Media zaczynają i kończą wojny. Na rozkaz, oczywiście.

Bardzo szybko poszło – konflikt na Ukrainie jednym z wielu tematów

Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/bardzo-szybko-poszlo-konflikt-na-ukrainie-jednym-z-wielu-tematow/

Bodaj kilka dni temu, na paru portalach pojawiła się informacja, że w okolicach „Wyspy węży” ukraińskie oddziały zatopiły nie jeden okręt „Moskwa”, ale aż trzy ruskie okręty. Jeszcze miesiąc temu cały Internet komentowałby tę sensację na wszystkich możliwych kontach społecznościowych. Dziś nikomu się nie chce klawiatury męczyć, nawet na tym podstawowym poziomie, czy informacja jest prawdziwa, czy to może kolejny mit ze znanej wyspy.

Prawa natury, w tym natury ludzkiej, są nieuniknione i spisane od lat. Pierwszy zawsze jest szok, potem strach, że będzie jeszcze gorzej, dalej idzie przyzwyczajenie i na końcu znudzenie. Na jakim etapie jesteśmy teraz? W mojej ocenie jest to przyzwyczajenie, ale przypominam, że konflikt na Ukrainie trwa zaledwie 75 dni, czyli dwa i pół miesiąca, a już trzy etapy są za nami. Tempo naprawdę imponujące, biorąc pod uwagę rangę i skalę, wszak powszechnie nazywa się to wojną.

Skąd tak szybka reakcja? Czynników jest wiele, na pewno intensywność z jakim temat był eksponowany zrobiła swoje. Zmęczenie po dwóch latach straszenia inną zagładą, również ma niebagatelne znaczenie. Po wyciszeniu emocji Polacy zaczęli też z przerażeniem patrzeć na to, co się dzieje z ich finansami i wiadomo, że tak źle nie działo się od dawna. Człowiek przestaje się przejmować i zajmować losem drugiego człowieka, gdy sam żyje w poczuciu zagrożenia. Co więcej taki stan rodzi frustrację, która szuka ujścia w wielu miejscach i prawie zawsze kończy się przerzucaniem winy na polityków albo całe grupy społeczne. W Polsce te procesy zostały już zapoczątkowane, pierwsza fala współczucia dla Ukraińców i zrozumienia dla działań rządu, minęła bezpowrotnie.

Tak jak nie dało się wrócić do zamykania lasów, tak nie da się dzień w dzień skutecznie epatować obrazami wojny, zwłaszcza, że zazwyczaj są to obrazy archiwalne i doskonale znane. Siłą rzeczy konflikt na Ukrainie konkuruje z bieżącymi wydarzeniami i na pewno nie jest monopolistą, jak przez pierwsze tygodnie. Musiałoby się stać coś bardzo spektakularnego, żeby zainteresowanie wróciło do stanu pierwotnego. Nie chcę kusić losu, ale z niewielkim ryzykiem można powiedzieć, że taka perspektywa na szczęście się nie rysuje.

Putin zebrał spore baty, nie takie jak to pokazywano w ukraińskich przekazach propagandowych, ale z całą pewnością o wielkim zwycięstwie mówić nie może – i w rzeczywistości nie mówi. Z dużym prawdopodobieństwem nic wielkiego się w tej materii nie zmieni i w zasadzie będziemy mieli kontynuację z roku 2014. „Zielone ludziki” będą atakować kolejne miasta w okolicach Donbasu, Ukraińcy będą się bronić i z czasem świat zapomni o tym konflikcie, jak zapomniał wcześniej.

Wiele wskazuje, że nastąpił wstępny podział strefy wpływów, mniej więcej na tej linii, która była negocjowana w czasie rozmów Bidena z Putinem. Rosja Ciągle Radziecka wycofała się z zachodniej Ukrainy, operacja obalenia władzy w Kijowie kompletnie się nie udała i przez to wzmocniła Zełenskiego.

Na wschodzie ruskie wojska już tak nie drażnią NATO, dlatego wieści z tamtego regionu są znacznie mniej elektryzujące niż sławetna kolumna czołgów i wozów bojowych zbliżająca się do Kijowa. Jedna rakieta, która spadała na tory we Lwowie ma dużo większą siłę przebicia niż 100 rakiet spadających na Mariupol.

Ostateczne wygaszanie konfliktu, niekoniecznie zbrojnego, ale medialnego, nastąpi wówczas, gdy obie strony uznają, że osiągnęły swoje cele. Naturalnie prawdziwa wojna toczy się pomiędzy USA i szerzej Zachodem, a Rosją, Ukraina jest tylko polem bitwy, podobnym do wcześniejszych pól w Korei i Wietnamie.

Każde ograniczenie podaży rosyjskiego gazu i ropy, będzie zwycięstwem USA i jednocześnie stanowi problem dla Europy, stąd też Niemcy i Francja nie są tak radykalnymi krytykami zbrodniczej polityki Putina. Na wyciszeniu konfliktu zależy w tej chwili wszystkim stronom, bo wszystkie mają swoje interesy i pewnie w takim kierunku będzie to zmierzać. Pewnego dnia zniknęły z telewizji twarze „ekspertów”: Grzesiowskiego, Simona, Karaudy i tak znikną twarze emerytowanych generałów analizujących przemarsz wojsk. Media zaczynają i kończą wojny.