Targi czartów. Lenin, Ochrana a Car. Volkoff [4].

Targi czartów. Lenin, car a Ochrana. [3].

Vladimir Volkoff CARSKIE SIEROTY Str. 183 i nn. Cz IV.

[koniec kwietnia 1917 roku, St. Petersburg md]

Pułkownik gwardii Bazyl Psarski nie żywił najmniejszego szacunku dla inteligencji politycznego emigranta Uljanowa, znanego pod pseudonimem Lenin.

Wiedział, że to typ niezdolny do zrozumienia Hegla oraz dyskutowania z kimkolwiek bez dawania odczuć rozmówcy, że go traktuje jak zwykłe gówno, człowiek pasjonujący się Rocambolem, a za nie mający Dostojewskiego, kiepski szachista i facet nie umiejący przegrywać, odznaczający się niezwykłą łatwowiernością. Psarski osobiście manipulował czterema współpracownikami Lenina – Gurowiczern, Czernomazowem, Malinowskim (którego Lenin przedstawił jako swojego kandydata do Dumy) oraz Żytomirskim (tego ostatniego wódz rewolucji uczynił odpowiedzialnym za sprawy finansowe) [ Wszyscy czterej byli agentami Ochrany].

Z drugiej jednak strony, pułkownik miał najwyższy podziw dla siły woli tego indywiduum, dla jego bezwzględności, oportunizmu i dążenia po trupach do celu. Charakterystyczna dla Lenina niezdolność do przyjęcia, choćby na sekundę, punktu widzenia swych przeciwników, czyniła z niego polityka, którego nic nie mogło powstrzymać.

Psarski o Leninie wiedział wszystko. Zarabiający sto lub dwieście rubli za artykuł, ów wielki obrońca proletariatu płacił swojej sprzątaczce dwa i pół rubla miesięcznie. Ten wielki teoretyk marksizmu widział w Kapitale „nie dogmat, ale podręcznik działania”. Ten wspaniały dobroczyńca ludzkości uważał, że „w marksizmie nic nie podlega krytyce, a jedyna możliwa odpowiedź na krytykę to: walić w pysk”. Jako szef partii był zdania, że każdy organizm wzmacnia się „poprzez oczyszczanie”. Uważał też, że upadek rewolucji w 1905 roku był winą chłopstwa, które spaliło wówczas tylko dwa tysiące pałaców, podczas gdy należało spalić „piętnaście razy tyle”. Za najlepszy środek perswazji miał terror.

Natomiast Lenin niewiele wiedział o Psarskim – ot, na wskroś lojalny, przebiegły oficer Ochrany, jeden z tych, których należałoby jak najszybciej się pozbyć. Chyba, że. ..

– Siadajcie, pułkowniku. W czym mogę wam pomóc? ]

Chichocząc głośno, łysy i brodaty karzeł o grubych i ruchliwych brwiach przysunął swoje krzesło do krzesła gościa. Tak właśnie lubił rozmawiać: nos w nos, śmiejąc się bez przerwy. Jednocześnie uważnie obserwował podłużną czaszkę, na której jasne włosy zaczynały już się przerzedzać, czuj ne oczy patrzące z głębokich oczodołów, ostry nos, usta wzięte w nawias pionowych zmarszczek i wydłużoną szczękę wszystko to stworzone do wrodzonej chudości, a jednak przyprawione niewielką ilością tłuszczyku, jakby jego właściciel, pomny rady Szekspira („Strzeżcie się chudych”), postanowił nieco się zaokrąglić, by wzbudzać zaufanie. Gość ubrany był po cywilnemu, w ciemnoszary garnitur o angielskim kroju. Czarny kapelusz pilśniowy położył koło nóg krzesła, wcześniej włożywszy do niego szare rękawiczki. Zgolił wąsy, co w przypadku oficera już samo w sobie było przebraniem.

