserwujemy Pańskie zaangażowanie w przygotowanie projektu ustawy o tzw. związkach partnerskich, zwanej „ustawą o statusie osoby najbliższej”.
Ten projekt w istocie uderza w sakramentalne i naturalne znaczenie małżeństwa, które – zgodnie z prawem Bożym, tradycją chrześcijańską i Konstytucją RP – jest związkiem kobiety i mężczyzny, otwartym na przekazywanie życia i wzajemną pomoc.
Legalizacja związków jednopłciowych pod jakąkolwiek nazwą jest sprzeczna z porządkiem moralnym i z nauką, którą przez wieki wyznawały pokolenia Polaków. Takie rozwiązanie nie jest wyrazem troski o ludzi, lecz próbą narzucenia społeczeństwu ideologii, która rozbija rodzinę i podważa samą naturę człowieka.
Panie Premierze, apelujemy do Pana o zatrzymanie tego procesu. Polska potrzebuje dziś troski o rodzinę, o dzieci, o trwałe więzi, które kształtują sumienia i uczą odpowiedzialności.
Prosimy, aby stanął Pan po stronie małżeństwa – wspólnoty kobiety i mężczyzny – oraz zachował wierność zasadom, które przez pokolenia budowały polską cywilizację: wiarę, porządek moralny i poszanowanie Bożego prawa.
Z wyrazami szacunku,
[Imię i nazwisko]
===============
Podpis internetowy można złożyć w oryginale tej petycji:
Dzieci trzeba wychować do czystości, bo dziś świat atakuje nieczystością. Nieczystość jest najłatwiejszym orężem, najbardziej skutecznym, żeby zniszczyć człowieka, zwłaszcza za młodu.
◊
Narzeczeństwo jest to czas ‘wychowywania się’ do małżeństwa. Warunek? Będzie tam czystość. Jeżeli czystość jest naruszona, to nie ma wychowywania, zaczyna się konsumpcja, oczekiwania i wykorzystanie. I z tymi postawami jako małżeństwo, to tam rozwód będzie za jakiś czas albo tragedia innego rodzaju. Czystość, to jest warunek wstępny. Nieczyste fakty przedślubne to jest rakieta. To jest pocisk rakietowy wystrzelony w przyszłość. Spadnie za 15 lat, rozwali małżeństwo.
−∗−
“Mężczyznami” feministek są plastusie w krótkich spodenkach – ks. Marek Bąk
Święty Jan Chrzciciel oddał życie broniąc nierozerwalności małżeństwa. Nie była to ofiara ślepa, Chrzciciel wiedział jak wiele zła niesie rozbicie węzła małżeńskiego. Dziś dobitnie potwierdzają to badania socjologiczne wskazujące, że rozwody niszczą życie małżonków i ich dzieci.
Święty Marek Ewangelista jasno wskazuje powód, z którego Herod rozkazał aresztować, a potem zabić św. Jana Chrzciciela:
„Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu, z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: Nie wolno ci mieć żony twego brata”.
Święty Jan oddał życie za prawdę o świętości małżeńskiej jedności. Jest ona mocno powiedziana w samym sercu naszej wiary, czyli w Ewangelii. Tę prawdę wypowiada kilkukrotnie sam Chrystus m.in.: „Kto oddala swoją żonę – poza przypadkiem nierządu – prowadzi ją do cudzołóstwa, a kto żeni się z oddaloną, cudzołoży”.
Te słowa Chrystusa są dziś dla wielu nie do przyjęcia. Próbują „usprawiedliwiać” Jezusa, mówiąc „autor nie to miał na myśli”. A jednak Zbawiciel powiedział właśnie to, co miał na myśli – prawdę o świętości małżeństwa, za którą życie oddał św. Jan Chrzciciel, a później święty Tomasz More i św. Jan Fisher.
To, że dziś tak wielu nas chrześcijan mówi, za uczniami Chrystusa, którzy od Niego odeszli, „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać”, jest jedynie dowodem na to, jak wielkie postępy poczyniły w ostatnich dziesięcioleciach siły wrogie chrześcijaństwu. Wrogowie Ewangelii robią wszystko, żeby zniszczyć rodzinę, której centrum stanowią małżonkowie, połączeni węzłem sakramentu.
Herodzi współczesnych czasów lansują model związku między kobietą, jako porozumienie bez żadnych zobowiązań, nastawione jedynie na czerpanie przyjemności, czyli tak naprawdę na traktowanie drugiej osoby jako przedmiotu, który ma ci zapewnić przyjemność. Nie ma tu miejsca na czystość przedmałżeńską, okres wzajemnego poznawania siebie nawzajem, zastanawiania się, czy z tym mężczyzną lub kobietą możliwe będzie stworzenie trwałego związku, zapewniającego bezpieczeństwo nam i dzieciom, które przyjdą na świat.
Budowanie relacji zaczyna się od zbliżeniem cielesnym, czyli tym, co powinno być ostatnim etapem wzajemnego poznawania się, dokonanym już po przysiędze małżeńskiej, którą małżonkowie gwarantują sobie bezpieczeństwo czyli „wierność i uczciwość małżeńską”. Jak się jednak okazuje po ślubie, współżycie nie jest zasadniczym spoiwem małżeństwa, a odwracanie do góry nogami mądrych zasad budowania relacji jakie proponuje Kościół „wychodzi bokiem”. Widać to wyraźnie w przerażających statystykach, które pokazują, iż w Polsce rozpada się przerażająco dużo małżeństw. W roku 2023 było w sądach ponad 81 tysięcy spraw rozwodowych!
