Szanowny Panie Gestapo!

Szanowny Panie Gestapo!

 Stanisław Michalkiewicz 17 listopada 2023 michalkiewicz

Zapoczątkowana młodzieżową rewoltą na Zachodzie nowa strategia rewolucji komunistycznej najwyraźniej wchodzi w nowy etap. Jak bowiem pamiętamy, wiodącym hasłem tamtej rewolty było: „Zabrania się zabraniać”. Chodziło przede wszystkim o usunięcie wszelkich możliwych ograniczeń w dziedzinie seksualnej, bo młodzi – jak to młodzi – w większości przypadków przede wszystkim chcieli się wybzykać z panienkami – ale nie da się ukryć, że to hasło było bardzo podobne do tego, które towarzyszyło rewolucji bolszewickiej w samych jej początkach: „Grab nagrabliennoje!” W jednym i drugim przypadku chodziło o obalenie dotychczasowych reguł stabilizujących społeczeństwo. „Grab nagrabliennoje” godziło w dotychczasowe stosunki własnościowe, bo gwałtowna i gruntowana zmiana stosunków własnościowych była – obok masowego terroru i masowego duraczenia – istotnym elementem bolszewickiej strategii rewolucyjnej. W 1968 roku sytuacja była inna; zmiana stosunków własnościowych, jeśli w ogóle była postulowana, to raczej na marginesie zmian obyczajowych. Myślę, że złożyły się na to dwie przyczyny. Po pierwsze ówczesna młodzież na Zachodzie znakomicie wpasowała się w panujący tam system ekonomiczny i nikomu nie przychodziło do głowy, by cokolwiek w nim zmieniać. Owszem, zdarzały się wyjątki.

Na przykład podczas wyjazdu na „saksy” do Francji w roku 1978, pracowałem na winobraniu z pewnym Grekiem. Był on zdecydowanym rewolucjonistą, ale kiedy zwróciłem mu uwagę, że jeśli wybuchnie rewolucja to prawdopodobnie zabraknie bagietek, bardzo się zaniepokoił i zażądał wyjaśnień. Wyjaśniłem mu więc, że w rewolucji udział biorą nie tylko tacy rewolucjoniści, jak on, ale przede wszystkim – tak zwany „lud”, czyli między innymi piekarze. – Co ty sobie myślisz – mówiłem – że ty będziesz się kotłował rewolucyjnie, a oni po staremu całymi nocami będą po piekarniach wypiekać bagietki, żebyś każdego ranka miał do dyspozycji świeżą i chrupiącą? Nic z tego; oni też będą chcieli się trochę pokotłować, więc bagietek może nie być. Na takie dictum mój Grek głęboko się zamyślił i sądzę, że zasiałem w nim straszliwą wątpliwość, czy w takim razie w ogóle robić jakąś rewolucję. Druga przyczyna była taka, że o ile w przypadku rewolucji bolszewickiej, jedną z jej sił napędowych był żydowski proletariat ze Wschodniej Europy, to w roku 1968 Żydzi, którzy nadal byli w awangardzie rewolucji komunistycznej, kontrolowali już sektor finansowy na Zachodzie, więc w tej sytuacji, na wszelki wypadek, woleli skierować uwagę zrewoltowanej młodzieży w stronę genitaliów, niż stosunków własnościowych.

Celem rewolucji komunistycznej jest bowiem uchwycenie władzy nad większością przez mniejszość i dlatego właśnie Żydzi tradycyjnie są w awangardzie komunistycznej rewolucji, bez względu na to, czy są biedni, czy bogaci. Nowa rewolucyjna strategia, której programem pilotażowym była wspomniana rewolta, nie dążyła do obalenia istniejących instytucji, jak np. banki czy fundusze inwestycyjne, tylko do ich wykorzystania w służbie rewolucji. Dotyczyło to również instytucji publicznych, czyli struktur państwowych, a także – co akurat dokonuje się na naszych oczach w postaci dokazywania w ramach enigmatycznej ”synodalności” – również struktury Kościoła katolickiego. Po ateistycznym, bolszewickim terrorze, pojawił się zwiastun nowego etapu w postaci „ekumenizmu”, w ramach którego ćwiczyliśmy i nadal ćwiczymy tak zwany „dialog z judaizmem”, który w końcu właśnie doprowadza do wmontowania struktur Kościoła w ariergardę komunistycznej rewolucji, dowodzonej oczywiście tradycyjnie przez tzw. starszych i mądrzejszych.

