Mądry, mądrzejszy, najmądrzejszy.

Koledzy musimy podnieść poziom poprzez obniżenie wymagań”.

Izabela Brodacka, 14 sierpnia

W połowie XX wieku skończył się czas genialnych samouków. Samoukiem był Banach, samoukiem był w zasadzie Louis de Broglie gdyż ukończył studia historyczne, samoukiem był Einstein gdyż pracował jako zwykły urzędnik patentowy. Dopuszczanie do głosu samouków, jeszcze bardziej wyraźne w XVIII wieku, oznaczało, że większy niż do instytucji naukowych był szacunek do prawdy niezależnie od tego kto ją głosi.

Na przykład Jean- Jacques Rousseau przeszedł do historii nauki chociaż nie miał żadnego formalnego wykształcenia i nie mógł być raczej wzorem osobowym. Był zwykłym pieczeniarzem, utrzymankiem bogatych kobiet. Pomiędzy kolejnymi romansami błąkał się i podejmował drobne prace. Czasami kradł. Nikt dzisiaj nie zechciałby nawet zajrzeć do jego pisaniny jednak Francuska Akademia Nauk  nie tylko zainteresowała się jego tekstami lecz przyznała mu nawet odpowiedni certyfikat.

Obecnie liczy się tylko formalne wykształcenie. Setki żądnych papierka zwanego dyplomem osób zapisuje się do różnych „szkół tańca i różańca” (jak się złośliwie nazywa prywatne uczelnie)  licząc na to, że tam ten papierek łatwiej zdobędą. Dziesiątki wykładowców uczelni państwowych dorabia do pensji na prywatnych uczelniach czytając te setki prac dyplomowych. Niektórzy zapewne nawet ich nie czytają lecz przerzucają pilnując tylko żeby zawierały wystarczającą liczbę pozycji bibliograficznych,  prawidłowo wprowadzone odnośniki no i żeby przeszły przez program określający  w procentach stopień zapożyczeń. Nikt z pracowników nauki  nie ma czasu ani ochoty żeby zgłębiać poglądy zapoznanych geniuszy, którzy chcieliby przemycić w zwykłej pracy licencjackiej czy magisterskiej swoje odkrycia. 

Obowiązującym modelem pracy licencjackiej czy magisterskiej w dziedzinie humanistyki jest obecnie w Polsce przegląd literatury, a właściwie zbiór cytatów  na dany temat opatrzonych odnośnikami. Student nie ma prawa prezentować własnych poglądów ani szukać wewnętrznych sprzeczności obowiązującego paradygmatu czy jego sprzeczności z obserwowaną rzeczywistością.  Promotor poleca wykreślić z pracy wszelkie własne rozważania i koncepcje studenta. Czytałam ostatnio recenzję, w której za poważny mankament pracy licencjackiej w dziedzinie socjologii zostały uznane bardzo rozsądne i odkrywcze rozważania własne autorki nie poparte jednak cytatami z literatury przedmiotu. Nie mogły być poparte właśnie dlatego, że były odkrywcze.

W dziedzinie nauk przyrodniczych student na ogół wykonuje jakieś pomiary czy obliczenia związane z pracą naukową promotora. Nikt z czynnych naukowców nie ma czasu ani ochoty zapoznawać się z własnymi pomysłami studentów czy nawet młodszych pracowników naukowych. Znam przypadek gdy twórca programów komputerowych projektujących tak zwane maski stosowane przy napylaniu warstw epitaksjalnych w mikroelektronice przez długie lata usiłował zainteresować kogokolwiek swoim odkryciem. Zniecierpliwiony sprzedał wynalazek Brytyjczykom i został zamożnym człowiekiem. Drugi znany mi przypadek to historia młodego matematyka, który nie zdołał zainteresować żadnego z uczelnianych bonzów swoją pracą na temat kwaternionów- liczb będących rozszerzeniem ciała liczb zespolonych. Zainteresowali się nią Amerykanie i zaproponowali mu wspaniałe warunki finansowe. Nie jest jednak tym zainteresowany ze względów patriotycznych. 

Sposób przeprowadzania egzaminów maturalnych i egzaminów ósmoklasisty również daleko odbiega od deklarowanego modelu oświaty, którego zasadniczym celem powinno być rozwijanie intelektualne ucznia przy zachowaniu szacunku dla jego poglądów. Kiedyś podczas matury pisemnej z języka polskiego pisało się wypracowanie. Wypracowania oryginalne, daleko odbiegające od szkolnej sztampy były również pozytywnie oceniane. Obecnie uczeń pisze tylko krótką rozprawkę, a trzonem egzaminu są odpowiedzi na pytania zamknięte, oceniane według klucza. 

Nic dziwnego, że w 2008 roku dwaj znani publicyści i pisarze, którzy poddali się egzaminowi maturalnemu  z języka polskiego polegli na tym egzaminie.  Antoni Libera wprawdzie zdał maturę, ale na tyle słabo, że z pewnością nie dostałby się na studia polonistyczne.  W swojej pracy nie umieścił wymaganych przez klucz informacji i terminów.  Drugi “maturzysta” profesor Marcin Król oblał egzamin gdyż  w jego pracy również zabrakło słów-kluczy, takich jak młodość, indywidualizm romantyczny czy koncepcja lotu. Klucz w humanistyce oznacza konieczność ścisłego dostosowywania odpowiedzi do wymagań egzaminatora czyli kształtuje wśród egzaminowanych przede wszystkim serwilizm intelektualny. 

Równie niekorzystne jest sprawdzanie wiedzy z przedmiotów matematycznych i przyrodniczych za pomocą testów jednokrotnego wyboru. Oczywiście jest to wygodne dla egzaminatora gdyż egzamin może sprawdzać nawet komputer. A zupełnie niewłaściwe jest stosowanie obowiązującego klucza przy ocenianiu sposobu rozwiązania zadań otwartych. 

Zdarzało mi się, że rozwiązywałam w szkole, podczas lekcji jakieś zadanie w zwykły, wyuczony, dość toporny ( przyznaję to samokrytycznie) sposób, a uczeń proponował inne rozwiązanie, olśniewająco proste i eleganckie. Zapisywałam sobie takie rozwiązanie, oczywiście entuzjastycznie chwaląc ucznia. Sprawdzający obecnie prace maturalne egzaminator otrzymuje klucz z dokładnym  rozwiązaniem i punktami które należy przyznać za każdy etap tego rozwiązania. Wprawdzie teoretycznie rzecz biorąc każde prawidłowe rozwiązanie powinno otrzymać maksimum punktów lecz nie jest to przestrzegane. Jak już pisałam znajoma profesor chemii uniwersyteckiej wycofała się z pracy w CKE gdy za zadanie ocenione przez nią na maksimum punktów uczeń otrzymał ostatecznie zero punktów gdyż nie użył sformułowań zawartych w kluczu.

Podczas jednego z nauczycielskich zebrań dotyczących wyników egzaminów maturalnych usłyszałam: „ koledzy musimy podnieść poziom poprzez obniżenie wymagań”. To tylko pozorna sprzeczność, przecież nie chodziło o poziom wiedzy lecz o wyniki matur mierzone w procentach zgodnych z kluczem odpowiedzi.

Gruba czerwona linia

Izabela Brodacka, 14 sierpnia

Zmarły niedawno „historyk idei” profesor Marcin Król wielokrotnie nawoływał do siłowego obalenia rządów PiS. Nie pamiętam dokładnie jego sformułowań lecz były wielokrotnie cytowane w mediach. Dziwne, że pan profesor nie rozumiał, że przekroczył w ten sposób pewną nieprzekraczalną granicę, cienką czerwoną linię. Nawoływanie do zamachu stanu w demokratycznym państwie „to gorzej niż zbrodnia -to błąd”. (Tak  podobno skomentował Charles Maurice de Talleyrand egzekucję Ludwika Antoniego de Bourbon-Condé, znanego jako książę d’Enghien). 

Marcin Król wypowiadał jednak te naprawdę nie przystojące profesorowi słowa z profesorskim wdziękiem.

Donald Tusk idzie w jego ślady zupełnie bez wdzięku. Przekracza już nie cienką czerwoną lecz grubą czerwoną linię a właściwie morze czerwone głupoty. Obiecuje na przykład wyprowadzenie Glapińskiego z NBP bez żadnej ustawy. Jak się wyraził jego kumpel Siemoniak: „ przyjdą silni panowie i go wyprowadzą”.Nawoływanie do siłowego usunięcia urzędnika kadencyjnego to łamanie porządku konstytucyjnego, nawoływanie do zamachu stanu, wreszcie są to groźby karalne. Poza tym podobne zapowiedzi jak twierdzi Jacek Saryusz –Wolski mogą zachwiać polską walutą. Dlatego NBP złożył zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przez Tuska przestępstwa. Wątpię czy pan Glapiński zechce wdawać się w prywatną sprawę sądową z Tuskiem. Ten ostatni jako notoryczny kłamca nie ma po prostu zdolności pojedynkowej.

Można by napisać czarną księgę kłamstw Tuska. Kłamał twierdząc, że prezydent Duda zamawiał ekspertyzy dotyczące legalności wyboru Glapińskiego na prezesa NBP. Kłamał przypisując ekspertom Rzeczpospolitej prognozę ceny chleba w Polsce na poziomie 30 złotych, której to prognozy Rzeczpospolita nie zamieściła. 

Tusk wielokrotnie strzelał sobie w stopę opowiadając się po stronie komuny, z którą podobno walczył i przeciwko której spiskował w spółdzielni robót wysokościowych „ Świetlik” przemianowanej potem na „ Gdańsk” będącej kuźnią gdańskich „liberałów”. Swoje prawdziwe sympatie ujawnił  powołując się na ekspertyzy, które sporządził prawnik Stanisław Hoc. Stanisław Hoc jest opisany w biuletynie IPN dotyczącym funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa PRL (https://katalog.bip.ipn.gov.pl/informacje/40188) . Habilitację robił w ZSRR. Nic więcej chyba nie trzeba dodawać. Pamiętamy również  jak po katastrofie smoleńskiej Tusk wymieniał uściski z Putinem i jak nad trumnami ofiar przybijali sobie radośnie piąstki. Tego Tusk nie zdoła się wyprzeć, tych zdjęć nie uda się usunąć z przestrzeni publicznej pomimo obecnej zdecydowanej zmiany zwrotu politycznego wektora. 

Donald Tusk popiera postulaty aborcjonistek. Z jedną z nich, wulgarną Lempart, pokazywał się w Brukseli w maseczce ze znakiem pioruna na twarzy. Jednocześnie powołując się na swój katolicyzm nakłania do nie głosowania na PiS, a kiedy trzeba było kokietować katolików wziął nawet po wielu latach  ślub kościelny ze swoją połowicą.

W czasie rządów PO Tusk przeprowadził przedłużenie wieku emerytalnego. Twierdził, że skrócenie wieku emerytalnego zrujnuje polską gospodarkę. Teraz propaguje czterodniowy tydzień pracy. Ale sklepy jego zdaniem powinny być koniecznie otwarte w niedzielę bo inaczej zbankrutują.  Zatem powinny być na przykład otwarte we wtorek, czwartek, sobotę i niedzielę, a zamknięte w poniedziałek, środę i piątek. W niektórych państwach  czterodniowy tydzień pracy oznacza wolny weekend  od piątku, lub pracę w piątek tylko do 12 aby ludzie mogli  na dłużej wyjechać.  Odpoczynek w niedzielę nie jest koniecznie wiązany z nakazami religijnymi. Czterodniowy tydzień pracy to forma walki z bezrobociem ( pracą należy się dzielić) a jest to swoją drogą oryginalny pomysł Putina. 

Ustami ministra finansów rząd Tuska mówił  „piniendzy ni ma i ni będzie”. Miało ich zabraknąć na wszelkie programy społeczne. Teraz Tusk chce bronić „550+” i to  przed kim? Przed twórcami tego programu?. „Tylko odpowiedzialna władza, tylko tacy ludzie jak my są w stanie uratować 500 Plus”- powiedział  w Szczecinie. Twierdzi poza tym, że program „500+” wymyśliła Ewa Kopacz (ale chyba zapomniała o tym komukolwiek powiedzieć). „500+” to zresztą zdaniem Tuska za mało, obiecuje o wiele więcej. Startował jako liberał i zwolennik wolnego rynku. Teraz jawi się socjalistą licytującym się z innymi ugrupowaniami  wyborczymi obietnicami.

Nasuwa się pytanie dlaczego Tusk tak postępuje, dlaczego nikt mu nie uświadomi, że się ośmiesza? Jak twierdzi  Jacek Saryusz Wolski w saloniku politycznym „Republiki” wynika to z bezradności intelektualnej Tuska. Nie ma po prostu nic do zaoferowania wyborcom, bo jego jedynym programem jest odsunięcie PiS od władzy. PO w zaiste stachanowskim czynie zapowiada odbycie w ciągu roku dzielącego nas od wyborów dwudziestu tysięcy spotkań. I podczas tych tysięcy spotkań zamiast przedstawić program wyborczy będzie manifestować swoją jałową nienawiść do PiS a przede wszystkim do prezesa Kaczyńskiego.

Szkoda czasu na dalsze wyliczanie wszystkich niekonsekwencji, kłamstw i wpadek Tuska. Tusk jest po prostu  jak chorągiewka na wietrze albo lepiej jak mały zardzewiały kogucik na wieży wiejskiego kościółka.

 Ursula Gertrud von der Leyen grzecznościowo wróżyła Tuskowi funkcję premiera ale nikt w Brukseli i chyba on sam już w to nie wierzy. Największym osiągnięciem rządów Tuska była ciepła woda w kranie więc dowcipni internauci proponują żeby wrócił do Niemiec jako ekspert od ciepłej wody, której Niemcom bez niego wkrótce zabraknie. Odwołanie Tuska ze stanowiska przewodniczącego partii EPL przed upływem kadencji (co się do tej pory w historii tej partii nigdy nie zdarzyło) świadczy o tym, że w Brukseli też jest postrzegany jako polityk niepoważny i zużyty, którego pozostawienie na stanowisku przynosiłoby  więcej szkody niż pożytku. Niewątpliwie szeregi PO dojdą do tego samego wniosku. Jeżeli ta formacja ma przetrwać musi pozbyć się swego najbardziej kompromitującego członka. Tusk jak pamiętamy był jednym z założycieli PO.

Teraz ją zatapia.

Kryterium rozporkowe 

Izabela Brodacka

To zdumiewające, że w świecie w którym podobno istnieje kilkadziesiąt płci, a  płeć jest kwestią kulturową i podlega wyborowi podobnie jak kolor sukni czy butów, w świecie w którym już w przedszkolu dzieci mają być uczone technik masturbacji, najbardziej skutecznym sposobem eliminacji człowieka z życia politycznego i publicznego okazuje się być kryterium rozporkowe. 

Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson poddał się do dymisji a jego rząd rozpadł się gdy potwierdziły się doniesienia, że wiedział o zarzutach ciążących na parlamentarzyście Chrisie Pincherze dotyczących jego niewłaściwego zachowania seksualnego, a mimo to przyznał mu stanowisko zastępcy whipa, czyli osoby nadzorującej przestrzeganie dyscypliny w klubie poselskim. Podobno Chris wykorzystując swoją pozycję robił  kolegom niestosowne propozycje. Nie wiemy czy były niestosowne, bo Chris jest homoseksualistą a koledzy byli heteroseksualni, czy niestosowne bo jest czynnym homoseksualistą a koledzy byli też czynni (albo odwrotnie), czy wreszcie każda podobna propozycja jest niestosowna i może być kwalifikowana jako molestowanie seksualne, a właściwą formą gry wstępnej jest zawarcie u notariusza odpowiedniej umowy określającej na piśmie zakres planowanych czynności seksualnych podejmowanych za obopólną zgodą.

Niezatapialny Tomasz Lis wyleciał z roboty mniej więcej za to samo. Podobno jego sprawą w RASP (Ringier Axel Springer Polska) zajmuje się specjalna komisja. Podstawowe zarzuty przeciwko Lisowi to mobbing i molestowanie seksualne. Ta sprawa jest jak to się mówi rozwojowa i trudno ustalić kto molestował a kto był molestowany. Podobnie jak kilka lat temu gdy szalało Me Too osoby molestowane i molestujące mnożą się jak króliki .Tak czy owak Lisowi pokazano palec do dołu. Być może najpierw pokazano palec do dołu a potem znalazły się osoby poszkodowane i nieprzekupni, odważni dziennikarze, którzy zdecydowali się o tym napisać. Lis słynął od lat z ostrego języka oraz zmiennych nastrojów lecz przez całe lata jakoś nikomu to nie przeszkadzało.

Rzecznik kurii białostockiej, ksiądz Andrzej Dębski, który przez pewien czas prowadził na antenie TVP dziecięcy program “Ziarno” miał wysyłać pewnej kobiecie wiadomości o podtekście erotycznym. Duchowny proponował jej miedzy innymi stosunek w gabinecie metropolity białostockiego i to – dodam- była najbardziej wyważona i przyzwoita z jego propozycji. Został  za karę pozbawiony prawa do pełnienia posługi duszpasterskiej. 

Wszyscy oni należą do tej samej podkultury, którą trafnie zdefiniował prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski ale nie należy się dziwić, że czują się trochę pokrzywdzeni. Świat przecież idzie naprzód, kościoły przerabia się na knajpy i dyskoteki, papa Franciszek za chwilę zniesie celibat i  pobłogosławi związki homoseksualne a tu takie wydziwianie i to o co? – o kilka szczerych, z głębi… serca płynących słów.  

We wszystkich tych przypadkach istnieje pewien powtarzalny wzorzec. Ktoś przez wiele lat traktowany jako idol, jako osobowość charyzmatyczna nagle, niespodziewanie dla wszystkich i przede wszystkim dla siebie samego okazuje się być białą szowinistyczną męską świnią. W przypadku Polski są to zapewne rasy rodzime – świnia złotnicką pstra albo biała zwisłoucha.