Badania socjologiczne ukazują natomiast drastyczne skutki rozwodów dla małżonków. Nie dotyczy to oczywiście sytuacji separacji, kiedy jeden z małżonków wchodzi w jakieś struktury zła i staje się niebezpieczny dla innych członków rodziny. Rozwody zajmują drugie miejsce w smutnym rankingu najbardziej traumatycznych wydarzeń w życiu człowieka, zaraz po tragicznej śmierci bliskiej osoby.
Jak się okazuje rozwód nie jest końcem problemów tylko ich początkiem. Odsetek samobójstw wśród osób rozwiedzionych jest czterokrotnie wyższy niż średnia statystyczna. Ryzyko przedwczesnego zgonu u rozwiedzionych mężczyzn wzrasta do 76%, w przypadku kobiet do 39%. Ryzyko zachorowań na nowotwory u rozwiedzionych mężczyzn jest takie samo jak u tych, którzy wypalają paczkę papierosów dziennie.
Rozwiedziony mężczyzna 21 razy częściej niż żonaty bywa pacjentem klinik psychiatrycznych. Badania prowadzone przez socjolog Anneke Napp-Peters dowodzą, iż po upływie 15 lat kobiety nadal cierpią na depresję porozwodową, a przytłaczające poczucie straty, bólu i zazdrości nie słabnie, zaś mężczyźni wciąż roztrząsają przyczyny rozpadu małżeństwa. 33 procent rozwiedzionych kobiet i 25 procent rozwiedzionych mężczyzn uważają życie po rozwodzie za smutne i pozbawione satysfakcji.
Nie mniejsze spustoszenie rozwody czynią w życiu dzieci rodziców, którzy decydują się na zakończenie relacji małżeńskiej. Rozwód rodziców to dla dzieci piętno na całe życie, piętno które przynosi złe owoce również w następnych pokoleniach. Dzieci z rozbitych rodzin zbyt wcześniej przechodzą inicjację seksualną, mają problemy z tworzeniem związków. Według badań psycholog Judith S. Wallerstein dzieci z rozbitych rodzin częściej się demoralizują. 85 procent przestępstw kryminalnych popełnianych jest właśnie przez dzieci z takich rodzin.
Te statystyki są zatrważające. Przestępcy, którzy pochodzą ze zniszczonych rozwodem rodzin stanowią 80 procent seryjnych morderców. Osoby, których rodzice rozstali się, to 80 procent pacjentów szpitali psychiatrycznych. W 75 procent grupy osób, którzy targnęli się na swoje życie lub uzależnili się od narkotyków, to dzieci z rozbitych rodzin.
U małych dzieci, częstym skutkiem rozwodu rodziców jest regres w rozwoju np. dziecko przestaje mówić lub chodzić, zaczyna się jąkać. U starszych dzieci następuje znaczne pogorszenie wyników w nauce, częściej zapadają na różne choroby, żyją w ciągłym lęku i poczuciu winy, mają zaniżone poczucie własnej wartości.
Dzieci pochodzące z „rozwiedzionych rodzin” mogą napotkać trudności w budowaniu własnych małżeństw. Wyniki badań potwierdzają, że w tej grupie osób zagrożenie rozwodem, jeśli jedna z osób wyrosła w zniszczonej rozstaniem rodziców rodzinie, wzrasta o ponad 50 procent. Natomiast, według statystyk, jest niemal pewne, że kiedy mąż i żona pochodzą z rozbitych rodzin, ich małżeństwo nie przetrwa.
Te smutne dane potwierdzają prawdę, iż gwarancją szczęścia człowieka jest zdrowe małżeństwo i zdrowa rodzina, która ma największy wpływ na człowieka od najmłodszych lat, na kształtowanie się jego cech charakteru, osobowości. Znane są wyniki badań przeprowadzonych w USA, które jasno pokazują co jest najlepszym „spoiwem” małżeństwa. Według tych danych rozwodem kończy się 50 procent małżeństw cywilnych, natomiast kościelnych 33 procent. W przypadku małżeństw sakramentalnych, którzy razem uczęszczają na Msze św. czy nabożeństwa rozwodzi się jedynie 2 procent z nich.
Święty Jan Chrzciciel, który żył dwa tysiące lat temu i oczywiście nie znał żadnych badań statystycznych dotyczących małżeństw, doskonale wiedział, że podstawą szczęścia jest mieć kochających się rodziców, żyjących w świętym związku małżeńskim i opierających swoje życie na wierze w Boga. Sam miał takich właśnie rodziców. Jego męczeńska śmierć jest świadectwem prawdy o świętości małżeństwa i rodziny.
Papież Franciszek przyjął podczas krótkiej audiencji w Watykanie króla Karola III i królową Kamilę. Papież pogratulował parze 20 lat razem. Kamila Parker-Bowles jest jednak wciąż złączona sakramentalnym małżeństwem ze swoim mężem Andrew Parker-Bowlesem, z którym wzięła katolicki ślub w 1973 r.
Podczas nieco ponad 20-minutowego spotkania, Franciszek i król Karol wymienili wzajemne życzenia powrotu do zdrowia. Jak czytamy w oświadczeniu Watykanu, „podczas spotkania papież złożył Ich Królewskim Mościom najlepsze życzenia z okazji rocznicy ślubu i odwzajemnił życzenia Jego Królewskiej Mości dotyczące szybkiego powrotu do zdrowia”.
Król i królowa świętują 20-lecie ślubu cywilnego. Para zalegalizowała związek w 2005 r. we Włoszech. Jednak z perspektywy katolickiej, papieskie gratulacje wyglądają co najmniej kontrowersyjnie.
