Pierwszym z rozmówców jest Dymitr (Dimitrije) Ljotić (1891-1945), chrześcijański nacjonalista, serbski działacz polityczny oraz przywódca ruchu o nazwie Jugosłowiański Ruch Narodowy „Zbor”. (Jugoslovenski narodni pokret Zbor; zbor – wspólnota, sobór), adwokat z profesji. https://www.nacjonalista.pl/2020/07/31/dimitrije-ljotic-polityczny-zolnierz-serbskiego-nacjonalizmu/ Drugim jest żydowski nacjonalista (syjonista), prezentujący ciekawe podejście do zagadnienia antysemityzmu, a który pozostaje postacią anonimową.
Dialog został opublikowany w numerze 36 tygodnika „Prosto z Mostu” z 1936 r. w przekładzie na polski dokonanym przez Dragutina (Drago) Jaksicia, innego z członków ruchu „Zbor”.
Zwracam uwagę na datę ww. publikacji, która przesądza o tym, iż dialog nie jest obciążony kontekstem dramatu Żydów czasu II wojny, jak i innych zdarzeń z lat powojennych (zaleta). Natomiast wadę tekstu o tak znacznej odległości w czasie stanowi pewna archaiczność składni, ortografii oraz określeń, co zapewne jest udziałem tłumacza, a które zdecydowałem się uwspółcześnić. Jeśli jednak ktoś preferuje lekturę bez tego rodzaju ingerencji, może bez większego trudu dotrzeć do treści wywiadu w jego wersji oryginalnej.
*******
Odpowiedź Dymitra Ljoticia na zapytanie rozmówcy, czy jest antysemitą.
– Nie jestem antysemitą. Uważam, że nie jest to właściwe określenie. Natomiast w stosunku do Żydów jestem ostrożny i myślę, że taki brak zaufania jest uzasadniony, a także potrzebny. Ponadto uważam, że Żydzi stanowią pewnego rodzaju fenomen rasowo-biologiczny i religijno-socjologiczny. Obserwując ten fenomen, nie mogę pozbyć się dla nich uczucia podziwu. Oto bowiem, z wszystkich ras i narodów, wy, Żydzi, zdołaliście zachować największą spójność. Ten fenomen staje się jeszcze bardziej wyrazisty, gdyż już od bardzo dawna zostaliście rozproszeni pomiędzy narodami, pomimo to nadal jesteście postrzegani bardziej jako jedna wielka rodzina, niż osobny naród. Wasza spójność podtrzymywana jest przez małżeństwa wyłącznie pośród swoich. Mimo zakazu mieszania krwi z innymi, nie sposób u was dostrzec śladów degeneracji rasowej, a nawet jakby przeciwnie. Inne rasy, gdyby przyszło im egzystować w podobnych warunkach, wykazywały by widoczne cechy dezintegracji. A wy nie okazujecie objawów zmęczenia, choć żyjecie w rozproszeniu po świecie. Zapomnieliście swego języka, mówicie wszystkimi językami poza własnym. Ale zachowaliście, na ile to możliwe, waszą wiarę i wasze zwyczaje. Moją opinię formułuję przez porównanie z innymi narodami, które w takiej sytuacji roztopiłyby się w obcym otoczeniu, wy jednak potrafiliście zachować nienaruszony fundament narodowej odrębności.
– Wasz praojciec Jakub walczył przez cała noc z Aniołem Pańskim, lecz nie został pokonany. Został natomiast kaleką. Przykład ten przybiera na ostrości przy retrospektywnym spojrzeniu na waszą historię. Dwudziestowiekowa tułaczka, która rozgrywała się jakby jednocześnie na niebie i na ziemi, wytworzyła wasze legendy pozwalające wam przetrwać, chociaż uczyniła was kalekami.
– Dla chrześcijan, wasza historia i wasza religia są częściami składowymi ich religii. Jeśliby uznać wasze księgi za fałszerstwo, jednocześnie utracą wiarygodność i święte księgi chrześcijan. Wasze księgi osądzają was. Wiele lat przed waszym wygnaniem napisano w nich, że przyjdzie Mesjasz i że go nie przyjmiecie. I dlatego zostaniecie odtrąceni i rozwiani jak proch po świecie, że stracicie swą ziemię i swych królów. To wszystko się ziściło. Ale wy nosicie ze sobą te księgi, które was oskarżają, uważacie je za największą świętość, przechowujecie je i zazdrośnie ich strzeżecie. Gdyby te księgi chwaliły was, a nie ganiły i osądzały, to gdybyście wówczas nosili je ze sobą i uznawali za świętość, nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak dogadzałyby waszej próżności. Ale tak, jak jest, te księgi i wy sami zaświadczacie o Chrześcijaństwie. Pomimo tego zmuszony jestem uznać, że nieufność wobec Żydów musi pozostać do czasu, aż okaże się, że jest nieuzasadniona i dłużej niepotrzebna. I osądź sam, czy nie mam po temu ważnych powodów.
– Żydzi są narodem bardzo religijnym, co więcej uważają, iż są narodem wybranym i że ten wybór nie ma znaczenia przenośnego, ale dosłowne. Jest to głównym powodem tego, że trzymają się kurczowo swojej wiary, stosując się ściśle do jej reguł. Jednocześnie najwybitniejszymi przedstawicielami materialistycznej i ateistycznej ideologii są ludzie pochodzenia żydowskiego.
– Żydzi są narodem strzegącym swojej odrębności i zamkniętym na kontakty z innymi narodami, stąd bardzo trudno zostać członkiem ich społeczności. Ale tak się składa, że najgorętszymi głosicielami internacjonalizmu okazują się reprezentanci tej wspólnoty.
– Żydzi rygorystycznie kultywują własne zasady życia rodzinnego, a jednocześnie najostrzejsze ataki propagandowe na rodzinę są autorstwa osób pochodzenia żydowskiego.
– Żydzi przywiązują nadzwyczajną wagę do pieniędzy i wartości materialnych, największe znaczenie ma dla nich kumulowanie bogactwa. Ale jednocześnie ich intelektualiści zaciekle atakują tak kapitalizm jak i samą własność prywatną.
– Żydzi mają dla swoich potrzeb odrębny wzorzec moralny, natomiast wobec innych nacji (gojim; przypis S.O.) ich nie stosują, a co więcej, znajdują religijne uzasadnienie dla takiego postępowania.
-Zatem gdy weźmie się pod uwagę wskazane przykłady świadczące o tym, iż Żydzi z w stosunku do swojej rodziny, swojej nacji i swojej religii zachowują jeden sposób postępowania, a zupełnie przeciwny wobec obcych rodzin, nacji i religii, nasuwa się wniosek, że stanowią oni czynnik destrukcyjny w społeczeństwie, w którym się znajdują i żyją.
– Żydzi w historii swojego wygnania, gdziekolwiek przebywali, napotykali na niedowierzanie, nieufność, a także nienawiść. A ze względu na identyczność podobnych odczuć pośród rozmaitości narodów, nasuwa się wniosek, że obiektywnie powód tego musi tkwić w samych Żydach. A to generuje podejrzenie, że istnieje międzynarodowy, tajnie zorganizowany spisek żydowski, skierowany na destrukcję społeczeństw, wśród których oni żyją.
Odpowiedź syjonisty, który w żadnym momencie nie przerywał wypowiedzi D. Ljoticia
– W zasadzie pańskie wywody są trafne, a nie zdając sobie z tego sprawy jest pan syjonistą. Skoro znacie żydowska historie, nie mogła wam umknąć uwagi, że Żydzi, do chwili wygnania, byli rolnikami i rzemieślnikami. A wszyscy wiedzą, czym zajmują się dzisiaj. Oprócz tego, co Żydzi zachowali na wygnaniu ze swojej tradycji, jednocześnie coś zagubili. Zmienili bowiem swoją duszę. Zmiana egzystencji wywołana wygnaniem musiała nieuchronnie spowodować głębokie zmiany w ich duszy (bardziej precyzyjnie: duchowości; przypis S.O.). Tylko naszemu narodowi zasady religijne zabraniają kultu zmarłych. Wszystkie inne narody kult ten odgrywa wielka rolę, podczas gdy Żydom zabrania się upiększania i remontowania grobów, zabrania chodzenia na cmentarz za wyjątkiem jednego dnia w roku. A nawet od tego obowiązku można pod byle pretekstem zostać zwolnionym. Modlitwy za zmarłych możemy bowiem odmawiać w każdym miejscu. Oczywiście, inaczej było wówczas, gdy Żyd mieszkał na własnej ziemi (we własnym kraju; przypisS.O.). Było tak samo jak wszędzie dokoła. Ale co można zrobić na wygnaniu z kultem zmarłych? Ten, kto gdzieś ma swój cmentarz, przywiązany jest do tego kawałka świata. Każda inna nacja, oprócz Żydów, ma taki kawałek ziemi. Bo Żyd musi być ostrożny oraz przygotowany do szybkiej zmiany miejsca pobytu. Dlatego musi być także wolny od przywiązania do cmentarza.
– Wspomniałeś, że Żyd dąży do gromadzenia bogactwa. Ale można zauważyć, że nie koncentruje się na inwestowaniu w nieruchomości. Nieruchomość niezbyt nadaje się do spekulacyjnego szybkiego obrotu kapitałem. Ponadto istnieje podobna przyczyna jak omówiona w przypadku cmentarza. Co pocznie Żyd z nieruchomością w kraju, w którym jego pobyt jest obarczony niepewnością? Dlatego woli mienie ruchome typu złoto, papiery wartościowe, weksle dłużne lub temu podobne aktywa.
– Nie podejmę się rozstrzygania kwestii, czy Żydzi w każdym przypadku byli winni wywołaniu wrogiego stosunku do nich. Na pewno była w tym po części i ich wina. Ale nawet gdyby tak było w istocie, to naród tak ciężko doświadczany przez długie wieki, musiał w stosowny sposób zacząć siebie postrzegać w kontekście innych. U podstaw tego legły głębokie pokłady strachu, goryczy i poczucia niewoli. Ponadto z konieczności zmiana zajęcia zawodowego i form kultu religijnego. A odczuwając wrogość otoczenia i swoją słabość, czyli w poczuciu stałego zagrożenie egzystencji, niejako w ramach samoobrony doszli do wniosku, że jedynym dla nich ratunkiem będzie słabość wrogiego im otoczenia. Stali się zatem dla tego otoczenia czynnikiem dążącym do jego rozkładu i destrukcji.
– Ale ten kij ma też drugi koniec, bo w ten sposób Żydzi stawali się elementem niebezpiecznym nie tylko dla otoczenia, ale i dla samych siebie. Brnięcie w opisany mechanizm powoduje, że coraz bardziej oddalają się również od zasad własnej religii i tradycji. Z tego względu syjonizm dąży do radykalnej zmiany obecnych uwarunkowań żydowskiej egzystencji, czyli ponownego związania Żydów z ziemią ich pochodzenia. Jest to warunek odbudowy psychiki żydowskiej (duchowości; S.O.), zagubionej w trakcie wieków wygnania. Syjonizm zatem stanowi ratunek nie tylko dla Żydów, ale także innych społeczeństw, które w ten sposób może wyzwolić od obcego i niechcianego przez nich elementu, który na zasadzie akcji i reakcji musi na te społeczeństwa oddziaływać. Dlatego błędem jest potępianie syjonizmu bądź traktowanie go jako kwestii wyłącznie żydowskiej. Syjonizm bowiem oferuje jedyne całościowe, praktyczne i humanitarne rozwiązanie obecnej „kwestii żydowskiej”.