Na przykład Lis, wielokrotny laureat Wiktorów był przecież postrzegany jako ikona mediów. Jaruzelski nazwał go nawet arystokratą dziennikarstwa co tylko dowodzi, że Jaruzelski nie powinien wypowiadać się na temat arystokracji. Na pewno istniały tematy o wiele lepiej mu znane i bliższe środowiskowo.

Anna Kalczyńska z TVN komentując widowiskowy upadek Lisa napisała: „ …najwyraźniej karma wraca. Każdy jest kowalem WŁASNEGO losu.”  Parafrazując to znane porzekadło otrzymamy bardziej trafne: „każdy jest kowalem własnego łóżka i jak sobie posłałeś tak się wyśpisz”. 

Wydawało się że żeby zostać wystawionym na aut Lis musiałby zgwałcić Michnika w ciąży, przejechanego uprzednio po pijanemu na pasach. A jednak wystarczyło kilka urażonych dziewic z odzysku czyli – jak je nazywał Boy- dziewic konsystorskich aby Lisowi zaszkodzić   

Podobnie świątobliwy ksiądz śpiewający (dość fałszywie)  z dzieciaczkami  z Arki Noego w programie „Ziarno” na pewno nie spodziewał się takiego potępienia. Godna podziwu jest przy tym jego wyobraźnia. A swoją drogą król Jan III  Sobieski nie takie rzeczy pisał do  Marysieńki i nikt się tym nie gorszył. Wręcz przeciwnie, cytuje się jego miłosną korespondencję jako pełną uroku. Najbardziej wzrusza historyków  – o ile pamiętam – propozycja aby królowa się nie myła. Król Sobieski był po prostu prekursorem troski o naszą błękitną planetę. A polscy rządzący powinni iść w jego ślady i oprócz zbierania chrustu, zaciskania pasa i ocieplenia domów postulować mycie się raz na tydzień. Albo jeszcze lepiej, zgodnie z polską tradycją- „raz do roku koło Wielkanocy”.  

Dość daleko odeszliśmy od afer rozporkowych. Nadal jednak nie mogę się nadziwić, że okazały się one takie nośne i skuteczne w działaniu.  Przecież  w zlaicyzowanym liberalnym społeczeństwie powinny istnieć o wiele ważniejsze przyczyny odwołania kogoś ze stanowiska. Złodziejstwo, łapówkarstwo, błędne decyzje polityczne. Jak się jednak okazuje nałogowa kradzież elektroniki w sklepach nie przeszkadza pełnić funkcji sędziego,  a podejrzenie łapówkarstwa nie przeszkadza przewodniczyć Senatowi. Natomiast rujnuje komuś życie niewłaściwa propozycja wyrażona pod niewłaściwym adresem. Ale jakie znaczenie ma „tak czy siak czy owak” wyrażone czysto werbalnie? To przecież tylko słowa, słowa i jeszcze raz słowa. 

W dawnych dobrych czasach słowne obrażenie damy owocowało pojedynkiem. Pojedynki były skuteczną metodą eliminowania niepożądanych osób z życia i to w sensie dosłownym. Spotkało to na przykład Puszkina oraz genialnego matematyka Evarysta Galois. Zginęli młodo sprowokowani do pojedynku. Nie mieli szans w starciu z prowokatorem bo zajęci poezją czy matematyką kiepsko strzelali i się fechtowali. 

Gdyby tak u nas wrócić do pojedynków to chyba tylko  na kłonice.

W łapach humanistów

Izabela Brodacka, 23 lipca

„Я и не знал, что мы были в лапах у гуманистов” (Nie wiedziałem, że trafiliśmy w łapy humanistów) powiedział kiedyś Osip Mandelsztam. [dla młodzieży: W Woroneżu, 1935r, tuż przed spodziewaną kaźnią. (a może obecni „humaniści” już nie wiedzą, kto to? Wg. mnie – największy poeta rosyjski XX wieku). md]

Humaniści pragnąc naprawiać świat i uszczęśliwiać ludzi według swoich rojeń przynoszą światu i ludziom nieszczęście. Tak napisała żona Osipa Nadzieżda Mandelsztam w swoich wstrząsających „Wspomnieniach”. Może przeceniała swoich i swego męża oprawców, może byli to tylko komuniści, a może po prostu podli głupcy. 

Humaniści rządzą obecnie światem. Historycy, historycy idei, socjologowie i politolodzy. Nie mając wykształcenia przyrodniczego nie tylko wypowiadają się arbitralnie lecz co gorsza podejmują decyzje w sprawach medycyny, energetyki jądrowej czy informatyki. Ekonomista jest władny decydować o szkodliwości czy nieszkodliwości szczepionek, a nawet o przymusie szczepień. Historyk decyduje o zakupie reaktorów jądrowych. Wiedza przyrodnicza okazuje się zupełnie  nieprzydatna dla sprawowania  i utrzymania władzy. Nic dziwnego, że stosunek do nauk przyrodniczych i matematyki zmienił się w Polsce na gorsze w porównaniu z okresem realnego socjalizmu.

Omawiając wyniki matur dziennikarze skupiają się na języku polskim i językach obcych. Dziennikarze to też humaniści, zapewne w szkole nie lubili matematyki i fizyki i wolą nie wracać do traumatycznych wspomnień. Z mediów zniknęły informacje na temat wyników olimpiad  w dziedzinie matematyki i nauk przyrodniczych. Po macoszemu traktowane są też same matury. CKE ma na przygotowanie matur cały rok. Trudno uwierzyć, że prawie co roku zdarzają się w tematach egzaminacyjnych błędy. Kilka lat temu na podstawie fragmentu wykresu pewnej funkcji, na którym zaznaczono trzy miejsca zerowe i punkt przecięcia wykresu z osią y maturzyści mieli między innymi ustalić wzór tej funkcji. Wielu napisało i słusznie, że nie można tego dokonać bez informacji na temat stopnia wielomianu, którego fragment widzą na wykresie. Przewodniczący CKE, nota bene matematyk, raczył komentując ten błąd wyrazić się, że „każdy głupi mógł się domyślić, że jest to wielomian trzeciego stopnia”. Każdy głupi tak, lecz odrobinę mądrzejszy nie miał prawa przyjąć takiego założenia. Od czasu skandalu jaki ta wypowiedź wywołała CKE bardzo pilnuje, żeby w podobnych zadaniach podawać właściwe informacje.

Tegoroczną maturę z matematyki na poziomie rozszerzonym uczniowie oceniali na ogół jak trudną. Tymczasem nie była wcale trudna ani nawet oryginalna. Jako trudne podawano na przykład banalne równanie trygonometryczne, które znajomy matematyk  rozwiązał w pamięci przez telefon. Świadczy to o tym jaką krzywdę zrobiło młodzieży zdalne nauczanie. Ale nie tylko zdalne nauczanie. Pisałam o tym szczegółowo w 2013 roku.

Mam przed sobą zbiór zadań do matematyki dla klasy V-VI szkoły podstawowej. Autorzy: Tadeusz Korczyc i Jerzy Nowakowski. Wydawnictwo WSiP 1985. Z tego podręcznika uczyły się moje dzieci. Chodziły do zwykłej, dzielnicowej,  mocno skomunizowanej szkoły „imienia LWP”,  razem z dziećmi dozorców i lokalnego marginesu. Ani moje dzieci, ani dzieci dozorców, które przychodziły czasami do mnie po radę nie miały z tymi zadaniami żadnych problemów.
Daję zadanie z tego zbioru tegorocznym maturzystom, których douczam w ramach kursu przygotowawczego. Jest to zdanie 37.11 ze strony 182. Podaje dokładne dane, żeby każdy „niewierny” mógł to sobie osobiście sprawdzić.
Oto zdanie: < Doświadczenie polega na trzykrotnym rzucie monetą. Czy zdarzenie „ wypadnie przynajmniej jeden orzeł” jest tak samo prawdopodobne jak zdarzenie „ wypadną dokładnie dwie reszki”? >.
Kiedy dziesiąta z kolei osoba deklaruje, że nie ma bladego pojęcia jak to zadanie rozwiązać pokazuję okładkę książki. Ogólne niedowierzanie. „Jak to – to zadania dla szkoły podstawowej?   Chyba jesteśmy idiotami”- samokrytycznie stwierdza jeden z kursantów.
 „ Przez uprzejmość nie zaprzeczę” – odpowiadam zgodnie zresztą z najgłębszym przekonaniem.
W tym samym zbiorze są zadania dotyczące wektorów na płaszczyźnie i w przestrzeni, elementy statystyki, oraz nierówności z wartością bezwzględną. Większość tych zadań zdecydowanie przerasta możliwości maturzysty wybierającego obecnie maturę na poziomie podstawowym.


Jak to się stało, że w ciągu ostatnich lat przeciętny maturzysta osiągnął poziom niższy od ucznia V klasy szkoły podstawowej w PRL?

Podstawową przyczyną jest celowe obniżenie poziomu. Przez 20 lat nie było obowiązkowej matury z matematyki,  a program liceum był konsekwentnie kastrowany. Kiedy zaczynałam uczyć w szkole, w programie była analiza matematyczna : granice ciągów i funkcji, szeregi, badanie funkcji, oraz całki. Badanie funkcji było przerabiane w II klasie. Doskonale radziły sobie z nim nawet klasy ogólne. W klasach matematycznych badało się również funkcje wykładnicze i logarytmiczne. Ktoś mnie przekonywał, że w klasach ogólnych badało się tylko wielomiany i funkcje wymierne i że badanie funkcji jest nad wyraz algorytmiczne ( czyli można się go nauczyć na zasadzie recepty na piernik). Zgodziłabym się z nim  gdyby nie fakt, że te same funkcje wymierne sprawiają obecnie poważny kłopot studentom I roku politechnik i SGH.  
Z programu i wymagań egzaminacyjnych w liceum  kolejno usuwano: szeregi, oczywiście całki , potem badanie funkcji. Z programu rachunku prawdopodobieństwa wypadł schemat Bernoulliego, wzór Bayesa, rozkład zmiennej losowej, wartość oczekiwana i wariancja.

Zadania z prawdopodobieństwa całkowitego zaleca się obecnie rozwiązywać „ drzewkiem” – czyli jak w V klasie szkoły podstawowej moich dzieci. W trygonometrii zlikwidowano nierówności trygonometryczne i wzory redukcyjne. Poza tym z nieznanych przyczyn została „zdelegalizowana” funkcja cotangens. Nic dziwnego, że najłatwiejszy temat z algebry jakim są liczby zespolone sprawia obecnie studentom poważny problem.

Znajoma profesor chemii uniwersyteckiej zrezygnowała z pracy w CKE gdy zalecono jej ocenianie poprawności  rozwiązania zadań według klucza. Słowa klucze – to typowa frazeologia humanistyczna.

 Faktycznie rządzą nami humaniści.

Czarna księga. Sędzia jest niezależny. Niezależny od władzy, od opinii publicznej i wreszcie od rozumu.

Interes wielu się nie liczy gdy grę wchodzi interes niewielu.

Izabela Brodacka 16 lipca 2022

Niedawno zeznawałam w sądzie w sprawie związanej z końmi z powództwa cywilnego. Zupełnie zielona w tej dziedzinie pani sędzia oświadczyła w pewnej chwili, że paszportu konia nie da się sfałszować. Zapewniłam ją, że się da. Chciała wiedzieć jak ale odmówiłam odpowiedzi. „Nie mogę przecież demoralizować Wysokiego Sądu”- oświadczyłam, ale mój bon mot został przyjęty dość kwaśno. Zapewniłam, że mogłabym napisać czarną księgę oszustw wyścigowych i w ogóle oszustw związanych z końmi ale wtedy cierpliwość Wysokiego Sądu się wyczerpała. Zostałam ostro przywołana do porządku. 

Zastanawiałam się jakie są szanse właściwego rozstrzygnięcia sprawy przez sędziego, który jest kompletnym dyletantem w danej dziedzinie, a jest niezależny. Niezależny od władzy, od opinii publicznej i wreszcie od rozumu.

Pani sędzia była na przykład przeświadczona, że trzyletni ogier czystej krwi ( arab) może w ciągu kilku miesięcy zmienić maść z siwej na karą. „Przecież ciemne po urodzeniu źrebaki często jaśnieją” – dowodziła z wdziękiem blondynki i  nie chciała przyjąć do wiadomości, że w przeciwną stronę zmiana maści nigdy nie zachodzi, to znaczy – używając jej terminologii –  jasne źrebaki nie ciemnieją.

Kiedy indziej sprawę o wystawianie mi faktur na 5000 złotych miesięcznie przez STOEN wygrałam w sądzie tylko dlatego, że licznik był nie atestowany więc jego wskazania były z mocy prawa nieważne.

Fakt, że w miejskim mieszkaniu niemożliwy jest taki pobór mocy bo przez bezpiecznik przepuszczający prąd o maksymalnym natężeniu 10 amperów musiałby płynąc prąd o natężeniu 25 amperów do sędzi zupełnie nie przemawiał. Nie przekonał jej również argument, że takie zużycie energii oznaczałoby, że w moim mieszkaniu pracuje 24 godziny na dobę betoniarka. Pani sędzia jak się okazało nie odróżniała wolta od wata więc nie było sensu się przed nią produkować, co  z góry przewidział adwokat. 

Niezależność trzeciej władzy to znaczy samowola sędziów w połączeniu z ich przekupstwem, nepotyzmem i zwykłą  głupotą powoduje, że Jan Kowalski – jak u Kafki- nie ma najmniejszych szans w starciu w sądzie z systemem. To  znaczy w starciu  z drugą władzą. 

Wyobraź sobie Drogi Czytelniku, że jesteś prezydentem dużego czy niewielkiego miasta i w dodatku niezbyt uczciwym prezydentem. A może nie tyle nieuczciwym co dbającym przede wszystkim o swoją rodzinę, która jest przecież podstawową komórką społeczną i w hierarchii dobroczynności stoi przed wszelkimi innymi wspólnotami. Przed wspólnotą narodową ( a fe, cóż to za anachronizm) wspólnotą gminy czy wspólnotą polityczną. Zaraz za rodziną w hierarchii dobroczynności można usytuować tylko wspólnotę interesu.

W twoich rękach Drogi Czytelniku są decyzje dotyczące kluczowych inwestycji, zgody na wyburzenia, pozwolenia na budowę. Wprawdzie teoretycznie rzecz biorąc głos ma również rada gminy lecz radni są właśnie  wspólnotą interesu o której mówimy.

Prezydent i rada dają na przykład pozwolenie deweloperowi na zbudowanie osiedla bloków na terenie przeznaczonym według planu zagospodarowania przestrzennego na zabudowę niską. Honorarium jest mieszkanie lub nawet apartament w planowanym osiedlu. Dla dewelopera to niewielki koszt wobec planowanych zysków. Takiej łapówki nie wpłaca się na konto, nie pozostawia śladu na piśmie ani śladu cyfrowego, mieszkanie może być zarejestrowane na członka rodziny albo na podstawioną osobę ( tak zwany słup), która potem fikcyjnie odsprzeda prezydentowi swoją własność. Dla prezydenta koszty własne to wynagrodzenie dla słupa oraz podatek od kupna- sprzedaży. Wobec wartości mieszkania to po prostu grosze. Nic dziwnego że jeden z prezydentów wielkiego miasta nie potrafił przypomnieć sobie ile właściwie mieszkań ma na własność. 

Środki nacisku na mieszkańców oraz sposoby wywłaszczania obywateli są wielorakie. Większość z nas nie wie nawet co może ich spotkać ze strony władz samorządowych, tych segmentów  drugiej władzy, które będąc blisko obywatela powinny z założenia służyć jego interesom.  Na przykład obecnie w Sandomierzu spółka Wody Polskie blokuje wszelkie inwestycje a nawet remonty prywatnych domów pod pretekstem zagrożenia jakie te remonty rzekomo stwarzają dla retencji wód. Wartość działki czy domu objętego  zakazem remontu drastycznie maleje, praktycznie są niesprzedażne. Kiedy zdesperowany właściciel działki sprzeda ją za grosze osobie poinformowanej, że zagrożenie dla retencji może przestać istnieć, dobrze poinformowany nabywca jest nieźle „zarobiony”. Ja nic nie insynuuję.  Stwierdzam to przez ostrożność procesową. 

Zarzucono mi kiedyś, że nieodpowiedzialnie podpowiadam ludziom jak się robi podobne interesy, tak jakbym  umieściła w mediach domowy przepis na nitroglicerynę albo substancję powodującą  zawał, nie do wykrycia w trakcie autopsji.

Wydaje mi się, że ludzi władzy w dziedzinie oszustw nie trzeba o niczym pouczać. 

Zamiast po nazwisku zmuszona jestem pisać: „pewne osoby, określone środowiska”. Jak w PRL Bo trzecia władza chroni drugą władzę przed ujawnieniem jej ciemnych interesów orzekając nazbyt gorliwie o naruszeniu dóbr osobistych. Proszę sobie wyobrazić, że jeden z potencjalnych beneficjentów afery związanej ze sprzedażą Łąk Oborskich w Konstancinie ( tę sprzedaż udało się udaremnić) zażądał żebym nigdy nie wymieniała publicznie jego nazwiska. A co będzie jak je wymienię przez sen, w sali zbiorowej schroniska ? Pisząc to z przerażenia zmieniłam tej osobie nawet płeć. [Czuj Duch !! O jejku, to ja ją też znam… MD]

Takie miejscowości jak Konstancin są terenem wyjątkowych możliwości. Znowu nic nie insynuuję ani nie podpowiadam. Wystarczą fakty. Jak to mówią –  Bareja by tego nie wymyślił. Ostatnio w czasie stacjonarnej sesji rady Konstancina pewna radna (pani Kostrzewska) oddala głos nie będąc obecna na sali. Głosowanie uznano jednak za ważne, a burmistrz Konstancina, pan Jańczuk, otrzymał absolutorium przewagą jednego głosu.