W 1973 r. Kamila Rosemary Shand, ochrzczona we wspólnocie anglikańskiej, wyszła za mąż za katolika, oficera kawalerii Andrew Parkera-Bowlesa. Uroczystość miała charakter katolicki, a ślubu udzielał katolicki ksiądz. Para zobowiązała się do wychowania dzieci w wierze Kościoła. Oznacza to, że zostały spełnione warunki małżeństwa mieszanego, a Kościół katolicki uważa je za ważne w oczach Boga i nierozerwalne.
Para rozwiodła się w 1995 r. Z perspektywy Prawa Kanonicznego, małżeństwo Kamili wciąż obowiązuje, ponieważ nie stwierdzono nieważności jego zawarcia. Dlatego też związek Karola III z królową Kamilą, z perspektywy nauki Kościoła, jest związkiem cudzołożnym.
Co ciekawe, wspólnota anglikańska również nie uznawała małżeństwa rozwódki z członkiem rodziny królewskiej. To właśnie na kanwie skandalu obyczajowego w 1936 r. z korony zrezygnował król Edward VII. Kryzys konstytucyjny wywołał jego związek z amerykańską rozwódką Wallis Simpson.
Jako następca tronu, również książę Karol nie mógł zawrzeć związku małżeńskiego z rozwódką Parker-Bowles. Dopiero w 2002 r. hierarchia Kościoła Anglii zezwoliła osobom rozwiedzionym na „ponowne małżeństwo” we wspólnocie anglikańskiej. Król Karol III, jako brytyjski monarcha, jest również głową Kościoła Anglii.
Prawo powinno kształtować takie obyczaje i styl życia, które będą służyć zakładaniu trwałych małżeństw, a nie ułatwiać rozpad rodzin i pomagać w zacieraniu śladów po poprzednich związkach.
W okresie międzywojennym instytucję małżeństwa regulowały na obszarze Polski ustawy państw zaborczych. Komisja kodyfikacyjna przygotowała dwa projekty prawa małżeńskiego osobowego, ale wobec sprzeciwu Kościoła katolickiego i środowisk katolickich nie poddano ich pod obrady Sejmu, głównie z powodu próby wprowadzenia prawa do rozwodu. Dla obywateli II RP, poza ziemiami byłego zaboru niemieckiego, sposobem na formalne rozstanie była konwersja.
Józef Piłsudski zmienił wyznanie na ewangelicko-augsburskie, aby poślubić rozwódkę Marię Juszkiewiczową. Generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski najpierw ożenił się ze Stefanią Calvas, a po rozwodzie z nią – z Bronisławą Berenson, która rozwiodła się ze swym mężem Leonem Berensonem. Oboje w tym celu zmienili wyznanie na ewangelicko-reformowane. Józef Beck także przeszedł na kalwinizm, aby móc zawrzeć ponowne małżeństwo – z rozwódką Jadwigą Salkowską…
Około ośmiu dekad później, w roku 2005, w katolickiej Hiszpanii za rządów premiera Zapatero wprowadzono tak zwane ekspresowe rozwody. W przypadku braku dzieci umożliwiono przeprowadzenie procedury rozwodowej przed urzędnikiem sądowym lub notariuszem i to z powodu samego braku woli kontynuacji związku. Dzisiaj podobne rozwiązanie – rozwód u notariusza albo w urzędzie stanu cywilnego – proponuje ministerstwo sprawiedliwości III RP.
Czym jest małżeństwo?
W ciągu kilku pokoleń w świecie zachodnim doszło do ogromnej przemiany w ludzkich umysłach, owocującej zmianą małżeństwa z sakramentu zawieranego przed Bogiem na kontrakt cywilny zawierany przed urzędnikiem. Dla wielu małżeństwo przestało być aktem religijnym, a stało się umową cywilnoprawną. Choć jego zawarcie jest uroczyste i sformalizowane, to – jak każda umowa – może być czasowe i ulec rozwiązaniu. Małżeństwo upodobniło się do innych umów. Można je porównać do umowy spółki cywilnej. Niektórzy mają jedną spółkę na całe życie, inni wiele spółek co kilka czy kilkanaście lat. A są i tacy, którzy mają kilka spółek naraz. Można je zawiązywać i rozwiązywać, a później pozostaje tylko sprawnie rozliczyć się ze wspólnikiem.
A czym jest sakrament małżeństwa?
Według Kanonu 1056 Kodeksu Prawa Kanonicznego istotnymi przymiotami małżeństwa są jedność i nierozerwalność, które w małżeństwie chrześcijańskim nabierają szczególnej mocy z racji sakramentu.
Według Kanonu 1141 małżeństwo zawarte i dopełnione (ratum et consummatum) nie może być rozwiązane żadną ludzką władzą i z żadnej przyczyny oprócz śmierci.
Według Kanonu 1134 z ważnego małżeństwa powstaje między małżonkami węzeł, z natury swej wieczysty i wyłączny; w małżeństwie chrześcijańskim małżonkowie zostają ponadto przez specjalny sakrament wzmocnieni i jakby konsekrowani do obowiązków swego stanu i godności.
Dla katolika małżeństwo jest nierozerwalne, a więź pomiędzy małżonkami – wieczysta. Żadna władza ludzka nie może tego rozwiązać. Sakrament, którego fundamentem są słowa Jezusa Chrystusa, i kontrakt oparty na ustawie to zgoła odmienne instytucje, podobne tylko z nazwy. Albo to co związane na ziemi zostaje związane w Niebie, albo podpisujemy kontrakt w urzędzie stanu cywilnego, jakbyśmy zaciągali kredyt hipoteczny.