Od roku 1968 minęło już ponad 55 lat, czyli mniej więcej – dwa pokolenia – więc promotorzy rewolucji musieli dojść do wniosku, że musi ona wejść w kolejny etap. Toteż na naszych oczach etap umizgów z jego hasłem: „zabrania się zabraniać”, właśnie jest zastępowany przez nadchodzący etap surowości, w którym lista zachowań i postaw zabronionych nie tylko każdego dnia się wydłuża, ale w dodatku – coraz częściej na straży tych zakazów stawiane są instytucje państwowe, z orwellowskim Ministerstwem Prawdy i Ministerstwem Miłości na czele. A skoro tak, to nic dziwnego, że towarzyszą temu zmiany obyczajowe, a zwłaszcza jedna. O ile na etapie umizgów, podobnie jak na etapie uwiądu starczego, na który rewolucja bolszewicka zaczęła zapadać po śmierci Ojca Narodów Józefa Stalina, donosicielstwo uznane było powszechnie za zachowanie niegodne człowieka honorowego, to obecnie przeżywa ono nie tylko okres rehabilitacji, ale również – instytucjonalnego rozwoju. Donosiciele nie nazywani są już „konfidentami” – o co jeszcze w stanie wojennym obrażał się pewien oficer SB prowadzący ze mną „rozmowę ostrzegawczą” po zwolnieniu z obozu internowania w Białołęce – aż musiałem mu wyjaśnić, że po łacinie „konfident” znaczy po prostu „zaufany”, a więc nie ma w tym nic obraźliwego – to teraz donosiciele, podobnie jak zboczenia płciowe, które ponad 30 lat temu zostały uznane za szlachetne „orientacje”, noszą szlachetne nazwy „aktywistów” i „sygnalistów”, którzy pozostają pod szczególną ochroną prawa, przede wszystkim – funkcjonariuszy Ministerstwa Miłości, czyli niezawisłych sędziów – o czym świadczy niedawny prawomocny wyrok skazujący kol. Rafała Ziemkiewicza na przymusowe „prace społeczne” (jak zwykle: grabimy – mawiało się za pierwszej komuny), ale nawet tworzą specjalnie organizacje delatorskie w rodzaju „Nigdy Więcej”, czy Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych.

Jak widać choćby na przykładzie pana Rafała Gawła, założyciela tej ostatniej organizacji delatorskiej, korzysta on z ochrony władz państw miłujących pokój chociaż skazany został w Polsce za przestępstwa kryminalne: oszustwa i wyłudzenia. Takich właśnie jednak komunistyczna rewolucja na tym etapie potrzebuje, bo zmiany obyczajowe dopiero się rozpoczynają, toteż Parlament Europejski, w którym liczba wariatów w sensie medycznym prawdopodobnie dorównuje liczbie rewolucyjnych postępków, którzy w podskokach dostarczają pozorów legalności coraz to nowym „myślozbrodniom”, właśnie na skutek donosu pana Gawła, cofnął immunitet czterem europosłom za „polubienie” jakiegoś wpisu na Twitterze. Jestem przekonany, że za ten bohaterski czyn pan Rafał Gaweł nie tylko już wkrótce zostanie oczyszczony ze wszystkich fałszywych zarzutów, być może nawet przez tego samego sędziego, który go wcześniej skazał (wiecie, rozumiecie sędzio, wy lepiej naprawcie krzywdę wyrządzoną naszemu sygnaliście, by inaczej będzie z wami brzydka sprawa), ale przez Judenrat „Gazety Wyborczej” zostanie dokooptowany do grona autorytetów moralnych. Toteż nic dziwnego, że na mieście krążą fałszywe pogłoski, jakoby na Uniwersytecie Warszawskim i innych tego typu parkach jurajskich w Polsce, mają zostać utworzone specjalne kierunki delatorskie, gdzie młode kadry będą przez starych praktyków kształcone w służbie rewolucji.