Oj tam, oj tam 11  głosów czy 10- nie bądźmy małostkowi. Wiadomo że interes wielu się nie liczy gdy grę wchodzi interes niewielu.

http://www.kurierpoludniowy.pl/wiadomosci.php?art=23672

Potrzebny jest Ojciec Mateusz.

Izabela Brodacka

Obywatelowi demokratycznego kraju, w którym obowiązuje święte prawo własności wydaje się, że może spać spokojnie w swoim domu, że może zostawić go dzieciom, że wreszcie ma sens inwestowanie w nieruchomości. Bardzo się ten nieszczęsny obywatel myli. Nie wie o tym, że istnieje procedura ZRID która umożliwia wywłaszczenie każdego z jego nieruchomości i odkupienie jej przez inwestora za cenę wyznaczoną przez rzeczoznawcę za którą drogi czytelniku możesz- jak to mówią – nabyć sławojkę i to używaną.

ZRID to skrót od określenia „zezwolenie na realizację inwestycji drogowej”. Wydawane jest ono w formie decyzji administracyjnej przez właściwego wojewodę w stosunku do dróg krajowych i wojewódzkich lub starostę w stosunku do dróg powiatowych i gminnych. Wniosek o wydanie decyzji ZRID składa w przypadku dróg lokalnych właściwy zarządca drogi. 

Wydanie decyzji o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej ma charakter administracyjny a co za tym idzie nie wymaga zgody właścicieli nieruchomości objętych decyzją. Przejście własności nieruchomości na Skarb Państwa lub właściwego zarządcę drogi następuje z mocy prawa a nie poprzez zawarcie u notariusza umowy pomiędzy stronami.

Rygor natychmiastowej wykonalności decyzji ZRID pozwala firmie budowlanej będącej wykonawcą na rozpoczęcie realizacji przedsięwzięcia praktycznie w dniu wydania tej decyzji. Jeśli dotychczasowy właściciel będzie próbował to uniemożliwić, mogą w stosunku do niego zostać zastosowane środki przymusu bezpośredniego przy udziale policji. Odwołanie wywłaszczanego jest bezskuteczne z wyjątkiem przypadku gdy decyzja ZRID narusza przepisy prawa.

Większość ludzi nie rozumie znaczenia ustaw dopóki nie staną się ich ofiarą albo żyje w złudnym przeświadczeniu, że ich właśnie ustawa nie dotknie. W 2009 roku gdy o tym pisałam ze zdumieniem stwierdziłam, że żadna z indagowanych przeze mnie osób nie identyfikowała się z rodziną Gmurków, którą miasto Warszawa z tryumfem pozbawiło własności, ani z właścicielem komisu samochodowego wyrzuconego siłą z jego posiadłości przy ulicy Marsa.

Sprawa Gmurków toczyła się w Warszawie przeszło 20 lat i według oficjalnych szacunków kosztowała podatnika 30 milionów. Czy nie lepiej byłoby dać im te pieniądze ( lub ich część) i 20 lat temu przebudować ulicę oszczędzając czas i nerwy kierowców?

Pisałam również kiedyś o wywłaszczaniu pod budowę „wielkiej rury”, oraz o osiedlu willowym powstałym w Legionowie na terenie przejętym rzekomo pod szpital. 

Obecnie trafiła w moje ręce sprawa Pana Andrzeja Sarwy – pisarza z Sandomierza.

Urząd Miasta Sandomierza pozyskał z Polskiego Ładu dofinansowanie na budowę infrastruktury drogowej, łączącej budowane obecnie osiedle Okrzei z ulicą Kruczą. Jeden z trzech planowanych łączników wypada na wprost domu pana Sarwy posadowionego na działce nr 877. 

W sierpniu zeszłego roku, gdy pojawiły się sygnały o planach budowy drogi mieszkańcy Sandomierza podjęli rozmowy z miastem na ten temat. Zostali zbyci. Gdy w bieżącym roku przyznano Sandomierzowi środki z Polskiego Ładu na ten cel zostali zaproszeni do Ratusza i wysłuchani, lecz władza zignorowała wszelkie ich wnioski. Obecnie otwarta jest procedura przetargowa, rozpoczęta 31 maja 2022 r. Nie uwzględniono żadnego z postulatów dotyczących zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańców ul. Kruczej i uczestników ruchu drogowego na tym obszarze. 

Najbardziej zagrożona jest posesja przy ul. Kruczej, nr działki 877, która jest usytuowana na wprost planowanego wylotu jednego z łączników pomiędzy ulicą Kruczą a osiedlem Okrzei, na którym docelowo ma zamieszkać 1000 osób. Planowana droga będzie miała 10 m szerokości i będzie to droga o znacznym nachyleniu, ponieważ na wprost tej posesji jest wysoka skarpa. Odległość pomiędzy krawędzią drogi (ul. Kruczej, przy której nie ma chodników, bo jest za wąska – od 2,5 do 3 m szerokości) a ścianą frontową domu na tej działce w najwęższym jej miejscu wynosi około 1,4 m. Dom ma ponad 100 lat, około 20 lat temu przeszedł kapitalny remont. Po uruchomieniu łącznika do Okrzei mieszkańcy będą żyli w stanie permanentnego zagrożenia życia i zdrowia na skutek potencjalnych wypadków komunikacyjnych oraz zagrożenia zniszczeniem domu, w którym mieszkają.

Wariantowe rozwiązania, o których pisze miasto w dokumentach przetargowych, opierają się na Miejscowym Planie Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP) sprzed około 20 lat, który od dawna nie przystaje do rzeczywistych warunków. Każdy z wariantów zakłada wysiedlenie mieszkańców tego domu, bez choćby nakreślenia perspektywy czasowej ani kwoty odszkodowania. W okresie, gdy MPZP został uchwalony właściciel domu otrzymał pozwolenie na remont kapitalny i wykonał go. Gdyby przeszło 20 lat temu prowadzono jakiekolwiek konsultacje społeczne prawdopodobnie właściciel nie inwestowałby w remont budynku planowanego do wyburzenia. 

MPZP nie zmieniono nawet pomimo wpisania do rejestru zabytków carskich koszar usytuowanych w planowanym pasie drogowym od ul. Kruczej, do ul. Zawichojskiej. Nie oznacza to, że plan nie był nigdy zmieniany. Zmieniono na przykład plan zabudowy mieszkaniowej jednorodzinnej na wielorodzinną w obrębie działek, na których dziś stoi już część bloków osiedla Okrzei. 

Władze miasta realizują inwestycję, która ma na celu wprowadzenie udogodnień dla mieszkańców nowego osiedla kosztem bezpieczeństwa mieszkańców małej ulicy znajdującej się w sąsiedztwie tego osiedla i nikt nie chce im pomóc.

Chyba tylko Ojciec Mateusz. 

Źródła:

 1.    https://platformazakupowa.pl/transakcja/620629

2.    https://bip.um.sandomierz.pl/163/165/wykaz-miejscowych-planow-zagospodarowania-przestrzennego.html – 

3.    https://www.bgk.pl/polski-lad/edycja-pierwsza/#c21545 –https://www.bgk.pl/polski-lad/edycja-pierwsza/#c21562 – 

4.    https://leliwa.pl/sandomierz-miasto-chce-budowac-drogi-dzieki-dofinansowaniu-z-polskiego-ladu/

5.    https://sandomierz.naszemiasto.pl/mieszkancy-ulicy-kruczej-w-sandomierzu-nie-chca-samochodow/ar/c14-8619177 – 

6.    https://leliwa.pl/sandomierz-protest-mieszkancow-ulicy-kruczej/

Zielony nieład. Należy upowszechniać elitaryzm.

Izabela Brodacka 25.6.2022.

Troska o środowisko jest słuszna. Tak jak troska o biednych, chorych, niezaradnych, dyskryminowanych, stygmatyzowanych, źle się czujących w swojej skórze, źle się czujących w swojej kategorii wiekowej, płciowej, społecznej, cierpiących na egzystencjalne leki i ogólnie rzecz biorąc na ból istnienia.

Natomiast Ideologia postulująca  bezwzględny prymat klasy robotniczej, dyskryminowanych kobiet, Matki Ziemi, a przede wszystkim ideologie typu: Turkeys lives matter ( życie indyków jest cenne) , są złe, niebezpieczne i powinny być odrzucone przede wszystkim dlatego, że usiłując rozwiązać jeden problem stwarzają wiele innych problemów, których już nie są w stanie rozwiązać.

W informatorze pewnego elitarnego warszawskiego liceum znalazłam hasło: „ należy upowszechniać elitaryzm”. Dziwne, że nikt z nauczycieli nie wytłumaczył szlachetnym młodocianym utopistom , że hasło to jest podręcznikowym przykładem oksymoronu, czyli połączenia dwóch cech sprzecznych, z natury rozłącznych. Tak jak gorący lód czy uczciwy złodziej.

Nie da się upowszechnić elitaryzmu, nie da się upowszechnić wyjątkowości, można tylko równać w dół. Jeżeli uniwersytet -jak kiedyś pouczono profesora Nowaka –  ma być miejscem przyjaznym dla wszystkich, nawet dla przeszkadzającego mu w zajęciach niezrównoważonego człowieka, to zajęcia te z konieczności będą się odbywały na stosownym dla intruza poziomie. Jeżeli uniwersytet ma być miejscem dla wszystkich – nie mają sensu wszelkie progi selekcyjne. Jeżeli jednak nie zastosujemy selekcji przy rekrutacji choćby na politechnikę, medycynę czy na prawo, będziemy mieć kiepskich inżynierów, lekarzy i sędziów. Na wydziałach matematyczno- przyrodniczych zachodzi na ogół na szczęście selekcja naturalna. Mniej utalentowani, którzy pomylili się w wyborze kierunku studiów odchodzą sami albo uciekają w dydaktykę. Nie trzeba przecież być Einsteinem żeby skutecznie uczyć dodawania ułamków tak jak nie trzeba być mistrzem olimpijskim żeby uczyć przewrotu w przód i w tył. Na wydziałach humanistycznych czy artystycznych selekcja jest konieczna jeżeli nie chcemy produkować armii sfrustrowanych nieudaczników. 

Pomagając jednym przez przyznanie im szczególnych praw szkodzimy innym i całej społeczności. Co gorsza w dalszej perspektywie najczęściej szkodzimy również tym wyróżnionym.

To żadne odkrycie, to banał. Pisali o tym ćwierć wieku temu amerykańscy liberałowie. „Przepisy i akty prawne przyjmowane na korzyść określonej grupy z biegiem czasu zaczynają działać na szkodę tej grupy” pisał na przykład Henry Hanzlitt w pozycji „Economics in one lessons” wydanej przez Ludwig von Mises Institute, Auburn, Alabama, USA w 2008 roku oraz Joseph E. Stiglitz, w „Economics of the Public Sector” wydanej w 2002 roku. 

Bardzo dobrym przykładem szkodliwości wcielanej przymusowo w życie utopijnej  ideologii  jest „ zielony ład”. Unia Europejska nakazuje odejście od energetyki węglowej na rzecz wiatraków, ogniw fotowoltaicznych, czy innych wynalazków. Usprawiedliwione jest podejrzenie, że UE używa tej ideologii wyłącznie do gnębienia nieposłusznych sąsiadów. Dwa lata temu gdy wiatraki nie działały z przyczyny braku wiatru a pola fotowoltaiczne zasypał śnieg Niemcy znaleźli się w potrzasku. Najspokojniej w świecie uruchomili wówczas elektrownie węglowe. („co wolno wojewodzie to nie tobie narodzie”).

Nie wiadomo dlaczego brniemy w ten sam potrzask. Przejście z węgla na gaz zawsze było sprzeczne z postulatem niezależności energetycznej kraju, doprowadziło również do podpisania niekorzystnych wieloletnich kontraktów z Rosją. Teraz bohatersko odcinamy się od Putina i gazu zapominając, że tym samym uzależniamy się od innych sojuszników. Dziwne że historia nie nauczyła nas, że sojusze są niepewne.

Deklarujemy również inwestowanie w energetykę jądrową od której całkowicie odeszli Niemcy. Ciekawe kiedy Niemcy zakażą energetyki jądrowej w sąsiednich (jak mówi Michalkiewicz) bantustanach. W kwietniu, pomimo, że trwała już wojna na Ukrainie specjalną ustawą zakazano palenia węglem i drewnem w piecach i kominkach. „26 radnych wojewódzkich Mazowsza opowiedziało się za proponowaną nowelizacją uchwały antysmogowej, a 22 wyraziło swój sprzeciw.  To wystarczyło, żeby Sejmik Województwa Mazowieckiego przyjął regulacje, dzięki którym w Warszawie i okolicach przestanie być palony węgiel i paliwa wyprodukowane z jego wykorzystaniem”.

Teraz premier zachęca obywateli do zbierania chrustu w lesie. I co z tym chrustem mają zrobić?

Unia Europejska żąda aby do roku 2035 nie wolno było używać samochodów spalinowych. Samochody z  napędem elektrycznym są bardzo drogie. Dobry samochód tego typu kosztuje 200- 250 tysięcy złotych. Na to nie będzie stać nawet średnio zamożnych. Mieszkańcy osad oddalonych od większych ośrodków dojeżdżali dotąd do lekarza czy na zakupy własnym samochodem, na który było ich stać dzięki bardzo niskim cenom używanych samochodów. Teraz ci ludzie staną się wykluczeni komunikacyjnie. Aby przeciwdziałać wykluczeniu komunikacyjnemu samorządy będą musiały organizować specjalne linie autobusowe. 

Próba systemowego rozwiązania problemu rzekomego czy faktycznego smogu ( w Krakowie np. bywa smog) owocuje powstaniem nowych problemów też trudnych do rozwiązania. Na przykład kwestia utylizacji zużytych akumulatorów, bardzo toksycznych i bardzo dużych. Może się okazać, że usiłując chronić środowisko tak naprawdę mu szkodzimy. Poza tym prąd to  nie manna z nieba i trzeba go wyprodukować. Jeżeli zabronimy eksploatowania węgla, elektrociepłownie będą musiały przejść na gaz, a gaz pochodzi z Rosji. Kupowanie od Niemców gazu sprowadzanego przez Niemców z Rosji to hipokryzja. Będą inne czysto praktyczne problemy. W jaki na przykład sposób mieszkańcy wyższych pięter w blokach będą ładować akumulatory swoich samochodów? Z kontaktu w garażu? Nie zgodzi się na to administracja bo trudne byłyby rozliczenia.  A jeżeli ktoś nie ma garażu czy będzie musiał ciągnąć przedłużacz z okna swego mieszkania na ósmym piętrze?.

Jak nie staniesz … plecy z tyłu 

Rzeczywistość ze snu budzi

Izabela BRODACKA 19 czerwiec 2022

Jedną z najważniejszych inicjatyw rządów „dobrej zmiany” była próba naprawy zdegenerowanego systemu prawnego. Systemu do którego nie mieli zaufania obywatele naszego kraju. Systemu, w którym sędziowie są “niezależni” to znaczy nie podlegają kontroli i ocenie. Mają prawo bezkarnie ukraść staruszce 50 złotych i nałogowo kraść elektronikę w sklepach. Mają prawo arbitralnie wycenić kamienicę w warszawie na 50 złotych i potwierdzić prawomocność jej odkupienia za tę sumę od osoby z demencją. Mają prawo jeździć w stanie nietrzeźwym a nawet przejechać na pasach dziecko, bo chroni ich immunitet. Mieli również prawo wyrwać dziecko z prawdziwej rodziny tylko dlatego, że w domu jest biednie, albo fruwają muszki owocówki i oddać je nie wiadomo komu. Na szczęście tego już nie mogą bo rządy dobrej zmiany zabroniły odbierania dzieci biednym rodzinom. To udało się przeprowadzić. Natomiast głęboka reforma systemu sprawiedliwości zupełnie się nie udała. Przeszkodziło w tym przede wszystkim zawetowanie przez prezydenta Dudę pierwszej,  reformującej system prawny ustawy. 

Kilka dni temu sprzedaliśmy naszą suwerenność za miskę soczewicy, to znaczy za 36 miliardów euro, a raczej za obietnicę wypłacenia tych pieniędzy gdy zostaną spełnione żądania UE zwane kamieniami milowymi. Powinno się je raczej nazwać kamieniami do  trumny. 

Jest to sygnał dla UE że może nam tę miskę stawiać przed nosem i od nosa odsuwać. Jak psu, którego się uczy warowania lub dawania głosu na rozkaz. Może też  wydawać  nam soczewicę małymi porcjami gdy na rozkaz zaszczekamy, albo padniemy plackiem przed panem. 

UE realizując swój plan utworzenia jednego federalnego państwa pod przewodnictwem Niemiec, czyli IV Rzeszy, prowadzi z Polską bezwzględną wojnę nie przebierając w środkach. Plan zagłodzenia Polski realizowany jest przez odmowę wypłacenia należnego nam bezwarunkowo funduszu na KPO podczas gdy  my będziemy spłacać związane z europejskim planem odbudowy cudze zadłużenia. Podobnie jak płacimy składki na UE, a za to nakłada ona na nas gigantyczne kary, choćby za kontynuowanie wydobycia w kopalni Turów.  Częścią planu  dyscyplinowania Polski przez zagłodzenie jest również wprowadzenie do Polski 4 milionów uchodźców i obarczenie nas kosztami utrzymania tych uchodźców.

Dawno skończyły się czasy gdy śmieszyły nas idiotyzmy UE takie jak normy dotyczące krzywizny banana, czy zaliczanie ślimaków do ryb, a marchewki do  owoców. Takie „wartości” UE bylibyśmy w stanie zaakceptować czy tolerować  tak jak toleruje się głupoty opowiadane przez nastolatki gdy ma się nadzieję, że kiedyś dorosną i zmądrzeją.  O wiele groźniejszy w skutkach okazał się „zielony ład” postulujący odejście od energetyki węglowej.  Zaowocował zamykaniem kopalń, zakazem palenia drewnem w kominkach i programem przestawiania ogrzewania na gaz. Dodajmy -na  rosyjski gaz. 14 maja bieżącego roku, czyli już w trakcie wojny na Ukrainie, weszła w życie znowelizowana uchwała antysmogowa dla Mazowsza. Zgodnie z jej zapisami, od października 2023 r. mieszkańcy stolicy nie mają prawa palić węglem w piecach i kominkach.