Dlaczego nierozerwalne?
Przemiany kulturowe i prawne wprowadzane dziś na świecie obniżają rangę małżeństwa. Dziś małżeństwo jest jak umowa leasingu bez opcji wykupu. Gdy samochód ma już duży przebieg, bierzemy w leasing nowszy model. Podobnie w małżeństwie – jeśli pojawią się problemy, pójdziemy do urzędu stanu cywilnego albo do notariusza i otrzymamy rozwód w tempie ekspresowym. Zmiana nazwiska pozwoli zatrzeć ślad poprzedniego związku. Jeśli ojciec dzieci nie będzie płacił alimentów, to mamy państwowy pakiet pomocowy. Nowy małżonek też się dołoży. Małżeństwo może trwać jak pożyczka-chwilówka, a może jak kredyt hipoteczny na trzydzieści lat. Kiedy pojawiła się fala szybkich kredytów, pojawiła się też fala niewypłacalności i rozrosły się firmy windykacyjne. Dziś wielu zadłużonych ogłasza upadłość konsumencką i życie można rozpocząć na nowo. Czy tak samo ma być z zakładaniem rodzin?
A jeśli małżonek okaże się sadystą, alkoholikiem, narkomanem; jeśli trafi do zakładu karnego na dwadzieścia lat albo zacznie regularnie cudzołożyć, to po co marnować sobie życie z taką osobą albo żyć w samotności? Dlaczego Jezus nie powiedział, że w takich przypadkach można się rozwieść?
Rozwód będący skutkiem na przykład sadyzmu, nałogu czy zdrady jest owocem grzechu. Jeśli Jezus miałby się godzić na rozwód w takich przypadkach, to by oznaczało, że grzech panuje nad sakramentem. Małżeństwa, w których grzech zbiera swe żniwo, można by rozwiązywać, a dla tych, w których nikt nie grzeszy, byłby zakaz…? Wtedy to grzech decydowałby o trwaniu albo ustaniu małżeństwa. Ale Bóg nie będzie błogosławił konsekwencji grzechu.
Dla niewinnego małżonka jest to grecka tragedia, ale na tym właśnie polega siła zła, że uderza ono w ludzi niewinnych i dobrych czynami grzeszników.
Zakaz rozwodów?
Jeżeli nie chcemy w Polsce fali rozwodów na poziomie Belgii czy Hiszpanii, prawo powinno kształtować takie obyczaje i styl życia, które będą służyć zakładaniu trwałych małżeństw, a nie ułatwiać rozpad rodzin. Małżeństwo nie powinno być tylko jednym z wielu kontraktów, jakie człowiek podpisuje w swoim życiu. Jego zawarcie i rozwiązanie nie powinny być łatwe i szybkie jak pożyczka przez internet.
Na obecnym etapie absolutny zakaz rozwodów byłby szokiem dla społeczeństwa polskiego, którego spora część albo nie należy do Kościoła katolickiego, albo dogmaty religijne jej nie obchodzą. Na początek można by zatem wprowadzić zakaz rozwodów tych małżonków, którzy posiadają wspólne dzieci do ukończenia przez nie określonego wieku. Taka sytuacja, uniemożliwiająca legalne zakończenie związku, skłaniać będzie do skupienia się na założonej rodzinie, a nie szukaniu „nowych możliwości”.
Może wówczas część osób zamierzających zawrzeć związek małżeński dokładniej przemyśli, czy wybierają na współmałżonka odpowiednią osobę. Jeśli zaś dojdzie do faktycznego rozpadu małżeństwa i pojawią się problemy związane z brakiem możliwości rozwodu, takie osoby będą przestrogą, z kim i jak nie buduje się relacji. Młodzież powinna uczyć się na błędach starszych, którzy nie potrafili dobrze wybrać.
Jeśli jakaś para będzie się bała, że nie utrzyma małżeństwa cywilnego nawet przez parę lat, dobrze się zastanowi, po co chce wziąć ślub. Dla katolików można wprowadzić małżeństwa sakramentalne – nierozwiązywalne aż po grób (chyba, że władze kościelne stwierdzą nieważność małżeństwa zgodnie z prawem kanonicznym).
Narzeczeni nie powinni być w zbyt młodym wieku. Ciąża jako główna przyczyna ślubu również nie jest wskazana. Oboje też powinni być w pełni zmotywowani do dochowania wierności współmałżonkowi. Narzeczeni powinni traktować małżeństwo jak świętość – jak sakrament, a nie jak kontrakt – a do tego konieczne jest głębokie przeżywanie religii.
Orzekanie przez sądy kanoniczne o nieważności małżeństw odbywa się na ogromną skalę. Nic dziwnego, że utarło się w związku z nim potoczne określenie „rozwód kościelny”, zrównujące procesy kanoniczne ze świecką procedurą dotyczącą związków cywilnych. Tym bardziej, że złożenie tego rodzaju pozwu jest dość łatwe.
Według internetowej witryny Kancelarii Kanonicznej dr. Michała Poczmańskiego, rok 2023 przyniósł aż 3 643 wyroki w sprawach o stwierdzenie przez Kościół nieważności małżeństw. W znaczącej większości przypadków – bo wynoszącej około 70 procent – sądy kościelne wydały werdykty po myśli wnioskodawców (2 512 razy).
