To nie ja, to Klaudia Jachira, czyli typowa kredka w piórniku Koalicji Obywatelskiej. Nie jest to najlepiej wyostrzona kredka, ale powiedzmy sobie szczerze, że w tym piórniku to norma. A nasz panujący nam miłościwie „Gauleiter”, na cześć Święta Niepodległości, w mieście Sopot (bardziej chyba dla niego Zoppot) zorganizował spęd członków swojej sekty wyznawców spod hasła „Bób, Humus, Włoszczyzna”, gdzie coś tam ględził o niepodległości.
To tak jakby wódz kanibali przemawiał do ludu namawiając do jedzenia pietruszki. Pełna wiarygodność.. buhahaha ….
Aha, jakby kto nie wiedział kto to jest „gauleiter”: Donald Tusk, postać znana, taki aktor z niedużych ról w eurokołchozie, znany przede wszystkim ze stu konkretów na sto dni i z tego, że wzorem TVN przyjął maksymę – wstajesz i łżesz. Polska niepodległość? Tak, ale jako „niepodległa” kolonia Helmutlandu. Polscy patrioci? Tak, ale tylko ci głoszący „Bób, Humus, Włoszczyzna” – reszta to wiadomo: katolski taliban, faszyści, naziole i ruscy agenci. Kurtyna.
Dobrze, że w tradycyjnym Marszu Polaków – już spod tradycyjnego hasła „BÓG, HONOR, OJCZYZNA” jak zawsze głośno i dobitnie wybrzmiał tłum tych właśnie „katoli, faszystów i nazioli”. Nic tak nie drażni tej tłuszczy od włoszczyzny, jak ów Marsz, któremu już w lipcu rzuca się remonty pod nogi, a Trzaskowski – gdyby tylko mógł – pozwijałby asfalt ze wszystkich dróg prowadzących do Warszawy. Słychać wycie? Znakomicie. Tak bardzo słychać to wycie, że na nic prymitywne sztuczki TVP I TVN, w których temat warszawskiego Marszu jest minimalizowany do absurdalnie żenującej propagandy, a kamery w likwidacji (jak wiadomo) jadą sobie do Zoppot. Jest tylko: Bób, Humus, Włoszczyzna.
Dlatego im bardziej plują swoim antypolskim i anty-niepodległościowym jadem na takich jak jak katoli, nazioli i ruskich agentów, tym bardziej rozpiera mnie duma. Byłem na Marszu już dość dawno temu, teraz oglądam Marsz w TV, ale zawsze wtedy, kiedy Marsz rusza i widzę to morze biało – czerwonych flag, to robi i się jakoś tak błogo, że wymiękam, chociaż – jak się przyjęło w moim pokoleniu – twardym trzeba być.
Niestety, z tej błogości wytrącił mnie obrazek Jarosława Kaczyńskiego i jego geriatrycznego dworu. Coś mi tu przestało się zgadzać, ale nie do końca wiedziałem co. Oświecił mnie red. Łukasz Warzecha, który na „X” napisał tak:
„Rok 2020, covid, PiS u władzy zamyka państwo. Nie ma także zgody na Marsz Niepodległości.
Marsz mimo to się odbywa.
Już po jego zakończeniu policja – przypominam, ministrem spraw wewnętrznych jest wówczas pan Mariusz Kamiński, później pisowski męczennik – w okolicach Stadionu Narodowego zaczyna się zachowywać agresywnie i prowokacyjnie. Na stacji Warszawa Stadion bez powodu strzela ładunkami gazowymi w dziennikarzy i przypadkowe osoby. Spokojnie zachowujący się ludzie na peronie są pałowani.
Dosłownie 20 minut po zakończeniu zdarzeń pan Kamiński pisze w mediach społecznościowych, że wszystko było w najlepszym porządku. Wie to bez dochodzenia i oglądania relacji.
Potem w sprawie nadużycia uprawnień prokuratura – pisowska – prowadzi śledztwo. Prokuratorzy stwierdzają, że owszem, do przestępstwa doszło, ale postępowanie zostaje umorzone z powodu niemożliwości ustalenia sprawców. Funkcjonariusze kryją się oczywiście wzajemnie.
Wszystko to wydarzyło się za rządów i pod kontrolą partii, która dzisiaj twierdzi, że chroni wolność i jest jej jedynym gwarantem i której lider przykleja się do Marszu Niepodległości.
Skrajny brak wiarygodności to podstawowy problem PiS. Za tamte wydarzenia nikt nie poniósł odpowiedzialności i nikt nie przeprosił.”
Nic dodać. Nic mnie tak nie drażni jak polityczna hipokryzja i obłuda, a Kaczyński na tym marszu to egzemplifikacja, esencja pisowskiej obłudy i hipokryzji. Nie napiszę, że przez to bliżej PiS-owi do obozu włoszczyzny, bo tak nie jest, nie napiszę, że blisko im do Sopotu, ale PiS na czele z Kaczyńskim mi w tym Święcie pasuje jak pięść do nosa. Może niech sobie robią marsz we Włoszczowej, na jakiejś działce Morawieckiego – wszystko jedno, ale niech mi Kaczyński nie obrzydza tego patriotycznego Marszu.
Dla przypomnienia, bo dla wielu 5 lat to już prehistoria. Rok 2020, covid, PiS u władzy zamyka państwo. Nie ma także zgody na Marsz Niepodległości. Marsz mimo to się odbywa. Już po jego zakończeniu policja – przypominam, ministrem spraw wewnętrznych jest wówczas pan Mariusz… pic.twitter.com/CFdHKRGNgI
Kolejny, szesnasty już Marsz Niepodległości przeszedł ulicami Warszawy. Jeden z liczniejszych i bodaj najspokojniejszy. Frekwencja około 300 tysięcy ludzi, pomimo przeszkód i zamknięcia Dworca Centralnego.
Spokój, bo w tym roku nie było zwyczajowych lewackich prowokacji wzdłuż trasy Marszu, jak również nie było agresywnych działań służb porządkowych. Widać, że jeśli obce siły zostawią Polaków w spokoju, Polacy zachowują spokój i robią wielkie rzeczy w pokoju. Każde doświadczenie Marszu jest wielkim przeżyciem osobistym i wspólnotowym, a tegoroczne było szczególnie sympatyczne.
Na Marszach w latach ubiegłych działy się różne rzeczy, z zamieszkami łącznie. Zawsze jednak były to jakieś bezczelne prowokacje lewackich grupek, reprezentujących zagraniczny kapitał, lub działania służb, współpracujących z lewactwem i wysługujących się temu samemu kapitałowi. W 2020, w apogeum plandemii, gdy polskojęzyczna władza zabroniła wychodzenia z domu i ograniczyła swobodę Marszu, ludzie i tak przyszli i poszli znaną trasą. Zostali wtedy zaatakowani na rogu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu, najpierw kamieniami i butelkami z dachu budynku, potem przez zbrojnych funkcjonariuszy służb porządkowych, wyraźnie dążących do wywołania zwady. Drugi atak nastąpił w okolicy dworca Warszawa Stadion. Milicjanci użyli broni palnej, granatów hukowych, gazu i pałek. Za te haniebne czyny i za wydanie haniebnych rozkazów nikt jak dotąd nie został rozliczony, ani nawet nie powiedział zwykłego „przepraszam”. W tygodniach poprzedzających Marsz 2020 roku też działo się dużo. Służby rozpędzały demonstracje antyplandemiczne, traktując ludzi broniących wolności ze szczególną brutalnością. Wtedy też ulice dużych miast Polski, w szczególności Warszawy ujrzały pandemonium masowego rozwydrzenia i zepsucia: tak zwany strajk tak zwanych kobiet, cykl rewolucyjnych poruszeń, wyraźnie sterowanych z zewnątrz. Wówczas, mimo że dzicz demolowała miasto, łamiąc wszelkie zasady i ograniczenia, mimo że hordy zdziczałych ludzi zaatakowały zabytki, że wylały się na ulice najbardziej ohydne i plugawe zachowania post-ludzkiej czerni, domagającej się prawa do składania ofiar z ludzi Molochowi, służby były bardzo asertywne i zasadniczo nie przeszkadzały dzikusom w demolowaniu miast. Dopiero gdy patrioci przyszli spokojnie uczcić Święto Niepodległości, wówczas polskojęzyczne służby dały upust swoim frustracjom i agresji. Ludzie odpowiedzialni za te haniebne czyny brali udział w tegorocznym Marszu, szczególnie jeden starzec, któremu raczej bliżej do masońskich świątyń Brukseli, niż do polskiej niepodległości. Co robił tam ten człowiek, nie wiedział pewnie on sam, być może ktoś mu kazał, pardon, zalecił, aby się tam pojawił i udawał polskiego patriotę.
Sukces Marszu Niepodległości polega na tym, że jest to oddolna i spontaniczna, a zarazem planowa inicjatywa ludzi, którzy z całej Polski zjeżdżają się tam dlatego, bo chcą, a nie dlatego, bo ktoś im płaci. Dlatego Marszu nikt nie przejął ani nikt nie zwalczył – nie da się bowiem przejąć ludzkiej woli, jeśli człowiek chce z niej korzystać. Nie da się przejąć ludzkich pragnień, jeśli człowiek ma świadomość, czego pragnie on sam, a nie ci, którzy chcą nim sterować. Jeszcze kilka lat temu, przed plandemią wielu Polakom wydawało się, że dusza polska została już trwale zmieniona. Wzorce nowego Polaka lansowane były w mediach: ludzie nijacy i zboczeńcy bez tożsamości, zajmujący się osobistą wygodą, doraźnym jedzeniem i piciem, byle jaką rozrywką i sfałszowaną informacją. Zdrowy rozsądek, patriotyzm i wiara przodków zostały według tych przekazów skazane na niebyt, chwilowo jeszcze kultywowane przez niedobitki zacietrzewionych prostaków na wymarciu. Te nowe poglądy utwierdzane były przez liczne tęczowe sotnie płatnego lewactwa, będącego narzędziem międzynarodówki globalistów-kabalistów w małych czapeczkach. Tymczasem okazało się, że świadomość narodowa Polaków, mimo, że tłamszona i rozrywana, odżywa wciąż i wesoło świeci jasnym płomieniem. Wraz z tożsamością rośnie świadomość sytuacyjna i pojawiają się projekty odzyskania i utrzymania niepodległości. Marsz bowiem nie idzie tak naprawdę jako święto tego, co jest, ale jako wezwanie do zrobienia tego, czego jeszcze nie ma.