W końcu Lenin usiadł. Jego stopy ledwo dotykały ziemi, a dłonie zacisnęły się na krawędzi siedzenia.

– Mam nadzieję – zaczął żeby przełamać lody, ale także po to, żeby pokazać, kto tutaj rządzi – mam nadzieję, że nie lubicie dmuchać ludziom dymem w nos.

Ruchem głowy wskazał na wiszącą na ścianie tabliczkę z napisem: PALENIE WZBRONIONE.

– Nie przyszedłem tutaj palić – spokojnie odparł Psarski, jakby chciał dać do zrozumienia, że wybacza gospodarzowi brak manier. Przyszedłem bo znam pańskie tezy kwietniowe i sądzę, że może pan być właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

– Moje służby wywiadowcze nie dysponują takimi środkami jak wasze i wiem o was niewiele – przyznał Lenin, dając jednocześnie do zrozumienia, że ta niewiedza nie ma większego znaczenia. – Ale jeszcze przedwczoraj mówiono o was jako o bezwzględnym monarchiście i zagorzałym zwolenniku samowładztwa. Czyżbyście zmienili zdanie? W końcu nawet pułkownik gwardii jest w stanie wyczuć, skąd wiatry wieją. W takim razie, powiedzcie, co macie do sprzedania, a ja powiem, czy to kupię. Znacie moją dewizę: kto kogo pożre?

– Znam pańską dewizę i nawet się z nią zgadzam. I pozwólcie mi powiedzieć, Włodzimierzu Iljiczu, że gdyby monarchia dała mi taką władzę, to zjadłbym pana w kaszy. Niestety, jedynowładztwo ma swoje zalety i wady, a opierając się na rodzaju moralności, która z kolei opiera się na religii, dysponuje ono, niestety ograniczonymi środkami. W tej chwili, gdybym zadał sobie trochę trudu, może i mógłbym pana zniszczyć, bo pańska rewolucja socjalistyczna jeszcze nie jest zakończona i wciąż są oddziały wierne Rządowi Tymczasowemu, ale szczerze mówiąc. .. nie mam ochoty. Zniszczyć pana, a co w zamian? Błazen pokroju Kiereńskiego, który twierdził, że przekształcenie wschodniej autokracji w nowoczesną republikę wymaga czasu, zatem on potrzebuje na to co najmniej sześciu tygodni?

– Zaczynacie mnie zaciekawiać, pułkowniku.

– Pan natomiast rzucił dwa hasła: „Natychmiastowy pokój” i „Ziemia dla chłopów”. Żadne z nich nie jest szczere. Jeśli chodzi o pokój z Niemcami, to zawrzecie go, żeby mieć wolne ręce, ale zerwiecie natychmiast, gdy rewolucja zwycięży. Co zaś do ziemi, to owszem, rozdacie ją mużykom jedną ręką, by za chwilę drugą ręką dokonać kolektywizacji. A ponieważ chłopi tego nie zaakceptują, zmiażdżycie tę grupę społeczną, zresztą bez większych wahań, bo wasz alians z sierpem jest tylko chwilowy – tak naprawdę liczycie wyłącznie na młot. Nie muszę pana pytać, czy mam rację. .. Wystarczająco dużo się pana naczytałem. Musi pan jednak przyznać, że to Stołypin wymyślił ową „ziemię dla chłopów”. A „natychmiastowy pokój”. .. No, cóż, car powinien był go zawrzeć już w 1915 roku, przynajmniej część naszych elit byłaby wciąż przy życiu. Z tymi dwoma hasłami monarchia utrzymałaby władzę w Rosji przez następne tysiąclecie, bo w tym programie nie ma niczego, co by naruszało jej podstawy. Przeciwnie, lud powiedziałby: nasz car woli Rosjan od cudzoziemców, daje nam ziemię naszych panów… Podejrzewam, Włodzimierzu Iljiczu, że musiałby pan wtedy poszukać sobie pracy jako nauczyciel u jakiegoś nowobogackiego.