(21 marca 2016 roku. Przemówienie kandydata na fotel prezydenta USA Donalda Trumpa podczas konferencji amerykańsko-żydowskiej organizacji AIPAC. Fot. Joshua Roberts / Reuters / Forum)
Władze Izraela, prowadząc walkę z Hamasem, który zaatakował ten kraj w październiku 2023 roku, wszczęły szeroko zakrojoną ofensywę. Uderzyły nie tylko we wrogich bojowników na terenie Gazy. Zwróciły się także przeciwko innym organizacjom militarnym mającym jakikolwiek związek z władzami w Teheranie, a także w sam Iran. Decydenci polityczni na czele z premierem Benjaminem Netanjahu wstrząsnęli całym Bliskim Wschodem. Wciągnęli w „wojenne awanturnictwo” – jak się o ich polityce wyrażają niektórzy amerykańscy eksperci – między innymi Stany Zjednoczone. Uruchomili przy tym siejący agresywną propagandę szeroki ruch syjonizmu chrześcijańskiego.
Obecnie, gdy wzmaga się krytyka heretyckich z punktu widzenia katolicyzmu mesjanistycznych ideologii, którymi kieruje się rząd w Tel Awiwie, bezkrytycznie wspierające go środowiska uruchamiają inicjatywy legislacyjne zakazujące kwestionowania polityki tego państwa jako przejawu antysemityzmu. Jednak, jak zwykle w takich przypadkach, gdy próbuje się narzucić cenzurę państwową, efektem będzie jeszcze więcej zła i wzmożenie niechęci do Żydów. A przecież na jej rozbrojeniu powinno zależeć izraelskim politykom oraz ich sprzymierzeńcom.
W niedzielę 22 czerwca, gdy już wiadomo było o zbombardowaniu przez Amerykanów kilku obiektów nuklearnych Iranu, papież Leon XIV mówił podczas modlitwy Anioł Pański: „Ludzkość woła i błaga o pokój”. Ojciec Święty zaapelował o zakończenie „tragedii wojny”, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, przypominając, że wojna jedynie wzmacnia problemy i zadaje głębokie rany, nie przynosząc trwałych rozwiązań.
Wyjaśnił, że wołanie o pokój „wymaga odpowiedzialności i rozsądku, i nie może zostać zagłuszone przez ryk broni lub retoryczne słowa, które podżegają do konfliktu”.
Jednak, następca świętego Piotra nie ograniczył się jedynie do kierowania apeli o pokój. Wezwał każdego członka społeczności międzynarodowej do podjęcia moralnej odpowiedzialności za „powstrzymanie tragedii wojny, zanim stanie się ona nieodwracalną otchłanią”. Stawką jest bowiem – jak wskazał, godność człowieka – a „żadne zwycięstwo militarne nie zrekompensuje bólu matki, strachu dziecka ani skradzionej przyszłości”.
Leon XIV podobnie jak niegdyś Benedykt XV wyraził nadzieję, że zgiełk broni ucichnie. Wezwał do podjęcia zabiegów dyplomatycznych, które „uciszą broń”, by narody mogły budować swoją przyszłość „dziełami pokoju, a nie przemocą i krwawymi konfliktami!”.
Po bombardowaniach USA i atakach Izraela, 23 czerwca prezydent Donald Trump ogłosił – w imieniu Izraela i Iranu – zawieszenie broni, które jeśli przetrwałoby 24 godziny miałoby ostatecznie zakończyć 12-dniową wojnę.
Czy w obecnej sytuacji jest możliwe pokojowe ułożenie relacji Izraela z innymi państwami i narodami? Nawet, gdyby twierdzono, że byłoby to niemożliwe dopóty, dopóki nie zostaną zabici wszyscy „terroryści”, to jednak politycy powinni dołożyć wszelkich starań, aby ucywilizować te stosunki, by były one przynajmniej znośne – a nie angażować całego świata w kolejną rzeź.
Krytyka Izraela to antysemityzm
Póki co, Tel Awiw mierzy się z ogromną krytyką. Zwolennicy Izraela w niektórych państwach chcą ją uciszyć, walcząc za pomocą regulacji zakazujących „antysemityzmu”. Przykładowo, brazylijski deputowany Eduardo Pazuello właśnie zaproponował projekt ustawy 472/2025, który poważnie zaniepokoił dziennikarzy, naukowców, organizacje pozarządowe. Ma on bowiem na celu włączenie do prawa krajowego roboczej definicji tego zjawiska sformułowanej przez Międzynarodowy Sojusz na rzecz Pamięci o Holokauście (IHRA). Generalnie propozycja jest przedstawiana jako narzędzie do walki z nienawiścią. Sceptycy obawiają się jednak, iż zrówna wszelką krytykę polityki rządu Izraela z antysemityzmem. Przewiduje, że każdy akt, który „bezpośrednio lub skrycie kwestionuje prawowitość państwa Izrael lub minimalizuje powagę Holokaustu, będzie surowo karany”. Jak ostrzegają eksperci, ten niejasny zapis może stać się instrumentem dla uciszania krytyki izraelskich działań wojskowych, szczególnie w obliczu trwającego „ludobójstwa” w Strefie Gazy. Chodzi o kampanię wojskową IDF w Gazie, która polega na bezładnym bombardowaniu, przymusowych przesiedleniach i systematycznych atakach na ludność cywilną oraz infrastrukturę palestyńską. Międzynarodowy Trybunał Karny, który wydał m.in. nakaz aresztowania premiera Izraela, uważa, że zarzuty dotyczące „ludobójstwa” w Gazie są wysoce uprawdopodobnione.
Uciszanie krytyki Izraela w Brazylii już się odbywa poprzez prześladowania sądowe i kampanie oszczerstw w mediach. Podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, tak w Brazylii próbuje się wyciszyć i osłabić ekspresję polityczną na kampusach i wszelkie głosy solidarności z Palestyńczykami wyrażane przez ideologicznie zaangażowanych artystów, ale nie tylko.
Luciana Genro, brazylijska deputowana stanowa (PSOL-RS) i potomkini ocalałego z Auschwitz, została pozwana za „antysemityzm” po potępieniu działań Izraela w Strefie Gazy. Straciła pracę w TV Pampa i wezwano ją przed Komisję Etyki Zgromadzenia Ustawodawczego Rio Grande do Sul po naciskach ze strony lokalnych grup syjonistycznych oraz skrajnie prawicowych parlamentarzystów.
Podobnie, profesor Salem Nasser, krytycznie odnoszący się do polityki Izraela, jest celem liderów biznesu i przedstawicieli CONIB oraz Federacji Izraelitów w São Paulo od 2023 r., którzy wywierają naciski na jego rodzimą uczelnię, aby go ocenzurowała lub usunęła.
Radna Kurytyby Ângela Machado również została pozwana przez prawicowego kolegę, któremu nie spodobała się krytyka zbrodni wojennych w Palestynie. Sprawa została oddalona i kobieta wykorzystała „incydent” do obrony otwartej debaty na temat skutków ideologii syjonistycznej. Mówi, że „syjonizm to ideologia etnicznej supremacji, której nie można zaakceptować nigdzie na świecie”.
Cláudia Assaf, brazylijska dyplomatka, która potępiła „czystki etniczne Palestyńczyków”, także mierzyła się z oskarżeniami. Ostatecznie sąd federalny oddalił sprawę, wskazując, że w kraju próbuje się narzucić cenzurę.
Dopiero co zaproponowana ustawa 472/2025 wprowadza daleko idące ograniczenia prawne dotyczące wypowiedzi na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Potencjalnie może usytuować Brazylię wśród krajów, w których ze względu na priorytety dyplomatyczne rządzących, może dojść do podważenia podstawowych praw obywateli.
Jednak, jak przekonuje Brazylijska Konfederacja Izraelitów (CONIB), ustawa jest konieczna w celu zwalczania rosnących nastrojów antyżydowskich. Argumentują, że krytyka Izraela często przeradza się w jawne uprzedzenia i dlatego muszą pojawić się zabezpieczenia prawne, aby rozgraniczyć „uzasadniony dyskurs polityczny od mowy nienawiści”.
Niebezpieczny ruch „chrześcijańskiego syjonizmu”
Znacznie poważniejsze niż nawet wprowadzanie ustaw zakazujących krytyki Izraela – w tym w szczególności syjonizmu, co zaproponowała amerykańska Heritage Foundation, inicjując w 2024 roku projekt „Estera” – jest przekonywanie ludzi jakoby wszczynanie agresji motywowane chęcią przyspieszenia przez Izrael Armagedonu miało być zgodne z chrześcijańską nauką.
Obecny konflikt Izraela z Hamasem, działania w odniesieniu do Libanu czy Iranu unaoczniają, jak bardzo niebezpieczny jest ruch teologiczny chrześcijańskiego syjonizmu i budowana równocześnie i skrupulatnie sieć politycznego wsparcia Izraela. Poprzez krzewienie mesjanistycznych idei prowadzi ona na manowce ludzi wierzących.
Oto amerykańscy ewangelikanie – po ataku Izraela i USA na cele irańskie – głoszą, iż nadchodzi właśnie kres czasów. „Niektórzy chrześcijańscy przywódcy uważają, że atak Izraela na Iran, zwłaszcza jego uderzenie z 13 czerwca i zaangażowanie Ameryki w wojnę, przygotowały grunt pod dni ostateczne. Dni ostateczne od dawna są powszechnie akceptowaną chrześcijańską wiarą w ostateczny globalny konflikt z udziałem Izraela, który poprzedzi powrót Mesjasza, Jezusa z Nazaretu” – donosił portal Newsmax.com tuż po bombardowaniu przez Amerykanów domniemanych obiektów nuklearnych w Iranie.
„Wkraczamy w ostatnie dni ostateczne” – ogłosił ewangelista i prezenter telewizyjny Sid Roth w wywiadzie dla Newsmax. Program Rotha „It’s Supernatural!” jest oglądany przez chrześcijan na całym świecie.
Bibliści i powołujący się na swą wiarę chrześcijańską komentatorzy, tacy jak pastor James Kaddis i Greg Laurie sugerują, że konflikt między Izraelem a Iranem jest zgodny z treścią Księgi Ezechiela (38–39), opisującej koalicję dowodzoną przez Magoga. Ten ostatni często utożsamiany jest z Rosją, zaś wspomniane wrogie porozumienie obejmować miało Persję, atakującą w dniach ostatnich Izrael.
Portal dodał, że „Teleewangelista John Hagee od dawna twierdził, że irański program nuklearny jest punktem zapalnym”, a w bestsellerowej książce pastora Hagee z 2005 roku pt. „Jerusalem Countdown: Prelude to War” można przeczytać, że „nadchodzące starcie nuklearne z Iranem jest pewne”. Dwie dekady temu pastor ostrzegał: „Bitwa o Jerozolimę już się rozpoczęła. Ta wojna wpłynie na każdy naród na Ziemi, w tym Amerykę i wpłynie na każdego człowieka na planecie Ziemia”.
Innym często cytowanym przez chrześcijańskich syjonistów wersetem jest zapis z Księgi Zachariasza (12, 2–3). Opisuje on Jerozolimę jako „upijającą czarę” i „ciężki głaz” dla wszystkich sąsiadujących z nią narodów, które wszystkie zwrócą się przeciwko Izraelowi w czasach ostatecznych.