W 2017 roku zapadło więcej, bo 3 875 orzeczeń. Ponad 70 procent (2 755 spraw) zakończyło się rezultatem „pozytywnym”. Jak wylicza portal Infor.pl w ślad za Instytutem Statystyki Kościoła Katolickiego, każdego roku do sądów i trybunałów diecezjalnych trafia mniej więcej 5 tysięcy nowych przypadków.
W sieci internetowej bez trudu znajdziemy strony wielu kancelarii prawnych, które specjalizują się w sprawach dotyczących nieważności sakramentu małżeństwa. Jak podaje na stronie infor.pl adwokat kościelny mgr lic. Kamil Dziura, w zależności od diecezji wraz z wnioskiem o wszczęcie postępowania wystarczy wpłacić od około 1 tysiąca do 3,5 tysiąca złotych.
– Małżeństwo według nauki Kościoła katolickiego jest nierozerwalne, zgodnie z prawem kanonicznym nie ma więc możliwości wzięcia rozwodu.
Stwierdzenie nieważności małżeństwa jest czymś innym – jest deklaracją, że konkretne małżeństwo zostało zawarte nieważnie, a więc nigdy nie zaistniało – precyzuje kanonista ks. profesor Wojciech Góralski w rozmowie z PAP.
Kościół przewiduje kilka sposobów rozpatrywania spraw. Najczęściej, bo w przeszło 90 procentach przypadków, toczy się proces zwykły, rozstrzygnięty zazwyczaj w ciągu roku. Postępowanie rozpoczyna się od wniesienia skargi i określenia przedmiotu sporu. W trakcie całego przewodu aż do wyroku gromadzone są dowody.
Sprawa trwa krócej gdy do stwierdzenia nieważności sakramentu wystarczają dokumenty takie jak pisma o charakterze publicznym – na przykład poświadczenia, że strony były związane pokrewieństwem, albo że któraś ze stron zawarła uprzednio małżeństwo.
Warunki procesów określa Kodeks prawa kanonicznego. Zaznacza on, że „jedynie autentyczna władza kościelna może wyjaśnić, kiedy prawo Boże zabrania małżeństwa lub je unieważnia. Również tyko najwyższa władza kościelna ma prawo ustanawiać inne przeszkody dla ochrzczonych” (kan. 1073-1075).
Jak czytamy w Kodeksie, ordynariusz miejsca ma możliwość dyspensowania swoich podwładnych „gdziekolwiek przebywających oraz wszystkich aktualnie przebywających na własnym jego terytorium” od wszystkich przeszkód wynikających z prawa kościelnego, poza przypadkami zastrzeżonymi dla Stolicy Apostolskiej. Są to święcenia lub wieczyste śluby publiczne czystości, złożone w instytucie zakonnym na prawie papieskim oraz przestępstwa określone w kanonie 1090 (zabójstwo bądź udział w śmierci poprzedniego małżonka).
W żadnym przypadku nie można zawrzeć ślubu [otrzymać dyspensy] w przypadku pokrewieństwa kandydatów w linii prostej oraz w drugim stopniu linii bocznej.
Stwierdzenia nieważności dokonywane są na podstawie przesłanek: poważnego braku rozeznania istotnych praw i obowiązków małżeńskich, zaburzeń psychicznych, psychicznej niezdolności do wypełniania istotnych obowiązków małżeńskich, niedojrzałości emocjonalnej, alkoholizmu, uzależnienia od matki.
Małżeństwo jest również nieważne, gdy zachodzą przypadki wykluczenia przez którąś ze stron całości małżeństwa („żenię się / wychodzę za mąż tylko formalnie, dla pozorów”), wykluczenia wierności i nierozerwalności małżeństwa oraz gdy narzeczeni wykluczają możliwość posiadania potomstwa.
Przeszkodę stanowi również „błąd co do przymiotu osoby bezpośrednio i zasadniczo zamierzony”.
Jak widzimy, niektóre z przesłanek stwarzają duże pole do interpretacji w przypadkach gdy jednej ze stron bądź parze małżeństwo się „sprzykrzy”.
Wątpliwości otoczenia czy opinii publicznej – gdy stwierdzenie zapada wobec znanych osób – budzą pozytywne dla wnioskodawców orzeczenia zapadające po wielu latach związku.
– Przy badaniu ważności małżeństwa sakramentalnego najważniejsze są wydarzenia i okoliczności przed jego zawarciem. To one głównie determinują rozstrzygnięcie danej sprawy – wskazuje na swej witrynie adwokat kościelny dr Michał Poczmański.
– Fakt tak długiego pożycia małżeńskiego teoretycznie nie ma większego znaczenia, jeżeli np. jedna ze stron w chwili wyrażania zgody małżeńskiej była dotknięta chorobą psychiczną bądź zaburzeniem struktury osobowości. Moje doświadczenie adwokata kościelnego jednak pokazuje, że bez dokumentów medycznych jest to trudne do udowodnienia, choć nie niemożliwe. Bardzo wiele zależy od wniesionych podstaw prawnych, ich argumentacji, a także przedstawionych dowodów w sprawie – dodaje prawnik. Przytacza on przykład bulwersującej dla wielu sprawy jednego ze znanych polityków.
– Warte podkreślenia jest, że procesy kościelne są objęte tajemnicą. Pracownicy sądu kościelnego nie mogą rozpowszechniać żadnych informacji znajdujących się w aktach sprawy. Dlatego też tylko sam polityk mógł potwierdzić bądź zaprzeczyć, z jakich tytułów prowadził stwierdzenie nieważności małżeństwa, czego dotąd nie zrobił – zauważa dr Poczmański.