Stanisław Michalkiewicz

Policja: “Na podstawie uzyskanych informacji istnieje duże prawdopodobieństwo, że Jacek Międlar będzie stwarzał w sposób oczywisty bezpośrednie zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzkiego”

Michalkiewicz o zatrzymaniu Międlara: „Na tej samej zasadzie Niemcy deportowali ludzi do obozów koncentracyjnych”.

https://nczas.com/2022/11/15/michalkiewicz-o-zatrzymaniu-miedlara-na-tej-samej-zasadzie-niemcy-deportowali-ludzi-do-obozow-koncentracyjnych-video/

W rozmowie Tomasza Sommera i Stanisława Michalkiewicza poruszony został m.in. temat zatrzymania Jacka Międlara. W ocenie Michalkiewicza zastosowano „faszystowskie prawo”.

Sommer ujawnił fragment pisma, które otrzymał od prawnika Jacka Międlara. Dotyczy ono wydarzeń z 11 listopada.

„Przyczyna zatrzymania osoby: Na podstawie uzyskanych informacji istnieje duże prawdopodobieństwo, że Jacek Międlar będzie stwarzał w sposób oczywisty bezpośrednie zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzkiego, a także dla mienia, nawołując w trakcie Marszu Niepodległości 2022 pod hasłem: »Polak w Polsce gospodarzem« w dniu 11.11.2022 we Wrocławiu do nienawiści na tle różnic narodowościowych, mających na celu wzbudzenie niechęci i braku akceptacji wobec obywateli Ukrainy, co ma chociażby potwierdzenie w publicznym nawoływaniu w sieci Internet na portalu Facebook na profilu o nazwie Jacek Międlar oraz wprawo.pl, a także w prowadzonym postępowaniu przygotowawczym” – napisano w dokumencie.

Michalkiewicz stwierdził, że gdzieś czytał, że „Ośrodek monitorowania rasizmu i ksenofobii wydał policji rozkaz, żeby pana Międlara zakuła w kajdany”. – Z tego wyciągam wniosek, że państwo nasze jest parcelowane nie tylko między zwyczajne gangi, ale również między gangi takie, które żyją ze sporządzania donosów. To jest bardzo niepokojące – dodał.

Sommer podkreślił natomiast, że „niepokojące jest to, że człowieka się zatrzymuje, przewidując jego przestępstwo, do którego nie doszło”.

– To jest faszystowskie prawo pochodzące chyba z tego okresu, kiedy pobożny poseł Gowin był ministrem sprawiedliwości. I to on jest twórcą obozu koncentracyjnego w Gostyninie i prawdopodobnie on jest pomysłodawcą tego prawa, bo dokładnie na tej samej zasadzie, że „wzbudzają zagrożenie”, Niemcy deportowali ludzi do obozów koncentracyjnych Michalkiewicz.

– Do niedawna byłoby to niezgodne z Kodeksem postępowania karnego, bo zatrzymanie itd., kucie w kajdany to są czynności, które się podejmuje w ramach wszczętego już postępowania. A postępowanie karne wszczyna się w momencie, kiedy istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa. A tutaj nawet ci gliniarze nie mówią, że podejrzewali, że Jacek Międlar jakieś przestępstwo popełnił, tylko „przypuszczali, że nie jest wykluczone, że jak go nie zatrzymają, to on popełni” – wskazał.

– Niestety w IV Rzeszy, tak samo jak w III, muszą obowiązywać faszystowskie prawa i niestety naczelnik państwa to firmuje – skwitował Michalkiewicz.

Donos jako forma uczestnictwa w życiu literackim. Przypadek Roberta Stillera.

[Zastanawiałem się, czy donosicielstwo i wykręty tego pana przypominać. Bo Bauman czy Humer byli bardziej krwawymi zbrodniarzami… I pozostali bezkarni.

A to przecież był bardzo kulturalny pan, bardzo wiele jego tłumaczeń ostało się, jest bardzo dobrych. Miał duży wkład w polską kulturę. Ale czy donoszenie na kolegów, kolegów z podziemia można tłumaczyć tylko jakąś niewielką słabością? Nie, to jest po prostu zdrada. A jeszcze dwa pokolenia temu za zdradę, po orzeczeniu podziemnego sądu, karano kulą w łeb. I nikt nie mialo z tego powodu wyrzutów sumienia.