Chrześcijańscy syjoniści mówią o globalnej opozycji wobec Izraela, mającej być preludium do ogromnego konfliktu. Mieszkający na terenie „państwa położonego w Palestynie” poczytny autor i komentator Joel Rosenberg sugeruje, że obecnie spełniają się proroctwa Ezechiela i można spodziewać się dwóch scenariuszy: zjednoczenia Iranu z Rosją lub sojuszu narodów w celu ataku na Izrael.
Inni przewidują wielki konflikt między Izraelem a Iranem, a kolejni sugerują, że dojdzie do pełnowymiarowej wojny światowej z udziałem m.in. USA, Chin i Rosji.
Ewangelikalni judeo-entuzjaści przekonują, że gdyby nie doszło do zbombardowania irańskich obiektów, „rak rozprzestrzeniłby się na cały świat”.
Tego typu „proroctwa”, wygłaszane przez różnych zaangażowanych politycznie syjonistów chrześcijańskich, powodują ogromne szkody i są niebezpieczne.
„American Diplomacy” o groźnym sojuszu konserwatywnych chrześcijan i stronników Izraela
Już w kwietniu 2004 roku magazyn „American Diplomacy” opublikował artykuł na temat „wpływu chrześcijańskiego syjonizmu na politykę amerykańską” emerytowanego starszego oficera Foreign Service, Billa Dale’a. Spędził on trzydzieści lat w zagranicznej służbie dyplomatycznej. Pełnił między innymi obowiązki w Kopenhadze, Ottawie, Paryżu, Londynie, Ankarze czy Tel Awiwie. Był wysłannikiem USA w Republice Środkowoafrykańskiej w latach 1973 – 1975.
Wspomniane tu pismo wydawane jest dzięki współpracy redakcji z University of North Carolina – Chapel Hill’s College of Arts and Sciences i Curriculum in Peace, War and Defense oraz z Triangle Institute for Security Studies. Pisują tam praktycy i naukowcy zajmujący się stosunkami międzynarodowymi oraz dyplomacją.
Publikując tekst Dale’a, redakcja „American Diplomacy” nie tylko zastrzegła, iż są to prywatne opinie autora i nie ponosi za nie odpowiedzialności. Zamieściła jednocześnie krótkie zdanie o tym, że Dale „przygląda się polityce tego, co wydaje się mało prawdopodobnym sojuszem konserwatywnych chrześcijan i stronników interesów Izraela. Zwraca uwagę na starożytne korzenie nowego ruchu”.
Rzeczywiście, mniej więcej od tego czasu, gdy ukazała się publikacja, władze izraelskie zintensyfikowały „dyplomację opartą na wierze” (faith-based diplomacy). Starały się pozyskać poparcie osób wierzących dla swojej bezprawnej polityki w Strefie Gazy. Chodzi m.in. o okupowane od 1967 r. tereny Zachodniego Brzegu. Tel Awiw zainicjował tworzenie tak zwanych kaukusów, czyli grup lobbystycznych, których obecnie naliczyć można ponad 50 w parlamentach różnych krajów na świecie. Akcja objęła polityków różnych partii bezwzględnie popierających działania tego państwa.
Następnie Izrael zajął się ruchem „chrześcijańskiego syjonizmu”, który rozwija się „w dużej mierze wśród chrześcijan pochodzenia nieżydowskiego, popierających prawo narodu żydowskiego do powrotu do Ziemi Obiecanej…”.
Jak zaznaczył Dale, „ostatnio uznane źródło poparcia dla Izraela w Stanach Zjednoczonych pomaga w tworzeniu politycznej potęgi o takiej sile, że wraz z organizacjami żydowskimi wyniosło amerykańską politykę poparcia dla Izraela niemal ponad publiczną dyskusję. Mam na myśli chrześcijańskich syjonistów, konserwatywnych chrześcijan, w dużej mierze protestantów, którzy całym sercem popierają Izrael i sprawę tego narodu”. Autor sam zadał sobie pytanie, jak to jest możliwe, że powstało tak „pozornie nieprawdopodobne partnerstwo”? Przypomniał o filozoficznych korzeniach chrześcijańskiego syjonizmu. Mają one sięgać czasów starożytnych i wiązać się z „odwieczną wiarą w epicką walkę między siłami dobra i zła oraz przeczuciem, że świat wkrótce się skończy”. Przypomniał wczesnych hebrajskich proroków, nauczanie Jezusa Chrystusa, „mieszkańców Qumran, których pisma przepowiadały straszliwą walkę dobra ze złem. Jasnowidze uważali, że świat ich czasów jest grzeszny, ale po wielkiej walce wyłoni się wiek dobroci rządzony przez boga. Uważali, że nie ma szarej strefy, która pozwalałaby na kompromis między dobrem a złem. Trwałość tych przekonań jest tak wielka, że są z nami nadal po 2000 latach i stanowią system korzeniowy przekonań dzisiejszych chrześcijańskich syjonistów”.
Autor prześledził te idee na przestrzeni wieków, mieszając nauczanie Kościoła katolickiego z późniejszymi nurtami odrodzenia, w tym z nauczaniem Girolamo Savonaroli z XV wieku z Janem z Lejdy z XVI wieku czy z ideami Sabbataja Cwi i Natana z Gazy z XVII wieku, którzy wspominali o tym, że świat żydowski wrze w oczekiwaniu na przyjście Mesjasza i ponowne pojawienie się świątyni.
Jednak, to angielscy osadnicy, purytanie, którzy przybyli do Ameryki Północnej z przekonaniem, że nawrócenie Żydów na chrześcijaństwo będzie błogosławieństwem dla całego świata, rozwijali mesjanistyczne koncepcje, głosząc rychły koniec świata i powrót Chrystusa. Niektórzy sugerowali, że miał on nastąpić 21 marca 1843 roku, a ponieważ nic takiego nie miało miejsca, zwolennicy niejakiego pastora Millera doświadczyli „wielkiego rozczarowania”.
Autor nie ma wątpliwości, że „wiodącym źródłem” chrześcijańskiego syjonizmu była Anglia i ogromne zasługi w tym zakresie ma John Nelson Darby, który „stworzył doktrynę „dyspensacjonalizmu”, w której powrót Żydów do Palestyny odgrywał główną rolę. Często podróżował do Stanów Zjednoczonych i pomógł ukształtować poglądy takich przywódców ewangelikalnych, jak Dwight Moody, James Brookes i William Blackstone”.
„Ruch syjonistyczny mógłby jednak nigdy nie odnieść sukcesu, gdyby grupa brytyjskich polityków nie podjęła sprawy powrotu Żydów do Palestyny. Lord Shaftsbury promował tę sprawę w XIX wieku. Po nim czynili to: Lord Palmerston, David Lloyd George i wreszcie Lord Balfour, który zapewnił oficjalną podstawę dla żydowskiej imigracji do ojczyzny przodków, wydając słynną Deklarację z 1917 roku. W działaniach tych mężów stanu odmiana idealizmu łatwo mieszała się z praktyczną polityką” – czytamy.
Chrześcijański syjonizm rozwijał się szybko pod koniec XIX wieku, a największe znaczenie zyskali premilleniści, którzy „postrzegają przyszłość w kategoriach apokaliptycznych, z walką dobra ze złem i powrotem Chrystusa, po którym nastąpi tysiąclecie jego panowania”. Z kolei postmilleniści „wierzą jednak, że drugie przyjście Chrystusa nastąpi dopiero po tysiącleciu. Niektórzy koncentrują się szczególnie na odbudowie świątyni i przywróceniu kapłaństwa”.
Dale komentuje następnie: „Najbardziej przekonujące punkty chrześcijańskiego syjonizmu zakładają, że Izrael ma pierwszorzędne znaczenie; że Żydzi ostatecznie nawrócą się na chrześcijaństwo i że przyszłość świata nie dopuszcza żadnych stanowisk pośrednich, które wskazują na kompromis. Nie może być żadnych półśrodków, a ci, którzy opowiadają się za kompromisem, stają po stronie wroga” – podkreślał były dyplomata w 2004 r.
I wydaje się, że właśnie to jest źródło dzisiejszego kryzysu na Bliskim Wschodzie. Władze Izraela nie chcą słyszeć o żadnym kompromisie i robią wszystko, by storpedować wszelkie dyplomatyczne /„kompromisowe” rozwiązania kryzysu na Bliskim Wschodzie.
Pierwszą prezydenturę Donalda Trumpa chwalono – nie tylko po prawej, ale i po lewej stronie sceny politycznej w USA – za doprowadzenie do zawarcia Porozumień Abrahamowych, które inicjowały proces pokojowego ułożenia stosunków Tel Awiwu z państwami islamskimi. Jednak, jak się można dziś przekonać, najbardziej zajadłe grupy chrześcijańskich syjonistów w Izraelu oraz najbardziej radykalni spośród tamtejszych rządzących nigdy nie pogodzili się z takim rozwiązaniem. Dzisiejsze elity nie chcą słyszeć o żadnym kompromisie.
Dale kontynuował analizę, przypominając, że powstanie państwa Izrael w 1948 roku dało „ogromnego [pozytywnego] kopa” chrześcijańskim syjonistom, którzy uważali to za spełnienie biblijnych proroctw. Z kolei zwycięstwo Izraela w wojnie sześciodniowej 1967 roku wydawało im się triumfem dobra nad złem; trumfem, dzięki któremu całe miasto Jerozolima znalazło się pod kontrolą Żydów. „Wielu skrajnie prawicowych konserwatystów dołączyło do chrześcijańskich syjonistów i żydowskich syjonistów, aby utworzyć potrójny sojusz polityczny o rosnącej sile, ponieważ wydarzenia zdawały się potwierdzać ważną rolę, jaką Izrael odegra w przyszłości ludzkości, jak przewidziano w Starym Testamencie” – czytamy.
Jednak – i to należy podkreślić – „chrześcijańscy syjoniści nie akceptują wypowiedzi Chrystusa i innych wczesnych przywódców chrześcijańskich, którzy krytykują praktyki Starego Testamentu. Zamiast tego projektują praktyki i proroctwa Starego Testamentu na dzisiejszy świat. W związku z tym czczą Żydów jako wybrany lud Boży z boskim prawem do wszystkich ziem obiecanych Żydom w Starym Testamencie. Terytorium Wielkiego Izraela, całe miasto Jerozolima i odbudowana świątynia stały się głównymi obiektami uwagi chrześcijańskich syjonistów. Odbudowana świątynia wymagałaby zainstalowania starożytnego kapłaństwa i wznowienia praktyk takich jak składanie ofiar ze zwierząt. Hal Lindsey, najpopularniejszy chrześcijański autor syjonistyczny naszych czasów, napisał, że spodziewa się, że Żydzi przejmą Wzgórze Świątynne i rozpoczną odbudowę świątyni bardzo szybko” – napisał Dale.
Wydaje się, że w 2004 roku właściwie przewidział on przebieg zdarzeń. Wspomniał najbardziej znanych chrześcijańskich przywódców syjonistycznych, do których należał Jerry Falwell, pastor i twórca Baptist Liberty University w Lynchburgu w stanie Wirginia, z ponad 10 tysiącami uczniów. Protestancki lider sponsoruje kanał telewizyjny Liberty Broadcasting Network i Old Time Gospel Hour z 350 stacjami. Jest założycielem Moral Majority, a ponieważ „bardzo przyciągał uwagę opinii publicznej”, to „rząd Izraela wyposażył go w odrzutowiec Lear, aby pomóc mu szerzyć jego orędownictwo na rzecz Izraela”. Falwell miał obiecać „zmobilizowanie 70 milionów Amerykanów do promowania sprawy Izraela”.