To sakrament, nie usługa
– Nie ma czegoś takiego jak rozwód kościelny, nie było i mam nadzieję, że nigdy nie będzie, ponieważ byłoby to sprzeczne z tym, czego nauczał nasz Pan i Zbawiciel Jezus Chrystus – zaznacza w nagraniu zamieszczonym na YouTube ksiądz Michał Chaciński („Kiedy małżeństwo jest nieważne”).
Duchowny wskazuje na istotną rolę księży, którzy na spotkaniach z narzeczonymi spisują protokół przedmałżeński. Powinni oni zwracać uwagę na aspekty, które kandydaci na małżonków ignorują, a które po ślubie okazują się być poważnymi przeszkodami do zawarcia ważnego związku. Chodzi na przykład o nieuporządkowane przyzwyczajenia i znajomości czy nałogi. W czasach trwającej od dekad, właściwie wciąż eskalującej rewolucji seksualnej, dla niejednej pary wystarczającym motywem do zawarcia związku jest wzajemny pociąg fizyczny. To oczywiście zbyt mało, bo dosyć szybko w takich przypadkach okazuje się, że para w zasadzie nie zdążyła się nawet dobrze poznać.
– Czasami przy spisaniu protokołu przedmałżeńskiego – bądź, jak to czasami mówię: przeciw-małżeńskiego – zadaję takie pytanie: „rozwód dopuszczalny jest, gdy…?”. I podają bardzo różne powody – opowiada ksiądz Chaciński. – I mówię: nie jesteście gotowi do małżeństwa, ponieważ wy już zakładacie, że może się wam „nie udać”. Jeżeli macie takie myślenie, prawdopodobnie wam się nie uda. Musicie mieć takie rozumienie, że związek małżeński jest na zawsze. Macie walczyć o ten związek, żeby ta druga osoba chciała się przy tobie rozwijać – podkreśla kapłan.
– W momencie gdyby ktoś „kupił sobie” tak zwany rozwód kościelny, to z punktu widzenia Pana Boga tak naprawdę nigdy do tego nie doszło, ponieważ ty w sposób ważny składałeś przysięgę. To, że się później znudziłeś, to jest twoja sprawa. To, że nie dbałeś o swoje małżeństwo i ono się później rozpadło, to jest twój problem – mówi duchowny o mitach na temat rzekomych „kościelnych rozwodów”.
Ogromna liczba werdyktów o stwierdzeniu nieważności budzi uzasadnione podejrzenia dotyczące nadużyć. Rodzą się także pytania: czy Kościół nie powinien raczej bardziej rygorystycznie przestrzegać warunków udzielania ślubów? W Kodeksie Prawa Kanonicznego pośród przeszkód do zawarcia ważnego ślubu znajduje się na przykład przeszkoda przyzwoitości publicznej w postaci trwania w „notorycznym lub publicznym konkubinacie”. Czy zgodne z „duchem czasów” – najwyraźniej notoryczne – dyspensowanie od takiej przeszkody nie odbywa się zbyt pochopnie? Czy nie mamy do czynienia de facto z lekkomyślnym szafowaniem świętym sakramentem?
– Nieraz pojawiają się takie informacje: bo mój znajomy miał taką sytuację, że dał w sądzie metropolitarnym jakąś tam łapówkę i oni od razu załatwili. Nie da się tak. Nawet jeśli faktycznie dał, nawet jeśli coś faktycznie załatwił, to wszystko z punktu widzenia logiki prawa Bożego jest niemożliwe. Nie można zbudować czegoś pięknego na kłamstwie. Nie można zbudować Bożego błogosławieństwa na grzechu – podkreśla ksiądz Chaciński.
Gdy sięgniemy do starych tłumaczeń Katechizmu Trydenckiego, znajdziemy w nich język bardziej rygorystyczny niż w nowych przekładach. Tak jest w przypadku surowości, z jaką ten znakomity Katechizm piętnuje złe praktykowanie małżeństwa. Katechizm katolicki
Dwa napomnienia powinny szczególnie przykuć uwagę wiernych:
————————————-
Katechizm Trydencki:
Po pierwsze: Do małżeństwa nie należy dążyć z pobudek zmysłowych, ale że jego praktykowanie ma granice, które, jak już wykazaliśmy, są ustalone przez Boga.
Powinniśmy mieć na uwadze napomnienie Apostoła: “Mówię, bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci,”. (I Kor 7, 29) Na uwagę zasługują również słowa Św. Hieronima: “Miłość, którą mądry człowiek obdarza swoją żonę, jest wynikiem osądu, a nie oddawaniu się namiętności. Panuje on nad gwałtownością pożądania i nie spieszy się do zaspokajania zmysłów. Cóż bowiem za większe zgorszenie niż to, że mąż ma kochać swoją żonę, jak uwodziciel kocha cudzołożnicę!” (Hieronim contra Iovinianum I,30
Po drugie. Ponieważ każde błogosławieństwo ma być uzyskane od Boga przez pobożną modlitwę, należy również nauczyć wiernych, aby czasami wstrzymywali się od obowiązku małżeńskiego, aby poświęcić się modlitwie.
Tę religijną wstrzemięźliwość, zgodnie z właściwym i pobożnym nakazem naszych poprzedników w Wierze, należy szczególnie zachowywać przynajmniej przez trzy dni przed Komunią, a przez dłuższy czas w uroczystym i pokutnym okresie Wielkiego Postu.