Nie udało się więc wrogom zlikwidować polskiej duszy lub jej przejąć. Wciąż jest dość wielu Polaków, którzy chcą być Polakami, wyznają wiarę swoich przodków i chcą swoje idee przenieść na następne pokolenia. Rozpoznają tez zdrajców i fałszywych patriotów, nawet, jeśli musi to potrwać jakiś czas. Obcy Udający Swoich i zdrajcy utracili zasłony, ich fałszywe tożsamości i zdrady wyszły na jaw, i nie zdołają już odzyskać rządu dusz nad Polakami. Ci zaś przestali już bezkrytycznie oddawać cześć satanistycznej Unii i masońskiej Ameryce i nie dali się wciągnąć do wojny ukraińskiej w obronie Głównego Złodzieja Ukrainy. Polacy w przyspieszonym tempie przestają wierzyć oszustom i poszukują swojej własnej drogi. To już jest pewne i wiadome – szataniści, masoni i małoczapeczkowi utracili rząd dusz nad Polakami, który dzierżyli przez większość ostatniego stulecia.
Do rozpatrzenia będą następujące kwestie: jaka będzie rola Nawrockiego, kto wyleci z prawicy, a raczej kto na niej pozostanie, i jaką drogą ta pozostała, autentyczna, ideowa prawica podąży. Kwestia Nawrockiego jest prosta: czy będzie prezydentem, czy preżydentem, to się okaże w ciągu około 2 lat. Kto wyleci, a kto zostanie na prawicy, to kwestia fundamentalnego sporu, z którego nie zdają sobie sprawy nawet ludzie, będący w jego centrum. Jest to spór między światopoglądem liberalnym a narodowym. Są to dwie przeciwne sobie postawy życiowe, na dłuższą metę nie do pogodzenia, liberał nie będzie bowiem wrażliwy na nic, w czym nie będzie miał osobistego zysku w krótkim horyzoncie czasowym. Liberał jest bowiem wyznawcą idei Lukrecjusza, że prawdziwe jest to, co można skonsumować zaraz, nie będzie więc przejmował się jakimś interesem narodowym i wiarą przodków, to są dla niego mrzonki i fikcje. Liberał prędzej czy później pójdzie za pieniądzem, czyli do małoczapeczkowych, którzy go kreują. Dopóki te dwie postawy nie zostaną oddzielone, a ich wyznawcy nie opowiedzą się jasno po jednej z dwóch stron: bożka zysku Mammona lub narodu, prawica nie będzie prawdziwą prawicą. Trzecia kwestia będzie najważniejsza: jaką drogą podąży prawdziwa prawica, oczyszczona z pseudoprawicy. Potrzebna jest wiodąca idea, która połączy ludzi i pokieruje ich działaniami. Nad tą wiodącą ideą prace trwają i są już bardzo zaawansowane. Kto więc będzie prawdziwym patriotą, kto na poważnie będzie chciał budować Wielką Polskę, ten się nie zawiedzie.
Więcej o tym w kolejnych księgach Poradnika świadomego narodu:
Według definicji hipokryzja to „zachowanie lub sposób myślenia i działania charakteryzujący się niespójnością stosowanych zasad moralnych. Udawanie serdeczności, szlachetności, religijności, zazwyczaj po to, by wprowadzić kogoś w błąd co do swych rzeczywistych intencji i czerpać z tego własne korzyści”. Krótko mówiąc: jedno mówimy, inne robimy.
Pasuje to do opisu pewnego pana, który udał się na Marsz Niepodległości roku bieżącego, aby świętować niepodległość Polski, jednocześnie, miesiące wcześniej, a także kilka dni temu, domagając się realizowania przez rząd RP polityki obcego kraju. Ale robił coś jeszcze. Coś dużo gorszego. Bo mnie raczej średnio interesuje stosunek obcego dyplomaty do obecnego rządu warszawskiego, jakkolwiek wtrącanie w sprawy polskie jest oczywiście czymś niedopuszczalnym. Żydowski Repnin, ambasador Stanów Zjednoczonych Thomas Rose, nazwał najbardziej obecnie patriotyczną, prawicową i mającą związki z ideologią narodową partię polityczną w Polsce, Konfederację Korony Polskiej, a konkretnie jej przedstawicieli, „nienawistnymi kretynami”.
Czy wyobrażacie sobie państwo nazywać uczestników Marszu Niepodległości nienawistnymi kretynami i uczestniczyć w tym pochodzie? Czy wyobrażacie sobie państwo dyktować rządowi RP, jakim ten rząd by nie był, bo przecież Stany Zjednoczone ingerowały poprzez swoją ambasador Georgette Mosbacher także w politykę rzekomo prawicowego rządu PiS-u. A więc nawet wtedy nie chciały polskiej niepodległości, lecz podległości – wobec samych siebie. Wyobrażacie sobie państwo więc domagać się podległości Rzeczpospolitej wobec innego kraju i iść w Marszu NIEPODLEGŁOŚCI? Otóż żydowski Repnin, Thomas Rose, dokonał tego.
Kto to jednak był Mikołaj Repnin? Cóż to za osobistość, że ją wymieniam w tytule i wstępie do artykułu?
Mówiąc szczerze przed napisaniem tego tekstu wahałem się. Wahałem się, czy Thomasa Rose’a nazwać Repninem czy też Stackelbergiem. Dla osób, które niestety nie znają dosyć dobrze naszej historii od razu wyjaśnienie: ambasadorowie Repnin i von Stackelberg to dwaj ambasadorowie Imperium Rosyjskiego w Polsce w okresie rządów Katarzyny Wielkiej. A więc w XVIII wieku. Pomiędzy nimi była pewna różnica, aczkolwiek wcale nie taka duża. Otóż jeden z nich, a więc Repnin, wykonywał zadania polecone przez carycę Katarzynę. Ambasador Rosji Stackelberg natomiast rządził Polską w drugiej połowie wieku XVIII. O ile Repnin był przykładem obrzydliwego dyplomaty, który ingeruje w polskie sprawy i ustawia politykę zagraniczną i wewnętrzną Polski pod dyktando Rosji, o tyle ambasador Stackelberg po prostu rządził Polską, kiedy ta stała się krajem zależnym od Rosji. Był więc kimś znacznie gorszym niż Mikołaj Repnin, ambasador w latach 1764-1769. A z całą pewnością w pierwszym okresie obecności w Polsce Repnina.
Miałem więc pewien dylemat czy Rose’a określić Repninem czy też Stackelbergiem. Ponieważ jednak jeszcze całkowicie się nie skompromitował nachalnym ustawianiem do pionu Polaków, czy to z rządu, czy z opozycji (ale oczywiście zmierza w tym kierunku), jeszcze nie określiłem go Stackelbergiem, a więc najgorszym określeniem, jakie można nadać ambasadorowi obcego państwa rezydującemu w Polsce. Bo przecież nie każdy rosyjski ambasador carycy Katarzyny był Repninem albo Stackelbergiem. Ambasador Bułhakow na przykład był zupełnie inny, ale z powodu tego, iż w trakcie jego obecności w Rzeczpospolitej Rosja prowadziła wojnę na dwóch frontach. A więc potrzebowała przychylności Polaków dużo bardziej niż za rządów nad Wisłą von Stackelberga.
Jeszcze poczekamy więc kilka czy kilkanaście miesięcy i zobaczymy, czy awansuje do miana Stackelberga czy pozostanie Repninem. Żydowskim Repninem.
O ambasadorze Repninie z pewnością napiszę jeszcze dłuższy artykuł, gdyż jest to postać niezwykle interesująca w polskiej historii. A poza tym jest to postać, na której wzorują się obecnie dyplomaci (czy raczej pseudodyplomaci) z innych krajów. Warto więc ją opisać w bardziej rozbudowany sposób. Zwłaszcza w oparciu o XIX-wieczne polskie źródła, gdzie został on omówiony najobszerniej.
W tekście porównującym Repnina do Rose’a nie można jednak nie powiedzieć w skrócie skąd Repnin wziął się w Polsce i dlaczego. Wynika to oczywiście z konieczności porównania obu dyplomatów, aby czytelnik mógł sobie uzmysłowić, że obaj panowie w działaniu bynajmniej nie odbiegają zbyt mocno od siebie.
Postać Repnina wiąże się ściśle ze śmiercią króla Augusta III Sasa i zestarzeniem się poprzedniego ambasadora Rosji Kejserlinga. Po tym jak August umarł, w Rosji doszło do narady, w której zdecydowano, że to Petersburg wybierze przyszłego króla Rzeczpospolitej. Ma być on jak najbardziej polski, bez jakichś zagranicznych Esterek przy boku, czy to Habsburżanki, Niemki czy chociażby Rosjanki rzecz jasna, i ma swoją elekcję zawdzięczać wyłącznie Rosji i być jej bezgranicznie oddanym.