Rzeczywistość nas obudziła.  Znikają gdzieś plakaty z hasłem „ „zlikwiduj kopciucha” . Po węgiel pod kopalniami (na przykład pod kopalnią Sośnica) ustawiają się wielokilometrowe kolejki ciężarówek. Oczekiwanie na węgiel kierowcy oceniają na dwa tygodnie. Cena tony węgla  wzrosła o 275% ( od 800zł do  3000zł). Podobno 100 000 osób na sekundę usiłuje kupić węgiel przez Internet.  Agencja rezerw  strategicznych ogłasza, że ma zamiar sprowadzać węgiel  dosłownie z antypodów. Dosłownie bo z Australii i Wenezueli.  Rozważane jest zamrożenie cen węgla ( czyli psucie rynku) przez państwo oraz pomoc społeczna dla najuboższych, których nie będzie stać na ogrzewanie w zimie.  Poza tym rząd zachęca do zbierania chrustu w lesie.  Bareja by tego nie wymyślił. Niektóre nadleśnictwa wprowadziły już limity na ilość zebranego chrustu.  Na przykład do 30 merów sześciennych.  Czy czekają nas kartki na chrust i szyszki?  A może na szczaw i pokrzywy rosnące w rowach, oraz mirabelki na miedzach?. 

Bezwarunkową miłość do Unii Europejskiej deklarują co chwila politycy wszystkich partii. Jak mantrę. Podobnie jak dawniej (ale nie tak dawno, żeby tego nie pamiętać) naukowcy deklarowali swoją miłość do marksizmu i leninizmu. Pamiętam pewnego pana profesora, który w swojej znakomitej zresztą książce na temat dydaktyki fizyki zacytował jedno wybrane z poglądów Lenina zdanie. „Nieskończone są możliwości elektronu”– raczył podobno stwierdzić Lenin. Bez tego zdania nie byłby możliwy- jak sądzę – rozwój mechaniki kwantowej. Albo nie wydano by panu profesorowi książki. Albo pan profesor uważał, zupełnie zresztą niesłusznie, że bez tego zdania nie wydadzą mu książki. Ten sam pan profesor relacjonował w swojej książce poglądy Kuhna na temat rewolucji naukowych sformułowane w książce „ Struktura rewolucji naukowych”. Kuhn twierdził, że uprawiający naukę instytucjonalną  ( nazywał ją normal science) zajmują się wyłącznie usuwaniem anomalii, czyli wyjaśnianiem w ramach pewnego paradygmatu faktów  sprzecznych z tym paradygmatem. Jeżeli tych anomalii zbierze się wystarczająco dużo, przychodzi  czas na rewolucję naukową. Jako jeden z przykładów Kuhn opisywał tak zwany „ przewrót kopernikański”.

Otóż jak mi się wydaje nasz pan profesor, choć sam o tym pisał,  nie doceniał siły paradygmatu.  W czasach kiedy wydawał swoją książkę powoływanie się na marksizm a w szczególności na poglądy Lenina czy Stalina w nauce nie było już konieczne czy wymagane. A jednak ta służalczość tak głęboko utkwiła w podświadomości pana profesora, że posługiwał się poglądem Lenina jak zaklęciem otwierającym mu drzwi do świata nauki. 

Obecnie deklarowanie nieodwracalnego związania z UE jest zaklęciem otwierającym drzwi do świata polityki i chyba czas z tym skończyć.

A dowcipni internauci kolportują wierszyk: „Kiedy został jej amantem, to pierścionek dał z brylantem,  Rzekła- brylant to rzecz gustu, lepiej byś nazbierał chrustu”.  

Sprowadzenie do niedorzeczności

Izabela Brodacka

Senat Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu przegłosował kilka dni temu projekt „polityki równościowej i antydyskryminacyjnej”. W dokumencie przyjętym przez Senat stwierdzono, że zwracanie się do drugiej osoby zgodnie z jej płcią biologiczną jest formą molestowania. Odtąd wykładowcy poznańskiego uniwersytetu będą zmuszeni  w stosunku do osób z zaburzeniami tożsamości płciowej używać zaimków i określeń zgodnych subiektywnymi odczuciami tych osób.  Studenci i naukowcy, którzy się do tego nie zastosują staną przed komisją dyscyplinarną i będą odpowiadać za naruszanie zasad „równości i antydyskryminacji”. 

Przed komisją dyscyplinarną uczelni student mógł być dotąd postawiony gdy złapano go na sciąganiu na egzaminie, a  pracownik  dydaktyczny gdy dopuścił się czynu niegodnego wykładowcy lecz nie podlegającego penalizacji, na przykład pił ze studentami alkohol. Łatwo sobie wyobrazić złośliwych gorliwców, którzy będą prześladować wykładowców za naruszenie „zasad równości” tak jak za czasów stalinowskich tak zwani „pryszczaci” prześladowali profesorów Uniwersytetu Warszawskiego za naruszenie „zasad marksizmu”.  Choć termin  „pokolenie pryszczatych” odnosi  się w zasadzie do literatów można do nich zaliczyć również młodych filozofów takich jak Leszek Kołakowski  czy Roman Zimand. Zimand bardzo wstydził się tego etapu swego życia i wielokrotnie publicznie to powtarzał. Kołakowski szybko stał się guru kontraktowej opozycji  i mogliśmy tylko  z nabożeństwem śledzić jego długie i bolesne intelektualne rozstawanie się z marksizmem. Rzadko kto chce pamiętać, że w marcu 1950 Kołakowski był w gronie ośmiu studentów, członków PZPR, którzy wystąpili z listem otwartym atakującym Władysława Tatarkiewicza za dopuszczenie na prowadzonym przez niego seminarium do „politycznych wystąpień o charakterze wyraźnie wrogim socjalizmowi”. Tatarkiewicz wkrótce został zwolniony z pracy. 

W 1966 roku sam Kołakowski został usunięty z partii za „odchodzenie w nauczaniu od kanonu marksizmu” co jego wielbiciele potraktowali jako karę i domagali się ( o grozo)  przywrócenia go do PZPR. Można by stwierdzić, że: „kto mieczem wojuje ten od miecza ginie” ale Kołakowskiemu wyrzucenie z PZPR i represje za udział w wydarzeniach marcowych pomogły zamiast zaszkodzić. Zapoczątkowały jego międzynarodową karierę.

Wracając do UAM. Przeszło sześćdziesiąt osób spośród pracowników naukowych i dydaktycznych uczelni zaprotestowało przeciwko projektowi dyscyplinarnego ścigania za odstępstwa od ideologii gender wyrażając obawę, że wdrożenie projektu  „pogorszy realne warunki pracy naukowej i dydaktycznej na uczelni, w praktyce ograniczy wolność słowa i badań, a służyć będzie polityce niezgodnej z misją Uniwersytetu”. Reszta milczy z obawy przed postępowaniami dyscyplinarnymi, które mogą doprowadzić do utraty przez nich pracy. 

To co się obecnie dzieje jest jak w rosyjskim przysłowiu „i straszne i śmieszne”. Jeżeli płeć odczuwana nie ma wyraźnej definicji i jeżeli te odczucia mają prawo być zmieniane z dnia na dzień sterroryzowany tym profesor będzie się zwracał do studenta bezosobowo. Powie na przykład „ niech siada i wyjmie kartkę”, albo: „ niech podejdzie do tablicy”. Ja w każdym razie tak bym robiła. 

Jak za czasów stalinowskich ideologizacja dotyczy również najmłodszych. W czasach stalinowskich uczniowie byli zmuszani do składania przed  całą szkołą albo przed swoją klasą samokrytyki gdy zostali oskarżeni przez jakiegoś gorliwego młodocianego donosiciela. W tych czasach jako wzór osobowy przedstawiano Pawlika Morozowa, który w czasie kolektywizacji rolnictwa w ZSRR doniósł na swego ojca kułaka. 

Warszawskie liceum im. Jana III Sobieskiego przeznaczyło jedno z pomieszczeń na specjalną toaletę dla „osób niebinarnych, transpłciowych i nieokreślających się”. To nie tylko idiotyczne lecz wręcz niebezpieczne, a przede wszystkim nieestetyczne. 

W efekcie wprowadzenia takich genderowych toalet w amerykańskim stanie Wirginia, podający się za dziewczynę uczeń zgwałcił 15-letnią koleżankę. Oczywiście moglibyśmy przyjąć, że do takiej toalety będą wchodzić tylko osoby chętne, więc zgodnie z zasadą: „Volenti non fit iniuria” (chcącemu nie dzieje się krzywda) nie musimy się o nie troszczyć gdyby nie fakt, że zasada ta nie stosuje się do nieletnich. 

Najistotniejsze jest jednak, że troszcząc się o ewentualny dyskomfort osób z zaburzeniami identyfikacji płciowej naruszamy prawa i bezpieczeństwo innych osób. Dziewczynka, która spotka w toalecie rozebranego chłopaka ma prawo czuć się skrepowana lub wręcz molestowana płciowo. To zabawne, że lewactwo traktuje jako molestowanie seksualne banalny komplement skierowany pod adresem kobiety a nie chce tak traktować przymusu wspólnej toalety. Właśnie na tym polega problem, że przepisy chroniące rzekomo prześladowane czy dyskryminowane mniejszości faktycznie  dyskryminują większość albo inne grupy społeczne. Na przykład tak  zwane parytety czyli ustalanie procentowego udziału kobiet, inwalidów czy Afroamerykanów przy rekrutacji na studia i do  pracy dyskryminuje odpowiednio mężczyzn, białych, zdrowych. Jest więc też dyskryminacją tyle, że à rebours .  

Wszelkie przepisy wyrównawcze są poza tym sprzeczne z ideą wolnego rynku, która jest podstawą liberalnej demokracji. Jeżeli mamy prawo wybierać najlepszego  lekarza, czy fryzjera to może powinniśmy się zastanowić jak czuje się ten najgorszy? Może w trosce o  samopoczucie kiepskiego fryzjera powinniśmy zmuszać klientki do korzystania z jego usług? A może zwycięzcą maratonu powinna być osoba która przybiegnie ostatnia? 

Nie zamierzam twierdzić, że osoby z nieprawidłową identyfikacją płciową należy leczyć [sądzę, że powinno się zamykać w domu wariatów. To by szybko wyleczyło pacjenta. MD] . Ale nie można również wymagać abyśmy ulegali ich aberracjom i zwracali  się do nich w stosownej do ich rojeń formie.  Czy jeżeli ktoś uważa się za Napoleona powinniśmy zwracać się do niego sire? A jeżeli uważa się za Ramzesa powinniśmy padać przed nim na twarz? 

W matematyce taki sposób dowodzenia nazywa się sprowadzeniem do niedorzeczności. 

Czerwoni – ze wstydu

Izabela Brodacka 28 maj 2022

Proponuję państwu eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że minister kultury proponuje, żeby odwołać wszystkie koncerty podczas których wykonuje się utwory Bacha i Beethovena ponieważ Hitler dopuścił się zbrodni ludobójstwa. To, że Hitler był przywódcą Niemiec unieważnia również dzieła Kanta i Heideggera, powieści Manna i Musila. A ponieważ Strauss urodził się w Austrii raz na zawsze zabrania się wykonywania jego walców. Unieważnia się również teorię względności bo Einstein pisał po niemiecku. Jak sądzę Bach i Beethoven zeszliby do podziemia i ludzie słuchaliby ich muzyki z płyt.  Nikt nie zmusiłby nas pozbycia się powieści Manna, ani fizyków do rezygnacji z odkryć Einsteina. 

Obecnie proponuje się nam rezygnację z lektury Dostojewskiego oraz odwołanie koncertów podczas których wykonywałoby się utwory Czajkowskiego czy Skriabina tylko dlatego, że Putin jest zbrodniarzem wojennym.  Przepytywałam znajomych melomanów czy nadal będą słuchać płyt z muzyką rosyjską. Tylko jeden z nich Francuz Jean -Paul zadeklarował, że wyrzuci płyty z ukochanymi rosyjskimi kompozytorami do śmietnika. Jean-Paul to typowy przykład francuskiego lewaka kulturowego. Syn mera Wersalu, właściciel pięknej willi otoczonej murem z metalową bramą oraz posiadłości na Lazurowym Wybrzeżu oburzył się bardzo gdy kiedyś powiedziałam, że odpowiada mi obecność na ulicach Paryża karabinierów ( było to po zamachach bombowych) bo nie jestem narażona na zaczepki Arabów. Powiedział że powinno mnie cieszyć, że w tak podeszłym wieku  (miałam wówczas 30 lat) mam powodzenie i ktoś chce mieć ze mną aventure, a Arabowie  to tacy sami ludzie jak Polacy czy Francuzi. Dodam, że Jean-Paul nie wpuszczał nikogo za bramę swego domu nie tylko Arabów lecz nawet listonosza. Innym razem, kiedy krytykowałam rabunkową polską transformację ustrojową Jean- Paul oświadczył, że własność jest wartością sama w sobie, bo wspaniale reguluje stosunki społeczne  i  jest zupełnie obojętne kto jest właścicielem jakiejś fabryki czy nieruchomości. „Jeżeli to wszystko jedno kto jest właścicielem domu to dlaczego bierzesz czynsz od swoich lokatorów, od jutra ty zacznij im płacić czynsz” powiedziałam, ale tylko się roześmiał.

Wspominam to dlatego, że osoby nie znające żabojadów nie są w stanie zrozumieć jak pokrętne są ścieżki ich fascynacji ideologicznych i jak bardzo są sprzeczne z ich codziennym życiem. Jean- Paul, bogaty bourgeois który wielbi Mao, oraz Che Guevarę nigdy nie obniżył czynszu ubogim lokatorom swojej kamienicy. Teraz kiedy en vogue jest potępianie Putina wyrzuca płyty z rosyjską muzyką do kosza co  jest przecież gestem zupełnie bez znaczenia. Nie przeszkadza mu to jednak głosować na Macrona i popierać jego lawiranckiej polityki w kwestii konfliktu na Ukrainie. 

Kilka dni temu rosyjski ambasador został oblany czerwoną farbą co spotkało się z powszechną aprobatą. W czerwcu 2013 roku sędzia Anna Wielgolewska została zaatakowana tortem przez jednego z działaczy dawnej opozycji antykomunistycznej. Sąd miał podjąć decyzję, czy stan zdrowia generała Kiszczaka pozwala na kontynuowanie procesu dotyczącego pacyfikacji górników z kopalni Wujek w czasie stanu wojennego. Po ogłoszeniu decyzji o utajnieniu dalszej części procesu, kiedy sędzia zarządziła przerwę i skierowała się do wyjścia, Zygmunt Miernik rzucił w nią tortem. Początkowo został skazany przez sąd na 2 miesiące, a później w wyższej instancji już na 10 miesięcy pozbawienia wolności. Wyszedł na wolność po niecałych 6 miesiącach.  Zwykły Kowalski ma prawo cieszyć się z wybryku Miernika bo Kiszczak był jak wiadomo odpowiedzialny za śmierć górników. Państwo polskie stanęło jednak w obronie sędzi  bo wszyscy sędziowie objęci są ochroną. Gdyby każdy miał prawo manifestować niezadowolenie z wyroku obrzucając sąd zgniłymi pomidorami czy tortami państwu groziłaby anarchia. Czy jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że premier rządu wyraziłby wówczas zadowolenie z wybryku Miernika i powiedział, że sędzia jest sama sobie winna?

W taki właśnie sposób skomentował premier Morawiecki oblanie rosyjskiego ambasadora farbą na cmentarzu. Powiedział, że ambasador jest sam sobie winien bo nie posłuchał ostrzeżenia MSZ, a składanie wieńców  na cmentarzu żołnierzy radzieckich to rosyjska prowokacja. Premier zapomniał chyba, że dyplomatom zgodnie z konwencją wiedeńską przysługuje w każdym państwie ochrona i niezależnie od tego co  premier sobie prywatnie myśli powinien ograniczyć się do wyrażenia swego ubolewania. Natomiast lewacka aktywistka i awanturnica za swój wybryk powinna odpowiadać przed sądem nawet gdyby oblała farbą tylko nielubianego sąsiada.

Zdumiewa mnie fakt, że jako uzasadnienie tych absurdalnych posunięć wszyscy od lewa do prawa powtarzają, że Rosjanie zabijają dzieci i gwałcą kobiety a poza tym kradną. Jak to mówią  górale – odkryli siekierę pod ławą.  Rosjanie   kradli, gwałcili kobiety i zabijali dzieci w 1939 roku gdy napadli na Polskę razem z hitlerowcami, a także w 1945 gdy ją wyzwalali spod hitlerowskiej okupacji i jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Nikomu  z zainstalowanych przez sowietów komunistycznych władz i nikomu z intelektualistów też –nie oszukujmy się- zainstalowanych przez sowietów i czerpiących z tego faktu korzyści nie tylko przez całe swoje życie lecz do kolejnego pokolenia swojej progenitury. Korzyści i przywileje, które zdołali zachować pomimo wszelkich przemian sterowanych mądrością etapu. Przyjaźń do Związku Radzieckiego czy miłość do Rosji też przenieśli przez te wszystkie rewolty i zawirowania. Wraz z nienawiścią do ducha polskiego, do kościoła katolickiego i patriotyzmu. Cóż to za dziwny etap, którego mądrość  nakazuje tym wszystkim ludziom głosić obecnie  jak jeden mąż nienawiść do Rosjan i przekonywać nas o ich zbrodniczej naturze? 

Kiedyś Michnik uczył nas katechizmu. Teraz ONI – byli czerwoni, – którzy chcieli wpisać miłość do sowietów do polskiej konstytucji przekonują nas, że każdy Rosjanin nie wyłączając Dostojewskiego jest zbrodniarzem. Powinni być czerwoni ze wstydu.