Także Pat Robertson, prezes Christian Broadcasting Network i lider Christian Coalition oraz Hal Lindsey to „prominentni liderzy chrześcijańskiego syjonizmu, którzy wykorzystują religię do celów politycznych. Drugi z wymienionych w 1970 roku opublikował bestsellerową książkę „The Late Great Planet Earth”, mówiącą o pojawieniu się antychrysta, powstaniu Izraela, powrocie Chrystusa, Armagedonie, zwycięstwie dobra nad złem, odbudowie świątyni i nadejściu ery pokoju oraz sprawiedliwości. Przewidywał, że kulminacja tych wydarzeń miała nastąpić w 1988 roku. Dale komentuje: „Na szczęście główna siła zła, Związek Sowiecki, upadł mniej więcej w tym czasie, więc walka ustała”. Ale „świat arabski zastąpił ZSRS jako główną siłę zła, a walka trwa nadal, z nowym antagonistą. Przejście z drugiego do trzeciego tysiąclecia wyznacza kolejną pomyślną datę końca naszego świata. Niektóre grupy prawdziwych wyznawców apokaliptycznej interpretacji historii wspięły się na szczyty wzgórz, by oczekiwać tego wydarzenia. (…) Chrześcijańscy syjoniści wierzą, że będziemy żyć w okresie wzrastającej przemocy w miarę postępu epickiej walki. Ludzie, którzy naprawdę wierzą i prowadzą moralne życie, mogą jednak uniknąć tej przemocy i zostać porwani do nieba. Pozostali będą cierpieć, gdy przemoc się nasili. Środki łagodzące, takie jak proponowana przez prezydenta Busha „Mapa drogowa” w celu rozwiązania konfliktu arabsko-izraelskiego, ich zdaniem jedynie zaciemni jasną sprawę dobra i zła, i może odebrać terytorium, które legalnie należy do Izraela. Przywódcy chrześcijańskich syjonistów zachęcają do osadnictwa izraelskiego na Zachodnim Brzegu wbrew długotrwałej polityce USA. Organizują Żydom z innych krajów przeprowadzkę do osiedli i pomagają finansować zakładanie nowych osiedli. (…) Podobnie, chrześcijańscy syjoniści sprzeciwiają się propozycjom uczynienia Wschodniej Jerozolimy stolicą Palestyny lub zorganizowania wspólnej czy międzynarodowej administracji miasta” – wskazywał Dale.
Autor uważał, że „kampanie chrześcijańskich syjonistów mające na celu wpłynięcie na politykę prezydencką rozpoczęły się w dużym stopniu od kampanii Ronalda Reagana w 1980 r., kiedy to przyłączyli się oni z dużym rozgłosem do wysiłków na rzecz wypromowania go (…). Nowy prezydent szybko wprowadził chrześcijańskich syjonistów, takich jak Falwell, Robertson i Hal Lindsey, do Białego Domu, w tym na przywódców kongresu i kraju. Sponsorował grupy dyskusyjne, które dały chrześcijańskim syjonistom okazję do reklamowania swoich przekonań i swojej władzy”.
Dale dodaje, że „prezydenci Bush Senior i Clinton nie mieli takich samych stosunków z chrześcijańskimi syjonistami jak ich poprzednicy, chociaż różne pro-izraelskie lobbies pomogły im utrzymać się na ścieżce ogólnie korzystnej dla Izraela”.
Co istotne, rozwój opisywanego tu nurtu przyspieszyła konferencja polityczna AIPAC (American Israel Public Affairs Committee) z 1995 roku. Tam właśnie „wykuto ważne ogniwo w rozwoju chrześcijańskiego syjonizmu”. „Do tego czasu wielu ewangelicznych chrześcijan sprzeciwiało się organizacjom żydowskim, ponieważ uważali, że Żydzi są zbyt liberalni i przyczyniają się do obniżenia standardów moralnych narodu. Stare przekonanie, że Żydzi są odpowiedzialni za śmierć Chrystusa, przetrwało również w niektórych kręgach ewangelicznych. Jednak w tym momencie żydowscy przywódcy i zwolennicy Izraela zdali sobie sprawę, że aby realizować własne, dotyczące go cele, potrzebują pomocy organizacji ewangelikalnych. W związku z tym zaprosili do wzięcia udziału w konferencji Ralpha Reeda, dyrektora wykonawczego Christian Coalition, oraz Pata Robertsona. Obie grupy stwierdziły, że mogą osiągnąć zgodność poglądów na podstawie promowania dobrobytu Izraela. Relacje między dwoma ruchami stały się od tego czasu stopniowo bliższe i współpracują one, aby zapobiec wszelkim działaniom rządowym, które uznają za sprzeczne z interesami Izraela” – zaznaczył były dyplomata.
Robertson, który wcześniej potępił żydowskie wpływy w Ameryce, w owym czasie oświadczył, że stanie po stronie Izraela i będzie sprzeciwiał się utworzeniu państwa palestyńskiego. „Gdy w maju 2002 roku prezydent Bush wezwał do wycofania izraelskich czołgów z palestyńskich miast na Zachodnim Brzegu, Biały Dom otrzymał ponad 100 tysięcy gniewnych wiadomości e-mail od chrześcijańskich środowisk sprzeciwiających się jego apelowi. Jak wspomniano wcześniej, chrześcijańscy syjoniści głośno sprzeciwiają się prezydenckiej Mapie Drogowej mającej prowadzić do pokoju na Bliskim Wschodzie, a zakładającej utworzenie państwa palestyńskiego na ziemi, która według syjonistów, syjonistów chrześcijańskich i innych, powinna na zawsze pozostać częścią Izraela. Być może ich sprzeciw stanowi jeden z powodów, dla których administracja Busha nie promowała Mapy Drogowej z większym zapałem w ostatnich miesiącach i niedawno wykazała chęć zatwierdzenia planu premiera Szarona, aby uwzględnić główne izraelskie osiedla na Zachodnim Brzegu” – czytamy.
Dale uznał także, że „chociaż ich przekonania są z pewnością błędne, chrześcijańscy syjoniści wraz z żydowskim lobby, które zyskało znaczny wpływ w kongresie USA, osiągnęli wielką siłę polityczną” w USA. Jednak tego typu ruch był znacznie słabszy w Europie Zachodniej, gdzie – przynajmniej jeszcze dwie dekady temu – nie było możliwe „przeprowadzenie poważnej, szeroko zakrojonej publicznej dyskusji na temat zalet amerykańskiej polityki dotyczącej udzielania wsparcia Izraelowi”. Autor analizy dodał, że powstała przepaść między postrzeganiem polityki zagranicznej wielu Amerykanów a postrzeganiem europejskich sojuszników, a także krajów islamskich. I ostrzegał, że „jeśli nie rozwinie się siła przeciwna, Waszyngton nie będzie w stanie konsekwentnie wspierać polityki na Bliskim Wschodzie obejmującej kompromis – jedyne rozwiązanie, które może przynieść pokój”.
Dzisiaj wraz z upowszechnieniem szeregu działań prowadzonych zwłaszcza przez środowiska protestanckie i „konserwatywne”, aby pozyskać dla sprawy Izraela jak najwięcej osób wierzących oraz konserwatywnych, „sprzedając” idee o „biblijnych proroctwach” – przeinaczonych i zafałszowanych, a co najważniejsze, niezgodnych z nauką Kościoła katolickiego, na co wskazuje Katechizm Kościoła w artykułach 675, 676 i 677 – chrześcijańscy syjoniści w gruncie rzeczy mogą tylko pogłębić niechęć do przynajmniej tej części Żydów, którzy wierzą i chcą w swym kraju żyć w spokoju z sąsiadami różnych wyznań. To właśnie takie działania mesjanistycznych protestantów, żydów czy katolików będą szkodzić religii i wiernym narażając ich na prześladowanie. Będą oni zaciągać na siebie wielką winę za podżeganie do „bezsensownej rzezi”, sprowadzającej „świat cywilizowany” do „obozu zagłady” – jak się niegdyś wyraził Benedykt XV w swojej adhortacji z 1917 r. „Do przywódców narodów walczących”. Papież ten wielokrotnie podejmował próby doprowadzenia do zaprzestania walk zwaśnionych narodów świata w czasie I wojny światowej.
Dzisiaj jesteśmy świadkami próby podzielenia nas na dwa obozy: tych, którzy będą dalej wspierać globalizm na modłę liberalną i postępową oraz tych, którzy będą wspierać globalizm pod dyktando chrześcijańskiego syjonizmu, łączącego walkę o „konserwatywne wartości” z bezwarunkowym wsparciem Izraela. Zupełnie tak, jak by nie było dla nas innej drogi: prawdy i sprawiedliwości, które każdy powinien wybierać.
Żydowska krytyka chrześcijańskiego syjonizmu
Liberalni Żydzi tacy jak Jim Sleeper, amerykański autor i dziennikarz, były wykładowca nauk politycznych na Uniwersytecie Yale od 1999 do 2020 roku, pisał sześć lat temu na stronie Open Democracy – organizacji założonej przez liberalnego Żyda z Węgier George’a Sorosa – że „dzisiejszy sojusz chrześcijańsko-żydowskich syjonistów zagraża amerykańskim Żydom”.
„Długotrwałe bezpieczeństwo Żydów w Stanach Zjednoczonych – podkreślił w swojej obszernej analizie zamieszczonej 20 sierpnia 2019 r. na stronie OD – opierało się na ciężko wywalczonym konsensusie, który jest teraz podważany przez nieświęty sojusz”.
Autor przypomniał w artykule pt. Today’s Christian-Jewish Zionist alliance imperils American Jewry, że w 1947 r. Federalne Biuro Śledcze domagało się, by założona w 1897 r. Syjonistyczna Organizacja Ameryki (ZOA) w celu wsparcia ustanowienia „żydowskiej ojczyzny w Palestynie”, została zarejestrowana jako zagraniczny agent. ZOA nie zastosowała się do nakazu i zmieniła statut, aby tego nie robić.
„ZOA ma swoich krytyków w amerykańskiej społeczności żydowskiej i poza nią. Ale nawet najsilniejsi z nich nie przewidzieli obecnej i coraz intensywniejszej współpracy organizacji z przywódcami 40 milionów amerykańskich ewangelikalnych chrześcijańskich syjonistów, których teologia predestynuje wszystkich Żydów, wzywając do Armagedonu w Palestynie, aby tam przyjąć Chrystusa jako swojego Mesjasza lub zginąć w czasie Porwania do nieba [oryg. rapture] w związku z Jego Drugim Przyjściem. Ta dziwna współpraca (…) odzwierciedla i zapowiada znacznie więcej niż tylko sprytną taktykę ZOA; taktykę mającą na celu zwiększenie amerykańskiego wsparcia dla Izraela. Jakiekolwiek by to nie było dla polityki rządowej i koalicyjnej premiera Izraela Benjamina Netanjahu, gambit ZOA ma złowieszcze implikacje dla poczucia przynależności i bezpieczeństwa amerykańskich Żydów w Ameryce”.
Były wykładowca Yale podaje niezwykle wiele ciekawych faktów dotyczących źródeł historycznych syjonizmu chrześcijańskiego, powiązań dawnych i obecnych prezydentów z kongregacjami wywodzącymi się od purytańskich osadników z Nowej Anglii, którzy „zreinterpretowali predestynację Żydów w ich ewangelicznej teologii, aby zostali wezwani do Ziemi Świętej na Armagedon”.