Dlaczego jednak wybrano Repnina jako pomocnika starzejącego się Kejserlinga, jako de facto ambasadora (bo przecież Kejserling już tylko de iure, po sprowadzeniu Repnina, pełnił funkcję rosyjskiego najwyższego przedstawiciela w Polsce)? Cóż, po pierwsze, bo był młody. Po drugie, bo jego żona wywodziła się z polskiej szlachty. Wreszcie po trzecie i być może najważniejsze: znał się ze Stanisławem Augustem, agentem rosyjskim (ale także brytyjskim), którego Rosjanie wybiorą na tron Polski. Nie raz nie dwa balował z nim w Petersburgu. Mieli podobno także wspólne kochanki.
Caryca Katarzyna wybrała więc do ustawienia elekcji swojego kochanka Stanisława jego dobrego znajomego – Mikołaja Repnina. Człowieka, który tak naprawdę niewiele znał Polskę. Wiedział o niej tyle, co każdy inny Rosjanin. Ponieważ jednak znał Stanisława i wiedział, że będzie łatwą do sterowania marionetką, to właśnie jego delegowała do Polski rosyjska władczyni.
Rosjanie nie byli subtelni w swoich działaniach na rzecz elekcji Stanisława. Po prostu korumpowali polskie elity, tak polityczne jak i duchowe. Takie właśnie wytyczne otrzymywała rosyjska dyplomacja. I wywiązywała się ze swoich zobowiązań.
Ważnym elementem zabiegów na rzecz elekcji Stanisława Poniatowskiego była także osłona wojskowa Rosji dla stronnictw sprzyjających ich interesom. Te domagały się wsparcia Petersburga, a kiedy je otrzymywali, wywiązywali się z obietnic realizacji rosyjskiej racji stanu.
Repnin przybył do Polski 21 grudnia 1763 roku. Już dzień później poinformował Stanisława, że caryca udziela mu wsparcia. Kolejnego dnia doszło do narady w mieszkaniu przyszłego polskiego monarchy co do właśnie wysłania wojsk przeciwko politycznej konkurencji stronnictwa rosyjskiego. W dyspucie tej udział wziął Stanisław Poniatowski, jego brat, Czartoryscy, z których przecież wywodzili się Poniatowscy, oraz rosyjscy dyplomaci. Zaczęło się także korumpowanie przyszłego monarchy. Otrzymał on 3000 dukatów oraz obietnicę spłaty każdego długu wobec Rosjan. W zamian za realizowanie celów imperium.
Oprócz korumpowania polskich elit oraz wzywania im z pomocą rosyjskiego wojska, Repnin, już po elekcji rzecz jasna, w ordynarny sposób ingerował w polskie sprawy, wiedząc, że na czele państwa stoi skorumpowany przez niego człowiek, w dodatku słaby, chwiejny i kochający ponad wszystko Katarzynę Wielką, a więc przełożoną Repnina. Ta miłość była silny lewarem, którym Rosjanie rozgrywali polską politykę okresu drugiej połowy XVIII wieku.
Nie będziemy wspominać o każdym przykładzie takiej jawnej i ordynarnej ingerencji. Wymieńmy tylko kilka z nich. Te najbardziej znane i być może najważniejsze.
Po elekcji Stanisława Poniatowskiego na króla Polski Kejserling umiera a Repnin już de iure zostaje rosyjskim ambasadorem. Caryca Katarzyna przekazała mu 100 000 rubli na dalsze korumpowanie polskiej elity na rzecz Rosji. Ważnym elementem ingerencji była jednak kwestia dysydentów – mniejszości religijnych. Rosjanie doskonale zdawali sobie sprawę, że aby osłabić Polskę i wejść głębiej w jej politykę, należy osłabić kościół katolicki. Później swoją politykę zrewidowali — rewidowali ją kilka razy zresztą. Gdyż uznali, że za dużo protestantów w polskich władzach to za dużo wpływów Berlina. Ale instrukcje dla Repnina z początku były takie, aby sprawa dysydentów została przez niego wystawiona na sejm i aby kwestia ta została rozwiązana na korzyść Rosji a na niekorzyść spójności polskiej elity, jako elity wyłącznie katolickiej.
Ukraińcy będą przyszłą elitą Polski – znamy te słowa opcji amerykańskiej w Polsce z XXI wieku? Natalia Panczenko z polskim obywatelstwem, wysłana na szkolenia do USA? Czemu nie.
Sprawa dysydentów na sejmie koronacyjnym bardzo szybko upadła. Przywiązanie do kościoła okazało się zbyt duże. Jednak Rosjanie zaingerowali w polskie sprawy w jeszcze inny sposób. Aby osłabić związki Polski z zachodnimi ośrodkami władzy, konkurencyjnymi wobec Rosji, starali się, poprzez Repnina, nie dopuścić do ożenku Stanisława z Habsburżanką, promując portugalską infantkę. Rosjanie blokowali także wysyłanie polskich dyplomatów do Francji. Wpływów tego katolickiego kraju Petersburg również sobie nie życzył. Blokowali także przysyłanie zachodnich przedstawicieli do Polski.
Jednak najważniejszą znaną ingerencją w polską politykę Repnina było po prostu tworzenie nowego rosyjskiego stronnictwa w Polsce, wobec przejścia familii Czartoryskich, elekcyjnych stronników Rosji, na pozycje rosyjskosceptyczne. Owym stronnictwem była po prostu zawiązana w grudniu 1767 roku Konfederacja Radomska, która miała osłabić familię (początkowo agenturę rosyjsko-brytyjską) oraz rozwiązać sprawę dysydentów na niekorzyść Polski. Dzięki Konfederacji Radomskiej Polska stała się protektoratem Imperium Rosyjskiego.
Jeszcze przed zawiązaniem owej Konfederacji Repnin wprost groził wysłaniem na Polaków wojsk rosyjskich, gdyby cele polityki zagranicznej Petersburga nie zostały spełnione. Groził także detronizacją króla, czyli na dzisiejsze zamachem stanu, w Polsce. Król Stanisław, pomimo bycia produktem tajnej polityki Rosji, był akurat w tej sprawie mocno przeciwko rosyjskim interesom. Stąd groźby.
Inną znaną ingerencją Repnina w sprawy polskie było nakłonienie króla do tego, aby nowym prymasem Polski, po śmierci skorumpowanego przez Rosjan prymasa Łubieńskiego, został Gabriel Podoski. I oczywiście został nim.
O tym co działo się po Konfederacji Radomskiej pisać zbyt dużo nie będę. Polska, stając się rosyjskim protektoratem, stała się zależna od polityki zagranicznej Petersburga. To temat na inną, dłuższą dyskusję. Najważniejszą rzeczą wynikającą z powyższych ingerencji Repnina jest to, że poprzez swoje działania uczynił nasz kraj niesuwerennym. Tak skończyło się dla Rzeczpospolitej pobłażanie na butę, arogancję i ingerencję obcych dyplomatów w jej wewnętrzne sprawy. Teraz powiedzmy sobie trochę o żydowskim Repninie Rosie. Moglibyśmy w tym miejscu wspomnieć też o jego poprzedniczce Mosbacher ale zostawmy już tę kwestię. Wszyscy wiemy, że ją także możemy nazwać Repninem, tyle że amerykańskim, i Repninem w spódnicy. Zajmijmy się tym bezczelnym człowiekiem, który polskich patriotów, protestujących przeciwko zamienianiu ofiar żydowskich komunistów na jedną spaloną przez Niemców stodołę, nazywa „nienawistnymi kretynami”.
Niewiele wiem o Rosie. Niewiele materiału wszak jest o nim dostępnego w źródłach ogólnie dostępnych. Z tego co jednak udało mi się ustalić, był w przeszłości blisko żydowskich neokonserwatystów, byłych komunistów-trockistów, liberałów, lewaków i socjalistów, którzy zostali tzw. prawicowcami, aby realizować interesy izraelskie. Oraz czysto żydowskie, rzecz jasna, bo jedno nie wyklucza drugiego, a nawet się z nim wiąże.
Wiem, że Rose był doradcą wiceprezydenta USA Mike’a Pence’a, gorliwego syjonisty, ds. polityki względem Izraela. A więc pilnował, aby administracja Trumpa 1.0 nie zbaczała z proizraelskiej ścieżki, jako były wydawca „Jerusalem Post”. Pence i Rose mają się znać od 1991 roku. Podobno współpracował z Pencem przy okazji przemówień w Kongresie USA.
Czy jednak cokolwiek łączy Rose’a z polskimi elitami, tak jak Repnina łączyło ze Stanisławem Augustem? Wytropiłem jeden fakt z życia prezydenta Andrzeja Dudy, który wiąże go z Rosem.
Otóż w 2019 roku, przy okazji antyirańskiej konferencji w Polsce, sponsorowanej przez polskich podatników, Pence udał się do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, towarzysząc prezydentowi i jego małżonce. Rose udał się tam razem z nim. Był z nimi także Jared Kushner, którego Pence nazywa w swojej książce pt. „Tak mi dopomóż Bóg” (cóż za świętokradztwo) wnukiem „bojowników ruchu oporu podczas [tzw.] Holokaustu”. Kim byli naprawdę dziadkowie Jareda Kushnera?
Otóż byli członkami bandy terrorystyczno-rabunkowej zwanej otriadem Bielskich, który brał udział w mordach na polskiej ludności cywilnej na terytorium dzisiejszej Białorusi. Oraz w zabijaniu żołnierzy Armii Krajowej. Pisać w książce z Bogiem w tytule o członkach leśnej bandy współpracującej z komunistami i zabijającej cywilów i AK-owców jako o „bojownikach ruchu oporu” to trzeba mieć tupet. Albo być ignorantem (niepotrzebne skreślić).