Między Scyllą a Charybdą. „Manifest z Ventotene” ich ewangelią.

Izabela Brodacka 20 maj 2022

Jesteśmy w podwójnym zagrożeniu. Pomiędzy – nie waham się tak powiedzieć – idiotycznymi jagiellońskimi mrzonkami Giedroycia powielanymi od lat przez polskich publicystów i  polityków, a nowym stugłowym potworem jakim staje się Unia Europejska, która nie ukrywa, że ma zamiar wziąć nas głodem i pożreć czyli zamienić w nic nie znaczący land tworzącej się właśnie IV Rzeszy.

Starszy pan z Maisons-Laffitte twierdził, że kiedy nie ma armat i pieniędzy, w cenie pozostaje przyjaźń, choćby  trudna. Trudna przyjaźń oznaczała dla niego  przede  wszystkim powszechną amnezję. Jak powiada Wyspiański  w Weselu: Myśmy wszystko zapomnieli; mego dziadka piłą rżnęli…Myśmy wszystko zapomnieli. Mego ojca gdzieś zadźgali, gdzieś zatłukli, popychali: kijkami, motykami krwawiącego przez lód gnali…Myśmy wszystko zapomnieli: o tych mękach, nędzach, brudzie; stroimy się w pawie pióra”.

Starszy pan, czyli  jak go nazywano Książę lubił się -mówiąc Wyspiańskim-  „narodowo bałamucić” czyli spoufalać z przedstawicielami innych klas społecznych a nawet nacji, zastępując arystokratyzm urodzenia arystokratyzmem ducha. Wątpię jednak czy według Giedroycia mieliśmy się posunąć aż do służenia sąsiednim nacjom jak to raczył sformułować niedawno pewien przedstawiciel  rządów dobrej zmiany czy wystarczyłyby pojednawcze gesty i wspieranie sąsiadów w ich konfliktach z Rosją.

W tle widać było wyraźnie mocarstwowe mrzonki postarzałego arystokraty z nieodłącznym fularem na szyi , oraz jego przyzwyczajenie do paternalistycznego traktowania sąsiednich krajów postrzegane niekiedy przez ich mieszkańców jako forma neokolonializmu. Jak sądzę Giedroyć marzył o dołączeniu Ukrainy, Litwy i Białorusi do Rzeczpospolitej i o odzyskaniu w ten sposób  Wilna i  Lwowa  a nie o dołączeniu Polski do Ukrainy jak to expressis verbis zaproponował prezydent Duda przemawiając podczas obchodów rocznicy Konstytucji 3 Maja.

Myślę, że większość Polaków nie chciałaby zniesienia granic –  zarówno pomiędzy Polską a Ukrainą jak pomiędzy Polską i  krajami europejskimi, a w każdym razie nie życzyłaby sobie podlegania obcemu rządowi. Ukraińcy też walczą obecnie o niepodległą Ukrainę, o samostanowienie i nie sadzę że chcieliby podlegać rządowi polskiemu.  Co najwyżej moglibyśmy mieć wspólne rządy ale czy naprawdę tego chcemy ? 

O wiele groźniejsze niż jagiellońskie mrzonki  naszych polityków są federalne plany UE.

Tydzień temu wiceprzewodniczący „Konferencji o Przyszłości Europy” Guy Verhofstadt jawnym tekstem ogłosił, że Konferencja „zatwierdziła radykalną przebudowę Unii Europejskiej: koniec jednomyślności, zniesienie prawa veta, unijna armia, ponadnarodowe listy wyborcze i wiele więcej”.

Choć należący do parlamentarnej „Grupy Spinellego” Verhofstadt mówi, że jest zwolennikiem stworzenia „Stanów Zjednoczonych Europy” to przyjęta wizja wspólnoty bardziej przypomina  Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich (przepraszam Europejskichw którym państwa wchodzące w skład federacji będą bezsilne wobec szkodliwych dla nich decyzji unijnej większości.

Oznacza to złamanie europejskich traktatów, które mówiły przecież o unii suwerennych państw narodowych. Dyktat unijnej większości byłby katastrofalny dla Polski nie tylko  w sprawach gospodarczych czy geopolitycznych, lecz w kwestiach obyczajowych i moralnych. Urzędnicy i politycy w Brukseli błyskawicznie rozpoczęli realizację przyjętych przez Konferencję założeń. 3 maja Parlament Europejski przyjął projekt utworzenia ogólnoeuropejskiego okręgu wyborczego, funkcjonującego równolegle do okręgów krajowych. 

Zaproponowano również wprowadzenie instytucji ogólnoeuropejskiego referendum, które mogłoby zdecydować o formalizacji związków jednopłciowych czy aborcji „na życzenie” również i w naszym kraju.  Utworzenie nowej unijnej armii oznaczałoby, że nasi żołnierze będą podlegać obcemu dowództwu.  

Unijną „Konferencję o Przyszłości Europy” zainaugurowano 9 maja 2021 roku w rocznicę wygłoszenia przez Roberta Schumana deklaracji stojącej u podstaw integracji Europy jako unii suwerennych narodów. Jednak celem„Konferencji” nie jest bynajmniej realizacja wizji Schumana lecz projektu marksistowskiego ideologa Altiero Spinellego, likwidacji państw narodowych  nawet wbrew woli Europejczyków.

Prace Konferencji podzielono na cztery panele, w ramach których wypowiadali się rzekomo „niezależni eksperci” wybrani przez brukselskich urzędników.  Urzędnicy zbierają i opracowują również pomysły i propozycje obywateli krajów UE a kieruje nimi wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Věra Jourová, niezbyt życzliwa dla Polski i Węgier.

W zaleceniach Konferencji  znalazł się postulat rozszerzenia mechanizmu warunkowości wypłat funduszy UE w sytuacji każdego naruszenia praworządności i nieprzestrzegania bliżej nieokreślonych „wartości unijnych” oraz przyznania UE kompetencji w zakresie ochrony zdrowia, co jest eufemistyczną nazwą wprowadzenia aborcji i eutanazji. oraz rezygnacja z jednomyślności i prawa weta, które były ratunkiem mniejszych krajów przed terrorem unijnych gigantów. 

Większość postulatów jest jak zwykle sformułowana w sposób niejednoznaczny, co umożliwia ich dowolną  interpretację. 

Jak to w swoim expose jawnie ogłosił nowy kanclerz Niemiec Olaf Scholz  Niemcy będą dążyć do budowy scentralizowanego superpaństwa europejskiego opartego na zasadach „Manifestu z Ventotene”.

Manifest „Europa Wolna i Zjednoczona” powstał jak wiadomo podczas II wojny światowej na włoskiej wyspie Ventotene. Jego autorzy, komunista Altiero Spinelli i lewicowy radykał Ernesto Rossi twierdzili, że   likwidacja państw narodowych przeprowadzona niezależnie od woli Europejczyków rozwiąże  problemy wojen i totalitaryzmów. Ich postulaty polityczne to federalizacja Europy i utworzenie europejskich sił zbrojnych. 

Odyseuszowi szczęśliwie udało się przepłynąć między Scyllą a Charybdą. Czy kiedykolwiek uda się oczyszczenie tej stajni Augiasza jaką stała się współczesna Europa?

Czy  rzeka Wisła  mogłaby odegrać rolę rzeki Alfios? Czy znajdzie się jakiś Herkules?

Dwugłowe cielę pożarło dojarkę

Izabela Brodacka 14 maja 2022

Kilka lat temu, jak już pisałam, uczestniczyłam w seminarium poświęconym kłamstwu w mediach, zorganizowanym w Domu Dziennikarza w Kazimierzu Dolnym przez Ruch Kontroli  Wyborów. Jako przykład bezsensownej wiadomości, w którą jednak  chętnie będzie wierzyła publika  jeden z prelegentów zaproponował powyższy tytuł. Sala szczerze się zaśmiewała, bo nikomu chyba nie przyszło do głowy, że za kilka lat będziemy odbiorcami podobnych rewelacji i to nie tylko  w Internecie lecz w mediach głównego  nurtu, albo jak  mówią niektórzy- głównego nurtu szamba. 

Otóż  na jednym z portali ukazał się film na którym jakiś roześmiany człowiek opowiada, że poszedł na spacer w okolice lotniska w Hostomelu pod Kijowem, gdzie  znalazł spalony rosyjski czołg z ludzkimi szczątkami i je zjadł. Dowcipniś otrzymał tysiące pozytywnych komentarzy od ukraińskich czytelników, którzy twierdzili, że rosyjscy żołnierze powinni być częściej „zjadani”.

I pewnie jego sława nadal by rosła, podobnie jak liczba zestrzeleń mitycznego „ducha Kijowa”, gdyby eksperci nie stwierdzili, że ten czołg to ukraiński T-64. co oznaczałoby, że nasz gieroj zjadł swojego rodaka Ukraińca. 

Mam nadzieję, że tak naprawdę spacerowicz nikogo nie zjadł, a upiorna historia i obrzydliwy filmik służą tylko rozsławianiu jego nazwiska. podobnie jak inne idiotyczne filmiki od dawna umieszczane w Internecie, które cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Najbardziej przerażające są dla mnie jednak komentarze ukraińskich czytelników i fakt, że tworzą oni mit założycielski budując swoją tożsamość narodową wokół czegoś tak zbrodniczego i ohydnego, a w dodatku  zapewne nieprawdziwego.  

Ukraińcy  powinni przecież dobrze pamiętać Голодомор czyli Wielki Głód wywołany w latach 32-33 na Ukrainie przez komunistów, w konsekwencji którego w potwornych cierpieniach zmarły miliony ludzi, a niektórzy z nich dopuścili się nawet kanibalizmu. 

Jesteśmy bombardowani wieloma równie obrzydliwymi i zapewne równie kłamliwymi informacjami ,które nie wiedzieć czemu spotykają się z uznaniem międzynarodowej społeczności. Na przykład historia бабушки, która otruła rosyjskich żołnierzy pierożkami, albo historia obrońców z Wyspy Węży, którzy poszli  na śmierć z wulgarnym okrzykiem do tego stopnia ekscytującym naszych intelektualistów, że wypisują go na koszulkach rzekomo w geście solidarności, a tak naprawdę  żeby наслаждаться czyli rozkoszować się swoją  prymitywną wulgarnością. 

Dobrze widać jak cienka jest warstwa kulturalnej pozłoty na siermiężnym duchu naszych „elit” -nie oszukujmy się – przywiezionych po II Wojnie Światowej i zainstalowanych  w Polsce na sowieckich tankach  i jak bardzo te elity  tęsknią  do posługiwania się właściwym sobie językiem  i do właściwego sobie sposobu życia i użycia.

Każda wojna jest wydarzeniem tragicznym, uciekinierom w miarę swoich możliwości należy pomagać, ale żeby cieszyć się z nawrotu kanibalizmu jakby nie rozumiejąc, że jest to powrót do przed-cywilizacyjnego stadium ludzkości? 

Bartłomiej Sienkiewicz, ten nagrany przez kelnerów  spec od „kamieni kupy”,  tym razem w wywiadzie  w Polsacie raczył ogłosić upadek moralny już nie tylko Watykanu, lecz całego Kościoła Katolickiego.  Wyrazem tego upadku miałaby być wypowiedź papieża Franciszka  na temat wojny na Ukrainie.

Kiedy Franciszek proponował dopuszczenie rozwodników do sakramentów, kiedy  wspierał LGBT i propagował ekologię głęboką,  międzynarodowe lewactwo rozpływało się nad jego przenikliwością i właściwym rozumieniem ducha czasów. Kiedy jednak, z właściwą sobie nieporadnością Papież zwrócił uwagę, że wojna jest klęską humanitarną dla obydwu stron konfliktu, nasze media zarówno rządowe jak i opozycyjne jednym głosem ogłosiły jego kompromitację i słabość  intelektualną. a także upadek Kościoła.  

Najbardziej dla mnie niepokojący jest ten wspólny głos to porozumienie ponad podziałami, od lewa do prawa.

Kiedy mój syn miał trzy lata oglądając ze starszymi siostrami film żądał żeby mu z góry powiedzieć kto w tym filmie jest „dobrym panem” a kto „złym panem”. Nie chciał ryzykować identyfikowania się z niewłaściwą osobą. Złośliwe siostry wpuszczały go w maliny i potem ryczał. że został oszukany bo sympatyzował ze „złym panem”.

Otóż dla PO, Tuska i  całej jego ferajny Putin był „dobrym panem” gdy tokowali na sopockim molo, gdy przybijali  sobie piąstki nad trumnami ofiar katastrofy smoleńskiej, był „dobrym panem” gdy odmawiał  wydania Polsce wraku samolotu, był „dobrym panem” gdy polecił ten wrak  niszczyć. Był „dobrym panem” gdy sprzedawał Polsce gaz po najwyższych cenach na własne zresztą życzenie jego polskich stronników.  Dowodów jest wystarczająco dużo i ci co teraz jak jeden mąż potępiają Putina nie zdołają usunąć z nagrań i w ogóle z przestrzeni publicznej swoich wiernopoddańczych wypowiedzi pod jego adresem. Podobnie jak Szymborska nie zdołała wycofać z bibliotek swoich wszystkich miłosnych treli do Stalina. Teraz międzynarodowa społeczność zadecydowała, że Putin jest to „zły pan”. Bez wątpienia tak jest, zawsze to wiedzieliśmy  i nikt nas nie musi do tego przekonywać tak jak nikt nas nie musi nakłaniać do pomocy potrzebującym. Nie mamy trzech lat. Nikt jednak nie może nam  zabronić mylenia, stygmatyzując myślących  i odsądzając ich od czci i wiary. 

Unia Europejska podobnie jak kiedyś komuniści prowadzi nieustanną  walkę z problemami, które sama stwarza. Wypowiadając walkę  CO2 i forsując rezygnację z węgla doprowadziła do całkowitego uzależnienia Europy od rosyjskiego gazu i ropy. Teraz pani komisarz UE łaskawie ogłasza kolejne sankcje dla Rosji naruszające również i nasze bezpieczeństwo energetyczne.  W tak fatalnej sytuacji międzynarodowej  UE nadal zajmuje się bzdurną walką z CO2 oraz walką z praworządnością w Polsce niesłusznie nazywaną walką o praworządność.  Pod tym pretekstem pozbawia się nas należnych nam funduszy i to w sytuacji gdy Polska zaofiarowała pełną pomoc przeszło 3 milionom uchodźców, a dla Wielkiej Brytanii  problemem okazało się ich kilkaset tysięcy.

Prawda przeciw prawdzie.

Izabela BRODACKA 30 kwietnia 2022

W czasie dramatycznych wydarzeń takich jak obecna wojna na Ukrainie, a także przy okazji  sporów politycznych niesłychanie istotny staje się problem prawdy. Od lat notowałam sobie- trochę dla żartu-  wypowiedzi na temat prawdy różnych polityków. Dla żartu bo kuriozalne były postacie biorące udział w tych sporach a czasem kuriozalne okoliczności zdarzenia.

Na przykład gdy powszechnie znany z prawdomówności Donald Tusk zarzucał szefowi CBA Kamińskiemu zwykłe kłamstwo. Przypominam, że w tamtych czasach Tusk występował w żartach rysunkowych z długim nosem kłamliwego Pinokia. Wzajemnie zarzucali sobie również kłamstwo Pitera i Boni, osoby w oczach opinii publicznej równie wiarygodne. Czy warto przypominać te zabawne postacie i ich humorystyczne wypowiedzi? Uważam,  że warto bo to  część naszej najnowszej  historii. Bodajże w grudniu 2009 roku niejaki Sebastian Karpiniuk powiedział :  „Proponuje nam się różne ćwierć prawdy, a prawda leży tam gdzie leży”.

Karpiniuk zastosował tu klasyczną definicję idem per idem w wersji siermiężnej. Chłop to chłop, baba to baba, złodziej to złodziej, prawda to prawda. Był to bardziej przejaw bezradności intelektualnej niż poczucia rzeczywistości. Pan Karpiniuk zginął w  Smoleńsku, w sprawie którego do tej pory toczy się walka prawdy przeciw prawdzie.

Według antagonistów Karpiniuka prawda ( jak prawdopodobieństwo) jest liczbą z przedziału obustronnie domkniętego <0,1>. Jeżeli na przykład temu, co mówi pani Pitera przypiszemy liczbę 3/11 a temu, co mówi Boni 4/13 to rację ma Boni.

A przecież w naszej kulturze cały system prawny oparty jest jak dotąd na ocenie „zero-jedynkowej” , a prawników też uczy się na studiach wyłącznie logiki dwuwartościowej.

Jak zanotowałam w tym samym okresie inny polityk Stanisław  Żelichowski powiedział : „Będziemy głosować, która prawda jest bardziej prawdziwa”.

W demokratycznym społeczeństwie prawdę ustala się drogą glosowania. Jeżeli parlament przegłosuje, że aborcja w 8 miesiącu ciąży nie jest morderstwem, to znaczy, że nie jest, a przestępcą staje się ten, kto ośmiela się twierdzić inaczej. Jeżeli Akademia Nauk w demokratycznej procedurze ustali, że Ziemia jest płaskim krążkiem, który niosą na grzbietach trzy słonie, będziemy tego uczyć dzieci w szkołach. Prawda- jak zło- podlega również stopniowaniu. Nic dziwnego, jeżeli –jak wyżej- możemy przypisać jej pewien ułamek.

 Prezydent Komorowski jest jeszcze bardziej wnikliwy :„Prawda to jest to, co ma odbicie w dokumentach”

To też już znamy. Wałęsa ma papier na to, że nie jest Bolkiem, więc Bolkiem nie jest. Sąd nie dopuszczał dowodów, które chciał przedstawić Krzysztof Wyszkowski, bo po co tracić czas, gdy znamy prawdę. Gangster ma papier od lekarza, że jest chory, więc wędruje na wolność. A że lekarz też gangster? Nic nie szkodzi, ma przecież odpowiednie papiery , ma dyplom i  jest na liście biegłych sądowych. 