Włodzimierz Iljicz wstał i wsunął dłonie pod pachy. Chodził po pokoju, ruszając łokciami jak kikutami skrzydeł. Nie był przyzwyczajony by ktoś do niego mówił tym tonem.

– Czego więc chcecie, pułkownika? A raczej, co macie do zaproponowania? Bo czego chcecie wy zdrajcy wiem doskonale. Nie jesteście jedyni. Mam pełne kieszenie generałów. Pieniądze, władza, bezpieczne życie. .. Ale muszę przyznać, macie nosa. Dobrze wyczuliście, że te pajace nie przetrwają nawet pół roku, gdy my tymczasem. ..

– Zgadza się. Jesteście jedyni, którzy mogą utrzymać się przy władzy. Bo przychodzicie z programem, który ma tylko dwa punkty i może się wyłącznie podobać, i ponieważ jesteście zdeterminowani A ta determinacja oznacza, że gdy wybieracie cel, gotowi jesteście zrobić wszystko, by go osiągnąć. Nie prawie wszystko. Wszystko.

– Coś mi się zdaje, pułkowniku, że jesteśmy do siebie podobni. Wy i ja – powiedział Lenin, zatrzymując się nagle.

– Może to niezbyt pięknie wygląda w przypadku kogoś wierzącego. .. bo przecież jesteście wierzący, nieprawdaż? W każdym razie wasz stopień o tym świadczy. . . Mimo to widzę między nami znaczne podobieństwo. .. Krótko mówiąc, jesteście gotowi oddać do dyspozycji partii socjaldemokratycznej o zabarwieniu bolszewickim waszą wiedzę agenta Ochrany? Wiedzę i kartoteki, jak sądzę, z nazwiskami agentów, których do nas wprowadziliście? Bo bez tych nazwisk, sami rozumiecie. ..

Zrobił wymowny grymas. Nawet stojąc, nie był wiele wyższy od siedzącego Psarskiego.

Tymczasem Psarski, zdając sobie sprawę, że stawką w tej grze było nie tylko jego życie, ale i, w jakiejś mierze, przyszłość Rosji, przyglądał mu się flegmatycznie. W obecnej sytuacji ten człowiek wydawał się jedynym, który mógł odtworzyć państwo rosyjskie. Cóż to jednak za upokorzenie dla Rosji, by rolę tę odegrał ów niedouczony adwokacina o podejrzanej proweniencji!

– Gdybym wam oddał moje kartoteki, Włodzimierzu lljiczu, bardzo słusznie uznałby mnie pan za idiotę, grzecznie mi podziękował i kazał jakiemuś pijanemu marynarzowi dźgnąć mnie w plecy. Owszem, mam kolegów, którzy wciąż jeszcze przechowują dokumenty i życzę panu udanego polowania, kiedy już się pan dorwie do szaf na Fontance. Z moich papierów została tylko sadza. Wszystko spłonęło. No, poza tym, co mam w głowie, i dzięki czemu mogę teraz panu złożyć pewną ofertę, która może przynieść pożytek całej naszej trójce.

– Trójce?

– Tak, Rosji, panu i mnie.

– Naprawdę, podobacie mi się. Będę potrzebował porządnego wywiadu. Mam już nawet kandydata na szefa – to polski szlachetka, bardzo zapalony do roboty, ale wy, wy to co innego, wy jesteście zawodowcem. Mogę was wziąć najpierw na próbę, jeśli chcecie.

Psarski uśmiechnął się.

– Myli się pan, Włodzimierzu Iljiczu. Z pańskiego punktu widzenia, wcale nie jestem zawodowcem, a w moim wieku za późno na szkolenie. Opowiem panu pewną historię. ..

Chcecie może herbaty? przerwał Lenin.

– Z przyjemnością.

Lenin szczeknął krótko:

– Nadia, herbata!