Jest to jeden z nielicznych związków Rose’a z polskimi elitami sprzed 2024 roku, który udało mi się wytropić. Czy więc miał on wpływ na wysłanie go do Polski? Nie wiem i w tej sprawie nie pomogę. Co ciekawe prezydent Duda spytany o Rose’a w lutym bieżącego roku, ani słowem nie wspomniał o tym, że miał z nim pewne kontakty wiele lat wcześniej. Wspomniał jedynie o kontaktach sprzed kilku miesięcy.
Poza tym ważną kwestią odnośnie Rose’a jest to, że jego dyrektorem w gazecie „Jerusalem Post” był niejaki Richard Perle, jeden z czołowych neokonserwatystów Busha juniora oraz zwolenników konfliktów militarnych na Bliskim Wschodzie w interesie Izraela. Można się domyślać więc, że jeżeli dojdzie kiedyś, w trakcie obecności Rose’a w Polsce do kolejnego tego typu, to będzie on silnie lobbował na rzecz wsparcia go przez stronę polską.
Zaiście interesujące jest to, że nie ma go na angielskiej „Wikipedii”, a jest na polskiej wersji tej internetowej encyklopedii. Nic jednak tam ciekawego o nim nie napisano.
Rose, zanim jeszcze przybył do Polski po tym jak amerykański Kongres zaakceptował jego nominację, zdążył już wielokrotnie zaingerować w polskie sprawy, jakkolwiek nie pełniąc jeszcze wówczas funkcji ambasadora rzecz jasna. Np. wygrażając w sprawie wprowadzenia podatku cyfrowego, domagając się niewprowadzania go. Czy też robiąc to samo w kwestii przyjazdu do Polski, ściganego przez międzynarodowe sądy za ludobójstwo Palestyńczyków, Netanjahu. Dlatego też na razie otrzymał ode mnie jedynie przydomek Repnin pomimo jego wpisu na „X” z 13 listopada, w którym zasugerował Polsce konkretną politykę, zbieżną z interesem własnego kraju, pełniąc już de iure funkcję najwyższego przedstawiciela dyplomatycznego USA w Polsce. Bo do von Stackelberga jednak trochę jeszcze mu brakuje.
Nie można wszak przejść obojętnie wobec wydawania poleceń rządowi RP, jakikolwiek by on nie był, tym bardziej że jego poprzedniczka Mosbacher robiła to samo. A zwłaszcza wobec tego, że żydowski Repnin Rose nazywał przywództwo czwartej siły politycznej w Polsce, z około 10% poparciem, w tym chyba najbardziej patriotycznej i niepodległościowej siły, „nienawistnymi kretynami” tylko dlatego, bo ci zorganizowali legalny protest na terytorium Rzeczpospolitej. Protest przeciwko przykrywaniu żydowsko-komunistycznych zbrodni na narodzie polskim stodołą w Jedwabnym spaloną przez Niemców w okresie II wojny światowej. Wiem, że być może organizatorzy tej manifestacji i tego happeningu nie uważali, że Żydzi zamieniają i przykrywają swoje zbrodnie na Polakach spaloną stodołą (nie wiem tego zresztą) jednak do tego sprowadza się jedwabna narracja. Polacy mają czuć się winni spalonej przez Niemców stodoły i zapomnieć o tym, że Żydzi bili, torturowali i skazywali na śmierci polskich patriotów i niepodległościowców w okresie stalinizmu.
Bo byliśmy jedynym narodem Europy, który w okresie II wojny światowej nie podjął się zorganizowanej kolaboracji z Niemcami. I za to dostaliśmy UB-owskie katownie i kule w potylice dla resztek polskiej elity, której nie wybili Niemcy. Zachód Europy kolaborował, więc żydostwo ma na nich lewar w postaci konieczności ciągłego kajania się i przepraszania za współpracę z Hitlerem. Na Polaków lewara nie było, więc trzeba go było stworzyć. I dokręcać nim śrubę Polakom, aby chodzili przed Żydami i Amerykanami na kolanach. A przeciwników tego należy zwyzywać od najgorszych, aby ten lewar podtrzymać przy życiu, zwłaszcza w okresie żydowskiego ludobójstwa narodu palestyńskiego, rzeczy wyjątkowo obrzydliwej.
Jaka jednak jest konkluzja z obecności neo-Repnina w Polsce i jego przedambasadorskich oraz już ambasadorskich ingerencji oraz opluwania polskich patriotów? Cóż, konkluzja może być tylko jedna. Obecność Mikołaja Repnina w Rzeczpospolitej i jego ordynarne wtrącanie się w jej sprawy doprowadziło do uczynienia Polski protektoratem, krajem zależnym, Rosji. Krajem, którego politykę prowadziło obce mocarstwo. Rose nawet nie ukrywa, że nie chce, aby było inaczej i dzisiaj. Próbuje ustawiać do pionu obecny rząd warszawski, aby ten nie zbaczał z kursu realizującego interesy Waszyngtonu nad Wisłą, jednocześnie lżąc najbardziej patriotyczną opcję polskiej sceny politycznej.
Takiemu człowiekowi powinno się, w przypadku kontynuowania tego typu działań i prób zamiany stanowiska ambasadora na gubernatora kolonii podziękować i odesłać do miejsca zamieszkania. Chcesz wydawać rozkazy? Wstąp do amerykańskiego (albo żydowskiego) wojska i daj sobie spokój z dyplomacją. I co najważniejsze, daj spokój Polsce. Bo w tym kraju żyją jeszcze ludzie, którzy wiedzą, czym był terror okresu stalinizmu. I czasem wydarzyć się może, że ktoś podliczy liczbę tych ofiar i przemnoży przez 40% stanowisk kierowniczych. I przez odpowiednią sumę. Więc nie próbuj także wznawiać narracji 447.
Autorstwo tekstu i zrzutów ekranów: Terminator 2019 Źródło: WolneMedia.net
PKP Polskie Linie Kolejowe wstrzymają ruch na dworcu Warszawa Centralna od 8 do 16 listopada. Decyzja wywołała sprzeciw organizatorów Marszu Niepodległości, jednak PKP i rząd wskazują na konieczność prac w tym terminie.
Od południa w sobotę 8 listopada do niedzieli 16 listopada, do godz. 4.00, dworzec Warszawa Centralna zostanie całkowicie zamknięty. PKP w tym czasie zrealizuje prace modernizacyjne obejmujące budowę trapezu rozjazdowego, czyli czterech dodatkowych rozjazdów, wraz z instalacją nowych urządzeń sterowania ruchem kolejowym. Celem inwestycji jest zwiększenie przepustowości linii średnicowej przed planowaną modernizacją stacji Warszawa Wschodnia.
W okresie prac nawet 400 pociągów zostanie skierowanych na inne stacje: przede wszystkim Warszawę Gdańską, Śródmieście i Główną. Zarządca infrastruktury informuje, że Warszawski Węzeł Kolejowy pozostanie przejezdny, a szczegółowe komunikaty przekazywane są na dworcach i w portalu pasażera.
Decyzja o zamknięciu obiektu spotkała się z reakcją organizatorów Marszu Niepodległości, zaplanowanego na 11 listopada. „Dworzec Warszawa Centralna ma być zamknięty w terminie, kiedy dziesiątki tysięcy Polaków z całego kraju przybywa na Marsz Niepodległości! To nie jest przypadek! To nie jest «remont»! To jest celowe działanie władz, wymierzone prosto w serca patriotów! Chcą nam utrudnić, przeszkodzić, zmusić do rezygnacji ze wspólnego świętowania Narodowego Święta Niepodległości! Czy pozwolimy, by polityczne gierki zniszczyły nasz najważniejszy dzień? Nie!”
PKP PLK odrzuca te zarzuty. „Nigdy nie ma dobrego momentu do przeprowadzenia tak trudnych i wymagających prac na jednej z najbardziej uczęszczanych linii kolejowych w Polsce — ale są one konieczne” — powiedział Karol Jakubowski, PKP PLK. Jak wyjaśnił, termin wybrano z uwagi na mniejszy ruch pasażerów dojeżdżających do pracy i szkół, a część robót realizowana jest nocą. Spółka zapewnia, że kalendarz przygotowano z wyprzedzeniem i w uzgodnieniu z wykonawcą.
Rzecznik rządu Adam Szłapka określił oskarżenia organizatorów jako element dezinformacji, podkreślając, że rząd nie będzie ulegał presji w sprawie harmonogramu robót. Warszawski ratusz zaznacza, że nie uczestniczył w podejmowaniu decyzji o zamknięciu dworca. „To infrastruktura spółki kolejowej i to ona o wszystkim decyduje” — powiedziała Monika Beuth, Urząd m.st. Warszawy. Jak wskazała, miasto odpowiada za organizację ruchu drogowego w dniu marszu, który ma status wydarzenia cyklicznego.
W zeszłym roku Stowarzyszenie Marsz Niepodległości wskazywało na liczne próby zatrzymania organizacji wydarzenia przez władze. W październiku warszawski ratusz odmówił wydania pozwoleń na zorganizowanie 11 listopada zgromadzeń na trasie od ronda Dmowskiego do Stadionu Narodowego. Jak informowaliśmy, powodem początkowego nieudzielenia pozwolenia miały być wówczas „błędy formalne” w włożonym wniosku. Miasto argumentowało również, że otrzymało „kilka zgłoszeń o organizację Marszu Niepodległości” i nie było wstanie ustalić, które z nich jest prawdziwe.
W lutym natomiast podawaliśmy, że Stowarzyszenie Marsz Niepodległości nie otrzymało zgody na cykliczne organizowanie zgromadzenia, pomimo że odbywa się ono corocznie 11 listopada od 2011 r. na stałej trasie.