 Przypominam, że w sąsiednim kraju stosowana była kiedyś definicja prawdy wyjątkowo skuteczna i niezawodna. „ Prawda to jest po prostu to, co pisze Prawda”. Kiedy w tym znanym piśmie pojawiała się informacja, że pan X jest wrogiem ludu, odwiedzali go o świcie z gazetą w ręku smutni panowie, a sąd na podstawie artykułu w Prawdzie wysyłał go na białe niedźwiedzie.

Taką definicją posłużyła się wówczas to znaczy w 2009 roku pani Milewicz. Indagowana przez dziennikarza, dlaczego twierdzi, że podsłuchiwanie gangsterów i polityków jest niedopuszczalną praktyką CBA, jeżeli akceptuje nagrywanie Rywina przez swego szefa Adama Michnika odparła oburzona, że przecież Michnik nagrywał przestępcę. Nie przyszło jej do głowy, że o uznaniu Rywina za przestępcę zadecydowały właśnie taśmy Michnika. Dla pani Milewicz prawdą było to i tylko to, co pisała Prawda, czyli Gazeta Wyborcza.

Na marginesie- Rywin poszedł siedzieć za to, że usiłował ubić interes z nielojalnym kontrahentem. Ciekawe czy gdyby to Rywin nagrał Michnika i poleciał z donosem, poszedłby siedzieć Michnik?

Ciekawe też czy sądy skazują każdego Kowalskiego, który po pijanemu mówi, że zabije teściową? Michnik upozował się w tej sprawie na dziennikarskiego Katona, ale- twierdzę – bliżej mu było do zwykłego Kapuścińskiego. Nie znaczy to oczywiście, że znam czy bronię Rywina. 

Nie bez przyczyny wspominam Kapuścińskiego. W swojej słynnej powieści „ Cesarz” opisuje on lata panowania i upadek etiopskiego dyktatora Hajle Selasje. Duża część powieści poświęcona jest posuniętym do absurdu dworskim ceremoniałom i rytuałom oraz opisowi życia codziennego Hajle Selasje, który miał bardzo wiele służby, bo wykonywała ona drobiazgowe i absurdalne czynności, takie  jak podkładanie poduszek pod nogi cesarza, aby wydał się wyższy.  Zapamiętałam psy sikające na buty oficerów gwardii cesarza.

Jak się okazało były to opisy całkowicie zmyślone przez Kapuścińskiego lecz dobrze pasujące do idealnego studium tyranii. Gdyby „ Cesarz” był tylko powieścią Kapuściński mógłby sobie do woli zmyślać. Jednak „Cesarz” był przedstawiany i reklamowany jako reportaż a tu nie ma miejsca na kłamstwa zwane elegancko licentia poetica. 

Kilka lat temu uczestniczyłam w seminarium na temat kłamstwa w mediach zorganizowanym w Domu Dziennikarza w Kazimierzu Dolnym. Najciekawszy dla mnie był wykład poświęcony współczesnym sposobom blokowania poszukiwań prawdy. O  wiele skuteczniejsze od ordynarnej cenzury są jak się okazuje  triki i manipulacje psychologiczne. Prowadzącym śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej zarzuca się na przykład nagminnie brak troski o uczucia rodzin zmarłych. Tymczasem jak wiadomo dla rodzin osób tragicznie zmarłych najtrudniejsza jest niewiedza.

50 lat temu oglądałam film „Rashonom- czyli prawda przeciw prawdzie”. Trzy wersje tego samego zdarzenia sprzed lat opowiadają w deszczowy dzień różni jego uczestnicy. Każda z tych wersji jest równie spójna, logiczna i przekonywująca. Jak pamiętam film zrobił na mnie ogromne wrażenie. Dziś widać wyraźnie, że antycypował on postmodernistyczne rozumienie prawdy i jej relatywizację do odczuć jednostki.

Inteligencja i motłoch

Izabela BRODACKA

Naomi Klein w swojej książce „Doktryna szoku” opisała  metodę odsunięcia w niebyt i w niepamięć takich wartości jak demokracja czy państwo narodowe. Społeczeństwa  wprawia się w stan lęku,  przed terroryzmem, wojną lub  zarazą. W sytuacji zagrożenia albo nawet tylko lęku przed możliwym zagrożeniem ludzie szukają ratunku. Szukają więc silnego przywódcy, który wybawi ich z opresji. Łatwiej godzą się na pozbawienie ich praw obywatelskich.

Nie protestujemy gdy na lotnisku obsługa wyrzuca do kosza buteleczkę z mlekiem przeznaczonym dla naszego niemowlęcia, bo boimy się terrorystów. Nie protestujemy gdy musimy paradować w filharmonii podczas koncertu w szmacie zasłaniającej twarz, bo boimy się epidemii. Najzabawniejsze jest gdy spotykają się całkowicie sprzeczne i jednakowo surowo egzekwowane obostrzenia. Na przykład we Francji w obawie przed islamskim terroryzmem zakazano zasłaniania twarzy szmatami zwanymi  czador, nikab czy też burka. Mieszkające we Francji  znajome licealistki narodowości polskiej  (posiadające jednak francuskie obywatelstwo)  poczuły się nagle muzułmankami i zadręczały szkołę awanturami o prawo do zakrywania twarzy.

Jest w tym pewna logika, jeżeli dziewczyna może z dnia na dzień poczuć się chłopcem i ma prawo wchodzić do męskiej ubikacji dlaczego nie mogłaby się nagle poczuć muzułmanką?

Po wybuchu „pandemii” gdy okazało się, że obowiązkowe jest zakrywanie twarzy, rozwścieczone nauczycielki egzekwowały przymus noszenia maseczki medycznej lub wręcz chirurgicznej nadal jednak zabraniając używania burki. Batalię przerwała dyrekcja gdy pewnego dnia kilka uczennic pojawiło się w szkole w wygrzebanych w piwnicy maskach przeciwgazowych z czasów I Wojny Światowej i jedna z nich wylądowała w szpitalu z objawami silnego niedotlenienia gdyż czegoś tam w masce nie przestawiła albo była ona zepsuta. Gdy rozpaczliwie machała rękami usiłując zedrzeć z twarzy gumowy ryj koledzy płakali ze śmiechu traktując to jako jej brawurowy aktorski popis. 

Powstała podkultura maseczki traktowanej jako przekaz. W Warszawie widywałam maseczki zdobione nutkami na pięciolinii z kluczem wiolinowym,  kwiatkami, kotkami,  oraz z logo znanych firm  (Naomi Klein jest autorką równie znakomitej książki „ No logo” ) albo z dowcipnymi hasłami. Aborcjonistki paradowały w maskach z czerwoną błyskawicą. W nieformalnym obiegu pojawiły się ostatnio maseczki ze znanym  hasłem z Wyspy Węży ,które stało się zawołaniem nie tylko ukraińskich patriotów i międzynarodowej młodzieży szkolnej lecz przede wszystkim wyrafinowanych intelektualistów.

Ja też uległam zmysłowi zupełnie niestosownej w moim wieku zabawy i zeznając w sądzie jako świadek  wezwana do nałożenia maski wyciągnęłam z torebki służbową maseczkę PTWK z galopującymi na zielonym tle wyścigowymi końmi. Zrobiłam błąd, zdumiona sędzia słuchała mnie niezbyt uważnie i będę zapewne musiała zeznawać ponownie. Dodam, że sędzia siedziała za szybą, w plastikowej przyłbicy,  adwokaci byli w czarnych, przypominających przestępcze maskach, nikt nic nie słyszał,  a cały proces stał się autentyczną choć niezamierzoną parodią. Bareja by tego nie wymyślił.

Wkrótce potem przyłbice zdelegalizowano. W związku z nowym straszakiem jakim jest ukraińska wojna zniesiono wszelkie obostrzenia i można  przekraczać granicę bez szczepień, kwarantanny a nawet testów. Gorliwi, którzy zaszczepili się tylko dlatego, że planowali urlop na Hawajach albo w Turcji są teraz wściekli. Zostali z tą szczepionką jak Himilsbach z angielskim. 

Wiele osób oburza, że cytuję i polecam Naomi Klein gdyż wywodzi  się ona  z lewicowej rodziny o żydowskich korzeniach. Wydaje mi  się jednak, że gdy Urban mówi, że dwa i dwa jest cztery nie powinniśmy tylko dla zasady temu zaprzeczać. Podobnie gdy Naomi perfekcyjnie opisuje w jaki sposób wielkie korporacje rządzą światem. O uczciwości intelektualnej Naomi Klein świadczy fakt, że  1990 roku opublikowała w piśmie „The Varsity” artykuł zatytułowany „Victim do Victimizer”, będący reakcją na brutalną politykę Izraela w Strefie Gazy, który to artykuł wywołał wściekłość środowisk żydowskich. Podobno Naomi Klein nie jest również zadowolona, że uczyniono ją ikoną antyglobalizmu. Pisze to co myśli nie oglądając się na intelektualne kody i mody. A to naprawdę jest bardzo trudne. 

Zawsze przestrzegano nas przed reakcjami tłumu,  który potrafi w owczym pędzie zadeptać bliźnich na śmierć, który w czasach rewolucji francuskiej rozkoszował się oglądaniem  okrutnych egzekucji, który zażądał od Piłata ukrzyżowania Chrystusa. Bezrefleksyjne reakcje stadne były zawsze obyczajem motłochu.  Natomiast prawdziwi intelektualiści uważali, że poszukują prawdy wątpiąc we wszystko  (mówiąc za Sokratesem „wiem, że nic nie wiem”)  i że mają  prawo a nawet obowiązek we wszystko wątpić.

Od dłuższego czasu rejestrujemy jednak zamianę ról. Obecnie intelektualiści mówią jednym głosem nawet w tak niejednoznacznych sprawach jak globalne ocieplenie czy przymusowe szczepienia i prześcigają się w reakcjach stadnych wykluczając ze swego grona tych którzy ośmielili się wątpić w obowiązujący paradygmat. Intelektualiści przejęli więc rolę społeczną motłochu a ludziom prostym pozostawili sceptycyzm, wnikliwość, umiar i rozsądek. Nic dziwnego że pewien młody raper nazwał grupę społeczną z której się podobno sam wywodzi pato-inteligencją. To pojęcie jest bliskie pojęciu „wykształciucha”, które wymyślił przed laty Aleksander Sołżenicyn (образованщина), a  polski odpowiednik tego słowa  zaproponował Roman Zimand. Oznaczało ono ludzi posiadających formalne wykształcenie, którzy nie podjęli jednak zadania służenia prawdzie. Faktycznie za czasów komunizmu czołowi intelektualiści służyli komunie a nie prawdzie -przeprowadzali egzegezę dzieł Marksa,  pisali wiersze na cześć Stalina i popierali prześladowanie biskupa Kaczmarka. Tłumaczyli się potem pokąsaniem przez Hegla, strachem przed okrutną władzą, dobrymi intencjami. Czuli się ofiarami nawet gdy byli katami. Przypominamy to  współczesnym ku przestrodze.

Upiory przeszłości. Prowokowanie wędrówki ludów .

Izabela Brodacka 9 kwiecień 2022

Na rządowej stronie internetowej ukazała się informacja, że członek personelu medycznego, który odmówi szczepienia będzie mógł zostać wyrzucony z pracy albo skierowany do innych zajęć.

Do jakich innych zajęć można skierować lekarza? Czy na przykład wybitny neurochirurg zostanie nocnym stróżem?. Czy w takim razie stróż, jeżeli się zaszczepi będzie mógł przeprowadzić trepanację czaszki?. Nie jest to pomysł nowy, niejaki Pol Pot, kierował lekarzy do kopania rowów a robotników do przeprowadzania skomplikowanych operacji, które oczywiście kończyły się śmiercią operowanego. 

Eksperymenty medyczne na ludziach, przeprowadzane wbrew ich woli, jakimi można nazwać testowanie na nich nie sprawdzonej do końca szczepionki oznaczają, że ożywają praktyki  doktora Mengele. Przecież doktor Mengele przeprowadzał wiwisekcję obozowych bliźniąt nie dla zabawy lecz dla dobra ludzkości, a walka o dobro ludzkości wymaga jak  wiadomo ofiar. 

Choroby bezobjawowe oraz przymusowa izolacja pacjentów nimi dotkniętych to znane i sprawdzone praktyki reżimu Stalina. Za czasów Stalina można było cierpieć na schizofrenię bezobjawową, która wymagała bezwzględnej izolacji od społeczeństwa. Do pierwszego kwietnia tego roku ( prima aprilis?) można było cierpieć na bezobjawowy Covid -19, który tym bardziej wymagał izolacji. 

Ożywają upiory przeszłości. 

Powtarzalność historii jest całkowicie sprzeczna z poglądami Francisa Fukuyamy , który w wydanej w 1992 roku książce „ Koniec historii i ostatni człowiek” stwierdził, że liberalna demokracja i wolny rynek są tak doskonałymi ustrojami, że kończąc historię gwarantują jednocześnie koniec wojen i społecznych problemów. Polemizowanie z kompromitująco naiwnymi poglądami Fukuyamy nie ma dziś najmniejszego sensu lecz trzeba pamiętać, że jemu i jego akolitom zawdzięczamy (przynajmniej pośrednio) likwidację naszej armii, którą konsekwentnie przeprowadzono za rządów PO. Postulat likwidacji tej armii był stale obecny w debacie, której ton nadawali rodzimi utopiści.

Obecnie wobec wojny rosyjsko ukraińskiej rację bytu straciły wszelkie rojenia o końcu historii, a demokracja liberalna nie rozwiązała  żadnych problemów ludzkości. Wręcz przeciwnie, postulując na przykład swobodę poruszania się ludzi i traktując jako ideał świat bez granic i bez narodowości spowodowała, że odżył problem wędrówek ludów i związanych z tym zagrożeń.  Wielkie wędrówki ludów, przede wszystkim Hunów i Germanów, doprowadziły jak wiadomo do upadku Cesarstwa Rzymskiego. Rzym początkowo wykorzystywał Germanów jako żołnierzy. Sytuacja stała się groźna, gdy zamiast małych grup żołnierzy w granicach cesarstwa zaczęły się osiedlać całe plemiona rządzące się własnymi prawami. Rzymianie ściągnęli sobie Germanów na kark na własne życzenie i na swoje nieszczęście.

Podobnie jak obecnie Niemcy (czyli Germanie) ściągnęli sobie obcych kulturowo imigrantów z Azji i Afryki w nadziei na wykorzystanie ich zapału do pracy. Okazało się jednak, że przybysze przejawiają zapał wyłącznie do życia na niemieckich zasiłkach. Świat bez granic, zanik państw narodowych, całkowita swoboda przemieszczania się ludzi i kapitału to liberalne utopie, szkodliwe i niebezpieczne jak każda wcielana w życie utopia. 

Paralelę pomiędzy upadkiem starożytnego Rzymu a upadkiem Europy bardzo ciekawie przedstawia młody historyk Dawid Engels. W 2013 Engels opublikował w paryskiej „éditions du Toucan” monografię dotyczącą obecnego kryzysu tożsamości Unii Europejskiej, zatytułowaną „Le déclin”. Wykorzystując dwanaście wskaźników, Engels porównuje w niej różne przejawy faktycznego (a nie postulowanego) systemu wartości UE z objawami kryzysu Republiki Rzymskiej.

Przymusowe przenoszenie ludzi z miejsca na miejsce zawsze było sposobem zarządzania przenoszoną masą ludzką a właściwie sposobem jej terroryzowania. Zsyłani na Sybir musieli dostosować się do nowych trudnych warunków i do praw lokalnych społeczności. Przymusowe przenoszenie ludzi z miejsca na miejsce było praktykowano nie tylko za czasów rosyjskiego caratu, praktykowali  je również Stalin i  Hitler.

Dobrowolne migracje ludzi też są sposobem zarządzania i pacyfikowania tyle, że tym razem tubylców, a nie przybyszów. To tubylcy dostosowują się do praw przybyszów usiłują ich ugłaskać i przekupić. Przymusowa alokacja zapraszanych serdecznie przez Merkel migrantów miała stać się jednym ze sposobów pacyfikacji Polski. Obok „głodzenia” czyli rabowania należnych nam funduszy i nakładania nienależnych kar za niepodporządkowanie się posunięciom zagrażającym naszemu bezpieczeństwu energetycznemu. 

Naiwne teorie, że przybysze wnoszą świeżą krew nie tylko  w sensie kulturowym lecz również w sensie biologicznym i rewitalizują dekadencką społeczność i kulturę tubylczą nie sprawdziły się w starożytnym Rzymie i nie sprawdzą się dziś. Przez analogię do „teorii krążenia elit” Vilfredo Pareto, który za elitę uważał grupę najbardziej skuteczną w działaniu, a więc eliminującą elitę poprzednią można stwierdzić, że obcy kulturowo przybysze (czyli dla danej cywilizacji barbarzyńcy) zamiast wzbogacić kulturowo społeczność tubylczą dominują ją i w rezultacie przejmują władzę i teren.

Prowokowanie wędrówki ludów czyli przemieszczania się dużych mas ludzkich niezależnie od tego czy kierujemy się szlachetnymi intencjami czy prymitywnym sentymentalizmem, czy wreszcie utopijną nadzieją na wykorzystanie imigrantów zagraża stabilności lokalnej kultury i losom mieszkańców gościnnego terenu. Niemcy nie potrafią wyciągać wniosków ze swojej historii. Nie ma w tym nic dziwnego, dawno się okazało, że starożytna zasada: „Historia Magistra Vitae Est” (historia jest nauczycielką życia) to tylko pobożne życzenie. Ludzie nie uczą się niczego na błędach swoich i na błędach historii, nawet jeżeli wydaje się, że ją rozumieją i nie sprowadzają do zbioru anegdot. Córka alkoholika wiąże się z alkoholikiem, uczeń wyrzucony z matury za ściąganie nadal ściąga, Germanie którzy podbili Rzym pozwalają się podbijać obcym. 

Nieustannie wracają upiory przeszłości.

