BANKSTERZY I FILANTROPI

https://www.oficyna-aurora.pl/aktualnosci/banksterzy-i-filantropi,p828407747

2022-02-04 Sławomir M. Kozak

Już ponad dwa lata minęły od czasu, kiedy w niebyt odeszły grypy, zarówno te będące jeszcze niedawno zagrożeniem o skali światowej – ptasia i świńska, ale także ta najzwyklejsza, sezonowa, obecna wśród nas od zawsze. Co ciekawe, mniej więcej od tego samego czasu ustało na świecie, tak groźne i często się objawiające w ostatnich dekadach, zagrożenie terrorystyczne. Zniknęły spektakularne eksplozje samochodów-pułapek, strzelaniny w centrach handlowych, jakiekolwiek porwania samolotów. Cały świat walczy chyba z pandemią koronawirusa, nawet gangsterzy i terroryści. Na placu boju pozostali, parafrazując tytuł głośnej komedii Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego, banksterzy i filantropi. Zwykli ludzie tracą tymczasem posady, a szczęśliwcy, których jeszcze nie pozwalniano, zawodowe umiejętności, bądź to ucząc się i pracując zdalnie, bądź to siedząc w domach na przestojach. Wspominałem niejednokrotnie o zagrożeniach, jakie niesie ta sytuacja dla ludzi wykonujących niezwykle odpowiedzialne zadania w lotnictwie. Ale, rzecz dotyczy przecież wielu innych zawodów. Obawiam się, że   coraz bardziej degeneruje też ludzi pracujących w sektorach tak zwanego bezpieczeństwa publicznego i sprawiedliwości.

Przywołam za chwilę inny film, nie komediowy i amatorski, ale równie ciekawy. Oto, parę dni temu w Nashville, które przez lata kojarzyło nam się na ogół pozytywnie, z muzyką country, doszło do niezwykłego incydentu. Pewien, dotąd bliżej niezidentyfikowany pieszy, stanął na międzystanowej drodze I-65, blokując w ten sposób ruch pojazdów przez około 30 minut. Ponoć w ręku miał nożyk do cięcia papieru, niezwykle groźną broń, podobną do tej, której użyli słynni zamachowcy z 11 września 2001 roku. Sytuacja, z powodów zrozumiałych, była trudna dla policji, która musiała podjąć działania, by sprawę załatwić i ruch przywrócić. Na miejscu pojawili się przedstawiciele kilku różnych wydziałów policyjnych. Jedna z osób, które utknęły na poboczu drogi, rzecz całą sfilmowała. W kadrze widzimy co najmniej dziesięciu funkcjonariuszy z bronią skierowaną w stronę owego osobnika, z czego dwóch ma broń długą, a przez chwilę widać nawet biegnącego snajpera. Już sama ilość policjantów i ich uzbrojenie, zaskakują w świetle, w sumie błahego incydentu, w którym wystarczyłoby użycie paralizatora miotającego lub siatki. Jednak stróże prawa byli niezwykle zdeterminowani, żeby udrożnić trzypasmową drogę. W chwili, kiedy mężczyzna skierował w ich stronę swe dłonie, w których nie miał żadnego pistoletu, czy granatu, po prostu go rozstrzelali. To chyba najlepsze określenie tej wybitnej, policyjnej „akcji”, w czasie której padło kilkanaście strzałów, część z nich już po tym, kiedy człowiek upadł, co wyglądało na chęć dobicia sprawcy całego zamieszania. Nie wiem, czy policyjni specjaliści zbyt długo nie mieli okazji do walki z czymś innym, aniżeli pandemia i cierpieli na niedobór adrenaliny, czy otrzymali rozkaz, by zabić. Ale jest to na pewno przypadek, który daje wiele do myślenia.

Z amerykańskiej ulicy przejdźmy teraz na salę francuskiego sądu, który zajmował się pozwem  o odszkodowanie, jaki złożyła przeciw firmie ubezpieczeniowej rodzina człowieka, który zmarł dwa tygodnie po przyjęciu eksperymentalnej szczepionki. Autopsja potwierdziła fakt zaszczepienia, jako przyczynę zgonu. Ubezpieczyciel jednak twierdził, że pacjent przyjął zastrzyk  dobrowolnie i zapłacić nie zamierzał, a tę postawę ze zrozumieniem przyjął sąd orzekając, iż „klient miał wystarczające informacje, a jednak dobrowolnie zaakceptował ryzyko śmierci, nie będąc do tego zmuszonym”. W ocenie sądu, „szczepienia nie są obowiązkowe”, a poza tym, „podjęcie powszechnie znanego ryzyka śmierci, z prawnego punktu widzenia, jest podobne do samobójstwa”. Nie wiem, czy w związku z takim werdyktem nie obarczono dodatkowo powodów kosztami procesu, ale dla nas to orzeczenie powinno być wystarczającym sygnałem do zastanowienia się również nad tym aspektem dzisiejszej rzeczywistości. 

Moje stwierdzenie o braku zamachów terrorystycznych w minionych latach odnosi się, jak widać, tylko do przestarzałych aktów przemocy, które odeszły wraz z pandemią do lamusa. Ostatecznie, w języku angielskim, zarówno strzał, jak i zastrzyk, brzmią tożsamo. Obecnie mamy do czynienia z terroryzmem psychologicznym, prowadzonym na obywatelach, przy użyciu mediów, przemysłu medycznego i organów ścigania. Jego efekty są dziś znacznie  poważniejsze, o większej skali i bezgłośne, choć zarządzają nim nadal ci sami ludzie, którzy w latach minionych powodowali upadki wieżowców, samolotów i „niedemokratycznych” dyktatorów. 

Felieton pochodzi z 5 numeru Warszawskiej Gazety

  Sławomir M. Kozak
www.oficyna-aurora.pl