Pamiętajmy więc na przyszłość, że za zdradę kula w łeb. Mirosław Dakowski]

============================

[ KOMPROMITACJE: Donos jako forma uczestnictwa w życiu literackim Przypadek Roberta Stillera ]

Donos jako forma uczestnictwa w życiu literackim Przypadek Roberta Stillera

Jak ujawniła Joanna Siedlecka:

Według zachowanych bogatych akt IPN-u, pod pseudonimem “Stanisław Wisłocki“, a także “Literat“, “Tras” i “Kryspin” ukrywał się Robert Stiller – znany tłumacz, związany m.in. z “Literaturą na Świecie”, wydawca.

Pozyskany przez SB już w 1955, choć formalne zobowiązanie podpisał dopiero w 1977, zakończył współpracę w roku 1981. Dla Departamentu III “rozeznawał” gorliwie antysocjalistyczną działalność warszawskich literatów, zwłaszcza J. Ficowskiego, J.J. Lipskiego, W. Woroszylskiego, którego tłumaczył, J. Walca, krąg “Zapisu”, a dla Departamentu I i II, wywiadu i kontrwywiadu, m.in. pracowników ambasady indonezyjskiej, paryską “Kulturę”, m.in. Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, oraz środowiska emigracyjne, londyńskie, m.in. Andrzeja Stypułkowskiego, dyrektora londyńskiego wydawnictwa “Polonia”, Wojciecha Płazaka z sekcji polskiej BBC i wielu, wielu innych.

(Patrz AIPN 0126/459, mf 6710. teczka pracy KO pseudonim “Tras” i AIPN 001102/1461, mf: 23810/1 i AIPN 00191/276. Teczki personalne i pracy TW pseudonim “Kryspin”) [1].

I jeszcze uwaga ze strony 275 tej samej książki:

Podziemny “Zapis” rozpracował również TW “Kryspin”, według bogatych zasobów IPN-u, znany tłumacz Robert Stiller, współpracownik “Literatury na Świecie”, jeden z cenniejszych, wieloletnich informatorów ze środowiska literackiego o olbrzymim, wielotomowym “urobku” zasługującym na studium oddzielne (wyróżnienie moje).

Robert Stiller donosił między innymi na Wiktora Woroszylskiego, o którym w wydanym niedawno Żydowskim abecadlenapisał:

Można nie lubić (z niewieloma późniejszymi wyjątkami) jego przeważnie zdawkowych treściowo i formalnie wierszy, za komunizmu fałszywie zaliczanych do czołówki; oraz ciągłego adaptowania się do aktualności politycznej; lecz cenna pozostaje część jego przekładów z poezji rosyjskiej, chociaż bardzo nierównych [2].

Sam Stiller sztukę “ciągłego adaptowania się do aktualności politycznej” opanował niezgorzej. W czasach stalinowskich opiewał w wierszach Karola Świerczewskiego oraz pracowników UB [3], potem podobno zbuntowany, ale zawsze z paszportem, w częstych rozjazdach na Zachód. Do dziś samopoczucie moralne ma jak najlepsze, niczego się nie wstydzi [4]. Nigdy przez nikogo nie prześladowany. Gryzie go jedynie, że wciąż za mało go chwalą – ot, pieszczoch niedopieszczony.

Na szczęście troskliwa żona zorganizowała mu przyjemny koncert z okazji jubileuszu 80-lecia [5]. Koncert podobno udał się i wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie źli i pamiętliwi ludzie:

Tymczasem, jak wynika z akt IPN, Robert Stiller był zarejestrowany jako tajny współpracownik, który pomagał SB w rozpracowywaniu osób związanych z podziemnym “Zapisem” oraz członków KSS KOR. Mimo ujawnienia tych informacji Program II i III Polskiego Radia zorganizowały w ubiegły czwartek wielką fetę z okazji jego 80. urodzin. Stos kwiatów, gorące uściski, huczne “Sto lat” – tak przywitany został jubilat w Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej. […] Organizatorzy imprezy, z którymi “GP” rozmawiała przed dniem uroczystości, twierdzili, że nie znają faktów z przeszłości Stillera, które opisała w swojej książce Kryptonim “Liryka” Joanna Siedlecka. […] Robert Stiller powiedział nam, że jest oburzony informacjami zawartymi w książce Kryptonim “Liryka”. Stwierdził, że o swoich kontaktach z SB napisał już wcześniej, w posłowiu książki Semantyka zbrodni [6].