Skrytykował gwiazdy chrześcijańskiego syjonizmu od Pata Robertsona, przez Jerry Falwella po pastora Johna Hagee, który kieruje organizacją Christians United for Israel. Zaznaczył, że przygotowywanie elit do pełnienia wysokich funkcji w USA i Izraelu poprzedza kształcenie w duchu purytańskich tradycji. Nawet obecnie niezwykle krytykowany król Jordanii Abdullah był uczniem Deerfield Academy, a premier Izraela Benjamin Netanjahu uczęszczał do Cheltenham High School w Filadelfii.
Sleeper przypomina: „Bez względu na to, co purytanie myśleli o Żydach swoich czasów (i nie było to zbyt miłe), czcili starożytnych Hebrajczyków, których język umieścili na pieczęciach uczelni Brewster’s Yale oraz Dartmouth i Columbia. Stary Testament nauczył ich, aby opierali swoją żądną zbawienia wiarę na przymierzu, przyziemnych społecznościach prawa i świeckiej pracy. Nawet wieki później niektórzy potomkowie jankesów, tacy jak Miss Smith, okazywali nam, Żydom, więcej uznania niż swoim współwyznawcom, irlandzkim katolikom, takim jak klan Johna F. Kennedy’ego, którego oskarżali o korumpowanie ich protestancko-amerykańskiego Syjonu z Bostonu”.
Autor naszkicował podstawy „drażliwego wzajemnego szacunku między protestantami z Nowej Anglii a Żydami; szacunku, który ukształtował łagodny amerykański konsensus „żydowsko-chrześcijański”” i wskazał, dlaczego dziś niebezpieczny jest sojusz „apokaliptycznych chrześcijańskich syjonistów ze strategicznymi żydowskimi syjonistami”.
Opisał też zjawisko „hebraizacji kalwińskiego chrześcijaństwa” i odrodzenia „ewangelikalnej teologii chrześcijańskiej z nową pilnością pastora Hagee i innych”.
Nie ma wątpliwości, że polityka George’a W. Busha i jego neokonserwatywnych sojuszników z jednej strony, a także polityka Baracka Obamy oraz „strażników ruchu praw obywatelskich” z drugiej strony, były „osadzone na hebrajskim i purytańskim podłożu, które pielęgnowało charakterystyczny, amerykański obywatelsko-republikański styl życia”.
„Amerykańscy historycy, tacy jak Perry Miller, John Schaar, Edmund Morgan, Sacvan Bercovitch, John Demos, Daniel Rodgers i Eric Nelson pokazali, jak amerykańscy purytanie walczyli o ugruntowanie swojego chrześcijaństwa w hebrajskiej dyscyplinie wspólnotowej jako tarczy przed tym, co uważali za bałwochwalcze zepsucie Rzymu i Kościoła Anglii. William Bradford, pierwszy gubernator kolonii Plymouth (a zarazem przodek mojej koleżanki z Longmeadow, Barbary Hubbard) oraz Cotton Mather, mędrzec kolonii Massachusetts Bay i elegista jej purytanizmu, uczyli się hebrajskiego, chcąc „oczyścić” swoje chrześcijaństwo z jego rzymskich, łacińskich naleciałości. W 1778 roku prezydent Yale, Ezra Stiles, faktycznie napisał swoje przemówienie inauguracyjne po hebrajsku. Nawet w 1787 roku, długo po tym, jak purytanizm stracił żelazny uścisk w kraju, John Adams, potomek purytanów, główny architekt i przyszły prezydent republiki napisał: „Będę nalegał, by Hebrajczycy zrobili więcej dla cywilizowania ludzi niż jakikolwiek inny naród”. Rozwinął to dość obszernie, twierdząc, że nalegałby na tę historyczną prawdę, nawet gdyby był ateistą”” – czytamy u Sleepera, który opisuje, w jaki sposób purytanom udało się „zrównoważyć chrześcijańskie duchowe samouwielbienie z hebrajskim zobowiązaniem społecznym oraz osobistą wolnością sumienia i działania we współpracy z władzą publiczną”.
Jest to pewien rodzaj „równowagi” – która, jak przyznaje autor, „czasami pobudzała represje, inkwizycje i sekciarską nienawiść” – ale pozwalała trwać republice we względnym spokoju. Wiara z jednej strony pozwalała „przeciwstawić się ogromnym skupiskom władzy”, jednak „gdy wiara przekracza granice, republiki słabną, ale jeśli znika całkowicie, są stracone”.
„Po raz pierwszy dowiedziałem się, że można pielęgnować te stare tradycje, nawet nie wierząc w nie, w 1988 roku, kiedy to zostałem przez przypadek pierwszym redaktorem gazety, który opublikował odkrycie uczonego Shaloma Goldmana, że pradziadek George’a W. Busha (…), pastor George Bush był pierwszym nauczycielem hebrajskiego na Uniwersytecie Nowojorskim. Pastor Bush napisał pierwszą amerykańską książkę o islamie, „Życie Mahometa”, nazywając proroka oszustem, ale co ważniejsze dla naszego celu, w 1844 roku napisał „Dolinę wizji, czyli odrodzone suche kości”, interpretując starotestamentową księgę Ezechiela, aby przepowiedzieć powrót Żydów do Palestyny w szybko nadchodzącym czasie. Nie wiem, czy George W. Bush czytał egzegezę swojego przodka lub zna Księgę Ezechiela, ale Barack Obama z pewnością zna. W swoim przemówieniu na temat rasy w Filadelfii podczas kampanii prezydenckiej w 2008 r. przypomniał, że w jego własnym kościele Trinity Church w Chicago (czarnej gałęzi Kościoła Kongregacjonalnego, pierwotnego kościoła purytanów Nowej Anglii) „pole Ezechiela z suchymi kośćmi” było jedną z „historii – przetrwania, wolności i nadziei”, która „stała się naszą historią, moją historią; krew, która została przelana, była naszą krwią, łzy naszymi łzami”. Podobnie jak wielu innych przed nim, Obama wydawał się wierzyć, że republika musi nadal wplatać w swój liberalny gobelin mocne, stare nici wiary Abrahama (…)”.
Sleeper uważa, że obecny sojusz Syjonistycznej Organizacji Ameryki z ewangelikalnymi chrześcijanami zagraża amerykańskiemu obywatelsko-republikańskiemu rozumieniu Księgi Ezechiela, ponieważ sytuuje los amerykańskich Żydów całkowicie w Palestynie. A ponadto zagraża mitowi – co prawda „pękającemu pod ciężarem swoich sprzeczności w XVIII wieku” – a który „zainspirował pokolenia Amerykanów do zintegrowania osobistego zbawienia z postępem społecznym”.
Autor naszkicował, czego amerykańscy chrześcijanie i Żydzi nauczyli się od siebie nawzajem, a o czym obecnie zapominają. Istotne przy tym jest podkreślenie, iż „konstytutywnym aktem judaizmu było bezprecedensowo surowe oddzielenie ducha od natury, które przekształciło ludzką samoświadomość” i „wywołało niespokojne tęsknoty za poznaniem i wypełnieniem woli Bożej na ziemi”. „Podczas gdy hellenizm, który znamy ze starożytnych tekstów greckich, zjednoczył miłość i naturę w ponadczasowych cyklach i objął świat takim, jaki jest, judaizm zmusza wyobraźnię do (…) skierowania jej ku działaniu w celu osiągnięcia celów, które na Ziemi jeszcze nie zostały osiągnięte. Znajduje piękno w działaniu, dążąc do osiągnięcia sprawiedliwości w czasie. Jak ujął to zmarły Yirmiyahu Yovel, izraelski filozof, biograf Spinozy, współpracownik Tikkun i były oficer wywiadu armii izraelskiej w „Dark Riddle: Hegel, Nietzsche, and the Jews”, ludzcy poddani zaczęli utożsamiać swoje własne cele z transformacją świata, który nie był całkowicie obojętny na ich wysiłki, ale tylko wtedy, gdy działali poprzez przymierze z często ukrytym Bogiem (…)” – czytamy.
„Religia hebrajska wykorzystała nacjonalizm ludu wybranego” , a „naród żydowski jest narodem czasu, w sensie, którego nie można powiedzieć o żadnym innym narodzie” – pouczał autor. Hebraizm odrzuca „skłonność hellenizmu do poznawania świata, a nie do jego zmieniania”. „Judaizm domaga się tikkun olam, naprawy tego świata”. „Większość amerykańskich Żydów przyjęła świeckie przymierze obywatelskie, które splata osobistą odnowę z publicznym postępem. Chociaż mniejszość amerykańskich Żydów – wśród nich neokonserwatyści – nosiła żydowskie historyczne blizny jako świeże rany, które pchały ich do bezpodstawnie bombastycznego nacjonalizmu i militaryzmu, większość była strażnikami obywatelskiej i republikańskiej równowagi między publicznym obowiązkiem a wewnętrzną integralnością”. Uznając to, amerykański teolog luterański z połowy XX wieku Reinhold Niebuhr rozwijał tę koncepcję.
Jednak Sleeper przestrzegł, że „amerykańscy potomkowie nieugiętych starożytnych Hebrajczyków i nieustraszonych purytanów z XVII wieku mogą potrzebować trochę czasu, aby dowiedzieć się, że społeczeństwo, które pochłonięte jest prowadzeniem wojen za granicą lub na własnych ulicach, osłabia się w sposób, który potencjalni wojownicy mają tendencję ignorować. Reżimy i populacje uzbrojone po zęby dość często przegrywają wojny, w których walczą, a przegrywając je, kończą na szukaniu kozłów ofiarnych, nawet w grupach, które zdecydowanie i w dobrej wierze starały się do nich dołączyć”.
Skrytykował „dzisiejszych rozpalonych chrześcijańskich i żydowskich kolaborantów syjonistycznych”, którzy dążą do realizacji „proroczych wizji”. Jego zdaniem, niesie to ze sobą ogromne niebezpieczeństwo, „biorąc pod uwagę, że proroczy scenariusz może się zmienić (szczególnie jeśli Żydzi nie odgrywają przypisanych im przez chrześcijan ról)”.
Autor wspomniał o tym, jak felietonista „New York Times’a” Bret Stephens (absolwent London School of Economics, a także University of Chicago), który był redaktorem naczelnym neokonserwatywnego „Jerusalem Post” w 2003 r. scharakteryzował chrześcijańskich syjonistów jako „ogromne źródło wsparcia”, które Żydom „głupio byłoby odrzucić, zwłaszcza gdy nie mają tylu przyjaciół i sojuszników”.
Napisał też dalej:„Jeszcze w 2015 r., jako felietonista The Wall Street Journal, Stephens przyjął zlecenie od Christians United for Israel pastora Hagee, aby przeprowadzić wywiady z amerykańskimi kandydatami na prezydenta w wyborach 2016 roku”. Stephens był tak „poprawny politycznie” i wykazywał się tak dużym zapałem cenzorskim, broniąc syjonizmu, że „nawet Jeffrey Goldberg, sam zagorzały syjonista (a teraz redaktor magazynu The Atlantic) skrytykował go za oskarżenie, iż element zapachowy, który pojawił się w uwadze senatora Chucka Hagela skierowanej do byłego amerykańskiego negocjatora ds. Bliskiego Wschodu Aarona Davida Millera, a dotyczący tego, że lobby żydowskie zastrasza wiele osób na Kapitolu sugeruje, iż Hagel ma problem żydowski. Ta insynuacja została całkowicie zdyskredytowana przez Żydów i chrześcijan, którzy ściśle współpracowali z Hagelem. Stephens poparł przeniesienie przez Trumpa amerykańskiej ambasady do Jerozolimy i wycofanie się z porozumień nuklearnych – z Kioto oraz z Iranem. Ale Trump go zmartwił, kiedy Organizacja Syjonistyczna Ameryki zaprosiła doradcę i alt-prawicowego zapalczywca Steve’a Bannona na swoją konferencję w 2017 roku i zgotowała mu owację na stojąco, Stephens najwyraźniej w końcu zrozumiał, że fantazyjne tańce z brzydkimi, oportunistycznymi układami muszą się skończyć” – komentował Sleeper.