Warszawa, 11.11.2024. Uczestnicy Marszu Niepodległości w Warszawie, 11 bm. Marsz pod hasłem „Wielkiej Polski moc to my” przeszedł ulicami Warszawy. (az/awol) PAP/Albert Zawada
Rekordowa frekwencja Marszu Niepodległości pokazała, że środowiska patriotyczne są o jeden milowy krok bliżej do odzyskania Polski.
Około 250 tysięcy osób, zdaniem organizatorów, wzięło udział w tegorocznym Marszu Niepodległości. Zdaniem stołecznego ratusza uczestników było ponad dwukrotnie mniej, bo niecałe 100 tysięcy. Mimo tych różnic, nie ulega wątpliwości, że tegoroczny marsz był najbardziej popularnym, a frekwencja była najwyższa w historii. Musiała to przyznać nawet niechętna polskim patriotom „Gazeta Wyborcza”.
O skali popularności marszu świadczy to, że wzięli w nim udział politycy PiS, dotychczas niechętni patriotycznym imprezom organizowanym nie przez ich partię. Mimo zapowiedzi policji marsz przebiegł spokojnie, zatrzymano tylko kilkadziesiąt osób za posiadanie rac i petard. Wszystko dlatego, że na ten akurat dzień (11 listopada) władze Warszawy wydały zakaz używania środków pirotechnicznych. Nie było żadnej agresji środowisk LGBT ani „antify”. I to jest kolejny sukces Marszu.
Przegrana „dupiarza”
Od kilku tygodni było jasne, że Marsz Niepodległości będzie wielką, patriotyczną imprezą. Obawiał się tego nienawidzący patriotyzmu Rafał Trzaskowski. Rasowy lewak zarządzający Warszawą robił, co mógł, aby zakazać marszu. Tyle, że poniósł porażkę. Organizatorzy wsparci prawnikami z Ordo Iuris na drodze prawnej doprowadzili do uchylania decyzji zakazujących marszu. Był też drugi powód: ogromna fala niezadowolenia środowisk patriotycznych z tej antypolskiej cenzury mogła doprowadzić do marszu nielegalnego. Polscy patrioci zapowiadali, że w wypadku delegalizacji imprezy, zbiorą się tak czy inaczej i pójdą zamanifestować swoje przywiązanie do Polski. Gdyby taka sytuacja miała miejsce, doprowadziłaby do konfrontacji patriotów z władzą, co mogłoby skończyć się starciem siłowym. A to z kolei byłoby potężną skazą na wizerunku Platformy Obywatelskiej i mogłoby posłużyć do ataków na rząd ze strony zagranicznych ośrodków. Dałoby to argumenty administracji Donalda Trumpa, który nie jest wymarzonym przez Tuska prezydentem USA. Determinacja patriotów i ich prawników oraz ich zjednoczenie doprowadziło do tego, że rząd musiał się ugiąć i wielka manifestacja polskich patriotów przeszła ulicami Warszawy. „Dupiarz” ostatecznie przegrał.
Wielka duma
To, co można było zauważyć na marszu, to fakt, iż Polacy przyjechali z najdalszych stron świata, aby wziąć udział w tej imprezie. Spotkałem polską rodzinę, która przyjechała z Urugwaju. Gdy wracałem do domu, wdałem się w sympatyczną konwersację z małżeństwem, które przyjechało z Los Angeles na urlop w Polsce i specjalnie zaplanowało wypoczynek, tak aby przyjechać do Warszawy i wziąć udział w wielkim patriotycznym pochodzie. W tym roku Polacy wynajmowali autobusy, by przyjechać z odległych miast i potrafili na imprezę jechać wiele godzin. Było też wiele rodzin z małymi dziećmi. Panowała atmosfera zjednoczenia wokół wartości polskich, duma narodowa, a w rozmowach przebijała troska o przyszłość Polski. Każdy, kto był tego dnia na Marszu, mógł czuć wielki wulkan polskiej energii. To bardzo dobry znak.
Krok do zwycięstwa
Okazja, by zamanifestować swój patriotyzm, to tylko jeden pozytywny aspekt Marszu Niepodległości. Impreza ma znaczenie polityczne i historyczne. Jest to bowiem potężny krok w stronę zjednoczenia Polaków i walki o wolną Polskę, czyli w stronę obalenia postkomunistycznego rządu i postkomunistycznego ustroju. Marsze, które zmieniają politykę, mają zresztą w Polsce długą historię. W 1956 roku demonstracje w Poznaniu doprowadziły do gomułkowskiej „odwilży”. Manifestacje z roku 1970 doprowadziły do upadku Gomułki zastąpienia go Gierkiem. Strajki i pochody robotników z Radomia w 1976 roku były początkiem końca ery gierkowskiej. Demonstracje z lata 1980 rozkręciły „karnawał Solidarności” później brutalnie przerwany przez czołgi Jaruzelskiego. W okresie postkomunistycznym marsze strajkujących grup zawodowych wywoływały naciski na rząd, który zmieniał przepisy na ich korzyść (co często było niekorzystne dla gospodarki). Marsze miały więc swoje polityczne skutki – powodowały zmiany w Polsce. Tym razem atmosfera patriotyczna, łącząca, na Marszu Niepodległości prowadzi do zjednoczenia środowisk patriotycznych, na czym zyskają – jak się wydaje – dwa patriotyczne ugrupowania: Konfederacja i Ruch Obrony Polaków. Na bazie marszu może wykiełkować ich współpraca i jeszcze większa aktywność, by polscy patrioci uzyskali swoją mocną reprezentację w parlamencie.
Zakręty historii
Marsz Niepodległości może się również zapisać w historii jako impreza, która była milowym krokiem dla odzyskiwania Polski dla Polaków. Jest to bowiem bardzo silny akcent środowisk patriotycznych, które z głębokiego ukrycia przechodzą do ofensywy. II wojna światowa była czasem eksterminacji polskich patriotów. Setki tysięcy najlepszych synów narodu zginęły w syberyjskich łagrach, w niemieckich obozach koncentracyjnych i na frontach przegranej wojny. Niedobitki kończyły w stalinowskich więzieniach i ubeckich miejscach straceń lub na emigracji. Polskie środowiska patriotyczne zostały prawie unicestwione. Prawie, bo część przeżyła w ukryciu, zdążyła spisać wspomnienia, wychować dzieci. Po odwilży gomułkowskiej zaczęły powstawać Kluby Inteligencji Katolickiej, Kluby Krzywego Koła itp. – wszystko infiltrowane przez władze, ale dające możliwości choćby prowadzenia dyskusji. W latach 60. środowiska propolskie gromadziły się wokół Kościoła, który – prowadzony silną ręką kardynała Stefana Wyszyńskiego – stał się ostoją polskiego patriotyzmu. W 1976 roku, po strajkach w Radomiu i Ursusie, powstał Komitet Obrony Robotników, po nim Konfederacja Polski Niepodległej – pierwsza prawdziwie antykomunistyczna organizacja opozycyjna. Potem „Solidarność”, podzielona przez SB i Okrągły Stół gwarantujący postkomunizm.
W 1987 roku powstała Unia Polityki Realnej powołana do życia przez Janusza Korwin-Mikkego, Stanisława Michalkiewicza i Stefana Kisielewskiego. Była to druga, obok KPN – organizacja opozycyjna, antysocjalistyczna. I dlatego właśnie, podobnie jak KPN, nie została zaproszona do Okrągłego Stołu. Okrągły Stół wprawdzie zabetonował scenę polityczną na trzy dekady, dzieląc ją pomiędzy partie okrągłostołowe. Na tej politycznej mapie środowiska patriotyczne nie miały swojej reprezentacji. Próbował je zawłaszczyć PiS, jednak mimo patriotycznej retoryki prowadził politykę skrajnie antypolską.
I tak doszło do roku 2019, kiedy 4 mandaty poselskie uzyskali przedstawiciele Konfederacji. Na fali ich popularności Konfederacja powtórzyła sukces – w 2023 roku wprowadziła do Sejmu już 18 deputowanych. W kolejnym roku kilkoro konfederatów uzyskało mandaty europosłów. W rezultacie mamy więc reprezentację polskich patriotów i w Warszawie, i w Brukseli. Ostatnie miesiące pokazały, że wszystkie konfederackie i około konfederackie rozwijają się. Przykładem tego są organizowane przeze mnie Targi Książki Patriotycznej, realizowane co sobotę w innym mieście Polski. Na imprezę przychodzą setki Polaków, często rodziny z całymi dziećmi, bo TKP dają im okazję do spotkań z wybitnymi pisarzami.
Marsz Niepodległości jest w tym kontekście imprezą, na której polscy patrioci mogą nie tylko zamanifestować swoją dumę i radość z bycia Polakami. Wokół tego marszu rosną w siłę Konfederacja i ROP – dwa ugrupowania, które będą reprezentantami polskich patriotów. I to właśnie jest największa zasługa organizatorów marszu.
Na początku zacznijmy od atmosfery, bo ta zdaniem pewnej reporterki, będącej na marszu, była słabo podgrzewana przez… „no narodowców”
Może nie będzie takich sytuacji jak miało to miejsce w ubiegłych latach z udziałem… no narodowców, którzy biorą udział w marszu przeważnie, w zasadzie po to żeby tutaj podgrzewać te atmosfere
Amatorski występ kabaretowy zaliczył Mateusz Morawiecki
Screenshot_YouTube_Fakt
Morawiecki powiedział, że jest na marszu, aby radować się z naszej nieodległości. Warto się w tym miejscu zastanowić – jeżeli państwo nazywane III RP jest państwem niepodległym, to co jest jego aktualnym atrybutem mogącym wpływać realnie na rzeczywistość w sposób zgodny z racją stanu polskiego narodu.