Drôle de guerre – czemu tak nieracjonalnie czy niekonsekwentnie? Będziemy świadkami czwartego rozbioru Polski?

Izabela Brodacka

Dziwna wojna. Naprawdę giną i cierpią ludzie, płoną domy, niszczeją miasta  a  jednocześnie prowadzona jest niekonsekwentnie, jakby od niechcenia. Gdyby Rosjanie naprawdę chcieli podbić Ukrainę nie pozwoliliby milionom uciekinierów przedostawać się do Polski i przede wszystkim zbombardowaliby i zniszczyli linie kolejowe oraz zablokowali przejścia graniczne. Skupili by się na celach militarnych a po wygranej podporządkowali sobie ludność. Natomiast działania Rosjan koncentrują się na niszczeniu miast i niejako wypędzają przerażonych ludzi do  Polski. Gdyby Rosjanie chcieli wygrać nie dopuściliby również aby na Ukrainę docierały transporty broni. Poza tym choć siły, którymi Rosjanie rozpoczęli agresję, były znaczne w zestawieniu z ukraińskimi, stanowią jednak  niewielką część dyspozycyjnych sił rosyjskich. 

Inne wydarzenia też wydają się mało racjonalne. Prezydent Ukrainy odwiedza żołnierzy w szpitalu a telewizja pokazuje ich twarze. Przywódcy trzech państw w tym Polski jadą sobie spokojnie pociągiem do Kijowa, jak na wycieczkę. To bardzo odważne, wręcz bohaterskie lecz bezsensowne. Gdyby Putin chciał otwartej wojny jakaś rakieta trafiłaby przypadkiem w ten pociąg.

Jawnym tekstem mówi się również w mediach o trasach, którymi poruszają się transporty broni i publicznie dyskutuje kwestię dostarczenia samolotów z Polski via USA czy też może na odwrót. Jak widać zbędni są w tej wojnie szpiedzy i wywiadowcy, wystarczą relacje międzynarodowych stacji telewizyjnych. Rosjanie nie bombardują gazociągów ani Ukraińcy ich nie wysadzają. Rosjanie mają żywotny interes w handlowaniu ropą i gazem więc wysadzenie gazociągów pozbawiałoby ich dochodów  w tym środków na dalsze prowadzenie wojny. Dlaczego Ukraińcy chronią gazociągi nie jest jasne. Może liczą na powrót do status quo choć to mało prawdopodobne. 

Jak doniósł Marc MacKinnon, dziennikarz holenderskiego dziennika The Globe and Mail,z ukraińskimi bojownikami w Odessie spotkał się Bernard-Henri Lévy zwany „Jeźdźcem Apokalipsy” bo każde jego pojawienie się w jakimś kraju oznacza dla tego kraju  wojnę albo kolorową rewolucję. Wspierał on między innymi bombardowanie Jugosławii (można to nazwać czynną walką o pokój) oraz zniszczenie Libii ( tym razem była to zapewne czynna walka o demokrację)  Dziennikarz zamieścił zdjęcia na których widać roześmianego  Bernarda Henry Lévy’ego przechadzającego się po Odessie w towarzystwie ukraińskich ochroniarzy. 

To wszystko wydaje się bezsensowne i niezrozumiałe chyba, że  prawdziwym celem tej wojny jest po prostu wyprowadzenie milionów Ukraińców z Ukrainy i wprowadzenie ich do Polski.

Od lat przeciwko Polsce toczy się  autentyczna wojna. Można ją nazwać, jak chcemy, na przykład wojną hybrydową, ale tak naprawdę jest to  bezwzględna wojna wizerunkową i  ekonomiczna. Atakuje nas Unia Europejska, której przedstawiciele jawnym tekstem mówią, że chcą nas zagłodzić nakładając na nas absurdalne kary, blokując należne nam fundusze i  zmuszając do likwidowania kopalni podczas gdy węgiel jest naszym najważniejszym surowcem naturalnym i podstawowym źródłem energii. Niemcy maja swoje czynne elektrownie węglowe oraz kopalnie węgla brunatnego straszliwie dewastujące krajobraz i jakoś nikomu to nie przeszkadza. Niemcy. korzystają i nadal będą korzystać z rosyjskiego gazu a ich politycy jak na przykład Schröder byli  jawnie na liście płac Putina. Oprócz stanowiska szefa rady dyrektorów w spółce Nord Stream 2, były kanclerz Niemiec pełnił także funkcję szefa rady dyrektorów państwowego rosyjskiego koncernu energetycznego Rosnieft i był szefem rady nadzorczej już istniejącego gazociągu Nord Stream 1

Niemcy zmusili również całą Europę  do korzystania z rosyjskiego gazu prowadząc w UE politykę energetyczną opartą na micie globalnego ocieplenia. Celem prowadzonej przeciwko Polsce hybrydowej wojny jest złamanie jej oporu przed jej wcieleniem w roli peryferii do federacyjnego  unijnego państwa zarządzanego przez Niemcy czyli faktycznie do IV Rzeszy. Czyli wymuszenie na Polsce roli landu, obszaru skolonizowanego, będącego źródłem taniej siły roboczej i odbiorcą towarów. Związana z przyjmowaniem milionów uchodźców zamiana polskiego państwa narodowego w wielonarodowe z wszelkimi związanymi z tym problemami jest dla Niemców w dziele budowania federacji europejskiej znaczącym krokiem do przodu.

Porozumienie Niemiec z Rosją w sprawach geopolitycznych nie powinno być dla nas zaskoczeniem, to już przecież wielokrotnie przerabialiśmy. A przede wszystkim  Niemcy i Putin chcieliby wreszcie pozbyć się tego „pokracznego bękarta traktatu wersalskiego” (jak raczył nasz kraj nazwać Wiaczesław Mołotow)  tej krowy, która nie chce się dać doić i uparcie jak dotąd nie dała się osiodłać ( tym razem to bon mot Stalina).

Obawiam się, choć chciałabym się mylić, że przy powstawaniu europejskiej federacji czyli IV Rzeszy będziemy świadkami czwartego rozbioru Polski. Powstanie federacji europejskiej zostało oficjalnie ogłoszone jako program niemieckiego rządu i nie może być wyszydzane jako spiskowa teoria podobnie jak ośmieszane są koncepcje powstania Niebiańskiej Ukrainy choć jak pamiętamy już dziesięć lat temu Kissinger stwierdził,  że w 2022 roku nie będzie Izraela w jego obecnych granicach.

Niewątpliwie trwa wielki reset a jego ofiarami są przede wszystkim Ukraińcy, zwykli ludzie, którzy stracili swe domy, dobytek oraz życie.  Wtórnymi ofiarami tego  wielkiego resetu staną się jednak Polacy. Tak jak stali się ofiarami złodziejskiej transformacji ustrojowej przeprowadzonej co gorsza przy ich akceptacji, niejako własnymi rękami. W obecnym resecie Polacy uczestniczą ponownie z wielkim entuzjazmem i własnymi rękami likwidują polskie państwo narodowe.

Jak pisałam w tekście pod tytułem „Proroctwa i hipotezy” drukowanym w „Warszawskiej Gazecie” z 26.11.21 pewna dobrze poinformowana osoba powiedziała mi, że Ukraina ma stracić na rzecz Rosji część swego terenu aż do Odessy, a te decyzje zapadły podobno bez udziału Polski. Oby to były fałszywe proroctwa.

Lemingoza

Izabela Brodacka

Termin lemingoza sugeruje jednostkę chorobową. Brzmi jak neuroza czy psychoza. Neologizm ten utworzono opierając się na obyczajach lemingów. Otóż co pewien czas stada tych gryzoni podejmują ryzykowne a nawet absurdalne wędrówki w wyniku których masowo giną. Naukowcy uważają ten fenomen za przejaw regulowania przez populację lemingów jej własnej liczebności.

W  sensie przenośnym lemingoza to całkowicie irracjonalne zachowania stadne ludzi. 

Zjawisko lemingozy tłumaczy fakt, że większość ludzi pragnie uczestniczyć w ważnych wydarzeniach historycznych i to „po właściwej stronie”, a przede wszystkim być en vogue i comme il faut czyli modnym oraz jak należy, jak trzeba. Te francuskie, dość staroświeckie zwroty najlepiej oddają absurdalność łączenia wartości z modą. Moda jest absurdalna z definicji. Z dziurami na kolanach wytartych spodni możesz obecnie być całkowicie comme il faut na koncercie w filharmonii.

We Francji po naszym stanie wojennym było en vogue opiekowanie się jakimś polskim emigrantem i wielu rodaków sporo na tym skorzystało. Ludzie dla których wybory moralne i polityczne podlegają wymogom mody mogą oczywiście mimochcąc zrobić dużo dobrego, na przykład pomagając ofiarom wojny, chorym dzieciom w Afryce, bezdomnym psom, czy polskim emigrantom.

Skłonność ludzi do ulegania modzie nie tylko w sprawach błahych lecz również najistotniejszych może być jednak używana do wyprowadzania społeczeństwa w pole i  do realizacji szkodliwych dla tego społeczeństwa tajnych planów. Na przykład gdyby nie zbiorowa bezkrytyczna fascynacja Wałęsą i osiągnięciami okrągłego stołu architektom transformacji ustrojowej nie udałoby się tak łatwo nas obrabować i wpędzić w ślepa uliczkę.

 Lemingoza bywa nieszkodliwa. Jej przykładem jest uwielbienie okazywane księżnej Dianie szczególnie po jej śmierci. Wykreowano ją niemal na Madonnę, nazywano królową ludzkich serc, składano kwiaty na trawnikach przed pałacem Kensington, a jej pogrzeb transmitowały wszystkie światowe stacje telewizyjne. Księżna Diana tak naprawdę była nieszczęśliwą zagubioną kobietą i daleko jej było do ideału. Jednak kwiatki i maskotki składane pod pałacem Kensington, a także serduszka rysowane kolorową kredą na chodnikach nikomu szkody nie przyniosły i  nie miały najmniejszego wpływu na losy kraju.

Natomiast przejawem lemingozy ryzykownej jest sprowadzenie do Polski milionów Ukraińców i ofiarowywanie im pierwszeństwa w dostępie do bezpłatnego leczenia, mieszkań i stypendiów na studiach. To typowy przypadek spotkania się oddolnej inicjatywy ze zręcznym kierowaniem nastrojami społecznymi czyli lemingozy spontanicznej z lemingozą sterowaną.

Dokładnie to samo zdarzyło się w Polsce w latach osiemdziesiątych gdy oddolne spontaniczne pragnienie wolności i solidarności zostało zagospodarowane przez planistów pieriestrojki czyli takiej zmiany systemu ekonomicznego i społecznego, która chroniłaby komunistyczne elity władzy i gwarantowała tym elitom miękkie lądowanie.

Szlachetne intencje pomocy ludziom dotkniętym klęską wojny też są obecnie zagospodarowywane przez jakiś nadrzędny plan. Pomoc ofiarowana Ukraińcom przez polski rząd zdecydowanie przekracza możliwości naszego państwa i będzie działała na szkodę polskich obywateli. Ofiarowanie Ukraińcom pełnej bezpłatnej pomocy medycznej oznacza, że jeszcze więcej Polaków będzie umierało w kolejkach do szpitala  nie doczekawszy się nawet wizyty u lekarza specjalisty.

Przypominam, że Polacy wyjeżdżający za granicę w czasach stanu wojennego byli grupowani w przejściowych obozach i objęci tylko doraźną pomocą medyczną. Zdarzało się że w takim obozie, na przykład we Włoszech, spędzali przeszło rok przed wyjazdem do upragnionej Kanady, a tam musieli sobie sami znaleźć i mieszkanie. Władze tych krajów wydawały się znać i honorować przesłanie kardynała Wyszyńskiego: „ Każdy naród pracuje przede wszystkim dla siebie, a nieszczęściem  jest zajmowanie się całym światem kosztem własnej Ojczyzny”. Teraz kraje europejskie też ofiarowują uciekinierom pomoc tylko doraźną a w całej UE przyjęto mniej uciekinierów niż przyjęła ich Polska czym się nieustannie szczycimy i popisujemy gdyż  jak zawsze pragniemy być  „pawiem narodów i papugą”.

Jakie korzyści mogą natomiast wyniknąć z obecnej  lemingozy? Przede wszystkim ogromna i być może jedyna  szansa na zasypanie dzielących nas z Ukraińcami zaszłości. Polacy jak się wydaje potrafią już wybaczyć Ukraińcom rzezie na Wołyniu- Ukraińcy być może polubią Polaków z wdzięczności za okazaną im serdeczną, spontaniczną pomoc.

Pamiętajmy jednak, że wybaczyć nie znaczy zapominać, a nie zapominać nie znaczy z kolei wypominać. Mamy prawo pamiętać o tragicznych wydarzeniach naszej historii ale nie musimy traktować nam współczesnych przez pryzmat tych wydarzeń. Nie wierzę w możliwość powstania synkretycznej historii. Nie jest możliwe raz na zawsze ustalić i zadekretować kto w danym konflikcie był ofiarą a kto prześladowcą. Strony każdego konfliktu patrzą na historię z zupełnie różnej perspektywy, a rachunki krzywd się nie bilansują.  Przepraszanie za grzechy przodków jest na ogół pustym gestem szczególnie, że najczęściej przepraszają w imieniu jakiejś społeczności osoby bynajmniej do tego przez tę społeczność (jak Kwaśniewski) nie uprawnione.  Jeżeli naprawdę chcemy pojednania nie możemy oczekiwać, że wszyscy Ukraińcy potępią Banderę choć wolelibyśmy nie napotykać placów i ulic jego imienia. 

Najistotniejszą korzyścią, korzyścią moralną jest jednak obudzenie się w społeczeństwie polskim współczucia i empatii dla innego, cierpiącego człowieka i wynikła z tej empatii indywidualna .spontaniczna bezwarunkowa pomoc udzielana ofiarom wojny.

Natomiast udzielający pomocy instytucjonalnej muszą pamiętać przesłanie kardynała Wyszyńskiego oraz myśleć o dalekosiężnych skutkach podjętych działań. Choćby takich jak wynikająca z tych działań zamiana państwa narodowego w wielonarodowe, z wszelkimi tego konsekwencjami. Muszą też mieć świadomość, że być może realizują jakiś szerszy geopolityczny plan.

Niebezpieczne związki, kosztowne jądra


Izabela Brodacka 19 marca 2022

Platforma Obywatelska oprócz remontowania stoczni przez nieistniejących katarskich inwestorów obiecywała wybudowanie elektrowni jądrowych. 60 milionów wpakowano w promocję tych elektrowni przede wszystkim w młodszych klasach szkół podstawowych.

Na szczęście PO była jak gang Olsena. Jeżeli coś im się udawało to przez pomyłkę. Pani Kopacz zupełnie przypadkiem uratowała nas na przykład od zakupu kosztownej, bezsensownej a nawet szkodliwej szczepionki przeciwko grypie. Bezwładność i niekompetencja propagatorów energetyki jądrowej uratowała nas (przynajmniej chwilowo) przed katastrofą jaką byłoby budowanie elektrowni jądrowej przez ludzi, którzy nie potrafią nawet zaprojektować dachu nad stadionem. Dziesięć lat temu przerwano mecz Polska – Anglia podczas  eliminacji do Mistrzostw Europy 2012r, bo przy ulewnym deszczu Stadion Narodowy w Warszawie, którego dachu nie udało się zamknąć zamienił się, ku radości gawiedzi, w Basen Narodowy.

Temat elektrowni jądrowej powrócił za rządów dobrej zmiany ze zdwojoną siłą. Elektrownie jądrowe są przedstawiane jako najbardziej czyste ekologiczne i bezpieczne źródło energii przez ekspertów od mydlenia oczu społeczeństwu, bo przecież nie od energetyki jądrowej. To jawna bzdura lecz czego oczekiwać od humanistów, którzy nami rządzą. 

 „Я и не знал что мы были в лапах у гуманистов” (Nie wiedziałem, że trafiliśmy w łapy humanistów) powiedział kiedyś Osip Mandelsztam. Humaniści pragnąc naprawiać świat i uszczęśliwiać ludzi według swoich rojeń przynoszą światu i ludziom nieszczęście. Tak napisała żona Osipa Nadzieżda Mandelsztam w swoich wstrząsających „Wspomnieniach”.

Humaniści nie potrzebują i nie chcą rady prawdziwych ekspertów. Mają do dyspozycji ekspertów dyżurnych, gadające głowy powielające wszelkie wygodne dla władzy bzdury.  Wystarczyłoby przecież zwrócić się z pytaniami do profesora Dakowskiego, fizyka jądrowego i eksperta od energetyki, albo do kogoś z prawdziwych, nie sprzedajnych ekologów żeby dowiedzieć się, że energetyka jądrowa jest najbardziej niebezpiecznym, brudnym i drogim sposobem pozyskiwania energii. Jeżeli szanownym humanistom nie wystarczyła lekcja Czarnobyla powinni wyciągnąć wnioski z katastrofy w Fukushimie. Poziom technologiczny Japonii jest niewątpliwie wielokrotnie wyższy od poziomu krajów posowieckich, a jednak Japończycy nie potrafili ustrzec swego kraju przed tragicznymi skutkami katastrofy elektrowni jądrowej. Nie ma sensu usprawiedliwianie tej katastrofy kataklizmem przyrodniczym jakim było wyjątkowo silne tsunami.

Po pierwsze projektanci elektrowni jądrowej powinni przewidzieć taką możliwość, po drugie największe szkody przyniósł w Fukushimie niebezpieczny sposób składowania zużytych prętów paliwowych. Czarnobyl jest od lat nieustannym zagrożeniem dla całej Europy. Jest tak pomimo budowania nad nim kolejnych sarkofagów, bo jak wiadomo nie sposób przerwać reakcji zachodzącej w ich wnętrzu. Niepokoi fakt, że wojska rosyjskie zajęły teren elektrowni w Czarnobylu i została ostrzelana ukraińska elektrownia jądrowa w Zaporożcu. Elektrownie jądrowe są śmiertelnie niebezpieczne i nie bez przyczyny Angela Merkel, która jest doktorem chemii fizycznej zlikwidowała w Niemczech energetykę jądrową.