Semantyka zbrodni należy do najbardziej kuriozalnych publikacji ostatnich lat [7]. Jej zasadniczą część o rozmiarach obszerniejszego artykułu stanowi omówienie słynnej sowieckiej noty z 25 kwietnia 1943 zrywającej stosunki z polskim rządem emigracyjnym po wyjściu na jaw zbrodni katyńskiej. Stiller jest z tego wypracowania bardzo dumny (“jeden z mych ważniejszych utworów”; “w efektownej formie literackiej”; Semantyka zbrodni, s. 52), ale w rzeczywistości jego komentarz to dość monotonna i nudna piła, sprowadzająca się do mało odkrywczych wniosków, że autorzy noty mają za nic fakty, logikę, sens etc. Poza tym praca ta w sumie daje mniejsze wyobrażenie o polityce rosyjskiej, niż o tym, co Robert Stiller uważa za “efektowną formę literacką”.

Natomiast owo traktujące o “kontaktach z SB” posłowie, to już czysta groteska albo realizm socjalistyczno-magiczny. Swoją opowieść zaczyna Stiller od wspomnienia, jak to wezwano go za młodu na Rakowiecką w związku z zabójstwem Bohdana Piaseckiego [8] i zapytano, czy nie przyczyniłby się “do wykrycia sprawców morderstwa. […] Odpowiedziałem twierdząco”. Podobno zrazu rozpoznawał kogoś na jakichś zdjęciach (nie pisze, kogo i w jakim celu), ale gdy wyczuł, że chodzi o “zwalenie winy na Żydów”, wstał, oświadczył, że to koniec rozmów i dzielnie wyszedł. Naprawdę tak tam jest napisane: “I wyszedłem”! Tak jakby na przesłuchaniu można się było obrazić i wyjść. Baśń ta najwyraźniej została wymyślona na użytek czytelnika wyjątkowo naiwnego.

Potem jest już tylko śmieszniej. Do prywatnego mieszkania Stillera raz po raz wpada “jeden czy drugi ubek […]. Ludzie […] zresztą mili, dowcipni, kulturalni” (Semantyka zbrodni, s. 49). To się gospodarzowi zwierzą (“jeden nazwiskiem Lipski zwierzył mi się”), to coś powiedzą żartobliwie (“z na wpół żartobliwą wzmianką”). No i najważniejsze – buty zdejmują, więc błota do mieszkania nie naniosą. “Nawet obuwie zdejmowali, bo miałem wtedy zasadę, że nie wchodzi się do mnie w butach z ulicy” (Semantyka zbrodni, 54). “I tak rozwinęły się, w niewielkim zakresie, stosunki raczej towarzyskie, w naszych środowiskach wcale nie wyjątkowe. Trzeba to sobie uświadamiać. Gawędziło się też o sytuacji politycznej w kraju […]. Na zasadzie całkiem nie urzędowej” (Semantyka zbrodni, s. 50).

Z analizy noty katyńskiej wyszło Stillerowi, że rządzi nią pogarda dla logiki i sensu oraz język agresji. Najzabawniejsze, że dokładnie to samo można powiedzieć o jego własnym posłowiu. Na stronie 59 cytuje swój list do prezydenta Kwaśniewskiego, w którym zachwala Semantykę zbrodni jako jedną z “publikacji najbardziej kształtujących niezależną myśl polityczną w Polsce sprzed 1989 roku”. Natomiast na stronie 61 żali się, że samo tylko istnienie tej niezmiernie wpływowej publikacji zostało dotąd odnotowane jedynie w trzech książkach. Ubecy najpierw z nim gawędzą w papuciach, a potem nagle robią się źli i straszą procesem i, ach, zabraniem paszportu. Ale jakoś procesu nie wytaczają, paszportu nie zabierają i Stiller dalej wojażuje, gdzie chce, a przy tym podobno ludzi przestrzega: “żeby nie mówili mi wszystkiego, co wiedzą; bo jestem ciągle nękany przez UB i nie mogę wiedzieć, co z tego wyniknie; może nic; a może nie wytrzymam jakichś tortur albo zastrzyku na prawdomówność?” (Semantyka zbrodni, s. 56; wyróżnienie moje). Jednak zaraz potem kolejny ubek znów pokornie wkłada u Stillera kapcie i kaja się jak na spowiedzi:

– Ja przyszedłem pana przeprosić. W imieniu naszego urzędu. Bo koledzy się za daleko posunęli. Z kimś tak poważnym i o pańskiej pozycji nie powinno się tak rozmawiać, jak oni próbowali… Pan rozumie… Takie przegięcia zdarzają się w naszym zawodzie. Proszę wybaczyć… Paszport może pan w każdej chwili odebrać… Czy mógłbym liczyć na to, że nie będzie pan miał do nas pretensji?

Zgodziłem się (Semantyka zbrodni, s. 59; wyróżnienie moje).

Tyle o logice i sensie tych wywodów.

Jeśli zaś idzie o język agresji, to sowiecka nota w porównaniu do popisów Stillera wygląda, jakby pisał ją angielski klub gentlemanów. Już we wcześniejszej książeczce o Lemie pojawiały się frazy godne leninowskich filipik przeciwko mieńszewikom [9]. Tutaj jest podobnie, choć czasem swoje porachunki Stiller załatwia bez sensu. Na przykład ni stąd, ni zowąd, bez żadnych wyjaśnień, pojawia się w posłowiu Urbankowski (którego Czerwoną mszę cytuję w przypisie 3):

Ubek czy milicjant też był człowiekiem. Też miał swe poglądy, twarz, osobowość. Niekoniecznie pod służbowy strychulec. Nie rozumieć tego może dopiero dziś jakiś ogłupiały w schematach Urfankowski (sic!) […]. Tak i nam się zdarzało miewać rozmaitych znajomych, o niejednym z nich wiedząc to i owo lub domyślając się, a nic z tego nie wynikało. Trzeba to wyraźnie powiedzieć sobie i dzisiejszym kretynom (Semantyka zbrodni, s. 50).

O Ficowskim, który domyślił się, że Stiller jest delatorem: “A najbardziej sfajdał się Ficowski”. O żonie przyjaciela domyślającej się tego samego: “z którą nie chciałem pójść do łóżka” (Semantyka zbrodni, s. 56). Do tego garść obelg ogólnych i pomniejszych: “Brzydząc się tchórzostwem i asekuracją, w których już od dawna odkryłem typową cechę Polaków” (Semantyka zbrodni, s. 53); “polaczkowata zawiść” (Semantyka zbrodni, s. 60); “kombinatoryka wagi muszej i znowu tchórzostwo” (Semantyka zbrodni, s. 60). Tyle o manierach Stillera. Po prostu tak się jakoś złożyło, że w jego życiu głównie ubecy byli “mili, dowcipni, kulturalni”. A jeśli nawet czasem niektórzy z nich mieli gorszy dzień, to potem przynajmniej resort przepraszał, że tak daleko się posunięto z kimś o podobnej pozycji i powadze etcetc.

Akurat w tę grzeczność ubeków nie ma powodu nie wierzyć. Stiller napisał dla SB więcej donosów niż Petrarka sonetów dla Laury. Jest tego bodaj dwadzieścia tomów: nowe “Dzieje grzechu”, tylko grzesznika brak. W dodatku była to twórczość z przekonania i z serca, co nawet na zatwardziałych pracownikach MSW mogło zrobić pewne wrażenie. W krótkiej audycji radiowej poświęconej donosicielstwu Roberta Stillera Joanna Siedlecka powiedziała:

Zawsze się, prawda, mówi, że pisarze byli zmuszani do współpracy z SB, że ich szantażowano. Jak wynika z materiałów, Robert Stiller właściwie sam się zgłosił, chętny był bardzo. Ze względu na jego znajomość języków i częste wyjazdy, bo był tłumaczem, wyjeżdżał, miał wiele kontaktów zagranicznych, dlatego jest ważnym współpracownikiem i można powiedzieć, trochę jakby z wyższej półki, ponieważ współpracował również z Departamentem II i III, czyli z wywiadem i kontrwywiadem. Absolutnie współpraca udokumentowana, głównie skupił się właśnie na rozpracowaniu środowiska emigracyjnego, a zwłaszcza londyńskiego, gdzie był najmocniej usadowiony, miał wielu przyjaciół.
[…]
To są materiały trzydziestoletnie, obfite, wielotomowe. Jest wiele materiałów pisanych własnoręcznie, jeszcze, proszę pana, poświadczonych podpisem, często nawet jeszcze, przepraszam, pieczątką. […] Jest zobowiązanie, jest zapis ewidencyjny, właściwie jest wszystko to, co znajduje się, powinno znajdować, w klasycznej teczce Tajnego Współpracownika. Niestety, no nie ma szczęścia, nic mu SB nie zniszczyła, zostawiła każdy papierek [10].

Stiller w tej samej audycji dostał szansę na wyjaśnienie swoich postępków: sensowne albo przynajmniej oryginalne – ale po prostu poszedł w zaparte:

Pyta pan o dokumenty. Oczywiste fałszerstwa. No jest oczywiste, że w ten sposób mogły powstawać i musiały powstawać. Ja zamierzam wytoczyć sprawę sądową o symboliczną złotówkę odszkodowania”.

W zamierzeniu tym Robert Stiller trwa do dzisiaj [10a].

[1] Zob. Joanna Siedlecka, Kryptonim “Liryka”. Bezpieka wobec literatów, Prószyński i S-ka, Warszawa 2009, przypis 7 na stronie 26.

[2] Robert Reuven Stiller, Żydowskie abecadło twórców literatury polskiej, czyli od A do Żet z prawa na lewo, Wydawnictwo vis-à-vis/Etiuda, Kraków 2011, s. 134. Więcej o tej książeczce w OSOBACH: “Robert Stiller donosi, kto jest Żydem albo TW “Literat” dalej nadaje”.

[3] Zob. Bohdan Urbankowski, Czerwona msza czyli uśmiech Stalina, t. I, Wydawnictwo Alfa, Warszawa 1998, s. 91: “Ale w roku 1954 w Polsce powstanie książka, która jest unikatem: Wiersze i pieśni poświęcone pracownikom Bezpieczeństwa. […] Znajdzie się tu także bojowy Stiller z piosenką «Walka trwa»”. Druga zwrotka tego utworu brzmi: “Czy wiecie, dlaczego często / miewamy na czole mrok, / dlaczego patrzymy ciężko / i stalą nam błyska wzrok? / Bo wroga musimy zdławić, / co na nas podnosi dłoń, / więc szumi we krwi nienawiść / i czuwa nabita broń”. Po każdej zwrotce następował refren kończący się słowami: “Choćbyś nie był / w służbie bezpieczeństwa, / podaj dłoń, / czujny bądź, walka trwa!” (Czerwona msza…, t. II, s. 248).

A oto fragment pieśni Stillera o generale Świerczewskim pt. “Serce generała”:

“W rytmie fabryk szukajcie / Tętna krwi generalskich żył, / Wszak on rósł przy warsztacie, / Metalowcem, tokarzem był. / Więc na każdej tokarce, / Gdzie nóż w metal się wżera / Warcząc, bije wciąż serce / Generała Waltera” (Czerwona msza…, t. II, s. 318).

[4] Robert Stiller, Lemie! po co umarłeś? Opowieść w reminiscencjach, Wydawnictwo vis-à-vis/Etiuda, Kraków 2006, s. 12-13: “Ja miałem za sobą nędzny poemat o gen. Świerczewskim […] był w trzy lata później nagrodzony i kilkakrotnie wydany przez dużą ale podłą instytucję wojskową. […] Mojego wcześniaka sam się wyrzekłem, zmywając wstyd, i skazałem go na zapomnienie”. I dalej na s. 19: “My nie mamy powodu się wstydzić”. Jak widać, “zmycie wstydu”, to dla Stillera sprawa prostsza niż umycie rąk. Więcej o tej książeczce w OSOBACH: “Robert Stiller o Stanisławie Lemie albo siła zawiści”.