„Kiedy prawicowa grupa żydowska, taka jak ZOA, decyduje się zignorować dobrze udokumentowane powiązania Bannona z antysemickimi białymi nacjonalistami, stawia się na równi moralnej z JVP, czyli skrajnie lewicowym Jewish Voice for Peace, której radę doradczą tworzą Tony Kushner, Noam Chomsky, Naomi Klein i Wallace Shawn” – czytamy.
Chrześcijański syjonizm to jeden z najsilniejszych nurtów wspierających państwo Izrael. Jego wpływ wykracza poza religię i obejmuje sferę polityczną, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Warto przyjrzeć się temu nurtowi religijno-politycznemu, by lepiej zrozumieć realia amerykańskiej i światowej polityki.
Chrześcijański syjonizm rozkwitł na glebie protestantyzmu. Jego praprzyczyną jest rejudaizacja chrześcijaństwa następująca wskutek reformacji. Wraz z nią doszło bowiem do odejścia od kultu katolickich świętych i skupienia się wyłącznie na Biblii. Z objętościowego punktu widzenia najwięcej miejsca zajmuje w niej Stary Testament. Rejudaizacja wiązała się niekiedy ze wzrostem zainteresowania starożytnymi Izraelitami, za których potomków uznano nowożytnych Żydów.
Pierwsi protestanci niekoniecznie byli jednak filosemitami. Na przykład Marcin Luter słynął z antyżydowskich wystąpień. Niemniej stopniowo ulegało to zmianie. Na kanwie protestanckiego filosemityzmu narodził się także syjonizm. Po kilku stuleciach, w 1878 roku podczas Biblijnej Konferencji w Niagara-on-the-lake ustanowiono złożoną z 14 punktów proklamację tego stanowiska. Jeden z nich głosił, że „Pan Jezus przyjdzie osobiście by ustanowić erę milenium, gdy Izrael będzie ustanowiony na swej własnej ziemi, a cały świat będzie pełen wiedzy Pańskiej”.
Również Ezra Stiles, XIX-wieczny prezydent Uniwersytetu Yale, wzywał do powrotu Żydów do ich ojczyzny. Podobne pragnienie wygłaszał Asa McFarland, prezbiterianin. Chrześcijańskich syjonistów w świecie anglosaskim nie brakowało także na wysokich szczeblach władzy. Na przykład w 1818 roku prezydent USA John Adams stwierdził, że „naprawdę pragnie by Judea stała się niepodległym narodem”. Ten unitarianin (chrześcijanin odrzucający Bóstwo Chrystusa) wyraził także przekonanie, że inni Żydzi przejdą na unitaryzm.
Z kolei George Bush XIX-wieczny hebraista z Uniwersytetu w Nowym Jorku przekonywał, że powrót Żydów na tereny Izraela doprowadzi do spłynięcia korzyści dla całej ludzkości i ustanowienia specjalnej więzi między Bogiem a człowiekiem.
Chrześcijański syjonizm kwitł także w Imperium Brytyjskim przed I wojną światową. Czołowy przedstawiciel tego ruchu, anglikański duchowny William Hechler, już w 1896 roku twierdził, że zgromadzenie się Żydów w rządzonej przez nich Jerozolimie umożliwi upragnioną Paruzję – ponowne przyjście Chrystusa.
Ważnym przejawem chrześcijańskiego syjonizmu w Wielkiej Brytanii była tak zwana deklaracja Balfoura z 1917 roku (brytyjski sekretarz spraw wewnętrznych, Arthur Balfour wysłał w listopadzie list do Lorda Waltera Rothschilda, wyrażając poparcie brytyjskich władz dla ustanowienia państwa Izrael na terenie dzisiejszej Palestyny).
W okresie międzywojennym wielu chrześcijan popierało ustanowienie państwa żydowskiego w Izraelu z przyczyn „pragmatycznych”. Boleli nad rosnącą dyskryminacją żydów i pragnęli ich ochrony w nowym państwie. Po II wojnie światowej i tragedii Holocaustu, w 1948 roku ten cel osiągnięto – ustanowiono państwo Izrael na ziemi palestyńskiej.
Syjonizm po powstaniu Izraela
Mogłoby się wydawać, że chrześcijańscy syjoniści zrealizowali swe zamiary, a ruch stracił rację bytu. Jednak choć powstanie niepodległego państwa Izrael było wydarzeniem niezwykłej wagi, to zmagania chrześcijańskich syjonistów nie zakończyły się na nim. Izrael od początku musiał się bowiem zmagać z zagrożeniem wynikającym z działań jego muzułmańskich sąsiadów. Chrześcijański syjonizm zaczął wówczas oznaczać poparcie dla jego obrony/ekspansji, a jego centrum znalazło się w Stanach Zjednoczonych. Protestanccy fundamentaliści stanowią do dziś część elektoratu wpływającą na proizraelską politykę USA.
Wśród amerykańskich „nowych ewangelików” popularne jest przekonanie, że Żydzi wciąż cieszą się szczególną łaską Boga. Na przykład teleewangelista Jerry Falwell w jednej ze swych wypowiedzi stwierdził wręcz, że krytyka Izraela to krytyka Boga. W tym środowisku modne jest także powoływanie się na wspomniany werset, w którym Pan Bóg mówi do Abrama „Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi” (Rdz 12,3).
Słowa te chrześcijańscy syjoniści odnoszą właśnie do Izraela. Zgodnie z tą interpretacją państwa popierające Izrael cieszyć się będą Bożym błogosławieństwem i płynącymi z niego korzyściami. Z kolei państwa anty-izraelskie spotka godny pożałowania los.
Zmarły w czerwcu 2023 słynny teleewangelista Pat Robertson widział w Izraelu nie tylko ostoję zachodniej demokracji, ale i nadzieję na odparcie islamskiej inwazji. Oto jak w grudniu 2017 roku komentował uznanie przez Donalda Trumpa Jerozolimy za stolicę Izraela.
– Musicie uświadomić sobie, że Bóg przemawiający do Mojżesza na Górze Synaj to nasz Bóg. Abraham, Izaak i Jakub to nasi duchowi patriarchowie. Jeremiasz, Ezechiel i Daniel to nasi prorocy – mówił chrześcijański syjonista w jednym ze swoich przemówień dostępnych na patrobertson.com. – Król Dawid, człowiek według serca Bożego to nasz bohater. Święte miasto Jeruzalem to nasza duchowa stolica. A kontynuacja żydowskiej suwerenności nad Ziemią Świętą to kolejny dowód dla nas, że Bóg biblijny istnieje, a jego słowo jest prawdziwe – powiedział wówczas.
Chrześcijański syjonizm żyje także w kulturze masowej. Wydany w latach 1995-2007 cykl powieści „Left Behind”, a także powiązana z nią gra komputerowa przyczyniają się do wzrostu popularności tego ruchu i związanych z nim przekonań o roli Izraela w czasach ostatecznych i rychłym nadejściu Armagedonu.
Katolicyzm a chrześcijański syjonizm
Z katolickiego punktu widzenia chrześcijański syjonizm jest nie do przyjęcia. Po pierwsze – jako ruch protestancki – opiera się na samowolnym, oderwanym od Urzędu Nauczycielskiego Kościoła – interpretowaniu Biblii. To zaś – jak widać – może mieć złe skutki. Kolejnym problemem jest popieranie ekspansji Izraela, bezkrytyczne stawanie po jednej stronie konfliktu, bez względu na sprawiedliwość, obejmujące także przeciwników Izraela prawa naturalne. A także nieustanne dążenie do wojny. Z tym wszystkim wiąże się upolitycznienie religii i merkantylne podejście do wiary.
Zresztą Kościół katolicki początkowo nie odnosił się przychylnie do dążeń ustanowienia żydowskiego państwa obejmującego Jerozolimę. Gdy w 1904 roku przywódca ruchu syjonistycznego Theodor Herzl przybył na audiencję do Św. Piusa X, ten odpowiedział, że „nie możemy powstrzymać Żydów przed udaniem się do Jerozolimy – ale nigdy nie moglibyśmy tego usankcjonować. Ziemia Jerozolimy, jeśli nie zawsze była święta, została uświęcona życiem Jezusa Chrystusa. Jako głowa Kościoła nie mogę powiedzieć nic innego. Żydzi nie uznali naszego Pana, dlatego my nie możemy uznać narodu żydowskiego”.
Słowa te uznane niechybnie przez współczesnych za „antysemityzm” z pewnością nie byłyby wypowiedziane przez żadnego z papieży po Soborze Watykańskim II. Choć kwestia politycznej akceptacji dla Izraela należy do spraw, w których katolikom wolno mieć odrębne zdania, to fundamentalistyczny chrześcijański syjonizm pozostaje trudny do pogodzenia z nauką Kościoła.
Tymczasem, co ciekawe wielu chrześcijańskich syjonistów zamierza pomóc w odbudowie Świątyni Jerozolimskiej (zniszczonej w 70 roku po Chrystusie). Z tym też wiąże się ich poparcie dla (popieranego przez Donalda Trumpa) przeniesienia stolicy Izraela do Jerozolimy i poparcie dla silnego Izraela. Ten ostatni jest bowiem niezbędnym warunkiem przejęcia pełnej kontroli nad Wzgórzem Świątynnym i odbudowania Świątyni Jerozolimskiej. Rekrutujący się spośród amerykańskich protestantów chrześcijańscy syjoniści popierają wręcz zbiórki funduszy na odbudowę świątyni jerozolimskiej, a nawet odnowienie w niej ofiar ze zwierząt.
Zdaniem katolickiego twórcy kanału YouTube „Sensus Fidelium” zgodnie z nauką wielu ojców Kościoła odbudowa świątyni to warunek wstępny do nadejścia Antychrysta, który według świętego Pawła „zasiądzie w świątyni Boga dowodząc, że sam jest Bogiem” (2 Tes 2,4). Za tę świątynię uznawano właśnie Świątynię Jerozolimską.
Na przykład święty Ireneusz mówił, że powtórne przyjście Chrystusa nastąpi po tym, jak Antychryst zasiądzie w jerozolimskiej świątyni. Podobne zdanie wyrażali cytowani przez niego święty Hipolit, święty Hilary i święty Teodor i wielu innych ojców i doktorów Kościołów zachodniego i wschodniego. Aby jednak Antychryst mógł zasiąść w świątyni, musi ona uprzednio istnieć, do czego przyczynić się próbują właśnie chrześcijańscy syjoniści.