I usiadł ponownie, sprawiając wrażenie (udawane zapewne), że płonie z ciekawości. To było jak swoisty rytuał. Niektórym proponowano herbatę, innym zaś nie – w zależności od przebiegu rozmowy. Nawiasem mówiąc, w herbacie serwowanej po rosyjsku (osobno esencja i osobno wrzątek) można było łatwo przemycić truciznę. Drzwi do gabinetu się otworzyły i weszła odrażająca kobieta z tacą, na której niosła samowar, imbryk, cukierniczkę, szczypczyki do cukru filiżanki i małe ciasteczka. Zniknęła też zaraz bez słowa, wychodząc – ostentacyjnie na palcach.

W ostatniej chwili, w geście nieco spóźnionej uprzejmości, Lenin postanowił obdarzyć owo monstrum imieniem i nazwiskiem:

– To Nadieżda Konstantinowna Krupska.

Gdy to mówił, widać już było tylko obfity tyłek przedstawionej, tarasujący drzwi. Bazyl powściągnął cisnący mu się na usta uśmiech i wrócił do tematu:

– Otóż miał pan wielką admiratorkę, Elenę Dmitriewną Stasową, wielką damę, nawiasem mówiąc. Pewnego dnia aresztowano ją za działalność antyrządową. Osobiście ją przesłuchiwałem. Wie pan, co mi powiedziała zaraz na wstępie? „Nie mam zwyczaju rozmawiać z kimś, kto mi nie został przedstawiony”. Co by pan zrobił na moim miejscu? Baty na goły tyłek damulce, aż by zmieniła ton. I miałby pan rację. Tylko że, wie pan, tego rodzaju metody były zabronione. Nie, nawet nie to, że zabronione, bo przecież zawsze można zakaz obejść, one były nie do pomyślenia. Nawet – jeśli ręce nas świerzbiły. Możecie nas oskarżać o różne rzeczy, ale nigdy o tortury. Nie przyszłoby nawet panu do głowy, że moglibyśmy kogoś torturować. To był zupełnie inny świat od tego, który właśnie zaczynacie budować. My, być może, nie wierzyliśmy w te wszystkie pseudo-prawa człowieka wydumane przez rewolucję francuską, ale mieliśmy – według mnie, często niesłusznie – szacunek dla człowieka. Obojętnie, jakiego. Nie mówię, że nie stosowaliśmy kar cielesnych. Ale to były kary dla winnych, a nie metody śledcze. Dlatego też, sam pan widzi, że wytresowany w takiej szkole, nie mógłbym być wam przydatny na czele organizacji, która będzie stosowała bardzo poważne środki perswazji. Więc niech pan lepiej zatrudni swojego Feliksa Edmundowicza – bo to o nim, zdaje się, pan mówił przed chwilą? Słyszałem, że niektórzy ludzie bardzo szybko uczą się tych metod, jeśli tylko dostarczy im się odpowiednią liczbę królików doświadczalnych.

Zapadła cisza, w czasie której obaj mężczyźni – najpierw gość, a potem gospodarz nalali sobie niemal czarnej esencji i wrzątku. Lenin wziął trochę cukru, Psarski nie – w końcu te niewinnie wyglądające bryłki mogły być znaczone. Lenin skrzyżował ramiona.

– A więc?

– Powiem panu, Włodzimierzu lljiczu, jaka jest moja ocena sytuacji. Miał pan przebłysk geniuszu, używając słowa „rady”, które właściwie nic nie znaczy, a które wzbudza taki entuzjazm. A wokół nikogo, kto mógłby się z panem równać. Rząd Tymczasowy. . .

– To szambo _ dopowiedział Lenin, który lubił metafory skatologiczne.

– Mienszewicy. ..

– Tancerki z wodewilu.

– Republikanie? Tchórzliwi legaliści. Bez znaczenia.

– A więc uważa pan, że już wygraliście?

Krzaczaste brwi Lenina uniosły się pytająco.