Czy to coś jeszcze istnieje czy może leżąc tylko odłogiem, niszczeje i można po to coś sięgnąć i zacząć z tego korzystać?
Morawiecki, nieprzejednany przeciwnik zielonego ładu, podkreślił, że „najważniejszą rzeczą jest to, abyśmy wspólnie razem świętowali”, a w gronie uprawnionych do świętowania wymienił współczesnych „lewicowców i socjalistów”.
Najlepszy fragment wypowiedzi:
Muszę powiedzieć, że ja też jestem częścią środowisk narodowych, chrześcijańskich, niepodległościowych, patriotycznych.
A “antyszczepionkowych” – już nie, czy jeszcze nie?
Nie dam się zaszufladkować do jednego przedziału tylko…
… tradycja związana z Romanem Dmowskim… jego wspaniałe dzieło… jest dla mnie jednym z kluczowych przesłań politycznych… ale oczywiście nie tylko on… Cieszmy się dzisiaj wszyscy z naszej niepodległości.
W kontrapunkcie, do powyższej wypowiedzi Morawieckiego, zacytuję:
Adam Wielomski: Uczestnicy Marszu Niepodległości świętują niepodległość, bo ją mamy, czy dopiero postulują jej zdobycie?
Grzegorz Braun: Dobre pytanie. Co do mnie, oczywiście ta druga odpowiedź. Niepodległość Polski to pojęcie, które nie ma aktualnie realnego desygnatu. Władze IIIRP/PostPRL abdykowały sukcesywnie z prerogatyw suwerenności na rzecz innych państw i organizacji. Niepodległość trzeba znów ODZYSKAĆ.
Tymczasem, na marszu… trzej kandydaci na prezydenta…
Obajtek, Czarnek, Tarczyński na Marszu Niepodległości 2024
* * *
W dniu narodowego święta Polaków Duda upomina się o… Ukrainę
O Ukrainę, która według niego:
…musi wrócić do swoich granic sprzed rosyjskiej napaści – nie tylko tej z 2022 roku, ale także tej pierwszej, z 2014 roku. Tego wymagają bezpieczeństwo, porządek świata, a także i siła, i przestrzeganie prawa międzynarodowego.
O granicach Polski w sensie utraconych obszarów na mapie suwerenności prawnej, energetycznej, wolności indywidualnej i gospodarczej Polaków – NIC. Ani słowa.
Na koniec swojego wystąpienia Duda nazwał Polskę „zwornikiem”.
… zwornik łańcucha wolnego świata, jakim są wszystkie państwa na północ i południe od nas; państwa, które wolność, suwerenność i niepodległość – tak jak my – cenią sobie ponad wszystko.
Nie wiem co na to inne państwa „na północ i południe od nas”, ale “wolność ceniona ponad wszystko” jest zaślepieniem. Tym większym im bardziej fałszywie jest definiowana pod patronatem animatorów totalitarnych ideologii. Nie wolność, lecz Bóg i z nim związana – związana z rozumem – prawda, bo dopiero ona określa granice.
A co u Donalda Tuska? Ulubieniec Olaków znalazł się w szpitalu. Podobno miał przeszczep twarzy. Nowa twarz wkomponowana w nowy wizerunek jest konieczna do kontynuacji misji i sprostania zaufaniu jakim obdarzyła go Unia. Jest też potrzebna na użytek nowej, zaskakującej sytuacji w USA.
Grzegorz Braun i Ewa Zajączkowska-Hernik. / Foto: screen YouTube/Konfederacja
Podczas tegorocznego Marszu Niepodległości z politykami Konfederacji rozmawiała Ewa Zajączkowska-Hernik. Wśród nich znalazł się Grzegorz Braun.
Oficjalnie Marsz Niepodległości rozpoczął się o godz. 14-tej. Na początku odmawiano różaniec. Manifestacja z ronda Dmowskiego wyruszyła niespełna godzinę później. Tegoroczny przemarsz idzie pod hasłem „Jeszcze Polska nie zginęła”.
– „Jeszcze Polska nie zginęła” – to jest teza, śmiała teza, zważywszy na trudne okoliczności. No a my wyciągamy polityczne wnioski. Jeśli chcemy, żeby rzeczywiście nie zginęła, no to w paru sprawach trzeba się ogarnąć i dlatego Korona – Konfederacja Korony Polskiej – maszeruje tutaj dzisiaj z kilkoma banerami, które dają nasz przekaz – zaznaczył Grzegorz Braun.
– Widzę tutaj jeszcze ruszający właśnie z Ronda Dmowskiego nasz baner „Polexit. Nie dla eurokołchozu”, widzę tam dalej baner „Stop ukrainizacji Polski”, a za chwilę rozwinie się w poprzek ulicy baner z napisem „Stop Usraelizacji polskiej racji stanu”. To nie nasze wojny. Nie chcemy, by Polacy byli żyrantami ludobójstwa, które w tej chwili dokonuje się w państwie położonym w Palestynie. Nie chcemy, żeby Polacy byli obywatelami drugiej albo i trzeciej kategorii we własnym kraju – wskazywał poseł.
– Doniesienia z granicy, Protest kierowców. I po której stronie staje Policja Rzeczpospolitej Polskiej? Staje po stronie interesów ukraińskich. Tak być nie może. To jest piękna impreza, ale przed nami bardzo wiele wyzwań, bardzo wiele zadań do wykonania, które, myślę, podejmujemy z początkiem tej X już kadencji Sejmu, a II z udziałem Konfederacji – dodał.
– Co takiego się dzieje w Unii Europejskiej, że my musimy tej niepodległości bronić? – pytała Zajączkowska-Hernik.
– Myślę, że trzeba na to patrzeć szerzej. To jest szereg problemów, które dają się sprowadzić do kwestii wyprzedaży suwerenności – i na rzecz eurokołchozu, Unii Europejskiej, Rady Komisarzy Ludowych z Brukseli, i na rzecz obcych imperiów – podkreślił Braun.
– Usraelizacja polskiej racji stanu, czyli wyrzeczenie się własnych interesów, realizacja interesów imperium aktualnie przede wszystkim amerykańskiego. I to są powody, dla których Polacy tracą. Polacy ponoszą koszta amerykańskiej polityki na Ukrainie, a za chwilę będziemy ponosić koszta amerykańskiej polityki na Bliskim Wschodzie. Jeżeli ruszy stamtąd fala uchodźców, migracji znowu staniemy wobec wielkiego wyzwania, co przy aktualnym rozbrojeniu Wojska Polskiego na rzecz Ukrainy, co przy aktualnym braku asertywności władzy warszawskiej może skończyć się katastrofą – wskazał parlamentarzysta.
– I tylko Konfederacja – i Korona w Konfederacji – wypowiada się w tych sprawach jasno: Polexit, Stop ukrainizacji, Stop banderyzacji, stop realizacji interesów imperializmu – jaki by to nie był imperializm, potępienie ludobójstwa, niezależnie od tego, jaki jest kraj pochodzenia i narodowość ludobójców – wskazał Braun.
Kilka słów refleksji i podsumowanie zeszłotygodniowego „marszu podległości” w Warszawie.
Michał Mikłaszewski: sobota, 19 listopada 2022 https://ruchnarodowo-radykalny.blogspot.com/2022/11/micha-mikaszewski-kilka-sow-refleksji-i.htmL
Nowoczesna myśl „radykalnie narodowa” 2022… Profanacja symboli narodowych, Krzyża Celtyckiego i Falangi…
W przeciwieństwie do Marszu Polaków na którym byłem 11 listopada we Wrocławiu, którego hasłem było „Polak w Polsce gospodarzem” (oraz, nieoficjalnie, „Stop Ukrainizacji Polski”) organizowanym przez Jacka Międlara, który został bezprawnie zatrzymany tuż przed marszem, w Warszawie tego samego dnia odbył się zupełnie inny marsz, z zupełnie innym przesłaniem. „Marsz Niepodległości” w Warszawie organizowany jest przez stowarzyszenie o tej samej nazwie, na którego czele stoi prorządowy „oficjalny narodowiec” Robert Bąkiewicz. W tym marszu uczestniczyły jednak szeroko rozumiane środowiska „narodowe” (Ruch Narodowy, Młodzież Wszechpolska etc.) oraz „nacjonalistyczne” (Obóz Narodowo-Radykalny, Trzecia Droga etc.). To ostatnie środowisko stroi się na najbardziej radykalne i antysystemowe, od kilku lat, od momentu gdy Robert Bąkiewicz został usunięty/odszedł z ONR i rozpoczął własną, ugodową wobec PiS działalność (początkowo była to nieudana próba utworzenia „ONR-ABC”, później Roty Marszu Niepodległości etc.), „radykalni nacjonaliści” zaczęli tworzyć swój własny, „nacjonalistyczny blok” podczas tego marszu (tak jak jeszcze wcześniej „autonomiczni nacjonaliści” tworzyli swój „czarny blok”). Podobnie jak na „czarnym bloku”, tak też na „nacjonalistycznym bloku” (który być może współtworzą te same osoby i środowiska), widzimy elementy jawnej ukro-filii i pro-banderyzmu.