Ci ostatni mogliby zresztą – omyłkowo – uznać ewentualne nadejście wielkiej religijnej postaci sprawującej obrzędy w odbudowanej świątyni za powtórne przyjście Chrystusa. Pomógłby im w tym ich bezkrytyczny stosunek do Żydów. Nawiasem mówiąc, dla tych ostatnich ewentualne przyjście Antychrysta do świątyni mogłoby zostać uznane za (pierwsze) przybycie wyczekiwanego przez nich mesjasza.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że na Wzgórzu Świątynnym znajduje się nie tylko Ściana Płaczu (pozostałość po zburzonej świątyni jerozolimskiej), lecz również Kopuła na Skale. To pochodzące z VII wieku islamskie sanktuarium jest jednym z najświętszych miejsc islamu. Odbudowa świątyni jerozolimskiej wymagałaby jego wyburzenia i gotowości odparcia zmasowanego kontrataku muzułmanów, którzy z pewnością nie ścierpieliby tej zniewagi. Doszłoby prawdopodobnie do wojny, mogącej przerodzić się w konflikt globalny. Działania mogąc prowadzić do bezsensownej wojny trudno zaś uznać za realizujące naukę społeczną Kościoła.
Na koniec warto zauważyć pewien paradoks. Religijni amerykańscy chrześcijańscy syjoniści stają nieświadomie w jednym szeregu z zainteresowanymi wojną cynikami, jak wielkie firmy naftowe, liczące na osłabienie konkurencji a może przejęcie bliskowschodnich pól naftowych od państw islamskich. Angażowanie się Amerykanów w wojny na Bliskim Wschodzie jest także (podobnie jak każda amerykańska wojna) w interesie kompleksu zbrojeniowo-przemysłowego. Oznacza bowiem gigantyczny wzrost intratnych i pewnych zamówień ze strony rządu federalnego.
Pierre Stamboul jest ważnym członkiem Union Juive Française pour la Paix https://fr.wikipedia.org/wiki/Union_juive_fran%C3%A7aise_pour_la_paix. Jako antysyjonistyczny Żyd, sekularysta i wolterianin, analizuje idee innego, znanego żydowskiego intelektualisty – Shlomo Sanda, autora książki “Wynalezienie narodu żydowskiego” (Fayard 2006). Tym razem, Stamboul rekonstruuje “wynalezienie ziemi żydowskiej”.
Jak wymyślono ziemię Izraela. «Istnieje jeden aspekt wojny izraelsko-palestyńskiej, którego nigdy nie należy lekceważyć. Syjonizm dokonał gigantycznej manipulacji żydowską historią, pamięcią i tożsamością. To właśnie ta manipulacja umożliwia większości Żydów (zarówno w Izraelu, jak i na całym świecie) wspieranie kolonialistycznego i militarystycznego projektu, który każdego dnia coraz bardziej niszczy Palestynę i szerzy apartheid».
Morderczy mit: “Bóg dał tę ziemię narodowi żydowskiemu”.
W swojej poprzedniej książce (Comment le peuple juif fut inventé, Fayard, 2008), Shlomo Sand zredukował dwa fundamentalne mity syjonizmu do minimum: wygnanie i powrót. Nie, nie było masowego exodusu Żydów, gdy wojska Tytusa zniszczyły Świątynię w 70 r. n.e.. Dzisiejsi Żydzi nie są potomkami starożytnych Hebrajczyków. Są oni w większości potomkami konwertytów. Syjonistyczna idea, że po wiekach wygnania powrócili do ziemi swoich przodków, jest fikcją.
Tym razem Shlomo Sand rozprawia się z kolejnym morderczym mitem. Dla członków ruchu narodowo-religijnego “Bóg dał tę ziemię narodowi żydowskiemu”, a w imię tych fundamentalistycznych koncepcji Palestyńczycy są intruzami. Ale “świeccy” syjoniści podzielają ten sam pogląd. Przekształcili Biblię w księgę kolonialnego podboju, twierdząc, że Żydzi zawsze mieli niezachwiane przywiązanie do “ziemi Izraela”, co daje im wyłączne prawo własności. To właśnie ten mit ziemi jest przedmiotem rozważań autora, który posługuje się przyjemnym stylem i licznymi odniesieniami historycznymi i bibliograficznymi. Krótko mówiąc, jest to książka absolutnie niezbędna.
Historie prywatne
W Comment le peuple juif fut inventé Shlomo Sand opowiedział szereg osobistych anegdot. Jego wieloletnia przyjaźń z palestyńskim poetą Mahmoudem Darwishem, wygnanym z własnego kraju, któremu nie pozwolono nawet zostać pochowanym w rodzinnej wiosce (która już nie istnieje). Opowiada również historię swojego katalońskiego teścia, ocalałego z hiszpańskiej wojny domowej, który ostatecznie “wylądował” w Izraelu.
Tam Shlomo daje nam kilka wskazówek na temat swojego pochodzenia. Urodził się w jednym z obozów dla Żydów ocalałych z nazistowskiego ludobójstwa, dla których istniało tylko jedno możliwe miejsce przeznaczenia: Izrael. Za europejską zbrodnię zapłacili Palestyńczycy.
W roku 1967 Shlomo był żołnierzem armii, która dokonała krwawego podboju Wschodniej Jerozolimy. Opisuje nacjonalistyczną gorączkę młodych ludzi wokół niego, pewność “powrotu do ziemi przodków”. Opisuje również bezinteresowną zbrodnię wojenną: starszego Palestyńczyka torturowanego na śmierć przez armię, która twierdzi, że jest moralna. Jego pisarstwo jest przesycone wielkimi emocjami.
Shlomo Sand jest profesorem historii na Uniwersytecie w Tel Awiwie. Jego uniwersytet, położony na obrzeżach miasta, został zbudowany na miejscu jednej z wielu wiosek (kilkuset) wymazanych z mapy, gdy ludność palestyńska została wypędzona w 1948 roku. Mieszkańcy tej wioski nie walczyli i do końca mieli nadzieję, że nie zostaną wypędzeni. Państwo Izrael praktykuje całkowite zaprzeczanie prawdziwej historii tej ziemi, a w szczególności Palestyńczyków. Shlomo opowiada o pracy izraelskiego stowarzyszenia antykolonialnego Zochrot, które przywraca pamięć o tych wymazanych z mapy wioskach.
Shlomo był aktywny w skrajnie lewicowym antysyjonistycznym ruchu Matzpen w latach 80-tych. Nie określa się już jako antysyjonista. Jednak nawet bardziej niż jego poprzednia publikacja, jego książka z wielką skutecznością burzy syjonistyczne mity.
Opowiada się za dwoma państwami żyjącymi obok siebie w Palestynie, które byłyby państwami dla wszystkich swoich obywateli. Pisze jednak: “Na pierwszy rzut oka okupacja, trwająca już piątą dekadę, przygotowuje grunt pod utworzenie państwa dwunarodowego”.
Jest przeciwny prawu powrotu dla palestyńskich uchodźców. Dla porównania wyjaśnia, że miliony Niemców z Europy Wschodniej, którzy są potomkami tych, którzy zostali wypędzeni w 1945 roku, nie powrócą. Jednak wyraźnie pokazuje, że wypędzenie Palestyńczyków z ich kraju w 1948 r. było przestępstwem i że Izrael uczynił to wypędzenie ostatecznym. Jego badanie wioski zniszczonej pod budowę uniwersytetu (i jej mieszkańców) jest precyzyjne i bezkompromisowe.
Przed rokiem 1967 miał nadzieję, że jego kraj będzie w stanie znormalizować sytuację i zawrzeć sprawiedliwy pokój. Z goryczą pisał: “Nie wiedziałem, że przez większość życia będę żył w cieniu reżimu apartheidu, podczas gdy “cywilizowany” świat, częściowo z powodu wyrzutów sumienia, będzie czuł się zobowiązany do kompromisu z nim, a nawet do wspierania go”. Słowo “apartheid” jest często używane w książce do opisania obecnej rzeczywistości.
Ziemia zamieszkana przez wiele narodów i religia z zagranicy
W książce Jak wynaleziono naród żydowski znajduje się rozdział poświęcony pojęciu “narodu”, który jest trudny do przeczytania dla niespecjalisty. Tym razem Shlomo analizuje pojęcia ojczyzny, granic, prawa ziemi i prawa krwi. To żmudny rozdział, ale jego konkluzja jest jasna. Roszczenie syjonistów do powrotu do ich “ojczyzny” w imię napisanej na nowo historii nie opiera się na żadnej z różnych konstrukcji ojczyzny, jakie zna historia.
Jak w historii nazywała się ziemia, która obecnie jest Izraelem/Palestyną? Jakie znaczenie ma Jerozolima?
Biblia mówi o Kanaanie i stwierdza, że Hebrajczycy przybyli z zagranicy. Mówi się, że dwie główne postacie, Abraham i Mojżesz, przybyły – pierwsza z Mezopotamii [miasto Ur], a druga z Egiptu. Postacie te są legendarne. Księga Jozuego (która jest prawdziwą apologią czystek etnicznych i ludobójstwa) przywołuje ziemię zamieszkaną przez wiele ludów, które pozostały tam pomimo masakr. Innymi słowy, religia żydowska opisuje ludzi z zewnątrz, którzy żywią straszliwą nienawiść do tubylców.
W Biblii Odkrytej izraelscy archeolodzy oszacowali, że Biblia została zasadniczo napisana w królestwie Judei, na krótko przed zajęciem Jerozolimy przez Babilończyków (VII w. p.n.e.). Shlomo Sand idzie dalej. Uważa on, że tekst został napisany przez uczonych, którzy zostali upoważnieni przez perskiego cesarza Cyrusa do powrotu do Jerozolimy, a nawet później w okresie hellenistycznym. Uczeni ci byli otoczeni przez chłopów, z których większość nadal była poganami, co wyjaśnia wszystkie złe rzeczy, które Biblia mówi o tubylcach.
W księgach biblijnych obietnica ziemi dla narodu wybranego jest zawsze obwarowana warunkami. Wszystko jest uwarunkowane stopniem wiary w Boga. Kiedy dzisiejsi religijni osadnicy twierdzą, że “Bóg dał im tę ziemię”, oddalają się od tekstu założycielskiego. Region Izraela/Palestyny był nazywany Kanaanem, a region Jerozolimy Judeą. Region ten miał niejednorodną populację i mówiono tam różnymi językami. Dopiero w czasach Machabeuszy (II wiek p.n.e.) religia rozprzestrzeniła się na nowe regiony (Samaria, Galilea, Negew), a następnie dalej do Imperium Rzymskiego. Nie ma odniesienia do “ziemi obiecanej”. Żydowski filozof Filon z Aleksandrii żył w czasach Jezusa Chrystusa i jest mało prawdopodobne, aby pielgrzymował do pobliskiej Jerozolimy.
W przeciwieństwie do mitu nauczanego dziś w izraelskich szkołach (exodus kilku milionów Żydów, gdy wojska Tytusa zniszczyły Drugą Świątynię), w pierwszym i drugim wieku naszej ery miały miejsce trzy poważne bunty żydowskie, odzwierciedlające fundamentalny antagonizm między politeistami a monoteistami. Nie było jednak masowego exodusu, a tym bardziej w takiej liczbie. Po ostatnim żydowskim buncie (Bar Kokhba, 135 r. n.e.) region przyjął nazwę Palestyny, a ludność przeszła na chrześcijaństwo, a pięć wieków później na islam. Nie ma śladu terminu “Erec Israel” (ziemia Izraela) w tamtym czasie.
Religia żydowska i brak przywiązania do ziemi
Pierwsze przykazanie Talmudu “wyraźnie zabrania wiernym żydowskim organizowania się w celu emigracji do świętego domu przed nadejściem Mesjasza”. Jedynie odłam judaizmu, karaimi, głosił imigrację do Palestyny. Pomimo tego, że (podobnie jak Żydzi) byli szeroko rozproszeni po całym świecie, Karaimi byli obecni w Jerozolimie, gdy miasto zostało zajęte przez krzyżowców, a w Jerozolimie nadal znajduje się synagoga Karaimów.