[5] “[…] zostało zawarte dwustronne Porozumienie między Programem III PR S.A. a Organizatorem i Realizatorem Koncertu: Niną Stiller i Krystyną Gucewicz” [http://www.polskieradio.pl/9/202/Artykul/171240,JUBILEUSZ-80lecia-ROBERTA-STILLERA].

[6] Maciej Marosz, Feta na cześć TW, “Gazeta Polska”, 14 stycznia 2009.

[7] Robert Stiller, Semantyka zbrodni. Nota katyńska z 25 kwietnia 1943 i sowiecki sposób myślenia, Wydawnictwo vis-à-vis/Etiuda, Kraków 2007. Dalej cytuję jako Semantyka zbrodni.

[8] Bohdan Piasecki był synem przewodniczącego Stowarzyszenia PAX, Bolesława Piaseckiego. Porwano go 22 stycznia 1957 i najprawdopodobniej tego samego dnia zamordowano. Rodzina długo łudziła się, że 15-letni Bohdan jeszcze żyje, ponieważ ciało znaleziono dopiero w grudniu 1958. Morderców nigdy nie schwytano, zagadką pozostają również ich motywy. “Ślad żydowski”, tj. udział w zabójstwie żydowskich pracowników MSW (kilku z nich, których nazwiska przewinęły się w śledztwie, zaraz potem wyjechało do Izraela), nigdy nie został potwierdzony dowodami. Nie ulega jednak wątpliwości, że śledztwo sabotowała przynajmniej znaczna część aparatu policyjnego: dowody ginęły, ślady zabezpieczano niestarannie, pewnych wątków nie sprawdzano etc.

Sprawa, zdawałoby się, wystarczająco ponura, ale Stillerowi horroru było, widać, jeszcze mało, więc zaczął zmyślać: “Trupa znaleziono z gwoździem w czaszce, sercu i żołądku w rok później, ukrytego za drewnianą ścianą w piwnicach domu na rogu Świerczewskiego […]” (Semantyka zbrodni, s. 47). Naprawdę trupa znaleziono w znajdującej się w piwnicy ubikacji (piwnica zaplanowana została jako schron), do której drzwi zabito gwoździami. W piersi ofiary tkwił jedynie komandoski “sztylet o szesnastocentymetrowej klindze” (zob. Peter Raina, Sprawa zabójstwa Bohdana Piaseckiego, Oficyna Poetów i Malarzy, Londyn 1988, s. 7, 34).

Stiller pisze, że na przesłuchaniu w sprawie Piaseckiego pytano go o ludzi związanych z teatrem na Tarczyńskiej, gdyż tam “wśród wymyślnych programów bywał m.in. kawałek maszynopisu na przebitce, poskładany w ozdobionym pudełku od zapałek. Przesłuchujący wspomniał, że jacyś spiskowcy mogli tym sposobem się komunikować. No pewnie! lecz wyśmiałem ten pomysł jako chyba najmniej praktyczny z możliwych i nieprawdopodobny” (Semantyka zbrodni, s. 48). Śmiech Stillera wynikał z ignorancji. Mordercy Bohdana Piaseckiego, którzy początkowo udawali zwykłych porywaczy, rzeczywiście kontaktowali się z osobami mającymi dostarczyć im okup za pomocą wiadomości schowanych w pudełkach od zapałek (zob. Sprawa zabójstwa, s. 36).

[9] Zob. na przykład Lemie! po co umarłeś?…, s. 19: “Trzeba teraz uderzyć w stół i przywołać ostro do porządku tych głupich przemądrzałków, co usiłują nas pouczać i oceniać, a wtedy ich nie było na świecie albo siedzieli na nocniczkach, czerpiąc z nich swoje dzisiejsze pojęcie o tamtej rzeczywistości”.

[10] Program III Polskiego Radia, audycja z 13 stycznia 2009. Zapis w pliku mp3 dostępny na stronie: http://www.polskieradio.pl/9/201/Artykul/189846,TWKryspin.

[10a] [Dopisek] I dotrwał tak aż do śmierci.