ONR i 3Droga – ręka w rękę z banderowcami. To nie są polskie organizacje! To bandyci i patologia…
Do wyjątkowo haniebnego zdarzenia miało dojść pod Mostem Poniatowskiego. Pseudo-nacjonaliści z „nacjonalistycznej kolumny” nieśli podobne jak widzimy na powyższych zdjęciach antypolskie banery oraz flagi, w tym, jak można przeczytać w komentarzach w mediach społecznościowych, były m.in. flagi Ukrainy i flaga jawnie banderowskiego Azowa. Po Internecie krąży film, na którym widać, jak polski patriota został pobity przez 10 zamaskowanych pseudo-nacjonalistów z „nacjonalistycznej kolumny” za okrzyk „tylko Polska”. Rzeczony człowiek, poruszony słusznymi emocjami i honorem, podążał za tą kolumną wraz z grupą kolegów, która próbowała wyrwać wyżej opisane barwy i banery. 10 zamaskowanych bandytów to grupa prawdopodobnie członków organizacji „Trzecia Droga” lub „Obozu Narodowo Radykalnego”, uczestnicząca w „kolumnie nacjonalistycznej”, która zareagowała agresją i skopała leżącego już na ziemi Polaka, który nie mógł patrzeć na tą zdradę… Czy tak zachowują się polscy nacjonaliści?
Zwą się nacjonalistami. My jednak wiemy prawda jest inna… ŚMIERĆ WROGOM OJCZYZNY !!!
Nie jest więc tak, jak do tej pory utrzymywali uczestnicy marszu warszawskiego, że to tylko Bąkiewicz jako organizator jest tym „złym”, a oni są dobrzy, marsz jest oddolny, niezależny i nikt nie ma na niego monopolu. Jak widać, przekaz jest dokładnie ten sam. Zarówno przekaz Bąkiewicza, jak też przekaz zaprezentowany przez tych „oddolnych, niezależnych” uczestników, w pełni pokrywa się z przekazem prezentowanym przez PiS’owski nierząd, liberalną opozycję i wszystkie mainstreamowe media głównego ścieku, przynajmniej jeśli chodzi o politykę wschodnią i stosunek do trwającego obecnie konfliktu na Ukrainie, wobec którego, w interesie Polski, jest zachowanie przynajmniej całkowitej bezstronności i neutralności, natomiast na pewno w polskim interesie nie jest jawne wspieranie banderowskiej Ukrainy. Czy członkowie ONR’u i 3Drogi jadą już „wyzwalać” Krym?
Czy można w sposób bardziej dobitny i jednocześnie obrzydliwy sprofanować ideę nacjonalizmu, Narodowego Radykalizmu, święte dla nas symbole, historię i piękne nazwy organizacji? To co zrobił ONR i 3Du*a, pardon, 3Droga, jest zdecydowanie gorsze, niż to co robi Bąkiewicz. On jest przynajmniej jawnym zdrajcą, i już nawet nie udaje że nie współpracuje z PiS’em. Oni albo są albo zwykłymi niedouczonymi półgłówkami, bez żadnej wiedzy historycznej i geopolitycznej, albo takimi samymi jak Bąkiewicz sprzedawczykami, tylko że trochę lepiej się maskującymi. Lepiej by jednak było dla nich, gdyby byli tymi pierwszymi… Tak czy inaczej, nie są, i nigdy nie byli prawdziwymi, polskimi nacjonalistami, i nie zasługują na żaden szacunek, a wyłącznie na pogardę. Jedyne co z perspektywy czasu mogę powiedzieć, to że wstyd mi, że byłem kiedyś członkiem jednej z tych organizacji. Mam nadzieję, że – choć będzie ciężko – będę w stanie zmyć z siebie tę hańbę…
Hasłem tegorocznego tzw. ,,Marszu Niepodległości”, było hasło Silny Naród, Wielka Polska, którą symbolizował plakat będący przeróbką propagandowego plakatu z czasów wojny z bolszewikami w roku 1920. Dziś jego nieudolna przeróbka, była rzucającą się w oczy prymitywną agitką idei Ukro – Polin, czyli jednego, wspólnego państwa z banderowską Ukrainą, stręczoną obecnie na przysłowiowego chama przez reżimową propagandę PiS i całej tzw. opozycji PO, Lewicy i PSL. Na plakacie reklamującym tegoroczny ,,Marsz Niepodległości”, który od razu też okazał się kompromitacją jego organizatorów, czyli jego prezesa Roberta Bąkiewicza i jego świty, na czapce polskiego ułana widniał orzeł, stylizowany na banderowskiego tryzuba, atakującego, bynajmniej nie bolszewickiego bojca, ale rosyjskiego żołnierza, na którego czapce widnieje symbol litery Z, będącej znakiem rozpoznawczym wojsk rosyjskich, prowadzących specjalną operację wojskową na Ukrainie.
Dlatego nawet dla laika, plakat tegorocznego ,,Marszu Niepodległości” był otwartym przekazem propagandowym opowiedzenia się organizatorów marszu po stronie banderowskiej Ukrainy, zupełnie niepomnych na stosunek tegoż państwa do Polski i Polaków, oraz kwestii rozliczenia się za zbrodnie ludobójstwa dokonane przez ukraińskich szowinistów na naszych rodakach na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej oraz zakaz ekshumacji i godnego pochówku setek tysięcy Polaków, oraz wysuwane nadal przez Ukraińców roszczenia terytorialne wobec naszego państwa. Dlatego też ratując przed całkowitym blamażem swojego prezesa Roberta Bąkiewicza, Ruch Narodowy i Młodzież Wszechpolska naprędce wymyślili nowe hasło tegorocznego marszu – Polska Państwem Narodowym, do którego wprawdzie w ciągu kilku miesięcy przesiedlono 10 milionów Ukraińców, i jest ono w tej chwili tak samo narodowe jak dawny ZSRR, ale to w niczym nie umniejszyło dobrego samopoczucia Wszechpolaków i Roberta Winnickiego.
W tym roku, w marszu przejętym przez panującą władzę uczestniczyli również licznie ukraińscy nacjonaliści, jak również wielu białoruskich pogrobowców, kolaborantów Adolfa Hitlera i III Rzeszy, choć pan Bąkiewicz usilnie zaprzeczał temu faktowi od samego początku, że informacje takie rozpowszechniają wyłącznie, a jakże putinowskie trolle. Jak było w rzeczywistości, świadczy o tym ukraiński plakat, reklamujący tegoroczny ,,Marsz Niepodległości” w Warszawie, którego hasło brzmiało, że wspólnie walczymy… ZA NASZĄ I WASZĄ NIEZALEŻNOŚĆ, jak również wiele zdjęć i filmów, które okiem bezstronnej kamery zarejestrowały, jak wyglądał tegoroczny warszawski marsz i co naprawdę było jego głównym przesłaniem.
W 1938 Sanacja obchodziła ten swój 11 listopada razem… z hitkerowskimi dygnitarzami III Rzeszy, z którymi razem pili wtedy wódkę i polowania, a niespełna rok później zostali przez swoich ówczesnych, niemieckich przyjaciół dosłownie zaorani równo z trawą. Wczoraj natomiast, 11 listopada szli w Warszawie razem z ukraińskimi nazistami i niedługo ich obecni przyjaciele spod znaku tryzuba, zrobią im powtórkę z przeszłości. Jak widać, historia zatoczyła koło, a głupi, bezrozumni Polacy, nie wyciągnęli z niej żadnej nauki, ani jakichkolwiek wniosków
Warszawa 11 listopada 1938 rok. Obchody Święta Niepodległości, których głównymi gośćmi byli dygnitarze hitlerowskich Niemiec
Marsz Niepodległości. Kukła Putina zawisła na moście
Jakimi najważniejszymi tematami, najbardziej istotnymi dla Polaków i Naszej Ojczyzny, stanowiły dla uczestników tegorocznego ,,Marszu Niepodległości” w Warszawie? Czy były to kwestie związane z obecnym stanem naszego państwa, gospodarki, mających niebagatelny wpływ na życie Polaków i ich kondycję finansową, pozwalającą bez obawy patrzeć w przyszłość własną i swoich dzieci? Bynajmniej! Jak podaje na swoich strona internetowych portal onet.pl, uczestników tegorocznego ,,Marszu Niepodległości”, najbardziej zajmowały… głosy wsparcia dla Kijowa oraz krytyka Rosji. Jak informuje Gazeta.pl, grupka uczestników pochodu wywiesiła na moście Poniatowskiego kukłę Władimira Putina.
Czarne słońce” Himmlera (SS). Na ulicach Warszawy, którą na śmierć zatłukł jego podwładny – SS Obergruppenfuhrer Erich von dem Bach-Zelewski. Rzeźnik Warszawy. Widzą to setki ludzi, nikt nie reaguje.
Jak bardzo trzeba nienawidzić swoich rodaków, aby stać ramię w ramię obok z mordercami twoich dziadków? I jeszcze to kretyńskie hasło… Kijów – Warszawa wspólna sprawa. Czy wszyscy ci durnie, którzy je wypisują na wszelkich tego rodzaju marszach, zastanowili się choć raz w swoim życiu, od kiedy to, dla władz w Kijowie i Ukraińców polskie interesy narodowe były dla nich kiedykolwiek, choćby w minimalnym stopniu wspólne, czy tożsame, z ich interesami? Przenigdy! Tak może myśleć jedynie skończony dureń lub jawny zdrajca.
Opozycjoniści białoruscy byli obecni na Marszu Niepodległości. Upamiętnili tam… kolaborantów hitlerowskich biorących udział w pacyfikacjach ludności cywilnej podczas niemieckiej okupacji 1941-44.
To tak jakby ktoś nadal nie rozumiał, dlaczego nie chodzimy na MN i postrzegamy go z każdym rokiem jako coraz bardziej szkodliwe wydarzenie dla idei narodowej i Polski.
Warszawa, Marsz Niepodległości 2022 – Maszerują białoruscy wyznawcy niemieckiego nazizmu
Transparent z ideą międzymorza. Amerykański, zatruty cukierek dla banderowca i głupiego Polaka. Jeszcze napisali głupcom… Imperium z WASZEJ KRWI!