– Niech pan przyzna – ciągnął Bazyl Psarski – sam był pan zaskoczony, z jaką łatwością carski reżim odszedł w niebyt. Ale to dlatego, że on wcale nie odszedł W niebyt. Cały front jest jeszcze wierny cesarzowi, żydowska finansjera jeszcze nie zrezygnowała z popierania reżimu, który jej gwarantuje stabilizację, lud na wsi pozostaje fundamentalnie monarchistyczny i prawosławny, a dziesiątki generałów i tysiące oficerów gotowych jest stanąć przeciw wam, jeśli tylko car odwoła abdykację, która, tak czy inaczej, jest nielegalna i bezpodstawna. Gdybym teraz oświadczył, że nie jestem już Rosjaninem, to jeszcze mogłoby mieć jakiś sens, ale gdybym stwierdził, że przestałem być mężczyzną. . .? Albo, żeby być bliższym natury rzeczy, ujmę to inaczej: skoro namaszczenie cara jest aktem tak fundamentalnym jak obrzezanie, to czy, będąc obrzezanym, mógłbym nagle oświadczyć, że nim nie jestem? Car jest carem, czy tego chcecie czy nie. Czy on tego chce, czy nie.

– Do czego właściwie zmierzacie?

– Do tego, że w najbliższych miesiącach Rosja będzie kipiała od spisków, których celem będzie nie tyle uwolnienie cara, ile zmuszenie go, by z powrotem przejął władzę. I wystarczy, że wraz z nią przejmie także pański program: „natychmiastowy pokój” i „ziemia dla chłopów”, a zostaniecie zmieceni z powierzchni ziemi równie definitywnie, jak to sami zamierzacie uczynić z pajacami z Rządu Tymczasowego. Tak, wiem, że dysponuje pan bandą pijanych żołdaków, którzy są straszakiem na burżuj ów, ale wie pan równie dobrze jak ja, że jeden porządny regiment, sprowadzony z frontu w imieniu cara, zetrze was na miazgę.

– Co więc powinniśmy zrobić?

Bazyl zdążył się już przyzwyczaić, że mu zadawano to pytanie. Tymczasem Lenin znowu usiadł koło niego, uważnie nastawiając swoje małe uszy spryciarza.

– Przyjrzyjmy się sytuacji. Planujecie, rzecz jasna, bolszewicki zamach stanu i przejęcie władzy. To się, oczywiście, spotka z opozycją. Załóżmy, że ona wygra. To nie jest niemożliwe. Kto wtedy będzie rządził państwem? Albo jakiś nieokreślony rząd republikański wyłoniony z Rządu Tymczasowego, który będzie się potykać na każdym kroku, albo Mikołaj II, przywrócony siłą na tron autokrata, który, posuwając się od ustępstwa do ustępstwa, dojdzie w końcu do jakiegoś ustroju parlamentarnego, który pasuje Rosji jak siodło krowie. Jeśli chodzi o republikanów, to nie mogę wam pomóc. Ci ludzie mnie nie interesują. Ale będziecie potrzebowali wysoko wyspecjalizowanych agentów wśród procarskich konspiratorów. Dla was to oni są najbardziej niebezpieczni.

W chwili obecnej, Włodzimierzu Iljiczu, to Mikołaj II, choć uwięziony przez tego błazna Kiereńskiego, który się barłoży w cesarskim łóżku, jest waszym jedynym godnym uwagi przeciwnikiem. Ja proponuję panu, żeby mi powierzył misję rozbrojenia jego zwolenników. Kimkolwiek by oni byli.

– A ja myślałem, że jesteście monarchistą.

– Nie chcę monarchii, która się ośmiesza, lub którą się znieważa. Wolę ją martwą. Ale Rosja potrzebuje państwa. Rozumie pan? Za wszelką cenę.

Minęło kilka sekund.

– Rozumiem – odparł Lenin i siorbiąc, wypił łyk niemal czarnej herbaty.