Kiedy planowano i rozpoczęto budowę elektrowni jądrowej w Żarnowcu specjalna komisja miała ocenić stan przygotowań do bezpiecznego posadowienia na wybranym terenie elektrowni typu WWER-440. Pod budynek elektrowni wylano ogromną płytę ze specjalnego betonu [grubości 8 m!! md] , która w razie katastrofy miała chronić wody gruntowe przed skażeniem. Płyta ta pękła na całej długości. Wyjaśnienie było proste, wszędzie w okolicy Żarnowca powstały osiedla zwane przez tubylców  „złodziejówkami” które zużyły sporo z przeznaczonego na budowę elektrowni cementu. Naczelny inżynier oprowadzając profesora Dakowskiego, po budowie powiedział niefrasobliwie: „ to się zaszpachluje, posypie piaseczkiem i nikt nie zauważy tego pęknięcia”. Ta autentyczna historia jest jednocześnie symboliczna. Ludzie o posowieckiej mentalności nie nadają się do używania niebezpiecznych technologii. Aspekt mentalności jest niezwykle istotny również przy wyborze oferty zagranicznej, bo przecież jak  każdy kraj Zulu kupujemy technologię z Zachodu. Podobnie jak kupujemy formaty idiotycznych filmów i programów typu Big Brothel (literówka celowa) zamiast wyprodukować coś własnego na wyższym poziomie. Otóż PO zamierzała kupić przestarzałe elektrownie od firmy Électricité de France za czym z nieznanych przyczyn lobbował Jacek Merkel.

Jacek Merkel zniknął z mediów i jak się wydaje z polityki. Merkel ukończył Politechnikę Gdańską więc powinien coś wiedzieć na temat reakcji jądrowych. Obecnie zastąpił go kolejny Jacek, Jacek  Sasin, który jak większość naszych polityków jest historykiem. Jak doniosła prasa Sasin podpisał z amerykańską firmą Nuscale Power kontrakt na budowę modułowych elektrowni jądrowych typu SMR. To nowa technologia co oznacza, że będziemy testować jej zastosowania. A przede wszystkim zamiast jednej niebezpiecznej elektrowni jądrowej będziemy mieć elektrownię jądrową w każdym województwie a być może nawet w każdym powiecie. To tak jakby pocieszać chorego, że zamiast jednego zlokalizowanego nowotworowego guza ma wiele mniejszych rozsianych po całym organizmie. Co gorsza firma NuScale Power jest spółką o ograniczonej odpowiedzialności utrzymującą się głównie z dotacji a jej podstawowy inwestor firma Kenwood Group została w 2011 roku skazana przez amerykański nadzór finansowy za prowadzenie piramidy finansowej. Jakbyśmy mieli mało rodzimych hochsztaplerów chcemy powierzyć tak ryzykowną branżę oszustom zagranicznym.

Przedstawianie laikom zagrożeń energetyki jądrowej nie ma większego sensu. Może historyków i politologów przekona jednak następujący argument. Za czasów komuny mieliśmy składować odpady radioaktywne w ZSRR i od sowietów otrzymywać uran. Wszak nie mamy rud uranu ani bezpiecznego miejsca na odpady. Czy powinniśmy podtrzymywać te niebezpieczne związki, tym razem z Rosją Władimira Putina? 

Déjà vu. Skrywany nurt Historii.

Izabela Brodacka 12 marzec 2022

Kiedy wiele lat temu zgłaszałam zastrzeżenia wobec Wałęsy – przyjaciele rzucali mi się do gardła. Wałęsa był postrzegany jako wzór osobowy, jako ikona Solidarności. Przyjaciele zdawali się nie rozumieć, że tę ikonę wystrugano, jak to mówi Michalkiewicz, z banana.

Po latach ci sami ludzie twierdzili, że zawsze wiedzieli kim jest Wałęsa. Kiedy znajomi ekscytowali się okrągłym stołem i z nabożeństwem wpijali wzrok w ekran telewizora nasza udomowiona sroka siadała na telewizorze i wypróżniała się na ekran. „Zgadzam się z tobą całkowicie”- przemawiał do sroki ku ich oburzeniu mój mąż  .

Problem polega na tym, że ludzie chętnie przyjmują za fakty kreowaną na ich użytek rzeczywistość Zachowują się jak bohater filmu „Truman Show”, który dostrzega, że żyje w wyreżyserowanym świecie, dopiero gdy spada mu na głowę fragment sztucznego nieboskłonu.

Ludzie nie widzą i nie chcą widzieć znaków a nawet jawnych faktów. Na przykład oczywistą hucpą były Majdany na Ukrainie. Na pierwszy Majdan pojechały dzieciaki ze szkoły Przymierza Rodzin. Dowożono im do namiotów catering i bawiły się wyśmienicie. Dyrekcja szkoły twierdziła, że ma gwarancje bezpieczeństwa dla dzieci. Kto dał te gwarancje nie wiadomo.

Historyczne znaczenie kanciastego stołu (zwanego okrągłym) dotarło do ludzi dopiero gdy dotknęły ich skutki transformacji. Nawet film  „Nocna zmiana” ukazujący kulisy obalenia rządu Olszewskiego nie przekonał niektórych wielbicieli Tuska, a ujawnienie filmów z Urbanem i Jaruzelskim nie otrzeźwiło wszystkich wielbicieli Michnika. 

Przez całe lata rozpowszechniano w Polsce kłamstwa na temat Białorusi sabotując nawiązanie z tym krajem poprawnych stosunków. Bezsporne i łatwe do zweryfikowania były przecież fakty że Łukaszenko odbudował kraj po potwornych sowieckich zniszczeniach i zręcznie lawirował pomiędzy Rosją i Zachodem. Wieloletnie lżenie Łukaszenki, traktowanie jego kraju jako wzorca nędzy i zacofania wepchnęło go ostatecznie w ręce Putina. Przecież nikt nie kazał nam traktować Łukaszenki jako idola i wzór osobowy. Należało wziąć przykład z Cordella Hulla , który powiedział o Somozie „ To bez wątpienia sukinsyn,  ale to nasz sukinsyn”.
Atak na naszą granicę przywożonych tam specjalnie rzekomych uchodźców utrwali być może na zawsze wzajemną niechęć. Białoruś stała się naszym wrogiem, częścią agresywnej polityki Putina, w którego ręce sami ją konsekwentnie wpychaliśmy.

W tym samym czasie zabiegaliśmy o względy Ukrainy nie bacząc na to, że na Ukrainie nadal bohaterem narodowym jest Bandera. Typowy Białorusin był zawsze życzliwy wobec Polaków i pozbawiony resentymentów wobec dawnej „pańskiej” Polski. Białorusini zaanektowali naszą arystokrację uważając ją za własną, a Łukaszenko z pietyzmem remontował polskie kościoły, dwory i pałace. Wyjaśnienie jest proste. Białorusini nie mieli swojej arystokracji, dlatego mieszkańcy tych ziem, „tutejsi”, przyjęli polską arystokrację z dobrodziejstwem inwentarza.

Natomiast Ukraińcy mieli własną arystokrację, atamanów, skomplikowaną hierarchię społeczną. Polscy panowie, beneficjenci królewskich nadań, byli dla nich ciałem obcym. Na Ukrainie zawsze były i do dziś dnia istnieją silne resentymenty wobec pańskiej Polski, a ich pokłosiem była rzeź na Wołyniu, o której trudno zapomnieć. Nasze umizgi do Ukrainy  zawsze przyjmowano w tym kraju dość  chłodno choć inwestowaliśmy na Ukrainie w drogi i szosy, uczestniczyliśmy w kolejnych Majdanach, a nasz prezydent wołał: „Слава Україні” zapominając, że zamiast odzewu „Героям слава”, niektórzy wolą „бити Поляків”.

Cały świat solidaryzuje się obecnie z Ukrainą i wywiesza ukraińskie flagi. To jednak tylko puste gesty, które przychodzą najłatwiej. Zamiast podać lekarstwa i posiłek chorej sąsiadce kupujemy serduszko Owsiaka i czujemy się szlachetni. Zamiast zaopiekować się bezdomnym psem futrujemy bliżej nieokreśloną fundację ochrony zwierząt. Wątpliwości wobec działalności Owsiaka czy fundacji żyjącej z cudzej dobroczynności, a przede wszystkim realistyczne spojrzenie na rzeczywistość  są przyjmowane z oburzeniem przez ludzi o dziecięcej mentalności, nad implantowaniem której od lat  pracowali możni tego świata. 

Oczywiście, że doszukiwanie się we wszystkim drugiego dna oraz tajnych, prawdziwych motywów można zdyskwalifikować jako „uleganie teoriom spiskowym”. Powiem przewrotnie, wierzę wyłącznie w teorie spiskowe. Szlachetni naiwniacy płakali w 68 roku na dworcu gdańskim nad opuszczającymi nasz kraj ofiarami partyjnego antysemityzmu. Nie negując ich cierpień należałoby jednak zauważyć, że te ofiary wyjeżdżały z Polski z całym dobytkiem podczas gdy przeciętny Polak dostawał na koszty wyjazdu 5 $ ze swoich własnych pieniędzy, które nie wystarczały mu nawet na dojazd z lotniska, a do uciekinierów do lepszego świata przez berliński mur po prostu strzelano. Poza tym wielu komunistycznych oprawców jak choćby Wolińska czy brat Michnika zainstalowało się w efekcie tych prześladowań na upragnionym dla Polaków Zachodzie. Zastanawialiśmy się swego czasu w jaki sposób Bagsik i Gąsiorowski nakłonili banki do przyjmowania na noc wożonych helikopterami pieniędzy i wypłacania im za to wielomilionowych odsetek. Po latach ujawnienie operacji „Most”  wyjaśniło kulisy oscylatora. 

Liczbę Ukraińców pracujących i mieszkających obecnie legalnie w Polsce szacuje się na dwa miliony. Ubocznym rezultatem obecnej wojny będzie dla nas obecność kolejnych kilku milionów Ukraińców w Polsce, którym oferujemy gościnę. To już znaczący procent społeczeństwa i trzeba to brać pod uwagę. 

Skąd ten tytuł, „Déjà vu”?

Wałęsa skakał przez płot, a tak naprawdę przywiozła go do stoczni łódź marynarki. Michnika katowano w więzieniu, a tak naprawdę pisał w więzieniu i wydawał książki.  Bohaterscy obrońcy Wyspy Węży poszli na śmierć z miłym dla każdego patrioty okrzykiem „іди на біса” a tak naprawdę żyją. 

Na Ukrainie naprawdę giną i  cierpią ludzie a Polacy naprawdę im pomagają. Jednak jeżeli kreuje się historię znaczy że poza jej oficjalnym nurtem toczy się jakiś drugi skryty nurt.

Nasizm i nazizm


Izabela Brodacka

Termin nasizm ( nie mylić z nazizmem) zaczerpnęłam od Piotra Lisiewicza. Czy jest to odkrycie Piotra czy on też -jak ja- powiela cudzy bon mot nie wiem. Nasizm polega na przeświadczeniu, że wszystko należy się wyłącznie „nam” i „naszym”. 

Jak powiedziałam nie wolno mylić nasizmu z nazizmem choć mają wyraźne cechy wspólne. Podstawowym elementem ideologii  hitlerowskich Niemiec było przecież przeświadczenie, że Niemcom należy się panowanie nad światem a przede wszystkim Lebensraum  (przestrzeń życiowa) i że mają prawo tę przestrzeń uzyskać w dowolny sposób, przede wszystkim podbijając i eksterminując inne narody.

Stałym i podstawowym elementem nasizmu jest przeświadczenie, że nic z tego co zdobyte, wszystko jedno jakimi metodami, my zdobywcy nigdy nie oddamy, a co ważniejsze, że uzyskane przywileje i osiągnięty status społeczny należy się naszym potomkom aż do tysięcznego pokolenia. Nasism przypisuje się często pewnej nacji bo jak powiada Księga Wyjścia: „Okazuję zaś łaskę aż do tysięcznego pokolenia tym, którzy mnie miłują i przestrzegają moich przykazań”. Nasizm jest jednak ponadnarodowy.  

Nasizm tłumaczy histeryczną reakcję artystycznego postkomunistycznego establishmentu na rządy dobrej zmiany. Okazało się, że stypendia i granty mogą dostawać obecnie nie tylko Janda i Holland, a bezczelne beneficjentki 500+ okupują smażalnie  w Dębkach psując Młynarskiej samym swoim wyglądem apetyt na rybkę. Artyści z czasów realnego socjalizmu splamieni współpracą z komuną, socrealistycznymi powieściami i peanami na cześć Stalina, zaangażowani potem dla równowagi w opozycję kontraktową uważają że wypełniają pełne spectrum wzorcowego życia oraz, że mają wyłączne prawo do bycia w centrum uwagi społeczeństwa. Uważają że mamy obowiązek śledzić kolejne stadia ich brzydkiej choroby lewicowości. A raczej lewactwa nie lewicowości. Różnicę pomiędzy lewicowością i lewactwem można porównać do różnicy pomiędzy prostytutką i dziwką. Prostytutka to zawód, dziwka to charakter. Lewicowość to światopogląd, lewactwo to charakter. Oczekiwanie  aby społeczeństwo nabożnie śledziło meandry życiowe artystów, którzy zdobyli sławę w czasach realnego socjalizmu przypomina oczekiwanie chorego na syfilis aby otoczenie ekscytowało się kolejnymi stadiami jego brzydkiej choroby. 

Komunistyczny establishment nigdy  nie wiązał zmiany systemu ze zmianą swojej sytuacji. Wręcz przeciwnie, twardogłowi komuniści łatwo przeobrazili się w gorących zwolenników liberalizmu gospodarczego i wyznawców świętego prawa własności. Świętego prawa własności przez nich ukradzionej. Zrabowane prawowitym, przedwojennym właścicielom domy i mieszkania miały stanowić bezsporne dziedzictwo ich rodzin, do tysięcznego pokolenia. Rabowane domy, pałace i fabryki przejmowali wraz z nazwiskiem a czasem i  tytułem. Mam na myśli nie tylko Wedlów, którzy przez całe lata protestowali przeciwko zawłaszczeniu przez komunistów oprócz fabryki  ich nazwiska. Powojenni bywalcy (z sowieckimi tankami w herbie) pałacu  w Nieborowie czuli się prawdziwą arystokracją, pełnoprawnymi właścicielami tego pałacu kąpiącymi się w cudzych wannach i używającymi cudzej zastawy. Przeszkadzały im tylko wycieczki zwiedzające pałac tak  jak Młynarskiej przeszkadzali nie należący do warszawki wczasowicze.

 Głosząc zasady liberalizmu Kołakowski czy Bauman nie odczuwali dysonansu poznawczego. W skórze światłych Europejczyków czuli się równie komfortowo jak przedtem w skórze ubeka biegającego po mieście z naganem za pasem, prześladującego przedwojennych profesorów i rozkułaczającego rolników. Nie przyjęli do wiadomości, że niefortunnie postawili na konia nazywającego się Komunizm i że ten koń przegrał. Twierdzili, że od początku stawiali na konia zwanego Liberalizm. Przypominali mi nieszczęsnych dziadków, którzy przegrawszy na wyścigach całą emeryturę upierali się przy kasie, że kasjerka wystawiła im przez pomyłkę niewłaściwy bilet, bo przecież oni typowali zwycięzcę gonitwy. 

Aby wykluczyć ewentualny dysonans poznawczy elita spod znaku sowieckiego tanku ukuła sobie własne kryterium elitarności. Elitą jest ten kto ma w ręku władzę i przywileje niezależnie od tego w jaki sposób zdobyte. Na przykład dzięki strzelaniu w podstawę czaszki akowcom, albo prześladowaniu biskupa Kaczmarka, albo nawoływaniu (jak nasza noblistka Szymborska) do tego prześladowania. Władza i przywileje są nie tylko dożywotnie, lecz przechodzą na następne pokolenia. Formację „naszych” ukonstytuowało właśnie strzelanie akowcom w podstawę czaszki, nawoływanie do torturowania biskupa Kaczmarka oraz pisanie wierszy dla Stalina.  „Naszym”, dzieciom „naszych”, wnukom „naszych”, prawnukom „naszych” aż do tysięcznego pokolenia przysługują wszelkie przywileje. Im  i  tylko im. To paradygmat nasizmu. Dodatkowym sposobem uwiarygodnienia „naszych” jest zabieg socjotechniczny polegający na wpajaniu społeczeństwu przeświadczenia, że te zaszczyty i przywileje zdobyli oni nie dzięki wiernej służbie Stalinowi lecz dzięki swym wyjątkowym talentom i wiedzy. „Pamiątkę z celulozy” , „Numer 16 produkuje” czy „Podstawy marksizmu i leninizmu” drukowano ich zdaniem w wielotysięcznych nakładach tylko dlatego, że były to wspaniałe, jedyne w swoim rodzaju  arcydzieła. Nie bez przyczyny przecież wielotysięczne nakłady tych książek honorowane były dodatkowo nagrodą leninowską, a ich autorzy dostawali domy w Konstancinie i mieszkania w dobrych dzielnicach Warszawy.  Oczywiście domy i mieszkania ukradzione ale to „naszym” nigdy nie przeszkadzało.

Zręcznie przerobiono aforyzm Józefa Piłsudskiego: „Kto nie był buntownikiem za młodu ten będzie świnią na starość” na zasadę: „Kto nie był za młodu socjalistą ( a jeszcze lepiej komunistą) ten będzie świnią na starość” tak jakby lewicowanie było rodzajem dziecięcej choroby, której przejście gwarantuje odporność na jej inne mutacje. Być może tak bywa z lewicowaniem lecz na pewno nie jest tak z lewactwem. Lewactwo to nie jest dziecięca choroba, lewactwo to dożywotnie kalectwo. 

A nasizm należy tępić jak nazizm.