Tylko tych ofiar nie wolno w obecnej Polsce wspominać nawet jednym słowem, bo mówienie, czy pisanie o polskich ofiarach ukraińskiego bestialstwa na Wołyniu, Małopolsce Wschodniej i pomordowanych przez banderowców na obecnych południowo – wschodnich ziemiach obecnej Polski, to mowa nienawiści, o czym przekonał się we Wrocławiu 11 listopada Pan Witold Listowski, który jest nie tylko znanym działaczem, ale inspiratorem i koordynatorem środowisk kresowych. Lokalnie, to prezes Stowarzyszenia Kresowian Kędzierzyn-Koźle, a w skali ogólnopolskiej to prezes Patriotycznego Związku Organizacji Kresowych i Kombatanckich. To oficjalne funkcje, a przecież bardziej jest znany, jako sympatyczny 77-letni Pan z którym można godzinami gawędzić. Jest patriotą i wydawcą czasopism oraz książek, organizatorem sesji naukowych, inicjatorem zmian legislacyjnych.
Pan Witold Listowski, z lewej strony, trzyma transparent STOP UKRAINIZACJI POLSKI
Pan Witold w Narodowe Święto Niepodległości wziął udział we wrocławskim Marszu Niepodległości. Niósł baner z hasłem „STOP UKRAINIZACJI POLSKI” i jak mówi „to hasło wyraża obawy, jakie niepokoją wielu Polaków”. Nie jest to hasło dyskryminujące inne nacje, ani powstrzymujące niesienie pomocy poszkodowanym. Ono wskazuje, że zagrożeni jesteśmy my, jako naród i jako państwo. Gdy głębiej zastanowimy się, to skierowane jest nie do Ukraińców, ale do rządzących i tzw. „totalnej opozycji” w Polsce. Z tego to powodu, podczas Marszu młodzi ludzie wykonali kilkadziesiąt fotografii baneru i osób niosących go. Jak się potem okazało, byli to funkcjonariusze policji w cywilnych ubraniach. Po oficjalnym zakończeniu wydarzenia Pan Witold i jego kolega zostali zatrzymani przez trójkę policjantów. Policjanci nie byli w stanie przedstawić podstawy prawnej, a jedynie mówili, że wykonują rozkazy z góry. Panowie mieli być przewiezieni na komisariat w celu złożenia wyjaśnień. Wywiązała się dłuższa dyskusja w której Panowie nie dali się zastraszyć, odmówili składania wyjaśnień i ciągle żądali podstawy prawnej. Policjanci, po dłuższych konsultacjach z przełożonymi, pozwolili odejść zatrzymanym, jednak zaznaczyli, że będą wezwani w celu złożenia wyjaśnień.
„Kochasz Polskę i Polaków, to poprzyj nas, bo gdy dojdziemy do władzy, będziesz mógł swobodnie wyrażać poglądy”. Takie zachęty słyszeliśmy nie tylko przed 1989r., ale w każdej kolejnej kampanii wyborczej. Jednak gdy w obecnej sytuacji masz odmienny pogląd od władzy, gdy uważasz, że należy pomagać ale nie ograbiać własny naród, gdy domagasz się rozliczenia zbrodni na Polakach, potępienia zbrodniarzy i pogrzebów ofiar, gdy sprzeciwiasz się powolnemu wciąganiu Polski w wojnę, gdy domagasz się, aby politycy ukraińscy wyrzekli się roszczeń terytorialnych względem Polski i gdy lękasz się, że kilkumilionowa imigracja może stanowić zagrożenie dla naszej tożsamości cywilizacyjnej, to stajesz się wrogiem. Kto czytał „Rok 1984” G. Orwell’a ten wie, że według władzy, myślozbrodnia jest najcięższym przewinieniem i to z dwóch powodów: jest najbardziej skuteczną w walce ze zdeprawowaną i totalitarną władzą, a jednocześnie najtrudniejszą do wykrycia. W Polsce ciągle demokracja demokracją, ale to władza określa które poglądy są dobre, a które zasługują na wykluczenie społeczne, szykany i interwencję służb państwowych.
Polak pobity przez polskich nazistów wspierających ukraińskich szowinistów
Nic strasznego – tylko Polaka który krzyczał „Jebać Banderę” pobili Polacy, którzy popierają banderowców
Autonomiczne bojówki tzw. szturmowcy, niestety działają już długo, a mało kto o nich mówił kiedyś. Teraz wyznawcy belgijskiego esesmana Leona Degrella są w swoim żywiole. I jakoś w żaden sposób nie są ścigani za propagowanie nazizmu.
Na pierwszym planie same chazarstwo. W końcu to oni wymyślili i ustanowili to ,,święto” dla Polaków. A jak do tego doszło, o tym mówi ten film…
Józef Ginet Piłsudski – Kłamstwo prawie doskonałe – Dokument Uświadamiający
Prowadzenie tego bloga to moja pasja ale także wielogodzinna praca. Jeśli uważasz, że to co robię ma sens to możesz wesprzeć mnie w tym co robię, za co serca już teraz dziękuję.
PKO BP SA Numer konta: 44 1020 1752 0000 0402 0095 7431
Od czasu przełomowego Marszu Niepodległości w 2011 roku aż do tego roku myślałem, że rzeczą najważniejszą w obchodach 11 listopada jest sprawa Niepodległości naszej Ojczyzny.
Niestety, wygląda na to, że Marsz Niepodległości może przekształcić się, tak jak pozostałe święta, w jedną z wielu politycznie poprawnych dekoracji maskujących rzeczywistą sytuację Polski.
Kilka dni temu na pisowskim portalu ukazały się fragmenty rozmowy z Robertem Bąkiewiczem, który mówiąc o Marszu Niepodległości, złożył jednocześnie swoistą deklarację politycznej lojalności, powtarzając propagandową narrację i pomijając milczeniem sprawę realnej utraty przez „państwo polskie” już nie Niepodległości, ale kolejnych marnych resztek suwerenności w ramach realizowanego Wielkiego Resetu w polityce i gospodarce.
Silny Naród, Wielka Polska?
Główne hasło Marszu Silny Naród, Wielka Polska brzmi groteskowo w sytuacji, gdy 200 tys. Polaków straciło życie w wyniku lockdownu w Służbie Zdrowia, a osoby odpowiedzialne za ten stan rzeczy kontynuują dzieło dalszego niszczenia Polski pod postacią węglowego lockdownu.
Tymczasem uwaga uczestników Marszu ma być skierowana tylko w stronę Rosji, a patriotyczna energia trwoniona na śpiewanie piosenek.
Jeszcze bardziej niż w poprzednich latach będziemy stawiali na to, aby było mniej okrzyków, a więcej wspólnego śpiewania pieśni patriotycznych.
“Mniej okrzyków”? Brzmi podobnie jak zalecenie Dudy w sprawach Wołynia, by się “miarkować w słowach”.
Chcemy zwrócić uwagę na zagrożenia płynące dziś z polityki imperialnej Rosji, ale również sojuszu Berlina z Moskwą. /Robert Bąkiewicz dla TVP info/.
A gdzie inne ważne tematy?
Wygląda na to, że polityczna nikczemność (poprawność) stała się znakiem firmowym Roberta Bąkiewicza. Jestem ciekaw co na to uczestnicy Marszu, czy wezmą w nim udział jako lunatycy czy może przemówią własnym głosem – upominając się o Polskę – nie o tą “Polskę” z telewizji, lecz o tę prawdziwą?
11 listopada 2022 roku ulicami Wrocławia przejdzie Marsz Polaków. To największa patriotyczna manifestacja w stolicy Dolnego Śląska, w której co roku uczestniczą tysiące osób. W tym roku organizatorzy spodziewają się wysokiej frekwencji, a przed wymarszem szykują prezentację wspomnień Świadków ludobójstwa na Polakach.
Hasło
Manifestacja przejdzie pod hasłem „Polak w Polsce gospodarzem”. – To hasło nie jest pobożnym życzeniem! To żądanie ze strony Polaków, którzy nie godzą się na to, aby we własnym kraju traktowano nas jak ludzi drugiej kategorii. W ubiegłym roku maszerowaliśmy pod hasłem “Polska antybanderowska”. W obliczu narastającej banderyzacji Ukrainy to hasło nadal jest aktualne i tegoroczny marsz również do niego nawiązuje. Marsz pod hasłem „Polak w Polsce gospodarzem” dedykuję nie tylko Ojcom polskiej niepodległości, ale również ofiarom ukraińskiego ludobójstwa oraz polskiej samoobronie utworzonej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, która – mimo przewagi liczebnej wroga – mężnie odpierała ataki ukraińskich ludobójców z gloryfikowanej dziś na Ukrainie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii. Gdy władze Rzeczypospolitej nie chcą mówić o polskich ofiarach na Kresach, naszym obowiązkiem jest o nich krzyczeć – mówi organizator marszu, Jacek Międlar.
Trasa, rozpoczęcie i wspomnienia Świadków
Marsz wystartuje o godzinie 17 spod Dworca PKP i dotrze na Plac Katedralny na Ostrowie Tumskim. Jednak zgromadzenie zacznie się już godzinę wcześniej. W tym czasie, między godziną 16.00 a 17.00, przed dworcem (od strony ul. Piłsudskiego) zostaną zaprezentowane wspomnienia Świadków ludobójstwa na Polakach oraz pieśni patriotyczne.
Zapraszamy!
W manifestacji mogą wziąć udział wszyscy, którym leży na sercu dobro naszej Ojczyzny. – Zapraszamy polskie rodziny z dziećmi, patriotów, nacjonalistów oraz kibiców z całej Polski. Zachęcamy do wzięcia udziału w marszu oraz prezentacji wspomnień, która będzie miała miejsce już godzinę wcześniej – mówi Jacek Międlar.