Wierni doświadczają błogosławieństw świętego stanu małżeńskiego przez stale rosnące nagromadzenie łaski Bożej; a żyjąc w dążeniu do pobożności i jej praktykowaniu, nie tylko spędzą doczesne życie w pokoju i spokoju, ale także odpoczną w prawdziwej i mocnej nadziei, “która nie ulega wątpliwości”, a pewnego dnia, dzięki boskiej dobroci, osiągną owoc tego życia, które jest wieczne. (Rz 5,5)
Katechizm Trydencki, Część II: Sakramenty, Małżeństwo X, O używaniu małżeństwa, nn. 33,34
————————–
Haniebny obyczaj nieczystości w małżeństwie budzi grozę w niebie
Święty Jan Vianney, sławny Proboszcz z Ars, surowo rozprawia się z niemoralnymi skłonnościami, jakie mogą mieć pary wstępujące w związek małżeński. Skłonności, które były już tak złe w XIX wieku, kiedy on żył, osiągnęły dzisiaj poziom, którego nie mógł sobie wyobrazić.
Jego napomnienia są tym bardziej aktualne w czasach, gdy najbardziej wyuzdane i niemoralne praktyki proponuje się w małżeństwie jako normalne.
————————–
Proboszcz z Ars:
Drodzy bracia i siostry! Nikt nie wątpi, że jeśli tylko mamy dyspozycje, których Bóg od nas żąda, możemy się zbawić we wszystkich stanach, które Bóg stworzył, każdy w tym stanie, który Bóg nam przeznaczył. Jeśli więc doprowadzamy się do potępienia w naszym stanie, to dlatego, że nie weszliśmy w niego z dobrymi dyspozycjami. Ale prawdą jest też, że niektóre stany mają o wiele trudniej niż inne. Małżeństwo jest tym stanem, który doświadcza więcej trudności niż inne. Ponadto widzimy również to, że małżeństwo jest tym stanem, do którego wchodzimy z gorszymi dyspozycjami.
Kiedy ktoś pragnie przyjąć Sakrament Bierzmowania, odbywa rekolekcje, stara się być dobrze pouczony, aby być godnym łask, które są z nim związane. Ale w przypadku Sakramentu Małżeństwa, od którego zwykle zależy wieczne zbawienie lub potępienie tego, kto go przyjmuje, jesteśmy dalecy od tego, aby przygotować się do niego przez rekolekcje lub inne dobre działanie. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że osoby wstępujące w małżeństwo nie ustają w wysiłkach aby nagromadzić tyle złych uczynków ile się tylko da.
Wydaje się, że człowieka nigdy nie męczy czynienie zła, tylko po to, aby zasłużyć sobie na przekleństwo Boga, które zgotuje mu nieszczęście w tym życiu i przygotuje Piekło na całą wieczność. …
Gdy tylko młody mężczyzna lub młoda kobieta zaczynają myśleć o małżeństwie, zaczynają oddalać się od Boga, porzucając Religię, modlitwę i Sakramenty. Świecidełka i przyjemności zastępują Religię, a najbardziej haniebne zbrodnie zastępują Sakramenty. Idą tą drogą aż do momentu zawarcia małżeństwa, przez co większość dopełnia swego wiecznego potępienia, popełniając trzy świętokradztwa w ciągu dwóch lub trzech dni: to znaczy; profanują Sakrament Pokuty, Sakrament Eucharystii i Sakrament Małżeństwa, jeśli kapłan miał to nieszczęście udzielić im dwóch pierwszych Sakramentów. Twierdzę, że dzieje się tak przynajmniej w przypadku większości małżeństw, jeśli nie wszystkich. Wielka liczba chrześcijan wchodzi w małżeństwo z sercem tysiąc razy bardziej zgniłym przez haniebne przywiązanie do nieczystości niż wielu pogan, którzy nie odważyliby się zrobić tego, co robi większość chrześcijan. Młoda kobieta, która pragnie mieć młodego mężczyznę, ma mniej skrupułów niż najplugawsza bestia. Niestety! Porzuca ona dobrego Boga, a dobry Bóg porzuca ją: Ona rzuca się w pełni w to wszystko, co jest najbardziej plugawe.
Niestety! Co może stać się z tymi biednymi osobami, które w takim stanie duszy przyjmują Sakrament Małżeństwa? A ilu z tych nieszczęśników nie oskarży się nawet na Spowiedzi? O mój Boże! Z jakim przerażeniem może i musi patrzeć Niebo na te małżeństwa!
Św. Jean Marie Vianney, Kazanie o małżeństwie, §§ 3-5
Święty Jan Vianney w swoim znakomitym Kazaniu o Małżeństwie nie przestaje wypominać tym, którzy – przed ślubem, a także w życiu małżeńskim – uprawiają nikczemność. Jest to słowo, które Moralność Katolicka rezerwuje dla bardzo ciężkich grzechów związanych z seksualnością.
Jego ostre potępienia powinny otworzyć oczy wielu katolikom, którzy są prowadzani na manowce przez złych teologów i kaznodziejów. Jeśli ci katolicy chcą być zbawieni, jest jeszcze czas, by zmienili swoje życie.