Żydowscy uczeni, którzy odwiedzili ten region w średniowieczu, szukali głównie swoich współwyznawców. Jeden z nich zauważył, że w Damaszku było znacznie więcej Żydów niż w Jerozolimie.
U podstaw syjonizmu leży alija, czyli “przybycie” do Izraela. To manipulacja: alija to (w kabale) “mistyczne wznoszenie się osoby, które jest skondensowane w formule: wznoszenie się duszy”. Od IV do XIX wieku kroniki odnotowały tylko 30 żydowskich pielgrzymek do Palestyny, podczas gdy odnotowały 3500 relacji z pielgrzymek chrześcijańskich. Trudno się temu dziwić. Pielgrzymowanie jest tradycją chrześcijańską, a następnie muzułmańską. Żydowska modlitwa “w przyszłym roku w Jerozolimie” przywołuje nadchodzące odkupienie, a nie emigrację. “Dla religijnego Żyda Święte Miasto jest wspomnieniem, które karmi głos, a nie atrakcyjnym miejscem geograficznym”.
A gdyby syjonizm był wynalazkiem chrześcijańskim?
Chrześcijańskie ruchy syjonistyczne są dziś dobrze znane. Te ruchy ewangelizacyjne były bardzo potężne we wspieraniu kolonizacji Palestyny finansowo i politycznie. Nawiasem mówiąc, ci syjonistyczni chrześcijanie są przywiązani do “nierealnego Żyda”, a nie do prawdziwych Żydów. Dla nich Żydzi muszą wypędzić Armagedon (= zło = Arabów) z ziemi świętej, a następnie nawrócić się na “prawdziwą wiarę”, w przeciwnym razie znikną, ponieważ ten trend jest millenarystyczny (i antysemicki). Ci syjonistyczni chrześcijanie utożsamili kolonizację nowych terytoriów (Ameryka Północna, Afryka Południowa, Australia) z podbojem Kanaanu przez Jozuego.
Mohamed Taleb poszedł już dalej, twierdząc, że syjonizm ma chrześcijańskie korzenie. Chrześcijańscy syjoniści są “dysydentami” protestantyzmu (ewangelikami, purytanami).
Shlomo Sand mówi również o anglikanach i gromadzi fakty dotyczące historii Anglii. Od XVI wieku, wraz z reformacją, zaczęto tłumaczyć Biblię. Starożytny świat hebrajski, opisany w Biblii, stał się znajomy. “Nierealny Żyd” stał się sympatyczny. Po kilku wiekach zakazów, Cromwell (w 1656 r.) zezwolił na powrót Żydów do Anglii (czynniki ekonomiczne również odegrały sporą rolę). Żydzi wydaleni z Hiszpanii, którzy schronili się w Holandii, przyczynili się do dobrobytu tego konkurenta).
Wiele brytyjskich osób publicznych mówiło o “powrocie” Żydów do Palestyny (w XIX wieku Shaftsbury, Palmerston i oczywiście Disraeli, premier). Brytyjczycy wykazywali coraz większe zainteresowanie Palestyną, istotnym ogniwem na drodze do Indii.
Po pogromach w 1881 r. miliony Żydów z Imperium Rosyjskiego wyjechały na Zachód. Udali się głównie do Stanów Zjednoczonych, ponieważ Wielka Brytania zamknęła swoje drzwi. W 1905 r. Lord Balfour, który został premierem w 1905 r., uchwalił bardzo restrykcyjne prawo przeciwko imigracji, głównie Żydów. Publicznie wygłaszał antysemickie komentarze. Ten sam Lord Balfour wysłał Rothschildowi słynną Deklarację Balfoura w 1917 roku. Nie ma w niej sprzeczności. Dla Balfoura Żydzi byli “nieasymilowalni”, jeśli przybyli do Europy, ale stali się kolonistami służącymi interesom Imperium Brytyjskiego, jeśli osiedlili się w Palestynie. Z wielu powodów, w tym przywiązania do znanej lektury Biblii, Deklaracja Balfoura zyskała konsensus czołowych brytyjskich polityków.
Na początku XX wieku trzy zjawiska polityczne połączyły się, aby projekt syjonistyczny stał się wykonalny: chrześcijańska wrażliwość świata protestanckiego połączona z brytyjską wizją kolonialną, zjadliwy antysemityzm w Europie Wschodniej i pojawienie się żydowskiego nacjonalizmu, który wymyślił wszystko: historię, ziemię i język.
Syjonizm i religia żydowska
Wszyscy znamy zjadliwą krytykę syjonizmu ze strony żydowskich socjalistów, którzy byli hegemonami w europejskim świecie żydowskim aż do II wojny światowej. Bund, partia robotnicza opowiadająca się za “autonomią kulturową” dla Żydów bez określonego terytorium, była zaciekle antysyjonistyczna. Socjalistyczne i komunistyczne partie robotnicze, w których działało wielu Żydów, również były bardzo krytyczne.
Mniej znany jest radykalny sprzeciw religijnych Żydów wobec syjonizmu. Książka Yacova Rabkina In the Name of the Torah, Jewish Opposition to Zionism dostarcza wielu faktów. Często myślimy o obecnej postawie religijnych Żydów. Od 1967 r. większość z nich stała się kolonialistyczna, nacjonalistyczna i rasistowska, jak Ovadia Yossef, założyciel Shass, czy główny rabin miasta Safed, który zabrania wynajmowania mieszkań “Arabom”. Jednak nie zawsze tak było, a Shlomo Sand przypomina nam, że dla ludzi religijnych “ziemia święta” nigdy nie była ojczyzną Żydów. Judaizm reformowany był przeciwny syjonizmowi, ponieważ obawiał się (słusznie), że opóźni on marsz w kierunku równych praw. Ortodoksyjni Żydzi byli jeszcze bardziej surowi. Zacytujmy niektóre z ich komentarzy: “Przyjmijcie Torę na pustyni, bez kraju, bez własności ziemi”, “Syjoniści dążą tylko do zrzucenia jarzma Biblii i przykazań i zachowują tylko to, co narodowe, taki będzie ich judaizm”.
W syjonizmie ziemia zastępuje Biblię, a pokłony przed przyszłym państwem zajmują miejsce żarliwości wobec Boga.
Kiedy Teodor Herzl próbował przekonać rabinów do syjonizmu, zdecydowana większość z nich protestowała, a nawet organizowała opór wobec idei syjonistycznych. W 1900 r. kilku z nich opublikowało broszurę zatytułowaną “Pouczająca książka dla uczciwych ludzi przeciwko systemowi syjonistycznemu”.
Syjonizm nie tylko zaprzeczał podstawowym prawom (odrzucenie rasizmu, kolonializmu i nierówności), ale także zaprzeczał religii. Znacjonalizował żydowski język religijny i przekształcił Biblię w księgę kolonialnego podboju.
Syjonizm i Arabowie
Kwestia obecności Arabów w Palestynie na początku ruchu syjonistycznego prawie nigdy nie była poruszana. Podobnie jak większość kolonizatorów, syjoniści nie widzieli (lub nie chcieli widzieć) rdzennej ludności.
A jednak, podczas gdy imigracja Żydów do Palestyny była dozwolona do 1922 r., kraj ten nadal był w 90% arabski. A Palestyńczycy stanowili 2/3 populacji, gdy wybuchła wojna w 1948 roku.
Wśród syjonistów byli humaniści, którzy wyobrażali sobie pokojowe współistnienie z Palestyńczykami. Należeli do nich Ahad Haam, a później Martin Buber. Wkrótce jednak zostali oni wyparci przez zwolenników “transferu”, czyli wypędzenia Palestyńczyków.
W swoim filmie La terre parle arabe francusko-palestyńska filmowiec Maryse Gargour pokazuje, że wszyscy przywódcy syjonistyczni byli zwolennikami “transferu” już w 1930 roku. Różnili się jedynie co do metody jego przeprowadzenia.
Od 1930 r. większość syjonistycznych badań nad przeszłością starała się zlokalizować i utrzymać Ziemię Izraela w centrum “żydowskiej istoty”. Doszli do szalonego wniosku, że “Arabowie zajęli Ziemię Izraela w 634 roku i od tego czasu pozostają tam jako obcy okupanci”. Niektórzy propagandyści posuwają się nawet do porównywania tego z arabską obecnością w Hiszpanii, która trwała ponad 7 wieków. W rzeczywistości, poza wszystkimi samo-usprawiedliwiającymi się tekstami, jedynym hamulcem syjonistycznej kolonizacji były ograniczenia równowagi sił. To dlatego obecny rząd Izraela, który jest wspierany na odległość przez Zachód, wydaje się być w stanie uciec od wszystkiego.
Shlomo Sand analizuje szereg mitów, które towarzyszyły syjonistycznemu podbojowi: mit pracy, mit kibucu, który poza egalitarnym ideałem był przede wszystkim narzędziem podboju ziemi zarezerwowanej tylko dla Żydów, oraz mit związku zawodowego Histadrut, również zarezerwowanego tylko dla Żydów. Kibuce były systematycznie tworzone na obszarach przygranicznych, aby zapobiec powrotowi “infiltratorów” (= palestyńskich uchodźców). Obecnie ich liczba spada, ponieważ przeszliśmy do nowej formy kolonizacji.
Od roku 1967
Mit ziemi kierował polityką syjonistyczną. Od 1967 r. znajduje się w jej centrum.
Syjonistyczna kolonizacja odbywała się pod wyimaginowaną, dynamiczną i mobilizującą egidą “odkupienia ziemi”.
Shlomo Sand jest bardzo surowy dla “syjonistycznej lewicy”, która brała udział we wszystkich podbojach.
Istniał konsensus co do koncepcji “judaizacji ziemi”, co oczywiście oznaczało wypędzenie Palestyńczyków. Najbardziej zagorzali nacjonaliści wywodzili się z lewicy: Mosze Dayan, Yigal Allon.
Shlomo Sand uważa, że wojna z 1967 r. nie była zaplanowana przez żadną ze stron. Mam wątpliwości oparte na relacjach rodzinnych. Jeden z kuzynów mojego ojca, generał izraelskich sił powietrznych, powiedział mi już w lipcu 1967 r., że Izrael nie był zagrożony, że plany bombardowań były gotowe od lat i że kolonizacja miała się wkrótce rozpocząć.
Jak tylko wojna się skończyła, najwybitniejsi izraelscy intelektualiści podpisali “manifest na rzecz większego Izraela”, wstęp do kolonizacji. 20 lat później, pomimo Intifady, zasada państwa “etnodemokratycznego” odzyskała przewagę. Syjonizm jest piekielną maszyną, która nie zatrzyma się z własnej woli.
Podsumowując
Logicznie rzecz biorąc, Izrael jest dziś rządzony przez skrajnie prawicową koalicję. Konsensus, który do tego doprowadził, jest częściowo wynikiem całkowicie przerobionej historii. Podobnie jak w przypadku poprzedniej książki, Shlomo Sand z pewnością będzie szeroko czytany w Izraelu. Syjoniści będą go oczerniać. Wybitni specjaliści zostaną wysłani, aby obalić niezaprzeczalne fakty. Ta książka powinna pomóc nam obalić mordercze mity. W dniu, w którym stanie się możliwe “przełamanie frontu domowego” w Izraelu, ta książka, podobnie jak poprzednia, pomoże Izraelczykom pozbyć się zafałszowanej tożsamości, która nie tylko pomaga zniszczyć palestyńskie społeczeństwo, ale jest również ostatecznie samobójcza dla Izraelczyków.