————————–
Proboszcz z Ars:
Przez modlitwę i dobre uczynki musicie prosić Boga, abyście lepiej poznali tę młodą kobietę lub młodego mężczyznę, których Bóg przeznacza dla was. Mówi się, że aby małżeństwo było dobre, czyli szczęśliwe, musi być zawarte w Niebie, zanim zostanie zawarte na ziemi. Przede wszystkim młodzi, którzy chcą zasłużyć na łaski małżeństwa, jakie Bóg przygotowuje dla tych, którzy mają nadzieję się w nim uświęcić, nie mogą rozmawiać ze sobą sam na sam, w dzień i w nocy, bez obecności rodziców, i nigdy nie pozwalają sobie na najmniejszą poufałość, ani na najmniejsze nieprzyzwoite słowo, w przeciwnym razie na pewno usuną Boga ze swojego ślubu, a jeśli Bóg nie będzie w nim uczestniczył, to zastąpi go diabeł. Niestety! Nie ma jednego małżeństwa na dwieście, które przestrzegałoby tego polecenia. Możemy też powiedzieć, że nie ma takiego małżeństwa – nie ma jednego związku na dwieście – który byłby naprawdę taki, w którym panuje religia i pokój, gdzie możemy powiedzieć, że jest to dom dobrego Pana. Przeciwnie, są pary, które przez trzy lub cztery lata chodzą na tańce, bale, kabarety, spędzając trzy czwarte nocy samotnie, pozwalając sobie na wszystko, do czego diabeł nieczystości może zachęcić. Mój Boże, czy to są naprawdę chrześcijanie, którzy powinni mieć czyste serce, wolne od wszelkiego grzechu pod zasłoną Sakramentu? Niestety! Któż zliczy grzechy, które pokrywają ich serca i ich całkowicie zgniłe biedne dusze? Jak możemy mieć nadzieję, że dobry Bóg, który jest potężny, pobłogosławi małżeństwa takich osób, które żyją w najbardziej haniebnej nieczystości od wielu lat? Pary, które być może nie modlą się ani rano, ani wieczorem? Które od kilku lat nie przyjmują sakramentów, a jeśli je przyjmują, to czynią to tylko po to, by je zbezcześcić? Niestety, czy jest możliwe, aby uwielbiona Krew Jezusa Chrystusa zstąpiła na te ich śluby, aby je uświęcić i uczynić smutki małżeństwa słodkimi i zasługującymi na Niebo? Niestety, ileż to świętokradztw! I ileż małżeństw, które pójdą płonąć w otchłaniach! Mój Boże, jak wielu chrześcijan jest nieświadomych swojego nieszczęścia i swojej wiecznej zguby! Niestety! Nie rezygnują ze swoich haniebnych zbrodni nawet po ślubie: Nadal popełniają te same haniebne czyny i nadal są na drodze do Piekła, gdzie wkrótce upadną. Nie, drodzy bracia i siostry, nie wchodźmy w szczegóły okropności popełnianych w małżeństwie, wszystko to jest śmiertelnie przerażające. Sprowadźmy zasłonę, która nie będzie prawdziwie podniesiona, z wyjątkiem wielkiego dnia pomsty, kiedy zobaczymy wszystkie te podłości w całej ich grozie. Osoby zamężne, nigdy nie traćcie z oczu faktu, że wszystko będzie widoczne w Dniu Sądu. To, co wzbudzi zdumienie u nieskończonej liczby ludzi, to rzeczywistość, w której chrześcijanie dopuścili takich zbrodni. Poprzestańmy na tym.
Św. Jan Maria Vianney, Kazanie o małżeństwie, § 15
Co trzeci młody człowiek chociaż chce trwałego związku, to nie zamierza brać ślubu – świeckiego ani kościelnego – wynika z badania Centrum Profilaktyki Społecznej i Wyższej Szkoły Biznesu i Przedsiębiorczości w Ostrowcu Świętokrzyskim, które opisała piątkowa „Rzeczpospolita”.
„Tradycyjne małżeństwa z przysięgą przed ołtarzem lub przed urzędnikiem dominują, ale ich liczba spada. W 2008 r. zawarto ich 258 tys., w 2020 r. już 145 tys. Pandemia ten trend wzmocniła – oceniają autorzy badań. Zapytano ponad tysiąc 18–30-latków, jak widzą bycie razem. Wnioski? O trwałym związku opartym na ślubie myśli ponad 60 proc. młodych ludzi, ale tylko 42 proc. chciałoby wziąć ślub kościelny, a 18 proc. – cywilny. Najmłodsi (18-20 lat), jeśli kiedyś się zdecydują, to aż 61 proc. wybierze ślub świecki” – czytamy w gazecie.
„Rz” zauważa, że zarazem już co trzecia osoba chce żyć w luźnym związku i nie zamierza tego formalizować. Ponad połowa – jeśli ich związki się sprawdzą – myśli, by kiedyś to zrobić.
„Część młodego pokolenia związek z drugim człowiekiem traktuje według modeli ekonomicznych – leasingu lub przetestowania – jak w handlu, gdzie można oddać lub porzucić towar bez żadnych kar i konsekwencji” – wskazują badacze.
Zauważają, że najwięcej niechętnych związkom formalnym jest z wielkich miast, najmniej z wiejskich i małomiasteczkowych regionów Małopolski, Warmii i Mazur i Podlasia.
Dodano, że na sytuację nakłada się także krytyczna opinia o Kościele. „Skandale pedofilskie, przepych i bogactwo ludzi Kościoła – to zniechęca młodych. Aż 62 proc. z nich uważa, że Kościół afery pedofilii chce zamieść pod dywan” – zaznaczają badacze. [A to już skutek medialnego odwracania kota ogonem. MD]
„Niechęć do ślubu sakramentalnego to odpowiedź młodych na kryzys toczący Kościół” – podkreślają.
Sondaż Centrum Profilaktyki Społecznej – Fundacja Bonum Humanum i Wyższej Szkoły Biznesu i Przedsiębiorczości w Ostrowcu Świętokrzyskim – badanie ankietowe z wykorzystaniem portali społecznościowych na 1038 osobach w wieku 18-30 lat. (PAP)